KRZYSZTOF PARZYCH
PRAWA AUTORSKIE ZASTRZE�ONE �
Obudzi� mnie szary sufit, odrapane ��te �ciany, odg�osy zza okna. Wi�c �yj�, to nie sen.
Le�na droga, zasn��em na le�nej drodze lub straci�em przytomno��. Jak to si� sta�o, �e tu
si� znalaz�em? Niczego nie pami�tam. Jak zamroczenie alkoholowe, dziwna utrata �wiadomo�ci.
Pierwszy raz prze�y�em co� takiego, potworne uczucie nie�wiadomo�ci i zupe�na pustka-luka w
pami�ci. Mam nadziej�, ze wszystko wr�ci.
Patrz�c w sufit, staram si� przypomnie� � co zasz�o wczoraj. Le�na droga tu jest kluczem, dalej
p�jdzie ju� samo. Bagnet, pod �wierkiem, z pasa zsun� mi si� bagnet. Nie wiem, dlaczego nie
zabra�em, bo z powrotem. Tak, teraz sobie przypominam, nie wyczu�em w tamtym momencie, jak
bagnet zsuwa mi si� z pasa. Wiem gdzie le�y, trzeba tam wr�ci� jak najpr�dzej, ale jak. Nie, to
niemo�liwe. Dalej rozgrzebuj� w my�lach u�amki pami�ci z poprzedniego dnia. Skoro mam ju�
drog� i bagnet … nie�miertelnik w kieszeni. Tak w kieszeni, ale sk�d tam si� wzi��, jak i
dlaczego ? Kolejne pytanie, na kt�re sam sobie musz� odpowiedzie�, rozwi�zanie jest tylko w moim
m�zgu. Trzeba odszuka� rozwi�zanie, a dalej ci�g wydarze� potoczy si� samoistnie.
Si�gam do kieszeni bluzy munduru. Kiesze� otwarta wi�c nie�miertelnika mo�e w niej nie by�.
Nie ma, zgubi�em albo mi go zabrali. Mo�e inna kiesze�, mo�e spodnie. Nie, tam nic nie trzymam
nigdy. Zgubi�em albo mi go zabrali. Wi�c by�, je�eli kiesze� otwarta oznacza to, �e ten kawa�ek
blaszki w niej by�. Sk�d i dlaczego mia�em to?
Kurt “Sofie”- to by� on. Jego nie�miertelnik, a wi�c nie �yje. Ju� przywracam sobie u�amki
pami�ci z poprzedniego dnia. Kurt dobi� si�, bo ja mu w tym nie chcia�em pom�c. A w�a�ciwie
pomog�em, poda�em mu narz�dzie do zabijania. Tak, to ja go zabi�em. Sumienie prze�laduje do
ko�ca �ycia � jest kul� na �a�cuchu przypi�tym do nogi i ci�gnie si� za nami ka�dego dnia.
Ka�dy ma sumienie, kt�re go prze�laduje. Nawet najgorsze bydle, nawet je�eli tego nie okazuje.
Ono dorwie go w snach. Wi�c go zabi�em czy nie? Nie prze�y�by i tak.
Przestrzelona noga i inne rany � to by go dobi�o z m�czarniami. Tylko przybli�y�em koniec jego
m�czarni Koniec, kt�ry on sam chcia� sobie uczyni�. To nie prawda, �e nie ma sytuacji bez
wyj�cia. A mo�e jednak to by�o jedynym racjonalnym wyj�ciem. �mier� wyj�ciem?
Deszcz uderza� o szyby okien, wystukuj�c kakofoniczn� niby melodi�. Le�a� nieruchomo,
wpatruj�c si� w teraz szar� biel sufitu. Stan p�snu � to mu towarzyszy�o. Otwarte oczy nie
widzia�y �wiata realnego, lecz �film� z niedalekiej jeszcze przesz�o�ci, kt�ry wy�wietla� mu
m�zg. Pami�� zawieraj�ca strz�pki wydarze�, powoli i opornie skleja�a to w jedn�
ca�o��, kt�ra jeszcze by�a niepe�na.
Nadal le�a�. Z korytarza dobiega�y jakie� odg�osy, kroki, rozmowy… nie odr�nia�, zupe�nie
nie dociera�o to do niego. Zawsze, gdy chcia� odci�� si� od rzeczywisto�ci � wspomina� dom
i to wszystko, co z nim zwi�zane. W takich momentach wspominanie przesz�o�ci by�o dla niego
najlepszym lekarstwem na trudne chwile, kt�re go dogania�y. Iluzja � wie o tym dobrze, to niczego
nie zmieni, ale pozwoli zapomnie�. Cho� na chwil� � uciec. Odg�osy z korytarza nasila�y si� i
coraz bardziej dociera�y do jego uszu, przerywaj�c nat�ok my�li i wspomnie�.
Przebudzi�o mnie nag�e szarpni�cie za rami�. Nade mn� sta� Perers, kt�ry mia� w�a�nie
s�u�b�.
- Obud� si�, Stoch chce z tob� gada�.
Przetar�em czo�o i oczy, chcia�em zerwa� si� nagle na nogi.Nie bardzo mi to wychodzi�o te
by�y jak z o�owiu.
- Ile mo�na spa� ? Trzy dni i cztery noce. Wstawaj bohaterze. � U�miech Petersa przeszed� w
jakby udawane ha, ha, ha .
Trzy dni… niczego nie pami�tam. G�owa mi p�ka. Pr�bowa�em wsta�, lecz to przychodzi�o mi
z ogromnym trudem. Peters stan�� nade mn� z wyci�gni�t� r�k�.
- Pomog� ci. � z�apa� mnie i przyci�gn� do siebie, wsta�em � W�� buty i doprowad� si�
do porz�dku. � Odszed� pod drzwi i z�apa� za klamk�. Zatrzyma� si�, jakby chcia� jeszcze
co� powiedzie�.
� Stoch czeka.
…
KRZYSZTOF PARZYCH
PRAWA AUTORSKIE ZASTRZE�ONE �
Ubra� si� i wyszed� na korytarz, gdzie przy biurku obok pokoju Stocha siedzia� dy�urny.
Podchodz�c do drzwi, wskaza� na nie kciukiem � jakby na migi pytaj�c Petersa, czy dow�dca jest
w �rodku, ten kiwaj�c g�ow� � potwierdzi� jego obecno��. Zapuka� trzykrotnie, lecz nie
us�ysza� �adnej odpowiedzi. Pomy�la�, �e ten albo odpowiedzia� zbyt ciacho, albo nie
dos�ysza� pukania. Po sekundzie namy�lenia si� jednak zaryzykowa� wej�cia bez zaproszenia.
- Heli Hitler ! - niemal wykrzykn�� unosz�c przy tym d�o� w ge�cie powitania szeregowy Holz
melduje si� na rozkaz.
- A to ty, nie krzycz do cholery, �eb mi p�ka. � dziwnie brzmia�y te s�owa w ustach niemieckiego
oficera regulaminowca i nacjonalisty, jakim zna� go od pocz�tku szeregowy. � Hitler, powiadasz …
heil -Stoh stawa� si� coraz dziwniejszy, czu� by�o od niego alkohol i cygaro � Hitler jest
sko�czony a my Niemcy jeszcze bardziej. Co ja m�wi� ? Jeste�my na dnie dna, znienawidzeni i
poha�bieni na wieki. A na pewno do czasu kiedy �wiat nam to zapomni. Zapomni, na pewno zapomni.
Poprzedni� wojn�, kt�ra dawa�a tak wielkie nadzieje tym biedakom bez kromki chleba w kieszeni, a
jednocze�nie sta�a si� najwi�ksz� zbrodni� w dziejach ludzko�ci… najwi�ksz�, dot�d. J�
te� � ta sama ludzko�� zapomnia�a.
Stoch, trzymaj�c kieliszek w jednym r�ku a cygaro w drugim, wskaza� ruchem g�owy by Holz
wszed� do �rodka, dalej. Wskaza� cygarem skurzany fotel przy swoim biurku. Przysun�� nog�
drugi fotel na wprost szeregowca i usiad�. Byli blisko siebie, tak blisko, jak nigdy wcze�niej.
Niemal�e oko w oko.
- Ma czym to ja …� podniesionym g�osem Stoch rzuci� w kierunku swojego rozm�wcy i w tym
momencie �ciszy� ton wypowiedzi � Aaa, ju� wiem. Nie proponuj� w�dki, bo sam rozumiesz, ale
w innych okoliczno�ciach mo�e tak. Nic, inne okoliczno�ci te� kiedy� przyjd�. Daj B�g … jak
do�yjemy. Do�yjemy? Raczej nie, ja ju� na siebie wyrok wyda�em. Ty masz szans� z kim innym
napi� si� w�dki w rodzinnym domu daleko od tego przekl�tego miejsca. Sk�d jeste� ? - tu ton
porucznika Holzowi wyda� si� jakby ojcowski.
- Waiblingen, panie poruczniku.
- Ach tak, w papierach jest zapisane, zapomnia�em � porucznik Stoch zgasi� cygaro w popielniczce
na stole i spojrza� na teczki le��ce przed nim � a wiesz, �e ja pochodz� ze Stuttgartu? A no,
mo�esz tego nie wiedzie�. Jeste�my krajanami ch�opcze i dlatego mam zamiar ci pom�c wyj�� z
tej wojny ca�o, zanim si� sko�czy. A teraz nadarzy�a si� ku temu okazja. Jak masz na imie? To te�
mam w papierach, ale nie pami�tam imion wszystkich swoich �o�nierzy. Wybacz � tu u�miechn�
si� z lekka.
� Otto. Dlaczego pan m�wi, �e chce mi pono� ? W czym, co mi grozi? - szeregowiec zerwa� si� z
fotela, podszed� do biurka gdzie siedzia� Stoch.
- Spokojnie Otto, jeszcze nic ci nie grozi. Ale… kto wie? Poza tym … wojna ju� nie d�ugo potrwa i
dla nas Niemc�w ona sko�czy si� tragicznie. � porucznik nala� dwa kieliszki w�dki, jeden,
podaj�c Otto, rzek�.
- Dostajemy �upnia na wschodzie. Iwany daj� nam ostro w ko��. Oczywi�cie na pocz�tku
szli�my jak burza. Po trupach je�c�w, cywili, kobiet i dzieci. � tu �ciszy� ton g�osu �
Zapami�taj, co teraz ci powiem. Masz milcze� o tym, co tu us�ysza�e�. Je�eli chcesz prze�y�,
nie by� wys�any na wschodni front, umrze� od kuli, ruskiego mrozu, czy po prostu tam � z g�odu.
Musisz milcze�. Wiesz, �e wi�kszo�� naszych, szlachetnych Aryjczyk�w, przedstawicieli rasy
pan�w � tam zdycha z g�odu ni� od kuli wroga? Tak ch�opcze to ju� koniec. Powolny, ale koniec
i �adna tajna � cudowna bro� tego nie zmieni. Dlatego ja ci w tym pomog�, by� wr�ci� do …
rodzinnego Willingen �ywy. Teraz, to co sta�o si� trzy, czy cztery dni temu, jest dla ciebie dobr�
okazj� do powrotu. Za�atwi� ci to ale musisz robi� to, co ci karz� i m�wi� to, co ci karz�.
Porucznik wsta� naprzeciw Holza, ten nagle zerwa� si� z fotela. Patrzeli sobie w oczy na
odleg�o�� kilkunastu centymetr�w. Jak r�wny z r�wnym jak ojciec i syn. Nie jak podw�adny i
dow�dca. Stoch podszed� do biurka, z szuflady wyj�� kartk� czystego papieru i pi�ro.
- Siadaj i pisz, co sta�o si� cztery dni temu w lesie. Cztery czy trzy? Nie pami�tam, kilka dni ju� nie
trze�wiej�. Zniszczy mnie to. - Stoch milcza� przez chwile, trzymaj�c pi�ro w d�oni, kt�re
jeszcze nie odebra� od niego Otto. - Wiesz, przed wojn� nie pi�em, by�em historykiem sztuki.
Cholera mnie bra�a, gdy palono najszlachetniejsze dzie�a ludzko�ci. P�on�y stosy ksi��ek,
obraz�w a mnie ich by�o bardziej szkoda ni� tych �yd�w, kt�rych niszczono i kt�rym wybijano
szyby. Kryszta�owe noce i marsze z pochodniami… i co nam zosta�o … rosyjski mr�z, kanibalizm.
Tam. � Stoch wyci�gn�� wyprostowan� r�k�, jakby wskazywa� na wsch�d. - Tam
wygrzebuj� trupy z zamarzni�tej ziemi i ogryzaj� ich ko�ci. Swoich towarzyszy. Oto Wielkie
Niemcy, oto Tysi�cletnia Rzesza, Heil Hitler. - Nala� szybko kieliszek w�dki i wypi� jednym
haustem.
- Rozmaza�em si�. - odstawi� kieliszek i wytar� czo�o r�k�, w kt�rej ci�gle trzyma� pi�ro
� Masz, siadaj. Pisz wszystko, co zapami�ta�e�.
…
KRZYSZTOF PARZYCH
PRAWA AUTORSKIE ZASTRZE�ONE �
Od czego zacz��? Jak dobra� odpowiednie s�owa, by opisa� to, co wydarzy�o si� kilka dni
temu? Zupe�nie nie mam poj�cia. Mo�e po prostu tak jak to widz�, tak jak to zapami�ta�em? Te
pytania chodzi�y mi po g�owie w jednym u�amku sekundy. To nie bywa�e ile cz�owiek mo�e
przerobi� w swojej �wiadomo�ci w ci�gu kilku sekund.
Nagle zobaczy�em r�k� Stocha wyrywaj�c� mi kartk�. Zmi�� j� i szybkim ruchem wrzuci�
do kosza pod biurkiem.
- Inaczej, zrobimy inaczej. Opowiadaj. Mo�e lepiej by to wszystko nie zosta�o na papierze, to i tak na
nic. Albo nikt nie przeczyta, albo nie uwierzy…. z reszt� jakie to ma teraz, w tej sytuacji, jakie to ma
znaczenie? �adne. - usiad� w fotelu.
Cholera, od czego mam zacz�� skoro sam nie wiele pami�tam? To, co kreci si� gdzie� mi w
g�owie to tylko u�amki pami�ci.
- Nie wiem, czy cokolwiek pami�tam. Raczej nie wiele. Nawet dok�adnie tego � ile min�o czasu,
gdy to wszystko si� wydarzy�o. Podobno cztery lub pi�� dni. Sam nie wiem, tylko tyle � ile
powiedzia� mi dy�urny, zaraz po tym, jak si� obudzi�em.
Stoch nagle zerwa� si� z fotela i podszed� do mnie.
- Pomog� ci. Podpowiem tyle, co wiem. Mam nadziej�, �e pami�� ci wr�ci � podszed� pod
drzwi, z�apa� za klamk� - Powiem dy�urnemu, niech zrobi kaw�. Tobie i mnie ona si� przyda. �
wyszed� na korytarz � Dy�urny ! Peters, do cholery gdzie ty �azisz ?! Tu masz siedzie�. Id� do
kuchni, zr�b dwie kawy i przynie� tu. Szybko!
Wr�ci� do pokoju, si�gn�� do szuflady biurka i wyci�gn�� cygaro.
- Teraz spokojnie… - tu odpalaj�c cygaro, kontynuowa� przed chwil� przerwan� ze mn�
rozmow� � zajechali�cie na miejsce akcji, co dalej ?
Stoch wypu�ci� ustami dym, kt�ry od razu wype�ni� pok�j. Siad� na fotelu naprzeciw mnie.
- Wysiedli�my z ci�ar�wki i rozstawili�my si� co dziesi��, nie dwadzie�cia krok�w na
drodze w lesie. Ja mia�em tu zosta� na skrzy�owaniu dr�g. W przypadku wydostania si�
bandyt�w z ob�awy mia�em w�a�nie tu na nich czeka�. Ja i jeszcze jeden chyba sto metr�w
dalej.
- Dow�dca oddzia�u, co z nim ? Poszed� z reszt� �o�nierzy w g��b lasu ? - wyra�nie
podniecony Stoch zerwa� si� z fotela � Cholera, mia� tam zosta� na drodze. Dwoje ludzi do
zabezpieczenia akcji? Ma szcz�cie partacz, �e poszed� tam z reszt� i zgin��. Gdyby nie to
rozszarpa�bym go osobi�cie albo wys�a�bym go na mr�z do Iwan�w. Jego szcz�cie. Co dalej? -
podszed� pod drzwi, kt�re by�y otwarte � Co z t� kaw�?! Dy�urny!
Postanowi�em omin�� w swej opowie�ci w�asne odczucia, kt�re mi wtedy towarzyszy�y. Bo
niby jaki wp�yw mia�yby na przebieg akcji? Nie mia�em zamiaru te� wspomina� Stochowi, �e
wszed�em na chwil� do lasu i �e zgubi�em tam bagnet. Cho� o bagnecie m�g� ju� wiedzie�.
Mo�e ci, co mnie odnale�li i przywie�li tu, ju� o tym mu powiedzieli, lub sam to zauwa�y�. Z
drugiej strony… powiedzie� prawd�, wszystko jak by�o, najmniejszy szczeg� � nawet banalny?
Mo�e b�dzie mia� wp�yw na doj�cie do prawdy, a mo�e te� pogr��y mnie? Nie powiem. Na
razie moja �amnezja� stoi po mojej stronie i wspiera mnie. Jestem jedyny, kt�ry mo�e zna�
prawd� i tylko mnie Stoch mo�e wierzy�. Tylko mnie musi, bo nie ma nikogo innego.
Peters wszed� do pokoju z kaw� - trzymaj�c w r�kach dwa metalowe kubki. Za nim Stoch.
- Cukru nie ma, panie poruczniku. � stan�� na baczno�� przed dow�dc�, podci�gaj�c w d�
bluz� munduru.
- Od dawna nie ma cukru. Nie musisz mi o tym meldowa�. Id� ju� na korytarz i pilnuj telefonu, nie
�pij!
Tu nast�pi�a chwila ciszy ze strony porucznika. Sam za bardzo nie chcia�em wychyla� si�
pierwszy.
- Pij i opowiadaj. Co by�o dalej � poda� mi kubek.
- Nie bardzo wiem co mam m�wi�. Od momentu wej�cia pododdzia�u w las, nie wiem, co z nimi
si� dzia�o…
- To normalne � wtr�ci� Stoch.
- Sta�em w jednym miejscu, po prawie pi�tnastu minutach spacerowa�em w te i we wte. P�niej
zechcia�o mi si� la� i wszed�em w las, kilka metr�w od drogi, mo�e dziesi��, pod �wierk…
- A i wtedy mo�e zgubi�e� bagnet, a mo�e w innej sytuacji?
Stoch kolejny raz mi przerwa�. Wi�c wiedzia� o bagnecie. To raczej normalne, to da�o si�
spostrzec. Nie ci�gnie dalej tej sprawy, chyba nie b�dzie robi� z tego problemu.
- Bagnet zgubi�em w�a�nie tam podczas odpinania pasa. A mo�e by tam wr�ci�, pewnie jeszcze
tam jest. - Spojrza�em na porucznika.
- Nigdzie nie b�dziemy wraca�. Zreszt� nie ma sensu, bo i po co? Nie b�dzie �adnego dochodzenia
sprawa zamkni�ta. Nie ma �wiadk�w. Koniec
Nie ma �wiadk�w, jaka sprawa? O co mu chodzi? Czy�by sta�o si� co�, co nie mo�e wyj�� ?
Czekam na to, co jeszcze on powie.
- Na razie niewa�ne. - Jakby przeczuwa� moje pytania i ubiega� mnie odpowiedzi�. - Nie
znaleziono cia�, nie znaleziono ci�ar�wki, nic. Kompletnie nic, �lad�w krwi na �adnym listku
tego cholernego lasu, na �adnym patyczku. M�w dalej.
- Nie mo�liwe. Znalaz�em rannego Kurta pod zwalonym pniem. Cholera, wygada�em si�. Teraz
zacznie si� prawdziwe przes�uchanie i dochodzenie prawdy. Gdybym nie powiedzia� o nim, Stoch
uzna�by, �e straci�em pami�� po jakim� uderzeniu z ty�u, znienacka i sprawa zamkni�ta.
- Wi�c by� �ywy �wiadek? Opowiadaj. - Porucznik podszed�, podsun� jeszcze bli�ej fotel.
- Mia�em jego nie�miertelnik w kieszeni bluzy, ale ju� nie mam, kiesze� by�a otwarta-cho� j�
zapi��em na guziki.
- Jego nie�miertelnik, sk�d, jak? Jak to si� sta�o? Nikogo nie odnaleziono, �adnego �ywego ani
martwego. Przeszukano las, wszystkie zakamarki. Nic, a ty masz nie�miertelnik. M�w dalej.- Stoch
zerwa� si�, nie mal podskoczy� z fotela.
- Wszed�em w las po tym, jak si� odla�em pod �wierkiem. Postanowi�em jeszcze kawa�ek
wej��, p�niej jeszcze. Wiem, �e nie powinienem, ale jaka� dziwna si�a mnie tam ci�gn�a.
- Dziwna si�a powiadasz? Tak, to musia�a by� bardzo dziwna si�a. Skoro wszystko wessa�a pod
ziemi� albo wyparowa�a w powietrze. - Porucznik mi przerwa�, odpala� kolejne cygaro.
Wypu�ci� dym.
- M�w dalej. - Robi si� coraz dziwniej i ciekawie. Postanowi�em wspomnie� o zastrzelonym
przeze mnie cz�owieku na drodze. Tym z czym�, co przypomina�o pancerfaust.
- Co� by�o jeszcze. Na drog� wyszed� mi kto� z mierz�cym do mnie pancerfaustem.
Prawdopodobnie zastrzeli�em go. Widzia�em jak pana ziemi�. Chyba dosta� na amen.
Porucznik Stoch jakby zamy�lony, jakby zastanawia� si� co mi odpowiedzie�. Podni�s� r�k�
do g�ry, po czym podpar� j� na kolanie, podtrzymuj�c brod�.
- Wi�c powiadasz, �e zastrzeli�e� partyzanta? Jak ju� ci m�wi�em � nikogo nie znaleziono.
Nikogo poza tob�, na tej drodze i nikogo w lesie. - chyba mi nie wierzy�.
- To pami�tam, tego jestem pewny. Wycelowa� we mnie, ja wycelowa�em w niego. Odda�em dwa
strza�y. Jeden w ramie, drugi w g�ow�. Mo�e dwa w g�ow�, daleko do�� sta�, ale
widzia�em odpryski krwi z jego g�owy.
Stoch nie wierzy albo nie chce wierzy�. Wsta� z fotela i podszed� pod okno, jakby si�
zastanawia�, co ma dalej zrobi�, lub co ma teraz powiedzie�. Ods�oni� firanki. Odwr�ci� si�
do mnie.
- To na razie zamknijmy. Co by�o z Kurtem?
Widz�, �e porucznik nie daje za wygran� i dalej ci�gnie temat. Nie da mi spokoju. Jestem ju�
cholernie tym zm�czony.
- Mo�emy przerwa�. Musz� si� przewietrzy�.
- Ju� nie d�ugo i b�dziemy ko�czy�. Otworz� okno. - tu mocowa� si� z klamk� skrzyd�a
okiennego � M�w dalej.
- Kurta znalaz�em pod zwalonym pniem. Mia� przestrzelon� nog�. W�a�ciwie to urwan�. Od
kolana chyba wisia�a mu na �ci�gnach czy mi�niach. Widzia�em wystaj�ce ko�ci. Trz�s�
si�, majaczy� co�.
Nie mam poj�cia czy dopowiedzie� prawd� o tym, �e to ja mu pomog�em przej�� na tamt�
stron�? Czy zatai�, i tak prawda ju� nie wyjdzie. Postanowi�em nie wspomina� o tym. Na razie nie
wspomina�. Jest jeszcze co�, co chyba musz� doda�.
- Co m�wi�? - Porucznik zgasi� cygaro.
- Nie pami�tam dok�adnie. �Zgin�li wszyscy� czy �Zginiemy wszyscy, uciekaj�. Prawd�
m�wi�c, to do ko�ca wszystkiego nie pami�ta�em, co mi wtedy powiedzia�. Nie wysila�em
si�, by nie przed�u�a� tego, i tak niepotrzebnego ju� przes�uchania.
- Nie�miertelnik, sk�d mia�e�? Zd��y� ci da�, zanim umar� czy po �mierci zabra�e� go ?
Nie powiem nic o karabinie, kt�ry mu da�em. Mia� go ju� przy sobie, gdy go znalaz�em i tyle.
- Od�ama� po�ow� i rzuci� w moim kierunku, nic nie m�wi�c. Odruchowo z�apa�em go. W
tym momencie strzeli� sobie w g�ow�. - Chyba si� uda�o, moja wersja b�dzie prawdziwe, bo
innej nikt nie zna. Nikt �yj�cy.
- Jak strzeli� sobie w g�ow�, to ma�o mo�liwe, by strzeli� do siebie z karabinu? - Nie jest
g�upi ten Stoch-pomy�la�em. Rzeczywi�cie, w tym momencie nasz�a mnie my�l-jak to zrobi� z
urwan� nog�?
- Nie mam poj�cia, mo�e zaczepi� j�zyk spustu o jaki� krzak lub ga��� wystaj�ca z pnia.
Poci�gn� do siebie … mia� rozszarpan� nog�, ale r�ce ca�e.
M�j rozm�wca, a raczej przes�uchuj�cy my�la�, milcza�, jakby zastanawiaj�c si� co dalej
zrobi�. Kontynuowa�, zada� kolejne pytania, wyci�ga� ze mnie to, co jeszcze wiem? Czy
przerwa�? Chyba ju� sam wiedzia�, �e to przes�uchanie na nic. Raczej robi� to z w�asnej
ciekawo�ci, ch�ci rozwi�zania sprawy. Sprawy tej i tak nie m�g� rozwi�za�. Nie mia� punktu
zaczepienia.
- Dobrze Otto, ko�czymy. Ju� o nic ci� wypytywa� nie b�d�. Id�, odpoczywaj. Jutro wezw�
ci� do siebie. Powiem ci, co dalej z tob�, musz� si� zastanowi�. Mam pewien pomys�, ale
jeszcze nic ci nie powiem. Chc� w tej sprawie zadzwoni�. Id� ju�. Dy�urnemu powiem, �e
jeste� zwolniony ze s�u�b i wszelkich zaj��. Na razie � zwolniony.
- Tak jest, panie poruczniku � Podszed�em pod drzwi, bez hitlerowskiego pozdrowienia. Wiem, �e
ju� mu na nim nie zale�y, przynajmniej jak nikt nie widzi.
Pope�ni�em dwa k�amstwa w przes�uchaniu. Nie powiedzia�em, �e to ja przyczyni�em si�
te� do �mierci �Sofie� i nie wspomnia�em o wisz�cych wsz�dzie zw�okach z wypr�nionymi
wn�trzno�ciami swoich koleg�w. Skoro sprawa zamkni�ta, to nie ma ju� znaczenia.
REZERWAT� Rozdzia� 7
KRZYSZTOF PARZYCH PRAWA AUTORSKIE ZASTRZE�ONE � Obudzi� mnie szary sufit, odrapane ��te �ciany, odg�osy zza okna. Wi�c �yj�, to nie sen. Le�na droga, zasn��em na le�nej drodze lub straci�em przytomno��. Jak to si� sta�o, �e tu si� znalaz�em? Niczego nie pami�tam. Jak zamroczenie alkoholowe, dziwna utrata �wiadomo�ci. Pierwszy raz prze�y�em co� takiego, potworne uczucie nie�wiadomo�ci i zupe�na pustka-luka w pami�ci. Mam nadziej�, ze wszystko wr�ci. Patrz�c w sufit, staram si� przypomnie� � co zasz�o wczoraj. Le�na droga tu jest kluczem, dalej p�jdzie ju� samo. Bagnet, pod �wierkiem, z pasa zsun� mi si� bagnet. Nie wiem, dlaczego nie zabra�em, bo z powrotem. Tak, teraz sobie przypominam, nie wyczu�em w tamtym momencie, jak bagnet zsuwa mi si� z pasa. Wiem gdzie le�y, trzeba tam wr�ci� jak najpr�dzej, ale jak. Nie, to niemo�liwe. Dalej rozgrzebuj� w my�lach u�amki pami�ci z poprzedniego dnia. Skoro mam ju� drog� i bagnet … nie�miertelnik w kieszeni. Tak w kieszeni, ale sk�d tam si� wzi��, jak i dlaczego ? Kolejne pytanie, na kt�re sam sobie musz� odpowiedzie�, rozwi�zanie jest tylko w moim m�zgu. Trzeba odszuka� rozwi�zanie, a dalej ci�g wydarze� potoczy si� samoistnie. Si�gam do kieszeni bluzy munduru. Kiesze� otwarta wi�c nie�miertelnika mo�e w niej nie by�. Nie ma, zgubi�em albo mi go zabrali. Mo�e inna kiesze�, mo�e spodnie. Nie, tam nic nie trzymam nigdy. Zgubi�em albo mi go zabrali. Wi�c by�, je�eli kiesze� otwarta oznacza to, �e ten kawa�ek blaszki w niej by�. Sk�d i dlaczego mia�em to? Kurt “Sofie”- to by� on. Jego nie�miertelnik, a wi�c nie �yje. Ju� przywracam sobie u�amki pami�ci z poprzedniego dnia. Kurt dobi� si�, bo ja mu w tym nie chcia�em pom�c. A w�a�ciwie pomog�em, poda�em mu narz�dzie do zabijania. Tak, to ja go zabi�em. Sumienie prze�laduje do ko�ca �ycia � jest kul� na �a�cuchu przypi�tym do nogi i ci�gnie si� za nami ka�dego dnia. Ka�dy ma sumienie, kt�re go prze�laduje. Nawet najgorsze bydle, nawet je�eli tego nie okazuje. Ono dorwie go w snach. Wi�c go zabi�em czy nie? Nie prze�y�by i tak. Przestrzelona noga i inne rany � to by go dobi�o z m�czarniami. Tylko przybli�y�em koniec jego m�czarni Koniec, kt�ry on sam chcia� sobie uczyni�. To nie prawda, �e nie ma sytuacji bez wyj�cia. A mo�e jednak to by�o jedynym racjonalnym wyj�ciem. �mier� wyj�ciem? Deszcz uderza� o szyby okien, wystukuj�c kakofoniczn� niby melodi�. Le�a� nieruchomo, wpatruj�c si� w teraz szar� biel sufitu. Stan p�snu � to mu towarzyszy�o. Otwarte oczy nie
widzia�y �wiata realnego, lecz �film� z niedalekiej jeszcze przesz�o�ci, kt�ry wy�wietla� mu m�zg. Pami�� zawieraj�ca strz�pki wydarze�, powoli i opornie skleja�a to w jedn� ca�o��, kt�ra jeszcze by�a niepe�na. Nadal le�a�. Z korytarza dobiega�y jakie� odg�osy, kroki, rozmowy… nie odr�nia�, zupe�nie nie dociera�o to do niego. Zawsze, gdy chcia� odci�� si� od rzeczywisto�ci � wspomina� dom i to wszystko, co z nim zwi�zane. W takich momentach wspominanie przesz�o�ci by�o dla niego najlepszym lekarstwem na trudne chwile, kt�re go dogania�y. Iluzja � wie o tym dobrze, to niczego nie zmieni, ale pozwoli zapomnie�. Cho� na chwil� � uciec. Odg�osy z korytarza nasila�y si� i coraz bardziej dociera�y do jego uszu, przerywaj�c nat�ok my�li i wspomnie�. Przebudzi�o mnie nag�e szarpni�cie za rami�. Nade mn� sta� Perers, kt�ry mia� w�a�nie s�u�b�. - Obud� si�, Stoch chce z tob� gada�. Przetar�em czo�o i oczy, chcia�em zerwa� si� nagle na nogi.Nie bardzo mi to wychodzi�o te by�y jak z o�owiu. - Ile mo�na spa� ? Trzy dni i cztery noce. Wstawaj bohaterze. � U�miech Petersa przeszed� w jakby udawane ha, ha, ha . Trzy dni… niczego nie pami�tam. G�owa mi p�ka. Pr�bowa�em wsta�, lecz to przychodzi�o mi z ogromnym trudem. Peters stan�� nade mn� z wyci�gni�t� r�k�. - Pomog� ci. � z�apa� mnie i przyci�gn� do siebie, wsta�em � W�� buty i doprowad� si� do porz�dku. � Odszed� pod drzwi i z�apa� za klamk�. Zatrzyma� si�, jakby chcia� jeszcze co� powiedzie�. � Stoch czeka. …
KRZYSZTOF PARZYCH PRAWA AUTORSKIE ZASTRZE�ONE � Ubra� si� i wyszed� na korytarz, gdzie przy biurku obok pokoju Stocha siedzia� dy�urny. Podchodz�c do drzwi, wskaza� na nie kciukiem � jakby na migi pytaj�c Petersa, czy dow�dca jest w �rodku, ten kiwaj�c g�ow� � potwierdzi� jego obecno��. Zapuka� trzykrotnie, lecz nie us�ysza� �adnej odpowiedzi. Pomy�la�, �e ten albo odpowiedzia� zbyt ciacho, albo nie dos�ysza� pukania. Po sekundzie namy�lenia si� jednak zaryzykowa� wej�cia bez zaproszenia. - Heli Hitler ! - niemal wykrzykn�� unosz�c przy tym d�o� w ge�cie powitania szeregowy Holz melduje si� na rozkaz. - A to ty, nie krzycz do cholery, �eb mi p�ka. � dziwnie brzmia�y te s�owa w ustach niemieckiego oficera regulaminowca i nacjonalisty, jakim zna� go od pocz�tku szeregowy. � Hitler, powiadasz … heil -Stoh stawa� si� coraz dziwniejszy, czu� by�o od niego alkohol i cygaro � Hitler jest sko�czony a my Niemcy jeszcze bardziej. Co ja m�wi� ? Jeste�my na dnie dna, znienawidzeni i poha�bieni na wieki. A na pewno do czasu kiedy �wiat nam to zapomni. Zapomni, na pewno zapomni. Poprzedni� wojn�, kt�ra dawa�a tak wielkie nadzieje tym biedakom bez kromki chleba w kieszeni, a jednocze�nie sta�a si� najwi�ksz� zbrodni� w dziejach ludzko�ci… najwi�ksz�, dot�d. J� te� � ta sama ludzko�� zapomnia�a. Stoch, trzymaj�c kieliszek w jednym r�ku a cygaro w drugim, wskaza� ruchem g�owy by Holz wszed� do �rodka, dalej. Wskaza� cygarem skurzany fotel przy swoim biurku. Przysun�� nog� drugi fotel na wprost szeregowca i usiad�. Byli blisko siebie, tak blisko, jak nigdy wcze�niej. Niemal�e oko w oko. - Ma czym to ja …� podniesionym g�osem Stoch rzuci� w kierunku swojego rozm�wcy i w tym momencie �ciszy� ton wypowiedzi � Aaa, ju� wiem. Nie proponuj� w�dki, bo sam rozumiesz, ale w innych okoliczno�ciach mo�e tak. Nic, inne okoliczno�ci te� kiedy� przyjd�. Daj B�g … jak do�yjemy. Do�yjemy? Raczej nie, ja ju� na siebie wyrok wyda�em. Ty masz szans� z kim innym napi� si� w�dki w rodzinnym domu daleko od tego przekl�tego miejsca. Sk�d jeste� ? - tu ton porucznika Holzowi wyda� si� jakby ojcowski. - Waiblingen, panie poruczniku. - Ach tak, w papierach jest zapisane, zapomnia�em � porucznik Stoch zgasi� cygaro w popielniczce na stole i spojrza� na teczki le��ce przed nim � a wiesz, �e ja pochodz� ze Stuttgartu? A no, mo�esz tego nie wiedzie�. Jeste�my krajanami ch�opcze i dlatego mam zamiar ci pom�c wyj�� z tej wojny ca�o, zanim si� sko�czy. A teraz nadarzy�a si� ku temu okazja. Jak masz na imie? To te� mam w papierach, ale nie pami�tam imion wszystkich swoich �o�nierzy. Wybacz � tu u�miechn� si� z lekka.
� Otto. Dlaczego pan m�wi, �e chce mi pono� ? W czym, co mi grozi? - szeregowiec zerwa� si� z fotela, podszed� do biurka gdzie siedzia� Stoch. - Spokojnie Otto, jeszcze nic ci nie grozi. Ale… kto wie? Poza tym … wojna ju� nie d�ugo potrwa i dla nas Niemc�w ona sko�czy si� tragicznie. � porucznik nala� dwa kieliszki w�dki, jeden, podaj�c Otto, rzek�. - Dostajemy �upnia na wschodzie. Iwany daj� nam ostro w ko��. Oczywi�cie na pocz�tku szli�my jak burza. Po trupach je�c�w, cywili, kobiet i dzieci. � tu �ciszy� ton g�osu � Zapami�taj, co teraz ci powiem. Masz milcze� o tym, co tu us�ysza�e�. Je�eli chcesz prze�y�, nie by� wys�any na wschodni front, umrze� od kuli, ruskiego mrozu, czy po prostu tam � z g�odu. Musisz milcze�. Wiesz, �e wi�kszo�� naszych, szlachetnych Aryjczyk�w, przedstawicieli rasy pan�w � tam zdycha z g�odu ni� od kuli wroga? Tak ch�opcze to ju� koniec. Powolny, ale koniec i �adna tajna � cudowna bro� tego nie zmieni. Dlatego ja ci w tym pomog�, by� wr�ci� do … rodzinnego Willingen �ywy. Teraz, to co sta�o si� trzy, czy cztery dni temu, jest dla ciebie dobr� okazj� do powrotu. Za�atwi� ci to ale musisz robi� to, co ci karz� i m�wi� to, co ci karz�. Porucznik wsta� naprzeciw Holza, ten nagle zerwa� si� z fotela. Patrzeli sobie w oczy na odleg�o�� kilkunastu centymetr�w. Jak r�wny z r�wnym jak ojciec i syn. Nie jak podw�adny i dow�dca. Stoch podszed� do biurka, z szuflady wyj�� kartk� czystego papieru i pi�ro. - Siadaj i pisz, co sta�o si� cztery dni temu w lesie. Cztery czy trzy? Nie pami�tam, kilka dni ju� nie trze�wiej�. Zniszczy mnie to. - Stoch milcza� przez chwile, trzymaj�c pi�ro w d�oni, kt�re jeszcze nie odebra� od niego Otto. - Wiesz, przed wojn� nie pi�em, by�em historykiem sztuki. Cholera mnie bra�a, gdy palono najszlachetniejsze dzie�a ludzko�ci. P�on�y stosy ksi��ek, obraz�w a mnie ich by�o bardziej szkoda ni� tych �yd�w, kt�rych niszczono i kt�rym wybijano szyby. Kryszta�owe noce i marsze z pochodniami… i co nam zosta�o … rosyjski mr�z, kanibalizm. Tam. � Stoch wyci�gn�� wyprostowan� r�k�, jakby wskazywa� na wsch�d. - Tam wygrzebuj� trupy z zamarzni�tej ziemi i ogryzaj� ich ko�ci. Swoich towarzyszy. Oto Wielkie Niemcy, oto Tysi�cletnia Rzesza, Heil Hitler. - Nala� szybko kieliszek w�dki i wypi� jednym haustem. - Rozmaza�em si�. - odstawi� kieliszek i wytar� czo�o r�k�, w kt�rej ci�gle trzyma� pi�ro � Masz, siadaj. Pisz wszystko, co zapami�ta�e�. …
KRZYSZTOF PARZYCH PRAWA AUTORSKIE ZASTRZE�ONE � Od czego zacz��? Jak dobra� odpowiednie s�owa, by opisa� to, co wydarzy�o si� kilka dni temu? Zupe�nie nie mam poj�cia. Mo�e po prostu tak jak to widz�, tak jak to zapami�ta�em? Te pytania chodzi�y mi po g�owie w jednym u�amku sekundy. To nie bywa�e ile cz�owiek mo�e przerobi� w swojej �wiadomo�ci w ci�gu kilku sekund. Nagle zobaczy�em r�k� Stocha wyrywaj�c� mi kartk�. Zmi�� j� i szybkim ruchem wrzuci� do kosza pod biurkiem. - Inaczej, zrobimy inaczej. Opowiadaj. Mo�e lepiej by to wszystko nie zosta�o na papierze, to i tak na nic. Albo nikt nie przeczyta, albo nie uwierzy…. z reszt� jakie to ma teraz, w tej sytuacji, jakie to ma znaczenie? �adne. - usiad� w fotelu. Cholera, od czego mam zacz�� skoro sam nie wiele pami�tam? To, co kreci si� gdzie� mi w g�owie to tylko u�amki pami�ci. - Nie wiem, czy cokolwiek pami�tam. Raczej nie wiele. Nawet dok�adnie tego � ile min�o czasu, gdy to wszystko si� wydarzy�o. Podobno cztery lub pi�� dni. Sam nie wiem, tylko tyle � ile powiedzia� mi dy�urny, zaraz po tym, jak si� obudzi�em. Stoch nagle zerwa� si� z fotela i podszed� do mnie. - Pomog� ci. Podpowiem tyle, co wiem. Mam nadziej�, �e pami�� ci wr�ci � podszed� pod drzwi, z�apa� za klamk� - Powiem dy�urnemu, niech zrobi kaw�. Tobie i mnie ona si� przyda. � wyszed� na korytarz � Dy�urny ! Peters, do cholery gdzie ty �azisz ?! Tu masz siedzie�. Id� do kuchni, zr�b dwie kawy i przynie� tu. Szybko! Wr�ci� do pokoju, si�gn�� do szuflady biurka i wyci�gn�� cygaro. - Teraz spokojnie… - tu odpalaj�c cygaro, kontynuowa� przed chwil� przerwan� ze mn� rozmow� � zajechali�cie na miejsce akcji, co dalej ? Stoch wypu�ci� ustami dym, kt�ry od razu wype�ni� pok�j. Siad� na fotelu naprzeciw mnie. - Wysiedli�my z ci�ar�wki i rozstawili�my si� co dziesi��, nie dwadzie�cia krok�w na drodze w lesie. Ja mia�em tu zosta� na skrzy�owaniu dr�g. W przypadku wydostania si� bandyt�w z ob�awy mia�em w�a�nie tu na nich czeka�. Ja i jeszcze jeden chyba sto metr�w dalej. - Dow�dca oddzia�u, co z nim ? Poszed� z reszt� �o�nierzy w g��b lasu ? - wyra�nie
podniecony Stoch zerwa� si� z fotela � Cholera, mia� tam zosta� na drodze. Dwoje ludzi do zabezpieczenia akcji? Ma szcz�cie partacz, �e poszed� tam z reszt� i zgin��. Gdyby nie to rozszarpa�bym go osobi�cie albo wys�a�bym go na mr�z do Iwan�w. Jego szcz�cie. Co dalej? - podszed� pod drzwi, kt�re by�y otwarte � Co z t� kaw�?! Dy�urny! Postanowi�em omin�� w swej opowie�ci w�asne odczucia, kt�re mi wtedy towarzyszy�y. Bo niby jaki wp�yw mia�yby na przebieg akcji? Nie mia�em zamiaru te� wspomina� Stochowi, �e wszed�em na chwil� do lasu i �e zgubi�em tam bagnet. Cho� o bagnecie m�g� ju� wiedzie�. Mo�e ci, co mnie odnale�li i przywie�li tu, ju� o tym mu powiedzieli, lub sam to zauwa�y�. Z drugiej strony… powiedzie� prawd�, wszystko jak by�o, najmniejszy szczeg� � nawet banalny? Mo�e b�dzie mia� wp�yw na doj�cie do prawdy, a mo�e te� pogr��y mnie? Nie powiem. Na razie moja �amnezja� stoi po mojej stronie i wspiera mnie. Jestem jedyny, kt�ry mo�e zna� prawd� i tylko mnie Stoch mo�e wierzy�. Tylko mnie musi, bo nie ma nikogo innego. Peters wszed� do pokoju z kaw� - trzymaj�c w r�kach dwa metalowe kubki. Za nim Stoch. - Cukru nie ma, panie poruczniku. � stan�� na baczno�� przed dow�dc�, podci�gaj�c w d� bluz� munduru. - Od dawna nie ma cukru. Nie musisz mi o tym meldowa�. Id� ju� na korytarz i pilnuj telefonu, nie �pij! Tu nast�pi�a chwila ciszy ze strony porucznika. Sam za bardzo nie chcia�em wychyla� si� pierwszy. - Pij i opowiadaj. Co by�o dalej � poda� mi kubek. - Nie bardzo wiem co mam m�wi�. Od momentu wej�cia pododdzia�u w las, nie wiem, co z nimi si� dzia�o… - To normalne � wtr�ci� Stoch. - Sta�em w jednym miejscu, po prawie pi�tnastu minutach spacerowa�em w te i we wte. P�niej zechcia�o mi si� la� i wszed�em w las, kilka metr�w od drogi, mo�e dziesi��, pod �wierk… - A i wtedy mo�e zgubi�e� bagnet, a mo�e w innej sytuacji? Stoch kolejny raz mi przerwa�. Wi�c wiedzia� o bagnecie. To raczej normalne, to da�o si� spostrzec. Nie ci�gnie dalej tej sprawy, chyba nie b�dzie robi� z tego problemu. - Bagnet zgubi�em w�a�nie tam podczas odpinania pasa. A mo�e by tam wr�ci�, pewnie jeszcze tam jest. - Spojrza�em na porucznika. - Nigdzie nie b�dziemy wraca�. Zreszt� nie ma sensu, bo i po co? Nie b�dzie �adnego dochodzenia sprawa zamkni�ta. Nie ma �wiadk�w. Koniec
Nie ma �wiadk�w, jaka sprawa? O co mu chodzi? Czy�by sta�o si� co�, co nie mo�e wyj�� ? Czekam na to, co jeszcze on powie. - Na razie niewa�ne. - Jakby przeczuwa� moje pytania i ubiega� mnie odpowiedzi�. - Nie znaleziono cia�, nie znaleziono ci�ar�wki, nic. Kompletnie nic, �lad�w krwi na �adnym listku tego cholernego lasu, na �adnym patyczku. M�w dalej. - Nie mo�liwe. Znalaz�em rannego Kurta pod zwalonym pniem. Cholera, wygada�em si�. Teraz zacznie si� prawdziwe przes�uchanie i dochodzenie prawdy. Gdybym nie powiedzia� o nim, Stoch uzna�by, �e straci�em pami�� po jakim� uderzeniu z ty�u, znienacka i sprawa zamkni�ta. - Wi�c by� �ywy �wiadek? Opowiadaj. - Porucznik podszed�, podsun� jeszcze bli�ej fotel. - Mia�em jego nie�miertelnik w kieszeni bluzy, ale ju� nie mam, kiesze� by�a otwarta-cho� j� zapi��em na guziki. - Jego nie�miertelnik, sk�d, jak? Jak to si� sta�o? Nikogo nie odnaleziono, �adnego �ywego ani martwego. Przeszukano las, wszystkie zakamarki. Nic, a ty masz nie�miertelnik. M�w dalej.- Stoch zerwa� si�, nie mal podskoczy� z fotela. - Wszed�em w las po tym, jak si� odla�em pod �wierkiem. Postanowi�em jeszcze kawa�ek wej��, p�niej jeszcze. Wiem, �e nie powinienem, ale jaka� dziwna si�a mnie tam ci�gn�a. - Dziwna si�a powiadasz? Tak, to musia�a by� bardzo dziwna si�a. Skoro wszystko wessa�a pod ziemi� albo wyparowa�a w powietrze. - Porucznik mi przerwa�, odpala� kolejne cygaro. Wypu�ci� dym. - M�w dalej. - Robi si� coraz dziwniej i ciekawie. Postanowi�em wspomnie� o zastrzelonym przeze mnie cz�owieku na drodze. Tym z czym�, co przypomina�o pancerfaust. - Co� by�o jeszcze. Na drog� wyszed� mi kto� z mierz�cym do mnie pancerfaustem. Prawdopodobnie zastrzeli�em go. Widzia�em jak pana ziemi�. Chyba dosta� na amen. Porucznik Stoch jakby zamy�lony, jakby zastanawia� si� co mi odpowiedzie�. Podni�s� r�k� do g�ry, po czym podpar� j� na kolanie, podtrzymuj�c brod�. - Wi�c powiadasz, �e zastrzeli�e� partyzanta? Jak ju� ci m�wi�em � nikogo nie znaleziono. Nikogo poza tob�, na tej drodze i nikogo w lesie. - chyba mi nie wierzy�. - To pami�tam, tego jestem pewny. Wycelowa� we mnie, ja wycelowa�em w niego. Odda�em dwa strza�y. Jeden w ramie, drugi w g�ow�. Mo�e dwa w g�ow�, daleko do�� sta�, ale widzia�em odpryski krwi z jego g�owy. Stoch nie wierzy albo nie chce wierzy�. Wsta� z fotela i podszed� pod okno, jakby si� zastanawia�, co ma dalej zrobi�, lub co ma teraz powiedzie�. Ods�oni� firanki. Odwr�ci� si� do mnie. - To na razie zamknijmy. Co by�o z Kurtem?
Widz�, �e porucznik nie daje za wygran� i dalej ci�gnie temat. Nie da mi spokoju. Jestem ju� cholernie tym zm�czony. - Mo�emy przerwa�. Musz� si� przewietrzy�. - Ju� nie d�ugo i b�dziemy ko�czy�. Otworz� okno. - tu mocowa� si� z klamk� skrzyd�a okiennego � M�w dalej. - Kurta znalaz�em pod zwalonym pniem. Mia� przestrzelon� nog�. W�a�ciwie to urwan�. Od kolana chyba wisia�a mu na �ci�gnach czy mi�niach. Widzia�em wystaj�ce ko�ci. Trz�s� si�, majaczy� co�. Nie mam poj�cia czy dopowiedzie� prawd� o tym, �e to ja mu pomog�em przej�� na tamt� stron�? Czy zatai�, i tak prawda ju� nie wyjdzie. Postanowi�em nie wspomina� o tym. Na razie nie wspomina�. Jest jeszcze co�, co chyba musz� doda�. - Co m�wi�? - Porucznik zgasi� cygaro. - Nie pami�tam dok�adnie. �Zgin�li wszyscy� czy �Zginiemy wszyscy, uciekaj�. Prawd� m�wi�c, to do ko�ca wszystkiego nie pami�ta�em, co mi wtedy powiedzia�. Nie wysila�em si�, by nie przed�u�a� tego, i tak niepotrzebnego ju� przes�uchania. - Nie�miertelnik, sk�d mia�e�? Zd��y� ci da�, zanim umar� czy po �mierci zabra�e� go ? Nie powiem nic o karabinie, kt�ry mu da�em. Mia� go ju� przy sobie, gdy go znalaz�em i tyle. - Od�ama� po�ow� i rzuci� w moim kierunku, nic nie m�wi�c. Odruchowo z�apa�em go. W tym momencie strzeli� sobie w g�ow�. - Chyba si� uda�o, moja wersja b�dzie prawdziwe, bo innej nikt nie zna. Nikt �yj�cy. - Jak strzeli� sobie w g�ow�, to ma�o mo�liwe, by strzeli� do siebie z karabinu? - Nie jest g�upi ten Stoch-pomy�la�em. Rzeczywi�cie, w tym momencie nasz�a mnie my�l-jak to zrobi� z urwan� nog�? - Nie mam poj�cia, mo�e zaczepi� j�zyk spustu o jaki� krzak lub ga��� wystaj�ca z pnia. Poci�gn� do siebie … mia� rozszarpan� nog�, ale r�ce ca�e. M�j rozm�wca, a raczej przes�uchuj�cy my�la�, milcza�, jakby zastanawiaj�c si� co dalej zrobi�. Kontynuowa�, zada� kolejne pytania, wyci�ga� ze mnie to, co jeszcze wiem? Czy przerwa�? Chyba ju� sam wiedzia�, �e to przes�uchanie na nic. Raczej robi� to z w�asnej ciekawo�ci, ch�ci rozwi�zania sprawy. Sprawy tej i tak nie m�g� rozwi�za�. Nie mia� punktu zaczepienia. - Dobrze Otto, ko�czymy. Ju� o nic ci� wypytywa� nie b�d�. Id�, odpoczywaj. Jutro wezw� ci� do siebie. Powiem ci, co dalej z tob�, musz� si� zastanowi�. Mam pewien pomys�, ale jeszcze nic ci nie powiem. Chc� w tej sprawie zadzwoni�. Id� ju�. Dy�urnemu powiem, �e jeste� zwolniony ze s�u�b i wszelkich zaj��. Na razie � zwolniony.
- Tak jest, panie poruczniku � Podszed�em pod drzwi, bez hitlerowskiego pozdrowienia. Wiem, �e ju� mu na nim nie zale�y, przynajmniej jak nikt nie widzi. Pope�ni�em dwa k�amstwa w przes�uchaniu. Nie powiedzia�em, �e to ja przyczyni�em si� te� do �mierci �Sofie� i nie wspomnia�em o wisz�cych wsz�dzie zw�okach z wypr�nionymi wn�trzno�ciami swoich koleg�w. Skoro sprawa zamkni�ta, to nie ma ju� znaczenia.
KRZYSZTOF PARZYCH PRAWA AUTORSKIE ZASTRZE�ONE �