Catherine George
Noc z milionerem
Tłumaczyła
Krystyna Kozubal
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Harriet zamknęła za sobą drzwi opustoszałego
domu. Musiała przemyśleć kilka spraw, wzięła
nawet tydzień urlopu. Babcia zapisała jej w tes-
tamencie End House wraz z całą zawartością i trze-
ba było postanowić, co dalej. Nie była to łatwa
decyzja, bo tak naprawdę chciała tylko jednego:
z˙eby babcia z˙yła, z˙eby zaraz – jak zwykle o tej
porze – wróciła z ogrodu z naręczem ziół.
Opróz˙niwszy dzbanek kawy, Harriet zaniosła
bagaz˙e na górę, jednak nie do swojego pokoiku,
który dotąd zajmowała, tylko do sypialni babci.
W końcu mógł to być jej ostatni pobyt w End
House.
Pogłaskała mosięz˙ne wezgłowie łóz˙ka, powie-
siła sukienki w dębowej szafie, a resztę starannie
ułoz˙yła w pięknie rzeźbionej starej komodzie. Bab-
cia nie znosiła, kiedy ubrania poniewierały się na
krzesłach.
Szczęśliwym zbiegiem okoliczności babcia Oli-
via nie miała okazji zobaczyć sypialni Dido Par-
ker, z którą Harriet dzieliła mieszkanie. Dido by-
ła oddaną przyjaciółką, ale porządku nie umiała
utrzymać nawet przez pięć minut.
Harriet podlała rośliny w szklarni, a potem
usiadła przy oknie, z˙eby trochę poczytać, wyko-
rzystując resztki dziennego światła. Wtem usły-
szała podjez˙dz˙ający pod dom samochód. Skrzywi-
ła się, poznawszy kierowcę. Niestety nie mogła
udać, z˙e nie ma jej w domu. Tim na pewno
uprzedził brata o jej przyjeździe.
Usłyszała pukanie do drzwi, policzyła do pięciu
i dopiero potem poszła otworzyć. W progu stał
James Edward Devereux.
– Cześć – powiedziała Harriet. – Niestety, Ti-
ma nie ma. Przyjechałam sama.
– Tak, wiem. Czy mogę wejść?
Odmówić tez˙ nie mogła. Zirytowana wpuściła
go do domu i zaprowadziła do niewielkiego, lecz
gustownie umeblowanego saloniku.
– Minęło wiele miesięcy od śmierci twojej bab-
ci – stwierdził James, rozejrzawszy się dookoła
– ale właśnie w tym miejscu, w jej domu chciał-
bym ci jeszcze raz złoz˙yć kondolencje.
– Dziękuję. Siadaj, proszę.
– Bardzo ją lubiłem. – Usiadł w ukochanym
fotelu Olivii Verney. – Naprawdę mi przykro, z˙e
nie mogłem być na pogrzebie. Niestety dopadła
mnie grypa...
– Słyszałam. – Harriet przysiadła na brzegu
sofy. Była zdenerwowana. Poznała Jamesa, kiedy
miała trzynaście lat, a ostatnio kilka razy natknęła
się na niego w Londynie, ale nigdy dotąd nie była
z nim sam na sam. Nie potrafiła zgadnąć, po co się
tu zjawił.
– Wiem, z˙e bardzo przez˙yłaś odejście babci.
4 CATHERINE GEORGE
– O tak. – Harriet skinęła głową. – Chociaz˙ dla
niej to dobrze. Przynajmniej nie cierpiała.
– To prawda. – James Devereux nagle zmienił
ton. – Wobec tego moz˙e przejdę do rzeczy.
Czy babcia ci wspominała, z˙e chciałem od niej
kupić dom?
– Ten dom? – zdumiała się Harriet.
– Tak. Wszystkie inne na tej ulicy nalez˙ą juz˙ do
Edenhurst...
– To znaczy do ciebie.
– Tak, Harriet, do mnie. Potrzebuję mieszkań
dla personelu. End House doskonale się do tego
nadaje.
– Przykro mi. Ten dom nie jest na sprzedaz˙.
– Tim mi powiedział, z˙e postanowiłaś spędzić
tutaj tydzień, zanim podejmiesz decyzję. Kiedy
przyjechałaś?
– Kilka godzin temu.
– I juz˙ się zdecydowałaś? – Uśmiechał się
kpiąco, wstając z fotela. – Powiedz mi, czy gdyby
ktoś inny zaproponował ci kupno End House, to
przyjęłabyś propozycję?
– To nie ma nic wspólnego z tobą – skłamała.
– Po prostu nie chcę jeszcze go sprzedawać.
– Ale Tim mi powiedział, z˙e zrobiłaś wycenę.
– Owszem, za jego namową – odparła niezbyt
uprzejmie. Postanowiła przy najbliz˙szej okazji po-
wiedzieć Timowi parę słów do słuchu.
– A gdybym zaproponował nieco wyz˙szą kwo-
tę, niz˙ to wynika z wyceny? – James nie spuszczał
oka z Harriet. – Czy wtedy zmieniłabyś zdanie?
5NOC Z MILIONEREM
– Na pewno nie! – niemal krzyknęła. – Nie
upowaz˙niłam Tima do jakichkolwiek pertraktacji
z tobą.
– W ogóle z nim o tym nie rozmawiałem, tylko
zapytałem pośrednika, który mi sprzedał wszystkie
tutejsze domy.
– Niepotrzebnie się trudziłeś. End House nie
jest na sprzedaz˙.
– Zanim wyjdę... – podąz˙ył za Harriet, która
zdecydowanie prowadziła go do holu – chciałbym
cię jeszcze zapytać, dlaczego zawsze jesteś tak
wrogo do mnie nastawiona.
– To z˙adna tajemnica. Całkiem wyraźnie dałeś
do zrozumienia, z˙e nie pochwalasz mojego związ-
ku z Timem.
– Przeciez˙ dobrze wiesz, dlaczego.
– Nigdy się nad tym nie zastanawiałam – kła-
mała jak najęta. Nawet trochę się zdziwiła, z˙e nos
jej się nie wydłuz˙ył.
– Więc moz˙e teraz się zastanów. Odkąd Tim
skończył dziesięć lat, byłem dla niego ojcem,
matką i bratem w jednej osobie. Nie chciałbym,
z˙eby cierpiał.
– Uwaz˙asz, z˙e mogłabym go skrzywdzić? – na-
jez˙yła się Harriet.
– Tak. – Spojrzał jej prosto w oczy. – Tim nie
jest kobieciarzem, za to w twoim z˙yciu jest miejsce
dla innych męz˙czyzn. Dlatego bardzo się boję, z˙e
Tim będzie cierpiał z tego powodu.
Nie po raz pierwszy w ciągu trwania ich znajo-
mości Harriet miała ochotę rozkwasić kształtny
6 CATHERINE GEORGE
nos Jamesa Edwarda Devereux’go, zwanego przez
Tima Jedem. Zamiast tego otworzyła drzwi na
ościez˙, z˙eby się go jak najprędzej pozbyć.
– Moja propozycja jeszcze przez jakiś czas
będzie aktualna – powiedział James, otwierając
drzwiczki ślicznego sportowego auta. – Zadzwoń
do mnie, jeśli zmienisz zdanie.
Harriet bez słowa zatrzasnęła drzwi, zasunęła
zamki i poszła do kuchni zrobić sobie mocną kawę.
Musiała jakoś zneutralizować wraz˙enie, jakie nie-
odmiennie robił na niej James.
Tima, młodszego z braci Devereux, poznała na
poczcie podczas swego pierwszego pobytu u bab-
ci. Dwoje osieroconych trzynastolatków od razu
do siebie przylgnęło. Tim prosto z poczty pobiegł
razem z Harriet do End House, z˙eby spytać Oli-
vię, czy moz˙e zabrać jej wnuczkę na ryby. Zgo-
dziła się, więc poszli nad strumień okalający
posiadłość Edenhurst, a potem Tim zaprowadził
nową przyjaciółkę do domu, gdzie poznała jego
brata. Był o dwanaście lat starszy od Tima i taki
przystojny, z˙e dla Harriet stał się prawdziwym
bóstwem.
Tim wielbił brata i Harriet przez jakiś czas
robiła to samo. Nigdy nie kochała się w aktorach
ani piłkarzach, jak jej kolez˙anki z klasy, tylko
ubóstwiała Jamesa Edwarda Devereux’go. Wy-
soki, pewny siebie, o gęstych czarnych włosach
i ciemnych oczach rodu Devereux, był archetypem
Korsarza w oczach nastolatki, która zaczytywała
się Byronem.
7NOC Z MILIONEREM
Podczas tych pierwszych wakacji spędzonych
u babci, Harriet musiała dojść do siebie po wielkiej
z˙yciowej tragedii. Śmierć obojga rodziców, którzy
podczas rejsu przegrali walkę ze sztormem, znisz-
czyła jej bezpieczny świat. Trzeba było wielkiej
miłości i troskliwości babci Olivii, z˙eby ten świat
odbudować. Spotkanie z Timem znacząco przy-
spieszyło proces gojenia ran. Tamtego lata Tim
i Harriet spędzali razem całe dnie. Jadali w kuchni
Olivii albo biegali po bezkresnych przestrzeniach
nalez˙ącej do braci Devereux posiadłości Eden-
hurst, która, niegdyś okazała, teraz chyliła się ku
upadkowi.
Rodzice obu braci nie z˙yli od kilku lat i dziedzi-
cowi posiadłości nie było łatwo ją utrzymać. Wy-
soki podatek spadkowy, do tego jeszcze czesne za
szkołę Tima... Te problemy niejednego by przeros-
ły, lecz James, który dopiero co został architektem,
nie poddał się, choć musiał sprzedać część mebli
i co bardziej wartościowe obrazy, z˙eby jakoś zwią-
zać koniec z końcem.
Mniej więcej w tym samym czasie wraz z przy-
jacielem załoz˙ył firmę budowlaną. Kupili stary
na wpół zrujnowany magazyn na nabrzez˙u Tamizy
i w jego murach wybudowali eleganckie, bardzo
drogie apartamenty.
Interes okazał się strzałem w dziesiątkę. Miesz-
kania sprzedały się jak ciepłe bułeczki, dzięki
czemu James mógł się zając rodzinną posiadłością,
którą przekształcił w luksusowy hotel. To takz˙e
była trafna inwestycja. Wkrótce Edenhurst stał się
8 CATHERINE GEORGE
pierwszym z licznych hoteli nalez˙ących do Jamesa
Edwarda Devereux’go.
Jedynym cieniem na dynamicznie rozwijającej
się karierze okazała się stanowcza odmowa młod-
szego brata przystąpienia do spółki. Tim Devereux
postanowił studiować sztuki piękne. Zaraz po ma-
turze rozpoczął pracę w znanej londyńskiej galerii,
której właścicielem był Jeremy Blyth, wielce po-
waz˙any w kręgach artystycznych marszand. Był
czarujący, błyskotliwy i nie krył się ze swym
homoseksualizmem. Poza tym wiedział wszystko,
co nalez˙ało wiedzieć o artystycznym światku. Pra-
ca u niego dawała Timowi ogromną satysfakcję
i pozwalała zajmować się malowaniem, co uwiel-
biał. Wynajmował dom wspólnie z dwoma innymi
kolegami z akademii, no i miał Harriet. Czego
jeszcze mógłby chcieć od z˙ycia?
– Błogosławieństwa Jego Lordowskiej Mości?
– dogadywała Harriet.
– Nie wiem, dlaczego nie lubisz Jeda. – Tim się
uśmiechnął, objął ją ramieniem. – No, Harry, wy-
rzuć to z siebie. Przeciez˙ nie mamy przed sobą
tajemnic. Zapomniałaś? Co jest między tobą a mo-
im bratem?
Ciągle ją o to wypytywał, az˙ kiedyś, z˙eby
wreszcie dał jej spokój, Harriet opowiedziała, jak
któregoś dnia zatrzymała się na chwilę przed ot-
wartymi drzwiami do kuchni, z˙eby pogłaskać psa,
i usłyszała słowa Jamesa, które na zawsze zostały
jej w pamięci.
– Powiedział ci wtedy, z˙e wolałby, abyś więcej
9NOC Z MILIONEREM
czasu spędzał z kolegami, a nie z dziewczyną,
która wprawdzie wygląda jak chłopak z tymi krót-
kimi, wiecznie potarganymi włosami i grubym
głosem, ale jednak nim nie jest. – Harriet zjez˙yła
się na wspomnienie tamtej podsłuchanej rozmowy.
– Miałam ochotę udusić go gołymi rękami.
Tim tarzał się ze śmiechu.
– Od tamtej pory trochę się zmieniłaś. Włosy ci
urosły, nabrałaś kobiecych kształtów, a z tym
swoim niskim głosem mogłabyś zarabiać majątek
w sekstelefonie. Oj! – zawył, dostawszy potęz˙ną
sójkę w bok.
Od tamtej rozmowy z Timem Harriet nigdy nie
wymawiała imienia Jamesa. Nie mówiła o nim
nawet ,,Jed’’, jak nazywali go przyjaciele i człon-
kowie rodziny. Jej nastoletnia pewność siebie zo-
stała wówczas tak mocno wdeptana w ziemię, z˙e
dopiero po kilku latach jako tako doszła do siebie
i nawet zaczęła się uwaz˙ać za atrakcyjną kobietę.
Następnego dnia rano Harriet zadzwoniła do
Dido, by jej powiedzieć, z˙e dostała propozycję
sprzedania End House.
– Brat Tima chce go włączyć do swojej posiadło-
ści, ale ja nie mogę się jeszcze pogodzić z koniecz-
nością sprzedania domu, więc odrzuciłam propo-
zycję.
– Zwariowałaś? – zdumiała się Dido. – Pamię-
tam, z˙e babcia zostawiła pieniądze na półroczne
utrzymanie domu, ale po sześciu miesiącach bę-
dziesz musiała sama ponosić wszystkie koszta.
10 CATHERINE GEORGE
– Przeciez˙ wiem, ale chyba zapomniałaś, z˙e
przez dziesięć lat to był mój dom. Nie mogę się
z nim rozstać tak od razu. Jeszcze nie teraz. Prawdę
mówiąc, pomyślałam nawet, z˙e mogłabym tu po-
mieszkać przez jakiś czas.
– Masz pracę w Londynie – przypomniała jej
Dido po długiej chwili milczenia.
– Mogłabym się rozejrzeć za pracą w tej oko-
licy.
– Naprawdę zostawiłabyś mnie samą?
– Ostatnio nieźle zarabiasz – odparła Harriet,
choć sumienie juz˙ zaczęło ją podgryzać. – Nie
dałabyś rady sama płacić rat za mieszkanie?
– Nie chodzi o z˙adne idiotyczne raty! Chcę,
z˙ebyś była ze mną! I pewnie nawet nie pomyślałaś,
co na to Tim.
– Moz˙emy widywać się w weekendy.
– Obawiam się, z˙e popełniasz wielki błąd. Pro-
szę cię, nie podejmuj z˙adnych pochopnych de-
cyzji.
Harriet obiecała, z˙e dobrze się zastanowi, a po-
tem wybrała się do wioski. Kupiła gazetę, po-
gawędziła z kilkoma znajomymi, a poniewaz˙ dzień
był piękny, postanowiła wrócić do domu okręz˙ną
drogą, wzdłuz˙ strumienia okalającego posiadłość
Edenhurst. Zatrzymała się przed kamieniami two-
rzącymi bród, po których zawsze razem z Timem
przeskakiwali na drugą stronę. Postanowiła spra-
wdzić, jak daleko uda jej się zajść tym razem.
Zdjęła sandały... W połowie strumienia zrozumia-
ła, z˙e nurt jest szybszy i głębszy niz˙ przed laty.
11NOC Z MILIONEREM
Odwróciła się, chcąc wrócić tą samą drogą. Chwia-
ła się niepewnie, mocno trzymając sandały, ale
gazetę utopiła. Wtedy zauwaz˙yła Jamesa Deve-
reux’go, który stał pod wierzbą na brzegu stru-
mienia.
– Pomóc ci? – Uśmiechnął się szeroko.
– Nie trzeba – syknęła przez zaciśnięte zęby.
Ku jej utrapieniu zdjął buty i pewnym krokiem
przeszedł po kamieniach.
– Podaj mi rękę – polecił.
Harriet się zawahała, omal nie tracąc przy tym
równowagi. James chwycił ją za dłoń i przeciągnął
na terytorium Edenhurst.
– Uratowałem cię przed przymusową kąpielą.
Czekam na nagrodę. – Wziął do ręki buty. – Moz˙e
zjadłabyś ze mną lunch?
– Jeśli chcesz mnie namówić na sprzedaz˙ End
House, to niepotrzebnie się trudzisz – prychnęła,
wsuwając mokre stopy w sandały.
– Nawet o tym nie pomyślałem. Przyszło mi do
głowy, z˙e najwyz˙szy czas, z˙ebyśmy spróbowali się
polubić. Dla dobra Tima. – Uśmiechnął się. – Poza
tym, gdybym chciał cię na coś namówić, zapropo-
nowałbym kawior i szampana.
– Nie lubię kawioru.
– Zapamiętam to sobie. Niestety, dziś mogę ci
zaproponować tylko kanapki. No to jak będzie?
Zastanawiała się chwilę, po czym skinęła gło-
wą. Bez zbytniej euforii.
– Zgoda.
James oczywiście zauwaz˙ył ten brak entuzjaz-
12 CATHERINE GEORGE
mu, ale nic nie powiedział, tylko zadzwonił do
hotelu i kazał przynieść do altany kosz piknikowy.
– Pamiętam czasy, kiedy razem z Timem bie-
galiście po okolicy – mówił, gdy wspinali się
dróz˙ką wiodącą na pagórek. – Bardzo się zmieniłaś
od tamtej pory. Wprawdzie ubierasz się tak samo
jak wtedy, ale na tym kończy się całe podobień-
stwo. Kiedyś trudno było odróz˙nić, które to Tim,
które Harriet, za to teraz...
– Teraz mam długie włosy – wpadła mu w sło-
wo – i nie ma wątpliwości, jakiej jestem płci. Tylko
głos mi się nie zmienił. Kiedyś przypadkiem usły-
szałam, jak próbujesz przekonać Tima, z˙eby mniej
czasu spędzał ze mną, a więcej z wiejskimi chłopa-
kami. Jeśli zamierzałeś go do mnie zniechęcić, to
ci się nie udało.
– To nikomu się nie uda. Tim ma fioła na
twoim punkcie.
Koszyk z lunchem czekał na nich przy altanie,
stylizowanej na grecką świątynię.
– Wygodne to twoje z˙ycie, James – podsumo-
wała go. – Wystarczy, z˙e machniesz róz˙dz˙ką i....
Co ja powiedziałam?!
– Właśnie przeszło ci przez usta moje imię!
– Podniósł kieliszek. – Wypijmy za pokój, Harriet.
Jedli w milczeniu. Harriet przyglądała się wid-
niejącemu w oddali budynkowi, który był teraz
luksusowym hotelem i w niczym nie przypominał
starego, czarującego domostwa, jakie pamiętała
z dzieciństwa.
– O czym myślisz? – zapytał James.
13NOC Z MILIONEREM
– Wolałam tamten stary dom z czasów, kiedy
go pierwszy raz zobaczyłam.
– Romantyczny punkt widzenia. – Uśmiechnął
się. – Dla mnie był to tylko wielgachny worek
bez dna.
– Moja babcia podziwiała cię za to, jak sobie ze
wszystkim radzisz.
– Mnie tez˙ o tym wspomniała. To była wyjąt-
kowa kobieta. – Posmutniał. – To wbrew naturze
wyzbywać się rodzinnych pamiątek, ale nie mia-
łem wyboru. Dopiero potem szczęśliwy traf spra-
wił, z˙e kolega dołoz˙ył kapitał do mojego pomysłu
i z˙e to wszystko razem wypaliło. Alez˙ harowaliś-
my... – Pokręcił głową na wspomnienie tamtych
dni. – Na początku prawie dwadzieścia cztery
godziny na dobę.
– Najwaz˙niejsze, z˙e się udało. – Uśmiechnęła
się. – Ciągle jeszcze nie mogę w to uwierzyć.
– Ty i ja sam na sam?
– No właśnie.
– I to nie bacząc na to, z˙e jestem wrednym
posiadaczem, który chce cię pozbawić dachu nad
głową? – Ponownie napełnił jej kieliszek.
– Raczej wywabić mnie z domu babci, składa-
jąc znacznie zawyz˙oną ofertę – z miejsca poprawi-
ła go Harriet.
– Wcale nie jest zawyz˙ona. End House ma
bardzo duz˙y ogród, a prócz tego jeszcze szklarnię.
– Moja przyjaciółka twierdzi, z˙e musiałam
zwariować, skoro odrzucam taką propozycję, ale
naprawdę trudno mi się rozstać z tym domem.
14 CATHERINE GEORGE
Innego nigdy nie miałam – Westchnęła smutno.
– Sprzedaz˙ to dla mnie ostateczne rozstanie z bab-
cią... chociaz˙ była kobietą praktyczną i pewnie by
mnie wyśmiała za taki głupi sentymentalizm.
– Skoro nie chcesz sprzedać domu, to moz˙e byś
go wynajęła – zaproponował James.
– Myślałam o tym, ale jeden z moich znajo-
mych, który jest adwokatem, powiedział, z˙e takie
rozwiązanie to po prostu fabryka wciąz˙ nowych
problemów. – Znów westchnęła. – Gdybym miała
pewność, z˙e znajdę w okolicy jakąś pracę, sama
bym zamieszkała w End House.
– Dobrze się zastanów, zanim podejmiesz de-
cyzję. Z˙ycie w Upcote jest znacznie spokojniejsze
niz˙ w Londynie.
– Właśnie po to tu jestem, choć w zamian będę
musiała skrócić o tydzień wakacje we Włoszech
– stwierdziła z nieukrywanym z˙alem.
– Wiem od Tima, z˙e wreszcie udało mu się
namówić cię na pobyt w La Fattorii. Nie będzie
miał nic przeciwko krótszym wakacjom?
– Tylko moje będą krótsze. – Wzruszyła ramio-
nami. – Tim pojedzie tydzień wcześniej. Zupełnie
mu to nie przeszkadza.
– Timuwaz˙a, z˙ewszystko,corobisz, jest dobre.
– Ty chyba nie rozumiesz tego, co mnie łączy
z Timem. – Postawiła na tacy pusty kieliszek. – Nie
jesteśmy od siebie uzalez˙nieni. Jeśli Tim chce coś
zrobić sam, to ja nie mam nic przeciwko temu.
– Nie czułbym się dobrze w takim układzie
– mruknął.
15NOC Z MILIONEREM
– Naprawdę? – Uśmiechnęła się kpiąco. – Sko-
ro taki był twój stosunek do Madeleine, to nic
dziwnego, z˙e cię zostawiła.
Wstał, zaczął porządkować na tacy pozostałości
z pikniku.
– Nie wiesz nic o moim małz˙eństwie, młoda
damo – powiedział tonem zimnym jak lodowiec.
– Rzeczywiście. Przepraszam. – Harriet zro-
zumiała, z˙e strzeliła gafę. – Lepiej juz˙ sobie pójdę.
– Dlaczego? Co cię tak goni do End House, z˙e
nie moz˙esz napić się ze mną kawy? – Jego spo-
jrzenie znowu stało się ciepłe. – Wiesz przeciez˙,
jak łatwo w tej okolicy o usłuz˙ny personel. Wystar-
czy machnąć róz˙dz˙ką.
– Dziękuję. Moz˙e innym razem.
– Wobec tego odprowadzę cię do domu.
– Nie trzeba. – Zdecydowanie pokręciła głową.
– A więc koniec zawieszenia broni?
– Nic takiego nie powiedziałam. Uwaz˙am, z˙e
powinniśmy się zachowywać jak ludzie cywilizo-
wani. Choćby dla dobra Tima.
– Jeden zero dla ciebie. – Roześmiał się. – Na
pewno będzie zadowolony, kiedy się dowie, z˙e
urządziliśmy sobie piknik.
– Na pewno – zgodziła się Harriet. – Dziękuję.
Jedzenie było wyśmienite.
– Cała przyjemność po mojej stronie. Zawsze
obchodzę posiadłość, kiedy przyjez˙dz˙am do Eden-
hurst, ale po raz pierwszy miałem szczęście napot-
kać damę w opałach.
– Kiedyś przeskakiwałam po tych kamieniach
16 CATHERINE GEORGE
bez najmniejszego problemu – poskarz˙yła się.
– Gdy miałam trzynaście lat, moje poczucie rów-
nowagi było w znacznie lepszym stanie niz˙ teraz.
– Przepraszam, z˙e wówczas próbowałem od-
ciągnąć od ciebie Tima. – James uśmiechnął się ze
skruchą. – Chciałem tylko, z˙eby miał jakichś kole-
gów w okolicy, kiedy ty wyjez˙dz˙asz do szkoły.
Bez ciebie był tu sam jak palec. – Ciemne oczy, tak
podobne do oczu Tima, a jednak całkiem inne,
wpatrywały się w nią. – Czy zostanie mi to wyba-
czone?
– Jak najbardziej – rzuciła lekko. – Do wi-
dzenia.
17NOC Z MILIONEREM
ROZDZIAŁ DRUGI
Kiedy Harriet wróciła do End House, znalazła
kartkę wsuniętą w drzwi.
Czy mam przyjść posprzątać jak w kaz˙dy ponie-
działek? Pozdrawiam, Stacy
Harriet dałaby sobie radę z utrzymaniem po-
rządku w jednym nieduz˙ym domu, ale Stacy Dyer
była samotną matką i bardzo potrzebowała pienię-
dzy, więc zadzwoniła do niej i poprosiła, z˙eby
przyszła w najbliz˙szy poniedziałek.
Popołudnie spędziła w ogrodzie i wcześniej
połoz˙yła się spać. Rano padał deszcz, więc po-
czytała trochę w łóz˙ku, na co nigdy nie mogła sobie
pozwolić w zabieganym londyńskim z˙yciu, a po-
tem jeszcze wylegiwała się w wannie. Jednak gdy
wreszcie zasiadła do śniadania, przeraziła się. Co
będzie robić przez cały dzień? Mało tego – przez
cały tydzień... Jeszcze wczoraj powaz˙nie myślała
o tym, z˙eby zamieszkać w Upcote na stałe, tym-
czasem juz˙ po dwóch dniach miała serdecznie
dosyć spokoju, samotności i zwykłej nudy.
Doszła do wniosku, z˙e głupio postąpiła, od-
rzucając propozycję Jamesa. Nikt inny nie zapro-
ponowałby jej tak duz˙ej sumy za stary dom. Aby
zachować twarz, postanowiła zostać na wsi do
końca tygodnia, a potem oznajmić Jamesowi, z˙e po
namyśle zdecydowała się sprzedać mu End House.
Tymczasem postanowiła zająć się ogrodem.
Był naprawdę duz˙y i dawno nikt nic w nim nie
robił. Wypielenie rabat kwiatowych mogło po-
trwać nawet cały dzień.
Wzięła się do roboty. Nie minęła godzina, a juz˙
była potwornie zmęczona, spocona, brudna i obo-
lała, a tylko niewielki kawałek grządki zdołała
pozbawić chwastów. Postanowiła odpocząć. Wsta-
ła, wyprostowała plecy i wtedy zauwaz˙yła, z˙e od
strony bocznej furtki nadchodzi James.
Jęknęła. Na nic więcej nie miała czasu.
– Witaj, Harriet.
– Cześć. Jeszcze tu jesteś?
– Przyjmuję nowych pracowników. Nie prze-
szkadzam?
– Nie, właśnie miałam zrobić sobie przerwę.
Napijesz się herbaty? – Odłoz˙yła motykę i za-
prowadziła Jamesa do kuchni. – A moz˙e wolisz
drinka?
– Poproszę o herbatę.
Umyła ręce, nastawiła wodę w czajniku.
– Siadaj – powiedziała, przygotowując filiz˙an-
ki i dzbanek.
Usiadł przy stole, przyglądał się, jak Harriet
parzy herbatę.
– Kiedy miałaś trzynaście lat, byłaś tego same-
go wzrostu – stwierdził po chwili. – Pamiętam te
twoje długie nogi.
Zaskoczył ją takbardzo, z˙e się zagapiła izamiast
19NOC Z MILIONEREM
do czajniczka, nalała sobie wrzątku na rękę. Krzy-
knęła. James zerwał się na równe nogi.
– Oparzyłaś się. – Wziął ją za dłoń.
– To tylko kilka kropli.
Ale on juz˙ odkręcił kran z zimną wodą i włoz˙ył
jej rękę pod lodowaty strumień.
– Ty drz˙ysz. – Objął ją ramieniem. – To pewnie
szok.
To nie był z˙aden szok. To bliskość Jamesa
przyprawiała ją o drz˙enie! A przeciez˙ był bratem
Tima!
– Siadaj. Ja zrobię herbatę – powiedział tonem
nieznoszącym sprzeciwu, po czym napełnił fili-
z˙anki i usiadł przy stole. – Dlaczego Tim z tobą nie
przyjechał?
– Chciałam zostać sama, z˙eby spokojnie się
zastanowić, co zrobić z domem – mruknęła. Była
zdumiona, z˙e James ją pociąga, a raczej pociąga
jej ciało. Bo umysł nie przyjmował tego do wia-
domości.
– Jeśli zdecydujesz się sprzedać mi dom, bę-
dziesz mogła sobie kupić mieszkanie w Londynie.
Tim mi powiedział, z˙e masz juz˙ dość swojej współ-
lokatorki.
Tim stanowczo za duz˙o gada, pomyślała zła jak
osa Harriet.
– Chociaz˙ dziwię się, z˙e nie mieszkasz razem
z Timem – ciągnął James. – Juz˙ dawno powinniś-
cie to zrobić. Czyz˙byś wolała poczekać z tym do
ślubu?
– Jestem w tych sprawach trochę staroświecka
20 CATHERINE GEORGE
– odparła Harriet po prawie niedostrzegalnej chwi-
li wahania.
– A co na to Tim?
– Zgadza się ze mną.
– Więc nic dziwnego, z˙e ciągle mówi o rych-
łym ślubie.
– Czyz˙byś był takim zwolennikiem małz˙eń-
stwa? – szczerze się zdziwiła.
– Co w tym dziwnego? – Wzruszył ramionami.
– Ty i Tim jesteście pokrewnymi duszami. Made-
leine i ja nie byliśmy sobie tak bliscy. A przy
okazji, przepraszam, z˙e wczoraj na ciebie napad-
łem. Tim zrobiłby mi piekło, gdyby się dowiedział,
z˙e sprawiłem ci przykrość.
– Nie sprawiłeś – zapewniła go Harriet. – Nale-
ję ci jeszcze herbaty.
– Dziękuje, muszę juz˙ iść. – Wstał. – Jak twoja
ręka?
– W porządku.
– To dobrze. Musisz bardziej na siebie uwaz˙ać.
Wyszedł. Harriet wciąz˙ nie wiedziała, po co
w ogóle ją odwiedził. Na pewno nie po to, z˙eby
przeprosić za swoje zachowanie poprzedniego dnia.
Wieczorem zadzwonił Tim. Nie wierzył włas-
nym uszom, kiedy Harriet mu powiedziała, z˙e do
tej pory juz˙ trzy razy spotkała się z Jamesem.
– A właśnie – powiedziała wojowniczo, bo
czuła się winna niepopełnionego przeciez˙ grzechu
– na przyszłość nie omawiaj moich spraw z całym
światem.
21NOC Z MILIONEREM
– Nigdy nic takiego nie zrobiłem – obruszył się
Tim. – A jeśli chodzi o End House, to Jed mnie
pytał, więc mu powiedziałem.
– Pytał tez˙, dlaczego do tej pory nie zamiesz-
kaliśmy razem – odgryzła się Harriet.
Tim az˙ zagwizdał.
– Co mu powiedziałaś?
– Z˙e jestem przeciwna wspólnemu mieszkaniu
przed ślubem.
– Bujasz! – Tim wybuchnął gromkim śmie-
chem. – Alez˙ ja cię kocham, Harry!
– Ja ciebie tez˙. Baw się dobrze w Paryz˙u.
Odłoz˙yła słuchawkę. Tim nie miał pojęcia,
w jak kłopotliwej sytuacji ją postawił. Dotąd nie
stanowiło to dla niej problemu, az˙ do dzisiaj.
Nigdy jeszcze nie czuła takiego podniecenia jak to,
które wywołało dotknięcie Jamesa.
Punktualnie o dziewiątej stawiła się Stacy Dyer.
Razem z prześlicznym chłopczykiem, śpiącym
spokojnie w wózeczku.
– Musiałam zabrać z sobą Roberta – tłumaczy-
ła się . – Nie masz nic przeciwko temu?
– Oczywiście, z˙e nie! – Harriet uśmiechnęła się
do śpiącego dziecka. – Jest śliczny. Napij się kawy,
zanim zaczniesz sprzątanie. Skąd masz tego sinia-
ka pod okiem?
– Tatuś Roberta mi to zrobił – przyznała nie-
chętnie Stacy.
– Jak to się stało? – Harriet zamierzała drąz˙yć
temat. – Moz˙e trzeba zawiadomić policję?
22 CATHERINE GEORGE
– Nie, nie, to nic takiego – zaprotestowała
Stacy. – Greg przyszedł wczoraj wieczorem, kiedy
mamy nie było w domu. Chciał się zobaczyć
z Robertem. Był po drinku, więc go nie wpuściłam.
Poszarpaliśmy się trochę i wtedy uderzył mnie
łokciem w policzek. Wywaliłam go na zbity pysk.
– Na pewno nie potrzebujesz pomocy?
– On nie chciał mi zrobić krzywdy. Nie jest taki
jak mój ojciec. – Stacy westchnęła cięz˙ko. – Greg
nie pije duz˙o, bo go na to nie stać, ale ma słabą
głowę. Do tego się przejmuje, bo nie moz˙e dostać
pracy, a ja nie będę z nim mieszkać, dopóki nie
zacznie pracować.
– Ile on ma lat?
– Tyle samo co ja. Zaszłam w ciąz˙ę, kiedy
oboje chodziliśmy jeszcze do szkoły. – Stacy
wzruszyła ramionami. – Na razie umiem tylko
sprzątać, ale dwa razy w tygodniu chodzę na kurs
komputerowy. Jak Robert pójdzie do przedszkola,
zacznę się rozglądać za jakąś pracą biurową.
– A Greg coś umie? Zdobył jakiś zawód?
– Całkiem nieźle zdał egzaminy, ale lubi praco-
wać na dworze, więc bierze kaz˙dą dorywczą pracę
ogrodniczą, jaką mu zaproponują.
– No, to nie jest wam łatwo... Jez˙eli źle się
czujesz, to nie musisz dziś sprzątać.
– Ale ja chcę! Proszę... – Dziewczyna patrzyła
na nią błagalnie. – Przepraszam, z˙e wzięłam synka,
ale nie mogłam zostawić go z mamą, bo Greg
mógłby wrócić. Mama by mu dała popalić za moje
podbite oko, a Robert boi się krzyku.
23NOC Z MILIONEREM
– Moz˙esz przyprowadzać Roberta, kiedy tylko
chcesz. I nie denerwuj się tak, na litość boską.
Mały się obudził, kiedy Stacy kończyła sprzątać
w salonie. Zmieniła mu pieluchę, ale gdy spróbo-
wała włoz˙yć go z powrotem do wózka, głośno
zaprotestował.
– Zabiorę go do ogrodu – zaproponowała Har-
riet. – Moz˙e posiedzieć ze mną na kocu.
– On to po prostu uwielbia. – Stacy pocałowała
malca i wsadziła mu na główkę płócienny kapelu-
sik. – Dzięki, Harriet. Wzięłam mu parę zabawek,
z˙eby miał się czym zająć.
Było trochę płaczu, kiedy Stacy zostawiła synka
z nową opiekunką, ale Robert prędko się zorien-
tował, z˙e przyjemnie jest posiedzieć w słonku na
świez˙ym powietrzu. A kiedy Harriet zbudowała
mu wiez˙ę z klocków, łzy natychmiast obeschły.
Podczołgał się do budowli i zniszczył ją jednym
machnięciem małej łapki. Uszczęśliwiony i roze-
śmiany, głośno domagał się powtórki. Harriet po-
stawiła mnóstwo wiez˙ i nawet nie zauwaz˙yła, jak
minął czas. Było jej przykro, z˙e Stacy skończyła
sprzątanie i zaczęła zbierać się do wyjścia.
– Świetnie się bawiliśmy. – Harriet niechętnie
oddała jej Roberta. – Wracasz juz˙ do domu?
– Nie, idę jeszcze posprzątać u pastora.
– Moz˙esz tam zabrać Roberta?
– Normalnie tego nie robię, ale tym razem nie
mam wyjścia.
– Zostaw go ze mną.
– Nie mogę cię wykorzystywać!
24 CATHERINE GEORGE
– To z˙adne wykorzystywanie, tylko czysta
przyjemność – zapewniła Harriet.
– Skoro tak, to bardzo chętnie. – Stacy była
naprawdę zadowolona. – Zawsze mam przy sobie
telefon, więc gdyby coś się działo, po prostu za-
dzwoń.
Robert wprawdzie wygiął usteczka w podków-
kę, kiedy Stacy dała mu buziak na poz˙egnanie,
ale jak tylko zobaczył ogród, kocyk i stertę kloc-
ków, od razu się rozchmurzył. Tym razem zaba-
wa w niszczenie klockowych wiez˙ nie trwała
długo, bo dziecku zaczęły się zamykać oczka.
Harriet ułoz˙yła go na kocyku z ulubionym mi-
siem w objęciach, przykryła pieluszką i osłoniła
parasolką.
Mniej więcej po godzinie obudził się, wołając
mamę. Harriet wzięła go na ręce, przytuliła.
– Mamusia zaraz wróci – mówiła, niosąc małe-
go do kuchni, gdzie Stacy zostawiła butelkę z so-
kiem. Na szczęście wystarczyła odrobina ulubio-
nego picia, z˙eby Robert przestał popłakiwać.
– Gdzie jest Stacy? – usłyszała za plecami obcy
głos.
W progu stał zagniewany młodzieniec. Obron-
nym ruchem przytuliła do siebie Roberta, ale chłop-
czyk uśmiechnął się i radośnie wyciągnął rączki do
przybysza, który wrzasnął:
– Oddaj mi go!
Robert się rozpłakał i wtulił buzię w ramię
Harriet.
– Kim pan jest? – Mocno przycisnęła do siebie
25NOC Z MILIONEREM
Catherine George Noc z milionerem Tłumaczyła Krystyna Kozubal
ROZDZIAŁ PIERWSZY Harriet zamknęła za sobą drzwi opustoszałego domu. Musiała przemyśleć kilka spraw, wzięła nawet tydzień urlopu. Babcia zapisała jej w tes- tamencie End House wraz z całą zawartością i trze- ba było postanowić, co dalej. Nie była to łatwa decyzja, bo tak naprawdę chciała tylko jednego: z˙eby babcia z˙yła, z˙eby zaraz – jak zwykle o tej porze – wróciła z ogrodu z naręczem ziół. Opróz˙niwszy dzbanek kawy, Harriet zaniosła bagaz˙e na górę, jednak nie do swojego pokoiku, który dotąd zajmowała, tylko do sypialni babci. W końcu mógł to być jej ostatni pobyt w End House. Pogłaskała mosięz˙ne wezgłowie łóz˙ka, powie- siła sukienki w dębowej szafie, a resztę starannie ułoz˙yła w pięknie rzeźbionej starej komodzie. Bab- cia nie znosiła, kiedy ubrania poniewierały się na krzesłach. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności babcia Oli- via nie miała okazji zobaczyć sypialni Dido Par- ker, z którą Harriet dzieliła mieszkanie. Dido by- ła oddaną przyjaciółką, ale porządku nie umiała utrzymać nawet przez pięć minut. Harriet podlała rośliny w szklarni, a potem
usiadła przy oknie, z˙eby trochę poczytać, wyko- rzystując resztki dziennego światła. Wtem usły- szała podjez˙dz˙ający pod dom samochód. Skrzywi- ła się, poznawszy kierowcę. Niestety nie mogła udać, z˙e nie ma jej w domu. Tim na pewno uprzedził brata o jej przyjeździe. Usłyszała pukanie do drzwi, policzyła do pięciu i dopiero potem poszła otworzyć. W progu stał James Edward Devereux. – Cześć – powiedziała Harriet. – Niestety, Ti- ma nie ma. Przyjechałam sama. – Tak, wiem. Czy mogę wejść? Odmówić tez˙ nie mogła. Zirytowana wpuściła go do domu i zaprowadziła do niewielkiego, lecz gustownie umeblowanego saloniku. – Minęło wiele miesięcy od śmierci twojej bab- ci – stwierdził James, rozejrzawszy się dookoła – ale właśnie w tym miejscu, w jej domu chciał- bym ci jeszcze raz złoz˙yć kondolencje. – Dziękuję. Siadaj, proszę. – Bardzo ją lubiłem. – Usiadł w ukochanym fotelu Olivii Verney. – Naprawdę mi przykro, z˙e nie mogłem być na pogrzebie. Niestety dopadła mnie grypa... – Słyszałam. – Harriet przysiadła na brzegu sofy. Była zdenerwowana. Poznała Jamesa, kiedy miała trzynaście lat, a ostatnio kilka razy natknęła się na niego w Londynie, ale nigdy dotąd nie była z nim sam na sam. Nie potrafiła zgadnąć, po co się tu zjawił. – Wiem, z˙e bardzo przez˙yłaś odejście babci. 4 CATHERINE GEORGE
– O tak. – Harriet skinęła głową. – Chociaz˙ dla niej to dobrze. Przynajmniej nie cierpiała. – To prawda. – James Devereux nagle zmienił ton. – Wobec tego moz˙e przejdę do rzeczy. Czy babcia ci wspominała, z˙e chciałem od niej kupić dom? – Ten dom? – zdumiała się Harriet. – Tak. Wszystkie inne na tej ulicy nalez˙ą juz˙ do Edenhurst... – To znaczy do ciebie. – Tak, Harriet, do mnie. Potrzebuję mieszkań dla personelu. End House doskonale się do tego nadaje. – Przykro mi. Ten dom nie jest na sprzedaz˙. – Tim mi powiedział, z˙e postanowiłaś spędzić tutaj tydzień, zanim podejmiesz decyzję. Kiedy przyjechałaś? – Kilka godzin temu. – I juz˙ się zdecydowałaś? – Uśmiechał się kpiąco, wstając z fotela. – Powiedz mi, czy gdyby ktoś inny zaproponował ci kupno End House, to przyjęłabyś propozycję? – To nie ma nic wspólnego z tobą – skłamała. – Po prostu nie chcę jeszcze go sprzedawać. – Ale Tim mi powiedział, z˙e zrobiłaś wycenę. – Owszem, za jego namową – odparła niezbyt uprzejmie. Postanowiła przy najbliz˙szej okazji po- wiedzieć Timowi parę słów do słuchu. – A gdybym zaproponował nieco wyz˙szą kwo- tę, niz˙ to wynika z wyceny? – James nie spuszczał oka z Harriet. – Czy wtedy zmieniłabyś zdanie? 5NOC Z MILIONEREM
– Na pewno nie! – niemal krzyknęła. – Nie upowaz˙niłam Tima do jakichkolwiek pertraktacji z tobą. – W ogóle z nim o tym nie rozmawiałem, tylko zapytałem pośrednika, który mi sprzedał wszystkie tutejsze domy. – Niepotrzebnie się trudziłeś. End House nie jest na sprzedaz˙. – Zanim wyjdę... – podąz˙ył za Harriet, która zdecydowanie prowadziła go do holu – chciałbym cię jeszcze zapytać, dlaczego zawsze jesteś tak wrogo do mnie nastawiona. – To z˙adna tajemnica. Całkiem wyraźnie dałeś do zrozumienia, z˙e nie pochwalasz mojego związ- ku z Timem. – Przeciez˙ dobrze wiesz, dlaczego. – Nigdy się nad tym nie zastanawiałam – kła- mała jak najęta. Nawet trochę się zdziwiła, z˙e nos jej się nie wydłuz˙ył. – Więc moz˙e teraz się zastanów. Odkąd Tim skończył dziesięć lat, byłem dla niego ojcem, matką i bratem w jednej osobie. Nie chciałbym, z˙eby cierpiał. – Uwaz˙asz, z˙e mogłabym go skrzywdzić? – na- jez˙yła się Harriet. – Tak. – Spojrzał jej prosto w oczy. – Tim nie jest kobieciarzem, za to w twoim z˙yciu jest miejsce dla innych męz˙czyzn. Dlatego bardzo się boję, z˙e Tim będzie cierpiał z tego powodu. Nie po raz pierwszy w ciągu trwania ich znajo- mości Harriet miała ochotę rozkwasić kształtny 6 CATHERINE GEORGE
nos Jamesa Edwarda Devereux’go, zwanego przez Tima Jedem. Zamiast tego otworzyła drzwi na ościez˙, z˙eby się go jak najprędzej pozbyć. – Moja propozycja jeszcze przez jakiś czas będzie aktualna – powiedział James, otwierając drzwiczki ślicznego sportowego auta. – Zadzwoń do mnie, jeśli zmienisz zdanie. Harriet bez słowa zatrzasnęła drzwi, zasunęła zamki i poszła do kuchni zrobić sobie mocną kawę. Musiała jakoś zneutralizować wraz˙enie, jakie nie- odmiennie robił na niej James. Tima, młodszego z braci Devereux, poznała na poczcie podczas swego pierwszego pobytu u bab- ci. Dwoje osieroconych trzynastolatków od razu do siebie przylgnęło. Tim prosto z poczty pobiegł razem z Harriet do End House, z˙eby spytać Oli- vię, czy moz˙e zabrać jej wnuczkę na ryby. Zgo- dziła się, więc poszli nad strumień okalający posiadłość Edenhurst, a potem Tim zaprowadził nową przyjaciółkę do domu, gdzie poznała jego brata. Był o dwanaście lat starszy od Tima i taki przystojny, z˙e dla Harriet stał się prawdziwym bóstwem. Tim wielbił brata i Harriet przez jakiś czas robiła to samo. Nigdy nie kochała się w aktorach ani piłkarzach, jak jej kolez˙anki z klasy, tylko ubóstwiała Jamesa Edwarda Devereux’go. Wy- soki, pewny siebie, o gęstych czarnych włosach i ciemnych oczach rodu Devereux, był archetypem Korsarza w oczach nastolatki, która zaczytywała się Byronem. 7NOC Z MILIONEREM
Podczas tych pierwszych wakacji spędzonych u babci, Harriet musiała dojść do siebie po wielkiej z˙yciowej tragedii. Śmierć obojga rodziców, którzy podczas rejsu przegrali walkę ze sztormem, znisz- czyła jej bezpieczny świat. Trzeba było wielkiej miłości i troskliwości babci Olivii, z˙eby ten świat odbudować. Spotkanie z Timem znacząco przy- spieszyło proces gojenia ran. Tamtego lata Tim i Harriet spędzali razem całe dnie. Jadali w kuchni Olivii albo biegali po bezkresnych przestrzeniach nalez˙ącej do braci Devereux posiadłości Eden- hurst, która, niegdyś okazała, teraz chyliła się ku upadkowi. Rodzice obu braci nie z˙yli od kilku lat i dziedzi- cowi posiadłości nie było łatwo ją utrzymać. Wy- soki podatek spadkowy, do tego jeszcze czesne za szkołę Tima... Te problemy niejednego by przeros- ły, lecz James, który dopiero co został architektem, nie poddał się, choć musiał sprzedać część mebli i co bardziej wartościowe obrazy, z˙eby jakoś zwią- zać koniec z końcem. Mniej więcej w tym samym czasie wraz z przy- jacielem załoz˙ył firmę budowlaną. Kupili stary na wpół zrujnowany magazyn na nabrzez˙u Tamizy i w jego murach wybudowali eleganckie, bardzo drogie apartamenty. Interes okazał się strzałem w dziesiątkę. Miesz- kania sprzedały się jak ciepłe bułeczki, dzięki czemu James mógł się zając rodzinną posiadłością, którą przekształcił w luksusowy hotel. To takz˙e była trafna inwestycja. Wkrótce Edenhurst stał się 8 CATHERINE GEORGE
pierwszym z licznych hoteli nalez˙ących do Jamesa Edwarda Devereux’go. Jedynym cieniem na dynamicznie rozwijającej się karierze okazała się stanowcza odmowa młod- szego brata przystąpienia do spółki. Tim Devereux postanowił studiować sztuki piękne. Zaraz po ma- turze rozpoczął pracę w znanej londyńskiej galerii, której właścicielem był Jeremy Blyth, wielce po- waz˙any w kręgach artystycznych marszand. Był czarujący, błyskotliwy i nie krył się ze swym homoseksualizmem. Poza tym wiedział wszystko, co nalez˙ało wiedzieć o artystycznym światku. Pra- ca u niego dawała Timowi ogromną satysfakcję i pozwalała zajmować się malowaniem, co uwiel- biał. Wynajmował dom wspólnie z dwoma innymi kolegami z akademii, no i miał Harriet. Czego jeszcze mógłby chcieć od z˙ycia? – Błogosławieństwa Jego Lordowskiej Mości? – dogadywała Harriet. – Nie wiem, dlaczego nie lubisz Jeda. – Tim się uśmiechnął, objął ją ramieniem. – No, Harry, wy- rzuć to z siebie. Przeciez˙ nie mamy przed sobą tajemnic. Zapomniałaś? Co jest między tobą a mo- im bratem? Ciągle ją o to wypytywał, az˙ kiedyś, z˙eby wreszcie dał jej spokój, Harriet opowiedziała, jak któregoś dnia zatrzymała się na chwilę przed ot- wartymi drzwiami do kuchni, z˙eby pogłaskać psa, i usłyszała słowa Jamesa, które na zawsze zostały jej w pamięci. – Powiedział ci wtedy, z˙e wolałby, abyś więcej 9NOC Z MILIONEREM
czasu spędzał z kolegami, a nie z dziewczyną, która wprawdzie wygląda jak chłopak z tymi krót- kimi, wiecznie potarganymi włosami i grubym głosem, ale jednak nim nie jest. – Harriet zjez˙yła się na wspomnienie tamtej podsłuchanej rozmowy. – Miałam ochotę udusić go gołymi rękami. Tim tarzał się ze śmiechu. – Od tamtej pory trochę się zmieniłaś. Włosy ci urosły, nabrałaś kobiecych kształtów, a z tym swoim niskim głosem mogłabyś zarabiać majątek w sekstelefonie. Oj! – zawył, dostawszy potęz˙ną sójkę w bok. Od tamtej rozmowy z Timem Harriet nigdy nie wymawiała imienia Jamesa. Nie mówiła o nim nawet ,,Jed’’, jak nazywali go przyjaciele i człon- kowie rodziny. Jej nastoletnia pewność siebie zo- stała wówczas tak mocno wdeptana w ziemię, z˙e dopiero po kilku latach jako tako doszła do siebie i nawet zaczęła się uwaz˙ać za atrakcyjną kobietę. Następnego dnia rano Harriet zadzwoniła do Dido, by jej powiedzieć, z˙e dostała propozycję sprzedania End House. – Brat Tima chce go włączyć do swojej posiadło- ści, ale ja nie mogę się jeszcze pogodzić z koniecz- nością sprzedania domu, więc odrzuciłam propo- zycję. – Zwariowałaś? – zdumiała się Dido. – Pamię- tam, z˙e babcia zostawiła pieniądze na półroczne utrzymanie domu, ale po sześciu miesiącach bę- dziesz musiała sama ponosić wszystkie koszta. 10 CATHERINE GEORGE
– Przeciez˙ wiem, ale chyba zapomniałaś, z˙e przez dziesięć lat to był mój dom. Nie mogę się z nim rozstać tak od razu. Jeszcze nie teraz. Prawdę mówiąc, pomyślałam nawet, z˙e mogłabym tu po- mieszkać przez jakiś czas. – Masz pracę w Londynie – przypomniała jej Dido po długiej chwili milczenia. – Mogłabym się rozejrzeć za pracą w tej oko- licy. – Naprawdę zostawiłabyś mnie samą? – Ostatnio nieźle zarabiasz – odparła Harriet, choć sumienie juz˙ zaczęło ją podgryzać. – Nie dałabyś rady sama płacić rat za mieszkanie? – Nie chodzi o z˙adne idiotyczne raty! Chcę, z˙ebyś była ze mną! I pewnie nawet nie pomyślałaś, co na to Tim. – Moz˙emy widywać się w weekendy. – Obawiam się, z˙e popełniasz wielki błąd. Pro- szę cię, nie podejmuj z˙adnych pochopnych de- cyzji. Harriet obiecała, z˙e dobrze się zastanowi, a po- tem wybrała się do wioski. Kupiła gazetę, po- gawędziła z kilkoma znajomymi, a poniewaz˙ dzień był piękny, postanowiła wrócić do domu okręz˙ną drogą, wzdłuz˙ strumienia okalającego posiadłość Edenhurst. Zatrzymała się przed kamieniami two- rzącymi bród, po których zawsze razem z Timem przeskakiwali na drugą stronę. Postanowiła spra- wdzić, jak daleko uda jej się zajść tym razem. Zdjęła sandały... W połowie strumienia zrozumia- ła, z˙e nurt jest szybszy i głębszy niz˙ przed laty. 11NOC Z MILIONEREM
Odwróciła się, chcąc wrócić tą samą drogą. Chwia- ła się niepewnie, mocno trzymając sandały, ale gazetę utopiła. Wtedy zauwaz˙yła Jamesa Deve- reux’go, który stał pod wierzbą na brzegu stru- mienia. – Pomóc ci? – Uśmiechnął się szeroko. – Nie trzeba – syknęła przez zaciśnięte zęby. Ku jej utrapieniu zdjął buty i pewnym krokiem przeszedł po kamieniach. – Podaj mi rękę – polecił. Harriet się zawahała, omal nie tracąc przy tym równowagi. James chwycił ją za dłoń i przeciągnął na terytorium Edenhurst. – Uratowałem cię przed przymusową kąpielą. Czekam na nagrodę. – Wziął do ręki buty. – Moz˙e zjadłabyś ze mną lunch? – Jeśli chcesz mnie namówić na sprzedaz˙ End House, to niepotrzebnie się trudzisz – prychnęła, wsuwając mokre stopy w sandały. – Nawet o tym nie pomyślałem. Przyszło mi do głowy, z˙e najwyz˙szy czas, z˙ebyśmy spróbowali się polubić. Dla dobra Tima. – Uśmiechnął się. – Poza tym, gdybym chciał cię na coś namówić, zapropo- nowałbym kawior i szampana. – Nie lubię kawioru. – Zapamiętam to sobie. Niestety, dziś mogę ci zaproponować tylko kanapki. No to jak będzie? Zastanawiała się chwilę, po czym skinęła gło- wą. Bez zbytniej euforii. – Zgoda. James oczywiście zauwaz˙ył ten brak entuzjaz- 12 CATHERINE GEORGE
mu, ale nic nie powiedział, tylko zadzwonił do hotelu i kazał przynieść do altany kosz piknikowy. – Pamiętam czasy, kiedy razem z Timem bie- galiście po okolicy – mówił, gdy wspinali się dróz˙ką wiodącą na pagórek. – Bardzo się zmieniłaś od tamtej pory. Wprawdzie ubierasz się tak samo jak wtedy, ale na tym kończy się całe podobień- stwo. Kiedyś trudno było odróz˙nić, które to Tim, które Harriet, za to teraz... – Teraz mam długie włosy – wpadła mu w sło- wo – i nie ma wątpliwości, jakiej jestem płci. Tylko głos mi się nie zmienił. Kiedyś przypadkiem usły- szałam, jak próbujesz przekonać Tima, z˙eby mniej czasu spędzał ze mną, a więcej z wiejskimi chłopa- kami. Jeśli zamierzałeś go do mnie zniechęcić, to ci się nie udało. – To nikomu się nie uda. Tim ma fioła na twoim punkcie. Koszyk z lunchem czekał na nich przy altanie, stylizowanej na grecką świątynię. – Wygodne to twoje z˙ycie, James – podsumo- wała go. – Wystarczy, z˙e machniesz róz˙dz˙ką i.... Co ja powiedziałam?! – Właśnie przeszło ci przez usta moje imię! – Podniósł kieliszek. – Wypijmy za pokój, Harriet. Jedli w milczeniu. Harriet przyglądała się wid- niejącemu w oddali budynkowi, który był teraz luksusowym hotelem i w niczym nie przypominał starego, czarującego domostwa, jakie pamiętała z dzieciństwa. – O czym myślisz? – zapytał James. 13NOC Z MILIONEREM
– Wolałam tamten stary dom z czasów, kiedy go pierwszy raz zobaczyłam. – Romantyczny punkt widzenia. – Uśmiechnął się. – Dla mnie był to tylko wielgachny worek bez dna. – Moja babcia podziwiała cię za to, jak sobie ze wszystkim radzisz. – Mnie tez˙ o tym wspomniała. To była wyjąt- kowa kobieta. – Posmutniał. – To wbrew naturze wyzbywać się rodzinnych pamiątek, ale nie mia- łem wyboru. Dopiero potem szczęśliwy traf spra- wił, z˙e kolega dołoz˙ył kapitał do mojego pomysłu i z˙e to wszystko razem wypaliło. Alez˙ harowaliś- my... – Pokręcił głową na wspomnienie tamtych dni. – Na początku prawie dwadzieścia cztery godziny na dobę. – Najwaz˙niejsze, z˙e się udało. – Uśmiechnęła się. – Ciągle jeszcze nie mogę w to uwierzyć. – Ty i ja sam na sam? – No właśnie. – I to nie bacząc na to, z˙e jestem wrednym posiadaczem, który chce cię pozbawić dachu nad głową? – Ponownie napełnił jej kieliszek. – Raczej wywabić mnie z domu babci, składa- jąc znacznie zawyz˙oną ofertę – z miejsca poprawi- ła go Harriet. – Wcale nie jest zawyz˙ona. End House ma bardzo duz˙y ogród, a prócz tego jeszcze szklarnię. – Moja przyjaciółka twierdzi, z˙e musiałam zwariować, skoro odrzucam taką propozycję, ale naprawdę trudno mi się rozstać z tym domem. 14 CATHERINE GEORGE
Innego nigdy nie miałam – Westchnęła smutno. – Sprzedaz˙ to dla mnie ostateczne rozstanie z bab- cią... chociaz˙ była kobietą praktyczną i pewnie by mnie wyśmiała za taki głupi sentymentalizm. – Skoro nie chcesz sprzedać domu, to moz˙e byś go wynajęła – zaproponował James. – Myślałam o tym, ale jeden z moich znajo- mych, który jest adwokatem, powiedział, z˙e takie rozwiązanie to po prostu fabryka wciąz˙ nowych problemów. – Znów westchnęła. – Gdybym miała pewność, z˙e znajdę w okolicy jakąś pracę, sama bym zamieszkała w End House. – Dobrze się zastanów, zanim podejmiesz de- cyzję. Z˙ycie w Upcote jest znacznie spokojniejsze niz˙ w Londynie. – Właśnie po to tu jestem, choć w zamian będę musiała skrócić o tydzień wakacje we Włoszech – stwierdziła z nieukrywanym z˙alem. – Wiem od Tima, z˙e wreszcie udało mu się namówić cię na pobyt w La Fattorii. Nie będzie miał nic przeciwko krótszym wakacjom? – Tylko moje będą krótsze. – Wzruszyła ramio- nami. – Tim pojedzie tydzień wcześniej. Zupełnie mu to nie przeszkadza. – Timuwaz˙a, z˙ewszystko,corobisz, jest dobre. – Ty chyba nie rozumiesz tego, co mnie łączy z Timem. – Postawiła na tacy pusty kieliszek. – Nie jesteśmy od siebie uzalez˙nieni. Jeśli Tim chce coś zrobić sam, to ja nie mam nic przeciwko temu. – Nie czułbym się dobrze w takim układzie – mruknął. 15NOC Z MILIONEREM
– Naprawdę? – Uśmiechnęła się kpiąco. – Sko- ro taki był twój stosunek do Madeleine, to nic dziwnego, z˙e cię zostawiła. Wstał, zaczął porządkować na tacy pozostałości z pikniku. – Nie wiesz nic o moim małz˙eństwie, młoda damo – powiedział tonem zimnym jak lodowiec. – Rzeczywiście. Przepraszam. – Harriet zro- zumiała, z˙e strzeliła gafę. – Lepiej juz˙ sobie pójdę. – Dlaczego? Co cię tak goni do End House, z˙e nie moz˙esz napić się ze mną kawy? – Jego spo- jrzenie znowu stało się ciepłe. – Wiesz przeciez˙, jak łatwo w tej okolicy o usłuz˙ny personel. Wystar- czy machnąć róz˙dz˙ką. – Dziękuję. Moz˙e innym razem. – Wobec tego odprowadzę cię do domu. – Nie trzeba. – Zdecydowanie pokręciła głową. – A więc koniec zawieszenia broni? – Nic takiego nie powiedziałam. Uwaz˙am, z˙e powinniśmy się zachowywać jak ludzie cywilizo- wani. Choćby dla dobra Tima. – Jeden zero dla ciebie. – Roześmiał się. – Na pewno będzie zadowolony, kiedy się dowie, z˙e urządziliśmy sobie piknik. – Na pewno – zgodziła się Harriet. – Dziękuję. Jedzenie było wyśmienite. – Cała przyjemność po mojej stronie. Zawsze obchodzę posiadłość, kiedy przyjez˙dz˙am do Eden- hurst, ale po raz pierwszy miałem szczęście napot- kać damę w opałach. – Kiedyś przeskakiwałam po tych kamieniach 16 CATHERINE GEORGE
bez najmniejszego problemu – poskarz˙yła się. – Gdy miałam trzynaście lat, moje poczucie rów- nowagi było w znacznie lepszym stanie niz˙ teraz. – Przepraszam, z˙e wówczas próbowałem od- ciągnąć od ciebie Tima. – James uśmiechnął się ze skruchą. – Chciałem tylko, z˙eby miał jakichś kole- gów w okolicy, kiedy ty wyjez˙dz˙asz do szkoły. Bez ciebie był tu sam jak palec. – Ciemne oczy, tak podobne do oczu Tima, a jednak całkiem inne, wpatrywały się w nią. – Czy zostanie mi to wyba- czone? – Jak najbardziej – rzuciła lekko. – Do wi- dzenia. 17NOC Z MILIONEREM
ROZDZIAŁ DRUGI Kiedy Harriet wróciła do End House, znalazła kartkę wsuniętą w drzwi. Czy mam przyjść posprzątać jak w kaz˙dy ponie- działek? Pozdrawiam, Stacy Harriet dałaby sobie radę z utrzymaniem po- rządku w jednym nieduz˙ym domu, ale Stacy Dyer była samotną matką i bardzo potrzebowała pienię- dzy, więc zadzwoniła do niej i poprosiła, z˙eby przyszła w najbliz˙szy poniedziałek. Popołudnie spędziła w ogrodzie i wcześniej połoz˙yła się spać. Rano padał deszcz, więc po- czytała trochę w łóz˙ku, na co nigdy nie mogła sobie pozwolić w zabieganym londyńskim z˙yciu, a po- tem jeszcze wylegiwała się w wannie. Jednak gdy wreszcie zasiadła do śniadania, przeraziła się. Co będzie robić przez cały dzień? Mało tego – przez cały tydzień... Jeszcze wczoraj powaz˙nie myślała o tym, z˙eby zamieszkać w Upcote na stałe, tym- czasem juz˙ po dwóch dniach miała serdecznie dosyć spokoju, samotności i zwykłej nudy. Doszła do wniosku, z˙e głupio postąpiła, od- rzucając propozycję Jamesa. Nikt inny nie zapro- ponowałby jej tak duz˙ej sumy za stary dom. Aby zachować twarz, postanowiła zostać na wsi do
końca tygodnia, a potem oznajmić Jamesowi, z˙e po namyśle zdecydowała się sprzedać mu End House. Tymczasem postanowiła zająć się ogrodem. Był naprawdę duz˙y i dawno nikt nic w nim nie robił. Wypielenie rabat kwiatowych mogło po- trwać nawet cały dzień. Wzięła się do roboty. Nie minęła godzina, a juz˙ była potwornie zmęczona, spocona, brudna i obo- lała, a tylko niewielki kawałek grządki zdołała pozbawić chwastów. Postanowiła odpocząć. Wsta- ła, wyprostowała plecy i wtedy zauwaz˙yła, z˙e od strony bocznej furtki nadchodzi James. Jęknęła. Na nic więcej nie miała czasu. – Witaj, Harriet. – Cześć. Jeszcze tu jesteś? – Przyjmuję nowych pracowników. Nie prze- szkadzam? – Nie, właśnie miałam zrobić sobie przerwę. Napijesz się herbaty? – Odłoz˙yła motykę i za- prowadziła Jamesa do kuchni. – A moz˙e wolisz drinka? – Poproszę o herbatę. Umyła ręce, nastawiła wodę w czajniku. – Siadaj – powiedziała, przygotowując filiz˙an- ki i dzbanek. Usiadł przy stole, przyglądał się, jak Harriet parzy herbatę. – Kiedy miałaś trzynaście lat, byłaś tego same- go wzrostu – stwierdził po chwili. – Pamiętam te twoje długie nogi. Zaskoczył ją takbardzo, z˙e się zagapiła izamiast 19NOC Z MILIONEREM
do czajniczka, nalała sobie wrzątku na rękę. Krzy- knęła. James zerwał się na równe nogi. – Oparzyłaś się. – Wziął ją za dłoń. – To tylko kilka kropli. Ale on juz˙ odkręcił kran z zimną wodą i włoz˙ył jej rękę pod lodowaty strumień. – Ty drz˙ysz. – Objął ją ramieniem. – To pewnie szok. To nie był z˙aden szok. To bliskość Jamesa przyprawiała ją o drz˙enie! A przeciez˙ był bratem Tima! – Siadaj. Ja zrobię herbatę – powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu, po czym napełnił fili- z˙anki i usiadł przy stole. – Dlaczego Tim z tobą nie przyjechał? – Chciałam zostać sama, z˙eby spokojnie się zastanowić, co zrobić z domem – mruknęła. Była zdumiona, z˙e James ją pociąga, a raczej pociąga jej ciało. Bo umysł nie przyjmował tego do wia- domości. – Jeśli zdecydujesz się sprzedać mi dom, bę- dziesz mogła sobie kupić mieszkanie w Londynie. Tim mi powiedział, z˙e masz juz˙ dość swojej współ- lokatorki. Tim stanowczo za duz˙o gada, pomyślała zła jak osa Harriet. – Chociaz˙ dziwię się, z˙e nie mieszkasz razem z Timem – ciągnął James. – Juz˙ dawno powinniś- cie to zrobić. Czyz˙byś wolała poczekać z tym do ślubu? – Jestem w tych sprawach trochę staroświecka 20 CATHERINE GEORGE
– odparła Harriet po prawie niedostrzegalnej chwi- li wahania. – A co na to Tim? – Zgadza się ze mną. – Więc nic dziwnego, z˙e ciągle mówi o rych- łym ślubie. – Czyz˙byś był takim zwolennikiem małz˙eń- stwa? – szczerze się zdziwiła. – Co w tym dziwnego? – Wzruszył ramionami. – Ty i Tim jesteście pokrewnymi duszami. Made- leine i ja nie byliśmy sobie tak bliscy. A przy okazji, przepraszam, z˙e wczoraj na ciebie napad- łem. Tim zrobiłby mi piekło, gdyby się dowiedział, z˙e sprawiłem ci przykrość. – Nie sprawiłeś – zapewniła go Harriet. – Nale- ję ci jeszcze herbaty. – Dziękuje, muszę juz˙ iść. – Wstał. – Jak twoja ręka? – W porządku. – To dobrze. Musisz bardziej na siebie uwaz˙ać. Wyszedł. Harriet wciąz˙ nie wiedziała, po co w ogóle ją odwiedził. Na pewno nie po to, z˙eby przeprosić za swoje zachowanie poprzedniego dnia. Wieczorem zadzwonił Tim. Nie wierzył włas- nym uszom, kiedy Harriet mu powiedziała, z˙e do tej pory juz˙ trzy razy spotkała się z Jamesem. – A właśnie – powiedziała wojowniczo, bo czuła się winna niepopełnionego przeciez˙ grzechu – na przyszłość nie omawiaj moich spraw z całym światem. 21NOC Z MILIONEREM
– Nigdy nic takiego nie zrobiłem – obruszył się Tim. – A jeśli chodzi o End House, to Jed mnie pytał, więc mu powiedziałem. – Pytał tez˙, dlaczego do tej pory nie zamiesz- kaliśmy razem – odgryzła się Harriet. Tim az˙ zagwizdał. – Co mu powiedziałaś? – Z˙e jestem przeciwna wspólnemu mieszkaniu przed ślubem. – Bujasz! – Tim wybuchnął gromkim śmie- chem. – Alez˙ ja cię kocham, Harry! – Ja ciebie tez˙. Baw się dobrze w Paryz˙u. Odłoz˙yła słuchawkę. Tim nie miał pojęcia, w jak kłopotliwej sytuacji ją postawił. Dotąd nie stanowiło to dla niej problemu, az˙ do dzisiaj. Nigdy jeszcze nie czuła takiego podniecenia jak to, które wywołało dotknięcie Jamesa. Punktualnie o dziewiątej stawiła się Stacy Dyer. Razem z prześlicznym chłopczykiem, śpiącym spokojnie w wózeczku. – Musiałam zabrać z sobą Roberta – tłumaczy- ła się . – Nie masz nic przeciwko temu? – Oczywiście, z˙e nie! – Harriet uśmiechnęła się do śpiącego dziecka. – Jest śliczny. Napij się kawy, zanim zaczniesz sprzątanie. Skąd masz tego sinia- ka pod okiem? – Tatuś Roberta mi to zrobił – przyznała nie- chętnie Stacy. – Jak to się stało? – Harriet zamierzała drąz˙yć temat. – Moz˙e trzeba zawiadomić policję? 22 CATHERINE GEORGE
– Nie, nie, to nic takiego – zaprotestowała Stacy. – Greg przyszedł wczoraj wieczorem, kiedy mamy nie było w domu. Chciał się zobaczyć z Robertem. Był po drinku, więc go nie wpuściłam. Poszarpaliśmy się trochę i wtedy uderzył mnie łokciem w policzek. Wywaliłam go na zbity pysk. – Na pewno nie potrzebujesz pomocy? – On nie chciał mi zrobić krzywdy. Nie jest taki jak mój ojciec. – Stacy westchnęła cięz˙ko. – Greg nie pije duz˙o, bo go na to nie stać, ale ma słabą głowę. Do tego się przejmuje, bo nie moz˙e dostać pracy, a ja nie będę z nim mieszkać, dopóki nie zacznie pracować. – Ile on ma lat? – Tyle samo co ja. Zaszłam w ciąz˙ę, kiedy oboje chodziliśmy jeszcze do szkoły. – Stacy wzruszyła ramionami. – Na razie umiem tylko sprzątać, ale dwa razy w tygodniu chodzę na kurs komputerowy. Jak Robert pójdzie do przedszkola, zacznę się rozglądać za jakąś pracą biurową. – A Greg coś umie? Zdobył jakiś zawód? – Całkiem nieźle zdał egzaminy, ale lubi praco- wać na dworze, więc bierze kaz˙dą dorywczą pracę ogrodniczą, jaką mu zaproponują. – No, to nie jest wam łatwo... Jez˙eli źle się czujesz, to nie musisz dziś sprzątać. – Ale ja chcę! Proszę... – Dziewczyna patrzyła na nią błagalnie. – Przepraszam, z˙e wzięłam synka, ale nie mogłam zostawić go z mamą, bo Greg mógłby wrócić. Mama by mu dała popalić za moje podbite oko, a Robert boi się krzyku. 23NOC Z MILIONEREM
– Moz˙esz przyprowadzać Roberta, kiedy tylko chcesz. I nie denerwuj się tak, na litość boską. Mały się obudził, kiedy Stacy kończyła sprzątać w salonie. Zmieniła mu pieluchę, ale gdy spróbo- wała włoz˙yć go z powrotem do wózka, głośno zaprotestował. – Zabiorę go do ogrodu – zaproponowała Har- riet. – Moz˙e posiedzieć ze mną na kocu. – On to po prostu uwielbia. – Stacy pocałowała malca i wsadziła mu na główkę płócienny kapelu- sik. – Dzięki, Harriet. Wzięłam mu parę zabawek, z˙eby miał się czym zająć. Było trochę płaczu, kiedy Stacy zostawiła synka z nową opiekunką, ale Robert prędko się zorien- tował, z˙e przyjemnie jest posiedzieć w słonku na świez˙ym powietrzu. A kiedy Harriet zbudowała mu wiez˙ę z klocków, łzy natychmiast obeschły. Podczołgał się do budowli i zniszczył ją jednym machnięciem małej łapki. Uszczęśliwiony i roze- śmiany, głośno domagał się powtórki. Harriet po- stawiła mnóstwo wiez˙ i nawet nie zauwaz˙yła, jak minął czas. Było jej przykro, z˙e Stacy skończyła sprzątanie i zaczęła zbierać się do wyjścia. – Świetnie się bawiliśmy. – Harriet niechętnie oddała jej Roberta. – Wracasz juz˙ do domu? – Nie, idę jeszcze posprzątać u pastora. – Moz˙esz tam zabrać Roberta? – Normalnie tego nie robię, ale tym razem nie mam wyjścia. – Zostaw go ze mną. – Nie mogę cię wykorzystywać! 24 CATHERINE GEORGE
– To z˙adne wykorzystywanie, tylko czysta przyjemność – zapewniła Harriet. – Skoro tak, to bardzo chętnie. – Stacy była naprawdę zadowolona. – Zawsze mam przy sobie telefon, więc gdyby coś się działo, po prostu za- dzwoń. Robert wprawdzie wygiął usteczka w podków- kę, kiedy Stacy dała mu buziak na poz˙egnanie, ale jak tylko zobaczył ogród, kocyk i stertę kloc- ków, od razu się rozchmurzył. Tym razem zaba- wa w niszczenie klockowych wiez˙ nie trwała długo, bo dziecku zaczęły się zamykać oczka. Harriet ułoz˙yła go na kocyku z ulubionym mi- siem w objęciach, przykryła pieluszką i osłoniła parasolką. Mniej więcej po godzinie obudził się, wołając mamę. Harriet wzięła go na ręce, przytuliła. – Mamusia zaraz wróci – mówiła, niosąc małe- go do kuchni, gdzie Stacy zostawiła butelkę z so- kiem. Na szczęście wystarczyła odrobina ulubio- nego picia, z˙eby Robert przestał popłakiwać. – Gdzie jest Stacy? – usłyszała za plecami obcy głos. W progu stał zagniewany młodzieniec. Obron- nym ruchem przytuliła do siebie Roberta, ale chłop- czyk uśmiechnął się i radośnie wyciągnął rączki do przybysza, który wrzasnął: – Oddaj mi go! Robert się rozpłakał i wtulił buzię w ramię Harriet. – Kim pan jest? – Mocno przycisnęła do siebie 25NOC Z MILIONEREM