RAVIK80

  • Dokumenty329
  • Odsłony187 901
  • Obserwuję163
  • Rozmiar dokumentów397.0 MB
  • Ilość pobrań113 436

Singh Nalini - 07 - Blask pamięci

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.3 MB
Rozszerzenie:pdf

Singh Nalini - 07 - Blask pamięci.pdf

RAVIK80 Singh Nalini SAGA Gra pragnienia
Użytkownik RAVIK80 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 371 stron)

Nalini Singh Blask pamięci. Tłumaczenie nieoficjalne: zapiski_mola_ksiazkowego ŚMIERĆ Śmierć podążała za Zapomnianymi niczym bicz. Bez odpoczynku. Bez litości. Pragnęli odnaleźć nadzieję, gdy opuścili Sieć Psi. Chcieli jedynie zbudować nowe życie z dala od zimnych wyborów ich pobratymców. Ale Psi znajdujący się w Siecie, z sercami zmrożonymi przez pozbawiony emocji chłód Ciszy, odmówili pozwolenia przeciwnikom ich wyborów odejścia w pokoju. Bo Zapomniani, z ich nadziejami i snami o lepszym życiu stanowili blokadę dla celu Psi, jakim była władza absolutna. Uciekinierzy w swoich szeregach mieli sporą liczbę telepatów i specjalistów medycznych, mężczyzn i kobiet obdarowanych psychometrią, jasnowidztwem i posiadających wiele innych umiejętności. Te silne jednostki, ci rebelianci, stanowili jedyne psychiczne zagrożenie dla roznącej potęgi Rady Psi. Więc Rada zaczęła ich likwidować. Jedno po drugim. Rodzina po rodzinie. Ojca. Matkę. Dziecko. Dalej, ponownie, i znowu. Aż Zapomnieni byli zmuszeni by uciekać, by się ukryć. Z czasem, wspomnienia zostały utracone, prawdy zakryte, a Zapomniani niemal przestali istnieć. Ale stare sekrety nie mogą pozostawać wiecznie w ukryciu. Teraz, w końcowych miesiącach roku 2080 podnosi się kurz. Światło zaczyna się przez niego przebijać. A Zapomniani stają u

skrzyżowania dróg. Walka oznacza ponowne stawienie czoła śmierci. Możliwe nawet, że będzie oznaczać całkowitą zagładę ich rodzaju. Ale ucieczka … czy to również nie jest odmiana zagłady? ROZDZIAŁ 1 Otworzyła oczy i przez sekundę czuła się tak, jakby świat się poruszał. Te oczy, te które się w nią wpatrywały, były brązowe. Ale był to brąz inny niż ten jaki kiedykolwiek widziała. Miały w sobie złoto. Plamki bursztynu. I brąz. Tyle kolorów. „Obudziła się.” Ten głos, pamiętała ten głos. „Ćśś. Trzymam cię.” Przełknęła i próbowała znaleźć własny głos. Surowy świst powietrza. Bezdźwięczny. Bez formy. Mężczyzna z brązowymi oczami wśliznął rękę pod jej głowę i uniósł ją, gdy przykładał coś do jej ust. Zimne. Lód. Rozchyliła usta starając się desperacko, by stopić fragmenty lodu w ustach. Jej gardło stało się mokre, ale to nie wystarczyło. Potrzebowała wody. Ponownie spróbowała przemówić. Nie mogła nawet sama siebie usłyszeć, ale on to zrobił. „Usiądź.” To było jak próba pływania przez najbardziej kleisty płyn – jej kości były niczym galaretka, jej mięśnie były bezużyteczne. „Poczekaj.” Niemal sam uniósł ją do pozycji siedzącej na łóżku. Jej serce waliło w piersi. Bijący skrzydłami pojmany w klatkę ptak. Pik-pik.

Pik-pik. Pik-pik. Ciepłe dłonie na jej twarzy obróciły jej głowę. Jego twarz pojawiła się w polu jej widzenia, a potem niemożliwie rozmazała się na boki. „Nie sądzę, by narkotyki całkowicie zniknęły z jej systemu.” Jego głos był głęboki, sięgał bardzo głęboko. Prosto do jej bijącego, wystraszonego serca. „Czy masz może – dzięki.” Uniósł coś. Kubek. Woda. Złapała jego nadgarstek. Jej palce niemal ześliznęły się z żywego męskiego żaru jego skóry. Nadal trzymał kubek poza jej zasięgiem. „Powoli. Rozumiesz?” To bardziej był rozkaz niż pytanie. Wydany głosem, który mówił, że przywykł do uzyskiwania posłuszeństwa. Przytaknęła i pozwoliła mu przyłożyć coś do jej ust. Słomkę. Jej dłoń zacisnęła się na jego ręce, była tak spragniona. „Powoli.” Powtórzył. Pociągnęła łyk. Bogaty. Pomarańczowy. Słodki. Mimo cienia żądania w głosie jej ratownika, mogła go nie usłuchać i wypić sok wielkimi łykami, ale jej usta nie pracowały prawidłowo. Lewie mogła pociągnąć najcieńszą ze słomek. Ale było to wystarczająco, by załagodzić podrażnione ciało jej gardła i wypełnić pusty ból w jej żołądku. Od tak dawna była głodna. Przebłysk czegoś w rogu jej umysłu. Zbyt szybki, by mogła to pochwycić. A potem wpatrywała się w te dziwnie przyciągające ją oczy. Ale on nie składał się jedynie z oczu. Miał czyste, niemal ostre linie i złoto-brązową skórę. Egzotyczne oczy. Egzotyczna skóra. Jego usta poruszyły się. Jej oczy zawisły na nich na dłużej. Dolna warga była trochę bardziej pełna, niż wydawało się, że

pasowałoby do jego niezakwestionowanie męskiej twarzy. Ale nie miękka. Nigdy miękka. Ten mężczyzna w całości składał się z twardości i rozkazów. Kolejny dotyk. Palce na jej policzku. Mrugnęła ponownie skupiając się na jego ustach. Próbując usłyszeć. „... imię?” Odsunęła sok i przełknęła. Upuściła dłonie na pościel. Chciał wiedzieć jak ma na imię. To było rozsądne pytanie. Też chciała znać jego imię. Ludzie zawsze wymieniali się imionami, gdy się spotykali. To było normalne. Jej palce zacisnęły się na miękkiej bawełnianej pościeli. Pik-pik. Pik-pik. Pik-pik. Ten bijący skrzydłami o klatkę ptak wrócił, uwięziony w jej piersi. Jak okrutnie. To nie było normalne. „Jak masz na imię?” Jej oczy były przeszywające w swojej bezpośredniości. Odmawiał pozwolenia jej, by spojrzała w bok. A ona musiała mu odpowiedzieć. „Nie wiem?” Dev spojrzał w te zachmurzone orzechowe spojrzenie i dostrzegł jedynie pełen zagubienia strach. „Glen?” Dr. Glen Herriford zmarszczył czoło z drugiej strony łóżka. „To może być efekt uboczny narkotyków. Była dość mocno nimi napełniona, gdy się pojawiła. Dajmy temu jeszcze kilka godzin.” Dev przytaknął, odłożył sok na stolik i ponownie zwrócił swoją uwagę na kobietę. Jej rzęsy już opadały. Nic nie mówiąc pomógł jej zmienić pozycję tak, by leżała płasko na plecach. Chwilę

później już spała. Skinął głową w stronę drzwi i wyszedł, Glen podążył za nim. „Co znalazłeś w jej organizmie?” „To właśnie jest zabawne.” Glen postukał w kartę elektroniczną. „Wszystkie składniki chemiczne składają się na zwykłe stare tabletki nasenne.” „To na to nie wygląda.” Była zbyt mocno zdezorientowana, jej źrenice były bardzo mocno powiększone. „Chyba, że …” Glen uniósł brew. Usta Dev'a zacisnęły się. „Jakie są szanse, że sama to sobie zrobiła?” „Zawsze jest taka możliwość – ale ktoś pozostawił ją przed twoim mieszkaniem.” „Wszedłem do środka o dwudziestej drugiej, wyszedłem piętnaście minut później.” Zostawił telefon w samochodzie. Był poirytowany, że musiał przestać pracować, by wrócić do garażu. „Gdy ją znalazłem, była nieprzytomna.” Glen potrząsnął głową. „W takim razie nie mogła mieć wystarczającej koordynacji, by samej przedostać się przez system ochrony – utraciłaby swoje wyższe zdolności motoryczne na długo przed tym.” Walcząc z przypływem gniewu spowodowanym tym jak bardzo bezbronna musiała się czuć, co mogło zostać jej zrobione w tym czasie, Dev ponownie zerknął do pokoju. Jasne białe światło wiszące nad głową spływało po jej matowych bond włosach i rozjaśniało zadrapania na jej twarzy i ostrze kości prześwitujące przez jej skórę. „Wygląda na praktycznie zagłodzoną.” Zazwyczaj uśmiechająca się twarz Glen'a była ponurą maską. „Nie mieliśmy okazji, by zrobić pełna kontrolę, ale na jej ramionach i nogach są sińce.” „Chcesz mi powiedzieć, że ona została pobita?” Surowa furia pulsowała przez ciało Dev'a, gorąca i pełna przemocy. „Torturowana, tego słowa bym użył. Pod tymi świeżymi są stare sińce.”

Dev zaklął pod nosem. „Jak długo potrwa zanim będzie w stanie funkcjonować?” „Całkowite wypłukanie leku zajmie prawdopodobnie czterdzieści osiem godzin. Sądzę, że została nimi jednorazowo odurzona. Gdyby znajdowała się na nich dłużej, byłaby jeszcze bardziej rozwalona.” „Informuj mnie na bieżąco.” „Zamierzasz zadzwonić do Egzekutywy?” „Nie.” Dev nie miał zamiaru spuścić jej z wzroku. „Została porzucona pod moimi drzwiami z jakiegoś powodu. Zostanie z nami, aż odkryjemy co do jasnej cholery się dzieje.” „Dev...” Glen powoli wypuścił powietrze. „Jej reakcja na lek wskazuje, że musi być Psi.” „Wiem.” Jego własne zmysły psychiczne odebrały „echo” pochodzące od tej kobiety. Przytłumione, ale obecne. „Na tym etapie nie stanowi zagrożenia. Ocenimy ponownie sytuację, gdy się ocknie i będzie funkcjonować.” Z wewnątrz pokoju coś piknęło sprawiając, że Glen zerknął na kartę. „To nic takiego. Nie masz czasem dzisiaj rano spotkania z Talin?” Rozumiejąc sugestię Dev pojechał do domu wziąć prysznic i się przebrać. Zegar właśnie wybił szóstą trzydzieści, gdy ponownie wszedł do budynku, który był główną siedzibą Fundacji Światło. Cztery najwyższe piętra zawierały liczbę mieszkań dla gości, dziesięć środkowych pięter było zajętych przez różnego rodzaju biura administracyjne, a piętra poniżej piwnicy zawierały kompleks testowy i medyczny. A dzisiaj – także Psi. Kobietę, która mogła okazać się być ostatnim ruchem Rady stanowiącym próbę zniszczenia Zapomnianych. Ale, przypomniał sobie, teraz ona spała, a on miał pracę do wykonania. „Aktywuj. Kodowanie głosowe – Devraj Santos.” Pusty ekran komputera wysunął się z jego biurka i zapełnił się sporą ilością nieprzeczytanych wiadomości. Jego sekretarka, Maggie, była dobra w oznaczaniu tych, które „mogą-zaczekać” od tych, na które „trzeba odpowiedzieć”, a wszystkie dziesięć wiadomości

wyświetlonych na ekranie należało do tej drugiej kategorii. A dzisiejszy dzień jeszcze się nie zaczął. Odchylił się w krześle i zerknął na zegarek. Zbyt wcześnie, by zacząć oddzwaniać – nawet w Nowym Jorku większość ludzi nie znajdywało się przy biurkach przed szóstą czterdzieści pięć. Ale znowu, większość ludzi nie prowadziło Fundacji Światło, a co dopiero mówić o działaniu w roli „głowy” rodziny składającej się z tysięcy ludzi rozsianych po kraju, a także w wielu przypadkach, po całym świecie. Fakt, że pomyślał w tym momencie o Marty'm był nieunikniony. „Ta praca pożre ciebie żywcem, wyssie szpik z twoich kości, a na końcu wypluje cię jak pustą skorupę.” Powiedział do niego jego poprzednik w nocy, gdy Dev zaakceptował funkcję dyrektora. „Ty trzymałeś się tej pracy.” Marty prowadził Światło przez ponad czterdzieści lat. „Miałem szczęście.” Powiedział starszy mężczyzna w swój bezpośredni nie znoszący nonsensów sposób. „Gdy objąłem to stanowisko byłem żonaty, i ku mojej odwiecznej wdzięczności, moja żona została ze mną przez całe to gówno. Ty wchodzisz w to sam, i skończysz zostając sam.” Dev nadal pamiętał jak się roześmiał. „Co, masz tak niską opinię na temat mojego czaru?” „Możesz mieć tyle czaru ile zechcesz.” Powiedział Marty z prychnięciem. „Ale kobiety mają w zwyczaju pragnąć twojego czasu. Dyrektor Fundacji Światło nie ma czasu. Ma jedynie wagę tysięcy snów, marzeń i lęków spoczywającą na jego barkach.” Posłał mu spojrzenie wypełnione cieniami. „To ciebie zmieni Dev. Sprawi, że staniesz się okrutny, jeżeli nie będziesz ostrożny.” „Teraz jesteśmy stabilnym zespołem.” Argumentował Dev. „Przeszłość, to przeszłość.” „Drogi chłopcze, przeszłość nigdy nie będzie tylko przeszłością. Jesteśmy w stanie wojny, a jako dyrektor, jesteś generałem.” Dev przepracował trzy lata na tym stanowisku, zanim naprawdę zrozumiał ostrzeżenie Mart'iego. Gdy jego przodkowie uciekli z Sieci Psi mieli nadzieję na zorganizowanie życia poza zimną sztywnością Ciszy. Wybrali chaos zamiast kontroli. Niebezpieczeństwa emocji zamiast pewnej

przytomności umysłu i życia przeżytego bez nadziei, miłości i radości. Ale razem z tymi wyborami nadeszły konsekwencje. Rada Psi nigdy nie przestała polować na Zapomnianych. By z nimi walczyć, by utrzymać swoich ludzi w bezpieczeństwie, Dev sam musiał podjąć kilka brutalnych decyzji. Jego palce zacisnęły się wokół długopisu, który trzymał, grożąc jego zmiażdżeniem. „Wystarczy.” Wymruczał ponownie zerkając na zegarek. Nadal zbyt wcześnie, by zadzwonić. Odepchnął fotel, wstał zamierzając nalać sobie trochę kawy. Zamiast tego ku własnemu zdziwieniu znalazł się w windzie jadąc na poziom piwniczny. Korytarze były spokojne, ale on wiedział, że laboratoria już mruczały od aktywności – obciążenie pracą było po prostu zbyt duże, by pozwolić na duży czas bezczynności. Ponieważ, choć Zapomniani kiedyś byli tacy jak Psi, którzy patrzyli na Radę, by nimi przewodziła. Czas i małżeństwa z innymi rasami zmieniły sprawy w ich strukturze genetycznej. Zaczęły pojawiać się dziwne nowe umiejętności … ale również i dziwne nowe choroby. Ale to nie było zagrożenie, które musiał dzisiaj ocenić. Jeżeli mieli rację, nieznana kobieta w łóżku szpitalnym znajdującym się przed nim, była podłączona do samej Sieci Psi. To sprawiało, że była dużo bardziej niż tylko niebezpieczna – była jak koń trojański. Jej umysł był przewodnikiem, przez który można było przekazywać dane lub zaszczepić śmiertelne strategie. Ostatni szpieg, który był wystarczająco głupi, by zinfiltrować Światło zbyt późno odkrył śmiertelnie groźną prawdę – że Devraj Santos nigdy nie zostawił za sobą swojego podłoża wojskowego. Teraz, gdy patrzył na posiniaczoną, podrapaną i wyniszczoną twarz tej kobiety rozważał, czy byłby w stanie skręcić jej kark z zimną krwią, gdyby nadszedł taki czas. Bał się, że jego odpowiedź może być lodowato praktycznym tak.

Zmrożony tą myślą, już miał opuścić pokój, gdy zauważył, że jej oczy mocno poruszały się pod powiekami. „Psi nie powinni śnić.” Wymruczał. „Powiedz mi.” Przełknęła krew z języka. „Powiedziałam ci wszystko. Zabrałeś wszystko.” Oczy czarne jak noc z zaledwie kilkoma plamkami bieli wpatrywały się w nią, gdy mentalne palce rozprzestrzeniały się przez jej umysł, przeszywając, drapiąc, niszcząc. Przełknęła krzyk, ugryzła kolejną linię na języku. „Tak.” Powiedział jej oprawca. „Wygląda na to, że rozebrałem cię ze wszystkich twoich sekretów.” Nie odpowiedziała mu, nie rozluźniła się. Robił to już wcześniej. Tak wiele razy. Ale za minutę znowu zaczną się pytania. Nie wiedziała czego chciał, nie wiedziała czego szukał. Wiedziała jedynie, że się złamała. Nie było w niej już nic. Była popękana, zniszczona, zginęła. „Teraz.” Powiedział tym samym zawsze cierpliwym głosem. „Opowiedz mi o eksperymentach.” Otworzyła usta i powtórzyła to co już wyznała. Kilka razy. Raz za razem. „Przerobiłyśmy wyniki.” Wiedział to od samego początku. To nie była zdrada. „Nigdy nie dałyśmy ci prawdziwych danych.” „Powiedz mi prawdę. Powiedz mi co znalazłyście.” Te palce bezlitośnie wędrowały po jej umyśle wystrzeliwując czerwony ogień, który groził spaleniem jej istoty. Nie mogła się powstrzymać. Nie mogła ich obronić. Nie mogła nawet obronić siebie. Ponieważ przez cały ten czas on siedział niczym wielki czarny pająk wewnątrz jej umysłu, obserwując, ucząc się i nabywając wiedzę. Na końcu, zabrał jej sekrety, jej honor, jej lojalność, a gdy skończył, jedyną rzeczą jaką pamiętała był bogaty żelazny zapach krwi. Obudziła się z urwanym krzykiem na ustach. „On wie.” Brązowe oczy ponownie patrzyły prosto na nią. „Kto wie?” Imię sformułowało się na jej języku, a potem uciekło w mieszaninie jej zniszczonego umysłu. „On wie.” Powtórzyła zdesperowana, by ktoś zrozumiał, to co zrobiła. „On wie.” Jej palce zacisnęły się na jego dłoni.

„Co on wie?” Elektryczność przesunęła się przez nie jakby pod jej skórą znajdowało się piekło. „O dzieciach.” Wyszeptała. Jej głowa znowu stawała się ciężka, a przed jej oczy znów wypływała ciemność. „O chłopcu.” Złoto zmieniło się w brąz, a ona chciała na to popatrzeć, ale było już za późno. ARCHIWA RODZINY PETROKOV List datowany na 17 czerwca 1969 r. Drogi Matthew, na dzisiejszym spotkaniu głów rządu, Rada zaproponowała radykalne nowe podejście do problemu przed którym stanęliśmy. Wiedziałam, że to się zbliżało, ale mimo to, nadal ciągle nie mogę sobie wyobrazić jak to będzie działało. Celem tego nowego programu będzie uwarunkowanie, by przyszłe pokolenia Psi nie odczuwały wszystkich negatywnych emocji. Gdybyśmy mogli uleczyć wściekłość jaką byłoby to łaską – można by powstrzymać tak wiele przemocy, ocalić tak wiele żyć. Ale teoretycy poszli jeszcze dalej. Powiedzieli, że gdy będziemy mogli opanować wściekłość, możemy być w stanie kontrolować inne angażujące nas mocno emocjonalne wydarzenia – sprawy, które powodowały pęknięcia prowadzące do chorób umysłowych. Jestem ostrożną optymistką. Bóg wie, że ta rodzina zapłaciła cenę za jej umiejętności o jeden raz za dużo. Z wyrazami całej mojej miłości, Mama. ROZDZIAŁ 2 On wie … O dzieciach. O chłopcu. Dev zmusił się, by zaczekać do dziewiątej, a potem niecierpliwymi dłońmi wystukał numer Talin. Jego ramiona były napięte. Blond kobieta po wypowiedzeniu tych słów ponownie straciła

przytomność, ale Dev nie potrzebował wiedzieć niczego więcej – jego przeczucie podpowiadało mu, że odpowiedź mogła być tylko jedna. „Dev?” Twarz Talin nosząca ewidentne ślady snu pojawiła się na jego przeźroczystym monitorze, jej ziewnięcie nie było zaskakujące biorąc pod uwagę, że w jej części kraju dopiero dochodziła szósta. „Wydawało mi się, że nasze spotkanie miało być o dziesiątej trzydzieści czasu wschodniego.” „Zmiana planów.” Uważnie rozważył swoje następne słowa. Talin była pragmatyczna, ale była również bardzo przywiązana do swoich podopiecznych. „Muszę porozmawiać z Jon'em.” Zrobiła niezadowoloną minę. „On nie zmieni zdania na temat przystąpienia do szkoły Światła. Ale upewnię się, że przeczyta wszystko co przyśle mu Glen, a Psi w stadzie pomagają mu trenować jego umiejętności.” „On jest już zadomowiony w Ciemnej Rzece.” Dev doszedł do tego wniosku po osobistej wizycie w bazie stada w San Francisco. „Sądzę, że to dla niego najlepsze miejsce.” „W takim razie …?” „Jak wiele ludzi wiedziało o tym, że Jon był w laboratorium Psi – po tym jak został porwany?” Ten chłopiec był – genetycznie rzecz ujmując – w ponad czterdziestu pięciu procentach Psi, i urodził się z unikalnym rodzajem umiejętności wokalnych. Jonquil Duchslayq mógł dosłownie namówić ludzi do zrobienia czegokolwiek tylko chciał. Był to dar, za który, by mieć go pod kontrolą wielu byłoby gotowych rozlewać krew. Drobne linie pojawiły się z w kącikach oczu Talin, gdy jej spojrzenie wyostrzyło się. „Oczywiście Ashaya. Była głównym naukowcem.” Ashaya Aleine była teraz związana z leopardem Ciemnej Rzeki i nie zrobiłaby niczego, by sprowadzić niebezpieczeństwo na Jon'a lub inne dzieci Zapomnianych. „Kto jeszcze?” „Nikt żywy.” Głos Talin wibrował echem najczystszej wściekłości. „Clay zajął się Larsen'em,

draniem, który eksperymentował na dzieciach. A wiesz przecież, że Rada zniszczyła laboratorium Ashay'i po tym jak uciekła, zabijając wszystkich jej asystentów badawczych.” Lód rozlał się przez jego klatkę, zimny, sztywny, śmiertelnie niebezpieczny. „Jak mocno jesteś tego pewna?” „Ciemna Rzeka ma kontakty w Sieci. Wilki również.” Dodała odnosząc się do najbliższego sprzymierzeńca Ciemnej Rzeki, Śnieżnych Tancerzy. „Nie było nawet jednego szeptu o ocalałych.” Ale Psi, jak Dev wiedział, byli dobrzy w utrzymywaniu sekretów. Zwłaszcza Psi tacy jak Ming LeBon, Radny, który zgodnie z plotkami stał za zniszczeniem laboratorium. „Jeżeli przyślę ci fotografię, czy możesz dowiedzieć się, czy Jon rozpozna tą osobę z czasu swojego porwania?” „Nie.” Padła absolutna odpowiedź. Wyraz jej twarzy był równie nieugięty jak leopardów z jej stada. „W końcu zaczyna zachowywać się jak normalny dzieciak – nie chcę mu przypominać tego co przeszedł w tym miejscu.” Dev znał Talin wystarczająco długo, by wiedzieć, że nie zmieni jej zdania. „W takim razie będę potrzebować numeru Ashay'i.” „Była dosyć podłamana utratą swoich ludzi.” Zamilkła na chwilę. „Po prostu bądź z nią delikatny.” Dev usłyszał to, czego nie powiedziała głośno. „Boisz się, że wyciągnę z niej odpowiedź siłą?” „Zmieniłeś się Dev.” Padła cicha odpowiedź. „Stałeś się twardszy.” Było to oskarżenie, któremu często stawiał czoła w ciągu kilku ostatnich miesięcy. Ty pozbawiony serca draniu! Umieściłeś go w szpitalu! Jak możesz ze sobą żyć? Odkładając to ostre jak brzytwa wspomnienie na półkę, wzruszył ramionami. „To część pracy.” To była prawda, ale nawet, gdyby jutro przestał być dyrektorem Światła, jego umiejętność sprawiłaby dalsze rozprzestrzenianie się zimna w jego duszy. Paradoksalnie, dokładnie ten sam lód sprawiał, że był najlepszą osobą do prowadzenia Światła – wiedział jak myśleli Psi. „Trzymaj.”

Zanotował numer, który Talin wyświetliła na ekranie. „Czy możemy odłożyć nasze spotkanie?” Przytaknęła. „Daj mi znać, czego się dowiesz.” Dev zakończył rozmowę i wprowadził numer Ashay'i. Z jej strony odebrało dziecko o szarych oczach i prostych jedwabistych czarnych włosach. „Hallo. W czym mogę pomóc?” Dev nie sądził, że cokolwiek będzie dzisiaj w stanie sprawić, by się uśmiechnął, ale poczuł jak kąciki jego ust unoszą się na to poważne powitanie. „Czy twoja mama jest gdzieś w pobliżu?” „Tak.” Oczy chłopca roziskrzyły mu się i nagle stały się bardziej niebieskie niż szare. „Robi mi ciasteczka do przedszkola.” Dev nie mógł zbytnio pogodzić się z wizją naukowca Psi Ashay'i Aleine jako matki, która o szóstej piętnaście rano robiła ciasteczka dla swojego małego synka. „Nie powinieneś jeszcze spać?” Zanim chłopiec mógł odpowiedzieć zmarszczona twarz kobiety wypełniała ekran. „Z kim rozmawiasz ...” Jej spojrzenie padło na niego. „Tak?” „Nazywam się Devraj Santos.” Ashaya podniosła syna i przytrzymała go na swoim biodrze. Chłopiec natychmiast wtulił główkę w jej ramię. Jedna mała dłoń rozłożyła się na jej jasno niebieskiej koszuli. Inteligentne oczy obserwowały Dev'a z nieskrywanym zainteresowaniem. „Fundacja Światło.” Powiedziała Ashaya poprawiając mechanicznymi ruchami kołnierzyk piżamki syna. Były to ruchy matki przyzwyczajonej do robienia tego typu rzeczy. „Tak.” „Talin opowiadała o panu.” Założyła za uszy pasemko lokowanych czarnych włosów, które uciekło z jej warkocza. „Co mogę dla pana zrobić?” Oczy Dev'a przesunęły się na jej syna. Rozumiejąc aluzję Ashaya pocałowała chłopca w policzek i uśmiechnęła się. „Keenan chcesz wyciąć trochę ciasteczek, gdy ja porozmawiam z Panem Santos'em?”

Chłopiec przytaknął entuzjastycznie. Matka i dziecko na minutkę zniknęli z ekranu, gdy czekał, Dev zastanawiał się, czy on kiedykolwiek będzie trzymał w ramionach swoje dziecko. Prawdopodobieństwo było bardzo niskie – nawet, gdyby zaufał swojemu dziedzictwu genetycznemu, zrobił zbyt wiele, zbyt wiele widział. Nie zostało w nim już nic z łagodności. Twarz Ashay'i wróciła na ekran. Jej oczy były wypełnione pozostałościami śmiechu. „Będziemy musieli się pośpieszyć – Keenan jest bardzo grzeczny, ale to nadal czterolatek sam z masą na ciasteczka.” Wiedząc, że właśnie zmaże tą świecącą radość z jej oczu nie próbował nawet złagodzić ciosu, nie próbował osłodzić możliwych skutków tej rozmowy. „Potrzebuję, by zobaczyła Pani, czy może kogoś rozpoznać.” A potem opowiedział jej o kobiecie, którą znalazł porzuconą przed drzwiami jego mieszkania. Twarz Ashay'i stała się blada pod jej śniadą cerą. „Czy sądzi pan, że ...” „To może nie być nic takiego.” Wtrącił. „Ale jest taka możliwość, i muszę ją sprawdzić.” „Oczywiście.” Jej gardło poruszyło się, gdy przełknęła. „Jeżeli Rada wie na temat unikalnych umiejętności, które manifestują się w dzieciach Zapomnianych, istnieje szansa, że ponownie zaczną na nich eksperymentować.” Zamilkła na chwilę. „Sądzę, że Ming zabiłby je, gdyby nie mógł ich wykorzystać.” Szczęka Dev'a zacisnęła się. Dokładnie tego się obawiał – Rada nigdy nie zgodzi się na istnienie innej gruby z dostępem do mocy psychicznych – a co dopiero niesamowicie silnych manifestujących się u części jego ludzi. „Czy ta linia jest bezpieczna?” „Tak.” Przesłał zdjęcie. „Ona może nie wyglądać tak jak kiedyś.” Ashaya przytaknęła, wzięła głęboki wdech i otworzyła załącznik. Wiedział w momencie, gdy to się stało, że rozpoznała kobietę ze zdjęcia. Przytłaczająca ulga, gniew i ból – wszystkie te uczucia

przelały się po jej twarzy silnymi falami. „Dobry Boże.” Jej palce zasłoniły usta. „Ekaterina. To Ekaterina.” ROZDZIAŁ 3 Rada Psi spotkała się w swojej zwyczajowej lokalizacji – mentalnym sejfie głęboko w Sieci Psi, psychicznej sieci, która łączyła każdego Psi na planecie, za wyjątkiem renegatów. Nieskończona płaszczyzna czerni, każdy umysł Psi był reprezentowany przez pojedynczą białą gwiazdę. Sieć miała w sobie niesamowity rodzaj piękna. Ale oczywiście, ci wewnątrz Sieci nie byli już w stanie rozumieć piękna. Tak jak ich Rada, rozumieli jedynie logikę, praktyczność i ekonomię. Zamknięci wewnątrz solidnych czarnych ścian sejfu. Nikita spojrzała na Ming'a. „Masz coś do omówienia?” „Tak.” Umysł tego Radnego był niczym ostrze, precyzyjny i lodowato zimny. „Byłem w stanie odzyskać część danych, które Ashay'a Aleine zaciemniła przed ucieczką.” „Doskonale.” Głos mentalny Shoshann'y Scott był równie spokojnie elegancki, jak w codziennym życiu. Dlatego to ona była jedną z dwóch publicznych twarzy Rady. Jej „mąż” Henry, ich związek był jedynie fasadą by ułagodzić media ludzi i zmiennokształtnych, był drugą połową tego zespołu. Choć jak Nikita zauważyła, w ciągu ostatnich kilku miesięcy tych dwoje nie pracowało jako zespół. „Cokolwiek, co może nam się przydać?” Ponownie zapytała Shoshanna. „Możliwe.” Ming zamilkł. „Ładuję teraz informacje.” Pasma danych przesunęły się po czarnych ścianach. Srebrny wodospad możliwy do zrozumienia jedynie przez najbardziej potężne umysły Psi. Nikita przyswoiła informacje skanując przez ciche punkty. „To dotyczy Zapomnianych.” „Wydaje się, że ich najnowsi potomkowie rodzą się z umiejętnościami nie widzianymi w Sieci.” Powiedział Ming.

„To nie jest dziwne.” Gładki głos Kaleb'a. Nikita uważała go za najbardziej śmiertelnie groźnego członka nie tylko samej Rady, ale całej Sieci. Obecnie, w pewnych sprawach stał się jej sprzymierzeńcem, ale nie wątpiła, że zabiłby ją bez wahania, gdyby okazało się to konieczne. „Radny Krychek ma rację.” Powiedziała Tatiana odzywając się po raz pierwszy. „Wypracowaliśmy praktykę eliminowania mutacji z zasobu genetycznego za wyjątkiem, tych mutacji, które są esencjonalne do funkcjonowania Sieci.” Nikita wiedziała, że ten przytyk był skierowany do niej. Było to przypomnienie nie akceptowanego dziedzictwa genetycznego jej córki. „Oznaczenie E nie jest mutacją.” Powiedziała ze spokojem, który został w nią warunkowany od kołyski. „Empaci są krytycznym komponentem Sieci. Czy może zapomniałaś lekcję z historii?” Ostatnim razem, gdy Rada próbowała powstrzymać powstawanie osób z umiejętnościami oznaczonymi E – niszcząc wszystkie embriony, które wykazywały pozytywny wynik testów na tą umiejętność – Sieć Psi krytycznie zbliżyła się do załamiania. „Niczego nie zapomniałam” Głos Tatiany był całkowicie pozbawiony intonacji. „Wracając do bieżącej sprawy – usunięcie mutacji spowodowało wzmocnienie naszych głównych umiejętności, sprawiając, że stały się czystsze, ale nieuniknionym skutkiem ubocznym tego działania było zahamowanie rozwoju nowych talentów.” „Czy to naprawdę stanowi problem?” Anthony Kyriakus zapytał jak zawsze rzeczowo. „Z pewnością, gdyby Zapomniani rozwinęli jakieś nowe niebezpieczne umiejętności do tej pory na pewno już użyliby ich przeciwko nam.” „Też doszedłem do takiego wniosku.” Powiedział Ming. „Jednakże, jeżeli nikt nie ma nic przeciwko chciałbym przeznaczyć małą część środków Rady na monitorowanie populacji Zapomnianych w celu zebrania dowodów na istnienie bardziej poważnych mutacji – musimy

upewnić się, że oni nigdy więcej nie staną się tym, czym kiedyś byli.” Nie było sprzeciwów. „Nikita.” Powiedziała Tatiana, gdy dane Ming'a zniknęły ze ścian. „Jak przebiega w twoim regionie ochotnicza rehabilitacja?” „Jej tępo jest stabilne.” Pozwolenie populacji wybrać, by mieć sprawdzone warunkowanie – i, jeżeli okaże się to konieczne, poprawione – zamiast zmuszania ich do tego, zebrało bardziej pozytywne skutki niż cokolwiek czego się spodziewała. „ Sugeruję byśmy kontynuowali pozwolenie, by ludzie przychodzili ochotniczo – Sieć już staje się spokojniejsza.” „Tak.” Powiedział Henry. „Wybuchy przemocy ustały.” Nikita nie była w stanie zdemaskować indywiduum, które zaprojektowało ostatni wybuch morderczych publicznych aktów przemocy spowodowanych przez Psi, ale wiedziała, że najprawdopodobniej był to ktoś z tego pokoju. Jeżeli celem tej osoby było skłonienie ludzi do przyklejenia się do Ciszy, on lub ona odnieśli sukces. Ale te krwawe wydarzenia pozostawiły psychiczne echo – Sieć była zamkniętym systemem. Cokolwiek wchodziło do środka, pozostawało w niej. Pozostali Radni wydawali się o tym zapominać, ale ona nie zapomniała. Już budowała swoje tarcze, czekając na moment, gdy zapłacą cenę za ten pełen przemocy fragment strategii. ROZDZIAŁ 4 Sześć godzin po ich wczesnej porannej rozmowie, Dev prowadził Ashay'ę Aleine na piętro medyczne. Jej wybranek, Dorian, szedł przy jej boku z ponurą miną. „Jeżeli Ekaterina została zabrana z laboratorium, gdy zostało ono zniszczone, najprawdopodobniej od ponad pięciu miesięcy była w rękach Rady.” Ashaya wydała z siebie zduszony dźwięk wyrażający jej ból sprawiając, że Dorian przeklął pod nosem. Przyciągnął swoją bratnią duszę do siebie i potarł twarzą o elektryzujące loki jej włosów.

„Przepraszam Shaya.” „Nie.” Wzięła głęboki wdech. „Masz rację.” „A jeżeli to prawda, to oni wiedzą wszystko, co ona wiedziała.” Powiedział Dev. Ashaya przytaknęła. „Ming LeBon rozerwałby jej umysł otworem. To on stał za zniszczeniem laboratorium – to na pewno on ją wziął.” Mentalna przemoc byłaby wszechobecna, pomyślał Dev z wybuchem zimnego gniewu. Napaść psychiczna zostawiała ofiarę bez nawet najwęższej ścieżki ucieczki. Bez miejsca, gdzie mogła choćby udawać, że wszystko było dobrze. „Dlaczego mieliby zostawić ją pod twoimi drzwiami?” Powiedziała Ashaya łamiącym się głosem. „Jako ostrzeżenie?” „Bardziej jako sposób droczenia się.” Dev uznał przestudiowanie wroga za swój obowiązek. „To wojna psychologiczna.” Dorian przytaknął. „Ming może próbować cię wystraszyć, byś zrobił coś pośpiesznego.” „Wszystkie dzieci Światła są bezpieczne i policzone.” Powiedział Dev po tym jak spędził ostatnich kilka godzin potwierdzając to. „Niestety nadal mamy szary obszar, gdzie są one namierzone, ale nie zgodziły się jeszcze, by zaakceptować naszą pomoc.” Ostatni szpieg Rady wykorzystał ten obszar szarości namierzając dzieci do eksperymentów po tym jak przyszły do biur terenowych, ale zanim zostały bezpiecznie wciągnięte pod parasol Światła. Każda taka śmierć prześladowała Dev'a. Ponieważ Światło było po to, by dawać bezpieczeństwo, by zlokalizować tych Zapomnianych, którzy się zgubili i zostali odcięci od grupy, gdy Rada po raz pierwszy zaczęła polować na ich potomków. Ale zamiast być bezpieczną przystanią te dzieci odnalazły tu jedynie śmierć … a gdy stara Rada Światła siedziała bezczynnie trzymając głowy w piasku. Dev był gotowy ich zabić, za ich ślepotę i odmowę, by dostrzec, że rzeź ponownie się zaczęła.

Zgodnie z niektórymi opiniami niemal mu się to udało. Jeden z członków rady dostał ataku serca po tym jak Dev rzucił zdjęcia zmasakrowanych ciał dzieci prosto przed niego. Kilkoro innych było bliskich załamania nerwowego. Ale nikt nie powstrzymał go, gdy przejął władzę, gdy ruszył za szpiegiem mając tylko jedno w głowie. „W tą stronę.” Powiedział prowadząc ich cichym korytarzem. „Tally powiedziała, że ostatnio zawiesiłeś proces rekrutacji.” Dorian rozejrzał się, jego oczy były genialnie niebieskie. Wydawały się nawet bardziej żywe w połączeniu z jego wyróżniającymi włosami koloru białego blondu. „Tym razem też zamierzasz to zrobić?” „By znaleźć te dzieci potrzebują szpiega, a szpieg nie żyje.” Powiedział Dev płaskim tonem. Ashaya zamrugała zerkając z Dorian'a, ale nie odezwała się słowem. Jej wybranek przytaknął. „I dobrze.” Dev użył skanu dłoni, by przeprowadzić ich przez drzwi ochrony. „Nie mogę uzasadnić ponownego zamknięcia programu tak szybko po ostatnim razie, bez solidnych dowodów kłopotów – spędziliśmy bardzo dużo czasu i wysiłku by odnaleźć potomków oryginalnych rebeliantów z ważnego powodu. Są tam dzieci, które szaleją, bo sądzą, że są ludźmi.” Po stu latach Ciszy, Psi pozostających zamkniętych we własnej kulturze, nikt nie wysilał się, by testować obecność umiejętności psychicznych. Nikt nie zdawał sobie sprawy, że niektóre szalone dzieci tak naprawdę słyszały w głowie głosy. Niektóre były uśpionymi telepatami, których dary ujawniły się w okresie dojrzewania. Niektóre były słabymi empatami, były przytłoczone emocjami innych ludzi. A część z nich … część była ukrytymi skarbami, darami powstającymi w wyniku stulecia genetycznych zmian. Zobaczył jak Glen wychodzi z pokoju i pomachał na doktora. Ten szybko do nich przyszedł. Miał ciemne kręgi pod oczami. Dev ocenił pomarszczone ubrania swojego przyjaciela i sposób w jaki jego imbirowe włosy

sterczały w niechlujnych kosmykach. „Sądziłem, że jesteś już po zmianie.” Glen przesunął dłonią po włosach bardziej jeszcze elektryzując kosmyki. „Chciałem tutaj być na wypadek, gdyby nasz gość się obudził. Złapałem trochę snu w stołówce.” Przedstawienie wszystkich zajęło tylko kilka sekund, a potem poszli do pokoju Ekaterin'y. Ku zaskoczeniu Dev'a była przytomna i siedziała popijając coś z małego kubka. Zerknął na Glen'a. „Dopiero dziesięć minut temu.” Wymruczał doktor. Ekaterina spojrzała prosto na Dev'a. Jej oczy ześlizgiwały się z Ashay'i, tak jakby jej wcześniejsza współpracowniczka nie istniała. „Sieci zaczynają się rozmywać.” Jej głos był zachrypnięty. Brzmiał tak, jakby od dłuższego czasu go nie używała … albo tak jakby był złamany w najbardziej brutalny sposób. Dev podszedł w jej stronę i wziął kubek, który skierowała w jego stronę. Dev był złapany w cienie, które krążyły w zielono-złotych głębiach jej oczów. „Jak dużo pamiętasz?” Przełknęła, ale nie przerwała kontaktu wzrokowego. „Nie wiem kim jestem.” To była prośba, choć jej głos nie załamał się, a jej oczy nie rozbłysły. A jednak Dev usłyszał krzyk – cienkie przeszywające wołanie, które uderzyło go prosto w serce. Część jego, mała, ledwie możliwa do zbawienia część, chciała zaoferować jej pocieszenie, ale ta kobieta po prostu przez sam fakt istnienia stanowiła zagrożenie dla jego ludzi. Była Psi. A Psi podłączonym do Sieci nie można było ufać. Bez względu na to, że zachowywała się bardziej ludzko niż jej pobratymcy. Musiał traktować ją jak broń noszącą w sobie ziarno zniszczenia Światła. A gdy to okaże się prawdziwe, będzie musiał podjąć najbardziej śmiertelnie niebezpieczną decyzję … nawet jeżeli zabije to ostatnie resztki człowieczeństwa jakie w nim pozostały. „Ekaterina.” Głos Ashay'i był delikatny, łagodny. Kobieta na łóżku zamrugała i potrząsnęła przecząco głową. „Nie.” „Tak masz na imię.” Powiedział Dev nie pozwalając jej spojrzeć w inną stronę.

Zmienne orzechowe oczy zabłyszczały i zgasły, ogień umarł. „Ekaterina nie żyje.” Powiedziała z absolutnym spokojem. „Wszystko nie życie. Nic nie zosta...” Jej zęby zacisnęły się razem, gdy jej ciało zadrżało z bardzo dużą siłą. „Glen!” Złapał ją zanim spadła z łóżka. Dev próbował powstrzymać ją przed skrzywdzeniem samej siebie. Jej kości pod jego dłońmi były niezwykle delikatne. „Powiedz to.” Trzymała usta zamknięte. „Powiedz to.” Nie. Nie. Nie. „Powiedz to.” Nie zmęczył się, nie przestał, nie pchnął w jej umysł. Horror czekania na ból, terror, był w jakiś sposób gorszy niż sama przemoc. „Powiedz to.” Przez pierwsze dni, pierwsze tygodnie trzymała się przytomności swojego umysłu. Ale on nadal nie poddawał się. Jej język był taki gruby, taki suchy. Jej żołądek bolał. Ale trzymała się. „Powiedz to.” Zajęło jej to trzy miesiące, ale zrobiła to. Powiedziała to. „Ekaterina nie żyje.” „Jest nieprzytomna.” Glen poświecił światłem w oczy Ekateriny, gdy leżała bezwładnie na poduszkach. „To może być pozostałość po lekach będących w jej systemie, ale sądzę, że zapalnikiem było jej imię – jakiś rodzaj granatu psychicznego.” „Raczej ich połączenie.” Powiedziała Ashaya po rozwinięciu składników chemicznych pigułek nasennych, które Glen zanotował na karcie. „Nie które z tych składników powodują u Psi utratę

pamięci.” Oczy doktora rozjaśniły się, gdy odnalazł w niej kolegę po fachu. „Tak. Istnieje możliwość, że niektóre leki były używane tylko po to, by wzmocnić inne metody mające na celu złamanie jej psychiki.” Dev wpatrywał się w twarz Ekaterin'y Haas. Była podrapana i posiniaczona. Zastanawiał się, co musiała oddać, by wyjść żywo z tych tortur … co pozwoliła swoim porywaczom umieścić w sobie. Jego ręce zacisnęły się w kieszeniach spodni – jakąkolwiek umowę zawarła, nie uratowało to jej. „To co powiedziałeś zaraz po przyjeździe nie może mieć miejsca.” Wymruczał do Dorian'a podczas gdy doktor i Ashaya byli zajęci. „Shaya chce mieć ją blisko.” Dorian skrzyżował ręce, a jego oczy nie opuszczały bratniej duszy. „To ją zrujnowało, gdy myślała, że Ekaterina umarła.” „Cokolwiek się jej przytrafiło, cokolwiek jej zrobiono, ona już nie jest kobietą, którą znała twoja wybranka. Jesteśmy dużo bardziej przystosowani do monitorowania jej.” Powiedział Dev nie będąc w stanie oderwać własnych oczu o chudej postaci leżącej w łóżku. „A jeżeli okaże się zagrożeniem?” Dev spojrzał mu prosto w oczy. „Znasz odpowiedź na to pytanie.” Dorian był Strażnikiem Ciemnej Rzeki. A stado leopardów nie zajęło swojej obecnej pozycji jako jednej z najbardziej dominujących grup zmiennokształtnych w kraju przez okazywanie słabości … lub łatwe wybaczanie. Wypuszczając delikatnie powietrze Dorian powrócił spojrzeniem do swojej wybranki. „Jeżeli podejmiesz taką decyzję wprowadź mnie w nią. Pozwól mi ją na to przygotować.” Jego głos był szorstki. To był cicho wypowiedziany rozkaz. Dev był bardziej przyzwyczajony do wydawania rozkazów, niż ich przyjmowania, ale Ashaya uratowała życia dzieci Zapomnianych ryzykując własnym. A potem zdemaskowała sekretną perwersję Rady stawiając ją otworem, by wszyscy mogli się o niej dowiedzieć. Zasłużyła na jego

szacunek. „To wystarczająco sprawiedliwe.” Jednakże, gdy obserwował jak klatka piersiowa Ekaterin'y unosi się i opada w rytmie, który jemu wydawał się niebezpiecznie płytki, raz jeszcze zastanawiał się, czy będzie w stanie wypełnić ten obowiązek, jeżeli do tego dojdzie. Czy mógłby złamać to ciało, które już tak wiele wycierpiało? Odpowiedź padłą z tej części jego duszy, która była zahartowana w krwi i bólu. Tak. Ponieważ, gdy walczono z potworami, czasami, samemu trzeba było stać się potworem. ARCHIWA RODZINY PETROKOV List datowany na 24 maja 1969 r. Mój kochany Matthew, twój tata mówi, że pewnego dnia będziesz śmiał się z tych listów, które do ciebie piszę. Listy do syna, który w tym momencie w tym samym czasie próbuje ssać oba kciuki naraz. „Zarina, co za matka pisze polityczne traktaty do swojego siedmiomiesięcznego syna?” Tak zapytał mnie David dzisiejszego popołudnia. Wiesz co mu odpowiedziałam? „Matka, która jest pewna, że jej dziecko wyrośnie na geniusza.” Och, jak ty wywołujesz uśmiech na mojej twarzy. Zastanawiam się, nawet gdy to piszę, czy w ogóle kiedykolwiek pozwolę ci przeczytać te listy. Pewnie staną się dla mnie swoistym rodzajem dziennika, ale ponieważ jestem zbyt mocno rozsądna, by pisać „Drogi dzienniku...” zamiast tego piszę do mężczyzny, którym pewnego dnia się staniesz. Mam nadzieję, że ten mężczyzna dorośnie w czasach, które będą dużo mniej burzliwe. Nie zważając na teoretyków psychologi wczesne badania wskazują, że niemal niemożliwe okaże się zlikwidowanie warunkowaniem wściekłości z naszych młodych. Ale nie to mnie martwi – słyszałam niepokojące plotki, że Rada coraz bardziej i bardziej spogląda w stronę Mercur'ego, sekretnej grupy Catherin'y i Arif'a Aselaja. Jeżeli te plotki okażą się