- Dokumenty480
- Odsłony34 810
- Obserwuję66
- Rozmiar dokumentów587.8 MB
- Ilość pobrań19 685
//= numbers_format(display_get('profile_user', 'followed')) ?>
Alpine Woods Shifters 03 The Wolf Within
Rozmiar : | 356.7 KB |
//= display_get('profile_file_data', 'fileExtension'); ?>Rozszerzenie: | pdf |
//= display_get('profile_file_data', 'fileID'); ?>//= lang('file_download_file') ?>//= lang('file_comments_count') ?>//= display_get('profile_file_data', 'comments_format'); ?>//= lang('file_size') ?>//= display_get('profile_file_data', 'size_format'); ?>//= lang('file_views_count') ?>//= display_get('profile_file_data', 'views_format'); ?>//= lang('file_downloads_count') ?>//= display_get('profile_file_data', 'downloads_format'); ?>
Alpine Woods Shifters 03 The Wolf Within.pdf
//= display_get('profile_file_interface_content_data', 'content_link'); ?>Użytkownik Xalun wgrał ten materiał 7 lata temu. //= display_get('profile_file_interface_content_data', 'content_link'); ?>
Czy jego miłość wystarczy by zapewnić jej bezpieczeństwo? Julie nie wie co ma myśleć gdy mężczyzna, w którym była zadurzona całe życie - mężczyzna, który jak myślała miał być przeznaczony na partnera dla jej siostry - zaczyna z nią flirtować po tym jak wróciła z collegu do domu. Im bardziej próbuje się od niego zdystansować, tym mocniej próbuje ją zdobyć. On nie może chcieć stworzyć z nią partnerstwa... z dziwaczką urodzoną jako człowiek wśród zmiennych. Więc dlaczego on nie chce zaakceptować jej odmowy? Brendan czekał lata na powrót Julie. Teraz gdy w końcu jest w domu, nic nie go od niej nie odciągnie... nawet jej trzech braci alfa wilków. Ale nie tylko on chce Julie. Coś ją prześladuje, a instynkty opiekuńcze Brendana zaczynają działać, ale za jaką cenę? Gdy zdarzy się nie do pomyślenia, czy miłość Julie i Brendana doda im siły, której będą potrzebować żeby przetrwać? The Alpine Woods Shifters Book 3 The Wolf Within by Sondrae Bennett
Rozdział 1 Brendan stanął jak wryty, królik, na którego polował, już go nie interesował. Uniósł w górę głowę i powęszył w powietrzu. Znajomy zapach unosił się na bryzie, owijał się wokół niego. Znał ten zapach. Julie. Odrzucając głowę do tyłu, jego wilk zawył w triumfie. W końcu, była w domu i teraz nic go nie powstrzyma od uczynienia jej jego. Patrząc jak wyjeżdża do collegu, jak go opuszcza, było najtrudniejszym co musiał kiedykolwiek zrobić. Ale był cierpliwy - nawet nie wyznał swoich intencji przed jej wyjazdem, wiedząc jak ważna jest dla niej edukacja. Jego mocno napięta kontrola prawie załamała się kiedy wróciła do domu na ostatnie święta, pachnąc jakimś chłoptasiem z bractwa. Warknięcie wymknęło się z jego gardła na to wspomnienie. To były najgorsze święta w historii kiedy martwił się czy ją straci. W jakiś sposób udało mu się zachować żelazną kontrolę i trzymał się tak daleko od rodziny Callahan jak to było możliwe. Z perspektywy czasu cieszył się, że czekał. Teraz Julie wróciła, jej czysty, truskawkowy zapach przyciągał ją jak płomień ćmię. Pędził przez las, jego łapy uderzały w ziemię, miażdżąc pod sobą martwe liście i patyki w pośpiechu. Jej imię uformowało się w jego umyśle jak mantra. Ona nie rozpozna go w jego wilczej formie. Będąc człowiekiem nie będzie w stanie wyniuchać ani wyczuć różnicę pomiędzy wilkami w mieście. Jednak potrzeba by ją zobaczyć ciągnęła go do przodu. Wynurzając się z lasu, zauważył jak jej miętowozielony Escape wjeżdża na podjazd jej rodziców. Wpatrywał się w Julie gdy przejeżdżała, tylne siedzenia i bagażnik miała załadowany do granic możliwości, świadectwo tego, że jej życie z dala od Alpine Woods się skończyło. Tym razem planował trzymać ją w pobliżu. Pośpieszył za róg domu, desperacko pragnąc czegoś więcej niż tylko
mignięcia, ale zatrzymał się gdy zobaczył jak Julie wychodzi z samochodu. To nie była ta beztroska dziewczyna, którą pamiętał. Była piękna jak zawsze, jej długie, faliste pukle włożyła za jedno ucho gdy wpatrywała się w dom, w którym dorastała. Ale porażka i rezygnacja znaczyły każdą linię jej postawy. Patrzył jak zamknęła oczy i uniosła je do nieba. Bryza poruszyła jej włosami, odsuwając włosy z jej twarzy. Uśmiech wykrzywił jej usta gdy spuściła głowę. Brendan stał, cofnął się o krok gdy umysł zmagał się ze zmianą. Gdyby wcześniej nie widział smutku, który ją otacza, nie uwierzyłby, że coś było nie tak. Jej oczy były jasne i wyglądała jakby nie miała żadnych trosk na świecie. Skacząc do lasu, zerknął jeszcze raz na kobietę, która miała zostać jego partnerką. Musiał poruszać się ostrożnie zanim nie dowie się co ją martwiło. A dowie się. Tylko, że najpierw musi ponownie wrócić do jej życia. I upewnić się, że inni mężczyźni będą trzymać się z daleka. Julie była jego. * * * * Ruch, który zauważyła kątem oka, przyciągnął jej spojrzenie do pięknego szarego wilka biegnącego w stronę lasu. Nic nowego w Alpine Woods, biorąc pod uwagę, że miasto było zamieszkiwane przez pokaźną watahę zmiennych wilków. Ten wilk był zbyt daleko, żeby mogła zauważyć jakieś znaki różniące, ale skądś wiedziała, że to Brendan. Poczuła małe ukłucie gdy patrzyła jak odbiega, ale zgniotła to. Nie ma potrzeby tęsknić za czymś, co nigdy nie będzie jej. Wyprostowawszy ramiona, Julie przeszła przez ścieżkę do drzwi domu jej rodziców. To była długa podróż i kilka długich miesięcy poprzedzających zakończenie szkoły. Nie została na ceremonii, coś, na co jej rodzice i rodzeństwo nalegali. Oni nie rozumieli jej pospiechu związanego z wyjazdem tuż po egzaminach. Oni chcieli patrzeć jak otrzymuje dyplom. Do diabła, ona też tego chciała i ciężko pracowała żeby to osiągnąć. Julie nie chciała wyjaśniać powodów, co owocowało kilkoma napiętymi rozmowami telefonicznymi. Ale patrzeć jak George - chłopak, którego przyłapała na spaniu z inną kobietą - wygłasza przemówienie na rozdaniu było więcej niż Julie mogła znieść w tym momencie. Więc zebrała resztki swojej dumy i tupnęła nogą, nalegając na przyjazd.
Wystarczająco ciężko było patrzeć na niektórych z jej rodzeństwa z partnerami. Oni nie musieli widzieć jak żałosna była. Jak mogła nie powstrzymać swojego chłopaka od zdrady. Julie zatrzymała się kilka kroków od drzwi i zamknęła oczy, ganiąc siebie i próbując odgonić od siebie rozżalenie. Była szczęśliwa z powodu jej braci, podekscytowana tym, że znaleźli kobiety z którymi spędzą resztę swojego życia. Ale trudno było patrzeć na rodzeństwo z ich partnerkami, wiedząc, że ona nigdy nie będzie miała tego poziomu więzi, którą oni mieli. Wiedząc, że jest jedyną z całej rodziny, która nigdy nie poczuje tej szczególnej bliskości, tej najwyższej miłości i całkowitego zaufania do kogoś. Wzięła głęboki wdech, przypominając sobie, że pogodziła się z jej człowieczeństwem już dawno temu. Była zmuszona zmagać się z tym za każdym razem gdy jej tata wypowiadał swoją ulubioną frazę, Dlaczego miałbym chcieć normalnego gdy mogę mieć niezwykle? Mówił to zawsze gdy wspominał jak on i matka Julie się poznali, albo raczej kiedy ona pokazała mu swoją wilczą formę. Julie wiedziała, że to ma być lekcja dla jej braci i siostry. Ale ta wiedza nie powstrzymała tego ukłucia uderzającego jej serce za każdym razem gdy opowiadał tą historię. Jako człowiek, ona nie była niezwykła. Przyklejając do twarzy radosny uśmiech, Julie przeszła resztę ścieżki. Tylko dlatego, że nie nie będzie miała partnera, nie znaczyło to, że ma być sama. Jednym z głównych powodów jej wyjazdu do collegu było rozwinięcie skrzydeł. Julie wypuściła oddech przy śmiechu. Kogo chciała oszukać? Wyjechała do collegu żeby poznać mężczyzn, który nie znali jej życia w Alpine Woods. Poznać kogoś, kto nie będzie osądzał ją za bycie tylko człowiekiem. Julie zrozumiała bardzo wcześnie, że randkowanie nie będzie częścią jej życia w tym miejscu. Chłopcy w szkole zawsze trzymali się jak najdalej od ludzkiej dziewczyny z trzema braciami alfa i jedną siostrą alfa. Jednak to trzymało również łobuzów z daleka, więc były jakieś korzyści. - Hej, ludzie, wróciłam. - zawołała, odkładając torebkę obok drzwi. Julie rozejrzała się po cichy domu. Gdzie są wszyscy? Nawet dwa labradory zniknęły. Powiedziała rodzicom, że dzisiaj wraca. Założyła, że wszyscy tu będą żeby ją powitać. Chcieli urządzić jej przyjęcie, ale Julie odmówiła, wiedząc, że jej brat Jason i jego partnerka, Samantha, byli zajęci planowaniem ślubu na lato. - Halo, jest ktoś w domu? - spróbowała ponownie Julie, wchodząc do kuchni.
- Niespodzianka! Cała jej rodzina była wepchnięta do pokoju, jej tato usiłował trzymać wyrywające się psy, które chciały do niej dobiec. Julie klęknęła i otworzyła ramiona, zapraszając je do rzucenia się. Wiedziała, że się uspokoją gdy dostaną swoje pieszczoty i liźnięcia. - Wiemy, że nie chcesz przyjęcia, ale doszliśmy do wniosku, że małe, rodzinne się nie liczy. - jej brat, Ethan, podszedł do niej, pomógł jej wstać i pocałował ją w policzek. Julie uśmiechnęła się. Wiedziała, że nie oprą się pokusie urządzenia czegoś. - Dziękuję, ludziska. Rodzinny obiad brzmi wspaniale. To wystarczyło dla jej mamy. Judith wzięła swoją córkę w mocnym uścisku, jej znajomy zapach otoczył Julie jak ciepły kocyk. Dom. Nareszcie. Jej ręce otoczyły talię mamy, uczepiając się jej gdy zamknęła oczy. Potrzebowała tego bardziej niż myślała. Judith odsunęła się na wyciągnięcie ramienia i spojrzała na córkę. Dezorientacja i zmartwienie odzwierciedlały się w jej oczach gdy odsuwała za ucho kosmyk włosów Julie. - Wszystko w porządku, cukiereczku? - W porządku, Mamo. Jestem tylko zmęczona podróżą. - skłamała Julie. - Dobrze być w domu. - to była prawda. Dobrze było być w domu. Potrzebowała trochę czasu żeby pogodzić się z nieudanym związkiem. Gdy już wyliże rany, spróbuje ponownie randkowania, nawet jeśli będzie musiała użyć internetu i trochę podróżowania żeby kogoś poznać. Ale na razie chciała tylko naprostować swoje życie. - Pachnie wyśmienicie. - wykrzyknęła Julie gdy przenieśli się na zewnątrz gdzie czekała istna uczta. - Tylko to co najlepszej dla mojej absolwentki. Jesteśmy z ciebie dumni, kochanie. - powiedziała mama, prowadząc ją do stołu. Julie poczuła jak jej twarz robi się gorąca. Nigdy nie czuła się komfortowo w centrum uwagi. - Ugorowałam twoje ulubione. A po obiedzie mamy ciasto i prezenty. - Ooo, ludzie, nie musieliście tego wszystkiego robić. - Oczywiście, że musieliśmy. To wyjątkowy dzień, więc usiąść i ciesz się. - powiedziała Gwen, partnerka Ethana. Uśmiech rozjaśniał jej twarz, a Julie odpowiedziała jej swoim. Poznała partnerki swoich braci tylko raz kiedy przyjechała do domu w czasie wiosennej przerwy, ale z tego co słyszała i widziała, były idealne dla jej braci. Julie usiadła obok Danny'ego, jej ostatniego niezwiązanego z nikim brata. Z całego jej rodzeństwa, z nim była najbliżej. Byli najmłodsi i
oddzieleni kilkoma latami od pozostałych, zawsze mieli specjalny związek. - Dobrze mieć cię z powrotem, smarkaczu. - Danny trącił ją ramieniem, a Jetson, jeden z czarnych labradorów, pchnął nosem i jej nogę pod stołem, błagając o okruszki. Julie sięgnęła w dół i podrapała go za uchem, a rozmowy rozbrzmiewały wokół niej. Później będzie się martwić o przeniesieniu się do studia i nadgonieniu w pracy. Teraz miło znowu było czuć się częścią czegoś. Przez chwilę będzie udawać, że nie była tą dziwną. Udawać, że jest taka jak reszta. * * * * Julie roześmiała się gdy odpakowała prezent Ethana, College-opoly i pakiet "Wyhoduj swój własny dyplom". - Teraz gdy zatęsknisz za collegem możesz zagrać w Monopoly i wsadzić ten mały dyplom do wody. Taki sam jak prawdziwy. - Gwen rąbnęła swojego partnera w ramię gdy reszta rodziny się śmiała. - Masz, to od Jasona i ode mnie. - Samantha podała Julie prezent zapakowany w fioletowo-różowy papier. Julie rozerwała papier i sapnęła, widząc delikatny srebrny łańcuszek z zawieszką przedstawiającą dyplom. - Jeśli ci się nie podoba możemy go zwrócić i dać ci coś innego. Jason wspomniał, że nie masz bransoletki z breloczkami. Pomyślałam, że to idealna okazja żeby taki rozpocząć dla najważniejszych chwil twojego życia. - Samantha nawijała, a Julie wpatrywała się w srebrny breloczek. - Jest piękny. - uśmiechnęła się do zaniepokojonej twarzy Samanthy. - Przepiękny. Podoba mi się. - uśmiech Samanthy rozjaśnił cały pokój, jej satysfakcja w sprawieniu przyjemności Julie była oczywista. Dowód troskliwej natury i życzliwego serca, którego jej brat potrzebował w życiowej partnerce. Jego wilk dobrze wybrał. Gdyby ona miała przewodnika, który pomógłby jej w sprawach serca, nigdy nie związałaby się z jej samolubnym byłym. Dzwonek u drzwi przerwał jej krnąbrne myśli. Spojrzała, a iskra pożądania przeszła przez jej system gdy Laurie podeszła do drzwi. Nawet przed otwarciem wiedziała, że Brendan stał po drugiej stronie. Julie wpatrywała się w szybę, zdesperowana żeby znowu go zobaczyć. Wiedziała, że nie był przeznaczony dla niej, ale nawet jako mała dziewczynka z warkoczykami, była nim zafascynowana. Pomimo jej najlepszych intencji by ruszyć dalej, jej młodzieńcze zauroczenie dorastało
razem z nią. W collegu każdy kogo spotkała bladł przy porównaniu. Julie uchwyciła się bransoletki gdy Brendan wszedł w pole jej widzenia. Był bardziej atrakcyjny niż pamiętała, co myślała, że nie jest możliwe. Jej dłonie drgnęły, pragnienie by przesunąć nimi po jego krótkich, ale grubych, brązowych włosów sprawiało, że żołądek miała zaciśnięty. Jego uśmiech zdawał się nie dochodzić do oczu aż nie spojrzeli sobie w oczy w poprzek pokoju. - Jules. Wydawało mi się, że cię widziałem jak wjeżdżałaś do miasta. Chciałem wstąpić i to zostawić. - Julie nie wiedziała co powiedzieć gdy podał jej paczuszkę wielkości pudełka od biżuterii. Brendan zawsze był bliski jej rodzinie, był przyjacielem Laurie od podstawówki. Zawsze podejrzewała, że oni dwoje będą partnerami i nie mogła zrozumieć dlaczego jeszcze nie rościli sobie do siebie praw. Jej brzuch, chwilę wcześniej unoszący się zanim Brendan dał jej podarunek, teraz zleciał. Pewnie myślał o niej jak o młodszej siostrze, co było ostatnim miejscem jakie chciała przy nim zajmować. * * * * Brendan zmrużył oczy przypatrując się Julie. Coś było nie tak. Jej twarzy promieniała zaskoczoną przyjemnością gdy wręczył jej prezent. Ale szybko zobaczył jak jej przyjemność przygasa, a jej postura sztywnieje. Co się działo w głowie jego partnerki? - Wiesz, że prezent jej tak naprawdę w środku tego ładnego srebrnego papieru. - zażartował Brendan, ostrożnie utrzymując lekki ton. Jego wilk wyczuwał udrękę swojej partnerki, chciał sprowadzić ją w kąt i bronić przed wszystkimi w pokoju. Nikt nie stanie pomiędzy nią i szczęściem. Spojrzenie Julie przeniosło się na niego zanim śmiechem odgoniła dyskomfort. Ponownie maska wsunęła się na miejsce. Beztroska, szczęśliwa dziewczyna, z którą dorastał, stała przed nim. Brendan prawie cofnął się o krok z szoku. Pytania wirowały mu w głowie. Jak długo ona była nieszczęśliwa? Jak długo ukrywała wewnętrzne męczarnie, które cierpiała? I dlaczego wcześniej tego nie wyczuł? - Wiesz, że nie musiałeś mi nic dawać. To słodkie z twojej strony, ale niepotrzebne. - paplała Julie gdy rozwiązała wstążkę i odwinęła srebrny papier od pudełka. Jej słowa zakończyły się sapnięciem gdy otworzyła czarne aksamitne pudełko i odkryła mały medalion wilka na łańcuszku. - Dałem go z naszyjnikiem, ale Jason wspomniał, że dając ci
bransoletkę, więc zawsze możesz go do niej przypiąć. Nie wspomniał o problemach jakie musiał pokonać żeby zdobyć ręcznie robiony według jego opisu. Pomimo, że mały, chciał coś co przypominałoby jego wilka. Wiedział, że nie może posiąść ją od razu, ale potrzeba naznaczenia, nawet w taki mały sposób, była zbyt silna żeby się jej oprzeć. - Daj, pozwól mi. - powiedział gdy Julie podniosła łańcuszek z pudełka. Odsunęła na bok włosy gdy przeszedł za nią i zapiął go na jej szyi. Pragnienie żeby pocałować jej kark tuż pod zapięciem prawie go pokonała, ale poruszenie po jego prawej przypomniało mu, że mają publiczność. Obejrzał się i napotkał przenikliwe spojrzenie Danny'ego. Rozejrzał się i zobaczył podobny wzrok u Ethana i Jasona. Jednak Laurie wyglądała na rozbawioną. Później będzie martwił się jej braćmi. Teraz pragnął zobaczyć medalion na bladej skórze Julie. Odwróciła się do niego, jej dłoń trzymała naszyjnik. - Dziękuję. - uśmiechnęła się. To był prawdziwy uśmiech, nie maska, którą przybrała wcześniej. Widząc jej czystą radość i wiedząc, że on jest jej powodem, rozgrzało go jak nic innego. - Dobrze na tobie wygląda. - szepnął, umieszczając niewinny całus na jej policzku. Znajomy zapach truskawkowego szamponu uderzył go w brzuch gdy go otaczał. Odsunęła się szybciej niżby tego pragnął, zerknąwszy w stronę Laurie gdy się cofała. Brendan prawie za nią podążył, chciał wiedzieć co ją przestraszyło, ale zatrzymał się na widok żalu w jej oczach gdy zerknęła na niego. Czego Julie żałowała? To wstrząsnęła nim bardziej niż chciał przyznać. Coś było bardzo nie tak. Jej ojciec chrząknął. - Cóż, myślę, że czas na ciasto. Brendan, zostajesz, prawda? - Brendan kiwnął głową, jego spojrzenie cały czas było skupione na Julie. Wybrała miejsce pomiędzy braćmi, zmuszając go do zajęcia miejsca obok Laurie. Charles, ich ojciec, podał mu kawałek ciasta, a Judith gałkę lodów waniliowych. Zawsze był zdumiony serdeczną naturą rodziny Callahan. Jego matka była kochana i wspierająca, ale nie była w stanie przyjąć roli matki jak i ojca. Miał kilka wspomnień o ojcu, który zmarł kiedy on miał pięć lat. Poznał Laurie następnego roku, kiedy zaczął chodzić do przedszkola. Zaprzyjaźniła się z nim od razu pierwszego dnia, później przyznała, że nie mogła odwrócić się od smutku w jego oczach. Przyprowadziła go do domu, żeby bawili się popołudniu, a jej ojciec wziął Brendana pod swoje
skrzydła. Traktowali go jak rodzinę, a kiedy jego matka zmarła tuż po jego osiemnastych urodzinach, Callahanowie byli przy nim, zapewniali, że nigdy nie będzie sam. Miał nadzieję, że będą tak samo wspierający po tym jak ujawni jego intencje względem Julie. Dorastając, wśród klanu Callahan była niepisana reguła. Julie była ich skarbem i dokładnie ją chronili. Nie wiedział czy to dlatego, że była najmłodsza, albo dlatego, że była człowiekiem. Ale bez względu na powód, wyraźnie było powiedziane, że jest poza zasięgiem. Respekt dla rodziny trzymał go z daleka od roszczenia do niej praw kiedy pierwszy raz poczuł partnerskie przyciąganie. Julie miała tylko czternaście lat, a Brendan osiemnaście, nie było wątpliwości, że jej rodzina byłaby przeciwna. Ale teraz oboje są dorośli i ona podejmowała własne decyzje. Interesująco będzie zobaczyć ich reakcje w ciągu następnych kilku tygodni. Jason może być Pierwszym, przywódcą watahy, ale nic nie stanie pomiędzy Brendanem i Julie. Chociaż nigdy nie obnosił się ze swoją siłą, ani nie miał pragnienia zostać przywódcą sfory, Brendan też był wilkiem alfa. Nie chciał walczyć z żadnym z jej braci, ale jeśli będzie musiał. Oczywiście jeśli cała trójka skoczy na niego, może mieć problemy. Gdy rozważał możliwość wali z trzema oficerami watahy, zauważył, że Julie mu się przygląda. Zarumieniła się, a jej usta wygięły się w uśmiech. Brendan nie mógł nie odpowiedzieć własnym. Była warta każdego cięcia czy stłuczenia jakie będzie musiał znieść. Była warta wszystkiego. Teraz musiał tylko przekonać ją, że są dla siebie stworzeni i dowiedzieć się dlaczego wydawała się tak chętna odsuwania się od niego gdy tylko się zbliżał.
Rozdział 2 Julie spojrzała znad księgi rachunkowej gdy dzwonek nad drzwiami zadzwonił. Formalne powitanie zamarło na jej języku gdy Brendan wszedł do księgarni. Jego czarujący uśmiech zawsze podgrzewał jej krew. Rozejrzał się po pomieszczeniu zanim spojrzał na nią. Ciepło w jego oczach otoczyło ją i nie mogła się powstrzymać przed odpowiedzeniem własnym uśmiechem. - Hej piękna. - powiedział, podchodząc do kontuaru. - Gdzie są Laurie i Samantha? Uśmiech Julie troszeczkę osłabł zanim zmusiła go do pozostania. Oczywiście, że chciał wiedzieć gdzie jest Laurie. Prawdopodobnie przychodził tu co dziennie żeby spędzić z nią lunch. - Przykro mi, minęliście się. Wyszły na lunch do jadłodajni, ale prawdopodobnie możesz je jeszcze dogonić. Wyszły kilka minut temu. - oczy Brendana zwęziły się jakby wyczuwał jej wewnętrzną udrękę. - Dlaczego miałbym gonić je kiedy mogę spędzić czas sam na sam z tobą? Julie poczuła jak jego dłoń pogłaskała jej policzek kiedy odsuwał kosmyk włosów za jej ucho. Chcąc napawać się tym uczuciem, zamknęła oczy aż powrócił rozum. Co ona robi? To był Brendan, który nie tylko był poza jej zasięgiem, ale myślał o niej jak o młodszej siostrze. Poza tym, nawet jeśli był zainteresowany, nigdy w ten sposób nie zdradzi Laurie. Musiała zapanować nad swoją wyobraźnią. - Więc, co ty tu w ogóle robisz? Nie powinieneś pracować w swoim studiu? Chyba że się przeprowadził, studio obróbki metali Brendana było zlokalizowane po drugiej stronie miasta. Nie była to duża odległość, biorąc pod uwagę wielkość Alpine Woods, ale księgarnia była wystarczająco nie po drodze.
- Chciałem cię zobaczyć. Długo cię nie było. Pomyślałem, że nadgonimy ten czas. - Brendan wzruszył ramionami. Ten beztroski ruch przykuł spojrzenie Julie do jego ramion. Mogła wyobrazić sobie jak chwyta je dłońmi, przyciąga go bliżej do pocałunku. Rumieniec zakradł się na jej policzki gdy wypychała te myśli ze swojej głowy. Dlaczego nie mogła pozbyć się tego głupiego zauroczenia? - Rzeczywiście długo mnie nie było. - Zjedz ze mną kolację. Dzisiaj. Zszokowana, jej spojrzenie skierowało się na Brendana. Kolacja? Zaproszenie brzmiało jak randka, ale to nie może być prawda. Znowu musi coś sobie wyobrażać. * * * * Brendan skulił się. Nie to chciał powiedzieć. Planował przyjść i ją trochę oczarować. Przygotować sobie trochę gruntu zanim zaprosi ją gdzieś. Ale kiedy spojrzała na jego pierś i zarumieniła się, nie mógł powstrzymać tych słów. - Oczywiście. Z przyjemnością zjem przyjacielską kolację. Może powinniśmy zaprosić też Laurie. - nacisk jaki włożyła na słowa "przyjacielski" i "Laurie" sprawił, że zmarszczył brwi. Czy Julie właśnie go spławiła? Nie co dzień kobieta, którą zaprasza na randkę, zaprasza również inną kobietę. - Laurie? - Tak, dlaczego nie? Nie chciałabym ukraść cię jej, nawet na jedną noc. - powiedziała Julie, sztuczny uśmiech, który nienawidził, powrócił na miejsce. Coraz lepiej rozróżniał prawdziwy od sztucznego. Różnice były subtelne, ale oczywiste jeśli zwracało się uwagę i wiedziało co się szuka. Próbując wchłonąć każdy szczegół, Brendan wpatrywał się w nią. Coś się nie zgadzało. Dlaczego miałaby zapraszać Laurie jeśli ten pomysł jej się nie podobał? - Julie, co masz na myśli mówiąc "ukraść mnie Laurie"? Julie zaczęła się wiercić, unikała kontaktu wzrokowego. Więc wszedł za kontuar i stanął przed nią. Chwycił jej szczękę w dłoń i odchylił jej głowę aż musiała spojrzeć mu w oczy. - Co się dzieje w twojej głowie, kochanie? - Brendan wpatrywał się w jej oczy, mając nadzieję, że w jakiś sposób przedostanie się przez ścianę, którą wzniosła. Jej twarz zmieniała się, aż nawet sztuczny uśmiech na niej nie pozostał. Tylko przez chwilę mignęło mu jej wewnętrzne zamieszanie.
- Brendan, przestań. A co jeśli Laurie wejdzie? - wyswobodziła brodę z jego uchwytu i cofnęła się od niego. Sierść jego wilka stanęła na grzbiecie, gdy zobaczył jej odsunięcie się. Głęboki pomruk wydostał się z jego gardła, powodując, że oczy Julie otwarły się szeroko. Dlaczego ciągle wspominała o Laurie? Musiał dowiedzieć się co się działo i to teraz. Każdy instynkt krzyczał na niego. Coś się nie zgadzało, a jego wilk usiłował przejąć kontrolę. On chciał tylko się przemienić i zapolować na tego, który spowodował udrękę widoczną na jej twarzy. - Dlaczego ciągle mówisz o Laurie? Co ona ma z czymkolwiek wspólnego? - Ona jest moją siostrą, Brendan. Nie możesz być tak naiwny i myśleć, że zabawianie się ze mną nie skrzywdzi jej. Nie zrobiłabym to nikomu, a szczególnie mojej własnej siostrze. Brendan cofnął się o krok. Wyciągnął przed siebie ręce i potrząsnął głową. - Przepraszam. Widocznie coś mi umyka. O czym ty mówisz? - Ty i Laurie. Nie wiem dlaczego jeszcze się nie połączyliście, ale ona będzie cierpieć jeśli my ją ze sobą zdradzimy. - gdy słowa Julie dotarły do niego, jego frustracja powoli była zastępowana przez wzbierający gniew. - Laurie powiedziała ci, że jesteśmy partnerami? - nie mógł powstrzymać narastającej siły jego głosu, nawet widząc jak się wzdryga. Widząc jej szeroko otwarte oczy, pożałował swojego tonu. Chcąc ją uspokoić, zrobił krok w przód i patrzył jak ona robi pośpieszny krok w tył. Ostatnie czego chciał, to przestraszyć ją. Czy ona nie wiedziała, że prędzej zginie zanim ją zrani? Musiał stąd zniknąć zanim jeszcze bardziej ją przestraszy. Nie ufał sobie w tej chwili. Jego wilk był zbyt blisko powierzchni, wzburzony silnymi emocjami. Gniew palił się w jego wnętrznościach. Potrzebował odpowiedzi, ale nie mógł wymusić ich z Julie nie niszcząc ich związku. Musiał istnieć inny sposób zdobycia informacji, których potrzebował. Przy odrobinie szczęścia Laurie powie mu dlaczego kobieta, którą kocha, jego partnerka, wierzy, że jest mu przeznaczona inna. Nie tylko inna, ale jej własna siostra. Czekał zbyt długo na Julie, żeby to miało utrzymać ich z dala od siebie. Wszystkie te lata, czekając na Julie aż będzie gotowa i unikanie wszystkich poważnych związków. Cały ten czas, kobieta, na którą czekał, myślała, że on jest zajęty. I cierpiała w rezultacie. Żal i udręka w jej oczach za każdym razem gdy zbliżał się do niej, mówił mu, że to
nieporozumienie odgrywa swoją rolę w jej smutku. Starając się ją bardziej nie straszyć, Brendan wycofał się, szturmem wychodząc z księgarni. Z każdym krokiem zbliżającym go do jadłodajni, jego gniew narastał gdy rozmyślał nad zmarnowanymi latami. Poszedł prosto do jadłodajni, gdzie, jak wspomniała Julie, Laurie i Samantha jadły lunch. Pomimo przyjaźni, Laurie będzie żałować jeśli wbiła kołek między nim a Julie. Biorąc pod uwagę ich długoletnią przyjaźń, chciał wierzyć jej na słowo, ale potrzebował odpowiedzi. Czy to dlatego Julie zawsze trzymała go na odległość ramienia? Otwierając drzwi, Brendan wszedł do środka i odszukał dwie kobiety. Podszedł do ich stolika i stanął z dłońmi zaciśniętymi w pięści. Obie spojrzały w górę, ich uśmiechy zamarły gdy spojrzały na niego. Mógł tylko wyobrażać sobie jak wygląda, na wpół szalony z frustracji. - Laurie. Musimy porozmawiać. Na zewnątrz. - Brendan, czy wszystko w porządku? - spytała, wpatrując się w niego. - Teraz. - odwrócił się, następnie jeszcze raz się odwrócił. - Proszę. - wydusił z siebie zanim powoli wyszedł na zewnątrz, nie czekając na odpowiedź. Potrzebował całej siły woli żeby nie krzyczeć. Laurie była jego najlepszą przyjaciółką odkąd pamiętał, ale musiał wiedzieć co ona powiedziała Julie. Ponad wszystko musiał się uspokoić. Kierowanie się gniewem do niczego go nie doprowadzi. - Brendan, co się z tobą dzieje? Co się stało? - Laurie położyła dłoń na jego ramieniu. Niepokój o niego wysączał się z każdego słowa. - Co powiedziałaś Julie? - zażądał, patrząc Laurie prosto w oczy. Jej brwi się uniosły i wypchnęła biodro. Zmiana z zaniepokojonego przyjaciela na defensywnego alfę była wyraźnym ostrzeżeniem. - Powiedziałam wiele rzeczy mojej siostrze. Kiedy miałam dziewięć lat, powiedziałam jej, że zombie żyje w jej szafie, a wampir pod jej łóżkiem i żywi się z niej kiedy ona śpi. Czy masz na myśli coś konkretnego? - skrzyżowała ramiona i zmrużyła oczy. - I nie jestem pewna czy podoba mi się twój ton. Wziął głęboki wdech i zmusił się do spokojnej maski kiedy w środku szalały uczucia. - Chcę wiedzieć dlaczego ona myśli, że my jesteśmy partnerami. - jej ramiona opadły na boki i spojrzała na niego z nieskrywanym niedowierzaniem. - Co?
- Więc to nie ty jej powiedziałaś? - Oczywiście, że nie. Mogę sobie żartować, Brendan, ale nie na ważne rzeczy. Wiem co czujesz do niej. Zalała go ulga. Przynajmniej nie musiał się martwić, że Laurie źle zinterpretowała ich przyjaźń. Teraz musiał przekonać Julie, że to ją chciał. Tylko jej pragnął. Wiedział, że ucieczka wpół zdaniu też mu nie pomogła. - Pozwól mi z nią porozmawiać. - wymamrotała Laurie, kładąc pocieszająco dłoń na ramieniu Brendana. Spojrzał w kierunku księgarni, którą posiadały Julie i Laurie. Znak "Books and Crannies" powiewał na wietrze przed sklepem. Przesunął dłońmi po twarzy. - Tak, dobra. Tak będzie najlepiej. Ja wpadnę później żeby z nią porozmawiać. Ale najpierw muszę się trochę uspokoić. - obraz tego jak się od niego cofała ciągle odtwarzał się w jego głowie. Gdy już odzyska równowagę, porozmawiają. Brendan jeszcze raz spojrzał na księgarnię zanim odszedł w przeciwnym kierunku. Ufał, że Laurie naprostuje Julie i ułatwi mu drogę. Julie była zbyt ważna, żeby stracić ją z powodu głupiego nieporozumienia. * * * * Serce Julie podskoczyło do gardła gdy dzwonek u drzwi ponownie zabrzęczał. Wszystko w niej miało nadzieję, że Brendan wrócił. Gniew na jego twarzy był oczywisty zanim wyszedł, ale nie miała pojęcia co było przyczyną. Każdy instynkt kazał jej biec za nim, ale nie mogła zostawić sklepu bez nadzoru. Widziała ból i strach w jego oczach gdy się od niego odsunęła. Nie chodzi o to, że się go bała. Musiała mu to uświadomić, chociaż nie wiedziała dlaczego było to takie ważne. Ale podczas dorastania nauczyła się nie wchodzić zmiennym wilkom w drogę gdy emocje były tak intensywne, a instynkty zaczynały przejmować kontrolę. Gdy jej siostra weszła przez drzwi, Julie westchnęła, niepewna czy odczuwać ulgę czy rozczarowanie. - Co się dzieje? - spytała Julie. - Sama się nad tym zastanawiam. Chodź, porozmawiajmy przez chwilę. Jestem pewna, że Samantha zastanawia się gdzie poszłam. - Laurie wyciągnęła Julie zza kontuaru i skierowała się do foteli. - Dlaczego myślałaś, że Brendan i ja jesteśmy partnerami? - spytała Laurie gdy usiadły. Teraz Julie zaczynała się denerwować. Najpierw Brendan zaczął wariować, a teraz Laurie zachowuje się jak nie ona. - A nie jesteście? - Julie przełknęła.
- Oczywiście, że nie. Dlaczego mielibyśmy być partnerami i nie być jeszcze połączonymi? - Nie wiem. Doszłam do wniosku, że macie swoje powody. Ale zawsze trzymacie się razem. Myślałam, że to wiadome. - jeśli nie byli partnerami, dlaczego Brendan zawsze był w pobliżu? - Cóż, nie jesteśmy, więc możesz wyrzucić to z głowy. - klepnięcie w ramię, gdy wstawała, było ani protekcjonalne ani pocieszające. - Poza tym, on jest napalony na ciebie. - rzuciła Laurie przez ramię, machając radośnie przy wychodzeniu. Oniemiała, Julie siedziała gapiąc się na frontowe drzwi, jej umysł zatrzymał się przy ostatniej wypowiedzi Laurie. Brendan był napalony na nią? Nie. Laurie musiała być w błędzie. On jej nawet nigdy nie podrywał. Cóż, chyba że jeden raz dzisiaj rano. Czuła wibracje gdy ją zapraszał wcześniej... zanim cały ten bałagan się zaczął. Czy Laurie może mieć rację? Jej myśli uniosły się do Brendana, przypominając sobie jego dotyk na karku gdy wczoraj pomagał jej zapiąć naszyjnik. Ten, który jej kupił. Sięgając w górę, jej palce zacisnęły się na medaliku zawieszonym na szyi. Był niezwykle podobny do wilczej formy Brendana, wliczając niewielkie wgniecenie na nosie gdzie ma białą smugę. Wczoraj w nocy przekonała siebie, że jest głupia gdy to zauważyła, ale teraz zaczęła się zastanawiać czy jednak miała rację. Okay, więc jest na nią napalony, pomyślała z uśmiechem. Uciekł z niej nerwowy chichot. Jednak napalenie było daleko od małżeństwa i dzieci. Jako wilk alfa, Brendan nie zadowoli się niczym poza prawdziwą partnerką. Jednak będzie mogła przeżyć kilka z jej fantazji, prawda? Julie wypuściła sfrustrowany oddech. Kogo chciała oszukać? Im więcej o tym myślała, tym bardziej to wszystko było nieprzekonywujące. Związek, zwłaszcza taki, który nie będzie niczym więcej niż zabawą, nie było tym, co teraz potrzebowała. Nie z Brendanem. To prawdopodobnie byłaby najgorsza rzecz. Nigdy więcej nie zadowoli się czymś mniejszym niż miłość. Nauczyła się tego w ciężki sposób. Zadowolenie się czymś mniej przeżyła z Georgem. Od początku wiedziała, że on nie był dla niej, ale doszła do wniosku, że uczucia pojawią się z czasem. Nigdy go nie kochała. Ale George był człowiekiem i był wygodny. Do czasu aż nie zobaczyła go w łóżku z jakąś lalunią. Ale najgorszą częścią była prawda, którą musiała później przyswoić. Julie nie należała do świata ludzi. Jako człowiek wśród zmiennych wilków, nauczyła się bardzo
wcześnie, że nigdy nie będzie wśród nich zaakceptowana. Zawsze będzie "dziwaczką Callahan". Przekonała siebie, że będzie lepiej jeśli wydostanie się z tego miasta. Musiało istnieć dla niej miejsce w prawdziwym świecie. Ale nic nie wyszło tak, jak tego oczekiwała. Uczucie odseparowania nie znikł, ale ciągle rósł im bardziej oddalała się od Alpine Woods. George był jej pierwszym prawdziwym związkiem, ale zawsze istniało coś, co nie było właściwe w całej tej sytuacji. Julie próbowała ignorować własne uczucia. Nawet przekonała siebie, że one nie były ważne. Wszystkie koleżanki myślały, że ich faceci byli niedojrzali i egocentryczni przez większość czasu, prawda? Przynajmniej starała się je ignorować aż weszła do jego pokoju i zobaczyła jak źle dopasowani tak naprawdę byli. Zdrada nie zdarzała się wśród wilków. Więc nigdy jej nie przewidywała. A później jej przyjaciele próbowali przekonać ją, że to zdarzało się wszystkim - to nie był świat dla niej. Uczucie porażki, nie złamanego serca, było tym, co ją załamało. Dowiedzenie się w ten nagły i szorstki sposób jak niewystarczająca dla niego była, bolało. To był również jeden z powodów zazdrości o partnerstwo jej rodzeństwa. Partnerzy nie muszą się zastanawiać co ich druga połowa myśli, albo martwić się co oni robią, albo, komu robią gdy nie są razem. Wiedzą, że są kochani dokładnie za to kim są. Ale Julie nie miała takiego luksusu. Odeszła od związku z roztrzaskanymi iluzjami. Życie wśród ludzi było pełniejsze samotności niż wśród wilków. Przynajmniej tutaj ma swoją rodzinę. Ale w rzeczywistości nie należała do żadnego z tych światów. Samotnie było utknąć pośrodku innego a normalnego. Całe życie była zbyt zwykła by być wyjątkowa jak jej rodzeństwo. Ostatnie trzy lata nauczyły ją, że była zbyt inna, żeby być normalną. Więc co jej zostawało? Samotność. Umawianie się z Brendanem, mężczyzną, którego pragnęła by ją zauważał, byłoby tylko iluminacją jej samotności. Pomimo pożądania bezpieczniej było dla jej zdrowia psychicznego pozostać w roli młodszej siostry. Wzbudzanie w sobie nadziei na coś więcej niż przyjaźń było przepisem na katastrofę.
Rozdział 3 Wchodząc do Books and Crannies, Brendan miał nadzieję, że drugi raz będzie bardziej owocny. Po tym jak się uspokoił, zażenowanie tym jak się zachował, wypełniło go. Ciężko było słyszeć jak Julie mówi o nim z inną kobietą. Ona była kobietą dla niego. Ale musiał pamiętać, że Julie jest człowiekiem. Ona nie będzie walczyć o swoje terytorium jak partnerka. Poza tym nie było potrzeby. On już był jej. Musiał to pamiętać i mieć spokojną głowę. Przesadne reagowanie mogłoby mu tylko zaszkodzić. Zalotami wprowadzenie Julie w partnerstwo będzie wymagało czasu i cierpliwości. Gdyby znalazł partnerkę z wilkiem, ona czułaby to samo desperackie przyciąganie. Ale Julie tego nie czuje. Przynajmniej nie w ten sam sposób co on. Jeszcze nie. I już udowodniła potrzebę niezależności przez udanie się do collegu. Jeśli chciał żeby się w nim zakochała, musiał być bardziej ostrożny, ale zawsze tracił przy niej głowę. Obraz Julie, jej smutne oczy i pokonana postawa ze wczoraj, pojawiła się w jego umyśle. To może nie być tak trudne jak początkowo myślał. Będzie potrzeba dużo cierpliwości i wytrwałości żeby ją wygrać. Ale on zdobędzie jej serce. Jego wilk wył za każdym razem gdy widział smutek w oczach jego partnerki. Determinacja by stanąć pomiędzy nią a jej problemami prawie pokonała cały rozsądek. Musiał zachować kontrolę. Szukając Julie, znalazł ją za półką z książkami, uzupełniającą zapasy. Stanął z tyłu, przyglądał się jej postaci gdy ona sięgała do wyższej półki. Wyglądała zachwycająco z bosymi stopami, dżinsami i cygańską bliską. Jej buty leżały obok stóp. Dłonie mu drgnęły, pragnąc dotknąć jej krągłości. Czekając prawie całą minutę aż go zauważy, Brendan zakaszlał by zwrócić jej uwagę. Podskoczyła, upuszczając książkę na bosą stopę. - O rety. Nic ci nie jest? - przeklinając się za przestraszenie jej,
Brendan podbiegł do niej. Położył dłonie na jej tali i pochylił się żeby zobaczyć jej stopę. Jego serce zamarło na chwilę kiedy zmarszczyła noc i uśmiechnęła się. - Uspokój się, Brendan. To tylko książka. Nie może ważyć więcej niż pół funta. - śmiech w jej oczach hipnotyzował. To była drocząca się, szczęśliwa Julie jaką pamiętał. - Cóż, przynajmniej pozwól mi pocałować i ukoić ból. - Brendan wstał i otarł wargami jej usta. Iskra rozpoznania przeleciała przez niego. Jakby jego dusza rozpoznała swoją drugą połowę. Miał tylko nadzieję, że ona też to poczuła. Jeśli poczuła chociaż połowę tej desperackiej potrzeby, którą czuł on, nie było mowy by mogła go odrzucić. Jej ręce uniosły się do jego piersi, zacisnęła pięści na jego koszulce. Tylko tyle mu wystarczyło. Brendan przyciągnął jej ciało do siebie, a jego usta oczarowywały jej. Jedną dłonią gładził jej kręgosłup, a drugą ręką podpierał się, pochylając się nad nią. Jej smak eksplodował w jego głowie, wysyłając fale wstrząsu przez jego organizm. Długo czekał na ten pocałunek, zbyt długo. Przesunął językiem wokół jej warg, delektując się jej jękiem. Biorąc jej dolną wargę pomiędzy zęby, poczuł jak jej ręce przyciągając go bliżej i lekko przygryzł. Zdecydowanie warte czekania. Całowanie Julie było wszystkim co sobie wyobrażał, a nawet więcej. Było tak łatwo zatracić się w niej, zapomnieć o wszystkim poza kobietą w jego ramionach. Julie. Desperacko chcąc poczuć jej krągłości przy sobie, przycisnął ją mocniej. Jej jęk przetoczył się po jego ustach, wzniecając ogień w jego wnętrzu gdy jej język splatał się z jego. Jej nagie pożądanie wyzwoliło pierwotną bestię, a tępe kłucie w jego dziąsłach świadczyło, że jego kły wysunęły się. Kiedy otworzył oczy, zobaczył świat w zniekształconych kolorach, oczywisty znak, że niemiły się w wilcze. Odsunięcie się było dla niego prawie bolesne, ale w ten sposób tego nie chciał. Nie pozwoli by jego wilk kierował tą sytuacją. A nawet bardziej, nie chciał jej przestraszyć. Wspomnienia o Julie cofającej się przed nim ze strachem będzie nawiedzała go przez bardzo długi czas. Nigdy więcej nie chciał jej przestraszyć. Zamykając oczy, Brendan szybko pocałował kącik jej ust i uniósł głowę. Julie pozostała cicho, ale się nie odsunęła. Cisza przeciągała się aż Brendan otworzył oczy i spojrzał w jej pytające orzechowe.
- Nie trafiłeś. - wyszeptała. Wpatrywał się w nią, rozszyfrowując jej słowa. O czym ona mówiła? I wtedy do niego dotarło. Powiedział jej, że pocałuje jej obolałą stopę i złagodzi ból. Kącik jego ust uniósł się w uśmiechu. - Naprawdę? Mój błąd. Zawsze mogę spróbować jeszcze raz... - nie dokończył, przyciągając ją do siebie. Ale Julie miała inne plany. Ze śmiechem wysunęła się z jego objęć. - Och nie. To wystarczy. - odwróciła się od niego, ale nie odeszła daleko zanim znowu się odwróciła, jej oczy błagały go. W tym momencie oderwałby sobie ramię i dał jej gdyby o to poprosiła. - Wszystko między nami w porządku, prawda? Przepraszam jeśli cię zdenerwowałam wcześniej. Nie zdawałam sobie sprawy... - potrząsnęła głową. - Nie zdawałam sobie sprawy. - Laurie z tobą rozmawiała, prawda? - Tak. Powiedziała mi, że nie jesteście partnerami. Chyba wyciągnęłam pochopne wnioski. - znowu się roześmiała, przez tą melodię żołądek mu się zaciskał. Boże, uwielbiał ją. - Dobrze. W takim razie nic cię nie powstrzymuje przed pójściem ze mną na kolację dzisiaj wieczorem. - Brendan uśmiechnął się z satysfakcją, pewny, że ją ma. Ale jej oczy mówiły inną historię. Smutek przypełznął z powrotem do jej oczu. - Nie jestem pewna czy kolacja jest dobrym pomysłem, Brendan. - To tylko przyjacielska kolacja, Julie. Niegroźna. - Brendan wymusił beztroskie wzruszenie ramion. Nieskrywane niedowierzanie mówiło mu, że świadoma jest jego gry. - Niegroźna? Nic w tym pocałunku nie było niegroźne. Brendan usiłował utrzymać niewinny uśmiech. - Tylko kolacja. - skłamał. Miała rację. Pocałunek nie był niegroźny i zamierzał więcej ją całować. Dużo więcej. Nie było mowy by poprzestał na jednej degustacji. Całowanie Julie było pragnieniem, które nigdy nie będzie w stanie zaspokoić. - Mam jeszcze godzinę zanim mogę wyjść. Zamykamy dopiero o 9:30 dzisiejszego wieczora. - Nie martw się o to. Samantha i ja się tym zajmiemy. Wy bawcie się dobrze. - zawołała Laurie zza półki na książki, strasząc ich oboje. Jeśli chciał dowód na to, że obecność Julie otumaniała jego umysł, oto on. Brendan nie wyczuł Laurie. Jego wilk powinien był usłyszeć i wyczuć jej obecność. Julie wyciągnęła trzy książki z półki na poziomie oczu i spojrzała na
drugą stronę. - Czy wy dwie mnie szpiegujecie? - Wcale nie, Laurie, uh, pomagała mi znaleźć książkę. - nerwowy śmiech Samanthy rozległ się za półką. Julie rzucała gniewne spojrzenia przez stworzoną przez nią dziurę zanim umieściła książki z powrotem na miejsce z cichym przekleństwem. Westchnęła i spojrzała na niego ze sztucznym grymasem. - Nie poddasz się dopóki nie będzie tak jak chcesz, prawda? Brendan nie mógł powstrzymać się od śmiechu. Czy to zaskakujące, że kochał tę kobietę? - Nie. - W porządku, skoro przewyższacie mnie liczbą. Wezmę tylko torebkę z góry. Brendan patrzył na jej tył gdy odwróciła się i odeszła, przechylając głowę żeby mieć lepszy widok na jej pupę. Więcej śmiechu rozległo się zza półki, przyciągając jego uwagę. Dwie pary oczu obserwowały go z miejsca gdzie zostały wyciągnięte książki. Te od Laurie miały jedną brew uniesioną. Uśmiechając się, Brendan potrząsnął głową zanim podszedł do fotela żeby poczekać na Julie. Przynajmniej kobiety z jej rodziny wydawały się być po jego stronie. * * * * Julie zatrzymała się z kluczem przy dziurce od zamka. Słońce zaczynało zachodzić, a długie cienie zasłaniały podłogę. Dziwny chłód podpełzał po jej kręgosłupie, powodując dreszcz niepokoju. Włoski na karku uniosły się i miała to nieodparte wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Rozglądając się, Julie nie zauważyła niczego niezwykłego. Roześmiała się nerwowo i otrząsnęła się z niepokoju. Najwyraźniej czytanie tych wszystkich kryminalnych powieści zaczynało na nią oddziaływać. Musiała wziąć się w garść. Potrzebowała wszystkich swoich zdolności żeby przeżyć kolację z Brendanem i nie zawstydzić siebie. Pocałowanie go było bardziej niebezpieczne niż to sobie wyobrażała. Kiedy dotknął jej ust swoimi, pierwszą myślą Julie było cofnięcie się. To było racjonalne wyjście. Ale ta myśl miała krótki żywot gdy pocałunek obrabował ją z wszystkich myśli. Była tylko ledwie świadoma pięści zaciskających się na jego koszulce, a jego rąk obejmujących jej talię. Wtedy nic nie istniało poza nim. Uczuciem jego ust, jak ją obejmował, podpierał ją i wyginał w tył - to uderzyło jej do głowy szybciej
niż jedna ze sławnych margarit Laurie. Sama myśl o tym powodowała, że drżała z podekscytowania. Gdy odwróciła się od swoich drzwi, coś poruszyło się po jej lewej. Zamarła, jej spojrzenie przebiegało przez lat otaczający parking. Liście szeleściły na wietrze, ale poza tym nic się nie ruszało. Dreszcz innego rodzaju przebiegł po jej kręgosłupie. Uczucie obserwowania powróciło, przynosząc z sobą przeczucie czystego zła. Musiała wziąć się w garść. Nic nie czaiło się w lesie. Miasto było zbyt dobrze strzeżone przez watahę. Jej nadchodząca kolacja z Brendanem musiała spowodować, że czuła się gorzej niż myślała. Projekcja jej obaw na otoczenie nie spowoduje niczego poza paranoją. Julie roześmiała się z siebie gdy weszła do księgarni. Brendan wstał i podszedł do niej gdy tylko weszła. - Wspaniała jak zawsze. - Chciał ją objąć, ale Julie roześmiała się i odepchnęła go. - Wystarczy. Jestem głodna, a ty obiecałeś mnie nakarmić. - chwytając dłoń Brendana, Julie pociągnęła go za sobą. - Bawcie się dobrze. - zaćwierkała Laurie za nimi gdy wychodzili ze sklepu. Julie nawet nie zerknęła w tył. Gdy minęli róg sklepu i weszli na parking, Julie przyjrzała się drzewom, starając się wykryć wcześniejszą obecność. Nic. Nie czuła się obserwowana ani nie miała złego przeczucia. Tylko jej głupia wyobraźnia znowu szalała. - Wszystko w porządku? - Julie podskoczyła gdy Brendan odezwał się tuż za nią, jego ręka objęła ją w talii. Spojrzała przez ramię i zobaczyła jak przygląda się lasu, jego baczne spojrzenie przechodziło od drzewa do drzewa. - W porządku. Tylko jestem niemądra. - Julie zlekceważyła swój niepokój, chwyciła go za dłoń i próbowała pociągnąć go w stronę jego furgonetki, ale nie mogła go ruszyć. Spojrzała w tył i zobaczyła, że się w nią wpatruje. Jego przenikliwe spojrzenie wwiercało się w nią. - Co? - spytała, przygryzając wargę. Potrząsnął głową zanim ruszył do przodu. * * * * Była najbardziej zagmatwaną kobietą jaką spotkał. Jednej chwili lgnęła do niego w następnej odwracała się od pocałunku. A ta chwila na parkingu go niepokoiła. Wpatrywała się w ciemny i pusty las jakby
oczekiwała, że coś z niego wyskoczy i zaatakuje. Wisiało coś w powietrzu. Jakiś dziwny zapach, z którym Brendan nie jest zaznajomiony, ale nić niepokojącego. Jednak nic nie stało na przeszkodzie przejść kilka razy koło jej mieszkania dzisiaj w nocy. Czułby się lepiej wiedząc, że jest bezpieczna. Tak naprawdę czułby się lepiej gdyby miał ją przy sobie każdej nocy. Kiedy będzie mógł trzymać ją w swoich ramionach, bezpieczną i chronioną przed wszystkim co powodowało jej ból. Wtedy jego wilk będzie spokojny. Kolacja potwierdziła jego wiarę, że Julie była dla niego idealna. Nie trwało długo zanim wyciągnął ją z jej skorupy, a wkrótce śmiała się i wymieniała z nim kąśliwe uwagi. Kiedy był w jej pobliżu, wszystko wydawało się być na właściwym miejscu. Ale teraz, gdy wiózł Julie do jej mieszkania, była cicha i patrzyła przez okno. - Pens za twoje myśli? - spytał bardziej żeby przerwać ciszę niż cokolwiek innego. - Są warte o wiele więcej niż pens. - roześmiała się i odwróciła do niego. Jej klatka piersiowa uniosła się gdy wzięła głęboki wdech, przyciągając jego uwagę do jej piersi. Jego dłonie zacisnęły się na kierownicy gdy wrócił spojrzeniem na drogę. - Dlaczego mnie dzisiaj pocałowałeś? - Myślałem, że to oczywiste. - zdjął jedną dłoń z kierownicy i wziął ją za rękę. Kątem oka zobaczył, że patrzyła na ich złączone dłonie. - Brendan, jesteś wspaniałym facetem... - Och proszę. Nie mów mi, że używasz na mnie zrywającej przemowy. - posyłając jej jeden z jego najbardziej czarujących uśmiechów, powiedział jej bez słów, że nigdzie się nie wybiera. Nic co powie nie zmieni jego zdania. Brendan zauważył, że jej rozdrażnione wzdychnięcie było urocze. Ale on wszystko w niej uważał za urocze. - Jakie zerwanie? My nie jesteśmy razem, więc nie ma zerwania. I między nami nic by nie wyszło. - ignorując jej słowa, Brendan uniósł ich złączone dłonie i przysunął do ust. Julie się bała. Ale miał wystarczająco cierpliwości i wytrzymałości by ją wyprzedzić. W końcu on był wilkiem. Parkując za księgarnią, Brendan wyszedł, okrążył auto i otworzył dla Julie drzwi. Umieścił ręce po obu jej stronach gdy wstała, pochylił się i spojrzał jej głęboko w oczy. - Może przyjdziesz jutro wieczorem do mnie na kolację? Będę gotował. - Brendan, czy słuchałeś tego co mówiłam? Związek pomiędzy nami
jest niepraktyczny. - Przygotuję łososia. Lubisz łososia, prawda? - nie mógł się nie uśmiechnąć gdy znowu westchnęła i przewróciła oczami. - Jesteś niewiarygodnie uparty! - Nauczyłem się, że uparci ludzie zazwyczaj dostają to, co chcą. I Julie... - Brendan pochylił się aż oddzielały ich tylko cale. - Ja chcę ciebie. - ognie pożądania pojawiły się w jej oczach, przyciągając go do pocałunku. Tuż zanim ich usta się spotkały, ona szepnęła jego imię. Błaganie. Nie mogła oprzeć się przyciąganiu nie bardziej niż on. - Tylko jedno skosztowanie. - wyszeptał zanim pokonał pozostałą odległość. Oparła się o niego, a jego język wszedł do środka, biorąc w posiadanie jej usta. Jego dłonie zacisnęły się na jej tali, przyciągnęły ją bliżej, a jej palce owinęły się wokół jego szyi i zaplątały we włosy. Zanurzając się w jej miękkość, zachwycał się jej obecnością w jego ramionach. Ona była kobiecością i delikatnością, a jednak wiedział z doświadczenia, że jest silna i zdeterminowana kiedy trzeba było. I cała była jego, gdy tylko ją do tego przekona. Przerywając pocałunek, Brendan oparł czoło o jej, usiłując złapać oddech. Sięgnął w górę i odsunął za ucho kosmyk jej włosów, a później przejechał palcem po brzegu ucha. - Czy wiesz jak pięknie wyglądasz cała zarumieniona i gorąca? Jak podniecony jestem, wiedząc, że to ja sprawiłem, że tak wyglądasz? - spytał, wpatrując się w jej powieki i opuchnięte usta. Otworzyła oczy. Nagie pragnienie w jej oczach odebrało mu mowę. Nieodparte pragnienie by znowu ją pocałować, żeby zaciągnąć ją do jej mieszkania i robić różne grzeszne rzeczy, wypełniło go. - Więc jutro w nocy, huh? Czy powinnam coś wziąć? Wino? - jej słowa przedostały się przez mgłę wypełniającą jego mózg. Potrząsnął głową, starając się ją oczyścić. - Pewnie. - wymruczał. Musiał stąd iść zanim zrobi coś czego będzie żałował. Julie była człowiekiem. Nie mógł jej wziąć na masce samochodu jak zwierzę, nie ważne jak bardzo tego chciał. Przygotowując się, umieścił niewinny pocałunek na jej nosie i poprowadził ją do drzwi. - Śpij smacznie. - wymruczał gdy wyciągnęła kluczyki i odblokowała drzwi. Odwróciła się żeby powiedzieć dobranoc, a jej spojrzenie przeniosło się na las za nim, przypominając mu o jej wcześniejszym strachu,
Coś ją przestraszyło i jego obowiązkiem było dowiedzenie się co i obronienie ją przed tym. Gdy wróci do siebie, pozwoli swojemu wilku przeczesać las w okolicy sklepu. Zrobi wszystko żeby ją ochronić.
Rozdział 4 Tyle czasu na wybranie wina było śmieszne. On prawdopodobnie nawet nie będzie się przejmował tym co przyniesie. Więc dlaczego nie mogła podjąć decyzji? Julie zatrzymała się przy następnej etykiecie. Może łatwiej będzie jak kupi kilka butelek i zdecyduje w domu. Przy odrobinie szczęścia Brendan nigdy się nie dowie, że przemierzyła dwa miasta, żeby zdobyć butelkę na ich wieczór. Sklep alkoholowy w Alpine Woods nie miał aż tyle do wyboru, co miała w tej chwili pod ręką. Im więcej o tym myślała, tym bardziej podobała jej się ta opcja. Byłoby miło mieć kilka w swoim mieszkaniu. Wcześniej czy później się nimi zajmie. Jakby wino miało coś zmienić pomiędzy nimi. To głupie. Brendan nie był jej, a ona nigdy nie będzie partnerką, którą potrzebuje. Może gdyby była wilkiem beta albo omega, sprawa nie wyglądałaby tak ponuro, ale ona nawet nie była zmienną. Tylko się łudziła, fantazjowała o zdobyciu jego serca jak dziecko. Fala depresji zalała ją. Prawdą było, że chciała iść do Brendana. Chciała też robić o wiele więcej niż tylko całować się. Spojrzała na butelkę w dłoni, tak naprawdę nie widząc etykiety. Co ona robiła? Romans z Brendanem byłby wypełniony marzeniami, które miała od szkoły średniej, ale to był taki zły pomysł. Nie ważne jak bardzo temu zaprzeczała, jej serce w końcu by się zaangażowało. A to prowadziłoby prosto do łez i złamanego serca. Już teraz będzie jej trudno porzucić marzenia gdy jego partnerka się pojawi. Julie wciągnęła powietrze na tą bolesną myśl. Patrzenie jak jej rodzeństwo łączy się w pary jest trudne, wiedząc, że ona nie będzie miała tego samego związku. Zobaczenie Brendana z partnerką byłoby druzgoczące. Teraz ona jest przynajmniej rozsądna. Ale jeśli będzie działać na impulsach, opuszczenie lejców na jej krnąbrne fantazje i skoczenie w nie