Moim babkom,
Okamurze Fude, urodzonej w Wakayamie,
w południowej części Kansai,
Yokoyamie Hanayo, urodzonej we wsi Bingo,
w prefekturze Hiroszima,
mojej matce, Haruko Tokunadze,
urodzonej w Hilo, na Hawajach
i mojej córce, Weixin Matsuoce,
urodzonej w Santa Monica w Kalifornii
z ogromnym szacunkiem i wdzięcznością za to,
Ŝe przybliŜyły mi tak wspaniałą postać,
jaką jest
pani Shizuka
Spis treści
Spis postaci 11
I. Duch pana Kiyoriego 13
1. Zjawa 15
2. Amerykańska róŜa 46
3. Mongolski kufer 80
II. W górze i w dole 121
4. PrzełoŜona opactwa Mushindo 123
5. Ucieczka „Bandyty z Chinatown" 141
6. Dzikie spojrzenie 167
7. Tajemnicze dziecko 215
8. MęŜowie Opatrzności 235
9. Władca Jabłek 292
III. Jutro, wczoraj, dzisiaj 351
10. Widoki z baszty 353
11. Klątwa 379 12.
12.Jesienny Most 421
Spis postaci
1281—1311
Hironobu: pierwszy wielki ksiąŜę Akaoki
Pani Shizuka: Ŝona księcia Hironobu
Go: przyboczny księcia Hironobu
1796—1867
Kiyori: wielki ksiąŜę Akaoki, 1796—1860
Genji: wielki ksiąŜę Akaoki od 1861 roku
Shigeru: syn Kiyoriego, stryj Genjiego
Hide: przyboczny księcia Genjiego od 1861 roku,
później generał
Taro: zastępca dowódcy wojsk księcia Genjiego od
1861 roku
Heiko: gejsza, kochanka księcia Genjiego
Hanako: słuŜąca, później Ŝona Hide
Emily Gibson: misjonarka
Matthew Stark misjonarz, później biznesmen z San Francisco
Kimi: wiejska dziewczyna
Goro: wiejski głupek
KsiąŜę Saemon: rywal księcia Genjiego
1882 Jintoku: przełoŜona opactwa Mushindo
Makoto Stark: syn Matthew Starka
Shizuka: córka księcia Genjiego, imienniczka pierwszej
pani Shizuki
Duch pana
Kiyoriego
1
Zjawa
KsiąŜę ma ostry miecz, dosiada ognistego konia i dowodzi
gromadą nieposłusznych Ŝołnierzy. Przed nim piętrzą się głowy
dziesięciu tysięcy wrogów. Wszyscy podziwiają jego waleczność i
odwagę. Ale on takŜe głośno płakał, gdy wyjmowano go z łona
matki. Bezradnie ssał matczyną pierś. Kiedy zaś zimne gwiazdy
zamigotały niczym sople lodu na zimowym niebie, to przecieŜ w głębi
zmroŜonego serca nagle zatęsknił do kobiecych pieszczot...
Aki-no Hashi
(1311)
Chmara Wróbli, Akaoka, 1860
Przez wszystkie lata znajomości z księciem Kiyorim pani
Shizuka nie zmieniła się ani odrobinę. Cerę miała tak gładką,
jak najwspanialsza porcelana Mingów — i lekko bladą, tak jak
przystało na damę z wewnętrznego dworu. Nieczuła na upływ
czasu, na słońce i niepogodę, niedostępna dla grzesznych uczuć,
myśli i uczynków. Kiedy patrzyła na księcia, jej wzrok bywał
nieśmiały, mądry albo czuły. Gdy spoglądała w dal, w jej
pięknych oczach malował się wyraz radosnego zdumienia,
podkreślony lekkim uniesieniem starannie wypielęgnowanych
brwi. Nie lubiła nowych i skomplikowanych fryzur, zakrętasów,
loków i bogatych ozdób. Włosy czesała prosto, z przedziałkiem
pośrodku głowy i układała je z tyłu w luźny „koński ogon",
15
przewiązany jasnoniebieską wstąŜką. Lśniącą czarną kaskadą
spływały aŜ do ziemi. Wszystkie jej stroje, z gładkich i mar-
szczonych jedwabi, równieŜ miały tradycyjny krój, były luźne
i we wszystkich odcieniach błękitu, od świetlistej barwy gór-
skiego jeziora do głębokiego mroku wieczornego nieba. Wy-
glądała niczym księŜniczka z czasów Promienistego Księcia.
Z czasów, jak przypomniał sobie Kiyori, które minęły przed
wiekami.
Obce mocarstwa wspólnymi siłami próbowały zmienić ob-
licze Japonii. Ogromne parowce ze Stanów Zjednoczonych,
Wielkiej Brytanii, Francji i Rosji bezkarnie wpływały do
japońskich portów. Na pokładach okrętów stały wielkie działa,
miotające pociski wielkości człowieka. Mogły strzelać daleko
w głąb lądu, nad wierzchołkami gór i nad lasami. Mogły teŜ
rozbić w pył całą armię, zanim oddziały znalazłyby się na tyle
blisko, Ŝeby zobaczyć, kto do nich strzela. Ocean, który kiedyś
odgradzał Japonię od reszty świata, teraz nie stanowił Ŝadnej
przeszkody. W cudzoziemskich flotach pływały całe setki
buchających dymem, stalowych potworów, wiozących nie tylko
armaty pokładowe. Na odległych brzegach czekali Ŝołnierze,
uzbrojeni w ręczną broń palną i cięŜką artylerię. W ciągu kilku
miesięcy wielotysięczna horda mogła wkroczyć znienacka na
japońską ziemię. Ale tu, w komnacie na najwyŜszej wieŜy
zamku Chmara Wróbli, wciąŜ królowała przeszłość. Tu Kiyori
mógł przynajmniej przez chwilę udawać, Ŝe świat się nie
zmienił.
Shizuka uśmiechnęła się, widząc, Ŝe na nią patrzy. Zrobiła
minę niewinną i zarazem tajemniczą. Jak jej się to udało?
Nawet najbardziej doświadczone gejsze miewały z tym spore
kłopoty. A tymczasem Shizuka skromnie spuściła oczy i za-
słoniła uśmiech szerokim rękawem kimona z okresu Heian.
— Zawstydzasz mnie, panie. AŜ tak źle wyglądam?
— AleŜ skąd! — zaprotestował ksiąŜę Kiyori. — Byłaś,
jesteś i będziesz najpiękniejszym zjawiskiem na ziemi.
W jej oczach zamigotały filuterne ogniki.
— WciąŜ to powtarzasz, panie, ale z drugiej strony... Kiedy
ostatnio zajrzałeś do mojej komnaty?
— Prosiłem cię, Ŝebyśmy więcej o tym nie mówili. — Kiyori
16
poczuł, Ŝe pieką go policzki. Zapewne poczerwieniał. PrzecieŜ
to wstyd, aby ktoś z jego Ŝyciowym doświadczeniem i na tym
stanowisku zachowywał się jak zakochany uczniak. — To była
tylko poŜałowania godna pomyłka.
— Ze względu na dzielącą nas róŜnicę wieku?
Zapewne kaŜdy, kto ją widział, dałby jej nie więcej niŜ
osiemnaście lub dziewiętnaście lat. Wyglądała na damę wyso-
kiego rodu, w pierwszym rozkwicie kobiecości, moŜe nawet
jeszcze dziewicę. Pan Kiyori zaś był dojrzałym męŜczyzną.
Jak przystało na wojownika, trzymał się prosto i swobodnie,
lecz w jego włosach, kunsztownie ułoŜonych w samurajskim
stylu, widać było pierwsze pasemka siwizny.
RóŜnica wieku? Tak, to prawda. Ale od dawna o tym nie
myślał.
— To się juŜ więcej nie powtórzy — odrzekł.
— To przepowiednia? — spytała uszczypliwie, ale bez
cienia złośliwości. Nie bawiły ją Ŝarty jego kosztem.
— PrzecieŜ wiesz, Ŝe na pewno nie.
— Zaraz, zaraz... A gdzie jest Okumichi-no kami Kiyori,
daimyo* Akaoki? To nie ty, panie? Musisz być wróŜbitą, jak
kaŜdy przywódca klanu w nowym pokoleniu.
— Tak mówią ludzie.
— Chcą sobie jakoś wytłumaczyć niektóre twoje posunięcia.
Skąd mógłbyś wiedzieć, co nastąpi, gdybyś nie umiał wejrzeć
w przyszłość?
— No właśnie. — Przekleństwo rodu ciąŜyło mu od niepa-
miętnych czasów, ale ostatnio coraz dotkliwiej odczuwał takŜe
brzemię wieku. Miał siedemdziesiąt dziewięć lat. Stare kroniki
zaręczały, Ŝe dawniej niektórzy ludzie — mędrcy, herosi i wy-
brańcy bogów — Ŝyli po sto lat albo nawet dłuŜej. Nie
wyobraŜał sobie, aby w jego przypadku było to moŜliwe.
Wziąwszy pod uwagę wszystkie okoliczności, zakrawało na
cud, Ŝe tak długo chodzi po tym świecie. Jako piętnastolatek
został seniorem klanu. W wieku osiemnastu lat był juŜ Ŝonaty,
później miał synów i owdowiał w czterdziestym roku Ŝycia.
* Daimyo — tytuł japońskich ksiąŜąt feudalnych.
Przez cały czas potajemnie spotykał się z panią Shizuką. Jak
długo się znali? Teraz trwał czternasty rok panowania cesarza
Komei... Pierwszy raz ujrzał ją w siedemnastym roku pano-
wania cesarza Kokaku, który aŜ przez trzydzieści osiem lat
zasiadał na tronie. Do tego naleŜało jeszcze dodać dwadzieś-
cia dziewięć lat rządów cesarza Ninko. W sumie sześćdzie-
siąt cztery lata. Wbrew przyzwyczajeniu postanowił obliczyć
to raz jeszcze według cudzoziemskiego kalendarza. Siedem-
nasty rok Kokaku to 1796. Teraz był 1860. Tak, sześćdziesiąt
cztery.
Powiedziała mu wtedy, Ŝe ma szesnaście lat. Teraz twierdziła,
Ŝe ma dziewiętnaście. W oczach Kiyoriego wcale się nie
zmieniła. Lodowaty dreszcz przebiegł mu po plecach, choć
zimowy poranek był wyjątkowo ciepły.
— Mnie nie pytaj — powiedziała pani Shizuka. — To ty
masz dar jasnowidzenia.
— Tak?
— Chyba nie myślisz, Ŝe to moje wizje?
— Zawsze się przy tym upierałaś.
— A ty stanowczo zaprzeczałeś. — Na czole Shizuki poja-
wiła się maleńka zmarszczka, świadcząca o namyśle. Śmiało
popatrzyła w oczy Kiyoriego. — Teraz uwaŜasz, Ŝe jest inaczej?
Zanim Kiyori zdąŜył odpowiedzieć, za drzwiami rozległ się
głos słuŜącej:
— Przyniosłam herbatę, panie.
— Wejdź.
Z roztargnieniem patrzył na młodą Hanako, która cichutko
otworzyła drzwi, ukłoniła się, omiotła pokój szybkim spoj-
rzeniem i zastygła w oczekiwaniu. No właśnie, westchnął w
duchu Kiyori. Popełnił błąd. WciąŜ stał przy oknie, więc
Hanako nie mogła znaleźć Ŝadnego punktu odniesienia. Nie
wiedziała, gdzie podać herbatę. Ale jej wahanie trwało tylko
chwilę. Zanim Kiyori zdąŜył usiąść naprzeciwko pani Shizuki,
słuŜąca postawiła tacę dokładnie w połowie drogi dzielącej go
od miejsca dla gości. Jej zachowanie zawsze go zadziwiało.
Przybyła na zamek jako dziewięcioletnia sierota, lecz szybko
okazało się, Ŝe bystrością i wyczuciem przewyŜsza wielu
samurajów.
18
— Dziękuję, Hanako. MoŜesz odejść.
— Tak jest, panie. — Dziewczyna pochyliła głowę w niskim
ukłonie. Wycofywała się z komnaty tyłem, Ŝeby nie stanąć
plecami do swojego pana.
— O niczym nie zapomniałeś? — zapytała Shizuka tak
cichym szeptem, Ŝe wydawało się to złudzeniem.
— Jeszcze chwilę, Hanako. — O czym to zapomniał? Ach,
prawda. — Jutro wyruszysz wraz z posłańcem jadącym do
Edo. Dołączysz do słuŜby pana Genjiego w pałacu Cichego
śurawia.
— Tak, panie. — Rozkaz padł niespodziewanie, a mimo to
Hanako nie okazała zdziwienia. Zgodziła się bez pytania, jak
przystało na dobrą słuŜącą.
— Zawsze byłem ci rad, Hanako. Nie przyniosłaś ujmy
swoim rodzicom. — Oczywiście Kiyori wcale nie miał zamiaru
tłumaczyć się lub przepraszać za tak nagłą decyzję.
— Dziękuję, panie. Jesteś bardzo łaskaw, Ŝe przez tyle lat
cierpliwie znosiłeś moje uchybienia.
Puścił mimo uszu ceremonialny ton tego podziękowania.
— Będę ci wdzięczny, jeśli równie dobrze zajmiesz się
moim wnukiem.
— Tak, panie. Postaram się.
Wyszła z komnaty.
— Dlaczego odesłałem ją do Cichego śurawia? — mruknął
Kiyori.
— Mnie pytasz, panie?
— Tylko głośno myślę — odparł. — Mam taki głupi zwy-
czaj, który sprawia, Ŝe ludzie uwaŜają mnie co najmniej za
dziwaka.
— Dobrze, Ŝe rozmyślasz nad kaŜdą decyzją. Bo decyzja
jest twoja. — Shizuka umilkła na chwilę. — Mam rację? —
dodała.
Kiyori uśmiechnął się kwaśno. Za kaŜdym razem ich roz-
mowa zamierała w tym samym punkcie. Wszelkie rzeczowe
argumenty okazywały się całkowicie błędne. Taka bowiem
była róŜnica pomiędzy wizją a logiką.
— Wysłałem Hanako do mojego wnuka — powiedział —
poniewaŜ jemu będzie bardziej potrzebna, zwłaszcza teraz,
19
gdy ostatecznie przejął obowiązki seniora klanu. Co więcej,
lada dzień moŜemy się spodziewać trojga misjonarzy, których
mamy powitać w Edo i dać im pełną ochronę. Ich obecność
wywoła pewien kryzys, decydujący o przyszłości rodu. Oprócz
tego chciałbym, aby Genji z wzajemnością zakochał się w Ha-
nako. To dziewczyna, jakiej mu potrzeba w tych trudnych i
niebezpiecznych czasach.
— Co za niezwykła konsekwencja, panie. Podziwiam twoją
przenikliwość.
— Chcesz powiedzieć, Ŝe znów się mylę? — westchnął,
nalewając herbatę do dwóch czarek. Była to czcza formalność,
bo Shizuka jak zwykle nic nie piła.
— Nie przeszkadza ci przepaść, która ich dzieli?
— Nie. Nadchodzi czas zemsty. W takim przypadku status
społeczny jest mniej waŜny od cech charakteru.
— Bardzo mądrze! — pochwaliła Shizuka. — Po co nam
puste konwenanse i sztuczne podziały? Trzeba iść z duchem
czasu.
— Jesteś innego zdania?
— Nic podobnego. Wprawdzie hołduję dawnym poglądom
i prawie nie znam współczesnego świata, ale nawet mój ciasny
umysł potrafi pojąć pewne prawdy. Wrodzone cnoty są cen-
niejsze od dziedziczonych apanaŜy.
— Niby się zgadzasz, a jednak mam wraŜenie, Ŝe rozbawiły
cię moje słowa. Hanako nie jest dla Genjiego?
— Z reguły moŜna wiedzieć coś więcej — zauwaŜyła
Shizuka. — Pytanie tylko: czy naprawdę warto? Chcesz wie-
dzieć więcej?
— Jedynie to, co jest rzeczywiście waŜne dla dobra i przy-
szłości klanu.
— W takim razie wiesz wszystko.
Kiyori wypił łyk herbaty. Na pozór zachowywał się spokoj-
nie, choć w duszy kipiał z gniewu. Dręczyła go ciekawość.
Co czeka tych dwojga młodych? Miłość? Nie mógł zapytać
wprost — ale nie dlatego, Ŝe wydawało się to nie na miejscu.
Tu nie chodziło przecieŜ o zwyczajny romans, tylko o przyszłe
pokolenia, o ów „proroczy dar" dzieci Genjiego. Kłopot w tym,
Ŝe to pytanie kryło w sobie pewne następstwa, których przez
20
sześćdziesiąt cztery lata uwaŜnie starał się unikać. Gdyby
Shizuka chciała coś powiedzieć, obeszłoby się bez zachęty.
Kiedy stało się zupełnie jasne, Ŝe Kiyori nie zamierza juŜ
rozmawiać na ten temat, w oczach Shizuki pojawił się cień
smutku. Siedziała nieruchomo. Bywały czasem takie chwile
takŜe podczas poprzednich spotkań. Melancholijny nastrój
sprawiał, Ŝe jej uroda wydawała się jeszcze bardziej delikatna.
Kto przy zdrowych zmysłach mógłby znieść tak piękny widok?
To chyba wyjaśniało wszystko. Kiyori wiele, wiele razy mógł
podziwiać jej kuszące wdzięki.
Wstał, by odejść, lecz Shizuka zaskoczyła go słowami:
— Nigdy o nic cię nie prosiłam, panie... i nigdy więcej nie
poproszę. Mimo to zrobisz coś dla mnie?
— O co chodzi?
— Musisz się zgodzić z góry.
Nie mógł się zawahać. To byłoby niegodne wojownika.
— Masz więc moją zgodę. Shizuka pokłoniła się do samej
ziemi.
— Dziękuję, panie.
Kiyori czekał, co będzie dalej. Shizuka bardzo długo klę-
czała z nisko pochyloną głową. Gdy się podniosła, oczy
miała pełne łez. Kiyori nie przypominał sobie, by kiedyś
płakała.
— KaŜ podać tu wieczerzę i zostań ze mną na noc — po-
wiedziała cicho, a po jej policzkach płynęły łzy.
— To niecny podstęp! — Kiyori rozzłościł się nie na Ŝar-
ty. — Dobrze wiesz, Ŝe przysięgałem na Ŝycie i honor, Ŝe tego
nie zrobię!
— Chcę tylko, abyś dzielił ze mną komnatę, nie łoŜe. W
moich Ŝyłach teŜ płynie krew samurajów. Za nic w świecie nie
nakłaniałabym cię do złamania przysięgi.
Kiyori był nadal zły. Owszem, od razu nie pójdą do łóŜka,
lecz noc jest długa, więc nie wiadomo, jak to się moŜe skoń-
czyć... Sam na sam z Shizuka w jednym pokoju? Owszem,
miał silną wolę, ale z drugiej strony był tylko człowiekiem, ze
wszystkimi słabościami. Teraz jednak nie mógł się wycofać.
Słowo się rzekło.
— Dobrze. Tę jedną noc.
21
— Dziękuję, panie — odparła Shizuka. Uniosła głowę i
uśmiechnęła się przez łzy.
Kiyori nie odpowiedział jej uśmiechem. Zapowiadał się
cięŜki wieczór.
Hanako spakowała swoje rzeczy na podróŜ do Edo. Mi-
mochodem słyszała rozmowę dwóch słuŜących w sąsiednim
pokoju.
— Pan Kiyori kazał podać kolację do komnaty na wieŜy.
— Nie! Dla ilu osób?
— Dla dwóch. Specjalnie podkreślił, Ŝe ma nie być sake.
— Kolacja na wieŜy... Do tego bez sake. Bardzo dziwne.
Zazwyczaj jadał tam jedynie z najwaŜniejszymi gośćmi. Ale
dla nich na pewno zaŜądałby trunku.
— MoŜe ma schadzkę z kimś zupełnie innym?
— Chyba nie myślisz...
— Tak!
— śona czy kochanka?
Tego było za wiele. Hanako odłoŜyła na bok zwinięte ubrania
i z trzaskiem rozsunęła drzwi dzielące oba pokoje. SłuŜące aŜ
podskoczyły ze strachu. Spojrzały na nią i westchnęły z ulgą.
— To ty, Hanako...
— Ja. Na szczęście. A gdyby słyszał was ktoś inny? Na
przykład pan Kiyori?
— Nigdy nie wchodzi do pomieszczeń dla kobiet.
— Mimo to lepiej przestańcie plotkować — powiedziała
Hanako. — A jeśli musicie, róbcie to trochę ciszej.
— Masz rację — przyznała jedna ze słuŜących. — Dzięku-
jemy ci za naganę.
Obie skłoniły się do samej ziemi.
Hanako juŜ chciała zasunąć drzwi, kiedy słuŜąca odezwała
się teatralnym szeptem:
— Jak myślisz, Hanako? To Ŝona czy ta druga?
— W ogóle nie zaprzątam sobie tym głowy. Wam radzę to
samo. — Zamknęła drzwi, nie patrząc na zdumione miny
dziewcząt. Przez chwilę panowała zupełna cisza, a potem znów
rozległy się stłumione głosy.
22
Prawdę mówiąc, Hanako miała własne zdanie na temat tego,
co dzieje się na zamkowej wieŜy, ale nie chciała z nikim o tym
mówić. Wolałaby, Ŝeby pan Kiyori widywał swoją Ŝonę, panią
Sadako. W ciągu trzynastu lat wiernej słuŜby w klanie Okumi-
chi nieraz słyszała strzępy rozmów, które prowadził z tajem-
niczym gościem. Ani razu nie padło tam imię Sadako. Pan
Kiyori mówił ściszonym i tajemniczym głosem, tak jak zwykli
to czynić ostroŜni kochankowie. Nie spotykał się z duchem
Ŝony. Wolał towarzystwo... tej drugiej.
Wstrząsnął nią zimny dreszcz. Nie wzdrygnęła się, ale
poczuła, Ŝe włosy stają jej na karku. Miała wraŜenie, Ŝe w jej
skórę ktoś wbił tysiące małych igieł.
Zastanawiała się, czy pan Genji pójdzie w ślady dziadka.
A moŜe juŜ się z nią widywał?
Chmara Wróbli, 1311
Pan Kiyori wyszedł. Shizuka przez kilka minut siedziała
cicho w zamyśleniu. Potem wstała i podeszła do okna, przez
które wyglądał przed chwilą. Co tam widział? To samo, co
ona? Wiecznie zielone wzgórza Shikoku, cięŜkie szare niebo
i białe fale, oŜywiane przez odległe sztormy i podmuchy
zimowego wiatru? Powinna go o to zapytać. MoŜe na przykład
dziś wieczorem? Ramię przy ramieniu staną w zamkowym
oknie i popatrzą na Akaokę. To będzie ich ostatnia noc. Nigdy
więcej się nie zobaczą.
— Pani?
— Wejdź.
Drzwi rozsunęły się z delikatnym szmerem. W progu stanęła
główna dama dworu, Ayame, i cztery pomniejsze dworki.
Skłoniły się. Nie zrobiły jednak tego jak kobiety, kładąc obie
dłonie na podłodze i z wdziękiem pochylając głowę. Przyklęk-
nęły na jedno kolano i lekko zgięły się w pasie. To był ukłon
wojownika na polu bitwy. Zamiast bogatych dworskich kimon
nosiły bufiaste spodnie hakama i lekkie koszule z wysoko
podwiązanymi rękawami, co zapewniało im swobodę ruchów.
Ich uzbrojenie stanowiły długie naginata i zatknięte za pas
23
krótkie miecze wakizashi. Tylko Ayame miała u boku dwa
miecze: wakizashi i dłuŜszy katana*. ChociaŜ skończyła do-
piero siedemnaście lat, wyglądała na walecznego samuraja.
Nawet włosy obcinała na męską modłę i wiązała je z tyłu
głowy w kitkę długą najwyŜej na dwadzieścia pięć centymet-
rów. Łatwo było zakochać się w kimś tak urodziwym, nie
bacząc, czy to dziewczyna, czy chłopiec.
— Jest tak, jak przewidywałaś, pani — powiedziała Aya-
me. — Pan Hironobu nie wrócił z polowania. Nie przysłał
gońca. W zamku nie ma Ŝadnego z wiernych samurajów.
Nikogo, kto stanąłby po twojej stronie.
— Pani — odezwała się jedna z dworek—jeszcze jest dość
czasu na ucieczkę. Dosiądź konia i jedź do zamku pana
Hikariego. Tam na pewno znajdziesz opiekę.
— Pan Hikari nie Ŝyje — odparła Shizuka. Dworki wydały
stłumiony okrzyk zaskoczenia. — Pan Bandan takŜe. Podob-
nie ich synowie i całe rodziny. Zdrada szerzy się wszędzie.
Dziś spłoną ich zamki. Jutro przed wieczorem zdrajcy będą
tutaj.
Ayame znów pochyliła się w zdawkowym wojskowym ukło-
nie. Patrzyła prosto w oczy swojej pani.
— Wielu z nich zabierzemy ze sobą do grobu.
— Tak, to prawda — przyznała Shizuka. — Nasza śmierć
nie da im zwycięstwa. Ich rody wygasną, lecz klan pana
Hironobu przetrwa. — Poczuła kopnięcie dziecka i połoŜyła
rękę na wydatnym brzuchu. Tylko nie brykaj, pomyślała. JuŜ
niedługo zjawisz się na tym tragicznym świecie.
Jej dworki ze szlochem pochyliły głowy. Najdzielniejsza z
nich, Ayame, takŜe walczyła ze wzruszeniem. Oczy miała
pełne łez, ale nie płakała.
To była dramatyczna scena, niczym z teatru kabuki, o którym
czasami wspominał pan Kiyori. Ale dziewczęta o tym nie
* Naginata — rodzaj włóczni o drzewcu długim na 180 cm i Ŝeleźcu —
40 cm — w kształcie zbliŜonym do ostrza japońskiego miecza — katany —
dzięki niemu mogła słuŜyć do kłucia i cięcia; wakizashi — krótki miecz
(30—45 cm); katana — tradycyjny miecz o lekko wygiętej głowni długości
powyŜej 60 cm.
24
wiedziały. Pierwszą sztukę napisano dopiero trzysta lat
później.
Chmara Wróbli, 1860
Shigeru na chwilę zamarł bez ruchu, a potem błyskawicznie
przesunął się do następnego cienia. Cicho niczym zabójca
przemierzał korytarze rodowego zamku. Tylko ten, kto przypad-
kiem spojrzałby wprost na niego, mógłby go zobaczyć, ponie-
waŜ poruszał się w taki sposób, Ŝe pozostawał niewidzialny dla
samurajów i słuŜących. Nie chciał, by go widziano. Bał się, Ŝe
któryś z nich podejdzie zbyt blisko i pochyli głowę w pokornym
ukłonie, a on — mając przed oczami coś całkiem innego —
chwyci za miecz i w szale zarąbie nieszczęśnika. Dlatego
musiał się ukrywać. Tracił nad sobą panowanie. Nie wiedział,
jak długo jeszcze wytrzyma.
W uszach dudniła mu upiorna kakofonia dźwięków. WytęŜał
wzrok, Ŝeby nie patrzeć na ukazujące mu się sceny tortur i
krwawej rzezi. Tymczasem potrafił jeszcze odróŜnić rzeczy-
wistość od ułudy, lecz był juŜ u kresu sił. Od kilku dni nie
sypiał. PrzeraŜające wizje, które odbierały mu sen, spychały
go coraz głębiej w otchłań szaleństwa. A przecieŜ uwaŜano go
za jednego z największych wojowników swoich czasów. Jako
pierwszy od dwustu lat był stawiany na równi z legendarnym
Musashim. Bez fałszywej skromności i niepotrzebnej dumy
uwaŜał, Ŝe zasłuŜył na taką reputację. Ale nawet najlepsza
znajomość sztuk walki nie ratowała go przed wrogiem, który
tkwił w nim samym.
Z wolna pogrąŜał się w chorobie, ale nie zwrócił się do ojca,
chociaŜ wiedział, Ŝe tylko on moŜe mu pomóc. Wstydził się
przyznać do słabości. W końcu był jedynym ocalałym synem
pana Kiyoriego. W kaŜdym pokoleniu w rodzie Okumichi
rodził się ktoś z „proroczym" darem. Przedtem był to jego
ojciec. Po nim bratanek, Genji. Teraz ów straszliwy cięŜar
musiał dźwigać on, Shigeru. Pan Kiyori przez sześćdziesiąt lat
wykorzystywał swe zdolności dla dobra całego klanu. Syn nie
mógł iść do niego z płaczem, narzekając, Ŝe miewa omamy.
25
HONOR SAMURAJA
Tego autora CHMARA WRÓBLI HONOR SAMURAJA
Tytułoryginału: AU- TUMN BRIDGE Copyright © Takashi Matsuoka 2004 All rights reserved This edition published by arrangement with The Bantam Dell Publishing Group, a division of Random House Inc. Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Albatros A. Kuryłowicz 2007 Copyright © for the Polish translation by Witold Nowakowski 2007 Cover illustration © Stanley Lau Pei Ching Redakcja: Beata Słama Projekt graficzny okładki: Andrzej Kuryłowicz ISBN 978-83-7359-338-1 Dystrybucja Firma Księgarska Jacek Olesiejuk Kolejowa 15/17, 01-217 Warszawa t./f. 022-535-0557, 022-721-3011/7007/7009 www.olesiejuk.pl SprzedaŜ wysyłkowa - księgarnie internetowe www.merlin.pl www.ksiazki.wp.pl www.empik.com WYDAWNICTWO ALBATROS ANDRZEJ KURYŁOWICZ Wiktorii Wiedeńskiej 7/24, 02-954 Warszawa
Moim babkom, Okamurze Fude, urodzonej w Wakayamie, w południowej części Kansai, Yokoyamie Hanayo, urodzonej we wsi Bingo, w prefekturze Hiroszima, mojej matce, Haruko Tokunadze, urodzonej w Hilo, na Hawajach i mojej córce, Weixin Matsuoce, urodzonej w Santa Monica w Kalifornii z ogromnym szacunkiem i wdzięcznością za to, Ŝe przybliŜyły mi tak wspaniałą postać, jaką jest pani Shizuka
Spis treści Spis postaci 11 I. Duch pana Kiyoriego 13 1. Zjawa 15 2. Amerykańska róŜa 46 3. Mongolski kufer 80 II. W górze i w dole 121 4. PrzełoŜona opactwa Mushindo 123 5. Ucieczka „Bandyty z Chinatown" 141 6. Dzikie spojrzenie 167 7. Tajemnicze dziecko 215 8. MęŜowie Opatrzności 235 9. Władca Jabłek 292 III. Jutro, wczoraj, dzisiaj 351 10. Widoki z baszty 353 11. Klątwa 379 12. 12.Jesienny Most 421
Spis postaci 1281—1311 Hironobu: pierwszy wielki ksiąŜę Akaoki Pani Shizuka: Ŝona księcia Hironobu Go: przyboczny księcia Hironobu 1796—1867 Kiyori: wielki ksiąŜę Akaoki, 1796—1860 Genji: wielki ksiąŜę Akaoki od 1861 roku Shigeru: syn Kiyoriego, stryj Genjiego Hide: przyboczny księcia Genjiego od 1861 roku, później generał Taro: zastępca dowódcy wojsk księcia Genjiego od 1861 roku Heiko: gejsza, kochanka księcia Genjiego Hanako: słuŜąca, później Ŝona Hide Emily Gibson: misjonarka Matthew Stark misjonarz, później biznesmen z San Francisco Kimi: wiejska dziewczyna Goro: wiejski głupek KsiąŜę Saemon: rywal księcia Genjiego 1882 Jintoku: przełoŜona opactwa Mushindo Makoto Stark: syn Matthew Starka Shizuka: córka księcia Genjiego, imienniczka pierwszej pani Shizuki
Duch pana Kiyoriego
1 Zjawa KsiąŜę ma ostry miecz, dosiada ognistego konia i dowodzi gromadą nieposłusznych Ŝołnierzy. Przed nim piętrzą się głowy dziesięciu tysięcy wrogów. Wszyscy podziwiają jego waleczność i odwagę. Ale on takŜe głośno płakał, gdy wyjmowano go z łona matki. Bezradnie ssał matczyną pierś. Kiedy zaś zimne gwiazdy zamigotały niczym sople lodu na zimowym niebie, to przecieŜ w głębi zmroŜonego serca nagle zatęsknił do kobiecych pieszczot... Aki-no Hashi (1311) Chmara Wróbli, Akaoka, 1860 Przez wszystkie lata znajomości z księciem Kiyorim pani Shizuka nie zmieniła się ani odrobinę. Cerę miała tak gładką, jak najwspanialsza porcelana Mingów — i lekko bladą, tak jak przystało na damę z wewnętrznego dworu. Nieczuła na upływ czasu, na słońce i niepogodę, niedostępna dla grzesznych uczuć, myśli i uczynków. Kiedy patrzyła na księcia, jej wzrok bywał nieśmiały, mądry albo czuły. Gdy spoglądała w dal, w jej pięknych oczach malował się wyraz radosnego zdumienia, podkreślony lekkim uniesieniem starannie wypielęgnowanych brwi. Nie lubiła nowych i skomplikowanych fryzur, zakrętasów, loków i bogatych ozdób. Włosy czesała prosto, z przedziałkiem pośrodku głowy i układała je z tyłu w luźny „koński ogon", 15
przewiązany jasnoniebieską wstąŜką. Lśniącą czarną kaskadą spływały aŜ do ziemi. Wszystkie jej stroje, z gładkich i mar- szczonych jedwabi, równieŜ miały tradycyjny krój, były luźne i we wszystkich odcieniach błękitu, od świetlistej barwy gór- skiego jeziora do głębokiego mroku wieczornego nieba. Wy- glądała niczym księŜniczka z czasów Promienistego Księcia. Z czasów, jak przypomniał sobie Kiyori, które minęły przed wiekami. Obce mocarstwa wspólnymi siłami próbowały zmienić ob- licze Japonii. Ogromne parowce ze Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Francji i Rosji bezkarnie wpływały do japońskich portów. Na pokładach okrętów stały wielkie działa, miotające pociski wielkości człowieka. Mogły strzelać daleko w głąb lądu, nad wierzchołkami gór i nad lasami. Mogły teŜ rozbić w pył całą armię, zanim oddziały znalazłyby się na tyle blisko, Ŝeby zobaczyć, kto do nich strzela. Ocean, który kiedyś odgradzał Japonię od reszty świata, teraz nie stanowił Ŝadnej przeszkody. W cudzoziemskich flotach pływały całe setki buchających dymem, stalowych potworów, wiozących nie tylko armaty pokładowe. Na odległych brzegach czekali Ŝołnierze, uzbrojeni w ręczną broń palną i cięŜką artylerię. W ciągu kilku miesięcy wielotysięczna horda mogła wkroczyć znienacka na japońską ziemię. Ale tu, w komnacie na najwyŜszej wieŜy zamku Chmara Wróbli, wciąŜ królowała przeszłość. Tu Kiyori mógł przynajmniej przez chwilę udawać, Ŝe świat się nie zmienił. Shizuka uśmiechnęła się, widząc, Ŝe na nią patrzy. Zrobiła minę niewinną i zarazem tajemniczą. Jak jej się to udało? Nawet najbardziej doświadczone gejsze miewały z tym spore kłopoty. A tymczasem Shizuka skromnie spuściła oczy i za- słoniła uśmiech szerokim rękawem kimona z okresu Heian. — Zawstydzasz mnie, panie. AŜ tak źle wyglądam? — AleŜ skąd! — zaprotestował ksiąŜę Kiyori. — Byłaś, jesteś i będziesz najpiękniejszym zjawiskiem na ziemi. W jej oczach zamigotały filuterne ogniki. — WciąŜ to powtarzasz, panie, ale z drugiej strony... Kiedy ostatnio zajrzałeś do mojej komnaty? — Prosiłem cię, Ŝebyśmy więcej o tym nie mówili. — Kiyori 16
poczuł, Ŝe pieką go policzki. Zapewne poczerwieniał. PrzecieŜ to wstyd, aby ktoś z jego Ŝyciowym doświadczeniem i na tym stanowisku zachowywał się jak zakochany uczniak. — To była tylko poŜałowania godna pomyłka. — Ze względu na dzielącą nas róŜnicę wieku? Zapewne kaŜdy, kto ją widział, dałby jej nie więcej niŜ osiemnaście lub dziewiętnaście lat. Wyglądała na damę wyso- kiego rodu, w pierwszym rozkwicie kobiecości, moŜe nawet jeszcze dziewicę. Pan Kiyori zaś był dojrzałym męŜczyzną. Jak przystało na wojownika, trzymał się prosto i swobodnie, lecz w jego włosach, kunsztownie ułoŜonych w samurajskim stylu, widać było pierwsze pasemka siwizny. RóŜnica wieku? Tak, to prawda. Ale od dawna o tym nie myślał. — To się juŜ więcej nie powtórzy — odrzekł. — To przepowiednia? — spytała uszczypliwie, ale bez cienia złośliwości. Nie bawiły ją Ŝarty jego kosztem. — PrzecieŜ wiesz, Ŝe na pewno nie. — Zaraz, zaraz... A gdzie jest Okumichi-no kami Kiyori, daimyo* Akaoki? To nie ty, panie? Musisz być wróŜbitą, jak kaŜdy przywódca klanu w nowym pokoleniu. — Tak mówią ludzie. — Chcą sobie jakoś wytłumaczyć niektóre twoje posunięcia. Skąd mógłbyś wiedzieć, co nastąpi, gdybyś nie umiał wejrzeć w przyszłość? — No właśnie. — Przekleństwo rodu ciąŜyło mu od niepa- miętnych czasów, ale ostatnio coraz dotkliwiej odczuwał takŜe brzemię wieku. Miał siedemdziesiąt dziewięć lat. Stare kroniki zaręczały, Ŝe dawniej niektórzy ludzie — mędrcy, herosi i wy- brańcy bogów — Ŝyli po sto lat albo nawet dłuŜej. Nie wyobraŜał sobie, aby w jego przypadku było to moŜliwe. Wziąwszy pod uwagę wszystkie okoliczności, zakrawało na cud, Ŝe tak długo chodzi po tym świecie. Jako piętnastolatek został seniorem klanu. W wieku osiemnastu lat był juŜ Ŝonaty, później miał synów i owdowiał w czterdziestym roku Ŝycia. * Daimyo — tytuł japońskich ksiąŜąt feudalnych.
Przez cały czas potajemnie spotykał się z panią Shizuką. Jak długo się znali? Teraz trwał czternasty rok panowania cesarza Komei... Pierwszy raz ujrzał ją w siedemnastym roku pano- wania cesarza Kokaku, który aŜ przez trzydzieści osiem lat zasiadał na tronie. Do tego naleŜało jeszcze dodać dwadzieś- cia dziewięć lat rządów cesarza Ninko. W sumie sześćdzie- siąt cztery lata. Wbrew przyzwyczajeniu postanowił obliczyć to raz jeszcze według cudzoziemskiego kalendarza. Siedem- nasty rok Kokaku to 1796. Teraz był 1860. Tak, sześćdziesiąt cztery. Powiedziała mu wtedy, Ŝe ma szesnaście lat. Teraz twierdziła, Ŝe ma dziewiętnaście. W oczach Kiyoriego wcale się nie zmieniła. Lodowaty dreszcz przebiegł mu po plecach, choć zimowy poranek był wyjątkowo ciepły. — Mnie nie pytaj — powiedziała pani Shizuka. — To ty masz dar jasnowidzenia. — Tak? — Chyba nie myślisz, Ŝe to moje wizje? — Zawsze się przy tym upierałaś. — A ty stanowczo zaprzeczałeś. — Na czole Shizuki poja- wiła się maleńka zmarszczka, świadcząca o namyśle. Śmiało popatrzyła w oczy Kiyoriego. — Teraz uwaŜasz, Ŝe jest inaczej? Zanim Kiyori zdąŜył odpowiedzieć, za drzwiami rozległ się głos słuŜącej: — Przyniosłam herbatę, panie. — Wejdź. Z roztargnieniem patrzył na młodą Hanako, która cichutko otworzyła drzwi, ukłoniła się, omiotła pokój szybkim spoj- rzeniem i zastygła w oczekiwaniu. No właśnie, westchnął w duchu Kiyori. Popełnił błąd. WciąŜ stał przy oknie, więc Hanako nie mogła znaleźć Ŝadnego punktu odniesienia. Nie wiedziała, gdzie podać herbatę. Ale jej wahanie trwało tylko chwilę. Zanim Kiyori zdąŜył usiąść naprzeciwko pani Shizuki, słuŜąca postawiła tacę dokładnie w połowie drogi dzielącej go od miejsca dla gości. Jej zachowanie zawsze go zadziwiało. Przybyła na zamek jako dziewięcioletnia sierota, lecz szybko okazało się, Ŝe bystrością i wyczuciem przewyŜsza wielu samurajów. 18
— Dziękuję, Hanako. MoŜesz odejść. — Tak jest, panie. — Dziewczyna pochyliła głowę w niskim ukłonie. Wycofywała się z komnaty tyłem, Ŝeby nie stanąć plecami do swojego pana. — O niczym nie zapomniałeś? — zapytała Shizuka tak cichym szeptem, Ŝe wydawało się to złudzeniem. — Jeszcze chwilę, Hanako. — O czym to zapomniał? Ach, prawda. — Jutro wyruszysz wraz z posłańcem jadącym do Edo. Dołączysz do słuŜby pana Genjiego w pałacu Cichego śurawia. — Tak, panie. — Rozkaz padł niespodziewanie, a mimo to Hanako nie okazała zdziwienia. Zgodziła się bez pytania, jak przystało na dobrą słuŜącą. — Zawsze byłem ci rad, Hanako. Nie przyniosłaś ujmy swoim rodzicom. — Oczywiście Kiyori wcale nie miał zamiaru tłumaczyć się lub przepraszać za tak nagłą decyzję. — Dziękuję, panie. Jesteś bardzo łaskaw, Ŝe przez tyle lat cierpliwie znosiłeś moje uchybienia. Puścił mimo uszu ceremonialny ton tego podziękowania. — Będę ci wdzięczny, jeśli równie dobrze zajmiesz się moim wnukiem. — Tak, panie. Postaram się. Wyszła z komnaty. — Dlaczego odesłałem ją do Cichego śurawia? — mruknął Kiyori. — Mnie pytasz, panie? — Tylko głośno myślę — odparł. — Mam taki głupi zwy- czaj, który sprawia, Ŝe ludzie uwaŜają mnie co najmniej za dziwaka. — Dobrze, Ŝe rozmyślasz nad kaŜdą decyzją. Bo decyzja jest twoja. — Shizuka umilkła na chwilę. — Mam rację? — dodała. Kiyori uśmiechnął się kwaśno. Za kaŜdym razem ich roz- mowa zamierała w tym samym punkcie. Wszelkie rzeczowe argumenty okazywały się całkowicie błędne. Taka bowiem była róŜnica pomiędzy wizją a logiką. — Wysłałem Hanako do mojego wnuka — powiedział — poniewaŜ jemu będzie bardziej potrzebna, zwłaszcza teraz, 19
gdy ostatecznie przejął obowiązki seniora klanu. Co więcej, lada dzień moŜemy się spodziewać trojga misjonarzy, których mamy powitać w Edo i dać im pełną ochronę. Ich obecność wywoła pewien kryzys, decydujący o przyszłości rodu. Oprócz tego chciałbym, aby Genji z wzajemnością zakochał się w Ha- nako. To dziewczyna, jakiej mu potrzeba w tych trudnych i niebezpiecznych czasach. — Co za niezwykła konsekwencja, panie. Podziwiam twoją przenikliwość. — Chcesz powiedzieć, Ŝe znów się mylę? — westchnął, nalewając herbatę do dwóch czarek. Była to czcza formalność, bo Shizuka jak zwykle nic nie piła. — Nie przeszkadza ci przepaść, która ich dzieli? — Nie. Nadchodzi czas zemsty. W takim przypadku status społeczny jest mniej waŜny od cech charakteru. — Bardzo mądrze! — pochwaliła Shizuka. — Po co nam puste konwenanse i sztuczne podziały? Trzeba iść z duchem czasu. — Jesteś innego zdania? — Nic podobnego. Wprawdzie hołduję dawnym poglądom i prawie nie znam współczesnego świata, ale nawet mój ciasny umysł potrafi pojąć pewne prawdy. Wrodzone cnoty są cen- niejsze od dziedziczonych apanaŜy. — Niby się zgadzasz, a jednak mam wraŜenie, Ŝe rozbawiły cię moje słowa. Hanako nie jest dla Genjiego? — Z reguły moŜna wiedzieć coś więcej — zauwaŜyła Shizuka. — Pytanie tylko: czy naprawdę warto? Chcesz wie- dzieć więcej? — Jedynie to, co jest rzeczywiście waŜne dla dobra i przy- szłości klanu. — W takim razie wiesz wszystko. Kiyori wypił łyk herbaty. Na pozór zachowywał się spokoj- nie, choć w duszy kipiał z gniewu. Dręczyła go ciekawość. Co czeka tych dwojga młodych? Miłość? Nie mógł zapytać wprost — ale nie dlatego, Ŝe wydawało się to nie na miejscu. Tu nie chodziło przecieŜ o zwyczajny romans, tylko o przyszłe pokolenia, o ów „proroczy dar" dzieci Genjiego. Kłopot w tym, Ŝe to pytanie kryło w sobie pewne następstwa, których przez 20
sześćdziesiąt cztery lata uwaŜnie starał się unikać. Gdyby Shizuka chciała coś powiedzieć, obeszłoby się bez zachęty. Kiedy stało się zupełnie jasne, Ŝe Kiyori nie zamierza juŜ rozmawiać na ten temat, w oczach Shizuki pojawił się cień smutku. Siedziała nieruchomo. Bywały czasem takie chwile takŜe podczas poprzednich spotkań. Melancholijny nastrój sprawiał, Ŝe jej uroda wydawała się jeszcze bardziej delikatna. Kto przy zdrowych zmysłach mógłby znieść tak piękny widok? To chyba wyjaśniało wszystko. Kiyori wiele, wiele razy mógł podziwiać jej kuszące wdzięki. Wstał, by odejść, lecz Shizuka zaskoczyła go słowami: — Nigdy o nic cię nie prosiłam, panie... i nigdy więcej nie poproszę. Mimo to zrobisz coś dla mnie? — O co chodzi? — Musisz się zgodzić z góry. Nie mógł się zawahać. To byłoby niegodne wojownika. — Masz więc moją zgodę. Shizuka pokłoniła się do samej ziemi. — Dziękuję, panie. Kiyori czekał, co będzie dalej. Shizuka bardzo długo klę- czała z nisko pochyloną głową. Gdy się podniosła, oczy miała pełne łez. Kiyori nie przypominał sobie, by kiedyś płakała. — KaŜ podać tu wieczerzę i zostań ze mną na noc — po- wiedziała cicho, a po jej policzkach płynęły łzy. — To niecny podstęp! — Kiyori rozzłościł się nie na Ŝar- ty. — Dobrze wiesz, Ŝe przysięgałem na Ŝycie i honor, Ŝe tego nie zrobię! — Chcę tylko, abyś dzielił ze mną komnatę, nie łoŜe. W moich Ŝyłach teŜ płynie krew samurajów. Za nic w świecie nie nakłaniałabym cię do złamania przysięgi. Kiyori był nadal zły. Owszem, od razu nie pójdą do łóŜka, lecz noc jest długa, więc nie wiadomo, jak to się moŜe skoń- czyć... Sam na sam z Shizuka w jednym pokoju? Owszem, miał silną wolę, ale z drugiej strony był tylko człowiekiem, ze wszystkimi słabościami. Teraz jednak nie mógł się wycofać. Słowo się rzekło. — Dobrze. Tę jedną noc. 21
— Dziękuję, panie — odparła Shizuka. Uniosła głowę i uśmiechnęła się przez łzy. Kiyori nie odpowiedział jej uśmiechem. Zapowiadał się cięŜki wieczór. Hanako spakowała swoje rzeczy na podróŜ do Edo. Mi- mochodem słyszała rozmowę dwóch słuŜących w sąsiednim pokoju. — Pan Kiyori kazał podać kolację do komnaty na wieŜy. — Nie! Dla ilu osób? — Dla dwóch. Specjalnie podkreślił, Ŝe ma nie być sake. — Kolacja na wieŜy... Do tego bez sake. Bardzo dziwne. Zazwyczaj jadał tam jedynie z najwaŜniejszymi gośćmi. Ale dla nich na pewno zaŜądałby trunku. — MoŜe ma schadzkę z kimś zupełnie innym? — Chyba nie myślisz... — Tak! — śona czy kochanka? Tego było za wiele. Hanako odłoŜyła na bok zwinięte ubrania i z trzaskiem rozsunęła drzwi dzielące oba pokoje. SłuŜące aŜ podskoczyły ze strachu. Spojrzały na nią i westchnęły z ulgą. — To ty, Hanako... — Ja. Na szczęście. A gdyby słyszał was ktoś inny? Na przykład pan Kiyori? — Nigdy nie wchodzi do pomieszczeń dla kobiet. — Mimo to lepiej przestańcie plotkować — powiedziała Hanako. — A jeśli musicie, róbcie to trochę ciszej. — Masz rację — przyznała jedna ze słuŜących. — Dzięku- jemy ci za naganę. Obie skłoniły się do samej ziemi. Hanako juŜ chciała zasunąć drzwi, kiedy słuŜąca odezwała się teatralnym szeptem: — Jak myślisz, Hanako? To Ŝona czy ta druga? — W ogóle nie zaprzątam sobie tym głowy. Wam radzę to samo. — Zamknęła drzwi, nie patrząc na zdumione miny dziewcząt. Przez chwilę panowała zupełna cisza, a potem znów rozległy się stłumione głosy. 22
Prawdę mówiąc, Hanako miała własne zdanie na temat tego, co dzieje się na zamkowej wieŜy, ale nie chciała z nikim o tym mówić. Wolałaby, Ŝeby pan Kiyori widywał swoją Ŝonę, panią Sadako. W ciągu trzynastu lat wiernej słuŜby w klanie Okumi- chi nieraz słyszała strzępy rozmów, które prowadził z tajem- niczym gościem. Ani razu nie padło tam imię Sadako. Pan Kiyori mówił ściszonym i tajemniczym głosem, tak jak zwykli to czynić ostroŜni kochankowie. Nie spotykał się z duchem Ŝony. Wolał towarzystwo... tej drugiej. Wstrząsnął nią zimny dreszcz. Nie wzdrygnęła się, ale poczuła, Ŝe włosy stają jej na karku. Miała wraŜenie, Ŝe w jej skórę ktoś wbił tysiące małych igieł. Zastanawiała się, czy pan Genji pójdzie w ślady dziadka. A moŜe juŜ się z nią widywał? Chmara Wróbli, 1311 Pan Kiyori wyszedł. Shizuka przez kilka minut siedziała cicho w zamyśleniu. Potem wstała i podeszła do okna, przez które wyglądał przed chwilą. Co tam widział? To samo, co ona? Wiecznie zielone wzgórza Shikoku, cięŜkie szare niebo i białe fale, oŜywiane przez odległe sztormy i podmuchy zimowego wiatru? Powinna go o to zapytać. MoŜe na przykład dziś wieczorem? Ramię przy ramieniu staną w zamkowym oknie i popatrzą na Akaokę. To będzie ich ostatnia noc. Nigdy więcej się nie zobaczą. — Pani? — Wejdź. Drzwi rozsunęły się z delikatnym szmerem. W progu stanęła główna dama dworu, Ayame, i cztery pomniejsze dworki. Skłoniły się. Nie zrobiły jednak tego jak kobiety, kładąc obie dłonie na podłodze i z wdziękiem pochylając głowę. Przyklęk- nęły na jedno kolano i lekko zgięły się w pasie. To był ukłon wojownika na polu bitwy. Zamiast bogatych dworskich kimon nosiły bufiaste spodnie hakama i lekkie koszule z wysoko podwiązanymi rękawami, co zapewniało im swobodę ruchów. Ich uzbrojenie stanowiły długie naginata i zatknięte za pas 23
krótkie miecze wakizashi. Tylko Ayame miała u boku dwa miecze: wakizashi i dłuŜszy katana*. ChociaŜ skończyła do- piero siedemnaście lat, wyglądała na walecznego samuraja. Nawet włosy obcinała na męską modłę i wiązała je z tyłu głowy w kitkę długą najwyŜej na dwadzieścia pięć centymet- rów. Łatwo było zakochać się w kimś tak urodziwym, nie bacząc, czy to dziewczyna, czy chłopiec. — Jest tak, jak przewidywałaś, pani — powiedziała Aya- me. — Pan Hironobu nie wrócił z polowania. Nie przysłał gońca. W zamku nie ma Ŝadnego z wiernych samurajów. Nikogo, kto stanąłby po twojej stronie. — Pani — odezwała się jedna z dworek—jeszcze jest dość czasu na ucieczkę. Dosiądź konia i jedź do zamku pana Hikariego. Tam na pewno znajdziesz opiekę. — Pan Hikari nie Ŝyje — odparła Shizuka. Dworki wydały stłumiony okrzyk zaskoczenia. — Pan Bandan takŜe. Podob- nie ich synowie i całe rodziny. Zdrada szerzy się wszędzie. Dziś spłoną ich zamki. Jutro przed wieczorem zdrajcy będą tutaj. Ayame znów pochyliła się w zdawkowym wojskowym ukło- nie. Patrzyła prosto w oczy swojej pani. — Wielu z nich zabierzemy ze sobą do grobu. — Tak, to prawda — przyznała Shizuka. — Nasza śmierć nie da im zwycięstwa. Ich rody wygasną, lecz klan pana Hironobu przetrwa. — Poczuła kopnięcie dziecka i połoŜyła rękę na wydatnym brzuchu. Tylko nie brykaj, pomyślała. JuŜ niedługo zjawisz się na tym tragicznym świecie. Jej dworki ze szlochem pochyliły głowy. Najdzielniejsza z nich, Ayame, takŜe walczyła ze wzruszeniem. Oczy miała pełne łez, ale nie płakała. To była dramatyczna scena, niczym z teatru kabuki, o którym czasami wspominał pan Kiyori. Ale dziewczęta o tym nie * Naginata — rodzaj włóczni o drzewcu długim na 180 cm i Ŝeleźcu — 40 cm — w kształcie zbliŜonym do ostrza japońskiego miecza — katany — dzięki niemu mogła słuŜyć do kłucia i cięcia; wakizashi — krótki miecz (30—45 cm); katana — tradycyjny miecz o lekko wygiętej głowni długości powyŜej 60 cm. 24
wiedziały. Pierwszą sztukę napisano dopiero trzysta lat później. Chmara Wróbli, 1860 Shigeru na chwilę zamarł bez ruchu, a potem błyskawicznie przesunął się do następnego cienia. Cicho niczym zabójca przemierzał korytarze rodowego zamku. Tylko ten, kto przypad- kiem spojrzałby wprost na niego, mógłby go zobaczyć, ponie- waŜ poruszał się w taki sposób, Ŝe pozostawał niewidzialny dla samurajów i słuŜących. Nie chciał, by go widziano. Bał się, Ŝe któryś z nich podejdzie zbyt blisko i pochyli głowę w pokornym ukłonie, a on — mając przed oczami coś całkiem innego — chwyci za miecz i w szale zarąbie nieszczęśnika. Dlatego musiał się ukrywać. Tracił nad sobą panowanie. Nie wiedział, jak długo jeszcze wytrzyma. W uszach dudniła mu upiorna kakofonia dźwięków. WytęŜał wzrok, Ŝeby nie patrzeć na ukazujące mu się sceny tortur i krwawej rzezi. Tymczasem potrafił jeszcze odróŜnić rzeczy- wistość od ułudy, lecz był juŜ u kresu sił. Od kilku dni nie sypiał. PrzeraŜające wizje, które odbierały mu sen, spychały go coraz głębiej w otchłań szaleństwa. A przecieŜ uwaŜano go za jednego z największych wojowników swoich czasów. Jako pierwszy od dwustu lat był stawiany na równi z legendarnym Musashim. Bez fałszywej skromności i niepotrzebnej dumy uwaŜał, Ŝe zasłuŜył na taką reputację. Ale nawet najlepsza znajomość sztuk walki nie ratowała go przed wrogiem, który tkwił w nim samym. Z wolna pogrąŜał się w chorobie, ale nie zwrócił się do ojca, chociaŜ wiedział, Ŝe tylko on moŜe mu pomóc. Wstydził się przyznać do słabości. W końcu był jedynym ocalałym synem pana Kiyoriego. W kaŜdym pokoleniu w rodzie Okumichi rodził się ktoś z „proroczym" darem. Przedtem był to jego ojciec. Po nim bratanek, Genji. Teraz ów straszliwy cięŜar musiał dźwigać on, Shigeru. Pan Kiyori przez sześćdziesiąt lat wykorzystywał swe zdolności dla dobra całego klanu. Syn nie mógł iść do niego z płaczem, narzekając, Ŝe miewa omamy. 25