a_tom

  • Dokumenty5 863
  • Odsłony794 640
  • Obserwuję518
  • Rozmiar dokumentów9.3 GB
  • Ilość pobrań628 274

Helen Hardt - Obsesja

Dodano: 5 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 5 lata temu
Rozmiar :1.5 MB
Rozszerzenie:pdf

Helen Hardt - Obsesja.pdf

a_tom EBOOKI PDF
Użytkownik a_tom wgrał ten materiał 5 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 204 osób, 142 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 202 stron)

A /K

A /K

Dla Meredith Wild Trzy lata temu przyszłaś do mnie, szukając redaktora. Reszta jest historią. Dziękuję za to, że byłaś wierną koleżanką i przyjaciółką. A /K

Rozdział pierwszy Talon Moja siostra Marjorie stała z dłońmi na biodrach. Oczy miała szeroko otwarte i wściekłe. Westchnąłem. – Słyszałaś już? Powiedziałem Jade, żeby się wyprowadziła. Jorie potrząsnęła głową. Jej wargi drżały. – Nie pojmuję cię, Talonie. Jade jest najsłodszą istotą na świecie. Najlepszą przyjaciółką, jaką kiedykolwiek miałam. Zawsze przy mnie była, ilekroć jej potrzebowałam. To dla mnie ogromna radość, że mogłam jej pomóc, gdy tego potrzebowała, zaproponować, by u nas zamieszkała, nim otrząśnie się z tego upokorzenia w czasie ślubu. Dlaczego, na Boga, kazałeś jej się wynosić? Cóż mogłem odpowiedzieć? Jade wyjechała zaledwie dziś rano, a już czuło się pustkę. Nawet w tym wielkim domu na ranczu nieobecność Jade – jej ciała, jej duszy – dawała się prawie zmierzyć – była tak gęsta, że nieomal widzialna. Przenikała mnie niczym zimna mgła. – Do cholery, Talonie, winien mi jesteś wyjaśnienie! Jorie miała rację. Po prostu nie wiedziałem, jak ubrać to w słowa, by nie powiedzieć jej o rzeczach, z którymi nie powinna mieć nic wspólnego. Wystarczająco złe było już to, że moi bracia mieli z tym coś wspólnego. – Co ci jestem winien? – Naprawdę zamierzasz tak stać z rozdziawionymi ustami jak idiota, co? – Jorie przygryzła dolną wargę. – Świetnie! Dzwonię do Jade. I wymaszerowała z pokoju. Zdrętwiałem. Prawdopodobnie Jade powie, że darłem się jak maniak, nim wykopałem ją z sypialni. Ale przynajmniej Jorie nie pozna prawdy. Bo Jade nie znała prawdy. Nie wiedziała, że masaż przywołał wspomnienia. Ukucnąłem i pogłaskałem mojego kundla Rogera po głowie. Polizał mi palce. Tyle że ta psia lojalność dzisiaj mnie nie ucieszyła. Życie zaczynało być trudne. Przywykłem do tego, teraz jednak w grę wchodziło uczucie, dla mnie kompletna nowość. Wziąłem głęboki oddech. Muszę pogadać z Ryanem, pomyślałem. Drzwi domu mojego młodszego brata zawsze stały dla mnie otworem. W jego oczach byłem bohaterem. A /K

Co za, kurwa, idiotyzm. Tak, Ryan mnie wysłucha. Zawsze mnie słuchał. A ja musiałem komuś powiedzieć, co zaszło między mną i Jade. Musiałem komuś powiedzieć, że jestem zakochany. Bo czymże innym to było? Nawet teraz, kiedy jej nie widziałem od tylu godzin, wciąż była obecna w moich myślach. Jej złotobrązowe włosy spływające na kremowe ramiona, jej ciemnoczerwone usta tak pełne i zachęcające do całowania, z ich smakiem truskawek i szampana. Jej szaroniebieskie oczy, które zawsze lekko ciemniały, gdy była podniecona. Jej piękne piersi z brązoworóżowymi sutkami, twardniejącymi dla mnie, ilekroć jej dotykałem. Jej miękkie westchnienie wymykające się z jej ust za każdym razem, kiedy w nią wchodziłem. Byłem jej głodny od pierwszej chwili, w której ją ujrzałem, i każdy pocałunek, każde dotknięcie, każda minuta, jaką z nią spędzałem, zmieniały to pożądanie w obsesję. Jade Roberts stała się dla mnie niezbędna jak tlen, jak pożywienie, jak woda. A ja wyrzuciłem ją z domu. – Chodź, stary – rzuciłem do Rogera. – Spotkajmy się z Ryanem. Otworzyłem przeszklone drzwi naszej wykwintnej kuchni na sekwojowy taras, przeszedłem pół mili ścieżką prowadzącą do domu dla gości i i zastukałem. Mój brat otworzył drzwi. – Cześć, Tal, co słychać? – Masz chwilę? – Jasne. – Nie byłem pewien, czy zastanę cię w domu w sobotę wieczorem. Ryan zaśmiał się. – Mam za sobą dwanaście godzin pracy i jestem zbyt skonany, żeby wyjść. Dlaczego nie jesteś w mieście? Dobre pytanie. Obaj moi bracia wiedzieli, że często spędzam weekendy w mieście, co oznaczało seks z kelnerkami albo z kimkolwiek innym, kto rzucał mi się w ramiona. Chodziło tylko o to, żeby się wyluzować. Może Ryan i Jonah nie zauważyli, ale odkąd Jade wprowadziła się na ranczo, rzadziej i na krócej wyprawiam się do miasta. – Miasto nie ma już mi zbyt wiele do zaproponowania. Ryan wytrzeszczył oczy. – Wchodź. Chyba potrzebujesz rozmowy. Wszedłem i przywitałem się z bratem; u moich stóp radośnie ziajał Roger. A /K

Ryan poprowadził mnie przez salon i kuchnię do pokoju położonego na tyłach domu. Stanął za barem. – Wydaje mi się, że mógłbyś się napić. – Wyciągnął butelkę burbona peach street. – Święta prawda – przytaknąłem. Ryan nalał mi czystej whisky na dwa palce i przesunął ją po blacie. Dla siebie nalał kieliszek czerwonego wina. Potem obszedł bar i usiadł obok mnie na wysokim stołku. – To co cię gryzie? Jak tu zacząć? Ryan znał moją historię, podobnie jak mój starszy brat, Jonah. Nie mówiliśmy o tym zbyt wiele. Żaden z nich nie znał też krwawych szczegółów. Oszczędziłem im tego. Ryan był młodszy ode mnie o trzy lata. Tego strasznego dnia udało mu się uciec. Uciekł, bo powiedziałem mu, żeby to zrobił. Miał potem biedak z tego powodu wyrzuty sumienia. – Byłeś kiedyś zakochany, Ry? Ryan uniósł brwi i upił łyk wina. – Nie takiego pytania spodziewałem się od takiego milczka jak ty, Tal. Potarłem szczękę i łyknąłem burbona, pozwalając, żeby korzenne ciepło łagodnie spłynęło mi po gardle. – Ja też nie myślałem, że takie pytanie mógłbym zadać. Ryan upił kolejny łyk wina i postawił kieliszek na barze. – Chyba mogę ci odpowiedzieć szczerze. Nie, nie byłem. – Nawet w Annie? Ryan potrząsnął głową. – Było nam z Anną bardzo dobrze, nie wspominając o rewelacyjnym seksie, ale w końcu oboje się zgodziliśmy, że nie da się ulepić życia z tego, co jest między nami. – A Joe? Myślisz, że on kiedykolwiek był zakochany? Ryan uśmiechnął się. – Chyba jego powinieneś o to spytać. Obaj moi bracia byli żonaci ze swoimi pracami – Jonah z hodowlą bydła, a Ryan z winiarnią. – Jest wiele kobiet w mieście, które chętnie sprzątnęłyby z rynku matrymonialnego któregoś z braci Steelów. Mój brat zachichotał. – Skąd ten pośpiech? – Hm… Żaden z nas nie młodnieje. Ryan spojrzał na mnie znacząco. Jego ciemne oczy raptem spoważniały. – O co ci, kurwa, chodzi, Tal? A /K

Nigdy nie byłem specjalnie rozmowny, nawet z moimi braćmi. I obaj o tym wiedzieli. Co mi strzeliło do głowy? Czułem się niezręcznie – niczym grizzly w rajstopach. Opróżniłem resztę whisky jednym haustem i postawiłem szklankę na barze. – O nic. Przepraszam, że zawracam ci głowę. – Nie, nie zawracasz. – Ryan złapał mnie za ramię. – Nie może być tak, że przychodzisz tutaj i otwierasz tę puszkę Pandory bez słowa wyjaśnienia dlaczego. Westchnąłem i ponownie usiadłem. – Jade się wyprowadziła. – Co? Dlaczego? – Powiedziałem jej, żeby to zrobiła. – A co na to Jorie? – Nie jest z tego zadowolona. Prawdopodobnie teraz wydzwania do Jade, żeby się dowiedzieć, co się stało. – A co się stało, Tal? Podniosłem butelkę peach street, nalałem sobie drugi kieliszek whisky i napotkałem skupione spojrzenie Ryana. Czas wyłożyć karty na stół. – Zakochałem się w niej. A /K

Rozdział drugi Jade Chwyciłam dzwoniącą komórkę leżącą na nocnym stoliku. Jorie. Oczywiście. Trudno było uwierzyć, że czekała tak długo z telefonem, ale poprzedniego wieczoru i większość dzisiejszego dnia spędziła w Grand Junction na kursach gotowania. Wciągnęłam powietrze. Jak mam jej wyjaśnić, co się stało? Prędzej czy później musiało dość do tej rozmowy. Po prostu miałam nadzieję, że nie będzie na mnie zbytnio zła za to, że zataiłam przed nią relację z Talonem. – Cześć – rzuciłam do telefonu. – Nie cześciuj mi tutaj. Gdzie ty się, do cholery, podziewasz? – W hotelu w Grand Junction. Właśnie wróciłam z Carltona. Byliśmy na kolacji z matką i jej obecnym chłopakiem. – Brooke jest w mieście? Jak to, na Boga… O nie, nie uda ci się to. Nie odwrócisz mojej uwagi, wspominając o Brooke Bailey czy kimkolwiek innym. Co się dzieje, Jade? – Jak tam twoja pierwsza lekcja gotowania? Warto na nią poświęcać piątkowy wieczór i całą sobotę? No dobra, to było tanie zagranie, ale Jorie była trochę rozpieszczona i mogła złapać przynętę, żeby zacząć opowiadać o sobie. – Nieźle. – No tak, więc… – Nie miałam pojęcia, co jej powiedzieć. Była moją najlepszą przyjaciółką i nigdy nie miałyśmy przed sobą tajemnic. Aż do teraz. – Jade, to nie jest śmieszne. Dlaczego wyjechałaś? – A dlaczego nie zapytasz o to Talona? – Zapytałam Talona. Wszystko, co mi powiedział, to to, że musiałaś wyjechać. – Kazał mi wyjechać. – Co się, do cholery, dzieje? Dlaczego Talon kazał ci wyjechać? Nie rozumiem tego. Dlaczego miałoby go jakkolwiek obchodzić, czy jesteś na ranczu, czy nie? Westchnęłam ciężko. Nie chciałam o tym rozmawiać z Jorie przez telefon. Do takiej rozmowy powinno się serwować pizzę, butelkę czerwonego wytrawnego wina i kubeczek lodów. – Możesz przyjechać do miasta? – zapytałam. – Jade, ja właśnie wróciłam z miasta. A /K

– Nie chcę o tym rozmawiać przez telefon. – Szczerze mówiąc, ja też nie, ale nie mamy wyboru. Muszę wiedzieć, co się dzieje między tobą i moim bratem. Gdybym to wiedziała. To, czego nie wiedziałam o tym, co się dzieje między Talonem i mną, mogłoby zapełnić grubą książkę. Ciągnęło nas ku sobie. Nie, nie, to było zbyt grzeczne. Łączyła nas wściekła chemia seksualna. Nie, to też nie to. Kryło się w tym coś więcej, nawet Talon to czuł. Nie miałam co do tego wątpliwości. Łączyła nas niepohamowana namiętność i wzajemna potrzeba siebie. Wciąż nie to. Ha, czemu by nie rzucić bomby? – Zakochałam się w nim. Zapadła cisza. Jak wskazywał mój zegarek, upłynęła dokładnie minuta. – Jorie? – Tak, jestem. – Przykro mi, że ci tego nie powiedziałam. – Powinno być ci przykro. – Jej głos brzmiał szorstko, wyczuwało się w nim napięcie. – Myślałam, że nie mamy przed sobą tajemnic. Poczułam gulę w gardle. – Wiem. Tak cię przepraszam, Jorie. Po prostu nie wiedziałam, jak ci o tym powiedzieć. Sprawy się tak szybko potoczyły… – Jade, mieszkałaś na ranczu ponad miesiąc. Chyba nie sądzisz, że ci uwierzę, że przez cały ten czas nie znalazłaś chwili, by mi o tym powiedzieć. Przygryzłam wargę. Jorie miała wszelkie prawo być na mnie wściekła. Ja byłam wściekła na samą siebie. Zasługiwała na więcej niż tylko tajemnice. – Wiem. Przepraszam. Po prostu nie wiedziałam, co pomyślisz o twoim bracie i o mnie… – Nie dałaś mi szansy, żebym o czymkolwiek mogła pomyśleć. – Głos miała zduszony, jakby te słowa ją dławiły. Mnie samą dręczył niepokój. Poprzedniego wieczoru Talon wydawał się dziwniejszy niż zwykle. Wpadł w szał i krzyczał, żeby to przerwać. Co miałam przerwać? Wciąż nie wiedziałam. – Ja… myślę… że Talon potrzebuje pomocy, Jorie. Myślę, że powinien się spotkać z psychiatrą, terapeutą czy kimś takim. – Jade, musisz mi w tym pomóc. O czym my rozmawiamy? O zdrowiu psychicznym mojego brata, czy że ty i mój brat kochacie się od miesiąca, a ja nawet o tym nie wiedziałam? – Jej głos wibrował od gniewu. Ty i mój brat kochacie się, powiedziała. Prawda była taka, że nie miałam pojęcia, czy Talon mnie kocha. Na samym początku oznajmił mi, że nigdy mnie nie pokocha, ale pragnęłam go tak bardzo, że się tym nie przejęłam. Powiedziałam Jorie, że ja kocham Talona. Nie powiedziałam, że on mnie kocha. A /K

– Posłuchaj, nie mam samochodu. Przyjechałam tu taksówką. Naprawdę nie mogę o tym rozmawiać przez telefon. – Oczy zaszły mi łzami. – Jutro?... Proszę! Ledwo żyłam po kolacji spędzonej z matką i jej chłopakiem, Nikiem Kostasem. Jorie zasługiwała na coś lepszego niż rozmowa ze mną w takim stanie. Miałam, cholera, w ogóle szczęście, że rozmawia ze mną po tym, jak wszystko przed nią zataiłam. – Nic z tego. Będziemy o tym rozmawiać teraz. Przytaknęłam, wiedząc doskonale, że Jorie nie może się ze mną spotkać. – W porządku. Od czego mam zacząć? – Zacznij od tego, dlaczego mój brat kazał ci opuścić mój dom, do cholery! – Odpowiedzią jest wielkie NIE WIEM. – Nie kupuję tego, Jade. Mówisz, że jesteś w nim zakochana. – Tak. – Przełknęłam ślinę. – To dlaczego, na Boga, kazał ci wyjechać? Czy on nie odwzajemnia twoich uczuć? – Nie mam pojęcia. Nigdy mu nie mówiłam o moich uczuciach. Nic nie odpowiedziała, ale po chwili spytała: – A czy on jest w tobie zakochany? Poczułam, jakby w serce wbijał mi się scyzoryk. – Nie. Nie jest. – Nic z tego nie rozumiem. – Ja też nic z tego nie rozumiem. Przez następną godzinę zdawałam relację z tego, co się działo między mną a Talonem. Pominęłam szczegóły naszego nieprawdopodobnego seksu, ale nie oszczędziłam jej żadnych innych szczegółów. Opowiedziałam, jak spotkaliśmy się w nocy w kuchni, jak rozmawialiśmy, jak on mnie całował, jak powiedział mi, że nigdy mnie nie pokocha, ale że mnie potrzebuje, pożąda… Aż do ostatniej nocy, kiedy zaprosił mnie na elegancki obiad w swoim pokoju. – Nie mogę uwierzyć, że to wszystko działo się pod moim własnym dachem, a ja nie o tym nie miałam pojęcia – powiedziała Jorie. – No tak, większość z tego działa się w nocy, a ty, jak sama wiesz, śpisz jak kamień. – Ale Jade, dlaczego to przede mną zataiłaś? Mówimy sobie przecież wszystko. Pociągnęłam nosem. – Wiem. To jest po prostu… On jest twoim bratem, Jorie. Jest w nim coś takiego… Jakoś wydawało mi się, że nie mam prawa nic powiedzieć. Wiesz, jaki on jest zamknięty. – Talon nie jest aż tak zamknięty, jak myślałam. Szczerze mówiąc, jestem A /K

zachwycona, że się z tobą związał. Nie jestem pewna, czy związał się z kimkolwiek do tej pory. – I właśnie w tym tkwi problem. Nie mam pewności, czy my rzeczywiście kiedykolwiek byliśmy związani. Chodzi mi o to, że on odcinał się ode mnie na każdym kroku. Nawet po tym, jak… Jak spędziliśmy ze sobą intymne chwile. – Masz na myśli, jak się pieprzyliście? Możesz powiedzieć to słowo, Jade. Pieprzyłaś się z moim bratem. Wytrzymam to. Ja po prostu nie mogę pojąć, czemu mi się nie zwierzyłaś. Nie wiedziałam, jak inaczej mam jej to wyjaśnić. Chciałam się jej zwierzyć, ale Talon bywał czasami taki zagadkowy. Obwarowany grubymi murami. Nie zamierzałam opowiadać komukolwiek, co się między nami działo, nawet mojej najlepszej przyjaciółce. Jak jej to wytłumaczyć? – Proszę, nie bądź na mnie zła, Jorie. Nie zniosłabym straty jeszcze ciebie. – O matko! Nie straciłaś mnie. I prawdopodobnie nie straciłaś Talona. Powiedz mi tylko, dlaczego kazał ci wyjechać. – Już ci mówiłam. Robiłam mu masaż i nagle on… doznał jakiegoś załamania. Zaczął wrzeszczeć. Nie sposób było z niego wyciągnąć nic poza słowem „przestań”. Szczerze mówiąc, trochę się wystraszyłam. Kiedy w końcu udało mi się go uspokoić, w ogóle ze mną nie rozmawiał. Po prostu powiedział, że muszę się wyprowadzić. Oświadczyłam, że nie mogę zrobić tego teraz, w nocy, na co on odrzekł, że mam wyjechać rano. I tego samego ranka, kiedy wyszłam spod prysznica, znalazłam czerwoną różę na łóżku. – Czerwoną różę? – Tak. Bez żadnego liściku ani niczego takiego. Myślę, że od niego, bo ciebie nie było w domu. – Nawet jakbym była, nie zostawiałabym ci czerwonej róży. Wiesz, co to oznacza? Nie wiedziałam, co to mogło oznaczać dla Talona, zwłaszcza że wcale nie był typem faceta obdarowującego kwiatami. – Nie. A ty wiesz? – Jade, czerwona róża – pojedyncza czerwona róża – oznacza miłość. Talon cię kocha. Telefon wyślizgnął mi się z ręki i stuknął o podłogę, serce mi waliło. – … skąd wziął tę różę? – mówiła Jorie, gdy przyłożyłam telefon z powrotem do ucha. – Przepraszam, co mówisz? – Ręka mi dygotała. – Zastanawiam się, skąd wziął tę różę. Nie hodujemy róż na ranczu. Uczepiłam się kurczowo tego „Talon cię kocha”. Pot oblepiał mi dłonie. Milczałam. A /K

– Chcę, żebyś wróciła – powiedziała wreszcie Jorie. – Wróć jutro, dobrze? – Nie mogę – odparłam, wciąż cała się trzęsąc. – Dlaczego nie, do cholery? To jest też mój dom. Jeszcze nie wymówiłam pracy w biurze prokuratora miejskiego w Snow Creek. Planowałam zadzwonić do mojego szefa, Larry’ego Wade’a, w poniedziałek. Jutro jest niedziela. Powrót do Snow Creek sprawi, że nie będę musiała szukać nowej pracy w mieście. Dodatkowo będę mogła użyć dostępnych mi, jako prokuratorowi miejskiemu, narzędzi śledczych do przeprowadzenia własnego dochodzenia. Nie mogłam jednak wrócić i zamieszkać w domu Jorie. Nie z Talonem po drugiej stronie holu. Cokolwiek ta róża oznaczała, nie znaczyła, że mnie kocha. Nie chciał, żebym tam była, a ja nie chciałam dłużej cierpieć. Ciągłe patrzenie na niego, ciągłe jego pragnienie – byłoby mi łatwiej wyrwać sobie serce z piersi. – Wiesz, gdzie mogłabym wynająć mieszkanie tu, w mieście? – Nie wynajmiesz żadnego mieszkania. Mieszkasz ze mną. – Nie mogę, Jorie. Byłoby zbyt trudne widywać Talona codziennie, a on nie chce, żebym u was mieszkała. Jorie zacisnęła zęby. Fakt, nie widziałam jej, ale wiedziałam, że to robi. – W porządku. Załatwimy ci jutro miejsce w hotelu. Możesz tam mieszkać przez kilka nocy, póki nie znajdziemy ci mieszkania. – Ja… – O Boże, czemu to było takie skomplikowane? – Nie mogę wrócić jutro. Całą gotówkę, jaką miałam, wydałam na taksówkę, żeby tu przyjechać. – Gotówkę? Naprawdę martwisz się o kasę? Zapłacę za twój kurs, na litość boską. – Zrobiłaś już dla mnie wystarczająco dużo. – Nie, nie zrobiłam wystarczająco dużo. Moja najlepsza przyjaciółka zataiła przede mną poważną tajemnicę. W oczywisty sposób nie okazałam się dobrą przyjaciółką. – Jorie, jesteś najlepszą przyjaciółką. Wiesz o tym. Usłyszałam, jak pociąga nosem. – O Boże, nie płacz, proszę. – Nic mi nie jest. Tylko proszę, pozwól mi zapłacić za twoją taksówkę. Pomogę ci z hotelem, póki nie znajdziemy ci ładnego mieszkania, na które będzie cię stać. Dobrze? – Nie. Nie pomyślałam o jednym. W mieście mogę zapłacić za taksówkę kartą kredytową. Wzięłam głęboki wdech. Wracałam do Snow Creek. A /K

Rozdział trzeci Talon Nalewając sobie kolejny kieliszek wina, Ryan ułożył usta w okrągłe „o”. Przerwał w ostatniej chwili, zanim zaczęło się przelewać. – Co? – spytał Ryan. – Słyszałeś, braciszku. – Zakochałeś się w Jade. – Tak. – To znaczy, miałem pewność, że się zakochałem, ale chyba nie zdawałem sobie z tego sprawy aż do tej chwili. – To świetnie. Ona jest wspaniała. I naprawdę inteligentna. W winiarni od razu załapała, co ma robić. Tak, cholera, jest wspaniała i naprawdę inteligentna. Troskliwa i opiekuńcza. Do tego niewiarygodnie seksowna. Właściwie doskonała. – Świetnie? Nie mówisz tego poważnie. – Oczywiście, że tak. Ale pozwól, że cię o coś spytam. Jeśli ją kochasz, to dlaczego, do diaska, kazałeś jej się wynosić? – Dlatego, Ryan, że – jak obaj dobrze wiemy – nie zależy mi na tym, by kogokolwiek kochać. Dlaczego miałaby wziąć na swoje barki cały ten chłam, jakim jest moje życie? – Twoje życie nie musi być chłamem, Tal. Możesz dostać pomoc. – Ostatnim razem, jak próbowałem dostać pomoc, skończyłem na pogotowiu. – I co z tego? Nikt nie mówił, że będzie łatwo. – Łatwo? A czy nie zasługuję na to, żeby było mi trochę łatwiej? Wszystko o moim życiu można powiedzieć, ale nie to, że było łatwe. Mój brat położył mi dłoń na przedramieniu. Rzadko się dotykaliśmy i chociaż wiedziałem, że robi to po to, aby mi ulżyć, poczułem się jeszcze niezręczniej. – Wiem, że ci nie było łatwo. – Wiesz. Ale tak naprawdę to nie wiesz. – Upiłem kolejny łyk whisky. Była świetna. – Nie, nie wiem – powiedział mój brat poważnie. – Ani Joe, ani ja nigdy nie mówiliśmy, że wiemy, przez co przeszedłeś. A ty też nigdy nie byłeś w tej sprawie otwarty. – A ty byłbyś otwarty, gdyby to się zdarzyło tobie? A /K

Ryan potrząsnął głową. – Tal, zapewniam cię, że nie wiem. Ale wydaje mi się, że poszukałbym jakiejś pomocy. Walnąłem pięścią w blat, aż szklanki zadrżały. – Nie masz pojęcia, co byś zrobił. – Wybacz, nie chciałem cię urazić. Nie, moi bracia nigdy nie chcieli mnie urazić. Jednak czasami to robili. To nie ich wina. – Ja… przepraszam – powiedziałem. Nienawidziłem tego słowa i zazwyczaj wychodziło z moich ust, kopiąc i wrzeszcząc. Tym razem poszło mi łatwiej. W rzeczywistości wychodziło mi to łatwiej, odkąd spotkałem Jade. – Nie ma sprawy, braciszku. Nie przejmuj się. Dopiłem drugą whisky. – Muszę się zbierać. – Nie, nie musisz. Wiesz, Joe wspominał, że Jade zalazła ci pod skórę. Widzę, że sprawy zaszły o wiele dalej, niż sobie wyobrażałem. Odchrząknąłem. Nawet dalej, niż ja sobie wyobrażałem. – Zadzwonię po Joego. Chciałbym, żeby tu przyszedł. Powinniśmy pogadać we trójkę. Pokręciłem głową. – Nie sądzę, bym mógł to zrobić. – Słuchaj, to ty tutaj przyszedłeś. Na palcach jednej ręki da się policzyć, ile razy zadałeś sobie trud złożenia mi wizyty. Wydaje mi się, że to coś poważnego. Chciałbym cię o coś spytać. Czy jesteś gotów na ponowne spotkanie z lekarzem? Byłem u psychologa, doktor Melanie Carmichael, jeden jedyny raz. Upłynęło dwadzieścia pięć lat, zanim wyszedłem z tą inicjatywą. Dwadzieścia pięć lat… Dlaczego to zrobiłem? Dla Jade, oczywiście. – To już nie ma znaczenia – powiedziałem. – Jade się wyprowadziła. – Możesz poprosić ją, żeby wróciła. Zacisnąłem szczęki. – Nie mogę. – Nie rozumiem. Czy ona ciebie nie chce, czy o co chodzi? – Nie. – Więc nie wie, że ją kochasz? – Nie – powtórzyłem. – Nie myślisz, że powinieneś jej to powiedzieć? – Nie – powtórzyłem trzeci raz. A /K

Ryan potarł policzek. – Czy jest jakaś szansa, że Jade odwzajemnia twoje uczucia? Jakżeż o tym marzyłem! Jakaś część mnie szaleńczo tęskniła za domem otoczonym białym drewnianym płotkiem i za Jade, w której pęczniejącym brzuchu rosłoby moje dziecko. Niestety, jakakolwiek możliwość normalnego życia została zniweczona dwadzieścia pięć lat temu. Czy odwzajemniała moje uczucia? A jak by mogła? Byłem pieprzonym popaprańcem. – Wątpię. – Dlaczego tak mówisz? – Wiesz, po pierwsze, wykopałem ją z domu. Ryan skinął głową. – Tak, to fakt. – I znasz mnie, Ry… Jestem popaprańcem. Ona zasługuje… na coś lepszego. Kurwa, ona zasługuje na coś najlepszego! – Tal, ty jesteś najlepszy. – Nawet nie próbuj tak mówić. – Nie mogłem powstrzymać się od głośnego, pełnego drwiny śmiechu. – Jestem najlepszy spośród zer. – Nie zgadzam się. Jesteś najlepszym bratem, jakiego mógłbym mieć. Przewróciłem oczami. – Mówię serio. Uratowałeś mnie tamtego dnia. Jak wielu ludzi to by zrobiło? Z łatwością mogłeś uciec. Byłeś większy i silniejszy. Ale ty zostałeś, kopiąc i wrzeszcząc, odciągając ich ode mnie, żebym mógł uciec. – Ryan potrząsnął głową. – Chciałbym ci za to jakoś podziękować. I powiedzieć, jak bardzo jestem wdzięczny, że jesteś moim bratem. Skuliłem się na krześle jak mały dzieciak, mimo moich trzydziestu pięciu lat. Nie pierwszy raz Ryan był wobec mnie tak sentymentalny. Prawdę powiedziawszy, odnosiło to taki skutek, że wolałbym słuchać drapania paznokci po tablicy. – Zrobiłbyś dla mnie to samo. – Ale nie zrobiłem. Uciekłem. Mogłem zostać i pomóc ci z nimi walczyć. – Na miłość boską, Ryan, miałeś siedem lat. A to była trójka dorosłych mężczyzn. Mieliśmy szczęście, że choć jeden z nas uciekł. Z łatwością dogoniliby nas obu. – Chodzi mi o to, że nie musiałeś wtedy myśleć o mnie. Obaj byliśmy dzieciakami. Większość dzieci myślałaby tylko o tym, jak się ratować, ale nie ty. Ty pomyślałeś wpierw o mnie. Ryan lubił robić ze mnie bohatera, niestety, daleki byłem od ideału. Pierwszego dnia, gdy spotkałem Jade, nazwała mnie bohaterem, bo służyłem w wojsku. Powiedziałem jej to samo, co teraz Ryanowi: A /K

– Nie jestem bohaterem. – Dla mnie jesteś, braciszku. Znów się skuliłem. Czy mogło być coś bardziej krępującego niż to, co mówił? Na szczęście moje myśli przerwało stukanie do drzwi. Ryan wstał. – Któż to może być, do diabła, w sobotni wieczór? Usłyszałem szczęk otwieranych drzwi. I głos mojej siostry. Kurwa! Kilka sekund później Jorie wpadła do salonu jak burza. – A, tutaj jesteś! Może zainteresuje cię fakt, że właśnie skończyłam godzinną rozmowę z Jade. Jak mogłeś być tak okrutny? Moja siostra, dziesięć lat ode mnie młodsza, nie wiedziała nic o tych koszmarnych zdarzeniach sprzed dwudziestu pięciu lat. W tym czasie moja matka byłą z nią w ciąży. – Co ona ci powiedziała? – Nic, co bym chciała powtarzać. Ale wraca jutro. Otworzyłem już usta, żeby coś powiedzieć, gdy Jorie podniosła rękę. – Nie przejmuj się. Nie wraca do nas do domu. Och, chciałam tego, ale odmówiła. Najwyraźniej przez ciebie. Zamieszka w hotelu, póki nie znajdzie jakiegoś ładnego mieszkania. Emocje przelewały się we mnie jak gęsty syrop. Targały mną sprzeczne uczucia. Radość, że Jade wraca, mieszała się z horrorem sprzed lat, który w końcu nas rozdzielił. Ulga, że nie będzie mieszkać w domu, co byłoby dla mnie nieustanną pokusą, walczyła z szarpiącym serce bólem, że nie będę jej codziennie widywać. Jorie nie zamykały się usta. – Jeśli jeszcze raz wejdziesz między mnie a moją najlepszą przyjaciółkę, to przysięgam, Tal, że nigdy więcej się do ciebie nie odezwę. Odwróciła się do Ryana. – I do ciebie też nie – dodała w jego stronę. – Ej, a co ja zrobiłem? – zdziwił się. – Wszyscy coś przede mną ukrywacie, i wy dwaj, i Joe. Mam wrażenie, że albo Jade przypadkiem na to trafiła, albo obie to odkryłyśmy, gdy znalazłyśmy te dokumenty tamtego wieczoru. Bez względu na to, co ukrywacie, ja to znajdę. Nie doceniacie mnie. Ryan zacisnął usta. – Naprawdę nie podoba mi się, w jakim kierunku to zmierza, braciszku. Przeciągnąłem palcami po włosach. Też mi się to nie podobało. A /K

Rozdział czwarty Jade – Może to nie jest Ritz, ale i tak lepszy niż ten, w którym wczoraj nocowałam. Jorie zrobiła wielkie oczy. – A gdzie nocowałaś? Może ja nie chcę tego wiedzieć? – Jakaś mała obskurna nora o nazwie Crazy Hearts Motel. Jorie potrząsnęła głową. – Och, Jade, to jest najgorszy motel. Wynajmują tam pokoje na godziny i słyszałam, że mają pluskwy. Kurwa. Poczułam, że wszystko zaczyna mnie swędzieć. Psychosomatyczna reakcja. Z pewnością. – Staram się zaoszczędzić na zaliczkę na samochód, Jorie. Objęła mnie ramionami. – Póki żyję na tej ziemi, nie będziesz musiała mieszkać w takich miejscach. Słyszysz? – Wiesz, że nienawidzę żerować na innych. – Jesteś moją najlepszą przyjaciółką. Chcę, żebyś na mnie żerowała. Wszystko, co mam, jest twoje. Uśmiechnęłam się, a oczy mi zwilgotniały. Jorie naprawdę była najlepszą przyjaciółką na świecie. Nawet jeśli pod pewnymi względami była zepsutą primadonną, należała do najbardziej szczodrych osób, jakie znałam. Nie miałam wątpliwości, że oddałaby mi ostatnią koszulę, gdybym tego potrzebowała. Usiadłam na podwójnym łóżku w skromnym pokoju w Snow Creek Inn. Mogę tu mieszkać przez kilka dni, zanim coś znajdę dla siebie. Jorie siadła obok mnie. – Słuchaj, dziś niedziela i jak wiesz, w takim małym mieście wszystko jest pozamykane. Pierwszą rzeczą, jaką zrobimy jutro rano, to ruszymy zapolować na jakieś mieszkanie. Zaśmiałam się. – Pierwszą rzeczą, jaką muszę zrobić jutro rano, to pójść do pracy. Nie miałam dotąd okazji, by złożyć wymówienie. I cieszę się, że tego nie zrobiłam. Jorie uszczypnęła mnie przyjacielsko w ramię. – Trafiony, zatopiony. Więc jutro rano sama wybiorę się na łowy. Tak, Jorie należała do szczodrych ludzi. Nie byłam tylko pewna, czy jej wyobrażenie odpowiedniego mieszkania pokrywa się z moim. Z pewnością A /K

znajdzie jakieś luksusowe miejsce, na które nie będzie mnie stać. – Byłoby naprawdę cudownie, gdybyś to zrobiła. Oszczędziłoby mi to mnóstwo czasu. Ale wiesz, mogę sobie pozwolić tylko na absolutne minimum. Muszę oszczędzać na samochód, spłata rat za studia zaczyna się od przyszłego miesiąca. – Drżałam na samą myśl o tej ogromnej kwocie, która od teraz będzie wyciągana z mojego konta. – Tego wszystkiego by nie było, gdybyś wróciła do domu. Gwałtownie potrząsnęłam głową. – Nie mogę. – Ależ możesz, Jade. Jeżeli naprawdę kochasz mojego brata, musisz z nim porozmawiać i jakoś to ułożyć. – Tego się nie da ułożyć. On był ze mną zupełnie szczery. Powiedział mi, że nigdy mnie nie pokocha, i ja mu wierzę. Nie widzę powodu, by zakładać, że coś się zmieniło. – W życiu nie słyszałam większej bzdury. Może Talon jest skryty, może toczy w życiu jakieś boje, ale jest zdolny do miłości, jak każdy inny. Jest cudownym bratem i zrobiłby dla mnie, Ryana czy Joego wszystko. Wiem to. Ma w sobie wiele miłości do zaofiarowania, Jade. Nie rezygnuj z niego. – Ścisnęła moją rękę. – A w dodatku, byłybyśmy szwagierkami. Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. – To się nigdy nie stanie. – Nigdy nie mów nigdy. No dobrze, ale ja naprawdę miałam na myśli nigdy. – Jorie, coś Tala gryzie. Mówię serio. Coś go zżera, coś truje. Nie wiem, co to jest, a nawet jakbym go spytała, zamknąłby się w sobie, jak zwykle. Dopóki nie stawi otwarcie czoła temu, co go dręczy, nie zdoła mnie pokochać. Jest do tego niezdolny. Wtedy gdy powiedział, że mnie nie pokocha, mówił prawdę. Weszłam w to wszystko, będąc tego świadoma. Po prostu nie spodziewałam się, że się w nim zakocham. – Nie wydaje mi się, by Talon kiedykolwiek miał jakąś dziewczynę – oznajmiła Jorie. – Nawet w szkole. Pamiętam, jak Joe i Ryan chodzili na randki, ale nie pamiętam, żeby Talon choć raz przyprowadził do domu kogokolwiek. Byłam tylko dzieckiem, miałam z pięć lat, więc mogłam czegoś nie zauważyć. – Odchrząknęła. – I wiem, że miewał kobiety na mieście. Jej słowa przeszyły mnie niczym sztylet. Wiedziałam o dziwkach Talona. Dał temu jasno wyraz, gdy wspominał, że robi sobie co sześć miesięcy badania na choroby weneryczne i zawsze używa prezerwatywy. On był był seksualnie aktywny. W przeciwnym wypadku, czy byłby aż tak obsesyjno-kompulsywny, żeby co chwila robić sobie badania krwi? A /K

Przygryzłam wargę. – Przepraszam – powiedziała Jorie. – Nie pomyślałam, jak musi być ci ciężko tego słuchać. Pokręciłam głową. – To dla mnie nie nowina, wierz mi. Szczerze mi wyznał, jak traktuje kobiety: bierze, co mu dają, po czym odchodzi. Mówiłam ci już, wiedziałam o tym, kiedy w to wchodziłam. Nie powinno mnie to w ogóle dziwić. Po prostu miałam nadzieję… – Na co? Że możesz go ocalić? Łza spłynęła mi policzku, kiedy kiwnęłam głową. – Och, Jade. Tak mi przykro. Ale przecież wiesz równie dobrze jak ja, że nikt nie ocali Talona poza nim samym. Czy tego właśnie chciałam? Być ocaleniem dla Talona Steela? Po raz pierwszy sama przed sobą do tego się przyznałam. Tak. Chciałam go ocalić. Cokolwiek zjadało go od środka, chciałam być tą, która go od tego uwolni. I poniosłam klęskę. Położyłam głowę na ramieniu Jorie i rozpłakałam się. *** Larry wezwał mnie do swojego gabinetu, jak tylko weszłam do biura następnego dnia. Siedział przy biurku, jasnowłosy i łysawy jak zawsze, miał na sobie granatową marynarkę, która wyglądała, jakby cisnęła go w ramionach. Usiadłam naprzeciw niego. – Wszystko u ciebie w porządku, Jade? – zapytał. – Masz trochę zaczerwienione oczy. Odchrząknęłam. Przepłakałam połowę nocy, moje oczy musiały wyglądać beznadziejnie. – Nic mi nie jest. Miałam atak alergii dziś rano, ale wzięłam leki antyhistaminowe, zaraz będzie lepiej. – Antyhistaminowe? – Bez obaw, nie działają nasennie. – To dobrze, to dobrze. Mam dla ciebie nowe zadanie i chciałbym, żebyś nad nim popracowała. Musimy przeprowadzić poważne śledztwo. Nowe zadanie? Brzmiało świetnie. Wezmę wszystko, co oderwie moje myśli od kłopotów. – Z chęcią pomogę. Co trzeba zrobić? – Chciałbym, żebyś wygrzebała dla mnie każdą informację, jaką znajdziesz A /K

na temat Steelów. Drgnęłam na krześle, ale szybko wzięłam się w garść. No i to by było tyle, jeśli chodzi o odrywanie się od kłopotów. –Steelów? Masz na myśli Jorie i jej braci? Larry kiwnął głową i upił łyk kawy. – Tak. – Mogę zapytać, w jakiej sprawie to dochodzenie? – Możesz zapytać, ale ja nie mogę ci odpowiedzieć. To poufne. Jasne, poufne. Wiedziałam już wystarczająco dobrze, że zasady Larry’ego dawały się naginać. Z jakichś powodów chciał informacji o Steelach, a ja mogłabym się założyć, że nie miało to nic wspólnego z obecną sprawą. Kiedy zaczynałam pracę, wspomniał, że zna się ze Steelami od dziecka. Poczułam mrowienie w tyle szyi. Larry coś kombinował. Po tym, jak nalegał, żebym – mimo konfliktu interesów – pracowała nad sprawą przeciw Talonowi, w której mój były narzeczony Colin doprowadził do tego, że Tal został aresztowany za napad i pobicie, wiedziałam, że zasady Larry’ego praktycznie nie istnieją. Nie podnosiłam przesadnego larum z tego powodu, bo chciałam mieć pewność, że potraktują Talona przyzwoicie i nie skażą na więzienie. Wypracowałam dla niego całkiem niezłą ugodę, ale też przysięgłam sobie, że już nigdy nie pójdę na kompromis – ani w tej pracy, ani w żadnej innej. I oto wracałam do tej przysięgi. Nawet przez milisekundę nie miałam złudzeń, że powód, dla którego Larry chciał, bym wyszukała informacje na temat Steelów, miał jakąkolwiek wartość. Jednak ja również miałam powody, by o nich więcej wiedzieć, a mając do dyspozycji archiwa miasta, zdołam znaleźć dokładnie to, czego chciałam. Uśmiechnęłam się zatem i skinęłam głową. – Oczywiście. Chętnie to zrobię. Czy jest jakiś rodzaj informacji, której szczególnie poszukujesz? Larry wręczył mi stos teczek. – Chodzą słuchy, że Bradford Steel brał udział w zorganizowanej przestępczości i praniu brudnych pieniędzy. Ojciec Talona? – Nie rozumiem, dlaczego miałoby to mieć jakiekolwiek znaczenie. Bradford Steel nie żyje. Masz jakiś powód, by sądzić, że Steelowie są wciąż w to zamieszani? – Właśnie chciałbym, żebyś to sprawdziła, Jade. Nawet jeśli nie są, spora część ich majątku może pochodzić z brudnych pieniędzy. Istnieją przesłanki świadczące o tym, że sprawa sięga jeszcze głębiej i nie dotyczy samego A /K

Bradforda. Jego ojciec, George Steel, również przypuszczalnie brał w tym udział. – A jakie to mogą być przesłanki? Poufne. Usłyszałam to słowo, zanim je wypowiedział. – Obawiam się, że to poufne. – Czy to aby nie wykracza poza nasze kompetencje? Nie powinno tego przejąć FBI? Albo przynajmniej Biuro Śledcze Kolorado? – Kwestionujesz moje słowa? – Po prostu staram się zrozumieć dokładnie, czego szukasz. – Rzuć okiem na te dokumenty, które ci dałem. To będzie dobry punkt wyjścia. Nie chcę angażować Biura, póki nie znajdziemy jakichś mocniejszych dowodów. Na razie więc utrzymujemy to na poziomie lokalnym i w tajemnicy. Nie ma powodu rujnować życia takich miłych ludzi, jak Steelowie, bez absolutnej konieczności, prawda? Skinęłam głową. – Prawda. Rozumiem. Rozumiałam aż za dobrze. Larry chciał zrujnować Steelów i wątpiłam, żeby miało to cokolwiek wspólnego ze zorganizowaną przestępczością albo brudnymi pieniędzmi. Będę więc prowadzić trzy dochodzenia. Dla Larry’ego, dla samej siebie i wreszcie dla Jorie. W zeszłym tygodniu przeprowadziłyśmy własne małe śledztwo w piwnicy domu na ranczu. Znalazłyśmy jej akt urodzenia, z którego wynikało, że jej pierwsze imię to Angela, o czym nie wiedziała. Jej ojciec zawsze jej mówił, że na pierwsze ma Marjorie, a drugiego nie ma. Znalazłyśmy też akt ślubu Bradforda i Daphne Steelów, rodziców Jorie. Z aktu ślubu wynikało, że panieńskie nazwisko Daphne było Wade, a nie Warren, tak jak Marjorie zawsze myślała. Wzięłam teczki z dokumentami. – Zabieram się do tego od razu. Na kiedy potrzebujesz tej informacji? – Na już. Tak szybko, jak to możliwe, choć nie mamy żadnego ostatecznego terminu. Bardziej interesuje mnie rzetelna informacja, myślę też, że będziesz musiała trochę pokopać, żeby znaleźć to, czego potrzebuję. Więc nie musisz się spieszyć. Po prostu rób, co możesz, i informuj mnie o wynikach co kilka dni. Skinęłam głową. – Rozumiem. – A jeśli miałaś w planie pracować nad czymś innym ważniejszym, to zwalniam cię z tego tymczasem. Skinęłam głową ponownie i wyszłam. Weszłam do mojego gabinetu i usiadłam przy biurku. Zanim zajrzałam do teczek, postanowiłam A /K

przeprowadzić własne małe śledztwo. Wpisałam odpowiednie hasła, by uzyskać dostęp do archiwów Kolorado. Po pierwsze akt ślubu. Wpisałam „Bradford Steel” i „Daphne Wade”. Nic. Poczułam ciarki na skórze. Przecież widziałam na własne oczy oryginalny akt ślubu Bradforda Raymonda Steela i Daphne Kay Wade. Wzięłam się w garść i wpisałam „Bradford Steel” i „Daphne Warren”. Bingo. Cała reszta aktu ślubu była taka sama – ich daty urodzin, data ślubu, podpisy… Serce mi podskoczyło. Czy akt ślubu, który znalazłyśmy z Jorie, był sfałszowany? Czy ktoś dostał się do bazy danych Kolorado i zmienił nazwisko Daphne? Następnie weszłam do bazy urodzin. Wyciągnęłam akty urodzenia Jonaha, Ryana i Talona. Wszystkie były takie same, jak te znalezione w piwnicy Steelów. Wzięłam oddech i wpisałam „Angela Marjorie Steel”. Żadnych danych. Wpisałam „Marjorie Steel”. I znowu trafiłam. Wyskoczył akt narodzin Jorie, bez jej pierwszego nieznanego imienia. Dlaczego ktoś chciał je pozamieniać? Zaczęłam się znów zastanawiać, czy dokumenty, które znalazłyśmy, były sfałszowane, czy ktoś miał dostęp do archiwów Kolorado. To nie byłoby takie proste. A jeśli tym kimś był prokurator miejski? Potrząsnęłam głową, odganiając tę myśl. Larry miał taki sam dostęp do akt jak ja. Nie miał prawa ich zmieniać. Gdyby je miał, z pewnością nie potrzebowałby mnie, żebym prowadziła dla niego dochodzenie. Nie przychodził mi do głowy nikt, kto miałby takie prawo i kogo Steelowie – albo ktoś inny – mogliby namówić, żeby wprowadzić te zmiany. I dlaczego w ogóle chcieliby je wprowadzać. Zrobiłam szybko kopie obu dokumentów, żeby je później pokazać Jorie. Potem otworzyłam pierwszą teczkę ze stosu od Larry’ego. Była pełna wyciągów z konta bankowego na Kajmanach. Przestępcy często trzymali pieniądze w tamtejszych bankach ze względu na prawa gwarantujące tajemnicę bankową i niewielkie podatki. Każdy, kto miał duże pieniądze, chciał je tam przechowywać… A Steelowie mieli duże pieniądze. Więcej niż mogłabym sobie kiedykolwiek wyobrazić, co uświadomiłam sobie, kiedy przeglądałam te wyciągi. Wystawiono je na nazwiska wszystkich Steelów. Na wielu z nich figurowały też nazwy fikcyjnych spółek, założonych – jak przypuszczałam – po to, by móc przesuwać środki finansowe z jednej do drugiej. A /K

Mimo to nie dostrzegłam niczego, co by wychodziło poza zwykłe praktyki. Steelowie mieli pieniądze. To z pewnością nie było przestępstwem. A to, że trzymali je na Kajmanach, nie oznaczało automatycznie, że pochodzą one z brudnych źródeł. Dwie następne teczki zawierały kolejne wyciągi, niektóre z nich beznadziejnie stare. Oczy mnie bolały od wpatrywania się w te wszystkie liczby. Byłam w rozterce – równocześnie chciałam coś znaleźć i nie chciałam. Z pewnością nie chciałam odkryć, że Steelowie byli zamieszani w coś nielegalnego, ale potrzebowałam czegoś, co pomogłoby mi w odkryciu tego, co Talon trzymał w tajemnicy, a w czym pomagali mu Jonah i Ryan. Te wyciągi z kont w żaden sposób nie ułatwiały zrozumienia, dlaczego akt ślubu i świadectwo urodzenia zostały zamienione. Wątpiłam, czy ich pieniądze były brudne, przynajmniej jeśli chodzi o obecne pieniądze Steelów. Sama byłam świadkiem tego, jak Jonah i Ryan ciężko pracują na ranczu. I Talon też. Znał się na swojej robocie, a ja nie mogłam się doczekać, aż jabłka odmiany fuji dojrzeją. I brzoskwinie… Brzoskwinie z zachodnich stoków Gór Skalistych… Nie ma nic lepszego. W następnej teczce – kolejne wyciągi z kont. Czy Larry dał mi tylko wyciągi? O pierwszej po południu zrobiłam sobie krótką przerwę, żeby pójść do Rita’s Café na quiche szpinakowy. Po powrocie zasiadłam od razu do pracy. Około wpół do trzeciej do mojego gabinetu wszedł Larry. – Jak ci idzie? Spojrzałam na niego znad milionowego wyciągu z konta, które właśnie przeglądałam. Szyję miałam sztywną i obolałą. – Wciąż przeglądam dokumenty. Zachichotał. – Tak, trochę ich tu jest. Jeśli Steelowie cokolwiek mają, to pieniądze. Uśmiechnęłam się. – Chcesz, żebym poszukała czegoś konkretnego? – Wszystkiego, co nie wygląda w porządku. W moim przekonaniu fakt, że trzymają pieniądze na Kajmanach i w Szwajcarii, jest oczywistym przekrętem. Przytaknęłam. – To możliwe. Chociaż mogą je tam trzymać z powodu tamtejszych praw. – Myślałem o tym, ale lepiej dmuchać na zimne. Zobaczymy, co da się znaleźć. – To powiedziawszy, wyszedł z gabinetu. Dlaczego prześladowało mnie oczywiste poczucie, że miasto Snow Creek płaci mi za to, żebym odwalała za kogoś brudną robotę? A /K

*** Kiedy opuściłam biuro o piątej, kręciło mi się w głowie od liczb. Została mi jeszcze jedna teczka do przejrzenia, ale ona mogła poczekać do jutra. Przez cały dzień pracy dowiedziałam się tyle, że Steelowie byli nadziani. I że zawsze byli nadziani. Wstąpiłam znowu do baru Rity, wzięłam kanapkę na wynos i skierowałam się w stronę mojego hotelu. Mieszkanie w małym mieście było cudowne. Wszędzie dało się dojść pieszo. Może przestanie mi się podobać, gdy nadejdzie zima, ale tymczasem – rewelacja! A nim przyjdzie zima, może uda mi się zaoszczędzić na samochód. Gdy dotarłam do pokoju, zdjęłam ubranie, które miałam w pracy, zmyłam makijaż z twarzy i włożyłam szorty oraz koszulkę z Davidem Bowie. Nie przyniosłam żadnych dodatkowych teczek, jakbym normalnie zrobiła. Naprawdę musiałam odpocząć od tych liczb. Wyjęłam butelkę wody z minilodówki i usiadłam na łóżku, żeby zjeść kanapkę. Jak tylko wzięłam pierwszy kęs, usłyszałam stukanie do drzwi. – Chwileczkę! – zawołałam z ustami pełnymi indyka. Przełknęłam kęs, szybko wzięłam łyk wody, podeszłam do drzwi i je otworzyłam. A /K

Rozdział piąty Talon Stanęła przede mną w tych swoich cholernych szortach z Daisy Duke i w koszulce z Davidem Bowie. Pomyślałem, że jest za młoda, by być jego fanką. Wszystko jedno. „Bowie” wypadało akurat między jej smakowitymi cyckami. Czy to już trzy noce upłynęły, odkąd wywaliłem ją z mojego domu i życia? A teraz, gdy stała z rękami na biodrach, jej rubinowe wargi lśniły, złotobrązowe włosy opadały na ramiona, czułem, że twardnieje mi kutas. Czy ja kiedykolwiek myślałem, że mogę bez niej żyć? Kochałem ją. Trudno mi było przyznać się do tego przed Ryanem poprzedniego wieczoru, bo musiałem tak naprawdę przyznać się do tego przed samym sobą. Tylko czy to zrobiłem? Rzeczywiście? Nie wiedziałem nawet, czym jest miłość, a przynajmniej ten rodzaj miłości. Być może czułem coś zupełnie innego. Prawdopodobnie nie posiadłem w ogóle umiejętności kochania. Chciałem powiedzieć „kocham cię”, miałem te słowa na końcu języka, kiedy wpatrywałem się w jej szaroniebieskie oczy. – Czego chcesz, Talonie? Jej. Chciałem jej. Samo patrzenie na nią sprawiało, że robiłem się twardy, ale nie mogłem ot tak po prostu chwycić jej i całować. Nie po tym, jak ją potraktowałem. – Czy zamierzasz coś powiedzieć, czy będziesz tutaj stał z otwartymi ustami? Przestąpiłem próg, chwyciłem jej ramiona, przyciągnąłem do siebie i przycisnąłem wargi do jej ust. Otworzyła się dla mnie natychmiast, tak jak się spodziewałem. Nie potrafiliśmy się sobie oprzeć. Była tak samo opętana mną, jak ja nią. Cmok! Przerwała pocałunek i odepchnęła mnie od siebie. Mocno. Uderzyłem plecami w ścianę obok wciąż otwartych drzwi. – Przestań – rzekła. Jej oczy ciskały błyskawice. – Tym razem to nie zadziała. – Poprzednio zawsze działało. – Poprzednio nigdy mnie nie wyrzuciłeś z domu i życia. Gówno prawda, Talonie. No więc, co ty tu robisz? Co ja tu robię? Nie mogłem jej odpowiedzieć, skoro sam nie wiedziałem. A /K