- Dokumenty480
- Odsłony35 060
- Obserwuję66
- Rozmiar dokumentów587.8 MB
- Ilość pobrań19 818
//= numbers_format(display_get('profile_user', 'followed')) ?>
Żelazny Dwór 03.5 Przejście Lata
Rozmiar : | 1.0 MB |
//= display_get('profile_file_data', 'fileExtension'); ?>Rozszerzenie: | pdf |
//= display_get('profile_file_data', 'fileID'); ?>//= lang('file_download_file') ?>//= lang('file_comments_count') ?>//= display_get('profile_file_data', 'comments_format'); ?>//= lang('file_size') ?>//= display_get('profile_file_data', 'size_format'); ?>//= lang('file_views_count') ?>//= display_get('profile_file_data', 'views_format'); ?>//= lang('file_downloads_count') ?>//= display_get('profile_file_data', 'downloads_format'); ?>
Żelazny Dwór 03.5 Przejście Lata.pdf
//= display_get('profile_file_interface_content_data', 'content_link'); ?>Użytkownik Xalun wgrał ten materiał 7 lata temu. //= display_get('profile_file_interface_content_data', 'content_link'); ?>
Robin Koleżka. Puck. Psotnik Letniego Dworu, prawa ręka Króla Oberona, zmora elfich królowych - a także sekretny przyjaciel Księcia Asha z Zimowego Dworu. Dopóki nie podzieliła ich śmierć jednej dziewczyny, a inna skradła serca im obu. Teraz Ash udzielił o jedną przysługę za dużo i ktoś przyszedł odebrać swój dług, zmuszając księcia do udania się w miejsce, do którego nie może wejść bez pomocy Puka - w serce Letniego Dworu. Puck zaś zmierzy się z ostatecznym wyborem - zdradzić Asha i zdobyć dziewczynę, którą obaj kochają, lub pomóc swojemu dawnemu przyjacielowi oszukać zaciekłego wroga, czemu żaden prawdziwy dowcipniś nie potrafiłby się oprzeć. Dodatkowa nowela do serii „Żelaznego Dworu” Julii Kagawy.
ROZDZIAŁ 1 Jako że jestem uczciwym Pukiem 1 Imiona. Co naprawdęznajduje sięw imieniu? To znaczy, oprócz pęczku liter lub dźwięków splecionych razem, aby utworzyćsłowo. Czy róża pod innąnazwą naprawdę pachniałaby równie słodko? Czy najsłynniejsza historia miłosna świata byłaby tak przejmująca, jeżeli zostałaby nazwana “Romeo i Gertruda”? Dlaczego to, jak coś nazwiemy, jest dla nas tak ważne? Heh, przepraszam, nie mam w zwyczaju bywać filozofem. Właśnie zastanawiałem sięnad tym ostatnio. Imiona są, oczywiście, bardzo ważne dla mojego rodzaju. Ja mam ich tak wiele, że nawet nie potrafięspamiętać wszystkich. Naturalnie, żadne z nich nie jest moim Prawdziwym Imieniem. Nikt nigdy nie wymówiłmojego rzeczywistego imienia na głos, ani razu, pomimo wszystkich tytułów i pseudonimów oraz mitów, które otrzymywałem przez lata. Nikt nawet nie zbliżył się do odkrycia go. Ciekawy, co? Chcesz poznaćmoje Prawdziwe Imię? Okej, słuchaj uważnie, nigdy wcześniej nikomu go nie zdradziłem. Moje Prawdziwe imię to... Hahahaha! Naprawdęsadziłeś, że ci powiem? Naprawdę? Och, zabijęsię. Ale, jak jużpowiedziałem, imiona sądla nas istotne. Z jednej strony związująnas z tym światem; jakośuziemiająnas w rzeczywistości. Jeżeli znasz swoje Prawdziwe Imię– nie każdy w naszym świecie je znajduje - jesteśbardziej „prawdziwy” niżgdybyśnie wiedział, kim jesteś. I jak na rasę, która ma tendencję do znikania, gdy się o niej zapomina, to wielka sprawa. Moje imię, jedno z wielu, to Robin Koleżka. Mogłeś o mnie słyszeć. *** Dawno, dawno temu, miałem dwóch bliskich przyjaciół. Wstrząsające, wiem, biorąc pod uwagęmój naturalny urok osobisty, ale sątacy, którzy po prostu nie doceniająmojej wspaniałości. Nasza trójka nigdy nie powinna sięprzyjaźnićczy choćby lubić. Byłem częściąLetniego Dworu, a oni… nie. Ale nigdy nie byłem osobą, która trzymała sięzasad, a kto by pomyślał, że najmłodszy syn 1 Tytuły rozdziałów są cytatami ze “Snu nocy letniej” W. Szekspira fragment monologu Puka kończącego sztukę: Robin ogłasza, że jest uczciwy i wynagrodzi widowni, jeśli poczuła się obrażona, w przeciwnym razie wzywa ją do nazwania go kłamcą
Królowej Mab mógłby równieżbyć takim buntownikiem? I Ariella... Znałem Asha na długo zanim pojawiła się Ariella, ale nigdy nie żałowałem jej obecności. Była swego rodzaju buforem pomiędzy nami; tą, która mogła pomóc Ashowi, gdy ten posunąłsięzbyt daleko w głąb swojej bezwzględnej Zimowej natury, bądźdoradzićostrożność, gdy jeden z moich licznych planów wydawał się być nieco… impulsywny. Dawno, dawno temu, byliśmy nierozłączni. Dawno, dawno temu, zrobiłem cośgłupiego. I przy okazji straciłem ich oboje. Co przenosi nas do… teraz. Dziś. Gdzie, po raz kolejny, ja i mój niegdyś najlepszy przyjaciel jesteśmy gotowi, by wyruszyćna kolejnąprzygodę. Jak za dawnych czasów. Z wyjątkiem tego, że on wciążnie wybaczyłmi tego, co wydarzyło sięprzed laty. I tak naprawdęnie zaprosiłmnie na tęmisję. W pewnym stopniu… zaprosiłem się sam. Gdyby jednak w moim zwyczaju było oczekiwanie na zaproszenie, nigdy bym się nigdzie nie wybrał. - Więc - powiedziałem wesoło, jednocześnie doganiając zamyślonego księcia. – Grimalkin. Zamierzamy go znaleźć, prawda? - Tak. - Jakieś pomysły, gdzie on jest? - Nie. - Jakieś pomysły, gdzie zacząć szukać? - Nie. - Zdajesz sobie sprawę, że to nie tworzy za bardzo planu, racja, książątko? Odwróciłsię, by na mnie spojrzeć, co uznałem za mały triumf. Ash zazwyczaj ignorowałmoje zaczepki. Każdy moment, gdy udało mi sięprzebić przez jego lodową obojętność, był zwycięstwem. Oczywiście podczas zaczepiania Zimowego księcia należało postępowaćostrożnie. Była cienka granica pomiędzy rozdrażnieniem go, a posiadaniem sopli wycelowanych w twoją twarz. Wpatrywałsięwe mnie chwilędłużej, po czym westchnąłi zmierzwiłswoje włosy - wyraźny znak, że byłsfrustrowany. - Masz jakieśpropozycje, Koleżko? - wymamrotał, brzmiąc przy tym niezbyt chętnie, aby nawet pytać. I wtedy przez moment widziałem, jak bardzo byłzagubiony, jak bardzo niepewny przyszłości i tego, co nas czekało. Nikt inny by tego nie dostrzegł, ale ja znałem Asha. Zawsze mogłem wyłapaćte niewielkie przebłyski emocji, nie ważne jak dobrze je ukrywał. To niemal sprawiło, że było mi go żal.
Niemal. Uśmiechnąłem sięłobuzersko. – Co? Czy ty właśnie pytasz mnie o opinię, lodowy chłopczyku? – drażniłem sięz nim i ta wątpliwośćzniknęła, zastąpiona irytacją. – Cóż– ciągnąłem, opierając sięplecami o pieńdrzewa – skoro pytasz, może sprawdzimy, czy ktoś w pobliżu nie jest mu winny przysługę. - To z pewnościązawęzi nasze poszukiwania – powiedziałAsh sarkastycznie. Przewróciłem oczami, ale miałrację. Jeśli zaczęlibyśmy nazywaćkażdego, kto mógł mieć dług u naszego kociego przyjaciela, lista zapełniłaby kilka książek. - W takim razie w porządku. – Skrzyżowałem ramiona. – Jeżeli masz lepszą propozycję, książę, chętnie bym ją usłyszał. Zanim zdążyłodpowiedzieć, powietrze zadrżało od fali uroku. Blask i serpentyny światła zawirowały wokółnas, a chór drobniutkich głosów zaśpiewałpojedyncząnutę. Skrzywiłem się, wiedząc, że tylko jedna osoba uważała, że normalne wejście, jak przejście przez drzwi, nie było dla niej wystarczające. Musiała ogłosićswojąobecnośćza pomocąiskier i świecidełek oraz chóru św. Piotra. - Skarbeńka! Czasami to ciągłe posiadanie racji jest do bani. - Leanansidhe – burknąłAsh, brzmiąc na równie podekscytowanego jak ja, gdy Królowa Wygnańców wyszła z blasku i światła, i uśmiechnęła siędo nas. Wyglądała, jakby wybierała sięna przyjęcie, którego motyw przewodni to „Najbardziej Połyskująca Wieczorowa Kreacja” albo „Najszybszy Sposób, żeby KogośOślepić”. Zatrzymała sięna chwilę, przybierając dramatycznąpozędla jej niestety niewzruszonej widowni, po czym machnęła rękąi pozbyła się fajerwerków. - Lea – powtórzyłem, szczerząc siędo niej. – Co za szok. Czemuż zawdzięczamy przyjemność twojego towarzystwa z dala od Pomiędzy i wszystkiego? - Puck, złotko – Leanansidhe posłała mi uśmiech, który byłrównie przyjazny jaki ma żmija, kiedy przygląda sięmyszy. – Dlaczego nie jestem zaskoczona, widząc was tutaj? Wydaje się, jakbym dopiero co sięciebie pozbyła, misiaczku, i oto jesteś znowu. - To ja. – Uniosłem podbródek. – Zły pens, który zawsze wyskakuje. Ale nie odpowiedziałaś mi na moje pytanie. Czego chcesz, Lea? - Od ciebie? Nic, złotko. – Leanansidhe zwróciła siędo Asha, a on zesztywniał. – Ash, kochanie – zamruczała. – Jesteśmężny, nieprawdaż, misiaczku? Po tym, jak złożyłeśswoje rycerskie śluby, byłam pewna, że ty i
dziewczyna staniecie sięmoimi Romeem i Julią. Lecz wy mimo wszystko przetrwaliście ostateczną bitwę. Brawo, misiaczku, brawo. Prychnąłem. – Zatem czym jestem ja? Posiekaną wątrobą? Leanansidhe posłała mi zirytowane spojrzenie. - Nie, kochanie - westchnęła - ale Zimowy Książęi ja mamy niedokończone sprawy i z tego, co widzę, nie powiedziałci o tym. - Uśmiechnęła sięi raz jeszcze odwróciła sięw stronę Asha. - Jest mi winien przysługę, a raczej dużąprzysługęza pomoc w odnalezieniu ścieżki i przyszłam, by ją odebrać. Interesy z Królową wygnańców. Przez chwilę byłem pewny, że się przesłyszałem. - Lodowy chłopcze - potrząsnąłem głowązirytowany. - To prawda? Zawarłeśumowęz nią? Oszalałeś? Ty spośród nas wszystkich powinieneś wiedzieć najlepiej. - To było dla Meghan - głos Asha byłcichy i obronny. - Potrzebowaliśmy jej pomocy - popatrzyłna Leanansidhe, cicho błagając. - Czy to nie może zaczekać? - zapytałspokojnym głosem, co mnie zaskoczyło. Ash rzadko zawierałumowy, ale gdy jużto robił, byłjakby religijny w utrzymaniu ich mocy. To byłpunkt osobistego honoru, by swoje interesy ukończyćw sposób niezawodny i bez skarg, nawet w przypadku, gdy jedyne, co by mu sięudało uzyskać, to marny koniec. To byłpierwszy raz, gdy słyszałem, jak prosi o więcej czasu. Pierwszy raz słyszałem, jak błagało cokolwiek. Ale nie znalazłby żadnego współczucia ze strony Królowej Wygnańców, a ja nie mogłem mu o tym powiedzieć. - Nie, kochanie – Leanansidhe powiedziała dziarsko. – Obawiam się, że muszęodmówić. Wiem, że ty i Koleżka zamierzaliście wyruszyćna poszukiwanie Grimalkina, a to, jak sięobawiam, zajęłoby wam wiele czasu. Bardzo wielki kawałczasu. Czasu, którego nie mam. Zatem wzywam cięteraz i musisz mi pomóc teraz. Ponadto, kochanie – Leanansidhe pociągnęła nosem i zrobiła teatralny gest z włożeniem rękawiczki na rękę– po zakończeniu z tym, może będęmogła byćw stanie wam pomóc. Ostatecznie, znalezienie Grimalkina, gdy ten nie chce zostaćodnalezionym, jest bliskim niewykonalnego. Przynajmniej mogę wam wskazać właściwy kierunek. Ash westchnął, wyglądając na zniecierpliwionego, ale nie było niczego, co mógłzrobić. Nawet ja nie mógłbym wyplątaćsięz zawartej umowy, lecz gdy ja dobijałem targu, zawsze zostawiałem sobie jakąśukrytąlukę. Na dworach wszyscy arystokraci kochali tęgrę, każdy próbowałwyrolowaćdrugiego, chociażjużznaczna większośćwiedziała, że nie należy zawieraćumów ze mną. A w szczególności po tym fiasku z Tytaniąi uszami osła. Bycie legendąma czasami swoje zalety.
Ash równieżznałsięna dworach; dorastałw konieczności oglądania sięza siebie. Byłem zaskoczony tym, że pozwolił sobie zawrzeć umowę z Leanansidhe. Powinien byłwiedzieć, że siępo niego upomni i on tego pożałuje... Jakby wyczuł, o czym myślałem, Ash spiorunowałmnie wzrokiem, dumnym i wyzywającym, rzucając mi ciche wyzwanie, bym cośpowiedział. Wiedział, że zdawałem sobie z tego sprawę. Pan Zimny, Ciemny i Melancholijny z pewnością nie byłgłupi. Wiedział, że czarowny zawsze przychodzi odebraćswoją przysługę, znałniebezpieczeństwo zawierania umów z niebezpiecznąKrólową Wygnańców. Ale mimo wszystko to zrobił, dla niej. Dla dziewczyny, za którąobaj szaleliśmy, która była teraz daleko poza naszym zasięgiem. Meghan. - Zgoda - Ash jeszcze raz wyszedłnaprzeciw Królowej Wygnańców. - Miejmy to już za sobą. Czego potrzebujesz, Leanansidhe? - To mała prośba, kochanie - uśmiechnęła się. - Tycia przysługa, niewiele warte wspomnienie. Zrobisz to w mgnieniu oka... Co według słownika elfów oznaczało: ,,olbrzymia, ogromniasta, niebezpieczna, męka”. Zmarszczyłem brwi, ale Leanansidhe kontynuowała, nie patrząc w moim kierunku. - Obawiam się, że cośzgubiłam - ciągnęła z szyderczym westchnieniem. - Coś, co cenięwysoko. Coś, czego nic mi nie zastąpi. Chciałabym, abyśto odzyskał. - Zgubiłaś? - wtrąciłem. - Zgubiłaśjak? Jest zgubione, jakbyśupuściła to do zlewu czy jakby wyszło przez drzwi i uciekło do lasu? Leanansidhe zasznurowała moje wargi i spiorunowała mnie wzrokiem. - Puk, kochanie, nie chciałabym byćniegrzeczna, ale dlaczego nadal tu jesteś? To z Zimowym Księciem zawarłam umowęi nie obejmuje cięona w jakikolwiek sposób. Nie powinieneśteraz błaznowaćdla Oberona albo jego bazyliszka, którego nazywa żoną? 2 - Auć- zadrwiłem. – Jak miło byćtak chcianym. - Królowa Wygnańców zwęziła swoje oczy, patrząc wzrokiem trochębardziej drapieżnym i ponownie sięuśmiechnąłem. - Wybacz, Lea, ale muszęprzebićtwojąbańkę, byłem tu pierwszy. Jeżeli Lodowy chłopiec chce, żebym poszedł, wystarczy, że tylko coś powie. W przeciwnym razie nigdzie się nie wybieram. I tak nigdzie sięnie wybierałem i obydwoje zdawali sobie z tego sprawę, ale Leanansidhe spojrzała na Asha i kiedy on nic nie powiedział, ona prychnęła. – Obaj jesteście niemożliwi – stwierdziła, wyrzucając ręce w powietrze. – Och, no 2 Czy jest tu jeszcze ktoś, kto nie lubi naszej Lei? Nie widzę rąk w górze, dziękuję :333
dobrze. Zostańalbo idź, kochanie, to nie robi mi różnicy. W istocie… - zatrzymała sięw półsłowa, posyłając mi lekki uśmiech, który mnie niepokoił. – Teraz, gdy tak o tym myślę, może to byćcałkiem dobry pomysł. Tak, oczywiście. To by nieźle wyszło. Ash i ja wymieniliśmy spojrzenia. – Dlaczego mam wrażenie, że niezbyt mi się spodoba to, co teraz usłyszę? – Ash potrząsnąłgłową, a ja westchnąłem – OK. Dość tego. Pytanie za milion dolarów, co dokładnie straciłaś, Lea? - Wiolonczelę- Leanansidhe wykrzyknęła tak, jakby to było oczywiste. – To 3 mnie najbardziej zasmuciło i byłam z tego powodu niczym zniszczony wrak – pociągnęła nosem i chwyciła sięza serce. – Moja ulubiona wiolonczela, skradziona tuż sprzed mojego nosa. - Wiolonczela - powtórzyłem, robiąc minę. – Poważnie? Dlatego właśnie wzywasz o przysługę? Co, nie chcesz zaczekaćz jej wykorzystaniem ażstracisz organy piszczałkowe czy coś w tym stylu? Ash przyjrzałjej siępoważnie. – Chcesz żebyśmy znaleźli złodzieja - powiedział i nie było to pytanie. - Cóż, nie do końca, kochanie - Leanansidhe przejechała palcem po twarzy. – Mam słuszne podejrzenie, kto jest tym złodziejem i gdzie ukryłmojącenną wiolonczelę. Po prostu potrzebuję was, byście poszli tam i je przynieśli. - Skoro wiesz, kim jest złodziej i gdzie schowałtwojąwiolonczelę, to do czego nas potrzebujesz? Leanansidhe uśmiechnęła siędo mnie. To byłbardzo złowieszczy uśmiech. – Ponieważ, mój kochany Puku – zanuciła – moja cenna wiolonczela została skradziona przez Tytanię, twojąLetniąKrólową. I potrzebuje cięi Zimowego Księcia, żebyście weszli do Letniego Dworu i wykradli ją z powrotem. *** Och, bajecznie. - Więc – powiedziałem wesoło – to wszystko? Wykraśćcośod Królowej Letniego Dworu? A jużmyślałem, że poślesz nas na jakąśsamobójcząmisję, no nie, lodowy chłopcze? – Ash zignorował mnie w typowy dla niego sposób. - Królowa Tytania ma twoją wiolonczelę? - zapytałgłosem pełnym niedowierzania. – Jesteś pewna, że to była ona? - Całkiem pewna, kochanie - Leanansidhe wypuściła papierosowy dym z fajki w powietrze, nadymając sięz oburzenia. - W rzeczywistości to było zaraz 3 w oryginale “violin” a zatem skrzypce, jednakże w dalszej części sami zobaczycie, dlaczego musiałam to zmienić ;) poza tym nie ma takiej dużej różnicy albo to dlatego, że ja się nie znam na instrumentach...
po tym, gdy wróciłeśdo Nigdynigdy. Zazdrosna sekutnica uczyniła mnie w stu procentach pewną, że wiedziałam, kto byłza to odpowiedzialny. Ona ciągle sądzi, że ukradłam jej przeklęte złote lustro, co zdarzyło siędawno temu, i nigdy mi tego nie wybaczyła. – Lea przerwała i spojrzała na mnie. - Nie mam pojęcia, jak mogła tak pomyśleć, a ty masz, ulubieńcze? Mrugnąłem niewinnie. - Czemu na mnie patrzysz, Lea? – zapytałem trzepocząc rzęsami. – Czy to jest twarz równie nikczemnego złoczyńcy? Leanansidhe westchnęła. – W każdym razie - ciągnęła, odwracając siędo Asha – znasz jużsytuacjęi ponieważja nie mogęprzebywaćprzez dłuższy czas na dworze, potrzebuję kogoś, kto może. To miejsce, gdzie musisz się udać. - Nie mogępo prostu wejśćdo Arkadii – powiedziałAsh – Uznająto za wtargnięcie i według prawa Letni Król może mnie skazać, jeśli nas odkryje. Wiesz o tym. - Wiem, kochanie – Lea uspokajała go. – Ale podejrzewam, że będziesz w stanie coś wymyślić, zwłaszcza jeśli masz ze sobą Mistrza Koleżkę – uśmiechnęła sięi wydmuchała królika z dymu w moim kierunku. – O ile, oczywiście, jest gotowy na wyzwanie. Chyba że się boi swojej Letniej Królowej. - Och, proszę. Nie myśl, że nie wiem, co robisz – powiedziałem, unosząc brew. - Nie jestem na tyle głupi, by się na to nabrać. Jak sądzisz, z kim ty rozmawiasz? - Sądzę, że to cośdla ciebie – wróciła Królowa Wygnańców. - Przemycić Zimowego Księcia do Arkadii, tużpod nosem Tytani? Ukraśćcośz pokoju tej obrzydliwej Królowej i daćto w ręce jej największej rywalce? Zadnie stworzone dla Robina Koleżki. Tak, tak to prawda, co nie? Brzmiało to jak jeden z moich triumfalnych żartów. W innych okolicznościach byłbym bardziej niżchętny. Tytania nie lubiła mnie z wzajemnością. Jeżeli miałem szansę, by rozdrażnić, zirytowaćlub wkurzyćLetniąKrólową, to skakałem z radości. To nie było tak, że jej nienawidziłem, była moją Królową mimo wszystko, ale tak naprawdę potrzebowała sięwyluzować. Po za tym słyszałem, co zrobiła Meghan, gdy się po raz pierwszy spotkały, a to wymagało małej odpłaty. Nikt nie będzie przemieniałmojej Letniej Księżniczki w jelenia i uchodziłz tym na sucho, nawet jeśli to sama Królowa Jasnego Dworu. Nawet jeżeli Meghan miałby sięnigdy nie dowiedzieć, że jej broniłem. Teraz jednak zrozumiałem zniecierpliwienie Asha. Przysięga, którązłożył Meghan, obietnica powrotu do niej, tak naprawdęnie miała daty ważności, ale uznałem, że to będzie długa, żmudna przygoda bez żadnych irytujących pobocznych misji. Mieliśmy rozpocząćposzukiwania pewnego aroganckiego
futrzaka, a nie płataćfigle Letniej Królowej, bez względu na to, jak zabawnie to by wyglądało. Z wyjątkiem tego, że Lea naprawdę nie dawała nam wyboru. - Tak więc, jeśli uda wam sięwykonaćto zadanie - uśmiechnęła się, machając w naszym kierunku fajką– będęwam bardzo wdzięczna. Kiedy już odzyskasz mojąwiolonczelę, tu mnie spotkasz, kochanie. Moi szpiedzy będą monitorowaćwasze postępy. Ale teraz musicie mi wybaczyć. Obawiam się, że Dan Brzytwa niezbyt dbało bezpieczeństwo innych, kiedy mnie nie było, więc muszęszybko wrócićzanim on lub któryśjego z podwładnych kogośzje. Powodzenia, moi ulubieńcy! Nie dajcie się zamienić w krzak róży! Znów rozbłysło światło i blask, i Królowej Wygnańców już nie było. Ash westchnął. – Nic nie mów, Koleżko. - Co? Ja? – uśmiechnąłem siędo niego. – Powiedziećcoś? Nie jestem typem gościa, który wytyka błędy, choćtym razem, ta absurdalna sytuacja nie jest mojąwiną. Oczywiście, ja wiem lepiej, że nie należy układaćsięz szaloną KrólowąWygnańców z kompleksem Bogini. Nawet jeśli bym to zrobił, to spodziewałbym się, że wezwie mnie w najgorszym możliwym momencie. Ale z pewnością nie będę ci tego wypominał. To byłoby złe. Ash zmarszczył nos. – Zaczynam żałować, że cię tu zaprosiłem. - Ranisz mnie głęboko, książę– splotłem ręce za głową, śmiejąc się. - Zwłaszcza, że będziesz potrzebowałmojej pomocy, aby dostaćsiędo Lata. Nie sądź, że Oberon i Tytania nie zauważąZimnego Księcia spacerującego w samym sercu Arkadii. Można by cię porównać do ogra w składzie porcelany. Skrzywiłsię, ale nie wiedziałem czy dlatego, że porównałem go do ogra czy dlatego, że czeka nas niemożliwe zadanie. - Zakładam, że masz jakiśplan? – mruknął krzyżując ramiona. Posłałem mu łobuzerski uśmieszek i zostałem nagrodzony krótkim, niespokojnym spojrzeniem. – Proszę. Zapomniałeśz kim rozmawiasz, Lodowy Chłopcze? Po prostu zostaw wszystko w moich rękach.
ROZDZIAŁ 2 Oberon bowiem cały gniewem pała 4 Nastał już zmierzch, gdy przekroczyliśmy granicę między światem śmiertelników a Losoborem. Pod olbrzymim baldachimem Losoboru zawsze panowałzmierzch. Słońce nie mogło sięprzebićprzez grube gałęzie drzew wznoszących siętysiące jardów w niebo. W przeciwieństwie do żywego blasku Lata i lodowatej surowości Zimy, Losobór byłodwiecznie mroczny, splątany i niebezpieczny. Nieustannie sięzmieniał, więc nigdy nie wiedziałeś, na co się natkniesz. Kochałem to. Nawet pomimo tego, że byłem Letnim elfem, czułem siętu bardziej w domu niż gdziekolwiek indziej. Oto jesteśmy - oznajmiłem, przechodząc pod łukiem, który tworzyły skręcone ze sobąpnie cyprysów. Wokółnas roztaczałsięmrok Losoboru, choć kilka samotnych błędnych ogników poruszało się pomiędzy liśćmi w poszukiwaniu zagubionych wędrowców. Cienkie czarne gałęzie wyrastały spomiędzy pni, pełzając po ziemi i wysysając życie z pozostałej roślinności. - Arkadia nie jest daleko. Użyłbym ścieżki, która prowadzi przez kwarcowe jaskinie, lecz obawiam się, że od czasu, gdy byłem tam po raz ostatni, mógł tam zamieszkać pewien lindoworm . 5 Ash rozejrzałsiędookoła, jak zawsze czujny, i uniósłbrew. - Zdajesz sobie sprawę, że sprowadziłeś nas w sam środek terytorium wilków. Skrzywiłem sięw środku. Miałem nadzieję, że nie zauważy tego drobnego faktu. - Cóż, po prostu musimy prześliznąć się cicho i niepostrzeżenie. - Graniczne wilki nie mająuszu - kontynuowałAsh. - Polują, wyczuwając wibracje na ziemi. I w powietrzu. Dam sobie głowęuciąć, że słuchająnas w tej chwili. - Chcesz dotrzećna ten Letni Dwór czy nie, książątko? - Rzuciłem wyzwanie, krzyżując ramiona. - To najszybsza droga. 4 słowa z pierwszej sceny w akcie drugim, wypowiedziane przez Puka: Oberon jest zły na Tytanię, która porwała przystojnego, indyjskiego chłopca i odmawia oddania mu go; Oberon chce chłopca dla siebie, aby towarzyszył mu w jego wyprawach 5 lindworm - określenie na wiwernę bądź dwunożnego, pozbawionego skrzydeł smoka, często jadowitego
Szelest w pobliżu krzewu z jeżynami przyciągnąłnasząuwagęi dostrzegliśmy błysk złowrogich zielonych oczu, gdy cośdużego i włochatego skoczyło w cienie. - A teraz to cośidzie zaalarmowaćswojąpaczkę. - Ash spojrzałna mnie. - Dlaczego takie rzeczy dzieją się zawsze wtedy, kiedy ty jesteś w pobliżu? - Zwykłe szczęście, jak mniemam - powiedziałem wesoło i pośpieszyliśmy przed siebie, zanim reszta stada przybyłaby nam na spotkanie. *** Nie poszło tak dobrze, jak to zaplanowałem. Te wilki były drapieżnikami lubującymi sięw zasadzkach, chociażz pewnościąnie były najokropniejszymi potworami, z jakimi siękiedykolwiek zmierzyłem. Ale były to podstępne dranie i miały zwyczaj upodabniania siędo niewinnych jeżyn. Przynajmniej do czasu, gdy znalazłeśsiętużprzy jednym z nich, a wtedy BOOM i ten wielki krzak w kształcie wilka rzucałci sięna twarz. Robiliśmy uniki i wycięliśmy sobie drogę przez kilkanaście z nich, unikając kolczastych krzewów śmierci, które skakały na nas bez ostrzeżenia albo wyskakiwały z jeżyn. Niestety wilki graniczne miały także czelnośćwyciągania wniosków z wcześniejszych błędów i zaczęły używać przeciwko nam strategii i taktyki grupowej. Wkroczyliśmy na polanęakurat, kiedy jeden z włochatych stworów wśliznął sięw jeżyny na wprost nas. Gdy ruszyliśmy do przodu, spięci i ostrożni, cztery krzewy ożyły i zaszarżowały na nas. Ash i ja odskoczyliśmy, instynktownie odwracając siędo siebie plecami, a kolczaste stwory skoczyły na nas ze wszystkich stron. Miecz Asha wystrzelił, krojąc jednego z nich w powietrzu, podczas gdy ja pchnąłem w góręsztyletem, chwyciłem wilka pod szczękąi rzuciłem nim w jego przyjaciela. Ostatniego wilka spotkałnagły koniec na ostrzu Asha, lecz wtedy bez ostrzeżenia kolejna para jeżyn rozwinęła sięi skoczyła, biorąc nas tym razem z zaskoczenia. Uderzyło we mnie ostre ciało ogromnego wilka, przyciskające mnie do ziemi, kiedy drugi z nich wgryzłsięw ramię księcia, w którym ten dzierżył miecz. Poczułem lodowaty błysk za moimi plecami i skrzywiłem się. Opanowanie lodowego chłopca ostatecznie sięroztrzaskało. Kątem oka ujrzałem księcia posuwającego siędo przodu, wpychającego swoje ramięgłębiej w szczękę wilka. Nastąpiłkolejny rozbłysk i wilk zesztywniał, kiedy sople lodu wybuchły w jego pyska, przebijając sięprze jego paszczęjak gigantyczne igły. Ash chwycił pysk wilka wolnąrękąi szarpnąłw dółz głośnym trzaskiem, łamiąc go niczym zamarzniętą gałązkę. Wilk zawył, zwinął się kłębek i przestał ruszać.
Nachmurzyłem sięna wilka nade mną, trzymając te paskudne zęby z dala od mojej twarzy. - Ugh, przyjacielu, naprawdępotrzebujesz trochęmiętówek - powiedziałem do niego, posyłając nieco uroku w jeżowego potwora w górze. - Zobaczmy, co możemy poradzić na ten psi oddech. Pnącza winorośli wyrosły z kolczastej głowy wilka, pełznąc po jego pysku. Owinęły sięwokółjego szczęki jak kaganiec, zamykając je, a oczy stworzenia zrobiły sięduże i okrągłe. Kwiląc przejmująco, odskoczyłode mnie, szarpiąc pazurami swój pysk, po czym uciekł, znikając w lesie. Pozbywając siękurzu ze swojego ubrania, podciągnąłem sięna nogi. - To było… interesujące - zaryzykowałem, celowo ignorując spojrzenie Asha. Jego rękaw byłposzarpany, a krew rozmazana od przedramienia po łokieć. - Nie pamiętam, aby wilki graniczne kiedykolwiek tak się zachowywały. - Gdybym nie potrzebował cię, żeby dostać się na Letni… - Och, ale potrzebujesz - przypomniałem mu, szczerząc się. - Nie zapominajmy o tym, co, książątko? - Wyraz jego twarzy stałsięjeszcze bardziej mroczny, ale odwrócił się. - Choć- powiedziałAsh, jego głos byłchłodniejszy niżnormalnie. - Nie mamy teraz czasu na twój idiotyzm. - To w was lubię, Zimowe elfy… wszyscy jesteście takimi błyskotliwymi dowcipnisiami, sprytnymi rozsiewaczami słów, tak mądrymi i figlarnymi… Schyliłem się, gdy szyszka przeleciała obok mojej głowy z wystarczającą mocą, by zrobićz niąwięcej, niżtylko musnąćwłosy. Śmiech zamarłmi w ustach. - Zawsze dobrze wiedzieć, że ci zależy, książę. - Z szybkim uśmiechem pognałem przed siebie, mając nadzieję znaleźć się daleko od zasięgu jakichkolwiek zimniejszych - i ostrzejszych - pocisków, które mogłyby nadejść. *** Po fiasku z wilkami nieco się rozdzieliliśmy. Oziębły książę zniknął w otaczającym nas lesie, by oczyścići opatrzyćswoje ramię, podczas gdy ja rozbiłem obóz. Nie mogliśmy dłużej zwlekać. Wędrówka po Losoborze z krwawiącąranąnie była dobrym pomysłem; przyciągnęlibyśmy wszystko - tak, miałem na myśli dosłownie wszystko - w okolicy. Poza tym, zapadała noc i jeśli podróżowalibyśmy jeszcze trochę, moglibyśmy sięnatknąćna przemarsze nieprzyjemnych stworów. Barghesty i bagienne widma włóczyły sięnocąpo 6 tych bagnach, szukając nowych ofiar. I choćnie miałbym nic przeciwko 6 barghest - pies-goblin o ogromnych zębach i szponach, czarnej sierści i przenikliwych żółtych oczach, który pojawia się tylko w nocy; są tu jacyś fani “Wiedźmina”? :DD
podjęciu wyzwania przekroczenia bagien bez zostania zjedzonym bądź utopionym, to mieliśmy zadanie do wykonania. Zatem znalazłem grotęotoczonągrzybkami święcącymi na niebiesko i pomarańczowo, wyłożonąmchem, wyprzątnąłem nieco miejsca i rozpaliłem ognisko. Nadziałem na patyk kilka pieczarek, które znalazłem wcześniej, trzymając je nad ogniskiem, odchylając siędo tyłu z zadowoleniem. Ash nie wrócił, ale znając lodowego chłopca, pewnie poszedłpolować, jak tylko uporałsięze swojąręką. Nie martwiłem się; znajdzie to miejsce, gdy będzie gotowy. Prychnąłem, przewracając oczami. Chyba że uparty idiota znowu zdecydowałwyruszyćw drogęna własnąrękę. Na szczęście dostałswoją lekcję, gdy ostatni raz próbował czegoś takiego. Poczułem jakiściężar w gardle. Nie miałem zamiaru rozmyślaćo tej nocy, ale kiedy jużto sięstało, nie było sensu próbowaćzapomnieć. Wpatrzyłem się w ognisko, pozwalając, by obraz przed moimi oczami sięrozmył, a wspomnienia wkradły się z powrotem do mojego umysłu. To byłwieczór taki jak ten, w miejscu otoczonym świecącymi kwiatami. Za wyjątkiem tego, że nie byłto Losobór, lecz terytorium Zimy. Nie zauważyli mnie, nie wiedzieli, że nie spałem, ale widziałem ich tej nocy; słyszałem jak Ash mówił do Meghan, że odchodzi, sam, żeby odzyskaćBerło Pór Roku. Słuchałem jak powiedział, żeby wróciła do domu, z powrotem do świata śmiertelników, by o nim zapomniała. Obserwowałem twarze ich obojga: Meghan podszytąłzami, gdy próbowała byćdzielna; Asha ze starannie skrywanąudręką. Nie powiedziałem nic, nie zrobiłem nic, podczas gdy on złamał jej serce, odwrócił się i wyszedł z jej życia. I… byłem zadowolony. Potarłem rękątwarz, zniesmaczony samym sobą. Byłem zadowolony, ponieważAsh złamałserce mojej księżniczki, ponieważzniknąłi byćmoże w końcu udałoby mi sięsprawić, żeby mnie dostrzegła. Byłem zbyt cierpliwy, czekając na właściwy moment, czekając na dzień, gdy księżniczka otworzyłaby oczy i ujrzałaby swojego wiernego Puka jako kogoświęcej niżtylko niemądrego przyjaciela. Byłbym kimświęcej niżjej strażnikiem i mistrzem, i żartownisiem, który doprowadzałjądo śmiechu. Byłbym dla niej wszystkim, gdybym tylko mógł. Z westchnieniem, wyszarpnąłem grzyby znad ogniska i wgryzłem sięw nie agresywnie. Po tym, jak Ash odszedł, starałem sięposkładaćroztrzaskane serce mojej księżniczki, które zimny niczym skała lodowy książęzłamałtak efektywnie. I przez jednąbłogąchwilęmyślałem, że mam szansę. Wspomnienie
pocałunku Meghan było wypalone w moim umyśle i nigdy nie zapomnętego dnia, jednego z najszczęśliwszych momentów w moim życiu. Lecz, wbrew wszystkiemu, Meghan i Ash znaleźli swojądrogępowrotną, sprzeciwiając się każdemu z czarownych dworów, aby byćrazem. A ja pozostałem w tyle. Ostatecznie ją straciłem. Więc dlaczego do cholery wciąż tu jestem? - Koleżka. Poderwałem się na nogi. Głęboki głos nie należał do Asha; był zdecydowanie zbyt niski i potężny, by należećdo oziębłego lodowego księcia. Poznałem go natychmiast - byłto głos, który mógłby rozkazywaćcałym lasom, głos, któremu byłem posłuszny na długo przed poznaniem nieprzewidywalnego księcia Zimy. Oberon wpatrywałsięwe mnie ponad ogniskiem. Jego oczy były niczym jarzący siębursztyn w ciemności, a wyraz wąskiej twarzy wprawiałsamąziemię w trzęsienie się ze strachu. - Witaj, Robinie - Oberon wymruczał, nie uśmiechając się. - Obawiam się, że musimy uciąć sobie pogawędkę. Aw, cholera. *** Stałem czujnie, zakładając ręce za głowę, a beztroski uśmiech wyrósłmi na twarzy. Ktokolwiek inny pokłoniłby sięlub uklęknął, dygnąłlub przynajmniej skinąłz szacunkiem głową, ale osobiście znałem Jasnego Króla tak długo, że tego typu formalności pomiędzy nami były zbyteczne. Jeśli starałbym się okazaćmu w jakiśsposób mój szacunek, Oberon wiedziałby, że cośjest na rzeczy. Oberon znał mnie równie dobrze, jak ja znałem jego. - Dlaczego, Oberonie. - Skinąłem, wciążsięuśmiechając. - Co tu robisz? - Rzuciłem okiem na jego zbrojęi wielki łuk za jego plecami. - Wybrałeśsięna małe polowanie? Samotnie? I nie zaprosiłeś mnie? Czuję się dotknięty. - Odstąp od tych głupstw, Robinie. - Letni Król pomachałdłoniąi grzmot przetoczyłsięw oddali. Pomiędzy nami ognisko zapłonęło, jak gdyby chciało wyskoczyćz dołka, a otaczające nas rośliny wariowały, wijąc się, skręcając i tańcząc, jakby były w ekstazie na jego widok. Taki byłogrom mocy Letniego 7 Króla. - Obaj wiemy, dlaczego tu jestem. Gdzie jest Mroczny książę? - Książę? - zmarszczyłem brwi, choćmoje serce przyspieszyło pod moją koszulką. Jak Oberon dowiedziałsięo Ashu tak szybko? Nie byliśmy jeszcze 7 Taki zbiorowy roślinny orgazm xD
nawet w Arkadii. - Dlaczego sądzisz, że miałbym wiedziećcokolwiek o Mrocznym księciu? - zapytałem, przywdziewając mój najbardziej niewinny wyraz twarzy. - Jesteśmy wrogami. I w razie gdybyśo tym nie słyszał, on złożył tę małą, malutką przysięgę, że pewnego dnia mnie zabije. Nic z tego nie było kłamstwem. Pożyj równie długo jak ja i staniesz się ekspertem w “tańcu dookoła prawdy”, jak niektórzy by to ujęli. Niestety Oberon także nie był w tym amatorem . 8 - Robin. - Obdarzyłmnie cierpliwym spojrzeniem. - Wiem. Wiem, co planujesz. Myślisz, że nie mam pojęcia, co siędzieje na moim własnym dworze? Tytania jest całkowicie rozmiłowana w swojej nowej zabawce. Wiem, że ukradła ją Leanansidhe i nie ukrywa sięz tym, skąd jąma. Zastanawiałem się, jak Leanansidhe zareaguje. Wtem usłyszałem słowo o tobie i Zimowym księciu wkraczających do Losoboru, zmierzających w stronęArkadii. Nie myśl o mnie jak o głupcu, Koleżko. Mam pojęcie, że planujesz odzyskać zabawkę Leanansidhe. - W każdym razie - ciągnął, zanim zdążyłbym wymyślićnowy plan, taki, który mógłby mnie stąd wyciągnąćbez zostania zamienionym w ptaka albo szczura na kto wie ile czasu - możesz sięzrelaksować, Robinie. Nie przybyłem tu, by cię powstrzymywać. Wcale sięnie rozluźniłem. W istocie te słowa sprawiły, że stałem sięjeszcze bardziej czujny. Skrzyżowałem ramiona, unosząc brew. - Och? - Moja żona bywa ostatnimi czasy dośćrozkojarzona - kontynuowałJasny pan. - Szaleje za swojąnowązabawkąi nie zwraca uwagi na swój dwór, poddanych bądź króla. Nie podoba mi się to. Aha. I prawda wyszła na jaw. Oberon zawsze byłtypem zazdrośnika. Wszystko, co odciągało zainteresowanie Tytanii od jej króla, było powodem olbrzymich kłótni pomiędzy Letnimi władcami. Ostatnim razem, gdy coś takiego miało miejsce, Tytania odmówiła oddania hinduskiego odmieńca, a Oberon nakazał mi podać jej miłosny eliksir, by mogła o tym zapomnieć. Wszyscy wiemy jak to się skończyło . 9 Westchnąłem, wiedząc co czego to zmierzało. - Niech zgadnę - powiedziałem. - Zamierzasz byćna jakiśczas “niby przypadkiem nieobecny” na Letnim Dworze. W tym czasie najnowsza zabawka Tytanii w tajemniczy sposób zniknie, a ty nie będziesz miał pojęcia, gdzie mogłaby się ona podziać. - Wybieram sięna polowanie z moimi rycerzami i ogarami - odparłKról Elfów z wielkim dostojeństwem. - Nie dbam o to, co Tytania robi podczas mojej nieobecności. Jednakże - podszedłbliżej, wypełniając małągrotęswoją 8 w oryginale “spring chicken” - nie wiem jak Wy, ale ja wyobraziłam sobie teraz takiego dużego upieczonego kurczaka z koroną i berłem :DDD King Oberon the Chicken I 9 Czyżby nawiązanie do “Snu nocy letniej” i schadzki Tytanii z pewnym osłem?
obecnością. Jego wysoki cieńgórowałnade mną, gdy spotkałmój wzrok. - Chciałbym, abyśty także cośprzemyślał, Robinie. Pamiętaj te słowa, kiedy wkroczysz do Arkadii ze swoim planem, czymkolwiek on jest. Oberon nachyliłsię, jego niski i mroczny głos szeptałdo mnie ponad ogniem. - Jeśli twój towarzysz by nagle… zniknął- wymruczał, a zimna ręka ścisnęła mój żołądek. - Gdyby Zimowego księcia jużtu nie było, jak długo, twoim zdaniem, zajęłoby Meghan Chase przyjście do ciebie? Powietrze wyleciało mi z płuc. Wpatrywałem sięz Oberona osłupiały. On odpowiedziałmi spokojnym spojrzeniem, nieporuszony niczym dąb . - Co… 10 ty…? - nie mogłem nawet dokończyć myśli. - Dlaczego sądzisz…? - Wiem, że jąkochasz - Oberon ciągnąłniezrażony. - Mojącórkę. Znam twoje uczucia względem Meghan Chase, Robinie. I jestem tutaj, aby powiedziećci, że to aprobuję. Chętniej ujrzałbym was dwoje razem aniżeli jąz synem mojego starożytnego wroga . - Nie prosisz o wiele, co? - Mój głos byłostry i ochrypły i 11 odwróciłem sięod niego. Ash zniknąłz niemal całym moim opanowaniem. Wzrok Oberona śledziłmoje ruchy, gdy zrobiłem kilka kroków do przodu, chwyciłem konar małej sosny i zapatrzyłem sięw noc. Ogieńtrzaskałi skakał za mną, a żar spojrzenia Oberona paliłmnie w plecy niczym najgorętszy płomień. - Czego ode mnie oczekujesz? - wymruczałem, patrząc w mrok. - Mam mu wbićnóżw plecy, kiedy nie będzie patrzył? Czy właśnie to nakazujesz mi teraz uczynić? - Mój żołądek ścisnąłsięna tęmyśl. - Nie uważasz, że Meghan będzie miała cośdo powiedzenia na ten temat? Nigdy nie będęw stanie tego przed nią ukryć. - Nie musisz niczego robić- Oberon kontynuowałcicho. - Jedynie wystawić księcia, gdy będziecie na Letnim Dworze. Tytania zrobi za ciebie resztę. Jego krew nie będzie na twoich rękach - zrobisz jedynie to, co uczyniłby prawdziwy sługa Letniego Dworu. Kiedy książęzniknie, Meghan Chase będzie szukała u ciebie pocieszenia. I wszystko będzie takie, jakie być powinno. Nie byłem w stanie mu odpowiedzieć. Mogłem niemal poczućMeghan naprzeciwko mnie, trzęsącąsięz płaczu, opłakującąjej Zimowego księcia. Moje ramiona wokółniej, gdy szeptałem, że wszystko będzie dobrze, że wciążmiała mnie i że nigdy jej nie opuszczę. I wtedy miałem ochotękopnąćsięw głowęza takie myśli . 12 10 Ach te patetyczne porównania Julie :3 11 No i się poryczałam :’( Team Puck zawsze i wszędzie!!! Cóż, moje próby wymyślenia nazwy dla tego OTP spełzły na niczym... przecież nie nazwę teamu "MEGUCK" albo "PUKAN" :DD na lepsze pomysły czekam w komentarzach ;) 12 I dobrze. Bez obrazy Puck - kocham Cię i w ogóle, no ale jednak Meghan jest przeznaczona Ashowi. Wybacz :P
Oberon obserwowałw ciszy. - Robinie Koleżko - rzekł. - Pomimo naszych dawnych nieporozumień, uważam cięza mojego najbardziej zaufanego sługę. Jesteśmy starzy , starsi niżZimowy książę. Znamy sięod bardzo długiego 13 czasu. Lecz czasami zastanawiam się, czy zdajesz sobie sprawę, że nadal jesteś częścią Letniego Dworu. To twój dom . Nie potrzebujesz niczego więcej . 14 15 Zacisnąłem palce, czując drzazgępod moim dotykiem. Jeśli Oberon to spostrzegł, nie przejął się tym. - Moja córka jest teraz naprawdęjednąz nas - kontynuował. - Nieśmiertelną. Królowąelfów. Masz do dyspozycji cały czas tego świata, by sprawić, żeby sięw tobie zakochała. To nie będzie trudne, wy dwoje jużjesteście bardzo sobie bliscy . Wiem, że znalazłbyśsposób, żeby byćz nią, nawet w Żelaznym 16 Królestwie. Kiedy raz przyjmiesz cośdo swojego umysłu, nie zatrzymasz tego. Jednak zanim ona cię dostrzeże, musisz się pozbyć Zimowego księcia. Nie odpowiedziałem. Jasny Król cofnąłsię, przygotowując do odejścia. - Wybór oczywiście należy do ciebie - powiedział, gdy ogieńprzygasł, a rośliny wokółnas przestały wićsięszaleńczo. - Moje polowanie zabierze mnie z dala od Arkadii, z dala od szeptów o figlach nękających Letni Dwór. Czyń, co chcesz, Robin, ale zapamiętaj, że jeśli kochasz mojącórkę, to może byćtwoja jedyna szansa, by z niąbyć. W przeciwnym razie stracisz Meghan Chase dla tego, który przysiągł cię zabić. Ciepły powiew powietrza zasyczałw grocie, poruszając ogniem i liśćmi. Kiedy zniknął, przestrzeń była pusta, nie licząc mnie. Król Elfów zniknął. 13 Dobrze “stary”, że mu przypominasz, bo z pewnością ciągle mu to ucieka. Swoją drogą Oberon aż prosi się, by wysłać go na jakiś kurs dobrego wychowania... 14 Może pamięć mnie zawodzi, ale czy ten kutafon na koniec 2. części przypadkiem nie wygnał Robina, a potem “łaskawie” go przyjął po tym, jak Puck przyczynił się do uratowania świata? ;-; 15 Jak na moje oko to jednak potrzebuje miłości, a Oberon porządnego klapsa za te insynuacje i namawianie go do złych rzeczy… Zgaduję, że w tym roku Mikołaj do niego nie zawitał (o ile elfy mają swojego elfiego Mikołaja :O) Wybaczcie, ale mam dziś wenę do przypisów XDD Naczytałam się za dużo tłumaczeń dd_TranslateTeam (który pozdrawiam <333) 16 Czy Oberon wie coś, czego ja nie wiem?! :OOO
ROZDZIAŁ 3 Pani ma w strasznej kocha się potworze 17 Ash wróciłkilka minut później, wpadając do groty bez wstępu, niosąc parę królików. Rzeczywiście byłna polowaniu. Rzuciłjednego u moich stóp i bez słowa zaczęliśmy je czyścić, pracując w ciszy, podczas gdy wokółnas zapadała noc. ZabićAsha? Zdradzićgo dla Letniego Dworu? Co Oberon sobie myślał? Jakbym mógłcośtakiego zrobić, nawet jeśli to Tytania zadałaby ostateczny cios. A zrobiłaby to. Ash mógłbyćksięciem, ale Tytania była królową. Nie możesz bawićsięz królowąelfów, przynajmniej w bezpośrednim starciu, szczególnie na jej własnym dworze. Nawet ja o tym wiedziałem. A dzięki wygodzie, jaką była nieobecność Oberona, Tytania nie oszczędziłaby Zimowego księcia. Doszczętnie by go zniszczyła. Nie mógłbym zrobićtego księciu. Nawet po tych wszystkich latach wrogości i walk pomiędzy nami, nawet pomimo tego, że byćmoże próbowałby mnie zabić pewnego dnia, a ostatecznie by mu sięto udało, nie mógłbym zostawićgo na łasce Tytanii. Ale… jeśli tego nie zrobię, Meghan nigdy mnie nie pokocha. Moja księżniczka, dziewczyna, dla której zrobiłbym wszystko, nigdy mnie nie zobaczy, nigdy nie spojrzy na mnie w sposób, w jaki patrzyła na Asha. Co czyniło go tak wyjątkowym? Co takiego miał, czego ja nie miałem? - Jesteś przerażająco milczący. Zamrugałem i podniosłem głowę. Ash klęczałkilka stóp od ogniska, pochylony nad zającem, jego łowiecki nóżpracowałz płynnąskutecznością. - C-co? - wyrzuciłem z siebie, trochęza szybko. Och, to było genialne, Koleżko. Napraw to, już. - Ja? - kontynuowałem, udając zaskoczonego. - Dlaczego, książątko, cokolwiek masz na myśli? Czy to możliwe, że naprawdęcięto interesuje? Nie podniósłwzroku, jak kontynuował. - Ukrywasz coś- powiedziałAsh spokojnie. - Jeśli jestem w stanie usłyszećwłasne myśli poprzez twoją gadaninę, to znaczy, że coś jest na rzeczy. Chcesz mi coś powiedzieć, Koleżko? Cholera, od kiedy lodowy chłopiec byłw stanie mnie przejrzeć? Będęmusiał nad tym popracować. - Tak - odpowiedziałem, wymuszając uśmieszek. - Myślę, 17 fragment monologu Puka z trzeciego aktu sztuki - opowiada w nim o tym, jak jednemu z aktorów przywdział głowę osła, a następie doprowadził do tego, że zakochała się w nim królowa
że przemienienie cię w wiewiórkę jest najłatwiejszym sposobem, żeby przemycićciędo Arkadii. Jak myślisz? Albo, jeśli wolisz, może mógłbym zamienićcięw mysz. Albo ptaka. Albo królika! - Spojrzałem na oskórowane tusze w moich rękach. - Chociażto mogłoby źle sięskończyć, jeśli Tytania ma swoje psy gończe… - Nieważne. - Ash westchnął, potrząsając głową. - Przykro mi, że w ogóle się odezwałem. - Och, wiem! - pstryknąłem palcami. - Kameleon! Możesz przysiąśćna moim kołnierzu i wmieszaćsięw otoczenie. Genialne! A byłby z ciebie bardzo przystojny kameleon, nie sądzisz, książątko? Ash przewróciłoczami i pochyliłsięnad swojąkolacją, nie zwracając jużna mnie większej uwagi. Wciążdo niego mówiłem, bezużyteczne, puste słowa, których żaden z nas nie brałna poważnie. To swoista tarcza, bariera dla moich prawdziwych myśli, których nie mogłem siępozbyć, nieważne jak bardzo się starałem. Dlaczego tu jesteś? Dla Meghan. Odpowiedźbyła oczywista. Byłem tu dla Meghan. Ponieważ kochałem mojąksiężniczkęi chciałem, by była szczęśliwa. Nawet jeśli to oznaczało, że będzie z kimśinnym. Nawet jeśli ten ktośbyłmoim arcyrywalem. Chciałem, żeby była szczęśliwa. Nie sądzisz, że ty mógłbyś ją uszczęśliwić? Mógłbym. Jeżeli wybrałaby mnie, dałbym jej wszystko. To ja byłem tym, który sprawiał, że sięśmiała, kto pokazałjej cuda Letniej magii, kto bez pytania zasłoniłjąwłasnym ciałem. (Co, przy okazji, bolało jak cholera.) To ja chroniłem jąprzed okrutnymi, ludzkimi znajomymi, odprowadzałem jądo i z przystanku, pamiętałem o jej urodzinach, gdy wszyscy, nawet jej własna rodzina, zapominała. Księżniczko, dlaczego nie wybrałaśmnie? Czy nie byłem wystarczająco dobry? A może to moja wina, że czekałem? Że wcześniej nie wykonałem żadnego ruchu? Cholera. Myślałem, że byłem ponad tym. Myślałem, że było mi dobrze jako przyjacielowi, ale nie potrafiłem wyrzucićz głowy słów Oberona. Król Elfów, mimo że czasem umiałbyćmanipulantem i draniem bez serca, miałrację. Tak długo, jak Ash byłw pobliżu, Meghan nie potrafiłaby patrzećna mnie jak na kogoś więcej niż przyjaciela. Zatem, musisz sam siebie zapytać, Koleżko, kto jest ważniejszy? Kobieta, którąkochasz i dla której zrobiłbyśwszystko, czy rywal, który przysiągł, że pewnego dnia cię zabije?
Obserwowałem Asha, dumającego przy ognisku, odwróconego do mnie plecami, szturchającego płomienie. Mój dawny przyjaciel przemieniłsięw wroga. Co zrobiłby bezwzględny Mroczny książę na moim miejscu? Nagle wstałem, przez co Ash spojrzałna mnie czujnym wzrokiem. - Wybierasz się gdzieś, Koleżko? - Na spacer, książątko. Ale jestem wzruszony, że ci zależy. - Uśmiechnąłem siędo niego, a on odwróciłsięz powrotem w stronęogniska. Skrzywiłem siędo jego pleców. - Wiesz, powoli zaczyna mi sięnudzićgadanie do ściany - kontynuowałem, podchodząc do krawędzi groty. - Myślę, że konwersacja z martwąrybąbyłaby znacznie bardziej satysfakcjonująca niżotwieranie buzi do ciebie. - Nigdy wcześniej cię to nie powstrzymywało. - Widzisz? O tym właśnie mówię. - Przewróciłem oczami. - Ale musisz mi wybaczyć. Potrzebuję trochę czasu w samotności, książę. Muszę wykombinować, jak właściwie zamierzam przemycićtwoje lodowe zwłoki na Letni Dwór. Spojrzał na mnie ostro. - Sądziłem, że już to rozplanowałeś. - Och, teraz jesteśmy zainteresowani rozmową, co? - zachichotałem i splotłem ręce za głową. - Nie martw się, Lodowy Chłopcze, cośwymyślę. Zawsze mi się udaje. Obserwował mnie w ciszy. Odwzajemniłem spojrzenie, wciąż się uśmiechając, wyzywając go, żeby coś powiedział, zaczął się kłócić. Ostatecznie westchnął i odwrócił się do ogniska. - To twój dwór - usłyszałem jego pomruk. - Znasz go lepiej ode mnie. Tak, to prawda, pomyślałem, gdy cofnąłem sięi zostawiłem go, idąc w kierunku lasu. To mój dwór. Jestem częściąLata, a ty powinieneśbyćmoim wrogiem, Ash. Pomyślałeśo tym kiedykolwiek? O tym, że zmierzasz na terytorium wroga z kimś, kto powinien być lojalny wobec Jasnego Dworu? Nie byłem do końca szczery. Wiedziałem jużjak zamierzam przemycićJego KrólewskąLodowatośćdo Arkadii, tużpod nosem Tytanii i Letniej Straży, bez czyjejkolwiek wiedzy. To będzie wyzwanie - Ash byłna wskrośZimowym księciem. Nie można mu po prostu przykleićfałszywe wąsy i liczyćna szczęście, nie z aurąuroku, która go zdradzała. Na szczęście robiłem takie rzeczy od bardzo dawna. Jeśli ktokolwiek mógłby dostaćsięna Letni Dwór z Zimowym szlachcicem, nie wzbudzając przy tym żadnych podejrzeń, z pewnościąbyłem to ja. Nie, po prostu potrzebowałem czasu w samotności. Czasu na przemyślenia. Czasu na plan.
Czasu, by zorientować się, czego naprawdę chciałem. *** - Nie. Przewróciłem oczami. - Książę, daj spokój. Przynajmniej nie zamienięcięw lemura. To jedyny sposób, żeby dostaćsięna Letni Dwór bez niczyjej wiedzy, że ty to... ty. - Musi być inne wyjście. - Nie ma. - Skrzyżowałem ramiona i rozejrzałem się. Dotarliśmy do granicy Arkadii i staliśmy teraz na krawędzi Losoboru, patrząc przez rzekęna ziemie Króla Elfów po drugiej stronie. Drewniany most, rozkwitający dzikimi kwiatami, łączyłdwie krawędzie urwiska, a po drugiej stronie strzegli go Letni Rycerze. Ash i ja staliśmy w skupisku sosen, obserwując ich poprzez rzekę, a burzące się wody bystrego strumienia maskowały naszą przyciszoną rozmowę. - To przebranie, Ash - powiedziałem ponownie. - Iluzja. Musimy ukryćtwój Zimowy urok pod moim Letnim i musimy zmienićtwój wygląd, żeby ludzie nie zwariowali w momencie, gdy wkroczysz na dwór. Naprawdę, to jedyny sposób. Jak spodziewałeś się, że to będzie wyglądać? Ash westchnął, odchylając głowę do tyłu. - Jesteś tym za bardzo podekscytowany. - Cóż- Wzruszyłem ramionami, zwalczając uśmiech. - Tam nie będęmógłsię odzywać. - Spojrzałna mnie lodowato i uniosłem ręce. - Chcesz siędostaćdo Arkadii czy nie? - W porządku- wykonałsfrustrowany, bezradny gest. - Zrób to. Miejmy to już za sobą. - Jużmyślałem, że nigdy tego nie powiesz. - Zagłębiliśmy siędalej w stronę drzew i wezwałem moją magię. - Nie ruszaj się- powiedziałem, gdy ten skrzyżowałramiona i próbował wyglądaćna znudzonego i poirytowanego. - To nie zajmie dużo czasu, ale muszęutkaćiluzjęz Letniego uroku, która będzie wystarczająco mocna, żeby ukryćtwojąZimowąaurę. Gdybyśbyłczerwonym kapturkiem albo lodowym gnomem, nie byłoby to takie skomplikowane, ale ty to ty, więc będzie to znacznie trudniejsze. - Czułem mojąLetniąmagięosiadającąna nim, czułem jak została odrzucona od zimnego Zimowego uroku, otaczającego go niczym zbroja, i zmarszczyłem brwi. - Książątko, przestańze mnąwalczyć. Jeśli chcesz wykonaćtęgłupiąprzysługęi miećjużto za sobą, to jedyne wyjście. Musisz pozwolićmi sobie pomóc. - Prychnąłi ochronny płaszcz z Zimowego uroku zniknął.
Przyzwałem do siebie więcej Letniej magii i wysłałem jąw stronęksięcia, tkając iluzjęwokółniego. Jego magia stawiała mi opór - mówcie co chcecie o Zimowym księciu, ale Ash byłniewiarygodnie silny. Wiedział, kim był, i ktośo mniejszych umiejętnościach nie potrafiłby przemienićgo w coś, czym nie był, nawet jeśli mówimy o iluzji. Ale ja również nie byłem przeciętnym oszustem. Zarys Asha zamigotałi zacząłsięzmieniać. Nie urósłani sięnie zmniejszył, ale jego włosy się wydłużyły, opadając na plecy, i zmieniły kolor z kruczoczarnych na barwępszenicy. Jego blada cera stała sięzłocisto brązowa, jakby spędziłcałe życie na słońcu, a zimne srebrne oczy rozbłysły zanim zmieniły się na jasne i niebieskie. Jego ubrania także uległy zmianie, długi czarny płaszcz zniknąłwe mgle, zamieniony na zbrojęze złota i zieleni, którego napierśnik zdobiła dumna głowa ogromnego jelenia. Fantazyjna złota peleryna powiewała za jego plecami, jej brzegi obszyte były liśćmi. Gdy byłjużgotowy, nie było w nim znaku Zimowego księcia. Letni Rycerz czekałw cieniu i jedynie jego grymas miałw sobie niewielkie podobieństwo do najmłodszego syna Królowej Mab. Przyłożyłem rękędo ust w udawanym zachwycie. - Och, Lodowy Chłopcze, to… to… ty! - Zabijęcięza to - Ash burknął, po czym skrzywiłsięna dźwięk swojego głosu, wysokiego i czystego. Ugryzłem sięw policzek, żeby nie zawyćze śmiechu. Jeżeli wyciągnąłby miecz, roztrzaskałoby to iluzję, a wtedy musielibyśmy przechodzić przez to po raz drugi. - Tak, cóż, może później, książątko. Pamiętaj, że nie możesz tam używać Zimowego uroku, w innym wypadku zaklęcie zostanie odkryte. To obejmuje wyciąganie miecza i rzucanie we mnie soplami, zatem nie wszczynaj żadnych walk z Letniąszlachtągdy tam będziemy, okej? Chcemy tylko siętam dostać, zabrać skrzypce i wynieść się. Ash skinął. Cofnąłem sięi okryłem siętąsamąiluzją, tworząc paręniemal identycznych Letnich Rycerzy. Spoglądając na mojego towarzysza, uśmiechnąłem się. - Gotowy? Ponownie westchnął, przeczesując palcami swoje nowe włosy. - Prowadź. *** Dwaj rycerze stróżujący przy moście skinęli uprzejmie, gdy ich mijaliśmy, ale poza tym nawet na nas nie spojrzeli. Przyłapałem jednego z nim na ukrywaniu
uśmiechu, lecz było to zrozumiałe, biorąc pod uwagęokoliczności. Nie sądziłem, żeby książę to zauważył, ale myliłem się. - Za kogo siępodajemy? - zapytałAsh, gdy kontynuowaliśmy wędrówkęna ziemie Króla Oberona. Minąwszy most, poczuliśmy ciepło letniego słońca, które ogrzewało mojąskóręi sprawiło, że westchnąłem z przyjemnością. Spośród wszystkich rzeczy na Letnim Dworze, to za słońcem tęskniłem najbardziej. Losobór byłzbyt ciemny, a Tir Na Nog zbyt zimne. Jedynie w Arkadii słońce świeciło jasno i w pełni, a najsłodsze jabłka rosły na drzewach ponad cierniowym żywopłotem, zawsze dojrzałe, by je zebrać. Oczywiście, najpierw musiałbyś ominąć dwóch nieznośnych olbrzymów, do których sad należał. - Och – powiedziałem, szczerząc się. - Racja. Imiona. Więc ty jesteśSir Torin, a ja Sir Fagan. Jesteśmy dwoma rycerzami podróżującymi po Nigdynigdy w poszukiwaniu chwały dla naszego króla i dworu. Rozumiesz, naprawiamy wyrządzone krzywdy, zabijamy smoki i szukamy legendarnych skarbów, tego typu rzeczy. - Zatem muszą cieszyć się szacunkiem. - Cóż… - podrapałem się po głowie. - Nie do końca. Ash wpatrywał się we mnie. - Co masz na myśli, mówiąc „nie do końca”? - Czytałeśkiedykolwiek „Don Kichota”? - zapytałem. Ash zamknąłoczy, co wskazywało na to, że tak, czytałto. Parsknąłem śmiechem. - Sąbardzo gorliwi – kontynuowałem, starając sięnie zaśmiaćna wyraz jego twarzy – i mają bardzo szlachetne intencje, trzeba im to oddać. Ale ci dwaj nie potrafiąbez mapy znaleźćwyjścia z szafy na szczotki. To czysto głupie szczęście, że do tej pory nie zostali zabici ani zjedzeni. WciążbłagająOberona, aby wysłałich na szlachetne, ważne misje, by mogli udowodnićswojąwartość, a Oberon kończy, dając im jakieś absurdalne zadanie tylko po to, by zeszli mu z oczu. - I naturalnie to te tożsamości dla nas ukradłeś. - Idealnie, nie sądzisz? - uroczyście wyrzuciłem w góręramiona. - Sir Torin i Sir Fagan nie mal nigdy nie sąna dworze, pozostali rycerze zazwyczaj ich unikają, a my mamy powód, by spotkaćsięz KrólowąTytanią, żeby ogłosićukończenie naszego ostatniego zadania. - A jeśli natkniemy się tam na prawdziwych Torina i Fagana? - Hmm. - Wzruszyłem ramionami, poirytowany jego logiką. - Wówczas będziemy improwizować. Mogłem powiedzieć, że Ashowi sięto nie podobało; zawsze byłtypem, który miałwszystko rozplanowane i zwykle uważałmojątaktykępełnąimprowizacji za irytującąi niepokojącą. Ale nie powiedziałjużnic więcej i niedługo potem doszliśmy do ogromnego kopca trawiastej ziemi, który znaczyłwejście do
dworu Oberona. Grube jeżyny otaczały wzniesienie, choćrozstąpiły sięprzed nami bez problemu, pozwalając nam przejść, i kroczyliśmy w kierunku zbocza wzgórza, nie zwalniając kroku. - Jest cośjeszcze, o czym powinienem wiedzieć? - mruknąłAsh, gdy zbliżyliśmy siędo kopca, ramięw ramię. - Jakikolwiek mały szczegół, który dla wygody przeoczyłeś, a który może mieć znaczenie, gdy tu będziemy? - Um… - posłałem mu spojrzenie z ukosa. - Tylko jedna drobna sprawa. - Uniósłbrew, a ja przygryzłem wargę. Och, nie spodoba mu sięto. - Krążąplotki, że Torin i królowa są… um… zaangażowani. - Co? Ale w tej chwili pokonaliśmy zbocze wzgórza i wkraczaliśmy na dziedziniec pełen Letnich elfów – do serca Arkadii. Muzyka grała, jeden z moich ulubionych utworów o słońcu, cieniach i rosnących rzeczach, i leżeniu na dnie chłodnego strumienia, gdy jednocześnie szeptała do ciebie ryba. Drzewa wyściełające krawędździedzińca wzdychały lekko, poruszając gałęźmi do piosenki, a tysiące kwitnących wszędzie kwiatów kołysały sięłagodnie do rytmu. Driady, satyrowie, gnomy i inni Letni czarowni kłębili sięna otwartej przestrzeni, siedząc na ławkach, rozmawiając lub tańcząc wspólnie w trawie. Tak, zdecydowanie byłem w domu. Czułem spojrzenie Asha na sobie i wiedziałem, że byłgotów mnie zabić, ale elf siedzący najbliżej krawędzi dziedzińca dostrzegłnas i zerwałsięna równe nogi. - Bądźmiły, książątko – powiedziałem przez zaciśnięte zęby, przywdziewając uśmiech na twarz, gdy zbliżyłsiętłum. - Nadchodzą, więc uśmiechnij sięi nie dźgnij swojego partnera. Czas na przedstawienie. - Sir Fagan! - wykrzyknęła satyrzyca, podskakując do nas. Jej racice stukały delikatnie o bruk. - Sir Torin! Powróciliście i jesteście żywi. Witamy z powrotem! - Jak było podczas podróży, Sir Faganie? - zapytała nimfa, posyłając mi szelmowski uśmiech. - Czy udało wam siętym razem zdobyćSkarb Księżycowej Bestii? Zabiliście strasznego Robaka z Bagna? Opowiedz nam o waszych przygodach. - Tak, tak – zawtórował tłum. - Co się wydarzyło? - Tak, opowiedz nam! - Opowiesz nam historię! Uniosłem dłoń. - Wystarczy, godziwi ludzie, wystarczy! Będzie czas na historie i pieśni, i opowieści o naszych brawurowych poczynaniach, lecz nie teraz na to pora. - Uspokoili się, wyglądając na zawiedzionych, i wydałem z siebie zmęczone westchnienie. - Sir Torin i ja podróżowaliśmy daleko i jesteśmy