ROZDZIAŁ PIERWSZY
Zebranie dobiegło kon´ca. Susannah wstała, po-
spiesznie wyszła na korytarz i ruszyła w strone˛
swojego boksu.
Był ciemny, malutki, mies´ciło sie˛ w nim zaled-
wie biurko, komputer i wieszak na płaszcze, ale za
to miał te˛ zalete˛, z˙e nie musiała go z nikim dzielic´.
Teraz doceniała to jak nigdy dota˛d. Przyspieszyła
kroku. Pragne˛ła tylko jednego – choc´ przez chwile˛
pobyc´ sama.
Ze˛by zaciskała tak kurczowo, z˙e az˙ rozbolała ja˛
szcze˛ka. Na dodatek pe˛kała jej głowa. Nigdy nie
była osoba˛ o mocnych nerwach, a wydarzenia
ostatnich dni dosłownie zaczynały ja˛ przerastac´.
– Zdaje sie˛, z˙e nasz nowy pan i władca nie
przyja˛ł cie˛ zbyt łaskawie, co? Doprawdy ciekawa
jestem przyczyny – wycedził słodko głos za jej
plecami.
Ostatnia˛ rzecza˛, na jaka˛ miała ochote˛, były
jadowite docinki Claire Hunter.
Claire pracowała w mediach od trzydziestu lat,
a z magazynem ,,Tomorrow’’ była zwia˛zana od
dnia jego załoz˙enia. Umiała pisac´ dowcipnie i bły-
skotliwie. Jej złos´liwe, subtelnie ironiczne donie-
sienia o tym, co dzieje sie˛ w s´wiecie mody, nie
miały sobie ro´wnych. Claire wiedziała, ile jest
warta, i biada temu, kto nie wyraził nalez˙nego
podziwu dla jej dziennikarskiego kunsztu.
Hazard Maine tego nie zrobił. Był jednak na-
czelnym, wie˛c Claire nie os´mieliła sie˛ okazac´ nie-
zadowolenia. Za to postanowiła odegrac´ sie˛ na
kolez˙ance.
Susannah zebrała resztki sił, wzruszyła ramio-
nami i odparła oboje˛tnym tonem:
– Nie mam poje˛cia, o co mu chodziło. Pode-
jrzewam, z˙e po prostu chce pokazac´, kto tu rza˛dzi.
Ja miałam akurat pecha i zrobił ze mnie kozła
ofiarnego. Naste˛pnym razem na pewno nie przyjde˛
w ostatniej chwili, kiedy wolne sa˛juz˙ tylko krzesła
w pierwszym rze˛dzie.
Claire zdawała sie˛ usatysfakcjonowana odpowie-
dzia˛, a Susannah z ulga˛ znikne˛ła w swoim boksie.
Powinna brac´ przykład z Claire i nas´ladowac´ jej
cynizm oraz dystans do z˙ycia, zamiast wiecznie
przejmowac´ sie˛ cudzymi problemami – kto´re nie-
odmiennie przekształcaja˛ sie˛ w jej własne.
Cholerny Hazard Maine!
Hazard Maine! Co to w ogo´le za nazwisko?
Tak paskudnie amerykan´skie jak on sam. Wie˛k-
szos´c´ z˙ycia zawodowego upłyne˛ła mu w Syd-
ney i Nowym Jorku, do Anglii przenio´sł sie˛ do-
piero teraz, gdy mianowano go redaktorem na-
czelnym prestiz˙owego czasopisma ,,Tomorrow’’,
sztandarowego produktu domu wydawniczego
MacFarlane.
Stało sie˛ jasne jak słon´ce, z˙e wspo´łpraca z nim
nie ułoz˙y sie˛ dobrze. Susannah wiedziała o tym juz˙
od soboty.
Przymkne˛ła na chwile˛ oczy. Jakby miała za
mało problemo´w w z˙yciu! Brakuje jej tylko kłopo-
to´w w pracy. A z poprzednim szefem, Richardem,
układało sie˛ tak dobrze...
Zawsze jej pomagał, wspierał i zache˛cał do
nowych pomysło´w. Richard był taki ludzki, taki
miły, taki wyrozumiały...
Ale o jego powrocie nie ma co marzyc´. Jego
z˙ona, jedyna co´rka Toma MacFarlane’a, posta-
wiła sprawe˛ na ostrzu noz˙a: os´wiadczyła, z˙e ma
dosyc´ wiecznej nieobecnos´ci me˛z˙a, kto´ry od rana
do nocy przesiaduje w redakcji. Richard musiał
wybierac´ mie˛dzy z˙ona˛ a praca˛. Nie namys´lał sie˛
długo.
Zrezygnował ze stanowiska redaktora naczel-
nego ,,Tomorrow’’, by zasia˛s´c´ obok tes´cia w za-
rza˛dzie wydawnictwa.
Na jego miejscu pojawił sie˛ Hazard Maine.
Włas´nie skon´czyło sie˛ pierwsze oficjalne spot-
kanie z nowym szefem. Jak mogła ziewna˛c´ aku-
rat w momencie, kiedy na nia˛ patrzył? Wcale nie
uwaz˙ała tego, co mo´wił, za nudne, wre˛cz prze-
ciwnie.
Czy ktokolwiek mo´głby sie˛ nudzic´, słuchaja˛c
tyrady wygłaszanej przeciwko całej redakcji?
Westchne˛ła. Powaz˙nie obawiała sie˛, z˙e nie po-
pracuje długo pod rza˛dami nowego naczelnego.
Hazard Maine chyba jej nie lubi. To, z˙e nie tylko jej
sie˛ dzis´ dostało, wcale nie jest pocieszaja˛ce. Zaata-
kował całe pismo, zbijaja˛c z tropu wszystkich
pracowniko´w, oraz uprzedził, z˙e czeka ich reorga-
nizacja. I dokładnie w tym momencie zachciało jej
sie˛ ziewac´. Szybko zasłoniła usta, ale zimne szare
oczy nowego szefa juz˙ spocze˛ły na jej twarzy.
– Kto chce cos´ osia˛gna˛c´ w tej gazecie, be˛dzie
musiał przede wszystkim cie˛z˙ko pracowac´, panno
Hargreaves – wycedził sarkastycznie. – W zwia˛z-
ku z tym na pani miejscu zacza˛łbym sie˛ liczyc´ ze
zmiana˛ miejsca zatrudnienia albo ze zmiana˛...
kochanka.
Susannah oblała sie˛ rumien´cem, po sali prze-
biegł szmerek rozbawienia, dostrzegła zacieka-
wione spojrzenia kolego´w.
Miała opinie˛ chłodnej i nieprzyste˛pnej. Nigdy
nie rozmawiała o z˙yciu osobistym w pracy, a tym
jednym kro´tkim zdaniem Hazard Maine wyrobił
jej opinie˛ zupełnie niezgodna˛ z prawda˛.
Patrza˛c na to z drugiej strony, miał do tego
pewne podstawy. Zaledwie kilka dni wczes´niej,
w sobote˛, zaszło mie˛dzy nimi cos´, o czym wiedzie-
li tylko oni dwoje. Z˙e tez˙ wykorzystał to w tak
perfidny sposo´b!
Byc´ moz˙e ciotka Emily ma racje˛. Wine˛ za
wszystko ponosza˛ jej włosy. Zbyt rzucaja˛ sie˛
w oczy: bujne, długie do pasa, kre˛cone, w natural-
nym kasztanowym odcieniu.
To one s´cia˛gaja˛ problemy...
Ta feralna sobota! Susannah az˙ je˛kne˛ła i zanu-
rzyła palce w ge˛stwinie loko´w. Gdyby tylko po-
trafiła o niej zapomniec´! To wszystko nigdy by sie˛
nie wydarzyło, gdyby nie David. Niech go szlag...!
Zmarszczyła gniewnie brwi, piorunuja˛c wzro-
kiem klawiature˛ komputera.
Nie powinna była zadawac´ sie˛ z Davidem Mar-
tinem. Nie pocieszała jej s´wiadomos´c´, z˙e wpadła
w taka˛ sama˛ pułapke˛, jak wiele innych kobiet na
całym s´wiecie.
Zakochiwanie sie˛ w z˙onatym facecie jest...
w bardzo złym gus´cie, mrukne˛ła pod nosem.
Powinna była od pocza˛tku przewidziec´ bieg wy-
darzen´.
Spotkali sie˛ w radiowym studiu, gdzie oboje
zostali zaproszeni jako gos´cie porannego progra-
mu. On pracował wo´wczas w telewizji, ona w lo-
kalnej gazecie. Tak dobrze im sie˛ rozmawiało,
mieli tyle wspo´lnych pogla˛do´w, z˙e kiedy po pro-
gramie zaproponował, by wieczorem umo´wili sie˛
na kolacje˛ i drinka, zgodziła sie˛ z rados´cia˛.
Ostroz˙nos´c´ i rozsa˛dek nigdy nie nalez˙ały do jej
zalet: zanim zorientowała sie˛, z˙e David jest z˙onaty,
była juz˙ zakochana w nim po uszy.
Dowiedziała sie˛ o z˙onie od przyjacio´łki, kocha-
nej i troskliwej osoby, kto´ra znała Susannah od lat
i jako jedyna domys´liła sie˛, z˙e nie ma ona poje˛cia
o czyms´, co dla nikogo innego nie stanowiło
tajemnicy.
Gdy Susannah powiedziała mu, z˙e wie o jego
z˙onie, David zaczerwienił sie˛ jak mały chłopiec
i zacza˛ł wiercic´ czubkiem buta dziure˛ w dywanie.
W kon´cu przyznał, z˙e owszem, z˙e faktycznie ja˛
oszukał, ale nie zrobił tego z wyrachowania, bynaj-
mniej, ska˛dz˙e znowu, po prostu tak jakos´ sie˛
złoz˙yło, nie znalazł odpowiedniej okazji...
Pocza˛tkowo, wyjas´niał, wydawało mu sie˛, z˙e
nie ma potrzeby opowiadac´ o swoim z˙yciu osobis-
tym. Potem, gdy jednak taka potrzeba zaistniała...
Co´z˙, wtedy juz˙ za bardzo obawiał sie˛, z˙e ja˛
straci, kiedy wyzna prawde˛... Zupełnie nie wie-
dział, co ma robic´, poczuł sie˛ taki zagubiony...
Rozdarta pomie˛dzy dwoma uczuciami – własna˛
impulsywnos´cia˛i staros´wieckimi zasadami moral-
nymi, według kto´rych ja˛ wychowano – nie wie-
działa, czy ma przeklinac´ ciotke˛ Emily, czy tez˙ jej
dzie˛kowac´.
Susannah została sierota˛ maja˛c niespełna po´ł-
tora roku, gdy nagły sztorm wywro´cił niewielki
jacht jej rodzico´w. Oboje zgine˛li w rozszalałych
falach.
Opieke˛ nad Susannah przeje˛ła jedyna jej z˙yja˛ca
krewna, posunie˛ta juz˙ w latach stara panna, kto´ra
nie była nawet jej ciotka˛, lecz ciotka˛ jej ojca.
Zasady wpojone Susannah przez starsza˛ pania˛
nie przygotowały jej do z˙ycia w s´wiecie kon´ca
dwudziestego wieku. Inna dziewczyna byc´ moz˙e
nie miałaby skrupuło´w, przyje˛łaby to, co przynio´sł
jej los, i pozwoliła sobie na dalszy cia˛g romansu.
Susannah nie potrafiła tego zrobic´. David był
zwia˛zany z kims´ innym, wie˛c choc´ serce pe˛kało jej
z bo´lu, oznajmiła ciotce, z˙e nadszedł czas rozwina˛c´
skrzydła, opus´cic´ prowincje˛ i poszukac´ pracy
w Londynie.
Miała szcze˛s´cie, szcze˛s´cie w nieszcze˛s´ciu.
Osiem miesie˛cy po´z´niej była juz˙ zupełnie inna˛
osoba˛niz˙ smutna dwudziestotrzylatka, kto´ra opus´-
ciła rodzinne miasteczko z poczuciem, z˙e z˙ycie nie
ma sensu.
Trafiła do ,,Tomorrow’’, jednego z bardziej
prestiz˙owych tytuło´w w kraju. Richard, o´wczesny
naczelny, potrafił znajdowac´ pełnych zapału, zdol-
nych dziennikarzy, kto´rym chciało sie˛ poszukiwac´
temato´w i je dra˛z˙yc´.
Przyja˛ł ja˛ mimo młodego wieku, braku znajo-
mos´ci i niewielkiego dos´wiadczenia. To był cud,
kto´ry niemal nie miał prawa sie˛ wydarzyc´.
Włas´nie zaczynała odzyskiwac´ wiare˛ w siebie,
w miłos´c´ i pomys´lnos´c´ losu, gdy David we włas-
nej osobie niespodziewanie pojawił sie˛ w Lon-
dynie.
Nie miała poje˛cia, jakim cudem zdołał wycia˛g-
na˛c´ jej adres od ciotki Emily. Przyjechał pewnego
chłodnego, letniego wieczoru. Przez cały dzien´ lał
deszcz.
Susannah była zme˛czona, ale radosna. Na pod-
stawie wywiadu z dziewczyna˛, kto´ra podczas na-
padu stała sie˛ zakładniczka˛, napisała artykuł, kto´ry
zyskał uznanie Richarda, a dwie kolez˙anki z redak-
cji zapytały, czy nie chciałaby sie˛ wybrac´ z nimi na
lunch.
Były od niej starsze, bardziej dos´wiadczone
i wykształcone. Fakt, z˙e raczyły uznac´ ja˛za godne
siebie towarzystwo, poczytała sobie za zaszczyt.
W kro´tkim czasie wyrobiła sobie opinie˛ osoby,
kto´ra daleko zajdzie – tak jej przynajmniej powie-
działy.
– Powinnys´my cze˛s´ciej sie˛ spotykac´. W s´wie-
cie rza˛dzonym przez me˛z˙czyzn my, kobiety, musi-
my sobie pomagac´ i wspierac´ sie˛ nawzajem!
– Us´miechały sie˛ do niej jedna przez druga˛, ponad
talerzami z sałatka˛, szklankami z dietetycznymi
napojami i popielniczka˛, w kto´rej gasiły niedopał-
ki z odcis´nie˛ta˛ szminka˛.
Susannah wyszła z tego spotkania uskrzydlona
i całkowicie zdecydowana. Postanowiła od tej pory
koncentrowac´ sie˛ wyła˛cznie na karierze. Koniec
z me˛z˙czyznami, z˙onatymi i niez˙onatymi.
A potem, juz˙ w domu, odezwał sie˛ dzwonek
w korytarzu, wie˛c otworzyła drzwi i ujrzała Davi-
da, a jej serce skurczyło sie˛ w znajomy sposo´b.
Juz˙ w progu oznajmił, z˙e rzucił Louise. Ich
małz˙en´stwo to przeszłos´c´, jest gotowy zacza˛c´
nowe z˙ycie z Susannah. Uparł sie˛, by wejs´c´ do
s´rodka.
Pokusa była silna. Gdy zaproponował wspo´lna˛
noc, omal mu nie uległa. Wreszcie ostudziła ja˛
mys´l o ciotce Emily.
Jaka˛ miałaby mine˛, gdyby sie˛ dowiedziała? To
ja˛, o dziwo, powstrzymało. S´mieszny powo´d
w dzisiejszych czasach, takie wiktorian´skie skru-
puły – ale nie potrafiła ich przezwycie˛z˙yc´.
Ciotka Emily spełniła swoja˛ wychowawcza˛
misje˛ bez zarzutu. Gdy Susannah była nastolat-
ka˛, wierzyła, z˙e gdy pojawi sie˛ me˛z˙czyzna, kto´-
rego pokocha, wszelkie wa˛tpliwos´ci dotycza˛ce
przedmałz˙en´skiego seksu natychmiast sie˛ roz-
wieja˛. Okazało sie˛, z˙e wcale nie maja˛ zamiaru
znikac´.
– Ty chyba z˙artujesz? – David był szczerze
zaskoczony. – Nie moz˙emy po´js´c´ do ło´z˙ka przed
s´lubem?
Sformułowane w ten sposo´b, brzmiało to nie-
znos´nie archaicznie i – co gorsza – głupio. Jak gdy-
by chciała dokonac´ transakcji: doste˛p do ciała
w zamian za obra˛czke˛ na palcu.
– Nie, to nie tak. Ja po prostu nie jestem jeszcze
gotowa, Davidzie. Nie umiem ci tego wytłuma-
czyc´...
Była niebezpiecznie bliska łez, kre˛ciła nieustan-
nie głowa˛, mrugała, staraja˛c sie˛ je powstrzymac´.
Odetchne˛ła z ulga˛, gdy stwierdziła, z˙e David
wcale nie jest zły. Rozes´miał sie˛ i wzia˛ł ja˛ w ra-
miona.
– Kto by pomys´lał – zaz˙artował – z˙e pani
Susannah Hargreaves, ore˛downiczka wolnej woli
i praw kobiet, jest biedna˛, nies´miała˛, przestraszona˛
dziewica˛?
Nie poczuła sie˛ wo´wczas uraz˙ona tym protek-
cjonalnym docinkiem. Teraz lekko zadrz˙ała, przy-
pominaja˛c sobie błysk w jego oczach. Czy poz˙a˛dał
jej dlatego, z˙e naprawde˛ ja˛kochał, czy tez˙ dlatego,
z˙e stanowiła dla niego wyzwanie?
Ale to nie ma juz˙ znaczenia. Powiedziała mu
wtedy, z˙e mie˛dzy nimi nic nie ma prawa sie˛ wyda-
rzyc´. Chyba wyłoz˙yła swo´j punkt widzenia jasno
i precyzyjnie.
Jej mieszkanie było za małe, by David mo´gł
w nim przenocowac´. Miała tylko jeden poko´j, wie˛c
wro´cił do Leicester, na odchodnym zaznaczaja˛c,
z˙e odwiedzi ja˛ w weekend i wo´wczas usia˛da˛
razem, by powaz˙nie porozmawiac´ o wspo´lnej
przyszłos´ci.
Ale zanim do tego doszło, ktos´ jeszcze złoz˙ył jej
wizyte˛. Tym razem była to z˙ona Davida. Susannah
znała ja˛ z widzenia: była to niska blondynka,
wiecznie wygla˛daja˛ca na przeme˛czona˛.
Widok jej nabrzmiałego brzucha wstrza˛sna˛ł
Susannah bardziej niz˙ sam fakt, z˙e sie˛ pojawiła.
Bez słowa wpus´ciła ja˛ do mieszkania, pozwoliła
usia˛s´c´ na kanapie i oznajmic´ monotonnym, prze-
pełnionym gorycza˛ głosem, z˙e David zaz˙a˛dał roz-
wodu i zamierza zostawic´ ja˛ wraz z ich nienaro-
dzonym dzieckiem.
W pierwszej chwili te informacje wprawiły
Susannah w stan oszołomienia. Z˙ona Davida...
w cia˛z˙y?
Nie była naiwna, wiedziała, z˙e me˛z˙czyz´ni z ro´-
z˙nych powodo´w uprawiaja˛ seks z kobietami,
kto´rych nie kochaja˛. Mimo to jednak była wstrza˛-
s´nie˛ta. Wielkos´c´ brzucha tej kobiety wskazywała,
z˙e dziecko zostało pocze˛te jeszcze przed jej wyjaz-
dem do Londynu, tymczasem David dopiero co dał
jej do zrozumienia, z˙e nic takiego nie mogło sie˛
wydarzyc´.
Osiem miesie˛cy temu Susannah i David spotykali
sie˛ codziennie, on przynosił jej kwiaty, karmił cze-
koladkami i mo´wił w pie˛knych słowach o miłos´ci...
A potem, jak sie˛ okazuje, wracał do z˙ony i z nia˛
sie˛ kochał. Byc´ moz˙e wyobraz˙ał sobie nawet, z˙e
robi to z nia˛, Susannah. Obrzydliwos´c´. A teraz
chciał odwro´cic´ sie˛ plecami od Louise i dziecka,
odejs´c´ jak gdyby nigdy nic.
Patrzyła w blada˛, opuchnie˛ta˛ twarz kobiety
siedza˛cej na kanapie i nie mogła zdecydowac´, kto
budzi w niej wie˛ksza˛ odraze˛ oraz litos´c´.
Czy Louise, kto´ra tak rozpaczliwie chce za-
trzymac´ niewiernego me˛z˙a, czy moz˙e raczej Da-
vid, kto´ry okazał sie˛ kłamca˛ i tcho´rzem?
Czy moz˙e ona sama, poniewaz˙ nie odgadła, jaki
człowiek kryje sie˛ za tym jego zniewalaja˛cym
us´miechem?
Teraz nareszcie cos´ zrozumiała.
Pewnego razu zapytała ciotke˛ Emily, dlaczego
nie wyszła za ma˛z˙, na co starsza pani odpowiedzia-
ła jej, z˙e po prostu nie spotkała me˛z˙czyzny, kto´ry
zasługiwałby na jej szacunek oraz zaufanie.
Susannah, jak zreszta˛ wszystkim nastolatkom,
wydało sie˛ to absurdalne, lecz teraz dotarło do niej
dobitnie, co ciotka miała na mys´li. Kocha Davida,
pragnie go, ale go nie szanuje. Nigdy nie mogłaby
sie˛ na nim wesprzec´ ani mu zaufac´. Nie zasługiwał
na nia˛.
Rozmowa, kto´ra˛ przeprowadziła w naste˛pnej
kolejnos´ci, nalez˙ała do tych, kto´rych nigdy sie˛ nie
zapomina. David błagał ja˛na wszystkie s´wie˛tos´ci,
szantaz˙ował, płakał ze złos´ci i z˙alu, lecz mu nie
uległa.
Nie zapytała tez˙, czy zamierza wro´cic´ do z˙ony.
Miała jednak przeczucie, z˙e to włas´nie uczyni,
i było jej szczerze z˙al tamtej kobiety oraz z˙ycia,
jakie ja˛ czeka.
Gratulowała sobie potem, z˙e unikne˛ła popeł-
nienia tragicznego błe˛du, z˙e w gruncie rzeczy los
do niej sie˛ us´miechna˛ł i z˙e dokonała słusznego
wyboru, ale serce wcia˛z˙ ja˛bolało i szkoda jej było
utraconej miłos´ci.
W takim włas´nie paskudnym nastroju, rozgory-
czona i pogra˛z˙ona w z˙alu nad soba˛, poszła w sobot-
ni wieczo´r do Sunderlando´w. Wzie˛li na siebie
obowia˛zki jej rodzico´w chrzestnych: Neil Sunder-
land chodził do szkoły z jej ojcem i poczuwał sie˛
do opieki nad jego osierocona˛ co´rka˛. Susannah
spe˛dziła z rodzina˛ Sunderlando´w wiele wakacji
i s´wia˛t, zaro´wno w ich domu, jak i za granica˛.
Teraz, gdy obydwaj ich synowie doros´li, oz˙enili
sie˛ i opus´cili rodzinny dom – jeden wyjechał do
Kanady, drugi do Australii – starała sie˛ jak najcze˛s´-
ciej odwiedzac´ Neila i jego z˙one˛ Mamie.
Neil był dyrektorem banku i niedawno prze-
szedł na emeryture˛. Sprzedał mieszkanie w Lon-
dynie i wraz z z˙ona˛ przenio´sł sie˛ pod Gloucester.
Tego lata była u nich kilkakrotnie, ale teraz nie
miała ochoty na taka˛wycieczke˛. Mimo to czuła sie˛
w obowia˛zku tam pojechac´, poniewaz˙ została
zaproszona na cały weekend, w tym na przyje˛cie
z okazji szes´c´dziesia˛tych urodzin Mamie.
Ws´ro´d gos´ci mieli byc´ oczywis´cie obaj syno-
wie, Paul i Simon, ich małz˙onki oraz dzieci.
Mamie była po´ł-Amerykanka˛, co moz˙na było
poznac´ juz˙ po samym imieniu, ale takz˙e po jej
energicznym sposobie bycia i optymistycznym
podejs´ciu do rzeczywistos´ci.
Ciotka Emily jej nie znosiła i nie było w tym nic
dziwnego, bo ro´z˙niły sie˛ w pogla˛dach na kaz˙da˛
kwestie˛. Dla przykładu choc´by dziewczynka wy-
chowana przez Mamie na pewno nie zastanawiała-
by sie˛, czy po´js´cie do ło´z˙ka z facetem, kto´ry nie jest
jej me˛z˙em, jest etyczne czy nie.
Susannah wstała niezdarnie, przeklinaja˛c w du-
chu ciasnote˛ swojego biura. Ne˛kała ja˛nieprzyjem-
na s´wiadomos´c´, z˙e wini ciotke˛ Emily za wszystkie
problemy z własna˛ seksualnos´cia˛.
Ogarne˛ła ja˛melancholia, cie˛z˙ka i przytłaczaja˛ca
jak zimowy zmierzch. Nienawidziła tej mrocznej,
cze˛sto przeraz˙aja˛cej strony swojej natury, kto´ra
ujawniała sie˛ zupełnie nieoczekiwanie.
Odziedziczyła ja˛, podobnie jak temperament, po
celtyckich przodkach. Po nich miała takz˙e jasna˛
delikatna˛ karnacje˛, zielone oczy i kasztanowe
włosy.
Na urodzinowym przyje˛ciu Mamie spotkała
Hazarda Maine’a po raz pierwszy.
Co za pech! Nigdy by nie przypuszczała... ale
ska˛d miałaby to wiedziec´? Neil i Mamie obracali
sie˛ w zupełnie innych kre˛gach niz˙ ona.
Nawet jej do głowy nie przyszło...
No co´z˙, ten weekend juz˙ od samego pocza˛tku
fatalnie sie˛ zapowiadał.
ROZDZIAŁ DRUGI
Zacze˛ło sie˛ od tego, z˙e Mamie zadzwoniła do
niej w sobote˛ rano.
– Czy ja cie˛ uprzedzałam, kochanie, z˙e obowia˛-
zuja˛ stroje wieczorowe?
Susannah nie miała w szafie ani jednej sukienki,
kto´ra mogłaby uchodzic´ za wieczorowa˛. W panice
obdzwoniła kilka wypoz˙yczalni strojo´w. Nosiła
rozmiar trzydzies´ci cztery, czasami trzydzies´ci
szes´c´. Na tak drobna˛figure˛ trudno było cos´ znalez´c´
i tylko w jednym miejscu zaproponowano jej kilka
pasuja˛cych na nia˛ kreacji.
Zdecydowała sie˛ na prosta˛ciemnoszara˛ suknie˛.
Nie miała ochoty rzucac´ sie˛ w oczy na przyje˛ciu,
nie była tez˙ w nastroju do przymierzania jednej
sukni po drugiej, kre˛cenia sie˛ przed lustrem i do-
konywania trudnego wyboru.
Prawde˛ mo´wia˛c, najche˛tniej w ogo´le wymi-
gałaby sie˛ z całej tej imprezy. Znała jednak s´wia-
towa˛ oraz dociekliwa˛ Mamie i była stuprocen-
towo pewna, z˙e gdyby na to sie˛ zdecydowała,
czekałoby ja˛ drobiazgowe s´ledztwo, kto´re ujaw-
niłoby znacznie wie˛cej, niz˙ miałaby ochote˛ ze-
znac´.
Wiedziała, z˙e Mamie w gruncie rzeczy ja˛
kocha, z˙e zawsze ma jak najlepsze intencje, ale juz˙
wielokrotnie zdarzało jej sie˛ zazdros´cic´ synom
Mamie i Neila, z˙e od ciekawos´ci matki dziela˛ ich
oceany.
– Dziewczyno, nie bo´j sie˛ z˙yc´! – zwykła ma-
wiac´ Mamie. – Nie wahaj sie˛ i korzystaj z z˙ycia
gars´ciami.
– Susannah nie lubi ryzykowac´. My, Brytyj-
czycy, troche˛ sie˛ od was ro´z˙nimy. – Neil stawał
wtedy w jej obronie.
Czy rzeczywis´cie nie umie korzystac´ z z˙ycia?
W jakim stopniu to, z˙e oddaliła Davida, było
konsekwentna˛ obrona˛ wartos´ci, w kto´re wierzy,
a na ile było podyktowane le˛kiem przed zwia˛za-
niem sie˛ z nim? Czy fakt, z˙e ciotka Emily zawsze
trzymała ja˛ na dystans, sprawił, z˙e teraz nikomu
nie pozwala zbliz˙yc´ sie˛ do siebie?
Tak czy inaczej, nadszedł czas, by stawic´ czoło
Mamie i jej wielkiemu przyje˛ciu.
Susannah weszła do sypialni, energicznie wy-
szczotkowała włosy, po czym zmieniła dz˙insy oraz
bluze˛ na ciemnozielona˛ bluzke˛ i spo´dnice˛ w od-
cieniu s´liwki.
Lubiła to zestawienie: ładnie podkres´lało chłod-
na˛ zielen´ oczu i miedziane refleksy na włosach.
Spojrzała jeszcze raz na siebie w lustrze – tak
ubrała sie˛ na pierwsza˛randke˛ z Davidem. David...
David...
Nie mogła sie˛ ope˛dzic´ od mys´li o nim.
Ale po co? To bez sensu, skarciła sama siebie.
Przeciez˙ nie odwro´ci biegu wydarzen´. Nic nie
moz˙e sprawic´, z˙eby David był znowu wolny. Nie
mogłaby z˙yc´ z człowiekiem, kto´ry odrzucił własne
dziecko.
Nie była wcale wielka˛ miłos´niczka˛ dzieci, ale
nauczono ja˛ ponoszenia odpowiedzialnos´ci za
swoje czyny. A poza tym, czy umiałaby napraw-
de˛ kochac´ kogos´, kto wczes´niej był zwia˛zany
z kims´ innym?
Przestan´ cia˛gle to roztrza˛sac´, nakazała sobie, ten
człowiek to dla ciebie przeszłos´c´.
Pudło z wypoz˙yczona˛ suknia˛, walizke˛ i prezent
dla Mamie wpakowała do bagaz˙nika fiesty, za-
mkne˛ła drzwi od mieszkania i wła˛czyła alarm.
Umo´wiła sie˛ z Mamie, z˙e zje lunch razem z cała˛
rodzina˛ Sunderlando´w, a po południu pomoz˙e jej
w ostatnich przygotowaniach do przyje˛cia. Po-
tem chwila na makijaz˙ i przebranie. Całe szcze˛s´-
cie, z˙e Mamie be˛dzie zaabsorbowana swoja˛ wiel-
ka˛ gala˛. Normalnie od razu wyczytałaby z wyra-
zu jej twarzy, z˙e dzieje sie˛ cos´ niedobrego. Za-
cze˛łyby sie˛ pytania wprost i nie wprost, pod-
chwytliwe sugestie i co najgorsze – znowu uwagi
o jej niezaradnos´ci.
Postanowiła zaja˛c´ mys´li czyms´ pozytywnym.
Przypomniała sobie pochwałe˛, jaka˛ otrzymała
od Richarda za materiał o zakładniczce. Powie-
dział, z˙e ma talent i z˙e wiele w tym zawodzie
osia˛gnie.
Teraz jednak Richard odchodzi, a jego miejsce
zajmie Hazard Maine. Niewiele o nim wiedziała.
Czytała jego z˙yciorys, tak jak zreszta˛ wszyscy
w redakcji. Podano im go do wiadomos´ci, gdy
tylko okazało sie˛, z˙e Hazard be˛dzie nowym naczel-
nym.
Miał trzydzies´ci cztery lata, o dziesie˛c´ wie˛cej
niz˙ ona. Kawaler. Korespondent wojenny. Co´z˙,
tacy rzadko sie˛ z˙enia˛. Był naczelnym gazet w No-
wym Jorku i Sydney.
Nikt nie wiedział, czego sie˛ po nim spodziewac´.
Na pewno be˛da˛ zwolnienia, zostana˛ przyje˛ci nowi
ludzie – tak głosiły plotki. Mo´wiono takz˙e, z˙e
pocza˛tkowo odrzucił oferte˛ prowadzenia ,,To-
mmorrow’’, twierdza˛c, z˙e jest dziennikarzem gaze-
towym, totez˙ czasopisma, nawet najbardziej pres-
tiz˙owe, go nie interesuja˛. Wies´c´ gminna niosła, z˙e
dał temu wyraz w znacznie mniej dyplomatyczny
sposo´b.
Czego moz˙na sie˛ spodziewac´ po Amerykani-
nie, kto´ry spe˛dził całe z˙ycie, podro´z˙uja˛c z kon-
tynentu na kontynent i przekazuja˛c wiadomos´ci
o s´mierci i zniszczeniu z najdziwniejszych zaka˛t-
ko´w ziemi?
Susannah imponowało jego dos´wiadczenie, ale
poza tym nie była do niego nastawiona ani szcze-
go´lnie pozytywnie, ani negatywnie. Choc´ na pew-
no be˛dzie jej brakowało Richarda...
Od czasu do czasu ktos´ ja˛ pytał, czy ma z nim
romans, ale były to tylko z˙arty, bo kaz˙dy, kto znał
naczelnego, wiedział, z˙e w jego przypadku relacje
inne niz˙ zawodowe nie wchodza˛ w gre˛.
Richard bardzo kochał z˙one˛. Dowio´dł tego,
rezygnuja˛c z bycia szefem redakcji na rzecz pracy
w zarza˛dzie, kto´ra była mniej interesuja˛ca, ale, jak
zwierzył sie˛ Susannah, pozwoli mu pos´wie˛cac´
wie˛cej czasu Caroline i dzieciom.
– Ona uwaz˙a, z˙e dziennikarze nie sa˛ dobrymi
me˛z˙ami, i chyba ma racje˛. Chłopcy dorastaja˛
i coraz bardziej mnie potrzebuja˛. Powinienem
widywac´ ich cze˛s´ciej niz˙ tylko w weekendy.
Podobnie jak ona, Richard miał ustalony system
staros´wieckich wartos´ci. Susannah podziwiała go
za to. Był dla niej autorytetem nie tylko jako szef,
ale takz˙e jako człowiek.
Neil i Mamie zamieszkiwali siedemnastowiecz-
na˛rezydencje˛, do kto´rej dojez˙dz˙ało sie˛ wa˛ska˛kre˛-
ta˛ droga˛. Kamienna fasada i neogotyckie okna
okazałego budynku ukazywały sie˛ znienacka, do-
piero za ostatnim zakre˛tem.
Zaraz po przeprowadzce Mamie z typowa˛ dla
Amerykano´w energia˛ i przedsie˛biorczos´cia˛ zabra-
ła sie˛ za modernizacje˛ domu. Wynaje˛ła do tego
renomowanych architekto´w, projektanto´w i deko-
ratoro´w wne˛trz.
Susannah nie widziała jeszcze zmian, jakie
wprowadzili, ale wcale nie była ich ciekawa.
Uwaz˙ała, z˙e najlepiej było zostawic´ dom taki,
jakim był, pokryty patyna˛ staros´ci, z wysokimi
stropami, skrzypia˛cymi podłogami i tym cudow-
nym mchem na murach.
Na podjez´dzie stało juz˙ kilka samochodo´w.
Susannah zaparkowała swoja˛ fieste˛ obok wiel-
kiego jaguara, kto´ry wygla˛dał tak, jakby jego
włas´ciciel dopiero co wyjechał nim z salonu.
Ilekroc´ było to moz˙liwe, starała sie˛ parkowac´
obok nowych samochodo´w. Ich posiadacze zwyk-
le bardzo ostroz˙nie jez˙dz˙a˛, cofaja˛ sie˛ i otwieraja˛
drzwi, wie˛c istniało duz˙e prawdopodobien´stwo, z˙e
nie zarysuja˛ jej karoserii.
Drzwi domu otworzyły sie˛ i Mamie wybiegła,
aby ja˛ przywitac´. Miała na sobie tweedowa˛ spo´d-
nice˛, pastelowy kaszmirowy sweterek, a na szyi
sznur pereł. Całos´c´ była tak perfekcyjnie dobrana
zaro´wno do urody starszej pani, jak i nawet do
samego domu, z˙e Susannah z trudem opanowała
us´miech. Cała Mamie!
– Schudłas´ – os´wiadczyła Mamie, odsuwaja˛c ja˛
na długos´c´ ramienia. – I jestes´ blada. Co sie˛ z toba˛
dzieje?
– Duz˙o pracuje˛ – odparła Susannah. – Czy to
z´le, z˙e jestem szczuplejsza? To marzenie wszyst-
kich kobiet.
– Moz˙na byc´ szczupłym albo chudym – Mamie
nie dawała za wygrana˛ – a ty jestes´ chuda jak
szczapa. Nie wygla˛dasz najlepiej.
– Dzie˛ki za dobre słowo.
Doskonale wyregulowane brwi uniosły sie˛ ku
idealnie ułoz˙onej fryzurze, a na gładkim czole
pojawiły sie˛ lekkie zmarszczki.
– Widze˛, z˙e jestes´ nie w sosie. To do ciebie
niepodobne. Moja droga, co sie˛ stało?
Susannah przygryzła warge˛.
– Nic, ja... – zaja˛kne˛ła sie˛. – Masz racje˛, chyba
za duz˙o pracuje˛ i jestem przeme˛czona. Jez˙eli cie˛
przeprosze˛, pokaz˙esz mi dom?
– Przeprosiny przyje˛te. – Mamie pogłaskała ja˛
po re˛ce. – I pozwalam ci zwiedzic´ dom samej. Nie
jestem az˙ tak małoduszna, z˙eby wykorzystac´ oka-
zje˛ i zmusic´ cie˛ do wyraz˙ania nieszczerego po-
dziwu. Wiem, z˙e wolałas´ wszystko tak, jak było
przedtem. Zupełnie jak Neil. Mys´lał, z˙e sie˛ wpro-
wadzimy i niczego nie zmienimy. Ach, Anglicy,
jak wy nie lubicie zmian...
Rozes´miały sie˛ jednoczes´nie, a Susannah ode-
tchne˛ła z ulga˛. Niemal zapomniała o dociekliwos´ci
Mamie. Musi miec´ sie˛ na bacznos´ci.
Mamie i Neil naprawde˛ ja˛ kochali, nie chciała
wie˛c psuc´ im przyje˛cia i dawac´ powodu do zmart-
wienia.
– Czy Simon i Paul juz˙ przyjechali? – zapytała.
– Wczoraj wieczorem. – Mamie wzniosła oczy
ku niebu. – I chociaz˙ kocham moje wnuki, to
przyznam ci sie˛, z˙e w gromadzie...
– Mamo, co słysze˛? Juz˙ jestes´ nami zme˛czona?
Susannah pomys´lała, z˙e Paul jest podobny do
ojca jak dwie krople wody.
Młodszy syn Mamie us´ciskał ja˛ serdecznie.
– Jak sie˛ miewa moja przyrodnia rudowłosa
siostrzyczka? Kobieto, cos´ ty ze soba˛ zrobiła?
Jestes´ prawie przezroczysta!
– Tez˙ jej to powiedziałam.
– A gdzie Sarah i chłopcy? – spytała Susannah,
uwolniwszy sie˛ z obje˛c´ Paula.
– Siedzimy wszyscy w oranz˙erii. Chodz´ do nas.
Ethel włas´nie podała kawe˛.
Ethel była gosposia˛, kto´ra pracowała u Neila
i Mamie, odka˛d tylko Susannah sie˛gała pamie˛cia˛.
Pocza˛tkowo stanowczo odmo´wiła wyprowadzki
z Londynu, ale w kon´cu Mamie zdołała ja˛ prze-
konac´.
Wchodza˛c do oranz˙erii, Susannah rzuciła okiem
na ogro´d. Mamie kazała wycia˛c´ stare drzewa i krze-
wy: na ich miejscu rozcia˛gał sie˛ teraz rozległy,
ro´wniutki trawnik. Na samym jego s´rodku wznie-
siono pasiasta˛ markize˛, a pod nia˛ przy stołach
uwijali sie˛ pracownicy firmy, kto´ra dostarczyła
jedzenie, oraz kwiaciarki.
Susannah znała z˙ony Paula i Simona, ale nie
widziała jeszcze ich najnowszego potomstwa. Mu-
siała wie˛c najpierw wyrazic´ zachwyt nad kaz˙dym
dzieckiem z osobna, zanim udało jej sie˛ przywitac´
z ich dziadkiem.
Emerytura niekto´rym słuz˙y, pomys´lała, spo-
gla˛daja˛c na niego z us´miechem. Neil miał znacz-
nie bardziej uładzony charakter niz˙ jego mał-
z˙onka. Moz˙e nie miał tak lotnego umysłu jak ona,
lecz na swo´j sposo´b był całkiem bystry.
Lunch upłyna˛ł w swobodnej atmosferze. Stał sie˛
okazja˛ do rodzinnej pogawe˛dki. Rodzina była
w komplecie po raz pierwszy od roku, wie˛c opo-
wies´ciom nie było kon´ca.
Susannah usiadła przy samym kon´cu stołu, od
czasu do czasu uprzejmie wtra˛caja˛c jaka˛s´ uwage˛.
Penny Jordan Kobieta z przeszłos´cia˛
ROZDZIAŁ PIERWSZY Zebranie dobiegło kon´ca. Susannah wstała, po- spiesznie wyszła na korytarz i ruszyła w strone˛ swojego boksu. Był ciemny, malutki, mies´ciło sie˛ w nim zaled- wie biurko, komputer i wieszak na płaszcze, ale za to miał te˛ zalete˛, z˙e nie musiała go z nikim dzielic´. Teraz doceniała to jak nigdy dota˛d. Przyspieszyła kroku. Pragne˛ła tylko jednego – choc´ przez chwile˛ pobyc´ sama. Ze˛by zaciskała tak kurczowo, z˙e az˙ rozbolała ja˛ szcze˛ka. Na dodatek pe˛kała jej głowa. Nigdy nie była osoba˛ o mocnych nerwach, a wydarzenia ostatnich dni dosłownie zaczynały ja˛ przerastac´.
– Zdaje sie˛, z˙e nasz nowy pan i władca nie przyja˛ł cie˛ zbyt łaskawie, co? Doprawdy ciekawa jestem przyczyny – wycedził słodko głos za jej plecami. Ostatnia˛ rzecza˛, na jaka˛ miała ochote˛, były jadowite docinki Claire Hunter. Claire pracowała w mediach od trzydziestu lat, a z magazynem ,,Tomorrow’’ była zwia˛zana od dnia jego załoz˙enia. Umiała pisac´ dowcipnie i bły- skotliwie. Jej złos´liwe, subtelnie ironiczne donie- sienia o tym, co dzieje sie˛ w s´wiecie mody, nie miały sobie ro´wnych. Claire wiedziała, ile jest warta, i biada temu, kto nie wyraził nalez˙nego podziwu dla jej dziennikarskiego kunsztu. Hazard Maine tego nie zrobił. Był jednak na- czelnym, wie˛c Claire nie os´mieliła sie˛ okazac´ nie- zadowolenia. Za to postanowiła odegrac´ sie˛ na kolez˙ance. Susannah zebrała resztki sił, wzruszyła ramio- nami i odparła oboje˛tnym tonem: – Nie mam poje˛cia, o co mu chodziło. Pode- jrzewam, z˙e po prostu chce pokazac´, kto tu rza˛dzi. Ja miałam akurat pecha i zrobił ze mnie kozła ofiarnego. Naste˛pnym razem na pewno nie przyjde˛ w ostatniej chwili, kiedy wolne sa˛juz˙ tylko krzesła w pierwszym rze˛dzie. Claire zdawała sie˛ usatysfakcjonowana odpowie- dzia˛, a Susannah z ulga˛ znikne˛ła w swoim boksie.
Powinna brac´ przykład z Claire i nas´ladowac´ jej cynizm oraz dystans do z˙ycia, zamiast wiecznie przejmowac´ sie˛ cudzymi problemami – kto´re nie- odmiennie przekształcaja˛ sie˛ w jej własne. Cholerny Hazard Maine! Hazard Maine! Co to w ogo´le za nazwisko? Tak paskudnie amerykan´skie jak on sam. Wie˛k- szos´c´ z˙ycia zawodowego upłyne˛ła mu w Syd- ney i Nowym Jorku, do Anglii przenio´sł sie˛ do- piero teraz, gdy mianowano go redaktorem na- czelnym prestiz˙owego czasopisma ,,Tomorrow’’, sztandarowego produktu domu wydawniczego MacFarlane. Stało sie˛ jasne jak słon´ce, z˙e wspo´łpraca z nim nie ułoz˙y sie˛ dobrze. Susannah wiedziała o tym juz˙ od soboty. Przymkne˛ła na chwile˛ oczy. Jakby miała za mało problemo´w w z˙yciu! Brakuje jej tylko kłopo- to´w w pracy. A z poprzednim szefem, Richardem, układało sie˛ tak dobrze... Zawsze jej pomagał, wspierał i zache˛cał do nowych pomysło´w. Richard był taki ludzki, taki miły, taki wyrozumiały... Ale o jego powrocie nie ma co marzyc´. Jego z˙ona, jedyna co´rka Toma MacFarlane’a, posta- wiła sprawe˛ na ostrzu noz˙a: os´wiadczyła, z˙e ma dosyc´ wiecznej nieobecnos´ci me˛z˙a, kto´ry od rana do nocy przesiaduje w redakcji. Richard musiał
wybierac´ mie˛dzy z˙ona˛ a praca˛. Nie namys´lał sie˛ długo. Zrezygnował ze stanowiska redaktora naczel- nego ,,Tomorrow’’, by zasia˛s´c´ obok tes´cia w za- rza˛dzie wydawnictwa. Na jego miejscu pojawił sie˛ Hazard Maine. Włas´nie skon´czyło sie˛ pierwsze oficjalne spot- kanie z nowym szefem. Jak mogła ziewna˛c´ aku- rat w momencie, kiedy na nia˛ patrzył? Wcale nie uwaz˙ała tego, co mo´wił, za nudne, wre˛cz prze- ciwnie. Czy ktokolwiek mo´głby sie˛ nudzic´, słuchaja˛c tyrady wygłaszanej przeciwko całej redakcji? Westchne˛ła. Powaz˙nie obawiała sie˛, z˙e nie po- pracuje długo pod rza˛dami nowego naczelnego. Hazard Maine chyba jej nie lubi. To, z˙e nie tylko jej sie˛ dzis´ dostało, wcale nie jest pocieszaja˛ce. Zaata- kował całe pismo, zbijaja˛c z tropu wszystkich pracowniko´w, oraz uprzedził, z˙e czeka ich reorga- nizacja. I dokładnie w tym momencie zachciało jej sie˛ ziewac´. Szybko zasłoniła usta, ale zimne szare oczy nowego szefa juz˙ spocze˛ły na jej twarzy. – Kto chce cos´ osia˛gna˛c´ w tej gazecie, be˛dzie musiał przede wszystkim cie˛z˙ko pracowac´, panno Hargreaves – wycedził sarkastycznie. – W zwia˛z- ku z tym na pani miejscu zacza˛łbym sie˛ liczyc´ ze zmiana˛ miejsca zatrudnienia albo ze zmiana˛... kochanka.
Susannah oblała sie˛ rumien´cem, po sali prze- biegł szmerek rozbawienia, dostrzegła zacieka- wione spojrzenia kolego´w. Miała opinie˛ chłodnej i nieprzyste˛pnej. Nigdy nie rozmawiała o z˙yciu osobistym w pracy, a tym jednym kro´tkim zdaniem Hazard Maine wyrobił jej opinie˛ zupełnie niezgodna˛ z prawda˛. Patrza˛c na to z drugiej strony, miał do tego pewne podstawy. Zaledwie kilka dni wczes´niej, w sobote˛, zaszło mie˛dzy nimi cos´, o czym wiedzie- li tylko oni dwoje. Z˙e tez˙ wykorzystał to w tak perfidny sposo´b! Byc´ moz˙e ciotka Emily ma racje˛. Wine˛ za wszystko ponosza˛ jej włosy. Zbyt rzucaja˛ sie˛ w oczy: bujne, długie do pasa, kre˛cone, w natural- nym kasztanowym odcieniu. To one s´cia˛gaja˛ problemy... Ta feralna sobota! Susannah az˙ je˛kne˛ła i zanu- rzyła palce w ge˛stwinie loko´w. Gdyby tylko po- trafiła o niej zapomniec´! To wszystko nigdy by sie˛ nie wydarzyło, gdyby nie David. Niech go szlag...! Zmarszczyła gniewnie brwi, piorunuja˛c wzro- kiem klawiature˛ komputera. Nie powinna była zadawac´ sie˛ z Davidem Mar- tinem. Nie pocieszała jej s´wiadomos´c´, z˙e wpadła w taka˛ sama˛ pułapke˛, jak wiele innych kobiet na całym s´wiecie. Zakochiwanie sie˛ w z˙onatym facecie jest...
w bardzo złym gus´cie, mrukne˛ła pod nosem. Powinna była od pocza˛tku przewidziec´ bieg wy- darzen´. Spotkali sie˛ w radiowym studiu, gdzie oboje zostali zaproszeni jako gos´cie porannego progra- mu. On pracował wo´wczas w telewizji, ona w lo- kalnej gazecie. Tak dobrze im sie˛ rozmawiało, mieli tyle wspo´lnych pogla˛do´w, z˙e kiedy po pro- gramie zaproponował, by wieczorem umo´wili sie˛ na kolacje˛ i drinka, zgodziła sie˛ z rados´cia˛. Ostroz˙nos´c´ i rozsa˛dek nigdy nie nalez˙ały do jej zalet: zanim zorientowała sie˛, z˙e David jest z˙onaty, była juz˙ zakochana w nim po uszy. Dowiedziała sie˛ o z˙onie od przyjacio´łki, kocha- nej i troskliwej osoby, kto´ra znała Susannah od lat i jako jedyna domys´liła sie˛, z˙e nie ma ona poje˛cia o czyms´, co dla nikogo innego nie stanowiło tajemnicy. Gdy Susannah powiedziała mu, z˙e wie o jego z˙onie, David zaczerwienił sie˛ jak mały chłopiec i zacza˛ł wiercic´ czubkiem buta dziure˛ w dywanie. W kon´cu przyznał, z˙e owszem, z˙e faktycznie ja˛ oszukał, ale nie zrobił tego z wyrachowania, bynaj- mniej, ska˛dz˙e znowu, po prostu tak jakos´ sie˛ złoz˙yło, nie znalazł odpowiedniej okazji... Pocza˛tkowo, wyjas´niał, wydawało mu sie˛, z˙e nie ma potrzeby opowiadac´ o swoim z˙yciu osobis- tym. Potem, gdy jednak taka potrzeba zaistniała...
Co´z˙, wtedy juz˙ za bardzo obawiał sie˛, z˙e ja˛ straci, kiedy wyzna prawde˛... Zupełnie nie wie- dział, co ma robic´, poczuł sie˛ taki zagubiony... Rozdarta pomie˛dzy dwoma uczuciami – własna˛ impulsywnos´cia˛i staros´wieckimi zasadami moral- nymi, według kto´rych ja˛ wychowano – nie wie- działa, czy ma przeklinac´ ciotke˛ Emily, czy tez˙ jej dzie˛kowac´. Susannah została sierota˛ maja˛c niespełna po´ł- tora roku, gdy nagły sztorm wywro´cił niewielki jacht jej rodzico´w. Oboje zgine˛li w rozszalałych falach. Opieke˛ nad Susannah przeje˛ła jedyna jej z˙yja˛ca krewna, posunie˛ta juz˙ w latach stara panna, kto´ra nie była nawet jej ciotka˛, lecz ciotka˛ jej ojca. Zasady wpojone Susannah przez starsza˛ pania˛ nie przygotowały jej do z˙ycia w s´wiecie kon´ca dwudziestego wieku. Inna dziewczyna byc´ moz˙e nie miałaby skrupuło´w, przyje˛łaby to, co przynio´sł jej los, i pozwoliła sobie na dalszy cia˛g romansu. Susannah nie potrafiła tego zrobic´. David był zwia˛zany z kims´ innym, wie˛c choc´ serce pe˛kało jej z bo´lu, oznajmiła ciotce, z˙e nadszedł czas rozwina˛c´ skrzydła, opus´cic´ prowincje˛ i poszukac´ pracy w Londynie. Miała szcze˛s´cie, szcze˛s´cie w nieszcze˛s´ciu. Osiem miesie˛cy po´z´niej była juz˙ zupełnie inna˛ osoba˛niz˙ smutna dwudziestotrzylatka, kto´ra opus´-
ciła rodzinne miasteczko z poczuciem, z˙e z˙ycie nie ma sensu. Trafiła do ,,Tomorrow’’, jednego z bardziej prestiz˙owych tytuło´w w kraju. Richard, o´wczesny naczelny, potrafił znajdowac´ pełnych zapału, zdol- nych dziennikarzy, kto´rym chciało sie˛ poszukiwac´ temato´w i je dra˛z˙yc´. Przyja˛ł ja˛ mimo młodego wieku, braku znajo- mos´ci i niewielkiego dos´wiadczenia. To był cud, kto´ry niemal nie miał prawa sie˛ wydarzyc´. Włas´nie zaczynała odzyskiwac´ wiare˛ w siebie, w miłos´c´ i pomys´lnos´c´ losu, gdy David we włas- nej osobie niespodziewanie pojawił sie˛ w Lon- dynie. Nie miała poje˛cia, jakim cudem zdołał wycia˛g- na˛c´ jej adres od ciotki Emily. Przyjechał pewnego chłodnego, letniego wieczoru. Przez cały dzien´ lał deszcz. Susannah była zme˛czona, ale radosna. Na pod- stawie wywiadu z dziewczyna˛, kto´ra podczas na- padu stała sie˛ zakładniczka˛, napisała artykuł, kto´ry zyskał uznanie Richarda, a dwie kolez˙anki z redak- cji zapytały, czy nie chciałaby sie˛ wybrac´ z nimi na lunch. Były od niej starsze, bardziej dos´wiadczone i wykształcone. Fakt, z˙e raczyły uznac´ ja˛za godne siebie towarzystwo, poczytała sobie za zaszczyt. W kro´tkim czasie wyrobiła sobie opinie˛ osoby,
kto´ra daleko zajdzie – tak jej przynajmniej powie- działy. – Powinnys´my cze˛s´ciej sie˛ spotykac´. W s´wie- cie rza˛dzonym przez me˛z˙czyzn my, kobiety, musi- my sobie pomagac´ i wspierac´ sie˛ nawzajem! – Us´miechały sie˛ do niej jedna przez druga˛, ponad talerzami z sałatka˛, szklankami z dietetycznymi napojami i popielniczka˛, w kto´rej gasiły niedopał- ki z odcis´nie˛ta˛ szminka˛. Susannah wyszła z tego spotkania uskrzydlona i całkowicie zdecydowana. Postanowiła od tej pory koncentrowac´ sie˛ wyła˛cznie na karierze. Koniec z me˛z˙czyznami, z˙onatymi i niez˙onatymi. A potem, juz˙ w domu, odezwał sie˛ dzwonek w korytarzu, wie˛c otworzyła drzwi i ujrzała Davi- da, a jej serce skurczyło sie˛ w znajomy sposo´b. Juz˙ w progu oznajmił, z˙e rzucił Louise. Ich małz˙en´stwo to przeszłos´c´, jest gotowy zacza˛c´ nowe z˙ycie z Susannah. Uparł sie˛, by wejs´c´ do s´rodka. Pokusa była silna. Gdy zaproponował wspo´lna˛ noc, omal mu nie uległa. Wreszcie ostudziła ja˛ mys´l o ciotce Emily. Jaka˛ miałaby mine˛, gdyby sie˛ dowiedziała? To ja˛, o dziwo, powstrzymało. S´mieszny powo´d w dzisiejszych czasach, takie wiktorian´skie skru- puły – ale nie potrafiła ich przezwycie˛z˙yc´. Ciotka Emily spełniła swoja˛ wychowawcza˛
misje˛ bez zarzutu. Gdy Susannah była nastolat- ka˛, wierzyła, z˙e gdy pojawi sie˛ me˛z˙czyzna, kto´- rego pokocha, wszelkie wa˛tpliwos´ci dotycza˛ce przedmałz˙en´skiego seksu natychmiast sie˛ roz- wieja˛. Okazało sie˛, z˙e wcale nie maja˛ zamiaru znikac´. – Ty chyba z˙artujesz? – David był szczerze zaskoczony. – Nie moz˙emy po´js´c´ do ło´z˙ka przed s´lubem? Sformułowane w ten sposo´b, brzmiało to nie- znos´nie archaicznie i – co gorsza – głupio. Jak gdy- by chciała dokonac´ transakcji: doste˛p do ciała w zamian za obra˛czke˛ na palcu. – Nie, to nie tak. Ja po prostu nie jestem jeszcze gotowa, Davidzie. Nie umiem ci tego wytłuma- czyc´... Była niebezpiecznie bliska łez, kre˛ciła nieustan- nie głowa˛, mrugała, staraja˛c sie˛ je powstrzymac´. Odetchne˛ła z ulga˛, gdy stwierdziła, z˙e David wcale nie jest zły. Rozes´miał sie˛ i wzia˛ł ja˛ w ra- miona. – Kto by pomys´lał – zaz˙artował – z˙e pani Susannah Hargreaves, ore˛downiczka wolnej woli i praw kobiet, jest biedna˛, nies´miała˛, przestraszona˛ dziewica˛? Nie poczuła sie˛ wo´wczas uraz˙ona tym protek- cjonalnym docinkiem. Teraz lekko zadrz˙ała, przy- pominaja˛c sobie błysk w jego oczach. Czy poz˙a˛dał
jej dlatego, z˙e naprawde˛ ja˛kochał, czy tez˙ dlatego, z˙e stanowiła dla niego wyzwanie? Ale to nie ma juz˙ znaczenia. Powiedziała mu wtedy, z˙e mie˛dzy nimi nic nie ma prawa sie˛ wyda- rzyc´. Chyba wyłoz˙yła swo´j punkt widzenia jasno i precyzyjnie. Jej mieszkanie było za małe, by David mo´gł w nim przenocowac´. Miała tylko jeden poko´j, wie˛c wro´cił do Leicester, na odchodnym zaznaczaja˛c, z˙e odwiedzi ja˛ w weekend i wo´wczas usia˛da˛ razem, by powaz˙nie porozmawiac´ o wspo´lnej przyszłos´ci. Ale zanim do tego doszło, ktos´ jeszcze złoz˙ył jej wizyte˛. Tym razem była to z˙ona Davida. Susannah znała ja˛ z widzenia: była to niska blondynka, wiecznie wygla˛daja˛ca na przeme˛czona˛. Widok jej nabrzmiałego brzucha wstrza˛sna˛ł Susannah bardziej niz˙ sam fakt, z˙e sie˛ pojawiła. Bez słowa wpus´ciła ja˛ do mieszkania, pozwoliła usia˛s´c´ na kanapie i oznajmic´ monotonnym, prze- pełnionym gorycza˛ głosem, z˙e David zaz˙a˛dał roz- wodu i zamierza zostawic´ ja˛ wraz z ich nienaro- dzonym dzieckiem. W pierwszej chwili te informacje wprawiły Susannah w stan oszołomienia. Z˙ona Davida... w cia˛z˙y? Nie była naiwna, wiedziała, z˙e me˛z˙czyz´ni z ro´- z˙nych powodo´w uprawiaja˛ seks z kobietami,
kto´rych nie kochaja˛. Mimo to jednak była wstrza˛- s´nie˛ta. Wielkos´c´ brzucha tej kobiety wskazywała, z˙e dziecko zostało pocze˛te jeszcze przed jej wyjaz- dem do Londynu, tymczasem David dopiero co dał jej do zrozumienia, z˙e nic takiego nie mogło sie˛ wydarzyc´. Osiem miesie˛cy temu Susannah i David spotykali sie˛ codziennie, on przynosił jej kwiaty, karmił cze- koladkami i mo´wił w pie˛knych słowach o miłos´ci... A potem, jak sie˛ okazuje, wracał do z˙ony i z nia˛ sie˛ kochał. Byc´ moz˙e wyobraz˙ał sobie nawet, z˙e robi to z nia˛, Susannah. Obrzydliwos´c´. A teraz chciał odwro´cic´ sie˛ plecami od Louise i dziecka, odejs´c´ jak gdyby nigdy nic. Patrzyła w blada˛, opuchnie˛ta˛ twarz kobiety siedza˛cej na kanapie i nie mogła zdecydowac´, kto budzi w niej wie˛ksza˛ odraze˛ oraz litos´c´. Czy Louise, kto´ra tak rozpaczliwie chce za- trzymac´ niewiernego me˛z˙a, czy moz˙e raczej Da- vid, kto´ry okazał sie˛ kłamca˛ i tcho´rzem? Czy moz˙e ona sama, poniewaz˙ nie odgadła, jaki człowiek kryje sie˛ za tym jego zniewalaja˛cym us´miechem? Teraz nareszcie cos´ zrozumiała. Pewnego razu zapytała ciotke˛ Emily, dlaczego nie wyszła za ma˛z˙, na co starsza pani odpowiedzia- ła jej, z˙e po prostu nie spotkała me˛z˙czyzny, kto´ry zasługiwałby na jej szacunek oraz zaufanie.
Susannah, jak zreszta˛ wszystkim nastolatkom, wydało sie˛ to absurdalne, lecz teraz dotarło do niej dobitnie, co ciotka miała na mys´li. Kocha Davida, pragnie go, ale go nie szanuje. Nigdy nie mogłaby sie˛ na nim wesprzec´ ani mu zaufac´. Nie zasługiwał na nia˛. Rozmowa, kto´ra˛ przeprowadziła w naste˛pnej kolejnos´ci, nalez˙ała do tych, kto´rych nigdy sie˛ nie zapomina. David błagał ja˛na wszystkie s´wie˛tos´ci, szantaz˙ował, płakał ze złos´ci i z˙alu, lecz mu nie uległa. Nie zapytała tez˙, czy zamierza wro´cic´ do z˙ony. Miała jednak przeczucie, z˙e to włas´nie uczyni, i było jej szczerze z˙al tamtej kobiety oraz z˙ycia, jakie ja˛ czeka. Gratulowała sobie potem, z˙e unikne˛ła popeł- nienia tragicznego błe˛du, z˙e w gruncie rzeczy los do niej sie˛ us´miechna˛ł i z˙e dokonała słusznego wyboru, ale serce wcia˛z˙ ja˛bolało i szkoda jej było utraconej miłos´ci. W takim włas´nie paskudnym nastroju, rozgory- czona i pogra˛z˙ona w z˙alu nad soba˛, poszła w sobot- ni wieczo´r do Sunderlando´w. Wzie˛li na siebie obowia˛zki jej rodzico´w chrzestnych: Neil Sunder- land chodził do szkoły z jej ojcem i poczuwał sie˛ do opieki nad jego osierocona˛ co´rka˛. Susannah spe˛dziła z rodzina˛ Sunderlando´w wiele wakacji i s´wia˛t, zaro´wno w ich domu, jak i za granica˛.
Teraz, gdy obydwaj ich synowie doros´li, oz˙enili sie˛ i opus´cili rodzinny dom – jeden wyjechał do Kanady, drugi do Australii – starała sie˛ jak najcze˛s´- ciej odwiedzac´ Neila i jego z˙one˛ Mamie. Neil był dyrektorem banku i niedawno prze- szedł na emeryture˛. Sprzedał mieszkanie w Lon- dynie i wraz z z˙ona˛ przenio´sł sie˛ pod Gloucester. Tego lata była u nich kilkakrotnie, ale teraz nie miała ochoty na taka˛wycieczke˛. Mimo to czuła sie˛ w obowia˛zku tam pojechac´, poniewaz˙ została zaproszona na cały weekend, w tym na przyje˛cie z okazji szes´c´dziesia˛tych urodzin Mamie. Ws´ro´d gos´ci mieli byc´ oczywis´cie obaj syno- wie, Paul i Simon, ich małz˙onki oraz dzieci. Mamie była po´ł-Amerykanka˛, co moz˙na było poznac´ juz˙ po samym imieniu, ale takz˙e po jej energicznym sposobie bycia i optymistycznym podejs´ciu do rzeczywistos´ci. Ciotka Emily jej nie znosiła i nie było w tym nic dziwnego, bo ro´z˙niły sie˛ w pogla˛dach na kaz˙da˛ kwestie˛. Dla przykładu choc´by dziewczynka wy- chowana przez Mamie na pewno nie zastanawiała- by sie˛, czy po´js´cie do ło´z˙ka z facetem, kto´ry nie jest jej me˛z˙em, jest etyczne czy nie. Susannah wstała niezdarnie, przeklinaja˛c w du- chu ciasnote˛ swojego biura. Ne˛kała ja˛nieprzyjem- na s´wiadomos´c´, z˙e wini ciotke˛ Emily za wszystkie problemy z własna˛ seksualnos´cia˛.
Ogarne˛ła ja˛melancholia, cie˛z˙ka i przytłaczaja˛ca jak zimowy zmierzch. Nienawidziła tej mrocznej, cze˛sto przeraz˙aja˛cej strony swojej natury, kto´ra ujawniała sie˛ zupełnie nieoczekiwanie. Odziedziczyła ja˛, podobnie jak temperament, po celtyckich przodkach. Po nich miała takz˙e jasna˛ delikatna˛ karnacje˛, zielone oczy i kasztanowe włosy. Na urodzinowym przyje˛ciu Mamie spotkała Hazarda Maine’a po raz pierwszy. Co za pech! Nigdy by nie przypuszczała... ale ska˛d miałaby to wiedziec´? Neil i Mamie obracali sie˛ w zupełnie innych kre˛gach niz˙ ona. Nawet jej do głowy nie przyszło... No co´z˙, ten weekend juz˙ od samego pocza˛tku fatalnie sie˛ zapowiadał.
ROZDZIAŁ DRUGI Zacze˛ło sie˛ od tego, z˙e Mamie zadzwoniła do niej w sobote˛ rano. – Czy ja cie˛ uprzedzałam, kochanie, z˙e obowia˛- zuja˛ stroje wieczorowe? Susannah nie miała w szafie ani jednej sukienki, kto´ra mogłaby uchodzic´ za wieczorowa˛. W panice obdzwoniła kilka wypoz˙yczalni strojo´w. Nosiła rozmiar trzydzies´ci cztery, czasami trzydzies´ci szes´c´. Na tak drobna˛figure˛ trudno było cos´ znalez´c´ i tylko w jednym miejscu zaproponowano jej kilka pasuja˛cych na nia˛ kreacji. Zdecydowała sie˛ na prosta˛ciemnoszara˛ suknie˛. Nie miała ochoty rzucac´ sie˛ w oczy na przyje˛ciu,
nie była tez˙ w nastroju do przymierzania jednej sukni po drugiej, kre˛cenia sie˛ przed lustrem i do- konywania trudnego wyboru. Prawde˛ mo´wia˛c, najche˛tniej w ogo´le wymi- gałaby sie˛ z całej tej imprezy. Znała jednak s´wia- towa˛ oraz dociekliwa˛ Mamie i była stuprocen- towo pewna, z˙e gdyby na to sie˛ zdecydowała, czekałoby ja˛ drobiazgowe s´ledztwo, kto´re ujaw- niłoby znacznie wie˛cej, niz˙ miałaby ochote˛ ze- znac´. Wiedziała, z˙e Mamie w gruncie rzeczy ja˛ kocha, z˙e zawsze ma jak najlepsze intencje, ale juz˙ wielokrotnie zdarzało jej sie˛ zazdros´cic´ synom Mamie i Neila, z˙e od ciekawos´ci matki dziela˛ ich oceany. – Dziewczyno, nie bo´j sie˛ z˙yc´! – zwykła ma- wiac´ Mamie. – Nie wahaj sie˛ i korzystaj z z˙ycia gars´ciami. – Susannah nie lubi ryzykowac´. My, Brytyj- czycy, troche˛ sie˛ od was ro´z˙nimy. – Neil stawał wtedy w jej obronie. Czy rzeczywis´cie nie umie korzystac´ z z˙ycia? W jakim stopniu to, z˙e oddaliła Davida, było konsekwentna˛ obrona˛ wartos´ci, w kto´re wierzy, a na ile było podyktowane le˛kiem przed zwia˛za- niem sie˛ z nim? Czy fakt, z˙e ciotka Emily zawsze trzymała ja˛ na dystans, sprawił, z˙e teraz nikomu nie pozwala zbliz˙yc´ sie˛ do siebie?
Tak czy inaczej, nadszedł czas, by stawic´ czoło Mamie i jej wielkiemu przyje˛ciu. Susannah weszła do sypialni, energicznie wy- szczotkowała włosy, po czym zmieniła dz˙insy oraz bluze˛ na ciemnozielona˛ bluzke˛ i spo´dnice˛ w od- cieniu s´liwki. Lubiła to zestawienie: ładnie podkres´lało chłod- na˛ zielen´ oczu i miedziane refleksy na włosach. Spojrzała jeszcze raz na siebie w lustrze – tak ubrała sie˛ na pierwsza˛randke˛ z Davidem. David... David... Nie mogła sie˛ ope˛dzic´ od mys´li o nim. Ale po co? To bez sensu, skarciła sama siebie. Przeciez˙ nie odwro´ci biegu wydarzen´. Nic nie moz˙e sprawic´, z˙eby David był znowu wolny. Nie mogłaby z˙yc´ z człowiekiem, kto´ry odrzucił własne dziecko. Nie była wcale wielka˛ miłos´niczka˛ dzieci, ale nauczono ja˛ ponoszenia odpowiedzialnos´ci za swoje czyny. A poza tym, czy umiałaby napraw- de˛ kochac´ kogos´, kto wczes´niej był zwia˛zany z kims´ innym? Przestan´ cia˛gle to roztrza˛sac´, nakazała sobie, ten człowiek to dla ciebie przeszłos´c´. Pudło z wypoz˙yczona˛ suknia˛, walizke˛ i prezent dla Mamie wpakowała do bagaz˙nika fiesty, za- mkne˛ła drzwi od mieszkania i wła˛czyła alarm. Umo´wiła sie˛ z Mamie, z˙e zje lunch razem z cała˛
rodzina˛ Sunderlando´w, a po południu pomoz˙e jej w ostatnich przygotowaniach do przyje˛cia. Po- tem chwila na makijaz˙ i przebranie. Całe szcze˛s´- cie, z˙e Mamie be˛dzie zaabsorbowana swoja˛ wiel- ka˛ gala˛. Normalnie od razu wyczytałaby z wyra- zu jej twarzy, z˙e dzieje sie˛ cos´ niedobrego. Za- cze˛łyby sie˛ pytania wprost i nie wprost, pod- chwytliwe sugestie i co najgorsze – znowu uwagi o jej niezaradnos´ci. Postanowiła zaja˛c´ mys´li czyms´ pozytywnym. Przypomniała sobie pochwałe˛, jaka˛ otrzymała od Richarda za materiał o zakładniczce. Powie- dział, z˙e ma talent i z˙e wiele w tym zawodzie osia˛gnie. Teraz jednak Richard odchodzi, a jego miejsce zajmie Hazard Maine. Niewiele o nim wiedziała. Czytała jego z˙yciorys, tak jak zreszta˛ wszyscy w redakcji. Podano im go do wiadomos´ci, gdy tylko okazało sie˛, z˙e Hazard be˛dzie nowym naczel- nym. Miał trzydzies´ci cztery lata, o dziesie˛c´ wie˛cej niz˙ ona. Kawaler. Korespondent wojenny. Co´z˙, tacy rzadko sie˛ z˙enia˛. Był naczelnym gazet w No- wym Jorku i Sydney. Nikt nie wiedział, czego sie˛ po nim spodziewac´. Na pewno be˛da˛ zwolnienia, zostana˛ przyje˛ci nowi ludzie – tak głosiły plotki. Mo´wiono takz˙e, z˙e pocza˛tkowo odrzucił oferte˛ prowadzenia ,,To-
mmorrow’’, twierdza˛c, z˙e jest dziennikarzem gaze- towym, totez˙ czasopisma, nawet najbardziej pres- tiz˙owe, go nie interesuja˛. Wies´c´ gminna niosła, z˙e dał temu wyraz w znacznie mniej dyplomatyczny sposo´b. Czego moz˙na sie˛ spodziewac´ po Amerykani- nie, kto´ry spe˛dził całe z˙ycie, podro´z˙uja˛c z kon- tynentu na kontynent i przekazuja˛c wiadomos´ci o s´mierci i zniszczeniu z najdziwniejszych zaka˛t- ko´w ziemi? Susannah imponowało jego dos´wiadczenie, ale poza tym nie była do niego nastawiona ani szcze- go´lnie pozytywnie, ani negatywnie. Choc´ na pew- no be˛dzie jej brakowało Richarda... Od czasu do czasu ktos´ ja˛ pytał, czy ma z nim romans, ale były to tylko z˙arty, bo kaz˙dy, kto znał naczelnego, wiedział, z˙e w jego przypadku relacje inne niz˙ zawodowe nie wchodza˛ w gre˛. Richard bardzo kochał z˙one˛. Dowio´dł tego, rezygnuja˛c z bycia szefem redakcji na rzecz pracy w zarza˛dzie, kto´ra była mniej interesuja˛ca, ale, jak zwierzył sie˛ Susannah, pozwoli mu pos´wie˛cac´ wie˛cej czasu Caroline i dzieciom. – Ona uwaz˙a, z˙e dziennikarze nie sa˛ dobrymi me˛z˙ami, i chyba ma racje˛. Chłopcy dorastaja˛ i coraz bardziej mnie potrzebuja˛. Powinienem widywac´ ich cze˛s´ciej niz˙ tylko w weekendy. Podobnie jak ona, Richard miał ustalony system
staros´wieckich wartos´ci. Susannah podziwiała go za to. Był dla niej autorytetem nie tylko jako szef, ale takz˙e jako człowiek. Neil i Mamie zamieszkiwali siedemnastowiecz- na˛rezydencje˛, do kto´rej dojez˙dz˙ało sie˛ wa˛ska˛kre˛- ta˛ droga˛. Kamienna fasada i neogotyckie okna okazałego budynku ukazywały sie˛ znienacka, do- piero za ostatnim zakre˛tem. Zaraz po przeprowadzce Mamie z typowa˛ dla Amerykano´w energia˛ i przedsie˛biorczos´cia˛ zabra- ła sie˛ za modernizacje˛ domu. Wynaje˛ła do tego renomowanych architekto´w, projektanto´w i deko- ratoro´w wne˛trz. Susannah nie widziała jeszcze zmian, jakie wprowadzili, ale wcale nie była ich ciekawa. Uwaz˙ała, z˙e najlepiej było zostawic´ dom taki, jakim był, pokryty patyna˛ staros´ci, z wysokimi stropami, skrzypia˛cymi podłogami i tym cudow- nym mchem na murach. Na podjez´dzie stało juz˙ kilka samochodo´w. Susannah zaparkowała swoja˛ fieste˛ obok wiel- kiego jaguara, kto´ry wygla˛dał tak, jakby jego włas´ciciel dopiero co wyjechał nim z salonu. Ilekroc´ było to moz˙liwe, starała sie˛ parkowac´ obok nowych samochodo´w. Ich posiadacze zwyk- le bardzo ostroz˙nie jez˙dz˙a˛, cofaja˛ sie˛ i otwieraja˛ drzwi, wie˛c istniało duz˙e prawdopodobien´stwo, z˙e nie zarysuja˛ jej karoserii.
Drzwi domu otworzyły sie˛ i Mamie wybiegła, aby ja˛ przywitac´. Miała na sobie tweedowa˛ spo´d- nice˛, pastelowy kaszmirowy sweterek, a na szyi sznur pereł. Całos´c´ była tak perfekcyjnie dobrana zaro´wno do urody starszej pani, jak i nawet do samego domu, z˙e Susannah z trudem opanowała us´miech. Cała Mamie! – Schudłas´ – os´wiadczyła Mamie, odsuwaja˛c ja˛ na długos´c´ ramienia. – I jestes´ blada. Co sie˛ z toba˛ dzieje? – Duz˙o pracuje˛ – odparła Susannah. – Czy to z´le, z˙e jestem szczuplejsza? To marzenie wszyst- kich kobiet. – Moz˙na byc´ szczupłym albo chudym – Mamie nie dawała za wygrana˛ – a ty jestes´ chuda jak szczapa. Nie wygla˛dasz najlepiej. – Dzie˛ki za dobre słowo. Doskonale wyregulowane brwi uniosły sie˛ ku idealnie ułoz˙onej fryzurze, a na gładkim czole pojawiły sie˛ lekkie zmarszczki. – Widze˛, z˙e jestes´ nie w sosie. To do ciebie niepodobne. Moja droga, co sie˛ stało? Susannah przygryzła warge˛. – Nic, ja... – zaja˛kne˛ła sie˛. – Masz racje˛, chyba za duz˙o pracuje˛ i jestem przeme˛czona. Jez˙eli cie˛ przeprosze˛, pokaz˙esz mi dom? – Przeprosiny przyje˛te. – Mamie pogłaskała ja˛ po re˛ce. – I pozwalam ci zwiedzic´ dom samej. Nie
jestem az˙ tak małoduszna, z˙eby wykorzystac´ oka- zje˛ i zmusic´ cie˛ do wyraz˙ania nieszczerego po- dziwu. Wiem, z˙e wolałas´ wszystko tak, jak było przedtem. Zupełnie jak Neil. Mys´lał, z˙e sie˛ wpro- wadzimy i niczego nie zmienimy. Ach, Anglicy, jak wy nie lubicie zmian... Rozes´miały sie˛ jednoczes´nie, a Susannah ode- tchne˛ła z ulga˛. Niemal zapomniała o dociekliwos´ci Mamie. Musi miec´ sie˛ na bacznos´ci. Mamie i Neil naprawde˛ ja˛ kochali, nie chciała wie˛c psuc´ im przyje˛cia i dawac´ powodu do zmart- wienia. – Czy Simon i Paul juz˙ przyjechali? – zapytała. – Wczoraj wieczorem. – Mamie wzniosła oczy ku niebu. – I chociaz˙ kocham moje wnuki, to przyznam ci sie˛, z˙e w gromadzie... – Mamo, co słysze˛? Juz˙ jestes´ nami zme˛czona? Susannah pomys´lała, z˙e Paul jest podobny do ojca jak dwie krople wody. Młodszy syn Mamie us´ciskał ja˛ serdecznie. – Jak sie˛ miewa moja przyrodnia rudowłosa siostrzyczka? Kobieto, cos´ ty ze soba˛ zrobiła? Jestes´ prawie przezroczysta! – Tez˙ jej to powiedziałam. – A gdzie Sarah i chłopcy? – spytała Susannah, uwolniwszy sie˛ z obje˛c´ Paula. – Siedzimy wszyscy w oranz˙erii. Chodz´ do nas. Ethel włas´nie podała kawe˛.
Ethel była gosposia˛, kto´ra pracowała u Neila i Mamie, odka˛d tylko Susannah sie˛gała pamie˛cia˛. Pocza˛tkowo stanowczo odmo´wiła wyprowadzki z Londynu, ale w kon´cu Mamie zdołała ja˛ prze- konac´. Wchodza˛c do oranz˙erii, Susannah rzuciła okiem na ogro´d. Mamie kazała wycia˛c´ stare drzewa i krze- wy: na ich miejscu rozcia˛gał sie˛ teraz rozległy, ro´wniutki trawnik. Na samym jego s´rodku wznie- siono pasiasta˛ markize˛, a pod nia˛ przy stołach uwijali sie˛ pracownicy firmy, kto´ra dostarczyła jedzenie, oraz kwiaciarki. Susannah znała z˙ony Paula i Simona, ale nie widziała jeszcze ich najnowszego potomstwa. Mu- siała wie˛c najpierw wyrazic´ zachwyt nad kaz˙dym dzieckiem z osobna, zanim udało jej sie˛ przywitac´ z ich dziadkiem. Emerytura niekto´rym słuz˙y, pomys´lała, spo- gla˛daja˛c na niego z us´miechem. Neil miał znacz- nie bardziej uładzony charakter niz˙ jego mał- z˙onka. Moz˙e nie miał tak lotnego umysłu jak ona, lecz na swo´j sposo´b był całkiem bystry. Lunch upłyna˛ł w swobodnej atmosferze. Stał sie˛ okazja˛ do rodzinnej pogawe˛dki. Rodzina była w komplecie po raz pierwszy od roku, wie˛c opo- wies´ciom nie było kon´ca. Susannah usiadła przy samym kon´cu stołu, od czasu do czasu uprzejmie wtra˛caja˛c jaka˛s´ uwage˛.