Wydanie I
ISBN 978-83-7554-620-0
Wydawnictwo Czarna Owca Sp. z o.o.
ul. Alzacka 15a, 03-972 Warszawa
www.czarnaowca.pl
Redakcja: tel. 22 616 29 20; e-mail:
redakcja@czarnaowca.pl
Dział handlowy: tel. 22 616 29 36; e-
mail:
handel@czarnaowca.pl
Księgarnia i sklep internetowy: tel. 22
616 12 72; e-mail:
sklep@czarnaowca.pl
JEDNOSTKA OPCOP, EUROPOL
Centrala – Haga, Holandia:
PAULHJELM: doświadczony szwedzki
policjant kryminalny,
szef operacyjny tajnej, ale coraz
bardziej rozpoznawalnej
jednostki Opcop działającej w ramach
Europolu.
JUTTA BEYER: pedantyczna
policjantka kryminalna
z Berlina, dorastała w byłej NRD; coraz
lepiej współpracuje jej
się z Arto Söderstedtem.
MAREK KOWALEWSKI: warszawski
gliniarz od papierkowej
roboty, zwalczał przestępczość
gospodarczą w Europie
Wschodniej; ostatnio coraz częściej
wstaje od biurka.
MIRIAM HERSHEY: brytyjska
policjantka, dawniej tajna
agentka MI5. Tworzy doskonały duet z
Laimą Balodis.
LAIMA BALODIS: litewska policjantka
nowego pokolenia,
w przeszłości prowadziła działania
infiltrujące mafię. Cicha
i bohaterska.
ANGELOS SIFAKIS: zrównoważony
zastępca szefa jednostki,
zwalczał korupcję w Atenach; osiąga
kolejne sukcesy głównie
z pomocą komputera.
CORINE BOUHADDI: policjantka z
wydziału narkotykowego
w jednym z najbardziej brutalnych miast
Europy, Marsylii.
Muzułmanka. W życiu kieruje się zasadą
„w jedności siła”.
FELIPE NAVARRO: elegancki ekspert
do spraw przestępstw
gospodarczych z Madrytu; dzięki swoim
gockim korzeniom jest
w równym stopniu północnym i
południowym Europejczykiem.
ARTO SÖDERSTEDT: policjant
kryminalny ze
szwedzkojęzycznej części Finlandii, w
przeszłości między
innymi adwokat mafii, naukowiec i
nauczyciel w szkole
policyjnej.
Biuro lokalne – Sztokholm, Szwecja:
KERSTIN HOLM: była wysokiej rangi
funkcjonariuszka
policji na kierowniczym stanowisku i
szefowa Drużyny A. W tej
chwili szefowa lokalnego biura
jednostki Opcop w Sztokholmie.
JORGE CHAVEZ: doświadczony,
energiczny śledczy biegły
w obsłudze komputera, ma żonę, która
jest jego lepszą połową.
SARA SVENHAGEN: ekspertka od
przesłuchań, dawniej
zajmowała się sprawami dotyczącymi
wykorzystywania
seksualnego dzieci, czyjaś znacznie
lepsza połowa.
1
SZTIL
Wyspa I
Livorno, 8 maja
PÓŁPRZEZROCZYSTOŚĆ
ZASŁONKI. Coś jakby zza niej
wyzierało. A teraz powoli, powolutku,
jakiś ruch. Zasłonka
unosi się, ostrożnie. Faluje miękko, jak
w slow motion.
Rozchyla się. Zaczyna odsłaniać.
Zobaczyć to, co widział. Poczuć to, co
czuł. Przez cały czas.
Naprawdę przez cały czas.
Właśnie tak to musiało wyglądać, gdy
kapitan złamał rozkaz
i pozwolił mu wejść na pokład.
Dokładnie tak, jak to teraz
wygląda za tą dziwnie roztańczoną
zasłonką z tiulu. Nie
powinna się poruszać. Bo swoim
powolnym, falującym ruchem
odsłania całkowicie gładką taflę wody.
Flauta.
Sztil.
Tak rysował się świat w oczach Diedy,
gdy w chłodny,
wiosenny dzień wniesiono go na pokład
starej barki. Ostoi
spokoju, być może nawet pokoju. Znów
pojawiła się nadzieja
dla ludzkości.
Naturalnie nie mógł tak pomyśleć.
Przynajmniej nie
świadomie. Być może przeszła mu taka
myśl przez głowę, ale
nie została wyrażona takimi słowami.
Był na to stanowczo za
mały. Miał dziesięć lat, a przed nim
rozpościerało się gładkie
lustro rzeki. Pokrywała ją wciąż jeszcze
cienka, cieniutka błona
lodu, a stara barka przecinała ją jak
ostrze noża. Zaskakująco
cicho.
Po obu stronach rzeki rozpościerał się
jałowy, niemożliwy do
ogarnięcia wzrokiem krajobraz, który
widać było z tylu okien
w ciągu ostatnich tygodni. Ciągle tylko
okna. Najpierw okno
pociągu, potem okno baraku, a na koniec
okno łodzi. Jeśli to
coś można było nazwać łodzią.
Kapitan znów spojrzał ze smutkiem na
Diedę. Zaledwie
tydzień wcześniej przewoził na swojej
starej barce drewno.
Teraz wiózł coś zupełnie innego. Jego
życie też się zmieniło.
Płyną w cztery barki, cztery drewniane
barki, które od
dziesiątków lat przewoziły ciężką
tarcicę przez najsurowszy
z surowych krajobrazów. Barka Diedy
płynie pierwsza. Rozcina
nieruchomą taflę czarnej wody swoim
niespodziewanie ostrym
cięciem.
To było tak dawno temu, tak daleko, a
jednak tak blisko.
Druga połowa maja, nawet trochę
później niż teraz. Nie
powinno być aż tak zimno. W mieście, w
którym dorastał
Dieda, nastała już wiosna, prawie lato.
Zaczynało się zielenić,
kiedy złapali go w mieście, które było
całym jego światem.
Wciąż nie rozumie dlaczego. Czy to
dlatego, że nie miał
rodziców? Dlatego że babcia nie
posyłała go codziennie do
szkoły? Dlatego że zapomniał zabrać
swój nowy paszport? Nie
wie, niczego nie rozumie. Wie tylko, że
kapitan jest miły.
Poklepuje Diedę po głowie, ale na jego
twarzy wciąż rysuje się
smutek.
Dzień jest wyjątkowo spokojny.
Przyroda zastygła, zamarzła,
przerywając swój odwieczny ruch.
Zupełnie jakby wiedziała, co
za chwilę się wydarzy. Jakby
instynktownie reagowała na to, co
niezgodne z naturą.
Są w drodze już od ponad dwóch
tygodni. Większość trasy
przebyli pociągiem. Jest ich wielu, tyle
wie na pewno, tysiące,
dostają niewiele chleba i niewiele
wody. Zbiorowy głód jest
coraz bardziej odurzający, coraz
bardziej niebezpieczny.
Niedługo będą jednak na miejscu. Tak
powiedział kapitan.
Dieda ufa kapitanowi.
Niedawno zatrzymali się na chwilę.
Przybili do nabrzeża,
gdzieś w oddali wyczuwało się miasto.
Dieda był wtedy na dole,
pod pokładem. Smród, jęki, krzyki.
Gwałtowne bójki o dostęp
do nielicznych otworów okiennych.
Kilku twardzieli na czele
z tym łysym, którego Dieda pamiętał
jeszcze ze swojej
dzielnicy. Przed którym zawsze się
chował. Tak wtedy, jak
i teraz.
Zniszczony przez papierosy głos łysego:
– Znów, kurwa, płyną!
Nagłe poruszenie wśród ponad tysiąca
więźniów, z których
wszyscy reagują dokładnie tak samo. Po
jęku powinien się
rozlec szmer pełnego zawodu oburzenia,
ale na to nie ma tu
miejsca. Zamiast tego przepychanie. Po
ścianach, po podłodze.
Ludzie umierają, Dieda słyszy to
wyraźnie. Słyszy odgłos
śmierci. Nie wie jeszcze, jak go nazwać,
ale ten dźwięk rozlega
się również w jego ciele, we wnętrzu
jego głowy. Przyciskają go
do ściany i czuje, jak opór, który przez
ostatnie dwa tygodnie
utrzymywał go przy życiu w tym
rozszalałym piekle, zaczyna go
Tytuł oryginału: HELA HAVET STORMAR Redakcja Ewa Kaniowska Projekt okładki Magdalena Zawadzka
Zdjęcia na okładce: © ostill / Shutterstock © totojang1977/ Shutterstock © fotohunter/ Shutterstock Korekta Maciej Korbasiński, Piotr Królak Copyright © Arne Dahl 2012 Copyright for the Polish edition © by Wydawnictwo Czarna Owca, 2016
Wydanie I ISBN 978-83-7554-620-0 Wydawnictwo Czarna Owca Sp. z o.o. ul. Alzacka 15a, 03-972 Warszawa www.czarnaowca.pl Redakcja: tel. 22 616 29 20; e-mail: redakcja@czarnaowca.pl Dział handlowy: tel. 22 616 29 36; e- mail: handel@czarnaowca.pl Księgarnia i sklep internetowy: tel. 22
616 12 72; e-mail: sklep@czarnaowca.pl JEDNOSTKA OPCOP, EUROPOL Centrala – Haga, Holandia: PAULHJELM: doświadczony szwedzki policjant kryminalny, szef operacyjny tajnej, ale coraz bardziej rozpoznawalnej jednostki Opcop działającej w ramach Europolu. JUTTA BEYER: pedantyczna policjantka kryminalna
z Berlina, dorastała w byłej NRD; coraz lepiej współpracuje jej się z Arto Söderstedtem. MAREK KOWALEWSKI: warszawski gliniarz od papierkowej roboty, zwalczał przestępczość gospodarczą w Europie Wschodniej; ostatnio coraz częściej wstaje od biurka. MIRIAM HERSHEY: brytyjska policjantka, dawniej tajna agentka MI5. Tworzy doskonały duet z Laimą Balodis.
LAIMA BALODIS: litewska policjantka nowego pokolenia, w przeszłości prowadziła działania infiltrujące mafię. Cicha i bohaterska. ANGELOS SIFAKIS: zrównoważony zastępca szefa jednostki, zwalczał korupcję w Atenach; osiąga kolejne sukcesy głównie z pomocą komputera. CORINE BOUHADDI: policjantka z wydziału narkotykowego
w jednym z najbardziej brutalnych miast Europy, Marsylii. Muzułmanka. W życiu kieruje się zasadą „w jedności siła”. FELIPE NAVARRO: elegancki ekspert do spraw przestępstw gospodarczych z Madrytu; dzięki swoim gockim korzeniom jest w równym stopniu północnym i południowym Europejczykiem. ARTO SÖDERSTEDT: policjant kryminalny ze szwedzkojęzycznej części Finlandii, w
przeszłości między innymi adwokat mafii, naukowiec i nauczyciel w szkole policyjnej. Biuro lokalne – Sztokholm, Szwecja: KERSTIN HOLM: była wysokiej rangi funkcjonariuszka policji na kierowniczym stanowisku i szefowa Drużyny A. W tej chwili szefowa lokalnego biura jednostki Opcop w Sztokholmie. JORGE CHAVEZ: doświadczony,
energiczny śledczy biegły w obsłudze komputera, ma żonę, która jest jego lepszą połową. SARA SVENHAGEN: ekspertka od przesłuchań, dawniej zajmowała się sprawami dotyczącymi wykorzystywania seksualnego dzieci, czyjaś znacznie lepsza połowa. 1 SZTIL
Wyspa I Livorno, 8 maja PÓŁPRZEZROCZYSTOŚĆ ZASŁONKI. Coś jakby zza niej wyzierało. A teraz powoli, powolutku, jakiś ruch. Zasłonka unosi się, ostrożnie. Faluje miękko, jak w slow motion. Rozchyla się. Zaczyna odsłaniać. Zobaczyć to, co widział. Poczuć to, co czuł. Przez cały czas.
Naprawdę przez cały czas. Właśnie tak to musiało wyglądać, gdy kapitan złamał rozkaz i pozwolił mu wejść na pokład. Dokładnie tak, jak to teraz wygląda za tą dziwnie roztańczoną zasłonką z tiulu. Nie powinna się poruszać. Bo swoim powolnym, falującym ruchem odsłania całkowicie gładką taflę wody. Flauta. Sztil.
Tak rysował się świat w oczach Diedy, gdy w chłodny, wiosenny dzień wniesiono go na pokład starej barki. Ostoi spokoju, być może nawet pokoju. Znów pojawiła się nadzieja dla ludzkości. Naturalnie nie mógł tak pomyśleć. Przynajmniej nie świadomie. Być może przeszła mu taka myśl przez głowę, ale nie została wyrażona takimi słowami. Był na to stanowczo za
mały. Miał dziesięć lat, a przed nim rozpościerało się gładkie lustro rzeki. Pokrywała ją wciąż jeszcze cienka, cieniutka błona lodu, a stara barka przecinała ją jak ostrze noża. Zaskakująco cicho. Po obu stronach rzeki rozpościerał się jałowy, niemożliwy do ogarnięcia wzrokiem krajobraz, który widać było z tylu okien w ciągu ostatnich tygodni. Ciągle tylko okna. Najpierw okno
pociągu, potem okno baraku, a na koniec okno łodzi. Jeśli to coś można było nazwać łodzią. Kapitan znów spojrzał ze smutkiem na Diedę. Zaledwie tydzień wcześniej przewoził na swojej starej barce drewno. Teraz wiózł coś zupełnie innego. Jego życie też się zmieniło. Płyną w cztery barki, cztery drewniane barki, które od dziesiątków lat przewoziły ciężką tarcicę przez najsurowszy
z surowych krajobrazów. Barka Diedy płynie pierwsza. Rozcina nieruchomą taflę czarnej wody swoim niespodziewanie ostrym cięciem. To było tak dawno temu, tak daleko, a jednak tak blisko. Druga połowa maja, nawet trochę później niż teraz. Nie powinno być aż tak zimno. W mieście, w którym dorastał Dieda, nastała już wiosna, prawie lato. Zaczynało się zielenić,
kiedy złapali go w mieście, które było całym jego światem. Wciąż nie rozumie dlaczego. Czy to dlatego, że nie miał rodziców? Dlatego że babcia nie posyłała go codziennie do szkoły? Dlatego że zapomniał zabrać swój nowy paszport? Nie wie, niczego nie rozumie. Wie tylko, że kapitan jest miły. Poklepuje Diedę po głowie, ale na jego twarzy wciąż rysuje się smutek.
Dzień jest wyjątkowo spokojny. Przyroda zastygła, zamarzła, przerywając swój odwieczny ruch. Zupełnie jakby wiedziała, co za chwilę się wydarzy. Jakby instynktownie reagowała na to, co niezgodne z naturą. Są w drodze już od ponad dwóch tygodni. Większość trasy przebyli pociągiem. Jest ich wielu, tyle wie na pewno, tysiące, dostają niewiele chleba i niewiele wody. Zbiorowy głód jest
coraz bardziej odurzający, coraz bardziej niebezpieczny. Niedługo będą jednak na miejscu. Tak powiedział kapitan. Dieda ufa kapitanowi. Niedawno zatrzymali się na chwilę. Przybili do nabrzeża, gdzieś w oddali wyczuwało się miasto. Dieda był wtedy na dole, pod pokładem. Smród, jęki, krzyki. Gwałtowne bójki o dostęp do nielicznych otworów okiennych. Kilku twardzieli na czele
z tym łysym, którego Dieda pamiętał jeszcze ze swojej dzielnicy. Przed którym zawsze się chował. Tak wtedy, jak i teraz. Zniszczony przez papierosy głos łysego: – Znów, kurwa, płyną! Nagłe poruszenie wśród ponad tysiąca więźniów, z których wszyscy reagują dokładnie tak samo. Po jęku powinien się rozlec szmer pełnego zawodu oburzenia,
ale na to nie ma tu miejsca. Zamiast tego przepychanie. Po ścianach, po podłodze. Ludzie umierają, Dieda słyszy to wyraźnie. Słyszy odgłos śmierci. Nie wie jeszcze, jak go nazwać, ale ten dźwięk rozlega się również w jego ciele, we wnętrzu jego głowy. Przyciskają go do ściany i czuje, jak opór, który przez ostatnie dwa tygodnie utrzymywał go przy życiu w tym rozszalałym piekle, zaczyna go