anKa98

  • Dokumenty314
  • Odsłony245 141
  • Obserwuję259
  • Rozmiar dokumentów542.1 MB
  • Ilość pobrań157 939

03 R.K Lilley - Uziemieni

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.7 MB
Rozszerzenie:pdf

03 R.K Lilley - Uziemieni.pdf

anKa98 EBooki R.K. Lilley W przestworzach
Użytkownik anKa98 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 409 stron)

1 Rozdział pierwszy Pan Cavendish Mknęliśmy przez Manhattan luksusowym samochodem. Stephan i Javier usiedli blisko siebie, trzymając się za ręce. Ich spojrzenia spoczęły na mnie z wyrazem troki. James trzymał mnie blisko siebie, a jego dłonie głaskały mnie, przynosząc ukojenie. Kilka dni temu dowiedziałam się, że mój ojciec ponownie ożenił się po śmierci mojej matki. Na dodatek mam przyrodniego brata, który jest tylko rok ode mnie młodszy. To oznacza, że mój ojciec był z tą kobietą od wielu lat, zanim moja matka zmarła. Zanim on ją zabił. Nie darzyłam Sharon żadnymi uczuciami. W zasadzie, na samą myśl o niej, dostawałam zimnych dreszczy, przeszywających moje ciało. Dopiero, co odkryłam, że została zamordowana zeszłej nocy i to w dodatku w taki sam sposób jak moja matka. Nie lubiłam tej kobiety, ale odkąd dowiedziałam się o jej istnieniu, poczułam potrzebę, aby ją ostrzec przed moim ojcem. Byłam pewna, że musi się tego dowiedzieć z pierwszej ręki, jaki jest podły i mściwy. Chciałam jej powiedzieć do czego był zdolny, żeby mieć czyste sumienie. Próbowałam kilka razy skontaktować się z nią, ale nie miałam szczęścia. Tak czy inaczej, miałam przytłaczające poczucie winy z powodu swojej porażki. James zdaje się, że zauważył mój wewnętrzny niepokój i usiłował mnie uspokoić swoim dotykiem. Trzymał mnie przez kilka minut, zanim przerwał ciążącą nad całą naszą czwórką ciszę.

2 –Chcielibyście zjeść śniadanie w restauracji, czy w naszym apartamencie?- Powiedział grzecznym tonem. Stephan powiedział bez wahania. –W twoim apartamencie. Widziałem zdjęcia kilka tygodni temu w jakimś designerskim piśmie. Nie mogę się doczekać, by go zwiedzić.- James skinął głową. –Dobrze.- Popatrzył na zegarek. –Niestety, mam tylko godzinę, później muszę wrócić do biura.- Spięłam się, czując się bezzasadnie zawiedziona tą wiadomością, mimo, że nie myślałam iż przyjedzie po nas na lotnisko. Wspominał o kilku dzisiejszych spotkaniach, ale nic nie mogłam poradzić, że czułam się rozczarowana, że nie spędzimy ze sobą więcej czasu. James wyczuł mój nastrój i zaczął głaskać mnie po plecach. Przemówił do mnie czule. –Może uda mi się skrócić swój dzień pracy i wrócić do domu przed czwartą. Chciałbym jednak, żebyś przyszła do mojego biura w porze lunchu. Powiedzmy koło jedenastej? –Przyjdę.- Odpowiedziałam krótko, pragnąc spędzić z nim jak najwięcej czasu. Potrzebowałam go, jakbyśmy byli rozdzieleni przez tygodnie czy miesiące, a nie te kilka dni. Nigdy nie czułam aż takiej potrzeby, nawet wtedy, gdy chciałam, żeby się trzymał ode mnie z daleka przez niespełna miesiąc. Teraz byłam w większej desperacji z uwagi na to, że widziałam szansę na naszą wspólną przyszłość. Ta myśl cieszyła mnie i skręcała mnie boleśnie ze strachu zarazem. Pocałował mnie w czubek głowy, ale nic więcej nie powiedział na ten temat.

3 Pozwoliliśmy Stephanowi i Javierowi pogadać swobodnie o ich planach na dzisiaj, które zawierały między innymi zwiedzanie Central Parku i występ na Broadwayu. Nie mogli się zdecydować. –Nie macie nic przeciwko temu, abym zrobił dla nas rezerwację na wczesną kolację? Wybiorę dobre miejsce, pomyślałem, że sam subiektywnie dokonam wyboru, gdyż najprawdopodobniej kupię to miejsce.- James uśmiechnął się tym swoim lekceważącym uśmieszkiem. Stephan i Javier zgodzili się entuzjastycznie. To było słodkie z jego strony, że o tym pomyślał, ale mimo to poczułam nutkę zawodu. Chciałam spędzić z nim trochę czasu sam na sam, a perspektywa odwlekania tego o kilka godzin była prawdziwą torturą. Clark zawiózł nas do podziemnego garażu i uśmiechnął się do mnie przyjaźnie, gdy James pomagał mi wysiąść z samochodu. Również uśmiechnęłam się do niego. Najwidoczniej szofer vel. ochroniarz Jamesa był uradowany faktem, że wróciliśmy do siebie. To było miłe, że mnie zaakceptował. Stephan był ciągle podniecony, kiedy winda wspinała się do apartamentu. James oprowadził nas pobieżnie po bogato wyposażonych wnętrzach, wskazując na moje obrazy. Za każdym razem, kiedy to robił, zaczerwieniłam się, czując zakłopotanie każdym komplementem dotyczącym mojego hobby. Całe pomieszczenie było nowoczesne i wymuskane przez dekoratora Cavendisha. Widziałam już to miejsce, ale mimo to ciągle byłam pod wrażeniem. Sprowadził nas na dół, długim korytarzem, wykładanym szarymi panelami i zakończył naszą wycieczkę przy onieśmielającej jadalni. Stephan i Javier natychmiast podeszli do okna, które zajmowało prawie całą ścianę i spojrzeli na spektakularny widok Central Parku. –Wow.- Powiedział cicho Javier. –Zdumiewające.- Wymamrotał Stephan.

4 Podeszłam do okna, stając obok Stephana i czując to samo onieśmielenie spojrzałam na znajomy widok. James objął mnie od tyłu i przyłożył swoje usta do mojego ucha. –Muszę już iść. Twoja ochrona będzie na ciebie czekać przy windzie o dziesiątej trzydzieści, aby sprowadzić cię do mojego biura. Jeśli wcześniej będziesz chciała się gdzieś wybrać, zadzwoń do ochrony na numer, który masz zapisany w komórce.- Drzwi kuchenne otworzyły się i stanęła w nich uśmiechnięta Marion. Przyniosła nam śniadanie i wesoło wróciła do kuchni. –Odprowadzisz mnie?- Zapytał miękko James, a jego usta ciągle były przy moim uchu. Wzdrygnęłam się, kiwając głową. James pożegnał się z chłopakami, prowadząc mnie przez pokój. Skrótem zaprowadził nas do windy. Przynajmniej myślałam, że to skrót, dopóki nie wepchnął mnie do poczekalni. Rzuciłam okiem po znajomym pomieszczeniu, kiedy James zamknął drzwi i przycisnął mnie do nich. Zaczął mnie całować tak, jakby od tego zależało jego życie. Pocałunek nie był finezyjny i w żadnym stopniu opanowany. Był to szorstki, bolesny pocałunek, którym zaczęłam się rozkoszować. Chciałam oddać mu pocałunek, ale uniemożliwił mi to. Wszystko co mogłam zrobić, to poddać się jemu. Moje usta miękły i całe ciało również. Odsunął się nagle. Jęknęłam na znak protestu. Złapał mnie jedną ręką za gardło, zaciskając ją tak, że z trudem łapałam powietrze. Drugą rękę położył na moich ustach. Przycisnął jeden palec na mojej wardze. –Muszę iść, ale muszę cię posiąść. Obiecaj mi, że przyjdziesz o jedenastej do mojego biura.- Spojrzałam w jego piękne oczy. Jego wyraz twarzy i głos wyrażał czystą potrzebę. I strach.

5 –Powiedziałam już, że przyjdę.- Powiedziałam do niego, nie będąc pewną, czego ode mnie oczekuje. –Obiecaj mi.- Powiedział miękko, błagalnym tonem. Poczułam ból w klatce. –Obiecuję.- Powiedziałam łagodnie. Skinął jedynie głową, a wyraz twarzy był boleśnie poważny. Pociągnął mnie za sobą, zmierzając w kierunku wind. Wcisnął guzik i przycisnął mnie do swojej klatki. Nie przez przypadek przycisnął mój policzek do swojego serca. Zaraz przy miejscu, gdzie miał wytatuowane moje imię. Nie pocałował mnie ponownie, w zasadzie w ogóle na mnie nie spojrzał. Jego twarz przybrała profesjonalną maskę, gdy drzwi windy zamknęły się przede mną. Ciężkim krokiem wróciłam do jadalni. Skończyliśmy szybko śniadanie i udaliśmy się na krótką drzemkę. Stephan i Javier zatrzymali się piętro niżej. Odprowadziłam ich pod drzwi i cmoknęłam Stephana na dobranoc. Skierowałam się do pokoju, który dzieliłam z Jamesem. Słyszałam okrzyki podziwu, które dochodziły z pokoju chłopaków, nawet, gdy byłam już przy swoich drzwiach. Uśmiechnęłam się czule. To było najlepszą korzyścią z bycia bogatym. Uszczęśliwiać innych. Udałam się do naszej samotnej sypialni. Zatrzymałam się w drzwiach na dłuższą chwilę, czując się dziwnie, będąc tu bez Jamesa. Czułam pustkę. Zrobiłam wszystko pobieżnie, żeby tylko udać się do łóżka. Wspinając się na nie, nastawiłam budzik. Utnę sobie tylko krótką drzemkę, ale czego się nie robi, żeby spotkać się z Jamesem za kilka godzin. Obudziłam się wycieńczona i zdezorientowana, ale kiedy mgła zniknęła z mojego umysłu, zdałam sobie sprawę w czyim łóżku się znajduje i kogo zobaczę za godzinę. Mgła zniknęła całkowicie i udałam się pod prysznic, czując zdenerwowanie i podniecenie. Usłyszałam

6 dźwięk telefonu, kiedy wychodziłam z łazienki i podeszłam do niego, żeby przeczytać wiadomość. Byłam owinięta jedynie w ręcznik. James: Ubierz spódniczkę. To byłaby całkiem niewinna prośba, gdyby nie to, że prosił mnie o to James. Mój oddech stał się płytki. Nie wiedziałam, co będziemy robić w jego biurze, umówiłam się z nim tylko na niewinny lunch. Miałam jednak nadzieję na coś więcej. Mój nastrój polepszył się, gdy skończyłam się szykować, a podniecenie przeszyło całe moje ciało. Ma wobec mnie plany. Wiem to. Starałam się nie czuć onieśmielenia, gdy przemierzałam swoją garderobę w poszukiwaniu spódniczki. Metki ciuchów, na które nigdy mnie nie byłoby stać , sprawiały, że ciężko było mi pogodzić się z tym, że pozwalałam Jamesowi, żeby wydawał na mnie tyle pieniędzy. Musiałabym długo zbierać na te rzeczy, więc mijałoby się to z celem. Połowa jego olbrzymiej szafy była teraz wypełniona designerskimi damskimi ciuchami. Nic nie mogłam poradzić, że wydał na nie dziesiątki tysięcy dolarów. Wiem, że to było śmieszne, ale czułam się bardziej onieśmielona tymi ciuchami, niż kiedy obdarowywał mnie diamentową biżuterią. Tak, to było śmieszne, ale znałam wystarczająco dobrze te ciuchy, żeby wiedzieć ile warte są te metki, czego nie mogłam powiedzieć o swoich wiadomościach na temat biżuterii. Ciuchy były dobrane w komplety. Doceniłabym to bardziej, gdyby nie to, że wiedziałam, że to sprawka Jackie. Nie byłam jej zwolenniczką. Wybrałam szybko wygodną niebieską jedwabną sukienkę. Starałam się nie spojrzeć na metkę, ale wszystko poszło na marne, kiedy logo Armaniego wyskoczyło spod materiału. Dobrałam do tego odpowiedni stanik i majteczki, i włożyłam miękki materiał sukienki przez głowę. Natychmiast ją pokochałam. Była

7 niezwykle wygodna i wyglądała świetnie. Otulała moje kształty w najbardziej zniewalający sposób, ale nie była zbyt obcisła. W porównaniu z innymi ubraniami, które wcześniej przymierzałam, ta była idealna dla mojego wzrostu i proporcji. Nie za krótka, zakrywała mój dekolt i nogi. Najwidoczniej był sens wydawania takich pieniędzy na te ciuchy. Oczywiście, większość ciuchów, które kupowałam, nie przekraczało zwykle dwudziestu dolarów, w większości… W szafie była cała przegródka przeznaczona na buty, gdzie właśnie się udałam. Uśmiechnęłam się, kiedy zobaczyłam co zrobił James. Były tam tylko buty na koturnie i trampki. Ze wszystkich rzeczy, które znajdowały się w tej szafie, te najbardziej mnie ucieszyły. Przypomniałam sobie, że kiedyś mu mówiłam, że jedynymi butami, które lubię nosić są koturny i trampki. Najwidoczniej słuchał mnie wtedy. Wszystkie buty były wyciągnięte z pudełek, a pudełka były oklejone żółtymi naklejkami i opisane czerwonym mazakiem. Podniosłam brwi. Etykietki na wszystkich ubraniach były takie same. Sięgnęłam z tyłu do swoich pleców, żeby zedrzeć etykietkę, ostrożnie jednak, by nie zniszczyć sukienki. Moje brwi ponownie uniosły się, kiedy zobaczyłam numer 543 na etykiecie. Spojrzałam na pudełka po butach i w końcu odnalazłam taki sam numerek. Westchnęłam, a moje usta wykrzywiły się, kiedy pojęłam ten system. Najwidoczniej Jackie nie ufała mojemu wyczuciu kompletowania ubrań. Jakaś część mnie chciała zignorować ją i założyć to, co mnie się podoba, ale była w końcu profesjonalną stylistką, a ja rzadko chodziłam na zakupy. Postanowiłam wypróbować jej sugestie. Czemu nie? Jeśli nie spodobają mi się buty, które wybrała dla mnie, po prostu wybiorę sobie coś innego. Otworzyłam pudełko i ujrzałam parę żółtych skórzanych koturnów od Prady. Miały odkryte palce i cieniutki żółty paseczek, zapinany na kostce. Były urocze.

8 Przymierzyłam je i przyznałam, że Jackie znała się na swoim fachu. Dodatkowo były wygodne i łatwo mi było w nich chodzić. Poświęciłam trochę czasu na makijaż, chcąc zrobić sobie smoky eyes. Przeczesałam rzęsy czarną maskarą, a na usta nałożyłam szminkę oraz bladoróżowy błyszczyk. Byłam zadowolona z efektu końcowego. Makijaż zajął mi więcej czasu niż zwykle ale i tak miałam jeszcze dziesięć minut na ułożenie fryzury, która wymagała tylko wysuszenia. Spojrzałam na nie krytycznym wzrokiem i pomyślałam, że przyda mi się małe strzyżenie. Proste blond pasma okalały moją twarz, uwidaczniając moje oczy. Już miałam wychodzić, gdy usłyszałam pukanie do drzwi sypialni. Otworzyłam je, myśląc, że to Marion. Byłam wstrząśnięta, gdy okazało się, że to Jackie. Uśmiechała się do mnie. Zmierzyła mnie wzrokiem od stóp do głów, uśmiechając się jakby nie dała mi wcześniej odczuć jak bardzo mnie nie lubi. –Bardzo ładnie. Armani do ciebie pasuje. Będę miała to na uwadze.- Mój wyraz twarzy zmienił się w wyćwiczony, bezpłciowy wyraz i spojrzałam na nią. Nie mogłam się do niej uśmiechnąć, ale starałam się być w stosunku do niej grzeczna. –Spieszę się, więc wybacz, ale muszę już wyjść…- Podniosła palec. –Tylko jedna rzecz. Stworzyłam dla ciebie kolekcję torebek w przymierzalni. James nienawidzi bałaganu, a one zajmują dużo miejsca. Uznałam więc, że to będzie najlepsze rozwiązanie. Chodź za mną. Weszła, nie czekając na moją zgodę. Poszłam za nią bez entuzjazmu, będąc ciekawa o czym ona mówiła. Wprowadziła mnie do sypialni dla gości, gdzie już byłam kilka dni temu, kiedy to przymierzałam

9 sukienki. Olbrzymią szafę zajmowała teraz niewyobrażalna kolekcja torebek. Jęknęłam. Jackie posłała mi swoje spojrzenie. Było niemalże wrogie. –Nie lubisz torebek?- Zapytała z niedowierzaniem. Wykrzywiłam usta. –Lubię niektóre, ale kopertówki nie są dla mnie. Nie cierpię trzymać coś w ręku przez cały czas. Potrzebuję czegoś na długim pasku.- Wydała z siebie dźwięk niezadowolenia, ale nie tracąc czasu zaczęła szukać torebki dla mnie. Wyciągnęła dużą kremową skórzaną torbę i podała mi ją. –Na miłość boską, przynajmniej zawieś ją sobie na ramieniu. Jeśli zobaczę, że przełożysz sobie ją przez plecy, zacznę krzyczeć. Wzięłam od niej torebkę i posłałam mało przyjazne spojrzenie. Wyszłam z pokoju bo musiałam wrócić do naszej sypialni, żeby włożyć do niej moje rzeczy, zanim zejdę na dół. Byłam już spóźniona.

10 Rozdział drugi Pan Gwałtowny Zeszłam schodami, kierując się do windy. Ochrona już tam na mnie czekała. Ochrona… Spojrzałam na trzech ascetycznych mężczyzn w garniturach i kobietę, która wyglądała na najbardziej wystraszoną z całej tej bandy. Blake skinęła na mnie, odzywając się jako pierwsza. –Panno Karlsson, przedstawiam resztę zespołu ochrony.- Wskazała na mężczyznę, znajdującego się najbliżej niej. Był postawny, umięśniony i oczywiście uzbrojony pod swoim dobrze dopasowanym garniturem. Miał ciemne, krótko przystrzyżone włosy a charakterystyczne rysy twarzy sprawiały, że wyglądał pociągająco. –To jest Williams. –Panno Karlsson- powiedział i ukłonił się grzecznie. Również ukłoniłam mu się, starając zapamiętać jego nazwisko. Najwidoczniej będę musiała nauczyć się ich jeszcze więcej przy takiej liczbie ochroniarzy. Winda w końcu przybyła, a Blake zaprosiła mnie do środka. Weszłam, starając się nie czuć onieśmielenia, gdy zostałam otoczona przez czwórkę z nich. Blake odchrząknęła. –Musimy się pospieszyć. Pan Cavendish nie będzie zadowolony jeśli się panna spóźni.- Szybko przedstawiła mnie dwóm pozostałym mężczyznom. Pierwszy był najniższy od pozostałych, co najmniej centymetr niższy niż ja, kiedy nie miałam na sobie szpilek. Miał nabrzmiałe mięśnie,

11 a jego krótkie blond włosy świadczyły o tym, że musiał kiedyś być żołnierzem. Nazywał się Henry. Ostatni z nich był mojego wzrostu, miał średniej długości, brązowe włosy i radosne piwne oczy. Wyglądał na mniej bezwzględnego od pozostałych i był bardziej atrakcyjny. Ciągle zachowywał się powściągliwie tak jakby przestrzeganie obowiązków miał wypisane na twarzy. Miał na imię Johnny. Pomyślałam, że to dziwne, że jedni używają swoich nazwisk, a drudzy imion. Nie wnikałam jednak w to. Już od swoich najmłodszych lat nauczyłam się nie wciskać nosa w nie swoje sprawy. Był początek czerwca, a w Nowym Jorku było gorąco jak w piekle. Dobrze, że miałam na sobie lekkie ciuchy, gdyż upał i wilgoć zmieszały się ze sobą, co odczułam, kiedy wyszłam na zewnątrz. Moja ochrona otoczyła mnie, kiedy wyszliśmy z windy ku pełnej przepychu limuzynie. Pojazd znajdował się pod samym wejściem do lobby. Próbowałam ukryć swoje zażenowanie tą zamożną otoczką i absurdalną liczebnością swojej obstawy. Poczułam się spięta w drodze z windy do samochodu. Ochrona rozmieściła się, tak jakby był to układ choreograficzny. Blake i Johnny usiedli przy mnie, Henry trzymał śrutówkę, a Williams prowadził. Krótka jazda do posiadłości Cavendisha była dziwnym doświadczeniem. Blake utrzymywała całkowitą i bezwzględną ciszę, a Johnny wydawał się bardzo przyjazny w porównaniu z resztą zespołu. –Więc jak ci się podoba pomysł przeprowadzki do Nowego Jorku Bianco?- Spojrzałam na niego z konsternacją. Przyzwyczaiłam się do profesjonalności ochroniarzy i nie mogłam ich winić za to, że nie raczyli mnie nawet jałową rozmową. Nie byłam więc na to przygotowana. I na pytania…

12 –Tak naprawdę, to nie przeprowadziłam się tutaj. Wyjeżdżam i wracam do Vegas, ale lubię Nowy Jork. Przyjeżdżam tu od lat, lecz nie zamierzam tego zmienić. Johnny posłał mi zdezorientowane spojrzenie. –Więc zamierzasz pracować? Ciągle będziesz stewardessą?- Popatrzyłam na niego podejrzliwie. W przeciwieństwie do niego nie byłam wścibska. –Tak. To moja praca. Dlaczego miałabym z niej zrezygnować?- –Hm, może dlatego, że pan Cavendish wydaje cztery razy więcej na ochronę, niż ty zarobisz w tydzień za każdy jeden lot.- –Wystarczy.- Przerwała mu opryskliwie Blake. –Wiesz bardzo dobrze, że jeżeli zdenerwujesz pannę Karlsson, pan Cavendish cię zwolni. Do cholery, wszystkich nas zwolni. Po tym wszystkim zrobiło się w samochodzie niezręcznie. Nie miałam pojęcia co odpowiedzieć na tak niespodziewane pytanie ze strony nieznajomego człowieka. I tak oczywiście bym nic nie powiedziała, bo nie czuję potrzeby, żeby się komuś tłumaczyć ze swojego życia. Nerwy… Rozmyślałam całą drogę, gapiąc się w okno a moja twarz przybrała obojętną maskę. Nigdy nie byłam w Manhattan Cavendish Hotel, ale rozpoznałam od razu ten olbrzymi budynek. Błękitne, nowoczesne szklane okna, które opiewały cały budynek sprawiały, że wyglądał na najcenniejszy klejnot ze wszystkich drapaczy chmur. Kiedy wysiadłam z samochodu, ochroniarze ustawili się w swoim choreograficznym układzie. Eskortowali mnie do lobby, jakbym była co najmniej głową państwa. Czułam się niedorzecznie. Nie wiedziałam dokąd się udać, ale

13 na szczęście nie musiałam tego wiedzieć. Blake prowadziła mnie przez okazałe, marmurowe lobby. Byliśmy blisko rzędu dobrze strzeżonych wind, kiedy usłyszałam kobiecy głos, wołający moje imię. Zaskoczona, obróciłam się by zobaczyć kto to jest. Zamarłam. Jolene szła w naszą stronę z bujnym uśmiechem na ustach. Była niekompletnie ubrana. Miała na sobie tylko cienkie szorty i sportowy stanik, który był tak skąpy, że nie wiedziałam, czy rzeczywiście spełnia swoje zadanie. Nie mogłam się domyślić dlaczego jest tak ubrana. Pomyślałam, że była na siłowni, ale miała na sobie seksowne czarne sandały a jej włosy były rozpuszczone i zwisały falując na jej ramionach i plecach. Johnny zagwizdał z aprobatą, kiedy nadeszła. Stał po mojej prawej stronie ale nie zwracałam na niego uwagi. –Najbardziej gorąca laska, jaką kiedykolwiek widziałem. – Wymamrotał nie całkiem pod swoim nosem. Cóż, oficjalnie już nigdy nie zostanę fanką Johnny’ego. Jolene chciała się do mnie przybliżyć ale Blake weszła jej w drogę, nim ta była od mnie pół metra. Wydęła wargi, co z pewnością było pretensjonalne. –Bianco! Jak się miewasz?- Zawsze uważałam siebie za opanowaną osobę. Byłam małomówna, chyba, że sytuacja tego wymagała. Wiedziałam, że to będzie jeden z tych momentów, kiedy nie będę milczeć. –Co ty tu robisz? I dlaczego jesteś tak ubrana?- Zapytałam ją chłodno. Spojrzała na mnie wzrokiem, który wprawił mnie w osłupienie. Był dwuznaczny i chytry. Właśnie pakowała się w kłopoty.

14 –Właśnie skończyłam ćwiczyć. To miejsce ma fantastyczną siłownię. A jestem tak ubrana, gdyż James uwielbia patrzeć na moją skórę. Mówi, że mam najbardziej seksowny brzuch na świecie.- Mówiąc to sunęła ręką od gardła po linię bioder, do tych nieprzyzwoitych szortów. Miała wspaniały brzuch, dobrze opalone wgłębienia i śniadą cerę. Jej niedorzecznie wąska talia i zbyt duży biust sprawiały, że wylewał się z jej stanika. Epatowała seksem, nienawidziłam jej. Czy ona właśnie powiedziała, że jest tu po to by spotkać się z Jamesem? On ciągle się z nią spotyka? Było to wierutnym kłamstwem, czy pokręconą wersją prawdy? Tak czy inaczej miałam jej dość, a spotkałam ją zaledwie dwa razy… –Sugerujesz, że jesteś tu po to, by spotkać się z Jamesem? Zaprosił cię tu? Mów bez ogródek, bo nie mam ochoty na te gierki.- Powiedziałam najbardziej zimnym i pustym tonem. Ten ton był dla mnie starym mechanizmem obronnym. Zacisnęła usta, przeciągając językiem po zębach. Chciałam ją spoliczkować. Zaskoczyła mnie ta potrzeba, ale nawet gdy byłam w szoku nie umniejszyło to mojej wściekłości. –Nie twój interes.- Powiedziała z rozdrażnieniem i skrzyżowała swoje ramiona, które podniosły jej sztuczny, obszerny biust jeszcze wyżej. Ten stanik był jej zupełnie nie potrzebny, gdyż widać było wystający, nagi sutek, kiedy podniosła ramionami swoje piersi. Nie mogę uwierzyć, że James spędził z tą kobietą tyle czasu, nawet z jej przerośniętym seksapilem. Moim zdaniem James był wzorem klasy, ze swoim urokiem i nienagannymi manierami oraz niespotykanym pięknem. Natomiast ona była tylko reliktem swojej tandety.

15 –Oczywiście, że to jej sprawa.- Głos, pod wpływem którego rozpływałam się, odezwał się zza moich pleców. Duża, ciepła dłoń dotknęła mojego karku, delikatnie głaszcząc moje długie włosy. Nie spojrzałam na Jamesa. Byłam zbyt wściekła i smutna . Poczułam naturalną tęsknotę za jego spojrzeniem. –Czemu jesteś ciągle tutaj Jolene?- Zapytał chłodno. –Mówiłem rano, żebyś wyszła. Wtedy, kiedy próbowałaś wpakować się, nieproszona do mojego gabinetu. Odprowadzić cię do wyjścia? Po jej twarzy przebiegł surowy grymas. Jej piękna twarzyczka szybko przybrała uśmiech pełen satysfakcji. Odgarnęła swoje kręcone włosy z ramion, eksponując swój wydatny biust. –Jestem tu ze Scottem. Zajmuje apartament, a ja jestem jego gościem. Jego także chcesz stąd wyprosić?- James przysunął się bliżej moich pleców, obejmując mnie ramieniem. Mogłabym przysiąc, że wzrok Jolene nie polubił tego widoku. –Może mu powiem co zamierzałaś zrobić. Jak myślisz, jak tolerancyjny będzie twój mąż, kiedy dowie się, że próbowałaś swoich starych sztuczek?- Znieruchomiała, przyglądając się z uwagą. Po chwili na jej twarzy pojawił się ten wyćwiczony, pogodny uśmieszek. –On ci nie uwierzy. A nawet jeśli, nie odważysz się tego zrobić. Wiesz jak bardzo go to zrani. –Teraz dociera to do mnie, że prawda najwidoczniej nie jest w stanie skrzywdzić Scotta tak bardzo jak ty sama, Jolene. Nie mam już ani grama cierpliwości. Miej to na uwadze. Kątem oka zauważyłam jakieś ruchy. Spojrzałam w przestrzeń za Jolene i nagle wyrosła z niej postać mężczyzny, kroczącego w naszą stronę. Był wysoki i chudy, ale ciągle poruszał się krokiem atlety. Jego

16 kolor cery był podobny do Jamesa. Miał jasno brązowe włosy i bardzo opaloną skórę, jakby dopiero co skończył się opalać. Kiedy się zbliżył, zauważyłam, że jego niespokojne oczy są koloru piwnego. Na pierwszy rzut oka był bardzo podobny do Jamesa, ale jakby się dobrze przyjrzeć, jego wygląd był bardziej surowy- mniej wytworny. –Mówiłem ci, żebyś się trzymał z daleka od mojej żony.- Warknął mężczyzna, kiedy tylko znalazł się w zasięgu naszego słuchu. Uświadomiłam sobie, że ten mężczyzna wyglądał bardzo znajomo. Nie mogłam tylko odgadnąć skąd, ale na pewno już gdzieś widziałam jego twarz. –Za każdym razem, kiedy się odwrócę na pięć minut, pojawiasz się ty. Daj jej spokój James.- James znieruchomiał tuż za mną, ale jego ton był zaskakująco łagodny, kiedy przemówił. –Musisz się zastanowić nad tym co mówisz, mój przyjacielu. Ona nie jest z tobą szczera i jeśli by to ode mnie zależało, nigdy bym już na nią nie spojrzał. Twoja żona stręczy mnie i moją dziewczynę. Mam już tego dość. Jestem w poważnym, zobowiązującym związku i nie chcę mieć z nią już nic wspólnego. Nie tknąłem Jolene od czasu, kiedy dowiedziałem się, że jest twoją żoną trzy lata temu. Teraz również. Jeśli mógłbym cofnąć czas i oszczędzić ci cierpienia Scott, w ogóle bym jej nie tknął i nigdy bym ci jej nie przedstawił. Ona nie jest tym kim myślisz. Nie jest warta świeczki. Scott nie odebrał tych słów tak, jak chciał tego James. Mogę to stwierdzić po szczerym tonie jego głosu, że James mówił tylko i wyłącznie brutalną prawdę. Scott zadrwił, co było widoczne na jego twarzy.

17 –Uważaj co mówisz. Mówisz o mojej żonie.- Jego surowy wzrok spoczął na mnie. –Więc on jest z tobą w poważnym, zobowiązującym związku, tak? Musisz wiedzieć, że on nie wie co to znaczy. Będzie tobą pomiatał na wszystkie strony jak całą resztą. Jeśli będziesz miała szczęście, przekaże cię swojemu bogatemu przyjacielowi, kiedy się już tobą znudzi. Obróciłam się w kierunku klatki piersiowej Jamesa. Schowałam twarz w jego szyi, obejmując rękoma dookoła jego żeber w mocnym uścisku. –Nie rób tego.- Wymamrotałam do jego szyi. To powstrzymało jego ruchy. Scott chciał go sprowokować, a ja wiedziałam, że mu się to udało. Musiałam zapanować nad jego temperamentem- nad jego pięściami. James owinął mnie dookoła swoimi sztywnymi ramionami, jakby nie mógł zignorować moich czułych gestów nawet we wściekłości. –Jeśli jeszcze raz powiesz do niej coś takiego, gorzko tego pożałujesz.- Powiedział James, głosem pełnym furii. Scott prychnął, a z jego tonu wywnioskowałam, że ma takie samo nastawienie jak James. –Martwisz się, co jej powiem? Pieprzyłeś moją żonę James. Bóg jeden wie ile razy, a ty się martwisz, że ja… skrzywdzę twoje pieprzone uczucia? James obrócił mnie delikatnie, wprowadzając do windy znajdującej się za nami. Pogładził dłońmi po moich włosach i poczułam jak drżą. –Kochanie.- Powiedział ochrypłym głosem, ale mimo tego nadal brzmiał czule. –Chciałbym, żebyś poszła na górę. Proszę, zaczekaj tam na mnie. Niezwłocznie do ciebie dołączę.

18 Wcisnął przycisk ciągle mając mnie przy sobie. Chciałam coś powiedzieć, błagać go, żeby nie zrobił niczego pochopnie. Żeby nie wpakował się w problemy, ale nie mogłam wydobyć z siebie ani słowa. Winda zatrzymała się i po chwili otworzyły się drzwi. Weszłam do środka bez słowa, a Blake i Johnny byli tuż za mną. Poczułam ulgę, gdyż dwóch pozostałych ochroniarzy zostało z Jamesem. Drzwi windy zamknęły się. Nie miałam pojęcia na które piętro zmierzamy i ile pięter jest w ogóle w tym budynku. Spojrzałam na panel aby się tego dowiedzieć, ale do moich oczu napłynęły łzy. Winda w końcu zatrzymała się a ja wyszłam za Blake. Mój umysł z roztargnieniem dostrzegł, że moje otoczenie było bogate i pełne przepychu. Moje obcasy brzęczały efektownie na ciemnej, marmurowej posadzce, ale moje myśli nadal krążyły wokół tego, co zaszło na dole- byłam zbyt dużym tchórzem, żeby tam zostać i obserwować całe zajście, albo chociaż zostać tam i zareagować w porę. Młoda, wytworna brunetka powitała nas zza masywnego biurka. –Panno Karlsson, pani Blake, Johnny.- Wymamrotała, gdy ją mijaliśmy. Zastanawiałam się jak mnie rozpoznała. Zapewne przez moją uzbrojoną eskortę… To wszystko było szalone, tak dalekie. Blake zaprowadziła mnie do olbrzymiego gabinetu, którego okna opiewały każdą ze ścian. Blake gruntownie przeszukała biuro, sprawdzając każdy centymetr pomieszczenia. Johnny pozostał blisko mnie. Pomyślałam, że byli zbyt nadgorliwi ale co ja tam wiem? Blake skończyła przeszukanie, informując mnie o tym surowym skinieniem. –Wszystko czyste panno Karlsson. Jeśli potrzebowałaby panna czegokolwiek, jesteśmy za drzwiami.

19 Usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi. Rzuciłam torebkę gdzieś na podłogę, kiedy podchodziłam do okna. Zauważyłam, że wystrój tego miejsca nie był w stylu Jamesa. Nastrój gabinetu był utrzymany w stylu starego Nowego Jorku. Były tu antyki i stara dębowa podłoga. Krzesło za biurkiem było pokryte brązową skórą, kanapa również. Także dywan był staroświecki. To było tak niepodobne do Jamesa. Stałam tam i rozmyślałam przez dłuższy czas, skupiając swoją uwagę na wystroju tego wnętrza. Podeszłam do okna, patrząc pustym wzrokiem na spektakularny widok na Manhattan. Nie miałam pojęcia jak długo tak stałam, gdy nagle usłyszałam jak drzwi otwierają się. Dźwięk zamykanych drzwi wydał się tak nienaturalnie głośny w tej przejmującej ciszy. –Obróć się i popatrz na mnie.- Powiedział James po dłuższej chwili. Jego głos był niski i szorstki. To było nienormalne, to było nierozsądne i samodestrukcyjne… oraz masochistyczne, ale poczułam się mokra na dźwięk tego brutalnego głosu. Obróciłam się.

20 Rozdział trzeci Pan Sadystyczny Przyglądałam mu się przez dłuższy czas, a moje nogi drżały, kiedy napierał na mnie. Oparłam się plecami o okno, żeby utrzymać równowagę. Nie miał na sobie marynarki, a jego krawat był przekrzywiony. Rękawy jego białej koszuli były podwinięte. Zauważyłam pojedynczą kroplę krwi na jego kołnierzyku. Obserwowałam jego twarz a później ramiona. Jego knykcie wyglądały na lekko opuchnięte. Zacisnął pięści a jego twarz pozostała nietknięta. –Ten dorosły mężczyzna znieważył najważniejszą osobę w moim życiu. Najbardziej cenną rzecz na świecie. Zetrzyj ten popieprzony, wystraszony wyraz ze swojej twarzy. Nigdy bym cię nie uderzył, nigdy bym cię nie zaatakował. Ale ukarzę cię.- Powiedział i zaczął rozpinać swoją koszulę i pozbywając się swoich beżowych spodni. Zarys jego erekcji był widoczny przez blady materiał. Oblizałam zdrętwiałe usta. –Za co? –Za ten widok. Za brak zaufania. Za opuszczenie mnie na kilka dni, bez względu na pierdolony powód. I za spóźnienie.- Podszedł do mnie, pół nagi i niebywale piękny. Jego silne mięśnie pracowały przez złocistą skórę z każdym krokiem. Obserwowałam swoje imię, wyryte purpurą na jego klatce. Podszedł do mnie. Jego ciężka dłoń opadła na moim karku. Popchnął mnie pomału na biurko. Przycisnął mnie do siebie, pewnie ale powolnie. Moja klatka spoczęła na blacie biurka a kości biodrowe wbiły się w jego skraj. Jego ręce powędrowały bez wahania pod moją sukienkę, chwycił

21 mój koronkowy pasek i ściągnął go jednym, pewnym ruchem. Dotknął mojej kostki. –Podnieś.- Rozkazał krótko. Podniosłam stopę. To samo zrobił z drugą nogą. Jego palce wędrowały po moich plecach, rozpinając stanik przez jedwabny materiał sukienki. Tylko ktoś tak doświadczony mógł tego dokonać. Pozbył się go szybko, pozostawiając sukienkę na swoim miejscu. Podciągnął śliski materiał dołu sukienki na moje biodra, pozostawiając mój tyłek i płeć nago. Stał w ciszy za moimi plecami przez dłuższy czas. Zaczęłam się wić. –Zamknij oczy.- Rozkazał, a ja grzecznie przystałam na jego żądanie. Usłyszałam jak odchodzi. Drzwi po mojej lewej stronie otworzyły się, następnie zamknęły. Słyszałam swój własny oddech. Byłam czujna. Po dłuższej chwili usłyszałam jak się zbliża. Nawet nie próbował być cicho. –Chwyć się skraju biurka.- Rozkazał ponownie. Chwyciłam się blatu. –Masz mi coś do powiedzenia?- Zapytał chłodno. Nie wiedziałam od czego zacząć, nie wiedziałam, czego oczekiwał, ale musiałam spróbować. –Przepraszam panie Cavendish. –Za co przepraszasz? –Za wszystko. Za zostawienie cię na kilka dni. Za spóźnienie. Proszę…- Uderzył szorstkim batem po moich plecach.

22 Wygięłam się w łuk. Uderzenie szczypało ale nie czułam konkretnego bólu. To było jak chłostanie puklem włosów. Pewnie dlatego nie powstrzymał się i uderzył ponownie i ponownie bez chwili przerwy. Przesunęłam się na biurku jęcząc. Przycisnął dłonią moje plecy, trzymając mnie w bezruchu. Znów zaczął mnie smagać. Biczował mój tyłek i uda. Trwało to długie chwile, a ja wiłam się pod nim. Nagle przestał. Słyszałam jego urywany oddech. –Podoba ci się mój bicz z końskiego włosia?- Zapytał. Z mojego gardła wydobyło się ciche mruczenie. –Bardzo, panie Cavendish. –To była dopiero rozgrzewka, Bianco. Wiesz, co to znaczy?- Pokręciłam głową. –Nie, panie Cavendish.- Zbliżył się do mnie, przyciskając swoją twardą, zasłoniętą spodniami erekcją, która drażniła moją płeć. Wyszeptał do mojego ucha. –Otwórz oczy. Otworzyłam je i zobaczyłam tylko bok biurka, na którym byłam rozłożona. James był tuż za moimi plecami. Położył na blacie czarno niebieski przedmiot. Na pierwszy rzut oka nie mogłam stwierdzić co to jest. Wyglądał prawie jak bukiet kwiatów, ale teraz już nie…Ciężka, barwiona skóra komponowała się pięknie z niebieskimi różami, których końce były zakończone cienkim skórzanym paskiem. Oblizałam usta, czując przypływ zdenerwowania i strachu. To był tuzin groźnie wyglądających pączków. James podniósł sztywną, skórzaną rękojeść swojego narzędzia tortur i przejechał nim po moim policzku. Widziałam, jak

23 ciężkie kwiaty ciągną się po biurku, kiedy bicz się porusza. Kreślił linię na moim policzku. –Ten bicz był zaledwie rozgrzewką.- Powtórzył. –A to oznacza, że mam wobec ciebie plany, Bianco. Ból się jeszcze nie zaczął. Wzięłam kilka niepewnych wdechów i zamarłam, gdy usłyszałam dźwięk rozpinanego suwaka. –Te róże cię przerażają?- Zapytał delikatnie, a jego głos stał się drażniący. Chwycił mnie za uda, pociągając moje mnie za nogi, rozchylił je, przesuwając po biurku. –Tak.- Powiedziałam tracąc dech. –Powiem ci coś.- Zaczął, wchodząc we mnie mocno. Zaczęłam jęczeć, zaskoczona tym nagłym wtargnięciem. –Jeżeli nie dojdziesz, gdy będziesz już na granicy, oszczędzę ci tych róż. Na dzisiaj.- Odparł, wychodząc ze mnie i powiódł swoim wspaniałym fiutem po moich najczulszych nerwach. Wyszedł ze mnie kompletnie, po czym włożył go ponownie, a wolne i pewne głaskanie sprawiło, że podkurczyłam palce u stóp. –Żeby było sprawiedliwie, zrobię to szybko.- Powiedział z zimnym uśmiechem. Znów wyszedł ze mnie i wszedł ponownie, dając mi przedsmak tego, co mnie czeka. To było boleśnie trudne do zniesienia, kiedy wbijał się we mnie, pracując swoją długą, grubą męskością wewnątrz mnie. Nawet jego fiut był dzisiaj dominujący i sadystyczny. Jedną dłonią chwycił mnie za drugie udo tak mocno, że wiedziałam, że będę posiniaczona. Druga ręka spoczęła na moich plecach, przyszpilając mnie do biurka. Pieprzył mnie w ten sposób bardzo rzadko,

24 sprowadzając siebie ku spełnieniu. Kiedy doszedł we mnie, głośne, dzikie dźwięki wydobyły się z jego gardła. Tłumił ten dźwięk w sobie, jakby nie mógł nad nim zapanować. Te odgłosy sprawiły, że znalazłam się na skraju orgazmu. Doszłam piszcząc, kiedy on poruszał się jeszcze we mnie, ocierając się o swoją dziką przyjemność. Nie ociągając się wyszedł ze mnie, kiedy ja wiłam się dookoła niego. Poczułam ciepłą ciecz , ściekającą z jego sztywnej męskości. Nachylił się nad moim tyłkiem. Pociągnął mnie, a moje stopy dotknęły ziemi. Zapomniałam, że miałam na sobie szpilki i kiedy dotknęłam podłogi zaczęłam się chwiać. Podciągnął wyżej moją sukienkę i pociągnął za ramiona. –Ręce do góry.-1 Wymamrotał, kiedy stałam już w miarę pewnie. Posłuchałam go. Ściągnął ze mnie sukienkę. Obróciłam głowę, by zobaczyć, że układa ją ostrożnie na krześle. Przyglądał mi się przez chwilę. –Zdejmij buty.- Zrobiłam jak kazał, utrzymując równowagę na tyle, na ile mogłam. Złapał mnie, zawieszając swój palec na moim karku, a drugą ręką chwycił moje włosy. Przeciągnął mnie przez pokój. Zaprowadził mnie do drzwi, które zapewne prowadziły gdzieś indziej niż recepcja. Nie wiedziałam, gdzie one prowadzą, ale James szybko mi to wyjaśnił. Wprowadził mnie do małej sypialni z wielkim oknem. Złapałam z trudem powietrze, gdy zobaczyłam łóżko. Zajmowało prawie całą przestrzeń. Pasowało do tych wielkich sypialni w jego domach. Góra łóżka miała kratę, a zawieszone na niej ograniczniki nie wyglądały zachęcająco. 1 Bo będę strzelać ;)

25 –Twoje służbowe łóżko do pieprzenia?- Zapytałam, nie ukrywając oskarżycielskiego tonu głosu. Był dziwkarzem, wiedziałam o tym, ale miałam dosyć oglądania dowodów na to, gdziekolwiek byliśmy. –Jest nowe. Wcześniej spałem sam na tym łóżku. Jeśli masz jeszcze jakieś pytania, odpowiem na nie później. Wskakuj do łóżka. Wgramoliłam się na łóżko, na jego sam środek i uklękłam. –Wstań.- Warknął. Posłusznie zrobiłam to co mi kazał. Chwycił mnie dłońmi za nadgarstki i podniósł wysoko. Złapał za czarny ogranicznik zawieszony na kratce. Byłam zaskoczona, kiedy zauważyłam, że był wykonany z gumy. Przypominał miękką tubę, przyjemną w dotyku i bardzo rozciągliwą. Zawiązał mi go wokół mojego nadgarstka i naciągnął mocno. Ścisnął go i wywinął moją rękę, tak bym mogła go chwycić. To samo zrobił z drugą dłonią. Moje ramiona były szeroko rozstawione, kiedy skończył. To było dziwne, że użył coś tak przyjemnego, aby mnie unieruchomić. Przypomniałam sobie o różach… Ustawił moje stopy tak, by było mi wygodnie. Drżałam, kiedy wyszedł z łóżka. Związał mnie twarzą do okna, z którego rozprzestrzeniał się wspaniały widok na Manhattan. Poruszał się za moimi plecami, a ja pozostałam spowita w ciemności- podobnie jak jego ruchy. Kilka minut później wszedł na łóżko. Pozostał przy moich plecach. Czekałam na niego tak długo, że zdążyłam się już lekko zrelaksować i wtedy mnie uderzył. Moje plecy nachyliły się pod wpływem ciosu w uda. To była jak dotąd najbardziej surowa kara, jaką mi wymierzył. Już po pierwszym uderzeniu o tym wiedziałam. Czułam jakbym została