andgrus

  • Dokumenty12 974
  • Odsłony705 506
  • Obserwuję379
  • Rozmiar dokumentów20.8 GB
  • Ilość pobrań555 733

Herries Anne - Sekret guwernantki

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.0 MB
Rozszerzenie:pdf

Herries Anne - Sekret guwernantki.pdf

andgrus EBooki Autorzy alfabetycznie Litera H Herries Anne
Użytkownik andgrus wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 279 stron)

Anne Herries Sekret guwernantki Tłumaczenie: Barbara Ert-Eberdt PROLOG – Czy to naprawdę aż takie ważne, że wzywasz mnie, wuju, o tak nieprzyzwoitej godzinie? Wczoraj bardzo późno się położyłem – lord Rupert Myers stłumił ziewnięcie, lecz widząc zafrasowaną twarz markiza Merrivale, zmienił ton. – Co mogę dla ciebie zrobić? – Na litość boską – wuj krytycznym spojrzeniem obrzucił płaszcz przybyłego; liczne pelerynki poszerzały ramiona właściciela do monstrualnych rozmiarów. – Skąd masz to kuriozum? – Wuju! – Roześmiał się przewrotnie Rupert. – Ranisz moje uczucia. Nie wiesz, że jestem arbiter elegantiae? Przynajmniej dziesięciu durniów skopiowało już te pelerynki w tym tygodniu. Syn Harrada miał ich dziewięć, a ja mam tylko siedem. – Co za bałwan. Usiądź, mój chłopcze. Źle się czuję, gdy sterczysz nade mną. Gdzie się podział ów rozsądny młody człowiek, którego sześć lat temu wyprawiałem na wojnę? – Dorósł, ośmielę się zauważyć – odpowiedział nonszalancko

Rupert, ale gdy siadał, miał powagę w oczach, a z jego ust zniknął ironiczny uśmieszek. Nie lubił, gdy mu przypominano tamte czasy, bo wiążące się z nimi wspomnienia były bolesne. – Masz jakieś zmartwienie, wuju? – Tak i liczę na twoją pomoc. – Zrobię, co w mojej mocy. Nie zapomniałem, że byłeś mi jak ojciec, kiedy… – W błękitnych oczach Ruperta pojawiło się rozżalenie. Jego ojciec, kobieciarz i oszust, doprowadził rodzinę do ruiny. To, że Rupert i jego siostra uniknęli doszczętnej kompromitacji, w znacznej mierze zawdzięczali temu człowiekowi. Nie lubił jednak wracać do tamtych chwil. – Powiedz, wuju, czego potrzebujesz, i jeśli będzie to leżało w mojej mocy, zrobię to. – Chodzi o dzieci Lily – westchnął markiz. – Pamiętasz… Wyszła za mąż za tego marnotrawcę. Ostrzegałem, że roztrwoni majątek i złamie jej serce. Nie posłuchała. Zrobił nie tylko to, ale jeszcze więcej – zabił ją. – Nie mówisz chyba poważnie! – Jakże nie! Tamtej nocy, kiedy wyjechali, lało jak z cebra. Pokojówka opowiadała, że pokłócili się w drodze, a on kazał jej wysiąść z powozu. Wiesz, co stało się potem… Rupert pokiwał głową, bo znał dobrze tę historię. Lily

Scunthorpe umarła z gorączki, osierocając sześcioletnią córeczkę i trzyletniego synka. Ale to miało miejsce ponad dziesięć lat temu i nie wiedział, dlaczego wuj ma z tego powodu kłopoty teraz. – Zaopiekowałeś się dziećmi, kiedy Scunthorpe je zostawił. Mieszkają w Cavendish Park z guwernantką i wychowawcą, otoczone służbą. Co takiego się stało? – Guwernantka i wychowawca złożyli wypowiedzenie. Szukałem kogoś na ich miejsce, ale napotkałem trudności. Coś mi się zdaje, że moje wnuki cieszą się opinią trudnych dzieci. Udało mi się w końcu znaleźć kobietę gotową zająć się obojgiem – podejrzewam, że z braku innych propozycji – ale nie mam pewności, czy wytrzyma dłużej niż parę dni. Oni potrzebują twardej ręki, Rupercie. Obawiam się, że sam ich zepsułem. Gdy im robię burę, przepraszają z minami niewiniątek, po czym robią swoje! Czy wymagałbym od ciebie za dużo, prosząc, abyś zechciał być dla nich na jakiś czas kimś w rodzaju mentora? Chłopiec pojedzie pod koniec roku do szkoły a dziewczyna… powinna zadebiutować w towarzystwie na przyszłą wiosnę… – Mam być wychowawcą dziewczyny, która wkrótce zostanie panną na wydaniu, i zbuntowanego nastolatka? Na Boga, wuju! Postradałeś zmysły? Jakiż ze mnie przykład dla obojga? Wiesz, że mam opinię kobieciarza… – Wiem, że masz kochankę. Przecież nie proponuję, żebyś zabrał

ją do Cavendish. – Stokrotne dzięki. – Rozbawienie ponownie zabłysnęło w oczach Ruperta. – Annais potraktowałaby to jako propozycję małżeńską. Ostrzy sobie na mnie ząbki, a ja szukam pretekstu do zerwania. Ten byłby równie dobry jak każdy inny… Ona nie lubi wiejskiego trybu życia. – Czy to znaczy, że się zgadzasz? – Na twarzy markiza zagościł wyraz szczerej ulgi. – Będę ci bardzo wdzięczny, mój chłopcze. – Zrobię, co się da. Ale muszę mieć wolną rękę. Dyscyplinę trudno narzucić, więc musisz się spodziewać nieustannych narzekań na moją stanowczość. – Kochałem Lily, a jej dzieci są wszystkim, co mi pozostało – naturalnie oprócz ciebie, mój chłopcze. Francesca jest bardzo podobna do matki, niestety obawiam się, że John coraz bardziej upodabnia się do swojego ojca. Mam nadzieję, że nie będzie takim nicponiem jak kapitan Scunthorpe i dlatego zanim pojedzie do szkoły, należy mieć na niego oko. Powinienem chyba wysłać go do szkoły wcześniej, ale wybrałem edukację domową – wiesz, jak trudno jest niektórym się odnaleźć w nowym miejscu. – Każdy przez to przechodził, wuju – powiedział Rupert. – John musi nauczyć się bronić. Poćwiczymy boks i może dam mu lekcje fechtunku. Co do dziewczyny, jej powinna wystarczyć guwernantka.

– Oby okazała się odpowiednia. Referencje, jakie wystawiła jej lady Mary Winters, są dobre. Co prawda, córka lady Mary wyjeżdża do szkoły we Francji, więc mogła chcieć się jej pozbyć… – W jakim wieku jest ta guwernantka i jak się nazywa? – Jest młoda, zaledwie dwudziestokilkuletnia, ale wydaje się rozsądną kobietą. Nazywa się Hester Goodrum. Uczy gry na pianinie, francuskiego, literatury i prac ręcznych. – Panna Goodrum? Dla Johna jej kwalifikacje są chyba niewystarczające. No, ale przez pół roku ja mogę dzielić się z nim swoją wiedzą. – Myślałem – markiz zrobił zdziwioną minę – że będziesz po prostu miał na nich oko i przywoływał ich od czasu do czasu do porządku. – Nie sądzę, żeby to wystarczyło. Dla mnie to jest wyzwanie. Posiedzę w Cavendish Park, dopóki chłopiec nie pojedzie do szkoły, a ty znajdziesz do tego czasu kogoś, kto zaopiekuje się Francescą podczas jej debiutanckiego sezonu. Do Bożego Narodzenia będę mentorem i wychowawcą Johna i dopilnuję guwernantki. Potem będę miał już chyba tego dość. – Zgoda. Gdybym mógł ci się jakoś zrewanżować… Pamiętaj, wystarczy, że poprosisz.

– Nigdy nie zdołam ci się odwdzięczyć za to, co dla mnie zrobiłeś. Ponadto potraktuję to jako interesującą odmianę. Mój majątek jest w kwitnącym stanie. Zresztą Cavendish znajduje się nie dalej niż o dzień drogi, gdybym musiał tam jechać. – Obawiam się, że te dzieciaki niełatwo się podporządkują i uznają twój autorytet. – Przypuszczam, że John będzie trochę wierzgał na początku, ale z czasem uspokoi się. Rupert nie chciał słuchać wyrazów wdzięczności. W końcu co za kłopot mogą sprawić kilkunastoletni chłopiec i młoda dziewczyna takiemu światowemu człowiekowi jak on? Miał nadzieję, że guwernantka będzie osobą o przyjemnej powierzchowności, a nie żadną zgorzkniałą starą panną. Zresztą jakakolwiek by była, ułożą sobie jakoś wzajemne stosunki… ROZDZIAŁ PIERWSZY – Jestem pani niewymownie wdzięczna, że wzięła mnie pani ze sobą, panno Hardcastle – powiedziała Hester Goodrum po usadowieniu się w wygodnej podróżnej kolasce. – Lady Mary obiecała zapewnić mi wygodny transport do Cavendish Park, ale musiała zająć się chorą siostrą i zapomniała tego dopilnować. Mam się tam stawić do końca tygodnia, w przeciwnym razie moi przyszli wychowankowie pozostaną

bez opieki, naturalnie jest jeszcze służba. Sara Hardcastle przyjęła podziękowanie skinieniem głowy. Hester była kobietą dość przystojną, chociaż niezbyt urodziwą, o miłym sposobie bycia. – Wracam do domu w północnej Anglii, a Cavendish Park znajduje się dwadzieścia mil od naszej drogi. Zboczenie z niej to żaden kłopot. – Mój narzeczony uważa, że nie powinnam przyjmować tej posady. On chce, żebym rzuciła pracę, wróciła do Chester i jak najszybciej wyszła za niego. – Dlaczego tego nie zrobisz? – Bardzo bym chciała, panienko. Od lat odkładam na to pieniądze. Jim potrzebuje znacznej kwoty na założenie gospody. Ma już pewne oszczędności, ale wciąż niewystarczające. Będziemy musieli poczekać ze ślubem jeszcze co najmniej rok. – Szkoda… – Sara znała historię guwernantki i między innymi dlatego zaproponowała, że zabierze ją w podróż swoją kolaską. – Ile jeszcze potrzebujecie? – zapytała. – Wystarczyłoby ze sto funtów… – westchnęła Hester. – Jeśli przez cały rok będziemy wytrwale oszczędzać, może nam się uda tyle odłożyć…

Hester nie była już pierwszej młodości. Sara współczuła jej, bo czas biegł nieubłaganie, a młodość uciekała. Jak na ironię, Hester chciała wyjść za mąż, ale nie miała dość pieniędzy, a Sara robiła wszystko, co mogła, by zamążpójścia uniknąć, z powodu nadmiaru pieniędzy. Czy jej szaleńczy plan ma szansę powodzenia? Całą noc łamała sobie nad tym głowę i teraz żołądek podchodził jej do gardła ze zdenerwowania. Bez wątpienia Hester pomyśli, że postradała rozum. – Załóżmy, że zaproponuję ci dwieście funtów i podaruję dwie moje najlepsze suknie w zamian za list referencyjny lady Mary i ubrania, które wieziesz w kuferku. Zamieniłabyś się ze mną rolami? To znaczy, czy pozwoliłabyś, żebym zajęła twoje miejsce jako guwernantka w Cavendish Park? Wróciłabyś do domu i wyszła za mąż za swojego narzeczonego. Nareszcie odważyła się to powiedzieć. Czy pomysł jest rzeczywiście aż tak szaleńczy, jak się obawiała? Hester osłupiała. – Co panienka powiedziała? Czy dobrze słyszałam? – Zaproponowałam ci dwieście funtów za twoje ubrania i referencje, które wystawiła ci lady Mary. Zrobisz z pieniędzmi, co zechcesz.

– Chce panienka zostać guwernantką? Taka majętna osoba? Dlaczego? – Muszę zniknąć na jakiś czas i to wydaje mi się idealną okazją. Twój pracodawca nigdy cię nie widział. Dziewczyna ma prawie siedemnaście lat, łatwo sobie z nią poradzę, a chłopiec za pół roku pojedzie do szkoły. Czy może mi się nie udać? Moi nauczyciele byli ze mnie bardzo zadowoleni. Mogę uczyć chłopca matematyki i geografii, a dziewczynę muzyki, literatury, francuskiego, łaciny, rysunku i tańca. Czego więcej potrzeba? – Niczego – przyznała Hester, lecz bez przekonania. – Nie wiem, co powiedzieć, panienko. To chyba nieuczciwe. Oszukiwałybyśmy samego markiza… – Skoro nawet nie spotkał się z tobą, nie zależy mu chyba na tych wnukach. Chce mieć kłopot z głowy. Ja mogę mu to zapewnić równie łatwo jak ty. – Może nawet lepiej, panienko. Ma panienka większy autorytet. Ludzie milkną, kiedy odzywa się panna Hardcastle. – Dlatego że mój ojciec zostawił mi olbrzymi majątek zainwestowany w fabryki i kopalnie i ja zarządzam nim samodzielnie od jego śmierci, czyli od sześciu lat. – To ile panienka ma lat, jeśli mogę zapytać?

– Dwadzieścia pięć. Mój stryj i jego żona od kilku miesięcy usiłują wydać mnie za mąż. Twierdzą, że potrzebuję męża, żeby mi pomagał w interesach, i boją się, że umrę w staropanieństwie. – Przymuszają panienkę? – Skłamałabym, mówiąc, że tak. Ciotka Jenny jest bardzo miła, a stryj ma na pewno dobre intencje, lecz ja nie chcę wychodzić za mąż tylko dlatego, żeby ich zadowolić. – Kto będzie kierował fabrykami, jeśli panienka zniknie? – Mam rządców, a poza tym plenipotenta, któremu ufam. Będę utrzymywała z nim kontakt listowny. To nie potrwa długo. Potem złożę wypowiedzenie i twoi wychowankowie dostaną nową guwernantkę. Chyba im nie zaszkodzę. Zastanowisz się do końca dnia? Dasz mi odpowiedź, kiedy staniemy na noc w gospodzie. Jeśli się zgodzisz, zamienimy się ubraniami. Rano odeślę cię moją kolaską do Chester, a sama pojadę wynajętą pocztową karetą do Cavendish Park. – Nie wiem, co powiedzieć… – Hester była rozdarta między okazją do zdobycia dużych pieniędzy a poczuciem obowiązku. – To dla mnie wielka szansa. A ile by to znaczyło dla Jima, gdyby mógł otworzyć gospodę jeszcze w tym roku… – Decyzja należy do ciebie. Nie będę cię zmuszała. Jeśli się nie zgodzisz, znajdę inny sposób, żeby na jakiś czas zniknąć.

Hester oparła się na poduszkach z ciężkim westchnieniem. Propozycja musiała być dla niej kusząca. Sara modliła się w duchu za powodzenie swojego planu. Dlaczego jej ojciec musiał zginąć w wypadku w swojej fabryce!? Tobias Hardcastle lubił doglądać pracy osobiście. Zdarzało mu się zdejmować surdut i z zakasanymi rękawami koszuli brać się samemu do roboty. Zaczynał z pięćdziesięcioma funtami w kieszeni odziedziczonymi po dziadku i dzięki pomysłowości i pracowitości, pracując po dwadzieścia godzin na dobę, zbudował wielkie imperium przemysłowe, którego prowadzenie pochłaniało go bez reszty. Matka Sary nieraz narzekała, że w domu bywał gościem, co nie było prawdą, bo regularnie jadał z rodziną posiłki, a od czasu do czasu spędzał z nią nawet całe niedziele. Sara nie mogła poświęcić się interesom w takim samym stopniu jak ojciec, ale miała dar wybierania właściwych ludzi i wzbudzania ich lojalności. Zaangażowała się w rodzinną firmę dlatego, że nie chciała powierzać jej komuś obcemu. Ostatnio zaczynała się czuć nieco zmęczona i uznała, że czas usunąć się trochę na bok; życie uciekało i niejeden uznałby ją za starą pannę, którą okazja do korzystnego zamążpójścia minęła bezpowrotnie. Do tego wniosku doszła, wracając z Kornwalii, dokąd jeździła co dwa lata, by odwiedzić kopalnie miedzi. W drodze zatrzymała się w odwiedziny u swojej dawnej guwernantki, gdzie poznała pannę Hester

Goodrum. Hester zrobiła na niej od początku dobre wrażenie. Sara zaproponowałaby jej stanowisko osoby do towarzystwa, ale gdy Hester opowiedziała o swoich planach matrymonialnych, przyszedł jej do głowy lepszy pomysł. Naturalnie, wiedziała, że naganne jest udawanie kogoś, kim się nie jest, uważała jednak, że w tym wypadku, nikomu nie zaszkodzi. Nie ukradnie domowych sreber, nie nauczy dzieci przeklinać ani pić dżinu. W szkolnych latach nigdy nie zapominała, że nie należy do ziemiaństwa. Była córką bogacza, który kupił wielki dom i ziemię, ale w jej żyłach nie płynęła błękitna krew. Koleżanki szkolne były dla niej miłe, zawsze jednak czuła dystans i wiedziała, że wyśmiewają się z jej północnego akcentu. Pan Hardcastle chciał, żeby córka została damą, i tak się stało, tyle że nie do końca zaakceptowała ją socjeta. Była mile widziana na balach dobroczynnych, ale jeszcze milej widziane były jej pieniądze. Rzadko natomiast zapraszano ją do arystokratycznych domów. Nie należała bowiem do kobiet, z którymi żenią się dżentelmeni. Niezupełnie, pomyślała, wyglądając przez okno. Miała upartego wielbiciela. Sir Roger Grey już trzykrotnie się oświadczał i nie zniechęcał kolejnymi odmowami. Znała jego trudną sytuację finansową, chociaż z powodzeniem ukrywał ją przed towarzystwem. Sara natomiast poprosiła swojego plenipotenta o przeprowadzenie

dochodzenia w tej sprawie i raport okazał się jednoznaczny. Sir Roger uchodził za człowieka majętnego i szacownego, a w rzeczywistości był rozpustnikiem i hazardzistą. Niestety, stryj nie chciał w to uwierzyć i wspierał go w staraniach. – Gdybyś wyszła za mąż za Sama Goodjohna lub Harry’ego Bartona, byłabyś bezpieczna przed zakusami sir Rogera – powiedział, kiedy mu się poskarżyła na niedoszłego narzeczonego, który chciał ją skompromitować na balu charytatywnym w Newcastle, całując na oczach publiczności i dobierając się do jej dekoltu. – To przyzwoici ludzie, mają własne fabryki, mogłabyś zostać żoną i matką, jak przystoi kobiecie. Czas pomyśleć o założeniu rodziny. Nie chcesz przecież zostać starą panną. – Wiem, że pragniesz mego szczęścia, stryju – odpowiedziała – ale ja wyjdę za mąż, gdy znajdę mężczyznę, który mnie pokocha, a ja pokocham jego. – Miłość! – skrzywił się stryj. – Uważaj, żebyś się na niej nie zawiodła. Potrzebujesz mężczyzny, który będzie cię chronił i zajmie się twoimi fabrykami. Nie zwlekaj za długo, bo może się okazać, że nawet ze swoimi pieniędzmi nie znajdziesz odpowiedniego męża. Czy jest aż tak nieurodziwa, że musi kupić sobie małżonka? Sara wiedziała, że nie jest pięknością. Miała ciemnobrązowe włosy, prosty nos, usta nieco większe, niżby sobie życzyła, lecz nie czuła się brzydulą. Kiedy się ładnie ubrała, wyglądała atrakcyjnie i ludzie mówili, że ma przyjemny uśmiech.

Czy rzeczywiście powinna wyzbyć się nadziei na miłość? Nieraz myślała, że miałaby większą szansę, gdyby nie była jedyną spadkobierczynią ojca. Mężczyźni widzieli w niej wyłącznie bogatą pannę Hardcastle. Bogaci chcieli przejąć jej interesy i jeszcze bardziej się wzbogacić, a utracjusze szukali biletu wstępu do łatwego życia. A ona… Chciała spotkać kogoś, kto pokochałby ją taką, jaka była. Czyżby wymagała zbyt dużo? Może stryj ma rację. Może powinna przyjąć któregoś z dotychczasowych kandydatów do ręki i kazać prawnikom spisać kontrakt ślubny, gwarantujący kontrolę nad interesami i chroniący jej majątek. Byłoby to najprostsze rozwiązanie w tym kłopotliwym położeniu. Małżeństwo z rozsądku chroniłoby ją przed łowcami posagów i niegodziwcami, pragnącymi położyć rękę na pozostawionej przez ojca fortunie… A jednak już od pewnego czasu czuła, że czegoś w jej życiu brakuje. Może to samotność? W żadnym razie! – od razu sobie odpowiedziała. Ma przyjaciół i oddanych pracowników. Jest zbyt zajęta, by czuć się samotna. Z całą pewnością potrzebuje czasu, by się nad tym zastanowić i zdecydować, czego oczekiwać od życia. Musi uciec, ukryć się i choć na chwilę stać się kimś innym… – Zgoda, zrobię to, panienko. Ma panienka rację, nikt na tym nie

ucierpi, a Jim będzie taki szczęśliwy… Sara drgnęła. W pierwszej chwili nie mogła uwierzyć, że Hester się zgadza, ale kiedy przekonała się, że mówi poważnie, uśmiechnęła się szeroko. – Stokrotne dzięki, Hester. Nie pożałujesz. Nie zrobię nic, co zaszkodziłoby twojemu dobremu imieniu, obiecuję. – Skądże by znowu! – Roześmiała się Hester; wyglądała o wiele młodziej, jej oczy błyszczały radością. – To ja nie znajduję dostatecznych słów podzięki za daną mi szansę i mam nadzieję, że poradzi sobie panienka z podopiecznymi. Lady Mary uprzedzała, że są raczej trudni, ale jestem pewna, że wszystko będzie dobrze. – Jestem tego pewna – odpowiedziała uśmiechem Sara. – Co może być trudnego w zajmowaniu się dorastającą dziewczyną i trzynastoletnim chłopcem? ROZDZIAŁ DRUGI Sara wysiadła z powozu oczarowana. Cavendish Park okazał się sympatyczną wiejską rezydencją, o wiele większą niż te, w których zdarzało się jej bywać, i na pewno okazalszą niż dom jej ojca na przedmieściach Newcastle. Gościła w kilku wiejskich posiadłościach swoich szkolnych koleżanek, żaden z nich jednak nie był tak piękny.

Chętnie stałaby i patrzyła bez końca na spatynowane działaniem czasu mury i długie okna, których szyby lśniły w promieniach słońca. – Zapraszam do środka, panno Goodrum. Sara otrząsnęła się. Przypomniała sobie, że nie jest już bogatą dziedziczką, panną Hardcastle, lecz guwernantką, która ma uczyć mieszkające w tym domu dzieci. Z gospody, w której spędziła noc, odesłała swoje bagaże do domu wraz z listem do stryja. Prosiła go, by się o nią nie martwił, gdyż bierze sobie trochę wolnego. Do Cavendish Park przyjechała więc z niewielkim kuferkiem z ubraniami odkupionymi od Hester. W tej chwili miała na sobie jej najlepszą suknię, ponieważ dziewczyna zapewniała, że tak należy się zaprezentować pierwszego dnia u nowego pracodawcy. – Dziękuję, pani Brancaster. Co za piękny dom! Musi być pani szczęśliwa, że tu mieszka. – To prawda, dom jest piękny, panno Goodrum, jednakże… – gospodyni rozejrzała się konspiracyjnie – …nie wszystko jest w nim tak, jak być powinno. Jego lordowska mość nie przyjeżdża za często i dzieci są pozostawione same sobie. Dom potrzebuje pana lub pani, a najlepiej obydwojga. – Też tak sądzę. Taki duży dom wymaga wielu starań i nie powinien być pozostawiony wyłącznie staraniom służby.

Nieświadoma wrażenia, jakie jej uwaga zrobiła na pani Brancaster, Sara weszła do domu kuchennym wejściem. Nie czuła się poniżona. U siebie często gościła w kuchni. Choć była bogata i odebrała edukację godną wielkiej damy, wiedziała jednak, że wielką damą nie jest. – Zaprowadzę panią do jej pokoju – odezwała się po chwili gospodyni. – Jak się pani rozejrzy, proszę zejść na dół na filiżankę herbaty. Panna Francesca i panicz John mieli czekać na panią, lecz wymknęli się z domu wczesnym rankiem. Podejrzewam, że poszli na ryby na przekór poleceniu dziadka, żeby siedzieli w salonie i czekali na panią i swojego mentora. – Mentora? Myślałam, że opiekę sprawuje nad nimi ich dziadek, markiz Merrivale. – Bo tak jest, panno Goodrum. Jednakże pan markiz powierza nadzór nad wychowaniem dzieci mentorowi, któremu wszyscy będziemy podlegali. Sara po raz pierwszy usłyszała o takim rozwiązaniu i zastanawiała się, czy Hester o tym wiedziała. Ten nowy zwierzchnik może zechcieć głębiej wnikać w jej przeszłość, niżby sobie życzyła. Była zadowolona, że zadbała nie tylko o zaopatrzenie się w suknie Hester, lecz także w jej referencje.

– Ach tak. Zna pani może nazwisko owego… mentora? – Nie słuchałam zbyt uważnie, gdy mi o nim mówił kamerdyner, pan Burrows, bo akurat myślałam o tych huncwotach, które znowu wymknęły się z domu, ale jak się dowiem, to pani powiem. – Dziękuję. Nie weźmie mi pani za złe, że przyjdę na herbatę nie wcześniej niż za godzinę? Chciałabym przejść się po posiadłości i obejrzeć najbliższe sąsiedztwo domu, zanim się rozpakuję. – Cóż… – pani Brancaster była nieco rozczarowana. – Jak pani chce. Myślałam, że w pierwszej kolejności obejrzy pani pokój szkolny. – Jak wrócę, pokaże mi pani, gdzie on jest. Albo zapytam któregoś lokaja. Nie chciałabym pani zbytnio absorbować, bo wiem, ile jest pracy w takim domu, a przyjazd dwojga gości musiał wywrócić do góry nogami pani rozkład zajęć. – Owszem… Niech pani zatem idzie. Pani kufer zostanie wniesiony na górę. Nie wątpię, że szybko się pani u nas zadomowi. Sara pozostawiła gospodynię, która odprowadziła ją wzrokiem. Czuła, że mogła urazić tę kobietę, musiała jednak ochłonąć, zanim popełni jakąś głupotę. Po raz pierwszy uświadomiła sobie, na co się porywa. Kiedy jechała swoją wygodną kolaską, otoczona znajomymi przedmiotami, wydawało się jej, że to znakomity pomysł. Wyobrażała sobie, że oprócz dzieci i służby nikogo w domu nie zastanie. Kim jest ten

mentor i jakim człowiekiem się okaże? Jeśli to tylko wynajęty preceptor, ma szansę uniknąć zdemaskowania pod warunkiem, że będzie robiła, co do niej należy, i nie wchodziła mu w paradę. Istnieje wszak niebezpieczeństwo, że zanadto poważnie potraktuje on swoje obowiązki i zażąda informacji od nowej guwernantki. Sara nie powinna dopuścić do tego, by zaczął za głęboko grzebać w jej przeszłości. Byłoby źle, gdyby przyłapał ją na kłamstwie. A jeśli się okaże, że ten mentor zna Hester Goodrum? To, co zrobiła, to czyste szaleństwo! Powinna wrócić do pani Brancaster, zapytać o najbliższy zajazd pocztowy i wyjechać. Sara myślała, że ukrywając się przed światem, zyska czas konieczny do zastanowienia się nad własnym życiem i podjęcia decyzji, czy wyjść za mąż z rozsądku, czy czekać aż na miłość. Przecież nie ma pewności, że mężczyzna, w którym się zakocha, odwzajemni jej uczucie. Cóż, nie powinna spieszyć się z podejmowaniem żadnej decyzji. Minęła uroczy ogród różany, za którym rozciągały się rozległe trawniki. Kiedy zbliżała się do odgradzających je od reszty parku krzewów, usłyszała dobiegający zza nich śmiech. Podeszła bliżej i zatrzymała się na widok młodej dziewczyny i o kilka lat młodszego od niej chłopca. Leżeli na trawie i doglądali piekącej się nad dymiącym ogniskiem ryby. Widoczna między nimi zażyłość i ich beztroska wzruszyły Sarę.

Byli tak radośni i pochłonięci sobą, że postanowiła im nie przeszkadzać. Gdyby przedstawiła się jako nowa nauczycielka, mogliby znielubić ją za to, że naruszyła ich intymny świat. Lepiej poczekać i przywitać się później, kiedy zmyją brud z twarzy i rąk. A jednak było jej szkoda, że nie może z nimi spędzić czasu. Odwróciła się z żalem. Dzieci chwyciły ją za serce i zapragnęła zostać. Na pewno nie wyrządzi im krzywdy, a od nowego mentora postanowiła trzymać się z daleka. Zachowa postawę przyjazną, ale na odległość jak prawdziwa guwernantka. Po śmierci ojca Sary jego adwokaci doradzali jej, by sprzedała fabryki temu, kto zapłaci za nie najwięcej. Wbrew uprzedzeniom, a nawet niechęci mężczyzn, którzy nie wyobrażali sobie kobiety w świecie interesów, pokonała trudności i jej biznes kwitnął. Teraz też nie rzuci się do ucieczki, napotkawszy pierwszą przeszkodę. Czas na herbatę z panią Brancaster, pomyślała i obiecała sobie, że nie będzie kłamała więcej, niż to będzie bezwzględnie konieczne. Wysiadając z kariolki, Rupert zauważył wracającą z ogrodu kobietę. W promieniach słońca jej ciemne włosy nabrały miedzianej barwy; wyglądało to tak, jakby jej głowę otaczała aureola. Sądząc po sukni, była nową guwernantką. Wiedział o niej niewiele, tylko tyle, że otrzymała referencje od lady Mary Winters. Rupert dobrze pamiętał Cavendish Park, więc nie musiał

zaczynać od zwiedzania okolicy. Przed laty poznał również dzieci. Zastanawiał się, czy czekają na niego grzecznie w salonie, jak je proszono, czy, jak on by zrobił na ich miejscu, skorzystały z ostatniego dnia wolności. – Wasza lordowska mość – powitał go z rozpromienioną twarzą kamerdyner Burrows. – Miło, że znowu zawitał pan do Cavendish Park. Zostałem poinformowany, że zamierza pan zostać z nami kilka miesięcy. – Tak, do czasu kiedy John pojedzie do Cambridge. Czy to wy, Burrows? – Pamięta pan – ucieszył się kamerdyner. – Większość personelu jest ta sama. Niektórzy tylko z pokojówek i lokajów są nowi. – A pani Brancaster? – Tak, proszę pana. Zaraz wyjdzie… O, oto i ona. Musiała być zajęta… – Francesca i John są w domu? – Wyszli z samego rana. Czy posłać kogoś, żeby ich przyprowadził? Jeden z ogrodników twierdzi, że poszli na ryby. – Doskonały dzień na łowienie ryb. Sam bym się wybrał. Nie, nie szukajcie ich, niech się nie czują winni. Wkrótce wszystko będzie szło jak w zegarku, kiedy znajdę czas, by się zorientować, jak się sprawy mają.

Napiłbym się zimnego piwa i coś przegryzł, bo nie zatrzymywałem się na lunch. – Lord Myers? – Podeszła zdziwiona pani Brancaster. – Dzień dobry. Nie wiedziałam, że pan przyjeżdża. Przygotowałam niewłaściwy pokój. Myślałam… – Zaczerwieniła się. – Pan wybaczy, pański pokój będzie gotowy za pół godziny. – Wystarczy – uspokoił ją Rupert, rozbawiony jej zakłopotaniem. – Chciałbym porozmawiać z panną Goodrum. Wydaje mi się, że widziałem ją przed chwilą wracającą z ogrodu. – Tak, proszę pana. Wyszła rozejrzeć się po okolicy. Miałyśmy właśnie siadać do herbaty, gdy powiedziano mi, że pan nadjechał. Przepraszam, że pana nie witałam. – Nie bawmy się w ceremonie. Jestem wciąż taki sam jak wtedy, gdy przyjeżdżałem tu jako chłopiec. – Ależ skąd. Wszyscy wiemy o odznaczeniu, jakie dostał pan za odwagę na wojnie z Francją i że był pan ranny w nogę. – Moja noga już wydobrzała. Daje mi się we znaki jedynie na zmianę pogody. – Rupert nie lubił słuchać pochwał pod swoim adresem zwłaszcza za czyny, które należały do przeszłości i wolał, by tam pozostały.