Xalun

  • Dokumenty480
  • Odsłony35 060
  • Obserwuję66
  • Rozmiar dokumentów587.8 MB
  • Ilość pobrań19 818

Najmroczniejsze Moce 03 Odwet

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.3 MB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

Najmroczniejsze Moce 03 Odwet.pdf

Xalun EBOOKS
Użytkownik Xalun wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 226 stron)

ROZDZIAŁ 1 Po czterech Nocach ucieczki, byłam w końcu bezpieczna, leżałam w łóżku i rozkoszowałam się głębokim snem, bez sennych koszmarów … do czasu gdy duchy zdecydowały się naprawdę zmusić mnie do pobudki. Zaczęło ze śmiechem który wślizgnął się w mój sen i wycofał mnie z niego. Gdy oparłam się na łokciach, mrugając i walcząc by przypomnieć sobie gdzie byłam, szept wił się wokół mnie, nie mogąc odróżnić słów. Potarłam oczy i ziewnąłem. Nijakie szare światło świeciło przez zasłony. Pokój był cichy i nieruchomy. Żadnych duchów, dzięki Bogu!. Miałam ich dość, parę ostatnich tygodni starczy mi do końca życia. Szuranie przy oknie przestraszyło mnie. W tych dniach, każda gałąź rysująca szkło brzmiała jak zombi - które wskrzesiłam - pełznące do mnie. Podeszłam do okna i rozsunąłem zasłony. Był prawie świt, gdy przyjechaliśmy do domu, więc wiedziałam, że teraz musi być przynajmniej wczesny ranek, ale mgła na zewnątrz była tak gruba ze nie mogłam niczego zobaczyć. Pochyliłam się bliżej, wciskając nos w zimne szkło. Mucha roztrzaskała się o okno i podskoczyłam w powietrze. Śmiech zabrzmiał za mną. Odwróciłam się, ale Tori nadal leżała w łóżku, jęcząc przez sen. Zrzuciła nakrycie z siebie i leżała zwiniętym na boku, jej ciemne włosy leżały w poprzek poduszki. Inny zdławiony chichot rozległ się za mną. Z pewnością był to śmiech chłopaka. Ale nikogo tam nie było. Nie uwierzyłam w to. Po prostu nikogo nie widziałam. Dla nekromanty jeżeli nikogo nie widzisz to nie znaczy że to nic tam nie ma. Zmrużyłam oczy, próbując łapać migotanie ducha i zobaczyłam, daleko z lewej strony, blask ręki, która zniknęła zanim mogłam zobaczyć więcej. - szukasz kogoś, mała nekro?? Obróciłam się.- Kto tam jest? odpowiedziało mi rżenie — rodzaj rżenia jaki każda piętnastolatka słyszała z milion razy od stukniętych chłopców. - Jeśli chcesz rozmawiać ze mną, musisz się pokazać - powiedziałam. - Rozmawiać z Tobą? - powiedział w m licealnym stylu – Myślę ze to ty chcesz rozmawiać ze mną.? Prychnęłam i podążyłam z powrotem do łóżka. − nie??- Jego głos ślizgał się wokół mnie.?- Huh. Myślałem ze chcesz dowiedzieć się więcej o Edisonie Grup, o projekcie Genezis, o doktorze Davidoff … ” Zatrzymałem się. Zaśmiał się.? - Tak myślałem Czworo z nas - Tori, Derek, Simon, i ja — uciekliśmy z Edisona Grupa po odkrywaniu, że byliśmy obiektami eksperymentów w projekcie Genesis, eksperyment genetycznie modyfikując siły nadprzyrodzone. Moja ciotka Lauren była jednym z wtajemniczonych lekarzy , ale zdradził swoich kolegów pomagając nam w ucieczce. Teraz była trzymana w niewoli. Lub miałam nadzieje ze coś w tym stylu. Wczoraj wieczorem, kiedy Edison Grupa wytropiła nas, duch próbował pomóc mi … duch, który wyglądał jak ciocia Lauren.

Byliśmy ponoć w kryjówce grupy przeciwstawiającej się eksperymentom. Teraz ukazał mi się nastoletni duch, który wiedział o projekcie? Nie miałam zamiaru go wyrzucić, choć kusiło mnie. − Pokaz się, - powiedziałam. − Władczy mały nekro, prawda?? - Jego głos ślizgał się za mną.- Chcesz mnie zobaczyć tylko po to by upewnić się czy jestem taki gorący na jakiego brzmię. Zamknęłam oczy, wyobrazić sobie niejasną męską formę, i dodałam umysłowego szarpnięcia. Zaczął pojawiać się — ciemnowłosy facet, może szesnaście, siedemnaście lat, nic specjalnego, ale z lizusowskim uśmiechem który potwierdzał, że myśli, że jest. Wciąż mogłam przejrzeć go, jakby był hologramem więc zamknęłam oczy ponownie go przyciągnęłam. − Uh-uh, - powiedział.- Chcesz więcej, musimy poznawać siebie trochę lepiej.- I znów zniknął − Czego chcesz?? - zapytałam. Szepnął mi do ucha.- Tak jak powiedziałem, poznać się lepiej. Jednak, nie tutaj. Obudzisz swoja przyjaciółkę. Jest słodka, ale nie w moim typie.- Jego głos przysunął się do drzwi.- Znam miejsce, gdzie możemy porozmawiać na osobności. Tak, jasne. Czy on myśli ze zaczęłam rozmawiać z duchami wczoraj? Cóż, blisko — dwa tygodnie temu, w rzeczywistości. Ale już nauczyłam się wystarczająco by wiedzieć, że gdy pojawiały się duchy, to były takie które chciały pomóc i były takie, które po prostu chciał rozmawiać, i najwięcej, tych które chciały sprawić trochę kłopotów; urozmaicić swoje życie pozagrobowe. Ten facet na pewno kwalifikował się w ostatniej kategorii. . Jednak, gdyby był innym obiektem Grupy Edison, który przypuszczalnie zginął w tym domu, musiałam dowiedzieć się co mu się przydarzyło. Ale chciałam wsparcia. Tori nie miała żadnego doświadczenia w pomocy przy duchach i, podczas gdy radziłam sobie coraz lepiej, nadal chciałam by ktoś pilnował moich pleców. Więc poszłam za duchem korytarzem, ale zatrzymując się koło drzwi Simona i Dereka. − Uh-uh, - duch powiedział.- Nie musisz przyprowadzać chłopaka − Oni tez chcieliby z tobą porozmawiać - Powiedziałam podniesionym głosem, modląc się by Derek mnie usłyszał. Zazwyczaj budził się przy najbardziej niewielkim hałasie — wilkołaki mają super słuch. Wszystko co mogłam usłyszeć, to chrapanie Simon'a. Nikogo innego nie było na pietrze. Andrew, facet który przyprowadził nas tu, wziąć sypialnię na dole. − Chodź, nekro dziewczyno. Oferuje ograniczony czas. Wiesz, ze to nie jest nic dobrego, Chloe. Tak, ale również musiałam wiedzieć czy byliśmy tu w niebezpieczeństwie. Zdecydowałem się kontynuować nadzwyczajną ostrożność. Mój podświadomy głos nie sprzeciwił się, co wzięłam za dobry znak. Zaczęłam iść Gdy przybyliśmy tutaj poszliśmy prosto do łóżek, wiec nie zdarzyłam dobre się rozejrzeć w nowym miejscu. Wiedziałam tylko, że jest to ogromna wiktoriańska budowla prosto z Gotyckiego horroru.

Gdy szłam za głosem wzdłuż korytarza, miałem dziwne uczucie, że byłam w jednym z tych filmów, złapana w nieskończenie długim i wąskim korytarzu, mijając zamknięte drzwi do czasu gdy w końcu dotarłam do schodów … by wspiąć się po nich. Z tego co zdarzyłam zobaczyć to dom do którego przyjechaliśmy składał się z trzech kondygnacji. Sypialnie były na drugim piętrze, Andrew powiedział że na trzecim piętrze był strych. Więc duch prowadził mnie na ciemny, straszny strych? Nie byłam jedyną, która naoglądała się za dużo horrorów. Poszłam za nim w górę schodami zakończone podwójnymi drzwiami. Zatrzymałam się. Ręka pojawiła się przez drzwi przede mną, kusząc. Zajęło mi sekundę przygotowanie się. Nieważne jak ciemno tu było, nie pozwolę by widział jak się bałam. Gdy byłam gotowa, złapałam klamkę i... Drzwi były zamknięte na klucz. Przekręciłam klucz w zamku i usłyszałam zwalniający zamek klikniecie. Kolejny głęboki wdech, następna sekunda psychicznego przygotowania, wtedy otworzyłam drzwi i weszłam — podmuch zimnego powietrza zaskoczył mnie. Mrugnąłem. Przede mą wirowała, mgła. Umarłaś ze strachu stojąc za drzwiami, Chloe? Nie, stałam na dachu. ROZDZIAŁ 2 ODWRÓCIŁAM SIĘ, PONIEWAŻ drzwi huśtając się zamykały sie za mną. Chwyciłam krawędź, ale coś uderzyło je mocno i zatrzasnęło dom. Chwyciłam klamkę, ale zamek pobrzękiwał zamknąć się. Skręciłem gałkę, upewniając się czy się nie myliłam. -Wychodzisz tak szybko?- powiedział.- Niegrzecznie. Gapiłam się na klamkę. Tylko bardzo rzadki typ ducha mógł przesuwać rzecz w żywym świecie. - Agito pół demon - szepnęłam. - Agito?- Wypowiedział słowo z pogardą. -Jestem na szczycie listy, dziecino. Jestem Volo. Co nic dla mnie nie znaczyło. Mogłam tylko domyślić się ze to był bardziej potężny typ. W życiu, telekinetyczny pół demon może przesuwać przedmioty umysłowo. Po śmierci, mogą przesuwać je fizycznie. Poltergeist. Zrobiłam ostrożny krok. Drewno skrzypneło pod stopami, przypominając mi, gdzie byłam. Szybko stanęłam i rozejrzałam się dokoła. Byłam na pewnego rodzaju pomoście, który okrążał trzeci piętro — strych, tak sądziłam.

Po mojej prawej stronie była prawie płaska powierzchnia, była zaśmiecona zardzewiałymi kapslami od butelek i puszkami po piwie, jakby ktoś używał tego miejsca jako prowizorycznego patio. To uspokoiło mnie. Nie stałam na brzeg na dachu, tylko balkonie. Irytujące, ale wystarczająco bezpieczne. Stuknęłam w drzwi, lekko, nie chcąc tak naprawdę obudzić nikogo, ale mających nadzieję, że Derek zwróci na to uwagę. - Nikt tu cie nie usłyszy - duch powiedział. - Jesteśmy zupełnie sami. Tak jak lubię. Podnosiłam rękę, by trzasnąć w drzwi, ale nagle zatrzymałam się. Tata zawsze powtarzał ze najlepszym sposobem na zmylenie łobuza było, nie pokazywanie mu ze się boisz. Na myśl o moim ojcu, gardło ścisnęło mi się. Czy on nadal mnie szukał? Oczywiście, szukał i nie mogłaś nic z tym zrobić. Rada taty powstała przez dzieci, które kpiły z mojego jąkania się— zrezygnowali, kiedy nie reagowałam. Więc wzięłam głęboki oddech i poszłam w ofensywie. - Powiedziałeś, że wiesz o Edison Grupie i ich eksperymentach - powiedziałem. -Byłeś ich obiektem? - Nudny. Porozmawiajmy o tobie. Masz chłopaka? Założę się ze tak. Taka słodka dziewczyna, spędzająca czas z dwoma facetami. Powinnaś być już związana z jednym z nich. Wiec, z którym?- Zaśmiał się. -Głupie pytanie. Słodka dziewczyna dostaje słodkiego faceta. Chińczyk. Miał na myśli Simona, który był pół Koreańczykiem. Zakładał przynętę na mnie, patrząc, czy skocze w obronie Simona i udowodnię, że on jest moim chłopakiem. Nie był. Dobrze jeszcze nie, chociaż wydawało się zmierzamy do tego. -Jeżeli chcesz, bym została i rozmawiała, potrzebuję najpierw odpowiedzi - powiedziałam. Śmiał się. -Tak? Nie wygląda mi na to żebyś się gdzieś wybierała. Znów chwyciłam za klamkę. Kapsel od butelki świsnął koło mojego policzka tylko kawałek od oka. Groźnie popatrzyłem w jego kierunku. - To był tylko ostrzegawczy strzał, mała nekro.- Paskudny ton wyostrzył jego głos. - Tutaj, gramy w moją grę i w moje reguły. Teraz opowiedz mi o twoim chłopaku. - Nie mam żadnego. Jeżeli wiesz cokolwiek o eksperymencie Geneza, wtedy wiesz, że nie jesteśmy tu na wakacji. Ciągła ucieczka nie pozostawia za wiele czasu na romans. -Nie pogrywaj ze mną. Uderzyłam w drzwi. Kolejny korek do butelki trafił w moje oko, zapiekło. -Jesteś w niebezpieczeństwie, mała dziewczynko. Nie przejmujesz się?- Jego głos zbliżył się do mojego ucha. -Właśnie teraz ja jestem twoim najlepszym przyjacielem, więc lepiej traktuj mnie dobrze. Zostałaś wprowadzona w pułapkę i jestem jedynym, który może cie uwolnić

. - Wprowadzona? Przez kogo? Facet, który przywiózł nas tu - szybko wymyślałam fałszywe imię- Charles? - Nie, jakiś całkowity obcy człowiek a Charles tylko przypadkowo cie tu przywiózł. Jaki zbieg okoliczności. - Ale on powiedział, że juz nie pracuje dla Edison Grupy. On był ich lekarzem - On nadal jest. -on ,on-jest dr Fellows? Ten, z którym oni rozmawiali w laboratorium? - Nikt inny. - Jesteś pewny? - Nigdy nie zapomniałbym tej twarzy. - Hę, dobrze, to jest dziwne. Po pierwsze, jego imię nie jest Charles. Po drugie, on nie jest lekarzem. Po Trzecie, znam dr Fellows ona jest moją ciocią i ten facet na dole nie wygląda jak ona. Cios przyszedł z tyłu, uderzając mocno z tył kolana. Nogi ugięły się i upadłam na czworakach.. - Nie baw sie ze mną, mała neckro. Kiedy spróbowałam sie podnieść, uderzył mnie starą deską jak kijem do baseballu. Spróbowałem odsunąć sie z drogi, ale chwycił mnie za ramie i popchnął na poręcz. Uderzenie i poręcz pękła. Przewróciłam się i przez sekundę, wszystko, co widziałam to betonowy taras dwa pietra niżej. Chwyciłam inną cześć balustrady. Przytrzymałam sie i zaczęłam się podnosić, gdy nagle poręcz zaczęła drżeć pod moja ręka. Puściłam ja i pełzłam do przejście, gdy deska uderzyła w poręcz tak mocno, ze złamała ja, tworząc unoszące się odłamki butwiejącego drewna. Pobiegłam do przodu po balkonie. Znów zamachnął się na mnie połamana deska. Odskoczyłam do tyłu, wpadając na poręcz. Złapałam równowagę i rozejrzałam się dookoła. Nigdzie go nie było. Żadnego znaku poruszania sie czegoś. Ale wiedziałem, że on tam jest, patrzy, by zobaczyć, jaki zrobię następny ruch. Ruszyłam w kierunku drzwi, lecz nagle by go zmylić skręciłam na balkonie. Huk. Kawałki szkła eksplodowały przed mną i duch pokazał się, podnosząc rozbitą butelkę. Zbladłam. Z pewnością to jest dobry pomysł. Tylko cofaj się do poręczy, zobaczymy jak długo wytrzyma. Zatrzymałam sie. Nie było gdzie uciec. Zastanawiałam się by zacząć krzyczeć. Zawsze

nienawidziłam, w filmach—ze bohaterki krzyczą. Domagając się pomocy, gdy nie maja już drogi ucieczki— ale właśnie teraz, schwytana pomiędzy władczym-rozbijajacym-butelki poltergeistem i dwu piętrową przepaścią, mogłabym przeżyć upokorzenie bycia uratowana. Problem w tym, ze nikt nie dostałby się tu w samą porę. Jasne … wiec, co zrobisz? Wszechmocny nekromanta przeciw poltergeistrowi? To było to. Naprawdę miałam ochronę, przynajmniej przeciw duchom. Dotknęłam mojego amuletu. Dała mi go moja matka Kidy byłam mała. Mówiła ze powstrzyma widzenie duchów —duchy, które wiedziałam teraz. Wydawało się ze nie działa zbyt dobrze, ale trzymając go pomagał mi koncentrować się, skupić się na tym, kim byłam. Wyobraziłam sobie odpychanie ducha.. - Nie waz się, mała dziewczynko. Tylko mnie wkurzysz. Mocniej zamknęłam oczy i posłałam mu ogromne umysłowe pchniecie . Cisza. Czekałam, słuchając, pewna, że kiedy otworze oczy, on tam Bedzie. Po chwili, otworzyłam oczy i zobaczyłam tylko szare niebo. Mimo to chwyciłam mocno poręcz, przygotowana na lecące w moja głowę rozbite butelki. -Chloe! Moje kolana zatrzęsły się po okrzyku. Kroki załomotały na dachu. Duchy nie wydaja dźwięków kroków. -Nie ruszaj się.- Obejrzałam się przez ramię, zobaczyłam Derek.

ROZDZIAŁ 3 Derek przeszedł przez płaską cześć dachu. Był ubrany w dżinsy i koszulkę, a jego stopy były bose. - Uważaj- , zawołałam. – tu jest rozbite szkoło. - Widzę . Zostań tam, gdzie jesteś. - W porządku. Cofnę się tylko ku górze i... - drewno skrzypnęło –Albo i nie. - Zostań tam. Drewno jest zgniłe. Utrzyma twoją wagę o ile stoisz nieruchomo. - Ale weszłam tu, więc nie musi być. - Nie przetestujemy tej teorii, w porządku? Nie było żadnego zwykłego zniecierpliwienia w jego głosie, co znaczyło, że martwił się naprawdę. A jeśli Derek martwił się, to powinnam zostać tam gdzie byłam. Chwyciłam się poręczy. -Nie!- powiedział. – To znaczy, tak, trzymaj się, ale nie opieraj się . Jest zbutwiałe od środka. Świetnie. Derek obejrzał się, szukał czegoś do wykorzystania. W takim razie zdjął swoją koszulę. Spróbowałam nie odwracać wzroku. Nie że wyglądał źle bez swojej koszuli. Wręcz przeciwnie, tak naprawdę, właśnie dlaczego? Powiedzmy, że przyjaciele czują się naprawdę lepiej kiedy są całkowicie ubrani. Derek podszedł tak blisko jak się ośmielił, następnie zawiązał róg koszulki i rzucił mi go. Złapałam supeł za drugim razem. -Nie wciągnę cię,- ostrzegł. Dobry pomysł, ponieważ z jego siłą wilkołaka, prawdopodobnie wyrwałby ją z moich rąk i spadłabym z dachu. -Podciągnij się. Umilkł gdy zauważył że już to robiłam. Weszłam na cześć dachu, małymi, trzęsącym krokami, wtedy poczułam, jak moje kolana zaczynają zginać się. Derek złapał moje ramię — to bez szwów, bandaży, i obtarć postrzałowych — usiadłam wolno. -Ja... posiedzę tu tylko minutkę - powiedziałam, jednak mój głos trząsł się bardziej niż chciałam. Derek usiadł obok mnie, już ubrany w koszulkę. Mogłam poczuć jak mnie obserwuje, niepewnie. - Ja... wszystko w porządku. Tylko daj mi sekundę. Bezpiecznie jest tu siedzieć, tak? - Tak, dach na tylko pochyl dwudziestu pięciu stopni, wiec... – Widząc moja minę powiedział - jest bezpieczne. Mgła rozwiała się i widziałam drzewa rozciągające się w oddali na wszystkie strony, oraz polną drogę wijąca się do domu.

- Tu był duch,- powiedziałam w końcu. - Tak, domyśliłem się tego. - Wiem ze nie powinnam za nim iść, ale - umilkłam, nie przygotowana do całkowitego wytłumaczenia się; nadal się trzęsłam. - Stałam przed twoimi drzwiami, mając nadzieję, że minie usłyszysz. Domyślam się, że tak było? - Tak jakby. Drzemałem. Obudziłem się zdezorientowany, więc zajęło mi chwilę, by przyjść tu. Miałem gorączkę. Zobaczyłam to teraz, zarumieniona skóra i lśniące oczy. − - Czy ty? - Zaczęłam. -Nie zmieniam się. Nie w tej chwili. Wiem teraz jakie to jest uczucie, i mam sposoby i by odeszło. Kiedy indziej, jak dobrze Pójdzie to jeszcze długo. - Założę się, że przemienisz się zupełnie tym razem,- powiedziałam. -Tak, może.- Jego ton powiedział, że w to wątpi. Gdy tak siedzieliśmy udało mi się ukradkiem spojrzeć na niego. W wieku szesnastu lat, Derek był o wiele wyższy ode mnie. Mocno zbudowany, zbyt, szerokie ramiona i mięśnie zazwyczaj ukrywał w workowate ciuchy, żeby nie wyglądać przerażająco. Odkąd zaczął się zmieniać, wydawałoby się, że Matka Natura dała mu trochę luzu . Jego skóra przejaśniała się. Jego ciemne włosy nie wyglądały już na tłuste. Nadal wisiały wokół jego twarzy— nie jak emo, ale nie wydawał się tym przejmować. Ostatnio miał bardzo dużo innych rzeczy na głowie. Starałam się odpocząć i cieszyć się mglistym widokiem, ale Derek wiercił się i wiercił, co było bardziej rozpraszające niż by był po prostu sobą, i zażądał, informacji o to co się stało. - Więc był tu duch,- powiedziałam w końcu. - Powiedział, że jest Volo pół demonem. Telekinetyczny, ale silniejszy typ niż dr Davidoff. Prawdopodobnie ten sam rodzaj, którym jest Liz. Skusił mnie tu, zamknął drzwi, a później zaczął rzucać we mnie przedmiotami. Derek spoglądał ostro. - Wygnałam go. - Dobrze, ale w ogóle nie powinnaś za nim iść, Chloe. Jego ton był spokojny, rozsądny, tak nie jak Derek. Patrzyłam na niego, dziwny pomysł skradanie się w mojej głowie ze to nie był Derek. Zanim uciekłam z laboratorium Edison Grup, spotkałam pół demona, posiadającego pewne zdolności. Ona posiadła kogoś ale tylko ducha. Czy Derek mógł być opętany?

- Co? - powiedział Derek, ponieważ się gapiłam. - Czy wszystko dobrze? - Tak, tylko …- Potarł kark, wzdrygając się i wzruszając ramionami. - Zmęczony. Wyczerpany. Naprawdę wyczerpany. Zbyt dużo …- Zastanawiał się nad słowami – Bycie tutaj, bycie bezpiecznym, Nadal się dostosowuję. To miało sens. Wilkołacza ochrona Dereka działała na hiper prędkości przez ostatnie dni, sprawiając że był czujny i ostrożny. Posiadanie teraz kogoś innego, by uważał na nas było dziwne. Jednak nie naskoczył na mnie, gdy beztrosko podążyłam za przypadkowym duchem na dach, to nie był całkowicie Derek, wiedziałam, że chodzi o coś więcej.. Kiedy spytałam, co go męczy, wymamrotał, że nic. Wycofałam się i właśnie miałam wyjaśnić więcej o duchu kiedy powiedział - To Tori. Nie podoba mi się jej historia o tym jak uciekła. Kiedy Edison Grup prawie schwytała nas zeszłej nocy, oni zaaresztowali Tori. Lecz kiedy ponownie skupili wszystkie wysiłki na największego groźniejszego – Derek'a - zostawili młodą wiedźmę tylko z jednym strażnikiem. Użyła zaklęcia uziemienia i uciekła. - Myślisz ze pozwolili jej odejść? - Nie mówię … Po prostu … nie mam żadnego dowodu. I to sprawiało ze czuł się niekomfortowo, że jego obawy są oparte na niczym tylko na przeczuciu. Matematycy i naukowcy preferowali dowody i fakty. - Jeżeli myślisz, była wtyczka od początku, to nie była.- ściszyłam głos. -Nie mów jej, że ci to powiedziałam, w porządku? Kiedy pomogła mi uciec, chciała tylko odejść od Edison Grup i pobiec z powrotem do taty. Więc zadzwoniła do niego. Zamiast tegowysłał jej mamę - kobietę, przed którą uciekaliśmy. Tori została zraniona, naprawdę boleśnie. Nawet w szoku nie mogłaby czegoś takiego wymyślić. - Nie myślę że jest w tym od początku. - Tylko, że zawarła umowę zeszłej nocy? - Tak. - Czy Tori wydałaby nas za obietnice odzyskania poprzedniego życia? To jest możliwe, i powinniśmy uważać, ale kupuje jej historię. Gdyby jej mama powiedziała im, że Tori rzuca zaklęcia— w co wątpię — z tego co wiedzą to, że ma tylko przypadkowe wybuchy mocy. Jej wiążące zaklęcie mogło powstrzymać jednego strażnika. Widziałam, jak tego użyła. Nie musi wypowiadać zaklęcia. Po prostu, myśli o tym , i to robi. - Bez zaklęć? Bez ćwiczeń? - potrząsnął głowę. -Nie mów tego Simonowi.

- Nie mów Simonowi czego?- powiedział głos za nami. Obróciliśmy się, by zobaczyć, jak Simon wychodzi z dostępu. - Że Tori nie musi użyć zaklęć, by nimi rzucać- powiedział Derek. -P oważnie?- zapytał. -Masz rację. Nie mów mi. - Przeszedł przez dach. -Lepiej, nie mów jej, że potrzebuję zaklęć i tygodni praktyki i nadal jestem beznadziejny. -Byłeś dobry z tym odwracającym czas zaklęciem zeszłej nocy,- powiedziałam. Uśmiechnął się. -Dzięki. Teraz czy ośmielę się zapytać, co robicie tu na górze? Lub czy powinienem być zazdrosny? Simon uśmiechał się, mówiąc to, ale Derek spojrzał daleko w dal – Oczywiście że nie. -Więc nie mieliście kolejnej przygody?- Simon usiadł po mojej drugiej stronie tak blisko ze otarł się o mnie, obejmując mnie. – Jak dla mnie wygląda to na dobre miejsce. Kryjówka na dachu, taras widokowy. Właśnie to jest to, hę? Taras widokowy? - Tak. I to gnijący, więc zostań tam, -powiedział Derek. - Tak zrobię. Wiec, przygoda? - Malutka - powiedziałam. -Och, człowieku. Zawsze je przegapiam. W porządku, powiedz mi to delikatnie. Co się stało? Opowiedziałam. Gdy Simon słuchał, pochłonięty i skoncentrowany, rzucił spojrzenia swojemu bratu. Przyrodniemu bratu, tak powinnam powiedzieć—jedno spojrzenie na nich i wiesz ze nie są biologicznie spokrewnieni. Simon ma piętnaście lat, jest pół roku starszy ode mnie, jest smukłej i lekkoatletycznej budowy, z ciemnymi, niemal kasztanowymi oczami w kształcie migdała i blond włosami. Kiedy Derek miał około pięciu lat, zamieszkał z Simonem i jego tatą. Są najlepszymi przyjaciółmi i braćmi, z więzami krwi czy bez nich. Powiedziałam mu tak dużo jak dotychczas Derekowi. Patrzył to ma mnie to na Dereka . -Musiałem być bardzo śpiący, jeśli nie słyszałem tych wszystkich krzyków,- powiedział Simon. - Jakie krzyki?- Powiedział Derek. - To znaczysz, że Chloe właśnie powiedziała ci, że poszła za duchem na dach i nie nawrzeszczałeś na nią jak stad do Kanady?” -Jest trochę nie w formiedzisiaj rano,- powiedziałem. -Więcej niż trochę, powiedziałbym. Nie spytałeś jej o resztę historii? Te część, w której wyjaśnia, dlaczego poszła za duchem? Ponieważ jestem pewny, że był powód. Uśmiechnęłam się. -Dziękuje. Był. To był nastolatek, który wiedział o Edison Grup i

eksperymentach. -Co?- Głowa Derek'a przekręciła się, i bardziej warknął niż zapytał. - Dlatego poszłam za nim. Tu jest martwe dziecko, które może coś wiedzieć i, jeżeli umarł tu … - Wtedy to jest problem - powiedział Simon. Kiwnęłam głową. -Moja pierwsza myślą, naturalnie, było: „Oh mój Boże, zostaliśmy wprowadzeni w pułapkę”. Simon potrząsnął głowa. -Nie Andrew. On jest jednym z tych dobrych facetów. Znam go przez całe moje życie. -Ale ja nie, i dlatego sprowokowałam ducha i to jest jasne, że on go nie rozpoznał. Andrew powiedział, że to miejsce jest własnością faceta, który założył te grupę i był zaangażowany w eksperymenty. Jeżeli tu jest duch tego dziecka, myślę, że go tam znajdziemy. - Możemy spytać Andrewa—- Simon zaczął się. Derek uciszył go. –Sami znajdziemy odpowiedzi. Simon i Derek wpatrywali się w siebie. Po sekundzie, Simon gderał coś o utrudnianiu sprawy, ale nie dyskutował. Jeżeli Derek chciał bawić się w detektywa, to dobrze. W krotce odejdziemy w każdym razie, z powrotem na ratunek tym, których zostawiliśmy i zniszczyć Edison Grup … lub coś w tym stylu. Mieliśmy taka nadzieję.

ROZDZIAŁ 4 Chwile później zaszliśmy na dol. Derek skierował się prosto do kuchni skombinować jakieś śniadanie. Może spaliśmy tylko parę godzin, ale było prawie południe i jego żołądek, przewidywalnie, warczał. Kiedy on szukał jedzenia, Simon i ja rozglądaliśmy się dookoła naszego tymczasowego nowego domu. Przeczytałam książkę raz o dziewczynie w ogromnej angielskiej rezydencji z tajnym pokojem którego nikt nie znalazł przez lata, ponieważ szafa została postawiona przed drzwiami. Pamiętam, jak myślałam, że to było śmieszne. Mój tata miał przyjaciół z naprawdę dużymi domami i nadal nie było można zgubić żadnego pokoju. Ale w tym miejscu i z małą wyobraźnią, widziałam to. Nie był tylko duży. Dziwnie zbudowany. Jakby architekt budował identyczne pokoje, bez pomysłu jak je połączyć. Przód był wystarczająco prosty. Była główna sala łącząca drzwi, schody, kuchnia, pokój dzienny i jadalnię. Dalej było to bardziej zagmatwane, odgałęziając się do kilku tylnych sal, z pokojami, które tylko dołączały się do innych pokoi. Większość była naprawdę malutkie, nawet nie dziesięć stóp. To przypomniało mi norę królika, te wszystkie małe pokoje odchodzące we wszystkich kierunkach. Nawet znaleźliśmy oddzielny zbiór schodków z powrotem, które wyglądały jakby nie były sprzątane od lat. Ponieważ Simon poszedł, zobaczyć, czy Andrew wstał, poszłam do kuchni, gdzie był Derek wpatrujący się w zardzewiałą puszkę fasoli. - Taki głodny?- Spytałam. -Będę wkrótce. Grasował po kuchni, przeszukując otwarte kredensy. -Więc nie chcesz, żebym spytała Andrew'a o to dziecko? powiedziałam. – Jednak, ufasz mu, racja? -Pewnie. Zdjął pudło krakersów i spojrzał na spod, szukając daty “najlepiej przed...” . - Nie brzmisz na przekonanego -, powiedziałem. -Jeżeli jesteśmy tu z kimś, komu nie ufasz … - Właśnie teraz, jedynymi ludźmi, którym naprawdę ufam jesteś ty i Simon. Nie wydaje mi się, że Andrew jest zaangażowany. Jeżeli tak, nie było by nas tu. Ale nie biorę tego pod uwagę, nie, jeżeli możemy znaleźć nasze własne odpowiedzi. Kiwałem głową. - Świetnie. Tylko … wiem, że nie chcesz rozmawiać z Simon, ale … Jeżeli się martwisz … - Moje policzki zarumieniły się. - Nie mowie, że musisz mi się zwierzać, tylko nie …

- Zbywać cię kiedy wiesz, że coś jest nie tak.- Obrócił się i spotkał moje spojrzenie. -Nie będę. -Pije już keczup ? -Simon wszedł do kuchni. - Dziesięć minut, bro. Andrew jest w drodze i -I przeprasza wylewnie za brak jedzenia.- wszedł Andrew. Był w wieku mojego taty z naprawdę krótkimi szarymi włosami, kwadratowymi ramionami, krępej budowy i krzywym nosem. Poklepał Derek'a po ramieniu. –Niedługo będzie. Jedna z grup przynosi śniadanie i będą tu ladą chwila. Trzymał rękę na ramieniu Dereka, ściskając ją. To był niezgrabny gest, być może, dlatego że był o pół stopy niższy niż Derek, jednak wyglądało na coś ponadto. Ostatniej nocy, kiedy pierwszy raz zobaczył Dereka po kilku latach, puls niespodzianki, przerażenie przeszło przez jego twarz. Derek widział to i wiedziałam, że to poczuł - ukłucie które masz, gdy facet, którego znałeś większość swojego życia zmienił się w jakiegoś nastoletniego bandytę, z którym byś nie chciał się spotykać. Jak Simon, Andrew był czarnoksiężnikiem. Był starym przyjacielem ich taty i byłym pracownikiem Edison Grup. Był również ich kontaktem w razie niebezpieczeństwa. Andrew i ich tata mieli jakąś sprzeczkę kilka lat temu, ale nadal pozostali w kontakcie, tak że kiedy byliśmy w pułapce, przyszliśmy do niego. Andrew jeden ostatni raz ścisnął bark Dereka, i zaczął krzątać się po kuchni, ściągając garnki i płucząc je, wycierając kurze z lady i stołu, pytając, jak spaliśmy, przepraszając znów za brak przygotowania. - Ciężko się, przygotować kiedy nie wiesz, że ktoś przychodzi,- powiedział Simon – Czy wszystko będzie w porządku? Zostaniesz tu z nami? Wiem, że masz pracę … - Która robię w domu od dwóch ostatnich lat. W końcu zbudowałem stanowisko, by łączyć się telefonicznie, dzięki Bogu. Codzienne podróże do Nowego Jorku wykańczały mnie. Teraz jadę raz na tydzień na spotkanie. Simon zwrócił się do mnie. - Andrew jest edytorem Książek. - zerknął na Andrewa. – Chloe jest scenarzystką. Zarumieniłam się i jęknęłam, oczywiście nie byłam prawdziwym scenarzysta, tylko chciałabym; ale Andrew powiedział, że chciałby usłyszeć, nad czym pracowałam, odpowiedzieć na jakiekolwiek pytania o pisaniu. Nawet zabrzmiał jakby mówił to na poważnie, w przeciwieństwie do większości dorosłych, którzy mówili takie rzeczy tylko dla żartu -Właśnie teraz, pracuje ze mną nad komiksem – powiedział Simon. - Graficzny dziennik naszych przygód. Tylko dla przyjemności. -Bardzo fajnie. Myślę, że zrobisz z tego sztukę? Twój tata powiedział mi, że jesteś... -

zadzwonił dzwonek. -I to będzie śniadanie - Andrew powiedział. -Chloe? Wiem ze Tori prawdopodobnie jest wyczerpana, ale powinna tu być, na zebraniu. - Pójdę ją obudzić. Wiec tajemnicza Grupa oporu tu była. Nie wyglądali na dużą grupę: trzech ludzi plus Andrew. Była Margaret, wyglądała jak wiele kobiet z którymi pracował mój tata - firmowo– biznesowy typ , z krótko obciętymi szaro-brązowymi włosami. Była nekromantą. Gwen była niewiele wyższa niż ja i wyglądała jakby niedawno skończyła colleg. Jeśli chodzi o nadprzyrodzony typ, z jej krótkimi blond włosami, podniesionym -w górę nosem i ostrym podbródkiem, zaczęłam zastanawiać się, czy była taka rzecz jak chochlik, ale powiedziała, że jest wiedźmą, jak Tori. Trzecim przybyszem był Russell, łysym dziadek, który był pracownikiem paramedycznym, w przypadku gdybyśmy potrzebowaliśmy lekarza po naszej przeprawie. Z Andrewem i Margaret, był jednym z założycielskich członków grupy i również kiedyś pracował dla Edison Grup. Andrew powiedział, że byli też innymi, z pół tuzina członków w Nowym Jorku i dwudziestu lub więcej w całym kraj. Jednak w tych okolicznościach to nie wydawało się bezpieczne mieć ich wszystkich tutaj, by nas spotkali. Więc wysłali tych, którzy mogliby pomóc nam najbardziej - nekromanta i wiedźma. Derek nie miał szczęścia. Nie było wilkołaków w grupie, nic dziwnego bo może było ich z tuzin par w całym kraju, w porównaniu z setkami nekromantów i wiedźm. Ci którzy posiadali siły nadprzyrodzone, i dołączyli się do Edison Grup nie byli źli. Najwięcej było takich jak moja ciocia, która zaoferowała swoje usługi jako lekarz, ponieważ chciała pomóc ludziom takim jak jej brat, nekromanta, który albo popełnił samobójstwo, albo był wpędzony na dach przez duchy, kiedy był nadal w college'u. Edison Grup uwierzyła, że odpowiedź była genetyczną manipulacją - wziąć nasze DNA, by pomniejszyć skutki uboczne i ulepszyć naszą kontrolę nad naszymi mocami. Rzeczy zaczęły się psuć, kiedy byliśmy mali i trzech wilkołaczych obiektów zaatakowało pielęgniarkę. Oni zostali “wyeliminowany.” Zabici, przez tych samych ludzi, którzy przysięgli, że chcą pomóc siłom nadprzyrodzonym. To wtedy tata Simona i inni, jak Andrew, odeszli. Ale odejście dla niektórych nie było wystarczające. Zaniepokojeni tym co widzieli, monitorowali Edison Grup, upewniając się że nie przygotowywali niebezpieczeństwa dla innym nadprzyrodzonych. Teraz przynosiliśmy wiadomość dokładnie tego, czego bali się najbardziej. Dla większości z nas, genetyczna modyfikacja przyniosła skutek odwrotny, produkując dzieci z nieposkromionymi mocami - wiedźmy, które mogłyby rzucić bez zaklęć i nekromantów, którzy mogliby podnosić przypadkiem umarłych. Kiedy te niepowodzenia udowodniły ze nie są łatwe do kontrolowania jak Edison Grup miała nadzieję, zrobili to samą rzecz, którą zrobili z chłopcami wilkołakami. Zabili ich.

Teraz przyszliśmy do grupy Andrewa po pomoc. Byliśmy w śmiertelnym niebezpieczeństwie i zostawiliśmy tam inne obiekty, Rachel i moją ciocię Lauren, która była w nawet większym niebezpieczeństwie. Prosiliśmy tę grupę, żeby uratowali ich i zlikwidowali niebezpieczeństwo przeciwko nam. Czy byli za tym? Nie mieliśmy żadnego pojęcia. Gwen przyniosła na śniadanie: pączki, kawę i mleko czekoladowe, które jestem, pewna że pomyślała, iż byłaby to doskonałym poczęstunkiem dla nastolatków. Byłoby … jeżeli nie żylibyśmy na niezdrowym jedzeniu przez trzy dni i jeżeli jeden z nas nie był cukrzycowy. Simon wybrał pączek i karton mleka czekoladowego, żartując o posiadaniu wymówki, by zjeść rzeczy, które zwykle były poza jego dietą. To Derek był tym, który skarżył się. Andrew przeprosił za zapominanie, aby ostrzec innych o Simonie i obiecał bardziej pożywne jedzenie na kolejnym posiłku. Każdy był naprawdę miły i współczujący i być może tylko byłam paranoikiem —Derek trącił na mnie— ale za tymi uśmiechami i miłymi oczami, dało się wyczuć niepokoju, o którym oni nie mogliby przestać myśleć - o naszym bałaganie –wzmożonych mocach. Jakby nie mogli pomóc nie myśląc, że jesteśmy zupełnie jak bomby z opóźnionym zapłonem. Nie byłam jedyną, która czuła się niewygodnie. Kiedy ruszyliśmy się do pokoju dziennego, Derek wycofał się do kąta i pozostał tam. Simon powiedział zaledwie słowo. Tori, która zwykle nie chciała mieć z nami nic wspólnego, usiadła tak blisko mnie, że myślałem, że próbowała, zwędzić mojego pączka. My przeciwko nim. Genetycznie zmodyfikowani dziwacy przeciw normalnym siłom nadprzyrodzonym. To Simon i ja w większości rozmawialiśmy. Był to dziwny dla mnie, dzieciak, który zawsze siadał z tyłu grupy, mając nadzieję, że nie będzie wezwany do odpowiedzi, ponieważ mogłaby zacząć się jąkać. Ale ciężar dowodu spoczął na mnie i tym, co zobaczyłam: duchy innych dzieci i pliki w komputerze dr Davidoffa. Gdy wyjaśniliśmy, widziałam współczucie w ich oczach, ale również wątpliwości. Uwierzyli, że eksperyment poszedł źle dla niektórych obiektów - to było dokładnie to czego się bali, kiedy zrezygnowali. Również uwierzyli nam o Lyle House, “domu grupy” gdzie Edison Grup trzymała nas. Kiedy eksperyment runął, naturalnie Edison Grup próbowałaby zatuszować ślady. Ale reszta tego? Polowanie na nas kiedy uciekliśmy? Czy strzelanie do nas, najpierw z rzutkami środka uspokajającego, potem prawdziwymi kulami? Czy zamkniecie nas w laboratorium? Czy zabicie trojki dzieci, którym nie udała się rehabilitacja? To brzmiało jak z filmu. Bez dwóch zdań. Jako ambitny scenarzysta / dyrektor, jeżeli usłyszałabym ten styl, odprawiłbym to jako zbyt śmiertelne. Mógłbym powiedzieć, że Andrew uwierzył nam. Gwen także. Widziałam to z przerażenia na jej twarzy. Ale Gwen była najmłodsza i jej opinia wydawała się nie liczyć za bardzo. Russell i Mrgaret nie mogli ukryć sceptycyzmu i wiedziałam, że przekonanie ich, by nam pomogli nie będzie takie łatwe jak mięliśmy nadzieje.

W końcu, wyrzuciłam z siebie, -Rachela i moja ciocia są w niebezpieczeństwie. Mogą zostać zabite każdego dnia, o ile już nie są. -Twoja ciocia jest wartościowym członkiem zespołu,- powiedziała Margaret, jej surowa twarz była nieczytelna. -Nie zabiją jej. Ani twoja przyjaciółka nie wydaje się być w dużym niebezpieczeństwie. Jest szczęśliwa i uległa. To jest wszystko, o co mogą teraz prosić. -Ale, jeżeli dowie się prawdy, nie będzie tak uległa— Wtrącił się Russell. - Twoja ciocia i twoja przyjaciółka dokonały wyboru, Chloe. Tak ciężko jak się to wydaje. Obie cie zdradziły. Nie myślałem, że będziesz tak chętna, by je ratować. -Moja ciocia... -Pomogła ci uciec, wiem. Ale nie byłabyś tam, jeżeli nie byłoby to przez zdradę twoich przyjaciół. Rae powiedziała dr Davidoff o naszych planach ucieczki, więc byli gotowi kiedy próbowaliśmy uciec. Uwierzyła w ich kłamstwa o chęci pomocy nam i ze chłopcy zrobili mi pranie mózgu - Pomyliła się. Czy mówisz, że dlatego powinniśmy pozwolić, jej umrzeć?- Mój głos podnosił się. Przełknęłam, próbując pozostać spokojna, rozsądna. -Cokolwiek zrobiła w tedy, myślała, że była to właściwa rzecz i nie opuszczę jej teraz. Zerknąłem na innych. Simon zgodził się szybko i zajadle. Derek wymamrotał burkliwe -Tak wystawiła nas, ale głupota nie jest główną zbrodnią. Wszyscy spojrzeliśmy na Tori. Wstrzymałam oddech, czując uważne spojrzeń dorosłych na nas, wiedzący potrzebujemy zgodności w tym. - Skoro już wracamy po ciocie Chloe, Rae tez powinna zostać uratowana,- powiedziała Tori. -I obie muszą zostać uratowane NIEZWŁOCZNIE. Edison Grup może nie jest grupa mściwych morderczych maniaków, ale moja matka tak, jest wyjątkiem i kiedy odeszliśmy, naprawdę nie była szczęśliwa z powodu dr Fellows. -Nie wydaje mi się.- zaczął Russell. -Teraz to nie czas, żeby przejść do nudnej części dyskusji, - wtrącił Andrew. -Dlaczego wy dzieci nie pojedziecie na gore i sprawdzicie inne pokoje. Jestem pewny, ze każdemu się jakiś spodoba. - Tu nam dobrze- powiedział Simon. Andrew popatrzył na innych. Chcieli nas się pozbyć z pokoju, aby móc przedyskutować, czy mieli nam pomóc czy nie.

Chciałam wrzasnąć, Co tu jest do dyskusji? Ludzie, dla których ty pracowałeś zabijają dzieci. Czy to nie jest twoją misją - upewnić się, czy ich praca nie rani ludzi? Zatrzymaj rzuć zawzięcie pączka i zrób coś! - Dlaczego nie ...?- zaczął Andrew. - Tu nam dobrze- Wyszło jako warczenie. Był to tylko Derek ze swoim poważnym tonem, ale w pokój nagle zrobiło się bardzo spokojnie. Wszystkie oczy zwróciły się na niego, każde spojrzenie było ostrożne. Derek spojrzał daleko i wymamrotał, -Chcesz, byśmy wyszli? -Proszę-, Andrew powiedział. -To byłoby łatwiejsze. -Nieważne. Derek wyprowadził nas.

ROZDZIAŁ5 W dole korytarza, Derek odwrócił się – Wy idźcie i poszukajcie nowej sypialni dla Tori. Ja zdobędę więcej ponczyków. Simon i ja wymieniliśmy spojrzenia. Tak bardzo jak Derek kochał jeść ostatnia rzeczą, o jakiej myślał właśnie teraz to napełnienie żołądka. Miał na myśli, to: zabierzcie Tori i wyjdźcie stad, bym mógł podsłuchać spotkanie. Słuch Wilkołaka oznaczał, że mógł podsłuchiwać rozmowy w kuchni. - Zachowaj dla mnie sos czekoladowy - powiedział Simon, prowadząc Tori i mnie do schodów. - Nie powinieneś go chcieć. - Tylko cie podpuszczam – Simon odwrócił się - Chodź, Tori. Znajdźmy ci twój własny pokój. Jak przypuszczałam, Tori chciała zostać ze mną. Nie, żeby to powiedziała, oczywiście. Sprawdziła inne opcje, marudząc i lamentując jak zakurzone były i jak podejrzewałam zamierzała zostać ze mną mimo wszystko. Zaproponowałam, że ja wezmę inny pokój. Wpatrywała się we mnie mówiąc, że jestem zbyt miła i powinnam nauczyć się stawać w swojej obronie. Zdecydowałam, że był to czas na prysznic. Prysznic również dawałby mi, szanse zmyć tymczasowa farbę z włosów. Kiedy uciekliśmy z Lyle House, mój tata został poinformowany, że zrobiłam tylko to —uciekłam. Nie miał żadnego pojęcia, ze prawie natychmiast zostałam złapana i zawieziona do laboratorium Edison Grup. Nie wiedział, co to Edison Grup, czy kto to nekromanta. Dla niego, jego schizofreniczna córka uciekła z domu grupy i teraz żyła na ulicach Buffalo. Więc zaoferował nagrodę. Pół miliona dolarów.. Chciałem dać mu znać, że ze mną wszystko w porządku. Boże, chciałam. Ale Ciocia Lauren powiedziała, że jest bezpieczniejszy nie znając prawdy, a Derek zgodził się z tym. A więc jak na razie, próbowałam naprawdę nie myśleć, o tym jak mocno musi się martwic. Prześlę mu wiadomość, gdy tylko będzie to bezpieczne. Tymczasem jego nagroda była problemem. Moje truskawkowe blond włosy były wyróżniające się, nawet bardziej niż czerwone pasemka, które sobie zrobiłam zanim zostałam wysłana do Lyle House. Więc Derek kupił mi tymczasową farbę. Czarna farba. Byłam zbyt blada do czarnego i wyglądałam dokładnie jak nekromanta: biała skóra i rażące czarne włosy. Wykapany Got. Ale teraz, na szczęście, kolor zanikał. Lub tak myślałam. Tori poszła za mną wzdłuż korytarza, oferując wskazówki jak pozbyć się farby, będąc Miss Pomocy dwie minuty po tym jak nazwała mnie mięczakiem. W te dni, wydawało się że idziemy razem w tym samym kierunku z Tori. Zaczęłyśmy zbliżać się w kierunku przyjaźni, przypominając sobie, że powinnyśmy być śmiertelnymi wrogami.

Właśnie teraz była w przyjaznym nastroju. -Nie myj ich więcej niż trzy razy lub twoje włosy będą jak słoma. Widziałam tam odżywkę. Upewnij się że ją użyjesz, i pozwól jej wsiąknąć. -Akurat teraz, suche włosy są lepsze, niż czarne włosy. Simon pokręcił głowa z niepokojem. - Zmywasz kolor? -Tak szybko jak mogę. Zawahał się, spojrzenie w jego oczach mówiło mi że miał coś do powiedzenia, czego naprawdę nie chce. -Wiem, że chcesz, się go pozbyć, ale … cóż, jeśli mamy wyjść … - W tym momencie, mam szlaban na czarne włosy. - Nie jest tak źle. Tori cmoknęła z kpina, -Simon myśli, ze Gotycka dziewczyna jest gorąca. Popatrzył na nią groźnie. –Nie, chce tylko— niecierpliwym spojrzeniem mówił Tori, żeby spadała. Kiedy stała nie ruszając się, pochylił się w dół do mojego ucha, splatając palce z moimi. - Wiem, że chcesz pozbyć się tego. Poproszę Andrew'a, żeby dał ci lepszy kolor. Nie interesuje mnie to, jak wyglądają twoje włosy. Chce tylko żebyś była bezpieczna. - Jakie to słodkie – Powiedziała Tori. Simon ruszył się, i stanął między nami, plecami do niej. -Możesz sprawdzić z Andrew'em. Być może jestem przewrażliwiony— -Nie, nie jesteś. Nadal potrzebuję i tak wziąć prysznic, ale nie będę próbowała zmyć koloru. -Dobrze. Och i Derek mówił, że pytałaś o lekcje samoobrony. Może poćwiczymy później? Naprawdę nie byłam w nastroju na to, ale uśmiechał się, chętny zrobić coś miłego dla mnie po zawetowaniu mojej chęci doprowadzenia włosów do porządku. Nie żebyśmy mieli coś lepszego do roboty, wiec powiedziałam –Pewnie. - Brzmi nieźle - powiedziała Tori - Tak, wiem, nie zapraszałeś mnie, ale możemy obie skorzystać z treningów. I nie próbuję, dostać się między was dwoje. Skończyłam z tobą, Simon. Myślę, że ty i Chloe tworzycie najbardziej słodko - mdłą parę jaką kiedykolwiek widziałam. Ale możecie sobie zaglądać w dusze innym razem. Właśnie teraz potrzebuję lekcji samoobrony. Więc spotkamy się z tyłu. Zmierzała do schodków, wołając, -I nie będziecie sam na sam przez długi czas. Jestem pewna, że Derek dołączy do nas, w gdy skończy podsłuchiwać. Wpadłam na Derek'a, gdy wyszłam z łazienki - Koniec spotkania? – Zapytałam

- Tak Simon wychylił głowę z ich pokoju, Derek skinął by do nad dołączył. -Gdzie jest Tori? - spytał. - Na zewnątrz. Czeka na nas, więc nie możemy być długo. - I jaka jest decyzja? – zapytał Simon. - Gwen i Andrew wierzą nam. Margaret podejrzewa, ze mogliśmy źle zrozumieć sytuację i wyciągnęliśmy pochopny wniosek o Liz, Brady i Amber o tym że zostali zabici. Jedynie Russell myśli, że umyślnie kłamiemy. - Głupek. Skąd on się wziął? Derek posłał mu spojrzenie. Simon umilkł i gestem reki pozwoliłby kontynuował. - Maja telekonferencje z kilkoma innymi starszymi członkami i— Derek spojrzał na mnie i przeczytałam odpowiedź w jego spojrzeniu, gdy wpatrzy się we mnie. - Chcą zwolnić, dostać najpierw więcej informacji. Wyślą zespół do Buffalo, by zrobili trochę rekonesansu. Simon popatrzył spode łba. –Jasne zwolnic i umocnić przekonania, kiedy Rachela i dr Fellows mogłyby być— Patrzył na mnie - Przepraszam. Staliśmy tam przez minutę, kipiąc. Zwróciłam się do Derek'a – Jak myślisz co powinniśmy zrobić? - Teraz? Zagramy w to.- Jego głos był burkliwy z frustracji -. Nic innego, nie możemy zrobić. Ściga nas Edison Grup. Musimy się ukryć. Tori znaleźliśmy na tyłach. Przeprosiłam, że tak długo to trwało; oni nie. Simon zaledwie zaczął pokazywać nam jak trzymać za przegub, kiedy Andrew wezwał nas do środka. Russell już wyszedł. –Uciekł - wymamrotał Simon, -by nie musiał nam patrzeć prosto w oczy po tym jak powie iż myśli że kłamiemy. Gwen odeszła także, ale tylko po to, by kupić artykuły spożywcze i obiad na wynos dla nas. Tak, to był już czas obiadu. Wstając tak późno, opuściliśmy lunch. Zjedliśmy z Andrew'em, Gwen i Margaret. Ułożyli plan w optymistycznym terminie, oczywiście—robili tylko szybki rekonesans prac przygotowawczych do ratunku. -Wiec - powiedział Andrew – przez kolejne kilka dni, wasza praca będzie potrójnie. Odpocznijcie na górze. Powiedzcie nam wszystko, co możecie o laboratorium. I trochę potrenujcie. -Trening? - To ożywiło Tori. Mnie także.

Gwen uśmiechnęła się. -Tak. Dlatego Margaret i ja jesteśmy tutaj. - Ja będę pracować z Simonem,- powiedział Andrew -chociaż wiem, ze twój tata szkoli cię przez lata. -Jestem pewny, że może trochę potrenować – powiedziała Tori. Simon pstryknął palcami na nią . Andrew udawał ze tego nie widział . -Jeśli chodzi o Dereka … - powiedział Andrew. -Tak, wiem. Nie macie żadnych nauczycieli wilkołaków dla mnie. - Prawda, ale mamy kogoś. Tomas, członek pół demon, który żyje w Nowym Jersey. Możesz pamiętasz go z czasów, gdy żyłeś w laboratorium. On był członkiem zespołu odpowiedzialnego za sekcję projektu wilkołaka. Wyobraziłam to sobie, czy Derek wzdrygnął się? Nie winiłabym go, gdyby to zrobił. Derek żył w laboratorium, dopóki tata Simona nie zabrał go i zrezygnowali z tej sekcji eksperymentu. Inne trzy wilkołaki już zostały zabite. Spotykanie z jego “dozorcą” na pewno nie byłoby szczęśliwym spotkaniem. -Tomas zrezygnował zanim opuściłeś laboratorium, głównie przez to ze nie zgodził się z tym jak ci, chłopcy zostali potraktowani. Ale on wie więcej o wilkołakach niż ktokolwiek, kogo znam. Twój tata użył go jako źródło informacji jak cię wychować. Ramiona Dereka odprężyły się. -Tak? - Wyjechał w interesach, ale będzie w przyszłym tygodniu. Jeżeli nadal będziemy czekać — mam nadzieje ze nie— to porozmawiacie, może masz jakieś pytania, na które mógłby odpowiedzieć. ROZDZIAŁ 6 PO OBIEDZIE, ANDREW OSTRZEGŁ nas, że światła gasną o dziesiątej. Do tego czasu, miał zamiar nadrabiać zaległości w jakiejś pracy a my mogliśmy zajmować się sobą. Problem polegał na tym, że nie chcieliśmy się bawić. Lub iść spać. Chcieliśmy z powrotem mieć nasze życia— zatrzymać Edison Grup, uwolnić Ciocię Lauren i Rae, znaleźć tatę chłopaków i dać mojemu ojcu znać, że jestem bezpieczna. Usiąść do gier byłoby torturą … i to jest dokładnie to , co sugerował nam Andrew, dom był zmianą kierunków. Tori i ja zmierzałyśmy do naszego pokoju, kiedy Gwen weszła do sali, by powiedzieć do widzenia. -Mogę spytać cie o kilka rzeczy zanim pójdziesz?- powiedziała Tori do Gwen, zbiegając w dół schodami. -Jestem nowa w cały tej wiedźmiej sytuacji i wiem, że zaczynamy lekcje jutro, ale, jeżeli masz czas na kilka pytań …

Gwen uśmiechnęła się. -Zawsze. Zazwyczaj jest dużo wokół mnie studentów, więc czekam na to. Chodź do salonu i porozmawiamy. Poczułam ostry ból zazdrości. Także miałam pytania. Tonę. I kogo dostałem na nauczyciela? Mrgaret, która nie była taka, żeby spędzić razem czas i gawędzić. Nie wspominając faktu, że ona była jedną z osób, które miały wątpliwości. Poszłam z trudem w górę schodami i naprawdę nie zauważałem, że drzwi chłopaków były otwarte, dopóki Derek nie wyciąga ręki, dotykając mojego łokcia. -Hej,- powiedziałam, zmuszając się do uśmiechu. - Zajęta? - powiedział, szeptem. - Chciałabym. Co się dzieje? Spojrzał z powrotem na drzwi łazienki. Światło świeciło się pod drzwiami. Poszedł bliżej, ściszając głos jeszcze bardziej. -Myślałem, ze, jeśli nic nie robisz, może moglibyśmy,— Drzwi do łazienki otworzyły się i Derek podskoczył. Simon wyszedł z łazienki. -Dobrze, znalazłeś Chloe,- powiedział. - Wiec, co robimy? Ten raz, nie ominę żadnej przygody -Wszystkie nasze przygody są przypadkowe,- powiedziałam, - i bylibyśmy szczęśliwi, by móc je wszystkie przegapić –Spojrzałam na Derek'a. – Co mówiłeś? -Nic. Tylko, że nie powinniśmy robić zbyt dużo. -W porządku. Wiec, co robimy? -Nic dziś wieczorem. Tylko … nieważne.- Wycofał się do ich pokoju. Spojrzałam na Simona. -Tak, on jest dziwny. Porozmawiam z nim. Złapie ci za kilka minut. Zmierzałam do naszego pokoju, kiedy pojawiła się Tori. Weszłyśmy i prowadziłyśmy niezgrabną rozmowę, na szczęście przerwaną przez Simon, kiedy zapukał do naszych drzwi. - Wszyscy przyzwoici*? - zawołał i zaczął otwierać drzwi. -Przepraszam?- powiedziała Tori - Mógłbyś przynajmniej dać nam czas na odpowiedź? -To było ostrzeżenie, nie pytanie. Byłem grzeczny -Bycie grzecznym oznaczałoby poczekanie. Podniosłam rękę. To wszystko, co wystarczyło by wstrzymać kłótnie.

-Znalazłem coś,- powiedział Simon, wchodząc. Wyciągnął stary klucz z kieszeni i uśmiechnął się do mnie. -To było przyklejone do tyłu mojego kredensu. Co o tym myślisz? Ukryty skarb? Tajne przejście? Zamknięty pokój, gdzie trzymają szaloną starą Ciocię Edne? -To prawdopodobnie otwiera inny kredens,- powiedziała Tori. –Tylko, że wyrzucili go pięćdziesiąt lat temu. - Tragicznie jest, urodzić się bez wyobraźni. Czy dlatego są wielogodzinne akcje dobroczynne w telewizji?- obrócił się do mnie. -Chloe, pomóż mi z tym. Wzięłam klucz. Był ciężki i zardzewiały -. Jest zdecydowanie stary. I został schowany. Spojrzałam w górę w niego. -Znudzony, nieprawdaż? - Śmiertelnie. Wiec przyjdziesz sprawdzić? Tori przewróciła oczami. -Myślę, że się położę i będę śnić o byciu w domu, z dzieciakami, które nie myślą, że zamknięte drzwi to zabawa. * nie brzmi to po polsku, ale chodzi o to czy są ubrane:) -Hej, mówiłem ci, że jesteśmy nie fajni,- powiedział Simon – Im więcej czasu spędzasz z nami, tym bardziej to się zaciera - Popatrzył na mnie. – Idziesz? Kiedy nie odpowiedziałem bezzwłocznie, powiedział, -Nie?- Rozczarowanie brzmiało w jego głosie zanim odepchnął je wymuszonym uśmiechem. – W porządku. Jesteś zmęczona— -To nie to. Ja tylko … potrzebuje danych tego dzieciaka, które widziałam i domyślić się jaki miał związek z tym domem. - Jakiego dzieciaka? – spytała Tori . Wyjaśniłam sytuację z duchem, i powiedziałam, -wiem, że Derek powiedział, że nie powinniśmy robić zbyt dużo dziś wieczorem, ale … -Ale, najwidoczniej to ostrzeżenie odnosi się tylko do nas, ponieważ jest wyłączony właśnie teraz, poluje na wskazówki o tym dziecku. Nie chciał, żebyśmy zakasali rękawy do pracy. Mówi, że to będzie wyglądać podejrzanie, jeżeli wszyscy będziemy szukać. Więc Derek szukał bez mnie? Poczułam ostry ból … nie wiem, domyślam się że to rozczarowanie. Wtedy pomyślałam o wcześniejszym, tym w korytarzu. Czy on próbował zaprosić mnie samą? Rozczarowanie urosło. -Co powiesz na te lekcje samoobrony?- zapytała Tori. -Pewnie, domyślam się …- powiedział Simon – Lepsze to niż nic. -Właściwie, jest coś jeszcze, co powinnam zrobić,- powiedziałem. – Wy idźcie. Patrzyli na mnie jakbym sugerowała, że maja pływać z rekinami. Niezła analogia, naprawdę. Simon i Tori ćwiczący samoobronę razem do rozlewu krwi.

- Co masz na myśli? – Zapytał Simon -Tylko … Dobrze, moja ciocia … To, co widziałem zeszłej nocy … Chciałabym … - Chcesz spróbować wezwać ja - Tori skończył za mnie. -Sprawdzić, czy nie żyć, racja? Simon rzucił jej spojrzenie że jest taka tępa, ale przytaknęłam. - Racja. I Liz. Chcę spróbować skontaktować się z Liz. Była użyteczna w szukaniu wskazówek. Problem jest z tym, że, jeżeli wzywam, mógłbym wezwać tego innego chłopaka przez przypadek. -I, dlatego nie powinnaś robić tego samotnie,- Simon powiedział. – Zostanę z tobą. - Ja też – powiedziała Tori -Jeżeli naprawdę wezwiesz dziecko demona, być może będę mogła nakłonić go do mówienia. Podniosła rękę. Kula energii zaczęła wirować. -W porządku - , powiedziałam.

ROZDZIAŁ 7 WZYWANIE NIE JEST TAK fajne jak oglądamy w filmach. Zasadniczo jest to odwrotność wyganiania ducha. Zamykam oczy i obrazuję przyciąganie ducha zamiast popychania go z powrotem. Idealnie byłoby gdybym miała coś, co należało do nieboszczyka. Używałam kurtki Liz zanim mama Tori jej nie skonfiskowała. Nie miałam niczego co należało do mojej cioci. Wiec jedynym sposobem, by mogło się udać, to, jeżeli unosili się gdzieś w pobliżu, czekając aż nawiążę kontakt. Podejrzewałam, że jeden duch unosił się w pobliżu— odepchnęłam go dziś rano. Kiedy zostałam skuszona, by przepytać go, głos w mojej głowie— który zabrzmiał zaskakująco jak Derek —ostrzegał mnie przed tym. Nie pokazywał się wcześniej i zniknął, gdy go wygnałam. Wiec, jak siadłam na podłodze w naszym pokoju, uważałam, by utrzymać w mojej głowie bardzo czyste obrazy mojej cioci i Liz, zamieniające się miedzy sobą. Kiedy miałabym nadzieję, że nie zobaczę mojej cioci, naprawdę chciałem skontaktować się z Liz, moja była współlokatorka z Lyle House. Została zabita w noc, gdy przybyłam. Zajęło jej trochę czasu, by uwierzyć ze nie żyć, ale, gdy tylko to zrobiła, odmówiła przejścia na drugą strona. Pozostała i pomogła. Nie tylko jako duch była doskonałym szpiegiem, ale Liz była tym samym typem pół demona, co dzieciak dziś rano— telekinetyczny, znaczy, że była poltergeist'em. A więc tak, Liz byłaby bardzo przydatna właśnie teraz; ale, więcej niż tylko to, chciałam ją zobaczyć, upewnić się czy było wszystko w porządku. -Ten naszyjnik ma uchronić cie przed widzeniem duchów, racja? - spytała Tori po kilku próbach nieudanego wzywania. Simon otworzył jego usta, by zbesztać ją że przerywa, ale szybko go uciszyłam. -Oczywiście nadal je widzę - powiedziałam. – Najwidoczniej nie działa lub rzeczy byłyby dużo gorsze bez niego, jestem pewna, ale ewentualnie to sprawdzę. Chcę porozmawiać o tym z Margaret. -W porządku, ale, jeżeli to trzyma duchy daleko od ciebie, być może to jest powód, dlaczego Liz nie przychodzi. Mała racje. I jednak … dotknęłam naszyjnika. Jeżeli naprawdę działał, co jeszcze gorszego mogło być w pobliżu? Coś gorszego niż telekinetyczny dzieciak pół demon? -Dlaczego go nie zdejmiesz? - Kontynuowała Tori. -Ponieważ ona— wtrącił Simon, i nagle ucichł -.Pozwól, że popróbuje jeszcze trochę.. Te rzeczy wymagają czasu a nam się nie spieszy. Jeżeli się nudzisz, nasz pokój jest pusty. Tori wyglądała jakby chciała warknąć, ale nie mogła, nie kiedy brzmiał tak rozsądnie.