a_tom

  • Dokumenty5 863
  • Odsłony864 451
  • Obserwuję553
  • Rozmiar dokumentów9.3 GB
  • Ilość pobrań676 002

Bente Pedersen - Raija ze śnieżnej krainy 01 - Obcy ptak

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :707.7 KB
Rozszerzenie:pdf

Bente Pedersen - Raija ze śnieżnej krainy 01 - Obcy ptak.pdf

a_tom CYKLE Bente Pedersen - cykl Raija ze śnieżnej krainy (tom 1-40)
Użytkownik a_tom wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 179 stron)

BENTE PEDERSEN OBCY PTAK

PROLOG Był rok 1718. Od osiemnastu lat trwała wielka wojna północna. Królestwo duńsko - norweskie zdążyło już raz skapitulować i w dziewięć lat później, w roku 1709, ponownie rzuciło się w wir walki. Fryderyka IV zachęciła klęska, którą Szwedzi ponieśli w tym roku pod Połtawą, a pewnie także chciał się zemścić za to, że w początkowej fazie wojny Karol XII zmusił go do uległości. Norwegia również została uwikłana w konflikt. Karol XII usiłował ją podbić już w 1716 roku, a teraz właśnie ponowił próbę. Zrezygnował z podporządkowania sobie Europy, ale Norwegia miała być rekompensatą za poniesione klęski. W 1716 roku Karol XII wkroczył do Christianii∗ twierdzy Akershus jednak nie udało mu się zdobyć. Norwegowie zajęli pozycje na zachód od miasta i skutecznie odpierali ataki wojsk szwedzkich usiłujących ich otoczyć szczelnym pierścieniem. Wkrótce uzyskali wsparcie ze strony Danii. Sytuacja Karola XII stawała się coraz trudniejsza, w końcu musiał podjąć decyzję odwrotu, żeby uniknąć zamknięcia w Christianii. Król nie zamierzał jednak wracać jak nie- pyszny do domu, chciał wycofać się jedynie do granicy szwedzko - norweskiej, po drodze zająć Halden wraz z twierdzą Fredriksten i stamtąd podjąć kolejne natarcie. Tymczasem mieszkańcy Halden spalili swoje miasto, by nie wpadło Szwedom w ręce, zaś Peter Wessel Tordenskiold, kapitan duńskiej floty, z pochodzenia Norweg, zdobył i zni- szczył szwedzkie okręty w Dynekil, chociaż sam dysponował zaledwie kilkoma statkami. Ów chwalebny czyn, za który uhonorowano Tordenskiolda stopniem komandora, na zawsze pozostał w pamięci potomnych. Karol XII zbierał siły do kolejnej wyprawy. Mądry po szkodzie, tym razem zamierzał rozpocząć działania wojenne od Fredriksten i dopiero stamtąd ruszyć na podbój Norwegii. Był to z pewnością rozsądny zamiar, tyle tylko że pozostał jedynie zamiarem. Król szwedzki nigdy nie dotarł dalej niż do Fredriksten, tam bowiem, gdy obserwował oblężenie miasta, trafiła go kula. Nie wiadomo, kim był zabójca, być może tak precyzyjnie wycelował jakiś Norweg, ale równie dobrze mógł to zrobić któryś z ludzi króla. Karol XII nie cieszył się miłością poddanych. Rządził krajem żelazną ręką i wdawał się w wojny, które były takim samym nieszczęściem dla Szwedów, jak dla ich wrogów. *∗ Christiania - dawna nazwa Oslo (przyp. tłum.).

Trwająca od dwóch dziesięcioleci wielka wojna na północy pochłonęła wiele ludzkich istnień i kosztowała mnóstwo pieniędzy. N a r ó d musiał płacić b a r d z o wysokie podatki, wsie cierpiały z powodu utraty rąk do pracy. Chłopów siłą wcielano do wojska, król bowiem dla pokonania wroga i rozszerzenia swego imperium potrzebował coraz więcej żołnierzy. Luty 1718, Tornedalen Finlandia również należała do Karola XII i ona także została zamieszana w prowadzoną przez niego wojnę. Pod koniec XVII wieku kraj wyczerpany był wieloma latami katastrofalne- go nieurodzaju. Na skutek głodu zmarła wtedy niemal jedna czwarta ludności. Ledwo naród zdołał otrząsnąć się z tragedii, a już ponownie został zmuszony do uległości. Także Finowie mieli płacić podatki na nową wojnę, mieli też w niej walczyć... Erkki Alatalo skończył dopiero trzydzieści dwa lata, lecz wyglądał na dużo więcej. Na razie uniknął przymusowego wcielenia do armii króla Karola XII, ale to w każdej chwili mogło się zmienić. Erkki miał żonę i dwoje dzieci. Spłachetek ziemi, który uprawiał, musiał wyżywić ich czworo. Na pooranej bruzdami twarzy udręczonego mężczyzny odcisnęły swe piętno liczne nie przespane noce. W piwnych oczach zastygła niejedna łza. Doświadczył w życiu wielu już nieszczęść i obawiał się, że przyszłość nie będzie lepsza. Ubogi chłop z Tornedalen bał się coraz bardziej. Nie o siebie, ale o żonę i dzieci.

1 - Jeść! Jestem głodna, mamo! Jeść! Cienki głosik dziecka przeszedł w żałosne zawodzenie. Dwoje dużych ciemnych oczu na wpół z wyrzutem, na wpół z błaganiem wpatrywało się w siedzącą przy kamiennym palenisku wychudzoną kobietę, która trzymała w ramionach niemowlę. Przynajmniej mały Matti mógł zaspokoić głód, na razie Marja miała jeszcze w piersiach trochę pokarmu. Nikt w rodzinie nie najadał się do syta. Od dawna kładli się spać o głodzie. - Jeść! - pochlipywała dziewczynka, wkładając do buzi brudny kciuk. - Będziesz ty cicho! - zagrzmiał ojciec, surowo mierząc wzrokiem córkę. Od jego głosu zatrzęsła się niska chata. - Raiju, kochanie! - wtrąciła pośpiesznie Marja, obejmując mocniej niemowlę. - Wszyscy jesteśmy głodni i nic na to nie poradzimy. Popatrz, mały Matti powinien zasnąć, nie marudź tak okropnie! Jesteś już przecież dużą i mądrą dziewczynką, opowiedz lepiej jakąś historyjkę! Tak ładnie opowiadasz! Raija posłusznie usiadła, w milczeniu smutnym wzrokiem popatrzyła na mamę i braciszka. Opowiedz historyjkę! Łatwo powiedzieć! Raija nie mogła nieustannie fantazjować, nie zawsze zresztą miała na to ochotę. Nie odkryła jeszcze, że ucieczka do świata marzeń pozwala zapomnieć o smutnej codzienności. Matka, dostrzegłszy pełne wyrzutu spojrzenie dziecka, poczuła się jeszcze bardziej zmęczona. Miała dopiero trzydzieści lat, ale wychudzona i spracowana, nie przypominała dorodnej panny o rumianych policzkach, którą była w młodości. Jej samej zresztą wydawało się, że od tamtego czasu minęły wieki. Wciąż jeszcze można było powiedzieć, że jest ładna, ale dawna olśniewająca uroda przyblakła. Włosy, które niegdyś mieniły się niczym dojrzałe zboże w pogodny letni dzień, zaczesywała teraz gładko i upinała na karku w kok. O lokach dawno już zapomniała. Marja pracowała ponad siły. Uprawiali wraz z mężem kawałek pola, ziemia jednak była jałowa, a w jesienne noce często zjawiał się podstępny mróz, który nie zawsze zapowiadał swe przybycie. Erkki i Marja dobrze pamiętali nieurodzajne lata z końca poprzedniego stulecia. Żywili nadzieję, że uchronią swoje pociechy od takich wspomnień i dzieciństwo nie będzie im się kojarzyć ze smakiem chleba pieczonego z kory drzew.

Tyle że nadzieja i marzenia bywają złudne, zwłaszcza gdy jest się biednym. Lato i jesień 1716 roku przyniosły nieurodzaj, a gdy nieszczęście powtórzyło się rok później, oznaczało to dla nich całkowitą katastrofę. Dwa lata głodu wystarczyły, by złamać każdego. Erkki i Marja zdołali zebrać trochę zboża, ale ziarno nie nadawało się na sprzedaż. Nie wystarczyło go też, by wyżywić rodzinę podczas długiej zimy. Najcięższe jarzmo stanowiły podatki. Chłopi popadali w coraz większe długi i coraz większą nędzę. Erkki i Marja musieli sprzedać jedyną krowę i obórka stała pusta, a nędzne grosze, jakie dostali, nie wystarczyły na długo. Marja dodawała coraz mniej mąki do chleba, który piekła, i teraz, w końcu lutego 1718 roku, było w nim już więcej kory brzozowej niż mąki. Erkki z bólem patrzył na to, jak oczy jego żony i dzieci tracą blask, jak wszyscy troje marnieją z dnia na dzień, a on nie potrafi temu zaradzić. Dla tego dumnego mężczyzny bezradność, jaką odczuwał, była nie do zniesienia. Tyle miał planów, tyle nadziei. Dręczyło go, że nie potrafi uchronić najbliższych przed głodem. Zasługiwali na lepszy los. Serce mu krwawiło, kiedy spoglądał na smutną, drobną buzię ukochanej córki. Dziewczynka rozpaczliwie próbowała pokonać głód, potwora gryzącego jej trzewia, lecz nie udawało się go oszukać chlebem z kory. Erkki zadręczał się myślą, że jego dzieci wychowują się w domu, w którym panuje taka straszna nędza. Po tylu chudych latach tkwił po uszy w długach. Potrzebował dobrych plonów, żeby je spłacić. Przestał już wierzyć, że kiedykolwiek mu się to uda. Przyszłość jawiła się Erkkiemu w ponurych barwach. Gdyby teraz wcielono go do wojska i zmuszono do udziału w wojnie... Nie wiadomo, jak długo potrwa wojna ani jak się skończy. Królowie nie wtajemniczali maluczkich w swoje plany, choć to właśnie zwykli ludzie najbardziej cierpieli z powodu chorobliwych ambicji monarchów, którym marzyły się wielkie zwycięstwa. Marja wstała i ułożyła Mattiego w kołysce. Erkki sam ją zrobił. Mąż miał zręczne ręce, wszystkie meble w izbie były jego dziełem. Kołyskę wyrzeźbił przed laty dla Raiji, dumny, że żona urodziła mu taką piękną córkę. Dziewczynka zajmowała w sercu ojca szczególne miejsce. Erkki oczywiście kochał także Mattiego. Zawsze marzył o synu, dziedzicu, teraz jednak żałował skrycie, że chłopiec przyszedł na świat w tak ciężkich czasach. Matti tymczasem, nieświadom niczego, leżał w kołysce i gaworzył radośnie. Raija uwielbiała braciszka, uważała, że jest najśliczniejszy na świecie. Gotowa mu była ofiarować

wszystko. Teraz siedziała przy nim i kołysała go do snu. Matti wyciągnął rączkę i złapał siostrę za palec. Ciepło wypełniło po brzegi serce dziewczynki, gdy dostrzegła na maleńkiej buzi coś na kształt uśmiechu, a potem braciszek zamknął swoje brązowe oczki i zasnął. Erkki porwał kubrak i czapkę i z ponurą miną wymknął się z chaty. Mijając po drodze poletka sąsiadów, pomyślał przygnębiony, że wszyscy cierpią jednakową nędzę. Po raz kolejny zadał sobie pytanie, jakie też będą zbiory w tym roku. Czy znów takie marne jak w ubiegłych latach? Niechętnie się nad tym zastanawiał, ale miał przecież rodzinę na utrzymaniu. Do tego jeszcze ta wojna... W głowie mu huczało. Już od jakiegoś czasu rozważał pewien plan, który teraz postanowił urzeczywistnić. Wiedział, że Marja będzie się temu sprzeciwiać i z płaczem błagać go, by odstąpił od swych zamiarów. Lękał się, że po tym, co uczyni, żona odsunie się od niego. Podjął jednak decyzję, najtrudniejszą chyba i najgorszą w życiu, ale kierowała nim przecież miłość do najbliższych. Bywa, że ojciec właśnie z miłości do dzieci musi dokonać tak dramatycznego wyboru... Doszedł do obozu Lapończyków. Słyszał wcześniej od jakiejś chłopki, że ponoć pewna rodzina lapońska z Ruiji, krainy nad morzem, szykuje się do wyprawy na swoje wiosenne i letnie pastwiska. Dowiedział się, że chodzi o Pehra, który ożenił się z Ravną, córką starego Matte, co to niedawno umarł. Ravna wywodziła się z Lapończyków, którzy wędrowali w obrębie Finlandii, ale jej mąż wypasał renifery na pastwiskach bliżej morza. Erkki skierował się więc wprost do jurty Lapończyka z północy. - Dzień dobry, jak się macie? - pozdrowił gospodarzy. - Dziękujemy, dobrze! - odpowiedział mu Pehr, jak nakazywał zwyczaj. W jurcie panował mrok, ale mimo to Erkki poczuł na sobie przenikliwe spojrzenie trzech par oczu. Oprócz Pehra w środku znajdowała się także jego żona i syn. Erkki usiadł i zagadnął: - Podobno ruszasz na północ. W głębi duszy czuł się jak ostatni nędznik. Pehr, ubrany w dork∗ i samodziałowy kaftan, pokiwał głową. Miał pokrytą zmarszczkami, ogorzałą od słońca i wiatru twarz, zwichrzone włosy, czarne jak smoła, i oczy w kolorze miodu. Nie był stary, ale pełne trudu życie dodało mu lat. - Najpierw wstąpimy na jarmark do Lyngen. Erkki słyszał o Lyngsbotn, osadzie położonej w głębi fiordu Lyngen, do której zamierzał wstąpić Pehr. Tu w okolicy krążyło wiele *∗ Dork (lap.) - futrzana bluza nakładana na gole ciało włosem do wewnątrz (przyp. tłum.).

opowieści o Ruiji. - Och, nie powinienem był w ogóle wyruszyć na zimowe leże - westchnął Pehr, którego mieszkańcy Tornedalen nazywali Peeri Lapończyk, i potrząsnął ze smutkiem głową. - Spotkały nas same nieszczęścia. Erkki zauważył kątem oka, że Ravna spochmurniała gwałtownie, a że słyszał o śmierci jej ojca, wymamrotał słowa współczucia. Na twarzach małżonków zagościło przygnębienie. - Matte był już stary, przeżył swoje - rzekł Pehr, a po chwili dodał: - Podczas wyprawy straciłem córkę! Odeszła od nas nasza mała Laila... po prostu zgasła. Byliśmy zupełnie bezradni wobec tej choroby, która drążyła ją od środka. Biedne dziecko kasłało i pluło krwią, wreszcie umarło! Moja mała córeczka! - Ile miała lat? - zapytał Erkki, doskonale pojmując cierpienie tych ludzi. - Siedem... Nasza Laila przeżyła zaledwie siedem lat. Pehr, opowiadając o nieszczęściu, jakie ich dotknęło, w jednej chwili się postarzał. - Ale mamy jeszcze syna Mikkala, dzięki niemu lżej nam znosić żałobę. Chłopak liczy sobie czternaście lat. To już dorosły mężczyzna! Pehr poklepał syna po ramieniu. Erkki dopiero teraz przyjrzał się młodzieńcowi. Pehr się nie mylił, to był naprawdę krzepki chłopak. W oczach Mikkala, nieco jaśniejszych niż oczy ojca, brakowało tego błysku wyrachowania, tak charakterystycznego dla Peeri Lapończyka. Szeroka, nieco kanciasta twarz młodzieńca nie była bynajmniej pozbawiona urody. Jak na tak niedojrzałego chłopca, miał wyjątkowo wyraziste rysy twarzy. - Straciłem trzy córki - ciągnął dalej Pehr. - Mikkal jest moim jedynym synem. - Ja mam córkę - odezwał się Erkki, a jego słowa jakby zawisły w powietrzu. - I syna. Raija ma osiem lat. Matti urodził się w grudniu... - Bieda tu w okolicy - zauważył Pehr. - U ciebie zdaje się nie lepiej, Erkki? Ojciec Raiji zrozumiał, że Lapończyk go przejrzał. Pehr zmienił temat nieprzypadkowo, choć tak się z pozoru mogło zdawać. Nie do końca jednak zapanował nad swym głosem i wyrazem twarzy i to go zdradziło. Erkki potwierdził domysły Lapończyka. Zresztą, co tu ukrywać, zbiory były marne, a zima długa. Na szczęście miała się ku końcowi i Erkki tęsknie wyglądał wiosny. Uznał jednak, że nie może pokładać całej nadziei wyłącznie w Bogu. Do tej pory tak postępował, ale im więcej było brzozowej kory w chlebie, tym częściej nachodziły go chwile zwątpienia. Erkki nie pamiętał już, jak smakuje chleb upieczony z mąki. Słowo „chleb” kojarzyło mu się ze smakiem drewna. - W Ruiji nie ma biedy - opowiadał Pehr. - Nikt tam nie głoduje, ani dorośli, ani dzieci.

- Tu pewnie też nastaną w końcu lepsze czasy - odparł Erkki bez przekonania. - Wielu Finów postanowiło przyłączyć się do nas. Razem z nami ruszają na wybrzeże - mówił Pehr, a jego żółte oczy świeciły w mroku jak kocie ślepia. - Ludzie mają już dość zmagania się z biedą w tym kraju. A ty, Erkki, nie myślałeś o tym? Nad morzem czeka na pracowitych chłopów dużo uprawnej ziemi. Erkki pokręcił głową. - To nie dla mnie - odparł ze smutkiem. - Zbyt głęboko zapuściłem tutaj korzenie. - To znaczy, że głód nie dokuczył ci jeszcze tak naprawdę - stwierdził Pehr, uśmiechając się z przymusem. - Bardziej niż ci się zdaje - westchnął chłop z Tornedalen. - Powiadasz więc, że tam nad morzem jest tak dobrze? - Ludzie muszą tam pracować tak samo jak tutaj - odrzekł Pehr i wzruszył ramionami. - Nie wszyscy opływają w dostatek, ale też nikt nie chodzi spać głodny... - Mówisz, że wielu Finów wyrusza na północ... - Erkki spuścił głowę i popatrzył na swe spracowane dłonie. - Nie bez powodu - potwierdził Pehr. - Chciałbym cię prosić o przysługę - rzucił pośpiesznie Erkki, umykając spojrzeniem przed przenikliwymi oczami Lapończyka. Pehr jednak domyślił się, o co mu chodzi, i przerwał mu w pół słowa. - Rozumiem. Jakoś to się da urządzić. Jedna osoba więcej, jedna mniej, nie robi różnicy. Ale co z tobą, Erkki? Ty nie dasz się namówić? Erkki ze smutkiem pokręcił głową. - O co mu chodzi? - nieoczekiwanie wtrącił się Mikkal. Erkki drgnął, usłyszawszy bezpośrednie pytanie chłopca. Znowu odezwały się wyrzuty sumienia. Poczuł na sobie pytające spojrzenie młodego Lapończyka i popatrzył mu w oczy. Teraz uderzyła go łagodność malująca się na twarzy tego młodzieńca. Emanowało zeń tyle ciepła i dobra, że chłopak w jednej chwili wzbudził jego zaufanie. Z pewnością nie odziedziczył tych cech po ojcu, bo Pehr był szczwany jak lis. Erkki nigdy by mu nie zaufał, gdyby nie zmusiły go do tego okoliczności. - Mikkal za dużo pyta. - Pehr pośpiesznie usprawiedliwił syna i uśmiechając się, wyjaśnił mu: - Zdaje się, że Erkki zamierza wysłać do Ruiji swoje dzieci... - Tylko jedno - przerwał mu Erkki. - Tylko Raiję. Chłopiec jest jeszcze mały... Erkki dojrzał we wzroku Mikkala nieme oskarżenie. Nie zaskoczyło go to, sam czuł się podle. Ale cóż począć, skoro życie zmusza go, by stawił czoło brutalnej rzeczywistości. Nie

patrząc już w miodowe oczy młodzieńca, znowu zwrócił się do Pehra. - Słyszałem, że i inni wysyłają dzieci do Ruiji - rzekł głucho. - Ponoć im tam dobrze, ludzie, którzy przyjmują je pod swój dach, traktują je jak swoje... Jedni nie mogą mieć dzieci, a inni mają, ale nie są w stanie ich wykarmić... - Mikkal na te słowa spuścił głowę, a Erkki z goryczą mówił dalej: - Nie mogę patrzeć, jak moja córeczka głoduje. Chyba w tej Ruiji nie jest znowu tak źle... pewnie będzie jej tam lepiej niż tu. Mam długi... jeśli w tym roku znów zdarzy się nieurodzaj, nie wiem, co nas czeka. Matti urodził się tuż przed Nowym Rokiem... - Znajdziemy dla. twojej córki dobrych rodziców! - usłyszał zdecydowany glos Ravny. Oczy Laponki zapłonęły dziwnym blaskiem. Erkkiemu Alatalo zdawało się, że ta kobieta zagląda wprost w najgłębsze zakamarki jego duszy. - Przyrzekam ci, Erkki Alatalo, że twojej córce będzie dobrze w Ruiji - przemówiła, akcentując każdą sylabę. - Wybierzemy dla niej najlepszych rodziców. Erkki poczuł, że spływa nań spokój. Obietnica została złożona z takim żarem, że chłop nabrał pewności, iż Laponka uczyni wszystko, by znaleźć dla Raiji dobry dom. - Nie mam wam czym zapłacić... Pehr pomachał lekceważąco pomarszczoną dłonią. - Nie warto o tym mówić! To nic wielkiego! - powiedział. - Chętnie oddam ci przysługę. Widzę przecież, jaką biedę cierpicie. Zabiorę dziewczynkę do Ruiji, tam czeka ją lepsze życie. Jakże mógłbym żądać za to zapłaty? - roześmiał się. - Zresztą bez trudu znajdę dla niej dom. Do Lyngsbotn zjeżdżają na jarmark tłumy ludzi z okolic nad fiordem Lyngen, ba, nawet mieszkańcy Dalekiej Północy i całej Laponii. Nie pożałujesz, że zwróciłeś się z tym do mnie, Erkki! Uwierz mi, twoja córka będzie w Ruiji żyć jak księżniczka. - Kiedy ruszasz w drogę? - Jutro - odrzekł Pehr. Odpowiedź Lapończyka poraziła Erkkiego niczym grom z jasnego nieba. Liczył, że będzie miał więcej czasu na to, żeby przygotować Raiję i żonę, a także samego siebie, na rozstanie. Pośpiesznie zebrał się do wyjścia i zapewnił na odchodnym, że nazajutrz przyprowadzi małą. Wymienili jeszcze zwykłe uprzejmości, ale Erkki odpowiadał jak nieobecny duchem. Wyszedł z jurty Lapończyków, unikając wzroku czternastoletniego Mikkala, który z powagą dorosłego mężczyzny odprowadzał go spojrzeniem. Erkkiemu zdawało się, że z jego wąskich oczu płynie strumień oskarżeń. W chwilę później także Mikkal opuścił jurtę. Bez trudu odgadł, jakimi motywami kierował się jego ojciec. Nie miał złudzeń, wiedział, że na tej drobnej przysłudze Pehr zamierza

ubić interes. Odda Raiję ludziom, którzy zapłacą za nią najwięcej, nie przejmując się wcale, do kogo dziewczynka trafi. Mikkal przejrzał także zamiary matki. Nieszczęsna, nie otrząsnęła się jeszcze z żalu po śmierci Laili. Ciągle nie mogła się oswoić z prawdą, że córeczki nie ma wśród żywych. Nie zważając na silny wiatr, młodzieniec stał bez ruchu i odprowadzał wzrokiem niknącą w oddali zgarbioną sylwetkę Erkkiego Alatalo. Czuł głębokie współczucie dla tego człowieka, który powodowany skrajną rozpaczą podjął tak dramatyczną decyzję, ale nie mógł go zrozumieć... Po powrocie do domu Erkki niewiele mówił. Burknął tylko, że był w obozie u Lapończyków i rozmawiał z tymi, którzy wyruszają do Ruiji, a potem przez cały wieczór sie- dział w kącie i nie spuszczał wzroku z córki. Pochłaniał ją spojrzeniem, pragnąc na zawsze utrwalić w pamięci każdy najdrobniejszy szczegół jej wyglądu. Raija zauważyła, że ojciec zachowuje się inaczej niż zwykle, ale szybko przestała zwracać na to uwagę. Nauczyła się przyjmować fakty bez zadawania zbędnych pytań. Marja także dostrzegła zmianę w zachowaniu męża i niepojęta trwoga chwyciła ją za serce. Szybko jednak odrzuciła podejrzenie. Niemożliwe, tłumaczyła sobie. Erkki nigdy nie zrobiłby czegoś takiego swojej córce. Przecież ją ubóstwia! Mimo to tego wieczoru Marja zerkała co rusz na swego męża i nie przestawała się zastanawiać... Rodzice odesłali Raiję do łóżka, ale dziewczynka nie mogła zasnąć. Ruija... Tata miał dziś takie dziwne, niespokojne oczy, kiedy wspomniał o Ruiji. Nie wiadomo dlaczego. Zatopiła się w myślach, które tak ją pochłonęły, że zapomniała o głodzie szarpiącym wnętrzności. Ruija, baśniowa kraina na północy daleko nad wielkim morzem... Dziewczynka zapragnęła, by ojciec powtórzył jej trochę więcej z tego, co usłyszał. Nigdy nie bywał taki mil- czący, kiedy dowiedział się czegoś nowego. Chyba że przynosił złe nowiny... Nie, to niemożliwe. Złe wieści o Ruiji? Przecież tam nikt nie cierpi głodu, nikt nie dodaje kory do mąki, żeby upiec chleb! W morzu roi się od ryb, wystarczy tylko zarzucić sieci, by je wyciągnąć. Tam ludzie są szczęśliwi. Głuszce przelatują całymi stadami i niemal się proszą, by je złowić w sidła. W lasach i na rozległych równinach jest mnóstwo dzikiej zwierzyny. W rzekach zaś podobno pływają ryby tak duże i tłuste, że wprost nie można uwierzyć własnym oczom. Ruija to kraina spełnionych marzeń! Raija westchnęła, pozwalając się ponieść fantazji. Jej myśli poszybowały w górę rzeki Torne, do nadmorskiej krainy.

Pomyśleć tylko, najadać się codziennie do syta! To by dopiero było coś! Raija zapragnęła ujrzeć znowu radosną twarz mamy, usłyszeć jej wesoły śmiech, który tak bardzo lubi, a którego od dawna nie słyszała! Gdyby tak tata dostał w Ruiji chatę, oborę i łódź, a także własną ziemię... żeby zbożu nie zagrażało ani słońce, ani mróz, żeby mama ubierała się w najładniejsze suknie, a mały Matti miał okrągłe rumiane policzki i pulchne rączki z dołkami na łokciach! To byłoby całkiem inne życie! Nie to, co teraz, gdy w pocie czoła harują na codzienny chleb, a mróz w ciągu jednej nocy niweczy cały wysiłek rodziców. Brzmi to jak bajka! I zapewne tylko bajką zostanie. Ośmioletnia Raija uśmiechnęła się z goryczą, w tej jednej chwili nad wiek dojrzała. Marząc o krainie, w której dzieci bawią się, śmieją i najadają do syta, ciemnooka córeczka Erkkiego Alatalo wreszcie zasnęła. Nikt nie mógł odebrać jej tych marzeń o wielkim morzu i Ruiji, do której droga była dłuższa, niż dziewczynka przypuszczała. Nigdy pewnie tam nie dotrze, będzie żyć w głodzie i nędzy w Tornedalen, ale przecież nikt nie zabroni jej marzyć. Erkki pustym wzrokiem wpatrywał się w mrok. Marja leżała wsparta na ramieniu męża. - Raiję odeślemy do Ruiji, już wszystko uzgodniłem. - Erkki powiedział to tak cicho, że ledwie było go słychać. Nie chciał, żeby córeczka wiedziała, o czym mówią. Marja zerwała się i ścisnąwszy ramię męża, odezwała się ze złowróżbnym spokojem: - Erkki Alatalo, sprzedajesz własne dziecko? - Milcz, kobieto! Odwrócił się do żony plecami, ale ona rzuciła się ku niemu niczym gronostaj i zmusiła, by spojrzał jej prosto w oczy. - Nigdy byś sobie tego nie wybaczył! Nie wierzę ci, Erkki! Nawet nie chcę myśleć, że coś takiego przyszło ci do głowy! - To już postanowione! - Nie zgadzam się! - Marja, blada jak kreda, usiadła na łóżku. - Nie możesz mi tego zrobić! Przecież to także moje dziecko! - Ze szlochem ukryła twarz w dłoniach, a jej wychudłe, drobne ramiona zadrżały. Erkki nie mógł słuchać jej płaczu. Rękami sztywnymi jak kłody przygarnął żonę. - Myślisz, że mnie jest to miłe? - odezwał się z ciężkim sercem. - Sądzisz, że bez żalu oddaję nasze dziecko? Czy nie wiesz, Marjo, jak bardzo ją kocham? - Wydawało mi się, że wiem - odpowiedziała bezbarwnie. - Ale teraz w to zwątpiłam. Erkki zacisnął powieki, by powstrzymać łzy palące jak ogień. Raija, jego oczko w głowie! Cudny kwiatuszek, który po nim odziedziczył charakter. Natura obdarzyła ją urodą matki, miała jej rysy twarzy i zgrabną sylwetkę, ale oczy, które ciskały gromy, kiedy się

złościła, mieniły się tą samą barwą co oczy ojca. Mała Raija była jego radością i najdroższym skarbem. Ona nie powinna cierpieć! Trafiała jej się szansa - szansa na życie, jakiego on sam nie może jej zapewnić, życie bez biedy czającej się pod powałą niczym mroczny, złowieszczy cień. Właśnie takie życie sobie dla niej wymarzył, dla niej i dla całej rodziny, bo najbliżsi byli dla niego wszystkim. Wiedział jednak, że to marzenie nigdy się nie spełni. A może jeszcze nadejdą lepsze czasy? Bo czy przez trzy kolejne lata mogą być takie marne plony? Uznał jednak, że i to jest możliwe. Nie umiał już wierzyć w nadejście lepszych dni. - Nie tego pragnąłem dla ciebie - mruknął Erkki i pogładził żonę po plecach. Marja pochlipywała cicho, połykając łzy. Erkki wyczul pod palcami wystające kości. W młodości Marja była urodziwą panną. Najmłodszą córką chłopa, który, choć miał ośmioro dzieci, radził sobie doskonale. Marja przy- wykła do lepszego życia niż to, które ofiarował jej Erkki. Serce mu pękało, bo przecież kochał ją tak mocno, a stał się przyczyną jej nieszczęścia. A teraz jeszcze odbiera jej dziecko... - Nie tylko nam jest ciężko - wyjąkała Marja załamującym się głosem. - Inni mają więcej dzieci niż my... Po wychudzonych policzkach Erkkiego Alatalo popłynęły łzy. Jego postanowienia nic już nie mogło zmienić. Być może kiedyś znienawidzi siebie za to, że tak właśnie postąpił, ale gdyby nie wykorzystał okazji, by poprawić los dziecka, pogardzałby sobą do końca swych dni. Nie mógł skazywać córki na głód i cierpienie, to byłby egoizm z jego strony. W Ruiji nikt nie cierpiał biedy, Peeri Lapończyk nie jedyny tak twierdził. Nad morzem mieszkają dobrzy ludzie, zaopiekują się jego córeczką, jego kwiatuszkiem. Wychowają ją jak swoją. Raiji będzie tam dobrze... Odczuł swego rodzaju ulgę, gdy podjął wreszcie tę trudną decyzję - miał nadzieję, że i Marja jakoś się z tym oswoi - ale równocześnie cierpiał tak, jakby ktoś ugodził go nożem prosto w serce. Bał się, że jego przyszłość bez radosnego śmiechu córeczki i jej łagodnego głosu zamieni się w piekło. Ale za to Raija będzie szczęśliwa! - Marjo, spójrz prawdzie w oczy! Tu nie zdołamy zachować jej przy życiu. Ledwie nam starczy jedzenia dla niej na jutro. Mamy więc ją zatrzymywać, skoro tam może jej być lepiej? Odetchnął głęboko. Jak na niego była to długa przemowa, ale bardzo mu zależało, by Marja zrozumiała jego intencje. Stracą córkę. Erkki nie chciał jednocześnie stracić także żony. Teraz najważniejsze, by

wzajemnie się wspierali, bo w nadchodzącym czasie będą siebie bardzo potrzebować. - A więc to prawda! - wyszeptała Marja pozbawionym wyrazu głosem, jakby nagle uszło z niej życie. Erkki nie odpowiedział, jedynie mocniej ją przytulił. Zrozumiała. Delikatnie głaskał żonę po włosach, ale czy cokolwiek mogło ją teraz pocieszyć? - Kiedy? - Marja nie była w stanie wydobyć z siebie nic ponad to jedno słowo. Czekając na odpowiedź, zamknęła oczy, próbowała się uspokoić. Matti cicho pochlipywał w kołysce, miała nadzieję, że nie zacznie płakać i nie zbudzi Raiji... - Jutro... - Nie! - krzyknęła z rozpaczą. Erkki pokiwał głową. Usiadł, dotykając stopami zimnej podłogi, i ugiął kark jakby pod brzemieniem podjętej decyzji. Dopiero teraz Marja dostrzegła w jego oczach łzy. Odruchowo wyciągnęła rękę i wytarła słone strużki płynące po pooranej zmarszczkami twarzy. Nagle poczuła, jak ogarnia ją bezmierna czułość. Nie, Erkki nie robi tego ze względu na siebie, po to tylko, by mieć do wykarmienia o jedną gębę mniej, jak przez chwilę skłonna była przypuszczać. Marja zrozumiała jego intencje, ale wcale nie zrobiło jej się lżej, gdy pomyślała, że nazajutrz ma pożegnać jedyną córkę. - Jutro - wymamrotała i opadła ciężko na posłanie. Wpatrzona w powałę, czuła, jak łzy, których nie mogła zatrzymać, płyną jej z oczu. Erkki przytulił mocniej wychudzone ciało Marji. Leżeli w milczeniu wpatrzeni w mrok, starając się oswoić z prawdą, że nie ma innego wyjścia. Przed świtem Erkki z ulgą usłyszał spokojny oddech żony. Ucieszył się, że przynajmniej Marja trochę wypocznie, bo sam nie miał nadziei, że uda mu się zasnąć. Wreszcie jednak i jego zmogło zmęczenie. Ostatnie, co pomyślał, nim zapadł w sen, to jak bardzo podobne jest imię jego ukochanej córeczki do nazwy krainy nad morzem. Raija i Ruija... Może Opatrzność zdecydowała już dawno, że Raija nie będzie dorastać w Tornedalen? Raiję obudził głośny płacz Mattiego. Zaspana, usiadła na łóżku. Słońce. To znaczy, że jest już późny poranek, pomyślała. Usłyszawszy krzątaninę mamy, wstała zdziwiona, dlaczego jej nie obudzono. Nie lubiła zaniedbywać swoich obowiązków. Boso podeszła do kołyski i wzięła na ręce zapłakanego braciszka. Zauważyła, że ojciec jeszcze nie wyszedł. Siedział nachmurzony, na jego pooranej bruzdami twarzy czaił się smutek. Mama miała podpuchnięte i zaczerwienione oczy. Czy to znowu coś z wojną? Raija słyszała kiedyś sporo na ten temat.

- Co się stało? - zapytała, chociaż wiedziała dobrze, że nie wolno mieszać się w sprawy dorosłych. - Ubierz się, dziecko! - poprosiła mama i wzięła na ręce Mattiego. Raija posłusznie założyła ubranie. Smutne spojrzenia rodziców napełniły ją nagle niewytłumaczalnym lękiem. - Wyruszasz do Ruiji, moje dziecko - odezwał się ojciec. Córka popatrzyła na niego z niedowierzaniem, ale zaraz rozpromieniła się, uszczęśliwiona. Czyżby jej skryte marzenia miały się spełnić? - Do Ruiji! - powtórzyła z nabożeństwem. - Kiedy? W chacie zapanowała niemal namacalna cisza. - Dziś - odpowiedziała w końcu Mar ja. Dziewczynka obrzuciła rodziców uważnym spojrzeniem i dostrzegła w ich oczach dziwny żal. Oboje zachowywali się jakoś nienaturalnie. Wreszcie wewnętrzny głos podpowiedział jej, że coś się musiało stać i że jej marzenia jednak się nie spełnią. Patrzyła i powoli docierała do niej straszliwa prawda, tłumiąc w zarodku ledwie co powstałą radość. - Wy zostajecie! - zawołała zdruzgotana. Marja z płaczem odłożyła synka do kołyski i przytuliła mocno Raiję, której drobne ciałko zesztywniało. - Zobaczysz, w Ruiji będzie ci dobrze, o wiele lepiej niż w domu! - przekonywała matka. - Zaopiekują się tobą mili ludzie. Wszystko będzie jak w bajce! Raija wyczuwała jednak, że matka sama nie wierzy w to, co mówi, i jej słowa wcale nie podniosły dziewczynki na ducha. - Nie chcę! - zawołała zrozpaczona, ale rodzice odpowiedzieli jej milczeniem. Zrozumiała wówczas, że cokolwiek powie czy uczyni, to i tak nie zdoła zmienić ich postanowienia. Ten dzień zamienił się w koszmar, godziny wlokły się niemiłosiernie. Raija dostała wszystko, co było w domu najlepszego do jedzenia, ale ledwie to tknęła. Nie chciała jeść, wo- lałaby umrzeć. Jeśli nie może zostać z najbliższymi, to nie ma po co dłużej żyć. Co zrobi bez nich w Ruiji? Marja i Erkki mocno tulili córeczkę, jakby chcieli przelać na nią całą swoją miłość. Pragnęli, by zapamiętała, jak bardzo ją kochają. Wysyłając ją do obcych, kierowali się miłością. Nie sprzedawali własnego dziecka... Nadeszła chwila rozstania. Raija, ubrana w długą czarną spódnicę i kumagi∗ , założyła *∗ Kumagi - buty z garbowanej skóry z charakterystycznym zawiniętym noskiem (przyp. tłum.).

płaszcz, a matka otuliła ją brązową chustą. Pod stertą ubrań chude ciałko małej zdawało się jeszcze drobniejsze. Dziewczynka wzięła na ręce Mattiego i przez chwilę, trwającą wieczność całą, tuliła mocno braciszka. Czy jeszcze kiedyś go zobaczy? Lepiej o tym nie myśleć! Potem ostrożnie ułożyła niemowlę w kołysce. Cherubinek ze złotymi loczkami na główce patrzył na nią jakby ze zdziwieniem swymi dużymi brązowymi oczami. - Żegnaj! - szepnęła, mrugając powiekami, by powstrzymać napływające łzy. Potem mocno przycisnęła usta do pulchnego policzka braciszka. Zmuszono ją do wyjazdu do Ruiji. Och, udałaby się tam z radością, gdyby towarzyszyli jej Matti, mama i tata, ale teraz sama myśl o wyprawie wzbudzała w niej tylko smutek i lęk. Marja patrzyła na dwoje swoich dzieci, z trudem powstrzymując łzy. Erkki otoczył żonę ramieniem, ale ten gest nie zdołał jej pocieszyć. Kiedy już w żaden sposób nie dało się odwlec rozstania, Marja załamała się. Przytuliła mocno córeczkę i z płaczem błagała ją, by zrozumiała, że robią to z miłości. - Bardzo cię kochamy, dziecinko! - powtarzała, całując ją w policzki. Raija pośpiesznie pogłaskała matkę po wychudzonej twarzy. Przez chwilę jej oczy wyrażały ogromną miłość, ale zaraz przygasły. Raija ujęła dłoń ojca i wyruszyli. Nie potrafiła dłużej powstrzymać się od płaczu. Łzy ziębiły jej policzki, ale ona nie przestawała szlochać. Jej mała rączka spoczywała w dużej, silnej ręce ojca, dziewczynka jednak nie czuła się bezpieczna. Najchętniej wyrwałaby mu się i uciekła. Biegłaby z całych sił i gdzieś ukryła... Może wtedy pozwoliliby jej zostać w domu? Ale Erkki Alatalo nie dał córce najmniejszej szansy ucieczki. Małe nóżki nieustannie posuwały się naprzód. Zbliżali się do miejsca, gdzie mieli się pożegnać, do miejsca, w którym miała zostać przerwana ostatnia nić łącząca Raiję z rodzinnym domem. Tam dziewczynka dołączy do Pehra i towarzyszących mu ludzi. Nie chcę! Nie chcę opuszczać najbliższych! kołatało jej w głowie. Niech sobie będzie nawet najcudowniej w tej Ruiji, wcale nie chcę tam jechać! Wszystkie te marzenia były na niby, tak naprawdę wcale nie pragnęłam, żeby się spełniły... Przecież nie o tym marzyłam, by jechać sama do tej północnej krainy nad morzem! Nie chcę być sama, należę do nich, do Mattiego, mamy i taty. Czy tata tego nie pojmuje? Bezładne myśli układały się w pytania, ale choć dziewczynka poruszała ustami, nie mogła wydobyć z siebie głosu, płakała tylko.

Erkki czuł się jak morderca. Jakie znaczenie miało to, że wiedział, iż ratuje córce życie, skoro ona sama nie zdawała sobie z tego sprawy? Może go nawet nienawidziła? Lękał się jej zapytać o cokolwiek, bał się odpowiedzi. Raiją zawsze targały skrajne uczucia, kierowała się raczej głosem serca niż rozsądkiem. Erkki westchnął ciężko. - Raiju, maleńka - wykrztusił wreszcie. Tak bardzo pragnął, by jego głos zabrzmiał czule i z miłością, a tymczasem z jego ust wydobył się jedynie smutny szept. - Robię to, po- nieważ bardzo cię kocham! Przemawiał do córki, choć doskonale wiedział, że i tak go nie zrozumie, ale samo to, że słucha, stanowiło dla niego pewną pociechę. Ten dzień wryje się Raiji w pamięć. Jego słowa zapadną w jej serce na zawsze. Kiedyś być może zrozumie, że miłość można wyrażać na różne sposoby! Erkki żywił nadzieję, że tak się stanie. - Chcę, żeby ci było dobrze, córeczko! Dlatego wysyłam cię z Pehrem do Ruiji. Tam będzie ci lepiej niż tu z nami, kochanie! Raija milczała. Ani nie potrafiła, ani nie chciała odpowiedzieć. Oczywiście słyszała, co tata mówi, ale sens jego słów do niej nie docierał. Była za mała, by zrozumieć. Ojciec ścisnął ją mocno za rękę. Dziewczynka mimo to czuła, że ją zawiódł. - Przecież tak marzyłaś, córeczko, żeby zobaczyć Ruiję! - Erkki za wszelką cenę próbował do niej dotrzeć. - Pamiętasz, rozmawialiśmy o rybach i o morzu, o górach... Raija z zaciśniętymi ustami wpatrywała się w dal. Niech nie próbuje jej wmówić, że chciała jechać do Ruiji, bo to nieprawda! Jej dom jest tutaj, w Tornedalen! Marzenia o Ruiji snuła sobie dla zabawy! Czy on, jej własny ojciec, nie potrafi tego zrozumieć? Dochodzili do obozu. Lapończycy i fińskie rodziny, które przyłączyły się do koczowników, żeby wraz z nimi odbyć wędrówkę ku morzu, ku lepszemu jutru, właśnie zbierali się do wymarszu. Raija szła coraz wolniej, coraz niechętniej. Wszystko wokół niej było obce i nowe: ludzie, renifery, lapońskie sanie. Obce twarze, same obce twarze! Niektórzy przyglądali się dwojgu Finom z ciekawością, inni w ogóle na nich nie zwracali uwagi, pochłonięci swoją pracą. Raija była przerażona. Bezwiednie przytuliła się do ojca, który ścisnął mocniej jej dłoń, próbując dodać córce odwagi. Ale wtedy dziewczynce przypomniało się, dlaczego się w tym miejscu znaleźli. Ojciec miał ją tutaj zostawić, samą wśród tych obcych ludzi. Oni zabiorą ją do Ruiji. Przez chwilę prawie o tym zapomniała. Nowe otoczenie rozpaliło jej ciekawość, napawało ją lękiem, ale zarazem przedziwnie wabiło.

Szybko jednak stłumiła w sobie kiełkujące zainteresowanie. Przecież tu, w tym miejscu, miała zostać pozbawiona wszystkiego, co kocha. Pehr zauważył, że nadchodzą, i na swych wykrzywionych jak pałąki nogach wyszedł im roześmiany na spotkanie. - Już sądziłem, że się rozmyśliłeś - odezwał się na przywitanie. W odpowiedzi na te nie najstaranniej dobrane słowa na twarzy Erkkiego Alatalo przemknął jedynie cień uśmiechu. - Ładna dziewczynka - mruknął Pehr. Raija obrzuciła go hardym, przepełnionym nienawiścią spojrzeniem. Nikt nigdy jej nie zmusi, by polubiła tego człowieka! Pehr aż się wzdrygnął, ujrzawszy emanującą z oczu dziecka nienawiść. Wiele można było zarzucić temu mężczyźnie o pooranej bruzdami twarzy, który podjął się przeprowadzić Raiję do Norwegii, jednak z pewnością potrafił doskonale odczytywać uczucia i nastroje. Miał to po prostu we krwi, wielokrotnie jego przeczucia się potwierdzały. - Tak, tak... Pożegnaj się z małą. Ruszamy... - burknął, umykając wzrokiem przed parą dziecięcych oczu, które ciskały iskry. Nadeszła chwila, której Erkki najbardziej się lękał - rozstanie. Powoli przykucnął i przytulił Raiję. Nie mógł jednak znieść pełnego wyrzutu spojrzenia dużych brązowych oczu. Nieme potępienie, które odmalowało się na twarzy ośmioletniego dziecka, miało go prześladować przez resztę życia. Płacz ściskał mu gardło, więc tylko bez słowa mocniej przygarnął córkę. - To dla twojego dobra, Raiju! - wyszeptał raz jeszcze. Było mu ogromnie ciężko, bo wiedział, że ona, niczego nie pojmując, właśnie jego obarcza odpowiedzialnością za to, co się stało. Wstał, poklepał córeczkę po policzku i odszedł, zataczając się jak pijany. Raija nie wyrzekła ani jednego słowa. Dopiero gdy przygarbiona sylwetka ojca zginęła w oddali, z oczu dziewczynki popłynęły łzy, a jej ciałem wstrząsnęły dreszcze, jakby dokuczał jej chłód. Sama. Została zupełnie sama. Nic by nie dało, gdyby pobiegła za ojcem. I tak przyprowadziłby ją z powrotem. Ogarnięta paniką odwróciła się do obcych ludzi. Przez łzy nie mogła ich rozróżnić - zlewali się w rozmazane plamy. Nagle jedna postać oddzieliła się od pozostałych. Do zapłakanej dziewczynki podszedł starszy od niej chłopak i otoczył ramieniem jej drobne ciało wstrząsane szlochem. Raija przytuliła się do tego obcego, który okazał jej ciepło i czułość. Ukryła twarz na piersi syna Pehra i płakała, płakała. Mikkal nie pojmował, skąd się w nim bierze taka czułość dla małej Raiji. Zwykle

spoglądał na dziewczyny z pogardą. Ale to samotne dziecko o dużych, wyrażających rozpacz oczach poruszyło w nim jakąś strunę. Dziewczynka była taka mała i bezradna. Chłodny wiatr targał wystające spod chusty czarne pukle, które wyglądały jak skrzydła zmagającego się z wichurą kruka. Mikkal, trzymając Raiję w ramionach, usłyszał swój własny głos: - Płacz, płacz, maleńki kruku! Jest ci teraz bardzo ciężko, ale ja się o ciebie zatroszczę, zawsze będę się troszczyć...

2 Ludzie. Sami obcy ludzie, którzy przywędrowali tu z południa całymi rodzinami. Z ich oczu wyzierał głód, rozpacz i tłumiona nadzieja. Dorośli, mężczyźni i kobiety o zniszczonych od ciężkiej pracy dłoniach, i dzieci, tak jak Raija oderwane od korzeni. Ich jednak nie czekała tak drastyczna odmiana życia, bo przecież miały przy sobie rodziców. Raija tymczasem znalazła się całkiem sama pośród obcych. Dziecko, które nigdy dotąd nie opuszczało rodzinnej wsi w Tornedalen, nigdy nie przebywało poza rodzinną chatą! Finowie, którzy przyłączyli się do Lapończyków, próbowali zaprzyjaźnić się z dziewczynką. Użalali się nad tym dzieckiem wyrzuconym z rodzinnego gniazda. Ale Raija nie chciała litości. Była zbyt dumna, by znieść ludzkie współczucie. Słyszała za plecami potępiające szepty: „To potwory! Kto widział, żeby sprzedawać własne dziecko!” Opuszczający kraj Finowie nie mogli pogodzić się z tym, że ludzie wywodzący się z tego samego co oni dumnego narodu upadli tak nisko. Raija słyszała, co mówią, i odgrodziła się od nich grubym murem. Nikomu nie wolno tak mówić o mamie i tacie! Co prawda sama nie przestawała w myślach oskarżać rodziców, ale to całkiem inna sprawa! Każdego, kto ośmielił się powiedzieć o nich choć jedno złe słowo, Raija obrzucała lodowatym spojrzeniem i odwracała się plecami. Dziewczynką zajęli się Lapończycy: Pehr i jego żona o nieprzeniknionym obliczu. Ravna starała się nawiązać kontakt z małą Finką, ale Raija nie chciała przyjąć miłości, którą Laponka pragnęła ją obdarzyć. Odsuwała się, gdy tylko Ravna wyciągnęła dłoń, żeby ją pogłaskać po głowie albo otrzeć policzki z łez. Za nic na świecie nie polubi tych ludzi! Została zmuszona, by z nimi być, ale nikt nie może jej nakazać, by ich pokochała. Jej zaufania nie można kupić ani zdobyć siłą. Stanęła z boku i kuliła się niczym przerażone pisklę, gdy tylko ktoś się do niej zbliżał. Szeroko otwartymi oczami śledziła czujnie każdego, kto próbował nawiązać z nią kontakt, i odpychała go wzrokiem. Raija nie chciała się z nikim zaprzyjaźnić. Dopuściła do siebie tylko jedną osobę - Mikkala. Tylko jemu zaufała i dobrowolnie podała rękę. Nikomu innemu nie udało się wywołać uśmiechu na bladej, poważnej twarzyczce dziecka. Młody Lapończyk stał się jedynym przyjacielem Raiji dość nieoczekiwanie, właściwie •wbrew swej woli. O niczym takim nie myślał, kiedy podszedł, by pocieszyć zapłakane dziecko

pozostawione przez ojca. Ale równocześnie nie miał nic przeciwko obcowaniu z Raiją, bo przy tej małej dziewczynce, delikatnej jak źdźbło trawy, poczuł się dorosły. Stał się nie tylko jej przyjacielem, ale i obrońcą. To opuszczone dziecko obudziło w nim nie znane dotąd uczucie. Nie potrafił go nazwać, bo w końcu aż tak dorosły nie był, wiedział jedynie, że jest za Raiję odpowiedzialny. Rozmawiał z nią w jej ojczystej mowie. Poznał fiński dzięki matce, która wyrosła w Finlandii. Od maleńkiego mówił językami obojga rodziców, a potem nauczył się jeszcze norweskiego. Tak więc ten dojrzały nad wiek chłopak potrafił porozumieć się aż w trzech językach. Pocieszał Raiję i opowiadał jej ciekawe historyjki, żeby czymś zająć jej myśli, namawiał, by coś zjadła, a kiedy płacz znowu chwytał ją za gardło i dziewczynce zdawało się, że świat wokół niej się zawalił, przytulał ją mocno. Raija wypłakała na ramieniu Mikkala morze łez, ale on z niej nie szydził. Nowe, obce otoczenie budziło w niej lęk. Nie odezwała się ani słowem, kiedy Ravna nałożyła jej kaftan uszyty ze skóry renifera. Dziewczynka czuła się w nim jakoś nieswojo, ale zaakceptowała nowe ubranie, bo dzięki niemu nie marzła. Pehr, ujrzawszy ją w tym stroju, przeżył wstrząs. W jego oczach odmalowało się zaskoczenie i ból. Raija domyśliła się, że kaftan należał do Laili, zmarłej córki Pehra i Ravny. W głębi duszy czuła wdzięczność, że Ravna podarowała jej ubranie córeczki, ale upór i smutek nie pozwalały jej podziękować. Broniła się ze wszystkich sił przed pozytywnymi uczuciami. Nie zamierzała pozwolić, by nowi opiekunowie stali się dla niej kimś ważnym. Nienawidziła ich z całego serca! Największą wrogość budził w niej Pehr. Mógł wszak powiedzieć ojcu, że jej nie zabierze! To on przecież decydował o wszystkim! Ale on chciał ubić interes. Raija nasłuchała się o tym wystarczająco dużo. Towarzyszący Lapończykom Finowie rozprawiali o rodzicach, w desperacji wysyłających swoje dzieci z Lapończykami do Ruiji. Na wybrzeżu bezdzietni ludzie przygarniali fińskie dzieci. Na ogół trafiały w dobre ręce, choć niektórzy brali je do siebie tylko dlatego, że potrzebowali siły roboczej, kosztującej tyle co pożywienie. Tym, którzy przywozili małych Finów do Ruiji, płacono wcale pokaźne sumki. Dziewczynka rozumiała, że dla Pehra jest wyłącznie towarem, który sprzeda na jarmarku, i dlatego za każdym razem, gdy patrzyła na przebiegłego Lapończyka, jej oczy zwężały się w szparki. Nie zgodziła się wsiąść do pulek, którymi powoził. Kiedy niezbyt delikatnie chwycił ją, żeby posadzić w tych saniach bez płóz, zaparła się, a jej ciało zrobiło się ciężkie jak ołów. Pehr złapał Raiję mocniej i siłą umieścił w pułkach. Napotkawszy jednak spojrzenie dziewczynki,

zadrżał, bo nigdy jeszcze nie okazano mu tak jawnie wrogości. Raija nie bała się, ona go nienawidziła! Wrażenie było tak silne, jakby dziecko wykrzyczało mu to prosto w oczy. Powinien postawić na swoim, ale zdenerwowany wysadził małą i popchnął w stronę syna, który bez słowa przyglądał się zajściu. Mikkal znieruchomiał, tylko policzki mii drgnęły, zdradzając, że nie podobało mu się, w jaki sposób ojciec potraktował Raiję. Nie patrząc na niego, pociągnął dziewczynkę do swoich sań. Nie okazywał jej litości ani nie narzucał się z przyjaźnią. Nie należał do ludzi, którzy gadają tylko po to, żeby przerwać milczenie. Choć był jeszcze bardzo młody, zdążył się nauczyć, że cisza może być równie cenna jak potok słów. Nie odezwał się, ale z jego twarzy i gestów Raija odgadła nie wypowiedziane słowa. Nie potrzebowała o nic pytać. Wiedziała, że na Mikkalu może polegać. Pułki, którymi powoził, najwyraźniej jej odpowiadały. Pehr na ten widok zacisnął zęby ze złości i pomyślał, że dziewczyna, która już teraz jest utrapieniem, może przysporzyć mu jeszcze wiele kłopotów. Z prawdziwą radością się jej pozbędzie. Gdy tylko trafi się okazja, dobije targu z jakimiś poczciwcami z wybrzeża. Dostrzegł w tym dziecku niebezpieczny temperament. Poznał to po oczach. Póki co żarzyły się w nich tylko iskierki, ale nie miał żadnych wątpliwości, że rozpalą się złym płomieniem, nim minie parę lat. Ale to już nie moje zmartwienie! pomyślał, dziękując w duchu dobrym mocom. W Lyngsbotn otrzymam zapłatę i nasze drogi się rozejdą... Ruszyli przed wieczorem, nie bacząc na zapadające ciemności. Posuwali się naprzód nawet wówczas, gdy noc przemalowała granat wieczoru na nieprzeniknioną czerń. Renifery i zaprzęgi ciągnęły długim łańcuchem wzdłuż białych pustkowi. Finowie, którzy przyłączyli się do Lapończyków, mogli dotrzymać tempa dzięki temu, że użyczono im zaprzęgu. Ufali Pehrowi i czuli się przy nim bezpiecznie, nie po raz pierwszy bowiem pokonywał tę trasę i dobrze znał szlaki. Raiji z trudem przychodziło się z tym pogodzić. Po drodze mijali inne grupy Finów, pieszo zdążających do Ruiji, ku nowej przyszłości. Mężczyźni, kobiety, dzieci... Cały swój skromny dobytek ciągnęli za sobą na małych sankach. Grupa prowadzona przez Pehra zatrzymała się dopiero przed świtem, gdy noc zaczynała powoli rzednąć i nie otaczała ich już grubą ścianą, lecz wydawała się łagodniejsza, jakby bardziej przyjazna. Raija nie pojmowała, dlaczego poruszają się nocą, ale jak się okazało, miało to swoje wytłumaczenie. Nocny mróz tworzył na śniegu szreń, grubą lodową skorupę, na której sanie miały lepszy poślizg, a zwierzęta i ludzie nie musieli brnąć w głębokich zaspach. Lapończycy potrafili wykorzystywać to, co ofiarowywała im natura.

Raija spała przez większą część drogi i prawdę mówiąc niewiele zapamiętała. Odnosiła wrażenie, że przesuwający się przed jej oczami krajobraz właściwie się nie zmienia, widziała tylko śnieg i mrok. Miejsce, w którym zatrzymali się na postój, niczym się nie różniło od innych miejsc. Raija zmrużyła oczy. Połyskujące niebieskawo połacie śniegu niemal zlewały się w jedno z granatowym niebem. Gdzieniegdzie wystawały spod białej pokrywy poskręcane karłowate brzozy, które swym wyglądem przypominały budzące grozę postaci z nierzeczywistego świata. Drzewa rzucały przedziwne cienie na bezkresny ocean bieli. Lapończycy postawili jurtę ze zręcznością, której się nabywa przy wykonywaniu po tysiąckroć tej samej czynności. Finowie towarzyszący rodzinie Pehra mieli zająć dwie jurty. Bardzo się namęczyli, zanim zdołali je wznieść. Raija uważnie obserwowała ich poczynania i po raz pierwszy od chwili, kiedy opuściła rodzinny dom, poczuła rozbawienie. Ale nie roześmiała się, nawet usta jej nie drgnęły. Ravna popatrzyła na dziewczynkę, która wsunęła się do jurty za innymi, i zdawało się jej, że widzi tylko parę dużych zalęknionych oczu. Pehr wyraźnie unikał dziecka. Wprawdzie ośmioletnia dziewczynka nie mogła mu w żaden sposób zagrażać, jednak Pehr wyczuwał, że ciemnooka, filigranowa Raija Alatalo przysporzy mu kłopotów. Nawet on jednak nie przewidział, ile siwych włosów przybędzie mu na głowie za jej sprawą... Pehr i Ravna zajęli prawą stronę jurty, a dziewczynce przydzielili miejsce po lewej stronie od wejścia. Raija rozglądała się bacznie wokół, mimo że nowe otoczenie nadal wzbudzało w niej trwogę. Domyśliła się, że w lapońskiej jurcie wszystko ma swoje ściśle określone miejsce. Ziemia została przykryta kilkoma warstwami skór reniferowych, a wnętrze pod ścianami wymoszczono skórzanymi worami i derkami, które chroniły przed przeciągiem. Przy samym wejściu Pehr i Mikkal złożyli opał, a żywność i sprzęt gospodarski rozmieścili w taki sposób, by Ravna miała do nich łatwy dostęp. Pośrodku znajdowało się palenisko, na którym już wkrótce trzaskał ogień. Przyjemne ciepło wypełniło wnętrze jurty i rozgrzało przemarznięte ciała wędrowców. Nawet Raija poczuła błogość. Ravna wyciągnęła suszone mięso z renifera i ugotowała je. Raija obserwowała Lapończyków szeroko otwartymi oczami, zaciekawiona wszystkim, co robili. Ich codzienne życie tak bardzo różniło się od sposobu życia chłopów w Tornedalen. W innych okolicznościach zasypałaby ich pytaniami, póki nie dowiedziałaby się wszystkiego, co ją interesowało. Ale teraz nie chciała przyjmować niczego od Ravny i Pehra, nie chciała nawet słuchać ich odpowiedzi na pytania. Pozostało jej jedynie obserwować i chłonąć nowe wrażenia. Pehr błogosławił ciszę, jaka panowała w jurcie. Pomyślał, że jeśli tylko ten dzieciak nie

będzie się wiele odzywał, jakoś zniesie jego obecność i dowiezie do Lyngen. W milczeniu, z cierpliwością, którą sam uznał za anielską, pokroił mięso i podał dziecku. Dziewczynka nie zareagowała. Szturchnął ją lekko, ale ona cofnęła się gwałtownie, jakby ją uderzył, i odsunęła się pod ścianę jurty. Kiedy popatrzyła mu w oczy, nie dostrzegł w nich strachu, ale upór. - Będziesz jeść, dziewczyno! - powiedział stanowczo i niemal rzucił jej miskę pod nogi. Raija pokręciła głową. - Ach, nie?! Widać było, że Pehr z trudem nad sobą panuje. Gdyby to było jego własne dziecko, nie pozwoliłby nigdy na taką bezczelność, bez wahania złoiłby mu skórę! Pehr oczekiwał od swych dzieci szacunku. - Zajmij się tą wroną, Mikkal, skoro już się tak ciebie uczepiła. Nie zazdroszczę ci... Nie zapominaj jednak, że masz inne obowiązki... Mikkal skinął głową i spokojnie podniósł miskę. Obrzucił Raiję nieprzeniknionym spojrzeniem i nie spuszczając wzroku z naburmuszonej twarzy dziewczynki, podsunął małej je- dzenie. Raija szybko wyciągnęła dłoń i chwyciła naczynie. Pehr obserwował spod oka córkę Erkkiego. Kawałek za kawałkiem wkładała mięso do ust i żuła energicznie. A więc jedzenie jej smakowało! Gdy dziewczynka zorientowała się, że Pehr na nią patrzy, skuliła się i wciąż go obserwując, przybrała postawę obronną. To samo powtórzyło się kilkakrotnie podczas posiłku, aż wreszcie Pehr nie wytrzymał. - Ty, Raija Alatalo! - rzucił ostro. Raija niechętnie popatrzyła na Lapończyka, który podniósł się z miejsca i stanął nad nią. - Ojcze! - odezwał się Mikkal, starając się załagodzić sytuację. - Masz mnie słuchać! - ciągnął Pehr, nie zwracając uwagi na syna. - Obojętnie, czy ci się to podoba, czy nie. Kiedy każę ci jeść, to znaczy, że masz jeść! Nie na rękę mi, żebyś dojechała do Ruiji wychudzona, z zapadniętymi policzkami. Poza tym nikt mi nie będzie mówił, że morzę dzieci głodem. Jesteś pod moją opieką, rozumiesz? - Mniej ci zapłacą, jeśli będę chuda? - spytała Raija zaczepnie. - Zrozumiano? - warknął Pehr, udając, że nie słyszy jej uwagi. Raija dyszała ciężko, w końcu, blada jak kreda, skinęła głową. - To dobrze. I nie patrz na mnie, jakbym był stallo! - rzucił jeszcze Pehr, a potem chwycił czapkę i wyszedł. Pozostali w milczeniu dokończyli posiłek, a potem Mikkal pomógł dziewczynce ułożyć się do snu. Otulił ją starannie okryciem ze skór i sam przygotował sobie posłanie obok. Jakiś wewnętrzny głos podpowiedział mu, że dziewczynka potrzebuje kogoś bliskiego

właśnie teraz. Po raz pierwszy w życiu miała spać z dala od rodzinnego domu. Myśli Raiji poszybowały z powrotem do małej zagrody w Tornedalen, do niewielkiej izby i trojga ludzi, którzy byli całym jej życiem. Czuła zmęczenie w każdym skrawku ciała, głowa opadała, jednak sen, który mógłby przynieść małej wytchnienie i spokój, nie nadchodził. Nie opuszczały jej wspomnienia, a sceny z rodzinnego domu zamieniały się w cudowne obrazy. Ból rozsadzał jej piersi, kiedy rozmyślała o najbliższych. Ukradkiem wyjęła rękę spod przykrycia i powoli przesuwając ją po reniferowych skórach, wsunęła pod derkę, którą okryty był Mikkal. - Co ci jest, Mały Kruku? - wyszeptał chłopak, uścisnąwszy mocno dłoń dziewczynki. Przez chwilę wpatrywała się w niego z rozpaczą, a potem wydusiła z siebie: - Mikkal, co to jest stallo? Spodziewał się wszystkiego, tylko nie takiego pytania. Uśmiechnął się promiennie, miodowe oczy zalśniły w półmroku niczym gwiazdy, a surowa, poważna twarz złagodniała. Raija uznała, że Mikkal jest piękny. Do tej pory dostrzegała w nim tylko oparcie i dobroć, której tak strasznie łaknęła. Od tej chwili stał się dla niej ideałem. Przyciszonym głosem Mikkal wyjaśnił dziewczynce, że stallo to taki olbrzym, głupi i brzydki troll. - Ale to tylko postać z baśni - dodał, żeby jej zanadto nie wystraszyć. - Przecież rozumiem! - prychnęła. Mikkal był zaskoczony. Nie przypuszczał, że baśniowy stallo tak poruszy wyobraźnię Raiji. Przecież dziewczynka doskonale pojmowała, że ktoś taki nie istnieje naprawdę, więc też nie mogła się go bać. Potrzebowała jednak widać czegoś, czym mogłaby zająć myśli, ulatujące ciągle do rodzinnego domu, a okropny troll znakomicie się do tego nadawał. - Twój ojciec nie jest stallo! - wyszeptała, nie wypuszczając dłoni Mikkala. - On nie jest głupi! Był to w jej ustach prawdziwy komplement. Niestety, Pehr go nie usłyszał, bo pojawił się w jurcie trochę później. Przy palenisku zastał zasępioną żonę. Kiedy zobaczył, że syn zasnął, trzymając za rękę niesforną córkę Erkkiego Alatalo, ukucnął przy ogniu i mruknął: - Nic dobrego z tego nie będzie. Ravna nie odpowiedziała. Wzruszył ją widok dwojga szepczących ze sobą dzieci. Niemal czuła, jak tworzy się między nimi więź. Kiedy zasnęły, w jej sercu zrodziło się marzenie. Kolejne dni wyprawy upływały w tym samym rytmie. Nocą posuwali się naprzód, spali

i odpoczywali za dnia. Raija straciła poczucie czasu. W jej pamięci na zawsze pozostał monotonny biały krajobraz, mrok, chłód i groźne cienie rzucane przez poskręcane wiatrem karłowate brzozy, a także grupki wędrujących pieszo ludzi, którzy tak jak i oni zdążali w kierunku morza - ku Ruiji. Przemierzali pustkowia, postępując wytyczonym przez renifery szlakiem, wąskimi ścieżkami wydeptanymi w głębokim śniegu północy. Po drodze mijali chaty, w których pomimo ciasnoty zatrzymywali się na odpoczynek inni wędrowcy. Raija, choć nadal wrogo usposobiona do swych nowych opiekunów, zrozumiała, że ci, którzy przyłączyli się do Pehra, mieli dużo szczęścia. Im bowiem nie brakowało pożywienia. Raija nie głodowała, nie marzła i był przy niej ktoś, komu ufała. Codziennie grzała się przy ogniu paleniska. Trzask płomieni, zapach skóry, smak zupy ugotowanej na mięsie renifera - wszystko to, zrazu obce, z czasem stało się znajome. Polubiła też suszone twarde mięso z renów, było smaczniejsze, niż mogłaby sobie wymarzyć. Raija wędrowała do krainy, o której tyle rozmyślała, tylko że ta kraina przestała jawić się jej jako miejsce szczęśliwe. Ruija straciła dla niej ów tajemniczy, magiczny urok. Marzenia dziewczynki, podobnie jak kiedyś ku północy, teraz ulatywały na południe, ku znajomym traktom i bliskim ukochanym osobom, których miała zapewne więcej nie zobaczyć. Pragnęła ujrzeć znowu zielone zbocza i poczuć zapach świerkowych lasów. Nie pociągało jej już ogromne morze pełne srebrnych ryb. Któregoś pogodnego poranka zatrzymali się na postój i Pehr, wskazując na prowadzący w dół długi wąski tunel w śniegu, wyjaśnił, że zbliżają się do celu, do fiordu Lyngen. Raija popatrzyła na góry piętrzące się stromo ku niebu i puściła wodze fantazji. Zapragnęła nagle zobaczyć z bliska tę wyśnioną krainę. Równocześnie nienawidziła samej my- śli, że już wkrótce dotrą do osady nad fiordem, bo nazbyt dobrze wiedziała, co to oznacza. Dla Mikkala i innych miał to być kolejny krótki postój przed dalszą wędrówką, ale dla niej wyprawa dobiegała końca. W dolinie nad fiordem los Raiji zostanie przypieczętowany. Prawda, że nienawidziła Pehra i nie przywiązała się jakoś szczególnie do jego żony, ale przecież Pehr, Ravna, Mikkal i ona - Raija - stanowili jedność. Przywykła do panującego w jurcie przytulnego ciepła, polubiła nowe otoczenie i zapachy, zwłaszcza gdy nauczyła się je rozpoznawać. Rodzina lapońska oznaczała bezpieczeństwo, bez względu na to, czy dziewczynka akceptowała to, czy nie. Nie tak dawno, gdy oderwano ją od bliskich, ziemia usunęła się jej