Rozwazna

  • Dokumenty142
  • Odsłony335 569
  • Obserwuję191
  • Rozmiar dokumentów190.4 MB
  • Ilość pobrań185 800

Olivia Cunning - Sinners on Tour Encore 08 – Appetite for Seduction

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :426.4 KB
Rozszerzenie:pdf

Olivia Cunning - Sinners on Tour Encore 08 – Appetite for Seduction.pdf

Rozwazna EBooki Książki ero Seria"Ich noce"
Użytkownik Rozwazna wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 72 stron)

Olivia Cunning - Sinners on Tour Encore 06 – Appetite for Seduction Tłumaczyła: Eiden // http://chomikuj.pl/Eiden

Rozdział 1 Promienie słoneczne przecisnęły się przez żaluzje na oknie i spadły prosto na powieki Briana. Krzywiąc się pod czerwonym blaskiem, odwrócił twarz w poduszkę. Tego ranka było coś nie tak. Rozpoznał łóżko jako to, jakie znajdowało się na tyłach busu Sinnersów, więc nie chodziło o to, że obudził się w nieznanym pokoju hotelowym. Był przyzwyczajony do życia w trasie i niemal każdego ranka otwierał oczy na nowe miasto, więc dlaczego miał przeczucie, że coś różniło się od normy? Było zbyt cicho. Brakowało mu busu w ruchu i szumu działającego silnika. Była to bardzo znajoma kołysanka z każdego ranka, więc czuł się dziwnie, że nie obudził się przy tym dźwięku. Z sennym uśmiechem, potarł twarzą o poduszkę, wciąż próbując chwycić za pełną świadomość, aż skrzywił się, gdy ból wystrzelił z mostka jego nosa. Kurwa, bolała go twarz. I to nie dlatego, że znowu na niej spał. Czuł się tak, jakby ktoś mocno walnął go między oczy. Pewnie dlatego, że właśnie to się stało. W jednej chwili dotarło do niego, dlaczego bus tego ranka stał w miejscu, a jego nos sprawiał wrażenie, jakby został rozbity na ścianie. Byli w Las Vegas. Vegas. Myrna zgodziła się za niego wyjść w Vegas. Wczorajszej nocy miał miejsce jego nieudany wieczór kawalerski, na którym zarobił siniaki, co oznaczało... Że dzisiaj był jego ślub. O cholera!

Natychmiast się rozbudzając, Brian wyciągnął rękę obok siebie, aby znaleźć tylko i wyłącznie materac. Śnił? Ta kobieta odrzucała jego oświadczyny od tygodni, więc może tylko sobie wyobraził, iż powiedziała, że go kochała. Śnił o tym, że zgodziła się za niego wyjść. Serce Briana zabiło nieprzyjemnie. Sięgnął dalej, potrzebując namacalnego dowodu jej skóry pod swoim dotykiem. Więcej chłodnego i pustego prześcieradła pod jego szukającymi opuszkami palców. Myrna zmieniła zdanie i go zostawiła? Była wkurzona, gdy wczorajszej nocy pojawił się z dwoma limami. Nie winiłby jej, jeśliby się rozmyśliła po tym jak wdał się w bójkę w klubie ze striptizem. W klubie ze striptizem, do którego nie chciał nawet pójść, a mimo to... Wyciągnął rękę tak daleko jak zdołał, aż jego palce w końcu znalazły ciepłą, miękką skórę. Odetchnął z ulgą i przytulił się do pleców Myrny, wdychając jej delikatny zapach. Nie sen. Nie jego wyobraźnia. Słodka rzeczywistość. Myrna wymruczała jego imię przez sen. Kąciki ust Briana uniosły się do góry, a jego serce wypełniło się ciepłem. Przytulił się bardziej do jej pleców, całując ją delikatnie za uchem. - Kocham cię - szepnął. Mówienie tego otwarcie bez martwienia się, że wkurzyłaby się, było cudowne. Jedyną rzeczą, która była lepsza niż werbalne wyrażanie swojej miłości, było usłyszenie tych samych słów od niej. Pewnie powinien dać jej pospać - późno zasnęli po swoim seksie na pogodzenie - ale musiał zobaczyć miłość błyszczącą w jej piwny oczach i usłyszeć te same słowa na jej ustach. Za kilka godzin zostanie jego żoną - panią Myrną Sinclair. Z tego co było mu wiadomo, to miesiąc miodowy zaczął się właśnie teraz. Brian musnął płatek ucha Myrny językiem i zassał go do ust. Jej rozmarzone westchnienie chwyciło go prosto za jądra. Zawsze z nią tak było; rozpalała w nim nienasycony głód seksualny. I przyczyniało się do tego wiele rzeczy w jej osobie. Jej otwartość na każde seksualne doświadczenie zachęcały go do wymyślania nowych wyzwań, jakie mógłby z nią doświadczyć. Jej zapach, jej smak, te seksowne odgłosy jakie wydawała, gdy ich ciała były ze sobą złączone, tekstura jej skóry, sposób w jaki światło mieniło się w jej kasztanowych włosach, w jaki rozświetlało niegrzeczność w jej piwnych oczach, jak jej pulchne wargi zawsze prosiły się o jego pocałunki... Całość jej fizycznej istoty rozpalało jego ciało. Muzyka, jaką komponował podczas ich kochania się, inspirowała jego duszę. Jego serce płonęło na samą myśl, że zdobył jej zaufanie. Kochał w niej wszystko, nawet jej upór. Wiedział o tym od pierwszej chwili, w której się kochali. A teraz ona też o tym wiedziała. Przynajmniej tak powiedziała. Zdecydował, że potrzeba jej było kilka przypomnień, aby nie zapomniała. Ssąc i gryząc płatek jej ucha, przesunął rękę, aby zakryć jej pierś. Wygięła się przy jego dłoni, przyciskając twardy sutek do jego ciała. - Brian!- jęknęła. Miało to być jedyne imię, jakie powinna wykrzykiwać w ekstazie do

końca ich dni. Nawet nie wyobrażał sobie, aby kiedykolwiek znudził się słyszeniem tego. Zsunął rękę niżej, po jej żebrach, na jej brzuch, szukając ośrodka przyjemności między jej udami. Musnął palcami szorstkie loczki między jej nogami i zadrżała. Już wiedział, co chciał z nią zrobić. Zamierzał gładzić jej cipkę tak długo, aż doszłaby przy jego ręce, a następnie obrócić ją na brzuch, unieść się nad jej plecami i powoli pieprzyć ją od tyłu. Kołysałby biodrami za każdym razem, podczas gdy jego kutas wsuwałby się w nią głęboko. Pieścił jej cipkę swoimi jajami, aż prosiłaby, aby wreszcie doprowadził ją do szczytu. Myrna złapała go za rękę, zanim znalazł swój cel. - Nie - powiedziała stanowczo. - Nie?- jak mogła powiedzieć nie? Nigdy mu nie odmówiła. Nigdy. - Dopiero w miesiącu miodowym. Uśmiechnął się. - Zdecydowałem, że już się zaczął. Przewróciła się, aby spojrzeć mu w twarz i skrzywiła się. - Och, kochanie, twoja twarz! A myślałam, że wczoraj beznadziejnie wyglądałeś. - Dzięki. Barowe bójki nigdy nie kończyły się dobrze, nawet wtedy, gdy się wygrywało. Niekoniecznie był to najlepszy pomysł, aby wdać się w walkę na swoim wieczorze kawalerskim, ale inicjator bójki - niejaki Eric Sticks - był znany z tego, że nigdy nie wpadał na genialne pomysły. Impulsywne? Owszem. Problematyczne? Zdecydowanie. Ale nie żadne mądre. A powodem walki była - nikt inny jak Jessica Chase. Cóż, nie chciał sobie psuć poranka przez tą naciągaczkę. Przez kilka długich, pełnych napięcia chwil z zeszłej nocy, Brian myślał, że Myrna zamierzała odwołać ślub. Myślał, że jego świat zbliżał się do końca. Ale po tym, jak kazała mu spieprzać, to go wysłuchała. Pozwoliła mu wszystko wyjaśnić. I chociaż nie tolerowała jego głupoty - albo Erica - to przebaczyła mu. Upewnił się, że odpowiednio podziękował jej ciału za jej przebaczenie. Myrna pocałowała go w grzbiet nosa, na co jego ciało zadrżało w proteście. Krzywiąc się, wciągnął zbolały oddech przez zęby. - Boli?- zapytała, gładząc kciukiem jego kość policzkową. - Nie jest za dobrze. Mam podbite oba oczy? - Tak. Jesteś najseksowniejszym, szopowym bogiem rocka na świecie. Uśmiechnął się. - Cóż, skoro wciąż uważasz, że jestem seksowny. - Zawsze - pocałowała go i odsunęła się, aby spojrzeć mu w oczy. Odwzajemnił jej spojrzenie z sercem walącym w mieszaninie miłości, pożądania i fałszywej radości. Nie mógł uwierzyć, że Myrna była tak otwarcie jego. Że chciała go poślubić. Dzisiaj. Jasna cholera!

- Kocham cię - powiedziała. Wsunęła palce w jego włosy.- Kocham cię - powiedziała bardziej stanowczo.- Wierzysz mi? Prawie - wciąż była to nowość, która dobiegała z jej ust - ale powiedział: - Tak. - Myślę, że zakochałam się w tobie, gdy zobaczyłam cię stojącego w terminalu w Portland, gdy na mnie czekałeś. Pamiętasz ten moment? - Taa, ale wtedy mnie nie kochałaś. Zapytałem cię wtedy, czy jesteś otwarta na możliwości między nami, a ty odpowiedziałaś, że tylko na seksualne. A potem dałaś mi swoje majtki, aby się upewnić, że zrozumiałem co miałaś na myśli - wciąż gdzieś tam miał te majtki. - Cóż, byłam idiotką. I kochałam cię, Brian, tylko że nie chciałam się do tego przyznać. Bałam się. - A teraz już się nie boisz? Pokręciła głową. - I obiecujesz, że nie złamiesz mi serca?- zapytał. - Obiecuję. - I że będziesz kochać mnie na zawsze? - Na zawsze. - I że możemy teraz zacząć nasz miesiąc miodowy? Zaśmiała się. - Nie. Będziesz musiał poczekać. - To przez te podbite oczy, prawda? Zamrugał na nią, wiedząc, że wyglądał jak gówno. I tak się czuł. Nie miał pojęcia, dlaczego dał się namówić swoim kumplom z zespołu, aby pójść do klubu ze striptizem na swój wieczór kawalerski. Nie uwierzyli mu, kiedy powiedział, że wolałby spędzić ostatnią noc wolności z Myrną. Miał dość kawalerstwa; i tak ciągle było tak samo. Jednak miłość wobec Myrny była czymś nowym i ekscytującym. Właśnie tego czego chciał. Potrzebował. Swojej mądrej i seksownej Myrny. Jego serca. - Nie, nie chodzi o podbite oczy. Chodzi o to, że wiem jak mocno mnie zerżniesz po tym, jak będę cię droczyć przez cały dzień. Posłała mu diabelski uśmiech, na który jego kutas zapulsował z podniecenia. - Jesteś pewna, że nie każesz mnie za wdanie się w bójkę wczorajszej nocy? - No, może trochę - znowu go pocałowała.- Ale kocham cię niezależnie od tego - spojrzała na niego z taką intensywnością, że musiał odwrócić wzrok. - Kocham cię - powiedziała z przekonaniem, aż spojrzał jej w oczy.- Kocham cię. Kocham cię. Jak wolisz, abym to powiedziała? - Każdy jest dobry, jeśli będziesz to powtarzać często i szczerze. Dalej patrzyła mu w oczy. - Kocham. Kocham. Kocham. Jak powinnam to powiedzieć? Uśmiechnął się. - Wystarczy, że powiesz to tylko raz.

Uśmiechnęła się i nie było wątpliwości, że jej szczęście dopasowało się do jego. - Mamy przez sobą pracowity dzień - powiedziała.- Obrączki. Sukienka. Makijaż. Ślub. Koncert Sinnersów. Miesiąc miodowy. Lepiej wyjdźmy z łóżka. - A może lepiej by było, jeśli zostalibyśmy w łóżku, zapomnieli o sukience i pobrali się właśnie teraz, podczas naszego miesiąca miodowego. Jestem zwolennikiem wielozadaniowości - uśmiechnął się z nadzieją i skinął głową, zachęcając ją do tego gestu i ab zgodziła się na jego doskonały plan. Wiedział, że nie zamierzała, gdy uniosła na niego brew. Cholera. Westchnął na tą porażkę i wysunął się z jej ramion. - Jedźmy po pierścionek. Będzie ogromny i drogi - nie masz prawa protestować. Otworzyła usta, ale zakrył jej je jedną ręką. - Żadnych protestów. Kąciki jej ust uniosły się przy jego dłoni. Wiedział, że i tak kupiłby jej pierścionek, jaki by chciała. - Zgoda? Skinęła głową i odsunął dłoń, aby móc pocałować jej wargi. - Jesteś gotowa, aby po niego pójść? Strasznie chciał umieścić namacalny znak swojej miłości na palec serdeczny u jej lewej ręki. Jego smukła długość wydawała się być w tym momencie strasznie naga. Przyciągnął jej dłoń ku swoim wargom, aby pocałować miejsce, które wkrótce zostałby zasłonięte jego wiecznym kamieniem. Odrzuciła kołdrę na bok. - Najpierw muszę wziąć prysznic. - Dołączę do ciebie. Przez chwilę przyglądała mu się, a jej wzrok przesunął się po jego nagim ciele od głowy po palce stóp. Skupiła uwagę głównie pośrodku. Kiedy jego kutas stwardniał pod jej intensywną uwagę, to zwilżyła wargi swoim językiem. - Och, z pewnością - powiedziała.

Rozdział 2 Myrna założyła na siebie gruby, czerwony szlafrok i otworzyła drzwi, które prowadziły na główny korytarz busu. Brian podążył za nią nagi, wspaniały i twardy. Łazienka znajdowała się po jej lewej. Kiedy spróbowała otworzyć drzwi, to spostrzegła, że były zamknięte. - Zajęte - Eric Sticks zawołał ze środka. - Pospiesz się. Musimy się przygotować na ślub - Brian krzyknął i uderzył w drzwi pięścią. - Prawie skończyłem - Eric odkrzyknął. - Pewnie wali sobie tam konia - powiedział Brian. Myrna obróciła się i objęła swojego przyszłego męża. Obiecała sobie, że już nigdy nie wyjdzie za mąż. Nie po tym, jak jej pierwsze małżeństwo zakończyło się tragicznie. Ale teraz, gdy jej osłona zaczęła powoli kruszeć, to nie mogła się doczekać, aby rozpocząć wspólne życie z tym wspaniałym mężczyzną. Po tym jak odrzucała go zbyt tylko i walczyła z jego uczuciami z bezkompromisowym - i prawdę mówiąc, to śmiesznym - uporem, to czuła, że musiała mu to wynagrodzić. Chciała uszczęśliwić Briana. Chciała, aby czuł się kochany. Doceniany. Nigdy nie czuła czegoś takiego do swojego pierwszego męża. Nigdy nie chciała przekładać szczęścia Jeremy'iego przed swoje. To, co miała z Brianem było czymś wyjątkowym. Idealnym. Na zawsze. Żałowała tylko, że nie dostrzegła tego wcześniej. Przesuwając dłonie w górę gładkiej skóry pleców Briana, rozsypała

pocałunki wzdłuż jego obojczyka. - Ile zostało godzin, abym została panią Sinclair? - Musimy uzyskać licencję na małżeństwo; to pewnie potrwa jakieś dwadzieścia minut - wplótł dłonie w jej włosy i odchylił jej głowę do tyłu, aby posmakować jej usta delikatnymi, ssącymi pocałunkami.- A potem? Tak prędko, jak będziesz gotowa. - Powiedziałabym, że od razu, ale chcę wyglądać dla ciebie ślicznie. - Wyglądasz cholernie świetnie w tym szlafroku, pani Profesor. - A ty wyglądasz cholernie dobrze w nim, Mistrzu Sinclair. Uczucie jego ciepłej skóry i twardych mięśni pod jej chętnymi dłońmi sprawił, że przemyślała jeszcze raz wcześniej podjęta decyzję, do poczekania do tego wieczoru. Bestia też nie chciała czekać; twardy i gruby kutas Briana sterczał przy jej brzuchu. Obiema rękami chwyciła swojego narzeczonego i przyciągnęła go bliżej. Wydał z siebie w połowie jęk, w połowie warknięcie, na co jej cipka zapulsowała z potrzeby. - Założę spódniczkę i spędzę cały dzień bez majtek - szepnęła mu do ucha. - Nie możesz oczekiwać, że z tą wiedzą będę nad sobą panować. Jej dłoń przesunęła się w dół jego piersi, na biodro. Na jego udo. I na wnętrze jego uda. Musnęła bokiem dłoni jego jądra, na co się napiął. - Jeżeli nie przestaniesz, to za chwilę cię zerżnę - powiedział. Powtórzyła ruch. - Doprawdy? Przycisnął ją do cienkiej ściany obok drzwi do łazienki. Jego fiut otarł się o wnętrze jej uda i zadrżała. Tak, Brian, weź mnie właśnie tutaj. - Chyba sobie kpicie - Sed burknął ze swojej pryczy tuż za drzwiami łazienki. - Przepraszam, obudziliśmy cię?- mruknęła Myrna. Brian zaczął skubać zębami jej szyję i wbił swojego kutasa w jej łono. - Kto zdołałby spać z tymi mlaszczącymi pocałunkami trzy stopy od łowy?- zwykła gładkość barytonu wokalisty tego ranka była schrypnięta i bardziej ponura. - Na przykład Jace - powiedział Brian. Myrna zachichotała. Młody basista Sinnersów lubił spać. Myrna wyjrzała przez ramię Briana i dostrzegła nieprzytomnego Jace'a na górnej pryczy. Jego słodka, pokryta zarostem twarz, była wduszona w materac. Jego podfarbowane włosy leżały swobodnie, gdyż nie były ułożone w kolce. Jeżeli Myrna miałaby określić Jace'a Seymour'a jednym słowem, to użyłaby ujmujący. I perwersyjny. Oczywiście doszła do takiego wniosku na podstawie zebranych ciekawostek z ankiet przeprowadzanych fankami i po tym, gdy zobaczyła co trzymał w swojej walizce cielesnych rozkoszy. - Myślę, że miał ciężką noc - mruknął Sed i odchrząknął z grymasem.- Przyjechał późno i padł na łóżko nawet nie ściągając butów. I nie ściągając swojej skórzanej kurtki, Myrna zauważyła z uśmiechem. Przytuliła się bardziej do Briana, opierając brodę na jego ramieniu, gdy

czekali na łazienkę. Zdawało się, że w tym miejscu ktoś zawsze czekał na wolną łazienkę. - Powinniście pomyśleć o tym, aby przenocować w hotelu, kiedy bus jest zaparkowany - powiedziała.- Czyż w tym mieście nie ma z jakiegoś miliona hoteli? Była przyzwyczajona do ciasnych pomieszczeń busu, po tym jak wyruszyła z zespołem w trasę w celu przeprowadzanie projektu badawczego, ale zasługiwała na trofeum czy medal, za dzielenie się łazienką z piątką chłopaków. Para wyrazistych, zielonych oczy przesunęła się na nią z dolnej pryczy naprzeciwko. Cieszyła się, że Trey się obudził. Martwiła się o niego. Zeszłej nocy jakiś nadgorliwy ochroniarz walnął go w potylicę metalową pałką, ale wyglądał lepiej niż Brian tego ranka, więc pewnie nic mu się nie stało. Uśmiechnęła się do niego, ale nie odwzajemnił jej uśmiechu. Nie skupił spojrzenia na niej. Wbił je w goły tyłek Briana. Trey musnął językiem swoją górną wargę, na co Myrna mogła sobie tylko wyobrazić, dokąd podążyły jego myśli. W jej piersi zakiełkowało ziarno zazdrości, przez co przesunęła dłonie na gładkie pośladki Briana. Uśmiechnęła się triumfalnie, kiedy wrażliwy penis Briana zadrżał przy jej brzuchu. Brian był jej - jego każdy cal - i byłoby lepiej, gdyby Trey o tym nie zapomniał. Trey zamknął oczy i przewrócił się na drugi bok, prezentując jej swoje plecy. Drzwi od łazienki otworzyły się i wyszedł z niej Eric. - Już skończyłem!- ogłosił, jakby spodziewał się nalepki z uśmiechniętą buzią za swój wyczyn. Brian odwrócił głowę w stronę łazienki i zaciągnął się z wahaniem. Wciągnął Myrnę do małego pomieszczenia, gdy doszedł do wniosku, że nie panowała tam toksyczna aura. Drzwi od łazienki zamknęły się i chwilę później na podłodze wylądował szlafrok Myrny. - Nareszcie sami - Brian chwycił w dłonie jej piersi, masując je delikatnie. Jego ciemne oczy zaszkliły się od pożądania, gdy przyglądał się swoim kciukom, które muskały jej sztywne kciuki.- Zdajesz sobie sprawę z tego, że kochanie się z moją żoną wystarczy, aby wytrącić mnie z kontroli? Nie musisz droczyć się ze mną przez cały dzień, aby doprowadzić mnie do szaleństwa. Uśmiechnęła się do niego i wskoczyła prosto w swoją próżność. - To dobrze, bo nie chcę czekać cały dzień. Właśnie teraz chcę poczuć na sobie - w sobie - twoje niegodziwie szybkie palce - odchyliła się do tylu, opierając o zimne lustro w łazience, uginając kolana i opierając stopy o blat, otwierając się szeroko dla swojego kochanka. Swojego narzeczonego. Przyszłego męża.- Doprowadź mnie, kochanie. Spraw, aby moja cipka aż się prosiła, byś ją wypełnił. - Mogę cię najpierw spróbować? Nie odpowiedziała, tylko chwyciła w garści jego długie do ramion,

czarne włosy i wciągnęła jego głowę między nogi. Zaciągnął się głośno. - Och, kurwa, kochanie. Pachniesz jak seks. Jego język wsunął się w nią, gdy przyglądała się, jak muskał jej otwarcie. W kółko, aż zamknęła oczy na tą stymulację. Wcisnął w nią dwa palce i wyprostowała się przy nich, już pragnąc jego wielkiego, grubego kutasa. Wysunął palce, aby rozsmarować jej soki na jej pulsującej łechtaczce. - Och!- jęknęła. Wciągnął jej łechtaczkę do ust, a następnie staranował jej chciwe ciało swoimi palcami, wbijając je mocniej i mocniej, podczas gdy ssał jej łechtaczkę z bolesną łagodnością. Krzyknęła w rozkoszy, a dźwięk jej mokrej cipki i krzyków podniecenia odbił się echem od ścian maleńkiej łazienki. Brian odsunął się i przesunął palce na jej łechtaczkę, pocierając ja szybko i mocno. - Patrz na siebie, kochanie. Patrz. Z wysiłkiem spojrzała w dół między swoje nogi, gdzie Brian pieścił jej guziczek. Dokładnie wiedział, jak doprowadzić ją do eksplozji. Spadła z krawędzi na myśl, jak te palce poruszały się przy niej i jak wyglądały, podczas gdy grał swoje gitarowe solówki. Uniosła w powietrze tyłeczek i odsunął swoją dłoń, aby móc widzieć, jak jej cipka pulsowała od orgazmu. Brian potarł główką swojego fiuta o jej otwarcie, gdy spazmy jej orgazmu próbowały wciągnąć go do środka. Wszarpnąć. Wsunął się w nią z łatwością, na co wpatrzyła się w miejsce, gdzie ich ciała były ze sobą połączone. W sposób, w jaki jego penis wypełniał ją. Jej ciało poruszało się i rozciągało przy jego głębokich, stałych pchnięciach. Brian zakręcił biodrami, gdy przyglądali się jak jej fałdki obejmowały jego wielkość. Jej rozkosz zaczęła powoli narastać. Och, ale wypełniał ją tak idealnie, pocierając ją we właściwym miejscu. - Brian - musiała poczuć jego imię na swoich wargach niemal tak samo, jak musiała poczuć jego twardego kutasa w swoim wnętrzu. Uniósł głowę i napotkała jego spojrzenie. Patrzyli sobie w oczy, gdy ich ciała poruszały się razem. Emocje zalały jej ciało, okradając ją z oddechu i powodując, że jej oczy przepełniła czułość. - Brian? Zawsze mieli między sobą fizyczną więź. Ale otwarcie na niego swojego serca, sprawiło, że seks stał się czymś więcej, niż tylko prostą przyjemnością. - Tak, kochanie? - Kocham cię - powiedziała. Chwycił w dłonie jej twarz i pocałował ją delikatnie. - Kocham cię - wszedł w nią po same jądra, gdy spojrzał jej w oczy.- Naprawdę jesteś moja?- szepnął. - Tak. - Wreszcie się do tego przyznałaś, pani Profesor - uśmiechnął się i wysunął. Jęknęła w proteście, ale było za późno, aby znowu go w siebie

wepchnąć. - Dokończmy pod prysznicem - powiedział.- Jestem zdecydowany, że poślubię cię dzisiaj w taki czy inny sposób i będziemy musieli skupić się na wielozadaniowości, albo stracimy cały dzień na pieprzeniu się w łazience busu. - Nie powiedziałabym, że tracimy dzień - powiedziała. - Ożenię się z tobą dzisiaj, Myrno Evans. Rozumiesz? - Rozumiem - powiedziała, uśmiechając się promiennie. Podczas gdy on dostosował temperaturę wody, to ona zeskoczyła z blatu i stanęła za nim, całując jego plecy i muskając je zębami i językiem. Potarła dłońmi jego twardy brzuch, jego mięśnie, silne ramiona. Wszedł pod prysznic, na co podążyła za nim, pożarta przez nienasycony głód do tego mężczyzny. Przyznanie się do tego, że go kochała, nie zmniejszyło jej pożądania do niego. Jeśli już, to jeszcze bardziej ją uwidoczniło. Jak bardzo się jej poszczęściło, ze kochała i pożądała tego samego mężczyznę? Odwrócił się do niej twarzą i jej wzrok powędrował ku grubemu penisowi, który sterczał dumnie między nimi. Chciała, aby doszedł w jej ust. Chciała, aby pulsował w jej gardle. Chciała połknąć go całego. Opadła na kolana, pocierając dłońmi jego uda. Ciepła woda prysznicu spływała między jej rozsuniętymi palcami i po jej ramionach. Brian odchylił głowę na bok w płynącą wodę, gdy zassała jego penisa do ust. - Ach - jęknął. Chwyciła jego nasadę w jedną dłoń, gdy zaczęła szybko poruszać głową, ssąc go mocno i chwytając w drugą jego ciężkie jądra. Chciała mu wynagrodzić to, że był dla niej taki dobry. Za to, że ją kochał. Wiedziała, co lubił. Przesunęła wolną rękę między swoje nogi i wsunęła palce w swoją jedwabistą głębie, szukając śliskich soków, które ułatwiłby penetrację jej kochankowi. Zebrała na palce wystarczająco dużo płynów, wysuwając rękę spomiędzy swoich nóg i wsunęła ją między jego. Jej śliskie palce przycisnęły się do dziurki w jego tyłku i mruknął, zanim szerzej rozstawił nogi. Wsunęła w niego dwa place, delikatnie wsuwając i wysuwając je, aż zaczął drżeć. Wiedział, co nadchodziło. Wiedział, jaką przyjemność mogła mu sprawić. Zaufał jej swoim ciałem. Wstrząsnęło to jej światem, że pozwolił jej na to. Wypuściła jego długość z ręki i przesunęła ją na jego jądra, pociągając je do przodu i masując delikatnie przy nasadzie jego kutasa w powolnych, delikatnych kręgach. Zagięła palce w jego tyłku i potarła jego gruczoł. Nie tylko on wiedział, jak działał ten spust. Brian zaczął natychmiast tryskać. Jego całe ciało zadrżało, gdy krzyknął w uniesieniu. Jego płyny wlewały się do jej gardła, gdy Brian chwycił jej głowę i zaczął się w nią nieustannie wbijać, gdy go ssała, ale nie odpuściła mu, aż nie wystrzelił ostatniej kropelki. Oparł się o ścianę prysznica, łykając powietrze i trzęsąc się po wstrząsach rozkoszy. Wypuszczając jego kutasa z głośnym, ssącym puknięciem, Myrna musnęła językiem otwarcie jego główki, wciąż pocierając go w środku, aby przedłużyć jego rozkosz. Myrna uwielbiała fakt, jak przy masowaniu jego prostaty przechodziły

go dreszcze i wstrząsy. Uwielbiała fakt, że pozwalał jej na to, aby robiła z nim wszystkie perwersyjne rzeczy, jakie przychodziły jej do głowy. Uwielbiała, że czuła się przy nim seksownie i była doceniania. Nie mogła się doczekać, aby spędzić resztę ich życia na dowiedzeniu się co mieli ze sobą wspólnego, bo było rażąco oczywiste, że zorientowali się co do seksu. - Boże, kochanie - jęknął.- Nie wiem co takiego zrobiłem, aby sobie na to zasłużyć, ale powiedz mi co takiego to było, abym mógł zrobić to jeszcze kilka razy. - Podoba ci się? Gdy wsuwam w ciebie palce? - Wiesz, że tak. - Pewnego dnia założę dildo i zerżnę cię w tyłek. Wysunęła palce z jego ciała i wstała na nogi. Nie była pewna dlaczego, ale na samą myśl o zdominowaniu go - pieprzeniu - naprawdę się podnieciła. Może to dlatego, że Brian nigdy nie pozwolił Treyowi się wziąć. Westchnęła. Nie była pewna, dlaczego dzisiaj była tak o niego zazdrosna. Może dlatego, że Trey kochał Briana bezwarunkowo od lat, a ona dopiero zaczęła z tym uczuciem. Cóż, niezależnie od przyczyny tego nieuzasadnionego uczucia, które powróciło tego ranka, musiała o tym zapomnieć. Wiedziała, że Brian nie czuł romantycznych uczuć do Treya, nie ważne jak Trey go pragnął. Jeżeli Brian do tego czasu nie pokochał tego faceta, to i tak nie stałoby się to w najbliższym czasie - lub kiedykolwiek, jeżeli ona miała coś do powiedzenia w tej sprawie. Jego kutas zadrżał na jakąkolwiek dziką myśl, która krążyła po jego genialnym mózgu. - Brzmi interesująco. Może spróbujemy tego dzisiaj? Spodziewała się, że nieco zaprotestuje na jej żądanie, ale z chęcią się na to zgodził. Ten facet był strasznie chętny na wszelakie seksualne eksperymenty; był otwarty na wszystko. Była to jedna z rzeczy jaką w nim uwielbiała i nie zauważyła, że właśnie tego brakowało jej we wcześniejszych romantycznych podbojach, do czasu gdy znalazła Briana. Na początku to ich seksualne dopasowanie trzymało ich razem, ale gdzieś po drodze zdała sobie sprawę, że podczas gdy jego ciało było wspaniałym darem, to właśnie otwartość i miłość tego mężczyzny zdobyła ostateczną nagrodę. I w przeciwieństwie do niej, Trey zauważył to wcześniej, zanim Brian naznaczył go swoim pożądaniem. Cholera. Dlaczego tego ranka nie mogła przestać myśleć o Treyu? Znowu śniła o tym, w jaki sposób wyglądał, gdy skradł Brianowi pocałunek? Nie mogła zaprzeczyć, że tęskne spojrzenie Treya wciąż prześladowało jej myśli i sny. Jej kochanek zdawał się być całkowicie niewzruszonym pocałunkiem, który Trey zaserwował mu na jej oczach. Więc jeśli to nic nie znaczyło dla Briana, to dlaczego jej przeszkadzało tak bardzo? - Po tym jak wybierzemy pierścionki, to wybierzemy się do sex-shopu - powiedziała, odrywając myśli od Treya. Jej obłędna zazdrość była jej problemem, nie Briana i nie zamierzała pozwolić na to, aby niepewność co do ich dawnej schadzki między pijanymi, przeładowanych testosteronem

nastolatków przyćmiła jej ślub. Całkowicie nieświadom jej wewnętrznych rozterek, Brian wziął ją w ciasny uścisk. - Boże, kocham cię, kobieto - powiedział.- Teraz moja kolej, abyś doszła. - Owszem. Jego zdolne palce wsunęły się między jej nogi, aby pogładzić jej łechtaczkę, przy czym jego dotyk przepędził myśli o Treyu i o jego zauroczeniu, sprawiając, że zadrżały jej kolana.

Rozdział 3 Myrna ukryła dłoń za swoimi plecami, gdy Brian nadszedł z gigantycznym diamentem na pierścionku zaręczynowym. Obrączka z platyny była wysadzona małymi diamentami, które otaczały okrągły kamień, który był na tyle duży, aby zabić pędzącego słonia. - Jest za wielki - Myrna zaprotestowała. Zakochała się we wspaniałym pierścionku do czasu, gdy dostrzegła cenę i zakręciło się jej w głowie. Pierścionek był wart tyle, co jej dziesięć ukochanych Thunderbirdów. - Przymierz go, zanim zdecydujesz - zaproponował Brian. Zdecydowana, aby powiedzieć mu, że nie podobało się jej jak leżał na jej palcu, wyciągnęła lewą ręką i z trudem powstrzymała się, aby nie rozpłynąć się w papkę na radosny uśmiech na przystojnej twarzy Briana. Powinna mu częściej pozwalać na coś takiego; praktycznie promieniował szczęściem ze swojego małego zwycięstwa. Opadł przed nią na jedno kolano, na co zatrzymało się jej serce. - Brian, co ty wyprawiasz?- szepnęła, zerkając nerwowo na sprzedawczynię, która uśmiechała się szeroko, a potem z powrotem spojrzała na mężczyznę przed sobą. - Odpowiednio ci się oświadczam - powiedział Brian, patrząc na nią błyszczącymi z miłości oczami. Ledwie zauważyła posiniałe ślady pod jego oczami, gdy były wypełnione ogromem nadziei i szczęścia.

- Myrno Evans, kocham cię samym sobą, zawsze kochałem i zawsze będę. Wyjdziesz za mnie? - Już powiedziałam, że tak - powiedziała przez gulę w gardle. - Powinnaś odpowiedzieć mi poprawnie - powiedział.- Przed świadkiem, który właśnie da nam ogromną prowizję. Myrna zaśmiała się, bo była cholernie szczęśliwa. Jej jedyną inną opcją było rozpłakanie się. I to z tego samego powodu. - Tak, Brianie Sinclair, wyjdę za ciebie - powiedziała. Ekspedientka zaklaskała w dłonie z podekscytowania, gdy Brian wsunął pierścionek na serdeczny palec lewej dłoni Myrny. - Teraz musisz go przyjąć - powiedział z przebiegłym uśmieszkiem.- Nie ważne ile kosztuje. - Ty kretynie - powiedziała Myrna. Uśmiechnęła się do swojej ręki, a jej serce zaczęło szybciej bić. Jej oczy wypełniły się łzami na pierwszy widok pierścionka na jej palcu.- Ty hojny, wspaniały, słodki kretynie! Praktycznie powaliła go na ziemie, kiedy rzuciła mu się w ramionach i pocałowała go rozpaczliwie. Zachichotał przy jej usta, objął ją mocniej i przyciągnął bliżej. Po chwili odwrócił twarz do ekspedientki i Myrna zaczęła obcałowywać jego szczękę i szyję. - Weźmiemy do tego też parę ślubnych obrączek - Brian powiedział sprzedawczyni.- Jak pani widzi, nie możemy się doczekać naszego miesiąca miodowego. Po zakupie śmiesznie drogiego pierścionka zaręczynowego i ich dopasowanych obrączek, na piechotę ruszyli do pobliskiego sklepu z sukniami ślubnymi. Brian szarpnął Myrnę za rękę, aż ta jęknęła z bólu. Zatrzymała się nagle, aby zapytać co do cholery strzeliło mu do głowy, gdy zauważyła, że niemal weszła we framugę drzwi sklepu. Była tak pochłonięta wpatrywaniem się w swój zaręczynowy pierścionek, który błyszczał i mienił się, że pewnie zaserwowałaby sobie komplet siniaków podobnych do jego, jeśli nie odciągnąłby jej od niebezpieczeństwa. Pierścionek może był nieco zbyt ekstrawagancki jak na jej gust, ale był również oszałamiający i co ważniejsze, symbolizował ile znaczyła dla Briana. Wpatrywała się w ogromny kamień, gdy wreszcie coś sobie uświadomiła. Cholera, musiał strasznie ją kochać. W sklepie Myrna wyjaśniła swoją tragiczną sytuację, na co konsultantka ślubna wepchnęła dziesięć różnych sukien w jej ramiona i pokazała jej przebieralnię. Musiała znaleźć coś, co pasowałoby z tych wieszaków, gdyż nie miała czasu na zmiany. Niemal po godzinie przymierzania sukienek, zaczął ją przygnębiać stos odrzuconych sukien. Pierwsza nie pasowała. Druga spłaszczyła jej piersi. Kolejne dwie były wręcz brzydkie; te wszystkie kokardki na jej tyłku naprawdę były konieczne? Jednej, która nawet nie leżała blisko jej gustu, nawet nie ściągnęła z wieszaka. Przy swojej siódmej próbie, Mryna zaczęła myśleć, że powinna wziąć

ślub w swoim stroju biznesowym. Brian uwielbiał, kiedy nosiła garnitury. Była pewna, że nie miałby niczego przeciwko jednemu na ceremonii. Jej ślubna asystentka, Carla - znajdziemy ci coś doskonałego, kochanie, jeszcze nigdy nie zawiodłam - skończyła zapinać jej ostatnią suknie i odsunęła się, aby przyjrzeć się Myrnie. Zaparło jej dech w piersiach i zakryła swoje szerokie usta drżącymi palcami. Myrna uniosła wzrok ku trzem odbiciom jej samej w lustrze, spodziewając się kolejnego rozczarowania. Nie spodziewała się, że wybuchnęłaby łzami. - To właśnie ta - powiedziała Carla, wciągając Myrnę, która płakała niekontrolowanie, w swoje ramiona i potarła jej plecy, aż ta zapanowała nad swoimi emocjami. - Przepraszam. Nie mogę uwierzyć, że płaczę - Myrna odsunęła się i otarła oczy, czując się jak kompletna idiotka, że tak się rozkleiła nad głupią sukienką. - Przytrafia mi się to przez cały czas - zapewniła ją Carla. Uśmiechnęła się szeroko.- Pokażesz mu ją? - Nie chcę, aby mnie już w niej zobaczył. Brian siedział przed przymierzalnią, czekając na nią. - Potrzebujesz kogoś, kto miałby pomóc ci z zamkiem? Podejrzewała, że mogłaby poprosić któregoś z chłopaków o pomoc w busie. - Coś wymyślę. Odwróciła się plecami do lustra i przesunęła dłońmi w duch swojego cieniutkiego, satynowego gorsetu. Biała sukienka była dopasowana od piersi po biodra; spódnica była luźna i długa i ściągnięta z jednej strony przez ozdobną, haftowaną srebrną nić. Brzeg ocierał o podłogę. Odwróciła się, aby spojrzeć na plecy, które były przysłonięte prostym materiałem, który był przedłużony o kilka stóp. Rząd perłowych guziczków, który zakrywał zamek z tyłu był rozkosznym bonusem, który kończył się w kolejnym projekcie srebra, który ciągnął się tuż poniżej jej pośladków. Chciała wyglądać pięknie dla Briana, kiedy wziąłby ją za swoją żonę, a w tej sukni faktycznie czuła się pięknie. Wyciągnęła przed siebie ręce i potrząsnęła biodrem z boku na bok, przyglądając się temu, jak spódnica zakołysała się kusząco. Idealnie. Sukienka była idealna. - Znalazłaś już coś?- Brian zawołał z zewnątrz przebieralni.- Robi się późno, kochanie. Po prostu wybierz coś. - Po prostu wybierz coś - powiedziała Carla i przewróciła oczami.- Faceci tego nie rozumieją. Ale Myrna wiedziała, że jeśli zobaczyłby ją w tej sukni, to zrozumiałby. Ponieważ on był bardziej sentymentalny niż ona. - Zdaje się, że znalazłam coś odpowiedniego - zawołała Myrna do swojego niecierpliwego narzeczonego.- Przyjdę do ciebie jak tylko ją zdejmę. - Chcę ją zobaczyć - pociągnął za klamkę, ale drzwi były zamknięte. – Będziesz musiał poczekać - powiedziała Myrna.- Chcę, aby była to niespodzianka.

Rozdział 4 Brian przechadzał się po korytarzu busu Sinnersów. Czterech członków jego zespołu patrzyło na niego, jakby byli widzami na Wimbledonie. Zatrzymał się przed zamkniętymi drzwiami na końcu korytarza i nasłuchiwał dźwięków Myrny, poruszającej się w sypialni. Cisza zaatakowała jego uszy. Musiała tam być. Nie było żadnej drogi ucieczki z sypialni. Okno było za małe, a zauważyłby, jeśli przemknęłaby obok niego. Brian nie mógł się doczekać, aby zobaczyć ją w sukni. Nie mógł się doczekać aby ją zobaczyć, w sukni czy bez. Ale wbrew jego chęcią, klamka nawet nie drgnęła. Drzwi się nie otworzyły. Jego kobieta się nie pokazała, nie rzuciła się mu w ramiona i nie pocałowała go namiętnie. Jeszcze nie. Co tak długo jej zajmowało? Już wieki temu Trey pomógł jej zapiąć zamek sukni. Cóż, może zaledwie dwadzieścia minut temu, ale czuł się jakby minęły wieki, zwłaszcza odkąd Trey wychwalał jak wspaniale wyglądała, gdy zostawił ją samą w sypialni, aby poprawiła włosy albo zrobiła coś innego, co zajmowało jej całą wieczność. Brian owinął sznur z łańcuchu, który wisiał przy jego pasku, wokół palca i pociągnął go wielokrotnie. Jego trema przed koncertem była niczym w porównaniu z tremą przed ślubem. Podeszwy jego stóp były zimne, jakby lodowata woda wypełniała jego buty. Przynajmniej spacerowanie rozładowało napięcie w jego żołądku. Tak jakby. Odwrócił się i skierował w stronę przodu busu, przechodząc obok łazienki, prycz upchniętych po obu stronach korytarza, aż dotarł do stołu jadalnego.

Jak brama od parkingu, wysunęła się przed niego cudza ręka. rian zatrzymał się i uniósł pytająco brew na swojego najlepszego przyjaciela. Na swego drużbę. Na swoją muzyczną bratnią duszę - gitarzystę rytmicznego, Treya Millsa. - Usiądziesz wreszcie?- powiedział Trey.- Doprowadzasz mnie do szału. - Nic na to nie poradzę. Wariuję - odpowiedział Brian. Eric przestał stukać swoimi pałeczkami o blat stołu i zerknął na niego. - Dlaczego? Chyba się nie rozmyśliłeś, prawda? Bo jeśli tak, to Myrna będzie potrzebowała mnóstwo pocieszenia po złamaniu serca - Eric uśmiechnął się, wyglądając na całkowicie zadowolonego z tego pomysłu.- Chyba pójdę sprawdzić co u niej. Kiedy zaczął wstawać z kanapy, to Brian usiadł obok niego i popchnął go na ścianę, aby zapobiec pocieszenia Myrny, która nie potrzebowała pocieszenia. Jeżeli ktoś go potrzebował, to właśnie on. I nie zwróciłby się z tym do Erica. - Nie rozmyśliłem się - powiedział Brian.- Ale myślę, że może ona to zrobiła. - Z pewnością nie - Sed odezwał się swoim głębokim głosem za lewym ramieniem Briana.- Jest szczęśliwa. Z tobą. Nie jestem pewien dokładnie dlaczego, odkąd mogła mieć mnie... Brian poderwał głowę, aby spojrzeć ze złością na Seda, na co Sed zachichotał. - Spokojnie, Sinclair - Sed popchnął go w ramię.- Twoja nagroda jest bezpieczna. Tylko robię sobie z ciebie jaja. Brian nie był tego taki pewny. Sed działał na kobiety. Kobiety Briana. I Sed całymi dniami cierpiał z powodu swojej byłej narzeczonej. Tej, która zostawiła go i wyrwała mu serce. Tej, którą zobaczył wczorajszej nocy po raz pierwszy od dwóch lat. Tej, która sprawiła, że dorośli faceci wdali się w bójkę z ochroniarzami z powodu, który wciąż nie był jasny. Może i Sed to zbagatelizował, ale Brian wiedział swoje. Jessica zniszczyła tego faceta i dopóki Sed nie zapomni o niej na dobre, to nigdy nie wyjdzie z tego romantycznego załapania. Albo nie przestanie mącić w związkach innych. - Więc co jej powiesz?- zapytał Jace. Brian spojrzał przez stół na ich basistę. Jace przez cały czas trzymał się na uboczu. Najmłodszy członek zespołu jeszcze raz sprawdził godzinę, zanim przelotnie napotkał spojrzenie Briana. Coś działo się z Jace'em, nie żeby się komuś z tego zwierzył. Ale zachowywał się dziwnie nawet jak na starego Jace'a. Brian odpowiedział z zakłopotaniem: - Co jej powiem?- absolutnie nie miał niczego miłego do powiedzenia Jessice Chase. - Chodzi mi o twoją przysięgę - wyjaśnił Jace.- To tak jakby ważne. Och. Miał na myśli tamtą ją. Tą ważną. - Nie wiem - powiedział Brian.- Pomyślałem, że najlepiej byłoby powiedzieć to w tamtej chwili. Aby było bardziej szczerze.

- Błąd - powiedział Trey.- Skoro teraz jesteś taki zdenerwowany, to niby jak będziesz się czuć podczas prawdziwej ceremonii? Brian denerwował się tylko z tego powodu, że ten cały ślub mógł jednak nie nastąpić. Dlaczego tak długo się szykowała? - Wciąż masz obrączki?- zapytał Treya. - Taa. Już obiecałem, że nie wymienię ich na kasę na piwo. - Niech zobaczę. Trey westchnął i podniósł tyłek z kanapy, aby móc wsunąć rękę do przedniej kieszeni swoich dżinsów. Wsunął ją głębiej ze zdezorientowanym wyrazem twarzy. - Jestem pewien, że gdzieś tu są. Serce Briana zadrżało w jego piersi. Trey sprawdził swoją drugą kieszeń. - Nie jest dobrze - powiedział.- Może ty sam musisz sprawdzić - otworzył kieszeń w zaproszeniu. - Przestań się pieprzyć, Trey - Brian wyciągnął rękę nad stołem i chwycił Treya za szyję. Zbolały brak oddechu Treya zatrzymał na chwilę Briana. Zapomniał o urazie głowy Treya. Wczoraj wszyscy wdali się w bójkę i cierpieli z różnych dolegliwości. Może Brian ucierpiał najmniej z dwoma limami. Przynajmniej nie miał ogromnego guza z tyłu głowy. - Wszystko w porządku?- zapytał. Trey zamknął oczy i podniósł palec na Briana. Po chwili otworzył oczy. - Taa. To przychodzi i odchodzi. - Wciąż uważam, że powinniśmy zabrać go do szpitala - powiedział Sed. - Brian dzisiaj się żeni - powiedział Trey. - No i? - Jestem jego drużbą. - W takim razie pojedziemy po ślubie. - Mamy koncert. - Więc?- ostrzegawcze spojrzenie Seda sprawiłoby, że większość ludzi wzięłaby nogi za pas, ale Trey tylko z irytacją pokręcił głową. - Dare urwie mi mój sprzęt i nakarmi nim szakale, jeśli przegapimy ten koncert - powiedział Trey. Tak się składało, że za jakieś cztery godziny na Mandalay Bay w Las Vegas, Sinnersi otwierali koncert dla zespołu Dare'a, Exodus End. Eric parsknął śmiechem. - Niby gdzie znajdzie szakala? - W zoo. Skąd do diabła mam to wiedzieć? To Dare. Ma swoje kontakty. Jeśli Trey potrzebował lekarza, to Brian nie chciał, aby z jakiegokolwiek powodu odwlekał wizytę. Nawet z powodu bardzo wyczekiwanego ślubu, który planował z Myrną od całych dwóch dni. - Myrna i ja możemy przełożyć... – Nie pójdę do szpitala.

- Pójdziesz, jeśli cię zmusimy - powiedział Sed. - Nic mi nie jest. Kurwa. Odpieprzcie się. - Myślę, że powinieneś pójść - powiedział Brian.- Jeśli nic ci nie jest, to tylko cię obejrzą i odeślą. - Po tym jak przez pięć godzin będę siedział w poczekalni ostrego dyżuru - Trey otworzył wiśniowego lizaka i włożył go sobie do ust.- Nie ma mowy. Brian usłyszał, jak otworzyły się drzwi od sypialni. Serce podskoczyło mu do gardła. Poderwał się na nogi, zanim jego narzeczona pojawiła się w drzwiach. Dopasowany gorset jej pięknej, białej sukni, wypychał jej piersi w górę w najbardziej pobłażliwym geście, podczas gdy spódnica sprawiła, że jej talia wyglądała niemożliwie wąsko, a jej biodrom przybyły dodatkowe krągłości. Myrna zakryła środek swojej piersi swoją filigranową dłonią. Światło błysnęło w jej diamentowym pierścionku zaręczynowym. Pierścionku, który Brian dał jej kilka godzin temu. Pierścionku, który potwierdzał fakt, iż zgodziła się być jego. Pierścionku, który zgodziła się przyjąć, nawet jeśli zaprotestowała na jego cenę. Był dumny ze swojego drobnego zwycięstwa. Diament był ogromny. Żaden koleś nie poderwałby jej z takim kamieniem na jej palcu. Kasztanowe włosy Myrny były ściągnięte w elegancki kok z luźnymi kosmykami, które otulały jej piękną twarz. Nałożyła makijaż, który podkreślił zieleń w jej piwnych oczach, a perłowy kolor na jej miękkich, pełnych wargach sprawił, że wyglądała bardziej całuśnie niż zwykle. Oszałamiająco. Jego kobieta była oszałamiająca. I jego. Mimo tego, że fizyczne piękno Myrny zaparło Brianowi dech w piersi, to było coś jeszcze, co wstrząsnęło jego światem bardziej, niż jej twarz i ciało. Był to oślepiający wyraz miłości, oczekiwania i zaufania w jej szerokich oczach, gdy patrzyła na niego z końca korytarza. - Zdaje się, że jestem już gotowa - powiedziała, a jej głos drżał od emocji. Brian wiedział, że nie zdołałby trzymać się od niej z dala przez kolejną minutę. Pokonał korytarz i zgarnął ją w ramiona, przyciągając jej długość ciała do swojej. - Nie powinieneś mnie jeszcze całować - powiedziała bez tchu. - Dlaczego? - Bo właśnie nałożyła szminkę. - W takim razie będziesz musiała nałożyć ją jeszcze raz. Uśmiechnęła się i objęła jego szyję. - Jakoś to przeżyję. Pochylił głowę, zatrzymując wargi cal od jej. Jego serce waliło z oczekiwania, a jego penis poruszył się w pełni przy wnętrzu jego uda. Po chwili otworzyła oczy. Przyglądał się, jak jej źrenice skupiły się na jego oczach. - Masz rację - szepnął.- Nie powinienem cię całować. - Dlaczego nie?

- Najpierw chcę się z tobą ożenić. - W takim razie chodźmy, bo naprawdę potrzebuję tego pocałunku. Między innymi rzeczami - przesunęła dłońmi po białej koszuli, do której namówiła go, aby ją założył.- Wyglądasz strasznie seksownie w tej koszuli. Chcę odgryźć każdy guzik. Na jej słowa już nie czuł się jak kretyn, że założył ją dla niej. Brian chwycił ją za dłoń i wrócił na przód busu, kierując się do wyjścia, cały czas ciągnąć ją za sobą. Nie mógł oderwać od niej oczu chociażby po to, aby widzieć dokąd szedł. - Trey, mam nadzieję, że znalazłeś obrączki - powiedział, gdy minął stół. - Mam je. Dokąd idziemy? - Do pierwszej zmotoryzowanej kaplicy, jaką napotkamy. - Wszyscy nie zmieścimy się do Thunderbira - powiedział Eric. - W takim razie wepchniemy ciebie i Jace'a do bagażnika - powiedział Trey. - Pojedziemy za wami na moim motocyklu - powiedział Jace. - Gdzie twoja chęć przygody?- zapytał Trey, obejmując ręką ramiona Jace'a. - Nie nazwałbym przygodą przejażdżkę w bagażniku z Ericiem. Byłby to bardziej koszmar. - Hej - powiedział Eric.- Dzisiaj rano wziąłem prysznic - powąchał się pod pachą.- I pamiętałem o dezodorancie, ty farciarski skurwysynu. Trey roześmiał się. Brian miał nadzieję, że ceremonia nie trwała by zbyt długo. Odczuwał potężną potrzebę ściągnięcia tej sukni z pięknego ciała Myrny i namówienia jej, do odgryzienia guzików jego koszuli.

Rozdział 5 Myrna naprawdę potrzebowała większego samochodu. Jej różowy Thunderbird z '57 nie mieścił wygodnie dodatkową czwórkę osób. Cholera, nawet trójce nie byłoby wygodnie. Brian, Trey i Sed siedzieli biodro w biodro na białym, skórzanym siedzeniu, pozostawiając Myrnę, która siedziała na ich połączonych kolanach i osłaniała ich swoją ogromną spódnica sukni ślubnej. Warstwy satyny nie mieszały się zbyt dobrze z brutalnym upałem Vegas. Mimo tego, nie miała wątpliwości, że to nie ona wybrała tą sukienkę - to suknia wybrała ją - więc nie miała innego wyboru jak założyć ją na swój ślub. Do diabła z wygodą i praktycznością. Właśnie miała wyjść za cholernego Briana „Mistrza” Sinclaira - jej zdaniem za najlepszego gitarzystę na świecie. Była zdeterminowana, aby wyglądać pięknie dla niego, nawet jeżeli miała umrzeć przez udar słoneczny. Samochód wjechał w zmotoryzowaną kaplicę ślubną, a za nimi rozbrzmiał pomruk Harleya Jace'a. Gdy siedzieli w kolejce, czekając na swoją kolej, Myrna zaczęła obracać swój pierścionek zaręczynowy. Przysięgła sobie, że już nigdy nie wyjdzie za mąż. Jakim cudem znowu wpadła w tą pułapkę? O Boże, co ona sobie myślała? To nigdy by nie zadziałało. Brian był gwiazdą rocka; ona była profesorem na uczelni. Ich światy znacznie się od siebie różniły. Jak niby mieli być ze sobą, skoro byli zmuszeni, aby spędzić mnóstwo czasu osobno? Brian nakrył jej dłoń swoją i ścisnął ją. Spojrzała mu w oczy, a jej zmartwienia momentalnie wyparowały. Właśnie dlatego w to wpadła. Właśnie tak. Był wspaniały i miała niesamowite szczęście, że nie z niej nie zrezygnował. I zdecydowanie miało im się udać. Popracowaliby nad tym. W

ogóle nie zamierzała z niego zrezygnować, z nich. - O czym myślisz?- zapytał. - Wpadłam1 . - A ja nie mogę wstać!- Eric odezwał się z tylnego siedzenie motocyklu Jace'a, który stał blisko strony od pasażera samochodu. - Eric, będziemy musieli cię zakneblować, taa?- powiedział Sed i wyciągnął rękę z samochodu, aby go chwycić. Eric w samą porę się odsunął. - Mam knebel - powiedział Jace.- Ale jest na tyłach busu. Jeżeli Myrna nie kochałaby tych chłopaków jak drugiej rodziny, to unicestwiłaby ich wszystkich. - Chłopaki, dzisiaj chodzi tylko o mnie - powiedziała.- Więc zamknijcie się w końcu. Brian zachichotał i uniósł jej dłoń do swoich ust. Pocałował jej knykcie. - Właśnie dlatego wiedziałem, że muszę się z tobą ożenić. - Bo jestem wredna? - Bo nie traktujesz moich kumpli z zespołu jak gwiazd rocka. - Narzeka na nas - powiedział Trey. - Ciągle - dodał Sed. - A ja bardzo to lubię - powiedział Eric. Samochód przed nimi odjechał i Brian opuścił okno. Jace podjechał motocyklem obok samochodu i zgasił silnik. Zostali powitani przez Elvisa Presleya. Cóż, przez jego dobrą imitację. Elvis zsunął na koniec nosa swoje ogromne, oprawione bielą okulary przeciwsłoneczne i posłał im szeroki uśmiech. - Mówię-uch, witajcie w Kaplicy Rocka, dziecinki. - Pasuje - powiedział Trey. - Macie papiery, laleczki? Potrzebujemy licencji, aby wszystko było legalne. Brian podał Elvisowi małżeńską licencję, którą tego ranka odebrał w biurze. - Najlepsze sześćdziesiąt dolców jakie wydałem - powiedział Brian. Podczas gdy Elvis zrobił to, co było trzeba zrobić z małżeńską licencją, to Brian przesunął się, aby usiąść na bagażniku cabrio, opierając nogi o przednie siedzenie. Wciągnął Myrnę na swoje kolana, obejmując jej plecy silną ręką. Chwycił jej dłoń w swoją wolną, trzymając ją delikatnie. Spojrzała mu w oczy, a jego zachęcający uśmiech był w stanie rozpuścić cały świat. To naprawdę się działo. Właśnie miała wyjść za Briana Sinclaira. Miała stać się jego żoną. Na zawsze. Jej uśmiech powiększył się, aż rozbolały ją policzki. - Czy to tego mężczyznę darzysz płomienną miłością?- zapytał Elvis. Myrna zaśmiała się. - Można tak powiedzieć. - Czy to przez ta kobietę kręci ci się w głowie?- zapytał Elvis. Brian uśmiechnął się. 1Słowo „fall” ma dwa znaczenia. Jedno to takie, że upaść, drugie zakochać się. Dlatego między bohaterami wystąpiła taka gra słów ni z dupy ni z oka ;)

- Owszem. Elvis zaczął przyzwoicie śpiewać „Love Me Tender.” Sed dołączył do niego przy drugim refrenie. Po tym jak Elvis skończył, to cały zespół dołączył do niego, śpiewając z całych sił, nawet Brian. Myrna nie mogła przestać się śmiać. Ile kobiet mogło powiedzieć, że podczas ich ślubu śpiewał Elvis z Sinnersami? Tylko ona. I chociaż było to dziwaczne, to ich gotowość do wygłupienia się dla niej znaczyła dla niej wszystko. Pod koniec piosenki Myrna przytuliła Briana i szepnęła mu do ucha: - Boże, kocham cię... i również twój głupi zespół. Zachichotał. - To dobrze, bo utknęłaś z nami na całe życie. I podczas gdy kiedyś ta myśl ją przerażała, to całe życie nagle nie wydawało się być takie długie. Spojrzała w intensywne, brązowe oczy Briana i jej gardło ścisnęło się z emocji, zaś oczy zaszkliły od łez. - Masz przysięgę, którą chciałabyś powiedzieć swojemu chłopakowi?- zapytał Elvis. Słowa wypadły z ust Myrny jak spadające domino. Wszystkie rzeczy, jakich bała się powiedzieć, poczuć, odkąd po raz pierwszy poznała Briana, wylały się w pędzie emocji. - Nie wiem, skąd wiedziałeś, że potrzebowała więcej, niż sądziłam. Albo dlaczego nie chciałeś ze mnie zrezygnować. Bardzo się cieszę, że jednak tego nie zrobiłeś. Kochałeś mnie wtedy, kiedy nie chciałam być kochaną. Podniosłeś mnie, kiedy byłam na dnie. Dałeś mi tak wiele, gdy byłam za głupia by brać, zbyt wystraszona, że zaczęłam cię potrzebować i chciałam się zatracić. Myślałam, że stałabym się słaba, jeśli bym cię pokochała. Teraz wiem, że nie jestem słaba, gdy cię kocham, Brian, tylko silniejsza - przycisnęła jego dłoń do swojej piersi, gdzie waliło jej serce.- Wiem, że zraniłam cię więcej niż raz i nie wiem jak ci to wynagrodzić bardziej niż swoim zaufaniem i sercem i miłością, ale chcę cię kochać jak na to zasługujesz. Właśnie to ci przysięgam. Przysięgam cię kochać i często ci o tym mówić. Przysięgam trwać u twego boku, nie ważne co przyniesie przyszłość. Wierzyć w ciebie. W nas. Przysięgam również, że będę ci wierna - sercem, umysłem, ciałem i dusza - i że nigdy nie zdradzę cię z Sedem. Brian roześmiał się i dotknął jej policzka. - Nigdy? - Nigdy. Pragnę tylko ciebie. Potrzebuję tylko ciebie. Zawsze. Odwróciła się, aby spojrzeć na Treya, który wyglądał, jakby go mdliło. Nie miała pojęcia, czy czuł mdłości przez ból w głowie, czy przez to, że tak otwarcie wiązała się z Brianem. - Obrączka?- wyciągnęła rękę w stronę Treya. Upuścił grubą, platynową obrączkę Briana na jej dłoń. Myrna chwyciła lewą dłoń Briana i wsunęła obrączkę na jego serdeczny palec.- Z tą obrączką jesteś mój, bo już nigdy nie pozwolę ci odejść. Uśmiechnął się, a jego oczy uniosły się ku niebu z podniecenia. Jak

jakaś kobieta zdołała się oprzeć takiemu mężczyźnie, który tak szczęśliwie wyrażał miłość do niej? Brian już lata temu powinien się ożenić. W milczeniu posłała słowa podzięki do Seda, że był takim dupkiem i niszczył poprzednie związki Briana. W dziwny sposób była Sedowi coś dłużna. Albo z jakieś dwadzieścia przysług. Miała nadzieję, że pewnego dnia będzie mogła mu to wynagrodzić i znaleźć mu odpowiednią kobietę, która naprawdę go uszczęśliwi - tak jak ona była szczęśliwa z Brianem. Boże, było to trudne zadanie do wypełnienia. Czekając na słowa jego przysięgi, Myrna oparła się chęci przytulenia Briana. Nie chciała go rozproszyć. Musiała usłyszeć to, co miał w sercu. Brian odchrząknął i wbił wzrok w brodę Myrny. - Trey miał rację. Powinienem to spisać. - Teraz żałujesz, że mnie nie posłuchałeś, co?- powiedział Trey. - Po prostu powiedz, co do mnie czujesz, kochanie - zachęciła go Myrna, odgarniając włosy Briana za jego ucho, aż znowu na nią spojrzał. - Myślę, że wolę pokazać. Opuściła wzrok, aby ukryć rozczarowanie. Pewnie nie pomagało, że czterech pozostałych członków zespołu było świadkami werbalizacji jego uczuć. Wiedziała, że ją kochał; że był dla niej wystarczająco dobry. Mógł jej powiedzieć, gdy zostaliby sami. Brian wsunął palec pod jej brodę i uniósł jej twarz, by spojrzała mu w oczy. - Myślałem, że wiedziałem, czym jest miłość, że rozumiałem jej głębie, jej znaczenie, jej piękno i szczęście, które przynosi ból serca - prychnął z lekkim rozbawieniem.- Nie byłem nawet blisko. Kiedy cię ujrzałem, to zobaczyłem blask. Poznałem czyste szczęście. Cała reszta zbladła w porównaniu. Sama myśl, że miałbym przeżyć chwilę bez ciebie, czułem, jak mnie rozrywa w środku. Gdy myślałem, że kochałem cię tak mocno, jak tylko można, to otworzyłaś swoje serce nieco bardziej i moja miłość powiększyła się - urosła - chcąc wypełnić w tobie każdą pustkę. - Udało ci się - szepnęła. I właśnie to było to - powód, dla którego mogła go kochać na zawsze. Ten moment nie był ostatecznym wyrazem ich miłości; był jej początkiem. Tak długo, jak pielęgnowaliby to, co istniało między nimi, to ich uczucie stałoby się jaśniejsze, wznosiło ich wyżej, zbliżałoby ich do siebie. Rosłoby. - Kocham cię, Myrna. Wyrwał jej obrączkę z dłoni Treya. Ściągnęła swój kilku godzinny pierścionek zaręczynowy, aby mógł wsunąć na jej palec obrączkę. - Z ta obrączką biorę cię jako swoją i oddaję ci swoje serce. Na zawsze. Uniósł jej dłoń do swoich ust i pocałował pierścionek, zanim go włożył na jej palec. Nie potrzebowała materialnych rzeczy. Nie potrzebowała kawałka papieru, który legalnie ich ze sobą wiązał. Nie potrzebowała ceremonii przed świadkami. Jedyne czego potrzebowała - aby wiedzieć, że ten związek był święty i wieczny - to wyraz miłości na przystojnej twarzy Briana. Ostrożnie wsunęła swój pierścionek zaręczynowy z powrotem na