ROZDZIAŁ PIERWSZY
Willa Ross wspięła się na trawiaste wzniesienie,
zajmując dyskretnie miejsce z boku, w pewnym
oddaleniu od pokaźnej grupki zebranej przy grobie.
Nie przyłączyła się do cioci Tess i siostry ciotecznej,
Paige. Zerwanie z nimi i ze zmarłym wujem,
Calvinem Hardingiem, było zbyt dramatyczne, a
rozbrat zbyt długotrwały, by się mogła łudzić, że
zostałaby tam mile przyjęta. Zatrzymała się więc
na kupce darni, skąd widziała dobrze pastora i
swoje dwie ostatnie żyjące krewne i skąd mogła się
później niepostrzeżenie
wycofać.
Ruch na tyłach grupki zgromadzonej przy
trumnie, koło której stał, przyciągnął ciemne
spojrzenie Claytona Cantrella, gdy tylko Willa się
pojawiła na wzniesieniu. Rozpoznał ją od razu. Ból i
gniew ścisnęły mu pierś żelazną obręczą.
Smukła, ubrana w prostą sukienkę koloru pias-
kowego, stanowiącą według oceny Claytona
delikatną aluzję, że dziewczyna nie opłakuje zbytnio
śmierci wuja, Willa Ross zachowała prawie ten sam
wygląd psotnego trzpiota, który ją cechował jako
nastolatkę. Chociaż płowe włosy upięła w węzeł
sugerujący większą dojrzałość, jej twarz miała te
same ładne, subtelne rysy, co w wieku siedemnastu
lat. Minione pięć lat jedynie podniosło jej dawną
urodę.
Ucisk w piersi Claytona się wzmógł. To przez
Willę Ross jego młodsza siostra, Angela, leży teraz
niedaleko stąd, w grobie za wzniesieniem, koło ich
rodziców.
Gorycz, która, jak sądził, rozpłynęła się przez
te
H CZARNA OWCA
lata, wezbrała na nowo w jego sercu i pogłębiła ostre
bruzdy otaczające usta.
- Odmówimy teraz Modlitwę Pańską - zapowiedział
pastor, po czym pochylił głowę i rozpoczął: - „Ojcze
nasz, który jesteś w niebie..."
Willa nie pochyliła ze wszystkimi głowy, chcąc
skorzystać z okazji i odmawiając cicho słowa modlitwy,
przyjrzeć się cioci Tess. Minione pięć lat nie obeszło
się z nią łaskawie. Zielone oczy Willi napełniły się
łzami na widok kruchego i niezdrowego wyglądu
starszej pani, jej kredowej i pooranej zmarszczkami
twarzy, włosów przyprószonych siwizną. Małe dłonie,
lekko teraz zdeformowane, trzymała ciocia splecione
bezradnie na kolanach.
Willa wiele by dała, żeby być teraz tą, która siedzi
przy jej boku, która ją pociesza i dodaje sił, która
z nią dzieli ból. Zamiast tego jest wyrzutkiem
rodzinnym i nie ma nawet pewności, jak zostanie
przyjęte jej pojawienie się. Nie potrafiła się jednak
powstrzymać od wzięcia udziału w pogrzebie, gotowa
się zadowolić zobaczeniem choćby z oddali kobiety,
która ją wychowała po śmierci rodziców.
- „I wybacz nam nasze winy, jako i my wybaczamy
naszym winowajcom..."
Clay Cantrell powtarzał automatycznie słowa
modlitwy, nie zastanawiając się nad ich znaczeniem.
Nie spuszczał twardego spojrzenia ciemnych oczu
z twarzy Willi, ślepy na bolesny skurcz jej miękkich
warg i otaczającą ją aurę smutku.
Jakby wyczuwając jego wrogość, Willa obróciła
wzrok i ich spojrzenia się skrzyżowały.
Pełen niechęci wyraz ciemnych oczu sprawił, że
słowa modlitwy uwięzły jej w gardle. Raptownie
uciszona, Willa nie mogła oderwać wzroku od jego
przystojnej twarzy o regularnych rysach i męskim
wykroju ust, nie mogła się powstrzymać od ogarnięcia
CZARNA OWCA /
okiem jego postaci o szerokich barach i wąskich
biodrach. Clay Cantrell miał ciemne włosy i był
ubrany cały na czarno. Stanowił wyniosłą, onieś-
mielającą postać, niemal groźną, i niczym nie przypo-
minał tolerancyjnego, pobłażliwego starszego brata
jej najbliższej przyjaciółki, jakiego znała przed paroma
laty.
- Amen.
Pastor zakończył Modlitwę Pańską, po czym
zapoczątkował zbiorową recytację hymnu, który Willa
rozpoznała jako jeden z ulubionych hymnów cioci
Tess. Zmusiwszy się do oderwania wzroku od Claya
i skupieniu go na cioci, Willa formowała niemo
ustami słowa hymnu, z piersią nagle zbyt ciężką od
bólu, by je wypowiadać głośno.
Przyjazd na pogrzeb okazał się pomyłką. Przekonał
ją o tym wrogi wyraz twarzy Claya Cantrella.
W chwili kiedy pastor przystąpił do wygłoszenia
końcowych uwag o osobie zmarłego Calvina Hardinga,
ciocia Tess odwróciła głowę i rozejrzała się zbolałym
wzrokiem po zebranych. Nie przygotowana na to
Willa nie usunęła się w tych pierwszych paru sekun-
dach. A potem było już za późno.
Spojrzenie Tess Harding spotkało się ze spojrzeniem
Willi i w zaskoczeniu żadna z nich przez chwilę nie
zareagowała. Po czym, jakby raptem przestały do niej
docierać słowa końcowej przemowy, Tess niepewnie
się podniosła. Po zgromadzeniu przeszedł szmer, kiedy
położyła na krześle torebkę. Pastor się zawahał,
a następnie spiesznie dokończył zdanie, z wyrazem
troski na twarzy. Tess zaczęła się oddalać od zgroma-
dzonych. Paige również wstała z krzesła, wyraźnie
zdumiona zachowaniem matki.
Willa skamieniała, sparaliżowana obawą, kiedy
ciocia skierowała się bez uśmiechu w jej stronę.
Wszyscy obrócili się teraz, żeby zobaczyć, czemu czy
CZARNA OWCA
komu Tess przygląda się z takim przejęciem.
Wszelki ruch i dźwięk zamarł, gdy rozpoznano
Willę.
Willa musiała zebrać wszystkie siły, żeby pozostać
na miejscu. Nerwy miała napięte do ostatnich granic,
niepewna, czy ciocia ją przygarnie, czy odepchnie.
Z przeraźliwym uczuciem, że w ogóle nie zna kobiety
zmierzającej ku niej z taką determinacją, przygoto-
wywała się na pewne odepchnięcie.
Poważna twarz cioci Tess się rozluźniła. Nadzieja
wezbrała w sercu Willi, gdy na wargach Tess wykwitł
blady uśmiech. Willa ruszyła, by ująć wyciągnięte
dłonie cioci, gdy ta nagle się zatrzymała, zachwiała
i osunęła na trawę.
W ciągu pierwszych sekund nie podbiegł do niej
nikt prócz Willi, tak jakby nikt nie wierzył własnym
oczom. Kiedy klęknąwszy szukała pulsu cioci, jak
z oddali doszedł Willę pisk jej ciotecznej siostry.
Ogarnęła ją panika, kiedy nic nie wyczuła. I zaraz
powstał chaos.
- Niech ktoś przyniesie moją torbę lekarską!
Doktor Elliot podszedł i przykucnął, żeby delikatnie
obrócić Tess na wznak. Pastor przysunął się i podniósł
Willę z kolan. Przyglądała się bezradnie, jak doktor
szuka pulsu, i doznała niezmiernej ulgi, gdy go znalazł.
Ktoś podprowadzał już z głównej alei jego samochód
kombi, ktoś drugi nadbiegał z jego torbą lekarską. Po
chwili doktor to osłuchiwał pierś Tess stetoskopem,
to wydawał polecenia^ Willę poderwało piskliwe
kobiece oskarżenie:
- To twoja wina!
Willa obróciła osłupiałe spojrzenie na swoją siostrę
cioteczną.
- Po coś tu w ogóle przyjechała? - nacierała Paige.
- Boże, jeśli ona umrze...
Przy boku Paige wyrósł momentalnie Clay Cantrell,
który ją objął uspokajająco ramieniem.
CZARNA OWCA y
- Jeśli ona umrze... - powtórzyła płaczliwie Paige.
Niezdolna wypowiedzieć groźby, obróciła twarz
i ukryła ją na piersi Claya. Jej wiotkim ciałem
wstrząsnął rozdzierający szloch, skłaniając Claya do
tym ciaśniejszego utulenia jej w ramionach.
Nad jej doskonale ufryzowaną głową świdrowały
Willę ciemne oczy Claya. Rozejrzał się po gromadzie
przybyłych na pogrzeb sąsiadów - ranczerów i ludzi
z miasteczka. Ich twarze wyrażały to samo współczucie
dla Paige i bezwzględne potępienie Willi.
- Myślę, że nic tu po tobie - powiedział groźnie.
Willa musiała się usunąć, żeby zrobić miejsce dwóm
mężczyznom z noszami.
- Willo!
W głosie Claya brzmiała przejmująca dreszczem
groźba. Ważąc się na zwłokę, Willa odwróciła oczy
od jego ostrzegawczego spojrzenia.
- Czy będzie żyła? - zapytała doktora.
- Nie wiem - odparł szorstko doktor i odwrócił się
patrząc, jak mężczyźni wsuwają nosze na tył jego
samochodu. Odprawił Willę krótkim kiwnięciem głowy,
po czym zwrócił się troskliwie do jej siostry ciotecznej:
- Pojedziesz z nami, Paige?
Willa się cofnęła, a doktor Elliot zaprosił Paige na
przednie siedzenie obok kierowcy. Sam się usadowił
z tyłu koło pacjentki i wielki pojazd ruszył do
miasteczka.
Willa, chcąc jechać za nimi, udała się w miejsce,
gdzie nieprawidłowo zaparkowała auto. Dochodziła
do niego, gdy usłyszała za sobą energiczne kroki.
Czując instynktownie, kto za nią idzie, spróbowała
przyśpieszyć, lecz palce o stalowym uścisku chwyciły
ją za ramię i zdecydowanym ruchem obróciły do tyłu.
Podniosła w popłochu zielone oczy i spotkała
natarczywy wzrok Claya.
- Co ty tu, u diabła, robisz?
8
10 CZARNA OWCA CZARNA OWCA 11
Spróbowała się bezskutecznie oswobodzić.
- Przyjechałam oddać ostatnią posługę - odparła
głosem, w którym zabrzmiała nuta zuchwalstwa.
Rozgniewało go to. Puścił jej ramię, świadom, że
w porywie wrogich uczuć, jakie w nim budzi Willa,
może jej zrobić krzywdę.
- Jest już po pogrzebie, więc możesz wracać.
- Jadę do szpitala - powiedziała prostując smukłe
ciało w przypływie buntu.
- Nikt cię o to nie prosi.
Clay poczuł, jak coś w nim mięknie na widok bólu,
który przemknął po jej twarzy, nim go zdołała ukryć.
Teraz, kiedy dojrzał to coś przejmującego w jej oczach,
stało się dla Claya oczywiste, że Willa wiele przecier-
piała przez minione lata.
Jednakże ból i cierpienie nie były tym, co chciał
w niej widzieć, co chciał przyjąć do wiadomości.
Postępowanie tej dziewczyny kosztowało jego siostrę
życie i prędzej go diabli wezmą, niż sobie pozwoli na
współczucie dla niej.
- Wracaj tam, skąd przyjechałaś. Nikt cię tu nie
potrzebuje. - Ostrością głosu pokrył odruch współ-
czucia, który nim na chwilę owładnął.
- Chcę wiedzieć, jak się czuje ciocia Tess.
- Dość już narobiłaś zła.
Zaparło jej dech, gdy sens słów Claya uderzył
ją jak cios w pierś. Więc obwinia ją i o to! Poraziła
ją ta świadomość, lecz jakoś zdołała opanować
ból i wytrzymać jego oskarżycielskie spojrzenie.
Wydawało jej się teraz niewiarygodne, że miłość
tego człowieka do siostry rozciągała się kiedyś
i na nią.
Odwróciła się i przeszła ostatnie parę kroków
dzielące ją od auta. Wyciągała rękę do klamki, kiedy
Clay sięgnął z tyłu i otworzył jej drzwiczki.
- Nie jedź do szpitala, Willo. Zirytujesz tylko
wszystkich i obudzisz na nowo wspomnienia prze-
szłości.
- Może wskazane by było wreszcie je obudzić
- rzuciła mu spokojne wyzwanie.
- Tess jest bardzo chora. Jeśli chcesz wziąć na
swoje sumienie jeszcze jedną śmierć, to jedź - rzucił.
Twarz Willi zrobiła się biała jak kreda. Bez słowa
wsiadła do auta. Odjeżdżając spojrzała po-
raz ostatni
w lusterku na wysokiego mężczyznę w czerni, który
ją odprowadzał wzrokiem.
Willa wyszła z toalety na stacji benzynowej,
przebrana z sukienki, pończoch i pantofli na wysokim
obcasie we flanelową koszulę, dżinsy i znoszone buty
kowbojskie. Rozpuszczone jasnoblond włosy opadały
jej teraz luźno na ramiona.
Skierowała się prosto do auta, przepuszczając
ostatnią okazję, żeby coś przegryźć obok w przydrożnej
restauracji, gdzie się zatrzymywali kierowcy ciężarówek.
Nie chciała pokazywać ludziom zapłakanej twarzy,
czerwonych zapuchniętych powiek i wielkich sińców
pod oczami. Skromne kosmetyki, jakie nosiła w toreb-
ce, pokryły częściowo ślady łez, lecz nie na tyle, żeby
mogła się czuć swobodnie w lokalu publicznym.
Szybko wrzuciła zdjęte ubranie do małej walizeczki
w bagażniku. Obok, jak na urągowisko, stała większa
walizka, w którą zapakowała tyle rzeczy, żeby ich
starczyło na tydzień. Pakowała je z taką nadzieją
w sercu. Teraz wiedziała, że nadzieja była płonna.
Nawet gdyby znalazła sposób, żeby zerwać zasłonę
okrutnych kłamstw okrywających przeszłość, nie
mogłaby tego uczynić bez wystawienia na szwank
zdrowia cioci Tess. Sądząc po wrogości, jaką wszyscy
jej okazywali na pogrzebie, nikt by jej teraz nie dał
więcej wiary niż wówczas. Uświadomienie sobie tego
przybiło ją do reszty.
12 CZARNA OWCA CZARNA OWCA 13
Ostatecznie zrezygnowała z jazdy do szpitala
w obawie, że Clay może mieć racje. Nie zniosłaby
tego, gdyby drugie życie obciążyło jej sumienie.
Dostateczne brzemię stanowiła śmierć najlepszej
przyjaciółki, kiedy obie miały po siedemnaście lat.
Zatrzasnęła bagażnik, gdy tylko odżyły dawne
wspomnienia. Na jawie nauczyła się je odpychać, nie
pozwalać im całkowicie wypływać na powierzchnię.
Często jednak nękały ją w snach.
Nowy samochód zapalił jak zwykle od razu i Willa
ruszyła na autostradę, podejmując długą drogę do
domu. Ujechała dotąd wszystkiego osiemdziesiąt
kilometrów od Cascade. Osiemdziesiąt kilometrów
od prawdziwego domu, przemknęło jej przez głowę.
Od trzech lat jej faktycznym domem było małe
ranczo nieco na północny wschód od Colorado
Springs w Colorado, trzysta kilometrów od Cascade
w Wyomingu. Skromne ranczo, na którym wraz
ze swoją wspólniczką, Ivy Dayton, hodowała konie
kowbojskie, stanowiło w połowie jej własność. Willa
prowadziła ranczo i ujeżdżała konie, Ivy zaś za-
jmowała się hodowlą i jeździła na targi końskie.
Willa zainwestowała w swoją połówkę rancza lwią
część pieniędzy odziedziczonych po rodzicach. Jak
dotąd przedsięwzięcie okazywało się nader docho-
dowe, choć wymagało od niej długich godzin wy-
tężonej pracy, ale tego Willa właśnie potrzebowała.
Aż Ivy dała jej znać z wystawy końskiej w Wy-
omingu, że przeczytała nekrolog Calvina Hardinga.
Willa od razu zdecydowała, że musi zdążyć chociaż
na część pogrzebu.
To właśnie wujek Cal wypowiedział Willi dom, gdy
tylko ukończyła osiemnaście lat, i zakazał jej kiedykol-
wiek wracać. Ciocia Tess błagała go ze łzami w oczach,
żeby zmienił zdanie, ale w końcu uległa jego dyktatowi.
Od tej chwili Willa była zdana na własne siły.
I to właśnie ówczesny opór cioci Tess przeciw
wyrzuceniu jej z domu natchnął Willę szaloną nadzieją,
że teraz, gdy wujek nie żyje, mogłaby znowu zapano-
wać między nią a ciocią zgoda. Jak się okazuje,
płonną nadzieją.
Przy następnym wjeździe na autostradę z pobocza
zjechał wóz policyjny i włączył się w ruch o parę aut
za nią. Willa rzuciła odruchowo okiem na szybkoś-
ciomierz i jechała dalej, upewniwszy się, że nie
przekroczyła dozwolonej szybkości.
Usłyszawszy w chwilę potem syrenę, spojrzała
w lusterko i stwierdziła, że wóz patrolowy jedzie za
nią błyskając czerwonymi światłami. Zjechała na
pobocze, gdy tylko mogła to bezpiecznie zrobić,
pewna, że policjant ją wyprzedzi, gdyż nie naruszyła
żadnych przepisów. Ku jej zdumieniu policjant
zatrzymał się, po czym wysiadł i ruszył w jej kierunku.
Bolesny skurcz ścisnął jej żołądek na wspomnienie
poprzedniego razu, gdy miała do czynienia z przed-
stawicielami prawa. Nigdy tego nie zapomni. Do dziś
dnia drżała na widok policjantów, unikała ściągania
na siebie ich uwagi, bała się, że znowu nie będą
chcieli wierzyć jej słowom, poddadzą ją nowemu
koszmarnemu przesłuchaniu.
Gdy policjant zrównał się z jej autem, odkręciła
pośpiesznie okienko.
- Dobry wieczór, panienko. Czy to pani jest Willą
Ross?
Chociaż policjant był uosobieniem uprzejmości
i szacunku, Willę przebiegł ostry dreszcz niepokoju.
Kiwnęła głową.
- Przykro mi, proszę pani, ale wzywają panią
z powrotem do Cascade z powodu jakiegoś kryzysu
rodzinnego. Polecono mi panią odnaleźć i udzielić
pani eskorty, żeby pani dojechała jak najszybciej na
miejsce.
14 CZARNA OWCA CZARNA OWCA 15
Willa poczuła ucisk w piersi. Nagle wyobraziła
sobie najgorsze.
- Nie wie pan nic bliższego?
Wypowiedziała te słowa językiem zdrętwiałym
z emocji. Ciocia Tess umarła; była tego pewna.
Policjant potrząsnął głową.
- Nie, proszę pani, niestety nie. Ale to niewątpliwie
ważne, żeby pani jak najprędzej wróciła do Cascade.
Obawiali się, że mogła pani już minąć granicę stanu.
Szczęśliwie nie przejechała pani jeszcze, dzięki temu
będzie pani mogła szybciej wrócić.
Willa z trudem powstrzymywała łzy. Skoro po-
licjant mówi, że ma jak najszybciej wracać, to
pewnie ciocia żyje. Żądanie powrotu Willi pochodzi
niewątpliwie od cioci. Paige nigdy by na to nie
przystała, gdyby to nie było życzenie wyrażone
na łożu śmierci.
- Dobrze się pani czuje?
- Nic mi nie jest - uspokoiła policjanta.
- Na pewno?
W jego głosie brzmiała szczera troska, więc Willa
nieco się odprężyła. Współczucie, które się malowało
w ciepłym spojrzeniu jego piwnych oczu, nasunęło jej
gorzką refleksję, czemu choćby krztyny człowieczeńs-
twa nie mógł wykazać szeryf, który ją przesłuchiwał
pięć lat temu.
- Nic mi nie będzie - zapewniła go powtórnie.
- Wspomniał pan coś o eskorcie?
- Rzeczywiście wspomniałem - powiedział z uśmie-
chem, który mimo woli odwzajemniła. - Jeśli pani
jest gotowa jechać za mną, to możemy ruszać.
Po chwili włączyli się w ruch na autostradzie i,
dojechawszy do nawrotu awaryjnego, skręcili z po-
wrotem na północ, w kierunku Cascade.
Policjant zaparkował auto o parę kroków od niej
i podszedł się pożegnać.
- Dziękuję za eskortę - powiedziała Willa, gdy
wysiadła przed szpitalem.
- Cała przyjemność po mojej stronie - odparł
z uśmiechem. - Życzę powodzenia.
Dowiedziawszy się, że ciocia Tess znajduje się na
oddziale intensywnej opieki, Willa ruszyła prosto do
wind. Nacisnęła przycisk trzeciego piętra, nim po-
wtórnie zastanowiła się, dlaczego jej „rodzina"
posunęła się aż do wciągnięcia policji drogowej
w zadanie sprowadzenia jej do Cascade. Obawiają się
najwidoczniej, że ciocia umrze. Spadł na nią ciężar
winy. Gdyby nie przyjechała na pogrzeb i swoim
widokiem nie przyprawiła cioci Tess o szok, nie
leżałaby ona teraz bliska śmierci. Willa popatrzyła na
swoje zaciśnięte dłonie. Nie wyobrażała sobie, jak
udźwignie odpowiedzialność za jeszcze jedną śmierć.
Kiedy drzwi windy się rozsunęły, Willa podeszła
prosto do kontuaru dyżurnej pielęgniarki, skąd została
skierowana do skrzydła mieszczącego oddział inten-
sywnej opieki. Idąc starała się uodpornić na przywi-
tanie, którego mogła oczekiwać, lecz po wejściu do
poczekalni pełnej znajomych osób, od razu wiedziała,
że nie zdoła się oblec w pancerz ochronny. Stać ją
było jedynie na ukrycie swoich uczuć pod nieprzenik-
nioną maską obojętności.
- O, jest Willa - oznajmiła jedna z najbliższych
przyjaciółek cioci, Mabel Asner, która ją pierwsza
zauważyła.
Niska, pulchna kobieta zatrzymała krytyczny wzrok
na niebieskiej flanelowej koszuli i dżinsach Willi.
W niewielkiej poczekalni zamarły przyciszone roz-
mowy. Na żadnej twarzy nie malowało się przyjaź-
niejsze powitanie, wiele par oczu zwróciło się prosto
na Claya Cantrella, jakby w oczekiwaniu jego reakcji
na pojawienie się Willi.
Z kamiennego wyrazu jego twarzy nie można było
16 CZARNA OWCA CZARNA OWCA 17
nic wyczytać. Stał oparty o ścianę. Zdjął marynarkę,
krawat i kamizelkę, pozostając jedynie w białej koszuli,
częściowo rozpiętej. Twardymi oczami zlustrował Willę
od stóp do głów, aż od jego badawczego spojrzenia
przeszedł ja zimny dreszcz.
Koło niego siedziała Paige mierząc ją oskarżycielskim
wzrokiem. W Willi odżył i wezbrał dawny gniew.
Uczucie wrogości między dwiema kuzynkami było
zbyt silne, by pozostało nie zauważone. Wyczuli je
zebrani w małej poczekalni i nikt nie miał wątpliwości
co do jego przyczyny.
Paige nadal pozostała ulubienicą wszystkich. Cza-
rowała ich długimi, kruczymi włosami, fioletowymi
oczami i atłasową cerą. Niestety, powszechny szacunek,
jakim się cieszyła Tess, sprawiał, że przypisano Paige
te same zalety ducha i charakteru co jej matce. Nikt
poza Willą i samą Paige nie znał prawdy.
Willa zaczerpnęła szybko powietrza w płuca i pode-
szła do siostry ciotecznej.
- Jak ciocia? - zapytała wiedząc z góry, jakiego
rodzaju odpowiedź usłyszy.
- Doktor Elliot uważa, że kryzys minął - odrzekła
Paige i dorzuciła: - Nie dzięki tobie.
- Jestem zaskoczona, że poruszyliście aż policję
drogową, żeby mnie odszukać.
Paige miała pogardliwie przymknięte powieki.
- Mamusia chce cię zobaczyć. Doktor uważa, że
nie należy jej się sprzeciwiać, w przeciwnym razie nie
byłoby cię tutaj. Ja bym nie dopuściła, żebyś się do
niej ponownie zbliżyła na odległość stu kilometrów.
Szepty, które się rozległy w poczekalni na to
oświadczenie Paige, uświadomiły Willi, że większość
zebranych myśli podobnie. Wszyscy lubili Tess, a po
niedawnej śmierci jej męża żywili dla niej uczucia
opiekuńcze. Willę dotknęło do żywego, że mogą
uważać za potrzebne chronienie przed nią cioci.
- Kiedy będę ją mogła zobaczyć?
- Jeśli o ciebie nie zapyta, gdy się przebudzi, to
nigdy.
Willa poczuła, jak krew odpływa jej z twarzy. Ale
powinna się była tego spodziewać. Ledwo dostrzegalny
grymas napięcia na twarzy jej siostry ciotecznej może
być spowodowany bardziej strachem o własną skórę,
niż żałobą po śmierci ojca i lękiem o życie matki.
Jedna Willa znała tajemnicę, którą kryła pod okrucień-
stwem i wzgardą, okazywanymi jej przez Paige. Willa
mogła sobie z łatwością wyobrazić, jak bardzo jej
zależy na wyekspediowaniu niepożądanej kuzynki
z Cascade i wyeliminowaniu jej na zawsze z ich życia.
- Paige.
W drzwiach ukazał się doktor Ełliot, wywołując
dziewczynę na korytarz. Paige podniosła się wdzięcz-
nym ruchem, posyłając błagalne spojrzenia Clayowi,
który zrozumiał i wyszedł za nią. Willa pozostała,
tkwiąc niezręcznie w poczekalni i odprowadzając ich
wzrokiem. Przez oszklone drzwi wypatrywała trwożnie
oznak, że doktor przynosi złe wieści, i doznała ulgi,
gdy twarz Paige pociemniała bardziej z gniewu niż
z bólu.
- Pozwól i ty - zawołał doktor Elliot przez uchylone
drzwi do Willi, surowym tonem i wzrokiem dając jej
odczuć swoją dezaprobatę.
Willa pośpieszyła z łomocącym sercem. Dochodziła
do małej grupki, gdy Paige wydała cichy dźwięk
zniecierpliwienia i wysunęła dłoń spod ramienia Claya,
żeby się skierować do najbliższej toalety. Natychmiast
podniosła się Mabel Asner i pobiegła za Paige, żeby
jej służyć pociechą. I zapewne, pomyślała nieżyczliwie
Willa, w poszukiwaniu jeszcze jednego tematu do
plotek.
- Możesz do niej wejść na pięć minut, Willo, ale
ani na minutę dłużej - zapowiedział doktor Elliot, po
18 CZARNA OWCA
czym pośpieszył z ostrzeżeniem: - Nie wolno jej teraz
dać najmniejszego powodu do zdenerwowania, więc
uważaj.
- Nigdy bym tego nie zrobiła - odparła Willa,
dotknięta jego tonem.
- Sam twój widok może być dla niej stresem
- oświadczył doktor. - Przy najlżejszej oznace, że to
dla niej zbyt wielki wysiłek, każę ci wyjść. Przerwę
widzenie bez względu na to, jak bardzo Tess chce się
z tobą zobaczyć, rozumiesz?
Willa poczerwieniała, jej zielone oczy rzucały
błyskawice. Była oburzona sposobem, w jaki doktor
Elliot do niej przemawia.
- Rozumiem doskonale.
Zacisnęła zęby, powstrzymując się od jakiejś ciętej
odpowiedzi, pomna, iż to zawodowej opinii tego
człowieka, że nie należy się teraz sprzeciwiać chorej,
zawdzięcza możliwość zobaczenia się z nią.
- A więc dobrze - oznajmił doktor z ociąganiem,
obserwując ją bacznie. - Opowiedz się siostrze dyżurnej
przed wejściem na oddział.
Willa się odwróciła i ruszyła korytarzem ku małemu
holowi. Starała się nie zwracać uwagi na odgłos
kroków, które jej towarzyszyły, kroków Claya. Clay
się do niej nie odzywał, dopóki się nie zameldowała
pielęgniarce.
- Będę cię obserwował, Willo.
Willa podniosła na niego wzrok. Jego ciche ostrze-
żenie uświadomiło jej, jak głęboka jest przepaść
wrogości i nieufności między nimi.
- Obserwuj dobrze, Clay - mruknęła widząc, jak
się ustawia przed okienkiem.
Z jego męskiej postaci emanowała zimna, nieub-
łagana obcość wroga.
ROZDZIAŁ DRUGI
Willa weszła do sali intensywnej opieki i zatrzymała
się tuż za drzwiami, przerażona okropnością tego, co się
stało. Ciocia Tess leżała na jednym z czterech łóżek.
Willi ścisnęło się serce na widok licznych przewodów
i rurek podłączonych do jej wątłego ciała. Nieustający
szum, migot i pulsowanie aparatury kontrolnej uzmys-
łowiły, jak bardzo chora jest tu każda z pacjentek.
Kiedy się zbliżała do łóżka, zdjęło ją nagłe przerażenie,
że jej wizyta okaże się ponad siły cioci.
Rzuciła trwożne spojrzenie na siostrę, która weszła
wraz z nią. Siostra kiwnęła zachęcająco głową, więc
Willa z wahaniem ujęła ciocię za rękę.
- Jestem, ciociu - powiedziała.
Powieki Tess trzepotały przez chwilę, zanim się
otworzyły i chora dostrzegła siostrzenicę.
- Willa.
Ciocia Tess raczej uformowała jej imię wargami,
niż je wypowiedziała, widać zbyt słaba, by wydobyć
głos. Patrzyła czule na Willę bladoszarymi oczami, jej
bezkrwiste wargi zadrżały z wysiłku, jakiego wymagał
uśmiech. Serce mało nie pękło Willi w piersi na ten
widok. Ścisnęła delikatnie dłoń cioci w obu rękach.
- Brakowało mi ciebie - wyszeptała ciocia, a Willa
poczuła w oczach piekące łzy.
- Mnie też ciebie brakowało, ciociu.
Willi załamał się głos. Pogłaskała dłoń chorej.
- Proszę cię... zostań - powiedziała Tess. - Chcę
cię mieć przy sobie.
- Zostanę - obiecała Willa.
20 CZARNA OWCA
CZARNA OWCA 21
Zamarła, gdy powieki cioci się zamknęły. Gotowa
byłaby przyrzec jej wszystko, byleby utrzymać ją przy
życiu i przywrócić do zdrowia.
Tess otworzyła ponownie oczy.
- Zachowałam twój pokój... jak był. - Przymknęła
powieki, jakby stanowiły zbyt wielki ciężar. Zdawała
się chwilę odpoczywać. - Chcę, żebyś wróciła do
domu.
Łzy zamgliły Willi oczy. Powrót na rodzinne
ranczo nie wchodził w rachubę, ale nie mogła
tego cioci teraz powiedzieć. Przez pięć lat nie miały
ze sobą kontaktu, więc Tess nic nie wiedziała o życiu,
jakie Willa zorganizowała sobie w Colorado.
Siostra dotknęła ramienia Willi dając jej znak, że
czas kończyć wizytę. Było oczywiste, że Tess jest zbyt
słaba, by dłużej mówić.
- Muszę teraz iść, ciociu - powiedziała Willa
pochylając się, żeby ją pocałować w policzek. - Śpij
dobrze. Jutro cię znowu odwiedzę.
Powieki Tess zamknęły się ponownie i chora
odpłynęła w ciężki sen. Willa puściła delikatnie jej
dłoń i wycofała się tyłem do drzwi. Drżała na całym
ciele i łzy zamazywały jej spojrzenie, gdy wychodziła
za siostrą z pokoju.
- W znacznej mierze to działanie leków - odezwała
się uspokajająco siostra na widok przejętej twarzy Willi.
- Będzie żyła? - Willa musiała zadać to pytanie.
- Na razie kryzys minął. Zadecyduje następne
czterdzieści osiem godzin. - Siostra obejrzała się na
łóżko Tess. - Za wszelką cenę chciała się z panią
zobaczyć.
Willa była zbyt wzruszona, by się zatrzymać czy
odpowiedzieć. Wyszła szybko na korytarz, bo w oczach
stały jej łzy. Na nieszczęście przy drzwiach czekał
ciągle Clay, więc Willa uczyniła wysiłek, żeby je
pohamować.
- Co ci powiedziała?
- Myślałam, że umiesz czytać z warg - odparła
wymijająco Willa i ruszyła przez holik.
Zaczęła po omacku szukać w torebce jednorazowej
chusteczki, chcąc wytarciem nosa zamaskować ledwo
powstrzymywany potok łez. Stanęła tuż przed wyjściem
na główny korytarz, niezdolna powstrzymać wes-
tchnienia, gdy stwierdziła, że ma w torebce tylko
jedną zgniecioną bibułkę.
Szorstki głos Claya zwrócił jej uwagę na niepokalanie
białą chusteczkę, którą wsuwał jej w dłoń.
Odwróciła się prostując sztywno plecy. Wytarła
nos dla zatuszowania przypływu łez.
Clay, który ją obserwował, dostrzegł dreszcz, co
wstrząsał jej drobnym ciałem. Był na siebie zły, że nie
potrafi pozostać nieczuły na jej doznania, ale Willa
miała w sobie zawsze coś, co go wzruszało. Przebiegł
mrocznym spojrzeniem po jej szczupłych plecach, po
kształtnych pośladkach i nogach opiętych dżinsami,
i zacisnął gorzko wargi. Poruszało go w niej teraz coś
innego niż wówczas, kiedy była dziewczynką, a potem
panienką, ale nie miał najmniejszego zamiaru poddać
się temu pociągowi.
Willa osuszyła spiesznie oczy, wyczuwając irytujące
zniecierpliwienie Claya.
- Oddam ci chusteczkę przy najbliższej okazji
- powiedziała chowając ją do torebki.
Ruszyła w kierunku głównego wyjścia, lecz zatrzymał
ją głos Claya:
- Masz gdzie nocować?
Willa, zaskoczona, podniosła na niego wzrok.
- W motelu, gdzie nocowałam, powinny być chyba
wolne miejsca.
- To dobrze.
Pokiwał głową, wyraźnie zadowolony z jej od-
powiedzi. Willa raptem pojęła podtekst jego pytania.
22 CZARNA OWCA CZARNA OWCA 23
- Nie martw się, Clay. Nie mam najmniejszego
zamiaru narzucać się Paige.
- Chciałem się tylko upewnić, że ci nie przyjdzie
do głowy wykorzystać sytuację kosztem jej albo Tess
- wyjaśnił przyszpilając wzrokiem spojrzenie Willi.
- Obie są bez tego dostatecznie zgnębione.
Willa poczuła przypływ gniewu.
- A ty się mianowałeś ich obrońcą - zadrwiła
i wargi jej zadrżały. - Na twoim miejscu pilnowałabym
własnych interesów.
- Obecnie moim interesem jest pilnowanie ciebie
- warknął. - Wiedz, że nie spuszczę cię z oka, dopóki
nie wyniesiesz się z miasta.
- Ciekawam, co na to powie Paige - odpaliła Willa.
Domyślała się, że Paige i Clay są ze sobą związani.
A jeśli jeszcze nie są, to niedługo będą. Dziwnie
irytowała ją ta myśl.
- Jesteś ostatnią kobietą, o którą Paige mogłaby
być zazdrosna.
- Paige nie będzie zazdrosna. Będzie umierała ze
strachu. - Willa uśmiechnęła się z przekąsem.
Ukryte oskarżenie Willi zaległo między nimi nagłym
milczeniem. Ciemne oczy Claya zapłonęły gniewem,
zadrgał mu mięsień policzka. Mierzył Willę wściekłym
spojrzeniem.
- Nie masz już siedemnastu lat, Willo - powiedział
cichym, złowróżbnym głosem. - Tym razem zapłacisz
za wszystko, co zrobisz. Już moja w tym głowa.
W Willi wezbrały nową falą gorycz i poczucie
krzywdy, które ją nurtowały od pięciu lat.
- Tylko tym razem - podkreśliła słowa - postaraj
się poznać wszystkie fakty, zanim wydasz wyrok.
Odwróciła się i ruszyła szybkim krokiem do windy,
z sercem pulsującym w piersi jak otwarta rana.
Ból trwał nie zmniejszony, kiedy zamawiała kanapkę
na wynos w barze koło szpitala, a potem przyjechała
z nią do małego przydrożnego motelu na skraju
miasteczka.
Posępnie wpatrywała się w nieapetyczną kanapkę,
niezdolna przełknąć więcej niż parę kęsów. Natomiast
z przyjemnością piła gorącą kawę. Nic jednak nie
mogło zabić kłębiącego się w niej poczucia krzywdy.
Całe szczęście, uświadomiła sobie teraz, że zdołała
jakoś zepchnąć w głąb świadomości rozpacz po śmierci
Angie, zwłaszcza że również Clay obrócił się przeciwko
niej. Nie trzymałaby się ani w części tak dobrze przez
te pięć lat, gdyby nie to. Dostatecznym ciosem było,
że wuj Cal zajął odruchowo stronę Paige, niezdolny
sobie wyobrazić, że jego ukochana córeczka może nie
być wcieleniem doskonałości. Dobiło ją, kiedy po
stronie Paige stanęła także prawie cała paczka
przyjaciół, których miały wspólnie z Angie.
Jednakże ostateczne uderzenie obuchem w głowę
stanowił fakt, że Clay przyłączył się do wszystkich,
dając wiarę Paige, a nie jej. Kto jak kto, ale on
powinien ją znać lepiej, myślała w desperacji.
Odwrócenie się od niej Claya oznaczało zdrady
pokładanej w nim ufności i uczucia, które do niego
żywiła. W ciągu przeszło siedmiu lat, przez które się
przyjaźniła z Angie i przez które się niemal nie
rozstawały, nie skłamała mu ani razu. Owszem, były
z nich niezłe ziółka, a ich szczenięce kawały
zwracał]się często przeciwko niemu, jednakże
traktował ją zawsze jak drugą młodszą siostrę, Willa
zaś go ubóstwiała.
Kiedy Angie zginęła, a o spowodowanie jej śmierć
obwiniano Willę, utraciła wszystko, z przyjaźnią
Clay’a włącznie. Zwielokrotniony ból był niemal
ponad jej siły
Willa zerwała się z fotela.
- Co to ma teraz za znaczenie? - zadała samej
sobie na głos pytanie.
Wprawdzie nie spowodowała śmierci Angie, ale
nie
24 CZARNA OWCA CZARNA OWCA 25
zdołała jej również uratować. Ta potworna prawda
będzie ją prześladować do końca życia.
- Wyglądasz dzisiaj znacznie lepiej, ciociu - po
wiedziała cicho Willa, skrępowana obecnością nabur-
muszonej Paige po drugiej stronie łóżka.
Od dnia pogrzebu minął tydzień, tydzień, odkąd
ciocię przewieziono do szpitala. Poprzedniego dnia
przeniesiono ją z oddziału intensywnej opieki do
separatki. Doktor zapewniał, że rekonwalescencja
Tess przebiega pomyślnie, jakkolwiek może trwać
nieco dłużej niż normalnie ze względu na stres
spowodowany śmiercią męża.
Willa odczuwała bezgraniczną ulgę, chociaż z drugiej
strony wiedziała, że teraz, kiedy ciocia wraca do
zdrowia, ona będzie musiała niedługo pomyśleć
o wyjeździe. A sądząc po zabójczych spojrzeniach,
jakie jej posyłała Paige, owo niedługo powinno
znaczyć już.
- Czuję się znacznie, znacznie lepiej, moja droga
- odrzekła Tess spoglądając na siostrzenicę z czułym
błyskiem w oku. - Twój powrót podziałał na mnie
jak balsam.
Willa wsunęła ręce w kieszenie dżinsów, ogarnięta
nagłym zakłopotaniem. Za każdym razem, gdy ze-
zwalano jej na wizytę, ciocia Tess rozmawiała z nią
tak, jakby Willa powróciła na dobre do Cascade.
Każda delikatna aluzja, że może być inaczej, wprawiała
ciocię w taki niepokój, że Willa drżała, czy nie
wpływa to ujemnie na jej zdrowie. Czy teraz nadeszła
odpowiednia chwila, żeby jej uświadomić, że będzie
musiała niedługo wracać do Colorado?
- Zamówiłam ci na dzisiaj fryzjerkę, mamusiu
- wtrąciła Paige, nim któraś z nich zdążyła się
ponownie odezwać.
- Już mi to mówiłaś, Paige - odparła Tess nie
spuszczając oka z siostrzenicy. - Teraz chcę poroz-
mawiać z Willą o ranczu, póki nie jestem zmęczona.
Paige wyraźnie pobladła.
- Nie rób tego, mamusiu. Proszę cię.
Tess spojrzała na córkę i Willa dostrzegła w jej
oczach determinację, o jaką jej nie podejrzewała.
Zaintrygowało ją to.
- Omówiłyśmy tę sprawę wczoraj i nie chcę do
tego wracać. Wyjeżdżasz na tydzień na kontrakt z tą
twoją agencją modelek, a ja tu pozostanę bez nikogo,
kto by doglądał rancza. Z tego, co Willa mi opowiadała
o swojej pracy, jest osobą, jakiej nam potrzeba.
Tess obróciła wzrok z powrotem na siostrzenicę
i dostrzegła na jej twarzy zaskoczenie, kiedy do Willi
dotarło istotne znaczenie jej słów.
Willa uświadomiła sobie, że wprawdzie ciocia rozpy-
tywała ją trochę o życie, jakie prowadzi, ale w gruncie
rzeczy jej pytania dotyczyły bardziej umiejętności
siostrzenicy. Przyjęcie, jakie jej zgotowało Cascade,
bynajmniej nie nastrajało Willi do zwierzeń przed
nikim, nawet przed ciocią Tess. Teraz, w obecności
przyczajonej Paige, tym bardziej nie miała ochoty
zdradzać, że jest współwłaścicielką rancza w Colorado.
- Potrzebna mi twoja pomoc, Willo -- zaczęła
poważnie Tess szukając wzrokiem oczu siostrzenicy.
- Ranczo bardzo podupadło w ciągu czterech lat,
odkąd wujek zaczął chorować. Zostało tylko dwóch
ludzi, resztę musieliśmy zwolnić. Jeden z nich odszedł
przed paroma tygodniami. Drugi - Tess potrząsnęła
głową - ma problemy z alkoholem. Zdarza się często,
że czuć od niego whisky, kiedy przychodzi na posiłki.
Zresztą nawet gdyby nie pił, nie sądzę, żeby dał sobie
radę z prowadzeniem rancza.
Widząc, do czego Tess zmierza, Willa chciała jakoś
uprzedzić jej prośbę. Otwierała usta, żeby odmówić,
ale powstrzymało ją bolesne błaganie w oczach cioci.
26 CZARNA OWCA
CZARNA OWCA 27
- Potrzebuję kogoś, kto poprowadzi ranczo, bo
inaczej utracę wszystko. Muszę je jakoś ratować.
- Jej ciepłe szare oczy zasnuły się mgłą. - Wiem, że
masz żal do wujka, ale znaczyłoby to dla mnie bardzo
wiele, gdybyś została i pomogła.
- Nie potrzebujemy jej tutaj, mamusiu - burknęła
Paige ze złością.
- Ja jej potrzebuję - odparła Tess stanowczo i mgła
zniknęła z jej oczu, gdy się sprzeciwiła córce.
Willa nie wierzyła własnym uszom. Mniejsza o to,
że ciocia zrobiła się z biegiem lat nieco zaborcza. Ale
prosi Willę, żeby nie tylko została, lecz żeby podjęła
zadanie, które byłoby nie lada wyzwaniem nawet dla
doświadczonego ranczera. W obecnych czasach w ogóle
trudno zarobić na ranczerstwie, a tutaj ona miałaby
być osobą powołaną do uzdrowienia posiadłości
znajdującej się u progu bankructwa.
Prowadzi wprawdzie własne ranczo, które jest mniej
więcej tych samych rozmiarów, co ranczo Hardingów,
ale jeśli zostało ono zbytnio zaniedbane, nie miała
pewności, czy wystarczy dobre zarządzanie, żeby je
wyciągnąć z opałów. Poza tym Willa pracowała zawsze
z Ivy, a tym razem byłaby zdana wyłącznie na własne
siły. Instynkt kazał jej odrzucić propozycję Tess.
- Nie sądzę, ciociu, żebym była odpowiednią osobą
do zarządzania ranczem - powiedziała starając się, by
jej odmowa nie zabrzmiała zbyt ostro.
- Nie widzę nikogo lepszego - odparowała Tess.
- A poza tym będziesz u siebie, Willo. Pragnęłam,
żebyś wróciła, od dnia, kiedy wujek wymówił ci dom.
- Nie jestem pewna, czy poradziłabym sobie
- przyznała Willa - jeśli ranczo jest zaniedbane. Do
tego trzeba kogoś o znacznie większym doświadczeniu.
Nawet gdyby się podjęła tego zadania, nie miała
gwarancji, że zdoła uratować kulejące ranczo. Nie
chciała brać na siebie takiej odpowiedzialności.
- Paige jest gotowa zainwestować w posiadłość
część swoich oszczędności, żeby pokryć przynajmniej
bieżące wydatki i niezbędne naprawy. To będzie
znaczna pomoc. Ale samo to...
- Jestem gotowa wyłożyć znaczną sumę pod warun-
kiem, że znajdziesz odpowiedniego rządcę - spros-
towała Paige. - Nie mam najmniejszego przekonania,
że Willa się do tego nadaje. Co o prowadzeniu rancza
może wiedzieć młoda dziewczyna, nawet jeśli na nim
pomagała. Willa pracuje przy koniach, a my hodujemy
bydło. To jest praca dla mężczyzny.
- Sama nie wierzysz w to, co mówisz, Paige - zganiła
ją Tess kręcąc głową. - Wiesz, że mam krytyczny
stosunek do tych zwariowanych feministek, ale to nie
znaczy, żebym uważała kobietę za niezdolną do
wykonywania męskiej roboty, jeśli chce i umie. A Willa
pracowała z tatusiem i kowbojami, kiedy ty jeszcze
się bawiłaś lalką.
Niezachwiana wiara Tess sprawiła, że Willi ścisnęło
się gardło.
- A więc dobrze, mamusiu - odparła Paige od-
rzucając buntowniczo czarną grzywę. - Postawię
sprawę jasno. Nie chcę tu widzieć Willi.
Zmęczenie, które zaczynało się powoli malować na
twarzy Tess, uleciało, jej łagodne spojrzenie zrobiło
się nagle surowe.
- Tatuś postąpił niesłusznie wymawiając Willi dom,
Paige. Nie było dnia, żebym sobie nie wyrzucała, że
do tego dopuściłam. Teraz, kiedy Willa wróciła - Tess
obróciła się i sięgnęła po dłoń siostrzenicy, a w jej
oczach pojawiła się tkliwość - uczynię wszystko, żeby
ją tu zatrzymać.
Willa uścisnęła rękę cioci i na jej wargach zaigrał
niepewny uśmiech.
- Proszę cię, Willo - zaapelowała Tess - pojedź
przynajmniej na ranczo rozejrzeć się.
28 CZARNA OWCA CZARNA OWCA 29
Willa umknęła wzrokiem od ufnego spojrzenia cioci.
- Gdybym się nawet zgodziła, to co na to powie
Clay Cantrell?
- Właśnie, mamusiu - poparła ją gorliwie Paige.
- Co z Clayem? Jak się będzie czuł, mając Wille pod
bokiem jako wieczne memento?
Willa zesztywniała. Niezdolna się pohamować,
posłała siostrze ciotecznej zabójcze spojrzenie przez
szerokość łóżka. Krew uderzyła jej do głowy na
widok zadowolonego uśmieszku na nienagannie
umalowanej twarzy Paige. Niczego nie pragnęła w tej
chwili bardziej niż zgasić ten wyraz zadowolenia.
- Dobrze, ciociu - usłyszała swój głos. Zwróciła
z powrotem wzrok na Tess i ujrzała błysk podniecenia
w jej oczach. - Pojadę się rozejrzeć na ranczo. Ale
muszę porozmawiać z Clayem, zanim podejmę osta-
teczną decyzję.
Zmarszczki lat i trosk rozluźniły się na twarzy Tess.
- Zadzwonię do niego.
- Nie, ciociu - powiedziała zdecydowanie Willa.
- Jeśli miałabym tutaj zostać, muszę z nim dojść do
porozumienia bez pośredników.
- Dobrze, Willo. Załatw to po swojemu. Wierzę
w ciebie.
Przesadna ufność Tess przejęła Willę nagłą obawą,
czy ciocia się po niej zbyt wiele nie spodziewa.
- Ale chcę, żebyś wiedziała, że to będzie w najlep-
szym razie rozwiązanie tymczasowe.
Ze ściśniętym sercem stwierdziła, że jej ostrzeżenie nie
ostudziło bynajmniej entuzjazmu cioci. Zupełnie jakby
Tess nie przyjmowała do wiadomości niczego, czego nie
chciała usłyszeć. Willa musiała postawić sprawę jaśniej.
- Zostanę tylko do czasu, aż zaprowadzę trochę
porządku na ranczu i znajdę ci dobrego rządcę.
Ciocia Tess tylko nieznacznie zmarszczyła czoło na
jej słowa.
- Jakoś się to ułoży - powiedziała i opuściła głowę
na poduszkę, wyraźnie teraz zmęczona.
Żadna z nich nie zauważyła wyrazu strachu, który
przemknął po ładnej buzi Paige.
Orion, ranczo Claya Cantrella, przylegał od południa
do znacznie mniejszego rancza Hardingów. Willa
mogłaby wziąć konia i dotrzeć tam w czasie prawie
0 połowę krótszym niż dojazd autem, ale okres, gdy
między dwoma domami przestrzegano niewielu for
malności, przeminął wraz ze śmiercią Angie.
Willa zdawała sobie sprawę, że w Orionie czeka ją
nieżyczliwe przyjęcie, nie wiedziała tylko, do jakiego
stopnia nieżyczliwe. W tej chwili jednak wzburzona,
nie troszczyła się o to.
Była zmęczona i zaskoczona stanem, w jakim
znalazła ranczo. Pojechała tam zgodnie z przy-
rzeczeniem danym cioci Tess i w prawdziwe wzburzenie
wprawiło ją zaniedbanie domu i zabudowań gos-
podarczych. Wszystko prosiło się o świeżą farbę,
połowa zagród koło stajni całkiem zarosła chwastami.
Dach stodoły, uszkodzony dawno przez wichurę,
przeciekał i na stryszku zatęchło ładne kilka beli
siana. Wszędzie widać było ślady marnotrawstwa
1 niedbalstwa.
Odszukała Arta Bolesa, jedynego kowboja pozos-
tałego na ranczu, i oburzył ją zarówno jego nietrzeźwy
stan, jak i opryskliwość. Odmówił jej wszelkiej pomocy,
jego bezczelne spojrzenie podawało w wątpliwość jej
prawo do żądania jakichkolwiek informacji. W końcu
Willa wybrała sama i osiodłała sobie konia, żeby
przed zmierzchem objechać jak najwięcej posiadłości.
Nie znalazła ani jednego ogrodzenia, co by nie
wymagało napraw. Bydło, które powinno być przy-
zwyczajone do przepędzania przez kowbojów, okazało
się dzikie i płochliwe prawie jak sarny. Oburzenie
30 CZARNA OWCA CZARNA OWCA 31
Willi wzmogło się jeszcze, gdy wypatrzyła co najmniej
trzy nie ocechowane cielaki, które sądząc po wzroście
urodziły się dobrze przed wiosennym spędem, a zatem
powinny nosić znak rancza.
Kiedy wróciła do stajni i poprosiła Arta Bolesa,
żeby oporządził konia, zajął się tym z wyraźnym
ociąganiem, podczas gdy ona poszła zlustrować szopę,
w której przechowywano sprzęt gospodarczy. Wyda-
wało jej się, że przynajmniej tutaj zastanie wszystko
w porządku, dopóki nie dotarła do traktora i nie
stwierdziła, że część silnika została wymontowana,
widocznie do reperacji, i leży na blacie obok.
Za parę dni trzeba będzie przystąpić do koszenia
łąk i belowania siana, a tu traktor jest niesprawny.
Stoi tak najwidoczniej od dłuższego czasu, a jeśli to
robota Arta Bolesa, nie wiadomo, czy maszyna da się
w ogóle doprowadzić do stanu używalności.
Willa wpadła do kwatery kowbojów, z trudem
powściągając gniew. Tym razem Boles przybrał
postawę defensywną.
- Za wiele roboty na jednego człowieka - odburk
nął. - I jakie pani ma w ogóle prawo wścibiać tutaj
nos? Kim pani właściwie jest?
- Ustaliliśmy już parę godzin temu, kim jestem
i po co tutaj przyjechałam, proszę pana. Nie ustaliliśmy
natomiast, czym pan się zajmował, żeby zarobić na
swoje pobory.
- Nie muszę odpowiadać na pani pytania - odpalił
Art Boles, prostując się buńczucznie.
Willa przytaknęła skinieniem głowy, zaciskając wargi
w twardą linię.
- To może się wkrótce zmienić, proszę pana. A jeśli
się zmieni, niedługo będzie pan musiał odpowiadać
na moje pytania, bo inaczej będzie pan szukał nowej
pracy.
Odwróciła się i pomaszerowała do swego auta,
żeby się nie dać ponieść i nie kazać mu się od razu
wynosić. Oburzało ją, że Art Boles bierze pieniądze,
które cioci Tess z takim trudem przychodzi płacić,
dając niewiele w zamian.
Przypomniała sobie gorliwość Claya, żeby jej nie
pozwolić wykorzystać sytuacji kosztem cioci Tess.
Groził, że nie spuści jej z oka, ale jakoś nie przyszło
mu do głowy mieć oko na to, co robi Art Boles. Willa
postanowiła mu to wypomnieć, jeśli będzie zbyt silnie
oponował przeciwko jej pozostaniu na ranczu Har-
dingów.
Bo zdecydowała się pozostać. Ciocia naprawdę
potrzebuje jej pomocy, choćby po to, żeby wyrzucić
Arta Bolesa i nająć odpowiedniego rządcę oraz ze
dwóch sumiennych kowbojów. Clay musi się pogodzić
z jej obecnością w sąsiedztwie przez parę najbliższych
tygodni. A co do rancza w Colorado, to Ivy da sobie
bez niej radę, gdyż ich rządca, Dekę Bailey, może
Willę z powodzeniem przez jakiś czas zastępować.
Niemal za szybko dojechała do skrętu szosy
i w krótszym czasie, niż jej się to zapisało w pamięci,
zatrzymała auto przed siedzibą Cantrellów.
Dom, pomyślany tak, by harmonizował z natural-
nym otoczeniem, został wzniesiony z drzew ściętych
na samym ranczu. Była to długa, przestronna par-
terowa budowla z grubych bali, nadających jej surowy
charakter solidności i trwałości.
Willa spędziła wiele czasu w tym domu i na tym
ranczu. Były z Angie przyjaciółkami od serca, ze-
spolone ze sobą szczególną więzią wieku i sieroctwa.
Bystre, żywe, nieposkromione, stanowiły nie lada
wyzwanie dla Claya, który jedyny potrafił na dłuższą
metę znosić ich wybryki. Willa zazdrościła Angie
starszego brata do chwili, gdy na tyle dojrzała, że się
w nim lekko zadurzyła.
Od tej pory Clay stał się romantycznym bohaterem,
32 CZARNA OWCA CZARNA OWCA 33
podsycającym jej dziewczęce rojenia. Willa uważała,
że może bezpiecznie wypróbować na nim swoje szybko
rozwijające się kobiece wdzięki. W dniu, w którym
zdecydowała się to wprowadzić w czyn, przekonała
się, że nie jest rzeczą bezpieczną zaczynać z Clayem
Cantrellem zabawę w całowanie.
Rozchyliła wargi w lekkim uśmiechu. Nawet w ob-
liczu gorzkiej konfrontacji nie potrafiła się oprzeć
wspomnieniu. Clay wywierał zbyt wielki wpływ na
okres jej dojrzewania, budził zbyt wiele ciepłych uczuć,
by Willa mogła całkowicie wyrzucić to z pamięci. Bez
względu na wynik tej wizyty, Clay zachowa zawsze,
obok Angie, wielką część jej miłości.
Gniew Willi nieco zelżał. Nie chciała swoją obe-
cnością wyprowadzić Claya z równowagi. Może
uda jej się znaleźć sposób przekonania go, żeby
się pogodził z jej obecnością tutaj do czasu, gdy
Willa wyprowadzi ranczo wujostwa na spokojne
wody. Clay był zawsze człowiekiem rozsądnym,
a nie ulega wątpliwości, że ma wiele sentymentu
do jej cioci, chociaż nie potrafi już obudzić w sobie
sympatii do niej. Może to wystarczy.
Zostawiając kluczyki w stacyjce, Willa wysiadła
z auta i zatrzasnęła mocno drzwiczki, mając nadzieję,
że ciepły przedwieczorny wietrzyk doniesie odgłosy
jej przyjazdu do wnętrza domu. Uważała, że lepiej nie
telefonować i nie prosić Claya z góry o pozwolenie
zjawienia się tutaj, ale nie chciała go też zbytnio
zaskoczyć.
Podeszła do drzwi wejściowych i zawahała się tylko
przez moment, nim zastukała kołatką. Poczekała
chwilę, ocierając spoconą dłoń o dżinsy, po czym
zastukała powtórnie. Nim zdążyła opuścić rękę, drzwi
się otworzyły.
- Dobry wieczór, Clay.
Wysoka postać Claya Cantrella niemal całkowicie
wypełniła drzwi, jego bary zajęły lwią część ich
szerokości. Nie zdawał się zaskoczony jej widokiem,
lecz w jego oczach malowała się chłodna rezerwa.
- Chciałabym z tobą pomówić, jeśli mi pozwolisz
- oznajmiła.
Postanowiła trwać przy miłych wspomnieniach
związanych z nim, starać się nie zauważać wrogości,
jaką jej teraz okazuje. Clay był kiedyś bliskim
przyjacielem, a chociaż zdradził ją dając wiarę
wszystkiemu co najgorsze, nawet ona musiała przyznać,
że ponure ówczesne okoliczności mogły doprowadzić
najbliższą przyjaźń do zerwania.
- Proszę cię, Clay - powiedziała cicho.
Mijały chwile i Willa myślała już, że jej nie wpuści
do domu. W końcu jednak usunął się na bok i zaprosił
ją gestem do środka.
Ledwo przekroczyła próg, Willa poczuła się tak,
jakby została przeniesiona w przeszłość. Nic się nie
zmieniło w surowym urządzeniu przestronnego salonu,
od ciężkich drewnianych mebli krytych skórą, przez
ściany zdobione przedmiotami indiańskiego rękodzieła,
po grubo tkane dywany rozłożone tu i ówdzie na
froterowanej podłodze. Wzrok Willi pobiegł natych-
miast na blat nad kamiennym kominkiem.
Stała na nim nadal fotografia maturalna Angie.
Angie zginęła wprawdzie parę tygodni przed maturą,
ale portrety maturalne i jej, i Willi zostały zrobione
na kilka miesięcy przedtem.
Ból i gorycz żałoby, które nigdy nie opuściły Willi,
napłynęły nową falą. Druga fotografia, która niegdyś
dumnie dzieliła miejsce na kominku - jej własna
- została usunięta.
- Chciałaś ze mną pomówić.
Zaskoczona niskim głosem Claya, obróciła się
do niego szybko. Na jego kamiennej twarzy nie
malował się cień życzliwości, tylko ta nieprzeni-
34 CZARNA OWCA CZARNA OWCA 35
kniona wrogość, która jej przypominała ostatni
wieczór, gdy przyszła opowiedzieć o wypadku. Wypił
tego dnia dużo. „Wynoś się z mojego domu!"
- warknął, zbyt wstrząśnięty jej widokiem, by dać
jej choćby chwilę na wyjaśnienie. Złapał ją za
ramię i wyprowadził bezwzględnie za drzwi. Za-
łamało ją to zupełnie.
Poczuła nagle przemożną chęć, żeby jeszcze raz
spróbować mu opowiedzieć, co naprawdę zaszło
w dniu, gdy zginęła Angie, i żeby go zmusić do dania
jej wiary. Czy kłamstwo utrwalone przed pięciu laty
jest nadal silniejsze od prawdy? Czy starczy jej sił,
żeby się o tym przekonać?
Wspomnienie zasłabnięcia cioci Tess na cmentarzu
przywiodło Willę do rzeczywistości. Jak by się to
odbiło na jej stanie, gdyby Willa ponownie wystąpiła
z twierdzeniem, że to Paige swoją wariacką jazdą
spowodowała wypadek? Ciocia kocha bezgranicznie
córkę i jest z niej ślepo dumna. Najlżejsze wspomnienie
prawdy może stanowić zagrożenie dla jej zdrowia.
Willa poczuła, jak ogarnia ją dawna bezsilność.
Nie może pisnąć o niczym słówkiem. W oczach
wszystkich w Cascade i okolicy, a szczególnie w oczach
Claya, musi pozostać tchórzliwą małą kłamczuchą,
która odpłaciła wujkowi i cioci za przyjęcie jej do
swego domu bezwstydnymi łgarstwami o ich ukochanej
Paige. Zresztą Clay dokonał już wyboru. Pięć lat
temu Willa gotowa była błagać, żeby jej uwierzył. Ale
nie będzie go błagać teraz. Ani potem. Duma kazała
jej podnieść głowę. Nie będzie nigdy więcej zabiegała
o niczyją wiarę.
- Paige pewnie dzwoniła, żeby cię poinformować,
po co tu przyjadę - zaczęła, nagle pewna, że tak było.
- Tak, dzwoniła jakiś czas temu. Powiedziała, że
Tess cię prosiła, żebyś tu została i przejęła prowadzenie
rancza.
W głosie Claya zabrzmiał gorzki sarkazm.
- A więc wiesz także, że obiecałam Tess rozejrzeć
się na ranczu i że zamierzałam potem przyjechać,
żeby się z tobą rozmówić.
- Powiedziała mi i to.
- Postanowiłam zostać - oznajmiła Willa wprost,
wsuwając w kieszenie dżinsów dłonie, z którymi
w zdenerwowaniu nie wiedziała co zrobić.
- Nie!
Serce podskoczyło Willi w piersi na to jedno słowo,
wypowiedziane tak cicho, a zarazem tak ostro.
- Ranczo Hardingów jest w opłakanym stanie
- jęła perswadować Willa. - Mam zamiar zostać
tylko tak długo, dopóki nie zaprowadzę trochę
porządku i nie znajdę odpowiedniego rządcy. Myślę,
że potrwa to najwyżej miesiąc.
Clay uśmiechnął się drwiąco.
- Co ty możesz zrobić?
Willa skwitowała jego sceptycyzm uniesieniem brody.
- Znacznie więcej, niż zrobili liczni przyjaciele
i sąsiedzi cioci - powiedziała cicho.
Zacięty wyraz twarzy Claya nie uległ zmianie. Ten
stojący naprzeciw niej, twardy mężczyzna musiał się
spodziewać, że usłyszy coś w tym rodzaju.
- Tess jest taka cholernie dumna, że nie pozwala
sobie wiele pomóc.
- Zawsze taka była - przyznała Willa. - Ale teraz
prosi mnie o pomoc. Chcę to dla niej zrobić, Clay.
Chcę spróbować.
Clay nie mógł nie dostrzec melancholijnego cienia
w oczach Willi. Twarz miała sztywną, wargi zaciśnięte
z wysiłku ukrycia przed nim swoich uczuć. Znał ten
jej wyraz z czasów, kiedy byli ze sobą tak blisko. Jej
wielkie zielone oczy zdradzały zawsze tyle z tego, co
się dzieje w ślicznej główce, iż często dokuczał mówiąc,
że czyta w niej jak w otwartej księdze. Ich stosunki
36 CZARNA OWCA
przekształciły się z czasem w swego rodzaju grę,
którą prowadzili oboje, w niewinny flirt, co pozwalał
mu bezpiecznie powściągać pociąg do niej.
Clay poczuł przejmujący go chłód. Nie chciał
przypomnieć sobie tego ani w ogóle niczego, co
dotyczy Willi Ross. Chciał się znieczulić na wszystko
z nią związane. Ale im bardziej się starał, tym stawało
się to trudniejsze. Nie miał już przed sobą psotnego
siedemnastoletniego trzpiota, w którym się pod-
kochiwał. Miał poważną, melancholijną młodą kobietę,
która zdawała się nigdy nie uśmiechać ani nie żywić
jednej beztroskiej myśli. A ponieważ widział, że usiłuje
to wszystko przed nim ukryć i nie próbuje grać na
jego uczuciach, zdawał sobie sprawę, że coś z tego
przenika przez pancerz jego goryczy i zapada mu
głęboko w serce.
- Wobec tego powinniśmy się chyba trzymać od
siebie z daleka - mruknął, odwracając się z irytacją,
i przeczesał ciemne włosy stwardniałą od pracy dłonią.
Boleśnie napięte ciało Willi odprężyło się w poczuciu
ulgi, lecz równocześnie ogarnął ją nagle nieznośny
smutek.
Nie chcę ci przysparzać cierpień, Clay, miała ochotę
powiedzieć. Gdybym mogła w jakiś sposób powrócić
do tamtego dnia i uczynić jedną małą rzecz inaczej...
Rada była, że Clay nie widzi teraz jej twarzy.
- Ciocia się ucieszy. Dziękuję, Clay.
Spojrzała jeszcze raz na jego dumnie wyprostowane
plecy, po czym się odwróciła i wyszła cicho.
ROZDZIAŁ TRZECI
Następnego dnia Willa wstała wcześnie. Nie do-
dzwoniła się wieczorem do swojej wspólniczki, Ivy
Dayton, więc spróbowała ją łapać zaraz po przebu-
dzeniu, zanim Ivy wyjdzie z domu.
- Zostań, jak długo będzie trzeba - powiedziała
bez wahania Ivy, kiedy Willa zrelacjonowała jej
sytuację na ranczu cioci. - Poradzimy sobie we dwoje
z Deke'em. W najgorszym razie najmiemy kogoś do
pomocy.
- Dziękuję, Ivy. Doceniam twoje zrozumienie.
- Co ty? Zrobiłabyś to samo dla mnie - odparła
bagatelizujące Ivy.
Willa uśmiechnęła się na przypomnienie swojej
rudej, piegowatej przyjaciółki, prawie osiem lat od
niej starszej. Ivy była dobroduszną, hożą wiejską
dziewczyną, często nad miarę wspaniałomyślną, ale
nie w ciemię bitą i nader twardą w interesach.
- Tylko uważaj tam na siebie - dorzuciła Ivy.
- Nic się nie martw. Dojrzałam przez te pięć lat.
Willa nie potrzebowała nic więcej mówić, bo
przyjaciółka wszystko wiedziała. Ivy odpowiedziała
nieeleganckim prychnięciem.
- Ta twoja kuzyneczka też dojrzała. Teraz, kiedy
się znowu pojawiłaś na horyzoncie, będzie miała
duszę na ramieniu, a wiesz, jaka potrafi być bez
względna, kiedy chodzi o ratowanie własnej skóry.
Willa skrzywiła się na to wspomnienie, ale była
wdzięczna Ivy za jej niewzruszoną lojalność. Pracowały
razem przez rok na wielkim ranczu w Kansas, zanim
38 CZARNA OWCA CZARNA OWCA 39
Ivy zaproponowała jej połączenie kapitałów i do-
świadczenia we wspólnym przedsięwzięciu. Owdowiaw-
szy w wieku dwudziestu pięciu lat, Ivy zachowała
większą część spadku, trochę do tego zaoszczędziła
i była gotowa kupić coś na własność. Willa zwierzyła
się jej w tym czasie ze swojej przeszłości, i to właśnie
niezachwiana wiara w nią i przyjaźń Ivy łagodziły ból
oderwania od rodziny i przyjaciół.
- Będę uważała, Ivy. Dziękuję ci.
- Daj mi znać, jeśli będziesz czegoś potrzebowała.
- Dobrze. Zadzwonię za jakiś tydzień - powiedziała
Willa i odłożyła słuchawkę.
Spakowała się i zwolniła pokój w motelu. Było
jeszcze daleko do pory wizyt w szpitalu, ale Willa
jakoś się przemknęła do pokoju cioci. Wpadła na
doktora Elliota, który akurat skończył badanie chorej.
- O parę godzin za wcześnie na odwiedziny, moja
panno - zganił Willę.
Uśmiech na jego twarzy przeczył jednak szorstkiemu
tonowi. Stosunek do niej doktora Elliota złagodniał
znacznie w ostatnich dniach, więc Willa odwzajemniła
mu się swobodnym uśmiechem.
- Pięć minutek, dobrze?
- Tylko żeby to nie weszło w nawyk - odparł
doktor i skierował się raźnym krokiem do drzwi.
- Zdecydowałaś się zostać - wywnioskowała roz-
promieniona Tess.
Wyglądała z każdym dniem lepiej, tak że Willa nie
mogła wyjść z podziwu.
- Zdecydowałam się zostać na jakiś czas - odparła
oględnie Willa. - Na parę tygodni, może miesiąc.
Muszę wrócić do swojej pracy.
Tess zmarszczyła lekko brwi.
- Lubisz pracować przy koniach. Nie widzę powo-
du, dlaczego nasze ranczo nie mogłoby się po trochu
przestawić na hodowlę koni.
Willa zesztywniała. Niepokoiła ją determinacja
cioci, żeby ją zatrzymać na dobre. Liczyła się jednak
z tym, że Tess jest jeszcze zbyt słaba do przyjęcia
wiadomości, iż zaangażowanie siostrzenicy w Co-
lorado przekracza dalece obowiązki najemnej siły
roboczej.
- Poczekamy, zobaczymy, ciociu - powiedziała
szybko. - Na ostateczną decyzję będzie czas, kiedy
wrócisz do zdrowia i sytuacja na ranczu się wy-
klaruje.
Nie dodała, że nie ma gwarancji, iż da się ocalić
posiadłość. Nie chciała malować zbyt ponurego obrazu,
dopóki nie przejrzy ksiąg i nie przekona się dogłębnie,
do jakiego stopnia zabagnione są finanse rancza.
- Rozmawiałaś z Clayem?
• Tak, wpadłam wieczorem do Oriona. Nie będzie
żadnych przeszkód z jego strony.
Tego Willa była pewna. Clay może sobie nie życzyć
jej pozostania tutaj i oczywiście musi dojść do
nieprzyjemnych spięć między nimi, ale wiedziała, że
Clay nie należy do ludzi, którzy by jej rozmyślnie
rzucali kłody pod nogi.
- To dobrze. - Tess oparła się wygodniej o poduszki.
- Podjedź do adwokata załatwić formalności, tak
żebyś mogła przejąć finanse. Będzie miał wszystkie
papiery gotowe do podpisu. Kiedy się przeniesiesz na
ranczo?
- Dzisiaj. Ale mam jeszcze kilka spraw do załat-
wienia w mieście po rozmowie z adwokatem.
Tess kiwnęła potakująco głową.
- Paige zatrzymała się na parę dni u przyjaciół,
więc musisz sobie kupić coś do jedzenia. I, Willo
- Tess przybrała zatroskaną minę - wiedz, że masz
moją całkowitą aprobatę, cokolwiek postanowisz
w sprawie Arta Bolesa.
- Nic się nie martw, ciociu. Poradzę sobie z nim.
CZARNA OWCA
40
Willa rozciągnęła wargi w uśmiechu, żeby rozproszyć
niepokój Tess. W rzeczywistości z lękiem myślała
o przykrym zadaniu zwolnienia Arta Bolesa. Nie
mogła jednak tolerować na ranczu takiego pijaka
i próżniaka jak on.
- Jeśli będziesz zbyt zajęta, nie zaprzątaj sobie
głowy jechaniem jeszcze raz taki kawał drogi do
miasta w porze odwiedzin. Na pewno będziesz bardzo
zmęczona.
- Zadzwonię, jeśli mi się nie uda przyjechać
- odparła Willa i, zamieniwszy z ciocią jeszcze parę
słów, opuściła szpital.
- Mam nadzieję, że wiedziałaś, co robisz, wyrzucając
Arta Bolesa - powiedziała z fałszywą troską Paige
pojawiając się w drzwiach z papierosem w ręku.
Willa podniosła wzrok znad ksiąg buchalteryjnych,
nad którymi ślęczała przez cały wieczór. Zmarszczyła
się na wspomnienie sceny, jaką urządził Art Boles,
kiedy mu po południu wymówiła i wręczyła czek na
resztę należnych poborów.
- Był prawdopodobnie jedynym kowbojem w całym
hrabstwie, który by chciał u ciebie pracować.
- Nie pracował, i koniec - przypomniała siostrze
ciotecznej Willa. - Czego ty właściwie chcesz, Paige?
Nie czuła się zbytnio zobowiązana do uprzejmości.
Była zmęczona, następnego dnia zamierzała wstać
o świcie.
- Chcę z tobą porozmawiać - odparła Paige.
- Nie jestem ciekawa, co mi masz do powiedzenia
- oświadczyła Willa chłodno.
Zamknęła księgi, ułożyła je jedną na drugiej. Nie
była wcale uszczęśliwiona, że Paige zdecydowała się
wrócić wcześniej na ranczo.
- Może cię to jednak zaciekawi - odrzekła Paige.
Uplasowała swoją smukłą elegancką postać na
CZARNA OWCA
poręczy najbliższego fotela. Ubrana w szykowną
brązową sukienkę, oryginalną kreację dobrego projek-
tanta - Willa nie miała co do tego wątpliwości
Paige wyglądała w każdym calu na modelkę.
Oryginalne połączenie długich, czarnych splotów,
przezroczystej skóry i fiołkowych oczu czyniło ją
wymarzonym obiektem dla fotografa. Willa nie
wiedziała, jak daleko Paige zaszła w ciągu tych pięciu
lat, przez które nie utrzymywała kontaktów z rodziną,
ale światowy wygląd kuzynki Paige zdawał się krzyczeć
wielkim głosem o sukcesie.
- Jeżeli nie dojdziemy ze sobą do jakiegoś porozu-
mienia, osobą, która na tym najbardziej ucierpi,
będzie mamusia.
- Strach cię obleciał? - rzuciła jej wyzwanie Willa.
Stwierdzenie tego faktu nie przyniosło jej jednak
satysfakcji. Mimo tego, co Paige zrobiła, Willi
ciążyło istniejące między nimi napięcie. Czuła in-
stynktownie, że ona jest tą, która nad tym bardziej
boleje.
Paige oblała się rumieńcem winy i gniewu, lecz nie
zareagowała na wyzwanie Willi.
- Zdajesz sobie chyba sprawę, jak delikatne jest
zdrowie mamusi?
Willa poderwała się z krzesła, chwyciła księgi.
- Bardzo dla ciebie wygodne - stwierdziła.
Odwróciła się, żeby wsunąć księgi do niskiej szafki
między oknami.
- Może to mamusię wręcz przyprawić o śmierć,
jeśli zaczniesz jakieś historie - nie ustępowała Paige.
Willa obróciła się, z trudem powściągając gniew.
- Rozumiem, do czego pijesz - odparła.
- To dobrze - powiedziała Paige marszcząc brwi.
Po czym, ku zdumieniu Willi, jej wyniosłość nagle się
rozpłynęła. - Przepraszam cię za to, co zrobiłam,
Willo, jeśli to może coś zmienić.
41
42 CZARNA OWCA CZARNA OWCA 43
Nic nie mogło bardziej wstrząsnąć Willą, zdołała
jednak nie pokazać po sobie zaskoczenia.
- Bałam się okropnie, co się ze mną stanie, jeśli
powiem prawdę - zaczęła Paige, po czym wzruszyła
niepewnie ramionami. - Ty byłaś zawsze tą silną
i odważną, uważałam, że zniesiesz to łatwiej ode
mnie. Przy tym Clay był twoim przyjacielem, sądziłam,
że ci wybaczy prędzej niż mnie. - Paige nie spuszczała
z Willi oka. - Nie myślałam, że tatuś ci wymówi dom
i że wszyscy się obrócą przeciwko tobie. - Paige się
zawahała, po czym uniosła wojowniczo brodę. - Jeśli
cię to interesuje, przyznałabym się, gdyby Clay oddał
sprawę do sądu.
Willa patrzyła szeroko otwartymi oczami,
niedowierzając własnym uszom. Czuła
instynktownie, że jest jedyną osobą, która
kiedykolwiek usłyszy tę spowiedź, i
podejrzewała, że Paige nie tylko nigdy więcej jej
nie powtórzy, ale co więcej, będzie odtąd tym
usilniej twierdziła, że winowajczynią jest Willa.
- Nie wierzę, żebyś się przyznała nawet wtedy,
Paige - wyraziła wątpliwość Willa. - Jeśli nie potrafiłaś
powiedzieć prawdy własnym rodzicom, to tym bardziej
byś nie miała odwagi przyznać się publicznie przed
sądem i narazić na umieszczenie w domu poprawczym.
- Miałabym złamane życie - parsknęła Paige
porzucając wszelkie pozory skruchy. - A ty nie
okazywałaś nigdy większych ambicji. Jedyne, czego
pragnęłaś, to pracować na jakimś ranczu jak pospolity
kowboj.
- A więc moja przyszłość się nie liczyła - pod
sumowała posępnie Willa, po czym potrząsnęła głową.
- Rodzice zawsze cię ubóstwiali, Paige. Kochali cię,
jak tylko rodzice potrafią kochać jedynaczkę. Nie
było chyba niczego w świecie, czego by ci odmówili.
Więc dlaczego wyrosłaś na takiego złego człowieka?
Paige poczerwieniała. Spuściła głowę i rozgniotła
wściekle papierosa w popielniczce.
- Zapamiętaj sobie, co ci powiedziałam o mamusi
- ostrzegła podnosząc głowę i przygważdżając Willę
lodowatym spojrzeniem. -I nie zasiedź się tu za długo.
Podniosła się z poręczy fotela, zrzucając popielniczkę
na podłogę i jak królowa wypłynęła z pokoju.
Następne dwa dni Willa spędziła na wywożeniu
gnoju ze stajni i uprzątaniu stryszku na siano, po
czym przystąpiła do łatania dachu. Ściągnęła na
ranczo mechanika, żeby zreperował traktor i poleciła
mu obejrzenie starej czerwonej półciężarówki wuja
Cala. Doprowadzenie jej do stanu używalności kosz-
towało więcej, niż się spodziewała, ale bez ciężarówki
trudno było się obejść, a kupno w tym roku nowej
przekraczało znacznie możliwości rancza. Willa wzdry-
gnęła się na myśl, że za parę miesięcy ciężarówka
będzie potrzebowała nowego ogumienia.
Jak dotąd ogłoszenia o poszukiwaniu rządcy
i kowbojów, które umieściła w okolicznej prasie, nie
znalazły szerszego odzewu. Miała parę telefonów
z Casper i Cheyenne, ale nie należało oczekiwać, żeby
kandydaci spoza Cascade zjawili się na rozmowę
przed przyszłym tygodniem. Tymczasem oszacowała
koszt niezbędnych reperacji i postanowiła przystąpić
do zakupu materiałów.
Pochłonięta samotną pracą na ranczu, odsunęła na
bok niejasne obawy przed załatwianiem interesów
w miasteczku. Odwiedzała wprawdzie co dzień ciocię
Tess, ale poza Paige i personelem szpitalnym nie
miała do czynienia prawie z nikim. Toteż pierwsza
wyprawa do składu drewna po słupki do ogrodzenia
i drut kolczasty stanowiła dla niej niemiłe zaskoczenie.
- Teraz moja kolejka - powiedziała stanowczo,
podchodząc do kontuaru, za którym niski mężczyzna
w granatowym kombinezonie wypisywał zamówienie.
44
CZARNA OWCA CZARNA OWCA 45
Mimo że przyjechała jako jedna z pierwszych,
magazynier pomijając ją obsługiwał innych klientów.
Z początku nie przyszło jej do głowy, że jest to
rozmyślny afront, aż demonstracyjne niedostrzeganie
jej stało się zbyt uderzające, by na nie nie zareagować.
- Będzie pani musiała poczekać na swoją kolejkę
- powiedział magazynier i zwrócił się do następnego
klienta.
- Teraz jest moja kolejka - nie ustępowała Willa
podnosząc głos na tyle, żeby ją wszyscy słyszeli
i posuwając się o krok, żeby zagrodzić drogę męż-
czyźnie, który stał za nią.
Dokoła ucichły rozmowy, magazynier poczerwieniał
z irytacji. Willa czuła, że uwaga wszystkich skupiła
się na niej.
- Potrzebuję piętnaście rolek drutu i sto słupków
ogrodzeniowych - powiedziała zdecydowanym tonem,
mierząc wyzywająco magazyniera, dopóki jego wzrok
nie pobiegł w górę nad jej lewym ramieniem.
Nagły domysł przeniknął ją ostrym dreszczem.
Odwróciła głowę i twarz jej się skurczyła na widok
Claya Cantrella stojącego o parę kroków za nią.
Domyślając się, że wszedłszy po niej był świadkiem
całej sceny, przeniosła z powrotem uwagę na maga-
zyniera.
- Widzę, że pańskiej firmie nie zależy na zamówie-
niach rancza - powiedziała i odwróciła się wściekła,
że oznacza to wyprawę do składu w sąsiednim
miasteczku, prawie sto czterdzieści kilometrów dodat-
kowej jazdy półciężarówką z przyczepą.
Była w połowie drogi do wyjścia, kiedy magazynier
zawołał za nią:
- Panno Ross! Chciała pani piętnaście rolek drutu
i sto słupków?
Willa się zatrzymała i obróciła z powrotem. Clay
gdzieś zniknął, natomiast magazynier, ku jej za-
skoczeniu, wybiegł za nią, wypisując spiesznie fakturę
na sztywnym uchwycie do papierów.
- Proszę zapłacić w kasie i będzie pani mogła
odebrać towar w magazynie.
Podpisał fakturę i wyciągnął ją zachęcającym gestem.
Jego ciche: „Przepraszam, że kazałem pani czekać"
było na tyle uprzejme, że Willa przyjęła papier. Nie
patrząc na nikogo wybrała resztę towarów, które
miała spisane na liście, zapłaciła za wszystko, po
czym podjechała półciężarówką z małą przyczepą na
plac załadunkowy za budynkiem.
Szczęśliwie jej wyprawa do składu pasz przebiegła
gładziej. Również bez zakłóceń kupiła zapasy żywności.
Nim wyszła z banku, gdzie otworzyła sobie prywatne
konto czekowe, zrobiła się pora lunchu, więc zajechała
do małej restauracji na skraju miasteczka, w której
lubiła jadać jako nastolatka. Podawano tu najlepsze
hamburgery i kanapki z polędwicą, i Willa chciała
sobie przypomnieć dawne lata.
Ledwo weszła do restauracji, zobaczyła Claya
siedzącego z trzema mężczyznami przy stoliku nieda-
leko wejścia. Stały przed nim jeszcze resztki lunchu,
do ust podnosił filiżankę z kawą. Nie dostrzegł jej od
razu, więc Willa rozejrzała się szybko za wolnym
miejscem w przeciwnej części sali. Przy barze nie było
nic wolnego, wszystkie stoliki zajęte, ale udało jej się
wypatrzyć niewielki pusty boks trochę w tyle. Zaraz
podeszła do niej kelnerka, w której Willa rozpoznała
tę samą co za dawnych lat Laureen, postawiła przed
nią szklankę z wodą i chciała jej podać kartę, gdy
nagle zamarła. Po niezręcznej chwili wahania i ze
zdawkowym „Dzień dobry" odwróciła się i uciekła.
Stwierdziwszy, że jej ulubione dania wciąż figurują w
karcie, Willa wgłębiała się w nią dalej. Położyła ją na
stole, na znak, że jest gotowa do złożenia zamó-
wienia, ale czekała przeszło dziesięć minut, zanim
46 CZARNA OWCA CZARNA OWCA 47
Laureen skierowała się w jej stronę. Przesuwała się
między stolikami i boksami w jej części sali, dolewając
wszystkim kawy i ostentacyjnie ignorując Willę,
podobnie jak magazynier w składzie drewna.
Na policzki Willi wystąpił rumieniec zakłopotania
i gniewu, gdy dostrzegła wpatrzone w siebie ciekawe
spojrzenia, które szybko uciekły w bok lub w dół.
Jedynym, które nie umknęło przed jej wzrokiem, było
obojętne spojrzenie pary ciemnych oczu, co obser-
wowały ją od stolika w przodzie sali.
Willa się zorientowała, że Clay musiał ją dostrzec
wkrótce potem, jak weszła, i że ją obserwuje od
dłuższej chwili. Teraz jego wzrok pobiegł ku Laureen,
która nadal nie kwapiła się z przyjęciem od niej
zamówienia. Kelnerka zerknęła akurat w tym momen-
cie na Claya, jakby szukając jego przyzwolenia.
Ta krótka wymiana spojrzeń wystarczyła Willi.
Wysunęła się z boksu, wyprostowała ze sztywną
godnością i ruszyła spokojnie do wyjścia. Wszystko
się w niej gotowało z poczucia krzywdy, pomieszanego
z ledwo powściąganym gniewem, ale całą siłą woli
starała się tego po sobie nie pokazać.
Nie przypuszczała, że Clay się posunie do użycia
swoich wpływów dla przysparzania jej trudności
i wstydu, ale niedwuznacznie to dzisiaj uczynił, i to
dwukrotnie. A może to nie on? Może potraktowano
by ją tak samo bez względu na jego obecność? Może
to po prostu dla niektórych ludzi sposób zamanifes-
towania solidarności z Clayem i współczucia dla
bólu, na jaki Willa naraża go swoim pojawieniem się?
Cascade jest w końcu małym prowincjonalnym
miasteczkiem, w którym powszechne są postawy
i uprzedzenia właściwe większości małych miasteczek.
Willa się domyśliła, że wiele osób w okolicy uważa,
iż wykręciła się sianem po śmierci Angie, i czuje się
usprawiedliwiona wymierzając jej teraz część zasłużonej
kary. Cascade stanowiło zawsze uczciwą, spoistą
społeczność, złożoną z przyzwoitych, praworządnych
obywateli. Świadomość tego czyniła niesprawiedliwość
ich stosunku do niej tym trudniejszą do zniesienia.
Strach Paige przed bojkotem towarzyskim miał realne
uzasadnienie, co oczywiście w niczym nie usprawied-
liwiało jej postępowania.
Podeszła do ciężarówki, sprawdziła, że ładunek
w przyczepie jest w porządku, po czym usiadła za
kierownicą i ruszyła w drogę powrotną na ranczo.
Tak czy inaczej, nie ma żadnego wpływu na to, co
ludzie o niej myślą; jedyne, co jej pozostaje, to robić
spokojnie swoje. Im prędzej zaprowadzi trochę
porządku na ranczu i znajdzie odpowiedniego rządcę,
tym prędzej będzie mogła wrócić do Colorado, gdzie
wszyscy są jej życzliwi i gdzie liczą się z jej słowem.
Była niecałe dwa kilometry od skrętu na ranczo
Orion, gdy dostrzegła w lusterku dużą srebrno-czarną
ciężarówkę, szybko doganiającą jej znacznie powol-
niejszy pojazd z przyczepą. I właśnie w momencie,
kiedy miała uwagę zwróconą w tył, jej wóz jakby
najechał na jakiś wybój.
Zaskoczona Willa spojrzała szybko przed siebie,
czując, że auto wpada w rytmiczne podskoki, zwias-
tując przebitą dętkę. Z jękiem niesmaku zaczęła
zwalniać, po czym zjechała na żwirowane pobocze.
Srebrno-czarną ciężarówka przemknęła obok, kiedy
zatrzymywała swój wóz.
Nie gasząc silnika, Willa sięgnęła po rękawice
robocze. Obawiała się, że będzie musiała odłączyć
przyczepę i wyładować z tyłu wozu ciężkie szpule
drutu, zanim przystąpi do wymiany koła. Wysiadłszy
stwierdziła z rozpaczą, że lewe tylne koło opiera się
już na poręczy przygniatającej gumę pozbawioną
powietrza.
Sięgnęła na tył ciężarówki po kostkę betonową do
48 CZARNA OWCA CZARNA OWCA 49
podłożenia pod ramię przyczepy, żeby ta się nie
przechyliła, kiedy ją odczepi i będzie odłączała światła
ostrzegawcze. Dla zabezpieczenia wsunęła słupki
ogrodzeniowe pod koła, żeby przyczepa nie zaczęła
się staczać. Odłączywszy przyczepę, wróciła do szoferki
i podjechała parę metrów, po czym zgasiła silnik
i włączyła hamulec. Spuściła właśnie klapę, chcąc się
zabrać do wyładowywania drutu, kiedy usłyszała
nadjeżdżający samochód.
Wracała półciężarówka, która ją przed chwilą
wyprzedziła. Nie przypuszczając, że ciężarówka się
zatrzyma, Willa wspięła się na tył swojego wozu
i sięgnęła po pierwszą szpulę. Ku jej zaskoczeniu
pojazd zwolnił, zjechał na żwirowane pobocze po jej
stronie szosy i stanął tuż przed jej ciężarówką.
W zdumienie wprawiła Willę osoba kierowcy.
Drzwi szoferki się otworzyły i wysiadł z niej Clay
Cantrell. Po jego zaciśniętych wargach Willa się
domyśliła, że mimo całej niechęci, jaką go to napawa,
poczuł się zobowiązany do zawrócenia, żeby jej pomóc.
Za ciemnymi okularami, przesłaniającymi jego oczy,
kryje się zapewne morze wrogości. Wyobrażając sobie
zimną, nieprzyjazną głębię tych mrocznych jak noc
oczu, Willa postanowiła odrzucić z miejsca ofertę
jakiejkolwiek pomocy z jego strony.
Pochylona dotoczyła pierwszą szpulę do opuszczonej
klapy, kiedy Clay sięgnął i ujął ją w dłonie.
- Poradzę sobie sama - powiedziała Willa, pioro-
nując go spojrzeniem i nie puszczając szpuli.
Ignorując ją, Clay szarpnął szpulę tak, że aby ją
utrzymać, musiałaby się z nim mocować.
- Nie potrzebuję twojej pomocy.
Jego surowo zaciśnięte wargi wykrzywiły się ironicz-
nie. Nie odpowiedział jednak, lecz w milczeniu wysunął
szpulę za brzeg klapy i opuścił ją na ziemię.
- Mówię poważnie, Clay - powiedziała Willa cofając
się w głąb ciężarówki po następną szpulę. - Nie
potrzebuję twojej pomocy.
- Potrzebujesz czy nie, ale ją masz - warknął Clay
wyciągając ręce i chwytając jedną ze szpul. - Weźmiesz
się do pracy, czy mam to robić sam?
Nim zdążyła odpowiedzieć, zaczął ciągnąć szpulę
do siebie, tak że musiała się posunąć w bok, żeby mu
pomóc.
Ani się obejrzeli, jak cały drut znalazł się na ziemi.
- Dziękuję - powiedziała niechętnie Willa. - Z resztą
poradzę sobie sama.
Zachowując się tak, jakby nie słyszał jej słów, Clay
zatrzasnął klapę, po czym przyklęknął, żeby wy-
ciągnąć koło zapasowe.
- Masz przenośnik? - burknął mocując się z kołem.
- Tak, ale ja już naprawdę sobie poradzę - po-
wtórzyła Willa chcąc przyklęknąć, żeby samej wyciąg-
nąć koło zapasowe.
Powstrzymał ją lodowaty głos Claya:
- Ja naprawdę nie mam czasu ani cierpliwości,
żeby się z tobą targować, Willo.
Willa się zawahała, po czym ruszyła gniewnie do
szoferki. Kiedy wróciła z narzędziami, Clay spuszczał
na ziemię koło zapasowe. Pozwolił mu się zachwiać
i przewrócić na płask.
- To koło jest niewiele lepsze od tamtego - oznajmił,
przygniatając czubkiem buta oponę do szosy.
W obliczu nowego problemu Willa poczuła nagły
ucisk w dołku. Rzuciła narzędzia na ziemię i uniosła
ramię, żeby rękawem otrzeć pot z czoła. Co za
idiotyczna historia! Nie pozostaje jej teraz nic innego,
tylko przyjąć pomoc Claya.
- Nie masz przypadkiem przenośnego kompresora
w aucie? - zapytała, zmuszona do odsunięcia na bok
wewnętrznego oporu.
- Nawet gdybym miał, niewiele by to pewnie
50 CZARNA OWCA CZARNA OWCA 51
pomogło - odparł pochylając się, żeby podnieść
bezużyteczne koło zapasowe.
Zaniósł je do jej przyczepy i rzucił na słupki
ogrodzeniowe, po czym zawrócił i pomaszerował do
swojej ciężarówki. Willa, zaskoczona, że ją najwidocz-
niej pozostawia na pustej szosie, odprowadzała go
przez chwilę bezradnym wzrokiem. Potem, zdecydo-
wana nie pozwolić mu odjechać, pobiegła za nim.
- Zapłacę ci za odwiezienie drutu i przyczepy na
ranczo cioci - zawołała doganiając go.
- Nie potrzebuję twoich pieniędzy - odburknął
kierując się na tył swojej ciężarówki.
- Nie mogę pozostawić tych wszystkich materiałów
na los szczęścia, Clay - nie ustępowała.
Clay zdjął niecierpliwym gestem ciemne okulary
i wsunął je do kieszonki koszuli.
- Prawda, że to mało uczęszczany odcinek szosy,
ale mimo to nie mogę ryzykować. Wiesz, ile te
materiały kosztują?
Clay rzucił jej ponure spojrzenie.
- A kto mówi, że masz je pozostawić na los
szczęścia?
Z tymi słowy przykucnął, żeby wyjąć koło zapasowe
z uchwytów pod swoją ciężarówką.
Willa pojęła, że zamierza jej pożyczyć swoje koło,
i poczuła, jak krew nabiega jej do twarzy.
- To naprawdę ładnie z twojej strony - powiedziała,
kiedy się wyprostował i jął toczyć koło w kierunku jej
ciężarówki.
- Nie robię tego dla ciebie - odparł chłodno.
Kiedy dotarli do jej wozu, przejęła energicznie
inicjatywę. Odkręciła szybko mutry uszkodzonego
koła, po czym ustawiła podnośnik i jęła pompować.
Clay dokończył zdejmowania koła. Po chwili nowe
koło zostało założone i Clay przystąpił do dokręcania
muter.
- To była nieprawda - oświadczył nieoczekiwanie
lekko zduszonym głosem. Obrócił głowę i popatrzył
na nią, chwytając swoim ciemnym spojrzeniem wyraz
bólu, który trwał w jej zielonych oczach. - To, co
powiedziałem, że nie robię tego dla ciebie. To była
nieprawda.
Willa doznała nagle bolesnej świadomości, że
trudniej jej przyjąć ten okruch czułości ze strony
Claya niż poprzednie przejawy jego wzgardy. Pochyliła
czym prędzej głowę, żeby ukryć wilgoć napełniającą
obficie jej oczy, i zajęła się gorliwie opuszczaniem
podnośnika i wyciąganiem go spod wozu. Clay dokręcił
ostatecznie mutry.
- Dziękuję, Clay - wykrztusiła, siląc się, żeby jej
głos nie zadrżał i dla uniknięcia jego wzroku schyliła
się po klucz do muter.
Nim odniosła narzędzia do szoferki, Clay opuścił
klapę i zabierał się do załadowania pierwszej szpuli
drutu. Pracowali w milczeniu, dopóki wszystkie szpule
nie znalazły się znów na miejscu, a przyczepa nie
została na powrót przymocowana do ciężarówki.
Potem Willa zebrała słupki, którymi zabezpieczyła
koła przyczepy, Clay zaś podłączył światła ostrzegawcze
i wrzucił kostki betonowe do środka. Miała zamiar
wsiąść z powrotem do szoferki, gdy poczuła lekki
uścisk Claya na ramieniu.
- Wracając do tego, co dziś zaszło w mieście, Willo
- zaczął - wiedz, że ja nie miałem z tym nic wspólnego.
- Domyśliłam się tego sama - odrzekła. - Dziękuję
jeszcze raz za pomoc.
Była tak przejęta dotknięciem Claya i jego nieocze-
kiwaną przemianą, że jedyne, czego pragnęła, to
uciec. Przywołała na wargi uśmiech wdzięczności
i spróbowała spojrzeć mu w twarz, ale jej wzrok
dotarł tylko do wysokości jego koszuli.
- Zwrócę ci koło zapasowe, jak tylko będę mogła.
52 CZARNA OWCA
Jakby dopiero teraz sobie uświadamiając, że jej
dotyka, Clay cofnął dłoń.
- I nie zapomnij o chusteczce do nosa - burknął.
- Nie zapomnę - zapewniła i odwróciła się, żeby
wsiąść do szoferki.
- Cholernie ciężko żyć ze świadomością, że znowu
tu jesteś, Willo - powiedział cicho, lecz jego szczere
wyznanie było nabrzmiałe emocją, która ją zaskoczyła.
Na krótką chwilę lata oddalenia jakby przestały
istnieć, tak że Willa mogła podnieść głowę i spojrzeć
prosto w jego poważną twarz. Na ułamek sekundy
wezbrało między nimi na nowo dawne poczucie
bliskości, zupełnie jakby Angie nigdy nie zginęła,
a Willa nigdy stąd nie wyjeżdżała.
Zdjęta nagłym strachem, że własne pragnienia czynią
ją ślepą na wrogość, którą powinna dostrzegać, Willa
westchnęła i posępnie przytaknęła Clayowi:
- I cholernie ciężko tu znowu żyć.
Wsiadła do szoferki i zatrzasnęła za sobą drzwiczki.
Zabrała się do ściągania rękawic, czekając, kiedy
Clay przestanie się w nią wpatrywać i odejdzie.
Wydawało jej się, że nie zniesie tego już ani chwili
dłużej, gdy raptem się odwrócił i ruszył do swego
auta. Willa spiesznie przekręciła kluczyk w stacyjce
i czekała, aż się cofnie i zrobi jej przejazd.
Sprawdziła w lusterku, czy droga wolna, po czym
wyjechała powoli na szosę. Stara półciężarówka
z trudem holowała przyczepę z ładunkiem. Nie
zaskoczyło Willi, że Clay zawróciwszy nadal jej
towarzyszy, mimo iż minął drogę prowadzącą do
domu. Kiedy zwolniła i skręciła z szosy w krótką
boczną drogę do rancza ciotki, srebro-czarna pół-
ciężarówka zatrzymała się, zrobiła zgrabny nawrót
i odjechała w przeciwnym kierunku.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Willa wjechała przez wrota stodoły traktorem
holującym kopiasty wóz, by przystąpić do wciągania
na stryszek wielkich bel wonnego siana, które zebrała
z pola. Zębaty uchwyt ułatwiał to zadanie, ale pomoc
drugiej osoby byłaby nader pożądana.
Willa nie pierwszy raz pomyślała o Paige, która
przesiadywała w domu czytając pisma albo ćwicząc
aerobik. Nawet ktoś do prowadzenia traktora byłby
mile widziany, lecz Paige przez cały tydzień opierała
się jej prośbom.
Jakby nie wystarczyło jej niechęci do pracy na
świeżym powietrzu, Paige nie raczyła nawet ugotować
przyzwoitego posiłku. Sama potrafiła żyć o paru
listkach sałaty i kilku łyżeczkach twarożku, Willa
potrzebowała czegoś bardziej pożywnego. Nic dziw-
nego, że była po minionym tygodniu rozgoryczona
i poirytowana. Zimne kanapki i kupne mrożone
dania nie stanowiły najlepszego pożywienia, rzadko
jednak miała czas i siły, by przygotować sobie coś
lepszego.
Fakt, że Paige nie próbowała jej w niczym pomóc,
wzmagał tylko wrogość między kuzynkami. Nie mogła
się doczekać, kiedy Paige wyjedzie wreszcie na swój
kontrakt. Przy odrobinie szczęścia miało to nastąpić
nazajutrz, termin rozpoczęcia zdjęć został już bowiem
odłożony o kilka dni. Willa wolała jednak na nic nie
liczyć, dopóki Paige nie znajdzie się ostatecznie
w samolocie.
Od dnia, gdy Willa przywiozła drut i słupki, minął
ROZDZIAŁ PIERWSZY Willa Ross wspięła się na trawiaste wzniesienie, zajmując dyskretnie miejsce z boku, w pewnym oddaleniu od pokaźnej grupki zebranej przy grobie. Nie przyłączyła się do cioci Tess i siostry ciotecznej, Paige. Zerwanie z nimi i ze zmarłym wujem, Calvinem Hardingiem, było zbyt dramatyczne, a rozbrat zbyt długotrwały, by się mogła łudzić, że zostałaby tam mile przyjęta. Zatrzymała się więc na kupce darni, skąd widziała dobrze pastora i swoje dwie ostatnie żyjące krewne i skąd mogła się później niepostrzeżenie wycofać. Ruch na tyłach grupki zgromadzonej przy trumnie, koło której stał, przyciągnął ciemne spojrzenie Claytona Cantrella, gdy tylko Willa się pojawiła na wzniesieniu. Rozpoznał ją od razu. Ból i gniew ścisnęły mu pierś żelazną obręczą. Smukła, ubrana w prostą sukienkę koloru pias- kowego, stanowiącą według oceny Claytona delikatną aluzję, że dziewczyna nie opłakuje zbytnio śmierci wuja, Willa Ross zachowała prawie ten sam wygląd psotnego trzpiota, który ją cechował jako nastolatkę. Chociaż płowe włosy upięła w węzeł sugerujący większą dojrzałość, jej twarz miała te same ładne, subtelne rysy, co w wieku siedemnastu lat. Minione pięć lat jedynie podniosło jej dawną urodę. Ucisk w piersi Claytona się wzmógł. To przez Willę Ross jego młodsza siostra, Angela, leży teraz niedaleko stąd, w grobie za wzniesieniem, koło ich rodziców. Gorycz, która, jak sądził, rozpłynęła się przez te
H CZARNA OWCA lata, wezbrała na nowo w jego sercu i pogłębiła ostre bruzdy otaczające usta. - Odmówimy teraz Modlitwę Pańską - zapowiedział pastor, po czym pochylił głowę i rozpoczął: - „Ojcze nasz, który jesteś w niebie..." Willa nie pochyliła ze wszystkimi głowy, chcąc skorzystać z okazji i odmawiając cicho słowa modlitwy, przyjrzeć się cioci Tess. Minione pięć lat nie obeszło się z nią łaskawie. Zielone oczy Willi napełniły się łzami na widok kruchego i niezdrowego wyglądu starszej pani, jej kredowej i pooranej zmarszczkami twarzy, włosów przyprószonych siwizną. Małe dłonie, lekko teraz zdeformowane, trzymała ciocia splecione bezradnie na kolanach. Willa wiele by dała, żeby być teraz tą, która siedzi przy jej boku, która ją pociesza i dodaje sił, która z nią dzieli ból. Zamiast tego jest wyrzutkiem rodzinnym i nie ma nawet pewności, jak zostanie przyjęte jej pojawienie się. Nie potrafiła się jednak powstrzymać od wzięcia udziału w pogrzebie, gotowa się zadowolić zobaczeniem choćby z oddali kobiety, która ją wychowała po śmierci rodziców. - „I wybacz nam nasze winy, jako i my wybaczamy naszym winowajcom..." Clay Cantrell powtarzał automatycznie słowa modlitwy, nie zastanawiając się nad ich znaczeniem. Nie spuszczał twardego spojrzenia ciemnych oczu z twarzy Willi, ślepy na bolesny skurcz jej miękkich warg i otaczającą ją aurę smutku. Jakby wyczuwając jego wrogość, Willa obróciła wzrok i ich spojrzenia się skrzyżowały. Pełen niechęci wyraz ciemnych oczu sprawił, że słowa modlitwy uwięzły jej w gardle. Raptownie uciszona, Willa nie mogła oderwać wzroku od jego przystojnej twarzy o regularnych rysach i męskim wykroju ust, nie mogła się powstrzymać od ogarnięcia CZARNA OWCA / okiem jego postaci o szerokich barach i wąskich biodrach. Clay Cantrell miał ciemne włosy i był ubrany cały na czarno. Stanowił wyniosłą, onieś- mielającą postać, niemal groźną, i niczym nie przypo- minał tolerancyjnego, pobłażliwego starszego brata jej najbliższej przyjaciółki, jakiego znała przed paroma laty. - Amen. Pastor zakończył Modlitwę Pańską, po czym zapoczątkował zbiorową recytację hymnu, który Willa rozpoznała jako jeden z ulubionych hymnów cioci Tess. Zmusiwszy się do oderwania wzroku od Claya i skupieniu go na cioci, Willa formowała niemo ustami słowa hymnu, z piersią nagle zbyt ciężką od bólu, by je wypowiadać głośno. Przyjazd na pogrzeb okazał się pomyłką. Przekonał ją o tym wrogi wyraz twarzy Claya Cantrella. W chwili kiedy pastor przystąpił do wygłoszenia końcowych uwag o osobie zmarłego Calvina Hardinga, ciocia Tess odwróciła głowę i rozejrzała się zbolałym wzrokiem po zebranych. Nie przygotowana na to Willa nie usunęła się w tych pierwszych paru sekun- dach. A potem było już za późno. Spojrzenie Tess Harding spotkało się ze spojrzeniem Willi i w zaskoczeniu żadna z nich przez chwilę nie zareagowała. Po czym, jakby raptem przestały do niej docierać słowa końcowej przemowy, Tess niepewnie się podniosła. Po zgromadzeniu przeszedł szmer, kiedy położyła na krześle torebkę. Pastor się zawahał, a następnie spiesznie dokończył zdanie, z wyrazem troski na twarzy. Tess zaczęła się oddalać od zgroma- dzonych. Paige również wstała z krzesła, wyraźnie zdumiona zachowaniem matki. Willa skamieniała, sparaliżowana obawą, kiedy ciocia skierowała się bez uśmiechu w jej stronę. Wszyscy obrócili się teraz, żeby zobaczyć, czemu czy
CZARNA OWCA komu Tess przygląda się z takim przejęciem. Wszelki ruch i dźwięk zamarł, gdy rozpoznano Willę. Willa musiała zebrać wszystkie siły, żeby pozostać na miejscu. Nerwy miała napięte do ostatnich granic, niepewna, czy ciocia ją przygarnie, czy odepchnie. Z przeraźliwym uczuciem, że w ogóle nie zna kobiety zmierzającej ku niej z taką determinacją, przygoto- wywała się na pewne odepchnięcie. Poważna twarz cioci Tess się rozluźniła. Nadzieja wezbrała w sercu Willi, gdy na wargach Tess wykwitł blady uśmiech. Willa ruszyła, by ująć wyciągnięte dłonie cioci, gdy ta nagle się zatrzymała, zachwiała i osunęła na trawę. W ciągu pierwszych sekund nie podbiegł do niej nikt prócz Willi, tak jakby nikt nie wierzył własnym oczom. Kiedy klęknąwszy szukała pulsu cioci, jak z oddali doszedł Willę pisk jej ciotecznej siostry. Ogarnęła ją panika, kiedy nic nie wyczuła. I zaraz powstał chaos. - Niech ktoś przyniesie moją torbę lekarską! Doktor Elliot podszedł i przykucnął, żeby delikatnie obrócić Tess na wznak. Pastor przysunął się i podniósł Willę z kolan. Przyglądała się bezradnie, jak doktor szuka pulsu, i doznała niezmiernej ulgi, gdy go znalazł. Ktoś podprowadzał już z głównej alei jego samochód kombi, ktoś drugi nadbiegał z jego torbą lekarską. Po chwili doktor to osłuchiwał pierś Tess stetoskopem, to wydawał polecenia^ Willę poderwało piskliwe kobiece oskarżenie: - To twoja wina! Willa obróciła osłupiałe spojrzenie na swoją siostrę cioteczną. - Po coś tu w ogóle przyjechała? - nacierała Paige. - Boże, jeśli ona umrze... Przy boku Paige wyrósł momentalnie Clay Cantrell, który ją objął uspokajająco ramieniem. CZARNA OWCA y - Jeśli ona umrze... - powtórzyła płaczliwie Paige. Niezdolna wypowiedzieć groźby, obróciła twarz i ukryła ją na piersi Claya. Jej wiotkim ciałem wstrząsnął rozdzierający szloch, skłaniając Claya do tym ciaśniejszego utulenia jej w ramionach. Nad jej doskonale ufryzowaną głową świdrowały Willę ciemne oczy Claya. Rozejrzał się po gromadzie przybyłych na pogrzeb sąsiadów - ranczerów i ludzi z miasteczka. Ich twarze wyrażały to samo współczucie dla Paige i bezwzględne potępienie Willi. - Myślę, że nic tu po tobie - powiedział groźnie. Willa musiała się usunąć, żeby zrobić miejsce dwóm mężczyznom z noszami. - Willo! W głosie Claya brzmiała przejmująca dreszczem groźba. Ważąc się na zwłokę, Willa odwróciła oczy od jego ostrzegawczego spojrzenia. - Czy będzie żyła? - zapytała doktora. - Nie wiem - odparł szorstko doktor i odwrócił się patrząc, jak mężczyźni wsuwają nosze na tył jego samochodu. Odprawił Willę krótkim kiwnięciem głowy, po czym zwrócił się troskliwie do jej siostry ciotecznej: - Pojedziesz z nami, Paige? Willa się cofnęła, a doktor Elliot zaprosił Paige na przednie siedzenie obok kierowcy. Sam się usadowił z tyłu koło pacjentki i wielki pojazd ruszył do miasteczka. Willa, chcąc jechać za nimi, udała się w miejsce, gdzie nieprawidłowo zaparkowała auto. Dochodziła do niego, gdy usłyszała za sobą energiczne kroki. Czując instynktownie, kto za nią idzie, spróbowała przyśpieszyć, lecz palce o stalowym uścisku chwyciły ją za ramię i zdecydowanym ruchem obróciły do tyłu. Podniosła w popłochu zielone oczy i spotkała natarczywy wzrok Claya. - Co ty tu, u diabła, robisz? 8
10 CZARNA OWCA CZARNA OWCA 11 Spróbowała się bezskutecznie oswobodzić. - Przyjechałam oddać ostatnią posługę - odparła głosem, w którym zabrzmiała nuta zuchwalstwa. Rozgniewało go to. Puścił jej ramię, świadom, że w porywie wrogich uczuć, jakie w nim budzi Willa, może jej zrobić krzywdę. - Jest już po pogrzebie, więc możesz wracać. - Jadę do szpitala - powiedziała prostując smukłe ciało w przypływie buntu. - Nikt cię o to nie prosi. Clay poczuł, jak coś w nim mięknie na widok bólu, który przemknął po jej twarzy, nim go zdołała ukryć. Teraz, kiedy dojrzał to coś przejmującego w jej oczach, stało się dla Claya oczywiste, że Willa wiele przecier- piała przez minione lata. Jednakże ból i cierpienie nie były tym, co chciał w niej widzieć, co chciał przyjąć do wiadomości. Postępowanie tej dziewczyny kosztowało jego siostrę życie i prędzej go diabli wezmą, niż sobie pozwoli na współczucie dla niej. - Wracaj tam, skąd przyjechałaś. Nikt cię tu nie potrzebuje. - Ostrością głosu pokrył odruch współ- czucia, który nim na chwilę owładnął. - Chcę wiedzieć, jak się czuje ciocia Tess. - Dość już narobiłaś zła. Zaparło jej dech, gdy sens słów Claya uderzył ją jak cios w pierś. Więc obwinia ją i o to! Poraziła ją ta świadomość, lecz jakoś zdołała opanować ból i wytrzymać jego oskarżycielskie spojrzenie. Wydawało jej się teraz niewiarygodne, że miłość tego człowieka do siostry rozciągała się kiedyś i na nią. Odwróciła się i przeszła ostatnie parę kroków dzielące ją od auta. Wyciągała rękę do klamki, kiedy Clay sięgnął z tyłu i otworzył jej drzwiczki. - Nie jedź do szpitala, Willo. Zirytujesz tylko wszystkich i obudzisz na nowo wspomnienia prze- szłości. - Może wskazane by było wreszcie je obudzić - rzuciła mu spokojne wyzwanie. - Tess jest bardzo chora. Jeśli chcesz wziąć na swoje sumienie jeszcze jedną śmierć, to jedź - rzucił. Twarz Willi zrobiła się biała jak kreda. Bez słowa wsiadła do auta. Odjeżdżając spojrzała po- raz ostatni w lusterku na wysokiego mężczyznę w czerni, który ją odprowadzał wzrokiem. Willa wyszła z toalety na stacji benzynowej, przebrana z sukienki, pończoch i pantofli na wysokim obcasie we flanelową koszulę, dżinsy i znoszone buty kowbojskie. Rozpuszczone jasnoblond włosy opadały jej teraz luźno na ramiona. Skierowała się prosto do auta, przepuszczając ostatnią okazję, żeby coś przegryźć obok w przydrożnej restauracji, gdzie się zatrzymywali kierowcy ciężarówek. Nie chciała pokazywać ludziom zapłakanej twarzy, czerwonych zapuchniętych powiek i wielkich sińców pod oczami. Skromne kosmetyki, jakie nosiła w toreb- ce, pokryły częściowo ślady łez, lecz nie na tyle, żeby mogła się czuć swobodnie w lokalu publicznym. Szybko wrzuciła zdjęte ubranie do małej walizeczki w bagażniku. Obok, jak na urągowisko, stała większa walizka, w którą zapakowała tyle rzeczy, żeby ich starczyło na tydzień. Pakowała je z taką nadzieją w sercu. Teraz wiedziała, że nadzieja była płonna. Nawet gdyby znalazła sposób, żeby zerwać zasłonę okrutnych kłamstw okrywających przeszłość, nie mogłaby tego uczynić bez wystawienia na szwank zdrowia cioci Tess. Sądząc po wrogości, jaką wszyscy jej okazywali na pogrzebie, nikt by jej teraz nie dał więcej wiary niż wówczas. Uświadomienie sobie tego przybiło ją do reszty.
12 CZARNA OWCA CZARNA OWCA 13 Ostatecznie zrezygnowała z jazdy do szpitala w obawie, że Clay może mieć racje. Nie zniosłaby tego, gdyby drugie życie obciążyło jej sumienie. Dostateczne brzemię stanowiła śmierć najlepszej przyjaciółki, kiedy obie miały po siedemnaście lat. Zatrzasnęła bagażnik, gdy tylko odżyły dawne wspomnienia. Na jawie nauczyła się je odpychać, nie pozwalać im całkowicie wypływać na powierzchnię. Często jednak nękały ją w snach. Nowy samochód zapalił jak zwykle od razu i Willa ruszyła na autostradę, podejmując długą drogę do domu. Ujechała dotąd wszystkiego osiemdziesiąt kilometrów od Cascade. Osiemdziesiąt kilometrów od prawdziwego domu, przemknęło jej przez głowę. Od trzech lat jej faktycznym domem było małe ranczo nieco na północny wschód od Colorado Springs w Colorado, trzysta kilometrów od Cascade w Wyomingu. Skromne ranczo, na którym wraz ze swoją wspólniczką, Ivy Dayton, hodowała konie kowbojskie, stanowiło w połowie jej własność. Willa prowadziła ranczo i ujeżdżała konie, Ivy zaś za- jmowała się hodowlą i jeździła na targi końskie. Willa zainwestowała w swoją połówkę rancza lwią część pieniędzy odziedziczonych po rodzicach. Jak dotąd przedsięwzięcie okazywało się nader docho- dowe, choć wymagało od niej długich godzin wy- tężonej pracy, ale tego Willa właśnie potrzebowała. Aż Ivy dała jej znać z wystawy końskiej w Wy- omingu, że przeczytała nekrolog Calvina Hardinga. Willa od razu zdecydowała, że musi zdążyć chociaż na część pogrzebu. To właśnie wujek Cal wypowiedział Willi dom, gdy tylko ukończyła osiemnaście lat, i zakazał jej kiedykol- wiek wracać. Ciocia Tess błagała go ze łzami w oczach, żeby zmienił zdanie, ale w końcu uległa jego dyktatowi. Od tej chwili Willa była zdana na własne siły. I to właśnie ówczesny opór cioci Tess przeciw wyrzuceniu jej z domu natchnął Willę szaloną nadzieją, że teraz, gdy wujek nie żyje, mogłaby znowu zapano- wać między nią a ciocią zgoda. Jak się okazuje, płonną nadzieją. Przy następnym wjeździe na autostradę z pobocza zjechał wóz policyjny i włączył się w ruch o parę aut za nią. Willa rzuciła odruchowo okiem na szybkoś- ciomierz i jechała dalej, upewniwszy się, że nie przekroczyła dozwolonej szybkości. Usłyszawszy w chwilę potem syrenę, spojrzała w lusterko i stwierdziła, że wóz patrolowy jedzie za nią błyskając czerwonymi światłami. Zjechała na pobocze, gdy tylko mogła to bezpiecznie zrobić, pewna, że policjant ją wyprzedzi, gdyż nie naruszyła żadnych przepisów. Ku jej zdumieniu policjant zatrzymał się, po czym wysiadł i ruszył w jej kierunku. Bolesny skurcz ścisnął jej żołądek na wspomnienie poprzedniego razu, gdy miała do czynienia z przed- stawicielami prawa. Nigdy tego nie zapomni. Do dziś dnia drżała na widok policjantów, unikała ściągania na siebie ich uwagi, bała się, że znowu nie będą chcieli wierzyć jej słowom, poddadzą ją nowemu koszmarnemu przesłuchaniu. Gdy policjant zrównał się z jej autem, odkręciła pośpiesznie okienko. - Dobry wieczór, panienko. Czy to pani jest Willą Ross? Chociaż policjant był uosobieniem uprzejmości i szacunku, Willę przebiegł ostry dreszcz niepokoju. Kiwnęła głową. - Przykro mi, proszę pani, ale wzywają panią z powrotem do Cascade z powodu jakiegoś kryzysu rodzinnego. Polecono mi panią odnaleźć i udzielić pani eskorty, żeby pani dojechała jak najszybciej na miejsce.
14 CZARNA OWCA CZARNA OWCA 15 Willa poczuła ucisk w piersi. Nagle wyobraziła sobie najgorsze. - Nie wie pan nic bliższego? Wypowiedziała te słowa językiem zdrętwiałym z emocji. Ciocia Tess umarła; była tego pewna. Policjant potrząsnął głową. - Nie, proszę pani, niestety nie. Ale to niewątpliwie ważne, żeby pani jak najprędzej wróciła do Cascade. Obawiali się, że mogła pani już minąć granicę stanu. Szczęśliwie nie przejechała pani jeszcze, dzięki temu będzie pani mogła szybciej wrócić. Willa z trudem powstrzymywała łzy. Skoro po- licjant mówi, że ma jak najszybciej wracać, to pewnie ciocia żyje. Żądanie powrotu Willi pochodzi niewątpliwie od cioci. Paige nigdy by na to nie przystała, gdyby to nie było życzenie wyrażone na łożu śmierci. - Dobrze się pani czuje? - Nic mi nie jest - uspokoiła policjanta. - Na pewno? W jego głosie brzmiała szczera troska, więc Willa nieco się odprężyła. Współczucie, które się malowało w ciepłym spojrzeniu jego piwnych oczu, nasunęło jej gorzką refleksję, czemu choćby krztyny człowieczeńs- twa nie mógł wykazać szeryf, który ją przesłuchiwał pięć lat temu. - Nic mi nie będzie - zapewniła go powtórnie. - Wspomniał pan coś o eskorcie? - Rzeczywiście wspomniałem - powiedział z uśmie- chem, który mimo woli odwzajemniła. - Jeśli pani jest gotowa jechać za mną, to możemy ruszać. Po chwili włączyli się w ruch na autostradzie i, dojechawszy do nawrotu awaryjnego, skręcili z po- wrotem na północ, w kierunku Cascade. Policjant zaparkował auto o parę kroków od niej i podszedł się pożegnać. - Dziękuję za eskortę - powiedziała Willa, gdy wysiadła przed szpitalem. - Cała przyjemność po mojej stronie - odparł z uśmiechem. - Życzę powodzenia. Dowiedziawszy się, że ciocia Tess znajduje się na oddziale intensywnej opieki, Willa ruszyła prosto do wind. Nacisnęła przycisk trzeciego piętra, nim po- wtórnie zastanowiła się, dlaczego jej „rodzina" posunęła się aż do wciągnięcia policji drogowej w zadanie sprowadzenia jej do Cascade. Obawiają się najwidoczniej, że ciocia umrze. Spadł na nią ciężar winy. Gdyby nie przyjechała na pogrzeb i swoim widokiem nie przyprawiła cioci Tess o szok, nie leżałaby ona teraz bliska śmierci. Willa popatrzyła na swoje zaciśnięte dłonie. Nie wyobrażała sobie, jak udźwignie odpowiedzialność za jeszcze jedną śmierć. Kiedy drzwi windy się rozsunęły, Willa podeszła prosto do kontuaru dyżurnej pielęgniarki, skąd została skierowana do skrzydła mieszczącego oddział inten- sywnej opieki. Idąc starała się uodpornić na przywi- tanie, którego mogła oczekiwać, lecz po wejściu do poczekalni pełnej znajomych osób, od razu wiedziała, że nie zdoła się oblec w pancerz ochronny. Stać ją było jedynie na ukrycie swoich uczuć pod nieprzenik- nioną maską obojętności. - O, jest Willa - oznajmiła jedna z najbliższych przyjaciółek cioci, Mabel Asner, która ją pierwsza zauważyła. Niska, pulchna kobieta zatrzymała krytyczny wzrok na niebieskiej flanelowej koszuli i dżinsach Willi. W niewielkiej poczekalni zamarły przyciszone roz- mowy. Na żadnej twarzy nie malowało się przyjaź- niejsze powitanie, wiele par oczu zwróciło się prosto na Claya Cantrella, jakby w oczekiwaniu jego reakcji na pojawienie się Willi. Z kamiennego wyrazu jego twarzy nie można było
16 CZARNA OWCA CZARNA OWCA 17 nic wyczytać. Stał oparty o ścianę. Zdjął marynarkę, krawat i kamizelkę, pozostając jedynie w białej koszuli, częściowo rozpiętej. Twardymi oczami zlustrował Willę od stóp do głów, aż od jego badawczego spojrzenia przeszedł ja zimny dreszcz. Koło niego siedziała Paige mierząc ją oskarżycielskim wzrokiem. W Willi odżył i wezbrał dawny gniew. Uczucie wrogości między dwiema kuzynkami było zbyt silne, by pozostało nie zauważone. Wyczuli je zebrani w małej poczekalni i nikt nie miał wątpliwości co do jego przyczyny. Paige nadal pozostała ulubienicą wszystkich. Cza- rowała ich długimi, kruczymi włosami, fioletowymi oczami i atłasową cerą. Niestety, powszechny szacunek, jakim się cieszyła Tess, sprawiał, że przypisano Paige te same zalety ducha i charakteru co jej matce. Nikt poza Willą i samą Paige nie znał prawdy. Willa zaczerpnęła szybko powietrza w płuca i pode- szła do siostry ciotecznej. - Jak ciocia? - zapytała wiedząc z góry, jakiego rodzaju odpowiedź usłyszy. - Doktor Elliot uważa, że kryzys minął - odrzekła Paige i dorzuciła: - Nie dzięki tobie. - Jestem zaskoczona, że poruszyliście aż policję drogową, żeby mnie odszukać. Paige miała pogardliwie przymknięte powieki. - Mamusia chce cię zobaczyć. Doktor uważa, że nie należy jej się sprzeciwiać, w przeciwnym razie nie byłoby cię tutaj. Ja bym nie dopuściła, żebyś się do niej ponownie zbliżyła na odległość stu kilometrów. Szepty, które się rozległy w poczekalni na to oświadczenie Paige, uświadomiły Willi, że większość zebranych myśli podobnie. Wszyscy lubili Tess, a po niedawnej śmierci jej męża żywili dla niej uczucia opiekuńcze. Willę dotknęło do żywego, że mogą uważać za potrzebne chronienie przed nią cioci. - Kiedy będę ją mogła zobaczyć? - Jeśli o ciebie nie zapyta, gdy się przebudzi, to nigdy. Willa poczuła, jak krew odpływa jej z twarzy. Ale powinna się była tego spodziewać. Ledwo dostrzegalny grymas napięcia na twarzy jej siostry ciotecznej może być spowodowany bardziej strachem o własną skórę, niż żałobą po śmierci ojca i lękiem o życie matki. Jedna Willa znała tajemnicę, którą kryła pod okrucień- stwem i wzgardą, okazywanymi jej przez Paige. Willa mogła sobie z łatwością wyobrazić, jak bardzo jej zależy na wyekspediowaniu niepożądanej kuzynki z Cascade i wyeliminowaniu jej na zawsze z ich życia. - Paige. W drzwiach ukazał się doktor Ełliot, wywołując dziewczynę na korytarz. Paige podniosła się wdzięcz- nym ruchem, posyłając błagalne spojrzenia Clayowi, który zrozumiał i wyszedł za nią. Willa pozostała, tkwiąc niezręcznie w poczekalni i odprowadzając ich wzrokiem. Przez oszklone drzwi wypatrywała trwożnie oznak, że doktor przynosi złe wieści, i doznała ulgi, gdy twarz Paige pociemniała bardziej z gniewu niż z bólu. - Pozwól i ty - zawołał doktor Elliot przez uchylone drzwi do Willi, surowym tonem i wzrokiem dając jej odczuć swoją dezaprobatę. Willa pośpieszyła z łomocącym sercem. Dochodziła do małej grupki, gdy Paige wydała cichy dźwięk zniecierpliwienia i wysunęła dłoń spod ramienia Claya, żeby się skierować do najbliższej toalety. Natychmiast podniosła się Mabel Asner i pobiegła za Paige, żeby jej służyć pociechą. I zapewne, pomyślała nieżyczliwie Willa, w poszukiwaniu jeszcze jednego tematu do plotek. - Możesz do niej wejść na pięć minut, Willo, ale ani na minutę dłużej - zapowiedział doktor Elliot, po
18 CZARNA OWCA czym pośpieszył z ostrzeżeniem: - Nie wolno jej teraz dać najmniejszego powodu do zdenerwowania, więc uważaj. - Nigdy bym tego nie zrobiła - odparła Willa, dotknięta jego tonem. - Sam twój widok może być dla niej stresem - oświadczył doktor. - Przy najlżejszej oznace, że to dla niej zbyt wielki wysiłek, każę ci wyjść. Przerwę widzenie bez względu na to, jak bardzo Tess chce się z tobą zobaczyć, rozumiesz? Willa poczerwieniała, jej zielone oczy rzucały błyskawice. Była oburzona sposobem, w jaki doktor Elliot do niej przemawia. - Rozumiem doskonale. Zacisnęła zęby, powstrzymując się od jakiejś ciętej odpowiedzi, pomna, iż to zawodowej opinii tego człowieka, że nie należy się teraz sprzeciwiać chorej, zawdzięcza możliwość zobaczenia się z nią. - A więc dobrze - oznajmił doktor z ociąganiem, obserwując ją bacznie. - Opowiedz się siostrze dyżurnej przed wejściem na oddział. Willa się odwróciła i ruszyła korytarzem ku małemu holowi. Starała się nie zwracać uwagi na odgłos kroków, które jej towarzyszyły, kroków Claya. Clay się do niej nie odzywał, dopóki się nie zameldowała pielęgniarce. - Będę cię obserwował, Willo. Willa podniosła na niego wzrok. Jego ciche ostrze- żenie uświadomiło jej, jak głęboka jest przepaść wrogości i nieufności między nimi. - Obserwuj dobrze, Clay - mruknęła widząc, jak się ustawia przed okienkiem. Z jego męskiej postaci emanowała zimna, nieub- łagana obcość wroga. ROZDZIAŁ DRUGI Willa weszła do sali intensywnej opieki i zatrzymała się tuż za drzwiami, przerażona okropnością tego, co się stało. Ciocia Tess leżała na jednym z czterech łóżek. Willi ścisnęło się serce na widok licznych przewodów i rurek podłączonych do jej wątłego ciała. Nieustający szum, migot i pulsowanie aparatury kontrolnej uzmys- łowiły, jak bardzo chora jest tu każda z pacjentek. Kiedy się zbliżała do łóżka, zdjęło ją nagłe przerażenie, że jej wizyta okaże się ponad siły cioci. Rzuciła trwożne spojrzenie na siostrę, która weszła wraz z nią. Siostra kiwnęła zachęcająco głową, więc Willa z wahaniem ujęła ciocię za rękę. - Jestem, ciociu - powiedziała. Powieki Tess trzepotały przez chwilę, zanim się otworzyły i chora dostrzegła siostrzenicę. - Willa. Ciocia Tess raczej uformowała jej imię wargami, niż je wypowiedziała, widać zbyt słaba, by wydobyć głos. Patrzyła czule na Willę bladoszarymi oczami, jej bezkrwiste wargi zadrżały z wysiłku, jakiego wymagał uśmiech. Serce mało nie pękło Willi w piersi na ten widok. Ścisnęła delikatnie dłoń cioci w obu rękach. - Brakowało mi ciebie - wyszeptała ciocia, a Willa poczuła w oczach piekące łzy. - Mnie też ciebie brakowało, ciociu. Willi załamał się głos. Pogłaskała dłoń chorej. - Proszę cię... zostań - powiedziała Tess. - Chcę cię mieć przy sobie. - Zostanę - obiecała Willa.
20 CZARNA OWCA CZARNA OWCA 21 Zamarła, gdy powieki cioci się zamknęły. Gotowa byłaby przyrzec jej wszystko, byleby utrzymać ją przy życiu i przywrócić do zdrowia. Tess otworzyła ponownie oczy. - Zachowałam twój pokój... jak był. - Przymknęła powieki, jakby stanowiły zbyt wielki ciężar. Zdawała się chwilę odpoczywać. - Chcę, żebyś wróciła do domu. Łzy zamgliły Willi oczy. Powrót na rodzinne ranczo nie wchodził w rachubę, ale nie mogła tego cioci teraz powiedzieć. Przez pięć lat nie miały ze sobą kontaktu, więc Tess nic nie wiedziała o życiu, jakie Willa zorganizowała sobie w Colorado. Siostra dotknęła ramienia Willi dając jej znak, że czas kończyć wizytę. Było oczywiste, że Tess jest zbyt słaba, by dłużej mówić. - Muszę teraz iść, ciociu - powiedziała Willa pochylając się, żeby ją pocałować w policzek. - Śpij dobrze. Jutro cię znowu odwiedzę. Powieki Tess zamknęły się ponownie i chora odpłynęła w ciężki sen. Willa puściła delikatnie jej dłoń i wycofała się tyłem do drzwi. Drżała na całym ciele i łzy zamazywały jej spojrzenie, gdy wychodziła za siostrą z pokoju. - W znacznej mierze to działanie leków - odezwała się uspokajająco siostra na widok przejętej twarzy Willi. - Będzie żyła? - Willa musiała zadać to pytanie. - Na razie kryzys minął. Zadecyduje następne czterdzieści osiem godzin. - Siostra obejrzała się na łóżko Tess. - Za wszelką cenę chciała się z panią zobaczyć. Willa była zbyt wzruszona, by się zatrzymać czy odpowiedzieć. Wyszła szybko na korytarz, bo w oczach stały jej łzy. Na nieszczęście przy drzwiach czekał ciągle Clay, więc Willa uczyniła wysiłek, żeby je pohamować. - Co ci powiedziała? - Myślałam, że umiesz czytać z warg - odparła wymijająco Willa i ruszyła przez holik. Zaczęła po omacku szukać w torebce jednorazowej chusteczki, chcąc wytarciem nosa zamaskować ledwo powstrzymywany potok łez. Stanęła tuż przed wyjściem na główny korytarz, niezdolna powstrzymać wes- tchnienia, gdy stwierdziła, że ma w torebce tylko jedną zgniecioną bibułkę. Szorstki głos Claya zwrócił jej uwagę na niepokalanie białą chusteczkę, którą wsuwał jej w dłoń. Odwróciła się prostując sztywno plecy. Wytarła nos dla zatuszowania przypływu łez. Clay, który ją obserwował, dostrzegł dreszcz, co wstrząsał jej drobnym ciałem. Był na siebie zły, że nie potrafi pozostać nieczuły na jej doznania, ale Willa miała w sobie zawsze coś, co go wzruszało. Przebiegł mrocznym spojrzeniem po jej szczupłych plecach, po kształtnych pośladkach i nogach opiętych dżinsami, i zacisnął gorzko wargi. Poruszało go w niej teraz coś innego niż wówczas, kiedy była dziewczynką, a potem panienką, ale nie miał najmniejszego zamiaru poddać się temu pociągowi. Willa osuszyła spiesznie oczy, wyczuwając irytujące zniecierpliwienie Claya. - Oddam ci chusteczkę przy najbliższej okazji - powiedziała chowając ją do torebki. Ruszyła w kierunku głównego wyjścia, lecz zatrzymał ją głos Claya: - Masz gdzie nocować? Willa, zaskoczona, podniosła na niego wzrok. - W motelu, gdzie nocowałam, powinny być chyba wolne miejsca. - To dobrze. Pokiwał głową, wyraźnie zadowolony z jej od- powiedzi. Willa raptem pojęła podtekst jego pytania.
22 CZARNA OWCA CZARNA OWCA 23 - Nie martw się, Clay. Nie mam najmniejszego zamiaru narzucać się Paige. - Chciałem się tylko upewnić, że ci nie przyjdzie do głowy wykorzystać sytuację kosztem jej albo Tess - wyjaśnił przyszpilając wzrokiem spojrzenie Willi. - Obie są bez tego dostatecznie zgnębione. Willa poczuła przypływ gniewu. - A ty się mianowałeś ich obrońcą - zadrwiła i wargi jej zadrżały. - Na twoim miejscu pilnowałabym własnych interesów. - Obecnie moim interesem jest pilnowanie ciebie - warknął. - Wiedz, że nie spuszczę cię z oka, dopóki nie wyniesiesz się z miasta. - Ciekawam, co na to powie Paige - odpaliła Willa. Domyślała się, że Paige i Clay są ze sobą związani. A jeśli jeszcze nie są, to niedługo będą. Dziwnie irytowała ją ta myśl. - Jesteś ostatnią kobietą, o którą Paige mogłaby być zazdrosna. - Paige nie będzie zazdrosna. Będzie umierała ze strachu. - Willa uśmiechnęła się z przekąsem. Ukryte oskarżenie Willi zaległo między nimi nagłym milczeniem. Ciemne oczy Claya zapłonęły gniewem, zadrgał mu mięsień policzka. Mierzył Willę wściekłym spojrzeniem. - Nie masz już siedemnastu lat, Willo - powiedział cichym, złowróżbnym głosem. - Tym razem zapłacisz za wszystko, co zrobisz. Już moja w tym głowa. W Willi wezbrały nową falą gorycz i poczucie krzywdy, które ją nurtowały od pięciu lat. - Tylko tym razem - podkreśliła słowa - postaraj się poznać wszystkie fakty, zanim wydasz wyrok. Odwróciła się i ruszyła szybkim krokiem do windy, z sercem pulsującym w piersi jak otwarta rana. Ból trwał nie zmniejszony, kiedy zamawiała kanapkę na wynos w barze koło szpitala, a potem przyjechała z nią do małego przydrożnego motelu na skraju miasteczka. Posępnie wpatrywała się w nieapetyczną kanapkę, niezdolna przełknąć więcej niż parę kęsów. Natomiast z przyjemnością piła gorącą kawę. Nic jednak nie mogło zabić kłębiącego się w niej poczucia krzywdy. Całe szczęście, uświadomiła sobie teraz, że zdołała jakoś zepchnąć w głąb świadomości rozpacz po śmierci Angie, zwłaszcza że również Clay obrócił się przeciwko niej. Nie trzymałaby się ani w części tak dobrze przez te pięć lat, gdyby nie to. Dostatecznym ciosem było, że wuj Cal zajął odruchowo stronę Paige, niezdolny sobie wyobrazić, że jego ukochana córeczka może nie być wcieleniem doskonałości. Dobiło ją, kiedy po stronie Paige stanęła także prawie cała paczka przyjaciół, których miały wspólnie z Angie. Jednakże ostateczne uderzenie obuchem w głowę stanowił fakt, że Clay przyłączył się do wszystkich, dając wiarę Paige, a nie jej. Kto jak kto, ale on powinien ją znać lepiej, myślała w desperacji. Odwrócenie się od niej Claya oznaczało zdrady pokładanej w nim ufności i uczucia, które do niego żywiła. W ciągu przeszło siedmiu lat, przez które się przyjaźniła z Angie i przez które się niemal nie rozstawały, nie skłamała mu ani razu. Owszem, były z nich niezłe ziółka, a ich szczenięce kawały zwracał]się często przeciwko niemu, jednakże traktował ją zawsze jak drugą młodszą siostrę, Willa zaś go ubóstwiała. Kiedy Angie zginęła, a o spowodowanie jej śmierć obwiniano Willę, utraciła wszystko, z przyjaźnią Clay’a włącznie. Zwielokrotniony ból był niemal ponad jej siły Willa zerwała się z fotela. - Co to ma teraz za znaczenie? - zadała samej sobie na głos pytanie. Wprawdzie nie spowodowała śmierci Angie, ale nie
24 CZARNA OWCA CZARNA OWCA 25 zdołała jej również uratować. Ta potworna prawda będzie ją prześladować do końca życia. - Wyglądasz dzisiaj znacznie lepiej, ciociu - po wiedziała cicho Willa, skrępowana obecnością nabur- muszonej Paige po drugiej stronie łóżka. Od dnia pogrzebu minął tydzień, tydzień, odkąd ciocię przewieziono do szpitala. Poprzedniego dnia przeniesiono ją z oddziału intensywnej opieki do separatki. Doktor zapewniał, że rekonwalescencja Tess przebiega pomyślnie, jakkolwiek może trwać nieco dłużej niż normalnie ze względu na stres spowodowany śmiercią męża. Willa odczuwała bezgraniczną ulgę, chociaż z drugiej strony wiedziała, że teraz, kiedy ciocia wraca do zdrowia, ona będzie musiała niedługo pomyśleć o wyjeździe. A sądząc po zabójczych spojrzeniach, jakie jej posyłała Paige, owo niedługo powinno znaczyć już. - Czuję się znacznie, znacznie lepiej, moja droga - odrzekła Tess spoglądając na siostrzenicę z czułym błyskiem w oku. - Twój powrót podziałał na mnie jak balsam. Willa wsunęła ręce w kieszenie dżinsów, ogarnięta nagłym zakłopotaniem. Za każdym razem, gdy ze- zwalano jej na wizytę, ciocia Tess rozmawiała z nią tak, jakby Willa powróciła na dobre do Cascade. Każda delikatna aluzja, że może być inaczej, wprawiała ciocię w taki niepokój, że Willa drżała, czy nie wpływa to ujemnie na jej zdrowie. Czy teraz nadeszła odpowiednia chwila, żeby jej uświadomić, że będzie musiała niedługo wracać do Colorado? - Zamówiłam ci na dzisiaj fryzjerkę, mamusiu - wtrąciła Paige, nim któraś z nich zdążyła się ponownie odezwać. - Już mi to mówiłaś, Paige - odparła Tess nie spuszczając oka z siostrzenicy. - Teraz chcę poroz- mawiać z Willą o ranczu, póki nie jestem zmęczona. Paige wyraźnie pobladła. - Nie rób tego, mamusiu. Proszę cię. Tess spojrzała na córkę i Willa dostrzegła w jej oczach determinację, o jaką jej nie podejrzewała. Zaintrygowało ją to. - Omówiłyśmy tę sprawę wczoraj i nie chcę do tego wracać. Wyjeżdżasz na tydzień na kontrakt z tą twoją agencją modelek, a ja tu pozostanę bez nikogo, kto by doglądał rancza. Z tego, co Willa mi opowiadała o swojej pracy, jest osobą, jakiej nam potrzeba. Tess obróciła wzrok z powrotem na siostrzenicę i dostrzegła na jej twarzy zaskoczenie, kiedy do Willi dotarło istotne znaczenie jej słów. Willa uświadomiła sobie, że wprawdzie ciocia rozpy- tywała ją trochę o życie, jakie prowadzi, ale w gruncie rzeczy jej pytania dotyczyły bardziej umiejętności siostrzenicy. Przyjęcie, jakie jej zgotowało Cascade, bynajmniej nie nastrajało Willi do zwierzeń przed nikim, nawet przed ciocią Tess. Teraz, w obecności przyczajonej Paige, tym bardziej nie miała ochoty zdradzać, że jest współwłaścicielką rancza w Colorado. - Potrzebna mi twoja pomoc, Willo -- zaczęła poważnie Tess szukając wzrokiem oczu siostrzenicy. - Ranczo bardzo podupadło w ciągu czterech lat, odkąd wujek zaczął chorować. Zostało tylko dwóch ludzi, resztę musieliśmy zwolnić. Jeden z nich odszedł przed paroma tygodniami. Drugi - Tess potrząsnęła głową - ma problemy z alkoholem. Zdarza się często, że czuć od niego whisky, kiedy przychodzi na posiłki. Zresztą nawet gdyby nie pił, nie sądzę, żeby dał sobie radę z prowadzeniem rancza. Widząc, do czego Tess zmierza, Willa chciała jakoś uprzedzić jej prośbę. Otwierała usta, żeby odmówić, ale powstrzymało ją bolesne błaganie w oczach cioci.
26 CZARNA OWCA CZARNA OWCA 27 - Potrzebuję kogoś, kto poprowadzi ranczo, bo inaczej utracę wszystko. Muszę je jakoś ratować. - Jej ciepłe szare oczy zasnuły się mgłą. - Wiem, że masz żal do wujka, ale znaczyłoby to dla mnie bardzo wiele, gdybyś została i pomogła. - Nie potrzebujemy jej tutaj, mamusiu - burknęła Paige ze złością. - Ja jej potrzebuję - odparła Tess stanowczo i mgła zniknęła z jej oczu, gdy się sprzeciwiła córce. Willa nie wierzyła własnym uszom. Mniejsza o to, że ciocia zrobiła się z biegiem lat nieco zaborcza. Ale prosi Willę, żeby nie tylko została, lecz żeby podjęła zadanie, które byłoby nie lada wyzwaniem nawet dla doświadczonego ranczera. W obecnych czasach w ogóle trudno zarobić na ranczerstwie, a tutaj ona miałaby być osobą powołaną do uzdrowienia posiadłości znajdującej się u progu bankructwa. Prowadzi wprawdzie własne ranczo, które jest mniej więcej tych samych rozmiarów, co ranczo Hardingów, ale jeśli zostało ono zbytnio zaniedbane, nie miała pewności, czy wystarczy dobre zarządzanie, żeby je wyciągnąć z opałów. Poza tym Willa pracowała zawsze z Ivy, a tym razem byłaby zdana wyłącznie na własne siły. Instynkt kazał jej odrzucić propozycję Tess. - Nie sądzę, ciociu, żebym była odpowiednią osobą do zarządzania ranczem - powiedziała starając się, by jej odmowa nie zabrzmiała zbyt ostro. - Nie widzę nikogo lepszego - odparowała Tess. - A poza tym będziesz u siebie, Willo. Pragnęłam, żebyś wróciła, od dnia, kiedy wujek wymówił ci dom. - Nie jestem pewna, czy poradziłabym sobie - przyznała Willa - jeśli ranczo jest zaniedbane. Do tego trzeba kogoś o znacznie większym doświadczeniu. Nawet gdyby się podjęła tego zadania, nie miała gwarancji, że zdoła uratować kulejące ranczo. Nie chciała brać na siebie takiej odpowiedzialności. - Paige jest gotowa zainwestować w posiadłość część swoich oszczędności, żeby pokryć przynajmniej bieżące wydatki i niezbędne naprawy. To będzie znaczna pomoc. Ale samo to... - Jestem gotowa wyłożyć znaczną sumę pod warun- kiem, że znajdziesz odpowiedniego rządcę - spros- towała Paige. - Nie mam najmniejszego przekonania, że Willa się do tego nadaje. Co o prowadzeniu rancza może wiedzieć młoda dziewczyna, nawet jeśli na nim pomagała. Willa pracuje przy koniach, a my hodujemy bydło. To jest praca dla mężczyzny. - Sama nie wierzysz w to, co mówisz, Paige - zganiła ją Tess kręcąc głową. - Wiesz, że mam krytyczny stosunek do tych zwariowanych feministek, ale to nie znaczy, żebym uważała kobietę za niezdolną do wykonywania męskiej roboty, jeśli chce i umie. A Willa pracowała z tatusiem i kowbojami, kiedy ty jeszcze się bawiłaś lalką. Niezachwiana wiara Tess sprawiła, że Willi ścisnęło się gardło. - A więc dobrze, mamusiu - odparła Paige od- rzucając buntowniczo czarną grzywę. - Postawię sprawę jasno. Nie chcę tu widzieć Willi. Zmęczenie, które zaczynało się powoli malować na twarzy Tess, uleciało, jej łagodne spojrzenie zrobiło się nagle surowe. - Tatuś postąpił niesłusznie wymawiając Willi dom, Paige. Nie było dnia, żebym sobie nie wyrzucała, że do tego dopuściłam. Teraz, kiedy Willa wróciła - Tess obróciła się i sięgnęła po dłoń siostrzenicy, a w jej oczach pojawiła się tkliwość - uczynię wszystko, żeby ją tu zatrzymać. Willa uścisnęła rękę cioci i na jej wargach zaigrał niepewny uśmiech. - Proszę cię, Willo - zaapelowała Tess - pojedź przynajmniej na ranczo rozejrzeć się.
28 CZARNA OWCA CZARNA OWCA 29 Willa umknęła wzrokiem od ufnego spojrzenia cioci. - Gdybym się nawet zgodziła, to co na to powie Clay Cantrell? - Właśnie, mamusiu - poparła ją gorliwie Paige. - Co z Clayem? Jak się będzie czuł, mając Wille pod bokiem jako wieczne memento? Willa zesztywniała. Niezdolna się pohamować, posłała siostrze ciotecznej zabójcze spojrzenie przez szerokość łóżka. Krew uderzyła jej do głowy na widok zadowolonego uśmieszku na nienagannie umalowanej twarzy Paige. Niczego nie pragnęła w tej chwili bardziej niż zgasić ten wyraz zadowolenia. - Dobrze, ciociu - usłyszała swój głos. Zwróciła z powrotem wzrok na Tess i ujrzała błysk podniecenia w jej oczach. - Pojadę się rozejrzeć na ranczo. Ale muszę porozmawiać z Clayem, zanim podejmę osta- teczną decyzję. Zmarszczki lat i trosk rozluźniły się na twarzy Tess. - Zadzwonię do niego. - Nie, ciociu - powiedziała zdecydowanie Willa. - Jeśli miałabym tutaj zostać, muszę z nim dojść do porozumienia bez pośredników. - Dobrze, Willo. Załatw to po swojemu. Wierzę w ciebie. Przesadna ufność Tess przejęła Willę nagłą obawą, czy ciocia się po niej zbyt wiele nie spodziewa. - Ale chcę, żebyś wiedziała, że to będzie w najlep- szym razie rozwiązanie tymczasowe. Ze ściśniętym sercem stwierdziła, że jej ostrzeżenie nie ostudziło bynajmniej entuzjazmu cioci. Zupełnie jakby Tess nie przyjmowała do wiadomości niczego, czego nie chciała usłyszeć. Willa musiała postawić sprawę jaśniej. - Zostanę tylko do czasu, aż zaprowadzę trochę porządku na ranczu i znajdę ci dobrego rządcę. Ciocia Tess tylko nieznacznie zmarszczyła czoło na jej słowa. - Jakoś się to ułoży - powiedziała i opuściła głowę na poduszkę, wyraźnie teraz zmęczona. Żadna z nich nie zauważyła wyrazu strachu, który przemknął po ładnej buzi Paige. Orion, ranczo Claya Cantrella, przylegał od południa do znacznie mniejszego rancza Hardingów. Willa mogłaby wziąć konia i dotrzeć tam w czasie prawie 0 połowę krótszym niż dojazd autem, ale okres, gdy między dwoma domami przestrzegano niewielu for malności, przeminął wraz ze śmiercią Angie. Willa zdawała sobie sprawę, że w Orionie czeka ją nieżyczliwe przyjęcie, nie wiedziała tylko, do jakiego stopnia nieżyczliwe. W tej chwili jednak wzburzona, nie troszczyła się o to. Była zmęczona i zaskoczona stanem, w jakim znalazła ranczo. Pojechała tam zgodnie z przy- rzeczeniem danym cioci Tess i w prawdziwe wzburzenie wprawiło ją zaniedbanie domu i zabudowań gos- podarczych. Wszystko prosiło się o świeżą farbę, połowa zagród koło stajni całkiem zarosła chwastami. Dach stodoły, uszkodzony dawno przez wichurę, przeciekał i na stryszku zatęchło ładne kilka beli siana. Wszędzie widać było ślady marnotrawstwa 1 niedbalstwa. Odszukała Arta Bolesa, jedynego kowboja pozos- tałego na ranczu, i oburzył ją zarówno jego nietrzeźwy stan, jak i opryskliwość. Odmówił jej wszelkiej pomocy, jego bezczelne spojrzenie podawało w wątpliwość jej prawo do żądania jakichkolwiek informacji. W końcu Willa wybrała sama i osiodłała sobie konia, żeby przed zmierzchem objechać jak najwięcej posiadłości. Nie znalazła ani jednego ogrodzenia, co by nie wymagało napraw. Bydło, które powinno być przy- zwyczajone do przepędzania przez kowbojów, okazało się dzikie i płochliwe prawie jak sarny. Oburzenie
30 CZARNA OWCA CZARNA OWCA 31 Willi wzmogło się jeszcze, gdy wypatrzyła co najmniej trzy nie ocechowane cielaki, które sądząc po wzroście urodziły się dobrze przed wiosennym spędem, a zatem powinny nosić znak rancza. Kiedy wróciła do stajni i poprosiła Arta Bolesa, żeby oporządził konia, zajął się tym z wyraźnym ociąganiem, podczas gdy ona poszła zlustrować szopę, w której przechowywano sprzęt gospodarczy. Wyda- wało jej się, że przynajmniej tutaj zastanie wszystko w porządku, dopóki nie dotarła do traktora i nie stwierdziła, że część silnika została wymontowana, widocznie do reperacji, i leży na blacie obok. Za parę dni trzeba będzie przystąpić do koszenia łąk i belowania siana, a tu traktor jest niesprawny. Stoi tak najwidoczniej od dłuższego czasu, a jeśli to robota Arta Bolesa, nie wiadomo, czy maszyna da się w ogóle doprowadzić do stanu używalności. Willa wpadła do kwatery kowbojów, z trudem powściągając gniew. Tym razem Boles przybrał postawę defensywną. - Za wiele roboty na jednego człowieka - odburk nął. - I jakie pani ma w ogóle prawo wścibiać tutaj nos? Kim pani właściwie jest? - Ustaliliśmy już parę godzin temu, kim jestem i po co tutaj przyjechałam, proszę pana. Nie ustaliliśmy natomiast, czym pan się zajmował, żeby zarobić na swoje pobory. - Nie muszę odpowiadać na pani pytania - odpalił Art Boles, prostując się buńczucznie. Willa przytaknęła skinieniem głowy, zaciskając wargi w twardą linię. - To może się wkrótce zmienić, proszę pana. A jeśli się zmieni, niedługo będzie pan musiał odpowiadać na moje pytania, bo inaczej będzie pan szukał nowej pracy. Odwróciła się i pomaszerowała do swego auta, żeby się nie dać ponieść i nie kazać mu się od razu wynosić. Oburzało ją, że Art Boles bierze pieniądze, które cioci Tess z takim trudem przychodzi płacić, dając niewiele w zamian. Przypomniała sobie gorliwość Claya, żeby jej nie pozwolić wykorzystać sytuacji kosztem cioci Tess. Groził, że nie spuści jej z oka, ale jakoś nie przyszło mu do głowy mieć oko na to, co robi Art Boles. Willa postanowiła mu to wypomnieć, jeśli będzie zbyt silnie oponował przeciwko jej pozostaniu na ranczu Har- dingów. Bo zdecydowała się pozostać. Ciocia naprawdę potrzebuje jej pomocy, choćby po to, żeby wyrzucić Arta Bolesa i nająć odpowiedniego rządcę oraz ze dwóch sumiennych kowbojów. Clay musi się pogodzić z jej obecnością w sąsiedztwie przez parę najbliższych tygodni. A co do rancza w Colorado, to Ivy da sobie bez niej radę, gdyż ich rządca, Dekę Bailey, może Willę z powodzeniem przez jakiś czas zastępować. Niemal za szybko dojechała do skrętu szosy i w krótszym czasie, niż jej się to zapisało w pamięci, zatrzymała auto przed siedzibą Cantrellów. Dom, pomyślany tak, by harmonizował z natural- nym otoczeniem, został wzniesiony z drzew ściętych na samym ranczu. Była to długa, przestronna par- terowa budowla z grubych bali, nadających jej surowy charakter solidności i trwałości. Willa spędziła wiele czasu w tym domu i na tym ranczu. Były z Angie przyjaciółkami od serca, ze- spolone ze sobą szczególną więzią wieku i sieroctwa. Bystre, żywe, nieposkromione, stanowiły nie lada wyzwanie dla Claya, który jedyny potrafił na dłuższą metę znosić ich wybryki. Willa zazdrościła Angie starszego brata do chwili, gdy na tyle dojrzała, że się w nim lekko zadurzyła. Od tej pory Clay stał się romantycznym bohaterem,
32 CZARNA OWCA CZARNA OWCA 33 podsycającym jej dziewczęce rojenia. Willa uważała, że może bezpiecznie wypróbować na nim swoje szybko rozwijające się kobiece wdzięki. W dniu, w którym zdecydowała się to wprowadzić w czyn, przekonała się, że nie jest rzeczą bezpieczną zaczynać z Clayem Cantrellem zabawę w całowanie. Rozchyliła wargi w lekkim uśmiechu. Nawet w ob- liczu gorzkiej konfrontacji nie potrafiła się oprzeć wspomnieniu. Clay wywierał zbyt wielki wpływ na okres jej dojrzewania, budził zbyt wiele ciepłych uczuć, by Willa mogła całkowicie wyrzucić to z pamięci. Bez względu na wynik tej wizyty, Clay zachowa zawsze, obok Angie, wielką część jej miłości. Gniew Willi nieco zelżał. Nie chciała swoją obe- cnością wyprowadzić Claya z równowagi. Może uda jej się znaleźć sposób przekonania go, żeby się pogodził z jej obecnością tutaj do czasu, gdy Willa wyprowadzi ranczo wujostwa na spokojne wody. Clay był zawsze człowiekiem rozsądnym, a nie ulega wątpliwości, że ma wiele sentymentu do jej cioci, chociaż nie potrafi już obudzić w sobie sympatii do niej. Może to wystarczy. Zostawiając kluczyki w stacyjce, Willa wysiadła z auta i zatrzasnęła mocno drzwiczki, mając nadzieję, że ciepły przedwieczorny wietrzyk doniesie odgłosy jej przyjazdu do wnętrza domu. Uważała, że lepiej nie telefonować i nie prosić Claya z góry o pozwolenie zjawienia się tutaj, ale nie chciała go też zbytnio zaskoczyć. Podeszła do drzwi wejściowych i zawahała się tylko przez moment, nim zastukała kołatką. Poczekała chwilę, ocierając spoconą dłoń o dżinsy, po czym zastukała powtórnie. Nim zdążyła opuścić rękę, drzwi się otworzyły. - Dobry wieczór, Clay. Wysoka postać Claya Cantrella niemal całkowicie wypełniła drzwi, jego bary zajęły lwią część ich szerokości. Nie zdawał się zaskoczony jej widokiem, lecz w jego oczach malowała się chłodna rezerwa. - Chciałabym z tobą pomówić, jeśli mi pozwolisz - oznajmiła. Postanowiła trwać przy miłych wspomnieniach związanych z nim, starać się nie zauważać wrogości, jaką jej teraz okazuje. Clay był kiedyś bliskim przyjacielem, a chociaż zdradził ją dając wiarę wszystkiemu co najgorsze, nawet ona musiała przyznać, że ponure ówczesne okoliczności mogły doprowadzić najbliższą przyjaźń do zerwania. - Proszę cię, Clay - powiedziała cicho. Mijały chwile i Willa myślała już, że jej nie wpuści do domu. W końcu jednak usunął się na bok i zaprosił ją gestem do środka. Ledwo przekroczyła próg, Willa poczuła się tak, jakby została przeniesiona w przeszłość. Nic się nie zmieniło w surowym urządzeniu przestronnego salonu, od ciężkich drewnianych mebli krytych skórą, przez ściany zdobione przedmiotami indiańskiego rękodzieła, po grubo tkane dywany rozłożone tu i ówdzie na froterowanej podłodze. Wzrok Willi pobiegł natych- miast na blat nad kamiennym kominkiem. Stała na nim nadal fotografia maturalna Angie. Angie zginęła wprawdzie parę tygodni przed maturą, ale portrety maturalne i jej, i Willi zostały zrobione na kilka miesięcy przedtem. Ból i gorycz żałoby, które nigdy nie opuściły Willi, napłynęły nową falą. Druga fotografia, która niegdyś dumnie dzieliła miejsce na kominku - jej własna - została usunięta. - Chciałaś ze mną pomówić. Zaskoczona niskim głosem Claya, obróciła się do niego szybko. Na jego kamiennej twarzy nie malował się cień życzliwości, tylko ta nieprzeni-
34 CZARNA OWCA CZARNA OWCA 35 kniona wrogość, która jej przypominała ostatni wieczór, gdy przyszła opowiedzieć o wypadku. Wypił tego dnia dużo. „Wynoś się z mojego domu!" - warknął, zbyt wstrząśnięty jej widokiem, by dać jej choćby chwilę na wyjaśnienie. Złapał ją za ramię i wyprowadził bezwzględnie za drzwi. Za- łamało ją to zupełnie. Poczuła nagle przemożną chęć, żeby jeszcze raz spróbować mu opowiedzieć, co naprawdę zaszło w dniu, gdy zginęła Angie, i żeby go zmusić do dania jej wiary. Czy kłamstwo utrwalone przed pięciu laty jest nadal silniejsze od prawdy? Czy starczy jej sił, żeby się o tym przekonać? Wspomnienie zasłabnięcia cioci Tess na cmentarzu przywiodło Willę do rzeczywistości. Jak by się to odbiło na jej stanie, gdyby Willa ponownie wystąpiła z twierdzeniem, że to Paige swoją wariacką jazdą spowodowała wypadek? Ciocia kocha bezgranicznie córkę i jest z niej ślepo dumna. Najlżejsze wspomnienie prawdy może stanowić zagrożenie dla jej zdrowia. Willa poczuła, jak ogarnia ją dawna bezsilność. Nie może pisnąć o niczym słówkiem. W oczach wszystkich w Cascade i okolicy, a szczególnie w oczach Claya, musi pozostać tchórzliwą małą kłamczuchą, która odpłaciła wujkowi i cioci za przyjęcie jej do swego domu bezwstydnymi łgarstwami o ich ukochanej Paige. Zresztą Clay dokonał już wyboru. Pięć lat temu Willa gotowa była błagać, żeby jej uwierzył. Ale nie będzie go błagać teraz. Ani potem. Duma kazała jej podnieść głowę. Nie będzie nigdy więcej zabiegała o niczyją wiarę. - Paige pewnie dzwoniła, żeby cię poinformować, po co tu przyjadę - zaczęła, nagle pewna, że tak było. - Tak, dzwoniła jakiś czas temu. Powiedziała, że Tess cię prosiła, żebyś tu została i przejęła prowadzenie rancza. W głosie Claya zabrzmiał gorzki sarkazm. - A więc wiesz także, że obiecałam Tess rozejrzeć się na ranczu i że zamierzałam potem przyjechać, żeby się z tobą rozmówić. - Powiedziała mi i to. - Postanowiłam zostać - oznajmiła Willa wprost, wsuwając w kieszenie dżinsów dłonie, z którymi w zdenerwowaniu nie wiedziała co zrobić. - Nie! Serce podskoczyło Willi w piersi na to jedno słowo, wypowiedziane tak cicho, a zarazem tak ostro. - Ranczo Hardingów jest w opłakanym stanie - jęła perswadować Willa. - Mam zamiar zostać tylko tak długo, dopóki nie zaprowadzę trochę porządku i nie znajdę odpowiedniego rządcy. Myślę, że potrwa to najwyżej miesiąc. Clay uśmiechnął się drwiąco. - Co ty możesz zrobić? Willa skwitowała jego sceptycyzm uniesieniem brody. - Znacznie więcej, niż zrobili liczni przyjaciele i sąsiedzi cioci - powiedziała cicho. Zacięty wyraz twarzy Claya nie uległ zmianie. Ten stojący naprzeciw niej, twardy mężczyzna musiał się spodziewać, że usłyszy coś w tym rodzaju. - Tess jest taka cholernie dumna, że nie pozwala sobie wiele pomóc. - Zawsze taka była - przyznała Willa. - Ale teraz prosi mnie o pomoc. Chcę to dla niej zrobić, Clay. Chcę spróbować. Clay nie mógł nie dostrzec melancholijnego cienia w oczach Willi. Twarz miała sztywną, wargi zaciśnięte z wysiłku ukrycia przed nim swoich uczuć. Znał ten jej wyraz z czasów, kiedy byli ze sobą tak blisko. Jej wielkie zielone oczy zdradzały zawsze tyle z tego, co się dzieje w ślicznej główce, iż często dokuczał mówiąc, że czyta w niej jak w otwartej księdze. Ich stosunki
36 CZARNA OWCA przekształciły się z czasem w swego rodzaju grę, którą prowadzili oboje, w niewinny flirt, co pozwalał mu bezpiecznie powściągać pociąg do niej. Clay poczuł przejmujący go chłód. Nie chciał przypomnieć sobie tego ani w ogóle niczego, co dotyczy Willi Ross. Chciał się znieczulić na wszystko z nią związane. Ale im bardziej się starał, tym stawało się to trudniejsze. Nie miał już przed sobą psotnego siedemnastoletniego trzpiota, w którym się pod- kochiwał. Miał poważną, melancholijną młodą kobietę, która zdawała się nigdy nie uśmiechać ani nie żywić jednej beztroskiej myśli. A ponieważ widział, że usiłuje to wszystko przed nim ukryć i nie próbuje grać na jego uczuciach, zdawał sobie sprawę, że coś z tego przenika przez pancerz jego goryczy i zapada mu głęboko w serce. - Wobec tego powinniśmy się chyba trzymać od siebie z daleka - mruknął, odwracając się z irytacją, i przeczesał ciemne włosy stwardniałą od pracy dłonią. Boleśnie napięte ciało Willi odprężyło się w poczuciu ulgi, lecz równocześnie ogarnął ją nagle nieznośny smutek. Nie chcę ci przysparzać cierpień, Clay, miała ochotę powiedzieć. Gdybym mogła w jakiś sposób powrócić do tamtego dnia i uczynić jedną małą rzecz inaczej... Rada była, że Clay nie widzi teraz jej twarzy. - Ciocia się ucieszy. Dziękuję, Clay. Spojrzała jeszcze raz na jego dumnie wyprostowane plecy, po czym się odwróciła i wyszła cicho. ROZDZIAŁ TRZECI Następnego dnia Willa wstała wcześnie. Nie do- dzwoniła się wieczorem do swojej wspólniczki, Ivy Dayton, więc spróbowała ją łapać zaraz po przebu- dzeniu, zanim Ivy wyjdzie z domu. - Zostań, jak długo będzie trzeba - powiedziała bez wahania Ivy, kiedy Willa zrelacjonowała jej sytuację na ranczu cioci. - Poradzimy sobie we dwoje z Deke'em. W najgorszym razie najmiemy kogoś do pomocy. - Dziękuję, Ivy. Doceniam twoje zrozumienie. - Co ty? Zrobiłabyś to samo dla mnie - odparła bagatelizujące Ivy. Willa uśmiechnęła się na przypomnienie swojej rudej, piegowatej przyjaciółki, prawie osiem lat od niej starszej. Ivy była dobroduszną, hożą wiejską dziewczyną, często nad miarę wspaniałomyślną, ale nie w ciemię bitą i nader twardą w interesach. - Tylko uważaj tam na siebie - dorzuciła Ivy. - Nic się nie martw. Dojrzałam przez te pięć lat. Willa nie potrzebowała nic więcej mówić, bo przyjaciółka wszystko wiedziała. Ivy odpowiedziała nieeleganckim prychnięciem. - Ta twoja kuzyneczka też dojrzała. Teraz, kiedy się znowu pojawiłaś na horyzoncie, będzie miała duszę na ramieniu, a wiesz, jaka potrafi być bez względna, kiedy chodzi o ratowanie własnej skóry. Willa skrzywiła się na to wspomnienie, ale była wdzięczna Ivy za jej niewzruszoną lojalność. Pracowały razem przez rok na wielkim ranczu w Kansas, zanim
38 CZARNA OWCA CZARNA OWCA 39 Ivy zaproponowała jej połączenie kapitałów i do- świadczenia we wspólnym przedsięwzięciu. Owdowiaw- szy w wieku dwudziestu pięciu lat, Ivy zachowała większą część spadku, trochę do tego zaoszczędziła i była gotowa kupić coś na własność. Willa zwierzyła się jej w tym czasie ze swojej przeszłości, i to właśnie niezachwiana wiara w nią i przyjaźń Ivy łagodziły ból oderwania od rodziny i przyjaciół. - Będę uważała, Ivy. Dziękuję ci. - Daj mi znać, jeśli będziesz czegoś potrzebowała. - Dobrze. Zadzwonię za jakiś tydzień - powiedziała Willa i odłożyła słuchawkę. Spakowała się i zwolniła pokój w motelu. Było jeszcze daleko do pory wizyt w szpitalu, ale Willa jakoś się przemknęła do pokoju cioci. Wpadła na doktora Elliota, który akurat skończył badanie chorej. - O parę godzin za wcześnie na odwiedziny, moja panno - zganił Willę. Uśmiech na jego twarzy przeczył jednak szorstkiemu tonowi. Stosunek do niej doktora Elliota złagodniał znacznie w ostatnich dniach, więc Willa odwzajemniła mu się swobodnym uśmiechem. - Pięć minutek, dobrze? - Tylko żeby to nie weszło w nawyk - odparł doktor i skierował się raźnym krokiem do drzwi. - Zdecydowałaś się zostać - wywnioskowała roz- promieniona Tess. Wyglądała z każdym dniem lepiej, tak że Willa nie mogła wyjść z podziwu. - Zdecydowałam się zostać na jakiś czas - odparła oględnie Willa. - Na parę tygodni, może miesiąc. Muszę wrócić do swojej pracy. Tess zmarszczyła lekko brwi. - Lubisz pracować przy koniach. Nie widzę powo- du, dlaczego nasze ranczo nie mogłoby się po trochu przestawić na hodowlę koni. Willa zesztywniała. Niepokoiła ją determinacja cioci, żeby ją zatrzymać na dobre. Liczyła się jednak z tym, że Tess jest jeszcze zbyt słaba do przyjęcia wiadomości, iż zaangażowanie siostrzenicy w Co- lorado przekracza dalece obowiązki najemnej siły roboczej. - Poczekamy, zobaczymy, ciociu - powiedziała szybko. - Na ostateczną decyzję będzie czas, kiedy wrócisz do zdrowia i sytuacja na ranczu się wy- klaruje. Nie dodała, że nie ma gwarancji, iż da się ocalić posiadłość. Nie chciała malować zbyt ponurego obrazu, dopóki nie przejrzy ksiąg i nie przekona się dogłębnie, do jakiego stopnia zabagnione są finanse rancza. - Rozmawiałaś z Clayem? • Tak, wpadłam wieczorem do Oriona. Nie będzie żadnych przeszkód z jego strony. Tego Willa była pewna. Clay może sobie nie życzyć jej pozostania tutaj i oczywiście musi dojść do nieprzyjemnych spięć między nimi, ale wiedziała, że Clay nie należy do ludzi, którzy by jej rozmyślnie rzucali kłody pod nogi. - To dobrze. - Tess oparła się wygodniej o poduszki. - Podjedź do adwokata załatwić formalności, tak żebyś mogła przejąć finanse. Będzie miał wszystkie papiery gotowe do podpisu. Kiedy się przeniesiesz na ranczo? - Dzisiaj. Ale mam jeszcze kilka spraw do załat- wienia w mieście po rozmowie z adwokatem. Tess kiwnęła potakująco głową. - Paige zatrzymała się na parę dni u przyjaciół, więc musisz sobie kupić coś do jedzenia. I, Willo - Tess przybrała zatroskaną minę - wiedz, że masz moją całkowitą aprobatę, cokolwiek postanowisz w sprawie Arta Bolesa. - Nic się nie martw, ciociu. Poradzę sobie z nim.
CZARNA OWCA 40 Willa rozciągnęła wargi w uśmiechu, żeby rozproszyć niepokój Tess. W rzeczywistości z lękiem myślała o przykrym zadaniu zwolnienia Arta Bolesa. Nie mogła jednak tolerować na ranczu takiego pijaka i próżniaka jak on. - Jeśli będziesz zbyt zajęta, nie zaprzątaj sobie głowy jechaniem jeszcze raz taki kawał drogi do miasta w porze odwiedzin. Na pewno będziesz bardzo zmęczona. - Zadzwonię, jeśli mi się nie uda przyjechać - odparła Willa i, zamieniwszy z ciocią jeszcze parę słów, opuściła szpital. - Mam nadzieję, że wiedziałaś, co robisz, wyrzucając Arta Bolesa - powiedziała z fałszywą troską Paige pojawiając się w drzwiach z papierosem w ręku. Willa podniosła wzrok znad ksiąg buchalteryjnych, nad którymi ślęczała przez cały wieczór. Zmarszczyła się na wspomnienie sceny, jaką urządził Art Boles, kiedy mu po południu wymówiła i wręczyła czek na resztę należnych poborów. - Był prawdopodobnie jedynym kowbojem w całym hrabstwie, który by chciał u ciebie pracować. - Nie pracował, i koniec - przypomniała siostrze ciotecznej Willa. - Czego ty właściwie chcesz, Paige? Nie czuła się zbytnio zobowiązana do uprzejmości. Była zmęczona, następnego dnia zamierzała wstać o świcie. - Chcę z tobą porozmawiać - odparła Paige. - Nie jestem ciekawa, co mi masz do powiedzenia - oświadczyła Willa chłodno. Zamknęła księgi, ułożyła je jedną na drugiej. Nie była wcale uszczęśliwiona, że Paige zdecydowała się wrócić wcześniej na ranczo. - Może cię to jednak zaciekawi - odrzekła Paige. Uplasowała swoją smukłą elegancką postać na CZARNA OWCA poręczy najbliższego fotela. Ubrana w szykowną brązową sukienkę, oryginalną kreację dobrego projek- tanta - Willa nie miała co do tego wątpliwości Paige wyglądała w każdym calu na modelkę. Oryginalne połączenie długich, czarnych splotów, przezroczystej skóry i fiołkowych oczu czyniło ją wymarzonym obiektem dla fotografa. Willa nie wiedziała, jak daleko Paige zaszła w ciągu tych pięciu lat, przez które nie utrzymywała kontaktów z rodziną, ale światowy wygląd kuzynki Paige zdawał się krzyczeć wielkim głosem o sukcesie. - Jeżeli nie dojdziemy ze sobą do jakiegoś porozu- mienia, osobą, która na tym najbardziej ucierpi, będzie mamusia. - Strach cię obleciał? - rzuciła jej wyzwanie Willa. Stwierdzenie tego faktu nie przyniosło jej jednak satysfakcji. Mimo tego, co Paige zrobiła, Willi ciążyło istniejące między nimi napięcie. Czuła in- stynktownie, że ona jest tą, która nad tym bardziej boleje. Paige oblała się rumieńcem winy i gniewu, lecz nie zareagowała na wyzwanie Willi. - Zdajesz sobie chyba sprawę, jak delikatne jest zdrowie mamusi? Willa poderwała się z krzesła, chwyciła księgi. - Bardzo dla ciebie wygodne - stwierdziła. Odwróciła się, żeby wsunąć księgi do niskiej szafki między oknami. - Może to mamusię wręcz przyprawić o śmierć, jeśli zaczniesz jakieś historie - nie ustępowała Paige. Willa obróciła się, z trudem powściągając gniew. - Rozumiem, do czego pijesz - odparła. - To dobrze - powiedziała Paige marszcząc brwi. Po czym, ku zdumieniu Willi, jej wyniosłość nagle się rozpłynęła. - Przepraszam cię za to, co zrobiłam, Willo, jeśli to może coś zmienić. 41
42 CZARNA OWCA CZARNA OWCA 43 Nic nie mogło bardziej wstrząsnąć Willą, zdołała jednak nie pokazać po sobie zaskoczenia. - Bałam się okropnie, co się ze mną stanie, jeśli powiem prawdę - zaczęła Paige, po czym wzruszyła niepewnie ramionami. - Ty byłaś zawsze tą silną i odważną, uważałam, że zniesiesz to łatwiej ode mnie. Przy tym Clay był twoim przyjacielem, sądziłam, że ci wybaczy prędzej niż mnie. - Paige nie spuszczała z Willi oka. - Nie myślałam, że tatuś ci wymówi dom i że wszyscy się obrócą przeciwko tobie. - Paige się zawahała, po czym uniosła wojowniczo brodę. - Jeśli cię to interesuje, przyznałabym się, gdyby Clay oddał sprawę do sądu. Willa patrzyła szeroko otwartymi oczami, niedowierzając własnym uszom. Czuła instynktownie, że jest jedyną osobą, która kiedykolwiek usłyszy tę spowiedź, i podejrzewała, że Paige nie tylko nigdy więcej jej nie powtórzy, ale co więcej, będzie odtąd tym usilniej twierdziła, że winowajczynią jest Willa. - Nie wierzę, żebyś się przyznała nawet wtedy, Paige - wyraziła wątpliwość Willa. - Jeśli nie potrafiłaś powiedzieć prawdy własnym rodzicom, to tym bardziej byś nie miała odwagi przyznać się publicznie przed sądem i narazić na umieszczenie w domu poprawczym. - Miałabym złamane życie - parsknęła Paige porzucając wszelkie pozory skruchy. - A ty nie okazywałaś nigdy większych ambicji. Jedyne, czego pragnęłaś, to pracować na jakimś ranczu jak pospolity kowboj. - A więc moja przyszłość się nie liczyła - pod sumowała posępnie Willa, po czym potrząsnęła głową. - Rodzice zawsze cię ubóstwiali, Paige. Kochali cię, jak tylko rodzice potrafią kochać jedynaczkę. Nie było chyba niczego w świecie, czego by ci odmówili. Więc dlaczego wyrosłaś na takiego złego człowieka? Paige poczerwieniała. Spuściła głowę i rozgniotła wściekle papierosa w popielniczce. - Zapamiętaj sobie, co ci powiedziałam o mamusi - ostrzegła podnosząc głowę i przygważdżając Willę lodowatym spojrzeniem. -I nie zasiedź się tu za długo. Podniosła się z poręczy fotela, zrzucając popielniczkę na podłogę i jak królowa wypłynęła z pokoju. Następne dwa dni Willa spędziła na wywożeniu gnoju ze stajni i uprzątaniu stryszku na siano, po czym przystąpiła do łatania dachu. Ściągnęła na ranczo mechanika, żeby zreperował traktor i poleciła mu obejrzenie starej czerwonej półciężarówki wuja Cala. Doprowadzenie jej do stanu używalności kosz- towało więcej, niż się spodziewała, ale bez ciężarówki trudno było się obejść, a kupno w tym roku nowej przekraczało znacznie możliwości rancza. Willa wzdry- gnęła się na myśl, że za parę miesięcy ciężarówka będzie potrzebowała nowego ogumienia. Jak dotąd ogłoszenia o poszukiwaniu rządcy i kowbojów, które umieściła w okolicznej prasie, nie znalazły szerszego odzewu. Miała parę telefonów z Casper i Cheyenne, ale nie należało oczekiwać, żeby kandydaci spoza Cascade zjawili się na rozmowę przed przyszłym tygodniem. Tymczasem oszacowała koszt niezbędnych reperacji i postanowiła przystąpić do zakupu materiałów. Pochłonięta samotną pracą na ranczu, odsunęła na bok niejasne obawy przed załatwianiem interesów w miasteczku. Odwiedzała wprawdzie co dzień ciocię Tess, ale poza Paige i personelem szpitalnym nie miała do czynienia prawie z nikim. Toteż pierwsza wyprawa do składu drewna po słupki do ogrodzenia i drut kolczasty stanowiła dla niej niemiłe zaskoczenie. - Teraz moja kolejka - powiedziała stanowczo, podchodząc do kontuaru, za którym niski mężczyzna w granatowym kombinezonie wypisywał zamówienie.
44 CZARNA OWCA CZARNA OWCA 45 Mimo że przyjechała jako jedna z pierwszych, magazynier pomijając ją obsługiwał innych klientów. Z początku nie przyszło jej do głowy, że jest to rozmyślny afront, aż demonstracyjne niedostrzeganie jej stało się zbyt uderzające, by na nie nie zareagować. - Będzie pani musiała poczekać na swoją kolejkę - powiedział magazynier i zwrócił się do następnego klienta. - Teraz jest moja kolejka - nie ustępowała Willa podnosząc głos na tyle, żeby ją wszyscy słyszeli i posuwając się o krok, żeby zagrodzić drogę męż- czyźnie, który stał za nią. Dokoła ucichły rozmowy, magazynier poczerwieniał z irytacji. Willa czuła, że uwaga wszystkich skupiła się na niej. - Potrzebuję piętnaście rolek drutu i sto słupków ogrodzeniowych - powiedziała zdecydowanym tonem, mierząc wyzywająco magazyniera, dopóki jego wzrok nie pobiegł w górę nad jej lewym ramieniem. Nagły domysł przeniknął ją ostrym dreszczem. Odwróciła głowę i twarz jej się skurczyła na widok Claya Cantrella stojącego o parę kroków za nią. Domyślając się, że wszedłszy po niej był świadkiem całej sceny, przeniosła z powrotem uwagę na maga- zyniera. - Widzę, że pańskiej firmie nie zależy na zamówie- niach rancza - powiedziała i odwróciła się wściekła, że oznacza to wyprawę do składu w sąsiednim miasteczku, prawie sto czterdzieści kilometrów dodat- kowej jazdy półciężarówką z przyczepą. Była w połowie drogi do wyjścia, kiedy magazynier zawołał za nią: - Panno Ross! Chciała pani piętnaście rolek drutu i sto słupków? Willa się zatrzymała i obróciła z powrotem. Clay gdzieś zniknął, natomiast magazynier, ku jej za- skoczeniu, wybiegł za nią, wypisując spiesznie fakturę na sztywnym uchwycie do papierów. - Proszę zapłacić w kasie i będzie pani mogła odebrać towar w magazynie. Podpisał fakturę i wyciągnął ją zachęcającym gestem. Jego ciche: „Przepraszam, że kazałem pani czekać" było na tyle uprzejme, że Willa przyjęła papier. Nie patrząc na nikogo wybrała resztę towarów, które miała spisane na liście, zapłaciła za wszystko, po czym podjechała półciężarówką z małą przyczepą na plac załadunkowy za budynkiem. Szczęśliwie jej wyprawa do składu pasz przebiegła gładziej. Również bez zakłóceń kupiła zapasy żywności. Nim wyszła z banku, gdzie otworzyła sobie prywatne konto czekowe, zrobiła się pora lunchu, więc zajechała do małej restauracji na skraju miasteczka, w której lubiła jadać jako nastolatka. Podawano tu najlepsze hamburgery i kanapki z polędwicą, i Willa chciała sobie przypomnieć dawne lata. Ledwo weszła do restauracji, zobaczyła Claya siedzącego z trzema mężczyznami przy stoliku nieda- leko wejścia. Stały przed nim jeszcze resztki lunchu, do ust podnosił filiżankę z kawą. Nie dostrzegł jej od razu, więc Willa rozejrzała się szybko za wolnym miejscem w przeciwnej części sali. Przy barze nie było nic wolnego, wszystkie stoliki zajęte, ale udało jej się wypatrzyć niewielki pusty boks trochę w tyle. Zaraz podeszła do niej kelnerka, w której Willa rozpoznała tę samą co za dawnych lat Laureen, postawiła przed nią szklankę z wodą i chciała jej podać kartę, gdy nagle zamarła. Po niezręcznej chwili wahania i ze zdawkowym „Dzień dobry" odwróciła się i uciekła. Stwierdziwszy, że jej ulubione dania wciąż figurują w karcie, Willa wgłębiała się w nią dalej. Położyła ją na stole, na znak, że jest gotowa do złożenia zamó- wienia, ale czekała przeszło dziesięć minut, zanim
46 CZARNA OWCA CZARNA OWCA 47 Laureen skierowała się w jej stronę. Przesuwała się między stolikami i boksami w jej części sali, dolewając wszystkim kawy i ostentacyjnie ignorując Willę, podobnie jak magazynier w składzie drewna. Na policzki Willi wystąpił rumieniec zakłopotania i gniewu, gdy dostrzegła wpatrzone w siebie ciekawe spojrzenia, które szybko uciekły w bok lub w dół. Jedynym, które nie umknęło przed jej wzrokiem, było obojętne spojrzenie pary ciemnych oczu, co obser- wowały ją od stolika w przodzie sali. Willa się zorientowała, że Clay musiał ją dostrzec wkrótce potem, jak weszła, i że ją obserwuje od dłuższej chwili. Teraz jego wzrok pobiegł ku Laureen, która nadal nie kwapiła się z przyjęciem od niej zamówienia. Kelnerka zerknęła akurat w tym momen- cie na Claya, jakby szukając jego przyzwolenia. Ta krótka wymiana spojrzeń wystarczyła Willi. Wysunęła się z boksu, wyprostowała ze sztywną godnością i ruszyła spokojnie do wyjścia. Wszystko się w niej gotowało z poczucia krzywdy, pomieszanego z ledwo powściąganym gniewem, ale całą siłą woli starała się tego po sobie nie pokazać. Nie przypuszczała, że Clay się posunie do użycia swoich wpływów dla przysparzania jej trudności i wstydu, ale niedwuznacznie to dzisiaj uczynił, i to dwukrotnie. A może to nie on? Może potraktowano by ją tak samo bez względu na jego obecność? Może to po prostu dla niektórych ludzi sposób zamanifes- towania solidarności z Clayem i współczucia dla bólu, na jaki Willa naraża go swoim pojawieniem się? Cascade jest w końcu małym prowincjonalnym miasteczkiem, w którym powszechne są postawy i uprzedzenia właściwe większości małych miasteczek. Willa się domyśliła, że wiele osób w okolicy uważa, iż wykręciła się sianem po śmierci Angie, i czuje się usprawiedliwiona wymierzając jej teraz część zasłużonej kary. Cascade stanowiło zawsze uczciwą, spoistą społeczność, złożoną z przyzwoitych, praworządnych obywateli. Świadomość tego czyniła niesprawiedliwość ich stosunku do niej tym trudniejszą do zniesienia. Strach Paige przed bojkotem towarzyskim miał realne uzasadnienie, co oczywiście w niczym nie usprawied- liwiało jej postępowania. Podeszła do ciężarówki, sprawdziła, że ładunek w przyczepie jest w porządku, po czym usiadła za kierownicą i ruszyła w drogę powrotną na ranczo. Tak czy inaczej, nie ma żadnego wpływu na to, co ludzie o niej myślą; jedyne, co jej pozostaje, to robić spokojnie swoje. Im prędzej zaprowadzi trochę porządku na ranczu i znajdzie odpowiedniego rządcę, tym prędzej będzie mogła wrócić do Colorado, gdzie wszyscy są jej życzliwi i gdzie liczą się z jej słowem. Była niecałe dwa kilometry od skrętu na ranczo Orion, gdy dostrzegła w lusterku dużą srebrno-czarną ciężarówkę, szybko doganiającą jej znacznie powol- niejszy pojazd z przyczepą. I właśnie w momencie, kiedy miała uwagę zwróconą w tył, jej wóz jakby najechał na jakiś wybój. Zaskoczona Willa spojrzała szybko przed siebie, czując, że auto wpada w rytmiczne podskoki, zwias- tując przebitą dętkę. Z jękiem niesmaku zaczęła zwalniać, po czym zjechała na żwirowane pobocze. Srebrno-czarną ciężarówka przemknęła obok, kiedy zatrzymywała swój wóz. Nie gasząc silnika, Willa sięgnęła po rękawice robocze. Obawiała się, że będzie musiała odłączyć przyczepę i wyładować z tyłu wozu ciężkie szpule drutu, zanim przystąpi do wymiany koła. Wysiadłszy stwierdziła z rozpaczą, że lewe tylne koło opiera się już na poręczy przygniatającej gumę pozbawioną powietrza. Sięgnęła na tył ciężarówki po kostkę betonową do
48 CZARNA OWCA CZARNA OWCA 49 podłożenia pod ramię przyczepy, żeby ta się nie przechyliła, kiedy ją odczepi i będzie odłączała światła ostrzegawcze. Dla zabezpieczenia wsunęła słupki ogrodzeniowe pod koła, żeby przyczepa nie zaczęła się staczać. Odłączywszy przyczepę, wróciła do szoferki i podjechała parę metrów, po czym zgasiła silnik i włączyła hamulec. Spuściła właśnie klapę, chcąc się zabrać do wyładowywania drutu, kiedy usłyszała nadjeżdżający samochód. Wracała półciężarówka, która ją przed chwilą wyprzedziła. Nie przypuszczając, że ciężarówka się zatrzyma, Willa wspięła się na tył swojego wozu i sięgnęła po pierwszą szpulę. Ku jej zaskoczeniu pojazd zwolnił, zjechał na żwirowane pobocze po jej stronie szosy i stanął tuż przed jej ciężarówką. W zdumienie wprawiła Willę osoba kierowcy. Drzwi szoferki się otworzyły i wysiadł z niej Clay Cantrell. Po jego zaciśniętych wargach Willa się domyśliła, że mimo całej niechęci, jaką go to napawa, poczuł się zobowiązany do zawrócenia, żeby jej pomóc. Za ciemnymi okularami, przesłaniającymi jego oczy, kryje się zapewne morze wrogości. Wyobrażając sobie zimną, nieprzyjazną głębię tych mrocznych jak noc oczu, Willa postanowiła odrzucić z miejsca ofertę jakiejkolwiek pomocy z jego strony. Pochylona dotoczyła pierwszą szpulę do opuszczonej klapy, kiedy Clay sięgnął i ujął ją w dłonie. - Poradzę sobie sama - powiedziała Willa, pioro- nując go spojrzeniem i nie puszczając szpuli. Ignorując ją, Clay szarpnął szpulę tak, że aby ją utrzymać, musiałaby się z nim mocować. - Nie potrzebuję twojej pomocy. Jego surowo zaciśnięte wargi wykrzywiły się ironicz- nie. Nie odpowiedział jednak, lecz w milczeniu wysunął szpulę za brzeg klapy i opuścił ją na ziemię. - Mówię poważnie, Clay - powiedziała Willa cofając się w głąb ciężarówki po następną szpulę. - Nie potrzebuję twojej pomocy. - Potrzebujesz czy nie, ale ją masz - warknął Clay wyciągając ręce i chwytając jedną ze szpul. - Weźmiesz się do pracy, czy mam to robić sam? Nim zdążyła odpowiedzieć, zaczął ciągnąć szpulę do siebie, tak że musiała się posunąć w bok, żeby mu pomóc. Ani się obejrzeli, jak cały drut znalazł się na ziemi. - Dziękuję - powiedziała niechętnie Willa. - Z resztą poradzę sobie sama. Zachowując się tak, jakby nie słyszał jej słów, Clay zatrzasnął klapę, po czym przyklęknął, żeby wy- ciągnąć koło zapasowe. - Masz przenośnik? - burknął mocując się z kołem. - Tak, ale ja już naprawdę sobie poradzę - po- wtórzyła Willa chcąc przyklęknąć, żeby samej wyciąg- nąć koło zapasowe. Powstrzymał ją lodowaty głos Claya: - Ja naprawdę nie mam czasu ani cierpliwości, żeby się z tobą targować, Willo. Willa się zawahała, po czym ruszyła gniewnie do szoferki. Kiedy wróciła z narzędziami, Clay spuszczał na ziemię koło zapasowe. Pozwolił mu się zachwiać i przewrócić na płask. - To koło jest niewiele lepsze od tamtego - oznajmił, przygniatając czubkiem buta oponę do szosy. W obliczu nowego problemu Willa poczuła nagły ucisk w dołku. Rzuciła narzędzia na ziemię i uniosła ramię, żeby rękawem otrzeć pot z czoła. Co za idiotyczna historia! Nie pozostaje jej teraz nic innego, tylko przyjąć pomoc Claya. - Nie masz przypadkiem przenośnego kompresora w aucie? - zapytała, zmuszona do odsunięcia na bok wewnętrznego oporu. - Nawet gdybym miał, niewiele by to pewnie
50 CZARNA OWCA CZARNA OWCA 51 pomogło - odparł pochylając się, żeby podnieść bezużyteczne koło zapasowe. Zaniósł je do jej przyczepy i rzucił na słupki ogrodzeniowe, po czym zawrócił i pomaszerował do swojej ciężarówki. Willa, zaskoczona, że ją najwidocz- niej pozostawia na pustej szosie, odprowadzała go przez chwilę bezradnym wzrokiem. Potem, zdecydo- wana nie pozwolić mu odjechać, pobiegła za nim. - Zapłacę ci za odwiezienie drutu i przyczepy na ranczo cioci - zawołała doganiając go. - Nie potrzebuję twoich pieniędzy - odburknął kierując się na tył swojej ciężarówki. - Nie mogę pozostawić tych wszystkich materiałów na los szczęścia, Clay - nie ustępowała. Clay zdjął niecierpliwym gestem ciemne okulary i wsunął je do kieszonki koszuli. - Prawda, że to mało uczęszczany odcinek szosy, ale mimo to nie mogę ryzykować. Wiesz, ile te materiały kosztują? Clay rzucił jej ponure spojrzenie. - A kto mówi, że masz je pozostawić na los szczęścia? Z tymi słowy przykucnął, żeby wyjąć koło zapasowe z uchwytów pod swoją ciężarówką. Willa pojęła, że zamierza jej pożyczyć swoje koło, i poczuła, jak krew nabiega jej do twarzy. - To naprawdę ładnie z twojej strony - powiedziała, kiedy się wyprostował i jął toczyć koło w kierunku jej ciężarówki. - Nie robię tego dla ciebie - odparł chłodno. Kiedy dotarli do jej wozu, przejęła energicznie inicjatywę. Odkręciła szybko mutry uszkodzonego koła, po czym ustawiła podnośnik i jęła pompować. Clay dokończył zdejmowania koła. Po chwili nowe koło zostało założone i Clay przystąpił do dokręcania muter. - To była nieprawda - oświadczył nieoczekiwanie lekko zduszonym głosem. Obrócił głowę i popatrzył na nią, chwytając swoim ciemnym spojrzeniem wyraz bólu, który trwał w jej zielonych oczach. - To, co powiedziałem, że nie robię tego dla ciebie. To była nieprawda. Willa doznała nagle bolesnej świadomości, że trudniej jej przyjąć ten okruch czułości ze strony Claya niż poprzednie przejawy jego wzgardy. Pochyliła czym prędzej głowę, żeby ukryć wilgoć napełniającą obficie jej oczy, i zajęła się gorliwie opuszczaniem podnośnika i wyciąganiem go spod wozu. Clay dokręcił ostatecznie mutry. - Dziękuję, Clay - wykrztusiła, siląc się, żeby jej głos nie zadrżał i dla uniknięcia jego wzroku schyliła się po klucz do muter. Nim odniosła narzędzia do szoferki, Clay opuścił klapę i zabierał się do załadowania pierwszej szpuli drutu. Pracowali w milczeniu, dopóki wszystkie szpule nie znalazły się znów na miejscu, a przyczepa nie została na powrót przymocowana do ciężarówki. Potem Willa zebrała słupki, którymi zabezpieczyła koła przyczepy, Clay zaś podłączył światła ostrzegawcze i wrzucił kostki betonowe do środka. Miała zamiar wsiąść z powrotem do szoferki, gdy poczuła lekki uścisk Claya na ramieniu. - Wracając do tego, co dziś zaszło w mieście, Willo - zaczął - wiedz, że ja nie miałem z tym nic wspólnego. - Domyśliłam się tego sama - odrzekła. - Dziękuję jeszcze raz za pomoc. Była tak przejęta dotknięciem Claya i jego nieocze- kiwaną przemianą, że jedyne, czego pragnęła, to uciec. Przywołała na wargi uśmiech wdzięczności i spróbowała spojrzeć mu w twarz, ale jej wzrok dotarł tylko do wysokości jego koszuli. - Zwrócę ci koło zapasowe, jak tylko będę mogła.
52 CZARNA OWCA Jakby dopiero teraz sobie uświadamiając, że jej dotyka, Clay cofnął dłoń. - I nie zapomnij o chusteczce do nosa - burknął. - Nie zapomnę - zapewniła i odwróciła się, żeby wsiąść do szoferki. - Cholernie ciężko żyć ze świadomością, że znowu tu jesteś, Willo - powiedział cicho, lecz jego szczere wyznanie było nabrzmiałe emocją, która ją zaskoczyła. Na krótką chwilę lata oddalenia jakby przestały istnieć, tak że Willa mogła podnieść głowę i spojrzeć prosto w jego poważną twarz. Na ułamek sekundy wezbrało między nimi na nowo dawne poczucie bliskości, zupełnie jakby Angie nigdy nie zginęła, a Willa nigdy stąd nie wyjeżdżała. Zdjęta nagłym strachem, że własne pragnienia czynią ją ślepą na wrogość, którą powinna dostrzegać, Willa westchnęła i posępnie przytaknęła Clayowi: - I cholernie ciężko tu znowu żyć. Wsiadła do szoferki i zatrzasnęła za sobą drzwiczki. Zabrała się do ściągania rękawic, czekając, kiedy Clay przestanie się w nią wpatrywać i odejdzie. Wydawało jej się, że nie zniesie tego już ani chwili dłużej, gdy raptem się odwrócił i ruszył do swego auta. Willa spiesznie przekręciła kluczyk w stacyjce i czekała, aż się cofnie i zrobi jej przejazd. Sprawdziła w lusterku, czy droga wolna, po czym wyjechała powoli na szosę. Stara półciężarówka z trudem holowała przyczepę z ładunkiem. Nie zaskoczyło Willi, że Clay zawróciwszy nadal jej towarzyszy, mimo iż minął drogę prowadzącą do domu. Kiedy zwolniła i skręciła z szosy w krótką boczną drogę do rancza ciotki, srebro-czarna pół- ciężarówka zatrzymała się, zrobiła zgrabny nawrót i odjechała w przeciwnym kierunku. ROZDZIAŁ CZWARTY Willa wjechała przez wrota stodoły traktorem holującym kopiasty wóz, by przystąpić do wciągania na stryszek wielkich bel wonnego siana, które zebrała z pola. Zębaty uchwyt ułatwiał to zadanie, ale pomoc drugiej osoby byłaby nader pożądana. Willa nie pierwszy raz pomyślała o Paige, która przesiadywała w domu czytając pisma albo ćwicząc aerobik. Nawet ktoś do prowadzenia traktora byłby mile widziany, lecz Paige przez cały tydzień opierała się jej prośbom. Jakby nie wystarczyło jej niechęci do pracy na świeżym powietrzu, Paige nie raczyła nawet ugotować przyzwoitego posiłku. Sama potrafiła żyć o paru listkach sałaty i kilku łyżeczkach twarożku, Willa potrzebowała czegoś bardziej pożywnego. Nic dziw- nego, że była po minionym tygodniu rozgoryczona i poirytowana. Zimne kanapki i kupne mrożone dania nie stanowiły najlepszego pożywienia, rzadko jednak miała czas i siły, by przygotować sobie coś lepszego. Fakt, że Paige nie próbowała jej w niczym pomóc, wzmagał tylko wrogość między kuzynkami. Nie mogła się doczekać, kiedy Paige wyjedzie wreszcie na swój kontrakt. Przy odrobinie szczęścia miało to nastąpić nazajutrz, termin rozpoczęcia zdjęć został już bowiem odłożony o kilka dni. Willa wolała jednak na nic nie liczyć, dopóki Paige nie znajdzie się ostatecznie w samolocie. Od dnia, gdy Willa przywiozła drut i słupki, minął