a_tom

  • Dokumenty5 863
  • Odsłony864 451
  • Obserwuję553
  • Rozmiar dokumentów9.3 GB
  • Ilość pobrań676 002

Bente Pedersen - Raija ze śnieżnej krainy 08 - Czarownica

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :559.1 KB
Rozszerzenie:pdf

Bente Pedersen - Raija ze śnieżnej krainy 08 - Czarownica.pdf

a_tom CYKLE Bente Pedersen - cykl Raija ze śnieżnej krainy (tom 1-40)
Użytkownik a_tom wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 155 stron)

BENTE PEDERSEN CZAROWNICA

1 - Nikt tu nie mieszka - odezwał się nieco zrezygnowany głos. - To samo serce najdzikszego pustkowia. Nawet pardwa nie założyłaby tu gniazda. Jesteś na płaskowyżu, ojcze Petri. Po tych słowach rozległ się śmiech na kilka głosów. Przyjazny, lecz denerwujący. Ktoś inny odpowiedział powoli, niemal dostojnie: - Śmiejcie się, śmiejcie, ale to gdzieś tutaj widziałem dym. Jestem pewien, że pochodził z ziemianki. W najbardziej na północ wysuniętej części kraju noce znowu stały się jasne. Raija z trudem przetrwała z dziećmi długą zimę. Od nowa nauczyła się żyć podobnie, jak żyła dawno temu, kiedy jeszcze była dzieckiem. Przydały się doświadczenia z lat, które spędziła z Lapończykami. Wtedy stanowiła część wspólnoty. Maleńką cząstkę wielkiej rodziny. Teraz wszystko zależało od niej samej. Rzecz jasna, obecne położenie różniło się od poprzedniego, ale natura wydawała się niezmienna. Raija wiedziała, czego się może po niej spodziewać, znała zarówno jej dobre, jak i złe strony. Oczywiście wiele jej i dzieciom brakowało. Często kładli się spać głodni. Silny ucisk w żołądku stał się czymś więcej niż tylko przykrym wspomnieniem z lat dzieciństwa. Jednak mróz im zbytnio nie dokuczał. I byli razem. Raija prostowała plecy, kiedy o tym myślała. Jej sytuacja nie wydawała się zatem całkiem beznadziejna. Sumienie wiele razy toczyło twardą walkę z rozsądkiem w ciągu miesięcy, które upłynęły od czasu, kiedy zeszła z dziećmi na ląd ze statku „Sankt Nikołaj” z Archangielska. Życie mogłoby się ułożyć zupełnie inaczej, gdyby się odważyła udać na wschód, choć Aleksiej już na nią nie czekał, gotów podać silne i pewne ramię. W najtrudniejszych chwilach wyrzucała sobie, że tu została. Nazywała siebie nieodpowiedzialną matką i płakała nad własną głupotą. W Rosji dzieci miałyby przynajmniej co włożyć do ust. Kiedy jednak zasypiały spokojne i zadowolone, Raiję również wypełniało wielkie, błogie ciepło. Wtedy wiedziała, że Rosja to kraj nie dla niej. Że to tutaj, pośród tego jałowego i podszytego wiatrem krajobrazu, musi wyjść na spotkanie swemu losowi. Nie mogła od tego uciec. Ziemianka znajdowała się na zupełnym pustkowiu. - Na początku Raija martwiła się z

tego powodu. Bywały dni, kiedy wszystko w niej wołało o rozmowę z kimś dorosłym. Choć bardzo kochała swoje maluchy, męczyło ją, że skazana jest wyłącznie na ich towarzystwo. Wszystkie myśli zachowywała dla siebie. Zmartwienia. Marzenia. Tęsknoty. Nie miała nikogo, z kim mogłaby się nimi podzielić. Nikogo, kto by potrafił zrozumieć. Niestety, wyrosła już z rozmów z nie istniejącymi postaciami. Wymyślony wierny przyjaciel, który zawsze znajdował się w pobliżu, w dzieciństwie stanowił jakby klucz do zamykania się przed samotnością. Taki Mikkal w myślach. Raija skończyła dwadzieścia jeden lat. Nadal snuła wiele marzeń, lecz one już nie były tak czyste jak w dzieciństwie. I nigdy się takie nie staną. Zbyt wiele w życiu widziała, zbyt wiele czuła, zbyt wiele wiedziała. Mikkal istniał naprawdę. Mikkal, którego chyba nawet dobrze nie znała, lecz którego darzyła tak gorącym uczuciem. Nie mógł w wyobraźni stać się kimś innym. Reijo zniknął. Nawet Reijo, który bardziej niż ktokolwiek inny wydawał się jej niewzruszoną opoką, wymknął się z jej życia. Nawet on nie mógł uskrzydlić marzeń, które pozwoliłyby jej przetrwać. Tęsknota stawała się nie do zniesienia. Głód zbijał się w małą grudkę. Tęsknota natomiast rozchodziła się po całym ciele, wymykając się ukradkiem spod serca. Nie sposób było jej zamknąć w jakimś ograniczonym obszarze - wżerała się we wszystko. Mimo to Raija dostrzegała również dobre strony swego pobytu na odludziu. Samotna kobieta niewiele by mogła zdziałać, gdyby na jej drodze pojawili się źli ludzie. Tutaj przynajmniej czuła się bezpieczna. Wraz z wydłużającymi się dniami i coraz jaśniejszymi nocami zaczął ją jednak nawiedzać strach. Nie mogła przecież przewidzieć, kto następnego dnia przejdzie obok jej ziemianki. Nie mogła wiedzieć, czy będzie miał dobre, czy złe zamiary. Musiała się liczyć z tym, że nie zdoła obronić siebie i dzieci, gdyby ktoś chciał ich skrzywdzić. Miała nóż. Nie była jednak pewna, czy potrafiłaby go użyć. Zawsze drżała jej dłoń, gdy tylko dotykała trzonka. Nawet wtedy, kiedy miała się posłużyć nożem w całkiem zwyczajnym, bezkrwawym celu. Nóż budził w niej wstręt. Panującą wokół ciszę zakłóciły czyjeś głosy. Raija zorientowała się, że coraz bardziej się nasilają. Potwierdziły to, z czego od pewnej chwili zdawała sobie sprawę: wkrótce ktoś

przejdzie obok. Ktoś zauważy ziemiankę. Z jakiegoś powodu nie napawało jej to jednak lękiem. Dopiero po pewnym czasie zrozumiała, dlaczego przede wszystkim budziło jej ciekawość. Zbliżający się ludzie rozmawiali po fińsku. Po plecach Raiji przebiegł dreszcz radości. Przeczesała palcami włosy i poczuła, że policzki nabrały życia. Jej ojczysta mowa. Jej rodacy. Minęło nieskończenie wiele czasu, odkąd rozmawiała w swoim rodzimym języku. Nie pomyślała nawet o tym, że również Finowie dzielą się na dobrych i złych. Uznała, że skoro pochodzą z jej rodzinnych stron, to muszą być dobrymi ludźmi. Było ich czterech. Kiedy z wahaniem weszli do ziemianki, wydawało się, jakby wypełnili sobą po brzegi całe wnętrze. Silny, wysoki mężczyzna, odchrząknąwszy, rzucił niepewnie po norwesku: - Dzień dobry. - Po czym zaraz, na tym samym oddechu, wykrzyknął po fińsku: - Na Boga, chłopaki, przecież to kobieta! Raija mogłaby płakać z radości, tak bardzo ją ucieszył ich widok. Poczuła się jeszcze lepiej, kiedy mogła się odezwać w ich mowie. - Dzień dobry. Siadajcie, proszę. Moja kobiecość nic chyba na tym nie straci! - powiedziała z uśmiechem. - Do licha, nie jesteś Norweżką - stwierdził jasnowłosy chłopak. Usiadł tak, żeby płomień paleniska nie przesłaniał mu widoku dziewczyny. Raija zauważyła to i poczuła, jak bardzo ją to cieszy. Była ogromnie spragniona czyjegoś zainteresowania. Nawet taki drobiazg sprawił jej wielką przyjemność. - Co, u diabła, robi kobieta na takim pustkowiu? - zdziwił się silny, ciemnowłosy mężczyzna. Również on usiadł, lecz zajął miejsce na wprost Raiji, tak że patrzyli na siebie poprzez złocisty blask płomieni. - Chyba nie mieszkasz tu sama? - pytał dalej, zanim Raija zdążyła odpowiedzieć. - Dzieci. - Raija wskazała ręką na maluchy. Dwoje najmłodszych spało. Maja i Elise obudziły się na dźwięk głosów i wyglądało na to, że nie ma takiej siły, która zmusiłaby je do ponownego zaśnięcia. Chłonęły wszystko, co się wokół działo, skoro wreszcie coś się działo. - Uciekasz przed czymś? - spytał mężczyzna podejrzliwie, a na jego czole pojawiła się sieć zmarszczek. W głosie przybysza Raija wyczuła ojcowski ton i to ją rozzłościło. - A jeżeli tak? - spytała ostro. - Co cię to obchodzi? A co ty tu robisz? Tak daleko od

domu? Młodszy mężczyzna o rudoblond włosach roześmiał się. Jego śmiech był wesoły i zaraźliwy. Po krótkiej chwili wszyscy musieli się uśmiechnąć. - Petri znowu uderza - zażartował pod adresem ciemnowłosego towarzysza. Raiji spodobało się to imię. Pasowało do niego. Uśmiech na twarzy młodzieńca pozostał równie szeroki, kiedy ten wstał i wyciągnął ku Raiji niezbyt czystą dłoń. - Aleksanteri Kilpi. Dwadzieścia trzy lata. Wolny i z nikim nie związany. Na razie niezbyt bogaty, ale to nie ma żadnego znaczenia, dopóki jestem równie ubogi w troski. Nie z własnej woli podróżujący po tej kamienistej krainie. Należę do załogi tego nieokrzesanego starca... Połowy. Raija powinna była się tego domyślić. To właśnie o tej porze roku mężczyźni przygotowywali się do połowów w Finnmarku. Tak jak w Lyngen Finowie zmierzali na wybrzeże, by później po skończonych połowach, wrócić do swych domów. Móc znowu dotknąć dorosłego człowieka... Dłoń młodzieńca nie była duża, ale silna. Ciepła. Szorstka i stwardniała, ale ciepła. Raija szybko ją uścisnęła. - Raija - powiedziała. - Raija Alatalo... Kesaniemi. Dlaczego wymieniła nazwisko Reijo? To nie było konieczne. Reijo przecież odszedł. W ten sposób dał jej do zrozumienia, że jest wolna. Posiadała wprawdzie świstek papieru stwierdzający, że nazywa się Kesaniemi, ale w sercu była i pozostała Raiją Alatalo. Aleksanteri nie puszczał jej ręki. Jego przymrużone oczy wyglądały jak dwa półksiężyce. - Co się z nim stało? Z Kesaniemim? Raija uważała, że to nie ma znaczenia. Mogła rów- nie dobrze powiedzieć, że Reijo nie żyje. - Wyjechał. Wąskie szczęki zacisnęły się nieznacznie. Aleksanteri uścisnął mocno rękę dziewczyny i cofnął dłoń. Na jego twarzy widniał uśmiech, lecz Raija dostrzegła, że jasne oczy pociemniały. W tym młodym, rozmownym mężczyźnie zyskała przyjaciela. Dwaj pozostali, dotąd tylko ciemne sylwetki zarysowane w cieniu, zwrócili na siebie uwagę, również wysuwając dłonie. Raija stwierdziła, że to jeszcze chłopcy, młodsi od niej. Przedstawili się jako bracia Tapio i Markku Koski. Także oni wskazali na mężczyznę, którego nie mogła wyraźnie zobaczyć zza płomieni.

- Łowimy razem z wujkiem Petrim. Wreszcie wstał. Raija powstrzymała westchnienie. Odnosiła wrażenie, że wszyscy przybysze wypełniali sobą ziemiankę, lecz ten człowiek z powodzeniem sam by sobie z tym poradził. Podczas gdy tamci trzej byli stosunkowo niskiego wzrostu, ten wydawał się tak wysoki, że Raija pomyślała, iż złamałaby sobie kark, próbując spojrzeć mu w oczy. Jego ruchy były powolne. Sprawiał wrażenie jednego wielkiego spokoju. Drobna dłoń Raiji utonęła w jego silnej dłoni. Po całym ramieniu rozeszło się ciepło. - Petri Aalto - rzekł. Jego głos brzmiał naprawdę przyjemnie. Głęboko jak pieśń. - Nie chciałem być nieuprzejmy. Zdziwiło mnie tylko, że na tym pustkowiu spotykam kobietę. Myślałem, że jedynie te... niezupełnie porządne decydują się na życie w takich warunkach... Raija uśmiechnęła się. Trudno się rozmawiało z tym człowiekiem, ale poza tym naprawdę miał w sobie coś szczególnego. Był starszy niż jego trzej towarzysze. O ile starszy, trudno teraz zgadnąć. Okaże się w świetle dnia. Raija dostrzegła delikatne zmarszczki wokół jego oczu. Widać dużo się uśmiechał. Miał zdecydowaną twarz, mocne szczęki. Ciemne oczy pod prostymi, czarnymi brwiami. Gęste, czarne włosy opadały nad lewą brwią. Raija oparła się pokusie, by mu je odgarnąć z czoła. Dostrzegła pod kurtką szerokie ramiona i chociaż ta sama kurtka skrywała dobrze ciało obcego, Raija mogłaby się założyć, że Petri ma długie nogi i wąskie biodra. Kiedy wypuściła jego dłoń, nadal czuła ten uścisk. Petri wydawał się bardzo męski. To niesprawiedliwe, że po tylu miesiącach samotności spotyka właśnie takiego człowieka. - Idziecie w stronę wybrzeża? - spytała. - Nasza łódź stoi niedaleko Vardo - wyjaśnił Petri z właściwym sobie spokojem. - Musimy tam dotrzeć, zanim wyłowią nam wszystkie ryby. - Petri zawsze widzi świat w niezwykle jasnych barwach - zauważył wesoło Aleksanteri. Rozmawiali zniżonymi głosami, ponieważ wbrew wszelkim oczekiwaniom Maja i Elise zasnęły. Niespodziewana wizyta nie wydawała się już zbyt pasjonująca, bo wszyscy mówili po fińsku - w tym głupim języku, z którego tak niewiele rozumiały! - Od jak dawna tu mieszkasz? Raija spojrzała na Petriego. - Od początku zimy. Mężczyzna uniósł brwi. Raija pomyślała, że chyba jej nie wierzy. - Z czworgiem małych dzieci? - Elise nie jest już taka mała - zaprotestowała Raija. - Wkrótce skończy osiem lat. Maja będzie miała pięć. Knut trzy. Ida ma rok. Jakoś udało się przetrwać. Mnie naprawdę trudno

złamać. - Osiem lat? - zdziwił się Aleksanteri, mrużąc oczy. Sprawiał wrażenie absolutnie nieskrępowanego. Pewnego siebie. - To niemożliwe, żebyś była matką ośmiolatki! Nie jesteś aż tak stara! - zaprotestował. - Elise jest moją przybraną córką - uśmiechnęła się Raija. I aby rozdrażnić Aleksanteriego, dodała filuternie: - Rzeczywiście, nie jestem aż tak stara, żeby być matką ośmiolatki, masz całkowitą rację. Zrozumiał, że się z nim droczy. Jego podłużna, szczupła twarz rozjaśniła się w chłopięcym uśmiechu. - Zachowałem się chyba równie delikatnie jak ten gbur, z którym razem wiosłuję - usprawiedliwił się. - Ale naprawdę nie jestem taki najgorszy, jeśli tylko trochę poćwiczę. Długo już wędrujemy, więc nieco wypadłem z wprawy. Rozumiesz, na naszej drodze trudno o prawdziwe damy... Raija nie mogła się nie roześmiać. Wyraźnie z nią flirtował, to działało odświeżająco. Poprawiało nieco jej samopoczucie. I wydawało się dość niewinne. Zastanawiała się, czy Aleksanteri potrafi zachowywać się poważnie, czy też traktuje życie jak żart. - Skąd jesteście? - spytała. - Znad Zatoki Botnickiej, prawie z samego jej południowego krańca. Można sobie zedrzeć pięty. W dodatku padł nam koń. To dopiero podróż, prawda? Ale kiedy zarobimy na rybach, sprawimy sobie nowego. I nie będzie to jakaś stara, chorowita chabeta! Aleksanteri miał wyraźnie sprecyzowane plany. Mówił tak chętnie i tak szybko, że nie dopuszczał innych do głosu. - Ja pochodzę z Tornedalen. To trochę bardziej na północ - odezwała się smutno Raija. - Ale opuściłam dom tak dawno temu. Całe życie. - Trudne lata? - spytał Petri. Raija skrzywiła się. - Po pierwszej jesieni, która nie dała plonów. - Po niej nastąpiła jeszcze jedna - zauważył Petri. - Twoi rodzice mądrze zrobili, że wyjechali. Ucisk w głowie stał się nie do zniesienia. W uszach zaszumiało. - Oni nie wyjechali - wykrztusiła. - Wysłali mnie samą. - A więc to prawda! - wybuchnął Aleksanteri. - Myślałem, że to tylko plotki, że rodzice sprzedawali wtedy swoje dzieci...

Zamilkł nagle, a jego policzki oblały się rumieńcem. Spuścił wzrok. - Nie powinienem tego mówić. Raija wzruszyła ramionami. To już nie bolało. Nauczyła się z tym żyć - potrafiła zrozumieć. Oczywiście, że ją sprzedali, ale zrobili to z miłości. Mogłaby przysiąc z ręką na sercu, że ojciec uczynił to w przekonaniu, że dziecku będzie tutaj lepiej. Ojciec nie był złym człowiekiem. - Niektórzy mówią zbyt wiele, chłopcze Santeri - rzekł cicho Petri. Cień podejrzenia, jaki żywił względem Raiji, zniknął teraz zupełnie. - Być może mimo wszystko jest ci tu lepiej - stwierdził. - W Tornedalen bywały raz lepsze, raz gorsze lata, moja droga. - W moim życiu również nastały teraz gorsze lata - uśmiechnęła się gorzko Raija. Oczy mężczyzn rozbłysły. - Nie możesz tutaj zostać - rzucił Aleksanteri zdecydowanie. - To nie jest życie dla ciebie. - Niewiele potrafię. - Raija westchnęła. - Ale to prawda, nie mogę też tu zostać. Chyba jednak skończy się na tym, że wyruszę na wybrzeże. Petri potrząsnął głową. Żył dłużej niż pozostali. Dostrzegł wyraźnie to, o czym Raija już od jakiegoś czasu wiedziała. Że nie miała specjalnego wyboru. Ale ten pomysł absolutnie mu się nie podobał. Samotna kobieta nie mogła liczyć na wiele. Oczywiście mogłaby wyjść za mąż, lecz kto się z nią ożeni i przygarnie czwórkę dzieci? Dodatkowe cztery gęby do wykarmienia? - Gdzie przedtem mieszkałaś? - spytał. - Nie możesz tam wrócić? Raija potrząsnęła głową. - Nie mam do czego wracać. Poza tym, dlaczego miałabym się cenić bardziej niż inne? To też jest jakieś życie, prawda? Aleksanteri zaczynał pojmować. - Myślisz o tym, żeby krążyć między barakami? - spytał z niedowierzaniem i odrazą w głosie. - Chcesz się ściskać z byle kim? Rozchorować się i szybko zestarzeć? Pić, żeby to wytrzymać? To wykluczone! Nie możesz! To nie jest życie, rozumiesz? To najgorszy sposób, by się stoczyć. - Nie potrafię nic robić. Przyglądał się jej uważnie. Jego oczy zwęziły się. Spojrzał jej prosto w twarz. Raija nie odwróciła wzroku. Łatwiej było wytrzymać jego spojrzenie niż spojrzenie Petriego. W oczach tamtego było coś szczególnego... Aleksanteri nabrał powietrza.

- Nasz barak jest duży. W tym roku nie będzie nas aż tylu, co zwykle. Petri gotuje, że pożal się Boże. Za to Markku i Tapio nie potrafią robić nic innego, jak tylko jeść. Ja w kuchni jestem równie dobry jak Petri... Petri nie odezwał się ani słowem. Pozostali również nie zareagowali. - Zatrudnimy cię jako kucharkę. Zapewnimy tobie i dzieciom wyżywienie i dach nad głową. Chyba będziesz też mogła zostać w baraku, kiedy my wyjedziemy. Co ty na to, Petri? Raija i Aleksanteri spojrzeli na Petriego. Raija najchętniej nie okazałaby tego, lecz czuła, że całą sobą zaklinała tego człowieka po drugiej stronie paleniska, żeby się zgodził. - Czy potrafisz gotować? - spytał głębokim głosem. Raija przytaknęła energicznie. - Przypuszczam, że będziesz mogła z nami zostać - stwierdził Petri. - A to oznacza, że będziemy musieli tu przenocować. Możemy się przespać na dworze, jeśli chcesz. Raija potrząsnęła głową. - Jakoś sobie poradzimy - mruknęła. - Oczywiście możecie się położyć w chacie. Starczy miejsca dla wszystkich. Poza tym - dodała cierpko - nie jestem już niewinnym kwiatem. Zaproponowała gościom posiłek - jeżeli zadowolą się pardwami, to złapała ich sporo. Potrafiła zastawiać sidła. Przybysze skorzystali z propozycji, zaraz też wyjęli z sakwy razowy chleb i masło. Raiji wprost pociekła ślinka do ust. Skosztowała, lecz się zawstydziła. To nie w porządku, że sama spokojnie je, kiedy dzieci nic nie dostały. - Jest tego więcej - uspokoił ją Petri. - Powinno starczyć dla nas wszystkich do czasu, aż dotrzemy do wybrzeża. Polem wszystko będzie zależało od twoich zdolności kulinarnych. - To w każdym razie mi smakowało - odezwał się Tapio, starszy z braci Koski. Nikt z pozostałych również nie zgłaszał zastrzeżeń. Po kolacji wszyscy udali się na spoczynek. Dla gości zabrakło skór, skupili się więc blisko siebie, żeby nie zmarznąć. Noce nadal były chłodne i takie rozwiązanie wydawało się lepsze niż nocleg pod gołym niebem. Raija nie mogła zasnąć i nasłuchiwała. To niezwykłe, jak nagle może się wszystko zmienić. Przez wiele miesięcy żyła tu sama z dziećmi. Nie słyszała innych głosów. Teraz pod jednym dachem z nią spało czterech mężczyzn. Ich równe oddechy brzmiały w jej uszach jak muzyka. Jeden z nich chrapał, nie za głośno, ale to wystarczyło, by nie mogła zasnąć. Może zresztą nie dlatego - Raija czuła się tak podekscytowana, że nie potrafiła się

całkowicie odprężyć. Przypadek włączył tych ludzi do jej życia. Przerwał jednostajność dnia. Teraz stała się jedną z nich. Czy postąpiła źle? Nie dopuszczała takiej myśli. Uważała, że dobrze zna się na ludziach. Przybysze wyglądali na godnych zaufania. Tak, mogłaby znaleźć inne słowa, które bardziej by pasowały do nich wszystkich albo do jednego lub dwóch z nich, ale nie chciała. Wystarczyło, że można na nich polegać. Reijo, co ty byś o mnie pomyślał? Czy powiedziałbyś, że mieszam marzenia z rzeczywistością? Nieme wołanie Raiji prowadziło donikąd. Chciała wierzyć, że Reijo gdzieś tam jest i ją słyszy, ale nigdy nie miała z nim tak silnego kontaktu. Jej myśli nie splatały się z jego myślami w ten sposób. Pytanie o to samo drugiego z przyjaciół wydawało się niedorzeczne. Do niego mogła dotrzeć myślami. Nie wiedziała tylko, kiedy to się zdarzy. Nie potrafiła nad tym panować. Zresztą ta zdolność budziła w niej lęk. Mikkala nie musiała pytać. Dobrze wiedziała, co by o tym sądził. Mogła wręcz zobaczyć, jak ściąga brwi, jak jego oczy ciskają błyskawice, ciemnieją niby podczas mrocznego zachodu słońca spowitego mgłą. Mikkal nie był wolny. Sama zaś czuła się na tyle wolna, by tak postąpić. Reijo dał jej jednak tego rodzaju wolność, że nie mogła żyć jak porządny człowiek, że została napiętnowana jako kobieta drugiej kategorii. Ale również ludzie drugiej kategorii potrafią przeżyć. Również ludzie drugiej kategorii mogą pozwolić sobie na odrobinę bliskości. Raija obawiała się trochę tego, co ją czeka, nie potrafiła sobie wyobrazić swojej najbliższej przyszłości. Nigdy nie widziała baraków. Nie doświadczyła takiego natłoku mężczyzn przybywających ze wszystkich regionów kraju na czas sezonowych połowów. To świat mężczyzn, do którego nigdy przedtem nie wstępowała. Mogła czuć lęk, ale była szczęśliwa. Niezależnie od tego, czego od niej oczekiwali, była szczęśliwa. Potrafiła sobie wyobrazić własne upodlenie, gdyby rzeczywiście musiała w barakach wystawiać na sprzedaż swe ciało wszystkim będącym w stanie zapłacić. Nowym znajomym zawdzięczała wiele, niezależnie od tego, co się zdarzy. Mikkal nie miał powodu, by czynić jej wyrzuty. Reijo wyjechał z własnej woli. Raija nic nie mogła na to poradzić, lecz żywiła dziwne

przeświadczenie, że Reijo by zrozumiał. Ogień już ledwie się tlił w palenisku. Raija uniosła się na łokciu, obserwowała śpiących. Nawet tacy silni mężczyźni wyglądali jak chłopcy, kiedy spali. Wyraz twarzy w czasie snu mógł powiedzieć o człowieku nieskończenie wiele. Czy Petri zdawał sobie sprawę, że sen ukazywał go jako małego chłopca, który utracił wszystko, co miało dla niego jakieś znaczenie? Raija mogła dostrzec zarówno rozczarowanie, jak i cień strachu w tym obliczu, które niedawno sprawiało wrażenie tak silnego. Czy Aleksanteri podejrzewał, że we śnie wcale się nie uśmiechał? Jego wesoła twarz była poważna jak twarz pastora. Nawet błazen się zmieniał. Raija zastanawiała się, co inni mogli wyczytać w takiej chwili z jej twarzy. Nie widziała jednak powodu, by o to spytać. Sen ciągle nie nadchodził. Cicho - bardzo cicho - wyśliznęła się spod skóry. Szybko znalazła szal i przewiązała go na piersi. Stanik sukni nie był nieprzyzwoicie skromny, a i koszula zasłaniała wiele, lecz szal znaczył coś więcej niż część ubrania. Stał się w pewnym sensie przyjacielem. Podążyła wzdłuż krzywizny ściany ku wyjściu. Bezszelestnie. Raz omal nie nadepnęła na jednego z mężczyzn, ale jakoś udało jej się go ominąć. Noc wydawała się iskrząco jasna. Nigdy chyba przyroda nie była tak piękna, jak takiej późnowiosennej nocy tuż przed nastaniem poranka. Barwy stawały się wtedy najbardziej intensywne. Powietrze było tak zimne, jak to tylko możliwe o tej porze roku. Płaskowyż kipiał zielenią. Niebo zdawało się zimnoniebieskie jak w mroźną zimę. A na wschodzie oślepiająca czerwień wprost zapierała dech w piersiach. Raija znała już ten widok. W milczeniu oddalała się od ziemianki. Stąpała po tej ziemi, którą stopniowo poznawała coraz lepiej. Wiedziała, że ją opuści - lecz wcale nie będzie tęsknić. Zadrżała. Na nagich przedramionach pojawiła się gęsia skórka. Raija objęła się w obronie przed chłodnym pocałunkiem poranka. Z tyłu ledwie słyszalnie zachrzęściła gałązka wrzosu. Raija zatrzymała się, ale nie obejrzała za siebie. Wiedziała. Wiedziała, że jeden z przybyszów nie spał. Wiedziała, że jeden z nich podąży za nią.

Chciała tego. To ją przerażało. Nagle poznała pragnienia, których wcześniej nie starała się zgłębić. Wiedziała, że nie musi się oglądać, żeby się przekonać, kto to. Mógł nim być tylko jeden z mężczyzn. - Nie powinnaś tak tu marznąć. Ciepłą kurtką okrył jej ramiona. Raija pozwoliła, by tak się stało. Pozwoliła, by położył ręce na jej talii i odwrócił ją ku sobie. W rzeczywistości nie był tak powierzchowny, jak się wcześniej wydawało. Potrafił również zachować powagę. Raija odgadła to z jego twarzy, chociaż tylko udawał, że śpi. - Wiedziałaś, że przyjdę, prawda? Raija skinęła głową. Położyła dłonie na jego piersi. Znalazła się blisko niego. A jednocześnie zachowała dystans. Czuła, że jest bardzo wątły. Gdy się na niego patrzyło, wydawał się szczupły. Teraz przekonała się, że jest po prostu chudy. Nie był też wiele wyższy od niej. - Petriemu drgnęła powieka, kiedy wychodziłem - uśmiechnął się. - Myślę, że przejrzał moje zamiary. Raija uśmiechnęła się: - A czy to ma jakieś znaczenie? - Właściwie nie. Jestem już dużym chłopcem. W oczach Aleksanteriego pojawił się diabelski błysk. Raija zauważyła, że są szare. - Możliwe, że mi zazdrości. Widzisz, on jest taki powolny. Petri jest taki dokładny. Taki rozważny. Uśmiechnął się. Dwuznacznie. Zanim Raija zdążyła zareagować, musnął ustami jej wargi. Jak łagodny wiatr. - Robię to, co chcę - wyjaśnił. - Co mi się podoba. Dziewczyna doskonale to rozumiała. Czuła łaskotanie na wargach. - Wiesz, dlaczego za tobą wyszedłem? - spytał poważnie. - Dręczyło mnie to pragnienie od momentu, kiedy cię ujrzałem. Wiesz o tym równie dobrze jak ja. - Nie przesadzaj - poprosiła cicho, choć w głębi duszy zdawała sobie sprawę, co miał na myśli. To wisiało w powietrzu. Dziwne napięcie. Pojawiło się w chwili, kiedy usiadł obok niej. Nie uczyniła nic, żeby go powstrzymać. - Ty również o tym wiedziałaś - rzekł z przekonaniem. Od szczupłych rąk promieniowało tyle ciepła. Nigdy by go o to nie podejrzewała. Już nie było jej zimno. - Czułam to - szepnęła. - Ale pamiętaj, że nie będę należeć do ciebie.

- Nigdy nie chciałem niczego posiadać na własność. Ujął policzki dziewczyny i pocałował ją. Mocno i długo. Raija nie zastanawiała się, co by powiedzieli Mikkal i Reijo. Zastanawiała się, co powie Petri.

2 Petri nie powiedział nic szczególnego. Lecz Raija wiele razy czuła na sobie jego spojrzenia. Jego długie spojrzenia. Kiedy się odwracała w jego stronę, przez kilka sekund patrzył jej w oczy, po czym odwracał wzrok. Miała wrażenie, że ją potępia. Czuła się żałośnie. A przecież nie miał jej za co winić. Aleksanteri otworzył przed nią ramiona. Widział, że Raija pragnie, by ją ktoś objął. Widział, że pragnie przytulić do kogoś swój policzek. Była zmarznięta, tak bardzo zmarznięta, a on wyszedł spod ciepłego okrycia i delikatnie jej dotknął. Jego spragnione usta sprawiły pocałunkiem, że krew z powrotem napłynęła do jej warg. Pokazał Raiji, że tęsknota nie musi być krzykiem bez odpowiedzi. Przesuwał pieszczotliwie wargami wzdłuż jej szyi, lecz zatrzymał się w miejscu, gdzie zaczyna się ramię. Zdecydowanymi ruchami szczelnie otulił ją szalem. - Na razie wystarczy! Uśmiechnął się, ściągając w dół kąciki ust. Przesunął na jej czoło kosmyk włosów, zwinął go tak, że lekko się zakręcił, i zadowolony obserwował swoje dzieło. - Nie możemy się nasycić za pierwszym razem, prawda, Raija? Jakże był pewny siebie. Jak spokojny o własne powodzenie. Czyżby przywykł do tego, że zawsze dostaje to, czego chce? Raija nie wiedziała. Należał do tego typu mężczyzn, którym udawało się złapać dwie sroki za ogon. Którzy właściwie nigdy się nie wysilali, ale mieli jakąś wrodzoną łatwość zdobywania, którym kobiety ulegały, choć wiedziały, że same się proszą o złamanie serca. Aleksanteri objął ramieniem Raiję, ona zaś ułożyła rękę wokół jego szczupłej talii i tak przytuleni ruszyli z powrotem do ziemianki po połyskującej porannej rosie. Wymienili tylko uśmiechy, kiedy wśliznęli się do środka, lecz Raija zdawała sobie sprawę, że Petri wie. Wtedy nie odważyła się na niego spojrzeć. Coś ją powstrzymywało, lecz była pewna, że nie spał. Jego spojrzenia w ciągu dnia przekonały ją o tym. Tak łatwo przyszło zerwać ze wszystkim. Tak mało było do zabrania. Znowu trochę za sobą zostawiła. Wyruszyła w drogę niemal bez zastanowienia, tak samo, jak tu przybyła.

Obecny marsz był łatwiejszy niż ten, który odbyła zeszłej jesieni, kiedy niosła dzieci po kolei, czując każdego wieczoru, że chyba złamie się pod ich ciężarem. Idę niosła sama. Aleksanteri, nie pytając nikogo o zdanie, wsadził sobie Knuta na plecy. Maja z równą oczywistością obrała Petriego na swą podporę. Raiję trochę to przerażało - Maja przejawiała dziwną skłonność zwracania się ku osobom, które najbardziej przypominały Reijo. W Petrim było coś z Reijo. Coś niewzruszenie pewnego i godnego zaufania. Z uśmiechem na ustach, co mu się rzadko zdarzało, wyciągnął ręce do Mai. Elise szła sama, lecz nie musiała niczego dźwigać. Zadbali o to dwaj bracia. Dzieci bez sprzeciwu zaakceptowały nowe twarze. Raija przyjęła to z ulgą, lecz jednocześnie nie mogła się pozbyć lekkiego kłucia w piersi. Maluchy przeszły już tak wiele, że zmiany przestały je dziwić. To nie taki dom zamierzała im stworzyć. Szli. Na wschód. Raija snuła marzenia o tym, że nagle ujrzy jurty nad płytką zatoką. Widziała siebie, jak lekko biegnie - niemal unosząc się nad wrzosowiskiem. Widziała, jak on biegnie ku niej... Nagle marzenie prysło. Rozsądek mówił jej, że tak się nie stanie. Szukała przecież, lecz nie znalazła znajomych postaci. Poza tym - czego mogła od niego oczekiwać? Nie miał prawa jej nic ofiarować. Ona nie miała prawa go o cokolwiek prosić. Jej życie było tutaj. Polegało na tym, by stawiać jedną nogę przed drugą i iść. Na noc rozbili obóz na terenie osłoniętym przez kilka ogromnych głazów, pokrytych mchem i porostami. Natura wokół nie była szczodra. Nie mieli się gdzie skryć, lecz za to widok był rozległy i wspaniały. Tu i ówdzie leżały ogromne kamienne bloki, jak gdyby ręka olbrzyma kiedyś, dawno, dawno temu, rozrzuciła je po ziemi. Wysokie do kolan krzaczki, o liściach przypominających mysie uszy, posłużyły do rozpalenia ognia. Nie znaleźli tu nic innego. Raija kochała to. To był jej świat, droższy ponad wszystko. Być może jałowy i ubogi, lecz właśnie ku tej ziemi kierowały się jej marzenia związane z przyszłością. Miejsce, które wybrali na nocleg, otaczały półkolem kamienne kolosy. W najbardziej zacisznym zakątku Raija rozpostarła skóry, żeby ułożyć dzieci. Miały za sobą długi dzień, niemal zasnęły nad kolacją. Chociaż spały pod gołym niebem, to przynajmniej najadły się do

syta. Raija czuła ogromne zmęczenie w całym ciele, lecz mimo to nie chciało jej się spać. Wieczór zdawał się taki jasny. Nic nie zachęcało do odpoczynku. Skupili się jak najbliżej ogniska. Rozmawiali. Raija uświadomiła sobie, że opowiedziała nowym znajomym o rzeczach, o których właściwie wolałaby zapomnieć. O pięciu latach spędzonych wśród Lapończyków. O wszystkim - z wyjątkiem tego, ile dla niej znaczył Mikkal. O życiu w Lyngen. Tylko nie o Mikkalu. O wędrówce na północ. O beznadziejnych czasach w Alcie. O sklepie. Opowiedziała nawet o złocie Kallego. O Aleksieju. O Reijo - próbowała wyjaśnić, dlaczego odszedł, tłumaczyła, że nie chcieli wiązać się nawzajem. Lecz Finowie nie potrafili na to spojrzeć tak jak ona. Opowiedziała o rosyjskim statku i podróży wzdłuż wybrzeża - i o zimie spędzonej w ziemiance. O całym życiu. O wszystkim z wyjątkiem najważniejszego. Nie mogła im opowiedzieć o Mikkalu. W myślach mógł należeć tylko do niej. Kiedy wspomniała o złocie, braciom Koski przyszło chyba do głowy, że być może istnieją także inne takie miejsca. Z młodzieńczym zapałem wyruszyli na poszukiwanie cennego kruszcu wokół obozowiska. Słuchając opowieści Raiji, Aleksanteri wyglądał na zatroskanego. Raija widywała już podobną troskę na twarzach mężczyzn, dla których, jak im się zdawało, coś znaczyła. - Ja niewiele mogę o sobie powiedzieć. Jestem tylko nędznym robotnikiem sezonowym bez dachu nad głową - Aleksanteri potrząsnął złocistorudą czupryną. Jego włosy dawno nie widziały nożyczek, lecz długie loki dodawały mu łagodności i urody w sposób, którego Raija do końca nie potrafiła wytłumaczyć. Wydawał się jakby niegroźny. - Ja właściwie też nie mam dachu nad głową - odezwała się cicho. Nie dlatego opowiedziała im swoją historię, by wydać się kimś lepszym od nich, aby wydać się kimś innym. Aleksanteri nie mógł jej chyba źle zrozumieć! - Lecz mimo wszystko jesteś młodsza ode mnie! - wybuchnął, ciągle jeszcze porażony jej opowieścią. - Na pewno! - dodał szybko. - Ile masz lat? Dziewiętnaście? Raija musiała przyznać sama przed sobą, że jego przypuszczenie sprawiło jej przyjemność. Była jak głodny kot, przed którym postawiono miskę śmietanki.

- Dwadzieścia jeden - odparła. Petri milczał. Stał się jakby bardziej nieprzystępny. Tego dnia Raija przekonała się, że nie był mężczyzną używającym wielu słów, lecz teraz jego milczenie wydawało się zastanawiające. - Przy twojej historii wszystko, co przeżyłem, wydaje się jakby szare i mało znaczące - odezwał się Aleksanteri, potrząsając głową. Podniósł wzrok na Raiję. Grzebał bezwiednie gałązką w ognisku. - Nieustannie podróżuję, ale nigdy nie dotarłem tak daleko. Przez kilka sezonów brałem udział w połowach. Nigdy jednak nie zdarzyło mi się nic szczególnego. Miałem nawet dziewczynę, którą zabierałem ze sobą na kolejne dzierżawione gospodarstwa, ale i o tym nie warto mówić. - Wzruszył ramionami. - Petri ma przynajmniej własny dom - zakończył smutno. - Na cudzej ziemi - dodał Petri z goryczą. - I uprawiam nie swoją rolę. - Co roku rusza na północ na ryby - mówił dalej Aleksanteri. Łatwiej mu chyba przychodziło mówić o kimś innym. - Nie wydaje na siebie ani grosza. Haruje i oszczędza. - Roześmiał się: - A mimo to myślę, że chce łowić. Za każdym razem. - Aleksanteri mrugnął porozumiewawczo. - Dobrze na trochę uciec od baby, rozumiesz. Raija natychmiast spojrzała na Petriego. Powinna była zgadnąć, że jest żonaty. Ojciec rodziny. - Masz dzieci? - spytała. Jej głos nie zabrzmiał tak naturalnie, jak by tego chciała. - Cztery córki. I syna. Czarne oczy przykuły jej spojrzenie. Ich nieprzenikniona głębia pociągała Raiję, lecz starała się nie ulec urokowi i spojrzała w innym kierunku. Nie powinien patrzeć na nią w ten sposób! Szybko zwróciła się w stronę Aleksanteriego. - A ty? - spytała z szerokim uśmiechem: - Ile ich masz? Jego oczy zmieniły się w dwa cienkie łuki, gdy roześmiał się serdecznie. - Mam nadzieję, że ani jednego. - O ile ci wiadomo - dopowiedział sucho Petri, nie spuszczając wzroku z Raiji. - Ten utracjusz woli nieustannie przenosić się z miejsca na miejsce, żeby podbić jak najwięcej niewieścich serc, zamiast się ustatkować i żyć jak porządny człowiek. Wydawało się, że Aleksanteri nie potraktował tych słów zbyt poważnie. Uśmiechał się beztrosko, jak gdyby życie było jednym wielkim żartem. - Widzę tu przynajmniej jednego porządnego człowieka, któremu również nie udało się ustatkować - odgryzł się. - Żona Petriego starała się, jak umiała, go wychować. Choć właściwie nie jestem przekonany, czy jej się udało. Nie wiem zresztą, czy sam Petri jest tego pewien.

- Ani słowa o Eiji! - ostrzegł Petri. Aleksanteri zamilkł. Raija domyśliła się, że Petri chciał ją ostrzec przed swoim młodszym kompanem. Uczynił swego rodzaju ojcowski gest, za który powinna mu być wdzięczna. Znał tego lekkoducha o wiele lepiej niż ona. Lecz wszystko, co miało posmak opiekuńczości, zaczynało Raiji stopniowo coraz mniej odpowiadać. Widziała wyraźnie, jaki jest Aleksanteri. Miała przecież oczy. Przeżyła już co nieco. Nigdy zresztą nie była zbyt naiwna. Jeżeli Petri uważał ją za jakieś głupiutkie dziewczątko, potrzebujące jego ojcowskiej opieki, to grubo się mylił. Raija Alatalo mocno stała na własnych nogach! Wyciągnęła ręce ku ognisku, tak jakby chciała je ogrzać. Niby przypadkiem dotknęła dłoni Aleksanteriego. Odpowiedziała na jego ciepły uśmiech serdeczniej, niż to było konieczne. Gdyby się teraz obejrzała, by sprawdzić, czy Petri zwrócił na to uwagę, wszystko by zniszczyła. Miała jednak nadzieję, że ich widział. Miała nadzieję, że pomyślał o tym, o czym chciała, żeby pomyślał. Ostrożne natarcie nie leżało w naturze młodego Kilpi. Nieoczekiwane dotknięcie podziałało jak wyzwanie. Było kontynuacją tego, co zaszło o brzasku. Potwierdzeniem, że rozumiała muzykę, którą grał. Że chętnie zagrałaby razem z nim. Aleksanteri wytarł rękę w spodnie i objął nią Raiję. Dziewczyna nawet nie mrugnęła. Pozwoliła, by to zrobił. Dopiero po jakimś czasie rzuciła krótkie spojrzenie w stronę Petriego. Żuł tabakę, jakby nieobecny myślami. Jej dociekliwe, trochę pytające spojrzenie zmusiło go, by uniósł jeden z kącików ust. Odrobinę. Z sarkazmem. Raija posunęła się jeszcze dalej. Wiedziała, że to dziecinne, ale Petri wyzwalał w niej najgorsze cechy. Zbyt wyraźnie okazywał, że nie podoba mu się jej zachowanie wobec Aleksanteriego, i tym samym zmuszał ją, by posunęła się dalej, niż zamierzała. Przekornie uniosła głowę i położyła rękę na udzie chłopaka. Petri podniósł całą swą ogromną postać. Raija mogłaby potem przysiąc, że przy tym westchnął. - Chyba pójdę uzupełnić zapas wody na jutro. Zanim poszedł, rzucił im jeszcze jedno spojrzenie. Raija nie mogła się powstrzymać, by nie podążyć za nim wzrokiem. Mimo że był taki wysoki, niezwykle lekko się poruszał. Jego ruchy sprawiały wrażenie miękkich i płynnych, jak gdyby jego stopy znały każdą nierówność ziemi, po której stąpał. Ubrana na brązowo postać stopiła się w jedno z otoczeniem. Przez dłuższą chwilę Raija mogła obserwować tylko jego czarną czuprynę, zanim zniknął zupełnie za jakimś ogromnym głazem. Miała ochotę wstać, żeby móc go dalej śledzić, lecz się opanowała.

- Petri usiłuje grać rolę taty, zauważyłaś? - Aleksanteri potarł brodą jej ramię i zaśmiał się cicho. Raija skrzywiła się. - Wobec ciebie czy wobec mnie? Chłopak mocniej przytulił Raiję. Połaskotał ją, tak że musiała się roześmiać razem z nim, a potem przewrócił na ziemię. Trzymał w swych dłoniach jej nadgarstki. Miał dużo siły, chociaż wydawał się wątły. Przysunął twarz tak blisko, że ich oddechy się spotkały. Nosy dotknęły jeden drugiego. Z szelmowskim uśmiechem potarł swoim nosem nos Raiji. Jego oczy błyszczały. W jednej chwili stały się bardziej zielone niż szare. Zmieniały kolor wraz ze zmianą jego nastroju. Raija czuła na swym policzku dotyk szorstkiego zarostu. Już tak dawno nie zaznała czegoś podobnego. Tak dawno, że tkwiło w tym coś podniecającego. - Co inni mówią o twoich ustach? - spytał nagle właśnie w chwili, kiedy Raija spodziewała się pocałunku. - A co cię to obchodzi? - syknęła. Aleksanteri cmoknął parę razy. - Aj, aj, ona gryzie! - Ułożył usta jak do pocałunku, lecz nie dotknął jej warg. - Ja nie opowiadam takich rzeczy - wyjaśnił. - O kwiatach, słodyczy i takich tam. Myślę, że brzmi to dość głupio. Dla mnie usta to po prostu usta. Chciałbym zajrzeć do umysłu kogoś, kto twierdzi, że usta dziewczęce są jak czerwone kwiaty, lub wygłasza podobne bzdury. Raija nie mogła się nie roześmiać. - Nie musisz nic mówić o moich ustach, Aleksanteri. Nie musisz używać pięknych słów. Po prostu mnie pocałuj! - Tak już lepiej - mruknął z uznaniem. Powoli pochylił się nad nią. Uśmiechał się całą twarzą. Jeden z kącików ust nieznacznie drgał. Raija uwolniła jedną rękę. Nawet nie próbował jej przeszkodzić. Zatopiła ją w jego długich włosach na karku. Wsunęła pod skórzaną kamizelkę, pod koszulę, dotknęła ciepłej skóry. Wprawiła palce w ruch, rozkoszowała się bliskim kontaktem z drugim człowiekiem, z człowiekiem odmiennej płci. Przyciągnęła go ku sobie. Zmniejszyła odstęp między nimi szybciej, niż zamierzał. Nie wytrzymała odwlekania w czasie. Nie była w stanie czekać. Ułożył ręce wokół niej - jedną pod głową, a drugą objął jej ramię. Na wpół leżał ponad nią. Czuła, jak jednym kolanem wciska się między jej nogi. Podciągnął nim brzeg spódnicy. Żeby tylko Petri teraz nie wrócił! przemknęło Raiji przez głowę. Ani żaden z braci. Nie można tego zatrzymać! Nie można tego zatrzymać w tej chwili!

Aleksanteri odnalazł ustami usta Raiji. Drżały rozgorączkowane t u ż przy jej na wpół otwartych wargach. Język wśliznął się między jej zęby. Ostrożnie się poruszał. Wtedy chłopak stał się bardziej zdecydowany. Raija wyszła mu na spotkanie z równą żarliwością. Jego ręce miały najwyraźniej już wcześniej do czynienia z ubraniem dziewcząt, bo nie błądził wiele, by dostać się pod kurtkę i suknię. Zatrzymały go na chwilę wiązania po wewnętrznej stronie stanika sukni, lecz nie było takiej przeszkody, która zdołałaby go zniechęcić. Zręczne palce wśliznęły się pod jej ubranie. Tak lekko przesuwały się po skórze, że Raiji wydawało się, iż mogłaby od tego umrzeć. Pieścił ręką rowek między piersiami, przesunął ją pod jedną z nich, objął całą dłonią, gładził czule, potem opuszkiem palca przesuwał wokół brodawki, tak lekko, że wydawało się to jak muśnięcia skrzydłem motyla. Przerwał pocałunek i spojrzał na Raiję pytająco. Pytająco i wesoło jednocześnie. - Dobrze? - spytał, lecz nie spodziewał się odpowiedzi. Raija chwyciła go obiema rękami za włosy i przyciągnęła mocno ku sobie. Całowała jego usta, całowała chude policzki, wysokie czoło pod grzywką, której nigdy nie zaczesywał do tylu, całowała koniuszki uszu, szyję... Jego ciało było słone, pachniało potem, skórami i dymem. Lecz to nie miało żadnego znaczenia. Pobudził ją z powrotem do życia. Sprawił, że znowu zaczęła czuć. Tęsknota, która tkwiła w każdym zakamarku, zaczęła powoli mijać. Rozpiął jej bluzkę. Rozchylił. Obnażył skórę. Raija wstrzymała oddech, kiedy dotknął ustami jej piersi. Prawie zapomniała, jak to jest. Jej oczy zamgliły się, choć tego nie chciała. Popłynęły łzy. Prawie zapomniała, jakie to cudowne uczucie! Aleksanteri zauważył, że płacze, i się odsunął. Zdziwiony uniósł lekko wygięte brwi, otworzył szeroko oczy. - Boli? - spytał. Potrząsnęła przecząco głową. Miała ochotę się całkiem rozpłakać, kiedy delikatnymi palcami ocierał jej policzki. - Jestem taka głupia - szlochała Raija. - Ale nie zamierzam ci wyjaśniać, dlaczego. Aleksanteri nie nalegał. Spojrzał przez ramię i nagle zaczęło mu być bardzo pilno z zapinaniem tego, co rozpiął.

- Dzięki ci za to, że jesteś głupia, maleńka! - roześmiał się cicho i puścił do niej oczko. - Obawiam się, że niewiele brakowało, a dalibyśmy naszym młodym przyjaciołom niezłą lekcję w tym i owym, gdybyś nie zaczęła płakać. Raija zerknęła ponad jego ramieniem i zobaczyła siostrzeńców Petriego zbliżających się ku ognisku. Poderwała się z miejsca i pośpiesznie przeczesała palcami włosy. Otrzepała się z gałązek i gorączkowo zaczęła poprawiać ubranie. - To niepotrzebne, Raija - zauważył Aleksanteri, który sam prawie się nie ruszył. - Nie ma takich oczu na świecie, które by nie poznały po tobie, że właśnie przed chwilą całowałaś mężczyznę, którego pragniesz. Raija zaczerwieniła się, a on zachichotał. - Poza tym możesz być pewna, że obserwowali nas dokładnie, a teraz są źli na samych siebie, że tak się zapalili i podeszli bliżej. Chcieli lepiej widzieć. Policzki Raiji nadal pulsowały. Ten młokos był denerwujący. Bardziej dosadny niż Raija w chwilach największej złości. Wcześniej nie spotkała nikogo takiego jak on. Wydawał się taki inny, lecz działał dziwnie pobudzająco. - Nie zamierzaliśmy najadać się do syta - przypomniała mu. Aleksanteri ułożył spokojnie ręce pod głową. Nie spuszczał z Raiji wzroku. - Wydaje mi się, że będę potwornie głodny dzisiejszej nocy. Kiedy wszyscy zasną. Założę się, że nakryto już dla nas w miejscu, gdzie niedawno zniknął Petri... Raija nie odpowiedziała, lecz czuła, że trudno jej będzie nie przystać na jego propozycję. Nie było wątpliwości, że zarówno Petri, jak i bracia Koski byli świadkami części tego, co zaszło między nią i Aleksanterim. Markku i Tapio znacząco spoglądali na Raiję z ukosa, a spojrzenia Petriego świadczyły tylko o jednym: o rezygnacji. Aleksanteri udawał, że nic się nie stało. Jego ręka niby przypadkiem powędrowała co prawda kilka razy w stronę Raiji i rzeczywiście jego zachowanie zdradzało pewną intymność, ale to było wszystko. Wyraźnie jednak bawił się sytuacją. I kiedy Raija odchodziła od ogniska, aby się trochę przespać, uśmiechał się do niej oczami. Życzył jej dobrej nocy, jak pozostali, ale mrugnął w sposób, który mówił wyraźnie, że zamierza jej jeszcze kilkakrotnie życzyć dobrej nocy przed nastaniem świtu. Ledwie Raija zdążyła się położyć, usłyszała głos jednego z braci Koski:

- Nie marnujesz czasu, Santeri! Nie słyszała, co odpowiedział Aleksanteri, ale nawet z zamkniętymi oczami mogła go zobaczyć, jak wzrusza ramionami i znacząco się uśmiecha. Westchnęła - i zasnęła. Sądziła, że to już ranek, kiedy poczuła na ramieniu czyjąś dłoń. Otworzyła oczy zaskoczona, ujrzała nocne niebo z leniwie płynącymi obłokami. - Idziesz ze mną po przygodę? - Aleksanteri przykucnął tuż obok - Wszyscy śpią, a ja strasznie zgłodniałem... Przetarła oczy, przeganiając resztki snu. Pomyślała, że chłopak chyba postradał zmysły, lecz mimo to ogromnie go lubiła. Pośpiesznie rozejrzała się dokoła. Tak, pewnie miał rację. Chyba wszyscy spali. Dzieci, Petri... Jakże był lekkomyślny! Aleksanteri podniósł się i wyciągnął rękę, by pomóc jej wstać. Mogła się poczuć tak beztroska i wolna jak on. Przynajmniej przez chwilę. Chwyciła dłoń mężczyzny i pozwoliła, by przygarnął ją do siebie. By przywarł ustami do jej ust. Gdyby na chwilę się zapomniała, mogłaby oszukać samą siebie, że ma piętnaście lat. Że nic na świecie nie może jej wiązać czy powstrzymywać. Podążyła za Aleksanterim. Pobiegli, śmiejąc się, ręka w rękę, ku otwartej przestrzeni. Raija, która nigdy nie czuła się młoda w ten sposób, odmłodniała na kilka godzin nocy. Nie znała Aleksanteriego. Niezbyt dobrze. Zdawała sobie sprawę, że dla niego to tylko zabawa. Nawet przez moment nie wierzyła, że mogłaby go zdobyć. Zresztą nawet nie chciała. Był stworzony do wolności. Stworzony do tego, by się bawić, niczego nie obiecując. Dla niej taki intymny związek łączył się zawsze z pewnego rodzaju miłością, za każdym razem tak gorąco to przeżywała. A przynajmniej z przyjaźnią. Tylko w jednym przypadku w przeszłości to nienawiść wykrzesała iskrę. Nie kochała Aleksanteriego. Nie chciała oszukiwać samej siebie, by uwierzyć w coś podobnego. Krótki czas spędzony razem nie wystarczył również do zawarcia przyjaźni. To beztroska i brak odpowiedzialności - lecz mimo wszystko tego pragnęła. Pragnęła z całej duszy. Nie chciała myśleć o tym, że szli śladami Petriego, że zatrzymali się mniej więcej w tym samym miejscu, skąd przyniósł wodę. Tuż przy bystrym strumieniu teren łagodnie się obniżał, wrzosy przygotowały dla nich miękkie legowisko, osłonięte przez trzy ogromne głazy

pochylone ponad ziemią. - Cudownie! - zawołał Aleksanteri. - Sam Stwórca nad nami się zlitował. - Nie mieszaj do tego Stwórcy - rzuciła ostro Raija. - Nie, wcale nie zamierzam! - zgodził się. - To dotyczy wyłącznie nas samych. Zrzucił z siebie kurtkę i rozłożył, przykrywając nieco wrzosy. Raija podała mu także swoją. Aleksanteri usiadł, opierając się o głaz, i pociągnął Raiję za sobą. Objęli się, tym razem już się nie spieszyli. Domyślali się, czego się mogą spodziewać po sobie nawzajem. Domyślali się, ale nie wiedzieli. - Nie sądziłem, że naprawdę zechcesz. - Aleksanteri spoważniał na chwilę. - Przez cały czas byłeś pewien! - Raija lekko pociągnęła go za włosy. - Przez cały czas byłeś tak diabelnie pewien! Aleksanteri potrząsnął głową: - Musiałem trzymać fason, ale drżałem z niepewności jak dzieciak. Nie wiedziałem, że mi się uda. - Czy zawsze dostajesz to, czego chcesz? - spytała. Ukazał zęby w uśmiechu. - Ttak... Przeważnie. Myślałem, że to będzie wyjątek. Wolno pokręciła głową. Przechyliła się i lekko go pocałowała. Aleksanteri spojrzał na nią zdumiony. - Może i tak będzie - mruknął. Położył Raiję na kurtce i błyskawicznie znalazł się nad nią. Szybko odpiął, co było do odpięcia. - Mniej więcej w tym miejscu się ostatnio zatrzymaliśmy - szepnął, tuląc wargi do jej nagiego ramienia. Raija potargała mu czuprynę, lecz on się tylko roześmiał. Na jego twarzy malowała się radość. - Wiedziałem, że tak to przyjmiesz! - zawołał z triumfem. - A co powiesz na to? - spytała przez zęby. Przesunęła ręce z jego nagich pleców i rozpięła spinkę paska. Zanim zdążył mrugnąć, wsunęła obie dłonie pod skórzane spodnie. Ścisnęła. Zdecydowanie. Odpowiedź przyszła momentalnie. Aleksanteri bez ceregieli podciągnął spódnicę Raiji i w dokładnie taki sam sposób potraktował jej pośladki. Oboje zaśmiewali się do łez. Przeturlali się spod kamieni i znaleźli pod otwartym,

jasnym niebem. Dopiero kiedy ich śmiech ucichł, naprawdę dostrzegli siebie nawzajem. Dopiero wtedy zauważyli, jak są blisko siebie. Raija znalazła się nad Aleksanterim, czuła mrowienie wzdłuż kręgosłupa, kiedy przesuwał ręką w dół aż do kolan. Jęknęła, kiedy podążył palcami z powrotem w górę po wewnętrznej stronie ud. Dotknął jej łona, jego ręce lekko drżały. Chciwie przywarł ustami do jej ust. Spletli się ze sobą i wrócili na miejsce, które sobie przygotowali. Ręce Aleksanteriego błądziły pod ubraniem dziewczyny. Przez głowę zerwał z niej bluzkę, żeby już nic nie dzieliło ich piersi. Raija przesuwała dłońmi wzdłuż jego ciała od brzucha ku ramionom. W rzeczywistości nie był aż tak bardzo chudy. Miał drobną budowę, ale kości nie wystawały mu spod skóry. Całował miejsca, do których tylko mógł dotrzeć. Szybkie spojrzenia, jakie rzucał za każdym razem, kiedy unosił usta znad drżącego ciała Raiji, mówiły jej, że uwielbia patrzeć, jaką jej sprawia przyjemność. Poczuła go na swoim udzie. Wiedziała, że jej pragnie, i sama była już równie gotowa jak on. Aleksanteri się nie spieszył. Każdą minutę tego aktu wypełniał radością. W samym środku namiętności spletli palce i wymienili drobne pocałunki. Lekko pobudzali się nawzajem wargami. Spódnica Raiji stanowiła jeden bezładny zwój wokół talii. Spodnie Aleksanteriego już od dawna zsunęły się nieprzyzwoicie, nie będąc w stanie niczego ukryć. Chłopak delikatnie pogładził brzuch Raiji. - To tutaj się wszystko zaczyna - szepnął, uśmiechając się. Raija odpowiedziała uśmiechem. Ich uśmiechy stopiły się ze sobą. Ręce powędrowały własnymi drogami. Przed obojgiem otwierał się niezbadany ląd. Oboje przysięgliby, że właśnie to drugie zrobiło pierwszy krok. Być może uczynili to jednocześnie. Odrzucili na bok ubrania. Odnaleźli siebie z jednakową tęsknotą, z jednakowym pragnieniem. Opletli się nawzajem. Pognali ku rankowi i słońcu. Dotarli tam z uśmiechem na ustach. Przytulili się nawzajem i pocałowali czule. Leżeli blisko siebie, aż nocne powietrze ostudziło ich ciała i osuszyło pot. - Było inaczej - powiedział, trzymając ją w swych ramionach. W ciągu kilku sekund jego oczy spoważniały. Bardzo pociemniały. - Całkiem inaczej. Chciałbym, żebyś to wiedziała, Raija Więcej nie będę o tym mówił.

Pogłaskała go szybko po czole. - Dziękuję, Aleksanteri - rzekła tylko. - Pójdę pierwsza. Nie chcę wracać razem z tobą. Skinął głową. Rozumiał. Pośpiesznie wspięła się na palce i pocałowała go w policzek. Potem pobiegła w stronę ogniska, które już prawie zgasło. Dopiero kiedy znalazła się blisko i zwolniła kroku, by wyrównać oddech i przypadkiem nie obudzić pozostałych, zauważyła brunatną sylwetkę mężczyzny siedzącego przy dogasającym żarze. Skulił ramiona. Pochylił plecy, opierając łokcie na kolanach. Miał na sobie brązową kurtkę i spodnie z garbowanej skóry. Wygląda jak Lapończyk, przemknęło przez głowę Raiji. Poczuła mdłości i zawroty głowy. Dopiero kiedy kilka razy przełknęła ślinę, była w stanie iść dalej. Przejść obok niego. Wyprostował plecy, kiedy stanęła tuż przy nim. Silna dłoń zacisnęła się wokół jej nadgarstka. Zatrzymała ją. Raija musiała na niego spojrzeć. Zaczerwieniła się. Zastanawiała się, czy czuł ten zapach równie dobrze jak ona - zapach miłości, który jeszcze nie ulotnił się z jej skóry. Raija nie chciała zrozumieć, co kryło się w tych czarnych oczach. Był biały na twarzy. Mocno zacisnął szczęki. - Czy było warto? - spytał ostro. Wyswobodziła się i odskoczyła od niego. Wzburzona, zasnęła wreszcie odwrócona plecami zarówno do Aleksanteriego, jak i do Petriego. Ugasiła tęsknotę, która trawiła ją od zimy. Jednak czuła, że rodzi się w niej nowa, bardziej niebezpieczna. Raija nie była w stanie temu przeszkodzić.