ala197251

  • Dokumenty305
  • Odsłony42 632
  • Obserwuję43
  • Rozmiar dokumentów560.3 MB
  • Ilość pobrań30 319

Frost Jeaniene - Świat nocnych łowców 01- Pierwsza kropla szkarłatu

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :1.4 MB
Rozszerzenie:pdf

Frost Jeaniene - Świat nocnych łowców 01- Pierwsza kropla szkarłatu.pdf

ala197251 EBooki Jeaniene Frost
Użytkownik ala197251 wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 356 stron)

PIERWSZAPIERWSZAPIERWSZAPIERWSZA KROPLAKROPLAKROPLAKROPLA SZKARŁATUSZKARŁATUSZKARŁATUSZKARŁATU Jeaniene FrostJeaniene FrostJeaniene FrostJeaniene Frost

PROLOQUEPROLOQUEPROLOQUEPROLOQUE Sylwester, rok wcześniej Nawet, jeśli znajdowali się w piwnicy, Denise wciąż mogła usłyszeć dźwięki rozgrywającej się bitwy na zewnątrz. Nie wiedziała, co ich atakowało, ale to na pewno nie mogli być ludzie, z pewnością nie ludzie, biorąc pod uwagę to, jak wystraszona była Cat, kiedy kazała im zejść na dół. Jeśli ona się bała, to oni wszyscy powinni być przerażeni. Dźwięk rozbijanego przedmiotu rozległ się powyżej sprawiając, że Denise sapnęła. Ramię randy mocniej owinęło się wokół niej. – Wszystko będzie w porządku. Jego twarz mówiła, że wierzył, iż będzie inaczej. Tak samo Denise. Ale uśmiechnęła się, próbując przekonać swojego męża, żeby uwierzył w to kłamstwo, tylko po to, by poczuł się lepiej. Jego ramię wokół niej, rozluźniło się trochę. – Pójdę na górę, by pomóc im to znaleźć. To było jakimś przedmiotem, który sprowadzał tutaj te istoty, cokolwiek by to było, ściągnęło je do tego domu, który był pośrodku lodowego pustyni. Jeśli tylko zdołaliby to znaleźć i zniszczyć, przestaliby atakować. Pięć lat temu, Densie nie wierzyła w wampiry, ghoul'e czy przedmioty, które posiadają nadnaturalną moc. Ale dlatego, że zdecydowała się spędzić sylwestra ze swoją najlepszą przyjaciółką, która jest jednocześnie pół wampirem, w domu, który jest wypełniony rzeczami, w które przeciętny człowiek nie wierzy, ona i Randy prawdopodobnie dziś umrą. – Nie możesz tam iść, to jest zbyt niebezpieczne – zaprotestowała Denise. – Nie wyjdę na zewnątrz, ale pomogę im szukać wewnątrz.

Denise wiedziała, że znalezienie tej rzeczy, była to ich jedyna szansa, jaka mieli. – Pójdę z tobą. – Zostań tutaj. Dzieci są wystraszone. Denise popatrzyła na twarze skulonych w kącie w piwnicy, ich oczy były pootwierane szeroko ze strachu. Dawni uciekinierzy lub bezdomne dzieci, które żyły z wampirami, płacąc czynsz poprzez oddanie krewi. Inną dorosłą osobą w pokoju była Justina, a teraz nawet jej zwykły władczy wyraz twarzy, zachwiał się. – Zostanę – powiedziała w końcu Densie. - Bądź ostrożny. Wracaj zaraz, gdy te stwory zaczną się zbliżać. Randy pocałował ją szybko. – Będę ostrożny. Obiecuję. – Kocham cię – zawołała za nim, gdy otworzył drzwi. Uśmiechnął się – Też cię kocham. Wyszedł przez drzwi, a Densie zablokował je za nim. To był ostatni raz, gdy widziała Randy'ego żywego.

Rozdział pierwszyRozdział pierwszyRozdział pierwszyRozdział pierwszy – Myślę, że Amber została zamordowana. Denise gapiła się na swojego kuzyna, była właśnie w trakcie picia swojej trzeciej margarity, ale nie mogła się przecież przesłyszeć. Może nie powinniśmy wybierać się do baru zaraz po pogrzebie. Zwłaszcza, iż to Paul powiedział, że nie chce przechodzić następnego wstrząsu. Jego matka i siostra właśnie zmarły, obie w ciągu niecałego, mijającego miesiąca. Jeżeli wypicie drinka pozwala Paul'owi poczuć się lepiej, kogo obchodzi, co powinien robić? – Ale lekarze mówią, że to był atak serca. – Wiem, co mówią – Paul się warknął – Policja też mi nie wierzy. Ale dzień przed swoją śmiercią Amber powiedziała mi, iż podejrzewa, że ktoś ją śledzi. Ona miała dwadzieścia-trzy lata. Denise. Kto ma zawał w wieku dwudziestu-trzech lat? – Twoja matka tez zmarła na zawał serca. - Przypomniała mu delikatnie Denise – Choroby serca mogą być dziedziczne. To rzadkość, by ktoś tak młody jak Amber miał problemy z sercem, to prawda, ale twoja siostra była pod dużą presją... – Nie bardziej niż ja teraz – uciął ostro Paul. – Mówisz więc, że będę następny? Ta myśl była tak okropna, że Denise nawet nie chciała jej komentować. – Jestem pewna, że z tobą wszystko w porządku, ale nie zaszkodzi sprawdzić. Paul wychylił się do przodu, rozejrzał się do koła zanim powiedział. – Myślę, że też jestem śledzony. Jego głos był zaledwie szeptem. Denise zamarła. Przez miesiąc po śmierci Randy'ego myślała, że każdy cień był czymś groźnym czekającym by rzucić się na nią. Nawet po upływie roku,

nie do końca potrafiła otrząsnąć się z tego uczucia. Teraz jej ciotka i jej kuzynka umarły w przeciągu mijającego miesiąca od siebie. Paul zdaje się myśleć, że śmierć wynurzy się zaraz za nim. Czy to jest normalny część godzenia się ze śmiercią? Takie uczucie, gdy śmierć zabiera ci kogoś bliskiego, oraz iż idzie ona po ciebie i będzie następny? – Chcesz zostać u mnie w domu na kilka dni - zapytała Denise. – Przyda mi się towarzystwo. Aktualnie Denise wolała być sama, ale Paul tego nie wiedział. Skrupulatne śledztwo w sprawie dotyczącej śmierci Randy'iego utknęło na wydarzeniach w wypadku koło sklepu. Zostawił jej wystarczająco pieniędzy na pokrycie pogrzebu i opłacenie wszystkich rachunków. W nowym domu, z dala od większości jej rodziny. Jej rodzice chcą dobrze, ale w swym niepokoju, próbują pokierować jej życiem. W pracy Denise trzymała się z daleka do swoich kolegów z pracy i to osamotnienie pomagało jej przez to przejść, przez ten ciężki rok, spowodowany przez śmierć Randy'ego. Przecież, jeżeli będzie się trzymać myśli o pomocy Paul'owi, to początkowy szok jego podwójnej straty, pomoże pozbyć się jej samotności. Jej kuzyn popatrzył z ulgą. – Taaa. Jeżeli to w porządku? Denise dała znak barmanowi. – Oczywiście. Grzejmy do mojego domu, zanim wypije zbyt dużo drinków. Ty wypiłeś już za dużo, więc weźmy mój samochód, a twój zabierzemy rano. – Mogę prowadzić – Paul opierał się. Denise spojrzała na niego. – Nie dziś. Paul wzruszył ramionami. Denise była zadowolona, że się nie spierał. Znienawidziłaby się za to, gdyby Paul miałby wypadek po wyjściu do baru z nią na drinka. W odróżnieniu od jej rodziców, on był jej najbliższy z reszty rodziny, która jej została.

Zapłaciła za rachunek pomimo sprzeciwu Paula i wyszli na parking. Po tym incydencie, który zdarzył się tu trzy miesiące temu, Denise chciała mieć pewność, że wejście do baru jest tak blisko jak to tylko możliwe, w dobrze oświetlonej części parkingu. Wspomagając się środkami ostrożności, pomimo tego, że Paul szedł obok niej, trzymała w ręce spreje odstręczające, zwisające na jej kółku z kluczami. Miała ich dwa rodzaje: jeden wypełniony pieprzem w spreju, drugi srebrem w spreju. Ludzie nie są jedynymi, którzy lubią atakować nocą. – Pokój gościnny jest mały, ale jest tam telewizor – powiedziała Denise jak tylko dotarli do jej samochodu. - Chcesz to... Jej głos przeszedł w krzyk, gdy Paul był szarpnięty w tył przez mężczyznę, który pojawił się za nim znikąd. Paul też próbował krzyczeć, ale ręka ciasno otaczająca jego gardło, przeszkadzała mu. Oczy nieznajomego zdawały się płonąć, gdy przeniósł wzrok z Denis na jej kuzyna. – Jeszcze jeden – zasyczał, umieszczając swoją dłoń na klatce piersiowej Paula. Denis krzyczała tak głośno jak tylko umiała. Podniosła swój gaz obezwładniający i rozpyliła ten płyn w twarz mężczyzny. Nawet nie mrugnął, ale oczy Paula zaczęła puchnąć jakby ktoś go w nie uderzył. – Niech ktoś mi pomoże! – Denis krzyczała dalej, rozpylając płyn do momentu, aż pojemnik był pusty. Mężczyzna nawet się nie drgnął, gdy twarz Paula zaczęła zmieniać kolor na niebieski. Wzięła, więc następny pojemnik ze srebrem w spreju, odblokowała go i ze wszystkich czterech dysz zaczęła rozpylać. Ten sprej również nie robił mu nic złego, ale jego twarz wyglądała na zaskoczoną. Następnie się zaśmiał. – Srebro? Interesujące. Denis była w końcu bezbronna po zużyciu sprejów, a mężczyzna nie zwolnił swojego uścisku w najmniejszym stopniu. Spanikowana zacisnęła ręce w

pięści i rzuciła się na niego, tylko po to, by upaść na ziemię moment później, razem ze swoim kuzynem. – Co się tam dzieje? - zawołał ktoś wychodzący z baru. Denise rozejrzała się. Nieznajomego nie było. A duży niemiecki owczarek siedział kilka metrów dalej, jego pysk otwarty jak w psim uśmiechu. Pies odwrócił się i uciekł, gdy ludzie z baru podchodzili do nich. – Niech ktoś zadzwoni pod 911 – Denis zawołała niezwłocznie z przerażeniem, gdy zauważyła, że Paul nie oddychał. Przyłożyła swoje usta do jego ust, ciężko wdmuchując powietrze i zaczęła się dusić, gdy pieprz w spreju dostał się do jej dróg oddechowych. Kaszląc i sapiąc, Denise zobaczyła młodego mężczyznę próbującego przeprowadzić sztuczne oddychanie na Paulu i odsuwającego się nagle, mocno kaszlącego tak jak ona. Położyła swoje dłonie na klatce piersiowej Paula. Nic. Koło niej stało prawie tuzin ludzi, ale nikt z nich nie zareagował i nie zatelefonował. – Zadzwońcie po przeklętą karetkę– wykrztusiła uderzając w klatkę piersiową i próbując wdmuchiwać w jego usta powietrze, nawet, jeśli sama miała kłopoty z oddychaniem. – Dalej Paul! Nie rób tego. Miała zamazany widok, ale widziała, że twarz jej kuzyna zmieniła kolor na coraz bardziej niebieski. Jego usta były luźne, jego klatka piersiowa nieruchoma pod jej rękoma. Ale Denise kontynuowała uciskanie jego serca, układając swoje ręce w tubę na jego ustach, aby wdmuchiwać powietrze, bez kontaktu jej ust z większą ilością pieprzu w spreju. Nie przestała dopóki nie przyjechali ratownicy medyczni, mocno spóźnieni. Kiedy ją odciągali, Paul dalej nie oddychał. – I mówisz, że ten mężczyzna po prostu... Zniknął? Oficer policji nie mógł przybrać tonu głosu, w którym nie brzmiały wątpliwości. Denise walczyła z pokusą, aby go spoliczkować. Nie wiedziała

ile jeszcze zniesie. Zadzwoniła już do swojej rodziny i powiedziała im te wiadomości nie do pomyślenia, potem powiedziała im jak maja przyjechać do szpitala, następnie podała raport policji. A oni widać mieli problemy z uwierzeniem w to, co napisała. – Jak mówiłam, kiedy znowu spojrzałam w górę, mordercy już nie było. – Nikt w tym barze nie widział tam nikogo, proszę pani. - Oficer powtórzył to po raz trzeci. Denis łagodnie odparła. – Dlatego, że oni byli w środku, kiedy nas zaatakowano. Ten facet dusił mojego kuzyna, Paul nie ma wokoło swojej szyi żadnych znaków? Oficer popatrzył na nią i odwrócił wzrok. – Nie proszę pani. Patolog jeszcze go nie obejrzał, ale lekarze z pogotowia nie widzieli żadnych znaków duszenia. Powiedzieli jednak, że znaleźli dowody na atak serca... – On miał tylko dwadzieścia pięć lat – Denis wybuchła następnie zamarła. Ciarki przeszły jej po plecach. Kto ma atak serca w wieku dwudziestu trzech lat? Paul pytał się tak przecież godzinę temu, podążając tokiem tej wypowiedzi znalazła rozwiązanie Myślę, że też jestem śledzony. Teraz Paul już nie żył – oczywiście na zawał serca. Tak samo jak Amber i Ciocia Rose. Denise wiedziała, że nie wyobraziła sobie mężczyzny, który był uodporniony na oba pojemniki, czyli na pieprz w spreju i srebro w płynie. Ten, który zniknął w mgnieniu oka – a pojawił się przecież wielki pies znikąd. Oczywiście, że nic z tych rzeczy nie powiedziała oficerowi policji. On już patrzył na nią, jakby była alkoholiczką, która nie jest na odwyku. Nie oczekiwał, że Denis zauważył, że kiedy była leczona z zatrucia pieprzem w spreju, jej krew była także wzięta, aby zbadać i sprawdzić ilość alkoholu we krwi. Była już pytana wiele razy jak dużo wypiła, zanim wyszła z baru. Było jasne, że nieważne, co powie, nawet pomijając wspomnienie zdarzeń

nadnaturalnych, nie będzie brana na serio, jeśli badanie lekarskie zadecyduje, że Paul umarł na zawał serca. Dobrze, ona zna ludzi, którzy uwierzą jej wystarczająco, do przeprowadzenia śledztwa. – Mogę wrócić do domu? - Denis zapytała. Na chwilę, na twarzy oficera pojawił się wyraz ulgi. To tylko wzmocniło chęć Denis do spoliczkowania go. – Pewnie. Mogę zapewnić, że za chwilę radiowóz panią odwiezie. – Zadzwonię po taksówkę. Wstał, podrapał sie po głowie. – Proszę, oto moja wizytówka, jeżeli się pani przypomni coś innego. Denise wzięła ją tylko, dlatego, że wzięcie i rzucenie nią w niego, byłoby dużo bardziej kłopotliwe. – Dziękuje. Odczekała dopóki nie znalazła się w środku swojego domu, zanim zdecydowała się zadzwonić. Nie musiała mówić taksówkarzowi o tym jego najnowszym koszmarze, to on bełkotał o morderstwie dokonanym przez mężczyznę, który może zmieniać się w psa. Jeżeli policja dojdzie jakoś, że to ona powiedziała, może zapomnieć, że zajmą się wskazówkami, które im podała, nawet jeżeli dowiedzieliby się, że było to morderstwo. Po trzecim sygnale, odebrano i automatyczna sekretarka zaintonowała, że ten numer, który wybrała, został odłączony. Denise rozłączyła się. Racja, Cat przeprowadziła się z miejsca na miejsce dlatego, że jakiś szalony wampir polował na nią. Ona oczywiście zmieniła też numer telefonu. Czy Cat była ciągle za morzem? Ile czasu minęło, od kiedy Denise rozmawiało z nią ostatnio? Tygodnie, może. Następnie Denise próbowała zadzwonić na numer Bones'a, męża Cat, ale ten numer też został odłączony. Denise przekopała cały swój dom, dopóki nie

znalazła książki telefonicznej z numerem telefonu do matki Cat. Ten numer był sprzed ponad roku, dlatego nie była zdziwiona, kiedy odkryła, że też był odłączony. Sfrustrowana Denise przerzuciła całą książkę telefoniczną na swojej kanapie. Unikała kontaktu ze światem nieśmiertelnych, ale teraz, kiedy potrzebowała kogoś powiązanego z nim, ona nie ma do nikogo aktualnego numeru telefonu. Musi być ktoś do kogo mogłaby dotrzeć, Denise przewijała listę bezpośrednią w jej telefonie komórkowym, szukając kogokolwiek, kto ma kontakt z Cat. Gdy była prawie na końcu listy, jedno imię wpadło jej w oko. Spade. Zachowała numer Spade'a w swoim telefonie, kilka miesięcy temu, dlatego, że to on zabrał ją, gdy ostatni raz widziała Cat. Denise zachwiała się. Twarz Spade'a jest wydatnie wyrzeźbiona, ma bladą skórę i przenikliwy wzrok, wnikający w jej umysł. Ubrać Spade'a w bielizną Calvina Klein'a a kobiety będą tak kuszone, że nawet zaczną lizać stronę w gazecie, ale wspomnienie Denise o Spade'ie były nierozerwalnie powiązane z krwią. Zwłaszcza od tego czasu, gdy ostatni go widziała, on był cały nią ochlapany. Odsunęła wątpliwości na bok. Ktoś zamordował Paula i Spade może być tylko łącznikiem, aby dosięgnąć Cat. Denise nacisnęła „połącz” modląc się, aby usłyszeć tego monotonnego kawałka, mówiącego jej, ze ten numer nie jest już podłączony do sieci telekomunikacyjnej. Trzy dzwonki, cztery... – Hallo? Denise poczuła przypływ światełka nadziei i ulgę słysząc dystyngowany angielski akcent Spade'a. – Spade tu Denise. Przyjaciółka Cat - dodała, myśląc o tym jak dużo Denise musiał prawdopodobnie poznać przez ponad stuletni wampir. - Widać nie mam aktualnego numeru do Cat i jestem prawie pewna, że coś nadnaturalnego zamordowało mojego kuzyna. Możliwe, że oboje kuzynów i moją ciotkę też.

Słowa wypłynęły z ust jak paplanina i zabrzmiało to jak bełkot, nawet jak na nią. Czekała nie słyszała nic poza własnym oddechem, podczas, gdy po drugiej stronie linii była cisza. – Dodzwoniłam się do Spade'a, prawda? - zapytała ostrożnie. Co jeśli ma zły numer i dodzwoniła się do kogoś innego? Jego głos zabrzmiał natychmiast. – Tak, przepraszam za to. Czemu mi nie opowiesz, co wierzysz, że widziałaś? Denise zauważyła jego zwrot, ale była za zdenerwowana by się spierać o to. – Widziałam jak mojego kuzyna zamordował mężczyzna, który nawet nie drgnął, kiedy spryskałam go gazem obezwładniającym i srebrem w spreju. Następną rzeczą, jaką zobaczyłam, był wielki groźny pies stojący tam gdzie poprzednio stał ten mężczyzna, ale uciekł, a policja myśli, że mój dwudziestopięcioletni kuzyn umarła na zawał serca zakładają, że od początku był to dziwny przypadek. Kolejna cisza zajęła linię. Denise mogła prawie wyobrazić sobie Spade'a marszczącego brwi, kiedy słuchał. Wystraszył ją, ale teraz bardziej bała się tego czegoś, co zabiło Paula. – Ciągle mieszkasz w Fort Worth? - w końcu zapytał. – Tak. Ten sam dom, co poprzednio – kiedy on zostawił ją, po zamordowaniu człowieka z zimną krwią. – Dobrze. Przykro mi informować cię, ale Cat jest na Nowej Zelandii. Mogę do niej zadzwonić, albo dać ci jej numer, ale zajęło by jej dobę, aby do ciebie dotrzeć, jeśli nie więcej. Jej przyjaciółka i ekspert od wszystkich nieludzkich spraw, była po drugiej stronie świata. Świetnie.

– ...ale jestem przypadkiem w Stanach – Spade włączył się. – Tak faktycznie jestem w St. Louis. Mogę być tam u ciebie dzisiaj później i obejrzeć ciało twojego kuzyna. Denise wciągnęła powietrze do płuc, rozdarta pomiędzy chęcią znalezienia co zabiło Paula możliwie jak najszybciej, a uczuciem rozdrażnienia na obecność Spade'a prowadzącego śledztwo. Poczuła, że zdradza siebie samą. Śmierć Paul'a, Amber i jej ciotki znaczy przecież więcej niż jej uczucie nie komfortu z powodu tego, kto jej pomaga. – Doceniam to. Mój adres to... – Pamiętam gdzie mieszkasz. - Przerwał jej Spade. - Oczekuj mnie koła południa. Spojrzała na zegarek. W przeciągu tylko 6 godzin. Ona nie mogłaby dostać się z St. Louis do Fort Worth tak szybko nawet, jeśli jej życie zależałoby od tego, ale jeśli Spade mówi, że będzie tu koło południa, to mu uwierzyła. – Dzięki. Mógłbyś zadzwonić do Cat um, że... – Możliwe, że będzie najlepiej, jeżeli nie będziemy ciągnąć za sobą Cat czy Crispin'a na razie – powiedział Spade, nazywając Bones’a jego ludzkim imieniem, tak jak zawsze to robi. - Oni mieli straszny chwile niedawno. Nie ma potrzeby martwić ich, jeżeli to jest coś, z czym sobie sam poradzę. Denise poczuła, że szydzi za jej plecami. Wiedziała jak to przetłumaczyć, i jak to znaczy. Jeśli ona sobie tylko to wszystko wyobraziła. – Do zobaczenia w południe – odpowiedziała i rozłączyła się. Dom wydawał się bardzo cichy. Denise wyglądał przez okno, trzęsąc się i mówiąc sobie, że złe przeczucie, które czuła, było normalną reakcją organizmu na jej tak gwałtowną noc. Dla pewności, jakkolwiek poszła przejść się po domu, sprawdzając okna i drzwi. Wszystkie były zamknięte. Potem zmusiła się do wzięcia prysznica, próbując zablokować wspomnienie niebieskiego zabarwienia twarzy Paula w swoim umyśle. Nie udało się. Denise założyła szlafrok i zaczęła niespokojnie skradać się poprzez swój dom jeszcze raz.

Jeśli tylko nie zgodziłaby się wyjść na drinka z Paul'em, może mógłby ciągle być żywy. Albo jeżeliby niezwłocznie pobiegła do baru po pomoc, zamiast za długo stać na parkingu. Czy uratowałaby Paul'a, jeśli wyszłaby z baru na zewnątrz wraz z dużą grupą ludzi, aby odstraszyć atak. Odszedł jak tylko ludzie zaczęli odpowiadać na jej krzyki, może mogła ocalić Paul'a, jeśli nie stałaby tam, bezużytecznie malując jego zabójcę. Denise była tak skupiona na swoich myślach, że zignorowała dźwięk stukania, dopóki nie usłyszała go za trzecim razem. Następnie zamarła. Dobiegał on zza jej frontowych drzwi. Wyszła z kuchni i podbiegła cicho do swojej sypialni, wyciągnęła Gloka ze swojej szafki nocnej. Był wypełniony srebrnymi pociskami, które mogły tylko spowolnić wampira, ale mogły zabić każdego człowieka. Denise zeszła ze schodów, starając się wyłapać uszami każdy dźwięk. Tak, ciągle na miejscu. Taki dziwaczny dźwięk, jak kwilenie i drapanie. Co jeśli ktoś próbuje otworzy zamek? Czy powinna zadzwonić po policję, czy spróbować zobaczyć najpierw, co to jest? Jeśli to jest tylko szop węszący wokoło i wezwałaby policje, to naprawdę zdyskredytowałoby wszystko to, co powiedziała w przyszłości. Denise trzymała dalej broń wycelowaną w kierunku drzwi, aż doszła w pobliże krawędzi frontowego okna. Jeżeli wygnie swoje ciało pod kontem, mogła zobaczyć swoje frontowe drzwi... - Co - Denise głośno sapnęła. Na jej werandzie była mała dziewczynka, mająca coś czerwonego na ubraniu. Ona właśnie stukała do drzwi Denise, a wyglądała na ranną albo na wyczerpaną albo i na ranną i wyczerpaną. Teraz Denise mogła powiedzieć światu na głos Pomocy. Denise opuściła broń i szarpnęła się otwierać drzwi. Twarz małej dziewczynki miała ślady po łzach i jej całe ciało drżało. – Mogę wejść? Tatuś jest ranny - dziecko wysepleniło. Podniosła ją rozglądając się za samochodem lub za czymś innym, co wskazywałoby na to jak ta mała dziewczynka się tu dostała.

– Choć kochanie. Co się stało? Gdzie jest twój tatuś? - Denise zaczęła pytać przyjaźnie, jak tylko wzięła dziecko do środka. Mała dziewczynka się uśmiechnęła. – Tatuś nie żyje – powiedziała, jego glos zmieniał się na głębszy i niższy. Denise poczuła w rękach nagły przypływ wagi, poczuła przerażenie, gdy zobaczyła, jak mała dziewczynka zmienia się w tego mężczyznę, który zamordował Paul'a. Złapał ją, kiedy zaczęła uciekać, zamykając jednocześnie drzwi za sobą. – Dziękuje za zaproszenie mnie – powiedział, zasłaniając ręką usta Denise, w momencie, gdy zaczynała krzyczeć.

Rozdział drugiRozdział drugiRozdział drugiRozdział drugi Spade zamknął swój telefon komórkowy rozmyślając o rozmowie, którą przed chwilą odbył. Denise MacGregor. Naprawdę nie oczekiwał, że usłyszy ją ponownie. Teraz wyobrażała sobie, że jej kuzyna zamordowało coś co jest podobne do psa – ale właściwie zmieniającego się w psa czy coś podobne nie istnieje. Może być inne wytłumaczenie. Denise powiedziała, że spryskała napastnika pieprzem w spreju i srebrem w spreju. Mogła się pomylić, co do niego, prawda, ale znowu, mogła się też nie pomylić. Jeśli to wampir zabił jej kuzyna, mógł wprowadzić ją w trans, by myślała, że zamienił się w psa i dlatego mógł nie działać na niego sprej ze srebrem w płynie. Ludzka pamięć jest tak łatwa do zmiany. Ale jeśli Denise była światkiem ataku wampira, morderca chciał wiedzieć skąd ona wie, że trzeba użyć srebra. Może zdecydować użyć czegoś więcej niż blask oczu, by się upewnić, że Denise nie rozpowie tej historii. To było ryzyko, którego Spade nie chciał podjąć. Rzucił okiem na swoje łóżko z żalem. Pomyślał, że dawno temu, gdy nadchodził wschód słońca, panował nad nim przyprawiając go ospałość, to nie znaczy, że będzie rozkoszował się jazdą do Texasu. Niech będzie. Przynajmniej to było wszystko, co mógł zrobić, aby sprawić by Crispin i Cat nie wracali w pośpiechu z Nowej Zelandii, co było bardzo prawdopodobne, tylko z powodu emocjonalnego załamania człowieka, który za życia miał dużo stresu i smutku. Pamiętał spojrzenie Denise, które mu posłała, gdy ostatni raz ją widział. Kropki krwi plamiły jej ubranie, jej twarz była tak blada jak skóra Spada, która była barwy kości słoniowej, a w jej orzechowych oczach widział mieszaninę wstrętu i strachu. – Dlaczego musiałeś go zabić? – wyszeptała.

– Z powodu tego, co zamierzał zrobić - Spade odpowiedział. - Nikt nie zasługuje na życie po czymś takim. Nie zrozumiała. Ale Spade tak właśnie myślał. Nawet za dobrze. Ludzie mogli więcej wybaczyć w swoich karach, ale Spade wiedział lepiej jak nie okazać gwałcicielowi, nawet potencjalnemu, naiwnej litości. Także pamiętał ostatnią rzecz, jaką Denise powiedziała, kiedy odwiózł ją do jej domu, później tego dnia. – Jestem chora, gdy widzę wasz świat i waszą moralność. Widział to spojrzenie na wielu ludzkich twarzach, słyszał te same naiwne argumenty w ich głosach. Jeśli Crispin nie był by tak zajęty tym wszystkim, co zdarzyło się później, mógł wytłumaczyć Cat jaką uprzejmością, byłoby wymazanie wspomnień Denise o całym świecie nieumarłym. Może Spade mógł zrobić to osobiście, jeśli Denise zaczęła mieć złudzenia. Z drugiej strony to dobrze, jeżeli jej pojmowanie rzeczywistości jest niepewne, to także wyeliminuje odpowiedzialność, jeśli wszystko co Denise wie o świecie wampirów zostanie z jej pamięci wymazane nieodwracalnie. Spade wypełnił swoją torbę wystarczającą liczbą ubrań na kilka dni i zszedł schodami do garażu. Położył swoją torbę na siedzeniu w Porsche, podniósł ciemne przyciemniane szyby i dopiero wtedy otworzył drzwi do garażu. Krwawe słońce zdążyło już wstać. Spojrzał złowrogo na słońce, opanował się i wyjechał prosto w brzask. Ludzie. Z jednej strony smakują znakomicie, ale zazwyczaj są bardziej kłopotliwi niż są tego warci. Denise ledwie mogła oddychać. Ból promieniował z jej klatki piersiowej w górę ku prawej ręce i odnosiła wrażenie, że rozprzestrzenia się na całe jej ciało. Światło tańczyło w jej wyobraźni. Ja umieram... – Dlaczego spryskałaś mnie srebrem – zapytał konwersacyjnym tonem. Ręka, która była na jej twarzy znikła i wciągnęła głęboko, boleśnie powietrze. Część pieczenia opuściła jej klatkę piersiową, a jej oczy zdołały skupić się wystarczająco by przekonać się, że ciągle była w holu, przy frontowych drzwiach.

Denise próbowała odepchnąć się od mężczyzny, który ją trzymał, ale była za słaba, nie była w stanie nawet podnieść ręki. Jeżeli nieznajomy wypuści ją z objęć, to prawdopodobnie upadnie na podłogę. – Odpowiadaj. - Nowe źródło bólu towarzyszyło żądaniu. Denise zdołała odpowiedzieć, nawet jeśli ucisk w jej klatce piersiowej sprawiał, że ciężko jej było oddychać. – Myślałam, że jesteś... Wampirem? Nieznajomy się zaśmiał. – Źle. Tyleż obraźliwe, co interesujące. Co wiesz na temat wampirów? Jej broń była na stole, sześć stóp dalej. Denise wisiała w jego ramionach, mając nadzieje, że ją puści. Może, jeśli to zrobi, może mogłaby dostać się do broni. – Odpowiadaj. Nieznajomy powtórzył rozkaz, krzycząc blisko jej twarzy. Jego oczy zapaliły się czerwonym jasnym światłem, ale poza tym – poczuła słaby zapach dochodzący od niego, jakby właśnie siedział koło ogniska lub czegoś płonącego – wyglądał dokładnie jak student koledżu. Jego włosy miały jaśniejszy odcień brązu niż jej i ściągnięte z tyłu w koński ogon. Z jego rozszerzanymi jeansami i znoszoną koszulką, mógł być sobowtórem, jako młody hippis. Ale on nie był człowiekiem. Czerwone oczy. Nigdy przedtem takich nie widziała. Nie był ghoul'em ani wampirem, w takim razie, czym był? - Wiem, że wampiry istnieją. Wydusiła Denise oddychając odrobinę łatwiej, jak tylko miażdżący ból w jej klatce piersiowej zmniejszył się w pulsujący ból. - Jak jakaś gotka, masz na kółku od kluczy pojemnik ze srebrem w spreju i wierzysz w wampiry – mężczyzna odpowiedział jej gładko – musisz się bardziej postarać, by mnie przekonać.

Kolejnemu wybuchowi bólu akompaniowało jego oświadczenie, prawie powalił Denise zdwojony ból. Kiedy była w stanie znowu widzieć pomimo bólu, mężczyzna się uśmiechnął. Przez umysł Denise przeleciała myśl, że ostatnią rzeczą którą widziała jej ciotka oraz jej kuzyni była twarz tego potwora i ze złości zesztywniały jej całe plecy. – Wampiry po prawdzie pochodzą od Kaina po tym jak Bóg przeklął go by już zawsze pił krew jako przypomnienie, że pierwszy rozlał krew swego brata Abla. Są odporni na krzyże, drewniane kołki i światło słoneczne. Tylko srebro wbite w serce czy odcinając głowę może je zabić – a ścięcie głowy to jedyny sposób aby zabić ghoul'a. Odpowiedziałam wystarczająco dobrze? - Ona warknęła. Zaśmiał się, jakby był rozbawiony, puszczając Denise. Upadł tak jak przypuszczała, ale upewniła się, że posunęła sie naprzód, zbliżając się do stolika, na którym jest broń. – Bardzo dobrze. Jesteś kogoś własnością? – Nie. - Denise odparła, wiedząc, że bycie własnością odnosi sie do ludzi specjalnie trzymanych przez wampiry, by się nimi żywić. Jak kolację przy telewizji tylko z pulsem. – Ach – oczy nieznajomego zalśniły. - Bardziej romantyczny układ? – Nie. Idź do piekła. Odparła Denise, zbliżając sie do krawędzi stołu po podłodze i okrywając sie szlafrokiem wokoło siebie. Dosięgnąć broni, leżącej na stole. Nie ważne, jaką była kreaturą, kule mogą ją zaboleć. Może nawet da jej szanse by można było uciec. – Nie wspominaj tego miejsca – nieznajomy zwrócił jej uwagę, krzywiąc się. - Przypomina niemiłe wspomnienia. To kazało Denise się zatrzymać. Przyjrzała się nieznajomemu bardziej uważnie. Czerwone oczy. Cuchnie siarką. Nie człowiek, nie wampir i nie ghoul.... – Demon – powiedziała.

– Nazywaj mnie Raum – ukłonił się. Denise pogrążyła się w myślach, aby się skoncentrować na tym, co dokładnie wiedziała na temat demonów, ale większość jej wiadomości pochodziła z oglądania Egzorcysty. Nawet, jeśli by miała święconą wodę, której nie miała, mogłaby walczyć z demonem wołając: „ W imię Chrystusa rozkazuję ci....” jak na filmie, do jakiegoś prawdziwego demona? – Ten Spade, z którym rozmawiałaś przez telefon przedtem – zaczął Raum. – Jest wampirem czy ghoulem? Ogarnął ją strach. Nawet, jeśli ona i Spade nie byli przyjaciółmi, nie chciała narażać go na niebezpieczeństwo. – Jest człowiekiem. - Powiedziała. Demon uniósł brwi. – Ale powiedziałaś mu co widziałaś, więc musi wiedzieć o wampirach i ghoulach. I nie jesteś niczyją własnością czy kochanką, więc jaki jest twój związek z tymi chodzącymi zwłokami? Denise była ostrożna, by nie powiedzieć nic co mogło doprowadzić do Cat i jej zranienia. – Przeżyłam atak wampira kilka lat temu i próbowałam znaleźć jak najwięcej informacji na ich temat, jak tylko mogłam. W czasie tych poszukiwań poznałam innych ludzi takich jak ja. Dzieliliśmy się informacjami. I uważaliśmy na siebie. Raum podsumował to. – Więc mówisz, że nie masz żadnego związku ze światem nieumarłym czy kimkolwiek z niego pochodzącym? Pokiwała głową. – Właśnie tak. Westchnął.

– W takim razie, jesteś dla mnie bezużyteczna. W jej piersi zaczął się agonalny ból, tak jakby nagle została postrzelona w serce. Wśród paraliżującego bólu, Denise zdołała wydusić z siebie zdanie. – Zaczekaj! Ja... Mam kontakty... W jednej chwili ból ustał. Raum uśmiechnął się z satysfakcją. – Wiedziałem, że masz. Wiesz za dużo, czyż nie? – Czego chcesz ode mnie. Strach niepodobny do żadnego bólu, który do tej pory w swoim życiu czuła, prześliznął się po jej ciele. Była na łasce demona. Nie było gorszej pozycji na świecie. Raum uklęknął obok niej, nawet gdy próbowała się od niego odsunąć. – Pokażę ci. Jego dłoń dotknęła jej czoła. W jej umyśle zapaliło się światło i popłynęły wspomnienia. Raum w środku pentagramu, z drugiej strony mężczyzna z czerwonymi włosami. – Daj mi moc, taką samą jak twoja. - Czerwono włosy mężczyzna to powiedział – w zamian dostaniesz, co tylko chcesz. Raum położył swoją dłoń na tym mężczyźnie, który stracił przytomność krzycząc. Kolejny rozbłysk i wspomnienie się zmieniło. Raum stojący naprzeciw tego mężczyzny, mając rozłożone ręce. Ten mężczyzna potrząsa głową i się wycofuje. Raum rusza za nim, wtem zaczął wiatr wyć z wściekłością i pentagram wydawał się wokoło niego zmieniać. W ogniu z pentagramu zaczął się rozwijać kwiat, dno zapadło się, a Raum zniknął z pola widzenia. Nic innego poza płomieniami przez dłuższą chwilę, nagle zalew przerażających, niesamowicie krwawych wspomnień. W końcu poczucie wolności. Następnie, kilkadziesiąt może więcej wspomnień umierających osób, aż do ostatnich, jej ciotki Rose, później Amber, Paula i jej samej.

– Twój przodek Nathanial wycofał się z umowy ze mną – głos Raum'a brzmiał jak niesamowite zjawisko w jej uszach. - Postanowił zamknąć mnie daleko stąd na naprawdę długi kawał czasu, ale wróciłem i chcę moją zapłatę. Denise potrząsnęła głową próbując pozbyć się z niej, jago okropnych wspomnień. – Co ja mam z tym wspólnego? – To, że on musi ukrywać się wśród wampirów lub ghuli. - Raum wyjaśnił. - Ja nie jestem w stanie wejść do ich świat, ale ty możesz. Znajdź go dla mnie. Przyprowadź go do mnie, a ja zostawię ciebie i resztę waszej rodziny w spokoju. Resztę waszej rodziny. Wspomnienie jej rodziców mignęło Denise przed oczami. Jedno z nich musi być potomkiem Nathana, widać ona i jej kuzyni oczywiście byli. I Raum chce zabić wszystkich pozostałych przy życiu członków rodziny Nathana, aby go znaleźć i zabić. Nie mogła pozwolić, aby to się stało. – Znajdę go. - Powiedziała Denise. Nie wiem jak, ale go znajdę. Raum kreślił linie wzdłuż jej ramienia, swoimi palcami. Jej skórę pokrywała gęsia skórka w odpowiedzi ze wstrętem. – Wierzę, że mówisz prawdę. Ale jako dodatkową zachętę... Jego dłonie zacisnęły się wokoło niej, i w tej chwili wybuchł z okrucieństwem nowy ból wewnątrz niej. Mogła słyszeć własne krzyki, ale zanim się to skończyło, usłyszała niedbały śmiech Rauma. – Postaraj się nie umrzeć, zrobisz to dla mnie? Ja dopiero zaczynam. Spade zmarszczył nos gdy skręcił w ulicę przy której stał dom Denise. Jakiś wstrętny zapach dolatywał do niego, nawet poprzez system klimatyzacji w jego samochodzie. Omiótł wzrokiem drogę, chcąc zobaczyć auto z emanującą energią o wyglądzie dymu, czy dymiącego się dachu i jego spalin, ale nie było nic. Woń się pogarszała, gdy wjeżdżał na podjazd Denise. Spade sięgnął do swojej torby, wyciągnął stamtąd dwa długie srebrne ostrza, które miał ukryte w obu rękawach. Następnie wysiadł z auta

i podszedł do frontowych drzwi. Przy drzwiach odetchnął głęboko i odczuł to jak gdyby oddychał płomieniami. Fetor siarki sprawił, że zachciało mu się śmiać, wystarczająco by udusić gdyby był jaszcze człowiekiem. Spade zrobił wdech z jednoczesnym przekleństwem. Tylko jedna istota mogła wzbudzić taki zapach. To nie była wyobraźnia Denise MacGregor, w żadnym wypadku, ale ona może już nie żyć, by Spade mógł jej to powiedzieć. Wyważył drzwi jednym kopnięciem i wpadł przez nie do środka, przekoziołkował by uniknąć jakiegokolwiek ataku. Denise leżała zwinięta na podłodze blisko kanapy, ale Spade nie podszedłby sprawdzić czy z nią wszystko w porządku. Rozejrzał się dokładnie po pokoju, by upewnić się, że nie było tam nikogo innego. Nic poza dźwiękiem jej oddechu, bicia serca. Sprawdził każdy pokój i najbliższe schody na górę i na dół, nie znalazł niczego. Usatysfakcjonowany, że nie wszedł w żadna pułapkę, Spade poszedł sprawdzić, co z Denise. Była nieprzytomna, miała na sobie tylko szlafrok przewiązany paskiem i śmierdziała siarką jakby się w niej wykąpała. Usta Spade złączyły się w cienką i ponurą linię, gdy odsunął poły szlafroka. Był przygotowany na znalezienie jej w gorszym stanie, ale zaskakująco nie było na niej znaków żadnej napaści. Wyglądało to tak, że demon przyszedł, uderzył ją by straciła przytomność i wyszedł. Spade zasłonił jej szlafrok, odsunął gładkie i wilgotne mahoniowe włosy, które zakrywały jej twarz i potrząsnął nią delikatnie. – Denise obudź się. Potrząsnął nią jeszcze parę razy, dopóki jej orzechowe oczy się nie otworzyły się, skupiając na nim, i rozszerzając w panice. – Gdzie on jest? Jest tu jeszcze? Spade chwycił ją za ramiona i powiedział spokojnym głosem. – Nie ma tutaj nikogo innego poza mną. Wszystko jest w porządku.

Denise zaniosła się głośnym i chrapliwym łkaniem. – Nie, nie jest. Podciągnęła rękaw szlafroka by pokazać mu swoje ramiona. Spade zaczął przeklinać, gdy zobaczył cień w kształcie gwiazdy znaczący jej skórę. Denise miała rację, wszystko nie było w porządku. Demon ją napiętnował. Sapde usiadł na zamkniętej pokrywie sedesu w łazience Denise. Nalegała, że musi wsiąść prysznic, nawet pomimo iż musiał ją tu przynieść na górę. Zaproponował jej, że pomoże ją umyć, ale stanowczo odmówiła. Ludzie. Jak by było dość czasu, by mógł czuć się jak podglądacz. Odmówił wyjścia z łazienki mimo, dlatego że w tej sytuacji nie mógłby mieć jej śmierci na sumieniu, jeśli by się poślizgnęła i mogła by złamała kark przy próbie wyjścia z wanny. Denise gorzko odparła, że demon powiedział jej, że teraz po zostaniu naznaczoną jest poza możliwością śmierci zwykłych ludzi. Spade nie był pewien, czy to była prawda, więc wziął jej szlafrok i zostawił ją nie inaczej jak siedzącą na dnie brodziku i zamykając drzwi. Mógł widzieć jej mglisty zarys sylwetki poprzez szkło. Słyszał jak szperała, gdy szukała wśród wszystkich swoich pojemników z mydłami i szamponami. Powietrze wypełnił zapach różnych perfum, powoli przytłaczając i zwalczając zapach siarki. Spade zamknął swoje oczy. Musi zabrać Denise w jakieś bezpieczne miejsce. Było raczej wątpliwe, by demon, który odszedł, mógł jeszcze wrócić, ale ona nie mogła tu zostać. – Potrzebuje ręcznika. Spade wziął dwa, podał jej większy, gdy uchylił drzwi kabiny prysznicowej. Gdy owinęła się ręcznikiem, otworzył na oścież drzwi prysznica, ignorując jej protesty, zarzucił jej ręcznik na głowę, podniósł ją jedną ręką, a drugą zaczął wycierać jej kapiące włosy. – Mogę zrobić to sama – powiedziała, odpychając go lekko. – W normalnych okolicznościach nie wątpię – odpowiedział, niosąc ją do jej łóżka. - Ale demon niemal doprowadził cię do zawału serca, następnie przemocą wpuścił do twojego ciała jego esencję i cię naznaczył. Nikt nie

mógłby stać na swoich nogach po czymś takim, więc przestań się sprzeczać i pozwól mi tobie pomóc. Oparła się na nim, tak jakby ostatnia kłótnia zabrała jej resztę pozostałych sił. Spade obejmował ją dalej, gdy opierała się o niego jak suszył jej włosy jedną ręką, a drugą ręką podtrzymywał owijający ją ręcznik. Jej powieki opadły, przechyliła głowę i oparła ją na jego ramieniu. W ten sposób pozostawiła łatwy dostęp do jej gładkiego gardła, od jego ust do jej szyi zaledwie kilka cali. Spade walczył z nagłą chęcią by śledzić jej puls swoimi ustami. Minął już cały dzień odkąd ostatnio się posilał, ale głód nie był jego jedyną motywacją. Mięśnie w jego szczęce napięły się. Miał nadzieje, że czas wyeliminuje ten dziwny pociąg, który czuł do Denise, ale wyraźnie go odczuwał, nadal istnieje. Pierwszy raz zobaczył Denise, kiedy pojechał do Crispin'a na wakacyjne przyjęcie rok temu. Spade wyszedł i pierwszą rzeczą, jaką zauważył była ciemnowłosa kobieta, z odrzuconą głową do tyłu ze śmiechem, po czymś, co powiedziała jej Cat. Spojrzała sie w jego kierunku moment później, gdy poczuła, że ją obserwuje. Jej pełne usta układały się jeszcze w uśmiech, ale to jej władcze spojrzenie było pułapką, w którym zamknęła się jego uwaga. To i nieznane wcześniej napięcie, które przeszło przez niego, gdy na nią patrzył. – Kim ona jest? - zapytał Crispin'a. Crispin podążył za jego spojrzeniem i głośno parsknął – Sorry kolego. To najlepsza przyjaciółka mojej żony. I z tymi słowami, Denise stała się nieosiągalna. Była człowiekiem, a Spade miał tyko dwie kategorie, na które dzielił ludzkie kobiety – jako pożywienie i dla uprzyjemnienia wieczoru. Biorąc pod uwagę, że Denise była przyjaciółką Cat, gdyby sobie pofolgował w obu przypadkach byłaby to obraza dla Crispin'a. Spade zdusił to dziwne uczucie, które zaczęło się tlić, gdy na nią spojrzał, ale kiedy sie odwrócił i znów na nią zerknął, ona uśmiechała się już odwrócona do śniadego, jasnowłosego chłopaka. To była niemal ulga, kiedy Crispin powiedział mu, że była także mężatką. Naprawdę nie miał powodu by w dalszym ciągu zaprzątała jego myśli.

Ale teraz Denise, była wdową, miała na sobie tylko ręcznik i się do niego przytulała. Ciężko zignorować pociąg, który do niej odczuwał, biorąc pod uwagę okoliczności. Ona nie jest dla ciebie, Spade przypomniał sobie surowo. Ale wciąż nie żałował, że zauważył, jaka jest śliczna. Jej włosy wydawały ciemniejsze, gdy były mokre, a jej cera była tak delikatna jak płatki róż i śmietanka. Duszący i ostry zapach siarki zniknął, a przez jej perfumy przebijał się jej własny zapach słodkiego miodu i kwiatu jaśminu. Patrząc na nią odzianą w ręcznik, jej zamknięte oczy i jej usta lekko rozchylone, widok ten był bardziej nęcący niż wtedy, gdy widział ją nagą, kiedy sprawdzał ją czy nie ma żadnych ran. Spade zmusił się, aby skupić się z powrotem na najważniejszej sprawie. – Znajdźmy ci ubranie – powiedział. - Gdy będziesz gdzieś bezpieczna, skontaktuje się z Crispin'em. Powiem mu gadzie on i Cat będą mogli cię znaleźć. Denise szybko na niego spojrzała. – Nie. – Nie? - odparł Spade zaskoczony. Złapała jego dłoń i ścisnęła z większą siłą niż przypuszczał, że była zdolna mieć. – Nie możesz im powiedzieć. Cat rzuci wszystko i przyjedzie szukać Rauma, ale on jest za silny. Ja, ja widziałam, do czego on jest zdolny. Nie mogę pozwolić jej walczyć z nim, a jeśli ona będzie wiedzieć, będzie próbować. – Denise... Spade starał się mówić głosem bardzo spokojnym i rozsądnym. – Nie możesz po prostu chodzić w koło i udawać, że nie masz na sobie znamienia demona. Trzeba znaleźć sposób żeby je usunąć... – Wiem jak je usunąć.