Lady Amborgina Girton jako niespełna dwunasto
letnia dziewczynka została pod przymusem poślu
biona Camdenowi Serradowi, wówczas osiemna
stoletniemu młodzieńcowi. W noc poślubną
przerażony pan młody uciekł z sypialni i porzuciw
szy młodziutką małżonkę, wyjechał do Grecji,
gdzie oddał się swej pasji - rzeźbiarstwu. Po kilku
nastu latach Camden wraca do Anglii na prośbę
Amborginy, która pragnie unieważnić zawarte
z nim, lecz nieskonsumowane małżeństwo, i wyjść
za mąż za statecznego i godnego zaufania markiza
Bonningtona. Po długiej rozłące Camden nie po
znaje żony, która z niepozornego podlotka zmieni
ła się w rudowłosą, zielonooką piękność. Zaskoczo
ny jej wdziękiem i urodą, zaczyna rozumieć, jak
wiele stracił, oddając ją innemu mężczyźnie...
Eloisa James
Zakochana księżna
1
Krótka rozmowa w sypialni księżnej Girton
Wiejska rezydencja lady Troubridge
East Cliff
- No więc, jak on wygląda?
Chwila milczenia.
- Ma czarne włosy, tyle pamiętam - odparła niepewnie
Gina.
Siedziała przy toaletce i bawiła się wstążką do włosów,
wiążąc ją w supełki. Ambrogina, lady Girton, rzadko się
denerwowała. Księżną poznać po zachowaniu, twierdziła
jedna z jej guwernantek. Lecz Gina wpadła w panikę, co
zdarza się nawet księżnym.
Esme Rawlings wybuchnęła śmiechem.
- Nie wiesz, jak wygląda twój własny mąż?
Gina spochmurniała.
- Łatwo ci się śmiać. To nie twój mąż wraca z konty
nentu, akurat kiedy zanosi się na skandal. Nalegałam, że
by Cam unieważnił nasze małżeństwo, bo chcę wyjść za
Sebastiana. Ale jak przeczyta ten okropny artykuł w Tat-
lerze, pomyśli, że jestem rozwiązłą kobietą.
- Na pewno nie, jeśli cię zna - pocieszyła ją przyjaciółka.
- Właśnie! Przecież on wcale mnie nie zna. A jeśli uwie
rzy w plotkę o panu Wappingu?
5
- Zwolnij go, a sprawa ucichnie w ciągu tygodnia.
- Nie mogę. Przyjechał aż z Grecji, żeby zostać moim
nauczycielem. Biedak nie ma dokąd pójść. Poza tym nie
zrobił nic złego. Ja również, więc dlaczego mam się zacho
wywać, jakbym była winna?
- Niedobrze, że dopuściłaś do tego, by Willoughby
Broke i jego żona zobaczyli cię o drugiej nad ranem w je
go towarzystwie.
- Wiesz, że obserwowaliśmy deszcz meteorytów. - Gina
okręciła się na stołku i utkwiła wzrok w przyjaciółce.
- Ale nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Co zrobię, je
śli nie rozpoznam własnego męża? To będzie najbardziej
upokarzający moment w moim życiu!
- Na litość boską! Mówisz jak aktorka z kiepskiego me
lodramatu. Przecież kamerdyner go zapowie, więc zdą
żysz się opanować. „Och, najdroższy mężu, jaka straszna
była dla mnie twoja nieobecność!" - Esme rzuciła jej po
włóczyste spojrzenie znad wachlarza.
Lady Girton się skrzywiła.
- Chyba często wypowiadasz tę kwestię.
- Oczywiście. Miles i ja zawsze jesteśmy uprzejmi, gdy
się spotykamy. Co, na szczęście, rzadko się zdarza.
Gina odłożyła wstążkę zawiązaną na pięćdziesiąt supełków.
- Spójrz, jak mi się trzęsą ręce. Nie znam nikogo, kto
znalazłby się w tak niezręcznej sytuacji.
- Przesadzasz. Pomyśl, jak się czuła biedna Caroline
Pratt, kiedy przyszło jej wyznać mężowi, że jest przy na
dziei, podczas gdy on cały rok spędził w Niderlandach!
- To istotnie musiało być trudne.
- W rzeczywistości wyświadczyła mu przysługę, bo co,
na Boga, stałoby się z posiadłością, gdyby nie urodziła
dziedzica? Byli małżeństwem przez ponad dziesięć lat.
Pratt powinien jej ładnie podziękować, ale nie mam wąt
pliwości, że tego nie zrobił. Mężczyźni są prostakami.
6
- A ja najbardziej obawiam się tego, że nie poznam Ca-
ma - powiedziała Gina.
- Myślałam, że spędziliście razem dzieciństwo.
- To nie to samo co spotkanie z dorosłym mężczyzną.
Był chłopcem, kiedy się pobraliśmy.
- Wiele kobiet chciałoby, żeby ich mężowie wyjechali
na kontynent - zauważyła Esme.
- Cam nie jest naprawdę moim mężem. Do dnia ślubu
uważałam go za kuzyna w pierwszej linii.
- Nie rozumiem, co to zmienia. Bliscy kuzynowie czę
sto się pobierają. Ale wy nawet nie jesteście rodzeństwem
ciotecznym, zważywszy na to, że matka jedynie cię wy
chowała, a nie urodziła.
- A mój mąż nie jest prawdziwym mężem - powtórzy
ła z naciskiem Gina. - Wyskoczył przez okno sypialni
piętnaście minut po złożeniu przysięgi. Aby wrócić tu
i unieważnić małżeństwo, potrzebował aż dwunastu lat.
- Mój przynajmniej wyszedł frontowymi drzwiami jak
cywilizowany mężczyzna.
- Cam nie był jeszcze mężczyzną. Kilka dni wcześniej
skończył osiemnaście lat.
- Wyglądasz prześlicznie w tej różowej sukni - stwier
dziła Esme z uśmiechem. - Camden rozpłacze się z żalu,
że uciekł z twojej sypialni.
- Bzdura. Trudno mnie nazwać piękną. Jestem za chu
da, a moje włosy przypominają barwą marchewkę. - Gina
spojrzała na swoje odbicie w lustrze. - Chciałabym
mieć twoje oczy. Moje są koloru błota.
- Nie są koloru błota, tylko zielone. A jeśli chodzi
o urodę, tylko spójrz na siebie! Wyglądasz jak renesanso
wa Madonna, taka wysmukła, spokojna, nieco zadumana.
Oczywiście pomijając włosy. Myślisz, że odziedziczyłaś je
po swojej francuskiej maman?
- Skąd mam wiedzieć? Ojciec nigdy mi jej nie opisał.
7
- Tak, Madonna to doskonałe określenie - stwierdziła
Esme z figlarnym błyskiem w oku. - Kolejna zamężna
dziewica. Biedactwo!
W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Do
buduaru zajrzała pokojówka Annie.
- Lady Perwinkle chciałaby złożyć pani wizytę, milady.
- Poproś ją - poleciła księżna.
Carola Perwinkle była niewysoka i rozkosznie zaokrąg
lona, a jej buzię w kształcie serca okalały loki. Na widok
Esme wykrzyknęła z radością:
- Dobrze, że jesteś! Już powinnam się ubierać, ale mu
siałam przyjść, bo lady Troubridge powiedziała mi zadzi
wiającą rzecz o mężu Giny...
- To prawda - przerwała jej lady Girton. - Mój mąż
wraca do Anglii.
Przyjaciółka klasnęła w dłonie.
- Jakie to romantyczne!
- Naprawdę? Nie widzę nic romantycznego w tym, że
Camden zamierza unieważnić nasze małżeństwo.
- Przyjeżdża aż z Gecji, żeby zwrócić ci wolność, co
pozwoli ci wyjść za mężczyznę, którego kochasz. Twoja
decyzja na pewno rani mu serce.
Na twarzy Esme odmalował się niesmak.
- Czasami nie rozumiem, dlaczego się z tobą przyjaź
nię, Carolo. Ja uważam, że mąż Giny z radością się jej po
zbędzie. Nasi w takiej sytuacji skakaliby z radości, nie
prawdaż? Dlaczego lord Girton miałby być inny?
- Wolę nie myśleć w ten sposób - oświadczyła lady Per
winkle, unosząc podbródek. - Tuppy i ja może się nie zga
dzamy, ale on nigdy nie unieważniłby naszego małżeństwa.
- A mój owszem - rzekła lady Rawlings. - Tylko po
prostu jest zbyt dobry, żeby tego zażądać. Po naszym roz
staniu robiłam wszystko, żeby doprowadzić do rozwodu,
ale Miles okazał się dżentelmenem. Gdyby jednak w grę
8
wchodziło unieważnienie, na pewno skorzystałby z okazji.
- Głuptas z ciebie - stwierdziła Gina, patrząc na nią cie
pło. - Zszargałaś swoją reputację, żeby zwrócić uwagę Mi
lesa?
Esme uśmiechnęła się ze smutkiem.
- Prawie. Nie wiem, dlaczego się ze mną przyjaźnisz,
ty, księżna w każdym calu.
- Bo wychodzę za mąż. U kogo mam szukać rady, jak
nie u ciebie? - W oczach Giny jarzyły się wesołe iskierki.
- Lepiej u niej niż u mnie - wtrąciła z chichotem Ca-
rola. - Ja uciekłam od męża po miesiącu, Esme wytrzyma
ła ze swoim cały rok.
- Prawda jest taka, że to ty powinnaś udzielać rad, Gi-
no - orzekła lady Rawlings. - Carola i ja zostawiłyśmy na
szych małżonków i poświęciłyśmy się wywoływaniu
skandali. Natomiast ty zawsze mogłaś służyć za wzór
cnotliwej żony i księżnej!
- Ależ muszę być nudna! - stwierdziła Gina z przera
żeniem.
- Cóż, w porównaniu z nami...
- Mów za siebie - przerwała jej lady Perwinkle. - Mo
ja reputacja może jest nadszarpnięta, ale nie fatalna.
- No dobrze, moja jest dostatecznie zła za nas trzy -
przyznała Esme lekkim tonem.
Carola już była przy drzwiach.
- Lepiej pójdę, jeśli nie chcę wyglądać dzisiaj jak cza
rownica.
Lady Rawlings zerwała się z krzesła.
- Ja też lecę. Jeannie zamierza zrobić mi grecką fryzu
rę, a wolałabym nie spóźnić się na bal. Bernie by rozpa
czał, że w ogóle nie przyjdę.
- Bernie Burdett? - zdziwiła się Gina. - Mówiłaś, że jest
wyjątkowo tępy.
Przyjaciółka uśmiechnęła się szelmowsko.
9
- Nie interesuje mnie jego umysł, moja droga.
- Lady Troubrigde napomknęła, że twój mąż też dzi
siaj przyjedzie, pamiętasz?
Esme wzruszyła ramionami.
- Oczywiście, że tak. Przecież jest tu lady Childe.
Gina przygryzła wargę.
- To tylko plotki. Może Miles ciebie chce zobaczyć.
Niebieskie oczy Esme wielu młodych mężczyzn po
równywało do szafirów. Były równie błyszczące i twarde.
Teraz jednak złagodniały.
- Jesteś naprawdę słodka, księżno. - Przyjaciółka na
chyliła się i cmoknęła Ginę w policzek. - Muszę już iść,
żeby zrobić z siebie femme fatale. Byłoby straszne, gdyby
lady Childe wyglądała lepiej ode mnie.
- To niemożliwe - stwierdziła z przekonaniem lady
Girton. - Po prostu domagasz się komplementów.
Od chwili debiutu Esme przyćmiewała urodą najpięk
niejsze rywalki. Jej jedwabiste czarne loki, zmysłowe usta
i rozkoszne krągłości budziły powszechny zachwyt.
- A ty nie domagałaś się komplementów, kiedy narze
kałaś na kolor swoich oczu?
Gina machnęła ręką.
- To nie to samo. Wszyscy mężczyźni, których znam,
marzą o tym, żeby dostać się do twojej sypialni. Nato
miast mnie uważają za pruderyjną, chudą księżną.
Esme prychnęła.
- Też coś! Spróbuj powiedzieć Sebastianowi, że jesteś
pospolita. Na pewno zacznie się rozpływać nad twoim ala
bastrowym czołem, i tak dalej. Niestety muszę już pędzić.
Lady Rawlings posłała przyjaciółce całusa i zamknęła
za sobą drzwi. Gina westchnęła ciężko.
-Jaka szkoda! - odezwała się Annie, sięgając po szczot
kę do włosów. - Taka piękna kobieta, a jej mąż nawet się
nie kryje z tym, że ma inną. Wstyd, ot co!
10
Gina bez słowa pokiwała głową.
- Lord Rawlings poprosił o pokój obok sypialni lady
Childe - dodała służąca z oburzeniem.
Księżna spojrzała na nią w lustrze, wyraźnie zaskoczona.
- Naprawdę?
- Nic w tym niezwykłego. Przeciwnie. Teraz kiedy je
stem pokojówką na górze, pani Massey rozmawia ze mną
swobodnie. Nie uwierzyłaby pani, jaki kłopot z rozmiesz
czeniem gości ma lady Troubridge.
- Mój Boże - mruknęła Gina.
Ona i Sebastian nie będą takim małżeństwem jak lady
i lord Rawlings. Biedna Esme!
2
Spotkanie z prawnikiem
Trudno nie zauważyć, że wróciłem do Anglii, pomyślał
Camden Serrard, strząsając wodę deszczową z ronda ka
pelusza. Jego włoskie buty pokrywała gruba warstwa bło
ta. Deszcz lał tak mocno, że tworzył białą kurtynę, która
przesłaniała koniec drogi wychodzącej z portu.
- Uwaga, sir!
Girton odwrócił się błyskawicznie, ale nie zdążył
umknąć przed świnką, która wyrwała się na wolność.
Ostre raciczki przegalopowały po jego mokrych butach.
Diuk ruszył dalej ku światłom wskazującym na jakąś
gospodę. Dlaczego, do diabła, musieli przybić do brzegu
akurat tutaj, w zapomnianym przez Boga porcie po dru
giej stronie Riddlesgate? Nie miał pojęcia. Kapitan weso
ło oznajmił, że popełnił mały błąd w nawigacji, i od razu
się rozgrzeszył, mówiąc, że do Londynu jest tylko godzi
na jazdy. Z punktu widzenia Cama stolica mogłaby znaj
dować się na innym kontynencie. Wokół niego jak okiem
sięgnąć ciągnęły się błotniste zasolone równiny.
Pochylił głowę, wchodząc do izby, i z konsternacją
stwierdził, że świnka dołączyła do towarzystwa, rozsiada
jąc się pod krzesłem. Oprócz niej, jego lokaja Philliposa,
który przybył wcześniej, żeby zamówić pokój, oraz wła
ściciela gospody w pomieszczeniu znajdował się tylko je-
12
den gość. Jasnowłosy mężczyzna jedynie na chwilę pod
niósł wzrok znad książki, którą czytał przy kominku.
Oberżysta John Mumby ruszył na powitanie nowego
klienta stojącego w progu.
- Dzień dobry, wasza lordowska mość! To zaszczyt, praw
dziwy zaszczyt, gościć waszą lordowską mość w mojej
skromnej Queen's Smile. Mogę panu podać coś do jedzenia?
Girton rzucił płaszcz Philliposowi.
- Daj, co tam masz - odparł sucho. - I nie zwracaj się
do mnie „wasza lordowska mość", jeśli łaska.
Mumby zamrugał ze zdziwienia, ale szybko odzyskał
rezon.
- Oczywiście, milordzie - rzekł rozpromieniony. - Za
raz przynoszę, sir. Lordzie Perwinkle, muszę pana prosić,
żeby pan usunął tę świnię. Nie wpuszczamy zwierząt do
ogólnej sali.
Jasnowłosy gość spojrzał na niego z urazą.
- Do diaska, Mumby, właśnie mi powiedziałeś, żebym ją
tu zostawił. Wiesz, że ten cholerny prosiak nie należy do mnie.
- Zapłacił za niego pański woźnica - stwierdził karcz
marz z nieubłaganą logiką. - I nie wątpię, że po niego wró
ci, jak tylko oś pańskiego powozu zostanie naprawiona. Je
śli pan pozwoli, sir, chłopak zaprowadzi świnię do szopy.
Gdy Perwinkle kiwnął głową, stajenny wziął prosiątko
pod pachę i wybiegł w deszcz.
Cam opadł na wygodne krzesło przed kominkiem. Do
brze wrócić do Anglii. Kiedy opuszczał kraj, miał zaledwie
osiemnaście lat i przepełniała go wściekłość, ale mimo to
zawsze z rozrzewnieniem wspominał dymny, pszeniczny
zapach angielskich pubów. Nic nie może się z nim równać,
pomyślał, gdy Mumby postawił przed nim pienisty kufel.
- A nie wolałby pan brandy? - zapytał oberżysta. - Przy
znam się, sir, że przyjaciel od czasu do czasu podrzuca mi
butelkę... tylnymi drzwiami. Niezły trunek, choć francuski.
13
Pewnie kapitan, domyślił się Cam. Szmugluje brandy,
zuchwały łotr. Nic dziwnego, że trafiliśmy na to pustko
wie. Pociągnął solidny łyk piwa. Doskonałe piwo i prze
mycana brandy... Coraz lepiej.
- Na początek mógłby być pieczony bażant - zapropo
nował Mumby. - A potem trochę świeżej wieprzowiny.
- Jak świeżej? - zainteresował się Girton.
Niekoniecznie chciałby zjeść na kolację świnkę Perwinkle'a.
- Bita w zeszłym tygodniu - zapewnił karczmarz. - Te
raz jest w sam raz. Moja żona świetnie gotuje. Może mi
pan wierzyć.
- Dobrze. I spróbuję tej brandy.
- Tak, sir!
Mumby rozpromienił się na myśl o lśniącym stosiku
monet.
Tymczasem Cam odkrył, że w gospodzie jest tarcza do gry
w strzałki. W miarę jak mijał wieczór, okazało się, że lord
Perwinkle nie tylko świetnie rzuca, ale uwielbia łowić ryby,
którą to pasję podzielał Girton. Później obaj ustalili, że koń
czyli tę samą szkołę w odstępie zaledwie pięciu lat. Wkrótce
osiągnęli poziom zażyłości, który łączy osoby mające podob
ne wspomnienia albo pijące tę samą francuską brandy.
Kiedy Mumby zapytał, czy diuk życzy sobie powóz o świ
cie, Cam odparł, że nie. Podróż z Grecji była męcząca, całe
czterdzieści pięć dni, a do tego burza w Zatoce Biskajskiej.
Teraz wcale nie spieszyło mu się do Londynu ani do Girton.
Tuppy'emu również.
- Parę lat temu moja żona wyjechała w gniewie do swo
jej matki i już nie wróciła. Miałem dość jej narzekań, więc
nie próbowałem jej odzyskać. I tak jest od tamtej pory.
- Niech mój prawnik tutaj przyjedzie - polecił Cam
służącemu. - Wystarczająco dużo mu płacę. Może zjeść ze
mną śniadanie.
Phillipos zawsze podziwiał diuka za to, że następnego
14
dnia nie widać było po nim skutków całonocnej hulanki.
Mimo to wątpił, czy lord Girtoh zechce rano spotkać się
z doradcą, skoro na stole czekała na odkorkowanie trze
cia butelka brandy. Ukłonił się jednak i poszedł wysłać do
stolicy pilną wiadomość, żeby pan Rounton z firmy Ro-
unton &Rounton przybył na śniadanie ze swoim szanow
nym klientem Camdenem Serrardem, diukiem Girton.
Właściwie Phillipos nie miał powodów do obaw.
Edmund Rounton dobrze, aż za dobrze, znał nieżyją
cego ojca obecnego diuka, więc istniało duże prawdopo
dobieństwo, że nauczony doświadczeniem zjawi się do
piero wczesnym popołudniem, kiedy lord Girton będzie
w lepszym humorze.
I rzeczywiście prawnik wysiadł z powozu około drugiej,
czując niemiłe ściskanie w żołądku. Rozmowa z poprzed
nim diukiem zawsze była dla niego ciężką próbą, łagodnie
mówiąc. Jego klient oczekiwał całkowitego posłuszeństwa
i reagował gniewem na najmniejszy przejaw dezaprobaty.
- Dzień dobry, panie Rounton - powiedział Girton,
wstając z krzesła.
Miał takie same ciemne oczy jak rodzic, tyle że weso
łe. Stary diuk przypominał Belzebuba ze swoją odpycha
jącą miną, smolistymi oczami i białą cerą.
Prawnik się ukłonił.
- Miło widzieć pana w dobrym zdrowiu, z powrotem
w kraju, wasza lordowska mość.
- Tak - odparł Girton, pokazując mu, żeby usiadł. - Nie
zostanę w Anglii długo, ale potrzebuję pańskiej pomocy.
-Chętnie panu służę, wasza lordowska mość.
- Niech pan przestanie mówić „wasza lordowska
mość" - zażądał klient. - Nie znoszę oficjalnych form.
- Oczywiście, wasza... Oczywiście.
Prawnik zmierzył diuka wzrokiem. Girton był bez sur
duta, podwinięte rękawy koszuli ukazywały mocno umięś-
15
nione przedramiona. Po prawdzie, taka swoboda stroju
i zachowania niezbyt się Rountonowi spodobała.
- Zamierzam unieważnić małżeństwo - oznajmił lord
Girton. - Nie sądzę, żeby były z tym kłopoty, zważyw
szy na okoliczności. Jak pan myśli, ile czasu zajmie przy
gotowanie papierów?
Rounton nie zdążył odpowiedzieć, bo diuk mówił dalej:
- I zobaczę się z Bicksfiddlem, skoro już tu jestem. Nie
żebym planował wprowadzić jakieś zmiany. Pod jego rzą
dami posiadłość przynosi zaskakująco duże dochody. Prag
nę jedynie zostawić ją Stephenowi w kwitnącym stanie.
Prawnikowi opadła szczęka.
- Oczywiście przekażę żonie stosowną część majątku -
dodał Girton.
Edmund Rounton-opanował się szybko.
- Chce pan unieważnić małżeństwo, wasza lordowska
mość?
- Właśnie.
- I rozumiem, że zamierza pan przepisać posiadłość na
swojego kuzyna, hrabiego Splade'a?
Diuk wprawdzie zachowywał się dość niekonwencjonal
nie, ale sprawiał wrażenie zdrowego na umyśle. Był rozcheł
stany, włosy miał w nieładzie, lecz nie wyglądał na pijanego.
- Girton wraz z tytułem i tak kiedyś przypadną Stephe
nowi albo jego synowi. Ja ich nie potrzebuję. Dałem ojcu
słowo, że nie tknę jego posiadłości, i nigdy nie brałem
z niej ani pensa.
- Ale... pański dziedzic... żona... - wymamrotał Rounton.
- Nie mam dziedzica innego oprócz Stephena - odparł
diuk. - Ani żony. I nie zamierzam żenić się ponownie,
więc chciałbym jak najszybciej rozporządzić majątkiem.
- Zatem życzy pan sobie unieważnić małżeństwo, ale
nie planuje pan następnego.
Girton wyraźnie zaczął się niecierpliwić.
16
- Jak już powiedziałem.
- Przygotowanie stosownych dokumentów to dość ła
twe zadanie, wasza lordowska mość. Natomiast sama pro
cedura zajmie więcej czasu. Ponad tydzień.
- Nawet w tych okolicznościach? Przecież kiedy ostat
nio widziałem żonę, miała jedenaście czy dwanaście lat.
Chyba nie znajdzie się głupiec, który pomyśli, że małżeń
stwo zostało skonsumowane.
- Nie sądzę, żeby wynikły jakieś kłopoty - stwierdził
Rounton. - Lecz zgodnie z prawem niezbędna jest zgoda
parlamentu i regenta, co musi trochę potrwać. Chyba po
winien pan liczyć się z dłuższym pobytem w kraju.
- Wykluczone - rzekł pospiesznie Girton. - Mam
w Grecji dużo zajęć.
-Z pewnością, ale...
- Żadnych ale. Zwariuję bez swojej pracowni. Chce
pan, żeby szalony diuk włóczył się po Anglii? - Serrard
wstał. Rozmowa była skończona. - Może uda się panu za
łatwić wszystko w ciągu paru dni? Ja podpiszę papiery,
a resztą pan się zajmie.
Rounton też dźwignął się z krzesła, myśląc o zadaniu,
które go czekało.
- Będziemy musieli spotkać się parę razy, zanim pan
wyjedzie z kraju - uprzedził.
- Zostanę w tej gospodzie jeszcze dzień albo dwa. Sły
szałem, że niedaleko stąd jest świetne miejsce na wędko
wanie. Może wróci pan tu jutro?
- Postaram się - odparł prawnik.
Młody diuk był taki sam jak ojciec; obaj domagali się
rzeczy niemożliwych.
- Zatem oczekuję pana na kolacji. I bardzo dziękuję.
Po powrocie do Londynu Rounton udał się do swojego
wygodnego gabinetu w Inns of Court i dokładnie przemy-
17
ślał sytuację. Było dla niego jasne jak słońce, że diuk chce
unieważnić małżeństwo i uciec z powrotem do Grecji, żeby
lepić garnki, czy co tam robił przez ostatnich dwanaście lat.
Ojciec i dziadek Edmunda Rountona służyli poprzed
nim diukom, a on, ich potomek i następca, nie zamierzał
pozwolić, żeby ostatni z rodu zaprzepaścił ich dziedzic
two, oddając je w obce ręce.
- Nie dopuszczę do tego - powiedział do siebie, obcho
dząc biurko.
Naturalnie rozumiał, dlaczego Camden Serrard uciekł
za granicę. Do tej pory pamiętał gniew na twarzy mło
dzieńca, zmuszonego do poślubienia dziewczynki, którą
aż do tamtego ranka uważał za swoją bliską kuzynkę. Nie
zdziwiło go, gdy w noc poślubną pan młody wyskoczył
przez okno sypialni i nigdy więcej nie pokazał się w Ang
lii. Nawet kiedy umierał jego ojciec.
- Niech jego dusza będzie przeklęta - mruknął Roun
ton,pod nosem. - Stary drań.
Jedynym dziedzicem Girtona był hrabia Splade, choć ja
ko przedstawiciel torysów z hrabstwa Oxfordshire odmó
wił używania tytułu. Nie miało to szczególnego znaczenia,
bo Splade również nie zamierzał się ożenić. Za bardzo po
chłaniała go polityka. Zresztą był starszy od kuzyna. Miał
chyba trzydzieści sześć lat. Zanosiło się na to, że pochło
nięty polityką hrabia Splade Zakończy swój żywot na sali
obrad Izby Gmin, diuk będzie wiódł wesołe, kawalerskie
życie na kontynencie, a ród Girtonów wygaśnie.
Rounton też nie spłodził męskiego potomka, dlatego
stara i szanowana firma prawnicza Rounton & Rounton
miała dostać się w obce ręce po jego przejściu na emery
turę. Na tę myśl poczuł bolesny skurcz w żołądku. Wes
tchnął ciężko. Niech Girton robi, co chce. Niech odrzu
ci dziedzictwo. Do diabła z nim!
Otworzył leżącą na biurku, starannie wyprasowaną ga-
18
zetę; na powtarzające się ataki niestrawności lekarz zale
cał mu spokojne zajęcia takie jak czytanie. Przez chwilę
patrzył bezmyślnie na rubrykę plotkarską, opis błahych
rozrywek, którym oddawali się puści ludzie. Nagle w oczy
wpadł mu pewien fragment:
W zdumienie wprawiają nas nowe obyczaje śmietanki to
warzyskiej. Młoda i piękna księżna G., która z pewnością
nie może się skarżyć na nudę, zważywszy na to, że otrzy
muje zaproszenia na wszystkie przyjęcia w stolicy, na słyn
ny zjazd w wiejskiej rezydencji lady Troubridge zabrała
swojego nauczyciela historii. Chodzą słuchy, że jest to przy
stojny młody człowiek. Można jedynie mieć nadzieję, że
diuk wróci z zagranicy i sam zacznie zabawiać małżonkę.
Rounton zapomniał o bólu w żołądku. Nagle poczuł
przypływ energii. Nie odejdzie na emeryturę, póki nie
uratuje rodu Girtonów. To będzie jego ostatnie zadanie
i dowód lojalności, dar od zaufanych prawników.
On przynajmniej podjął starania, żeby zapewnić dzie
dzica rodzinnej firmie. Niestety z Mary, niech spoczywa
w pokoju, nie doczekali się dzieci. Cóż, taki los. Ale diuk
miał młodą żonę i powinien spróbować przedłużyć ród,
zanim wróci na kontynent.
- Zmuszę go do tego - postanowił twardo Rounton.
W jego głosie brzmiało zdecydowanie prawnika, który od
lat dba o interesy klientów. - I zrobię to z finezją. Pomy
słowość, oto co się liczy.
Stary diuk nieraz wymagał od niego niekonwencjonal
nego podejścia do prawa. Nie będzie więc trudno zmusić
młodego diuka, żeby zatańczył, jak mu zagrają.
3
Polityka rodzinna.
Queen's Smile, Riddlesgate
Na skutek decyzji pana Rountona, który postanowił
ratować ród Girtonów przed wymarciem, następnego
dnia około szóstej wieczorem przed Queen's Smile wy
siedli z powozu trzej mężczyźni.
Cam natychmiast rozpoznał w jednym z nich swojego
spadkobiercę, Stephena Fairfaxa-Lacy, hrabiego Splade.
- Stephen! - Zerwał się z krzesła i chwycił kuzyna w ob
jęcia. - Tak się cieszę! Minęło chyba osiem lat od twojej
wizyty na Nissos!
Splade odsunął się i usiadł. Jego oczy rozjaśniał spokoj
ny uśmiech.
- Odkąd to lubisz uściski? Jak mam się do ciebie zwra
cać? Wasza lordowska mość?
- Daj spokój! Nadal jestem Cam, a ty Stephen. Odsze
dłem daleko od tej nieznośnej angielskiej sztywności,
w którą tak bardzo wierzył mój ojciec. W Grecji ludzie
zachowują się swobodnie.
Rounton odchrząknął.
- Wasza lordowska mość, pozwoliłem sobie zaprosić
hrabiego Splade'a, bo sprawa jest niezwykle ważna.
Girton uśmiechnął się szeroko do kuzyna.
20
- Cała przyjemność po mojej stronie.
- Czy mogę przedstawić panu mojego młodszego
wspólnika, pana Finkbottle'a? - Prawnik wskazał na nie
co zdenerwowanego dwudziestokilkuletniego człowieka. -
Będzie służył jako łącznik między panem a mną.
- Miło mi pana poznać. Usiądziemy? Gospodarz ma
wyśmienitą brandy.
Stephen z ulgą rozprostował nogi. Dla mężczyzny je
go wzrostu, a mierzył dobre sześć stóp, nawet godzina
spędzona w powozie była mordęgą.
- Wyglądasz starzej, Cam - stwierdził nagle.
Diuk wzruszył ramionami.
- Niestety przez ostatnich dwanaście lat nie prowadzi
łem życia dandysa i próżniaka.
Pan Rounton znowu odchrząknął i zaczął szczegółowo
omawiać kruczki prawne związane z unieważnieniem mał
żeństwa. Stephen sączył brandy i obserwował kuzyna. Jak na
człowieka, który mieszkał w Grecji, Cam był dziwnie blady.
W migotliwym blasku ognia jego brwi wyglądały jak poczer
nione węglem. Na szczupłej twarzy o regularnych rysach tań
czyły cienie. Tylko ręce się nie zmieniły, pomyślał Stephen
z nostalgią. W dzieciństwie potrafiły z drewna robić cuda...
- Nadal strugasz, Cam? - zapytał Splade, korzystając
z przerwy w rozmowie.
Po twarzy diuka przemknął uśmiech.
- Popatrz. - Girton sięgnął po wąski kawałek drewna
leżący na stole.
- Co to jest? - zainteresował się Stephen.
- Strzałka - odparł Cam. - Przyszło mi do głowy, że gdy
bym przesunął lotkę wyżeji poleciałaby szybciej do celu.
Stephen wziął ją od niego i obrócił w dłoni. Jak wszyst
ko, co robił Cam, była piękna: smukła, z wąskim wyżło
bieniem na piórko.
- Co o tym myślisz? - Spytał diuk.
21
- Trzeba ją wyważyć. Kiedy nasadzisz czubek, strzałka
będzie wirować zamiast lecieć prosto. Widzisz?
- Chyba masz rację - przyznał Cam.
- Zawsze byłeś kiepski w mechanice - skomentował ku
zyn. - Pamiętasz te swoje łódki?
- Tonęły prawie wszystkie - powiedział ze śmiechem
Girton.
- Bo robiłeś je zbyt wymyślne.
W tym momencie prawnik uznał, że diuk jest w odpo
wiednim nastroju, więc pora skierować rozmowę na inny
temat.
- Pańska żona przebywa obecnie w wiejskiej rezyden
cji w East Cliff, jakąś godzinę jazdy stąd - oznajmił.
Głęboko osadzone oczy Girtona spoczęły na twarzy
doradcy i zaraz wróciły do strzałki.
- Szkoda - rzucił Cam niedbałym tonem. - Po tylu la
tach chętnie bym się z nią spotkał. Niestety nie mam cza
su włóczyć się po kraju.
Rounton zauważył, że szczęki diuka się zacisnęły. Taki
sam wyraz widywał na twarzy jego ojca. Ale miał swój plan.
- Wydaje się praktycznie niemożliwe przygotowanie
papierów w ciągu tygodnia - oświadczył.
- Nie mógłby się pan postarać? - uprzejmie zasugero
wał diuk.
Nieodrodny syn swojego ojca, pomyślał Rounton.
- Jest inny problem, wasza lordowska mość.
- Tak? - Girton wyjął z kieszeni nożyk i zaczął strugać
koniec strzałki.
- Ostatnio wydarzyło się coś, co komplikuje sprawy.
Diuk podniósł wzrok.
- Co takiego?
- Księżna jest... - Prawnik się zawahał. - Księżną ota
cza aura skandalu.
- Skandalu? - Cam nie sprawiał wrażenia przejętego. -
22
Gina? Jaki skandal mogła wywołać Gina? To na pewno
burza w szklance wody. Moja żona jest słodką istotą.
- Naturalnie zgadzam się z panem, że księżna jest wzo
rem cnót, milordzie. Jednakże towarzystwo ocenia ją
obecnie mniej korzystnie.
Girton obrócił strzałkę w palcach, wypatrując nierów
ności na jej powierzchni.
- Trudno mi w to uwierzyć. Wszyscy Anglicy, którzy od
wiedzili Grecję, a przyjeżdża ich zadziwiająco wielu, teraz gdy
we Fancji panuje zamieszanie, wychwalali zalety mojej żony.
Rounton nic nie odpowiedział.
Cam westchnął i rzekł:
- Chce pan dać mi do zrozumienia, że nie mogli mó
wić inaczej.
- Jeśli stara się pan o unieważnienie małżeństwa, nie
wątpię, że zdołam je uzyskać, ale obawiam się, że wów
czas księżna może zostać odtrącona przez towarzystwo.
- Domyślam się, że mała Gina coś zbroiła - rzekł Gir
ton, przenosząc spojrzenie na kuzyna. - No więc?
Stephen wzruszył ramionami.
- Nie poruszam się w tych kręgach.
Cam czekał, przesuwając palcami po strzałce.
- Słyszałem plotki - przyznał hrabia. - Gina ma grup
kę szalonych przyjaciółek. To młode mężatki...
- Wszystkie?
- Ich reputacja pozostawia wiele do życzenia - dodał
Stephen niechętnie.
Diuk zacisnął szczęki.
- W takim razie dlaczego unieważnienie małżeństwa
miałoby zaszkodzić Ginie?
Prawnik otworzył usta, ale Splade go ubiegł.
- Rounton uważa, że powinieneś ją wesprzeć. I popro
sił mnie, żebym z tobą pojechał do East Cliff.
Cam opuścił wzrok na strzałkę. Co, do diabła, mógł
23
zrobić? Jeśli Gina prowadza się ze swoim markizem, cóż...
ostatecznie jest z nim zaręczona.
- Czy sprawa sama nie przycichnie, kiedy Gina poślu
bi Bonningtona?
- A jeśli nie dojdzie do ślubu?
- Podobno Gina nie spędziła nocy z Bonningtonem,
tylko z niejakim Wappingiem, służącym czy kimś w tym
rodzaju - wtrącił Stephen. - Powstały więc wątpliwości,
czy markiz zechce się z nią ożenić.
- Nonsens! - warknął Cam. - Wapping to nauczyciel,
którego poznałem w Grecji i sam posłałem go Ginie.
Prawnik pokiwał głową.
- Widzi pan zatem, jaka ważna jest pańska reakcja, wa
sza lordowska mość. Gdyby spędził pan kilka dni w rezy
dencji lady Troubridge, pokazał, że Wapping jest pańskim
pracownikiem, rozproszyłby pan podejrzenia.
- Gina pisała mi w kolejnych listach, jak bardzo prag
nie wyjść za Bonningtona, więc czegoś tu nie rozumiem.
- Nie wątpię, że taka jest prawda - rzekł Rounton. - Jeśli
jednak pan zajmie jasne stanowisko, wasza lordowska mość,
wszyscy pójdą w pańskie ślady. Przecież jest pan jej mężem.
- Niezupełnie. Kilka minut spędzonych dwanaście lat
temu przed ołtarzem nie daje mi prawa do tego miana. Nie
lubię nawet mówić o Ginie „moja żona". Oboje mamy
świadomość, że nie jesteśmy prawdziwym małżeństwem.
- Proponuję, żebyśmy pojechali do East Cliff - odezwał
się Stephen. - Mogę tam zostać kilka dni. Pewnie nie
wiesz, Cam, że w parlamencie jest przerwa aż do począt
ku listopada.
- Oczywiście, że wiem, gamoniu!
Kuzyn wzruszył ramionami.
- Zważywszy na to, że nie interesowało cię zajęcie na
leżnego miejsca w Izbie Lordów...
Przez twarz Girtona przemknął krzywy uśmiech.
24
- Może jesteś starszy, ale nic się nie zmieniłeś. Zawsze by
łeś tym odpowiedzialnym, a ja lekkkoduchem. I nie widzę
powodu, żeby się zmieniać. Mam swoje życie w Grecji.
- Uważam, że jesteś coś winien Ginie - stwierdził z upo
rem hrabia.
- Nic nie rozumiesz. Czeka na mnie praca.
Stephen zmierzył go wzrokiem.
- Tutaj też są kamienie, dłuta... i piękne kobiety jako
modelki.
- Właśnie jestem w trakcie obrabiania pięknego kawał
ka marmuru, bladoróżowego. Wiesz, ile czasu już straci
łem, przyjeżdżając tutaj?
- Czy to ma znaczenie? - rzucił Splade tonem wytraw
nego polityka przekonanego o doniosłości swej misji.
- Owszem, ma - burknął Cam. - Praca to jedyna rzecz,
która się dla mnie liczy.
- Widziałem twoją Prozerpinę, tę, którą w zeszłym ro
ku kupił Sladdington. Całkiem ładna.
- O, tak. Dość śmiała, nie sądzisz? Teraz pracuję nad
Dianą. Pruderyjną. Modelką oczywiście jest Marissa.
- Myślę, że jesteś coś winien Ginie - powtórzył Stephen. -
Kiedy przestanie być twoją żoną, zostanie wykluczona z to
warzystwa. Wątpię, czy zdaje sobie sprawę, jacy brutalni bę
dą ludzie dla byłej księżnej o zszarganej reputacji.
Cam odciął czubek strzałki i cisnął ją na podłogę.
- Do diabla!
- Pojedziemy razem. Znajdę ci blok marmuru i bę
dziesz mógł sobie zrobić następną Prozerpinę.
Girton skrzywił usta.
- Czyżbym wyczuwał ton ironii w twoim głosie, kuzy
nie? Nie lubisz rzymskich bogiń?
Stephen nic nie odpowiedział.
- W porządku - rzekł Cam. - Zostawię sobie Dianę na
deser. Mam tylko nadzieję, że Marissa nie przybierze
25
zbytnio na wadze w czasie mojej nieobecności. Musiał
bym ją głodzić, żeby odzyskała kształty bogini.
- Marissa to jego kochanka - poinformował hrabia Roun-
tona i Finkbottle'a.
-Moja muza - sprostował diuk. - Wspaniała kobieta.
Teraz rzeźbię ją jako Dianę wychodzącą z wody.
Stephen rzucił mu karcące spojrzenie.
- Nie martw się, dodam trochę piany wokół bioder -
pocieszył go Cam z krzywym uśmiechem. - Uważasz, że
to wszystko śmieci, tak?
- Owszem - przyznał kuzyn.
- Ludziom się podobają. Posąg pięknej kobiety potrafi
ożywić ogród. Podaruję ci jeden.
- Sam nie szanujesz swoich dzieł - zauważył Splade. -
I to najbardziej mi się nie podoba.
-I tutaj się mylisz. - Girton spojrzał na swoje ręce. Były du
że i silne, poznaczone drobnymi bliznami od dłuta. - Jestem
dumny ze swoich bogiń. Zarobiłem na nich sporo pieniędzy.
- To nie jest wystarczający powód, żeby rzeźbić nagie
kobiety - warknął Stephen.
- W nich wyraża się mój talent. Nie w strzałkach ani
łódkach. Nie potrafię robić przedmiotów, które byłyby
coś warte, natomiast umiem tak wyrzeźbić kobiecy
brzuch, żeby obudził w tobie pożądanie.
Hrabia uniósł brwi, ale milczał.
Cam wzruszył ramionami.
- Proszę wybaczyć tę rodzinną sprzeczkę, panowie -
rzekł, zwracając się do prawników. - Stephen to prawdzi
wy skarb. Dzielnie troszczy się o los kalekich weteranów
i innych potrzebujących...
- Podczas gdy Cam zbija fortunę, sprzedając nagie,
pulchne kobiety z różowego marmuru parweniusżom ta
kim jak Pendleton Sladdington.
- Marissa nie jest pulchna - zaprotestował Girton i po-
26
klepał kuzyna po ramieniu. - Tęskniłem za naszymi
sprzeczkami, stary nudziarzu i moralisto.
Rounton chrząknął znacząco.
- Czy mam rozumieć, że pojedzie pan razem z hrabią
do Tróubridge Manor, wasza lordowska mość?
Diuk skinął głową.
- Właśnie sobie przypomniałem, że mam prezent dla Gi
ny od jej matki. Dostarczę go osobiście... jeśli Stephen znaj
dzie mi sześcian marmuru o wysokości jednej stopy i zapew
ni jego dostawę do East Cliff w dniu naszego przybycia.
- Pod warunkiem, że nie wyciosasz z niego kobiecego
ciała - zastrzegł kuzyn.
- To wyzwanie - stwierdził Cam z radością.
- W istocie. Wątpię, czy umiesz rzeźbić coś innego
oprócz kobiecych posągów naturalnej wielkości.
- Trudno byłoby zrobić posąg naturalnej wielkości z ta
kiego kawałka kamienia. Ale obiecaj, że wyeksponujesz
moje dzieło u siebie w domu.
- Zgoda.
Rounton westchnął w duchu. Pozostawało mu jedynie
żywić nadzieję, że księżna podbije serce męża; młoda la
dy Girton o rudych włosach i zielonych oczach słynęła
wszak z urody. On mógł tylko doprowadzić do spotka
nia małżonków i cierpliwie czekać. Wracając do Londy
nu, zanosił cichą modlitwę do bogów, żeby diuk nie zdo
łał się oprzeć swej żonie.
Tymczasem Stephen i Cam wysłali Philliposa do Lon
dynu po lokaja hrabiego, bagaże i marmur, a sami miło
spędzali czas w gospodzie na odludziu, popijając brandy,
przekomarzając się i wspominając przeszłość.
Wieczorem dołączył do nich Tuppy Perwinkle, ponie
waż okazało się, że kołodziej skończy naprawiać oś do
piero rano. Splade od razu polubił tego rosłego mężczy
znę o niebieskich oczach.
27
Lady Amborgina Girton jako niespełna dwunasto letnia dziewczynka została pod przymusem poślu biona Camdenowi Serradowi, wówczas osiemna stoletniemu młodzieńcowi. W noc poślubną przerażony pan młody uciekł z sypialni i porzuciw szy młodziutką małżonkę, wyjechał do Grecji, gdzie oddał się swej pasji - rzeźbiarstwu. Po kilku nastu latach Camden wraca do Anglii na prośbę Amborginy, która pragnie unieważnić zawarte z nim, lecz nieskonsumowane małżeństwo, i wyjść za mąż za statecznego i godnego zaufania markiza Bonningtona. Po długiej rozłące Camden nie po znaje żony, która z niepozornego podlotka zmieni ła się w rudowłosą, zielonooką piękność. Zaskoczo ny jej wdziękiem i urodą, zaczyna rozumieć, jak wiele stracił, oddając ją innemu mężczyźnie...
Eloisa James Zakochana księżna
1 Krótka rozmowa w sypialni księżnej Girton Wiejska rezydencja lady Troubridge East Cliff - No więc, jak on wygląda? Chwila milczenia. - Ma czarne włosy, tyle pamiętam - odparła niepewnie Gina. Siedziała przy toaletce i bawiła się wstążką do włosów, wiążąc ją w supełki. Ambrogina, lady Girton, rzadko się denerwowała. Księżną poznać po zachowaniu, twierdziła jedna z jej guwernantek. Lecz Gina wpadła w panikę, co zdarza się nawet księżnym. Esme Rawlings wybuchnęła śmiechem. - Nie wiesz, jak wygląda twój własny mąż? Gina spochmurniała. - Łatwo ci się śmiać. To nie twój mąż wraca z konty nentu, akurat kiedy zanosi się na skandal. Nalegałam, że by Cam unieważnił nasze małżeństwo, bo chcę wyjść za Sebastiana. Ale jak przeczyta ten okropny artykuł w Tat- lerze, pomyśli, że jestem rozwiązłą kobietą. - Na pewno nie, jeśli cię zna - pocieszyła ją przyjaciółka. - Właśnie! Przecież on wcale mnie nie zna. A jeśli uwie rzy w plotkę o panu Wappingu? 5
- Zwolnij go, a sprawa ucichnie w ciągu tygodnia. - Nie mogę. Przyjechał aż z Grecji, żeby zostać moim nauczycielem. Biedak nie ma dokąd pójść. Poza tym nie zrobił nic złego. Ja również, więc dlaczego mam się zacho wywać, jakbym była winna? - Niedobrze, że dopuściłaś do tego, by Willoughby Broke i jego żona zobaczyli cię o drugiej nad ranem w je go towarzystwie. - Wiesz, że obserwowaliśmy deszcz meteorytów. - Gina okręciła się na stołku i utkwiła wzrok w przyjaciółce. - Ale nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Co zrobię, je śli nie rozpoznam własnego męża? To będzie najbardziej upokarzający moment w moim życiu! - Na litość boską! Mówisz jak aktorka z kiepskiego me lodramatu. Przecież kamerdyner go zapowie, więc zdą żysz się opanować. „Och, najdroższy mężu, jaka straszna była dla mnie twoja nieobecność!" - Esme rzuciła jej po włóczyste spojrzenie znad wachlarza. Lady Girton się skrzywiła. - Chyba często wypowiadasz tę kwestię. - Oczywiście. Miles i ja zawsze jesteśmy uprzejmi, gdy się spotykamy. Co, na szczęście, rzadko się zdarza. Gina odłożyła wstążkę zawiązaną na pięćdziesiąt supełków. - Spójrz, jak mi się trzęsą ręce. Nie znam nikogo, kto znalazłby się w tak niezręcznej sytuacji. - Przesadzasz. Pomyśl, jak się czuła biedna Caroline Pratt, kiedy przyszło jej wyznać mężowi, że jest przy na dziei, podczas gdy on cały rok spędził w Niderlandach! - To istotnie musiało być trudne. - W rzeczywistości wyświadczyła mu przysługę, bo co, na Boga, stałoby się z posiadłością, gdyby nie urodziła dziedzica? Byli małżeństwem przez ponad dziesięć lat. Pratt powinien jej ładnie podziękować, ale nie mam wąt pliwości, że tego nie zrobił. Mężczyźni są prostakami. 6
- A ja najbardziej obawiam się tego, że nie poznam Ca- ma - powiedziała Gina. - Myślałam, że spędziliście razem dzieciństwo. - To nie to samo co spotkanie z dorosłym mężczyzną. Był chłopcem, kiedy się pobraliśmy. - Wiele kobiet chciałoby, żeby ich mężowie wyjechali na kontynent - zauważyła Esme. - Cam nie jest naprawdę moim mężem. Do dnia ślubu uważałam go za kuzyna w pierwszej linii. - Nie rozumiem, co to zmienia. Bliscy kuzynowie czę sto się pobierają. Ale wy nawet nie jesteście rodzeństwem ciotecznym, zważywszy na to, że matka jedynie cię wy chowała, a nie urodziła. - A mój mąż nie jest prawdziwym mężem - powtórzy ła z naciskiem Gina. - Wyskoczył przez okno sypialni piętnaście minut po złożeniu przysięgi. Aby wrócić tu i unieważnić małżeństwo, potrzebował aż dwunastu lat. - Mój przynajmniej wyszedł frontowymi drzwiami jak cywilizowany mężczyzna. - Cam nie był jeszcze mężczyzną. Kilka dni wcześniej skończył osiemnaście lat. - Wyglądasz prześlicznie w tej różowej sukni - stwier dziła Esme z uśmiechem. - Camden rozpłacze się z żalu, że uciekł z twojej sypialni. - Bzdura. Trudno mnie nazwać piękną. Jestem za chu da, a moje włosy przypominają barwą marchewkę. - Gina spojrzała na swoje odbicie w lustrze. - Chciałabym mieć twoje oczy. Moje są koloru błota. - Nie są koloru błota, tylko zielone. A jeśli chodzi o urodę, tylko spójrz na siebie! Wyglądasz jak renesanso wa Madonna, taka wysmukła, spokojna, nieco zadumana. Oczywiście pomijając włosy. Myślisz, że odziedziczyłaś je po swojej francuskiej maman? - Skąd mam wiedzieć? Ojciec nigdy mi jej nie opisał. 7
- Tak, Madonna to doskonałe określenie - stwierdziła Esme z figlarnym błyskiem w oku. - Kolejna zamężna dziewica. Biedactwo! W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Do buduaru zajrzała pokojówka Annie. - Lady Perwinkle chciałaby złożyć pani wizytę, milady. - Poproś ją - poleciła księżna. Carola Perwinkle była niewysoka i rozkosznie zaokrąg lona, a jej buzię w kształcie serca okalały loki. Na widok Esme wykrzyknęła z radością: - Dobrze, że jesteś! Już powinnam się ubierać, ale mu siałam przyjść, bo lady Troubridge powiedziała mi zadzi wiającą rzecz o mężu Giny... - To prawda - przerwała jej lady Girton. - Mój mąż wraca do Anglii. Przyjaciółka klasnęła w dłonie. - Jakie to romantyczne! - Naprawdę? Nie widzę nic romantycznego w tym, że Camden zamierza unieważnić nasze małżeństwo. - Przyjeżdża aż z Gecji, żeby zwrócić ci wolność, co pozwoli ci wyjść za mężczyznę, którego kochasz. Twoja decyzja na pewno rani mu serce. Na twarzy Esme odmalował się niesmak. - Czasami nie rozumiem, dlaczego się z tobą przyjaź nię, Carolo. Ja uważam, że mąż Giny z radością się jej po zbędzie. Nasi w takiej sytuacji skakaliby z radości, nie prawdaż? Dlaczego lord Girton miałby być inny? - Wolę nie myśleć w ten sposób - oświadczyła lady Per winkle, unosząc podbródek. - Tuppy i ja może się nie zga dzamy, ale on nigdy nie unieważniłby naszego małżeństwa. - A mój owszem - rzekła lady Rawlings. - Tylko po prostu jest zbyt dobry, żeby tego zażądać. Po naszym roz staniu robiłam wszystko, żeby doprowadzić do rozwodu, ale Miles okazał się dżentelmenem. Gdyby jednak w grę 8
wchodziło unieważnienie, na pewno skorzystałby z okazji. - Głuptas z ciebie - stwierdziła Gina, patrząc na nią cie pło. - Zszargałaś swoją reputację, żeby zwrócić uwagę Mi lesa? Esme uśmiechnęła się ze smutkiem. - Prawie. Nie wiem, dlaczego się ze mną przyjaźnisz, ty, księżna w każdym calu. - Bo wychodzę za mąż. U kogo mam szukać rady, jak nie u ciebie? - W oczach Giny jarzyły się wesołe iskierki. - Lepiej u niej niż u mnie - wtrąciła z chichotem Ca- rola. - Ja uciekłam od męża po miesiącu, Esme wytrzyma ła ze swoim cały rok. - Prawda jest taka, że to ty powinnaś udzielać rad, Gi- no - orzekła lady Rawlings. - Carola i ja zostawiłyśmy na szych małżonków i poświęciłyśmy się wywoływaniu skandali. Natomiast ty zawsze mogłaś służyć za wzór cnotliwej żony i księżnej! - Ależ muszę być nudna! - stwierdziła Gina z przera żeniem. - Cóż, w porównaniu z nami... - Mów za siebie - przerwała jej lady Perwinkle. - Mo ja reputacja może jest nadszarpnięta, ale nie fatalna. - No dobrze, moja jest dostatecznie zła za nas trzy - przyznała Esme lekkim tonem. Carola już była przy drzwiach. - Lepiej pójdę, jeśli nie chcę wyglądać dzisiaj jak cza rownica. Lady Rawlings zerwała się z krzesła. - Ja też lecę. Jeannie zamierza zrobić mi grecką fryzu rę, a wolałabym nie spóźnić się na bal. Bernie by rozpa czał, że w ogóle nie przyjdę. - Bernie Burdett? - zdziwiła się Gina. - Mówiłaś, że jest wyjątkowo tępy. Przyjaciółka uśmiechnęła się szelmowsko. 9
- Nie interesuje mnie jego umysł, moja droga. - Lady Troubrigde napomknęła, że twój mąż też dzi siaj przyjedzie, pamiętasz? Esme wzruszyła ramionami. - Oczywiście, że tak. Przecież jest tu lady Childe. Gina przygryzła wargę. - To tylko plotki. Może Miles ciebie chce zobaczyć. Niebieskie oczy Esme wielu młodych mężczyzn po równywało do szafirów. Były równie błyszczące i twarde. Teraz jednak złagodniały. - Jesteś naprawdę słodka, księżno. - Przyjaciółka na chyliła się i cmoknęła Ginę w policzek. - Muszę już iść, żeby zrobić z siebie femme fatale. Byłoby straszne, gdyby lady Childe wyglądała lepiej ode mnie. - To niemożliwe - stwierdziła z przekonaniem lady Girton. - Po prostu domagasz się komplementów. Od chwili debiutu Esme przyćmiewała urodą najpięk niejsze rywalki. Jej jedwabiste czarne loki, zmysłowe usta i rozkoszne krągłości budziły powszechny zachwyt. - A ty nie domagałaś się komplementów, kiedy narze kałaś na kolor swoich oczu? Gina machnęła ręką. - To nie to samo. Wszyscy mężczyźni, których znam, marzą o tym, żeby dostać się do twojej sypialni. Nato miast mnie uważają za pruderyjną, chudą księżną. Esme prychnęła. - Też coś! Spróbuj powiedzieć Sebastianowi, że jesteś pospolita. Na pewno zacznie się rozpływać nad twoim ala bastrowym czołem, i tak dalej. Niestety muszę już pędzić. Lady Rawlings posłała przyjaciółce całusa i zamknęła za sobą drzwi. Gina westchnęła ciężko. -Jaka szkoda! - odezwała się Annie, sięgając po szczot kę do włosów. - Taka piękna kobieta, a jej mąż nawet się nie kryje z tym, że ma inną. Wstyd, ot co! 10
Gina bez słowa pokiwała głową. - Lord Rawlings poprosił o pokój obok sypialni lady Childe - dodała służąca z oburzeniem. Księżna spojrzała na nią w lustrze, wyraźnie zaskoczona. - Naprawdę? - Nic w tym niezwykłego. Przeciwnie. Teraz kiedy je stem pokojówką na górze, pani Massey rozmawia ze mną swobodnie. Nie uwierzyłaby pani, jaki kłopot z rozmiesz czeniem gości ma lady Troubridge. - Mój Boże - mruknęła Gina. Ona i Sebastian nie będą takim małżeństwem jak lady i lord Rawlings. Biedna Esme!
2 Spotkanie z prawnikiem Trudno nie zauważyć, że wróciłem do Anglii, pomyślał Camden Serrard, strząsając wodę deszczową z ronda ka pelusza. Jego włoskie buty pokrywała gruba warstwa bło ta. Deszcz lał tak mocno, że tworzył białą kurtynę, która przesłaniała koniec drogi wychodzącej z portu. - Uwaga, sir! Girton odwrócił się błyskawicznie, ale nie zdążył umknąć przed świnką, która wyrwała się na wolność. Ostre raciczki przegalopowały po jego mokrych butach. Diuk ruszył dalej ku światłom wskazującym na jakąś gospodę. Dlaczego, do diabła, musieli przybić do brzegu akurat tutaj, w zapomnianym przez Boga porcie po dru giej stronie Riddlesgate? Nie miał pojęcia. Kapitan weso ło oznajmił, że popełnił mały błąd w nawigacji, i od razu się rozgrzeszył, mówiąc, że do Londynu jest tylko godzi na jazdy. Z punktu widzenia Cama stolica mogłaby znaj dować się na innym kontynencie. Wokół niego jak okiem sięgnąć ciągnęły się błotniste zasolone równiny. Pochylił głowę, wchodząc do izby, i z konsternacją stwierdził, że świnka dołączyła do towarzystwa, rozsiada jąc się pod krzesłem. Oprócz niej, jego lokaja Philliposa, który przybył wcześniej, żeby zamówić pokój, oraz wła ściciela gospody w pomieszczeniu znajdował się tylko je- 12
den gość. Jasnowłosy mężczyzna jedynie na chwilę pod niósł wzrok znad książki, którą czytał przy kominku. Oberżysta John Mumby ruszył na powitanie nowego klienta stojącego w progu. - Dzień dobry, wasza lordowska mość! To zaszczyt, praw dziwy zaszczyt, gościć waszą lordowską mość w mojej skromnej Queen's Smile. Mogę panu podać coś do jedzenia? Girton rzucił płaszcz Philliposowi. - Daj, co tam masz - odparł sucho. - I nie zwracaj się do mnie „wasza lordowska mość", jeśli łaska. Mumby zamrugał ze zdziwienia, ale szybko odzyskał rezon. - Oczywiście, milordzie - rzekł rozpromieniony. - Za raz przynoszę, sir. Lordzie Perwinkle, muszę pana prosić, żeby pan usunął tę świnię. Nie wpuszczamy zwierząt do ogólnej sali. Jasnowłosy gość spojrzał na niego z urazą. - Do diaska, Mumby, właśnie mi powiedziałeś, żebym ją tu zostawił. Wiesz, że ten cholerny prosiak nie należy do mnie. - Zapłacił za niego pański woźnica - stwierdził karcz marz z nieubłaganą logiką. - I nie wątpię, że po niego wró ci, jak tylko oś pańskiego powozu zostanie naprawiona. Je śli pan pozwoli, sir, chłopak zaprowadzi świnię do szopy. Gdy Perwinkle kiwnął głową, stajenny wziął prosiątko pod pachę i wybiegł w deszcz. Cam opadł na wygodne krzesło przed kominkiem. Do brze wrócić do Anglii. Kiedy opuszczał kraj, miał zaledwie osiemnaście lat i przepełniała go wściekłość, ale mimo to zawsze z rozrzewnieniem wspominał dymny, pszeniczny zapach angielskich pubów. Nic nie może się z nim równać, pomyślał, gdy Mumby postawił przed nim pienisty kufel. - A nie wolałby pan brandy? - zapytał oberżysta. - Przy znam się, sir, że przyjaciel od czasu do czasu podrzuca mi butelkę... tylnymi drzwiami. Niezły trunek, choć francuski. 13
Pewnie kapitan, domyślił się Cam. Szmugluje brandy, zuchwały łotr. Nic dziwnego, że trafiliśmy na to pustko wie. Pociągnął solidny łyk piwa. Doskonałe piwo i prze mycana brandy... Coraz lepiej. - Na początek mógłby być pieczony bażant - zapropo nował Mumby. - A potem trochę świeżej wieprzowiny. - Jak świeżej? - zainteresował się Girton. Niekoniecznie chciałby zjeść na kolację świnkę Perwinkle'a. - Bita w zeszłym tygodniu - zapewnił karczmarz. - Te raz jest w sam raz. Moja żona świetnie gotuje. Może mi pan wierzyć. - Dobrze. I spróbuję tej brandy. - Tak, sir! Mumby rozpromienił się na myśl o lśniącym stosiku monet. Tymczasem Cam odkrył, że w gospodzie jest tarcza do gry w strzałki. W miarę jak mijał wieczór, okazało się, że lord Perwinkle nie tylko świetnie rzuca, ale uwielbia łowić ryby, którą to pasję podzielał Girton. Później obaj ustalili, że koń czyli tę samą szkołę w odstępie zaledwie pięciu lat. Wkrótce osiągnęli poziom zażyłości, który łączy osoby mające podob ne wspomnienia albo pijące tę samą francuską brandy. Kiedy Mumby zapytał, czy diuk życzy sobie powóz o świ cie, Cam odparł, że nie. Podróż z Grecji była męcząca, całe czterdzieści pięć dni, a do tego burza w Zatoce Biskajskiej. Teraz wcale nie spieszyło mu się do Londynu ani do Girton. Tuppy'emu również. - Parę lat temu moja żona wyjechała w gniewie do swo jej matki i już nie wróciła. Miałem dość jej narzekań, więc nie próbowałem jej odzyskać. I tak jest od tamtej pory. - Niech mój prawnik tutaj przyjedzie - polecił Cam służącemu. - Wystarczająco dużo mu płacę. Może zjeść ze mną śniadanie. Phillipos zawsze podziwiał diuka za to, że następnego 14
dnia nie widać było po nim skutków całonocnej hulanki. Mimo to wątpił, czy lord Girtoh zechce rano spotkać się z doradcą, skoro na stole czekała na odkorkowanie trze cia butelka brandy. Ukłonił się jednak i poszedł wysłać do stolicy pilną wiadomość, żeby pan Rounton z firmy Ro- unton &Rounton przybył na śniadanie ze swoim szanow nym klientem Camdenem Serrardem, diukiem Girton. Właściwie Phillipos nie miał powodów do obaw. Edmund Rounton dobrze, aż za dobrze, znał nieżyją cego ojca obecnego diuka, więc istniało duże prawdopo dobieństwo, że nauczony doświadczeniem zjawi się do piero wczesnym popołudniem, kiedy lord Girton będzie w lepszym humorze. I rzeczywiście prawnik wysiadł z powozu około drugiej, czując niemiłe ściskanie w żołądku. Rozmowa z poprzed nim diukiem zawsze była dla niego ciężką próbą, łagodnie mówiąc. Jego klient oczekiwał całkowitego posłuszeństwa i reagował gniewem na najmniejszy przejaw dezaprobaty. - Dzień dobry, panie Rounton - powiedział Girton, wstając z krzesła. Miał takie same ciemne oczy jak rodzic, tyle że weso łe. Stary diuk przypominał Belzebuba ze swoją odpycha jącą miną, smolistymi oczami i białą cerą. Prawnik się ukłonił. - Miło widzieć pana w dobrym zdrowiu, z powrotem w kraju, wasza lordowska mość. - Tak - odparł Girton, pokazując mu, żeby usiadł. - Nie zostanę w Anglii długo, ale potrzebuję pańskiej pomocy. -Chętnie panu służę, wasza lordowska mość. - Niech pan przestanie mówić „wasza lordowska mość" - zażądał klient. - Nie znoszę oficjalnych form. - Oczywiście, wasza... Oczywiście. Prawnik zmierzył diuka wzrokiem. Girton był bez sur duta, podwinięte rękawy koszuli ukazywały mocno umięś- 15
nione przedramiona. Po prawdzie, taka swoboda stroju i zachowania niezbyt się Rountonowi spodobała. - Zamierzam unieważnić małżeństwo - oznajmił lord Girton. - Nie sądzę, żeby były z tym kłopoty, zważyw szy na okoliczności. Jak pan myśli, ile czasu zajmie przy gotowanie papierów? Rounton nie zdążył odpowiedzieć, bo diuk mówił dalej: - I zobaczę się z Bicksfiddlem, skoro już tu jestem. Nie żebym planował wprowadzić jakieś zmiany. Pod jego rzą dami posiadłość przynosi zaskakująco duże dochody. Prag nę jedynie zostawić ją Stephenowi w kwitnącym stanie. Prawnikowi opadła szczęka. - Oczywiście przekażę żonie stosowną część majątku - dodał Girton. Edmund Rounton-opanował się szybko. - Chce pan unieważnić małżeństwo, wasza lordowska mość? - Właśnie. - I rozumiem, że zamierza pan przepisać posiadłość na swojego kuzyna, hrabiego Splade'a? Diuk wprawdzie zachowywał się dość niekonwencjonal nie, ale sprawiał wrażenie zdrowego na umyśle. Był rozcheł stany, włosy miał w nieładzie, lecz nie wyglądał na pijanego. - Girton wraz z tytułem i tak kiedyś przypadną Stephe nowi albo jego synowi. Ja ich nie potrzebuję. Dałem ojcu słowo, że nie tknę jego posiadłości, i nigdy nie brałem z niej ani pensa. - Ale... pański dziedzic... żona... - wymamrotał Rounton. - Nie mam dziedzica innego oprócz Stephena - odparł diuk. - Ani żony. I nie zamierzam żenić się ponownie, więc chciałbym jak najszybciej rozporządzić majątkiem. - Zatem życzy pan sobie unieważnić małżeństwo, ale nie planuje pan następnego. Girton wyraźnie zaczął się niecierpliwić. 16
- Jak już powiedziałem. - Przygotowanie stosownych dokumentów to dość ła twe zadanie, wasza lordowska mość. Natomiast sama pro cedura zajmie więcej czasu. Ponad tydzień. - Nawet w tych okolicznościach? Przecież kiedy ostat nio widziałem żonę, miała jedenaście czy dwanaście lat. Chyba nie znajdzie się głupiec, który pomyśli, że małżeń stwo zostało skonsumowane. - Nie sądzę, żeby wynikły jakieś kłopoty - stwierdził Rounton. - Lecz zgodnie z prawem niezbędna jest zgoda parlamentu i regenta, co musi trochę potrwać. Chyba po winien pan liczyć się z dłuższym pobytem w kraju. - Wykluczone - rzekł pospiesznie Girton. - Mam w Grecji dużo zajęć. -Z pewnością, ale... - Żadnych ale. Zwariuję bez swojej pracowni. Chce pan, żeby szalony diuk włóczył się po Anglii? - Serrard wstał. Rozmowa była skończona. - Może uda się panu za łatwić wszystko w ciągu paru dni? Ja podpiszę papiery, a resztą pan się zajmie. Rounton też dźwignął się z krzesła, myśląc o zadaniu, które go czekało. - Będziemy musieli spotkać się parę razy, zanim pan wyjedzie z kraju - uprzedził. - Zostanę w tej gospodzie jeszcze dzień albo dwa. Sły szałem, że niedaleko stąd jest świetne miejsce na wędko wanie. Może wróci pan tu jutro? - Postaram się - odparł prawnik. Młody diuk był taki sam jak ojciec; obaj domagali się rzeczy niemożliwych. - Zatem oczekuję pana na kolacji. I bardzo dziękuję. Po powrocie do Londynu Rounton udał się do swojego wygodnego gabinetu w Inns of Court i dokładnie przemy- 17
ślał sytuację. Było dla niego jasne jak słońce, że diuk chce unieważnić małżeństwo i uciec z powrotem do Grecji, żeby lepić garnki, czy co tam robił przez ostatnich dwanaście lat. Ojciec i dziadek Edmunda Rountona służyli poprzed nim diukom, a on, ich potomek i następca, nie zamierzał pozwolić, żeby ostatni z rodu zaprzepaścił ich dziedzic two, oddając je w obce ręce. - Nie dopuszczę do tego - powiedział do siebie, obcho dząc biurko. Naturalnie rozumiał, dlaczego Camden Serrard uciekł za granicę. Do tej pory pamiętał gniew na twarzy mło dzieńca, zmuszonego do poślubienia dziewczynki, którą aż do tamtego ranka uważał za swoją bliską kuzynkę. Nie zdziwiło go, gdy w noc poślubną pan młody wyskoczył przez okno sypialni i nigdy więcej nie pokazał się w Ang lii. Nawet kiedy umierał jego ojciec. - Niech jego dusza będzie przeklęta - mruknął Roun ton,pod nosem. - Stary drań. Jedynym dziedzicem Girtona był hrabia Splade, choć ja ko przedstawiciel torysów z hrabstwa Oxfordshire odmó wił używania tytułu. Nie miało to szczególnego znaczenia, bo Splade również nie zamierzał się ożenić. Za bardzo po chłaniała go polityka. Zresztą był starszy od kuzyna. Miał chyba trzydzieści sześć lat. Zanosiło się na to, że pochło nięty polityką hrabia Splade Zakończy swój żywot na sali obrad Izby Gmin, diuk będzie wiódł wesołe, kawalerskie życie na kontynencie, a ród Girtonów wygaśnie. Rounton też nie spłodził męskiego potomka, dlatego stara i szanowana firma prawnicza Rounton & Rounton miała dostać się w obce ręce po jego przejściu na emery turę. Na tę myśl poczuł bolesny skurcz w żołądku. Wes tchnął ciężko. Niech Girton robi, co chce. Niech odrzu ci dziedzictwo. Do diabła z nim! Otworzył leżącą na biurku, starannie wyprasowaną ga- 18
zetę; na powtarzające się ataki niestrawności lekarz zale cał mu spokojne zajęcia takie jak czytanie. Przez chwilę patrzył bezmyślnie na rubrykę plotkarską, opis błahych rozrywek, którym oddawali się puści ludzie. Nagle w oczy wpadł mu pewien fragment: W zdumienie wprawiają nas nowe obyczaje śmietanki to warzyskiej. Młoda i piękna księżna G., która z pewnością nie może się skarżyć na nudę, zważywszy na to, że otrzy muje zaproszenia na wszystkie przyjęcia w stolicy, na słyn ny zjazd w wiejskiej rezydencji lady Troubridge zabrała swojego nauczyciela historii. Chodzą słuchy, że jest to przy stojny młody człowiek. Można jedynie mieć nadzieję, że diuk wróci z zagranicy i sam zacznie zabawiać małżonkę. Rounton zapomniał o bólu w żołądku. Nagle poczuł przypływ energii. Nie odejdzie na emeryturę, póki nie uratuje rodu Girtonów. To będzie jego ostatnie zadanie i dowód lojalności, dar od zaufanych prawników. On przynajmniej podjął starania, żeby zapewnić dzie dzica rodzinnej firmie. Niestety z Mary, niech spoczywa w pokoju, nie doczekali się dzieci. Cóż, taki los. Ale diuk miał młodą żonę i powinien spróbować przedłużyć ród, zanim wróci na kontynent. - Zmuszę go do tego - postanowił twardo Rounton. W jego głosie brzmiało zdecydowanie prawnika, który od lat dba o interesy klientów. - I zrobię to z finezją. Pomy słowość, oto co się liczy. Stary diuk nieraz wymagał od niego niekonwencjonal nego podejścia do prawa. Nie będzie więc trudno zmusić młodego diuka, żeby zatańczył, jak mu zagrają.
3 Polityka rodzinna. Queen's Smile, Riddlesgate Na skutek decyzji pana Rountona, który postanowił ratować ród Girtonów przed wymarciem, następnego dnia około szóstej wieczorem przed Queen's Smile wy siedli z powozu trzej mężczyźni. Cam natychmiast rozpoznał w jednym z nich swojego spadkobiercę, Stephena Fairfaxa-Lacy, hrabiego Splade. - Stephen! - Zerwał się z krzesła i chwycił kuzyna w ob jęcia. - Tak się cieszę! Minęło chyba osiem lat od twojej wizyty na Nissos! Splade odsunął się i usiadł. Jego oczy rozjaśniał spokoj ny uśmiech. - Odkąd to lubisz uściski? Jak mam się do ciebie zwra cać? Wasza lordowska mość? - Daj spokój! Nadal jestem Cam, a ty Stephen. Odsze dłem daleko od tej nieznośnej angielskiej sztywności, w którą tak bardzo wierzył mój ojciec. W Grecji ludzie zachowują się swobodnie. Rounton odchrząknął. - Wasza lordowska mość, pozwoliłem sobie zaprosić hrabiego Splade'a, bo sprawa jest niezwykle ważna. Girton uśmiechnął się szeroko do kuzyna. 20
- Cała przyjemność po mojej stronie. - Czy mogę przedstawić panu mojego młodszego wspólnika, pana Finkbottle'a? - Prawnik wskazał na nie co zdenerwowanego dwudziestokilkuletniego człowieka. - Będzie służył jako łącznik między panem a mną. - Miło mi pana poznać. Usiądziemy? Gospodarz ma wyśmienitą brandy. Stephen z ulgą rozprostował nogi. Dla mężczyzny je go wzrostu, a mierzył dobre sześć stóp, nawet godzina spędzona w powozie była mordęgą. - Wyglądasz starzej, Cam - stwierdził nagle. Diuk wzruszył ramionami. - Niestety przez ostatnich dwanaście lat nie prowadzi łem życia dandysa i próżniaka. Pan Rounton znowu odchrząknął i zaczął szczegółowo omawiać kruczki prawne związane z unieważnieniem mał żeństwa. Stephen sączył brandy i obserwował kuzyna. Jak na człowieka, który mieszkał w Grecji, Cam był dziwnie blady. W migotliwym blasku ognia jego brwi wyglądały jak poczer nione węglem. Na szczupłej twarzy o regularnych rysach tań czyły cienie. Tylko ręce się nie zmieniły, pomyślał Stephen z nostalgią. W dzieciństwie potrafiły z drewna robić cuda... - Nadal strugasz, Cam? - zapytał Splade, korzystając z przerwy w rozmowie. Po twarzy diuka przemknął uśmiech. - Popatrz. - Girton sięgnął po wąski kawałek drewna leżący na stole. - Co to jest? - zainteresował się Stephen. - Strzałka - odparł Cam. - Przyszło mi do głowy, że gdy bym przesunął lotkę wyżeji poleciałaby szybciej do celu. Stephen wziął ją od niego i obrócił w dłoni. Jak wszyst ko, co robił Cam, była piękna: smukła, z wąskim wyżło bieniem na piórko. - Co o tym myślisz? - Spytał diuk. 21
- Trzeba ją wyważyć. Kiedy nasadzisz czubek, strzałka będzie wirować zamiast lecieć prosto. Widzisz? - Chyba masz rację - przyznał Cam. - Zawsze byłeś kiepski w mechanice - skomentował ku zyn. - Pamiętasz te swoje łódki? - Tonęły prawie wszystkie - powiedział ze śmiechem Girton. - Bo robiłeś je zbyt wymyślne. W tym momencie prawnik uznał, że diuk jest w odpo wiednim nastroju, więc pora skierować rozmowę na inny temat. - Pańska żona przebywa obecnie w wiejskiej rezyden cji w East Cliff, jakąś godzinę jazdy stąd - oznajmił. Głęboko osadzone oczy Girtona spoczęły na twarzy doradcy i zaraz wróciły do strzałki. - Szkoda - rzucił Cam niedbałym tonem. - Po tylu la tach chętnie bym się z nią spotkał. Niestety nie mam cza su włóczyć się po kraju. Rounton zauważył, że szczęki diuka się zacisnęły. Taki sam wyraz widywał na twarzy jego ojca. Ale miał swój plan. - Wydaje się praktycznie niemożliwe przygotowanie papierów w ciągu tygodnia - oświadczył. - Nie mógłby się pan postarać? - uprzejmie zasugero wał diuk. Nieodrodny syn swojego ojca, pomyślał Rounton. - Jest inny problem, wasza lordowska mość. - Tak? - Girton wyjął z kieszeni nożyk i zaczął strugać koniec strzałki. - Ostatnio wydarzyło się coś, co komplikuje sprawy. Diuk podniósł wzrok. - Co takiego? - Księżna jest... - Prawnik się zawahał. - Księżną ota cza aura skandalu. - Skandalu? - Cam nie sprawiał wrażenia przejętego. - 22
Gina? Jaki skandal mogła wywołać Gina? To na pewno burza w szklance wody. Moja żona jest słodką istotą. - Naturalnie zgadzam się z panem, że księżna jest wzo rem cnót, milordzie. Jednakże towarzystwo ocenia ją obecnie mniej korzystnie. Girton obrócił strzałkę w palcach, wypatrując nierów ności na jej powierzchni. - Trudno mi w to uwierzyć. Wszyscy Anglicy, którzy od wiedzili Grecję, a przyjeżdża ich zadziwiająco wielu, teraz gdy we Fancji panuje zamieszanie, wychwalali zalety mojej żony. Rounton nic nie odpowiedział. Cam westchnął i rzekł: - Chce pan dać mi do zrozumienia, że nie mogli mó wić inaczej. - Jeśli stara się pan o unieważnienie małżeństwa, nie wątpię, że zdołam je uzyskać, ale obawiam się, że wów czas księżna może zostać odtrącona przez towarzystwo. - Domyślam się, że mała Gina coś zbroiła - rzekł Gir ton, przenosząc spojrzenie na kuzyna. - No więc? Stephen wzruszył ramionami. - Nie poruszam się w tych kręgach. Cam czekał, przesuwając palcami po strzałce. - Słyszałem plotki - przyznał hrabia. - Gina ma grup kę szalonych przyjaciółek. To młode mężatki... - Wszystkie? - Ich reputacja pozostawia wiele do życzenia - dodał Stephen niechętnie. Diuk zacisnął szczęki. - W takim razie dlaczego unieważnienie małżeństwa miałoby zaszkodzić Ginie? Prawnik otworzył usta, ale Splade go ubiegł. - Rounton uważa, że powinieneś ją wesprzeć. I popro sił mnie, żebym z tobą pojechał do East Cliff. Cam opuścił wzrok na strzałkę. Co, do diabła, mógł 23
zrobić? Jeśli Gina prowadza się ze swoim markizem, cóż... ostatecznie jest z nim zaręczona. - Czy sprawa sama nie przycichnie, kiedy Gina poślu bi Bonningtona? - A jeśli nie dojdzie do ślubu? - Podobno Gina nie spędziła nocy z Bonningtonem, tylko z niejakim Wappingiem, służącym czy kimś w tym rodzaju - wtrącił Stephen. - Powstały więc wątpliwości, czy markiz zechce się z nią ożenić. - Nonsens! - warknął Cam. - Wapping to nauczyciel, którego poznałem w Grecji i sam posłałem go Ginie. Prawnik pokiwał głową. - Widzi pan zatem, jaka ważna jest pańska reakcja, wa sza lordowska mość. Gdyby spędził pan kilka dni w rezy dencji lady Troubridge, pokazał, że Wapping jest pańskim pracownikiem, rozproszyłby pan podejrzenia. - Gina pisała mi w kolejnych listach, jak bardzo prag nie wyjść za Bonningtona, więc czegoś tu nie rozumiem. - Nie wątpię, że taka jest prawda - rzekł Rounton. - Jeśli jednak pan zajmie jasne stanowisko, wasza lordowska mość, wszyscy pójdą w pańskie ślady. Przecież jest pan jej mężem. - Niezupełnie. Kilka minut spędzonych dwanaście lat temu przed ołtarzem nie daje mi prawa do tego miana. Nie lubię nawet mówić o Ginie „moja żona". Oboje mamy świadomość, że nie jesteśmy prawdziwym małżeństwem. - Proponuję, żebyśmy pojechali do East Cliff - odezwał się Stephen. - Mogę tam zostać kilka dni. Pewnie nie wiesz, Cam, że w parlamencie jest przerwa aż do począt ku listopada. - Oczywiście, że wiem, gamoniu! Kuzyn wzruszył ramionami. - Zważywszy na to, że nie interesowało cię zajęcie na leżnego miejsca w Izbie Lordów... Przez twarz Girtona przemknął krzywy uśmiech. 24
- Może jesteś starszy, ale nic się nie zmieniłeś. Zawsze by łeś tym odpowiedzialnym, a ja lekkkoduchem. I nie widzę powodu, żeby się zmieniać. Mam swoje życie w Grecji. - Uważam, że jesteś coś winien Ginie - stwierdził z upo rem hrabia. - Nic nie rozumiesz. Czeka na mnie praca. Stephen zmierzył go wzrokiem. - Tutaj też są kamienie, dłuta... i piękne kobiety jako modelki. - Właśnie jestem w trakcie obrabiania pięknego kawał ka marmuru, bladoróżowego. Wiesz, ile czasu już straci łem, przyjeżdżając tutaj? - Czy to ma znaczenie? - rzucił Splade tonem wytraw nego polityka przekonanego o doniosłości swej misji. - Owszem, ma - burknął Cam. - Praca to jedyna rzecz, która się dla mnie liczy. - Widziałem twoją Prozerpinę, tę, którą w zeszłym ro ku kupił Sladdington. Całkiem ładna. - O, tak. Dość śmiała, nie sądzisz? Teraz pracuję nad Dianą. Pruderyjną. Modelką oczywiście jest Marissa. - Myślę, że jesteś coś winien Ginie - powtórzył Stephen. - Kiedy przestanie być twoją żoną, zostanie wykluczona z to warzystwa. Wątpię, czy zdaje sobie sprawę, jacy brutalni bę dą ludzie dla byłej księżnej o zszarganej reputacji. Cam odciął czubek strzałki i cisnął ją na podłogę. - Do diabla! - Pojedziemy razem. Znajdę ci blok marmuru i bę dziesz mógł sobie zrobić następną Prozerpinę. Girton skrzywił usta. - Czyżbym wyczuwał ton ironii w twoim głosie, kuzy nie? Nie lubisz rzymskich bogiń? Stephen nic nie odpowiedział. - W porządku - rzekł Cam. - Zostawię sobie Dianę na deser. Mam tylko nadzieję, że Marissa nie przybierze 25
zbytnio na wadze w czasie mojej nieobecności. Musiał bym ją głodzić, żeby odzyskała kształty bogini. - Marissa to jego kochanka - poinformował hrabia Roun- tona i Finkbottle'a. -Moja muza - sprostował diuk. - Wspaniała kobieta. Teraz rzeźbię ją jako Dianę wychodzącą z wody. Stephen rzucił mu karcące spojrzenie. - Nie martw się, dodam trochę piany wokół bioder - pocieszył go Cam z krzywym uśmiechem. - Uważasz, że to wszystko śmieci, tak? - Owszem - przyznał kuzyn. - Ludziom się podobają. Posąg pięknej kobiety potrafi ożywić ogród. Podaruję ci jeden. - Sam nie szanujesz swoich dzieł - zauważył Splade. - I to najbardziej mi się nie podoba. -I tutaj się mylisz. - Girton spojrzał na swoje ręce. Były du że i silne, poznaczone drobnymi bliznami od dłuta. - Jestem dumny ze swoich bogiń. Zarobiłem na nich sporo pieniędzy. - To nie jest wystarczający powód, żeby rzeźbić nagie kobiety - warknął Stephen. - W nich wyraża się mój talent. Nie w strzałkach ani łódkach. Nie potrafię robić przedmiotów, które byłyby coś warte, natomiast umiem tak wyrzeźbić kobiecy brzuch, żeby obudził w tobie pożądanie. Hrabia uniósł brwi, ale milczał. Cam wzruszył ramionami. - Proszę wybaczyć tę rodzinną sprzeczkę, panowie - rzekł, zwracając się do prawników. - Stephen to prawdzi wy skarb. Dzielnie troszczy się o los kalekich weteranów i innych potrzebujących... - Podczas gdy Cam zbija fortunę, sprzedając nagie, pulchne kobiety z różowego marmuru parweniusżom ta kim jak Pendleton Sladdington. - Marissa nie jest pulchna - zaprotestował Girton i po- 26
klepał kuzyna po ramieniu. - Tęskniłem za naszymi sprzeczkami, stary nudziarzu i moralisto. Rounton chrząknął znacząco. - Czy mam rozumieć, że pojedzie pan razem z hrabią do Tróubridge Manor, wasza lordowska mość? Diuk skinął głową. - Właśnie sobie przypomniałem, że mam prezent dla Gi ny od jej matki. Dostarczę go osobiście... jeśli Stephen znaj dzie mi sześcian marmuru o wysokości jednej stopy i zapew ni jego dostawę do East Cliff w dniu naszego przybycia. - Pod warunkiem, że nie wyciosasz z niego kobiecego ciała - zastrzegł kuzyn. - To wyzwanie - stwierdził Cam z radością. - W istocie. Wątpię, czy umiesz rzeźbić coś innego oprócz kobiecych posągów naturalnej wielkości. - Trudno byłoby zrobić posąg naturalnej wielkości z ta kiego kawałka kamienia. Ale obiecaj, że wyeksponujesz moje dzieło u siebie w domu. - Zgoda. Rounton westchnął w duchu. Pozostawało mu jedynie żywić nadzieję, że księżna podbije serce męża; młoda la dy Girton o rudych włosach i zielonych oczach słynęła wszak z urody. On mógł tylko doprowadzić do spotka nia małżonków i cierpliwie czekać. Wracając do Londy nu, zanosił cichą modlitwę do bogów, żeby diuk nie zdo łał się oprzeć swej żonie. Tymczasem Stephen i Cam wysłali Philliposa do Lon dynu po lokaja hrabiego, bagaże i marmur, a sami miło spędzali czas w gospodzie na odludziu, popijając brandy, przekomarzając się i wspominając przeszłość. Wieczorem dołączył do nich Tuppy Perwinkle, ponie waż okazało się, że kołodziej skończy naprawiać oś do piero rano. Splade od razu polubił tego rosłego mężczy znę o niebieskich oczach. 27