2 | S t r o n a
SPIS TREŚCI
Rozdział 1……………………………...3
Rozdział 2…………………………….10
Rozdział 3…………………………….14
Rozdział 4…………………………….19
Rozdział 5…………………………….24
Rozdział 6…………………………….29
Rozdział 7…………………………….35
Rozdział 8…………………………….41
Rozdział 9…………………………….47
Epilog………………………………....53
3 | S t r o n a
RRoozzddzziiaałł 11
Bella:
Zobaczyłam go przypadkiem. Ot zwykłe, przelotne spojrzenie na osobę, która cię
mija. Jednak to jedno spojrzenie sprawiło, że zza ciemnych chmur spowijających niebo
wyjrzało słońce. Nagle świat wyszedł z tej szarej, ponurej rzeczywistości i wkroczył na
różową planetę marzeń i snów.
Wszystko zaczęło się pewnego wrześniowego poranka. Od samego rana zapowiadało
się na deszcz. Szłam szkolnym korytarzem i rozmyślałam o ostatnich wakacjach, które tak
szybko i niepostrzeżenie minęły. Idąc do klasy nie zastanawiałam się nad tym, że tego dnia
stanie się coś ważnego w moim życiu. Nagle ktoś wpadł na mnie. Usłyszałam jakieś w locie
powiedziane „przepraszam” i znów tylko szkolny hałas.
Podniosłam głowę i w tym momencie serce zaczęło mi walić jak szalone, a ręce
zadrżały niespokojnie. Szedł z przeciwka. Do tej pory, mimo że od tego czasu minęło tyle
czasu, pamiętam jak był ubrany: czarny sweter i czarne dżinsy. Uwielbiam ten kolor. Może
to, a może rudy kolor jego włosów tak na mnie podziałały? Nie wiem do tej pory. Szedł
z kolegą i rozmawiali o czymś wesołym. Śmiał się. Miał taki słodki uśmiech… kiedy mnie
minęli – odwróciłam się. Chciałam jak najdłużej patrzeć na niego. Nagle świat wokół przestał
istnieć. Był tylko on. Chłonęłam każde jego słowo, każdy gest… nawet nie wiem jak długo
stałam na środku szkolnego korytarza wpatrzona w miejsce gdzie znikli. Do rzeczywistości
przywrócił mnie dopiero głos koleżanki:
- Bella! Ziemia Cię wzywa!
Spojrzałam na nią nieprzytomnie i spytałam:
- Alice… czy to możliwe by do naszej szkoły chodził Anioł?
- Odbiło ci? – zdziwiła się.
- Nie… naprawdę widziałam anioła… rudego… ubranego na czarno – odparłam
rozmarzonym głosem. Przyjrzała mi się uważniej po czym pociągnęła mnie za rękaw
i skierowałyśmy się w kierunku sali w której miałyśmy mieć lekcję. Gdy weszłam do klasy
4 | S t r o n a
poczułam, że ktoś mi się przygląda. Dyskretnie rozejrzałam się wokół. Po chwili
zorientowałam się, że w moim kierunku spogląda Mike – blondynek, który przez pewien czas
mi się podobał.
Gdy do klasy wszedł nauczyciel wiedziałam, że rudzielec z przerwy musi zejść na
drugiej miejsce. Niestety. Nie było to takie proste. Nie mogłam o nim nie myśleć. Ciągle
widziałam jego zniewalający uśmiech, zielone oczy pełne spokoju i łagodności. Zamiast pisać
o działalności lodowca zaczęłam pisać:
„ Zobaczyłaś go i pokochałaś…
Serce mu swe oddałaś…
Nie znasz go i nigdy nie poznasz
Lecz mimo to tęsknisz za nim
Marzysz, by przeszedł obok,
Przez przypadek uśmiechnął się.
By przez krótką chwilę być z nim
Tak blisko a zarazem tak daleko
Od jego serca…”
Nagle ktoś zapukał do drzwi i po chwili w progu stanął… on!
- Przepraszam panie profesorze, ma pan nasz dziennik? – spytał.
Poczułam, że policzki robią mi się coraz bardziej czerwone. Złapałam zapisaną przed
chwilą kartkę i dałam nura pod ławkę, że niby coś chowam do plecaka. Gdy musiałam już
usiąść normalnie – spojrzałam przez okno.
- Tak, ale Edwardzie, mógłbyś przyjść za 5 minut? – spytał nauczyciel
- Nie bardzo. Pan Berty mnie nie wypuści ponownie.
- No tak… on nie lubi jak uczniowie kręcą się podczas lekcji. Przyślę kogoś.
- Dziękuję – powiedział rudzielec i wyszedł.
Po jakimś czasie profesor zwrócił się do mnie
- Isabello, zanieś to do III c
- Dobrze panie profesorze.
Kiedy wyszłam na korytarz uświadomiłam sobie, że w ręku mam dziennik jego klasy.
Z walącym sercem podeszłam do planu „dziewczyno opanuj się” – pomyślałam idąc do B3.
Gdy otworzyłam drzwi na moment zamarłam. Przy tablicy stał właśnie Edward.
- Przepraszam, III c? – spytałam z trudem zachowując spokój.
- Tak – odpowiedział nauczyciel.
5 | S t r o n a
- Pan Marshal przesyła dziennik – powiedziałam wchodząc.
Na przerwie opowiedziałam Alice całą sytuację z dziennikiem. Kiedy wyszłyśmy na
główny korytarz zobaczyłam, że Edward idzie w naszą stronę. Spuściłam głowę… nie
mogłam na niego patrzeć. Wiedziałam, że gdyby na mnie przypadkiem spojrzał to domyślił
by się wszystkiego. Nie wiedząc czemu nie chciałam by wiedział… jeszcze nie… kiedy nas
minął – odwróciłam się. W tym momencie zobaczyłam jak „mój anioł” pocałował jakąś
dziewczynę. To był cios prosto w moje serce. Cała radość życia uciekła bezpowrotnie. Stałam
bezradnie jak małe dziecko pośród tłumu. Nie wiedziałam co robić.
- Co ci? – spytała Alice.
- Nic… - szepnęłam spuszczając głowę. Powoli ruszyłam do C5.
Usiadłam w rogu na ławce. Kiedy moja przyjaciółka poszła do toalety do mnie
podszedł Mike
- Coś się stało? – spytał.
- Nic…
- Nie martw się. Będzie dobrze… - powiedział jakby nie słyszał mojej odpowiedzi.
- Nic nie będzie dobrze.
- Skąd taki pesymizm?
- Bo on ma dziewczynę – rzuciłam.
- Kto? – spytał zaskoczony.
- Edward z trze… – zaczęłam i urwałam.
- Cullen? – spytał.
- Yyy nie wiem… nie znam nazwiska – odpowiedziałam szczerze.
- Rudy?
- Tak… znasz go? – spytałam zaskoczona.
- Można tak powiedzieć… ale… z tego co wiem to on nie ma dziewczyny…
- Naprawdę? – spytałam z nadzieją.
- 100%
Poczułam ulgę i radość. Uśmiechnęłam się.
- No… tak lepiej. Uszy do góry. Będzie dobrze – powiedział Mike i odszedł ode mnie
Zbliżały się święta Bożego Narodzenia.
Któregoś dnia stałam przy szkolnym sklepiku. Jak zwykle marudziłam Jessice
o nauczycielach, że mam kupę biegania przed świętami. Nagle ktoś stanął obok mnie. Kątem
6 | S t r o n a
oka spostrzegłam znajomy granatowy sweter. Serce zaczęło mi bić jak szalone. „Edward” –
pomyślałam i w tym momencie usłyszałam: - Ty jesteś może z II l?
- Tak… - odpowiedziałam utkwiłam wzrok w półce z batonami.
- Jest może Mike?
- Tak… pod A5.
- Dzięki.
Po 10 minutach przyszła do mnie Alice i stwierdziła, że nie zgadnę kto jest na
pawilonie A i rozmawia z Mikelem.
- Edward. Wiem. Sama go tam wysłałam.
- To co ty tu jeszcze robisz? – spytała zaskoczona i złapała mnie za rękę.
- Co ty wyrabiasz? – zaprotestowałam.
Alice nic nie odpowiedziała tylko pociągnęła mnie w stronę pawilonu A Kiedy
podeszłyśmy pod A5 Edward wciąż tam jeszcze był. Rozmawiał z Mikem. Po chwili obaj
spojrzeli na nas. Przez chwilę pomyślałam z przerażeniem, że mój kolega może powiedzieć
Edwardowi o tym, że się w nim podkochuję. Nagle obaj ruszyli w naszą stronę. Zamarłam.
- Dziewczyny ratujcie… - powiedział Mike i dodał – Edward poszukuje kogoś kto
posiada „Otella”
- Niestety siostra mi zabrała – odparła Alice.
- A mi gdzieś wcięło przy przeprowadzce. – powiedziałam
- Szkoda. Tak w ogóle Edward jestem.
- A ja Alice a to Bella, miło nam.
- Mi również – powiedział z uśmiechem.
Myślałam że śnię. Nie mogłam uwierzyć, że go właśnie poznałam. Wiedziałam, że
niewiele zapamiętam z tej lekcji. Gdy wyszłam ze szkoły uświadomiłam sobie, że od jutra
zaczyna się przerwa świąteczna.
- To straszne… - mruknęłam
- Co? – spytała zdziwiona Alice.
- Najbliższe dwa tygodnie…
- Zwariowałaś? Dlacze… a już wiem… nie martw się. Szybko minie.
Nagle usłyszałyśmy, że ktoś nas woła. Za nami szedł Mike.
- Słuchajcie… wiem, że trochę późno, ale… co robicie w Sylwka?
- Spędzamy go u mnie, a co? – spytała Alice.
- A może wpadniecie do mnie? Robię imprezę… początek o 19
7 | S t r o n a
- Jasne. Dzięki za zaproszenie.
Dni do Sylwestra minęły mi jakoś szybko. Postanowiłam, że na imprezę na
pożegnanie starego roku odstawię się jak nigdy jeszcze. Gdy zjawiłam się u Mike’a ten nie
starał się nawet ukryć jakie wywarło to na nim wrażenie.
- Wow… super wyglądasz…
- Dziękuję - Odpowiedziałam z uśmiechem.
Weszłam do pokoju i usiadłam na fotelu. Właśnie zaczęłam się zastanawiać nad tym
jaka jest szansa że Mike zaprosił też i Edwarda, kiedy ktoś podszedł do mnie i powiedział: -
Zaryzykuje pani spędzenie wieczoru z facetem w czerni?
Podniosłam głowę. Przede mną stał ten cudowny rudzielec o zielonych oczach.
- No pewnie – odparłam bez zastanowienia.
Usiadł obok mnie i zaczęliśmy gadać. Nawet nie zauważyliśmy, że impreza rozkręciła
się na dobre. W pewnym momencie spytał mnie czy zatańczę. Kiwnęłam twierdząco głową
i po chwili przytuliłam się do niego. Czułam się wspaniale.
- Bello… - zaczął.
- Tak? – spytałam podnosząc głowę.
Kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały on szepnął „kocham cię”. Nie mogłam w to
uwierzyć. On – miłość mojego życia – powiedział, że nie kocha.
Do domu wróciłam o 10 rano. Od razu weszłam pod prysznic. Kiedy wyszłam
z kabiny usłyszałam dzwonek do drzwi. Zapominając, że jestem w samym ręczniku poszłam
otworzyć. Na korytarzu stał… Edward…
- Co… co ty tu robisz? – spytałam zaskoczona – byliśmy umówieni?
- Nie… po prostu chciałem cię odwiedzić…
- Wejdź i rozgość się. – powiedziałam i po chwili zniknęłam w łazience aby się ubrać.
Gdy weszłam do pokoju on stał przy półce ze zdjęciami.
- Kiedy to zrobiłaś? – spytał pokazując mi swoje zdjęcie.
- Dokładnie nie pamiętam… słuchaj… skąd właściwie masz mój adres?
- Od Mike’a.
Zaczął się luty. Byłam szczęśliwa, że już niedługo ferie. Gdy jednak dowiedziałam się.
Że Edward wyjeżdża na narty – od razu przestałam się cieszyć. Podświadomie czułam, że
z tego wyjazdu nie wyjdzie nic dobrego. Wiedziałam, że narty to jedyna rzecz, z którą u niego
przegrywałam. Namawiał mnie żebym z nim pojechała, ale moi rodzice się nie zgodzili.
Obiecaliśmy sobie z Edwardem, że będziemy do siebie dzwonić codziennie. Gdy pewnego
8 | S t r o n a
dnia w ogóle się nie odezwał ani nie odbierał moich telefonów – zaczęłam się niepokoić.
Przekonałam rodziców aby pozwolili mi polecieć na dwa dni Salt Lake City by stamtąd
pojechać do ośrodka narciarskiego Snowbird. O dziwo zgodzili się. Alice oczywiście
pojechała ze mną.
Gdy znalazłyśmy się w ośrodku udałam się do hotelu, w którym Edward się zatrzymał
- Przepraszam, w którym pokoju mieszka Edward Cullen? – spytałam recepcjonistkę
- A pani jest kimś z rodziny? – odpowiedziała pytaniem.
- Tak… jego siostrą. Telefon mi się rozładował i nie mogłam do niego zadzwonić że
przyjechałam….
- Rozumiem. chwileczkę… pokój 213… na drugim piętrze.
- Dziękuję.
Gdy zapukałam do drzwi – nikt nie otworzył. Odruchowo złapałam za klamkę
i nacisnęłam ją. Okazało się, ze drzwi były otwarte. Ostrożnie i powoli weszłam do środka
i… zamarłam… zobaczyłam Edwarda z jakąś dziewczyną… byli tak zajęci sobą, że nawet
mnie nie zauważyli.
Wzięłam głęboki oddech by zapanować nad łzami po czym zamknęłam cicho drzwi
i skierowałam się w kierunku wyjścia z budynku
- Znalazła pani brata? – zawołała na mój widok recepcjonistka.
- Tak, dziękuję – odkrzyknęłam jej walcząc z łzami.
Na dworze wpadłam na Alice
- Co się….
- Idziemy stąd – przerwałam jej i pociągnęłam za sobą.
Wciąż nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Nie mogłam zrozumieć zachowania
Edwarda. Nie chciałam go więcej widzieć. A mimo to kochałam go. A może to nie była
miłość? Może po prostu byłam zauroczona jego anielskim wyglądem, który tak często idzie
w parze z diabelskim charakterem? Usiadłyśmy w jakiejś małej kawiarence
- Bells, powiedz co się stało….
- On… on był z jakąś dziewczyną….- wyłkałam.
- Co?!
- Weszłam do tego cholernego pokoju a on był na łóżku z jakąś blondyną! Nawet mnie
nie zauważyli….
- Co za…
9 | S t r o n a
- Cześć dziewczynki, macie ochotę na gorącą czekoladę? – spytał jakiś chłopak
siadając obok nas
- Spadaj…. – warknęłam nawet na niego nie patrząc. On jednak nie dawał za wygraną.
- A może będę mógł jakoś pomóc?
- Nie rozumiesz po ludzku? Zjeżdżaj stąd! Czy każdy facet to skończony idiota! –
wrzasnęłam i dopiero teraz na niego spojrzałam. Był wysoki, miał w sobie coś z Indianina.
Musiałam przyznać, że był całkiem przystojny, ale biorąc pod uwagę, że w danej chwili
nienawidziłam każdego przedstawiciela płci przeciwnej – zupełnie nie zwróciłam na to
uwagi. Chłopak popatrzył na mnie po czym zapisał coś na serwetce i podał mi
- Jakbyś zmieniła zdanie… - powiedział po czym odwrócił się i odszedł.
- Alice, wracamy do domu. Nic tu po nas – powiedziałam wciskając serwetkę do
kieszeni.
- Jasne…. – odparła przytulając mnie.
Wracałam do domu z ciężkim sercem. Nie mogłam uwierzyć, że moja znajomość
z Edwardem się tak skończyła. Ja go naprawdę kochałam a on… złamał mi serce. Mówił, że
mnie kocha a gdy tylko znalazł się z dala ode mnie – poderwał jakąś blondynę i się z nią
zabawiał w najlepsze. Już nigdy mu nie uwierzę, nigdy nie zaufam żadnemu facetowi…. Mój
świat legł w gruzach. Cieszyłam się, że miałam przy sobie Alice. Przez całą drogę
podtrzymywała mnie na duchu. Przynajmniej się starała. Nic jednak nie było w stanie
poprawić mi samopoczucia. Przed oczami ciągle miałam tą scenę z hotelu.
- Alice powiedz mi… jak ja mam po feriach spojrzeć na niego w szkole? – szepnęłam
- Damy radę… będę przy tobie – obiecała mi.
- Dzięki… kocham cię…..
- Ja ciebie też – odparła z uśmiechem. – przetrwamy to razem. – obiecała choć ja nie
byłam tego do końca pewna….
10 | S t r o n a
RRoozzddzziiaałł 22
Gdy wróciłam do domu rodzice byli zaskoczeni, że przyjechałam wcześniej niż wcześniej to
z nimi ustaliłam, ale powiedziałam im, że na razie nie chcę o tym rozmawiać. Od razu poszłam do
swojego pokoju. Zamknęłam drzwi po czym rzuciłam się na łóżko. Znów się rozpłakałam. Wciąż nie
mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam w pokoju hotelowym. Jak on mógł mi to zrobić? – to pytanie
ciągle krążyło mi po głowie. Gdy tylko zamykałam oczy widziałam tą blondynkę w jego ramionach. –
Jego? Czy to na pewno był on? Przecież nie widziałam jego twarzy…. – pomyślałam, ale szybko
odrzuciłam tą myśl – a kto niby miałby być w jego pokoju jak nie on?
W tym momencie mój telefon zadzwonił. Spojrzałam na wyświetlacz. Zamarłam gdy
przeczytałam „Połączenie: Edward. Odebrać?” Rozpłakałam się jeszcze bardziej. Nie chciałam z nim
teraz rozmawiać. Nie byłam w stanie. Po chwili telefon umilkł. Napisałam do Alice by do mnie
przyszła po czym wyłączyłam dźwięk w komórce.
Moja przyjaciółka przyszła niemal natychmiast. Cóż. Mieszkała w sąsiednim domu, więc
daleko nie miała.
- Al… ja tego nie wytrzymam…. – powiedziałam przytulając się do niej – Jak ja mam się
z nim spotkać?
- Bells, dasz radę. Zobaczysz. Na szczęście nie chodzi do naszej klasy a na przerwach
będziemy go unikać.
- Ale to boli…
- Posłuchaj mnie. Żaden, podkreślam, żaden facet nie jest wart twojej choć jednej łzy. Jesteś
śliczna, mądra. A jeśli ten dupek zrobił coś takiego – jego strata. Pokaż mu co stracił.
- To co mam zrobić?
- Olej go. Jak wrócimy do szkoły traktuj jak powietrze… A najlepiej jakby…
- Co?
- Najlepiej jakby pojawił się jakiś facet, który by za tobą latał…
- Alice, ja teraz nie jestem w stanie myśleć o chłopakach…
- Wiem, wiem… nie martw się. Ja już coś wymyślę by się odegrać na tym dupku.
Kochana Alice. Zawsze mogłam na nią liczyć…
Ferie dobiegły końca. Przez te kilka dni Edward dzwonił wielokrotnie zarówno na moją
komórkę jak i do domu. Był kilka razy u mnie, ale poprosiłam mamę by za każdym razem mówiła, że
11 | S t r o n a
mnie nie ma, że gdzieś wyszłam i nie wie kiedy wrócę. Na szczęście zgodziła się na to nie zadając
żadnych pytań. Wiedziała, że jak będę gotowa to sama jej powiem o wszystkim.
Gdy w poniedziałek rano szykowałam się do szkoły wciąż miałam mętlik w głowie. Bałam się
spotkania z Edwardem. Wiedziałam, że w szkole nie będę mogła go całkowicie unikać. Kiedyś
w końcu go spotkam. Musiałam być na to spotkanie gotowa. Alice przyszła po mnie i razem
ruszyłyśmy na przystanek autobusowy. Gdy do niego wsiadłyśmy moja przyjaciółka dyskretnie
pociągnęła mnie za rękaw i szepnęła do ucha
- Czy to nie ten chłopak co do nas wtedy zagadał?
- Kiedy? – zdziwiłam się.
- No… wtedy w górach…
Nim zdążyłam odpowiedzieć kierowca zwrócił nam uwagę żebyśmy w końcu usiadły.
Mruknęłam tylko „przepraszam” i ruszyłam w kierunku wolnych miejsc które znajdowały się
w rzędzie przed tym chłopakiem. Im bardziej się do niego zbliżałyśmy tym byłam bardziej pewna, że
to był on. Siedział i coś czytał. W pewnym momencie podniósł głowę i nasze spojrzenia się
skrzyżowały. Chyba też nas poznał bo uśmiechnął się do nas.
- O… cześć…. – odezwał się gdy usiadłyśmy.
- Hej.
- Miałem nadzieję, że zadzwonisz, ale widzę, że los mi bardziej sprzyja…. – zaśmiał się -
widzę, że dziś jesteś w lepszym nastroju…
Przypomniało mi się nasze poprzednie spotkanie i to w jaki sposób go potraktowałam. Zrobiło
mi się głupio.
- Wiesz… chciałam cię przeprosić za tamto… Miałam… Koszmarny dzień…
- Domyśliłem się. Chciałbym tylko dorwać tego kretyna przez którego wtedy tak płakałaś…
Spojrzałam na niego zaskoczona
- No co? – spytał widząc wielkie znaki zapytania w naszych oczach – Taka śliczna
dziewczyna nie powinna płakać przez faceta. A jeśli tak się stało to należy skopać takiemu
delikwentowi tyłek by przekopać mu rozum na miejsce… a tak w ogóle Jacob jestem.
- Bella, a to Alice.
- Miło mi. A w ogóle co tu robisz, że się spytam – odezwała się moja przyjaciółka.
- Moi rodzice się tu przenieśli a ja mam chodzić do tutejszego West High… Mam nadzieję, że
do dobrego autobusu wsiadłem… Nie chciałbym dać plamy pierwszego dnia…
- Los ci chyba rzeczywiście dziś sprzyja – uśmiechnęłam się – my też chodzimy do tej
szkoły…
- Super…. A która klasa? Jeśli mogę spytać
- Druga…
- Ja do trzeciej c…
12 | S t r o n a
Zamarłam. On ma chodzić do tej samej klasy co Edward… zerknęłam na Alice.
- Oj… czy coś z ta klasą jest nie tak? – zdziwił się Jacob widząc moją reakcję
- Nie, nie… jest spoko, tylko… - zaczęłam się plątać
- A… chyba rozumiem… ten chłopak jest z tej klasy?
Spojrzałyśmy na niego zaskoczone. Skąd u licha on o tym wie?
- Domyśliłem się po waszej reakcji – odpowiedział na nasze niezadane pytanie.
Dojechaliśmy do szkoły. Jacob okazał się całkiem sympatycznym chłopakiem. Opowiadał
nam o swoim życiu w Nowym Orleanie. O tym jak nie chciał przenosić się do Nowego Yorku i jak ten
wyjazd w góry miał być w ramach przeprosin.
- Moi rodzice są dość szaleni – wyjaśnił. – wpadli do mojego pokoju i dali bilet na samolot do
tego Salt Lake i potwierdzenie rezerwacji w ośrodku narciarskim… no i w ciągu 3 godzin byłem na
lotnisku… - zaśmiał się.
We trójkę weszliśmy do szkoły
- Bella…. – usłyszałam znajomy głos. Moje serce zamarło. Doskonale wiedziałam kto mnie
woła. Ścisnęłam dłoń Alice. Bałam się spojrzeć w jego stronę. Bałam się mojej reakcji na widok tych
cudnych zielonych oczu, które tak kochałam… Szłam korytarzem z Alice po jednej stronie a Jacobem
po drugiej. Nagle poczułam jego dłoń na swoim ramieniu. Zerknęłam na niego zaskoczona.
- Pozwól mi to załatwić…. – szepnął mi do ucha. Z daleka wyglądało to tak jakby całował
mnie w policzek. Nie mogąc wykrztusić słowa kiwnęłam tylko głową. Jake uśmiechnął się po czym
ruszył w kierunku zmierzającego do nas Edwarda. Zatrzymałam się i obserwowałam całą tą scenę.
Mój nowy znajomy podszedł do Edwarda i stanął przed nim blokując mu dalszą drogę. Nie byłam
w stanie usłyszeć o czym rozmawiali, ale… wymiana zdań nie była przyjazna. Po jakimś czasie
zauważyłam, że Edward wbił we mnie spojrzenie. Był zaniepokojony a przede wszystkim zaskoczony.
Zupełnie jakby nie wiedział co się stało. Idiota…. Nie dość że mnie zdradził to jeszcze pewnie nie
wie… no tak! Przecież oni mnie nie widzieli… – uświadomiłam sobie.
W tym momencie zadzwonił dzwonek na lekcję. Pociągnęłam za sobą Alice i ruszyłyśmy
w kierunku sali w której miałyśmy mieć lekcję zostawiając obu chłopaków za sobą.
Do klasy weszłyśmy tuż przed nauczycielem. Poczułam na sobie czyjeś spojrzenie.
Rozejrzałam się i po chwili zauważyłam Mike’a który bacznie mi się przygląda. No tak. To był
przecież przyjaciel Edwarda….
W połowie lekcji dostałam małą karteczkę. Rozłożyłam ją i przeczytałam: „Bella, co się stało?
Podobno od kilku dni unikasz Edwarda. On się o Ciebie martwi….” „Nie Twoja sprawa” – odpisałam
i oddałam mu kartkę. Gdy lekcja się skończyła Mike podszedł do mnie.
- Bells… - zaczął
- Mike, odczep się. To nie twoja sprawa – warknęłam.
- Ale co się stało? – nie dawał za wygraną.
13 | S t r o n a
- On już doskonale wie co się stało – odezwała się Alice po czym wzięła mnie za rękę
i wyszłyśmy z klasy.
Szybki rzut oka na sytuację z punktu widzenia Edwarda
Nie rozumiałem co się dzieje. Od kilku dni Bella nie odbierała moich telefonów, nie
odpisywała na smsy. Gdy wróciłem z nart pojechałem do niej, ale jej mama powiedziała mi że wyszła.
Miałem wrażenie, że kłamie, że Bella jest w domu, ale… przecież nie mogłem tego sprawdzić bo
Rennee Swan nie wpuściła mnie do swojego domu…
Zadzwoniłem do Mike’a czy coś wie, ale on też nie miał pojęcia co się stało. Pozostało mi
tylko czekać na koniec ferii. Porozmawiam z nią w szkole – postanowiłem.
Nadszedł wreszcie poniedziałek. Od samego rana byłem zdenerwowany. Nie potrafiłem tego
wyjaśnić, ale bałem się, że Bella nie będzie chciała ze mną rozmawiać. Czekałem na nią na korytarzu.
Co chwila zerkałem na zegarek. Zaraz powinna przyjść. Jest!
- Bella – zawołałem ją. Nie odpowiedziała. Szła dalej z Alice i jakimś chłopakiem. Kim on
jest? – nie wiedziałem. W pewnym momencie ten chłopak objął ją ramieniem i pocałował w policzek.
Moją Bellę ktoś pocałował! Zawrzało we mnie. Na dodatek ten chłopak ruszył w moją stronę
- Odczep się od niej – warknął gdy stanął przede mną.
- Co?
- Zostaw Bellę w spokoju.
- A tobie co do tego?
- Widocznie coś do tego mam. A jeśli jesteś takim skończonym kretynem że nie potrafisz tego
zrozumieć to już nie moja wina. Trzeba było docenić to co się miało…
Jak to „to co się miało”? Straciłem Bellę? – zastanowiłem się i spojrzałem na nią. Stała
z Alice oparta o ścianę. Po chwili spojrzała na mnie. Jej cudowne czekoladowe oczy były pełne
smutku. Nie rozumiałem co się stało. Skąd ta zmiana? Coś podpowiadało mi, że ten chłopak, który do
mnie podszedł miał coś z tym wspólnego, ale co? – tego nie wiedziałem. Byłem pewny jednego – ten
wysoki Indianin kimkolwiek był trafił na moją czarną listę…..
14 | S t r o n a
RRoozzddzziiaałł 33
Bella:
To wszystko było dla mnie za trudne. Widok Edwarda, jego cudnych zielonych oczu łamał mi
serce. Nie umiałam się odnaleźć w tej sytuacji. Na szczęście była przy mnie Alice jak również
Jacob… Jacob… Dziwny z niego chłopak… Praktycznie się nie znaliśmy a on stanął w mojej obronie
i ochronił przed spotkaniem twarzą w twarz z Edwardem… Edward… Kochałam go a jednocześnie
Nienawidziłam. Tak bardzo mnie zranił, zawiódł moje zaufanie…
- Panno Swan, czy mogłaby pani zaszczycić mnie choć na chwilę swoją uwagą? – usłyszałam
głos pana Berty’ego. Spojrzałam na nauczyciela
- Przepraszam… Zamyśliłam się… – mruknęłam zmieszana.
- Nie dało się tego faktu nie zauważyć….. – odpowiedział po czym dodał – czy skoro już
zwróciłaś na mnie swoją uwagę to czy mogłabyś to zanieść do C5 dla pani Wilson? – wyciągnął
w moim kierunku jakąś książkę
- Oczywiście. – odparłam wstając z ławki. Wzięłam książkę i po chwili wyszłam na korytarz.
Szłam wolno w kierunku pawilonu C. Nie śpieszyło mi się wracać na lekcję. Jeszcze Berty
wpadnie na pomysł by mnie odpytać… - pomyślałam dochodząc do drzwi z numerem „C5”.
Zapukałam po czym uchyliłam drzwi
- Dzień dobry pani Wilson. Pan Berty przesyła… – urwałam gdy zorientowałam się w czyjej
klasie jestem. Przed sobą widziałam zarówno Jacoba jak i… Edwarda.
- A dziękuję…. – odpowiedziała nauczycielka na widok trzymanej w moim ręku książki.
Zebrałam się w sobie i przeszłam przez całą klasę podchodząc do biurka nauczyciela. Wbiłam wzrok
w książkę. Nie chciałam widzieć Edwarda choć czułam na sobie jego wzrok.
Podałam książkę nauczycielce po czym natychmiast odwróciłam się i ruszyłam w kierunku
drzwi. Gdy byłam już na korytarzy odetchnęłam z ulgą. Chciałam jak najszybciej znaleźć się jak
najdalej od tej sali, od Edwarda. Nagle ktoś złapał mnie za ramię. Zatrzymałam się i zerknęłam za
siebie. Cudowne, zielone oczy patrzyły na mnie intensywnie.
- Bello…. – szepnął.
- Co chcesz? – warknęłam.
- Musimy porozmawiać….. – odparł błagalnym tonem.
- Nie chcę z tobą rozmawiać…. Nie zauważyłeś?
15 | S t r o n a
- Ale…
- Zostaw mnie w spokoju! – podniosłam głos. Mało obchodziło mnie to, że sporo osób
w szkole teraz mnie słyszy
W tym momencie rozległ się dzwonek na przerwę. Na korytarz zaczęli wychodzić uczniowie.
Wykorzystałam zamieszanie i wyrwałam Edwardowi rękę z uścisku po czym pobiegłam w kierunku
klasy w której miałam lekcję. Alice już czekała na mnie z moim plecakiem.
- Co się stało? – spytała na mój widok.
- Nic. To była jego klasa…
- I…?
- Wyszedł za mną na korytarz. Chciał porozmawiać….. kazałam mu się ode mnie odczepić…
- A może….?
- Co? Co może?! Alice. Co on ma mi do powiedzenia? Zdradził mnie! Głupie „przepraszam”
tu nic nie zmieni….. – walczyłam z łzami. To było dla mnie za wiele. Nagle ktoś do nas podszedł.
Odwróciłam się. Jacob patrzył na mnie niepewnie.
- W porządku? – spytał.
- Tak, dzięki….. – mruknęłam biorąc głęboki oddech.
- Jak mam mu wyraźnie powiedzieć by się od Ciebie odczepił to….
- Jake…. Daj spokój. To nie jest tego warte…
- Ty jesteś… - szepnął uśmiechając się.
- Czy ja wam przeszkadzam? Mam sobie iść? – zaśmiała się Alice.
- Nie… no coś ty – zaprotestowałam odsuwając się od Jacoba. Jakim cudem on stał tak blisko
mnie?
- Lecę dziewczyny. Mam teraz wf. A wy co?
- Okienko….. możemy przyjść pokibicować? – palnęłam bez zastanowienia.
- No pewnie…. – Jacob rozpromienił się i po chwili udał się w kierunku przebieralni.
Zadzwonił dzwonek na lekcję. Razem z Alice udałyśmy się na salę gimnastyczną i usiadłyśmy
na ławkach dla widzów. Siedziało tam już kilka osób, więc nie rzucałyśmy się w oczy. Gdy na salę
wbiegli zawodnicy uświadomiłam sobie w co się wpakowałam. Przecież Jacob był w klasie z
Edwardem. Skoro jeden miał teraz wf to drugi…. Też…. Po chwili zobaczyłam go wbiegającego na
salę. W sportowym stroju wyglądał tak dobrze… Stop! Przestań! – nakazałam sobie w myślach.
Początkowo Edward mnie nie zauważył. Śledził wzrokiem Jacoba. Widać było jak na dłoni że tych
dwóch nie zostaną dobrymi kumplami.
Siedziałam z Alice obserwując grę. W pewnym momencie Jacob spojrzał na widownię i nas
zobaczył. Gdy nasze spojrzenia się spotkały uśmiechnął się i pomachał mi. Po chwili Alice szepnęła
do mnie.
- Zauważył cię….
16 | S t r o n a
Nie musiała mówić kto. Doskonale to wiedziałam. Kątem oka widziałam te cudne zielone
oczy przeskakujące ze mnie na Jacoba i na powrót.
- No dobra panowie. Zaczynamy! – zawołał trener. – Jacob Black… Ty jesteś nowy…
- Tak panie trenerze.
- No dobra. Pokarz co potrafisz… jak się okaże że jesteś dobry to może weźmiemy cię do
drużyny…
Zauważyłam, że na słowa trenera Edward się najeżył. Jego spojrzenie mówiło jedno „po moim
trupie”. Zaczęła się gra. Obserwowałam biegających po boisku zawodników z coraz większym
niepokojem. Zagrania Edwarda były bardzo ostre. Szczególnie wobec Jacoba. W pewnym momencie
Jake przejął piłkę i zaczął z nią biec w kierunku kosza. Był już blisko kiedy Edward podbiegł do
niego. Przyblokował go. Zrobił to jednak na tyle ostro, że Jake wylądował na podłodze. Poderwał się
prawie natychmiast i stanął twarzą w twarz z rywalem zaciskając pięści. Siedziałam za daleko by
słyszeć ich wymianę zdań, ale można było się domyśleć, że nie jest to przyjazna pogawędka…
Jacob:
Siedziałem właśnie na hiszpańskim kiedy ktoś zapukał do drzwi. Po chwili w progu
stanęła Bella. Spojrzała na mnie, potem na siedzącego niedaleko mnie rudzielca. On również
na nią patrzył. Ten facet mnie drażnił. Nie wiedziałem co jej zrobił, ale musiał ją bardzo
skrzywdzić. Miałem ochotę mu przyłożyć. Jakim trzeba być kretynem by skrzywdzić kogoś
takiego jak ona?
Dziewczyna podeszła do biurka nauczyciela, zostawiła książkę i natychmiast wyszła
z sali nie podnosząc głowy. Gdy tylko drzwi się za nią zamknęły ten idiota podniósł rękę
- Słucham Edwardzie? – spytała nauczycielka. Aha, czyli rudzielec to Edward…
- Czy mogę na chwilę wyjść z sali? – spytał.
- No… dobrze… idź…
Chłopak wstał i ruszył w kierunku drzwi. Wkurzyłem się. Wiedziałem, że wyszedł
z klasy by porozmawiać z Bellą. Miałem ochotę wyjść za nim by nie pozwolić mu zamienić
z tą dziewczyną choć kilku słów. Chciałem ją chronić. Na parę minut później zadzwonił
dzwonek na przerwę. Natychmiast podniosłem się z ławki. W drzwiach minąłem Edwarda.
Miał dziwny wyraz twarzy. Jakby nie wiedział co się wokół niego dzieje. Wyszedłem na
korytarz. Belli nigdzie nie było. Ruszyłem w kierunku sali gdzie miała mieć lekcję. Stała z
Alice. Wyglądała na wzburzoną. Podszedłem do nich.
- W porządku? – spytałem.
- Tak, dzięki…. – mruknęła. Marna była z niej aktorka. Widać było jak na dłoni że
kłamie.
17 | S t r o n a
- Jak mam mu wyraźnie powiedzieć by się od Ciebie odczepił to… - zacząłem
przysuwając się do niej.
- Jake…. Daj spokój. To nie jest tego warte…
- Ty jesteś… - szepnąłem uśmiechając się. Była tak blisko mnie że czułem ciepło jej ciała…
- Czy ja wam przeszkadzam? Mam sobie iść? – zaśmiała się Alice.
- Nie… no coś ty – Bella od razu ode mnie odskoczyła. Wyglądała na zaskoczoną, że znalazła
się tak blisko mnie.
- Lecę dziewczyny. Mam teraz wf. A wy co? – spytałem by szybko odwrócić ich uwagę od
zaistniałej sytuacji.
- Okienko… możemy przyjść pokibicować? – spytała Bella wbijając wzrok w podłogę.
- No pewnie – ucieszyło mnie to pytanie. Chciała spędzać czas ze mną… no może nie do
końca ze mną bo na sali gimnastycznej będzie jeszcze sporo osób, ale mimo wszystko… Jak w
skowronkach pobiegłem do przebieralni. A tam już na wejściu czekała mnie przykra niespodzianka.
Edward siedział przy jednej z szafek. No tak. Zapomniałem że jesteśmy w jednej klasie. A może ona
chce przyjść ze względu na niego? – zastanowiłem się – nie… unika go… może zapomniała że też
będzie na sali? – próbowałem się pocieszyć.
- No super. Mamy dziś kosza – krzyknął jeden z naszych klasowych kolegów. Chyba mu było
Jasper albo jakoś tak…
Wszyscy jak na komendę nabrali entuzjazmu. Też się ucieszyłem. Lubiłem kosza. Mogłem
nieśmiało nawet stwierdzić że byłem w niego całkiem niezły.
- Ej.. Jacob, tak? – spytał mnie Jasper.
- Tak….. – odparłem odwracając się do niego.
- Znasz się na koszu?
- Grywało się tu i tam…. – odparłem wzruszając ramionami. Po co będę opowiadał że dzięki
mnie moja poprzednia szkoła zyskała mistrzostwo stanu? Lepiej niech mnie zobaczą w grze.
Wbiegliśmy na salę. Zauważyłem, że pan „skończony kretyn” bacznie mi się przygląda. Ciekawe o co
mu chodzi… W jego spojrzeniu nie zauważyłem nic sympatycznego. W sumie to nie miał powodów
by mnie lubić. Pewnie mnie postrzegał jako źródło problemów z Bellą…. – pomyślałem – Właśnie…
Bella…. Ciekawe czy przyszła…. – spojrzałem na widownię. Po chwili zobaczyłem ją i Alice. Gdy
nasze spojrzenia się skrzyżowały uśmiechnąłem się machając do niej przyjaźnie. Odmachała.
Edward zauważył że komuś macham i rozejrzał się wokół. Po chwili ją zobaczył. Widząc jej
reakcję na mój gest cały się spiął. Chyba chciał coś zrobić, ale w tym momencie na salę wszedł trener.
- No dobra panowie. Zaczynamy! – zawołał. Po chwili spojrzał do swojego notesu i wywołał
mnie – Jacob Black… Ty jesteś nowy…
- Tak panie trenerze.
18 | S t r o n a
- No dobra. Pokarz co potrafisz… jak się okaże że jesteś dobry to może weźmiemy cię do
drużyny…
Zerknąłem na mojego rywala. Cały kipiał. Eh… gdyby spojrzenia mogły zabijać ze mnie
zostałaby kupka popiołu… Oj będzie ciekawie… - pomyślałem.
Zaczęliśmy grać. Byłem z tym rudzielcem w przeciwnych drużynach. Musiałem przyznać, że
grał nieźle, choć dość brutalnie. Choć pewnie chciał wyładować kipiącą w nim złość. Nie trudno było
odgadnąć przeciwko komu była ona skierowania. Jego bloki w stosunku do mnie były dość mocne.
Ostro pogrywasz….
- Jake łap – zawołał do mnie jeden z kompanów z drużyny rzucając mi piłkę. Miałem pustą
drogę do kosza. Miałem już rzucić kiedy poczułem cios w żebra. Jak długi runąłem na ziemię. Szybko
podniosłem się i stanąłem twarzą w twarz z rywalem.
- Masz jakiś problem? – warknąłem zaciskając pięści. Teraz to we mnie zawrzało.
- Tak. Ty nim jesteś – odparł równie ostro.
- To może rozwiążemy to jak duzi chłopcy a nie jak dzieci w piaskownicy którym chyba
jesteś…
- Nie pozwalaj sobie…
- Oj już się boję… - zadrwiłem. Ten typek działał mi na nerwy jak cholera. Aż się prosił o to
by mu przyłożyć.
- Ona jest moja… - warknął Edward.
- Chyba była…
- Nie wiem coś ty jej zrobił, ale ja łatwo nie odpuszczę…
- Przemyśl lepiej swoje zachowanie…
- Ej.. panowie… co tu się dzieje? – trener podszedł do nas delikatnie odsuwając nas od siebie.
- Nic… – odparłem spokojnym tonem. Spojrzenie Edwarda mówiło co innego.
- Nie chcę tu żadnych bójek… – powiedział trener patrząc na nas – Black, naprawdę tak
chcesz zacząć naszą współpracę?
- Nie panie trenerze. – odpowiedziałem rozluźniając mięśnie. Wiedziałem jednak, że starcie
z tym rudzielcem jest nieuniknione.
Odwróciłem się i spojrzałem na Bellę. Patrzyła na nas a w jej oczach widać było niepokój.
Bała się naszej konfrontacji. Ciekaw byłem tylko o którego z nas bardziej się bała…
Bella:
Dni mijały po woli. Edward kilkakrotnie próbował ze mną porozmawiać lecz ja uparcie nie
chciałam z nim rozmawiać. Czasami ogarniały mnie wątpliwości nad sensem własnego zachowania.
Może powinnam jednak z nim porozmawiać? Ale z drugiej strony co mi by powiedział? Przyznałby
się do zdrady? Wątpię. Nie wiedział że go nakryłam. Może powinnam była mu o tym powiedzieć? Ale
z drugiej strony…. Przecież nie będę się przed nim poniżać…. Sam powinien dojść do tego….. W tym
19 | S t r o n a
tygodniu miały się rozpocząć rozgrywki w kosza. Jacob został przyjęty do drużyny chociaż jej kapitan
bardzo przeciw temu protestował. No cóż. Od samego początku widać było, ze Jacob i Edward nie
przypadli sobie do gustu chociaż chyba tylko ja, Alice oraz oczywiście oni dwaj wiedzieli jaki jest
prawdziwy powód ich wzajemnej niechęci.
Dzień pierwszego meczu zaczął się dla mnie dość dziwnie. Od rana dręczyło mnie jakieś
dziwne przeczucie, że zdarzy się coś niesamowitego. Byłam rozkojarzona. Nie mogłam się na niczym
skupić.
- Co się z tobą dziś dzieje? – spytała mnie Alice gdy szłyśmy w kierunku sali gimnastycznej.
- Nic… czemu pytasz? – skłamałam.
- Bo po raz cześć trzeci pytam się czy idziemy po meczu do kina…
- Nie wiem… zobaczymy… - odparłam.
Weszłyśmy na salę. Było już sporo ludzi. Zajęłyśmy miejsce gdzieś po środku trybuny.
Rozejrzałam się po sali. I nagle zamarłam.
- Alice… - pociągnęłam przyjaciółkę za rękaw – Czy ja mam zwidy?
- Co? – zdziwiła się
- No zobacz tam… - wskazałam jej stojącego bokiem do nas chłopaka. Wysoki brunet o
piwnych oczach. Wyglądał zupełnie jak… Edward…..
RRoozzddzziiaałł 44
Bella:
Patrzyłam na tego sobowtóra Edwarda nie mogąc w to uwierzyć. Kim był ten chłopak? Co tu
robił? – te pytania tłukły się po mojej głowie. Przyglądałam się mu zafascynowana. W pewnym
monecie tajemniczy chłopak uśmiechnął się szeroko. Rozejrzałam się wokół próbując odkryć do kogo
ten chłopak się uśmiechał. Zobaczyłam Edwarda. Również się śmiał i kiwnął ręką w stronę
nieznajomego. A więc się znają…
- Może to jakiś jego kuzyn albo brat… – powiedziała Alice.
- Aż tak podobni?
- Bello… - zaczęła nagle moja przyjaciółka – A może…
- Co?
- A może ten chłopak którego widziałaś w tym hotelu to był on?
20 | S t r o n a
- Nie… no coś ty… - zaprzeczyłam, choć w moim umyśle zapaliła się mała lampka z napisem
„wątpliwości”. Co jeśli Alice miała rację? Nie… nie możliwe… przecież widziałam Edwarda… Przez
cały mecz myślałam tylko o tym. W ogóle nie docierało do mnie co dzieje się na boisku. Ten
tajemniczy sobowtór Edwarda skutecznie namieszał mi w głowie. Chciałam poznać prawdę, ale…
musiałabym stanąć twarzą w twarz z Edwardem, porozmawiać z nim… a przecież ostatnie dni
skutecznie go unikałam. Teraz to już nawet przestał próbować ze mną porozmawiać… może mu
przeszło?
Edward:
Ostatnie dni były koszmarne. Chciałem wyjaśnić wszystko z Bellą, ale ona nie dawała mi na
to nawet cienia szansy. Na dodatek ten dupek Jacob ciągle kręcił się koło niej. W szkole po prostu nie
miałem szans aby z nią porozmawiać. Poza nią? Nie odbierała ode mnie telefonów, jak przychodziłem
to ciągle „jej nie było”. Byłem całkowicie skołowany. Nie miałem pojęcia co się stało i skąd u niej
taka nagła zmiana. Może jak wyjechałem na narty to kogoś poznała? Może już jej na mnie nie
zależało? Ta świadomość bolała. I to cholernie. Była dla najważniejszą istotą na świecie. Z czasem po
prostu przestałem do niej dzwonić. Chciałem dać jej trochę czasu…. Może z czasem wszystko się
wyjaśni? Leżałem w swoim pokoju i po raz kolejny próbowałem bezskutecznie rozwikłać zagadkę
dziwnego zachowania Belli.
- No jak tam młody? Dziś zaczynają się rozgrywki? – spytał tata wchodząc do mojego pokoju.
- Co? A tak… dziś mecz…. – mruknąłem.
- Zapomniałeś? Ty? Kapitan drużyny? – zdziwił się ojciec.
- Nie… po prostu tylko się zamyśliłem… - odparłem wstając z łóżka – co tam?
- Chciałem tylko powiedzieć, że Emmett przyjeżdża. Dzwonił, że będzie na meczu.
- OK.
Zebrałem się do szkoły. Lekcje były jakby obok mnie… w ogóle nie docierało do mnie co się
dzieje. Na szczęście ze względu na rozpoczynające się dziś rozgrywki nauczyciele dali wszystkim
członkom drużyny fory. W końcu nadeszła pora meczu. W szatni oczywiście wpadłem na Jacoba.
Miałem mu ochotę przyłożyć, ale postanowiłem, że będę go po prostu ignorował.
Gdy wybiegliśmy na boisko od razu zauważyłem mojego Emmetta. Patrzył na mnie
uśmiechając się szeroko. Odpowiedziałem uśmiechem i kiwnąłem ręką. Po chwili rozejrzałem się po
widowni. Szukałem Belli. Po chwili zobaczyłem ją. Siedziała z Alice i… przyglądała się Emmettowi.
Wydawała się zaskoczona jego widokiem. No tak… ona nie wie że mam brata tak do mnie
podobnego! – uświadomiłem sobie – A może…. może ona go zobaczyła w jakiejś sytuacji i pomyślała
że to ja? Nie… powiedziałaby mi to… - odrzuciłem tą myśl gdyż wydawała mi się całkowicie
absurdalna.
Mecz się rozpoczął. Co jak co, ale mimo całej niechęci jaką żywiłem do Jacoba musiałem
przyznać, że w kosza był naprawdę niezły. Dzięki niemu szybko zdobyliśmy przewagę punktową.
21 | S t r o n a
Zbliżał się koniec pierwszej połowy. Piłka była po naszej stronie. Jared podał mi ją i ruszył w
kierunku kosza by wysunąć się na lepszą pozycję. Szybko rozejrzałem się wokół. Właściwie mogłem
podać ją Jaredowi albo Jacobowi przy czym Jake był na dużo lepszej pozycji. Mogliśmy zdobyć
kolejne punkty. Uniosłem ręce do góry by rzucić piłkę kiedy nagle poczułem mocne uderzenie w bok.
Zamroczyło mnie. Nie wiedziałem co się dzieje. Ktoś mnie wołał? Nie możliwe. W tym harmiderze
bym tego nie usłyszał. Jak przez mgłę słyszałem dźwięk gwizdka sędziego i przytłumione wołania
kolegów. Jedyne co byłem w stanie stwierdzić to to, że leżałem na ziemi. Co ja do cholery tu robiłem?
Chciałem wstać, ale ból w klatce mi na to nie pozwolił. Po chwili pojawił się obok mnie trener
z naszym lekarzem.
- W porządku? Jesteś w stanie się podnieść? – spytali niemal równocześnie.
- N…. nie… - wykrztusiłem z trudem łapiąc oddech.
- Dzwoń po karetkę. Sam sobie nie poradzę – zadecydował lekarz. A ja po prostu
odpłynąłem….
Bella:
Coraz bardziej zbierałam się do przekonania siebie czy może nie porozmawiać z Edwardem.
Może w przerwie uda mi się jakoś do niego podejść? Spojrzałam na wielki zegar. Jeszcze dwie
minuty. Śledziłam uważnie grę. Edward przejął piłkę i zamierzał właśnie przekazać ją któremuś
z chłopaków, kiedy… kiedy zauważyłam jak jeden z przeciwników biegnie w jego kierunku. Był
wielki, masywny.
- Edward!!! – wrzasnęłam na całe gardło.
W tym samym momencie przeciwnik uderzył w mojego ukochanego (tak, ja go wciąż jak
głupia kochałam nie wiedząc na co liczę i czekam). Chłopak zachwiał się, pobladł i runął na ziemię.
Widać było że ma problemy z oddychaniem. Usiłował się podnieść, ale nie był w stanie. Serce mi
zamarło. Chciałam znaleźć się przy nim, ale był otoczony przez lekarza, trenera, sędziego no i całą
drużynę. Nie przedarłabym się. Na sali zapanowała kompletna cisza. Wszyscy w napięciu śledzili to,
co się dzieje na boisku. Po 10 minutach, które wydawały mi się wiecznością usłyszałam sygnał
nadjeżdżającej karetki. Było aż tak źle? Łzy napłynęły mi do oczu.
- Bello, oddychaj – głos Alice wdarł się do mojej świadomości. Spojrzałam na nią i dopiero
w tym momencie uświadomiłam sobie, że wstrzymuję powietrze. Wypuściłam je ze świstem
- Alice…. – zaczęłam drżącym głosem
- Nic mu nie będzie. Patrz. Jest doktor Martins. On jest najlepszy…
I to miało mnie pocieszyć?
- Alice… jak jemu coś się stanie to sobie tego nie daruję.
- Nic mu nie będzie. Spokojnie. Pewnie zabiorą go tylko na rutynowe badania. Jak chcesz to
jutro po lekcjach do niego pojedziemy.
22 | S t r o n a
Kiwnęłam twierdząco głową. W między czasie sanitariusze położyli bladego Edwarda na
nosze i założyli mu maseczkę z tlenem po czym stawiając nosze na kółkach pociągnęli je w kierunku
wyjścia. Śledziłam ich wzrokiem i modliłam się aby moja przyjaciółka miała rację i Edward z tego
wyjdzie. Kiedy medycy opuścili salę sędzia wezwał do siebie trenerów przeciwnych drużyn i zaczął
z nimi o czymś dyskutować. Wszyscy czekali w napięciu. Po jakiś 5 – 10 minutach sędzia zwrócił się
do wszystkich zgromadzonych
- Uznaliśmy że nie przerwiemy meczu. Kapitana drużyny Jastrzębi zastąpi ktoś z ławki
rezerwowych. Natomiast zawodnik który dopuścił się tego faulu zostanie zawieszony do końca
sezonu. To było bardzo nieczyste zagranie i nie zamierzam tego tolerować. Ten chłopak mógł
zginąć… Wracamy do gry. Piłka po stronie Jastrzębi. Mają dodatkowy rzut. – to powiedziawszy rzucił
piłkę w kierunku Jacoba po czym zagwizdał. Gra rozpoczęła się na nowo, ale ja obserwowałam ją bez
większego zaangażowania. W głowie jak echo odbijały mi się słowa sędziego „ten chłopak mógł
zginąć, mógł zginąć, zginąć…..”
Chłopaki z naszej drużyny dawali z siebie wszystko. Zupełnie jakby chcieli wygrać ten mecz
dla swojego kapitana…. A ja wciąż miałam przed oczami bladą twarz Edwarda wykrzywioną bólem.
Nie mogłam o nim nie myśleć. To wtedy postanowiłam, że z nim porozmawiam, że powiem mu, że
byłam w hotelu, że widziałam go z dziewczyną….. Czy na pewno jego? Zerknęłam na miejsce gdzie
siedział ten klon Edwarda, ale nigdzie go nie widziałam. Nawet nie zauważyłam kiedy znikł.
Edward:
Wszystko docierało do mnie bardzo po woli. Któryś z graczy przeciwnej drużyny uderzył we
mnie. Zrobił to z taką siłą, że mnie zamroczyło. Czy ja naprawdę słyszałem głos mojej Belli jak
krzyczała moje imię? Nie… to mi się wydawało. Przewieźli mnie do szpitala. Tam już byli moi
rodzice do których zadzwonił Emmett.
- Edwardzie! – zawołała moja mama jak tylko wwieźli mnie do szpitala – Jak się czujesz?
- Jakbym się z ciężarówką zderzył – odparłem słabym głosem. Wciąż oddychałem przez
maskę.
- Stary, on był jak ciężarówa…. – zaśmiał się Emmett.
- Przepraszam, ale zabieramy pacjenta na badania. Musimy sprawdzić czy nie doszło do jakiś
wewnętrznych urazów – odezwał się lekarz – Państwa zapraszam do rejestracji w celu wypełnienia
wszystkich papierków.
- Oczywiście. Zobaczymy się później synu. – powiedział mój tata
- Jasne…
Zrobili mi wszystkie możliwe badania, które nic nie wykazały, ale i tak lekarze uparli się, że
zostawiają mnie na noc na obserwacji. A że moi rodzice będą mnie mogli odebrać dopiero po
południu, więc zapowiadał się dzień pełen nudów…. Ciekawe jak mecz? Później zadzwonię do
23 | S t r o n a
chłopaków.. choć znając ich to pewnie ta banda wariatów zjawi się tu 5 minut po tym jak sędzia
odgwiżdże koniec meczu… W sumie niewiele się pomyliłem. Wprawdzie do mojego pokoju wpuścili
tylko trenera, ale słyszałem tą całą zgraję na korytarzu. Kiedy wszyscy sobie poszli i zostałem sam
znów zacząłem myśleć o Belli. Czy choć trochę przejęła się moim wypadkiem? Czy w ogóle zwróciła
na to uwagę? A może już zapomniała o mnie i związała się z Jacobem? – na myśl o tym ogarnęła mnie
złość. W tym momencie drzwi do sali uchyliły się i do środka zajrzała głowa Emmetta.
- Śpisz?
- Nie. Właź – powiedziałem.
Mój brat wgramolił się do środka i usiadł na krześle.
- No… wprawdzie mieliśmy pogadać przy piwie siedząc u was w domu, ale skoro byłeś taki
mądry i dałeś się poturbować to musimy pogadać tu. Mów kto ci leży na sercu.
- Chyba co?
- Daj spokój Edi… znam cię na tyle, że wiem, że jakaś spódniczka owinęła sobie wokół
paluszka mojego braciszka wrzucając go jednocześnie pod pantofel…
- To nie jest byle jaka spódniczka… ta dziewczyna jest…
- Cudowna, wspaniała, urocza i tak dalej i tak dalej… tak, wiem… więc w czym problem?
Opowiedziałem mu o tym jak właściwie z dnia na dzień Bella zaczęła zachowywać się wobec
mnie wrogo, zaczęła unikać a na dodatek pojawił się ten cały Jacob…
- Słuchaj.. powiem ci jedno. Jak stąd wyjdziesz rusz te swoje dumne cztery litery do
kwiaciarni po kwiaty, kup bukiet i pojedź do niej do domu….
- Jej matka mnie nie wpuści
- Cholera jasna. Od kiedy ty taki ugodowy, co? Zawsze jak zamykano przed tobą drzwi to
właziłeś oknem… rusz w końcu mózgownicą bo ktoś naprawdę zwinie ci laskę sprzed nosa…
Miał rację. Musiałem o nią zawalczyć. Może tego chciała? Przecież tyle razy widziałem
smutek w jej oczach. Może na to czekała? A ja co? Jak ostatni tchórzliwy dupek podwinąłem ogon i
uciekłem. Jak tylko stąd wyjdę to o nią zawalczę! – z tym postanowieniem zasnąłem.
Następny dzień dłużył mi się niemiłosiernie. Z utęsknieniem czekałem na 18 kiedy to moi
rodzice mieli po mnie przyjechać. Rano zrobili mi jeszcze kontrolne badania aby upewnić się czy
wszystko w porządku.
Około południa drzwi do mojego pokoju uchyliły się. Zrezygnowany spojrzałem w ich
kierunku zastanawiając się jakich badań mi jeszcze nie zrobili. Zamarłem widząc osobę stojącą w
drzwiach. Moje serce zaczęło bić szalonym rytmem.
- Bella… - szepnąłem
24 | S t r o n a
Bella:
Nie mogłam zupełnie znaleźć sobie miejsca w domu. Po powrocie z meczu opowiedziałam
mamie o wypadku. Postanowiłam też, że następnego dnia po lekcjach pojadę odwiedzić go w szpitalu.
Wiem, że lepiej byłoby zadzwonić do niego do domu i spytać się o jego stan, ale nie byłam w stanie
się przełamać.
Od samego rana nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Lekcje? Zupełnie nie wiedziałam o czym
mówią. Kiedy skończyła się matematyka powiedziałam do Alice
- Jadę do niego…. Teraz…. Zaraz… nie wytrzymam dłużej.
- OK. Powiem, że się źle poczułaś.
- Dzięki kochana.
Jechałam do szpitala cała w nerwach. Co mu powiem? Jak zareaguję na jego widok?
Z drżącym sercem podeszłam do recepcji.
- Dzień dobry. – powiedziałam – chciałam się spytać czy Edward Cullen jest jeszcze państwa
pacjentem? Został wczoraj przywieziony z meczu….
Recepcjonistka spojrzała w papierki i po chwili odezwała się
- Tak. jest w Sali 103. Dziś go wypisujemy.
- Dziękuję…
Po chwili ruszyłam w kierunku sali. Wzięłam głęboki oddech i nacisnęłam na klamkę
delikatnie otwierając drzwi.
Chłopak spojrzał w moim kierunku z rezygnacją, ale kiedy mnie zobaczył jego oczy zapłonęły
a na jego twarzy malowało się zaskoczenie.
- Bella… - szepnął
RRoozzddzziiaałł 55
Bella:
- Cześć… - odezwałam się niepewnie. – Chciałam… chciałam się dowiedzieć jak się
czujesz….
- Nie jest źle. Dziś mnie wypisują…
- Wiem…. Mogę? Nie przeszkadzam?
- Oczywiście nie. Cieszę się, że przyszłaś…
25 | S t r o n a
Podeszłam do stojącego obok łóżka krzesła. Ogarnęły mnie wątpliwości. Czy dobrze zrobiłam
przychodząc tu?
- Bello… - zaczął jakby wyczuł moje wątpliwości. – Wszystko w porządku?
Już chciałam się odezwać, kiedy drzwi do sali otworzyły się.
- No Edi… jak tam? Gotowy do wyjścia – usłyszałam damski głos. Odwróciłam głowę i
zamarłam. W drzwiach stała wysoka zgrabna blondynka. TA blondynka!! Spojrzała na mnie
zaskoczona
- Oj nie wiedziałam, że masz gościa… - powiedziała.
- Nie ma sprawy…. Już idę… nie będę wam przeszkadzać… - zerwałam się z krzesła i
wybiegłam z sali.
- Bella! – usłyszałam tylko głos Edwarda.
Byłam głupia chcąc dać mu szansę! On cały czas spotyka się z tą dziewczyną! Jak mogłam
być taka naiwna?
Edward:
Nie wiedziałem co się stało. Jeszcze chwilę temu moja kochana Bella siedziała koło mojego
łóżka a teraz wybiegła z pokoju jakby przed czymś uciekała. O co w tym wszystkim chodziło?
- Edi…. Przeszkodziłam w czymś? – spytała Rosalie wchodząc do Sali
- Nie… nie wiem….- przyznałem
Po kilku minutach w drzwiach stanął Emmett.
- Ed, czy to nie ta twoja Bella właśnie wybiegła z płaczem ze szpitala? – spytał
- Płakała? – serce ścisnęło mi się z żalu. Moja ukochana płakała i to przeze mnie a ja nie
byłem w stanie tego zmienić…
- Tak.. minęła mnie prawie na mnie wpadając…. Ale chyba nawet nie zauważyła, że tam
stałem… co się stało?
- Też chciałbym to wiedzieć…. Od mojego wyjazdu na narty wszystko idzie nie tak….
najpierw w ogóle się do mnie nie odzywa, kiedy próbowałem z nią porozmawiać to powiedziała mi, że
mam ją zostawić w spokoju… dopiero dziś po raz pierwszy się do mnie odezwała… ale kiedy weszła
Rose i Bella ją zobaczyła to wybiegła stąd jak oparzona…
- Mam! – krzyknęła nagle Rosalie. Spojrzeliśmy na nią zaskoczeni czekając na wyjaśnienie –
Ona jest zazdrosna… - dodała po chwili.
- O co? – zdziwiłem się.
- Nie o co tępaku tylko „o kogo”… O mnie…
- Nie rozumiem… jak może być o ciebie zazdrosna?
- Ed… posłuchaj… może zobaczyła nas razem gdzieś, albo…. Czy ona wie jak Ty i Emmett
jesteście do siebie podobni?
2 | S t r o n a SPIS TREŚCI Rozdział 1……………………………...3 Rozdział 2…………………………….10 Rozdział 3…………………………….14 Rozdział 4…………………………….19 Rozdział 5…………………………….24 Rozdział 6…………………………….29 Rozdział 7…………………………….35 Rozdział 8…………………………….41 Rozdział 9…………………………….47 Epilog………………………………....53
3 | S t r o n a RRoozzddzziiaałł 11 Bella: Zobaczyłam go przypadkiem. Ot zwykłe, przelotne spojrzenie na osobę, która cię mija. Jednak to jedno spojrzenie sprawiło, że zza ciemnych chmur spowijających niebo wyjrzało słońce. Nagle świat wyszedł z tej szarej, ponurej rzeczywistości i wkroczył na różową planetę marzeń i snów. Wszystko zaczęło się pewnego wrześniowego poranka. Od samego rana zapowiadało się na deszcz. Szłam szkolnym korytarzem i rozmyślałam o ostatnich wakacjach, które tak szybko i niepostrzeżenie minęły. Idąc do klasy nie zastanawiałam się nad tym, że tego dnia stanie się coś ważnego w moim życiu. Nagle ktoś wpadł na mnie. Usłyszałam jakieś w locie powiedziane „przepraszam” i znów tylko szkolny hałas. Podniosłam głowę i w tym momencie serce zaczęło mi walić jak szalone, a ręce zadrżały niespokojnie. Szedł z przeciwka. Do tej pory, mimo że od tego czasu minęło tyle czasu, pamiętam jak był ubrany: czarny sweter i czarne dżinsy. Uwielbiam ten kolor. Może to, a może rudy kolor jego włosów tak na mnie podziałały? Nie wiem do tej pory. Szedł z kolegą i rozmawiali o czymś wesołym. Śmiał się. Miał taki słodki uśmiech… kiedy mnie minęli – odwróciłam się. Chciałam jak najdłużej patrzeć na niego. Nagle świat wokół przestał istnieć. Był tylko on. Chłonęłam każde jego słowo, każdy gest… nawet nie wiem jak długo stałam na środku szkolnego korytarza wpatrzona w miejsce gdzie znikli. Do rzeczywistości przywrócił mnie dopiero głos koleżanki: - Bella! Ziemia Cię wzywa! Spojrzałam na nią nieprzytomnie i spytałam: - Alice… czy to możliwe by do naszej szkoły chodził Anioł? - Odbiło ci? – zdziwiła się. - Nie… naprawdę widziałam anioła… rudego… ubranego na czarno – odparłam rozmarzonym głosem. Przyjrzała mi się uważniej po czym pociągnęła mnie za rękaw i skierowałyśmy się w kierunku sali w której miałyśmy mieć lekcję. Gdy weszłam do klasy
4 | S t r o n a poczułam, że ktoś mi się przygląda. Dyskretnie rozejrzałam się wokół. Po chwili zorientowałam się, że w moim kierunku spogląda Mike – blondynek, który przez pewien czas mi się podobał. Gdy do klasy wszedł nauczyciel wiedziałam, że rudzielec z przerwy musi zejść na drugiej miejsce. Niestety. Nie było to takie proste. Nie mogłam o nim nie myśleć. Ciągle widziałam jego zniewalający uśmiech, zielone oczy pełne spokoju i łagodności. Zamiast pisać o działalności lodowca zaczęłam pisać: „ Zobaczyłaś go i pokochałaś… Serce mu swe oddałaś… Nie znasz go i nigdy nie poznasz Lecz mimo to tęsknisz za nim Marzysz, by przeszedł obok, Przez przypadek uśmiechnął się. By przez krótką chwilę być z nim Tak blisko a zarazem tak daleko Od jego serca…” Nagle ktoś zapukał do drzwi i po chwili w progu stanął… on! - Przepraszam panie profesorze, ma pan nasz dziennik? – spytał. Poczułam, że policzki robią mi się coraz bardziej czerwone. Złapałam zapisaną przed chwilą kartkę i dałam nura pod ławkę, że niby coś chowam do plecaka. Gdy musiałam już usiąść normalnie – spojrzałam przez okno. - Tak, ale Edwardzie, mógłbyś przyjść za 5 minut? – spytał nauczyciel - Nie bardzo. Pan Berty mnie nie wypuści ponownie. - No tak… on nie lubi jak uczniowie kręcą się podczas lekcji. Przyślę kogoś. - Dziękuję – powiedział rudzielec i wyszedł. Po jakimś czasie profesor zwrócił się do mnie - Isabello, zanieś to do III c - Dobrze panie profesorze. Kiedy wyszłam na korytarz uświadomiłam sobie, że w ręku mam dziennik jego klasy. Z walącym sercem podeszłam do planu „dziewczyno opanuj się” – pomyślałam idąc do B3. Gdy otworzyłam drzwi na moment zamarłam. Przy tablicy stał właśnie Edward. - Przepraszam, III c? – spytałam z trudem zachowując spokój. - Tak – odpowiedział nauczyciel.
5 | S t r o n a - Pan Marshal przesyła dziennik – powiedziałam wchodząc. Na przerwie opowiedziałam Alice całą sytuację z dziennikiem. Kiedy wyszłyśmy na główny korytarz zobaczyłam, że Edward idzie w naszą stronę. Spuściłam głowę… nie mogłam na niego patrzeć. Wiedziałam, że gdyby na mnie przypadkiem spojrzał to domyślił by się wszystkiego. Nie wiedząc czemu nie chciałam by wiedział… jeszcze nie… kiedy nas minął – odwróciłam się. W tym momencie zobaczyłam jak „mój anioł” pocałował jakąś dziewczynę. To był cios prosto w moje serce. Cała radość życia uciekła bezpowrotnie. Stałam bezradnie jak małe dziecko pośród tłumu. Nie wiedziałam co robić. - Co ci? – spytała Alice. - Nic… - szepnęłam spuszczając głowę. Powoli ruszyłam do C5. Usiadłam w rogu na ławce. Kiedy moja przyjaciółka poszła do toalety do mnie podszedł Mike - Coś się stało? – spytał. - Nic… - Nie martw się. Będzie dobrze… - powiedział jakby nie słyszał mojej odpowiedzi. - Nic nie będzie dobrze. - Skąd taki pesymizm? - Bo on ma dziewczynę – rzuciłam. - Kto? – spytał zaskoczony. - Edward z trze… – zaczęłam i urwałam. - Cullen? – spytał. - Yyy nie wiem… nie znam nazwiska – odpowiedziałam szczerze. - Rudy? - Tak… znasz go? – spytałam zaskoczona. - Można tak powiedzieć… ale… z tego co wiem to on nie ma dziewczyny… - Naprawdę? – spytałam z nadzieją. - 100% Poczułam ulgę i radość. Uśmiechnęłam się. - No… tak lepiej. Uszy do góry. Będzie dobrze – powiedział Mike i odszedł ode mnie Zbliżały się święta Bożego Narodzenia. Któregoś dnia stałam przy szkolnym sklepiku. Jak zwykle marudziłam Jessice o nauczycielach, że mam kupę biegania przed świętami. Nagle ktoś stanął obok mnie. Kątem
6 | S t r o n a oka spostrzegłam znajomy granatowy sweter. Serce zaczęło mi bić jak szalone. „Edward” – pomyślałam i w tym momencie usłyszałam: - Ty jesteś może z II l? - Tak… - odpowiedziałam utkwiłam wzrok w półce z batonami. - Jest może Mike? - Tak… pod A5. - Dzięki. Po 10 minutach przyszła do mnie Alice i stwierdziła, że nie zgadnę kto jest na pawilonie A i rozmawia z Mikelem. - Edward. Wiem. Sama go tam wysłałam. - To co ty tu jeszcze robisz? – spytała zaskoczona i złapała mnie za rękę. - Co ty wyrabiasz? – zaprotestowałam. Alice nic nie odpowiedziała tylko pociągnęła mnie w stronę pawilonu A Kiedy podeszłyśmy pod A5 Edward wciąż tam jeszcze był. Rozmawiał z Mikem. Po chwili obaj spojrzeli na nas. Przez chwilę pomyślałam z przerażeniem, że mój kolega może powiedzieć Edwardowi o tym, że się w nim podkochuję. Nagle obaj ruszyli w naszą stronę. Zamarłam. - Dziewczyny ratujcie… - powiedział Mike i dodał – Edward poszukuje kogoś kto posiada „Otella” - Niestety siostra mi zabrała – odparła Alice. - A mi gdzieś wcięło przy przeprowadzce. – powiedziałam - Szkoda. Tak w ogóle Edward jestem. - A ja Alice a to Bella, miło nam. - Mi również – powiedział z uśmiechem. Myślałam że śnię. Nie mogłam uwierzyć, że go właśnie poznałam. Wiedziałam, że niewiele zapamiętam z tej lekcji. Gdy wyszłam ze szkoły uświadomiłam sobie, że od jutra zaczyna się przerwa świąteczna. - To straszne… - mruknęłam - Co? – spytała zdziwiona Alice. - Najbliższe dwa tygodnie… - Zwariowałaś? Dlacze… a już wiem… nie martw się. Szybko minie. Nagle usłyszałyśmy, że ktoś nas woła. Za nami szedł Mike. - Słuchajcie… wiem, że trochę późno, ale… co robicie w Sylwka? - Spędzamy go u mnie, a co? – spytała Alice. - A może wpadniecie do mnie? Robię imprezę… początek o 19
7 | S t r o n a - Jasne. Dzięki za zaproszenie. Dni do Sylwestra minęły mi jakoś szybko. Postanowiłam, że na imprezę na pożegnanie starego roku odstawię się jak nigdy jeszcze. Gdy zjawiłam się u Mike’a ten nie starał się nawet ukryć jakie wywarło to na nim wrażenie. - Wow… super wyglądasz… - Dziękuję - Odpowiedziałam z uśmiechem. Weszłam do pokoju i usiadłam na fotelu. Właśnie zaczęłam się zastanawiać nad tym jaka jest szansa że Mike zaprosił też i Edwarda, kiedy ktoś podszedł do mnie i powiedział: - Zaryzykuje pani spędzenie wieczoru z facetem w czerni? Podniosłam głowę. Przede mną stał ten cudowny rudzielec o zielonych oczach. - No pewnie – odparłam bez zastanowienia. Usiadł obok mnie i zaczęliśmy gadać. Nawet nie zauważyliśmy, że impreza rozkręciła się na dobre. W pewnym momencie spytał mnie czy zatańczę. Kiwnęłam twierdząco głową i po chwili przytuliłam się do niego. Czułam się wspaniale. - Bello… - zaczął. - Tak? – spytałam podnosząc głowę. Kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały on szepnął „kocham cię”. Nie mogłam w to uwierzyć. On – miłość mojego życia – powiedział, że nie kocha. Do domu wróciłam o 10 rano. Od razu weszłam pod prysznic. Kiedy wyszłam z kabiny usłyszałam dzwonek do drzwi. Zapominając, że jestem w samym ręczniku poszłam otworzyć. Na korytarzu stał… Edward… - Co… co ty tu robisz? – spytałam zaskoczona – byliśmy umówieni? - Nie… po prostu chciałem cię odwiedzić… - Wejdź i rozgość się. – powiedziałam i po chwili zniknęłam w łazience aby się ubrać. Gdy weszłam do pokoju on stał przy półce ze zdjęciami. - Kiedy to zrobiłaś? – spytał pokazując mi swoje zdjęcie. - Dokładnie nie pamiętam… słuchaj… skąd właściwie masz mój adres? - Od Mike’a. Zaczął się luty. Byłam szczęśliwa, że już niedługo ferie. Gdy jednak dowiedziałam się. Że Edward wyjeżdża na narty – od razu przestałam się cieszyć. Podświadomie czułam, że z tego wyjazdu nie wyjdzie nic dobrego. Wiedziałam, że narty to jedyna rzecz, z którą u niego przegrywałam. Namawiał mnie żebym z nim pojechała, ale moi rodzice się nie zgodzili. Obiecaliśmy sobie z Edwardem, że będziemy do siebie dzwonić codziennie. Gdy pewnego
8 | S t r o n a dnia w ogóle się nie odezwał ani nie odbierał moich telefonów – zaczęłam się niepokoić. Przekonałam rodziców aby pozwolili mi polecieć na dwa dni Salt Lake City by stamtąd pojechać do ośrodka narciarskiego Snowbird. O dziwo zgodzili się. Alice oczywiście pojechała ze mną. Gdy znalazłyśmy się w ośrodku udałam się do hotelu, w którym Edward się zatrzymał - Przepraszam, w którym pokoju mieszka Edward Cullen? – spytałam recepcjonistkę - A pani jest kimś z rodziny? – odpowiedziała pytaniem. - Tak… jego siostrą. Telefon mi się rozładował i nie mogłam do niego zadzwonić że przyjechałam…. - Rozumiem. chwileczkę… pokój 213… na drugim piętrze. - Dziękuję. Gdy zapukałam do drzwi – nikt nie otworzył. Odruchowo złapałam za klamkę i nacisnęłam ją. Okazało się, ze drzwi były otwarte. Ostrożnie i powoli weszłam do środka i… zamarłam… zobaczyłam Edwarda z jakąś dziewczyną… byli tak zajęci sobą, że nawet mnie nie zauważyli. Wzięłam głęboki oddech by zapanować nad łzami po czym zamknęłam cicho drzwi i skierowałam się w kierunku wyjścia z budynku - Znalazła pani brata? – zawołała na mój widok recepcjonistka. - Tak, dziękuję – odkrzyknęłam jej walcząc z łzami. Na dworze wpadłam na Alice - Co się…. - Idziemy stąd – przerwałam jej i pociągnęłam za sobą. Wciąż nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Nie mogłam zrozumieć zachowania Edwarda. Nie chciałam go więcej widzieć. A mimo to kochałam go. A może to nie była miłość? Może po prostu byłam zauroczona jego anielskim wyglądem, który tak często idzie w parze z diabelskim charakterem? Usiadłyśmy w jakiejś małej kawiarence - Bells, powiedz co się stało…. - On… on był z jakąś dziewczyną….- wyłkałam. - Co?! - Weszłam do tego cholernego pokoju a on był na łóżku z jakąś blondyną! Nawet mnie nie zauważyli…. - Co za…
9 | S t r o n a - Cześć dziewczynki, macie ochotę na gorącą czekoladę? – spytał jakiś chłopak siadając obok nas - Spadaj…. – warknęłam nawet na niego nie patrząc. On jednak nie dawał za wygraną. - A może będę mógł jakoś pomóc? - Nie rozumiesz po ludzku? Zjeżdżaj stąd! Czy każdy facet to skończony idiota! – wrzasnęłam i dopiero teraz na niego spojrzałam. Był wysoki, miał w sobie coś z Indianina. Musiałam przyznać, że był całkiem przystojny, ale biorąc pod uwagę, że w danej chwili nienawidziłam każdego przedstawiciela płci przeciwnej – zupełnie nie zwróciłam na to uwagi. Chłopak popatrzył na mnie po czym zapisał coś na serwetce i podał mi - Jakbyś zmieniła zdanie… - powiedział po czym odwrócił się i odszedł. - Alice, wracamy do domu. Nic tu po nas – powiedziałam wciskając serwetkę do kieszeni. - Jasne…. – odparła przytulając mnie. Wracałam do domu z ciężkim sercem. Nie mogłam uwierzyć, że moja znajomość z Edwardem się tak skończyła. Ja go naprawdę kochałam a on… złamał mi serce. Mówił, że mnie kocha a gdy tylko znalazł się z dala ode mnie – poderwał jakąś blondynę i się z nią zabawiał w najlepsze. Już nigdy mu nie uwierzę, nigdy nie zaufam żadnemu facetowi…. Mój świat legł w gruzach. Cieszyłam się, że miałam przy sobie Alice. Przez całą drogę podtrzymywała mnie na duchu. Przynajmniej się starała. Nic jednak nie było w stanie poprawić mi samopoczucia. Przed oczami ciągle miałam tą scenę z hotelu. - Alice powiedz mi… jak ja mam po feriach spojrzeć na niego w szkole? – szepnęłam - Damy radę… będę przy tobie – obiecała mi. - Dzięki… kocham cię….. - Ja ciebie też – odparła z uśmiechem. – przetrwamy to razem. – obiecała choć ja nie byłam tego do końca pewna….
10 | S t r o n a RRoozzddzziiaałł 22 Gdy wróciłam do domu rodzice byli zaskoczeni, że przyjechałam wcześniej niż wcześniej to z nimi ustaliłam, ale powiedziałam im, że na razie nie chcę o tym rozmawiać. Od razu poszłam do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi po czym rzuciłam się na łóżko. Znów się rozpłakałam. Wciąż nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam w pokoju hotelowym. Jak on mógł mi to zrobić? – to pytanie ciągle krążyło mi po głowie. Gdy tylko zamykałam oczy widziałam tą blondynkę w jego ramionach. – Jego? Czy to na pewno był on? Przecież nie widziałam jego twarzy…. – pomyślałam, ale szybko odrzuciłam tą myśl – a kto niby miałby być w jego pokoju jak nie on? W tym momencie mój telefon zadzwonił. Spojrzałam na wyświetlacz. Zamarłam gdy przeczytałam „Połączenie: Edward. Odebrać?” Rozpłakałam się jeszcze bardziej. Nie chciałam z nim teraz rozmawiać. Nie byłam w stanie. Po chwili telefon umilkł. Napisałam do Alice by do mnie przyszła po czym wyłączyłam dźwięk w komórce. Moja przyjaciółka przyszła niemal natychmiast. Cóż. Mieszkała w sąsiednim domu, więc daleko nie miała. - Al… ja tego nie wytrzymam…. – powiedziałam przytulając się do niej – Jak ja mam się z nim spotkać? - Bells, dasz radę. Zobaczysz. Na szczęście nie chodzi do naszej klasy a na przerwach będziemy go unikać. - Ale to boli… - Posłuchaj mnie. Żaden, podkreślam, żaden facet nie jest wart twojej choć jednej łzy. Jesteś śliczna, mądra. A jeśli ten dupek zrobił coś takiego – jego strata. Pokaż mu co stracił. - To co mam zrobić? - Olej go. Jak wrócimy do szkoły traktuj jak powietrze… A najlepiej jakby… - Co? - Najlepiej jakby pojawił się jakiś facet, który by za tobą latał… - Alice, ja teraz nie jestem w stanie myśleć o chłopakach… - Wiem, wiem… nie martw się. Ja już coś wymyślę by się odegrać na tym dupku. Kochana Alice. Zawsze mogłam na nią liczyć… Ferie dobiegły końca. Przez te kilka dni Edward dzwonił wielokrotnie zarówno na moją komórkę jak i do domu. Był kilka razy u mnie, ale poprosiłam mamę by za każdym razem mówiła, że
11 | S t r o n a mnie nie ma, że gdzieś wyszłam i nie wie kiedy wrócę. Na szczęście zgodziła się na to nie zadając żadnych pytań. Wiedziała, że jak będę gotowa to sama jej powiem o wszystkim. Gdy w poniedziałek rano szykowałam się do szkoły wciąż miałam mętlik w głowie. Bałam się spotkania z Edwardem. Wiedziałam, że w szkole nie będę mogła go całkowicie unikać. Kiedyś w końcu go spotkam. Musiałam być na to spotkanie gotowa. Alice przyszła po mnie i razem ruszyłyśmy na przystanek autobusowy. Gdy do niego wsiadłyśmy moja przyjaciółka dyskretnie pociągnęła mnie za rękaw i szepnęła do ucha - Czy to nie ten chłopak co do nas wtedy zagadał? - Kiedy? – zdziwiłam się. - No… wtedy w górach… Nim zdążyłam odpowiedzieć kierowca zwrócił nam uwagę żebyśmy w końcu usiadły. Mruknęłam tylko „przepraszam” i ruszyłam w kierunku wolnych miejsc które znajdowały się w rzędzie przed tym chłopakiem. Im bardziej się do niego zbliżałyśmy tym byłam bardziej pewna, że to był on. Siedział i coś czytał. W pewnym momencie podniósł głowę i nasze spojrzenia się skrzyżowały. Chyba też nas poznał bo uśmiechnął się do nas. - O… cześć…. – odezwał się gdy usiadłyśmy. - Hej. - Miałem nadzieję, że zadzwonisz, ale widzę, że los mi bardziej sprzyja…. – zaśmiał się - widzę, że dziś jesteś w lepszym nastroju… Przypomniało mi się nasze poprzednie spotkanie i to w jaki sposób go potraktowałam. Zrobiło mi się głupio. - Wiesz… chciałam cię przeprosić za tamto… Miałam… Koszmarny dzień… - Domyśliłem się. Chciałbym tylko dorwać tego kretyna przez którego wtedy tak płakałaś… Spojrzałam na niego zaskoczona - No co? – spytał widząc wielkie znaki zapytania w naszych oczach – Taka śliczna dziewczyna nie powinna płakać przez faceta. A jeśli tak się stało to należy skopać takiemu delikwentowi tyłek by przekopać mu rozum na miejsce… a tak w ogóle Jacob jestem. - Bella, a to Alice. - Miło mi. A w ogóle co tu robisz, że się spytam – odezwała się moja przyjaciółka. - Moi rodzice się tu przenieśli a ja mam chodzić do tutejszego West High… Mam nadzieję, że do dobrego autobusu wsiadłem… Nie chciałbym dać plamy pierwszego dnia… - Los ci chyba rzeczywiście dziś sprzyja – uśmiechnęłam się – my też chodzimy do tej szkoły… - Super…. A która klasa? Jeśli mogę spytać - Druga… - Ja do trzeciej c…
12 | S t r o n a Zamarłam. On ma chodzić do tej samej klasy co Edward… zerknęłam na Alice. - Oj… czy coś z ta klasą jest nie tak? – zdziwił się Jacob widząc moją reakcję - Nie, nie… jest spoko, tylko… - zaczęłam się plątać - A… chyba rozumiem… ten chłopak jest z tej klasy? Spojrzałyśmy na niego zaskoczone. Skąd u licha on o tym wie? - Domyśliłem się po waszej reakcji – odpowiedział na nasze niezadane pytanie. Dojechaliśmy do szkoły. Jacob okazał się całkiem sympatycznym chłopakiem. Opowiadał nam o swoim życiu w Nowym Orleanie. O tym jak nie chciał przenosić się do Nowego Yorku i jak ten wyjazd w góry miał być w ramach przeprosin. - Moi rodzice są dość szaleni – wyjaśnił. – wpadli do mojego pokoju i dali bilet na samolot do tego Salt Lake i potwierdzenie rezerwacji w ośrodku narciarskim… no i w ciągu 3 godzin byłem na lotnisku… - zaśmiał się. We trójkę weszliśmy do szkoły - Bella…. – usłyszałam znajomy głos. Moje serce zamarło. Doskonale wiedziałam kto mnie woła. Ścisnęłam dłoń Alice. Bałam się spojrzeć w jego stronę. Bałam się mojej reakcji na widok tych cudnych zielonych oczu, które tak kochałam… Szłam korytarzem z Alice po jednej stronie a Jacobem po drugiej. Nagle poczułam jego dłoń na swoim ramieniu. Zerknęłam na niego zaskoczona. - Pozwól mi to załatwić…. – szepnął mi do ucha. Z daleka wyglądało to tak jakby całował mnie w policzek. Nie mogąc wykrztusić słowa kiwnęłam tylko głową. Jake uśmiechnął się po czym ruszył w kierunku zmierzającego do nas Edwarda. Zatrzymałam się i obserwowałam całą tą scenę. Mój nowy znajomy podszedł do Edwarda i stanął przed nim blokując mu dalszą drogę. Nie byłam w stanie usłyszeć o czym rozmawiali, ale… wymiana zdań nie była przyjazna. Po jakimś czasie zauważyłam, że Edward wbił we mnie spojrzenie. Był zaniepokojony a przede wszystkim zaskoczony. Zupełnie jakby nie wiedział co się stało. Idiota…. Nie dość że mnie zdradził to jeszcze pewnie nie wie… no tak! Przecież oni mnie nie widzieli… – uświadomiłam sobie. W tym momencie zadzwonił dzwonek na lekcję. Pociągnęłam za sobą Alice i ruszyłyśmy w kierunku sali w której miałyśmy mieć lekcję zostawiając obu chłopaków za sobą. Do klasy weszłyśmy tuż przed nauczycielem. Poczułam na sobie czyjeś spojrzenie. Rozejrzałam się i po chwili zauważyłam Mike’a który bacznie mi się przygląda. No tak. To był przecież przyjaciel Edwarda…. W połowie lekcji dostałam małą karteczkę. Rozłożyłam ją i przeczytałam: „Bella, co się stało? Podobno od kilku dni unikasz Edwarda. On się o Ciebie martwi….” „Nie Twoja sprawa” – odpisałam i oddałam mu kartkę. Gdy lekcja się skończyła Mike podszedł do mnie. - Bells… - zaczął - Mike, odczep się. To nie twoja sprawa – warknęłam. - Ale co się stało? – nie dawał za wygraną.
13 | S t r o n a - On już doskonale wie co się stało – odezwała się Alice po czym wzięła mnie za rękę i wyszłyśmy z klasy. Szybki rzut oka na sytuację z punktu widzenia Edwarda Nie rozumiałem co się dzieje. Od kilku dni Bella nie odbierała moich telefonów, nie odpisywała na smsy. Gdy wróciłem z nart pojechałem do niej, ale jej mama powiedziała mi że wyszła. Miałem wrażenie, że kłamie, że Bella jest w domu, ale… przecież nie mogłem tego sprawdzić bo Rennee Swan nie wpuściła mnie do swojego domu… Zadzwoniłem do Mike’a czy coś wie, ale on też nie miał pojęcia co się stało. Pozostało mi tylko czekać na koniec ferii. Porozmawiam z nią w szkole – postanowiłem. Nadszedł wreszcie poniedziałek. Od samego rana byłem zdenerwowany. Nie potrafiłem tego wyjaśnić, ale bałem się, że Bella nie będzie chciała ze mną rozmawiać. Czekałem na nią na korytarzu. Co chwila zerkałem na zegarek. Zaraz powinna przyjść. Jest! - Bella – zawołałem ją. Nie odpowiedziała. Szła dalej z Alice i jakimś chłopakiem. Kim on jest? – nie wiedziałem. W pewnym momencie ten chłopak objął ją ramieniem i pocałował w policzek. Moją Bellę ktoś pocałował! Zawrzało we mnie. Na dodatek ten chłopak ruszył w moją stronę - Odczep się od niej – warknął gdy stanął przede mną. - Co? - Zostaw Bellę w spokoju. - A tobie co do tego? - Widocznie coś do tego mam. A jeśli jesteś takim skończonym kretynem że nie potrafisz tego zrozumieć to już nie moja wina. Trzeba było docenić to co się miało… Jak to „to co się miało”? Straciłem Bellę? – zastanowiłem się i spojrzałem na nią. Stała z Alice oparta o ścianę. Po chwili spojrzała na mnie. Jej cudowne czekoladowe oczy były pełne smutku. Nie rozumiałem co się stało. Skąd ta zmiana? Coś podpowiadało mi, że ten chłopak, który do mnie podszedł miał coś z tym wspólnego, ale co? – tego nie wiedziałem. Byłem pewny jednego – ten wysoki Indianin kimkolwiek był trafił na moją czarną listę…..
14 | S t r o n a RRoozzddzziiaałł 33 Bella: To wszystko było dla mnie za trudne. Widok Edwarda, jego cudnych zielonych oczu łamał mi serce. Nie umiałam się odnaleźć w tej sytuacji. Na szczęście była przy mnie Alice jak również Jacob… Jacob… Dziwny z niego chłopak… Praktycznie się nie znaliśmy a on stanął w mojej obronie i ochronił przed spotkaniem twarzą w twarz z Edwardem… Edward… Kochałam go a jednocześnie Nienawidziłam. Tak bardzo mnie zranił, zawiódł moje zaufanie… - Panno Swan, czy mogłaby pani zaszczycić mnie choć na chwilę swoją uwagą? – usłyszałam głos pana Berty’ego. Spojrzałam na nauczyciela - Przepraszam… Zamyśliłam się… – mruknęłam zmieszana. - Nie dało się tego faktu nie zauważyć….. – odpowiedział po czym dodał – czy skoro już zwróciłaś na mnie swoją uwagę to czy mogłabyś to zanieść do C5 dla pani Wilson? – wyciągnął w moim kierunku jakąś książkę - Oczywiście. – odparłam wstając z ławki. Wzięłam książkę i po chwili wyszłam na korytarz. Szłam wolno w kierunku pawilonu C. Nie śpieszyło mi się wracać na lekcję. Jeszcze Berty wpadnie na pomysł by mnie odpytać… - pomyślałam dochodząc do drzwi z numerem „C5”. Zapukałam po czym uchyliłam drzwi - Dzień dobry pani Wilson. Pan Berty przesyła… – urwałam gdy zorientowałam się w czyjej klasie jestem. Przed sobą widziałam zarówno Jacoba jak i… Edwarda. - A dziękuję…. – odpowiedziała nauczycielka na widok trzymanej w moim ręku książki. Zebrałam się w sobie i przeszłam przez całą klasę podchodząc do biurka nauczyciela. Wbiłam wzrok w książkę. Nie chciałam widzieć Edwarda choć czułam na sobie jego wzrok. Podałam książkę nauczycielce po czym natychmiast odwróciłam się i ruszyłam w kierunku drzwi. Gdy byłam już na korytarzy odetchnęłam z ulgą. Chciałam jak najszybciej znaleźć się jak najdalej od tej sali, od Edwarda. Nagle ktoś złapał mnie za ramię. Zatrzymałam się i zerknęłam za siebie. Cudowne, zielone oczy patrzyły na mnie intensywnie. - Bello…. – szepnął. - Co chcesz? – warknęłam. - Musimy porozmawiać….. – odparł błagalnym tonem. - Nie chcę z tobą rozmawiać…. Nie zauważyłeś?
15 | S t r o n a - Ale… - Zostaw mnie w spokoju! – podniosłam głos. Mało obchodziło mnie to, że sporo osób w szkole teraz mnie słyszy W tym momencie rozległ się dzwonek na przerwę. Na korytarz zaczęli wychodzić uczniowie. Wykorzystałam zamieszanie i wyrwałam Edwardowi rękę z uścisku po czym pobiegłam w kierunku klasy w której miałam lekcję. Alice już czekała na mnie z moim plecakiem. - Co się stało? – spytała na mój widok. - Nic. To była jego klasa… - I…? - Wyszedł za mną na korytarz. Chciał porozmawiać….. kazałam mu się ode mnie odczepić… - A może….? - Co? Co może?! Alice. Co on ma mi do powiedzenia? Zdradził mnie! Głupie „przepraszam” tu nic nie zmieni….. – walczyłam z łzami. To było dla mnie za wiele. Nagle ktoś do nas podszedł. Odwróciłam się. Jacob patrzył na mnie niepewnie. - W porządku? – spytał. - Tak, dzięki….. – mruknęłam biorąc głęboki oddech. - Jak mam mu wyraźnie powiedzieć by się od Ciebie odczepił to…. - Jake…. Daj spokój. To nie jest tego warte… - Ty jesteś… - szepnął uśmiechając się. - Czy ja wam przeszkadzam? Mam sobie iść? – zaśmiała się Alice. - Nie… no coś ty – zaprotestowałam odsuwając się od Jacoba. Jakim cudem on stał tak blisko mnie? - Lecę dziewczyny. Mam teraz wf. A wy co? - Okienko….. możemy przyjść pokibicować? – palnęłam bez zastanowienia. - No pewnie…. – Jacob rozpromienił się i po chwili udał się w kierunku przebieralni. Zadzwonił dzwonek na lekcję. Razem z Alice udałyśmy się na salę gimnastyczną i usiadłyśmy na ławkach dla widzów. Siedziało tam już kilka osób, więc nie rzucałyśmy się w oczy. Gdy na salę wbiegli zawodnicy uświadomiłam sobie w co się wpakowałam. Przecież Jacob był w klasie z Edwardem. Skoro jeden miał teraz wf to drugi…. Też…. Po chwili zobaczyłam go wbiegającego na salę. W sportowym stroju wyglądał tak dobrze… Stop! Przestań! – nakazałam sobie w myślach. Początkowo Edward mnie nie zauważył. Śledził wzrokiem Jacoba. Widać było jak na dłoni że tych dwóch nie zostaną dobrymi kumplami. Siedziałam z Alice obserwując grę. W pewnym momencie Jacob spojrzał na widownię i nas zobaczył. Gdy nasze spojrzenia się spotkały uśmiechnął się i pomachał mi. Po chwili Alice szepnęła do mnie. - Zauważył cię….
16 | S t r o n a Nie musiała mówić kto. Doskonale to wiedziałam. Kątem oka widziałam te cudne zielone oczy przeskakujące ze mnie na Jacoba i na powrót. - No dobra panowie. Zaczynamy! – zawołał trener. – Jacob Black… Ty jesteś nowy… - Tak panie trenerze. - No dobra. Pokarz co potrafisz… jak się okaże że jesteś dobry to może weźmiemy cię do drużyny… Zauważyłam, że na słowa trenera Edward się najeżył. Jego spojrzenie mówiło jedno „po moim trupie”. Zaczęła się gra. Obserwowałam biegających po boisku zawodników z coraz większym niepokojem. Zagrania Edwarda były bardzo ostre. Szczególnie wobec Jacoba. W pewnym momencie Jake przejął piłkę i zaczął z nią biec w kierunku kosza. Był już blisko kiedy Edward podbiegł do niego. Przyblokował go. Zrobił to jednak na tyle ostro, że Jake wylądował na podłodze. Poderwał się prawie natychmiast i stanął twarzą w twarz z rywalem zaciskając pięści. Siedziałam za daleko by słyszeć ich wymianę zdań, ale można było się domyśleć, że nie jest to przyjazna pogawędka… Jacob: Siedziałem właśnie na hiszpańskim kiedy ktoś zapukał do drzwi. Po chwili w progu stanęła Bella. Spojrzała na mnie, potem na siedzącego niedaleko mnie rudzielca. On również na nią patrzył. Ten facet mnie drażnił. Nie wiedziałem co jej zrobił, ale musiał ją bardzo skrzywdzić. Miałem ochotę mu przyłożyć. Jakim trzeba być kretynem by skrzywdzić kogoś takiego jak ona? Dziewczyna podeszła do biurka nauczyciela, zostawiła książkę i natychmiast wyszła z sali nie podnosząc głowy. Gdy tylko drzwi się za nią zamknęły ten idiota podniósł rękę - Słucham Edwardzie? – spytała nauczycielka. Aha, czyli rudzielec to Edward… - Czy mogę na chwilę wyjść z sali? – spytał. - No… dobrze… idź… Chłopak wstał i ruszył w kierunku drzwi. Wkurzyłem się. Wiedziałem, że wyszedł z klasy by porozmawiać z Bellą. Miałem ochotę wyjść za nim by nie pozwolić mu zamienić z tą dziewczyną choć kilku słów. Chciałem ją chronić. Na parę minut później zadzwonił dzwonek na przerwę. Natychmiast podniosłem się z ławki. W drzwiach minąłem Edwarda. Miał dziwny wyraz twarzy. Jakby nie wiedział co się wokół niego dzieje. Wyszedłem na korytarz. Belli nigdzie nie było. Ruszyłem w kierunku sali gdzie miała mieć lekcję. Stała z Alice. Wyglądała na wzburzoną. Podszedłem do nich. - W porządku? – spytałem. - Tak, dzięki…. – mruknęła. Marna była z niej aktorka. Widać było jak na dłoni że kłamie.
17 | S t r o n a - Jak mam mu wyraźnie powiedzieć by się od Ciebie odczepił to… - zacząłem przysuwając się do niej. - Jake…. Daj spokój. To nie jest tego warte… - Ty jesteś… - szepnąłem uśmiechając się. Była tak blisko mnie że czułem ciepło jej ciała… - Czy ja wam przeszkadzam? Mam sobie iść? – zaśmiała się Alice. - Nie… no coś ty – Bella od razu ode mnie odskoczyła. Wyglądała na zaskoczoną, że znalazła się tak blisko mnie. - Lecę dziewczyny. Mam teraz wf. A wy co? – spytałem by szybko odwrócić ich uwagę od zaistniałej sytuacji. - Okienko… możemy przyjść pokibicować? – spytała Bella wbijając wzrok w podłogę. - No pewnie – ucieszyło mnie to pytanie. Chciała spędzać czas ze mną… no może nie do końca ze mną bo na sali gimnastycznej będzie jeszcze sporo osób, ale mimo wszystko… Jak w skowronkach pobiegłem do przebieralni. A tam już na wejściu czekała mnie przykra niespodzianka. Edward siedział przy jednej z szafek. No tak. Zapomniałem że jesteśmy w jednej klasie. A może ona chce przyjść ze względu na niego? – zastanowiłem się – nie… unika go… może zapomniała że też będzie na sali? – próbowałem się pocieszyć. - No super. Mamy dziś kosza – krzyknął jeden z naszych klasowych kolegów. Chyba mu było Jasper albo jakoś tak… Wszyscy jak na komendę nabrali entuzjazmu. Też się ucieszyłem. Lubiłem kosza. Mogłem nieśmiało nawet stwierdzić że byłem w niego całkiem niezły. - Ej.. Jacob, tak? – spytał mnie Jasper. - Tak….. – odparłem odwracając się do niego. - Znasz się na koszu? - Grywało się tu i tam…. – odparłem wzruszając ramionami. Po co będę opowiadał że dzięki mnie moja poprzednia szkoła zyskała mistrzostwo stanu? Lepiej niech mnie zobaczą w grze. Wbiegliśmy na salę. Zauważyłem, że pan „skończony kretyn” bacznie mi się przygląda. Ciekawe o co mu chodzi… W jego spojrzeniu nie zauważyłem nic sympatycznego. W sumie to nie miał powodów by mnie lubić. Pewnie mnie postrzegał jako źródło problemów z Bellą…. – pomyślałem – Właśnie… Bella…. Ciekawe czy przyszła…. – spojrzałem na widownię. Po chwili zobaczyłem ją i Alice. Gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały uśmiechnąłem się machając do niej przyjaźnie. Odmachała. Edward zauważył że komuś macham i rozejrzał się wokół. Po chwili ją zobaczył. Widząc jej reakcję na mój gest cały się spiął. Chyba chciał coś zrobić, ale w tym momencie na salę wszedł trener. - No dobra panowie. Zaczynamy! – zawołał. Po chwili spojrzał do swojego notesu i wywołał mnie – Jacob Black… Ty jesteś nowy… - Tak panie trenerze.
18 | S t r o n a - No dobra. Pokarz co potrafisz… jak się okaże że jesteś dobry to może weźmiemy cię do drużyny… Zerknąłem na mojego rywala. Cały kipiał. Eh… gdyby spojrzenia mogły zabijać ze mnie zostałaby kupka popiołu… Oj będzie ciekawie… - pomyślałem. Zaczęliśmy grać. Byłem z tym rudzielcem w przeciwnych drużynach. Musiałem przyznać, że grał nieźle, choć dość brutalnie. Choć pewnie chciał wyładować kipiącą w nim złość. Nie trudno było odgadnąć przeciwko komu była ona skierowania. Jego bloki w stosunku do mnie były dość mocne. Ostro pogrywasz…. - Jake łap – zawołał do mnie jeden z kompanów z drużyny rzucając mi piłkę. Miałem pustą drogę do kosza. Miałem już rzucić kiedy poczułem cios w żebra. Jak długi runąłem na ziemię. Szybko podniosłem się i stanąłem twarzą w twarz z rywalem. - Masz jakiś problem? – warknąłem zaciskając pięści. Teraz to we mnie zawrzało. - Tak. Ty nim jesteś – odparł równie ostro. - To może rozwiążemy to jak duzi chłopcy a nie jak dzieci w piaskownicy którym chyba jesteś… - Nie pozwalaj sobie… - Oj już się boję… - zadrwiłem. Ten typek działał mi na nerwy jak cholera. Aż się prosił o to by mu przyłożyć. - Ona jest moja… - warknął Edward. - Chyba była… - Nie wiem coś ty jej zrobił, ale ja łatwo nie odpuszczę… - Przemyśl lepiej swoje zachowanie… - Ej.. panowie… co tu się dzieje? – trener podszedł do nas delikatnie odsuwając nas od siebie. - Nic… – odparłem spokojnym tonem. Spojrzenie Edwarda mówiło co innego. - Nie chcę tu żadnych bójek… – powiedział trener patrząc na nas – Black, naprawdę tak chcesz zacząć naszą współpracę? - Nie panie trenerze. – odpowiedziałem rozluźniając mięśnie. Wiedziałem jednak, że starcie z tym rudzielcem jest nieuniknione. Odwróciłem się i spojrzałem na Bellę. Patrzyła na nas a w jej oczach widać było niepokój. Bała się naszej konfrontacji. Ciekaw byłem tylko o którego z nas bardziej się bała… Bella: Dni mijały po woli. Edward kilkakrotnie próbował ze mną porozmawiać lecz ja uparcie nie chciałam z nim rozmawiać. Czasami ogarniały mnie wątpliwości nad sensem własnego zachowania. Może powinnam jednak z nim porozmawiać? Ale z drugiej strony co mi by powiedział? Przyznałby się do zdrady? Wątpię. Nie wiedział że go nakryłam. Może powinnam była mu o tym powiedzieć? Ale z drugiej strony…. Przecież nie będę się przed nim poniżać…. Sam powinien dojść do tego….. W tym
19 | S t r o n a tygodniu miały się rozpocząć rozgrywki w kosza. Jacob został przyjęty do drużyny chociaż jej kapitan bardzo przeciw temu protestował. No cóż. Od samego początku widać było, ze Jacob i Edward nie przypadli sobie do gustu chociaż chyba tylko ja, Alice oraz oczywiście oni dwaj wiedzieli jaki jest prawdziwy powód ich wzajemnej niechęci. Dzień pierwszego meczu zaczął się dla mnie dość dziwnie. Od rana dręczyło mnie jakieś dziwne przeczucie, że zdarzy się coś niesamowitego. Byłam rozkojarzona. Nie mogłam się na niczym skupić. - Co się z tobą dziś dzieje? – spytała mnie Alice gdy szłyśmy w kierunku sali gimnastycznej. - Nic… czemu pytasz? – skłamałam. - Bo po raz cześć trzeci pytam się czy idziemy po meczu do kina… - Nie wiem… zobaczymy… - odparłam. Weszłyśmy na salę. Było już sporo ludzi. Zajęłyśmy miejsce gdzieś po środku trybuny. Rozejrzałam się po sali. I nagle zamarłam. - Alice… - pociągnęłam przyjaciółkę za rękaw – Czy ja mam zwidy? - Co? – zdziwiła się - No zobacz tam… - wskazałam jej stojącego bokiem do nas chłopaka. Wysoki brunet o piwnych oczach. Wyglądał zupełnie jak… Edward….. RRoozzddzziiaałł 44 Bella: Patrzyłam na tego sobowtóra Edwarda nie mogąc w to uwierzyć. Kim był ten chłopak? Co tu robił? – te pytania tłukły się po mojej głowie. Przyglądałam się mu zafascynowana. W pewnym monecie tajemniczy chłopak uśmiechnął się szeroko. Rozejrzałam się wokół próbując odkryć do kogo ten chłopak się uśmiechał. Zobaczyłam Edwarda. Również się śmiał i kiwnął ręką w stronę nieznajomego. A więc się znają… - Może to jakiś jego kuzyn albo brat… – powiedziała Alice. - Aż tak podobni? - Bello… - zaczęła nagle moja przyjaciółka – A może… - Co? - A może ten chłopak którego widziałaś w tym hotelu to był on?
20 | S t r o n a - Nie… no coś ty… - zaprzeczyłam, choć w moim umyśle zapaliła się mała lampka z napisem „wątpliwości”. Co jeśli Alice miała rację? Nie… nie możliwe… przecież widziałam Edwarda… Przez cały mecz myślałam tylko o tym. W ogóle nie docierało do mnie co dzieje się na boisku. Ten tajemniczy sobowtór Edwarda skutecznie namieszał mi w głowie. Chciałam poznać prawdę, ale… musiałabym stanąć twarzą w twarz z Edwardem, porozmawiać z nim… a przecież ostatnie dni skutecznie go unikałam. Teraz to już nawet przestał próbować ze mną porozmawiać… może mu przeszło? Edward: Ostatnie dni były koszmarne. Chciałem wyjaśnić wszystko z Bellą, ale ona nie dawała mi na to nawet cienia szansy. Na dodatek ten dupek Jacob ciągle kręcił się koło niej. W szkole po prostu nie miałem szans aby z nią porozmawiać. Poza nią? Nie odbierała ode mnie telefonów, jak przychodziłem to ciągle „jej nie było”. Byłem całkowicie skołowany. Nie miałem pojęcia co się stało i skąd u niej taka nagła zmiana. Może jak wyjechałem na narty to kogoś poznała? Może już jej na mnie nie zależało? Ta świadomość bolała. I to cholernie. Była dla najważniejszą istotą na świecie. Z czasem po prostu przestałem do niej dzwonić. Chciałem dać jej trochę czasu…. Może z czasem wszystko się wyjaśni? Leżałem w swoim pokoju i po raz kolejny próbowałem bezskutecznie rozwikłać zagadkę dziwnego zachowania Belli. - No jak tam młody? Dziś zaczynają się rozgrywki? – spytał tata wchodząc do mojego pokoju. - Co? A tak… dziś mecz…. – mruknąłem. - Zapomniałeś? Ty? Kapitan drużyny? – zdziwił się ojciec. - Nie… po prostu tylko się zamyśliłem… - odparłem wstając z łóżka – co tam? - Chciałem tylko powiedzieć, że Emmett przyjeżdża. Dzwonił, że będzie na meczu. - OK. Zebrałem się do szkoły. Lekcje były jakby obok mnie… w ogóle nie docierało do mnie co się dzieje. Na szczęście ze względu na rozpoczynające się dziś rozgrywki nauczyciele dali wszystkim członkom drużyny fory. W końcu nadeszła pora meczu. W szatni oczywiście wpadłem na Jacoba. Miałem mu ochotę przyłożyć, ale postanowiłem, że będę go po prostu ignorował. Gdy wybiegliśmy na boisko od razu zauważyłem mojego Emmetta. Patrzył na mnie uśmiechając się szeroko. Odpowiedziałem uśmiechem i kiwnąłem ręką. Po chwili rozejrzałem się po widowni. Szukałem Belli. Po chwili zobaczyłem ją. Siedziała z Alice i… przyglądała się Emmettowi. Wydawała się zaskoczona jego widokiem. No tak… ona nie wie że mam brata tak do mnie podobnego! – uświadomiłem sobie – A może…. może ona go zobaczyła w jakiejś sytuacji i pomyślała że to ja? Nie… powiedziałaby mi to… - odrzuciłem tą myśl gdyż wydawała mi się całkowicie absurdalna. Mecz się rozpoczął. Co jak co, ale mimo całej niechęci jaką żywiłem do Jacoba musiałem przyznać, że w kosza był naprawdę niezły. Dzięki niemu szybko zdobyliśmy przewagę punktową.
21 | S t r o n a Zbliżał się koniec pierwszej połowy. Piłka była po naszej stronie. Jared podał mi ją i ruszył w kierunku kosza by wysunąć się na lepszą pozycję. Szybko rozejrzałem się wokół. Właściwie mogłem podać ją Jaredowi albo Jacobowi przy czym Jake był na dużo lepszej pozycji. Mogliśmy zdobyć kolejne punkty. Uniosłem ręce do góry by rzucić piłkę kiedy nagle poczułem mocne uderzenie w bok. Zamroczyło mnie. Nie wiedziałem co się dzieje. Ktoś mnie wołał? Nie możliwe. W tym harmiderze bym tego nie usłyszał. Jak przez mgłę słyszałem dźwięk gwizdka sędziego i przytłumione wołania kolegów. Jedyne co byłem w stanie stwierdzić to to, że leżałem na ziemi. Co ja do cholery tu robiłem? Chciałem wstać, ale ból w klatce mi na to nie pozwolił. Po chwili pojawił się obok mnie trener z naszym lekarzem. - W porządku? Jesteś w stanie się podnieść? – spytali niemal równocześnie. - N…. nie… - wykrztusiłem z trudem łapiąc oddech. - Dzwoń po karetkę. Sam sobie nie poradzę – zadecydował lekarz. A ja po prostu odpłynąłem…. Bella: Coraz bardziej zbierałam się do przekonania siebie czy może nie porozmawiać z Edwardem. Może w przerwie uda mi się jakoś do niego podejść? Spojrzałam na wielki zegar. Jeszcze dwie minuty. Śledziłam uważnie grę. Edward przejął piłkę i zamierzał właśnie przekazać ją któremuś z chłopaków, kiedy… kiedy zauważyłam jak jeden z przeciwników biegnie w jego kierunku. Był wielki, masywny. - Edward!!! – wrzasnęłam na całe gardło. W tym samym momencie przeciwnik uderzył w mojego ukochanego (tak, ja go wciąż jak głupia kochałam nie wiedząc na co liczę i czekam). Chłopak zachwiał się, pobladł i runął na ziemię. Widać było że ma problemy z oddychaniem. Usiłował się podnieść, ale nie był w stanie. Serce mi zamarło. Chciałam znaleźć się przy nim, ale był otoczony przez lekarza, trenera, sędziego no i całą drużynę. Nie przedarłabym się. Na sali zapanowała kompletna cisza. Wszyscy w napięciu śledzili to, co się dzieje na boisku. Po 10 minutach, które wydawały mi się wiecznością usłyszałam sygnał nadjeżdżającej karetki. Było aż tak źle? Łzy napłynęły mi do oczu. - Bello, oddychaj – głos Alice wdarł się do mojej świadomości. Spojrzałam na nią i dopiero w tym momencie uświadomiłam sobie, że wstrzymuję powietrze. Wypuściłam je ze świstem - Alice…. – zaczęłam drżącym głosem - Nic mu nie będzie. Patrz. Jest doktor Martins. On jest najlepszy… I to miało mnie pocieszyć? - Alice… jak jemu coś się stanie to sobie tego nie daruję. - Nic mu nie będzie. Spokojnie. Pewnie zabiorą go tylko na rutynowe badania. Jak chcesz to jutro po lekcjach do niego pojedziemy.
22 | S t r o n a Kiwnęłam twierdząco głową. W między czasie sanitariusze położyli bladego Edwarda na nosze i założyli mu maseczkę z tlenem po czym stawiając nosze na kółkach pociągnęli je w kierunku wyjścia. Śledziłam ich wzrokiem i modliłam się aby moja przyjaciółka miała rację i Edward z tego wyjdzie. Kiedy medycy opuścili salę sędzia wezwał do siebie trenerów przeciwnych drużyn i zaczął z nimi o czymś dyskutować. Wszyscy czekali w napięciu. Po jakiś 5 – 10 minutach sędzia zwrócił się do wszystkich zgromadzonych - Uznaliśmy że nie przerwiemy meczu. Kapitana drużyny Jastrzębi zastąpi ktoś z ławki rezerwowych. Natomiast zawodnik który dopuścił się tego faulu zostanie zawieszony do końca sezonu. To było bardzo nieczyste zagranie i nie zamierzam tego tolerować. Ten chłopak mógł zginąć… Wracamy do gry. Piłka po stronie Jastrzębi. Mają dodatkowy rzut. – to powiedziawszy rzucił piłkę w kierunku Jacoba po czym zagwizdał. Gra rozpoczęła się na nowo, ale ja obserwowałam ją bez większego zaangażowania. W głowie jak echo odbijały mi się słowa sędziego „ten chłopak mógł zginąć, mógł zginąć, zginąć…..” Chłopaki z naszej drużyny dawali z siebie wszystko. Zupełnie jakby chcieli wygrać ten mecz dla swojego kapitana…. A ja wciąż miałam przed oczami bladą twarz Edwarda wykrzywioną bólem. Nie mogłam o nim nie myśleć. To wtedy postanowiłam, że z nim porozmawiam, że powiem mu, że byłam w hotelu, że widziałam go z dziewczyną….. Czy na pewno jego? Zerknęłam na miejsce gdzie siedział ten klon Edwarda, ale nigdzie go nie widziałam. Nawet nie zauważyłam kiedy znikł. Edward: Wszystko docierało do mnie bardzo po woli. Któryś z graczy przeciwnej drużyny uderzył we mnie. Zrobił to z taką siłą, że mnie zamroczyło. Czy ja naprawdę słyszałem głos mojej Belli jak krzyczała moje imię? Nie… to mi się wydawało. Przewieźli mnie do szpitala. Tam już byli moi rodzice do których zadzwonił Emmett. - Edwardzie! – zawołała moja mama jak tylko wwieźli mnie do szpitala – Jak się czujesz? - Jakbym się z ciężarówką zderzył – odparłem słabym głosem. Wciąż oddychałem przez maskę. - Stary, on był jak ciężarówa…. – zaśmiał się Emmett. - Przepraszam, ale zabieramy pacjenta na badania. Musimy sprawdzić czy nie doszło do jakiś wewnętrznych urazów – odezwał się lekarz – Państwa zapraszam do rejestracji w celu wypełnienia wszystkich papierków. - Oczywiście. Zobaczymy się później synu. – powiedział mój tata - Jasne… Zrobili mi wszystkie możliwe badania, które nic nie wykazały, ale i tak lekarze uparli się, że zostawiają mnie na noc na obserwacji. A że moi rodzice będą mnie mogli odebrać dopiero po południu, więc zapowiadał się dzień pełen nudów…. Ciekawe jak mecz? Później zadzwonię do
23 | S t r o n a chłopaków.. choć znając ich to pewnie ta banda wariatów zjawi się tu 5 minut po tym jak sędzia odgwiżdże koniec meczu… W sumie niewiele się pomyliłem. Wprawdzie do mojego pokoju wpuścili tylko trenera, ale słyszałem tą całą zgraję na korytarzu. Kiedy wszyscy sobie poszli i zostałem sam znów zacząłem myśleć o Belli. Czy choć trochę przejęła się moim wypadkiem? Czy w ogóle zwróciła na to uwagę? A może już zapomniała o mnie i związała się z Jacobem? – na myśl o tym ogarnęła mnie złość. W tym momencie drzwi do sali uchyliły się i do środka zajrzała głowa Emmetta. - Śpisz? - Nie. Właź – powiedziałem. Mój brat wgramolił się do środka i usiadł na krześle. - No… wprawdzie mieliśmy pogadać przy piwie siedząc u was w domu, ale skoro byłeś taki mądry i dałeś się poturbować to musimy pogadać tu. Mów kto ci leży na sercu. - Chyba co? - Daj spokój Edi… znam cię na tyle, że wiem, że jakaś spódniczka owinęła sobie wokół paluszka mojego braciszka wrzucając go jednocześnie pod pantofel… - To nie jest byle jaka spódniczka… ta dziewczyna jest… - Cudowna, wspaniała, urocza i tak dalej i tak dalej… tak, wiem… więc w czym problem? Opowiedziałem mu o tym jak właściwie z dnia na dzień Bella zaczęła zachowywać się wobec mnie wrogo, zaczęła unikać a na dodatek pojawił się ten cały Jacob… - Słuchaj.. powiem ci jedno. Jak stąd wyjdziesz rusz te swoje dumne cztery litery do kwiaciarni po kwiaty, kup bukiet i pojedź do niej do domu…. - Jej matka mnie nie wpuści - Cholera jasna. Od kiedy ty taki ugodowy, co? Zawsze jak zamykano przed tobą drzwi to właziłeś oknem… rusz w końcu mózgownicą bo ktoś naprawdę zwinie ci laskę sprzed nosa… Miał rację. Musiałem o nią zawalczyć. Może tego chciała? Przecież tyle razy widziałem smutek w jej oczach. Może na to czekała? A ja co? Jak ostatni tchórzliwy dupek podwinąłem ogon i uciekłem. Jak tylko stąd wyjdę to o nią zawalczę! – z tym postanowieniem zasnąłem. Następny dzień dłużył mi się niemiłosiernie. Z utęsknieniem czekałem na 18 kiedy to moi rodzice mieli po mnie przyjechać. Rano zrobili mi jeszcze kontrolne badania aby upewnić się czy wszystko w porządku. Około południa drzwi do mojego pokoju uchyliły się. Zrezygnowany spojrzałem w ich kierunku zastanawiając się jakich badań mi jeszcze nie zrobili. Zamarłem widząc osobę stojącą w drzwiach. Moje serce zaczęło bić szalonym rytmem. - Bella… - szepnąłem
24 | S t r o n a Bella: Nie mogłam zupełnie znaleźć sobie miejsca w domu. Po powrocie z meczu opowiedziałam mamie o wypadku. Postanowiłam też, że następnego dnia po lekcjach pojadę odwiedzić go w szpitalu. Wiem, że lepiej byłoby zadzwonić do niego do domu i spytać się o jego stan, ale nie byłam w stanie się przełamać. Od samego rana nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Lekcje? Zupełnie nie wiedziałam o czym mówią. Kiedy skończyła się matematyka powiedziałam do Alice - Jadę do niego…. Teraz…. Zaraz… nie wytrzymam dłużej. - OK. Powiem, że się źle poczułaś. - Dzięki kochana. Jechałam do szpitala cała w nerwach. Co mu powiem? Jak zareaguję na jego widok? Z drżącym sercem podeszłam do recepcji. - Dzień dobry. – powiedziałam – chciałam się spytać czy Edward Cullen jest jeszcze państwa pacjentem? Został wczoraj przywieziony z meczu…. Recepcjonistka spojrzała w papierki i po chwili odezwała się - Tak. jest w Sali 103. Dziś go wypisujemy. - Dziękuję… Po chwili ruszyłam w kierunku sali. Wzięłam głęboki oddech i nacisnęłam na klamkę delikatnie otwierając drzwi. Chłopak spojrzał w moim kierunku z rezygnacją, ale kiedy mnie zobaczył jego oczy zapłonęły a na jego twarzy malowało się zaskoczenie. - Bella… - szepnął RRoozzddzziiaałł 55 Bella: - Cześć… - odezwałam się niepewnie. – Chciałam… chciałam się dowiedzieć jak się czujesz…. - Nie jest źle. Dziś mnie wypisują… - Wiem…. Mogę? Nie przeszkadzam? - Oczywiście nie. Cieszę się, że przyszłaś…
25 | S t r o n a Podeszłam do stojącego obok łóżka krzesła. Ogarnęły mnie wątpliwości. Czy dobrze zrobiłam przychodząc tu? - Bello… - zaczął jakby wyczuł moje wątpliwości. – Wszystko w porządku? Już chciałam się odezwać, kiedy drzwi do sali otworzyły się. - No Edi… jak tam? Gotowy do wyjścia – usłyszałam damski głos. Odwróciłam głowę i zamarłam. W drzwiach stała wysoka zgrabna blondynka. TA blondynka!! Spojrzała na mnie zaskoczona - Oj nie wiedziałam, że masz gościa… - powiedziała. - Nie ma sprawy…. Już idę… nie będę wam przeszkadzać… - zerwałam się z krzesła i wybiegłam z sali. - Bella! – usłyszałam tylko głos Edwarda. Byłam głupia chcąc dać mu szansę! On cały czas spotyka się z tą dziewczyną! Jak mogłam być taka naiwna? Edward: Nie wiedziałem co się stało. Jeszcze chwilę temu moja kochana Bella siedziała koło mojego łóżka a teraz wybiegła z pokoju jakby przed czymś uciekała. O co w tym wszystkim chodziło? - Edi…. Przeszkodziłam w czymś? – spytała Rosalie wchodząc do Sali - Nie… nie wiem….- przyznałem Po kilku minutach w drzwiach stanął Emmett. - Ed, czy to nie ta twoja Bella właśnie wybiegła z płaczem ze szpitala? – spytał - Płakała? – serce ścisnęło mi się z żalu. Moja ukochana płakała i to przeze mnie a ja nie byłem w stanie tego zmienić… - Tak.. minęła mnie prawie na mnie wpadając…. Ale chyba nawet nie zauważyła, że tam stałem… co się stało? - Też chciałbym to wiedzieć…. Od mojego wyjazdu na narty wszystko idzie nie tak…. najpierw w ogóle się do mnie nie odzywa, kiedy próbowałem z nią porozmawiać to powiedziała mi, że mam ją zostawić w spokoju… dopiero dziś po raz pierwszy się do mnie odezwała… ale kiedy weszła Rose i Bella ją zobaczyła to wybiegła stąd jak oparzona… - Mam! – krzyknęła nagle Rosalie. Spojrzeliśmy na nią zaskoczeni czekając na wyjaśnienie – Ona jest zazdrosna… - dodała po chwili. - O co? – zdziwiłem się. - Nie o co tępaku tylko „o kogo”… O mnie… - Nie rozumiem… jak może być o ciebie zazdrosna? - Ed… posłuchaj… może zobaczyła nas razem gdzieś, albo…. Czy ona wie jak Ty i Emmett jesteście do siebie podobni?