Troy Denning
Janko5
5
B O H A T E R O W I E P O W I E Ś C I
Alema Rar Dwumyślna (Twi’lekanka)
Ben Skywalker dziecko
C-3PO robot protokolarny
Cal Omas prezydent Sojuszu Galaktycznego (mężczyzna)
Corran Horn mistrz Jedi (mężczyzna)
Gorog umysł zbiorowy (Killik)
Han Solo kapitan „Sokoła Millenium" (mężczyzna)
Jacen Solo rycerz Jedi (mężczyzna)
Jae Juun kapitan DR919a (Sullustanin)
Jaina Solo rycerz Jedi (kobieta)
Kyp Durron mistrz Jedi (mężczyzna)
Leia Organa Solo drugi pilot „Sokoła Millenium" (kobieta)
Lowbacca rycerz Jedi (Wookiee)
Luke Skywalker mistrz Jedi (mężczyzna)
Mara Jade Skywalker mistrz Jedi (kobieta)
Nek Bwua'tu admirał (Bothanin)
R2-D2 robot astromechaniczny
Raynar Thul ocalały z katastrofy (mężczyzna)
Saras przedsiębiorca (Killik)
Saba Sebatyne mistrz Jedi (Barabelka)
Tahiri Veila rycerz Jedi (kobieta)
Tarfang drugi pilot DR919a (Ewok)
Tenel Ka królowa matka (kobieta)
Tesar Sebatyne rycerz Jedi (Barabel)
Unu wola (Killik)
Zekk rycerz Jedi (mężczyzna)
Mroczne Gniazdo II – Niewidzialna Królowa
Janko5
6
P R O L O G
Złodzieje gazu tibanna niczym nie różnili się od innych przedstawicieli swojego
fachu w całej galaktyce - najlepiej pracowało im się w ciemności. Prześlizgiwali się
chyłkiem i zakradali przez najniższe poziomy Strefy Życia Bespinu na sam dół, gdzie
światło dzienne przechodziło w mrok, a kształty zamierały w sylwetki, gdzie ciemne
kurtyny mgły unosiły się nad purpurowymi, kipiącymi obłokami. Ich celem były sa-
motne platformy, na których uczciwe istoty pracowały ciężko przez nieskończone noce,
usuwając lód ze zmrożonych wentylatorów nawiewu i wpełzając w zatkane rury prze-
syłowe, gdzie drogocenny gaz zbierany był atom do atomu. Tylko w ciągu kilku ostat-
nich miesięcy ktoś w tajemniczy sposób opróżnił zbiorniki dwunastu stacji i trzeba było
sprowadzić rycerzy Jedi, aby przywrócili ład.
Jaina i Zekk przedostali się w obszar czystego powietrza. Przed sobą ujrzeli stację
BesGas Trzy. Stacja była platformą wydobywczą w kształcie spodka, tak przeładowaną
sprzętem, że wydawało się dziwne, iż jeszcze utrzymuje się w powietrzu. Główny po-
kład magazynowy był otoczony ostrzegawczymi niebieskimi migaczami. W błyskach
światła jednego z nich Jaina dostrzegła owalny kształt, wciśnięty pomiędzy dwa zbior-
niki.
Jaina obróciła dziób wypożyczonego pojazdu w kierunku zbiorników i przyspie-
szyła, żeby przyjrzeć się lepiej, zanim przetwórnia zniknie za kolejną zasłoną mgieł.
Cień był prawdopodobnie jedynie cieniem, ale tu, na samym dnie Strefy Życia, tempe-
ratura, ciśnienie i ciemność sprzysięgły się przeciwko ludzkiemu wzrokowi, więc nale-
żało sprawdzić każdą możliwość.
Gaz tibanna, poddany procesowi zwanemu spinsealing, miał wiele zastosowań, ale
najważniejsze było zwiększenie wydajności broni na statkach bojowych. Jeśli zatem
ktoś kradł gaz tibanna, zwłaszcza w takich ilościach, jakie ostatnio znikały z Bespinu,
Jedi musieli dowiedzieć się, kto to taki - i co z nim robi.
W miarę jak Jaina i Zekk zbliżali się do obiektu, cień zaczął przybierać kształt pła-
skiego dysku. Zekk przygotował miniaturowy promień ściągający, a Jaina uzbroiła
podwójne działka jonowe. Nie musieli wspominać, że cień z każdą chwilą coraz bar-
dziej przypomina balon syfonujący, ani skarżyć się na oślepiające stroboskopowe świa-
tła, ani nawet omawiać użytej taktyki.
Dzięki pobytowi wśród Killików ich umysły były ze sobą tak spojone, że sami nie
potrafili stwierdzić, gdzie kończy się jeden, a zaczyna drugi. Nawet po roku od porzu-
cenia Kolonii myśli, spostrzeżenia i emocje przepływały pomiędzy nimi bez wysiłku.
Często nie wiedzieli nawet, w czyim umyśle powstała myśl - co zresztą nie miało zna-
czenia. Po prostu była wspólna.
Pomiędzy zbiornikami zobaczyli błękitną poświatę, a potem w polu widzenia po-
jawił się niewielki ciągnik złodziei gazu. Jego stożkowa sylwetka falowała na tle przy-
ćmionych ciśnieniem świateł pokładów mieszkalnych stacji. W chwilę później trzy
balony - ten, który zauważyli Jaina i Zekk, oraz dwa inne - wzniosły się w ślad za cią-
Troy Denning
Janko5
7
gnikiem. Za nimi snuły się długie pióropusze gazu tibanna, ulatniające się z otworów w
zbiornikach.
Jaina otworzyła ogień z dział jonowych; chybiła o włos, ale trafiła w piastę stacji.
Promienie jonowe były bezpieczniejsze w użyciu w sąsiedztwie gazu tibanna od wiązek
laserowych, ponieważ unieruchamiały jedynie obwody elektroniczne. Dzięki temu
ostrzał nie wyrządził żadnych szkód strukturalnych, a jedynie pogrążył dwa poziomy
pokładu mieszkalnego w nagłych ciemnościach.
Zekk przesunął wiązkę ściągającą i uchwycił nią jeden z balonów. Złodzieje wy-
puścili go i balon poleciał wprost na pojazd. Zekk natychmiast wyłączył promień, ale
Jaina i tak musiała ostro skręcić, żeby nie zmiotła jej ogromna, pulsująca bańka mak-
symalnie schłodzonego gazu.
Odetchnęła niepewnie.
- Za...
- ...blisko! - dokończył Zekk.
Zanim sprowadziła wehikuł z powrotem, ostatnie dwa balony unosiły się już w
mroku za holownikiem, pogrążając się w ciemnej, skłębionej chmurze. Jaina poderwała
dziób statku i posłała w ślad za złodziejami kolejną porcję zjonizowanej energii, ale
Zekk nie uruchomił wiązki po raz drugi.
Co do tego byli zgodni - schwytanie sprawców wydawało się dość prawdopodob-
ne. Teraz ofiara musiała znaleźć drogę ucieczki. Jaina zwolniła przepustnice i oboje
powolną spiralą ruszyli za złodziejami.
Chwilę później w głębi chmury pojawił się zamglony, żółty punkcik światła, który
szybko urósł w przejrzysty język płomienia. Płomień wystrzelił z obłoku, zanim jeszcze
Jaina zdążyła obrócić działo. Przycisnęła oba spusty i zaczęła ostrzeliwać pocisk. Nie
próbowała go trafić - to byłoby niemożliwe nawet dla Jedi. Zamiast tego rozciągnęła na
drodze torpedy kobierzec zjonizowanej energii.
Zekk sięgnął ku pociskowi poprzez Moc, łagodnie naprowadzając go na jeden ze
strumieni jonowych Jainy. Systemy elektryczne urządzenia eksplodowały w chmurze
wyładowań i iskier, po czym zgasły. Gdy tylko elektryczna burza ucichła, Zekk użył
Mocy, aby odsunąć martwy pocisk od platformy górniczej. Torpeda świsnęła i minęła
pokład magazynowy o niecałe dwanaście metrów, po czym znikła w mrocznej kipieli
Strefy Ścisku.
Jaina zmarszczyła brwi.
- No, teraz to było...
- ...całkiem niepotrzebne - dokończył Zekk.
W sytuacji, kiedy schłodzony gaz tibanna wciąż wylewał się na pokład, nawet
niewielka detonacja rozniosłaby platformę na strzępy. Jaina i Zekk zrozumieli nagle, że
prawdopodobnie o to właśnie chodziło. Miał to być odwet za wezwanie Jedi - i ostrze-
żenie, aby inne stacje nie próbowały tego robić.
- Musimy ich dorwać - głośno zauważył Zekk. Jaina skinęła głową.
- Jak tylko się dowiemy, dla kogo pracują.
Uznali, że złodzieje oddalili się już wystarczająco, aby poczuć się bezpiecznie, i
sięgnęli w Moc, aby ich zlokalizować. Nie było to łatwe. Nawet tu, na tej głębokości,
Mroczne Gniazdo II – Niewidzialna Królowa
Janko5
8
Bespin tętnił życiem - od ogromnych beldonów z pęcherzami gazowymi po ich potęż-
nych zabójców, velkery; od purpurowych pól „żarzących się" alg po raawki i pływaki,
które żyły z tego, co skradły z platform, takich jak BesGas Trzy.
Wreszcie Jaina i Zekk znaleźli to, czego szukali - trzy obecności, emanujące w
Mocy ulgą podnieceniem i zdecydowanym gniewem. Istoty wydawały się insektoida-
mi, bo były lepiej zharmonizowane z otaczającym ich wszechświatem niż większość
istot; pozostawały przy tym oddzielnymi osobami, z indywidualną osobowością. A
zatem nie Killikowie.
Jainę i Zekka ogarnęła lekka nostalgia. Nigdy nie zmieniliby decyzji, która spo-
wodowała ich wygnanie z Kolonii. Zapobiegli wybuchowi okrutnej wojny, więc nie
żałowali niczego. Ale rozstanie z Taatami - gniazdem, do którego dołączyli na Qoribu -
było niczym zamknięcie się przed sobą jak odrzucenie przez ukochaną osobę, przez
przyjaciół i rodzinę, bez możliwości powrotu. Byli niczym upiory, umarli, lecz nie do
końca, błąkali się na granicy życia, nie mogąc nawiązać kontaktu. Dlatego niekiedy
rozczulali się nad swoim losem. Nawet Jedi mieli do tego prawo.
- Muszę dorwać tych gości - odezwała się Jaina, powtarzając wezwanie do działa-
nia, które bardziej pasowało do Zekka niż do niej. On nigdy nie miał czasu na rozpa-
miętywanie i żal. - Gotów?
Głupie pytanie. Jaina ruszyła za złodziejami, zanurzając się w burzy tak gwałtow-
nej i pełnej błyskawic, która żywo przypominała sam środek bitwy z Yuuzhanami. Po
standardowej godzinie zrezygnowali z utrzymywania stałej wysokości i zniechęceni
zauważyli, że żołądki podchodziły im do gardła. Po trzech godzinach przestali również
zwracać uwagę na orientację statku i usiłowali jedynie podążać mniej więcej we wła-
ściwym kierunku. Po pięciu godzinach wychynęli z burzy w przestrzeni czystego, spo-
kojnego powietrza... i dostrzegli złodziei, którzy właśnie pogrążali się w ścianie szkar-
łatnych wirów, gdzie dwie szarże wichury ścierały się ze sobą w przeciwnych kierun-
kach. Zdumiało ich, że holownik wciąż ciągnął oba balony.
Jaina i Zekk zastanawiali się, czy złodzieje wiedzą że są śledzeni, ale wydawało
im się to niemożliwe. Tak daleko w głębi atmosfery pole magnetyczne Bespinu i potęż-
ne sztormy uniemożliwiały pracę nawet najbardziej prymitywnych urządzeń czujniko-
wych. Nawigacja była możliwa wyłącznie przy użyciu kompasu, żyroskopu i obliczeń.
Jeśli holownik kierował się w ścianę wirów, oznaczało to, że zamierzał pozbyć się
skradzionej tibanny.
Jaina i Zekk odczekali, aż złodzieje gazu znikną po czym przelecieli przez war-
stwę chmur i ostrożnie przyspieszyli w kierunku wirów. Wicher porwał ich natych-
miast; doznali uczucia, jakby wystrzelono ich z turbolasera. Wyrżnęli się mocno o za-
główki, statek zaczął jęczeć i drżeć, a świat za szybą owiewki stał się morzem szkarłat-
nych oparów i płonących błyskawic. Jaina wolała wypuścić z rąk drążek - czuła, że
zaraz się zapomni i pozbawi statek skrzydeł, próbując sterować w tych warunkach.
Godzinę później poczuli, że złodzieje gazu ich wyprzedzają i stwierdzili, że minęli
już Strefę Zmian. Jaina z dłonią znowu na drążku otworzyła przepustnice. Statek ze
zgrzytem i dygotem wystrzelił do przodu; purpurowa mgła wokół nich zbladła do różu i
lot nabrał tempa.
Troy Denning
Janko5
9
Jaina zwalniała powoli, aż napęd repulsorowy zamilkł. Z minimalną prędkością
pogrążyła się w różowej mgle.
- No, to było...
- ...zabawne - zgodził się Zekk. - Ale już nigdy więcej tego nie róbmy.
Odczekali, aż żołądki się im uspokoją po czym Jaina wyprowadziła pojazd ze
skrętu i znów wlecieli w różową mgłę, nie widząc nic na odległość stu metrów i kieru-
jąc się wyłącznie obecnością złodziei gazu. Wydawało się, że wysforowali się daleko
przed nich, ale trudno było określić dokładną odległość - czy jest to sto kilometrów, czy
tysiąc. Moc nie miała skali.
Po kwadransie odnieśli wrażenie, że unoszą się razem z chmurą w ogóle nie po-
suwając się naprzód. Przyrządy pokazywały jednak prędkość ponad stu kilometrów na
standardową godzinę i wydawało się, że szybko dogonią ofiarę.
Jaina była ciekawa, gdzie się właściwie znajdują.
- Żyrokomputer obliczył naszą pozycję jako trzy-siedem-prze-cinek-osiem-trzy na
północ, dwa-siedem-siedem-przecinek-osiem-osiem-sześć długości i jeden-sześć-
dziewięć głębokości.
- Czy to w...
- Tak - odpowiedział Zekk. Znajdowali się około tysiąca kilometrów w głębi Mar-
twego Oka, ogromnej przestrzeni nieruchomego powietrza i nieprzebytej mgły, która
tkwiła pośrodku atmosfery Bespinu co najmniej od czasów odkrycia planety.
- Świetnie. Tylko dziewiętnaście tysięcy kilometrów do drugiej strony - poskarżyła
się Jaina. - Czy mapy pokazują...
- Nic - odparł Zekk. - Nawet boi.
- Cholerny świat! -To przynajmniej powiedzieli równocześnie. Wciąż jednak mieli
wrażenie, że szybko doganiają ofiarę. Coś tam musiało być.
- Może zatrzymali się tylko...
- Nie - zaoponowała Jaina. - Gaz był już...
- Racja - zgodził się Zekk. - Musieli...
- I to szybko.
Skradziony gaz tibanna został już poddany procesowi spinsealingu i złodzieje mu-
sieli szybko umieścić go w karbonicie, zanim straci większość wartości handlowej. Z
mapami czy bez, wszystko wskazywało na to, że gdzieś w głębi Martwego Oka znaj-
dowała się instalacja. Jaina zwolniła jeszcze trochę. Miała wrażenie, że siedzą już zło-
dziejom na karkach, ale w tej mgle...
Z różowego oparu przed nimi wyłoniły się nagle skorodowane zbiorniki dawnej
rafinerii. Jaina z trudem zdążyła poderwać statek i skręcić. Zekk, równie zaskoczony,
lecz znacznie mniej zajęty, miał czas, aby spojrzeć w dół przez rozbity dach na zrujno-
wany pokład mieszkalny. Pozostała część stacji była skryta we mgle, ale widać było
widmowe narożniki i płaszczyzny dowodzące, że dolne pokłady nie odpadły... jeszcze
nie.
Jaina skoncentrowała się na obecności trzech złodziei gazu tibanna i ostrożnie we-
szła w spiralę wokół centralnego zespołu wież. Zekk rozglądał się w poszukiwaniu
zasadzek. Większość zewnętrznej powłoki została już zżarta przez korozję i odsłaniała
Mroczne Gniazdo II – Niewidzialna Królowa
Janko5
10
metalowy szkielet, upstrzony plamami zżerającej go rdzy. Wreszcie w polu ich widze-
nia pojawił się pokład załadowczy. Wygięte macki różowej mgły wydostawały się
przez brakujące panele podłogowe, a doki były tak prymitywne, że obsługiwały je ram-
py rozładunkowe zamiast wind.
Dok opodal brakującego panelu podłogi był zajęty przez stożkowaty holownik,
który ścigali. Pojazd stał na trzech podporach, z opuszczoną rampą. Dwa balony z ga-
zem leżały na podłodze za holownikiem, puste i płaskie. Żadnego śladu załogi.
Jaina i Zekk zatoczyli krąg i wylądowali w pobliżu pustych balonów. Natychmiast
poczuli rytmiczne drżenie - generator repulsorowy stacji był najwyraźniej przeciążony.
Jainie włosy stanęły dęba.
- Musimy się spieszyć.
Zekk podniósł już owiewkę i wyskoczył na pokład. Jaina odpięła uprząż i pobiegła
za nim w stronę holownika z wyłączonym na razie mieczem świetlnym w dłoni. Gene-
rator repulsorowy był w jeszcze gorszym stanie, niż sądziła. Drżenie przechodziło
chwilami w silniejszy dygot, który trwał za każdym razem nieco dłużej i stawał się
coraz silniejszy.
Jaina i Zekk mieli złe przeczucia. Wydawałoby się dziwne, gdyby generator prze-
stał działać akurat teraz, po tylu latach utrzymywania stacji w przestrzeni. Ale być mo-
że jego moc została prze-kierowana na system mrożenia w karbonicie - skoro najwy-
raźniej złodzieje używali platformy wyłącznie w tym celu.
Skoro jednak dotarli już do holownika, okazało się, że muszą przemyśleć jeszcze
raz swoją teorię. Wyczuwali złodziei wewnątrz statku, zupełnie spokojnych, zdecydo-
wanie zanadto zadowolonych z siebie i chyba mało przytomnych. Jaina pozostała na
zewnątrz, a Zekk wspiął się po rampie, żeby sprawdzić, co się tam dzieje. Poprzez więź
umysłów jego towarzyszka widziała dokładnie to, co on.
Rampa wychodziła na pokład techniczny, który - sądząc po ilości śmieci i szmat
rozrzuconych po podłodze - pełnił również rolę kwatery załogi. Wydawało się, że zło-
dzieje przebywają na pokładzie pilotów, piętro wyżej. Powietrze wypełniał niemiły
zapach, który Jaina i Zekk rozpoznawali doskonale, a na podłodze piętrzyły się wosko-
we kule, wypełnione ciemnym, mętnym płynem z pływającymi w środku nitkowatymi
kluchami.
- Czarna membrozja? - zapytał Zekk.
Był tylko jeden sposób, aby się o tym przekonać, ale Zekk nie miał zamiaru pró-
bować tego specjału. Raz otarł się o ciemną stronę jako nastolatek i od tamtej pory
trzymał się mocno w ryzach, nigdy nie angażując się w nic, co bodaj trąciło niemoral-
nością.
Jaina rozejrzała się zatem raz jeszcze, czy nic nie podkrada się ku nim z mgły, po
czym wspięła się na rampę. Wzięła do ręki jedną z kul, zagłębiła kciuk w wosku, wyję-
ła go i oblizała czarny syrop. Był o wiele bardziej lepki niż jasna membrozja z ich wła-
snego gniazda, o gorzkawym posmaku, od którego zaswędział ją język... aż w końcu
oczy zaszły jej mgłą i poczuła, jak ogarnia ją chemiczna euforia.
- Jasne... zdecydowanie membrozja. - Musiała przytrzymać się ściany i nagle obo-
je z Zekkiem zatęsknili za Kolonią. - Mocne draństwo.
Troy Denning
Janko5
11
Jaina czuła, jak bardzo Zekk chciałby doświadczyć innego smaku - nawet poprzez
jej umysł - ale ciemna membrozja miała moc prawie narkotyczną, a teraz nie pora była
na przytępianie zmysłów. Zalepiła otwór po kciuku i odłożyła kulę na bok. Weźmie ją
ze sobą w drodze powrotnej.
- Głupi pomysł - skarcił ją Zekk.
Użył Mocy, aby przenieść kulę z powrotem na stertę. Czasem był strasznym orto-
doksem.
W umyśle Jainy pojawił się obraz ogromnego pomieszczenia, wypełnionego ku-
lami mętnej czarnej membrozji, co przypomniało jej, skąd pochodzi ten napój.
Mroczne Gniazdo przetrwało.
- I musimy się dowiedzieć... - zaczął Zekk.
- Właśnie. - Jaina ruszyła po drabince na pokład pilotów. - Co tu robi membrozja z
Mrocznego Gniazda.
- Tak...
- I co to ma wspólnego z kradzieżą gazu tibanna.
Zekk westchnął. Czasem żałował, że nie jest w stanie sam dokończyć własnego
zdania.
Na pokładzie pilotów zastali trójkę Verpinów, przytulonych do swoich paneli pilo-
tów, pogrążonych w błogim membrozyjnym otumanieniu. Podłoga wokół nich usłana
była pustymi kulami, długie szyje złodziei opadały na piersi pod kątem nienaturalnym
nawet dla owadów. Długie palce i odnóża całej trójki drgały niespokojnie, jakby we
śnie, a kiedy jeden z pilotów zdołał obrócić głowę w ich kierunku, w wypukłych oczach
zapaliły się jedynie iskierki złocistego światła.
- Długo nic z nich nie wyciągniemy - mruknęła Jaina.
- Słusznie - odparł Zekk. - Ale sami nie wyładowali tych balonów.
Jaina i Zekk opuścili holownik i wrócili do balonów, po czym ruszyli za całkiem
nowym wężem transportowym, który ginął w czeluściach dziury w pokładzie. Przewód
znikał we mgle, kierując się w stronę szczytu instalacji, gdzie zwykle znajdowała się
zamrażarka karbonitowa.
Spojrzeli po sobie w milczeniu, zastanawiając się, czy lepiej ześliznąć się po wężu,
czy przedrzeć się w dół przez centralną piastę stacji... kiedy generator repulsorowy
nagle przestał dygotać.
Za to serca Jainy i Zakka gwałtownie załomotały. Mogli tylko mieć nadzieję, że to
reakcja na nagłą ciszę... że ten bezruch nie był złym znakiem, którego się obawiali.
Pod ich stopami zabłysł nagle błękitny płomień potężnego napędu repulsorowego.
- Cholera! - zaklęła Jaina.
Błękitna poświata odlatującego statku zmieniła kierunek, na chwilę podświetlając
przymgloną lancę osi stacji, po czym jednostka zniknęła we mgle.
- Wyłączyli generator! - rzekł Zekk.
Obrócili się na pięcie i ruszyli w kierunku swojego pojazdu, ale jednocześnie
przypomnieli sobie o złodziejach gazu i rzucili się do holownika.
Kolana ugięły się pod nimi, gdy pokład nagle obsunął się pod ich stopami. To pękł
jeden ze wsporników holownika. Pojazd potoczył się po platformie. Jaina i Zekk byli
Mroczne Gniazdo II – Niewidzialna Królowa
Janko5
12
zbyt oszołomieni, by zareagować... dopóki nie stwierdzili, że oni również zaczynają się
zsuwać.
Stacja przechylała się na bok.
Jaina zawróciła ku ich własnemu statkowi i stwierdziła, że on także zsuwa się z
pokładu, kołysząc się na wspornikach, bliski przewrócenia się. Wyciągnęła rękę, drugą
przytrzymując Zekka za ramię, i użyła Mocy, aby podnieść pojazd i sprowadzić ku nim.
Złapała za brzeg kabiny i zaczęła wciągać się do środka, kiedy stwierdziła, że Zekk
wisi bezwładnie w jej uchwycie.
Spoglądał jak zaczarowany w kierunku brakującej części pokładu, nie opuszczając
wyciągniętego ramienia. Trzymał poprzez Moc tylko próżnię, a Jaina czuła jego gniew,
że nie zdołał zatrzymać holownika.
- Pozbieraj się! - Wspięła się do kabiny, ciągnąc Zekka za sobą. - To złodzieje ti-
banny, niewarci, żeby za nich ginąć.
Troy Denning
Janko5
13
R O Z D Z I A Ł
1
Woteba.
Kiedy Han Solo był tu po raz ostatni, planeta nie miała jeszcze nazwy. Powietrze
było wtedy gęste i duszne, wśród traw bagiennych wiła się wstążka mętnej wody, leni-
wie skręcając w stronę ciemnej ściany iglastego lasu. W dali strzelał w niebo postrzę-
piony szczyt górski, a jego blady wierzchołek lśnił na tle czerwonych woali zamglone-
go nieba.
Teraz powietrze wypełniał aromat słodkiej membrozji i dopiekających się powoli
żeberek z nerfa, a jedyna woda, jaką mieli w zasięgu wzroku, spływała z pluskiem po
sztucznej ścianie wodospadu. Las iglaków został ścięty, drzewa obrobione i zużyte na
palowanie bagnistego gruntu pod perłowe tunele-domy gniazda Saras. Nawet góra wy-
glądała inaczej -jakby unosiła się nad miastem na poduszce pary z palenisk, a jej zlo-
dowaciały szczyt wbijał się ostro w blady, pożyłkowany brzuch Mgławicy Utegetu.
- Popatrzcie, co robactwo zrobiło z tym miejscem - mruknął Han. Stał w drzwiach
lśniącego hangaru, gdzie posadzili „Sokoła", i rozglądał się po gnieździe. Towarzyszyli
mu Leia, Saba Sebatyne, Skywalkerowie, a także C-3PO i R2-D2. - Nie wygląda tu już
tak upiornie.
- Nie nazywaj ich robactwem, Hanie - upomniała go Leia. - Obrażanie gospodarzy
to nie najlepszy sposób rozpoczęcia wizyty.
- Jasne, nie chcemy ich przecież obrazić - odparł. - A przynajmniej nie za taki dro-
biazg, jak przechowywanie piratów i przemyt czarnej membrozji.
Przeszedł po mostku z ciągnionego szkła i zatrzymał się u wlotu krętej uliczki.
Srebrzysta alejka roiła się od sięgających mu do piersi Killików, ciągnących ciężkie
pnie, wykuty kamień-morę, skrzynki niebieskiej wody. Tu i tam widać było pilotów,
nie tylko rasy ludzkiej, chwiejnym krokiem - świadczącym o niemiłych skutkach miłe-
go wieczoru z membrozją - wracających na swoje statki. Na balkonach nad wejściami
do tuneli odświętnie odziani Dwumyślni - istoty, które zbyt długo przebywały wśród
Killików i zostały wchłonięte przez zbiorowy umysł gniazda - tańczyli i wirowali w
rytm cichej muzyki rogów. Jedynym obrazem nie-pasującym do całości była bagnista,
dwumetrowa szczelina, która służyła jako kanał pomiędzy ulicą a hangarem. W błocie
Mroczne Gniazdo II – Niewidzialna Królowa
Janko5
14
na dnie leżał samotny owad, a jego pomarańczowa klatka piersiowa i odwłok w białe
paski zanurzone były częściowo w szarej pianie.
- Raynar musiał wiedzieć o naszym przylocie - zauważył Luke. Wciąż stał na
mostku za Hanem. - Nie widać przewodnika?
Robak w kanale uniósł się na odnóżach i zadudnił.
- No, nie wiem. - Han niepewnie obserwował stworzenie, które powlokło się w
kierunku mostu. - Może i widać.
Killik, a raczej Killiczka zatrzymała się i spojrzała na nich wypukłymi, zielonymi
ślepiami.
- Bur r rruubb, ubur ruur.
- Wybacz, nie rozumiem ani w ząb. - Han ukląkł na lśniącej powierzchni ulicy i
wyciągnął rękę. - Ale witaj. Nasz robot protokolarny zna ponad sześć milionów...
Owad rozłożył macki i cofnął się, pokazując na miotacz u boku Hana.
- Hej, spokojnie - odrzekł Han, nie cofając dłoni. - To tylko ozdoba, nie zamie-
rzam do nikogo strzelać.
- Brubr. - Killiczka uniosła dłoń-mackę i postukała się nią między oczy. - Urrubb
uu.
- O, nie - jęknął C-3PO z głębi mostka. - Ona chyba prosi, żeby pan ją zastrzelił.
Killiczka przytaknęła entuzjastycznie i odwróciła wzrok.
- Bez przesady - odparł Han. - Aż tak bardzo się nie spóźniłaś.
- Myślę, że ona cierpi, Han. - Mara uklękła obok niego na ulicy i skinęła na owa-
da. - Chodź. Spróbujemy ci pomóc.
Killiczka pokręciła głową i znów postukała się macką pomiędzy oczy.
- Buurubuur, ubu ru.
- Ona mówi, że nikt nie jest jej w stanie pomóc - przetłumaczył C-3PO. - Ma fizza.
- Fizza? - powtórzył Han.
Killiczka wydudniła długie wyjaśnienie.
- Mówi, że to bardzo bolesne - odparł C-3PO. - I że będzie wdzięczna, jeśli skró-
cisz jej cierpienia jak najszybciej. UmuThul oczekuje was w Pałacu Ogrodów.
- Przykro mi - odpowiedział Han. - Nikogo dzisiaj nie zabiję.
Killiczka wymamrotała coś, co zabrzmiało jak przekleństwo, i zawróciła z trudem.
- Czekaj! - Luke wyciągnął rękę i Killiczka wylazła z błota. - Może uda nam się
zmontować jakąś izolatkę i...
Urwał propozycję w pół zdania, kiedy tragarze Saras obejrzeli się i zaczęli sobie
nawzajem pokazywać pokryte pianą nogi owada. Dudnili przy tym głośno, zrzucając z
siebie bagaże. Tancerze Dwumyślni znikli z balkonów, a przestraszeni piloci ruszyli
chwiejnie w stronę kanału, mrużąc oczy i sięgając po miotacze.
Luke niósł Killiczkę w kierunku mostu. Protestowała, gwałtownie wymachując
mackami i miotając się gorączkowo, ale jej nogi -ukryte pod grubą warstwą piany -
zwisały spod ciała całkiem bezwładnie. Ze stóp do kanału spływało coś, co wyglądało
jak nieprzerwany strumień ziaren piasku.
Han zmarszczył brwi.
- Luke, może lepiej daj spokój...
Troy Denning
Janko5
15
Z głębi ulicy świsnął promień lasera, trafiając Killiczkę w samą pierś i rozbryzgu-
jąc na białej ścianie hangaru kłąb piany i chityny wielkości pięści. Owad zginął na-
tychmiast, ale na ulicy zrobiło się następne zamieszanie; wściekli piloci zaczęli obrzu-
cać wyzwiskami mocno nietrzeźwego Quarrena, dzierżącego w dłoni potężny miotacz
Merr-Sonn Flash 4.
- To nie moja wina! - wrzasnął Quarren, niepewnie wymachując bronią w kierun-
ku Luke'a. - To Jedi zaczęli roznosić fizza po okolicy!
Na to oskarżenie wszystkie gniewne spojrzenia zwróciły się na Luke'a, ale nikt nie
był dość zamroczony membrozją, aby atakować grupę, w której czterej osobnicy nosili
płaszcze Jedi. Po chwili namysłu piloci powędrowali ku wejściom do hangarów tak
szybko, jak pozwoliły im na to chwiejne kończyny, pozostawiając Hana i Jedi w peł-
nym zdumienia milczeniu nad martwą Killiczką. W normalnej sytuacji przynajmniej
zatrzymaliby zabójcę, czekając na przybycie lokalnych przedstawicieli prawa, ale to nie
były normalne okoliczności. Luke westchnął tylko i opuścił ofiarę z powrotem do kana-
łu.
Leia nie mogła oderwać od niej wzroku.
- Ci piloci zareagowali, jakby to nie było nic niezwykłego. Czy wiadomość od
Raynara zawierała wzmiankę o epidemii?
- Ani słowa. - Mara wstała. - Mówił tylko, że Unu odkryli, dlaczego Mroczne
Gniazdo zaatakowało mnie w zeszłym roku, i że musimy o tym porozmawiać osobiście.
- Wcale mi się to nie podoba - oznajmił Han. - Za każdym razem mam wrażenie,
że to pretekst.
- Wiem... i dlatego dziękuję, że tu jesteście - odparła Mara. - Przyda nam się
wsparcie.
- Jasne, nie ma o czym mówić. - Han wstał. - Sami mamy w tym swój interes.
W gruncie rzeczy dawanie schronienia piratom i przemyt membrozji, w które to
procedery byli wmieszani Killikowie, nie obchodziły ani Hana, ani Leii. Prezydent
Omas wykorzystał je jednak jako pretekst, aby uniknąć dotrzymania swoich zobowią-
zań wobec Solo. Twierdził, że dopóki gniazda Mgławicy Utegetu nie przestaną spra-
wiać Sojuszowi Galaktycznemu problemów, nie zdoła zebrać dość głosów, aby dać
Ithorianom nową planetę.
Han chciał wierzyć, że to oświadczenie to jedna wielka kupa bancich odchodów,
ale ktoś przekazał warunki umowy holoprasie. Teraz nazwisko Solo i sprawa Ithorian
były w opinii publicznej nierozerwalnie związane z napaściami piratów i melinami
„smołomiodu", które stanowiły plagę terenów przygranicznych od Adumaru po Reecee.
Gdy tylko ruch na ulicy wrócił do normy, Luke odezwał się:
- Zdaje się, że nie mamy przewodnika. Sami musimy znaleźć Raynara.
Han chciał już wysłać Threepia, aby robot dopytał się o drogę, ale Luke i pozostali
mistrzowie patrzyli tylko na Leię pełnym oczekiwania wzrokiem. Przymknęła oczy na
chwilę, ale zaraz się odwróciła i pewnym krokiem poprowadziła ich w głąb migotliwie
lśniącego gniazda. Han był prawie pewien, że jego żona wie, gdzie się kieruje, i bez
słowa podążył za dwoma robotami. Czasem przebywanie w towarzystwie Jedi wystar-
czyło, aby stracił większość pewności siebie.
Mroczne Gniazdo II – Niewidzialna Królowa
Janko5
16
Przez jakiś standardowy kwadrans ogólny wygląd ulic gniazda Saras nie uległ
zmianie. Nadal mijali długie rzędy tragarzy killickich, idących z naprzeciwka, kiszki
grały im marsza, gdy czuli unoszący się w powietrzu zapach pieczonego nerfa, za-
chwycali się perłowym połyskiem krętych tuneli-domostw - aby za chwilę zaparł im
dech w piersi widok krystalicznego piękna niekończącego się rzędu fontann, źródełek i
wodospadów, mijanych po drodze.
Większość gniazd killickich, jakie znał Han, przyprawiała go o nieprzyjemny
dreszcz na plecach i lekkie mdłości, ale tutaj czuł się dziwnie rześki i rozluźniony, mo-
że nawet odmłodniały, jakby siedzenie na balkonie tunelu-domu i popijanie złocistej
membrozji było najwspanialszym zajęciem w galaktyce.
Zaczął się zastanawiać, co tym razem kombinują robale.
Powoli ulice stawały się mniej rojne, za to pojawiło się coraz więcej pokrytych
pianą Killików w kanale. Wielu z nich było już martwych i w zaawansowanym stadium
rozkładu, ale niektórzy mieli jeszcze dość sił, aby podnosić głowy i błagać o skrócenie
cierpień. Han poczuł, że miota się między pragnieniem ulżenia ich doli a obawą przed
uczynieniem czegoś drastycznego. Nie mógł zrozumieć tej sytuacji. Na szczęście Luke
zdołał znaleźć złoty środek - używał Mocy, aby pozbawić nieszczęsne istoty świado-
mości.
Wreszcie Leia przystanęła o jakieś dziesięć metrów od otwartej, bagnistej prze-
strzeni. Ulica ciągnęła się dalej, wijąc się pomiędzy jaskrawymi kępami moczarowego
kwiecia, ale jej powierzchnia była matowa i pienista, a wyloty najbliższych tuneli rów-
nież pokrywała szara piana. Pośrodku równiny wznosił się potężny pałac ze szklanego
filigranu; jego podstawa tonęła w bezkształtnej masie bąbli barwy popiołu, a dach
zwieńczała plątanina perłowych wieżyczek, przeplatanych barwnymi wstęgami.
- Powiedz, że to nie tu czeka na nas Raynar -jęknął Han. - Za żadne skarby nie
wejdziemy...
- Raynar Thul nie może tam czekać - dobiegł z najbliższego tunelu chrapliwy głos.
- Powinieneś już pamiętać, kapitanie Solo, że Raynar Thul odszedł bardzo dawno temu.
Han odwrócił się i ujrzał u wlotu tunelu imponującą sylwetkę Raynara Thula. Wy-
soki mężczyzna o królewskiej postawie miał koszmarnie zniekształconą twarz, pozba-
wioną uszu, włosów i nosa. Resztki skóry były błyszczące i twarde jak po oparzeniu.
Raynar miał na sobie purpurowe spodnie i płaszcz ze szkarłatnego jedwabiu, a pod nim
pancerz ze złotej chityny.
- Chyba powoli się uczę - rzekł Han z uśmiechem. - Miło znów cię widzieć, Unu-
Thul.
Raynar wyszedł na ulicę. Jak zwykle towarzyszyła mu świta składająca się z Unu,
mieszanej grupy Killików o różnych kształtach i wzroście. Zebrani z setek różnych
gniazd, towarzyszyli Raynarowi, gdziekolwiek się udawał, i zachowywali się jak zbio-
rowa Wola Kolonii.
- Jesteśmy zaskoczeni, widząc tu ciebie i księżniczkę Leię. - Raynar nie wykonał
żadnego gestu, aby ująć wyciągniętą dłoń Hana. - Nie wzywaliśmy was.
Han zmarszczył brwi, ale nie cofnął ręki.
Troy Denning
Janko5
17
- Hej, a co to znowu za historia? Chyba trochę nas uraziłeś, zwłaszcza że to my da-
liśmy wam ten świat.
Oczy Raynara pozostały chłodne.
- Nie zapomnieliśmy. - Zamiast uścisnąć wyciągniętą rękę, potarł przedramieniem
o przedramię Hana w killickim powitaniu. - Tego możecie być pewni.
Raynar nie przerywał gestu powitania, a jego zbliznowaciała warga uniosła się w
lekkim, ironicznym uśmieszku.
- Nie ma się czego bać, kapitanie Solo. Nie zostaje się Dwumyślnym przez dotyk.
- Nigdy tak nie myślałem. - Han cofnął ramię. - Ale tobie się to coś za bardzo po-
doba.
Raynar uśmiechnął się nieco szerzej, ale nadal wydawał się spięty.
- To zawsze najbardziej się nam w tobie podobało, kapitanie Solo - rzekł. - Twoja
odwaga.
Zanim Han zdążył cokolwiek odpowiedzieć - albo spytać o szarą pianę zżerającą
gniazdo Saras - Raynar odstąpił w bok, a Han poczuł, że jeden z Unu, dwumetrowy
robak o głowie w czerwone plamki i pięciorgu niebieskich oczach, przygląda mu się
uważnie.
- Na co się tak gapisz? - zapytał Han.
Owad trzasnął żuwaczkami centymetr od nosa Hana i zadudnił ostro.
- Kolonia wyraźnie jest pod wrażeniem pańskiej odwagi, kapitanie Solo - radośnie
oznajmił Threepio. - Ona mówi, że wyglądasz albo jak najdzielniejszy człowiek w ga-
laktyce... albo najgłupszy.
Han zmarszczył brwi.
- A co to ma znaczyć?
Killiczka odwróciła wzrok i minęła go, prowadząc resztę Unu w stronę Raynara i
Skywalkerów. Han skinął na oba roboty, aby podeszły bliżej, i przepchnął się przez
cicho mamroczący tłum do Saby i Leii.
- Nie podoba mi się ten szum - mruknął Leii do ucha. - Czuję się, jakby nas w coś
wrabiali.
Leia skinęła głową ale nie odwracała wzroku od centralnego punktu zgromadze-
nia, gdzie Raynar wymieniał właśnie powitania ze Skywalkerami.
- ...przepraszamy, że przyjmujemy was na ulicy - tłumaczył Luke'owi - ale Pałac
Ogrodów, który zbudowaliśmy, by was przywitać, został... - obejrzał się w kierunku
moczarów - ...zniszczony.
- Nie ma za co przepraszać - odparł Luke. - Miło nam widzieć cię zawsze i wszę-
dzie.
- To dobrze. - Raynar gestem wskazał im drogę, prowadząc ich na mały dziedzi-
niec o kilka metrów od bagna. - Porozmawiamy w Kręgu Spoczynku.
W głowie Hana odezwały się wszystkie dzwonki alarmowe.
- A nie powinniśmy pójść w jakieś bezpieczniejsze miejsce? - zapytał. - Dalej od
tej piany?
Raynar obejrzał się na Hana i zmrużył oczy.
- A niby dlaczego, kapitanie Solo?
Mroczne Gniazdo II – Niewidzialna Królowa
Janko5
18
- Żartujesz sobie? - zdziwił się Han. -A dlaczego nie? Widziałem, co powoduje ta
piana.
- Doprawdy? - zapytał Raynar. Han poczuł, że ćmi mu się przed oczami, a pole
widzenia zawęża się do zimnych, niebieskich czeluści oczu Raynara. - Powiedz nam.
Han się skrzywił.
- Co ty sobie myślisz? - warknął. - Nie próbuj tej zabawy z Mocą... - Nagle poczuł
wzbierający w piersi mroczny ciężar i słowa popłynęły strumieniem bez udziału jego
woli. - Przed naszym hangarem był robak, pokryty szarą pianą. Rozpływał się w
oczach, a teraz widzę, że to samo dzieje się z...
- Czekaj! - gdzieś z przodu dobiegł go głos Leii. - Raynarze, myślisz, że my wie-
my coś na temat tego „fizza"?
- To właśnie ty i kapitan Solo daliście nam ten świat - rzekł Raynar. - A teraz
wiemy też dlaczego.
- Nie podoba mi się to, co mówisz. - Han wciąż widział jedynie oczy Raynara. -
Wyciągnęliśmy was z... ognia, który palił wam stopy na Qoribu i... - Ciężar w jego
piersi stał się jeszcze bardziej nieznośny. Poczuł, że musi wrócić do poprzedniego te-
matu. - Słuchaj, widzimy to po raz pierwszy. To chyba jakaś wasza choroba, którą tu
sprowadziliście... aaaarggggh...
Ciężar stał się miażdżący i Han upadł na kolana, a jego słowa zmieniły się w nie-
wyraźny bełkot.
- Przestań! - krzyknęła Leia. - To nie jest dobry sposób na uzyskanie pomocy!
- Nie jesteśmy zainteresowani waszą pomocą księżniczko Leio - rzekł Raynar. -
Widzieliśmy już, co z niej wynika.
- Musiałeś przecież chcieć od nas czegoś - rzekł Luke. Hanowi wydawało się, że
Luke stanął tuż przed nim. - Zadałeś sobie wiele trudu, aby nas tu zwabić.
- Nie zwabiliśmy was tutaj, mistrzu Skywalkerze. - Niebieskie oczy Raynara po-
wędrowały w bok. Ciężar w piersi Hana zelżał, pole widzenia wróciło do normy. - Unu
odkryli, czemu Gorogowie usiłują zabić Marę.
- Aprobują? - Ton Luke'a wyrażał raczej potrzebę usłyszenia wyjaśnień aniżeli za-
skoczenie. Gorog było gniazdem-odpryskiem Killików, zwanym przez Jedi Mrocznym
Gniazdem. Działało ono jak coś w rodzaju Podświadomości kolektywnego umysłu
Kolonii. Jedi próbowali je zniszczyć w zeszłym roku, kiedy to Gorog przyspieszyło
kryzys Qoribu poprzez skłonienie Raynara, aby zbudował kilka gniazd na granicy z
Chissami. Stwierdzili jednak, że ponieśli klęskę, kiedy czarna membrozja z Mrocznego
Gniazda zaczęła pojawiać się na wszystkich światach Sojuszu. - Słuchamy.
- Najwyższy czas - odparł Raynar. - Opowiemy wam o spisku przeciwko Marze,
kiedy wy opowiecie nam o fizzie.
Odwrócił się i ruszył w kierunku Kręgu Spoczynku. Han wstał i poszedł za nim.
- Powiedziałem już, nie wiemy nic na ten temat... a jeśli jeszcze raz spróbujesz ze
mną tej sztuczki z ciężarem w piersi...
Leia ujęła go za ramię.
- Han...
Troy Denning
Janko5
19
- ...to kupię sobie liniowiec - ciągnął Han - i zacznę prowadzić wycieczki kulinar-
ne...
Palce Leii wbiły się mocno w mięśnie Hana, zanim zdążył dopowiedzieć nieszczę-
sne „z Kubindi". Spojrzał na nią groźnie, rozmasowując ramię.
- Boli - warknął. Przez ostatni rok trenowała pod kierunkiem Saby i nawet bez
użycia Mocy miała miażdżącą siłę w palcach. - Za co to?
- Może jednak coś wiemy? - szepnęła. Han zmarszczył brwi.
- Czemu tak myślisz?
- Bo przecież mamy Cilghal i najnowocześniejsze laboratorium astrobiologiczne -
wyjaśniła Leia. - Nawet jeśli nigdy przedtem nie widzieliśmy tego paskudztwa, praw-
dopodobnie możemy się zorientować, co to takiego.
Raynar przystanął w Kręgu Spoczynku i spojrzał na nich gniewnie.
- Musimy wiedzieć to teraz. - Jego świta zaczęła klaskać i dudnić na cały głos. -
Nie pozwolimy na żadną grę na zwłokę, księżniczko.
- Nie podoba mi się sposób, w jaki się do nas zwracasz, Unu-Thul. - Z miejsca,
gdzie stała, jakieś trzy metry od niego, Leia spojrzała mu twardo w oczy. - Nie zrobili-
śmy nic, aby zasłużyć na taki ton.
- Oszukaliście nas - upierał się Raynar. - Podstępem zmusiliście do opuszczenia
Qoribu i przybycia tutaj.
- Podstępem? - wybuchnął Han. - No nie, co za cholerna...
- Przepraszam - wpadła mu w słowo Leia. -Ale jeśli tak uważa Kolonia, nie mamy
o czym dyskutować.
Odwróciła się i ruszyła ulicą w kierunku „Sokoła". Luke i pozostali Jedi poszli za
nią instynktownie, Han również. Czuł, że ta wyprawa jest dla Leii czymś w rodzaju
próby, zanim stanie się prawdziwą Jedi, i nie zamierzał jej zepsuć testu - niezależnie od
tego, jak mocno pragnął osadzić tego robakofana na swoim miejscu.
Z otoczenia Unu rozległo się pełne oburzenia dudnienie.
- Stać! - wykrzyknął Raynar.
Leia się nie zatrzymała, podobnie jak Han i cała reszta.
- Zaczekajcie... - Tym razem Raynarowi udało się przybrać bardziej ugodowy ton.
- Proszę.
Leia przystanęła.
- Takie dyskusje można prowadzić tylko w atmosferze zaufania, UnuThul - rzuciła
przez ramię, a potem odwróciła się powoli, patrząc mu w twarz. - Myślisz, że to możli-
we?
Oczy Raynara zabłysły złowrogo, ale odpowiedział:
- Oczywiście. - Gestem zaprosił ich z powrotem do Kręgu Spoczynku. - Możecie
nam wierzyć.
Leia przez chwilę udawała, że rozważa te słowa, ale Han wiedział, że to tylko gra.
Oboje równie mocno jak Raynar chcieli tych rozmów, nie było też możliwości, aby
Luke zechciał opuścić planetę, nie poznając szczegółów na temat wendety, jaką Mrocz-
ne Gniazdo poprzysięgło Marze. Chociaż więc Raynar zachowywał się jak kompletny
paranoik, musieli z nim rozmawiać.
Mroczne Gniazdo II – Niewidzialna Królowa
Janko5
20
Wreszcie Leia skinęła głową.
- Niech będzie.
Ruszyła z powrotem, a Raynar wraz z Unu zaprosił ich gestem, żeby przeszli da-
lej. Krąg Spoczynku był właściwie dziedzińcem z fontanną ograniczonym czterema
owalnymi monolitami, ustawionymi w półkole, którego otwarta część zwrócona była na
Pałac Ogrodów. Wszystkie cztery głazy oblewały strumienie wody, a z wnętrza każde-
go spoglądał hologram mrugającego, uśmiechniętego dziecka Dwumyślnych lub roz-
kosznej larwy killickiej. Han stwierdził, że dziwnie go to miejsce uspokaja... a jedno-
cześnie przyprawia o lekki dreszcz.
Dołączyli do Raynara pośrodku półkola, gdzie C-3PO natychmiast zaczął się skar-
żyć na delikatną mgłę, która opadała na nich ze wszystkich stron. Han uciszył go groź-
nym szeptem, ale sam też z trudem powstrzymał się od skargi, kiedy owady Unu zaczę-
ły tłoczyć się wokół nich.
- Może powinnam zacząć od wyjaśnienia, dlaczego Han i ja znaleźliśmy się tutaj -
odezwała się Leia. Popatrzyła najpierw na Raynara, a potem na jego świtę. - Jeśli to
odpowiada tobie i Unu.
Owady zaklaskały na znak zgody, a Raynar potwierdził:
- Zgadzamy się.
Uśmiech Leii, choć uprzejmy, nadal był wymuszony.
- Jak zapewne wiecie, kiedy odkryliśmy wraz z Hanem te światy w Mgławicy
Utegetu, początkowo zamierzaliśmy przekazać je uchodźcom, którzy wciąż szukają dla
siebie planet po wojnie z Yuuzhan Vongami.
- Słyszeliśmy o tym - zgodził się Raynar.
- Prezydent Omas zachęcił nas, abyśmy przekazali te planety Kolonii, by uniknąć
wojny między wami a Chissami - ciągnęła Leia. - W zamian za to obiecał znaleźć nowy
świat dla rasy, którą mieliśmy zamiar osadzić tutaj, to znaczy dla Ithorian.
Spojrzenie Raynara powędrowało nad bagnem, w stronę, gdzie szara piana mozol-
nie wspinała się po ścianach Pałacu Ogrodów.
- Nie dostrzegamy związku z nami.
- Umowa ta przedostała się do wiadomości publicznej w Sojuszu Galaktycznym -
wyjaśniła Leia. - Ludzie teraz obwiniają nas i Ithorian za problemy, jakie sprawiają
wasze gniazda w Mgławicy Utegetu.
Raynar zerknął szybko na Leię.
- Jakie problemy?
- Nie udawaj, że nie wiesz. - Han nie mógł już dłużej powstrzymywać gniewu. -
Piraci, których przyjmujecie, napadają na statki Sojuszu, a czarna membrozja, którą
przemycacie, pożera dusze całych ras obywateli.
Raynar potarł spalone czoło.
- Kolonia zabija piratów, nie udziela im schronienia - rzekł. - A także, jak zapewne
wiesz, kapitanie Solo, membrozja jest złota, a nie czarna. Wypiłeś jej na Jwlio z pew-
nością dość, aby o tym pamiętać.
Troy Denning
Janko5
21
- Membrozja Mrocznego Gniazda była ciemna - zauważył Luke. - Wywiad Soju-
szu przechwycił dziesiątki piratów, którzy potwierdzają że ich statki mają bazę w
Mgławicy Utegetu.
Z gardzieli Unu wydobyło się groźne dudnienie i Raynar zwrócił na Luke'a płoną-
ce niebieskie oczy.
- Piraci kłamią mistrzu Skywalkerze. A wy zniszczyliście Mroczne Gniazdo na Kr.
- Więc dlaczego mówiłeś o nim w czasie teraźniejszym? - zapytała Saba. - Skoro
wciąż poluje na Marę, to widać nie zostało zniszczone.
- Fakt, trochę przesadziliśmy - przyznał Raynar. - Zniszczyliście większość gniaz-
da na Kr, a to, co zostało, nie zaopatrzyłoby w czarną membrozję nawet jednego li-
niowca... a co dopiero całe światy.
- Więc skąd się to wszystko bierze? - zapytała Leia.
- Wy nam to powiedzcie - zaproponował Raynar. - Sojusz Galaktyczny ma dość
sprytnych biochemików, żeby zsyntetyzować czarną membrozję. Zacznijcie od nich.
- Syntetyczna membrozja? - powtórzył Han.
Miał wrażenie, że już kiedyś słyszał podobną rozmowę. Pojęcie prawdy w Kolonii
było w najlepszym wypadku płynne, a jej szczególny przywódca był również niewiary-
godnie uparty. W zeszłym roku Raynar musiał dosłownie dostać w twarz ciałem Goro-
ga, żeby w ogóle uwierzyć w istnienie Mrocznego Gniazda. Równie trudno było prze-
konać go, że Mroczne Gniazdo stworzyli ci sami Mroczni Jedi, którzy porwali go z
„Baanu Raas" w czasie wojny z Yuuzhan Vongami. Teraz Han miał wszelkie podsta-
wy, aby sądzić, że jeszcze trudniej będzie go przekonać, iż gniazda Utegetu zachowują
się niewłaściwie.
Han spojrzał na Luke'a.
- Widzisz, o tym nie pomyśleliśmy. Syntetyczna membrozja. Trzeba to sprawdzić.
- No właśnie. - Wyraz twarzy Luke'a mógłby być odrobinę bardziej przekonujący.
- Jak tylko wrócimy.
- W porządku. - Han spojrzał znów na Raynara. - A skoro jesteś taki pewien, że
gniazda Utegetu nie robią nic złego, nie powinieneś mieć oporów, aby przekazać nam
rejestr legalnej wymiany z Sojuszem Galaktycznym. Pomogłoby to w rozwiązaniu pro-
blemu piratów.
Oczy Raynara zabłysły znowu.
- Mówimy prawdę, kapitanie Solo... Całą prawdę.
- Jedi to rozumieją- odparła Mara. -Ale Sojusz Galaktyczny trzeba przekonać.
A prezydent Omas chce cię do tego zachęcić - dodała Leia. - Kiedy tylko przekona
się, że gniazda Utegetu nie popierają tego procederu, zamierza zaofiarować wam umo-
wę handlową, co będzie dla was oznaczać poszerzenie rynku eksportowego i obniżenie
kosztów importu.
- A przy okazji regulacje i ograniczenia - przypomniał Raynar. - A Kolonia będzie
odpowiedzialna za ich wyegzekwowanie.
- Tylko tych, na które się zgodzicie - zapewniła Leia. - To jeszcze daleko od spro-
wadzenia Kolonii do...
Mroczne Gniazdo II – Niewidzialna Królowa
Janko5
22
- Kolonii nie interesują przepisy Sojuszu. - Raynar zademonstrował, że rozmowa
jest zakończona, odwracając się plecami do Hana i Leii, a podchodząc bliżej do Luke'a
i Mary. - Zaprosiliśmy tutaj mistrzów Skywalkerów, aby przedyskutować to, czego
Unu dowiedzieli się o zemście planowanej przez Mroczne Gniazdo.
Leia udała, że nie zauważyła aluzji.
- Dziwne, że tak dobrze pamiętasz o zemście - stwierdziła, zwracając się do ple-
ców Raynara - a nie wiesz, co tak naprawdę dzieje się tu, wewnątrz mgławicy.
- O czym ty mówisz? - rzucił Raynar przez ramię.
- Wiesz, o czym mówi - wtrącił Han. - Mroczne Gniazdo już raz cię oszukało...
Powietrze zrobiło się duszne od killickich feromonów, a Raynar gwałtownie zwró-
cił się do Hana:
- To nie nas oszukują teraz! - Spojrzał na Leię i dodał: - I udowodnimy to.
- Bardzo proszę.
Ton głosu Leii sugerował, że myśli ona dokładnie to samo, co Han. Na pewno była
przekonana, że to właśnie Raynara i Unu oszukiwano.
Raynar uśmieszkiem skwitował ich wątpliwości. Spojrzał na Marę.
- Czy kiedy byłaś Ręką Imperatora, spotkałaś kiedykolwiek kogoś nazwiskiem
Daxar Ies?
- Gdzie... - Głos Mary załamał się lekko; urwała, żeby przełknąć ślinę. - Skąd
znasz to nazwisko?
- Jego żona i córka wróciły do domu wcześniej, niż zamierzały. - Głos Raynara
nabrał oskarżycielskich tonów. - Zastały cię, jak przeszukiwałaś jego biuro.
Mara zmrużyła oczy i zrobiła wszystko, by zachować pozory opanowania.
- Wiedziało o tym tylko troje ludzi.
- Dwoje z nich stało się Dwumyślnymi.
Luke dotknął ramienia Mary, żeby ją uspokoić. Nawet Han czuł, że kobieta jest
autentycznie wstrząśnięta.
- Dobra - odezwał się głośno. - Co się tu dzieje?
- Daxar Ies był... - Dłoń Mary wysunęła się z ręki Luke'a. Z wielkim trudem zdoła-
ła spojrzeć w twarze Hana i Leii. - Był... celem.
- Jednym z celów Palpatine'a? - zapytała Leia.
Mara posępnie skinęła głową. Nie lubiła wspominać swojej przeszłości, z czasów,
kiedy była jednym ze „specjalnych asystentów" Palpatine'a.
- Było to chyba jedyne zadanie, jakie kiedykolwiek spaliłam.
- Nie nazwalibyśmy tego „spaleniem" - sprzeciwił się Raynar. - Wyeliminowałaś
cel.
- Ale to była tylko część zadania. - Mara patrzyła teraz wprost na niego błyszczą-
cymi gniewnie oczami. -Nie odzyskałam listy... i pozostawiłam świadków.
- Pozwoliłaś żyć Bedzie Ies i jej córce - odgadł Raynar. - Kazałaś im zniknąć na
zawsze.
- To prawda - odparła Mara. - O ile wiem, nic im się nie stało.
- Były dobrze chronione - zapewnił Raynar. - Gorogowie już się tym zajęli.
Troy Denning
Janko5
23
- Czekaj no - wtrącił Han. - Chcesz powiedzieć, że te dwie Ies przyłączyły się do
Mrocznego Gniazda?
- Nie - sprostował Raynar. - Chcę powiedzieć, że to one je stworzyły.
Han skrzywił się, a oczy Leii zabłysły niespokojnie.
- Wydawało nam się, że wiemy, w jaki sposób powstało Mroczne Gniazdo - ode-
zwała się. - Myśleliśmy, że Gorogowie zdegenerowali się, kiedy wchłonęli zbyt wielu
chissańskich Dwumyślnych.
- Myliliśmy się - wyjaśnił Raynar.
Han poczuł, że naprawdę ogarnia go przerażenie. Aby umożliwić pokój pomiędzy
Kolonią a Chissami, Leia była zmuszona nagiąć prawdę. Wymyśliła więc taką wersję
powstania Mrocznego Gniazda, która utrzymałaby Killików z dala od Chissów. Kolo-
nia chętnie przyjęła tę opowieść, ponieważ łatwiej było im uwierzyć w nią aniżeli w to,
że jedno z ich własnych gniazd mogło być odpowiedzialne za straszliwe czyny, jakich
dopuścili się Gorogowie. Jeśli Raynar i Unu wymyślili jakąś nową wersję, powodem
mogła być jedynie kolejna próba ekspansji w kierunku terytorium Chissów.
- Zaraz, zaraz - zaoponował Han. - Już to przerabialiśmy.
- Mamy nowe informacje - upierał się Raynar. Spojrzał znów na Marę. - Mara Ja-
de powiedziała Bedzie Ies i jej córce, że mają zniknąć i to tak, żeby nikt ich nie odna-
lazł. Uciekły więc w Nieznane Rejony i ukryły się u Gorogów, zanim ci stali się
Mrocznym Gniazdem.
- Przykro mi, nie kupujemy tej historii - zdenerwował się Han. - Powinieneś był
powiedzieć o tych Ies w zeszłym roku.
- W zeszłym roku nic o nich nie wiedzieliśmy - wyjaśnił Raynar.
- Szkoda - prychnął Han. - Musicie wymyślić...
- Han, sądzę, że oni tego nie wymyślili - wtrąciła Mara. - Wiedzą zbyt wiele o
tym, co się zdarzyło... przynajmniej jeśli chodzi o te kobiety.
- No dobrze, więc co z tego, jeśli nawet te dwie stały się Dwumyślnymi? - zaprote-
stował Han. Zaczynał się już zastanawiać, po czyjej stronie stoi Mara. - To jeszcze nie
znaczy, że stworzyły Mroczne Gniazdo. Mogły wejść w jakiekolwiek inne, a Kolonia i
tak wiedziałaby dość, aby stworzyć tę historię.
Nie stworzyliśmy tej historii, to prawda - zapewnił Raynar. - Kiedy Beda i Eremay
stały się Dwumyślnymi, Gorogowie wchłonęli ich strach. Całe gniazdo ukryło się i
stało Mrocznym Gniazdem.
Han chciał zaprotestować, ale Leia ujęła go za ramię.
- Han, to może być prawda - powiedziała. - Mam na myśli tę prawdziwą prawdę.
Musimy tego wysłuchać.
- Tak - zgodziła się Saba. - Dla Mary. Han spuścił głowę z rezygnacją.
- Niech to...
- Nie powinieneś czuć się z tym źle, kapitanie Solo - pocieszył go Raynar. - Wie-
rzymy w tę prawdę już od jakiegoś czasu. Nic, co powiesz, nie podważy naszej wiary.
- O, dzięki wielkie - burknął Solo. - To prawdziwa pociecha.
W oczach Raynara pojawił się błysk humoru. Znów zwrócił się do Mary.
Mroczne Gniazdo II – Niewidzialna Królowa
Janko5
24
- Jesteśmy pewni, że sama domyślasz się reszty - rzekł. - Gorogowie rozpoznali
cię przy miejscu Katastrofy w zeszłym roku...
- ...i pomyśleli, że zamierzam odzyskać listę - dokończyła Mara. - Więc zaatako-
wali pierwsi.
Raynar pokręcił głową.
- Chcielibyśmy, aby było to aż tak proste - rzekł. - Gorogowie pragnęli zemsty.
Gorogowie wciąż pragną zemsty... na tobie.
- To oczywiste. - Mara nawet nie mrugnęła. - Zabiłam męża Bedy i ojca Eremay, a
obie skazałam na wygnanie. Naturalne, że chcą mnie zabić.
- Chcą, żebyś cierpiała - poprawił Raynar. - A dopiero potem zamierzają cię zabić.
- A więc sprowadziłeś Marę i Luke'a cały ten szmat drogi tylko po to, żeby im o
tym powiedzieć? - zawołał Han. Z wyrazu twarzy Jedi, a przynajmniej ludzi, wniosko-
wał, że wszyscy są przekonani, iż Raynar mówi prawdę. Hanowi jednak coś tu śmier-
działo, a zauważył to już w chwili, kiedy postawił stopę na planecie. - Nie mogliście
wysłać nam wiadomości?
- Mogliśmy. - Raynar przez moment przyglądał się Luke'owi, po czym odwrócił
wzrok i znów popatrzył przez moczary na pokryty pianą Pałac Ogrodów. - Chcieliśmy
jednak, aby mistrz Skywalker zrozumiał trudną sytuację, w jakiej się znajdujemy
- Więc o to chodziło... - Luke podążył wzrokiem za spojrzeniem Raynara, a na je-
go twarzy pojawił się taki sam gniew, jaki wzbierał w piersi Hana. - Czyżby Wola Unu
nie była dość silna, aby zmienić uczucia Gorogów?
- Przykro mi, mistrzu Skywalkerze, ale jeszcze nie. - Raynar oderwał wzrok od Pa-
łacu Ogrodów i chłodno spojrzał na Luke'a. - Może później, kiedy powstrzymamy fizz i
będziemy mniej zaabsorbowani własnymi problemami.
Troy Denning
Janko5
25
R O Z D Z I A Ł
2
Wnętrze hangaru pachniało drewnem hamogoni i cieczą uszczelniającą, a powie-
trze wypełniał szczęk i pomruki killickich robotników - głównie tragarzy i ekip serwi-
sowych - miotających się od jednego zadania do drugiego. „Sokół" stał jakieś sto me-
trów od wejścia. W opalizującym świetle wydawał się podejrzanie czysty, ale bezpo-
średnio nad nim rozlewała się jedna z szarych plam, które zaczęły zjadać mleczne wnę-
trze hangaru.
Luke ruszył pierwszy i użył Mocy, aby łagodnie utorować sobie drogę pomiędzy
pochłoniętymi pracą owadami. Jego towarzysze nie zamierzali właściwie uciekać, ale
woleli wystartować, zanim Raynar będzie miał czas przemyśleć umowę, którą wynego-
cjowali z Leią, kiedy przedstawił ukryte groźby pod adresem Mary... a także zanim
plamy na suficie staną się tą samą szarą pianą, która pokrywała zewnętrzną część han-
garu.
- Zdaje się, że nie tylko my się spieszymy, aby opuścić ten ul pełen robactwa -
rzekł Han, doganiając Luke'a. - Ten fizz musi działać nawet szybciej, niż się wydaje.
- Ona tak nie uważa - odezwała się Saba. W dłoniach trzymała szczelny słój próż-
niowy, zawierający próbkę szarej piany wielkości kciuka. - Jeśli jest tak szybki, czemu
mieliby czekać, aż załadują ich statki?
- Widzę, że nie miałaś wiele do czynienia z przemytnikami - oznajmił Luke. - Oni
nigdy nie wyjeżdżają bez ładunku.
Rampa opadła i wierni ochroniarze Leii - Meewalha i Cakhmaim - pojawili się na
jej szczycie, uzbrojeni w miotacze samopowtarzalne T-21.
- Co za ulga! - Threepio z brzękiem wyprzedził pozostałych i wszedł na rampę. -
Nie mogę się doczekać, kiedy wejdę do sterylizatora. Obwody mnie swędzą na samo
wspomnienie tego fizza.
Przepraszam, Threepio, ale potrzebujemy z Hanem ciebie i Artoo do tłumaczenia i
wyszukiwania prawidłowości w atakach piany. - Luke zatrzymał się u stóp rampy i
obejrzał na Hana i Leię. - Jeśli można, oczywiście - dodał.
- Nie ma problemu - odparł Han. Podszedł bliżej i szepnął tak cicho, że Luke led-
wie go słyszał: - Czekamy tylko, aż rampa zacznie się podnosić, i wskakujemy. Leia
może uruchomić silniki repulsorowe z zimnego startu, a potem...
Mroczne Gniazdo II – Niewidzialna Królowa
Janko5
26
- Han, daliśmy Raynarowi słowo...
- Tak, pamiętam. - Han nadal mówił szeptem. - Ale możemy to zrobić. Zanim się
obejrzą...
- Zostajemy - odezwał się Luke dość głośno, aby podsłuchiwacze, których wy-
czuwał wokół, nie mieli problemu ze zrozumieniem jego słów. - Obietnica mistrza Jedi
powinna coś znaczyć.
Han spojrzał na tragarzy Saras, którzy ładowali kamień-morę, a w oczach pojawił
mu się błysk zrozumienia. Każde z gniazd Killików posiadało wspólny umysł, więc
jeśli choć jeden Saras był w zasięgu ich wzroku, wszyscy jego pobratymcy wiedzieli to
samo, co on. A jeżeli wśród Unu był jakiś przedstawiciel gniazda Saras, Raynar także
będzie dokładnie wiedział o każdym ich posunięciu i słowie.
- Rozumiem - odrzekł Han. - Przecież nie chcemy oszukać UnuThula.
Luke wzniósł oczy w górę.
- Han, czy ty nie widzisz...
Widząc, jak łatwo Alema Rar wpadła w sidła Mrocznego Gniazda w czasie kryzy-
su na Qoribu, Luke postanowił dokonać poważnych rozliczeń sam ze sobą. Doszedł do
wniosku, że Jedi ponieśli w wojnie z Yuuzhanami straty o wiele większe, niż się na
pozór wydawało. Nie tylko stracili wielu spośród swych szeregów; przyjęli też bezli-
tosną, relatywistyczną filozofię, która zabrała młodym rycerzom Jedi świadomość, kim
są zatarła granicę pomiędzy dobrem i złem i sprawiła, że stali się bardziej podatni na
złe wpływy. Dlatego Luke uznał, że należy odbudować poszanowanie zasad w zakonie
Jedi, zademonstrować, że rycerz Jedi jest siłą dobra w galaktyce.
- Jeśli teraz odlecimy, utrudni to bardzo rozwiązanie pozostałych problemów z
Kolonią - ciągnął Luke. Nie chciał wciągać Hana w swoją krucjatę przeciwko zepsuciu
wśród Jedi, ale Raynar zgodził się, aby Mara, Leia i pozostali odlecieli w spokoju, jeśli
Luke i Han pozostaną na Wotebie do czasu, aż Jedi znajdą lekarstwo na fizz. - Musimy
zapracować na zaufanie albo będziemy mieli na głowie jeszcze więcej piratów i czarnej
membrozji.
Han się skrzywił.
- Luke, ty po prostu nie rozumiesz robali - odrzekł. - Zaufanie nie odgrywa u nich
wielkiego znaczenia w widzeniu świata.
- Kapitan Solo ma absolutną rację. - C-3PO zatrzymał się w połowie rampy. - Nie
udało mi się zidentyfikować w żadnym z ich rodzimych języków słowa, które oznacza-
łoby „zaufanie" czy „honor". Naprawdę mądrzej byłoby uciec.
- Miło, że się tak starasz, Threepio - odezwała się Mara, stając u boku Luke'a. -Ale
lepiej już zejdź na dół. Zostajemy.
Robot niechętnie poczłapał w dół rampy, a Luke spojrzał na Marę. Wiedział, że
wyczuwa jego niewypowiedziane plany tak samo, jak on świadom był jej niepokoju,
ale miał też pewność, że tym razem lepiej sobie poradzi bez niej.
- Maro, myślę...
- Nie odlecę stąd bez ciebie, Luke.
Leia dotknęła łokcia Mary.
Troy Denning
Janko5
27
- Maro, Mroczne Gniazdo chce twojej śmierci. Jeśli pozostaniesz na Wotebie, Lu-
ke i Han będą narażeni na niebezpieczeństwo tak samo jak ty.
Oczy Mary zwęziły się gniewnie, ale opuściła głowę z westchnieniem.
- Nie podoba mi się to - mruknęła. - Czuję się jak tchórz.
- Tchórz? Mara Jade Skywalker? - parsknęła Saba. - Jesteś co najwyżej uparta. I
naprawdę lepiej, żebyś stąd odjechała. To wszystko, co możesz zrobić dla mistrza Sky-
walkera i Hana.
- Jasne, ale zanim odjedziesz, muszę się dowiedzieć, kto to był Daxar Ies - wtrącił
Han. - Nigdy o nim nie słyszałem.
- Nie miałeś szans. Był jednym z prywatnych księgowych Palpatine'a - odpowie-
działa Mara. - Wyprowadził z osobistego konta imperatora dwa miliardy kredytów i
rozmieścił po bankach w całej galaktyce.
Han gwizdnął.
- Dzielny chłopak.
- Raczej szalony - sprostowała Saba. - Sądził, że oszuka imperatora?
Mara wzruszyła ramionami.
- Zdziwiłabyś się, jak wielu ludzi w to wierzyło - odparła. - A Daxar Ies był dziw-
nym człowiekiem. Miał tyle pieniędzy, a ja znalazłam go w nędznym mieszkanku na
poziomie strefy cienia na Coruscant. Nie opuścił planety.
- Może zgubił listę kont albo nie mógł się do niej dostać.
- Może. - Mara wzruszyła ramionami. - Ale imperator miał inne zdanie. Ies wie-
dział, gdzie było jedno z kont. Dokonał wypłaty i tak go namierzyłam.
Mara nie pokazywała po sobie, jak bardzo nie lubi mówić o tym okresie swojego
życia, ale Luke wyczuwał jej gniew, kiedy wspominała, jak Imperator manipulował jej
zachowaniem... i jak zasmucało ją samo wspomnienie swoich ofiar. Objął ją przypomi-
nając milcząco, że ta część jej życia dobiegła już końca, i pocałował delikatnie.
- Wracaj do akademii - polecił. - Cilghal będzie cię potrzebowała na Ossusie, że-
byś opowiedziała jej wszystko, co pamiętasz o fizzie. Han i ja poradzimy sobie.
Mara wysunęła się z jego ramion i zmusiła się do uśmiechu.
- Lepiej, żeby to była prawda, Skywalker.
- Ona już tego dopilnuje. - Saba podała słój Marze. - Ona też zostaje.
- O, nie - zaprotestował Han. - Robale pomyślą że coś kombinujesz. Raynar wy-
brał mnie, żebym został z Lukiem, bo chyba uznał, że samotny mistrz Jedi będzie zbyt
trudny do upilnowania.
- Może dlatego, że wie o twoich niepokojach związanych z owadami - przypo-
mniała Saba. - Jej bardzo się nie podoba takie zachowanie. Raynar zaczyna wykazywać
skłonności do okrucieństwa.
- Też mi się tak zdaje - powiedział Luke. Sięgnął w Moc, aby przekonać Barabel-
kę, że powinna wsiąść do „Sokoła" wraz z resztą. -Ale Han ma rację, nie możemy po-
zwolić, aby Killikowie nabrali co do nas podejrzeń.
- Jak sobie życzysz, mistrzu Skywalkerze - odparła Saba. - To ty jesteś tutaj dłu-
gozębym.
Mroczne Gniazdo II – Niewidzialna Królowa
Janko5
28
Wzięła słój próżniowy z rąk Mary, odwróciła się i ruszyła w górę rampy bez dal-
szych komentarzy. U każdego innego gatunku takie zachowanie mogłoby oznaczać
gniew lub urażone uczucia. U Barabelki oznaczało jedynie, że jest gotowa do drogi.
Luke raz jeszcze ucałował Marę i odprowadził wzrokiem do samego wejścia.
Han uścisnął Leię i pocałował ją po czym odstąpił ze sztucznie obojętną miną.
- Uważaj na mój statek - poprosił. - Właśnie ustawiłem hipernapęd dokładnie tak,
jak trzeba.
Leia wzniosła oczy w górę.
- Jasne, że tak - uspokoiła go, uśmiechnęła się smutno, pożegnała się z bratem i
weszła na rampę. - Przyślę ci Cakhmaima z bagażami.
- Proszę nie zapomnieć o moim zestawie czyszczącym - zawołał za nią Threepio. -
Ta planeta jest niehigieniczna. Czuję się już zanieczyszczony.
- A kto się czuje inaczej? - zapytał Han.
Luke i Han przystanęli pod rampą, nie chcąc dać Killikom powodu do podejrzeń,
że próbują uciec. Cakhmaim zszedł na dół z bagażami Hana i zestawem konserwacyj-
nym C-3PO. Luke nie miał jeszcze wprawdzie czasu przedstawić Hanowi szczegółów
swojego planu, ale miał wrażenie, że Solo sam się już domyślił. Zamierzał odnaleźć
Mroczne Gniazdo, zorientować się, jak wielkim jest zagrożeniem dla Mary i Sojuszu
Galaktycznego, a potem znaleźć sposób, aby rozprawić się z nim raz na zawsze.
Jak tylko Cakhmaim odstawił bagaże, Leia podniosła rampę i włączyła sygnał
startu. Luke, Han i roboty odsunęli się na bezpieczną odległość i obserwowali w mil-
czeniu, jak „Sokół" wznosi się bez nich na pokładzie i prześlizguje ponad tłumem ro-
botników. Zanim znikł w wylocie hangaru, zawisł na chwilę i zamigotał światłami w
skomplikowanej sekwencji błysków. R2-D2 gwizdnął ze zdumieniem.
- Nie sądziłem, że cię to może zdziwić - powiedział C-3PO. - Przecież wiesz, że
się o nas martwią.
- Co oni zasygnalizowali? - zapytał Luke.
- Uważajcie na siebie - przetłumaczył Threepio. - I niech nic nie kapie na roboty.
- Nie kapie...? - Han podniósł wzrok. - Hej, może lepiej wynośmy się stąd.
Luke podążył spojrzeniem w tym samym kierunku i stwierdził, że szara plama na
suficie zaczyna kipieć bąblami. Piana jeszcze się nie pojawiła, ale zagęszczenie pośrod-
ku plamy sugerowało, że powierzchnia wkrótce się uaktywni.
Luke miał już skierować się do wyjścia, kiedy zmysł wyczucia niebezpieczeństwa
podniósł mu włosy na karku. Nie zaobserwował jednak żadnych niezwykłych zacho-
wań wśród obecnych Killików - żadnego napięcia przed podjęciem decyzji, żadnej
narastającej fali gniewu czy dławiącego strachu. Pozostał więc na miejscu, udając, że
bada plamę na sklepieniu, i szerzej otworzył się na Moc.
Zamiast rozszerzyć świadomość, tak jak miał to zazwyczaj robić, kiedy szukał
niewidzialnych zagrożeń, czekał bez ruchu. Usiłował wyczuć nie tyle samo zagrożenie,
ile zafalowania, jakie budzi ono w Mocy. Opracował tę technikę razem z siostrzeńcem
Jacenem, aby wykrywać istoty, które mogą maskować swoją obecność w Mocy.
- Hej, Luke... - Han zrobił już kilkanaście kroków w kierunku wyjścia i teraz stał
pośrodku długiej kolumny tragarzy Saras. Owady wymijały go, przenosząc ładunek
Troy Denning
Janko5
29
pięciometrowych kłód hamogoni do ładowni potężnego damoriańskiego frachtowca
„SpaceBantha". - Idziesz?
- Jeszcze nie - odparł Luke. -A może pójdziesz pierwszy i poszukasz jakiejś kwa-
tery? Dołączę do ciebie za kilka minut.
Han zmarszczył brwi i wzruszył ramionami.
- Jak sobie chcesz.
- Może Artoo i ja też powinniśmy pójść z kapitanem Solo. -C-3PO wyprzedził
Hana już o dwa kroki. - Będzie z pewnością potrzebował tłumacza.
Ale Artoo pozostał w tyle. Luke musiał mu wyjąć moduł motywatora, aby zacho-
wać ukrytą część pamięci, która ujawniła się w zeszłym roku, i teraz mały robot sta-
nowczo odmawiał rozstawania się ze swoim panem.
Kiedy Han odszedł, Luke skupił się na swoich odczuciach. Odciął się od stuków i
warkotów w gwarnym hangarze, od szalonego tempa pracy Killików i gorącego, cięż-
kiego, nieco stęchłego powietrza, by czuć wyłącznie Moc, zanurzyć się w jej nurcie,
pozwolić, aby jej fale omywały go z wszystkich stron. Już wkrótce wyczuł drgania,
które zdawały się pochodzić znikąd, z pustki. Zauważył jedynie niejasny niepokój w
Mocy, coś w rodzaju zimnej pustki.
Luke zwrócił się ku tej pustce i stwierdził, że patrzy na barkę „Gallofree Star",
która przechylała się na wygiętym wsporniku. Cienie pod jej podwoziem były tak głę-
bokie i ciemne, że w pierwszej chwili trudno było mu odnaleźć źródło zafalowań, które
wyczuwał, aż wreszcie spostrzegł parę oczu o migdałowym wykroju, wpatrzoną w
niego z okolic rufy. Te zielono-żółte oczy spoglądały z błękitnej, szczupłej twarzy o
wysokich kościach policzkowych i wąskim, cienkim nosie. Para grubych lekku spływa-
ła z głowy Twi’lekanki, opadając na ramiona i plecy smukłego, kobiecego ciała.
- Alema Rar! - Luke przesunął dłoń w pobliże rękojeści miecza świetlnego. - Cie-
szę się, że przeżyłaś problemy na Kr.
- „Problemy", mistrzu Skywalkerze? - Twi'lekanka wysunęła się ku światłu. - Nie-
złe określenie.
Ubrana była w kombinezon z killickiego jedwabiu, ciemnogranatowy i przylegają-
cy niczym warstwa farby. Tkanina była półprzezroczysta, z wyjątkiem nieprzejrzystego
trójkąta okrywającego opadający, zniekształcony bark nad bezwładnie zwisającym
ramieniem. Poczucie zagrożenia osiadło lodowatym brzmieniem między łopatkami
Luke'a, ale obie dłonie Twi’lekanki były widoczne i puste, a jedyną bronią jaką miała
przy sobie, był nowy miecz świetlny, zwisający przy pasie na biodrach.
Luke znów uspokoił umysł, szukając innego wyjaśnienia dla tych niezrozumiałych
zawirowań w Mocy.
- Zdenerwowany, mistrzu Skywalkerze? - Alema podeszła nieco bliżej i przyjrzała
mu się wzrokiem nieruchomym jak u owada. - Nie ma potrzeby. Nie zamierzamy cię
skrzywdzić.
- Zrozumiesz, jeśli powiem, że ci nie wierzę?
Wprawdzie Luke nie wyczuł dalszych źródeł zakłóceń w Mocy, ale rozejrzał się
raz jeszcze, uważnie wpatrując się w najgłębsze cienie pod statkami, w kłębiące się roje
Mroczne Gniazdo II – Niewidzialna Królowa
Janko5
30
Killików, sześcioboczne celki magazynowe wzdłuż ścian i wszystkie miejsca, gdzie
mógł się ukryć napastnik. Nic nie znalazł i znów spojrzał na Alemę.
- Chyba nie przyszłaś tutaj prosić Jedi, żeby cię ze sobą zabrali?
- Interesujący pomysł - odparła z uśmiechem, który kiedyś mógł ujść za zalotny,
ale teraz wydawał się tylko twardy i wulgarny. - Ale nie.
Luke był już teraz pewny, że Alema nie zamierza go atakować - przynajmniej fi-
zycznie - i odsunął dłoń od miecza. Podszedł do niej i przystanął w odległości kilku
kroków.
- A więc co tu robisz? - Wiedząc, że ją to wytrąci z równowagi, Luke pozwolił so-
bie zatrzymać znacząco wzrok na jej zniekształconym ramieniu. - Wpadłaś tak sobie,
dać tylko znać, że obie z Lomi Pio żyjecie i macie się dobrze?
Alema zaklaskała gardłowo i odparła:
- Lomi Pio zginęła w Katastrofie.
- Rozumiem, że razem z Welkiem?
- Właśnie - odrzekła. Luke westchnął z rezygnacją.
- Wracamy do punktu wyjścia, prawda? - Osobiście zabił Welka w czasie walk na
Qoribu, w kilka chwil po tym, jak prawie pozbawił Alemę ramienia. Miał też pełne
prawo uważać, że zjawa, która omal nie zabiła jego i Mary, była wszystkim, co pozo-
stało z Lomi Pio. - Alemo, byłaś na Kr. Widziałaś Welka, zanim go zabiłem, i myślę, że
to Lomi Pio ostatecznie wyciągnęła cię z gniazda.
- Zabiłeś BedaGorog - odparła Alema. - Ona była Heroldem Nocy przed nami.
- Osoba, którą zabiłem, była płci męskiej. - Luke podejrzewał, że sprawa jest z gó-
ry przegrana. Mroczne Gniazdo z determinacją usiłowało ukrywać ocalenie Lomi Pio
za zasłoną kłamstw i fałszywych wspomnień, a będąc rodzajem wspólnej Podświado-
mości całej Kolonii, z wprawą manipulowało wspomnieniami zarówno Dwumyślnych,
jak i Killików. - Miał miecz świetlny i umiał go używać.
- BedaGorog była wrażliwa na Moc. - Na usta Alemy wypełzł paskudny uśmie-
szek. - A o ile pamiętamy, nie miałeś okazji zajrzeć jej w spodnie, zanim ją zabiłeś.
Luke pochylił głowę.
- Alemo, rozczarowujesz mnie.
- Odwzajemniam to uczucie, mistrzu Skywalkerze - odparła Alema. - Nie zapo-
mnieliśmy rzezi na Kr.
- Nie byłoby jej, gdybyś spełniła swój obowiązek jako Jedi. - Luke wyczuł skrada-
jącą się ku niemu znajomą obecność, kryjącą się w cieniu rufy starej barki. Stwierdził,
że to Han wrócił do hangaru, ale bez Threepia. - Ale pozwoliłaś, aby gniew cię osłabił i
by Mroczne Gniazdo uzyskało przewagę.
Nieruchome oczy Alemy przybrały żółtawy kolor chloru.
- Nie oskarżaj nas o...
- Oskarżam tego, kto jest winien. To mój obowiązek jako mistrza Rady Jedi... i
mój przywilej! - Luke miał nadzieję, że przykuje uwagę Alemy na tyle mocno, żeby nie
zauważyła skradającego się ku niej Hana. Zrobił dwa kroki i znalazł się w zasięgu mie-
cza świetlnego Twi'lekanki. - Po raz ostatni żądam, abyś wróciła ze mną na Ossusa.
Wiem, że trudno ci będzie spojrzeć w twarz tym, których zdradziłaś, ale...
Troy Denning
Janko5
31
- Nie interesuje nas pokuta ani nic, co macie nam do zaoferowania, mistrzu Sky-
walkerze. Jesteśmy tu z...
Alema urwała w pół zdania i sięgnęła po miecz świetlny.
Luke jednak już wyciągnął rękę i wezwał broń ku sobie, dosłownie zrywając pas z
Alemy, która pozostała z pustą dłonią. Han strzelił jej w bok promieniem ogłuszają-
cym.
Alema osunęła się na kolana, ale nie upadła, więc Han strzelił raz jeszcze. Tym ra-
zem Twi'lekanka upadła na twarz i leżała na podłodze hangaru, drgając i śliniąc się.
Han wycelował znowu.
- Wystarczy - zaoponował Luke. - Próbujesz ją zabić?
- Jeśli mam być szczery, to tak. - Han skrzywił się, patrząc na przełącznik usta-
wień na lufie miotacza, po czym przesunął go kciukiem w przeciwnym kierunku. -
Przysiągłbym, że ustawiłem go na pełną moc.
Luke pokręcił głową ze zgrozą po czym użył Mocy, aby odwrócić lufę miotacza
od Alemy.
- Czasem się zastanawiam, czy na pewno cię dobrze znam, Han. Ona jest bezbron-
na.
- Jest Jedi - zaprotestował Han. - Nigdy nie jest bezbronna.
Mimo wszystko przełączył broń z powrotem na ogłuszanie i stanął za plecami
Twi'lekanki z lufą skierowaną w jej głowę. Luke odpiął miecz świetlny od jej pasa i
przykucnął obok niej na podłodze, czekając, aż oprzytomnieje - co nastąpiło niewiary-
godnie szybko, nawet jak na Jedi.
- Przepraszam za Hana - odezwał się Luke. - Jeszcze nie całkiem doszedł do siebie
po tym, co zrobiłaś jego „Sokołowi".
Alema uchyliła jedną powiekę.
- Zawsze długo chował urazy.
Z trudem zogniskowała wzrok na Luke'u i dodała:
- Ale może powinieneś mu coś wyjaśnić. Nie jesteśmy na twojej łasce.
W hangarze rozległ się potężny huk; to najbliżej stojące owady rzuciły swoje ła-
dunki i ruszyły w kierunku gwiezdnej barki.
- To ty jesteś w naszych rękach.
Luke rytmicznie uderzał mieczem Alemy w dłoń. Próbował ochłonąć z frustracji,
przypominając sobie, że Twi'lekanka nie była w pełni władz umysłowych, że nie umia-
ła oddzielić swoich myśli od myśli Mrocznego Gniazda. Jednak Jaina i Zekk znajdowa-
li się w podobnej sytuacji, a nie odwrócili się od Jedi. Różnica polegała na tym, że oni
próbowali się bronić.
Wreszcie Luke wsunął miecz świetlny Alemy za pas i wstał.
- Mogłaś się opierać - przypomniał. - Może jeszcze potrafisz. Jaina i Zekk stali się
Dwumyślnymi, lecz pozostali wierni swojej misji.
- Zanadto ufasz innym, mistrzu Skywalkerze. - Alema podparła się zdrowym ra-
mieniem o podłogę i wstała z trudem. - To zawsze było twoją słabością... a wkrótce
stanie się twoją klęską.
Mroczne Gniazdo II – Niewidzialna Królowa
Janko5
32
Po plecach Luke'a przebiegł zimny dreszcz. Wyczuwał zagrożenie. Z trudem się
powstrzymał, aby nie spytać Alemy, co ma na myśli. Już wiedział, co było powodem
jej pojawienia się w hangarze. Próbowała schwytać go w pułapkę, wciągnąć w jakiś
mroczny, kręty labirynt, gdzie zgubiłby się wkrótce, podobnie jak ona.
Niestety, Han nie miał wyczucia zagrożenia. Cóż, nie był Jedi.
- Zanadto ufa? A to co ma znaczyć? Jeśli coś chcecie zrobić Jainie...
Alema obejrzała się przez ramię na Hana i skrzywiła się na widok miotacza wciąż
wycelowanego w jej plecy.
- Nie chcieliśmy cię niepokoić, Han. Jaina i Zekk mają się dobrze, o ile wiemy. -
Znów spojrzała na Luke'a. - Mówiliśmy o Marze. To ona była nieuczciwa wobec mi-
strza Skywalkera.
- Wątpię w to, naprawdę. - Luke już wiedział, co Mroczne Gniazdo próbowało
osiągnąć, choć trudno mu było uwierzyć, że jest na tyle głupie, aby tego próbować.
Nikt nie zdoła wbić klina pomiędzy niego a Marę. - A nawet gdyby to miała być praw-
da, nie ceniłbym bardziej słowa Mrocznego Gniazda niż słowo mistrza Jedi.
- Mamy dowód - powiedziała Alema.
- Bardzo w to wątpię. - Han spojrzał na jej obcisły kombinezon. - Nie miałabyś
gdzie go włożyć.
Cieszę się, że nie jesteś za stary, aby to zauważyć - odparła. - Dziękuję.
- To nie był komplement.
Alema obdarzyła Hana uśmiechem porozumiewawczym, ale szczerym.
- Ależ był - zapewniła. Znowu zwróciła się do Luke'a i spojrzała na R2-D2. - Mo-
że powinniśmy byli powiedzieć, że to ty masz dowód.
Luke pokręcił głową.
- Nie wydaje mi się. Jeśli tylko tyle masz do powiedzenia...
- Daxar Ies nie był księgowym imperatora - przerwała. - Był projektantem mó-
zgów robotów. - Znów spojrzała na Artoo. - Zaprojektował Intellex Cztery, jeśli chcesz
wiedzieć.
Luke przypomniał sobie okres sprzed roku, kiedy odkrył zabroniony sektor w pa-
mięci głębokiej rezerwy R2-D2. Usiłował sobie przypomnieć, ile z tych wydarzeń mo-
gła poznać Alema, zanim opuściła akademię.
- Niezła próba. - Han najwyraźniej również dostrzegł spojrzenie Twi'lekanki w
kierunku robota. -Ale my się nie damy nabrać. Słyszałaś po prostu od kogoś, że Luke
szuka informacji na temat projektantów Intellex Cztery...
Han, ona nie mogła tego usłyszeć - wszedł mu w słowo Luke. - Wtedy już jej nie
było. Siedzieliśmy w kontroli lotów, kiedy Ghent opowiadał nam o jego zniknięciu,
pamiętasz?
- To nie oznacza, że nie założyła pluskiew, gdzie się da - zauważył Han.
- Nie zrobiliśmy tego... jak z pewnością przekonały was wielokrotne kontrole bez-
pieczeństwa. - Alema nie spuszczała wzroku z Luke'a. - Chcesz się dowiedzieć czegoś
więcej o swojej matce czy nie?
Luke i Leia od dawna wiedzieli, że kobieta w zapisach, które chronił R2-D2 -
Padme - mogła być ich matką ale teraz, kiedy Luke usłyszał to z ust Alemy, poczuł, jak
Troy Denning
Janko5
33
ogarnia go szalona radość... choć wiedział, że Mroczne Gniazdo liczy właśnie na taką
jego reakcję.
Han był bardziej cyniczny.
- A więc Anakin Skywalker robił holofilmy swojej dziewczynie... znam wielu fa-
cetów, którzy się tak zabawiali. To jeszcze nie znaczy, że ona jest matką Luke'a.
- Ale znaczy, że mogła nią być... i że możemy pomóc mistrzowi Skywalkerowi
poznać prawdę. - Alema obrzuciła Luke'a sardonicznym spojrzeniem. - Chyba że wo-
lisz nie wiedzieć, że Mara cię oszukała. Daxar Ies nie był księgowym. Był osobą która
mogłaby pomóc ci rozwikłać sekret przeszłości twojej matki.
- Niezła historyjka - podsumował Han. - Wszystko całkiem nieźle do siebie pasuje,
dopóki nie dojdzie się do miejsca, że to Daxar Ies jest projektantem Intellex Cztery. Po
co Imperator miałby zabijać swojego najlepszego projektanta mózgów robotów?
Twarz Alemy przybrała enigmatyczny, pusty wyraz.
- Kto to wie? Może chciał się zemścić, a może tylko próbował powstrzymać go
przed przejściem na stronę Republiki. Oczywiście, nie jest to tak ważne jak powód, dla
którego Mara skłamała ci, kim był.
- Wysłuchałem cię. - Wypowiadając te słowa, Luke czuł się otumaniony i pusty w
środku, jakby zdradzał Marę, słuchając słów Twi'lekanki. - Na razie.
Alema pogroziła mu palcem.
- Najpierw nasze żądania.
- Wystarczy tego dobrego - rzekł Han i przesunął przełącznik miotacza na pełną
moc. - Mam dość tych gierek. Zaraz ją po prostu rozwalę.
Spojrzenie Alemy automatycznie powędrowało ku Luke'owi. Luke wzruszył ra-
mionami i zszedł z linii ognia.
- Cóż, skoro musisz...
- Proszę bardzo - sarkastycznie prychnęła Alema. Poruszyła palcem i przełącznik
na miotaczu Hana sam przesunął się w pozycję ogłuszania. - Gdybyś rzeczywiście
chciał mnie zastrzelić, nie stałbyś tutaj, dyskutując.
- Masz rację - odparł Han, przełączając miotacz z powrotem na pełną moc. - Ko-
niec dys...
- Może będziecie bardziej skłonni wysłuchać nas, kiedy udowodnimy, że możemy
dostać się do zapisów - powiedziała Alema do Luke'a. Gestem wskazała R2-D2. - Mo-
żemy?
Luke dał Hanowi znak, aby zaczekał.
- Co niby możesz?
- Wyświetlić jeden z hologramów, oczywiście - stwierdziła Alema. Skoro jednak
Luke nie powiedział od razu, że się zgadza, podniosła wzrok i dodała: - Gdybyśmy
chcieli go uszkodzić, mistrzu Skywalkerze, już dawno zalalibyśmy go pianą.
Luke spojrzał na rosnący bąbel na suficie i odetchnął z ulgą. Przynajmniej w tej
kwestii Alema mówiła prawdę. O wiele łatwiej byłoby, używając Mocy, zrzucić na nich
trochę tej szarej piany. Skinął głową i się odsunął.
Mroczne Gniazdo II – Niewidzialna Królowa
Janko5
34
Widząc zbliżającą się Twi'lekankę, R2-D2 wydał przerażony skrzek i zaczął się
cofać tak szybko, jak mu na to pozwalały małe kółka. Alema po prostu użyła Mocy i
przeniosła go z powrotem.
- Artoo, pokaż nam... - Urwała i spojrzała na Luke'a. - Co chcesz zobaczyć?
Serce Luke'a mocno zabiło. Obawiał się z jednej strony, że przechwałki Alemy
okażą się próżne - z drugiej liczył na to, że nie. Z całego serca pragnął znaleźć taki
sposób na odzyskanie danych, który nie wymagałby przeprogramowania całej osobo-
wości R2-D2, ale jednocześnie doskonale się orientował, że Mroczne Gniazdo próbuje
go zmanipulować. Tyle że nie bardzo wiedział jak.
- Twój wybór - powiedział.
Alema wydała z siebie serię gardłowych kliknięć.
- Hm... a co my chcielibyśmy wiedzieć, gdybyśmy zostali wychowani bez matki? -
mruknęła. - Spojrzała na piszczącego, błyskającego światłami robota, którego utrzy-
mywała przed sobą w powietrzu. - Mamy pewien pomysł. Artoo, poszukajmy czegoś,
co potwierdzi tożsamość rodziców mistrza Skywalkera.
R2-D2 zagwizdał odmownie w sposób tak znajomy, że Luke nawet nie potrzebo-
wał tłumaczenia; wiedział, że robot twierdzi, iż nie ma pojęcia o takich danych.
- Nie bądź wredny, Artoo - skarciła go Alema. - Mamy twój kod ominięcia zabez-
pieczeń plików: Ray-Ray-zero-zero-siedem-zero-pięć-pięć-pięć-Trill-Jenth-siedem.
- Hej, zaraz! - zawołał Han. - To brzmi jak...
- Tak, to numer konta - odparła Alema. - Eremay była dość szczególną osobą... le-
dwie wiedziała, jak ma na imię, ale nie zapominała żadnej listy liczb czy liter.
Artoo wyprodukował pokorny tryl, po czym uruchomił holo-projektor.
Przed robotem pojawił się wizerunek pięknej, ciemnowłosej i ciemnookiej kobiety
- Padme. Szła w powietrzu na tle czegoś, co wydawało się ścianą apartamentu. Po
chwili w ramach obrazu pojawiły się plecy młodego mężczyzny. Siedział na kozetce,
pochylony nad czymś, czego nie było widać na hologramie.
Młody człowiek odezwał się, nie podnosząc wzroku:
- Wyczuwam coś znajomego. - Był to głos ojca Luke'a, Anakina Skywalkera. -
Obi-Wan był tutaj, prawda?
Padme przystanęła.
- Wpadł dzisiaj rano - powiedziała do pleców Anakina.
- Czego chciał?
Anakin odłożył pracę i się odwrócił. Wydawał się spięty, może nawet zirytowany.
Padme przyglądała mu się przez chwilę.
- Martwi się o ciebie - powiedziała wreszcie.
- Opowiedziałaś mu o nas, prawda? Anakin wstał i Padme znów zaczęła krążyć.
- To twój najlepszy przyjaciel, Anakinie - zauważyła. Przeszła przez jakieś drzwi i
przed nią ukazał się narożnik łóżka. - Mówi, że jesteś pod wpływem silnego stresu.
- A on nie?
- Ostatnio często miewasz zły humor - powiedziała Padme.
- Nie miewam.
Padme obróciła się raptownie i spojrzała na niego.
Troy Denning
Janko5
35
- Anakinie... nigdy więcej tego nie rób.
Jej błagalny ton zdawał się roztapiać jego gniew. Odwrócił się, pokręcił głową i
znikł.
- Nie wiem - odezwał się spoza obrazu. - Czuję się zagubiony.
- Zagubiony - Padme ruszyła w jego kierunku. - Zawsze jesteś taki pewny siebie.
Nie rozumiem.
Kiedy Anakin znów pojawił się w polu widzenia, odwracał wzrok, a jego ciało by-
ło sztywne z napięcia.
- Obi-Wan i Rada nie ufają mi - rzekł.
- Ależ ufają ci całkowicie. - Padme ujęła go za ramię i przytuliła. - Obi-Wan kocha
cię jak syna.
Anakin pokręcił głową.
- Coś się tu dzieje. - Wciąż na nią nie patrzył. - Jestem jednym z najpotężniejszych
Jedi, ale nie czuję satysfakcji. Chcę czegoś więcej, choć wiem, że nie powinienem.
- Jesteś tylko człowiekiem, Anakinie - odparła Padme. - Nikt nie oczekuje od cie-
bie niczego więcej.
Anakin milczał przez chwilę, wreszcie rozjaśnił się równie nagle, jak przed chwilą
spochmurniał. Podszedł i położył dłoń na jej brzuchu.
- Znalazłem sposób, aby cię ocalić. Padme zmarszczyła brwi, lekko speszona.
- Ocalić mnie?
- Od moich koszmarów - wyjaśnił.
- I to cię tak martwi? - W głosie Padme zabrzmiała ulga. Anakin skinął głową.
- Nie stracę cię, Padme.
- A ja nie umrę przy porodzie, Anakinie. - Uśmiechnęła się radośnie. - Obiecuję ci.
Anakin zachował powagę.
- Nie, to ja ci obiecuję - rzekł. - Stanę się tak potężny moją nową wiedzą o Mocy,
że będę w stanie uchronić cię przed śmiercią.
Padme uważnie spojrzała w oczy Anakina. Spoważniała.
- Nie potrzebujesz już więcej potęgi, Anakinie. Wiem, że możesz ochronić mnie
przed wszystkim... taki, jaki jesteś.
Te słowa wywołały uśmiech na twarzy Anakina - nie tyle uśmiech, ile blady,
twardy uśmieszek, tajemniczy i pełen lęku. Kiedy się pocałowali, Luke odniósł wraże-
nie, że ramiona jego ojca nie tyle przytulają ile raczej więżą ciało kobiety.
Hologram dobiegł końca. R2-D2 wyłączył holoprojektor i wydał długi, zawodzący
gwizd.
- Nie musisz przepraszać, Artoo. - Alema nie spuszczała wzroku z Luke'a. - Plik,
który wybrałeś, był doskonały... prawda, mistrzu Skywalkerze?
- Dobrze zilustrował twoje słowa - zgodził się Luke.
- Daj spokój - odparła Alema. - Potwierdził tożsamość twojej matki... tak jak obie-
caliśmy. Jesteśmy pewni, że chciałbyś się dowiedzieć, co się z nią stało.
- Skoro już o tym wspomniałaś, to tak - wtrącił się Han. - Jeden plik nie świadczy
o niczym.
Mroczne Gniazdo II – Niewidzialna Królowa
Janko5
36
- Niezła próba. - Alema skrzywiła się, patrząc na Hana. - Ale dostaniecie tylko ma-
łą cząstkę. I radzimy wam nie próbować otwierać pozostałych plików. Kod dostępu
zmienia się przy każdym użyciu, a przy niewłaściwym kodzie plik zostaje zniszczony.
Po zniszczeniu trzech plików cała kość ulegnie samozniszczeniu.
- Byłoby to przykre, lecz nie katastrofalne - odparł Luke. Teraz właściwie nie miał
już wątpliwości, że kobieta na hologramach rzeczywiście była jego matką ale posępna
natura jego ojca pozostawiła w nim przykre uczucie odrazy... i lęku o kobietę. - Leia i
ja dowiedzieliśmy się już wiele z zapisów Starej Republiki. Jesteśmy prawie przekona-
ni, że kobieta na hologramach to Padme Amidala, dawna królowa, a później senator
Naboo.
- Czy te zapisy powiedziały wam, jak wyglądała, kiedy się uśmiechała? Jak
brzmiał jej śmiech? Dlaczego porzuciła ciebie i twoją siostrę? - Alema wydęła wargi. -
Daj spokój, mistrzu Skywalkerze. Prosimy jedynie, abyś pozostawił Gorog w spokoju.
Zrób to, a co tydzień będziesz dostawał kolejny kod dostępu, który pozwoli ci napraw-
dę poznać twoją matkę.
Luke zaniemówił. Dlaczego Alema jest przekonana, że taki szantaż może jej się
udać? Czy kiedykolwiek dał jej do zrozumienia, że jest człowiekiem pozbawionym
zasad i samolubnym?
- Zaskakujesz mnie, Alemo - powiedział. - Nie mógłbym przedłożyć osobistych
interesów nad interesy Jedi i Mocy. Powinnaś to wiedzieć... nawet jeśli Gorogowie nie
mają o tym pojęcia.
- Musisz jednak pamiętać, że nie szukamy zwady - pospiesznie dodał Han. - Jeste-
śmy tu przede wszystkim po to, aby pomóc zwalczyć fizza. Dopóki Mroczne Gniazdo
nie będzie nam przeszkadzać, my też nie zamierzamy go niepokoić.
- To dobrze. - Alema końcami palców musnęła ramię Hana, uśmiechając się, jakby
właśnie odniosła zwycięstwo. - Tylko tego żądamy.
Han odsunął się od niej gwałtownie.
- Przepraszam, ale nie chciałbym złapać jakiegoś paskudztwa.
Alema uniosła brew, bardziej zaskoczona niż urażona, i wyciągnęła dłoń do Luke'a.
- Jeśli oddasz nam miecz świetlny, pójdziemy sobie. - Podniosła wzrok na sufit,
który zaczynał już się pienić, i dodała: - Nie chcielibyśmy, żeby coś się stało Artoo.
Luke wyjął broń zza pasa, ale zamiast podać go Alemie, otworzył rękojeść i wyjął
ze środka adegański kryształ ogniskujący.
- Boli mnie, że muszę to powiedzieć, Alemo... - ścisnął kryształ, wzywając Moc,
aby mu pomogła, i poczuł, jak kruszy mu się w palcach - ...ale nie jesteś już godna
nosić miecza świetlnego.
Oczy Alemy zabłysły gniewem.
- To nic nie znaczy! - Jej lekku zaczęły wić się i dygotać, ale udało jej się zacho-
wać panowanie nad sobą. Odwróciła się do wyjścia. - Zbudujemy następny.
- Wiem - odparł Luke. Otworzył dłoń i pozwolił, aby okruchy kryształu posypały
się na ziemię. - Ale też ci go zabiorę.
Troy Denning
Janko5
37
R O Z D Z I A Ł
3
Żałobnicy nosili kolorowe tabardy, bardziej jaskrawe niż Cal Omas się spodzie-
wał. Zbliżali się do krypty w posępnym milczeniu; każdy Sullustanin składał pojedyn-
czy transpariblok we wnęce, którą mistrz krypty dla niego przygotowywał, każda Sul-
lustanka zaś brała kielnię w lewą dłoń i starannie wyrównywała powierzchnię.
Jak przystało na Sullust i Sullustan, ceremonia budowy grobowca postępowała
według sztywnego protokołu. Mistrz krypty zapraszał żałobników kolejno według ich
statusu i związków ze zmarłym. Młodych siedem obecnych żon admirała Sowa położy-
ło pierwsze cegły, kolejne - dorosłe dzieci i pozostali mężowie jego klanu, potem krew-
ni, najbliżsi przyjaciele, dwaj obecni mistrzowie Jedi - Kent Hammer i Kyp Durron -
oraz całe kierownictwo korporacji rządowej Sullusta, SoroSuub. Teraz, kiedy w ścianie
pozostała tylko jedna wyrwa, mistrz krypty wezwał Cala Omasa.
Robot protokolarny Omasa uprzedził go, że przed położeniem ostatniej cegły we-
zwana osoba powinna wygłosić krótkie przemówienie, składające się z dokładnie tylu
słów, ile lat standardowych liczył sobie zmarły. Nie miało to być epitafium - wspomi-
nanie życia zmarłego uważane było za afront w stosunku do obecnych, bo mogło suge-
rować, że żałobnicy nie znali zmarłego tak dobrze, jak sądzili. Wystarczyło powiedzieć
coś ciepłego, z głębi serca.
Omas zajął miejsce przed wnęką i przyjął transpariblok. Cegła była cięższa, niż się
wydawała, ale mocno przycisnął ją do piersi i starał się nie krzywić, kiedy odwrócił się
i stanął twarzą do zgromadzonych.
Tłum był ogromny, wypełniał całe Katakumby Wielkich i wylewał się przez drzwi
aż do Galerii Przodków. Było tu ponad stu dygnitarzy Sojuszu, choć gubili się w morzu
sullustańskich twarzy. Jako najwyższy dowódca sił, które pokonały Yuuzhan Vongów,
Sien Sow był bohaterem nieomal mitycznym, dorównującym sławą Luke'owi Skywal-
kerowi czy małżeństwu Solo w innych częściach galaktyki.
Omas zaczerpnął głęboko tchu i przemówił:
- Mam nadzieję, że mówię teraz w imieniu wszystkich istot Sojuszu Galaktyczne-
go. Pamiętajcie, że wszyscy podzielamy żal i zaskoczenie Sullustan po straszliwej kata-
strofie, która pochłonęła życie admirała Sowa i wielu innych dzielnych istot. Sień był
moim dobrym przyjacielem, był też ogólnie szanowanym dowódcą sił zbrojnych Soju-
Mroczne Gniazdo II – Niewidzialna Królowa
Janko5
38
szu Galaktycznego. Obiecuję zatem wam i jemu, że odnajdziemy odpowiedzialnych za
tę tragedię i doprowadzimy przed oblicze sprawiedliwości... choćby się ukryli w najod-
leglejszej mgławicy.
Sullustanie milczeli, a ich ciemne, zagadkowe oczy błyskały w kierunku Omasa.
Nie wiedział, czy nie oburzył żałobników, wspominając o zdradzie, czy nie popełnił
jakiegoś poważnego wykroczenia przeciwko protokołowi. Miał jednak pewność, że
jego słowa płynęły z głębi serca, że miał już absolutnie dosyć problemów, jakie nie-
ustannie powodowali Killikowie, i że zamierzał działać - z pomocą Jedi lub bez niej.
Po chwili z głębi tłumu rozległ się pomruk aprobaty i stopniowo nabierał siły.
Kenth Hammer i Kyp Durron skrzywili się i przez ramię obejrzeli na zgromadzonych,
ale jeśli nawet żałobnicy sullustańscy zauważyli naganę w ich wzroku, zbyli to milcze-
niem. Krążyły już plotki na temat podejrzanej nieobecności mistrza Skywalkera na
pogrzebie, więc nikt z tłumu nie zamierzał zwracać uwagi na opinię dwóch Jedi - wiel-
bicieli robactwa.
Kiedy pochwalne szmery dotarły do czoła tłumu, mistrz krypty uciszył je jednym
gestem. Pozwolił Omasowi ulokować na miejscu ciężki blok i zaprosił żałobników, aby
przeszli do Galerii Przodków, gdzie podano stypę sponsorowaną przez korporację So-
roSuub, podobno najwspanialszą w historii planety.
Omas razem z pozostałymi dygnitarzami odczekał, aż katakumby opustoszeją, po
czym podszedł do mistrzów Jedi. Kenth Hammer, przystojny mężczyzna o pociągłej,
arystokratycznej twarzy, był oficerem łącznikowym zakonu Jedi w siłach zbrojnych
Sojuszu Galaktycznego. W galowym mundurze łącznika wyglądał tak nieskazitelnie,
jak tylko może wyglądać były oficer. Kyp Durron wprawdzie ogolił się i odprasował
tunikę, ale buty miał zniszczone, a włosy w takim nieładzie, że Sullustanie uznali to za
nietakt przy tak oficjalnej uroczystości.
- Cieszę się, że Jedi w ogóle kogokolwiek przysłali - rzekł Omas do mistrzów. -
Obawiam się jednak, że Sullustanie mogą dopatrzyć się afrontu w nieobecności mistrza
Skywalkera. Niedobrze, że nie mógł się zjawić.
- Pańska sugestia, że to Killikowie byli odpowiedzialni za wypadek, też raczej nie
pomogła - odgryzł się Kyp.
- Bo byli - odparł Omas. - Vratix pilotujący ten frachtowiec był tak zamroczony
czarną membrozją że nie wiem, czy w ogóle się zorientował, że zderzył się z transpor-
towcem admirała Sowa.
- To prawda, panie prezydencie - przytaknął Kenth. - Ale to jeszcze nie znaczy, że
za wypadek odpowiedzialni są Killikowie.
- Ależ znaczy, mistrzu Hammer - zapewnił Omas. - Ileż to już razy Sojusz żądał,
aby Kolonia przestała przysyłać tę truciznę na nasze owadzie światy? Ile jeszcze razy
muszę ich ostrzegać, że w końcu podejmiemy działania?
Kyp zmarszczył brwi.
- Wie pan, że Mroczne Gniazdo...
- Wiem, że od tygodnia chodzę z pogrzebu na pogrzeb, mistrzu Hammer - wy-
buchnął Omas. - Wiem, że główny dowódca sił zbrojnych Sojuszu i ponad dwustu
członków sztabu nie żyje. Wiem, kto jest za to odpowiedzialny... ostatecznie, całkowi-
Troy Denning
Janko5
39
cie i niezaprzeczalnie odpowiedzialny. I wiem, że wy, Jedi, osłaniacie ich od czasów
Qoribu.
- Sytuacja Killików jest skomplikowana - przemówił Kenth kojącym tonem, który
natychmiast wzbudził furię Omasa. -A zaostrzanie sprawy pospiesznymi oskarżenia-
mi...
- Nie waż się używać na mnie Mocy - zwrócił się Omas do Kentha lodowatym to-
nem. - Sień Sow i większość istot z jego sztabu nie żyje, mistrzu Hammer. Nie dam się
uspokoić.
- Przepraszam, panie prezydencie - wycedził Kenth. - Ale takie słowa mogą jedy-
nie utrudnić sprawę.
- Sprawa jest trudna i bez tego. - Omas zniżył głos do gniewnego szeptu. - Sam mi
powiedziałeś, że mistrz Horn podejrzewa, iż to mógł nie być wypadek.
- Rzeczywiście - przyznał Kenth. - Ale nie znalazł żadnego dowodu, że stoją za
tym Killikowie.
- A czy znalazł dowód, że stoi za tym ktoś inny? - zapytał Omas.
Kenth pokręcił głową.
- Może dlatego, że to rzeczywiście był tylko wypadek - podsunął Kyp. - Dopóki
mistrz Horn nie znajdzie dowodu, jego podejrzenia są wyłącznie podejrzeniami.
- Jeśli weźmiemy pod uwagę to, co już wiemy, podejrzenia mistrza Horna wystar-
czą mi w zupełności - odparł Omas. - Killików należy poskromić... i najwyższy czas,
abyście wy, Jedi, także to zrozumieli.
- Proszę, proszę! - rozległ się bulgotliwy głos Rodianina.
Omas obejrzał się i stwierdził, że Moog Ulur - senator z Rodii oraz kilku jego ko-
legów stoją o metr od nich i bezczelnie podsłuchują rozmowę. Sullustanie, nieco
uprzejmiejsi, podsłuchiwali z większej odległości - ale oczywiście Sullustanie mają
lepszy słuch. Omas poprawił szatę.
- Panowie, czas chyba, żebym się udał na stypę - zwrócił się do Ulura i pozosta-
łych senatorów. Dodał jeszcze pod adresem obu mistrzów: - Niech mistrz Skywalker
skontaktuje się ze mną możliwie jak najszybciej.
Mroczne Gniazdo II – Niewidzialna Królowa
Janko5
40
R O Z D Z I A Ł
4
W Salonie Królowej panowała atmosfera opuszczenia. Zapach środków do pole-
rowania i czyszczenia okien był tak silny, że Jacen zaczął się zastanawiać, czy robot
sprzątający nie wymaga regulacji programu porcjowania chemikaliów. Pośrodku wspa-
niałej komnaty pysznił się ośmiokątny stół do gry, oświetlony kandelabrem z kamariań-
skich kryształów i otoczony ośmioma głębokimi fotelami repulsorowymi, które wyglą-
dały tak, jakby nikt nigdy na nich nie siedział. Moc nie zdradzała obecności żadnej
żywej istoty, ale cisza w pomieszczeniu była aż ciężka od mrocznego uczucia grozy i
niebezpieczeństwa. Jacen poczuł lodowaty dreszcz między łopatkami.
Dziewięcioletni kuzyn Jacena, Ben Skywalker, przysunął się bliżej.
- Strasznie tu jakoś.
- Zauważyłeś? To dobrze. - Jacen spojrzał w dół, na kuzyna. Ben wydawał się taki
sam jak wielu innych chłopców w jego wieku: rudowłosy, piegowaty, niebieskooki,
bardziej zainteresowany hologramami niż nauką i szkoleniem. Miał jednak w wieku
dziewięciu lat więcej wrodzonej władzy nad Mocą niż jakakolwiek inna znana Jaceno-
wi osoba. Wystarczająco dużo, aby się od niej odciąć za każdym razem, kiedy chciał, i
żeby nawet Jacenowi nie pokazać, jak naprawdę jest silny Mocą. - Co jeszcze czujesz?
- Dwoje ludzi. - Ben wskazał drzwi w głębi pomieszczenia. - Myślę, że jeden z
nich to dziecko.
- Czy dlatego, że jego obecność w Mocy jest mniejsza? - zapytał Jacen. - Nie mo-
żesz się tym zawsze kierować. Czasem dzieci mają...
- Nie to - przerwał mu Ben. - Myślę, że jedna osoba trzyma drugą a ta druga wyda-
je się cała... upaprana.
- Nieźle! - Jacen omal nie parsknął śmiechem, ale sam wyczuł poprzez Moc, że
Ben ma rację. Nie bardzo rozumiał, co Tenel Ka robi w swoich pokojach sama z dziec-
kiem. Od ich ostatniego spotkania minął prawie rok, ale od tego czasu sporo ze sobą
rozmawiali - zawsze, kiedy udawało im się znaleźć bezpieczny kanał HoloNetu - i Ja-
cen był pewien, że jemu z całą pewnością by powiedziała, gdyby zdecydowała się
wyjść za mąż. - Ale nie zakładajmy niczego, bo to może być zwodnicze.
- Racja. - Ben wzniósł oczy w górę. - Czy nie powinniśmy stąd wyjść? Jeśli złapie
nas tu robot ochrony, rozkurzy to miejsce.
Troy Denning
Janko5
41
- Wszystko w porządku - odparł Jacen. - Królowa matka nas zaprosiła.
- Więc po co wymazałeś pamięć o naszym przejściu strażnikom? - zapytał Ben. - I
dlaczego przez cały czas oślepiasz Mocą kamery monitorujące?
- W swojej wiadomości królowa prosiła, abym przybył w tajemnicy - wyjaśnił Ja-
cen.
- Poprosiła cię? - Ben na moment zmarszczył brwi. - A czy wie, że ja też tu je-
stem?
- Jestem pewien, że do tej pory już wyczuła twoją obecność -odparł Jacen. W
Gromadzie Hapes szpiedzy działali tak sprytnie, że Tenel Ka nie pozwoliła mu nawet
potwierdzić odbioru wiadomości, a zatem nie miał możliwości uprzedzić, że weźmie ze
sobą Bena. Powinni teraz siedzieć pod namiotami na Endorze, a raptowna zmiana pla-
nów mogłaby wzbudzić podejrzenia. - Wiem, że Tenel Ka chętnie cię zobaczy.
- Jasne. - Ben rzucił tęskne spojrzenie na wyjście awaryjne. - To mnie zastrzeli ro-
bot ochrony.
- A czemu miałabym to zrobić? - dobiegł z sąsiedniego pomieszczenia czuły, ma-
cierzyński głos.
Do komnaty wszedł robot o pyzatej twarzy cherubina i rozłożystej piersi z syntcia-
ła, charakterystycznych dla robota obronnego Tendrando Arms. - Był podobny do nia-
ni, która chroniła Bena w momentach, kiedy nie przebywał z rodzicami lub Jacenem.
Jej potężna sylwetka i napakowane systemami ramiona wciąż przypominały roboty
wojenne YVH, z których została przerobiona, a całość w dalszym ciągu robiła onie-
śmielające wrażenie.
- Czyżbyś był niegrzeczny? - dodał robot.
- Ja nie. - Ben spojrzał na Jacena. - To był jego pomysł.
- Doskonale, w takim razie na pewno się polubimy. - Usta robota rozciągnęły się
w mechanicznym uśmiechu, po czym jego fotoreceptory znów powędrowały w stronę
Jacena. - Jedi Solo, witam. Jestem De De Jeden-jeden-A, Obrońca Tendrando Arms...
- Dziękuję, znam twój model - odparł Jacen. - Nie rozumiem tylko, po co królowej
Tenel Ka potrzebny robot do ochrony dzieci.
Uśmiech znikł z syntetycznego oblicza DD-11A.
- Nie wie pan? - Odsunęła się i zaprosiła go gestem, żeby wszedł dalej. - Może
powinnam pozwolić, aby to królowa matka wyjaśniła wszystko. Oczekuje pana w gar-
derobie.
Robocica poprowadziła ich do ekstrawaganckiej sypialni, gdzie dominowało po-
tężne łoże z baldachimem w kształcie korony. Wokół niego poustawiano fotele, kanapy
i biurka, z których mogła korzystać królowa. Ta komnata także pachniała środkami do
czyszczenia i polerowania, a poduszki, łoża i fotele nie nosiły żadnych śladów użytko-
wania.
- Coraz straszniej i straszniej - mruknął Ben.
- Bądź po prostu gotów. - Dopóki Jacen nie dowie się, co jest przyczyną tego zim-
nego dreszczu między łopatkami, wolałby pozostawić chłopca w jakimś bezpiecznym
miejscu... ale nie wiedział, jakie miejsce jest w tej chwili bezpieczne, nawet gdyby
Mroczne Gniazdo II – Niewidzialna Królowa
Janko5
42
istotnie coś im groziło. Zmysł zagrożenia miał zasadniczą wadę: był ogromnie niepre-
cyzyjny. - Pamiętasz tę drogę ucieczki, której cię nauczyłem?
- Tej sztuczki Mocy, której kazałeś mi naprawdę... - Ben umilkł i spojrzał na DD-
11A, po czym grzeczniejszym tonem dodał: - Tak, pamiętam.
DD-11A zatrzymała się i obróciła głowę, kierując spojrzenie na Bena.
- Tej sztuczki Mocy, którą Jedi Solo kazał ci naprawdę... o co chodzi?
Ben odwrócił wzrok.
- O nic.
Kąciki ust DD-11A opadły.
- Masz tajemnice, Benie?
- Próbuję - przyznał Ben. - Jacen powiedział, że...
- Nie szkodzi, Ben - przerwał Jacen. Roboty obrońcy zaprogramowane były na
podejrzliwość wobec dziecięcych sekretów, a ten szczególny sposób używania Mocy
nie należał do umiejętności, którymi chciałby się podzielić. Odwrócił się i stanął twarzą
w twarz z robocicą. - Tajemnica jest w tym przypadku środkiem bezpieczeństwa. Zni-
weczyłbym skuteczność sztuczki, gdybym ci ją wyjawił.
DD-11A na moment utkwiła fotoreceptory w twarzy Jacena, ale zaraz wyciągnęła
teleskopowe ramię i położyła dłoń na plecach Bena.
- Może zaczekasz tu ze mną Ben? Królowa matka chciałaby się najpierw zobaczyć
tylko z Jedi Solo. - Obejrzała się na Jacena, po czym drugim ramieniem wskazała drzwi
w głębi sypialni. - Tamtędy proszę.
Jacen nie ruszył się z miejsca.
- Wolałbym mieć Bena przy sobie.
- Królowa matka chce najpierw porozmawiać z tobą sam na sam. - DD-11A
machnęła ręką jakby go chciała przegonić. - Idź, zaraz do was dołączymy.
Zimny dreszcz pomiędzy łopatkami Jacena nie zmienił się w żaden zauważalny
sposób. Jedi niechętnie skinął głową.
- Zostaw otwarte drzwi - polecił. - Benie...
- Wiem, co mam robić - przerwał chłopak. - Idź.
- Dobrze - odparł Jacen. - Ale bądź grzeczny. Pamiętaj, jesteś w prywatnych kom-
natach królowej.
Jacen przeszedł przez drzwi do trzeciego pomieszczenia, o wiele mniejszego i
mniej wspaniałego od pozostałych. Jedna jego część zastawiona była półkami i wiesza-
kami, głównie pustymi; stały tu też wysokie trema, nieużywane toaletki i twarde koze-
tki. W drugim końcu Jacen zobaczył zwykłą pryczę, taką jakiej Tenel Ka używała naj-
chętniej od czasów spędzonych w akademii Jedi, oraz nocny stolik z chronometrem i
małą lampką.
Sama królowa matka przebywała w jeszcze dalszym pokoju, pochylona nad koły-
ską. Widocznie był to pokój dziecinny. Jej rude włosy spływały falą na jedno ramię;
ubrana była w prostą zieloną suknię z rozcięciami umożliwiającymi karmienie na obu
piersiach. Wyczuła badawcze spojrzenie Jacena, podniosła wzrok i się uśmiechnęła.
Troy Denning
Janko5
43
- Stamtąd nic nie zobaczysz, Jacenie. Podejdź tu. - Tenel Ka była piękna jak zaw-
sze, a może nawet piękniejsza. Jej cera była różana i świetlista, szare oczy błyszczały
szczęściem. - Muszę ci kogoś przedstawić.
- Zauważyłem. - Jacen z wielkim trudem ukrywał rozczarowanie. Wiedział, oczy-
wiście, że pozycja Tenel Ka wymaga, aby wzięła za męża Hapańczyka, ale nie spo-
dziewał się, że przekaże mu tę wieść w taki sposób. - Gratuluję.
- Dzięki. - Skinęła, żeby podszedł bliżej. - Zbliż się, Jacenie. Ona nie gryzie.
Jacen podszedł do kołyski, gdzie leżał noworodek o okrągłej buzi, gruchając z ci-
cha i wypuszczając bańki śliny. Włoski dziewczynki przypominały puszek, a buzia była
bardziej pomarszczona niż pysk Ugnaughta i właściwie niepodobna do nikogo. Kiedy
jednak dziecko zwróciło wzrok na Jacena, młody Jedi doznał nagłego wstrząsu. Impul-
sywnie, zapominając o własnych wątpliwościach, wyciągnął dłoń, by dotknąć dziecka.
- Śmiało, weź ją na ręce, Jacenie. - Głos Tenel Ka łamał się z podniecenia. - Wiesz
chyba, jak trzymać noworodka, prawda?
Jacen był zbyt oszołomiony, aby odpowiedzieć. Poprzez Moc - i w głębi własnego
serca - czuł, że to jego córka, ale nie rozumiał, jak to możliwe. Dziecko miało nie wię-
cej niż tydzień, a od ostatniego razu, kiedy bodaj widział Tenel Ka, minął ponad rok.
- Czekaj, pokażę ci. - Tenel Ka wsunęła swoje jedyne ramię pod dziecko, pod-
trzymując główkę dłonią i zgrabnie uniosła je w górę. - Po prostu dobrze trzymaj i zaw-
sze podtrzymuj główkę.
Wreszcie Jacen odwrócił wzrok od niemowlęcia.
- Jak to możliwe? - zapytał. - Minął rok...
- To Moc, Jacenie. - Tenel Ka ostrożnie podała mu dziecko. Mała pomarudziła
chwilkę i znów zaczęła gaworzyć. - Spowolniłam całą ciążę. Życie będzie dla naszej
córki dość niebezpieczne, nawet jeśli moi wielmoże nie dowiedzą się, że to ty jesteś
ojcem.
- Jesteś ojcem? - rozległ się od drzwi głos Bena. - Fantastycznie, słowo daję!
Jacen obejrzał się, tuląc córkę w objęciach, i zmarszczył brwi.
- Myślałem, że będziesz czekał w Sypialni Królewskiej razem z DeDe.
Powiedziałeś przecież DeDe, że chcesz, abym był przy tobie - obruszył się Ben. - I
spytałeś, czy wiem, co mam robić.
- Chodziło mi o ewentualne kłopoty, Benie.
- Aha. - Ben podszedł bliżej. - Myślałem, że chodzi ci o wyłączenie DeDe.
- Ależ nie. - Jacen westchnął i odwrócił się do Tenel Ka. - Wasza Wysokość, pro-
szę pozwolić sobie przedstawić Bena Skywalkera.
Ben pojął aluzję i skłonił się głęboko.
- Przepraszam za robota. Włączę ją z powrotem, jeśli pani chce.
- Za chwileczkę, Ben - rzekła Tenel Ka. - Najpierw wstań i pozwól, niech ci się
przyjrzę. Nie widziałam cię od czasu, kiedy sam byłeś dzieckiem.
Ben wyprostował się i nerwowo zaciskał dłonie, dopóki Tenel Ka nie skinęła gło-
wą z wyraźną aprobatą.
Mroczne Gniazdo II – Niewidzialna Królowa
Janko5
44
- Przepraszam, że przywiozłem go tu bez uprzedzenia - rzekł Jacen. -Ale prosiłaś,
bym przybył natychmiast, a mieliśmy wyjechać pod namioty. Luke i Mara są w Mgła-
wicy Utegetu.
- Jacen jest moim mistrzem - dumnie wyjaśnił Ben.
Tenel Ka uniosła brew.
- Za moich czasów uczniowie nie zwracali się do mistrzów po imieniu.
- To nieformalny układ - zapewnił Jacen. Nie było czasu na wyjaśnianie skompli-
kowanej sytuacji i tłumaczenie, że chociaż Mara nie zgadzała się z większością wiedzy,
jaką Jacen zebrał w ciągu swojej pięcioletniej wędrówki, była mu niezmiernie wdzięcz-
na, że zdołał wyprowadzić Bena z jego przekornego odcięcia się od Mocy. - Pracuję z
Benem, pomagając mu poznać jego relacje z Mocą.
Oczy Tenel Ka zabłysły ciekawością ale nie zadała pytania, które Jacen mógł wy-
czytać w jej myślach - dlaczego właściwie Ben nie poznaje swoich relacji z Mocą w
akademii Jedi, jak inni młodzi adepci Mocy.
- Na razie jestem jedyną osobą, przy której Ben czuje się dość swobodnie, by
używać Mocy - wytłumaczył Jacen, odpowiadając na nie zadane pytanie. -Ale jestem
pewien, że to się zmieni, kiedy zda sobie sprawę, że Moc to nasz przyjaciel.
- Daruj sobie - parsknął Ben. - Te dziecinady już mnie nie bawią.
- Na pewno kiedyś to nastąpi. - Tenel Ka uśmiechnęła się do Bena. - A do tego
czasu uważaj się za szczęściarza, młody człowieku. Nie mógłbyś marzyć o lepszym
przewodniku.
- Dzięki - rzekł Ben. - I gratuluję maleństwa. Niech się tylko dowiedzą wujek Han
i ciocia Leia... eksplodują jak supernowa!
Tenel Ka zmarszczyła brwi.
- Benie, nie możesz o tym nikomu powiedzieć.
- Nie mogę? - Chłopiec sprawiał wrażenie zdezorientowanego. - Dlaczego nie? Bo
nie jesteście małżeństwem?
- Nie o to chodzi. Sytuacja jest... - Tenel Ka spojrzała błagalnie na Jacena -
...skomplikowana.
- Kochamy się - wyznał Jacen. - Od zawsze.
- Fakt - zgodziła się Tenel Ka. - I tylko to się liczy.
- Ale nie jesteście małżeństwem... a macie dziecko! - Oczy Bena były ogromne i
pełne zachwytu. - Chyba będziecie mieli kłopoty!
Głos Tenel Ka nabrał surowych tonów.
- Ben, musisz dochować tajemnicy. Od tego zależy życie dziecka.
Ben zmarszczył brwi, a zimne miejsce pomiędzy łopatkami Jace-na rozpłynęło się
na całe plecy. Nawet Tenel Ka pobladła lekko.
- Ben potrafi zachować dyskrecję - zapewnił Jacen. - Myślę, że czas już uruchomić
DeDe, Benie...
- Już lecę! - Ben obrócił się na pięcie i pobiegł do drzwi.
- Sprowadź ją tutaj! - zawołała za nim Tenel Ka. - I powiedz, żeby uzbroiła
wszystkie systemy!
Troy Denning
Janko5
45
Dziecko w ramionach Jacena zaczęło kwilić. Przez chwilę ustanawiał świadome
połączenie z obecnością Bena w Mocy, po czym oddał dziecko Tenel Ka.
- Dlatego mnie tu wezwałaś? - zapytał.
- Dlatego wezwałam cię, abyś przybył natychmiast - poprawiła Tenel Ka. - To
uczucie z dnia na dzień staje się silniejsze... przez cały ostatni tydzień.
- A dziecko...
- Ma właśnie tydzień.
Serce w piersi Jacena ścisnęło się gniewem.
- Przynajmniej rozumiem, do czego dążą. Wiesz może...
- Jacenie, od miesięcy żyję w zamknięciu - przypomniała Tenel Ka. - Większość z
mojej szlachty domyśliła się już dlaczego. Lista podejrzanych obejmuje wszystkie rody,
które mają podstawy podejrzewać, że dziecko nie jest z ich krwi.
- Przepraszam... - Jacen zapomniał już, jeśli w ogóle kiedykolwiek naprawdę to
rozumiał, jak samotne i pełne niebezpieczeństw jest życie Tenel Ka. -A zatem...
- A zatem wszystkie - dokończyła Tenel Ka.
- Cóż, przynajmniej to jest oczywiste i jasne - odparł Jacen. - A „kto" to już chyba
nie ma większego znaczenia.
- Zgoda - przytaknęła Tenel Ka. - Najpierw musimy się bronić.
Jacen wyczuł nagłe zawirowanie ogarniające obecność Bena; po chwili zobaczył,
jak chłopiec biegnie przez garderobę królowej z DD-11A depczącą mu po piętach. Nikt
ich nie gonił, ale z tyłu dobiegał stłumiony tupot i szuranie.
- Plaga owadów! - zameldowała DD-11A. - Moje czujniki wykazują duży rój w
sklepieniu, przemieszczający się w stronę pokoju dziecinnego.
Dziecko zaczęło wrzeszczeć na cały głos, Jacen wyrwał miecz świetlny zza pasa.
- Jacenie, spokojnie! - zawołał Ben. - To Gorog!
- Gorog? - Jacen zaczął opanowywać gniew, by skupić się na zafalowaniach, które
wyczuwał w Mocy. - Jesteś pewien?
Ben wszedł do pokoju dziecinnego i przystanął.
- Tak.
- Kto to jest Gorog? - zapytała Tenel Ka. Tupot i szuranie były coraz bliżej. - I co
on robi w moich kanałach wentylacyjnych?
- Oni - machinalnie poprawił Jacen. Odnalazł serię zakłóceń, które wydawały się
pochodzić od zimnej pustki w Mocy, i zrozumiał, że Ben ma rację. - Gorog to killicka
nazwa Mrocznego Gniazda.
- Mroczne Gniazdo? - Tenel Ka użyła Mocy, aby wcisnąć przycisk w ścianie i
spojrzała na Bena. - Dlaczego Mroczne Gniazdo ma siedzieć w mojej wentylacji?
- Oni nie siedzą w kanałach wentylacyjnych. - Ben wbijał wzrok w sufit nad za-
mykającymi się drzwiami. - Kanały wentylacyjne są osłonięte i pełne pułapek lasero-
wych.
Jacen poczuł, że opuszcza go odwaga. Skoro Ben wiedział aż tyle na temat sposo-
bu, w jaki owady weszły do zamku, oznaczało to, że nawet po roku pozostawał wrażli-
wy na zbiorowy umysł Go-rogów... i był bardzo bliski stania się Dwumyślnym.
Mroczne Gniazdo II – Niewidzialna Królowa
Janko5
46
- Pięknie, nie ma co. - Tenel Ka zaczęła łagodnie kołysać dziecko i krzyk prze-
szedł w ciche pomiaukiwanie. - Co więc Mroczne Gniazdo robi w moim suficie?
- Mają kontrakt... - Ben zmarszczył na chwilę brwi, po czym spojrzał na Jacena. -
Nie rozumiem. Oni chcą...
- Wiem, Benie - odparł Jacen. - Nie pozwolimy im.
Szuranie zatrzymało się u drzwi pokoju dziecinnego, wciąż dochodząc z sufitu; po
chwili rozległ się odgłos chrupania. Ben podniósł wzrok w kierunku dźwięku. Jego
twarz wykrzywiał lęk i rozterka.
- Nie wolno wam! - Wydawało się, że mówi do owadów. - To tylko małe dziecko!
Chrupanie przybierało na sile i rozterka nagle znikła z twarzy Bena.
- Prawie się przebili.
Rzucił się ku tylnej ścianie pokoju, choć Jacen nie widział tam żadnego wyjścia, i
zaczął szarpać drzwi wysokiej szafy.
- Musimy ją stąd zabrać, jak najszybciej!
- Ben, uspokój się! - Jacen zaczął oglądać podłogę, sięgając Mocą, aby sprawdzić,
czy ktoś jest w pokoju poniżej. -Nie trać głowy...
- Ben, skąd wiesz o tym tunelu? - wpadła mu w słowo Tenel Ka. - Znalazłeś go
poprzez Moc?
- Nie - odparł posępnie Jacen w imieniu Bena. Dwumyślni mieli zawsze problemy
z odróżnieniem własnych myśli od zbiorowego umysłu gniazda. Użył Mocy, aby ode-
rwać Bena od szafy, i dodał: - Gorogowie mu o tym powiedzieli.
Ben się skrzywił.
- Wcale nie! - Próbował znów szarpnąć szafę. - Sam wiedziałem.
- Gorogowie wiedzieli - odparował Jacen. Włączył miecz świetlny i wyciął nim w
podłodze wielki krąg. -A jeśli chcą, żebyś otworzył te drzwi...
- ...nie zrobimy tego. - Tenel Ka sięgnęła poprzez Moc i przyciągnęła Bena do sie-
bie. - Chodź, zrobimy tak, jak mówi Jacen.
We wnętrzu szafy, którą koniecznie chciał otworzyć Ben, rozległ się głośny, meta-
liczny grzechot, który wkrótce przeszedł w kakofonię drapania i skrobania. Jacen nadal
wycinał krąg w podłodze, jednocześnie usiłując odgadnąć, kto wynajął Mroczne
Gniazdo, aby zaatakować dziecko Tenel Ka... i jak. Gorogowie byli bardzo trudni do
namierzenia - do niedawna nawet Jedi nie byli pewni, czy gniazdo przeżyło bitwę na
Qoribu - a Jacen z doświadczenia wiedział, że gniazdo jest zanadto zaabsorbowane
własnymi planami, aby przyjąć kontrakt na zabójstwo wyłącznie za kredyty. Ktokol-
wiek zatem wynajął gniazdo, miał sposoby, aby je po pierwsze, odnaleźć, a po drugie -
dostarczyć tego, czego Mroczne Gniazdo zażądało w charakterze zapłaty.
Chrupanie nad ich głowami stało się nagle głośniejsze i kawałek sufitu odpadł. Ja-
cen uniósł wolną rękę w kierunku otworu, ale DD-11A już wycelowała broń. Jak tylko
pierwsza chmara owadów wysypała się z dziury, zgięła nadgarstek i zalała ją trzeszczą-
cym pióropuszem elektrycznego ognia.
Ben wrzasnął i zaczął się miotać, usiłując wyrwać się z uchwytu Tenel Ka.
- Ben, przestań! - rozkazała Tenel Ka. Dziecko w jej ramionach zaczęło płakać. -
Nie możemy pozwolić im... Aaach!
Troy Denning
Janko5
47
Rozkaz Tenel Ka przeszedł w okrzyk zdumienia, kiedy Ben odwrócił się ku niej i
zastosował niewyszkolony, ale potężny cios Mocy. Wylądowała w narożniku o dwa
metry nad podłogą, z trzaskiem uderzając głową o ścianę. Wywróciła oczami, mięśnie
jej zwiotczały, ale ramię nie przestało ściskać płaczącego dziecka.
Jacen użył Mocy, aby ostrożnie sprowadzić Tenel Ka na podłogę. Kiedy się od-
wrócił, zobaczył Bena skaczącego w kierunku uniesionego ramienia DD-11 A. Oczy o
mało nie wyszły mu z orbit; wrzeszczał, żeby robot przestał palić jego przyjaciół. Jacen
był zbyt zdenerwowany wściekłością młodszego kuzyna - i surowej siły w Mocy, jaką
zdradził - by ryzykować w miarę łagodną reakcję. Wyciągnął ramię i Mocą pociągnął
Bena ku sobie, chwytając go za gardło.
- Dość! - Jacen przycisnął arterie po bokach szyi chłopca. -Śpij!
Ben zagulgotał, wywrócił oczy białkami do góry i zapadł w głęboki sen, który
miał trwać tak długo, dopóki nie zostanie zdjęty rozkaz Mocy. Dawno, dawno temu,
przed Vergere i wojną z Yuuzhan Vongami, Jacen czułby się winny, że zastosował tak
brutalne środki zapobiegawcze w stosunku do dziewięciolatka. Teraz jednak musiał
chronić Tenel Ka i jej dziecko. Położył kuzyna na podłodze.
Wyciął dalszą część otworu i ferrobetonowa konstrukcja zaczęła się zapadać. Ciął
tak długo, dopóki nie uznał, że ciężar robota wystarczy, aby krąg złożył się ku dołowi.
Wyłączył miecz świetlny i stanął obok DD-11 A.
Otwór nad głową robota otoczony był kożuchem białej piany z pałacowego syste-
mu gaśniczego, ale Gorogowie nie byli tacy głupi, aby wychodzić z tej samej dziury,
którą DD-11A właśnie ostrzelała płomieniami. Jacen słyszał, jak przebiegają nad jego
głową i rozbiegają się po całym suficie, przegryzając go w kilku różnych miejscach.
- Masz coś, co by wyprodukowało naprawdę dużą kulę ognia? - zapytał Jacen ro-
bocicy.
- Mam granaty. - DeDe okrążyła otwór i bryznęła ogniem szereg uciekających,
granatowoczarnych cieni. - Po dwa: termiczne, udarowe i rozprężeniowe.
- Wystarczy. Posłuchaj, co teraz chcę zrobić.
Jacen przedstawił jej swój plan, wziął Bena na ręce i cofnął się do kąta wraz z Te-
nel Ka i jej dzieckiem. Gorogowie w tajnym przejściu przegryźli się już do szafy i teraz
setki drobnych kleszczyków zaczęły przeciskać się przez szczeliny w drzwiach.
Jacen położył Bena obok Tenel Ka.
- DeDe! - odezwał się i pokazał palcem niebezpieczne miejsce.
Robocica okręciła się w miejscu i zalała szczelinę ogniem. Trzy dysze gaśnicze
wysunęły się z sufitu i zalały drzwi pianą, ale czarne smugi dymu już wysnuwały się
zza szafy.
Jacen zerwał płaszcz i przytrzymał go sobie pod brodą.
- Okay, naprzód!
Fotoreceptory DD-11A zatrzymały się na płaszczu.
- Twój kamuflaż jest nieodpowiedni. Nie zostawię z tobą dziecka.
- W porządku. - Głos Tenel Ka był słaby, ale stanowczy. -Zrób, co każe Jacen.
Jacen już pogrążał się w Mocy, pozwalając, aby przepływała przez jego ciało tak
szybko, jak pozwalał na to organizm.
Mroczne Gniazdo II – Niewidzialna Królowa
Janko5
48
Drobne kawałki plaskały zaczęły się sypać z sufitu. DD-11A uniosła ramię i za-
częła kierować ogień w otwory, ale nowe pojawiały się szybciej, niż robot mógł nadą-
żyć. Mimo to DD-11A nie ruszyła się z miejsca.
- Teraz, Słoneczko! - warknęła Tenel Ka. DD-11A obejrzała się szybko.
- Rozkaz wymuszenia przyjęty.
Robocica weszła na obluzowany krąg, który wcześniej wyciął Jacen. Klapa ustąpi-
ła pod jej ciężarem i złożyła się, a robot z hukiem spadł do pokoju poniżej.
Jacen odetchnął z ulgą, obejrzał się przez ramię i dotknął narożnika z tyłu, tworząc
w myśli i zmysłach obraz ścian, ich zapachu, wyglądu i dotyku, nawet tych wszystkich
ledwie słyszalnych dźwięków dochodzących z rur i kanałów. Potem znów spojrzał
przed siebie i szybko rozciągnął obraz w Mocy.
Dziecko płakało nadal.
Tenel Ka zaczęła rozpinać suknię, w nadziei, że uciszy dziecko, karmiąc je, ale Ja-
cen powstrzymał ją gestem. Potrzebował tego płaczu.
Zamiast pozwolić, aby Moc przepływała przez niego swobodnie, zaczął wykorzy-
stywać swój gniew i strach, by świadomie ją popychać. Jego skóra dygotała, głowę
rozsadzał ból, ale wciąż zasysał Moc, posyłając żałosne kwilenie córeczki w jej nieru-
chomą głębię. Kierował ten dźwięk w dół, poprzez podłogę, za DD-11 A, ale pozwalał,
by wrócił na powierzchnię, aż wreszcie zagłuszył odgłos oddalających się kroków ro-
bocicy.
O mało się nie spóźnił. Ledwie środek opóźniający zapłon zaczął ściekać z otwo-
rów, jakie DD-11A pozostawiła w suficie, kiedy chmary maleńkich, granatowoczar-
nych Killików wleciały do pokoju na brzęczących skrzydłach. Były o wiele mniejsze
niż mordercze insekty, które zaatakowały Marę i Sabę w zeszłym roku, niewiele więk-
sze niż kciuk Jacena. Miały jednak te same najeżone antenki i czarne, wypukłe ślepia;
długie, ociekające jadem trąbki wystawały spomiędzy pary zakrzywionych żuwaczek.
Zamiast jednak opaść na dół, Gorogowie krążyli wokół pokoju, tworząc coraz
większy i ciemniejszy rój. Owady ignorowały otwór w podłodze i zmyłki dźwiękowe,
które Jacen przygotował. Zaczęły lądować na szafie, która maskowała tunel, i na przy-
ległych ścianach, na drzwiach prowadzących do garderoby Tenel Ka, na pustej kołysce
pośrodku pomieszczenia.
Kilka podleciało bliżej i przysiadło na płaszczu, który Jacen wykorzystywał jako
bazę dla swoich iluzji w Mocy, a kiedy para Gorogów wzniosła się powyżej górnej jego
krawędzi, zląkł się, że plan może zawieść. Iluzje, które nauczył się tworzyć od Adep-
tów Białego Nurtu, były potężne, ale nawet one nie były w stanie utrzymać owada w
powietrzu. Jacen zaczął się już martwić, że przeholował, planując iż zdoła opanować od
razu cały rój: powinien był raczej zostawić DD-11 A, aby zatrzymała zabójców, a sa-
memu zabrać Tenel Ka i Bena i uciekać.
Lecz nagle Tenel Ka wysunęła dłoń, na której mogły wylądować owady - i iluzja
wytrzymała.
Jacen się obejrzał. Dziecko unosiło się na poduszce lewitacji Mocy, a jego główka
spoczywała na kikucie amputowanego ramienia Tenel Ka. Małe nóżki wierzgały w
powietrzu.
Troy Denning
Janko5
49
W chwilę później drzwi szafy otworzyły się z hukiem. Owady z płaszcza Jacena i
z dłoni Tenel Ka wzbiły się w powietrze, dołączając do chmary Killików, która z brzę-
kiem wpadła do pokoju dziecinnego. Wreszcie cała ta kłębiąca się masa, wirując, wle-
ciała za DD-11A przez otwór w podłodze, podążając za głosem płaczącego dziecka.
Jacen utrzymywał iluzję dopóty, dopóki ostatni owad nie znikł w dziurze, a potem
jeszcze przez sto uderzeń serca. Kiedy w komnacie zapadła cisza, którą mąciło tylko
dudnienie ich krwi, odczekał sto następnych uderzeń serca; zbadał wzrokiem każdy
ciemny kąt pokoju w poszukiwaniu granatowych pancerzy i zagłębił się w Moc, by
wyczuć zafalowania bez wyraźnego źródła.
W Mocy pozostało niejasne wrażenie, ale zarys fal był tak rozproszony, że Jacen
nie był w stanie zlokalizować obserwatorów, których Gorogowie bez wątpienia pozo-
stawili na straży w pokoju dziecinnym. Wkrótce jednak rój dogoni DD-11A i odkryje
oszustwo.
Jacen porzucił iluzję, sięgnął w Moc i zaczął wciągać wycięty fragment podłogi na
swoje miejsce. Konstrukcja z ferrobetonu uniosła się z głośnym, rozdzierającym zgrzy-
tem, a on poczuł zawirowanie Mocy, kiedy rój zawrócił w miejscu.
Chmurka granatowoczarnych owadów, wylatujących z najciemniejszych kątów,
wzniosła się w powietrze i ruszyła w kierunku ich narożnika. Miecz świetlny Tenel Ka
za plecami Jacena ze świstem obudził się do życia i jeden z robaków eksplodował żółtą
cieczą gdy królowa użyła Mocy, aby rzucić nim o ścianę.
Jacen zatkał wreszcie otwór w podłodze. Zasłaniając się płaszczem przed nadlatu-
jącymi owadami, użył Mocy, aby przygwoździć je do ściany. Twarda molyteksowa
okładzina wytrzymała najwyżej sekundę, zanim końce ostrych jak brzytwy żuwaczek
zaczęły się w nią wbijać.
Jacen przeskoczył na drugą stronę pokoju, dzięki Mocy przeleciał ponad kołyską i
zmiażdżył owady głowicą miecza świetlnego.
Z kąta dobiegł go głośny huk eksplozji; to miecz świetlny Tenel Ka spowodował
zapłon metanu, który jako ostateczną niespodziankę skrywały pod pancerzem morder-
cze insekty. Obejrzał się. Tenel Ka mrugała oślepiona, wymachując przed sobą mie-
czem świetlnym. Dziecko, płacząc, leżało w kącie, a dwa owady uwijały się wokół jego
nóg, usiłując przedrzeć się przez zasłonę i zaatakować.
Jacen sięgnął poprzez Moc i popchnął oba owady w zasięg turkusowego ostrza
królowej. Oba eksplodowały wśród jaskrawych rozbłysków, aż gwiazdy zatańczyły mu
pod powiekami, a niemowlę zaczęło wrzeszczeć ze zdwojoną siłą. Jacen nie wyczuwał
jednak bólu, a jedynie strach i niepokój.
Nagle zdał sobie sprawę, że jeszcze nie słyszał odgłosu eksplozji pierwszego gra-
natu DeDe. Sięgnął po komlink, kiedy dotarło do niego ciche buczenie. Obejrzał się -
pierwszy Gorog właśnie przeciskał się przez szczelinę, jaką ostrze miecza świetlnego
pozostawiło w podłodze.
- Teraz, DeDe! - wrzasnął Jacen w kierunku podłogi. Wskoczył w środek kręgu i
poprowadził miecz świetlny wzdłuż szczeliny, podpalając owady, zanim zdążyły się
przecisnąć. - Co tak...
Mroczne Gniazdo II – Niewidzialna Królowa
Janko5
50
Potężny wstrząs poczuł aż w żołądku. Nagle stwierdził, że klęczy pośrodku kręgu,
otoczony ścianą żółtych płomieni. W powietrzu unosił się naftalenowy odór granatu
termicznego.
- W samą...
Kolejna eksplozja rzuciła nim w powietrze, ale tym razem nie dał się zaskoczyć i
wyczuł w porę, jak podłoga unosi się pod jego stopami. Przez szczelinę znów trysnęły
języki ognia.
- ...porę.
Podłoga podskoczyła jeszcze raz, i jeszcze, i nagle z sufitu polała się biała piana,
dławiąc dym i opary mydlanym, czystym zapachem środka gaszącego. Wokół rozległy
się mokre pacnięcia o wykładzinę; to ściana piany przy dusiła kilku Gorogów, którzy
zdołali uciec przed granatami DD-AA1.
Owady natychmiast ruszyły w kierunku narożnika pokoju, gdzie klęczała Tenel
Ka, osłaniając dziecko i Bena. Jacen użył Mocy, aby ściągnąć je wszystkie do siebie i
zlikwidował je jednym cięciem miecza. Eksplodowały jaskrawym płomieniem, ale nie
odwrócił wzroku. Nie mógł pozwolić na to, aby bodaj jeden umknął mu spod ostrza.
W chwilę później, wciąż walcząc z powidokami, spojrzał w kierunku Tenel Ka.
- Nic wam nie jest? - zawołał. - Obie jesteście całe?
- My tak - odparła. - Ale martwię się o Bena.
- Nie ma powodu. - Jacen wiedział doskonale, że zachowanie Bena to nie jego wi-
na, ale nie potrafił powstrzymać gniewnego tonu. - Gorogowie raczej nic mu nie zrobią
jest właściwie Dwumyślnym.
- Nie martwi mnie, co mogą mu zrobić Gorogowie - odparła Tenel Ka. - Raczej te
sińce na jego szyi.
Jacen wstał, przetarł oczy i podszedł do kuzyna. Ślady po jego kciuku i palcu
wskazującym były głębokie i sine, najwyraźniej zrobione w gniewie, ale oddech Bena
był regularny i spokojny.
- Nie przejmuj się. - Jacen położył palce na sińcach i dotknął Bena poprzez Moc. -
Szybko znikną.
Tenel Ka zmarszczyła brwi.
- Nie o to chodzi, Jacenie.
Podniósł wzrok.
- A o co?
Ze ściany spadła gruba kropla piany gaszącej i rozbryznęła się u stóp Tenel Ka.
Wewnątrz nie było owadów, lecz i tak na wszelki wypadek przydepnęła ją stopą.
- Nieważne, później ci powiem. - Wyminęła Jacena i ruszyła w kierunku drzwi
garderoby. - Musimy się stąd wynosić. Jak znam moją babkę, ona już wie, że pierwsza
próba się nie powiodła.
- Twoja babka? - Jacen wziął Bena na ręce i poszedł za nią. - Myślisz, że Ta'a
Chume stoi za tym wszystkim?
- Ja nie myślę, ja wiem - odparła Tenel Ka. Przystanęła w drzwiach i spojrzała na
Jacena zwężonymi oczami. - Jedyne osoby, które wiedzą o tym tunelu, to królowa mat-
ka... i poprzednia królowa matka.
Troy Denning Janko5 1 Mroczne Gniazdo II – Niewidzialna Królowa Janko5 2 Mroczne Gniazdo II NIEWIDZIALNA KRÓLOWA TROY DENNING Przekład ALEKSANDRA JAGIEŁOWICZ
Troy Denning Janko5 3 Tytuł oryginału DARK NEST Ii. THE UNSEEN QUEEN Redaktor serii ZBIGNIEW FONIAK Redakcja stylistyczna MAGDALENA STACHOWICZ Redakcja techniczna ANDRZEJ WITKOWSKI Korekta ELŻBIETA STEGLIŃSKA BARBARA OPIŁOWSKA Ilustracja na okładce CLIFF NIELSEN Skład WYDAWNICTWO AMBER Copyright © 2005 by Lucasfilm, Ltd. & TM. All rights reserved. For the Polish edition Copyright © 2006 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o. ISBN 83-241-2604-X Mroczne Gniazdo II – Niewidzialna Królowa Janko5 4 Dougowi Nilesowi – drogiemu przyjacielowi
Troy Denning Janko5 5 B O H A T E R O W I E P O W I E Ś C I Alema Rar Dwumyślna (Twi’lekanka) Ben Skywalker dziecko C-3PO robot protokolarny Cal Omas prezydent Sojuszu Galaktycznego (mężczyzna) Corran Horn mistrz Jedi (mężczyzna) Gorog umysł zbiorowy (Killik) Han Solo kapitan „Sokoła Millenium" (mężczyzna) Jacen Solo rycerz Jedi (mężczyzna) Jae Juun kapitan DR919a (Sullustanin) Jaina Solo rycerz Jedi (kobieta) Kyp Durron mistrz Jedi (mężczyzna) Leia Organa Solo drugi pilot „Sokoła Millenium" (kobieta) Lowbacca rycerz Jedi (Wookiee) Luke Skywalker mistrz Jedi (mężczyzna) Mara Jade Skywalker mistrz Jedi (kobieta) Nek Bwua'tu admirał (Bothanin) R2-D2 robot astromechaniczny Raynar Thul ocalały z katastrofy (mężczyzna) Saras przedsiębiorca (Killik) Saba Sebatyne mistrz Jedi (Barabelka) Tahiri Veila rycerz Jedi (kobieta) Tarfang drugi pilot DR919a (Ewok) Tenel Ka królowa matka (kobieta) Tesar Sebatyne rycerz Jedi (Barabel) Unu wola (Killik) Zekk rycerz Jedi (mężczyzna) Mroczne Gniazdo II – Niewidzialna Królowa Janko5 6 P R O L O G Złodzieje gazu tibanna niczym nie różnili się od innych przedstawicieli swojego fachu w całej galaktyce - najlepiej pracowało im się w ciemności. Prześlizgiwali się chyłkiem i zakradali przez najniższe poziomy Strefy Życia Bespinu na sam dół, gdzie światło dzienne przechodziło w mrok, a kształty zamierały w sylwetki, gdzie ciemne kurtyny mgły unosiły się nad purpurowymi, kipiącymi obłokami. Ich celem były sa- motne platformy, na których uczciwe istoty pracowały ciężko przez nieskończone noce, usuwając lód ze zmrożonych wentylatorów nawiewu i wpełzając w zatkane rury prze- syłowe, gdzie drogocenny gaz zbierany był atom do atomu. Tylko w ciągu kilku ostat- nich miesięcy ktoś w tajemniczy sposób opróżnił zbiorniki dwunastu stacji i trzeba było sprowadzić rycerzy Jedi, aby przywrócili ład. Jaina i Zekk przedostali się w obszar czystego powietrza. Przed sobą ujrzeli stację BesGas Trzy. Stacja była platformą wydobywczą w kształcie spodka, tak przeładowaną sprzętem, że wydawało się dziwne, iż jeszcze utrzymuje się w powietrzu. Główny po- kład magazynowy był otoczony ostrzegawczymi niebieskimi migaczami. W błyskach światła jednego z nich Jaina dostrzegła owalny kształt, wciśnięty pomiędzy dwa zbior- niki. Jaina obróciła dziób wypożyczonego pojazdu w kierunku zbiorników i przyspie- szyła, żeby przyjrzeć się lepiej, zanim przetwórnia zniknie za kolejną zasłoną mgieł. Cień był prawdopodobnie jedynie cieniem, ale tu, na samym dnie Strefy Życia, tempe- ratura, ciśnienie i ciemność sprzysięgły się przeciwko ludzkiemu wzrokowi, więc nale- żało sprawdzić każdą możliwość. Gaz tibanna, poddany procesowi zwanemu spinsealing, miał wiele zastosowań, ale najważniejsze było zwiększenie wydajności broni na statkach bojowych. Jeśli zatem ktoś kradł gaz tibanna, zwłaszcza w takich ilościach, jakie ostatnio znikały z Bespinu, Jedi musieli dowiedzieć się, kto to taki - i co z nim robi. W miarę jak Jaina i Zekk zbliżali się do obiektu, cień zaczął przybierać kształt pła- skiego dysku. Zekk przygotował miniaturowy promień ściągający, a Jaina uzbroiła podwójne działka jonowe. Nie musieli wspominać, że cień z każdą chwilą coraz bar- dziej przypomina balon syfonujący, ani skarżyć się na oślepiające stroboskopowe świa- tła, ani nawet omawiać użytej taktyki. Dzięki pobytowi wśród Killików ich umysły były ze sobą tak spojone, że sami nie potrafili stwierdzić, gdzie kończy się jeden, a zaczyna drugi. Nawet po roku od porzu- cenia Kolonii myśli, spostrzeżenia i emocje przepływały pomiędzy nimi bez wysiłku. Często nie wiedzieli nawet, w czyim umyśle powstała myśl - co zresztą nie miało zna- czenia. Po prostu była wspólna. Pomiędzy zbiornikami zobaczyli błękitną poświatę, a potem w polu widzenia po- jawił się niewielki ciągnik złodziei gazu. Jego stożkowa sylwetka falowała na tle przy- ćmionych ciśnieniem świateł pokładów mieszkalnych stacji. W chwilę później trzy balony - ten, który zauważyli Jaina i Zekk, oraz dwa inne - wzniosły się w ślad za cią-
Troy Denning Janko5 7 gnikiem. Za nimi snuły się długie pióropusze gazu tibanna, ulatniające się z otworów w zbiornikach. Jaina otworzyła ogień z dział jonowych; chybiła o włos, ale trafiła w piastę stacji. Promienie jonowe były bezpieczniejsze w użyciu w sąsiedztwie gazu tibanna od wiązek laserowych, ponieważ unieruchamiały jedynie obwody elektroniczne. Dzięki temu ostrzał nie wyrządził żadnych szkód strukturalnych, a jedynie pogrążył dwa poziomy pokładu mieszkalnego w nagłych ciemnościach. Zekk przesunął wiązkę ściągającą i uchwycił nią jeden z balonów. Złodzieje wy- puścili go i balon poleciał wprost na pojazd. Zekk natychmiast wyłączył promień, ale Jaina i tak musiała ostro skręcić, żeby nie zmiotła jej ogromna, pulsująca bańka mak- symalnie schłodzonego gazu. Odetchnęła niepewnie. - Za... - ...blisko! - dokończył Zekk. Zanim sprowadziła wehikuł z powrotem, ostatnie dwa balony unosiły się już w mroku za holownikiem, pogrążając się w ciemnej, skłębionej chmurze. Jaina poderwała dziób statku i posłała w ślad za złodziejami kolejną porcję zjonizowanej energii, ale Zekk nie uruchomił wiązki po raz drugi. Co do tego byli zgodni - schwytanie sprawców wydawało się dość prawdopodob- ne. Teraz ofiara musiała znaleźć drogę ucieczki. Jaina zwolniła przepustnice i oboje powolną spiralą ruszyli za złodziejami. Chwilę później w głębi chmury pojawił się zamglony, żółty punkcik światła, który szybko urósł w przejrzysty język płomienia. Płomień wystrzelił z obłoku, zanim jeszcze Jaina zdążyła obrócić działo. Przycisnęła oba spusty i zaczęła ostrzeliwać pocisk. Nie próbowała go trafić - to byłoby niemożliwe nawet dla Jedi. Zamiast tego rozciągnęła na drodze torpedy kobierzec zjonizowanej energii. Zekk sięgnął ku pociskowi poprzez Moc, łagodnie naprowadzając go na jeden ze strumieni jonowych Jainy. Systemy elektryczne urządzenia eksplodowały w chmurze wyładowań i iskier, po czym zgasły. Gdy tylko elektryczna burza ucichła, Zekk użył Mocy, aby odsunąć martwy pocisk od platformy górniczej. Torpeda świsnęła i minęła pokład magazynowy o niecałe dwanaście metrów, po czym znikła w mrocznej kipieli Strefy Ścisku. Jaina zmarszczyła brwi. - No, teraz to było... - ...całkiem niepotrzebne - dokończył Zekk. W sytuacji, kiedy schłodzony gaz tibanna wciąż wylewał się na pokład, nawet niewielka detonacja rozniosłaby platformę na strzępy. Jaina i Zekk zrozumieli nagle, że prawdopodobnie o to właśnie chodziło. Miał to być odwet za wezwanie Jedi - i ostrze- żenie, aby inne stacje nie próbowały tego robić. - Musimy ich dorwać - głośno zauważył Zekk. Jaina skinęła głową. - Jak tylko się dowiemy, dla kogo pracują. Uznali, że złodzieje oddalili się już wystarczająco, aby poczuć się bezpiecznie, i sięgnęli w Moc, aby ich zlokalizować. Nie było to łatwe. Nawet tu, na tej głębokości, Mroczne Gniazdo II – Niewidzialna Królowa Janko5 8 Bespin tętnił życiem - od ogromnych beldonów z pęcherzami gazowymi po ich potęż- nych zabójców, velkery; od purpurowych pól „żarzących się" alg po raawki i pływaki, które żyły z tego, co skradły z platform, takich jak BesGas Trzy. Wreszcie Jaina i Zekk znaleźli to, czego szukali - trzy obecności, emanujące w Mocy ulgą podnieceniem i zdecydowanym gniewem. Istoty wydawały się insektoida- mi, bo były lepiej zharmonizowane z otaczającym ich wszechświatem niż większość istot; pozostawały przy tym oddzielnymi osobami, z indywidualną osobowością. A zatem nie Killikowie. Jainę i Zekka ogarnęła lekka nostalgia. Nigdy nie zmieniliby decyzji, która spo- wodowała ich wygnanie z Kolonii. Zapobiegli wybuchowi okrutnej wojny, więc nie żałowali niczego. Ale rozstanie z Taatami - gniazdem, do którego dołączyli na Qoribu - było niczym zamknięcie się przed sobą jak odrzucenie przez ukochaną osobę, przez przyjaciół i rodzinę, bez możliwości powrotu. Byli niczym upiory, umarli, lecz nie do końca, błąkali się na granicy życia, nie mogąc nawiązać kontaktu. Dlatego niekiedy rozczulali się nad swoim losem. Nawet Jedi mieli do tego prawo. - Muszę dorwać tych gości - odezwała się Jaina, powtarzając wezwanie do działa- nia, które bardziej pasowało do Zekka niż do niej. On nigdy nie miał czasu na rozpa- miętywanie i żal. - Gotów? Głupie pytanie. Jaina ruszyła za złodziejami, zanurzając się w burzy tak gwałtow- nej i pełnej błyskawic, która żywo przypominała sam środek bitwy z Yuuzhanami. Po standardowej godzinie zrezygnowali z utrzymywania stałej wysokości i zniechęceni zauważyli, że żołądki podchodziły im do gardła. Po trzech godzinach przestali również zwracać uwagę na orientację statku i usiłowali jedynie podążać mniej więcej we wła- ściwym kierunku. Po pięciu godzinach wychynęli z burzy w przestrzeni czystego, spo- kojnego powietrza... i dostrzegli złodziei, którzy właśnie pogrążali się w ścianie szkar- łatnych wirów, gdzie dwie szarże wichury ścierały się ze sobą w przeciwnych kierun- kach. Zdumiało ich, że holownik wciąż ciągnął oba balony. Jaina i Zekk zastanawiali się, czy złodzieje wiedzą że są śledzeni, ale wydawało im się to niemożliwe. Tak daleko w głębi atmosfery pole magnetyczne Bespinu i potęż- ne sztormy uniemożliwiały pracę nawet najbardziej prymitywnych urządzeń czujniko- wych. Nawigacja była możliwa wyłącznie przy użyciu kompasu, żyroskopu i obliczeń. Jeśli holownik kierował się w ścianę wirów, oznaczało to, że zamierzał pozbyć się skradzionej tibanny. Jaina i Zekk odczekali, aż złodzieje gazu znikną po czym przelecieli przez war- stwę chmur i ostrożnie przyspieszyli w kierunku wirów. Wicher porwał ich natych- miast; doznali uczucia, jakby wystrzelono ich z turbolasera. Wyrżnęli się mocno o za- główki, statek zaczął jęczeć i drżeć, a świat za szybą owiewki stał się morzem szkarłat- nych oparów i płonących błyskawic. Jaina wolała wypuścić z rąk drążek - czuła, że zaraz się zapomni i pozbawi statek skrzydeł, próbując sterować w tych warunkach. Godzinę później poczuli, że złodzieje gazu ich wyprzedzają i stwierdzili, że minęli już Strefę Zmian. Jaina z dłonią znowu na drążku otworzyła przepustnice. Statek ze zgrzytem i dygotem wystrzelił do przodu; purpurowa mgła wokół nich zbladła do różu i lot nabrał tempa.
Troy Denning Janko5 9 Jaina zwalniała powoli, aż napęd repulsorowy zamilkł. Z minimalną prędkością pogrążyła się w różowej mgle. - No, to było... - ...zabawne - zgodził się Zekk. - Ale już nigdy więcej tego nie róbmy. Odczekali, aż żołądki się im uspokoją po czym Jaina wyprowadziła pojazd ze skrętu i znów wlecieli w różową mgłę, nie widząc nic na odległość stu metrów i kieru- jąc się wyłącznie obecnością złodziei gazu. Wydawało się, że wysforowali się daleko przed nich, ale trudno było określić dokładną odległość - czy jest to sto kilometrów, czy tysiąc. Moc nie miała skali. Po kwadransie odnieśli wrażenie, że unoszą się razem z chmurą w ogóle nie po- suwając się naprzód. Przyrządy pokazywały jednak prędkość ponad stu kilometrów na standardową godzinę i wydawało się, że szybko dogonią ofiarę. Jaina była ciekawa, gdzie się właściwie znajdują. - Żyrokomputer obliczył naszą pozycję jako trzy-siedem-prze-cinek-osiem-trzy na północ, dwa-siedem-siedem-przecinek-osiem-osiem-sześć długości i jeden-sześć- dziewięć głębokości. - Czy to w... - Tak - odpowiedział Zekk. Znajdowali się około tysiąca kilometrów w głębi Mar- twego Oka, ogromnej przestrzeni nieruchomego powietrza i nieprzebytej mgły, która tkwiła pośrodku atmosfery Bespinu co najmniej od czasów odkrycia planety. - Świetnie. Tylko dziewiętnaście tysięcy kilometrów do drugiej strony - poskarżyła się Jaina. - Czy mapy pokazują... - Nic - odparł Zekk. - Nawet boi. - Cholerny świat! -To przynajmniej powiedzieli równocześnie. Wciąż jednak mieli wrażenie, że szybko doganiają ofiarę. Coś tam musiało być. - Może zatrzymali się tylko... - Nie - zaoponowała Jaina. - Gaz był już... - Racja - zgodził się Zekk. - Musieli... - I to szybko. Skradziony gaz tibanna został już poddany procesowi spinsealingu i złodzieje mu- sieli szybko umieścić go w karbonicie, zanim straci większość wartości handlowej. Z mapami czy bez, wszystko wskazywało na to, że gdzieś w głębi Martwego Oka znaj- dowała się instalacja. Jaina zwolniła jeszcze trochę. Miała wrażenie, że siedzą już zło- dziejom na karkach, ale w tej mgle... Z różowego oparu przed nimi wyłoniły się nagle skorodowane zbiorniki dawnej rafinerii. Jaina z trudem zdążyła poderwać statek i skręcić. Zekk, równie zaskoczony, lecz znacznie mniej zajęty, miał czas, aby spojrzeć w dół przez rozbity dach na zrujno- wany pokład mieszkalny. Pozostała część stacji była skryta we mgle, ale widać było widmowe narożniki i płaszczyzny dowodzące, że dolne pokłady nie odpadły... jeszcze nie. Jaina skoncentrowała się na obecności trzech złodziei gazu tibanna i ostrożnie we- szła w spiralę wokół centralnego zespołu wież. Zekk rozglądał się w poszukiwaniu zasadzek. Większość zewnętrznej powłoki została już zżarta przez korozję i odsłaniała Mroczne Gniazdo II – Niewidzialna Królowa Janko5 10 metalowy szkielet, upstrzony plamami zżerającej go rdzy. Wreszcie w polu ich widze- nia pojawił się pokład załadowczy. Wygięte macki różowej mgły wydostawały się przez brakujące panele podłogowe, a doki były tak prymitywne, że obsługiwały je ram- py rozładunkowe zamiast wind. Dok opodal brakującego panelu podłogi był zajęty przez stożkowaty holownik, który ścigali. Pojazd stał na trzech podporach, z opuszczoną rampą. Dwa balony z ga- zem leżały na podłodze za holownikiem, puste i płaskie. Żadnego śladu załogi. Jaina i Zekk zatoczyli krąg i wylądowali w pobliżu pustych balonów. Natychmiast poczuli rytmiczne drżenie - generator repulsorowy stacji był najwyraźniej przeciążony. Jainie włosy stanęły dęba. - Musimy się spieszyć. Zekk podniósł już owiewkę i wyskoczył na pokład. Jaina odpięła uprząż i pobiegła za nim w stronę holownika z wyłączonym na razie mieczem świetlnym w dłoni. Gene- rator repulsorowy był w jeszcze gorszym stanie, niż sądziła. Drżenie przechodziło chwilami w silniejszy dygot, który trwał za każdym razem nieco dłużej i stawał się coraz silniejszy. Jaina i Zekk mieli złe przeczucia. Wydawałoby się dziwne, gdyby generator prze- stał działać akurat teraz, po tylu latach utrzymywania stacji w przestrzeni. Ale być mo- że jego moc została prze-kierowana na system mrożenia w karbonicie - skoro najwy- raźniej złodzieje używali platformy wyłącznie w tym celu. Skoro jednak dotarli już do holownika, okazało się, że muszą przemyśleć jeszcze raz swoją teorię. Wyczuwali złodziei wewnątrz statku, zupełnie spokojnych, zdecydo- wanie zanadto zadowolonych z siebie i chyba mało przytomnych. Jaina pozostała na zewnątrz, a Zekk wspiął się po rampie, żeby sprawdzić, co się tam dzieje. Poprzez więź umysłów jego towarzyszka widziała dokładnie to, co on. Rampa wychodziła na pokład techniczny, który - sądząc po ilości śmieci i szmat rozrzuconych po podłodze - pełnił również rolę kwatery załogi. Wydawało się, że zło- dzieje przebywają na pokładzie pilotów, piętro wyżej. Powietrze wypełniał niemiły zapach, który Jaina i Zekk rozpoznawali doskonale, a na podłodze piętrzyły się wosko- we kule, wypełnione ciemnym, mętnym płynem z pływającymi w środku nitkowatymi kluchami. - Czarna membrozja? - zapytał Zekk. Był tylko jeden sposób, aby się o tym przekonać, ale Zekk nie miał zamiaru pró- bować tego specjału. Raz otarł się o ciemną stronę jako nastolatek i od tamtej pory trzymał się mocno w ryzach, nigdy nie angażując się w nic, co bodaj trąciło niemoral- nością. Jaina rozejrzała się zatem raz jeszcze, czy nic nie podkrada się ku nim z mgły, po czym wspięła się na rampę. Wzięła do ręki jedną z kul, zagłębiła kciuk w wosku, wyję- ła go i oblizała czarny syrop. Był o wiele bardziej lepki niż jasna membrozja z ich wła- snego gniazda, o gorzkawym posmaku, od którego zaswędział ją język... aż w końcu oczy zaszły jej mgłą i poczuła, jak ogarnia ją chemiczna euforia. - Jasne... zdecydowanie membrozja. - Musiała przytrzymać się ściany i nagle obo- je z Zekkiem zatęsknili za Kolonią. - Mocne draństwo.
Troy Denning Janko5 11 Jaina czuła, jak bardzo Zekk chciałby doświadczyć innego smaku - nawet poprzez jej umysł - ale ciemna membrozja miała moc prawie narkotyczną, a teraz nie pora była na przytępianie zmysłów. Zalepiła otwór po kciuku i odłożyła kulę na bok. Weźmie ją ze sobą w drodze powrotnej. - Głupi pomysł - skarcił ją Zekk. Użył Mocy, aby przenieść kulę z powrotem na stertę. Czasem był strasznym orto- doksem. W umyśle Jainy pojawił się obraz ogromnego pomieszczenia, wypełnionego ku- lami mętnej czarnej membrozji, co przypomniało jej, skąd pochodzi ten napój. Mroczne Gniazdo przetrwało. - I musimy się dowiedzieć... - zaczął Zekk. - Właśnie. - Jaina ruszyła po drabince na pokład pilotów. - Co tu robi membrozja z Mrocznego Gniazda. - Tak... - I co to ma wspólnego z kradzieżą gazu tibanna. Zekk westchnął. Czasem żałował, że nie jest w stanie sam dokończyć własnego zdania. Na pokładzie pilotów zastali trójkę Verpinów, przytulonych do swoich paneli pilo- tów, pogrążonych w błogim membrozyjnym otumanieniu. Podłoga wokół nich usłana była pustymi kulami, długie szyje złodziei opadały na piersi pod kątem nienaturalnym nawet dla owadów. Długie palce i odnóża całej trójki drgały niespokojnie, jakby we śnie, a kiedy jeden z pilotów zdołał obrócić głowę w ich kierunku, w wypukłych oczach zapaliły się jedynie iskierki złocistego światła. - Długo nic z nich nie wyciągniemy - mruknęła Jaina. - Słusznie - odparł Zekk. - Ale sami nie wyładowali tych balonów. Jaina i Zekk opuścili holownik i wrócili do balonów, po czym ruszyli za całkiem nowym wężem transportowym, który ginął w czeluściach dziury w pokładzie. Przewód znikał we mgle, kierując się w stronę szczytu instalacji, gdzie zwykle znajdowała się zamrażarka karbonitowa. Spojrzeli po sobie w milczeniu, zastanawiając się, czy lepiej ześliznąć się po wężu, czy przedrzeć się w dół przez centralną piastę stacji... kiedy generator repulsorowy nagle przestał dygotać. Za to serca Jainy i Zakka gwałtownie załomotały. Mogli tylko mieć nadzieję, że to reakcja na nagłą ciszę... że ten bezruch nie był złym znakiem, którego się obawiali. Pod ich stopami zabłysł nagle błękitny płomień potężnego napędu repulsorowego. - Cholera! - zaklęła Jaina. Błękitna poświata odlatującego statku zmieniła kierunek, na chwilę podświetlając przymgloną lancę osi stacji, po czym jednostka zniknęła we mgle. - Wyłączyli generator! - rzekł Zekk. Obrócili się na pięcie i ruszyli w kierunku swojego pojazdu, ale jednocześnie przypomnieli sobie o złodziejach gazu i rzucili się do holownika. Kolana ugięły się pod nimi, gdy pokład nagle obsunął się pod ich stopami. To pękł jeden ze wsporników holownika. Pojazd potoczył się po platformie. Jaina i Zekk byli Mroczne Gniazdo II – Niewidzialna Królowa Janko5 12 zbyt oszołomieni, by zareagować... dopóki nie stwierdzili, że oni również zaczynają się zsuwać. Stacja przechylała się na bok. Jaina zawróciła ku ich własnemu statkowi i stwierdziła, że on także zsuwa się z pokładu, kołysząc się na wspornikach, bliski przewrócenia się. Wyciągnęła rękę, drugą przytrzymując Zekka za ramię, i użyła Mocy, aby podnieść pojazd i sprowadzić ku nim. Złapała za brzeg kabiny i zaczęła wciągać się do środka, kiedy stwierdziła, że Zekk wisi bezwładnie w jej uchwycie. Spoglądał jak zaczarowany w kierunku brakującej części pokładu, nie opuszczając wyciągniętego ramienia. Trzymał poprzez Moc tylko próżnię, a Jaina czuła jego gniew, że nie zdołał zatrzymać holownika. - Pozbieraj się! - Wspięła się do kabiny, ciągnąc Zekka za sobą. - To złodzieje ti- banny, niewarci, żeby za nich ginąć.
Troy Denning Janko5 13 R O Z D Z I A Ł 1 Woteba. Kiedy Han Solo był tu po raz ostatni, planeta nie miała jeszcze nazwy. Powietrze było wtedy gęste i duszne, wśród traw bagiennych wiła się wstążka mętnej wody, leni- wie skręcając w stronę ciemnej ściany iglastego lasu. W dali strzelał w niebo postrzę- piony szczyt górski, a jego blady wierzchołek lśnił na tle czerwonych woali zamglone- go nieba. Teraz powietrze wypełniał aromat słodkiej membrozji i dopiekających się powoli żeberek z nerfa, a jedyna woda, jaką mieli w zasięgu wzroku, spływała z pluskiem po sztucznej ścianie wodospadu. Las iglaków został ścięty, drzewa obrobione i zużyte na palowanie bagnistego gruntu pod perłowe tunele-domy gniazda Saras. Nawet góra wy- glądała inaczej -jakby unosiła się nad miastem na poduszce pary z palenisk, a jej zlo- dowaciały szczyt wbijał się ostro w blady, pożyłkowany brzuch Mgławicy Utegetu. - Popatrzcie, co robactwo zrobiło z tym miejscem - mruknął Han. Stał w drzwiach lśniącego hangaru, gdzie posadzili „Sokoła", i rozglądał się po gnieździe. Towarzyszyli mu Leia, Saba Sebatyne, Skywalkerowie, a także C-3PO i R2-D2. - Nie wygląda tu już tak upiornie. - Nie nazywaj ich robactwem, Hanie - upomniała go Leia. - Obrażanie gospodarzy to nie najlepszy sposób rozpoczęcia wizyty. - Jasne, nie chcemy ich przecież obrazić - odparł. - A przynajmniej nie za taki dro- biazg, jak przechowywanie piratów i przemyt czarnej membrozji. Przeszedł po mostku z ciągnionego szkła i zatrzymał się u wlotu krętej uliczki. Srebrzysta alejka roiła się od sięgających mu do piersi Killików, ciągnących ciężkie pnie, wykuty kamień-morę, skrzynki niebieskiej wody. Tu i tam widać było pilotów, nie tylko rasy ludzkiej, chwiejnym krokiem - świadczącym o niemiłych skutkach miłe- go wieczoru z membrozją - wracających na swoje statki. Na balkonach nad wejściami do tuneli odświętnie odziani Dwumyślni - istoty, które zbyt długo przebywały wśród Killików i zostały wchłonięte przez zbiorowy umysł gniazda - tańczyli i wirowali w rytm cichej muzyki rogów. Jedynym obrazem nie-pasującym do całości była bagnista, dwumetrowa szczelina, która służyła jako kanał pomiędzy ulicą a hangarem. W błocie Mroczne Gniazdo II – Niewidzialna Królowa Janko5 14 na dnie leżał samotny owad, a jego pomarańczowa klatka piersiowa i odwłok w białe paski zanurzone były częściowo w szarej pianie. - Raynar musiał wiedzieć o naszym przylocie - zauważył Luke. Wciąż stał na mostku za Hanem. - Nie widać przewodnika? Robak w kanale uniósł się na odnóżach i zadudnił. - No, nie wiem. - Han niepewnie obserwował stworzenie, które powlokło się w kierunku mostu. - Może i widać. Killik, a raczej Killiczka zatrzymała się i spojrzała na nich wypukłymi, zielonymi ślepiami. - Bur r rruubb, ubur ruur. - Wybacz, nie rozumiem ani w ząb. - Han ukląkł na lśniącej powierzchni ulicy i wyciągnął rękę. - Ale witaj. Nasz robot protokolarny zna ponad sześć milionów... Owad rozłożył macki i cofnął się, pokazując na miotacz u boku Hana. - Hej, spokojnie - odrzekł Han, nie cofając dłoni. - To tylko ozdoba, nie zamie- rzam do nikogo strzelać. - Brubr. - Killiczka uniosła dłoń-mackę i postukała się nią między oczy. - Urrubb uu. - O, nie - jęknął C-3PO z głębi mostka. - Ona chyba prosi, żeby pan ją zastrzelił. Killiczka przytaknęła entuzjastycznie i odwróciła wzrok. - Bez przesady - odparł Han. - Aż tak bardzo się nie spóźniłaś. - Myślę, że ona cierpi, Han. - Mara uklękła obok niego na ulicy i skinęła na owa- da. - Chodź. Spróbujemy ci pomóc. Killiczka pokręciła głową i znów postukała się macką pomiędzy oczy. - Buurubuur, ubu ru. - Ona mówi, że nikt nie jest jej w stanie pomóc - przetłumaczył C-3PO. - Ma fizza. - Fizza? - powtórzył Han. Killiczka wydudniła długie wyjaśnienie. - Mówi, że to bardzo bolesne - odparł C-3PO. - I że będzie wdzięczna, jeśli skró- cisz jej cierpienia jak najszybciej. UmuThul oczekuje was w Pałacu Ogrodów. - Przykro mi - odpowiedział Han. - Nikogo dzisiaj nie zabiję. Killiczka wymamrotała coś, co zabrzmiało jak przekleństwo, i zawróciła z trudem. - Czekaj! - Luke wyciągnął rękę i Killiczka wylazła z błota. - Może uda nam się zmontować jakąś izolatkę i... Urwał propozycję w pół zdania, kiedy tragarze Saras obejrzeli się i zaczęli sobie nawzajem pokazywać pokryte pianą nogi owada. Dudnili przy tym głośno, zrzucając z siebie bagaże. Tancerze Dwumyślni znikli z balkonów, a przestraszeni piloci ruszyli chwiejnie w stronę kanału, mrużąc oczy i sięgając po miotacze. Luke niósł Killiczkę w kierunku mostu. Protestowała, gwałtownie wymachując mackami i miotając się gorączkowo, ale jej nogi -ukryte pod grubą warstwą piany - zwisały spod ciała całkiem bezwładnie. Ze stóp do kanału spływało coś, co wyglądało jak nieprzerwany strumień ziaren piasku. Han zmarszczył brwi. - Luke, może lepiej daj spokój...
Troy Denning Janko5 15 Z głębi ulicy świsnął promień lasera, trafiając Killiczkę w samą pierś i rozbryzgu- jąc na białej ścianie hangaru kłąb piany i chityny wielkości pięści. Owad zginął na- tychmiast, ale na ulicy zrobiło się następne zamieszanie; wściekli piloci zaczęli obrzu- cać wyzwiskami mocno nietrzeźwego Quarrena, dzierżącego w dłoni potężny miotacz Merr-Sonn Flash 4. - To nie moja wina! - wrzasnął Quarren, niepewnie wymachując bronią w kierun- ku Luke'a. - To Jedi zaczęli roznosić fizza po okolicy! Na to oskarżenie wszystkie gniewne spojrzenia zwróciły się na Luke'a, ale nikt nie był dość zamroczony membrozją, aby atakować grupę, w której czterej osobnicy nosili płaszcze Jedi. Po chwili namysłu piloci powędrowali ku wejściom do hangarów tak szybko, jak pozwoliły im na to chwiejne kończyny, pozostawiając Hana i Jedi w peł- nym zdumienia milczeniu nad martwą Killiczką. W normalnej sytuacji przynajmniej zatrzymaliby zabójcę, czekając na przybycie lokalnych przedstawicieli prawa, ale to nie były normalne okoliczności. Luke westchnął tylko i opuścił ofiarę z powrotem do kana- łu. Leia nie mogła oderwać od niej wzroku. - Ci piloci zareagowali, jakby to nie było nic niezwykłego. Czy wiadomość od Raynara zawierała wzmiankę o epidemii? - Ani słowa. - Mara wstała. - Mówił tylko, że Unu odkryli, dlaczego Mroczne Gniazdo zaatakowało mnie w zeszłym roku, i że musimy o tym porozmawiać osobiście. - Wcale mi się to nie podoba - oznajmił Han. - Za każdym razem mam wrażenie, że to pretekst. - Wiem... i dlatego dziękuję, że tu jesteście - odparła Mara. - Przyda nam się wsparcie. - Jasne, nie ma o czym mówić. - Han wstał. - Sami mamy w tym swój interes. W gruncie rzeczy dawanie schronienia piratom i przemyt membrozji, w które to procedery byli wmieszani Killikowie, nie obchodziły ani Hana, ani Leii. Prezydent Omas wykorzystał je jednak jako pretekst, aby uniknąć dotrzymania swoich zobowią- zań wobec Solo. Twierdził, że dopóki gniazda Mgławicy Utegetu nie przestaną spra- wiać Sojuszowi Galaktycznemu problemów, nie zdoła zebrać dość głosów, aby dać Ithorianom nową planetę. Han chciał wierzyć, że to oświadczenie to jedna wielka kupa bancich odchodów, ale ktoś przekazał warunki umowy holoprasie. Teraz nazwisko Solo i sprawa Ithorian były w opinii publicznej nierozerwalnie związane z napaściami piratów i melinami „smołomiodu", które stanowiły plagę terenów przygranicznych od Adumaru po Reecee. Gdy tylko ruch na ulicy wrócił do normy, Luke odezwał się: - Zdaje się, że nie mamy przewodnika. Sami musimy znaleźć Raynara. Han chciał już wysłać Threepia, aby robot dopytał się o drogę, ale Luke i pozostali mistrzowie patrzyli tylko na Leię pełnym oczekiwania wzrokiem. Przymknęła oczy na chwilę, ale zaraz się odwróciła i pewnym krokiem poprowadziła ich w głąb migotliwie lśniącego gniazda. Han był prawie pewien, że jego żona wie, gdzie się kieruje, i bez słowa podążył za dwoma robotami. Czasem przebywanie w towarzystwie Jedi wystar- czyło, aby stracił większość pewności siebie. Mroczne Gniazdo II – Niewidzialna Królowa Janko5 16 Przez jakiś standardowy kwadrans ogólny wygląd ulic gniazda Saras nie uległ zmianie. Nadal mijali długie rzędy tragarzy killickich, idących z naprzeciwka, kiszki grały im marsza, gdy czuli unoszący się w powietrzu zapach pieczonego nerfa, za- chwycali się perłowym połyskiem krętych tuneli-domostw - aby za chwilę zaparł im dech w piersi widok krystalicznego piękna niekończącego się rzędu fontann, źródełek i wodospadów, mijanych po drodze. Większość gniazd killickich, jakie znał Han, przyprawiała go o nieprzyjemny dreszcz na plecach i lekkie mdłości, ale tutaj czuł się dziwnie rześki i rozluźniony, mo- że nawet odmłodniały, jakby siedzenie na balkonie tunelu-domu i popijanie złocistej membrozji było najwspanialszym zajęciem w galaktyce. Zaczął się zastanawiać, co tym razem kombinują robale. Powoli ulice stawały się mniej rojne, za to pojawiło się coraz więcej pokrytych pianą Killików w kanale. Wielu z nich było już martwych i w zaawansowanym stadium rozkładu, ale niektórzy mieli jeszcze dość sił, aby podnosić głowy i błagać o skrócenie cierpień. Han poczuł, że miota się między pragnieniem ulżenia ich doli a obawą przed uczynieniem czegoś drastycznego. Nie mógł zrozumieć tej sytuacji. Na szczęście Luke zdołał znaleźć złoty środek - używał Mocy, aby pozbawić nieszczęsne istoty świado- mości. Wreszcie Leia przystanęła o jakieś dziesięć metrów od otwartej, bagnistej prze- strzeni. Ulica ciągnęła się dalej, wijąc się pomiędzy jaskrawymi kępami moczarowego kwiecia, ale jej powierzchnia była matowa i pienista, a wyloty najbliższych tuneli rów- nież pokrywała szara piana. Pośrodku równiny wznosił się potężny pałac ze szklanego filigranu; jego podstawa tonęła w bezkształtnej masie bąbli barwy popiołu, a dach zwieńczała plątanina perłowych wieżyczek, przeplatanych barwnymi wstęgami. - Powiedz, że to nie tu czeka na nas Raynar -jęknął Han. - Za żadne skarby nie wejdziemy... - Raynar Thul nie może tam czekać - dobiegł z najbliższego tunelu chrapliwy głos. - Powinieneś już pamiętać, kapitanie Solo, że Raynar Thul odszedł bardzo dawno temu. Han odwrócił się i ujrzał u wlotu tunelu imponującą sylwetkę Raynara Thula. Wy- soki mężczyzna o królewskiej postawie miał koszmarnie zniekształconą twarz, pozba- wioną uszu, włosów i nosa. Resztki skóry były błyszczące i twarde jak po oparzeniu. Raynar miał na sobie purpurowe spodnie i płaszcz ze szkarłatnego jedwabiu, a pod nim pancerz ze złotej chityny. - Chyba powoli się uczę - rzekł Han z uśmiechem. - Miło znów cię widzieć, Unu- Thul. Raynar wyszedł na ulicę. Jak zwykle towarzyszyła mu świta składająca się z Unu, mieszanej grupy Killików o różnych kształtach i wzroście. Zebrani z setek różnych gniazd, towarzyszyli Raynarowi, gdziekolwiek się udawał, i zachowywali się jak zbio- rowa Wola Kolonii. - Jesteśmy zaskoczeni, widząc tu ciebie i księżniczkę Leię. - Raynar nie wykonał żadnego gestu, aby ująć wyciągniętą dłoń Hana. - Nie wzywaliśmy was. Han zmarszczył brwi, ale nie cofnął ręki.
Troy Denning Janko5 17 - Hej, a co to znowu za historia? Chyba trochę nas uraziłeś, zwłaszcza że to my da- liśmy wam ten świat. Oczy Raynara pozostały chłodne. - Nie zapomnieliśmy. - Zamiast uścisnąć wyciągniętą rękę, potarł przedramieniem o przedramię Hana w killickim powitaniu. - Tego możecie być pewni. Raynar nie przerywał gestu powitania, a jego zbliznowaciała warga uniosła się w lekkim, ironicznym uśmieszku. - Nie ma się czego bać, kapitanie Solo. Nie zostaje się Dwumyślnym przez dotyk. - Nigdy tak nie myślałem. - Han cofnął ramię. - Ale tobie się to coś za bardzo po- doba. Raynar uśmiechnął się nieco szerzej, ale nadal wydawał się spięty. - To zawsze najbardziej się nam w tobie podobało, kapitanie Solo - rzekł. - Twoja odwaga. Zanim Han zdążył cokolwiek odpowiedzieć - albo spytać o szarą pianę zżerającą gniazdo Saras - Raynar odstąpił w bok, a Han poczuł, że jeden z Unu, dwumetrowy robak o głowie w czerwone plamki i pięciorgu niebieskich oczach, przygląda mu się uważnie. - Na co się tak gapisz? - zapytał Han. Owad trzasnął żuwaczkami centymetr od nosa Hana i zadudnił ostro. - Kolonia wyraźnie jest pod wrażeniem pańskiej odwagi, kapitanie Solo - radośnie oznajmił Threepio. - Ona mówi, że wyglądasz albo jak najdzielniejszy człowiek w ga- laktyce... albo najgłupszy. Han zmarszczył brwi. - A co to ma znaczyć? Killiczka odwróciła wzrok i minęła go, prowadząc resztę Unu w stronę Raynara i Skywalkerów. Han skinął na oba roboty, aby podeszły bliżej, i przepchnął się przez cicho mamroczący tłum do Saby i Leii. - Nie podoba mi się ten szum - mruknął Leii do ucha. - Czuję się, jakby nas w coś wrabiali. Leia skinęła głową ale nie odwracała wzroku od centralnego punktu zgromadze- nia, gdzie Raynar wymieniał właśnie powitania ze Skywalkerami. - ...przepraszamy, że przyjmujemy was na ulicy - tłumaczył Luke'owi - ale Pałac Ogrodów, który zbudowaliśmy, by was przywitać, został... - obejrzał się w kierunku moczarów - ...zniszczony. - Nie ma za co przepraszać - odparł Luke. - Miło nam widzieć cię zawsze i wszę- dzie. - To dobrze. - Raynar gestem wskazał im drogę, prowadząc ich na mały dziedzi- niec o kilka metrów od bagna. - Porozmawiamy w Kręgu Spoczynku. W głowie Hana odezwały się wszystkie dzwonki alarmowe. - A nie powinniśmy pójść w jakieś bezpieczniejsze miejsce? - zapytał. - Dalej od tej piany? Raynar obejrzał się na Hana i zmrużył oczy. - A niby dlaczego, kapitanie Solo? Mroczne Gniazdo II – Niewidzialna Królowa Janko5 18 - Żartujesz sobie? - zdziwił się Han. -A dlaczego nie? Widziałem, co powoduje ta piana. - Doprawdy? - zapytał Raynar. Han poczuł, że ćmi mu się przed oczami, a pole widzenia zawęża się do zimnych, niebieskich czeluści oczu Raynara. - Powiedz nam. Han się skrzywił. - Co ty sobie myślisz? - warknął. - Nie próbuj tej zabawy z Mocą... - Nagle poczuł wzbierający w piersi mroczny ciężar i słowa popłynęły strumieniem bez udziału jego woli. - Przed naszym hangarem był robak, pokryty szarą pianą. Rozpływał się w oczach, a teraz widzę, że to samo dzieje się z... - Czekaj! - gdzieś z przodu dobiegł go głos Leii. - Raynarze, myślisz, że my wie- my coś na temat tego „fizza"? - To właśnie ty i kapitan Solo daliście nam ten świat - rzekł Raynar. - A teraz wiemy też dlaczego. - Nie podoba mi się to, co mówisz. - Han wciąż widział jedynie oczy Raynara. - Wyciągnęliśmy was z... ognia, który palił wam stopy na Qoribu i... - Ciężar w jego piersi stał się jeszcze bardziej nieznośny. Poczuł, że musi wrócić do poprzedniego te- matu. - Słuchaj, widzimy to po raz pierwszy. To chyba jakaś wasza choroba, którą tu sprowadziliście... aaaarggggh... Ciężar stał się miażdżący i Han upadł na kolana, a jego słowa zmieniły się w nie- wyraźny bełkot. - Przestań! - krzyknęła Leia. - To nie jest dobry sposób na uzyskanie pomocy! - Nie jesteśmy zainteresowani waszą pomocą księżniczko Leio - rzekł Raynar. - Widzieliśmy już, co z niej wynika. - Musiałeś przecież chcieć od nas czegoś - rzekł Luke. Hanowi wydawało się, że Luke stanął tuż przed nim. - Zadałeś sobie wiele trudu, aby nas tu zwabić. - Nie zwabiliśmy was tutaj, mistrzu Skywalkerze. - Niebieskie oczy Raynara po- wędrowały w bok. Ciężar w piersi Hana zelżał, pole widzenia wróciło do normy. - Unu odkryli, czemu Gorogowie usiłują zabić Marę. - Aprobują? - Ton Luke'a wyrażał raczej potrzebę usłyszenia wyjaśnień aniżeli za- skoczenie. Gorog było gniazdem-odpryskiem Killików, zwanym przez Jedi Mrocznym Gniazdem. Działało ono jak coś w rodzaju Podświadomości kolektywnego umysłu Kolonii. Jedi próbowali je zniszczyć w zeszłym roku, kiedy to Gorog przyspieszyło kryzys Qoribu poprzez skłonienie Raynara, aby zbudował kilka gniazd na granicy z Chissami. Stwierdzili jednak, że ponieśli klęskę, kiedy czarna membrozja z Mrocznego Gniazda zaczęła pojawiać się na wszystkich światach Sojuszu. - Słuchamy. - Najwyższy czas - odparł Raynar. - Opowiemy wam o spisku przeciwko Marze, kiedy wy opowiecie nam o fizzie. Odwrócił się i ruszył w kierunku Kręgu Spoczynku. Han wstał i poszedł za nim. - Powiedziałem już, nie wiemy nic na ten temat... a jeśli jeszcze raz spróbujesz ze mną tej sztuczki z ciężarem w piersi... Leia ujęła go za ramię. - Han...
Troy Denning Janko5 19 - ...to kupię sobie liniowiec - ciągnął Han - i zacznę prowadzić wycieczki kulinar- ne... Palce Leii wbiły się mocno w mięśnie Hana, zanim zdążył dopowiedzieć nieszczę- sne „z Kubindi". Spojrzał na nią groźnie, rozmasowując ramię. - Boli - warknął. Przez ostatni rok trenowała pod kierunkiem Saby i nawet bez użycia Mocy miała miażdżącą siłę w palcach. - Za co to? - Może jednak coś wiemy? - szepnęła. Han zmarszczył brwi. - Czemu tak myślisz? - Bo przecież mamy Cilghal i najnowocześniejsze laboratorium astrobiologiczne - wyjaśniła Leia. - Nawet jeśli nigdy przedtem nie widzieliśmy tego paskudztwa, praw- dopodobnie możemy się zorientować, co to takiego. Raynar przystanął w Kręgu Spoczynku i spojrzał na nich gniewnie. - Musimy wiedzieć to teraz. - Jego świta zaczęła klaskać i dudnić na cały głos. - Nie pozwolimy na żadną grę na zwłokę, księżniczko. - Nie podoba mi się sposób, w jaki się do nas zwracasz, Unu-Thul. - Z miejsca, gdzie stała, jakieś trzy metry od niego, Leia spojrzała mu twardo w oczy. - Nie zrobili- śmy nic, aby zasłużyć na taki ton. - Oszukaliście nas - upierał się Raynar. - Podstępem zmusiliście do opuszczenia Qoribu i przybycia tutaj. - Podstępem? - wybuchnął Han. - No nie, co za cholerna... - Przepraszam - wpadła mu w słowo Leia. -Ale jeśli tak uważa Kolonia, nie mamy o czym dyskutować. Odwróciła się i ruszyła ulicą w kierunku „Sokoła". Luke i pozostali Jedi poszli za nią instynktownie, Han również. Czuł, że ta wyprawa jest dla Leii czymś w rodzaju próby, zanim stanie się prawdziwą Jedi, i nie zamierzał jej zepsuć testu - niezależnie od tego, jak mocno pragnął osadzić tego robakofana na swoim miejscu. Z otoczenia Unu rozległo się pełne oburzenia dudnienie. - Stać! - wykrzyknął Raynar. Leia się nie zatrzymała, podobnie jak Han i cała reszta. - Zaczekajcie... - Tym razem Raynarowi udało się przybrać bardziej ugodowy ton. - Proszę. Leia przystanęła. - Takie dyskusje można prowadzić tylko w atmosferze zaufania, UnuThul - rzuciła przez ramię, a potem odwróciła się powoli, patrząc mu w twarz. - Myślisz, że to możli- we? Oczy Raynara zabłysły złowrogo, ale odpowiedział: - Oczywiście. - Gestem zaprosił ich z powrotem do Kręgu Spoczynku. - Możecie nam wierzyć. Leia przez chwilę udawała, że rozważa te słowa, ale Han wiedział, że to tylko gra. Oboje równie mocno jak Raynar chcieli tych rozmów, nie było też możliwości, aby Luke zechciał opuścić planetę, nie poznając szczegółów na temat wendety, jaką Mrocz- ne Gniazdo poprzysięgło Marze. Chociaż więc Raynar zachowywał się jak kompletny paranoik, musieli z nim rozmawiać. Mroczne Gniazdo II – Niewidzialna Królowa Janko5 20 Wreszcie Leia skinęła głową. - Niech będzie. Ruszyła z powrotem, a Raynar wraz z Unu zaprosił ich gestem, żeby przeszli da- lej. Krąg Spoczynku był właściwie dziedzińcem z fontanną ograniczonym czterema owalnymi monolitami, ustawionymi w półkole, którego otwarta część zwrócona była na Pałac Ogrodów. Wszystkie cztery głazy oblewały strumienie wody, a z wnętrza każde- go spoglądał hologram mrugającego, uśmiechniętego dziecka Dwumyślnych lub roz- kosznej larwy killickiej. Han stwierdził, że dziwnie go to miejsce uspokaja... a jedno- cześnie przyprawia o lekki dreszcz. Dołączyli do Raynara pośrodku półkola, gdzie C-3PO natychmiast zaczął się skar- żyć na delikatną mgłę, która opadała na nich ze wszystkich stron. Han uciszył go groź- nym szeptem, ale sam też z trudem powstrzymał się od skargi, kiedy owady Unu zaczę- ły tłoczyć się wokół nich. - Może powinnam zacząć od wyjaśnienia, dlaczego Han i ja znaleźliśmy się tutaj - odezwała się Leia. Popatrzyła najpierw na Raynara, a potem na jego świtę. - Jeśli to odpowiada tobie i Unu. Owady zaklaskały na znak zgody, a Raynar potwierdził: - Zgadzamy się. Uśmiech Leii, choć uprzejmy, nadal był wymuszony. - Jak zapewne wiecie, kiedy odkryliśmy wraz z Hanem te światy w Mgławicy Utegetu, początkowo zamierzaliśmy przekazać je uchodźcom, którzy wciąż szukają dla siebie planet po wojnie z Yuuzhan Vongami. - Słyszeliśmy o tym - zgodził się Raynar. - Prezydent Omas zachęcił nas, abyśmy przekazali te planety Kolonii, by uniknąć wojny między wami a Chissami - ciągnęła Leia. - W zamian za to obiecał znaleźć nowy świat dla rasy, którą mieliśmy zamiar osadzić tutaj, to znaczy dla Ithorian. Spojrzenie Raynara powędrowało nad bagnem, w stronę, gdzie szara piana mozol- nie wspinała się po ścianach Pałacu Ogrodów. - Nie dostrzegamy związku z nami. - Umowa ta przedostała się do wiadomości publicznej w Sojuszu Galaktycznym - wyjaśniła Leia. - Ludzie teraz obwiniają nas i Ithorian za problemy, jakie sprawiają wasze gniazda w Mgławicy Utegetu. Raynar zerknął szybko na Leię. - Jakie problemy? - Nie udawaj, że nie wiesz. - Han nie mógł już dłużej powstrzymywać gniewu. - Piraci, których przyjmujecie, napadają na statki Sojuszu, a czarna membrozja, którą przemycacie, pożera dusze całych ras obywateli. Raynar potarł spalone czoło. - Kolonia zabija piratów, nie udziela im schronienia - rzekł. - A także, jak zapewne wiesz, kapitanie Solo, membrozja jest złota, a nie czarna. Wypiłeś jej na Jwlio z pew- nością dość, aby o tym pamiętać.
Troy Denning Janko5 21 - Membrozja Mrocznego Gniazda była ciemna - zauważył Luke. - Wywiad Soju- szu przechwycił dziesiątki piratów, którzy potwierdzają że ich statki mają bazę w Mgławicy Utegetu. Z gardzieli Unu wydobyło się groźne dudnienie i Raynar zwrócił na Luke'a płoną- ce niebieskie oczy. - Piraci kłamią mistrzu Skywalkerze. A wy zniszczyliście Mroczne Gniazdo na Kr. - Więc dlaczego mówiłeś o nim w czasie teraźniejszym? - zapytała Saba. - Skoro wciąż poluje na Marę, to widać nie zostało zniszczone. - Fakt, trochę przesadziliśmy - przyznał Raynar. - Zniszczyliście większość gniaz- da na Kr, a to, co zostało, nie zaopatrzyłoby w czarną membrozję nawet jednego li- niowca... a co dopiero całe światy. - Więc skąd się to wszystko bierze? - zapytała Leia. - Wy nam to powiedzcie - zaproponował Raynar. - Sojusz Galaktyczny ma dość sprytnych biochemików, żeby zsyntetyzować czarną membrozję. Zacznijcie od nich. - Syntetyczna membrozja? - powtórzył Han. Miał wrażenie, że już kiedyś słyszał podobną rozmowę. Pojęcie prawdy w Kolonii było w najlepszym wypadku płynne, a jej szczególny przywódca był również niewiary- godnie uparty. W zeszłym roku Raynar musiał dosłownie dostać w twarz ciałem Goro- ga, żeby w ogóle uwierzyć w istnienie Mrocznego Gniazda. Równie trudno było prze- konać go, że Mroczne Gniazdo stworzyli ci sami Mroczni Jedi, którzy porwali go z „Baanu Raas" w czasie wojny z Yuuzhan Vongami. Teraz Han miał wszelkie podsta- wy, aby sądzić, że jeszcze trudniej będzie go przekonać, iż gniazda Utegetu zachowują się niewłaściwie. Han spojrzał na Luke'a. - Widzisz, o tym nie pomyśleliśmy. Syntetyczna membrozja. Trzeba to sprawdzić. - No właśnie. - Wyraz twarzy Luke'a mógłby być odrobinę bardziej przekonujący. - Jak tylko wrócimy. - W porządku. - Han spojrzał znów na Raynara. - A skoro jesteś taki pewien, że gniazda Utegetu nie robią nic złego, nie powinieneś mieć oporów, aby przekazać nam rejestr legalnej wymiany z Sojuszem Galaktycznym. Pomogłoby to w rozwiązaniu pro- blemu piratów. Oczy Raynara zabłysły znowu. - Mówimy prawdę, kapitanie Solo... Całą prawdę. - Jedi to rozumieją- odparła Mara. -Ale Sojusz Galaktyczny trzeba przekonać. A prezydent Omas chce cię do tego zachęcić - dodała Leia. - Kiedy tylko przekona się, że gniazda Utegetu nie popierają tego procederu, zamierza zaofiarować wam umo- wę handlową, co będzie dla was oznaczać poszerzenie rynku eksportowego i obniżenie kosztów importu. - A przy okazji regulacje i ograniczenia - przypomniał Raynar. - A Kolonia będzie odpowiedzialna za ich wyegzekwowanie. - Tylko tych, na które się zgodzicie - zapewniła Leia. - To jeszcze daleko od spro- wadzenia Kolonii do... Mroczne Gniazdo II – Niewidzialna Królowa Janko5 22 - Kolonii nie interesują przepisy Sojuszu. - Raynar zademonstrował, że rozmowa jest zakończona, odwracając się plecami do Hana i Leii, a podchodząc bliżej do Luke'a i Mary. - Zaprosiliśmy tutaj mistrzów Skywalkerów, aby przedyskutować to, czego Unu dowiedzieli się o zemście planowanej przez Mroczne Gniazdo. Leia udała, że nie zauważyła aluzji. - Dziwne, że tak dobrze pamiętasz o zemście - stwierdziła, zwracając się do ple- ców Raynara - a nie wiesz, co tak naprawdę dzieje się tu, wewnątrz mgławicy. - O czym ty mówisz? - rzucił Raynar przez ramię. - Wiesz, o czym mówi - wtrącił Han. - Mroczne Gniazdo już raz cię oszukało... Powietrze zrobiło się duszne od killickich feromonów, a Raynar gwałtownie zwró- cił się do Hana: - To nie nas oszukują teraz! - Spojrzał na Leię i dodał: - I udowodnimy to. - Bardzo proszę. Ton głosu Leii sugerował, że myśli ona dokładnie to samo, co Han. Na pewno była przekonana, że to właśnie Raynara i Unu oszukiwano. Raynar uśmieszkiem skwitował ich wątpliwości. Spojrzał na Marę. - Czy kiedy byłaś Ręką Imperatora, spotkałaś kiedykolwiek kogoś nazwiskiem Daxar Ies? - Gdzie... - Głos Mary załamał się lekko; urwała, żeby przełknąć ślinę. - Skąd znasz to nazwisko? - Jego żona i córka wróciły do domu wcześniej, niż zamierzały. - Głos Raynara nabrał oskarżycielskich tonów. - Zastały cię, jak przeszukiwałaś jego biuro. Mara zmrużyła oczy i zrobiła wszystko, by zachować pozory opanowania. - Wiedziało o tym tylko troje ludzi. - Dwoje z nich stało się Dwumyślnymi. Luke dotknął ramienia Mary, żeby ją uspokoić. Nawet Han czuł, że kobieta jest autentycznie wstrząśnięta. - Dobra - odezwał się głośno. - Co się tu dzieje? - Daxar Ies był... - Dłoń Mary wysunęła się z ręki Luke'a. Z wielkim trudem zdoła- ła spojrzeć w twarze Hana i Leii. - Był... celem. - Jednym z celów Palpatine'a? - zapytała Leia. Mara posępnie skinęła głową. Nie lubiła wspominać swojej przeszłości, z czasów, kiedy była jednym ze „specjalnych asystentów" Palpatine'a. - Było to chyba jedyne zadanie, jakie kiedykolwiek spaliłam. - Nie nazwalibyśmy tego „spaleniem" - sprzeciwił się Raynar. - Wyeliminowałaś cel. - Ale to była tylko część zadania. - Mara patrzyła teraz wprost na niego błyszczą- cymi gniewnie oczami. -Nie odzyskałam listy... i pozostawiłam świadków. - Pozwoliłaś żyć Bedzie Ies i jej córce - odgadł Raynar. - Kazałaś im zniknąć na zawsze. - To prawda - odparła Mara. - O ile wiem, nic im się nie stało. - Były dobrze chronione - zapewnił Raynar. - Gorogowie już się tym zajęli.
Troy Denning Janko5 23 - Czekaj no - wtrącił Han. - Chcesz powiedzieć, że te dwie Ies przyłączyły się do Mrocznego Gniazda? - Nie - sprostował Raynar. - Chcę powiedzieć, że to one je stworzyły. Han skrzywił się, a oczy Leii zabłysły niespokojnie. - Wydawało nam się, że wiemy, w jaki sposób powstało Mroczne Gniazdo - ode- zwała się. - Myśleliśmy, że Gorogowie zdegenerowali się, kiedy wchłonęli zbyt wielu chissańskich Dwumyślnych. - Myliliśmy się - wyjaśnił Raynar. Han poczuł, że naprawdę ogarnia go przerażenie. Aby umożliwić pokój pomiędzy Kolonią a Chissami, Leia była zmuszona nagiąć prawdę. Wymyśliła więc taką wersję powstania Mrocznego Gniazda, która utrzymałaby Killików z dala od Chissów. Kolo- nia chętnie przyjęła tę opowieść, ponieważ łatwiej było im uwierzyć w nią aniżeli w to, że jedno z ich własnych gniazd mogło być odpowiedzialne za straszliwe czyny, jakich dopuścili się Gorogowie. Jeśli Raynar i Unu wymyślili jakąś nową wersję, powodem mogła być jedynie kolejna próba ekspansji w kierunku terytorium Chissów. - Zaraz, zaraz - zaoponował Han. - Już to przerabialiśmy. - Mamy nowe informacje - upierał się Raynar. Spojrzał znów na Marę. - Mara Ja- de powiedziała Bedzie Ies i jej córce, że mają zniknąć i to tak, żeby nikt ich nie odna- lazł. Uciekły więc w Nieznane Rejony i ukryły się u Gorogów, zanim ci stali się Mrocznym Gniazdem. - Przykro mi, nie kupujemy tej historii - zdenerwował się Han. - Powinieneś był powiedzieć o tych Ies w zeszłym roku. - W zeszłym roku nic o nich nie wiedzieliśmy - wyjaśnił Raynar. - Szkoda - prychnął Han. - Musicie wymyślić... - Han, sądzę, że oni tego nie wymyślili - wtrąciła Mara. - Wiedzą zbyt wiele o tym, co się zdarzyło... przynajmniej jeśli chodzi o te kobiety. - No dobrze, więc co z tego, jeśli nawet te dwie stały się Dwumyślnymi? - zaprote- stował Han. Zaczynał się już zastanawiać, po czyjej stronie stoi Mara. - To jeszcze nie znaczy, że stworzyły Mroczne Gniazdo. Mogły wejść w jakiekolwiek inne, a Kolonia i tak wiedziałaby dość, aby stworzyć tę historię. Nie stworzyliśmy tej historii, to prawda - zapewnił Raynar. - Kiedy Beda i Eremay stały się Dwumyślnymi, Gorogowie wchłonęli ich strach. Całe gniazdo ukryło się i stało Mrocznym Gniazdem. Han chciał zaprotestować, ale Leia ujęła go za ramię. - Han, to może być prawda - powiedziała. - Mam na myśli tę prawdziwą prawdę. Musimy tego wysłuchać. - Tak - zgodziła się Saba. - Dla Mary. Han spuścił głowę z rezygnacją. - Niech to... - Nie powinieneś czuć się z tym źle, kapitanie Solo - pocieszył go Raynar. - Wie- rzymy w tę prawdę już od jakiegoś czasu. Nic, co powiesz, nie podważy naszej wiary. - O, dzięki wielkie - burknął Solo. - To prawdziwa pociecha. W oczach Raynara pojawił się błysk humoru. Znów zwrócił się do Mary. Mroczne Gniazdo II – Niewidzialna Królowa Janko5 24 - Jesteśmy pewni, że sama domyślasz się reszty - rzekł. - Gorogowie rozpoznali cię przy miejscu Katastrofy w zeszłym roku... - ...i pomyśleli, że zamierzam odzyskać listę - dokończyła Mara. - Więc zaatako- wali pierwsi. Raynar pokręcił głową. - Chcielibyśmy, aby było to aż tak proste - rzekł. - Gorogowie pragnęli zemsty. Gorogowie wciąż pragną zemsty... na tobie. - To oczywiste. - Mara nawet nie mrugnęła. - Zabiłam męża Bedy i ojca Eremay, a obie skazałam na wygnanie. Naturalne, że chcą mnie zabić. - Chcą, żebyś cierpiała - poprawił Raynar. - A dopiero potem zamierzają cię zabić. - A więc sprowadziłeś Marę i Luke'a cały ten szmat drogi tylko po to, żeby im o tym powiedzieć? - zawołał Han. Z wyrazu twarzy Jedi, a przynajmniej ludzi, wniosko- wał, że wszyscy są przekonani, iż Raynar mówi prawdę. Hanowi jednak coś tu śmier- działo, a zauważył to już w chwili, kiedy postawił stopę na planecie. - Nie mogliście wysłać nam wiadomości? - Mogliśmy. - Raynar przez moment przyglądał się Luke'owi, po czym odwrócił wzrok i znów popatrzył przez moczary na pokryty pianą Pałac Ogrodów. - Chcieliśmy jednak, aby mistrz Skywalker zrozumiał trudną sytuację, w jakiej się znajdujemy - Więc o to chodziło... - Luke podążył wzrokiem za spojrzeniem Raynara, a na je- go twarzy pojawił się taki sam gniew, jaki wzbierał w piersi Hana. - Czyżby Wola Unu nie była dość silna, aby zmienić uczucia Gorogów? - Przykro mi, mistrzu Skywalkerze, ale jeszcze nie. - Raynar oderwał wzrok od Pa- łacu Ogrodów i chłodno spojrzał na Luke'a. - Może później, kiedy powstrzymamy fizz i będziemy mniej zaabsorbowani własnymi problemami.
Troy Denning Janko5 25 R O Z D Z I A Ł 2 Wnętrze hangaru pachniało drewnem hamogoni i cieczą uszczelniającą, a powie- trze wypełniał szczęk i pomruki killickich robotników - głównie tragarzy i ekip serwi- sowych - miotających się od jednego zadania do drugiego. „Sokół" stał jakieś sto me- trów od wejścia. W opalizującym świetle wydawał się podejrzanie czysty, ale bezpo- średnio nad nim rozlewała się jedna z szarych plam, które zaczęły zjadać mleczne wnę- trze hangaru. Luke ruszył pierwszy i użył Mocy, aby łagodnie utorować sobie drogę pomiędzy pochłoniętymi pracą owadami. Jego towarzysze nie zamierzali właściwie uciekać, ale woleli wystartować, zanim Raynar będzie miał czas przemyśleć umowę, którą wynego- cjowali z Leią, kiedy przedstawił ukryte groźby pod adresem Mary... a także zanim plamy na suficie staną się tą samą szarą pianą, która pokrywała zewnętrzną część han- garu. - Zdaje się, że nie tylko my się spieszymy, aby opuścić ten ul pełen robactwa - rzekł Han, doganiając Luke'a. - Ten fizz musi działać nawet szybciej, niż się wydaje. - Ona tak nie uważa - odezwała się Saba. W dłoniach trzymała szczelny słój próż- niowy, zawierający próbkę szarej piany wielkości kciuka. - Jeśli jest tak szybki, czemu mieliby czekać, aż załadują ich statki? - Widzę, że nie miałaś wiele do czynienia z przemytnikami - oznajmił Luke. - Oni nigdy nie wyjeżdżają bez ładunku. Rampa opadła i wierni ochroniarze Leii - Meewalha i Cakhmaim - pojawili się na jej szczycie, uzbrojeni w miotacze samopowtarzalne T-21. - Co za ulga! - Threepio z brzękiem wyprzedził pozostałych i wszedł na rampę. - Nie mogę się doczekać, kiedy wejdę do sterylizatora. Obwody mnie swędzą na samo wspomnienie tego fizza. Przepraszam, Threepio, ale potrzebujemy z Hanem ciebie i Artoo do tłumaczenia i wyszukiwania prawidłowości w atakach piany. - Luke zatrzymał się u stóp rampy i obejrzał na Hana i Leię. - Jeśli można, oczywiście - dodał. - Nie ma problemu - odparł Han. Podszedł bliżej i szepnął tak cicho, że Luke led- wie go słyszał: - Czekamy tylko, aż rampa zacznie się podnosić, i wskakujemy. Leia może uruchomić silniki repulsorowe z zimnego startu, a potem... Mroczne Gniazdo II – Niewidzialna Królowa Janko5 26 - Han, daliśmy Raynarowi słowo... - Tak, pamiętam. - Han nadal mówił szeptem. - Ale możemy to zrobić. Zanim się obejrzą... - Zostajemy - odezwał się Luke dość głośno, aby podsłuchiwacze, których wy- czuwał wokół, nie mieli problemu ze zrozumieniem jego słów. - Obietnica mistrza Jedi powinna coś znaczyć. Han spojrzał na tragarzy Saras, którzy ładowali kamień-morę, a w oczach pojawił mu się błysk zrozumienia. Każde z gniazd Killików posiadało wspólny umysł, więc jeśli choć jeden Saras był w zasięgu ich wzroku, wszyscy jego pobratymcy wiedzieli to samo, co on. A jeżeli wśród Unu był jakiś przedstawiciel gniazda Saras, Raynar także będzie dokładnie wiedział o każdym ich posunięciu i słowie. - Rozumiem - odrzekł Han. - Przecież nie chcemy oszukać UnuThula. Luke wzniósł oczy w górę. - Han, czy ty nie widzisz... Widząc, jak łatwo Alema Rar wpadła w sidła Mrocznego Gniazda w czasie kryzy- su na Qoribu, Luke postanowił dokonać poważnych rozliczeń sam ze sobą. Doszedł do wniosku, że Jedi ponieśli w wojnie z Yuuzhanami straty o wiele większe, niż się na pozór wydawało. Nie tylko stracili wielu spośród swych szeregów; przyjęli też bezli- tosną, relatywistyczną filozofię, która zabrała młodym rycerzom Jedi świadomość, kim są zatarła granicę pomiędzy dobrem i złem i sprawiła, że stali się bardziej podatni na złe wpływy. Dlatego Luke uznał, że należy odbudować poszanowanie zasad w zakonie Jedi, zademonstrować, że rycerz Jedi jest siłą dobra w galaktyce. - Jeśli teraz odlecimy, utrudni to bardzo rozwiązanie pozostałych problemów z Kolonią - ciągnął Luke. Nie chciał wciągać Hana w swoją krucjatę przeciwko zepsuciu wśród Jedi, ale Raynar zgodził się, aby Mara, Leia i pozostali odlecieli w spokoju, jeśli Luke i Han pozostaną na Wotebie do czasu, aż Jedi znajdą lekarstwo na fizz. - Musimy zapracować na zaufanie albo będziemy mieli na głowie jeszcze więcej piratów i czarnej membrozji. Han się skrzywił. - Luke, ty po prostu nie rozumiesz robali - odrzekł. - Zaufanie nie odgrywa u nich wielkiego znaczenia w widzeniu świata. - Kapitan Solo ma absolutną rację. - C-3PO zatrzymał się w połowie rampy. - Nie udało mi się zidentyfikować w żadnym z ich rodzimych języków słowa, które oznacza- łoby „zaufanie" czy „honor". Naprawdę mądrzej byłoby uciec. - Miło, że się tak starasz, Threepio - odezwała się Mara, stając u boku Luke'a. -Ale lepiej już zejdź na dół. Zostajemy. Robot niechętnie poczłapał w dół rampy, a Luke spojrzał na Marę. Wiedział, że wyczuwa jego niewypowiedziane plany tak samo, jak on świadom był jej niepokoju, ale miał też pewność, że tym razem lepiej sobie poradzi bez niej. - Maro, myślę... - Nie odlecę stąd bez ciebie, Luke. Leia dotknęła łokcia Mary.
Troy Denning Janko5 27 - Maro, Mroczne Gniazdo chce twojej śmierci. Jeśli pozostaniesz na Wotebie, Lu- ke i Han będą narażeni na niebezpieczeństwo tak samo jak ty. Oczy Mary zwęziły się gniewnie, ale opuściła głowę z westchnieniem. - Nie podoba mi się to - mruknęła. - Czuję się jak tchórz. - Tchórz? Mara Jade Skywalker? - parsknęła Saba. - Jesteś co najwyżej uparta. I naprawdę lepiej, żebyś stąd odjechała. To wszystko, co możesz zrobić dla mistrza Sky- walkera i Hana. - Jasne, ale zanim odjedziesz, muszę się dowiedzieć, kto to był Daxar Ies - wtrącił Han. - Nigdy o nim nie słyszałem. - Nie miałeś szans. Był jednym z prywatnych księgowych Palpatine'a - odpowie- działa Mara. - Wyprowadził z osobistego konta imperatora dwa miliardy kredytów i rozmieścił po bankach w całej galaktyce. Han gwizdnął. - Dzielny chłopak. - Raczej szalony - sprostowała Saba. - Sądził, że oszuka imperatora? Mara wzruszyła ramionami. - Zdziwiłabyś się, jak wielu ludzi w to wierzyło - odparła. - A Daxar Ies był dziw- nym człowiekiem. Miał tyle pieniędzy, a ja znalazłam go w nędznym mieszkanku na poziomie strefy cienia na Coruscant. Nie opuścił planety. - Może zgubił listę kont albo nie mógł się do niej dostać. - Może. - Mara wzruszyła ramionami. - Ale imperator miał inne zdanie. Ies wie- dział, gdzie było jedno z kont. Dokonał wypłaty i tak go namierzyłam. Mara nie pokazywała po sobie, jak bardzo nie lubi mówić o tym okresie swojego życia, ale Luke wyczuwał jej gniew, kiedy wspominała, jak Imperator manipulował jej zachowaniem... i jak zasmucało ją samo wspomnienie swoich ofiar. Objął ją przypomi- nając milcząco, że ta część jej życia dobiegła już końca, i pocałował delikatnie. - Wracaj do akademii - polecił. - Cilghal będzie cię potrzebowała na Ossusie, że- byś opowiedziała jej wszystko, co pamiętasz o fizzie. Han i ja poradzimy sobie. Mara wysunęła się z jego ramion i zmusiła się do uśmiechu. - Lepiej, żeby to była prawda, Skywalker. - Ona już tego dopilnuje. - Saba podała słój Marze. - Ona też zostaje. - O, nie - zaprotestował Han. - Robale pomyślą że coś kombinujesz. Raynar wy- brał mnie, żebym został z Lukiem, bo chyba uznał, że samotny mistrz Jedi będzie zbyt trudny do upilnowania. - Może dlatego, że wie o twoich niepokojach związanych z owadami - przypo- mniała Saba. - Jej bardzo się nie podoba takie zachowanie. Raynar zaczyna wykazywać skłonności do okrucieństwa. - Też mi się tak zdaje - powiedział Luke. Sięgnął w Moc, aby przekonać Barabel- kę, że powinna wsiąść do „Sokoła" wraz z resztą. -Ale Han ma rację, nie możemy po- zwolić, aby Killikowie nabrali co do nas podejrzeń. - Jak sobie życzysz, mistrzu Skywalkerze - odparła Saba. - To ty jesteś tutaj dłu- gozębym. Mroczne Gniazdo II – Niewidzialna Królowa Janko5 28 Wzięła słój próżniowy z rąk Mary, odwróciła się i ruszyła w górę rampy bez dal- szych komentarzy. U każdego innego gatunku takie zachowanie mogłoby oznaczać gniew lub urażone uczucia. U Barabelki oznaczało jedynie, że jest gotowa do drogi. Luke raz jeszcze ucałował Marę i odprowadził wzrokiem do samego wejścia. Han uścisnął Leię i pocałował ją po czym odstąpił ze sztucznie obojętną miną. - Uważaj na mój statek - poprosił. - Właśnie ustawiłem hipernapęd dokładnie tak, jak trzeba. Leia wzniosła oczy w górę. - Jasne, że tak - uspokoiła go, uśmiechnęła się smutno, pożegnała się z bratem i weszła na rampę. - Przyślę ci Cakhmaima z bagażami. - Proszę nie zapomnieć o moim zestawie czyszczącym - zawołał za nią Threepio. - Ta planeta jest niehigieniczna. Czuję się już zanieczyszczony. - A kto się czuje inaczej? - zapytał Han. Luke i Han przystanęli pod rampą, nie chcąc dać Killikom powodu do podejrzeń, że próbują uciec. Cakhmaim zszedł na dół z bagażami Hana i zestawem konserwacyj- nym C-3PO. Luke nie miał jeszcze wprawdzie czasu przedstawić Hanowi szczegółów swojego planu, ale miał wrażenie, że Solo sam się już domyślił. Zamierzał odnaleźć Mroczne Gniazdo, zorientować się, jak wielkim jest zagrożeniem dla Mary i Sojuszu Galaktycznego, a potem znaleźć sposób, aby rozprawić się z nim raz na zawsze. Jak tylko Cakhmaim odstawił bagaże, Leia podniosła rampę i włączyła sygnał startu. Luke, Han i roboty odsunęli się na bezpieczną odległość i obserwowali w mil- czeniu, jak „Sokół" wznosi się bez nich na pokładzie i prześlizguje ponad tłumem ro- botników. Zanim znikł w wylocie hangaru, zawisł na chwilę i zamigotał światłami w skomplikowanej sekwencji błysków. R2-D2 gwizdnął ze zdumieniem. - Nie sądziłem, że cię to może zdziwić - powiedział C-3PO. - Przecież wiesz, że się o nas martwią. - Co oni zasygnalizowali? - zapytał Luke. - Uważajcie na siebie - przetłumaczył Threepio. - I niech nic nie kapie na roboty. - Nie kapie...? - Han podniósł wzrok. - Hej, może lepiej wynośmy się stąd. Luke podążył spojrzeniem w tym samym kierunku i stwierdził, że szara plama na suficie zaczyna kipieć bąblami. Piana jeszcze się nie pojawiła, ale zagęszczenie pośrod- ku plamy sugerowało, że powierzchnia wkrótce się uaktywni. Luke miał już skierować się do wyjścia, kiedy zmysł wyczucia niebezpieczeństwa podniósł mu włosy na karku. Nie zaobserwował jednak żadnych niezwykłych zacho- wań wśród obecnych Killików - żadnego napięcia przed podjęciem decyzji, żadnej narastającej fali gniewu czy dławiącego strachu. Pozostał więc na miejscu, udając, że bada plamę na sklepieniu, i szerzej otworzył się na Moc. Zamiast rozszerzyć świadomość, tak jak miał to zazwyczaj robić, kiedy szukał niewidzialnych zagrożeń, czekał bez ruchu. Usiłował wyczuć nie tyle samo zagrożenie, ile zafalowania, jakie budzi ono w Mocy. Opracował tę technikę razem z siostrzeńcem Jacenem, aby wykrywać istoty, które mogą maskować swoją obecność w Mocy. - Hej, Luke... - Han zrobił już kilkanaście kroków w kierunku wyjścia i teraz stał pośrodku długiej kolumny tragarzy Saras. Owady wymijały go, przenosząc ładunek
Troy Denning Janko5 29 pięciometrowych kłód hamogoni do ładowni potężnego damoriańskiego frachtowca „SpaceBantha". - Idziesz? - Jeszcze nie - odparł Luke. -A może pójdziesz pierwszy i poszukasz jakiejś kwa- tery? Dołączę do ciebie za kilka minut. Han zmarszczył brwi i wzruszył ramionami. - Jak sobie chcesz. - Może Artoo i ja też powinniśmy pójść z kapitanem Solo. -C-3PO wyprzedził Hana już o dwa kroki. - Będzie z pewnością potrzebował tłumacza. Ale Artoo pozostał w tyle. Luke musiał mu wyjąć moduł motywatora, aby zacho- wać ukrytą część pamięci, która ujawniła się w zeszłym roku, i teraz mały robot sta- nowczo odmawiał rozstawania się ze swoim panem. Kiedy Han odszedł, Luke skupił się na swoich odczuciach. Odciął się od stuków i warkotów w gwarnym hangarze, od szalonego tempa pracy Killików i gorącego, cięż- kiego, nieco stęchłego powietrza, by czuć wyłącznie Moc, zanurzyć się w jej nurcie, pozwolić, aby jej fale omywały go z wszystkich stron. Już wkrótce wyczuł drgania, które zdawały się pochodzić znikąd, z pustki. Zauważył jedynie niejasny niepokój w Mocy, coś w rodzaju zimnej pustki. Luke zwrócił się ku tej pustce i stwierdził, że patrzy na barkę „Gallofree Star", która przechylała się na wygiętym wsporniku. Cienie pod jej podwoziem były tak głę- bokie i ciemne, że w pierwszej chwili trudno było mu odnaleźć źródło zafalowań, które wyczuwał, aż wreszcie spostrzegł parę oczu o migdałowym wykroju, wpatrzoną w niego z okolic rufy. Te zielono-żółte oczy spoglądały z błękitnej, szczupłej twarzy o wysokich kościach policzkowych i wąskim, cienkim nosie. Para grubych lekku spływa- ła z głowy Twi’lekanki, opadając na ramiona i plecy smukłego, kobiecego ciała. - Alema Rar! - Luke przesunął dłoń w pobliże rękojeści miecza świetlnego. - Cie- szę się, że przeżyłaś problemy na Kr. - „Problemy", mistrzu Skywalkerze? - Twi'lekanka wysunęła się ku światłu. - Nie- złe określenie. Ubrana była w kombinezon z killickiego jedwabiu, ciemnogranatowy i przylegają- cy niczym warstwa farby. Tkanina była półprzezroczysta, z wyjątkiem nieprzejrzystego trójkąta okrywającego opadający, zniekształcony bark nad bezwładnie zwisającym ramieniem. Poczucie zagrożenia osiadło lodowatym brzmieniem między łopatkami Luke'a, ale obie dłonie Twi’lekanki były widoczne i puste, a jedyną bronią jaką miała przy sobie, był nowy miecz świetlny, zwisający przy pasie na biodrach. Luke znów uspokoił umysł, szukając innego wyjaśnienia dla tych niezrozumiałych zawirowań w Mocy. - Zdenerwowany, mistrzu Skywalkerze? - Alema podeszła nieco bliżej i przyjrzała mu się wzrokiem nieruchomym jak u owada. - Nie ma potrzeby. Nie zamierzamy cię skrzywdzić. - Zrozumiesz, jeśli powiem, że ci nie wierzę? Wprawdzie Luke nie wyczuł dalszych źródeł zakłóceń w Mocy, ale rozejrzał się raz jeszcze, uważnie wpatrując się w najgłębsze cienie pod statkami, w kłębiące się roje Mroczne Gniazdo II – Niewidzialna Królowa Janko5 30 Killików, sześcioboczne celki magazynowe wzdłuż ścian i wszystkie miejsca, gdzie mógł się ukryć napastnik. Nic nie znalazł i znów spojrzał na Alemę. - Chyba nie przyszłaś tutaj prosić Jedi, żeby cię ze sobą zabrali? - Interesujący pomysł - odparła z uśmiechem, który kiedyś mógł ujść za zalotny, ale teraz wydawał się tylko twardy i wulgarny. - Ale nie. Luke był już teraz pewny, że Alema nie zamierza go atakować - przynajmniej fi- zycznie - i odsunął dłoń od miecza. Podszedł do niej i przystanął w odległości kilku kroków. - A więc co tu robisz? - Wiedząc, że ją to wytrąci z równowagi, Luke pozwolił so- bie zatrzymać znacząco wzrok na jej zniekształconym ramieniu. - Wpadłaś tak sobie, dać tylko znać, że obie z Lomi Pio żyjecie i macie się dobrze? Alema zaklaskała gardłowo i odparła: - Lomi Pio zginęła w Katastrofie. - Rozumiem, że razem z Welkiem? - Właśnie - odrzekła. Luke westchnął z rezygnacją. - Wracamy do punktu wyjścia, prawda? - Osobiście zabił Welka w czasie walk na Qoribu, w kilka chwil po tym, jak prawie pozbawił Alemę ramienia. Miał też pełne prawo uważać, że zjawa, która omal nie zabiła jego i Mary, była wszystkim, co pozo- stało z Lomi Pio. - Alemo, byłaś na Kr. Widziałaś Welka, zanim go zabiłem, i myślę, że to Lomi Pio ostatecznie wyciągnęła cię z gniazda. - Zabiłeś BedaGorog - odparła Alema. - Ona była Heroldem Nocy przed nami. - Osoba, którą zabiłem, była płci męskiej. - Luke podejrzewał, że sprawa jest z gó- ry przegrana. Mroczne Gniazdo z determinacją usiłowało ukrywać ocalenie Lomi Pio za zasłoną kłamstw i fałszywych wspomnień, a będąc rodzajem wspólnej Podświado- mości całej Kolonii, z wprawą manipulowało wspomnieniami zarówno Dwumyślnych, jak i Killików. - Miał miecz świetlny i umiał go używać. - BedaGorog była wrażliwa na Moc. - Na usta Alemy wypełzł paskudny uśmie- szek. - A o ile pamiętamy, nie miałeś okazji zajrzeć jej w spodnie, zanim ją zabiłeś. Luke pochylił głowę. - Alemo, rozczarowujesz mnie. - Odwzajemniam to uczucie, mistrzu Skywalkerze - odparła Alema. - Nie zapo- mnieliśmy rzezi na Kr. - Nie byłoby jej, gdybyś spełniła swój obowiązek jako Jedi. - Luke wyczuł skrada- jącą się ku niemu znajomą obecność, kryjącą się w cieniu rufy starej barki. Stwierdził, że to Han wrócił do hangaru, ale bez Threepia. - Ale pozwoliłaś, aby gniew cię osłabił i by Mroczne Gniazdo uzyskało przewagę. Nieruchome oczy Alemy przybrały żółtawy kolor chloru. - Nie oskarżaj nas o... - Oskarżam tego, kto jest winien. To mój obowiązek jako mistrza Rady Jedi... i mój przywilej! - Luke miał nadzieję, że przykuje uwagę Alemy na tyle mocno, żeby nie zauważyła skradającego się ku niej Hana. Zrobił dwa kroki i znalazł się w zasięgu mie- cza świetlnego Twi'lekanki. - Po raz ostatni żądam, abyś wróciła ze mną na Ossusa. Wiem, że trudno ci będzie spojrzeć w twarz tym, których zdradziłaś, ale...
Troy Denning Janko5 31 - Nie interesuje nas pokuta ani nic, co macie nam do zaoferowania, mistrzu Sky- walkerze. Jesteśmy tu z... Alema urwała w pół zdania i sięgnęła po miecz świetlny. Luke jednak już wyciągnął rękę i wezwał broń ku sobie, dosłownie zrywając pas z Alemy, która pozostała z pustą dłonią. Han strzelił jej w bok promieniem ogłuszają- cym. Alema osunęła się na kolana, ale nie upadła, więc Han strzelił raz jeszcze. Tym ra- zem Twi'lekanka upadła na twarz i leżała na podłodze hangaru, drgając i śliniąc się. Han wycelował znowu. - Wystarczy - zaoponował Luke. - Próbujesz ją zabić? - Jeśli mam być szczery, to tak. - Han skrzywił się, patrząc na przełącznik usta- wień na lufie miotacza, po czym przesunął go kciukiem w przeciwnym kierunku. - Przysiągłbym, że ustawiłem go na pełną moc. Luke pokręcił głową ze zgrozą po czym użył Mocy, aby odwrócić lufę miotacza od Alemy. - Czasem się zastanawiam, czy na pewno cię dobrze znam, Han. Ona jest bezbron- na. - Jest Jedi - zaprotestował Han. - Nigdy nie jest bezbronna. Mimo wszystko przełączył broń z powrotem na ogłuszanie i stanął za plecami Twi'lekanki z lufą skierowaną w jej głowę. Luke odpiął miecz świetlny od jej pasa i przykucnął obok niej na podłodze, czekając, aż oprzytomnieje - co nastąpiło niewiary- godnie szybko, nawet jak na Jedi. - Przepraszam za Hana - odezwał się Luke. - Jeszcze nie całkiem doszedł do siebie po tym, co zrobiłaś jego „Sokołowi". Alema uchyliła jedną powiekę. - Zawsze długo chował urazy. Z trudem zogniskowała wzrok na Luke'u i dodała: - Ale może powinieneś mu coś wyjaśnić. Nie jesteśmy na twojej łasce. W hangarze rozległ się potężny huk; to najbliżej stojące owady rzuciły swoje ła- dunki i ruszyły w kierunku gwiezdnej barki. - To ty jesteś w naszych rękach. Luke rytmicznie uderzał mieczem Alemy w dłoń. Próbował ochłonąć z frustracji, przypominając sobie, że Twi'lekanka nie była w pełni władz umysłowych, że nie umia- ła oddzielić swoich myśli od myśli Mrocznego Gniazda. Jednak Jaina i Zekk znajdowa- li się w podobnej sytuacji, a nie odwrócili się od Jedi. Różnica polegała na tym, że oni próbowali się bronić. Wreszcie Luke wsunął miecz świetlny Alemy za pas i wstał. - Mogłaś się opierać - przypomniał. - Może jeszcze potrafisz. Jaina i Zekk stali się Dwumyślnymi, lecz pozostali wierni swojej misji. - Zanadto ufasz innym, mistrzu Skywalkerze. - Alema podparła się zdrowym ra- mieniem o podłogę i wstała z trudem. - To zawsze było twoją słabością... a wkrótce stanie się twoją klęską. Mroczne Gniazdo II – Niewidzialna Królowa Janko5 32 Po plecach Luke'a przebiegł zimny dreszcz. Wyczuwał zagrożenie. Z trudem się powstrzymał, aby nie spytać Alemy, co ma na myśli. Już wiedział, co było powodem jej pojawienia się w hangarze. Próbowała schwytać go w pułapkę, wciągnąć w jakiś mroczny, kręty labirynt, gdzie zgubiłby się wkrótce, podobnie jak ona. Niestety, Han nie miał wyczucia zagrożenia. Cóż, nie był Jedi. - Zanadto ufa? A to co ma znaczyć? Jeśli coś chcecie zrobić Jainie... Alema obejrzała się przez ramię na Hana i skrzywiła się na widok miotacza wciąż wycelowanego w jej plecy. - Nie chcieliśmy cię niepokoić, Han. Jaina i Zekk mają się dobrze, o ile wiemy. - Znów spojrzała na Luke'a. - Mówiliśmy o Marze. To ona była nieuczciwa wobec mi- strza Skywalkera. - Wątpię w to, naprawdę. - Luke już wiedział, co Mroczne Gniazdo próbowało osiągnąć, choć trudno mu było uwierzyć, że jest na tyle głupie, aby tego próbować. Nikt nie zdoła wbić klina pomiędzy niego a Marę. - A nawet gdyby to miała być praw- da, nie ceniłbym bardziej słowa Mrocznego Gniazda niż słowo mistrza Jedi. - Mamy dowód - powiedziała Alema. - Bardzo w to wątpię. - Han spojrzał na jej obcisły kombinezon. - Nie miałabyś gdzie go włożyć. Cieszę się, że nie jesteś za stary, aby to zauważyć - odparła. - Dziękuję. - To nie był komplement. Alema obdarzyła Hana uśmiechem porozumiewawczym, ale szczerym. - Ależ był - zapewniła. Znowu zwróciła się do Luke'a i spojrzała na R2-D2. - Mo- że powinniśmy byli powiedzieć, że to ty masz dowód. Luke pokręcił głową. - Nie wydaje mi się. Jeśli tylko tyle masz do powiedzenia... - Daxar Ies nie był księgowym imperatora - przerwała. - Był projektantem mó- zgów robotów. - Znów spojrzała na Artoo. - Zaprojektował Intellex Cztery, jeśli chcesz wiedzieć. Luke przypomniał sobie okres sprzed roku, kiedy odkrył zabroniony sektor w pa- mięci głębokiej rezerwy R2-D2. Usiłował sobie przypomnieć, ile z tych wydarzeń mo- gła poznać Alema, zanim opuściła akademię. - Niezła próba. - Han najwyraźniej również dostrzegł spojrzenie Twi'lekanki w kierunku robota. -Ale my się nie damy nabrać. Słyszałaś po prostu od kogoś, że Luke szuka informacji na temat projektantów Intellex Cztery... Han, ona nie mogła tego usłyszeć - wszedł mu w słowo Luke. - Wtedy już jej nie było. Siedzieliśmy w kontroli lotów, kiedy Ghent opowiadał nam o jego zniknięciu, pamiętasz? - To nie oznacza, że nie założyła pluskiew, gdzie się da - zauważył Han. - Nie zrobiliśmy tego... jak z pewnością przekonały was wielokrotne kontrole bez- pieczeństwa. - Alema nie spuszczała wzroku z Luke'a. - Chcesz się dowiedzieć czegoś więcej o swojej matce czy nie? Luke i Leia od dawna wiedzieli, że kobieta w zapisach, które chronił R2-D2 - Padme - mogła być ich matką ale teraz, kiedy Luke usłyszał to z ust Alemy, poczuł, jak
Troy Denning Janko5 33 ogarnia go szalona radość... choć wiedział, że Mroczne Gniazdo liczy właśnie na taką jego reakcję. Han był bardziej cyniczny. - A więc Anakin Skywalker robił holofilmy swojej dziewczynie... znam wielu fa- cetów, którzy się tak zabawiali. To jeszcze nie znaczy, że ona jest matką Luke'a. - Ale znaczy, że mogła nią być... i że możemy pomóc mistrzowi Skywalkerowi poznać prawdę. - Alema obrzuciła Luke'a sardonicznym spojrzeniem. - Chyba że wo- lisz nie wiedzieć, że Mara cię oszukała. Daxar Ies nie był księgowym. Był osobą która mogłaby pomóc ci rozwikłać sekret przeszłości twojej matki. - Niezła historyjka - podsumował Han. - Wszystko całkiem nieźle do siebie pasuje, dopóki nie dojdzie się do miejsca, że to Daxar Ies jest projektantem Intellex Cztery. Po co Imperator miałby zabijać swojego najlepszego projektanta mózgów robotów? Twarz Alemy przybrała enigmatyczny, pusty wyraz. - Kto to wie? Może chciał się zemścić, a może tylko próbował powstrzymać go przed przejściem na stronę Republiki. Oczywiście, nie jest to tak ważne jak powód, dla którego Mara skłamała ci, kim był. - Wysłuchałem cię. - Wypowiadając te słowa, Luke czuł się otumaniony i pusty w środku, jakby zdradzał Marę, słuchając słów Twi'lekanki. - Na razie. Alema pogroziła mu palcem. - Najpierw nasze żądania. - Wystarczy tego dobrego - rzekł Han i przesunął przełącznik miotacza na pełną moc. - Mam dość tych gierek. Zaraz ją po prostu rozwalę. Spojrzenie Alemy automatycznie powędrowało ku Luke'owi. Luke wzruszył ra- mionami i zszedł z linii ognia. - Cóż, skoro musisz... - Proszę bardzo - sarkastycznie prychnęła Alema. Poruszyła palcem i przełącznik na miotaczu Hana sam przesunął się w pozycję ogłuszania. - Gdybyś rzeczywiście chciał mnie zastrzelić, nie stałbyś tutaj, dyskutując. - Masz rację - odparł Han, przełączając miotacz z powrotem na pełną moc. - Ko- niec dys... - Może będziecie bardziej skłonni wysłuchać nas, kiedy udowodnimy, że możemy dostać się do zapisów - powiedziała Alema do Luke'a. Gestem wskazała R2-D2. - Mo- żemy? Luke dał Hanowi znak, aby zaczekał. - Co niby możesz? - Wyświetlić jeden z hologramów, oczywiście - stwierdziła Alema. Skoro jednak Luke nie powiedział od razu, że się zgadza, podniosła wzrok i dodała: - Gdybyśmy chcieli go uszkodzić, mistrzu Skywalkerze, już dawno zalalibyśmy go pianą. Luke spojrzał na rosnący bąbel na suficie i odetchnął z ulgą. Przynajmniej w tej kwestii Alema mówiła prawdę. O wiele łatwiej byłoby, używając Mocy, zrzucić na nich trochę tej szarej piany. Skinął głową i się odsunął. Mroczne Gniazdo II – Niewidzialna Królowa Janko5 34 Widząc zbliżającą się Twi'lekankę, R2-D2 wydał przerażony skrzek i zaczął się cofać tak szybko, jak mu na to pozwalały małe kółka. Alema po prostu użyła Mocy i przeniosła go z powrotem. - Artoo, pokaż nam... - Urwała i spojrzała na Luke'a. - Co chcesz zobaczyć? Serce Luke'a mocno zabiło. Obawiał się z jednej strony, że przechwałki Alemy okażą się próżne - z drugiej liczył na to, że nie. Z całego serca pragnął znaleźć taki sposób na odzyskanie danych, który nie wymagałby przeprogramowania całej osobo- wości R2-D2, ale jednocześnie doskonale się orientował, że Mroczne Gniazdo próbuje go zmanipulować. Tyle że nie bardzo wiedział jak. - Twój wybór - powiedział. Alema wydała z siebie serię gardłowych kliknięć. - Hm... a co my chcielibyśmy wiedzieć, gdybyśmy zostali wychowani bez matki? - mruknęła. - Spojrzała na piszczącego, błyskającego światłami robota, którego utrzy- mywała przed sobą w powietrzu. - Mamy pewien pomysł. Artoo, poszukajmy czegoś, co potwierdzi tożsamość rodziców mistrza Skywalkera. R2-D2 zagwizdał odmownie w sposób tak znajomy, że Luke nawet nie potrzebo- wał tłumaczenia; wiedział, że robot twierdzi, iż nie ma pojęcia o takich danych. - Nie bądź wredny, Artoo - skarciła go Alema. - Mamy twój kod ominięcia zabez- pieczeń plików: Ray-Ray-zero-zero-siedem-zero-pięć-pięć-pięć-Trill-Jenth-siedem. - Hej, zaraz! - zawołał Han. - To brzmi jak... - Tak, to numer konta - odparła Alema. - Eremay była dość szczególną osobą... le- dwie wiedziała, jak ma na imię, ale nie zapominała żadnej listy liczb czy liter. Artoo wyprodukował pokorny tryl, po czym uruchomił holo-projektor. Przed robotem pojawił się wizerunek pięknej, ciemnowłosej i ciemnookiej kobiety - Padme. Szła w powietrzu na tle czegoś, co wydawało się ścianą apartamentu. Po chwili w ramach obrazu pojawiły się plecy młodego mężczyzny. Siedział na kozetce, pochylony nad czymś, czego nie było widać na hologramie. Młody człowiek odezwał się, nie podnosząc wzroku: - Wyczuwam coś znajomego. - Był to głos ojca Luke'a, Anakina Skywalkera. - Obi-Wan był tutaj, prawda? Padme przystanęła. - Wpadł dzisiaj rano - powiedziała do pleców Anakina. - Czego chciał? Anakin odłożył pracę i się odwrócił. Wydawał się spięty, może nawet zirytowany. Padme przyglądała mu się przez chwilę. - Martwi się o ciebie - powiedziała wreszcie. - Opowiedziałaś mu o nas, prawda? Anakin wstał i Padme znów zaczęła krążyć. - To twój najlepszy przyjaciel, Anakinie - zauważyła. Przeszła przez jakieś drzwi i przed nią ukazał się narożnik łóżka. - Mówi, że jesteś pod wpływem silnego stresu. - A on nie? - Ostatnio często miewasz zły humor - powiedziała Padme. - Nie miewam. Padme obróciła się raptownie i spojrzała na niego.
Troy Denning Janko5 35 - Anakinie... nigdy więcej tego nie rób. Jej błagalny ton zdawał się roztapiać jego gniew. Odwrócił się, pokręcił głową i znikł. - Nie wiem - odezwał się spoza obrazu. - Czuję się zagubiony. - Zagubiony - Padme ruszyła w jego kierunku. - Zawsze jesteś taki pewny siebie. Nie rozumiem. Kiedy Anakin znów pojawił się w polu widzenia, odwracał wzrok, a jego ciało by- ło sztywne z napięcia. - Obi-Wan i Rada nie ufają mi - rzekł. - Ależ ufają ci całkowicie. - Padme ujęła go za ramię i przytuliła. - Obi-Wan kocha cię jak syna. Anakin pokręcił głową. - Coś się tu dzieje. - Wciąż na nią nie patrzył. - Jestem jednym z najpotężniejszych Jedi, ale nie czuję satysfakcji. Chcę czegoś więcej, choć wiem, że nie powinienem. - Jesteś tylko człowiekiem, Anakinie - odparła Padme. - Nikt nie oczekuje od cie- bie niczego więcej. Anakin milczał przez chwilę, wreszcie rozjaśnił się równie nagle, jak przed chwilą spochmurniał. Podszedł i położył dłoń na jej brzuchu. - Znalazłem sposób, aby cię ocalić. Padme zmarszczyła brwi, lekko speszona. - Ocalić mnie? - Od moich koszmarów - wyjaśnił. - I to cię tak martwi? - W głosie Padme zabrzmiała ulga. Anakin skinął głową. - Nie stracę cię, Padme. - A ja nie umrę przy porodzie, Anakinie. - Uśmiechnęła się radośnie. - Obiecuję ci. Anakin zachował powagę. - Nie, to ja ci obiecuję - rzekł. - Stanę się tak potężny moją nową wiedzą o Mocy, że będę w stanie uchronić cię przed śmiercią. Padme uważnie spojrzała w oczy Anakina. Spoważniała. - Nie potrzebujesz już więcej potęgi, Anakinie. Wiem, że możesz ochronić mnie przed wszystkim... taki, jaki jesteś. Te słowa wywołały uśmiech na twarzy Anakina - nie tyle uśmiech, ile blady, twardy uśmieszek, tajemniczy i pełen lęku. Kiedy się pocałowali, Luke odniósł wraże- nie, że ramiona jego ojca nie tyle przytulają ile raczej więżą ciało kobiety. Hologram dobiegł końca. R2-D2 wyłączył holoprojektor i wydał długi, zawodzący gwizd. - Nie musisz przepraszać, Artoo. - Alema nie spuszczała wzroku z Luke'a. - Plik, który wybrałeś, był doskonały... prawda, mistrzu Skywalkerze? - Dobrze zilustrował twoje słowa - zgodził się Luke. - Daj spokój - odparła Alema. - Potwierdził tożsamość twojej matki... tak jak obie- caliśmy. Jesteśmy pewni, że chciałbyś się dowiedzieć, co się z nią stało. - Skoro już o tym wspomniałaś, to tak - wtrącił się Han. - Jeden plik nie świadczy o niczym. Mroczne Gniazdo II – Niewidzialna Królowa Janko5 36 - Niezła próba. - Alema skrzywiła się, patrząc na Hana. - Ale dostaniecie tylko ma- łą cząstkę. I radzimy wam nie próbować otwierać pozostałych plików. Kod dostępu zmienia się przy każdym użyciu, a przy niewłaściwym kodzie plik zostaje zniszczony. Po zniszczeniu trzech plików cała kość ulegnie samozniszczeniu. - Byłoby to przykre, lecz nie katastrofalne - odparł Luke. Teraz właściwie nie miał już wątpliwości, że kobieta na hologramach rzeczywiście była jego matką ale posępna natura jego ojca pozostawiła w nim przykre uczucie odrazy... i lęku o kobietę. - Leia i ja dowiedzieliśmy się już wiele z zapisów Starej Republiki. Jesteśmy prawie przekona- ni, że kobieta na hologramach to Padme Amidala, dawna królowa, a później senator Naboo. - Czy te zapisy powiedziały wam, jak wyglądała, kiedy się uśmiechała? Jak brzmiał jej śmiech? Dlaczego porzuciła ciebie i twoją siostrę? - Alema wydęła wargi. - Daj spokój, mistrzu Skywalkerze. Prosimy jedynie, abyś pozostawił Gorog w spokoju. Zrób to, a co tydzień będziesz dostawał kolejny kod dostępu, który pozwoli ci napraw- dę poznać twoją matkę. Luke zaniemówił. Dlaczego Alema jest przekonana, że taki szantaż może jej się udać? Czy kiedykolwiek dał jej do zrozumienia, że jest człowiekiem pozbawionym zasad i samolubnym? - Zaskakujesz mnie, Alemo - powiedział. - Nie mógłbym przedłożyć osobistych interesów nad interesy Jedi i Mocy. Powinnaś to wiedzieć... nawet jeśli Gorogowie nie mają o tym pojęcia. - Musisz jednak pamiętać, że nie szukamy zwady - pospiesznie dodał Han. - Jeste- śmy tu przede wszystkim po to, aby pomóc zwalczyć fizza. Dopóki Mroczne Gniazdo nie będzie nam przeszkadzać, my też nie zamierzamy go niepokoić. - To dobrze. - Alema końcami palców musnęła ramię Hana, uśmiechając się, jakby właśnie odniosła zwycięstwo. - Tylko tego żądamy. Han odsunął się od niej gwałtownie. - Przepraszam, ale nie chciałbym złapać jakiegoś paskudztwa. Alema uniosła brew, bardziej zaskoczona niż urażona, i wyciągnęła dłoń do Luke'a. - Jeśli oddasz nam miecz świetlny, pójdziemy sobie. - Podniosła wzrok na sufit, który zaczynał już się pienić, i dodała: - Nie chcielibyśmy, żeby coś się stało Artoo. Luke wyjął broń zza pasa, ale zamiast podać go Alemie, otworzył rękojeść i wyjął ze środka adegański kryształ ogniskujący. - Boli mnie, że muszę to powiedzieć, Alemo... - ścisnął kryształ, wzywając Moc, aby mu pomogła, i poczuł, jak kruszy mu się w palcach - ...ale nie jesteś już godna nosić miecza świetlnego. Oczy Alemy zabłysły gniewem. - To nic nie znaczy! - Jej lekku zaczęły wić się i dygotać, ale udało jej się zacho- wać panowanie nad sobą. Odwróciła się do wyjścia. - Zbudujemy następny. - Wiem - odparł Luke. Otworzył dłoń i pozwolił, aby okruchy kryształu posypały się na ziemię. - Ale też ci go zabiorę.
Troy Denning Janko5 37 R O Z D Z I A Ł 3 Żałobnicy nosili kolorowe tabardy, bardziej jaskrawe niż Cal Omas się spodzie- wał. Zbliżali się do krypty w posępnym milczeniu; każdy Sullustanin składał pojedyn- czy transpariblok we wnęce, którą mistrz krypty dla niego przygotowywał, każda Sul- lustanka zaś brała kielnię w lewą dłoń i starannie wyrównywała powierzchnię. Jak przystało na Sullust i Sullustan, ceremonia budowy grobowca postępowała według sztywnego protokołu. Mistrz krypty zapraszał żałobników kolejno według ich statusu i związków ze zmarłym. Młodych siedem obecnych żon admirała Sowa położy- ło pierwsze cegły, kolejne - dorosłe dzieci i pozostali mężowie jego klanu, potem krew- ni, najbliżsi przyjaciele, dwaj obecni mistrzowie Jedi - Kent Hammer i Kyp Durron - oraz całe kierownictwo korporacji rządowej Sullusta, SoroSuub. Teraz, kiedy w ścianie pozostała tylko jedna wyrwa, mistrz krypty wezwał Cala Omasa. Robot protokolarny Omasa uprzedził go, że przed położeniem ostatniej cegły we- zwana osoba powinna wygłosić krótkie przemówienie, składające się z dokładnie tylu słów, ile lat standardowych liczył sobie zmarły. Nie miało to być epitafium - wspomi- nanie życia zmarłego uważane było za afront w stosunku do obecnych, bo mogło suge- rować, że żałobnicy nie znali zmarłego tak dobrze, jak sądzili. Wystarczyło powiedzieć coś ciepłego, z głębi serca. Omas zajął miejsce przed wnęką i przyjął transpariblok. Cegła była cięższa, niż się wydawała, ale mocno przycisnął ją do piersi i starał się nie krzywić, kiedy odwrócił się i stanął twarzą do zgromadzonych. Tłum był ogromny, wypełniał całe Katakumby Wielkich i wylewał się przez drzwi aż do Galerii Przodków. Było tu ponad stu dygnitarzy Sojuszu, choć gubili się w morzu sullustańskich twarzy. Jako najwyższy dowódca sił, które pokonały Yuuzhan Vongów, Sien Sow był bohaterem nieomal mitycznym, dorównującym sławą Luke'owi Skywal- kerowi czy małżeństwu Solo w innych częściach galaktyki. Omas zaczerpnął głęboko tchu i przemówił: - Mam nadzieję, że mówię teraz w imieniu wszystkich istot Sojuszu Galaktyczne- go. Pamiętajcie, że wszyscy podzielamy żal i zaskoczenie Sullustan po straszliwej kata- strofie, która pochłonęła życie admirała Sowa i wielu innych dzielnych istot. Sień był moim dobrym przyjacielem, był też ogólnie szanowanym dowódcą sił zbrojnych Soju- Mroczne Gniazdo II – Niewidzialna Królowa Janko5 38 szu Galaktycznego. Obiecuję zatem wam i jemu, że odnajdziemy odpowiedzialnych za tę tragedię i doprowadzimy przed oblicze sprawiedliwości... choćby się ukryli w najod- leglejszej mgławicy. Sullustanie milczeli, a ich ciemne, zagadkowe oczy błyskały w kierunku Omasa. Nie wiedział, czy nie oburzył żałobników, wspominając o zdradzie, czy nie popełnił jakiegoś poważnego wykroczenia przeciwko protokołowi. Miał jednak pewność, że jego słowa płynęły z głębi serca, że miał już absolutnie dosyć problemów, jakie nie- ustannie powodowali Killikowie, i że zamierzał działać - z pomocą Jedi lub bez niej. Po chwili z głębi tłumu rozległ się pomruk aprobaty i stopniowo nabierał siły. Kenth Hammer i Kyp Durron skrzywili się i przez ramię obejrzeli na zgromadzonych, ale jeśli nawet żałobnicy sullustańscy zauważyli naganę w ich wzroku, zbyli to milcze- niem. Krążyły już plotki na temat podejrzanej nieobecności mistrza Skywalkera na pogrzebie, więc nikt z tłumu nie zamierzał zwracać uwagi na opinię dwóch Jedi - wiel- bicieli robactwa. Kiedy pochwalne szmery dotarły do czoła tłumu, mistrz krypty uciszył je jednym gestem. Pozwolił Omasowi ulokować na miejscu ciężki blok i zaprosił żałobników, aby przeszli do Galerii Przodków, gdzie podano stypę sponsorowaną przez korporację So- roSuub, podobno najwspanialszą w historii planety. Omas razem z pozostałymi dygnitarzami odczekał, aż katakumby opustoszeją, po czym podszedł do mistrzów Jedi. Kenth Hammer, przystojny mężczyzna o pociągłej, arystokratycznej twarzy, był oficerem łącznikowym zakonu Jedi w siłach zbrojnych Sojuszu Galaktycznego. W galowym mundurze łącznika wyglądał tak nieskazitelnie, jak tylko może wyglądać były oficer. Kyp Durron wprawdzie ogolił się i odprasował tunikę, ale buty miał zniszczone, a włosy w takim nieładzie, że Sullustanie uznali to za nietakt przy tak oficjalnej uroczystości. - Cieszę się, że Jedi w ogóle kogokolwiek przysłali - rzekł Omas do mistrzów. - Obawiam się jednak, że Sullustanie mogą dopatrzyć się afrontu w nieobecności mistrza Skywalkera. Niedobrze, że nie mógł się zjawić. - Pańska sugestia, że to Killikowie byli odpowiedzialni za wypadek, też raczej nie pomogła - odgryzł się Kyp. - Bo byli - odparł Omas. - Vratix pilotujący ten frachtowiec był tak zamroczony czarną membrozją że nie wiem, czy w ogóle się zorientował, że zderzył się z transpor- towcem admirała Sowa. - To prawda, panie prezydencie - przytaknął Kenth. - Ale to jeszcze nie znaczy, że za wypadek odpowiedzialni są Killikowie. - Ależ znaczy, mistrzu Hammer - zapewnił Omas. - Ileż to już razy Sojusz żądał, aby Kolonia przestała przysyłać tę truciznę na nasze owadzie światy? Ile jeszcze razy muszę ich ostrzegać, że w końcu podejmiemy działania? Kyp zmarszczył brwi. - Wie pan, że Mroczne Gniazdo... - Wiem, że od tygodnia chodzę z pogrzebu na pogrzeb, mistrzu Hammer - wy- buchnął Omas. - Wiem, że główny dowódca sił zbrojnych Sojuszu i ponad dwustu członków sztabu nie żyje. Wiem, kto jest za to odpowiedzialny... ostatecznie, całkowi-
Troy Denning Janko5 39 cie i niezaprzeczalnie odpowiedzialny. I wiem, że wy, Jedi, osłaniacie ich od czasów Qoribu. - Sytuacja Killików jest skomplikowana - przemówił Kenth kojącym tonem, który natychmiast wzbudził furię Omasa. -A zaostrzanie sprawy pospiesznymi oskarżenia- mi... - Nie waż się używać na mnie Mocy - zwrócił się Omas do Kentha lodowatym to- nem. - Sień Sow i większość istot z jego sztabu nie żyje, mistrzu Hammer. Nie dam się uspokoić. - Przepraszam, panie prezydencie - wycedził Kenth. - Ale takie słowa mogą jedy- nie utrudnić sprawę. - Sprawa jest trudna i bez tego. - Omas zniżył głos do gniewnego szeptu. - Sam mi powiedziałeś, że mistrz Horn podejrzewa, iż to mógł nie być wypadek. - Rzeczywiście - przyznał Kenth. - Ale nie znalazł żadnego dowodu, że stoją za tym Killikowie. - A czy znalazł dowód, że stoi za tym ktoś inny? - zapytał Omas. Kenth pokręcił głową. - Może dlatego, że to rzeczywiście był tylko wypadek - podsunął Kyp. - Dopóki mistrz Horn nie znajdzie dowodu, jego podejrzenia są wyłącznie podejrzeniami. - Jeśli weźmiemy pod uwagę to, co już wiemy, podejrzenia mistrza Horna wystar- czą mi w zupełności - odparł Omas. - Killików należy poskromić... i najwyższy czas, abyście wy, Jedi, także to zrozumieli. - Proszę, proszę! - rozległ się bulgotliwy głos Rodianina. Omas obejrzał się i stwierdził, że Moog Ulur - senator z Rodii oraz kilku jego ko- legów stoją o metr od nich i bezczelnie podsłuchują rozmowę. Sullustanie, nieco uprzejmiejsi, podsłuchiwali z większej odległości - ale oczywiście Sullustanie mają lepszy słuch. Omas poprawił szatę. - Panowie, czas chyba, żebym się udał na stypę - zwrócił się do Ulura i pozosta- łych senatorów. Dodał jeszcze pod adresem obu mistrzów: - Niech mistrz Skywalker skontaktuje się ze mną możliwie jak najszybciej. Mroczne Gniazdo II – Niewidzialna Królowa Janko5 40 R O Z D Z I A Ł 4 W Salonie Królowej panowała atmosfera opuszczenia. Zapach środków do pole- rowania i czyszczenia okien był tak silny, że Jacen zaczął się zastanawiać, czy robot sprzątający nie wymaga regulacji programu porcjowania chemikaliów. Pośrodku wspa- niałej komnaty pysznił się ośmiokątny stół do gry, oświetlony kandelabrem z kamariań- skich kryształów i otoczony ośmioma głębokimi fotelami repulsorowymi, które wyglą- dały tak, jakby nikt nigdy na nich nie siedział. Moc nie zdradzała obecności żadnej żywej istoty, ale cisza w pomieszczeniu była aż ciężka od mrocznego uczucia grozy i niebezpieczeństwa. Jacen poczuł lodowaty dreszcz między łopatkami. Dziewięcioletni kuzyn Jacena, Ben Skywalker, przysunął się bliżej. - Strasznie tu jakoś. - Zauważyłeś? To dobrze. - Jacen spojrzał w dół, na kuzyna. Ben wydawał się taki sam jak wielu innych chłopców w jego wieku: rudowłosy, piegowaty, niebieskooki, bardziej zainteresowany hologramami niż nauką i szkoleniem. Miał jednak w wieku dziewięciu lat więcej wrodzonej władzy nad Mocą niż jakakolwiek inna znana Jaceno- wi osoba. Wystarczająco dużo, aby się od niej odciąć za każdym razem, kiedy chciał, i żeby nawet Jacenowi nie pokazać, jak naprawdę jest silny Mocą. - Co jeszcze czujesz? - Dwoje ludzi. - Ben wskazał drzwi w głębi pomieszczenia. - Myślę, że jeden z nich to dziecko. - Czy dlatego, że jego obecność w Mocy jest mniejsza? - zapytał Jacen. - Nie mo- żesz się tym zawsze kierować. Czasem dzieci mają... - Nie to - przerwał mu Ben. - Myślę, że jedna osoba trzyma drugą a ta druga wyda- je się cała... upaprana. - Nieźle! - Jacen omal nie parsknął śmiechem, ale sam wyczuł poprzez Moc, że Ben ma rację. Nie bardzo rozumiał, co Tenel Ka robi w swoich pokojach sama z dziec- kiem. Od ich ostatniego spotkania minął prawie rok, ale od tego czasu sporo ze sobą rozmawiali - zawsze, kiedy udawało im się znaleźć bezpieczny kanał HoloNetu - i Ja- cen był pewien, że jemu z całą pewnością by powiedziała, gdyby zdecydowała się wyjść za mąż. - Ale nie zakładajmy niczego, bo to może być zwodnicze. - Racja. - Ben wzniósł oczy w górę. - Czy nie powinniśmy stąd wyjść? Jeśli złapie nas tu robot ochrony, rozkurzy to miejsce.
Troy Denning Janko5 41 - Wszystko w porządku - odparł Jacen. - Królowa matka nas zaprosiła. - Więc po co wymazałeś pamięć o naszym przejściu strażnikom? - zapytał Ben. - I dlaczego przez cały czas oślepiasz Mocą kamery monitorujące? - W swojej wiadomości królowa prosiła, abym przybył w tajemnicy - wyjaśnił Ja- cen. - Poprosiła cię? - Ben na moment zmarszczył brwi. - A czy wie, że ja też tu je- stem? - Jestem pewien, że do tej pory już wyczuła twoją obecność -odparł Jacen. W Gromadzie Hapes szpiedzy działali tak sprytnie, że Tenel Ka nie pozwoliła mu nawet potwierdzić odbioru wiadomości, a zatem nie miał możliwości uprzedzić, że weźmie ze sobą Bena. Powinni teraz siedzieć pod namiotami na Endorze, a raptowna zmiana pla- nów mogłaby wzbudzić podejrzenia. - Wiem, że Tenel Ka chętnie cię zobaczy. - Jasne. - Ben rzucił tęskne spojrzenie na wyjście awaryjne. - To mnie zastrzeli ro- bot ochrony. - A czemu miałabym to zrobić? - dobiegł z sąsiedniego pomieszczenia czuły, ma- cierzyński głos. Do komnaty wszedł robot o pyzatej twarzy cherubina i rozłożystej piersi z syntcia- ła, charakterystycznych dla robota obronnego Tendrando Arms. - Był podobny do nia- ni, która chroniła Bena w momentach, kiedy nie przebywał z rodzicami lub Jacenem. Jej potężna sylwetka i napakowane systemami ramiona wciąż przypominały roboty wojenne YVH, z których została przerobiona, a całość w dalszym ciągu robiła onie- śmielające wrażenie. - Czyżbyś był niegrzeczny? - dodał robot. - Ja nie. - Ben spojrzał na Jacena. - To był jego pomysł. - Doskonale, w takim razie na pewno się polubimy. - Usta robota rozciągnęły się w mechanicznym uśmiechu, po czym jego fotoreceptory znów powędrowały w stronę Jacena. - Jedi Solo, witam. Jestem De De Jeden-jeden-A, Obrońca Tendrando Arms... - Dziękuję, znam twój model - odparł Jacen. - Nie rozumiem tylko, po co królowej Tenel Ka potrzebny robot do ochrony dzieci. Uśmiech znikł z syntetycznego oblicza DD-11A. - Nie wie pan? - Odsunęła się i zaprosiła go gestem, żeby wszedł dalej. - Może powinnam pozwolić, aby to królowa matka wyjaśniła wszystko. Oczekuje pana w gar- derobie. Robocica poprowadziła ich do ekstrawaganckiej sypialni, gdzie dominowało po- tężne łoże z baldachimem w kształcie korony. Wokół niego poustawiano fotele, kanapy i biurka, z których mogła korzystać królowa. Ta komnata także pachniała środkami do czyszczenia i polerowania, a poduszki, łoża i fotele nie nosiły żadnych śladów użytko- wania. - Coraz straszniej i straszniej - mruknął Ben. - Bądź po prostu gotów. - Dopóki Jacen nie dowie się, co jest przyczyną tego zim- nego dreszczu między łopatkami, wolałby pozostawić chłopca w jakimś bezpiecznym miejscu... ale nie wiedział, jakie miejsce jest w tej chwili bezpieczne, nawet gdyby Mroczne Gniazdo II – Niewidzialna Królowa Janko5 42 istotnie coś im groziło. Zmysł zagrożenia miał zasadniczą wadę: był ogromnie niepre- cyzyjny. - Pamiętasz tę drogę ucieczki, której cię nauczyłem? - Tej sztuczki Mocy, której kazałeś mi naprawdę... - Ben umilkł i spojrzał na DD- 11A, po czym grzeczniejszym tonem dodał: - Tak, pamiętam. DD-11A zatrzymała się i obróciła głowę, kierując spojrzenie na Bena. - Tej sztuczki Mocy, którą Jedi Solo kazał ci naprawdę... o co chodzi? Ben odwrócił wzrok. - O nic. Kąciki ust DD-11A opadły. - Masz tajemnice, Benie? - Próbuję - przyznał Ben. - Jacen powiedział, że... - Nie szkodzi, Ben - przerwał Jacen. Roboty obrońcy zaprogramowane były na podejrzliwość wobec dziecięcych sekretów, a ten szczególny sposób używania Mocy nie należał do umiejętności, którymi chciałby się podzielić. Odwrócił się i stanął twarzą w twarz z robocicą. - Tajemnica jest w tym przypadku środkiem bezpieczeństwa. Zni- weczyłbym skuteczność sztuczki, gdybym ci ją wyjawił. DD-11A na moment utkwiła fotoreceptory w twarzy Jacena, ale zaraz wyciągnęła teleskopowe ramię i położyła dłoń na plecach Bena. - Może zaczekasz tu ze mną Ben? Królowa matka chciałaby się najpierw zobaczyć tylko z Jedi Solo. - Obejrzała się na Jacena, po czym drugim ramieniem wskazała drzwi w głębi sypialni. - Tamtędy proszę. Jacen nie ruszył się z miejsca. - Wolałbym mieć Bena przy sobie. - Królowa matka chce najpierw porozmawiać z tobą sam na sam. - DD-11A machnęła ręką jakby go chciała przegonić. - Idź, zaraz do was dołączymy. Zimny dreszcz pomiędzy łopatkami Jacena nie zmienił się w żaden zauważalny sposób. Jedi niechętnie skinął głową. - Zostaw otwarte drzwi - polecił. - Benie... - Wiem, co mam robić - przerwał chłopak. - Idź. - Dobrze - odparł Jacen. - Ale bądź grzeczny. Pamiętaj, jesteś w prywatnych kom- natach królowej. Jacen przeszedł przez drzwi do trzeciego pomieszczenia, o wiele mniejszego i mniej wspaniałego od pozostałych. Jedna jego część zastawiona była półkami i wiesza- kami, głównie pustymi; stały tu też wysokie trema, nieużywane toaletki i twarde koze- tki. W drugim końcu Jacen zobaczył zwykłą pryczę, taką jakiej Tenel Ka używała naj- chętniej od czasów spędzonych w akademii Jedi, oraz nocny stolik z chronometrem i małą lampką. Sama królowa matka przebywała w jeszcze dalszym pokoju, pochylona nad koły- ską. Widocznie był to pokój dziecinny. Jej rude włosy spływały falą na jedno ramię; ubrana była w prostą zieloną suknię z rozcięciami umożliwiającymi karmienie na obu piersiach. Wyczuła badawcze spojrzenie Jacena, podniosła wzrok i się uśmiechnęła.
Troy Denning Janko5 43 - Stamtąd nic nie zobaczysz, Jacenie. Podejdź tu. - Tenel Ka była piękna jak zaw- sze, a może nawet piękniejsza. Jej cera była różana i świetlista, szare oczy błyszczały szczęściem. - Muszę ci kogoś przedstawić. - Zauważyłem. - Jacen z wielkim trudem ukrywał rozczarowanie. Wiedział, oczy- wiście, że pozycja Tenel Ka wymaga, aby wzięła za męża Hapańczyka, ale nie spo- dziewał się, że przekaże mu tę wieść w taki sposób. - Gratuluję. - Dzięki. - Skinęła, żeby podszedł bliżej. - Zbliż się, Jacenie. Ona nie gryzie. Jacen podszedł do kołyski, gdzie leżał noworodek o okrągłej buzi, gruchając z ci- cha i wypuszczając bańki śliny. Włoski dziewczynki przypominały puszek, a buzia była bardziej pomarszczona niż pysk Ugnaughta i właściwie niepodobna do nikogo. Kiedy jednak dziecko zwróciło wzrok na Jacena, młody Jedi doznał nagłego wstrząsu. Impul- sywnie, zapominając o własnych wątpliwościach, wyciągnął dłoń, by dotknąć dziecka. - Śmiało, weź ją na ręce, Jacenie. - Głos Tenel Ka łamał się z podniecenia. - Wiesz chyba, jak trzymać noworodka, prawda? Jacen był zbyt oszołomiony, aby odpowiedzieć. Poprzez Moc - i w głębi własnego serca - czuł, że to jego córka, ale nie rozumiał, jak to możliwe. Dziecko miało nie wię- cej niż tydzień, a od ostatniego razu, kiedy bodaj widział Tenel Ka, minął ponad rok. - Czekaj, pokażę ci. - Tenel Ka wsunęła swoje jedyne ramię pod dziecko, pod- trzymując główkę dłonią i zgrabnie uniosła je w górę. - Po prostu dobrze trzymaj i zaw- sze podtrzymuj główkę. Wreszcie Jacen odwrócił wzrok od niemowlęcia. - Jak to możliwe? - zapytał. - Minął rok... - To Moc, Jacenie. - Tenel Ka ostrożnie podała mu dziecko. Mała pomarudziła chwilkę i znów zaczęła gaworzyć. - Spowolniłam całą ciążę. Życie będzie dla naszej córki dość niebezpieczne, nawet jeśli moi wielmoże nie dowiedzą się, że to ty jesteś ojcem. - Jesteś ojcem? - rozległ się od drzwi głos Bena. - Fantastycznie, słowo daję! Jacen obejrzał się, tuląc córkę w objęciach, i zmarszczył brwi. - Myślałem, że będziesz czekał w Sypialni Królewskiej razem z DeDe. Powiedziałeś przecież DeDe, że chcesz, abym był przy tobie - obruszył się Ben. - I spytałeś, czy wiem, co mam robić. - Chodziło mi o ewentualne kłopoty, Benie. - Aha. - Ben podszedł bliżej. - Myślałem, że chodzi ci o wyłączenie DeDe. - Ależ nie. - Jacen westchnął i odwrócił się do Tenel Ka. - Wasza Wysokość, pro- szę pozwolić sobie przedstawić Bena Skywalkera. Ben pojął aluzję i skłonił się głęboko. - Przepraszam za robota. Włączę ją z powrotem, jeśli pani chce. - Za chwileczkę, Ben - rzekła Tenel Ka. - Najpierw wstań i pozwól, niech ci się przyjrzę. Nie widziałam cię od czasu, kiedy sam byłeś dzieckiem. Ben wyprostował się i nerwowo zaciskał dłonie, dopóki Tenel Ka nie skinęła gło- wą z wyraźną aprobatą. Mroczne Gniazdo II – Niewidzialna Królowa Janko5 44 - Przepraszam, że przywiozłem go tu bez uprzedzenia - rzekł Jacen. -Ale prosiłaś, bym przybył natychmiast, a mieliśmy wyjechać pod namioty. Luke i Mara są w Mgła- wicy Utegetu. - Jacen jest moim mistrzem - dumnie wyjaśnił Ben. Tenel Ka uniosła brew. - Za moich czasów uczniowie nie zwracali się do mistrzów po imieniu. - To nieformalny układ - zapewnił Jacen. Nie było czasu na wyjaśnianie skompli- kowanej sytuacji i tłumaczenie, że chociaż Mara nie zgadzała się z większością wiedzy, jaką Jacen zebrał w ciągu swojej pięcioletniej wędrówki, była mu niezmiernie wdzięcz- na, że zdołał wyprowadzić Bena z jego przekornego odcięcia się od Mocy. - Pracuję z Benem, pomagając mu poznać jego relacje z Mocą. Oczy Tenel Ka zabłysły ciekawością ale nie zadała pytania, które Jacen mógł wy- czytać w jej myślach - dlaczego właściwie Ben nie poznaje swoich relacji z Mocą w akademii Jedi, jak inni młodzi adepci Mocy. - Na razie jestem jedyną osobą, przy której Ben czuje się dość swobodnie, by używać Mocy - wytłumaczył Jacen, odpowiadając na nie zadane pytanie. -Ale jestem pewien, że to się zmieni, kiedy zda sobie sprawę, że Moc to nasz przyjaciel. - Daruj sobie - parsknął Ben. - Te dziecinady już mnie nie bawią. - Na pewno kiedyś to nastąpi. - Tenel Ka uśmiechnęła się do Bena. - A do tego czasu uważaj się za szczęściarza, młody człowieku. Nie mógłbyś marzyć o lepszym przewodniku. - Dzięki - rzekł Ben. - I gratuluję maleństwa. Niech się tylko dowiedzą wujek Han i ciocia Leia... eksplodują jak supernowa! Tenel Ka zmarszczyła brwi. - Benie, nie możesz o tym nikomu powiedzieć. - Nie mogę? - Chłopiec sprawiał wrażenie zdezorientowanego. - Dlaczego nie? Bo nie jesteście małżeństwem? - Nie o to chodzi. Sytuacja jest... - Tenel Ka spojrzała błagalnie na Jacena - ...skomplikowana. - Kochamy się - wyznał Jacen. - Od zawsze. - Fakt - zgodziła się Tenel Ka. - I tylko to się liczy. - Ale nie jesteście małżeństwem... a macie dziecko! - Oczy Bena były ogromne i pełne zachwytu. - Chyba będziecie mieli kłopoty! Głos Tenel Ka nabrał surowych tonów. - Ben, musisz dochować tajemnicy. Od tego zależy życie dziecka. Ben zmarszczył brwi, a zimne miejsce pomiędzy łopatkami Jace-na rozpłynęło się na całe plecy. Nawet Tenel Ka pobladła lekko. - Ben potrafi zachować dyskrecję - zapewnił Jacen. - Myślę, że czas już uruchomić DeDe, Benie... - Już lecę! - Ben obrócił się na pięcie i pobiegł do drzwi. - Sprowadź ją tutaj! - zawołała za nim Tenel Ka. - I powiedz, żeby uzbroiła wszystkie systemy!
Troy Denning Janko5 45 Dziecko w ramionach Jacena zaczęło kwilić. Przez chwilę ustanawiał świadome połączenie z obecnością Bena w Mocy, po czym oddał dziecko Tenel Ka. - Dlatego mnie tu wezwałaś? - zapytał. - Dlatego wezwałam cię, abyś przybył natychmiast - poprawiła Tenel Ka. - To uczucie z dnia na dzień staje się silniejsze... przez cały ostatni tydzień. - A dziecko... - Ma właśnie tydzień. Serce w piersi Jacena ścisnęło się gniewem. - Przynajmniej rozumiem, do czego dążą. Wiesz może... - Jacenie, od miesięcy żyję w zamknięciu - przypomniała Tenel Ka. - Większość z mojej szlachty domyśliła się już dlaczego. Lista podejrzanych obejmuje wszystkie rody, które mają podstawy podejrzewać, że dziecko nie jest z ich krwi. - Przepraszam... - Jacen zapomniał już, jeśli w ogóle kiedykolwiek naprawdę to rozumiał, jak samotne i pełne niebezpieczeństw jest życie Tenel Ka. -A zatem... - A zatem wszystkie - dokończyła Tenel Ka. - Cóż, przynajmniej to jest oczywiste i jasne - odparł Jacen. - A „kto" to już chyba nie ma większego znaczenia. - Zgoda - przytaknęła Tenel Ka. - Najpierw musimy się bronić. Jacen wyczuł nagłe zawirowanie ogarniające obecność Bena; po chwili zobaczył, jak chłopiec biegnie przez garderobę królowej z DD-11A depczącą mu po piętach. Nikt ich nie gonił, ale z tyłu dobiegał stłumiony tupot i szuranie. - Plaga owadów! - zameldowała DD-11A. - Moje czujniki wykazują duży rój w sklepieniu, przemieszczający się w stronę pokoju dziecinnego. Dziecko zaczęło wrzeszczeć na cały głos, Jacen wyrwał miecz świetlny zza pasa. - Jacenie, spokojnie! - zawołał Ben. - To Gorog! - Gorog? - Jacen zaczął opanowywać gniew, by skupić się na zafalowaniach, które wyczuwał w Mocy. - Jesteś pewien? Ben wszedł do pokoju dziecinnego i przystanął. - Tak. - Kto to jest Gorog? - zapytała Tenel Ka. Tupot i szuranie były coraz bliżej. - I co on robi w moich kanałach wentylacyjnych? - Oni - machinalnie poprawił Jacen. Odnalazł serię zakłóceń, które wydawały się pochodzić od zimnej pustki w Mocy, i zrozumiał, że Ben ma rację. - Gorog to killicka nazwa Mrocznego Gniazda. - Mroczne Gniazdo? - Tenel Ka użyła Mocy, aby wcisnąć przycisk w ścianie i spojrzała na Bena. - Dlaczego Mroczne Gniazdo ma siedzieć w mojej wentylacji? - Oni nie siedzą w kanałach wentylacyjnych. - Ben wbijał wzrok w sufit nad za- mykającymi się drzwiami. - Kanały wentylacyjne są osłonięte i pełne pułapek lasero- wych. Jacen poczuł, że opuszcza go odwaga. Skoro Ben wiedział aż tyle na temat sposo- bu, w jaki owady weszły do zamku, oznaczało to, że nawet po roku pozostawał wrażli- wy na zbiorowy umysł Go-rogów... i był bardzo bliski stania się Dwumyślnym. Mroczne Gniazdo II – Niewidzialna Królowa Janko5 46 - Pięknie, nie ma co. - Tenel Ka zaczęła łagodnie kołysać dziecko i krzyk prze- szedł w ciche pomiaukiwanie. - Co więc Mroczne Gniazdo robi w moim suficie? - Mają kontrakt... - Ben zmarszczył na chwilę brwi, po czym spojrzał na Jacena. - Nie rozumiem. Oni chcą... - Wiem, Benie - odparł Jacen. - Nie pozwolimy im. Szuranie zatrzymało się u drzwi pokoju dziecinnego, wciąż dochodząc z sufitu; po chwili rozległ się odgłos chrupania. Ben podniósł wzrok w kierunku dźwięku. Jego twarz wykrzywiał lęk i rozterka. - Nie wolno wam! - Wydawało się, że mówi do owadów. - To tylko małe dziecko! Chrupanie przybierało na sile i rozterka nagle znikła z twarzy Bena. - Prawie się przebili. Rzucił się ku tylnej ścianie pokoju, choć Jacen nie widział tam żadnego wyjścia, i zaczął szarpać drzwi wysokiej szafy. - Musimy ją stąd zabrać, jak najszybciej! - Ben, uspokój się! - Jacen zaczął oglądać podłogę, sięgając Mocą, aby sprawdzić, czy ktoś jest w pokoju poniżej. -Nie trać głowy... - Ben, skąd wiesz o tym tunelu? - wpadła mu w słowo Tenel Ka. - Znalazłeś go poprzez Moc? - Nie - odparł posępnie Jacen w imieniu Bena. Dwumyślni mieli zawsze problemy z odróżnieniem własnych myśli od zbiorowego umysłu gniazda. Użył Mocy, aby ode- rwać Bena od szafy, i dodał: - Gorogowie mu o tym powiedzieli. Ben się skrzywił. - Wcale nie! - Próbował znów szarpnąć szafę. - Sam wiedziałem. - Gorogowie wiedzieli - odparował Jacen. Włączył miecz świetlny i wyciął nim w podłodze wielki krąg. -A jeśli chcą, żebyś otworzył te drzwi... - ...nie zrobimy tego. - Tenel Ka sięgnęła poprzez Moc i przyciągnęła Bena do sie- bie. - Chodź, zrobimy tak, jak mówi Jacen. We wnętrzu szafy, którą koniecznie chciał otworzyć Ben, rozległ się głośny, meta- liczny grzechot, który wkrótce przeszedł w kakofonię drapania i skrobania. Jacen nadal wycinał krąg w podłodze, jednocześnie usiłując odgadnąć, kto wynajął Mroczne Gniazdo, aby zaatakować dziecko Tenel Ka... i jak. Gorogowie byli bardzo trudni do namierzenia - do niedawna nawet Jedi nie byli pewni, czy gniazdo przeżyło bitwę na Qoribu - a Jacen z doświadczenia wiedział, że gniazdo jest zanadto zaabsorbowane własnymi planami, aby przyjąć kontrakt na zabójstwo wyłącznie za kredyty. Ktokol- wiek zatem wynajął gniazdo, miał sposoby, aby je po pierwsze, odnaleźć, a po drugie - dostarczyć tego, czego Mroczne Gniazdo zażądało w charakterze zapłaty. Chrupanie nad ich głowami stało się nagle głośniejsze i kawałek sufitu odpadł. Ja- cen uniósł wolną rękę w kierunku otworu, ale DD-11A już wycelowała broń. Jak tylko pierwsza chmara owadów wysypała się z dziury, zgięła nadgarstek i zalała ją trzeszczą- cym pióropuszem elektrycznego ognia. Ben wrzasnął i zaczął się miotać, usiłując wyrwać się z uchwytu Tenel Ka. - Ben, przestań! - rozkazała Tenel Ka. Dziecko w jej ramionach zaczęło płakać. - Nie możemy pozwolić im... Aaach!
Troy Denning Janko5 47 Rozkaz Tenel Ka przeszedł w okrzyk zdumienia, kiedy Ben odwrócił się ku niej i zastosował niewyszkolony, ale potężny cios Mocy. Wylądowała w narożniku o dwa metry nad podłogą, z trzaskiem uderzając głową o ścianę. Wywróciła oczami, mięśnie jej zwiotczały, ale ramię nie przestało ściskać płaczącego dziecka. Jacen użył Mocy, aby ostrożnie sprowadzić Tenel Ka na podłogę. Kiedy się od- wrócił, zobaczył Bena skaczącego w kierunku uniesionego ramienia DD-11 A. Oczy o mało nie wyszły mu z orbit; wrzeszczał, żeby robot przestał palić jego przyjaciół. Jacen był zbyt zdenerwowany wściekłością młodszego kuzyna - i surowej siły w Mocy, jaką zdradził - by ryzykować w miarę łagodną reakcję. Wyciągnął ramię i Mocą pociągnął Bena ku sobie, chwytając go za gardło. - Dość! - Jacen przycisnął arterie po bokach szyi chłopca. -Śpij! Ben zagulgotał, wywrócił oczy białkami do góry i zapadł w głęboki sen, który miał trwać tak długo, dopóki nie zostanie zdjęty rozkaz Mocy. Dawno, dawno temu, przed Vergere i wojną z Yuuzhan Vongami, Jacen czułby się winny, że zastosował tak brutalne środki zapobiegawcze w stosunku do dziewięciolatka. Teraz jednak musiał chronić Tenel Ka i jej dziecko. Położył kuzyna na podłodze. Wyciął dalszą część otworu i ferrobetonowa konstrukcja zaczęła się zapadać. Ciął tak długo, dopóki nie uznał, że ciężar robota wystarczy, aby krąg złożył się ku dołowi. Wyłączył miecz świetlny i stanął obok DD-11 A. Otwór nad głową robota otoczony był kożuchem białej piany z pałacowego syste- mu gaśniczego, ale Gorogowie nie byli tacy głupi, aby wychodzić z tej samej dziury, którą DD-11A właśnie ostrzelała płomieniami. Jacen słyszał, jak przebiegają nad jego głową i rozbiegają się po całym suficie, przegryzając go w kilku różnych miejscach. - Masz coś, co by wyprodukowało naprawdę dużą kulę ognia? - zapytał Jacen ro- bocicy. - Mam granaty. - DeDe okrążyła otwór i bryznęła ogniem szereg uciekających, granatowoczarnych cieni. - Po dwa: termiczne, udarowe i rozprężeniowe. - Wystarczy. Posłuchaj, co teraz chcę zrobić. Jacen przedstawił jej swój plan, wziął Bena na ręce i cofnął się do kąta wraz z Te- nel Ka i jej dzieckiem. Gorogowie w tajnym przejściu przegryźli się już do szafy i teraz setki drobnych kleszczyków zaczęły przeciskać się przez szczeliny w drzwiach. Jacen położył Bena obok Tenel Ka. - DeDe! - odezwał się i pokazał palcem niebezpieczne miejsce. Robocica okręciła się w miejscu i zalała szczelinę ogniem. Trzy dysze gaśnicze wysunęły się z sufitu i zalały drzwi pianą, ale czarne smugi dymu już wysnuwały się zza szafy. Jacen zerwał płaszcz i przytrzymał go sobie pod brodą. - Okay, naprzód! Fotoreceptory DD-11A zatrzymały się na płaszczu. - Twój kamuflaż jest nieodpowiedni. Nie zostawię z tobą dziecka. - W porządku. - Głos Tenel Ka był słaby, ale stanowczy. -Zrób, co każe Jacen. Jacen już pogrążał się w Mocy, pozwalając, aby przepływała przez jego ciało tak szybko, jak pozwalał na to organizm. Mroczne Gniazdo II – Niewidzialna Królowa Janko5 48 Drobne kawałki plaskały zaczęły się sypać z sufitu. DD-11A uniosła ramię i za- częła kierować ogień w otwory, ale nowe pojawiały się szybciej, niż robot mógł nadą- żyć. Mimo to DD-11A nie ruszyła się z miejsca. - Teraz, Słoneczko! - warknęła Tenel Ka. DD-11A obejrzała się szybko. - Rozkaz wymuszenia przyjęty. Robocica weszła na obluzowany krąg, który wcześniej wyciął Jacen. Klapa ustąpi- ła pod jej ciężarem i złożyła się, a robot z hukiem spadł do pokoju poniżej. Jacen odetchnął z ulgą, obejrzał się przez ramię i dotknął narożnika z tyłu, tworząc w myśli i zmysłach obraz ścian, ich zapachu, wyglądu i dotyku, nawet tych wszystkich ledwie słyszalnych dźwięków dochodzących z rur i kanałów. Potem znów spojrzał przed siebie i szybko rozciągnął obraz w Mocy. Dziecko płakało nadal. Tenel Ka zaczęła rozpinać suknię, w nadziei, że uciszy dziecko, karmiąc je, ale Ja- cen powstrzymał ją gestem. Potrzebował tego płaczu. Zamiast pozwolić, aby Moc przepływała przez niego swobodnie, zaczął wykorzy- stywać swój gniew i strach, by świadomie ją popychać. Jego skóra dygotała, głowę rozsadzał ból, ale wciąż zasysał Moc, posyłając żałosne kwilenie córeczki w jej nieru- chomą głębię. Kierował ten dźwięk w dół, poprzez podłogę, za DD-11 A, ale pozwalał, by wrócił na powierzchnię, aż wreszcie zagłuszył odgłos oddalających się kroków ro- bocicy. O mało się nie spóźnił. Ledwie środek opóźniający zapłon zaczął ściekać z otwo- rów, jakie DD-11A pozostawiła w suficie, kiedy chmary maleńkich, granatowoczar- nych Killików wleciały do pokoju na brzęczących skrzydłach. Były o wiele mniejsze niż mordercze insekty, które zaatakowały Marę i Sabę w zeszłym roku, niewiele więk- sze niż kciuk Jacena. Miały jednak te same najeżone antenki i czarne, wypukłe ślepia; długie, ociekające jadem trąbki wystawały spomiędzy pary zakrzywionych żuwaczek. Zamiast jednak opaść na dół, Gorogowie krążyli wokół pokoju, tworząc coraz większy i ciemniejszy rój. Owady ignorowały otwór w podłodze i zmyłki dźwiękowe, które Jacen przygotował. Zaczęły lądować na szafie, która maskowała tunel, i na przy- ległych ścianach, na drzwiach prowadzących do garderoby Tenel Ka, na pustej kołysce pośrodku pomieszczenia. Kilka podleciało bliżej i przysiadło na płaszczu, który Jacen wykorzystywał jako bazę dla swoich iluzji w Mocy, a kiedy para Gorogów wzniosła się powyżej górnej jego krawędzi, zląkł się, że plan może zawieść. Iluzje, które nauczył się tworzyć od Adep- tów Białego Nurtu, były potężne, ale nawet one nie były w stanie utrzymać owada w powietrzu. Jacen zaczął się już martwić, że przeholował, planując iż zdoła opanować od razu cały rój: powinien był raczej zostawić DD-11 A, aby zatrzymała zabójców, a sa- memu zabrać Tenel Ka i Bena i uciekać. Lecz nagle Tenel Ka wysunęła dłoń, na której mogły wylądować owady - i iluzja wytrzymała. Jacen się obejrzał. Dziecko unosiło się na poduszce lewitacji Mocy, a jego główka spoczywała na kikucie amputowanego ramienia Tenel Ka. Małe nóżki wierzgały w powietrzu.
Troy Denning Janko5 49 W chwilę później drzwi szafy otworzyły się z hukiem. Owady z płaszcza Jacena i z dłoni Tenel Ka wzbiły się w powietrze, dołączając do chmary Killików, która z brzę- kiem wpadła do pokoju dziecinnego. Wreszcie cała ta kłębiąca się masa, wirując, wle- ciała za DD-11A przez otwór w podłodze, podążając za głosem płaczącego dziecka. Jacen utrzymywał iluzję dopóty, dopóki ostatni owad nie znikł w dziurze, a potem jeszcze przez sto uderzeń serca. Kiedy w komnacie zapadła cisza, którą mąciło tylko dudnienie ich krwi, odczekał sto następnych uderzeń serca; zbadał wzrokiem każdy ciemny kąt pokoju w poszukiwaniu granatowych pancerzy i zagłębił się w Moc, by wyczuć zafalowania bez wyraźnego źródła. W Mocy pozostało niejasne wrażenie, ale zarys fal był tak rozproszony, że Jacen nie był w stanie zlokalizować obserwatorów, których Gorogowie bez wątpienia pozo- stawili na straży w pokoju dziecinnym. Wkrótce jednak rój dogoni DD-11A i odkryje oszustwo. Jacen porzucił iluzję, sięgnął w Moc i zaczął wciągać wycięty fragment podłogi na swoje miejsce. Konstrukcja z ferrobetonu uniosła się z głośnym, rozdzierającym zgrzy- tem, a on poczuł zawirowanie Mocy, kiedy rój zawrócił w miejscu. Chmurka granatowoczarnych owadów, wylatujących z najciemniejszych kątów, wzniosła się w powietrze i ruszyła w kierunku ich narożnika. Miecz świetlny Tenel Ka za plecami Jacena ze świstem obudził się do życia i jeden z robaków eksplodował żółtą cieczą gdy królowa użyła Mocy, aby rzucić nim o ścianę. Jacen zatkał wreszcie otwór w podłodze. Zasłaniając się płaszczem przed nadlatu- jącymi owadami, użył Mocy, aby przygwoździć je do ściany. Twarda molyteksowa okładzina wytrzymała najwyżej sekundę, zanim końce ostrych jak brzytwy żuwaczek zaczęły się w nią wbijać. Jacen przeskoczył na drugą stronę pokoju, dzięki Mocy przeleciał ponad kołyską i zmiażdżył owady głowicą miecza świetlnego. Z kąta dobiegł go głośny huk eksplozji; to miecz świetlny Tenel Ka spowodował zapłon metanu, który jako ostateczną niespodziankę skrywały pod pancerzem morder- cze insekty. Obejrzał się. Tenel Ka mrugała oślepiona, wymachując przed sobą mie- czem świetlnym. Dziecko, płacząc, leżało w kącie, a dwa owady uwijały się wokół jego nóg, usiłując przedrzeć się przez zasłonę i zaatakować. Jacen sięgnął poprzez Moc i popchnął oba owady w zasięg turkusowego ostrza królowej. Oba eksplodowały wśród jaskrawych rozbłysków, aż gwiazdy zatańczyły mu pod powiekami, a niemowlę zaczęło wrzeszczeć ze zdwojoną siłą. Jacen nie wyczuwał jednak bólu, a jedynie strach i niepokój. Nagle zdał sobie sprawę, że jeszcze nie słyszał odgłosu eksplozji pierwszego gra- natu DeDe. Sięgnął po komlink, kiedy dotarło do niego ciche buczenie. Obejrzał się - pierwszy Gorog właśnie przeciskał się przez szczelinę, jaką ostrze miecza świetlnego pozostawiło w podłodze. - Teraz, DeDe! - wrzasnął Jacen w kierunku podłogi. Wskoczył w środek kręgu i poprowadził miecz świetlny wzdłuż szczeliny, podpalając owady, zanim zdążyły się przecisnąć. - Co tak... Mroczne Gniazdo II – Niewidzialna Królowa Janko5 50 Potężny wstrząs poczuł aż w żołądku. Nagle stwierdził, że klęczy pośrodku kręgu, otoczony ścianą żółtych płomieni. W powietrzu unosił się naftalenowy odór granatu termicznego. - W samą... Kolejna eksplozja rzuciła nim w powietrze, ale tym razem nie dał się zaskoczyć i wyczuł w porę, jak podłoga unosi się pod jego stopami. Przez szczelinę znów trysnęły języki ognia. - ...porę. Podłoga podskoczyła jeszcze raz, i jeszcze, i nagle z sufitu polała się biała piana, dławiąc dym i opary mydlanym, czystym zapachem środka gaszącego. Wokół rozległy się mokre pacnięcia o wykładzinę; to ściana piany przy dusiła kilku Gorogów, którzy zdołali uciec przed granatami DD-AA1. Owady natychmiast ruszyły w kierunku narożnika pokoju, gdzie klęczała Tenel Ka, osłaniając dziecko i Bena. Jacen użył Mocy, aby ściągnąć je wszystkie do siebie i zlikwidował je jednym cięciem miecza. Eksplodowały jaskrawym płomieniem, ale nie odwrócił wzroku. Nie mógł pozwolić na to, aby bodaj jeden umknął mu spod ostrza. W chwilę później, wciąż walcząc z powidokami, spojrzał w kierunku Tenel Ka. - Nic wam nie jest? - zawołał. - Obie jesteście całe? - My tak - odparła. - Ale martwię się o Bena. - Nie ma powodu. - Jacen wiedział doskonale, że zachowanie Bena to nie jego wi- na, ale nie potrafił powstrzymać gniewnego tonu. - Gorogowie raczej nic mu nie zrobią jest właściwie Dwumyślnym. - Nie martwi mnie, co mogą mu zrobić Gorogowie - odparła Tenel Ka. - Raczej te sińce na jego szyi. Jacen wstał, przetarł oczy i podszedł do kuzyna. Ślady po jego kciuku i palcu wskazującym były głębokie i sine, najwyraźniej zrobione w gniewie, ale oddech Bena był regularny i spokojny. - Nie przejmuj się. - Jacen położył palce na sińcach i dotknął Bena poprzez Moc. - Szybko znikną. Tenel Ka zmarszczyła brwi. - Nie o to chodzi, Jacenie. Podniósł wzrok. - A o co? Ze ściany spadła gruba kropla piany gaszącej i rozbryznęła się u stóp Tenel Ka. Wewnątrz nie było owadów, lecz i tak na wszelki wypadek przydepnęła ją stopą. - Nieważne, później ci powiem. - Wyminęła Jacena i ruszyła w kierunku drzwi garderoby. - Musimy się stąd wynosić. Jak znam moją babkę, ona już wie, że pierwsza próba się nie powiodła. - Twoja babka? - Jacen wziął Bena na ręce i poszedł za nią. - Myślisz, że Ta'a Chume stoi za tym wszystkim? - Ja nie myślę, ja wiem - odparła Tenel Ka. Przystanęła w drzwiach i spojrzała na Jacena zwężonymi oczami. - Jedyne osoby, które wiedzą o tym tunelu, to królowa mat- ka... i poprzednia królowa matka.