Deborah Cooke – Pocałunek przeznaczenia
3
Prolog
Chicago
21 lutego 2008
W to zaćmienie Pyrowie zgromadzili się w legowisku Eryka.
Siedziba ich przywódcy była umiejscowiona w starym magazynie, który
został częściowo przekształcony na mieszkania. Rafferty zastanawiał się czy
ktoś mógłby dojrzeć krąg smoków ustawionych na dachu budynku i czy
zrobiłby wtedy scenę. Sam pomysł sprawił, że stary smok uśmiechnął się
lekko.
Jak zwykle Rafferty miał nadzieję, że tym razem to będzie jego Ognisty
Sztorm. Był najstarszy z ich grupy i czekał najdłużej, i nawet jego legendarna
cierpliwość zaczęła się wyczerpywać. Wielka Wiwerna miała plan dla każdego
z nich- Raff wierzył w to z całego serca.
Musiał, więc czekać na swoją kolej… Może tym razem?
Grupka stała na dachu, oglądając cień księżyca padający na ziemię.
Cień ów był jakby skąpany we krwi, i wyglądał mocno surrealistycznie.
- Szybko- Powiedział Eryk z jeszcze większym zniecierpliwieniem niż
zwykle.- Pełne zaćmienie będzie trwało tym razem mniej niż pół godziny.
Rafferty w pełni rozumiał obawy Eryka- to było trzecie pełne zaćmienie,
trzecie pod rząd przed ostateczną bitwą między Pyrami, a Slayersami. Po tym
zaćmieniu linia zostanie nakreślona i walka o los ziemi zacznie się na dobre.
Rafferty nie miał jednak pewności jak to będzie wyglądało, ale nie mógł
się już tego doczekać. Znał dość antycznych przepowiedni, by wiedzieć, że
trzeba je przestrzegać, nawet, jeśli były złowrogie i tajemnicze…
Zwłaszcza jak były złowrogie i tajemnicze.
Deborah Cooke – Pocałunek przeznaczenia
4
W jednej chwili Pyrowie zmienili kształt. Tym razem nie byli wyłącznie
w swoim składzie- towarzyszyły im dwie kobiety, obie w ciąży. Quinn, Kowal,
miał szafirowe łuski, zaś jego partnerka- Sara, drobna Jasnowidząca
spoglądała ku niemu z dumą. Podobnie patrzyła Alex, Czarodziejka-
partnerka Donovana, Wojownika o lapisowo - złotych łuskach. Te dwa
związki powstałe przy poprzednich dwóch zaćmieniach były silne i potężne.
A teraz, jeśli tylko Pyrom się powiedzie, pojawi się trzecie partnerstwo,
równie dobre i silne.
Rafferty zaczął już się zastanawiać, co mógłby zrobić, by pomóc.
Eryk zmienił się w cynowego smoka, zaś Raff- lśnił opalami i złotem.
Sloane przyprowadził ze sobą Delaneya i trzymał go teraz między sobą, a
Niallem.
Od ostatniego spotkania iskra w oczach Dela stała się dużo jaśniejsza.
Władca ziemi wierzył, że dzięki ciężkiej pracy ich Uzdrowiciela uda się
całkiem usunąć ciemność z brata ich Wojownika.
Sloane zmienił się w wielkiego jaszczura w kolorze turmalinu- mienił
się odcieniami od zieleni do fioletu, z krawędziami łusek muśniętymi złotem.
Niall w międzyczasie stał się ametystowo - platynowym smokiem, zaś
Delaney – szmaragdowo - miedzianym.
Nikolas z Teb, nowy członek ich grupy, przekształcił się w antycznego
dinozauro podobnego jaszczura w kolorach antracytu i żelaza.
Gdy wszyscy już byli w postaci smoków, Eryk wymruczał słowa
starożytnego błogosławieństwa. Rafferty patrzył jak ich przywódca puszcza w
ruch Smocze Jajo, które zaczyna wirować oświetlone blaskiem księżyca.
Niemal natychmiast na powierzchni pojawiły się złote linie, widok,
który wywołał jednoczesne wciągnięcie powietrza przez Alex i Nikolasa,
którzy oglądali to zjawisko pierwszy raz. Rafferty chciwie śledził złote smugi,
chcąc jak najszybciej poznać lokalizacje Ognistego Sztormu.
Czy w końcu nadeszła jego szansa? Smocze Jajo rozbłysło silniej, gdy
Eryk pochylił się nad nim nisko, by odczytać współrzędne.
Deborah Cooke – Pocałunek przeznaczenia
5
- Londyn- Odezwał się kobiecy głos zza ich pleców. Raff obejrzał się i
przy wejściu pożarowym dostrzegł Wiwernę, wciąż w jej ludzkiej postaci.
Był pewien, że tylko jego zaskoczyła obecność dziewczyny. Sophie
ubrana była w długa białą spódnicę, która spływała jej prosto do kostek.
Jasne włosy zostawiła rozpuszczone, swobodnie rozrzucone na plecach. W
ludzkiej formie wyglądała równie egzoterycznie i delikatnie jak w smoczej.
Jak udawało jej się powstrzymywać przed przemianą w czasie
zaćmienia księżyca?
Uśmiechnęła się do nich domyślnie, tak, że władca ziemi zaczął się
zastanawiać czy Sophie nie czyta przypadkiem w ich myślach.
Eteryczna piękność podeszła do ich grupki i przykucnęła przy
Smoczym Jaju.
- Czemu nie spytamy go o coś, czego jeszcze nie wiemy?- To nie było w
jej stylu działać tak bezpośrednio i Raff poczuł się zaintrygowany. Jeśli
Sophie czuła przymus pośpiechu znaczyło to, że rzeczy idą gorzej niż im się
wydawało.
- Nie mamy twoich umiejętności, zwłaszcza, że zdecydowałaś się nimi
nie dzielić- Wymruczał w starej mowie Eryk.
Jego rozdrażnienie było widoczne dla wszystkich.
- Słuchajcie- Rozkazała Wiwerna w ich starożytnej mowie. To
pojedyncze słowo wywołało dziwny rezonans w piersi władcy ziemi.
Sophie zaczęła mruczeć mantrę. Była ona krótka i bez słów, ciąg
dźwięków albo jakiś dawno zapomniany język. Niemniej brzmiało staro.
Potężnie.
Powtarzała sekwencje tonów kilkukrotnie, aż Eryk podłapał właściwy
rytm. Skinął krótką głową i razem z Wiwerną pochylili głowy nad Jajem i
zaczęli wspólnie nucić, głos Eryka nabierał siły, gdy oswajał się coraz
bardziej z mantrą.
Wtedy Sophie delikatnie dmuchnęła w powierzchnie kamiennego
artefaktu. Złote linie zniknęły natychmiast, jakby ktoś zdmuchnął smugę
Deborah Cooke – Pocałunek przeznaczenia
6
złocistego piasku. I wtedy pokazała się twarz kobiety. Unosiła się ona na
powierzchni jeziora, włosy falowały wokół głowy.
Potem nagle nieznajoma z wizji otworzyła oczy i spojrzała prosto na
Eryka. Nawet ze swego miejsca Raff widział, że jej oczy były koloru chabrów.
Włosy zaś miała falowane, w kolorze kasztanowym. Wyglądało jakby kobieta
znajdowała się pod wodą.
Eryk wyglądał na wstrząśniętego.- Louisa!
- Tak- Wymamrotała nieznajoma, jakby nagle przypomniała sobie coś
na wpół zapomnianego.- Tak, kiedyś tak się nazywałam.
Lider Pyrów gapił się na Smocze Jajo.
- Tym razem mam na imię Eileen Grosvenor- Mówiła dalej postać na
artefakcie. Wysławiała się jasno i wyraźnie. Uniosła dłoń i Eryk, jakby wbrew
sobie, wyciągnął ku niej jeden z pazurów. Gdy tylko ich kończyny zetknęły
się- pojawiła się iskra.
Lider zaklął i zrobił krok w tył. Kobieta uśmiechnęła się tak radośnie,
że Jajo wydawało się być nagle rozświetlone od wewnątrz. Potem wzięła
głęboki oddech, zamknęła oczy i zniknęła im z widoku. Ostatnie, co widzieli
to pasmo jej włosów- które po chwili również zniknęło. Równie dobrze
mogłaby być syreną albo nimfą.
Eryk krzyknął i chwycił Smocze Jajo dokładnie w momencie, gdy
zaćmienie się zakończyło. Powierzchnia artefaktu znów była czarna i
kamienna, ale iskry nadal sypały się spod pazurów przywódcy Pyrów.
- Jak to możliwe? – Domagał się natychmiastowej odpowiedzi od
Wiwerny.
Sophie wyprostowała się i uśmiechnięta czekała aż wszystkie smoki
wrócą do swych ludzkich postaci. Spojrzała twardo na Delaneya, po czym
skinęła ku Sloanowi.- Połowa pracy za tobą. Nie wahaj się przed całkowitym
przegnaniem cienia.
Zanim Uzdrowiciel mógł zareagować- Wiwerna podeszła do krawędzi
dachu. Uniosła ręce nad głowę, zaśmiała się gdy wiatr zaczął szarpać jej
spódnicą i skoczyła.
Deborah Cooke – Pocałunek przeznaczenia
7
Rafferty jako pierwszy dopadł krawędzi. Domyślił się co ujrzy, ale
nawet mimo to poczuł się zaskoczony.
Poniżej unosiła się szybko rosnąca smocza sylwetka. W świetle
księżyca błyszczała bielą, i wyglądało jakby była stworzona z płynnego
kryształu. Przeleciała ponad dachem bloku, pozostawiając Pyrów
zapatrzonych w nią z podziwem.
Widzieli jak leci bezpośrednio w kierunku księżyca… po czym nagle
zniknęła. Nie miała jednak gdzie się ukryć, bo niebo było bezchmurne i
przejrzyste. Po prostu jak nagle się pojawiła, tak nagle jej już nie było.
- Nienawidzę kiedy ona to robi- Mruknął Donovan. Rafferty się z nim
nie zgodził, nie tym razem. Za każdym razem, gdy widział dziewczynę, czuł
jak w sercu mu coś drży. Zdawał sobie sprawę jaki to bezcenny dar mieć ją
między nimi. Miał dzięki niej poczucie, że po ich stronie jest potężna siła, po
stronie dobra, a poza tym był pod wrażeniem jej piękna.
W danej chwili może być tylko jedna Wiwerna, ale przez te wszystkie
wieki jak Raff żył poznał ich kilka… I nie pamiętał żadnej, która byłaby
równie zaangażowana w walkę co Sophie.
Władca ziemi zobaczył, że obok niego stoi Nikolas- ciemne oczy
starożytnego Pyra były szeroko otwarte ze zdziwienia.
- Ona jest prawdziwa- Szepnął.- Myślałem, że wcześniej tylko wyśniłem
jej obecność.
- Nie pozostała z nami dość długo, by móc ją przedstawić. Ma na imię
Sophie- Wyjaśnił Raff.- Jest Wiwerną, prorokinią, której umiejętności
wykraczają daleko poza nasze własne.
- Wiem kim ona jest- Mruknął Nik, chciwie szukając na niebie białej
postaci.
- Jej przepowiednie liczą się jednak tylko wtedy, gdy je rozumiesz-
Zauważył Quinn, na co Sara uśmiechnęła się lekko.
Nikolas miał jednak w tej kwestii ugruntowaną, jasną opinię.- Jeśli ich
nie rozumiemy, to znaczy że nie zasługujemy na te proroctwa- Powiedział
Deborah Cooke – Pocałunek przeznaczenia
8
sztywno.- Chwała Wielkiej Wiwernie, za stworzenie takiego piękna- Położył
dłoń na sercu i lekko skłonił głowę w geście modlitwy.
Eryk nadal wpatrywał się w Smocze Jajo, jego twarz była blada.-
Louisa- Szepnął, unosząc wzrok na władcę ziemi.- To nie może być prawda.
Jednak Rafferty wiedział, że tak jest, nieważne jak bardzo ich lider
chciałby by było inaczej. Nie pamiętał całej historii poprzedniego Ognistego
Sztormu Eryka, ale wiedział że nie skończyła się ona szczęśliwie.
Jakim szczęściarzem był ich przywódca, że miał drugą szansę!
Było jednak znamienne że ich dowódca stanął przed największym
wyzwaniem. Ale wszystko jedno- Raff wiedział że przyjaciel będzie
potrzebował jego pomocy.
- Zostań ze mną w moim legowisku w Londynie- Zaprosił.- Wspólnie
odnajdziemy twój Ognisty Sztorm.
Poczuł ulgę, gdy Eryk- zawsze tak niezależny- skinął głową, zgadzając
się.
Poprzednio Ognisty Sztorm dowódcy skończył się źle. Rafferty z całego
serca życzył jednak z przyjacielowi by tym razem był ze swą partnerką.
Razem.
* * *
Ciężko poparzony pacjent oznaczony, jako Joe Doe i leżący na oddziale
głównym szpitala, również odczuwał siłę zaćmienia.
Obudził się sztywny i wycieńczony, jego ciało odpowiadało na
starożytny zew. Wiedział co się dzieje, gdy czuł jak w ciele krąży mu
starożytny zew krwi. Zerwał bandaże z dłoni i wyjął igłę od kroplówki z
ramienia, po czym sturlał się natychmiast na podłogę. Gdy tylko jego nagie
stopy dotknęły zimnego linoleum- zmienił kształt.
Na szczęście znajdował się w separatce.
Jednak dla niego to był już koniec leczenia ambulatoryjnego.
Deborah Cooke – Pocałunek przeznaczenia
9
Machnął potężnym ogonem i rozbił przyciemnioną szybę.
Prawdopodobnie zaraz przyjdzie pielęgniarka, ale smok już rozkładał szeroko
skrzydła i wyleciał w nocne niebo. Nie odzyskał jeszcze pełni sił, ale Borys
Vassily znał swoje obowiązki. Eliksir uratował go od śmierci, ale chirurdzy
musieli interweniować i pomóc odbudować jego ciało.
Szepnął do wiatru i nieba, po czym wysłuchał odpowiedzi, jaką
otrzymał. Zadał jedno pytanie księżycowi i dostał echo odpowiedzi. Gniew
zagotował się w nim, gdy zrozumiał z doskonałą jasnością czyj Ognisty
Sztorm wyczuwa tym razem.
I nie będzie tu szczęśliwego zakończenia, jeśli Borys miał coś do
powiedzenia w tym względzie. Domagał się sprawiedliwości, pomszczenia ojca
i swojej zemsty.
Eryk Sorensson będzie omamiony swoim Sztormem.
Podobnie jak Borys był oszukany jego pięknem.
A teraz jeszcze jego rubinowo- mosiężne łuski były znacznie mniej
wspaniałe niż wcześniej. Czerwony połysk zniknął, jego ciało- tak w smoczej,
jak i ludzkiej postaci- było poznaczone bliznami. Nie mógł teraz nawet na
siebie patrzeć, zwłaszcza, że wcześniej był klejnotem wśród własnego
rodzaju.
Wiedział, kogo za to winić. To Eryk Sorensson był Pyrem, którym
niemal go zabił, podobnie jak przed wieloma laty ojciec lidera Pyrów zabił
jego ojca. To była zbrodnia, która nie mogła się powtórzyć. Tylko Eliksir
uratował Rosjanina, ale teraz, gdy był on zdrowy- miał zamiar całkiem
wyeliminować Eryka.
Najpierw jednak Borys miał inną sprawę do załatwienia. Udał się pod
inny adres, pod którym miał inne rachunki do wyrównania. Zatoczył koło
nad luksusowym mieszkaniem, które zajmował chirurg plastyczny- człowiek,
któremu szkoda było czasu na profesjonalne zajęcie się anonimowym
pacjentem szpitala.
Lekarz był w domu. A to była doskonała noc na mały pożar.
Deborah Cooke – Pocałunek przeznaczenia
10
Borys wylądował na tarasie, z którego rozciągał się widok na jezioro
Michigan. Spojrzał na przeszkolone drzwi, za którymi widział sylwetkę
lekarza. Chirurg odstawił kieliszek szampana na stół, gdy tylko usłyszał
hałas na zewnątrz.
Rubinowy smok stanął wyprężony, pozwalając lekarzowi zobaczyć
blizny, za które tamten był odpowiedzialny. Chirurg otworzył szeroko oczy,
przerażony, i zaczął powoli wycofywać się.
I wtedy doktor Stanley Berenstein zrozumiał, że nie warto było
ignorować pacjenta, tylko, dlatego że nie miał dostać od niego żadnej premii.
Poza tym nigdy nie miał okazji skosztować Smoczego Eliksiru.
Slayer zaśmiał się, przesunął ciosem ogona szklane drzwi i plunął
smoczym ogniem.
Czuł wielką przyjemność widząc jak ogień trawi skórę chirurga
plastycznego i niszczy ją w sposób, który wykraczał poza zdolności naprawy
nawet największego speca. Pozwolił Stanleyowi doświadczyć pełni bólu,
zanim nie spalił w nim resztek życia.
Ludzie byli takim słabym gatunkiem.
Borys zostawił ciało lekarza i jego apartament w płomieniach. Pożar
był jego sojusznikiem, niszczącym wszelkie ślady obecności Slayera w tym
miejscu. Drobna kwestia została załatwiona, czas, więc było zająć się
większymi problemami.
Czas na zemstę.
* * *
W pokoju hotelowym w Londynie, Eileen Grosvenor nagle się
przebudziła. Rozejrzała się po sypialni, zdziwiona, że jest nadal w tym
pomieszczeniu, w którym powinna być.
Zamiast być pod wodą.
Deborah Cooke – Pocałunek przeznaczenia
11
Śniła o pływaniu pod wodna taflą, pływaniu pod wodą niczym ryba. To
było wspaniałe, czuła się silna i zwinna, mięśnie jej ciała działały w
perfekcyjnej harmonii.
To było dziwne. Ona zawsze nienawidziła wody i nie umiała pływać.
Jednak w śnie rozkoszowała się tym.
Co się zmieniło? Położyła się na plecach, rozpamiętując szczegóły snu,
i cały czas miała mglistą świadomość, że zapomniała o czymś istotnym. To
przeczucie tylko w niej rosło, niemożliwe do zignorowania, zajmujące niemal
całą jej uwagę.
To wszystko doprowadziło ją do Anglii. A potem do miejscowości
Ironbridge. A teraz kazało jej analizować dokładnie sny, popychając jej
pamięć ku ulotnemu wspomnieniu, które cały czas było poza zasięgiem jej
umysłu.
Eileen miała zamiar ogarnąć to wszystko, nawet, jeśli miałaby to być
ostatnia rzecz, jaką zrobi.
Myślała o swoim ostatnim śnie, rozkoszując się jego szczegółami, które
uciekały jej powoli z umysłu. Woda była ciepła, przytulna, turkusowa. Było
tam też światło. Ciepły blask, jakby wywołany przez palące się świece. Eileen
kierowała się we śnie ku niemu, nie mogąc mu się oprzeć. Poruszała się
zdecydowanie i swobodnie.
I ON tam był.
Jej serce zadrżało.
Dziewczyna zamknęła oczy i ponownie ujrzała twarz człowieka, który
pochylał się nad taflą wody, patrząc na nią. Pamiętała jak uniosła palec i że
on sięgnął ku niej dłonią. Zobaczyła jak między ich skórą przebiega iskra,
która oświetliła powierzchnię wody.
W jego oczach było coś, co sprawiło, że serce Eileen topniało. To mogło
być wspomnienie bólu lub jakiejś starej rany. Wyglądał na przestraszonego i
zranionego. Kobieta miała pewność, że byłaby w stanie go uzdrowić, nawet,
jeśli on był nad taflą, a ona pod nią. Miała nieodparte wrażenie, że to z nim
wiązało się jej nieuchwytne przeczucie.
Deborah Cooke – Pocałunek przeznaczenia
12
Może to był znak. Może w końcu miała spotkać mężczyznę, który wart
był kłopotów. Była pewna, że go rozpozna, jeśli tylko ponownie go zobaczy.
Skupiła się na jego obrazie, wyostrzając go w myślach. O tak, pozna go w
dowolnym miejscu i czasie.
Potem poczuła się głupio, że przykłada tyle uwagi do snu.
Może jej nocne rojenia były tylko wynikiem stresu wynikającego z
oddalenia od domu.
Może to znaczyło, że powinna wziąć kilka lekcji pływania.
Sen sprawił, że Eileen czuła się szczęśliwa, szczęśliwa, silna, seksowna
i pełna optymizmu.
Miała dziwne, irracjonalne przekonanie, że niedługo pozna mężczyznę
ze snu.
Dziwna myśl.
To nie brzmiało jak normalna ona- pragmatyczna i sceptyczna
romantyczka. To brzmiało bardziej jak jej siostra. Parsknęła śmiechem i
wstała z łóżka po szklankę wody.
Stojąc w łazience i pijąc zimną ciecz zerknęła w lustro, i, ku swej
konsternacji, zdała sobie sprawę, że ma mokre włosy. I w kosmykach
zaplątały się jakieś liście.
Ale Eileen nie pływała, nigdy tego nie robiła. Czuła lęk przed wodą,
strach, z którym próbowała walczyć, bo nie miał żadnych racjonalnych
podstaw.
Skoro jednak miała mokre włosy to nie mógł być sen.
Napotkała własne spojrzenie w lustrze, przypominając sobie twarz
mężczyzny ze snu, i wiedziała, że tej nocy już nie zaśnie.
Deborah Cooke – Pocałunek przeznaczenia
13
Rozdział 1
Londyn, Anglia
29 lutego 2008
Erykowi i Raffertemu bez trudu udawało unikać się nawzajem,
mieszkając w londyńskim domu władcy ziemi, spotykając się tylko w porze
kolacji. Napięcie między nimi sięgało zenitu, sytuacja, z którą lider Pyrów nie
był w stanie nic zrobić. Od dwóch tygodni czekali na ujawnienie się
Ognistego Sztormu. Już po pierwszych siedmiu dniach powietrze między
nimi można było ciąć nożem… I Eryk zatęsknił za sojuszem, który zawsze do
tej pory miał z najstarszym ze swych kompanów.
I nie pomagało, że wspólnie czekali na nadejście Ognistej Burzy
Raffertyego.
Eryk znajdował się w kuchni, krojąc cebulę w kostki, gdy władca ziemi
wrócił do domu. Starszy z Pyrów uśmiechał się od wejścia i wyglądał na
skłonnego do rozmowy. Być może był to znak powrotu do dawnych czasów.
- Poczułeś Sztorm?- Zażartował przywódca.
- Chciałbym!- Zaśmiał się w odpowiedzi jego kompan, wyciągając z
kredensu dwa kieliszki.- Ale jest coś innego wartego świętowania. Miałem
dzisiaj pewne spotkanie, by wycenić artefakty, które niedługo zostaną
wystawione na aukcji. Rutynowe zlecenie. Chociaż rząd powtarza, że ceni
sobie wszystkie historyczne pamiątki- bez żalu wyprzedaje to, co uważa za
mniej wartościowe.
Eryk wrócił do krojenia cebuli, zastanawiając się, jaki skarb odkrył
jego przyjaciel.- A ty znalazłeś wśród tych rzeczy ukryty skarb?- Żartował,
ciesząc się powrotem do poprzedniego koleżeństwa panującego między nimi.
Deborah Cooke – Pocałunek przeznaczenia
14
- Ha!- Roześmiał się Raff.- Ci ludzie, ta fundacja Fonthill-Fergusson,
jest w posiadaniu prawdziwych Smoczych Zębów!
Przywódca smoków upuścił z brzękiem nóż i zagapił się na starszego
kompana.
- Tak! Wszystkie dziewięćdziesiąt dziewięć, dokładnie tyle ile mówił
Nikolas- Rafferty z głośnym pyknięciem otworzył butelkę czerwonego wina i
nalał trunku do kieliszków. Był niezwykle podniecony.- Widziałem je.
Dotykałem ich. Nadal trudno mi w to uwierzyć.
- Jesteś pewien?
Starszy smok posłał liderowi ostre spojrzenie.- Trudno je pomylić z
czymś innym.
- Mogą być fałszywe.
Przeczący ruch głowy.- Nie, mają takie same głębokie wibracje jak Ząb,
w którym był Nikolas. I taki sam zapach. To na pewno one.
Podekscytowany jak jego towarzysz, Eryk jednak miał pewne
wątpliwości. Wątpił czy uda im się tak łatwo zdobyć Smocze Zęby- musiał tu
być gdzieś jakiś haczyk.- Gdzie je znaleźli?
- Odkryli skarb, w trakcie przedłużania linii metra na trasie Jubilee.
Nowe stacje są teraz w Greenwich i w Deptford.
- Greenwich? Tam gdzie jest obserwatorium?
- Niedaleko wody- Rafferty spojrzał w oczy towarzysza.- Trasa
przechodzi bardzo blisko Pałacu Placentia, gdzie Elizabeth spotkało jej
przeznaczenie.
- Skarbiec Magnusa- Domyślił się od razu Eryk.
- Racja. W jaskini, w której wraz z Donovanem, walczyłem przeciw
Magnusowi. Zawalił się wtedy sufit i ziemia pochłonęła skarby, w tym
Smocze Zęby.
- Nic dziwnego, że nienawidził ciebie i Donovana.
Raff siknął lekko głową, uśmiechając się przy tym lekko- coś bardzo
rzadkiego w jego przypadku.
Deborah Cooke – Pocałunek przeznaczenia
15
- I wyobraź sobie, że zamierzają je sprzedać. Sprzedają je! Możemy
kupić Smocze Zęby i stworzyć armię Pyrów!- Władca ziemi wziął mały łyk
wina.- Rzeczy w końcu zdają się iść bardziej po naszej myśli.
Jednak przywódca smoków wiedział, że musi patrzeć na sprawę
bardziej realistycznie.- Wątpię, by to było takie proste. To całkiem nie w stylu
Wielkiej Wiwerny.
Rafferty cofnął się i wbił wzrok w przyjaciela.- To, co mówisz jest
cyniczne, nawet jak na ciebie.
- Nie sypiam dobrze- To był jego najmniejszy problem. Jego dar do
przewidywania przyszłość zniknął, całkowicie zamilkł i teraz czuł się bez
niego zagubiony. Niepokojące było odkryć jak się do niego przyzwyczaił… I
jak mu było dziwnie, gdy ten zniknął.
Zniknął. Tak jakby nigdy go nie było. Dłonie mu się trzęsły, gdy znów
wrócił do krojenia w kostkę cebuli. Jak on mógł prowadzić Pyrów, nie mając
swego daru widzenia?
Czy to jedyna ofiara, jakiej zażąda od niego Ognisty Sztorm.
A może po prostu tylko pierwsza z nich?
- Zauważyłem- Eryk przeniósł wzrok na przyjaciela i zobaczył, że ten
wbija w niego wzrok.- Wkrótce wydepczesz dziury w mojej drewnianej
podłodze.
- Wybacz, że przeszkadzam ci spać.
- Po prostu nie schodź z perskiego dywanu, proszę. Stare smoki są
bardziej wrażliwe- Raff wlał wino do kieliszka i spojrzał z namysłem w
przestrzeń.- Myślałem o tym, by zacząć likwidować niektóre z moich
aktywów- Zadumał się.
Eryk wiedział, że to nie było to, co jego towarzysz chciał mu
powiedzieć. Był już zmęczony tą wieczną burzą, która wisiała nad nimi i w
każdej chwili groziła erupcją.
I wtedy Ognisty Sztorm uderzył ponownie, powodując w liderze
smoków wstrząs, jakby ten włożył właśnie palec do kontaktu. Wciągnął
Deborah Cooke – Pocałunek przeznaczenia
16
gwałtownie powietrze i poczuł w sobie palące pragnienie. Jego serce zabiło
mocno, i był pewien, że włosy stanęły mu dęba.
Zaczął tak brutalnie szatkować cebulę, że niemal sobie obciął palec.
- Co się stało?- Zapytał Rafferty.
Eryk poczuł jak jego wargi zaciskają się.- Zgadnij.
Zawisła między nimi ciężka cisza. W końcu starszy z Pyrów oparł
dłonie na blacie i wychylił się ku kompanowi.- Masz zamiar gotować dalej
obiad, jakby nie działo się nic specjalnego?- Mężczyzna po raz pierwszy nie
był w stanie ukryć swej niechęci.- To źle ignorować Sztorm!
Lider zrozumiał, że cierpliwość jego przyjaciela się wyczerpała.- Nie
mam zamiaru skakać jak piesek salonowy na jego wezwanie.
- Tak mówi ktoś, kto nie docenia daru jaki został mu dany. Dwa
Ogniste Sztormy w ciągu jednego życia!
- Możesz jeden z nich sobie wziąć.
- Jesteś szczęściarzem, ale po prostu przyjmujesz to za pewnik. Nie
jesteś w stanie w pełni wykorzystać szansy jaka została ci dana.
Eryk słyszał jak głos władcy ziemi coraz bardziej się podnosi.- Nie chcę
tej okazji…
- I może to jest problem- Oczy Raffa zamigotały. Uderzył szklanką o
blat, niemal ją tłukąc.- Może dlatego jesteśmy w takiej sytuacji. Może
prowadzisz Pyrów na manowce.
- Nikt nie wie skąd może przybyć zagrożenie ze strony Slayersów…
Władca ziemi przerwał zdecydowanie przywódcy.- Wszyscy którzy
słuchają starych historii- wiedzą- Miał lodowate spojrzenie.- Ale nigdy nie
miałeś czasu na stare opowieści, mity czy proroctwa, prawda? Jakim
przywódcą jesteś? A teraz jeszcze ignorujesz swój Sztorm!- Warknął.- Jesteś
Pyrem czy nie?
- Wolałbym by ten Ognisty Sztorm był twój- Usłyszał w odpowiedzi.
- Ale nie jest! I zostaje odpowiedzenie na pytanie- co masz zamiar w z
tym zrobić?
- Połączyć się i mieć to z głowy.
Deborah Cooke – Pocałunek przeznaczenia
17
Rafferty wykrzywił wargi.- Tak zrobiłeś wcześniej, czyż nie? I świetnie
ci poszło, co?
Patrzyli na siebie, między nimi wibrowała nowa i wcześniej nieobecna
niechęć.
- Nie jestem ci winien żadnych wyjaśnień.
- Może jednak tak- Władca ziemi zmrużył oczy i zaczął śpiewać.
„ Trzeci związek potrójnej ofiary wymaga,
Krew będzie ceną ogromną.
Król i Władczyni dopełnią unii,
Wybierz zaufanie ponad starożytne oszustwa.
Przelana krew może dać nową moc,
Taką która pomoże Pyrom w najczarniejszej godzinie”
- Nigdy tego nie słyszałem- Przyznał cicho Eryk. Czuł jak włosy stają
mu na karku i instynktownie zrozumiał w pełni, jaka będzie jego rola w tym
wszystkim.
On będzie ofiarą, jego krew pomoże Pyrom. Jego dar widzenia
przyszłości był pierwszą z ofiar.
To miało sens. Ognisty Sztorm przywiedzie go ostatecznie do zguby. I
Eryk miał zamiar iść tą drogą, gdyż bardziej dbał o dobro swych braci niż o
swoje własne.
Bardziej nawet niż o własne życie.
- A czy posłuchałbyś tego, gdybyś wcześniej to znał?- Rafferty patrzył
na niego, w oczach miał jawną wątpliwość.
- Prawdopodobnie nie- Eryk zaczął sprzątać w kuchni. Z ponurą miną
wyrzucił cebulę, którą ledwo co pokroił.
Władca ziemi nie spuszczał go z oczu, robił groźną minę. Przywódca
Pyrów wyczuł, że jego przyjaciel ma zamiar tej nocy wypić dużo więcej wina.
Nagle w Sorenssona uderzyła gorzka myśl- być może przestał widzieć
przyszłość, dlatego że dla niego nie było żadnej przyszłości. To wstrząsnęło
Deborah Cooke – Pocałunek przeznaczenia
18
nim do głębi, ale nie miał zamiaru cofnąć się przed swoimi powinnościami.
Może nie zawsze mu się udawało, ale przynajmniej próbował.
I miał zamiar skonsumować Ognisty Sztorm zanim umrze.
- Co zamierzasz zrobić?- Spytał dziwnie spokojnie Raff.
- Odpowiedzieć na wezwanie- Eryk sięgnął po swoją skórzaną kurtkę i
zatrzymał się w progu mieszkania. Spojrzał na swego najstarszego
przyjaciela.- Bez względu na cenę.
Sięgając po klamkę, zastanawiał się czy uda mu się wrócić do
mieszkania i czy jeszcze kiedyś zobaczy Raffertyego. Czuł, że mógłby coś
zmienić między nimi, ale nie wiedział od czego zacząć. Rozdźwięk między
nimi wydawał się być zbyt głęboki.
Zacięta mina przyjaciela nie pomagała.
- Większość Pyrów ma tylko jeden Ognisty Sztorm, Eryku. Nie
zapominaj jakim jesteś szczęściarzem.
Szczęściarz. Eryk darował sobie komentarz odnośnie własnej opinii w
tej kwestii.
Zamiast tego wyszedł w mrok, gotowy na spotkanie tego co tam na
niego czekało.
* * *
Eryk pozwolił kierować się swoim instynktom. Burza przyzywała go
niczym światło latarni morskiej. Im bardziej się zbliżał, tym światło było
gorętsze.
Downtown. Nie powinien czuć się zaskoczony. Zdecydował się na
spacer, wiedząc że zajmie mu to więcej czasu, ale też mając świadomość że to
nie pokrzyżuje planów Wielkiej Wiwerny.
Eryk miał już dość przeznaczenia. Nie chciał mieć Sztormu. Nie chciał
mieć drugiego syna, nie po tym jak jego pierworodny wybrał stronę
Slayersów.
Deborah Cooke – Pocałunek przeznaczenia
19
Wiedział jednak, że Wielka Wiwerna nie da mu żadnego wyboru. Poza
tym widział wcześniej co się dzieje, gdy Pyr próbuje przeciwstawić się mocy
boskiego zewu.
Wielka Wiwerna znalazła jego piętę achillesową- jego determinację, by
doprowadzić do zwycięstwa Pyrów, nawet kosztem samego siebie. Ten
Sztorm- jego Sztorm- będzie trzecim z i ostatnim z krytycznych Ognistych
Sztormów, które miały przygotować Pyrów do wojny ze Slayersami.
Sorensson musiał więc odpowiedzieć na zew przeznaczenia, bez względu na
to, dokąd go to doprowadzi.
Trzeba skupić się na większym dobru i odsunąć swoje własne na bok.
Gorąco kierowało kroki Eryka w głąb miasta, w rejony które znał
najlepiej. Skręcił we Fleet Street czując coraz większy żar. Eryk widział już
Temple Bar Memorial w dole ulicy, wielki gryf wyznaczał granicę między
Londynem a Westminster. Nie wymagało wiele wyobraźni dostrzeżenie w
gryfiej sylwetce smoczego kształtu.
Eryk poczuł, jak blask bijący od Ognistego Sztormu lśni coraz jaśniej,
czuł jak jego własne ciało zaczyna coraz mocniej reagować na bliskość
przeznaczonej mu partnerki. Ona była już blisko. Rozglądał się za nią, wbrew
sobie zaintrygowany.
Minął potem kościół St. Clement Danes, miejsce które znał dobrze ze
swej przeszłości. Doszły go wibracje srebra ukrytego w podziemiach na
Chancery Lane, a porem pieść kamieni, które tworzyły fasadę kościoła.
Ale co najważniejsze- czuł wyładowania Sztormu.
Ona była bardzo blisko.
Eryk skrył się w jednej z ciemnych alejek i sprawdził na zegarku
godzinę. Była niemal północ. Na ulicach było cicho i mężczyzna zaczął się
zastanawiać czy jego partnerka gdzieś tu pracuje i w jaki sposób będzie mógł
się jej przedstawić.
Teraz Louise nazywała się Eileen Grosvenor.
Ale jak wyglądała w tym życiu? Ciekawość pochwyciła go i usidliła.
Deborah Cooke – Pocałunek przeznaczenia
20
Serce Pyra zmieniło rytm, zabiło w sposób który niemal zapomniał.
Obudziła się w nim ekscytacja, jak przed laty. Odkrył, że skanuje ulicę, pełen
oczekiwania. Tęsknota, której się nie spodziewał, napełniała go ciepłym
blaskiem.
To było jednocześnie zmysłowe i gorzkie- obietnica Ognistego Sztormu
skażona złymi wspomnieniami poprzedniego razu. Czuł stary poryw
pożądania, który przeszył jego ciało, a który bez powodzenia próbował
zapomnieć.
Dzwony w St. Clement Danes zaczęły bić i Eryk zmarszczył brwi.
Północ. One nie powinny dzwonić o tej godzinie. Wiedział o tym, ale jednak
melodia wypełniała puste uliczki, odbijając się echem od budynków. Spojrzał
w kierunku kościoła i wtedy ją zobaczył.
Idącą samotnie w jego kierunku.
Jego serce zamarło, a potem zaczęło dziko bić.
Właśnie mijała pomnik, kobiecość poruszająca się lekko kołysząco.
Była wysoka i szła zdecydowanie, doskonale wiedząc dokąd zmierza, mimo
godziny i miejsca. Była szczupła, ale przy tym atletycznie zbudowana. Eryk
chciwie wpatrywał się w szczegóły jej sylwetki, chociaż nie widział zbyt wiele,
bo miała na sobie ciężki kożuch.
Fioletowy.
Jeśli martwiła się o swoje bezpieczeństwo- świetnie to ukrywała.
Poruszała się z ufnością, jej ciemna spódnica opływała długie nogi. Wokół
szyi owinęła długi szalik, wydziergany na drutach, zaś na ramieniu trzymała
skórzana teczkę. Rzuciła szybkie spojrzenie na gryfa, gdy go mijała szybkim i
zdecydowanym marszem. Światło ulicznych latarni oświetliło jej przelotny
uśmiech i zatańczyło między miedzianymi lokami.
Eryk poczuł jak coś go boleśnie ściska w piersi. Znał ten tajemniczy
uśmiech. Dziwne było widzieć go na innych ustach, na wargach, które
wykrzywiały się trochę inaczej, na obliczu tak innym niż Louise.
Ale to był uśmiech jego żony, uśmiech który sprawiał że się zatracał.
Połączenie złośliwości i uroku, wyraz twarzy dający obietnicę zrozumienia
Deborah Cooke – Pocałunek przeznaczenia
21
wszelkich tajemnic i obietnicę rozkoszy. Na ustach tej kobiety wydawał się
dodatkowo bardziej śmiały. Pewny siebie. Sorensson złapał głośno powietrze
i, zacisnąwszy dłonie, patrzył na kobietę.
Sprawdzała adresy, niepewna miejsca przeznaczenia, i Pyr zaczął się
zastanawiać czego tu szukała. Nie wyglądała na wielbicielką klubów go - go.
Ku jego zaskoczeniu, ona zatrzymała się nagle. Odwróciła się i zaczęła
przeszukiwać wzrokiem ulicę, coś wyczuwając. Miał chwilę, by uświadomić
sobie że chodzi o Ognisty Sztorm. I wtedy ona spojrzała w jego zaułek.
Ich oczy spotkały się i Eryk zamarł.
Stał w mroku, bez ruchu, ubrany na czarno. Ona nie powinna być w
stanie go dostrzec- ale jednak zrobiła to. Jednak nie zaczęła uciekać. Nie
zaczęła krzyczeć. Patrzyła na niego, równie zaskoczona jak i on.
Czy ona miała ten sam sen?
Czy pamiętała?
Gorąco rosło w jego żyłach, gdy tak stali nie odrywając od siebie
spojrzenia. Tego Sztormu nie zadowolą żadne półśrodki- ogień płonął między
nimi wysokim, potężnym płomieniem, i popychał Eryka do jak najszybszego
posiadania kobiety. Pyr płonął, a ona nadal stała dobre dwadzieścia stóp od
niego. Jej usta rozchyliły się lekko i zrobiła krok ku niemu, jakby chciała z
nim porozmawiać.
A żeby wszystko zrobiło się jeszcze trudniejsze do Eryka dotarł zapach
Slayersa.
Dokładnie dwóch Slayersów.
Zbliżających się szybko.
To nie był przypadek.
Eryk zaklął na Wielką Wiwernę pod nosem. Odwrócił się na pięcie i
zaczął się od niej oddalać, wiedząc że jego ciało chciało czegoś całkiem
innego. Jednak on nie chciał pokazywać jej swojej przemiany w trakcie ich
pierwszego spotkania.
Jeden raz w przeszłości całkiem wystarczył. Nie trzeba było powtarzać
tego scenariusza.
Deborah Cooke – Pocałunek przeznaczenia
22
* * *
To był ON.
Eileen wyczuła, że ktoś ją obserwują. Poza tym odkryła że dzisiejszego
wieczora na Fleet Street jest wyjątkowo ciepło. Odwróciła się na pięcie, chcąc
rzucić wyzwanie podglądaczowi- nie miała ochoty na żadne zaczepki dzisiaj.
I napotkała spojrzenie mężczyzny ze snu.
Prawdziwego i we własnej osobie.
Serce kobiety podskoczyło, gdy ich oczy się spotkały. Był wyższy niż
sobie wyobrażała, długi i chudy. Emanował mocą nawet stojąc w zacienionej
alei po drugiej stronie ulicy. Włosy miał ciemne jak heban, lekko muśnięte
srebrem na skroniach. Ubrany był w czarną skórzana kurtkę, czarne dżinsy,
oraz buty i sweter w tym samym kolorze. Mógłby być jednym z cieni, gdyby
nietętniące życiem szmaragdowe oczy.
A może to była kwestia intensywności jego spojrzenia. Tak czy inaczej-
wydawał się strzelać energią, przyciągając dziewczynę ku sobie.
Jak płomień przyzywający ćmę?
Patrzył prosto na nią i czekał. Wyglądało jakby zachęcał Eileen do
wykonania pierwszego ruchu, do odważenia się sprawdzenia jak bardzo
atrakcyjni są dla siebie.
Kobieta czuła jak jej skóra robi się coraz gorętsza i wiedziała że ma na
policzkach rumieńce. Wcześniej irytowała się, że z warkocza wysuwają się jej
kosmyki włosów i bała się że ślad tej irytacji widać w jej spojrzeniu.
Jednak sama jego obecność sprawiała, że mogła myśleć tylko o nim.
Może dlatego, że on też ma na twarzy wyraz irytacji. Eileen podobało
się, że oboje mieli podobny nastrój. Ale wtedy… jego wzrok złagodniał i
spojrzał na nią jakby była najpiękniejszą kobietą na świecie, a on nie mógł
się nasycić jej widokiem, i pragnął jej tu i teraz.
Kusząca możliwość.
Deborah Cooke – Pocałunek przeznaczenia
23
Kobieta czuła jak gorąca potrzeba sunie pod jej skórą, rozpalając ją
coraz mocniej. Wydawało jej się, że nagle połączył ich niewidzialny sznur,
który przyciągał ich ku sobie coraz mocniej.
Poczuła się seksowna.
Poczuła się pobudzona.
A mężczyzna z jej snu nie powiedział jeszcze nawet słowa.
Może on wcale nie był prawdziwy.
Eileen miała zamiar jednak się tego dowiedzieć. Zrobiła krok ku
niemu, a jego jedyną reakcją był tylko jeszcze większy płomień w spojrzeniu,
jeszcze większa intensywność. Zastanawiała się czy to na pewno jest
rozsądne, ale nie mogła się temu oprzeć.
Zrobiła kolejny krok w jego stronę.
Zobaczyła, że nagle wyprostował się i złapał oddech. W ustach jej
zaschło, i zadrżała cała. Chciała wiedzieć jak udało mu się dostać do jej
snów. Chciała wiedzieć dlaczego tu był, dokąd szedł, jak całował, jak się
nazywał, gdzie mieszkał. Chciała usłyszeć jego głos, śmiech, szept.
A wtedy on nagle odwrócił się na pięcie i odszedł.
Poruszał się tak szybko, że dziewczyna nie wątpiła, że zamierza
zostawić ją daleko za sobą. Eileen patrzyła za nim, a wtedy on rozpłynął się
w cieniu.
Zniknął, a ona ponownie była sama.
* * *
Bez obecności nieznajomego, Eileen znów zrobiło się zimno i całe jej
rozdrażnienie wróciło. Drgnęła i zacisnęła mocniej szalik na szyi. Powinna
być zadowolona, że uratował ją przed głupim impulsem, ale ona poczuła się
tylko czegoś pozbawiona.
Jakby zaprzepaściła swoją szansę.
Deborah Cooke – Pocałunek przeznaczenia
24
Bosko! Teraz traci jeszcze rozum, na domiar wszystkiego. Czy to nie
idealne zwieńczenie najgorszej podróży w jej życiu? Rzeczy stawały się coraz
gorsze i gorsze od kiedy postawiła stopę na lotnisku Heathrow.
Po pierwsze- katastrofa z Nigelem.
Potem- zerowe sukcesy w odkrywaniu nowych tajemnic historii, która
była oficjalnym powodem jej urlopu.
Co dalej? Jej siostra walczyła z epidemią ospy wietrznej w swoim domu
i zakazała Eileen odwiedzin.
Tymczasem cały czas padało, padało, padało. Nieograniczony
optymizm Eileen zaczął powoli polegać w starciu z bezwzględną szarą,
angielską zimą.
A do tego wszystkiego, jej stara współlokatorka, Teresa MacCrea była
niemal niegrzeczna, naciskając by spotkały się na kawie i nadrobiły
zaległości.
Ale nie za osiem tygodni. Jakoś Eileen nie wierzyła w to wszystko.
I dzisiaj po południu Teresa zmieniła zdanie i zaprosiła ją do siebie do
pracy, w środku nocy. Zaproszenie to brzmiało raczej jak rozkaz.
Jakby Eileen mogła być jej jakoś przydatna.
Nic dziwnego, że teraz jej oczekiwania odnośnie spotkania były niskie,
a jej tolerancja na bzdury które pewnie będą jej wciskane wyjątkowo zerowa.
Cóż, Teresa bawiąc się w swoje bezsensowne gierki może dostać znacznie
więcej niż się spodziewała. Jeśli było coś, czego Eileen nienawidziła u ludzi,
to gdy uważali ją w jakiś sposób za użyteczną dla siebie.
Rozdrażniona jeszcze raz zerknęła na kartkę z adresem, który dała jej
była współlokatorka. Pod wskazanymi namiarami był jakiś urząd. Po raz
ostatni Eileen zerknęła na alejkę, w której wcześniej stał nieznajomy, ale on
już dawno zniknął.
Kobieta weszła po kilku schodkach i przesunęła przepustkę, którą
dostała wcześniej, przez otwór czytnika. Była lekko zaskoczona gdy drzwi bez
trudu się otworzyły. Po raz ostatni zerknęła przez ramie.
Deborah Cooke – Pocałunek przeznaczenia
25
Ulica jednak była pusta. To była strata czasu… Ale Eileen wzięła się w
karby i postanowiła skoncentrować się na businessie, który miała w zasięgu
ręki.
Business w zasięgu ręki? Im więcej myślała nad telefonem Teresy, tym
bardziej przekonywała się, że był to akt desperacji. Archeolodzy i
antropolodzy niezbyt często porównywali swoje badania i mitologie jakie
wysnuwali- robili to wyłącznie gdy nie mieli innego wyboru.
Jednak konsultacja taka powinna odbywać się oficjalnie, w środku
dnia, w specjalnie zabezpieczanych pomieszczeniach Fundacji Fonthill-
Fergusson…
W holu stało duże biurko, siedział przy nim starszy strażnik, który
tylko posłał dziewczynie długie, beznamiętne spojrzenie. Miał tak twarde
spojrzenie, że Eileen zastanawiała się czy mógłby kogoś zabić samym
spojrzeniem,
Zastanawiała się też, czy wiedział że ona miała przyjść.
- Jestem umówiona na spotkanie- Wyjaśniła, chociaż słowa te musiały
brzmieć śmiesznie biorąc pod uwagę godzinę… Ale wtedy rozległo się stukot
obcasów o kamienną podłogę.
Teresa.
* * *
Eileen rozpoznałaby swoją szkolną współlokatorkę wszędzie. Nie
chodziło tylko o buty, chociaż Teresa od zawsze uwielbiała wysokie szpilki.
Ale z drugiej strony była tak drobna, że Eileen zawsze miała wrażenie że
mogłaby wziąć ją w jedna rękę i unieść. Poza tym doktor Teresa wyglądała
równie elegancko i szykowanie jak przed 15 laty.
Miała długie ciemne włosy, teraz ściągnięte w węzeł na karku, który
wyglądał całkiem zwyczajnie. Ale wtedy Eileen przypomniała sobie jak jej
współlokatorka spędzała godziny nad układaniem swych splotów..
Deborah Cooke – Pocałunek przeznaczenia 1
Deborah Cooke – Pocałunek przeznaczenia 2 PPooccaa??uunneekk pprrzzeezznnaacczzeenniiaa ttoomm IIIIII zz ccyykklluu „„DDrraaggoonnFFiirree”” DDeebboorraahh CCooookkee „„KKiissss ooff FFaattee”” Tłumaczenie: Filipina Beta: Lunax3, betti191
Deborah Cooke – Pocałunek przeznaczenia 3 Prolog Chicago 21 lutego 2008 W to zaćmienie Pyrowie zgromadzili się w legowisku Eryka. Siedziba ich przywódcy była umiejscowiona w starym magazynie, który został częściowo przekształcony na mieszkania. Rafferty zastanawiał się czy ktoś mógłby dojrzeć krąg smoków ustawionych na dachu budynku i czy zrobiłby wtedy scenę. Sam pomysł sprawił, że stary smok uśmiechnął się lekko. Jak zwykle Rafferty miał nadzieję, że tym razem to będzie jego Ognisty Sztorm. Był najstarszy z ich grupy i czekał najdłużej, i nawet jego legendarna cierpliwość zaczęła się wyczerpywać. Wielka Wiwerna miała plan dla każdego z nich- Raff wierzył w to z całego serca. Musiał, więc czekać na swoją kolej… Może tym razem? Grupka stała na dachu, oglądając cień księżyca padający na ziemię. Cień ów był jakby skąpany we krwi, i wyglądał mocno surrealistycznie. - Szybko- Powiedział Eryk z jeszcze większym zniecierpliwieniem niż zwykle.- Pełne zaćmienie będzie trwało tym razem mniej niż pół godziny. Rafferty w pełni rozumiał obawy Eryka- to było trzecie pełne zaćmienie, trzecie pod rząd przed ostateczną bitwą między Pyrami, a Slayersami. Po tym zaćmieniu linia zostanie nakreślona i walka o los ziemi zacznie się na dobre. Rafferty nie miał jednak pewności jak to będzie wyglądało, ale nie mógł się już tego doczekać. Znał dość antycznych przepowiedni, by wiedzieć, że trzeba je przestrzegać, nawet, jeśli były złowrogie i tajemnicze… Zwłaszcza jak były złowrogie i tajemnicze.
Deborah Cooke – Pocałunek przeznaczenia 4 W jednej chwili Pyrowie zmienili kształt. Tym razem nie byli wyłącznie w swoim składzie- towarzyszyły im dwie kobiety, obie w ciąży. Quinn, Kowal, miał szafirowe łuski, zaś jego partnerka- Sara, drobna Jasnowidząca spoglądała ku niemu z dumą. Podobnie patrzyła Alex, Czarodziejka- partnerka Donovana, Wojownika o lapisowo - złotych łuskach. Te dwa związki powstałe przy poprzednich dwóch zaćmieniach były silne i potężne. A teraz, jeśli tylko Pyrom się powiedzie, pojawi się trzecie partnerstwo, równie dobre i silne. Rafferty zaczął już się zastanawiać, co mógłby zrobić, by pomóc. Eryk zmienił się w cynowego smoka, zaś Raff- lśnił opalami i złotem. Sloane przyprowadził ze sobą Delaneya i trzymał go teraz między sobą, a Niallem. Od ostatniego spotkania iskra w oczach Dela stała się dużo jaśniejsza. Władca ziemi wierzył, że dzięki ciężkiej pracy ich Uzdrowiciela uda się całkiem usunąć ciemność z brata ich Wojownika. Sloane zmienił się w wielkiego jaszczura w kolorze turmalinu- mienił się odcieniami od zieleni do fioletu, z krawędziami łusek muśniętymi złotem. Niall w międzyczasie stał się ametystowo - platynowym smokiem, zaś Delaney – szmaragdowo - miedzianym. Nikolas z Teb, nowy członek ich grupy, przekształcił się w antycznego dinozauro podobnego jaszczura w kolorach antracytu i żelaza. Gdy wszyscy już byli w postaci smoków, Eryk wymruczał słowa starożytnego błogosławieństwa. Rafferty patrzył jak ich przywódca puszcza w ruch Smocze Jajo, które zaczyna wirować oświetlone blaskiem księżyca. Niemal natychmiast na powierzchni pojawiły się złote linie, widok, który wywołał jednoczesne wciągnięcie powietrza przez Alex i Nikolasa, którzy oglądali to zjawisko pierwszy raz. Rafferty chciwie śledził złote smugi, chcąc jak najszybciej poznać lokalizacje Ognistego Sztormu. Czy w końcu nadeszła jego szansa? Smocze Jajo rozbłysło silniej, gdy Eryk pochylił się nad nim nisko, by odczytać współrzędne.
Deborah Cooke – Pocałunek przeznaczenia 5 - Londyn- Odezwał się kobiecy głos zza ich pleców. Raff obejrzał się i przy wejściu pożarowym dostrzegł Wiwernę, wciąż w jej ludzkiej postaci. Był pewien, że tylko jego zaskoczyła obecność dziewczyny. Sophie ubrana była w długa białą spódnicę, która spływała jej prosto do kostek. Jasne włosy zostawiła rozpuszczone, swobodnie rozrzucone na plecach. W ludzkiej formie wyglądała równie egzoterycznie i delikatnie jak w smoczej. Jak udawało jej się powstrzymywać przed przemianą w czasie zaćmienia księżyca? Uśmiechnęła się do nich domyślnie, tak, że władca ziemi zaczął się zastanawiać czy Sophie nie czyta przypadkiem w ich myślach. Eteryczna piękność podeszła do ich grupki i przykucnęła przy Smoczym Jaju. - Czemu nie spytamy go o coś, czego jeszcze nie wiemy?- To nie było w jej stylu działać tak bezpośrednio i Raff poczuł się zaintrygowany. Jeśli Sophie czuła przymus pośpiechu znaczyło to, że rzeczy idą gorzej niż im się wydawało. - Nie mamy twoich umiejętności, zwłaszcza, że zdecydowałaś się nimi nie dzielić- Wymruczał w starej mowie Eryk. Jego rozdrażnienie było widoczne dla wszystkich. - Słuchajcie- Rozkazała Wiwerna w ich starożytnej mowie. To pojedyncze słowo wywołało dziwny rezonans w piersi władcy ziemi. Sophie zaczęła mruczeć mantrę. Była ona krótka i bez słów, ciąg dźwięków albo jakiś dawno zapomniany język. Niemniej brzmiało staro. Potężnie. Powtarzała sekwencje tonów kilkukrotnie, aż Eryk podłapał właściwy rytm. Skinął krótką głową i razem z Wiwerną pochylili głowy nad Jajem i zaczęli wspólnie nucić, głos Eryka nabierał siły, gdy oswajał się coraz bardziej z mantrą. Wtedy Sophie delikatnie dmuchnęła w powierzchnie kamiennego artefaktu. Złote linie zniknęły natychmiast, jakby ktoś zdmuchnął smugę
Deborah Cooke – Pocałunek przeznaczenia 6 złocistego piasku. I wtedy pokazała się twarz kobiety. Unosiła się ona na powierzchni jeziora, włosy falowały wokół głowy. Potem nagle nieznajoma z wizji otworzyła oczy i spojrzała prosto na Eryka. Nawet ze swego miejsca Raff widział, że jej oczy były koloru chabrów. Włosy zaś miała falowane, w kolorze kasztanowym. Wyglądało jakby kobieta znajdowała się pod wodą. Eryk wyglądał na wstrząśniętego.- Louisa! - Tak- Wymamrotała nieznajoma, jakby nagle przypomniała sobie coś na wpół zapomnianego.- Tak, kiedyś tak się nazywałam. Lider Pyrów gapił się na Smocze Jajo. - Tym razem mam na imię Eileen Grosvenor- Mówiła dalej postać na artefakcie. Wysławiała się jasno i wyraźnie. Uniosła dłoń i Eryk, jakby wbrew sobie, wyciągnął ku niej jeden z pazurów. Gdy tylko ich kończyny zetknęły się- pojawiła się iskra. Lider zaklął i zrobił krok w tył. Kobieta uśmiechnęła się tak radośnie, że Jajo wydawało się być nagle rozświetlone od wewnątrz. Potem wzięła głęboki oddech, zamknęła oczy i zniknęła im z widoku. Ostatnie, co widzieli to pasmo jej włosów- które po chwili również zniknęło. Równie dobrze mogłaby być syreną albo nimfą. Eryk krzyknął i chwycił Smocze Jajo dokładnie w momencie, gdy zaćmienie się zakończyło. Powierzchnia artefaktu znów była czarna i kamienna, ale iskry nadal sypały się spod pazurów przywódcy Pyrów. - Jak to możliwe? – Domagał się natychmiastowej odpowiedzi od Wiwerny. Sophie wyprostowała się i uśmiechnięta czekała aż wszystkie smoki wrócą do swych ludzkich postaci. Spojrzała twardo na Delaneya, po czym skinęła ku Sloanowi.- Połowa pracy za tobą. Nie wahaj się przed całkowitym przegnaniem cienia. Zanim Uzdrowiciel mógł zareagować- Wiwerna podeszła do krawędzi dachu. Uniosła ręce nad głowę, zaśmiała się gdy wiatr zaczął szarpać jej spódnicą i skoczyła.
Deborah Cooke – Pocałunek przeznaczenia 7 Rafferty jako pierwszy dopadł krawędzi. Domyślił się co ujrzy, ale nawet mimo to poczuł się zaskoczony. Poniżej unosiła się szybko rosnąca smocza sylwetka. W świetle księżyca błyszczała bielą, i wyglądało jakby była stworzona z płynnego kryształu. Przeleciała ponad dachem bloku, pozostawiając Pyrów zapatrzonych w nią z podziwem. Widzieli jak leci bezpośrednio w kierunku księżyca… po czym nagle zniknęła. Nie miała jednak gdzie się ukryć, bo niebo było bezchmurne i przejrzyste. Po prostu jak nagle się pojawiła, tak nagle jej już nie było. - Nienawidzę kiedy ona to robi- Mruknął Donovan. Rafferty się z nim nie zgodził, nie tym razem. Za każdym razem, gdy widział dziewczynę, czuł jak w sercu mu coś drży. Zdawał sobie sprawę jaki to bezcenny dar mieć ją między nimi. Miał dzięki niej poczucie, że po ich stronie jest potężna siła, po stronie dobra, a poza tym był pod wrażeniem jej piękna. W danej chwili może być tylko jedna Wiwerna, ale przez te wszystkie wieki jak Raff żył poznał ich kilka… I nie pamiętał żadnej, która byłaby równie zaangażowana w walkę co Sophie. Władca ziemi zobaczył, że obok niego stoi Nikolas- ciemne oczy starożytnego Pyra były szeroko otwarte ze zdziwienia. - Ona jest prawdziwa- Szepnął.- Myślałem, że wcześniej tylko wyśniłem jej obecność. - Nie pozostała z nami dość długo, by móc ją przedstawić. Ma na imię Sophie- Wyjaśnił Raff.- Jest Wiwerną, prorokinią, której umiejętności wykraczają daleko poza nasze własne. - Wiem kim ona jest- Mruknął Nik, chciwie szukając na niebie białej postaci. - Jej przepowiednie liczą się jednak tylko wtedy, gdy je rozumiesz- Zauważył Quinn, na co Sara uśmiechnęła się lekko. Nikolas miał jednak w tej kwestii ugruntowaną, jasną opinię.- Jeśli ich nie rozumiemy, to znaczy że nie zasługujemy na te proroctwa- Powiedział
Deborah Cooke – Pocałunek przeznaczenia 8 sztywno.- Chwała Wielkiej Wiwernie, za stworzenie takiego piękna- Położył dłoń na sercu i lekko skłonił głowę w geście modlitwy. Eryk nadal wpatrywał się w Smocze Jajo, jego twarz była blada.- Louisa- Szepnął, unosząc wzrok na władcę ziemi.- To nie może być prawda. Jednak Rafferty wiedział, że tak jest, nieważne jak bardzo ich lider chciałby by było inaczej. Nie pamiętał całej historii poprzedniego Ognistego Sztormu Eryka, ale wiedział że nie skończyła się ona szczęśliwie. Jakim szczęściarzem był ich przywódca, że miał drugą szansę! Było jednak znamienne że ich dowódca stanął przed największym wyzwaniem. Ale wszystko jedno- Raff wiedział że przyjaciel będzie potrzebował jego pomocy. - Zostań ze mną w moim legowisku w Londynie- Zaprosił.- Wspólnie odnajdziemy twój Ognisty Sztorm. Poczuł ulgę, gdy Eryk- zawsze tak niezależny- skinął głową, zgadzając się. Poprzednio Ognisty Sztorm dowódcy skończył się źle. Rafferty z całego serca życzył jednak z przyjacielowi by tym razem był ze swą partnerką. Razem. * * * Ciężko poparzony pacjent oznaczony, jako Joe Doe i leżący na oddziale głównym szpitala, również odczuwał siłę zaćmienia. Obudził się sztywny i wycieńczony, jego ciało odpowiadało na starożytny zew. Wiedział co się dzieje, gdy czuł jak w ciele krąży mu starożytny zew krwi. Zerwał bandaże z dłoni i wyjął igłę od kroplówki z ramienia, po czym sturlał się natychmiast na podłogę. Gdy tylko jego nagie stopy dotknęły zimnego linoleum- zmienił kształt. Na szczęście znajdował się w separatce. Jednak dla niego to był już koniec leczenia ambulatoryjnego.
Deborah Cooke – Pocałunek przeznaczenia 9 Machnął potężnym ogonem i rozbił przyciemnioną szybę. Prawdopodobnie zaraz przyjdzie pielęgniarka, ale smok już rozkładał szeroko skrzydła i wyleciał w nocne niebo. Nie odzyskał jeszcze pełni sił, ale Borys Vassily znał swoje obowiązki. Eliksir uratował go od śmierci, ale chirurdzy musieli interweniować i pomóc odbudować jego ciało. Szepnął do wiatru i nieba, po czym wysłuchał odpowiedzi, jaką otrzymał. Zadał jedno pytanie księżycowi i dostał echo odpowiedzi. Gniew zagotował się w nim, gdy zrozumiał z doskonałą jasnością czyj Ognisty Sztorm wyczuwa tym razem. I nie będzie tu szczęśliwego zakończenia, jeśli Borys miał coś do powiedzenia w tym względzie. Domagał się sprawiedliwości, pomszczenia ojca i swojej zemsty. Eryk Sorensson będzie omamiony swoim Sztormem. Podobnie jak Borys był oszukany jego pięknem. A teraz jeszcze jego rubinowo- mosiężne łuski były znacznie mniej wspaniałe niż wcześniej. Czerwony połysk zniknął, jego ciało- tak w smoczej, jak i ludzkiej postaci- było poznaczone bliznami. Nie mógł teraz nawet na siebie patrzeć, zwłaszcza, że wcześniej był klejnotem wśród własnego rodzaju. Wiedział, kogo za to winić. To Eryk Sorensson był Pyrem, którym niemal go zabił, podobnie jak przed wieloma laty ojciec lidera Pyrów zabił jego ojca. To była zbrodnia, która nie mogła się powtórzyć. Tylko Eliksir uratował Rosjanina, ale teraz, gdy był on zdrowy- miał zamiar całkiem wyeliminować Eryka. Najpierw jednak Borys miał inną sprawę do załatwienia. Udał się pod inny adres, pod którym miał inne rachunki do wyrównania. Zatoczył koło nad luksusowym mieszkaniem, które zajmował chirurg plastyczny- człowiek, któremu szkoda było czasu na profesjonalne zajęcie się anonimowym pacjentem szpitala. Lekarz był w domu. A to była doskonała noc na mały pożar.
Deborah Cooke – Pocałunek przeznaczenia 10 Borys wylądował na tarasie, z którego rozciągał się widok na jezioro Michigan. Spojrzał na przeszkolone drzwi, za którymi widział sylwetkę lekarza. Chirurg odstawił kieliszek szampana na stół, gdy tylko usłyszał hałas na zewnątrz. Rubinowy smok stanął wyprężony, pozwalając lekarzowi zobaczyć blizny, za które tamten był odpowiedzialny. Chirurg otworzył szeroko oczy, przerażony, i zaczął powoli wycofywać się. I wtedy doktor Stanley Berenstein zrozumiał, że nie warto było ignorować pacjenta, tylko, dlatego że nie miał dostać od niego żadnej premii. Poza tym nigdy nie miał okazji skosztować Smoczego Eliksiru. Slayer zaśmiał się, przesunął ciosem ogona szklane drzwi i plunął smoczym ogniem. Czuł wielką przyjemność widząc jak ogień trawi skórę chirurga plastycznego i niszczy ją w sposób, który wykraczał poza zdolności naprawy nawet największego speca. Pozwolił Stanleyowi doświadczyć pełni bólu, zanim nie spalił w nim resztek życia. Ludzie byli takim słabym gatunkiem. Borys zostawił ciało lekarza i jego apartament w płomieniach. Pożar był jego sojusznikiem, niszczącym wszelkie ślady obecności Slayera w tym miejscu. Drobna kwestia została załatwiona, czas, więc było zająć się większymi problemami. Czas na zemstę. * * * W pokoju hotelowym w Londynie, Eileen Grosvenor nagle się przebudziła. Rozejrzała się po sypialni, zdziwiona, że jest nadal w tym pomieszczeniu, w którym powinna być. Zamiast być pod wodą.
Deborah Cooke – Pocałunek przeznaczenia 11 Śniła o pływaniu pod wodna taflą, pływaniu pod wodą niczym ryba. To było wspaniałe, czuła się silna i zwinna, mięśnie jej ciała działały w perfekcyjnej harmonii. To było dziwne. Ona zawsze nienawidziła wody i nie umiała pływać. Jednak w śnie rozkoszowała się tym. Co się zmieniło? Położyła się na plecach, rozpamiętując szczegóły snu, i cały czas miała mglistą świadomość, że zapomniała o czymś istotnym. To przeczucie tylko w niej rosło, niemożliwe do zignorowania, zajmujące niemal całą jej uwagę. To wszystko doprowadziło ją do Anglii. A potem do miejscowości Ironbridge. A teraz kazało jej analizować dokładnie sny, popychając jej pamięć ku ulotnemu wspomnieniu, które cały czas było poza zasięgiem jej umysłu. Eileen miała zamiar ogarnąć to wszystko, nawet, jeśli miałaby to być ostatnia rzecz, jaką zrobi. Myślała o swoim ostatnim śnie, rozkoszując się jego szczegółami, które uciekały jej powoli z umysłu. Woda była ciepła, przytulna, turkusowa. Było tam też światło. Ciepły blask, jakby wywołany przez palące się świece. Eileen kierowała się we śnie ku niemu, nie mogąc mu się oprzeć. Poruszała się zdecydowanie i swobodnie. I ON tam był. Jej serce zadrżało. Dziewczyna zamknęła oczy i ponownie ujrzała twarz człowieka, który pochylał się nad taflą wody, patrząc na nią. Pamiętała jak uniosła palec i że on sięgnął ku niej dłonią. Zobaczyła jak między ich skórą przebiega iskra, która oświetliła powierzchnię wody. W jego oczach było coś, co sprawiło, że serce Eileen topniało. To mogło być wspomnienie bólu lub jakiejś starej rany. Wyglądał na przestraszonego i zranionego. Kobieta miała pewność, że byłaby w stanie go uzdrowić, nawet, jeśli on był nad taflą, a ona pod nią. Miała nieodparte wrażenie, że to z nim wiązało się jej nieuchwytne przeczucie.
Deborah Cooke – Pocałunek przeznaczenia 12 Może to był znak. Może w końcu miała spotkać mężczyznę, który wart był kłopotów. Była pewna, że go rozpozna, jeśli tylko ponownie go zobaczy. Skupiła się na jego obrazie, wyostrzając go w myślach. O tak, pozna go w dowolnym miejscu i czasie. Potem poczuła się głupio, że przykłada tyle uwagi do snu. Może jej nocne rojenia były tylko wynikiem stresu wynikającego z oddalenia od domu. Może to znaczyło, że powinna wziąć kilka lekcji pływania. Sen sprawił, że Eileen czuła się szczęśliwa, szczęśliwa, silna, seksowna i pełna optymizmu. Miała dziwne, irracjonalne przekonanie, że niedługo pozna mężczyznę ze snu. Dziwna myśl. To nie brzmiało jak normalna ona- pragmatyczna i sceptyczna romantyczka. To brzmiało bardziej jak jej siostra. Parsknęła śmiechem i wstała z łóżka po szklankę wody. Stojąc w łazience i pijąc zimną ciecz zerknęła w lustro, i, ku swej konsternacji, zdała sobie sprawę, że ma mokre włosy. I w kosmykach zaplątały się jakieś liście. Ale Eileen nie pływała, nigdy tego nie robiła. Czuła lęk przed wodą, strach, z którym próbowała walczyć, bo nie miał żadnych racjonalnych podstaw. Skoro jednak miała mokre włosy to nie mógł być sen. Napotkała własne spojrzenie w lustrze, przypominając sobie twarz mężczyzny ze snu, i wiedziała, że tej nocy już nie zaśnie.
Deborah Cooke – Pocałunek przeznaczenia 13 Rozdział 1 Londyn, Anglia 29 lutego 2008 Erykowi i Raffertemu bez trudu udawało unikać się nawzajem, mieszkając w londyńskim domu władcy ziemi, spotykając się tylko w porze kolacji. Napięcie między nimi sięgało zenitu, sytuacja, z którą lider Pyrów nie był w stanie nic zrobić. Od dwóch tygodni czekali na ujawnienie się Ognistego Sztormu. Już po pierwszych siedmiu dniach powietrze między nimi można było ciąć nożem… I Eryk zatęsknił za sojuszem, który zawsze do tej pory miał z najstarszym ze swych kompanów. I nie pomagało, że wspólnie czekali na nadejście Ognistej Burzy Raffertyego. Eryk znajdował się w kuchni, krojąc cebulę w kostki, gdy władca ziemi wrócił do domu. Starszy z Pyrów uśmiechał się od wejścia i wyglądał na skłonnego do rozmowy. Być może był to znak powrotu do dawnych czasów. - Poczułeś Sztorm?- Zażartował przywódca. - Chciałbym!- Zaśmiał się w odpowiedzi jego kompan, wyciągając z kredensu dwa kieliszki.- Ale jest coś innego wartego świętowania. Miałem dzisiaj pewne spotkanie, by wycenić artefakty, które niedługo zostaną wystawione na aukcji. Rutynowe zlecenie. Chociaż rząd powtarza, że ceni sobie wszystkie historyczne pamiątki- bez żalu wyprzedaje to, co uważa za mniej wartościowe. Eryk wrócił do krojenia cebuli, zastanawiając się, jaki skarb odkrył jego przyjaciel.- A ty znalazłeś wśród tych rzeczy ukryty skarb?- Żartował, ciesząc się powrotem do poprzedniego koleżeństwa panującego między nimi.
Deborah Cooke – Pocałunek przeznaczenia 14 - Ha!- Roześmiał się Raff.- Ci ludzie, ta fundacja Fonthill-Fergusson, jest w posiadaniu prawdziwych Smoczych Zębów! Przywódca smoków upuścił z brzękiem nóż i zagapił się na starszego kompana. - Tak! Wszystkie dziewięćdziesiąt dziewięć, dokładnie tyle ile mówił Nikolas- Rafferty z głośnym pyknięciem otworzył butelkę czerwonego wina i nalał trunku do kieliszków. Był niezwykle podniecony.- Widziałem je. Dotykałem ich. Nadal trudno mi w to uwierzyć. - Jesteś pewien? Starszy smok posłał liderowi ostre spojrzenie.- Trudno je pomylić z czymś innym. - Mogą być fałszywe. Przeczący ruch głowy.- Nie, mają takie same głębokie wibracje jak Ząb, w którym był Nikolas. I taki sam zapach. To na pewno one. Podekscytowany jak jego towarzysz, Eryk jednak miał pewne wątpliwości. Wątpił czy uda im się tak łatwo zdobyć Smocze Zęby- musiał tu być gdzieś jakiś haczyk.- Gdzie je znaleźli? - Odkryli skarb, w trakcie przedłużania linii metra na trasie Jubilee. Nowe stacje są teraz w Greenwich i w Deptford. - Greenwich? Tam gdzie jest obserwatorium? - Niedaleko wody- Rafferty spojrzał w oczy towarzysza.- Trasa przechodzi bardzo blisko Pałacu Placentia, gdzie Elizabeth spotkało jej przeznaczenie. - Skarbiec Magnusa- Domyślił się od razu Eryk. - Racja. W jaskini, w której wraz z Donovanem, walczyłem przeciw Magnusowi. Zawalił się wtedy sufit i ziemia pochłonęła skarby, w tym Smocze Zęby. - Nic dziwnego, że nienawidził ciebie i Donovana. Raff siknął lekko głową, uśmiechając się przy tym lekko- coś bardzo rzadkiego w jego przypadku.
Deborah Cooke – Pocałunek przeznaczenia 15 - I wyobraź sobie, że zamierzają je sprzedać. Sprzedają je! Możemy kupić Smocze Zęby i stworzyć armię Pyrów!- Władca ziemi wziął mały łyk wina.- Rzeczy w końcu zdają się iść bardziej po naszej myśli. Jednak przywódca smoków wiedział, że musi patrzeć na sprawę bardziej realistycznie.- Wątpię, by to było takie proste. To całkiem nie w stylu Wielkiej Wiwerny. Rafferty cofnął się i wbił wzrok w przyjaciela.- To, co mówisz jest cyniczne, nawet jak na ciebie. - Nie sypiam dobrze- To był jego najmniejszy problem. Jego dar do przewidywania przyszłość zniknął, całkowicie zamilkł i teraz czuł się bez niego zagubiony. Niepokojące było odkryć jak się do niego przyzwyczaił… I jak mu było dziwnie, gdy ten zniknął. Zniknął. Tak jakby nigdy go nie było. Dłonie mu się trzęsły, gdy znów wrócił do krojenia w kostkę cebuli. Jak on mógł prowadzić Pyrów, nie mając swego daru widzenia? Czy to jedyna ofiara, jakiej zażąda od niego Ognisty Sztorm. A może po prostu tylko pierwsza z nich? - Zauważyłem- Eryk przeniósł wzrok na przyjaciela i zobaczył, że ten wbija w niego wzrok.- Wkrótce wydepczesz dziury w mojej drewnianej podłodze. - Wybacz, że przeszkadzam ci spać. - Po prostu nie schodź z perskiego dywanu, proszę. Stare smoki są bardziej wrażliwe- Raff wlał wino do kieliszka i spojrzał z namysłem w przestrzeń.- Myślałem o tym, by zacząć likwidować niektóre z moich aktywów- Zadumał się. Eryk wiedział, że to nie było to, co jego towarzysz chciał mu powiedzieć. Był już zmęczony tą wieczną burzą, która wisiała nad nimi i w każdej chwili groziła erupcją. I wtedy Ognisty Sztorm uderzył ponownie, powodując w liderze smoków wstrząs, jakby ten włożył właśnie palec do kontaktu. Wciągnął
Deborah Cooke – Pocałunek przeznaczenia 16 gwałtownie powietrze i poczuł w sobie palące pragnienie. Jego serce zabiło mocno, i był pewien, że włosy stanęły mu dęba. Zaczął tak brutalnie szatkować cebulę, że niemal sobie obciął palec. - Co się stało?- Zapytał Rafferty. Eryk poczuł jak jego wargi zaciskają się.- Zgadnij. Zawisła między nimi ciężka cisza. W końcu starszy z Pyrów oparł dłonie na blacie i wychylił się ku kompanowi.- Masz zamiar gotować dalej obiad, jakby nie działo się nic specjalnego?- Mężczyzna po raz pierwszy nie był w stanie ukryć swej niechęci.- To źle ignorować Sztorm! Lider zrozumiał, że cierpliwość jego przyjaciela się wyczerpała.- Nie mam zamiaru skakać jak piesek salonowy na jego wezwanie. - Tak mówi ktoś, kto nie docenia daru jaki został mu dany. Dwa Ogniste Sztormy w ciągu jednego życia! - Możesz jeden z nich sobie wziąć. - Jesteś szczęściarzem, ale po prostu przyjmujesz to za pewnik. Nie jesteś w stanie w pełni wykorzystać szansy jaka została ci dana. Eryk słyszał jak głos władcy ziemi coraz bardziej się podnosi.- Nie chcę tej okazji… - I może to jest problem- Oczy Raffa zamigotały. Uderzył szklanką o blat, niemal ją tłukąc.- Może dlatego jesteśmy w takiej sytuacji. Może prowadzisz Pyrów na manowce. - Nikt nie wie skąd może przybyć zagrożenie ze strony Slayersów… Władca ziemi przerwał zdecydowanie przywódcy.- Wszyscy którzy słuchają starych historii- wiedzą- Miał lodowate spojrzenie.- Ale nigdy nie miałeś czasu na stare opowieści, mity czy proroctwa, prawda? Jakim przywódcą jesteś? A teraz jeszcze ignorujesz swój Sztorm!- Warknął.- Jesteś Pyrem czy nie? - Wolałbym by ten Ognisty Sztorm był twój- Usłyszał w odpowiedzi. - Ale nie jest! I zostaje odpowiedzenie na pytanie- co masz zamiar w z tym zrobić? - Połączyć się i mieć to z głowy.
Deborah Cooke – Pocałunek przeznaczenia 17 Rafferty wykrzywił wargi.- Tak zrobiłeś wcześniej, czyż nie? I świetnie ci poszło, co? Patrzyli na siebie, między nimi wibrowała nowa i wcześniej nieobecna niechęć. - Nie jestem ci winien żadnych wyjaśnień. - Może jednak tak- Władca ziemi zmrużył oczy i zaczął śpiewać. „ Trzeci związek potrójnej ofiary wymaga, Krew będzie ceną ogromną. Król i Władczyni dopełnią unii, Wybierz zaufanie ponad starożytne oszustwa. Przelana krew może dać nową moc, Taką która pomoże Pyrom w najczarniejszej godzinie” - Nigdy tego nie słyszałem- Przyznał cicho Eryk. Czuł jak włosy stają mu na karku i instynktownie zrozumiał w pełni, jaka będzie jego rola w tym wszystkim. On będzie ofiarą, jego krew pomoże Pyrom. Jego dar widzenia przyszłości był pierwszą z ofiar. To miało sens. Ognisty Sztorm przywiedzie go ostatecznie do zguby. I Eryk miał zamiar iść tą drogą, gdyż bardziej dbał o dobro swych braci niż o swoje własne. Bardziej nawet niż o własne życie. - A czy posłuchałbyś tego, gdybyś wcześniej to znał?- Rafferty patrzył na niego, w oczach miał jawną wątpliwość. - Prawdopodobnie nie- Eryk zaczął sprzątać w kuchni. Z ponurą miną wyrzucił cebulę, którą ledwo co pokroił. Władca ziemi nie spuszczał go z oczu, robił groźną minę. Przywódca Pyrów wyczuł, że jego przyjaciel ma zamiar tej nocy wypić dużo więcej wina. Nagle w Sorenssona uderzyła gorzka myśl- być może przestał widzieć przyszłość, dlatego że dla niego nie było żadnej przyszłości. To wstrząsnęło
Deborah Cooke – Pocałunek przeznaczenia 18 nim do głębi, ale nie miał zamiaru cofnąć się przed swoimi powinnościami. Może nie zawsze mu się udawało, ale przynajmniej próbował. I miał zamiar skonsumować Ognisty Sztorm zanim umrze. - Co zamierzasz zrobić?- Spytał dziwnie spokojnie Raff. - Odpowiedzieć na wezwanie- Eryk sięgnął po swoją skórzaną kurtkę i zatrzymał się w progu mieszkania. Spojrzał na swego najstarszego przyjaciela.- Bez względu na cenę. Sięgając po klamkę, zastanawiał się czy uda mu się wrócić do mieszkania i czy jeszcze kiedyś zobaczy Raffertyego. Czuł, że mógłby coś zmienić między nimi, ale nie wiedział od czego zacząć. Rozdźwięk między nimi wydawał się być zbyt głęboki. Zacięta mina przyjaciela nie pomagała. - Większość Pyrów ma tylko jeden Ognisty Sztorm, Eryku. Nie zapominaj jakim jesteś szczęściarzem. Szczęściarz. Eryk darował sobie komentarz odnośnie własnej opinii w tej kwestii. Zamiast tego wyszedł w mrok, gotowy na spotkanie tego co tam na niego czekało. * * * Eryk pozwolił kierować się swoim instynktom. Burza przyzywała go niczym światło latarni morskiej. Im bardziej się zbliżał, tym światło było gorętsze. Downtown. Nie powinien czuć się zaskoczony. Zdecydował się na spacer, wiedząc że zajmie mu to więcej czasu, ale też mając świadomość że to nie pokrzyżuje planów Wielkiej Wiwerny. Eryk miał już dość przeznaczenia. Nie chciał mieć Sztormu. Nie chciał mieć drugiego syna, nie po tym jak jego pierworodny wybrał stronę Slayersów.
Deborah Cooke – Pocałunek przeznaczenia 19 Wiedział jednak, że Wielka Wiwerna nie da mu żadnego wyboru. Poza tym widział wcześniej co się dzieje, gdy Pyr próbuje przeciwstawić się mocy boskiego zewu. Wielka Wiwerna znalazła jego piętę achillesową- jego determinację, by doprowadzić do zwycięstwa Pyrów, nawet kosztem samego siebie. Ten Sztorm- jego Sztorm- będzie trzecim z i ostatnim z krytycznych Ognistych Sztormów, które miały przygotować Pyrów do wojny ze Slayersami. Sorensson musiał więc odpowiedzieć na zew przeznaczenia, bez względu na to, dokąd go to doprowadzi. Trzeba skupić się na większym dobru i odsunąć swoje własne na bok. Gorąco kierowało kroki Eryka w głąb miasta, w rejony które znał najlepiej. Skręcił we Fleet Street czując coraz większy żar. Eryk widział już Temple Bar Memorial w dole ulicy, wielki gryf wyznaczał granicę między Londynem a Westminster. Nie wymagało wiele wyobraźni dostrzeżenie w gryfiej sylwetce smoczego kształtu. Eryk poczuł, jak blask bijący od Ognistego Sztormu lśni coraz jaśniej, czuł jak jego własne ciało zaczyna coraz mocniej reagować na bliskość przeznaczonej mu partnerki. Ona była już blisko. Rozglądał się za nią, wbrew sobie zaintrygowany. Minął potem kościół St. Clement Danes, miejsce które znał dobrze ze swej przeszłości. Doszły go wibracje srebra ukrytego w podziemiach na Chancery Lane, a porem pieść kamieni, które tworzyły fasadę kościoła. Ale co najważniejsze- czuł wyładowania Sztormu. Ona była bardzo blisko. Eryk skrył się w jednej z ciemnych alejek i sprawdził na zegarku godzinę. Była niemal północ. Na ulicach było cicho i mężczyzna zaczął się zastanawiać czy jego partnerka gdzieś tu pracuje i w jaki sposób będzie mógł się jej przedstawić. Teraz Louise nazywała się Eileen Grosvenor. Ale jak wyglądała w tym życiu? Ciekawość pochwyciła go i usidliła.
Deborah Cooke – Pocałunek przeznaczenia 20 Serce Pyra zmieniło rytm, zabiło w sposób który niemal zapomniał. Obudziła się w nim ekscytacja, jak przed laty. Odkrył, że skanuje ulicę, pełen oczekiwania. Tęsknota, której się nie spodziewał, napełniała go ciepłym blaskiem. To było jednocześnie zmysłowe i gorzkie- obietnica Ognistego Sztormu skażona złymi wspomnieniami poprzedniego razu. Czuł stary poryw pożądania, który przeszył jego ciało, a który bez powodzenia próbował zapomnieć. Dzwony w St. Clement Danes zaczęły bić i Eryk zmarszczył brwi. Północ. One nie powinny dzwonić o tej godzinie. Wiedział o tym, ale jednak melodia wypełniała puste uliczki, odbijając się echem od budynków. Spojrzał w kierunku kościoła i wtedy ją zobaczył. Idącą samotnie w jego kierunku. Jego serce zamarło, a potem zaczęło dziko bić. Właśnie mijała pomnik, kobiecość poruszająca się lekko kołysząco. Była wysoka i szła zdecydowanie, doskonale wiedząc dokąd zmierza, mimo godziny i miejsca. Była szczupła, ale przy tym atletycznie zbudowana. Eryk chciwie wpatrywał się w szczegóły jej sylwetki, chociaż nie widział zbyt wiele, bo miała na sobie ciężki kożuch. Fioletowy. Jeśli martwiła się o swoje bezpieczeństwo- świetnie to ukrywała. Poruszała się z ufnością, jej ciemna spódnica opływała długie nogi. Wokół szyi owinęła długi szalik, wydziergany na drutach, zaś na ramieniu trzymała skórzana teczkę. Rzuciła szybkie spojrzenie na gryfa, gdy go mijała szybkim i zdecydowanym marszem. Światło ulicznych latarni oświetliło jej przelotny uśmiech i zatańczyło między miedzianymi lokami. Eryk poczuł jak coś go boleśnie ściska w piersi. Znał ten tajemniczy uśmiech. Dziwne było widzieć go na innych ustach, na wargach, które wykrzywiały się trochę inaczej, na obliczu tak innym niż Louise. Ale to był uśmiech jego żony, uśmiech który sprawiał że się zatracał. Połączenie złośliwości i uroku, wyraz twarzy dający obietnicę zrozumienia
Deborah Cooke – Pocałunek przeznaczenia 21 wszelkich tajemnic i obietnicę rozkoszy. Na ustach tej kobiety wydawał się dodatkowo bardziej śmiały. Pewny siebie. Sorensson złapał głośno powietrze i, zacisnąwszy dłonie, patrzył na kobietę. Sprawdzała adresy, niepewna miejsca przeznaczenia, i Pyr zaczął się zastanawiać czego tu szukała. Nie wyglądała na wielbicielką klubów go - go. Ku jego zaskoczeniu, ona zatrzymała się nagle. Odwróciła się i zaczęła przeszukiwać wzrokiem ulicę, coś wyczuwając. Miał chwilę, by uświadomić sobie że chodzi o Ognisty Sztorm. I wtedy ona spojrzała w jego zaułek. Ich oczy spotkały się i Eryk zamarł. Stał w mroku, bez ruchu, ubrany na czarno. Ona nie powinna być w stanie go dostrzec- ale jednak zrobiła to. Jednak nie zaczęła uciekać. Nie zaczęła krzyczeć. Patrzyła na niego, równie zaskoczona jak i on. Czy ona miała ten sam sen? Czy pamiętała? Gorąco rosło w jego żyłach, gdy tak stali nie odrywając od siebie spojrzenia. Tego Sztormu nie zadowolą żadne półśrodki- ogień płonął między nimi wysokim, potężnym płomieniem, i popychał Eryka do jak najszybszego posiadania kobiety. Pyr płonął, a ona nadal stała dobre dwadzieścia stóp od niego. Jej usta rozchyliły się lekko i zrobiła krok ku niemu, jakby chciała z nim porozmawiać. A żeby wszystko zrobiło się jeszcze trudniejsze do Eryka dotarł zapach Slayersa. Dokładnie dwóch Slayersów. Zbliżających się szybko. To nie był przypadek. Eryk zaklął na Wielką Wiwernę pod nosem. Odwrócił się na pięcie i zaczął się od niej oddalać, wiedząc że jego ciało chciało czegoś całkiem innego. Jednak on nie chciał pokazywać jej swojej przemiany w trakcie ich pierwszego spotkania. Jeden raz w przeszłości całkiem wystarczył. Nie trzeba było powtarzać tego scenariusza.
Deborah Cooke – Pocałunek przeznaczenia 22 * * * To był ON. Eileen wyczuła, że ktoś ją obserwują. Poza tym odkryła że dzisiejszego wieczora na Fleet Street jest wyjątkowo ciepło. Odwróciła się na pięcie, chcąc rzucić wyzwanie podglądaczowi- nie miała ochoty na żadne zaczepki dzisiaj. I napotkała spojrzenie mężczyzny ze snu. Prawdziwego i we własnej osobie. Serce kobiety podskoczyło, gdy ich oczy się spotkały. Był wyższy niż sobie wyobrażała, długi i chudy. Emanował mocą nawet stojąc w zacienionej alei po drugiej stronie ulicy. Włosy miał ciemne jak heban, lekko muśnięte srebrem na skroniach. Ubrany był w czarną skórzana kurtkę, czarne dżinsy, oraz buty i sweter w tym samym kolorze. Mógłby być jednym z cieni, gdyby nietętniące życiem szmaragdowe oczy. A może to była kwestia intensywności jego spojrzenia. Tak czy inaczej- wydawał się strzelać energią, przyciągając dziewczynę ku sobie. Jak płomień przyzywający ćmę? Patrzył prosto na nią i czekał. Wyglądało jakby zachęcał Eileen do wykonania pierwszego ruchu, do odważenia się sprawdzenia jak bardzo atrakcyjni są dla siebie. Kobieta czuła jak jej skóra robi się coraz gorętsza i wiedziała że ma na policzkach rumieńce. Wcześniej irytowała się, że z warkocza wysuwają się jej kosmyki włosów i bała się że ślad tej irytacji widać w jej spojrzeniu. Jednak sama jego obecność sprawiała, że mogła myśleć tylko o nim. Może dlatego, że on też ma na twarzy wyraz irytacji. Eileen podobało się, że oboje mieli podobny nastrój. Ale wtedy… jego wzrok złagodniał i spojrzał na nią jakby była najpiękniejszą kobietą na świecie, a on nie mógł się nasycić jej widokiem, i pragnął jej tu i teraz. Kusząca możliwość.
Deborah Cooke – Pocałunek przeznaczenia 23 Kobieta czuła jak gorąca potrzeba sunie pod jej skórą, rozpalając ją coraz mocniej. Wydawało jej się, że nagle połączył ich niewidzialny sznur, który przyciągał ich ku sobie coraz mocniej. Poczuła się seksowna. Poczuła się pobudzona. A mężczyzna z jej snu nie powiedział jeszcze nawet słowa. Może on wcale nie był prawdziwy. Eileen miała zamiar jednak się tego dowiedzieć. Zrobiła krok ku niemu, a jego jedyną reakcją był tylko jeszcze większy płomień w spojrzeniu, jeszcze większa intensywność. Zastanawiała się czy to na pewno jest rozsądne, ale nie mogła się temu oprzeć. Zrobiła kolejny krok w jego stronę. Zobaczyła, że nagle wyprostował się i złapał oddech. W ustach jej zaschło, i zadrżała cała. Chciała wiedzieć jak udało mu się dostać do jej snów. Chciała wiedzieć dlaczego tu był, dokąd szedł, jak całował, jak się nazywał, gdzie mieszkał. Chciała usłyszeć jego głos, śmiech, szept. A wtedy on nagle odwrócił się na pięcie i odszedł. Poruszał się tak szybko, że dziewczyna nie wątpiła, że zamierza zostawić ją daleko za sobą. Eileen patrzyła za nim, a wtedy on rozpłynął się w cieniu. Zniknął, a ona ponownie była sama. * * * Bez obecności nieznajomego, Eileen znów zrobiło się zimno i całe jej rozdrażnienie wróciło. Drgnęła i zacisnęła mocniej szalik na szyi. Powinna być zadowolona, że uratował ją przed głupim impulsem, ale ona poczuła się tylko czegoś pozbawiona. Jakby zaprzepaściła swoją szansę.
Deborah Cooke – Pocałunek przeznaczenia 24 Bosko! Teraz traci jeszcze rozum, na domiar wszystkiego. Czy to nie idealne zwieńczenie najgorszej podróży w jej życiu? Rzeczy stawały się coraz gorsze i gorsze od kiedy postawiła stopę na lotnisku Heathrow. Po pierwsze- katastrofa z Nigelem. Potem- zerowe sukcesy w odkrywaniu nowych tajemnic historii, która była oficjalnym powodem jej urlopu. Co dalej? Jej siostra walczyła z epidemią ospy wietrznej w swoim domu i zakazała Eileen odwiedzin. Tymczasem cały czas padało, padało, padało. Nieograniczony optymizm Eileen zaczął powoli polegać w starciu z bezwzględną szarą, angielską zimą. A do tego wszystkiego, jej stara współlokatorka, Teresa MacCrea była niemal niegrzeczna, naciskając by spotkały się na kawie i nadrobiły zaległości. Ale nie za osiem tygodni. Jakoś Eileen nie wierzyła w to wszystko. I dzisiaj po południu Teresa zmieniła zdanie i zaprosiła ją do siebie do pracy, w środku nocy. Zaproszenie to brzmiało raczej jak rozkaz. Jakby Eileen mogła być jej jakoś przydatna. Nic dziwnego, że teraz jej oczekiwania odnośnie spotkania były niskie, a jej tolerancja na bzdury które pewnie będą jej wciskane wyjątkowo zerowa. Cóż, Teresa bawiąc się w swoje bezsensowne gierki może dostać znacznie więcej niż się spodziewała. Jeśli było coś, czego Eileen nienawidziła u ludzi, to gdy uważali ją w jakiś sposób za użyteczną dla siebie. Rozdrażniona jeszcze raz zerknęła na kartkę z adresem, który dała jej była współlokatorka. Pod wskazanymi namiarami był jakiś urząd. Po raz ostatni Eileen zerknęła na alejkę, w której wcześniej stał nieznajomy, ale on już dawno zniknął. Kobieta weszła po kilku schodkach i przesunęła przepustkę, którą dostała wcześniej, przez otwór czytnika. Była lekko zaskoczona gdy drzwi bez trudu się otworzyły. Po raz ostatni zerknęła przez ramie.
Deborah Cooke – Pocałunek przeznaczenia 25 Ulica jednak była pusta. To była strata czasu… Ale Eileen wzięła się w karby i postanowiła skoncentrować się na businessie, który miała w zasięgu ręki. Business w zasięgu ręki? Im więcej myślała nad telefonem Teresy, tym bardziej przekonywała się, że był to akt desperacji. Archeolodzy i antropolodzy niezbyt często porównywali swoje badania i mitologie jakie wysnuwali- robili to wyłącznie gdy nie mieli innego wyboru. Jednak konsultacja taka powinna odbywać się oficjalnie, w środku dnia, w specjalnie zabezpieczanych pomieszczeniach Fundacji Fonthill- Fergusson… W holu stało duże biurko, siedział przy nim starszy strażnik, który tylko posłał dziewczynie długie, beznamiętne spojrzenie. Miał tak twarde spojrzenie, że Eileen zastanawiała się czy mógłby kogoś zabić samym spojrzeniem, Zastanawiała się też, czy wiedział że ona miała przyjść. - Jestem umówiona na spotkanie- Wyjaśniła, chociaż słowa te musiały brzmieć śmiesznie biorąc pod uwagę godzinę… Ale wtedy rozległo się stukot obcasów o kamienną podłogę. Teresa. * * * Eileen rozpoznałaby swoją szkolną współlokatorkę wszędzie. Nie chodziło tylko o buty, chociaż Teresa od zawsze uwielbiała wysokie szpilki. Ale z drugiej strony była tak drobna, że Eileen zawsze miała wrażenie że mogłaby wziąć ją w jedna rękę i unieść. Poza tym doktor Teresa wyglądała równie elegancko i szykowanie jak przed 15 laty. Miała długie ciemne włosy, teraz ściągnięte w węzeł na karku, który wyglądał całkiem zwyczajnie. Ale wtedy Eileen przypomniała sobie jak jej współlokatorka spędzała godziny nad układaniem swych splotów..