Raven_Heros

  • Dokumenty474
  • Odsłony396 292
  • Obserwuję356
  • Rozmiar dokumentów2.9 GB
  • Ilość pobrań247 874

Bractwo Czarnego Sztyletu 08 - Dusza Wampira - J. R Ward

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :1.5 MB
Rozszerzenie:pdf

Bractwo Czarnego Sztyletu 08 - Dusza Wampira - J. R Ward.pdf

Raven_Heros EBooki J. R Ward Bractwo Czarnego Sztyletu
Użytkownik Raven_Heros wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 263 stron)

J.R.Ward – Dusza Wampira [www.chomikuj.pl/oknoifiranka] 1 Tę powieść dedykuję Tobie. Pojęcia dobra i zła nie mogą być bardziej względne, gdy chodzi o Twoją osobę. Ale zgadzam się z nią. Dla mnie zawsze byłeś bohaterem.

J.R.Ward – Dusza Wampira [www.chomikuj.pl/oknoifiranka] 2 Podziękowania Wyrazy głębokiej wdzięczności dla czytelników serii Bractwa Czarnego Sztyletu. Serdeczności dla Cellies, internetowej grupy dyskusyjnej fanów. Na ogromne podziękowania zasłużyli także: Steven Axelrod, Kara Cesare, Claire Zion, Kara Welsh i Leslie Gelbman. Dziękuje; wam, Lu i Opal, a także redaktorom i korekcie, że to wszystko, co robicie, robicie z głębi serca! Nieustające podziękowania dla mojego Komitetu Wykonawczego: Sue Grafton, dr Jessiki Andersen i Betsey Vaughan. No i oczywiście wyrazy szacunku dla niezrównanej Suzanne Brockmann i Christine Feehan (z rodziną). Do DLB — stwierdzenie, że usiłuję ci dorównać, jest oczywistością. Ale proszę bardzo, niech będzie. Mama cię kocha! Do NTM — który ma zawsze racje i którego ciągle kochamy. Do LeElli Scott — której się to należy. I to bardzo. Do małej Kaylie i jej mamy — bo bardzo je kocham. Ta ksiązka nigdy by nie powstała bez mojego kochającego męża, który jest moim doradca, aniołem stróżem i wizjonerem; mojej cudownej matki, za której miłość nigdy się w pełni nie odwdzięczę; moich krewnych (rodzonych i przyszywanych); i moich najdroższych przyjaciół. I, oczywiście, bez piękniejszej połowy WritcrDoga.

J.R.Ward – Dusza Wampira [www.chomikuj.pl/oknoifiranka] 3 GlosariuszGlosariuszGlosariuszGlosariusz Ahstrux nohstrum - osobisty ochroniarz z uprawnieniami zabójcy. Funkcja z królewskiego nadania. Bractwo Czarnego Sztyletu - tajna organizacja mistrzów sztuk walki, której zadaniem jest obrona rasy wampirów przed Korporacją Reduktorów. Dzięki właściwemu doborowi genetycznemu członkowie Bractwa obdarzeni są potężnym ciałem i umysłem oraz niecodzienną zdolnością regeneracji. Bractwo wyławia kandydatów na swoich członków, którzy zazwyczaj nie są rodzonymi braćmi. Agresywni, pewni siebie, a przy tym tajemniczy, trzymają się z dala od cywilów i nie utrzymują kontaktów z członkami pozostałych kast, o ile nie potrzebują się dokrwić. W świecie wampirów bracia cieszą się wielkim poważaniem. O ich wyczynach krążą legendy. Giną tylko od bardzo poważnych urazów, takich jak rany postrzałowe, cios w serce itp. Broniec - samiec wampirów, który ma partnerkę. Samce mogą mieć więcej niż jedną partnerkę. Cerbher - kurator przydzielony z urzędu. Funkcja podlega gradacji; najwięcej uprawnień mają cerbherzy eremithek. Chcączka - okres płodności u samicy wampirów, zwykle trwa dwa dni i towarzyszy jej potężny apetyt seksualny. Pierwsza chcączka występuje około pięciu lat po przemianie, później pojawia się raz na dziesięć lat. Chcączka samicy wyczuwana jest przez wszystkie samce, które mają z nią kontakt. Chcączka to niebezpieczny okres, w którym dochodzi do waśni i starć między rywalizującymi samcami, zwłaszcza jeśli samica nie ma partnera. Ehros - Wybranka kształcona w dziedzinie sztuki erotycznej i miłosnej. Eremithka - status przyznawany przez króla arystokratycznej samicy w odpowiedzi na suplikę jej rodziny. Eremithka podlega wyłącznie władzy cerbhera, zwykle najstarszego samca w domostwie. Cerbher ma prawo decydowania o jej postępowaniu, zwłaszcza ograniczania bądź całkowitego zakazu kontaktów ze świa- tem zewnętrznym. Glymeria - opiniodawcze kręgi arystokracji. Socjeta. Gwardh - osoba odpowiedzialna za wychowanie, ojciec chrzestny.

J.R.Ward – Dusza Wampira [www.chomikuj.pl/oknoifiranka] 4 Juchacz - wampir płci męskiej lub żeńskiej, który ma obowiązek karmić swoją krwią właściciela. Choć posiadanie juchaczy należy do ginących obyczajów, jest nadal praktyką legalną. Korporacja Reduktorów - organizacja zabójców powołana przez Omegę w celu eksterminacji rasy wampirów, Krwiczka - wampirzyca, która ma partnera seksualnego. Samice zwykle poprzestają na jednym partnerze, ponieważ samce mają silny instynkt terytorialny. Krypta - rytualne miejsce spotkań Bractwa Czarnego Sztyletu, wykorzystywane do ceremonii oraz przechowywania słojów z sercami Reduktorów. W Krypcie odbywają się ceremonie przyjęcia do Bractwa i pogrzeby, tu również dyscyplinuje się nieposłusznych członków Bractwa. Wstęp przysługuje jedynie członkom Bractwa, Pani Kronik i inicjowanym adeptom. Lilan - pieszczotliwie: ukochany, ukochana. Łyż - narzędzie tortur służące do wyłupywania oczu. Mahtrona - babcia. Mamanh - spieszczenie słowa: matka. Nalla - Najdroższa, ukochana. Omega - złowroga, tajemnicza postać dążąca do zagłady wampirów z powodu niechęci do Pani Kronik. Istota nadprzyrodzona, posiada zdolności magiczne, z wyjątkiem mocy tworzenia. Pani Kronik - duchowy autorytet, doradczyni królów, strażniczka świętych ksiąg wampirów, dawczyni przywilejów. Istota nadprzyrodzona, posiada wiele nadprzyro- dzonych mocy. W jednorazowym akcie kreacji powołała do istnienia rasę wampirów. Pierwsza Rodzina - królewska para wampirów z ewentualnym potomstwem. Pomstha - odwet. Akt wymierzenia sprawiedliwości, zwykle przez samca związanego z poszkodowanym. Princeps - bardzo wysoki stopień w hierarchii wampirzej arystokracji; ustępuje rangą jedynie członkom Pierwszej Rodziny i Wybrankom Pani Kronik. Provodhyr - wpływowy osobnik piastujący wysokie stanowisko. Przemiana - przełomowy okres w życiu wampirów obojga płci, w którym osiągają dojrzałość. Odtąd muszą regularnie pić krew osobnika płci przeciwnej i nie mogą przebywać w świetle słonecznym. Przemiana zwykle występuje w wieku około dwudziestu pięciu lat. Niektóre wampiry, zwłaszcza samce, giną w trakcie przemiany. Wampiry przed przemianą są słabowite, nierozbudzone płciowo i niezdolne do dematerializacji. Psaniec - wampir należący do kasty sług. Psańce są posłuszne wielowiekowej tradycji, która dyktuje ich strój i maniery Mogą przebywać w świetle dziennym, za to starzeją się

J.R.Ward – Dusza Wampira [www.chomikuj.pl/oknoifiranka] 5 dość szybko. Średnia długość życia psańca wynosi około pięciuset lat. Samica psańca: psanka. Pyrokant - pięta achillesowa, słaby punkt lub niszcząca słabość danego osobnika. Natury wewnętrznej (np. nałóg) lub zewnętrznej (np. kochanek). Qhrih (St. Jęz.) - runa honorowej śmierci. Reduktor - członek Korporacji Reduktorów. Bez-duszny humanoid, pogromca wampirów. Reduktorów można pozbawić życia wyłącznie przez przebicie piersi; w pozostałych wypadkach żyją wiecznie. Nie jedzą, nie piją, nie rozmnażają się. Z czasem tracą pigment we włosach, skórze i tęczówkach - są bezkrwiści, białowłosi, oczy mają bezbarwne. Pachną zasypką dla niemowląt. Do Korporacji wprowadzani przez Omegę, po rytualnej inicjacji wypatroszone serce przechowują w kamiennym słoju. Rundha - rytualna rywalizacja samców o samicę, z którą chcą się parzyć. Ryth - rytuał zwracania honoru proponowany przez stronę znieważającą. Znieważony wybiera dowolną broń i atakuje nieuzbrojonego adwersarza (samca lub samicę). Symphaci - odmiana rasy wampirów charakteryzująca się, między innymi, skłonnością i talentem do manipulowania uczuciami bliźnich; w ten sposób doładowują się energetycznie. Symphaci od stuleci są gatunkiem pogardzanym, w niektórych epokach przeznaczonym na odstrzał. Odmiana bliska wymarcia. Tolly - czuły zwrot. W wolnym przekładzie: „moja miła", „mój miły". Wampir - przedstawiciel gatunku odmiennego od Homo sapiens. Aby żyć, wampir musi pić krew osobnika płci przeciwnej. Ludzka krew utrzymuje wampiry przy życiu, jednak jej działanie jest krótkotrwałe. Po przemianie, która występuje około dwudziestego piątego roku życia, wampiry nie mogą przebywać na słońcu i regularnie muszą się dokrwić. Istota ludzka nie może zostać wampirem przez ukąszenie ani transfuzję krwi, spotyka się jednak rzadkie przypadki krzyżówki ras. Wampiry potrafią się dematerializować, ale wymaga to spokoju i koncentracji oraz braku większych obcią- żeń. Potrafią też wymazywać wspomnienia z pamięci krótkoterminowej człowieka. Niektóre wampiry umieją czytać w myślach. Średnia życia wampira wynosi ponad tysiąc lat; znaczna część osobników żyje o wiele dłużej. Wybranki - samice wampirów chowane na służebnice Pani Kronik. Uchodzą za arystokrację, choć bardziej w hierarchii duchowej niż świeckiej. Z samcami nie mają prawie styczności, czasem jednak paszą się z wybranymi dla nich przez Panią Kronik braćmi, aby zapewnić liczebność kasty. Posiadają dar jasnowidzenia. W dawnych czasach karmiły swoją krwią członków Bractwa, którzy nie mieli własnych krwiczek, praktyka ta została jednak zarzucona. Zanikli - duchowa kraina, w której zmarłe wampiry pędzą życie wieczne w otoczeniu swoich bliskich.

J.R.Ward – Dusza Wampira [www.chomikuj.pl/oknoifiranka] 6 Zghubny brah - młodszy bliźniak, nosiciel klątwy Zvidh - pole buforujące, maskujące realistyczną iluzją wybrany fragment terenu; fatamorgana, Zwyrth - martwy osobnik powracający z Zanikhu do świata żywych . Zwyrthy darzone są głębokim szacunkiem i podziwem za bolesne doświadczenia.

J.R.Ward – Dusza Wampira [www.chomikuj.pl/oknoifiranka] 7 1. MATKA MORDHA ODESZLA DO ZANIKHU O JEDENASTEJ JEDENAŚCIE. W ostatnich chwilach otaczali ją syn, córka, śpiąca wnuczka, porywczy z natury zięć; towarzyszyła jej także ukochana psanka. To była dobra śmierć. Bardzo dobra śmierć. Madalina zamknęła oczy, godzinę później dwukrotnie zaciągnęła się powietrzem i wypuściła długi oddech, jakby jej ciało wzdychało z ulgą, podczas gdy dusza ulatywała z jej cielesnego więzienia. I dziwna rzecz... W tym momencie Nalla zbudziła się i skupiła spojrzenie nie na mahtronie, ale gdzieś ponad łóżkiem. Wyciągnęła w górę pulchne rączki i uśmiechnęła się, gruchając, jakby ktoś pogłaskał ją po policzku. Mordh spojrzał na ciało matki. Zawsze wierzyła, iż odrodzi się w Zanikhu, jej wiara miała korzenie w żyznej glebie wychowania Wybranek. Miał nadzieję, że to prawda. Chciał wierzyć, iż gdzieś tam wciąż żyła. Tylko to choć odrobinę łagodziło ból w jego piersi. Psanka zaczęła cicho płakać, Bella przytuliła córkę i Zbihra. Mondh trzymał się z dala od nich, siedząc samotnic w nogach łóżka, patrząc, jak z twarzy matki uciekają kolory. Tak jak dziedzictwo matki zawsze było przy nim, tak o spadku ojca przypomniał sobie, gdy poczuł mrowienie w dłoniach i stopach. Wstał, skłonił się zebranym i przeprosił. W łazience przy pokoju, w którym się zatrzymał, zajrzał pod umywalkę i – dzięki niech będą Pani Kronik, że miał dość rozsądku, by upchnąć z tyłu kilka fiolek dopaminy. Zapalił lampkę grzewczą na suficie, zsunął futro i zdjął marynarkę. Czerwony blask z góry wystraszył go nie na żarty, bo przez chwilę myślał, że napięcie wywołane śmiercią przywołuje jego gorszą stronę. Dlatego wyłączył lampę, odkręcił prysznic i czekał, aż uniesie się ciepła para. Połknął jeszcze dwie penicyliny. Kiedy już mógł znieść temperaturę, podwinął rękaw, starannie omijając swoje odbicie w lustrze. Napełnił strzykawkę i zacisnął pętlę z paska na bicepsie, zaciągając mocno czarną skórę i przytrzymując ją przy żebrach. Stalowa igła wbiła się w zakażoną żyłę i wcisnął tłok… - Co ty robisz? Na głos siostry poderwał głowę. Widział w lustrze, jak wpatruje się w igłę w jego ramieniu i w czerwone, chore żyły. Z początku zamierzał na nią wrzasnąć, żeby się wynosiła. Nie chciał, żeby to widziała i to nie tylko dlatego, że zmuszała go tym do kolejnych kłamstw. To była jego prywatna sprawa.

J.R.Ward – Dusza Wampira [www.chomikuj.pl/oknoifiranka] 8 Zamiast tego spokojnie wyciągnął strzykawkę, zabezpieczył igłę i wyrzucił ją. Przy wtórze syku prysznica obciągnął rękaw, założył marynarkę i futro. Zakręcił wodę. - Mam cukrzycę – powiedział. Cholera, Elenie powiedział, że to Parkinson. Szlag by to. Cóż, w najbliższej przyszłości te dwie raczej się nie spotkają. Bella uniosła dłoń do ust. - Od kiedy? Wszystko w porządku? - Czuję się świetni. – Zmusił się do uśmiechu. – A ty? - Chwila, od kiedy to się dzieje? - Robię sobie zastrzyki od jakiś dwóch lat. – To przynajmniej nie było kłamstwem. – Regularnie widuję się z Agrhesem. – Dzyń! Dzyń! Kolejna prawda. – Całkiem nieźle sobie z tym radzę. Bella spojrzała na jego ramię. - To dlatego zawsze jest ci zimno? - Złe krążenie. Dlatego potrzebuję laski. Mam kiepską równowagę. - Myślałam, że to z powodu tamtej rany. - Cukrzyca utrudnia gojenie. - Racja. - Przytaknęła ze smutkiem. - Szkoda, że nie wiedziałam. Źle się czuł, okłamując ją, gdy tak spoglądała na niego swoimi wielkimi, błękitnymi oczami, ale wystarczyło, że pomyślał o spokojnej twarzy matki. Otoczył siostrę ramieniem i wyprowadził z łazienki. - To nic takiego. Radzę sobie. W sypialni było chłodniej, ale dowiedział się o tym tylko dlatego, że Bella się skuliła. - Kiedy odprawimy ceremonię? - spytała. - Zadzwonię do kliniki i poproszę Agrhesa, żeby przyszedł o zmroku i ją przygotował. Wtedy zdecydujemy, gdzie ją pochować. - Na terenie rezydencji Bractwa. Tego bym chciała. - Jeśli Ghrom zgodzi się, żebym przyszedł z psanką, to nie ma sprawy. - Jasne, Z właśnie rozmawia z królem przez telefon. - W mieście nie zostało chyba zbyt wielu członków glymerii, którzy chcieliby ją pożegnać. - Zabiorę z dołu jej notes z adresami i przygotuję zawiadomienie. Taka rzeczowa, praktyczna rozmowa pokazywała, że śmierć jest rzeczywiście częścią życia. Kiedy tak stała przytulona do niego, myślał o niezliczonych razach, kiedy próbował ochronić ją przed światem. A jednak życie toczyło się po swojemu.

J.R.Ward – Dusza Wampira [www.chomikuj.pl/oknoifiranka] 9 Boże, kiedy była mała, jeszcze przed przemianą, był pewien że będzie w stanie ją chronić i opiekować się nią. Kiedy była głodna, zapewniał jej jedzenie. Kiedy potrzebowała ubrań, kupował je. Kiedy nie mogła spać, siedział przy niej, póki nie zamknęła oczu. Teraz jednak, gdy dorosła, miał wrażenie, że nie może dla niej zrobić nic poza uspokajaniem. Chociaż, może to tak miało być. Kiedy jest się dzieckiem, dobra kołysanka wystarczy, by złagodzić napięcia dnia i dać poczucie bezpieczeństwa. Tuląc ją teraz, żałował, że nie było równie prostego lekarstwa dla dorosłych. - Będę za nią tęsknić - powiedziała Bella. - Nie byłyśmy do siebie podobne, ale zawsze ją kochałam. - Byłaś jej wielką radością. Zawsze. Bella odsunęła się. - I ty też. Założył jej kosmyk włosów za ucho. - Zostaniesz tu na jakiś czas ze swoją rodziną? Bella przytaknęła. - Gdzie nas ulokujecie? - Spytaj psankę mamanh. - Tak zrobię. - Bella uścisnęła mu dłoń, choć tego nie poczuł, i wyszła z pokoju. Kiedy został sam, podszedł do łóżka i wyjął telefon. Ehlena nie napisała do niego zeszłej nocy i wybierając numer kliniki w spisie, starał się tym nie martwić. Może miała dzienną zmianę. Boże, miał nadzieję, że tak było. Szanse, że stało się coś złego, były niewielkie. Bardzo malutkie. Ale w następnej kolejności zadzwoni do niej. - Tu klinika - usłyszał w Starym Języku. - Mówi Mordh, syn Rempoona. Moja matka właśnie odeszła i trzeba zająć się przygotowaniem jej ciała. Kobieta na drugim końcu linii zachłysnęła się powietrzem. Żadna z pielęgniarek go nie lubiła, ale wszyscy uwielbiali jego matkę. Wszyscy... Po prostu wszyscy, tak było. Przeciągnął dłonią po irokezie. - Czy Agrhes mógłby przyjść do jej domu o zmroku? - Tak, oczywiście. I pozwolę sobie w imieniu nas wszystkich wyrazić żal z powodu jej odejścia i nadzieję, że bezpiecznie dotrze do Zanikhu. - Dziękuję. - Proszę chwilę zaczekać. - Po chwili kobieta wróciła i powiedziała: - Doktor przybędzie zaraz po zachodzie słońca. Jeśli się pan zgodzi, weźmie z sobą kogoś do pomocy...

J.R.Ward – Dusza Wampira [www.chomikuj.pl/oknoifiranka] 10 - Kogo? - Nie był pewien, jak by zareagował na wieść, że to Ehlena. Nie chciał, by tak szybko musiała się zajmować kolejnym ciałem, a fakt, że to jego matka, jeszcze by jej wszystko utrudniał. - Ehlenę? Pielęgniarka zawahała się. - Nie, nie Ehlenę. Zmarszczył brwi, ton kobiety wyzwolił w nim instynkt symphaty. - Czy Ehlena dotarła do was zeszłej nocy? - Znowu milczenie. - Dotarła? - Przepraszam, nie wolno mi rozmawiać... Jego głos przeszedł w warczenie. - Przyszła czy nie przyszła? Proste pytanie. Przyszła? Czy nie? Pielęgniarka zaczęła się denerwować. - Tak, tak, przyszła... - I? - Nic. Ona... - Więc w czym problem? - W niczym. - Rozdrażniony ton powiedział mu, że takie właśnie radosne pogawędki były jedną ze spraw, które nie przysparzały mu sympatyków. Spróbował uspokoić głos. - Najwyraźniej jest jakiś problem i pani mi wyjaśni w czym rzecz, albo będę dzwonił, póki ktoś ze mną nie porozmawia. A jeśli nie będzie chętnych, zjawię się tam osobiście i doprowadzę wszystkich do szału, aż któryś z pracowników się złamie i wszystko mi opowie. Cisza wibrująca niewypowiedzianym „jesteś cholernym dupkiem". - Dobrze. Ehlena już tu nie pracuje. Mordh z sykiem wciągnął powietrze i położył dłoń na torebce z penicyliną, którą trzymał w kieszonce na piersi. - Dlaczego? - Tego panu nie powiem pod żadnym pozorem. - Klik i rozłączyła się. Ehlena siedziała na piętrze przy zniszczonym kuchennym stole, wpatrując się w leżący przed nią rękopis ojca. Przeczytała go dwukrotnie jeszcze w pracowni, po czym położyła ojca spać i przyszła tutaj, żeby przeczytać to jeszcze raz. Tytuł brzmiał: W lesie deszczowym małpiego rozumu. O najdroższa Pani Kronik, jeśli wcześniej współczuła ojcu, to teraz współodczuwała to z nim. Te trzysta ręcznie zapisanych stron stanowiło wycieczkę z przewodnikiem po jego zaburzeniach; żywe „zostań nim na jeden dzień" studium początków i przebiegu choroby.

J.R.Ward – Dusza Wampira [www.chomikuj.pl/oknoifiranka] 11 Rzuciła okiem na folię aluminiową zakrywającą okna. Prześladujące go głosy pochodziły z wielu źródeł, a rozprzestrzeniały się między innymi za pomocą fal radiowych wysyłanych przez satelity orbitujące wokół Ziemi. Wiedziała o tym. Ale w książce ojciec opisał folię aluminiową jako wyobrażenie psychozy. Zarówno folia, jak i schizofrenia trzymały świat z daleka, izolowały go... i obie dawały mu poczucie bezpieczeństwa swoim istnieniem. Prawdę mówiąc, jego miłość do choroby była niemal równa lękowi przed nią. Wiele, wiele lat temu, po tym, jak rodzina zdradziła go w interesach i zniszczyła go w oczach glymerii, przestał ufać swojej umiejętności odczytywania intencji i motywacji innych. Zaufał niewłaściwym ludziom i... kosztowało go to jego krwiczkę. Ehlena niewłaściwie wyobrażała sobie śmierć matki. Tuż po wielkim upadku matka sięgnęła po laudanum jako pomoc w zmaganiach z życiem. Tymczasowa ulga zmieniła się w klęskę, gdy życie, które znała, rozsypało się... pieniądze, pozycja, domy, wszystkie dobra opuszczały ją jak piękne gołębie wzbijające się do lotu, szukające bezpieczniejszego miejsca. I wtedy rozpadło się narzeczeństwo Ehleny. On odsuwał się od niej, aż wreszcie ogłosił publicznie, że to koniec ich związku, ponieważ Ehlena uwiodła go i wykorzystała. Ta kropla przepełniła czarę rozpaczy matki. To, co było ich wspólną decyzją, zostało przeinaczone. Wszyscy mieli Ehlenę za kobietę bez wartości, ladacznicę zdecydowaną zepsuć mężczyznę o najszlachetniejszych intencjach. Po czymś takim Ehlena nie mogłaby wyjść za nikogo z glymerii, nawet gdyby jej rodzina nie utraciła swojej pozycji. Tej nocy, kiedy wybuchł skandal, matka Ehleny poszła do swojej sypialni, a cztery godziny później znaleźli ją martwą. Ehlena zawsze podejrzewała, że przedawkowała laudanum, ale myliła się. Według rękopisu, matka przecięła sobie nadgarstki i wykrwawiła się na łóżku. Ojciec zaczął słyszeć głosy wkrótce po tym, jak w małżeńskim łożu znalazł swoją krwiczkę martwą; bladą sylwetkę otoczoną aureolą ciemnej czerwieni przelanego życia. Choroba postępowała, a on wycofywał się głębiej i głębiej w paranoję, dziwnym trafem czując się tam bezpieczniej. Prawdziwe życie pełne było, jego zdaniem, problemów i ludzi, którzy mogli zdradzić lub nie zdradzić. Za to głosy w głowie chciały go bezwarunkowo dopaść. Gdy te szalone małpy skakały i wspinały się po gałęziach lasu jego choroby, rzucając w niego patykami i pestkami owoców, przynajmniej znał swojego wroga. Widział je, czuł, wiedział, jakie są; uzbrajał się przeciw nim w dobrze wyposażoną lodówkę, folię w oknach, rytualne słowa i swoje pisanie. W prawdziwym świecie? Był bezsilny i zagubiony, na łasce innych, bez szans na rozpoznanie, co było niebezpieczne, a co nie. Z drugiej strony miał chorobę, w której pragnął przebywać, bo znał, jak to ujął, ograniczenia lasu, ścieżki między pniami i zachowania małp.

J.R.Ward – Dusza Wampira [www.chomikuj.pl/oknoifiranka] 12 Tam jego kompas wskazywał północ. Ku zaskoczeniu Ehleny? Dla niego choroba była nie tylko cierpieniem. Zanim zachorował, był specjalistą od Starego Prawa, samcem znanym ze swego zamiłowania do dysput i upodobania do silnych oponentów. W chorobie odnalazł konflikt, który w czasach zdrowia był jego radością. Głosy w jego głowie, jak to ujął z ironią, były równie inteligentne i zręczne w sporze jak on sam. Gwałtowne epizody choroby były dla niego mentalnym odpowiednikiem dobrej walki bokserskiej, a ponieważ koniec końców z nich wychodził, zawsze czuł się zwycięzcą. Był również świadom, że nigdy nie opuści swojego lasu. Jak napisał w końcowym zdaniu, las był jego ostatnim adresem przed przeprowadzką do Zanikhu. Żałował tylko jed- nego: w lesie było miejsce tylko dla jednej osoby, więc pobyt wśród małp oznaczał, że nie może być z nią, swoją córką. Smuciła go ta separacja i ciężar, jakim był dla niej. Wiedział, że ciężko się z nim żyje. Był świadom jej poświęcenia. Opłakiwał jej samotność. To właśnie chciała od niego usłyszeć, a gdy teraz trzymała te stronice w dłoniach, nie miało znaczenia, że zapisał to, zamiast powiedzieć. Tak było nawet lepiej, bo mogła prze- czytać jego słowa jeszcze raz i jeszcze. Jej ojciec wiedział o wiele więcej, niż sądziła. I był o wiele szczęśliwszy, niż potrafiła sobie wyobrazić. Wygładziła dłonią pierwszą stronę. Pismo - niebieski atrament, bo dobrze wyszkolony prawnik nigdy nie używał czarnego - było schludne i uporządkowane niczym wyliczenie przeszłości, eleganckie i zgrabne jak wnioski, które wyciągał, i spostrzeżenia, które przedstawiał. Boże... tak długo mieszkała obok niego, a dopiero teraz dowiedziała się, gdzie mieszka on. A przecież wszyscy ludzie byli do niego podobni. Każdy w swoim własnym lesie deszczowym, samotny mimo wielu innych, wędrujących tuż obok. Czy zdrowie psychiczne to zaledwie kwestia mniejszej liczby małp? A może tej samej liczby, ale sympatyczniejszych? Stłumiony dzwonek komórki wyrwał ją z rozważań. Sięgnęła po płaszcz, wyjęła telefon z kieszeni i odebrała. - Słucham? - Po ciszy poznała, kto dzwoni. - Mordh? - Wylali cię. Ehlena oparła łokieć na stole i położyła czoło na dłoni. - Czuję się świetnie. Zaraz będę się kłaść. A ty? - To przez te proszki, które mi przyniosłaś, prawda? - Kolacja była świetna. Twarożek i marchewkowe paluszki...

J.R.Ward – Dusza Wampira [www.chomikuj.pl/oknoifiranka] 13 - Przestań! - warknął. Opuściła rękę i zmarszczyła brwi. - Wypraszam sobie. - Dlaczego to zrobiłaś, Ehleno? Dlaczego, u licha... - Słuchaj, albo przemyślisz swój ton, albo to koniec rozmowy. - Ehlena, potrzebujesz tej pracy. - Nie mów mi, czego potrzebuję. Zaklął. Później jeszcze kilka razy. - Wiesz - mruknęła. - Jakby tak dodać do tego podkład muzyczny i trochę strzelaniny, mielibyśmy Szklaną pułapkę. Jak się dowiedziałeś? - Moja matka odeszła. Ehlena wciągnęła powietrze. - Co...? O, mój Boże, kiedy? To znaczy, przykro... - Jakieś pół godziny temu. Z wolna potrząsnęła głową. - Mordh, tak mi przykro. - Zadzwoniłem do kliniki, żeby... umówić się. - odetchnął z takim zmęczeniem, jakie sama czuła. - W każdym razie... właśnie. Nie napisałaś, że dotarłaś do kliniki. Dlatego sam zapytałem i tak to wyszło. - Cholera, miałam taki zamiar, ale... - Cóż, właśnie ją zwalniali. - Ale nie tylko dlatego dzwonię. - Nie? - Po prostu... musiałem usłyszeć twój głos. Ehlena wzięła głęboki wdech, nie spuszczając oczu z pisma ojca. Pomyślała o tym, czego się dowiedziała z tych stron, dobrego i złego. - Zabawne - stwierdziła - ale właśnie czuję to samo. - Naprawdę? Tak... poważnie? - Absolutnie, z pewnością... tak.

J.R.Ward – Dusza Wampira [www.chomikuj.pl/oknoifiranka] 14 2. GHROM BYŁ W ZŁYM HUMORZE i miał tego świadomość, bo odgłos woskowania przez psanca drewnianej balustrady u szczytu głównych schodów napawał go chęcią puszczenia całej tej cholernej rezydencji z dymem. Beth nie opuszczała jego myśli. To wyjaśniało, dlaczego, siedząc za biurkiem, odczuwał nieznośny ból w piersi. To nie było tak, że nie rozumiał, dlaczego ją zdenerwował. I wcale nie uważał, że nie zasłużył na jakąś karę. Po prostu nie mógł znieść faktu, że Beth spała poza domem i musiał pisać do swojej krwiczki SMS-a z pytaniem, czy może do niej zadzwonić. Swoje dokładał też fakt, że od kilku dni nie zmrużył oka. Prawdopodobnie potrzebował krwi. Ale podobnie jak z seksem: od ostatniego razu minęło tyle czasu, że nawet nie pamiętał, jak się to robi. Rozejrzał się po pokoju i pożałował, że nie może się rozładować, wychodząc w teren i angażując się w walkę. Do wyboru miał tylko salę gimnastyczną i alkohol, ale z pierwszej dopiero wrócił, a drugie nie pociągało go aż tak bardzo. Znowu sprawdził telefon. Beth nie odpisała, a przecież wysłał jej wiadomość przed trzema godzinami. Co nic nie znaczy. Pewnie była zajęta albo spała. To nic nie znaczy, do cholery. Wstał, wsunął telefon do tylnej kieszeni spodni i ruszył w stronę dwuskrzydłowych drzwi. Psaniec za drzwiami przykładał się do polerowania i nabłyszczania i cały korytarz wypełniał intensywny cytrynowy zapach. - Mój panie - powiedział psaniec, kłaniając się nisko. - Świetnie się spisujesz. - Cała przyjemność po mojej stronie. - Samiec się rozpromienił. - Jest dla mnie wielką radością służyć tobie i temu domostwu. Ghrom poklepał służącego po ramieniu i zbiegł po schodach. Dotarł do mozaikowej podłogi korytarza, skręcił w lewo i ucieszył się, gdy w kuchni nie spotkał nikogo. Otworzył lodówkę, zlustrował wszelkiego rodzaju resztki i bez specjalnego entuzjazmu wyjął niedojedzonego indyka. Odwrócił się do szafek... - Witaj. Gwałtownie odwrócił głowę. - Beth? Co ty... Myślałem, że jesteś w Azylu. - Byłam. Przed chwilą wróciłam.

J.R.Ward – Dusza Wampira [www.chomikuj.pl/oknoifiranka] 15 Skrzywił się. Będąc mieszańcem, Beth mogła wychodzić na światło słoneczne, ale i tak dostawał ciężkiej nerwicy za każdym razem, gdy podróżowała za dnia. Nie chciał w to teraz wchodzić. Wiedziała, co czuł, a poza tym była teraz w domu i tylko to się liczyło. - Właśnie szykowałem sobie coś do jedzenia - powiedział, choć przecież i tak zdradzał go indyk leżący na stole do krojenia mięs. - Przyłączysz się? Boże, uwielbiał jej zapach. Kwitnące nocą róże. 2apa bliższy mu niż cytrynowy wosk, wspanialszy niż jakiekolwiek perfumy. - Może ja przygotuję coś dla nas dwojga? - zaproponowała. - Wyglądasz, jakbyś miał się zaraz przewrócić. Miał już na czubku języka: nie, trzymam się - ale zmilczał. Nawet najdrobniejsza półprawda mogła jeszcze pogorszyć sprawy między nimi, a to, że był kompletnie wyczerpa- ny, nie było nawet maleńkim kłamstwem. - Byłoby świetnie. Dziękuję. - Usiądź - powiedziała, podchodząc do niego. Pragnął ją przytulić. Zrobił to. Ramiona Ghroma wystrzeliły do przodu, otoczyły samicę i przyciągnęły ją do piersi. Gdy uświadomił sobie, co zrobił, chciał ją wypuścić, ale została tak wtulona w niego. Drżąc, opuścił twarz ku jej pachnącym, jedwabnym włosom i przygarnął ją, dopasowując jej miękkość do konturów swoich twardych mięśni. - Tak bardzo za tobą tęskniłem - szepnął. - Ja też tęskniłam. Gdy wtuliła się w niego, byłby głupcem, gdyby uznał, że to lekarstwo na wszystko, ale był gotów przyjąć to, co mu dawała. Odsunął się, przesunął okulary na czubek głowy, żeby mogła zobaczyć jego bezużyteczne oczy. On widział jej twarz rozmazaną i piękną zarazem, choć przypominający świeży deszcz zapach łez mu się nie podobał. Otarł jej policzki kciukami. - Czy mogę cię pocałować? - zapytał. Zgodziła się, a wtedy ujął jej twarz w dłonie i przybliżył usta do jej ust. Miękkie spotkanie warg natychmiast zdało się im boleśnie znajome, a zarazem niosące powiew przeszłości. Mieli wrażenie, że minęła wieczność, odkąd obdarzali się czymś więcej niż tylko cmoknięciem - i ta separacja nie była jedynie z jego winy. Dzieliło ich wszystko. Wojna Bracia. Głymeria. John i Tohr. Ten dom. Potrząsając głową, powiedział: - Zycie weszło nam w drogę, gdy próbowaliśmy żyć. - Masz rację. - Pogłaskała jego twarz. - I boleśnie odbiło się na twoim zdrowiu. Więc teraz masz tu grzecznie usiąść i pozwolić się dokrwić.

J.R.Ward – Dusza Wampira [www.chomikuj.pl/oknoifiranka] 16 - Powinno być na odwrót. Samiec dokrwia swoją samicę. - Ty jesteś królem — powiedziała z uśmiechem. - Ty ustalasz zasady. A twoja krwiczka chciałaby na ciebie zaczekać. - Kocham cię. - Przyciągnął ją do siebie i po prostu tulił. - Nie musisz mi na to odpowiadać... - Ja ciebie też. Teraz to on uginał się pod jej ciężarem. - Czas, żebyś coś zjadł - powiedziała, popychając go w stronę prostego dębowego stołu i odsuwając mu krzesło. Usadowił się, skrzywił, uniósł biodra i wyjął z kieszeni komórkę. Rzucił ją na stół, gdzie poodbijała się od solniczki i pieprzniczki. - Kanapkę? - zaproponowała Beth. - Świetnie. - Dla ciebie to nawet dwie. Ghrom opuścił okulary, bo lampa nad stołem przyprawiała go o ból głowy i choć nie widział, jak Beth kręci się po kuchni, odgłosy jej pracy ukoiły go niczym kołysanka. Słyszał otwieranie szuflad i grzechoczące w nich sztućce. Potem z sykiem otworzyła się lodówka, rozległo się szuranie przesuwanych rzeczy i wreszcie stukanie szkła o szkło. Wysunęła szufladę z pieczywem i zaszeleściła woreczkiem od żytniego chleba, który uwielbiał. Trzask noża krojącego sałatę... - Ghrom? Miękko wypowiedziane imię zmusiło go do otwarcia powiek i podniesienia głowy. - Co...? - Zasnąłeś – Poczuł dłoń krwiczki gładzącą mu włosy. - Jedz. Potem zabiorę cię do łóżka. Kanapki były dokładnie takie, jakie lubił: z dużą ilością mięsa, odrobiną sałaty i mnóstwem majonezu, i choć powinny go trochę ożywić, wyczerpanie trzymające go w żelaznym uścisku nie odpuściło. - Chodź, idziemy - Beth wzięła go za rękę. - Nie, zaczekaj — powiedział, wstając. — Musisz wiedzieć, co się stanie dziś o zmroku. - W porządku. - W jej głosie pojawiło się napięcie, jakby szykowała się na to, co usłyszy - Usiądź. Proszę. Z cichym skrzypnięciem odsunęła krzesło od stołu i powoli na nim usiadła. - Cieszę się, że chcesz być ze mną szczery - szepnęły - Bez względu na wszystko. Ghrom pogładził jej palce, próbując ją uspokoić. Wiedział, że to, co powie, zmartwi ją jeszcze bardziej. - Ktoś... a raczej kilku osobników, ale przynajmniej jeden nam znany chce mnie zabić. - Jej dłoń stężała, a on nie przestawał jej głaskać, starając się ją rozluźnić. - Wieczorem mam

J.R.Ward – Dusza Wampira [www.chomikuj.pl/oknoifiranka] 17 spotkanie z Radą glymerii i spodziewam się... kłopotów. Pójdą ze mną wszyscy bracia i nie mamy zamiaru dać sobie w kaszę dmuchać, ale nie chcę cię okłamywać i wmawiać, że to będzie grzeczna herbatka. - Ten... ktoś... należy do Rady prawda? Więc czy na pewno powinieneś iść osobiście? - Ten, kto to zaczął, już się nie liczy. - Jak to? - Mordh wydał na niego wyrok. Jej dłonie znów stwardniały w napięciu. - Jezu... - Wzięła głęboki wdech. I jeszcze jeden, - O… Boże. - Teraz próbujemy odpowiedzieć na pytanie, kto jeszcze za tym stoi? Między innymi dlatego muszę pojawić się na spotkaniu. Chodzi też o pokaz sity, a to ważne. Ja nie uciekam. Bracia też nie. Ghrom przygotował się, że usłyszy: „Nie, nie idź tam” - i zastanawiał się, co wtedy by zrobił. Ale Beth powiedziała spokojnie: - Rozumiem. Ale mam prośbę. Uniósł brwi wysoko ponad oprawki. - Co takiego? - Chcę, żebyś założył kamizelkę kuloodporną. Nie wątpię w braci, ale to dałoby mi trochę więcej pewności. Ghrom zamrugał. Później uniósł jej dłonie do ust i ucałował. - Mogę to zrobić. Dla ciebie mogę to zrobić. Skinęła głową i podniosła się z krzesła. - Dobrze. Dobrze... w porządku. A teraz czas iść do łóżka. Jestem tak wyczerpana, jak ty wyglądasz. Ghrom wstał, przygarnął ją do siebie i razem wyszli na korytarz, depcząc po mozaice przedstawiającej kwitnącą jabłoń. - Kocham cię - powiedział. - Jestem w tobie szaleńczo zakochany. Obejmujące go ramię Beth zacisnęło się i kobieta ukryła twarz na jego piersi. Gryzący niczym dym zapach strachu zagłuszył jej naturalny różany aromat. A mimo to pochyliła głowę i powiedziała: - Twoja królowa też nie ucieka, wiesz przecież. - O tak. Wiem... Dobrze wiem. W sypialni, którą zajmował w domu matki, Mordh powoli usiadł, opierając się o poduszki. Poprawił futro na kolanach i powiedział do telefonu: - Mam pomysł. Może zaczniemy tę rozmowę od początku?

J.R.Ward – Dusza Wampira [www.chomikuj.pl/oknoifiranka] 18 Delikatny śmiech Ehleny napełnił go dziwną pogodą ducha. - Zgoda. Zadzwonisz do mnie jeszcze raz czy… - Gdzie teraz jesteś? - W kuchni na piętrze. Co wyjaśniałoby lekki pogłos. - Mogłabyś pójść do swojego pokoju? Rozluźnić się? - Czy to będzie długa rozmowa? - Wiesz, przemyślałem swój ton i co powiesz na to. - Zniżył głos aż do granic rozpusty. - Ehleno, proszę. Pójdź do łóżka i zabierz mnie z sobą. Wstrzymała oddech, a po chwili roześmiała się. - Co za poprawa. - Dobra, wiem, uważasz, że źle znoszę pouczanie. Co powiesz na odwdzięczenie się za to? Idź do sypialni i usiądź wygodnie. Nie chcę być sam i mam wrażenie, że ty też nie. Zamiast potwierdzenia usłyszał satysfakcjonujące skrzypienie odsuwanego krzesła. Gdy szła przez dom, wsłuchiwał się w jej urocze, stłumione kroki i skrzypienie schodów, już nie urocze, bo zaczął się zastanawiać, gdzie właściwie mieszka. Miał nadzieję, że to stary dom z pięknymi, choć zużytymi deskami, a nie jakaś zapuszczona nora. Skrzypienie otwieranych drzwi, a po nim cisza podpowiedziały mu, że zagląda do ojca. - Śpi spokojnie? - zapytał. Znów zgrzytnęły zawiasy. - Skąd wiedziałeś? - Bo to dokładnie w twoim stylu. Kolejne drzwi i kliknięcie przekręcanego zamka. - Dasz mi minutkę? Minutkę? Chryste, dałby jej cały świat, gdyby tylko mógł. - Nie spiesz się. Dźwięki stały się stłumione, jakby położyła komórkę na kołdrze lub narzucie. Kolejne marudne drzwi. Cisza. Skrzypnięcie i odległy bulgot spuszczanej wody. Kroki. Sprężyny w łóżku. Zbliżające się szuranie i... - Halo? - Wygodnie? - zapytał, uświadamiając sobie, że szczerzy się jak idiota. Myśl, że oto ona jest lam, gdzie on tego chce, była cudowna. - Tak, wygodnie. A tobie? - Lepiej w to uwierz. - Choć z jej głosem brzmiącym w uszach mogliby mu wyrywać paznokcie, a i tak byłby wcieleniem radości. Zapadła cisza miękka jak jego sobole futro i równie ciepła. - Chcesz porozmawiać o mamie? - zaproponowała łagodnie.

J.R.Ward – Dusza Wampira [www.chomikuj.pl/oknoifiranka] 19 - Tak. Choć nie wiem, co powiedzieć, poza tym, że odeszła po cichu, otoczona rodziną, a to wszystko, o co można prosić. Po prostu nadszedł jej czas. - Ale i tak będziesz za nią tęsknił. - Będę. - Czy mogę coś dla ciebie zrobić? - Tak. - Tylko powiedz. - Pozwól mi się sobą zaopiekować. Roześmiała się cicho. - Dobra. Pozwól, że coś ci podpowiem. W takiej sytuacji to raczej ty potrzebujesz opieki. - Ale oboje wiemy, że to przeze mnie straciłaś pracę... - Poczekaj. — Rozległ się szelest, jakby podnosiła się z poduszki. — Sama podjęłam decyzję o przyniesieniu ci tabletek. Jestem dorosła, wiem, co znaczy zły wybór. Nic nie jesteś mi dłużny tylko dlatego, że namieszałam. - Absolutnie się nie zgadzam. Ale zapomnijmy o tym. Kiedy Agrhes tu przyjdzie, mam zamiar z nim porozmawiać... - Nie, nie porozmawiasz. Drogi lordzie Mordh, twoja matka właśnie odeszła. Nie musisz się przejmować... - Już nic więcej nie mogę dla niej zrobić. Chcę za to pomóc tobie. Mogę porozmawiać z Agrhesem... - To niczego nie zmieni. Już mi nie zaufa, a ja nie go za to winić. - Każdy popełnia błędy., - Niektórych nie da się naprawić. - Nie wierzę w to. — Choć jako symphata nie nadawał na doradcę w kwestiach moralnych. Wcale a wcale. – Zwłaszcza, że rozmawiamy o tobie. - Niczym się nie różnię od innych. - Słuchaj, nie chcę znowu zepsuć swojego tonu - ostrzegł ją. - Ty zrobiłaś coś dla mnie. Ja chcę zrobić coś dla ciebie. Zwykła wymiana, coś za coś. - Ale ja znajdę inną pracę, bo od dawna jakoś sobie radze To jedna z moich najważniejszych umiejętności, - Nie wątpię, - Zamilkł na chwilę dla podkreślenia efektu i sięgnął po najmocniejszy argument. - Jest jeden problem: nie możesz tego tak zostawiać na moim sumieniu. Będzie mnie zżerać od środka. Twój zły wybór był wynikiem mojego wyboru. Roześmiała się miękko, - Czemu nie zaskakuje mnie, że znasz moje słabości? Naprawdę doceniam to, ale jeśli Agrhes nagnie dla mnie zasady, jaki sygnał da to innym? On i Catya, moja przełożona,

J.R.Ward – Dusza Wampira [www.chomikuj.pl/oknoifiranka] 20 zdążyli już ogłosić wszystko pozostałym pracownikom. Teraz nie może się wycofać i nie chcę, by to zrobił tylko dlatego, że ty go zmusisz. „A niech to szlag”, pomyślał Mordh. Miał zamiar pomanipulować umysłem Agrhesa, ale to nie rozwiązałoby sprawy z pozostałymi pracownikami kliniki. - Dobra, to pozwól chociaż pomóc sobie, póki nie staniesz na nogi. - Dziękuję, ale… Naszła go ochota na przekleństwo. - Mam pomysł. Przyjdź do mnie w nocy i wtedy się o to pokłócimy - Mordh... - Wspaniale. Wczesny wieczór muszę poświęcić matce, a o północy mam spotkanie. Co powiesz na trzecią? Świetnie, do zobaczenia. Na jedno uderzenie serca zapadła cisza, po której rozległ się jej chichot. - Zawsze dostajesz to, czego chcesz, prawda? - Dość często. - Dobrze. O trzeciej. - Cieszę się, że zmieniłem ton, a ty? Zaśmiali się oboje, a napięcie opuściło ich niczym spłukane kubłem wody. Znowu rozległ się szelest, więc przyjął, że położyła się z powrotem i zaczęła się rozluźniać. - Czyli mogę ci powiedzieć, co zrobił mój ojciec? - spytała nagle. - Możesz mi to powiedzieć, a później wyjaśnić, dlaczego zjadłaś taką mizerną kolację. A potem porozmawiamy o ostatnim filmie, który widziałaś, i o książkach, które czytałaś, i co sądzisz o globalnym ociepleniu. - Naprawdę o tym wszystkim? Boże, uwielbiał jej śmiech. - Jasne. Jesteśmy w jednej sieci, więc gadamy za darmo. O, i chciałbym poznać twój ulubiony kolor. - Mordh... ty naprawdę nie chcesz być sam. - Słowa zabrzmiały tak łagodnie, jakby ta myśl sama się jej wymknęła. - W tej chwili... chcę być z tobą. Tylko tyle wiem. - Ja też nie byłabym gotowa. Gdyby mój ojciec zmarł tej nocy, nie potrafiłabym pozwolić mu odejść. Zamknął oczy. - Właśnie... - Musiał odkaszlnąć. - Właśnie tak się czuję. Nie jestem na to gotowy. - Twój ojciec też... odszedł. Więc musi być ci szczególnie trudno. - Fakt, nie żyje, ale nie tęsknię za nim. Dla mnie istniała tylko ona. A gdy jej zabrakło... Czuję się, jakbym wrócił do domu i zastał same zgliszcza. Nie odwiedzałem jej co noc czy

J.R.Ward – Dusza Wampira [www.chomikuj.pl/oknoifiranka] 21 nawet raz w tygodniu, ale zawsze miałem tę możliwość, żeby wpaść, posiedzieć, poczuć zapach Chanel No. 5. Posłuchać jej głosu i poprzyglądać się jej zza stołu. Ta możliwość dawała mi poczucie gruntu pod nogami i nie wiedziałem o tym, dopóki jej nie straciłem. Choroba... plotę bez sensu. - Nie, to ma sens. Ze mną jest tak samo. Matka nie żyje a ojciec... jest, a zarazem go nie ma. Więc też czuję się trochę bezdomna. Na łasce losu. „Właśnie dlatego ludzie łączą się w pary”, pomyślał Moidh Pieprzyć seks i pozycję społeczną. Jeśli mieli rozum, robili to by zbudować dom bez ścian, z niewidzialnym dachem i podłogą, po której nikt nie mógł chodzić - schronienie, którego nie mogła zniszczyć żadna wichura, spalić żaden ogień, żaden upływ lat - zburzyć. Wtedy to do niego dotarło. Więź połączenia pomagała przetrwać noce takie jak ta. Bella znalazła swoje schronienie u boku Zbihra. Może jej starszy brat powinien wziąć z niej przykład? - Wiesz - powiedziała z zakłopotaniem Ehlena. - Może odpowiem na pytanie o mój ulubiony kolor. Zanim rozmowa stanie się zbyt ponura. Mordh wrócił do rzeczywistości. - A jakiż to kolor? Ehlena cicho odkaszlnęła. - Mój ulubiony kolor to... fiołkowy. Mordh uśmiechnął się tak szeroko, że aż zabolały go szczęki. - To świetny kolor dla ciebie. Idealny.

J.R.Ward – Dusza Wampira [www.chomikuj.pl/oknoifiranka] 22 3. NA POGRZEBIE CHRISSY BYŁO PIĘTNAŚCIE OSÓB, które ją znały, i jedna, która jej nie znała. A omiatając wzrokiem cmentarz Xhex dostrzegła siedemnastą osobę, kryjącą się wśród drzew, krypt i wielkich nagrobków. Nie na darmo nazywano ten cholerny cmentarz Sosnowym Zagajnikiem. Rozcapierzone gałęzie osłaniały całe miejsce, dając wygodne schronienie tym, którzy nie chcieli być zauważeni. Niech to licho. Znalazła cmentarz w książce telefonicznej. Pierwsze dwa. na które zadzwoniła, nie miały wolnych kwater. Trzeci dysponował jedynie miejscami w, jak to określił jej rozmówca. Ścianie Wieczności, dla ciał po kremacji. Wreszcie znalazła ten Sosnowy Zagajnik i nabyła prostokątną parcelę, na której teraz stali. Różowa trumna kosztowała jakieś pięć tysięcy. Kwatera kolejne trzy. Ksiądz, ojciec, czy jak go tam nazywali ludzie, zasugerował, że datek w wysokości stu dolarów byłby odpowiedni. Żaden problem. Chrissy zasługiwała na to. Xhex jeszcze raz przeczesała wzrokiem cholerne iglaki z nadzieją, że zobaczy drania, który ją zabił. Bobby Grady musiał się tu zjawić. Większość prześladowców, którzy zabili przedmiot swojej obsesji, pozostawała z nim emocjonalnie związana. Więc choć poszukiwała go policja, a on doskonale o tym wiedział, potrzeba odprowadzenia jej na wieczny spoczynek miała przeważyć nad rozsądkiem. Xhex skupiła uwagę na celebransie. Samiec człowieków ubrany był w czarny płaszcz, a na szyi jaśniała biała koloratka. W dłoniach wyciągniętych nad piękną trumną Chrissy trzymał Biblię, z której czytał niskim, pełnym czci głosem. Między zdobionymi złotem stronicami spoczywały atłasowe wstążeczki zaznaczające miejsca, z których najczęściej korzystał. Końce tasiemek wystawały poza książkę, powiewając na czerwono, żółto i biało. Xhex zastawiała się, co było na liście jego „ulubieńców”. Śluby. Chrzty - o ile nie przekręciła tego słowa. Pogrzeby. Ciekawe, czy modlił się za grzeszników: Jeśli dobrze pamiętała, na tym polegało chrześcijaństwo, wierzyła, że musiał. Nie wiedział, że Chrissy była prostytutką, ale nawet gdyby wiedział, i tak musiałby używać tego pełnego szarki tonu i wyrazu twarzy To pocieszyło Xhex. choć nie umiałaby powiedzieć dlaczego. Z północy powiał chłodny wietrzyk. Wróciła do lustrowania okolicy. Chrissy nie zostanie tutaj, gdy ceremonia dobiegnie końca. Jak wiele innych rytuałów, ten też był tylko na pokaz. Ziemia zamarzła, więc dziewczyna będzie musiała poczekać do wiosny w lodówce w kostnicy Ale

J.R.Ward – Dusza Wampira [www.chomikuj.pl/oknoifiranka] 23 przynajmniej na miejscu pochówku miała już przygotowany nagrobek, oczywiście z różowego granitu. Xhex zdecydowała się na najprostszą inskrypcję, tylko imię Chrissy i daty, ale wokół krawędzi wyryto mnóstwo pięknych zdobień. To była pierwsza ludzka ceremonia śmierci, w której Xhex brała udział, i to całe grzebanie najpierw w pudle, a później pod ziemią, było jej całkowicie obce. Sama myśl o zamknięciu pod ziemią sprawiała, że musiała poluzować kołnierz skórzanej kurtki. Nie. To nie dla niej. W tym względzie była uczciwą symphatką. W grę wchodził tylko stos pogrzebowy. Celebrans przy grobie pochylił się ze srebrną łopatką w dłoni, wzruszył grunt, wziął garść ziemi i wyrecytował nad trumną: - Z prochu powstałaś i w proch się obrócisz. Następnie otworzył dłoń i pozwolił drobinkom ziemi ulecieć z wiatrem. Xhex westchnęła, ta część miała dla niej przynajmniej jakiś sens. Według tradycji symphatów, zmarłych układano na drewnianych platformach i podpalano od spodu. Dym unosił się i rozwiewał jak ta ziemia, zdany na łaskę żywiołów. A co zostawało? Popiół, pozostawiany tam, gdzie leżał. Rzecz jasna, symphatów palono, bo nikt nie wierzył, że są naprawdę martwi, kiedy „umierali". Czasami faktycznie byli, Czasami tylko udawali. A warto było mieć pewność. Ale za to eleganckie kłamstwo było wspólne obu tradycjom. Uniesieni wiatrem, uwolnieni od ciała, nieobecni, a zarazem będący częścią wszystkiego. Kapłan zamknął Biblię i pochylił głowę, a gdy wszyscy poszli za jego przykładem, Xhex znów się rozejrzała, modląc się, by ten dupek Grady się pokazał. Jednak jak daleko sięgał jej wzrok i zmysły, nigdzie go nie było. Cholera, spójrzcie tylko na te nagrobki... osadzone na łagodnych wzgórzach ogołoconych zimą z zieleni. Choć tablice były różne - wysokie i smukłe lub niskie i leżące na ziemi, białe, szare, czarne, różowe, złote - były elementami większego wzoru tworzonego przez rzędy zmarłych, ułożone jak domki na osiedlu, z asfaltowymi alejkami i posadzonymi w równych liniach drzewami. Jeden z nagrobków przykuł jej uwagę. Statua przedstawiała kobietę w luźnej szacie, wpatrującą się w niebiosa. Jej twarz i poza tchnęły spokojem i opanowaniem właściwym zachmurzonemu niebu, na którym skupiła swoje spojrzenie. Wyciosano ją z jasnoszarego granitu, więc barwą przypominała niebo, i czasami trudno było rozróżnić, co jeszcze jest figurą, a co horyzontem. Otrząsnąwszy się, Xhex odszukała wzrokiem Treza, a gdy ten pochwycił jej spojrzenie, pokręcił niemal niezauważalnie głową. Podobnie iAm. Żaden z nich nie wyczuł obecności Bobby'ego. W tym czasie detektyw de la Cruz przypatrywał jej się z uwagą i wiedziała to nie dlatego, że sama na niego spojrzała, ale ponieważ wyczuwała zmianę w jego emocjach za każdym razem, gdy na nią spoglądał. Rozumiał, co czuła. Naprawdę rozumiał. I coś w nim szanowało jej pragnienie zemsty. Był jednak zdecydowany.

J.R.Ward – Dusza Wampira [www.chomikuj.pl/oknoifiranka] 24 Gdy kapłan odsunął się i znów rozległy się rozmowy, Xhex zrozumiała, że ceremonia dobiegła końca. Przyglądała się, jak Maria Teresa pierwsza wyłamuje się z grupy, podchodzi do księdza i ściska mu dłoń. Nawet w żałobnym stroju wyglądała olśniewająco. Czarna woalka na twarzy nadawała jej skromny wygląd, a paciorki i krzyżyk w dłoni sprawiały wrażenie pobożności. Najwyraźniej kapłanowi spodobał się jej stroi piękna twarz i to, co mu powiedziała, bo skłonił się i uścisnął jej dłoń. Przy tym kontakcie jego uczucia przeniosły się w stronę miłości - czystej, niekłamanej, szczerej miłości. „To dlatego ta statua tak się wyróżnia”, pomyślała. Maria Teresa wyglądała dokładnie jak rzeźbiona kobiety. Dziwne. - Piękna ceremonia, prawda? Odwróciła się i zobaczyła detektywa. - Chyba tak. Nie znam się na tym. - Nie jest więc pani katoliczką. - Nie. - Gdy tłum się przerzedził, pomachała do iAma. Przed powrotem do pracy chłopcy zabierali wszystkich na lunch, aby jeszcze w ten sposób uczcić pamięć Chrissv. - Grady nie przyszedł - stwierdził detektyw. - Nie. De la Cruz uśmiechnął się. - Rozmawia pani równie chętnie, co dekoruje wnętrza. - Nie lubię komplikować spraw. - Tylko fakty, psze pani? Myślałem, że to moja kwestia. - Spojrzał na plecy ludzi idących w stronę trzech aut zaparkowanych przy alejce. Jedno po drugim odjechały. - A gdzie się podziewa pani szef? - mruknął de la Cruz. - Myślałem, że go tu zobaczę. - To nocny marek. - Och. - Pan wybaczy, detektywie, będę się zbierać. - Naprawdę? - Zatoczył krąg ręką. - Czym? A może lubi pani spacery przy takiej pogodzie. - Zaparkowałam gdzie indziej. - Czyżby? Nie planowała pani pokręcić się jeszcze po okolicy? Żeby na przykład sprawdzić, czy może ktoś się nie spóźni. - Dlaczego miałabym to robić? - No właśnie, dlaczego? Nastąpiła długa, bardzo, bardzo długa pauza, w trakcie której Xhex wpatrywała się w figurę przypominającą Marię Teresę. - Chce mnie pan podrzucić do samochodu, detektywie? - Pewnie.