Briggs Patricia - Frost Burned
1
-"Powinnaś wziąć furgonetkę", powiedziała moja pasierbica.
Brzmiała jak ona, choć wyraz jej twarzy był nadal trochę spięty.
-"Nie powinnam brać niczego, w tym nas "-, mruknęłam, naciskając mocniej na klapę. Mój
Królik miał duży bagażnik jak na tak mały samochód. Byliśmy tu
tylko dwadzieścia minut. Cały czas robię zakupy w Walmart i nigdy nie wyszłam z tak dużą
ilością rzeczy. Nawet wyszłyśmy przed wielkim otwarciem o północy .
I mimo to - miałam to wszystko. Większość z tego nie była w sprzedaży. Kto tak robi?
-"Och, daj spokój,"- zadrwiła, zdecydowanie radośnie. -"To Czarny Piątek1. Wszyscy robią
zakupy w Czarny piątek. "
Podniosłam wzrok znad upartej klapy mojego biednego, obładowanego samochodu i
rozejrzałam się po parkingu Home Depot. -"Najwyraźniej,"- mruknęłam.
Home Depot nie był otwarty o północy w Czarny Piątek, ale jego parking był ogromny i robił
dobrą robotę absorbując nadmiar z Walmartu. Roweru nie można było zaparkować pod
Walmartem. Nie uwierzyłabym że było tak wiele ludzi w Tri-Cities-a to był tylko jeden z
trzech Walmarts, ten który miał być najmniej zapełniony.
"W następnej kolejności powinnyśmy jechać do Targetu " powiedziała Jesse swoim milutkim
głosem, który wywoływał dreszcze na plecach.
"Mają nowe Natychmiastowe Nagrody: The Dread Pirate’s Booty Four 2za połowę ceny niż
zazwyczaj i zostanie wypuszczona dziś o północy. Krążyły plotki, że problemy produkcyjne
oznaczały przedświąteczne niedobory”
Codpieces i Golden Corsets: The Dread Pirate’s Booty Trzy, lepiej znany jako
CAGCTDPBT- nie żartuję, jeśli nie możesz przeliterować dziesięć razy z rzędu bez
potknięcia,
nie jesteś Prawdziwym Graczem-ta gra wybrana została przez sforę. Dwa razy w miesiącu,
przynosili swoje laptopy i kilka monitorów, rozstawiali się w sali konferencyjnej i grali aż do
świtu Bezwzględne, paskudne wilkołaki grały w piracką grę internetową-to było bardzo
intensywne i byłam trochę zaskoczona, że nie mieliśmy żadnych ofiar. Jeszcze.
„ Pogłoski i niedoborach delikatnie przeciekły do prasy dokładnie przed Czarnym Piątkiem”
psioczyłam.
Uśmiechnęła się, jej policzki poczerwieniały od chłodnego listopadowego wiatru a nastrój
się poprawił po tym jak jej matka zadzwoniła by odwołać planowane Boże Narodzenie
1 Black Friday, dzień po Dniu Dziękczynienia, amerykańskim święcie narodowym, 24
godziny na robienie
zakupów.
2 Nazwa gry – zostawiamy w oryginale
podczas obiadu Dziękczynnego wcześniej dziś wieczorem.-„ Cynik. Zbyt dużo przebywasz z
Tatą. "
Tak więc, w poszukiwaniu pirackich łupów, pojechaliśmy na drugi koniec ulicy na parking
Targetu, który wyglądał dokładnie jak parking Walmartu. W odróżnieniu do Walmartu,
Target nie był otwarty. Była tam kolejka osób czekających na otwarcie drzwi o północy,
która, zgodnie z moim zegarkiem, będzie za około dwie minuty. Kolejka rozpoczynała sie w
Target, zakręcała dookoła sklepu obuwniczego i gigantycznego zoologicznego i znikała za
rogiem centrum handlowego w ciemności.
-"Jeszcze nie otworzyli."- Nie chciałam iść tam, gdzie szła ta kolejka ludzi. Zastanawiałam się
czy tak czuli się żołnierze Wojny Domowej, patrząc ponad okopem i widząc walczących po
drugiej stronie, ponurych i opanowanych w bitwie. Ta kolejka ludzi pchała wózki dziecięce
zamiast armat, ale nadal wyglądała dla mnie groźnie.
Jesse spojrzała na moją twarz i parsknęła śmiechem.
Wskazałam na nią. -"Masz już z tym skończyć w tej chwili, panienko. To wszystko twoja
wina.
"
Zamrugała niewinnie "Moja wina? Jedyne co powiedziałam, to ze może być zabawnie wyjść i
uderzyć na zakupy w Czarny Piątek. "
Myślałam, że będzie to dobry sposób, aby odciągnąć ją od matki napiętnowanej poczuciem
winy z powodu niedotrzymanych obietnic. Nie zdawałam sobie sprawy że zakupy w Czarny
Piątek (wciąż czwartek , według mojego zegarka, jeszcze przez minutę) były podobne do
rzucania się na granat. I mimo to chciałam to zrobić -kocham Jesse, i dywersja zaczęła
działać, - ale lepiej byłoby wiedzieć , jak źle może być.
Jechałyśmy powoli za wieloma samochodami również szukającymi miejsc parkingowych, w
końcu dotarłysmy tuż przed sklep, gdzie czaili się kupujący, zgarbieni i gotowi do
zakupowego ataku. Wewnątrz sklepu, młody człowiek w niestety stosownej czerwonej
koszuli szedł bardzo powoli do zamkniętych drzwi, to było wszystko, co chroniło go przed
hordą.
-"On umrze."- Jesse brzmiała na trochę zaniepokojoną.
Tłum zaczął falować, jak chiński smok w Nowy Rok , gdy wyciągał powoli po kolei klucze.
-"Nie chciałabym być w jego butach",- zgodziłam się, gdy chłopak, kończąc misję, rzucił się
do
ucieczki z powrotem w głąb sklepu, tłum śliniących się kupujących ruszył jego śladem.
-"Nie idę tam," -stwierdziłam stanowczo, gdy starsza kobieta szturchnęła innego staruszka,
który próbował przemknąć przed nią przed drzwiami.
-"Zawsze możemy iść do Centrum Handlowego," powiedziała po chwili Jesse.
-"Centrum Handlowe?"- Uniosłam brwi z niedowierzaniem.
-"Chcesz iść do Centrum Handlowego?"- W Tri-Cities jest mnóstwo mniejszych centrów
handlowych, jak również centrum wyprzedażowe FACTORY, ale kiedy mówi się o "Centrum
handlowym", ma się na myśli ogromne w Kennewick. To do którego wszyscy planują
uderzyć
jako pierwszego na zakupy w Czarny Piątek.
Jesse roześmiała się. -"Serio Mercy.
Pięciolitrowe miksery kuchenne są w sprzedaży, tańsze o sto dolarów. Ten Darryla popsuł
sie, kiedy ja i moi przyjaciele robiliśmy nim ciasteczka. Za pieniądze z opieki nad dziećmi,
wystarczy aby wymienić je w Boże Narodzenie, jeśli znajdę taki za sto dolarów. Jeśli
dostaniemy mikser, będę mogła uznać eksperyment za zakończony"- Posłała mi smutne
spojrzenie. -"Naprawdę nic mi nie jest, Mercy. Znam moją mamę, spodziewałam się że
wszystko odwoła. W każdym razie, będzie bardziej zabawnie spędzić Boże Narodzenie z tatą
i
Tobą. "
-"Cóż, jeśli tak jest,"- powiedziałam,- "może dam ci to sto dolarów, i możemy pominąć
Centrum Handlowe? "
Pokręciła głową.- "Nie. Wiem, że nie jesteś zbyt długo częścią tej rodziny, więc nie znasz
wszystkich reguł. Kiedy zepsujesz zabawkę kogoś innego, musisz sama za to zapłacić. Do
Centrum Handlowego".
Westchnęłam głośno i wycofałam z kipiącego parkingu Targetu , skierowałam w stronę
gorącego Centrum Handlowego Columbia.- "Wiec, do boju. Przeciw tłumowi matek w wieku
średnim i przerażającym czarownicom, zwyciężymy. "
Skinęła gwałtownie głową, podnosząc niewidzialny miecz.
-"I przeklęci ci którzy wołają:" Wytrzymajcie! "
-"Błędne cytowanie Szekspira masz od Samuela, jak śmiesz, "-Powiedziałam jej, a ona się
zaśmiała.
Jestem nowa w byciu macochą. To było czasami jak chodzenie po linie –śliskiej linie. Tak
bardzo jak ja i Jesse lubiłyśmy sie, miałyśmy swoje chwile. Słysząc jej prawdziwy, radosny
śmiech powodował ze optymistycznie patrzyłam na nasze relacje.
Samochód przede mną nagle się zatrzymał. Wdepnęłam hamulec królika.
Królik był zabytkiem z moich młodzieńczych lat ( dawnych)dlatego ciągle działał, kochałam
go
– i dlatego że byłam mechanikiem utrzymywanie starego, taniego jeżdżącego Królika było
najlepszą formą reklamy. Hamulce działały świetnie i zatrzymał się w niewielkiej odległości
–
czterech centymetrów.
"Nie jestem pierwsza osobą, która nadużywa Makbeta"
Powiedziała Jesse, brzmiąc trochę na zdyszaną, ale w sumie, nie wiedziała, że właśnie
ostatnio tydzień temu , gdy miałam trochę czasu przerobiłam hamulce.
Wypuściłam powietrze między zębami, aby brzmieć spokojnie gdy czekaliśmy aż jakiś
tchórzliwy kierowca kilka samochodów z przodu zdecyduje się skręcić w lewo na
międzystanówkę. -"Szkocka gra to szkocka gra ". Powinnaś wiedzieć lepiej. Są pewne rzeczy,
których nigdy nie można mówić głośno, jak Makbet, IRS, i Voldemort. Nie, jeśli chcesz, dziś
dojechać do centrum handlowego. "
"Oh," powiedziała, uśmiechając się do mnie. "Myślę o nich tylko wtedy gdy patrzę w lustro i
nie mowie : "Candyman" czy "Bloody Mary"”
"Czy twój ojciec wie, jakiego rodzaju filmy oglądasz? " zapytałam.
"Mój ojciec kupił mi Psycho na moje trzynaste urodziny. Zauważyłam, że nie pytasz mnie,
kim
był Candyman. Jakie ty oglądasz filmy Mercy? "Jej głos brzmiał próżnie, więc wytknęłam jej
język. Taką jestem dojrzałą macochą.
Ruch w pobliżu centrum handlowego Kennewick faktycznie nie był taki zły. Wszystkie pasy
były zderzak w zderzak, ale prędkość była całkiem normalna. Wiedziałam z doświadczenia
że gdy sezon ogórkowy będzie w szczycie, ślimak będzie miał lepszy czas niż samochód
gdzieś
w pobliżu centrum handlowego.
"Mercy?" zapytała Jesse .
"Uhm?" Odpowiedziałam, zjeżdżając na następny pas by uniknąć potrącania przez minivan.
"Kiedy ty i tata będziecie mieli dziecko? "
Dreszcze wybuchły na całym moim ciele. Nie mogłam oddychać, nie mogłam mówić, nie
mogłam się ruszyć - i uderzyłam w SUV-a przede mną z prędkością około trzydziestu
kilometrów na godzinę. Jestem pewna, że szkocka Gra nie miała z tym nic wspólnego.
"To moja wina", powiedziała Jesse siedząc chwilę później obok mnie na chodniku obok
parkingu Centrum Handlowego. Migające awaryjne światła w pojazdach robiły ciekawe
rzeczy na jej kanarkowo żółtych i pomarańczowych włosach. Tupała nogą w górę i w dół z
nadmiaru nerwowej energii - a może po prostu, aby się ogrzać. W najlepszym wypadku było
trzydzieści stopni, a wiatr zacinał.
Wciąż próbowałam dowiedzieć się, co się stało, - choć jednego byłam pewna nie była to wina
Jess. Odchyliłam głowę i oparłam o podstawę dużego oświetleniowego słupa ponownie
przykładając worek z lodem na moją lewą kość policzkową i nos, który w końcu przestał
krwawić. "Kapitan jest odpowiedzialny za swój statek. Moja wina. "
Atak paniki , pomyślałam. Pytanie Jess zaskoczyło mnie – ale nie miałam pojęcia że myśl o
posiadaniu dziecka tak mnie przerazi.
Tak naprawdę to podobała mi sie myśl o dziecku. Więc dlaczego atak paniki? Czułam jego
pozostałości zapychające moje myśli i utrzymujące się na krawędziach lodowatego bólu
głowy lub może to efekt mojego zderzenia twarzą z kierownicą.
Królik był starym samochodem, a to oznaczało brak poduszki powietrznej. Jednak to był
dobry niemiecki samochód, więc pasy bezpieczeństwa , pozostawiły Jesse i mnie siniaki,
guzy, krwawiący nos i podbite oko. Miałam dość podbitych oczu. Z moim kolorami, siniaki
nie
wyróżniały się tak jak u Jesse. Daje nam, tydzień lub dwa, nikt się nie dowie, że nie byłyśmy
w zrujnowanym samochodzie.
Nawet z workiem lodu między mną a reszta świata, mogłam stwierdzić, że pasażer
SUVa, w który uderzyłam jeszcze rozmawiał z policją, ponieważ Jej głos był podniesiony.
Energia którą temu poświęcała upewniła mnie , że jednak nie była poważnie ranna. Kierowca
nic nie mówił, ale wydawało się że z nim wszystko w porządku. Stał kilka kroków za
samochodem i gapił sie na niego.
Młodszy policjant powiedział coś do kobiety, i to trafiło ją jak porażenie prądem.
Mężczyzna który prowadził samochód spojrzał na Jess i mnie, gdy kobieta syczała jak
czajnik.
-Uderzyła w nas,- krzyknęła kobieta. To było istota tego w każdym razie. Było dużo
niekobiecych słów które rozpoczęły się od "F", z różnymi "C" słowami rzucanymi do
akcentowania. Miała pijacką wymowę, która w niczym nie pomagałóa, aby umiarkować
drżący wysoki ton, do którego dotarła. Skrzywiłam się gdy jej głos wwiercił się prosto w
moją
czaszkę powodując wzrost ciśnienia w moim pulsującym policzku.
Zrozumiałam to uczucie. Nawet jeśli wypadek to nie twoja wina, przechodzisz przez piekło
przy rozmowach z firmami ubezpieczeniowymi, zabierając samochód do warsztatu i w
radzeniu sobie z czasem gdy samochód jest w warsztacie. Gorzej, jeśli jest drogi, trzeba
dyskutować z innymi facetami od ubezpieczenia, jak dużo, był wart. Czułam się dość winna,
ale wzdrygniecie Jesse sprawiło, że odwróciłam wzrok i skupiłam uwagę na niej.
-Ben jest lepszy,- mruknęłam. -On jest bardziej kreatywny kiedy przeklina .
-Robi to z tym swoim angielskim akcentem, który jest zbyt cool. -Jesse zrelaksowała się
trochę i zaczęła słuchać z większym zainteresowaniem, a mniej martwić.
Kobieta zaczęła machać do młodego policjanta i przeklinać. Nie przeszkadzało słuchanie o
detalach, ale najwyraźniej była teraz zła na niego a nie na nas.
-I Ben jest zbyt inteligentny, aby przeklinać na policję -szczerze powiedziała Jess, ale błędnie
odczytała filozofię Bena. Obróciła się by spojrzeć na mnie, i miała dobry widok ponad moim
ramieniem na prawdziwe skutki fatalnego incydentu. -Jezu, Mercy. Spójrz na Królika.
Starałam się tego uniknąć , ale kiedyś musiałam spojrzeć.
Mały zardzewiały samochód był połączony z SUVem przed sobą, przednie koła, były bliżej
siebie i nie były już okrągłe, były o sześć cali w górę w powietrzu. Jego maska była także o
dwie stopy bliżej szyby, niż powinna być.
"Nie żyje", powiedziałam.
Może gdyby Zee nadal był gdzieś w pobliżu, mógłby coś zrobić z Królikiem. Zee nauczył
mnie
prawie wszystkiego o naprawach samochodów, ale były pewne rzeczy których nie dało się
naprawić bez Pocałunku-żelaza Nieludzi aby działały prawidłowo. A Zee był
przetrzymywany
z rezerwacie Nieludzi w Walla Walla i jest tam od kiedy Jeden z Szarych Lordów zabił syna
senatora US i po deklaracji że Nieludzie będą odseparowani i będą suwerennym państwem.
Po minucie od ogłoszenia deklaracji, wszyscy nieludzie zniknęli – jak i również rezerwat.
Pętla
dziesięcio-milowej drogi która prowadziła do lokalnego rezerwatu Walla Walla była teraz o
osiem mil dłuższa i znikąd przez cała trasę nie jesteś wstanie zobaczyć rezerwatu. Słyszałam
że jeden z rezerwatów zarósł krzakami jeżyn i zniknął w ich środku.
Krążyły plotki że rząd chciał zbombardować rezerwat ale wszystkie samoloty zniknęły –
ukazując się minutę później jak lecą nad Australiż. Blogerzy z Australii powysyłali zdjęcia, i
prezydent US wystosunkował oficjalne przeprosiny, więc ta część plotek była prawdziwa.
Dla mnie osobiście. Cała ta sprawa oznaczała brak kogokolwiek do kogo mogłabym
zadzwonić kiedy potrzebowałabym pomocy w warsztacie lub czasu wolnego. Nie miałam
nawet szansy porozmawiać z Zee zanim zniknął. Tęskniłam za nim i nie tylko dlatego że mój
biedny Królik wyglądał jakby wyleciał w powietrze po czołówce z ogromnym VW.
- Przynajmniej nie jechałyśmy Vanem – powiedziałam
Nastolatka którą byłam – ta która pracowała w Fast – fodach by zapłacić za samochód, za
ubezpieczenie, za paliwo i ogólne utrzymanie – rozpłakałaby się nad Królikiem, ale to mogło
by sprawić że Jess poczułaby się źle, a już nie byłam nastolatka.
- Ciężej znaleźć Syncro Vanagon3 niż Królika? – Jess w połowie pytała i spekulowała.
Nauczyłam ją jak zmieniać olej i pomagała kiedyś w warsztacie tak jaki i teraz. Przeważnie
flirtując z Gabrielem moim pracującym w piątki nastolatkiem który wrócił z koledżu na
święto dziękczynienia, ale nawet odrobina pomocy była przydatna zwłaszcza teraz gdy byłam
swoim jedyny pracownikiem. Nie miałam wystarczająco dużo pracy aby zatrudnić na pełny
etat mechanika, i też nie miałam czasu by wyszkolić kolejnego nastolatka który zająłby
miejsce Gabriela. Zwłaszcza od kiedy stwierdziłam że to może być strata czasu.
Nie chciałam myśleć o zamknięciu warsztatu ale obawiam się że to może nastąpić.
- Przeważnie, dużo łatwiej można zostać rannym w Wanie. – powiedziałam Jess. Utrata
Królika i brak snu sprawił że stałam się melancholijna, ale nie miałam zamiaru dzielic się z
nią
tym więc utrzymywałam mój glos lekkim i radosnym.- Żadnej strefy zgniotu. To jeden z
powodów dlaczego już ich nie produkują. Żadne z nas nie wyszłoby cało z takiego wypadku z
Wanem – a jestem bardzo zmęczona przykuciem do wózka inwalidzkiego.
Jess wypuściła rozdrażniony śmiech – Mercy, wszyscy jesteśmy zmęczeni Tobą na wózku
inwalidzkim.
Złamałam fatalnie nogę na swoim miesiącu miodowym ( nie pytajcie) zeszłego lata. Również
udało mi się poranić ręce , obie, co oznaczało że nie mogłam używać kul czy odpychać się na
wózku. Tak byłam dość opryskliwa z tego powodu.
Kobieta wciąż sprzeczała się z policjantem, ale kierowca zaczął iść w naszym kierunku. Może
chciał podejść i dowiedzieć się czy miałam ubezpieczenie albo coś takiego, ale w mojej
głowie odezwał się mały ostrzegawczy dzwonek. Odsunęłam worek z lodem od mojej twarzy
i na wszelki wypadek wstałam.
3 Syncro Vanagon – rodzaj wana
- wciąż – powiedziała Jess, gapiąc się na samochód. Nie zareagowała na moja zmianę pozycji,
może nie zauważyła – kochałam twojego małego Królika. To moja wina że jest zniszczony.
Bardzo mi przykro.
Kierowca tamtego samochodu gdy był naprzeciwko nas naskoczył na Jess jak rozwścieczony
pies, wyrzucając z siebie słowa za które moja matka wyszorowałaby mi usta mydłem .
Oczy Jess robiły się ogromne gdy podnosiła się potykając. Wkroczyłam pomiędzy nich i
powiedziałam z mocą którą pożyczyłam do Alfy lokalnych wilkołaków który również był
moim mężem – Wystarczy.
Przeskoczył wzrokiem z Jess na mnie, otworzył usta i zamarł w tej pozie. Mogłam wyczuć
zapach alkoholu wydobywający się z niego.
- To ja prowadziłam nie Jess –powiedziałam spokojnie – ty się zatrzymałeś – ja w ciebie
uderzyłam. Moja wina. Jestem w pełni ubezpieczona. To będzie utrapienie – za które
przepraszam – ale twój samochód będzie naprawiony lub wymieniony.
- Cholerni Latynosi – wypluł, niepoprawianie ponieważ jestem Rdzenną Amerykanką a nie
Hiszpanką, i zamachnął się pięścią na mnie.
Może jestem bardziej zmiennym kojotem niż w pełni umięśnionym wilkołakiem ale przez lata
trenowałam karetę i zdobyłam brązowy pas. Wściekły kierowca SUVa był dużo większy niż
ja,
ale z jego zapachu i braku koordynacji w ruchach, był również pijany. To zniweczyło jego
największa zaletę jaką miał jego rozmiar.
Pozwoliłam jego pieści prześlizgnąć się obok mnie, zrobiłam krok by ustawić moje biodro
pod
kontem do niego, złapałam łokieć i rękę jego atakującego ramienia, uderzając jego twarzą o
chodnik, w większości jego postura to zrobiła.
Również mnie zranił. Cholerna stłuczka. Ukłucia bólu zjechały w dół po mojej nadwyrężonej
szyi do biodra które nie wiedziałam że mam uszkodzone. Stałam utrzymując równowagę
gotowa, ale zderzenie z ziemią wydawało się wycisnąć wolę walki z wielkiego faceta. Kiedy
nie podniósł się natychmiast, cofnęłam się i dotknęłam mojej kości policzkowej, pragnąc
okładu z lodu który odłożyłam.
Cała walka nie trwała dłużej niż kilka sekund. Zanim powalony facet zadrżał jeden z
policjantów przyciskał kolano do jego pleców i zakładał kajdanki. Ruch był gładki i
doświadczony, byłam pewna że policjant również w szkole trenował sztuki walki.
- Dla ciebie na dziś koniec z jeżdżeniem – powiedział radośnie policjant do powalonego –
Koniec z biciem miłych kobiet. – pójdziesz do ciupy żeby ochłonąć.
- Ciupa? – powiedziałam
Inny policjant, ten starszy, mniej energiczny powiedział – Nielson lubi stare filmy – Podał mi
mandat za zbyt bliską jazdę i wskazał na skutego mężczyznę. – Jego dziewczyna też została
aresztowana za napaść na oficera. Aresztujemy go za prowadzenie pod wpływem alkoholu.
Czy chcesz wnieść oskarżenia za napaść? Wszyscy widzieliśmy jak pierwszy się zamachnął.
Potrząsnęłam głowa, nagle czując się zmęczona. – nie, tylko mu powiedzcie żeby zadzwonił
do mnie ze swoim ubezpieczeniem
Rozległ sie głośny dźwięk rozdzierania i chrzęst. Samochód pomocy drogowej odciągnął
SUVa. Królik opadł na ziemię z westchnieniem, bulgocząc i sycząc gorącym płynem przeciw
zamarzaniu dolatującym do zimnego chodnika. Jess zadrżała obok mnie. Musze zabrać ją z
tego zimna.
- Kiedy przyjedzie twój tata? – zapytałam ją. Dzwoniła do niego gdy ja rozmawiałam z
policjantami i ludźmi którzy podali mi lód.
- Dzwoniłam – Powiedziała Jess – ale nie odebrał, zadzwoniłam do Darryla. Też żadnej
odpowiedzi. Powinnam ci to powiedzieć wcześniej.
Adam nie odebrał telefonu? Coś było nie tak. Adam nie byłby niedostępny kiedy my byłyśmy
w oszalałym tłumie zakupowiczów. Byłby w stanie nawet tu przyjść. To byłoby …..
interesujące. To że Daryl jego drugi nie odbierał telefonu nie martwiło mnie tak bardzo, ale
to było dziwne.
Wyciągnęłam telefon i zobaczyła że mam nowa wiadomość tekstowż od Brana – jeszcze
dziwniejsze. Marrok, dowódca wilkołaków nie pisał od tak sobie smsów. Sprawdziłem i
dostałem: Gra jest w toku.
- Bran przełącza się na Arthura Conana Doyle,- powiedziałam, i Jess zajrzałam i przez ramię
aby zobaczyć.
Próbowałam oddzwonić do Brana ( moje palce były zbyt zmarznięte aby pisać z normalną
prędkością) ale jego telefon był wyłączony lub był poza zasięgiem. Spróbowałam do
Samuela,
syna Maroka ale u niego odezwała się poczta głosowa.
- Nie, w porządku – powiedziałam pani która odebrała – zadzwonię na ostry dyżur czy Dr.
Cornick jest dostępny – nie było powodu żeby zostawiać jej wiadomość. Ale wiadomość od
Brana sprawiła że byłam niespokojna. Mój atak paniki – przyczyna wypadku – bardziej mnie
zaniepokoił.
Kontaktowałam się z innymi członkami stada: Warren, Honey, Mary Jo, i nawet z Benem. Ich
telefony – były poza zasięgiem – dodzwonienie się do poczty głosowej, wyłączony, poczta
głosowa.
Zastanawiałam się nad wiadomością od Brana gdy dzwoniłam do Paula – który szybciej by
mnie zabił niż uratował, jednak miał inny stosunek do Jess. Gdy telefon dzwonił bez
rezultatów, przypomniałam sobie że wilkołaki bardzo lubiły używać najbardziej – tajnych –
kodów –awaryjnych. Nie dało się zrobić nic z byciem wilkołakiem i ponieważ wszystkie w
pewnym momencie znalazły się w wojsku co potęgowało ich szczególny rodzaj paranoi. W
skautach nie było nic z przygotowania do życia z wilkołakiem.
Wiedziałam o tajnych kodach ponieważ wychowałam się z wilkołakami. Ale się ich nie
nauczyłam ponieważ nie byłam jednym z nich. Adam przypuszczalnie chciałby mnie ich
nauczyć zwłaszcza teraz gdy byłam członkiem stada, ale po rzecznym potworze, połamanych
nogach i dramatach stada, nic dziwnego że nie umieściłam tego na szczycie listy.
Paul też nie odpowiadał. Byłam gotowa się założyć na podstawie dowodów że wiadomość
Brana oznaczała „ żadnych telefonów” co było za równo dobre i prawidłowe , ale ja i Jess
utknęłyśmy tu w Centrum Handlowym dopóki nie znajdziemy kogoś kto odbierze głupi
telefon. Jeśli to był tylko test systemu najbardziej – tajnych – kodów –awaryjnych, to kogoś
przeżuje.
Ale jeśli nie był… mój żołądek zacisnął się, a paniczny strach który był przyczyną wypadku
wydawał się bardzie złowieszczy. Byłam połączona dwukrotnie, raz z Adamem, raz ze
stadem. Czy coś się stało Adamowi czy stadu? Sięgnęłam po naszą więź…
- Mercy? – zapytała Jess, rozpraszając moją koncentrację zanim połączyłam się z Adamem
lub stadem.
- Nie wiem co się dzieje – powiedziałam – Będę dalej próbować.
Po chwili namysłu zadzwoniłam do Kylle. On nie był żadnym zmiennym, wiec może nie
dostał
notatki o telefonach. A skoro spotykał się z trzecim w kolejności członkiem stada może
wiedział co się dzieje. Połączyłam się z pocztą głosową ale nie zostawiłam żadnej
wiadomości. Następnie próbowałam do czarownicy Elizavety. Elizaveta tez była poza
zasięgiem – niedawno widziałam jak Adam płacił jej co miesiąc i bez żadnych skrupułów
zapłaciłby za taksówkę – ale nie odpowiadała. Może była w jednym z kodów – albo może
była na zakupach i rozkrzyczany tłum uniemożliwiał usłyszenie telefonu.
Może całe stado poszło na zakupy a ja byłam paranoiczką.
- jakie są szanse że stado dołączyło do reszty Tri-Cities dzisiaj i wyszło na zakupy w środku
nocy? – zapytałam głośno
- żadne – poważnie powiedziała Jess – większość z nich jest jak Tata, sam hałas
spowodowałby u nich nerwowość. Upchnij ich z wieloma normalnymi ludźmi w ciasnym
pomieszczeniu i czekaj na krwawą jatkę. Nie wyobrażam sobie żadnego z nich, z wyjątkiem
może Honey która by spróbowała.
- Też tak pomyślałam – zgodziłam się – Coś się dzieje. Zostałyśmy same.
- Zadzwonię do Gabriela – powiedziała i tak zrobiła.
Gabriel, mój cokolwiek –się-dzieje człowiek był waleczny jak demon nie będąc zakochanym
w
Jess. Oficjalnie zerwali ze sobą we wrześniu kiedy wyjechał do Seattle do koledzu –
powiedział że oficjalnie się nie spotykaj. Ale siedział obok niej podczas Dziękczynnej kolacji
kilka godzin temu flirtując tak mocno jak mógł przy jej bystrookim ojcu siedzącym przy tym
samym stole.
Miłość nie czeka na ułatwienia.
Kiedy był w mieście mieszkał w mojej małej przyczepie kempingowej po drugiej stronie
płotu domu który dzieliłam z Jess i Adamem. Od kiedy on i jego matka mieli ogromną
domową awanturę o to co powinien albo nie, trzymał się ze mną i moimi wilkołaczymi
przyjaciółmi. Może głownie mieszkał w Seattle – ale przyczepa czekała na niego kiedy
wracał
na wakacje.
On mógłby być jedynym kontaktem z wilkołakami z listy więc kiedy Jess potrząsnęła
przecząco głową zaczęłam jeszcze bardziej się martwić. Coś musiało się stać stadu kiedy nas
nie było?
- Cholera – powiedziałam, i spróbowałam znów wyczuć Adama przez partnerską więź która
nas połączyła. Więź była mocna i stabilna, ale zajęło mi trochę wysiłku aby uzyskać od niego
informacje. Kiedy rozmawiałam o tym z Adamem tylko wzruszył ramionami.
- Jest jak jest – powiedział – Niektórzy muszą żyć w głowach swoich partnerów aby czuć sie
bezpiecznie. Jak ty się czujesz kiedy to robimy? – uśmiechnął się do mnie, kiedy próbowałam
przeprosić – Nie denerwuj się. Kocham cię taką jaką jesteś Mercy. Nie muszę cię całej
połykać. Nie muszę być w twojej głowie cały czas. Wystarczy ze będę wiedział że tam jesteś.
Jest wiele powodów dlaczego kocham Adama.
Walczyłam w drodze w dół naszej więzi, zwiększając już znaczny ból głowy, przeciskając się
obok barier mojej podświadomości stworzonych najwyraźniej po to aby utrzymać
przytłaczającą charyzmę alfy wśród alf, którym był Adam Hauotmann, w końcu go
dotknęłam…
- cześć Mercy – powiedział głęboki głos – wszystko w porządku?
Spojrzałam w górę i rozpoznałam tył ciężarówki. Znam większość chłopaków których
samochody są w mieście – mam warsztat samochodowy, to wiąże się z terytorium.
- cześć Dale – Powiedziałam, starając się nie wyglądać że grzebie dookoła wilkołaczej magii.
Byłoby łatwiej udawać normalną, gdyby nie powracający paskudny dreszcz, uczucie braku
oddechu który przede wszystkim spowodował to że wjechałam w SUVa. Walczyłam by
powstrzymać drugi atak paniki. Prawdopodobnie Dale pomyślałby że moja dygocząca
szczęka
była latała z powodu zimna. – Jess i ja mamy się dobrze, ale miałyśmy lepsze dni.
- To widzę – Brzmiał na zaniepokojonego, więc musiałam wyglądać dość strasznie. – Chcesz
żebym zaholował Królika do warsztatu? Czy chcesz przyznać się do całkowitej porażki i
mogę
zabrać go na złomowisko Pasco.
Utkwiłam w nim mój wzrok ponieważ nagle naszła mnie myśl.
Spojrzał w dół na swój płaszcz – Na co się patrzysz? Czy jest tam plama? Myślałem że
chwyciłem go z czystych ubrań.
- Dale, jeśli zapłacę ci za zaholowanie mojego samochodu do mojego warsztatu, znajdzie się
w twojej ciężarówce miejsce dla mnie i Jess? Nie możemy dodzwonić się do mojego męża. W
warsztacie mam samochód więc będę mogła wrócić do domu.
Uśmiechnął się radośnie – Jasne, żaden problem Marcy.
-Świetnie – powiedziałam – dziękuje – to mogłoby zadziałać. Mój warsztat był ciepłym i
bezpiecznym miejscem w którym mogłam pomyśleć. Potrzebowałam tego, potrzebowałam
Mojej Twierdzy Samotności by przeciwstawić się panice. Ponieważ kiedy dotknęłam więzi
pomiędzy mną a Adamem nie mogłam wyczuć nic innego niż wściekłość i ból.
Ktoś krzywdził mojego męża i tylko tyle mogłam stwierdzić.
Ciężarówka Dale pachniała jak frytki, kawa i stare banany. Zmusiłam się do prowadzenie
lekkiej rozmowy plotkując o jego córce i jej nowym dziecku, rosnących kosztach paliwa i o
czymkolwiek innym co mogłabym wymyśleć. Nie mogłam pozwolić aby Jess dowiedziała się
jak bardzo jestem zmartwiona dopóki nie zdobędę więcej informacji.
Mój warsztat wyglądał tak jak powinien. Małe złomowisko ( pozostałości kilku martwych
samochodów czekały aby przekazać swoje części jeszcze żyjącym braciom )z dobrze
oświetlonym parkingiem. Nowe światło halogenowe oświetlało cztery samochody
wciążżywe-
ale-potrzebujące-pomocy na parkingu, poklepałam Jess po kolanie kiedy zaczerpnęła
oddech.
Wyskoczyłam z ciężarówki i pomogłam Dale'owi odpiąć Królika, wysyłając Jess do
warsztatu.
Rozejrzała się ponownie po czterech samochodach na parkingu tam gdzie powinny być trzy i
pobiegła do środka bez protestu. Nie miała problemu z otwarciem drzwi które powinny być
zamknięte – i kiedy weszła do środka nie zapaliła światła ponieważ była córką swojego ojca.
Dobrze wiedziała żeby nie włączać światła w pomieszczeniu z oknami gdy coś może się tam
ukrywać.
- Biedactwo – powiedział Dale, klepiąc bagażnik mojego samochodu, nie zwracając uwagi na
Jess – Nie ma już dużo takich jeżdżących po mieście – spojrzał na mnie i powiedział
swobodnie – Miałem dwudrzwiową Jette z ’89 z 110 na liczniku. Trochę poobijana ale to nie
przeszkadzało Małemu Bondo a lakier można naprawić.
- Będę to miała na uwadze – powiedziałam, - Ile jestem ci winna.
- Szef się z tobą rozliczy – powiedział, sprawiając że uśmiechnęłam się szczerze pomimo
wszystko. „Szefem” Dale'a była jego żona.
Machałam mu dopóki nie odjechał, potem pobiegłam do drzwi mojego warsztatu ponieważ
czwarty zaparkowany samochód pomiędzy Żukiem z ’89 a Stara IIbył poobijany i zużyty
Mercedes z ‘74 należący do Gabriela.
Wślizgnęłam się przez drzwi i zamknęłam je. Ciemne biuro dało mi wystarczająco do
zrozumienia że Gabriel coś wiedział i ważnym było żeby utrzymać to w tajemnicy – w innym
przypadku w środku były by pozapalane światła. Gdy się odwróciłam wychwyciłam zapach
Gabriela, nic mu nie było, ale był tam ktoś jeszcze…
Silne ramie owinęło się dookoła mojej tali, prawie zwalając mnie z nóg. Mój nos powiedział
mi że to ramię należało do Bena z Brytyjskim akcentem i pełne usta, gdy przycisnął twarz do
mojego brzucha, wiec odłożyłam łom do kąta tam gdzie stał bez miażdżenia mu głowy.
Poruszył głową dopóki moja koszulka nie podniosła się i jego zarośnięty policzek nie był na
mojej skórze.
Miałam innego wilkołaka który tak robił, czułam te same wstrząsy i urwany oddech. Byłam
wystarczająco pewna tego że Ben nie odczuwał głodu ( Tak jak tamten wilk) Ponieważ nie
minęło tak dużo czasu od kolacji z indykiem. Wiec położyłam rękę na jego głowie i
spojrzałam
na parę zszokowanych nastolatków stojących przed półką ze starymi niedopasowanymi
kołpakami. W środku było ciemno ale kojot taki jak ja widział w ciemności.
Ben na pół warczał na pół mówił, ale nie mogłam nic zrozumieć. Z ciepła jego skóry na
mojej,
wywnioskowałam że próbował walczyć z przemianą. Wydałam delikatny dźwięk ale nie
poruszyłam ręką ponieważ skóra wilkołaków jest bardzo delikatna kiedy się przemieniają.
Ben przestał mówić i skupił się na oddechu. Spojrzałam na Gabriela.
Trzymał Jess za rękę – albo pozwalał jej trzymać siebie – i nie wyglądał dużo lepiej niż Ben.
- Zacznij od początku – powiedziała mu Jess – Mercy musi wszystko usłyszeć.
Gabriel przytaknął – Około północy Ben wdarł się do mojego salonu, złapał mnie, złapał
moje
kluczyki od samochodu i wyciągnął mnie na zewnątrz. Gdy byliśmy na zewnątrz, mogłem
stwierdzić że coś dużego dzieje się u ciebie w domu – nie było żadnych świateł ale słyszałem
samochody- jakieś z silnikiem na ropę, rozmiarów ciężarówki. Ben powiedział coś o
przyjechaniu tutaj i znalezieniu ciebie, tak mi się wydaje. Brzmiał dość dziwnie. Wepchnął
mnie na siedzenie kierowcy i od tamtej pory nie powiedział nic spójnego. Próbowałem się do
ciebie dodzwonić, ale…
Wskazał na podłogę i zobaczyłam szczątki rozbitego telefonu z warsztatu – Wydawało się że
nie uważa tego za dobry pomysł. Naprawdę cieszę się że cię widzę.
- Ben – zapytałam – czy możesz…
Spojrzał w górę i rzucił na moje ręce uspokajająca lotkę. Była w połowie wypełniona czymś
co
wyglądało jak mleko, ale wiedziałam lepiej. Ktoś znał nasz sekret.
- Został odurzony – powiedziałam wąchając strzykawkę tylko aby się upewnić. Pachniała
znajomo – Wygląda jak to coś co zabiło Mac'a.
Jess głęboko nabrała powietrza.
- Mac? – Zapytał Gabriel
- To było przed tobą – powiedziała mu – Mac był nowo przemienionym wilkołakiem który
dostał się na linię strzału skierowana na Brana od Bizantyjczyków. Zawsze myśleliśmy że
wilkołaki są odporne na jakiekolwiek narkotyki. Ale pewien zły facet który też okazał się
wilkołakiem wymyślił koktajl ze składników których nie dostałby od żadnego weterynarza. –
ta wiedza powinna umrzeć z Gerrym – większość wilkołaków postrzelonych tym towarem
czuła się dobrze, ale niektóre były bardziej podatne i to zabiło Mac.
Wszyscy spojrzeliśmy na Bena, który nie wyglądał zdrowo.
- Czy Ben wyzdrowieje? – zapytał Gabriel – czy możemy cos dla niego zrobić?
- Płonie – wywarczał Ben
Nie byłam pewna czy dobrze go usłyszałam, jego glos był niewyraźny i basowy. – Ben?
Jesteś
rozpalony przez narkotyk? – na jego skórze czuć było gorączkę – Pobudzasz swój
metabolizm? – nie wiedziałam że wilkołaki tak potrafią.
- Palenie jest dobre – powiedział, co przyjęłam za pozytyw – ale to potrwa….. minut.
- Co możemy zrobić by pomoc? - zapytałam – wody? Jedzenia? - gdzieś tu był Bar Granola.
- Tylko ty – powiedział – zapach stada, zapach Alfy. To pomaga. – mocno się wzdrygnął –
Boli.
Wilk chce się wydostać.
- Wypuść go – powiedziała Jess.
Ale Ben potrzasnął głową – Wtedy nie będę w stanie mówić. Muszę ci powiedzieć.
Pachniał adrenaliną i potem.
- Czy tu jest bezpiecznie? – zapytałam – Czy musimy się przenieść?
- Na krótki czas bezpiecznie – powiedział Ben po chwili – tak myślę. Powinni być zajęci
resztą…. Resztą stada.
- Czy kawa pomoże? – zapytała Jess.
Rozważałam to przez chwilę ale potrzasnęłam głowa.- Nie jestem lekarzem. Dodając
stymulator do podanej już mikstury może tylko pogorszyć sprawę.
- Mogłabyś zadzwonić do Samuela.
Spojrzałam w jej wypełnione strachem oczy i starałam się być dzielna dla jej dobra – Telefon
Samuela przełącza się na pocztę głosową. Jesteśmy zdani na siebie.
- A co z Zee? – zapytał Gabriel. Widział co Zee potrafi zrobić dla samochodu i przypięło mu
to
etykietkę dla starych zrzędliwych bohaterów. – Mógłby coś zrobić ze srebrem?
- Zee ukrywa się w Krainie Czarów z resztą Nieludzi – powiedziałam mu, choć to wiedział –
Nie będzie w stanie nam pomoc.
- Ale
- Czymkolwiek jest Zee – powiedziałam – przede wszystkim jest Nieczlowiekiem.
- Boli – powiedział Ben, jego głos był przytłumiony przez mój żołądek. Wił się przy mnie.
Tak
działa srebro na wilkołaki. Żałowałam że nic nie mogę zrobić.
- Tak, możecie pomoc – powiedział. Powiedział jakby wyłapał moje myśli. Czasami więź tak
robi - to jedna z tych rzeczy które wciąż odrzucałam. – Możecie mnie pytać…. Tak możecie
pomóc. Zadawajcie mi pytania. Sprawcie żebym mówił, tak żebym mógł utrzymać wilka.
Musisz wiedzieć.
- Wszyscy żyją – powiedziałam mu – to mogę stwierdzić. Co się stało?
- Zabrani – Powiedział, po chwili – Agenci Federalni.
Dreszcze przeszedł mi po kręgosłupie.
Zdawałam dyplom z Historii. Kiedy rząd przeciwstawiał się swojej własnej populacji, to jest
złe. Naziści źli. Ludobójstwo złe. Potrzebowaliśmy Federalnych aby chroniły wilkołaki przed
ogólną populacją. Jeśli rząd zwrócił się przeciwko nam, wilki musiałyby się bronić. Nie było
dobrego zakończenia tej historii.
- Agenci Federalni z którego Biura? – zapytałam – Bezpieczeństwa Wewnętrznego? Od
Magicznych? FBI?
Potrzasnął głową. Spojrzał w górę na mnie i przez chwilę się wpatrywał gdy jego oczy
wróciły
do ludzkiej postaci. Kilkakrotnie zaczynał mówić.
- zabrali wszystkich którzy tam byli?
- Wszystkich – powiedział. Znów położył głowę na mnie – Wszyscy tam byli.
To musiało być Święto Dziękczynienia. Wymieniłam ponure spojrzenie z Jess. Większość
stada tam była.
- Honey i Peter i Paul i Daryl i Auriele. – Na chwile przestał wymieniać imiona wilkołaków
by
nabrać powietrza – Mary Jo. Warren.
- Mary Jo nie było – powiedziałam – Tak samo Warrena – Warren i jego chłopak wydawali
kolacje Dziękczynną dla swoich znajomych którzy nie mieli rodzin ani domów. Bycie gejem
oznacza posiadanie dużej ilości znajomych niezbyt miło widzianych przez rodziny. Mary Jo,
Strażak była na dyżurze.
- Wyczuł ich – warknął Ben. Wtedy jego ciało zadrżało. – Powiedział… Powiedzieli, nie
Adam.
Oni powiedzieli…” Choć spokojnie a nikomu nie stanie się krzywda” Adam powiedział”
Czuje
krew na twoich rękach. Warrena i Mary Jo. Co zrobiłeś moim Ludziom” Oni powiedzieli
„Agenci Federal” znowu powiedział „Tu są nasze ID”
Wziął głęboki oddech – Adam powiedział, powiedział ” ID są prawidłowe. Ale wy nie
jesteście Agentami Federalnymi” Kłamcy, Adam powiedział że oni kłamią.
Nie wiedziałam czy to ja trzymałam Bena czy on trzymał mnie.
- Jak Oni znaleźli Mary Jo? – Zapytałam. Mary Jo martwiła się że może stracić pracę gdyby
dowiedzieli się czym była. Jeśli wiedzieli o Mary Jo, wiedzieli o środku uspokajającym, to
ktoś
znał zbyt dużo naszych sekretów. To było pytanie retorycznie, nie spodziewałam się by Ben
znał odpowiedz.
- Telefon – Powiedział – Bran wysłał wiadomość.
- Dostałam ja – powiedziałam – Myślałam że to znaczy że telefony nie są bezpieczne.
Potrzasnął głowa – znaczy że ktoś namierzał nasze telefony. Namierzanie przez GPS. Charles
miał pająki – Charles był jednym z synów Marroka który rządził wilkołakami. Wśród jego
szerokiego wachlarzu umiejętności było zabijanie ludzi, zarabianie pieniędzy, i przerażająco
dogłębne zrozumienie technologii ale nie pajęczaki. Nie żebym o wszystkim wiedziała.
- Pająki? – zapytałam
Prychnął śmiechem - Pająki. Szukają końcówek kodów. Sprawdzają różne rzeczy.
Oprogramowanie szpiegujące w firmie telefonicznej. Jednak ostrzeżenie przyszło zbyt późno.
- Jak udało ci się uciec? – zapytałam
- Byłem na górze - jego głos był coraz bliższy swojej dykcji i brzmiał bardziej spójnie. –
Poszedłem po papier toaletowy do.. do łazienki na dole – wydobył z siebie poł szlochający
dźwięk. Mocniej go przytuliłam.
- Śmiało, przeklnij– powiedziałam – obiecuje że nie powiem Adamowi.
Prychnął – Zły nawyk - nie mogłam stwierdzić czy mówi o swoim przeklinaniu czy o
obietnicy
nie powiedzenia Adamowi.
- Masz racje – powiedziałam, ponieważ ją miał – Więc usłyszałeś ich i pobiegłeś po Gabriela?
- Usłyszałem- powiedział – zaczekałem. Całe stado było na dole. Wtedy Adam powiedział –
„Wszyscy na Łasce Benjamina Szybkiego”. Adam Powiedział to „Benjamin Szybki” jakby
przeklinał ale ja wiedziałem. Ja jestem Benjamin. Łaska to ty. Szybkość znaczy biegnij.
Rozkazywał mi abym pobiegł, i znalazł ciebie. Ukrył rozkaz aby dać mi chwile wyprzedzenia
zanim się zorientują. Na tyłach byli ludzie i widzieli mnie jak wyskakiwałem przez okno.
Strzelili do mnie tą przeklętą lotka, pobiegłem w kierunku rzeki. Zawróciłem i znalazłem
Gabriela. Zmusiłem go aby powadził. Ale ciebie tu nie było. Powinnaś być tutaj.
Gdyby nie wrak samochodu, Jess i ja skończyłybyśmy zakupy i pojechałybyśmy do domu.
Przypuszczalnie w ręce tego kto ma Adama. Szczęście. Wzięłam głęboki oddech, dobrze
wiedziałam co czułam od dłuższego czasu.
- Krew – odchyliłam się starając się zwiększyć przestrzeń miedzy nami – Ben, skąd
krwawisz?
2
- Czy potrzebujemy świateł ?- zapytała Jesse.
- Przyniosę dużą apteczkę z warsztatu- powiedział Gabriel i pobiegł. Noc była dla niego za
ciemna, ale
znał drogę dookoła, a apteczka wisiała na ścianie w środku. Nie był tak szybki jak ja ale ja w
tym
momencie byłam przywiązana do wilkołaka.
Wiem co powiedziałby Adam na zapalanie świateł, kiedy prawdopodobnie chowamy się
przed
nieznaną grupą, która chce przejąć władzę nad wilkołakami i wejść na szczyt. Niestety mój
nocny
wzrok nie był przyzwyczajony do udzielania pierwszej pomocy po ciemku.
- Latarka - powiedziałam - pod ladą. Weź także nóż do papieru, który jest obok, gdybym
musiała
rozcinać jego ubranie. - Położyłam dłonie po obu stronach twarzy Bena i próbowałam zmusić
go aby
na mnie spojrzał - Ben, Ben.
- Tak? - Zabrzmiało to wyraźnie i ostro-wyższych –sfer Brytyjczyków, jak Ben, lecz ze
swoim
doskonale poplątanym cztero-literowym słownikiem rzadko to robił. Ale nie pozwolił
podnieść
swojej twarzy abym mogła to zobaczyć.
- Gdzie dostałeś?
- Uspokajacz. Dupa – to już nie było takie wyraźne, ale mogłam go zrozumieć i założyć, że
ostatnie
słowo było miejscem a nie epitetem, choć w przypadku Bena było to ryzykowne połączenie.
- Nie. Nie uspokajacz - Wstrzyknięty środek uspakajający nie spowodował tak dużego
krwawienia. -
Ktoś Cię postrzelił Ben, Gdzie?
Jesse skierowała latarkę - Noga - powiedziała - tuż nad prawym kolanem.
Nie chciał mnie puścić, więc Jesse rozcięła spodnie Bena nożykiem do papieru, Gabriel wziął
latarkę i
przyjrzał się ranie.
- Rana wylotowa - powiedział brzmiąc spokojnie, chociaż jego twarz zbladła i pokryła się
zielonkawym odcieniem.
Rana się nie zagoiła, więc ten kto strzelił użył srebrnych kul -albo srebro było wymieszane ze
środkiem uspokajającym co spowolniło jego uzdrowienie.
Niezależnie od sposobu musieliśmy zatamować krwawienie.
- Opatrunek Telfa - powiedziałam do Jesse - najważniejszym jest nie używać niczego co
może
przykleić się do rany. - Skóra Bena może obrosnąć to dookoła, jeżeli zacząłby się goić tak
szybko jak
powinien. - Następnie gaza i okład weterynaryjny. Spakujemy się i pójdziemy do Samuela i
miejmy
nadzieje że jest w domu.
Samuel Cornick który był zarówno lekarzem jak i wilkołakiem i będzie najlepiej wiedział co
zrobić dla
Bena. Nie odbierał telefonu , również, wiec prawdopodobnie dostał wiadomości od Bran. On
również
nie należał do stada. Istnieje spora szansa, że został pominięty kiedy „tamci” przyszli po
resztę
wilków. Miałam rozpaczliwą nadzieję, że został pominięty.
Musiałam dostarczyć Bena do Samuela, wtedy otrzymam pomoc która będzie pomocna
również
Samuelowi. Musiałam znaleźć Adama, sprawdzić resztę wilków i tych którzy nie zostali na
Święcie
Dziękczynienia i upewnić się, że nikt inny nie został porwany ani zraniony jak np. chłopak
Warrena i
koledzy ze straży Mary Jo.
Jeżeli nasi wrogowie wiedzieli jak znaleźć Mary Jo i Warrena to wiedzą więcej niż powinni o
tym kto
był wilkołakiem a kto nie. Jeżeli byli ludźmi -a Ben powiedziałby mi gdyby zauważył że byli
kimś
innym- i byli gotowi na cholerne porwanie blisko trzydziestu wilkołaków to albo byli szaleni
planując
zabić wszystkich na raz, albo przynajmniej dobrze uzbrojeni i bardzo, bardzo niebezpieczni.
Mogli być
agentami federalnymi, mimo że Ben wspominał, to że Adam uważał iż kłamią.
- Czy możesz stać? - zapytałam Bena kiedy Jesse skończyła opatrywać.
Mruknął
- Musimy się stąd wydostać. Jeżeli wiedzieli wystarczająco dużo by dopaść Warrena i Mary
Jo to
musimy zakładać, że wiedzą także o tym miejscu.
- Niebezpieczeństwo - powiedział znów brzmiąc źle - w niebezpieczeństwie. Ty.- Ta myśl
wydała się
go pobudzić, bo z dźwiękiem bardziej wilka niż człowieka wstał i wciąż uginając się, oparł o
mnie.
-To nie noga - powiedział wymawiając słabo - To ten narkotyk. Słaby, słaby, słaby - Był
napięty a jego
oczy świeciły jasnym ochronnym blaskiem wilka. Żaden drapieżnik nie lubi być osłabiony i
podatny na
zranienie.
- Wszystko w porządku - powiedziałam stanowczo, ponieważ ważne było aby mi uwierzył.
Jeśli tego
nie zrobi, to stanie się agresywny i wtedy mielibyśmy jeszcze więcej kłopotów.- Jesteś wśród
przyjaciół. Gabriel weź kluczyki od mercedesa zaparkowanego w garażu i pomóż mi wsadzić
Bena do
auta.
Ciemno niebieski Mercedes S65 AMG Marsylii był zaparkowany w moim garażu, żeby ktoś
spacerujący przez parking nie zdecydował się zarysować kluczem lakieru albo rzucić
kamieniem. Miał
trzy miesiące i nadszedł czas na jego pierwsza wymianę oleju a za cenę jego mogłabym kupić
drugi
warsztat.1
- AMG?- powiedział Gabriel szukając kluczy - Masz zamiar pozwolić Benowi krwawić w
całym
mercedesie AMG?
- On już zakrwawił całego mercedesa - powiedziała Jesse sucho, potem zwróciła się do mnie
–
Poczekaj minutkę. AMG? To AMG? Mercedes Athena Thompson Hauptmann co ty sobie
myślisz. Nie
możesz pozwolić Benowi krwawić w Mercedesie Marsylii.
- Marsylia królowa wampirów? - zakrztusił się Gabriel - Mercy to jest po prostu głupie. Weź
mój
samochód.
- Ona nie jest królową, ona jest Mistrzynią wkurzania - poprawiłam go - Ten samochód ma
cztery
siedzenia i nie będzie zgrzytał na uciekającego mechanika VW z rannym wilkołakiem. -
Czego nie
powiedziałam bo nie chciałam aby reszta zaczęła panikować to, to że wampiry są jak
skrzyżowanie
CIA z mafią a mercedes miał także kuloodporne szyby. Co ważniejsze jeżeli mamy do
czynienia na
prawdę z agencją rządową to ten samochód był czysty od wszelakich urządzeń śledzących.
Tak
między mną a Wulfem -wampirem magikiem - służącym Marsylii - wszystkie gadżety
służące do
1 Chodzi o sugerowana cenę producenta oleju
śledzenia instalowane fabrycznie w nowych autach, łącznie z etykietami RFID na oponach
zostały
wyrzucone.
Teraz miałam większe zmartwienie niż obrażanie Marsylii, nie ważne jak bardzo przerażająca
była.
Zawieść Bena do Samuela, który może będzie wiedział co mu dolega.
Zabrać Jesse i Gabriela w jakieś bezpieczne miejsce.
Znaleźć tego kto porwał mojego Adama i odbić go.
Ból Adama był krzykiem w moim sercu, i miałam zamiar zmusić każdego kto go ranił aby za
to
zapłacił.
To było jak ocena stanu zdrowia pacjentów. Decyzja pierwsza - ochronić tych którzy byli
bezpieczni.
Decyzja druga - odzyskać resztę. Decyzja trzecia - sprawić aby ci którzy ich porwali
pożałowali tego.
I z tą myślą pobiegłam z powrotem do biura. Na prośbę Adama trzymałam swoją 9 mm SIG’a
w
sejfie. Bycie żoną lokalnego Alfy przysporzyło mi rozgłosu i to sprawiło iż Adam czuje się
lepiej
wiedząc że jestem uzbrojona. Włożyłam dwa zapasowe, załadowane magazynki do torebki i
chwyciłam dodatkowe pudełko srebrnej amunicji. Gdybym miała bombę atomową to ją także
bym
zabrała, ale musiałam zadowolić się tym co miałam.
Jesse usiadła z Benem z tyłu. Mądra dziewczyna. Ben znał Gabriela wystarczająco dobrze w
codziennych warunkach, ale Jesse pachniała Adamem. Ben nie mógł siedzieć z przodu ze
mną
ponieważ połączenie skaleczenia i narkotyków powodowało, że był zbyt zmienny i był za
silny dla
mnie aby z nim walczyć gdy prowadziłam. Jesse znalazła także stary koc aby przykryć
siedzenie.
Cofnęłam Mercedesa z garażu i zaczekałam na Gabriela aż zamknie drzwi i wsiądzie do
środka.
- Twoje oczy są złote Mercy - powiedział Gabriel kiedy wsunął się na przednie siedzenie -
Nie
wiedziałem, że się tak zmieniają.
Ja też nie.
Samuel mieszkał jakieś 20 minut jazdy od garażu a czułam jakby to były godziny. Pokusa aby
docisnąć
pedał gazu do samego dołu była silna. Samochód Marsyli mógł wyciągnąć 250km/h, -
ponadto na jej
prośbę zajęłam się elektronicznym ogranicznikiem prędkości aby auto było bardziej ludzkie.
Ale było
sporo policjantów pomimo nocnej godziny z powodu tłumów które ponownie zaczęły
narastać.
Musiałam unikać zatrzymania dopóki miałam faceta z raną postrzałową na tylnym siedzeniu.
Jechałam powoli, 60km/h droga wzdłuż rzeki do domu Samuela w Richland. Przed
poślubieniem
Adama Samuel był moim współlokatorem. Nadal często mnie odwiedza. Wilk, zwłaszcza
samotny
potrzebuje obecności innych. Chociaż Adam był Alfa a Samuel był bardzo dominujący
zawarli
ostrożną przyjaźń.
Samuel miał mieszkanie w Richland tuż obok rzeki, gdzie ceny gruntów były na wagę złota.
Mógł mało interesować się jak jego dom wygląda -w końcu mieszkał ze mną w mojej
podstarzałej przyczepie kempingowej mniej więcej dwa lata- ale kochał wodę. Za cenę jaką
zapłacił za to mieszkanie mógł kupić ogromny dom w innym miejscu. Osiedle było około 10-
letnie,
zbudowane z kamienia i stiuku, zadbane z calową dokładnością. Zaparkowałam Mercedesa
przed
garażem Samuela, zostawiłam moich towarzyszy w aucie i zapukałam do drzwi. Nikt nie
odpowiedział. Przyłożyłam czoło do zimnej powierzchni drzwi z włókna szklanego i
nasłuchiwałam,
ale nic nie słyszałam.
- Proszę, proszę Samuelu, potrzebuję cię.- zapukałam ponownie.
Kiedy drzwi się w końcu otworzyły nie było w nich Samuela ale Ariana, jego partnerka.
Miała na
sobie bluzę i puchate, granatowe spodnie od piżamy z białymi kotkami bawiącymi się
różowymi
kulkami z wełny. Wróżki są eleganckie - to jest to co czyni je wróżami. Mogą przybierać
kształt jaki im
się podoba i przeważnie lubią formy, które się łączą w całość. Pierwszy raz spotkałam Arianę
pod
postacią doskonałej babci. Również to co zobaczyłam tak mi się wydaje było jej prawdziwe
obliczem i
formą, która była spektakularna i piękna.
Obecny wygląd Ariany nie był ani brzydki ani piękny, raczej przyjemnie średni. Bladozłote
włosy
częściej spotykane u dzieci niż u dorosłych przed farbowaniem, okalały jej twarz i wyróżniały
miękkie
szare oczy. Jej widoczny wiek to między 25 a 30 lat pasował do wieku Samuela. Na jej
twarzy były
ślady Nieludzi, tak jak na twarzy mojego starego mentora Zee. Podobieństwa Nieludzi były
bardzo
zbliżone do ludzkich wiec byłam przyzwyczajona do ich rozróżniania.
Rzecz w tym, że nie powinno jej tu być. Była nieczłowiekiem. Powinna być w rezerwacie
razem z
innymi. Zadzwoniłam sprawdzić co u niej tak szybko jak się tylko dowiedziałam, że nieludzie
się
wycofali i natrafiłam na Samuela. Powiedział mi - i jak się teraz przekonałam był wtedy
podejrzanie
spokojny - że Ariana była bezpieczna i wróci gdy będzie mogła. Najwyraźniej mogła to
zrobić dużo
wcześniej niż reszta.
- Ariana - powiedziałam - myślałam, że....
- Że wycofałam się do rezerwatu razem z moimi krewnymi? - zapytała - Mój partner jest tutaj.
Nie
jestem wyznawcą Szarych Panów i moja lojalność wobec nich się skończyła, jeżeli
kiedykolwiek ją
miałam. Postanowili pozwolić mi tu być pod warunkiem, że nie będę zwracała na siebie
uwagi. -
uśmiechnęła się do mnie szelmowsko - Wymagali abyśmy nie przynosili żadnych magicznych
przedmiotów ani artefaktów jakie posiadamy. Przyniosłam ze sobą Silver Borne - byli
zadziwiająco
chętni abym zabrała je ze sobą.
Silver Borne było artefaktem na długo przed tym zanim Krzysztof Kolumb był błyskiem w
oku
swojego ojca. Zjadało to każda magię nieludzi kiedy znaleźli się w jego pobliżu. Było zbyt
silne aby
pozostać w zasięgu ludzi i zbyt szkodliwe aby wnieść go do rezerwatu.
Jej twarz straciła humor - Ja tu gadam a ty jesteś ranna, zejdź z tego zimna.
- To nie moja krew - powiedziałam - Czy Samuel jest tutaj? Mam dla niego ostrzeżenie i
pacjenta. W
przeciwnym wypadku chyba powinniśmy już iść.
- Nie ma go - odpowiedziała - Jego ojciec wezwał go kilka dni temu. Powiedział, że to ma
jakiś
związek z zakłóceniami w Mocy.
Spojrzałam na nią a ona uśmiechnęła się ponownie - Przysięgam, że właśnie to mi
powiedział.
Przyprowadź swojego rannego. Mam sporo doświadczenia a Samuel ma tu bardzo dobrze
zaopatrzony zestaw pierwszej pomocy.
Zawahałam się a wyraz jej twarzy się zmienił. Ariana była stara, starsza od Brana tak myślę,
ale miała
w sobie tę delikatność i podatność na dość łatwe zranienie.
- Nie mam wątpliwości co do Ciebie - powiedziałam - ale mój ranny to wilk. W tym
momencie jest w
ludzkiej postaci ale trzeba go trzymać za rękę.
Ariana wzięła głęboki oddech, całkowicie uzasadniony obawą przed psowatymi, którą tylko
przezwyciężyła przy osobie którą znała tzn. Samuel. Większość z nas robi co w naszej mocy
aby nie
stać się wilkołakiem ani kojotem w jej obecności.
Wzięła głęboki oddech - Wiedziałam, że pacjentem może być prawdopodobnie jeden z
wilkołaków.
Któż to inny mógłby być. Przyprowadź go do środka.
Zebrałam moich ludzi z samochodu, człowieka i resztę. Nie byłam pewna czy to dobra
decyzja.
Widziałam raz Arainę w szponach paniki, i było to wystarczająco przerażające iż nie
chciałam oglądać
tego ponownie. Ostrzegałam ją i ona myśli że sobie poradzi. Wystarczająco uczciwe.
Jesse przesunęła się a ja razem z Gabrielem wydostaliśmy Bena z samochodu. Jak tylko Ben
stał
Gabriel szybko wsunął pod niego ramię i przejął większość jego wagi. Rozejrzałam się
dookoła ale
wszystkie okna wokół nas były ciemne. Nie mogłam stwierdzić czy ktoś nas podglądał. Jesse
otworzyła drzwi. Gabriel zatrzymał się w przedpokoju ponieważ ściany były pomalowane na
jasne
kolory a dywan był biały, a Ben wciąż krwawił.
Ariana przewróciła oczami - przynieście go, dzieci, zapewniam was że jestem bardziej niż
zdolna do
usuwania odrobiny krwi z tapicerki i dywanu.
Uspokojona pomachałam na Gabriela i Bena z przodu. Mieszkanie było jednym z tych
otwartych
Briggs Patricia - Frost Burned 1 -"Powinnaś wziąć furgonetkę", powiedziała moja pasierbica. Brzmiała jak ona, choć wyraz jej twarzy był nadal trochę spięty. -"Nie powinnam brać niczego, w tym nas "-, mruknęłam, naciskając mocniej na klapę. Mój Królik miał duży bagażnik jak na tak mały samochód. Byliśmy tu tylko dwadzieścia minut. Cały czas robię zakupy w Walmart i nigdy nie wyszłam z tak dużą ilością rzeczy. Nawet wyszłyśmy przed wielkim otwarciem o północy . I mimo to - miałam to wszystko. Większość z tego nie była w sprzedaży. Kto tak robi? -"Och, daj spokój,"- zadrwiła, zdecydowanie radośnie. -"To Czarny Piątek1. Wszyscy robią zakupy w Czarny piątek. " Podniosłam wzrok znad upartej klapy mojego biednego, obładowanego samochodu i rozejrzałam się po parkingu Home Depot. -"Najwyraźniej,"- mruknęłam. Home Depot nie był otwarty o północy w Czarny Piątek, ale jego parking był ogromny i robił dobrą robotę absorbując nadmiar z Walmartu. Roweru nie można było zaparkować pod Walmartem. Nie uwierzyłabym że było tak wiele ludzi w Tri-Cities-a to był tylko jeden z trzech Walmarts, ten który miał być najmniej zapełniony. "W następnej kolejności powinnyśmy jechać do Targetu " powiedziała Jesse swoim milutkim głosem, który wywoływał dreszcze na plecach. "Mają nowe Natychmiastowe Nagrody: The Dread Pirate’s Booty Four 2za połowę ceny niż zazwyczaj i zostanie wypuszczona dziś o północy. Krążyły plotki, że problemy produkcyjne oznaczały przedświąteczne niedobory” Codpieces i Golden Corsets: The Dread Pirate’s Booty Trzy, lepiej znany jako CAGCTDPBT- nie żartuję, jeśli nie możesz przeliterować dziesięć razy z rzędu bez potknięcia, nie jesteś Prawdziwym Graczem-ta gra wybrana została przez sforę. Dwa razy w miesiącu, przynosili swoje laptopy i kilka monitorów, rozstawiali się w sali konferencyjnej i grali aż do świtu Bezwzględne, paskudne wilkołaki grały w piracką grę internetową-to było bardzo intensywne i byłam trochę zaskoczona, że nie mieliśmy żadnych ofiar. Jeszcze. „ Pogłoski i niedoborach delikatnie przeciekły do prasy dokładnie przed Czarnym Piątkiem” psioczyłam. Uśmiechnęła się, jej policzki poczerwieniały od chłodnego listopadowego wiatru a nastrój się poprawił po tym jak jej matka zadzwoniła by odwołać planowane Boże Narodzenie
1 Black Friday, dzień po Dniu Dziękczynienia, amerykańskim święcie narodowym, 24 godziny na robienie zakupów. 2 Nazwa gry – zostawiamy w oryginale podczas obiadu Dziękczynnego wcześniej dziś wieczorem.-„ Cynik. Zbyt dużo przebywasz z Tatą. " Tak więc, w poszukiwaniu pirackich łupów, pojechaliśmy na drugi koniec ulicy na parking Targetu, który wyglądał dokładnie jak parking Walmartu. W odróżnieniu do Walmartu, Target nie był otwarty. Była tam kolejka osób czekających na otwarcie drzwi o północy, która, zgodnie z moim zegarkiem, będzie za około dwie minuty. Kolejka rozpoczynała sie w Target, zakręcała dookoła sklepu obuwniczego i gigantycznego zoologicznego i znikała za rogiem centrum handlowego w ciemności. -"Jeszcze nie otworzyli."- Nie chciałam iść tam, gdzie szła ta kolejka ludzi. Zastanawiałam się czy tak czuli się żołnierze Wojny Domowej, patrząc ponad okopem i widząc walczących po drugiej stronie, ponurych i opanowanych w bitwie. Ta kolejka ludzi pchała wózki dziecięce zamiast armat, ale nadal wyglądała dla mnie groźnie. Jesse spojrzała na moją twarz i parsknęła śmiechem. Wskazałam na nią. -"Masz już z tym skończyć w tej chwili, panienko. To wszystko twoja wina. " Zamrugała niewinnie "Moja wina? Jedyne co powiedziałam, to ze może być zabawnie wyjść i uderzyć na zakupy w Czarny Piątek. " Myślałam, że będzie to dobry sposób, aby odciągnąć ją od matki napiętnowanej poczuciem winy z powodu niedotrzymanych obietnic. Nie zdawałam sobie sprawy że zakupy w Czarny Piątek (wciąż czwartek , według mojego zegarka, jeszcze przez minutę) były podobne do rzucania się na granat. I mimo to chciałam to zrobić -kocham Jesse, i dywersja zaczęła działać, - ale lepiej byłoby wiedzieć , jak źle może być. Jechałyśmy powoli za wieloma samochodami również szukającymi miejsc parkingowych, w końcu dotarłysmy tuż przed sklep, gdzie czaili się kupujący, zgarbieni i gotowi do zakupowego ataku. Wewnątrz sklepu, młody człowiek w niestety stosownej czerwonej koszuli szedł bardzo powoli do zamkniętych drzwi, to było wszystko, co chroniło go przed hordą. -"On umrze."- Jesse brzmiała na trochę zaniepokojoną. Tłum zaczął falować, jak chiński smok w Nowy Rok , gdy wyciągał powoli po kolei klucze.
-"Nie chciałabym być w jego butach",- zgodziłam się, gdy chłopak, kończąc misję, rzucił się do ucieczki z powrotem w głąb sklepu, tłum śliniących się kupujących ruszył jego śladem. -"Nie idę tam," -stwierdziłam stanowczo, gdy starsza kobieta szturchnęła innego staruszka, który próbował przemknąć przed nią przed drzwiami. -"Zawsze możemy iść do Centrum Handlowego," powiedziała po chwili Jesse. -"Centrum Handlowe?"- Uniosłam brwi z niedowierzaniem. -"Chcesz iść do Centrum Handlowego?"- W Tri-Cities jest mnóstwo mniejszych centrów handlowych, jak również centrum wyprzedażowe FACTORY, ale kiedy mówi się o "Centrum handlowym", ma się na myśli ogromne w Kennewick. To do którego wszyscy planują uderzyć jako pierwszego na zakupy w Czarny Piątek. Jesse roześmiała się. -"Serio Mercy. Pięciolitrowe miksery kuchenne są w sprzedaży, tańsze o sto dolarów. Ten Darryla popsuł sie, kiedy ja i moi przyjaciele robiliśmy nim ciasteczka. Za pieniądze z opieki nad dziećmi, wystarczy aby wymienić je w Boże Narodzenie, jeśli znajdę taki za sto dolarów. Jeśli dostaniemy mikser, będę mogła uznać eksperyment za zakończony"- Posłała mi smutne spojrzenie. -"Naprawdę nic mi nie jest, Mercy. Znam moją mamę, spodziewałam się że wszystko odwoła. W każdym razie, będzie bardziej zabawnie spędzić Boże Narodzenie z tatą i Tobą. " -"Cóż, jeśli tak jest,"- powiedziałam,- "może dam ci to sto dolarów, i możemy pominąć Centrum Handlowe? " Pokręciła głową.- "Nie. Wiem, że nie jesteś zbyt długo częścią tej rodziny, więc nie znasz wszystkich reguł. Kiedy zepsujesz zabawkę kogoś innego, musisz sama za to zapłacić. Do Centrum Handlowego". Westchnęłam głośno i wycofałam z kipiącego parkingu Targetu , skierowałam w stronę gorącego Centrum Handlowego Columbia.- "Wiec, do boju. Przeciw tłumowi matek w wieku średnim i przerażającym czarownicom, zwyciężymy. " Skinęła gwałtownie głową, podnosząc niewidzialny miecz. -"I przeklęci ci którzy wołają:" Wytrzymajcie! " -"Błędne cytowanie Szekspira masz od Samuela, jak śmiesz, "-Powiedziałam jej, a ona się zaśmiała. Jestem nowa w byciu macochą. To było czasami jak chodzenie po linie –śliskiej linie. Tak
bardzo jak ja i Jesse lubiłyśmy sie, miałyśmy swoje chwile. Słysząc jej prawdziwy, radosny śmiech powodował ze optymistycznie patrzyłam na nasze relacje. Samochód przede mną nagle się zatrzymał. Wdepnęłam hamulec królika. Królik był zabytkiem z moich młodzieńczych lat ( dawnych)dlatego ciągle działał, kochałam go – i dlatego że byłam mechanikiem utrzymywanie starego, taniego jeżdżącego Królika było najlepszą formą reklamy. Hamulce działały świetnie i zatrzymał się w niewielkiej odległości – czterech centymetrów. "Nie jestem pierwsza osobą, która nadużywa Makbeta" Powiedziała Jesse, brzmiąc trochę na zdyszaną, ale w sumie, nie wiedziała, że właśnie ostatnio tydzień temu , gdy miałam trochę czasu przerobiłam hamulce. Wypuściłam powietrze między zębami, aby brzmieć spokojnie gdy czekaliśmy aż jakiś tchórzliwy kierowca kilka samochodów z przodu zdecyduje się skręcić w lewo na międzystanówkę. -"Szkocka gra to szkocka gra ". Powinnaś wiedzieć lepiej. Są pewne rzeczy, których nigdy nie można mówić głośno, jak Makbet, IRS, i Voldemort. Nie, jeśli chcesz, dziś dojechać do centrum handlowego. " "Oh," powiedziała, uśmiechając się do mnie. "Myślę o nich tylko wtedy gdy patrzę w lustro i nie mowie : "Candyman" czy "Bloody Mary"” "Czy twój ojciec wie, jakiego rodzaju filmy oglądasz? " zapytałam. "Mój ojciec kupił mi Psycho na moje trzynaste urodziny. Zauważyłam, że nie pytasz mnie, kim był Candyman. Jakie ty oglądasz filmy Mercy? "Jej głos brzmiał próżnie, więc wytknęłam jej język. Taką jestem dojrzałą macochą. Ruch w pobliżu centrum handlowego Kennewick faktycznie nie był taki zły. Wszystkie pasy były zderzak w zderzak, ale prędkość była całkiem normalna. Wiedziałam z doświadczenia że gdy sezon ogórkowy będzie w szczycie, ślimak będzie miał lepszy czas niż samochód gdzieś w pobliżu centrum handlowego. "Mercy?" zapytała Jesse . "Uhm?" Odpowiedziałam, zjeżdżając na następny pas by uniknąć potrącania przez minivan. "Kiedy ty i tata będziecie mieli dziecko? " Dreszcze wybuchły na całym moim ciele. Nie mogłam oddychać, nie mogłam mówić, nie mogłam się ruszyć - i uderzyłam w SUV-a przede mną z prędkością około trzydziestu
kilometrów na godzinę. Jestem pewna, że szkocka Gra nie miała z tym nic wspólnego. "To moja wina", powiedziała Jesse siedząc chwilę później obok mnie na chodniku obok parkingu Centrum Handlowego. Migające awaryjne światła w pojazdach robiły ciekawe rzeczy na jej kanarkowo żółtych i pomarańczowych włosach. Tupała nogą w górę i w dół z nadmiaru nerwowej energii - a może po prostu, aby się ogrzać. W najlepszym wypadku było trzydzieści stopni, a wiatr zacinał. Wciąż próbowałam dowiedzieć się, co się stało, - choć jednego byłam pewna nie była to wina Jess. Odchyliłam głowę i oparłam o podstawę dużego oświetleniowego słupa ponownie przykładając worek z lodem na moją lewą kość policzkową i nos, który w końcu przestał krwawić. "Kapitan jest odpowiedzialny za swój statek. Moja wina. " Atak paniki , pomyślałam. Pytanie Jess zaskoczyło mnie – ale nie miałam pojęcia że myśl o posiadaniu dziecka tak mnie przerazi. Tak naprawdę to podobała mi sie myśl o dziecku. Więc dlaczego atak paniki? Czułam jego pozostałości zapychające moje myśli i utrzymujące się na krawędziach lodowatego bólu głowy lub może to efekt mojego zderzenia twarzą z kierownicą. Królik był starym samochodem, a to oznaczało brak poduszki powietrznej. Jednak to był dobry niemiecki samochód, więc pasy bezpieczeństwa , pozostawiły Jesse i mnie siniaki, guzy, krwawiący nos i podbite oko. Miałam dość podbitych oczu. Z moim kolorami, siniaki nie wyróżniały się tak jak u Jesse. Daje nam, tydzień lub dwa, nikt się nie dowie, że nie byłyśmy w zrujnowanym samochodzie. Nawet z workiem lodu między mną a reszta świata, mogłam stwierdzić, że pasażer SUVa, w który uderzyłam jeszcze rozmawiał z policją, ponieważ Jej głos był podniesiony. Energia którą temu poświęcała upewniła mnie , że jednak nie była poważnie ranna. Kierowca nic nie mówił, ale wydawało się że z nim wszystko w porządku. Stał kilka kroków za samochodem i gapił sie na niego. Młodszy policjant powiedział coś do kobiety, i to trafiło ją jak porażenie prądem. Mężczyzna który prowadził samochód spojrzał na Jess i mnie, gdy kobieta syczała jak czajnik. -Uderzyła w nas,- krzyknęła kobieta. To było istota tego w każdym razie. Było dużo niekobiecych słów które rozpoczęły się od "F", z różnymi "C" słowami rzucanymi do akcentowania. Miała pijacką wymowę, która w niczym nie pomagałóa, aby umiarkować drżący wysoki ton, do którego dotarła. Skrzywiłam się gdy jej głos wwiercił się prosto w moją
czaszkę powodując wzrost ciśnienia w moim pulsującym policzku. Zrozumiałam to uczucie. Nawet jeśli wypadek to nie twoja wina, przechodzisz przez piekło przy rozmowach z firmami ubezpieczeniowymi, zabierając samochód do warsztatu i w radzeniu sobie z czasem gdy samochód jest w warsztacie. Gorzej, jeśli jest drogi, trzeba dyskutować z innymi facetami od ubezpieczenia, jak dużo, był wart. Czułam się dość winna, ale wzdrygniecie Jesse sprawiło, że odwróciłam wzrok i skupiłam uwagę na niej. -Ben jest lepszy,- mruknęłam. -On jest bardziej kreatywny kiedy przeklina . -Robi to z tym swoim angielskim akcentem, który jest zbyt cool. -Jesse zrelaksowała się trochę i zaczęła słuchać z większym zainteresowaniem, a mniej martwić. Kobieta zaczęła machać do młodego policjanta i przeklinać. Nie przeszkadzało słuchanie o detalach, ale najwyraźniej była teraz zła na niego a nie na nas. -I Ben jest zbyt inteligentny, aby przeklinać na policję -szczerze powiedziała Jess, ale błędnie odczytała filozofię Bena. Obróciła się by spojrzeć na mnie, i miała dobry widok ponad moim ramieniem na prawdziwe skutki fatalnego incydentu. -Jezu, Mercy. Spójrz na Królika. Starałam się tego uniknąć , ale kiedyś musiałam spojrzeć. Mały zardzewiały samochód był połączony z SUVem przed sobą, przednie koła, były bliżej siebie i nie były już okrągłe, były o sześć cali w górę w powietrzu. Jego maska była także o dwie stopy bliżej szyby, niż powinna być. "Nie żyje", powiedziałam. Może gdyby Zee nadal był gdzieś w pobliżu, mógłby coś zrobić z Królikiem. Zee nauczył mnie prawie wszystkiego o naprawach samochodów, ale były pewne rzeczy których nie dało się naprawić bez Pocałunku-żelaza Nieludzi aby działały prawidłowo. A Zee był przetrzymywany z rezerwacie Nieludzi w Walla Walla i jest tam od kiedy Jeden z Szarych Lordów zabił syna senatora US i po deklaracji że Nieludzie będą odseparowani i będą suwerennym państwem. Po minucie od ogłoszenia deklaracji, wszyscy nieludzie zniknęli – jak i również rezerwat. Pętla dziesięcio-milowej drogi która prowadziła do lokalnego rezerwatu Walla Walla była teraz o osiem mil dłuższa i znikąd przez cała trasę nie jesteś wstanie zobaczyć rezerwatu. Słyszałam że jeden z rezerwatów zarósł krzakami jeżyn i zniknął w ich środku. Krążyły plotki że rząd chciał zbombardować rezerwat ale wszystkie samoloty zniknęły – ukazując się minutę później jak lecą nad Australiż. Blogerzy z Australii powysyłali zdjęcia, i prezydent US wystosunkował oficjalne przeprosiny, więc ta część plotek była prawdziwa.
Dla mnie osobiście. Cała ta sprawa oznaczała brak kogokolwiek do kogo mogłabym zadzwonić kiedy potrzebowałabym pomocy w warsztacie lub czasu wolnego. Nie miałam nawet szansy porozmawiać z Zee zanim zniknął. Tęskniłam za nim i nie tylko dlatego że mój biedny Królik wyglądał jakby wyleciał w powietrze po czołówce z ogromnym VW. - Przynajmniej nie jechałyśmy Vanem – powiedziałam Nastolatka którą byłam – ta która pracowała w Fast – fodach by zapłacić za samochód, za ubezpieczenie, za paliwo i ogólne utrzymanie – rozpłakałaby się nad Królikiem, ale to mogło by sprawić że Jess poczułaby się źle, a już nie byłam nastolatka. - Ciężej znaleźć Syncro Vanagon3 niż Królika? – Jess w połowie pytała i spekulowała. Nauczyłam ją jak zmieniać olej i pomagała kiedyś w warsztacie tak jaki i teraz. Przeważnie flirtując z Gabrielem moim pracującym w piątki nastolatkiem który wrócił z koledżu na święto dziękczynienia, ale nawet odrobina pomocy była przydatna zwłaszcza teraz gdy byłam swoim jedyny pracownikiem. Nie miałam wystarczająco dużo pracy aby zatrudnić na pełny etat mechanika, i też nie miałam czasu by wyszkolić kolejnego nastolatka który zająłby miejsce Gabriela. Zwłaszcza od kiedy stwierdziłam że to może być strata czasu. Nie chciałam myśleć o zamknięciu warsztatu ale obawiam się że to może nastąpić. - Przeważnie, dużo łatwiej można zostać rannym w Wanie. – powiedziałam Jess. Utrata Królika i brak snu sprawił że stałam się melancholijna, ale nie miałam zamiaru dzielic się z nią tym więc utrzymywałam mój glos lekkim i radosnym.- Żadnej strefy zgniotu. To jeden z powodów dlaczego już ich nie produkują. Żadne z nas nie wyszłoby cało z takiego wypadku z Wanem – a jestem bardzo zmęczona przykuciem do wózka inwalidzkiego. Jess wypuściła rozdrażniony śmiech – Mercy, wszyscy jesteśmy zmęczeni Tobą na wózku inwalidzkim. Złamałam fatalnie nogę na swoim miesiącu miodowym ( nie pytajcie) zeszłego lata. Również udało mi się poranić ręce , obie, co oznaczało że nie mogłam używać kul czy odpychać się na wózku. Tak byłam dość opryskliwa z tego powodu. Kobieta wciąż sprzeczała się z policjantem, ale kierowca zaczął iść w naszym kierunku. Może chciał podejść i dowiedzieć się czy miałam ubezpieczenie albo coś takiego, ale w mojej głowie odezwał się mały ostrzegawczy dzwonek. Odsunęłam worek z lodem od mojej twarzy i na wszelki wypadek wstałam. 3 Syncro Vanagon – rodzaj wana - wciąż – powiedziała Jess, gapiąc się na samochód. Nie zareagowała na moja zmianę pozycji, może nie zauważyła – kochałam twojego małego Królika. To moja wina że jest zniszczony.
Bardzo mi przykro. Kierowca tamtego samochodu gdy był naprzeciwko nas naskoczył na Jess jak rozwścieczony pies, wyrzucając z siebie słowa za które moja matka wyszorowałaby mi usta mydłem . Oczy Jess robiły się ogromne gdy podnosiła się potykając. Wkroczyłam pomiędzy nich i powiedziałam z mocą którą pożyczyłam do Alfy lokalnych wilkołaków który również był moim mężem – Wystarczy. Przeskoczył wzrokiem z Jess na mnie, otworzył usta i zamarł w tej pozie. Mogłam wyczuć zapach alkoholu wydobywający się z niego. - To ja prowadziłam nie Jess –powiedziałam spokojnie – ty się zatrzymałeś – ja w ciebie uderzyłam. Moja wina. Jestem w pełni ubezpieczona. To będzie utrapienie – za które przepraszam – ale twój samochód będzie naprawiony lub wymieniony. - Cholerni Latynosi – wypluł, niepoprawianie ponieważ jestem Rdzenną Amerykanką a nie Hiszpanką, i zamachnął się pięścią na mnie. Może jestem bardziej zmiennym kojotem niż w pełni umięśnionym wilkołakiem ale przez lata trenowałam karetę i zdobyłam brązowy pas. Wściekły kierowca SUVa był dużo większy niż ja, ale z jego zapachu i braku koordynacji w ruchach, był również pijany. To zniweczyło jego największa zaletę jaką miał jego rozmiar. Pozwoliłam jego pieści prześlizgnąć się obok mnie, zrobiłam krok by ustawić moje biodro pod kontem do niego, złapałam łokieć i rękę jego atakującego ramienia, uderzając jego twarzą o chodnik, w większości jego postura to zrobiła. Również mnie zranił. Cholerna stłuczka. Ukłucia bólu zjechały w dół po mojej nadwyrężonej szyi do biodra które nie wiedziałam że mam uszkodzone. Stałam utrzymując równowagę gotowa, ale zderzenie z ziemią wydawało się wycisnąć wolę walki z wielkiego faceta. Kiedy nie podniósł się natychmiast, cofnęłam się i dotknęłam mojej kości policzkowej, pragnąc okładu z lodu który odłożyłam. Cała walka nie trwała dłużej niż kilka sekund. Zanim powalony facet zadrżał jeden z policjantów przyciskał kolano do jego pleców i zakładał kajdanki. Ruch był gładki i doświadczony, byłam pewna że policjant również w szkole trenował sztuki walki. - Dla ciebie na dziś koniec z jeżdżeniem – powiedział radośnie policjant do powalonego – Koniec z biciem miłych kobiet. – pójdziesz do ciupy żeby ochłonąć. - Ciupa? – powiedziałam Inny policjant, ten starszy, mniej energiczny powiedział – Nielson lubi stare filmy – Podał mi
mandat za zbyt bliską jazdę i wskazał na skutego mężczyznę. – Jego dziewczyna też została aresztowana za napaść na oficera. Aresztujemy go za prowadzenie pod wpływem alkoholu. Czy chcesz wnieść oskarżenia za napaść? Wszyscy widzieliśmy jak pierwszy się zamachnął. Potrząsnęłam głowa, nagle czując się zmęczona. – nie, tylko mu powiedzcie żeby zadzwonił do mnie ze swoim ubezpieczeniem Rozległ sie głośny dźwięk rozdzierania i chrzęst. Samochód pomocy drogowej odciągnął SUVa. Królik opadł na ziemię z westchnieniem, bulgocząc i sycząc gorącym płynem przeciw zamarzaniu dolatującym do zimnego chodnika. Jess zadrżała obok mnie. Musze zabrać ją z tego zimna. - Kiedy przyjedzie twój tata? – zapytałam ją. Dzwoniła do niego gdy ja rozmawiałam z policjantami i ludźmi którzy podali mi lód. - Dzwoniłam – Powiedziała Jess – ale nie odebrał, zadzwoniłam do Darryla. Też żadnej odpowiedzi. Powinnam ci to powiedzieć wcześniej. Adam nie odebrał telefonu? Coś było nie tak. Adam nie byłby niedostępny kiedy my byłyśmy w oszalałym tłumie zakupowiczów. Byłby w stanie nawet tu przyjść. To byłoby ….. interesujące. To że Daryl jego drugi nie odbierał telefonu nie martwiło mnie tak bardzo, ale to było dziwne. Wyciągnęłam telefon i zobaczyła że mam nowa wiadomość tekstowż od Brana – jeszcze dziwniejsze. Marrok, dowódca wilkołaków nie pisał od tak sobie smsów. Sprawdziłem i dostałem: Gra jest w toku. - Bran przełącza się na Arthura Conana Doyle,- powiedziałam, i Jess zajrzałam i przez ramię aby zobaczyć. Próbowałam oddzwonić do Brana ( moje palce były zbyt zmarznięte aby pisać z normalną prędkością) ale jego telefon był wyłączony lub był poza zasięgiem. Spróbowałam do Samuela, syna Maroka ale u niego odezwała się poczta głosowa. - Nie, w porządku – powiedziałam pani która odebrała – zadzwonię na ostry dyżur czy Dr. Cornick jest dostępny – nie było powodu żeby zostawiać jej wiadomość. Ale wiadomość od Brana sprawiła że byłam niespokojna. Mój atak paniki – przyczyna wypadku – bardziej mnie zaniepokoił. Kontaktowałam się z innymi członkami stada: Warren, Honey, Mary Jo, i nawet z Benem. Ich telefony – były poza zasięgiem – dodzwonienie się do poczty głosowej, wyłączony, poczta głosowa. Zastanawiałam się nad wiadomością od Brana gdy dzwoniłam do Paula – który szybciej by
mnie zabił niż uratował, jednak miał inny stosunek do Jess. Gdy telefon dzwonił bez rezultatów, przypomniałam sobie że wilkołaki bardzo lubiły używać najbardziej – tajnych – kodów –awaryjnych. Nie dało się zrobić nic z byciem wilkołakiem i ponieważ wszystkie w pewnym momencie znalazły się w wojsku co potęgowało ich szczególny rodzaj paranoi. W skautach nie było nic z przygotowania do życia z wilkołakiem. Wiedziałam o tajnych kodach ponieważ wychowałam się z wilkołakami. Ale się ich nie nauczyłam ponieważ nie byłam jednym z nich. Adam przypuszczalnie chciałby mnie ich nauczyć zwłaszcza teraz gdy byłam członkiem stada, ale po rzecznym potworze, połamanych nogach i dramatach stada, nic dziwnego że nie umieściłam tego na szczycie listy. Paul też nie odpowiadał. Byłam gotowa się założyć na podstawie dowodów że wiadomość Brana oznaczała „ żadnych telefonów” co było za równo dobre i prawidłowe , ale ja i Jess utknęłyśmy tu w Centrum Handlowym dopóki nie znajdziemy kogoś kto odbierze głupi telefon. Jeśli to był tylko test systemu najbardziej – tajnych – kodów –awaryjnych, to kogoś przeżuje. Ale jeśli nie był… mój żołądek zacisnął się, a paniczny strach który był przyczyną wypadku wydawał się bardzie złowieszczy. Byłam połączona dwukrotnie, raz z Adamem, raz ze stadem. Czy coś się stało Adamowi czy stadu? Sięgnęłam po naszą więź… - Mercy? – zapytała Jess, rozpraszając moją koncentrację zanim połączyłam się z Adamem lub stadem. - Nie wiem co się dzieje – powiedziałam – Będę dalej próbować. Po chwili namysłu zadzwoniłam do Kylle. On nie był żadnym zmiennym, wiec może nie dostał notatki o telefonach. A skoro spotykał się z trzecim w kolejności członkiem stada może wiedział co się dzieje. Połączyłam się z pocztą głosową ale nie zostawiłam żadnej wiadomości. Następnie próbowałam do czarownicy Elizavety. Elizaveta tez była poza zasięgiem – niedawno widziałam jak Adam płacił jej co miesiąc i bez żadnych skrupułów zapłaciłby za taksówkę – ale nie odpowiadała. Może była w jednym z kodów – albo może była na zakupach i rozkrzyczany tłum uniemożliwiał usłyszenie telefonu. Może całe stado poszło na zakupy a ja byłam paranoiczką. - jakie są szanse że stado dołączyło do reszty Tri-Cities dzisiaj i wyszło na zakupy w środku nocy? – zapytałam głośno - żadne – poważnie powiedziała Jess – większość z nich jest jak Tata, sam hałas spowodowałby u nich nerwowość. Upchnij ich z wieloma normalnymi ludźmi w ciasnym pomieszczeniu i czekaj na krwawą jatkę. Nie wyobrażam sobie żadnego z nich, z wyjątkiem
może Honey która by spróbowała. - Też tak pomyślałam – zgodziłam się – Coś się dzieje. Zostałyśmy same. - Zadzwonię do Gabriela – powiedziała i tak zrobiła. Gabriel, mój cokolwiek –się-dzieje człowiek był waleczny jak demon nie będąc zakochanym w Jess. Oficjalnie zerwali ze sobą we wrześniu kiedy wyjechał do Seattle do koledzu – powiedział że oficjalnie się nie spotykaj. Ale siedział obok niej podczas Dziękczynnej kolacji kilka godzin temu flirtując tak mocno jak mógł przy jej bystrookim ojcu siedzącym przy tym samym stole. Miłość nie czeka na ułatwienia. Kiedy był w mieście mieszkał w mojej małej przyczepie kempingowej po drugiej stronie płotu domu który dzieliłam z Jess i Adamem. Od kiedy on i jego matka mieli ogromną domową awanturę o to co powinien albo nie, trzymał się ze mną i moimi wilkołaczymi przyjaciółmi. Może głownie mieszkał w Seattle – ale przyczepa czekała na niego kiedy wracał na wakacje. On mógłby być jedynym kontaktem z wilkołakami z listy więc kiedy Jess potrząsnęła przecząco głową zaczęłam jeszcze bardziej się martwić. Coś musiało się stać stadu kiedy nas nie było? - Cholera – powiedziałam, i spróbowałam znów wyczuć Adama przez partnerską więź która nas połączyła. Więź była mocna i stabilna, ale zajęło mi trochę wysiłku aby uzyskać od niego informacje. Kiedy rozmawiałam o tym z Adamem tylko wzruszył ramionami. - Jest jak jest – powiedział – Niektórzy muszą żyć w głowach swoich partnerów aby czuć sie bezpiecznie. Jak ty się czujesz kiedy to robimy? – uśmiechnął się do mnie, kiedy próbowałam przeprosić – Nie denerwuj się. Kocham cię taką jaką jesteś Mercy. Nie muszę cię całej połykać. Nie muszę być w twojej głowie cały czas. Wystarczy ze będę wiedział że tam jesteś. Jest wiele powodów dlaczego kocham Adama. Walczyłam w drodze w dół naszej więzi, zwiększając już znaczny ból głowy, przeciskając się obok barier mojej podświadomości stworzonych najwyraźniej po to aby utrzymać przytłaczającą charyzmę alfy wśród alf, którym był Adam Hauotmann, w końcu go dotknęłam… - cześć Mercy – powiedział głęboki głos – wszystko w porządku? Spojrzałam w górę i rozpoznałam tył ciężarówki. Znam większość chłopaków których samochody są w mieście – mam warsztat samochodowy, to wiąże się z terytorium.
- cześć Dale – Powiedziałam, starając się nie wyglądać że grzebie dookoła wilkołaczej magii. Byłoby łatwiej udawać normalną, gdyby nie powracający paskudny dreszcz, uczucie braku oddechu który przede wszystkim spowodował to że wjechałam w SUVa. Walczyłam by powstrzymać drugi atak paniki. Prawdopodobnie Dale pomyślałby że moja dygocząca szczęka była latała z powodu zimna. – Jess i ja mamy się dobrze, ale miałyśmy lepsze dni. - To widzę – Brzmiał na zaniepokojonego, więc musiałam wyglądać dość strasznie. – Chcesz żebym zaholował Królika do warsztatu? Czy chcesz przyznać się do całkowitej porażki i mogę zabrać go na złomowisko Pasco. Utkwiłam w nim mój wzrok ponieważ nagle naszła mnie myśl. Spojrzał w dół na swój płaszcz – Na co się patrzysz? Czy jest tam plama? Myślałem że chwyciłem go z czystych ubrań. - Dale, jeśli zapłacę ci za zaholowanie mojego samochodu do mojego warsztatu, znajdzie się w twojej ciężarówce miejsce dla mnie i Jess? Nie możemy dodzwonić się do mojego męża. W warsztacie mam samochód więc będę mogła wrócić do domu. Uśmiechnął się radośnie – Jasne, żaden problem Marcy. -Świetnie – powiedziałam – dziękuje – to mogłoby zadziałać. Mój warsztat był ciepłym i bezpiecznym miejscem w którym mogłam pomyśleć. Potrzebowałam tego, potrzebowałam Mojej Twierdzy Samotności by przeciwstawić się panice. Ponieważ kiedy dotknęłam więzi pomiędzy mną a Adamem nie mogłam wyczuć nic innego niż wściekłość i ból. Ktoś krzywdził mojego męża i tylko tyle mogłam stwierdzić. Ciężarówka Dale pachniała jak frytki, kawa i stare banany. Zmusiłam się do prowadzenie lekkiej rozmowy plotkując o jego córce i jej nowym dziecku, rosnących kosztach paliwa i o czymkolwiek innym co mogłabym wymyśleć. Nie mogłam pozwolić aby Jess dowiedziała się jak bardzo jestem zmartwiona dopóki nie zdobędę więcej informacji. Mój warsztat wyglądał tak jak powinien. Małe złomowisko ( pozostałości kilku martwych samochodów czekały aby przekazać swoje części jeszcze żyjącym braciom )z dobrze oświetlonym parkingiem. Nowe światło halogenowe oświetlało cztery samochody wciążżywe- ale-potrzebujące-pomocy na parkingu, poklepałam Jess po kolanie kiedy zaczerpnęła oddech. Wyskoczyłam z ciężarówki i pomogłam Dale'owi odpiąć Królika, wysyłając Jess do warsztatu.
Rozejrzała się ponownie po czterech samochodach na parkingu tam gdzie powinny być trzy i pobiegła do środka bez protestu. Nie miała problemu z otwarciem drzwi które powinny być zamknięte – i kiedy weszła do środka nie zapaliła światła ponieważ była córką swojego ojca. Dobrze wiedziała żeby nie włączać światła w pomieszczeniu z oknami gdy coś może się tam ukrywać. - Biedactwo – powiedział Dale, klepiąc bagażnik mojego samochodu, nie zwracając uwagi na Jess – Nie ma już dużo takich jeżdżących po mieście – spojrzał na mnie i powiedział swobodnie – Miałem dwudrzwiową Jette z ’89 z 110 na liczniku. Trochę poobijana ale to nie przeszkadzało Małemu Bondo a lakier można naprawić. - Będę to miała na uwadze – powiedziałam, - Ile jestem ci winna. - Szef się z tobą rozliczy – powiedział, sprawiając że uśmiechnęłam się szczerze pomimo wszystko. „Szefem” Dale'a była jego żona. Machałam mu dopóki nie odjechał, potem pobiegłam do drzwi mojego warsztatu ponieważ czwarty zaparkowany samochód pomiędzy Żukiem z ’89 a Stara IIbył poobijany i zużyty Mercedes z ‘74 należący do Gabriela. Wślizgnęłam się przez drzwi i zamknęłam je. Ciemne biuro dało mi wystarczająco do zrozumienia że Gabriel coś wiedział i ważnym było żeby utrzymać to w tajemnicy – w innym przypadku w środku były by pozapalane światła. Gdy się odwróciłam wychwyciłam zapach Gabriela, nic mu nie było, ale był tam ktoś jeszcze… Silne ramie owinęło się dookoła mojej tali, prawie zwalając mnie z nóg. Mój nos powiedział mi że to ramię należało do Bena z Brytyjskim akcentem i pełne usta, gdy przycisnął twarz do mojego brzucha, wiec odłożyłam łom do kąta tam gdzie stał bez miażdżenia mu głowy. Poruszył głową dopóki moja koszulka nie podniosła się i jego zarośnięty policzek nie był na mojej skórze. Miałam innego wilkołaka który tak robił, czułam te same wstrząsy i urwany oddech. Byłam wystarczająco pewna tego że Ben nie odczuwał głodu ( Tak jak tamten wilk) Ponieważ nie minęło tak dużo czasu od kolacji z indykiem. Wiec położyłam rękę na jego głowie i spojrzałam na parę zszokowanych nastolatków stojących przed półką ze starymi niedopasowanymi kołpakami. W środku było ciemno ale kojot taki jak ja widział w ciemności. Ben na pół warczał na pół mówił, ale nie mogłam nic zrozumieć. Z ciepła jego skóry na mojej, wywnioskowałam że próbował walczyć z przemianą. Wydałam delikatny dźwięk ale nie poruszyłam ręką ponieważ skóra wilkołaków jest bardzo delikatna kiedy się przemieniają.
Ben przestał mówić i skupił się na oddechu. Spojrzałam na Gabriela. Trzymał Jess za rękę – albo pozwalał jej trzymać siebie – i nie wyglądał dużo lepiej niż Ben. - Zacznij od początku – powiedziała mu Jess – Mercy musi wszystko usłyszeć. Gabriel przytaknął – Około północy Ben wdarł się do mojego salonu, złapał mnie, złapał moje kluczyki od samochodu i wyciągnął mnie na zewnątrz. Gdy byliśmy na zewnątrz, mogłem stwierdzić że coś dużego dzieje się u ciebie w domu – nie było żadnych świateł ale słyszałem samochody- jakieś z silnikiem na ropę, rozmiarów ciężarówki. Ben powiedział coś o przyjechaniu tutaj i znalezieniu ciebie, tak mi się wydaje. Brzmiał dość dziwnie. Wepchnął mnie na siedzenie kierowcy i od tamtej pory nie powiedział nic spójnego. Próbowałem się do ciebie dodzwonić, ale… Wskazał na podłogę i zobaczyłam szczątki rozbitego telefonu z warsztatu – Wydawało się że nie uważa tego za dobry pomysł. Naprawdę cieszę się że cię widzę. - Ben – zapytałam – czy możesz… Spojrzał w górę i rzucił na moje ręce uspokajająca lotkę. Była w połowie wypełniona czymś co wyglądało jak mleko, ale wiedziałam lepiej. Ktoś znał nasz sekret. - Został odurzony – powiedziałam wąchając strzykawkę tylko aby się upewnić. Pachniała znajomo – Wygląda jak to coś co zabiło Mac'a. Jess głęboko nabrała powietrza. - Mac? – Zapytał Gabriel - To było przed tobą – powiedziała mu – Mac był nowo przemienionym wilkołakiem który dostał się na linię strzału skierowana na Brana od Bizantyjczyków. Zawsze myśleliśmy że wilkołaki są odporne na jakiekolwiek narkotyki. Ale pewien zły facet który też okazał się wilkołakiem wymyślił koktajl ze składników których nie dostałby od żadnego weterynarza. – ta wiedza powinna umrzeć z Gerrym – większość wilkołaków postrzelonych tym towarem czuła się dobrze, ale niektóre były bardziej podatne i to zabiło Mac. Wszyscy spojrzeliśmy na Bena, który nie wyglądał zdrowo. - Czy Ben wyzdrowieje? – zapytał Gabriel – czy możemy cos dla niego zrobić? - Płonie – wywarczał Ben Nie byłam pewna czy dobrze go usłyszałam, jego glos był niewyraźny i basowy. – Ben? Jesteś rozpalony przez narkotyk? – na jego skórze czuć było gorączkę – Pobudzasz swój metabolizm? – nie wiedziałam że wilkołaki tak potrafią.
- Palenie jest dobre – powiedział, co przyjęłam za pozytyw – ale to potrwa….. minut. - Co możemy zrobić by pomoc? - zapytałam – wody? Jedzenia? - gdzieś tu był Bar Granola. - Tylko ty – powiedział – zapach stada, zapach Alfy. To pomaga. – mocno się wzdrygnął – Boli. Wilk chce się wydostać. - Wypuść go – powiedziała Jess. Ale Ben potrzasnął głową – Wtedy nie będę w stanie mówić. Muszę ci powiedzieć. Pachniał adrenaliną i potem. - Czy tu jest bezpiecznie? – zapytałam – Czy musimy się przenieść? - Na krótki czas bezpiecznie – powiedział Ben po chwili – tak myślę. Powinni być zajęci resztą…. Resztą stada. - Czy kawa pomoże? – zapytała Jess. Rozważałam to przez chwilę ale potrzasnęłam głowa.- Nie jestem lekarzem. Dodając stymulator do podanej już mikstury może tylko pogorszyć sprawę. - Mogłabyś zadzwonić do Samuela. Spojrzałam w jej wypełnione strachem oczy i starałam się być dzielna dla jej dobra – Telefon Samuela przełącza się na pocztę głosową. Jesteśmy zdani na siebie. - A co z Zee? – zapytał Gabriel. Widział co Zee potrafi zrobić dla samochodu i przypięło mu to etykietkę dla starych zrzędliwych bohaterów. – Mógłby coś zrobić ze srebrem? - Zee ukrywa się w Krainie Czarów z resztą Nieludzi – powiedziałam mu, choć to wiedział – Nie będzie w stanie nam pomoc. - Ale - Czymkolwiek jest Zee – powiedziałam – przede wszystkim jest Nieczlowiekiem. - Boli – powiedział Ben, jego głos był przytłumiony przez mój żołądek. Wił się przy mnie. Tak działa srebro na wilkołaki. Żałowałam że nic nie mogę zrobić. - Tak, możecie pomoc – powiedział. Powiedział jakby wyłapał moje myśli. Czasami więź tak robi - to jedna z tych rzeczy które wciąż odrzucałam. – Możecie mnie pytać…. Tak możecie pomóc. Zadawajcie mi pytania. Sprawcie żebym mówił, tak żebym mógł utrzymać wilka. Musisz wiedzieć. - Wszyscy żyją – powiedziałam mu – to mogę stwierdzić. Co się stało? - Zabrani – Powiedział, po chwili – Agenci Federalni. Dreszcze przeszedł mi po kręgosłupie.
Zdawałam dyplom z Historii. Kiedy rząd przeciwstawiał się swojej własnej populacji, to jest złe. Naziści źli. Ludobójstwo złe. Potrzebowaliśmy Federalnych aby chroniły wilkołaki przed ogólną populacją. Jeśli rząd zwrócił się przeciwko nam, wilki musiałyby się bronić. Nie było dobrego zakończenia tej historii. - Agenci Federalni z którego Biura? – zapytałam – Bezpieczeństwa Wewnętrznego? Od Magicznych? FBI? Potrzasnął głową. Spojrzał w górę na mnie i przez chwilę się wpatrywał gdy jego oczy wróciły do ludzkiej postaci. Kilkakrotnie zaczynał mówić. - zabrali wszystkich którzy tam byli? - Wszystkich – powiedział. Znów położył głowę na mnie – Wszyscy tam byli. To musiało być Święto Dziękczynienia. Wymieniłam ponure spojrzenie z Jess. Większość stada tam była. - Honey i Peter i Paul i Daryl i Auriele. – Na chwile przestał wymieniać imiona wilkołaków by nabrać powietrza – Mary Jo. Warren. - Mary Jo nie było – powiedziałam – Tak samo Warrena – Warren i jego chłopak wydawali kolacje Dziękczynną dla swoich znajomych którzy nie mieli rodzin ani domów. Bycie gejem oznacza posiadanie dużej ilości znajomych niezbyt miło widzianych przez rodziny. Mary Jo, Strażak była na dyżurze. - Wyczuł ich – warknął Ben. Wtedy jego ciało zadrżało. – Powiedział… Powiedzieli, nie Adam. Oni powiedzieli…” Choć spokojnie a nikomu nie stanie się krzywda” Adam powiedział” Czuje krew na twoich rękach. Warrena i Mary Jo. Co zrobiłeś moim Ludziom” Oni powiedzieli „Agenci Federal” znowu powiedział „Tu są nasze ID” Wziął głęboki oddech – Adam powiedział, powiedział ” ID są prawidłowe. Ale wy nie jesteście Agentami Federalnymi” Kłamcy, Adam powiedział że oni kłamią. Nie wiedziałam czy to ja trzymałam Bena czy on trzymał mnie. - Jak Oni znaleźli Mary Jo? – Zapytałam. Mary Jo martwiła się że może stracić pracę gdyby dowiedzieli się czym była. Jeśli wiedzieli o Mary Jo, wiedzieli o środku uspokajającym, to ktoś znał zbyt dużo naszych sekretów. To było pytanie retorycznie, nie spodziewałam się by Ben znał odpowiedz.
- Telefon – Powiedział – Bran wysłał wiadomość. - Dostałam ja – powiedziałam – Myślałam że to znaczy że telefony nie są bezpieczne. Potrzasnął głowa – znaczy że ktoś namierzał nasze telefony. Namierzanie przez GPS. Charles miał pająki – Charles był jednym z synów Marroka który rządził wilkołakami. Wśród jego szerokiego wachlarzu umiejętności było zabijanie ludzi, zarabianie pieniędzy, i przerażająco dogłębne zrozumienie technologii ale nie pajęczaki. Nie żebym o wszystkim wiedziała. - Pająki? – zapytałam Prychnął śmiechem - Pająki. Szukają końcówek kodów. Sprawdzają różne rzeczy. Oprogramowanie szpiegujące w firmie telefonicznej. Jednak ostrzeżenie przyszło zbyt późno. - Jak udało ci się uciec? – zapytałam - Byłem na górze - jego głos był coraz bliższy swojej dykcji i brzmiał bardziej spójnie. – Poszedłem po papier toaletowy do.. do łazienki na dole – wydobył z siebie poł szlochający dźwięk. Mocniej go przytuliłam. - Śmiało, przeklnij– powiedziałam – obiecuje że nie powiem Adamowi. Prychnął – Zły nawyk - nie mogłam stwierdzić czy mówi o swoim przeklinaniu czy o obietnicy nie powiedzenia Adamowi. - Masz racje – powiedziałam, ponieważ ją miał – Więc usłyszałeś ich i pobiegłeś po Gabriela? - Usłyszałem- powiedział – zaczekałem. Całe stado było na dole. Wtedy Adam powiedział – „Wszyscy na Łasce Benjamina Szybkiego”. Adam Powiedział to „Benjamin Szybki” jakby przeklinał ale ja wiedziałem. Ja jestem Benjamin. Łaska to ty. Szybkość znaczy biegnij. Rozkazywał mi abym pobiegł, i znalazł ciebie. Ukrył rozkaz aby dać mi chwile wyprzedzenia zanim się zorientują. Na tyłach byli ludzie i widzieli mnie jak wyskakiwałem przez okno. Strzelili do mnie tą przeklętą lotka, pobiegłem w kierunku rzeki. Zawróciłem i znalazłem Gabriela. Zmusiłem go aby powadził. Ale ciebie tu nie było. Powinnaś być tutaj. Gdyby nie wrak samochodu, Jess i ja skończyłybyśmy zakupy i pojechałybyśmy do domu. Przypuszczalnie w ręce tego kto ma Adama. Szczęście. Wzięłam głęboki oddech, dobrze wiedziałam co czułam od dłuższego czasu. - Krew – odchyliłam się starając się zwiększyć przestrzeń miedzy nami – Ben, skąd krwawisz?
2 - Czy potrzebujemy świateł ?- zapytała Jesse. - Przyniosę dużą apteczkę z warsztatu- powiedział Gabriel i pobiegł. Noc była dla niego za ciemna, ale znał drogę dookoła, a apteczka wisiała na ścianie w środku. Nie był tak szybki jak ja ale ja w tym momencie byłam przywiązana do wilkołaka. Wiem co powiedziałby Adam na zapalanie świateł, kiedy prawdopodobnie chowamy się przed nieznaną grupą, która chce przejąć władzę nad wilkołakami i wejść na szczyt. Niestety mój nocny wzrok nie był przyzwyczajony do udzielania pierwszej pomocy po ciemku. - Latarka - powiedziałam - pod ladą. Weź także nóż do papieru, który jest obok, gdybym musiała rozcinać jego ubranie. - Położyłam dłonie po obu stronach twarzy Bena i próbowałam zmusić go aby na mnie spojrzał - Ben, Ben. - Tak? - Zabrzmiało to wyraźnie i ostro-wyższych –sfer Brytyjczyków, jak Ben, lecz ze swoim doskonale poplątanym cztero-literowym słownikiem rzadko to robił. Ale nie pozwolił podnieść swojej twarzy abym mogła to zobaczyć. - Gdzie dostałeś? - Uspokajacz. Dupa – to już nie było takie wyraźne, ale mogłam go zrozumieć i założyć, że ostatnie słowo było miejscem a nie epitetem, choć w przypadku Bena było to ryzykowne połączenie. - Nie. Nie uspokajacz - Wstrzyknięty środek uspakajający nie spowodował tak dużego krwawienia. - Ktoś Cię postrzelił Ben, Gdzie? Jesse skierowała latarkę - Noga - powiedziała - tuż nad prawym kolanem. Nie chciał mnie puścić, więc Jesse rozcięła spodnie Bena nożykiem do papieru, Gabriel wziął latarkę i przyjrzał się ranie. - Rana wylotowa - powiedział brzmiąc spokojnie, chociaż jego twarz zbladła i pokryła się
zielonkawym odcieniem. Rana się nie zagoiła, więc ten kto strzelił użył srebrnych kul -albo srebro było wymieszane ze środkiem uspokajającym co spowolniło jego uzdrowienie. Niezależnie od sposobu musieliśmy zatamować krwawienie. - Opatrunek Telfa - powiedziałam do Jesse - najważniejszym jest nie używać niczego co może przykleić się do rany. - Skóra Bena może obrosnąć to dookoła, jeżeli zacząłby się goić tak szybko jak powinien. - Następnie gaza i okład weterynaryjny. Spakujemy się i pójdziemy do Samuela i miejmy nadzieje że jest w domu. Samuel Cornick który był zarówno lekarzem jak i wilkołakiem i będzie najlepiej wiedział co zrobić dla Bena. Nie odbierał telefonu , również, wiec prawdopodobnie dostał wiadomości od Bran. On również nie należał do stada. Istnieje spora szansa, że został pominięty kiedy „tamci” przyszli po resztę wilków. Miałam rozpaczliwą nadzieję, że został pominięty. Musiałam dostarczyć Bena do Samuela, wtedy otrzymam pomoc która będzie pomocna również Samuelowi. Musiałam znaleźć Adama, sprawdzić resztę wilków i tych którzy nie zostali na Święcie Dziękczynienia i upewnić się, że nikt inny nie został porwany ani zraniony jak np. chłopak Warrena i koledzy ze straży Mary Jo. Jeżeli nasi wrogowie wiedzieli jak znaleźć Mary Jo i Warrena to wiedzą więcej niż powinni o tym kto był wilkołakiem a kto nie. Jeżeli byli ludźmi -a Ben powiedziałby mi gdyby zauważył że byli kimś innym- i byli gotowi na cholerne porwanie blisko trzydziestu wilkołaków to albo byli szaleni planując zabić wszystkich na raz, albo przynajmniej dobrze uzbrojeni i bardzo, bardzo niebezpieczni. Mogli być agentami federalnymi, mimo że Ben wspominał, to że Adam uważał iż kłamią.
- Czy możesz stać? - zapytałam Bena kiedy Jesse skończyła opatrywać. Mruknął - Musimy się stąd wydostać. Jeżeli wiedzieli wystarczająco dużo by dopaść Warrena i Mary Jo to musimy zakładać, że wiedzą także o tym miejscu. - Niebezpieczeństwo - powiedział znów brzmiąc źle - w niebezpieczeństwie. Ty.- Ta myśl wydała się go pobudzić, bo z dźwiękiem bardziej wilka niż człowieka wstał i wciąż uginając się, oparł o mnie. -To nie noga - powiedział wymawiając słabo - To ten narkotyk. Słaby, słaby, słaby - Był napięty a jego oczy świeciły jasnym ochronnym blaskiem wilka. Żaden drapieżnik nie lubi być osłabiony i podatny na zranienie. - Wszystko w porządku - powiedziałam stanowczo, ponieważ ważne było aby mi uwierzył. Jeśli tego nie zrobi, to stanie się agresywny i wtedy mielibyśmy jeszcze więcej kłopotów.- Jesteś wśród przyjaciół. Gabriel weź kluczyki od mercedesa zaparkowanego w garażu i pomóż mi wsadzić Bena do auta. Ciemno niebieski Mercedes S65 AMG Marsylii był zaparkowany w moim garażu, żeby ktoś spacerujący przez parking nie zdecydował się zarysować kluczem lakieru albo rzucić kamieniem. Miał trzy miesiące i nadszedł czas na jego pierwsza wymianę oleju a za cenę jego mogłabym kupić drugi warsztat.1 - AMG?- powiedział Gabriel szukając kluczy - Masz zamiar pozwolić Benowi krwawić w całym mercedesie AMG? - On już zakrwawił całego mercedesa - powiedziała Jesse sucho, potem zwróciła się do mnie – Poczekaj minutkę. AMG? To AMG? Mercedes Athena Thompson Hauptmann co ty sobie myślisz. Nie możesz pozwolić Benowi krwawić w Mercedesie Marsylii.
- Marsylia królowa wampirów? - zakrztusił się Gabriel - Mercy to jest po prostu głupie. Weź mój samochód. - Ona nie jest królową, ona jest Mistrzynią wkurzania - poprawiłam go - Ten samochód ma cztery siedzenia i nie będzie zgrzytał na uciekającego mechanika VW z rannym wilkołakiem. - Czego nie powiedziałam bo nie chciałam aby reszta zaczęła panikować to, to że wampiry są jak skrzyżowanie CIA z mafią a mercedes miał także kuloodporne szyby. Co ważniejsze jeżeli mamy do czynienia na prawdę z agencją rządową to ten samochód był czysty od wszelakich urządzeń śledzących. Tak między mną a Wulfem -wampirem magikiem - służącym Marsylii - wszystkie gadżety służące do 1 Chodzi o sugerowana cenę producenta oleju śledzenia instalowane fabrycznie w nowych autach, łącznie z etykietami RFID na oponach zostały wyrzucone. Teraz miałam większe zmartwienie niż obrażanie Marsylii, nie ważne jak bardzo przerażająca była. Zawieść Bena do Samuela, który może będzie wiedział co mu dolega. Zabrać Jesse i Gabriela w jakieś bezpieczne miejsce. Znaleźć tego kto porwał mojego Adama i odbić go. Ból Adama był krzykiem w moim sercu, i miałam zamiar zmusić każdego kto go ranił aby za to zapłacił. To było jak ocena stanu zdrowia pacjentów. Decyzja pierwsza - ochronić tych którzy byli bezpieczni. Decyzja druga - odzyskać resztę. Decyzja trzecia - sprawić aby ci którzy ich porwali pożałowali tego. I z tą myślą pobiegłam z powrotem do biura. Na prośbę Adama trzymałam swoją 9 mm SIG’a w
sejfie. Bycie żoną lokalnego Alfy przysporzyło mi rozgłosu i to sprawiło iż Adam czuje się lepiej wiedząc że jestem uzbrojona. Włożyłam dwa zapasowe, załadowane magazynki do torebki i chwyciłam dodatkowe pudełko srebrnej amunicji. Gdybym miała bombę atomową to ją także bym zabrała, ale musiałam zadowolić się tym co miałam. Jesse usiadła z Benem z tyłu. Mądra dziewczyna. Ben znał Gabriela wystarczająco dobrze w codziennych warunkach, ale Jesse pachniała Adamem. Ben nie mógł siedzieć z przodu ze mną ponieważ połączenie skaleczenia i narkotyków powodowało, że był zbyt zmienny i był za silny dla mnie aby z nim walczyć gdy prowadziłam. Jesse znalazła także stary koc aby przykryć siedzenie. Cofnęłam Mercedesa z garażu i zaczekałam na Gabriela aż zamknie drzwi i wsiądzie do środka. - Twoje oczy są złote Mercy - powiedział Gabriel kiedy wsunął się na przednie siedzenie - Nie wiedziałem, że się tak zmieniają. Ja też nie. Samuel mieszkał jakieś 20 minut jazdy od garażu a czułam jakby to były godziny. Pokusa aby docisnąć pedał gazu do samego dołu była silna. Samochód Marsyli mógł wyciągnąć 250km/h, - ponadto na jej prośbę zajęłam się elektronicznym ogranicznikiem prędkości aby auto było bardziej ludzkie. Ale było sporo policjantów pomimo nocnej godziny z powodu tłumów które ponownie zaczęły narastać. Musiałam unikać zatrzymania dopóki miałam faceta z raną postrzałową na tylnym siedzeniu. Jechałam powoli, 60km/h droga wzdłuż rzeki do domu Samuela w Richland. Przed poślubieniem Adama Samuel był moim współlokatorem. Nadal często mnie odwiedza. Wilk, zwłaszcza samotny potrzebuje obecności innych. Chociaż Adam był Alfa a Samuel był bardzo dominujący zawarli
ostrożną przyjaźń. Samuel miał mieszkanie w Richland tuż obok rzeki, gdzie ceny gruntów były na wagę złota. Mógł mało interesować się jak jego dom wygląda -w końcu mieszkał ze mną w mojej podstarzałej przyczepie kempingowej mniej więcej dwa lata- ale kochał wodę. Za cenę jaką zapłacił za to mieszkanie mógł kupić ogromny dom w innym miejscu. Osiedle było około 10- letnie, zbudowane z kamienia i stiuku, zadbane z calową dokładnością. Zaparkowałam Mercedesa przed garażem Samuela, zostawiłam moich towarzyszy w aucie i zapukałam do drzwi. Nikt nie odpowiedział. Przyłożyłam czoło do zimnej powierzchni drzwi z włókna szklanego i nasłuchiwałam, ale nic nie słyszałam. - Proszę, proszę Samuelu, potrzebuję cię.- zapukałam ponownie. Kiedy drzwi się w końcu otworzyły nie było w nich Samuela ale Ariana, jego partnerka. Miała na sobie bluzę i puchate, granatowe spodnie od piżamy z białymi kotkami bawiącymi się różowymi kulkami z wełny. Wróżki są eleganckie - to jest to co czyni je wróżami. Mogą przybierać kształt jaki im się podoba i przeważnie lubią formy, które się łączą w całość. Pierwszy raz spotkałam Arianę pod postacią doskonałej babci. Również to co zobaczyłam tak mi się wydaje było jej prawdziwe obliczem i formą, która była spektakularna i piękna. Obecny wygląd Ariany nie był ani brzydki ani piękny, raczej przyjemnie średni. Bladozłote włosy częściej spotykane u dzieci niż u dorosłych przed farbowaniem, okalały jej twarz i wyróżniały miękkie szare oczy. Jej widoczny wiek to między 25 a 30 lat pasował do wieku Samuela. Na jej twarzy były ślady Nieludzi, tak jak na twarzy mojego starego mentora Zee. Podobieństwa Nieludzi były bardzo zbliżone do ludzkich wiec byłam przyzwyczajona do ich rozróżniania.
Rzecz w tym, że nie powinno jej tu być. Była nieczłowiekiem. Powinna być w rezerwacie razem z innymi. Zadzwoniłam sprawdzić co u niej tak szybko jak się tylko dowiedziałam, że nieludzie się wycofali i natrafiłam na Samuela. Powiedział mi - i jak się teraz przekonałam był wtedy podejrzanie spokojny - że Ariana była bezpieczna i wróci gdy będzie mogła. Najwyraźniej mogła to zrobić dużo wcześniej niż reszta. - Ariana - powiedziałam - myślałam, że.... - Że wycofałam się do rezerwatu razem z moimi krewnymi? - zapytała - Mój partner jest tutaj. Nie jestem wyznawcą Szarych Panów i moja lojalność wobec nich się skończyła, jeżeli kiedykolwiek ją miałam. Postanowili pozwolić mi tu być pod warunkiem, że nie będę zwracała na siebie uwagi. - uśmiechnęła się do mnie szelmowsko - Wymagali abyśmy nie przynosili żadnych magicznych przedmiotów ani artefaktów jakie posiadamy. Przyniosłam ze sobą Silver Borne - byli zadziwiająco chętni abym zabrała je ze sobą. Silver Borne było artefaktem na długo przed tym zanim Krzysztof Kolumb był błyskiem w oku swojego ojca. Zjadało to każda magię nieludzi kiedy znaleźli się w jego pobliżu. Było zbyt silne aby pozostać w zasięgu ludzi i zbyt szkodliwe aby wnieść go do rezerwatu. Jej twarz straciła humor - Ja tu gadam a ty jesteś ranna, zejdź z tego zimna. - To nie moja krew - powiedziałam - Czy Samuel jest tutaj? Mam dla niego ostrzeżenie i pacjenta. W przeciwnym wypadku chyba powinniśmy już iść. - Nie ma go - odpowiedziała - Jego ojciec wezwał go kilka dni temu. Powiedział, że to ma jakiś związek z zakłóceniami w Mocy. Spojrzałam na nią a ona uśmiechnęła się ponownie - Przysięgam, że właśnie to mi powiedział.
Przyprowadź swojego rannego. Mam sporo doświadczenia a Samuel ma tu bardzo dobrze zaopatrzony zestaw pierwszej pomocy. Zawahałam się a wyraz jej twarzy się zmienił. Ariana była stara, starsza od Brana tak myślę, ale miała w sobie tę delikatność i podatność na dość łatwe zranienie. - Nie mam wątpliwości co do Ciebie - powiedziałam - ale mój ranny to wilk. W tym momencie jest w ludzkiej postaci ale trzeba go trzymać za rękę. Ariana wzięła głęboki oddech, całkowicie uzasadniony obawą przed psowatymi, którą tylko przezwyciężyła przy osobie którą znała tzn. Samuel. Większość z nas robi co w naszej mocy aby nie stać się wilkołakiem ani kojotem w jej obecności. Wzięła głęboki oddech - Wiedziałam, że pacjentem może być prawdopodobnie jeden z wilkołaków. Któż to inny mógłby być. Przyprowadź go do środka. Zebrałam moich ludzi z samochodu, człowieka i resztę. Nie byłam pewna czy to dobra decyzja. Widziałam raz Arainę w szponach paniki, i było to wystarczająco przerażające iż nie chciałam oglądać tego ponownie. Ostrzegałam ją i ona myśli że sobie poradzi. Wystarczająco uczciwe. Jesse przesunęła się a ja razem z Gabrielem wydostaliśmy Bena z samochodu. Jak tylko Ben stał Gabriel szybko wsunął pod niego ramię i przejął większość jego wagi. Rozejrzałam się dookoła ale wszystkie okna wokół nas były ciemne. Nie mogłam stwierdzić czy ktoś nas podglądał. Jesse otworzyła drzwi. Gabriel zatrzymał się w przedpokoju ponieważ ściany były pomalowane na jasne kolory a dywan był biały, a Ben wciąż krwawił. Ariana przewróciła oczami - przynieście go, dzieci, zapewniam was że jestem bardziej niż zdolna do usuwania odrobiny krwi z tapicerki i dywanu. Uspokojona pomachałam na Gabriela i Bena z przodu. Mieszkanie było jednym z tych otwartych