Wredna2207

  • Dokumenty74
  • Odsłony34 021
  • Obserwuję60
  • Rozmiar dokumentów173.7 MB
  • Ilość pobrań20 099

Chantal Fernando - Beyond

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :2.2 MB
Rozszerzenie:pdf

Chantal Fernando - Beyond.pdf

Wredna2207 EBooki
Użytkownik Wredna2207 wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 131 stron)

1 Wszystkie tłumaczenia w całości należą do autorów książek jako ich prawa autorskie, tłumaczenie jest tylko i wyłącznie materiałem marketingowym służącym do promocji twórczości danego autora. Ponadto wszystkie tłumaczenia nie służą uzyskiwaniu korzyści materialnych, a co za tym idzie każda osoba, wykorzystująca treść tłumaczenia w celu innym niż marketingowym,łamie prawo.

2 Rozdział 1 Wstałam, kiedy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi a mężczyźni zaczęli wchodzić do środka. Moje oczy skanowały każdą twarz, poszukując jego. Słyszałam jak kobiety o nim rozmawiały. Jego imię to Dane. - Dosyć odkładania tej sprawy na później Olivio - powiedział mój ojciec, stojąc obok mnie. Jego wzrok nie spoczywał na mnie, zamiast tego wędrował po jego żołnierzach. Dzisiaj kończyłam 21 lat i nie mogłam już dłużej tego przeciągać. Mój ojciec chciał, żebym wyszła za mąż. Przekonałam go, by zamiast wybierać kogoś dla mnie, pozwolił mi to zrobić samej. Nigdy nawet nie rozmawiałam z większością tych mężczyzn, więc wydawało mi się, że to nie zrobi żadnej różnicy, poza faktem, że był jeden facet, który zwracał moją uwagę za każdym razem, kiedy pojawiał się w pobliżu. Równie dobrze mogłam wybrać kogoś, kto interesował mnie pod względem fizycznym. Wstrzymałam oddech, gdy zobaczyłam jak przechodzi przez drzwi. Ubrany cały na czarno, obcisły czarny t-shirt, czarne spodnie bojówki i wojskowe buty, mogłam zauważyć ruch jego mięśni, kiedy szedł. Mocne uda, które zwróciły moją uwagę więcej niż raz, nieposkromione wibracje, które go otaczały i które sprawiały, że pragnęłam go jeszcze bardziej. Przeciągnął dłonią przez swoje ciemne włosy, jego zielone oczy skanowały pokój. Zawsze był czujny. Przygotowany na wszystko. Był wojownikiem naszych czasów. Stanęłam na palcach i powiedziałam do ucha mojemu ojcu - Ten ubrany na czarno, który właśnie wszedł przez drzwi. Znałam jego imię, ale go nie wymówiłam. Mój ojciec spojrzał w stronę wejścia i zacisnął usta, kiedy zobaczył mężczyznę, o którym mówiłam. - Dane? On jest moim najlepszym żołnierzem - powiedział, nie wyglądając na szczęśliwego. Jego oczy, zielone jak moje własne, zwęziły się nieco. - Mam dla niego inne plany. - W takim razie będzie świetnym liderem w przyszłości. Jego usta ponownie się zacisnęły. - On już jest świetnym liderem, ale na polu walki. Bierze najbardziej niebezpieczne misje i upewnia się, że wszyscy wrócą bezpiecznie do domu. Żołnierze potrzebują go bardziej niż ty. - Nie będę go powstrzymywać przed wyjściem poza mury - powiedziałam. W zasadzie, może mógłby mnie ze sobą zabrać.

3 - Nie masz nic przeciwko ciągłym nieobecnościom męża? - zapytał, studiując mnie wzrokiem. Wzruszyłam ramionami. Nie miało to znaczenia. Był jedynym mężczyzną, który zwrócił moją uwagę i to sięgało dalej niż jego świetny wygląd. Miał coś w sobie. Aurę niebezpieczeństwa. Był mężczyzną, którego chcesz mieć u swojego boku i tak się składało, że ja chciałam go przy swoim. - Czyż nie chcesz żeby twoja jedyna córka była dobrze chroniona? - zapytałam, patrząc ponownie na mężczyznę, o którym dyskutowaliśmy. Po napiętej twarzy mojego ojca, wiedziałam, że nie miał ochoty oddać swojego najlepszego żołnierza. - Idź do swojego pokoju - powiedział. Pocałowałam go w policzek, posłałam Dane’owi ostatnie powłóczyste spojrzenie i zrobiłam jak mi powiedziano. ********** Następnego wieczora nadal nie słyszałam nic od mojego ojca, również się z nim nie widziałam. Poszłam w stronę jego pokoju, ale schowałam się w kącie, kiedy zauważyłam dwóch mężczyzn idących w moim kierunku. Nie powinnam tu być, po tej stronie budynku. Tutaj były kwatery mężczyzn. - Nie chcę się żenić z jakąś sztywną księżniczką - warknął mężczyzna głębokim głosem. Natychmiast wiedziałam, że to on. Nawet na jego okrutne słowa, niski tembr jego głosu posłał dreszcz w dół mojego kręgosłupa. - Czy Evan powiedział, że musisz? - zapytał inny mężczyzna. - Jestem pewien, że możesz się z tego jakoś wymigać. Jesteś jego ulubieńcem. Przerwa. - Wymagał tego ode mnie. A ja nie mogę go zawieść po tym wszystkim co dla mnie zrobił. - Możesz, ale tego nie zrobisz - odpowiedział mężczyzna, robiąc kolejną pauzę. - Nie lubisz blondynek. Usłyszałam jak Dane dusi śmiech. - To najmniejszy z moich problemów w tym momencie. - Mimo wszystko, ona jest piękna - odpowiedział mężczyzna. - Mogłeś gorzejtrafić. Dane westchnął głęboko. - Gdyby ci powiedziano, że musisz poślubić kogoś, z kim nawet nigdy jeszcze nie rozmawiałeś, jak byś się czuł? Tak, jest piękna, jak wiele innych kobiet. Małżeństwo nie jest słowem, którym się popisujesz, nawet w

4 dzisiejszych czasach i w tym wieku. Kobietę, którą poślubię, będę widział jako swoją. Wolałbym żeby była to ta, którą sam wybiorę i by ten wybór był dobrowolny. - Nawet nie wiesz czy będziecie kompatybilni w łóżku - dodał inny mężczyzna z szyderczym śmiechem. - Jestem dobrym nauczycielem - odpowiedział rozbawiony Dane. - Jednak założę się, że w łóżku jest zimna jak lód. Wygląda na taką sztywną i poprawną, sam nie wiem. Przyjaciel Dane’a ponownie się roześmiał. - Czyli nie taka, jak kobiety, do których przywykłeś. Wszyscy wiemy, że lubisz, kiedy są łatwe i cycate. - Usłyszałam odgłos klapnięcia a po nim jęk. - Ałć, ty skurwielu. - Nie mów źle o moich kobietach - odpowiedział Dane, w jego tonie nie było ciepła. - Kobietach - powtórzył mężczyzna, chrząkając. - Jesteś szczęśliwym draniem, że one wszystkie tak się na ciebie rzucają. Zagryzłam wargę i schowałam się jeszcze głębiej w kącie. On tego nie chciał. Dlaczego nawet nie wzięłam tego pod uwagę? Nie chciałam kogoś, kto nie będzie chciał mnie. Może powinnam powiedzieć ojcu, żeby po prostu wybrał kogoś dla mnie. W ogóle, to dlaczego musiałam wychodzić za mąż? Cała ta rzecz była głupia. Kobiety wychodziły tutaj za mąż jak tylko skończyły 18 lat, musieliśmy odbudować naszą populację. Jako córka lidera, musiałam wyjść za kogoś, kto w przyszłości pomoże mi prowadzić naszych ludzi. Teraz miałam 21 lat, więc traktowano mnie pod tym względem nieco pobłażliwie ze względu na mój status. - To nie musi niczego dla ciebie zmieniać Dane - powiedział mężczyzna i momentalnie zesztywniałam. Nie usłyszałam jego odpowiedzi, bo poszli dalej korytarzem. To nie musi niczego dla niego zmieniać? Co to oznaczało?1 Nadal zamierzał brać najbardziej niebezpieczne misje, poza bezpieczeństwem naszego domu? Nie spodziewałam się, że przestanie. Miał zamiar sypiać z innymi kobietami? To mógł być problem. Z tego co usłyszałam, sypianie z różnymi kobietami, nie było mu obce. Czy oczekiwał, że się z tym pogodzę? Podeszłam dziarsko do drzwi pokoju mojego ojca i zapukałam dwa razy. - Co ty tutaj robisz? - zapytał ze złością, otwierając mi drzwi, żebym weszła. - Nie przyszedłeś żeby się ze mną zobaczyć - powiedziałam, zakładając ręce za plecami. - Jak mam zarządzać grupą mężczyzn, kiedy nawet własna córka nie chce mnie słuchać - wymamrotał, coś co mówił już wcześniej kilka razy. 1 Kochanie jeśli nie wiesz to ja ci mogę powiedzieć, ale nie będzie to miłe… :/ Dupek i tyle (przynajmniej na razie xD)

4 - To dlatego chcesz żebym wyszła za mąż? Żebym nie była już dłużej twoim problemem? - zapytałam, niezdolna by ukryć złość w swoim głosie. - Czas już na ciebie Olivio - to było wszystko, co powiedział. Minęło 5 lat odkąd zostaliśmy zaatakowani. Odbudowaliśmy co mogliśmy, ale większość populacji wyginęła – z tego co wiemy, a spora część kraju została zniszczona. Mogłam wychodzić z zamku bo był otoczony wysokimi kamiennymi ścianami. Nie mogłam wychodzić poza nie. Chroniły one każdego wewnątrz, całą setkę osób i trzymały z dala niepożądanych ludzi lub rzeczy. Wiedziałam co tak naprawdę mój ojciec chciał mi powiedzieć: Musimy odbudować naszą populację. Odkąd nie mogłam walczyć (a on o tym wiedział) i miałam zakaz wychodzenia poza mury, według niego tylko do tego się nadawałam, przynajmniej tak sądziłam. Mój ojciec był sierżantem w armii, teraz jest przywódcą nieco innego rodzaju, ale ludzie patrzą na niego tak samo. Gdyby nie jego wiedza i pomysły, kto wie czy w ogóle zdołalibyśmy przetrwać. - Myślę, że powinniśmy wybrać kogoś innego - oświadczyłam. Ojciec odwrócił się do mnie, jego wyraz twarzy był nie do odczytania. - Za późno. Wszystko już jest ustalone, wychodzisz za mąż za dwa tygodnie. - Ale… - zaprotestowałam, ale przerwał mi. - Sama tego chciałaś, więc masz. Idź i pomóż kobietom - rozkazał, odwracając się ode mnie. Więc to tyle? Cóż, jak sobie pościeliłam, tak się wyśpię. Dosłownie.2 - Okej - powiedziałam, wychodząc z pomieszczenia i kierując się w stronę pokojów kobiet. Mieliśmy trzy oddzielne rewiry. Samotni mężczyźni, samotne kobiety i oddzielny dla par i/lub rodzin. Nie było to wymagane. Mogłeś zostać tam, gdzie czułeś się komfortowo. Poza mną oczywiście, mój ojciec zabronił mi zbliżać się do męskiego rewiru. Może kiedy będę zamężna, dostanę nieco swobody, zwłaszcza, że mój przyszły mąż ma mnie gdzieś. Może to będzie dobra rzecz? Zmiany są dobre, prawda? To musi być lepsze niż takie życie. Kobiety zachowywały się tak, jakbym myślała, że jestem od nich lepsza. Nie robiłam tego. Oddałabym wszystko byleby być wolną i robić to, co czułam, że chcę robić. Chciałam być jak one. - Cześć Olivia - powiedział Regan, uśmiechając się do mnie i ukazując swoje dołeczki. - Cześć kolego - powiedziałam, pochylając się i całując go w czubek głowy. 2 Nie wiem jak wam, ale mnie to się wydaje, że jeśli chodzi o Dane’a to to ze spaniem nie będzie miało nic wspólnego xD

5 Regan miał 7 lat i był synem Tessy. Tessa pomagała w kuchni i przygotowywała posiłki dla wszystkich. Regan od razu mnie polubił i spędzał ze mną czas, kiedy jego mama była zajęta pracą. - Chciałabyś zagrać ze mną w grę planszową? - zapytał, na jego twarzy gościł wyraz nadziei. - Pewnie, z wielką chęcią - odpowiedziałam. Cokolwiek, byleby tylko oderwać moje myśli od Dane’a.

6 Rozdział 2 Kiedy weszłam na stołówkę, mignął mi w tłumie. Kruczoczarne włosy nieco przed ramiona, przenikliwe piwne oczy i szerokie ramiona, wąskie biodra. Szedł z pewnością siebie, jego postawa była dominująca. Usiadłam przy stole, tam gdzie każdego dnia, obok mojego ojca. Dane nie spojrzał w moim kierunku, tak jakbym nie zajmowała ani jednej myśli w jego głowie. Westchnęłam i spojrzałam w dół na swoje jedzenie. Nie czułam się głodna, ale nie chciałam marnować posiłku, bo doskonale wiedziałam, jak to jest obyć się bez niego. - Mamy zamiar wyruszyć jutro na polowanie, więc bądź gotowa, kiedy wrócimy, tak na wszelki wypadek - powiedział mój ojciec. ‘Polowanie’ oznaczało, że wybierają się poza bezpieczne mury, w poszukiwaniu jedzenia, zapasów i broni. Niektórzy z mężczyzn pójdą łowić ryby i przyniosą tyle ile zdołają. Ryby bardzo nam pomagają, bo wiemy, że są bezpieczne i nieskażone. Są także niewyczerpanym zapasem, dlatego bardzo na nich polegamy w naszejdiecie. By być użyteczną, pomagałam Dr, Jamesowi, kiedy tylko potrzebował asystentki, lub gdy ktoś potrzebował szwów lub opatrunku. Lekarz i pielęgniarka Lona, szkolili mnie, więc pomagałam kiedy tylko mogłam. - Tak jest - odpowiedziałam cicho. Nabrałam na łyżkę kukurydzy z puszki i przeżuwałam powoli. Spojrzałam w górę i zobaczyłam Dane’a, który mnie obserwował. Jego wzrok wytrącił mnie z równowagi i zaczęłam wiercić się na swoim miejscu. Jego wyraz twarzy niczego nie pokazywał i poczułam się przez to niekomfortowo. Jako pierwsza uciekłam od niego wzrokiem. Skończyłam swój posiłek, zmuszając się do jedzenia. - Czy mogę już iść? - zapytałam. - Olivia… - Tak? Westchnął. - Dobranoc kochanie. - Dobranoc - powiedziałam, całując ojca w policzek i idąc do drzwi.

7 Czułam na sobie wzrok wszystkich osób w pomieszczeniu, ale zignorowałam ich, idąc z uniesioną brodą i wyprostowanymi ramionami. - Olivia! - ktoś zawołał, a ja podskoczyłam. - Cholera! - zaklęłam, moja dłoń znalazła się na klatce piersiowej. Odwróciłam się i znalazłam się twarzą w twarz z Danem we własnej osobie. - Tak? - zapytałam, nie wiedząc co innego mogłabym powiedzieć. Starałam się by mój wyraz twarzy obrazował coś na kształt zwykłej życzliwości. Oblizał usta i wpatrzył się w moje rysy twarzy. - Gdzie idziesz? - Do mojego pokoju, dlaczego pytasz? - odpowiedziałam, zwężając oczy. - Chciałbym z tobą porozmawiać. - Okej - odpowiedziałam z wahaniem. - O czym chcesz rozmawiać? - O tobie. Nas. - Okej - powiedziałam, miałam motylki w brzuchu.3 - Przypuszczam, że to dobry pomysł. Nie umiałam go rozgryźć. Te słowa wypowiedział delikatnie, ale kontrastowały z twardym spojrzeniem jego oczu. - Każdy mężczyzna byłby szczęśliwy mogąc poślubić tak piękną kobietę - powiedział, zakładając mi włosy za ucho. Wciągnęłam ostry oddech, nadzieja zaczęła budzić się w moim sercu. - Ale ja nie jestem każdym mężczyzną - powiedział, a ja zacisnęłam zęby, nadzieja wyparowała. - Nie lubię być zmuszany do małżeństwa, którego nie chcę. Zatopiłam zęby w mojej dolnej wardze. - W takim razie nie bądź, bo wiesz co mówi przysłowie uważaj czego sobie życzysz? Cóż, ja życzę sobie poślubić kogokolwiek innego niż ciebie w tym momencie. Wyglądał na rozbawionego. - Przynajmniej ona ma nieco ognia. Nawet nie miał pojęcia. - Pieprz się - wypaliłam. - W taki sposób nie mówi się do przyszłego męża - powiedział, szczerząc się, jakby właśnie znalazł coś szalenie zabawnego. Nigdy więcej nie dam się nabrać na dobry wygląd, nigdy.4 Tacy goście zawsze potem sprawiają problemy. 3 To nie motylki, to zwykły helicobacter pylori xD :D 4 Nic nie mówię, ale chyba już za późno :P

8 - Nie do końca. Powinniśmy się z tej umowy wycofać. To był błąd - mój wzrok był błagający. Nienawidziłam przyznawać się do błędu, ale jeśli to miało mnie z wyciągnąć z tej sytuacji… - Co do tego masz rację. Nigdy nie dałem ci nawet jednego znaku, że jestem zainteresowany, więc nie mam zielonego pojęcia dlaczego mnie wybrałaś. Cóż, auć. Szczęśliwie dla niego, że nie miałam niskiej samooceny. Dupek. Wzruszyłam ramionami udając, że jego komentarz nie rozwalił mnie na kawałki. - Wybrałam najładniejszą twarz. Wzdrygnął się. - Szanuję twojego ojca i wiele mu zawdzięczam. Weźmiemy ślub – przez wzgląd na niego. - W porządku - powiedziałam, patrząc w podłogę. Nie byłam za bardzo romantyczką, ale nawet ja wyobrażałam sobie coś lepszego niż to. Bo która kobieta tego nie robiła? Zasługiwałam na coś lepszego niż to, ale nie znaczyło to, że to dostanę. Życie nie działa w ten sposób. - Chodź - powiedział, oddalając się ode mnie. Gapiłam się na tył jego głowy przez sekundę. Ten facet nawet od tyłu był seksowny. - Gdzie idziemy? - zapytałam, brzmiąc na zrezygnowaną nawet dla samej siebie. Zatrzymał się i odwrócił. - Odprowadzam cię do twojego pokoju. To właśnie zrobiłby dżentelmen, prawda? Wzruszyłam ramionami. - Chyba. - Nie miałam pojęcia, kiedy zaczęło go obchodzić zachowywanie się jak dżentelmen. - Więc chodź. Nie lubię gdy ludzie marnują mój czas - powiedział, kiwając głową w kierunku mojego pokoju. - Nikt cię nie prosił żebyś mnie odprowadzał do pokoju - wypaliłam, tracąc do niego cierpliwość. Zignorował mnie i poczekał aż do niego dołączę. Zrobiłam te parę kroków, które nas od siebie dzieliło a moje spojrzenie wyraźnie mu pokazywało, co czuję w związku z nim i jego apodyktycznością. Znowu mnie zignorował i w ciszy poszliśmy do mojego pokoju.. - Nie spaceruj po korytarzach w nocy, to nie jest bezpieczne dla kogoś takiego jak ty - powiedział, patrząc na mnie. - Co masz na myśli mówiąc ‘dla kogoś takiego jak ty’? - zapytałam, krzyżując ramiona na piersi.

9 Po drgnięciu jego ust wiedziałam, że nie umknęła mu moja wyzywająca postawa. - Kogoś niewinnego - powiedział, unosząc brew. - Niewinnego? - powtórzyłam, uważnie wymawiając to słowo. Twarz Dane’a przybrała domyślny wygląd. - Twój ojciec wspomniał, że jesteś - zrobił pauzę - nietknięta. Co? Zabiję mojego ojca. Sapnęłam, otwierając usta, potem znowu je zamknęłam. - Czy ty właśnie zrobiłeś pauzę dla zwiększenia dramatyczności? - zapytałam, ściągając usta. Dane się roześmiał a ja nie mogłam nic poradzić na to, że patrzyłam z rozszerzonymi oczami jak to robił. Boże, był piękny. Zabójczy, ale piękny. Cóż za pociągająca mieszanka. - Powinieneś robić to częściej - wymamrotałam, nie zdolna by oderwać od niego spojrzenie. - Robić co? - zapytał, jego oczy nadal błyszczały. - Śmiać się. - Śmieję się. Znasz mnie przez około minutę księżniczko. No jasne, znałam go od niecałej minuty, ale obserwowałam go, a to było jak wieczność. Otworzyłam drzwi do mojego pokoju i zrobiłam krok do środka. - A ty mnie - powiedziałam. Zatrzasnęłam drzwi. Słyszałam jego śmiech niosący się echem po korytarzu.

10 Rozdział 3 - Gdzie byłaś przez cały dzień? - zapytał mój ojciec, wchodząc do pokoju następnego dnia. Zmarszczyłam czoło. - Byłam dokładnie tutaj. Posłał mi złe spojrzenie. - Wychodzimy za godzinę, idź i pożegnaj się z Danem. - No tak. Polowanie. Wstałam, powstrzymując jęk. Dane przetrwał miliony polowań, czy mój ojciec chciał żebym dała mu jakiś talizman albo stała tam i płakała, kiedy będzie wychodził? Mało prawdopodobne. Jeśli już to błagałabym go, by zabrał mnie ze sobą. - Zdecydowałem, że dzisiaj zostanę - powiedział zwyczajnie, ale rzuciłam mu spojrzenie wystarczająco szybko, by zobaczyć napięcie dookoła jego ust. - Wszystko w porządku? - zapytałam. Nie przypominałam sobie by kiedykolwiek przegapił jakieś polowanie. Święcie wierzył w to, by nie prosić innych o coś, czego sam by nie zrobił. - Wszystko dobrze, po prostu mam inne sprawy, które dzisiaj potrzebują mojej uwagi. Podeszłam do niego i owinęłam ramiona dookoła mojej talii. - No dobrze, pójdę i poszukam Dane’a. - Grzeczna dziewczynka - pochwalił mnie mój ojciec, przez co znowu poczułam się jak małe dziecko. - Kocham cię - powiedziałam, idąc do drzwi. - Ja ciebie też - usłyszałam jak odpowiada. Poszłam w stronę korytarza, gdzie wszyscy udający się na polowanie zazwyczaj się kierowali. Zobaczyłam Sama i Jase’a czyszczących broń na jednym ze stołów. - Hej - powiedziałam siadając i obserwując ich pracę. Podniosłam ostry nóż i zważyłam go w dłoni. - Nieco dla ciebie za duży - powiedział Jase, uśmiechając się krzywo. Zignorowałam jego bycie dupkiem, jakim zazwyczaj jest i zwróciłam się do Sama. - Widziałeś Dane’a? - zapytałam.

11 Wyglądał na zaskoczonego. - Powinien gdzieś tutaj być. Mimo wszystko nie zawracaj sobie głowy pytaniem, czy możesz iść z nami. - Dlaczego nie? Seksistowskie dranie! - wypaliłam. Sam wyszczerzył się, przyzwyczajony do moich wybuchów. - Są trzy kobiety, które idą dzisiaj z nami. To nie chodzi o to, że jesteś dziewczyną. Zabrałbym cię gdybym mógł, ale muszę wykonywać rozkazy. Czy mój ojciec nie rozumiał, że poprzez bycie nadopiekuńczym, czyni mnie słabą? Muszę wiedzieć takie rzeczy! A gdyby się coś stało i musiałabym się bronić? Uniosłam głowę w momencie, kiedy do pomieszczenia wszedł Dane. Obok niego stała nieco starsza, ładna kobieta – Tegan, tak chyba miała na imię. - Ona idzie? - zapytałam, nieznane emocje przepływały przeze mnie. Sam spojrzał w tamtym kierunku - Taaa, ona idzie. Zna się na ziołach i jagodach, więc może pomóc znaleźć więcej jedzenia. Odwróciłam wzrok zanim Dane zobaczył, że wbijam spojrzeniem sztylety w jego małą przyjaciółkę. - Wróć bezpiecznie - powiedziałam delikatnie do Sama, ignorując Jase’a – jak zwykle. Spojrzenie Sama złagodniało. - Zawsze wracam. - Co, żadnego pożegnania dla mnie? - prowokował Jase. Miał ogoloną głowę, jego oczy były wypełnione złością i pożądaniem. Nie miałam bladego pojęcia co mu takiego zrobiłam. - Pa Jase - wymamrotałam i skierowałam się do wyjścia. Kątem oka zauważyłam, że Dane na mnie patrzy, więc poszłam w jego stronę. Tegan uśmiechnęła się do mnie szyderczo, co wyraźnie zignorowałam i zwróciłam się tylko do Dane’a. - Bezpiecznego polowania - powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy. Nie czekałam na jego odpowiedź, po prostu wyszłam. Zrobiłam to, po co tu przyszłam, teraz mogłam zając się swoim dniem. - Olivia - zawołał zza moich pleców. Zatrzymałam się i odwróciłam. -Co? Chwycił mnie za ramię i wciągnął do pustego korytarza. - Pieprzysz go? Zmarszczyłam brwi. -Kogo? - Sama? Jase’a? Kogokolwiek? - warknął, jego oczy się zwęziły. Byłam nieco zakłopotana. - Rozmawialiśmy o tym Dane. Jestem dziewicą. Przestań się zachowywać jak jakiś pieprzony neandertalczyk.

12 - Wydaje mi się, że się tego dowiemy, nieprawdaż - wymruczał. - Nie rób ze mnie głupca Olivio. Nie będziesz flirtować z innymi mężczyznami. Te dni się skończyły. Chciałaś mnie, więc mnie dostałaś. Teraz radź sobie z konsekwencjami. Zamrugałam. Ponad 50 mężczyzn w naszej społeczności a ja wybrałam tego idiotę.5 - Jakim sposobem nigdy się nie zorientowałam, że jesteś takim dupkiem? Uśmiechnął się drwiąco. - Powinnaś zrobić wywiad zanim mnie wybrałaś. Nigdy nie chciałem się żenić. Nie możesz oczekiwać ode mnie, że zamienię się w męża roku, prawda? Wyprostowałam się. - Poślubienie mnie zapewnia ci miejsce lidera, kiedy mój ojciec ustąpi. Powinieneś mi dziękować. Przechylił głowę na bok, najwidoczniej myśląc o tym, co powiedziałam. - Kto powiedział, że chcę rządzić? - To nie ma znaczenia czy chcesz czy nie. Ludzie oczekują tego od ciebie. Widziałam to. Myślisz, że wybrałabym słabego mężczyznę na męża? Tak, ciągnęło mnie do ciebie. Jesteś potężny. Moje instynkty powiedziały, bym wybrała samca alfa. Ale nie uważaj mnie za słabą Dane. Mogę być tylko kobietą, ale jestem siłą, z którą należy się liczyć. Powinniśmy mieć małżeństwo tylko z nazwy. Wtedy oboje wygramy. Mój ojciec się ode mnie odczepi a ty będziesz wiódł swoje życie bez żadnych zmian. Oblizał swoją dolną wargę i odwrócił wzrok. - Muszę już iść. Nie wychodź poza mury. Przewróciłam oczami. - Jakby kiedykolwiek było mi wolno wyjść poza te cholerne mury. - Po prostu zostań tu i wyglądaj ładnie- powiedział idąc tyłem, potem odwrócił się i zniknął z linii mojego wzroku. Wbiłam sobie paznokcie w dłoń. Zostać tu i wyglądać ładnie? Co za protekcjonalny drań. - On prawdopodobnie jest ładniejszy niż ja - wymamrotałam, idąc jak burza w stronę mojego pokoju. Gdy byłam już w środku, chwyciłam mój miecz, łuk i strzały i skierowałam się na zewnątrz, gdzie porozstawiane były cele do ćwiczeń dla łuczników. Sam nauczył mnie jak strzelać. On również nauczył mnie jak używać miecza i walczyć wręcz. Zawsze będę mu za to wdzięczna. Wiedziałam, że nikt nie chciał bym była wojownikiem. Mój ojciec chciał bym była bezpieczna w środku, gotowała lub szyła czy wykonywała coś innego co nudziło mnie na śmierć i tylko ja wiedziałam dlaczego tak jest. Mojemu ojcu opowiedziano o pewnym proroctwie. Jakimś cudem wierzył, że mój syn, który najwyraźniej urodzi się w przyszłym roku 2020, będzie naszym wyzwoleniem. Nie pytajcie mnie jak mój pierworodny ma uratować świat, bo on jest nie do ocalenia. Mój ojciec ma nadzieję, ale jest ona płonna. Po naszej planecie błąkają się mięsożerne 5 Hahahahahaha :D no naprawdę…

13 potwory i nie możemy zrobić nic, poza ukrywaniem się lub próbami przetrwania. Pokładanie jego nadziei we mnie i w dziecku, które nawet się jeszcze nie urodziło, jest śmieszne, wiem o tym, ale nie dla niego. Mówiąc o ciężarze spoczywającym na moich ramionach, na dodatek teraz wciągnęłam w to jeszcze Dane’a, mężczyznę, który nawet mnie nie chce. Jakim cudem to wszystko tak się skomplikowało? ********** Wrócili cztery dni później. - Olivia! Pobiegłam jak tylko usłyszałam swoje imię i chwyciłam moją apteczkę. Moje oczy skanowały każdego wchodzącego przez drzwi w poszukiwaniu obrażeń. - Kto jest ranny? - zapytałam Sama, jak tylko do mnie podszedł. - Lars został dźgnięty w ramię - powiedział, patrząc w kierunku drzwi. - Wpadliśmy na inną grupę, która nie była zachwycona naszym widokiem. Z brakiem zapasów i jedzenia na niektórych obszarach, mogłam zgadnąć dlaczego. Na szczęście hodowaliśmy swoje własne jedzenie, na dodatek mężczyźni chodzili na polowania – takie, jak to – by znaleźć cokolwiek, co mogłoby nam być potrzebne. Spotkanie z innymi było trudną sytuacją, bo nie mogłeś ufać niektórym ludziom. Okej, większości ludzi. Desperacja sprawia, że zacierają się granice. Mieliśmy wiele szczęścia dzięki temu, co było tutaj. - Który to Lars? - zapytałam, moje oczy spoczęły na Danie, kiedy wszedł. Nasze spojrzenia się spotkało, dopóki jego nie opadło i nie zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów. Obok niego stał żołnierz, którego widziałam podczas ich rozmowy, podtrzymując sobie ramię. Najwidoczniej to był on. Dotknęłam barku Sama, ciesząc się, że jest bezpiecznie w domu i podeszłam do Dane’a i Larsa. – Siadaj - powiedziałam do mężczyzny, wskazując najbliższe krzesło. Lars rzucił spojrzenie Dane’owi zanim coś powiedział. Był przystojnym mężczyzną z włosami w kolorze brudnego blondu i przenikliwymi zielonymi oczami. Otwierając apteczkę, wyciągnęłam wszystko co mogłoby być mi potrzebne do opatrzenia rany. - Nie za głębokie - wymamrotałam, oczyszczając cięcie i zakładając opatrunek. Mężczyzna nawet się nie wzdrygnął a musiało go cholernie boleć. - Czy jesteś ranny gdzieś jeszcze? - zapytałam, sprawdzając opatrunek. - Nie - odpowiedział głębokim głosem. – Dziękuję. Tegan podeszła do Dane’a. Kątem oka zauważyłam, że położyła mu dłoń na ramieniu. - Dziękuję, że się mną zaopiekowałeś Dane - powiedziała.

14 Nikt poza kilkoma wybranymi osobami nie wiedział o moich zaręczynach z Danem, a Tegan musiała nie mieć o tym pojęcia. Spojrzenie Dane’a powędrowało do mnie zanim znowu zwrócił się do niej. - Jestem odpowiedzialny za to, by wszyscy bezpiecznie wrócili z polowania. - Tak, wiem - odpowiedziała, jej głos stał się zalotny. - Ale to było więcej niż to. Wiesz o czym mówię… Nie mogłam tego dłużej słuchać. - To wszystko Lars - powiedziałam. - Czy ktokolwiek jeszcze został ranny? Lars spojrzał na Dane’a, ale potrząsnął głową na ‘nie’. Najwidoczniej nie był zbyt rozmowny, albo był taki tylko przy mnie. Wydawał się być jednym z silnych, ale cichych facetów. Wstał i odszedł, dołączając do reszty grupy i pomagając posortować znalezione rzeczy. Dane w dalszym ciągu stał tam z Tegan, ale wyciszyłam ich głosy w swojej głowie. Spakowałam apteczkę, ciesząc się, że nikt nie został tym razem poważnie ranny i zwróciłam się do Sama, chcąc z nim jeszcze chwilę porozmawiać. Gdy poczułam, że Dane chwycił tył mojego t-shirtu i pociągnął żebym się zatrzymała, odwróciłam się zdenerwowana. - Co? - Stało się cokolwiek kiedy mnie nie było? - zapytał, przesuwając kciukiem po moim karku. - Jak na przykład co? - zapytałam podejrzliwie. Przyciągnął mnie do swojej klatki piersiowej. - Nie wiem, ty mi powiedz. - Szukasz kłótni? Nic się nie stało. Nikt ze mną nie rozmawiał. Czy to właśnie chciałeś usłyszeć? Jego kciuk przestał się poruszać. - Okej, rozumiem dlaczego ja jestem zły z powodu tej sytuacji, ale dlaczego ty się gniewasz? Masz czego chciałaś, więc dlaczego brzmisz na tak podminowaną? Odwróciłam głowę by spojrzeć mu w twarz. - Podsłuchałam twoją rozmowę. Wiem co o mnie myślisz i wiem też, że tego nie chcesz. Skrzywił się. - Kurwa. To nie tak chciałem rozpocząć nasze małżeństwo - wymamrotał a potem westchnął. - Byłem wkurzony. Zignoruj wszystko co powiedziałem. Gdyby to było takie proste. Odsunęłam się od niego. - Gdzie idziesz? - zapytał, unosząc brew i wyglądając goręcej niż piekło. Ściągnęłam usta, zastanawiając się czego chciał. - Co ci do tego? Jego usta zadrgały. - Należysz do mnie. Nie powiedział tego. Zmusiłam się by posłać mu drwiący uśmieszek. - Ja jestem tutaj księżniczką Dane. Wydaje mi się więc, że to ty należysz do mnie. To ja cię wybrałam, pamiętasz?

15 Powiedziawszy to, wysunęłam się z jego uścisku i podeszłam do Sama, który patrzył to na mnie to na Dane’a z uniesioną brwią. - Coś ty mu powiedziała, że tak wygląda? - A jak niby wygląda? - zapytałam, nie chcąc się odwracać. - Gapi się na ciebie z zaciśniętą szczęką a z jego uszu wychodzi para. Przewróciłam oczami. Niech się złości. - Powiedz mi wszystko na temat polowania.

16 Rozdział 4 - Wpadliśmy na grupę około 20 osób - powiedział, wyprowadzając mnie z budynku. - Wystawili trzech swoich najlepszych wojowników przeciwko naszym. Usiadłam na trawie, patrząc prosto na ogromny mur otaczający zamek. - Niech zgadnę, Dane, Lars i ty skopaliście im tyłki? Kąciki ust Sama lekko się uniosły. - No jasne. Urządziliśmy nalot na stare centrum handlowe, ale oczywiście nie znaleźliśmy tam wiele. Zdołaliśmy zabrać tylko kilka rzeczy. Tegan znalazła jakieś zioła, jagody i jadalne kwiaty. Mam też trochę tych różowych kwiatów miodnych1 , które tak lubisz. Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością. - Uwielbiam je. - Wiem o tym - odpowiedział, jego oczy miały łagodny wyraz. - Chwyciłem bukiet i powiedziałem Dane’owi, żeby je dla ciebie zatrzymał. - Prawdopodobnie wyssał z nich miód tylko po to, by zrobić mi na złość - wymamrotałam. Sam z dusił śmiech, kręcąc głową w rozbawieniu, - Tego akurat nie wiem Olivio. W zasadzie to pytał mnie o ciebie. - Co chciał wiedzieć? - zapytałam niechętnie, wiercąc się na trawie. - Skąd tak dobrze cię znam, skoro wszystko zachowujesz dla siebie. - Co mu powiedziałeś? - zapytałam, wyrywając trawę, by zająć czymś ręce. Sam wzruszył ramionami. - Nie mogłem mu powiedzieć, że znalazłem cię na zewnątrz, kiedy próbowałaś sama nauczyć się posługiwać bronią i zrobiło mi się ciebie żal, więc cię nauczyłem. Uderzyłam go w ramię. - Bardziej błagałam cię, żebyś to zrobił, a ty w końcu dałeś za wygraną. Kąciki jego ust uniosły się w uśmiechu. - To też, Powiedziałem mu, że byliśmy dobrymi przyjaciółmi i tak to zostawiłem. Wydawał się zaciekawiony. 1 Nie ma tutaj dokładnego odpowiednika. Gdybyście chcieli szukać czegoś o nazwie honey flower to powiem od razu, że znajdziecie coś o krzewach rosnących we wschodniej Australii, które mają czerwone kwiaty bogate w nektar. Przyjmijmy więc, że chodzi tu o kwiaty z których da się wyssać ten słodki nektar :P

17 - Zawaliłam sprawę wybierając go - przyznałam cicho. Sam studiował mnie wzrokiem. - Nie wydaje mi się. Jest liderem ludzi twojego ojca, sądzę więc, że to naturalne, iż wybrałaś kogoś takiego. Nikt nie ochroni cię lepiej niż on. - Wiem - powiedziałam. - Ale on nie chce się żenić. Myślę, że lubi swoje życie jakie jest. Co jest w porządku. Mam na myśli to, że kto chce aranżowanego małżeństwa? - A kto chciałby wybierać męża, bo ojciec ją do tego zmusza? - zripostował. Wzruszyłam ramionami. - Wiem, że dla mnie to też nie jest idealne, ale mogłam wybrać kogoś, komu podobałaby się ta pozycja. Albo mnie, pomyślałam. Ktoś kto by mnie pragnął i lubił, byłby plusem. - Wydaje mi się, że w tym obrazku odgrywam mało znaczącą rolę. Nie powinnam narzekać. Mam tutaj bardzo dobrze, wiem, że tak jest. Inne kobiety muszą pracować. - Ty też pracujesz Olivio - powiedział Sam, ganiąc mnie. - Pomagasz każdemu, kogo spotkasz na swojej drodze. Masz dobre serce i będziesz dobrym przywódcą. Wzruszyłam ramionami. - Staram się i robię co mogę. Wolałabym być na zewnątrz walcząc i chroniąc naszych ludzi, ale poprzestanę na tym, co potrafię robić wewnątrz murów. Wyraz twarzy Sama zrobił się poważny. - Mogłaś wybrać mnie, wiesz o tym, prawda? Uniosłam brew. - Jesteśmy przyjaciółmi Sam. Nie zrobiłabym ci tego. Znajdziesz kogoś, bez kogo nie będziesz mógł żyć i nie zamierzam odbierać ci tej szansy. Szturchnął mnie w ramię. - Nie jesteś wyrokiem śmierci. Poradzilibyśmy sobie. Roześmiałam się. - Wyrokiem śmierci. Dobre. - Mówię poważnie. Jesteś piękna i masz dobre serce. Czego jeszcze mógłby chcieć mężczyzna? Odchyliłam się do tyłu, dłonie położyłam na trawie. - Miłości. Pasji. Nie wiem. Sam przewrócił oczami. - Myślę, że czytasz za dużo tych romansów, które znaleźliśmy podczas ostatniego nalotu. Czasy się zmieniły Olivio. To tak, jakbyśmy cofnęli się w czasie, wrócili do aranżowanych małżeństw, tradycyjnych ról i nowych praw. Demokracja jest już częścią przeszłości. - Tradycyjne role - powtórzyłam, marszcząc nos. - Co do tego masz rację. Czy widziałeś kogoś z nich, kiedy byłeś na zewnątrz? Przez nich miałam na myśli potwory. Chyba można by ich nazwać zombie. Mięsożerne kreatury2 , które przejęły kontrolę i zniszczyły większą część populacji. Sam potrząsnął głową. - Nie. 2 Teraz mam skojarzenia z serialem „Żywe trupy” :P

18 Powoli wypuściłam oddech. - Wydaje się, że widujemy ich ostatnio coraz mniej. Przynajmniej z tego co mówisz mi po każdym polowaniu. Sam pozostał cicho. - Czy myślisz, że pewnego dnia będzie bezpiecznie by… - Olivia - powiedział Dane, przerywając mi. Spojrzał na Sama i posłał mu złe spojrzenie, - Czy nie masz nic do roboty? - Sam zanim odszedł, posłał mi rozbawione spojrzenie. Dane usiadł obok i odwrócił się do mnie. - Z pewnością powiedziałem ci, że nie chcę byś flirtowała. Z pewnością Dane miał obsesję na punkcie kontroli. - Rozmawiałam, a to różnica. - Możesz rozmawiać ze mną - powiedział, unosząc sardonicznie brew. Nie wiedziałam czego chciał Dane, jaki był jego cel. Ten facet był dezorientujący. Zwęziłam oczy. - Sam jest moim jedynym przyjacielem w tym miejscu. Jeśli myślisz, że powstrzymasz mnie od rozmawiania z nim, to nie znasz mnie zbyt dobrze. Oczywiście, rozmawiałam z innymi a oni rozmawiali ze mną. Ale każdy zachowywał dystans. To była samotna egzystencja, od której ocalił mnie Sam. Był dobrym przyjacielem. - Nie znam cię - odpowiedział Dane, patrząc przed siebie, - Będziemy musieli to jakoś naprawić. - Dlaczego? - zapytałam. Jaką to zrobi różnicę w tej sytuacji? - Co masz na myśli pytając ‘dlaczego’? Bierzemy ślub Olivio… - A to nic dla ciebie nie znaczy Dane. Mówiłam ci. To świstek papieru. Nie mamy nawet księdza w zamku do kurwy nędzy. Możemy udawać ile chcemy, ale to niczego nie zmienia. Tak, będziemy ze sobą związani na oczach wszystkich. Tak, będziemy dzielić łóżko. To wszystko. - To wszystko? - powtórzył, brzmiąc niedowierzająco. - Myślisz, że chcę mieć dzieciaka z kobietą, którą ledwo znam? Potarłam czoło. - Teraz już nawet nie chcesz dzielić ze mną łóżka? Chryste, myślałam, że to był powód tego wszystkiego. By spłodzić spadkobiercę. - Och, będę dzielił z tobą łóżko - powiedział, jego głos podszyty był stalą. - To jedyny profit w tym całym bałaganie. Zacisnęłam zęby. - Zmierzasz sprawić, że będę żałowała tego, iż cię wybrałam, prawda? - Każdego dnia twojego życia. I nie potrzebujesz księdza, by małżeństwo było legalne.

19 Westchnęłam i spojrzałam w górę na błękitne niebo. - Chcę wyjść z następną grupą, która wyjdzie poza mury. - Nie. - Ale kobiety wychodzą cały czas. - Nie ty - odpowiedział nonszalancko. - Twój ojciec chce żebyś była bezpieczna. - A ja chcę być wolna. - Jesteś wolna - odpowiedział. - Jesteś księżniczką. Jak myślisz, ile kobiet w zamku zazdrości ci twojej pozycji? Wydaje mi się, że przyszedł czas byśmy zaczęli od nowa. Sprawiał, że brzmiałam na niewdzięczną. Zepsutą. Może i taka byłam. ********** Później tej nocy nie mogłam spać. Wstając z łóżka, otworzyłam drzwi mojego pokoju i wędrowałam po korytarzach. Zamek, w którym mieszkaliśmy był stary i otoczony ogromnymi murami, zbudowanymi jeszcze za czasów wojny. Wtedy zamki były oblegane i zdobywane siłą. Ten zamek to wytrzymał, a teraz bronił nas przed potworami. Dotknęłam ściany i poczułam kamień pod moją dłonią. Jak to wygląda na zewnątrz? Zawsze się zastanawiałam. Jak reszta świata przetrwała? Ilu nadal żyje? Ubrana w moją białą koszulę nocną i z bosymi stopami, podążyłam za odgłosami śmiechu i okrzykami. Ciekawa, zatrzymałam się, kiedy dotarłam do drzwi prowadzących do oddzielnego bloku dla samotnych kobiet. Mój tata powiedział mi, że kobiety tutaj są ‘wolne w swoich przyjemnościach’ i zapraszają mężczyzn, by je odwiedzili. Jak dla mnie brzmiało to na burdel, ale on nalegał, że to nie tak. Ukryłam się za ścianą, gdy grupa trzech mężczyzn podeszła do drzwi i zapukała. Otworzyła je kobieta, moje oczy rozszerzyły się, kiedy zobaczyłam jej ubiór. Miała na sobie prześwitującą czerwoną sukienkę, która ukazywała jej sutki razem ze wszystkim innym. Mężczyźni weszli do środka a ona zatrzasnęła za nimi drzwi. Kontynuując wędrówkę w dół korytarza, skierowałam się do kuchni w poszukiwaniu czegoś na ząb. Nie znalazłszy nic interesującego westchnęłam i usiadłam na jednej z ławek. - Tu jesteś - usłyszałam głęboki głos, który sprawił, że podskoczyłam. - Co robisz wędrując po korytarzach? - Co robisz szukając mnie? - wypaliłam. - Byłem u ciebie w pokoju - powiedział Dane, stając przede mną. - Zapomniałem ci je dzisiaj dać. Spojrzałam w dół na kwiaty miodowe w jego dłoniach i uśmiechnęłam się. – Dziękuję - powiedziałam, biorąc od niego bukiet.

20 - Słyszałem, że je lubisz - powiedział, siadając na ławce obok mnie, nasze nogi się stykały. - Dobrze słyszałeś. - Nigdy żadnego nie próbowałem - powiedział, patrząc podejrzliwie na różowe kwiaty. Wyszczerzyłam zęby w uśmiechu, oderwałam jeden kwiat, przełamałam go i uniosłam do góry. - Ssij.3 - Jego brwi się uniosły. Przewróciłam oczami. - Przyłóż do niego usta i ssij. Jędrne usta otworzyły się, a ja uniosłam kwiat. Wyssał słodki płyn i przełknął, jego gardło pracowało, kiedy to robił. Wysunął język i oblizał swoją pełną dolną wargę, a ja zapatrzyłam się w ten ruch. Zacisnęłam uda razem. - Niezłe - wymamrotał. - Nie taki słodki jak myślałem, że będzie. Spojrzałam w dół na kwiaty. - Opłukałeś je? Ściągnął brwi razem. - Nie, a powinienem? - Zacisnęłam usta razem starając się nie śmiać, a potem by przestać się śmiać. - Co? - zapytał niezadowolony. - Nic - odpowiedziałam. - Dziękuję, że mi je przyniosłeś. - Olivia - warknął. - Mów. Wzruszyłam ramionami. - Nie opłukałeś ich. Ja zawsze to robię, bo wyobraź sobie… no wiesz… zwierzęta, które je mijają… - Co? - Prawdopodobnie na nie sikają - powiedziałam szybko, moje usta drgały od powstrzymywanego śmiechu. Dane spojrzał na kwiaty, teraz leżące na stole, z obrzydzeniem. - Czy próbujesz mi powiedzieć, że nie były takie słodkie, bo prawdopodobnie wypiłem zwierzęce siki? Moje ciało się trzęsło i pozwoliłam sobie na śmiech. - Prawdopodobnie. Potrząsnął głową, wstał i chwycił butelkę wody, która stała na stole, biorąc łyka i wypłukując usta. - Mogłaś mnie ostrzec Olivio. Będziesz niedługo całować te usta. Zagryzłam zębami dolną wargę, zastanawiając się jak by to było. - Może. W dzień naszego ślubu. Posłał mi drwiący uśmieszek. - Z pewnością moglibyśmy spróbować tego wcześniej. Przechyliłam głowę w bok. - Czy my właśnie spędziliśmy kilka minut w swojej obecności bez kłócenia się? 3 Hahahahaha :D przepraszam, ale ta sytuacja jest trochę komiczna… Uwaga bo Dane będzie wssysał kwiatuszka (jakkolwiek to brzmi xD)

21 Skopiował mój ruch, również przechylając głowę. - Czy ty właśnie celowo zmieniłaś temat? Wstałam, wygładzając koszulę. Zmierzył mnie wzrokiem, a kąciki jego ust się uniosły. - Wyglądasz cholernie nieziemsko w tej koszuli. Jak niewinny anioł. Podniosłam głowę, kładąc na niej dłoń. - Teraz jesteś poetą? Posłał mi drwiący uśmieszek. - Niezupełnie. Jaki rozmiar mają twoje cycki?4 Gapiłam się na niego przez sekundę. - Iiiiiii wrócił - wymamrotałam, chociaż wiedziałam, że chciał mnie tylko wkurzyć. Słuchałam jego głębokiego śmiechu, niezdolna by powstrzymać uśmiech rozprzestrzeniający się na mojej twarzy. - Lepiej się stąd wynośmy - powiedział. - Chodź, odprowadzę cię z powrotem do twojego pokoju. Wzięłam ze stołu kwiaty i poszłam razem z nim. Kiedy mijaliśmy drzwi, w których widziałam jak znikli ci trzej mężczyźni, rzucił na nie spojrzeniem zanim znów popatrzył do przodu. Zastanawiałam się czy kiedykolwiek tam chodził. Ukłucie w mojej klatce piersiowej powiedziało mi, że jeśli faktycznie tak było, to nie spodobałoby mi się to. 4 Hahahahaha :D no naprawdę, umiejętność prowadzenia rozmowy z kobietą 6+ :P

22 Rozdział 5 - Mama powiedziała, że wychodzisz za mąż - powiedział Regan, jego słodka twarz się zmarszczyła. - Myślałem, że pewnego dnia mogłabyś wyjść za mnie. Zagryzłam wargę, nie chcąc zranić uczuć siedmiolatka. - To miłe z twojej strony Regan. Ale zaufaj mi, gdy będziesz miał 18 lat, będzie wiele ładniejszych kobiet do wyboru niż ja. Wypchnął pierś do przodu. - Zawsze będę dla ciebie miły Olivio. Moje serce się ociepliło. - Wiem Regan. Będziesz dobrym mężczyzną. Popatrzyłam w dół na szachy, w które graliśmy i zrobiłam swój ruch. Kiedy cień padł na planszę, spojrzałam w górę w parę piwnych oczu, o których śniłam ubiegłej nocy. – Dane - powiedziałam, kiwnąwszy głową. - Olivia - powiedział niskim głosem. Zwrócił się do Regana. - Cześć maluchu. Regan posłał mu złe spojrzenie. - Mam 7 lat. Dane uśmiechnął się szeroko. - Naprawdę? Tak i pewnego dnia poślubię Olivię. Nie ty.5 Oczy Dane’a rozszerzyły się zanim na mnie spojrzał, rozbawienie było widoczne na jego twarzy. - Widzę, że mam konkurencję. Przewróciłam oczami. - Nie chcesz mnie, pamiętasz? Nie masz żadnej konkurencji bo ze mną utknąłeś. Dane potarł swój kark. - A ja myślałem, że wczoraj wróciliśmy do punktu wyjścia. Zwęziłam oczy. - Nic nie mogę poradzić na to, że jestem podejrzliwa wobec ciebie, będącego dla mnie miłym. Regan wstał i zdałam sobie sprawę, że nie powinnam nic takiego mówić w jego obecności. Posłałam mu ciepły uśmiech. - Czy możemy dokończyć tą grę później Regan? Skinął głową. - Dobrze Olivio. Dane wyciągnął do mnie dłoń, więc wzięłam ją i pozwoliłam się zaprowadzić do środka. - Grasz w szachy z dziećmi pomocy kuchennej? 5 Kocham tego chłopaka :D

23 - Czemu nie? - odpowiedziałam, obserwując wyraz jego twarzy. - Po prostu jesteś pełna niespodzianek. - Dokładnie, myślisz, że jestem jakąś zepsutą, rozwydrzoną, wymagającą księżniczką - wymamrotałam, pozwalając mu się zatrzymać, kiedy minęliśmy ławkę. Usiedliśmy do siebie twarzą w twarz. - Gdzie to słyszałaś? - Pamiętaj, podsłuchałam twoją rozmowę z Larsem pewnego dnia - powiedziałam, krzyżując ramiona na piersi. Jego oczy rozszerzyły się, kiedy zdał sobie z tego sprawę. - Faktycznie. I dlatego jesteś wobec mnie taka sukowata. Myślałem, że zaczynamy od nowa. Musisz sobie tamto odpuścić. Opuściłam ramiona i posłałam mu złe spojrzenie. - Czy ty nigdy wcześniej nie rozmawiałeś z kobietą? Nie miał żadnego filtra. Mówił to co mu ślina na język przyniosła. To było ogromnie irytujące. - Kiedy jestem z kobietą zazwyczaj nie rozmawiamy - odpowiedział, poruszając sugestywnie brwiami. Jęknęłam, zakrywając twarz rękami. Odsunął je, zatrzymując moje dłonie w swoich. - Ach, daj spokój. Nie jestem aż taki zły. Skorzystasz z mojego doświadczenia. - Nie wiesz kiedy się zamknąć, prawda? - Nie jesteś zbyt wytworna, czyż nie? - zripostował. - Powiedziano mi, że jesteś uosobieniem damy. - Cóż, mój ojciec kłamał. A teraz, czego chceszDane? - Kto powiedział, że czegoś chcę? - powiedział, odchylając się do tyłu i studiując mnie wzrokiem. Patrzyłam na niego, nie mówiąc ani słowa. - W porządku - westchnął. - Potrzebuję czegoś. - Oczywiście, że tak - wymamrotałam, uwalniając swoje dłonie z jego uścisku. - Co to takiego? Otworzył usta i je zamknął. Z wahaniem w końcu powiedział, o co chodziło. - Potrzebuję byś nie była zła i żebyś mi tego nie utrudniała. Zamarłam. - O czym ty mówisz? Wzruszył wstydliwie ramionami. - Wychodzę za zewnątrz, nie wrócę przez jakieś trzy tygodnie.