0
Rita Herron
W mrokach
niepamięci
Tytuł oryginału: Collecting Evidence
1
OSOBY
Aspen Meadows – cierpi na amnezję. Nie znając swojej przeszłości, nie
wie, dlaczego ktoś chce ją zabić.
Dylan Acevedo – z determinacją tropi zabójców zaprzyjaźnionej z nim
agentki FBI, uważając przy tym, że kluczem do rozwikłania zagadki jest
Aspen. Czy utracona pamięć Aspen skrywa tajemnicę, której mu nie wyjawiła,
a która dotyczy jej dziecka?
Jack – synek Aspen. Kim jest ojciec chłopca i czy ma coś wspólnego z
prześladowcą Aspen?
Boyd Perkins – czy ten płatny zabójca próbuje zamordować Aspen,
ponieważ widziała, jak pozbywał się ciała agentki FBI Julie Grainger?
Sherman Watts – Indianin z plemienia Ute. Czy pomaga Perkinsowi
ukrywać się na terenie rezerwatu?
Kurt Lightfoot – filar społeczności Ute, który pragnie zdobyć Aspen.
Czy działając na rzecz rezerwatu, łamie prawo? Czy próbował zabić Aspen,
gdyż odrzuciła jego względy?
Frank Turnbull – Dylan był przekonany, że pozbył się seryjnego
mordercy kobiet Ute raz na zawsze. Czy Turnbull rzeczywiście zginął, czy
jednak udało mu się zbiec i powrócił, pałając chęcią zemsty?
Sally Ann McCobb – pisała listy miłosne do odsiadującego karę
Turnbulla. Czy pomogła mu w ucieczce?
Larry Gerome Sawyer – seryjny morderca, który zaprzyjaźnił się z
Turnbullem w więzieniu. Czy to jego ciało znaleziono na miejscu wypadku?
Ulysses – czy podszywa się pod Turnbulla?
TL
R
2
PROLOG
Agent specjalny FBI Dylan Acevedo przyłożył nóż do grubej szyi Franka
Turnbulla.
– No dalej, zabij mnie – wycharczał zbrodniarz.
Dylan uśmiechnął się przerażająco, gdy na skórze pojawiła się kropla
krwi. Powinien to zrobić. Facet zasługiwał na śmierć.
Te wszystkie młode kobiety brutalnie pozbawione życia, te ciała z
poderżniętymi gardłami porzucone na pustyni i wsiąkająca w ziemię krew,
która miała zwabić dzikie zwierzęta...
Wszystkie były rdzennymi Amerykankami. Zginęły z rąk seryjnego
zabójcy. Zginęły, bo obłąkany umysł musiał zaspokoić swe chore żądze.
Dylan spojrzał na nóż. Należał do Turnbulla. To nim podrzynał kobietom
gardła.
I w ten sam sposób powinien umrzeć, z gardłem rozpłatanym
obrzędowym nożem plemienia Ute o ostrzu z białego kwarcu i z trzonkiem z
cedru kanadyjskiego. Takim nożem Indianie Ute przecinali pępowiny
noworodkom lub ścinali zioła używane podczas plemiennych obrzędów.
Turnbull, jak każdy seryjny morderca, zostawiał przy ciałach ofiar
swoistą wizytówkę. W jego przypadku był to kawałek kory trafionego
piorunem drzewa.
Wybór takiej wizytówki był doskonałe przemyślany, wiązał się bowiem
w specyficzny sposób z plemieniem Ute, którego członkowie czuli wręcz
religijny lęk przed dotykaniem takiego drzewa. Wierzyli, że sprowadzi to na
nich śmierć od pioruna.
TL
R
3
W zapuchniętych oczach Turnbulla groźba mieszała się z wyzwaniem.
Milczącym wyzwaniem rzuconym agentowi specjalnemu FBI, by zakosztował
rozkoszy zabijania.
Dylan zacisnął szczęki. Chciał zobaczyć w oczach mordercy strach.
Chciał usłyszeć jego krzyk i błaganie o życie.
Zamiast tego usłyszał śmiech, czy raczej okropny, niski charkot, który
przeszył noc niczym pomruk drapieżnika szykującego się do zatopienia kłów w
upolowanej ofierze.
– Jesteś taki jak ja – wychrypiał Turnbull. – Widzę w twoich oczach zło.
Dylan mocniej zacisnął palce na rękojeści noża. W tej chwili
rzeczywiście marzył, by uśmiercić wielokrotnego mordercę, tyle że to
ekstremalne pragnienie wynikało nie ze zwyrodnienia duszy, lecz z chęci
zemsty i poczucia sprawiedliwości.
Nagle gdzieś za nim rozległ się głos brata:
– Nie rób tego...
W porównaniu z nim Miguel był chodzącą świętością. Jako chłopiec
służył do mszy, podczas gdy Dylan nieustannie sprawiał kłopoty.
Dawniej nie umieli się dogadać, ale z czasem wytworzyła się między
nimi silna więź. Nauczyli się też szacunku dla swojej odmienności, bez czego
owa więź nie byłaby tak trwała. Miguel był ekspertem kryminalistycznym,
wnikliwym badaczem, naukowcem, natomiast Dylan człowiekiem czynu,
niestrudzonym agentem realizującym się w akcjach. Często współpracowali,
polegając wzajemnie na swoim doświadczeniu.
Miguel zbliżał się, brat słyszał jego kroki w nocnej ciszy.
– Daj spokój, Dylan. Dorwaliśmy go i powinien zapłacić za to, co zrobił.
Stanąć twarzą w twarz z rodzinami tych dziewczyn.
TL
R
4
Dylanowi zadrżała dłoń, gdy ponownie spojrzał w oczy potwora. Teraz
zobaczył w nich strach. Turnbull wolał natychmiastową śmierć z jego ręki niż
konfrontację z bliskimi swoich ofiar.
Miguel miał rację. Konieczność spojrzenia w pełne bólu oczy ojców i
matek zamordowanych kobiet będzie największą karą.
Opuścił rękę, drasnąwszy przy tym skórę Turnbulla, i dał znać
Miguelowi, by skuł drania.
Kilkanaście godzin później, po złożeniu raportu i po konferencji
prasowej, na której ogłoszono aresztowanie seryjnego mordercy kobiet z
plemienia Ute, Dylan wszedł do baru w Vegas. Pragnął rozładować wściekłość
i alkoholem wymazać z pamięci obrazy dziewczyn, których nie był w stanie
ocalić.
Tak jak nie ocalił swojej piętnastoletniej siostry Teresy, zabitej w ulicznej
strzelaninie między gangami.
Nagle wyrosła przed nim najbardziej zmysłowa istota, jaką widział w
życiu. Sięgające talii długie czarne włosy kołysały się zalotnie w rytm kroków.
W spojrzeniu ciemnych, czekoladowych oczu krył się podziw.
Należała do plemienia Ute. Pasowała do profilu ofiar Turnbulla, mogłaby
być numerem jedenastym na jego liście, a jednak stała przed Dylanem żywa i
radosna z promiennym uśmiechem na ślicznej twarzy.
– Agencie Acevedo – powiedziała miękko z ledwie słyszalnym akcentem
zdradzającym jej pochodzenie. – Widziałam pana w wiadomościach. Dziękuję
za aresztowanie tego mordercy.
Dylan wzruszył ramionami.
– Żałuję, że nie dorwaliśmy go wcześniej.
TL
R
5
W mądrym, współczującym spojrzeniu Indianki kryło się tak wiele
zmysłowości, że przeszył go nagły dreszcz pożądania.
Był zahipnotyzowany jej urodą. Zapragnął, by ta kobieta znalazła się w
jego łóżku i pomogła ugasić płomień oraz gniew trawiący duszę.
Kiedy skończyła zmianę, wdali się w długą rozmowę. Nazywała się
Aspen Meadows. Pracowała jako barmanka, by zarobić na studia
pedagogiczne.
W końcu odprowadził ją do domu. Nie zdążył zamknąć za sobą drzwi, a
już była w jego ramionach. Błyskawicznie zdarł z niej ubranie. Kochali się na
podłodze, przy ścianie, w łóżku i pod prysznicem.
Miłosne uniesienia nie uśmierzyły ani bólu w sercu, ani poczucia winy.
Nie zasługiwał na nią. Nie zasługiwał na miłość i ukojenie, skoro zawiódł tyle
kobiet.
Mimo to skradł Aspen cały tydzień w desperackiej próbie odreagowania
piekła, w którym dotąd żył i do którego niedługo przyjdzie mu wrócić.
Wiedział bowiem doskonale, że ulga jest tylko chwilowa. Uczucie nie
przetrwa, nie miało prawa przetrwać. Boleśnie przypomniał mu o tym telefon
w piątkowy wieczór.
Kolejne morderstwo. Kolejne tajne zadanie.
Musiał iść.
Pocałował śpiącą Aspen na pożegnanie i wyszedł. Więcej miał jej nie
zobaczyć. Nie mógł.
Jego praca stwarzała zagrożenie dla wszystkich, którzy byli mu bliscy.
Wystarczająco wiele martwych kobiet prześladowało go w snach.
TL
R
6
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Rok później
Mijał dziewiąty tydzień od zaginięcia Aspen Meadows. Dziewięć tygodni
niepokoju o jej życie. Dziewięć tygodni zadręczania się pytaniem, czy mógł
zrobić coś, by ją ocalić.
Opuścił Aspen w zeszłym roku. Nie chciał jej narażać, lecz i tak było
wielce prawdopodobne, że już nie żyła.
Z ogromnym niepokojem wpatrywał się w Emmę Richardson, obdarzoną
nadzwyczajnymi mocami kuzynkę Aspen. Obawiał się najgorszego.
Możliwe, że padła ofiarą tego samego człowieka, który zamordował
zaprzyjaźnioną z Dylanem agentkę specjalną Julie Grainger. FBI miało swoją
teorię, wedle której Aspen widziała, jak Boyd Perkins i Sherman Watts
pozbywają się ciała Julie.
Ta sprawa przywiodła ich do rezerwatu w Ute Mountain, do domu
Aspen.
Emma przycisnęła dłoń do skroni. Otoczona przedmiotami należącymi do
kuzynki, zaznała wizji.
– Żyje – powiedziała po chwili.
Nadzieja wstąpiła w serce Dylana. Rzadko ufał jasnowidzom, ale w tym
przypadku było inaczej. Jak dotąd wszystkie wizje Emmy się potwierdziły.
Jego brat Miguel, który zakochał się w tej kobiecie, wierzył bezgranicznie w
jej zdolności.
A Dylan ufał bliźniaczemu bratu bardziej niż komukolwiek w świecie.
TL
R
7
Musiał przełknąć, by wydobyć z siebie głos. Modlił się w duchu o takie
wieści od chwili, gdy usłyszał, że w pobliżu rzeki San Juan odnaleziono
samochód Aspen roztrzaskany o drzewo.
Jednak coś w udręczonej twarzy Emmy bardzo go zaniepokoiło.
– Jesteś pewna, że ona żyje?
Wprawdzie skinęła głową, potwierdzając dobrą wieść, zarazem jednak
zachwiała się i pobladła, a w jej oczach pojawiło się coś mrocznego. Miguel
rzucił się ku niej i podprowadził do kanapy. Emma odchyliła głowę do tyłu i
zamknęła oczy. Jej ciałem wstrząsnął dreszcz.
– Co widziałaś? – Dylana porażała myśl, że nawet jeśli Aspen jeszcze
żyje, to i tak wkrótce zginie... i straci ją na zawsze.
Tak jak prawie wszystkie kobiety, na których mu zależało. Młodsza
siostra Teresa, przyjaciółka Julie...
Miguel pogładził Emmę po rękach, po czym powiedział cicho z czułą
troską:
– Kochanie...
– Nie wiem. Ta wizja... Wiem tylko, że Aspen żyje, ale jest przerażona. –
Emma otworzyła oczy i z trwogą spojrzała na Dylana. – I coś jej grozi.
Zaczął chodzić po pokoju. Serce ścisnęło mu się z żalu, gdy rozległ się
rozdzierający płacz Jacka, syna Aspen. Zupełnie jakby chłopczyk usłyszał
słowa ciotki i zrozumiał, że coś złego dzieje się z jego mamą.
Emma chciała wstać z kanapy, lecz Dylan gestem nakazał jej, by się nie
ruszała. Wyglądała fatalnie, jak ktoś ciężko chory i kompletnie pozbawiony sił.
Wiedział, że był to stan przejściowy, jednak wizje kosztowały ją tak wiele.
Podszedł do wiklinowego łóżeczka. Zapłakany Jack wyrzucał piąstki w
górę. Dylan wziął go na ręce.
TL
R
8
– Ciii, malutki. – Zaczął kołysać dziecko.
Chłopczyk musiał bardzo tęsknić za mamą. W pierwszych tygodniach
życia uczestniczył w wypadku samochodowym, został porzucony w rozbitym
aucie, a potem wylądował u Emmy.
Dylan poklepał Jacka po plecach i przytulił go mocniej. Owionął go
zapach zasypki i mleka dla niemowląt.
Skoro jego matka żyje, czemu nie wróciła po syna?
Owszem, zdarzają się wyrodne matki, psychologia kliniczna i psychiatria
mają o tym coś do powiedzenia, lecz w żadnym razie nie mogło to dotyczyć
Aspen. Z całą pewnością bardzo kochała swojego synka. Dylan podczas
krótkiego romansu – przeżył wtedy najlepszy seks w życiu – poznał życiowe
plany Aspen. Zamierzała wrócić do rezerwatu Ute i pracować jako
nauczycielka, marzyła bowiem o tym, by pomagać dzieciom. Ponadto, choć o
tym nie wspomniała, wyczuł, że marzy również o własnych dzieciach.
Jack wierzgał i krzyczał coraz głośniej, potęgując jeszcze napięcie
panujące w pokoju. Jego śniada skóra przybrała ciemnoczerwoną barwę,
kontrastując z ciemną czupryną. Miał wydatne kości policzkowe po Aspen i jej
grube, proste włosy, które zdradzały indiańskie pochodzenie. Patrząc na niego,
Dylan zapragnął znów ją zobaczyć i chwycić w ramiona. Przekonać się, czy
mogą zacząć od miejsca, w którym przerwali... Czy to, co między nimi
zaiskrzyło, ma szansę przerodzić się w coś więcej niż tydzień upojnego seksu.
Tyle że Aspen miała teraz syna.
Wszystko się zmieniło.
Dylan mówił do chłopca ściszonym głosem:
– Ciii, już dobrze. Znajdziemy twoją mamusię. Obiecuję ci to, malutki.
TL
R
9
Krzyk przeszedł w kwilenie. Dylan nieustannie kołysał Jacka, patrząc mu
w oczy – tak niebieskie, że przez chwilę miał wrażenie, jakby patrzył w lustro.
Ten widok wywołał w nim chaos uczuć. Przyjrzał się buzi Jacka, usiłując
określić jego wiek. Poznali się z Aspen i poszli do łóżka nieco ponad rok temu.
Tydzień później opuścił ją, by już nigdy jej nie zobaczyć.
Aspen zaginęła przed dziewięcioma tygodniami. Dzieciak mógł mieć
teraz piętnaście tygodni. Dobry Boże, czy to możliwe, że Jack jest jego synem?
Mały zaczął gaworzyć. Wydął pucołowate policzki, zaciskając malutką
piąstkę na palcu Dylana.
Prześladowały ją koszmary. Szponiaste demony co noc wypełzały z
cienia, usiłując strącić ją w otchłań szaleństwa.
Gdyby chociaż mogła przypomnieć sobie swoje imię; gdyby wiedziała,
dlaczego omal nie straciła życia i jak trafiła do schroniska dla kobiet w
Mexican Hat.
Tymczasem przeszłość jawiła się jako bezkresna próżnia zamykająca ją
w więzieniu ciemności. Jedynie w snach odżywała w najgłębszych
zakamarkach umysłu, usiłując przebić się przez barierę wzniesioną przez
podświadomość. Przerażające wspomnienia, których w innych okolicznościach
z pewnością wolałaby nie pamiętać.
W poszukiwaniu strzępków przeszłości zmusiła się do spojrzenia w
lustro. Wiedziała, że jest Indianką z plemienia Ute. Dobitnie świadczyły o tym
wydatne kości policzkowe, długie czarne włosy i brązowe oczy.
Na dnie tych oczu czaił się strach wywołany czymś, co widziała, a co
zbłądziło na obrzeża świadomości.
Krew pulsowała jej w skroniach, napięcie zamieniało żołądek w kamień.
Poruszyła ramionami, by rozprostować bolące mięśnie, ale wyczerpanie
TL
R
10
dawało o sobie znać. Po obrażeniach, hipotermii i siniakach nie było już śladu,
lecz mimo tych wszystkich tygodni, które upłynęły od jej pojawienia się w
schronisku, ciągle nie odzyskała pełni sił.
Reszta mieszkających tu kobiet i dzieci zebrała się w świetlicy na
wieczornym spotkaniu grupy wsparcia. Czasem to ona siadywała z dziećmi na
podłodze i opowiadała różne historie, lecz dziś jedna z matek zabawiała je
robieniem indiańskich naszyjników.
Nie walczyła ze zmęczeniem. Położyła się na łóżku polowym pod ścianą.
Zapadał zmierzch. Słońce zniżało się ku zachodowi, pokój spowijała coraz
gęstsza ciemność. Zamknęła oczy, okryła nogi cienkim prześcieradłem i
przewróciła się na bok. Rosła w niej pustka. Czuła ją od chwili, gdy
przemarznięta i majacząca obudziła się w schronisku. Wiedziała, że coś
straciła. Coś bardzo cennego.
Może kogoś, kogo kochała.
Łzy pociekły jej po policzkach, lecz otarła je niecierpliwym gestem. Musi
wreszcie przypomnieć sobie, co ją spotkało, inaczej nie wróci do domu.
Tylko co, jeśli przeczucie jej nie myliło?
Jeśli wyparła wspomnienia, ponieważ umarł ktoś, kogo bardzo kochała, a
ona nie mogła tego znieść?
Wyczerpanie wreszcie wzięło górę. Zmorzył ją sen. I powróciły
koszmary.
Ktoś ją gonił między głazami i rozpadlinami. Próbowała biec, lecz nogi
miała coraz cięższe, a ciało nie słuchało poleceń. Poślizgnęła się na skarpie,
kamienie spod jej stóp potoczyły się na dno kanionu, a ona osuwała się coraz
niżej, kaleczona ostrymi krawędziami skał.
TL
R
11
Potem czuła na sobie dłonie jak szpony, paznokcie wbijane w ramiona.
Walczyła, machała rękami, usiłując zasłonić się przed ciosem, ale napastnik
uderzył ją tak mocno, że głowa odskoczyła, a w oczach pociemniało. Następny
cios wywołał eksplozję bólu w czaszce, odbierając oddech. W ustach poczuła
krew. Desperacko próbowała odczołgać się, ale wróg złapał ją za kostki i wlókł
po kamieniach, po kłującej trawie, która kaleczyła ręce, kolana, twarz, gdy
usiłowała złapać się czegoś i stawić opór.
Boże, dopomóż! – błagała w duchu. Ten człowiek chciał ją zabić.
W pobliżu huczała rzeka, z furią rozpryskiwała się na kamieniach.
Lodowata woda zagarnie ją i pochłonie, by unieść daleko od tego, kogo kocha.
Nie mogła na to pozwolić, musiała walczyć.
Znów czuła na sobie ręce prześladowcy. Tym razem zacisnął jej palce na
szyi, uciskał krtań, odcinając dopływ tlenu. Walczyła rozpaczliwie, próbowała
go kopnąć, ale z każdą sekundą traciła siły, stawała się coraz bardziej
bezwładna, aż świat wokół niej zawirował i wszystko przykryła ciemność.
Łomotanie serca wyrwało ją ze snu. Zerwała się zdezorientowana i
roztrzęsiona. To był tylko zły sen, ten sam powtarzający się koszmar...
Jest już bezpieczna.
Kiedy uspokoiła oddech, w otaczających ją ciemnościach zaległa martwa
cisza. W powietrzu wisiało coś nieuchwytnego, co wzbudziło jej czujność.
Potem usłyszała westchnienie.
Słaby świszczący dźwięk.
Ktoś był w pokoju.
Modląc się w duchu, by była to jedna z sióstr, która przyszła sprawdzić,
co się z nią dzieje, kurczowo zacisnęła dłonie na brzegu prześcieradła, usiłując
TL
R
12
przebić wzrokiem mrok. Naprzeciw otwartego okna ujrzała zarys wysokiej
męskiej sylwetki. Biła od niej woń potu i papierosowego dymu.
Ogarnęła ją panika. Czyżby stał przed nią mężczyzna z nocnych
koszmarów? Jeden z tych prześladowców, przed którymi kobiety schroniły się
tutaj?
Dłoń mężczyzny powędrowała w stronę paska. Dojrzała błysk metalu. To
był nóż.
Zamarła, czując zarazem nagły dopływ adrenaliny. Musiała się ratować.
Powoli zsunęła się z łóżka, by rzucić się do ucieczki, ale mężczyzna był
szybszy. Dopadł ją jednym susem, unieruchomił i zasłonił usta, by stłumić
krzyk. Biła go po rękach, drapała, walczyła ze wszystkich sił, by zrzucić go z
siebie.
Nagle w korytarzu zapaliło się światło. Usłyszała pośpieszne kroki, a
potem drzwi pokoju otworzyły się z hukiem. Napastnik spojrzał w tamtą
stronę, zaklął i jednym susem wyskoczył przez okno.
Do środka wpadły siostry zakonne i trzy podopieczne schroniska z kijami
baseballowymi w rękach.
W pokoju rozbłysło światło, które niemal ją oślepiło. Siostra Margaret
przypadła do niej i mocno ją objęła.
– Uciekł. Jesteś już bezpieczna, moje dziecko. Dopiero po dłuższej chwili
opanowała drżenie.
A potem zalała ją fala złości. Dosyć już miała uciekania, ukrywania się,
niepamiętania. Wszystkie obecne w pokoju kobiety przypuszczały, że
zaatakował ją agresywny narzeczony lub mąż, od którego uciekła.
Dłużej tego nie wytrzyma. Musi poznać prawdę. Jeśli napastnikiem
rzeczywiście był jej narzeczony lub mąż, to znów ją odnajdzie.
TL
R
13
Gdzieś czekało na nią jej dawne życie. Chciała je odzyskać. Chciała,
żeby mężczyzna, który ją skrzywdził, zapłacił za to.
A nade wszystko pragnęła dotrzeć do osoby, którą straciła. Z tą prawdą
także musiała się zmierzyć.
– Trzeba zadzwonić na policję – wyszeptała. – Proszę wysłać im moje
zdjęcie, siostro. Muszę się dowiedzieć, kim jestem i kto chce mnie zabić.
Myśl, że Jack może być jego synem, nie dawała Dylanowi spokoju.
Malec poruszył się lekko w jego ramionach. W końcu zasnął, lecz Dylan nie
chciał ułożyć go z powrotem w łóżeczku. Jeśli to rzeczywiście jego dziecko,
chce o tym wiedzieć.
Musi to wiedzieć, do cholery!
Odżyły wspomnienia wspólnych biwaków i wypadów z ojcem na ryby.
Wyobraźnia podsunęła mu ten sam obraz z nim i jego synem.
W porzuconym aucie Aspen znaleziono niemowlę.
Gdy Dylan dowiedział się o tym, uznał, że po rozstaniu z nim Aspen
związała się z innym mężczyzną, być może z kimś z rezerwatu.
Przecież uważali. Poza tym ufał Aspen. Był przekonany, że
poinformowałaby go o ciąży.
Teraz jednak, patrząc w niebieskie oczy Jacka, sam nie wiedział już, co
myśleć.
Usiadł w bujanym fotelu. Miguel i Emma przygotowali herbatę ziołową.
Po kilku łykach gorącego napoju na twarz Emmy wróciły rumieńce, chociaż
niepokój jeszcze jej nie opuścił. Drżącą dłonią odstawiła filiżankę.
– Emma – zaczął cichym głosem Dylan – zanim pojedziecie do siebie,
muszę cię o coś zapytać i chcę, żebyś była ze mną szczera.
TL
R
14
Skinęła głową, chociaż nerwowo skubała skrawek pledu, którym Miguel
troskliwie okrył jej ramiona.
– Powiedziałam wszystko, co widziałam.
– Nie o to chodzi – odparł szorstko.
Wzrok jej złagodniał, gdy zatrzymała spojrzenie na dziecku. W jej
oczach można było wyczytać ogromną miłość do małego kuzyna.
– Kto jest ojcem Jacka? – spytał.
Emma zagryzła dolną wargę i odwróciła wzrok.
Wiedział, że jeśli Aspen– komukolwiek się zwierzyła, to tylko jej. W
wieku kilkunastu lat Emma straciła matkę w pożarze domu wywołanym przez
jej agresywnego partnera. On sam także zginął w płomieniach. Emma
zamieszkała z Aspen i jej mamą Rose. Odtąd z Aspen stały się siostrami.
– Nie wiem – odparła cicho. – Nigdy mi tego nie powiedziała.
Dylan uniósł brwi; napięty mięsień pulsował nerwowo w jego szczęce.
– Na pewno? Nie ukrywasz niczego?
Miguel w obronnym geście otoczył Emmę silnym ramieniem.
– Skoro twierdzi, że nie wie, to znaczy, że nie wie.
– To bardzo ważne – powiedział Dylan ze ściśniętym gardłem. –
Spotykała się z kimś?
Emma zmarszczyła brwi.
– Interesował się nią Kurt Lightfoot, budowlaniec z rezerwatu. Owszem,
spotkali się parę razy, ale nie myślę, by był ojcem. – Zawahała się. – W
każdym razie nie występował o uznanie ojcostwa.
– Do czego zmierzasz? – zapytał Miguel. – Sądzisz, że ojciec Jacka mógł
napaść na Aspen? Że to nie Perkins i Watts próbowali ją zabić?
TL
R
15
– Po prostu biorę pod uwagę różne możliwości – wycedził Dylan przez
zęby. – Dlatego powinniśmy wiedzieć, kto jest ojcem Jacka.
– Czemu to takie dla ciebie ważne? – spytała Emma, dziwnie spoglądając
na niego.
Czyżby tym swoim szóstym zmysłem już wszystko wyczuła? – pomyślał,
delikatnie przesuwając palcem po policzku Jacka. Uznał, że Emma zdradzi coś
więcej, jeśli postawi sprawę jasno.
– Bo to ja mogę być ojcem.
Na twarzy Miguela odmalowało się zaskoczenie, natomiast we wzroku
Emmy wyczytał aprobatę.
– Naprawdę nie wiem. Aspen powiedziała mi tylko, że ojciec Jacka o
niczym nie ma pojęcia. Założyłam, że po prostu nie chce o niczym wiedzieć, i
przestałam drążyć. Każda wzmianka na ten temat wyprowadzała ją z
równowagi.
Dylan z trudem powstrzymał się przed wyjaśnieniami czy też
tłumaczeniem się. Gdyby wiedział o ciąży, gdyby wiedział, że ma syna, nie
dałby się spławić. Owszem, żył jak samotny szalony jeździec, ale przecież
cenił rodzinę i uważał, że obowiązkiem ojca jest opieka nad dzieckiem.
– Byłeś z Aspen? – zapytał Miguel.
– Tak... I czas się zgadza. Poznaliśmy się w Vegas po sprawie Turnbulla.
– Obrazy martwych dziewcząt z plemienia Ute, ofiar seryjnego mordercy,
nadal go prześladowały.
– Właśnie wtedy umarła ciocia Rose – wtrąciła cicho Emma.
– Oboje kogoś potrzebowaliśmy... – cicho spuentował Dylan.
A teraz on potrzebował Aspen, a dziecko potrzebowało jej... Może i jego,
bo jeśli był jego ojcem... Gdzie się podziewała?
TL
R
16
Emma twierdzi, że Aspen coś grozi. Czyżby Perkins albo Watts ją
znaleźli?
Przyszła mu do głowy jeszcze jedna możliwość.
Jeśli jednak nie on jest ojcem Jacka, to w takim razie kto? W chwili
wypadku mały był z Aspen w samochodzie i także mógł zginąć.
Jeśli ojcem dziecka jest inny mężczyzna, może właśnie on próbował
zabić Aspen, by sprawa ojcostwa nie wyszła na jaw?
TL
R
17
ROZDZIAŁ DRUGI
W pełną napięcia ciszę wdarł się dzwonek komórki Dylana, zakłócając
sen Jacka. Malec zakwilił cicho. Dylan z ociąganiem oddał go Emmie i odebrał
telefon.
– Acevedo, słucham.
– Dylan, tu Tom Ryan. Mamy przełom.
– Co jest?
– Dzwonię z biura. Właśnie dostaliśmy faks ze schroniska dla kobiet w
Mexican Hat. Wygląda na to, że znaleźliśmy Aspen Meadows!
Serce Dylana przyśpieszyło. Z ulgą wymamrotał modlitwę dziękczynną i
przeżegnał się.
– Jak się czuje?
– Żyje. Rozmawiałem z zakonnicą. Aspen Meadows przywieziono do
schroniska z poważnymi obrażeniami.
Strach znów złapał go za gardło.
– Z jakimi?
– Tego nie wiem. Nie dopytywałem. Pomyślałem, że sam tam pojedziesz
i z nią porozmawiasz.
– Dzięki. Tak zrobię. – Kiedyś, gdy na krótką chwilę dał się ponieść
emocjom, wyznał Tomowi, że był związany z Aspen, dlatego poszukiwanie jej
to dla niego również sprawa osobista.
– Muszę zadzwonić do Emmy i powiadomić, że odnaleźliśmy jej
kuzynkę – ciągnął Tom.
– Właśnie jestem z Emmą i Miguelem. Zaraz wszystko im przekażę, a
potem ruszam w drogę.
TL
R
18
Gdy się rozłączył, Emma spytała nerwowo:
– Znaleźli Aspen?
– Tak. Jest w schronisku dla kobiet w Mexican Hat.
– Dzięki Bogu. – Emma odetchnęła z ulgą, lecz w następnym momencie
zmarszczyła czoło. – Skoro żyje, czemu do nas nie zadzwoniła? Czemu nie
wróciła po Jacka? Przecież kocha synka ponad życie.
– Nie wiem. – Dylan zacisnął zęby. – Tylko Aspen może nam to
wyjaśnić. Przywiozę ją do domu.
– Jechać z tobą? – zapytał Miguel. Dylan zerknął na małego.
– Nie. Pobierz próbkę DNA od Jacka i prześlij do laboratorium. Jedźcie
do siebie, ale bądź przy Jacku i Emmie. Jeśli Aspen nadal coś grozi, jej syn też
może być w niebezpieczeństwie. – Dylan szybkim krokiem wyszedł z domu i
wsiadł do sedana. Czyżby Aspen odniosła tak ciężkie obrażenia, że nie była w
stanie skontaktować się z Emmą? A może, nie wracając do domu, próbowała
chronić swojego syna?
Uruchomił silnik i odjechał spod domu Aspen, kierując się na Mexican
Hat.
Na litość boską, jeśli Jack jest jego synem, to musi wiedzieć, czemu
Aspen nie powiedziała mu prawdy!
Wrócił do niego obraz niebieskich oczu dziecka. W głębi duszy czuł, że
jest jego ojcem.
Nagle dopadło go poczucie winy.
Gdyby od początku był z Aspen i dzieckiem, mógłby ich chronić.
– Według agenta FBI nazywasz się Aspen Meadows – oznajmiła siostra
Margaret.
Aspen zacisnęła dłonie.
TL
R
19
– Aspen, Aspen... – Brzmiało dobrze. I znajomo. Czekając na dalsze
informacje, poczuła nagły przypływ lęku. – Co jeszcze powiedział?
Siostra Margaret uspokajająco pogładziła jej dłoń.
– Zaginęłaś przed dziewięcioma tygodniami. Znaleźli twoje rozbite auto
nad rzeką San Juan. Zjawi się tu agent, który z tobą porozmawia i zawiezie cię
do rodziny.
– Do rodziny? – Aspen gwałtownie podniosła głowę. W jej oczach
zalśniły łzy. – Mam rodzinę?
– Na pewno umierali z niepokoju. – Siostra Margaret uśmiechnęła się
krzepiąco. – Uspokój się, moje dziecko. Wreszcie wracasz do domu.
Aspen przygryzła wargę. Coraz to nowe pytania cisnęły jej się do głowy.
Skoro ma rodzinę, czemu jej nie pamięta? Jeśli rzeczywiście uciekła przed
agresywnym narzeczonym lub mężem, czemu nie zwróciła się do rodziny o
pomoc?
Wyobraźnia podsunęła jej kilka scenariuszy, jeden gorszy od drugiego.
Może rodzina wcale jej nie kocha? Może ktoś z nich ją skrzywdził?
W tej myśli uderzyło ją coś znajomego. Odległe wspomnienie ukryte
głęboko w zakamarkach podświadomości... A może to kontakt z kobietami w
schronisku tak podziałał na wyobraźnię?
Od chwili przybycia nasłuchała się przerażających opowieści o mężach
maltretujących żony i dzieci, o ojcach molestujących córki, o prześladowcach i
chorobliwych zazdrośnikach grożących i poniżających partnerki, którymi
przyrzekali się opiekować, o mężczyznach traktujących kobiety jak swoją
własność.
Czy opuściła rodzinę, by chronić ją przed prześladowcą?
TL
R
20
Dwa razy widziała wysokiego mężczyznę z plemienia Ute, który czaił się
za ogrodzeniem okalającym schronisko. Ścigał ją i inne mieszkanki
spojrzeniem intensywnie szarych oczu, od którego przechodziły ciarki.
Czy to on wślizgnął się do jej pokoju i zaatakował? Czy znała go
wcześniej?
Jeśli naprawdę chciał ją zabić, czy agent FBI zdoła ją ochronić?
Dylan miotał się między nadzieją a niepokojem, nie wiedział bowiem, co
tak naprawdę zastanie w Mexican Hat. Aspen, którą znał, nie porzuciłaby
synka i nie trzymałaby ukochanej kuzynki w niepewności przez dziewięć
tygodni.
A to oznaczało, że odniosła poważne obrażenia.
Mogła też być, zbyt przerażona, by zadzwonić do domu. Lecz skoro tak,
czemu zmieniła zdanie właśnie teraz?
Mknął równiną urozmaiconą czerwono–szarymi formacjami skalnymi.
Niektóre z nich tworzyły tak skomplikowane i niezwykłe kształty, że w
dzieciństwie on i Miguel bawili się w nadawanie im nazw, gdy podczas
wakacji całą rodziną przemierzali Kolorado i Utah. Mama zatrzymała się, by
sfotografować bawiące się przed domami dzieci z plemienia Nawahów.
Biwakowali nad rzekami San Juan i Kolorado, zwiedzali Goosenecks
State Park ze stromymi urwiskami i skalnymi tarasami. Przy jednym z nich
zaparkowali i wychyliwszy się znad krawędzi, z bijącym sercem obserwowali
ludzi spływających rwącą rzeką na pontonach.
Ile radości niosły te wspólne wyjazdy! Pamiętał widok z Muley Point na
kręty głęboki kanion, za którym od południa roztaczała się pustynia. Pamiętał,
jak lubili zatrzymywać się w Monument Valley i Valley of the Gods.
TL
R
21
– Stanęła mu przed oczyma buzia Jacka. Czy będzie mu kiedyś dane
wziąć syna na biwak w góry? Przejechać z nim między niesamowitymi
skalnymi formacjami Valley of the Gods i obserwować jego pierwszą reakcję
na widok skały w kształcie sombrera, od której Mexican Hat wzięło swoją
nazwę?
Rany, już myśli o Jacku jak o własnym synu. Miał nadzieję, że
przeczucie go nie myliło...
A skoro tak, musi znaleźć sposób na ochronę Jacka. I żadne próby Aspen
nie zdołają go od tego odwieść.
Drogą stanową 163 dojechał do miasta, potem GPS skierował go w
boczną drogę ku schronisku dla kobiet. Był to nijaki budynek z miejscowej
cegły suszonej na słońcu, ogrodzony wysoką siatką. Dostępu na teren posesji
broniła wysoka żelazna brama. Przed domem, tuż przy drzwiach wejściowych,
stał masywny krzyż, wyrazisty symbol ochrony mieszkańców domu przed
złem tego świata.
Gdy wysiadł z samochodu, spowił go unoszący się w powietrzu kurz i
owionęła fala gorąca. W zapadającym zmierzchu niebo prezentowało całą
paletę szarości. Rozejrzał się uważnie wokoło. Nie widząc nic podejrzanego,
nacisnął brzęczyk przy bramie.
– Tak? – spytała przez głośnik jakaś kobieta.
– Agent specjalny FBI Dylan Acevedo. – Wyjął odznakę. – Agent Ryan
rozmawiał z wami o zdjęciu, które zostało przesłane faksem do biura. Chodzi o
Aspen Meadows, która przebywa w waszym ośrodku.
– Chwileczkę. – Zabrzmiał brzęczyk i otworzyła się brama, za którą stała
siostra zakonna. Sprawdziła odznakę, potem poprowadziła Dylana do
niewielkiego biura.
TL
R
22
– Muszę ją zobaczyć – oświadczył Dylan bez zbędnych wstępów.
Zakonnica mierzyła go uważnym spojrzeniem.
– Najpierw musimy porozmawiać. Jestem siostra Margaret.
Skinął głową. Choć bardzo się niecierpliwił, rozumiał tę procedurę.
Jednym rzutem oka zarejestrował skromne umeblowanie biura: wysłużone
drewniane biurko i fotel, dwa sfatygowane krzesła z ażurowymi prętami
oparcia i wytartą sofę obitą materiałem w szkocką kratę, która czasy świetności
dawno już miała za sobą. Siostra Margaret dała mu znak, by usiadł. Wybrał
jedno z ażurowych krzeseł, ona zaś usadowiła się na sofie. Napięta twarz i
sposób, w jaki bawiła się brzeżkiem habitu, zdradzały aż nadto jej stan umysłu.
Serce podeszło mu do gardła.
– Czy stało się coś złego, siostro? Czy z Aspen wszystko w porządku?
Gdy westchnęła, Dylana zaczęła ogarniać panika.
– Czy pan znał Aspen? – zapytała.
Nie lubił odpowiadać, przeciwnie, jako agent sam zadawał pytania i
wydzierał prawdę, jednak świetnie rozumiał siostrę Margaret. Opiekuńcza
kwoka dla swych okrutnie pokrzywdzonych przez los piskląt...
Spojrzał zakonnicy w oczy.
– Tak, kiedyś się znaliśmy. Od kilku tygodni prowadzę śledztwo w
sprawie jej zaginięcia. Kuzynka Aspen umiera z niepokoju.
– Cóż, jeśli o to chodzi...
Dylan pochylił się, opierając łokcie na kolanach.
– Przejdźmy do sedna, siostro. Czy z Aspen wszystko w porządku?
– I tak, i nie. Przywieźli ją do nas z hipotermią, siniakami i ranami
szarpanymi na twarzy i całym ciele, z połamanymi żebrami, złamanym
nadgarstkiem, wstrząśnieniem mózgu i śladami po duszeniu. – Wzdrygnęła się
TL
R
23
na samo wspomnienie, a Dylan poczuł ukłucie w sercu. – Może mi pan
powiedzieć, co się z nią stało? – spytała siostra Margaret. – Kto ją tak
skrzywdził?
Odetchnął głęboko, by opanować narastającą w nim wściekłość.
– Nie mamy jeszcze pełnego obrazu sytuacji. Wygląda na to, że Aspen
była świadkiem morderstwa albo widziała, jak zabójca porzuca ciało ofiary.
Kiedy zorientował się, że jest niebezpiecznym świadkiem, zaczął na nią
polować. Znaleźliśmy rozbite auto Aspen nad rzeką San Juan. W środku był jej
synek.
– Mój Boże. – Siostra Margaret była wstrząśnięta. – Więc Aspen jest
matką...
– Tak. Jack ma prawie cztery miesiące. – I może być moim synem, dodał
w myśli.
Siostra potarła dłonią pobladłą twarz.
– Sądziłyśmy, że uciekła przed prześladowcą, sadystycznym partnerem
lub mężem, ale słowem nie wspomniała o dziecku. Gdybyśmy wiedziały,
natychmiast zgłosiłybyśmy tę sprawę.
– Nie rozumiem... – Zdezorientowany Dylan uniósł brwi. – Czy Aspen
nie mówiła, co się stało?
– Właśnie dlatego chciałam z panem porozmawiać – powiedziała
łagodnie siostra Margaret. – Kiedy ją tu przywieźli, była nieprzytomna, a gdy
odzyskała świadomość, niczego nie pamiętała.
Serce podeszło Dylanowi do gardła.
– Nie pamiętała wypadku ani ataku?
– Nie. – Przełożona ze smutkiem potrząsnęła głową. – Ani tego, co się z
nią stało, ani swojego nazwiska, ani tego, że ma rodzinę. Całkowita amnezja.
TL
R
0 Rita Herron W mrokach niepamięci Tytuł oryginału: Collecting Evidence
1 OSOBY Aspen Meadows – cierpi na amnezję. Nie znając swojej przeszłości, nie wie, dlaczego ktoś chce ją zabić. Dylan Acevedo – z determinacją tropi zabójców zaprzyjaźnionej z nim agentki FBI, uważając przy tym, że kluczem do rozwikłania zagadki jest Aspen. Czy utracona pamięć Aspen skrywa tajemnicę, której mu nie wyjawiła, a która dotyczy jej dziecka? Jack – synek Aspen. Kim jest ojciec chłopca i czy ma coś wspólnego z prześladowcą Aspen? Boyd Perkins – czy ten płatny zabójca próbuje zamordować Aspen, ponieważ widziała, jak pozbywał się ciała agentki FBI Julie Grainger? Sherman Watts – Indianin z plemienia Ute. Czy pomaga Perkinsowi ukrywać się na terenie rezerwatu? Kurt Lightfoot – filar społeczności Ute, który pragnie zdobyć Aspen. Czy działając na rzecz rezerwatu, łamie prawo? Czy próbował zabić Aspen, gdyż odrzuciła jego względy? Frank Turnbull – Dylan był przekonany, że pozbył się seryjnego mordercy kobiet Ute raz na zawsze. Czy Turnbull rzeczywiście zginął, czy jednak udało mu się zbiec i powrócił, pałając chęcią zemsty? Sally Ann McCobb – pisała listy miłosne do odsiadującego karę Turnbulla. Czy pomogła mu w ucieczce? Larry Gerome Sawyer – seryjny morderca, który zaprzyjaźnił się z Turnbullem w więzieniu. Czy to jego ciało znaleziono na miejscu wypadku? Ulysses – czy podszywa się pod Turnbulla? TL R
2 PROLOG Agent specjalny FBI Dylan Acevedo przyłożył nóż do grubej szyi Franka Turnbulla. – No dalej, zabij mnie – wycharczał zbrodniarz. Dylan uśmiechnął się przerażająco, gdy na skórze pojawiła się kropla krwi. Powinien to zrobić. Facet zasługiwał na śmierć. Te wszystkie młode kobiety brutalnie pozbawione życia, te ciała z poderżniętymi gardłami porzucone na pustyni i wsiąkająca w ziemię krew, która miała zwabić dzikie zwierzęta... Wszystkie były rdzennymi Amerykankami. Zginęły z rąk seryjnego zabójcy. Zginęły, bo obłąkany umysł musiał zaspokoić swe chore żądze. Dylan spojrzał na nóż. Należał do Turnbulla. To nim podrzynał kobietom gardła. I w ten sam sposób powinien umrzeć, z gardłem rozpłatanym obrzędowym nożem plemienia Ute o ostrzu z białego kwarcu i z trzonkiem z cedru kanadyjskiego. Takim nożem Indianie Ute przecinali pępowiny noworodkom lub ścinali zioła używane podczas plemiennych obrzędów. Turnbull, jak każdy seryjny morderca, zostawiał przy ciałach ofiar swoistą wizytówkę. W jego przypadku był to kawałek kory trafionego piorunem drzewa. Wybór takiej wizytówki był doskonałe przemyślany, wiązał się bowiem w specyficzny sposób z plemieniem Ute, którego członkowie czuli wręcz religijny lęk przed dotykaniem takiego drzewa. Wierzyli, że sprowadzi to na nich śmierć od pioruna. TL R
3 W zapuchniętych oczach Turnbulla groźba mieszała się z wyzwaniem. Milczącym wyzwaniem rzuconym agentowi specjalnemu FBI, by zakosztował rozkoszy zabijania. Dylan zacisnął szczęki. Chciał zobaczyć w oczach mordercy strach. Chciał usłyszeć jego krzyk i błaganie o życie. Zamiast tego usłyszał śmiech, czy raczej okropny, niski charkot, który przeszył noc niczym pomruk drapieżnika szykującego się do zatopienia kłów w upolowanej ofierze. – Jesteś taki jak ja – wychrypiał Turnbull. – Widzę w twoich oczach zło. Dylan mocniej zacisnął palce na rękojeści noża. W tej chwili rzeczywiście marzył, by uśmiercić wielokrotnego mordercę, tyle że to ekstremalne pragnienie wynikało nie ze zwyrodnienia duszy, lecz z chęci zemsty i poczucia sprawiedliwości. Nagle gdzieś za nim rozległ się głos brata: – Nie rób tego... W porównaniu z nim Miguel był chodzącą świętością. Jako chłopiec służył do mszy, podczas gdy Dylan nieustannie sprawiał kłopoty. Dawniej nie umieli się dogadać, ale z czasem wytworzyła się między nimi silna więź. Nauczyli się też szacunku dla swojej odmienności, bez czego owa więź nie byłaby tak trwała. Miguel był ekspertem kryminalistycznym, wnikliwym badaczem, naukowcem, natomiast Dylan człowiekiem czynu, niestrudzonym agentem realizującym się w akcjach. Często współpracowali, polegając wzajemnie na swoim doświadczeniu. Miguel zbliżał się, brat słyszał jego kroki w nocnej ciszy. – Daj spokój, Dylan. Dorwaliśmy go i powinien zapłacić za to, co zrobił. Stanąć twarzą w twarz z rodzinami tych dziewczyn. TL R
4 Dylanowi zadrżała dłoń, gdy ponownie spojrzał w oczy potwora. Teraz zobaczył w nich strach. Turnbull wolał natychmiastową śmierć z jego ręki niż konfrontację z bliskimi swoich ofiar. Miguel miał rację. Konieczność spojrzenia w pełne bólu oczy ojców i matek zamordowanych kobiet będzie największą karą. Opuścił rękę, drasnąwszy przy tym skórę Turnbulla, i dał znać Miguelowi, by skuł drania. Kilkanaście godzin później, po złożeniu raportu i po konferencji prasowej, na której ogłoszono aresztowanie seryjnego mordercy kobiet z plemienia Ute, Dylan wszedł do baru w Vegas. Pragnął rozładować wściekłość i alkoholem wymazać z pamięci obrazy dziewczyn, których nie był w stanie ocalić. Tak jak nie ocalił swojej piętnastoletniej siostry Teresy, zabitej w ulicznej strzelaninie między gangami. Nagle wyrosła przed nim najbardziej zmysłowa istota, jaką widział w życiu. Sięgające talii długie czarne włosy kołysały się zalotnie w rytm kroków. W spojrzeniu ciemnych, czekoladowych oczu krył się podziw. Należała do plemienia Ute. Pasowała do profilu ofiar Turnbulla, mogłaby być numerem jedenastym na jego liście, a jednak stała przed Dylanem żywa i radosna z promiennym uśmiechem na ślicznej twarzy. – Agencie Acevedo – powiedziała miękko z ledwie słyszalnym akcentem zdradzającym jej pochodzenie. – Widziałam pana w wiadomościach. Dziękuję za aresztowanie tego mordercy. Dylan wzruszył ramionami. – Żałuję, że nie dorwaliśmy go wcześniej. TL R
5 W mądrym, współczującym spojrzeniu Indianki kryło się tak wiele zmysłowości, że przeszył go nagły dreszcz pożądania. Był zahipnotyzowany jej urodą. Zapragnął, by ta kobieta znalazła się w jego łóżku i pomogła ugasić płomień oraz gniew trawiący duszę. Kiedy skończyła zmianę, wdali się w długą rozmowę. Nazywała się Aspen Meadows. Pracowała jako barmanka, by zarobić na studia pedagogiczne. W końcu odprowadził ją do domu. Nie zdążył zamknąć za sobą drzwi, a już była w jego ramionach. Błyskawicznie zdarł z niej ubranie. Kochali się na podłodze, przy ścianie, w łóżku i pod prysznicem. Miłosne uniesienia nie uśmierzyły ani bólu w sercu, ani poczucia winy. Nie zasługiwał na nią. Nie zasługiwał na miłość i ukojenie, skoro zawiódł tyle kobiet. Mimo to skradł Aspen cały tydzień w desperackiej próbie odreagowania piekła, w którym dotąd żył i do którego niedługo przyjdzie mu wrócić. Wiedział bowiem doskonale, że ulga jest tylko chwilowa. Uczucie nie przetrwa, nie miało prawa przetrwać. Boleśnie przypomniał mu o tym telefon w piątkowy wieczór. Kolejne morderstwo. Kolejne tajne zadanie. Musiał iść. Pocałował śpiącą Aspen na pożegnanie i wyszedł. Więcej miał jej nie zobaczyć. Nie mógł. Jego praca stwarzała zagrożenie dla wszystkich, którzy byli mu bliscy. Wystarczająco wiele martwych kobiet prześladowało go w snach. TL R
6 ROZDZIAŁ PIERWSZY Rok później Mijał dziewiąty tydzień od zaginięcia Aspen Meadows. Dziewięć tygodni niepokoju o jej życie. Dziewięć tygodni zadręczania się pytaniem, czy mógł zrobić coś, by ją ocalić. Opuścił Aspen w zeszłym roku. Nie chciał jej narażać, lecz i tak było wielce prawdopodobne, że już nie żyła. Z ogromnym niepokojem wpatrywał się w Emmę Richardson, obdarzoną nadzwyczajnymi mocami kuzynkę Aspen. Obawiał się najgorszego. Możliwe, że padła ofiarą tego samego człowieka, który zamordował zaprzyjaźnioną z Dylanem agentkę specjalną Julie Grainger. FBI miało swoją teorię, wedle której Aspen widziała, jak Boyd Perkins i Sherman Watts pozbywają się ciała Julie. Ta sprawa przywiodła ich do rezerwatu w Ute Mountain, do domu Aspen. Emma przycisnęła dłoń do skroni. Otoczona przedmiotami należącymi do kuzynki, zaznała wizji. – Żyje – powiedziała po chwili. Nadzieja wstąpiła w serce Dylana. Rzadko ufał jasnowidzom, ale w tym przypadku było inaczej. Jak dotąd wszystkie wizje Emmy się potwierdziły. Jego brat Miguel, który zakochał się w tej kobiecie, wierzył bezgranicznie w jej zdolności. A Dylan ufał bliźniaczemu bratu bardziej niż komukolwiek w świecie. TL R
7 Musiał przełknąć, by wydobyć z siebie głos. Modlił się w duchu o takie wieści od chwili, gdy usłyszał, że w pobliżu rzeki San Juan odnaleziono samochód Aspen roztrzaskany o drzewo. Jednak coś w udręczonej twarzy Emmy bardzo go zaniepokoiło. – Jesteś pewna, że ona żyje? Wprawdzie skinęła głową, potwierdzając dobrą wieść, zarazem jednak zachwiała się i pobladła, a w jej oczach pojawiło się coś mrocznego. Miguel rzucił się ku niej i podprowadził do kanapy. Emma odchyliła głowę do tyłu i zamknęła oczy. Jej ciałem wstrząsnął dreszcz. – Co widziałaś? – Dylana porażała myśl, że nawet jeśli Aspen jeszcze żyje, to i tak wkrótce zginie... i straci ją na zawsze. Tak jak prawie wszystkie kobiety, na których mu zależało. Młodsza siostra Teresa, przyjaciółka Julie... Miguel pogładził Emmę po rękach, po czym powiedział cicho z czułą troską: – Kochanie... – Nie wiem. Ta wizja... Wiem tylko, że Aspen żyje, ale jest przerażona. – Emma otworzyła oczy i z trwogą spojrzała na Dylana. – I coś jej grozi. Zaczął chodzić po pokoju. Serce ścisnęło mu się z żalu, gdy rozległ się rozdzierający płacz Jacka, syna Aspen. Zupełnie jakby chłopczyk usłyszał słowa ciotki i zrozumiał, że coś złego dzieje się z jego mamą. Emma chciała wstać z kanapy, lecz Dylan gestem nakazał jej, by się nie ruszała. Wyglądała fatalnie, jak ktoś ciężko chory i kompletnie pozbawiony sił. Wiedział, że był to stan przejściowy, jednak wizje kosztowały ją tak wiele. Podszedł do wiklinowego łóżeczka. Zapłakany Jack wyrzucał piąstki w górę. Dylan wziął go na ręce. TL R
8 – Ciii, malutki. – Zaczął kołysać dziecko. Chłopczyk musiał bardzo tęsknić za mamą. W pierwszych tygodniach życia uczestniczył w wypadku samochodowym, został porzucony w rozbitym aucie, a potem wylądował u Emmy. Dylan poklepał Jacka po plecach i przytulił go mocniej. Owionął go zapach zasypki i mleka dla niemowląt. Skoro jego matka żyje, czemu nie wróciła po syna? Owszem, zdarzają się wyrodne matki, psychologia kliniczna i psychiatria mają o tym coś do powiedzenia, lecz w żadnym razie nie mogło to dotyczyć Aspen. Z całą pewnością bardzo kochała swojego synka. Dylan podczas krótkiego romansu – przeżył wtedy najlepszy seks w życiu – poznał życiowe plany Aspen. Zamierzała wrócić do rezerwatu Ute i pracować jako nauczycielka, marzyła bowiem o tym, by pomagać dzieciom. Ponadto, choć o tym nie wspomniała, wyczuł, że marzy również o własnych dzieciach. Jack wierzgał i krzyczał coraz głośniej, potęgując jeszcze napięcie panujące w pokoju. Jego śniada skóra przybrała ciemnoczerwoną barwę, kontrastując z ciemną czupryną. Miał wydatne kości policzkowe po Aspen i jej grube, proste włosy, które zdradzały indiańskie pochodzenie. Patrząc na niego, Dylan zapragnął znów ją zobaczyć i chwycić w ramiona. Przekonać się, czy mogą zacząć od miejsca, w którym przerwali... Czy to, co między nimi zaiskrzyło, ma szansę przerodzić się w coś więcej niż tydzień upojnego seksu. Tyle że Aspen miała teraz syna. Wszystko się zmieniło. Dylan mówił do chłopca ściszonym głosem: – Ciii, już dobrze. Znajdziemy twoją mamusię. Obiecuję ci to, malutki. TL R
9 Krzyk przeszedł w kwilenie. Dylan nieustannie kołysał Jacka, patrząc mu w oczy – tak niebieskie, że przez chwilę miał wrażenie, jakby patrzył w lustro. Ten widok wywołał w nim chaos uczuć. Przyjrzał się buzi Jacka, usiłując określić jego wiek. Poznali się z Aspen i poszli do łóżka nieco ponad rok temu. Tydzień później opuścił ją, by już nigdy jej nie zobaczyć. Aspen zaginęła przed dziewięcioma tygodniami. Dzieciak mógł mieć teraz piętnaście tygodni. Dobry Boże, czy to możliwe, że Jack jest jego synem? Mały zaczął gaworzyć. Wydął pucołowate policzki, zaciskając malutką piąstkę na palcu Dylana. Prześladowały ją koszmary. Szponiaste demony co noc wypełzały z cienia, usiłując strącić ją w otchłań szaleństwa. Gdyby chociaż mogła przypomnieć sobie swoje imię; gdyby wiedziała, dlaczego omal nie straciła życia i jak trafiła do schroniska dla kobiet w Mexican Hat. Tymczasem przeszłość jawiła się jako bezkresna próżnia zamykająca ją w więzieniu ciemności. Jedynie w snach odżywała w najgłębszych zakamarkach umysłu, usiłując przebić się przez barierę wzniesioną przez podświadomość. Przerażające wspomnienia, których w innych okolicznościach z pewnością wolałaby nie pamiętać. W poszukiwaniu strzępków przeszłości zmusiła się do spojrzenia w lustro. Wiedziała, że jest Indianką z plemienia Ute. Dobitnie świadczyły o tym wydatne kości policzkowe, długie czarne włosy i brązowe oczy. Na dnie tych oczu czaił się strach wywołany czymś, co widziała, a co zbłądziło na obrzeża świadomości. Krew pulsowała jej w skroniach, napięcie zamieniało żołądek w kamień. Poruszyła ramionami, by rozprostować bolące mięśnie, ale wyczerpanie TL R
10 dawało o sobie znać. Po obrażeniach, hipotermii i siniakach nie było już śladu, lecz mimo tych wszystkich tygodni, które upłynęły od jej pojawienia się w schronisku, ciągle nie odzyskała pełni sił. Reszta mieszkających tu kobiet i dzieci zebrała się w świetlicy na wieczornym spotkaniu grupy wsparcia. Czasem to ona siadywała z dziećmi na podłodze i opowiadała różne historie, lecz dziś jedna z matek zabawiała je robieniem indiańskich naszyjników. Nie walczyła ze zmęczeniem. Położyła się na łóżku polowym pod ścianą. Zapadał zmierzch. Słońce zniżało się ku zachodowi, pokój spowijała coraz gęstsza ciemność. Zamknęła oczy, okryła nogi cienkim prześcieradłem i przewróciła się na bok. Rosła w niej pustka. Czuła ją od chwili, gdy przemarznięta i majacząca obudziła się w schronisku. Wiedziała, że coś straciła. Coś bardzo cennego. Może kogoś, kogo kochała. Łzy pociekły jej po policzkach, lecz otarła je niecierpliwym gestem. Musi wreszcie przypomnieć sobie, co ją spotkało, inaczej nie wróci do domu. Tylko co, jeśli przeczucie jej nie myliło? Jeśli wyparła wspomnienia, ponieważ umarł ktoś, kogo bardzo kochała, a ona nie mogła tego znieść? Wyczerpanie wreszcie wzięło górę. Zmorzył ją sen. I powróciły koszmary. Ktoś ją gonił między głazami i rozpadlinami. Próbowała biec, lecz nogi miała coraz cięższe, a ciało nie słuchało poleceń. Poślizgnęła się na skarpie, kamienie spod jej stóp potoczyły się na dno kanionu, a ona osuwała się coraz niżej, kaleczona ostrymi krawędziami skał. TL R
11 Potem czuła na sobie dłonie jak szpony, paznokcie wbijane w ramiona. Walczyła, machała rękami, usiłując zasłonić się przed ciosem, ale napastnik uderzył ją tak mocno, że głowa odskoczyła, a w oczach pociemniało. Następny cios wywołał eksplozję bólu w czaszce, odbierając oddech. W ustach poczuła krew. Desperacko próbowała odczołgać się, ale wróg złapał ją za kostki i wlókł po kamieniach, po kłującej trawie, która kaleczyła ręce, kolana, twarz, gdy usiłowała złapać się czegoś i stawić opór. Boże, dopomóż! – błagała w duchu. Ten człowiek chciał ją zabić. W pobliżu huczała rzeka, z furią rozpryskiwała się na kamieniach. Lodowata woda zagarnie ją i pochłonie, by unieść daleko od tego, kogo kocha. Nie mogła na to pozwolić, musiała walczyć. Znów czuła na sobie ręce prześladowcy. Tym razem zacisnął jej palce na szyi, uciskał krtań, odcinając dopływ tlenu. Walczyła rozpaczliwie, próbowała go kopnąć, ale z każdą sekundą traciła siły, stawała się coraz bardziej bezwładna, aż świat wokół niej zawirował i wszystko przykryła ciemność. Łomotanie serca wyrwało ją ze snu. Zerwała się zdezorientowana i roztrzęsiona. To był tylko zły sen, ten sam powtarzający się koszmar... Jest już bezpieczna. Kiedy uspokoiła oddech, w otaczających ją ciemnościach zaległa martwa cisza. W powietrzu wisiało coś nieuchwytnego, co wzbudziło jej czujność. Potem usłyszała westchnienie. Słaby świszczący dźwięk. Ktoś był w pokoju. Modląc się w duchu, by była to jedna z sióstr, która przyszła sprawdzić, co się z nią dzieje, kurczowo zacisnęła dłonie na brzegu prześcieradła, usiłując TL R
12 przebić wzrokiem mrok. Naprzeciw otwartego okna ujrzała zarys wysokiej męskiej sylwetki. Biła od niej woń potu i papierosowego dymu. Ogarnęła ją panika. Czyżby stał przed nią mężczyzna z nocnych koszmarów? Jeden z tych prześladowców, przed którymi kobiety schroniły się tutaj? Dłoń mężczyzny powędrowała w stronę paska. Dojrzała błysk metalu. To był nóż. Zamarła, czując zarazem nagły dopływ adrenaliny. Musiała się ratować. Powoli zsunęła się z łóżka, by rzucić się do ucieczki, ale mężczyzna był szybszy. Dopadł ją jednym susem, unieruchomił i zasłonił usta, by stłumić krzyk. Biła go po rękach, drapała, walczyła ze wszystkich sił, by zrzucić go z siebie. Nagle w korytarzu zapaliło się światło. Usłyszała pośpieszne kroki, a potem drzwi pokoju otworzyły się z hukiem. Napastnik spojrzał w tamtą stronę, zaklął i jednym susem wyskoczył przez okno. Do środka wpadły siostry zakonne i trzy podopieczne schroniska z kijami baseballowymi w rękach. W pokoju rozbłysło światło, które niemal ją oślepiło. Siostra Margaret przypadła do niej i mocno ją objęła. – Uciekł. Jesteś już bezpieczna, moje dziecko. Dopiero po dłuższej chwili opanowała drżenie. A potem zalała ją fala złości. Dosyć już miała uciekania, ukrywania się, niepamiętania. Wszystkie obecne w pokoju kobiety przypuszczały, że zaatakował ją agresywny narzeczony lub mąż, od którego uciekła. Dłużej tego nie wytrzyma. Musi poznać prawdę. Jeśli napastnikiem rzeczywiście był jej narzeczony lub mąż, to znów ją odnajdzie. TL R
13 Gdzieś czekało na nią jej dawne życie. Chciała je odzyskać. Chciała, żeby mężczyzna, który ją skrzywdził, zapłacił za to. A nade wszystko pragnęła dotrzeć do osoby, którą straciła. Z tą prawdą także musiała się zmierzyć. – Trzeba zadzwonić na policję – wyszeptała. – Proszę wysłać im moje zdjęcie, siostro. Muszę się dowiedzieć, kim jestem i kto chce mnie zabić. Myśl, że Jack może być jego synem, nie dawała Dylanowi spokoju. Malec poruszył się lekko w jego ramionach. W końcu zasnął, lecz Dylan nie chciał ułożyć go z powrotem w łóżeczku. Jeśli to rzeczywiście jego dziecko, chce o tym wiedzieć. Musi to wiedzieć, do cholery! Odżyły wspomnienia wspólnych biwaków i wypadów z ojcem na ryby. Wyobraźnia podsunęła mu ten sam obraz z nim i jego synem. W porzuconym aucie Aspen znaleziono niemowlę. Gdy Dylan dowiedział się o tym, uznał, że po rozstaniu z nim Aspen związała się z innym mężczyzną, być może z kimś z rezerwatu. Przecież uważali. Poza tym ufał Aspen. Był przekonany, że poinformowałaby go o ciąży. Teraz jednak, patrząc w niebieskie oczy Jacka, sam nie wiedział już, co myśleć. Usiadł w bujanym fotelu. Miguel i Emma przygotowali herbatę ziołową. Po kilku łykach gorącego napoju na twarz Emmy wróciły rumieńce, chociaż niepokój jeszcze jej nie opuścił. Drżącą dłonią odstawiła filiżankę. – Emma – zaczął cichym głosem Dylan – zanim pojedziecie do siebie, muszę cię o coś zapytać i chcę, żebyś była ze mną szczera. TL R
14 Skinęła głową, chociaż nerwowo skubała skrawek pledu, którym Miguel troskliwie okrył jej ramiona. – Powiedziałam wszystko, co widziałam. – Nie o to chodzi – odparł szorstko. Wzrok jej złagodniał, gdy zatrzymała spojrzenie na dziecku. W jej oczach można było wyczytać ogromną miłość do małego kuzyna. – Kto jest ojcem Jacka? – spytał. Emma zagryzła dolną wargę i odwróciła wzrok. Wiedział, że jeśli Aspen– komukolwiek się zwierzyła, to tylko jej. W wieku kilkunastu lat Emma straciła matkę w pożarze domu wywołanym przez jej agresywnego partnera. On sam także zginął w płomieniach. Emma zamieszkała z Aspen i jej mamą Rose. Odtąd z Aspen stały się siostrami. – Nie wiem – odparła cicho. – Nigdy mi tego nie powiedziała. Dylan uniósł brwi; napięty mięsień pulsował nerwowo w jego szczęce. – Na pewno? Nie ukrywasz niczego? Miguel w obronnym geście otoczył Emmę silnym ramieniem. – Skoro twierdzi, że nie wie, to znaczy, że nie wie. – To bardzo ważne – powiedział Dylan ze ściśniętym gardłem. – Spotykała się z kimś? Emma zmarszczyła brwi. – Interesował się nią Kurt Lightfoot, budowlaniec z rezerwatu. Owszem, spotkali się parę razy, ale nie myślę, by był ojcem. – Zawahała się. – W każdym razie nie występował o uznanie ojcostwa. – Do czego zmierzasz? – zapytał Miguel. – Sądzisz, że ojciec Jacka mógł napaść na Aspen? Że to nie Perkins i Watts próbowali ją zabić? TL R
15 – Po prostu biorę pod uwagę różne możliwości – wycedził Dylan przez zęby. – Dlatego powinniśmy wiedzieć, kto jest ojcem Jacka. – Czemu to takie dla ciebie ważne? – spytała Emma, dziwnie spoglądając na niego. Czyżby tym swoim szóstym zmysłem już wszystko wyczuła? – pomyślał, delikatnie przesuwając palcem po policzku Jacka. Uznał, że Emma zdradzi coś więcej, jeśli postawi sprawę jasno. – Bo to ja mogę być ojcem. Na twarzy Miguela odmalowało się zaskoczenie, natomiast we wzroku Emmy wyczytał aprobatę. – Naprawdę nie wiem. Aspen powiedziała mi tylko, że ojciec Jacka o niczym nie ma pojęcia. Założyłam, że po prostu nie chce o niczym wiedzieć, i przestałam drążyć. Każda wzmianka na ten temat wyprowadzała ją z równowagi. Dylan z trudem powstrzymał się przed wyjaśnieniami czy też tłumaczeniem się. Gdyby wiedział o ciąży, gdyby wiedział, że ma syna, nie dałby się spławić. Owszem, żył jak samotny szalony jeździec, ale przecież cenił rodzinę i uważał, że obowiązkiem ojca jest opieka nad dzieckiem. – Byłeś z Aspen? – zapytał Miguel. – Tak... I czas się zgadza. Poznaliśmy się w Vegas po sprawie Turnbulla. – Obrazy martwych dziewcząt z plemienia Ute, ofiar seryjnego mordercy, nadal go prześladowały. – Właśnie wtedy umarła ciocia Rose – wtrąciła cicho Emma. – Oboje kogoś potrzebowaliśmy... – cicho spuentował Dylan. A teraz on potrzebował Aspen, a dziecko potrzebowało jej... Może i jego, bo jeśli był jego ojcem... Gdzie się podziewała? TL R
16 Emma twierdzi, że Aspen coś grozi. Czyżby Perkins albo Watts ją znaleźli? Przyszła mu do głowy jeszcze jedna możliwość. Jeśli jednak nie on jest ojcem Jacka, to w takim razie kto? W chwili wypadku mały był z Aspen w samochodzie i także mógł zginąć. Jeśli ojcem dziecka jest inny mężczyzna, może właśnie on próbował zabić Aspen, by sprawa ojcostwa nie wyszła na jaw? TL R
17 ROZDZIAŁ DRUGI W pełną napięcia ciszę wdarł się dzwonek komórki Dylana, zakłócając sen Jacka. Malec zakwilił cicho. Dylan z ociąganiem oddał go Emmie i odebrał telefon. – Acevedo, słucham. – Dylan, tu Tom Ryan. Mamy przełom. – Co jest? – Dzwonię z biura. Właśnie dostaliśmy faks ze schroniska dla kobiet w Mexican Hat. Wygląda na to, że znaleźliśmy Aspen Meadows! Serce Dylana przyśpieszyło. Z ulgą wymamrotał modlitwę dziękczynną i przeżegnał się. – Jak się czuje? – Żyje. Rozmawiałem z zakonnicą. Aspen Meadows przywieziono do schroniska z poważnymi obrażeniami. Strach znów złapał go za gardło. – Z jakimi? – Tego nie wiem. Nie dopytywałem. Pomyślałem, że sam tam pojedziesz i z nią porozmawiasz. – Dzięki. Tak zrobię. – Kiedyś, gdy na krótką chwilę dał się ponieść emocjom, wyznał Tomowi, że był związany z Aspen, dlatego poszukiwanie jej to dla niego również sprawa osobista. – Muszę zadzwonić do Emmy i powiadomić, że odnaleźliśmy jej kuzynkę – ciągnął Tom. – Właśnie jestem z Emmą i Miguelem. Zaraz wszystko im przekażę, a potem ruszam w drogę. TL R
18 Gdy się rozłączył, Emma spytała nerwowo: – Znaleźli Aspen? – Tak. Jest w schronisku dla kobiet w Mexican Hat. – Dzięki Bogu. – Emma odetchnęła z ulgą, lecz w następnym momencie zmarszczyła czoło. – Skoro żyje, czemu do nas nie zadzwoniła? Czemu nie wróciła po Jacka? Przecież kocha synka ponad życie. – Nie wiem. – Dylan zacisnął zęby. – Tylko Aspen może nam to wyjaśnić. Przywiozę ją do domu. – Jechać z tobą? – zapytał Miguel. Dylan zerknął na małego. – Nie. Pobierz próbkę DNA od Jacka i prześlij do laboratorium. Jedźcie do siebie, ale bądź przy Jacku i Emmie. Jeśli Aspen nadal coś grozi, jej syn też może być w niebezpieczeństwie. – Dylan szybkim krokiem wyszedł z domu i wsiadł do sedana. Czyżby Aspen odniosła tak ciężkie obrażenia, że nie była w stanie skontaktować się z Emmą? A może, nie wracając do domu, próbowała chronić swojego syna? Uruchomił silnik i odjechał spod domu Aspen, kierując się na Mexican Hat. Na litość boską, jeśli Jack jest jego synem, to musi wiedzieć, czemu Aspen nie powiedziała mu prawdy! Wrócił do niego obraz niebieskich oczu dziecka. W głębi duszy czuł, że jest jego ojcem. Nagle dopadło go poczucie winy. Gdyby od początku był z Aspen i dzieckiem, mógłby ich chronić. – Według agenta FBI nazywasz się Aspen Meadows – oznajmiła siostra Margaret. Aspen zacisnęła dłonie. TL R
19 – Aspen, Aspen... – Brzmiało dobrze. I znajomo. Czekając na dalsze informacje, poczuła nagły przypływ lęku. – Co jeszcze powiedział? Siostra Margaret uspokajająco pogładziła jej dłoń. – Zaginęłaś przed dziewięcioma tygodniami. Znaleźli twoje rozbite auto nad rzeką San Juan. Zjawi się tu agent, który z tobą porozmawia i zawiezie cię do rodziny. – Do rodziny? – Aspen gwałtownie podniosła głowę. W jej oczach zalśniły łzy. – Mam rodzinę? – Na pewno umierali z niepokoju. – Siostra Margaret uśmiechnęła się krzepiąco. – Uspokój się, moje dziecko. Wreszcie wracasz do domu. Aspen przygryzła wargę. Coraz to nowe pytania cisnęły jej się do głowy. Skoro ma rodzinę, czemu jej nie pamięta? Jeśli rzeczywiście uciekła przed agresywnym narzeczonym lub mężem, czemu nie zwróciła się do rodziny o pomoc? Wyobraźnia podsunęła jej kilka scenariuszy, jeden gorszy od drugiego. Może rodzina wcale jej nie kocha? Może ktoś z nich ją skrzywdził? W tej myśli uderzyło ją coś znajomego. Odległe wspomnienie ukryte głęboko w zakamarkach podświadomości... A może to kontakt z kobietami w schronisku tak podziałał na wyobraźnię? Od chwili przybycia nasłuchała się przerażających opowieści o mężach maltretujących żony i dzieci, o ojcach molestujących córki, o prześladowcach i chorobliwych zazdrośnikach grożących i poniżających partnerki, którymi przyrzekali się opiekować, o mężczyznach traktujących kobiety jak swoją własność. Czy opuściła rodzinę, by chronić ją przed prześladowcą? TL R
20 Dwa razy widziała wysokiego mężczyznę z plemienia Ute, który czaił się za ogrodzeniem okalającym schronisko. Ścigał ją i inne mieszkanki spojrzeniem intensywnie szarych oczu, od którego przechodziły ciarki. Czy to on wślizgnął się do jej pokoju i zaatakował? Czy znała go wcześniej? Jeśli naprawdę chciał ją zabić, czy agent FBI zdoła ją ochronić? Dylan miotał się między nadzieją a niepokojem, nie wiedział bowiem, co tak naprawdę zastanie w Mexican Hat. Aspen, którą znał, nie porzuciłaby synka i nie trzymałaby ukochanej kuzynki w niepewności przez dziewięć tygodni. A to oznaczało, że odniosła poważne obrażenia. Mogła też być, zbyt przerażona, by zadzwonić do domu. Lecz skoro tak, czemu zmieniła zdanie właśnie teraz? Mknął równiną urozmaiconą czerwono–szarymi formacjami skalnymi. Niektóre z nich tworzyły tak skomplikowane i niezwykłe kształty, że w dzieciństwie on i Miguel bawili się w nadawanie im nazw, gdy podczas wakacji całą rodziną przemierzali Kolorado i Utah. Mama zatrzymała się, by sfotografować bawiące się przed domami dzieci z plemienia Nawahów. Biwakowali nad rzekami San Juan i Kolorado, zwiedzali Goosenecks State Park ze stromymi urwiskami i skalnymi tarasami. Przy jednym z nich zaparkowali i wychyliwszy się znad krawędzi, z bijącym sercem obserwowali ludzi spływających rwącą rzeką na pontonach. Ile radości niosły te wspólne wyjazdy! Pamiętał widok z Muley Point na kręty głęboki kanion, za którym od południa roztaczała się pustynia. Pamiętał, jak lubili zatrzymywać się w Monument Valley i Valley of the Gods. TL R
21 – Stanęła mu przed oczyma buzia Jacka. Czy będzie mu kiedyś dane wziąć syna na biwak w góry? Przejechać z nim między niesamowitymi skalnymi formacjami Valley of the Gods i obserwować jego pierwszą reakcję na widok skały w kształcie sombrera, od której Mexican Hat wzięło swoją nazwę? Rany, już myśli o Jacku jak o własnym synu. Miał nadzieję, że przeczucie go nie myliło... A skoro tak, musi znaleźć sposób na ochronę Jacka. I żadne próby Aspen nie zdołają go od tego odwieść. Drogą stanową 163 dojechał do miasta, potem GPS skierował go w boczną drogę ku schronisku dla kobiet. Był to nijaki budynek z miejscowej cegły suszonej na słońcu, ogrodzony wysoką siatką. Dostępu na teren posesji broniła wysoka żelazna brama. Przed domem, tuż przy drzwiach wejściowych, stał masywny krzyż, wyrazisty symbol ochrony mieszkańców domu przed złem tego świata. Gdy wysiadł z samochodu, spowił go unoszący się w powietrzu kurz i owionęła fala gorąca. W zapadającym zmierzchu niebo prezentowało całą paletę szarości. Rozejrzał się uważnie wokoło. Nie widząc nic podejrzanego, nacisnął brzęczyk przy bramie. – Tak? – spytała przez głośnik jakaś kobieta. – Agent specjalny FBI Dylan Acevedo. – Wyjął odznakę. – Agent Ryan rozmawiał z wami o zdjęciu, które zostało przesłane faksem do biura. Chodzi o Aspen Meadows, która przebywa w waszym ośrodku. – Chwileczkę. – Zabrzmiał brzęczyk i otworzyła się brama, za którą stała siostra zakonna. Sprawdziła odznakę, potem poprowadziła Dylana do niewielkiego biura. TL R
22 – Muszę ją zobaczyć – oświadczył Dylan bez zbędnych wstępów. Zakonnica mierzyła go uważnym spojrzeniem. – Najpierw musimy porozmawiać. Jestem siostra Margaret. Skinął głową. Choć bardzo się niecierpliwił, rozumiał tę procedurę. Jednym rzutem oka zarejestrował skromne umeblowanie biura: wysłużone drewniane biurko i fotel, dwa sfatygowane krzesła z ażurowymi prętami oparcia i wytartą sofę obitą materiałem w szkocką kratę, która czasy świetności dawno już miała za sobą. Siostra Margaret dała mu znak, by usiadł. Wybrał jedno z ażurowych krzeseł, ona zaś usadowiła się na sofie. Napięta twarz i sposób, w jaki bawiła się brzeżkiem habitu, zdradzały aż nadto jej stan umysłu. Serce podeszło mu do gardła. – Czy stało się coś złego, siostro? Czy z Aspen wszystko w porządku? Gdy westchnęła, Dylana zaczęła ogarniać panika. – Czy pan znał Aspen? – zapytała. Nie lubił odpowiadać, przeciwnie, jako agent sam zadawał pytania i wydzierał prawdę, jednak świetnie rozumiał siostrę Margaret. Opiekuńcza kwoka dla swych okrutnie pokrzywdzonych przez los piskląt... Spojrzał zakonnicy w oczy. – Tak, kiedyś się znaliśmy. Od kilku tygodni prowadzę śledztwo w sprawie jej zaginięcia. Kuzynka Aspen umiera z niepokoju. – Cóż, jeśli o to chodzi... Dylan pochylił się, opierając łokcie na kolanach. – Przejdźmy do sedna, siostro. Czy z Aspen wszystko w porządku? – I tak, i nie. Przywieźli ją do nas z hipotermią, siniakami i ranami szarpanymi na twarzy i całym ciele, z połamanymi żebrami, złamanym nadgarstkiem, wstrząśnieniem mózgu i śladami po duszeniu. – Wzdrygnęła się TL R
23 na samo wspomnienie, a Dylan poczuł ukłucie w sercu. – Może mi pan powiedzieć, co się z nią stało? – spytała siostra Margaret. – Kto ją tak skrzywdził? Odetchnął głęboko, by opanować narastającą w nim wściekłość. – Nie mamy jeszcze pełnego obrazu sytuacji. Wygląda na to, że Aspen była świadkiem morderstwa albo widziała, jak zabójca porzuca ciało ofiary. Kiedy zorientował się, że jest niebezpiecznym świadkiem, zaczął na nią polować. Znaleźliśmy rozbite auto Aspen nad rzeką San Juan. W środku był jej synek. – Mój Boże. – Siostra Margaret była wstrząśnięta. – Więc Aspen jest matką... – Tak. Jack ma prawie cztery miesiące. – I może być moim synem, dodał w myśli. Siostra potarła dłonią pobladłą twarz. – Sądziłyśmy, że uciekła przed prześladowcą, sadystycznym partnerem lub mężem, ale słowem nie wspomniała o dziecku. Gdybyśmy wiedziały, natychmiast zgłosiłybyśmy tę sprawę. – Nie rozumiem... – Zdezorientowany Dylan uniósł brwi. – Czy Aspen nie mówiła, co się stało? – Właśnie dlatego chciałam z panem porozmawiać – powiedziała łagodnie siostra Margaret. – Kiedy ją tu przywieźli, była nieprzytomna, a gdy odzyskała świadomość, niczego nie pamiętała. Serce podeszło Dylanowi do gardła. – Nie pamiętała wypadku ani ataku? – Nie. – Przełożona ze smutkiem potrząsnęła głową. – Ani tego, co się z nią stało, ani swojego nazwiska, ani tego, że ma rodzinę. Całkowita amnezja. TL R