a_tom

  • Dokumenty5 863
  • Odsłony854 965
  • Obserwuję554
  • Rozmiar dokumentów9.3 GB
  • Ilość pobrań669 366

Arne Dahl - Gorące krzesła

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :2.9 MB
Rozszerzenie:pdf

Arne Dahl - Gorące krzesła.pdf

a_tom CYKLE Arne Dahl - Opcop (1-4)
Użytkownik a_tom wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 2207 stron)

Tytuł oryginału: HELA HAVET STORMAR Redakcja Ewa Kaniowska Projekt okładki Magdalena Zawadzka

Zdjęcia na okładce: © ostill / Shutterstock © totojang1977/ Shutterstock © fotohunter/ Shutterstock Korekta Maciej Korbasiński, Piotr Królak Copyright © Arne Dahl 2012 Copyright for the Polish edition © by Wydawnictwo Czarna Owca, 2016

Wydanie I ISBN 978-83-7554-620-0 Wydawnictwo Czarna Owca Sp. z o.o. ul. Alzacka 15a, 03-972 Warszawa www.czarnaowca.pl Redakcja: tel. 22 616 29 20; e-mail: redakcja@czarnaowca.pl Dział handlowy: tel. 22 616 29 36; e- mail: handel@czarnaowca.pl Księgarnia i sklep internetowy: tel. 22

616 12 72; e-mail: sklep@czarnaowca.pl JEDNOSTKA OPCOP, EUROPOL Centrala – Haga, Holandia: PAULHJELM: doświadczony szwedzki policjant kryminalny, szef operacyjny tajnej, ale coraz bardziej rozpoznawalnej jednostki Opcop działającej w ramach Europolu. JUTTA BEYER: pedantyczna policjantka kryminalna

z Berlina, dorastała w byłej NRD; coraz lepiej współpracuje jej się z Arto Söderstedtem. MAREK KOWALEWSKI: warszawski gliniarz od papierkowej roboty, zwalczał przestępczość gospodarczą w Europie Wschodniej; ostatnio coraz częściej wstaje od biurka. MIRIAM HERSHEY: brytyjska policjantka, dawniej tajna agentka MI5. Tworzy doskonały duet z Laimą Balodis.

LAIMA BALODIS: litewska policjantka nowego pokolenia, w przeszłości prowadziła działania infiltrujące mafię. Cicha i bohaterska. ANGELOS SIFAKIS: zrównoważony zastępca szefa jednostki, zwalczał korupcję w Atenach; osiąga kolejne sukcesy głównie z pomocą komputera. CORINE BOUHADDI: policjantka z wydziału narkotykowego

w jednym z najbardziej brutalnych miast Europy, Marsylii. Muzułmanka. W życiu kieruje się zasadą „w jedności siła”. FELIPE NAVARRO: elegancki ekspert do spraw przestępstw gospodarczych z Madrytu; dzięki swoim gockim korzeniom jest w równym stopniu północnym i południowym Europejczykiem. ARTO SÖDERSTEDT: policjant kryminalny ze szwedzkojęzycznej części Finlandii, w

przeszłości między innymi adwokat mafii, naukowiec i nauczyciel w szkole policyjnej. Biuro lokalne – Sztokholm, Szwecja: KERSTIN HOLM: była wysokiej rangi funkcjonariuszka policji na kierowniczym stanowisku i szefowa Drużyny A. W tej chwili szefowa lokalnego biura jednostki Opcop w Sztokholmie. JORGE CHAVEZ: doświadczony,

energiczny śledczy biegły w obsłudze komputera, ma żonę, która jest jego lepszą połową. SARA SVENHAGEN: ekspertka od przesłuchań, dawniej zajmowała się sprawami dotyczącymi wykorzystywania seksualnego dzieci, czyjaś znacznie lepsza połowa. 1 SZTIL

Wyspa I Livorno, 8 maja PÓŁPRZEZROCZYSTOŚĆ ZASŁONKI. Coś jakby zza niej wyzierało. A teraz powoli, powolutku, jakiś ruch. Zasłonka unosi się, ostrożnie. Faluje miękko, jak w slow motion. Rozchyla się. Zaczyna odsłaniać. Zobaczyć to, co widział. Poczuć to, co czuł. Przez cały czas.

Naprawdę przez cały czas. Właśnie tak to musiało wyglądać, gdy kapitan złamał rozkaz i pozwolił mu wejść na pokład. Dokładnie tak, jak to teraz wygląda za tą dziwnie roztańczoną zasłonką z tiulu. Nie powinna się poruszać. Bo swoim powolnym, falującym ruchem odsłania całkowicie gładką taflę wody. Flauta. Sztil.

Tak rysował się świat w oczach Diedy, gdy w chłodny, wiosenny dzień wniesiono go na pokład starej barki. Ostoi spokoju, być może nawet pokoju. Znów pojawiła się nadzieja dla ludzkości. Naturalnie nie mógł tak pomyśleć. Przynajmniej nie świadomie. Być może przeszła mu taka myśl przez głowę, ale nie została wyrażona takimi słowami. Był na to stanowczo za

mały. Miał dziesięć lat, a przed nim rozpościerało się gładkie lustro rzeki. Pokrywała ją wciąż jeszcze cienka, cieniutka błona lodu, a stara barka przecinała ją jak ostrze noża. Zaskakująco cicho. Po obu stronach rzeki rozpościerał się jałowy, niemożliwy do ogarnięcia wzrokiem krajobraz, który widać było z tylu okien w ciągu ostatnich tygodni. Ciągle tylko okna. Najpierw okno

pociągu, potem okno baraku, a na koniec okno łodzi. Jeśli to coś można było nazwać łodzią. Kapitan znów spojrzał ze smutkiem na Diedę. Zaledwie tydzień wcześniej przewoził na swojej starej barce drewno. Teraz wiózł coś zupełnie innego. Jego życie też się zmieniło. Płyną w cztery barki, cztery drewniane barki, które od dziesiątków lat przewoziły ciężką tarcicę przez najsurowszy

z surowych krajobrazów. Barka Diedy płynie pierwsza. Rozcina nieruchomą taflę czarnej wody swoim niespodziewanie ostrym cięciem. To było tak dawno temu, tak daleko, a jednak tak blisko. Druga połowa maja, nawet trochę później niż teraz. Nie powinno być aż tak zimno. W mieście, w którym dorastał Dieda, nastała już wiosna, prawie lato. Zaczynało się zielenić,

kiedy złapali go w mieście, które było całym jego światem. Wciąż nie rozumie dlaczego. Czy to dlatego, że nie miał rodziców? Dlatego że babcia nie posyłała go codziennie do szkoły? Dlatego że zapomniał zabrać swój nowy paszport? Nie wie, niczego nie rozumie. Wie tylko, że kapitan jest miły. Poklepuje Diedę po głowie, ale na jego twarzy wciąż rysuje się smutek.

Dzień jest wyjątkowo spokojny. Przyroda zastygła, zamarzła, przerywając swój odwieczny ruch. Zupełnie jakby wiedziała, co za chwilę się wydarzy. Jakby instynktownie reagowała na to, co niezgodne z naturą. Są w drodze już od ponad dwóch tygodni. Większość trasy przebyli pociągiem. Jest ich wielu, tyle wie na pewno, tysiące, dostają niewiele chleba i niewiele wody. Zbiorowy głód jest

coraz bardziej odurzający, coraz bardziej niebezpieczny. Niedługo będą jednak na miejscu. Tak powiedział kapitan. Dieda ufa kapitanowi. Niedawno zatrzymali się na chwilę. Przybili do nabrzeża, gdzieś w oddali wyczuwało się miasto. Dieda był wtedy na dole, pod pokładem. Smród, jęki, krzyki. Gwałtowne bójki o dostęp do nielicznych otworów okiennych. Kilku twardzieli na czele

z tym łysym, którego Dieda pamiętał jeszcze ze swojej dzielnicy. Przed którym zawsze się chował. Tak wtedy, jak i teraz. Zniszczony przez papierosy głos łysego: – Znów, kurwa, płyną! Nagłe poruszenie wśród ponad tysiąca więźniów, z których wszyscy reagują dokładnie tak samo. Po jęku powinien się rozlec szmer pełnego zawodu oburzenia,

ale na to nie ma tu miejsca. Zamiast tego przepychanie. Po ścianach, po podłodze. Ludzie umierają, Dieda słyszy to wyraźnie. Słyszy odgłos śmierci. Nie wie jeszcze, jak go nazwać, ale ten dźwięk rozlega się również w jego ciele, we wnętrzu jego głowy. Przyciskają go do ściany i czuje, jak opór, który przez ostatnie dwa tygodnie utrzymywał go przy życiu w tym rozszalałym piekle, zaczyna go