a_tom

  • Dokumenty5 863
  • Odsłony794 640
  • Obserwuję518
  • Rozmiar dokumentów9.3 GB
  • Ilość pobrań628 274

Agatha Christie - Morderstwo to nic trudnego

Dodano: 5 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 5 lata temu
Rozmiar :811.8 KB
Rozszerzenie:pdf

Agatha Christie - Morderstwo to nic trudnego.pdf

a_tom EBOOKI PDF
Użytkownik a_tom wgrał ten materiał 5 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 87 osób, 101 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 286 stron)

AGATHA CHRISTIE MORDERSTWO TO NIC TRUDNEGO PRZEŁOŻYŁA GRAŻYNA WOYDA TYTUŁ ORYGINAŁU: "MURDER IS EASY" Rosalind i Susan, pierwszym recenzentkom tej książki I TOWARZYSZ PODRÓŻY Anglia! Anglia po tylu latach! Ale jak będę się w niej czuł? Luke Fitzwilliam zadawał sobie to pytanie, schodząc po trapie ze statku. Kołatało się ono w jego umyśle, gdy czekał na odprawę celną. A kiedy w końcu wsiadł do pociągu, wypłynęło nagle na pierwszy plan. Czuł się zupełnie inaczej, przyjeżdżając do kraju na urlopy. Miał mnóstwo pieniędzy (przynajmniej na początku), więc ochoczo je wydawał, odwiedzał starych przyjaciół, spotykał się z kolegami, którzy też przyjechali tu na wypoczynek po pobycie w koloniach. Mówił sobie: To nie potrwa długo. Wkrótce wracam do pracy. Dlaczego nie miałbym się zabawić! C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com

Ale teraz nie zamierzał nigdzie wracać. Pożegnał już na dobre upalne noce, oślepiające słońce, piękną tropikalną roślinność i samotne wieczory, spędzane na lekturze starych numerów "Timesa". Wrócił do Anglii po zakończeniu zaszczytnej służby dla kraju. Poza tym posiadał niewielki kapitał, mógł się więc uważać za człowieka niezależnego materialnie. Ale nie miał pojęcia, jak spędzić resztę życia. Anglia! Anglia w czerwcu. Szare niebo i silny, przenikliwy wiatr. W taki dzień nie wydawała się gościnnym krajem! A ci ludzie! Boże, co za ludzie! Wszyscy mieli szare, zatroskane twarze... szare jak niebo. I te okropne małe domki, wyrastające wszędzie jak grzyby po deszczu, jak kurniki, zaśmiecające cały krajobraz! Luke Fitzwilliam z trudem oderwał wzrok od migającego za oknem wagonu krajobrazu i zajął się gazetami. "Times", "Daily Clarion" I "Punch". Zaczął od "Daily Clarion", który poświęcony był w całości wyścigom konnym w Epsom. Szkoda, że nie przyjechałem wczoraj - pomyślał. Ostatni raz widziałem gonitwę Derby, kiedy miałem dziewiętnaście lat. Obstawił wysoko pewnego konia i teraz chciał sprawdzić, jak typuje jego szansę "Clarion". Znalazł tylko lakoniczną notatkę: Mało prawdopodobne, by wygrał któryś z koni takich jak Jujube II, Mark's Mile, Santony czy Jerry C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com

Boy. Na zwycięstwo nie ma chyba szans... Ale Luke'a nie interesował koń, który miał najprawdopodobniej przegrać gonitwę. Rzucił okiem na typowania. Na Jujube II stawiano zaledwie 40 do l. Luke zerknął na zegarek. Była za kwadrans czwarta. No cóż - pomyślał. Już po wszystkim! Szkoda? że nie postawiłem na Clarigolda, którego typowano jako drugiego faworyta. Potem rozłożył "Timesa" i zatopił się w lekturze poważniejszych artykułów. Nie trwało to jednak długo, ponieważ groźnie wyglądający pułkownik, który siedział w przeciwległym kącie przedziału, był tak zirytowany tym, co właśnie przeczytał, że musiał się podzielić swym oburzeniem z towarzyszem podróży. Dopiero po półgodzinie znużyło go rozprawianie o "tej cholernej komunistycznej propagandzie". Wyczerpawszy temat pułkownik zasnął z otwartymi ustami. Niebawem pociąg zwolnił, a potem się zatrzymał. Luke wyjrzał przez okno i dostrzegł dużą, opustoszałą stację z wieloma peronami. Zauważył kiosk, na którym wisiał afisz z napisem: WYNIKI GONITWY DERBY. Otworzył drzwi, wyskoczył na peron i pobiegł w kierunku kiosku. Po chwili wpatrywał się z szerokim uśmiechem w krótką wiadomość z ostatniej chwili. C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com

Wyniki Gonitwy Derby JUJUBE II MAZEPPA CLARIGOLD Uśmiechnął się jeszcze szerzej. Sto funtów do roztrwonienia! Dobry, kochany Jujube II, którego wszyscy znawcy wyścigów tak nonszalancko zlekceważyli. Złożył gazetę, odwrócił się i zobaczył pustkę. Podczas gdy on upajał się zwycięstwem Jujube II, jego pociąg niepostrzeżenie zniknął ze stacji. - Kiedy, do licha, ten pociąg odjechał? - zagadnął jakiegoś bagażowego. - Jaki pociąg? - spytał bagażowy ze zdziwieniem. - Od piętnastej czternaście na tej stacji nie zatrzymał się żaden pociąg. - Przecież stał tu przed chwilą. Właśnie z niego wysiadłem. To ekspres mający bezpośrednie połączenie z portem. - Ten ekspres nie zatrzymuje się nigdzie w drodze do Londynu - wyjaśnił bagażowy obcesowo. - Ale zatrzymał się - zapewnił go Luke. - Przecież z niego wysiadłem. - Aż do Londynu nigdzie się nie zatrzymuje - powtórzył bagażowy obojętnym tonem. - Mówię panu, że się zatrzymał dokładnie przy tym peronie, a ja z niego wysiadłem. W obliczu tych faktów bagażowy zmienił front. - Nie powinien był pan tego robić - powiedział z C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com

wyrzutem. - On się tu nie zatrzymuje. - Ale zatrzymał się. - Stanął pod semaforem, a nie "zatrzymał się na stacji", jak pan to określił. - Nie znam się na tych subtelnych różnicach tak dobrze jak pan - oznajmił Luke. - Chodzi mi o to, co mam teraz zrobić. - Nie powinien był pan wysiadać - powtórzył z uporem bagażowy, który nie był człowiekiem przesadnie rozgarniętym. - To prawda - przyznał Luke. - Ale co się stało, to się stało. Chodzi mi tylko o to, co pan jako doświadczony pracownik kolei radzi mi teraz zrobić. - Pyta mnie pan, co najlepiej zrobić? - Tak - odparł Luke - o to właśnie mi chodzi. Chyba istnieją pociągi, które zatrzymują się tu zgodnie z rozkładem? - Niech pomyślę - powiedział bagażowy. - Najlepiej niech pan wsiądzie do tego o szesnastej dwadzieścia pięć. - Jeśli ten o szesnastej dwadzieścia pięć jedzie do Londynu - postanowił Luke - to właśnie do niego wsiądę. Uspokojony tą wiadomością zaczął się przechadzać tam i z powrotem po peronie. Na dużej tablicy informacyjnej przeczytał, że znajduje się w Fenny Clayton, stacji węzłowej Wychwood-under-Ashe. Wkrótce mały staroświecki parowóz powoli wepchnął na stację pociąg składający się z jednego wagonu i ciężko C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com

sapiąc ustawił go na bocznym torze. Wysiadło z niego sześcioro czy siedmioro pasażerów, którzy przeszli po mostku na peron Luke'a. Ponury bagażowy ożywił się nagle i zaczął popychać duży wózek pełen paczek i koszy. Przyłączył się do niego inny bagażowy, który przewoził pobrzękujące bańki z mlekiem. Fenny Clayton ożyło. W końcu na stację wtoczył się wyniośle pociąg do Londynu. Wagony trzeciej klasy były zatłoczone, ale w trzech wagonach klasy pierwszej siedziało niewiele osób. Luke zaczął zaglądać do przedziałów. W pierwszym, przeznaczonym dla palących, siedział z cygarem w ustach jakiś mężczyzna o wyglądzie wojskowego. Luke doszedł do wniosku, że ma już na dziś dosyć angielskich pułkowników z Indii. Następny przedział zajmowała elegancka młoda kobieta o zmęczonej twarzy, najprawdopodobniej guwernantka, z ruchliwym, mniej więcej trzyletnim chłopcem. Luke szybko poszedł dalej. Drzwi kolejnego przedziału były otwarte. Podróżowała w nim tylko jakaś starsza pani. Przypomniała Luke'owi jego ciotkę Mildred, która pozwoliła mu hodować zaskrońca, kiedy miał dziesięć lat. Była zdecydowanie dobrą ciotką. Luke wszedł do środka i usiadł. Po jakichś pięciu minutach ożywionego ruchu furgonetek przewożących bańki z mlekiem, wózków bagażowych i nerwowej krzątaniny C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com

pociąg powoli wytoczył się ze stacji. Luke rozłożył gazetę i zajął się lekturą wiadomości, mogących zainteresować człowieka, który przeczytał już poranną prasę. Nie liczył na to, że uda mu się czytać długo. Miał wiele ciotek, więc domyślał się, że towarzyszka podróży nie będzie milczeć aż do Londynu. Miał rację. Starsza pani przymknęła okno, zrzucając swoją parasolkę, i zaczęła się rozwodzić nad zaletami pociągu, którym właśnie jechali. - Zaledwie godzina i dziesięć minut. To bardzo dobry pociąg. Znacznie lepszy niż ten poranny, który jedzie godzinę i czterdzieści minut. Oczywiście - ciągnęła - niemal każdy podróżuje tym porannym. Kiedy bilety są tańsze, to znaczy w weekendy i dni świąteczne, tylko człowiek nierozsądny jedzie po południu. Zamierzałam wyruszyć dziś rano, ale Puszek... mój perski kot, gdzieś przepadł... jest bardzo piękny, a ostatnio bolało go uszko... no i, oczywiście, nie mogłam wyjść z domu, dopóki go nie znalazłam! - Naturalnie - bąknął Luke, ostentacyjnie opuszczając wzrok na gazetę. Ale na nic się to nie zdało. Potok słów nie ustawał. - Więc po prostu zrobiłam dobrą minę do złej gry i wsiadłam do pociągu popołudniowego. No i okazało się to błogosławieństwem, bo nie ma w nim takiego okropnego tłoku... oczywiście to bez znaczenia, kiedy podróżuje się pierwszą klasą. Ale zazwyczaj tego nie robię. Uważam to za C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com

ekstrawagancję, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy podatki rosną, dywidendy spadają, a służba ciągle domaga się podwyżek... ale naprawdę byłam bardzo zdenerwowana, bo, widzi pan, jadę w pewnej niezwykle ważnej sprawie i po prostu chciałam w spokoju dokładnie przemyśleć, co mam powiedzieć... - Luke z trudem stłumił uśmiech. - A kiedy w przedziale jest pełno ludzi, ktoś może się okazać nieuprzejmy... więc pomyślałam, że tym razem mogę sobie pozwolić na taki wydatek... choć uważam, że dzisiaj wszyscy trwonią pieniądze, a nikt nie myśli o przyszłości. Szkoda, że zlikwidowano drugą klasę... to było mimo wszystko trochę taniej. Rozumiem, oczywiście - ciągnęła, przyglądając się opalonej twarzy Luke'a - że wojskowi jadący na urlop muszą podróżować pierwszą klasą. Zwłaszcza jeśli są oficerami... Luke wytrzymał przez chwilę badawcze spojrzenie jej jasnych, błyszczących oczu. Ale od razu skapitulował. Wiedział, że w końcu do tego dojdzie. - Nie jestem wojskowym - wyjaśnił. - Och, przepraszam. Nie zamierzałam... po prostu przyszło mi do głowy... pan jest taki opalony... być może jedzie pan ze Wschodu, by spędzić urlop w kraju. - Owszem, wracam do domu ze Wschodu - powiedział Luke. - Ale nie na urlop. Jestem policjantem - oznajmił krótko, chcąc zapobiec C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com

dalszym dociekaniom. - Pracuje pan w policji? To naprawdę niezwykle interesujące. Syn mojej serdecznej przyjaciółki wstąpił właśnie do palestyńskiej policji. - Służyłem nad Zatoką Mayang - ponownie uciął krótko Luke. - Och, mój Boże... bardzo ciekawe. To prawdziwy zbieg okoliczności... chodzi mi o to, że pan wsiadł akurat do tego przedziału. Bo, widzi pan, ta sprawa, w związku z którą wybrałam się do Londynu... no cóż, w istocie jadę do Scotland Yardu. - Naprawdę? - spytał Luke. Zastanawiał się, czy starsza pani zatrzyma się jak nie nakręcony zegar, czy też będzie mówiła przez całą drogę do Londynu. Ale w istocie niezbyt mu to przeszkadzało, ponieważ uwielbiał swoją ciotkę Mildred i pamiętał, że kiedyś dała mu pięć funtów. Poza tym takie stare damy jak jego towarzyszka podróży i ciotka Mildred miały w sobie coś niezwykle miłego i typowo angielskiego. W Mayang Straits nie spotykał takich kobiet. Kojarzyły mu się ze śliwkowym puddingiem na Boże Narodzenie, krykietem na wsi i płonącym kominkiem. Były czymś, co człowiek docenia dopiero wtedy, gdy jest na drugim końcu świata. Mogły też na dłuższą metę być śmiertelnie nudne, ale Luke stanął na angielskiej ziemi zaledwie przed trzema czy czterema godzinami. - Tak, zamierzałam wyruszyć dziś rano - C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com

szczebiotała pogodnie starsza pani - ale potem, jak już panu mówiłam, zaczęłam się okropnie niepokoić o Puszka. Czy myśli pan, że zdążę na. czas? Scotland Yard nie ma chyba sztywnych godzin urzędowania. - Nie sądzę, żeby zamykali o czwartej - powiedział Luke. - Oczywiście, że nie. Przecież w każdej chwili ktoś może ich zawiadomić o jakimś poważnym przestępstwie, prawda? - No właśnie - przytaknął Luke. Starsza pani przez chwilę siedziała w milczeniu. Była wyraźnie zaniepokojona. - Zawsze uważałam, że najlepiej od razu zaczynać od najwyższego szczebla - powiedziała w końcu. - John Reed, nasz posterunkowy w Wychwood, to bardzo miły i niezwykle przyzwoity człowiek... ale mam wrażenie, że... niezbyt się nadaje do prowadzenia poważnych spraw. Zazwyczaj ma do czynienia z ludźmi, którzy nadużyli alkoholu, przekroczyli dozwoloną prędkość jazdy albo nie zapłacili podatku za swojego psa... a być może nawet z włamywaczami... Ale wydaje mi się... jestem niemal pewna... że nie poradziłby sobie z morderstwem! - Morderstwem? - powtórzył Luke, marszcząc brwi. - Tak, morderstwem - potwierdziła starsza pani, energicznie kiwając głową. - Widzę, że jest pan zaskoczony. Początkowo też byłam zaskoczona. C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com

Po prostu nie mogłam w to uwierzyć. Myślałam, że fantazjuję. - Czy jest pani przekonana, że tak nie było? - spytał Luke łagodnie. - Och, tak. - Stanowczo kiwnęła głową. - Mogło tak się zdarzyć za pierwszym razem, ale nie za drugim, trzecim czy czwartym. Potem już się wie. - Chce pani powiedzieć, że popełniono... hmm... kilka morderstw? - spytał Luke. - Niestety tak - odparła spokojnym, łagodnym głosem. - Dlatego właśnie doszłam do wniosku, że najlepiej będzie pojechać wprost do Scotland Yardu. Czy nie sądzi pan, że to najwłaściwsze rozwiązanie? - No cóż, chyba tak - powiedział Luke, patrząc na nią z zadumą. - Uważam, że podjęła pani słuszną decyzję. Tam będą wiedzieli, co z nią zrobić - pomyślał. Pewnie co tydzień nachodzi ich kilka starszych pań, które donoszą im o morderstwach popełnionych w ich spokojnym miasteczku! Być może istnieje specjalny wydział, zajmujący się takimi przypadkami. Oczami wyobraźni zobaczył podtatusiałego nadinspektora policji albo przystojnego młodego śledczego, który mówi uprzejmym, cichym głosem: Dziękuję pani, jesteśmy pani wielce zobowiązani. A teraz proszę wracać do domu, zostawić wszystko w naszych rękach i więcej się już tym nie martwić. C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com

Ten obraz wywołał uśmiech na jego twarzy. Ciekawe skąd przychodzą im do głowy takie pomysły? - rozmyślał. Pewnie prowadzą śmiertelnie nudny tryb życia i skrycie tęsknią za prawdziwym dramatem. Podobno niektóre starsze panie widzą w każdym potencjalnego truciciela. Z tych rozmyślań wyrwał go miły, łagodny głos. - Wie pan, pamiętam, że kiedyś czytałam o... tak, to chyba był proces Abercrombiego... zanim padło na niego podejrzenie, zdążył otruć wiele osób... o czym to ja mówiłam? Aha, tak, podobno miał dziwny błysk w oczach... osoba, na którą spojrzał w pewien szczególny sposób, niebawem podupadała na zdrowiu. Kiedy o tym czytałam, nie wierzyłam... ale to prawda! - Co takiego? - Ten szczególny błysk w oczach... Luke popatrzył na nią i zauważył, że lekko drży, a jej rumiane policzki nieco pobladły. - Po raz pierwszy zwróciłam na to uwagę w przypadku Amy Gibbs... i ona umarła. Potem Carter. I Tommy Pierce. A teraz... wczoraj... spotkało to doktora Humbleby'ego, który jest takim dobrym i poczciwym człowiekiem... Carter był pijakiem, a Tommy Pierce nieznośnym szczeniakiem, który znęcał się nad słabszymi chłopcami, wykręcał im ręce i szczypał. Niezbyt przejęłam się ich śmiercią, ale doktor Humbleby to co innego. Trzeba go ratować. Ale gdybym opowiedziała mu o C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com

wszystkim, z pewnością by mi nie uwierzył! Wybuchnąłby śmiechem. John Reed też by mi nie uwierzył. Ale w Scotland Yardzie będzie inaczej. Bądź co bądź, dla nich zbrodnia to chleb powszedni!... O Boże, lada chwila będziemy na miejscu! - zawołała, wyglądając przez okno. Zaczęła krzątać się nerwowo po przedziale, zbierając swoje rzeczy. - Dziękuję... stokrotnie dziękuję - powiedziała do Luke'a, który po raz drugi podniósł z podłogi jej parasolkę. - Rozmowa z panem dodała mi otuchy... Tak się cieszę, że pochwala pan moją decyzję. - Z pewnością w Scotland Yardzie udzielą pani dobrej rady - oznajmił Luke łagodnie. - Jestem panu naprawdę bardzo wdzięczna. - Zaczęła szperać w torebce. - Moja wizytówka... o Boże, mam tylko jedną... przecież muszę ją zatrzymać dla Scotland Yardu... - Ależ naturalnie... - Nazywam się Pinkerton. - Bardzo odpowiednie nazwisko - stwierdził Luke z uśmiechem i widząc jej zdziwione spojrzenie, dodał pospiesznie: - Ja nazywam się Luke Fitzwilliam. Czy sprowadzić pani taksówkę? - spytał, kiedy pociąg wjechał na stację. - Och, nie, dziękuję. - Panna Pinkerton wydawała się zaszokowana tym pomysłem. - Pojadę kolejką podziemną. Dowiezie mnie do Trafalgar Square, a dalej pójdę pieszo przez C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com

Whitehall. - Życzę pani powodzenia - powiedział Luke. Panna Pinkerton serdecznie uścisnęła jego dłoń. - Był pan dla mnie bardzo miły. Wie pan, początkowo myślałam, że pan mi nie uwierzy. - No cóż - powiedział Luke, rumieniąc się. - Tyle morderstw! Chyba trudno popełnić bezkarnie tak wiele zbrodni, prawda? Panna Pinkerton potrząsnęła głową. - Ależ nie, mój drogi, tu pan się myli - oznajmiła z przekonaniem. - Bardzo łatwo jest zabić człowieka... pod warunkiem, że nikt pana o to nie podejrzewa. A ten morderca jest ostatnią osobą, którą ktokolwiek mógłby podejrzewać! - Tak czy owak, życzę powodzenia - powiedział Luke. Panna Pinkerton zniknęła w tłumie, a Luke wyruszył na poszukiwanie swego bagażu. - Chyba jest trochę zbzikowana - rozmyślał. - Chociaż nie, nie sądzę. Po prostu ma bujną wyobraźnię. Mam nadzieję, że potraktują ją uprzejmie. To taka miła staruszka. II NEKROLOG Jimmy Lorrimer był jednym z najstarszych przyjaciół Luke'a. Jak zwykle podczas pobytu w Londynie, Luke zatrzymał się u niego. Jeszcze tego samego dnia wieczorem wyruszyli razem do miasta w poszukiwaniu rozrywek. Nazajutrz C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com

rano Luke'a bolała głowa. Jimmy podał mu kawę i zadał pytanie, na które przyjaciel nie odpowiedział, ponieważ po raz drugi czytał niewielką, pozornie nieistotną notatkę w porannej gazecie. - Przepraszam, Jimmy - bąknął, wracając gwałtownie do rzeczywistości. - Co cię tak zaabsorbowało... czyżby sytuacja polityczna? Luke uśmiechnął się szeroko. - Nigdy w życiu! To dość dziwne... wiesz, ta urocza staruszka, z którą wczoraj jechałem pociągiem, wpadła pod samochód. - Pewnie na przejściu dla pieszych - powiedział Jimmy. - Skąd wiesz, że to ona? - Oczywiście mogę się mylić. Ale miała takie samo nazwisko... Pinkerton. Przechodząc przez Whitehall zginęła pod kołami jakiegoś samochodu, który w ogóle się nie zatrzymał. - Przykra sprawa - oznajmił Jimmy. - Tak, biedna staruszka. Okropnie mi jej żal. Przypomniała mi moją ciotkę Mildred. - Kierowca tego samochodu będzie miał za swoje. Z pewnością oskarżą go o zabójstwo. W dzisiejszych czasach aż strach siadać za kierownicą. - Czym teraz jeździsz? - Fordem V 8. Mówię ci, stary... Rozmowa zeszła na tematy wybitnie techniczne. - Co ty, u licha, nucisz pod nosem? - spytał Jimmy, zmieniając nagle temat. - Fiddle de dee, fiddle de dee, the fly has married C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com

the bumble bee - zanucił Luke. - To jakaś rymowanka, którą pamiętam z dzieciństwa. Nie wiem, skąd mi przyszła do głowy - powiedział przepraszająco. W jakiś tydzień później Luke rzucił okiem na pierwszą stronę "Timesa" i wydał okrzyk zdziwienia. - Niech mnie diabli! - zawołał. - Co się stało? - spytał Jimmy Lorrimer, spoglądając na niego badawczo. Luke nie odpowiedział. Wpatrywał się w jakieś wydrukowane w gazecie nazwisko. Jimmy powtórzył pytanie. Luke podniósł głowę i spojrzał na swego przyjaciela. Dziwny wyraz jego twarzy zaniepokoił Jimmy'ego. - O co chodzi, Luke? Wyglądasz, jakbyś ujrzał ducha. Luke milczał przez parę minut. Wypuścił gazetę z rąk i podszedł do okna, a potem wrócił na miejsce. Jimmy obserwował go z rosnącym zdziwieniem. Luke opadł na krzesło i pochylił się do przodu. - Jimmy, przyjacielu, czy pamiętasz tę starszą panią, z którą jechałem pociągiem do Londynu... w dniu mojego przyjazdu do Anglii? - Tę, która przypominała ci twoją ciotkę Mildred? A potem wpadła pod samochód? - Tak, o nią mi właśnie chodzi. Posłuchaj, Jimmy. Ta staruszka dość chaotycznie mówiła o C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com

tym, że jedzie do Scotland Yardu, by donieść im o licznych zbrodniach. Twierdziła, że w jej miasteczku grasuje jakiś morderca. W każdym razie tyle z tego zrozumiałem. Podobno uśmiercił kilka osób. - Nie mówiłeś mi, że była zbzikowana - powiedział Jimmy. - Bo nie uważałem jej za wariatkę. - Och, posłuchaj, stary, seryjne morderstwo... - Nie uważałem jej za wariatkę - powtórzył Luke niecierpliwie. - Myślałem, że tak jak niektóre starsze panie, dała się po prostu ponieść wyobraźni. - No cóż, pewnie tak właśnie było. Ale myślę, że to jakiś szaleńczy pomysł. - Mniejsza o to, co sądzisz na ten temat, Jimmy. Teraz ja mówię, rozumiesz? - Och, dobrze, już dobrze... jedź dalej. - W swojej chaotycznej opowieści wymieniła kilka nazwisk i była przerażona, bo twierdziła, że wie, kto będzie następną ofiarą. - No i co? - spytał Jimmy zachęcającym tonem. - Czasami, z takiego czy innego błahego powodu, nie możesz wyrzucić z pamięci jakiegoś nazwiska. Jedno takie nazwisko utkwiło mi w głowie, ponieważ skojarzyłem je z rymowanką, którą śpiewano mi w dzieciństwie. Fiddle de dee, fiddle de dee, the fly has married the bumble bee. - Z pewnością jest niezwykle błyskotliwa, ale właściwie jaki ma z tym wszystkim związek? C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com

- Chodzi mi o to, że ten jegomość nazywał się Humbleby... doktor Humbleby. Ta starsza pani powiedziała, że doktor Humbleby będzie następną ofiarą. Strasznie ją to niepokoiło, ponieważ uważała go za "bardzo dobrego człowieka". To nazwisko utkwiło mi w pamięci z powodu wspomnianej rymowanki. - No i co? - spytał Jimmy. - Popatrz na to. Luke podał mu gazetę, wskazując palcem notatkę w rubryce nekrologów. HUMBLEBY. 13 czerwca zmarł nagle w swym domu w Sandgate, Wychwood-under-Ashe, dr med. JOHN EDWARD HUMBLEBY, ukochany mąż JESSIE ROSE HUMBLEBY. Pogrzeb odbędzie się w piątek. Prosimy o nieskladanie kondolencji. - Teraz rozumiesz, Jimmy? Wszystko się zgadza: nazwisko, miejscowość, zawód. Co o tym myślisz? Jimmy zastanawiał się przez chwilę. - Przypuszczam, że to niezwykły zbieg okoliczności - odparł w końcu poważnie, lecz niezbyt zdecydowanie. - Naprawdę, Jimmy? Tylko zbieg okoliczności? - Luke znów zaczął krążyć po pokoju. - A cóż innego? - spytał Jimmy. Luke gwałtownie się odwrócił. - Przypuśćmy, że wszystko, co powiedziała ta C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com

urocza staruszka, było prawdą! Przypuśćmy, że ta fantastyczna historia jest prawdziwa! - Och, daj spokój! To już lekka przesada! Takie rzeczy się nie zdarzają. - A co powiesz o przypadku Abercrombiego? Czyż nie był podejrzany o wyprawienie na tamten świat sporej gromadki ludzi? - Większej, niż kiedykolwiek ujawniono - odparł Jimmy. - Mój kolega miał kuzyna, który był tamtejszym koronerem. Dzięki niemu poznałem pewne szczegóły tej sprawy. Abercrombiego przyłapano na tym, że nafaszerował miejscowego weterynarza arszenikiem. Potem odkopano zwłoki jego własnej żony i stwierdzono, że również ona została otruta tym paskudztwem. Nie ma też wątpliwości, że jego szwagier zszedł z tego świata w ten sam sposób, a to bynajmniej nie wyczerpuje długiej listy jego ofiar. Ten mój kolega powiedział mi, że według nieoficjalnych danych Abercrombie wykończył co najmniej piętnaście osób. Piętnaście! - No właśnie. Więc sam widzisz, że takie rzeczy jednak się zdarzają! - Owszem, ale niezbyt często. - Skąd ta pewność? Mogą się zdarzać o wiele częściej, niż przypuszczasz. - Oto głos policjanta! Czy nie możesz zapomnieć, że odszedłeś już ze służby i jesteś teraz prywatnym człowiekiem na emeryturze? - Policjant zawsze pozostaje policjantem - powiedział Luke. - Posłuchaj, Jimmy, C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com

przypuśćmy, że zanim Abercrombie zaczął bestialsko mordować, jakaś miła, gadatliwa stara panna przejrzała jego zamiary i natychmiast pobiegła donieść o tym odpowiednim władzom. Czy sądzisz, że zostałaby wysłuchana? Jimmy uśmiechnął się szeroko. - Nigdy w życiu! - No właśnie. Policjanci orzekliby z pewnością, że brak jej piątej klepki. Dokładnie tak, jak ty to określiłeś! Albo powiedzieliby, że ma zbyt bujną wyobraźnię. Tak jak ja to uczyniłem! I obaj popełnilibyśmy błąd. - Jak więc twoim zdaniem wygląda sytuacja? - spytał Lorrimer po chwili namysłu. - Sprawa przedstawia się następująco. Usłyszałem pewną niewiarygodną, lecz nie niemożliwą historię. Śmierć doktora Humbleby'ego jest dowodem potwierdzającym jej prawdziwość. Istnieje jeszcze jedna ważna okoliczność. Panna Pinkerton jechała do Scotland Yardu, by zrelacjonować im swoją wersję wydarzeń. Ale tam nie dotarła. Zginęła pod kołami samochodu, który się nie zatrzymał. - Przecież nie masz pewności, że tam nie dotarła - zaoponował Jimmy. - Równie dobrze mogła zostać przejechana po wizycie w Scotland Yardzie. - Owszem, to możliwe... ale sądzę, że było inaczej. - To tylko przypuszczenia. Rzecz sprowadza się C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com

do tego, że ty wierzysz w tę melodramatyczną historyjkę. - Tego nie powiedziałem - mruknął Luke, energicznie potrząsając głową. - Uważam tylko, że należałoby przeprowadzić w tej sprawie dochodzenie. - Innymi słowy, wybierasz się do Scotland Yardu. - Nie, na to jest jeszcze za wcześnie. Jak sam twierdzisz, śmierć tego doktora Humbleby'ego mogła być tylko zwykłym zbiegiem okoliczności. - Zatem co zamierzasz zrobić? - Pojechać do tego miasteczka i trochę się tam rozejrzeć. - Czy mówisz poważnie, Luke? - spytał Jimmy, bacznie mu się przyglądając. - Najzupełniej. - A jeśli to wszystko jest tylko urojeniem? - Tak byłoby najlepiej. - Oczywiście... - Jimmy zmarszczył czoło. - Ale ty najwyraźniej jesteś innego zdania, prawda? - Drogi przyjacielu, nie mam jeszcze na ten temat wyrobionej opinii. - Czy opracowałeś już jakiś plan? - spytał Jimmy po chwili namysłu. - Przecież nie możesz zjawić się niespodziewanie w tym miasteczku bez żadnego pretekstu. - No, chyba masz rację. - Nie ma żadnego "chyba". Czy zdajesz sobie C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com

sprawę, jakie są prowincjonalne angielskie miasteczka? Każdy obcy człowiek od razu rzuca się w oczy! - Będę musiał wymyślić jakiś kamuflaż - powiedział Luke, uśmiechając się szeroko. - Co proponujesz? Artysta? Chyba nie... nie potrafię rysować, nie wspominając już o malowaniu. - Możesz być artystą awangardowym - zasugerował Jimmy. - Wtedy twoje umiejętności nie miałyby większego znaczenia. Ale Luke rozważał już dalsze możliwości. - Pisarz? Czy literaci zatrzymują się w prowincjonalnych zajazdach, by tam pisać? Chyba tak. Może rybak... ale musiałbym się dowiedzieć, czy jest tam w pobliżu jakaś rzeka. A może schorowany człowiek, któremu zalecono wiejskie powietrze? Nie wyglądam na takiego, a poza tym w dzisiejszych czasach wszyscy rekonwalescenci jeżdżą do sanatoriów. Mógłbym też szukać w okolicy jakiegoś domu na sprzedaż. Nie, to nie jest zbyt dobry pomysł. Do licha, Jimmy, trzeba wymyślić jakiś wiarygodny pretekst. Po co zdrowy mężczyzna pojawia się nagle w małym angielskim miasteczku? - Zaraz, zaraz... - powiedział Jimmy. - Podaj mi tę gazetę. Tak właśnie myślałem! - zawołał triumfalnie, zerknąwszy na pierwszą stronę. - Luke, przyjacielu, wszystko ci załatwię. To drobiazg! - O czym ty mówisz? - Wychwood-under-Ashe... Wiedziałem, że z C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com

czymś mi się ta nazwa kojarzy! - powiedział Jimmy z nie skrywaną dumą. - Oczywiście! To właśnie ta miejscowość! - Czy masz przypadkiem jakiegoś kolegę, który zna tamtejszego koronera? - Tym razem nie. Ale mam coś lepszego, mój drogi. Jak wiesz, natura szczodrze mnie obdarzyła licznymi ciotkami i kuzynami, jako że mój ojciec miał dwanaścioro rodzeństwa. A teraz posłuchaj: Jedna z moich kuzynek mieszka w Wychwood-under-Ashe. - Jimmy, jesteś nieoceniony. - Czyż to nie szczęśliwy splot okoliczności? - spytał skromnie Jimmy. - Opowiedz mi o niej. - Nazywa się Bridget Conway. Od dwóch lat jest sekretarką lorda Whitfielda. - Właściciela tych paskudnych sensacyjnych tygodników? - Zgadza się. Zresztą on sam też jest dość paskudnym, nadętym bufonem! Urodził się w Wychwood-under-Ashe, a ponieważ cechuje go ten rodzaj snobizmu, który każe mu opowiadać na lewo i prawo o swym niskim pochodzeniu i chwalić się, że doszedł do wszystkiego o własnych siłach, wrócił do swojego miasteczka, kupił jedyny okazały dom w okolicy (należący zresztą dawniej do rodziny Bridget) i przerabia go na "prawdziwą rezydencję". - I twoja kuzynka jest jego sekretarką? - Była - odparł Jimmy posępnym tonem. - Teraz C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com

awansowała! Została jego narzeczoną! - Och! - zawołał Luke ze zdumieniem. - On jest naprawdę dobrą partią - powiedział Jimmy. - Siedzi na pieniądzach. Bridget przeżyła kiedyś zawód miłosny i od tej pory nie wierzy w prawdziwe uczucia. Mam nadzieję, że tym razem wszystko dobrze się ułoży. Będzie go zapewne traktować bardzo stanowczo, a on całkowicie jej się podporządkuje. - Ale jaki to ma związek ze mną? - Pojedziesz tam i zamieszkasz u nich w domu jako kuzyn Bridget - wyjaśnił szybko Jimmy. - Ona ma ich tak wielu, że jeden więcej czy mniej nie zrobi żadnej różnicy. Wszystko dokładnie z nią ustalę. Zawsze byliśmy w dobrych stosunkach. Wracając do celu twojej wizyty... będziesz badaczem czarnej magii. - Czarnej magii? - Folklor, miejscowe przesądy i tym podobne rzeczy. Wychwood-under-Ashe jest z tego dość znane. To jedno z ostatnich miejsc, w którym odbył się sabat czarownic. Palono je tam na stosie jeszcze w ubiegłym stuleciu. A ty będziesz pisał książkę, rozumiesz? Chcesz porównać obyczaje, panujące w Mayang Straits, z dawnym angielskim folklorem... szukasz analogii i tak dalej... Znasz się na tego rodzaju sprawach. Kręć się po okolicy z notatnikiem w ręku i wypytuj najstarszych mieszkańców o miejscowe przesądy i obyczaje. Oni są do tego przyzwyczajeni. Kiedy się dowiedzą, że C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com

mieszkasz w Ashe Manor, nabiorą do ciebie zaufania. - Jak na to zareaguje lord Whitfield? - Nie będzie stawiał przeszkód. Jest niezbyt wykształcony i bardzo łatwowierny... wierzy nawet w to, co czyta w swych własnych gazetach. Tak czy owak, Bridget go przekona. Ona jest w porządku. Mogę za nią ręczyć. Luke wziął głęboki oddech. - Jimmy, wszystko wydaje się takie proste. Jesteś wspaniały. Jeśli naprawdę możesz to załatwić ze swoją kuzynką... - Ależ oczywiście. Zostaw to mnie. - Jestem ci bezgranicznie wdzięczny. - O jedno cię tylko proszę - powiedział Jimmy. - Jeśli wytropisz tego maniakalnego mordercę, chciałbym być świadkiem jego śmierci!... O co chodzi? - spytał nagle. - Przypomniałem sobie coś - odparł powoli Luke - co powiedziała mi ta starsza pani z pociągu. Kiedy napomknąłem, że trudno jest bezkarnie popełnić tyle morderstw, odparła, że się mylę... że zabić człowieka jest bardzo łatwo... - Wahał się przez chwilę, a potem dodał: - Zastanawiam się, Jimmy, czy to prawda. Zastanawiam się, czy... - Czy co? - Czy naprawdę morderstwo to nic trudnego? III CZAROWNICA BEZ MIOTŁY C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com C lick here to buy ABBY Y PDF Transform er2.0 w w w.ABBYY.com