Xalun

  • Dokumenty480
  • Odsłony35 060
  • Obserwuję66
  • Rozmiar dokumentów587.8 MB
  • Ilość pobrań19 818

Nocna Łowczyni 07 Powstając z Grobu

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :9.6 MB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

Nocna Łowczyni 07 Powstając z Grobu.pdf

Użytkownik Xalun wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 217 stron)

Nocna Łowczyni 7 Powstając z Grobu Jeaniene Frost tłumaczenie nieoficjalne: GatoEsqueleto & ArgusMalinowy Zakaz powielania!

Dedykacja Do fanów serii Nocna Łowczyni, Dziękuję za wpuszczenie Cat i Bonesa do waszych żyć. Ta część jest dla Was! 2

Podziękowania Gdybym wspomniała o wszystkich, którzy odegrali istotną rolę w sukcesie „Nocnej Łowczyni”, zajęłoby to kilka stron. Wielu z was nigdy nie poznałam, niemniej – jestem Wam winna podziękowania. Dlatego, zamierzam podkreślić tutaj rolę zaledwie dwóch osób, mając nadzieję, że reszta z Was wie jak bardzo doceniam ich wkład. Jak już mówiłam… dziękuję Ci, Boże, za zawód, którym mnie obdarowałeś. Moje powieści nie są pracą moich rąk, ale natchnieniem pochodzącym od ciebie. Jeśli chodzi o stronę działalności wydawniczej – nie byłabym w stanie podzielić się historią Cat i Bonesa z nikim, gdyby nie mój wspaniały wydawca, Erika Tsang. W roku 2006 dała ona szansę początkującemu autorowi, którego powieści nie wpasowywały się ani w tematykę Urban fantasy, ani w romanse paranormalne. Co oczywiste, zawsze będę za to wdzięczna. 3

Spis treści Dedykacja Podziękowania Prolog Rozdział pierwszy Rozdział drugi Rozdział trzeci Rozdział Czwarty Rozdział Piąty Rozdział Szósty Rozdział Siódmy Rozdział Ósmy Rozdział Dziewiąty Rozdział Dziesiąty Rozdział Jedenasty Rozdział Dwunasty Rozdział Trzynasty Rozdział Czternasty Rozdział piętnasty Rozdział Szesnasty Rozdział Siedemnasty Rozdział Osiemnasty Rozdział Dziewiętnasty Rozdział Dwudziesty Rozdział Dwudziesty-pierwszy Rozdział Dwudziesty-drugi Rozdział Dwudziesty-trzeci Rozdział Dwudziesty-czwarty Rozdział Dwudziesty-piąty 4

Rozdział Dwudziesty-szósty Rozdział Dwudziesty-siódmy Rozdział Dwudziesty-ósmy Rozdział Dwudziesty-dziewiąty Rozdział Trzydziesty Rozdział Trzydziesty-pierwszy Rozdział Trzydziesty-drugi Rozdział Trzydziesty-trzeci Rozdział Trzydziesty-czwarty Rozdział Trzydziesty-piąty Rozdział Trzydziesty-szósty Rozdział Trzydziesty-siódmy Epilog 5

Prolog Chrzęst. Ten dźwięk był poczuciem ulgi. Postać pod nią nagle zwiotczała. To był koniec. Zeskoczyła z ciała zanim zaczęło obumierać, jak to wszystkie miały w  zwyczaju. Następnie stanęła na baczność, ostrożnie, by nie spojrzeć  bezpośrednio na starego mężczyznę, który obserwował ją zza cienkiej tafli  szkła. Nie lubił, gdy wpatrywała się w jego oczy. Mężczyzna zacisnął wargi, analizując wyniki jej ostatniego testu. Nie  poruszyła żadnym mięśniem, ale wewnętrznie uśmiechała się do piosenki,  którą wciąż powtarzał w swojej głowie. Jej inni instruktorzy rzadko śpiewali  w myślach, jednak on to robił. Za każdym razem. Jeśli to nie doprowadziłoby go do szaleństwa to zawsze mogłaby powiedzieć, że jej się to podoba, jednak  jej instruktor nie lubi ludzi podglądających jego myśli. Podsłuchała tą krótką informację tuż po otrzymaniu swojej zdolności, więc nigdy mu o tym nie  powie.  – Siedem sekund – powiedział w końcu, spoglądając na ciało. – Te  obiekty już dłużej nie stanowią dla ciebie wyzwania. Brzmiał na zadowolonego, lecz ona w dalszym ciągu się nie  uśmiechała. Okazywanie emocji doprowadzało do zbyt wielu pytań, a ona  chciała wrócić do swoich podręczników. – To czas, by przejść do kolejnej fazy – kontynuował. Słowa wydawały się być skierowane bezpośrednio do niej, ale  naprawdę mówił on do mężczyzny za lustrem dwadzieścia metrów nad nim.  Skoro jednak nie powinna była wiedzieć o jego obecności w jakikolwiek  sposób, przytaknęła.  – Jestem gotowa. – Jesteś? Sposób w jaki wyrzucił z siebie te słowa, ostrzegł ją, że kolejny test nie  będzie łatwy, dlatego też nie mogła powstrzymać swojego zaskoczonego  mrugnięcia, gdy zsyp nad nią otworzył się i nowy obiekt upadł na arenę.  Wyglądał podobnie do swoich poprzedników, których z łatwością  zneutralizowała, jednak, gdy zerwał się i stanął przed nią, zrozumiała. Jej  nowy przeciwnik nie miał pulsu. – Co to jest? – zapytała, a serce w jej piersi zabiło szybciej. Jej przeciwnik również miał pytanie: – A niby co to, do cholery, jest? – Zneutralizuj to – nakazał jej siwowłosy instruktor. Ukryła swoje rozczarowanie. Być może, jeśli zakończy to szybko, to  zostanie nagrodzona odpowiedzią. Przynajmniej zneutralizowanie tej… rzeczy może pomóc jej zdobyć więcej informacji. Uderzyła na niego bez chwili  wahania, zmiotła spod niego jego nogi, tuż przed tym jak wbiła łokieć w jego  gardło. 6

Chrzęst. Jego kości roztrzaskały się z charakterystycznym dźwiękiem, lecz  zamiast zwiotczeć, owa rzecz odrzuciła ją i wybiła się w górę, posyłając  starszemu mężczyźnie niedowierzające spojrzenie. – Coś ty zrobił? Gdy to mówił, jego szyja przeskoczyła na miejsce, tracąc swój  zniekształcony wygląd w krótszym czasie niż zajęło jej jedno mrugnięcie.  Patrzyła na to zmieszana. Jaka kreatura może uzdrawiać się w ten sposób? – Chcesz przeżyć? – Jej instruktor odparł niewzruszenie. – Będziesz  musiał ją zabić. Te same słowa były kierowane do wielu z jej poprzednich  przeciwników, jednak teraz – zupełnie jak za pierwszym razem – jej dłonie  wydawały się być wilgotne. Z tą niesamowitą zdolnością do samo­ uzdrawiania się, czy było możliwe, ze ta rzecz nie mogła być  zneutralizowana?  Rzuciła okiem na starszego mężczyznę, spotykając jego spojrzenie na  chwilę przed tym, nim odwróciła swój wzrok. Nawet w tej krótkiej chwili,  otrzymała swoją odpowiedź.  Ta rzecz mogła zostać zabita. Musiała tylko zrozumieć w jaki sposób. 7

Rozdział pierwszy Ignorowanie ducha jest dużo trudniejsze niż mogłoby się wydawać. Dla początkujących; ściany wcale nie powstrzymują ich rodzaju, więc pomimo  tego, że zamknęłam drzwi przed obliczem widma marudzącego na zewnątrz  mojego domu, ono podążyło za mną do środka, jak gdybym je zapraszała.  Moja szczęka zacisnęła się w rozdrażnieniu, ale zaczęłam rozpakowywać  zakupy spożywcze jak gdyby nigdy nic. Zbyt szybko skończyłam. Małżeństwo jednego wampira z drugim oznaczało, że lista moich zakupów była dość  krótka. – To niedorzeczne. Nie możesz wiecznie mnie unikać, Cat – mruknął  duch. Taa, duchy potrafią także mówić. To sprawia, że są jeszcze trudniejsze  do zignorowania. Oczywiście nie pomagał fakt, iż ten duch jest także moim  wujkiem. Żyjąca, martwa, nieumarła… rodzina zawsze znajdzie sposób, by  zaleźć ci za skórę, czy tego chcesz czy nie. Precedens: Pomimo mojej przysięgi, by nie odzywać się do niego, nie  mogłam się powstrzymać przed odpowiedzią: – Właściwie, skoro żadne z nas się nie starzeje, to mogę robić to  wiecznie – zauważyłam chłodno – albo do momentu, aż nie wyłożysz  wszystkiego, co wiesz o krecie, który drąży nasz stary zespół. – Właśnie o Madiganie przyszedłem z tobą porozmawiać – powiedział. Zaskoczenie i podejrzliwość sprawiły, że zwęziłam oczy. Przez miesiące, mój wujek Don odmawiał ujawnienia czegokolwiek na temat mojego nowego  nemezis – Jasona Madigana. Don miał wspólną historię z dawnym agentem  CIA, który przejął jednostkę taktyczną, dla której pracowałam, ale nie puścił  pary z ust nawet wtedy, gdy jego milczenie oznaczało, że Madigan prawie  dopadł mnie, mojego męża i sprawił, że niewinni ludzie zginęli. Teraz był  gotowy się wygadać? Coś innego musiało być na rzeczy. Don był tak  patologicznie skryty, że przez cztery lata od momentu, gdy zaczęłam dla  niego pracować, nie miałam pojęcia, że jesteśmy spokrewnieni. – Dawaj – rzuciłam bez ogródek. Szarpnął swoją siwą brew, nie mógł pozbyć się tego nawyku nawet po  utracie swojego fizycznego ciała. Wydawał się nawet być ubrany w swój  zwyczajowy garnitur i krawat, pomimo tego, że umarł w szpitalnej todze.  Myślałabym, że to moje wspomnienia dyktują jak Don wygląda, gdyby nie  tysiące innych duchów, które spotkałam. Tam w zaświatach zapewne nie ma  centrum handlowych, ale szczątkowy obraz samego siebie musi być na tyle  silny, by inni widzieli duchy takimi, jakimi one same siebie postrzegają. Don  za życia był obrazem idealnie zadbanego, sześćdziesięciu­kilkuletniego  biurokraty, więc tak też wyglądał po śmierci. Nie stracił również niczego z  nieustępliwości kryjącej się za tymi oczami w kolorze spiżu, była to jedyna  fizyczna cecha jaka nas łączyła. Moje szkarłatne włosy i bladą cerę  odziedziczyłam po ojcu.  Nie wiem jak Wy, ale ja już wyczuwam tę dawkę humoru Cat *.* /GatoEsqueleto

– Martwię się o Tete’a, Juana, Dave’a i Coopera – stwierdził Don. – W  ostatnim czasie nie bywali w swoich domach, a jak wiesz nie mogę dostać się do jednostki, by sprawdzić czy tam są. Nie zwróciłam uwagi, że była to wina Dona, iż Madigan wiedział jak  stworzyć duchoodporność dla budynków. Mocna kombinacja marihuany,  czosnku i palonej szałwii utrzymywała nawet najsilniejszych szpiegów z  daleka. Po tym jak duch niemal zabił Madigana rok temu, wyposażył on  naszą starą bazę w obfite zasoby wszystkich trzech składników. – Jak długo ich nie widziałeś? – Trzy tygodnie i cztery dni – odpowiedział. Don mógł mieć wiele wad,  ale był skrupulatny. – Gdyby tylko jeden z nich zniknął na tak długo to  pomyślałbym, że pracuje pod przykrywką, ale wszyscy naraz?  Tak, to było dziwne nawet jak na członków tajnej agencji  Bezpieczeństwa Wewnętrznego, którzy mieli do czynienia ze źle  prowadzącymi się osobnikami nieumarłej społeczności. Kiedy to ja byłam  członkiem zespołu, najdłuższą pracę pod przykrywką wykonywałam przez  jedenaście dni. Łajdackie wampiry oraz ghoule miały tendencję to częstego  odwiedzania tych samych miejsc, jeśli były na tyle głupie, by zachowywać się niezwykle jawnie i zwrócić na siebie uwagę rządu. Mimo to nie miałam zamiaru zakładać najgorszego. Rozmowy przez  telefon były poza możliwościami Dona, jako ducha, ale ja nie miałam takich  przeszkód.  Wyciągnęłam komórkę z jednej z kuchennych szuflad i wybrałam  numer Tate’a. Gdy złapała mnie jego poczta głosowa, rozłączyłam się. Jeśli  coś się stało i Madigan był za to odpowiedzialny to zapewne sprawdzi  nagrane wiadomości. Nie ma potrzeby uświadamiać go w tym, że węszyłam  dookoła. – Brak odpowiedzi – powiedziałam Donowi. Następnie odłożyłam  telefon na bok i wyjęłam kolejną komórkę z szuflady, wybierając numer  Juana, jako drugi. Po kilku sygnałach melodyjny hiszpański głos poprosił  mnie o pozostawienie wiadomości. Nie zrobiłam tego, ponownie rozłączyłam  się i wyjęłam kolejny telefon z szuflady. – Jak dużo ich tam masz? – mruknął Don, unosząc się za moim  ramieniem. ­ Wystarczająco, by przyprawić Madigana o migrenę – odparłam z  satysfakcją. – Jeśli śledzi połączenia to nie znajdzie mojej lokacji poprzez  żadną z nich, bez względu na to jak bardzo kocha wiedzieć, gdzie jestem. Don nie oskarżył mnie o bycie paranoiczką. Gdy tylko Madigan przejął  starą posadę mojego wujka, postawił sprawę jasno – usunął mnie z pracy.  Nie wiem, dlaczego. Zostałam wycofana z zespołu i o ile Madiganowi było  wiadomo, nie było już nic specjalnego w mojej osobie. Nie wiedział, że  przemiana z pół­wampirzycy w pełnokrwistego wampira przyniosła  nieoczekiwane skutki uboczne.  Telefon Dave’a odesłał mnie prosto do poczty głosowej. To samo u  Coopera. Rozważałam zadzwonienie do ich biur, ale te były umiejscowione na  Ile ona ich tam ma?! :o /GatoEsqueleto  No właśnie! xD /GatoEsqueleto

terenie jednostki. Madigan może mieć wystarczające wtyki na ich liniach, by  zlokalizować mnie bez względu na to w jaki sposób zorganizowałabym  przekierowanie sygnałów komórki na inną trasę.   – Dobra, teraz ja również się martwię – powiedziałam w końcu. – Może  nadszedł czas, aby wpaść do domu Madigana na małą pogawędkę. – Nie wysilaj się – odparł wujek. – On rzadko opuszcza jednostkę. To również było nowością, która tylko zaogniła mój niepokój. – Gdy tylko Bones wróci do domu, wymyślimy sposób, by podkraść się  bliżej jednostki. Don spojrzał na mnie z powagą. – Jeśli Madigan ich skrzywdził to będzie oczekiwał, że w końcu się  pokażesz.   Po raz kolejny moja szczęka się zacisnęła. Cholerna racja, że  chciałabym mu się pokazać. Tate, Dave, Juan i Cooper nie byli tylko  żołnierzami, z którymi walczyłam przez lata, gdy jeszcze byłam częścią załogi. Byli również moimi przyjaciółmi. Jeśli Madigan był odpowiedzialny za  jakiekolwiek zło, jakie ich spotkało, wkrótce będzie mu bardzo przykro. – Tak, cóż, Bones i ja mieliśmy kilka miesięcy względnego spokoju.  Chyba nadszedł czas, by znów się nieco ożywić. Mój kot, Helsing, zeskoczył z moich kolan w tym samym momencie,  gdy powietrze wokół stało się naładowane drobnymi, niewidocznymi  drganiami. Emocje przetoczyły się przez moją podświadomość. Nie moje  własne, ale niezwykle znajome. Chwilę później usłyszałam chrzęst opon na  śniegu. W czasie, gdy drzwi samochodu trzasnęły, Helsing był już pod  drzwiami wejściowymi, jego długi, czarny ogon drgał nerwowo. Ja pozostałam na swoim miejscu. Jeden kot czekający pod drzwiami  wystarczy, dzięki. Z powiewem ziemnego powietrza, mój mąż Bones wszedł  do środka. Śnieg z późnej, wiosennej zamieci okrył go cienką warstwą,  sprawiając, że wyglądał jak obsypany cukrem pudrem.  Przytupnął nogami,  by strzepnąć śnieg ze swoich butów, co sprawiło, że Helsing odskoczył z  sykiem. – Najwyraźniej uważa, że najpierw powinieneś go pogłaskać, a dopiero  później radzić sobie ze śniegiem – powiedziałam. Oczy tak ciemne, że niemal czarne napotkały moje. Gdy to zrobiły,  moje rozbawienie zmieniło się w kobiece uznanie. Policzki Bonesa były  zaczerwienione, kolor ten kontrastował z jego nieskazitelną skórą, mocnymi  rysami twarzy i zmysłowo pełnymi ustami. Wtedy zdjął swój płaszcz,  odsłaniając koszulkę w kolorze indygo, która przywarła do jego mięśni jak  gdyby się nimi rozkoszowała. Czarne jeansy zostały dopasowane we  wszystkich odpowiednich miejscach, podkreślając naprężony brzuch i silne  uda, a gdy odwrócił się, by powiesić swój płaszcz, ujrzałam tyłek, który  mógłby robić za dzieło sztuki. Kiedy ponownie skierował się w moją stronę,  jego lekki uśmiech przerodził się w porozumiewawcze szczerzenie zębów.  Jeszcze więcej emocji przetoczyło się po mojej podświadomości, gdy jego   Przepraszam, ale to zdanie było tak pokopane, że do tej pory nie wiem o co w nim chodzi :/ „Madigan might have enough taps on those lines to locate me no matter how I’d arranged for these burner phone signals to be rerouted.” – Jakieś sugestie? /GatoEsqueleto  Mniaaaam :3 /GatoEsqueleto

zapach – bogata mieszanka przypraw, piżma i palonego cukru – wypełnił  pokój. – Tęskniłaś za mną, Kotek? Nie wiem jak zdołał tego dokonać, ale pytanie, które właśnie zadał  zabrzmiało nieprzyzwoicie. Mogłabym powiedzieć, że Brytyjski akcent pomógł mu w tym, ale jego najlepszy przyjaciel również był Brytyjczykiem i jego  akcent nigdy nie sprawiał, że moje wnętrze zamieniało się w galaretkę.  – Tak – odparłam, wstając i podchodząc do niego. Obserwował mnie, ani drgnął, gdy splotłam dłonie, obejmując go za  szyję. Musiałam stanąć na palcach, by móc to zrobić, ale to było w porządku. To sprawiło, że byliśmy bliżej siebie, a uczucie jego twardego ciała było  prawie tak odurzające jak pożądanie wirujące wokół moich emocji. Bardzo  podobało mi się, że mogłam czuć jego emocje jak gdyby były moimi  własnymi. Gdybym zdawała sobie sprawę z tego, iż będzie to jedną z zalet  przemienienia mnie w pełnego wampira, to zaktualizowałabym swój status  hybrydy już lata temu. Jego głowa opadła niżej, lecz nim jego usta potarły  moje, odwróciłam głowę. – Nie, zanim nie powiesz, że również za mną tęskniłeś – droczyłam się. W odpowiedzi podniósł mnie, jego uścisk z łatwością poskromił moje  pozorowane próby walki. Gładka skóra spotkała się z moimi plecami, gdy  położył mnie na kanapie, jego ciało było barykadą, której nie chciałam  usunąć. Jego dłonie rozgościły się na mojej twarzy, przytrzymując mnie  zaborczo, gdy jego oczy wypełniały się zielonym blaskiem, a z dziąseł  wysuwały się kły.  Moje własne również wydłużyły się w odpowiedzi, naciskając na wargi  tak, że niemal rozpłynęłam się w oczekiwaniu. Pochylił swoją głowę, lecz jego usta zaledwie pocierały moje w przelotnej pieszczocie nim zachichotał: – Dwoje może zabawić się w droczenie się, kochanie. Zaczęłam szamotać się na poważnie, co tylko pogłębiło jego śmiech.  Liczba zabitych przeze mnie osobników, pomogła zyskać mi miano  Czerwonego Żniwiarza w świecie nieumarłych, ale nawet zanim Bones  otrzymał swoje zaskakujące, nowe zdolności, nie byłam w stanie go pokonać. Całe moje rzucanie się na boki sprawiało, że pocierałam go w najbardziej  erotyczny sposób – co było powodem, dla którego wciąż to robiłam. Zamek mojego swetra rozpiął się bez udziału rąk Bonesa, które wciąż  spoczywały na mojej twarzy. Moje ubrania stanowiły większość jego praktyki  w czasie, gdy był początkującym w zakresie telekinezy. Przednie rozpięcie  mojego biustonosza otworzyło się, obnażając większość moich piersi. Jego  śmiech zamienił się w warknięcie, które posłało rozkoszne dreszcze wzdłuż  mojego ciała. Jednak w momencie, gdy guzik jego niebieskiej koszulki  odskoczył, jej kolor przypomniał mi kolor oczu Tate’a i informacje, jakimi  musiałam podzielić się z Bonesem. – Na coś się zanosi – powiedziałam z westchnieniem. Białe zęby błysnęły w uśmiechu, zanim Bones opuścił swoje usta na  moje piersi.   Nie wiem jak Wy, ale ja to już się tutaj, kurde rozpływam *.* /GatoEsqueleto  No nie gadaj, a ja niemalże przegapiłam fakt, że będziecie uprawiać seks na tej kanapie… W oryginale było „Something’s up”, co dosłownie może oznaczać „Coś staje”. /GatoEsqueleto

– To banalne stwierdzenie, niemniej jednak to prawda. Nikczemna część mnie szepnęła, że mogę przełożyć tę rozmowę o jakąś  godzinkę, lecz troska o moich przyjaciół szybko ją stłumiła. Dałam sobie  mentalnego kopniaka i złapałam garść ciemnych, kręconych włosów Bonesa  unosząc jego głowę. – Mówię poważnie. Don przyszedł i przekazał mi kilka niepokojących  informacji. To wydawało się zająć chwilę nim moje słowa do niego dotarły, lecz w  końcu zmarszczył brwi. – Po tak długim czasie, on w końcu powiedział ci to, co ukrywał na  temat Madigana? – Nie, nie powiedział – odparłam, potrząsając moją głową. – Chciał,  abym wiedziała, że Tate i reszta nie pojawili się w swoich domach od trzech  tygodni. Próbowałam się do nich dodzwonić, ale za każdym razem włączała  się poczta. Właściwie to odwraca moją uwagę od naciskania na Dona, by  opowiedział o swojej przeszłości z Madiganem. Bones prychnął, podmuch powietrza musnął wrażliwe zagłębienie  pomiędzy moimi piersiami. – To oczywiste, ten drań wiedział, że tak będzie. To nie przypadek, że  powiedział ci o tym, gdy nie było mnie w domu. Teraz troska o moich przyjaciół odeszła na dalszy plan, ja również  wątpiłam by był to przypadek. Don przebywał w moim domu wystarczająco  długo, by wiedzieć, że Bones wyjeżdża co kilka dni na parę godzin, by się  pożywić. Nie jeździłam z nim, gdyż moje źródło pożywienia leżało, gdzie  indziej. Przeklęłam w duchu. Dowiedzenie się, czy z moimi przyjaciółmi  wszystko było w porządku, wciąż stanowiło priorytet, lecz odkrycie tego, co  Don ukrywał na temat Madigana również. To musiało mieć monumentalne  znaczenie dla mojego wujka, by utrzymać te informacje w tajemnicy, nawet,  jeśli oznaczało to, że nie rozmawialiśmy ze sobą przez kilka miesięcy. Mimo  wszystko, nie byłam wyłącznie jedyną rodziną Dona, jaka mu pozostała –  jako wampir, byłam także jedną z niewielu osób, które mogły widzieć go w  jego nowej, widmowej formie. – Cóż, zajmiemy się moim wujkiem później – powiedziałam, popychając Bonesa z westchnieniem. – Na ten czas musimy znaleźć drogę do mojej starej jednostki, która nie doprowadzi nas obojga do cel więziennych dla  wampirów.

Rozdział drugi W czasach, gdy jeszcze pracowałam dla rządu, zaprojektowałam  system ochrony, który zapewniał bezpieczeństwo bazie operacyjnej zespołu.  Nie wystarczało, że budynek CIA był starym schronem przeciw­bombowym z  czterema poziomami na pięć ukrytymi pod ziemią. Miał także czujniki  monitorujące obszar na długość jednej mili w każdym kierunku i mam tutaj  na myśli dosłownie każdy kierunek. Jeśli gromada szczurów wydrążyłaby  tunel zbyt blisko jednego z podziemnych poziomów, to wszczęłoby to  wewnętrzny alarm. A Madigan był większym paranoikiem ode mnie. Dlatego też Bones i ja  byliśmy oddaleni od bazy o cztery mile, spoglądając na nią przez lornetki z  naszej dogodnej pozycji wysoko na drzewie. Z zewnątrz wyglądało to na  nijakie, prywatne lotnisko, które było na skraju zamknięcia. Wewnątrz  mieściła się jednak jedna z najbardziej wymagających jednostek taktycznych  w kraju, nie zapominając o tonie poufnych informacji. Przeciętny człowiek  nie miał pojęcia, że dzieli planetę wraz z nieumarłymi, a nasz rząd pragnął,  aby tak pozostało.  Przez większość dni zgadzałam się z tą polityką rozkosznej ignorancji.  Dzisiaj jednak sprawia to, że rzeczy są nieco bardziej skomplikowane. – Spójrzmy prawdzie w oczy, to jednostronna zabawa – powiedziałam,  opuszczając swoją lornetkę. – Don powiedział, że Madigan nie ruszał się z  miejsca od dłuższego czasu, nie możemy po prostu napaść tego miejsca bez  zabijania niewinnych ludzi, ani nie mamy możliwość, by podkraść się do  środka nie dając się złapać. Bones wypuścił parsknięcie. – Chcesz po prostu zadzwonić do drzwi? Posłałam mu wyważone spojrzenie. – To jest właśnie to, co zamierzam zrobić. Ciemne brwi ściągnęły się na chwilę, a następnie wzruszył ramionami. – Przynajmniej daje nam to element zaskoczenia. Opuścił swoją lornetkę i wyciągnął komórkę, pisząc o wiele za szybko,  bym zdołała przeczytać wiadomość. – Co to? – Ubezpieczenie – odparł. – Jeśli nie wyślę Mencheresowi kolejnej  wiadomości w przeciągu sześciu godzin to zjawi się tutaj.  Obejrzałam się na budynek, a po moim wnętrzu przeszedł dreszcz. To  byłoby na tyle, jeśli chodzi o moją troskę o przypadkowych świadków.  Mencheres nie był wyłącznie wampiryczną wersją dziadka Bonesa oraz  współwładcą ich dwóch ogromnych, połączonych linii – on był także  najpotężniejszym wampirem, jakiego kiedykolwiek spotkałam. Nic nie  przetrwa, jeśli on przybędzie, by nas z tego wyciągnąć. – Miejmy nadzieję, że Madigan będzie chętny do współpracy –  powiedziałam, starając się, by mój głos brzmiał lekko. Bones zaklinował swój telefon pomiędzy dwoma gałęziami i zeskoczył z  drzewa, lądując z większą dozą gracji niż mógłby mieć jaguar. – Wątpię w to, ale cóż, cudom nie ma końca.

– Ona tutaj jest? To było całkiem zabawne, słyszeć zszokowany ton na drugim końcu  linii. Nie mogłam zobaczyć twarzy strażnika, zasłoniętej przez ciemny daszek  czapki, ale jego głos również był zabarwiony nutą zaskoczenia. – Tak, sir. Ona i inny wampir. Bones uśmiechnął się, niewzruszony całą bronią skierowaną w jego  kierunku. We mnie mierzyło jej równie dużo. Uznanie dla strażników za  niebycie seksistami. Po długo trwającej ciszy, głos Madigana wrócił na linię i tym razem  brzmiał oschle: – Wpuścić ich. Bones i ja przeszliśmy przez pięć kolejnych punktów kontrolnych, nim  dotarliśmy do głównej części budynku. Kiedy szerokie, metalowe drzwi  zamknęły się za nami, miałam nadzieję, że szczęk zamka był kolejnym  działaniem ochrony, a nie próbą Madigana, by nas uwięzić. To nie wróżyłoby  dobrze dla losu moich przyjaciół, nie mówiąc już o pracownikach wewnątrz  budynku.  Więcej strażników w hełmach odeskortowało nas do biura Madigana,  nie żeby było to konieczne. Mogłabym znaleźć drogę do niego z zawiązanymi  oczyma, gdyż kiedyś było to biuro mojego wuja. Madigan nie marnował czasu ustawiając swoją pozycję po przejęciu władzy. Mężczyzna, którego przeszłość była tak nieprzenikniona, że nawet mój  wujek nie chciał zdradzić, co o niej wie, wstał z krzesła, gdy weszliśmy.  Madigan nie był uprzejmy – spojrzenie, które posłał w naszym kierunku  ciskało sztylety. – Jesteś niezwykle nerwowy. – Wzruszyłam ramionami. – Chciałabym  powiedzieć, że byliśmy w pobliżu, ale… Pozwoliłam zdaniu zawisnąć w powietrzu. Bones natychmiast  pochwycił wątek. – Wiesz, że cię nie cierpię, więc po co mamy udawać, że to wizyta  towarzyska? Albo Madigan pamiętał o charakterystycznej dla Bonesa otwartości,  albo nie przejmował się obrazą jego osoby. Nie mogłam tego stwierdzić, gdyż  jego myśli zagłuszała piosenka Barry’ego Manilow, którą wciąż nucił w  głowie.  Nienawidziłam Madigana, ale musiałam mu przyznać, że doskonale  rozwinął obronę przed wampirami czytającymi w myślach. Nikt nie mógł  przebić się przez wkurzającą mantrę, jaką sobie wybrał. Z błyskiem w oku,  który jak na mój gust wyglądał na zbyt radosny, machnął w stronę krzeseł  stojących naprzeciwko jego biurka. – Mówiłem ci, że aresztuję cię, jeśli kiedykolwiek spróbujesz wrócić, ale skoro to już się stało, to mamy kilka spraw do przedyskutowania. Miał do mnie jakiś interes? Ciekawość powstrzymała mnie od żądania  informacji na temat tego, gdzie byli Tate i reszta. Chciałam najpierw  zobaczyć, co Madigan trzymał w rękawie. Bones nie ruszył się z miejsca, lecz   Ja bym mu jeszcze napluła do kawy! A co tam! :D /GatoEsqueleto  No… najlepszego gustu to on nie ma, ale co się dziwić… /GatoEsqueleto

ja usiadłam i wyciągnęłam nogi prawie tak spokojnie, jak gdybym szanowała  tego chudego, noszącego okulary mężczyznę naprzeciwko mnie. – Strzelaj. Lekki uśmiech rozciągnął się na ustach Madigana, jak gdyby rozważał  inną możliwość kryjącą się za tym słowem. – Ostatnim razem, gdy byłaś w moim biurze, poleciłaś mi, bym  przeczytał teczki członków twojego oddziału. Wziąłem sobie tę radę do serca. Jak przez mgłę przypominałam sobie mówienie mu o tym, co  uświadomiło mi, że mój wujek również był kiedyś tak samo nieufny wobec  wampirów jak Madigan. Don jednak skończył ze swoimi uprzedzeniami,  natomiast Madigan nigdy nie zmieni swojego punktu postrzegania mojego  gatunku, nie żeby mi na tym zależało.  – Aha – powiedziałam z niezobowiązującym chrząknięciem. – Gdy to robiłem, natrafiłem na coś interesującego – kontynuował,  zdejmując swoje okulary jak gdyby skanował je pod kątem, jakichkolwiek  pyłków. – Na co? – zapytałam, nie zadając sobie trudu, by ukryć znudzenie w  moim głosie. Spojrzał w górę, a jego niebieskie oczy błyszczały. – Odeszłaś stąd zanim twój czas pracy dla rządu upłynął. Prychnęłam z rozbawieniem. – Powinieneś był czytać te dokumenty z większą uwagą. Don zgodził się skrócić czas mojej służby, jeśli Bones stworzy wampiry z żołnierzy, których  wybrał. Wywiązaliśmy się z tego, gdy Bones przemienił Tate’a i Juana. Dave  przywrócony jako ghoule był dodatkowym bonusem. – To była umowa, jaką Don przedstawił swoim przełożonym, jednak  jego wniosek został odrzucony. Madigan posłał mi krótki, zadowolony z siebie uśmiech, gdy zakładał  na powrót swoje okulary. – Według rządu USA, wciąż masz do odpracowania pięć lat czynnej  służby i w odróżnieniu od twojego zmarłego wujka – ja – nie mam zamiaru  podrabiać dokumentacji, by cię od tego zwolnić. Byłam zbyt zszokowana, by odpowiedzieć, ale donośny śmiech Bonesa  przerwał milczenie. – Chyba sobie z nas kpisz. – Oczekuję, że wyjaśnisz, co to ma znaczyć? – Madigan zapytał oschle. Bones pochylił się, wszelkie oznaki rozbawienia zniknęły z jego twarzy. – Pozwól, że wyrażę się jasno: Jeśli myślisz, że zmusisz moją żonę do  pracy dla ciebie, to nie masz, kurwa, pojęcia z kim masz do czynienia. Czy mówiąc to miał na myśli siebie, czy mnie – nie miałam pojęcia,  jednak w końcu odzyskałam swój głos. – Punktujesz za opowiedzenie najlepszego dowcipu, jaki słyszałam od  lat, ale nie jestem w nastroju na gierki. Przyszliśmy, by dowiedzieć się, gdzie  są Tate, Dave, Juan i Cooper. Z tego, co słyszałam to nie byli w swoich  domach od tygodni. – Może, dlatego, że nie żyją.  No wybaczcie, ale wyczuwam, że to musi być ściema… prawda? /GatoEsqueleto

Mój umysł natychmiast kategorycznie odrzucił te słowa, co było  jedynym powodem, dla którego nie rzuciłam się do przodu i na miejscu nie  rozerwałam Madiganowi gardła. – Dwa żarty. Masz dobrą passę, ale mnie kończy się cierpliwość. Gdzie  oni są? – Nie żyją.  Tym razem Madigan wypowiedział te słowa z czymś bliskim satysfakcji. Byłam już na nogach, z kłami przygotowanymi do rozszarpania jego ciała,,  lecz Bones pociągnął mnie tak silnym chwytem, że nie mogłam go przełamać  nawet w całym tym stanie wściekłości, jaki we mnie wywołano.  – Jak? – zapytał Bones spokojnie. Madigan spojrzał ostrożnie na uchwyt, którym Bones mnie  przytrzymywał zanim odpowiedział: – Zginęli podczas próby likwidacji gniazda wampirów. – To musiało być okazałe gniazdo. Madigan prawie wzruszył ramionami. – Jak się okazało, tak. – Chcę dostać ich ciała. Madigan wydał się być bardziej zszokowanym niż, gdy się na niego  rzuciłam. – Co? – Ich ciała – powtórzył Bones, jego ton przybrał na sile. – Teraz. – Po co? Nawet nie lubiłeś Tate’a – mruknął. Resztki morderczych skłonności wyparowały ze mnie. Ociągał się, co  oznaczało według wszelkiego prawdopodobieństwa, że kłamał na temat ich  śmierci. Stuknęłam Bonesa w ramię. Puścił mnie, ale jedną rękę pozostawił  na mojej talii. – Moje uczucia są bez znaczenia – odpowiedział Bones. – Stworzyłem  ich, więc są moi, a jeśli są martwi to ty nie możesz ich dalej wykorzystywać. – A jakie możliwości ich wykorzystania ty masz? – zażądał Madigan. Bones uniósł ciemne brwi. – Nie twoja sprawa. Czekam. – W takim razie dobrze, że się nie starzejesz – warknął Madigan i wstał  z krzesła. – Ich ciała zostały skremowane, a ich prochy rozrzucono, więc nie  pozostało nic, co mógłbym ci dać. Jeśli Madigan chciał abyśmy uwierzyli w to, że są martwi, to musieli  być w naprawdę poważnych tarapatach. Nawet jeśli Madigan za tym nie stał, to wyraźnie zamierzał pozostawić ich samych sobie. Nie podzielałam tego. Coś w moim spojrzeniu musiało go zaalarmować, ponieważ spojrzał w  lewo i w prawo nim wyrzucił dłoń w kierunku Bonesa. – Jeśli nie zamierzasz pozwolić jej dokończyć swojej służby to oboje  możecie się wynosić. Nim wsadzę ją do więzienia za zaniedbanie obowiązków, dezercję1  oraz próbę zaatakowania mnie. Oczekiwałam, że Bones powie mu, dokąd może się udać ze swoimi  teoriami, dlatego też doznałam szoku, gdy tylko skinął głową. 1 Dezercja – ucieczka z wojska /GatoEsqueleto

– Do następnego razu. – Co? – wybuchłam. – Nie wyjdziemy stąd bez reszty odpowiedzi! Jego dłoń zacisnęła się na mojej talii. – Wyjdziemy, kotek. Nie mamy tutaj czego szukać. Spojrzałam na Bonesa zanim skupiłam swoją uwagę na wątłym,  starszym mężczyźnie. Twarz Madigana zbladła, ale pod ciężkimi oparami  wody kolońskiej nie było czuć strachu. Zamiast tego, jego błękitny wzrok był  wyzywający. Niemalże… prowokujący. Po raz kolejny uchwyt Bonesa zacisnął się. Coś innego było na rzeczy. Nie wiedziałam co, ale ufałam Bonesowi  wystarczająco, by nie złapać Madigana i nie wygryźć z niego prawdy, na co  miałam ochotę. Zamiast tego uśmiechnęłam się na tyle szeroko, by pokazać  moje kły. – Przykro mi, ale nie sądzę, byśmy stworzyli zdrową relację w czasie  wspólnej pracy, więc będę musiała odrzucić twoją ofertę. Dźwięk wielu kroków rozbrzmiał w holu. Chwilę później, ciężkozbrojni strażnicy w hełmach pojawili się w  drzwiach. W pewnym momencie, Madigan musiał nacisnąć bezgłośny alarm  – kolejna aktualizacja, którą zainstalował od mojej ostatniej wizyty w biurze. – Wynocha – powtórzył Madigan. Nie przejmowałam się żadnymi zagrożeniami, ale spojrzenie, które mu  posłałam oznaczało, że to jeszcze nie koniec. Zostaliśmy przeprowadzeni przez kompleks tą samą drogą powrotną,  którą przyszliśmy, aż do drzewa, gdzie Bones zostawił swój telefon. Gdy go  odnalazł, wzbiliśmy się w powietrze. Przez godzinę krążyliśmy po niebie, nim  udało nam się zgubić helikopter. Bones mógłby go rozbić, ale nie miałam  niczego do sterującego nim pilota, oprócz jego irytujących umiejętności  manewrowania. Gdy upewniliśmy się, że zgubiliśmy nasz ogon, runęłam w  dół na pobliskie pole, lądując z hukiem w czasie poślizgu. Bones opadł na ziemię obok mnie bez zgięcia choćby źdźbła trawy,  które mogłoby wskazywać Nawego obecność. Pewnego dnia będę mistrzem  lądowania z taką gracją. Jak na razie jest dobrze, że nie pozostawiłam po  sobie śladu w postaci małego krateru. – Dlaczego pozwoliliśmy Madiganowi wywinąć się tak łatwo? – Były to  moje pierwsze słowa. Bones strzepnął z siebie nieco kurzu, który rozniósł się pod moim  wpływem. – Moja telekineza nie jest wystarczająco silna, by zatrzymać każdy  karabin. Mój śmiech był bardziej niedowierzający niż rozbawiony. – Myślałeś, że strażnicy będą szybsi od ciebie? – Nie oni – powiedział Bones miarowo. – Automatyczne karabiny  maszynowe w ścianach po obu stronach. – Co? – sapnęłam. Wtedy przypomniałam sobie jak Madigan rozejrzał się na prawo i lewo,  gdy zastanawiałam się nad zaatakowaniem go. Myślałam, że rozglądał się z   To lądowanie naprawdę jej nie wychodzi xD /GatoEsqueleto

niepokojem. Najwyraźniej nie. Nic dziwnego, że nie pachniał jak gdyby się  bał. – Skąd wiedziałeś? – zapytałam. – Pokój pachniał srebrem i prochem strzelniczym choć nikogo nie było  w pobliżu, dodatkowo powierzchnia ściany za jego biurkiem była inna od  pozostałych. Jego spoglądanie na boki, gdy czuł się zagrożonym tylko to  potwierdziło. Okazało się zatem, że bezgłośny alarm był tylko małym dodatkiem do  biura Madigana. Notka dla mnie: skupiać więcej uwagi na otoczeniu. – Dlaczego ich nie użył? On zawsze uważał nas za zagrożenie, a teraz,  gdy wiemy, że kłamał na temat chłopaków, faktycznie nim jesteśmy. Reakcja Bonesa była ozięble refleksyjna. – Być może nie był pewien, czy pistolety wystarczą, a powiedzenie  czegoś więcej miało nakłonić cię do współpracy. On czegoś od ciebie chce,  Kotek, co oznacza, że potrzebuje cię żywej. Nowe środki zabezpieczenia były  tylko na wypadek, gdyby nie miał wyboru. Milczałam usiłując to przetrawić. W czasie, gdy spotkaliśmy się z po  raz pierwszy, miesiące temu, Madigan wykazywał niezwykłe zainteresowanie  moją osobą i to nie w pochlebnym znaczeniu. Czegokolwiek chciał, zapewne  skończyłoby się to moją śmiercią, co do tego nie miałam wątpliwości. Jedyną  rzeczą, której nie byłam pewna, było to, co miał nadzieję osiągnąć zanim by  to nastąpiło. Nie będzie miał jednak okazji się przekonać. Gdy tylko odkryję, co stało się z moimi przyjaciółmi, zabiję Madigana. – Co teraz? – zapytałam, mentalnie przygotowując się do wyruszenia w  drogę. Bones posłał mi wyważone spojrzenie. – Teraz namierzymy twojego wujka i zmusimy go, by wyjawił nam  sekrety, które tak usilnie próbował zatrzymać.

Rozdział trzeci To jest właśnie moje szczęście, gdy nie chcę rozmawiać z Donem, to nie mogę się go pozbyć. Teraz kiedy musiałam z nim pogadać – był nie do  odnalezienia. Po dwóch dniach czekania, aby się pokazał, moja cierpliwość  wyparowała. Gdzieś tam, moi przyjaciele byli w niebezpieczeństwie, a każda  upływająca sekunda mogła przybliżać ich do śmierci. W swoim czasie  umiałam przywoływać duchy na mile ode mnie, niezależnie czy tego chciały  czy nie, ale ta moc, podobnie jak pozostałe zaabsorbowane wraz z wypiciem  krwi nieumarłego, przygasła. W jego obecnej bezkształtnej formie, nie  mogłam zadzwonić, napisać, ani wysłać e­maili do mojego wujka z żądaniem, by się pokazał, ale istniał inny sposób, by nawiązać z nim kontakt, jednak  wymagało to odbycia pewnej wycieczki. Bones i ja zatrzymaliśmy się w Waszyngtonie, przy małym centrum  handlowym w momencie, gdy słońce już zachodziło. Światła wciąż były  włączone wewnątrz „Ogrodu Heleny Trojańskiej”1 , oświetlając różnorakie  aranżacje kwiatowe, które sklep oferował. Bardziej istotny był jednak  afroamerykanin, którego dostrzegłam wśród kwiatów, jego cynobrowa2   koszula opinała go tak ciasno, jak gdyby została na nim namalowana. – Dobrze, jest tutaj – powiedziałam. Nie zadzwoniliśmy, gdyż nie byłam pewna czy Tyler zgodzi się nam  pomóc. Ostatnim razem prawie go to zabiło. Ludzie wykazywali tendencję do  kurczowego trzymania się tego typu rzeczy, ale dobre medium było bardzo  trudne do odnalezienia.  Gdy zbliżyliśmy się do sklepu, pies zaczął szczekać. Chwilę później,  futrzasta, przyozdobiona śliną mordka przycisnęła się do dolnej części  szklanych drzwi, a cały jego psi tyłek trząsł się o silnego machania ogonem. – Co w ciebie wstąpiło, Dexter? – mruknął Tyler. Wtedy podszedł bliżej  i zobaczył mnie oraz Bonesa po drugiej stronie szyby. „O nie, do cholery!”, przetoczyło się przez jego myśli. – Czy to jakiś nowy sposób, by pozdrowić starych przyjaciół? – zapytał  Bones oschle. Tyler cofnął swoje ramiona, dodatkowo naciągając materiał koszuli. – To nie jest pozdrowienie, słodziaku. To jest moja odpowiedź na  cokolwiek chcecie bym zrobił i z czym przychodzicie. – Hej, Tyler, wyglądasz świetnie – powiedziałam, zagryzając wargi, by  nie uśmiechnąć się szeroko, gdy weszłam do wnętrza jego sklepu. – Kocham  twoją koszulę. Czy to Dolce?3 Napuszył się przez chwilę niczym paw, nim zdołał zganić samego  siebie. – Robert Graham i nie próbuj na mnie słodkiej gadki. Musiałem  zafarbować swoje włosy, by ukryć, że osiwiałem po ostatnim razie, gdy wam  pomogłem! 1 Jakasik kwiaciarnia, gdyby się ktosik nie pomiarkował :D /GatoEsqueleto 2 Kolor cynobrowy – odcień czerwonego :D /GatoEsqueleto 3 Dolce & Gabbana – światowy dom mody, powstały w 1985 we Włoszech. Takie pogaduchy Cat „między nami kobietami” z Tylerem xd /GatoEsqueleto

Zignorowałam ten wybuch, pieszcząc Dextera i gruchając do niego.  Tęgi buldog Brytyjski drżał z radości tak bardzo, że pokrył moje dłonie  niechlujnymi pocałunkami. – Zdrajca – powiedział Tyler z irytacją. Bones poklepał Tylera po plecach. – Nie ma potrzeby się martwić, kolego. Chcemy tylko byś skontaktował  się dla nas z jej wujkiem. – Donem? – rzucił drwiąco Tyler. – Dlaczego mnie do tego  potrzebujecie? Spojrzałam w górę. – Ponieważ nie możemy marnować więcej czasu czekając na to, aż się  pojawi z własnej woli. Madigan zrobił coś naszym przyjaciołom. Na wspomnienie tego imienia, fala obelg zalała umysł Tylera. Madigan  wykazywał tendencję do tworzenia sobie większej ilości wrogów niż  przyjaciół. Wciąż jednak, podejrzliwość zwężała czekoladowe oczy Tylera. – Żadnych pułapek ani obrywania drewnianymi, nawiedzonymi  obiektami w moje gardło od morderczych duchów, tak? Kontaktuję się z  Donem i to wszystko? – Obiecuję – powiedział Bones natychmiast. Spojrzenie Tylera przesunęło się po nim. – Jesteś zbyt śliczny, bym mógł ci odmówić Bonesy – powiedział z  westchnieniem pełnym żalu. Potem mrugnął do mnie. – Ale nie tak bardzo,  że zrobię to za darmo. Parsknęłam, najwyraźniej Tyler flirtował tak dobrze jak bardzo był  skłonny do bycia chciwym. – Umowa stoi. Oto jak dwa wampiry, medium i pies zasiedli nad tabliczką Ouija na  tyłach kwiaciarni. Brzmiało to jak fabuła filmu na kanale SciFi granego w  sobotnią noc, ale czasami słowo „dziwactwo” było kluczowym składnikiem  dla doprowadzenia roboty do końca. Nagle tablica Ouija w rękach  wykwalifikowanego medium, stała się furtką na drugą stronę. Urna  zawierająca skremowane szczątki Dona była zapewnieniem, że wyplewimy  inne duchy niczym chwasty zanim dostaniemy się do Dona. Tyler i ja złożyliśmy nasze palce na drewnianej deseczce4  po tym jak  rozsypał cienką warstwę prochów Dona na tabliczce. Następnie zaczął  recytować zaproszenie dla mojego wujka, by się pokazał. Po kilku minutach,  deseczka zaczęła się poruszać, a mrowiące uczucie wzbierało na moim  karku. Dexter jęknął, dźwięk był zarówno niespokojny jak i pobudzony.  Zwierzęta wyczuwały obecność duchów lepiej niż ktokolwiek inny, włączając  w to wampiry. Wtedy wir pojawił się ponad tabliczką Ouija, niczym miniaturowe  tornado, które nie tworzyło wiatru. Lodowate macki przesunęły się wzdłuż   Co ty nie powiesz? Przecież to taki przesympatyczny gnojek :D ! /GatoEsqueleto  Nie wiem czy pamiętacie, ale ostatnim razem oberwał on drewnianym fragmentem tabliczki Ouija w gardło :3 /GatoEsqueleto 4 Chodzi tutaj o planchette, czyli deseczkę do pisania podczas seansu spirytystycznego :3 /GatoEsqueleto

mojego kręgosłupa w obślizgłej pieszczocie. Nie byliśmy już dłużej jedynymi  ludźmi w pokoju. – Jest tutaj? – zapytał Tyler, nie mogąc jeszcze dostrzec wirującej  energii. Gapiłam się na nią, obserwując jak wzrasta i wydłuża się zanim  uformowała kształt starszego mężczyzny w biznesowym garniturze, tabliczka  Ouija sterczała po środku jego ciała, jak gdyby został przecięty na pół.  – Hej, Don – powiedziałam z satysfakcją. – Cieszę się, że mogłeś  dołączyć. Mój wujek rozejrzał się dookoła z konsternacją. – Cat. Jak…?  – Jak wyrwałam cię z jakiegoś pośmiertnego kąta, w którym się  schowałeś? – przerwałam mu. – Przyjaźnię się z medium, pamiętasz? Don spojrzał na deskę wystającą z jego żołądka, jego wargi wygięły się  do dołu. – Kto, by przypuszczał, że ta rzecz naprawdę zadziała? – Zaprzyjaźnij się z innymi ze swojego gatunku, nauczysz się wielu  rzeczy – powiedział Tyler, mrużąc oczy w ogólnym kierunku, gdzie stał Don.  Wtedy jego czoło się wygładziło. – Oh, tutaj jesteś. – Nie mamy czasu na uprzejmości, Don – stwierdził Bones. – Musisz  powiedzieć nam wszystko, co ukrywasz na temat Madigana. Życie moich  ludzi od tego zależy. Don zmarszczył brwi. – Twoich ludzi? – Tate’a, Juana, Dave’a i Coopera – wyjaśniłam. – Według wampirzego  prawa są podlegli Bonesowi. Co jednak ważniejsze, są naszymi przyjaciółmi.  Wiedziałeś, że zaginęli. Cóż, więc Madigan twierdzi, że zostali oni zabici w  czasie pracy, ale kłamie, co oznacza, że są w poważnych tarapatach. Powietrze nie poruszyło się, pomimo ciężkiego westchnienia, jakie Don  wypuścił. – Chciałem, abyście zbadali sprawę ich zniknięcia, gdyż miałem  nadzieję, że opuścili swoje stanowiska, by ukryć się przed Madiganem. Albo  pracowali głęboko pod przykryciem, albo zginęli w czasie wykonywania misji. Wszystko za wyjątkiem tego, ponieważ, jeśli Madigan ich ma, to teraz  prawdopodobnie nie żyją. Wyłącznie jego brak stałej formy powstrzymał mnie przed  potrząśnięciem nim. – Albo żyją, uwięzieni gdzieś i oczekują od nas, że coś zrobimy. Spojrzenie, które mi posłał było wypełnione takim smutkiem, że niemal przegapiłam inne uczucie przelatujące przez jego twarz. Wstyd. – Gdy Madigan przejął moją starą pracę, obawiałem się, że może tego  spróbować, ale nie spodziewałem się tego tak szybko. Przykro mi, Cat. Nie  ma niczego, co mogłabyś zrobić. Nawet ja nie mogę. Madigan niewątpliwie  zabezpieczył również i ten budynek przed duchami. – Jaki budynek? Te dwa słowa zawrzały od groźby. A ponadto spojrzenie Bonesa było  niczym lasery skierowane w stronę Dona. Obie te rzeczy powinny były  przestraszyć mojego wujka na tyle, by odpowiedział zgodnie z prawdą.  Zamiast tego, westchnął raz jeszcze.

– Jeśli kiedykolwiek znów zbliżycie się do Madigana, zabijcie go. Nie  możecie uratować Tate’a i reszty, ale możecie pomścić ich i uratować innych  im podobnych, by rzeczy takie jak te skończyły się raz na zawsze. Wtedy, nim zdążyłam zapytać go, co to do cholery znaczy, zniknął. – Zaczekaj! – krzyknęłam. Nic. Nawet chłód nie pozostał w powietrzu. Bones zaklął, ale ja pchnęła planszę do Tylera i rzuciłam kolejną garstkę popiołów Dona na tabliczkę  Ouija. – Przywołaj do z powrotem. Teraz. – Cat… – zaczął Tyler. – Zrób to – powiedział Bones krótko. Tyler mruknął coś o tym jak niemądre były wampiry, nim jeszcze raz  zaintonował przywołanie ducha Dona. Zrobił to, ale po kilku sekundach  grobowej ciszy w czasie, której narzekałam na niego, mój wujek znikał.  Powtarzaliśmy ten sam proces w kółko i w kółko, wciąż z tym samym  rezultatem. Był to nadprzyrodzony odpowiednik wielokrotnego rzucania  słuchawką w czasie rozmowy. – Możesz coś zrobić, aby go zatrzymać? – warknęłam. Tyler posłał mi ironiczne spojrzenie. – Próbowałem wam powiedzieć, że nie mogę, Panie i Pani Niecierpliwi,  ale nie chcieliście słuchać. Jest tylko jeden sposób, by zatrzymać ducha, jeśli on tego nie chce i zapewne pamiętacie, jakim wrzodem na tyłku to było. Poza tym, naprawdę chcesz zablokować swojego wujka w pułapce? W jednej chwili, pomysł został definitywnie odrzucony. Znając Dona,  pozostanie on uparcie milczącym, nawet, jeśli zamkniemy go w ducho­ ucieczko odpornej celi. Dodatkowo, zajęłoby to zapewne zbyt wiele czasu.  Wnioskując z kilku ponurych wskazówek, jakie Don nam dał, Tate i reszta  chłopaków byli w śmiertelnych niebezpieczeństwie. Musieliśmy działać już  teraz i nie mieliśmy pojęcia, co zrobić. Tyler był naszym ekspertem ale i jemu skończyły się pomysły. – To nie ma sensu – kontynuowałam swoją tyradę. – Don był tym,  który ostrzegł nas, że Tate i reszta zaginęli, a teraz, gdy potwierdziło się, że to Madigan ich dorwał, on nie chce nam pomóc! Nie rozumiem tego. Bones postukał w swoją brodę, co było jego wyrażeniem zarówno  frustracji jak i determinacji. – Tak. Oznacza to, że Don woli raczej zobaczyć ludzi, o których się  troszczy martwymi, niż ujawnić, co wie na temat Madigana, ale jest jedna  osoba, która może zmusić twojego wujka do mówienia. – Kto? – zastanowiłam się. Wtedy mnie olśniło. – Oczywiście! Nikt nie  wie więcej o duchach od Marie Laveau i z tą całą grobową mocą wewnątrz  niej, nie ma niczego, do czego nie mogłaby zmusić Dona. Powinnam była wiedzieć – raz doświadczyłam potęgi umiejętności  Marie, tuż po tym jak zmusiła mnie do wypicia swojej krwi. Wspomnienia  wywołały we mnie dreszcze. Posiadanie bezpośredniej łączności z drugą  stroną było o wiele większą potęgą niż ktokolwiek mógłby posiąść. Bones strzelił mi ponure spojrzenie. – Co mnie jednak martwi, to, to czego będzie oczekiwała w zamian.  Marie nie robi niczego bez zdobywania korzyści.

Mnie również to zmartwiło. Ostatni raz, gdy spotkałam się z Marie nie  przebiegał do końca w przyjaznej atmosferze, jeśli liczyć fakt, że każda z nas  groziła zabiciem tej drugiej.  – Poczekaj chwilę. Tyler wstał, ogromny, szeroki uśmiech rozciągnął się na jego twarzy. – Czy wy oboje nie mówicie przypadkiem o Marie Laveau, królowej  voodoo z Nowego Orleanu, która rzekomo zmarła setki lat temu? – O tej samej – powiedziałam, zmęczona nagle tym wszystkim. Tyler klasnął dłonie z czystą, dziecięcą radością.  – To będzie bardzo zabawne! Teraz podejrzliwość zajęła miejsce zmęczenia. – Co takiego? Zignorował mnie, zgarnął Dextera, stękając z powodu jego wagi.  – Nie martw się, skarbie, tatuś cię nie zostawi. – Nikt z was nigdzie nie jedzie – powiedział stanowczo Bones. Tyler spojrzał na niego, jak gdyby postradał rozum. – Partnerze, pozwól mi to przeliterować. Jesteście mi dużo winni, a ja  chcę zarobić. Czy masz jakiekolwiek pojęcie jak wielką sprawą jest postać  Marie Laveau w świecie medium? To jak dowiedzieć się, że Święty Mikołaj  jest prawdziwy i otrzymać bilet pierwszej klasy do jego warsztatu! Spróbowałam wyczuć w tym logikę, choć wątpiłam, że to zadziała. – Nie rozumiesz, Tyler. Ona jest niebezpieczna. Przewrócił oczami. – Nie oczekiwałem, że przez ostatnie stulecia robiła na drutach. W zasadzie, Marie robiła na drutach. Mogła również wzywać widma  zwane Szczątkami, które cięły żywych i nieumarłych ze śmieszną łatwością,  dodatkowo wytwarzając tyle czarnej magii, by wysadzić miasto. Na końcu  pozostawała jej moc przywoływania i kontrolowania duchów. Taa, jasne, Marie była przerażająca. Jednak dopiero gdybym nie  walczyła i nie wykrwawiała się tuż obok Tate’a i reszty przez kilka  poprzednich lat, to może rozważałabym czy poprosić ją o pomoc. Jeśli się  zgodzi, to z pewnością nie będzie oczekiwała w zamian rekompensaty w  postaci pieniędzy. Nie, będzie chciała czegoś o wiele bardziej wartościowego. Napotkałam wzrok Bonesa. Spojrzenie jego ciemnobrązowych oczu  powiedziało mi, że, podobnie jak ja, oczekuje, iż będzie to niebezpieczne w  każdym tego słowa znaczeniu, ale mimo to nie było możliwości, by osłabić  determinację malującą się na jego smukłych, silnych rysach twarzy. – Są moimi ludźmi, stworzonymi z mojej krwi lub zaprzysiężonymi  przez nią, a żaden Mistrz nie opuszcza swoich ludzi, jeśli pozostaje  jakakolwiek szansa, by ich ocalić. Nie byłam Mistrzem swojej linii, ale zgadzałam się z nim, co do każdego słowa. Żaden prawdziwy przyjaciel nie opuści swoich przyjaciół w obliczu  śmierci, nigdy. – Wygląda na to, że wybieramy się do Nowego Orleanu – powiedziałam  cicho. Tyler wypuścił zirytowany odgłos. – Możemy przestać o tym gadać i w końcu to zrobić?