Dedykuję kapitanowi Royowi Montgomery z Wydziału Zabójstw Policji
Nowojorskiej. Postawił na swoim i nauczył mnie wszystkiego, co muszę
wiedzieć na temat odwagi i charakteru.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Nowy Jorkma to do siebie, że nigdy nie wiadomo, co znajduje się za drzwiami. Detektyw Nikki
Heat myślała o tym, jak zresztą już wiele razy wcześniej, parkując swój crown victoria.
Obserwowała światła policyjnego radiowozu i ambulansu liżące witryny sklepów
na Siedemdziesiątej Czwartej od strony Amsterdam Avenue. Wiedziała na przykład, że zwykłe
drzwi winiarni naprawdę prowadzą do sztucznej jaskini w kolorach delikatnego beżu i terakoty,
ze stertami butelekumieszczonych w niszach ozdobionych rzecznymi otoczakami sprowadzonymi
z Francji. Po przeciwnej stronie ulicy drzwi czegoś, co w czasach Franklina Delano Roosevelta
było bankiem, otwierały klatkę schodową schodzącą spiralnie w dół do całego ciągu
wewnętrznych boksów, które w weekendowe popołudnia wypełniały się nadziejami nastoletnich
graczy w baseball i gwarem dziecięcych przyjęć urodzinowych. Ale tego ranka, tuż po czwartej,
najbardziej nijakie ze wszystkich drzwi, tam się znajdujących, matowe, bez żadnego oznaczenia,
jedynie z umieszczonym powyżej numerem ulicy wyciętym z czarno-złotej folii
samoprzylepnej ze sklepu z narzędziami, odkrywały tajemnicę najbardziej zadziwiającego
wnętrza cichego budynku.
Stojący na straży przed drzwiami mundurowy przestępował z nogi na nogę, aby się ogrzać.
Nikki była w stanie dostrzec parujący oddech funkcjonariusza z odległości czterdziestu metrów.
Sylwetka mężczyzny rysowała się w dochodzącym z wewnątrz świetle roboczych reflektorów,
które przekształciło mleczne szkło drzwi w oślepiający portal rodem z Bliskich spotkań trzeciego
stopnia.
Heat wysiadła z samochodu, i chociaż ostre powietrze uderzyło ją w nozdrza i spowodowało
łzawienie oczu, nie zapięła płaszcza. Rozchyliła go jeszcze szerzej, upewniając się, że ma łatwy
dostęp do zatkniętego pod nim sig sauera. Po czym zmarznięta detektyw do spraw zabójstw
odprawiła kolejny rytuał: stanęła na chwilę w ciszy, aby w ten sposób niejako uhonorować zwłoki,
które miała za chwilę zobaczyć, aby potwierdzić, że ciało ofiary lub przestępcy było istotą ludzką,
zasługiwało na szacunek i indywidualne traktowanie, a nie funkcjonowanie jako jeszcze jedna
rubryka w statystykach. Nikki powoli wciągnęła powietrze i wydało się jej, że jest ono takie samo
jak tamtej nocy dziesięć lat temu, w przeddzień Święta Dziękczynienia, kiedy przyjechała
do domu na ferie, a jej matka została śmiertelnie pchnięta nożem i porzucona na kuchennej
podłodze. Heat zamknęła oczy, aby tym razem przeżyć własną chwilę.
– Coś nie tak, pani detektyw? – Chwila uciekła. Nikki się odwróciła. Tuż przed nią zahamowała
taksówka, a z tylnego siedzenia przez okno wychylał się pasażer. Rozpoznała i jego, i kierowcę.
Uśmiechnęła się.
– Nie, Randy, wszystko w porządku. – Heat podeszła do taksówki i uścisnęła rękę detektywa
Randalla Fellera. – Unikasz kłopotów?
– Mam nadzieję, że nie – odparł ze śmiechem, który zawsze przypominał jej Johna
Candy’ego[1]. – Pamiętasz Dutcha. – Wskazał ruchem głowy siedzącego za kierownicą
detektywa Van Metera. Feller i Van Meter pracowali jako tajni agenci w oddziale taksówkowym
nowojorskiej policji kierowanym przez Oddział Operacji Specjalnych, specjalnej jednostce
przeciwdziałania zbrodniom, która krążyła po ulicach Nowego Jorku w specjalnie wyposażonych
żółtych taksówkach. Ubrani po cywilnemu policjanci z oddziału taksówkowego to stara gwardia –
twardzi faceci, którzy nie dawali sobie wciskać kitu, robili, co chcieli, i jeździli, gdzie chcieli.
Taksówkowi gliniarze mieli pełną swobodę poruszania się po mieście. Starali się zapobiegać
przestępstwom, choć ostatnio zaczęto kierować ich patrole do miejsc, w których wzrastała liczba
napadów, włamań i zbrodni ulicznych.
Kierowca uchylił okienko po swojej stronie i skinął głową na powitanie, sprawiając, że Nikki
zaczęła się zastanawiać, po co w ogóle zawracał sobie głowę otwieraniem szyby. – Uważaj
Dutch, zagadasz ją. – Zarżał znów chichotem Candy’ego detektyw Feller. – Masz szczęście, Nikki
Heat, że wezwano cię w środku nocy.
– Niektórzy są wyjątkowo źle wychowani. Dać się zabić o takiej porze! – rzucił Dutch. Nikki
jakoś nie mogła sobie wyobrazić detektywa Van Metera poświęcającego kiedykolwiek czas
na refleksję przed spotkaniem z ofiarą.
– Słuchajcie – powiedziała – nie to, że nie lubię stać na mrozie, ale czekają tam na nas.
– A gdzie twój ogon? – spytał Feller tonem wskazującym na zainteresowanie. – Ten pisarz, jak
mu tam?
Cały Feller, znowu węszył. Za każdym razem, gdy się spotykali, sprawdzał, czy Rook jeszcze
się dla niej liczy. Miał na Nikki oko od nocy sprzed kilku miesięcy, kiedy uciekła wynajętemu
teksańskiemu zabójcy z mieszkania Rooka. Po bójce Heat z Teksańczykiem Feller i Dutch byli
w pierwszej ekipie policjantów, która pospieszyła jej z pomocą. Od tamtego czasu Feller nigdy
nie przepuścił okazji, aby udawać, że nie pamięta nazwiska Rooka, i ją wybadać. Nikki radziła
sobie z tym, zainteresowanie mężczyzn nie było jej obce, a nawet jej się podobało, o ile nie
przekraczali dozwolonej granicy, ale Feller... W komedii romantycznej bardziej pasowałby
do typu bohatera komediowego niż amanta: raczej podśmiewający się brat niż obiekt westchnień.
Zabawny detektyw Feller był dobrym kompanem, ale raczej do wypadu na piwo w policyjnym
barze niż na wieczór przy świecach i sancerre[2] w restauracji. Dwa tygodnie wcześniej widziała
go, jak wychodził z męskiej toalety w pubie Plug Uglies z owiniętym wokół szyi papierem
toaletowym, pytając wszystkich, czy też im się podoba śliniakz homarem.
– „Jak mu tam”? – powtórzyła Nikki. – Ma zadanie do wykonania. Ale wraca pod koniec
tygodnia – dodała, aby podkreślić wypowiedź. – Detektyw odczytał w jej głosie jeszcze coś
innego.
– To dobrze czy źle?
– Dobrze – odparła Nikki trochę zbyt opryskliwie. Błysnęła więc uśmiechem, próbując
złagodzić ton. – Naprawdę dobrze. – Po czym, już dla przekonania samej siebie, dodała: –
Naprawdę dobrze.
_______
To, co Nikki znalazła po drugiej stronie drzwi, nie było miejską świątynią enologii z artystycznie
rozmieszczonymi zielonymi butelkami, nie słyszała też odgłosów gry w squasha. Na schodach
do piwnicy powitał ją duszący zapach mieszanki kadzideł z oparami ostrych chemikaliów. Idący
tuż za nią detektyw Van Meter jęknął niskim głosem, a gdy była już niemal na dole, usłyszała, jak
Dutch i Feller naciągają rękawiczki. – Jeśli złapię tu jakiegoś syfa, oskarżę to cholerne miasto.
Dotarli do czegoś, co tylko z litości można by określić mianem recepcji. Ceglane ściany
pomalowane na karmazynowo, laminatowy kontuar i krzesła z katalogu internetowego
przypominały jej małą prywatną siłownię, na pewno nie taką dla lepszej klienteli. W najdalszej
ścianie tkwiło czworo drzwi. Wszystkie były otwarte. Troje prowadziło do ciemnych
pomieszczeń, rozjaśnionych jedynie smugami blasku jaskrawych lamp rozstawionych przez
ekipę śledczą w celu oświetlenia holu w czasie dochodzenia. Więcej światła, wzmacnianego
błyskami fleszy, docierało z odległych drzwi, w których stał detektyw Raley, ściskając w dłoni
lateksowe rękawiczki i obserwując przebieg akcji. Kątem oka dostrzegł Nikki i podszedł do niej.
– Witamy w Więzach Przyjemności, detektyw Heat – powiedział.
Policyjny zmysł kazał Nikki, zanim wejdzie na właściwe miejsce zbrodni, zbadać najpierw
pozostałe trzy pokoje. Wiedziała, że zostały już sprawdzone przez Raleya i mundurowych, którzy
pierwsi odpowiedzieli na wezwanie, ale zajrzała w każde drzwi. Mogła dostrzec zaledwie zarysy
sprzętu i mebli do praktyk sadomasochistycznych oraz to, że każde pomieszczenie było
tematyczne: buduar wiktoriański, sala do igraszek ze zwierzętami i pokój do deprywacji
sensorycznej. W ciągu najbliższych godzin miały zostać przeczesane przez ekipę dochodzeniową
w celu zebrania dowodów i przeprowadzenia ekspertyz, ale jak na razie Nikki była zadowolona
z własnej inspekcji. Wyjęła rękawiczki i poszła do najodleglejszych drzwi, gdzie Feller i Van
Meter cierpliwie czekali na swoją kolej za Raleyem. To było jej śledztwo, na jej terenie
i niepisana etykieta nakazywała, aby weszła przed nimi.
Zwłoki były nagie i przywiązane w kostkach i nadgarstkach do pionowej drewnianej ramy
w kształcie litery X. Konstrukcję przyśrubowano do podłogi i sufitu na samym środku pokoju,
a martwe ciało mężczyzny zwisało w dół, zgięte w kolanach, z pośladkami unoszącymi się nad
wykładziną z linoleum. Ogromne cielsko o wadze, którą Heat określiła na ponad sto dwadzieścia
pięć kilogramów, niewspierane teraz siłą mięśni, naprężyło rzemienie na nadgarstkach wysoko
nad głową i wygięło ramiona człowieka w literę Y.
– „Y.M.C.A....”[3] – detektyw Feller zanucił szeptem refren znanego przeboju, aż Nikki
obdarzyła go palącym spojrzeniem. Skarcony, skrzyżował ręce i obejrzał się na partnera, który
tylko wzruszył ramionami.
– Co tu mamy, Rales? – spytała Heat swojego detektywa.
Raley przejrzał kartkę z notatkami. – Jeszcze niewiele. Zobacz sama. – Wyciągnął rękę w stronę
pokoju. – Nigdzie żadnych ubrań, żadnego dowodu tożsamości, dosłownie nic. Odkrycia dokonała
ekipa sprzątająca po godzinach. Nie mówią po angielsku, więc Ochoa siedzi z nimi w biurze
i spisuje ich oświadczenia. Wychodzi z tego wstępnie, że to miejsce jest zamykane około
pierwszej, czasami drugiej w nocy, wtedy przychodzą. Wykonywali swoje obowiązki, myśląc,
że są tu sami, i weszli tutaj, do...
– ...komnaty tortur – dopowiedziała Nikki. – Te pokoje są tematyczne. Ten służy do tortur
i poniżania. – Zrozumiała jego spojrzenie i wyjaśniła: – Pracowałam kiedyś w obyczajówce.
– Ja też – odparł Raley.
– Ja pracowałam ciężej. – Heat zmarszczyła brwi i widziała, jak detektyw się rumieni. – Więc
w momencie odkrycia zwłoknie było tu nikogo innego. Czy widzieli, jakktoś wychodził?
– Nie.
– W holu jest kamera bezpieczeństwa – odezwał się Van Meter.
– Zaraz sprawdzę – Raley skinął głową. Potem odwrócił się do Nikki. – W biurze kierowniczki
stoi zamykana szafa, w której według sprzątających trzyma odtwarzacz.
– Obudź kierowniczkę – poleciła Heat. – Powiedz jej, aby przyniosła klucz, ale nie mów nic
o zwłokach. Powiedz tylko, że była próba włamania. Nie chcę, aby gdziekolwiek dzwoniła, jadąc
tutaj. Chcę zobaczyć jej reakcję, gdy się dowie.
Kiedy Raley wyszedł z pokoju, aby zadzwonić do kierowniczki, Heat zapytała technika ekipy
śledczej i fotografa policyjnego, czy szukali gdzie indziej jakichkolwiek ubrań, portfela albo
dokumentu tożsamości. Wiedziała, jaka będzie odpowiedź – w końcu to byli profesjonaliści – ale
musiała się zabezpieczyć na wszystkich frontach. Jeśli zaczęłaby snuć przypuszczenia i przestała
wszystko sprawdzać, łatwo mogłaby coś przeoczyć. Coś, co mogłoby potem spowodować luki
w śledztwie. Ekipa potwierdziła, że wstępne przeszukanie nie ujawniło żadnych ubrań, dokumentu
tożsamości ani innych rzeczy osobistych ofiary.
– Może ja i Dutch przejdziemy się po sąsiednich budynkach i sprawdzimy, czy ktoś, kto już jest
na nogach, coś widział? – zaproponował detektyw Feller.
Van Meter kiwnął głową. – O tej porze nie kręci się zbyt wielu ludzi, ale możemy sprawdzić
jadłodajnie, śmieciarzy, samochody dostawcze – cokolwiek.
– Jasne – zgodziła się detektyw Heat. – Dzięki za towarzystwo.
– Daj spokój, Nikki – Feller znowu popatrzył na nią łakomym wzrokiem. Wyjął telefon
komórkowy i ukląkł, aby zrobić dobre ujęcie twarzy martwego mężczyzny. – Nie zaszkodzi
pokazać to tu i ówdzie i sprawdzić, czy ktoś go nie znał.
– Dobry pomysł – pochwaliła go Nikki.
Wychodząc z pokoju, Feller przystanął na chwilę. – Słuchaj, przepraszam za ten wygłup
z kawałkiem Village People. To było tylko dla rozluźnienia atmosfery.
Nikki nie mogła znieść jego braku szacunku dla ofiary, ale spojrzała na Fellera i zobaczyła,
że mu głupio. Jako wytrawny detektyw Wydziału Zabójstw wiedziała jednak, że to nie
bezduszność, tylko dowcip nie na miejscu. – Już tego nawet nie pamiętam – odrzekła. Feller
uśmiechnął się, skinął jej głową i wyszedł.
_______
Lekarka sądowa Lauren Parry klęczała na podłodze obok ofiary i wypełniając rubryki
w raporcie, składała Nikki sprawozdanie. – No dobrze, mamy więc tutaj niezidentyfikowanego
mężczyznę, wiek około pięćdziesięciu lat, waga jakieś sto dwadzieścia pięć kilo. – Wskazała
na swój nos. – Niewątpliwie palacz i na pewno lubił wypić.
Z niezidentyfikowanymi zawsze jest najgorzej – pomyślała Nikki. – Nie znając nazwiska,
można utknąć już na starcie. Wtedy cenny dla śledztwa czas spędza się na ustalaniu, kto to jest.
– Wstępny czas zgonu... – Lauren odczytała wskazanie termometru i kontynuowała: – ...między
ósmą a dziesiątą wieczorem.
– Takdawno? Jesteś pewna? – Lekarka podniosła wzrokznad podkładki do pisania i wpatrzyła się
w Nikki. – W porządku, więc jesteś pewna – skapitulowała detektyw.
– Wstępny, Nik. Kiedy zabierzemy go na Trzydziestą Szóstą, przeprowadzę rutynowe testy, ale
w tej chwili mogę ustalić tylko taki przedział czasowy.
– Przyczyna śmierci?
– Chcesz po prostu wszystkie detale, co? – stwierdziła Parry z żartobliwym błyskiem w oku
na kamiennej twarzy. Potem znów spoważniała, odwróciła się i zamyśliła nad zwłokami. –
Przyczyną śmierci mogło być uduszenie.
– Obroża?
– Taki jest mój pierwszy wniosek. – Lauren wstała i wskazała na obrożę przypominającą
kołnierz ortopedyczny, wbijającą się w szyję mężczyzny i zaciśniętą z tyłu tak mocno, że ciało
wylewało się przez jej brzegi. – Z pewnością to wystarczyło, aby zmiażdżyć tchawicę. Oprócz
tego popękane naczynka krwionośne w oczach wskazują na duszenie się.
– Cofnijmy się. Pierwsze skojarzenie? – zapytała Heat.
– Daj spokój, Nikki, wiesz przecież, że zawsze mówię, iż pierwszy wniosek jest tylko roboczy. –
Lauren Parry rzuciła okiem na ciało, znów się nad czymś zastanawiając.
– Co tam?
– Wpiszmy uduszenie jako wstępną przyczynę, dopóki nie przeprowadzę sekcji zwłok.
Nikki wiedziała, że nie należy nakłaniać Lauren do snucia przypuszczeń, takjakjej przyjaciółka
miała świadomość, aby nie zmuszać Heat do spekulacji. – W porządku – powiedziała Nikki,
wiedząc, że jej koleżance z Wydziału Medycyny Sądowej coś chodzi po głowie.
Lauren otworzyła plastikową szufladkę w swoim zestawie, aby wyjąć kilka wacików, i na nowo
podjęła badania, podczas gdy Nikki zrobiła to, co zawsze robiła na miejscu zbrodni. Założyła
z tyłu ręce i wolno przechadzała się po pokoju, od czasu do czasu przykucała lub schylała się
i przypatrywała zwłokom z każdej strony. To nie był tylko rytuał, to była zasadnicza procedura,
która pozwalała jej oczyścić umysł z wszystkich dotychczasowych wniosków i przypuszczeń. Jej
celem było otwarcie się na nawet najmniejsze wrażenia, a przede wszystkim zauważenie tego,
na co patrzyła.
Intuicja podpowiedziała Nikki, że ofiara nie była osobą aktywną fizycznie. Zwały miękkiego
tłuszczu na brzuchu mężczyzny sugerowały, że dużo siedział, a przynajmniej wykonywał zawód,
który nie wymagał ruchu ani siły, niezbędnych w sporcie, budownictwie czy pracy fizycznej. Jak
większość ludzi skórę na ramionach miał bledszą w porównaniu z przedramionami, chociaż
różnica nie była duża, nie miał też opalenizny charakterystycznej dla farmerów. To powiedziało,
że nie tylko spędzał dużo czasu w pomieszczeniach, lecz także nosił głównie długie rękawy i nie
zajmował się ogródkiem czy grą w golfa. W innym wypadku miałby jeszcze widoczną
opaleniznę. Podeszła bliżej, aby przyjrzeć się jego dłoniom, uważając, aby nie oddychać. Były
czyste i miękkie, co potwierdziło odczucie Nikki na temat trybu życia mężczyzny. Paznokcie miał
zadbane, ale bez manikiuru, który widywała u bogatych mężczyzn w średnim wieku albo
u dbających o kondycję młodych mieszczuchów. Przerzedzone włosy na czubku głowy i pasma
siwizny przemieszane z matowym kolorem opiłków żelaza pasowały do wieku określonego przez
Lauren. Krzaczaste brwi wskazywały na kawalera albo wdowca, a kozia bródka o barwie soli
i pieprzu przywodziła na myśl wykładowcę Akademii Sztuki i Literatury. Nikki jeszcze raz
obejrzała opuszki jego palców i zauważyła niebieskawy odcień, który wyglądał, jakby tkwił
wewnątrz skóry, a nie na wierzchu, jak w przypadku plam po farbie olejnej, atramencie czy
tuszu.
Sińce, ślady po uderzeniach oraz otarcia były wszędzie: z przodu, na plecach i bokach,
na torsie, nogach i ramionach. Starając się zachować trzeźwość umysłu, detektyw próbowała nie
przypisywać tych śladów nocy sadomasochizmu, choć było to możliwe, nawet prawdopodobne,
biorąc pod uwagę miejsce zdarzenia, ale nie pewne. Nie widziała ran, nakłuć, otworów po kulach
ani krwi.
Reszta pokoju była nieskazitelnie czysta, w każdym razie jak na miejsce tortur. Ekipa
dochodzeniowa już podczas zbierania odcisków może uzyskać wyniki ekspertyzy sądowej, ale
tym razem wokół ciała nie było żadnych widocznych śmieci, niedopałków papierosów czy
wskazówek w postaci niby przypadkiem upuszczonego pudełka zapałek z wypisanym na nim
numerem pokoju zabójcy – jak to się widzi często w starych filmach wyświetlanych na kanale
TCM.
Nikki odmówiła sobie konkluzji, że był tu zabójca w klasycznym znaczeniu tego słowa.
Zabójstwo? Możliwe. Morderstwo? Też możliwe. W konsekwencji za daleko posuniętej sesji tortur
nastąpiła przypadkowa śmierć, co poskutkowało paniczną ucieczką osoby zadającej cierpienie
i pozostawieniem przez nią otwartych drzwi.
Kiedy Heat szkicowała układ pokoju, co zawsze robiła jako osobisty dodatek do rysunku ekipy
śledczej, wszedł detektyw Ochoa, który skończył rozmowę z serwisem sprzątającym. Szybko
przywitał Nikki poważnym tonem, ale złagodniał, gdy jego wzrokpadł na lekarkę sądową.
– Panie detektywie – powiedziała Lauren odrobinę zbyt formalnie.
– Pani doktor – odparł, dopasowując się do jej dystansu. Chwilę potem Nikki zauważyła, jak
Lauren wyjmuje coś z bocznej kieszeni fartucha i wsuwa mu do ręki. Ochoa nawet na to nie
spojrzał, powiedział tylko: – Tak, dziękuję – po czym przeszedł na drugą stronę pokoju, odwrócił
się tyłem i założył zegarek na rękę. Nikki mogła się tylko domyślić, gdzie był, zanim został
wezwany na miejsce zbrodni.
Widząc, jak ci dwoje się maskują, Nikki odczuła nagły ból. Podniosła długopis nad szkicem
i przypomniała sobie, jaknie takdawno ona i Rookkonspirowali w podobny sposób, aby utrzymać
w tajemnicy swój związek – i też nikogo nie nabrali. To było tego upalnego lata, kiedy Rook
zbierał materiały na temat jej ekipy do spraw zabójstw, i ostatecznie samej Nikki, do artykułu,
który pisał dla First Press. Jej zdjęcie na okładce poważanego miesięcznika sprzedawanego
w całym kraju miało dla unikającej rozgłosu Nikki swoje dobre i złe strony. Razem z irytacją
i nieszczęśliwymi komplikacjami jej pięciu minut przyszły niespodziewanie gorące chwile
z Jamesonem Rookiem. I jakaś forma związku. No cóż, pomyślała – myślenie zabierało jej
ostatnio sporo czasu – może nie tyle związek, ale... no właśnie, co?
Przez czas ich bycia razem żar romansu stał się jeszcze gorętszy, ale nastąpiło też coś jeszcze,
co Nikki zaczęła odczuwać jakCoś Prawdziwego, co dokądś prowadziło. Tylko że końcem tej drogi
była krawędź przepaści, na której wszystko zawisło w powietrzu.
Nie było go już od czterech tygodni. Miesiąc, jak Rook zniknął podczas prowadzenia śledztwa
dla First Press w sprawie międzynarodowego handlu bronią. Miesiąc, jak zniknął z powierzchni
ziemi, włócząc się gdzieś po odległych górskich wioskach Europy Wschodniej, afrykańskich
portach, lądowiskach w Meksyku i Bóg wie gdzie jeszcze. Miesiąc, aby Nikki zaczęła się
zastanawiać, dokąd oni do diabła doszli w swoim związku.
System komunikacji z Rookiem był do niczego i to na pewno nie pomagało. Powiedział jej,
że będzie działał tajnie i żeby oczekiwała ciszy w eterze, ale to była przesada. Cały ten czas
w izolacji, bez żadnego telefonu, doprowadzał ją do szału; to zastanawianie się, czy on żyje, czy
gnije gdzieś w więzieniu jakiegoś lokalnego watażki... albo coś jeszcze gorszego. Czy naprawdę
mógł być tak długo poza zasięgiem, czy po prostu nie chciało mu się postarać? Na początku Nikki
nie chciała przyjąć tego do wiadomości, ale po dniach i nocach prób nierozważania tej myśli
walczyła teraz z poglądem, że może jednakszelmowski urokglobtrotera Jamesona Rooka zaczyna
blednąć. Szanowała oczywiście jego karierę dziennikarza śledczego, laureata dwóch Nagród
Pulitzera, i rozum jej podpowiadał, z czym wiąże się jego praca, ale sposób, w jaki uciekł
z miasta, sposób, w jaki uciekł z jej życia, sprawił, że podała w wątpliwość nie tylko to, na jakim
etapie są jako para, lecz także to, jakie miejsce zajmuje w jego życiu.
Nikki spojrzała na zegarek i zastanowiła się, która godzina jest w miejscu pobytu Rooka.
Następnie popatrzyła na kalendarz. Rook powiedział, że wraca za pięć dni. Nikki zadała sobie
pytanie, gdzie będą do tej pory.
_______
Heat rozważała różne możliwości i stwierdziła, że korzystniej dla niej będzie zaczekać
na kierowniczkę podziemnego seks klubu, aż przyjdzie i otworzy szafę z odtwarzaczem wideo.
W ten sposób mogła zwolnić swoich detektywów, aby wraz z kilkoma mundurowymi przetrząsnęli
sąsiedztwo. Ponieważ ekipa taksówkowa zgłosiła się na ochotnika do odwiedzenia jadłodajni
i pogadania z pracownikami oraz dostawcami, Nikki wyznaczyła Raleya i Ochoę (razem
nazywanych pieszczotliwie „Roach”), aby skupili się na znalezieniu dowodu tożsamości
i portfela. – Przeprowadźcie standardowe przeszukanie: kosze i kontenery na śmieci, kraty
w metrze, miejsca pod schodami do budynków albo każde inne miejsce nadające się
do porzucenia czegoś i szybkiej ucieczki. W tej okolicy nie ma zbyt wielu apartamentowców
z portierami, ale jeśli kogoś takiego zobaczycie, pytajcie. Aha, sprawdźcie też Dom Feniksa[4]
za rogiem. Może ktoś z naszych wracających do zdrowia przyjaciół był już na nogach i coś
słyszał lub widział.
Dwie sekundy później rozległy się sygnały komórek Raleya i Ochoi. Heat podniosła do góry
swój telefon i powiedziała: – Przesłałam wam zdjęcie twarzy nieboszczyka. Jeśli będziecie mieli
okazję, pokażcie je tu i ówdzie, kto wie?
– Jasne – odparł Ochoa. – Któż nie lubi oglądać przed śniadaniem zdjęcia uduszonej ofiary?
Gdy zaczęli wchodzić na schody, aby wydostać się na ulicę, jeszcze zawołała za nimi: –
I zwróćcie uwagę na kamery bezpieczeństwa, które mają wgląd na ulicę. Banki, sklepy
jubilerskie, wiecie, o co chodzi. Możemy później, gdy będą już mieli otwarte, wpaść do nich
i poprosić o odtworzenie nagrań.
_______
Detektyw Heat musiała pozbyć się podłego nastroju, jaki towarzyszył jej po rozmowie
z kierowniczką Więzów Przyjemności. Nikki wątpiła w to, że Raley obudził kobietę. Bardzo mocno
umalowana, ubrana w obcisły kostium z winylu, który skrzypiał za każdym razem, gdy zmieniała
pozycję na krześle, Roxanne Paltz sprawiała wrażenie, jakby była na nogach całą noc. Jej
okulary, jak u starszej pani, miały błękitne soczewki pasujące do końców sterczących,
zniszczonych rozjaśnianiem włosów, które wydzielały niedający się z niczym pomylić zapach
marihuany. Gdy Nikki wyjawiła prawdziwy powód swojej wizyty: martwy mężczyzna
w komnacie tortur, kobieta zbladła i zachwiała się. Heat pokazała jej zdjęcie ofiary w telefonie
komórkowym i kierowniczka mało nie zwymiotowała. Usiadła niepewnie i wypiła łykwody, którą
Nikki podała jej z lodówki, ale gdy doszła do siebie, powiedziała, że nigdy nie widziała tego
człowieka.
Kiedy Nikki zapytała, czy mogliby obejrzeć wideo z kamery bezpieczeństwa, zrobiło się
nieprzyjemnie i Roxanne Paltz nieoczekiwanie zaczęła bronić swoich praw konstytucyjnych.
Przemawiając z pozycji kogoś, kogo napada się po nocy tylko z powodu prowadzenia przez niego
seks biznesu, zarzuciła Nikki wykonanie nieuprawnionego przeszukania, które naruszyło poufność
danych klientów i nawet wolność słowa. Kierowniczka, chociaż było jeszcze przed szóstą rano,
zadzwoniła do swojego prawnika i wyrwała go ze snu. Nikki musiała znieść jej wrogie spojrzenia
rzucane spod rzęs pokrytych rozmazanym tuszem, gdy tamta głosem nieznoszącym sprzeciwu
powtarzała za adwokatem, że bez nakazu sędziego nie może być otwarta żadna szafka ani
wyświetlone żadne wideo.
– Ja tylko proszę o odrobinę współpracy – powiedziała Nikki.
Roxanne siedziała, słuchając swojego prawnika, i co chwila mu przytakiwała, kiwając głową,
co powodowało, że winylowy kostium za każdym razem skrzypiał. Po czym rozłączyła się
i powiedziała: – Mówi, abyś poszła się pieprzyć.
Nikki lekko się uśmiechnęła. – Sądząc z wyposażenia, jakie tu masz, to bardzo odpowiednie
miejsce do robienia takich rzeczy.
_______
Detektyw Heat wiedziała, że może zdobyć nakaz przeszukania, i właśnie skończyła rozmowę w tej
sprawie, gdy telefon, który trzymała w ręku, zawibrował. Dzwonił Raley. – Wyjdź na zewnątrz,
chyba coś mamy.
Wyszła z powrotem na chodnik, spodziewając się, że zobaczy słońce, ale nadal było ciemno.
Straciła na dole poczucie czasu i miejsca, i stwierdziła, że chyba dobrze się stało.
Detektywi Raley, Ochoa, Van Meter i Feller stali w półkolu po drugiej stronie ulicy pod zieloną
brezentową markizą pobliskiego sklepu spożywczego. Przecinając Siedemdziesiątą Czwartą, Nikki
musiała na chwilę stanąć, aby uniknąć zderzenia z kurierem pędzącym na rowerze z zimowymi
oponami. Gdy ją mijał, usłyszała nierówny oddech i zobaczyła czyjeś śniadanie zamówione
na wynos podskakujące w koszyku przewiązanym linką. Pomyślała, że może jednakjej praca nie
jest znowu taka ciężka. – Co macie? – zapytała, podchodząc do ekipy.
– Znaleźliśmy jakieś ciuchy i but wetknięte w szczelinę między tymi dwoma budynkami – rzekł
Ochoa, kierując promień światła z latarki na przerwę w murze oddzielającą sklep spożywczy
i znajdujący się tuż obok salon pielęgnacji paznokci. Raley podniósł parę ciemnych spodni
i czarne mokasyny z frędzlami, aby Nikki mogła zobaczyć, a następnie wsunął je do brązowej
papierowej torby na dowody rzeczowe. – Dziury takie jak ta? Klasyczne miejsce, aby coś
upchnąć – stwierdził Ochoa. – Nauczyłem się tego w Narkotykowym.
– Daj latarkę, wydaje mi się, że coś tu jeszcze jest. – Raley omiótł snopem światłą miejsce
przed szczeliną w ścianie. Kilka sekund później wyciągnął bliźniaczy mokasyn tego, który już
mieli, a potem powiedział: – No, kto by pomyślał?
– Co tam masz? – spytał Ochoa. – Nie bądź fiutem, co to jest?
– Poczekaj chwilę. Gdybyś tak nie pakował na siłowni, sam mógłbyś to zrobić. – Raley
wywinął ramię, aby mieć lepszy kąt dotarcia do szpary. – Mam cię. Jeszcze jedna obroża.
Nikki spodziewała się zobaczyć jakąś skórzaną część kostiumu z ostrymi kolcami ze stali
nierdzewnej i sprzączkami w kształcie litery D do przypinania, ale gdy Raley w końcu wstał
i dłonią w rękawiczce podniósł to coś do góry, to nie był wcale taki rodzaj obroży. To była
koloratka.
_______
W 2005 roku Nowy Jork wyasygnował jedenaście milionów dolarów na modernizację zaplecza
technologicznego policji – zbudowano Centrum Zbrodni Popełnianych w Czasie Rzeczywistym,
komputerowy węzeł operacyjny, który poza innymi licznymi możliwościami w zadziwiającym
wręcz tempie dostarcza raporty o zbrodniach i dane oficerom w terenie. Dzięki temu w mieście
liczącym blisko osiem i pół miliona mieszkańców detektyw Heat potrzebowała mniej niż trzech
minut na uzyskanie prawdopodobnej tożsamości ofiary z lochu tortur. Centrum uzyskało dostęp
do danych i ujawniło zgłoszenie o zaginięciu wielebnego Geralda Grafa wypełnione
poprzedniego wieczoru przez gospodynię z plebanii.
Nikki wyznaczyła Raleya i Ochoę, aby zostali i kontynuowali badania, a sama postanowiła
pojechać na przedmieścia w celu przesłuchania kobiety, która wypełniła zgłoszenie. Detektywi
Feller i Van Meter mieli już wolne, Dutch zaproponował, że pomoże Raleyowi i Ochoi.
Tymczasem Feller pojawił się przy oknie jej samochodu i powiedział, że jeśli ona nie ma nic
przeciwko jego towarzystwu, to również chętnie pojedzie. Nikki zawahała się, nie będąc pewna,
czy Feller nie chce sobie w ten sposób stworzyć możliwości zaproszenia jej później na drinka albo
kolację. Ale detektyw oferował tylko pomoc poza swoimi godzinami pracy, więc nie mogła
odmówić. Jeśli próbowałby czegoś innego, po prostu jakoś sobie z nim poradzi.
Kościół Opiekunki Niewinnych znajdował się na północnej granicy rewiru posterunku,
pośrodku Osiemdziesiątej Piątej między West End a Riverside. O tej porze porannego szczytu
dotarcie tam zajmuje około pięciu minut. Ale jak tylko Heat wyjechała na Broadway, przed
Beacon Theatre zatrzymało ich czerwone światło.
– Cieszę się, że wreszcie mam okazję porozmawiać z tobą sam na sam – odezwał się Feller.
– Na pewno – odparła Nikki i natychmiast skierowała rozmowę na inny temat. – Doceniam
twoją pomoc, Randy. Dodatkowa para oczu i uszu zawsze się przyda.
– Mam szansę, aby zapytać cię o coś bez świadków.
Spojrzała w górę na światła i rozważała przez chwilę, czy wyciągnąć policyjnego koguta. –
Tak?
– Wiesz już, jak ci poszło na egzaminie na porucznika? – zapytał. Nie było to pytanie, którego
się spodziewała. Nikki odwróciła się, aby na niego spojrzeć. – Zielone – poinformował i pojechała
dalej.
– Nie wiem, wydaje mi się, że dobrze. Trudno powiedzieć na pewno – odrzekła. – Cały czas
czekam na ogłoszenie wyników. – Kiedy ostatnio departament zaproponował udział w teście
na urzędników służby cywilnej, Heat wzięła w nim udział, nawet nie tyle z palącej chęci awansu
na wyższe stanowisko, ile z niepewności, kiedy znowu nadarzy się okazja. Kryzys ekonomiczny
spowodował cięcia budżetowe w Nowym Jorku tak samo, jak w wielu innych metropoliach,
i jedynym działaniem jej przełożonych było odsunięcie w czasie wyznaczonych testów, które
skutkowały podwyżkami.
Detektyw Feller chrząknął. – A gdybym ci powiedział, że obiło mi się o uszy, że wypadłaś
najlepiej? – Rzuciła mu szybkiej spojrzenie i skoncentrowała się na kierowcy ciężarówki
dostarczającej pieczywo, który zatrzymał się bez migaczy na jej pasie. Włączyła światła
ostrzegawcze i czekała, aż droga się zwolni, a Feller mówił dalej. – Wiem to na pewno.
– Skąd?
– Z pewnych źródeł wewnętrznych. W centrali. – Pochylił się w kierunku tablicy
rozdzielczej. – Mogę zmniejszyć temperaturę? Tu zaczyna być jakw piekarniku.
– Nie ma sprawy.
– Próbuję trzymać rękę na pulsie. – Jednym ruchem przekręcił wyłącznik, a potem
zdecydował się przekręcić jeszcze raz, zanim z powrotem się usadowił. – Nie mam zamiaru
do końca życia jeździć na tylnym siedzeniu tej taksówki, wiesz, co mam na myśli?
– Jasne, jasne. – Nikki okrążyła ciężarówkę z pieczywem. – Doceniam informację.
– To kiedy przejdziesz już przez ustną część i spełnisz te ich wszystkie inne nierealistyczne
wymagania – jak nauczenie się sekretnego uścisku dłoni, czy co tam jeszcze – wyświadczysz mi
przysługę? Nie zapomnij o kolegach, jaksię będziesz piąć po szczeblach kariery.
„Tu cię mam, a więc o to chodzi” – pomyślała Nikki. Czuła się trochę zażenowana. Cały czas
myślała, że Feller chce się umówić z nią na randkę, gdy tymczasem wszystko wskazywało na to,
że tak naprawdę chciał złowić ją w swoją sieć kontaktów. Odtworzyła w myślach jego obraz
w barze dla gliniarzy w śliniaku z papieru toaletowego i zastanowiła się, czy ta błazenada była
tylko dla zabawy, czy naprawdę był po prostu utalentowanym lizusem. Im więcej mówił, tym
bardziej ją w tym utwierdzał.
– Kiedy już dostaniesz tę złotą belkę, to będzie dla odmiany dobra wiadomość na posterunku.
Wiesz, o co mi chodzi.
– Nie jestem pewna – odparła. Na Siedemdziesiątej Dziewiątej trafili na następne czerwone
światło i, niestety, zanosiło się na dłuższe stanie.
– „Nie jestem pewna” – to śmiechu warte – powiedział. – Mam na myśli kapitana Montrose’a.
Nikki doskonale wiedziała, o co mu chodzi. Jej kapitan i mentor, Montrose, znalazł się pod
rosnącą presją centrali w kwestii dowodzenia Dwudziestym Posterunkiem. Czy to był wpływ
kryzysu ekonomicznego, wzrastającego bezrobocia, czy też nawrót do mrocznych czasów
chaosu, zanim Nowym Jorkiem zaczął rządzić Giuliani, we wszystkich pięciu dzielnicach powoli
zwiększała się liczba zbrodni. Co gorsza, osiągała swój szczyt w okresie wyborów, więc niejako dla
równowagi wszystko, co najgorsze, spadało na dowódców posterunków. Ale Heat widziała, że jej
kapitan dostaje większe cięgi. Wzywano go samego na dodatkowe spotkania i besztano, spędzał
w Kwaterze Głównej tyle samo czasu, co w swoim biurze. Pod wpływem stresów jego
osobowość zmroczniała, stał się wyobcowany. Nie, to było nawet coś więcej – stał się skryty
i tajemniczy. To sprawiło, że Nikki zastanawiała się, czy oprócz spraw związanych ze statystyką
pracy posterunku nie chodzi jeszcze o coś innego. Teraz martwiło ją, że prywatne upokorzenie
szefa wyszło na jaw i stało się tematem plotek. Jeśli Feller o tym wiedział, inni też wiedzieli.
Lojalność kazała jej odbić piłeczkę i wesprzeć Montrose’a.
– Słuchaj, Randy, a komu w dzisiejszych czasach nie dają wycisku? Słyszałam, że te
cotygodniowe spotkania na temat statystyk komputerowych w centrali są tak samo straszne dla
wszystkich kapitanów, nie tylko dla mojego.
– Poważnie? – odparł. – Powinni zrobić otwór w podłodze, aby krew miała gdzie odpłynąć.
Zielone.
– Chryste, dopiero co się zmieniło. – Nikki dodała gazu.
– Przepraszam. Dutcha też to doprowadza do szału. Mówię ci, muszę wydostać się z tej
taksówki. – Opuścił szybę i splunął na jezdnię. Kiedy zamknął okno, dodał: – Tu nie chodzi tylko
o statystyki. Mam kumpla w Wydziale Spraw Wewnętrznych. Mają twojego dowódcę
na celowniku.
– Bzdury.
– Żadne bzdury.
– Za co?
Wzruszył ramionami teatralnym gestem. – To Sprawy Wewnętrzne, to jakmyślisz?
– Nie. Nie kupuję tego – zaprotestowała.
– To nie kupuj. Może jest czysty, ale mówię ci, że jest w opałach, a oni tylko ostrzą siekierkę.
– Żadne może. Montrose jest czysty. – Skręciła w Osiemdziesiątą Piątą. Mieli do pokonania
jeszcze odległość półtorej przecznicy, było już widać krzyż na dachu kościoła. W oddali,
po drugiej stronie rzeki Hudson, w promieniach wschodzącego słońca różowiły się
apartamentowce i drapacze chmur. Gdy przecinali West End, Nikki wyłączyła przednie światła.
– Kto wie? – powiedział Feller. – Ty idziesz w górę, może znajdziesz się w sytuacji, że będziesz
mogła przejąć posterunek, jeśli on pójdzie na dno.
– On nie idzie na dno. Montrose jest pod presją, ale to dobry człowiek.
– Skoro takmówisz.
– Takmówię. Jest nieskazitelny.
Wysiadając z samochodu przed plebanią, Nikki żałowała, że nie przyjechała tu sama. Nie, tak
naprawdę żałowała, że Feller nie zaprosił jej po prostu na drinka, na kręgle albo nawet
na rozbieraną randkę. Wolałaby wszystko inne od tej rozmowy.
Wyciągnęła rękę w stronę dzwonka, ale zanim zdołała go nacisnąć, w witrażowym oknie
w drzwiach zobaczyła małą głowę i drzwi zaraz się otworzyły, ukazując drobną kobietę w wieku
przed siedemdziesiątką.
Nikki odniosła się do swoich notatek z informacji Centrum Zbrodni. – Dzień dobry, czy pani
Lydia Borelli?
– Tak, a państwo jesteście z policji, poznaję.
Po okazaniu legitymacji i przedstawieniu się, Nikki zapytała: – To pani zadzwoniła w sprawie
wielebnego Grafa?
– Och, bardzo się denerwuję. Proszę, niech państwo wejdą. Wargi gospodyni drżały i machała
nerwowo rękami. Przy pierwszej próbie zamknięcia drzwi nie trafiła w klamkę. – Znaleźliście go?
Czy z nim wszystko w porządku?
– Pani Borelli, czy ma pani może jakieś niedawne zdjęcie, które mogłabym zobaczyć?
– Ojca Grafa? No cóż, jestem pewna, że gdzieś... już wiem.
Po grubym dywanie, który tłumił kroki, poprowadziła ich do salonu i do sąsiadującego z nim
gabinetu księdza. Na półkach wbudowanych nad biurkiem, między książkami a bibelotami stało
kilka zdjęć w szklanych ramkach. Gospodyni zdjęła jedno z nich, przeciągając palcem po górnej
części ramki, aby zebrać z niej kurz, zanim dała je Nikki. – To jest z ostatniego lata.
Heat i Feller stanęli obok siebie, aby mu się przyjrzeć. Zdjęcie wykonano na jakimś wiecu
protestacyjnym. Przedstawiało, tuż za dużym transparentem, kapłana i trzech trzymających się
za ręce Hiszpanów, którzy prowadzili marsz. Twarz wielebnego Grafa, uchwycona w połowie
śpiewania pieśni, to z całą pewnością była twarz ofiary z Więzów Przyjemności.
Gospodyni przyjęła wiadomość ze stoickim spokojem, czyniąc znak krzyża, i skłoniła głowę
w cichej modlitwie. Gdy skończyła, na jej skroniach pojawiły się rumieńce, a po policzkach
popłynęły łzy. Na stoliku obok kanapy znajdowały się chusteczki do nosa. Nikki podała pudełko
i kobieta wzięła kilka z nich.
– Jakto się stało? – zapytała, wpatrując się w trzymane w rękach chusteczki.
Mając na względzie wrażliwość gospodyni, Heat nie chciała w tym momencie zdradzać jej
szczegółów śmierci księdza w lochu seksualnych praktyk sadomasochistycznych. – Cały czas to
badamy.
Kobieta podniosła wzrok. – Czy cierpiał?
Detektyw Feller zerknął na Nikki i odwrócił się, aby ukryć twarz, znalazłszy nagle zajęcie
w postaci ustawiania zdjęcia na półce.
– Będziemy znali więcej szczegółów po przeprowadzeniu sekcji zwłok – odparła Heat, mając
nadzieję, że jej wymówka była wystarczająco przekonująca, aby kobieta w nią uwierzyła. –
Wiemy, że to jest dla pani ogromna strata, ale będziemy chcieli niedługo, oczywiście nie teraz,
aby odpowiedziała pani na kilka pytań.
– Naturalnie, wszystko, czego państwo potrzebują.
– Teraz, pani Borelli, bardzo by nam pomogło, gdybyśmy mogli rozejrzeć się po plebanii. Wie
pani, przeszukać jego papiery, sypialnię.
– Jego szafę – dorzucił Feller.
Nikki zrobiła krok do przodu. – Chcemy poszukać czegokolwiek, co pomogłoby nam dowiedzieć
się, kto to zrobił.
– Jeszcze raz? – Gospodyni spojrzała na nią zaskoczona.
– Powiedziałam, że chcielibyśmy poszukać...
– Słyszałam, co pani powiedziała. Chodzi mi o to, czy musicie przeszukać jeszcze raz?
Nikki podeszła do gospodyni. – Czy chce pani powiedzieć, że ktoś już tu robił przeszukanie?
– Tak. Ostatniej nocy, inny policjant. Powiedział, że sprawdza moje zgłoszenie na temat
zaginięcia.
– Rzeczywiście, zdarza się, że czasami wchodzimy sobie w drogę – odrzekła Nikki. Tak mogło
być w tym przypadku, ale jej niepokój wzrastał. Pochwyciła spojrzenie Fellera, które jej
powiedziało, że słucha uważnie. – Mogę spytać, co to był za policjant?
– Zapomniałam jego nazwiska. Przedstawił się, ale ja byłam taka zdenerwowana. Starość nie
radość. – Zaśmiała się, a potem znowu załkała. – Pokazał mi odznakę, taką samą jak wasze, więc
pozwoliłam mu się tu pokręcić. Oglądałam telewizję, a on się rozglądał.
– No cóż, jestem pewna, że złożył raport. – Nikki wyciągnęła swój reporterski kołonotatnik. –
Może go rozpoznam, jeśli go pani opisze.
– Oczywiście. Wysoki. Czarny. Albo jak to mówią w dzisiejszych czasach, Afroamerykanin.
Bardzo miły, miał przyjemną twarz. Łysy. Aha, i takie niewielkie znamię albo pieprzyk czy coś
tam innego, o tutaj. – Klepnęła się w policzek.
Heat przestała notować i nałożyła skuwkę na pisak. Miała wszystko, czego potrzebowała.
Gospodyni właśnie opisała kapitana Montrose’a.
ROZDZIAŁ DRUGI
Detektyw Heat nie była pewna, co wolałaby bardziej: przyjść na posterunek i zastać kapitana
Montrose’a, co pozwoliłoby dowiedzieć się czegoś o jego wizycie poprzedniej nocy na plebanii,
czy zobaczyć puste krzesło szefa i odłożyć spotkanie na później. Jak się okazało, tego ranka, tak
samo zresztą jak wiele innych razy, to ona pierwsza zapaliła światła w sali odpraw Wydziału
Zabójstw. Biuro kapitana było zamknięte na klucz i za szklaną ścianą, która dawała mu widok
na cały pokój ekipy, panowała ciemność. Uczucie, jakiego Nikki doznała, widząc puste biuro
szefa, dało jej odpowiedź na postawione pytanie: co wolałaby bardziej – była rozczarowana. Nie
lubiła odkładać spraw na później, zwłaszcza jeśli temat był drażliwy, instynkt bowiem
podpowiadał jej, aby najpierw wydobyć wszystko na wierzch, a potem dopiero sobie z tym
radzić.
Mówiła sobie, że to burza w szklance wody, wystarczy tylko oczyścić atmosferę i wszystko
wróci do normy. Na pierwszy rzut oka w wizycie kapitana na plebanii kościoła Opiekunki
Niewinnych nie było nic niewłaściwego. Zgłoszenie zaginięcia mieszkańca ich rewiru dawało
wystarczającą podstawę do rozmowy z kobietą, która zgłosiła ten fakt. To była zwykła procedura
policyjna.
Nie było jednak standardem, że sam dowódca posterunku zajmował się takim zgłoszeniem.
Na ogół spadało ono na barki niższego rangą detektywa albo nawet doświadczonego
mundurowego. Dokonywanie przeszukania w pojedynkę również się zdarzało, ale było trochę
nietypowe.
Godzinę wcześniej Heat i detektyw Feller nałożyli rękawiczki i przeszli się po miejscu zbrodni.
Nie znaleźli żadnych oznak walki, rozbijania czegokolwiek, plam krwi, listów z pogróżkami czy
czegoś innego, co zwróciłoby ich uwagę. Czekali na przybycie Jednostki Zbierania Dowodów,
niewątpliwie bardziej od nich dokładnej. Nikki wciąż czuła ulgę, że Feller był dyskretny i nic nie
powiedział, nawet jeśli miał to wyraźnie wypisane na twarzy. Wiedziała, co myślał. Montrose,
będący pod silnym naciskiem ze strony swoich przełożonych i mający przed sobą
prawdopodobne śledztwo Wydziału Spraw Wewnętrznych z powodu niewiadomych zarzutów,
odszedł od normalnych procedur i osobiście odwiedził miejsce zamieszkania torturowanej ofiary
tej samej nocy, kiedy zmarła. Kiedy Nikki wysadziła Fellera obok stacji metra
na Osiemdziesiątej Szóstej, powiedział tylko: – Powodzenia... pani porucznikHeat.
Nikki, korzystając z tego, że była tego ranka pierwsza w sali odpraw, bardzo chciała złapać
Montrose’a i porozmawiać z nim w cztery oczy, zanim nadejdą inni. Zalewając sobie płatki
mlekiem w służbowej kuchni, wybrała jego numer w telefonie komórkowym. – Kapitanie, tu
Heat. Siódma dwadzieścia dziewięć – powiedziała, gdy włączyła się poczta głosowa. – Proszę
oddzwonić, jaktylko będzie pan mógł. – Krótko i zwięźle. Wiedział, że dzwoni tylko wtedy, jeśli to
naprawdę ważne. Zaniosła kartonową miseczkę płatków na biurko i jedząc w panującej wokół
ciszy, czuła ciężar całego miesiąca poranków bez Rooka. Jeszcze raz spojrzała na zegarek.
Wskazówki przesunęły się do przodu, ale cholerny kalendarz ani drgnął.
Zastanawiała się, co może teraz robić Rook. Wyobraziła go sobie siedzącego na skrzyni
z amunicją w cieniu baraku z blachy falistej na jakimś odległym lądowisku w środku dżungli
w Kolumbii albo Meksyku, według marszruty, jaką pobieżnie przedstawił, zanim pocałował ją
na pożegnanie w drzwiach jej mieszkania. Zamknęła za nim drzwi, pobiegła do okna w wykuszu
i czekała, obserwując spaliny z rury wydechowej czekającego na niego samochodu. Pragnęła
ostatni raz zobaczyć Rooka, zanim zniknie. Poczuła w środku ciepło, przypominając sobie, jak
zatrzymał się, odwrócił i przesłał jej pocałunek. Teraz ten obraz stał się mglistym wspomnieniem.
Zastąpił go inny, który Nikki sobie stworzyła – Rooka we wrogim kraju, tłukącego moskity
i zapisującego nazwiska podejrzanych handlarzy bronią w notesie marki Moleskine. Bez wątpienia
był to Rooknieumyty, zarośnięty i miał spocone pośladki. Pragnęła go.
Komórka Heat rozbłysnęła SMS-em od kapitana Montrose. – Jestem w centrali. Skontaktuję się,
jak wyjdę. – Jak to zwykle bywało, tkwił tam na rytualnym spotkaniu w sprawie
odpowiedzialności finansowej posterunku. To sprawiło, że Nikki zaczęła rozważać gorsze strony
swojego nieuchronnie zbliżającego się awansu. Jeden szczebel drabiny za wysoko i głowa
wystaje nad parapetem, stając się dużym widocznym celem.
_______
Kiedy trzydzieści minut później, tuż po ósmej, Nikki Heat ze swoją ekipą i funkcjonariuszami,
których ściągnęła z Wydziału Włamań, rozważała kilka szczegółów sprawy, które mieli do tej
pory, w sali odpraw Wydziału Zabójstw były już tylko miejsca stojące. Stała przed dużą białą
tablicą, na której przymocowała magnesami dwa zdjęcia wielebnego Grafa. Pierwsze z nich,
przedstawiające martwego księdza, zrobione przez ekipę techników śledczych, było o wiele
lepszej jakości niż to, które sama pstryknęła telefonem komórkowym. Obok fotografii umieściła
zdjęcie z marszu protestacyjnego, wykadrowane i powiększone tak, aby ukazywało tylko twarz. –
To jest nasza ofiara, wielebny Gerald Graf, ksiądz z kościoła Opiekunki Niewinnych. –
Odtworzyła okoliczności śmierci duchownego i szybkoschnącym markerem zakreśliła na osi
czasu narysowanej wzdłuż tablicy moment zaginięcia, przypuszczalne godziny zgonu i odkrycia
zwłok. – Kserokopie tych zdjęć już się dla was robią. Będą też, jak zwykle, na serwerze razem
z innymi szczegółami, abyście mieli do nich dostęp z komóreki laptopów.
Ochoa odwrócił się do gliniarza wypożyczonego z Wydziału Włamań, detektywa Rhymera,
który siedział z tyłu na szafce z dokumentami. – Hej, Opie, gdybyś się zastanawiał, laptop to jest
taka maszyna do pisania z migającymi światełkami.
Dan Rhymer, były żołnierz Żandarmerii Wojskowej obu Karolin, który został w Nowym Jorku
po odsłużeniu swojego w armii, był przyzwyczajony, że mu dokuczają. Nawet w domu
przezywali go Opie. Odparował ze swoim południowym akcentem: – Że jak? Komputer laptop?
O, kurczę! Nic dziwnego, że nie mogłem opiec na tym czymś kanapki z oposa.
Próbując przekrzyczeć zbiorowy rechot, Heat rzuciła: – Przepraszam! Czy ktoś ma coś
przeciwko, że powiem co nieco na temat śledztwa?
– Oj, niedobrze – odezwała się detektyw Sharon Hinesburg. Nikki zaśmiała się do towarzystwa,
dopóki ta nie dodała: – Wypróbowujesz nowy styl dowodzenia porucznika? – Przytyk nie zdziwił
Heat, bardziej była zaskoczona faktem, że jej oczekiwany awans był tematem powszechnych
plotek. Oczywiście ich źródłem była Hinesburg, niezbyt zdolna policjantka, której głównym
talentem było działanie Nikki na nerwy. Ktoś widocznie musiał powiedzieć Sharon, że jej
szczerość jest niebanalna. Heat pomyślała, że źle się jej przysłużył.
– Co tu mamy na temat przyczyny śmierci? – zapytał Raley, dając Heat powrócić do tematu
śledztwa i rozbrajając podrzucony przez Hinesburg granat.
– Wstępne wyniki nic nam nie mówią. – Nikki nawiązała kontakt wzrokowy z Raleyem, który
prawie niedostrzegalnym skinięciem głową dał jej dowód solidarności. – Prawdę mówiąc, nie
możemy nawet zakwalifikować tego oficjalnie jako zabójstwa, dopóki nie zostanie
przeprowadzona sekcja zwłok. Rodzaj śmierci stwarza możliwość, że to był wypadek. Mamy tutaj
i przypuszczalne problemy zdrowotne ofiary, i zamiary zawodowca...
– ...albo zabójcy – wtrącił Ochoa.
– Albo zabójcy – zgodziła się Heat. – Wielebny Graf był osobą zaginioną, co zwiększa
możliwość popełnienia przestępstwa. – Mimowolnie jej wzrok podążył do pustego biura kapitana
Montrose’a, a potem znów spoczął na ekipie. – Musimy więc zachować otwarte umysły.
– Czy ojczulek był zboczeńcem? – ponownie odezwała się, subtelna jak zawsze, Hinesburg. –
Mam na myśli, co do diabła ksiądz robił w tym lochu perwersji? – Było to może nie
najdelikatniejsze, ale trafne pytanie.
– Dlatego będziemy teraz pracować nad tym pod kątem praktyk BDSM[5] – rzekła Heat. –
Nadal są mi potrzebne rozmowy z gospodynią i innymi z parafii na temat księdza. Jego związki,
rodzina, wrogowie, egzorcyzmy, ministranci – nigdy nic nie wiadomo. Wszystko jest niby
oczywiste, ale tuż obok mamy tortury seksualne. Gdy tylko zdobędziemy nakaz, co powinno
wkrótce nastąpić, poproszę detektywa Raleya, aby poszedł obejrzeć tę taśmę z kamery
bezpieczeństwa. Zobaczymy, kiedy wielebny tam przyszedł i w czyim towarzystwie.
– Nie wspominając już, w jakim stanie – dodał Raley.
– Zwłaszcza to. Wydobądź zdjęcia wszystkich, którzy tam wchodzili i stamtąd wychodzili przed
i po. – Nikki wypisała na białej tablicy skrzypiącym markerem starannymi drukowanymi
literami: „Wideo z kamery bezpieczeństwa”. Podkreśliła napis i powiedziała: – Podczas gdy Raley
będzie się tym zajmował, spróbujmy się dowiedzieć, czy nasza ofiara miała jakieś szczególne
zwyczaje, upodobania. – Ochoa, Rhymer, Gallagher, Hinesburg – przejdźcie się po klubach
i popularnych jaskiniach rozpusty.
– Tak jest, dowódco! – zasalutowała Hinesburg, ale nikt się nie roześmiał. Pozostali byli już
gotowi, aby udać się do swoich zadań.
Kilka minut później Nikki odłożyła słuchawkę telefonu i zawołała przez salę odpraw: – Ochoa,
zmiana planów! – Podeszła do jego biurka, przy którym przeglądał wydruki ofert klubów
w niesławnej Dungeon Alley – alei Lochów na Manhattanie. – Dzwonili z plebanii technicy
od zbierania dowodów. Gospodyni twierdzi, że ktoś poprzestawiał rzeczy i kilka przedmiotów
zginęło. Kierowniczka Więzów Przyjemności i jej prawnik czekają na mnie w pokoju
przesłuchań, więc może ty się tam wybierzesz i dowiesz, o co chodzi.
– Jeśli ładnie poproszę, to czy mogę zrezygnować z obchodu trasy zboczków i załatwić sprawę
plebanii? – Hinesburg pojawiła się w zasięgu wzroku Heat.
Ponieważ wszystko wskazywało na to, że chce w ten sposób niejako ukradkiem przeprosić
za wcześniejszą kąśliwą uwagę, Nikki zważyła korzyści, które mogły z tego płynąć. – Może tak
być, Oach?
– Niech pomyślę... – Ochoa uniósł dłonie, naśladując szalki wagi – ...kościół albo jaskinia seksu,
kościół albo jaskinia seksu... – Opuścił ręce. – Zapal za mnie świeczkę, jaktam będziesz, Sharon.
– Dzięki – powiedziała Hinesburg. – I przepraszam, że tak ci dołożyłam, za agresywny ton. Nie
zdawałam sobie sprawy, że masz na głowie... – w konspiracyjny sposób pochyliła się w stronę
Heat i dokończyła – ...inne sprawy.
Kiedy Nikki rzuciła jej zdziwione spojrzenie, Sharon podetknęła szefowej pod nos poranne
wydanie Ledgera otwarte na stronie „Świat plotek”, działu poświęconego życiu celebrytów. –
Chcesz powiedzieć, że jeszcze tego nie widziałaś?
Heat zamrugała oczami na widok zdjęcia. Tuż pod fotografią Andersona Coopera[6]
z przyjęcia charytatywnego znajdowało się zajmujące ćwierć strony ujęcie z ukrytej kamery
przedstawiające Rooka wychodzącego w towarzystwie olśniewającej kobiety z Le Cirque[7].
Podpis głosił: „Zadowolony klient? Jameson Rook, dziennikarz i supergwiazda do wzięcia, oraz
jego agentka literacka Jeanne Callow cali w uśmiechach po eleganckim tête-à-tête w Le Cirque
ostatniego wieczoru”.
Jak zawsze „delikatna”, Hinesburg dodała: – Wydawało mi się, że mówiłaś, iż Rook wyjechał
pracować nad artykułem o handlarzach bronią. – Nikki słyszała jej słowa, ale nie była w stanie
oderwać wzroku od fotografii. – Najgorsza zima od 1906, a ta bez rękawów. Założę się, że gdy
Rookmówił o zamiarze polowania na pistolety, nie myślałaś, że chodzi mu o takie.
_______
Wzywali ją do pokoju przesłuchań. Nikki poszła tam jakna autopilocie, wciąż dochodząc do siebie
po psychicznym nokaucie. Nie mogła tego pojąć, nie chciała w to uwierzyć... Rook nie tylko
wrócił, lecz także pokazywał się publicznie, podczas gdy ona czekała na niego, jak żona kapitana
żaglowca przechadzająca się po brzegu morza, przeszukująca wzrokiem horyzont, aby dojrzeć
maszt. Żadnej brody, żadnych spoconych pośladków – był czyściutki, ogolony i oplatał swoją
wygimnastykowaną agentkę ramieniem obleczonym w rękaw marynarki z kolekcji Hugo Bossa.
Gdy zamierzała wejść do pokoju obserwacyjnego, w drzwiach dopadł ją detektyw Raley
i Heat wyrzuciła z głowy Rooka, chociaż wciąż jeszcze czuła się kompletnie rozbita. – Mam
kiepskie wieści, jeśli chodzi o kamerę bezpieczeństwa – zakomunikował Raley. Trzymał w rękach
pudło z przyklejonym z boku formularzem „Zebrane dowody”.
– Domyślam się, że tu jest taśma, zgadza się?
– Taśmy – tak. Ta konkretna taśma – nie. Kiedy otworzyłem szafkę, zaczęła się odtwarzać ta, co
już była w środku, a naklejka na niej była z datą sprzed dwóch tygodni.
– Cudownie – stwierdziła Heat. – I nie ma nic z ostatniej nocy?
– Te taśmy nie nagrały nic przez ostatnich kilka tygodni. Sprawdzę, ale będziemy mieli
szczęście, jeśli coś zobaczymy.
Nikki rozważyła to szybko. – Niezależnie od wszystkiego, przejrzyj to, co tutaj masz,
i wyodrębnij twarze. Nigdy nic nie wiadomo, możemy tu zobaczyć wielebnego Grafa i z kimś go
powiązać.
Raley zniknął w korytarzu wraz z pudłem z taśmami. Nikki poszła dalej do pokoju przesłuchań.
_______
– Już zadała pani mojej klientce to pytanie – powiedział Simmy Paltz, wskazując palcem
wygiętym przez artretyzm na leżący na stole żółty zeszyt. Wysuszony i żylasty prawnik
wyglądał, jakby miał sto lat – sama skóra i kości. Nosił krawat modny w latach
siedemdziesiątych, zawiązany w duży węzeł, ale Nikki z powodzeniem mogłaby wsunąć rękę aż
po nadgarstek między zmechacony kołnierzyk Simmy’ego a jego kogucią szyję. Staruszek
wydawał się jednakwystarczająco przenikliwy i na pewno był bezkompromisowym adwokatem.
Heat domyśliła się, że jednym ze sposobów obniżenia kosztów w małej firmie Więzy
Przyjemności było zatrudnienie dziadka albo stryjecznego dziadka jako doradcy prawnego.
– Chciałam dać jej czas na przemyślenie odpowiedzi, niech jej pamięć wykona swoje
zadanie – odrzekła Nikki. Zwróciła się bezpośrednio do Roxanne Paltz, która w dalszym ciągu
miała na sobie ten sam winylowy kostium i taki sam wyraz pogardy na twarzy, jako szóstej rano
w swoim biurze. – Jest pani absolutnie pewna, że nie miała do czynienia z wielebnym Grafem?
– Może w kościele?! Proszę mnie nie rozśmieszać. – Roxanne oparła się o krzesło i z satysfakcją
skinęła głową w stronę doradcy. – On nie był naszym klientem.
– Ha! – odezwał się jej prawnik. – I tyle pani przyszło z nakazu. – Jego oczy za brudnymi
okularami, które zakrywały mu połowę twarzy, wydały się Nikki ogromne.
– Pani Paltz, kto miał klucze?
Roxanne spojrzała na swojego adwokata, który ruchem głowy dał jej znać, aby mówiła.
Odpowiedziała: – Tylko ja. Jeden komplet.
– I nie ma żadnych innych taśm?
– A co ona jest? – wtrącił się prawnik– Bezpieczeństwo Krajowe?
– Prawda jest taka – kontynuowała Roxanne. – Ta plastikowa bańka na suficie spełnia swoje
zadanie: trzyma wszystkich w ryzach. Klienci widzą, że jest, i się zachowują. Coś w takim stylu,
jak dzwoni się do obsługi klienta i słyszy: „Ta rozmowa jest nagrywana”. Taki ichni sposób
Spis treści Karta redakcyjna Dedykacja Rozdział pierwszy Rozdział drugi Rozdział trzeci Rozdział czwarty Rozdział piąty Rozdział szósty Rozdział siódmy Rozdział ósmy Rozdział dziewiąty Rozdział dziesiąty Rozdział jedenasty Rozdział dwunasty Rozdział trzynasty Rozdział czternasty Rozdział piętnasty Rozdział szesnasty Rozdział siedemnasty Rozdział osiemnasty Rozdział dziewiętnasty Rozdział dwudziesty Podziękowania Przypisy
Tytuł oryginału: HEAT RISES Redakcja: MAŁGORZATA UBA Korekta: MAŁGORZATA UBA, JOANNA MYŚLIWIEC Skład i łamanie: JOANNA MYŚLIWIEC Castle © ABC Studios. All rights reserved. Copyright for the Polish translation by Katarzyna Godycka Copyright for this edition by 12 Posterunek, 2014 Originally published in the United States and Canada in 2010 by Hyperion as NAKED HEAT by Richard Castle. This translated edition published by arrangement with Hyperion. ISBN 978-83-63737-08-5 Wydawnictwo 12 Posterunek e-mail: kontakt@12posterunek.pl Strona internetowa: www.12posterunek.pl Konwersja: eLitera s.c.
Dedykuję kapitanowi Royowi Montgomery z Wydziału Zabójstw Policji Nowojorskiej. Postawił na swoim i nauczył mnie wszystkiego, co muszę wiedzieć na temat odwagi i charakteru.
ROZDZIAŁ PIERWSZY Nowy Jorkma to do siebie, że nigdy nie wiadomo, co znajduje się za drzwiami. Detektyw Nikki Heat myślała o tym, jak zresztą już wiele razy wcześniej, parkując swój crown victoria. Obserwowała światła policyjnego radiowozu i ambulansu liżące witryny sklepów na Siedemdziesiątej Czwartej od strony Amsterdam Avenue. Wiedziała na przykład, że zwykłe drzwi winiarni naprawdę prowadzą do sztucznej jaskini w kolorach delikatnego beżu i terakoty, ze stertami butelekumieszczonych w niszach ozdobionych rzecznymi otoczakami sprowadzonymi z Francji. Po przeciwnej stronie ulicy drzwi czegoś, co w czasach Franklina Delano Roosevelta było bankiem, otwierały klatkę schodową schodzącą spiralnie w dół do całego ciągu wewnętrznych boksów, które w weekendowe popołudnia wypełniały się nadziejami nastoletnich graczy w baseball i gwarem dziecięcych przyjęć urodzinowych. Ale tego ranka, tuż po czwartej, najbardziej nijakie ze wszystkich drzwi, tam się znajdujących, matowe, bez żadnego oznaczenia, jedynie z umieszczonym powyżej numerem ulicy wyciętym z czarno-złotej folii samoprzylepnej ze sklepu z narzędziami, odkrywały tajemnicę najbardziej zadziwiającego wnętrza cichego budynku. Stojący na straży przed drzwiami mundurowy przestępował z nogi na nogę, aby się ogrzać. Nikki była w stanie dostrzec parujący oddech funkcjonariusza z odległości czterdziestu metrów. Sylwetka mężczyzny rysowała się w dochodzącym z wewnątrz świetle roboczych reflektorów, które przekształciło mleczne szkło drzwi w oślepiający portal rodem z Bliskich spotkań trzeciego stopnia. Heat wysiadła z samochodu, i chociaż ostre powietrze uderzyło ją w nozdrza i spowodowało łzawienie oczu, nie zapięła płaszcza. Rozchyliła go jeszcze szerzej, upewniając się, że ma łatwy dostęp do zatkniętego pod nim sig sauera. Po czym zmarznięta detektyw do spraw zabójstw odprawiła kolejny rytuał: stanęła na chwilę w ciszy, aby w ten sposób niejako uhonorować zwłoki, które miała za chwilę zobaczyć, aby potwierdzić, że ciało ofiary lub przestępcy było istotą ludzką, zasługiwało na szacunek i indywidualne traktowanie, a nie funkcjonowanie jako jeszcze jedna rubryka w statystykach. Nikki powoli wciągnęła powietrze i wydało się jej, że jest ono takie samo jak tamtej nocy dziesięć lat temu, w przeddzień Święta Dziękczynienia, kiedy przyjechała do domu na ferie, a jej matka została śmiertelnie pchnięta nożem i porzucona na kuchennej podłodze. Heat zamknęła oczy, aby tym razem przeżyć własną chwilę. – Coś nie tak, pani detektyw? – Chwila uciekła. Nikki się odwróciła. Tuż przed nią zahamowała taksówka, a z tylnego siedzenia przez okno wychylał się pasażer. Rozpoznała i jego, i kierowcę. Uśmiechnęła się.
– Nie, Randy, wszystko w porządku. – Heat podeszła do taksówki i uścisnęła rękę detektywa Randalla Fellera. – Unikasz kłopotów? – Mam nadzieję, że nie – odparł ze śmiechem, który zawsze przypominał jej Johna Candy’ego[1]. – Pamiętasz Dutcha. – Wskazał ruchem głowy siedzącego za kierownicą detektywa Van Metera. Feller i Van Meter pracowali jako tajni agenci w oddziale taksówkowym nowojorskiej policji kierowanym przez Oddział Operacji Specjalnych, specjalnej jednostce przeciwdziałania zbrodniom, która krążyła po ulicach Nowego Jorku w specjalnie wyposażonych żółtych taksówkach. Ubrani po cywilnemu policjanci z oddziału taksówkowego to stara gwardia – twardzi faceci, którzy nie dawali sobie wciskać kitu, robili, co chcieli, i jeździli, gdzie chcieli. Taksówkowi gliniarze mieli pełną swobodę poruszania się po mieście. Starali się zapobiegać przestępstwom, choć ostatnio zaczęto kierować ich patrole do miejsc, w których wzrastała liczba napadów, włamań i zbrodni ulicznych. Kierowca uchylił okienko po swojej stronie i skinął głową na powitanie, sprawiając, że Nikki zaczęła się zastanawiać, po co w ogóle zawracał sobie głowę otwieraniem szyby. – Uważaj Dutch, zagadasz ją. – Zarżał znów chichotem Candy’ego detektyw Feller. – Masz szczęście, Nikki Heat, że wezwano cię w środku nocy. – Niektórzy są wyjątkowo źle wychowani. Dać się zabić o takiej porze! – rzucił Dutch. Nikki jakoś nie mogła sobie wyobrazić detektywa Van Metera poświęcającego kiedykolwiek czas na refleksję przed spotkaniem z ofiarą. – Słuchajcie – powiedziała – nie to, że nie lubię stać na mrozie, ale czekają tam na nas. – A gdzie twój ogon? – spytał Feller tonem wskazującym na zainteresowanie. – Ten pisarz, jak mu tam? Cały Feller, znowu węszył. Za każdym razem, gdy się spotykali, sprawdzał, czy Rook jeszcze się dla niej liczy. Miał na Nikki oko od nocy sprzed kilku miesięcy, kiedy uciekła wynajętemu teksańskiemu zabójcy z mieszkania Rooka. Po bójce Heat z Teksańczykiem Feller i Dutch byli w pierwszej ekipie policjantów, która pospieszyła jej z pomocą. Od tamtego czasu Feller nigdy nie przepuścił okazji, aby udawać, że nie pamięta nazwiska Rooka, i ją wybadać. Nikki radziła sobie z tym, zainteresowanie mężczyzn nie było jej obce, a nawet jej się podobało, o ile nie przekraczali dozwolonej granicy, ale Feller... W komedii romantycznej bardziej pasowałby do typu bohatera komediowego niż amanta: raczej podśmiewający się brat niż obiekt westchnień. Zabawny detektyw Feller był dobrym kompanem, ale raczej do wypadu na piwo w policyjnym barze niż na wieczór przy świecach i sancerre[2] w restauracji. Dwa tygodnie wcześniej widziała go, jak wychodził z męskiej toalety w pubie Plug Uglies z owiniętym wokół szyi papierem toaletowym, pytając wszystkich, czy też im się podoba śliniakz homarem. – „Jak mu tam”? – powtórzyła Nikki. – Ma zadanie do wykonania. Ale wraca pod koniec tygodnia – dodała, aby podkreślić wypowiedź. – Detektyw odczytał w jej głosie jeszcze coś innego. – To dobrze czy źle? – Dobrze – odparła Nikki trochę zbyt opryskliwie. Błysnęła więc uśmiechem, próbując złagodzić ton. – Naprawdę dobrze. – Po czym, już dla przekonania samej siebie, dodała: –
Naprawdę dobrze. _______ To, co Nikki znalazła po drugiej stronie drzwi, nie było miejską świątynią enologii z artystycznie rozmieszczonymi zielonymi butelkami, nie słyszała też odgłosów gry w squasha. Na schodach do piwnicy powitał ją duszący zapach mieszanki kadzideł z oparami ostrych chemikaliów. Idący tuż za nią detektyw Van Meter jęknął niskim głosem, a gdy była już niemal na dole, usłyszała, jak Dutch i Feller naciągają rękawiczki. – Jeśli złapię tu jakiegoś syfa, oskarżę to cholerne miasto. Dotarli do czegoś, co tylko z litości można by określić mianem recepcji. Ceglane ściany pomalowane na karmazynowo, laminatowy kontuar i krzesła z katalogu internetowego przypominały jej małą prywatną siłownię, na pewno nie taką dla lepszej klienteli. W najdalszej ścianie tkwiło czworo drzwi. Wszystkie były otwarte. Troje prowadziło do ciemnych pomieszczeń, rozjaśnionych jedynie smugami blasku jaskrawych lamp rozstawionych przez ekipę śledczą w celu oświetlenia holu w czasie dochodzenia. Więcej światła, wzmacnianego błyskami fleszy, docierało z odległych drzwi, w których stał detektyw Raley, ściskając w dłoni lateksowe rękawiczki i obserwując przebieg akcji. Kątem oka dostrzegł Nikki i podszedł do niej. – Witamy w Więzach Przyjemności, detektyw Heat – powiedział. Policyjny zmysł kazał Nikki, zanim wejdzie na właściwe miejsce zbrodni, zbadać najpierw pozostałe trzy pokoje. Wiedziała, że zostały już sprawdzone przez Raleya i mundurowych, którzy pierwsi odpowiedzieli na wezwanie, ale zajrzała w każde drzwi. Mogła dostrzec zaledwie zarysy sprzętu i mebli do praktyk sadomasochistycznych oraz to, że każde pomieszczenie było tematyczne: buduar wiktoriański, sala do igraszek ze zwierzętami i pokój do deprywacji sensorycznej. W ciągu najbliższych godzin miały zostać przeczesane przez ekipę dochodzeniową w celu zebrania dowodów i przeprowadzenia ekspertyz, ale jak na razie Nikki była zadowolona z własnej inspekcji. Wyjęła rękawiczki i poszła do najodleglejszych drzwi, gdzie Feller i Van Meter cierpliwie czekali na swoją kolej za Raleyem. To było jej śledztwo, na jej terenie i niepisana etykieta nakazywała, aby weszła przed nimi. Zwłoki były nagie i przywiązane w kostkach i nadgarstkach do pionowej drewnianej ramy w kształcie litery X. Konstrukcję przyśrubowano do podłogi i sufitu na samym środku pokoju, a martwe ciało mężczyzny zwisało w dół, zgięte w kolanach, z pośladkami unoszącymi się nad wykładziną z linoleum. Ogromne cielsko o wadze, którą Heat określiła na ponad sto dwadzieścia pięć kilogramów, niewspierane teraz siłą mięśni, naprężyło rzemienie na nadgarstkach wysoko nad głową i wygięło ramiona człowieka w literę Y. – „Y.M.C.A....”[3] – detektyw Feller zanucił szeptem refren znanego przeboju, aż Nikki obdarzyła go palącym spojrzeniem. Skarcony, skrzyżował ręce i obejrzał się na partnera, który tylko wzruszył ramionami. – Co tu mamy, Rales? – spytała Heat swojego detektywa. Raley przejrzał kartkę z notatkami. – Jeszcze niewiele. Zobacz sama. – Wyciągnął rękę w stronę pokoju. – Nigdzie żadnych ubrań, żadnego dowodu tożsamości, dosłownie nic. Odkrycia dokonała
ekipa sprzątająca po godzinach. Nie mówią po angielsku, więc Ochoa siedzi z nimi w biurze i spisuje ich oświadczenia. Wychodzi z tego wstępnie, że to miejsce jest zamykane około pierwszej, czasami drugiej w nocy, wtedy przychodzą. Wykonywali swoje obowiązki, myśląc, że są tu sami, i weszli tutaj, do... – ...komnaty tortur – dopowiedziała Nikki. – Te pokoje są tematyczne. Ten służy do tortur i poniżania. – Zrozumiała jego spojrzenie i wyjaśniła: – Pracowałam kiedyś w obyczajówce. – Ja też – odparł Raley. – Ja pracowałam ciężej. – Heat zmarszczyła brwi i widziała, jak detektyw się rumieni. – Więc w momencie odkrycia zwłoknie było tu nikogo innego. Czy widzieli, jakktoś wychodził? – Nie. – W holu jest kamera bezpieczeństwa – odezwał się Van Meter. – Zaraz sprawdzę – Raley skinął głową. Potem odwrócił się do Nikki. – W biurze kierowniczki stoi zamykana szafa, w której według sprzątających trzyma odtwarzacz. – Obudź kierowniczkę – poleciła Heat. – Powiedz jej, aby przyniosła klucz, ale nie mów nic o zwłokach. Powiedz tylko, że była próba włamania. Nie chcę, aby gdziekolwiek dzwoniła, jadąc tutaj. Chcę zobaczyć jej reakcję, gdy się dowie. Kiedy Raley wyszedł z pokoju, aby zadzwonić do kierowniczki, Heat zapytała technika ekipy śledczej i fotografa policyjnego, czy szukali gdzie indziej jakichkolwiek ubrań, portfela albo dokumentu tożsamości. Wiedziała, jaka będzie odpowiedź – w końcu to byli profesjonaliści – ale musiała się zabezpieczyć na wszystkich frontach. Jeśli zaczęłaby snuć przypuszczenia i przestała wszystko sprawdzać, łatwo mogłaby coś przeoczyć. Coś, co mogłoby potem spowodować luki w śledztwie. Ekipa potwierdziła, że wstępne przeszukanie nie ujawniło żadnych ubrań, dokumentu tożsamości ani innych rzeczy osobistych ofiary. – Może ja i Dutch przejdziemy się po sąsiednich budynkach i sprawdzimy, czy ktoś, kto już jest na nogach, coś widział? – zaproponował detektyw Feller. Van Meter kiwnął głową. – O tej porze nie kręci się zbyt wielu ludzi, ale możemy sprawdzić jadłodajnie, śmieciarzy, samochody dostawcze – cokolwiek. – Jasne – zgodziła się detektyw Heat. – Dzięki za towarzystwo. – Daj spokój, Nikki – Feller znowu popatrzył na nią łakomym wzrokiem. Wyjął telefon komórkowy i ukląkł, aby zrobić dobre ujęcie twarzy martwego mężczyzny. – Nie zaszkodzi pokazać to tu i ówdzie i sprawdzić, czy ktoś go nie znał. – Dobry pomysł – pochwaliła go Nikki. Wychodząc z pokoju, Feller przystanął na chwilę. – Słuchaj, przepraszam za ten wygłup z kawałkiem Village People. To było tylko dla rozluźnienia atmosfery. Nikki nie mogła znieść jego braku szacunku dla ofiary, ale spojrzała na Fellera i zobaczyła, że mu głupio. Jako wytrawny detektyw Wydziału Zabójstw wiedziała jednak, że to nie bezduszność, tylko dowcip nie na miejscu. – Już tego nawet nie pamiętam – odrzekła. Feller uśmiechnął się, skinął jej głową i wyszedł.
_______ Lekarka sądowa Lauren Parry klęczała na podłodze obok ofiary i wypełniając rubryki w raporcie, składała Nikki sprawozdanie. – No dobrze, mamy więc tutaj niezidentyfikowanego mężczyznę, wiek około pięćdziesięciu lat, waga jakieś sto dwadzieścia pięć kilo. – Wskazała na swój nos. – Niewątpliwie palacz i na pewno lubił wypić. Z niezidentyfikowanymi zawsze jest najgorzej – pomyślała Nikki. – Nie znając nazwiska, można utknąć już na starcie. Wtedy cenny dla śledztwa czas spędza się na ustalaniu, kto to jest. – Wstępny czas zgonu... – Lauren odczytała wskazanie termometru i kontynuowała: – ...między ósmą a dziesiątą wieczorem. – Takdawno? Jesteś pewna? – Lekarka podniosła wzrokznad podkładki do pisania i wpatrzyła się w Nikki. – W porządku, więc jesteś pewna – skapitulowała detektyw. – Wstępny, Nik. Kiedy zabierzemy go na Trzydziestą Szóstą, przeprowadzę rutynowe testy, ale w tej chwili mogę ustalić tylko taki przedział czasowy. – Przyczyna śmierci? – Chcesz po prostu wszystkie detale, co? – stwierdziła Parry z żartobliwym błyskiem w oku na kamiennej twarzy. Potem znów spoważniała, odwróciła się i zamyśliła nad zwłokami. – Przyczyną śmierci mogło być uduszenie. – Obroża? – Taki jest mój pierwszy wniosek. – Lauren wstała i wskazała na obrożę przypominającą kołnierz ortopedyczny, wbijającą się w szyję mężczyzny i zaciśniętą z tyłu tak mocno, że ciało wylewało się przez jej brzegi. – Z pewnością to wystarczyło, aby zmiażdżyć tchawicę. Oprócz tego popękane naczynka krwionośne w oczach wskazują na duszenie się. – Cofnijmy się. Pierwsze skojarzenie? – zapytała Heat. – Daj spokój, Nikki, wiesz przecież, że zawsze mówię, iż pierwszy wniosek jest tylko roboczy. – Lauren Parry rzuciła okiem na ciało, znów się nad czymś zastanawiając. – Co tam? – Wpiszmy uduszenie jako wstępną przyczynę, dopóki nie przeprowadzę sekcji zwłok. Nikki wiedziała, że nie należy nakłaniać Lauren do snucia przypuszczeń, takjakjej przyjaciółka miała świadomość, aby nie zmuszać Heat do spekulacji. – W porządku – powiedziała Nikki, wiedząc, że jej koleżance z Wydziału Medycyny Sądowej coś chodzi po głowie. Lauren otworzyła plastikową szufladkę w swoim zestawie, aby wyjąć kilka wacików, i na nowo podjęła badania, podczas gdy Nikki zrobiła to, co zawsze robiła na miejscu zbrodni. Założyła z tyłu ręce i wolno przechadzała się po pokoju, od czasu do czasu przykucała lub schylała się i przypatrywała zwłokom z każdej strony. To nie był tylko rytuał, to była zasadnicza procedura, która pozwalała jej oczyścić umysł z wszystkich dotychczasowych wniosków i przypuszczeń. Jej celem było otwarcie się na nawet najmniejsze wrażenia, a przede wszystkim zauważenie tego, na co patrzyła. Intuicja podpowiedziała Nikki, że ofiara nie była osobą aktywną fizycznie. Zwały miękkiego
tłuszczu na brzuchu mężczyzny sugerowały, że dużo siedział, a przynajmniej wykonywał zawód, który nie wymagał ruchu ani siły, niezbędnych w sporcie, budownictwie czy pracy fizycznej. Jak większość ludzi skórę na ramionach miał bledszą w porównaniu z przedramionami, chociaż różnica nie była duża, nie miał też opalenizny charakterystycznej dla farmerów. To powiedziało, że nie tylko spędzał dużo czasu w pomieszczeniach, lecz także nosił głównie długie rękawy i nie zajmował się ogródkiem czy grą w golfa. W innym wypadku miałby jeszcze widoczną opaleniznę. Podeszła bliżej, aby przyjrzeć się jego dłoniom, uważając, aby nie oddychać. Były czyste i miękkie, co potwierdziło odczucie Nikki na temat trybu życia mężczyzny. Paznokcie miał zadbane, ale bez manikiuru, który widywała u bogatych mężczyzn w średnim wieku albo u dbających o kondycję młodych mieszczuchów. Przerzedzone włosy na czubku głowy i pasma siwizny przemieszane z matowym kolorem opiłków żelaza pasowały do wieku określonego przez Lauren. Krzaczaste brwi wskazywały na kawalera albo wdowca, a kozia bródka o barwie soli i pieprzu przywodziła na myśl wykładowcę Akademii Sztuki i Literatury. Nikki jeszcze raz obejrzała opuszki jego palców i zauważyła niebieskawy odcień, który wyglądał, jakby tkwił wewnątrz skóry, a nie na wierzchu, jak w przypadku plam po farbie olejnej, atramencie czy tuszu. Sińce, ślady po uderzeniach oraz otarcia były wszędzie: z przodu, na plecach i bokach, na torsie, nogach i ramionach. Starając się zachować trzeźwość umysłu, detektyw próbowała nie przypisywać tych śladów nocy sadomasochizmu, choć było to możliwe, nawet prawdopodobne, biorąc pod uwagę miejsce zdarzenia, ale nie pewne. Nie widziała ran, nakłuć, otworów po kulach ani krwi. Reszta pokoju była nieskazitelnie czysta, w każdym razie jak na miejsce tortur. Ekipa dochodzeniowa już podczas zbierania odcisków może uzyskać wyniki ekspertyzy sądowej, ale tym razem wokół ciała nie było żadnych widocznych śmieci, niedopałków papierosów czy wskazówek w postaci niby przypadkiem upuszczonego pudełka zapałek z wypisanym na nim numerem pokoju zabójcy – jak to się widzi często w starych filmach wyświetlanych na kanale TCM. Nikki odmówiła sobie konkluzji, że był tu zabójca w klasycznym znaczeniu tego słowa. Zabójstwo? Możliwe. Morderstwo? Też możliwe. W konsekwencji za daleko posuniętej sesji tortur nastąpiła przypadkowa śmierć, co poskutkowało paniczną ucieczką osoby zadającej cierpienie i pozostawieniem przez nią otwartych drzwi. Kiedy Heat szkicowała układ pokoju, co zawsze robiła jako osobisty dodatek do rysunku ekipy śledczej, wszedł detektyw Ochoa, który skończył rozmowę z serwisem sprzątającym. Szybko przywitał Nikki poważnym tonem, ale złagodniał, gdy jego wzrokpadł na lekarkę sądową. – Panie detektywie – powiedziała Lauren odrobinę zbyt formalnie. – Pani doktor – odparł, dopasowując się do jej dystansu. Chwilę potem Nikki zauważyła, jak Lauren wyjmuje coś z bocznej kieszeni fartucha i wsuwa mu do ręki. Ochoa nawet na to nie spojrzał, powiedział tylko: – Tak, dziękuję – po czym przeszedł na drugą stronę pokoju, odwrócił się tyłem i założył zegarek na rękę. Nikki mogła się tylko domyślić, gdzie był, zanim został wezwany na miejsce zbrodni. Widząc, jak ci dwoje się maskują, Nikki odczuła nagły ból. Podniosła długopis nad szkicem
i przypomniała sobie, jaknie takdawno ona i Rookkonspirowali w podobny sposób, aby utrzymać w tajemnicy swój związek – i też nikogo nie nabrali. To było tego upalnego lata, kiedy Rook zbierał materiały na temat jej ekipy do spraw zabójstw, i ostatecznie samej Nikki, do artykułu, który pisał dla First Press. Jej zdjęcie na okładce poważanego miesięcznika sprzedawanego w całym kraju miało dla unikającej rozgłosu Nikki swoje dobre i złe strony. Razem z irytacją i nieszczęśliwymi komplikacjami jej pięciu minut przyszły niespodziewanie gorące chwile z Jamesonem Rookiem. I jakaś forma związku. No cóż, pomyślała – myślenie zabierało jej ostatnio sporo czasu – może nie tyle związek, ale... no właśnie, co? Przez czas ich bycia razem żar romansu stał się jeszcze gorętszy, ale nastąpiło też coś jeszcze, co Nikki zaczęła odczuwać jakCoś Prawdziwego, co dokądś prowadziło. Tylko że końcem tej drogi była krawędź przepaści, na której wszystko zawisło w powietrzu. Nie było go już od czterech tygodni. Miesiąc, jak Rook zniknął podczas prowadzenia śledztwa dla First Press w sprawie międzynarodowego handlu bronią. Miesiąc, jak zniknął z powierzchni ziemi, włócząc się gdzieś po odległych górskich wioskach Europy Wschodniej, afrykańskich portach, lądowiskach w Meksyku i Bóg wie gdzie jeszcze. Miesiąc, aby Nikki zaczęła się zastanawiać, dokąd oni do diabła doszli w swoim związku. System komunikacji z Rookiem był do niczego i to na pewno nie pomagało. Powiedział jej, że będzie działał tajnie i żeby oczekiwała ciszy w eterze, ale to była przesada. Cały ten czas w izolacji, bez żadnego telefonu, doprowadzał ją do szału; to zastanawianie się, czy on żyje, czy gnije gdzieś w więzieniu jakiegoś lokalnego watażki... albo coś jeszcze gorszego. Czy naprawdę mógł być tak długo poza zasięgiem, czy po prostu nie chciało mu się postarać? Na początku Nikki nie chciała przyjąć tego do wiadomości, ale po dniach i nocach prób nierozważania tej myśli walczyła teraz z poglądem, że może jednakszelmowski urokglobtrotera Jamesona Rooka zaczyna blednąć. Szanowała oczywiście jego karierę dziennikarza śledczego, laureata dwóch Nagród Pulitzera, i rozum jej podpowiadał, z czym wiąże się jego praca, ale sposób, w jaki uciekł z miasta, sposób, w jaki uciekł z jej życia, sprawił, że podała w wątpliwość nie tylko to, na jakim etapie są jako para, lecz także to, jakie miejsce zajmuje w jego życiu. Nikki spojrzała na zegarek i zastanowiła się, która godzina jest w miejscu pobytu Rooka. Następnie popatrzyła na kalendarz. Rook powiedział, że wraca za pięć dni. Nikki zadała sobie pytanie, gdzie będą do tej pory. _______ Heat rozważała różne możliwości i stwierdziła, że korzystniej dla niej będzie zaczekać na kierowniczkę podziemnego seks klubu, aż przyjdzie i otworzy szafę z odtwarzaczem wideo. W ten sposób mogła zwolnić swoich detektywów, aby wraz z kilkoma mundurowymi przetrząsnęli sąsiedztwo. Ponieważ ekipa taksówkowa zgłosiła się na ochotnika do odwiedzenia jadłodajni i pogadania z pracownikami oraz dostawcami, Nikki wyznaczyła Raleya i Ochoę (razem nazywanych pieszczotliwie „Roach”), aby skupili się na znalezieniu dowodu tożsamości i portfela. – Przeprowadźcie standardowe przeszukanie: kosze i kontenery na śmieci, kraty
w metrze, miejsca pod schodami do budynków albo każde inne miejsce nadające się do porzucenia czegoś i szybkiej ucieczki. W tej okolicy nie ma zbyt wielu apartamentowców z portierami, ale jeśli kogoś takiego zobaczycie, pytajcie. Aha, sprawdźcie też Dom Feniksa[4] za rogiem. Może ktoś z naszych wracających do zdrowia przyjaciół był już na nogach i coś słyszał lub widział. Dwie sekundy później rozległy się sygnały komórek Raleya i Ochoi. Heat podniosła do góry swój telefon i powiedziała: – Przesłałam wam zdjęcie twarzy nieboszczyka. Jeśli będziecie mieli okazję, pokażcie je tu i ówdzie, kto wie? – Jasne – odparł Ochoa. – Któż nie lubi oglądać przed śniadaniem zdjęcia uduszonej ofiary? Gdy zaczęli wchodzić na schody, aby wydostać się na ulicę, jeszcze zawołała za nimi: – I zwróćcie uwagę na kamery bezpieczeństwa, które mają wgląd na ulicę. Banki, sklepy jubilerskie, wiecie, o co chodzi. Możemy później, gdy będą już mieli otwarte, wpaść do nich i poprosić o odtworzenie nagrań. _______ Detektyw Heat musiała pozbyć się podłego nastroju, jaki towarzyszył jej po rozmowie z kierowniczką Więzów Przyjemności. Nikki wątpiła w to, że Raley obudził kobietę. Bardzo mocno umalowana, ubrana w obcisły kostium z winylu, który skrzypiał za każdym razem, gdy zmieniała pozycję na krześle, Roxanne Paltz sprawiała wrażenie, jakby była na nogach całą noc. Jej okulary, jak u starszej pani, miały błękitne soczewki pasujące do końców sterczących, zniszczonych rozjaśnianiem włosów, które wydzielały niedający się z niczym pomylić zapach marihuany. Gdy Nikki wyjawiła prawdziwy powód swojej wizyty: martwy mężczyzna w komnacie tortur, kobieta zbladła i zachwiała się. Heat pokazała jej zdjęcie ofiary w telefonie komórkowym i kierowniczka mało nie zwymiotowała. Usiadła niepewnie i wypiła łykwody, którą Nikki podała jej z lodówki, ale gdy doszła do siebie, powiedziała, że nigdy nie widziała tego człowieka. Kiedy Nikki zapytała, czy mogliby obejrzeć wideo z kamery bezpieczeństwa, zrobiło się nieprzyjemnie i Roxanne Paltz nieoczekiwanie zaczęła bronić swoich praw konstytucyjnych. Przemawiając z pozycji kogoś, kogo napada się po nocy tylko z powodu prowadzenia przez niego seks biznesu, zarzuciła Nikki wykonanie nieuprawnionego przeszukania, które naruszyło poufność danych klientów i nawet wolność słowa. Kierowniczka, chociaż było jeszcze przed szóstą rano, zadzwoniła do swojego prawnika i wyrwała go ze snu. Nikki musiała znieść jej wrogie spojrzenia rzucane spod rzęs pokrytych rozmazanym tuszem, gdy tamta głosem nieznoszącym sprzeciwu powtarzała za adwokatem, że bez nakazu sędziego nie może być otwarta żadna szafka ani wyświetlone żadne wideo. – Ja tylko proszę o odrobinę współpracy – powiedziała Nikki. Roxanne siedziała, słuchając swojego prawnika, i co chwila mu przytakiwała, kiwając głową, co powodowało, że winylowy kostium za każdym razem skrzypiał. Po czym rozłączyła się i powiedziała: – Mówi, abyś poszła się pieprzyć.
Nikki lekko się uśmiechnęła. – Sądząc z wyposażenia, jakie tu masz, to bardzo odpowiednie miejsce do robienia takich rzeczy. _______ Detektyw Heat wiedziała, że może zdobyć nakaz przeszukania, i właśnie skończyła rozmowę w tej sprawie, gdy telefon, który trzymała w ręku, zawibrował. Dzwonił Raley. – Wyjdź na zewnątrz, chyba coś mamy. Wyszła z powrotem na chodnik, spodziewając się, że zobaczy słońce, ale nadal było ciemno. Straciła na dole poczucie czasu i miejsca, i stwierdziła, że chyba dobrze się stało. Detektywi Raley, Ochoa, Van Meter i Feller stali w półkolu po drugiej stronie ulicy pod zieloną brezentową markizą pobliskiego sklepu spożywczego. Przecinając Siedemdziesiątą Czwartą, Nikki musiała na chwilę stanąć, aby uniknąć zderzenia z kurierem pędzącym na rowerze z zimowymi oponami. Gdy ją mijał, usłyszała nierówny oddech i zobaczyła czyjeś śniadanie zamówione na wynos podskakujące w koszyku przewiązanym linką. Pomyślała, że może jednakjej praca nie jest znowu taka ciężka. – Co macie? – zapytała, podchodząc do ekipy. – Znaleźliśmy jakieś ciuchy i but wetknięte w szczelinę między tymi dwoma budynkami – rzekł Ochoa, kierując promień światła z latarki na przerwę w murze oddzielającą sklep spożywczy i znajdujący się tuż obok salon pielęgnacji paznokci. Raley podniósł parę ciemnych spodni i czarne mokasyny z frędzlami, aby Nikki mogła zobaczyć, a następnie wsunął je do brązowej papierowej torby na dowody rzeczowe. – Dziury takie jak ta? Klasyczne miejsce, aby coś upchnąć – stwierdził Ochoa. – Nauczyłem się tego w Narkotykowym. – Daj latarkę, wydaje mi się, że coś tu jeszcze jest. – Raley omiótł snopem światłą miejsce przed szczeliną w ścianie. Kilka sekund później wyciągnął bliźniaczy mokasyn tego, który już mieli, a potem powiedział: – No, kto by pomyślał? – Co tam masz? – spytał Ochoa. – Nie bądź fiutem, co to jest? – Poczekaj chwilę. Gdybyś tak nie pakował na siłowni, sam mógłbyś to zrobić. – Raley wywinął ramię, aby mieć lepszy kąt dotarcia do szpary. – Mam cię. Jeszcze jedna obroża. Nikki spodziewała się zobaczyć jakąś skórzaną część kostiumu z ostrymi kolcami ze stali nierdzewnej i sprzączkami w kształcie litery D do przypinania, ale gdy Raley w końcu wstał i dłonią w rękawiczce podniósł to coś do góry, to nie był wcale taki rodzaj obroży. To była koloratka. _______ W 2005 roku Nowy Jork wyasygnował jedenaście milionów dolarów na modernizację zaplecza technologicznego policji – zbudowano Centrum Zbrodni Popełnianych w Czasie Rzeczywistym, komputerowy węzeł operacyjny, który poza innymi licznymi możliwościami w zadziwiającym
wręcz tempie dostarcza raporty o zbrodniach i dane oficerom w terenie. Dzięki temu w mieście liczącym blisko osiem i pół miliona mieszkańców detektyw Heat potrzebowała mniej niż trzech minut na uzyskanie prawdopodobnej tożsamości ofiary z lochu tortur. Centrum uzyskało dostęp do danych i ujawniło zgłoszenie o zaginięciu wielebnego Geralda Grafa wypełnione poprzedniego wieczoru przez gospodynię z plebanii. Nikki wyznaczyła Raleya i Ochoę, aby zostali i kontynuowali badania, a sama postanowiła pojechać na przedmieścia w celu przesłuchania kobiety, która wypełniła zgłoszenie. Detektywi Feller i Van Meter mieli już wolne, Dutch zaproponował, że pomoże Raleyowi i Ochoi. Tymczasem Feller pojawił się przy oknie jej samochodu i powiedział, że jeśli ona nie ma nic przeciwko jego towarzystwu, to również chętnie pojedzie. Nikki zawahała się, nie będąc pewna, czy Feller nie chce sobie w ten sposób stworzyć możliwości zaproszenia jej później na drinka albo kolację. Ale detektyw oferował tylko pomoc poza swoimi godzinami pracy, więc nie mogła odmówić. Jeśli próbowałby czegoś innego, po prostu jakoś sobie z nim poradzi. Kościół Opiekunki Niewinnych znajdował się na północnej granicy rewiru posterunku, pośrodku Osiemdziesiątej Piątej między West End a Riverside. O tej porze porannego szczytu dotarcie tam zajmuje około pięciu minut. Ale jak tylko Heat wyjechała na Broadway, przed Beacon Theatre zatrzymało ich czerwone światło. – Cieszę się, że wreszcie mam okazję porozmawiać z tobą sam na sam – odezwał się Feller. – Na pewno – odparła Nikki i natychmiast skierowała rozmowę na inny temat. – Doceniam twoją pomoc, Randy. Dodatkowa para oczu i uszu zawsze się przyda. – Mam szansę, aby zapytać cię o coś bez świadków. Spojrzała w górę na światła i rozważała przez chwilę, czy wyciągnąć policyjnego koguta. – Tak? – Wiesz już, jak ci poszło na egzaminie na porucznika? – zapytał. Nie było to pytanie, którego się spodziewała. Nikki odwróciła się, aby na niego spojrzeć. – Zielone – poinformował i pojechała dalej. – Nie wiem, wydaje mi się, że dobrze. Trudno powiedzieć na pewno – odrzekła. – Cały czas czekam na ogłoszenie wyników. – Kiedy ostatnio departament zaproponował udział w teście na urzędników służby cywilnej, Heat wzięła w nim udział, nawet nie tyle z palącej chęci awansu na wyższe stanowisko, ile z niepewności, kiedy znowu nadarzy się okazja. Kryzys ekonomiczny spowodował cięcia budżetowe w Nowym Jorku tak samo, jak w wielu innych metropoliach, i jedynym działaniem jej przełożonych było odsunięcie w czasie wyznaczonych testów, które skutkowały podwyżkami. Detektyw Feller chrząknął. – A gdybym ci powiedział, że obiło mi się o uszy, że wypadłaś najlepiej? – Rzuciła mu szybkiej spojrzenie i skoncentrowała się na kierowcy ciężarówki dostarczającej pieczywo, który zatrzymał się bez migaczy na jej pasie. Włączyła światła ostrzegawcze i czekała, aż droga się zwolni, a Feller mówił dalej. – Wiem to na pewno. – Skąd? – Z pewnych źródeł wewnętrznych. W centrali. – Pochylił się w kierunku tablicy rozdzielczej. – Mogę zmniejszyć temperaturę? Tu zaczyna być jakw piekarniku. – Nie ma sprawy.
– Próbuję trzymać rękę na pulsie. – Jednym ruchem przekręcił wyłącznik, a potem zdecydował się przekręcić jeszcze raz, zanim z powrotem się usadowił. – Nie mam zamiaru do końca życia jeździć na tylnym siedzeniu tej taksówki, wiesz, co mam na myśli? – Jasne, jasne. – Nikki okrążyła ciężarówkę z pieczywem. – Doceniam informację. – To kiedy przejdziesz już przez ustną część i spełnisz te ich wszystkie inne nierealistyczne wymagania – jak nauczenie się sekretnego uścisku dłoni, czy co tam jeszcze – wyświadczysz mi przysługę? Nie zapomnij o kolegach, jaksię będziesz piąć po szczeblach kariery. „Tu cię mam, a więc o to chodzi” – pomyślała Nikki. Czuła się trochę zażenowana. Cały czas myślała, że Feller chce się umówić z nią na randkę, gdy tymczasem wszystko wskazywało na to, że tak naprawdę chciał złowić ją w swoją sieć kontaktów. Odtworzyła w myślach jego obraz w barze dla gliniarzy w śliniaku z papieru toaletowego i zastanowiła się, czy ta błazenada była tylko dla zabawy, czy naprawdę był po prostu utalentowanym lizusem. Im więcej mówił, tym bardziej ją w tym utwierdzał. – Kiedy już dostaniesz tę złotą belkę, to będzie dla odmiany dobra wiadomość na posterunku. Wiesz, o co mi chodzi. – Nie jestem pewna – odparła. Na Siedemdziesiątej Dziewiątej trafili na następne czerwone światło i, niestety, zanosiło się na dłuższe stanie. – „Nie jestem pewna” – to śmiechu warte – powiedział. – Mam na myśli kapitana Montrose’a. Nikki doskonale wiedziała, o co mu chodzi. Jej kapitan i mentor, Montrose, znalazł się pod rosnącą presją centrali w kwestii dowodzenia Dwudziestym Posterunkiem. Czy to był wpływ kryzysu ekonomicznego, wzrastającego bezrobocia, czy też nawrót do mrocznych czasów chaosu, zanim Nowym Jorkiem zaczął rządzić Giuliani, we wszystkich pięciu dzielnicach powoli zwiększała się liczba zbrodni. Co gorsza, osiągała swój szczyt w okresie wyborów, więc niejako dla równowagi wszystko, co najgorsze, spadało na dowódców posterunków. Ale Heat widziała, że jej kapitan dostaje większe cięgi. Wzywano go samego na dodatkowe spotkania i besztano, spędzał w Kwaterze Głównej tyle samo czasu, co w swoim biurze. Pod wpływem stresów jego osobowość zmroczniała, stał się wyobcowany. Nie, to było nawet coś więcej – stał się skryty i tajemniczy. To sprawiło, że Nikki zastanawiała się, czy oprócz spraw związanych ze statystyką pracy posterunku nie chodzi jeszcze o coś innego. Teraz martwiło ją, że prywatne upokorzenie szefa wyszło na jaw i stało się tematem plotek. Jeśli Feller o tym wiedział, inni też wiedzieli. Lojalność kazała jej odbić piłeczkę i wesprzeć Montrose’a. – Słuchaj, Randy, a komu w dzisiejszych czasach nie dają wycisku? Słyszałam, że te cotygodniowe spotkania na temat statystyk komputerowych w centrali są tak samo straszne dla wszystkich kapitanów, nie tylko dla mojego. – Poważnie? – odparł. – Powinni zrobić otwór w podłodze, aby krew miała gdzie odpłynąć. Zielone. – Chryste, dopiero co się zmieniło. – Nikki dodała gazu. – Przepraszam. Dutcha też to doprowadza do szału. Mówię ci, muszę wydostać się z tej taksówki. – Opuścił szybę i splunął na jezdnię. Kiedy zamknął okno, dodał: – Tu nie chodzi tylko o statystyki. Mam kumpla w Wydziale Spraw Wewnętrznych. Mają twojego dowódcę na celowniku.
– Bzdury. – Żadne bzdury. – Za co? Wzruszył ramionami teatralnym gestem. – To Sprawy Wewnętrzne, to jakmyślisz? – Nie. Nie kupuję tego – zaprotestowała. – To nie kupuj. Może jest czysty, ale mówię ci, że jest w opałach, a oni tylko ostrzą siekierkę. – Żadne może. Montrose jest czysty. – Skręciła w Osiemdziesiątą Piątą. Mieli do pokonania jeszcze odległość półtorej przecznicy, było już widać krzyż na dachu kościoła. W oddali, po drugiej stronie rzeki Hudson, w promieniach wschodzącego słońca różowiły się apartamentowce i drapacze chmur. Gdy przecinali West End, Nikki wyłączyła przednie światła. – Kto wie? – powiedział Feller. – Ty idziesz w górę, może znajdziesz się w sytuacji, że będziesz mogła przejąć posterunek, jeśli on pójdzie na dno. – On nie idzie na dno. Montrose jest pod presją, ale to dobry człowiek. – Skoro takmówisz. – Takmówię. Jest nieskazitelny. Wysiadając z samochodu przed plebanią, Nikki żałowała, że nie przyjechała tu sama. Nie, tak naprawdę żałowała, że Feller nie zaprosił jej po prostu na drinka, na kręgle albo nawet na rozbieraną randkę. Wolałaby wszystko inne od tej rozmowy. Wyciągnęła rękę w stronę dzwonka, ale zanim zdołała go nacisnąć, w witrażowym oknie w drzwiach zobaczyła małą głowę i drzwi zaraz się otworzyły, ukazując drobną kobietę w wieku przed siedemdziesiątką. Nikki odniosła się do swoich notatek z informacji Centrum Zbrodni. – Dzień dobry, czy pani Lydia Borelli? – Tak, a państwo jesteście z policji, poznaję. Po okazaniu legitymacji i przedstawieniu się, Nikki zapytała: – To pani zadzwoniła w sprawie wielebnego Grafa? – Och, bardzo się denerwuję. Proszę, niech państwo wejdą. Wargi gospodyni drżały i machała nerwowo rękami. Przy pierwszej próbie zamknięcia drzwi nie trafiła w klamkę. – Znaleźliście go? Czy z nim wszystko w porządku? – Pani Borelli, czy ma pani może jakieś niedawne zdjęcie, które mogłabym zobaczyć? – Ojca Grafa? No cóż, jestem pewna, że gdzieś... już wiem. Po grubym dywanie, który tłumił kroki, poprowadziła ich do salonu i do sąsiadującego z nim gabinetu księdza. Na półkach wbudowanych nad biurkiem, między książkami a bibelotami stało kilka zdjęć w szklanych ramkach. Gospodyni zdjęła jedno z nich, przeciągając palcem po górnej części ramki, aby zebrać z niej kurz, zanim dała je Nikki. – To jest z ostatniego lata. Heat i Feller stanęli obok siebie, aby mu się przyjrzeć. Zdjęcie wykonano na jakimś wiecu protestacyjnym. Przedstawiało, tuż za dużym transparentem, kapłana i trzech trzymających się za ręce Hiszpanów, którzy prowadzili marsz. Twarz wielebnego Grafa, uchwycona w połowie śpiewania pieśni, to z całą pewnością była twarz ofiary z Więzów Przyjemności.
Gospodyni przyjęła wiadomość ze stoickim spokojem, czyniąc znak krzyża, i skłoniła głowę w cichej modlitwie. Gdy skończyła, na jej skroniach pojawiły się rumieńce, a po policzkach popłynęły łzy. Na stoliku obok kanapy znajdowały się chusteczki do nosa. Nikki podała pudełko i kobieta wzięła kilka z nich. – Jakto się stało? – zapytała, wpatrując się w trzymane w rękach chusteczki. Mając na względzie wrażliwość gospodyni, Heat nie chciała w tym momencie zdradzać jej szczegółów śmierci księdza w lochu seksualnych praktyk sadomasochistycznych. – Cały czas to badamy. Kobieta podniosła wzrok. – Czy cierpiał? Detektyw Feller zerknął na Nikki i odwrócił się, aby ukryć twarz, znalazłszy nagle zajęcie w postaci ustawiania zdjęcia na półce. – Będziemy znali więcej szczegółów po przeprowadzeniu sekcji zwłok – odparła Heat, mając nadzieję, że jej wymówka była wystarczająco przekonująca, aby kobieta w nią uwierzyła. – Wiemy, że to jest dla pani ogromna strata, ale będziemy chcieli niedługo, oczywiście nie teraz, aby odpowiedziała pani na kilka pytań. – Naturalnie, wszystko, czego państwo potrzebują. – Teraz, pani Borelli, bardzo by nam pomogło, gdybyśmy mogli rozejrzeć się po plebanii. Wie pani, przeszukać jego papiery, sypialnię. – Jego szafę – dorzucił Feller. Nikki zrobiła krok do przodu. – Chcemy poszukać czegokolwiek, co pomogłoby nam dowiedzieć się, kto to zrobił. – Jeszcze raz? – Gospodyni spojrzała na nią zaskoczona. – Powiedziałam, że chcielibyśmy poszukać... – Słyszałam, co pani powiedziała. Chodzi mi o to, czy musicie przeszukać jeszcze raz? Nikki podeszła do gospodyni. – Czy chce pani powiedzieć, że ktoś już tu robił przeszukanie? – Tak. Ostatniej nocy, inny policjant. Powiedział, że sprawdza moje zgłoszenie na temat zaginięcia. – Rzeczywiście, zdarza się, że czasami wchodzimy sobie w drogę – odrzekła Nikki. Tak mogło być w tym przypadku, ale jej niepokój wzrastał. Pochwyciła spojrzenie Fellera, które jej powiedziało, że słucha uważnie. – Mogę spytać, co to był za policjant? – Zapomniałam jego nazwiska. Przedstawił się, ale ja byłam taka zdenerwowana. Starość nie radość. – Zaśmiała się, a potem znowu załkała. – Pokazał mi odznakę, taką samą jak wasze, więc pozwoliłam mu się tu pokręcić. Oglądałam telewizję, a on się rozglądał. – No cóż, jestem pewna, że złożył raport. – Nikki wyciągnęła swój reporterski kołonotatnik. – Może go rozpoznam, jeśli go pani opisze. – Oczywiście. Wysoki. Czarny. Albo jak to mówią w dzisiejszych czasach, Afroamerykanin. Bardzo miły, miał przyjemną twarz. Łysy. Aha, i takie niewielkie znamię albo pieprzyk czy coś tam innego, o tutaj. – Klepnęła się w policzek. Heat przestała notować i nałożyła skuwkę na pisak. Miała wszystko, czego potrzebowała.
Gospodyni właśnie opisała kapitana Montrose’a.
ROZDZIAŁ DRUGI Detektyw Heat nie była pewna, co wolałaby bardziej: przyjść na posterunek i zastać kapitana Montrose’a, co pozwoliłoby dowiedzieć się czegoś o jego wizycie poprzedniej nocy na plebanii, czy zobaczyć puste krzesło szefa i odłożyć spotkanie na później. Jak się okazało, tego ranka, tak samo zresztą jak wiele innych razy, to ona pierwsza zapaliła światła w sali odpraw Wydziału Zabójstw. Biuro kapitana było zamknięte na klucz i za szklaną ścianą, która dawała mu widok na cały pokój ekipy, panowała ciemność. Uczucie, jakiego Nikki doznała, widząc puste biuro szefa, dało jej odpowiedź na postawione pytanie: co wolałaby bardziej – była rozczarowana. Nie lubiła odkładać spraw na później, zwłaszcza jeśli temat był drażliwy, instynkt bowiem podpowiadał jej, aby najpierw wydobyć wszystko na wierzch, a potem dopiero sobie z tym radzić. Mówiła sobie, że to burza w szklance wody, wystarczy tylko oczyścić atmosferę i wszystko wróci do normy. Na pierwszy rzut oka w wizycie kapitana na plebanii kościoła Opiekunki Niewinnych nie było nic niewłaściwego. Zgłoszenie zaginięcia mieszkańca ich rewiru dawało wystarczającą podstawę do rozmowy z kobietą, która zgłosiła ten fakt. To była zwykła procedura policyjna. Nie było jednak standardem, że sam dowódca posterunku zajmował się takim zgłoszeniem. Na ogół spadało ono na barki niższego rangą detektywa albo nawet doświadczonego mundurowego. Dokonywanie przeszukania w pojedynkę również się zdarzało, ale było trochę nietypowe. Godzinę wcześniej Heat i detektyw Feller nałożyli rękawiczki i przeszli się po miejscu zbrodni. Nie znaleźli żadnych oznak walki, rozbijania czegokolwiek, plam krwi, listów z pogróżkami czy czegoś innego, co zwróciłoby ich uwagę. Czekali na przybycie Jednostki Zbierania Dowodów, niewątpliwie bardziej od nich dokładnej. Nikki wciąż czuła ulgę, że Feller był dyskretny i nic nie powiedział, nawet jeśli miał to wyraźnie wypisane na twarzy. Wiedziała, co myślał. Montrose, będący pod silnym naciskiem ze strony swoich przełożonych i mający przed sobą prawdopodobne śledztwo Wydziału Spraw Wewnętrznych z powodu niewiadomych zarzutów, odszedł od normalnych procedur i osobiście odwiedził miejsce zamieszkania torturowanej ofiary tej samej nocy, kiedy zmarła. Kiedy Nikki wysadziła Fellera obok stacji metra na Osiemdziesiątej Szóstej, powiedział tylko: – Powodzenia... pani porucznikHeat. Nikki, korzystając z tego, że była tego ranka pierwsza w sali odpraw, bardzo chciała złapać Montrose’a i porozmawiać z nim w cztery oczy, zanim nadejdą inni. Zalewając sobie płatki mlekiem w służbowej kuchni, wybrała jego numer w telefonie komórkowym. – Kapitanie, tu
Heat. Siódma dwadzieścia dziewięć – powiedziała, gdy włączyła się poczta głosowa. – Proszę oddzwonić, jaktylko będzie pan mógł. – Krótko i zwięźle. Wiedział, że dzwoni tylko wtedy, jeśli to naprawdę ważne. Zaniosła kartonową miseczkę płatków na biurko i jedząc w panującej wokół ciszy, czuła ciężar całego miesiąca poranków bez Rooka. Jeszcze raz spojrzała na zegarek. Wskazówki przesunęły się do przodu, ale cholerny kalendarz ani drgnął. Zastanawiała się, co może teraz robić Rook. Wyobraziła go sobie siedzącego na skrzyni z amunicją w cieniu baraku z blachy falistej na jakimś odległym lądowisku w środku dżungli w Kolumbii albo Meksyku, według marszruty, jaką pobieżnie przedstawił, zanim pocałował ją na pożegnanie w drzwiach jej mieszkania. Zamknęła za nim drzwi, pobiegła do okna w wykuszu i czekała, obserwując spaliny z rury wydechowej czekającego na niego samochodu. Pragnęła ostatni raz zobaczyć Rooka, zanim zniknie. Poczuła w środku ciepło, przypominając sobie, jak zatrzymał się, odwrócił i przesłał jej pocałunek. Teraz ten obraz stał się mglistym wspomnieniem. Zastąpił go inny, który Nikki sobie stworzyła – Rooka we wrogim kraju, tłukącego moskity i zapisującego nazwiska podejrzanych handlarzy bronią w notesie marki Moleskine. Bez wątpienia był to Rooknieumyty, zarośnięty i miał spocone pośladki. Pragnęła go. Komórka Heat rozbłysnęła SMS-em od kapitana Montrose. – Jestem w centrali. Skontaktuję się, jak wyjdę. – Jak to zwykle bywało, tkwił tam na rytualnym spotkaniu w sprawie odpowiedzialności finansowej posterunku. To sprawiło, że Nikki zaczęła rozważać gorsze strony swojego nieuchronnie zbliżającego się awansu. Jeden szczebel drabiny za wysoko i głowa wystaje nad parapetem, stając się dużym widocznym celem. _______ Kiedy trzydzieści minut później, tuż po ósmej, Nikki Heat ze swoją ekipą i funkcjonariuszami, których ściągnęła z Wydziału Włamań, rozważała kilka szczegółów sprawy, które mieli do tej pory, w sali odpraw Wydziału Zabójstw były już tylko miejsca stojące. Stała przed dużą białą tablicą, na której przymocowała magnesami dwa zdjęcia wielebnego Grafa. Pierwsze z nich, przedstawiające martwego księdza, zrobione przez ekipę techników śledczych, było o wiele lepszej jakości niż to, które sama pstryknęła telefonem komórkowym. Obok fotografii umieściła zdjęcie z marszu protestacyjnego, wykadrowane i powiększone tak, aby ukazywało tylko twarz. – To jest nasza ofiara, wielebny Gerald Graf, ksiądz z kościoła Opiekunki Niewinnych. – Odtworzyła okoliczności śmierci duchownego i szybkoschnącym markerem zakreśliła na osi czasu narysowanej wzdłuż tablicy moment zaginięcia, przypuszczalne godziny zgonu i odkrycia zwłok. – Kserokopie tych zdjęć już się dla was robią. Będą też, jak zwykle, na serwerze razem z innymi szczegółami, abyście mieli do nich dostęp z komóreki laptopów. Ochoa odwrócił się do gliniarza wypożyczonego z Wydziału Włamań, detektywa Rhymera, który siedział z tyłu na szafce z dokumentami. – Hej, Opie, gdybyś się zastanawiał, laptop to jest taka maszyna do pisania z migającymi światełkami. Dan Rhymer, były żołnierz Żandarmerii Wojskowej obu Karolin, który został w Nowym Jorku po odsłużeniu swojego w armii, był przyzwyczajony, że mu dokuczają. Nawet w domu
przezywali go Opie. Odparował ze swoim południowym akcentem: – Że jak? Komputer laptop? O, kurczę! Nic dziwnego, że nie mogłem opiec na tym czymś kanapki z oposa. Próbując przekrzyczeć zbiorowy rechot, Heat rzuciła: – Przepraszam! Czy ktoś ma coś przeciwko, że powiem co nieco na temat śledztwa? – Oj, niedobrze – odezwała się detektyw Sharon Hinesburg. Nikki zaśmiała się do towarzystwa, dopóki ta nie dodała: – Wypróbowujesz nowy styl dowodzenia porucznika? – Przytyk nie zdziwił Heat, bardziej była zaskoczona faktem, że jej oczekiwany awans był tematem powszechnych plotek. Oczywiście ich źródłem była Hinesburg, niezbyt zdolna policjantka, której głównym talentem było działanie Nikki na nerwy. Ktoś widocznie musiał powiedzieć Sharon, że jej szczerość jest niebanalna. Heat pomyślała, że źle się jej przysłużył. – Co tu mamy na temat przyczyny śmierci? – zapytał Raley, dając Heat powrócić do tematu śledztwa i rozbrajając podrzucony przez Hinesburg granat. – Wstępne wyniki nic nam nie mówią. – Nikki nawiązała kontakt wzrokowy z Raleyem, który prawie niedostrzegalnym skinięciem głową dał jej dowód solidarności. – Prawdę mówiąc, nie możemy nawet zakwalifikować tego oficjalnie jako zabójstwa, dopóki nie zostanie przeprowadzona sekcja zwłok. Rodzaj śmierci stwarza możliwość, że to był wypadek. Mamy tutaj i przypuszczalne problemy zdrowotne ofiary, i zamiary zawodowca... – ...albo zabójcy – wtrącił Ochoa. – Albo zabójcy – zgodziła się Heat. – Wielebny Graf był osobą zaginioną, co zwiększa możliwość popełnienia przestępstwa. – Mimowolnie jej wzrok podążył do pustego biura kapitana Montrose’a, a potem znów spoczął na ekipie. – Musimy więc zachować otwarte umysły. – Czy ojczulek był zboczeńcem? – ponownie odezwała się, subtelna jak zawsze, Hinesburg. – Mam na myśli, co do diabła ksiądz robił w tym lochu perwersji? – Było to może nie najdelikatniejsze, ale trafne pytanie. – Dlatego będziemy teraz pracować nad tym pod kątem praktyk BDSM[5] – rzekła Heat. – Nadal są mi potrzebne rozmowy z gospodynią i innymi z parafii na temat księdza. Jego związki, rodzina, wrogowie, egzorcyzmy, ministranci – nigdy nic nie wiadomo. Wszystko jest niby oczywiste, ale tuż obok mamy tortury seksualne. Gdy tylko zdobędziemy nakaz, co powinno wkrótce nastąpić, poproszę detektywa Raleya, aby poszedł obejrzeć tę taśmę z kamery bezpieczeństwa. Zobaczymy, kiedy wielebny tam przyszedł i w czyim towarzystwie. – Nie wspominając już, w jakim stanie – dodał Raley. – Zwłaszcza to. Wydobądź zdjęcia wszystkich, którzy tam wchodzili i stamtąd wychodzili przed i po. – Nikki wypisała na białej tablicy skrzypiącym markerem starannymi drukowanymi literami: „Wideo z kamery bezpieczeństwa”. Podkreśliła napis i powiedziała: – Podczas gdy Raley będzie się tym zajmował, spróbujmy się dowiedzieć, czy nasza ofiara miała jakieś szczególne zwyczaje, upodobania. – Ochoa, Rhymer, Gallagher, Hinesburg – przejdźcie się po klubach i popularnych jaskiniach rozpusty. – Tak jest, dowódco! – zasalutowała Hinesburg, ale nikt się nie roześmiał. Pozostali byli już gotowi, aby udać się do swoich zadań. Kilka minut później Nikki odłożyła słuchawkę telefonu i zawołała przez salę odpraw: – Ochoa,
zmiana planów! – Podeszła do jego biurka, przy którym przeglądał wydruki ofert klubów w niesławnej Dungeon Alley – alei Lochów na Manhattanie. – Dzwonili z plebanii technicy od zbierania dowodów. Gospodyni twierdzi, że ktoś poprzestawiał rzeczy i kilka przedmiotów zginęło. Kierowniczka Więzów Przyjemności i jej prawnik czekają na mnie w pokoju przesłuchań, więc może ty się tam wybierzesz i dowiesz, o co chodzi. – Jeśli ładnie poproszę, to czy mogę zrezygnować z obchodu trasy zboczków i załatwić sprawę plebanii? – Hinesburg pojawiła się w zasięgu wzroku Heat. Ponieważ wszystko wskazywało na to, że chce w ten sposób niejako ukradkiem przeprosić za wcześniejszą kąśliwą uwagę, Nikki zważyła korzyści, które mogły z tego płynąć. – Może tak być, Oach? – Niech pomyślę... – Ochoa uniósł dłonie, naśladując szalki wagi – ...kościół albo jaskinia seksu, kościół albo jaskinia seksu... – Opuścił ręce. – Zapal za mnie świeczkę, jaktam będziesz, Sharon. – Dzięki – powiedziała Hinesburg. – I przepraszam, że tak ci dołożyłam, za agresywny ton. Nie zdawałam sobie sprawy, że masz na głowie... – w konspiracyjny sposób pochyliła się w stronę Heat i dokończyła – ...inne sprawy. Kiedy Nikki rzuciła jej zdziwione spojrzenie, Sharon podetknęła szefowej pod nos poranne wydanie Ledgera otwarte na stronie „Świat plotek”, działu poświęconego życiu celebrytów. – Chcesz powiedzieć, że jeszcze tego nie widziałaś? Heat zamrugała oczami na widok zdjęcia. Tuż pod fotografią Andersona Coopera[6] z przyjęcia charytatywnego znajdowało się zajmujące ćwierć strony ujęcie z ukrytej kamery przedstawiające Rooka wychodzącego w towarzystwie olśniewającej kobiety z Le Cirque[7]. Podpis głosił: „Zadowolony klient? Jameson Rook, dziennikarz i supergwiazda do wzięcia, oraz jego agentka literacka Jeanne Callow cali w uśmiechach po eleganckim tête-à-tête w Le Cirque ostatniego wieczoru”. Jak zawsze „delikatna”, Hinesburg dodała: – Wydawało mi się, że mówiłaś, iż Rook wyjechał pracować nad artykułem o handlarzach bronią. – Nikki słyszała jej słowa, ale nie była w stanie oderwać wzroku od fotografii. – Najgorsza zima od 1906, a ta bez rękawów. Założę się, że gdy Rookmówił o zamiarze polowania na pistolety, nie myślałaś, że chodzi mu o takie. _______ Wzywali ją do pokoju przesłuchań. Nikki poszła tam jakna autopilocie, wciąż dochodząc do siebie po psychicznym nokaucie. Nie mogła tego pojąć, nie chciała w to uwierzyć... Rook nie tylko wrócił, lecz także pokazywał się publicznie, podczas gdy ona czekała na niego, jak żona kapitana żaglowca przechadzająca się po brzegu morza, przeszukująca wzrokiem horyzont, aby dojrzeć maszt. Żadnej brody, żadnych spoconych pośladków – był czyściutki, ogolony i oplatał swoją wygimnastykowaną agentkę ramieniem obleczonym w rękaw marynarki z kolekcji Hugo Bossa. Gdy zamierzała wejść do pokoju obserwacyjnego, w drzwiach dopadł ją detektyw Raley i Heat wyrzuciła z głowy Rooka, chociaż wciąż jeszcze czuła się kompletnie rozbita. – Mam
kiepskie wieści, jeśli chodzi o kamerę bezpieczeństwa – zakomunikował Raley. Trzymał w rękach pudło z przyklejonym z boku formularzem „Zebrane dowody”. – Domyślam się, że tu jest taśma, zgadza się? – Taśmy – tak. Ta konkretna taśma – nie. Kiedy otworzyłem szafkę, zaczęła się odtwarzać ta, co już była w środku, a naklejka na niej była z datą sprzed dwóch tygodni. – Cudownie – stwierdziła Heat. – I nie ma nic z ostatniej nocy? – Te taśmy nie nagrały nic przez ostatnich kilka tygodni. Sprawdzę, ale będziemy mieli szczęście, jeśli coś zobaczymy. Nikki rozważyła to szybko. – Niezależnie od wszystkiego, przejrzyj to, co tutaj masz, i wyodrębnij twarze. Nigdy nic nie wiadomo, możemy tu zobaczyć wielebnego Grafa i z kimś go powiązać. Raley zniknął w korytarzu wraz z pudłem z taśmami. Nikki poszła dalej do pokoju przesłuchań. _______ – Już zadała pani mojej klientce to pytanie – powiedział Simmy Paltz, wskazując palcem wygiętym przez artretyzm na leżący na stole żółty zeszyt. Wysuszony i żylasty prawnik wyglądał, jakby miał sto lat – sama skóra i kości. Nosił krawat modny w latach siedemdziesiątych, zawiązany w duży węzeł, ale Nikki z powodzeniem mogłaby wsunąć rękę aż po nadgarstek między zmechacony kołnierzyk Simmy’ego a jego kogucią szyję. Staruszek wydawał się jednakwystarczająco przenikliwy i na pewno był bezkompromisowym adwokatem. Heat domyśliła się, że jednym ze sposobów obniżenia kosztów w małej firmie Więzy Przyjemności było zatrudnienie dziadka albo stryjecznego dziadka jako doradcy prawnego. – Chciałam dać jej czas na przemyślenie odpowiedzi, niech jej pamięć wykona swoje zadanie – odrzekła Nikki. Zwróciła się bezpośrednio do Roxanne Paltz, która w dalszym ciągu miała na sobie ten sam winylowy kostium i taki sam wyraz pogardy na twarzy, jako szóstej rano w swoim biurze. – Jest pani absolutnie pewna, że nie miała do czynienia z wielebnym Grafem? – Może w kościele?! Proszę mnie nie rozśmieszać. – Roxanne oparła się o krzesło i z satysfakcją skinęła głową w stronę doradcy. – On nie był naszym klientem. – Ha! – odezwał się jej prawnik. – I tyle pani przyszło z nakazu. – Jego oczy za brudnymi okularami, które zakrywały mu połowę twarzy, wydały się Nikki ogromne. – Pani Paltz, kto miał klucze? Roxanne spojrzała na swojego adwokata, który ruchem głowy dał jej znać, aby mówiła. Odpowiedziała: – Tylko ja. Jeden komplet. – I nie ma żadnych innych taśm? – A co ona jest? – wtrącił się prawnik– Bezpieczeństwo Krajowe? – Prawda jest taka – kontynuowała Roxanne. – Ta plastikowa bańka na suficie spełnia swoje zadanie: trzyma wszystkich w ryzach. Klienci widzą, że jest, i się zachowują. Coś w takim stylu, jak dzwoni się do obsługi klienta i słyszy: „Ta rozmowa jest nagrywana”. Taki ichni sposób