RAVIK80

  • Dokumenty329
  • Odsłony187 901
  • Obserwuję163
  • Rozmiar dokumentów397.0 MB
  • Ilość pobrań113 436

Sekret milionera - Mark Fisher

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.4 MB
Rozszerzenie:pdf

Sekret milionera - Mark Fisher.pdf

RAVIK80
Użytkownik RAVIK80 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 90 stron)

M A R K F I S H E R SEKRET MILIONERA Milioner wyjawia tajemnice szybkiego zdobycia fortuny Przełożył Krzysztof Doroszewski WYDAWNICTWO MEDIUM

Rozdział I W którym młody człowiek radzi się bogatego krewnego Pewien młody, inteligentny człowiek chciał osiągnąć bogactwo. I chociaż spotkało go już w życiu wiele rozczarowań i poniósł wiele porażek, wciąż wierzył w swą szczęśliwą gwiazdę. Czekając na uśmiech fortuny, pracował jako asystent szefa rachunkowości w drugorzędnej agencji reklamowej. Płacono mu raczej niewiele i już od pewnego czasu miał poczucie, że praca nie przynosi mu satysfakcji. Po prostu nie miał już do niej serca. Marzył, by robić coś innego - może napisać powieść, która uczyni go bogatym i sławnym, kładąc raz na zawsze kres kłopotom finansowym. Czy ambicje jego nie były jednak trochę nierealne? Czy naprawdę posiadał dość umiejętności i talentu, by napisać bestseller, czy też czyste stronice zapełniłby czczy bełkot, będący odbiciem jego wewnętrznego ubóstwa? Praca, którą wykonywał, stała się dla niego już od ponad roku codziennym koszmarem. Z trudem znosił swojego szefa, każdego ranka spędzającego większość czasu na czytaniu gazety i wydawaniu pisemnych poleceń, a następnie znikającego, żeby jeszcze dogodzić sobie trzygodzinnym lunchem. Posiadał także wybitną umiejętność zmieniania poglądów i wydawania sprzecznych poleceń, co czyniło pracę jeszcze bardziej nieznośną. I gdyby chodziło tylko o szefa... Ale niestety, był również otoczony przez kolegów, którzy mieli powyżej uszu tego, co robili. Wydawało się, że zupełnie zatracili wizję swojej przyszłości i zrezygnowali z wszelkich ambicji. Nie odważył się powiedzieć żadnemu z nich o swoim pragnieniu porzucenia wszystkiego i zostania pisarzem. Wiedział, że potraktowaliby to jako żart. Żył w poczuciu takiego odcięcia od świata, jak gdyby

przebywał w obcym kraju nie znając jego języka. W każdy poniedziałek rano zastanawiał się, jak u licha będzie w stanie przeżyć jeszcze jeden tydzień w biurze. Czuł wstręt do sterty akt piętrzących się na jego biurku, do wymagań klientów pragnących krzykliwie reklamować swoje papierosy, samocho- dy, piwo... Już od sześciu miesięcy miał napisane wymówienie i kilkanaście razy wchodził do gabinetu szefa z palącym kieszeń pismem, ale nigdy nie mógł zdobyć się na to, żeby je złożyć. To zabawne, jeszcze trzy, cztery lata temu nie wahałby się ani chwili. Teraz jednak nie był pewny, co ma zrobić. Coś go powstrzymywało, jakaś siła - a może było to po prostu tchórzostwo? Wydawało się, że zatracił ten zmysł, który w przeszłości zawsze prowadził go do tego, czego pragnął. Być może to, że bezczynnie oczekiwał aż sytuacja dojrzeje do zmiany, wynajdując wymówki przed podjęciem działania i zastanawiając się, czy naprawdę może mu się udać, przemieniło go w wiecznego marzyciela... A może paraliżował go fakt, że był pogrążony w długach? Czy może powodem było to, iż zaczynał się starzeć (proces ten zaczyna się nieuchronnie z chwilą, gdy człowiek rezygnuje z własnej wizji przyszłości)? Prawdę mówiąc, nie miał pojęcia, na czym polegał problem. I wtedy, któregoś dnia, pomyślał nieoczekiwanie o swoim wuju, milionerze. Właśnie wuj mógł udzielić mu jakiejś rady, a jeszcze lepiej - dać trochę pieniędzy. Wuj, znany jako człowiek serdeczny i przyjazny, natychmiast zgodził się go przyjąć, odmówił jednak pożyczenia jakichkolwiek pieniędzy, twierdząc, że nie zrobiłby mu w ten sposób przysługi. - Ile ty masz lat? - zapytał, wysłuchawszy jego opowieści o paśmie nieszczęść. - Trzydzieści dwa - wyszeptał młody człowiek nieśmiało, doskonale wiedząc, że pytanie to było pełne wyrzutu. - Czy ty wiesz, że John Paul Getty zarobił swój pierwszy milion mając dwadzieścia trzy lata, a ja, będąc w twoim wieku, miałem już pół miliona? Jak to więc w ogóle możliwe, że ty,

mając tyle lat, jesteś zmuszony pożyczać pieniądze? - Nie mam pojęcia. Pracuję jak wół, czasami ponad pięćdziesiąt godzin tygodniowo... - Czy ty naprawdę myślisz, że ciężka praca przynosi ludziom bogactwo? - No... tak myślę... w każdym razie tak mi zawsze kazano wierzyć. - Ile zarabiasz rocznie... piętnaście tysięcy funtów? - Tak, coś około tego - odparł młody człowiek. - Czy myślisz, że ktoś, kto zarabia sto pięćdziesiąt tysięcy funtów pracuje dziesięć razy tyle godzin w tygodniu, co ty? Oczywiście, że nie! Byłoby to fizycznie niemożliwe - tydzień ma po prostu tylko 168 godzin. Skoro więc ten ktoś zarabia dziesięć razy więcej od ciebie, nie pracując więcej niż ty, musi robić coś zupełnie innego niż ty. Musi znać jakiś sekret, o którym ty w ogóle nie masz pojęcia. - No tak, to prawda. - Masz szczęście, że w końcu to zrozumiałeś. Większość ludzi nawet do tego nie dochodzi. Są zbyt zajęci zarabianiem na życie, żeby zatrzymać się i zastanowić nad tym, jak mogliby pozbyć się kłopotów finansowych. Większość nie poświęciła nawet godziny na to, aby spróbować wyobrazić sobie, jak mogliby stać się bogaci i dlaczego nigdy im się to nie udało. Młody człowiek musiał przyznać, iż mimo żarliwych ambicji i marzeń o zrobieniu fortuny, on także nigdy nie zdołał znaleźć czasu, żeby naprawdę przemyśleć swoją sytuację. Wszystko zdawało się odciągać jego uwagę, powstrzymując go przed podjęciem tego zadania, którego zasadnicze znaczenie było oczywiste. Wuj siedział przez chwilę w milczeniu, następnie zaś spojrzał siostrzeńcowi prosto w oczy rozciągając wargi w uprzejmym, choć ironicznym uśmiechu. - Słuchaj, postanowiłem ci pomóc. Chcę wysłać cię do człowieka, który mnie pomógł osiągnąć bogactwo. Nazywają go Błyskawicznym Milionerem. Być może słyszałeś o nim? - Nie, nigdy - odpowiedział młody człowiek.

- Sam wybrał sobie ten przydomek, bo jak twierdzi, stał się milionerem z dnia na dzień, gdy odkrył prawdziwy sekret zdobycia fortuny. Twierdzi, że może każdemu pomóc stać się milionerem z dnia na dzień - lub przynajmniej osiągnąć mentalność milionera. Ale powiedz mi, czy naprawdę chcesz stać się bogaty? - Pragnę tego bardziej niż czegokolwiek innego. - To pierwszy warunek wstępny. I bardzo ważny. Ale nie wystarczający. Musisz wiedzieć także, jak tego dokonać. Młody człowiek zrobił nieznaczny ruch ramionami, jakby się zgadzał. A wuj mówił dalej: - Błyskawiczny Milioner mieszka w F... Wiesz gdzie to jest? - Wiem, ale nigdy tam nie byłem. - Dlaczego by nie spróbować? Jedź i odszukaj go. Może wyjawi i przed tobą swój sekret. Mieszka w fantastycznym domu - najwspanialszym w całym mieście. Nie powinieneś mieć żadnych problemów ze znalezieniem go. - A dlaczego ty wujku, nie powiesz mi po prostu co to za sekret? Nie musiałbym wtedy trudzić się jeżdżąc tam. - Po prostu dlatego, iż nie mam do tego prawa. Gdy Błyskawiczny Milioner powierzył mi swój sekret, musiałem mu zaraz złożyć przysięgę, że nigdy nikomu go nie wyjawię. Mogę jednak każdemu powiedzieć, jak go poznałem. Wszystko to wydawało się młodemu człowiekowi zarazem dziwne i pociągające. Pobudziło jego ciekawość. - Czy wuj jest pewny, że nie może mi nic powiedzieć? - Absolutnie pewny. Mogę jedynie serdecznie polecić cię Błyskawicznemu Milionerowi. Bez dalszych ceregieli wuj wyjął arkusz eleganckiego papieru listowego z szuflady masywnego biurka, wziął pióro i pośpiesznie napisał na nim kilka linijek. Następnie złożył list, zapieczętował kopertę i z uśmiechem wręczył siostrzeńcowi. - Oto list polecający - powiedział. - A tu jest adres milionera. I jeszcze jedna rzecz. Musisz obiecać, że nie przeczytasz tego

listu. Jeżeli go przeczytasz, przypuszczalnie stanie się dla ciebie nieprzydatny... Jeżeli jednak otworzysz go wbrew mojemu ostrzeżeniu i będziesz nadal chciał coś zrobić dla siebie, musisz udawać, że go nie czytałeś. Tylko jak mógłbyś przekreślić to, co już się stało? Młody człowiek nie miał zielonego pojęcia o czym wuj mówił, ale godził się na to. Wuj zawsze miał opinię ekscentryka. I w końcu ten człowiek wyświadczał mu przysługę... Więc ostatecznie postanowił już więcej nie nalegać. Podziękował wujowi i wyszedł.

Rozdział II W którym młody człowiek, spotyka starego ogrodnika Jeszcze tego samego popołudnia popędził do F... Czy trudno będzie odnaleźć Błyskawicznego Milionera? I czy zechce przyjąć niezapowiedzianego gościa, i wyjawić swą tajemniczą metodę zdobywania majątku? Będąc już na ulicy, przy której stał dom milionera, młody człowiek nie zdołał oprzeć się ciekawości i pomimo ostrzeżeń wuja, otworzył list polecający, który wuj łaskawie napisał dla niego. Oszołomiony, zastanawiał się, czy wuj się pomylił, czy też chciał zrobić mu kawał - ów „list” był tylko czystą kartką papieru! Rozgoryczony i oburzony chciał go wyrzucić, ale był już w polu widzenia strażnika strzegącego domu milionera, i z pewnością nie uszłoby to jego uwagi. Twarz strażnika miała jednak kamienny wyraz, bez najmniejszego cienia uśmiechu. Wygląd miał doprawdy tak nieprzenikniony, jak zamknięta „forteca”, której miał za zadanie pilnować. - Czym mogę panu służyć? - zapytał strażnik. - Chciałbym zobaczyć się z Błyskawicznym Milionerem... - Czy jest pan umówiony? - Nie, ale... - W takim razie, czy ma pan list polecający? - pytał strażnik. Oczywiście że miał, ale nic w nim nie było napisane! Szybko wymyślił jednak wybieg, który mógł ułatwić mu wybrnięcie z tej sytuacji. Wyciągnął list do połowy z kieszeni i szybko wepchnął go z powrotem. Nie zadowoliło to jednak strażnika. - Czy mogę zobaczyć ten list? Teraz młody człowiek wpadł. Pomyślał; „Jeżeli dam mu ten list, pomyśli, że go nabieram. Ale jeśli nie dam, nie będzie chciał mnie wpuścić”.

Stanął wobec, wydawałoby się, nierozwiązalnego dylematu. Wtedy przypomniał sobie radę wuja, której poprzednio nie rozumiał: „Jeśli otworzysz ten list, musisz udawać, że nie zrobiłeś tego”. Czyż nie była to jedyna rzecz, jaką mógł zrobić? Podał list strażnikowi, który przeczytał go - jeśli tak można powiedzieć. Jego twarz pozostała jednak bez wyrazu. - W porządku - powiedział zwracając młodemu człowiekowi list - możesz wejść. Następnie strażnik zaprowadził go do frontowych drzwi luksusowego, zbudowanego w stylu tudoriańskim domu. Drzwi otworzył nienagannie ubrany lokaj. - Czego pan sobie życzy? - zapytał. - Chciałbym zobaczyć się z Błyskawicznym Milionerem. - Jest zajęty i nie może w tej chwili zobaczyć się z panem. Proszę zaczekać na niego w ogrodzie. Lokaj odprowadził gościa do wejścia do ogrodu, bardziej przypominającego park. Pośrodku znajdował się staw. Młody człowiek wędrował po alejkach podziwiając piękno drzew. W pewnej chwili zobaczył ogrodnika, który wyglądał na co najmniej siedemdziesiąt lat. Pochylony był nad krzewem róż, i właśnie go przycinał, a szerokie rondo słomkowego kapelusza skrywało mu oczy. Gdy młody człowiek zbliżył się, ogrodnik przerwał pracę, żeby się z nim przywitać. Uśmiechnął się. Jego jasne, pogodnie błękitne oczy nie zestarzały się, tak jak nie starzeje się słońce. - Po co przyszedłeś tutaj? - zapytał ciepłym, przyjaznym głosem. - Przyszedłem zobaczyć się z Błyskawicznym Milionerem. - Aha, rozumiem. A w jakim celu. Jeżeli mogę zapytać? - No cóż. Ja... chciałbym go po prostu prosić o radę... - Ach, oczywiście... Ogrodnik już miał powrócić do swoich róż, gdy pod wpływem jakiejś nowej myśli zwrócił się ponownie do młodego człowieka: - A przy okazji, czy nie miałbyś przy sobie przypadkiem piątaka?

- Piątaka?! - wykrzyknął młody człowiek czerwieniąc się. - Właśnie tyle... Jedyne pieniądze, które mi pozostały to właśnie pięć funtów. - Znakomicie. Tyle potrzebuję. Nawet jeśli wydawało się, że ogrodnik żebrze, wciąż wyglądał bardzo dostojnie. Jego sposób bycia promieniował wyjątko- wym wdziękiem i urokiem. - Naprawdę, chciałbym je panu dać - odpowiedział młody człowiek - Ale jest taki mały problem, że nie zostałoby mi na powrót do domu. - Czy planujesz wracać dzisiaj do domu? - N-n-nie-e... To znaczy, nie wiem jeszcze - powiedział młody człowiek, teraz już zupełnie zmieszany. - Nie chciałbym wyjechać, zanim nie zobaczę się z Błyskawicznym Milionerem. - Więc jeżeli nie potrzebujesz tych pieniędzy dzisiaj, dlaczego nie chcesz mi ich pożyczyć? Jutro mogą ci być niepotrzebne. Kto wie...? Może zostaniesz milionerem? To rozumowanie nie brzmiało całkiem logicznie dla młodego człowieka, ale brakowało mu sił, aby wysuwać jakieś dalsze argumenty. Więc gdy ogrodnik powtórzył swą prośbę, dał mu pieniądze. Twarz ogrodnika rozpromieniła się uśmiechem. - Większość ludzi boi się prosić o coś, a kiedy w końcu się odważą, nie nalegają wystarczająco. A to błąd. W tym momencie przyszedł do ogrodu lokaj i zwrócił się do starca z wielkim szacunkiem: - Sir, czy mógłby mi pan dać pięć funtów? Odchodzi dzisiaj kucharz i nalega, żeby wypłacić mu należne pieniądze. Brakuje mi właśnie pięciu funtów. Ogrodnik uśmiechnął się. Wsunął rękę do kieszeni i wyciągnął gruby plik banknotów. Musiał tam mieć tysiące funtów, gdyż młody człowiek widział banknoty dwudziesto i pięćdziesięciofuntowe. Ogrodnik wyłuskał pięciofuntowy banknot, który młody człowiek tak niechętnie zgodził się mu dać i wręczył lokajowi. Ten zaś podziękował, skłonił się usłużnie i szybko zniknął w domu. Młody człowiek był oburzony. Jak ogrodnik miał czelność zabrać mu ostatnie pięć funtów, jakie w ogóle miał, kiedy jego kieszenie wypchane były

pieniędzmi? - Dlaczego poprosił mnie pan o pięć funtów? - wymamrotał próbując z całych sił ukryć kipiącą w nim wściekłość. - Przecież nie potrzebował pan tych pieniędzy? - Ale oczywiście, że ich potrzebowałem. Popatrz, nie mam tu żadnej pięciofuntówki - wyjaśnił wertując kciukiem gruby plik banknotów. - Nie myślisz chyba, że dałbym mu banknot pięćdziesięciofuntowy, prawda? - Dlaczego, u diabła, trzyma pan tyle pieniędzy przy sobie? - To moje podręczne pieniądze - odparł ogrodnik. - Zawsze mam przy sobie na wszelki wypadek dziesięć tysięcy funtów. - Dziesięć tysięcy funtów? - wybełkotał młody człowiek osłupiały. Nagle wszystko stało się jasne: ten nadmiernie uprzejmy lokaj, ta niewiarygodna suma pieniędzy w kieszeni. - To pan jest Błyskawicznym Milionerem, prawda? - Na razie tak - odpowiedział ogrodnik. - Cieszę się, że przyszedłeś, ale powiedz mi, kto cię przysłał? - Mój wuj, Mr MacLuckie. - Ach tak. Pamiętam go. Odwiedził mnie wiele lat temu. Miał bardzo oryginalny sposób myślenia - jak każdy zresztą człowiek, który doszedł do wszystkiego o własnych siłach. Ale powiedz mi jak to jest, że ty sam nie jesteś jeszcze bogaty? Czy kiedyś na poważnie stawiałeś sobie to pytanie? - Prawdę mówiąc, nie! - To pierwsza rzecz, jaką chyba powinieneś zrobić. Jeśli chcesz, przemyśl to głośno przy mnie. Spróbuję prześledzić twój tok rozumowania. Młody człowiek podjął kilka nieśmiałych prób i zrezygnował. - Aha, rozumiem - powiedział milioner. - Nie jesteś przyzwyczajony do głośnego zastanawiania się. Czy wiesz o tym, że jest wielu ludzi w twoim wieku, którzy są już bogaci? Wśród nich są już nawet milionerzy. Inni właśnie dochodzą do swojego pierwszego miliona. A czy wiesz, że w wieku 26 lat Arystoteles Onassis miał już w banku trzysta pięćdziesiąt tysięcy funtów, gdy wyjeżdżał z Ameryki Południowej do Anglii, gdzie marzył o założeniu swego imperium statków

handlowych? - Tylko 26 lat? - spytał młody człowiek. - Tak jest. A kiedy zaczynał, miał na koncie zaledwie dwieście pięćdziesiąt funtów. Nie miał ani dyplomu uniwersyteckiego, ani zawodu, z pewnością też nie miał żadnych kontaktów... No, ale teraz już czas na kolację - zauważył starzec. - Czy zechciałbyś mi towarzyszyć? - Z przyjemnością. Bardzo dziękuję. Młody człowiek podążył za Błyskawicznym Milionerem, który pomimo swego wieku wciąż poruszał się żwawym i sprężystym krokiem. Weszli do jadalni, gdzie stół był już nakryty na dwie osoby. - Proszę bardzo, siadaj - powiedział Błyskawiczny Milioner i wskazał miejsce na końcu stołu, przeznaczone zazwyczaj dla gości. Sam usiadł po prawej stronie swojego młodego gościa, naprzeciwko pięknej klepsydry, na której wyryte było banalne motto: czas to pieniądz. Wszedł lokaj z butelką wina i napełnił kielichy. - Wypijmy za twój pierwszy milion - powiedział milioner, podnosząc kielich. Upił łyk, jedyny w ciągu całego wieczoru. Jadł także bardzo niewiele - zaledwie kilka kęsów wybornego, smażonego łososia. - Czy lubisz pracę, z której się utrzymujesz? - zapytał młodego człowieka milioner. - Sądzę, że tak. - Upewnij się, czy tak jest naprawdę. Wszyscy milionerzy jakich znam, a spotkałem ich dość wielu w ciągu swego życia, uwielbiali swoje zajęcia. Praca stała się dla nich prawie wypoczynkiem, tak przyjemnym jak hobby. Dlatego właśnie większość bogatych ludzi rzadko wyjeżdża na urlop. Dlaczego mieliby pozbawiać się tego, co tak bardzo lubią? To byłoby istne samoumartwianie. I dlatego też wciąż pracują, nawet jeśli już wielokrotnie osiągnęli milion funtów... Nawiasem mówiąc, choć znajdowanie radości w pracy jest absolutną konieczno- ścią, to nie wystarczy. Żeby stać się bogatym, musisz znać pewien sekret. Powiedz mi, czy przynajmniej wierzysz, że taki sekret istnieje?

- Tak, wierzę. - Dobrze. To pierwszy krok. Większość ludzi nie wierzy w to. Co więcej, nie marzą nawet, że mogą stać się bogaci. I mają rację. Ktoś, kto nie wierzy, że może się wzbogacić, rzadko osiąga bogactwo. Musisz zacząć od uwierzenia, że możesz, a później gorąco tego pragnąć. Trzeba jednak dodać, iż wielu ludzi - tak naprawdę, to większość - nie jest gotowych zaakceptować tego sekretu, nawet gdy zostanie im wyłożony w bardzo prosty sposób. Największym ich ograniczeniem jest - tak naprawdę - brak wyobraźni. Z tego też głównie powodu prawdziwy sekret bogactwa jest najlepiej strzeżonym sekretem na świecie. - To trochę jak z tym skradzionym listem w opowiadaniu Edgara Allana Poe - kontynuował Błyskawiczny Milioner. - Pamiętasz je? To jest opowiadanie, w którym policja szuka listu w pewnym domu i nie może znaleźć, bo zamiast być gdzieś ukrytym, leżał w najmniej oczekiwanym miejscu: na samym wierzchu! To opowiadanie jest pomysłową ilustracją jednej z zasad Emersona. To, co nie pozwalało policjantom znaleźć listu, to brak wyobraźni, albo, jeżeli wolisz, ich zakodowane nastawienie. Nie spodziewali się znaleźć go w tym miejscu, dlatego nie wpadł im w ręce. Młody człowiek słuchał milionera w głębokim skupieniu. Nikt nigdy nie rozmawiał z nim w ten sposób i bardzo go to zaciekawiło. Palił się do odkrycia tego sekretu. W każdym razie jedno było pewne: Jeśli milioner nie posiadał naprawdę takiego sekretu, z pewnością był geniuszem w sztuce aktorskiej. Przede wszystkim zaś wiedział, jak wyłożyć rzecz prosto i jasno, chyba że była to tylko zręcznie zaaranżowana iluzja.

Rozdział III W którym młody człowiek uczy się wykorzystywania sposobności i podejmowania ryzyka - A teraz, po tym wszystkim, co już usłyszałeś, ile pieniędzy byłbyś skłonny zapłacić, aby posiąść sekret bogactwa? To pytanie zaskoczyło młodego człowieka. - Nawet gdybym chciał wyłożyć jakieś pieniądze, żeby zdobyć go, nie mam ani pensa. Trudno więc odpowiedzieć na to pytanie. - Ale gdybyś miał pieniądze, ile byłbyś zdecydowany zapłacić? - Następnie milioner dodał szybko: - Wymień jakąś sumę, jakąkolwiek sumę. Pierwszą, która przyjdzie ci do głowy. Młody człowiek nie mógł uchylić się przed tym pytaniem. Milioner prosił o bardzo konkretną odpowiedź i on nie mógł jej odmówić swojemu gospodarzowi. - Nie mam pojęcia - odpowiedział - sto funtów...? Milioner wybuchnął śmiechem. Młody człowiek po raz pierwszy usłyszał ten śmiech, bardzo osobliwy śmiech, czysty i krystaliczny. - Tylko sto funtów? W gruncie rzeczy nie wierzysz w istnienie tego sekretu, prawda? Gdybyś wierzył, z pewnością byłbyś gotów zapłacić za niego o wiele więcej. No, śmiało... dam ci drugą szansę. Wymień inną sumę. To nie jest zabawa, lecz bardzo poważna sprawa. Młody człowiek zaczął się zastanawiać. Zrobiłby wszystko, byle tylko milioner nie zaśmiał się znowu. Ale nie chciał też wymienić takiej sumy, która by go kompromitowała. - Nie mam nic przeciwko zabawie w tę pańską grę - powiedział - ale proszę pamiętać, że jestem zupełnie spłukany. - Nie przejmuj się tym. - No, ale jeżeli nie mam żadnych pieniędzy, mam związane ręce – usiłował przeciwstawić się młody człowiek.

- O rety! - wykrzyknął milioner. - Przed nami niezły kawał drogi! Jak świat światem, zawsze ludzie bogaci wykorzystywali pieniądze innych do pomnażania swoich fortun. Nikt poważny nie potrzebował pieniędzy do zrobienia pieniędzy. Mam tu na myśli własną gotówkę. A poza tym, masz chyba przy sobie książeczkę czekową... Młody człowiek wolałby zaprzeczyć, ale jak na ironię właśnie tego ranka wsadził ją do kieszeni. Jeden Bóg wie po co, bo miał na koncie dokładnie 2 funty i 28 pensów. Z taką sumą z pewnością nie mógł wyruszyć na podbój świata. Normalnie nie musiałby się długo namyślać, by skłamać, ale milioner miał tak przenikliwy wzrok, że najwyraźniej był w stanie przejrzeć nawet najdalsze zakątki jego umysłu, prawie tak, jakby spowiadał się z jakiejś głęboko skrywanej, czarnej tajemnicy, młody człowiek usłyszał swój jąkający się głos: - Tak, m-mam ją przy-y sobie. I w tej samej chwili stwierdził, że wyciąga książeczkę czekową tak automatycznie, jak robot posłuszny rozkazom swego pana, pomimo że przez moment zrodziła się w jego umyśle chęć sprzeciwu. Był zauroczony przez tego człowieka, jak ktoś poddany działaniu hipnotyzera. Nie czuł jednak lęku przed milionerem, z którego promieniowała życzliwość - mimo iż jego sposób bycia był nieco ironiczny. - Dobrze - odparł milioner. - Widzisz, teraz nie ma już chyba problemu? Zdjął nasadkę eleganckiego długopisu i podał swemu gościowi. - Wypisz czek na sumę, która ci przyjdzie do głowy, i podpisz. - Dobrze, ale nie wiem, ile mam napisać. - Napisz... powiedzmy... 10.000 funtów. Milioner wypowiedział tę sumę całkiem zwyczajnie, bez cienia arogancji. Młody człowiek o mało nie wyskoczył ze skóry. Nie było co do tego dwóch zdań: milioner żartował sobie z niego... chyba że był po prostu świetnym naciągaczem! - Dziesięć tysięcy funtów!!? - wykrzyknął młody człowiek. - Pan chyba żartuje!

- Jeżeli wolisz, napisz dwadzieścia tysięcy - odpowiedział milioner tak spokojnie, że młody człowiek nie wiedział już, czy mówi to poważnie, czy żartuje. - Nawet dziesięć tysięcy wydaje mi się o wiele za dużo. W każdym razie nie mógłby pan zrealizować tego czeku, ponieważ byłby bez pokrycia. A ja miałbym z tego tyle, że w banku zaczęliby się zastanawiać, czy przypadkiem nie oszalałem. I mieliby rację. - W taki właśnie sposób zrobiłem największy w moim życiu interes. Podpisałem czek na sto tysięcy funtów i później musiałem walczyć, żeby zdobyć pieniądze na jego pokrycie. Ale gdybym nie wystawił tego czeku właśnie w tamtej chwili, od ręki, straciłbym naprawdę wspaniałą okazję. - Była to dla mnie jedna z pierwszych ważnych lekcji tego, jak się robi interesy - mówił dalej. - Ludzie, którzy tracą czas, czekając aż zaistnieją najbardziej sprzyjające warunki, nigdy nic nie zdziałają. Najlepszy czas na działanie jest teraz! A następna lekcja, jaką można wyciągnąć z tej historii, jest następująca: jeżeli chcesz odnieść w życiu sukces, musisz zrobić tak, żeby nie mieć wyboru w danej sprawie. Musisz być przyparty do muru. Ludzie, którzy się wahają i nie chcą podejmować ryzyka pod pretekstem, że nie mają wszystkich atutów w ręku, nie zajdą daleko. Jeżeli masz odcięte wszelkie drogi wyjścia i jesteś przyparty do muru, wtedy mobilizujesz wszystkie swoje siły wewnętrzne. Wtedy każdym swoim włóknem ciała chcesz, żeby coś się zdarzyło. Dlaczego więc miałbyś się wahać, młody człowieku? Postaw się pod tym murem. Wypisz dla mnie czek na dziesięć tysięcy funtów. Młody człowiek wypisał czek, wypełniając powoli najpierw cyfry, potem słowa. Ale gdy już miał podpisać, po prostu nie był w stanie ruszyć ręką. - Nigdy w życiu nie wystawiałem tak dużego czeku. - Jeżeli pragniesz zostać milionerem, któregoś dnia musisz zacząć. Powinieneś przyzwyczaić się do wypisywania czeków o wiele większych niż ten. To tylko początek.

Mimo to, młody człowiek wciąż nie mógł zdecydować się na podpisanie. Wszystko działo się tak szybko. Miał dać czek na dziesięć tysięcy funtów człowiekowi, którego dopiero co spotkał po raz pierwszy w życiu i który obiecywał w zamian raczej wątpliwy sekret. - Co powstrzymuje cię od podpisania - zapytał milioner. - Wszystko jest względne na tym świecie. W jednej chwili ta suma może okazać się dla ciebie bez znaczenia. - Tu nie chodzi o tę sumę - wymamrotał młody człowiek, ledwie zdając sobie sprawę z tego, co mówi. - O co, w takim razie? Już miał odpowiedzieć, ale milioner go ubiegł: - Wiem, dlaczego nie możesz podpisać czeku. Tak naprawdę nie wierzysz, że mój sekret zmieni cię w milionera. Gdybyś był absolutnie przekonany, podpisałbyś momentalnie. Dla pewności, że go przekona, albo raczej dla lepszego przedstawienia tej kwestii milioner dodał: - Gdybyś był naprawdę całkowicie pewny, że ten sekret pomoże ci zarobić pięćdziesiąt tysięcy funtów w niespełna rok, nie musząc przy tym pracować ciężej niż teraz, a nawet pracując mniej, czy podpisałbyś ten czek? - Z całą pewnością - zmuszony był przyznać. - Miałbym z tego czterdzieści tysięcy funtów zysku. - No więc podpisz. Gwarantuję ci formalnie, że będziesz w stanie zarobić taką sumę. - Czy zechciałby pan potwierdzić to na piśmie? Milioner znowu wybuchnął śmiechem. - Podobasz mi się, młody człowieku. Jesteś zdecydowany zabezpieczyć sobie tyły. To czasami bardzo rozsądne posunięcie. Nawet jeżeli jesteś absolutnie pewny swoich środków, to wcale nie znaczy, że powinieneś zaufać pierwszej napotkanej osobie. Następnie wstał, poszperał w szufladzie i wyciągnął gotowy formularz, którego musiał już przedtem używać w podobnych sytuacjach. Nie podobało się to zbytnio młodemu człowiekowi.

Czy ten starzec masowo powiela swój sekret i sprzedaje każdemu Tomowi, Dickowi i Harremu, który mu się nawinie? Milioner wypisał gwarancję i wręczył młodemu gościowi, on zaś przeczytał ją szybko i wydawał się usatysfakcjonowany jej treścią. Milioner jednak zmienił zamiar. - Mam inny pomysł - powiedział. - Może zrobilibyśmy zakład? Wyjął z kieszeni monetę i zaczął podrzucać ją w dłoni. - Zagrajmy w orła i reszkę. Jeżeli przegram, dam ci dziesięć tysięcy funtów, które mam w kieszeni. Jeżeli wygram, ty dasz mi czek. W obydwu wypadkach zapomnijmy o gwarancjach. Młody człowiek zastanawiał się przez chwilę nad tą niezwykłą propozycją. To był niezły pomysł. Był naprawdę tak atrakcyjny, że aż zastanawiał się, dlaczego do licha ten starzec chce najpierw rozegrać ten zakład. To wyglądało zbyt dobrze, by mogło być uczciwe. - Jedynym problemem pozostaje to, o czym już wspomniałem - powiedział. - Zostały mi na koncie w banku tylko jakieś drobne resztki. Nawet jeżeli dam panu ten czek, nie będzie pan go mógł zrealizować. - Nie ma problemu - powiedział milioner. - Nie spieszy mi się. Poczekam do naszego następnego spotkania. Możemy też napisać na czeku datę o rok późniejszą od dzisiejszej. - No więc dobrze. Pod tym warunkiem przyjmuję zakład. Wykalkulował sobie teraz, że w każdym razie ma cały rok na zmianę banku, zamknięcie rachunku albo po prostu powstrzymanie czeku. Powinien był pomyśleć o tym wcześniej: nie miał nic do stracenia. A przy tej nowej propozycji milionera mógł nawet w ciągu kilku sekund zarobić dziesięć tysięcy funtów bez najmniejszego wysiłku I mimo woli po jego twarzy przemknął uśmiech zadowolenia. Zmieszany tym, miał nadzieję, że milioner niczego nie zauważył. Ale z drugiej strony, trudno powiedzieć - był on przecież bardzo przenikliwym człowiekiem. W tej samej chwili milioner zaproponował drobne wyjaśnienie, co natychmiast potwierdziło wątpliwości młodego człowieka.

- Jest jeszcze jedna sprawa. Chciałbym abyś uroczyście przysiągł, że w wypadku przegranej będziesz honorował ten czek. Młody człowiek zarumienił się ze wstydu. Ten starzec był przebieglejszy niż lis, pomyślał. Milioner wydawał się czytać w jego myślach jak w otwartej księdze. Zaręczył mu więc słowem, ale gdy milioner już szykował się do podrzucenia monety, nagle powstrzymał go. - Czy mogę obejrzeć tę monetę? Milioner uśmiechnął się. - Bez wątpienia, możesz. Naprawdę podobasz mi się, młody człowieku. Jesteś ostrożny. Pomoże ci to uniknąć wielu błędów. Ale uważaj, żebyś nie stracił przez to wielu dobrych okazji. I milioner łaskawie podał mu monetę. A gdy już obejrzał ją sobie starannie z obydwu stron, milioner poprosił, aby wybrał sobie jedną z nich. - Reszka - odpowiedział. Błyskawiczny Milioner podrzucił monetę. Serce młodego człowieka zaczęło bić tak mocno, jakby był on na swojej pierwszej randce. Po raz pierwszy w życiu miał szansę wygrania dziesięciu tysięcy funtów! - sumy nie do pogardzenia. Gdy obserwował wirującą w powietrzu monetę, jego niepokój wzrósł nagle. Moneta potoczyła się po stole i w końcu znieruchomiała. - Orzeł - zawyrokował milioner radośnie, szybko dodając jednak ze współczuciem: - Przykro mi. Trudno powiedzieć, czy mówił to szczerze, czy był to tylko wyraz uprzejmości. Młody człowiek zdecydował się w takiej sytuacji podpisać czek. Mimo to nie mógł opanować lekkiego drżenia rąk. Przypuszczalnie kiedyś przyzwyczai się do podpisywania tak dużych czeków jak ten, ale tym razem czuł się naprawdę dziwnie. Podał milionerowi czek, a ten szybko go sprawdził, złożył i wsunął do kieszeni. - Czy teraz - spytał młody człowiek - będę mógł poznać ów sekret?

- Ależ oczywiście - odparł milioner. - Czy masz przy sobie papier? Zapiszę to dla ciebie. W ten sposób nie zapomnisz go. Młody człowiek z trudem pojmował jego słowa. Milioner z pewnością nie mógł oczekiwać, że zmieści cały ten sekret na jednej kartce papieru! Szczególnie sekret, za który właśnie zapłacił dziesięć tysięcy funtów! - Przykro mi, ale nie mam przy sobie żadnego papieru. Serce jego ponownie zadrżało, gdy milioner zapytał: - Czyż nie miałeś listu polecającego, gdy tu przyszedłeś? Ludzie, których przysyłał mi twój wuj przez te kilka lat, zawsze mieli list. Młody człowiek nadal miał przy sobie ów list. Wyjął go z kieszeni myśląc, że starzec z pewnością nie zwykł był przegapiać żadnej sztuczki. Podał go starcowi bacznie obserwując wyraz jego twarzy w chwili, gdy otworzył list. Ale milioner nie okazał żadnego zdziwienia odkrywając, że list jest pusty. Wziął długopis, pochylił się nad stołem i już miał zacząć pisać, gdy nagle podniósł głowę i poprosił swego gościa, aby poszedł przyprowadzić lokaja. - Znajdziesz go w kuchni na samym końcu tego korytarza - wyjaśnił milioner. Gdy młody człowiek wrócił wraz z lokajem, milioner zaklejał kopertę. Uśmiechał się i wydawał się być zadowolonym z siebie. - Nasz młody gość będzie u nas nocował - powiedział do lokaja. - Proszę zaprowadzić go do pokoju. Następnie zwracając się do młodego człowieka powiedział: - Oto ów sekret. Milioner wstał i podał mu kopertę oraz uroczyście uścisnął rękę, tak jakby właśnie dobił jednego z najważniejszych interesów w swoim życiu. - O jedno tylko muszę cię prosić: abyś poczekał z otwarciem tej koperty i przeczytaniem owego sekretu aż znajdziesz się sam w pokoju... Aha, jest jeszcze jeden warunek. Zanim będziesz mógł przeczytać to, co napisałem, musisz przyrzec, że poświęcisz część swego życia na dzielenie się tym sekretem z tymi, którzy mieli mniej szczęścia od ciebie. Jeżeli zgodzisz się, będziesz ostatnią osobą, której bezpośrednio przekazuję ten

sekret. Moja praca zostanie zakończona. Wtedy będę mógł zająć się moimi różami w ogrodzie o wiele większym. - Jeżeli nie czujesz się gotowy do dzielenia się tym sekretem - zakończył - masz jeszcze czas się wycofać. Ale wtedy oczywiście nie możesz otworzyć koperty. Zwrócę ci twój czek i pozwolę ci odjechać do domu i powrócić do życia, jakie prowadziłeś dotychczas. Teraz, gdy już miał w ręku list zawierający ten słynny sekret, w żadnym wypadku młody człowiek nie zamierzał się wycofać. Ciekawość wzięła w nim górę. - Przyrzekam - powiedział.

Rozdział IV W którym okazuje się, że młody człowiek jest więźniem. Wkrótce znalazł się sam w luksusowym pokoju, że nie mógł powstrzymać się od dokładnego obejrzenia go od góry do dołu. Wydawało się, że zapomniał o cennym liście, za który tak drogo zapłacił. Podszedł do jedynego w pokoju okna, znajdującego się bardzo wysoko nad ziemią, i wyjrzał. Wychodziło na park. Mógł zobaczyć nawet ogród, gdzie po raz pierwszy spotkał milionera doglądającego swoich róż z taką czułą i miłosną troską. Zapadła noc, ale księżyc w pełni oświetlał wszystko jasnym blaskiem. Teraz młody człowiek był już przepełniony niecierpliwością. W końcu będzie mógł odkryć ów sekret, dzięki któremu osiągnie fortunę, wymykającą mu się przez tyle lat. Otworzył kopertę, rozłożył papier i zaczął czytać... Albo raczej chciałby to zrobić, ale kartka papieru, którą miał przed sobą, była zupełnie pusta! Odwrócił ją na drugą stronę. Nie było najmniejszego śladu pisma po obydwu stronach! Był na tyle głupi, że dał się oszukać starcowi! Dał czek na niewiarygodnie wielką sumę w zamian za nieistniejący sekret! A już na koniec milioner wydawał mu się dość miłym człowiekiem. Zaczynał nawet lubić tego starca, który wyglądał dość uczciwie. Młody człowiek zdał sobie sprawę, że powinien być bardziej ostrożny i że było nieco prawdy w tym powiedzeniu, iż ludzie uczciwi nie osiągają bogactwa. Musiał też przyznać, że nie ma głowy do interesów. Pewnie dlatego dał się nabrać na sztuczki starca! Ogarnęło go uczucie buntu i w przypływie wściekłości przedarł list na pół i rzucił na gruby, puszysty dywan. Jedynym pocieszeniem było to, że nie umiera się od ośmieszenia. W przeciwnym razie jego życie nie byłoby teraz wiele warte. Co mógł zrobić? Było coś absurdalnego w tej całej sytuacji.

Sam dał się zwabić w sprawnie zatrzaskującą się pułapkę. Miał tylko jedno do wyboru: uciec jak najprędzej. Kto wie, może także jego życie było w niebezpieczeństwie? Musiał szybko podjąć decyzję. Nie chciał spędzić nocy w tym miejscu. Najlepszym sposobem byłoby wymknąć się jak najciszej. Na palcach podszedł do drzwi i nacisnął klamkę. Cholera! Drzwi zostały zablokowane od zewnątrz. Był uwięziony. Jedyna droga ucieczki, jaka mu pozostała, wiodła przez okno. Podbiegł i otworzył je bez trudu. Problem jednak w tym, że znajdowało się około dziesięciu metrów nad ziemią. Gdyby skoczył, z pewnością skręciłby kark. Lepiej pomyśleć o innym sposobie ucieczki. Jedyną i ostateczną nadzieją było zadzwonienie na lokaja. Co więcej mógł zrobić? O cichym rozpłynięciu się w mroku nocy nie mogło być teraz mowy. Pociągnął za rączkę dzwonka i czekał. Nikt nie nadchodził. Zadzwonił po raz drugi. Nic. Dom wypełniała głęboka cisza. Wszyscy musieli już spać. Może z dzwonkiem było coś nie w porządku? W tym wypadku jedyną rzeczą, jaka pozostawała, to zacząć krzyczeć. Lecz nie mógł tego zrobić. A jeżeli milioner wbrew wszelkim pozorom działał w dobrej wierze? Wtedy wyszedłby na głupca, budząc wszystkich w środku nocy. Przecież list polecający wuja okazał się nie zapisaną kartką papieru. W końcu postanowił przespać się trochę. Nie była to jednak łatwa sprawa. Przed oczami przesuwały mu się wydarzenia minionego dnia. Wbrew wszelkim argumentom, jakie usiłował przytaczać, nie za bardzo udawało mu się zwalczyć poczucie absurdalności tego wszystkiego. Czysta kartka papieru, którą kupił za dziesięć tysięcy funtów, wciąż stawała mu przed oczami. Jakby chciała wystawić go na pośmiewisko. Na szczęście sen wybawił go z tego koszmaru na jawie. Ale nie na długo. Śniło mu się, że jakiś nieznajomy ciągle nalega na niego, żeby podpisał gruby dokument o najwyższej wadze. Jak gdyby od tego zależało jego życie. A on gwałtownie protestuje. Musiała tu zajść jakaś pomyłka - dokument był zupełnie pusty...

Rozdział V W którym młody człowiek uczy się zachowywać wiarę Następnego ranka młody człowiek czuł się tak, jakby przejechała po nim trzytonowa ciężarówka. Jak na ironię podmuch wiatru wpadający przez otwarte okno łagodnie uniósł ów haniebny list i w magiczny sposób na powrót złożył jego kawałki u stóp łóżka. Była to pierwsza rzecz, na której spoczął jego wzrok tego ranka. Ogarnęła go nagła wściekłość. Spał w ubraniu, i teraz było ono całe zmięte. Ale w końcu niewiele się tym przejmował. Miał w głowie tylko jedno: znaleźć starca, zwrócić mu jego sekret i odebrać czek. Młody człowiek przyglądał się swemu odbiciu w lustrze na tyle długo by stwierdzić, że wygląda okropnie. Ale to jeszcze wzmocniło jego zdecydowanie. Przeczesał kilka razy palcami włosy i zwrócił się w kierunku drzwi, przypominając sobie jednocześnie, że poprzedniego wieczora były zamknięte i że prawdopodobnie nadal jest uwięziony. Ale drzwi były otwarte. Pełen gniewu, zamaszystym krokiem skierował się do pokoju jadalnego. Zastał tam Błyskawicznego Milionera siedzącego spokojnie przy stole, ubranego w ten sam strój, który miał na sobie poprzedniego dnia: kombinezon ogrodnika, skromny i czysty, ale zadziwiająco wytarty. Jego duży, szpiczasty, o szerokim rondzie kapelusz, który wyglądałby niczym kapelusz czarnoksiężnika, gdyby nie był upleciony ze słomy, leżał przed nim na stole. Milioner podrzucał monetę i liczył. Doszedł już do ośmiu. - Dziewięć... - wymamrotał nie odrywając wzroku od monety - dziesięć... - Ale zamiast jedenastu mruknął: - cholera! - Biorąc ze stołu monetę, podniósł wreszcie głowę. - Nigdy nie udało mi się wyjść poza dziesięć - skomentował. - Dziesięć razy z rzędu wyrzucam orła, a za jedenastym rzutem nieodmiennie reszkę, pomimo że rzucam za każdym razem w

taki sam sposób. Nagle młodemu człowiekowi przyszła do głowy pewna myśl. Uświadomił sobie w tej chwili, że poprzedniego wieczora został oszukany po raz drugi. Nie mógł w żaden sposób wygrać tego zakładu, bez względu na to, czy wybrałby orła czy reszkę. - Mój ojciec, który był magikiem, regularnie dochodził do piętnastu – wyjaśnił milioner. - Ja nie odziedziczyłem jego talentu. Młody człowiek poprosił o pokazanie mu monety. Gdy milioner ochoczo mu ją wręczył, podrzucił ją kilka razy nad stołem. Orzeł. Reszka. Orzeł. Reszka. Z pewnością nie była to podrabiana moneta, chyba, że miała jakiś sekretny mechanizm, który uszedł jego uwadze. - Nie było nic nieuczciwego w naszym wczorajszym zakładzie – wyznał milioner. - Po prostu pokazałem moja zręczność w zdobywaniu pieniędzy. Poza tym, nie po raz pierwszy ludzie dochodzą do tego fałszywego wniosku: biorą zręczność za nieuczciwość. Młody człowiek nie wiedział, co na to odpowiedzieć. Ale przypomniał sobie, po co w ogóle przyszedł zobaczyć się z tym człowiekiem. Machnął w powietrzu otrzymanym wczoraj listem i rzucił go na stół. - Świetnie się pan wczoraj bawił nabierając mnie. Zarobił pan lekko dziesięć tysięcy funtów za czystą kartkę papieru! - Ona wcale nie jest czysta. Zawiera sekret bogactwa - poprawił go milioner. Młody człowiek oczekiwał, że milioner będzie go przepraszał za to niewybaczalne nieporozumienie. - No cóż, może zechciałby pan wytłumaczyć się z tego!? Czy uważa mnie pan za idiotę? - Za idiotę? Oczywiście, że nie. Brakuje ci po prostu przenikliwości. To całkiem normalne. Twój umysł jest wciąż jeszcze młody i niedojrzały. - Może i tak, ale z pewnością potrafię dostrzec, że kartka papieru, którą mam przed sobą, jest pusta, a także fakt, że pan mnie oszukał.