2
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Chcę mieć z tobą dziecko, Whit.
Większość mężczyzn uciekłaby, gdzie pieprz rośnie, słysząc tak
nietypową prośbę, ale Whitfield Manning IV nie przypominał większości
mężczyzn. Z powodu swojego majątku i pozycji społecznej często się spotykał z
różnymi propozycjami ze strony ponętnych kobiet, ale taką ofertę usłyszał po
raz pierwszy. Zwykle kobiety były bardziej zainteresowane skonsumowaniem
związku bez ponoszenia tego typu konsekwencji.
Jednak Mallory O'Brien, prawniczka, siostra jego najlepszego przyjaciela
i od czterech miesięcy jego współlokatorka, również się różniła od większości
kobiet. Nie przymilała się do niego i nie dbała o stan konta w banku. Lubiła za
to działać mu na nerwy. Przypuszczał więc, że ta nietypowa prośba stanowi
kolejną sztuczkę, by go wyprowadzić z równowagi.
- Nie ma sprawy, O'Brien. Chwilowo jestem co prawda trochę zajęty... -
przerwał czytanie gazety, przybierając zamyślony wyraz twarzy - ale mogę się
tobą zająć po lunchu we wtorek. Poproszę sekretarkę, by zaznaczyła to w moim
kalendarzu.
Choć przez głowę przemknął mu obraz namiętnej sceny na stole
konferencyjnym w jego biurze, powrócił do czytania gazety. Nie było mu
jednak dane skończyć recenzji ostatniego meczu, gdyż Mallory wyrwała mu
gazetę i rzuciła ją w kąt.
- Whit, przerwij czytanie i posłuchaj mnie przez chwilę.
Podniósł wzrok na stojącą przed nim oszałamiającą piękność o
kasztanowych włosach i przejrzystych zielonych oczach wpatrujących się teraz
w niego z determinacją. W zeszłym tygodniu popełnił poważny błąd, wchodząc
bez pukania do jej pokoju. Skąd jednak miał wiedzieć, że zastanie ją siedzącą
nago na łóżku i smarującą się balsamem? Duży błąd, szczególnie w przypadku
RS
3
mężczyzny, który już od kilku miesięcy nie był w żadnym związku. Dziwnym
zbiegiem okoliczności nawet nie odczuwał potrzeby szukania partnerki, odkąd
Mallory z nim zamieszkała. Wydawało mu się, że udało im się stworzyć
przyjacielski tandem współlokatorów i nie myślał o tym, by się posunąć dalej.
W każdym razie nie myślał o tym częściej niż dwa razy na dzień.
Powinien się szybko uporać z tym chwilowym nastrojem, zanim zrobi coś
głupiego, na przykład spróbuje ją uwieść. Nie chciał tracić fajnego kumpla.
Mallory nie spuszczała z niego wzroku. Wyprostował się i posłał jej jeden
ze swoich wyćwiczonych uśmiechów, które tak często pomagały mu
udobruchać rozzłoszczone kobiety.
- No dobrze, O'Brien, masz moją niepodzielną uwagę. Czy zapomniałem
zmyć kufel po piwie? Tym razem na pewno nie chodzi o deskę w toalecie, bo
nie byłem dziś w twojej ubikacji.
Usiadła obok niego na kanapie i podciągnęła nogi pod brodę.
- Nie zrobiłeś dzisiaj nic złego. Mówię poważnie. Chcę mieć dziecko i
chcę je mieć z tobą.
- Zwariowałaś? - W końcu dotarło do niego, że Mallory nie żartuje.
- Nie. Po prostu nie chcę już czekać.
Poważny wyraz jej twarzy wywoływał u niego niepokój.
- Ale dlaczego w ogóle ci to przyszło do głowy? Dlaczego ze mną?
- Ponieważ ci ufam, Whit. Jesteś moim przyjacielem.
- Może nie jestem zbyt bystry, ale wciąż nie rozumiem tego szalonego
pomysłu.
Podniosła poduszkę i przycisnęła ją do piersi, zasłaniając tym samym
widok, który od dłuższej chwili przyciągał jego wzrok.
- Mam już trzydzieści lat. Czuję, że nadszedł czas. Mój zegar biologiczny
tyka jak szalony.
- Więc go wyłącz. Ja mam trzydzieści jeden i myśl o dziecku nawet nie
przyszłaby mi do głowy.
RS
4
- Mężczyźni to co innego. Możecie mieć dzieci nawet po osiemdziesiątce.
Kobiety nie mają takiego luksusu. Komórki jajowe się starzeją, a plemniki
zachowują młodość przez wiele lat.
Czuł się dziwnie, rozmawiając z nią o takich rzeczach, choć sam proces
prowadzący do tak upragnionego przez nią celu był niezmiernie pociągający.
Musiał jej jednak odmówić. To szalony pomysł! Trzeba postawić sprawę jasno,
zanim jego męska natura weźmie górę nad rozsądkiem.
Nie odzywając się ani słowem, wstał i chwycił swoje buty do biegania.
Włożył je i mocno zasznurował. Chciał jak najszybciej wyjść, więc nawet nie
zadał sobie trudu, by zmienić strój na bardziej odpowiedni.
- Gdzie się wybierasz, Whit?
Rzucił jej przelotne spojrzenie.
- Idę pobiegać. W tym czasie proszę cię o jedną przysługę. Jak wrócę,
chcę zobaczyć z powrotem prawdziwą Mallory.
- To takie typowe. - Przewróciła oczami, odkładając poduszkę na bok.
- Typowe? - Zmarszczył brwi z irytacją. - Nic w tej całej rozmowie nie
było typowe.
- Nie mówię teraz o dziecku, tylko o tym, że zawsze uciekasz. To jest
typowe.
Cała Mallory. Mówiła to, co myśli, prosto z mostu, nawet gdy nie miała
racji.
- Nie uciekam, po prostu idę pobiegać.
- Właśnie że uciekasz. Tak samo jak od pomysłu założenia własnej firmy,
bo się boisz przeciwstawić ojcu. Czy kiedykolwiek zrobiłeś coś, na co miałeś
ochotę, bez jego pozwolenia? Może to dlatego nie chcesz się nawet zastanowić
nad moją propozycją? Bo wiesz, że nie byłby zadowolony.
Do diabła z jej przenikliwością. Pożałował, że jej się zwierzał ze spraw, o
których nie mówił wcześniej żadnej innej kobiecie.
RS
5
- Projektuję wieżowce najwyższej klasy i z każdą minutą staję się coraz
bardziej bogaty. Nie widzę w tym nic złego.
- Sam mówiłeś, że nie jesteś zadowolony, że wolałbyś projektować domy.
- A ty? Chcesz mieć dziecko z mężczyzną, który ucieka od zobowiązań?
To przecież twoje słowa!
- Na litość boską, przecież nie chcę, żebyś się ze mną ożenił. Chcę tylko
mieć dziecko. Potem możesz iść swoją drogą, a ja pójdę swoją. Bez żadnych
komplikacji.
- Zero zobowiązań, tak? Mam zostawić swoje dziecko i pozwolić ci się
bawić w samotną matkę? - Wiedział dobrze, że nie byłby do tego zdolny,
chociaż jego własna matka zostawiła go, gdy był dzieckiem.
- Wręcz przeciwnie, uważam, że powinieneś być zaangażowany w
wychowanie. W swojej pracy widziałam już wystarczająco dużo spraw
rozwodowych, w których dzieci są tylko kartą przetargową zaślepionych
nienawiścią rodziców. Wiem, że nam udałoby się tego uniknąć, bo jesteśmy
dobrymi przyjaciółmi.
Pora przerwać tę dyskusję, zanim straci nad sobą panowanie.
- Zapomnij o tym. Nic takiego się nie zdarzy. Rzuciła mu błagalne
spojrzenie.
- Pomyśl o tym, Whit. Jesteś moją jedyną szansą.
Whit wybiegł z mieszkania. Zbiegł po schodach i wypadł na ulicę.
Skierował się w stronę parku, zręcznie wymijając pary z wózkami, które
wybrały się na spacer w niedzielne popołudnie. W parku pobiegł swoją ulubioną
trasą wzdłuż zalewu, rozmyślając o tym, że jego przyjaciółka straciła rozum, i
wyobrażając sobie, co by było, gdyby miał dziecko z Mallory. A raczej, co by
było, gdyby się zaczął starać o dziecko z Mallory.
Zatrzymał się i otarł dłonią spocone czoło. Nie czuł się gotowy do roli
ojca. A nawet gdyby był na to gotowy, nie zostawiłby przecież swojego dziecka,
chociaż Mallory bez wątpienia byłaby wspaniałą matką. Co prawda ojciec po-
RS
6
wtarzał mu do znudzenia, że nie potrafi brać odpowiedzialności za swoje życie
uczuciowe, ale czy Whitfield III był właściwą osobą do wygłaszania takich
morałów, gdy sam miał za sobą trzy nieudane małżeństwa?
Ciekawe, jaką miałby minę na wieść, że Whit zostanie ojcem.
Musi przebiec jeszcze kilka kilometrów. Może gdy będzie wystarczająco
zmęczony i nie będzie skłonny do podejmowania decyzji bez rozważenia
wszystkich konsekwencji. Może gdy wróci do domu, Mallory mu powie, że to
był tylko żart. I może nazajutrz, gdy się zjawi w pracy, okaże się, że jego ojciec
przechodzi na emeryturę, dając mu wolność, której tak bardzo pragnął.
Nic z tego. Odwrócił się na pięcie i pobiegł w stronę domu, obiecując
sobie poważnie porozmawiać ze swoją współlokatorką. Ciągle słyszał w głowie
jej słowa: „Jesteś moją jedyną szansą". Musiał się dowiedzieć, dlaczego tak
powiedziała.
Być może nie powinna była mówić tak prosto z mostu. Jednak Mallory
nie znała innych sposobów. Kiedy czegoś mocno pragnęła, potrafiła uczynić
wszystko, by to osiągnąć.
Tak było w pracy. Zdobyła pozycję wspólnika w prestiżowej kancelarii
adwokackiej w tempie niewyobrażalnym dla większości jej kolegów. Mając
pięciu starszych braci, miała okazję się nauczyć, jak walczyć o swoje.
Teraz zaś pragnęła Whita Manninga, idealnego kandydata na ojca. Był
świetnie zbudowanym mężczyzną, miał doskonałe poczucie humoru, oczy
koloru gorzkiej czekolady i wrodzoną zdolność empatii, którą starał się ukryć
pod płaszczykiem męskości. A co najważniejsze, był szalenie inteligentny i
niesamowicie utalentowany.
Był również znanym uwodzicielem, o czym nie omieszkał poinformować
Mallory jej brat Logan jeszcze za czasów szkoły średniej, gdy Whit jako jego
przyjaciel był stałym bywalcem w ich domu. Gdy jednak, zmęczona długimi do-
jazdami do pracy, zdecydowała się na przeprowadzkę bliżej centrum, okazało
się, że Logan ufa swojemu przyjacielowi wystarczająco mocno, by zasugerować
RS
7
jej wprowadzenie się do Whita, dopóki nie znajdzie czegoś odpowiedniego.
Choć było to już cztery miesiące temu, wciąż mieszkała w ekskluzywnym
apartamencie, który Whit otrzymał w prezencie od ojca z okazji ukończenia
studiów. Było to dwupoziomowe mieszkanie w luksusowym apartamentowcu z
basenem na dachu i zapierającym dech w piersiach widokiem z okien sypialni.
Mieszkało im się razem zadziwiająco dobrze, dużo lepiej, niż wcześniej
sądziła. Whit ani słowem nie wspominał o tym, że już czas się wyprowadzić, a
sama Mallory przestała szukać mieszkania, gdy się okazało, że dobra lokalizacja
oznacza koszty, których, przynajmniej na razie, nie jest w stanie ponieść.
Zdawała sobie sprawę, że w końcu będzie musiała się na coś zdecydować -
może na mały spokojny domek na przedmieściach? Taki, w którym miałaby
warunki do wychowywania dziecka, które niewątpliwie będzie miała, jeśli tylko
Whit Manning się zgodzi. Jeśli w ogóle wróci do domu.
Zaczęła już w to wątpić, gdy otworzyły się drzwi. Whit zdecydowanie
potrzebował prysznica. Jego ciemne włosy były całe mokre, a wilgotny T-shirt
opinał klatkę piersiową. Mallory starannie zignorowała nagły przypływ gorąca
na jego widok i spokojnie kontynuowała malowanie paznokci u nóg.
Dokończyła duży palec i zakręciła buteleczkę z lakierem.
- I co o tym myślisz?
Omiótł ją wzrokiem od stóp do głów.
- Pasuje ci ten kolor. Twoje stopy wyglądają bardzo pociągająco.
Mallory z trudem stłumiła śmiech, pamiętając, że rozmiarem buta
dorównywała swoim braciom.
- Nie pytam o poradę w sprawie koloru lakieru do paznokci. Co myślisz o
mojej propozycji?
Pochylił się, opierając dłonie na kolanach.
- Myślę, że o czymś mi nie powiedziałaś. I chciałbym to usłyszeć.
Mallory przybrała niewinny wyraz twarzy.
- Nie wiem, o czym mówisz.
8
- Wiesz, wiesz. Widzę to w twoich oczach.
Co tu dużo mówić, był dobry w te klocki. Zapewne panie, których numery
widniały w jego czarnym terminarzu, mogłyby jej nieco więcej powiedzieć na
ten temat. Jednak jego umiejętności w kontaktach damsko-męskich nie powinny
jej obchodzić, o ile tylko zrobi to, co do niego należy. Oczywiście musi go
najpierw do tego przekonać.
Wyprostowała się, przywołując wszystkie starannie obmyślane
argumenty, oprócz tego najważniejszego.
- Po pierwsze, moi rodzice dobiegają siedemdziesiątki. Jestem ich jedyną
córką. Nie wiem, ile czasu im jeszcze zostało, a chcę, by moje przyszłe dziecko
miało szansę poznać dziadków.
- W obecnych czasach mogą jeszcze spokojnie pożyć ze dwadzieścia lub
trzydzieści lat.
Pierwszy argument obalony.
- Nie mogę być pewna, czy w ciągu tych dwudziestu lat uda mi się
spotkać odpowiedniego faceta. Szczerze mówiąc, mam marne szanse, biorąc
pod uwagę fakt, że nie mam czasu na randki.
- Ale uważasz, że masz wystarczająco dużo czasu na dziecko, tak? -
zapytał sceptycznie.
- Jakoś to zorganizuję.
- A co z twoimi ambitnymi planami zawodowymi?
- Nic się nie zmieniło. Jeśli się postaram o dziecko teraz, będę mogła
znowu skoncentrować się na karierze, kiedy pójdzie do szkoły.
- A sztuczne zapłodnienie? Staje się przecież coraz bardziej popularne
wśród kobiet, które nie mają zamiaru się wiązać.
- Myślałam o tym, ale nie chcę, by ojcem mojego dziecka był obcy dla
mnie człowiek. Poza tym oznacza to kurację hormonalną i horrendalne koszty.
Uważam, że najlepsza jest droga naturalna, a środki medyczne są ostatecznością
RS
9
w razie problemów. Jeśli nie będę w stanie zajść w ciążę w normalny sposób,
wtedy rozważę inne opcje.
- Czy to oznacza, że jeśli się zgodzę, zrobimy to jak Pan Bóg przykazał?
- Chyba że wolisz, żebym kupiła strzykawkę. - Uśmiechnęła się z
politowaniem.
Whit powstrzymał wypływający mu na twarz uśmiech i zaczął
przemierzać pokój.
- I naprawdę nie chcesz najpierw stanąć na ślubnym kobiercu?
- Miło z twojej strony, że o tym wspominasz, ale dziękuję, te atrakcje
mam już za sobą.
- Ach tak, pamiętam. Jak mu było na imię? Gary?
- Jerry. Na nazwisko powinien mieć Kretyn.
- Fakt, nigdy nie lubiłem tego faceta - stwierdził Whit, przeczesując włosy
ręką.
- Okazało się, że ja w sumie też. Spodziewałam się małżeńskiego
szczęścia, otrzymałam rok z niedojrzałym samcem szukającym tylko okazji,
żeby się wyplątać z niewygodnej przysięgi małżeńskiej. I udało mu się, o czym
nie bez satysfakcji poinformowała mnie jego nowa miłość z pokaźnym już
wtedy brzuchem.
- Nadal nie rozumiem, skąd ta pospieszna decyzja o ślubie - uśmiechnął
się Whit.
Wszystkim się zdawało, że ich szybki ślub w wieku dwudziestu lat był
wynikiem nieplanowanej ciąży. To jednak zdarzyło się trochę później.
- Skoro musisz wiedzieć, zgodnie z wychowaniem jakie otrzymałam,
pewne rzeczy chciałam zacząć dopiero po ślubie.
- Byłaś dziewicą?
- Pewnie. Nietkniętą nawet palcem. Moja matka mogła być ze mnie
dumna.
RS
10
Zresztą później się okazało, że cały ten seks jest doprawdy
przereklamowany.
- Skoro już sama wspomniałaś o rodzicach, nie wydaje mi się, żeby im się
spodobał pomysł nieślubnego dziecka.
- Być może masz rację, ale nie zamierzam ich pytać o zdanie.
- Chcesz ukryć fakt, że jesteś w ciąży, i pojawić się pewnego pięknego
dnia na ich progu z dzieckiem na ręku? Mamo, tato, zobaczcie, co znalazłam na
wycieraczce!
- Oczywiście, że nie. Nie mam zamiaru nic im mówić, dopóki nie zajdę w
ciążę. To może chwilę potrwać.
- Dlaczego tak mówisz? Jesteś młoda i zdrowa.
Nadeszła pora, by mu wyznać prawdę, a przynajmniej jej część. Czuła, że
nie jest w stanie powiedzieć mu o dziecku, które straciła pięć miesięcy po
ślubie. Nawet jej rodzina nie miała o tym pojęcia. Nie potrafiła opisać słowami
pustki, jaką czuła od czasu poronienia. A przecież nawet nie była wtedy gotowa
na dziecko. Teraz czuła, że bardziej gotowa już nigdy nie będzie.
- Usiądź koło mnie.
Posłuchał bez słowa i usiadł kilka centymetrów obok na kanapie. Mallory
obracała na palcu pierścionek, który otrzymała od rodziców w dniu ukończenia
studiów.
Zawsze czuła, że jest przez rodziców kochana. Teraz chciała dać taką
samą miłość swojemu dziecku. Wzięła głęboki oddech i rozpoczęła wyjaśnienia:
- Kilka tygodni temu byłam na badaniach kontrolnych. Gdy powiedziałam
lekarzowi o moich planach, dał mi skierowanie do specjalisty zajmującego się
leczeniem niepłodności.
- Dlaczego? - zapytał zaniepokojony.
- Kilka lat temu przeszłam drobną infekcję, która prawdopodobnie
uszkodziła jeden jajnik. Teraz tylko jeden działa prawidłowo.
- Przykro mi, Mallory. Czy to bolesne?
RS
11
- Nie, ale może utrudnić zajście w ciążę. Mam przez to tendencję to
nieregularnych miesiączek.
Na widok jego miny przewróciła oczami.
- Nie wygłupiaj się, Manning. Nie będziesz przecież udawał
zażenowanego, rozmawiając ze mną o takich sprawach.
- No cóż, nie jest to temat, który zwykle poruszamy przy śniadaniu.
- Cóż, mając pięciu starszych braci, przywykłam już nie robić z
comiesięcznej dolegliwości wielkiej tajemnicy.
Whit się uśmiechnął.
- Nie chcę cię wystraszyć, Whit. Poza tymi problemami, wszystko jest ze
mną w porządku. Jeśli podejdziesz do tego bez emocji, zrozumiesz, że to tylko
kwestia umowy między nami.
- Umowy? - Nawet się nie starał ukryć zdumienia. - Mówisz o dziecku, a
nie zakupie pralki, na miłość boską.
- Wiem, ale nie musimy niepotrzebnie komplikować sprawy. Spróbujmy,
a jeśli się nie uda, przynajmniej będę wiedziała, że zrobiłam wszystko co w
mojej mocy.
- Myślę, że nie ma wątpliwości co do powodzenia akcji - uśmiechnął się.
- Czy to oznacza, że się zgadzasz?
Przez chwilę milczał, jednak w jego wzroku Mallory dostrzegła
współczucie.
- Czy to dla ciebie aż takie ważne?
- Tak.
- I jeśli się zgodzę, nie będziesz miała nic przeciwko moim kontaktom z
dzieckiem, gdy nasze drogi się rozejdą?
- Mówiłam ci już. Naprawdę uważam, że dziecko to zobowiązanie na całe
życie.
Whit otarł spocone czoło.
- Nie wiem, czy pożyję długo.
RS
12
- Co masz na myśli?
- Loganowi się to nie spodoba.
Mallory się spodziewała, że przyjaźń z jej bratem może odstraszać Whita
od podjęcia decyzji.
- Pozwól, że ja się zajmę Loganem, kiedy przyjdzie pora.
- Wciąż nie jestem przekonany, czy to dobry pomysł. Mallory
zdecydowała się wyłożyć ostatnią kartę na stół.
- Wiesz, to może być całkiem miłe doświadczenie. Chyba że sama myśl o
seksie ze mną napawa cię odrazą.
Whit śledził ruch jej ręki przesuwającej się powoli po jego ramieniu.
- O'Brien, czy ty się starasz mnie uwieść?
- A jak ci się wydaje?
Podniósł na nią wzrok.
- Weź pod uwagę, że masz do czynienia z facetem, który od kilku
miesięcy nie spotykał się z żadną kobietą.
- Nie widzę w tym nic złego.
Zanim zdążyła mrugnąć, Whit przycisnął ją swoim ciężarem do kanapy.
- Jesteś pewna, że tego chcesz?
Nie spodziewała się, że Whit zareaguje tak szybko. Przełknęła ślinę.
- To zależy od tego, co chcesz zrobić. Spodziewała się, że będzie chciał ją
trochę wystraszyć.
- Żadnych pocałunków, dopóki nie dasz mi odpowiedzi. Odgarnął dłonią
włosy z jej czoła.
- A jeśli nie spodoba ci się sposób, w jaki całuję? Nadal będziesz chciała
iść ze mną do łóżka?
Poczuła, jak jej oddech staje się płytki i szybki.
- Twoje umiejętności niewiele tu znaczą. Bardziej liczy się dla mnie
umiejętność doprowadzenia sprawy do końca.
- Masz co do tego jakieś wątpliwości? - Uśmiechnął się.
RS
13
- Myślę, że jesteś normalnym mężczyzną. Wystarczy jedno słowo i
żołnierz jest gotowy do walki - odparła, rzucając znaczące spojrzenie w stronę
jego spodni.
Whit odsunął się na drugi koniec kanapy. Mijały kolejne sekundy, potem
minuty, a on wciąż milczał zatopiony w myślach. Mallory siedziała cicho, chcąc
mu dać czas na przemyślenie odpowiedzi. Czekanie wydawało się wiecznością.
W końcu westchnął z rezygnacją i powiedział:
- Dobrze. Zgadzam się.
- Naprawdę?
- Tak. Chyba oszalałem, ale skoro naprawdę tego chcesz, spróbuję.
W nagłym przypływie radości Mallory zaczęła obsypywać jego twarz
pocałunkami jak z dubeltówki. Chciała mu powiedzieć, że nie będzie żałował,
jednak wyraz jego oczu odebrał jej mowę. Ona sama nie spotykała się z nikim
już od dłuższego czasu, potrafiła jednak rozpoznać pożądanie w oczach
mężczyzny. A przecież Whit nigdy do tej pory tak na nią nie patrzył.
Bez słowa położył dłoń na jej karku i przyciągnął jej usta do swoich. Jeśli
ten pocałunek miał być dowodem jego umiejętności na tym polu, spełnił swoje
zadanie. Dotyk jego warg i języka w okamgnieniu wywołał w niej reakcję, jakiej
nigdy wcześniej nie zaznała. A przecież jeszcze nie nadeszła właściwa pora.
Pogłębił pocałunek, nie dając jej szans na protest. Nie myślała zresztą o tym,
zatapiając się bez reszty w tym cudownym uczuciu.
Choć Mallory wcale nie miała ochoty kończyć, Whit najwyraźniej podjął
taką decyzję, gdyż odsunął ją od siebie zdecydowanym ruchem.
- Może być, O'Brien?
Może być? Mało brakowało, a wyskoczyłaby z ubrań już teraz,
zapominając o swoim celu.
- Mówiłam ci już, że nie zależy mi na twoich umiejętnościach na tym
polu. Decydujemy się na seks w celach prokreacyjnych. Nie musisz mi niczego
udowadniać.
RS
14
- Rozumiem. Niniejszym zostałem zatrudniony jako byk rozpłodowy.
- W pewnym sensie tak - odparła, niechętnie podnosząc się z kanapy.
- Jeszcze jedno pytanie.
- Tak?
- Czy zaczynamy rozmnażanie już dzisiaj? - zapytał niskim, wibrującym
głosem.
- Nie. Za trzy dni.
- Dopiero?
- Wtedy będę miała owulację. Jeśli w ogóle, oczywiście. - Mallory
chwyciła lakier do paznokci i odwróciła się w stronę łazienki.
Jego reakcja była natychmiastowa. Zastąpił jej drogę i wziął ją w ramiona.
- Teraz, kiedy się zgodziłem, każesz mi czekać aż trzy dni?
- Jestem pewna, że dasz sobie radę. Potraktuj to jak przygotowanie przed
ważnym meczem.
- Łatwo ci mówić. Przez trzy dni nie będę się mógł na niczym innym
skupić.
Mallory z trudem stłumiła śmiech. Jednak pomimo wypełniającej ją
radości decyzja, którą wspólnie podjęli, budziła też obawy. Będzie miała
dziecko ze swoim współlokatorem. A przynajmniej postarają się wspólnie o
dziecko. To właśnie perspektywa tego starania napełniała ją strachem i
podekscytowaniem.
Whit Manning był mężczyzną nieuznającym półśrodków. Sądząc po
pocałunku sprzed kilku chwil, w łóżku nie da sobie taryfy ulgowej. Ona jednak
musiała pamiętać, że nie może sobie pozwolić na uczuciowe zaangażowanie.
Kochała go jak brata i tak miało pozostać. Będą uprawiać seks jedynie ze
względu na dziecko, nie częściej niż trzy dni w miesiącu. Bez uczuciowego
zaangażowania i związanych z nim oczekiwań.
RS
15
Martwiła ją jedynie jedna myśl. Ona miała wystarczająco dużo czasu, by
przemyśleć swoją decyzję, a Whit podjął ją w przeciągu kilku godzin. Co
będzie, jeśli jutro rano się rozmyśli?
ROZDZIAŁ DRUGI
Chyba postradał zmysły. Nie miał przecież zielonego pojęcia o
wychowywaniu dzieci. Teraz, siedząc przy biurku i usiłując się skoncentrować
na pracy przed czekającym go za dwadzieścia minut spotkaniem z zespołem
architektów, nie potrafił przestać myśleć o dręczącym go przez całą noc pytaniu.
Czy nie popełnił życiowego błędu, zgadzając się na propozycję Mallory?
W jednym na pewno miała rację - zawsze uciekał od wszelkich
zobowiązań. Do tej pory wszystkie znane mu małżeństwa okazały się pomyłką.
Jego ojciec miał już za sobą dwa nieudane związki, a trzeci również nie
zapowiadał się obiecująco. Matka zaś bez skrupułów porzuciła swoje jedyne
dziecko. W rok po rozwodzie wyjechała w nieznane, szukając sensu życia. Od
tamtej pory zamieszkał z ojcem i zaprzyjaźnił się z rodziną O'Brienów. Byli
wspaniali, stanowili jego bezpieczną przystań, jednak nigdy się nie pogodził z
nagłym wyjazdem matki i faktem, że kontakty z ojcem ograniczały się do
zdawkowych życzeń urodzinowych. Nawet nie zadzwonił do niego z
gratulacjami z okazji ukończenia szkoły.
W pewnym sensie przyczyny ucieczki swojej matki upatrywał w
zaborczości ojca. Musiał jednak przyznać, że to ojciec nauczył go wszystkiego,
co wiedział o projektowaniu. To właśnie on wprowadził go w najbardziej zawiłe
tajniki zawodu. Whit czuł się jego dłużnikiem i to poczucie kosztowało go
rezygnację ze swoich własnych marzeń i planów. To się musiało kiedyś
skończyć.
RS
16
Chyba jednak nie dzisiaj, pomyślał Whit, kiedy do pokoju wpadł Field -
mężczyzna sukcesu z piękną opalenizną, z posrebrzanymi skroniami i złością w
oczach.
Whit przygotował się w myślach na cotygodniowy wykład.
- Znowu pokpiłeś sprawę, synu.
- Dzień dobry, tato. Co tym razem schrzaniłem? - zapytał Whit, słysząc
jakże znajome słowa powitania.
- Barclay powiedział mi, że w projekcie uwzględniłeś tylko trzy sale
konferencyjne zamiast czterech. To niewybaczalny błąd.
Whit z trudem powstrzymywał złość.
- Staruszek Barclay zmienił zdanie po ukończeniu wstępnej wersji
projektu. Wprowadziłem poprawki, gdy spędzałeś z żoną romantyczny
weekend. - Nowa macocha Whita, Rebeka, była od niego zaledwie o sześć lat
starsza.
Whit najbardziej lubił te właśnie chwile, kiedy udawało mu się wytrącić
ojcu broń z dłoni. Jak zwykle jednak ojciec szybko odzyskał rezon, gotowy na
wbicie kolejnej szpili.
- Okropnie wyglądasz, Whit. Na pewno zmieniasz panienki jak
rękawiczki, choć nie stać cię na tak kosztowne hobby, zwłaszcza w trakcie tak
ważnego projektu.
- Wiesz co, tato? To, co robię w moim życiu prywatnym, nie powinno cię
obchodzić. Skoro już musisz wiedzieć, z nikim się aktualnie nie spotykam. Jeśli
to się zmieni, możesz być pewien, że będziesz ostatnim, który się o tym dowie.
Field zacisnął zęby.
- To dobra wiadomość. Nie jesteś jeszcze gotów, żeby się wiązać.
- Masz rację, nie jestem. I biorąc pod uwagę przykład, jaki mi dałeś, być
może nigdy nie będę.
W oczach Fielda błysnęła złość.
RS
17
- Nie mam nawet zamiaru odpowiadać na taką zaczepkę. W przypadku
obu rozwodów miałem ważne powody. Chciałem ci jedynie oszczędzić
brudnych szczegółów.
- O jakich ważnych powodach mówisz? Czyżby o swojej potrzebie
kontrolowania wszystkiego i wszystkich dookoła? To nie tajemnica. Gdy ktoś
nie chce się podporządkować, wyrzucasz go na zbity pysk
- Mów sobie, co chcesz, ale ja przynajmniej potrafię wytrwać w związku
dłużej niż kilka tygodni.
No tak, oczywiście on nigdy nie był winny. Whit ostentacyjnie spojrzał na
zegarek i zwrócił się do ojca:
- Chciałbyś jeszcze mnie za coś skrytykować? Bo mam dzisiaj dość
napięty grafik. Ale możemy się umówić na jutro. Będziesz mógł sobie
przygotować całą listę moich wad i błędów.
- Nie bądź ironiczny, Whit.
- Nauczyłem się tego od ciebie.
Field przez dłuższą chwilę nie spuszczał z niego wzroku.
- Być może popełniłem wiele błędów, ale zasługuję chyba na trochę
więcej szacunku za to, co dla ciebie zrobiłem, odkąd odeszła twoja matka.
Jesteś moim dłużnikiem, zadźwięczało znowu w głowie White.
- Wiem, że wiele ci zawdzięczam. Często mi o tym przypominasz. Jednak
wydaje mi się, że wszyscy rodzice pomagają swoim dzieciom i nie wymagają za
to zapewnień o dozgonnej wdzięczności.
- Ja również nie wymagam. Chciałbym jednak, żebyś dostrzegał to, co
masz. I byłoby miło, gdybyś w końcu dorósł.
Field opuścił biuro z aroganckim wyrazem twarzy, zamykając za sobą
drzwi odrobinę głośniej, niż należało. Whit przez chwilę rozmyślał nad słowami
ojca i doszedł do zadziwiającego wniosku. Potrafił być odpowiedzialny i teraz
pojawiła się możliwość dowiedzenia tego zarówno sobie, jak i ojcu. Mógł być
przecież lepszym ojcem, a przez to lepszym człowiekiem.
RS
18
Da Mallory dziecko, którego tak bardzo pragnie, i w ten sposób wzniesie
się ponad nieustanną krytykę Fielda. Będzie też aktywnie uczestniczył w
wychowaniu dziecka, nie tak jak jego własna matka.
Miał również zamiar czerpać tyle radości z całego przedsięwzięcia, ile się
da. Ta myśl sprawiła, że z większym optymizmem pomyślał o nadchodzącym
dniu.
Mallory była podenerwowana, głodna i wyczerpana. Co gorsza, w kuchni
urzędował właśnie półnagi mężczyzna. To prawda, kuchnia należała do niego,
jednak czy naprawdę musiał paradować przed nią opasany jedynie luźno zwią-
zanym ręcznikiem? Dziwna sprawa. Widywała go w takim stroju już wcześniej,
jednak wtedy nie myślała o nim jako o przyszłym ojcu swojego dziecka.
Podniosła pokrywkę i zamieszała warzywa, chcąc się oderwać od uporczywej
myśli, co też się kryje pod czarnym ręcznikiem. Nie zadziałało to zbyt dobrze,
gdyż po chwili poczuła na swoim ramieniu męską dłoń. Whit zaglądał jej przez
ramię do garnka.
- Pachnie smakowicie - stwierdził.
Ty też, pomyślała Mallory. Pachniał jak rozgrzane letnie popołudnie.
Odłożyła pokrywkę, ale nie śmiała na niego spojrzeć.
- Marchewka, groszek i ziemniaki.
- A co jest w piekarniku?
- Halibut.
- Wiesz, że nienawidzę ryb i owoców morza. Mallory odwróciła się i
splotła ręce.
- Mówiłeś mi tylko, że nie jadłeś ich od czasów szkoły średniej. Może
nadszedł czas, żeby im dać drugą szansę?
- Ale po co?
Zdecydowała się wyjawić część prawdy.
- Bo to zdrowe.
RS
19
- A to co? - spytał Whit, chwytając kartkę leżącą na stole. Mallory
podskoczyła, próbując wyrwać mu ją z dłoni, ale on podniósł ręce wysoko do
góry. Mallory była wyższa niż większość kobiet, ale i Whit przewyższał
wzrostem większość mężczyzn. Był również silniejszy i szybszy od niej, nic
dziwnego więc, że bez trudu unieruchomił jej nadgarstki i zaczął czytać tekst na
kartce.
Uśmiech na jego twarzy wypłynął chwilę potem.
- Stare dobre sposoby na zapewnienie sobie płci dziecka?
Mallory wykorzystała moment, kiedy zwolnił uścisk, i wyrwała mu kartkę
z rąk.
- To tylko kilka wskazówek - odparła, składając listę i chowając ją do
kieszeni. - Wydały mi się interesujące.
- Znalazłaś to w internecie? - Uśmiechnął się szeroko.
Mallory odwróciła się do niego plecami i zamieszała w garnku.
- Tak, a coś w tym złego?
- Nic, ale przyznaję, że jestem trochę zaskoczony.
- Dlaczego? Lepiej być przygotowanym - odparła, rzucając mu
ukradkowe spojrzenie.
- Spodziewałem się, że znajdziesz na ten temat mnóstwo przydatnych
informacji, bo to pasuje do twojej osobowości. Ale stare przesądy i zabobony?
Trudno mi w to uwierzyć.
- Czasem stare sposoby okazują się najlepsze. A poza tym pogódź się z
faktem, że nie wiesz jeszcze o mnie wszystkiego.
- Ale mam zamiar się dowiedzieć. Spojrzała na niego uważnie.
- Każda dziewczyna ma swoje sekrety, Whit.
- A facet powinien znaleźć sposób, by je odkryć.
- Pobożne życzenia - mruknęła, choć po plecach przebiegł jej dreszcz.
- Wiem. - Roześmiał się.
Mallory zdecydowała się zmienić temat.
RS
20
- Skoro już mowa o dzieciach, idź do mojej sypialni. Na łóżku znajdziesz
prezent, który ci dziś kupiłam.
- Nie potrzebuję żadnych wspomagaczy, jeśli to o to chodzi.
- Kupiłam ci bokserki.
- Wolę slipki - skrzywił się Whit.
- Potraktuj to jako tymczasową odmianę. Potem możesz znowu nosić, co
ci się podoba.
Pochylił się w jej stronę i zapytał:
- Potem, czyli... po prokreacji?
- Tak.
- Czy to naprawdę konieczne?
Mallory wzruszyła ramionami.
- Podobno lepiej nie krępować pewnych części ciała.
- To już chyba wolę po prostu nie nosić bielizny.
Mallory zaśmiała się, jednak szybko przestała na widok ruchu jego ręki w
kierunku ręcznika.
- Nie waż się.
- Dlaczego nie? Skoro mam nie krępować pewnych części ciała...
Doprawdy niezły pomysł, bezwiednie pomyślała Mallory.
- Czy te twoje nowe pomysły mają coś wspólnego z tą listą?
- Tak.
- Noszenie bokserek pomaga w zaplanowaniu płci dziecka?
- Tak mówią.
- Kto tak mówi?
- Osoby, które opracowały listę.
Whit z zastanowieniem pogładził podbródek.
- Jeszcze jedno pytanie. Chcesz chłopca czy dziewczynkę?
- Myślałam raczej o dziewczynce.
- A jeśli ja chcę syna?
RS
21
Jakie to typowe, pomyślała Mallory.
- Masz pięćdziesiąt procent szans.
Kiwnął głową w kierunku jej kieszeni.
- Trochę zmniejszasz moje szanse, stosując te porady.
- Myślałam, że nie wierzysz w takie zabobony - uśmiechnęła się.
- Bo nie wierzę, jednak na wszelki wypadek wolę nie ryzykować.
Mallory zdecydowała się wyciągnąć ostatniego asa z rękawa.
- To ja będę musiała być na górze.
Whit zamilkł na chwilę, po czym stwierdził:
- No to będziemy mieli dziewczynkę.
Rzucił jej krótkie spojrzenie, a w jego ciemnych oczach Mallory
dostrzegła niebezpieczny błysk pożądania.
- Idź przymierzyć bokserki, a ja nakryję do stołu. Wieczór jest ciepły,
więc możemy zjeść na tarasie.
Gdy wyszedł, Mallory nałożyła solidne porcje na talerze i ustawiła je na
szklanym okrągłym stole stojącym na tarasie pod błękitnym parasolem.
Apartament Whita znajdował się na ostatnim piętrze, więc z okien sypialni i z
tarasu roztaczał się zapierający dech w piersiach widok. Mallory podeszła do
barierki, nie odrywając wzroku od płomiennego zachodu słońca na horyzoncie.
Wieczór był jej ulubioną porą, jednak tego dnia wszystko dookoła wydawało się
takie nierealne. Relacje między nią a Whitem gwałtownie się zmieniały.
Przygotowanie się na seks według dokładnie określonego planu było dla niej
dużym wyzwaniem. Należało przede wszystkim trzymać swoje uczucia na
wodzy. Nie mogła zapomnieć, że Whit był jej przyjacielem i współlokatorem.
Między nimi nie było miejsca na coś więcej.
To prawda, był świetnym facetem, ale był również uwodzicielem. Już raz
zrobiła fatalny błąd, wiążąc się z podobnym mężczyzną. Nie miała zamiaru
popełniać tego samego błędu po raz drugi, niezależnie od tego, jak kusząca
wydawała jej się teraz ta perspektywa.
RS
22
Mallory usiadła przy stole, czekając na powrót Whita. Po kilku minutach
zjawił się w drzwiach, prezentując bieliznę, którą kupiła w przerwie na lunch.
Nie mogła się powstrzymać od śmiechu. Whit nie był zadowolony, ale
naprawdę wyglądał uroczo w czerwonych bokserkach, na środku których
widniała żółta, uśmiechnięta buzia. Spojrzał na nią wymownie.
- Powiedz mi, że to tylko głupi żart.
- Nie podobają ci się? - Zachichotała.
- Wyglądam jak kretyn.
Według Mallory wyglądał bosko.
- Przestań, przecież i tak nikt ich nie będzie widział.
- Teraz nie. Ale jeśli mam je włożyć do pracy, to koledzy je zobaczą.
- Chyba nie planujesz udać się do biura bez spodni.
- No wiesz, od czasu do czasu muszę pójść do łazienki.
No tak, zapomniała o męskim zwyczaju ucinania sobie pogawędek przy
pisuarach, który zawsze nieodmiennie budził jej zdziwienie. Kobiety wybierały
sobie bardziej cywilizowane miejsca do plotek.
- Przecież masz swoją prywatną łazienkę przy gabinecie, Whit. Poza tym
nie powinieneś się tak bardzo przejmować tym, co myślą o tobie inni. Ja
uważam, że te bokserki są cudne.
Whit skrzywił się z niesmakiem.
- Nie martw się, kupiłam ci jeszcze kilka par bez żadnych nadruków -
uspokoiła go, rozkładając na kolanach czarną serwetkę. - W twoim ulubionym
odcieniu granatu.
- To gdzie one są? Wolałbym się od razu przebrać.
- W pralni. Chciałam je najpierw wyprać, żeby materiał cię nie podrażniał
- odparła, wskazując ręką na pełny talerz. - Czas na kolację, jedzenie stygnie.
- Chyba straciłem apetyt na jedzenie - powiedział wolno, nie odrywając
od niej roziskrzonych oczu.
RS
23
- Jeszcze dwa dni, Whit. Zbieraj siły - rzuciła lekko, myśląc, że i jej
zaczyna się dłużyć ten czas nieustannego wyczekiwania.
- Nie bój się, wszystkiemu podołam.
- Świetnie. Zjedzmy w końcu kolację.
Rzucił okiem na talerz i skrzywił się pogardliwie.
- Nie jestem pewny, czy będzie mi smakowało.
- Nie dowiesz się tego, dopóki nie spróbujesz.
- Moje przeczucia zazwyczaj się sprawdzają - stwierdził ponuro. - Zwykle
doskonale wiem, czy coś mi się spodoba, czy nie.
- Weź chociaż jeden kęs. Jeśli stwierdzisz, że nie da się przełknąć, zrobisz
sobie kanapkę z szynką.
Kiedy sięgnął po solniczkę, zatrzymała go.
- Nie rób tego.
Spojrzał na nią zaskoczony.
- Dlaczego nie?
- Już doprawiałam. Poza tym zbyt duża ilość soli może ci zaszkodzić.
Punkt numer pięć na liście. Nadmiar soli nie jest wskazany, jeśli para
stara się o dziewczynkę.
Nieco naburmuszony uniósł widelec do ust. Widząc to, Mallory również
zabrała się za jedzenie i zanim się obejrzała, talerz Whita był już pusty. To
raczej ona miała trudności ze skończeniem swojej porcji. Uśmiechnęła się z
nieukrywaną satysfakcją.
- Nie było chyba takie najgorsze, co?
Odsunął na bok pusty talerz i założył ręce za głowę.
- Całkiem niezłe. Co na deser?
Przez głowę Mallory przemknęło kilka pomysłów.
- Lody są w zamrażarce.
- Na schłodzenie nastroju?
- Jeszcze tylko dwa dni, Whit - przypomniała mu z uśmiechem.
RS
24
- No tak. Dwa dni, zanim skonsumujemy nasz układ. Może powinniśmy
wykorzystać te dwa dni na grę wstępną?
Zdrowy rozsądek podpowiadał Mallory, że wkraczają na grząski grunt.
Czuła, jak jej ramiona pokrywa gęsia skórka.
- Uważam, że powinniśmy się z tym wstrzymać.
- Dobrze. Jeśli się czujesz na siłach... - Wstał z krzesła i podszedł do niej
wolnym krokiem.
- Muszę wziąć prysznic.
- Mogę się przyłączyć?
Mallory wywinęła się pod jego ramieniem i zaczęła zbierać ze stołu
talerze.
- Na miłość boską, Whit, jeśli to jest twój sposób na uwodzenie
dziewczyn, to naprawdę się dziwię, że odnosisz jakieś sukcesy. Cześć, jestem
Whit. Chodźmy na kolację, a potem się zabawimy.
Uśmiechnął się ironicznie.
- Czasami przynoszę najpierw kwiaty.
Jerry zawsze przynosił jej kwiaty po tym, jak nie wracał do domu na noc.
To jedyne, co od niego otrzymała podczas ich krótkiego małżeństwa, oprócz
nieplanowanej ciąży.
- I co? Wskakują ci do łóżka jak oparzone?
Popatrzył na nią urażony.
- To był żart, Mallory. Nie myślę wciąż tylko o jednym. A poza tym, jeśli
sobie dobrze przypominam, to wszystko był twój pomysł.
To prawda, pomyślała Mallory. A jednak nagle poczuła się tak, jak gdyby
znowu ktoś ją chciał wykorzystać. Odwróciła się do niego i powiedziała, siląc
się na uśmiech:
- Wiem, że żartowałeś. Zawsze ze wszystkiego żartujesz.
- To dlatego, że jesteś dla mnie... - urwał w pół słowa i odwrócił wzrok.
RS
25
- Kumplem? - Niespodziewanie dla niej samej zabolało ją to. - Doskonale
zdaję sobie z tego sprawę. Jednak z kumplem nie ma się dziecka.
- Myślisz, że o tym nie wiem, Mallory? Wierz mi, kiedy myślę o tym, co
ma się wydarzyć za dwa dni, kumpelstwo jest ostatnią rzeczą, która przychodzi
mi na myśl. - Postąpił krok w jej stronę. - I wiesz co? Nawet nie muszę się za-
stanawiać, czy będzie mi się to podobało, czy nie. I jestem pewien, że ty
również.
Oby tylko starczyło jej pewności siebie, gdy będzie z nim sam na sam w
sypialni.
- To nieistotne, czy mi się będzie podobało, czy nie. Chcę po prostu zajść
w ciążę.
- A ja zrobię wszystko, żeby ci się spodobało. Obawiam się, że potem
będzie nam trudno przestać.
- Chcę mieć dziecko, Whit, to wszystko.
- Oczywiście, Mallory. Ja chcę ci jednak dać trochę więcej niż dziecko.
Z tymi słowami zabrał jej talerze z dłoni i wszedł do kuchni, zostawiając
ją samą na tarasie, pogrążoną głęboko w myślach.
Whit Manning okazał się prawdziwym wyzwaniem. Miała nadzieję, że
uda jej się mu sprostać.
Rozpoczęła się już druga połowa meczu, a Whit wciąż nie mógł się
skoncentrować na grze. Czuł się dotknięty faktem, że Mallory ma o nim tak złą
opinię. To prawda, spotykał się do tej pory z wieloma kobietami, jednak wbrew
temu, co o nim mówiono, nie sypiał, z kim popadnie. Kilka razy miał już nawet
nadzieję na poważny związek, ale po chwili zaczynało mu brakować
niezależności. Tak naprawdę nikt do tej pory, oprócz Mallory, nie poznał
prawdziwego oblicza Whita Manninga.
Ta myśl nie dawała mu spokoju. Znała go lepiej niż jakakolwiek inna
kobieta. Może miała co do niego rację? Rzeczywiście poza pracą nie potrafił do
niczego w życiu podejść poważnie. Było tak, odkąd pamiętał, odkąd opuściła go
RS
1 Kristi Gold Niecodzienna przysługa
2 ROZDZIAŁ PIERWSZY - Chcę mieć z tobą dziecko, Whit. Większość mężczyzn uciekłaby, gdzie pieprz rośnie, słysząc tak nietypową prośbę, ale Whitfield Manning IV nie przypominał większości mężczyzn. Z powodu swojego majątku i pozycji społecznej często się spotykał z różnymi propozycjami ze strony ponętnych kobiet, ale taką ofertę usłyszał po raz pierwszy. Zwykle kobiety były bardziej zainteresowane skonsumowaniem związku bez ponoszenia tego typu konsekwencji. Jednak Mallory O'Brien, prawniczka, siostra jego najlepszego przyjaciela i od czterech miesięcy jego współlokatorka, również się różniła od większości kobiet. Nie przymilała się do niego i nie dbała o stan konta w banku. Lubiła za to działać mu na nerwy. Przypuszczał więc, że ta nietypowa prośba stanowi kolejną sztuczkę, by go wyprowadzić z równowagi. - Nie ma sprawy, O'Brien. Chwilowo jestem co prawda trochę zajęty... - przerwał czytanie gazety, przybierając zamyślony wyraz twarzy - ale mogę się tobą zająć po lunchu we wtorek. Poproszę sekretarkę, by zaznaczyła to w moim kalendarzu. Choć przez głowę przemknął mu obraz namiętnej sceny na stole konferencyjnym w jego biurze, powrócił do czytania gazety. Nie było mu jednak dane skończyć recenzji ostatniego meczu, gdyż Mallory wyrwała mu gazetę i rzuciła ją w kąt. - Whit, przerwij czytanie i posłuchaj mnie przez chwilę. Podniósł wzrok na stojącą przed nim oszałamiającą piękność o kasztanowych włosach i przejrzystych zielonych oczach wpatrujących się teraz w niego z determinacją. W zeszłym tygodniu popełnił poważny błąd, wchodząc bez pukania do jej pokoju. Skąd jednak miał wiedzieć, że zastanie ją siedzącą nago na łóżku i smarującą się balsamem? Duży błąd, szczególnie w przypadku RS
3 mężczyzny, który już od kilku miesięcy nie był w żadnym związku. Dziwnym zbiegiem okoliczności nawet nie odczuwał potrzeby szukania partnerki, odkąd Mallory z nim zamieszkała. Wydawało mu się, że udało im się stworzyć przyjacielski tandem współlokatorów i nie myślał o tym, by się posunąć dalej. W każdym razie nie myślał o tym częściej niż dwa razy na dzień. Powinien się szybko uporać z tym chwilowym nastrojem, zanim zrobi coś głupiego, na przykład spróbuje ją uwieść. Nie chciał tracić fajnego kumpla. Mallory nie spuszczała z niego wzroku. Wyprostował się i posłał jej jeden ze swoich wyćwiczonych uśmiechów, które tak często pomagały mu udobruchać rozzłoszczone kobiety. - No dobrze, O'Brien, masz moją niepodzielną uwagę. Czy zapomniałem zmyć kufel po piwie? Tym razem na pewno nie chodzi o deskę w toalecie, bo nie byłem dziś w twojej ubikacji. Usiadła obok niego na kanapie i podciągnęła nogi pod brodę. - Nie zrobiłeś dzisiaj nic złego. Mówię poważnie. Chcę mieć dziecko i chcę je mieć z tobą. - Zwariowałaś? - W końcu dotarło do niego, że Mallory nie żartuje. - Nie. Po prostu nie chcę już czekać. Poważny wyraz jej twarzy wywoływał u niego niepokój. - Ale dlaczego w ogóle ci to przyszło do głowy? Dlaczego ze mną? - Ponieważ ci ufam, Whit. Jesteś moim przyjacielem. - Może nie jestem zbyt bystry, ale wciąż nie rozumiem tego szalonego pomysłu. Podniosła poduszkę i przycisnęła ją do piersi, zasłaniając tym samym widok, który od dłuższej chwili przyciągał jego wzrok. - Mam już trzydzieści lat. Czuję, że nadszedł czas. Mój zegar biologiczny tyka jak szalony. - Więc go wyłącz. Ja mam trzydzieści jeden i myśl o dziecku nawet nie przyszłaby mi do głowy. RS
4 - Mężczyźni to co innego. Możecie mieć dzieci nawet po osiemdziesiątce. Kobiety nie mają takiego luksusu. Komórki jajowe się starzeją, a plemniki zachowują młodość przez wiele lat. Czuł się dziwnie, rozmawiając z nią o takich rzeczach, choć sam proces prowadzący do tak upragnionego przez nią celu był niezmiernie pociągający. Musiał jej jednak odmówić. To szalony pomysł! Trzeba postawić sprawę jasno, zanim jego męska natura weźmie górę nad rozsądkiem. Nie odzywając się ani słowem, wstał i chwycił swoje buty do biegania. Włożył je i mocno zasznurował. Chciał jak najszybciej wyjść, więc nawet nie zadał sobie trudu, by zmienić strój na bardziej odpowiedni. - Gdzie się wybierasz, Whit? Rzucił jej przelotne spojrzenie. - Idę pobiegać. W tym czasie proszę cię o jedną przysługę. Jak wrócę, chcę zobaczyć z powrotem prawdziwą Mallory. - To takie typowe. - Przewróciła oczami, odkładając poduszkę na bok. - Typowe? - Zmarszczył brwi z irytacją. - Nic w tej całej rozmowie nie było typowe. - Nie mówię teraz o dziecku, tylko o tym, że zawsze uciekasz. To jest typowe. Cała Mallory. Mówiła to, co myśli, prosto z mostu, nawet gdy nie miała racji. - Nie uciekam, po prostu idę pobiegać. - Właśnie że uciekasz. Tak samo jak od pomysłu założenia własnej firmy, bo się boisz przeciwstawić ojcu. Czy kiedykolwiek zrobiłeś coś, na co miałeś ochotę, bez jego pozwolenia? Może to dlatego nie chcesz się nawet zastanowić nad moją propozycją? Bo wiesz, że nie byłby zadowolony. Do diabła z jej przenikliwością. Pożałował, że jej się zwierzał ze spraw, o których nie mówił wcześniej żadnej innej kobiecie. RS
5 - Projektuję wieżowce najwyższej klasy i z każdą minutą staję się coraz bardziej bogaty. Nie widzę w tym nic złego. - Sam mówiłeś, że nie jesteś zadowolony, że wolałbyś projektować domy. - A ty? Chcesz mieć dziecko z mężczyzną, który ucieka od zobowiązań? To przecież twoje słowa! - Na litość boską, przecież nie chcę, żebyś się ze mną ożenił. Chcę tylko mieć dziecko. Potem możesz iść swoją drogą, a ja pójdę swoją. Bez żadnych komplikacji. - Zero zobowiązań, tak? Mam zostawić swoje dziecko i pozwolić ci się bawić w samotną matkę? - Wiedział dobrze, że nie byłby do tego zdolny, chociaż jego własna matka zostawiła go, gdy był dzieckiem. - Wręcz przeciwnie, uważam, że powinieneś być zaangażowany w wychowanie. W swojej pracy widziałam już wystarczająco dużo spraw rozwodowych, w których dzieci są tylko kartą przetargową zaślepionych nienawiścią rodziców. Wiem, że nam udałoby się tego uniknąć, bo jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. Pora przerwać tę dyskusję, zanim straci nad sobą panowanie. - Zapomnij o tym. Nic takiego się nie zdarzy. Rzuciła mu błagalne spojrzenie. - Pomyśl o tym, Whit. Jesteś moją jedyną szansą. Whit wybiegł z mieszkania. Zbiegł po schodach i wypadł na ulicę. Skierował się w stronę parku, zręcznie wymijając pary z wózkami, które wybrały się na spacer w niedzielne popołudnie. W parku pobiegł swoją ulubioną trasą wzdłuż zalewu, rozmyślając o tym, że jego przyjaciółka straciła rozum, i wyobrażając sobie, co by było, gdyby miał dziecko z Mallory. A raczej, co by było, gdyby się zaczął starać o dziecko z Mallory. Zatrzymał się i otarł dłonią spocone czoło. Nie czuł się gotowy do roli ojca. A nawet gdyby był na to gotowy, nie zostawiłby przecież swojego dziecka, chociaż Mallory bez wątpienia byłaby wspaniałą matką. Co prawda ojciec po- RS
6 wtarzał mu do znudzenia, że nie potrafi brać odpowiedzialności za swoje życie uczuciowe, ale czy Whitfield III był właściwą osobą do wygłaszania takich morałów, gdy sam miał za sobą trzy nieudane małżeństwa? Ciekawe, jaką miałby minę na wieść, że Whit zostanie ojcem. Musi przebiec jeszcze kilka kilometrów. Może gdy będzie wystarczająco zmęczony i nie będzie skłonny do podejmowania decyzji bez rozważenia wszystkich konsekwencji. Może gdy wróci do domu, Mallory mu powie, że to był tylko żart. I może nazajutrz, gdy się zjawi w pracy, okaże się, że jego ojciec przechodzi na emeryturę, dając mu wolność, której tak bardzo pragnął. Nic z tego. Odwrócił się na pięcie i pobiegł w stronę domu, obiecując sobie poważnie porozmawiać ze swoją współlokatorką. Ciągle słyszał w głowie jej słowa: „Jesteś moją jedyną szansą". Musiał się dowiedzieć, dlaczego tak powiedziała. Być może nie powinna była mówić tak prosto z mostu. Jednak Mallory nie znała innych sposobów. Kiedy czegoś mocno pragnęła, potrafiła uczynić wszystko, by to osiągnąć. Tak było w pracy. Zdobyła pozycję wspólnika w prestiżowej kancelarii adwokackiej w tempie niewyobrażalnym dla większości jej kolegów. Mając pięciu starszych braci, miała okazję się nauczyć, jak walczyć o swoje. Teraz zaś pragnęła Whita Manninga, idealnego kandydata na ojca. Był świetnie zbudowanym mężczyzną, miał doskonałe poczucie humoru, oczy koloru gorzkiej czekolady i wrodzoną zdolność empatii, którą starał się ukryć pod płaszczykiem męskości. A co najważniejsze, był szalenie inteligentny i niesamowicie utalentowany. Był również znanym uwodzicielem, o czym nie omieszkał poinformować Mallory jej brat Logan jeszcze za czasów szkoły średniej, gdy Whit jako jego przyjaciel był stałym bywalcem w ich domu. Gdy jednak, zmęczona długimi do- jazdami do pracy, zdecydowała się na przeprowadzkę bliżej centrum, okazało się, że Logan ufa swojemu przyjacielowi wystarczająco mocno, by zasugerować RS
7 jej wprowadzenie się do Whita, dopóki nie znajdzie czegoś odpowiedniego. Choć było to już cztery miesiące temu, wciąż mieszkała w ekskluzywnym apartamencie, który Whit otrzymał w prezencie od ojca z okazji ukończenia studiów. Było to dwupoziomowe mieszkanie w luksusowym apartamentowcu z basenem na dachu i zapierającym dech w piersiach widokiem z okien sypialni. Mieszkało im się razem zadziwiająco dobrze, dużo lepiej, niż wcześniej sądziła. Whit ani słowem nie wspominał o tym, że już czas się wyprowadzić, a sama Mallory przestała szukać mieszkania, gdy się okazało, że dobra lokalizacja oznacza koszty, których, przynajmniej na razie, nie jest w stanie ponieść. Zdawała sobie sprawę, że w końcu będzie musiała się na coś zdecydować - może na mały spokojny domek na przedmieściach? Taki, w którym miałaby warunki do wychowywania dziecka, które niewątpliwie będzie miała, jeśli tylko Whit Manning się zgodzi. Jeśli w ogóle wróci do domu. Zaczęła już w to wątpić, gdy otworzyły się drzwi. Whit zdecydowanie potrzebował prysznica. Jego ciemne włosy były całe mokre, a wilgotny T-shirt opinał klatkę piersiową. Mallory starannie zignorowała nagły przypływ gorąca na jego widok i spokojnie kontynuowała malowanie paznokci u nóg. Dokończyła duży palec i zakręciła buteleczkę z lakierem. - I co o tym myślisz? Omiótł ją wzrokiem od stóp do głów. - Pasuje ci ten kolor. Twoje stopy wyglądają bardzo pociągająco. Mallory z trudem stłumiła śmiech, pamiętając, że rozmiarem buta dorównywała swoim braciom. - Nie pytam o poradę w sprawie koloru lakieru do paznokci. Co myślisz o mojej propozycji? Pochylił się, opierając dłonie na kolanach. - Myślę, że o czymś mi nie powiedziałaś. I chciałbym to usłyszeć. Mallory przybrała niewinny wyraz twarzy. - Nie wiem, o czym mówisz.
8 - Wiesz, wiesz. Widzę to w twoich oczach. Co tu dużo mówić, był dobry w te klocki. Zapewne panie, których numery widniały w jego czarnym terminarzu, mogłyby jej nieco więcej powiedzieć na ten temat. Jednak jego umiejętności w kontaktach damsko-męskich nie powinny jej obchodzić, o ile tylko zrobi to, co do niego należy. Oczywiście musi go najpierw do tego przekonać. Wyprostowała się, przywołując wszystkie starannie obmyślane argumenty, oprócz tego najważniejszego. - Po pierwsze, moi rodzice dobiegają siedemdziesiątki. Jestem ich jedyną córką. Nie wiem, ile czasu im jeszcze zostało, a chcę, by moje przyszłe dziecko miało szansę poznać dziadków. - W obecnych czasach mogą jeszcze spokojnie pożyć ze dwadzieścia lub trzydzieści lat. Pierwszy argument obalony. - Nie mogę być pewna, czy w ciągu tych dwudziestu lat uda mi się spotkać odpowiedniego faceta. Szczerze mówiąc, mam marne szanse, biorąc pod uwagę fakt, że nie mam czasu na randki. - Ale uważasz, że masz wystarczająco dużo czasu na dziecko, tak? - zapytał sceptycznie. - Jakoś to zorganizuję. - A co z twoimi ambitnymi planami zawodowymi? - Nic się nie zmieniło. Jeśli się postaram o dziecko teraz, będę mogła znowu skoncentrować się na karierze, kiedy pójdzie do szkoły. - A sztuczne zapłodnienie? Staje się przecież coraz bardziej popularne wśród kobiet, które nie mają zamiaru się wiązać. - Myślałam o tym, ale nie chcę, by ojcem mojego dziecka był obcy dla mnie człowiek. Poza tym oznacza to kurację hormonalną i horrendalne koszty. Uważam, że najlepsza jest droga naturalna, a środki medyczne są ostatecznością RS
9 w razie problemów. Jeśli nie będę w stanie zajść w ciążę w normalny sposób, wtedy rozważę inne opcje. - Czy to oznacza, że jeśli się zgodzę, zrobimy to jak Pan Bóg przykazał? - Chyba że wolisz, żebym kupiła strzykawkę. - Uśmiechnęła się z politowaniem. Whit powstrzymał wypływający mu na twarz uśmiech i zaczął przemierzać pokój. - I naprawdę nie chcesz najpierw stanąć na ślubnym kobiercu? - Miło z twojej strony, że o tym wspominasz, ale dziękuję, te atrakcje mam już za sobą. - Ach tak, pamiętam. Jak mu było na imię? Gary? - Jerry. Na nazwisko powinien mieć Kretyn. - Fakt, nigdy nie lubiłem tego faceta - stwierdził Whit, przeczesując włosy ręką. - Okazało się, że ja w sumie też. Spodziewałam się małżeńskiego szczęścia, otrzymałam rok z niedojrzałym samcem szukającym tylko okazji, żeby się wyplątać z niewygodnej przysięgi małżeńskiej. I udało mu się, o czym nie bez satysfakcji poinformowała mnie jego nowa miłość z pokaźnym już wtedy brzuchem. - Nadal nie rozumiem, skąd ta pospieszna decyzja o ślubie - uśmiechnął się Whit. Wszystkim się zdawało, że ich szybki ślub w wieku dwudziestu lat był wynikiem nieplanowanej ciąży. To jednak zdarzyło się trochę później. - Skoro musisz wiedzieć, zgodnie z wychowaniem jakie otrzymałam, pewne rzeczy chciałam zacząć dopiero po ślubie. - Byłaś dziewicą? - Pewnie. Nietkniętą nawet palcem. Moja matka mogła być ze mnie dumna. RS
10 Zresztą później się okazało, że cały ten seks jest doprawdy przereklamowany. - Skoro już sama wspomniałaś o rodzicach, nie wydaje mi się, żeby im się spodobał pomysł nieślubnego dziecka. - Być może masz rację, ale nie zamierzam ich pytać o zdanie. - Chcesz ukryć fakt, że jesteś w ciąży, i pojawić się pewnego pięknego dnia na ich progu z dzieckiem na ręku? Mamo, tato, zobaczcie, co znalazłam na wycieraczce! - Oczywiście, że nie. Nie mam zamiaru nic im mówić, dopóki nie zajdę w ciążę. To może chwilę potrwać. - Dlaczego tak mówisz? Jesteś młoda i zdrowa. Nadeszła pora, by mu wyznać prawdę, a przynajmniej jej część. Czuła, że nie jest w stanie powiedzieć mu o dziecku, które straciła pięć miesięcy po ślubie. Nawet jej rodzina nie miała o tym pojęcia. Nie potrafiła opisać słowami pustki, jaką czuła od czasu poronienia. A przecież nawet nie była wtedy gotowa na dziecko. Teraz czuła, że bardziej gotowa już nigdy nie będzie. - Usiądź koło mnie. Posłuchał bez słowa i usiadł kilka centymetrów obok na kanapie. Mallory obracała na palcu pierścionek, który otrzymała od rodziców w dniu ukończenia studiów. Zawsze czuła, że jest przez rodziców kochana. Teraz chciała dać taką samą miłość swojemu dziecku. Wzięła głęboki oddech i rozpoczęła wyjaśnienia: - Kilka tygodni temu byłam na badaniach kontrolnych. Gdy powiedziałam lekarzowi o moich planach, dał mi skierowanie do specjalisty zajmującego się leczeniem niepłodności. - Dlaczego? - zapytał zaniepokojony. - Kilka lat temu przeszłam drobną infekcję, która prawdopodobnie uszkodziła jeden jajnik. Teraz tylko jeden działa prawidłowo. - Przykro mi, Mallory. Czy to bolesne? RS
11 - Nie, ale może utrudnić zajście w ciążę. Mam przez to tendencję to nieregularnych miesiączek. Na widok jego miny przewróciła oczami. - Nie wygłupiaj się, Manning. Nie będziesz przecież udawał zażenowanego, rozmawiając ze mną o takich sprawach. - No cóż, nie jest to temat, który zwykle poruszamy przy śniadaniu. - Cóż, mając pięciu starszych braci, przywykłam już nie robić z comiesięcznej dolegliwości wielkiej tajemnicy. Whit się uśmiechnął. - Nie chcę cię wystraszyć, Whit. Poza tymi problemami, wszystko jest ze mną w porządku. Jeśli podejdziesz do tego bez emocji, zrozumiesz, że to tylko kwestia umowy między nami. - Umowy? - Nawet się nie starał ukryć zdumienia. - Mówisz o dziecku, a nie zakupie pralki, na miłość boską. - Wiem, ale nie musimy niepotrzebnie komplikować sprawy. Spróbujmy, a jeśli się nie uda, przynajmniej będę wiedziała, że zrobiłam wszystko co w mojej mocy. - Myślę, że nie ma wątpliwości co do powodzenia akcji - uśmiechnął się. - Czy to oznacza, że się zgadzasz? Przez chwilę milczał, jednak w jego wzroku Mallory dostrzegła współczucie. - Czy to dla ciebie aż takie ważne? - Tak. - I jeśli się zgodzę, nie będziesz miała nic przeciwko moim kontaktom z dzieckiem, gdy nasze drogi się rozejdą? - Mówiłam ci już. Naprawdę uważam, że dziecko to zobowiązanie na całe życie. Whit otarł spocone czoło. - Nie wiem, czy pożyję długo. RS
12 - Co masz na myśli? - Loganowi się to nie spodoba. Mallory się spodziewała, że przyjaźń z jej bratem może odstraszać Whita od podjęcia decyzji. - Pozwól, że ja się zajmę Loganem, kiedy przyjdzie pora. - Wciąż nie jestem przekonany, czy to dobry pomysł. Mallory zdecydowała się wyłożyć ostatnią kartę na stół. - Wiesz, to może być całkiem miłe doświadczenie. Chyba że sama myśl o seksie ze mną napawa cię odrazą. Whit śledził ruch jej ręki przesuwającej się powoli po jego ramieniu. - O'Brien, czy ty się starasz mnie uwieść? - A jak ci się wydaje? Podniósł na nią wzrok. - Weź pod uwagę, że masz do czynienia z facetem, który od kilku miesięcy nie spotykał się z żadną kobietą. - Nie widzę w tym nic złego. Zanim zdążyła mrugnąć, Whit przycisnął ją swoim ciężarem do kanapy. - Jesteś pewna, że tego chcesz? Nie spodziewała się, że Whit zareaguje tak szybko. Przełknęła ślinę. - To zależy od tego, co chcesz zrobić. Spodziewała się, że będzie chciał ją trochę wystraszyć. - Żadnych pocałunków, dopóki nie dasz mi odpowiedzi. Odgarnął dłonią włosy z jej czoła. - A jeśli nie spodoba ci się sposób, w jaki całuję? Nadal będziesz chciała iść ze mną do łóżka? Poczuła, jak jej oddech staje się płytki i szybki. - Twoje umiejętności niewiele tu znaczą. Bardziej liczy się dla mnie umiejętność doprowadzenia sprawy do końca. - Masz co do tego jakieś wątpliwości? - Uśmiechnął się. RS
13 - Myślę, że jesteś normalnym mężczyzną. Wystarczy jedno słowo i żołnierz jest gotowy do walki - odparła, rzucając znaczące spojrzenie w stronę jego spodni. Whit odsunął się na drugi koniec kanapy. Mijały kolejne sekundy, potem minuty, a on wciąż milczał zatopiony w myślach. Mallory siedziała cicho, chcąc mu dać czas na przemyślenie odpowiedzi. Czekanie wydawało się wiecznością. W końcu westchnął z rezygnacją i powiedział: - Dobrze. Zgadzam się. - Naprawdę? - Tak. Chyba oszalałem, ale skoro naprawdę tego chcesz, spróbuję. W nagłym przypływie radości Mallory zaczęła obsypywać jego twarz pocałunkami jak z dubeltówki. Chciała mu powiedzieć, że nie będzie żałował, jednak wyraz jego oczu odebrał jej mowę. Ona sama nie spotykała się z nikim już od dłuższego czasu, potrafiła jednak rozpoznać pożądanie w oczach mężczyzny. A przecież Whit nigdy do tej pory tak na nią nie patrzył. Bez słowa położył dłoń na jej karku i przyciągnął jej usta do swoich. Jeśli ten pocałunek miał być dowodem jego umiejętności na tym polu, spełnił swoje zadanie. Dotyk jego warg i języka w okamgnieniu wywołał w niej reakcję, jakiej nigdy wcześniej nie zaznała. A przecież jeszcze nie nadeszła właściwa pora. Pogłębił pocałunek, nie dając jej szans na protest. Nie myślała zresztą o tym, zatapiając się bez reszty w tym cudownym uczuciu. Choć Mallory wcale nie miała ochoty kończyć, Whit najwyraźniej podjął taką decyzję, gdyż odsunął ją od siebie zdecydowanym ruchem. - Może być, O'Brien? Może być? Mało brakowało, a wyskoczyłaby z ubrań już teraz, zapominając o swoim celu. - Mówiłam ci już, że nie zależy mi na twoich umiejętnościach na tym polu. Decydujemy się na seks w celach prokreacyjnych. Nie musisz mi niczego udowadniać. RS
14 - Rozumiem. Niniejszym zostałem zatrudniony jako byk rozpłodowy. - W pewnym sensie tak - odparła, niechętnie podnosząc się z kanapy. - Jeszcze jedno pytanie. - Tak? - Czy zaczynamy rozmnażanie już dzisiaj? - zapytał niskim, wibrującym głosem. - Nie. Za trzy dni. - Dopiero? - Wtedy będę miała owulację. Jeśli w ogóle, oczywiście. - Mallory chwyciła lakier do paznokci i odwróciła się w stronę łazienki. Jego reakcja była natychmiastowa. Zastąpił jej drogę i wziął ją w ramiona. - Teraz, kiedy się zgodziłem, każesz mi czekać aż trzy dni? - Jestem pewna, że dasz sobie radę. Potraktuj to jak przygotowanie przed ważnym meczem. - Łatwo ci mówić. Przez trzy dni nie będę się mógł na niczym innym skupić. Mallory z trudem stłumiła śmiech. Jednak pomimo wypełniającej ją radości decyzja, którą wspólnie podjęli, budziła też obawy. Będzie miała dziecko ze swoim współlokatorem. A przynajmniej postarają się wspólnie o dziecko. To właśnie perspektywa tego starania napełniała ją strachem i podekscytowaniem. Whit Manning był mężczyzną nieuznającym półśrodków. Sądząc po pocałunku sprzed kilku chwil, w łóżku nie da sobie taryfy ulgowej. Ona jednak musiała pamiętać, że nie może sobie pozwolić na uczuciowe zaangażowanie. Kochała go jak brata i tak miało pozostać. Będą uprawiać seks jedynie ze względu na dziecko, nie częściej niż trzy dni w miesiącu. Bez uczuciowego zaangażowania i związanych z nim oczekiwań. RS
15 Martwiła ją jedynie jedna myśl. Ona miała wystarczająco dużo czasu, by przemyśleć swoją decyzję, a Whit podjął ją w przeciągu kilku godzin. Co będzie, jeśli jutro rano się rozmyśli? ROZDZIAŁ DRUGI Chyba postradał zmysły. Nie miał przecież zielonego pojęcia o wychowywaniu dzieci. Teraz, siedząc przy biurku i usiłując się skoncentrować na pracy przed czekającym go za dwadzieścia minut spotkaniem z zespołem architektów, nie potrafił przestać myśleć o dręczącym go przez całą noc pytaniu. Czy nie popełnił życiowego błędu, zgadzając się na propozycję Mallory? W jednym na pewno miała rację - zawsze uciekał od wszelkich zobowiązań. Do tej pory wszystkie znane mu małżeństwa okazały się pomyłką. Jego ojciec miał już za sobą dwa nieudane związki, a trzeci również nie zapowiadał się obiecująco. Matka zaś bez skrupułów porzuciła swoje jedyne dziecko. W rok po rozwodzie wyjechała w nieznane, szukając sensu życia. Od tamtej pory zamieszkał z ojcem i zaprzyjaźnił się z rodziną O'Brienów. Byli wspaniali, stanowili jego bezpieczną przystań, jednak nigdy się nie pogodził z nagłym wyjazdem matki i faktem, że kontakty z ojcem ograniczały się do zdawkowych życzeń urodzinowych. Nawet nie zadzwonił do niego z gratulacjami z okazji ukończenia szkoły. W pewnym sensie przyczyny ucieczki swojej matki upatrywał w zaborczości ojca. Musiał jednak przyznać, że to ojciec nauczył go wszystkiego, co wiedział o projektowaniu. To właśnie on wprowadził go w najbardziej zawiłe tajniki zawodu. Whit czuł się jego dłużnikiem i to poczucie kosztowało go rezygnację ze swoich własnych marzeń i planów. To się musiało kiedyś skończyć. RS
16 Chyba jednak nie dzisiaj, pomyślał Whit, kiedy do pokoju wpadł Field - mężczyzna sukcesu z piękną opalenizną, z posrebrzanymi skroniami i złością w oczach. Whit przygotował się w myślach na cotygodniowy wykład. - Znowu pokpiłeś sprawę, synu. - Dzień dobry, tato. Co tym razem schrzaniłem? - zapytał Whit, słysząc jakże znajome słowa powitania. - Barclay powiedział mi, że w projekcie uwzględniłeś tylko trzy sale konferencyjne zamiast czterech. To niewybaczalny błąd. Whit z trudem powstrzymywał złość. - Staruszek Barclay zmienił zdanie po ukończeniu wstępnej wersji projektu. Wprowadziłem poprawki, gdy spędzałeś z żoną romantyczny weekend. - Nowa macocha Whita, Rebeka, była od niego zaledwie o sześć lat starsza. Whit najbardziej lubił te właśnie chwile, kiedy udawało mu się wytrącić ojcu broń z dłoni. Jak zwykle jednak ojciec szybko odzyskał rezon, gotowy na wbicie kolejnej szpili. - Okropnie wyglądasz, Whit. Na pewno zmieniasz panienki jak rękawiczki, choć nie stać cię na tak kosztowne hobby, zwłaszcza w trakcie tak ważnego projektu. - Wiesz co, tato? To, co robię w moim życiu prywatnym, nie powinno cię obchodzić. Skoro już musisz wiedzieć, z nikim się aktualnie nie spotykam. Jeśli to się zmieni, możesz być pewien, że będziesz ostatnim, który się o tym dowie. Field zacisnął zęby. - To dobra wiadomość. Nie jesteś jeszcze gotów, żeby się wiązać. - Masz rację, nie jestem. I biorąc pod uwagę przykład, jaki mi dałeś, być może nigdy nie będę. W oczach Fielda błysnęła złość. RS
17 - Nie mam nawet zamiaru odpowiadać na taką zaczepkę. W przypadku obu rozwodów miałem ważne powody. Chciałem ci jedynie oszczędzić brudnych szczegółów. - O jakich ważnych powodach mówisz? Czyżby o swojej potrzebie kontrolowania wszystkiego i wszystkich dookoła? To nie tajemnica. Gdy ktoś nie chce się podporządkować, wyrzucasz go na zbity pysk - Mów sobie, co chcesz, ale ja przynajmniej potrafię wytrwać w związku dłużej niż kilka tygodni. No tak, oczywiście on nigdy nie był winny. Whit ostentacyjnie spojrzał na zegarek i zwrócił się do ojca: - Chciałbyś jeszcze mnie za coś skrytykować? Bo mam dzisiaj dość napięty grafik. Ale możemy się umówić na jutro. Będziesz mógł sobie przygotować całą listę moich wad i błędów. - Nie bądź ironiczny, Whit. - Nauczyłem się tego od ciebie. Field przez dłuższą chwilę nie spuszczał z niego wzroku. - Być może popełniłem wiele błędów, ale zasługuję chyba na trochę więcej szacunku za to, co dla ciebie zrobiłem, odkąd odeszła twoja matka. Jesteś moim dłużnikiem, zadźwięczało znowu w głowie White. - Wiem, że wiele ci zawdzięczam. Często mi o tym przypominasz. Jednak wydaje mi się, że wszyscy rodzice pomagają swoim dzieciom i nie wymagają za to zapewnień o dozgonnej wdzięczności. - Ja również nie wymagam. Chciałbym jednak, żebyś dostrzegał to, co masz. I byłoby miło, gdybyś w końcu dorósł. Field opuścił biuro z aroganckim wyrazem twarzy, zamykając za sobą drzwi odrobinę głośniej, niż należało. Whit przez chwilę rozmyślał nad słowami ojca i doszedł do zadziwiającego wniosku. Potrafił być odpowiedzialny i teraz pojawiła się możliwość dowiedzenia tego zarówno sobie, jak i ojcu. Mógł być przecież lepszym ojcem, a przez to lepszym człowiekiem. RS
18 Da Mallory dziecko, którego tak bardzo pragnie, i w ten sposób wzniesie się ponad nieustanną krytykę Fielda. Będzie też aktywnie uczestniczył w wychowaniu dziecka, nie tak jak jego własna matka. Miał również zamiar czerpać tyle radości z całego przedsięwzięcia, ile się da. Ta myśl sprawiła, że z większym optymizmem pomyślał o nadchodzącym dniu. Mallory była podenerwowana, głodna i wyczerpana. Co gorsza, w kuchni urzędował właśnie półnagi mężczyzna. To prawda, kuchnia należała do niego, jednak czy naprawdę musiał paradować przed nią opasany jedynie luźno zwią- zanym ręcznikiem? Dziwna sprawa. Widywała go w takim stroju już wcześniej, jednak wtedy nie myślała o nim jako o przyszłym ojcu swojego dziecka. Podniosła pokrywkę i zamieszała warzywa, chcąc się oderwać od uporczywej myśli, co też się kryje pod czarnym ręcznikiem. Nie zadziałało to zbyt dobrze, gdyż po chwili poczuła na swoim ramieniu męską dłoń. Whit zaglądał jej przez ramię do garnka. - Pachnie smakowicie - stwierdził. Ty też, pomyślała Mallory. Pachniał jak rozgrzane letnie popołudnie. Odłożyła pokrywkę, ale nie śmiała na niego spojrzeć. - Marchewka, groszek i ziemniaki. - A co jest w piekarniku? - Halibut. - Wiesz, że nienawidzę ryb i owoców morza. Mallory odwróciła się i splotła ręce. - Mówiłeś mi tylko, że nie jadłeś ich od czasów szkoły średniej. Może nadszedł czas, żeby im dać drugą szansę? - Ale po co? Zdecydowała się wyjawić część prawdy. - Bo to zdrowe. RS
19 - A to co? - spytał Whit, chwytając kartkę leżącą na stole. Mallory podskoczyła, próbując wyrwać mu ją z dłoni, ale on podniósł ręce wysoko do góry. Mallory była wyższa niż większość kobiet, ale i Whit przewyższał wzrostem większość mężczyzn. Był również silniejszy i szybszy od niej, nic dziwnego więc, że bez trudu unieruchomił jej nadgarstki i zaczął czytać tekst na kartce. Uśmiech na jego twarzy wypłynął chwilę potem. - Stare dobre sposoby na zapewnienie sobie płci dziecka? Mallory wykorzystała moment, kiedy zwolnił uścisk, i wyrwała mu kartkę z rąk. - To tylko kilka wskazówek - odparła, składając listę i chowając ją do kieszeni. - Wydały mi się interesujące. - Znalazłaś to w internecie? - Uśmiechnął się szeroko. Mallory odwróciła się do niego plecami i zamieszała w garnku. - Tak, a coś w tym złego? - Nic, ale przyznaję, że jestem trochę zaskoczony. - Dlaczego? Lepiej być przygotowanym - odparła, rzucając mu ukradkowe spojrzenie. - Spodziewałem się, że znajdziesz na ten temat mnóstwo przydatnych informacji, bo to pasuje do twojej osobowości. Ale stare przesądy i zabobony? Trudno mi w to uwierzyć. - Czasem stare sposoby okazują się najlepsze. A poza tym pogódź się z faktem, że nie wiesz jeszcze o mnie wszystkiego. - Ale mam zamiar się dowiedzieć. Spojrzała na niego uważnie. - Każda dziewczyna ma swoje sekrety, Whit. - A facet powinien znaleźć sposób, by je odkryć. - Pobożne życzenia - mruknęła, choć po plecach przebiegł jej dreszcz. - Wiem. - Roześmiał się. Mallory zdecydowała się zmienić temat. RS
20 - Skoro już mowa o dzieciach, idź do mojej sypialni. Na łóżku znajdziesz prezent, który ci dziś kupiłam. - Nie potrzebuję żadnych wspomagaczy, jeśli to o to chodzi. - Kupiłam ci bokserki. - Wolę slipki - skrzywił się Whit. - Potraktuj to jako tymczasową odmianę. Potem możesz znowu nosić, co ci się podoba. Pochylił się w jej stronę i zapytał: - Potem, czyli... po prokreacji? - Tak. - Czy to naprawdę konieczne? Mallory wzruszyła ramionami. - Podobno lepiej nie krępować pewnych części ciała. - To już chyba wolę po prostu nie nosić bielizny. Mallory zaśmiała się, jednak szybko przestała na widok ruchu jego ręki w kierunku ręcznika. - Nie waż się. - Dlaczego nie? Skoro mam nie krępować pewnych części ciała... Doprawdy niezły pomysł, bezwiednie pomyślała Mallory. - Czy te twoje nowe pomysły mają coś wspólnego z tą listą? - Tak. - Noszenie bokserek pomaga w zaplanowaniu płci dziecka? - Tak mówią. - Kto tak mówi? - Osoby, które opracowały listę. Whit z zastanowieniem pogładził podbródek. - Jeszcze jedno pytanie. Chcesz chłopca czy dziewczynkę? - Myślałam raczej o dziewczynce. - A jeśli ja chcę syna? RS
21 Jakie to typowe, pomyślała Mallory. - Masz pięćdziesiąt procent szans. Kiwnął głową w kierunku jej kieszeni. - Trochę zmniejszasz moje szanse, stosując te porady. - Myślałam, że nie wierzysz w takie zabobony - uśmiechnęła się. - Bo nie wierzę, jednak na wszelki wypadek wolę nie ryzykować. Mallory zdecydowała się wyciągnąć ostatniego asa z rękawa. - To ja będę musiała być na górze. Whit zamilkł na chwilę, po czym stwierdził: - No to będziemy mieli dziewczynkę. Rzucił jej krótkie spojrzenie, a w jego ciemnych oczach Mallory dostrzegła niebezpieczny błysk pożądania. - Idź przymierzyć bokserki, a ja nakryję do stołu. Wieczór jest ciepły, więc możemy zjeść na tarasie. Gdy wyszedł, Mallory nałożyła solidne porcje na talerze i ustawiła je na szklanym okrągłym stole stojącym na tarasie pod błękitnym parasolem. Apartament Whita znajdował się na ostatnim piętrze, więc z okien sypialni i z tarasu roztaczał się zapierający dech w piersiach widok. Mallory podeszła do barierki, nie odrywając wzroku od płomiennego zachodu słońca na horyzoncie. Wieczór był jej ulubioną porą, jednak tego dnia wszystko dookoła wydawało się takie nierealne. Relacje między nią a Whitem gwałtownie się zmieniały. Przygotowanie się na seks według dokładnie określonego planu było dla niej dużym wyzwaniem. Należało przede wszystkim trzymać swoje uczucia na wodzy. Nie mogła zapomnieć, że Whit był jej przyjacielem i współlokatorem. Między nimi nie było miejsca na coś więcej. To prawda, był świetnym facetem, ale był również uwodzicielem. Już raz zrobiła fatalny błąd, wiążąc się z podobnym mężczyzną. Nie miała zamiaru popełniać tego samego błędu po raz drugi, niezależnie od tego, jak kusząca wydawała jej się teraz ta perspektywa. RS
22 Mallory usiadła przy stole, czekając na powrót Whita. Po kilku minutach zjawił się w drzwiach, prezentując bieliznę, którą kupiła w przerwie na lunch. Nie mogła się powstrzymać od śmiechu. Whit nie był zadowolony, ale naprawdę wyglądał uroczo w czerwonych bokserkach, na środku których widniała żółta, uśmiechnięta buzia. Spojrzał na nią wymownie. - Powiedz mi, że to tylko głupi żart. - Nie podobają ci się? - Zachichotała. - Wyglądam jak kretyn. Według Mallory wyglądał bosko. - Przestań, przecież i tak nikt ich nie będzie widział. - Teraz nie. Ale jeśli mam je włożyć do pracy, to koledzy je zobaczą. - Chyba nie planujesz udać się do biura bez spodni. - No wiesz, od czasu do czasu muszę pójść do łazienki. No tak, zapomniała o męskim zwyczaju ucinania sobie pogawędek przy pisuarach, który zawsze nieodmiennie budził jej zdziwienie. Kobiety wybierały sobie bardziej cywilizowane miejsca do plotek. - Przecież masz swoją prywatną łazienkę przy gabinecie, Whit. Poza tym nie powinieneś się tak bardzo przejmować tym, co myślą o tobie inni. Ja uważam, że te bokserki są cudne. Whit skrzywił się z niesmakiem. - Nie martw się, kupiłam ci jeszcze kilka par bez żadnych nadruków - uspokoiła go, rozkładając na kolanach czarną serwetkę. - W twoim ulubionym odcieniu granatu. - To gdzie one są? Wolałbym się od razu przebrać. - W pralni. Chciałam je najpierw wyprać, żeby materiał cię nie podrażniał - odparła, wskazując ręką na pełny talerz. - Czas na kolację, jedzenie stygnie. - Chyba straciłem apetyt na jedzenie - powiedział wolno, nie odrywając od niej roziskrzonych oczu. RS
23 - Jeszcze dwa dni, Whit. Zbieraj siły - rzuciła lekko, myśląc, że i jej zaczyna się dłużyć ten czas nieustannego wyczekiwania. - Nie bój się, wszystkiemu podołam. - Świetnie. Zjedzmy w końcu kolację. Rzucił okiem na talerz i skrzywił się pogardliwie. - Nie jestem pewny, czy będzie mi smakowało. - Nie dowiesz się tego, dopóki nie spróbujesz. - Moje przeczucia zazwyczaj się sprawdzają - stwierdził ponuro. - Zwykle doskonale wiem, czy coś mi się spodoba, czy nie. - Weź chociaż jeden kęs. Jeśli stwierdzisz, że nie da się przełknąć, zrobisz sobie kanapkę z szynką. Kiedy sięgnął po solniczkę, zatrzymała go. - Nie rób tego. Spojrzał na nią zaskoczony. - Dlaczego nie? - Już doprawiałam. Poza tym zbyt duża ilość soli może ci zaszkodzić. Punkt numer pięć na liście. Nadmiar soli nie jest wskazany, jeśli para stara się o dziewczynkę. Nieco naburmuszony uniósł widelec do ust. Widząc to, Mallory również zabrała się za jedzenie i zanim się obejrzała, talerz Whita był już pusty. To raczej ona miała trudności ze skończeniem swojej porcji. Uśmiechnęła się z nieukrywaną satysfakcją. - Nie było chyba takie najgorsze, co? Odsunął na bok pusty talerz i założył ręce za głowę. - Całkiem niezłe. Co na deser? Przez głowę Mallory przemknęło kilka pomysłów. - Lody są w zamrażarce. - Na schłodzenie nastroju? - Jeszcze tylko dwa dni, Whit - przypomniała mu z uśmiechem. RS
24 - No tak. Dwa dni, zanim skonsumujemy nasz układ. Może powinniśmy wykorzystać te dwa dni na grę wstępną? Zdrowy rozsądek podpowiadał Mallory, że wkraczają na grząski grunt. Czuła, jak jej ramiona pokrywa gęsia skórka. - Uważam, że powinniśmy się z tym wstrzymać. - Dobrze. Jeśli się czujesz na siłach... - Wstał z krzesła i podszedł do niej wolnym krokiem. - Muszę wziąć prysznic. - Mogę się przyłączyć? Mallory wywinęła się pod jego ramieniem i zaczęła zbierać ze stołu talerze. - Na miłość boską, Whit, jeśli to jest twój sposób na uwodzenie dziewczyn, to naprawdę się dziwię, że odnosisz jakieś sukcesy. Cześć, jestem Whit. Chodźmy na kolację, a potem się zabawimy. Uśmiechnął się ironicznie. - Czasami przynoszę najpierw kwiaty. Jerry zawsze przynosił jej kwiaty po tym, jak nie wracał do domu na noc. To jedyne, co od niego otrzymała podczas ich krótkiego małżeństwa, oprócz nieplanowanej ciąży. - I co? Wskakują ci do łóżka jak oparzone? Popatrzył na nią urażony. - To był żart, Mallory. Nie myślę wciąż tylko o jednym. A poza tym, jeśli sobie dobrze przypominam, to wszystko był twój pomysł. To prawda, pomyślała Mallory. A jednak nagle poczuła się tak, jak gdyby znowu ktoś ją chciał wykorzystać. Odwróciła się do niego i powiedziała, siląc się na uśmiech: - Wiem, że żartowałeś. Zawsze ze wszystkiego żartujesz. - To dlatego, że jesteś dla mnie... - urwał w pół słowa i odwrócił wzrok. RS
25 - Kumplem? - Niespodziewanie dla niej samej zabolało ją to. - Doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Jednak z kumplem nie ma się dziecka. - Myślisz, że o tym nie wiem, Mallory? Wierz mi, kiedy myślę o tym, co ma się wydarzyć za dwa dni, kumpelstwo jest ostatnią rzeczą, która przychodzi mi na myśl. - Postąpił krok w jej stronę. - I wiesz co? Nawet nie muszę się za- stanawiać, czy będzie mi się to podobało, czy nie. I jestem pewien, że ty również. Oby tylko starczyło jej pewności siebie, gdy będzie z nim sam na sam w sypialni. - To nieistotne, czy mi się będzie podobało, czy nie. Chcę po prostu zajść w ciążę. - A ja zrobię wszystko, żeby ci się spodobało. Obawiam się, że potem będzie nam trudno przestać. - Chcę mieć dziecko, Whit, to wszystko. - Oczywiście, Mallory. Ja chcę ci jednak dać trochę więcej niż dziecko. Z tymi słowami zabrał jej talerze z dłoni i wszedł do kuchni, zostawiając ją samą na tarasie, pogrążoną głęboko w myślach. Whit Manning okazał się prawdziwym wyzwaniem. Miała nadzieję, że uda jej się mu sprostać. Rozpoczęła się już druga połowa meczu, a Whit wciąż nie mógł się skoncentrować na grze. Czuł się dotknięty faktem, że Mallory ma o nim tak złą opinię. To prawda, spotykał się do tej pory z wieloma kobietami, jednak wbrew temu, co o nim mówiono, nie sypiał, z kim popadnie. Kilka razy miał już nawet nadzieję na poważny związek, ale po chwili zaczynało mu brakować niezależności. Tak naprawdę nikt do tej pory, oprócz Mallory, nie poznał prawdziwego oblicza Whita Manninga. Ta myśl nie dawała mu spokoju. Znała go lepiej niż jakakolwiek inna kobieta. Może miała co do niego rację? Rzeczywiście poza pracą nie potrafił do niczego w życiu podejść poważnie. Było tak, odkąd pamiętał, odkąd opuściła go RS