Jordan Penny
Kobiece sekrety
Pamiętnik Kitty
Kitty powierzała swe największe sekrety jedynie pamiętnikowi. Były to pełne
zjadliwego humoru rozważania na temat nieudanych związków i braków w
urodzie. A potem jej sąsiadem został przystojny Hugh... i charakter
sekretnych zapisków Kitty zmienił się nie do poznania.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
I oto ono. Całe moje życie.
Obwisły biust, permanentna depresja i diagnoza psychoanalityka stwierdzająca, że najwyższy czas
zaakceptować siebie, swoje ciało i fakt, iż osiągnęłam właśnie wiek dojrzały. I że nie ma się o co
obwiniać. Po prostu, stało się. A o wszystkich tych niezdrowych i całkowicie niestosownych w moim
wieku pragnieniach, jak figura modelki czy seksapil pewnej znanej piosenkarki, najlepiej po prostu
zapomnieć.
I oto właśnie powód, dla którego zaczęłam pisać ten pamiętnik. Swoista forma terapii.
Zresztą, nie do końca był to mój własny pomysł. Muszę przyznać, że wczorajsza sesja u pewnej
bardzo wziętej psychoterapeutki podziałała na mnie jak kubeł zimnej wody (sesja to prezent
urodzinowy od mojej przyrodniej siostry; kontrowersyjny, jak zresztą wszystkie jej prezenty, ale
skuteczny).
Właściwie sesja to może za dużo powiedziane, po prostu dziesięciominutowa rozmowa telefoniczna.
Nie licząc całkowicie bezsensownego kwestionariusza, jaki dzień wcześniej przysłała do mnie pocztą.
Cudem zresztą wyrwałam go z pyska Sheby (psa należącego do leciwego sąsiada spod czwórki, pana
Russela), który akurat szukał pod moim domem czegoś, co nadawałoby się do zjedzenia. Pies
oczywiście, nie sąsiad.
Koniec końców, prowadzę pamiętnik. Jak zapewniała mnie terapeutka, w krótkim czasie powinnam
wyzbyć się wszystkich
8
PENNY JORDAN
tych autodestrukcyjnych myśli, jakie mnie ostatnio nękają -a także nieustannej potrzeby obżerania się
czekoladą oraz zamartwiania się opinią eksmęża na temat mojej nadwagi.
Cóż, prawdę mówiąc, zawsze byłam skłonna pobłażać sobie w kwestii żywieniowej i pewnie z tego
właśnie powodu przestałam się końcu mieścić w swoje stare ciuchy. Na całe jednak szczęście, jedyna
waga, jaka jest w domu, nie działa. Od czasu gdy zaczęła służyć jako podpórka pod nóżkę stolika w
salonie, wskazówka na jej skali ani drgnie. A ja żyję w błogiej nieświadomości na temat tego, ile tak
naprawdę ważę i, co ważniejsze, ile powinnam zrzucić. I oto właśnie cała ja -
pięćdziesięciojednoletnia kobieta, nie mająca żadnych nadziei i perspektyw, przechodząca właśnie
trudny okres menopau-zy. Aż dziw bierze, że zaledwie półtora miesiąca temu prowadziłam spokojne,
zharmonizowane życie i sama sobie gratulowałam, że los tak łagodnie i szczodrze się ze mną
obchodzi.
Ale tak było, zanim dostałam od córki kartkę z życzeniami urodzinowymi, ozdobioną wymowną
sentencją „Wszystko, co najlepsze, dawno już za tobą". A także na długo przed tym, jak odebrałam
telefon od syna, informujący mnie, że na jakiś czas (rok lub dwa) postanowił jednak odłożyć swe
egzaminy końcowe na uniwersytecie, żeby - jak to nazwał -ochłonąć.
A, byłabym zapomniała. Należy jeszcze wspomnieć o mężu, któremu kompletnie wyleciał z głowy
rocznicowy obiad i zrobiona miesiąc wcześniej rezerwacja w naszej ulubionej włoskiej restauracyjce
(ulubionej szczególnie przez Dereka, który zwykł zamawiać jedno danie główne i jeden deser na nas
dwoje tylko po to, by narzekać później, jak skąpe porcje serwują w tym miejscu, i zapowiadać, że
jesteśmy tu po raz ostatni!).
PAMIĘTNIK KITTY
9
Kilka dni później, gdy leżałam jeszcze w łóżku, dojadając ostatnią już chyba świąteczną czekoladę (z
truskawkowym nadzieniem, taką, jakiej szczerze nienawidzę i zawsze zostawiam ją sobie na ostatnią,
najczarniejszą godzinę), wszedł mąż i oznajmił, że musimy porozmawiać. Myślałam, że chodzi o jakiś
kolejny żart, jak choćby ten, kiedy w prezencie urodzinowym otrzymałam od niego co najmniej o dwa
numery za dużą, zupełnie pozbawioną wdzięku, flanelową koszulę nocną. Z karnecikiem. A w nim
dowcipne słowa: ma nadzieję, że jest odpowiednia do moich monstrualnych rozmiarów i pomieści
-przede wszystkim - obwisłe piersi.
Cóż, muszę przyznać, że tym razem udało mu się jeszcze bardziej mnie zaskoczyć.
Nie bawiąc się w niepotrzebne ceregiele, mąż krótko i zwięźle wyjaśnił, że nie widzi sensu dalszego
wspólnego życia i że od dawna już nie mamy ze sobą nic wspólnego.
Była to, oczywiście, nieprawda; jeśli nie trafiały do niego inne argumenty, to jak mógł zapomnieć
choćby o ogromnym zastawie hipotecznym na dom i o komplecie krzeseł, prawie antyków, jakie w
dniu ślubu dostaliśmy od jego matki. Dwa z nich co prawda nie miały nóg, a na trzecim ktoś
wyskrobał napis „Digger kocha Jimiego", niemniej jednak do tej pory stanowiły one naszą wspólną
własność. Nie wspominając już nawet o dwudziestosiedmioletnim stażu małżeńskim i dwójce dzieci,
które powołaliśmy do życia.
Ale nie oszukujmy się. Jakie znaczenie może mieć dla męża nawet pięćdziesiąt wspólnie przeżytych
lat i tuzin dzieci, kiedy jego głowę zajmuje tylko dwudziestoparolatka o imieniu Che-ree (na chrzcie
dano jej co prawda Cheryl, ale postanowiła to zmienić) z burzą farbowanych blond włosów i
nienaturalnie wielkim biustem?
Moja wieloletnia przyjaciółka Viola „W" na początku jej
10
PENNY JORDAN
imienia ustąpiło miejsca „V" mniej więcej w tym samym czasie, kiedy ona sama zaczęła, przyznawać
się do kilku ładnych lat mniej, niż to miała wpisane w dowodzie) pociesza mnie, że to jeszcze nie
koniec świata. Sama jest już od dłuższego czasu rozwiedziona i twierdzi, że nie mogło jej spotkać nic
lepszego. Zatrzymała dom, samochód i konto Davida. Moim zdaniem ten optymizm to raczej efekt
romansu, w jaki Viola niedawno wdała się że swoim ubezpieczycielem.
Derek, mój własny mąż, czy raczej eksmąż, nie jest wobec mnie aż tak hojny. Niemałą rolę odgrywa
tu zapewne blond-włosa Cheree, która, jak słyszałam, zobowiązała go, żeby sprawę rozwodową
załatwił jeszcze przed ich wyjazdem za granicę. Chce mieć pewność, że w razie - odpukać -
nieoczekiwanej śmierci Dereka nie przypadnie mi w udziale ani jeden pens. Musi mieć zapewne,
biedaczka, na myśli jego długi, bo jeszcze sporo przed rozwodem Derek zapewniał mnie, że nasze
konto jest puste.
Jak poinformował mnie kilka dni temu, postanowił sprzedać swój biznes, ponieważ oboje z Cheree
zamierzają opłynąć świat dookoła. Może dobrze się stało, bo z tego, co wiem, ten interes nigdy nie
przynosił żadnych zysków, a wręcz przeciwnie. Szkoda tylko, że pieniądze, które Derek teraz
zamierzał przepuścić, pochodziły z kredytu, jaki zaciągnęliśmy oboje pod zastaw hipoteki. Ale to już
zupełnie inna para kaloszy... Mam tylko nadzieję, że przed wypłynięciem w rejs Cheree nie zapomni
zapakować Derekowi przynajmniej kilku kilogramów aviomarinu, bo biedak cierpi na chorobę
morską. O czym najwyraźniej musiał zapomnieć.
Pamiętam, jak podczas naszej pierwszej i ostatniej zarazem wspólnej wycieczki morskiej, a było to już
jakieś dwadzieścia parę lat temu (w każdym razie na długo przed pojawieniem się Cheree na świecie),
poczuł się nagle ciężko chory, zanim
PAMIĘTNIK KITTY
11
jeszcze zdążyliśmy wypłynąć z portu. Aż strach pomyśleć, co by się stało, gdybyśmy byli już na
pełnym morzu!
Trzeba przyznać, że było to dość krępujące, bo obsługa statku musiała wyładować cały luk bagażowy,
ponieważ nasz samochód stał jako pierwszy. Na całe szczęście akcja przeprowadzona została w miarę
sprawnie.
Oczywiście, jak przypuszczam, Cheree nie będzie miała ze sobą niemal nic. Z tego, co wiem, jej
ulubionym letnim strojem jest wyjątkowo skąpe bikini, a dokładniej jedynie jego dolna część. Górna
bowiem drażni podobno jej bardzo jeszcze wrażliwe implanty. Mąż wspomniał mi o tym małym
problemie. Osobiście nie uważam go jednak za aż tak mały. Derek opowiedział mi o tym'rok temu,
kiedy zabrał ją na konferencję do Brighton; miałam okazję zobaczyć później ich oboje ha zdjęciu,
które trzymał w portfelu. Leżeli na plaży, a on troskliwie i czule nakładał cieniutką warstwę kremu na
jej sterczące nagie piersi. Niemal tak samo sterczące, jak jej zęby.
Wiem, powinnam domyślić się wszystkiego już wtedy. Ale przez cały ten czas okłamywałam sama
siebie, powtarzałam, że całe to zdarzenie musiało być jakąś niefortunną pomyłką i że nic nie jest w
stanie zburzyć tak solidnego przecież i stabilnego małżeństwa jak nasze.
Przez kilka pierwszych dni po tym, jak Derek oznajmił mi o zmianach w jego (w naszym) życiu, nie
zrobiłam absolutnie nic. I stan ten trwałby pewnie nadal, gdyby nie niespodziewana wizyta
przedstawiciela banku, oznajmiającego mi, że dom, w którym mieszkam, musi zostać sprzedany na
pokrycie odsetek za kredyt. Pocieszył mnie, że biorąc pod uwagę okolicę, nie powinno być z tym
większych problemów, chociaż trudno zapewne będzie znaleźć kogoś, komu przypadnie do gustu tak
oryginalny wystrój. Jak stwierdził, pstrokato nakrapiane kafelki
12
PENNY JORDAN
łazienkowe dawno już wyszły z mody. To samo mówiłam De-rekowi, kiedy je kupowaliśmy.
Mąż stwierdził, że nie ma sensu dawać zarobić pośrednikowi i że sprzedażą powinniśmy zająć się
sami. W ten oto sposób przed naszym domem stanęła niezwykle gustowna tabliczka z napisem „Na
sprzedaż". Jak dotąd jednak nie spotkała się z jakimkolwiek oddźwiękiem. Nie licząc oczywiście tele-
fonów męża, nieustannie dopytującego się o to, czy pojawił się jakiś chętny. Ale gdy podczas jednej z
rozmów wspomniałam mu o problemach z synem, stwierdził, że zarówno jedno, jak i drugie nasze
dziecko jest«już na tyle dorosłe, by samodzielnie decydować o własnej przyszłości i że on nie ma już
żadnych możliwości interwencji. Ani rodzicielskich, ani finansowych. Przy okazji zdążył jeszcze
napomknąć, że chyba to ja jestem główną przyczyną braku zainteresowania potencjalnych kupców i
może wzrośnie ono znacznie, kiedy się wreszcie z domu wyniosę. Jego zdaniem w zupełności
wystarczyłoby mi jakieś nieduże mieszkanko w mniej ekskluzywnej części miasta. Nie omieszkał
również napomknąć, że gdybym przez wszystkie te lata, zamiast poświęcać się tak zwanej pielęgnacji
domowego ogniska, znalazła sobie jakąś dobrą pracę, moja sytuacja wyglądałaby dziś o wiele lepiej.
Na koniec usłyszałam również, że Cheree pod tym względem wykazuje o wiele większy rozsądek i co
miesiąc jej konto zasila całkiem niezła sumka. Przypuszczam, że to prawda. Przynajmniej od czasu,
kiedy to on ją zatrudnił.
Jedyne, o czym biedaczek zapomniał i czego nie omieszkałam mu przypomnieć, to to, że był jeszcze
jeden powód, dla którego do tej pory nie podjęłam żadnej pracy zarobkowej - dziesięcioletnia niemal
opieka nad jego równie niedołężną, jak złośliwą i nienawidzącą mnie matką.
Mąż, pełen świętego oburzenia, wykrzyczał mi do słuchaw-
PAMIĘTNIK KITTY
13
ki, że jego matka miała przynajmniej rentę, nie mówiąc już o pieniądzach pochodzących ze sprzedaży
jej domu.
Owszem, może sumy, o których mówił, miałyby jakiekolwiek znaczenie, gdyby nie fakt, że staruszka
przegrała je niemal w całości w karty wkrótce po tym, jak oddaliśmy ją w końcu do Domu Opieki
Społecznej. Skąd, nawiasem mówiąc, o mało nie wyrzucili jej po skandalu, jaki wywołała, próbując
odbić męża jednej ze współpensjonariuszek.
ROZDZIAŁ DRUGI
Kolejny tydzień w całości wypełniło mi porządkowanie strychu, urozmaicone wybuchami
niepohamowanego płaczu lub równie niepohamowanego wilczego apetytu. W takim mniej więcej
stanie zastał mnie telefon mojej przyrodniej siostry, Tary. Od zawsze zwykłyśmy dzielić się tym, co
aktualnie działo się w naszym życiu uczuciowym. Nic niezwykłego, w końcu moja matka musiała
kiedyś podzielić się swym własnym mężem z matką Tary.
Matka, pozbawiona swego jedynego obiektu pożądania, czyli mego ojca, zaczęła się nagle
interesować religią. O ile, oczywiście, spędy czarownic, jakie od tego czasu zaczęły odbywać się w
naszym domu, i rytualne tańce wokół płonącego ogniska z jakąkolwiek religią mogą mieć cokolwiek
wspólnego. Ale odkąd pamiętam, matka zawsze miewała dość ekstrawaganckie pomysły. I kto wie,
jak by się to wszystko skończyło, gdyby nie fakt, że sąsiedzi zaczęli się uskarżać na hałasy,
dobiegające ponoć z naszego domu. W końcu pod karą grzywny zabroniono jej urządzania
zgromadzeń większych niż trzyosobowe. I w ten sposób zainteresowanie religią umarło śmiercią
naturalną. Teraz, od jakiegoś już czasu, mama mieszka wraz ze swym czwartym mężem w Kalifornii i
prawdę mówiąc, nie mam najmniejszego pojęcia, co tak naprawdę u niej słychać. A Derek i moja
mama nigdy właściwie się nie polubili.
Z kolei jego rodzice byli dość staromodni i konserwatywni. No, może z wyjątkiem tego, że jego ojciec
lubił przebierać
PAMIĘTNIK KITTY
15
się w damskie stroje, ale o tym dowiedzieliśmy się dopiero po jego śmierci - jego ostatnią wolą było,
by pochować go w ulubionej, błyszczącej sukni wieczorowej. Matka Deręka uznała to jednak za
niesmaczny żart i ostatecznie zdecydowała się na tradycyjny czarny garnitur, w którym wyglądał
zresztą jak żywy.
Ale wracając do Tary... Dzisiaj jest właścicielką pewnego niedużego wydawnictwa i na kłopoty
finansowe raczej nie może narzekać. Nigdy jednak nie wyszła za mąż, za to każde kolejne
dziesięciolecie witała nową, coraz to śmielszą operacją plastyczną. Zapewne z tego właśnie powodu,
osiągnąwszy szacowny wiek lat pięćdziesięciu, nadal wygląda tak, jakby miała ich najwyżej
trzydzieści. Z tym tylko, że w ten dziwny, trochę smutny, lalkowaty sposób.
Jak już napisałam, jej telefon zastał mnie w naprawdę nie najlepszym momencie. Przeglądałam
właśnie pudło ze zdjęciami i ze starymi listami od Dereka, które, nie wiedzieć czemu, zatrzymałam.
Aż dziw bierze, że potrafiłam być kiedyś tak sentymentalna i naiwna! W jednym był nawet jakiś
niezbyt wyszukany wiersz (nie mam pojęcia, skąd Derek go przepisał), który - co dobrze pamiętam -
swego czasu poruszył mnie do głębi.
Więc, jak mówiłam, zadzwonił telefon.
Kończyłam właśnie pudełko lodów waniliowych, których data przydatności do spożycia sugerowała,
że dawno już przestały być jadalne. Było to jednak wszystko, co mogłam znaleźć w lodówce. Jadłam
więc i zalewałam się łzami, i wtedy właśnie zadzwonił telefon. Oczywiście, opowiedziałam Tarze o
wszystkim, co się wydarzyło! Moja przyrodnia siostra stwierdziła, że liczyła się z taką ewentualnością
i wszystko, czego mi trzeba, to spotkanie z jej psychoanalitykiem.
Wcale nie byłam tego taka pewna.
16
PENNYJORDAN
Viola i Rosie, moja druga przyjaciółka, stwierdziły jednak, że to doskonały pomysł. I tak oto kilka dni
później odebrałam telefon od psychoanalityka swej przyrodniej siostry. Przeżywałam akurat losy
bohaterów mojej ulubionej powieści Georgette Heyer i nie w głowie mi było jakiekolwiek obnażanie
się, choćby ty^co psychiczne. A swoją drogą, gdzie ci mężczyźni... Romantyczni, pełni pasji, dzicy
kochankowie! Chyba już tylko w książkach. Ach, gdyby znalazł się choć jeden taki! Wtedy pokazałby
Derekowi!
A jeśli mowa o romantycznych i seksownych kochankach, to nie dalej jak wczoraj widziałam ćowego
właściciela domu, tego z końca ulicy. Jego samochód, czarny sportowy wóz, stał zaparkowany na
podjeździe. Tak tylko zerknęłam, przechodząc. Wszystko, co zauważyłam, to szerokie, muskularne
męskie ramiona opięte białym, sportowym podkoszulkiem i niezwykle seksowne, umięśnione uda. I
brak obrączki na palcu!
Nie, żebym zwracała na to jakąś szczególną uwagę, skąd. Po prostu rzuciło mi się w oczy, kiedy
upuściłam jedną z toreb z zakupami i ukucnęłam, by ją podnieść. Prawdziwe przerażenie ogarnęło
mnie jednak, kiedy zobaczyłam, jak to uosobienie seksu, czyli nowy sąsiad, odrywa się nagle od
swego zajęcia i śpiesznym krokiem podąża w moim kierunku, by mi pomóc. A już naprawdę
struchlałam, kiedy z torby niespodziewanie wypadło opakowanie zestawu witamin dla starszych ko-
biet. Oczywiście prosto pod nogi nowego sąsiada.
Pogratulowałam sobie w duchu refleksu, kiedy bez mrugnięcia okiem wyjaśniłam natychmiast, że o
kupno tych witamin prosiła mnie starsza koleżanka. Niestety, pech chciał, że w tej samej chwili - z
okrzykiem „Rusz się, babciu!" - przemknął obok nas na rowerze piętnastoletni syn sąsiadów z"
naprzeciwka. Nieprawdopodobne, jak ci ludzie chowają teraz tych gówniarzy!
Jak przekonywał mnie jednak psychoanalityk, po każdej
PAMIĘTNIK KITTY
17
burzy przychodzi zawsze słońce i w każdym zdarzeniu można doszukać się jakiegoś jaśniejszego
promyka nadziei. Może więc syn sąsiadów miał na myśli tylko mój stary, wytarty płaszcz i mało
gustowną czapkę, które miałam akurat na sobie?
Tak czy owak, praca nad sobą należy do najcięższych rzeczy, jakie zdarzyło mi się w życiu robić.
Psychoanalityk dał mi zresztą parę wskazówek, takich jak te na przykład:
Wyobraź sobie siebie za dwadzieścia lat. Co chciałabyś do tego czasu osiągnąć? W jakim punkcie się
znaleźć? Dwadzieścia lat! Mój Boże, przecież będę miała wtedy siedemdziesiąt jeden lat!
Niemożliwe, żebym żyła aż tak długo. Wolałabym raczej powyobrażać sobie siebie dwadzieścia lat
temu. Szczuplejsza o jakieś dziesięć kilogramów, z gęstymi, miękko układającymi się blond włosami,
o sylwetce modelki... No dobrze, móże trochę przesadziłam.
A wracając do pytania - za dwadzieścia lat chciałabym wyglądać tak jak Tina Turner. Jak Tina Turner
dziś, oczywiście.
Pomyśl o dziesięciu rzeczach, które chciałabyś osiągnąć, zanim twój zegar biologiczny wybije kolejną
dekadę. Nie bój się myśleć twórczo, nowatorsko, odważnie.
Doprawdy? W porządku. Sami tego chcieliście.
Nieźle ubawiona zasiadłam wygodnie przed biurkiem i zajęłam się spisywaniem dziesięciu
najbardziej absurdalnych rzeczy, jakie tylko mogły przyjść mi do głowy:
1. Nauczyć się jeździć na łyżwach.
2. Znaleźć się nagle we władczych ramionach bohatera jednej z książek Georgette Heyer (najlepiej
jeszcze, by był bliźniaczo podobny do nowego sąsiada spod czternastki!).
3. Choć raz w życiu zrobić kruche rogaliki, takie jak te, które robi sąsiadka spod trójki.
4. Wyglądać na tyle seksownie i pociągająco, by pieczenie i gotowanie przestało liczyć się dla
kogokolwiek.
18
PENNYJORDAN
5. Nauczyć się tańczyć salsę.
6. Być poproszoną na prywatną lekcję salsy do sąsiada spod czternastki.
7. Albo zdobyć jego numer telefonu.
8. Odkryć nagle, że sąsiad marzy o tym samym.
9. Odkryć, że biust w jakiś cudowny sposób przestał być obwisły.
10. Odkryć, że mąż wspomaga się viagrą i powiadomić o tym Cheree. Oczywiście całkowicie
anonimowo.
Wzięłam do ręki listę i ponownie przeleciałam ją wzrokiem. Myślę, że po krótkim zastanowieniu
mogłabym zrezygnować z punktów trzeciego i dziesiątego. Zerknęłam na dalszy ciąg instrukcji, jaką
przesłał mi psychoanalityk:
Pomyśl o kolejnych dziesięciu rzeczach, a teraz wypisz dziesięć cech, które najbardziej lubisz u siebie.
Poczucie humoru. Zdecydowanie tak. Nawet jeżeli Derek narzeka, że nigdy nie potrafiłam śmiać się z
jego dowcipów. Tak się składa, że Cheree śmieje się z nich, jak, nie przymierzając, hiena (Viola
twierdzi nawet, że tak też wygląda).
Potrafię być dobrą przyjaciółką. To na pewno. Nie pisnęłam przecież Rosie ani słowa, kiedy
dowiedziałam się, że jej kilkunastoletni siostrzeniec proponował swym koleżankom bezpłatne lekcje
seksu w ramach zajęć pozaszkolnych. Skąd zresztą miałam wiedzieć, co to dokładnie może oznaczać?
Byłam równie mocno zaskoczona jak Rosie, kiedy w prasie wyczytałam, że jej siostrzeniec został
wyrzucony ze szkoły i zmuszony do wyniesienia się z miasta. Wraz z rodzicami, oczywiście. Zresztą,
nie ma tego złego... Siostra Rosie znalazła tam całkiem niezłą posadę.
Jestem dobrą matką. A przynajmniej staram się nią być. Cóż, w końcu to naprawdę nie moja wina, że
własna córka uważa mnie za dziwaczkę i postanowiła wyprowadzić się z do-
PAMIĘTNIK KITTY
19
mu. Widzę zresztą w niej pewne podobieństwo do jej babki (a mojej matki). Niestety.
Jestem optymistką, mimo wszystko. Wystarczy spojrzeć tylko na moje fantazje erotyczno-seksualne
na temat naszego nowego sąsiada!
Potrafię sobie dobrze radzić z pieniędzmi. A w każdym razie potrafiłabym, gdybym tylko
jakiekolwiek posiadała.
Ile tego jest? Nieważne. Mogłabym pisać jeszcze długo, długo na temat tego, co mi się we mnie
podoba, ale nie chcę zanudzać ewentualnych czytelników.
Pomyśl, co zrobiłabyś z pieniędzmi, gdybyś nieoczekiwanie wygrała jakąś większą sumę.
Spłaciłabym wszystkie raty tego cholernego kredytu i studia syna. Może nawet starczyłoby na
operację plastyczną piersi?
Kiedy byłam tak zajęta myśleniem na temat tego, co jeszcze mogłabym zrobić z nadmiarem
pieniędzy, nieoczekiwanie zadzwonił telefon. To Derek informował mnie, że w końcu znalazł kupca
na nasz dom. Suma, jaką oferował, była co prawda o połowę niższa od tej, jaką Derek spodziewał się
uzyskać, ale mąż i tak był dobrej myśli. Jak powiedział, z całą pewnością wystarczy na spłatę kredytu
(ciekawe, czy pamiętał również o odsetkach?) i na kupno jakiejś kawalerki dla mnie.
Pozwolił sobie również na uwagę, że może teraz zacznę się w końcu rozglądać za jakąś pracą (o ile,
oczywiście, uda mi się jeszcze coś znaleźć w moim wieku, dodał). Jak zawsze poprawił mi humor.
Oczywiście, że szukam pracy. Ostatnio nawet Rosie wspominała coś o tym, że nowo otwarty
supermarket szuka kogoś na stanowisko magazyniera. Podobno szczególnie interesują ich oferty ludzi
w dojrzałym wieku, bo tacy potrafią obchodzić
20
PENNYJORDAN
się z towarem i nie spędzają całego dnia na nadawaniu ese-mesów. Tyle że musiałabym mieć
samochód, bo supermarket jest pod miastem, a wóz, niestety, zabrał Derek.
Nadal więc szukam. Pracy i mieszkania. Jak dotąd jednak nie znalazłam nic odpowiedniego.
ROZDZIAŁ TRZECI
O czternastej wizyta kontrolna u lekarza.
Za ladą recepcji najgorszy z najgorszych egzemplarz ludzkiego gatunku - recepcjonistka. Wściekła, że
zajmuję jej cenny czas niepotrzebnymi pytaniami, jak na przykład, kiedy w końcu pojawi się pani
doktor.
Bezsilna i zrezygnowana wzięłam do ręki pierwsze lepsze czasopismo. Jak się okazało,
„Cosmopolitan" sprzed roku. Mój wzrok przykuł jeden z tytułów: „Trzydzieści rzeczy, które po-
winnaś osiągnąć, zanim dobiegniesz trzydziestki". Zagłębiłam się w lekturze.
1. Kochać się w dziesięciu różnych pozycjach.
2. Takich, których nie ma w Kamasutrze.
3. Z dziesięcioma różnymi mężczyznami.
4. Jeden po drugim.
5. I równocześnie.
6. Uwieść brata swej najlepszej przyjaciółki.
7. Uwieść męża swej najlepszej przyjaciółki.
8. Uwieść ojca swej najlepszej przyjaciółki.
9. Uwieść swą najlepszą przyjaciółkę.
10. Przynajmniej dwa razy obudzić się rano w obcym łóżku, kompletnie nie pamiętając, ani jak się tam
dostałaś, ani z kim.
11. Przynajmniej raz kochać się w miejscu publicznym.
12. Mieć odwagę zerwać nawet długoletni i owocny związek i spróbować czegoś nowego (rozwieść
się).
22
PENNYJORDAN
13. Zapalić jointa.
14. Trzy razy okrążyć świat dookoła.
15. Mieć choć jedno doświadczenie religijne.
16. I choć jedno doświadczenie paranormalne.
17. Przeżyć dwadzieścia cztery dni w strachu, że możesz być w ciąży.
18. Spędzić kolejne dwadzieścia cztery, rozpaczając, że nie jesteś.
19. Kochać się w pracy, odbierając jednocześnie telefon od szefa.
20. Kochać się z własnym szefem, podczas gdy on rozmawia przez telefon ze swoją żoną.
21. I tak dalej, i tak dalej...
Lektura artykułu doprowadziła mnie jedynie do smutnego wniosku, że przeżyłam swoje życie
zupełnie jałowo, bo nie przydarzyła mi się żadna z tych rzeczy.
Wreszcie, po czterdziestu minutach oczekiwania, usłyszałam, jak recepcjonistka wyczytuje moje
nazwisko.
Pani doktor wyglądała jak prezenterka telewizyjna - błyszcząca, umalowana, ze starannie ułożoną
fryzurą i spojrzeniem, które mówiło: o nie, tylko nie kolejna pięćdziesięciolatka ze swą menopauzą!
Niestety, nie miałam zamiaru rezygnować. Nie po czterdziestu minutach oczekiwania!
Najpierw krótko mnie osłuchała i opukała, ale zaraz potem wzięłam sprawę w swoje ręce. Zadałam jej
kilka pytań. Po pierwsze, czy zna sposób, jak szybko i bez wysiłku pozbyć się dziesięciu kilogramów
nadwagi. Po drugie, czy mój biust musi być aż tak obwisły. Po trzecie, czy zna odpowiedź na pytanie,
dlaczego mam na głowie o połowę mniej włosów niż dziesięć lat temu, podczas gdy czarne i całkiem
mocne wyrastają powyżej mojej górnej wargi. Pani doktor sprawiała wra-
PAMIĘTNIK KITTY
23
żenie skonsternowanej, a potem zapytała o moją dietę i życie seksualne.
Właśnie zastanawiałam się, jak wytłumaczyć jej, że obie te sprawy właściwie nie istnieją, kiedy
zorientowałam się, że ona wcale nie czeka na odpowiedź. Po prostu zajęła się wprowadzaniem moich
danych do ćwidencji komputerowej. A kiedy byłam już przy drzwiach, poradziła mi, żebym
pomyślała o jakichś wakacjach.
Wróciłam do domu i zajęłam się opróżnianiem lodówki. A właściwie usuwaniem resztek, które w niej
znalazłam. Jak podpowiadała instrukcja, którą otrzymałam od psychoanalityka, należy usunąć z życia
wszystko, co czyni je trudniejszym.
Na samym dnie lodówki odkryłam na pół opróżnioną butelkę świątecznej brandy. Szkoda byłoby ją
zmarnować...
Sąsiadka spod trójki stanęła w drzwiach dokładnie w momencie, kiedy pusta już butelka lądowała w
koszu, a ja siedziałam na podłodze w kuchni otoczona zawartością lodówki (jakoś nie mogłam się
zdobyć na to, by tak po prostu wyrzucić niedojedzony słoik dżemu). Jej mina mówiła sama za siebie.
Próbowałam wytłumaczyć, że wprowadzam właśnie punkt po punkcie plan na życie po pięćdziesiątce
i do tej pory nie miałam pojęcia, że zerwanie z wpajaną mi latami przez teściową zasadą - jedzenia się
nie wyrzuca - okazuje się jednak ponad moje siły. Spróbowałam wstać, by nadać swoim słowom moż-
liwie jak najwięcej powagi i przejąć kontrolę nad sytuacją we własnym domu, jednak brandy okazała
się o wiele mocniejsza, niż sądziłam.
Podłoga kuchenna skakała i wstanie z miejsca powoli zaczynało przypominać wspinaczkę na Mount
Everest.
Podjęłam właśnie kolejną próbę, gdy sąsiadka zapytała, czy myślałam kiedykolwiek o wstąpieniu do
klubu AA. I tak to jej życzliwe, skądinąd, pytanie na dobre udaremniło moje wysiłki.
24
PENNY JORDAN
Sąsiadka bez słowa przygotowała herbatę, a potem, pomiędzy jednym a drugim łykiem dodała, że
przy kościele działa poradnia dla ludzi z problemami takimi jak moje i że ksiądz proboszcz jest
podobno bardzo nowoczesny.
Pod wpływem nagłego, zupełnie niewytłumaczalnego impulsu zapytałam, czy kiedykolwiek paliła
trawkę. W pierwszej chwili wyglądała na kompletnie zaskoczoną, ale w końcu przyznała, że owszem,
dwa lata temu, na przyjęciu wigilijnym u znajomych. Oboje z mężem doszli jednak do wniosku, że
skręty musiały być chyba podłego gatunku, bo były bardzo, ale to bardzo słabe. Jak chcę, to może
przynieść mi parę z tych, które jej jeszcze zostały. Jakby z oddali usłyszałam swój własny głos
tłumaczący, że to podobno jedna z rzeczy, których człowiek powinien w swym życiu zakosztować.
Tak jak i seksu w miejscu publicznym.
Ponieważ zauważyłam, że sąsiadka zbladła niebezpiecznie, więc litościwie zaproponowałam jej
kieliszek czegoś mocniejszego. Nim zdążyła zaprotestować, wcisnęłam jej do ręki szklaneczkę cherry,
zauważając jednocześnie, że na podłodze jest jeszcze dużo wolnego miejsca. I że nie jest to tak
niewygodne, jak może się wydawać.
Pół godziny później nie było już ani cherry, ani resztki wina, które znalazłam w kredensie. Sąsiadka
wydawała się całkiem usatysfakcjonowana. Powiedziała, że wie o Dereku i że przykro jej z tego
powodu. Odpowiedziałam, że mnie wręcz przeciwnie, a w najbliższą przyszłość patrzę z nadzieją, i
wreszcie będę mogła poczuć się naprawdę niezależna (to jedno ze zdań, które psychoanalityk kazał
powtarzać mi każdego dnia).
Przyznała, że ona również nie czuje się spełniona w swoim związku i że mąż ją rozczarował.
Przywołując na twarz wyraz sąsiedzkiej troski i zrozumienia, zapytałam, czy chce o tym
PAMIĘTNIK KITTY
25
porozmawiać. Nagle, ku mojemu najwyższemu zdumieniu, sąsiadka zalała się rzewnymi łzami i
wykrzyczała, że ma już dość cholernego gadania o tych sprawach. I chyba rzeczywiście nie
przesadzała.
Zgrabnie i bardzo, bardzo delikatnie postarałam się więc zmienić temat. Zapytałam, czy wie, kto
sprowadził się ostatnio do domu stojącego tuż obok jej...
Wyraz twarzy sąsiadki zmienił się do tego stopnia, że znowu zaczęłam się o nią lękać. Cichym,
pełnym namaszczenia głosem wyjaśniła mi, że parę dni temu wprowadził się tam pewien mężczyzna.
Z tego, co mogła zaobserwować, jest samotny i bardzo zagubiony. Nie potrafi nawet właściwie
rozwiesić swego prania. A rośliny w jego* ogrodzie bezsprzecznie wymagają przesadzenia. I tó
natychmiast. Ona sama nosi się nawet z zamiarem zaoferowania mu pomocy.
Wyraziłam lekkie zdziwienie faktem, że wszystko to była w stanie zaobserwować, i to z daleka. Z
tego, co wiem, ogród sąsiedniego domu jest odgrodzony od jej ogrodu wysokim murem.
Sąsiadka, ściszając głos jeszcze bardziej, wyznała mi, że wszystkie te spostrzeżenia mogła poczynić
dzięki okienku w łazience na górze. Trzeba było tylko oprzeć prawą nogę na umywalce a lewą na
baterii łazienkowej.
Przyznałam szczerze, że jej poświęcenie i dobrosąsiedzka życzliwość są godne uznania. Sąsiadka
uśmiechnęła się i najwyraźniej zupełnie już ośmielona, podzieliła się ze mną jeszcze jednym
spostrzeżeniem.
Otóż nowy właściciel domu spod czternastki nosi bardzo, ale to bardzo nowoczesne - „wie pani co".
Około dziesięciu kolejnych minut zajęła nam konwersacja na temat tego, co właściwie miała na myśli.
Na koniec odkryłam, że chodzi o slipki.
26
PENNY JORDAN
Ta ostatnia uwaga spowodowała, że natychmiast powróciły moje erotyczne fantazje na temat nowego
sąsiada. Tym razem jednak wzbogacone o jakże istotne szczegóły (markowe slipy Calvina Kleina!).
Sąsiadka tymczasem odwróciła swój kieliszek do góry dnem, na znak, że jest kompletnie pusty.
Zabawne, ale do tej pory nie zauważyłam, jak wiele mamy ze sobą wspólnego. Zapytałam więc, czy
korzystała już kiedykolwiek z pomocy psychoanalityka. Byłam w połowie wyjaśnień, w jaki sposób ja
sama trafiłam pod opiekę jednego z nich, kiedy nagle zorientowałam się, że ona wcale mnie nie
słucha. Najzwyczajniej na świecie leży na podłodze i chrapie.
Dzwonek telefonu wyrwał mnie z jakiegoś koszmarnego snu, w którym leżałam na podłodze w
kuchni, popijając płyn do mycia naczyń. Na szczęście, przynajmniej część tego okazała się tylko
snem. Podniosłam słuchawkę. Dzwoniła moja siostrzenica Georgia. A właściwie bardziej Dereka niż
moja. Zresztą, przez większość życia była najpierw jego siostrzeńcem, dopiero kilka lat temu
stwierdziła - czy raczej stwierdził - że oszukuje sam siebie i że musi to zmienić. Zadziwiające, co
mogą zdziałać hormony i kilka operacji plastycznych!
Georgia postanowiła donieść mi właśnie, że wie o Dereku i że bardzo jej przykro. I jeszcze to, że ona
i jej przyjaciółka Eryka zamierzają odwiedzić mnie w najbliższym czasie i wesprzeć rozmową. Już,
już zamierzałam odmówić, powtarzając swe niezawodne zdanie o pełnym nadziei i optymizmu spoj-
rzeniu w przyszłość, kiedy nagle poczułam, że robi mi się niedobrze. Chcąc więc jak najszybciej
zakończyć rozmowę, zaprosiłam je obie na kolację na wieczór. Na dzisiejszy wieczór!
W taki oto sposób musiałam zrobić nieprzewidziane zakupy. Pamiętając, co mówił psychoanalityk o
radzeniu sobie z samą sobą, przed wyjściem wzięłam krótki prysznic, włożyłam
PAMIĘTNIK KITTY
27
najlepsze ciuchy i zrobiłam staranny makijaż. Oczywiście nie miało to nic wspólnego z faktem, iż
droga do sklepu prowadzi obok posiadłości numer czternaście przy końcu ulicy. Po prostu ściśle
stosowałam się do zaleceń psychoanalityka.
Myślę, że sprawdziłabym się jako detektyw, bo nie zerkając nawet w kierunku wiadomej posiadłości,
spostrzegłam, że czarny, sportowy wóz stoi na podjeździe. Niestety, nie zauważyłam jednak młodej,
szczuplutkiej i diabelsko zgrabnej blondynki siedzącej na miejscu pasażera. Dopiero jej piskliwy głos
uświadomił mi, i to niezwykle boleśnie, jej obecność.
- Spójrz, Hugh na tę biedną kobietę. Musi chyba kiepsko się czuć, bo ma okropnie czerwoną twarz!
Mężczyzna odwrócił się w kierunku, który wskazała mu dziewczyna, kładąc jednocześnie swe
opiekuńcze i bosko umięśnione ramię na jej ramieniu (z pewnością z obawy, by wiatr mu jej nie
porwał).
Poczułam, że moja twarz z czerwonej, robi się nagle szarozielona. Uciekłam, zanim nasze spojrzenia
zdążyły się spotkać. Droga powrotna dp domu zajęła mi dwa razy więcej czasu, ale warto było -
ominęłam dużym łukiem dom seksownego sąsiada.
Resztę popołudnia spędziłam na przygotowaniach do kolacji. Postanowiłam też, nie czekając na
Georgię i Erykę, napocząć butelkę wina (tylko po to, by poprawić sobie nastrój), potem przebrałam się
w dres i stary podkoszulek Dereka. Nareszcie poczułam się sobą. Trochę wcześniej, niż oczekiwałam,
zadzwonił dzwonek przy drzwiach. Otworzyłam je z rozmachem i ku swemu zdumieniu zobaczyłam
za nimi nowego sąsiada. Tego spod czternastki.
- Zdaje się, że to należy do pani - usłyszałam najseksow-niejszy na świecie amerykański akcent. -
Musiało wypaść z pani torebki, kiedy przechodziła pani obok naszego domu.
28
PENNY JORDAN
Mówiąc to, mężczyzna wyciągnął rękę z karteczką, przypominającą o najbliższym spotkaniu u
psychoanalityka. Nie zdążyłam nawet wydusić z siebie słowa, kiedy kątem oka spostrzegłam, że na
podjazd przed moim domem podjeżdża wysłużony garbus Georgii z Eryką na miejscu pasażera.
Ciężarną! Sąsiad, uznawszy najwyraźniej, że nie mam nic do powiedzenia, wycofał się w kierunku
swego domu, podczas gdy Georgia troskliwie pomagała wysiąść Eryce z auta.
- Mamy dla ciebie niespodziankę - usłyszałam radosny głos siostrzenicy Dereka, kiedy tylko obie
przestąpiły próg domu. - Będziemy miały dziecko!
Nie bardzo wiedząc, jak mam przyjąć tę rewelację, jedynie uśmiechnęłam się niepewnie.
Kiedy zasiadłyśmy do stołu, przyszłe matki wyjaśniły mi, że ojciec dziecka został wybrany przez nie
bardzo starannie i że jego nasienie pobrały z banku spermy. Podobno miał nieprawdopodobnie wysoki
iloraz inteligencji, nienaganną reputację i talent sportowy. Bardzo zgodnie opowiadały mi o
wszystkich przygotowaniach do porodu, aż do momentu, kiedy dyskusja zeszła na temat koloru
dziecięcej sypialni.
Włączyłam telewizor, chcąc rozładować sytuację, jednak Georgia stanowczo się temu sprzeciwiła. Jak
stwierdziła, nie chcą narażać dziecka na niepotrzebne stresy i jedyne, na co mu pozwalają,' to
słuchanie łagodnej muzyki i płyt edukacyjnych. Już, już miałam zauważyć, że ich kłótnia o kolor
sypialni raczej nie spełnia tych wymagań, kiedy w ostatniej chwili ugryzłam się w język. W końcu to
na szczęście nie moja sprawa. Jak się później okazało, myliłam się.
Po skromnej kolacji (Eryka żywi się jedynie produktami roślinnymi, pochodzącymi ze znanych,
sprawdzonych źródeł) przyszłe matki zapytały o moje plany na przyszłość, dodając, że poważnie biorą
pod uwagę moją kandydaturę jako starszego
PAMIĘTNIK KITTY
29
członka rodziny mającego się narodzić dziecka. Bez ogródek wyjaśniłam więc im swoją sytuację
finansową, brak szans na znalezienie pracy i fakt, że prawdopodobnie w najbliższej przyszłości
zostanę na bruku.
Georgia, w niecenzuralnych słowach oceniając Dereka, zapytała mnie, czy zastanawiałam się nad
wynajęciem przynajmniej części pokoi. Zaoferowała nawet pomoc. Zaproponowała, że rozwiesi
ogłoszenia na miejscowym uniwersytecie, gdzie pracuje. Potem obie zgodnie stwierdziły, że odrobina
młodości i nowoczesności dobrze by temu domowi zrobiła.
Już miałam zaprotestować, że w końcu nie jestem przecież jeszcze aż tak stara, kiedy Eryka,
chrząkając znacząco, zapytała mnie, czy nie myślałam może o zainwestowaniu w nowy biustonosz.
Oglądała podobno niedawno jakiś program, z którego jasno wynikało, że połowa kobiet w naszym
kraju nie wie nawet, jaki nosi rozmiar stanika. W tej sytuacji za całkowicie zbędne uznałam
wyjaśnienia, że mój własny, zwisający biust z rozmiarem stanika nie ma nic wspólnego i jest raczej
wynikiem upływającego czasu, siły ciążenia i dwójki wykarmio-nych dzieci. Czego i jej życzę.
Kiedy wyszły, wlałam w siebie potężny kieliszek wina i pochłonęłam resztki kolacji.
Dziwne, ale wraz z nadejściem wieczoru pomysł wynajęcia pokoi przestał wydawać mi się już tak
idiotyczny, jak na samym początku.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Dzisiejszego ranka przez mój garaż przewinęły się chyba tysiące obcych ludzi. Urządziłam wyprzedaż
gratów, które tam znalazłam, a które przez lata wraz z Derekiem zebraliśmy. Prawdziwą przyjemność
odczułam, kiedy trafił się chętny na dumę kolekcji mojego eksmęża - puchar z międzyszkolnych
zawodów sportowych i zbiór płyt z lat siedemdziesiątych.
Podobno pozbycie się niepotrzebnego bagażu materialnego niesie za sobą również uwolnienie się od
balastu emocjonalnego (lekcja numer cztery z notatek, które dostałam od psychoanalityka).
Postanowiłam więc to sprawdzić.
Po południu zadzwonił syn z dwiema wiadomościami. Po pierwsze, postanowił odłożyć na bliżej
nieokreślony czas obronę pracy magisterskiej, a tymczasem spróbować szczęścia na wydziale
historycznym. I po drugie, przesyła mi coś, co powinno zrekompensować mi brak jego ojca. Poza tym
ciekaw był, jaki jest nowy adres Dereka, ponieważ zamierza, odwiedzić go podczas wakacji. Aha, i
jeszcze jedno! Opłata za studia nieco wzrosła, i czy mogłabym w związku z tym przesłać mu
odpowiednio wyższy czek.
Zaraz potem zadzwoniła córka. Ona również nie miała zbyt dobrych wieści. Pokłóciła się podobno ze
swym partnerem, Brianem, co nawiasem mówiąc, wcale mnie nie zaskoczyło. Tak się składa, że nikt z
rodziny, oprócz córki oczywiście, nigdy Briana na oczy nie widział i gdyby nie to, że czasami odbiera
telefony, można by w ogóle wątpić w jego istnienie.
Jordan Penny Kobiece sekrety Pamiętnik Kitty Kitty powierzała swe największe sekrety jedynie pamiętnikowi. Były to pełne zjadliwego humoru rozważania na temat nieudanych związków i braków w urodzie. A potem jej sąsiadem został przystojny Hugh... i charakter sekretnych zapisków Kitty zmienił się nie do poznania.
ROZDZIAŁ PIERWSZY I oto ono. Całe moje życie. Obwisły biust, permanentna depresja i diagnoza psychoanalityka stwierdzająca, że najwyższy czas zaakceptować siebie, swoje ciało i fakt, iż osiągnęłam właśnie wiek dojrzały. I że nie ma się o co obwiniać. Po prostu, stało się. A o wszystkich tych niezdrowych i całkowicie niestosownych w moim wieku pragnieniach, jak figura modelki czy seksapil pewnej znanej piosenkarki, najlepiej po prostu zapomnieć. I oto właśnie powód, dla którego zaczęłam pisać ten pamiętnik. Swoista forma terapii. Zresztą, nie do końca był to mój własny pomysł. Muszę przyznać, że wczorajsza sesja u pewnej bardzo wziętej psychoterapeutki podziałała na mnie jak kubeł zimnej wody (sesja to prezent urodzinowy od mojej przyrodniej siostry; kontrowersyjny, jak zresztą wszystkie jej prezenty, ale skuteczny). Właściwie sesja to może za dużo powiedziane, po prostu dziesięciominutowa rozmowa telefoniczna. Nie licząc całkowicie bezsensownego kwestionariusza, jaki dzień wcześniej przysłała do mnie pocztą. Cudem zresztą wyrwałam go z pyska Sheby (psa należącego do leciwego sąsiada spod czwórki, pana Russela), który akurat szukał pod moim domem czegoś, co nadawałoby się do zjedzenia. Pies oczywiście, nie sąsiad. Koniec końców, prowadzę pamiętnik. Jak zapewniała mnie terapeutka, w krótkim czasie powinnam wyzbyć się wszystkich
8 PENNY JORDAN tych autodestrukcyjnych myśli, jakie mnie ostatnio nękają -a także nieustannej potrzeby obżerania się czekoladą oraz zamartwiania się opinią eksmęża na temat mojej nadwagi. Cóż, prawdę mówiąc, zawsze byłam skłonna pobłażać sobie w kwestii żywieniowej i pewnie z tego właśnie powodu przestałam się końcu mieścić w swoje stare ciuchy. Na całe jednak szczęście, jedyna waga, jaka jest w domu, nie działa. Od czasu gdy zaczęła służyć jako podpórka pod nóżkę stolika w salonie, wskazówka na jej skali ani drgnie. A ja żyję w błogiej nieświadomości na temat tego, ile tak naprawdę ważę i, co ważniejsze, ile powinnam zrzucić. I oto właśnie cała ja - pięćdziesięciojednoletnia kobieta, nie mająca żadnych nadziei i perspektyw, przechodząca właśnie trudny okres menopau-zy. Aż dziw bierze, że zaledwie półtora miesiąca temu prowadziłam spokojne, zharmonizowane życie i sama sobie gratulowałam, że los tak łagodnie i szczodrze się ze mną obchodzi. Ale tak było, zanim dostałam od córki kartkę z życzeniami urodzinowymi, ozdobioną wymowną sentencją „Wszystko, co najlepsze, dawno już za tobą". A także na długo przed tym, jak odebrałam telefon od syna, informujący mnie, że na jakiś czas (rok lub dwa) postanowił jednak odłożyć swe egzaminy końcowe na uniwersytecie, żeby - jak to nazwał -ochłonąć. A, byłabym zapomniała. Należy jeszcze wspomnieć o mężu, któremu kompletnie wyleciał z głowy rocznicowy obiad i zrobiona miesiąc wcześniej rezerwacja w naszej ulubionej włoskiej restauracyjce (ulubionej szczególnie przez Dereka, który zwykł zamawiać jedno danie główne i jeden deser na nas dwoje tylko po to, by narzekać później, jak skąpe porcje serwują w tym miejscu, i zapowiadać, że jesteśmy tu po raz ostatni!).
PAMIĘTNIK KITTY 9 Kilka dni później, gdy leżałam jeszcze w łóżku, dojadając ostatnią już chyba świąteczną czekoladę (z truskawkowym nadzieniem, taką, jakiej szczerze nienawidzę i zawsze zostawiam ją sobie na ostatnią, najczarniejszą godzinę), wszedł mąż i oznajmił, że musimy porozmawiać. Myślałam, że chodzi o jakiś kolejny żart, jak choćby ten, kiedy w prezencie urodzinowym otrzymałam od niego co najmniej o dwa numery za dużą, zupełnie pozbawioną wdzięku, flanelową koszulę nocną. Z karnecikiem. A w nim dowcipne słowa: ma nadzieję, że jest odpowiednia do moich monstrualnych rozmiarów i pomieści -przede wszystkim - obwisłe piersi. Cóż, muszę przyznać, że tym razem udało mu się jeszcze bardziej mnie zaskoczyć. Nie bawiąc się w niepotrzebne ceregiele, mąż krótko i zwięźle wyjaśnił, że nie widzi sensu dalszego wspólnego życia i że od dawna już nie mamy ze sobą nic wspólnego. Była to, oczywiście, nieprawda; jeśli nie trafiały do niego inne argumenty, to jak mógł zapomnieć choćby o ogromnym zastawie hipotecznym na dom i o komplecie krzeseł, prawie antyków, jakie w dniu ślubu dostaliśmy od jego matki. Dwa z nich co prawda nie miały nóg, a na trzecim ktoś wyskrobał napis „Digger kocha Jimiego", niemniej jednak do tej pory stanowiły one naszą wspólną własność. Nie wspominając już nawet o dwudziestosiedmioletnim stażu małżeńskim i dwójce dzieci, które powołaliśmy do życia. Ale nie oszukujmy się. Jakie znaczenie może mieć dla męża nawet pięćdziesiąt wspólnie przeżytych lat i tuzin dzieci, kiedy jego głowę zajmuje tylko dwudziestoparolatka o imieniu Che-ree (na chrzcie dano jej co prawda Cheryl, ale postanowiła to zmienić) z burzą farbowanych blond włosów i nienaturalnie wielkim biustem? Moja wieloletnia przyjaciółka Viola „W" na początku jej
10 PENNY JORDAN imienia ustąpiło miejsca „V" mniej więcej w tym samym czasie, kiedy ona sama zaczęła, przyznawać się do kilku ładnych lat mniej, niż to miała wpisane w dowodzie) pociesza mnie, że to jeszcze nie koniec świata. Sama jest już od dłuższego czasu rozwiedziona i twierdzi, że nie mogło jej spotkać nic lepszego. Zatrzymała dom, samochód i konto Davida. Moim zdaniem ten optymizm to raczej efekt romansu, w jaki Viola niedawno wdała się że swoim ubezpieczycielem. Derek, mój własny mąż, czy raczej eksmąż, nie jest wobec mnie aż tak hojny. Niemałą rolę odgrywa tu zapewne blond-włosa Cheree, która, jak słyszałam, zobowiązała go, żeby sprawę rozwodową załatwił jeszcze przed ich wyjazdem za granicę. Chce mieć pewność, że w razie - odpukać - nieoczekiwanej śmierci Dereka nie przypadnie mi w udziale ani jeden pens. Musi mieć zapewne, biedaczka, na myśli jego długi, bo jeszcze sporo przed rozwodem Derek zapewniał mnie, że nasze konto jest puste. Jak poinformował mnie kilka dni temu, postanowił sprzedać swój biznes, ponieważ oboje z Cheree zamierzają opłynąć świat dookoła. Może dobrze się stało, bo z tego, co wiem, ten interes nigdy nie przynosił żadnych zysków, a wręcz przeciwnie. Szkoda tylko, że pieniądze, które Derek teraz zamierzał przepuścić, pochodziły z kredytu, jaki zaciągnęliśmy oboje pod zastaw hipoteki. Ale to już zupełnie inna para kaloszy... Mam tylko nadzieję, że przed wypłynięciem w rejs Cheree nie zapomni zapakować Derekowi przynajmniej kilku kilogramów aviomarinu, bo biedak cierpi na chorobę morską. O czym najwyraźniej musiał zapomnieć. Pamiętam, jak podczas naszej pierwszej i ostatniej zarazem wspólnej wycieczki morskiej, a było to już jakieś dwadzieścia parę lat temu (w każdym razie na długo przed pojawieniem się Cheree na świecie), poczuł się nagle ciężko chory, zanim
PAMIĘTNIK KITTY 11 jeszcze zdążyliśmy wypłynąć z portu. Aż strach pomyśleć, co by się stało, gdybyśmy byli już na pełnym morzu! Trzeba przyznać, że było to dość krępujące, bo obsługa statku musiała wyładować cały luk bagażowy, ponieważ nasz samochód stał jako pierwszy. Na całe szczęście akcja przeprowadzona została w miarę sprawnie. Oczywiście, jak przypuszczam, Cheree nie będzie miała ze sobą niemal nic. Z tego, co wiem, jej ulubionym letnim strojem jest wyjątkowo skąpe bikini, a dokładniej jedynie jego dolna część. Górna bowiem drażni podobno jej bardzo jeszcze wrażliwe implanty. Mąż wspomniał mi o tym małym problemie. Osobiście nie uważam go jednak za aż tak mały. Derek opowiedział mi o tym'rok temu, kiedy zabrał ją na konferencję do Brighton; miałam okazję zobaczyć później ich oboje ha zdjęciu, które trzymał w portfelu. Leżeli na plaży, a on troskliwie i czule nakładał cieniutką warstwę kremu na jej sterczące nagie piersi. Niemal tak samo sterczące, jak jej zęby. Wiem, powinnam domyślić się wszystkiego już wtedy. Ale przez cały ten czas okłamywałam sama siebie, powtarzałam, że całe to zdarzenie musiało być jakąś niefortunną pomyłką i że nic nie jest w stanie zburzyć tak solidnego przecież i stabilnego małżeństwa jak nasze. Przez kilka pierwszych dni po tym, jak Derek oznajmił mi o zmianach w jego (w naszym) życiu, nie zrobiłam absolutnie nic. I stan ten trwałby pewnie nadal, gdyby nie niespodziewana wizyta przedstawiciela banku, oznajmiającego mi, że dom, w którym mieszkam, musi zostać sprzedany na pokrycie odsetek za kredyt. Pocieszył mnie, że biorąc pod uwagę okolicę, nie powinno być z tym większych problemów, chociaż trudno zapewne będzie znaleźć kogoś, komu przypadnie do gustu tak oryginalny wystrój. Jak stwierdził, pstrokato nakrapiane kafelki
12 PENNY JORDAN łazienkowe dawno już wyszły z mody. To samo mówiłam De-rekowi, kiedy je kupowaliśmy. Mąż stwierdził, że nie ma sensu dawać zarobić pośrednikowi i że sprzedażą powinniśmy zająć się sami. W ten oto sposób przed naszym domem stanęła niezwykle gustowna tabliczka z napisem „Na sprzedaż". Jak dotąd jednak nie spotkała się z jakimkolwiek oddźwiękiem. Nie licząc oczywiście tele- fonów męża, nieustannie dopytującego się o to, czy pojawił się jakiś chętny. Ale gdy podczas jednej z rozmów wspomniałam mu o problemach z synem, stwierdził, że zarówno jedno, jak i drugie nasze dziecko jest«już na tyle dorosłe, by samodzielnie decydować o własnej przyszłości i że on nie ma już żadnych możliwości interwencji. Ani rodzicielskich, ani finansowych. Przy okazji zdążył jeszcze napomknąć, że chyba to ja jestem główną przyczyną braku zainteresowania potencjalnych kupców i może wzrośnie ono znacznie, kiedy się wreszcie z domu wyniosę. Jego zdaniem w zupełności wystarczyłoby mi jakieś nieduże mieszkanko w mniej ekskluzywnej części miasta. Nie omieszkał również napomknąć, że gdybym przez wszystkie te lata, zamiast poświęcać się tak zwanej pielęgnacji domowego ogniska, znalazła sobie jakąś dobrą pracę, moja sytuacja wyglądałaby dziś o wiele lepiej. Na koniec usłyszałam również, że Cheree pod tym względem wykazuje o wiele większy rozsądek i co miesiąc jej konto zasila całkiem niezła sumka. Przypuszczam, że to prawda. Przynajmniej od czasu, kiedy to on ją zatrudnił. Jedyne, o czym biedaczek zapomniał i czego nie omieszkałam mu przypomnieć, to to, że był jeszcze jeden powód, dla którego do tej pory nie podjęłam żadnej pracy zarobkowej - dziesięcioletnia niemal opieka nad jego równie niedołężną, jak złośliwą i nienawidzącą mnie matką. Mąż, pełen świętego oburzenia, wykrzyczał mi do słuchaw-
PAMIĘTNIK KITTY 13 ki, że jego matka miała przynajmniej rentę, nie mówiąc już o pieniądzach pochodzących ze sprzedaży jej domu. Owszem, może sumy, o których mówił, miałyby jakiekolwiek znaczenie, gdyby nie fakt, że staruszka przegrała je niemal w całości w karty wkrótce po tym, jak oddaliśmy ją w końcu do Domu Opieki Społecznej. Skąd, nawiasem mówiąc, o mało nie wyrzucili jej po skandalu, jaki wywołała, próbując odbić męża jednej ze współpensjonariuszek.
ROZDZIAŁ DRUGI Kolejny tydzień w całości wypełniło mi porządkowanie strychu, urozmaicone wybuchami niepohamowanego płaczu lub równie niepohamowanego wilczego apetytu. W takim mniej więcej stanie zastał mnie telefon mojej przyrodniej siostry, Tary. Od zawsze zwykłyśmy dzielić się tym, co aktualnie działo się w naszym życiu uczuciowym. Nic niezwykłego, w końcu moja matka musiała kiedyś podzielić się swym własnym mężem z matką Tary. Matka, pozbawiona swego jedynego obiektu pożądania, czyli mego ojca, zaczęła się nagle interesować religią. O ile, oczywiście, spędy czarownic, jakie od tego czasu zaczęły odbywać się w naszym domu, i rytualne tańce wokół płonącego ogniska z jakąkolwiek religią mogą mieć cokolwiek wspólnego. Ale odkąd pamiętam, matka zawsze miewała dość ekstrawaganckie pomysły. I kto wie, jak by się to wszystko skończyło, gdyby nie fakt, że sąsiedzi zaczęli się uskarżać na hałasy, dobiegające ponoć z naszego domu. W końcu pod karą grzywny zabroniono jej urządzania zgromadzeń większych niż trzyosobowe. I w ten sposób zainteresowanie religią umarło śmiercią naturalną. Teraz, od jakiegoś już czasu, mama mieszka wraz ze swym czwartym mężem w Kalifornii i prawdę mówiąc, nie mam najmniejszego pojęcia, co tak naprawdę u niej słychać. A Derek i moja mama nigdy właściwie się nie polubili. Z kolei jego rodzice byli dość staromodni i konserwatywni. No, może z wyjątkiem tego, że jego ojciec lubił przebierać
PAMIĘTNIK KITTY 15 się w damskie stroje, ale o tym dowiedzieliśmy się dopiero po jego śmierci - jego ostatnią wolą było, by pochować go w ulubionej, błyszczącej sukni wieczorowej. Matka Deręka uznała to jednak za niesmaczny żart i ostatecznie zdecydowała się na tradycyjny czarny garnitur, w którym wyglądał zresztą jak żywy. Ale wracając do Tary... Dzisiaj jest właścicielką pewnego niedużego wydawnictwa i na kłopoty finansowe raczej nie może narzekać. Nigdy jednak nie wyszła za mąż, za to każde kolejne dziesięciolecie witała nową, coraz to śmielszą operacją plastyczną. Zapewne z tego właśnie powodu, osiągnąwszy szacowny wiek lat pięćdziesięciu, nadal wygląda tak, jakby miała ich najwyżej trzydzieści. Z tym tylko, że w ten dziwny, trochę smutny, lalkowaty sposób. Jak już napisałam, jej telefon zastał mnie w naprawdę nie najlepszym momencie. Przeglądałam właśnie pudło ze zdjęciami i ze starymi listami od Dereka, które, nie wiedzieć czemu, zatrzymałam. Aż dziw bierze, że potrafiłam być kiedyś tak sentymentalna i naiwna! W jednym był nawet jakiś niezbyt wyszukany wiersz (nie mam pojęcia, skąd Derek go przepisał), który - co dobrze pamiętam - swego czasu poruszył mnie do głębi. Więc, jak mówiłam, zadzwonił telefon. Kończyłam właśnie pudełko lodów waniliowych, których data przydatności do spożycia sugerowała, że dawno już przestały być jadalne. Było to jednak wszystko, co mogłam znaleźć w lodówce. Jadłam więc i zalewałam się łzami, i wtedy właśnie zadzwonił telefon. Oczywiście, opowiedziałam Tarze o wszystkim, co się wydarzyło! Moja przyrodnia siostra stwierdziła, że liczyła się z taką ewentualnością i wszystko, czego mi trzeba, to spotkanie z jej psychoanalitykiem. Wcale nie byłam tego taka pewna.
16 PENNYJORDAN Viola i Rosie, moja druga przyjaciółka, stwierdziły jednak, że to doskonały pomysł. I tak oto kilka dni później odebrałam telefon od psychoanalityka swej przyrodniej siostry. Przeżywałam akurat losy bohaterów mojej ulubionej powieści Georgette Heyer i nie w głowie mi było jakiekolwiek obnażanie się, choćby ty^co psychiczne. A swoją drogą, gdzie ci mężczyźni... Romantyczni, pełni pasji, dzicy kochankowie! Chyba już tylko w książkach. Ach, gdyby znalazł się choć jeden taki! Wtedy pokazałby Derekowi! A jeśli mowa o romantycznych i seksownych kochankach, to nie dalej jak wczoraj widziałam ćowego właściciela domu, tego z końca ulicy. Jego samochód, czarny sportowy wóz, stał zaparkowany na podjeździe. Tak tylko zerknęłam, przechodząc. Wszystko, co zauważyłam, to szerokie, muskularne męskie ramiona opięte białym, sportowym podkoszulkiem i niezwykle seksowne, umięśnione uda. I brak obrączki na palcu! Nie, żebym zwracała na to jakąś szczególną uwagę, skąd. Po prostu rzuciło mi się w oczy, kiedy upuściłam jedną z toreb z zakupami i ukucnęłam, by ją podnieść. Prawdziwe przerażenie ogarnęło mnie jednak, kiedy zobaczyłam, jak to uosobienie seksu, czyli nowy sąsiad, odrywa się nagle od swego zajęcia i śpiesznym krokiem podąża w moim kierunku, by mi pomóc. A już naprawdę struchlałam, kiedy z torby niespodziewanie wypadło opakowanie zestawu witamin dla starszych ko- biet. Oczywiście prosto pod nogi nowego sąsiada. Pogratulowałam sobie w duchu refleksu, kiedy bez mrugnięcia okiem wyjaśniłam natychmiast, że o kupno tych witamin prosiła mnie starsza koleżanka. Niestety, pech chciał, że w tej samej chwili - z okrzykiem „Rusz się, babciu!" - przemknął obok nas na rowerze piętnastoletni syn sąsiadów z" naprzeciwka. Nieprawdopodobne, jak ci ludzie chowają teraz tych gówniarzy! Jak przekonywał mnie jednak psychoanalityk, po każdej
PAMIĘTNIK KITTY 17 burzy przychodzi zawsze słońce i w każdym zdarzeniu można doszukać się jakiegoś jaśniejszego promyka nadziei. Może więc syn sąsiadów miał na myśli tylko mój stary, wytarty płaszcz i mało gustowną czapkę, które miałam akurat na sobie? Tak czy owak, praca nad sobą należy do najcięższych rzeczy, jakie zdarzyło mi się w życiu robić. Psychoanalityk dał mi zresztą parę wskazówek, takich jak te na przykład: Wyobraź sobie siebie za dwadzieścia lat. Co chciałabyś do tego czasu osiągnąć? W jakim punkcie się znaleźć? Dwadzieścia lat! Mój Boże, przecież będę miała wtedy siedemdziesiąt jeden lat! Niemożliwe, żebym żyła aż tak długo. Wolałabym raczej powyobrażać sobie siebie dwadzieścia lat temu. Szczuplejsza o jakieś dziesięć kilogramów, z gęstymi, miękko układającymi się blond włosami, o sylwetce modelki... No dobrze, móże trochę przesadziłam. A wracając do pytania - za dwadzieścia lat chciałabym wyglądać tak jak Tina Turner. Jak Tina Turner dziś, oczywiście. Pomyśl o dziesięciu rzeczach, które chciałabyś osiągnąć, zanim twój zegar biologiczny wybije kolejną dekadę. Nie bój się myśleć twórczo, nowatorsko, odważnie. Doprawdy? W porządku. Sami tego chcieliście. Nieźle ubawiona zasiadłam wygodnie przed biurkiem i zajęłam się spisywaniem dziesięciu najbardziej absurdalnych rzeczy, jakie tylko mogły przyjść mi do głowy: 1. Nauczyć się jeździć na łyżwach. 2. Znaleźć się nagle we władczych ramionach bohatera jednej z książek Georgette Heyer (najlepiej jeszcze, by był bliźniaczo podobny do nowego sąsiada spod czternastki!). 3. Choć raz w życiu zrobić kruche rogaliki, takie jak te, które robi sąsiadka spod trójki. 4. Wyglądać na tyle seksownie i pociągająco, by pieczenie i gotowanie przestało liczyć się dla kogokolwiek.
18 PENNYJORDAN 5. Nauczyć się tańczyć salsę. 6. Być poproszoną na prywatną lekcję salsy do sąsiada spod czternastki. 7. Albo zdobyć jego numer telefonu. 8. Odkryć nagle, że sąsiad marzy o tym samym. 9. Odkryć, że biust w jakiś cudowny sposób przestał być obwisły. 10. Odkryć, że mąż wspomaga się viagrą i powiadomić o tym Cheree. Oczywiście całkowicie anonimowo. Wzięłam do ręki listę i ponownie przeleciałam ją wzrokiem. Myślę, że po krótkim zastanowieniu mogłabym zrezygnować z punktów trzeciego i dziesiątego. Zerknęłam na dalszy ciąg instrukcji, jaką przesłał mi psychoanalityk: Pomyśl o kolejnych dziesięciu rzeczach, a teraz wypisz dziesięć cech, które najbardziej lubisz u siebie. Poczucie humoru. Zdecydowanie tak. Nawet jeżeli Derek narzeka, że nigdy nie potrafiłam śmiać się z jego dowcipów. Tak się składa, że Cheree śmieje się z nich, jak, nie przymierzając, hiena (Viola twierdzi nawet, że tak też wygląda). Potrafię być dobrą przyjaciółką. To na pewno. Nie pisnęłam przecież Rosie ani słowa, kiedy dowiedziałam się, że jej kilkunastoletni siostrzeniec proponował swym koleżankom bezpłatne lekcje seksu w ramach zajęć pozaszkolnych. Skąd zresztą miałam wiedzieć, co to dokładnie może oznaczać? Byłam równie mocno zaskoczona jak Rosie, kiedy w prasie wyczytałam, że jej siostrzeniec został wyrzucony ze szkoły i zmuszony do wyniesienia się z miasta. Wraz z rodzicami, oczywiście. Zresztą, nie ma tego złego... Siostra Rosie znalazła tam całkiem niezłą posadę. Jestem dobrą matką. A przynajmniej staram się nią być. Cóż, w końcu to naprawdę nie moja wina, że własna córka uważa mnie za dziwaczkę i postanowiła wyprowadzić się z do-
PAMIĘTNIK KITTY 19 mu. Widzę zresztą w niej pewne podobieństwo do jej babki (a mojej matki). Niestety. Jestem optymistką, mimo wszystko. Wystarczy spojrzeć tylko na moje fantazje erotyczno-seksualne na temat naszego nowego sąsiada! Potrafię sobie dobrze radzić z pieniędzmi. A w każdym razie potrafiłabym, gdybym tylko jakiekolwiek posiadała. Ile tego jest? Nieważne. Mogłabym pisać jeszcze długo, długo na temat tego, co mi się we mnie podoba, ale nie chcę zanudzać ewentualnych czytelników. Pomyśl, co zrobiłabyś z pieniędzmi, gdybyś nieoczekiwanie wygrała jakąś większą sumę. Spłaciłabym wszystkie raty tego cholernego kredytu i studia syna. Może nawet starczyłoby na operację plastyczną piersi? Kiedy byłam tak zajęta myśleniem na temat tego, co jeszcze mogłabym zrobić z nadmiarem pieniędzy, nieoczekiwanie zadzwonił telefon. To Derek informował mnie, że w końcu znalazł kupca na nasz dom. Suma, jaką oferował, była co prawda o połowę niższa od tej, jaką Derek spodziewał się uzyskać, ale mąż i tak był dobrej myśli. Jak powiedział, z całą pewnością wystarczy na spłatę kredytu (ciekawe, czy pamiętał również o odsetkach?) i na kupno jakiejś kawalerki dla mnie. Pozwolił sobie również na uwagę, że może teraz zacznę się w końcu rozglądać za jakąś pracą (o ile, oczywiście, uda mi się jeszcze coś znaleźć w moim wieku, dodał). Jak zawsze poprawił mi humor. Oczywiście, że szukam pracy. Ostatnio nawet Rosie wspominała coś o tym, że nowo otwarty supermarket szuka kogoś na stanowisko magazyniera. Podobno szczególnie interesują ich oferty ludzi w dojrzałym wieku, bo tacy potrafią obchodzić
20 PENNYJORDAN się z towarem i nie spędzają całego dnia na nadawaniu ese-mesów. Tyle że musiałabym mieć samochód, bo supermarket jest pod miastem, a wóz, niestety, zabrał Derek. Nadal więc szukam. Pracy i mieszkania. Jak dotąd jednak nie znalazłam nic odpowiedniego.
ROZDZIAŁ TRZECI O czternastej wizyta kontrolna u lekarza. Za ladą recepcji najgorszy z najgorszych egzemplarz ludzkiego gatunku - recepcjonistka. Wściekła, że zajmuję jej cenny czas niepotrzebnymi pytaniami, jak na przykład, kiedy w końcu pojawi się pani doktor. Bezsilna i zrezygnowana wzięłam do ręki pierwsze lepsze czasopismo. Jak się okazało, „Cosmopolitan" sprzed roku. Mój wzrok przykuł jeden z tytułów: „Trzydzieści rzeczy, które po- winnaś osiągnąć, zanim dobiegniesz trzydziestki". Zagłębiłam się w lekturze. 1. Kochać się w dziesięciu różnych pozycjach. 2. Takich, których nie ma w Kamasutrze. 3. Z dziesięcioma różnymi mężczyznami. 4. Jeden po drugim. 5. I równocześnie. 6. Uwieść brata swej najlepszej przyjaciółki. 7. Uwieść męża swej najlepszej przyjaciółki. 8. Uwieść ojca swej najlepszej przyjaciółki. 9. Uwieść swą najlepszą przyjaciółkę. 10. Przynajmniej dwa razy obudzić się rano w obcym łóżku, kompletnie nie pamiętając, ani jak się tam dostałaś, ani z kim. 11. Przynajmniej raz kochać się w miejscu publicznym. 12. Mieć odwagę zerwać nawet długoletni i owocny związek i spróbować czegoś nowego (rozwieść się).
22 PENNYJORDAN 13. Zapalić jointa. 14. Trzy razy okrążyć świat dookoła. 15. Mieć choć jedno doświadczenie religijne. 16. I choć jedno doświadczenie paranormalne. 17. Przeżyć dwadzieścia cztery dni w strachu, że możesz być w ciąży. 18. Spędzić kolejne dwadzieścia cztery, rozpaczając, że nie jesteś. 19. Kochać się w pracy, odbierając jednocześnie telefon od szefa. 20. Kochać się z własnym szefem, podczas gdy on rozmawia przez telefon ze swoją żoną. 21. I tak dalej, i tak dalej... Lektura artykułu doprowadziła mnie jedynie do smutnego wniosku, że przeżyłam swoje życie zupełnie jałowo, bo nie przydarzyła mi się żadna z tych rzeczy. Wreszcie, po czterdziestu minutach oczekiwania, usłyszałam, jak recepcjonistka wyczytuje moje nazwisko. Pani doktor wyglądała jak prezenterka telewizyjna - błyszcząca, umalowana, ze starannie ułożoną fryzurą i spojrzeniem, które mówiło: o nie, tylko nie kolejna pięćdziesięciolatka ze swą menopauzą! Niestety, nie miałam zamiaru rezygnować. Nie po czterdziestu minutach oczekiwania! Najpierw krótko mnie osłuchała i opukała, ale zaraz potem wzięłam sprawę w swoje ręce. Zadałam jej kilka pytań. Po pierwsze, czy zna sposób, jak szybko i bez wysiłku pozbyć się dziesięciu kilogramów nadwagi. Po drugie, czy mój biust musi być aż tak obwisły. Po trzecie, czy zna odpowiedź na pytanie, dlaczego mam na głowie o połowę mniej włosów niż dziesięć lat temu, podczas gdy czarne i całkiem mocne wyrastają powyżej mojej górnej wargi. Pani doktor sprawiała wra-
PAMIĘTNIK KITTY 23 żenie skonsternowanej, a potem zapytała o moją dietę i życie seksualne. Właśnie zastanawiałam się, jak wytłumaczyć jej, że obie te sprawy właściwie nie istnieją, kiedy zorientowałam się, że ona wcale nie czeka na odpowiedź. Po prostu zajęła się wprowadzaniem moich danych do ćwidencji komputerowej. A kiedy byłam już przy drzwiach, poradziła mi, żebym pomyślała o jakichś wakacjach. Wróciłam do domu i zajęłam się opróżnianiem lodówki. A właściwie usuwaniem resztek, które w niej znalazłam. Jak podpowiadała instrukcja, którą otrzymałam od psychoanalityka, należy usunąć z życia wszystko, co czyni je trudniejszym. Na samym dnie lodówki odkryłam na pół opróżnioną butelkę świątecznej brandy. Szkoda byłoby ją zmarnować... Sąsiadka spod trójki stanęła w drzwiach dokładnie w momencie, kiedy pusta już butelka lądowała w koszu, a ja siedziałam na podłodze w kuchni otoczona zawartością lodówki (jakoś nie mogłam się zdobyć na to, by tak po prostu wyrzucić niedojedzony słoik dżemu). Jej mina mówiła sama za siebie. Próbowałam wytłumaczyć, że wprowadzam właśnie punkt po punkcie plan na życie po pięćdziesiątce i do tej pory nie miałam pojęcia, że zerwanie z wpajaną mi latami przez teściową zasadą - jedzenia się nie wyrzuca - okazuje się jednak ponad moje siły. Spróbowałam wstać, by nadać swoim słowom moż- liwie jak najwięcej powagi i przejąć kontrolę nad sytuacją we własnym domu, jednak brandy okazała się o wiele mocniejsza, niż sądziłam. Podłoga kuchenna skakała i wstanie z miejsca powoli zaczynało przypominać wspinaczkę na Mount Everest. Podjęłam właśnie kolejną próbę, gdy sąsiadka zapytała, czy myślałam kiedykolwiek o wstąpieniu do klubu AA. I tak to jej życzliwe, skądinąd, pytanie na dobre udaremniło moje wysiłki.
24 PENNY JORDAN Sąsiadka bez słowa przygotowała herbatę, a potem, pomiędzy jednym a drugim łykiem dodała, że przy kościele działa poradnia dla ludzi z problemami takimi jak moje i że ksiądz proboszcz jest podobno bardzo nowoczesny. Pod wpływem nagłego, zupełnie niewytłumaczalnego impulsu zapytałam, czy kiedykolwiek paliła trawkę. W pierwszej chwili wyglądała na kompletnie zaskoczoną, ale w końcu przyznała, że owszem, dwa lata temu, na przyjęciu wigilijnym u znajomych. Oboje z mężem doszli jednak do wniosku, że skręty musiały być chyba podłego gatunku, bo były bardzo, ale to bardzo słabe. Jak chcę, to może przynieść mi parę z tych, które jej jeszcze zostały. Jakby z oddali usłyszałam swój własny głos tłumaczący, że to podobno jedna z rzeczy, których człowiek powinien w swym życiu zakosztować. Tak jak i seksu w miejscu publicznym. Ponieważ zauważyłam, że sąsiadka zbladła niebezpiecznie, więc litościwie zaproponowałam jej kieliszek czegoś mocniejszego. Nim zdążyła zaprotestować, wcisnęłam jej do ręki szklaneczkę cherry, zauważając jednocześnie, że na podłodze jest jeszcze dużo wolnego miejsca. I że nie jest to tak niewygodne, jak może się wydawać. Pół godziny później nie było już ani cherry, ani resztki wina, które znalazłam w kredensie. Sąsiadka wydawała się całkiem usatysfakcjonowana. Powiedziała, że wie o Dereku i że przykro jej z tego powodu. Odpowiedziałam, że mnie wręcz przeciwnie, a w najbliższą przyszłość patrzę z nadzieją, i wreszcie będę mogła poczuć się naprawdę niezależna (to jedno ze zdań, które psychoanalityk kazał powtarzać mi każdego dnia). Przyznała, że ona również nie czuje się spełniona w swoim związku i że mąż ją rozczarował. Przywołując na twarz wyraz sąsiedzkiej troski i zrozumienia, zapytałam, czy chce o tym
PAMIĘTNIK KITTY 25 porozmawiać. Nagle, ku mojemu najwyższemu zdumieniu, sąsiadka zalała się rzewnymi łzami i wykrzyczała, że ma już dość cholernego gadania o tych sprawach. I chyba rzeczywiście nie przesadzała. Zgrabnie i bardzo, bardzo delikatnie postarałam się więc zmienić temat. Zapytałam, czy wie, kto sprowadził się ostatnio do domu stojącego tuż obok jej... Wyraz twarzy sąsiadki zmienił się do tego stopnia, że znowu zaczęłam się o nią lękać. Cichym, pełnym namaszczenia głosem wyjaśniła mi, że parę dni temu wprowadził się tam pewien mężczyzna. Z tego, co mogła zaobserwować, jest samotny i bardzo zagubiony. Nie potrafi nawet właściwie rozwiesić swego prania. A rośliny w jego* ogrodzie bezsprzecznie wymagają przesadzenia. I tó natychmiast. Ona sama nosi się nawet z zamiarem zaoferowania mu pomocy. Wyraziłam lekkie zdziwienie faktem, że wszystko to była w stanie zaobserwować, i to z daleka. Z tego, co wiem, ogród sąsiedniego domu jest odgrodzony od jej ogrodu wysokim murem. Sąsiadka, ściszając głos jeszcze bardziej, wyznała mi, że wszystkie te spostrzeżenia mogła poczynić dzięki okienku w łazience na górze. Trzeba było tylko oprzeć prawą nogę na umywalce a lewą na baterii łazienkowej. Przyznałam szczerze, że jej poświęcenie i dobrosąsiedzka życzliwość są godne uznania. Sąsiadka uśmiechnęła się i najwyraźniej zupełnie już ośmielona, podzieliła się ze mną jeszcze jednym spostrzeżeniem. Otóż nowy właściciel domu spod czternastki nosi bardzo, ale to bardzo nowoczesne - „wie pani co". Około dziesięciu kolejnych minut zajęła nam konwersacja na temat tego, co właściwie miała na myśli. Na koniec odkryłam, że chodzi o slipki.
26 PENNY JORDAN Ta ostatnia uwaga spowodowała, że natychmiast powróciły moje erotyczne fantazje na temat nowego sąsiada. Tym razem jednak wzbogacone o jakże istotne szczegóły (markowe slipy Calvina Kleina!). Sąsiadka tymczasem odwróciła swój kieliszek do góry dnem, na znak, że jest kompletnie pusty. Zabawne, ale do tej pory nie zauważyłam, jak wiele mamy ze sobą wspólnego. Zapytałam więc, czy korzystała już kiedykolwiek z pomocy psychoanalityka. Byłam w połowie wyjaśnień, w jaki sposób ja sama trafiłam pod opiekę jednego z nich, kiedy nagle zorientowałam się, że ona wcale mnie nie słucha. Najzwyczajniej na świecie leży na podłodze i chrapie. Dzwonek telefonu wyrwał mnie z jakiegoś koszmarnego snu, w którym leżałam na podłodze w kuchni, popijając płyn do mycia naczyń. Na szczęście, przynajmniej część tego okazała się tylko snem. Podniosłam słuchawkę. Dzwoniła moja siostrzenica Georgia. A właściwie bardziej Dereka niż moja. Zresztą, przez większość życia była najpierw jego siostrzeńcem, dopiero kilka lat temu stwierdziła - czy raczej stwierdził - że oszukuje sam siebie i że musi to zmienić. Zadziwiające, co mogą zdziałać hormony i kilka operacji plastycznych! Georgia postanowiła donieść mi właśnie, że wie o Dereku i że bardzo jej przykro. I jeszcze to, że ona i jej przyjaciółka Eryka zamierzają odwiedzić mnie w najbliższym czasie i wesprzeć rozmową. Już, już zamierzałam odmówić, powtarzając swe niezawodne zdanie o pełnym nadziei i optymizmu spoj- rzeniu w przyszłość, kiedy nagle poczułam, że robi mi się niedobrze. Chcąc więc jak najszybciej zakończyć rozmowę, zaprosiłam je obie na kolację na wieczór. Na dzisiejszy wieczór! W taki oto sposób musiałam zrobić nieprzewidziane zakupy. Pamiętając, co mówił psychoanalityk o radzeniu sobie z samą sobą, przed wyjściem wzięłam krótki prysznic, włożyłam
PAMIĘTNIK KITTY 27 najlepsze ciuchy i zrobiłam staranny makijaż. Oczywiście nie miało to nic wspólnego z faktem, iż droga do sklepu prowadzi obok posiadłości numer czternaście przy końcu ulicy. Po prostu ściśle stosowałam się do zaleceń psychoanalityka. Myślę, że sprawdziłabym się jako detektyw, bo nie zerkając nawet w kierunku wiadomej posiadłości, spostrzegłam, że czarny, sportowy wóz stoi na podjeździe. Niestety, nie zauważyłam jednak młodej, szczuplutkiej i diabelsko zgrabnej blondynki siedzącej na miejscu pasażera. Dopiero jej piskliwy głos uświadomił mi, i to niezwykle boleśnie, jej obecność. - Spójrz, Hugh na tę biedną kobietę. Musi chyba kiepsko się czuć, bo ma okropnie czerwoną twarz! Mężczyzna odwrócił się w kierunku, który wskazała mu dziewczyna, kładąc jednocześnie swe opiekuńcze i bosko umięśnione ramię na jej ramieniu (z pewnością z obawy, by wiatr mu jej nie porwał). Poczułam, że moja twarz z czerwonej, robi się nagle szarozielona. Uciekłam, zanim nasze spojrzenia zdążyły się spotkać. Droga powrotna dp domu zajęła mi dwa razy więcej czasu, ale warto było - ominęłam dużym łukiem dom seksownego sąsiada. Resztę popołudnia spędziłam na przygotowaniach do kolacji. Postanowiłam też, nie czekając na Georgię i Erykę, napocząć butelkę wina (tylko po to, by poprawić sobie nastrój), potem przebrałam się w dres i stary podkoszulek Dereka. Nareszcie poczułam się sobą. Trochę wcześniej, niż oczekiwałam, zadzwonił dzwonek przy drzwiach. Otworzyłam je z rozmachem i ku swemu zdumieniu zobaczyłam za nimi nowego sąsiada. Tego spod czternastki. - Zdaje się, że to należy do pani - usłyszałam najseksow-niejszy na świecie amerykański akcent. - Musiało wypaść z pani torebki, kiedy przechodziła pani obok naszego domu.
28 PENNY JORDAN Mówiąc to, mężczyzna wyciągnął rękę z karteczką, przypominającą o najbliższym spotkaniu u psychoanalityka. Nie zdążyłam nawet wydusić z siebie słowa, kiedy kątem oka spostrzegłam, że na podjazd przed moim domem podjeżdża wysłużony garbus Georgii z Eryką na miejscu pasażera. Ciężarną! Sąsiad, uznawszy najwyraźniej, że nie mam nic do powiedzenia, wycofał się w kierunku swego domu, podczas gdy Georgia troskliwie pomagała wysiąść Eryce z auta. - Mamy dla ciebie niespodziankę - usłyszałam radosny głos siostrzenicy Dereka, kiedy tylko obie przestąpiły próg domu. - Będziemy miały dziecko! Nie bardzo wiedząc, jak mam przyjąć tę rewelację, jedynie uśmiechnęłam się niepewnie. Kiedy zasiadłyśmy do stołu, przyszłe matki wyjaśniły mi, że ojciec dziecka został wybrany przez nie bardzo starannie i że jego nasienie pobrały z banku spermy. Podobno miał nieprawdopodobnie wysoki iloraz inteligencji, nienaganną reputację i talent sportowy. Bardzo zgodnie opowiadały mi o wszystkich przygotowaniach do porodu, aż do momentu, kiedy dyskusja zeszła na temat koloru dziecięcej sypialni. Włączyłam telewizor, chcąc rozładować sytuację, jednak Georgia stanowczo się temu sprzeciwiła. Jak stwierdziła, nie chcą narażać dziecka na niepotrzebne stresy i jedyne, na co mu pozwalają,' to słuchanie łagodnej muzyki i płyt edukacyjnych. Już, już miałam zauważyć, że ich kłótnia o kolor sypialni raczej nie spełnia tych wymagań, kiedy w ostatniej chwili ugryzłam się w język. W końcu to na szczęście nie moja sprawa. Jak się później okazało, myliłam się. Po skromnej kolacji (Eryka żywi się jedynie produktami roślinnymi, pochodzącymi ze znanych, sprawdzonych źródeł) przyszłe matki zapytały o moje plany na przyszłość, dodając, że poważnie biorą pod uwagę moją kandydaturę jako starszego
PAMIĘTNIK KITTY 29 członka rodziny mającego się narodzić dziecka. Bez ogródek wyjaśniłam więc im swoją sytuację finansową, brak szans na znalezienie pracy i fakt, że prawdopodobnie w najbliższej przyszłości zostanę na bruku. Georgia, w niecenzuralnych słowach oceniając Dereka, zapytała mnie, czy zastanawiałam się nad wynajęciem przynajmniej części pokoi. Zaoferowała nawet pomoc. Zaproponowała, że rozwiesi ogłoszenia na miejscowym uniwersytecie, gdzie pracuje. Potem obie zgodnie stwierdziły, że odrobina młodości i nowoczesności dobrze by temu domowi zrobiła. Już miałam zaprotestować, że w końcu nie jestem przecież jeszcze aż tak stara, kiedy Eryka, chrząkając znacząco, zapytała mnie, czy nie myślałam może o zainwestowaniu w nowy biustonosz. Oglądała podobno niedawno jakiś program, z którego jasno wynikało, że połowa kobiet w naszym kraju nie wie nawet, jaki nosi rozmiar stanika. W tej sytuacji za całkowicie zbędne uznałam wyjaśnienia, że mój własny, zwisający biust z rozmiarem stanika nie ma nic wspólnego i jest raczej wynikiem upływającego czasu, siły ciążenia i dwójki wykarmio-nych dzieci. Czego i jej życzę. Kiedy wyszły, wlałam w siebie potężny kieliszek wina i pochłonęłam resztki kolacji. Dziwne, ale wraz z nadejściem wieczoru pomysł wynajęcia pokoi przestał wydawać mi się już tak idiotyczny, jak na samym początku.
ROZDZIAŁ CZWARTY Dzisiejszego ranka przez mój garaż przewinęły się chyba tysiące obcych ludzi. Urządziłam wyprzedaż gratów, które tam znalazłam, a które przez lata wraz z Derekiem zebraliśmy. Prawdziwą przyjemność odczułam, kiedy trafił się chętny na dumę kolekcji mojego eksmęża - puchar z międzyszkolnych zawodów sportowych i zbiór płyt z lat siedemdziesiątych. Podobno pozbycie się niepotrzebnego bagażu materialnego niesie za sobą również uwolnienie się od balastu emocjonalnego (lekcja numer cztery z notatek, które dostałam od psychoanalityka). Postanowiłam więc to sprawdzić. Po południu zadzwonił syn z dwiema wiadomościami. Po pierwsze, postanowił odłożyć na bliżej nieokreślony czas obronę pracy magisterskiej, a tymczasem spróbować szczęścia na wydziale historycznym. I po drugie, przesyła mi coś, co powinno zrekompensować mi brak jego ojca. Poza tym ciekaw był, jaki jest nowy adres Dereka, ponieważ zamierza, odwiedzić go podczas wakacji. Aha, i jeszcze jedno! Opłata za studia nieco wzrosła, i czy mogłabym w związku z tym przesłać mu odpowiednio wyższy czek. Zaraz potem zadzwoniła córka. Ona również nie miała zbyt dobrych wieści. Pokłóciła się podobno ze swym partnerem, Brianem, co nawiasem mówiąc, wcale mnie nie zaskoczyło. Tak się składa, że nikt z rodziny, oprócz córki oczywiście, nigdy Briana na oczy nie widział i gdyby nie to, że czasami odbiera telefony, można by w ogóle wątpić w jego istnienie.