Weronika-19844

  • Dokumenty7
  • Odsłony13 138
  • Obserwuję13
  • Rozmiar dokumentów7.9 MB
  • Ilość pobrań9 099

D.B. Reynolds - 5.5 - Betrayed PL

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :855.2 KB
Rozszerzenie:pdf

D.B. Reynolds - 5.5 - Betrayed PL.pdf

Weronika-19844 Dokumenty
Użytkownik Weronika-19844 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 107 stron)

D B Reynolds - Vampires in America 5,5 - Betrayed (A Cyn & Raphael Nowela) Tłumaczenie dla: Translations_Club Tłumacz: canzone Korekta: Isiorek Korekta całości: Majj_

Rozdział 1 Grand Junction, Kolorado Cynthia Leighton wyszła na prywatny podest czując satynową gładkość zimnego, suchego powietrza na swojej skórze. To pierwsze zetknięcie z pustynią zawsze było miłe, zmysłowe prawie. Ale po kilku godzinach, wiedziała, że będzie tęsknić za wilgotnym kalifornijskim wybrzeżem, każda część jej ciała będzie wysuszona i spragniona. Dom, w którym się zatrzymali, jedna z wielu nieruchomości Raphaela, był cudownym przykładem nowoczesnej architektury przycupniętej na skalnej półce. Od frontu można było podziwiać nieporównywalny widok na pola golfowe. Bujne połacie zieleni, były na tyle blisko, że wampiry cieszyły się widokiem, ale na tyle daleko, że nie stanowiły zagrożenia ze strony ciekawskich oczu czy bliskości okien. Ale to była inna strona domu. Widok z miejsca, gdzie ona stała był zupełnie inny. Odrzuciła ręcznik i szlafrok na leżak i stanęła nad brzegiem basenu, który wypełniał większość podestu. Para unosiła się nad wodą, która błyszczała turkusem w ciemności nocy. Za krawędzią basenu rozciągała się nieurodzajna ziemia Grand Valley, nic, tylko sucha pustynia i kamieniste wzniesienia jak okiem sięgnąć, przełamane jedynie rzadkimi światłami innych domów w dalekiej odległości. Cyn spojrzała w dół na niebieską wodę, która wydawała się sięgać horyzontu. To był drugi basen w domu, ale ten znajdował się przy głównej sypialni i był zarezerwowany dla Raphaela i Cyn do ich prywatnego użytku. Zanurzyła się, a ciepła woda zamknęła się nad jej

głową wsiąkając w jej pory i pozwalając zapomnieć na chwilę, że byli daleko od oceanicznego powietrza ich domu. Wynurzyła się i zaczęła płynąć, szybko wpadając w rytm. Większość ludzi myślała o górach i śniegu mając na myśli Kolorado. Cyn też. Raphael miał dom w Boulder i mniejszy w Vail. Oba te miejsca nadawały się do zimowych sportów. Ale nie ten w Grand Junction. Było tu dużo gór i było całkiem zimno, ale śnieg nie miał z tym nic wspólnego, tylko kilka cali każdego roku. Płynęła gładko przez wodę, płynąc na powierzchni do brzegu, a potem z powrotem, aż mięśnie się rozgrzały. W ściszonych dźwiękach usłyszała otwieranie się szklanych drzwi. Gdy rzuciła szybkie spojrzenie, zobaczyła stojącego w drzwiach Raphaela. Uśmiechnął się, ale zanim mógł cokolwiek powiedzieć, zadzwonił telefon, a następnym razem, gdy spojrzała wszedł do środka, aby odebrać. Cyn zgadywała, że to musiała byś super tajna wampirza rozmowa, która nie mogła odbywać się na zewnątrz, nawet na tym prywatnym, izolowanym podeście. Oczywiście, dźwięk niósł się w suchym powietrzu pustyni. Cyn skończyła ostatnią rundę, rozciągnęła się i wyszła z basenu. Powietrze było dużo chłodniejsze, gdy była cała mokra, mimo ciepłej temperatury wody, a może z jej powodu. Podeszła do krzesła przy drzwiach, gdzie zostawiła rzeczy, spoglądając do środka, gdy sięgała po szlafrok. Raphael wciąż rozmawiał przez telefon, ale spojrzał i spotkał jej wzrok, pokazując jeden palce i wskazując jej, że to będzie krótka rozmowa. Cyn wzruszyła ramionami i wzięła ręcznik do mokrych włosów. Mocny dreszcz przebiegł przez jej ciało, więc zdecydowała, że czas na gorący prysznic i jakieś cieplejsze ubranie, gdy otworzyły się drzwi i wyszedł Raphael.

– Jak twoje pływanie, lubimaya? – Wziął od niej ręcznik i zaczął delikatnie osuszać jej włosy. – Dobrze – powiedziała pochylając się do jego piersi. – Właśnie chciałam wziąć… Usłyszała świst strzału i odwróciła się, aby przygnieść Raphaela do ziemi, ale on już zabrał ją ze sobą, jego ramiona obejmowały ją, gdy uderzyli w drewniany podest. Dwie sekundy później, znalazł się tam Juro, rzucając się na Raphaela i Cyn, gdy drugi strzał przeciął spokojne, pustynne powietrze. Strzał wciąż odbijał się echem, gdy Cyn wysunęła się z kokonu ramion Raphaela. – Do środka – wysyczała. – Zanim uda mu się strzelić trzeci raz. Raphael zacisnął ramiona na Cyn. – Na mój rozkaz. Ruszymy razem. Juro kiwnął w milczeniu, jego oczy lśniły ciemną żółcią, gdy przeszukiwał czarną przestrzeń poza krawędzią basenu, próbując dokonać niemożliwego i odszukać strzelca. – Gotowi – powiedział Raphael. – Teraz. Podniósł się i ruszył, podczas gdy mięśnie Cyn wciąż przygotowywały się do odpowiedzi na rozkaz. Przenosząc ją, używał swojego daru szybkości, wbiegł do domu z Juro, który swoją posturą zabezpieczał plecy swojego pana swoim ciałem i życiem. Gdy już byli w środku, natychmiast odsunęli się od okien. Szkło było kuloodporne, ale nawet takie można było pokonać odpowiednią bronią. A żadne z nich nie chciało stać przy zamkniętych drzwiach. Pospieszyli przez ciemny pokój i wpadli prosto do sali konferencyjnej, która nie miała okien, ale miała pełną komunikację.

Juro już rozmawiał przez telefon komórkowy, gdy weszli do sali konferencyjnej, wyszczekując rozkazy. Cyn słyszała biegające korytarzami wampiry, słyszała silniki SUV-ów, gdy grupy ochroniarzy ruszały, aby szukać strzelca, nawet jeżeli wiedziała, że już dawno zniknął. Ale mogli znaleźć jego kryjówkę. Te strzały mogły paść skądkolwiek z doliny, z dwóch mil, jeżeli snajper był dość uzdolniony. Trudno byłoby go znaleźć w dzień, a w nocy to było niemożliwe. Raphael pchnął Cyn na krzesło stojące pod ścianą i zwrócił sie do Juro. – Jak poważnie jesteś ranny? – zapytał swojego szefa ochrony. – Tylko ramię, mój panie. Uzdrowi się do jutrzejszej nocy. – Zostałeś postrzelony? – Cyn podskoczyła na nogi i ruszyła do Juro, który stał blisko drzwi sali konferencyjnej. Sięgnęła po jego krwawiące ramię, ale złapał ją za rękę. – To nic takiego, Cynthio – powiedział, a jego basowy głos był zaskakująco delikatny. – To się uleczy. Musisz zostać w środku. Cyn zacisnęła z niesmakiem usta. Mieszanka głupiej męskiej dumy z wampirzą arogancją, mógł wykrwawić się na śmierć i nic nie powiedzieć. Nawet nie używał swojego lewego ramienia, nie mógł. Zwisało bezwładnie u jego boku, rękaw jego białej koszuli był podarty i nasiąknięty krwią. A jeżeli brakujący kawałek jego bicepsu mógł coś powiedzieć, kula zapewne uderzyła w kość przechodząc przez ramię. Normalny człowiek byłby w szoku z utraty krwi i bólu. Cyn zmarszczyła brwi, zastanawiając się czy Raphael zamierzał zaproponować mu swoją krew, aby uzdrowić ranę. To ciekawe, że jeszcze tego nie zrobił, chyba że... Odwróciła się i zobaczyła Raphaela rozmawiającego przez telefon po drugiej stronie pokoju. Ruszyła i zaczęła

sprawdzać każdy cal jego ciała, ignorując jego gniewne spojrzenie, że mu przeszkadza. Pieprzyć cholerną rozmowę. Musiała dowiedzieć się, czy udawał przed nią Johna Wayna, czy był ranny i nic jej nie powiedział, tak jak Juro. Raphael nagle odrzucił telefon i złapał jej ramiona, gdy do niego sięgała. Przyciągnął ją bliżej. – Nie zostałem postrzelony, moja Cyn – wyszeptał jej w ucho. – Powiedziałbym ci… – Nie, nie powiedziałbyś – zaprotestowała natychmiast, zwalczając chęć wyrwania się z jego objęcia, a przytulając się do jego piersi. Poczuła łzy dławiące jej gardło i opuściła głowę. Ręka Raphaela gładziła jej mokre włosy. – Zimno ci. Zacisnął jej szlafrok i zawiązał pasek, zanim znów ją przyciągnął w ramiona. – Powiedziałbym ci, moja Cyn – powtórzył. – Obiecuję. Spojrzała w górę, spotykając jego wzrok. Raphael był doskonałym kłamcą, kiedy tego chciał. Ale kiedy obiecywał, dotrzymywał tego. Przełknęła łzy i położyła rękę na jego wyrzeźbionym policzku. Nic nie powiedziała, po prostu przytrzymała palce przez chwilę, a potem skinęła. – Musisz mi pozwolić pomóc szukać tego, kto to zrobił – powiedziała. Wyraz twarzy Raphaela zamarł, jego szczęka zacisnęła się pod jej palcami. – Cyn – powiedział ostrzegawczo.

– Nie – powiedziała tym samym nieprzejednanym tonem. – To jest to, kim jestem. W czym jestem dobra. Nie chcę być głupia, ale nie będę siedzieć na tyłku, gdy ktoś próbował cię zabić. – Skąd wiesz, że chodziło o mnie? – zapytał napiętym głosem. – Ponieważ byłam na zewnątrz, na pełnym widoku przez dobre trzydzieści minut, zanim się pokazałeś. Ty byłeś celem, i wiesz o tym tak dobrze jak ja. Raphael spojrzał nad jej głową. Odwróciła się, aby zobaczyć na co patrzy i stanęła przed nim plecami chroniąc go i żałując, że nie ma ze sobą broni. Jakaś broń by się przydała, aczkolwiek bardziej potrzebowała swojego zabójcy wampirów, ponieważ w drzwiach stał obcy wampir. Gdzie, do diabła był Juro? I jak obcy dostał się do domu? Ręka Raphaela objęła ją od tyłu, obejmując jej ramiona i przyciągając ją do jego szerokiej piersi. – W porządku, lubimaya. – Podniósł głowę kierując słowa do obcego. – Moje biura. Dziesięć minut. Wampir ukłonił się w pas i zniknął w korytarzu. – Kto to był? – zażądała odpowiedzi Cyn. Raphael nie odpowiedział, zamiast tego zawołał Juro. Gdy szef ochrony pokazał się, Raphael powiedział. – Zamknij drzwi. Juro to zrobił, wychodząc na korytarz zamknął drzwi za sobą, tak, że Raphael i Cyn zostali sami. – Usiądź ze mną – wyszeptał Raphael. Nie dał jej wyboru, pociągnął ją w dół, obok siebie na niską skórzaną kanapę, która była częścią mniej oficjalną w wielkiej sali konferencyjnej.

Cyn pozwoliła mu przyciągnąć się, ale natychmiast na niego spojrzała. – Czego mi nie mówisz? – Mówię ci – powiedział Raphael, a jego idealne usta uniosły się w uśmiechu. – Zamierzałem powiedzieć ci wcześniej, ale sprawy wymknęły się spod kontroli. Cyn zmarszczyła brwi. – Chodzi o tego faceta, prawda? Czym jest... nowym ochroniarzem czy coś? Wiedziałeś, że ktoś będzie do ciebie mierzył? Dlatego go przywiozłeś? Uśmiech Raphaela stał się szerszy. – Zawsze ktoś do mnie mierzy, jak to określiłaś. Ale nie. Juro najzupełniej wystarczy, aby zapewnić bezpieczeństwo. – Więc, kto… – Jeżeli dasz mi chwilę, powiem ci. Cyn zacisnęła usta z irytacji i spojrzała na niego niecierpliwie. Raphael roześmiał się i był to radosny dźwięk, nie mogła nic na to poradzić i sama się uśmiechnęła. Jeżeli był zrelaksowany na tyle, aby się śmiać, to nie mogło być złe, chyba że… – On nie jest nowym ochroniarzem dla mnie, prawda? Jestem doskonale bezpieczna z… – Nie – zapewnił ją Raphael. – Aczkolwiek jeszcze nie zdecydowałem czy nie znaleźć kobiety, aby chroniła cię w dzień. – Nie potrzebuję... – Ucięła słowo i spojrzała na niego. – Okay, zeznawaj. Kim jest nowy facet?

– Nazywa się Jared Lincoln. Jest jednym z moich dzieci i był ze mną prawie tak długo, jak Duncan. W rzeczywistości, on i Duncan są bliskimi przyjaciółmi. Ale Jared większość swojego czasu spędził poza Kalifornią, wypełniając dla mnie różne zadania. W większości w Kolorado, w siedzibie w Grand Junction. Społeczność jest tu większa niż w okolicy Boulder. Wydaje się, że wampiry nie lubią śniegu. – Wyobrażam sobie – powiedziała sucho Cyn, myśląc o obsesyjnej niechęci Raphaela do zimna. – Może to przypadek, gdy nie daleko pada jabłko od jabłoni. Raphael przyjął jej zdanie uniesieniem brwi zanim podjął. – Jared ma zostać moim porucznikiem – powiedział bez ostrzeżenia. Cyn patrzyła na niego. Mrugnęła, a potem powiedziała. – Myślałam, że Juro mógłby zostać przesunięty na tą pozycję. – Juro dostał wybór. Odmówił. Bycie moim porucznikiem związane jest z koniecznością częstych kontaktów z ludźmi, czego Juro woli unikać. Chce pozostać szefem ochrony. – Ale chodzi z tobą cały czas na spotkania z ludźmi. – Jako mój szef ochrony. Ale z definicji, rola ochrony zawiera bardzo mało kontaktów z ludźmi. Doświadczyłem tego. Chyba, że w sytuacji zagrożenia, ale wtedy ciężko jest rozmawiać. Z drugiej strony, mój porucznik musi osobiście współpracować z przedstawicielami ludzkiego prawa i z wieloma szefami firm, z którymi prowadzę interesy. Duncan był mistrzem w dawaniu sobie rady z ludźmi. Co sprawiło, że jest idealnym wampirzym reprezentantem w Waszyngtonie, ale również sprawia, że jest prawie niezastąpiony dla mnie osobiście. Niestety, muszę go zastąpić.

– I ten Jared jest dobry we współpracy z nami gorszymi? Raphael objął jej szyję i przyciągnął ją do palącego pocałunku. Serce Cyn biło tak głośno, że ledwie słyszała słowa, które wyszeptał przy jej ustach. – Nie ma nic gorszego w tobie, moja Cyn – powiedział oblizując językiem jej wargi, kończąc zmysłową pieszczotę. – A poza tym, jesteś moja, już do nich nie należysz. – Oh, dobry Boże – wyszeptała, oblizując usta i próbując nie uśmiechnąć się. – Wy, chłopcy macie jakąś głęboko zakorzenioną przeszłość z tym obsesją zaborczości. Emma i Sarah... Wyraz twarzy Raphaela kazał jej przestać mówić. Wciąż przeżywał porwanie podczas ślubu Sary. Nawet gorzej, obwinił za to jak to ich nazwał, „piekielne trio” odnosząc się do przyjaźni trzech kobiet. Jakby to była ich wina, że przyciągnęły uwagę jakichś neardeltalńczyków. – W każdym razie – powiedziała mądrze Cyn przechodząc dalej. – Jared został przesłuchany jako kandydat na stanowisko porucznika, tak? – Jestem Wampirzym Lordem, moja Cyn, nie zgrają dyrektorów. Nie ma przesłuchania. Znam moich ludzi i dokonałem wyboru. Zaprosiłem Jareda, abyś poznała go zanim formalnie ogłoszę jego nowe stanowisko. Juro wie, oczywiście. Ale nikt inny. – Okay – powiedziała wątpiąco Cyn. Nie wiedziała dlaczego, ale myślała, że powinna zostać zapytana o zdanie zanim Raphael podjął decyzję tego typu. Ale pomyślawszy to zdała sobie sprawę, że jest głupia. Jak powiedział Raphael, był Wampirzym Lordem. Znał swoich ludzi na wylot, zwłaszcza swoje własne dzieci.

– Cyn – powiedział cierpliwie Raphael, wydając się znać jej myśli. – Cenię twoje zdanie, cenię twój instynkt. Jeżeli nie spodoba ci się, zostanie w Kolorado. Okay, poczuła się trochę lepiej w tej całej sytuacji. – Powinnam się ubrać – powiedziała, nagle uzmysławiając sobie, że wciąż pod grubym szlafrokiem ubrana jest w mokry kostium. – Rzeczywiście – zgodził się Raphael. – Ten strój kąpielowy jest zbyt skąpy, abym był spokojny. – To dlatego mam na sobie ten wielki szlafrok! Poza tym zamierzałam się przebrać, zanim pieprzony snajper rozwalił moje plany. Zadzwoniła komórka Raphaela. Nie musiał sprawdzać dzwoniącego zanim odpowiedział. – Juro. Doskonale. Opatrz swoje ramię, potem dołącz do nas w sali konferencyjnej. – Rozłączył się i powiedział do Cyn. – Zaciągnęli dzienne żaluzje od strony basenu. Pozostałe strony są mniej wyeksponowane i powinny być bezpieczne. – Niemożliwe, żeby snajper spróbował przemieścić się na front domu – skomentowała Cyn. – To zajęłoby za dużo czasu, a twoja ochrona jest teraz zaalarmowana. Poza tym, dolina teraz roi się od wampirów. Będzie zbyt zajęty wydostaniem się stąd, aby ustawiać się gdzieś indziej. Przynajmniej dzisiaj. – Wstała zaciskając pasek szlafroka. – Idę wziąć długi, gorący prysznic. Mmm, szkoda, że nie możesz dołączyć… Jej słowa urwały się, gdy Raphael był nagle przy niej, obejmując ją i przyciskając do swojego twardego ciała. – Nie drażnij mojego pożądania, słodka Cyn. Nie dzisiaj. – Pocałował ją znowu, a jego wargi miażdżyły jej, gdy język zanurzył się w jej ustach.

Cyn odpowiedziała gorliwie, obejmując ramionami jego szyję, przyciskając się do jego długiego ciała. Zajęczała, gdy rozwiązał pasek i rozchylił jej szlafrok, ale potem uwolnił ją nagle, z błyszczącymi humorem oczami. – Ach, ale nie mamy czasu. – Jej oczy błysnęły. – To było brutalne – sapnęła, zaciskając palce na krawędzi jego koszuli, gdy jej ciało domagało się więcej. – Nie bardziej niż twoje torturowanie mnie obrazami twego nagiego ciała pod gorącym prysznicem. – Wzajemnie – przyznała z jękiem, a potem podniosła się na palce i dotknęła jego ust. – Myślę, że powinniśmy wcześniej się dzisiaj położyć – wyszeptała przy jego ustach. – Musimy odpocząć i nabrać sił po wcześniejszym otarciu się o śmierć. Czarne oczy Raphaela zapłonęły srebrem. – Rozsądny pomysł. – Zadudnił jego satynowy głos. – Może tylko szybki prysznic, zatem. Im szybciej wrócisz do sali konferencyjnej, tym szybciej będziemy mogli... odpocząć. Cyn uśmiechnęła się szeroko. – Idę, wampirku. – Pocałowała go mocno i szybko, a potem odwróciła się i wyszła z pokoju, zatrzymując się tylko po to, aby przesłać mu buziaka zanim odeszła. W korytarzu wpadła na Juro, który wracał, aby zobaczyć sie z Raphaelem. Zmienił ubranie. Albo przynajmniej zmienił koszulę i założył swoją zwyczajną marynarkę od garnituru. A jego ramię już nie zwisało tak bezwładnie przy boku. – Ramię? – zapytała go, udając, że wszystko w porządku.

– Złamane – powiedział. – Roztrzaskane – dodał, gdy cynicznie uniosła brew. – Pożywiłem się i jest zabandażowane. Uleczy się do jutrzejszej nocy, Cynthio. Ponieważ to było najwięcej słów, jakie usłyszała od Juro za jednym razem, Cyn uwierzyła mu. – Tak trzymaj, wielkoludzie – powiedziała, uśmiechając się, gdy użyła zdrobnienia. – Zwolniłeś kulę na tyle, że ją odzyskamy, prawda? Skinął niechętnie, wyraźnie świadomy, że Raphael nie chce jej przy tym śledztwie. – A ponieważ drzwi były otwarte, przeszła przez moje ramię i utknęła w kominku – powiedział. – Doskonale. To nie pomoże złapać faceta, ale zawęzi krąg i z pewnością pomoże zidentyfikować go, gdy go złapiemy. Następne skinięcie. – Widzisz – powiedziała Cyn klepiąc go po zdrowym ramieniu. – Nie było tak źle. Idę się przebrać, ale zobaczymy się w konferencyjnej z tym nowym facetem, prawda? Roześmiała się i poszła korytarzem w kierunku pokojów, które dzieliła z Raphaelem. Ale gdy już tam dotarła była śmiertelnie poważna wbijając numer w swoją komórkę, jednocześnie zdejmując szlafrok. Odrobina brudu opadła z niego na dywan, przypominając jej upadek z Raphaelem na podest, gdy zaczęły sie strzały. Zadrżała, nie będąc pewna czy z powodu zimna czy tego jak blisko było, aby Raphael został zabity. Przycisnęła ramieniem telefon, słuchając jak dzwoni po drugiej stronie, jednocześnie zdejmując swój wilgotny strój kąpielowy. Był jednoczęściowy i zakładała go do robienia rundek. Zwinęła go w kulkę i wchodząc do łazienki

wrzuciła w róg prysznica. Woda zmyje chlor, do którego nie była przyzwyczajona. Basen w Malibu miał słoną wodę. Telefon przestał dzwonić, gdy został odebrany. – Yo, Leighton – powiedział wesoło Colin Murphy. – Twój chłopak wie, że do mnie dzwonisz? – A twoja dziewczyna wie, że odebrałeś, gdy dzwoniłam? – odpaliła. – Masz mnie. Co tam? – Potrzebuję informacji o snajperach. – Chcesz kogoś wynająć? Myślałem, że wolisz pracować z bliska. – Ha-ha. Nie, nie dlatego... – Cyn zamilkła nagle świadoma tego, że zamierzała powiedzieć innemu Wampirzemu Lordowi, że ktoś próbował zamordować Raphaela. Właściwie, nie mówiła tego Sophii, ale nie miała wątpliwości, że Colin jej powie. Był partnerem Sophii i sprawował pieczę nad jej bezpieczeństwem. Oczywiście, że jej powie. – Potrzebuję tylko informacji – powiedziała cicho. Colin nie odzywał się przez chwilę, a potem powiedział. – Okay. Mów, czego potrzebujesz. Cyn wyobraziła sobie drewniany pomost z basenem a poza tym... nic tylko dolina z przestrzenią ponad siedmiuset jardów, gdzie opadały ściany doliny. Nie widać było nic poza ciemnością. I to było najbliżej, gdzie strzelec mógł się ustawić. Poza tym punktem była nieskończona ilość możliwości. – Ili snajperów mogłoby trafić w nieruchomy cel z mniej więcej siedmiuset, ośmiuset jardów?

Colin znów zamilkł, pewnie próbując zgadnąć po jej pytaniu, co się właściwie stało. – Wielu snajperów może trafić z tak bliska, Cyn – powiedział w końcu. –Możesz to trochę zawęzić? – Co masz na myśli? Jak zawęzić? – Przede wszystkim, czy był dobry? Trafił? Kurwa. – Nie – Cyn powiedziała krótko. – Okay – podjął Colin – nieświadomy, lub przynajmniej udający nieświadomość, pola minowego, po którym kroczyli. – Noc czy dzień? Pogoda? Padało czy było sucho? Wiatr? – Noc, sucho, bez wiatru. – Łatwy strzał, zatem, jeżeli masz odpowiednią broń i wiesz jak ją użyć. Do diabła. Robią zawody na takie strzały. W niektórych biorą udział gospodynie domowe. Cyn zmarszczyła brwi. Nie to chciała usłyszeć. Z drugiej strony… – Okay, ale gospodynie domowe nie wynajmują się jako zabójcy. Więc kto? – Ach, to wszystko zmienia. Okay, może były wojak albo rządowy agent, aczkolwiek niektórzy z nich są znani z tego, że pracują na boku. – Jeżeli chciałabym kogoś takiego wynająć, gdzie bym miała szukać? – Leighton. – Murphy – przedrzeźniała go niecierpliwie. Westchnął.

– Cholera, w porządku. Ale nie istnieje sklep ze snajperami, wiesz. Coś takiego wędruje z ust do ust i nie jest załatwiane nawet na tłach magazynu. Musisz mieć pośrednika, a on musi ci ufać, aby rozesłać wieści. Cyn zatrzymała się, próbując zdecydować, czy jest coś między słowami, które powiedział Colin. – Czy coś takiego można zlokalizować? To znaczy, czy snajperzy mają terytoria? – Nie, Leighton – powiedział z wymuszoną cierpliwością. – Teraz mamy samoloty. Pewnie o nich słyszałaś. Westchnęła ciężko. – Daj spokój, Murphy. Strzelam w ciemno. – Ta – warknął. – Znam to uczucie. – W porządku. Nie ważne. Spróbuję coś… – Nie. Zabijesz się, a ja będę miał wyrzuty sumienia. Spójrz, popytam dyskretnie. Ten pomysł pewnie nie jest ci znany. – Hej, Murphy. Byłam przez lata prywatnym detektywem. Wiem, co to dyskrecja. – Uhu. Rozejrzę się i dam ci znać. Ile masz czasu? – Tak szybko jak to możliwe. – Oczywiście. Zrobię co będę mógł, Leighton? Bądź ostrożna. Jeżeli ktoś zlecił taką robotę to jest biznes, zwykle idą za tym grube pieniądze. To nie jest tanie. – Taa, cóż. Ja też chcę zrobić biznes. Mam mnóstwo pieniędzy. Colin roześmiał się.

– Uważaj na siebie, Leighton. Brakowałoby mi ciebie, gdybyś zginęła. Rozłączył się nie czekając na jej odpowiedź. Cyn spojrzała na zegar, rzuciła telefon i wbiegła pod prysznic.

Rozdział 2 Jared wszedł do sali konferencyjnej i ukłonił się nisko. – Panie – powiedział, czekając, aż Raphael go zauważy krótkim skinięciem, zanim zajął miejsce po jego prawej stronie. Skinął witając Juro, który pozostał stojąc po lewej stronie Raphaela. Szef ochrony powitał go bez widocznych emocji. – Twoja partnerka nie ufa mi – zauważył Jared. – Nie zna cię – odpowiedział Raphael. – Moja Cyn jest bardzo opiekuńcza i nie zaufa łatwo. – Słyszałem o niej historie – powiedział Jared. Pospieszył z wyjaśnieniem, gdy Raphael spojrzał na niego zimno. – Wychwalające, mój panie. I podszyte strachem. Plotki skupione wokół obecnych wydarzeń w Seattle, i przed tym w Arizonie. Wciąż mam tam doskonałe kontakty. Raphael odprężył się trochę i uśmiechnął smutno. – Słyszałem te same plotki, Jared. I obawiam się, że są prawdziwe. Ma serce wojownika. Westchnął i zmienił temat, o którym chętniej chciał rozmawiać. Wiedział, że jego wampiry plotkowały, wiedział, że plotkowały o nim, a przez związek, również o Cyn. Ale nie lubił tego. Poza tym, miał ważniejsze sprawy do omówienia na ten wieczór. – Wiesz o dzisiejszym usiłowaniu zabójstwa. Jared skinął. – Juro wprowadził mnie, mój panie. Czy jesteśmy pewni…

– Że byłem celem, tak. Jak Cyn zauważyła, jeżeli to byłaby ona, morderca miał wiele okazji zanim do niej dołączyłem. – Twoja wizyta w Grand Junction nie była powszechnie omawiana, mój panie, ale też nie była sekretem. Twoi wrogowie mogli wykorzystać okazję, aby to ustawić. – Pochylił się do przodu. – To nie może być przypadek, mój panie, że zdarzyło się zaraz po konflikcie Lucasa z Klemensem. – Nie, jestem pewien, że nie. Ale, po co z tego powodu próbować mnie zdjąć? Tylko kilku zna moje stosunki z Lucasem. – Z mojej wiedzy wynika, że tylko ci z nas, którzy byli na początku, mój panie – powiedział Jared, schylając szybko głowę, jakby z szacunku, za to, że był jednym z tych niewielu. – Z pewnością nikt tutaj w siedzibie w Grand Junction nie wie o tym, a ja nigdy nie słyszałem o tym w Arizonie. – Klemens nie musi wiedzieć, że jestem Panem Lucasa, aby wiedzieć, że jesteś jego wrogiem, mój panie – zagrzmiał Juro. – A powiedzenie, że wróg mojego wroga jest moim przyjacielem, odnosi się do ludzi jak i wampirów. Jared skinął, zgadzając się. – Klemens nienawidzi cię, Panie. Od zawsze. A jeżeli to tylko to, wie, że ty i Lucas jesteście przynajmniej dobrymi sąsiadami. Nie było sporów o waszą granicę, podczas, gdy Klemens ze wszystkimi się kłócił, i spierał o każdy skrawek granicy z każdej strony jego terytorium. Nawet teraz, Rajmund jest zmuszony pilnować swojej zachodniej granicy, gdzie Klemens próbował odbić stare granice Krystofa. Tu dojdzie do przemocy między nimi. A biorąc pod uwagę twoją ostatnią wizytę na Manhattanie na ślubie Rajmunda..., cóż, słyszałem, że Klemens wściekł się, gdy o tym się dowiedział.

– Moja Cyn i Sarah Rajmunda są starymi przyjaciółkami. To dla niej tam pojechaliśmy. – Ale ty pojechałeś. Rajmund powitał cię na swoim terytorium i to nie pierwszy raz. Klemens jest podejrzliwy jak na starego wampira przystało, niektórzy by nawet powiedzieli, że paranoicznie. Raphael chciał odpowiedzieć, ale spojrzał czując nadchodzącą korytarzem Cyn. Zatrzymała się przed drzwiami i wyszeptała coś do Elke, która stała na straży. Mówiła zbyt cicho nawet dla doskonałego słuchu Raphaela. Bez wątpienia celowo. Cyn szybko nauczyła się jak unikać jego kontroli. To było frustrujące, ale podziwiał również jej mądrość i nawet odwagę w przeciwstawianiu mu się. Oczywiście, tego nigdy jej nie powie. Wciąż uśmiechał się na tę myśl, gdy weszła do pokoju. ***** Cyn złapała końcówkę komentarza Jareda, o jakimś facecie zwanym Klemens, gdy rozmawiała z Elke, która stała na straży przed drzwiami. Zmieniła kilka słów z wampirzycą, która była zarówno ochroniarzem jak i przyjaciółką, a potem weszła do sali konferencyjnej. – To nie paranoja, jeżeli naprawdę chcą cię dopaść – powiedziała, tylko częściowo żartując, gdy przechodziła obok stołu. Przechodząc, lekko dotknęła ramienia Juro, wyrażając solidarność z wielkim Japończykiem, w jedyny sposób, na jaki pozwalał, zwłaszcza w obecności innych. Ponieważ mimo, że zarówno Juro jak i Raphael wydawali się dobrze znać

Jareda, ona go nie znała. A to czyniło go obcym. Przed dzisiejszą nocą nigdy o nim nie słyszała. Ale znała siebie na tyle dobrze, aby wiedzieć, że większa część jej niechęci i braku zaufania do Jareda spowodowana była niechęcią zaakceptowania kogokolwiek na miejsce Duncana. Wydawało się niemożliwe, aby Jared zajął miejsce, które wypełniał Duncan przez tak długo. Raphael przyciągnął puste krzesło stojące po jego lewej stronie bliżej, zapraszając Cyn, aby usiadła obok niego. Cyn ukradkiem przyglądała się nowemu facetowi, gdy podeszła, aby dołączyć do Raphaela. Był czarny, z wąskimi, nawet charakterystycznymi oczami w kolorze kawy. Jego głowa była ogolona, ale nosił schludnie przyciętą brodę i wąsy. Trudno było stwierdzić, gdy siedział, ale Cyn oceniła go na swoje sześć stóp, może sześć stóp i dwa lub trzy cale. Jego ramiona były szerokie i wydawał się być w doskonałej formie. Ale wszyscy z ochrony Raphaela byli doskonale zbudowani, i tego samego spodziewała się po wampirze, którego wybrał na porucznika. Wnioskowała, że również był mądry i utalentowany w walce, ponieważ te dwie rzeczy mieli ze sobą wspólnego wszyscy z otoczenia Raphaela. Zdała sobie sprawę, że Raphael przygląda się jej nieustannie, gdy usiadła na krześle. Znał ją zbyt dobrze, aby czytać język jej ciała i uczucia. Pewnie przypuszczał, że spóźniła się z innego powodu niż długi prysznic. I w końcu powie mu prawdę, ale nie przy Jaredzie. Nie zna go jeszcze na tyle. – Więc, kim jest Klemens? – zapytała, powtarzając imię wampira, o którym rozmawiali, gdy weszła do pokoju.

– Stavros Kyriakos Klemens jest Lordem Środkowego Zachodu – powiedział usłużnie głosem melodyjnym i gładkim To był rodzaj głosu, który byłby dobry do śpiewu. – Jared – powiedział Raphael. – Nie sądzę, abyś był przedstawiony mojej partnerce, Cynthii Leighton. Moja Cyn, to jest Jared Lincoln, jeden z moich i od dawna zaufany członek zespołu. Cyn nie przegapiła niezbyt subtelnego przesłania ostatnich słów. Raphael wiedział, że ona nie ufa Jaredowi i mówił jej, że ma zaufać wampirowi. Co więcej, mówił jej, że lepiej, aby była uprzejma. Albo przynajmniej chciał, aby była. Powstrzymała chęć przewrócenia oczami, przełknęła westchnienie, które szło w parze z przekręcaniem oczami i uśmiechnęła się miło. – Jared – powiedziała, skinąwszy głową. – Panno Leighton – odpowiedział, z oczami pełnymi humoru. Cóż, przynajmniej ma poczucie humoru. To z pewnością będzie przydatne, jeżeli zamierzał mieszkać w Malibu z resztą nich. – Mów do mnie Cyn. Więc Stavros Kyriakos jest Lordem Środkowego Zachodu, a Klemens? Skąd to się wzięło? – zapytała machając rękę. Przeniosła spojrzenie z Jareda na Raphaela. – Klemens to jest jego prawdziwe imię. Przyjął następne, ponieważ myślał, że to mu doda prestiżu, bardziej pasuje do jego obecnej pozycji. – Bardziej pasuje do jego wizerunku – dodał sucho Jared. – Klemens urodził się i wychował w Chicago. Był studentem greckiej historii, gdy został przemieniony. – Rozumiem. Ale dlaczego chce śmierci Raphaela? I dlaczego wysłał snajpera? Jeżeli chodzi o terytorium, czy nie musi sam cię zabić?

– Niekoniecznie – odpowiedział Raphael. – Ale w takim razie, nie wierzę, aby chciał mojego terytorium. – Ale przejąłby je, gdyby miał okazję – przerwał Jared. Raphael machnął lekceważąco ręką. – Nigdy by go nie utrzymał. Mogę wskazać dziesięciu moich ludzi, którzy go pokonają i wezmą je dla siebie, jeżeli udałoby mu się mnie zabić. W rzeczywistości… – Okay. – Przerwała Cyn, chcąc, aby przestali gadać. Tylko na myśl o śmierci Raphaela bolało ją serce. Położyła rękę na piersi, aby odgonić ból. Raphael wziął jej rękę, podniósł do ust i pocałował czule, jakby rozumiał przyczynę jej milczenia. – Nie powiedzie mu się, lubimaya. Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. Cyn spojrzała mu w oczy, apotem odwróciła wzrok. Gdy zwróciła swoją uwagę na Jareda była już oficjalna. – Zatem, po co w ogóle zabijać Raphaela? Złapała szybkie, pytające spojrzenia, które rzucił Jared na Raphaela, jakby pytając ile może powiedzieć. Przypuszczała, że to było niezwykłe, aby ludzka kobieta była świadkiem poważnej dyskusji o tym, kto kogo chciał zabić i dlaczego. Nawet bardziej niezwykłe, gdy osobą, którą próbowano zabić był jej partner i Wampirzy Lord. Raphael ścisnął jej rękę, którą wciąż trzymał. – Cyn jest moim najbliższym doradcą, Jared, i umiejętnym śledczym. Możesz podzielić się z nią wszelkimi szczegółami czy spekulacjami.

– Doskonale, mój panie – przyznał Jared. – Możemy tylko spekulować, panno Leighton – zaczął, ale Cyn natychmiast mu przerwała. – Mów mi Cyn – powtórzyła. – Albo po prostu Leighton, jeżeli wolisz. To całe „panno” sprawia, że dostaję dreszczy. Raphael westchnął ciężko, a ona odwróciła się do niego z uśmiechem pozbawionym skruchy i położyła głowę na jego ramieniu. Jared kaszlnął, co brzmiało podejrzanie jak śmiech. – Cóż... Cyn – poprawił się. – Myślimy, że Klemens jest zaniepokojony, że Lord Raphael pomoże Lucasowi, jeżeli pójdą na wojnę lub, powinienem raczej powiedzieć "kiedy" wojna jest prawie pewna, że zacznie się między nimi lada chwila. – Lucas jest Lordem Równin, prawda? – wyjaśniła, rzucając pytające spojrzenie Raphaelowi. – Jego terytorium znajduje się między twoim i Klemensa? – Mniej więcej – potwierdził Raphael. – Klemens prowokuje od jakiegoś czasu tę wojnę, ale Lucas musiał się wstrzymać, tylko oddając ciosy, można tak powiedzieć, wzdłuż granicy. – Dlaczego wstrzymać się? – zapytała ciekawie Cyn. – Czy jest zbyt słaby na pełną wojnę? – Wcale – powiedział szybko Raphael. – Wierzę, że Lucas pokona Klemensa całkiem łatwo, gdy do tego dojdzie. – Niestety – wtrącił Jared. – FBI wsadza obecnie nos w jego sprawy. Mają go odwiedzić na ranczu, ale wciąż to opóźniają, a on nie chce zaczynać wojny z FBI na karku. – Jego ranczu? – powtórzyła z niedowierzaniem Cyn. – Czy właśnie mówimy o krowach i koniach? Tego typu ranczo?