- Dokumenty480
- Odsłony34 810
- Obserwuję66
- Rozmiar dokumentów587.8 MB
- Ilość pobrań19 685
//= numbers_format(display_get('profile_user', 'followed')) ?>
Nieśmiertelni 06 Na Zawsze
Rozmiar : | 1.7 MB |
//= display_get('profile_file_data', 'fileExtension'); ?>Rozszerzenie: | pdf |
//= display_get('profile_file_data', 'fileID'); ?>//= lang('file_download_file') ?>//= lang('file_comments_count') ?>//= display_get('profile_file_data', 'comments_format'); ?>//= lang('file_size') ?>//= display_get('profile_file_data', 'size_format'); ?>//= lang('file_views_count') ?>//= display_get('profile_file_data', 'views_format'); ?>//= lang('file_downloads_count') ?>//= display_get('profile_file_data', 'downloads_format'); ?>
Nieśmiertelni 06 Na Zawsze.pdf
//= display_get('profile_file_interface_content_data', 'content_link'); ?>Użytkownik Xalun wgrał ten materiał 7 lata temu. //= display_get('profile_file_interface_content_data', 'content_link'); ?>
Alyson Noel - The Immortals 06 - Everlasting Tłumaczenie dla: Translations_Club Tłumacz: mary003 Korekta: sylwikr, paola_3 Korekta całości: Isiorek
Do moich czytelników: Dziękuję Wam za wspólną podróż z Ever i Damenem. Jestem wam wdzięczna za – entuzjazm, hojność, życzliwość, wsparcie, które nie znało granic! Jesteście niesamowici i wspaniali. Nie dokonałabym tego bez Was! Podziękowania Pisanie tej serii było niesamowitą podróżą i jestem szczęśliwa, że mogłam ją dzielić ze wspaniałą drużyną Sherpas, którzy pokazali mi właściwą drogę! Wielkie podziękowania dla: Matthew Shear, Rose Hilliard, Anne Marie Tallberg, Katy Hershberger, Angela Goddard, Brittney Kleinfelter, Bill Contardi, and Marianne Merola – Byliście moją OPOKĄ! Również, specjalne podziękowania dla moich zagranicznych wydawców i redaktorów: Dziękuję za zwrócenie uwagi czytelników na całym świecie na serię Nieśmiertelnych! Oh, i oczywiście Sandy: Jak zawsze. Wiedz zatem, że z większej ciszy wrócę… Nie zapominaj, że wrócę po Ciebie… Chwila wytchnienia na skrzydłach wiatru, a inna kobieta uniesie mnie w łonie. - Kahlil Gibran.
Rozdział 1 - Ever, zaczekaj! Damen dotarł do mnie i złapał mnie za ramię chcąc zmusić mnie do zwolnienia, zatrzymania się. Nie mogłam tego zrobić, nie, kiedy byliśmy tak blisko celu. Zmartwienie spływało po nim niczym woda po szybie w czasie deszczu. Nie czekając dłużej, szedł obok mnie trzymając mnie za rękę. - Powinniśmy wrócić. To miejsce w niczym nam nie pomoże. Od naszego ostatniego pobytu nic się tutaj nie zmieniło. - Jego spojrzenie wędruje po otaczającym nas krajobrazie. - Masz rację. Nic się nie zmieniło. - Moje serce zaczęło nagle przyspieszać, a oddech stał się szybszy. Poświęciłam chwilę na uważne przyjrzenie się otoczeniu, zanim postanowiłam zrobić krok do przodu. Jeden mały krok, a potem kolejne, aż moje nogi prawie całkowicie zanurzone były w błocie. - Wiedziałam o tym. - Wyszeptałam tak cicho, że zwykły śmiertelnik na pewno by mnie nie słyszał, jednak Damen na pewno tak. - Jest tak jak we śnie. To… Damen patrzy na mnie oczekując aż dokończę to, co zaczęłam. - Cóż, tego się właściwie spodziewałam. - Spoglądam w bok, a moje niebieskie oczy spotykają ciemne oczy Damena. Wiedziałam, że chciał zobaczyć to, co ja widziałam. – Wszystko, co tu widzisz, jest jak… to wszystko zmieniło się przeze mnie. Damen przysunął się do mnie. Jego dłoń gładziła lekko moje plecy. Chciał mnie uspokoić, obalić moją teorię, to, co wiedziałam. Nieważne było to, co mówił, jak dobre miał argumenty, wiedziałam swoje. Wiedziałam, aż za dobrze.
Słyszałam tą starą kobietę. Słyszałam ją aż za bardzo. Patrzyła na mnie oskarżycielko i wskazywała mnie palcem – cięgle śpiewała tą swoją straszną piosenkę z tymi tajemniczymi słowami. Było to ostrzeżenie skierowane wyłącznie do mnie. A teraz to. Westchnęłam patrząc na grób Haven – że tak powiem. W miejscu, gdzie kilka tygodni temu wykopałam ogromny dół w ziemi, by zakopać jej wszystkie rzeczy – wszystko, co po niej pozostało – wszystkie jej ubrania, które miała na sobie w chwili, gdy wysłałam ją do Shadowlandu. Miejsce to kiedyś było dla mnie święte, teraz uległo ogromnej przemianie. Ziemia była mokra, przez co zrobiło się straszne błoto. Nie było już ani jednego kwiatka, które tu kiedyś posadziłam. Nie miało żadnych oznak życia. Powietrze nie było lśniące, czyste, błyszczące. Praktycznie, niczym nie różniło się od tego, które było po ciemnej stronie Summerlandu. Było ponure, zarówno w dotyku jak i w wyglądzie. A Damen i ja byliśmy jedynymi stworzeniami, które nie zdawały się umierać po pojawieniu się w tym miejscu. Ptaki uciekały, trawa kurczyła się coraz bardziej. Nie potrzebowałam więcej dowodów, by wiedzieć, że to wszystko dzieje się przeze mnie. Wszystko to było skutkiem każdej nieśmiertelnej duszy wysłanej przeze mnie do Shadowlandu. Było przeciwieństwem Summerlandu, jego cieniem, niepożądanym Yin Yangiem. Było tak ciemne, ponure, że nie sposób było, by cokolwiek mogło tu przetrwać i by magia działała w tym miejscu. - Nie podoba mi się to. - Głos Damena był ostry. Jego wzrok wędrował po okolicy. Wiedziałam, że w każdej chwili gotów jest opuścić to miejsce.
Mimo, że mi również się to nie podobało, nie mogłam zawrócić, uciec. Ostatnio byłam tu kilka dni temu i mimo, że wiedziałam, że nie miałam wyjścia, musiałam zabić Haven, pomimo że była moją najlepszą przyjaciółką, to wciąż miałam nadzieję, że uda mi się uzyskać przebaczenie – zarówno za to, co ona zrobiła, jak i za to, co ja zrobiłam. Minęło zaledwie kilka dni, ale to wystarczyło, by wszystko, co do tej pory znajdowało się po tej jasnej stronie, teraz znajdowało się po tej ciemnej. Wszystko rosło, rozprzestrzeniało się, a ja wiedziałam, że muszę coś zrobić, by to powstrzymać. Było coraz gorzej. - Co dokładnie było w tym śnie? - Pyta Damen, przyglądając się mi uważnie. Wzięłam głęboki oddech i sięgnęłam do kieszeni w dżinsach. Nie dbałam o to, że cała była zanurzona w błocie. Będę mogła zademonstrować nową, czysta parę, jak tylko stąd wyjdziemy. Moje ubrania to teraz najmniejsze zmartwienie w obliczu tego, co się tu dzieje. - To nie był nowy sen. - Odwróciłam się i spojrzałam na Damena. Na jego twarzy pojawił się dziwny wyraz. - Kiedyś śniło mi się to samo. To było dawno, dawno temu. Tuż przed tym jak zdecydowałeś się dać mi wolny wybór, bym mogła wybrać między tobą a Judem. Wzdrygnęłam się na samo przypomnienie tego przykrego wspomnienia. - Wtedy, byłam pewna, że to Riley go spowodowała. Nagle zniknęła w nim, ale wydawała się taka… żywa. Może to był tylko skutek tego, jak bardzo mi jej brakuje. Potem jednak zdałam sobie sprawę z tego, że chciała, bym zobaczyła ciebie, albo sama chciała cię zobaczyć. Byłeś kluczową rzeczą w moim śnie.
Jego oczy się rozszerzyły. - I… - Nakazuje mi, bym mówiła dalej. - I... wpadłeś w pułapkę. Znalazłeś się w jakimś wysokim, szklanym, prostokątnym więzieniu. Próbowałeś się stamtąd wydostać. Ale nieważne, jak ciężko walczyłeś, nie mogłeś nic zrobić. Nawet jeżeli starałam się ci pomóc, zwrócić twoją uwagę na siebie, na to, jak wspólnie możemy cię stamtąd wyciągnąć, to… ty jednak nie mogłeś zobaczyć mnie. Byłam po drugiej stronie. Oddzielało nas jedynie szkło, a jednak z jakiegoś powodu byłam dla ciebie niewidoczna – nie mogłeś nawet poczuć mojej obecności. Nie mogłeś zobaczyć tego, co dzieje się po drugiej stronie. Damen skinął głową. Zrobił to w sposób, w jaki robił, gdy próbował znaleźć logiczne wytłumaczenie, coś sensownego. - Klasyczny, dramatyczny scenariusz. - Mówi, a na jego twarzy pojawiła się ulga. - Poważnie. Brzmi tak, jakbyś myślała, że nie jestem w pełni skupiony, jakbym nie starał się słuchać, a nawet… Zanim mógł dokończyć, przerwałam mu. - Zaufaj mi, nie był to rodzaj snu jakie można znaleźć w sennikach. W dzisiejszym śnie, podobnie jak w tym, który miałam wcześniej, nie chciałeś walczyć, gdy zdałeś sobie sprawę z tego, że zostałeś uwięziony. Zrezygnowałeś, poddałeś się. Po prostu zamknąłeś oczy i poddałeś się. Przedostałeś się do Shadowlandu. Damen przełknął twardo. Starał się znaleźć do tego jakieś sensowne wytłumaczenie, ale to nie miało sensu. W końcu, on również się do tego przekonał, a kiedy tak się stało, był równie wstrząśnięty co ja, gdy o tym śniłam.
- I wtedy wszystko zniknęło. Wszystko, więzienie, szkło, scena – wszystko to zniknęło. Jedyne, co pozostało, to ten ponury, wilgotny skrawek ziemi bardzo podobny do tego, na którym właśnie się znajdujemy. - Potrząsnęłam głową dokładnie przypominając sobie sen. - Ale ta ostatnia część jest nowa. Tego nie było w moim śnie. Gdy się zbudziłam, wiedziałam, że to wszystko się jakoś łączy. Wiedziałam również, że muszę tu przyjechać. Chciałam zobaczyć to na własne oczy. Sprawdzić, czy miałam rację. Przepraszam, że cię tu przyciągnęłam. Spojrzałam na potargane włosy Damena, na pomarszczoną koszulkę, brudne, wytarte dżinsy – ubrania, które pokazał zanim tu przybyliśmy. Czułam, jak jego silne, uzdolnione dłonie przesuwają się po moim ciele, dzięki czemu poczułam niesamowite ciepło. Wróciłam myślami do Sabine, z którą nie mieszkam już drugi tydzień. Ostrzegła mnie, że nie mam po co wracać do domu, dopóki z nią nie porozmawiam i nie zgodzę się przyjąć od niej pomocy. I choć nie miałam wątpliwości, co do tego, że potrzebuję pomocy, zwłaszcza, gdy tyle rzeczy dzieje się wokół, to jednak Sabine nie jest w stanie mi pomóc. To nie pomoc, którą może znaleźć przepisując mi kolejne leki na receptę, zaprowadzając mnie do kolejnego psychologa lub psychiatry, czytając mi poradnik o trudnych nastolatkach. To wymagało czegoś więcej. Staliśmy, wciąż patrząc na grób Haven. Patrząc na Damena wiedziałam, że nieważne, co się stanie, jakie będę mieć problemy, on zawsze będzie przy mnie. Chciał, byśmy przeszli przez to razem. Przez zamordowanie Haven, uratowanie Milesa. Uratowanie mnie. Haven nie potrafiła poradzić sobie z mocą i władzą, jaką otrzymała po
tym, jak ją przemieniłam. Zupełnie nie spodziewaliśmy się tak gwałtownej przemiany, jaka w niej nastąpiła. Ale zdanie Damena różniło się trochę od mojego. Byłam bardziej skłonna, a raczej chciałam wierzyć w to, co powiedział Miles zanim go uratowałam. Nie powinniśmy być zaskoczeni ciemną stroną Haven. Zawsze taka była, przynajmniej w jakimś stopniu. Teraz dopiero całkowicie to ujawniła. Ale jako jej przyjaciele, walczyliśmy z tym – staraliśmy się to zignorować, szukać przyczyn z jej trudnej przeszłości. Chcieliśmy widzieć tylko to, co dobre. Kiedy spojrzałam w jej oczy tamtej nocy i zobaczyłam w nich błysk zwycięstwa, gdy rzucała koszulę Romana w ogień – moją ostatnią nadzieję na to, że uda mi się odzyskać antidotum dla mnie i dla Damena, byśmy w końcu byli razem – nie miałam wątpliwości, że jej ciemna strona całkowicie nią zawładnęła. W przypadku Driny wszystko było takie proste. Miałam ultimatum – zabić, albo zostać zabitą. Roman umarł przez przypadek, w wyniku tragicznego nieporozumienia. Wiem, że Jude działał wyłącznie dla mojego dobra. Jego intencje były jak najbardziej czyste. Widziałam sposób, w jaki o tym myślał. Podnieśliśmy się, ponieważ zdaliśmy sobie sprawę z tego, że nie znajdziemy tu odpowiedzi na nurtujące nas pytania. Postanowiliśmy udać się do Wielkiej Sali. Właśnie tam zmierzaliśmy, gdy usłyszeliśmy melodię. Melodię, która sprawiła, że stanęliśmy jak wryci: Z błota powstanie i będzie rosło Będzie rosło, aż dosięgnie nieba Tak jak ty, ty, ty urośnie…
Damen złapał mocno moją rękę i przyciągnął mnie do siebie, gdy odwróciliśmy się w jej stronę. Długi kosmyk włosów uciekał z jej warkocza i swobodnie unosił się na jej plecach, jej twarz wydaje się bardzo stara, co daje niesamowity srebrzysty efekt, jej oczy spoczywały na mnie. Z głębokiego i mrocznego dna To walka w kierunku światła Pragnie tylko jednego Prawdy! Prawdy, która istnieje Pozwolisz na to? Pozwolisz się temu podnieść i rozwinąć? A może przeklniesz to, by wszystko pogrążyło się w głębi? Pozbędziesz się zmęczonej duszy? W kółko powtarzała tą samą melodię, kładąc nacisk na wszystkie słowa. Jej głos staje się silniejszy, gdy śpiewa: "Rośnie – do nieba – głębia – światło – prawda – istnienie – dusza – samotna – samotna". Ostatnie wyrazy powtarza kilkakrotnie, przez cały ten czas patrząc na mnie uważnie, analizując mnie, przyglądając się mi, obserwując mnie, nawet, jeżeli wydaje się być niewidoma. Jej krzywe, stare ręce unoszą się powoli do góry, a gdy palce zataczają dziwne linie w powietrzu, z dłoni wylatuje coś jakby popiół. Uścisk Damena jest coraz mocniejszy. Rzuca kobiecie groźne spojrzenie, gdy mówi:
- Trzymaj się od niej z daleka. - Następnie odwraca się w moją stronę i mówi: - Zostań tutaj. Nie podchodź bliżej. - W jego głosie można było słyszeć zagrożenie, ostrzeżenie, przestrogę. Nawet, jeżeli to słyszała, to nie dostosowuje się do tego. Jej nogi poruszyły się lekko, gdy zaczynała się przesuwać w naszym kierunku. Jej usta ciągle wydawały tą samą melodię. Zatrzymała się nieśmiało tuż przy samej krawędzi – w miejscu, gdzie trawa się kończyła, a zaczynało się błoto. Jej głos nagle się zmienia, obniża się, gdy mówi: - Czekaliśmy na ciebie. - Ukłoniła się przede mną. Byłam nieco zaskoczona tym gestem, jak również tym, że przyszło jej to z dużą łatwością, jak na jej… wiek. - Tego chciałaś. - Mówię, ku przerażeniu Damena. Nie angażuj jej! Ostrzega mnie mentalnie. Po prostu śledź to, co będę robić. Wydostanę nas stąd. Byłam pewna, że podsłuchała jego słowa, gdyż jej wzrok od razu spoczął na Damenie. Słońce sprawiło, że rysy jej twarzy wydawały się jeszcze bardziej niebieskie. - Damen. Na dźwięk swojego imienia, Damen zesztywniał. Fizycznie i psychicznie przygotowywał się do wszystkiego. - Damen Augustus Notte Esposito. Jesteś powodem. - Wiatr unosi jej delikatne włosy, które wirują dookoła niej. - A Adelina jest lekarstwem. - Pociera dłonie, a jej wzrok przesuwa się na mnie. Rzuciłam spojrzenie między nimi nie mogąc się zdecydować, co jest bardziej niepokojące: fakt, że zna jego nazwisko, jego pełne imię i nazwisko, używając członu, którego nigdy wcześniej nie słyszałam i wymawia je w sposób, jakiego nigdy wcześniej nie słyszałam, czy to, że
gdy Damen to usłyszał, jego twarz zbladła, a jego ciało zesztywniało jeszcze bardziej. Nie wspominając już o tym, kto to, do cholery, jest Adelina? Moje pogmatwane myśli umykają szybko, ponieważ kobieta znowu przemówiła: - Osiem. Osiem. Trzynaście. Oh, osiem. To klucz. Klucz, którego potrzebujesz. Rzuciłam okiem na tą dwójkę, zwracając uwagę na to, w jaki sposób Damen patrzył na tą kobietę, która wciąż mruczała pod nosem zagadkowe liczby. Nagle Damen chwycił mnie mocniej za rękę i prawie mnie ciągnął za sobą, próbując wydostać nas z dala od niej. Mimo, że ostrzegał mnie, bym się nie oglądała, nie mogłam się powstrzymać. Spojrzałam przez ramię i wpatrywałam się w starą kobietę, która była strasznie krucha, delikatna, tak chuda, że prawie przejrzysta, jakby świeciła się od środka. Jej usta wciąż powtarzały: - Osiem… osiem… trzynaście… oh, osiem… To jest początek. Początek końca. Tylko ty możesz to powstrzymać. Tylko ty, ty, ty, Adelina… Wciąż słyszałam te słowa za sobą. Goniły nas, dopóki nie wyszliśmy z Summerlandu. Dopóki nie wróciliśmy na płaszczyznę ziemi.
Rozdział 2 - Nie możemy tego tak po prostu zignorować. - Odwróciłam się patrząc na Damena z przekonaniem, że mam rację. On jednak nie był o tym przekonany. - Oczywiście, że możemy. W rzeczywistości właśnie to robię. - Jego odpowiedź była o wiele bardziej gburowata niż zamierzał, co skłoniło go do wymanifestowania czerwonego tulipana w geście przeprosin. Podaje mi go, a ja przybliżyłam go do nosa, co pozwoliło mi poczuć jego subtelny zapach. Patrzyłam jak Damen chodzi w tą i z powrotem, między łóżkiem a oknem. Jego bose stopy przemierzają posadzkę, kierując się w stronę tapczanu po to, by za chwilę zawrócić. Zdawałam sobie sprawę z konfliktu, który odgrywa się w jego głowie. Wiedziałam, że muszę działać szybko, zanim on zasypie mnie masą swoich argumentów. - Nie możemy tak po prostu odwrócić się od tego plecami, bo to dość dziwne, albo nieznane, albo na dodatek w tym przypadku trochę nieprzyjemne. Damen, mówię poważnie, jestem tak samo zdezorientowana jak ty. A jednak nie mogę w kółko wmawiać sobie, że to jest bezsensowne i to kompletny przypadek. Przypadki nie istnieją, sam dobrze o tym wiesz. Od wielu tygodni ta kobieta próbuje mi coś powiedzieć. Coś związanego z tą piosenką, z sensem tego wszystkiego i z… - Nagle moje ciało przeszedł dreszcz, przez co Damen od razu znalazł się przy mnie i pocierał moje ramiona swoimi dłońmi. -- W każdym razie to jasne, że ona próbuje nam coś powiedzieć lub dać nam jakąś wskazówkę. Myślę, że powinniśmy przynajmniej spróbować dowiedzieć się o co chodzi, co to może być – nie sądzisz? - Przerwałam, dając mu szansę na odpowiedź. Ale on tylko odwraca się do mnie plecami i przygląda się czemuś zza okna. Wiedziałam, że szybko muszę coś powiedzieć. - Co nam szkodzi spróbować rozszyfrować to? Może faktycznie okaże się tylko starą
kobietą, która jest na dodatek szalona. Nic się nie stanie. Dlaczego nie zmarnujemy kilku dni na to, skoro mamy całą wieczność? Jeżeli okaże się, że jest szalona, ustąpię. Nie miałam szansy na dokończenie mojej wypowiedzi, ponieważ Damen odwrócił się gwałtownie w moją stronę, a jego twarz była tak pogrążona w ciemnościach i tak zła, że mimowolnie drgnęłam. - Co nam szkodzi? - Jego oczy niemal wwiercają się w mój mózg. - Po tym wszystkim co przeszliśmy, pytasz mnie, co nam szkodzi? Zaczęłam przystępować z nogi na nogę. Wiedziałam, że jeżeli zaraz czegoś nie zrobię, to może się stać naprawdę poważnie. Instynktownie wiedziałam, że słowa, które właśnie wypowiedział mają większe znaczenie, niż mogłoby się wydawać z zewnątrz. Wszechświat nie jest żadnym przypadkiem. Nie było konkretnej odpowiedzi na to. Czułam w sercu również, że ta pozornie szalona staruszka oferuje nam coś niezwykłego, jakiś trop, który powinniśmy zbadać i który może nam się przydać. Chociaż nie miałam pojęcia jak przekonać do tego Damena. - Czy tak chcesz spędzić swoje ferie zimowe? Odgadując jakąś zagadkę starej, szalonej kobiety? Próbując odkryć głębszy sens jej zdań, który moim skromnym zdaniem nie istnieje? Lepsze to niż czekanie - ograniczyłam tą myśl jedynie dla siebie. Przypomniała mi się twarz Sabine, kiedy w końcu wróciłam do domu tuż po wysłaniu mojej najlepszej przyjaciółki do Shadowlandu oraz urządzenia jej pogrzebu w Summerlandzie. Sposób, w jaki na mnie patrzyła, był taki ponury, bezbarwny. Ale jej oczy były najgorsze – zazwyczaj były jasnoniebieskie, wtedy była w nich mieszanka gniewu, strachu. Jej głos był surowy, słowa niemal mnie uderzały swoim jadem, gdy kazała mi wybierać między przyjęciem pomocy albo szukaniem sobie
nowego domu. Oczywiście mój upór wygrał, więc odwróciłam się od niej i wyszłam. Moje myśli wróciły z powrotem do Damena. Wymazałam te wspomnienia. Będę się martwić tym później. Problem z ciemną stroną Summerlandu ma wyraźne pierwszeństwo. Nie mogłam się rozpraszać, nie, kiedy musiałam zrobić coś bardzo ważnego. Coś, co gdy o tym wspomniałam, zauważyłam na twarzy Damena błysk problemów. - Znała twoje nazwisko. - Mówię patrząc z przerażeniem, jak on tylko wzrusza ramionami. - Spędza czas w Summerlandzie, miejscu gdzie wszystko jest możliwe. Stąd to pewnie ma. Jestem pewien, że w Wielkiej Sali można znaleźć wszystko i wszystkich, każdy może tam wejść. - Nie wszyscy. - Zaznaczyłam. - Tylko godni tego. - Byłam o tym przekonana. Cóż, sama do nie tak dawna, byłam zaliczana do tych niegodziwców i miałam zabronione wejście do Wielkiej Sali. To był straszny czas i mam nadzieję, że już nigdy nie powróci. Gdy Damen spojrzał na mnie, jasne było, że nie ma najmniejszego zamiaru podzielić się ze mną wszystkim, ale wiedziałam również, że stara się znaleźć kompromis. Ten rodzaj reakcji obronnej doprowadzi nas donikąd. Musimy stworzyć plan. - Wiedziała, że nazywałeś się Esposito. - Przyjrzałam mu się uważnie, zastanawiając się, jak będzie chciał z tego wybrnąć. - To twoje imię z czasów, gdy byłeś sierotą. - Dodałam nawiązując do czasów, gdy jego rodzice zostali zamordowani, a nim zaczął opiekować się kościół. Nie musiałam czekać długo na odpowiedź. - Powtarzam ci, te informacje są dostępne dla każdego, kto tego
szuka. Wolałbym nie rozpamiętywać swojej przeszłości. - Powiedziała do ciebie również inaczej – Notte? - Spojrzałam na niego twardo. Mimo, że sama również wolałabym porozmawiać o czymś innym, to nie mogłam tego tak zostawić. Musiałam znać odpowiedź. Prawdziwą i solidną odpowiedź. Wzruszanie ramionami i unoszenie brwi do tego nie należy. Odwrócił się do mnie plecami na moment, po czym po chwili staje ze mną twarzą w twarz. Sposób, w jaki nachyla się nade mną, jak jego dłonie wędrują po mojej twarzy, jak wydaje z siebie ciche westchnienie; sprawia, że przez chwilę poczułam się źle naciskając tak na niego. - Notte. - Kiwa, mówiąc pięknym włoskim akcentem, którego w życiu nie potrafiłabym naśladować. - To jedno z moich imion. Jedno z wielu, wielu nazwisk, jakie miałem. Patrzyłam na niego, nie pozwalając umknąć sobie niczemu. Patrzyłam, jak jego umięśnione ciało odwraca się ode mnie i opiera się o parapet. Przez chwilę podziwia widoki panujące za oknem, a potem znów zwraca się do mnie. - Zwróciła się do mnie również - Augustus, co było moim drugim imieniem. Moja matka nalegała na nie, choć w tamtych czasach nie był to zbyt popularne imię. A ponieważ ty i ja po raz pierwszy spotkaliśmy się w sierpniu, dokładnie ósmego, to później przyjąłem to, jako nazwisko, myśląc, że ma to jakiś głębszy sens. W jakiś sposób pozwoliło mi to być bliżej ciebie. Z trudem przełknęłam, przypominając sobie bransoletkę, którą dał mi tego dnia. Czułam się trochę przytłoczona tą sentymentalnością. - Musisz zrozumieć Ever, że żyję już sporo na tym świecie i od czasu do czasu zmieniam swoją tożsamość. Nie mogę sobie pozwolić na
to, by ktokolwiek odkrył moją długą żywotność, a także… kim jestem. Skinęłam głową. Zgadzałam się ze wszystkim, co powiedział do tej pory, ale chodziło o coś więcej i dobrze o tym wiedział. - Jak daleko wstecz sięga nazwisko Notte? - Zapytałam. Przekręca oczami, a następnie je zamyka, gdy mówi: - Wróćmy do początku. Musimy wrócić do początku. To moje nazwisko. To prawdziwe. Wstrzymałam oddech. Chciałam zadać tak wiele pytań, takich jak na przykład: Skąd, do cholery, ta kobieta o tym wiedziała? Jak, do cholery, się o tym dowiedziała, skoro nawet ja o tym nie wiedziałam? - Nie było żadnego powodu, by o tym wspominać. - Odpowiada na pytanie, które zadałam w myślach. - Przeszłość to przeszłość. Koniec. Nie ma powodu, by do tego wracać. Należy skoncentrować się na teraźniejszości, na tym, co jest teraz. - Jego twarz była spokojna, a oczy przez cały czas wpatrzone były we mnie. Damen uśmiechnął się i zrobił krok w moją stronę, mając nadzieję, że pomysł ten mi się spodoba i sprawi, że zapomnę o tym wszystkim. Powstrzymałam go mówiąc: - Nie wydajesz się zapominać o przeszłości, gdy idziemy do pawilonu. - Kiedy zobaczyłam jak się wzdrygnął, pomyślałam, że to było nie w porządku z mojej strony i zbeształam się w myślach. Pawilon jest cudownym darem, który Damen stworzył na moje siedemnaste urodziny. Jest jedynym miejscem, gdzie możemy być naprawdę razem – co prawda, musimy wcielać się w sytuacje z przeszłości. Jednak jest to jedyne miejsce, gdzie naprawdę możemy cieszyć się swoim dotykiem nie dbając o to, że każdy nasz dotyk
spowoduje śmierć kogoś z nas, jakby to było w przypadku prawdziwego kontaktu na płaszczyźnie ziemi. Musimy tylko wybrać jakąś scenę z naszej przeszłości, wcielić się w nią i pozostaje nam jedynie cieszenie się tą romantyczną sceną. Jeżeli mam być szczera, to kocham to tak bardzo jak on. - Przepraszam. - Zaczęłam. - Nie miałam na myśli… Damen machnął tylko ręką, dając mi do zrozumienia, bym o tym zapomniała. Ponownie opiera się o parapet, gdy mówi: - Więc co chcesz bym uczynił, Ever? - Jego spojrzenie jest twarde, choć głos miał miły. - Chcesz, bym cię uwolnił od tych rozterek? Jestem gotowy wyznać ci wszystko na temat mojej przeszłości. Jeżeli chcesz, sporządzę listę moich wszystkich nazwisk, których używałem, jak i podam powód dlaczego to, a nie inne. Nie potrzebna nam do tego jakaś szalona kobieta. Nie mam zamiaru nic przed tobą ukrywać, jak i również cię oszukiwać. Nie wspomniałem ci o tym, bo uważałem to za mało ważne. Naprawdę z dużą niecierpliwością wrócę do mojej przeszłości. Między nami zalega cisza, a po chwili Damen zaczyna ziewać i przecierać oczy. Szybko zerknęłam na zegarek – jest środek nocy. To wszystko wyjaśnia. Podeszłam do niego i przyciągnęłam go do siebie. Uśmiechnęłam się do niego, gdy prowadziłam go w stronę łóżka. Dopiero teraz, po tym męczącym dniu, zobaczyłam, jak jego oczy się uśmiechają. Gdy tylko poczułam jego dotyk, moje ciało zalała fala rozkoszy, mrowienia, ciepła. Damen popchnął mnie na mięciutkie koce, poduszki, prześcieradło, a jego ramiona szybko zacisnęły się wokół mnie. Czułam jego usta na moim obojczyku, które po chwili przesunęły się w kierunku szyi.
Przybliżyłam usta do jego ucha i zaczęłam je całować, gryźć. W końcu wyszeptałam: - Masz rację. Możemy poczekać do rana. Na razie zajmijmy się tym.
Rozdział 3 Po dwóch ciężkich tygodniach, codziennie budziłam się w ramionach Damena. Pewnie myślicie, że się do tego przyzwyczaiłam. Ale nie. Ani trochę. Oczywiście mogłam się do tego przyzwyczaić. Chciałabym się do tego przyzwyczaić. Mogłabym się przyzwyczaić do jego ciepłego oddechu na moim uchu, do jego owiniętych ramion wokół mojego ciała… Ale na razie daleko mi do tego. Zawsze rano jestem trochę zdezorientowana. Muszę mieć chwilę, aby to wszystko ułożyć sobie w głowie, podsumować to, co się stało. Określić moją pozycję, moją sytuację i jak doszło do tego, że znalazłam się w tym miejscu. I gdy uświadamiałam sobie to wszystko, zawsze wypuszczałam powietrze z ust ze zdziwienia. Co swoją drogę nigdy nie było dobrym sposobem na zaczęcie dnia. - Buon giorno. - Szepcze Damen do mojego ucha. Każdego ranka witał mnie mówiąc do mnie innym językiem. Dziś zdecydował, że będzie to włoski. - Buon giorno. - Powiedziałam stłumionym przez poduszki głosem. - Jak ci się spało? Przetoczyłam się na plecy. Damen odgarnął moje włosy z oczu, a ja przez pewną chwilę po prostu go podziwiałam. Właśnie zdałam sobie
sprawę z tego, że kolejną rzeczą, do której nie jestem przyzwyczajona, to nieziemski wygląd Damena. Czyste i zaskakujące piękno. To wywołuje prawdziwy zachwyt. - Dobrze. - Zamknęłam na chwilę oczy i wzięłam miętową gumę, by pozbyć się przykrego zapachu z moich ust. - To znaczy, nie pamiętam tego, więc to dobry znak, tak? Damen podnosi głowę i przypatruje mi się z zaciekawieniem. Następnie opiera się na łokciu, aby mnie lepiej widzieć i mówi: - Nie pamiętasz tego? Nic? - Pyta głosem, w którym zabrzmiała nutka nadziei. - Cóż, zobaczmy… - Udawałam, że się zastanawiam i zaczęłam stukać palcem w podbródek. - Pamiętam, że wyłączyłeś światło i przysunąłeś się do mnie… - Prześlizgnęłam się do niego. - Pamiętam jak twoje dłonie… albo przynajmniej poczułam twoje dłonie… - Jego spojrzenie się zmieniło, co pozwoliło mi zgadnąć, że on również to pamięta. - Pamiętam jak przez mgłę twoje usta…, ale, jak już mówiłam, wspomnienie to jest dość niejasne, więc nie mogę być zbyt pewna… - Niejasne? - Uśmiecha się chętny, by przywrócić mi pamięć. Również się uśmiechnęłam, jednak szybko zrobiłam poważną minę. - Och, i wydaje mi się, że było trochę późno, a może to był wczesny ranek. Pamiętam wizytę w Summerlandzie i szaloną staruszkę, którą spotkaliśmy po tym, jak pochowałam Haven. Kobieta chciała pomóc mi odgadnąć jakąś tajemniczą wiadomość.. - Spotkałam jego wzrok i było tak, jak myślałam. Wyglądał jakbym wylała na niego kubeł zimnej wody. Damen położył się na plecy i patrzył w sufit. Zapadła głęboka cisza, gdy nagle wstał i zaczął się ubierać.
- Damen… - Zaczęłam, nie wiedząc co powiedzieć. Jego twarz była tajemnicza, nieodgadniona. - Miałem nadzieję, że spędzimy ferie zimowe robiąc inne rzeczy. - Podchodzi do okna i odwraca się, by na mnie spojrzeć. - Na przykład jakie? - Przypatrywałam mu się z zaciekawieniem. - Cóż, na początek, nie sądzisz, że nadszedł czas, by rozwiązać całą tą sprawę z Sabine? Wzięłam poduszkę, na której leżał i ukryłam pod nią twarz. Wiem, że to było dość dziecinne, niedojrzałe, ale w tamtej chwili mnie to nie obchodziło. Jeżeli naprawdę nie chciałam rozmawiać o Sabine, to chyba lepiej było o tym powiedzieć. Ale Damen nie był tego samego zdania. Wciąż nalegał na rozmowę o temacie numer jeden na mojej liście tabu. - Ever… - Próbuje wyszarpnąć mi poduszkę, jednak bez walki się nie poddałam. - Nie możesz tego tak zostawić. To nie w porządku. Musisz w końcu tam wrócić. Próbuje wyrwać mi ją jeszcze raz, w końcu wzdycha i znów podchodzi do okna. - Wyrzucasz mnie? - Odsłoniłam twarz i położyłam poduszkę na brzuch, a następnie mocno ją objęłam, jakby była moją tarczą ochronną. - Nie! - Szybko potrząsa głową. Przeczesuje dłonią włosy układając je w ten sposób. Patrzy na mnie z wyrazem zdumienia, gdy mówi: - Dlaczego miałbym to robić? Uwielbiam zasypiać obok ciebie, jak i budzić się przy tobie. Myślałem, że wiesz o tym? - Na pewno? - Zaryzykowałam, przez co zobaczyłam przerażenie na jego twarzy. - To znaczy, to nie jest zbyt frustrujące? No wiesz, śpimy ze sobą nie będąc w stanie tak naprawdę się dotknąć i być ze sobą, tak naprawdę? Zacisnęłam wargi, czując, że się rumienię.
- Jedyną frustrującą rzeczą jest to, że starasz się ukryć pod poduszką za każdym razem, gdy rozmowa schodzi na temat Sabine. Zamknęłam oczy pozwalając moim palcom, by bezmyślnie szarpały szew poduszki. Świadoma byłam zmiany, jaka dokonała się w jego nastroju i miałam nadzieję, że uda mi się go powstrzymać zanim sprawy pójdą za daleko. - Nie ma, o czym mówić. Sabine uważa, że oszalałam. Ja wiem, że tak nie jest. Albo przynajmniej nie w sposób, w który ona myśli. - Spojrzałam na niego ukradkiem starając się włożyć w to trochę frywolności, ale jak zwykle mi nie wyszło. On traktował to bardzo poważnie. - Zresztą, ona jest całkowicie przekonana o tym, że to wszystko moja wina. Kazała mi wybierać. Przyznaję, to bardzo boli, ale może tak będzie po prostu lepiej, wiesz? Jego wzrok był bardzo poważny. Przez chwilę zastanawiał się nad moimi słowami. Po chwili założył ręce na klatkę piersiową i powiedział: - Nie, nie wiem. Dlaczego mi tego nie wyjaśnisz? - Dobrze, jest tak jak zawsze mówiłeś: W końcu musiałam się z nią pożegnać, tylko stało się to trochę wcześniej niż przypuszczałam. Kiedyś to ustalaliśmy, tak? Więc co za różnica, że stało się to trochę wcześniej skoro tak czy siak musiałoby to się kiedyś stać? Sam mówiłeś, że nie potrwa to długo, zanim wszyscy się zorientują. W końcu by zauważyła, że z każdym dniem moja cera, ciało w ogóle się nie zmieniają. A ponieważ dla Sabine nie byłoby żadnego logicznego sposobu, by to wyjaśnić, oczekiwałaby bym wyjaśniła jej to czarno na białym, co swoją drogą nie wydaje się być entuzjastyczną opcją, prawda? Przez jakiś czas mierzyliśmy się wzrokiem. Wiedziałam, że musiałam dodać jeszcze kilka uwag, bo Damenowi nie wystarczały takie wyjaśnienia. Nadal uważał, że to nie był żaden powód, bym w tej chwili
nie wstała z łóżka, nie pomaszerowała do Sabine i nie próbowała zawrzeć pokoju. Co oznacza, że jest albo bardzo uparty, albo to ja popełniam błąd. - Dlaczego mam opóźniać to, co nieuniknione? - Przełknęłam twardo i ponownie przytuliłam do siebie poduszkę. - Może to wszystko nie dzieje się bez powodu. No wiesz, zawsze obawiałam się naszego pożegnania, a teraz wszystko to wydaje się być takie proste – może to rozwiązanie, które starałam się znaleźć przez ten cały czas – a może to jakiś dar? - Słowa wypływały ze mnie tak szybko, że musiałam przerwać, by złapać oddech. Jedno spojrzenie w jego oczy wystarczyło mi, by wiedzieć, że nadal go nie przekonałam. Więc zdecydowałam się spróbować czegoś innego mając nadzieję, że to pomoże. - Powiedz mi, Damen, powiedz mi ile razy w ciągu swojego życia kogoś opuszczałeś albo pojawiałeś się w życiu jakiejś osoby. Nigdy nie musiałeś prowokować kogoś, by pozwolił ci odejść? - Oczywiście, że tak robiłem. - Odwraca wzrok i opiera ręce o swoje biodra. - Nawet więcej niż jeden raz. Ale to nie oznacza, że moje zachowanie było słuszne. Położyłam się, nie mając już nic do dodania. Zmrużyłam oczy, gdy Damen odsłonił żaluzje i do pokoju wpadło światło. - Może masz rację. - Mówi podziwiając krajobraz za oknem. - Może to będzie najlepszy sposób na zerwanie waszej znajomości. Przecież nie możesz powiedzieć jej prawdy. To by ją podsyciło. Nie zaakceptowałaby tego. A jeśli jakimś cudem by to zrobiła, to na pewno szybko by to wszystko porzuciła. A najgorsze jest to, że ma rację. Co zrobiłem… to, co zrobiłem tobie… jest nienaturalne. Jest sprzeczne z każdym prawem natury. - Damen odwrócił się, a na jego twarzy pojawił się wyraz pełen żalu - Jedyną rzeczą, której jestem pewien, to to, że nie żyjemy życiem,