Raven_Heros

  • Dokumenty474
  • Odsłony389 946
  • Obserwuję346
  • Rozmiar dokumentów2.9 GB
  • Ilość pobrań245 240

Władcy Podziemi 4.1. - Mroczny Anioł - Gena Showalter

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :360.9 KB
Rozszerzenie:pdf

Władcy Podziemi 4.1. - Mroczny Anioł - Gena Showalter.pdf

Raven_Heros EBooki Gena Showalter Władcy Podziemi
Użytkownik Raven_Heros wgrał ten materiał 7 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 429 osób, 278 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 64 stron)

Mroczny Anioł (The Darkest Angel) Gena Showalter

Rozdział 1 Wysoko w niebie Lysander wypatrywał swojej zdobyczy. Ostatniej. „Nareszcie skończę z tym” Jego szczęka zacisnęła się, twarz napięła. Z napięciem. I ulgą. Znalazł tego czego chciał, zeskoczył z obłoku i spadając z szybkością wiatru… jego włosy rozwiewały się pod dziwacznym kątem, słuchając przepływającego obok powietrza… Zbliżając się do ziemi rozwinął skrzydła: wielkie, upierzone, złotego koloru – i złapawszy strumień wiatru opóźnił upadek. Był żołnierzem Jedynego Istniejącego Boga. Członkiem z Elitarnej Siódemki. Przez tysiąclecia życia uznał, że każdy z ich siedmiu miał swoją słabość. Pokusa, której nie będą umieli się oprzeć. Coś co prowadzi do upadku. Zupełnie jak Ewa z jabłkiem. Gdy znaleźli tą… rzecz, tą haniebną słabość, starali się ją zniszczyć przed tym jak ona zniszczy ich. Lysander wreszcie znalazł swoją. Bianka Skyhawk. Była córką Harpii i feniksa – zmiennokształtnego. A dodatkowo złodziejką, kłamczuchą i zabójczynią, jedną z tych co znajdują radość w tego typu podłościach. Gorzej tego, krew Lucyfera – jego najgorszego wroga, władcy hordy demonów – płynęła w jej żyłach. I to właśnie oznaczało że Bianka jest jego wrogiem. A Lysander żył dla unicestwiania swoich wrogów. Jednak mógł ich karać tylko, gdy łamali Niebiańskie Prawo. Demon zasługujący na wieczne potępienie mieszkał na ziemi. Nie mógł zesłać Bianki na życie w piekle dopóki nie złamie Prawa Niebiańskiego. Co konkretnie- nie wiedział. Lecz jednego był pewien, jeszcze nigdy nie czuł tego co ludzie nazywają „pożądaniem” Aż do spotkanie z Bianką. Podobało mu się to. Pierwszy raz ujrzał ją kilka tygodni temu, długie czarne włosy spływające po plecach, bursztynowe oczy śmiały się do wszystkiego, a pod nimi widoczne były pełne, jaskrawoczerwone usta. Obserwował ją nie mając sił by się oderwać i tylko jedno pytanie odbijało się w głowie: czy jej perłowa skóra jest w dotyku taka miękka, jak na to wygląda? Pociąg. Nigdy nie myślał o takich rzeczach. Nawet kiedy wpadał w zamyślenie. Lecz pytanie robiło się coraz bardziej natrętną ideą, żądające odpowiedzi. I on dostanie ją. Dzisiaj. Teraz. Wylądował wprost przed nią, ale ona nie widziała go. Nikt nie widział. Istniał teraz w innym wymiarze, niezauważalny dla ludzkiego oka, ani też dla spojrzenia nieśmiertelnego. Mógłby krzyczeć, a ona i tak nie usłyszy. Mógł przejść przez nią, a ona nawet tego nie poczuje. Nigdy nie będzie w stanie go dostrzec… Dopóki nie stanie się za późno. Mógł stworzyć ognisty miecz z powietrza i ściąć jej głowę, ale nie zrobi tego. Już zrozumiał fakt, że nie potrafiłby jej zabić i przyjął go. Na razie nie może. Ale pozwolić jej wolno żyć jak wcześniej, kusząc go i dekoncentrować też nie mogła. A to oznacza, że musi zabrać ją do swojego domu w niebiosach. Nie było to dla niego aż tak straszne rozwiązanie. Spędzą ten czas razem i on pokaże jej, jak powinno się żyć właściwie. A właściwie- czyli tak jak on. Zrób to. Weź ją ze sobą. Wyciągnął rękę. Lecz zanim ją złapał, by unieść w powietrze, zdał sobie sprawę że jego ofiara nie jest już sama. Nie potrzebuje świadków. - Dzisiaj jest najlepszy dzień! – krzyknęła Bianka do nieba, rozmachując rękami. Dwie butelki z szampanem wyślizgnęły się z jej rąk i rozbiły się o bryły lodu, okrążające ją. Zatrzymała się, chwiejąc się i śmiejąc.

- U – ups… Lysander nachmurzył się bardziej. Taka wspaniała możliwość stracona! Jest pijana. Nie może się sprzeciwiać. Możliwe, że przyjmie go jako halucynacje albo pomyśli że to zabawa. Obserwując ją przez ostatni czas zauważył jak lubi gry. - Znów rozbita – warknęła jej siostra, taka sama przestępczyni. Chociaż były bliźniaczkami ,Bianka i Kaja różniły się bardzo. Kaja była właścicielką soczystych rudych włosów prawie czerwonych oraz szarych oczu, ze złotymi refleksami. Była trochę niższa od Bianki, jej uroda odznaczała się większym wyrafinowaniem. – Dniami, powiadam ci dniami! Ganiałam za tą kolekcją by ukraść parę butelek. Naprawdę, właśnie rozbiłaś białe wino ze złotej kolekcji Don Perignon! - Ukradnę je jeszcze dla ciebie – spojrzenie Bianki zasnuła mgiełka – Sprzedają farmę Buna w mieście. Pauza, głęboki oddech. - To jedyny możliwy wariant, potrzebuje zrobić parę łyków. Byłam zajęta dziś i mam nadzieję dostać swoje wino do zachodu słońca. Lysander wsłuchał się w rozmowę. Bliskość Bianki jak zawsze nie dawała mu skoncentrować się. Jej skóra była identyczna jak jej siostry, przygaszony blask opalenizny. Więc dlaczego nie miał ochoty sprawdzić jaka jest w dotyku skóra Kaja? Bo ona nie jest twoją słabością. I ty wiesz o tym. Lysander obserwował jak Bianka spadła ze szczytu diabła. Mgła nadal obracała się wokół niej, tworząc efekt nierealności. A jej ucieleśnienie koszmarem anioła. - No wiesz – dodała Kaja – kradzież z farmy Buna nie pomoże mi teraz. Byłam zajęta przez dłuższy czas i potrzebuje bardzo dobrej dawki do zachodu słońca. - Powinnaś być mi wdzięczna. Za dawkę poprzedniej nocy. I poza wczorajszej. I dziś rano. Kaja potrząsnęła ramionami. - I co? - Twoje życie biegło znajomym torem. Ukradłaś likier, pijana zabrałaś się na wierzch góry i zdążyłaś zanurkować do lodowatej wody. - Tak, ale twoje życie jest podobne do mojego, bo przez te trzy nocy byłaś ze mną – ruda nachmurzyła się – Cóż chyba masz racje. Może musimy coś zmienić– obejrzała się – Tak więc co interesującego i przyjemnego proponujesz zrobić teraz? - Myślę. Wiesz że Gwen wychodzi za mąż? – Spytała Bianka – Za Sabina, nosiciela demona wątpliwości. Ze wszystkich ludzi wybrała jego. Albo demonów. Gwen. Gwendolyn. Ich młodsza siostra. - Wiem i to jest dziwne. – Wciąż chmurząc się Kaja opuściła się w dół za siostrą. – Co byś wolała- być druhną panny młodej czy wpaść po autobus? - Autobus. Oczywiście, że autobus. Po tym przynajmniej będę mogła jakoś się zrehabilitować. - Zgadzam się. Bianka nie lubi ślubów? Dziwne. Większość kobiet marzy o nich. O ustatkowaniu się. „ Nie ma potrzeby z autobusem – chciał powiedzieć Lysander – Nie będzie cię na ślubie siostry” - Jak myślisz, która z nas będzie świadkiem? – spytała Kaja - Ja nie – szybko odpowiedziała Bianka, przed czy siostra otworzyła usta by powiedzieć to samo. - Niech to! Bianka szczerze roześmiała się. - Ej nie jest aż tak źle. Gwendolyn jest najlepszym członkiem rodzinny Skyhawks. - Tylko wtedy, gdy nie broni Sabina – Kaja wzdrygnęła się. – Przyrzekałam, że będę starać się aby nie sprawiać przykrości jej mężczyźnie, wiem że jest gotowa wydrapać mi oczy tylko za jedną groźbę skierowaną w jego stronę. - Myślisz, że kiedyś się zakochamy? – zaciekawiona spytała Bianka, lecz w jej głosie

prześlizgnęła się nutka smutku. Dlaczego smutek? Chce się zakochać? Czy myśli o kimś konkretnym? Przez cały okres jego obserwacji ona ani rani nie przejawiła zainteresowania żadnym mężczyzną. Kaja machnęła ręką. - Żyjemy tysiące lat, nie zakochując się. Myślę że po prostu nie jesteśmy sposobne kochać. Jestem nawet szczęśliwa. Kiedy jesteś przez cały czas z tym samym mężczyzną- w końcu staje się to rutyną. - Masz racje – odpowiedziała Bianka – Ale to jest prawie przyjemne. - Tak. Dawno nie odczuwałam takiego. – Grymas pojawił się na twarzy Kai. - Jak i jak. Chyba, że sama siebie ale to nie liczy się. - To jest właśnie to, co ja robię. Seks, zrozumiał Lysander, rozmawiali o seksie. Nie mógł uczestniczyć w ich rozmowie, nawet gdyby chciał. Nigdy nie uprawiał seksu. Nawet sam ze sobą. Po prostu nie chciał tego. Albo… nie jednak nie. Nawet z Bianką i jej zadziwiająco kuszącą skórą. Żył o wiele dłużej niż ich kilkaset lat. I widział ludzi zajmujących się tym. To wyglądało… na nie przyjemne. Nie tak jak sobie przedstawiał. Ludzie zdradzali rodzinę i przyjaciół dla tego. Chętnie pieprzyli się dla pieniędzy. A jeżeli nawet nie uczestniczyli w tym to oglądali proces przez telewizor, albo komputer. - Widzieliśmy jednego z Władców, gdy byliśmy w Budapeszcie – zamyślona powiedziała Kaja – Parys jest bardzo seksualny. Miała na myśli jednego z lordów. Wojowników opętanych przez demony z puszki Pandory. Lysander obserwował ich przez wieki lecz oni respektowali prawa, głównie zapewne dlatego, że gdyby tego nie robili, demony mogłyby uciec ze strachu przed śmiercią. Jeden z lordów- Parys był w posiadaniu demona żądzy, musiał zmieniać partnerki za każdym razem, bez seksu słabł i mógł umrzeć. - Parys jest gorący to fakt, ale wolę bardziej Amuna. – Bianka przeciągnęła się, mgła znów zakłębiła się wokół niej. – Nie mówi, a to czyni go jak dla mnie idealnym mężczyzną Amun otrzymał demona Tajemnic. Podobał się Biance? Lysander przypomniał sobie strażnika. Wysoki, chociaż sam był od niego wyższy. Napompowany ale Lysander jest bardziej umięśniony. Jednak podczas gdy on był jasny, Amun był ciemny. Właściwie teraz dostał potwierdzenie, że Biance podobał się zupełnie inny typ mężczyzn niż ten, który on reprezentował. To nie zmieni jego zdania. Nie był też pewny czy wypełni swój dług jeżeli ona dotnie go. Poprosi o pomoc. - A co myślisz o Aeronie? – spytała Kaja – Jego tatuaże … - stęknęła – mogłabym studiować je językiem. Aeron- demon Gniewu. Jeden z dwóch mistrzów mających skrzydła. W jego przypadku były czarne i aksamitne. Tatuaże pokrywały każdy centymetr jego ciała, wyglądał jak demon. A do tego niedawno złamał prawo Niebiańskie. Takim sposobem mógł nie dożyć do najbliższego ślubu. Podopiecznej Lysandra kazano zabić strażnika. Jak na razie sprzeciwiła się nakazowi. Dziewczyna była bardzo przyjazna i dobra. W końcu wypełni zadanie. Inaczej wyprawią ją na ziemie, odbierając nieśmiertelność, a do tego Lysander dopuścić nie może. Ze wszystkich aniołów z którymi się spotykał ona podobała mu się najbardziej. Lysander chciał by była szczęśliwa. Była nadzieją, oddana i z czystą duszą- idealna kobieta, która powinna go zachwycić. Kobietą, z którą związałby chętnie swój los. Bianka… nie. Nigdy. - A więc muszę wybrać jednego z dwóch. Bi? – pytanie przywołało Lysandra do teraźniejszości. Bianka zatoczyła oczami.

- Po prostu weź obu. Nigdy cie nie obchodziła liczebność. Kaja roześmiała się, lecz w jej głosie nie było słychać wesołości. Prędzej taką samą nutkę smutku jak u jej siostry. - Fakt. Usta Lysandra wykrzywił się z obrzydzenia. Dwóch różnych partnerów w jeden dzień. Albo nawet na raz. Czy Bianka robiła tak samo? Pewnie tak. - A co do ciebie – spytała Kaja – Będziesz na ślubie z Amunem? Nastąpiła ciężka cisza. Zatem Bianka odezwała się: - Może być. Chyba tak. On musi teraz odejść i wrócić, gdy ona będzie sama. Im więcej dowiadywał się o niej, tym bardzie rosło w nim odrzucenie dla niej. Niedługo zabierze ja ze sobą a zatem wypełni swoje zamiary czyli pozbawi świat od jej zła. Zamachnął skrzydłami raz, drugi unosząc się w powietrze. - A wiesz czego najbardziej pragnę na świecie? – spytała jego pokusa, przesuwając się tak by stanąć na wprost siostry. I na wprost Lysandra oczywiście. Jej oczy były szeroko otwarte, bursztynowe wzrok świecił się. Promienie słońca padające na skórę jakby wpijały się w nią, a wtedy wysłannik niebios zamarł, porażony jej pięknem. Kaja spytała - Powiedzieć „dzień dobry Ameryko?” - Świetny pomysł, lecz myślę o czym innym. - W takim razie poddaje się. - Więc… - Bianka przegryzła dolną wargę. Otworzyła usta. Zamknęła go. Nachmurzyła się. – Powiem ci,, ale obiecaj że nikomu nie powiesz. Ruda wyraźnie przewiodła ręką wzdłuż ust jakby zamykała je na zamek. - Mówię naprawdę Kaja. Powiesz komuś a ja znajdę cie i zetnę ci głowę. „Czy ona naprawdę by to zrobiła?” – zainteresował się Lysander. Odpowiedz była raczej oczywista - tak. Nie mógł pozwolić, by przyczyniła bólu Olivii, kochał ją jak siostrę. Może dlatego że ona nie była z Elitarnej siódemki, przynosiła mu radość chociaż była najsłabsza ze wszystkich aniołów. Anioły dzieliły się na trzy typy. Elitarna siódemka, żołnierze i przynoszące radość. Typ decydował o obowiązkach i kolorze krwi. U siódemki była złota, tak jak u niego. U żołnierzy – biała, ze złotymi dodatkami, u przynoszących radość – czysto biała. Olivia była przynosząca radość aniołem przez cały czas swojej egzystencji. Była szczęśliwa. Wszyscy byli bardzo zdziwieni ,gdy na jej skrzydłach pojawiły się pierwsze złote piórka. Wszyscy prócz Lysandra. Zwrócił do Starszyzny aniołów i oni zgodzili się z nim. Trzeba było coś pilnie zrobić. Była za bardzo zainteresowana demonem Aeronem… za bardzo zainteresowana. Nieuniknione było ją od tego wyzwolić. Dobrze to wiedział. Jego ręce zacisnęły się w pięści. Jest winny w tym, że tak się stało. Wysłał ją by go obserwowała. Uczyła się. Powinien był sam zając się tym ale był zbyt zajęty obserwacją Bianki. - Dobra, będę milczeć. Tak więc, czego chcesz najbardziej na świecie? – krzyknęła Kaja, przyciągając jego uwagę. - Chce spać z mężczyzną. Kaja była zmieszana. - Ej, hallo! Przecież rozmawialiśmy o tym teraz? - Nie, nie o tym. Mam na myśli po prostu spać. Zapomnieć się. Przytulić się tyłkiem do kogoś i słuchać jego chrapanie. Minuta milczenie i Kaja zakrzyczała. - Co?! Przecież to jest zabronione! Głupie. Nie bezpieczne! Lysander wiedział że harpie miały dwie zasady. One mogą jeść tylko to co ukradły, albo co wypracowały, i nie mogły spać w obecności drugiej osoby. Pierwsze było

przekleństwem wszystkich Harpii, a drugie – świadectwem ich wrodzonej nieufności. Lysander nachylił głowę przedstawiając jakby wyglądała śpiąca Bianka w jego ramionach. Długie, ciemne loki przelewające się przez jego palce. Jej ciepło przyciśnięte do niego. Jej nogi splątane z jego. Nigdy nie będzie mógł tego poczuć , oczywiście, ale nie przeszkadzało mu to wyobrażać sobie takiej sytuacji. Przytulić ją do siebie, bronić, uspokajać byłoby …. Miłe. Czy jej skóra będzie tak miękka w dotyku, na jaką wygląda? Zacisnął zębami. Znów to głupie pytanie. Wszystko jedno. To nie ma znaczenia. - Zapomnij o tym co przed chwilą powiedziałam – fuknęła Bianka, kładąc się na plecach i patrząc się w niebo. - Nie mogę. Twoje słowa brzmią w moich uszach. Czy wiesz co stało się z naszymi przodkami, kiedy oni zapomnieli o warunkach i …? - Tak. Wiem. – wyciągnęła nogi. Jaskrawy płaszcz dobrze kontrastujący się z jej kolorem włosów, kontrastował też z białymi bryłami lodu wokół. Jej buty były czarne i dochodziły do kolan. Obcisłe spodnie też miała czarne. Była piękna i przerażająca. Czy posiadała miękką skórą? Nie może dłużej czekać. Nie może czekać, aż ona w końcu zostanie sama. Musi zabrać ją teraz. Natychmiast. Jego reakcja na nią jest nieprzewidywalna. Jeszcze trochę, a on dotknie jej. A gdyby to zrobił to potrzebowałby więcej. Właśnie tak działa twoja słabość . Dostaniesz jedno, a zaczynasz chcieć więcej. A potem zatracasz się. - Wystarczy tego, lepiej wróćmy do naszej rutynie i skoków – powiedziała Bianka, podchodząc do skraju góry. – Znasz zasady. Ta, która będzie miała mniej uszkodzeń wygrywa. Jeśli umierasz to przegrywasz. Wszystko jak zawsze – spojrzała w dół. Lysander zrobił to samo. Na drodze były szczeliny i ostre lodowe wzgórza, plus zimny krojące powietrze. Taki skok na pewno zabiłby człowieka. Harpie po prostu żartowały w tej sytuacji, jak by to nie miało znaczenia. Kaja podeszła do niej wciąż chwiejąc się od wypitego likieru. - Dobrze, ale nie myśl że skończyliśmy rozmowę o marzeniach i głupich dziewczynkach, które… Bianka skoczyła. Lysander czekał na jakieś ruchy, ale nie taki. Podążył za nią. Bianka rozłożyła ręce i zamknęła oczy, głupio uśmiechając się. Ten uśmiech…. Wstrząsnął nim. Wychodziło na to że ona napawała się wolnością. Czasami i on tak robił. Lecz jej nie uda się nasycić tym do końca. Sekundę przed tym, jak osiągnęła ziemię, anioł zmaterializował się przed nią. Złapał ją pod ramiona i wbił się z nią w powietrze. Jej nogi uderzyły o jego, lecz Lysander utrzymywał nadal ją. Jej oczy otworzyły się, bursztyn zmieszał się z ciemnością, zakrzyczała. Inni spytaliby kim jest i zażądali puszczenia. Ale nie Bianka. - Duży błąd. Niebezpieczny błąd, nieznajomy – wypowiedziała – Zapłacisz za to. Lysander przez wiele lat uczestniczył w sporej ilości różnych walk i chociaż nie widział tego, wiedział że właśnie wyjmuje z płaszcza sztylet. Nie trzeba być psychologiem by zrozumieć co kobieta zamierzała z nim zrobić. - To ty zrobiłaś błąd, Harpio. Ale nie martw się. Jestem gotów naprawić go – i przed tym jak sztylet doścignął celu on wyrzucił ją w drugi wymiar, do swojego domu – tam gdzie zostanie. Na zawsze. Tłumaczenie: mrslen

Rozdział 2 Bianka Skyhawk rozejrzała się w osłupieniu. W jednej chwili leciała z lodowej góry, uciekając przed pytaniami siostry i zamierzała wygrać w ich grze „kto złamie mniej kości”, a w następnej – znajdowała się w rękach wspaniałego blondyna. Co ją dziwiło, a nie radowało. Spróbowała uderzyć go sztyletem ale on udaremnił jej zamiar. Zablokował ją. Nikt nie mógł uniknąć śmiertelnego ciosu Harpii. Teraz znajdowała się wewnątrz zachmurzonego dworu. Zamek ten przerażał swoją wielkością, nigdy takiego nie wdziała. Był ciepły, pachniało tu czymś dusząco – słodkim, a do tego wynikało uczucie jakby pływała w powietrzu. Ściany białe i nieco przydymione, na nich jakby żywe, poruszały się rysunki skrzydlatych istot, aniołów i demonów, lecących w porannym niebie. Przypominały jej rysunki Daniki. Danika – Wszechwidzące Oko, mogła obserwować co się działo zarówno w Piekle i Niebie. Podłoga, chociaż była z tej samej substancji i nawet pozwalała zobaczyć ziemie i ludzi na dole, była twarda. Anioły. Obłoki. Raj? Panika zalała ją, gdy wspominała twarz mężczyzny, jej porywacza. Nazwanie go „Aniołem” świetnie do niego pasowało. Od czubka głowy do ostatniego mięśnia, ciało miał jak muśnięte słońcem, złote skrzydła wystawały zza jego pleców. Nawet biała toga, schodząca do kostek i sandałów nadawała mu aury świętości. Czy jest aniołem? Jej serce jęknęło. Nie jest człowiekiem, to jest pewne. Żaden człowiek nie może się równać z nim. Ale cholera… te oczy… były ciemne i okrutne, niemal puste. Jego oczy nie są teraz tym czym powinnaś się martwić. Anioły były zabójcami demonów, a ona były bardzo bliska ku temu wyróżnieniu. W końcu jej prapradziadkiem jest sam Lucyfer. Lucyfer który spędził rok na ziemi bez ograniczeń, kradnąc i gwałcąc. Niektóre kobiety poczęły i właśnie ich dzieci stanęły pierwszymi Harpiami. Nie wiedząc co robić, Bianka chodziła wokół blondyna: pozostawał nieruchomy, nawet kiedy była za jego plecami zupełnie jakby nie miał czym się martwić. Może nie wiedział. Na pewno, jest bardzo silny. Po pierwsze potrafił zablokować ją – do tej pory nie mogła uświadomić ten fakt, a po drugie – jakoś udało mu się zdjąć z niej płaszcz i broń, ani razu nie dotykając jej. - Jesteś aniołem? – spytała, kiedy znów znalazła się przed nim. - Tak. – bez zastanowienia odpowiedział. Jakby nie miał czego się wstydzić. Biedny facet, pomyślała wzdrygając. Chyba nie widziała z której strony ona oglądała go. Gdyby miała do wyboru anioła, a psa, wybrałaby psa. Bianka jeszcze nigdy nie była tak blisko anioła. Widziała je, o tak. Właściwie widziała tego, kogo wzięła za anioła ale później okazało się że to umięśniony demon. W każdym bądź razie nie mogła wytrzymać teraz z tym facetem, brzydzącym się jej ojcem. Uważał się za Boga, a innych traktował z góry. - Przyciągnąłeś mnie tu, by zabić? – spytała. Wątpiła czy mu się to powiedzie. Jeszcze zrozumie że ona nie jest wcale łatwą zdobyczą. Sporo nieśmiertelnych próbowało ją zabić, ale żadnemu nie udało się to. Westchnął, ciepły oddech dotknęło jej policzka. Nieświadomie zmniejszyła między nimi odległość: pachniało od niego mrozem, który bardzo lubiła. Świeży i ciut skrzypiące zapach z ledwo zauważalną nutką czegoś ziemskiego. Kiedy uświadomił że między nimi nie ma w ogóle dystansu, jego usta – zbyt pełne jak dla mężczyzny ale idealne dla niego – ścisnęły się w wąską linie. Ona nie zauważyła jego ruchu ale on nagle okazała się daleko od niej. Hmm. Ciekawe. Dlaczego zwiększył dystans między nimi? Z ciekawości podeszła do niego. Odszedł jeszcze dalej. Dlaczego? Boi się jej? Tylko z ciekawości- jak często to robiła, znów zbliżyła się. I znów on odszedł. Tak. Wielki i groźny facet nie chce być obok niej. Uśmiechnęła się. - A więc. – powtórzyła – Zamierzasz zabić mnie?

- Nie. Nie przyniosłem cie tutaj by zabić – jego głos był bogaty, głęboki i chował w sobie wszystkie grzechy. A jednak uświadomiła sobie, że lepiej jest nie ufać temu brzmieniu. – Chce pokazać ci swoje życie. Chce byś się nauczyła działać tak samo. - Dlaczego? – co zrobiłby gdyby go dotknęła? Cienkie jak pajęczyna, kruche skrzydła na jej plecach zatrzepotały na samą myśl. Jej bluzka była specjalnie uszyta dla niej- tak by nic nie blokowało jej skrzydeł. Stój. Nie odpowiadaj. Zacznijmy od początku. – kłamstwo, ale nie musi o tym wiedzieć. - Bianka – powiedział, jego cierpliwość kończyła się. – to nie jest zabawa. Nie każ mi przywiązywać cie do mojego łóżka. - O masz, bardzo mi się to podoba. Brzmi kusząco – owinęła się wokół niego, dotykając palcami twarzy i szyi. – Miękka jak u dziecka. Zamarł oddychając. - Bianka! - Chce więcej, kuś mnie. - Bianka! Pogłaskała jego tyłek. - Tak? - Przestań natychmiast! - Zmuś mnie – melodycznie roześmiała się. Marszcząc się, wyciągnął rękę i ścisnął jej ramie. Nie zdążyła odepchnąć się- on był szybszy niż ona. Pchnął ją w swoim kierunku, zmrużając oczy popatrzył na nią z góry w dół tymi ciemnymi oczami. - Nie będziesz mnie dotykała. Jasne? - A ty? – jej spojrzenie zatrzymało się na jego dłoni którą miał na jej ramieniu. – Jak na razie to ty dotykasz mnie. Jego spojrzenie również padło na jego dłoń. Zwilżył wargę i ścisnął ją mocniej, spodobało jej sie to. Potem popatrzył na nią tak jakby płonęła, odskoczył. - Zrozumiałaś? – spytał zdenerwowany. W czym problem? Powinien chcieć jej dotykać. Była seksowną Harpią, do cholery! Jej ciało – istne piękno. Lecz dla jego uspokojenia powiedziała: - Tak zrozumiała. Ale to nie oznacza że będę cie słuchać. Jej ciało żądało jego dotyku. Niegrzeczna dziewczynka. Bardzo, bardzo niegrzeczna dziewczynka. On jest tylko głupim aniołem, w ogóle nieciekawą zabawką. Lysander potrzebował minuty by słowa dotarły do niego. - Nie boisz się mnie? – jego skrzydła pokazały się za plecami. - Nie – odpowiedziała, unosząc brwi i próbując z całych sił pokazać, że jest pewna tego – A powinnam? - Tak. Cóż, w takim razie powinien mieć duże, ogniste pazury jak jej ojciec. To była jedyna rzecz której się bała. Gdy była dzieckiem, raz podrapała się o nie, zżerający skórę ogień rozprzestrzeniał się po całym ciele zmuszając ranną osobę do bezradnego wicia się po ziemi w agonii. - Jednak nie boje się. Teraz możesz zacząć uczyć mnie – położyła ręce na jego biodrach patrząc mu w oczy. – Zadałam tobie pytanie, ale nie dostałam odpowiedzi. Dlaczego chcesz aby była taka jak ty? Jego wzrok drgnął nerwowo. - Bo jestem dobry, a ty zła. Jeszcze jeden uśmiech wyrwał się z jej ust. Nachmurzył się zmuszając ją do głośniejszego śmiania się. – Wspaniała robota. Nie będę się przy tobie nudziła. W odpowiedzi bardziej się nachmurzył. - Nie drażnij mnie. To oznacza że zostawię cie tutaj na zawsze i nauczę jak stać się bezgrzeszną. - Boże jakie… - oj przepraszam. Mam na myśli, ależ nie jesteś czarujący? „To oznacza że ja

zostawię cie tu na zawsze i będę uczył” – powtórzyła to jego głosem. Na razie nie miała powodu by z nim walczyć. Gdy zdecyduje, że chce odejść udowodni mu w jakim był błędzie. Ale teraz była zainteresowana. Bliskim zawierzała siebie, nie aniołom. Niebiosa nie były na liście miejsc, które chciała odwiedzić. Lysander uniósł podbródek lecz wyraz jego oczu pozostało taki sam. - Mówię poważnie. - Jestem tego pewna. Ale dowiesz się z czasem że nie robię tego co mi każą. Ja? Bezgrzeszna? Zabawne! - Zobaczymy. Jego pewność siebie mogłaby zasiać w niej zwątpienie, gdyby nie była pewna swoich sił. Jako Harpia może podnieść dom, poruszać się szybciej niż człowiek i z lekkością zbywać niechcianych gości. - Powiedz prawdę- zobaczyłeś mnie i zachciałeś kawałek, mam racje? Przez chwile przerażenie tkwił na jego twarzy. - Nie – ochryple odpowiedział a zatem zakaszlał i powtórzył. - Nie Drań. Dlaczego sama myśl wywołuje u niego takie odrazę? To ona powinna bardziej do siebie to czuć. On był niebiańskim bóstwem.” Jestem dobry a ty zła”, jak on to powiedział. Tfu. Jego wzrok drgnął znów. - Jesteś niebezpieczna - Wystarczy facet – kochała rabować – i co z tego? Mogła zabijać nawet nie mrugając – znów i co z tego? – Gdzie moja siostra Kaja? Jestem tak samo niebezpieczna jak i ona. Dlaczego nie zamienisz mnie na nią? - Wciąż jest na Alasce, myśli że zostałaś już pochowana pod wodą. Jesteś jedynym moim projektem na dany moment. Projekt? Kanalia. Ale Kaja będzie szukała ją wszędzie. - Wydajesz się być… zaniepokojona? – powiedział, nachylając głowę – Dlaczego? Martwisz się o nią? Taaaa… Typowy dobroczyńca. - Nie zostaje tu na długo – spojrzała przez jego ramie – Czy jest coś do picia? - Nie - Do jedzenia? - Nie - Do przebrania się? - Nie Kąciki jej ust uniosły się. - Czyli chodzisz nago po domu? Zaczerwienił się. - Wystarczy. Chcesz mnie skusić, a mi się to nie podoba. - W taki razie było mnie tu nie przyprowadzać. – ej chwila. Przecież nie powiedział dlaczego wybrał ją do tego projektu. – Porozmawiajmy teraz rzeczowo. Potrzebujesz mojej pomocy w czymś? – w końcu była najemnikiem. Jej dewiza: jeżeli jest do nielegalne i niebezpieczne, a płacicie za to dobrze, jestem wasza! – Mam na myśli, że na pewno nie przyprowadziłeś mnie tu, by pozbawić świata od zła, którym jestem. Inaczej razem ze mną sprowadziłbyś tutaj kilka milionów innych złych ludzi Lysander skrzyżował ramiona na piersi. Westchnęła. Znając mężczyzn prawie wiedziała co on odpowie. Cóż dobrze. Mogłaby go wkurzać dopóki jej nie wypuści, ale nie chciała mu tego robić. - Jak się tutaj bawisz? - Zabijam demony. Takich jak ja- dodała sobie w myślach. Ale już powiedział, że nie zabije jej, a ona mu uwierzyła – jak mogła nie uwierzyć? Ten głos… - A więc nie zamierzasz przyczyniać mi bólu, dotykać mnie.. ale chcesz abym została tu na

zawsze? - Tak. - Byłabym idiotką gdybym odmówiła – to, jak szczerze powiedziała to było cudem – Weźmiemy ślub i spędzimy noc w objęciach, całując, pieszcząc nasze ciała… - Stój. W tej chwili się zatrzymaj – miał nerwowy tik. Tym razem nie zdążyła ukryć swojego uśmiechu. Był szeroki i nawet dumny. Drgające spojrzenie oznaka gniewu , oczywiście. Ale co zrobić, by ten gniew objawił się zewnętrznie? Co zrobić by go porządnie zdenerwować? - Pokaż mi tu wszystko. – powiedziała – Jeżeli mam tu mieszkać, to muszę wiedzieć gdzie jest moja szafa – będzie mogła niechcący otrzeć się o niego… – Mamy kablówkę? - Nie. I nie będę mógł cię oprowadzić. Mam obowiązki. Bardzo ważne obowiązki. - No tak, oczywiście. Moje zadowolenie to twój najważniejszy obowiązek. To musi być bardzo ważne dla ciebie. Skrzypiąc zębami odwrócił się i poszedł precz. - Nie znajdziesz tutaj niczego niebezpiecznego, więc nawet nie próbuj kombinować. – doniósł się jego głos. No i proszę. Mogła zrobić kłopoty z niczego, na przykład łyżki i wykałaczki. - Jeżeli wyjdziesz rozniosę tu wszystko. Fakt, żadnych mebli nie było… Cisza zamiast odpowiedzi. - Zatęsknię i odlecę. - Powodzenia. No, to jest już coś. - Naprawdę zostawiasz mnie tu? Tak po prostu? – pstryknęła palcami - Tak – odpowiedział, wciąż wychodząc - A co do łóżka do którego obiecałeś mnie przykuć? Gdzie jest? Oj, oj wróciliśmy do milczenia. - Nawet nie powiedziałeś mi jak się nazywasz – zawołała, rozdrażniona. Jak mógł ją odrzucić? Powinien jej pożądać! - Ej? Musze znać imię mężczyzny, z którym zamierzam się kłócić. Nareszcie zatrzymał się. Lecz nadal długo milczał i ona już myślała, że zdecydował się ją zignorować. Ponownie. Ale potem powiedział. - Mam na imię Lysander – i zniknął z pola widzenia. Tłumaczenie: mrslen

Rozdział 3 Lysander obserwował jak dwóch aniołów – strażników, znajdujących się pod jego okiem, nareszcie pokonali demona, uciekiniera z piekła. Stworzenie było łyse, z małymi różkami na plecach i ramionach. Jego oczy były jaskrawo – czerwone niczym zaschnięta krew. Bitwa ciągnęła się przez pół godziny i obaj aniołowie ponieśli obrażenia i ciężko oddychali. Demony były znane ze swoich skłonności do drapania i gryzienia. Lysander powinien był zwrócić uwagę mężczyzn na ich błędy, podpowiedzieć jak lepiej walczyć, żeby następnym razem walka była szybsza i lepsza. Ale gdy oni walczyli z demonem jego myśli krążyły wokół Bianki. Co ona robi? Czy już pogodziła się ze swoim losem? Dał jej dopiero kilka dni by mogła się uspokoić i przyjąć to wszystko do wiadomości. - Co teraz? – spytał jeden z jego uczniów. Nazywał się Biekon. - Puśśśście mnie, puśśśśćie – błagał demon, oblizując się rozdwojonym językiem – Będę dobrze się zachowywał. Wrócę. Sssszzczerze. Bzdura. Ten demon był sługą Najwyższego Lorda – demony, jak i aniołowie tak samo dzieliły się na trzy typy. Najwyższy Lord otaczał się najbardziej potężnymi siłami i miał swoich popleczników. I ci ostatni mogli spowodować ogromne szkody wśród ludzi. Nie dlatego, że personifikowali zło, ale karmili się nienawiścią i kłopotami. Zanim Lysander poczuł obecność demona na ziemi, ten zdążył rozwalić dwa związki, zmusić jednego młodzieńca by zaczął palić a drugiego by zakończył swe życie samobójstwem. - Zlikwidujcie go – rozkazał Lysander – Wiedział, że łamie Prawo Niebiańskie a jednak uciekł. Demon znów zaczął się wyrywać. - Służysz mu, chociaż tak naprawdę jesteś silniejszy i lepszy? Wypełniasz swoją brudną robotę. Zabić go! Anioły synchronicznie unieśli ręce i zmaterializowali ogniowe miecze. Czekali, dopóki płomień nie owinął ciała demona i spalił go. Potem odwrócili się do Lysandra w oczekiwaniu na dalsze instrukcje. - Dobra robota – pochwalił – Poduczcie się jeszcze zabijać a zacznę być z was dumny. Ale na razie będziecie trenować z Rafaelem – dodał. Rafael był silnym, mądrym i jednym z najlepszych trenerów w Niebiosach. Rafael nie zainteresował by się Harpią, której nie mógłby mieć. Mieć? Lysander mocno ścisnął szczękę. On nie jest jakimś tam demonem. Nikt do niego nie należy. Kiedy skończy z Bianką, ona będzie szczęśliwa. Nie będzie więcej zabawiania się, tańczenia wokół niego, łaski i dmuchu. Jego szczęka rozluźniła się: opuścił plecy. W rozczarowaniu? Niemożliwe. Możliwe, że potrzebuje kilka dni, by się uspokoić i przyjąć to wszystko. Zostawił ją na tydzień, słońce wschodziło i zachodziło za chmurami. Z każdym dniem jej złość rosła coraz bardziej. I rosła. Ale najgorsze było to, że była coraz słabsza. Harpie mogą jeść to co ukradną albo na co zapracują, ale w tym miejscu było to niemożliwe. To nie była zasada, którą można naruszyć. To było przekleństwo. Boskie przekleństwo dla jej narodu na tysiące lat. Bogowie zakazali Harpiom jeść jedzenie zaproponowane przez innych albo przygotowane przez siebie. Gdyby zjadły, to zachorowałaby bardzo poważnie. Nadzieja bogów na ratunek? Szybciej na unicestwienie. Od początku musiały nauczyć się kraść. Nawet aniołowie mogli okradać zakony by przeżyć. Lysander pierwszy się o tym dowie. Była to tego pewna. Kretyn. A może na początku ma zamiar ją zapytać? W jego dworze wystarczyło by Bianka wypowiedziała życzenie, a od razu się

spełniało. Jabłko – smaczne, soczyste, czerwone. Indyk – podsmażany z chrupiącą skórką. Nie mogła tego zjeść i to ją dobijało. Złapać – gryźć zębami – wyrzucić. Na początku Bianka próbowała biec. Dużo razy. Lecz w odróżnieniu od Lysandra nie potrafiła zeskoczyć z obłoku. Podłoga po której skakała była podobna do marmuru. Mogła przechodzić jedynie z pokoju do pokoju, obserwując bitwy na freskach. Fakt, że w ten sposób mogła podążać za Lysandrem. Oczywiście próbowała się sprzeciwić rzucając ostrym kamieniem. Ale jak na złość głupia rzecz przelatywała przez podłogę a nie przez niego! Gdzie jest teraz? Co robi? Czy teraz zamierza zabić, nie patrząc na wcześniejsze zapewnienia? Wolno i boleśnie? Przynajmniej przestanie czuć głód. Zostanie tylko pustka… Gdy tylko go zobaczyła chciała zabić go nożem. Potem spalić. Rozsypać jego prochy po pastwisku by stada bydła deptały go kopytami. Zasłużył na to, by zostawiły na nim kilka kup. Oczywiście, jeżeli nadal żyje to ona będzie spalona i rozrzucona. Nie mogła wypić nawet szklanki wody. Z drugiej strony jej sprzeciw nie był dla niego karą. To zrozumiała już pierwszego dnia pobytu. Nie chciał, by go dotykała. Czyli… dotyk jest jego karą. O tak, będzie go dotykała. Wszędzie. Dopóki nie zacznie błagać o litość. Nie. Dopóki nie poprosi o więcej. Da mu to, czego tak pragnie, by później to odebrać. Jeżeli przeżyje. W tym momencie ledwo jest w stanie chodzić. Dlaczego tak naprawdę dopuściła do tego? - Łóżko – przemówiła słabo i pojawiło się przed nią wielkie czteroosobowe łóżko. Zazwyczaj nie spała na takich. Najchętniej weszłaby na pierwsze napotkane drzewo, ale tu nie mogłaby wejść na niego nawet gdyby obłoki były teraz uścielone drzewami. Upadła na rozkoszny materac, aksamitne prześcieradło przyjemnie chłodziło skórę. Spać. Musi trochę się przespać. Lysander nie mógł dłużej czekać. Dziewięć dni. Nie było go przez dziewięć dni. Przez te dni ciągle myślał o niej, chciał dowiedzieć się co robi, o czym myśli. Czy jej skóra ciągle była taka miękka w dotyku. Dłużej nie mógł się powstrzymywać. Chciał sprawdzić co z nią, zobaczyć własnymi oczami jak – i co – robi. A potem znowu pójdzie. Dopóki nie nauczy się kontrolować siebie. Dopóki w końcu podniecenie przepadnie. Wtedy zacznie ją uczyć. Robiąc duże rozmachy skrzydłami zbliżał się do swojego obłoku. Jego puls bił… dziwnie. Serce jakby biło o żebra. I krew, wydawało się jakby ognistą lawą niosła się po żyłach. Nie wiedział jaka jest tego przyczyna. Aniołom mogło być źle od jadu demonów, ale przecież nie został ugryziony. Na pewno czekają na niego zarzuty, pomyślał nachmurzony. Na początku zobaczył śmiecie na podłodze. Od owoców do mięsa i opakowań po chipsach. Nawet nie były rozpakowane. Nachmurzony złożył skrzydła i poszedł do przodu. Bianka leżała na łóżku w jednym z pokoi. Miała na sobie to samo ubranie w którym ją tu przyniósł: czerwona koszula, rajstopy, tylko buty zdjęła. Włosy plątały się jej wokół twarzy, a skóry była zbyt blada. Nieżywa, bez wcześniejszego perłowego blasku. Siniaki pod oczami zajmowały pół twarzy. Część niego oczekiwała, że zobaczy ją wściekłą. Druga część – spokojną i pogodzoną z tym. Nigdy by nie pomyślał, że może zobaczyć ją w takim stanie. Poruszyła się słabo gdy zaszeleściły opakowania z jedzeniem. - Hamburger – wychrypiała. Pachnący hamburger pojawił się tuż obok niej: sałata, pomidory, marynowane ogórki i ser leżały na brzegach talerza. To go nie zdziwiło. Właśnie w tym była piękność anielskich demonów: wszystko, co sobie zażyczysz – oczywiście w granicach rozsądku, pojawiło się przed tobą. Ale ona niczego nie ugryzła. Dlaczego tak było– bo nie ukradła tych produktów, zrozumiał to i po raz pierwszy przez całe życie rozzłościł się na siebie. I wystraszył się. Za nią.

Nienawidził emocji, ale one pojawiały się same. Ona nie jadła przez ostatnie dziewięć dni, bo nie mogła. To była prawie śmierć głodowa. Chociaż chciał wyrzucić ją ze swojej głowy i z życia, to nie chciał by cierpiała. Niemniej, teraz cierpiała. Nie do zniesienia. Teraz jest na tyle słaba, że nie może nic ukraść. Ale jeżeli ją nakarmi to będzie jeszcze gorzej – będzie ją mdlić. Nagle miał ochotę załkać. - Sztylet – powiedział i za chwilę na jego ręce leżał ostry jak brzytwa sztylet. Wziął go i skierował się do łóżka. Przeszywał go dreszcz. - Frytki. Czekoladowy shake. – jej głos był ledwo słyszalny. Lysander przeciął ostrzem nadgarstek. Gdy pojawiła się krew, uniósł rękę tak, by każda kropla wpadała do jej ust. Krew nie była pokarmem dla Harpii, ale uleczała je. I jej ciało musiało z tym się pogodzić. Nigdy nie dzielił swojej krwi z drugą żyjącą istotą i nie był pewien, czy podobała mu się myśl o tym, że jego krew płynie po żyłach tej kobiety. Jednak jego serce od tej perspektywy zabiło dwa razy szybciej. Cóż, drugiego wyjścia nie ma. Na początku nie poruszała się, jakby nie zauważyła niczego. Nagle ukazał się jej języczek, zlizywała krew. Nagle jej oczy otworzyły się, ich bursztyn świecił się jaskrawo, chwyciła jego rękę i przycisnęła do ust. Ostre ząbki dotykały jego skóry gdy ssała jego krew. Jeszcze jedno dziwne uczucie, pomyślał on. Ta kobieta piła z niego. Było ciepło, mokro i trochę kuło, ale nie przeszkadzało mu to. To prawie ugryzienie wywierało… przypływ ciepła prosto do jego brzucha i między nogi. - Pij, ile tylko potrzebujesz – powiedział do niej. Jego siła nie zniknie. Każda uciekająca z jego organizmu kropla krwi od razu się regenerowała. Jej oczy zwęziły się. Im więcej piła, tym bardziej wściekłe miała spojrzenie. Jej palce trzymały jego nadgarstek, paznokcie wbijały się w jego skórę. Jeżeli liczyła na jakąś reakcję na znak odpowiedzi to przeliczyła się. Przez swoje życie otrzymał sporo obrażeń, tak więc ten nieznaczny ból go nie obchodził. Oprócz tego ten przypływ ciepła między nogi… Co to było? Wreszcie puściła go. Lysander nie był pewny czy ucieszyło go to czy też rozczarowało. Pewnie ucieszyło, powiedział do siebie. Kropla krwi ściekała z kącika jej usta, zlizała ją. Na widok jej różowego języczka jakby przeszła przez niego błyskawica. Nie mógł się wahać – uch ucieszyło. - Ty draniu! – z trudem zaryczała- Jesteś chorym draniem! Zwiększył dystans między nimi. Nie dla własnej obrony, ale dla jej. Jeżeli zaatakuje to będzie musiał odpowiedzieć. A jeżeli odpowie to będzie mógł ją zranić. Niechcący zahaczyć. Krew… - Nigdy nie miałem zamiaru by sprawić ci ból – powiedział. Nawet teraz jego głos wciąż drżał. Dziwnie. - A jak nazywa się to, co ze mną zrobiłeś? – usiadła, ciemne włosy opadały na plecy. Jej skóra znów stanowiła się perłowa. – Zostawiłeś mnie tu bez jedzenia. - Wiem – czy była jej skóra tak samo miękka na jaką wygląda? Przełknął – I jest mi przykro. Jej gniew powinien go ucieszyć. Jak miał nadzieje, nie ucieszyła się na jego widok i jej twarz nie wyrażała zadowolenia. Nie będzie chodziła wokół niego, pieszcząc. Tak, powinien się ucieszyć. Zamiast tego rozczarowanie przemknęło po jego krwi. Rozczarowanie, zmieszane ze wstydem. Była o wiele bardziej kusząca niż sobie wyobrażał. - Wiedziałeś? – wyszeptała – Wiedziałeś, że mogę żywić się tylko tym co ukradnę albo zapracuję i w związku z tym nic nie zrobiłeś? - Tak – przyznał się, pierwszy raz w życiu odczuwając nienawiść do siebie. - Do tego zostawiłeś mnie tutaj. W miejscu, które w żaden sposób nie przypomina domu. Jego kiwnięcie było gwałtowne. - W końcu ocaliłem twoje życie. Ale jak już mówiłem jest mi przykro. - O tak, oczywiście tobie jest przykro. – powiedziała unosząc ręce – To wszystko zmienia.

Moja śmierć teraz wygląda wystarczająco przypadkowo – nie czekała na odpowiedz. Opuściła nogi z łóżka i wstała. Jej skóra w pełni odzyskała swój blask. – A teraz posłuchaj mnie. Po pierwsze znajdziesz sposób żeby mnie karmić. Po drugie, opowiesz mi jak dostać od tego obłoku to, co jest mi potrzebne. Albo twoje życie będzie piekłem. Chociaż, wszystko jedno. I tak nie zapomnisz, jak to jest żyć razem z Harpią. Uwierzył jej. Ona już działała na niego tak, jak nikt i nigdy do tej pory. To już było piekło. Jego usta wypełniły się śliną gdy tylko na nią spojrzał a ręce same pragnęły dotknięcia. Jednak zamiast tego powiedział: - Jesteś tu bezsilna. W jaki sposób chcesz mi zaszkodzić? - Bezsilna? – Zaśmiała się – Ja tak nie sądzę. Jeden krok, drugi, zbliżała się do niego. Został na miejscu. Nie będzie uciekał. Nie teraz. - Nie możesz odejść, jeżeli nie pozwolę. Obłok należy do mnie i wypełnia moje żądania. Nie jest to zbyt mądre z twojej strony popadać w konflikt ze mną. Westchnęła i zatrzymała się. - Chcesz powiedzieć ,że masz zamiar zostawić mnie tu na zawsze? Nie patrząc na to, że muszę być obecna na ślubie siostry? – zdawała się być zdziwiona. - To co mówiłem wcześniej to co to według ciebie, co miałem na myśli? Oprócz tego słyszałem jak mówiłaś, że nie chcesz być na ślubie swojej siostry. - Powiedziałam, że nie chce być druhną. Ale kocham swoją młodszą siostrę i zrobię to – Uśmiechając się Bianka powiodła językiem po swoich biało-śnieżnych ząbkach. – Ale porozmawiajmy o tobie. Lubisz podsłuchiwać? Brzmi to trochę demonicznie dla takiego świętoszkowatego anioła. Przez całe życie Lysander słyszał gorsze zarzuty. Świętoszkowaty znaczy, chociaż… Naprawdę widziała go takim? Zamiast wojownik świata, którym był? - Na wojnie każde środki by wygrać są dobre. - Pozwól mi coś wyjaśnić – jej oczy zwęziły się i skrzyżowała ręce – Walczyliśmy jeszcze do tego momentu, gdy cie spotkałam? - Tak W tej wojnie on zwycięży. Ale co ma zrobić jeżeli ona się nie poprawi? Mógłby ją unicestwić, oczywiście, ale do tego jest potrzebne usprawiedliwienie, przypomniał sobie, ona musiałaby popełnić jakieś grzech. Bianka żyła już przez długi czas ale nigdy nie przekroczyła tej granicy. I to oznacza, że będzie musiała coś zrobić. Ale jak? Tutaj, z dala do cywilizacji – jak śmiertelnych, tak i nieśmiertelnych – nie mogła wyswobodzić demona z piekła. Nie mogła zabić anioła. Z wyjątkiem jego osoby, ale to też mizerne. Jest o wiele silniejszy od niej. Zostaje tylko upadły anioł. Ale znów zostaje tylko anioł w przedziałach możliwości, a on nie będzie upadłym. Kochał swoje życie, Świętość, swoją pracę i wszystko co robił. Jeszcze może zostawić Biankę tu na zawsze. W takim przypadku będzie żyła ale nie będzie mogła szkodzić. Będzie odwiedzał ją co kilka tygodni – no, może miesięcy – ale nigdy nie pozwoli jej się podrywać. Nagłe uderzenie w policzek zmusiło jego twarz do odwrócenia w bok. Potarł miejsce, w którym teraz pulsował ból. Bianka, tak jak wcześniej, stała przed nim. Tylko teraz się uśmiechała. - Uderzyłaś mnie – powiedział zdziwiony. - Jak miło z twojej strony że mi o tym powiedziałeś. - Dlaczego to zrobiłaś? – mówiąc szczerze, to nawet nie powinien być zdziwiony. Harpie ogólnie były agresywne i pochodziły od demonów. Dlaczego ona nie może wyglądać jak demon? Dlaczego musi być aż tak piękna? – Uratowałem cię, dałem swoją krew. Nawet wytłumaczyłem, dlaczego nie możesz wrócić. Mogłem tego nie robić. - Czy mam powtórzyć swoją zbrodnię? - Nie – cholera to nie była żadna zbrodnia! Ale najlepiej zmienić temat. – Pozwól, że cię nakarmię. – powiedział. Podszedł do talerza z hamburgerem i wziął go. Zapach mięsa uderzył

w nos, zmuszając żołądek do skurczenia się z odrzucenia. Chociaż nie chciał, to musiał ugryźć kawałek i przełknąć. Zazwyczaj jadł owoce, orzechy i warzywa. - To – powiedział z odrzuceniem – moje – trzymał hamburgera w ręce tak, by dotykać go jak najmniej. – Nie możesz tego zjeść. - O, świetnie – nie przedłużając chwyciła hamburgera i przełknęła w mgnieniu oka. Wypił łyk czekoladowego shake’a, marszcząc się gdy poczuł w ustach cukier. – Moje – słabo powiedział – Ale następnym razem zamów coś bardziej zdrowego. Odwróciła się do niego gdy dopiła shake’a. - Jeszcze. Lysander zobaczył frytki. Nie, za nic na świecie nie będzie zaśmiecał żołądku tymi tłustymi kawałkami niewiadomego pochodzenia! Znalazł jabłko, gruszkę i zamówił jeszcze brokuły dla siebie. Odgryzając po kawałku, dawał jej możliwość zjedzenia. Uch o wiele lepiej. - Jestem drapieżcą, kretynie. Skrzywił się wspominając, jak kawałek burgera wolno prześlizgiwał się po gardle. Próbując nie zauważyć jej uśmiechu, powiedział: - Wszystkie produkty znajdujące się w tym domu należą do mnie. Mnie, mnie i mnie. Teraz możesz zostawać sama. - Byłoby wspaniale gdybym mogła się czymś zająć, kiedy siedzę tutaj w samotności – jadła frytki. Westchnął. Na pewno kiedyś przyjmie do wiadomości swój los. Musi. Im więcej jadła, tym większego blasku nabierała jej skóra. Wspaniała, pomyślał, wyciągając rękę do przodu. Bianka schwyciła jego i wbiła się paznokciami. - Nie. Nie chcę żebyś teraz mnie dotykał.. Poczuł piekący ból, ale tylko zamrugał w odpowiedzi. - Moje przeprosiny. – sucho wypowiedział tylko. Dzięki Jedynemu Bogu, że go zatrzymał. On przecież naprawdę chciał dotknąć jej. Jak śliniący się człowiek? Wzdrygnął się. Bianka wzruszyła ramionami i odeszła. - A teraz porozmawiamy o czymś innym. Odstaw mnie do domu – Kończąc przyjęła bojową pozycje. Nogi nieco ugięte i rozstawione, ręce zaciśnięte w pięści. Lysander w mgnieniu oka powtórzył jej pozycje, odrzucając myśl, że jej odwaga zmusza jego krew do szybszego biegu. - Nie możesz zrobić mi krzywdy Harpio. Wobec mnie jesteś bezsilna. Wolno jej usta wygięły się w diabelskim uśmiechu. - A kto powiedział, że mam zamiar zrobić ci krzywdę? Lysander nie zdążył mrugnąć, gdy Bianka znalazła się obok, przytulając się do niego i kładąc rękę na szyi, przyciągnęła jego głowę do swojej. Ich usta się spotkały, a jej język wsunął się w jego ustach. Zastygł. Wiedział, że ludzie się całują ale nigdy nie pomyślał, że sam będzie tym się zajmował. Tak samo i seks, to wydawało się być chaotyczne – chociaż i zadziwiające – ale niepotrzebne. Ale kiedy jej język igrał z jego, a ręce wędrowały po jego plecach, Lysander zaczął płonąć – o wiele bardziej niż kiedy sobie to z nią wyobrażał – a dźwięk w uszach, który zauważał wcześniej, powracał. Tylko tym razem był głośniejszy i mocniejszy. Tak samo między jego nogami. On podnosił się …. I rósł… Chciał jej spróbować i teraz mógł to zrobić. Bianka była delikatesem, jak to jabłko, które niedawno jadła, tylko słodsze niczym jego ulubione wino. Musi kazać jej się zatrzymać. Ale jej ruchy były błędne. One elektryzowały. Jeszcze, wyszeptał maleńki głos w jego głowie. - Tak – wychrypiała, jakby słyszała ten głos.

Gdy otarła się dolną częścią ciała o niego, przyjemność zwiększyła się. Jego ręce opierały się w ścianę tuż przy jej ciele. Stęknęła. Jej palce zaplątały się w jego włosy. Jego głowa załkała żądając jej dotyku. I kiedy ona znów potarła się o niego, Lysander stęknął. Jej ręce opadły na jego pierś i zaczęły pocierać jego sutek. Lysander zajęczał i złapał ją za nadgarstki. Jego palce ścisnęły jej biodra, zatrzymując na miejscu, chociaż tak obsesyjnie chciał to powtórzyć. Ale to nie zmusiło jej do przerwania pocałunku. Kontynuowała erotyczny taniec z jego językiem, całowała go w taki sposób jakby mieli przed sobą całą wieczność. I on też tego chciał. Muszę to zatrzymać powiedział do siebie Lysander jeszcze jeden raz. Tak. Tak, musi. Spróbował językiem wypchnąć ją z ust. Ale ten ruch wywołał zupełnie inne uczucie, nowe i silniejsze. Jego ciało jakby zapłonęło. Zaczął pchnięcia zupełnie z innej przyczyny, łącząc ich, próbując jej, oblizując, ssąc. - Mmm, tak. O tak. – pochwaliła go. Jej głos był narkotykiem, wciągający go do koła uczuć, zmuszający by pragnął więcej. Jeszcze, jeszcze, jeszcze. Podniecenie było zbyt duże i on… Podniecenie. Słowo echem przeszło w jego głowie, ochładzając myśli. Ona była pragnieniem. Jego podnieceniem. A on dopiero co omal się nie poddał. Odsunął się, ręce opadły mu bezsilnie. Oddychał ciężko, spocił się, co nie zdarzało się nawet podczas bitwy. Jej skóra była wspaniała i świeciła silniej niż kiedykolwiek. Jej usta były czerwone i spuchnięte. I on był tego przyczyną. Zatracił się w porywającej go fali dumy. - Nie powinnaś była tego robić – warknął Lysander. Uśmiechnęła się. - Świetnie, mogłeś po prostu mnie zatrzymać. - Chciałem to zrobić. - Ale nie zrobiłeś – jej uśmiech zrobił się szerszy. Zacisnął szczękę. - Nie rób tego więcej. Jej brew uniosła się w zdziwieniu. - Jeśli będziesz mnie tu trzymał wbrew mojej woli, to znów to zrobię. Znowu, znowu i znowu. Faktycznie… Rozerwała koszulę i odrzuciła na bok, obnażając piersi. Lysander zaczął mieć problemy z oddychaniem. - Chcesz ich dotknąć? – spytała ochryple, kładąc dłonie na piersi. – Pozwolę ci na to. A nawet poproszę o to. Święty… Boże. One były przepiękne, pełne i apetyczne. Stworzone dla pocałunków. A jeżeli je liźnie, to jak będą smakowały? Jak jego ulubione wino? Krew… żar… znowu… Nie obchodziło go, jakim okaże się tchórzem. Miał do wyboru: skoczyć z obłoku albo zastąpić jej ręce swoimi. Skoczył. Tłumaczenie: mrslen

Rozdział 4 Lysander zostawił Biankę na cały tydzień – drań! – ale nie miała nic przeciwko. Nie tym razem. Miała czym się zająć. Na przykład, wymyślaniem planu, jak zmusić go do okazania swego pożądania. Na tyle silnego, by Lysander żałował, iż przyprowadził ją i zostawił tu. Żałował nawet tego, że istnieje. To, albo jego miłość do niej, mogłoby zmusić go do wypełniania jej zachcianek. Gdyby tak było – co jest w pełni możliwe, biorąc pod uwagę jego gorące pożądanie - poprosiłaby go, żeby odstawił ją do domu i po tym wbiła sztylet prosto w jego serce. Idealnie. Lekko. Według niej, naprawdę proste. By przygotować podłoże dla jego upadku, udekorowała jego dom jak burdel. Czerwony barki czekali na swoją kolej przy każdych drzwiach – na wypadek gdyby Lysander nie chciał zrobić tego na jednym z łóżek, które stały teraz w każdym kącie. Obnażone portrety – jej portrety – wisiały na ścianach. Styl przyjęła od swojej koleżanki Anay, której poszczęściło się stać boginią Anarchii. Jak obiecał Lysander, Bianka mówiła czego pragnie – w granicach rozsądku – i wszystko się pojawiało. Oczywiście, meble i piękne obrazy były w granicach rozsądku. Uśmiechnęła się. Nie mogła doczekać się spotkania z nim i zacząć to. On nie miał żadnych szans. Nie tylko przez jej wspaniałe piersi i pożądanie – ej, nie ma potrzeby zapominać o tym, bo i tak to podejrzewała, że ona była jego pierwszą. To był jego pierwszy pocałunek: wiedziała o tym. Był na początku spięty, niepewny. Niezdecydowany. Nie wiedział gdzie ma podziać ręce. To jednak nie zmniejszyło jej zachwytu. Jego smak był… dekadencki. Grzeszny. Jak czyste niebo, zmieszane z wieczorowym sztormem. I jego ciało, och, jego ciało. Z górą mięśni, które chciała dotknąć. I oblizać. Nie była wymagająca. Jego włosy były aksamitne, miała ochotę zapuścić w nie palce i pozostawić je tam na zawsze. Jego penis był taki długi i duży, mogłaby potrzeć się o niego i sama doprowadzić się do orgazmu. Jego skóra była na tyle ciepła i gładka, że mogłaby przytulić się do niego i po prostu zasnąć. Chociaż spać z mężczyzną było zbyt niebezpieczne dla jej rasy. Tą zasadę przestrzegali wszyscy. Głupia dziewczyna! Aniołowi nie można ufać. Przecież to oczywiste, że on ma jakieś nędzne plany wobec niej – chociaż o tych planach nie powiedział jej jeszcze. Uczyć ją by być takim jak on – większej głupoty jeszcze w życiu nie słyszała! W sumie, jego plany nie są aż tak ważne, przecież niedługo to on będzie zdany na jej łaskę. Niczego więcej jej nie potrzeba. Bianka zrobiła krok do szafy, który dopiero co się i przejrzała ubrania. Głębokie, czerwone, czarne. Koronka, skóra, satyna. Kilka kostiumów: niegrzecznej pielęgniarki, skorumpowanej kobiety – policjantki, diabła, anioła. Jaki założyć dzisiaj? Lysander już wiedział, że jest złem. Może powinna wybrać coś bardziej białego i koronkowego. Może narzeczona – dziewica z różkami. O tak. Ma to czego potrzebuje. Roześmiała się nad własnym zamyśleniem. - Lustro poproszę – powiedziała i pojawiło się przed nią wielkie lustro. Ubranie opadało do kostek ale pośrodku było wielkie rozcięcie, które kończyło się na wysokości bioder. Jaka szkoda, że ona nie nosi majteczek. Cienkie paski opadały z tyłu na jej plecy i łączyły się z przodu na piersiach. Jej sutki, różowe i napięte, sterczały jak u modelki „weź mnie teraz”. Zostawiła włosy rozpuszczone, ciemną, aksamitną falą opadały na plecy. Złote oczy błyszczały, policzki były zaróżowione. Bianka powiodła ręką po dekolcie i uśmiechnęła się. Wzięła prysznic, zmywając cały makijaż. Jeżeli pociągała Lysandra wcześniej – a raczej tak było, sądząc po rozmiarach jego penisa – to nie oprze się i teraz. Ona dosłownie lśniła. Skóra Harpii jawiła się być potężną bronią. Czułą bronią. Jej blask przyciągał mężczyzn, robiąc z

nich totalnych głupków. Dotknąć jej – to wszystko, czego chcieli i pragnęli w życiu. I dlatego przedwcześnie się starzeli. W sumie właśnie dlatego Bianka zmyła z siebie makijaż. Dla Lysandra zrobi wyjątek. Zasługuje na to. W końcu przez niego Bianka cierpi. Przez niego cierpią jej siostry. Może. Czy szukała jej Kaja? Martwiła się albo myślała, że to zabawa w której Bianka była pierwsza? Czy opowiedziała siostrom i czy szukają jej teraz, tak jak kiedyś szukali Gwen? Jeżeli podejrzewają, że ją zabrali, to na pewno są przekonane w jej zdolnościach do samodzielnego uwolnienia się. Spokojnie. Lysander był dupkiem. I na pewno prawiczkiem. Zachwycona zatarła ręce. Większość mężczyzn całowała kobiety z którymi spali. I jeżeli to był jego pierwszy pocałunek, to na pewno jeszcze z nikim nie spał. Jej narwanie zmniejszyło się. Powstało pytanie: dlaczego jeszcze z nikim tego nie zrobił? Czy był młodym nieśmiertelnym? Nie znalazł sobie dostojnej pary? Czy aniołowie nie potrzebują seksu? Mało o nich wiedziała. W porządku, w ogóle nic o nich nie wiedziała. Czy uważają seks za rzecz potrzebną? Możliwe. To wytłumaczyłoby dlaczego on nie chciał, by go dotykała. Ok, to oznaczało, że wcześniej Lysander nie odczuwał pociągu seksualnego. Ale jednak reagował na ich pocałunki. Bianka znów zatarła ręce. - Co ty masz na sobie? Albo raczej, czego nie masz? Jej serce zatrzymało się na chwile. Odwróciła się. Jakby w odpowiedzi na jej myśli Lysander stanął w drzwiach. Wokół niego kłębiła się mgła i na chwilę wydawało jej się, że on nie jest niczym więcej, jak tylko jej fantazją. - Więc? – ponaglił ją. W jej marzeniach on nie był surowy. Pragnął jej. Ale… jest tu teraz i to jest rzeczywistość. I w tej rzeczywistości patrzył na jej piersi z otwartymi ustami. Zdziwienie lepsze niż gniew. Bianka uśmiechnęła się nieśmiało. - Podoba ci się ? - zapytała, dotykając dłońmi bioder. Pora zacząć grę. - Ja… ja… Podoba się. Jego głos zmieniał się w zależności od nastroju, więc nie mógł kłamać. - Twoja skóra… zmieniła się. Mam na myśli, że była innego koloru, ale teraz… to… - Zadziwiające – obróciła się wokół własnej osi, a sukienka z szelestem prześlizgnęła się po jej kostkach. – Wiem. - Wiesz? – Przesunął językiem po zębach. Pierwszy raz zobaczyła, jak anioł napina się z gniewu. – Zakryj ją – warknął. W mgnieniu oka biały szlafrok zakrywał ją od szyi aż po pięty. Nachmurzyła się. - Zwróć mi moją togę – szlafrok zniknął zostawiając ją w białej koronce. – Zrób to znowu – powiedziała – a będę chodzić nago. Wiesz, tak jak na tych obrazach. - Obrazach? – ściągając brwi, rozejrzał się. Kiedy zobaczył jeden z obrazów, gdzie Bianka leżała przed dużym, srebrzystym księżycem, wypuścił ze świstem powietrze. Takiej reakcja się spodziewała. - Mam nadzieje że nie masz nic przeciwko temu, że zmieniła twój obłok w przytulne miłosne gniazdko, by czuć się tu jak w domu. I przy okazji, jeżeli będziesz chciał wszystko cofnąć, to nowy wystrój będzie o wiele bardziej gorszy. - Co próbujesz ze mną zrobić? – warknął, patrząc na nią. Jego oczy zwęziły się, zacisnął szczękę i usta. Bianka niewinnie zatrzepotała oczami. - Obawiam się, że nie wiem o czym mówisz. - Bianka. To było uprzedzenie, zrozumiała ale nie posłuchała się.

- Sądzę, że teraz moja kolej zadawać pytania. A więc, gdzie byłeś gdy porzuciłeś mnie? - To nie twoja sprawa. Czy był mało pobudzony? - Zaraz sprawdźmy, czy to nie moja sprawa. Podeszła do łóżka i położyła się na kraju. Niegrzeczna, bezwstydna dziewczyna, którą się stała, rozsunęła nogi i pozwoliła mu ujrzeć główne życie. - Za każdą odpowiedz na moje pytanie, będę coś zakładać na siebie – zanuciła. – Pasuje? Lysander odwrócił się, tak szybko, żeby nie zdążyła zobaczyć szoku i podniecenia na jego wspaniałej twarzy. - Wypełniałem swój dług. Śledziłem za bramą do piekła. Polowałem i zabijałem uciekinierów demonów. Karałem tych, co zasługiwali na to. Broniłem ludzkość. A teraz przykryj się. - Nie mówiłam dokładnie jakiego ubrania wybiorę, czyż nie? – szybko zlustrowała siebie – Jedną szpilkę, poproszę. Z białej skóry, wysokim obcasem. – Skórzana szpilka zmaterializowała się na jej nodze. Bianka roześmiała się. – Łatwo poszło. - Kłamczucha – mruknął Lysander. – Mogłem się tego domyślić. - Czy ja cię oszukałam? Zadbałeś o szczegóły naszej umowy? Nie, bo potajemnie miałeś nadzieje, że nie będę się chować pod ubraniem. - To nieprawda – powiedział, ale Bianka nie usłyszała szczerości w jego głosie. Ciekawe. Kiedy kłamał albo nie był pewny w swoich słowach, jego głos stawał się normalny, jak u niej. A to mogło oznaczać, że będzie wiedziała kiedy kłamie. Czy może być coś piękniejszego od tego? To będzie o wiele łatwiejsze niż podejrzewała. - Następne pytanie. Czy myślałeś o mnie gdy byłeś nieobecny? Cisza. Szorstka, napięta. Czekanie. Mogła usłyszeć jego oddech. Wdech, wydech, szybko, głęboko. Lysander ciężko oddychał. - Oceniam to jako odpowiedź twierdzącą. – Powiedziała, uśmiechając się. – Ale skoro nie odpowiedziałeś, to nie założę drugiej szpilki. I znów nic nie odpowiedział. Na szczęście nie opuścił jej. - Do przodu i w górę. Aniołom wolno flirtować? - Tak, ale oni rzadko chcą tego – wychrypiał Lysander. A więc miała rację. Pragnienie nie było mu znajome. To, co teraz odczuwa, przyprawia go o obłęd. Możliwe, że właśnie z tego powodu ją porwał. Dlatego, że zobaczył ją i zapragnął, ale nie wiedział jak nazywa się to, co odczuwał. To było prawie… przyjemne. W jakimś stopniu. Ale to oczywiście nie zmieni jej planu. Skusi go – a zatem rozbije jego serce na dwie części. To będzie symbolicznie, chyba. Kolejny żart. Wspaniale dla niej. On niestety tego samego nie odczuje. Nie będzie też kłamać, że bycie jego pierwszą kobietą jej się nie podoba. Żadna nie będzie się z nią równać – ej, poczekajcie. Kosztując ciała, będzie chciał jeszcze. Bianka może uciekać od niego i pociąć na plasterki, ale później i tak powstanie, bo jest nieśmiertelny. Będzie mógł iść do każdej kobiety, do której tylko będzie chciał. Będzie ją całował i dotykał. - Czekam – powiedział. - Na co? – warknęła. Jej ręce ścisnęły się w pięści, paznokcie wbiły się w dłonie. On może być z kim zechce, jest jej wszystko jedno. Są wrogami. Kto zechce takiego neandertalczyka. Ale na Boga ona będzie w stanie zabić każdą kobietę, która będzie grzać jego łóżko. Na złość. Nie zazdrość. - Odpowiedziałem na twoje pytanie. Teraz musisz przykryć swoje ciało. Majteczki byłyby w sam raz. Westchnęła. - Chciałabym drugą szpilkę, proszę. – Po chwili na drugiej nodze miała już szpilkę. –

Wróćmy do interesu. Wróciłeś po to, bym cię pocałowała? - Nie! - Bardzo źle. Chciałabym spróbować cię znów. Dotykać cię. Możliwe, że ty też byś mnie dotykał. Odczuwałam ból gdy mnie zostawiłeś. Musiałam dwa razy doprowadzić się sama do orgazmu, by chociaż trochę sobie ulżyć. Ale nie martw się, myślałam wtedy o tobie. Wyobrażałam sobie, jak oblizuje cie, ssąc wciągam do ust. Mmmm, a nawet… - Wystarczy! – wychrypiał, odwracając się – Wystarczy. Jego oczy, o których kiedyś myślała że są ciemne i emocjonalne, teraz błyszczały jak poranne niebo, pałając intensywnym podnieceniem. Ale zamiast podejść do niej, objąć i przyciągnąć do siebie, Lysander wystawił rękę do przodu, rozstawiając palce. Ognisty miecz pojawił się w powietrzu. Wszystko dookoła zaiskrzyło się żółto-złotym płomieniem. - Wystarczy – zażądał. – Nie chcę sprawiać ci bólu, ale zrobię to, jeżeli dalej będziesz przeciwstawiać się i robić różne głupoty. W jego głosie słychać było szczerość. Wcale nie wystraszona, podziwiała jego działania. Myślałam, że tobie nie podobają się neandertalczycy. Och, zamknij się. Bianka rzuciła się do tyłu, opierając na łokciach. - Lysander lubi ostro pogrywać? Czy mam założyć czarną skórę? O, albo zagrajmy w złego policjanta i nieposłusznego przestępcę! Czy mam odkryć przed tobą swoje ciało? Lysander podszedł do łóżka, jego nogi unieruchomiły jej, tak że kolana okazały się przyciśnięte do jej. Był twardy jak skała. Złoty płomień wijący się wokół miecza odbijał się na jego twarzy, sprawiając że jego aura stała się bardziej przerażająca. Był jak anioł i demon. Mieszanka boga i diabła. Jej skrzydła zatrzepotały, przygotowane do bitwy – nawet przy tym jak jej skóra płonęła z podniecenia w poszukiwaniu zaspokojenia. Mogłaby przemierzyć ten pokój, zanim zdołałby zrobić choć jeden krok. Spokojnie. Bianka z trudem oddychała. Powietrze przypominało lód w jej płucach. Lecz krew wrzała zupełnie jak jego miecz. Taka mieszanka emocji nie była dla niej normalna. - Jesteś gorsza niż sądziłem – zaryczał Lysander. Jeżeli proces pójdzie w tym kierunku co miała nadzieje, to kiedyś Lysander będzie jej za to wdzięczny. Ale ona powiedziała: - Więc odstaw mnie do domu. I już więcej nigdy mnie nie zobaczysz. - I to wyrzuci ciebie z mojej głowy? To powstrzyma pożądanie? Nie, to tylko je zwiększy. Ty będziesz się im oddawać, całować ich tak, jak całowałaś mnie, ocierać się o nich, jak ocierałaś się o mnie, a ja będę chciał zabić ich wszystkich, chociaż nie zrobili nic złego. To dopiero wyznanie! A ona myślała, że to jej krew była gorąca… - Więc weź mnie – ochrypłym głosem zaproponowała Bianka. Przewiodła językiem po wargach. Obserwował jej ruch. – To będzie baaaardzo przyjemne, obiecuję ci. - I mam się dowiedzieć, że jesteś taka mokra i miękka na jaką się wydajesz? Mam spędzić z tobą wieczność w łóżku i być sługą własnego ciała? Nie, to tylko zwiększy potrzebę. Och, aniele. Nie powinieneś się do tego przyznawać. Sługa własnego ciała? Jeżeli to jest to, czego się boi, to on jej nie zechce. Lysander wziął głęboki wydech. Z trudem. A teraz, kiedy ona już wie, jak bardzo jej pragnie… - Jeżeli chcesz mnie zabić – powiedziała, robiąc kółka palcem wokół pępka – to zabij mnie z przyjemnością. Lysander przestał oddychać. Bianka usiadła, skracając między nimi odległość. On wciąż jeszcze nie uderzył. Bianka oparła dłonie o jego pierś. Lysander zamknął oczy, jak gdyby samo patrzenie na nią przez rzęsy to było już zbyt wiele. - Zdradzę ci mały sekret – wyszeptała Bianka. – Jestem o wiele bardziej wilgotna i miękka

niż ci się wydaje. Czy to było stęknięcie? Jeżeli tak, to czyje? Jego? Czy może jej? Dotykanie go było tym samym, co dotykanie siebie. Ta siła w jej rękach upajała. Świadomość, że ten wojownik pragnie jej – tylko jej i nikogo innego – była wspaniała. Świadomość tego, że ona była jego pierwszą działało na niego z taką siłą, napominało to afrodyzjak. - Bianka. O, tak. Stęknięcie. - Ale jeżeli tego nie chcesz, możemy po prostu poleżeć razem. – Powiedział pająk muszce. – Nie będziemy dotykać się. Nie będziemy się całować. Będziemy leżeć obok siebie i myśleć o rzeczach, które nam się w sobie nie podobają i możliwe, że uda nam się wtedy wyrobić immunitet. I może powstrzymamy pragnienie, by dotykać się i całować. Jeszcze nigdy w życiu Bianka nie mówiła podobnych bzdur, nie licząc kilku oszustw w przeciągu stulecia. Część jej oczekiwała, aż zaraz nazwie ją kłamczuchą. Druga część czekała, że Lysander uchwyci się tej głupiej propozycji jak koła ratunkowego. Wykorzysta to jako propozycję, by w końcu zrozumieć czego on chce. Ponieważ jeżeli zrobi to, będzie po prostu leżeć obok niej, sama pokusa przywiedzie do drugiego. Nie będzie myślał o tym co mu się w niej nie podoba – będzie myślał co można zrobić z jej ciałem. Będzie czuł jej ciepło, zapach jej podniecenia. Będzie chciał – potrzebował więcej. A ona będzie obok, by dać mu to wszystko. Ścisnęła kawałek jego szaty i ostrożnie pociągnęła do siebie. - Wystarczy spróbować, czyż nie? Wszystko, by zatrzymać to nieporozumienie. Prawie stykali się nosami. Jego oddech muskał jej twarz, a spojrzenie padło na jej usta. Bianka odchyliła się do tyłu. Obserwował ją, nie podejmując prób sprzeciwu. - Chcesz wiedzieć, jaka jedna rzecz nie podoba mi się w tobie? – zapytała cicho Bianka. – Wiesz, że trzeba nam pomagać. Lysander kiwnął głową, tak jakby nie potrafił mówić. Bianka zadecydowała się ukarać go trochę szybciej, niż myślała. Wyglądało na to, że był już gotów na więcej. - Ty nade mną – Jeszcze trochę i się zgodzi. Jeszcze trochę… - Ciekawe jak to by było, gdybyś czuł mnie tak blisko siebie. - Lysander – zawołał nagle nieznajomy kobiecy głos. – Jesteś tu? Co do diabła? Bianka nachmurzyła się. - Zignoruj ją – powiedziała. – Masz ważniejszą sprawę. Niech ją szlag, kimkolwiek jest! Jego twarz rozjaśniła się jak rozżarzona stal. - Ani słowa więcej – warknął. – Próbowałaś zmusić mnie bym położył się z tobą w łóżku. Nie sądzę, że chciałaś obrzydzić mnie sobą. Myślę, że chciałaś… - niski ryk wyrwał się z jego gardła. – Nigdy nie próbuj więcej tego robić. A jeżeli zrobisz, to oddzielę twoją głowę od reszty ciała. Więc ta walka właśnie się zakończyła. Ale zamiast poddać się, Bianka spróbowała znaleźć inną strategię. - Zamierzasz mnie znowu opuścić? Tchórz! No dawaj, idź. Zostaw mnie tu bezbronną i samotną. Ale wiesz co? Kiedy tęsknię, dzieją się złe rzeczy. Następnym razem kiedy się pojawisz, sama się na ciebie rzucę. Moje ręce będą wszędzie. I wtedy nie będziesz mógł się ode mnie oderwać! - Lysander! – zawołała ponownie kobieta. Zgrzytnął zębami. - Wracaj na swój obłok – kiwnął przez ramię. – Spotkamy się tam. ON zamierzał spotkać się z inną kobietą? Na jej obłoku? We dwójkę, sami? O cholera, nie. Nie po to Bianka doprowadzała go do szaleństwa, by ktoś inny zebrał teraz owoce jej

pracy. Jednak zanim zdążyła mu to powiedzieć, Lysander przemówił: - Daj Biance wszystko, czego zechce – powiedział do obłoku. – Wszystko, prócz swobody i tych…. Kostiumów. – Popatrzył na nią. – To powinno zmniejszyć tęsknotę. Ale zgodzę się na to tylko pod jednym warunkiem. Że przyrzekniesz trzymać ręce przy sobie. Wszystko czego zechce? Nie pozwoliła sobie na uśmiech. Zgubiła się w świecie tej wygranej. - Zrobione. - A zatem niech tak będzie – powiedział, a potem wyszedł z pokoju. Jego skrzydła rozprostowały się w zdenerwowaniu. Zniknął, zanim Bianka mogłaby za nim podążyć. Nie to, żeby tego potrzebowała. Nie teraz. Nie przyszło mu do głowy, że dopiero co ubezpieczył swoją przegraną. Wszystko czego ona zapragnie, powiedział. Bianka zaśmiała się. Nie musiała go dotykać albo specjalnie się ubierać by wygrać w ich następnej bitwie. Potrzebuje tylko to by tu wrócił. Ponieważ stanie się jej więźniem. Tłumaczenie: mrslen

Rozdział 5 Prawie się poddał. Lysander nie mógł uwierzyć w to, jak szybko był gotów poddać się Biance. Jedno spojrzenie, jedna propozycja i to wystarczyło, by zapomniał o swoim celu. To była porażka. Lecz była przyjemna porażka. Bardziej dziwne było rozczarowanie – rozczarowanie, że im przerwano! Stojąc przed Bianką i wdychając jej grzeszny aromat, czując ciepło jej ciała było tym wszystkim co mógł sobie przypomnieć, ten dekadencki smak. Chciał więcej. Chciał wreszcie dotknąć jej skóry. Skóra, która świeciła się wszystkimi kolorami tęczy. Ona też tego chciała, był tego pewien. Im większe było pożądanie tym bardziej jej skóra świeciła się. Czy to była podpucha? Co on naprawdę wie o kobietach i pożądaniu? Ona jest gorsza niż demon, pomyślał Lysander. Wiedziała, jak znaleźć do niego klucz. Te szczere obrazy omal nie powaliły go na kolana. Nigdy w życiu nie widział czegoś tak wspaniałego. Jej piersi, uniesione i jędrne. Płaski brzuszek. Jej czarujący pępek. Biodra, okrągłe i kuszące. Leżeć obok niej i myśleć, co mu się w niej nie podoba… to była pokusa, której trudno było się oprzeć. Wiedział, że jego zdecydowanie rozpada się i musiał przywrócić je z powrotem. W jaki sposób ma to zrobić i myśleć o tym, co mu się w niej nie podoba? Gdyby leżał obok niej, to ani razu nie wspomniałby o tym – tak samo nie mógł zrobić tego i teraz. Ona była brylantem. I należała do niego. Lysander nigdy nie pragnął demona. Nigdy nie odpowiadało mu złe zachowanie. Lecz Bianka martwiła go w taki sposób, w jaki nie mógł przewidzieć. Co mu się w niej podoba w danym momencie? Że była gotowa powiedzieć i zrobić wszystko, by go skusić. Podobało mu się, że ona się nie powstrzymywała. Podobało mu się, że gdy patrzyła na niego w jej oczach świeciła tęsknota. Jak będzie patrzyła na niego gdy znów naprawdę ją pocałuje? Pocałuje, nie tylko w usta? Jak będzie patrzyła na niego, gdy ją dotknie? Będzie pieścił jej skórę? Nagle złapał się na potrzebie by poobserwować za śmiertelnikami i nieśmiertelnikami oraz ich reakcji między zachodzące między sobą. Mężczyzna i kobieta, pożądanie do pożądania. Same myśli wywołały pewną reakcje jego ciała, tak samo jak z Bianką. Wdech, wydech. Pragnienie, pożądanie. Jego oczy rozszerzyły się. To też nigdy mu się nie zdarzało. Pozwoliłem jej wygrać, zrozumiał Lysander nie patrząc na odległość między nimi. Pozwolił uwodzeniu zniszczyć go krok po kroku. Coś trzeba było zrobić z Bianką a jego poprzedni plan legł w gruzach. - Lysander? Głos podopiecznej wyrwał go z mrocznych myśli. - Tak, słodka? Głowa Olivii pochyliła się w bok, a jej złote loki podskoczyły. Jej niebieskie jak niebo oczy wpatrywały się w niego. - Nie słuchasz mnie, prawda? - Nie – przyznał się. - Prawda była jego wiernym towarzyszem. Lecz to niczego nie zmieniało. – Przepraszam. - Wybaczam – powiedziała z uśmiechem na ustach. Z nią zawsze wszystko było łatwe. Zawsze. Nie ważne jak wielkie i okrutne było przestępstwo, ona nigdy się nie obrażała. Może dlatego też była tak poważana w swoim narodzie. Wszyscy ją kochali. Co pomyślą inni aniołowie o Biance? Bez wątpienia wszyscy byliby oburzeni. Tak samo jak on. Myślałem, że nie zamierzasz kłamać? Nawet sobie. Nachmurzył się. W przeciwieństwie do wspierającej Olivii podejrzewał, że uraza Bianki będzie urazą do grobu.

Nagle przestał się chmurzyć, wargi drgnęły od tej myśli. Dlaczego to go relaksuje? Uraza rodziła gniew, a gniew był brzydki. Z wyjątkiem gniewu Bianki. Czy wybuchnie taką samą namiętności z którą spotkała go w sypialni? Prawdopodobnie. Czy pocałuje go z gniewem? Myśl o całowaniu jej dopóki nie zmieni gniewu na miłość w ogóle go nie cieszyła. Zazwyczaj radził sobie z gniewem innych ludzi, jak i ze wszystkim innym. Z pełną obojętnością. Zmuszanie ludzi by czuli określone emocje nie należało do jego pracy. Oni ponosili odpowiedzialność za swoje emocje, on – za swoje. Nie to, żeby mógł coś czuć. W przeciągu wieków widział zbyt dużo, by coś go zmartwiło. Tak było, aż do Bianki. - Lysander? Głos Olivii znów przywrócił go do realności. Jego ręce zacisnęły się w pięści. Odszedł od Bianki ale tej wciąż udaje się wpływać na niego. Ach tak. Jego plan został zniszczony. Dlaczego nie pragnie kogoś podobnego do słodkiej Olivii? To sprawiłoby, że jego niekończące się życie byłoby o wiele łatwiejsze. Tak jak powiedział Biance, nie zabraniano aniołom pożądania i sporo już je przeżywało. Ci co chcieli często wybierali sobie na partnera drugiego anioła. Z wyjątkiem książek Lysander nigdy nie słyszał o aniołach wybierających sobie parę z inne rasy. - … ty znów. – powiedziała Olivia. Mrugnął, ręce zacisnęły się jeszcze mocniej. - Znów proszę o wybaczenie. Postaram się słuchać. Uśmiechnęła się, lecz brakowało jej zwyczajnej lekkości. - Tylko się zapytałam co cię martwi. Zachowujesz się inaczej. To działo się z nimi obydwojgiem. Coś ją martwiło: nigdy wcześniej nie słyszał nutki smutku w jej głosie. Zdecydowany by jej pomóc przywołał dwa krzesła, dla siebie i jej i usiedli naprzeciwko siebie. Lysander pochylił się do przodu opierając się na łokciach. - Porozmawiajmy najpierw o tobie. Co z misją? – spytał. Tylko to mogło być przyczyną jej przygnębienia. Oliwia zazwyczaj znajdowała radość we wszystkim. Właśnie dlatego tak dobrze wychodziła jej robota. Właściwie, przyszła robotę. Przez niego stała się tym, kim nie chciała być. Wojownikiem. Ale jednak to jest dobrze i nie żałował decyzji o zmianie zakresu jej obowiązków. Tak samo jak i on, Olivia była oczarowana nie tym, co trzeba. Lepiej skończyć to teraz. niż później. Ona oblizała wargi i odwróciła się. - To jest właśnie to o czym chciałam z tobą pogadać. – przeszył ją dreszcz – Sądzę, że nie dam rady tego zrobić, Lysander – wyszeptała. – Nie wiem, czy mogłabym zabić Aerona. - Dlaczego? – spytała, chociaż wiedziała, co jej odpowie. W przeciwieństwie od Bianki, Aeron naruszył niebiański zakon. Jeżeli Olivia nie zlikwiduje opętanego przez mężczyznę demona, to przydzielą drugiego anioła do tej misji, a Olivia zostanie ukarana za nieposłuszeństwo. Będzie wygnana z niebios, pozbawiona skrzydeł oraz nieśmiertelności, skazana na życie na ziemi. - Od czasu gdy zdjęto z niego przekleństwo nie zabił ani jednego człowieka – powiedziała, a on słyszał tylko błagalne nutki w jej głosie. - On pomógł jednemu z ludzi Lucyfera uciec z piekła. - Na imię jej Legion. Tak, Aeron zrobił to. Lecz on pilnuje by demon był jak najdalej od ludzi. Kiedy przebywa z nim to zachowuje się bardzo dobrze. - To nie zmienia faktu, że Aeron pomógł komuś uciec. Ramiona Olivii opadły, lecz to nie oznaczało, że się poddała. Widział gotowość do walki w jej oczach. - Wiem. Ale on jest taki… dobry. Lysander zaśmiał się szyderczo. On nie mógł pomóc nawet sobie. - Czy rozmawiamy o jednym z władców podziemi, tak? O tym, którego ciało jest pokryte tatuażami od gwałtów, krwawymi rysunkami i tym podobne? Jego nazywasz dobrym? - Nie wszystkie ukazują gwałty – wybełkotała urażona – Dwa z nich to motylki. Znalezienie motylków na jego ciele wśród tych wszystkich twarzy z kości oznaczało,

że ona uważnie go obejrzała. Lysander westchnął. - Czy ty… poczułaś coś do niego? Fizycznie? - Co masz na myśli? – spytała, a jej policzki zaróżowiały - Nic – zmęczony przetarł czoło nieco szorstkimi dłońmi – Czy podoba ci się twój dom Olivio? Spięła się, jakby wiedziała w jakim kierunku dąży. - Oczywiście. - Podobają ci się twoje skrzydła? Brak bólu przy otrzymanych podczas walk obrażeniach? Czy podoba ci się toga, którą nosisz? Toga, która oczyszcza się sama oraz przy tym odświeża również ciebie? - Tak – odpowiedziała cicho. Potem przeniosła wzrok na ręce – Przecież wiesz, że tak. - A wiesz, że stracisz to wszystko a nawet więcej. jeżeli nie wypełnisz swojego zadania? – Słowa były okrutne i wypowiedziane bardziej do siebie, niż do niej. Łzy zawisły an jej rzęsach. - Po prostu miałam nadzieję, że będziesz mógł przekonać pozostałych, by odrzucili ten pomysł. - Nawet nie będę próbował – szczerze, przypomniał sobie. Powinien być szczery. Tak jak chciał. Albo wcześniej zamierzał. – Zasady były wprowadzone wskutek określonych przyczyn i nie ważne, czy zgadzamy się z nimi, czy nie. Żyję już przez dłuższy czas i widziałem świat – nasz, ich – pogrążony w ciemności i chaosie. I wiesz co? Ciemność i chaos zawsze zaczynają się od jednego niewypełnionej zasady. I jeszcze jedno. To jest błędne koło. Minęła minuta zanim ona zrozumiała, co powiedział. Następnie westchnęła i kiwnęła głową: - Bardzo dobrze – jednak słowa były wypowiedziane tonem dowodzącym, że to zupełnie nie tak. - Wypełnisz swoje zadanie? – tak naprawdę pytał czy ona zabije Aerona, strażnika gniewu, czy chce tego czy nie? Lysander nie prosił o więcej. Olivia kiwnęła. Łza ześlizgnęła się jej po policzku. Lysander wyciągnął rękę i złapał błyszczącą kropelkę na czubek palca. - Twoje współczucie jest godne zachwytu ale ono cię zabije, jeżeli dasz mu zbyt dużą władzy nad sobą. Nachmurzyła się. Może dlatego, że nie wierzyła, a może dlatego, że nie zamierzała zmieniać zdania i rozmawiać o tym. - Tak więc, co to za kobieta, która jest u ciebie w domu? Czyje portrety wiszą na ścianach? Lysander zaczerwienił się??... Tak, ciepło rozeszło się po jego policzkach. - Moja.. – jak miał to wytłumaczyć? Jak mógł nie oszukać? - Kochanka? – dokończyła za niego. Policzki zapłonęły bardziej. - Nie – możliwe. Nie! – Jest moim więźniem – więc tak. Prawidłowo i bez szczegółów. – A teraz – powiedział wstając – muszę wrócić do niej zanim ta jeszcze narozrabia. Muszę z tym skończyć. Raz na zawsze. Olivia przez dłuższy czas po wyjściu Lysandra nie ruszała się z miejsca. Czy ten zaczerwieniony, niezdecydowany, nieskoncentrowany człowiek był jej opiekunem? Znała go przez stulecia i on zawsze był spokojny. Nawet podczas walki. Kobieta była bardzo ważna, Olivia była tego pewna. Lysander nigdy nie przetrzymywał nikogo na obłoku. Czy czuł do niej to samo, co ona do Aerona? Aeron. Sama myśl on nim spowodowała u niej dreszcz przebiegający przez kręgosłup, napełniając pragnieniem zobaczenia go. Skoczyła na nogi rozprostowując skrzydła. - Chce odejść – powiedziała i podłoga straciła stabilność, zmieniając się w mgłę. Spadała w dół z wdziękiem machając skrzydłami. Próbowała unikać kontaktów z aniołami latającymi po niebie o których słyszała w Budapeszcie. Oni znali jej przeznaczenie, nawet wiedzieli, że ona tam jest.