agusia1608

  • Dokumenty222
  • Odsłony11 944
  • Obserwuję8
  • Rozmiar dokumentów362.4 MB
  • Ilość pobrań8 650

Reilly Matthew - Sześć świętych kamieni

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :965.3 KB
Rozszerzenie:pdf

Reilly Matthew - Sześć świętych kamieni.pdf

agusia1608 EBooki
Użytkownik agusia1608 wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 467 stron)

Powieść nawiązująca stylem do Poszukiwaczy zaginionej arki, sequel Siedmiu cudów starożytności, poprzedniej powieści Reilly'ego. Ponowne spotkanie czytelnika z nieustraszonym poszukiwaczem przygód, Jackiem Western, oraz jego oddziałem. Ziemi grozi zagłada - zagraża jej Ciemne Słońce, niewidzialny twór zbudowany z ciemnej materii, poruszający się na granicy Układu Słonecznego, pochłaniający światło i rozszczepiający tlen cząsteczkowy. Wiedzę potrzebną do uratowania ludzkości posiedli starożytni - Kun- fucjusz, Ramzes II i władca Majów król Pakal, a w czasach mniej odległych - słynny fizyk Isaak Newton. Sześć świętych kamieni, zwanych kamieniami Ramzesa, wskaże drogę do Wielkiej Machiny - mechanizmu, który zrównoważy zabójcze działanie Ciemnego Słońca. Jack West i jego przyjaciele muszą zdobyć kamienie, a wśród nich kamień Laozi, znany też jako kamień filozoficzny, i zrekonstruować Machinę - inaczej nastąpi koniec świata. Lokalizacja dwóch kamieni nie jest znana - w ich odnalezieniu pomogą im wskazówki i zagadki pozostawione przez starożytnych filozofów. Zaczyna się dramatyczny wyścig z czasem, który zawiedzie Westa do najlepiej strzeżonego chińskiego więzienia, ruin Stonehenge, pustyni Egiptu i afrykańskiego plemienia zapomnianego przez czas i ludzi. W tej misji musi pokonać wielu niebezpiecznych, pozbawionych skrupułów wrogów, którzy chcą przejąć kamienie dla własnych, mniej zbożnych celów... Tego autora STACJA LODOWA ŚWIĄTYNIA STREFA 7 NIEUCHWYTNY CEL SIEDEM CUDÓW STAROŻYTNOŚCI SZEŚĆ ŚWIĘTYCH KAMIENI Wkrótce

PIĘCIORO NAJWIĘKSZYCH WOJOWNIKÓW Oficjalna strona internetowa Matthew Reilly'ego www.matthewreilly.com Tego autora STACJA LODOWA ŚWIĄTYNIA STREFA 7 NIEUCHWYTNY CEL SIEDEM CUDÓW STAROŻYTNOŚCI SZEŚĆ ŚWIĘTYCH KAMIENI Wkrótce PIĘCIORO NAJWIĘKSZYCH WOJOWNIKÓW Oficjalna strona internetowa Matthew Reilly'ego www.matthewreilly.com MATT HI: W REILLY SZEŚĆ ŚWIĘTYCH KAMI EM I Z angielskiego przełożył PAWEŁ WIECZOREK Tytuł oryginału: THE SIX SACRED STONES Copyright © Karanadon Entertainment Pty Ltd. 2008 All rights reserved Polish edition copyright © Wydawnictwo Albatros A. Kuryłowicz 2010 Polish translation copyright © Paweł Wieczorek 2010 Redakcja: Jacek Ring Ilustracja na okładce: Jacek Kopalski Projekt graficzny okładki i serii: Andrzej Kuryłowicz Skład: Laguna MIEJSKA BIBLIOTEKA PUBLICZNA w Zabrzu A ZN. KLAS. NR. INW. 35«,'i /IO|l|51|t ^ ISBN 978-83-7659-066-0 Dystrybucja Firma Księgarska Jacek Olesiejuk Poznańska 91, 05-850

Ożarów Maz. 022-535-0557, 022-721-3011/7007/7009 www.olesiejuk.pl Sprzedaż wysyłkowa - księgarnie internetowe www.empik.com www.merlin.pl www.gandalf.com.pl www.ksiazki.wp.pl www.amazonka.pl WYDAWNICTWO ALBATROS ANDRZEJ KURYŁOWICZ Wiktorii Wiedeńskiej 7/24, 02-954 Warszawa 2010. Wydanie I Druk: Opolgraf S.A., Opole Tytuł oryginału: THE SIX SACRED STONES Copyright © Karanadon Entertainment Pty Ltd. 2008 All rights reserved Polish edition copyright © Wydawnictwo Albatros A. Kuryłowicz 2010 Polish translation copyright © Paweł Wieczorek 2010 Redakcja: Jacek Ring Ilustracja na okładce: Jacek Kopalski Projekt graficzny okładki i serii: Andrzej Kuryłowicz Skład: Laguna MIEJSKA BIBLIOTEKA PUBLICZNA w Zabrzu ft ZN. KLAS. NR. INW, 33*»'i /łO|U51|lo ISBN 978-83-7659-066-0 Dystrybucja Firma Księgarska Jacek Olesiejuk Poznańska 91, 05-850 Ożarów Maz. t./f. 022-535-0557, 022-721-3011/7007/7009 www.olesiejuk.pl

fk Sprzedaż wysyłkowa - księgarnie internetowe www.empik.com www.merlin.pl www.gandalf.com.pl www.ksiazki.wp.pl www.amazonka.pl WYDAWNICTWO ALBATROS ANDRZEJ KURYŁOWICZ Wiktorii Wiedeńskiej 7/24, 02-954 Warszawa 2010. Wydanie I Druk: Opolgraf S.A., Opole Tajemnica Okręgów WALKA NA ŚMIERĆ I ŻYCIE MIĘDZY OJCEM A SYNEM JEDEN WALCZY ZA WSZYSTKICH A DRUGI ZA PIERWSZEGO AUTOR NIEZNANY (FRAGMENT NAPISU ZNALEZIONEGO NA GROBOWCU SPRZED 3000 LAT ZNAJDUJĄCYM SIĘ W PRZEŁOMIE WU W CHINACH) KAŻDA WYSTARCZAJĄCO ROZWINIĘTA TECHNOLOGIA JEST NIE DO ODRÓŻNIENIA OD MAGII ARTHUR C. CLARKE LECZ PRZYBLIŻYŁ SIĘ KONIEC WSZYSTKIEGO PIERWSZY LIST ŚW. PIOTRA (4,7) WSTĘP MROCZNA CEREMONIA 10 SIERPNIA 2007, GODZINA 00.00 MIEJSCE NIEZNANE W ciemnej jaskini, znajdującej się pod leżącą w najdalszym zakątku świata wyspą, trwała starożytna ceremonia. Wstawiano na miejsce bezcenny złoty stożek o kwadratowej podstawie z

kryształem na szczycie. Kiedy to nastąpiło, rozległy się słowa zaklęcia niesłyszanego przez tysiąclecia. Po nich z wypełnionego gwiazdami nieba wystrzelił potężny promień purpurowego światła i rozświetlił piramidę. Jedynymi świadkami ceremonii było pięciu wściekłych mężczyzn. Kiedy światło zgasło, dowódca grupy przyłożył do ust telefon satelitarny. — Rytuał przeprowadzony Teoretycznie rzecz biorąc, moc Tartaru została złamana. Trzeba to sprawdzić. Zabij jutro jednego z nich w Iraku. Następnego dnia, po drugiej stronie globu, w rozdartym wojną Iraku, rebelianci zastrzelili Stephena Oakesa, żołnierza australijskich sił specjalnych. Jechał jeepem i wpadł w zasadzkę na jednym z punktów kontrolnych — został niemal rozerwany na strzępy 11 przez zmasowany ogień sześciu zamaskowanych napastników. Trafiło go ponad dwieście pocisków. Napastników nie odnaleziono. Śmierć żołnierza sił sprzymierzonych w Iraku nie była niczym nowym — zginęło tam już ponad trzy tysiące dwustu członków armii amerykańskiej. Niezwykłe było to, że tym razem poległ Australijczyk. Z niewyjaśnionego powodu od marca 2006 roku w żadnym prowadzonym na świecie konflikcie nie zginął w walce ani jeden żołnierz australijski. Wraz ze śmiercią żołnierza specjalisty Steve'a Oakesa 21 sierpnia 2007 roku osobliwe szczęście australijskich żołnierzy ostatecznie się skończyło. Dzień później jednemu z najpotężniejszych ludzi na świecie wręczono zaszyfrowaną wiadomość. Brzmiała ona następująco: BEZPIECZNY TRANSKRYPT 061-7332/1A KLASA: ALFA-SUPER DO OGLĄDU TYLKO PRZEZ A-l 22-SIER-07

POCZĄTEK ZABEZPIECZONEJ WIADOMOŚCI: Proszę zwrócić uwagę na śmierć australijskiego specjalisty Oakesa w Iraku. Moc Tartaru została wyzerowana. Ktoś ma drugą kopułę. Gra znowu się rozpoczęła. Musimy teraz znaleźć kamienie. KONIEC ZABEZPIECZONEJ WIADOMOŚCI. PROLOG GÓRA CZAROWNIC GÓRA CZAROWNIC NIEDALEKO PRZEŁOMU WU, REGION TRZECH PRZEŁOMÓW PROWINCJA SICHUAN, CHINY ŚRODKOWE 1 GRUDNIA 2007 Profesor Max Epper siedział w ciemnościach w uprzęży kończącej długą linę, na której zwisał. Odłamał czubek flary i rozświetlił podziemną komorę. — O mój... — westchnął. — Och mój... Widok zapierał mu dech w piersiach. Wycięta w skale komora miała kształt sześcianu o boku mniej więcej piętnastu metrów, a każdy centymetr kwadratowy ścian był pokryły wyrzeźbionymi w granicie literami, symbolami, postaciami i obrazami. Musiał działać ostrożnie. W bursztynowym świetle flary widział, że w podłodze komory znajduje się wlot do takiego samego okrągłego szybu jak ten, przez który się opuścił, na dodatek obydwa były na jednej osi. Wlot w czarną otchłań miał przynajmniej dwa metry średnicy. W niektórych kręgach Max Epper był znany jako Mistrz, który to

przydomek idealnie do niego pasował. Długa siwa broda i błękitne oczy, które błyszczały ciepłem i inteligencją, sprawiały, że ten sześćdziesięciosiedmioletni profesor 13 archeologii z dublińskiego Trinity College przypominał współczesnego Merlina. Mówiono, że był kiedyś członkiem tajnego międzynarodowego zespołu, który odnalazł i odbudował złotą kopułę niegdyś wieńczącą szczyt piramidy Cheopsa w Gizie. Mistrz zjechał na linie na dno komory, wypiął się z uprzęży i w skupieniu zaczął oglądać zapełnione napisami ściany. Rozpoznał kilka symboli — egipskie hieroglify i znaki pisma chińskiego. Obecność tych drugich nie dziwiła, ponieważ dawno temu projektantem i właścicielem tego systemu tuneli był wielki chiński filozof Laozi. Ten otaczany czcią myśliciel w IV wieku przed naszą erą dotarł aż do Egiptu. Na honorowym miejscu, pośrodku ściany wyglądającej na najważniejszą, znajdowała się wielka płaskorzeźba, którą Mistrz już kiedyś widział. Rysunek nazywano Tajemnicą Okręgów i jego znaczenia jeszcze nie odkryto. Współcześni eksperci uważali, że może on przedstawiać nasz Układ Słoneczny, tylko że wokół centralnie położonego słońca krążyło więcej planet. Mistrz widział Tajemnicę Okręgów w kilkunastu miejscach na ziemi: w Meksyku i Egipcie, a nawet w Walii i Irlandii — od prymitywnych szkiców wydrapanych na skalnych ścianach po artystyczne rzeźbienia nad starożytnymi drzwiami, ta była jednak najpiękniejsza i wyjątkowo misternie wyrzeźbiona. Olśniewająca.

14 Ozdobiono ją rubinami, szafirami i jadeitem, a każdy z koncentrycznych okręgów był obrzeżony złotem. W świetle silnej latarki Mistrza okręgi migotały jak diadem. Bezpośrednio pod Tajemnicą Okręgów znajdowała się wycięta w litej skale wnęka, szeroka na nieco ponad pół metra, wysoka na niecałe dwa metry i głęboka może na metr. Kojarzyła się Mistrzowi ze stojącą pionowo trumną. Z jakiegoś powodu ściana w głębi była zakrzywiona. Nad wnęką znajdował się niewielki symbol, na którego widok w oczach Mistrza zabłysła radość. — Symbol kamienia Laozi... kamienia filozoficznego. Boże drogi... znaleźliśmy go. W tej starożytnej krypcie, pełnej bezcennych skarbów Mistrz wyjął z kieszeni najnowocześniejszej generacji krótkofalówkę i przyłożył do ust. — Tank, nie uwierzysz. Znalazłem przedsionek, jest zdumiewający. Ukryte drzwi zapewne prowadzą do systemu pułapek. Jesteśmy blisko. Bardzo blisko. Chcę, żebyś do mnie zszedł i... — Mistrzu — doleciała odpowiedź — właśnie dzwonił obserwator z doków na Jangcy i powiedział, że chińska armia węszy w okolicy. Grupa dziewięciu łodzi patrolowych kieruje się w stronę naszego przełomu. Na pewno przepłyną obok nas. — To Mao. Jak nas znalazł? — Niekoniecznie on. Może zwykły patrol — odparł Yobu „Tank" Tanaka. 15 — To chyba jeszcze gorzej. — Chińskie patrole wojskowe były znane z

bardzo brutalnego traktowania pracujących w tych okolicach ekspedycji archeologicznych, z których ściągały haracz. — Ile mamy czasu? — Najwyżej godzinę. Lepiej, żeby nas tu nie było, kiedy dotrą — Zgadzam się, przyjacielu — odparł Mistrz. — W takim razie musimy się pospieszyć. Zjedź na dół i weź ze sobą więcej flar. Powiedz Chowowi, żeby włączył komputer, zaraz zacznę rejestrować płaskorzeźby ze ścian i mu je wysyłać. Podziemna komora, w której był Mistrz, znajdowała się w regionie Trzech Przełomów, w okolicy, która bardzo do niego pasowała. Chiński znak wu oznacza — w zależności od kontekstu — „czarodzieja" albo „czarownicę" i często go używano w nazwach okolicznych osobliwości. Drugi ze sławnych Trzech Przełomów nazywa się Wu, starożytne miasto-forteca, które kiedyś stało u brzegów Jangcy i nazywa się Wushan, a gigantyczna góra wznosząca się trzy tysiące metrów ponad miejscem, gdzie znajdowała się komora, też nazywa się Wushan. Czyli Góra Czarownic. Okolica przełomu Wu jest sławna z powodu swej historii: grobowców, świątyń, takich rzeźb jak Tablica Kong Ming i wyrąbanych w skale jaskiń, na przykład Jaskini Zielonego Kamienia — niemal wszystkie te skarby znajdowały się teraz pod wodą mającego ponad pięćset pięćdziesiąt kilometrów długości zbiornika wodnego, który powstał po zbudowaniu Zapory Trzech Przełomów. W okolicy tej od setek lat obserwowano niezwykłe zjawiska na niebie, gromady spadających gwiazd, pojawianie się kręgów światła. Twierdzi się nawet, że pewnego okropnego dnia w XVII wieku z chmur nad Wushan padała krew.

Przełom Wu bez dwóch zdań ma barwną historię. Teraz jednak, w XXI wieku, historia została zatopiona w imię postępu, połknięta przez wody Jangcy, gdy rzeka zatrzymała się na 17 największej konstrukcji, jaką kiedykolwiek zbudował człowiek. Stare miasto Wushan znajdowało się obecnie sto metrów pod lustrem wody. Wartkie dopływy, które wpadały kiedyś do Jangcy przez robiące ogromne wrażenie boczne przełomy, też zmalały z powodu szeroko rozlanego zbiornika za tamą — przełomy o wysokich na sto dwadzieścia metrów pionowych ścianach, między którymi mknęła wzburzona rzeka, zamieniły się obecnie w trzydziestometrowej wysokości korytarze wypełnione leniwie toczącą się wodą. Na brzegach tych małych wiosek stały kamienne domki, które teraz zupełnie zniknęły z kart historii. Nie uciekły jednak przed Mistrzem. W jednym z częściowo zalanych przełomów, głęboko w górach, wznoszących się na północ od Jangcy, znalazł odosobnioną kamienną wioskę zbudowaną na wzgórzu, a w niej wejście do komory, w której właśnie się znajdował. Wioska była prymitywna i prastara — składała się z kilku chat zbudowanych z nierównych kamieni i przykrytych skośnymi dachami ze słomy. Była opuszczona od trzystu lat, a miejscowi uważali, że w niej straszy. Obecnie — przez znajdującą się setki kilometrów dalej, ultranowoczesną tamę — w opuszczonej wiosce brodziło się w wodzie po kolana. Wejście do systemu jaskiń nie było chronione ani przez wymyślne pułapki,

ani przez mocne bramy. Pewnie właśnie dlatego, że wejście to było także nierzucające się w oczy, przez ponad dwa tysiąclecia jaskinie ukrywały tajemnicę. Mistrz znalazł wejście w małej kamiennej chacie przylegającej do podnóża góry. W niepozornej chacie, w której mieszkał niegdyś wielki Laozi — twórca taoizmu i nauczyciel Konfucjusza — znajdowała się kamienna studnia z obramowaniem z cegieł. Na dnie studni — ukryte pod warstwą gnijącej czarnej wody — znajdowało się fałszywe dno, a pod nim wspaniała komora. Mistrz zabrał się do pracy. Wyjął z plecaka mocny laptop Asus, podłączył do niego cyfrowy aparat o wysokiej rozdzielczości matrycy i kawałek po kawałku zaczął fotografować ściany. 18 Kiedy aparat przekazywał zdjęcia do komputera, na monitorze można było obserwować ich błyskawiczne przetwarzanie. Działał swoisty program translacyjny stworzony na bazie danych, której zebranie zajęło Mistrzowi wiele lat. Zgromadził w niej tysiące starożytnych symboli używanych w różnych krajach i kulturach oraz ich tłumaczenia. Program dokonywał także tłumaczeń „rozmytych", czyli przybliżonych tłumaczeń, jeżeli symbol był niejednoznaczny. Po każdym przeniesieniu zdjęcia do komputera obraz był skanowany i znajdowano tłumaczenie. Na przykład: TŁUMACZENIE ELEMENTÓW: shi tou (kamień) si (świątynia) TŁUM. PEŁNEJ SEKWENCJI: Świątynia Kamienia MOŻLIWOŚCI TŁUM. ROZMYTEGO: „kamienny grobowiec", „kamienna świątynia Ciemnego

Słońca", „kamienny krąg" (Odp. odn. ER: 46-2B) Wśród symboli komputer znalazł najsławniejsze odkrycie filozoficzne — Taijitu: O Komputer przetłumaczył: „Oaijitu; odn.: Daodejing. Zach. powsz. odn.: jin-jang. Symbol ten jest powszechnie używany do przedstawienia dualizmu wszechrzeczy: we wszystkim tkwi odrobina czegoś przeciwnego, czyli w dobrze jest troszkę zła, a w źle nieco dobra". 19 Kilkakrotnie komputer nie znalazł wzorca symbolu w bazie danych. r BRAK TAKIEGO OBRAZU TŁUM. SEKWENCJI: NIEZNANE UTWORZONO NOWY PLIK J W takich wypadkach program tworzył nowy plik i dodawał go do bazy danych, aby w razie odkrycia kolejnego takiego symbolu możliwe było znalezienie odnośnika. Komputer buczał, pożerając kolejne dziesiątki obrazów. Po kilku minutach skanowania uwagę Mistrza zwróciło jedno z tłumaczeń. Brzmiało: PIERWSZA KOLUMNA* MUSI ZOSTAĆ WŁOŻONA DOKŁADNIE 100 DNI PRZED POWROTEM.

NAGRODĄ BĘDZIE WIEDZA**. * „pręt", „diamentowy blok" ** „mądrość" — Pierwsza kolumna... — szepnął z westchnieniem Mistrz. — O mój Boże... Dziesięć minut później (Mistrz cały czas fotografował symbole) do komory zjechała na linie druga osoba. POJĘCIA NIEJEDNOZNACZNE: 20 Kilkakrotnie komputer nie znalazł wzorca symbolu w bazie danych. BRAK TAKIEGO OBRAZU TŁUM. SEKWENCJI: NIEZNANE UTWORZONO NOWY PLIK W takich wypadkach program tworzył nowy plik i dodawał go do bazy danych, aby w razie odkrycia kolejnego takiego symbolu możliwe było znalezienie odnośnika. Komputer buczał, pożerając kolejne dziesiątki obrazów. Po kilku minutach skanowania uwagę Mistrza zwróciło jedno z tłumaczeń. Brzmiało: PIERWSZA KOLUMNA* MUSI ZOSTAĆ WŁOŻONA DOKŁADNIE 100 DNI PRZED POWROTEM. NAGRODĄ BĘDZIE WIEDZA**. POJĘCIA NIEJEDNOZNACZNE: * „pręt", „diamentowy blok" ** „mądrość" — Pierwsza kolumna... — szepnął z westchnieniem Mistrz. — O mój

Boże... Dziesięć minut później (Mistrz cały czas fotografował symbole) do komory zjechała na linie druga osoba. V y 20 Był to Tank Tanaka, krępy Japończyk, profesor z Uniwersytetu Tokijskiego, który w ramach tego projektu prowadził badania razem ze swoim wieloletnim przyjacielem — Mistrzem. Miał łagodne brązowe oczy, miłą okrągłą twarz i kępki siwych włosów na skroniach. O takim wykładowcy jak on marzy każdy student historii. Kiedy stanął na podłodze komory, laptop Mistrza zrobił głośne PING, aby zwrócić uwagę na kolejne tłumaczenie. PRZYBYCIE NISZCZYCIELA RE PRZYBYCIE NISZCZYCIELA RE WIDZI URUCHOMIENIE* WIELKIEJ MACHINY** A WRAZ Z TYM WZNIESIENIE SA-BENBEN. USZANUJ SA-BENBEN, TRZYMAJ GO PRZY SOBIE, TRZYMAJ GO BLISKO, BO TYLKO ON RZĄDZI SZEŚCIOMA I TYLKO NAŁADOWANE SZEŚĆ MOŻE PRZYGOTOWAĆ KOLUMNY I ZAPROWADZIĆ CIĘ DO GROBOWCÓW I TAK UKOŃCZYĆ MACHINĘ PRZED DRUGIM PRZYBYCIEM.*** LECZ PRZYBLIŻYŁ SIĘ KONIEC WSZYSTKIEGO.

21 POJĘCIA NIEJEDNOZNACZNE: * „rozpoczęcie" aibo „obudzenie", albo „włączenie" ** „mechanizm" albo „świat" *** „powrotem" PASUJĄCY ODNOŚNIK: Odn. XR: 5-12 Fragment napisu znalezionego w klasztorze Zhou-Zu w Tybecie (2001) — Sa-benben? — zapytał Tanaka. Oczy Mistrza rozszerzyły się z podniecenia. — To rzadko używana nazwa najwyższego i najmniejszego fragmentu złotej kopuły wielkiej piramidy. Całą kopułę nazywano benben, ale jej wierzchołek jest szczególny, ponieważ w odróżnieniu od pozostałych elementów, które sątrapezoidalne, ma kształt miniaturowej piramidy, więc w zasadzie jest to „mały benben". Stąd nazwa: sa-benben. Wschodnia nazwa jest nieco bardziej dramatyczna: kamień ognia. Mistrz wpatrywał się w rysunek nad tłumaczeniem. — Machina... — szepnął. Starannie jeszcze raz przeczytał tłumaczenie i zastanowił się nad numerem odnośnika podanym na końcu. — Tak, tak... już to kiedyś widziałem. Na spękanej kamiennej tablicy wykopanej w północnym Tybecie. Z powodu zniszczenia tablicy dało się jednak odczytać tylko pierwszą i trzecią linijkę. „Przybycie Niszczyciela Re" i„A wraz z tym wzniesienie sa-benben". Tu mamy pełen tekst... to jest coś wielkiej wagi. — Mistrz zaczął mruczeć pod nosem. — Niszczyciel Re to Tartar, plama na Słońcu zwana Tartarem... ale zapobieżono obrotowi

Tartaru... jeśli jednak pojawienie się Tartaru rozpoczęło coś innego, czego nie przewidzieliśmy... albo kamień ognia panuje nad sześcioma świętymi kamieniami, nadaje im moc, to ma fundamentalne znaczenie dla wszystkiego... kolumn, Machiny i powrotu Ciemnego Słońca... o mój Boże! Podniósł gwałtownie głowę. Oczy rozszerzał mu niepokój. — Tank, obrót Tartaru w Gizie był związany z Machiną. Nigdy bym nie podejrzewał... powinienem... powinienem był to dostrzec, 22 ale... — skrzywił się niezadowolony. — Na kiedy wyznaczyliśmy powrót? Tank wzruszył ramionami. — Nie wcześniej niż przed przyszłoroczna równonocą wiosenną — dwudziestego marca dwa tysiące ósmego roku. — A co z umieszczeniem kolumn? Coś tu na ten temat było. Mam: „Pierwsza kolumna musi zostać włożona dokładnie sto dni przed powrotem. Nagrodą będzie wiedza". — Sto dni? To będzie... cholera... dziesiąty grudnia tego roku! — To za dziewięć dni. Dobry Boże, wiedzieliśmy, że czasu zostało niewiele, ale to jest... — Max, chcesz mi powiedzieć, że mamy tylko dziewięć dni na umieszczenie pierwszej kolumny na swoim miejscu? Jeszcze jej nawet nie znaleźliśmy! Mistrz go nie słuchał. Oczy mu się szkliły, jakby parzył w nieskończoność. — Tank, kto jeszcze o tym wie? — spytał po chwili. Tank wzruszył ramionami. — Tylko my. Moim zdaniem też każdy, kto widział ten napis. Wiemy o

tablicy z Tybetu, ale mówisz, że były tylko fragmenty inskrypcji. Dokąd trafiła? — W Chińskim Biurze Reliktów Kulturowych oświadczono, że należy do nich i zabrano ją do Pekinu. Od tej pory nikt nie widział tablicy. Tank przyjrzał się zmarszczonemu czołu Mistrza. — Sądzisz, że chińskie władze znalazły pozostałe części tablicy i złożyły ją? Uważasz, że wiedzą to samo co my? Mistrz nagle wstał. — Mówiłeś, że ile łodzi patrolowych tu płynie? — Dziewięć. — Dziewięć. Nie posyła się dziewięciu łodzi na rutynowy patrol albo po to, aby przetrzepać komuś skórę. Chińczycy znają sprawę i płyną po nas. Jeżeli wiedzą, co się dzieje tutaj, wiedzą również o złotej kopule. Cholera! Muszę ostrzec Jacka i Lily! Szybko sięgnął do plecaka i wyciągnął z niego książkę. Nie była to żadna książka naukowa, tylko znana powieść w wydaniu kieszonkowym. Zaczął przewracać kartki i zapisywać w notesie liczby. 23 Kiedy skończył, złapał krótkofalówkę i wezwał czekającą na górze łódź. — Chow! Zapisz natychmiast tę wiadomość i umieść ją na tablicy ogłoszeń! — Odczytał długi ciąg liczb. — To wszystko, do roboty! Gazem, wprowadzaj to na stronę! » Trzydzieści metrów wyżej między zatopionymi do połowy chatami starożytnej kamiennej wioski podskakiwała na drobnej fali stara, poobijana barka. Kotwiczyła przy chacie, przez którą wchodziło się do

podziemnej komory. Siedzący w głównej kabinie student Chow Ling zaczął błyskawicznie wpisywać szyfr Mistrza, aby umieścić go na forum na stronie internetowej poświęconej filmom z cyklu Władca pierścieni. Kiedy skończył, oddzwonił do Mistrza. — Kod wysłany, profesorze. — Dziękuję, Chow — odparł Mistrz. — Dobra robota. Chciałbym, żebyś teraz e-mailem przesłał do Jacka Westa każde zdjęcie, które posłałem ci na górę. Kiedy skończysz, usuń wszystkie z twardego dysku. — Mam je usunąć? — Co do jednego. Jak najwięcej, zanim zjawią się chińscy przyjaciele. Chow pracował szybko, gorączkowo stukał w klawisze, aby przesłać jak najwięcej, a potem skasować niesamowite zdjęcia Mistrza. Zajęty pracą nie zauważył pierwszej łodzi patrolowej Chińskiej Armii Ludowo wyzwoleńczej, która cicho podpłynęła do barki. Z transu wybiły go wykrzyczane przez megafon komendy. — Eh! Zou chu lai dao jia ban shang! Woyao kan de dao ni! Ba shou ju zhe gao gao de! Znaczyło to: „Hej, ty! Wyłaź na pokład! Tak, żebym cię widział! I podnieś ręce!". Chow skasował ostatnie zdjęcie, zrobił, co mu kazano, i wyszedł na otwarty przedni pokład barki. Prowadząca łódź patrolowa była wielka. Nowoczesna, szybka, 24 Kiedy skończył, złapał krótkofalówkę i wezwał czekającą na górze łódź. — Chow! Zapisz natychmiast tę wiadomość i umieść ją na tablicy

ogłoszeń! — Odczytał długi ciąg liczb. — To wszystko, do roboty! Gazem, wprowadzaj to na stronę! » Trzydzieści metrów wyżej między zatopionymi do połowy chatami starożytnej kamiennej wioski podskakiwała na drobnej fali stara, poobijana barka. Kotwiczyła przy chacie, przez którą wchodziło się do podziemnej komory. Siedzący w głównej kabinie student Chow Ling zaczął błyskawicznie wpisywać szyfr Mistrza, aby umieścić go na forum na stronie internetowej poświęconej filmom z cyklu Władca pierścieni. Kiedy skończył, oddzwonił do Mistrza. — Kod wysłany, profesorze. — Dziękuję, Chow — odparł Mistrz. — Dobra robota. Chciałbym, żebyś teraz e-mailem przesłał do Jacka Westa każde zdjęcie, które posłałem ci na górę. Kiedy skończysz, usuń wszystkie z twardego dysku. — Mam je usunąć? — Co do jednego. Jak najwięcej, zanim zjawią się chińscy przyjaciele. Chow pracował szybko, gorączkowo stukał w klawisze, aby przesłać jak najwięcej, a potem skasować niesamowite zdjęcia Mistrza. Zajęty pracą nie zauważył pierwszej łodzi patrolowej Chińskiej Armii Ludowowyzwoleńczej, która cicho podpłynęła do barki. Z transu wybiły go wykrzyczane przez megafon komendy. — Eh! Zou chu lai dao jia ban shang! Wo yao kan de dao ni! Ba shou ju zhe gao gao de! Znaczyło to: „Hej, ty! Wyłaź na pokład! Tak, żebym cię widział! I podnieś ręce!".

Chow skasował ostatnie zdjęcie, zrobił, co mu kazano, i wyszedł na otwarty przedni pokład barki. Prowadząca łódź patrolowa była wielka. Nowoczesna, szybka, Kiedy skończył, złapał krótkofalówkę i wezwał czekającą na górze łódź. — Chow! Zapisz natychmiast tę wiadomość i umieść ją na tablicy ogłoszeń! — Odczytał długi ciąg liczb. — To wszystko, do roboty! Gazem, wprowadzaj to na stronę! Trzydzieści metrów wyżej między zatopionymi do połowy chatami starożytnej kamiennej wioski podskakiwała na drobnej fali stara, poobijana barka. Kotwiczyła przy chacie, przez którą wchodziło się do podziemnej komory. Siedzący w głównej kabinie student Chow Ling zaczął błyskawicznie wpisywać szyfr Mistrza, aby umieścić go na forum na stronie internetowej poświęconej filmom z cyklu Władca pierścieni. Kiedy skończył, oddzwonił do Mistrza. — Kod wysłany, profesorze. — Dziękuję, Chow — odparł Mistrz. — Dobra robota. Chciałbym, żebyś teraz e-mailem przesłał do Jacka Westa każde zdjęcie, które posłałem ci na górę. Kiedy skończysz, usuń wszystkie z twardego dysku. — Mam je usunąć? — Co do jednego. Jak najwięcej, zanim zjawią się chińscy przyjaciele. Chow pracował szybko, gorączkowo stukał w klawisze, aby przesłać jak najwięcej, a potem skasować niesamowite zdjęcia Mistrza. Zajęty pracą nie zauważył pierwszej łodzi patrolowej Chińskiej Armii Ludowowyzwoleńczej, która cicho podpłynęła do barki.

Z transu wybiły go wykrzyczane przez megafon komendy. — Eh! Zou chu lai dao jia ban shang! Woyao kun de dao ni! Ba shou ju zhe gao gao de! Znaczyło to: „Hej, ty! Wyłaź na pokład! Tak, żebym cię widział! I podnieś ręce!". Chow skasował ostatnie zdjęcie, zrobił, co mu kazano, i wyszedł na otwarty przedni pokład barki. Prowadząca łódź patrolowa była wielka. Nowoczesna, szybka, Kiedy skończył, złapał krótkofalówkę i wezwał czekającą na górze łódź. — Chow! Zapisz natychmiast tę wiadomość i umieść ją na tablicy ogłoszeń! — Odczytał długi ciąg liczb. — To wszystko, do roboty! Gazem, wprowadzaj to na stronę! t Trzydzieści metrów wyżej między zatopionymi do połowy chatami starożytnej kamiennej wioski podskakiwała na drobnej fali stara, poobijana barka. Kotwiczyła przy chacie, przez którą wchodziło się do podziemnej komory. Siedzący w głównej kabinie student Chow Ling zaczął błyskawicznie wpisywać szyfr Mistrza, aby umieścić go na forum na stronie internetowej poświęconej filmom z cyklu Władca pierścieni. Kiedy skończył, oddzwonił do Mistrza. — Kod wysłany, profesorze. — Dziękuję, Chow — odparł Mistrz. — Dobra robota. Chciałbym, żebyś teraz e-mailem przesłał do Jacka Westa każde zdjęcie, które posłałem ci na górę. Kiedy skończysz, usuń wszystkie z twardego dysku.

— Mam je usunąć? — Co do jednego. Jak najwięcej, zanim zjawią się chińscy przyjaciele. Chow pracował szybko, gorączkowo stukał w klawisze, aby przesłać jak najwięcej, a potem skasować niesamowite zdjęcia Mistrza. Zajęty pracą nie zauważył pierwszej łodzi patrolowej Chińskiej Armii Ludowo wyzwoleńczej, która cicho podpłynęła do barki. Z transu wybiły go wykrzyczane przez megafon komendy. — Eh! Zou chu lai dao jia ban shang! Woyao kan de dao ni! Ba shou ju zhe gao gao de! Znaczyło to: „Hej, ty! Wyłaź na pokład! Tak, żebym cię widział! I podnieś ręce!". Chow skasował ostatnie zdjęcie, zrobił, co mu kazano, i wyszedł na otwarty przedni pokład barki. Prowadząca łódź patrolowa była wielka. Nowoczesna, szybka, 24 z burtami pomalowanymi we wzory maskujące i działkiem dużego kalibru z przodu. Wzdłuż pokładu stali chińscy żołnierze z karabinkami szturmowymi Colt Commando, których krótkie lufy skierowali wprost w Chowa. To, że żołnierze mieli amerykańską broń, niestety oznaczało, że należą do elitarnej jednostki sił specjalnych. Zwykli chińscy żołnierze mieli przeważnie rozklekotane karabinki typu 56 — chińską podróbkę AK-47. Ale to nie byli zwykli żołnierze. Chow podniósł ręce ułamek sekundy przed wybuchem kanonady. Pociski rozerwały go na krwawe strzępy, odrzucając w tył. Mistrz wcisnął klawisz krótkofalówki. — Chow? Chow, jesteś tam?

Brak odpowiedzi. Uprzęż, która zwisała z otworu w suficie, nagle została wciągnięta i po chwili zniknęła im z oczu. — Chow! — krzyknął Mistrz do mikrofonu. — Co ty... Po kilku sekundach uprząż ponownie znalazła się w otworze... ...z Chowem. Mistrzowi krew ścięło w żyłach. — O mój Boże... Ciało Chowa z powodu niesamowitej liczby ran nie przypominało zwłok ludzkich; zawisło na wysokości głowy Mistrza. Ożyło radio. — Profesorze Epper — rozległ się mówiący po angielsku głos. — Tu pułkownik Mao Gongli. Wiemy, że pan tam jest i zaraz wejdziemy do środka. Proszę nie próbować nic głupiego, bo skończy pan tak samo jak pański asystent. Chińscy żołnierze zrzucili kilka lin i natychmiast zaczęli po nich zjeżdżać. W ciągu dwóch minut Mistrza i Tanka otoczyli uzbrojeni po zęby ludzie. Pułkownik Mao Gongli przybył ostatni. Miał pięćdziesiąt pięć lat i był dość krępy, ale trzymał się prosto niczym kamienny posąg. 25 Jak wielu ludzi jego pokolenia imię otrzymał na cześć przewodniczącego Mao. Nie miał kryptonimu operacyjnego — jedynie przydomek, jaki nadali mu przeciwnicy po tym, co robił w 1989 roku na placu Tiananmen: Rzeźnik z Tiananmen. Zapadła głęboka cisza. Mao wpatrywał się w Mistrza nieruchomym wzrokiem.

— Profesor Max T. Epper, kryptonim Merlin, znany niektórym jako Mistrz — powiedział po dłuższej chwili wyraźnym, ale rwanym angielskim. — Miejsce urodzenia Kanada, wykładowca Trinity College, stałe miejsce zamieszkania Dublin. Kojarzony z dość niezwykłym incydentem, do którego doszło dwudziestego marca dwa tysiące szóstego roku na szczycie wielkiej piramidy w Gizie. Oraz profesor Yobu Tanaka z Uniwersytetu Tokijskiego. Niezwiązany z incydentem w Gizie ekspert z zakresu cywilizacji starożytnych. Panowie, wasz asystent był utalentowanym i inteligentnym młodym człowiekiem. Widzicie, jak dbam o takich ludzi. — Czego pan chce? — spytał Mistrz. Mao uśmiechnął się, a właściwie wygiął usta w cienką, pozbawioną wesołości podkówkę. — Profesorze Epper... chcę pana. Mistrz zmarszczył czoło. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Mao zrobił dwa kroki naprzód i rozejrzał się po wielkiej komorze. — Zbliżają się wielkie czasy, profesorze. W nadchodzących miesiącach powstaną imperia i upadną narody. W takich czasach Chińska Republika Ludowa potrzebuje ludzi o rozległej wiedzy, takich jak pan. Dlatego od tej chwili będzie pan pracował dla mnie. Jestem pewien, że przy odpowiedniej perswazji — w jednej z moich izb tortur — pomoże mi pan znaleźć sześć kamieni Ramzesa. AUSTRALIA 1 GRUDNIA 2007 9 DNI PRZED PIERWSZYM TERMINEM KOŃCOWYM WIELKA PUSTYNIA PIASZCZYSTAAUSTRALIA PÓŁNOCNO- ZACHODNIA

1 GRUDNIA 2007, GODZINA 7.15 W dniu, kiedy jego farma została zaatakowana przez potężne siły, Jack West junior spał do siódmej rano. Normalnie wstawał około szóstej, żeby obejrzeć świt, obecnie życie go jednak rozpieszczało. W jego świecie od półtora roku panował spokój, postanowił więc darować sobie oglądanie świtu i pospać godzinę dłużej. Dzieciaki oczywiście już nie spały. Do Lily przyjechał spędzić wakacje kolega ze szkoły — Alby Calvin. Robili mnóstwo hałasu, przez minione trzy dni bez przerwy się bawili, za dnia badając wszystkie zakamarki ogromnej farmy, a wieczorem obsewując gwiazdy przez teleskop Alby'ego. To, że Alby był częściowo głuchy, nie przeszkadzało ani Lily, ani Jackowi. W szkole w Perth dla wybitnie utalentowanych uczniów, do której chodzili, Lily była gwiazdą lingwistyki, a Alby gwiazdorem matematyki i tylko to się liczyło. Lily miała teraz jedenaście lat i znała już sześć języków, w tym dwa starożytne i migowy. Przyszło jej to z dużą łatwością, a części nauczyła się z Jackiem. Końcówki ślicznych czarnych włosów miała dziś pomalowane na „elektryczny" róż. Jeśli chodzi o Alby'ego, miał dwanaście lat, był czarny i nosił okulary z grubymi szkłami. W uchu nosił implant ślimakowy — cudowny twór nowoczesnej techniki, który pozwalał głuchym 29 słyszeć. Chłopiec mówił z nieco „spłaszczoną" modulacją i gdy chciano mu przekazać dodatkową dawkę emocji albo że sprawa jest pilna, potrzebny był język migowy. Mimo to Alby Calvin rozrabiał jak każdy