andgrus

  • Dokumenty12 974
  • Odsłony705 506
  • Obserwuję379
  • Rozmiar dokumentów20.8 GB
  • Ilość pobrań555 733

Jackson Lisa - Trzy tajemnice

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :669.7 KB
Rozszerzenie:pdf

Jackson Lisa - Trzy tajemnice.pdf

andgrus EBooki Autorzy alfabetycznie Litera J Jackson Lisa Vina
Użytkownik andgrus wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 151 stron)

Jackson Lisa Trzy tajemnice Randi McCafferty, żywiołowa i niezależna, zawsze była oczkiem w głowie ojca i trzech braci. Gdy wyjechała z od razu zaczęły się kłopoty. Pewnego dnia oznajmia że spodziewa się dziecka i nigdy nie powie, kto jest jego ojcem. Potem okazało się, że ktoś kilka razy próbował ja zabić. Bracia postanawiają więc wynająć dla niej ochroniarza, byłego policjanta, Kurta Strikera. Musi wytropić tajemniczego napastnika, który czyha na jej życie. Zwłaszcza że Randi wcale nie jest mu obojętna...

PROLOG - Umieram, Randi, czuję to. Randi McCafferty stanęła jak wryta. Zbiegała właśnie po schodach, a nowe wysokie buty trochę ją uwierały i stukały mocno w drewniane stopnie. Wychowała się w tym pełnym zakamarków domu, na ranczu położonym na łagodnym wzniesieniu, w samym sercu Montany. Rozmyślała właśnie o własnych problemach i nie zauważyła w pierwszej chwili, że ojciec leży bezwładnie w fotelu z rozkładanym oparciem, gapiąc się w sczerniałą kratę kamiennego kominka w salonie. John Randall McCafferty nadal był potężnym mężczyzną, lecz czas wycisnął piętno na jego niegdyś władczej postaci i poorał rysy przystojnej twarzy. - Co ty wygadujesz? Będziesz żył wiecznie - rzuciła bagatelizującym tonem. - Nikt nie żyje wiecznie - odparł poważnie i spojrzał w górę, wbijając w nią nieruchomy wzrok. -Chcę tylko, żebyś wiedziała, że zostawiam ci połowę majątku. Chłopaki niech sobie walczą o resztę. Ranczo Flying M wkrótce będzie twoje. - Przestań opowiadać takie rzeczy - żachnęła się,

6 LISA JACKSON wchodząc do pokoju, w którym skumulowało się popołudniowe ciepło. Wyjrzała przez zakurzoną szybę, przebiegając wzrokiem ganek i wędrując dalej, na rozległe połacie rancza rozciągające się pod bezkresnym niebem. Bydło i konie skubały trawę na pastwiskach za oborą i stajnią, poruszając się niespokojnie w porywach wiatru, od którego falowały trawy. - Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy. Chodź no tu do mnie. No chodź. Wiesz, że ze mnie jest pies, co dużo szczeka, ale nie gryzie. - Jasne, że wiem. - Nigdy nie dostrzegała wad ojca, które tak chętnie wytykali jej przyrodni bracia. - Chcę tylko ci się przyjrzeć. A wzrok już nie ten - zachichotał, a potem rozkaszlał się tak, że aż mu zarzęziło w płucach. - Tato, zawołam Matta. Powinieneś być w szpitalu. - Nie ma mowy! - Podeszła do niego, a ojciec machnął kościstą ręką, jakby odganiał muchę. - Żaden cholerny lekarz już mi nie pomoże. - Ale... - Cicho bądź, dobrze? Przynajmniej ten jeden raz mnie posłuchaj. - Niesamowicie wyraziste oczy utkwiły w niej spojrzenie. Ojciec podał jej pożółkłą kopertę. - To twój akt własności. Thorne, Matt i Slade zostaną właścicielami drugiej połowy, a to będzie bardzo interesujące - oznajmił i zaśmiał się ponuro. - Pewnie będą walczyć o nią jak tygrysy. Ale ty nie masz czym się martwić.

TRZY TAJEMNICE 7 Dostałaś lwią część. - Uśmiechnął się do własnych myśli. - Ty i twoje dziecko. - Co takiego? - spytała, nie okazując po sobie zaskoczenia. - Mój wnuk. Nosisz go w sobie, prawda? - zapytał, mrużąc oczy. Poczuła, jak fala gorąca zalewa jej kark. Nikomu nie mówiła o ciąży. Nikt nie wiedział. Jak widać, z wyjątkiem ojca. - Wiesz, wolałbym, żebyś przed zajściem w ciążę wyszła za mąż, ale tak się nie stało. Nie dożyję już narodzin wnuka, ale przynajmniej mogę zatroszczyć się o was. Na ranczu nie zginiecie. - Nie potrzebuję niczyjej opieki. Uśmiech zniknął z twarzy ojca. - Oczywiście, że potrzebujesz, Randi. Ktoś musi się o ciebie troszczyć. - Potrafię sama zatroszczyć się o siebie... i o dziecko. Mam mieszkanie w Seatde, dobrą pracę i... - I nie masz mężczyzny. W każdym razie takiego, który wart by był uwagi. Powiesz mi, kto ci zrobił to dziecko? - Rozmowa jest cokolwiek staroświecka... - Każdy dzieciak zasługuje na to, by znać swego tatę - powiedział stary człowiek. - Nawet jeśli facet jest żałosnym sukinsynem, który porzucił kobietę noszącą jego dziecko. - Skoro tak twierdzisz... - odparła, machinalnie

8 LISA JACKSON macając kopertę. Wyczuła, że jest w niej coś poza papierem. Zauważył to i wyjaśnił: - Jest tam też medalion, który należał do twojej matki. Randi poczuła ucisk w gardle. Przypomniała sobie, jak bawiła się tym naszyjnikiem jako dziecko, jak sięgała po błyszczące złote serce wysadzane diamencikami, gdy medalion zwisał z szyi matki. - Pamiętam go - wyszeptała. - Dałeś go jej w dniu ślubu. - Tak - pokiwał głową, a oczy mu złagodniały. - Jest tam też jej obrączka. Jeśli ją chcesz. - Dziękuję - powiedziała cicho, czując, jak wilgotnieją jej oczy. - Najlepiej mi podziękujesz, gdy powiesz, jak się nazywa ten sukinsyn, który ci to zrobił. Uniosła nieco podbródek i zmarszczyła brwi. - Powiesz mi wreszcie? Randi spojrzała ojcu prosto w oczy. - Prędzej piekło zamarznie - odparła. - A niech cię, ale jesteś uparta. - To chyba dziedziczne. - Napytasz sobie biedy, zapamiętaj moje słowa. Złe przeczucie przeszyło Randi chłodem, ale nie ustąpiła. Dla dobra swego nienarodzonego dziecka postanowiła zachować milczenie. Nikt się nie dowie, kto jest ojcem jej dziecka. Nawet ono samo.

ROZDZIAŁ PIERWSZY - Paskudna sprawa - mruknął Kurt Striker pod nosem. Nie podobało mu się zadanie, które mu wyznaczono. Ale nie mógł odmówić. Nie tylko z powodu wyznaczonego honorarium, które było bardzo kuszące. Przydałoby mu się te dwadzieścia pięć tysięcy, jak każdemu. Czek na połowę tej sumy leżał na stoliku do kawy. Nietknięty. Z powodu ostatniej nocy. Z powodu sekretu, który Kurt dzielił z Randi. Stał w salonie, ogień z kominka ogrzewał tył jego nóg, przez zasnute mroźną koronką okna widać było zaśnieżone pastwiska rancza Flying M. - No to jak, Striker? - zapytał Thorne McCafferty. Najstarszy z trzech braci miał naturę biznesmena i zawsze próbował wszystkim rządzić. - Umowa stoi? Dopilnujesz bezpieczeństwa naszej siostry? Zadanie było trudne. Striker miał zostać osobistym ochroniarzem Randi, bez względu na to, czyjej się to spodoba. A na pewno jej się nie spodoba, Kurt był o tym przekonany. Spędził wystarczająco dużo czasu z jedyną córką nieboszczyka Johna Randalla McCaf-

10 LISA JACKSON ferty'ego, by wiedzieć, że jak już coś sobie postanowi, nie zmieni zdania. Nie pomogą perswazje, ani jego, ani jej trzech przyrodnich braci, którzy w duchu czują się chyba odpowiedzialni za swoją upartą siostrzyczkę. Miała trudny charakter, bez wątpienia. Czmychnęła stąd zaledwie kilka godzin wcześniej, bo podjęła wbrew wszystkim, a przede wszystkim wbrew zdrowemu rozsądkowi, nieodwołalną decyzję. Wracała do Seattle. Ze swoim dzieckiem. Do swego domu. Do swej pracy. Do swego dawnego życia, nie bacząc na konsekwencje. Uciekała. Od swoich trzech apodyktycznych braci. I od niego. Strikerowi wcale nie podobało się to wszystko, ale nie mógł przecież podzielić się wątpliwościami z tymi facetami. Patrząc w milczeniu na zaniepokojonych braci Randi, Striker nie zastanawiał się głębiej nad własnymi motywacjami i uczuciami, nie chciał przyznać, że odnosi się niechętnie do propozycji McCaffertych dlatego, że nie chce wikłać się w układy z tą kobietą. Z żadną kobietą. Ale szczególnie z najmłodszą siostrą trzech nadopiekuńczych twardzieli. „Chyba trochę zbyt późno o tym pomyślałeś, nie sądzisz?", spytał siebie w duchu. Randi była bardzo seksowna. Silna, pewna siebie kobieta o ognistym temperamencie. Jak każde szanu-

TRZY TAJEMNICE 11 jące się dziecko Johna Randalla McCafferty'ego, szła jak burza przez życie i robiła, co jej się żywnie podobało. Nie spodobałoby jej się, gdyby Striker węszył wokół, wtrącał się w jej sprawy, nawet jeśli próbowałby chronić ją przed niebezpieczeństwem. Prawdopodobnie byłaby wrogo nastawiona. Szczególnie teraz. - Randi się wścieknie - powiedział Slade, najmłodszy z braci, jakby odbijając echem myśli Stri-kera. Podszedł do okna i zapatrzył się na zimowy krajobraz Montany. Śnieg pokrył już pastwiska i tylko nieliczne krowy i konie stały gdzieniegdzie, tuląc się do siebie dla ochrony przed zimnem. - Jasne, że się wścieknie. A kto byłby z tego zadowolony? - Mart, brat numer dwa, siedział na wy- służonej skórzanej sofie, obcas jednego z kowbojskich butów oparł o stolik do kawy, na którym spo- czywał czek na dwanaście tysięcy pięćset dolarów. - Mnie tam by szlag trafił. - Nie ma wyboru - oświadczył Thome. Był szefem własnej korporacji, więc przyzwyczaił się do te- go, że wydaje polecenia, a podwładni je wykonują. Ostatnio przeniósł się do Grand Hope w Montanie z Denver. - My jesteśmy zgodni co do tego, że dla bezpieczeństwa własnego i dziecka potrzebuje ochroniarza - powiedział, popatrując na młodszych braci w oczekiwaniu na gest poparcia.

12 LISA JACKSON Mart skinął głową. - Tak, mamy na ten temat takie samo zdanie. Co nie znaczy, że Randi łatwiej pogodzi się z naszą de- cyzją. Nawet jeśli włączymy w to Kelly. Kelly, rudowłosa żona Matta, była kiedyś policjantką, a teraz prywatnym detektywem. Zgodziła się na współpracę ze Strikerem, bo chodziło o jej szwagierkę. Bystra Kelly, zdaniem braci McCaffertych, mogła okazać się bardzo pomocna. Jednak Striker nie był co do tego przekonany. Uważał, że zaangażowanie w sprawę kogoś z rodziny tylko utrudni sytuację; Spojrzał w stronę okna, gdzie stał w dżinsach i spłowiałej flanelowej koszuli najmłodszy z braci, jego bliski przyjaciel, który wciągnął go w całą tę aferę. Jednak Slade unikał jego wzroku, dalej gapił się w dal przez oszronione szyby. - Słuchajcie, musimy coś zrobić i nie mamy czasu do stracenia. Ktoś próbuje ją zabić - powiedział Thorne. Twarz Strikera stężała. Zlecenie było niebezpieczne, ale w głębi duszy wiedział już, że je przyjmie, bo nie wierzył, że ktoś może lepiej od niego wywiązać się z tego zadania. Chociaż Randi była krnąbrna i uparta, miała w sobie coś, może tę iskierkę w brązowych oczach, która poruszała w nim nieznaną strunę, rozpalała jakiś wewnętrzny płomyczek. Nie była już mu całkiem obojętna. Przekonał się o tym ostatniej nocy.

TRZY TAJEMNICE 13 Thorne był bardzo zdenerwowany, zmartwienie odbijało się wyraźnie na jego twarzy. Z irytacją po-dzwaniał kluczami w kieszeni. Wbił ostre spojrzenie w Strikera i zapytał: - Weźmiesz tę robotę, czy mamy poszukać kogoś innego? Myśl o tym, że jakiś inny facet miałby zbliżyć się do Randi, nieprzyjemnie zmroziła Kurta, lecz nim zdążył odpowiedzieć na pytanie, odezwał się milczący dotąd Slade. - Nie możemy wziąć nikogo innego. To musi być ktoś, komu ufamy. - Racja - zgodził się Matt, zanim Slade skinął głową w stronę okna, przez które widać było dżipa wjeżdżającego na podjazd. „Co tu gadać o zaufaniu!", pomyślał Striker, zaciskając zęby. - Wygląda na to, że Nicole wróciła - powiedział Slade, patrząc na samochód za oknem. Twarz Thorne'a nieco złagodniała. Po chwili drzwi wejściowe otworzyły się na oścież i do środka wpadło chłodne powietrze. Doktor Nicole McCafferty, strzepując resztki śniegu z płaszcza, weszła do holu, a zaraz potem dał się słyszeć tupot małych nóżek na schodach. Pasierbice Thorne'a, czteroletnie bliźniaczki, ze śmiechem i piskiem wybiegły mamie na spotkanie. - Mamusia! - zawołała Molly, a jej bardziej nie-

14 LISA JACKSON śmiała siostrzyczka Mindy rzuciła się rozpromieniona w ramiona mamy. - Jak się mają moje dziewczynki? - spytała Nicole, obejmując obie córeczki naraz i całując na zmianę po policzkach. - Ale jesteś ziiiimna! - pisnęła Molly. - Ano jestem - zaśmiała się Nicole. Thorne, który utykał nieco po niedawnym wypadku, wszedł do holu i dał żonie siarczystego całusa, podczas gdy dziewczynki tuliły się do nich z obu stron. Sriker odwrócił się, czując, że narusza czyjąś prywatność. To samo uczucie towarzyszyło mu od samego początku, od chwili, gdy Slade skontaktował się z nim, prosząc o pomoc, i Kurt po raz pierwszy znalazł się na ranczu Flyńig M. Było to w paź^erniku, po tym jak samochód Randi McCafferty został zepchnięty z drogi w Glacier Park. Z tego powodu przedwcześnie rozpoczął się poród, a Randi o mało nie umarła wraz z dzieckiem. Przez jakiś czas pozostawała w śpiączce, a gdy się obudziła, miała amnezję. A przynajmniej tak twierdziła. Striker uważał, że utrata pamięci, choć potwierdzona przez lekarza, mogła być wykrętem. Randi chyba coś ukrywała, miała jakiś mroczny sekret. Znalazł dowody na to, że jej samochód został zepchnięty przez inny pojazd ze stromego zbocza, a potem zarył w drzewo. Udało jej się przeżyć i wydobrzeć, ale gdy

TRZY TAJEMNICE 15 odzyskała pamięć, nie miała nic do powiedzenia o wypadku ani nie domyślała się, kto mógłby chcieć ją zabić. Nie wiedziała albo nie chciała powiedzieć. Tak samo było z ojcem jej dziecka. Nikomu nie powiedziała, kto spłodził małego Josha. Kurt myślał o tym nieznanym facecie z niechęcią. Nie chciał w ogóle przyjąć do wiadomości, że ktoś mógł pozo- stawać w tak intymnym związku z Randi, choć był to idiotyzm. Nie rościł sobie przecież do niej żadnych praw, nie był nawet pewien, czy ją lubi. „Zatem trzeba było iść grzecznie spać ostatniej nocy. Zobaczyłeś ją na podeście schodów, patrzyłeś, jak bawi się z dzieckiem, potem czekałeś, aż położy je do łóżeczka..." Kurt przypomniał sobie, jak Randi siedziała na stopniu i nuciła cicho, biała koszula nocna przylegała do jej ciała, gdy bujała i przytulała dziecko. Kurt był wyżej i przyglądał jej się ponad poręczą schodów. Światło księżyca oblewało ją srebrzystą aureolą, niby Madonnę z Dzieciątkiem. Wyglądała bardzo świątobliwie, ale zarazem zmysłowo. Kurt ukrył się w cieniu i czekał. Wmawiając sobie, że chce tylko zejść niezauważony po schodach, skradał się w dół, aż skrzypnął jakiś stopień i Randi gwałtownie uniosła głowę, zauważając go z rękami na poręczy. - Chodźcie, zobaczymy, co Juanita ma dla nas w kuchni - powiedziała Nicole, brutalnie przywołując Kurta do rzeczywistości. - Pachnie bardzo ładnie.

16 LISA JACKSON - Cunamonem - powiedziała nieśmiała bliźniaczka, a jej siostra przewróciła oczami. - Cynamonem! - poprawiła. - Zobaczymy, co to za pyszności, dobrze? - Nicole popchnęła dziewczynki w stronę kuchni, a Thorne wrócił do salonu. Uśmiech zarezerwowany dla żony zniknął z jego twarzy, znowu miał na niej swoją nieprzeniknioną maskę biznesmena. - No to jak, Striker? Wchodzisz w to? - To kupa forsy - przypomniał mu Matt. - Słuchaj, Striker, liczę na ciebie - dodał Slade, odchodząc wreszcie od okna. Miał zatroskaną twarz. - Ktoś chce zabić Randi. Powiedziałem Thorne'owi i Mattowi, że tylko ty potrafisz namierzyć tego drania. Więc jak? Z lekkim poczuciem winy Kurt włożył czek do swego zniszczonego portfela. Nie ma co dłużej się zastanawiać. Sprawa od początku była przesądzona. Striker nie mógł pozwolić, by Randi McCafferty uciekła ze swoim dzieckiem i samotnie zmierzyła się z kimś, kto dybał na jej życie. Przysiągł sobie, że dorwie tego drania. - No super! - zaledwie czterdzieści kilometrów za Grand Hope jej nowy dżip zaczął dziwnie reagować na kierownicę. Gdy zjechała na pobocze zaśnieżonej drogi, by sprawdzić, co się dzieje, odkryła, że złapała

TRZY TAJEMNICE 17 gumę w przednim lewym kole. Gdy wyjeżdżała, wszystko było w porządku. Niecałe dwa kilometry wcześniej mijała stację benzynową, więc zawróciła tam, by odkryć, że jest zamknięta. I to na dobre. Drzwi były zabite, zamki zardzewiałe, szyby w oknach popękane, instalacja nieczynna. Jak dotąd jej podróż powrotna do cywilizacji nie przebiegała zgodnie z planem. O ile uznać, że w ogóle istniał jakiś plan. I w tym tkwił problem. Oczywiście, przede wszystkim, i to od dawna, zamierzała wrócić do Seattle, ale po ostatniej nocy z Kurtem... Tego ranka wstała wcześnie i uznała, że nie może czekać ani minuty dłużej. Wszyscy jej bracia byli już żonaci. Ona znów była tą niepasującą kobietą i stanowiła zagrożenie dla nich wszystkich. Musiała coś na to poradzić. „Oszukujesz samą siebie, prawda? Wyjechałaś tak nagle wcale nie z powodu braci czy niebezpieczeństwa, ale z powodu Kurta Strikera". Spojrzała w lusterko wsteczne i ujrzała ból w swoich oczach. Westchnęła. Nie była dobra w tej roli i nigdy nie chciała grać męczennicy. - Trzeba się brać do roboty - mruknęła. Musi zmienić sama to cholerne koło. Nie stanowiło to dla niej problemu, bo wychowując się na farmie, nauczyła się różnych takich rzeczy. Zmiana koła to dla niej pestka. Pocieszające było również to, że nie

18 LISA JACKSON stała na drodze, lecz pod zadaszeniem, które chroniło od wiatru i śniegu. Dziecko spało sobie spokojnie w samochodzie, więc Randi wyjęła z bagażnika lewarek, narzędzia i zabrała się do pracy. Nie było to trudne, lecz dość żmudne zajęcie. Po chwili zlokalizowała dziurę w oponie, którą zrobił duży gwóźdź. Przyszło jej do głowy, że może wcale nie najechała na ten gwóźdź, lecz wbił go w oponę ten sam drań, który zepchnął ją z szosy, potem próbował zabić w szpitalu, a później spalił oborę. Wyprostowała się, trzymając ciężki klucz w ręku. Było potwornie zimno, wiatr hulał po szosie, gnając tumany śniegu, zwiewając jej włosy z twarzy. Poczuła dreszcz strachu pełznący po kręgosłupie. Zmrużyła oczy i omiotła wzrokiem surowy nagi krajobraz. Nikogo nie zauważyła. Nic nie słyszała. Uznała, że ma paranoję. Wcale jej się to nie spodobało. Kryjąc się przed deszczem, ubrana na czarno za-kapturzona postać włożyła wytrych do zamka i z za- skakującą łatwością wślizgnęła się do mieszkania Randi McCafferty. Okolica była zamożna, a mieszkanko musiało kosztować fortunę. No jasne. Przecież księżniczka nie zadowoliłaby się byle czym. Mieszkanie sprawiało wrażenie zagraconego. No i widać było, że od miesięcy nikt w nim nie sprzątał.

TRZY TAJEMNICE 19 Na blacie biurka w rogu pokoju zebrała się pokaźna warstwa kurzu, z wysokiego sufitu zwisały pajęczyny, a w kątach fruwały koty z kurzu. Czasopisma porozrzucane na stolikach pochodziły sprzed paru miesięcy, a skromne zapasy w lodówce dawno już się zepsuły. Oprawione w ramki grafiki i obrazy stanowiły kolorowe akcenty na pastelowych ścianach, a eklektyczna zbieranina nowoczesnych i staroświeckich mebli stała wokół kamiennego kominka z wygasłym popiołem. Randi McCafferty nie było w domu od dawna. Ale jest już w drodze. Nieproszony gość bezgłośnie myszkował po ciemnych pokojach, krótkim korytarzykiem przeszedł do sypialni z wielkim podwójnym łóżkiem, obok której była łazienka z wanną wpuszczoną w podłogę i duża garderoba. Dalej znajdowała się jeszcze jedna łazienka i pokój dziecinny, jeszcze nieurządzony, lecz gotowy na przyjazd małego McCafferty'ego. Tego cholernego bękarta. W salonie intruz dostrzegł biurko ze zdjęciem sprzed lat, na którym byli wszyscy trzej bracia McCafferty - wysocy, barczyści, pewni siebie młodzi mężczyźni, których uśmiechy zdobywały kobiece serca, a ich zadziorne charaktery były przyczyną niejednej bójki w barze. Na tym zdjęciu wszyscy dosiadali koni. Przed nimi stała Randi - bosa, w szortach z obciętych dżinsów, koszulce bez rękawów i ze zwi

20 LISA JACKSON chrzonymi warkoczykami. Zadzierała głowę i z powodu mocnego słońca mrużyła mocno oczy, przysłaniając je dłonią. W drugiej ręce trzymała wodze wszystkich trzech koni, jakby już wtedy wiedziała, że będzie przez całe życie wodzić swoich braci na pasku. „Suka". Rozdrażniony intruz odwrócił głowę od fotografii, szybko nacisnął guzik na sekretarce telefonicznej i poczuł natychmiastowy przypływ satysfakcji, że ma przewagę nad księżniczką. Jednak było to przelotne uczucie. Po odsłuchaniu jednej jedynej wiadomości, która zabrzmiała głucho w pustym pokoju, uzmysłowił sobie, że tylko jedno może przywrócić porządek rzeczy. „Randi McCafferty musi zapłacić. Własnym życiem".

ROZDZIAŁ DRUGI W niecałe dwie godziny po rozmowie z braćmi McCafferty Striker był na pokładzie prywatnego sa- molotu, który zmierzał na Zachód. Pewien przyjaciel był mu winien przysługę i Striker to wykorzystał. Zdążył też jeszcze zadzwonić do swego współpracownika, któremu kazał zbadać przeszłość Randi. Erie Brown był kiedyś wojskowym, a potem przez jakiś czas pracował dla FBI. Striker będzie pilnował Randi, a Brown szukał prawdy jak posokowiec podąża za śladem rannego zwierzęcia. Odkrycie jej było tylko kwestią czasu. Spoglądając przez okno na grube chmury, słuchając miarowego buczenia silników, Striker myślał wciąż o Randi McCafferty. Pięknej. Bystrej. Piekielnie seksownej. Kto chciał ją zgładzić? I dlaczego? Z powodu dziecka? Nie, na pewno nie o to chodzi. Więc może z powodu książki, którą pisała? Może problemem jest coś innego, co trzymała w sekrecie przed braćmi. Była intrygującą, niezwykłą kobietą o ostrym języku,

22 LISA JACKSON ognistym spojrzeniu piwnych oczu i błyskotliwym poczuciu humoru, dzięki któremu potrafiła utempero-wac nawet swoich trzech przyrodnich braci. Wprawdzie Thorne, Matt i Slade mogli żywić do niej niechęć. Odziedziczyli we trzech połowę rancza, a jedynej córce Johna McCafferty'ego przypadła w udziale druga połowa. Chociaż niektórzy ludzie w Grand Hope myśleli inaczej, Striker był przekonany, że bracia nie mają nic na sumieniu. Czyż nie wynajęli go natychmiast po pierwszym zamachu na siostrę? Na pewno nie chcieli jej zamordować. Gryząc wykałaczkę, Kurt skrzywił się i spojrzał na chmury za oknem. Większość morderstw popełniano z powodu chciwości, zazdrości albo zemsty. Czasami ofiara groziła przed śmiercią zabójcy i dlatego właśnie postanawiał się jej pozbyć. Od czasu do czasu człowieka likwidowano, by nie wyszły na jaw inne zbrodnie. Dlaczegóż więc ktoś chciał zabić Randi? Z powodu jej dziedzictwa? Jej syna? Nieudanego romansu? Może wiedziała za dużo o czyichś ciemnych sprawkach? Przez głowę Kurta przelatywały różne niepowiązane myśli. Podrapał się po policzku. Bez wątpienia Randi miała dwie tajemnice. Jedna dotyczyła ojca jej dziecka. Druga związana była z książką, którą pisała w czasie, gdy zdarzył się wypadek. Żaden z jej braci ani nikt z bliskich nie wiedział,

TRZY TAJEMNICE 23 kto spłodził Josha. Prawdopodobnie sam ojciec dziecka nie miał pojęcia o swym ojcostwie. Randi milczała w tej sprawie jak zaklęta. Striker zastanawiał się, czy chroni w ten sposób ojca dziecka, czy po prostu nie chce, by znał prawdę. Pomyślał, że pewnie nie byłoby trudno wykoncypować, kto jest ojcem małego Josha. Striker zdążył już sprawdzić grupę krwi dziecka w szpitalu i zdobyć kilka jego włosków, gdyby chciał zrobić testy DNA. Kurt słyszał o trzech mężczyznach, którzy mieli na tyle bliską relację z Randi, że któryś z nich mógł być jej kochankiem, ale na razie nie wiedział nic więcej. Na myśl o tych mężczyznach poczuł ukłucie zazdrości. Śmieszne. Nie pozwoli sobie na to, by zaangażować się emocjonalnie z Randi McCafferty, nawet mimo ostatniej nocy. Była jego klientką, choć na razie jeszcze o tym nie wiedziała. A gdy już się tego dowie, na pewno rozpęta piekło. Nie, Randi nie pogodzi się łatwo z tym, że bracia nasłali na nią ochroniarza. Bębniąc palcem w zimne szkło okna samolotu, Kurt zaczął się zastanawiać, kto został ojcem jej dziecka. Mimo ogarniającej go wściekłości analizował po kolei kandydatów. Sam Donahue, były jeździec rodeo, znajdował się na początku listy. Kurt nie ufał temu bezczelnemu kowbojowi, który zgromadził większą kolekcję kobiet niż kowbojskich butów. Sam zawsze był draniem,

24 LISA JACKSON którego nie znosili bracia Randi, palantem, który porzucił już dwie żony. Joe Paterno był fotografem, który jako wolny strzelec czasami pracował dla „Seattle Clarion". Joe miał opinię playboya najgorszego sortu, wyznającego zasadę „zdobyć i porzucić", miał kochanki na całym świecie, bo wiele podróżował zawodowo. Zdecydowanie nie nadawał się na ojca rodziny. Brodie Clanton, młody adwokat z Seattle, urodził się pod szczęśliwą gwiazdą - był wnukiem sędziego Nelsona Clantona, jednego z najbardziej znanych prawników w Seattle. Brodie Clanton traktował życie tak, jakby coś mu się od niego należało, a większość czasu poświęcał na obronę bogatych klientów. Niezły wybór. Gdzie ta Randi miała rozum? Żaden z nich nie był wart jej jednego spojrzenia. A jednak z każdym z nich coś ją łączyło. Jak na kobietę, która prowadziła w gazecie kącik samotnych serc, miała paskudny rejestr kochasiów. „A co z tobą? Jak ciebie zaklasyfikować?". - Cholera jasna! - zaklął pod nosem. Postanowił, że nie będzie teraz o tym myślał. Nie pozwoli, by ostatnia noc wpłynęła na trzeźwość jego ocen. Nawet jeśli odkryje, kto jest ojcem dziecka Randi, to będzie dopiero początek dochodzenia. Odkryje po prostu, z kim spała Randi, a nie kto chce ją zabić. Potencjalnym mordercą mógł być każdy. Zazdrosny współpracownik, ktoś, komu zaszkodziła, świr,

TRZY TAJEMNICE 25 który ma obsesję na jej punkcie, dawna rywalka, i tak dalej. Motywem mogła być chciwość, zazdrość, strach... na razie trudno cokolwiek ustalić. Przesunął wykałaczkę w drugi kącik ust i wsłuchał się w warkot silników, który właśnie się zmienił, bo samolot zwolnił i zaczął opadać w dół, na mały pas lotniska w Ta-coma. Zaczęła się zabawa. Krople deszczu bębniły o dach dżipa. Moczyły wijące się po pagórkach ulice Seattle. Randi wcisnęła pedał gazu i weszła w zakręt tak gwałtownie, że przez cichą muzykę płynącą z głośników przebił się pisk opon. Jazda z Montany była potwornie ciężka, zimowa pogoda okazała się gorsza, niż Randi się spodziewała. Zanim dojechała do miasta, gdzie stworzyła sobie dom, nerwy miała w strzępach. Narastał ból głowy, który przypominał, że zaledwie parę miesięcy wcześniej miała wypadek, który omal nie pozbawił jej życia i na jakiś czas zabrał pamięć. Przejrzała się szybko w lusterku wstecznym. Przynajmniej włosy już trochę odrosły. Przed operacją ogolono jej głowę, a teraz jej rudobrązowe włosy miały już prawie dwa cale. Przez krótką chwilę zapragnęła być z powrotem w Grand Hope ze swymi przyrodnimi braćmi. Nacisnęła kierunkowskaz i zmieniła pas, a potem zwolniła, by zatrzymać się na czerwonym świetle. Nie mogła się wiecznie ukrywać, nawet jeśli bardzo by

26 LISA JACKSON tego chciała. Nadszedł czas, by działać. Upomnieć się o swoje życie. A ono było tu, w Seattle, a nie na ran-czu Fłying M w Montanie, z trzema despotycznymi braćmi. Mogła wprawdzie czuć się spokojna, a nawet szczęśliwa na bezpiecznym ranczu, z trzema silnymi mężczyznami zapewniającymi bezpieczeństwo jej i jej dziecku. Ale to się skończyło. „Zrobiłaś to, Randi. Bo przez ciebie twoja rodzina jest w niebezpieczeństwie. A teraz jeszcze dołożyłaś problem z Kurtem Strikerem. Co ci odbiło? Ostatniej nocy... pamiętasz, co się zdarzyło ostatniej nocy? Przyłapałaś go na podglądaniu cię na schodach, wiedziałaś, że się gapi, od tygodni czułaś to napięcie między wami. I co zrobiłaś? Czy pobiegłaś z dzieckiem do sypialni i zamknęłaś drzwi za sobą jak zdrowa na umyśle kobieta? O, nie. Położyłaś dziecko do łóżeczka i poszłaś za Strikerem, i..." Usłyszała klakson i dotarło do niej, że światło zmieniło się na zielone. Zaciskając zęby, ruszyła z pi- skiem opon. Zepchnęła erotyczne myśli o Kurcie Strikerze na obrzeża umysłu. Teraz miała ważniejsze sprawy na głowie. Przynajmniej jej syn był bezpieczny. Chociaż na jakiś czas. Już za nim strasznie tęskniła, ale ukryła go tak, by nikt nie mógł go znaleźć. To tylko do czasu, aż zrobi to, co musi zrobić. Ukrycie chłopca było najlepszym rozwiązaniem. Dla niej. Dla niego. A to tylko na krótko. Bardzo krótko, przypomniała sobie.

TRZY TAJEMNICE 27 Były już zamachy na jej życie i na życie jej najbliższych. Nie mogła ryzykować życia syna. Gdy zahamowała na kolejnym czerwonym świetle, wpatrzyła się w strumyczki kropel deszczu spływające po szybie i przypomniała sobie niebieskie oczka synka, jego rudoblond czuprynkę i różowe policzki. Przypomniała sobie jego śmiech. Taki niewinny. Ufny. Zamrugała, czując gorące łzy napływające do oczu. Nie mogła sobie teraz pozwolić na żadne sen- tymenty. Światło się zmieniło, ruszyła w sznurze samochodów w stronę Lake Washington, co jakiś czas sprawdzając w lusterku, czy nie jest śledzona. „Naprawdę mam paranoję", pomyślała, zajeżdżając przed dom. Zimny styczniowy wiatr szarpał drzewa rosnące wzdłuż krótkiej ulicy. Randi wjechała na swoje miejsce parkingowe i wyłączyła silnik. Samo-, chód był nowy, kupiony po wypadku. Drań, który go spowodował i próbował ją zabić, uniknął kary. „Ale nie na długo", powiedziała sobie w duchu, wysiadając z samochodu i zabierając torbę z tylnego siedzenia. Miała robotę, i to poważną. Po raz ostatni obejrzała się przez ramię. Nikt za nią nie szedł, nie słyszała za sobą żadnych kroków, gdy szła, omijając kałuże, do drzwi wejściowych. „Weź się w garść", pomyślała. Weszła na schodki, postawiła torbę i torebkę na ganku, wyjęła klucz, a potem otworzyła zamek i pchnęła drzwi ramieniem.

28 LISA JACKSON Powitał ją zastały zapach nieużywanego wnętrza. Uschła paproć w przedpokoju rozsypała listki na drewnianej podłodze. Parapet okienny był pokryty kurzem. Nie czuła się tu jak w domu. Już nie. Już nigdzie się tak nie poczuje bez swego synka. Kopniakiem zamknęła drzwi wejściowe i weszła do salonu. Nagle ujrzała jakiś cień, który poruszył się na kanapie, i stanęła w miejscu jak wryta. Adrenalina zagrała w jej żyłach. Poczuła gęsią skórkę na skórze. „O Boże", pomyślała z przerażeniem, w ustach miała sucho. Morderca na nią czekał.