a_tom

  • Dokumenty5 863
  • Odsłony848 976
  • Obserwuję551
  • Rozmiar dokumentów9.3 GB
  • Ilość pobrań666 006

Craig Russell - Jan Fabel t.02 Baśniowy morderca

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :1.7 MB
Rozszerzenie:pdf

Craig Russell - Jan Fabel t.02 Baśniowy morderca.pdf

a_tom CYKLE Craig Russell - Jan Fabel (tom 1-6)
Użytkownik a_tom wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 443 stron)

Tytuł oryginału: Brother Grimm Copyright © 2006 Craig Russel All rights reserved Polish edition copyright © Buchmann Sp. z o.o., Warsaw, 2011 Copyright © for the Polish translation by Jerzy Malinowski Projekt okładki: Krzysztof Kiełbasiński Redakcja: Lucyna Łuczyńska ISBN 978-83-7670-377-0 www.fabrykakryminalu.pl Wydawca: Buchmann Sp. z o.o. ul. Wiktorska 65/14, 02-587 Warszawa Tel./fax 22 6310742 www.buchmann.pl

Wydanie I Konwersja do formatu EPUB: Virtualo Sp. z o.o. virtualo.eu

Spis treści Dedykacja Środa, 17 marca, 9.30. Plaża Elbstrand, Blankenese, Hamburg Środa, 17 marca, 9.50. Szpital Mariahilf, Heimfeld, Hamburg Środa, 17 marca, 16.30. Komenda Główna Policji, Hamburg Środa, 17 marca, 19.50. Norderstedt, na północ od Hamburga Środa, 17 marca, 22.10. Instytut Medycyny Sądowej, klinika Uniwersytetu Eppendorf, Hamburg Czwartek, 18 marca, 8.30. Komenda Główna Policji, Hamburg Czwartek, 18 marca, 18.30. Norddeich, Fryzja Wschodnia Piątek, 19 marca, 15.30. Norddeich, Fryzja Wschodnia Piątek, 19 marca, 21.30. Park Hamburger Berge, na południe od Hamburga Sobota, 20 marca, 10.20. Szpital Mariahilf, Heimfeld, Hamburg Niedziela, 21 marca, 9.15. Park Hamburger Berge, na południe od Hamburga Niedziela, 21 marca, 10.00. Blankenese, Hamburg Niedziela, 21 marca, 12.00 Park Hamburger Berge, na południe od Hamburga Niedziela, 21 marca, 15.20. Hausbruch, południowy

Hamburg Niedziela, 21 marca, 21.00. Pöseldorf, Hamburg Poniedziałek, 22 marca, 10.00. Alsterarkaden, Hamburg Poniedziałek, 22 marca, 15.00. Komenda Główna Policji, Hamburg Poniedziałek, 22 marca, 17.10. Instytut Medycyny Sądowej, Eppendorf, Hamburg Poniedziałek, 22 marca, 21.45. Komenda Główna Policji, Hamburg Wtorek, 23 marca, 11.10. Instytut Medycyny Sądowej, Eppendorf, Hamburg Wtorek, 23 marca, 14.10. Bostelbek, Heimfeld, na południe od Hamburga Wtorek, 23 marca, 18.30. Stacja metra Hauptbahnhof-Nord, Hamburg Środa, 24 marca, 13.10. Buxtehude, Dolna Saksonia Czwartek, 25 marca, 10.10. Wilhelmsburg, Hamburg Czwartek, 25 marca, 16.30. Szpital miejski, Wilhelmsburg, Hamburg Czwartek, 25 marca, 18.00. Wilhelmsburg, Hamburg Piątek, 26 marca, 21.00. Pöseldorf, Hamburg Niedziela, 28 marca, 23.20. Blankenese, Hamburg Poniedziałek, 29 marca, 8.40. Park miejski, Winterhude, Hamburg Poniedziałek, 29 marca, 10.10. Komenda Główna Policji, Hamburg

Wtorek, 30 marca, 9.40. Blankenese, Hamburg Wtorek, 30 marca, 14.40. Bergedorf, Hamburg Wtorek, 30 marca, 20.00. Szpital Mariahilf, Heimfeld, Hamburg Niedziela, 11 kwietnia, 2.45. Pöseldorf, Hamburg Środa, 14 kwietnia, 10.30. Norderstedt, Hamburg Środa, 14 kwietnia, 15.30. Winterhude, Hamburg Środa, 14 kwietnia, 21.30. St Pauli, Hamburg Środa, 14 kwietnia, 21.30. Der Kiez, Hamburg Środa, 14 kwietnia, 21.30. Eppendorf, Hamburg Środa, 14 kwietnia, 22.00. Der Kiez, St Pauli, Hamburg Środa, 14 kwietnia, 22.15. St Pauli, Hamburg Piątek, 16 kwietnia, 19.40. St Pauli, Hamburg Niedziela, 18 kwietnia, 11.20. Norddeich, Fryzja Wschodnia Niedziela, 18 kwietnia, 22.20. Ottensen, Hamburg Poniedziałek, 19 kwietnia, 11.00. Altes Land, na południowy zachód od Hamburga Poniedziałek, 19 kwietnia, 13.15. Ottensen, Hamburg Poniedziałek, 19 kwietnia, 15.00. Szpital Mariahilf, Heimfeld, Hamburg Wtorek, 20 kwietnia, 12.00. Komenda Główna Policji, Hamburg Wtorek, 20 kwietnia, 18.00. Komenda Główna Policji, Hamburg Środa, 21 kwietnia, 9.45. Instytut Medycyny Sądowej,

Eppendorf, Hamburg Czwartek, 22 kwietnia, 21.30. Altona, Hamburg Czwartek, 22 kwietnia, 21.30. Komenda Główna Policji, Hamburg Piątek, 23 kwietnia, 7.30. Ohlsdorf, Hamburg Piątek, 23 kwietnia, 10.15. Hamburg Hafen, Hamburg Poniedziałek, 26 kwietnia, 15.00. St Pauli, Hamburg Wtorek, 27 kwietnia, 14.10. Neustadt, Hamburg Czwartek, 29 kwietnia, 21.10. Othmarschen, Hamburg Piątek, 30 kwietnia, 10.00. Piekarnia Albertus, Bostelbek, Heimfeld, Hamburg Piątek, 30 kwietnia, 13.30. Komenda Główna Policji, Hamburg Piątek, 30 kwietnia, 16.20. Heimfeld-Nord, Hamburg Podziękowania

Dedykacja Dla Wendy

Środa, 17 marca, 9.30. Plaża Elbstrand, Blankenese, Hamburg Pogładził delikatnie jej policzek. Bezsensowny gest, może nawet niestosowny, ale w przekonaniu Fabla potrzebny. Dłoń osłonięta rękawiczką drżała, kiedy dotknął twarzy dziewczyny. Serce mu łomotało, tak bardzo przypominała Gabi. Próbował się uśmiechnąć, ale ten grymas bardziej napinał niż rozluźniał mięśnie twarzy. Patrzyła na niego błękitnymi, nieruchomymi oczami. Zaczynał wpadać w panikę, trawiony rosnącym niepokojem. Miał ochotę objąć ją i uspokoić, mówiąc, że wszystko będzie dobrze. Nie mógł tego zrobić i wiedział, że wcale nie będzie dobrze. A ona nadal martwo się w niego wpatrywała. Fabel poczuł za plecami obecność Marii Klee. Cofnął rękę i podniósł się. – Ile ma lat? – zapytał, nie odrywając wzroku od dziewczyny. – Trudno powiedzieć. Piętnaście, może szesnaście. Nie wiemy jeszcze nawet, jak się nazywa. Poranna bryza poderwała z plaży drobiny piasku, kręcąc nimi w powietrznym wirze. Kilka ziarenek wpadło do oczu dziewczyny. Nie zamrugała. Fabel przywołał się do porządku, przestał studiować jej twarz.

Wcisnął ręce głęboko w kieszenie płaszcza i spojrzał w górę na biało-czerwone ściany latarni morskiej tylko po to, by odwrócić uwagę od widoku zamordowanej. Po chwili przeniósł spojrzenie na Marię. Miała niebieskoszare oczy, z których nigdy, choć znali się dobrze, nie potrafił nic wyczytać. Zawsze panowała nad emocjami. Odetchnął głęboko, jakby chciał wyrzucić z siebie jakiś wielki ból czy smutek. – Wiesz, Mario, czasami się zastanawiam, czy dam radę dalej wykonywać swój zawód. – Rozumiem cię – odparła, spoglądając na dziewczynę. – Naprawdę mam wątpliwości. Ta praca zajęła mi połowę życia i jestem bardzo zmęczony. Chryste, spójrz, jaka ona jest podobna do Gabi... – Zostaw to mnie. Przynajmniej w tej chwili. Biorę na siebie ekspertyzę medyczną. Pokręcił głową. Musiał tu zostać. Musiał patrzeć. I cierpieć. Znów wpatrywał się w dziewczynę. Oczy, włosy, twarz. Zapamięta każdy szczegół. Ta twarz, zbyt młoda, by przybrać maskę śmierci, pozostanie w jego pamięci obok innych twarzy, młodych lub starych, ale zawsze martwych. Nie po raz pierwszy czuł, że jednostronna więź, która łączyła go z tymi wszystkimi ludźmi, to za mało. Wiedział, że w ciągu nadchodzących tygodni, miesięcy, pozna tę dziewczynę – będzie rozmawiał z jej rodzicami, rodzeństwem, przyjaciółmi. Pozna nawyki, zainteresowania. Potem sięgnie głębiej – od przyjaciół dowie się o sprawach sekretnych, przeczyta pamiętnik skrzętnie ukrywany przed światem, pozna jej

myśli, którymi nigdy z nikim się nie dzieliła, imiona chłopaków. Powstanie z tego obraz nadziei i marzeń, duszy i osobowości błękitnookiej martwej teraz dziewczyny. Fabel pozna ją tak dobrze, ale ona nigdy nie pozna jego. Zaczął się nią interesować wtedy, gdy ona przestała interesować się czymkolwiek. Po jej śmierci. To była praca nadkomisarza policji, musiał poznawać martwych ludzi. Wciąż patrzyły na niego szeroko otwarte, szkliste oczy. Miała na sobie wyciągniętą bluzę z ledwie widocznym wzorkiem na przedzie i sprane dżinsy. Znoszone, szare rzeczy. Leżała bokiem z podkurczonymi nogami i rękami skrzyżowanymi na podołku. Wyglądało to tak, jakby klęcząc na piasku, przewróciła się i została w takiej pozycji. Ale śmierć nie nastąpiła tutaj. Fabel był tego pewny. Nie wiedział tylko, czy o układzie kończyn zdecydował przypadek, czy też ktoś umyślnie tak ułożył ciało. Od smętnych rozważań oderwał go nadchodzący Brauner, szef zespołu specjalistów medycyny sądowej. Szedł po deskach ułożonych na cegłach, które tworzyły prowizoryczny chodnik prowadzący do miejsca, gdzie leżały zwłoki. Fabel z ponurą miną skinął głową na powitanie. – Co mamy, Holger? – zapytał. – Niewiele – odparł posępnie Brauner. – Piasek jest suchy, wiatr go unosi i zaciera ślady. Myślę, że nie została tutaj zamordowana, a ty, jak sądzisz? Nadkomisarz pokiwał głową. Brauner zerknął na ciało dziewczyny. On też ma córkę. Ból na jego twarzy był

widoczny. Obaj czuli to samo. Brauner wziął głęboki oddech. – Obejrzymy wszystko dokładnie na miejscu, a potem zabierzemy ją do Möllera na autopsję. Fabel w milczeniu przyglądał się pracy ekipy. Na podobieństwo starożytnych egipskich balsamistów owijających bandażami mumie technicy pokrywali każdy centymetr kwadratowy ciała dziewczyny specjalną taśmą samoprzylepną. Poszczególne paski taśmy miały swoje numery i po oderwaniu trafiały do pojemnika. Kiedy skończyli, zapakowano zwłoki do zamykanego na zamek błyskawiczny worka i ułożono na wózku, który ciągnęło dwóch pracowników kostnicy. Fabel odprowadzał ich wzrokiem, a worek stawał się coraz mniejszą plamą na tle jasnego piasku, która w końcu zniknęła. Odwrócił się, miał teraz przed oczami rozległą plażę ciągnącą się aż do strzelistej latarni morskiej; jego spojrzenie spoczęło na odległym ciemnozielonym wybrzeżu Altes Land, po czym powróciło do wypielęgnowanych zielonych tarasów Blankenese, gdzie królowały eleganckie wille. Fabel uświadomił sobie nagle, że znalazł się pośrodku pustkowia.

Środa, 17 marca, 9.50. Szpital Mariahilf, Heimfeld, Hamburg Przełożona pielęgniarek przyglądała się mężczyźnie, od czasu do czasu wzdychając ciężko. Siedział na krześle obok łóżka, w którym leżała stara, siwowłosa kobieta, nieświadomy tego, że jest obserwowany. Pochylony, gładził delikatnie dłonią jej czoło i włosy. Niskim, łagodnym głosem szeptał jej do ucha coś, co tylko ona mogła usłyszeć. Tuż za przełożoną stanęła jedna z sióstr. Patrzyła ze wzruszeniem na tych dwoje, zamkniętych we własnym hermetycznym świecie. Przełożona nieznacznym ruchem podbródka wskazała na mężczyznę. – Nie opuścił ani jednego dnia. Widać, że kocha matkę. Założę się, że żadne z moich dzieci nie ruszy tyłka, aby się o mnie zatroszczyć, kiedy będę stara – dodała ze smutkiem. Druga pielęgniarka uśmiechnęła się gorzko. Obie stały chwilę w milczeniu, obserwując tę scenę, zatopione najwyraźniej w ponurych rozmyślaniach wywołanych wizją własnej przyszłości. – Czy ona go słyszy? – zapytała po chwili pielęgniarka. – Wszystko wskazuje na to, że tak. Wylew spowodował paraliż i odebrał jej mowę, ale z tego, co wiem, zmysły działają prawidłowo. – Boże! Chyba wolałabym umrzeć. Wyobraź sobie, że jesteś

uwięziona we własnym ciele. – Ma przynajmniej dobrego syna. – Przełożona pokiwała głową. - Codziennie przynosi książki i czyta jej na głos, a potem przez godzinę siedzi, gładzi ją po włosach i łagodnie do niej przemawia. Tak, ma przynajmniej dobrego syna. Pielęgniarka westchnęła ciężko. Matka i syn byli zupełnie nieświadomi, że ktoś ich obserwuje. Ona leżała sztywno, niezdolna poruszyć członkami, a on siedział na krześle zgarbiony, pochylony nad nią. Co chwila w kąciku ust kobiety pojawiała się kropelka śliny, którą natychmiast troskliwie wycierał chusteczką. Odgarnął spadający jej na czoło kosmyk i pochylił się niżej, tak, że ustami prawie dotykał ucha; mówił szeptem, a oddech poruszał siwymi włosami na skroniach chorej. – Rozmawiałem dziś z lekarzem, mamo. Twój stan się ustabilizował. To dobra wiadomość, prawda, Mutti? – Nie czekał na odpowiedź, która i tak by nie padła. – Lekarz powiedział, że po dużym wylewie nastąpiło kilka mniejszych i to one spowodowały takie spustoszenie. Mówił też, że najgorsze już minęło i jeśli dopilnuję, żebyś się właściwie leczyła, nie będzie komplikacji. – Przerwał i odetchnął. – A to oznacza, że będę mógł cię zabrać do domu i zająć się tobą. Lekarz nie był, co prawda, zachwycony tym pomysłem, ale przecież nie lubisz, kiedy się tobą opiekują obcy ludzie, prawda? Doktor o tym wie. W domu, ze swoim synem, poczujesz się o wiele lepiej. Zapewniłem, że zorganizuję dla ciebie opiekę na czas, kiedy będę w pracy, a potem... będę mógł się zajmować tobą osobiście. Pielęgniarka odwiedzi nas

w przytulnym, małym mieszkanku, które właśnie kupiłem. Niewykluczone, że zabiorę cię do domu pod koniec miesiąca. Czy to nie wspaniale? Zamilkł, jakby czekając, aż dotrze do niej, co powiedział. Wpatrywał się w jej wyblakłe, niemal bez oznak życia, szare oczy. Nie wyrażały żadnych emocji. Pochylił się jeszcze bardziej, przysunął krzesło bliżej łóżka, czemu towarzyszył piskliwy zgrzyt wypolerowanej podłogi. – No i, oczywiście, zdajesz sobie sprawę, mamo, że nie o wszystkim powiem doktorowi. – Jego głos nadal był ciepły i spokojny. – Przecież nie mogę mu powiedzieć o tym drugim domu, naszym domu. Ani tego, że zostawię cię tam i będziesz do końca swoich dni leżała we własnym gównie. Albo że całe godziny poświęcę na sprawdzanie twojej odporności na ból. Nie, nie. Nie dowie się o tym, Mutti. – Zaśmiał się. – Pan doktor nie byłby zadowolony. Nie martw się. Jeśli ty mu nie wygadasz, ja też nie. Aha... Ty przecież nie możesz mówić. Widzisz mamo, Bóg cię zakneblował i unieruchomił. To znak. Znak dla mnie. Głowa staruszki pozostała nieruchoma i tylko w kąciku oka zeszkliła się łza, która szybko spłynęła po pomarszczonej skórze policzka. Mężczyzna ściszył jeszcze bardziej głos i mówił dalej konspiracyjnym szeptem: – Ty i ja będziemy razem. Sami. Powspominamy dawne czasy. W naszym wielkim, starym domu. Kiedy byłem dzieckiem. Kiedy byłem słaby, a ty silna. – Szept przeszedł w syk, jad sączył się w ucho staruszki. – Znów to zrobiłem, Mutti. Kolejny raz. Zupełnie tak samo jak trzy lata temu. Ale

teraz, ponieważ Bóg uwięził cię w twoim szkaradnym ciele, nie będziesz się wtrącać. Już nie zdołasz mnie powstrzymać, a ja będę to robił dalej. Połączy nas mała tajemnica. Będziesz w tym uczestniczyła, mamo. Obiecuję ci. To jest dopiero początek. Obie pielęgniarki stały na korytarzu, wzruszone obrazem gasnącego życia i synowskiej miłości.

Środa, 17 marca, 16.30. Komenda Główna Policji, Hamburg Rześki chłód poranka ustąpił pod naporem ciepłego, wilgotnego powietrza, które napływało znad Morza Północnego. Deszcz mżył, uderzając o szyby w pokoju Fabla. Widok za oknem, na Winterhuder Stadtpark był pozbawiony życia i jakichkolwiek kolorów. Przy biurku Fabla siedziały dwie osoby: Maria i krępy mężczyzna po pięćdziesiątce, z mocno przerzedzonymi czarno-siwymi włosami. Komisarz Werner Meyer pracował z Fablem dłużej niż ktokolwiek z zespołu. Młodszy stopniem, choć starszy wiekiem, był nie tylko kolegą Fabla, lecz także jego przyjacielem, a często mentorem. Werner i Maria Klee, równi stopniem, wspierali bezpośrednio działania Fabla. Niemniej Werner był numerem drugim w zespole – miał większe doświadczenie jako oficer policji niż Maria. Ona natomiast zaliczała się do prymusów na studiach prawniczych i potem w akademii policyjnej. Werner, robiący wrażenie swoim wyglądem twardziela, zajmował się każdą sprawą w sposób metodyczny, skrupulatny, wręcz podręcznikowy. Często musiał hamować szefa, gdy ten za bardzo ufał intuicji. Zawsze się uważał za partnera Fabla i niełatwo było mu pogodzić się z tym, że musi współpracować

z Marią. Okazało się, że są dobrymi partnerami. Fabel utworzył z nich zespół na zasadzie przeciwieństw – każde z nich należało do innego pokolenia, różnili się doświadczeniem i fachowością. Mieli jedną wspólną cechę: całkowite i bezgraniczne oddanie pracy. To była zwyczajna narada wstępna. Śledztwa, gdy w grę wchodzi morderstwo, zwykle są dwojakiego rodzaju: pościg na gorąco, kiedy odkryto zabójstwo i istnieją mocne, niepodważalne dowody, wskazujące na sprawcę, albo zwietrzały trop – morderca już zniknął, od chwili zbrodni minął dłuższy czas, ślady zostały zatarte. Policja ma tylko strzępy informacji, na których podstawie przyjmuje hipotezę. Musi ją zweryfikować w toku gruntownego, skrupulatnie prowadzonego śledztwa, a to wymaga i czasu, i nie lada wysiłku. Morderstwo dziewczyny na plaży to właśnie taki zwietrzały trop. Wszystko tu mgliste i niewyraźne. Czeka ich długa i mozolna praca, nim uda się tę ponurą sprawę rozwikłać. Dzisiejsze popołudniowe spotkanie było więc typową naradą rozpoczynającą śledztwo: przeanalizowali fakty, uzgodnili terminy kolejnych spotkań, kiedy będą już znane wyniki autopsji i badań laboratoryjnych. Należało zacząć od ciała, a konkretnie od czasu, miejsca i rodzaju śmierci. Testy DNA oraz inne zebrane dane miały rozpocząć proces identyfikacji. Rozdzielili zadania. Przede wszystkim chodziło o szybkie ustalenie tożsamości dziewczyny. Fabel chciał jak najprędzej dowiedzieć się, kim była, choć ten moment zawsze go przerażał, moment „ożywienia” ciała;

stawało się z na powrót osobą, mającą zamiast numeru sprawy nazwisko. Po naradzie Fabel poprosił Marię, żeby pozostała w pokoju. Werner kiwnął ze zrozumieniem głową, co tylko spotęgowało wrażenie niezręczności sytuacji. Tak więc Maria Klee, ubrana w elegancką, czarną bluzkę i szare spodnie, siedziała z nogą założoną na nogę, obejmując dłońmi kolano, spokojna, trochę usztywniona i czekała, co ma do powiedzenia przełożony. Jak zawsze była powściągliwa, opanowana, a z jej niebieskoszarych oczu nic nie dało się wyczytać. Wyglądała na pewną siebie i świadomą własnej wartości. Ale teraz pomiędzy Fablem a Marią pojawiło się coś krępującego, kłopotliwego. Maria wróciła do pracy miesiąc temu i to była od chwili jej powrotu pierwsza tak duża sprawa. Fabel uznał, iż przed rozpoczęciem śledztwa konieczna jest szczera rozmowa. Okoliczności sprawiły, że łączyła ich wyjątkowa zażyłość. Większa, niż gdyby się ze sobą przespali. Dziewięć miesięcy temu trzymał ją w ramionach pod rozgwieżdżonym niebem w opustoszałej okolicy Altes Land na południowym brzegu Łaby; pewna siebie Maria Klee stała się pod wpływem zupełnie realnego i uzasadnionego strachu przed śmiercią małą dziewczynką. Fabel przytulał ją, patrzył jej w oczy, łagodnie przemawiał, nie pozwalając zapaść w sen, z którego mogłaby nigdy się nie obudzić. Nie pozwalał jej oderwać od siebie wzroku i spojrzeć tam, gdzie sterczała rękojeść noża tkwiącego w jej klatce piersiowej. To była najgorsza noc w całej karierze Fabla. Dopadli niebezpiecznego psychopatę,

najgroźniejszego, z jakim kiedykolwiek się zetknął, potwora odpowiedzialnego za serię szczególnie okrutnych rytualnych mordów. W wyniku pościgu zginęło dwóch policjantów – jeden z oddziału Fabla, zdolny, młody Paul Lindemann i drugi – funkcjonariusz z pobliskiego komisariatu. Kolejną ofiarą uciekającego psychopaty stała się Maria; nie zabił jej, ale pozostawił z paskudną, prawie śmiertelną raną. Zdawał sobie sprawę, że Fabel będzie musiał dokonać wyboru – kontynuować pościg czy ratować jej życie. Wybór Fabla był oczywisty. Teraz oboje leczyli jeszcze niezabliźnione rany. Fabel nigdy wcześniej w czasie pełnienia obowiązków nie stracił żadnego swego człowieka, a tamtej nocy zginęło dwóch policjantów i o mało nie umarła Maria. Leżała dwa tygodnie w szpitalu, w stanie krytycznym, zawieszona pomiędzy świadomością a nieświadomością, na granicy życia i śmierci. Kolejne siedem miesięcy zajęło jej powolne nabieranie sił i powracanie do zdrowia. Wiedział, że ostatnie dwa miesiące rekonwalescencji spędziła głównie na siłowni, odbudowując nie tylko tężyznę fizyczną, ale także tę żelazną determinację, która ją cechowała. A teraz siedziała naprzeciw niego ta sama, dawna Maria o twardym, niewzruszonym spojrzeniu i dłońmi obejmowała kolano. Choć czuła się już dobrze i podjęła pracę, on wciąż wracał do tamtej nocy, kiedy trzymał ją za rękę, nasłuchiwał płytkiego, urywanego oddechu, gdy półprzytomna mówiła błagalnym szeptem, by nie pozwolił jej umrzeć. Musieli oboje w końcu wymazać to z pamięci. – Wiesz, Mario, o czym chciałem z tobą porozmawiać?

– Nie, szefie... O tym morderstwie? – W niebieskoszarych oczach pojawił się niepokój; Maria zajęła się strzepywaniem ze spodni jakiegoś niewidocznego okruszka. – Sądzę, że się domyślasz. Muszę wiedzieć, czy jesteś gotowa zaangażować się w to śledztwo. Chciała zaprotestować, ale Fabel powstrzymał ją gestem. – Posłuchaj, jestem z tobą szczery. Mogłem nic nie mówić i przydzielić cię do jakiejś mniejszej sprawy, zostawić na uboczu i obserwować, jak pracujesz. Ale to nie w moim stylu. Wiesz o tym dobrze. – Pochylił się do przodu i oparł łokciami o blat biurka. – Zbyt cię cenię jako oficera policji, żeby potraktować cię w taki sposób. Z drugiej strony zbyt cię cenię, by narażać na szwank twoje zdrowie, powierzając ci śledztwo, które może okazać się zbyt ciężkie. – Jestem gotowa. – W głosie Marii zabrzmiał stalowy chłód. – Poradziłam sobie już ze wszystkim, z czym musiałam. Nie wróciłabym do pracy, gdybym czuła, że mogę zawalić sprawę. – Spokojnie, Mario. Ja nie rzucam ci wyzwania. Nie kwestionuję twoich umiejętności. – Spojrzał na nią. – Tamtej nocy o mało cię nie straciłem. Zginął Paul, ty otarłaś się o śmierć. Zawiodłem nie tylko ciebie, lecz cały zespół. To ja byłem odpowiedzialny za twoje bezpieczeństwo. Lód w jej spojrzeniu zaczął topnieć. – To nie twoja wina, szefie. Zacznę od tego, że obwiniałam siebie, ponieważ się nie sprawdziłam. Nie zareagowałam dostatecznie szybko albo zareagowałam niewłaściwie. Ale z takim człowiekiem jak on nigdy wcześniej nie mieliśmy do

czynienia. Był ucieleśnieniem zła. Jest mało prawdopodobne, bym kiedykolwiek spotkała na swojej drodze kogoś równie niesamowitego. – Jednak on nadal jest na wolności – przypomniał Fabel i natychmiast pożałował swoich słów. Ta przykra prawda kosztowała go już wiele bezsennych nocy. – Zapewne daleko od Hamburga – odparła Maria. – Pewnie opuścił Niemcy, może wyjechał z Europy. A nawet jeżeli nie, nawet jeśli natrafilibyśmy na jego ślad, to będę gotowa. Fabel był przekonany, że Maria wie, co mówi. Choć sam wcale nie miał pewności, czy jest gotów spotkać się ponownie z Krwawym Orłem. Teraz czy w ogóle kiedykolwiek. Ale nie podzielił się tą myślą. – Nie ma się czego wstydzić, powoli dochodzisz do siebie, Mario. Na jej twarzy zagościł uśmiech, jakiego wcześniej Fabel nie widział - niewątpliwie sygnał jakiejś wewnętrznej przemiany. – Ze mną jest wszystko w porządku, Jan. Słowo honoru. – Po raz pierwszy zwróciła się do niego po imieniu w biurze. Wymówiła je również wtedy, gdy leżała w wysokiej trawie Altes Land i walczyła ze śmiercią. Fabel uśmiechnął się. – Cieszę się, że znów jesteś z nami, Mario. Rozmowę przerwało bezceremonialne wejście Anny Wolff. – Przepraszam, że przeszkadzam – powiedziała – ale mam informację z laboratorium. Jest coś, co musimy natychmiast zobaczyć.