ROZDZIAŁ PIERWSZY
Znuz˙onym gestem Tullah sie˛gne˛ła po słuchawke˛. Do-
słownie przed chwila˛przesta˛piła pro´g mieszkania. Nie dos´c´,
z˙e firma obcie˛ła s´rodki na wynagrodzenia i awanse, to pracy
z kaz˙dym dniem przybywało. Teoretycznie powinna kon´-
czyc´ o wpo´ł do szo´stej, ale juz˙ od dobrych szes´ciu tygodni
nie wychodziła wczes´niej jak po dziewia˛tej. Dzisiejszy
dzien´ nie był wyja˛tkiem. Jednak to juz˙ nie potrwa długo...
Dzie˛ki Bogu.
– Tullah Richards – odezwała sie˛ mie˛kkim głosem, zbyt
ciepłym jak na zdeklarowana˛ profesjonalistke˛, co ze s´mie-
chem wytykały jej kolez˙anki.
– Czes´c´, Tullah! Przez cały dzien´ pro´bowałam cie˛ łapac´!
To jak z weekendem? Spotkamy sie˛?
Tullah us´miechne˛ła sie˛, poznaja˛c głos Olivii. Wczes´niej
przez pare˛ lat pracowały razem i choc´ Olivia, teraz me˛z˙atka
i mama małej Amelii, wyniosła sie˛ na stałe z Londynu, nadal
utrzymywały ze soba˛ kontakt. I oto dziwnym zrza˛dzeniem
losu, choc´ zawsze sie˛ zarzekała, z˙e za nic nie ruszy sie˛
z miasta, wkro´tce sama sie˛ przeprowadzi w jej strony.
– Tak, jes´li ci to w czyms´ nie przeszkodzi – odrzekła.
– Czekamy na ciebie z ute˛sknieniem – zapewniła Olivia.
– To mniej wie˛cej, o kto´rej moz˙emy sie˛ ciebie spodziewac´?
– Mys´le˛, z˙e w okolicach pia˛tej. O pierwszej spotykam
sie˛ z agentem. Mamy obejrzec´ kilka posiadłos´ci, kto´re
ewentualnie moga˛ wchodzic´ w gre˛.
– Posiadłos´ci... to niez´le brzmi – zaz˙artowała Olivia.
Tullah wybuchne˛ła s´miechem.
– Dobrze by było – przyznała. – Niestety, na to jeszcze
musze˛ poczekac´. Z go´ry zastrzegłam, z˙e nie stac´ mnie na
wie˛cej niz˙ dwupokojowe mieszkanie czy skromny domek,
co bym zreszta˛ wolała. Chociaz˙ domys´lam sie˛, z˙e skoro
s´cia˛ga mnie firma z taka˛ renoma˛, to uwaz˙aja˛ mnie za
wymagaja˛cego klienta.
– Moz˙liwe, choc´ to nie do kon´ca jest tak – podje˛ła
Olivia. – Nowi pracownicy Aarlston-Becker liczyli, z˙e za
londyn´skie mieszkania bez trudu kupia˛ tu ogromne domy
z zapleczem gospodarczym, wybiegami dla kuco´w i staran-
nie urza˛dzonymi ogrodami, ale rzeczywistos´c´ chyba roz-
wiała ich oczekiwania. Na prowincji jest taniej, ale tylko
troche˛. Jednak w Haslewich jest sporo ładnych domo´w.
I znajduja˛ sie˛ kupcy. Naszej cioci Ruth ostatnio przybyło
czworo nowych sa˛siado´w. A co be˛dzie z twoim londyn´skim
mieszkaniem?
– Nie ma problemu. S´wietnie sie˛ składa, bo Sarah, moja
wspo´łlokatorka, włas´nie wychodzi za ma˛z˙ i chce spłacic´ mo´j
wkład. Dzie˛ki temu mam kłopot z głowy i nie musze˛ szukac´
che˛tnego. Chociaz˙, proponuja˛c mi prace˛, firma zobowia˛zała
sie˛ pokryc´ wszelkie koszty przeprowadzki, ła˛cznie z kaucja˛
i poz˙yczka˛ na nowe lokum.
– Tym lepiej! – zas´miała sie˛ Olivia. – Wiesz, bardzo sie˛
ciesze˛, z˙e sie˛ tu przenosisz. Be˛dzie tak jak kiedys´. Czasami
nie moge˛ uwierzyc´, z˙e mine˛ły juz˙ trzy lata, odka˛d rzuciłam
prace˛. Tyle sie˛ przez ten czas zmieniło! Wyszłam za
Caspara, mamy Amelie˛, a nasza rodzinna firma rozwija sie˛
cała˛ para˛ i juz˙ mys´limy z wujkiem Jonem, z˙e trzeba be˛dzie
rozejrzec´ sie˛ za kims´ do pomocy, moz˙e nawet na cały etat.
– Mhm... czyli twoja decyzja odejs´cia z firmy była
trafiona – podsumowała Tullah. – A ostatnio zrobiło sie˛ tu
fatalnie, pracy coraz wie˛cej, naprawde˛ nie do przerobienia.
– Jeszcze cie˛ be˛da˛ z˙ałowac´ – z przekonaniem stwier-
dziła Olivia. – Powiem ci, z˙e było mi bardzo przyjemnie,
kiedy sie˛ dowiedziałam, z˙e podkupił cie˛ Aarlston-Becker.
– Nie tylko mnie, co najmniej z tuzin oso´b – us´cis´liła
Tullah. – I tylko dlatego, z˙e w ostatniej chwili zrezygnowali
z przeniesienia centrali do Hagi i zdecydowali sie˛ na
Haslewich. Podobno jest tu dobra atmosfera.
– Wie˛c teraz be˛dziesz pracowac´ dla s´wietnej mie˛dzy-
narodowej firmy – z uznaniem powiedziała Olivia. – Pamie˛-
tam, jaki zadowolony był mo´j kuzyn Saul, kiedy po´ł roku
temu zaproponowano mu prace˛ w Aarlston-Becker. Tez˙ go
podkupili...
– Saul? – zaskakuja˛co ostrym tonem przerwała jej
Tullah.
– Tak, mo´j kuzyn ze strony ojca. Pewnie go nie pamie˛-
tasz, chociaz˙ był na s´lubie i potem na chrzcinach. Wysoki
brunet...
– I bardzo przystojny – z przeka˛sem dodała Tullah.
– Z tego, co wiem, ten opis pasuje do gromady twoich
kuzyno´w.
– Chyba masz racje˛ – zas´miała sie˛ Olivia. – Ale Saul jest
tylko jeden – dodała mie˛kko.
– Uhm – mrukne˛ła Tullah. – Pamie˛tam go, wprawdzie...
słabo. Bardzo ciemne włosy, dos´c´ autokratyczny w sposobie
bycia i bardzo uprzejmy. Robił woko´ł siebie mno´stwo
szumu, by wszyscy wiedzieli, jaki to z niego wspaniały
ojciec. Lecz, przynajmniej wtedy, to ciocia Jenny przez
wie˛kszos´c´ czasu zajmowała sie˛ jego dziec´mi. Wydawało mi
sie˛, z˙e jego rodzina mieszka w Pembroke – dodała jeszcze.
– Bo to prawda. Tyle z˙e odka˛d wujek Hugh przeszedł na
emeryture˛, prawie ich nie ma w domu. Stale gdzies´ wyjez˙-
dz˙aja˛. Wujek jest zapalonym z˙eglarzem i... z˙eby nie przecia˛-
gac´: Saul jest po rozwodzie i uwaz˙a, z˙e dzieci nie powinny
wychowywac´ sie˛ w izolacji, a w Haslewich maja˛ bliska˛
rodzine˛. I to zdecydowało, kiedy zaproponowano mu nowa˛
prace˛. Zbieg okolicznos´ci, z˙e oboje be˛dziecie w dziale
prawnym, bo to przeciez˙ ogromna mie˛dzynarodowa spo´łka.
Na pocza˛tku twoja nowa firma nie była tu dobrze
przyje˛ta. Ciocia Ruth z˙artowała nawet, z˙e sytuacja jest nieco
podobna do tej w czasie wojny, kiedy przyjechali Ameryka-
nie. Tylko z˙e oni mieli łatwiejsze wejs´cie, oczywis´cie dzie˛ki
czekoladzie i jedwabnym pon´czochom. Za to teraz liczymy
na oz˙ywienie lokalnego rynku i rozwo´j miasta. Ale dos´c´
tego. Bardzo sie˛ ciesze˛ na ten weekend. Nie moge˛ sie˛ juz˙
ciebie doczekac´!
– Ja tez˙ – us´miechne˛ła sie˛ Tullah.
Odłoz˙yła słuchawke˛, us´miech znikna˛ł z jej twarzy. Saul
Crighton. Nie miała poje˛cia, z˙e mieszka w Haslewich, nie
mo´wia˛c juz˙ o tym, z˙e pracuje w Aarlston-Becker. Olivia
zawsze miała do niego słabos´c´, choc´ trudno to było
zrozumiec´. Na jej weselu słyszała plotki, jakoby niewiele
brakowało, by przez Saula nie doszło do jej s´lubu. Podobno,
choc´ był wtedy z˙onaty, nakłaniał ja˛ do romansu.
I jakby tego jeszcze było mało, zawro´cił w głowie
nastoletniej kuzynce Olivii, Louise. O takich uwodzicielach,
mys´la˛cych jedynie o zaspokojeniu swoich egoistycznych
zachcianek i własnej pro´z˙nos´ci, miała jak najgorsze zdanie.
Znała takich faceto´w, wiedziała, ile zła i nieszcze˛s´c´
potrafia˛wyrza˛dzic´ biednej, naiwnej dziewczynie. Dos´wiad-
czyła tego na własnej sko´rze. I potem...
Nie warto do tego wracac´, nie cofnie sie˛ czasu. Zamkne˛ła
za soba˛ te˛ karte˛, kiedy przyjechała do Londynu i zacze˛ła
prace˛. Nie chciała wspominac´ przeszłos´ci. Czuła sie˛ oszuka-
na, zdradzona, głe˛boko skrzywdzona. A tak szalen´czo go
kochała! Wierzyła, kiedy zapewniał, z˙e jego małz˙en´stwo
jest fikcja˛, z˙e dawno sie˛ rozpadło. Jak cierpiała, kiedy potem
okazało sie˛, z˙e ja˛ okłamał, z˙e nigdy nie zamierzał sie˛
rozwies´c´; z˙e nie dos´c´, z˙e wcale jej nie kochał, to w dodatku
była jedna˛ z bardzo wielu...
Pozostał jej po tym uraz, poczucie winy i upokorzenia, z˙e
tak ja˛potraktował, z˙e tak z´le ulokowała swoja˛młodzien´cza˛
miłos´c´.
Jego z˙ona powiedziała jej wtedy, z˙e gdyby nie dzieci, to
juz˙ dawno by od niego odeszła.
– Ja juz˙ nie, ale one nadal go potrzebuja˛ – wyjas´niła
znuz˙ona, a Tullah, po rozwodzie rodzico´w przez lata
te˛sknia˛ca za ojcem, przygryzła wargi, by nie wybuchna˛c´
dziecinnym płaczem.
Przez kolejne lata nieraz spotykała me˛z˙czyzn, be˛da˛cych
kropka w kropke˛ jak tamten: uwodzicielskich czarusio´w,
zdolnych bez mrugnie˛cia okiem zauroczyc´ bezbronna˛,
niedos´wiadczona˛dziewczyne˛, by tylko sie˛ dowartos´ciowac´.
Nie miała cienia wa˛tpliwos´ci, z˙e Saul Crighton włas´nie do
takich nalez˙y.
Jeszcze miała w pamie˛ci jego mine˛, kiedy poprosił ja˛ do
tan´ca, a ona ostro, moz˙e zbyt gwałtownie, odmo´wiła.
A Olivia nie odste˛powała go na krok, usprawiedliwiaja˛c,
z˙e Saul ma za soba˛ trudny okres, z˙e tyle na niego spadło.
– Jest w separacji z z˙ona˛ – wyjas´niła, z lekkim
zdziwieniem przyjmuja˛c milczenie Tullah, kto´ra wolała
powstrzymac´ sie˛ od komentarza. Tego przeciez˙ mogła sie˛
spodziewac´. Tym bardziej z˙e włas´nie przed chwila˛usłysza-
ła, iz˙ pro´bował usidlic´ Olivie˛.
Dopiero Max Crighton, starszy syn Jona i Jenny, tez˙
kuzyn Olivii, wyłoz˙ył jej w czym rzecz.
– Saul lubi małolatki... jest w takim wieku – stwierdził
cynicznie. – Uwaz˙aj, bo nie moz˙na mu ufac´. Nie wyszło mu
z Olivia˛, to od razu zabrał sie˛ za moja˛ siostre˛, Louise.
Przez dobre po´ł godziny Max objas´niał jej wtedy zalez˙-
nos´ci i powia˛zania mie˛dzy Crightonami. Sam wprawdzie tez˙
nie był daleki od tego, z˙eby troche˛ z nia˛poflirtowac´, ale jego
subtelne przekomarzania wydały sie˛ jej czyms´ znacznie
lepszym niz˙ udawana szczeros´c´ i otwartos´c´ Saula. Zwłasz-
cza kiedy widziała wpatrzona˛ w niego, bez pamie˛ci zako-
chana˛ Louise. Nie, Saul nie przypadł jej do gustu... ani
troche˛.
– Kotku, o czym tak mys´lisz? – Caspar wszedł do
kuchni, połoz˙ył przyniesione do przeczytania w domu
ksia˛z˙ki, podszedł do stoja˛cej przy stole z˙ony i wzia˛ł ja˛
w ramiona. – Hm... jak przyjemnie – zamruczał, całuja˛c ja˛.
– Bardzo... – us´miechne˛ła sie˛. – Rozmawiałam dzis´
z Tullah. Potwierdziła, z˙e przyjedzie do nas na weekend.
– No, to juz˙ wszystko rozumiem. Zaczynasz bawic´ sie˛
w swatke˛, to sta˛d ta mina, co?
– Tullah ma dwadzies´cia osiem lat, najwyz˙szy czas na
nia˛! – obruszyła sie˛ Olivia. – W dodatku ona jest taka
matczyna...
– Matczyna? – Caspar wybuchna˛ł s´miechem. – Czy my
mo´wimy o tej samej osobie? Mys´lisz o tej Tullah, kto´ra ma
figure˛ Claudii Schiffer, cudowne czarne oczy, burze˛ czar-
nych loko´w i lekko ode˛te usta, kto´re nadaja˛jej prowokacyj-
ny, a jednoczes´nie słodko niewinny wygla˛d...
– Caspar! – ostrzegawczo skrzywiła sie˛ Olivia.
– Przepraszam – poprawił sie˛, pus´cił do niej oko. – Moz˙e
sie˛ troche˛ zagalopowałem, ale sama przyznasz, z˙e nikt by
nie pomys´lał, iz˙ ma przed soba˛wykwalifikowana˛prawnicz-
ke˛. Raczej sprawia wraz˙enie, z˙e owszem, ma ogromny
seksapil, lecz inteligencja˛...
– Caspar! – wykrzykne˛ła Olivia.
– Juz˙ dobrze, dobrze. Przeciez˙ wiesz, z˙e w moim typie
sa˛ blondynki o pałaja˛cych oczach i... Chciałem tylko
powiedziec´, z˙e Tullah jest bardzo, bardzo atrakcyjna, ale
twierdzic´, z˙e jest matczyna...
– Mo´wisz tak, bo oceniasz ja˛ jedynie po wygla˛dzie
–zpowaga˛odparła Olivia. –A nie dalej jak przed chwila˛sam
zachwycałes´ sie˛ jej kwalifikacjami. Przez te kilka lat nabrała
dos´wiadczenia. Tylko z˙e ma juz˙ dos´c´ rozwodo´w iszarpaniny
o prawa rodzicielskie; dlatego postanowiła zaja˛c´ sie˛ prawem
gospodarczym. Sama głe˛boko przez˙yła rozwo´d rodzico´w
i z tego, co wiem, ich rozstanie bardzo z´le na nia˛wpłyne˛ło.
– Tak bywa. – Caspar popatrzył na z˙one˛ w zamys´leniu.
Tez˙ miał za soba˛ przykre wspomnienia, kiedy w dziecin´-
stwie najpierw przechodził z ra˛k do ra˛k, a kiedy oboje
rodzice załoz˙yli nowe rodziny, zszedł na dalszy plan.
Olivia ro´wniez˙ przez˙yła w z˙yciu trudne chwile. David,
jej ojciec, bliz´niaczy brat Jona, wracał do zdrowia po ataku
serca. Kto´regos´ dnia wyszedł z sanatorium i przepadł bez
wies´ci.
Jej mama przez lata cierpiała na cie˛z˙ka˛ forme˛ bulimii.
Teraz jej stan sie˛ poprawił, zamieszkała na południu. Kilka
tygodni temu dzwoniła z zaskakuja˛ca˛ nowina˛, z˙e kogos´
poznała i chciałaby przedstawic´ go co´rce.
– Pomys´lałam sobie, z˙e do Tullah doskonale by paso-
wał kto´rys´ z kuzyno´w z Chester – oznajmiła me˛z˙owi
Olivia.
– Kto´rys´ z kuzyno´w? – Unio´sł brwi.
– Przeciez˙ jest z czego wybierac´ – broniła sie˛. – Teraz,
kiedy Luke i Bobbie sie˛ pobrali... moz˙e ich przykład
natchnie innych. W kon´cu z˙aden z nich nie musi sie˛ obawiac´
o zabezpieczenie finansowe.
– No wiesz! – zas´miał sie˛ Caspar.
– Przeciez˙ ogo´lnie wiadomo, z˙e samotny a zamoz˙ny
me˛z˙czyzna potrzebuje z˙ony. Nie mys´le˛ jedynie o potrzebach
uczuciowych – dodała z godnos´cia˛. – No wie˛c, kogo my tu
mamy? Został James i Alistair, Niall i Kit – liczyła na
palcach.
– Nie moz˙e wyjs´c´ za wszystkich – przerwał jej Caspar.
– Przeciez˙ to sie˛ rozumie samo przez sie˛ – obruszyła sie˛
Olivia. – Ale mys´le˛, z˙e jeden z nich... W kon´cu maja˛ze soba˛
wiele wspo´lnego.
– Na przykład?
– Maja˛ten sam zawo´d, to juz˙ jakis´ pocza˛tek – odrzekła,
podnosza˛c oczy w go´re˛. – Och, ci me˛z˙czyz´ni! – Potrza˛sne˛ła
głowa˛ i sie˛gne˛ła po gazete˛, kto´ra˛ zacze˛ła czytac´ przed
nadejs´ciem me˛z˙a.
– Livvy... Wiem, z˙e chcesz jak najlepiej, i podobny
zawo´d to juz˙ cos´, ale nie uwaz˙asz, z˙e gdyby Tullah chciała
załoz˙yc´ rodzine˛, to juz˙ dawno by sobie kogos´ znalazła?
Olivia zagryzła usta.
– Chcesz powiedziec´, z˙e nie powinnam sie˛ wtra˛cac´?
– No wie˛c...
– Mys´lałam tylko o wydaniu kilku kolacji... rewizy-
tach... czyms´ takim.
– Hm... włas´ciwie to chyba powinienem sie˛ cieszyc´, z˙e
małz˙en´stwo i macierzyn´stwo tak ci przypadło do gustu, z˙e
chcesz uszcze˛s´liwic´ tym samym swoje przyjacio´łki.
– Tez˙ tak mys´le˛ – odparła z us´miechem. – To mi cos´
przypomniało... Pamie˛tasz, jak kto´rejs´ nocy mo´wilis´my, z˙e
przyszła pora, by postarac´ sie˛ o braciszka czy siostrzyczke˛
dla Amelii?
– No nie, chyba nie...
– Nie od razu – odpowiedziała. – Ale powinnis´my...
– Masz racje˛, naprawde˛ powinnis´my! – rozes´miał sie˛
Caspar, pocia˛gaja˛c ja˛ za soba˛ na go´re˛.
ROZDZIAŁ DRUGI
– No wie˛c jak? Wpadło ci cos´ w oko? – z zainteresowa-
niem zapytała Olivia, kiedy Tullah przyjechała do niej
prosto ze spotkania z agentem.
– Włas´ciwie nic, poza ta˛ maskotka˛. – Tullah ze s´mie-
chem wypus´ciła z obje˛c´ dwuletnia˛ Amelie˛.
– Jes´li tak, to powinnas´ raczej rozejrzec´ sie˛ nie za
domem, a za jakims´ facetem – zas´miała sie˛ Olivia.
– O nie, dzie˛kuje˛ – odrzekła Tullah, powaz˙nieja˛c i od-
daja˛c jej dziecko. Zacisne˛ła usta.
– Tullah... – zacze˛ła Olivia i urwała, widza˛c mine˛
dziewczyny. Znały sie˛ doskonale, lecz Tullah zawsze
utrzymywała lekki dystans w stosunku do innych. Zatrudnie-
ni w poprzedniej firmie me˛z˙czyz´ni, zwiedzeni seksownym
wygla˛dem i pone˛tna˛figura˛dziewczyny, szybko sie˛ przekona-
li, z˙e nie po´jdzie im z nia˛łatwo. Umiała wymagac´ szacunku.
Olivia, kto´ra znała powody tej nieufnos´ci, nigdy nie
przecia˛gała struny. Wiedziała, z˙e Tullah unika me˛z˙czyzn
i rozmo´w na ich temat. Rozkwitała jedynie w towarzystwie
tych, kto´rzy byli juz˙ z kims´ zwia˛zani. Moz˙e wtedy czuła sie˛
bezpieczna?
– Czyli nic z tego, co widziałas´, nie przypadło ci do
gustu? – zmartwiła sie˛ Olivia.
– Te mieszkania były włas´ciwie bez zastrzez˙en´, ale
zupełnie bezosobowe. A znowu domy albo zbyt drogie, albo
za duz˙e, albo tez˙ jedno i drugie. Chociaz˙ był taki jeden...
– Urwała. Olivia w milczeniu czekała na cia˛g dalszy.
– Włas´ciwie wszystko przemawia przeciwko niemu, nawet
agent powiedział, z˙e doła˛czyli go w ostatniej chwili, ale...
– Ale... – zache˛ciła ja˛ Olivia.
Tullah popatrzyła na nia˛ niepewnie, us´miechne˛ła sie˛.
– Ale zakochałam sie˛ w nim od pierwszego wejrzenia.
– Nie! – zawołała Olivia. – Az˙ tak z´le?
– Bardziej niz˙ mys´lisz – us´cis´liła Tullah. – Przede
wszystkim ma zbyt wysoka˛ cene˛, po drugie, znajduje sie˛
w gorszej cze˛s´ci miasta. Wymaga gruntownego remontu,
ła˛cznie z wymiana˛ rur i instalacji elektrycznej, osuszenia
gruntu... To pochłonie maja˛tek.
– W takim razie jakie ma plusy? – zapytała Olivia.
– Przeciez˙ musi miec´ jakies´ walory, skoro tak sie˛ do niego
zapaliłas´ – dodała.
– Oczywis´cie, z˙e ma – odrzekła Tullah. – Woko´ł cia˛gna˛
sie˛ pola, a z go´ry jest wspaniały widok na rzeke˛. Poza tym
otacza go ogromny ogro´d. To połowa bliz´niaka, w drugiej
mieszkaja˛ dwie starsze siostry, wdowy, kto´re sporo czasu
spe˛dzaja˛ u rodziny w Australii. Droga, przy kto´rej stoi,
w zasadzie nigdzie nie prowadzi, kon´czy sie˛ na gospodar-
stwie, kto´rego stamta˛d nawet nie widac´.
– Gospodarstwo... – Olivia wygla˛dała na zaintrygowa-
na˛. – Gdzie to włas´ciwie jest, Tullah? Wydaje mi sie˛...
– Wiem – weszła jej w słowo Tullah. – Uwaz˙asz, z˙e nie
powinnam zawracac´ sobie głowy czyms´ takim. Nawet
gdyby to była okazja, a przeciez˙ wcale nie jest. I z˙e
doprowadzenie tego do przyzwoitego stanu potrwa kilka
dobrych miesie˛cy.
– Zawsze moz˙esz mieszkac´ u nas – zapewniła ja˛Olivia,
a kiedy Tullah potrza˛sne˛ła głowa˛, zapytała: – Wie˛c co
zdecydowałas´? Powiedziałas´ agentowi, z˙e to odpada?
– Nie – us´miechne˛ła sie˛ niepewnie. – Złoz˙yłam mu
oferte˛...
Obie jeszcze sie˛ s´miały, kiedy Caspar wszedł do kuchni.
Opowiedziały mu cała˛historie˛, ale, jak to me˛z˙czyzna, nie od
razu poja˛ł, co w tym było takiego s´miesznego.
– Dzwonił Saul, kiedy cie˛ nie było – powiedział do z˙ony.
– Uprzedził, z˙e troche˛ sie˛ spo´z´ni, bo ma jakis´ problem
z opiekunka˛ do dzieci. Obiecał, z˙e nie be˛dzie po´z´niej niz˙
o wpo´ł do dziewia˛tej.
– To dobrze. Zaprosiłam jego, Jenny i Jona na kolacje˛
– Olivia wyjas´niła przyjacio´łce. – No włas´nie, zacze˛łas´ mi
mo´wic´ o tym domku... – Urwała, bo w tej samej chwili
Amelia pocia˛gne˛ła za ogon lez˙a˛cego w koszyku szczeniaka.
Piesek zapiszczał głos´no. – Zostaw Flossy, Amelio! – Olivia
pos´pieszyła zwierzakowi na ratunek. – Nie moz˙na robic´ mu
krzywdy. Pieska to boli.
Kiedy kilka godzin po´z´niej Tullah stane˛ła przed pie˛knym
wiktorian´skim tremo, zdobia˛cym najlepszy gos´cinny poko´j
Olivii, us´wiadomiła sobie, z˙e najche˛tniej posiedziałaby
w spokoju z gospodarzami, zamiast spe˛dzac´ cały wieczo´r
przy stole i silic´ sie˛ na wymuszone grzecznos´ci. Juz˙ kiedys´
poznała Jenny i Jona, i miło ich wspominała, ale Saul...
Zdecydowała sie˛ włoz˙yc´ sukienke˛, kupiona˛ za namowa˛
mamy i siostry, gdy razem wybrały sie˛ na zakupy do
Hampshire. Juz˙ wtedy miała wa˛tpliwos´ci, czy jest w jej
stylu, ale Lucinda nawet nie dała jej czasu na zastanowienie.
– Daj spoko´j! – os´wiadczyła apodyktycznym tonem
starszej siostry. – Oczywis´cie, z˙e jest w twoim stylu.
W kremowymjestci bardzodotwarzy,pozatymtodoskonały
fason. Sama bym ja˛ kupiła, gdybym nie była taka gruba.
– Przeciez˙ nie be˛dziesz całe z˙ycie w cia˛z˙y – zare-
plikowała Tullah, ale Lucinda potrza˛sne˛ła głowa˛.
– Uwierz mi, z˙e na tym etapie jeszcze trzy miesia˛ce
wydaja˛ sie˛ wiecznos´cia˛. Zreszta˛, boje˛ sie˛, z˙e juz˙ nigdy nie
be˛de˛ mogła nosic´ takich rzeczy. I pewnie tez˙ nie be˛dzie ku
temu okazji – dodała z z˙alem.
Rzeczywis´cie, było jej dobrze w tym kolorze, musiała to
przyznac´, ale obcisła, podkres´laja˛ca figure˛ sukienka ze
skos´nym dołem na jej gust była zbyt ekstrawagancka.
Wprawdzie suknia nie miała nadmiernie wycie˛tego
dekoltu, ale sposo´b, w jaki materiał opinał sie˛ na bardziej
zaokra˛glonych miejscach... Na szcze˛s´cie od razu dobrała do
niej z˙akiet z tej samej tkaniny. Włoz˙y go teraz, choc´ moz˙e
be˛dzie jej w tym za gora˛co.
Na dole rozległ sie˛ dz´wie˛k dzwonka.
Narzuciła z˙akiet i wyszła z pokoju. Schodziła po scho-
dach, pewna, z˙e zaraz ujrzy Jenny i Jona. W połowie drogi
zatrzymała sie˛ jak wryta. W holu stał Saul.
– Tullah! – Olivia popatrzyła na nia˛ z uznaniem.
Juz˙ wczes´niej Caspar zastrzegł, by nie pro´bowała bawic´
sie˛ w swatke˛. A przeciez˙... to taka szkoda...
– Chyba pamie˛tasz Saula? – z us´miechem zwro´ciła sie˛
do Tullah.
– Pamie˛tam – odparła, udaja˛c, z˙e nie dostrzega jego
wycia˛gnie˛tej dłoni, i przysuwaja˛c sie˛ bliz˙ej Olivii.
– Hm... Saul, Caspar jest w jadalni, moz˙e masz ochote˛
na drinka? Widze˛, z˙e jakos´ uporałes´ sie˛ ze znalezieniem
opiekunki – us´miechne˛ła sie˛ do niego.
– Na szcze˛s´cie – odrzekł. – Od tamtej sprawy o prawa
rodzicielskie bardzo uwaz˙am, komu powierzam dzieci...
Dobrze, z˙e na mnie nie patrza˛, pomys´lała Tullah. Od razu
by wiedzieli, jakie mam zdanie o takim tatusiu. Juz˙ cos´
musiało sie˛ za tym kryc´, skoro nie od razu przekonał sa˛d, z˙e
potrafi zapewnic´ dzieciom włas´ciwa˛ opieke˛. Tyle sie˛ czyta
o ro´z˙nych przypadkach, kiedy dzieci zostały z kims´ nie-
odpowiedzialnym albo wre˛cz same, i wynikaja˛cych z tego
konsekwencjach. A przeciez˙ z pewnos´cia˛stac´ go na wynaje˛-
cie wykwalifikowanej osoby.
Chociaz˙ i tak nie pochwalała faktu, z˙e zamiast zostac´
z dziec´mi, skoro akurat teraz przypadała ich wizyta, wybrał
spotkanie towarzyskie. I dziwne, z˙e Olivia go do tego
zache˛cała.
– Pomoge˛ ci w kuchni – powiedziała pos´piesznie na
propozycje˛ Olivii, by poszła z panami na drinka. Kontakty
z Saulem wolała ograniczyc´ do minimum.
– Słyszałem, z˙e wkro´tce zaczynasz prace˛ w Aarls-
ton-Becker – zagadna˛ł ja˛ Saul, jednoczes´nie odmownym
ruchem głowy dzie˛kuja˛c Casparowi za drugi kieliszek wina.
– Lepiej nie – powiedział. – Przyjechałem samochodem.
Dobrze, z˙e ma przynajmniej odrobine˛ odpowiedzialno-
s´ci, skonstatowała w duchu Tullah, choc´ trudno znalez´c´
usprawiedliwienie dla faktu, z˙e bardziej przejmuje sie˛
swoim prawem jazdy niz˙ dziec´mi.
– Owszem – odrzekła zdawkowo i zwro´ciła sie˛ do
siedza˛cego po drugiej stronie Jona z pytaniem o konsekwen-
cje pojawienia sie˛ w miasteczku duz˙ej mie˛dzynarodowej
firmy.
– Nie ma co ukrywac´, z˙e to sie˛ na nas troche˛ odbiło
– us´miechna˛ł sie˛ Jon. – Chociaz˙ mniej, niz˙ moz˙na było
przypuszczac´. Oni maja˛swoich prawniko´w, cały dział, wie˛c
nam nie pozostaje wiele do zrobienia. Olivia mo´wiła, z˙e
specjalizujesz sie˛ w prawie europejskim.
– Tak – potwierdziła, z apetytem zajadaja˛c przyrza˛dzo-
ne przez gospodynie˛ potrawy. Olivia lubiła gotowac´ i była
w tym s´wietna.
– Tullah przez rok pracowała w Hadze – dorzuciła
Olivia i us´miechne˛ła sie˛ do przyjacio´łki. – Saul wie cos´
o tym. On tez˙ przez jakis´ czas tam siedział. Tam poznał
Hillary.
– To twoja z˙ona? – chłodno upewniła sie˛ Tullah.
– Była z˙ona – wyjas´nił spokojnie, choc´ po wyrazie jego
twarzy widziała, z˙e doskonale odgadł jej skrywana˛wrogos´c´.
Wyczuwał jej nieche˛c´, ale bynajmniej nie wydawał sie˛
tym przejmowac´. Zreszta˛, niby dlaczego miałoby go to
wzruszac´? Jest bardzo atrakcyjnym me˛z˙czyzna˛, a Olivia
i Jenny maja˛ do niego wyraz´na˛ słabos´c´, to widac´ na
pierwszy rzut oka. Z pewnos´cia˛ nie uskarz˙a sie˛ na brak
damskiego towarzystwa i zachwyconych spojrzen´. Podzi-
wiała Caspara, z˙e potrafi zdobyc´ sie˛ na tyle ciepła i serdecz-
nos´ci w stosunku do Saula. Zwłaszcza, z˙e nie tak dawno
Saul pro´bował odebrac´ mu Olivie˛.
– Z tego, co mo´wiłes´, to doskonała firma i warto dla nich
pracowac´. – Jon taktownie zmienił temat.
– To prawda – potwierdził Saul. – Potrafia˛ zadbac´
o pracowniko´w. U nas rzeczywis´cie ro´wnorze˛dnie traktuje
sie˛ kobiety i me˛z˙czyzn. Nie mo´wia˛c juz˙ o szczego´lnych
prawach dla matek z małymi dziec´mi. Sa˛ zagwarantowane
urlopy macierzyn´skie, przyznaje sie˛ je automatycznie. Sam
dos´wiadczyłem, jakie to dobrodziejstwo, kiedy co jakis´ czas
musiałem zwalniac´ sie˛ z pracy z powodu dzieci.
– Zawsze mnie zdumiewa, jak szybko w me˛z˙czyznach
budzi sie˛ instynkt rodzicielski, kiedy tylko pojawia sie˛
realna groz´ba odebrania im dzieci – kwas´no stwierdziła
Tullah, mierza˛c go sceptycznym spojrzeniem.
– Ojcowie zwykle zakładaja˛, z˙e ich rola w z˙yciu dzieci
jest czyms´ naturalnym – pojednawczo zauwaz˙ył Jon.
Saul nic nie odpowiedział. Czuła na sobie jego uwaz˙ny
wzrok, daleki od zachwytu.
I bardzo dobrze! Jes´li natrafiła na jego czułe miejsce, to
tym lepiej. Ta jego arogancja i pewnos´c´ siebie! Do dzis´
pamie˛tała czasy, kiedy ojciec wymuszał nalez˙ne mu wizyty.
Okropne godziny, kto´re cia˛gne˛ły sie˛ w nieskon´czonos´c´.
Siedziały przed telewizorem wjego mieszkaniu, cichutko jak
myszki, z˙eby mu przypadkiem nie przeszkodzic´. Oczywis´cie
wcale nie zalez˙ało mu na dzieciach – robił to wyła˛cznie po to,
by odegrac´ sie˛ na ich mamie i zatruc´ jej z˙ycie.
Olivia zacze˛ła zbierac´ talerze, Tullah poderwała sie˛, by
jej pomo´c.
– Nie fatyguj sie˛... – zaprotestowała, ale ona nie usłucha-
ła. Wzie˛ła talerz od Jona, sie˛gne˛ła po naste˛pny. Znierucho-
miała, kiedy Saul podsuna˛ł jej swo´j.
Kusiło ja˛, by udac´, z˙e tego nie dostrzegła. I niewiele
brakowało, by to zrobiła. Odwracała sie˛ juz˙, kiedy napotkała
jego spojrzenie.
Us´miechna˛ł sie˛ cynicznie. A wie˛c odgadł jej mys´li. Nie
to jednak było najgorsze.
– Usia˛dz´! – rzucił lekko, ale tonem nie znosza˛cym
sprzeciwu. – Ja je zaniose˛ – dodał, wstaja˛c z miejsca.
Go´rował nad nia˛, w kaz˙dym razie tak sie˛ jej wydało. Wyja˛ł
jej z ra˛k talerze, odwro´cił sie˛ do Olivii. – Zupa była
wspaniała. Koniecznie musisz dac´ mi przepis.
– Jest bardzo prosty – rozes´miała sie˛ Olivia, kieruja˛c sie˛
do kuchni. – Jes´li tylko masz sprawny mikser.
– Saul wychodzi ze sko´ry, by zapewnic´ dzieciom nor-
malny dom – z uznaniem zauwaz˙yła Jenny, kiedy tamci
znikne˛li w kuchni i nie mogli ich słyszec´. – Naprawde˛
podziwiam go za to, co dla nich robi.
– Dlaczego tak sie˛ dzieje, z˙e me˛z˙czyzna samotnie
wychowuja˛cy dzieci zawsze wzbudza powszechny za-
chwyt? – skrzywiła sie˛ Tullah. – Kobieta w tej samej
sytuacji nigdy. A Saul nawet nie jest samotnym ojcem
– dodała i umilkła, bo drzwi sie˛ otworzyły i na progu stane˛ła
Olivia i Saul.
Widziała, z˙e jej zgryz´liwe stwierdzenie nieprzyjemnie
zaskoczyło Jenny. Niepotrzebnie tak sie˛ wyrwała. Ale
z drugiej strony nie mogła juz˙ dłuz˙ej słuchac´, jak wynosza˛
go pod niebiosa. Przeciez˙ wcale na to nie zasługuje.
– Miałas´ okazje˛ pozwiedzac´ muzea w Hadze?
– Troche˛ – odrzekła zdawkowo, bo juz˙ wczes´niej po-
stanowiła sobie, z˙e nie da sie˛ wcia˛gna˛c´ w rozmowe˛
z Saulem. Im dłuz˙ej przysłuchiwała sie˛ zachwytom Olivii
i Jenny, tym mocniejsza˛ czuła do niego nieche˛c´. Nie ma
szans, by kiedykolwiek przyła˛czyła sie˛ do tego cho´ru.
I za co go tak wychwalaja˛? Z˙e raz na miesia˛c, czy jak mu
tam wyznaczyli, bierze do siebie dzieci? Co to znowu za
pos´wie˛cenie? Zreszta˛ widac´, z˙e dla niego to i tak za duz˙e
obcia˛z˙enie, skoro wolał wyszukac´ kogos´ do dzieci, z˙eby
wyrwac´ sie˛ z domu i wyjs´c´ na kolacje˛, z go´ry wiedza˛c, z˙e
panie i tak be˛da˛ nim urzeczone. Niezły tatus´!
Doskonale pamie˛tała, z˙e jej ojciec robił dokładnie to
samo. Pod pretekstem słuz˙bowych spotkan´ zostawiał je ze
swoja˛ mama˛ czy babcia˛.
– Tullah, włas´nie zacze˛łam opowiadac´ Saulowi o tym
domku, kto´ry dzisiaj widziałas´. Tullah zakochała sie˛ w nim
od pierwszego spojrzenia – dodała wyjas´niaja˛co, zwracaja˛c
sie˛ do Jenny i Jona. – Ten domek...
– ...zupełnie nie wchodzi w gre˛ – pos´piesznie przerwała
jej Tullah. – Jest absolutnie niepraktyczny.
– Czasami dobrze jest zrobic´ cos´ zupełnie nieracjonal-
nego i niepraktycznego, spełnic´ swoje marzenia... – usłysza-
ła głos Saula. – Przeciez˙ włas´nie to czyni z nas ludzi.
Poczuła leciutkie ciarki na plecach. Podniosła oczy, by
spojrzec´ na niego, ale Saul nie patrzył na nia˛. Jego
spojrzenie było utkwione w Olivie˛. A Olivia us´miechała sie˛
w odpowiedzi.
Bolała ja˛ głowa. Czuła sie˛ zme˛czona, miała juz˙ tego
dos´c´. Ci ludzie byli ze soba˛ zwia˛zani, ona była tu obca.
– Kiedy Louise kon´czy zaje˛cia na uniwersytecie? – do-
biegło ja˛ rzucone od niechcenia pytanie Saula.
Wzdrygne˛ła sie˛. Jak mo´gł w ten sposo´b wypytywac´
Jenny o jej co´rke˛? W kon´cu dziewczyna jest prawie
dwadzies´cia lat od niego młodsza, a jak słyszała, nadal jest
w nim po uszy zadurzona. Jenny zmieszała sie˛ lekko,
zerkne˛ła na me˛z˙a.
– Formalnie semestr kon´czy sie˛ dopiero za kilka miesie˛-
cy, ale zapowiedziała, z˙e moz˙e przyjedzie do domu wczes´-
niej, bo wykłady nie potrwaja˛ do samego kon´ca.
Widac´ było, z˙e ten temat nie jest dla niej przyjemny.
Zreszta˛, nic w tym dziwnego. I tak s´wietnie panowała nad
soba˛. Alez˙ ten facet ma tupet!
Odetchne˛ła z ulga˛, kiedy Jenny i Jon zacze˛li zbierac´ sie˛
do odejs´cia. Saul podnio´sł sie˛ zaraz po nich.
Caspar odprowadził go do wyjs´cia, Olivia i Tullah poszły
do kuchni.
– Saul jest wspaniały – ciepło us´miechne˛ła sie˛ Olivia,
upychaja˛c naczynia do zmywarki. – Mam taka˛ nadzieje˛...
– Urwała, widza˛c mine˛ Tullah. – On ci sie˛ nie podoba, co?
– zapytała cicho.
– Olivio, przepraszam cie˛, ale nie. Wiem, z˙e to two´j
kuzyn, z˙e jest z twojej rodziny, ale... – Chwyciła głe˛boki
oddech, podniosła głowe˛, by spojrzec´ jej prosto w oczy.
Olivia nie kryła zdumienia. – Włas´nie takich jak on
organicznie nie znosze˛. Wiem, z˙e ty... z˙e ty i on... – Potrza˛s-
ne˛ła głowa˛. – Zobacz, jak zostawił dzis´ swoje dzieci, z˙eby
tylko tu przyjs´c´. Taki człowiek nie zasługuje na to, by byc´
ojcem...
– Tullah – ostrzegawczo zacze˛ła Olivia, ale juz˙ było za
po´z´no. Tullah poda˛z˙yła za jej wzrokiem, znieruchomiała.
W otwartych drzwiach stał Saul. Po jego minie widac´ było,
z˙e z trudem nad soba˛ panuje.
– Jestes´ bardzo z´le poinformowana. Skoro chcesz wie-
dziec´, to powiem ci, z˙e zostawiłem dzieci wyła˛cznie
dlatego, iz˙ Olivia prosiła, bym...
– Saul – prosza˛co przerwała mu Olivia. – Tullah wcale
nie chciała... nie zdawała sobie sprawy...
– Wre˛cz przeciwnie, doskonale zdaje˛ sobie sprawe˛
– zareplikowała Tullah.
– Wro´ciłem, bo chciałem sie˛ upewnic´ co do poniedział-
ku. Wie˛c Meg moz˙e u was przenocowac´? – zwro´cił sie˛ do
Olivii, zupełnie ignoruja˛c Tullah.
– Oczywis´cie, tak jak sie˛ umawialis´my. Caspar odbierze
ja˛ ze szkoły.
Saul odwro´cił sie˛, jakby sie˛ zawahał. Popatrzył na Tullah
uwaz˙nie.
– Mam nadzieje˛, z˙e w pracy be˛dziesz bardziej wywaz˙o-
na i ostroz˙na w swoich opiniach o innych – powiedział
cicho. – Bo jes´li nie...
– To co? – zapytała prowokacyjnie. Uniosła dumnie
brode˛. Moz˙e słuz˙bowo ma wyz˙sza˛ od niej range˛, ale
na szcze˛s´cie zajmuje sie˛ wspo´łpraca˛ z amerykan´ska˛
filia˛, wie˛c raczej nie be˛da˛ sie˛ stykac´ na gruncie za-
wodowym.
– Pora na mnie, Livvy – zno´w ja˛ zignorował. – Obieca-
łem Bobbie, z˙e wro´ce˛ przed dwunasta˛. Ona i Luke chca˛
pobyc´ troche˛ z Ruth i Grantem przed ich powrotem do
Bostonu.
– Słyszałam. Uwaz˙am, z˙e wpadli na wspaniały pomysł,
by spe˛dzac´ po´ł roku tutaj a po´ł w Stanach.
– Salomonowa decyzja – powiedział z us´miechem. Ten
us´miech zgasł, kiedy odwro´cił sie˛ do Tullah i lekko skina˛ł
głowa˛. – Dobranoc.
Ledwie drzwi sie˛ za nim zamkne˛ły, Tullah pos´piesznie
zwro´ciła sie˛ do Olivii:
– Nie wez´miesz mi za złe, jes´li po´jde˛ sie˛ połoz˙yc´?
Troche˛ boli mnie głowa i...
– Alez˙ ska˛d, idz´ – uspokoiła ja˛ przyjacio´łka.
Wiedziała, z˙e zaskoczyła ja˛swoim stosunkiem do Saula,
ale mimo to nie mogła sie˛ zdobyc´ na przeprosiny ani cofna˛c´
wypowiedzianych sło´w.
Lez˙a˛c w ło´z˙ku, Olivia przytuliła sie˛ do Caspara i ode-
zwała sennie:
– Wiesz, nie moge˛ zrozumiec´, dlaczego Tullah tak z´le
zareagowała na Saula. Włas´nie na niego. Przeciez˙ naprawde˛
rzadko sie˛ zdarza ktos´ milszy niz˙ on. Wujek Hugh nieraz
powtarzał, z˙e Saul zaja˛ł sie˛ prawem gospodarczym, bo nie
ma w nim ani odrobiny agresji, tak potrzebnej na sali
sa˛dowej. Luke sie˛ do tego nadaje...
– Hm... cos´ mi sie˛ widzi, z˙e Saul raczej nie przypadł jej
do gustu – zamruczał Caspar i musna˛ł ustami czubek głowy
Olivii. – Dobrze, z˙e nie wybrałas´ go na ewentualnego ojca
dzieci, kto´rych niby tak bardzo pragnie – zas´miał sie˛.
– Saul i Tullah... Nie, z tego na pewno nic nie be˛dzie – ze
s´miechem stwierdziła Olivia.
– Tatusiu...
– Uhm... – zamruczał Saul, pochylaja˛c sie˛ nad ło´z˙ecz-
kiem najmłodszej co´rki i odgarniaja˛c z jej zapłakanej buzi
pukiel włoso´w. Zno´w miała te niedobre sny, kto´re zacze˛ły ja˛
dre˛czyc´ w Ameryce, gdzie mieszkała z mama˛ i jej nowym
me˛z˙em. Dzis´ takz˙e obudził go jej płacz. W po´łmroku,
rozjas´nionym słabym s´wiatłem małej lampki, z czułos´cia˛
patrzył na dziewczynke˛, cierpliwie czekaja˛c na jej słowa.
– Nigdy sobie gdzies´ nie pojedziesz i nie zostawisz nas,
prawda?
Z trudem zwalczył pokuse˛, by wzia˛c´ ja˛ w ramiona
i przytulic´ do siebie.
– No wiesz, czasami musze˛ wyjechac´ słuz˙bowo – po-
wiedział spokojnie, rzeczowym tonem. – Ty czasami tez˙. Na
przykład, jak przyjdzie czas, z˙eby pojechac´ na troche˛ do
mamusi. Ale obiecuje˛ ci, z˙e nigdy nie wyjade˛ od ciebie na
długo, z˙abko.
– A czy ja naprawde˛ musze˛ jechac´ do mamusi i tam byc´?
Nawet jak wcale nie chce˛?
Serce mu sie˛ s´cisne˛ło.
Starał sie˛ wyjas´nic´ dzieciom, z˙e Hillary jest ich mama˛,
z˙e tez˙ je kocha i chce z nimi byc´. Robert i Jemima
rozumieli to, choc´ nie ukrywali, z˙e chca˛ byc´ z ojcem.
Gorzej było z najmłodsza˛ Meg. Trudno było jej wytłu-
maczyc´, z˙e nie chodzi jedynie o przyznane przez sa˛d
prawa dla Hillary, z˙e i jemu zalez˙y, by nie straciły z nia˛
kontaktu. Jes´li ulegnie ich pros´bom, zerwie sie˛ wie˛z´ mie˛dzy
dziec´mi a matka˛, niezbe˛dna dla ich harmonijnego rozwoju.
Chciałby tez˙ unikna˛c´ sytuacji, z˙e po latach zarzuca˛ mu, iz˙
jako dorosły i ojciec powinien patrzec´ na to inaczej, z˙e byli
za mali, by samodzielnie decydowac´. To dlatego, wyła˛cznie
dla ich dobra, robił wszystko, by rozwo´d i sprawa o prawa
rodzicielskie wyrza˛dziły im jak najmniej krzywdy.
Jeszcze teraz zaciskał ze˛by na wspomnienie nieocze-
kiwanego telefonu od Hillary, kiedy trzy miesia˛ce temu
kategorycznie zaz˙a˛dała, by natychmiast przyleciał do Sta-
no´w i zabrał dzieci, bo przez nie rozpada sie˛ jej zwia˛zek
z nowym me˛z˙em. Podobno postawił sprawe˛ na ostrzu noz˙a
i kazał jej wybierac´ mie˛dzy dziec´mi a nim.
Znał ja˛, wie˛c mo´głby sie˛ załoz˙yc´, z˙e wybierze me˛z˙a.
Prawde˛ mo´wia˛c, Hillary nigdy nie była oddana˛ matka˛.
Pobrali sie˛ w pos´piechu, niemal sie˛ nie znaja˛c. Tym bardziej
nie mo´gł sobie darowac´, z˙e widza˛c jej stosunek do dwojga
dzieci, jej nieche˛c´ i irytacje˛, zgodził sie˛ na trzecie dziecko,
kto´re według Hillary miało uratowac´ ich rozpadaja˛ce sie˛
małz˙en´stwo.
Z˙ałował tej decyzji, ale nigdy nie z˙ałował pojawienia sie˛
Meg. I Meg nigdy sie˛ nie dowie, z˙e jej przybycie na s´wiat
ostatecznie przypiecze˛towało ich rozstanie.
– Nigdy nie chciałam dzieci! – wykrzykiwała Hillary
w czasie ich nie kon´cza˛cych sie˛ kło´tni. – Nie znosze˛ dzieci!
Do tej pory rumienił sie˛ na wspomnienie wypowiedzia-
nych wtedy w złos´ci sło´w.
– Nie znosisz moich dzieci!
Jego dzieci. Bo przeciez˙ sa˛ jego.
– Ale jak ty sobie poradzisz? – niepokoiła sie˛ jego
mama, kiedy oznajmił, z˙e zamierza wysta˛pic´ o prawa
rodzicielskie. – Oczywis´cie, pomoge˛ ci, jak tylko be˛de˛
mogła, ale jednak...
– Mamo, wy macie swoje z˙ycie. Dobrze wiemy, jak tato
czeka na emeryture˛. Ja sobie poradze˛, nie martw sie˛.
I tak rzeczywis´cie było, z wyja˛tkiem tych rzadkich chwil,
kiedy, na przykład jak dzis´, zawodziła opiekunka do dzieci
i musiał przełykac´ dume˛ i zwracac´ sie˛ do rodziny.
Oczywis´cie mo´gł zatrudnic´ kogos´ na stałe, ale wolał tego
unikna˛c´. Nie chciał, by dzieci miały poczucie, z˙e przenosi
na kogos´ swoja˛ odpowiedzialnos´c´, z˙e moz˙e ich nie kocha
i juz˙ nie chce. Szczego´lnie mała Meg, kto´ra z pobytu
u mamy wro´ciła w takim stanie, z˙e serce mu sie˛ łamało, gdy
widział, jak rozpaczliwie łaknie bezpieczen´stwa i czułos´ci.
– Przyjemnie było u cioci Livvy? – zapytała Meg.
– Bardzo – potwierdził.
Gdy Olivia zapraszała go na dzisiejsza˛ kolacje˛, z eks-
cytacja˛ opowiadaja˛c o przyjacio´łce, kto´ra wkro´tce zacznie
pracowac´ w jego firmie, i przypominaja˛c, z˙e juz˙ wczes´niej
widział ja˛na weselu i chrzcinach, wszystko wskazywało, z˙e
czeka ich miły wieczo´r.
Jasne, z˙e pamie˛tał Tullah. Kto´ry me˛z˙czyzna mo´głby
zapomniec´ te˛ zjawiskowa˛ dziewczyne˛? Miała w sobie to
cos´, choc´ nie wiedział dokładnie, czy sprawiały to jej ge˛ste,
błyszcza˛ce włosy, ols´niewaja˛ca cera czy zmysłowo zaokra˛-
glona figura. W kaz˙dym razie robiła tak piorunuja˛ce
wraz˙enie, z˙e nie mogła sie˛ z nia˛ro´wnac´ z˙adna wykreowana
przez media chudzina.
Wystarczyło raz ujrzec´ jej lekko nabrzmiałe, mie˛kkie
usta, pełne piersi, by wyobraz´nia natychmiast zacze˛ła
pracowac´...
Moz˙e nie powinno sie˛ temu ulegac´, ale jes´li sie˛ jest
me˛z˙czyzna˛... Jednak dzisiejszy wieczo´r udowodnił, z˙e
Tullah potrafi skutecznie do siebie znieche˛cic´.
Czy to włas´nie kontrast mie˛dzy jej uwodzicielskim,
Penny Jordan Doskonały partner
ROZDZIAŁ PIERWSZY Znuz˙onym gestem Tullah sie˛gne˛ła po słuchawke˛. Do- słownie przed chwila˛przesta˛piła pro´g mieszkania. Nie dos´c´, z˙e firma obcie˛ła s´rodki na wynagrodzenia i awanse, to pracy z kaz˙dym dniem przybywało. Teoretycznie powinna kon´- czyc´ o wpo´ł do szo´stej, ale juz˙ od dobrych szes´ciu tygodni nie wychodziła wczes´niej jak po dziewia˛tej. Dzisiejszy dzien´ nie był wyja˛tkiem. Jednak to juz˙ nie potrwa długo... Dzie˛ki Bogu. – Tullah Richards – odezwała sie˛ mie˛kkim głosem, zbyt ciepłym jak na zdeklarowana˛ profesjonalistke˛, co ze s´mie- chem wytykały jej kolez˙anki. – Czes´c´, Tullah! Przez cały dzien´ pro´bowałam cie˛ łapac´! To jak z weekendem? Spotkamy sie˛? Tullah us´miechne˛ła sie˛, poznaja˛c głos Olivii. Wczes´niej przez pare˛ lat pracowały razem i choc´ Olivia, teraz me˛z˙atka i mama małej Amelii, wyniosła sie˛ na stałe z Londynu, nadal utrzymywały ze soba˛ kontakt. I oto dziwnym zrza˛dzeniem losu, choc´ zawsze sie˛ zarzekała, z˙e za nic nie ruszy sie˛ z miasta, wkro´tce sama sie˛ przeprowadzi w jej strony. – Tak, jes´li ci to w czyms´ nie przeszkodzi – odrzekła.
– Czekamy na ciebie z ute˛sknieniem – zapewniła Olivia. – To mniej wie˛cej, o kto´rej moz˙emy sie˛ ciebie spodziewac´? – Mys´le˛, z˙e w okolicach pia˛tej. O pierwszej spotykam sie˛ z agentem. Mamy obejrzec´ kilka posiadłos´ci, kto´re ewentualnie moga˛ wchodzic´ w gre˛. – Posiadłos´ci... to niez´le brzmi – zaz˙artowała Olivia. Tullah wybuchne˛ła s´miechem. – Dobrze by było – przyznała. – Niestety, na to jeszcze musze˛ poczekac´. Z go´ry zastrzegłam, z˙e nie stac´ mnie na wie˛cej niz˙ dwupokojowe mieszkanie czy skromny domek, co bym zreszta˛ wolała. Chociaz˙ domys´lam sie˛, z˙e skoro s´cia˛ga mnie firma z taka˛ renoma˛, to uwaz˙aja˛ mnie za wymagaja˛cego klienta. – Moz˙liwe, choc´ to nie do kon´ca jest tak – podje˛ła Olivia. – Nowi pracownicy Aarlston-Becker liczyli, z˙e za londyn´skie mieszkania bez trudu kupia˛ tu ogromne domy z zapleczem gospodarczym, wybiegami dla kuco´w i staran- nie urza˛dzonymi ogrodami, ale rzeczywistos´c´ chyba roz- wiała ich oczekiwania. Na prowincji jest taniej, ale tylko troche˛. Jednak w Haslewich jest sporo ładnych domo´w. I znajduja˛ sie˛ kupcy. Naszej cioci Ruth ostatnio przybyło czworo nowych sa˛siado´w. A co be˛dzie z twoim londyn´skim mieszkaniem? – Nie ma problemu. S´wietnie sie˛ składa, bo Sarah, moja wspo´łlokatorka, włas´nie wychodzi za ma˛z˙ i chce spłacic´ mo´j wkład. Dzie˛ki temu mam kłopot z głowy i nie musze˛ szukac´ che˛tnego. Chociaz˙, proponuja˛c mi prace˛, firma zobowia˛zała sie˛ pokryc´ wszelkie koszty przeprowadzki, ła˛cznie z kaucja˛ i poz˙yczka˛ na nowe lokum. – Tym lepiej! – zas´miała sie˛ Olivia. – Wiesz, bardzo sie˛ ciesze˛, z˙e sie˛ tu przenosisz. Be˛dzie tak jak kiedys´. Czasami nie moge˛ uwierzyc´, z˙e mine˛ły juz˙ trzy lata, odka˛d rzuciłam
prace˛. Tyle sie˛ przez ten czas zmieniło! Wyszłam za Caspara, mamy Amelie˛, a nasza rodzinna firma rozwija sie˛ cała˛ para˛ i juz˙ mys´limy z wujkiem Jonem, z˙e trzeba be˛dzie rozejrzec´ sie˛ za kims´ do pomocy, moz˙e nawet na cały etat. – Mhm... czyli twoja decyzja odejs´cia z firmy była trafiona – podsumowała Tullah. – A ostatnio zrobiło sie˛ tu fatalnie, pracy coraz wie˛cej, naprawde˛ nie do przerobienia. – Jeszcze cie˛ be˛da˛ z˙ałowac´ – z przekonaniem stwier- dziła Olivia. – Powiem ci, z˙e było mi bardzo przyjemnie, kiedy sie˛ dowiedziałam, z˙e podkupił cie˛ Aarlston-Becker. – Nie tylko mnie, co najmniej z tuzin oso´b – us´cis´liła Tullah. – I tylko dlatego, z˙e w ostatniej chwili zrezygnowali z przeniesienia centrali do Hagi i zdecydowali sie˛ na Haslewich. Podobno jest tu dobra atmosfera. – Wie˛c teraz be˛dziesz pracowac´ dla s´wietnej mie˛dzy- narodowej firmy – z uznaniem powiedziała Olivia. – Pamie˛- tam, jaki zadowolony był mo´j kuzyn Saul, kiedy po´ł roku temu zaproponowano mu prace˛ w Aarlston-Becker. Tez˙ go podkupili... – Saul? – zaskakuja˛co ostrym tonem przerwała jej Tullah. – Tak, mo´j kuzyn ze strony ojca. Pewnie go nie pamie˛- tasz, chociaz˙ był na s´lubie i potem na chrzcinach. Wysoki brunet... – I bardzo przystojny – z przeka˛sem dodała Tullah. – Z tego, co wiem, ten opis pasuje do gromady twoich kuzyno´w. – Chyba masz racje˛ – zas´miała sie˛ Olivia. – Ale Saul jest tylko jeden – dodała mie˛kko. – Uhm – mrukne˛ła Tullah. – Pamie˛tam go, wprawdzie... słabo. Bardzo ciemne włosy, dos´c´ autokratyczny w sposobie bycia i bardzo uprzejmy. Robił woko´ł siebie mno´stwo
szumu, by wszyscy wiedzieli, jaki to z niego wspaniały ojciec. Lecz, przynajmniej wtedy, to ciocia Jenny przez wie˛kszos´c´ czasu zajmowała sie˛ jego dziec´mi. Wydawało mi sie˛, z˙e jego rodzina mieszka w Pembroke – dodała jeszcze. – Bo to prawda. Tyle z˙e odka˛d wujek Hugh przeszedł na emeryture˛, prawie ich nie ma w domu. Stale gdzies´ wyjez˙- dz˙aja˛. Wujek jest zapalonym z˙eglarzem i... z˙eby nie przecia˛- gac´: Saul jest po rozwodzie i uwaz˙a, z˙e dzieci nie powinny wychowywac´ sie˛ w izolacji, a w Haslewich maja˛ bliska˛ rodzine˛. I to zdecydowało, kiedy zaproponowano mu nowa˛ prace˛. Zbieg okolicznos´ci, z˙e oboje be˛dziecie w dziale prawnym, bo to przeciez˙ ogromna mie˛dzynarodowa spo´łka. Na pocza˛tku twoja nowa firma nie była tu dobrze przyje˛ta. Ciocia Ruth z˙artowała nawet, z˙e sytuacja jest nieco podobna do tej w czasie wojny, kiedy przyjechali Ameryka- nie. Tylko z˙e oni mieli łatwiejsze wejs´cie, oczywis´cie dzie˛ki czekoladzie i jedwabnym pon´czochom. Za to teraz liczymy na oz˙ywienie lokalnego rynku i rozwo´j miasta. Ale dos´c´ tego. Bardzo sie˛ ciesze˛ na ten weekend. Nie moge˛ sie˛ juz˙ ciebie doczekac´! – Ja tez˙ – us´miechne˛ła sie˛ Tullah. Odłoz˙yła słuchawke˛, us´miech znikna˛ł z jej twarzy. Saul Crighton. Nie miała poje˛cia, z˙e mieszka w Haslewich, nie mo´wia˛c juz˙ o tym, z˙e pracuje w Aarlston-Becker. Olivia zawsze miała do niego słabos´c´, choc´ trudno to było zrozumiec´. Na jej weselu słyszała plotki, jakoby niewiele brakowało, by przez Saula nie doszło do jej s´lubu. Podobno, choc´ był wtedy z˙onaty, nakłaniał ja˛ do romansu. I jakby tego jeszcze było mało, zawro´cił w głowie nastoletniej kuzynce Olivii, Louise. O takich uwodzicielach, mys´la˛cych jedynie o zaspokojeniu swoich egoistycznych zachcianek i własnej pro´z˙nos´ci, miała jak najgorsze zdanie.
Znała takich faceto´w, wiedziała, ile zła i nieszcze˛s´c´ potrafia˛wyrza˛dzic´ biednej, naiwnej dziewczynie. Dos´wiad- czyła tego na własnej sko´rze. I potem... Nie warto do tego wracac´, nie cofnie sie˛ czasu. Zamkne˛ła za soba˛ te˛ karte˛, kiedy przyjechała do Londynu i zacze˛ła prace˛. Nie chciała wspominac´ przeszłos´ci. Czuła sie˛ oszuka- na, zdradzona, głe˛boko skrzywdzona. A tak szalen´czo go kochała! Wierzyła, kiedy zapewniał, z˙e jego małz˙en´stwo jest fikcja˛, z˙e dawno sie˛ rozpadło. Jak cierpiała, kiedy potem okazało sie˛, z˙e ja˛ okłamał, z˙e nigdy nie zamierzał sie˛ rozwies´c´; z˙e nie dos´c´, z˙e wcale jej nie kochał, to w dodatku była jedna˛ z bardzo wielu... Pozostał jej po tym uraz, poczucie winy i upokorzenia, z˙e tak ja˛potraktował, z˙e tak z´le ulokowała swoja˛młodzien´cza˛ miłos´c´. Jego z˙ona powiedziała jej wtedy, z˙e gdyby nie dzieci, to juz˙ dawno by od niego odeszła. – Ja juz˙ nie, ale one nadal go potrzebuja˛ – wyjas´niła znuz˙ona, a Tullah, po rozwodzie rodzico´w przez lata te˛sknia˛ca za ojcem, przygryzła wargi, by nie wybuchna˛c´ dziecinnym płaczem. Przez kolejne lata nieraz spotykała me˛z˙czyzn, be˛da˛cych kropka w kropke˛ jak tamten: uwodzicielskich czarusio´w, zdolnych bez mrugnie˛cia okiem zauroczyc´ bezbronna˛, niedos´wiadczona˛dziewczyne˛, by tylko sie˛ dowartos´ciowac´. Nie miała cienia wa˛tpliwos´ci, z˙e Saul Crighton włas´nie do takich nalez˙y. Jeszcze miała w pamie˛ci jego mine˛, kiedy poprosił ja˛ do tan´ca, a ona ostro, moz˙e zbyt gwałtownie, odmo´wiła. A Olivia nie odste˛powała go na krok, usprawiedliwiaja˛c, z˙e Saul ma za soba˛ trudny okres, z˙e tyle na niego spadło. – Jest w separacji z z˙ona˛ – wyjas´niła, z lekkim
zdziwieniem przyjmuja˛c milczenie Tullah, kto´ra wolała powstrzymac´ sie˛ od komentarza. Tego przeciez˙ mogła sie˛ spodziewac´. Tym bardziej z˙e włas´nie przed chwila˛usłysza- ła, iz˙ pro´bował usidlic´ Olivie˛. Dopiero Max Crighton, starszy syn Jona i Jenny, tez˙ kuzyn Olivii, wyłoz˙ył jej w czym rzecz. – Saul lubi małolatki... jest w takim wieku – stwierdził cynicznie. – Uwaz˙aj, bo nie moz˙na mu ufac´. Nie wyszło mu z Olivia˛, to od razu zabrał sie˛ za moja˛ siostre˛, Louise. Przez dobre po´ł godziny Max objas´niał jej wtedy zalez˙- nos´ci i powia˛zania mie˛dzy Crightonami. Sam wprawdzie tez˙ nie był daleki od tego, z˙eby troche˛ z nia˛poflirtowac´, ale jego subtelne przekomarzania wydały sie˛ jej czyms´ znacznie lepszym niz˙ udawana szczeros´c´ i otwartos´c´ Saula. Zwłasz- cza kiedy widziała wpatrzona˛ w niego, bez pamie˛ci zako- chana˛ Louise. Nie, Saul nie przypadł jej do gustu... ani troche˛. – Kotku, o czym tak mys´lisz? – Caspar wszedł do kuchni, połoz˙ył przyniesione do przeczytania w domu ksia˛z˙ki, podszedł do stoja˛cej przy stole z˙ony i wzia˛ł ja˛ w ramiona. – Hm... jak przyjemnie – zamruczał, całuja˛c ja˛. – Bardzo... – us´miechne˛ła sie˛. – Rozmawiałam dzis´ z Tullah. Potwierdziła, z˙e przyjedzie do nas na weekend. – No, to juz˙ wszystko rozumiem. Zaczynasz bawic´ sie˛ w swatke˛, to sta˛d ta mina, co? – Tullah ma dwadzies´cia osiem lat, najwyz˙szy czas na nia˛! – obruszyła sie˛ Olivia. – W dodatku ona jest taka matczyna... – Matczyna? – Caspar wybuchna˛ł s´miechem. – Czy my mo´wimy o tej samej osobie? Mys´lisz o tej Tullah, kto´ra ma figure˛ Claudii Schiffer, cudowne czarne oczy, burze˛ czar-
nych loko´w i lekko ode˛te usta, kto´re nadaja˛jej prowokacyj- ny, a jednoczes´nie słodko niewinny wygla˛d... – Caspar! – ostrzegawczo skrzywiła sie˛ Olivia. – Przepraszam – poprawił sie˛, pus´cił do niej oko. – Moz˙e sie˛ troche˛ zagalopowałem, ale sama przyznasz, z˙e nikt by nie pomys´lał, iz˙ ma przed soba˛wykwalifikowana˛prawnicz- ke˛. Raczej sprawia wraz˙enie, z˙e owszem, ma ogromny seksapil, lecz inteligencja˛... – Caspar! – wykrzykne˛ła Olivia. – Juz˙ dobrze, dobrze. Przeciez˙ wiesz, z˙e w moim typie sa˛ blondynki o pałaja˛cych oczach i... Chciałem tylko powiedziec´, z˙e Tullah jest bardzo, bardzo atrakcyjna, ale twierdzic´, z˙e jest matczyna... – Mo´wisz tak, bo oceniasz ja˛ jedynie po wygla˛dzie –zpowaga˛odparła Olivia. –A nie dalej jak przed chwila˛sam zachwycałes´ sie˛ jej kwalifikacjami. Przez te kilka lat nabrała dos´wiadczenia. Tylko z˙e ma juz˙ dos´c´ rozwodo´w iszarpaniny o prawa rodzicielskie; dlatego postanowiła zaja˛c´ sie˛ prawem gospodarczym. Sama głe˛boko przez˙yła rozwo´d rodzico´w i z tego, co wiem, ich rozstanie bardzo z´le na nia˛wpłyne˛ło. – Tak bywa. – Caspar popatrzył na z˙one˛ w zamys´leniu. Tez˙ miał za soba˛ przykre wspomnienia, kiedy w dziecin´- stwie najpierw przechodził z ra˛k do ra˛k, a kiedy oboje rodzice załoz˙yli nowe rodziny, zszedł na dalszy plan. Olivia ro´wniez˙ przez˙yła w z˙yciu trudne chwile. David, jej ojciec, bliz´niaczy brat Jona, wracał do zdrowia po ataku serca. Kto´regos´ dnia wyszedł z sanatorium i przepadł bez wies´ci. Jej mama przez lata cierpiała na cie˛z˙ka˛ forme˛ bulimii. Teraz jej stan sie˛ poprawił, zamieszkała na południu. Kilka tygodni temu dzwoniła z zaskakuja˛ca˛ nowina˛, z˙e kogos´ poznała i chciałaby przedstawic´ go co´rce.
– Pomys´lałam sobie, z˙e do Tullah doskonale by paso- wał kto´rys´ z kuzyno´w z Chester – oznajmiła me˛z˙owi Olivia. – Kto´rys´ z kuzyno´w? – Unio´sł brwi. – Przeciez˙ jest z czego wybierac´ – broniła sie˛. – Teraz, kiedy Luke i Bobbie sie˛ pobrali... moz˙e ich przykład natchnie innych. W kon´cu z˙aden z nich nie musi sie˛ obawiac´ o zabezpieczenie finansowe. – No wiesz! – zas´miał sie˛ Caspar. – Przeciez˙ ogo´lnie wiadomo, z˙e samotny a zamoz˙ny me˛z˙czyzna potrzebuje z˙ony. Nie mys´le˛ jedynie o potrzebach uczuciowych – dodała z godnos´cia˛. – No wie˛c, kogo my tu mamy? Został James i Alistair, Niall i Kit – liczyła na palcach. – Nie moz˙e wyjs´c´ za wszystkich – przerwał jej Caspar. – Przeciez˙ to sie˛ rozumie samo przez sie˛ – obruszyła sie˛ Olivia. – Ale mys´le˛, z˙e jeden z nich... W kon´cu maja˛ze soba˛ wiele wspo´lnego. – Na przykład? – Maja˛ten sam zawo´d, to juz˙ jakis´ pocza˛tek – odrzekła, podnosza˛c oczy w go´re˛. – Och, ci me˛z˙czyz´ni! – Potrza˛sne˛ła głowa˛ i sie˛gne˛ła po gazete˛, kto´ra˛ zacze˛ła czytac´ przed nadejs´ciem me˛z˙a. – Livvy... Wiem, z˙e chcesz jak najlepiej, i podobny zawo´d to juz˙ cos´, ale nie uwaz˙asz, z˙e gdyby Tullah chciała załoz˙yc´ rodzine˛, to juz˙ dawno by sobie kogos´ znalazła? Olivia zagryzła usta. – Chcesz powiedziec´, z˙e nie powinnam sie˛ wtra˛cac´? – No wie˛c... – Mys´lałam tylko o wydaniu kilku kolacji... rewizy- tach... czyms´ takim. – Hm... włas´ciwie to chyba powinienem sie˛ cieszyc´, z˙e
małz˙en´stwo i macierzyn´stwo tak ci przypadło do gustu, z˙e chcesz uszcze˛s´liwic´ tym samym swoje przyjacio´łki. – Tez˙ tak mys´le˛ – odparła z us´miechem. – To mi cos´ przypomniało... Pamie˛tasz, jak kto´rejs´ nocy mo´wilis´my, z˙e przyszła pora, by postarac´ sie˛ o braciszka czy siostrzyczke˛ dla Amelii? – No nie, chyba nie... – Nie od razu – odpowiedziała. – Ale powinnis´my... – Masz racje˛, naprawde˛ powinnis´my! – rozes´miał sie˛ Caspar, pocia˛gaja˛c ja˛ za soba˛ na go´re˛.
ROZDZIAŁ DRUGI – No wie˛c jak? Wpadło ci cos´ w oko? – z zainteresowa- niem zapytała Olivia, kiedy Tullah przyjechała do niej prosto ze spotkania z agentem. – Włas´ciwie nic, poza ta˛ maskotka˛. – Tullah ze s´mie- chem wypus´ciła z obje˛c´ dwuletnia˛ Amelie˛. – Jes´li tak, to powinnas´ raczej rozejrzec´ sie˛ nie za domem, a za jakims´ facetem – zas´miała sie˛ Olivia. – O nie, dzie˛kuje˛ – odrzekła Tullah, powaz˙nieja˛c i od- daja˛c jej dziecko. Zacisne˛ła usta. – Tullah... – zacze˛ła Olivia i urwała, widza˛c mine˛ dziewczyny. Znały sie˛ doskonale, lecz Tullah zawsze utrzymywała lekki dystans w stosunku do innych. Zatrudnie- ni w poprzedniej firmie me˛z˙czyz´ni, zwiedzeni seksownym wygla˛dem i pone˛tna˛figura˛dziewczyny, szybko sie˛ przekona- li, z˙e nie po´jdzie im z nia˛łatwo. Umiała wymagac´ szacunku. Olivia, kto´ra znała powody tej nieufnos´ci, nigdy nie przecia˛gała struny. Wiedziała, z˙e Tullah unika me˛z˙czyzn i rozmo´w na ich temat. Rozkwitała jedynie w towarzystwie tych, kto´rzy byli juz˙ z kims´ zwia˛zani. Moz˙e wtedy czuła sie˛ bezpieczna?
– Czyli nic z tego, co widziałas´, nie przypadło ci do gustu? – zmartwiła sie˛ Olivia. – Te mieszkania były włas´ciwie bez zastrzez˙en´, ale zupełnie bezosobowe. A znowu domy albo zbyt drogie, albo za duz˙e, albo tez˙ jedno i drugie. Chociaz˙ był taki jeden... – Urwała. Olivia w milczeniu czekała na cia˛g dalszy. – Włas´ciwie wszystko przemawia przeciwko niemu, nawet agent powiedział, z˙e doła˛czyli go w ostatniej chwili, ale... – Ale... – zache˛ciła ja˛ Olivia. Tullah popatrzyła na nia˛ niepewnie, us´miechne˛ła sie˛. – Ale zakochałam sie˛ w nim od pierwszego wejrzenia. – Nie! – zawołała Olivia. – Az˙ tak z´le? – Bardziej niz˙ mys´lisz – us´cis´liła Tullah. – Przede wszystkim ma zbyt wysoka˛ cene˛, po drugie, znajduje sie˛ w gorszej cze˛s´ci miasta. Wymaga gruntownego remontu, ła˛cznie z wymiana˛ rur i instalacji elektrycznej, osuszenia gruntu... To pochłonie maja˛tek. – W takim razie jakie ma plusy? – zapytała Olivia. – Przeciez˙ musi miec´ jakies´ walory, skoro tak sie˛ do niego zapaliłas´ – dodała. – Oczywis´cie, z˙e ma – odrzekła Tullah. – Woko´ł cia˛gna˛ sie˛ pola, a z go´ry jest wspaniały widok na rzeke˛. Poza tym otacza go ogromny ogro´d. To połowa bliz´niaka, w drugiej mieszkaja˛ dwie starsze siostry, wdowy, kto´re sporo czasu spe˛dzaja˛ u rodziny w Australii. Droga, przy kto´rej stoi, w zasadzie nigdzie nie prowadzi, kon´czy sie˛ na gospodar- stwie, kto´rego stamta˛d nawet nie widac´. – Gospodarstwo... – Olivia wygla˛dała na zaintrygowa- na˛. – Gdzie to włas´ciwie jest, Tullah? Wydaje mi sie˛... – Wiem – weszła jej w słowo Tullah. – Uwaz˙asz, z˙e nie powinnam zawracac´ sobie głowy czyms´ takim. Nawet gdyby to była okazja, a przeciez˙ wcale nie jest. I z˙e
doprowadzenie tego do przyzwoitego stanu potrwa kilka dobrych miesie˛cy. – Zawsze moz˙esz mieszkac´ u nas – zapewniła ja˛Olivia, a kiedy Tullah potrza˛sne˛ła głowa˛, zapytała: – Wie˛c co zdecydowałas´? Powiedziałas´ agentowi, z˙e to odpada? – Nie – us´miechne˛ła sie˛ niepewnie. – Złoz˙yłam mu oferte˛... Obie jeszcze sie˛ s´miały, kiedy Caspar wszedł do kuchni. Opowiedziały mu cała˛historie˛, ale, jak to me˛z˙czyzna, nie od razu poja˛ł, co w tym było takiego s´miesznego. – Dzwonił Saul, kiedy cie˛ nie było – powiedział do z˙ony. – Uprzedził, z˙e troche˛ sie˛ spo´z´ni, bo ma jakis´ problem z opiekunka˛ do dzieci. Obiecał, z˙e nie be˛dzie po´z´niej niz˙ o wpo´ł do dziewia˛tej. – To dobrze. Zaprosiłam jego, Jenny i Jona na kolacje˛ – Olivia wyjas´niła przyjacio´łce. – No włas´nie, zacze˛łas´ mi mo´wic´ o tym domku... – Urwała, bo w tej samej chwili Amelia pocia˛gne˛ła za ogon lez˙a˛cego w koszyku szczeniaka. Piesek zapiszczał głos´no. – Zostaw Flossy, Amelio! – Olivia pos´pieszyła zwierzakowi na ratunek. – Nie moz˙na robic´ mu krzywdy. Pieska to boli. Kiedy kilka godzin po´z´niej Tullah stane˛ła przed pie˛knym wiktorian´skim tremo, zdobia˛cym najlepszy gos´cinny poko´j Olivii, us´wiadomiła sobie, z˙e najche˛tniej posiedziałaby w spokoju z gospodarzami, zamiast spe˛dzac´ cały wieczo´r przy stole i silic´ sie˛ na wymuszone grzecznos´ci. Juz˙ kiedys´ poznała Jenny i Jona, i miło ich wspominała, ale Saul... Zdecydowała sie˛ włoz˙yc´ sukienke˛, kupiona˛ za namowa˛ mamy i siostry, gdy razem wybrały sie˛ na zakupy do Hampshire. Juz˙ wtedy miała wa˛tpliwos´ci, czy jest w jej stylu, ale Lucinda nawet nie dała jej czasu na zastanowienie.
– Daj spoko´j! – os´wiadczyła apodyktycznym tonem starszej siostry. – Oczywis´cie, z˙e jest w twoim stylu. W kremowymjestci bardzodotwarzy,pozatymtodoskonały fason. Sama bym ja˛ kupiła, gdybym nie była taka gruba. – Przeciez˙ nie be˛dziesz całe z˙ycie w cia˛z˙y – zare- plikowała Tullah, ale Lucinda potrza˛sne˛ła głowa˛. – Uwierz mi, z˙e na tym etapie jeszcze trzy miesia˛ce wydaja˛ sie˛ wiecznos´cia˛. Zreszta˛, boje˛ sie˛, z˙e juz˙ nigdy nie be˛de˛ mogła nosic´ takich rzeczy. I pewnie tez˙ nie be˛dzie ku temu okazji – dodała z z˙alem. Rzeczywis´cie, było jej dobrze w tym kolorze, musiała to przyznac´, ale obcisła, podkres´laja˛ca figure˛ sukienka ze skos´nym dołem na jej gust była zbyt ekstrawagancka. Wprawdzie suknia nie miała nadmiernie wycie˛tego dekoltu, ale sposo´b, w jaki materiał opinał sie˛ na bardziej zaokra˛glonych miejscach... Na szcze˛s´cie od razu dobrała do niej z˙akiet z tej samej tkaniny. Włoz˙y go teraz, choc´ moz˙e be˛dzie jej w tym za gora˛co. Na dole rozległ sie˛ dz´wie˛k dzwonka. Narzuciła z˙akiet i wyszła z pokoju. Schodziła po scho- dach, pewna, z˙e zaraz ujrzy Jenny i Jona. W połowie drogi zatrzymała sie˛ jak wryta. W holu stał Saul. – Tullah! – Olivia popatrzyła na nia˛ z uznaniem. Juz˙ wczes´niej Caspar zastrzegł, by nie pro´bowała bawic´ sie˛ w swatke˛. A przeciez˙... to taka szkoda... – Chyba pamie˛tasz Saula? – z us´miechem zwro´ciła sie˛ do Tullah. – Pamie˛tam – odparła, udaja˛c, z˙e nie dostrzega jego wycia˛gnie˛tej dłoni, i przysuwaja˛c sie˛ bliz˙ej Olivii. – Hm... Saul, Caspar jest w jadalni, moz˙e masz ochote˛ na drinka? Widze˛, z˙e jakos´ uporałes´ sie˛ ze znalezieniem opiekunki – us´miechne˛ła sie˛ do niego.
– Na szcze˛s´cie – odrzekł. – Od tamtej sprawy o prawa rodzicielskie bardzo uwaz˙am, komu powierzam dzieci... Dobrze, z˙e na mnie nie patrza˛, pomys´lała Tullah. Od razu by wiedzieli, jakie mam zdanie o takim tatusiu. Juz˙ cos´ musiało sie˛ za tym kryc´, skoro nie od razu przekonał sa˛d, z˙e potrafi zapewnic´ dzieciom włas´ciwa˛ opieke˛. Tyle sie˛ czyta o ro´z˙nych przypadkach, kiedy dzieci zostały z kims´ nie- odpowiedzialnym albo wre˛cz same, i wynikaja˛cych z tego konsekwencjach. A przeciez˙ z pewnos´cia˛stac´ go na wynaje˛- cie wykwalifikowanej osoby. Chociaz˙ i tak nie pochwalała faktu, z˙e zamiast zostac´ z dziec´mi, skoro akurat teraz przypadała ich wizyta, wybrał spotkanie towarzyskie. I dziwne, z˙e Olivia go do tego zache˛cała. – Pomoge˛ ci w kuchni – powiedziała pos´piesznie na propozycje˛ Olivii, by poszła z panami na drinka. Kontakty z Saulem wolała ograniczyc´ do minimum. – Słyszałem, z˙e wkro´tce zaczynasz prace˛ w Aarls- ton-Becker – zagadna˛ł ja˛ Saul, jednoczes´nie odmownym ruchem głowy dzie˛kuja˛c Casparowi za drugi kieliszek wina. – Lepiej nie – powiedział. – Przyjechałem samochodem. Dobrze, z˙e ma przynajmniej odrobine˛ odpowiedzialno- s´ci, skonstatowała w duchu Tullah, choc´ trudno znalez´c´ usprawiedliwienie dla faktu, z˙e bardziej przejmuje sie˛ swoim prawem jazdy niz˙ dziec´mi. – Owszem – odrzekła zdawkowo i zwro´ciła sie˛ do siedza˛cego po drugiej stronie Jona z pytaniem o konsekwen- cje pojawienia sie˛ w miasteczku duz˙ej mie˛dzynarodowej firmy. – Nie ma co ukrywac´, z˙e to sie˛ na nas troche˛ odbiło – us´miechna˛ł sie˛ Jon. – Chociaz˙ mniej, niz˙ moz˙na było
przypuszczac´. Oni maja˛swoich prawniko´w, cały dział, wie˛c nam nie pozostaje wiele do zrobienia. Olivia mo´wiła, z˙e specjalizujesz sie˛ w prawie europejskim. – Tak – potwierdziła, z apetytem zajadaja˛c przyrza˛dzo- ne przez gospodynie˛ potrawy. Olivia lubiła gotowac´ i była w tym s´wietna. – Tullah przez rok pracowała w Hadze – dorzuciła Olivia i us´miechne˛ła sie˛ do przyjacio´łki. – Saul wie cos´ o tym. On tez˙ przez jakis´ czas tam siedział. Tam poznał Hillary. – To twoja z˙ona? – chłodno upewniła sie˛ Tullah. – Była z˙ona – wyjas´nił spokojnie, choc´ po wyrazie jego twarzy widziała, z˙e doskonale odgadł jej skrywana˛wrogos´c´. Wyczuwał jej nieche˛c´, ale bynajmniej nie wydawał sie˛ tym przejmowac´. Zreszta˛, niby dlaczego miałoby go to wzruszac´? Jest bardzo atrakcyjnym me˛z˙czyzna˛, a Olivia i Jenny maja˛ do niego wyraz´na˛ słabos´c´, to widac´ na pierwszy rzut oka. Z pewnos´cia˛ nie uskarz˙a sie˛ na brak damskiego towarzystwa i zachwyconych spojrzen´. Podzi- wiała Caspara, z˙e potrafi zdobyc´ sie˛ na tyle ciepła i serdecz- nos´ci w stosunku do Saula. Zwłaszcza, z˙e nie tak dawno Saul pro´bował odebrac´ mu Olivie˛. – Z tego, co mo´wiłes´, to doskonała firma i warto dla nich pracowac´. – Jon taktownie zmienił temat. – To prawda – potwierdził Saul. – Potrafia˛ zadbac´ o pracowniko´w. U nas rzeczywis´cie ro´wnorze˛dnie traktuje sie˛ kobiety i me˛z˙czyzn. Nie mo´wia˛c juz˙ o szczego´lnych prawach dla matek z małymi dziec´mi. Sa˛ zagwarantowane urlopy macierzyn´skie, przyznaje sie˛ je automatycznie. Sam dos´wiadczyłem, jakie to dobrodziejstwo, kiedy co jakis´ czas musiałem zwalniac´ sie˛ z pracy z powodu dzieci. – Zawsze mnie zdumiewa, jak szybko w me˛z˙czyznach
budzi sie˛ instynkt rodzicielski, kiedy tylko pojawia sie˛ realna groz´ba odebrania im dzieci – kwas´no stwierdziła Tullah, mierza˛c go sceptycznym spojrzeniem. – Ojcowie zwykle zakładaja˛, z˙e ich rola w z˙yciu dzieci jest czyms´ naturalnym – pojednawczo zauwaz˙ył Jon. Saul nic nie odpowiedział. Czuła na sobie jego uwaz˙ny wzrok, daleki od zachwytu. I bardzo dobrze! Jes´li natrafiła na jego czułe miejsce, to tym lepiej. Ta jego arogancja i pewnos´c´ siebie! Do dzis´ pamie˛tała czasy, kiedy ojciec wymuszał nalez˙ne mu wizyty. Okropne godziny, kto´re cia˛gne˛ły sie˛ w nieskon´czonos´c´. Siedziały przed telewizorem wjego mieszkaniu, cichutko jak myszki, z˙eby mu przypadkiem nie przeszkodzic´. Oczywis´cie wcale nie zalez˙ało mu na dzieciach – robił to wyła˛cznie po to, by odegrac´ sie˛ na ich mamie i zatruc´ jej z˙ycie. Olivia zacze˛ła zbierac´ talerze, Tullah poderwała sie˛, by jej pomo´c. – Nie fatyguj sie˛... – zaprotestowała, ale ona nie usłucha- ła. Wzie˛ła talerz od Jona, sie˛gne˛ła po naste˛pny. Znierucho- miała, kiedy Saul podsuna˛ł jej swo´j. Kusiło ja˛, by udac´, z˙e tego nie dostrzegła. I niewiele brakowało, by to zrobiła. Odwracała sie˛ juz˙, kiedy napotkała jego spojrzenie. Us´miechna˛ł sie˛ cynicznie. A wie˛c odgadł jej mys´li. Nie to jednak było najgorsze. – Usia˛dz´! – rzucił lekko, ale tonem nie znosza˛cym sprzeciwu. – Ja je zaniose˛ – dodał, wstaja˛c z miejsca. Go´rował nad nia˛, w kaz˙dym razie tak sie˛ jej wydało. Wyja˛ł jej z ra˛k talerze, odwro´cił sie˛ do Olivii. – Zupa była wspaniała. Koniecznie musisz dac´ mi przepis. – Jest bardzo prosty – rozes´miała sie˛ Olivia, kieruja˛c sie˛ do kuchni. – Jes´li tylko masz sprawny mikser.
– Saul wychodzi ze sko´ry, by zapewnic´ dzieciom nor- malny dom – z uznaniem zauwaz˙yła Jenny, kiedy tamci znikne˛li w kuchni i nie mogli ich słyszec´. – Naprawde˛ podziwiam go za to, co dla nich robi. – Dlaczego tak sie˛ dzieje, z˙e me˛z˙czyzna samotnie wychowuja˛cy dzieci zawsze wzbudza powszechny za- chwyt? – skrzywiła sie˛ Tullah. – Kobieta w tej samej sytuacji nigdy. A Saul nawet nie jest samotnym ojcem – dodała i umilkła, bo drzwi sie˛ otworzyły i na progu stane˛ła Olivia i Saul. Widziała, z˙e jej zgryz´liwe stwierdzenie nieprzyjemnie zaskoczyło Jenny. Niepotrzebnie tak sie˛ wyrwała. Ale z drugiej strony nie mogła juz˙ dłuz˙ej słuchac´, jak wynosza˛ go pod niebiosa. Przeciez˙ wcale na to nie zasługuje. – Miałas´ okazje˛ pozwiedzac´ muzea w Hadze? – Troche˛ – odrzekła zdawkowo, bo juz˙ wczes´niej po- stanowiła sobie, z˙e nie da sie˛ wcia˛gna˛c´ w rozmowe˛ z Saulem. Im dłuz˙ej przysłuchiwała sie˛ zachwytom Olivii i Jenny, tym mocniejsza˛ czuła do niego nieche˛c´. Nie ma szans, by kiedykolwiek przyła˛czyła sie˛ do tego cho´ru. I za co go tak wychwalaja˛? Z˙e raz na miesia˛c, czy jak mu tam wyznaczyli, bierze do siebie dzieci? Co to znowu za pos´wie˛cenie? Zreszta˛ widac´, z˙e dla niego to i tak za duz˙e obcia˛z˙enie, skoro wolał wyszukac´ kogos´ do dzieci, z˙eby wyrwac´ sie˛ z domu i wyjs´c´ na kolacje˛, z go´ry wiedza˛c, z˙e panie i tak be˛da˛ nim urzeczone. Niezły tatus´! Doskonale pamie˛tała, z˙e jej ojciec robił dokładnie to samo. Pod pretekstem słuz˙bowych spotkan´ zostawiał je ze swoja˛ mama˛ czy babcia˛. – Tullah, włas´nie zacze˛łam opowiadac´ Saulowi o tym domku, kto´ry dzisiaj widziałas´. Tullah zakochała sie˛ w nim
od pierwszego spojrzenia – dodała wyjas´niaja˛co, zwracaja˛c sie˛ do Jenny i Jona. – Ten domek... – ...zupełnie nie wchodzi w gre˛ – pos´piesznie przerwała jej Tullah. – Jest absolutnie niepraktyczny. – Czasami dobrze jest zrobic´ cos´ zupełnie nieracjonal- nego i niepraktycznego, spełnic´ swoje marzenia... – usłysza- ła głos Saula. – Przeciez˙ włas´nie to czyni z nas ludzi. Poczuła leciutkie ciarki na plecach. Podniosła oczy, by spojrzec´ na niego, ale Saul nie patrzył na nia˛. Jego spojrzenie było utkwione w Olivie˛. A Olivia us´miechała sie˛ w odpowiedzi. Bolała ja˛ głowa. Czuła sie˛ zme˛czona, miała juz˙ tego dos´c´. Ci ludzie byli ze soba˛ zwia˛zani, ona była tu obca. – Kiedy Louise kon´czy zaje˛cia na uniwersytecie? – do- biegło ja˛ rzucone od niechcenia pytanie Saula. Wzdrygne˛ła sie˛. Jak mo´gł w ten sposo´b wypytywac´ Jenny o jej co´rke˛? W kon´cu dziewczyna jest prawie dwadzies´cia lat od niego młodsza, a jak słyszała, nadal jest w nim po uszy zadurzona. Jenny zmieszała sie˛ lekko, zerkne˛ła na me˛z˙a. – Formalnie semestr kon´czy sie˛ dopiero za kilka miesie˛- cy, ale zapowiedziała, z˙e moz˙e przyjedzie do domu wczes´- niej, bo wykłady nie potrwaja˛ do samego kon´ca. Widac´ było, z˙e ten temat nie jest dla niej przyjemny. Zreszta˛, nic w tym dziwnego. I tak s´wietnie panowała nad soba˛. Alez˙ ten facet ma tupet! Odetchne˛ła z ulga˛, kiedy Jenny i Jon zacze˛li zbierac´ sie˛ do odejs´cia. Saul podnio´sł sie˛ zaraz po nich. Caspar odprowadził go do wyjs´cia, Olivia i Tullah poszły do kuchni. – Saul jest wspaniały – ciepło us´miechne˛ła sie˛ Olivia, upychaja˛c naczynia do zmywarki. – Mam taka˛ nadzieje˛...
– Urwała, widza˛c mine˛ Tullah. – On ci sie˛ nie podoba, co? – zapytała cicho. – Olivio, przepraszam cie˛, ale nie. Wiem, z˙e to two´j kuzyn, z˙e jest z twojej rodziny, ale... – Chwyciła głe˛boki oddech, podniosła głowe˛, by spojrzec´ jej prosto w oczy. Olivia nie kryła zdumienia. – Włas´nie takich jak on organicznie nie znosze˛. Wiem, z˙e ty... z˙e ty i on... – Potrza˛s- ne˛ła głowa˛. – Zobacz, jak zostawił dzis´ swoje dzieci, z˙eby tylko tu przyjs´c´. Taki człowiek nie zasługuje na to, by byc´ ojcem... – Tullah – ostrzegawczo zacze˛ła Olivia, ale juz˙ było za po´z´no. Tullah poda˛z˙yła za jej wzrokiem, znieruchomiała. W otwartych drzwiach stał Saul. Po jego minie widac´ było, z˙e z trudem nad soba˛ panuje. – Jestes´ bardzo z´le poinformowana. Skoro chcesz wie- dziec´, to powiem ci, z˙e zostawiłem dzieci wyła˛cznie dlatego, iz˙ Olivia prosiła, bym... – Saul – prosza˛co przerwała mu Olivia. – Tullah wcale nie chciała... nie zdawała sobie sprawy... – Wre˛cz przeciwnie, doskonale zdaje˛ sobie sprawe˛ – zareplikowała Tullah. – Wro´ciłem, bo chciałem sie˛ upewnic´ co do poniedział- ku. Wie˛c Meg moz˙e u was przenocowac´? – zwro´cił sie˛ do Olivii, zupełnie ignoruja˛c Tullah. – Oczywis´cie, tak jak sie˛ umawialis´my. Caspar odbierze ja˛ ze szkoły. Saul odwro´cił sie˛, jakby sie˛ zawahał. Popatrzył na Tullah uwaz˙nie. – Mam nadzieje˛, z˙e w pracy be˛dziesz bardziej wywaz˙o- na i ostroz˙na w swoich opiniach o innych – powiedział cicho. – Bo jes´li nie... – To co? – zapytała prowokacyjnie. Uniosła dumnie
brode˛. Moz˙e słuz˙bowo ma wyz˙sza˛ od niej range˛, ale na szcze˛s´cie zajmuje sie˛ wspo´łpraca˛ z amerykan´ska˛ filia˛, wie˛c raczej nie be˛da˛ sie˛ stykac´ na gruncie za- wodowym. – Pora na mnie, Livvy – zno´w ja˛ zignorował. – Obieca- łem Bobbie, z˙e wro´ce˛ przed dwunasta˛. Ona i Luke chca˛ pobyc´ troche˛ z Ruth i Grantem przed ich powrotem do Bostonu. – Słyszałam. Uwaz˙am, z˙e wpadli na wspaniały pomysł, by spe˛dzac´ po´ł roku tutaj a po´ł w Stanach. – Salomonowa decyzja – powiedział z us´miechem. Ten us´miech zgasł, kiedy odwro´cił sie˛ do Tullah i lekko skina˛ł głowa˛. – Dobranoc. Ledwie drzwi sie˛ za nim zamkne˛ły, Tullah pos´piesznie zwro´ciła sie˛ do Olivii: – Nie wez´miesz mi za złe, jes´li po´jde˛ sie˛ połoz˙yc´? Troche˛ boli mnie głowa i... – Alez˙ ska˛d, idz´ – uspokoiła ja˛ przyjacio´łka. Wiedziała, z˙e zaskoczyła ja˛swoim stosunkiem do Saula, ale mimo to nie mogła sie˛ zdobyc´ na przeprosiny ani cofna˛c´ wypowiedzianych sło´w. Lez˙a˛c w ło´z˙ku, Olivia przytuliła sie˛ do Caspara i ode- zwała sennie: – Wiesz, nie moge˛ zrozumiec´, dlaczego Tullah tak z´le zareagowała na Saula. Włas´nie na niego. Przeciez˙ naprawde˛ rzadko sie˛ zdarza ktos´ milszy niz˙ on. Wujek Hugh nieraz powtarzał, z˙e Saul zaja˛ł sie˛ prawem gospodarczym, bo nie ma w nim ani odrobiny agresji, tak potrzebnej na sali sa˛dowej. Luke sie˛ do tego nadaje... – Hm... cos´ mi sie˛ widzi, z˙e Saul raczej nie przypadł jej do gustu – zamruczał Caspar i musna˛ł ustami czubek głowy
Olivii. – Dobrze, z˙e nie wybrałas´ go na ewentualnego ojca dzieci, kto´rych niby tak bardzo pragnie – zas´miał sie˛. – Saul i Tullah... Nie, z tego na pewno nic nie be˛dzie – ze s´miechem stwierdziła Olivia. – Tatusiu... – Uhm... – zamruczał Saul, pochylaja˛c sie˛ nad ło´z˙ecz- kiem najmłodszej co´rki i odgarniaja˛c z jej zapłakanej buzi pukiel włoso´w. Zno´w miała te niedobre sny, kto´re zacze˛ły ja˛ dre˛czyc´ w Ameryce, gdzie mieszkała z mama˛ i jej nowym me˛z˙em. Dzis´ takz˙e obudził go jej płacz. W po´łmroku, rozjas´nionym słabym s´wiatłem małej lampki, z czułos´cia˛ patrzył na dziewczynke˛, cierpliwie czekaja˛c na jej słowa. – Nigdy sobie gdzies´ nie pojedziesz i nie zostawisz nas, prawda? Z trudem zwalczył pokuse˛, by wzia˛c´ ja˛ w ramiona i przytulic´ do siebie. – No wiesz, czasami musze˛ wyjechac´ słuz˙bowo – po- wiedział spokojnie, rzeczowym tonem. – Ty czasami tez˙. Na przykład, jak przyjdzie czas, z˙eby pojechac´ na troche˛ do mamusi. Ale obiecuje˛ ci, z˙e nigdy nie wyjade˛ od ciebie na długo, z˙abko. – A czy ja naprawde˛ musze˛ jechac´ do mamusi i tam byc´? Nawet jak wcale nie chce˛? Serce mu sie˛ s´cisne˛ło. Starał sie˛ wyjas´nic´ dzieciom, z˙e Hillary jest ich mama˛, z˙e tez˙ je kocha i chce z nimi byc´. Robert i Jemima rozumieli to, choc´ nie ukrywali, z˙e chca˛ byc´ z ojcem. Gorzej było z najmłodsza˛ Meg. Trudno było jej wytłu- maczyc´, z˙e nie chodzi jedynie o przyznane przez sa˛d prawa dla Hillary, z˙e i jemu zalez˙y, by nie straciły z nia˛ kontaktu. Jes´li ulegnie ich pros´bom, zerwie sie˛ wie˛z´ mie˛dzy
dziec´mi a matka˛, niezbe˛dna dla ich harmonijnego rozwoju. Chciałby tez˙ unikna˛c´ sytuacji, z˙e po latach zarzuca˛ mu, iz˙ jako dorosły i ojciec powinien patrzec´ na to inaczej, z˙e byli za mali, by samodzielnie decydowac´. To dlatego, wyła˛cznie dla ich dobra, robił wszystko, by rozwo´d i sprawa o prawa rodzicielskie wyrza˛dziły im jak najmniej krzywdy. Jeszcze teraz zaciskał ze˛by na wspomnienie nieocze- kiwanego telefonu od Hillary, kiedy trzy miesia˛ce temu kategorycznie zaz˙a˛dała, by natychmiast przyleciał do Sta- no´w i zabrał dzieci, bo przez nie rozpada sie˛ jej zwia˛zek z nowym me˛z˙em. Podobno postawił sprawe˛ na ostrzu noz˙a i kazał jej wybierac´ mie˛dzy dziec´mi a nim. Znał ja˛, wie˛c mo´głby sie˛ załoz˙yc´, z˙e wybierze me˛z˙a. Prawde˛ mo´wia˛c, Hillary nigdy nie była oddana˛ matka˛. Pobrali sie˛ w pos´piechu, niemal sie˛ nie znaja˛c. Tym bardziej nie mo´gł sobie darowac´, z˙e widza˛c jej stosunek do dwojga dzieci, jej nieche˛c´ i irytacje˛, zgodził sie˛ na trzecie dziecko, kto´re według Hillary miało uratowac´ ich rozpadaja˛ce sie˛ małz˙en´stwo. Z˙ałował tej decyzji, ale nigdy nie z˙ałował pojawienia sie˛ Meg. I Meg nigdy sie˛ nie dowie, z˙e jej przybycie na s´wiat ostatecznie przypiecze˛towało ich rozstanie. – Nigdy nie chciałam dzieci! – wykrzykiwała Hillary w czasie ich nie kon´cza˛cych sie˛ kło´tni. – Nie znosze˛ dzieci! Do tej pory rumienił sie˛ na wspomnienie wypowiedzia- nych wtedy w złos´ci sło´w. – Nie znosisz moich dzieci! Jego dzieci. Bo przeciez˙ sa˛ jego. – Ale jak ty sobie poradzisz? – niepokoiła sie˛ jego mama, kiedy oznajmił, z˙e zamierza wysta˛pic´ o prawa rodzicielskie. – Oczywis´cie, pomoge˛ ci, jak tylko be˛de˛ mogła, ale jednak...
– Mamo, wy macie swoje z˙ycie. Dobrze wiemy, jak tato czeka na emeryture˛. Ja sobie poradze˛, nie martw sie˛. I tak rzeczywis´cie było, z wyja˛tkiem tych rzadkich chwil, kiedy, na przykład jak dzis´, zawodziła opiekunka do dzieci i musiał przełykac´ dume˛ i zwracac´ sie˛ do rodziny. Oczywis´cie mo´gł zatrudnic´ kogos´ na stałe, ale wolał tego unikna˛c´. Nie chciał, by dzieci miały poczucie, z˙e przenosi na kogos´ swoja˛ odpowiedzialnos´c´, z˙e moz˙e ich nie kocha i juz˙ nie chce. Szczego´lnie mała Meg, kto´ra z pobytu u mamy wro´ciła w takim stanie, z˙e serce mu sie˛ łamało, gdy widział, jak rozpaczliwie łaknie bezpieczen´stwa i czułos´ci. – Przyjemnie było u cioci Livvy? – zapytała Meg. – Bardzo – potwierdził. Gdy Olivia zapraszała go na dzisiejsza˛ kolacje˛, z eks- cytacja˛ opowiadaja˛c o przyjacio´łce, kto´ra wkro´tce zacznie pracowac´ w jego firmie, i przypominaja˛c, z˙e juz˙ wczes´niej widział ja˛na weselu i chrzcinach, wszystko wskazywało, z˙e czeka ich miły wieczo´r. Jasne, z˙e pamie˛tał Tullah. Kto´ry me˛z˙czyzna mo´głby zapomniec´ te˛ zjawiskowa˛ dziewczyne˛? Miała w sobie to cos´, choc´ nie wiedział dokładnie, czy sprawiały to jej ge˛ste, błyszcza˛ce włosy, ols´niewaja˛ca cera czy zmysłowo zaokra˛- glona figura. W kaz˙dym razie robiła tak piorunuja˛ce wraz˙enie, z˙e nie mogła sie˛ z nia˛ro´wnac´ z˙adna wykreowana przez media chudzina. Wystarczyło raz ujrzec´ jej lekko nabrzmiałe, mie˛kkie usta, pełne piersi, by wyobraz´nia natychmiast zacze˛ła pracowac´... Moz˙e nie powinno sie˛ temu ulegac´, ale jes´li sie˛ jest me˛z˙czyzna˛... Jednak dzisiejszy wieczo´r udowodnił, z˙e Tullah potrafi skutecznie do siebie znieche˛cic´. Czy to włas´nie kontrast mie˛dzy jej uwodzicielskim,