andgrus

  • Dokumenty11 025
  • Odsłony626 328
  • Obserwuję362
  • Rozmiar dokumentów18.6 GB
  • Ilość pobrań496 157

Mona - Dan T. Sehlberg

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :1.9 MB
Rozszerzenie:pdf

Mona - Dan T. Sehlberg.pdf

andgrus EBooki Kryminały - Czarna seria
Użytkownik andgrus wgrał ten materiał 6 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 66 osób, 55 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 1444 stron)

DAN SEHLBRG MONA Annie, Nataschy i Rebecce

PROLOG Kana, Liban Ma³a dziewczynka w piêknej sukience sporo ryzykowa³a. Niedawno pada³ deszcz i pole za domem babci by³o gliniaste i œliskie. Jej upiêta fryzura rozluŸni³a siê, ciemne loki zwisa³y swobodnie. Podkrad³a siê do kota,

spokojnie, ¿eby go nie przestraszyæ, i ostro¿nie postawi³a stopy w bia³ych trampkach na br¹zowej glinie. Kot obw¹chiwa³ oponê samochodow¹, do po³owy zagrzeban¹ w glinie obok zardzewia³ej bramki. By³ smuk³y i mia³ piêkne paski. Jak tygrys. Mo¿e zreszt¹ by³ tygrysem. A ona zaczarowan¹ ksiê¿niczk¹, która potrafi rozmawiaæ z tygrysami. Nagle kot, czymœ przestraszony, czmychn¹³ w kierunku kamiennego mostu i br¹zowej, szumi¹cej rzeki. Ksiê¿niczka wziê³a wiêc do rêki star¹ metalow¹ puszkê – nie, to oczywiœcie nie by³a puszka, tylko tygrysi¹tko porzucone w glinie. Wytar³a je dok³adnie brzegiem sukienki. Mama nie bez racji mówi³a na ni¹ „kameleon”

– jeœli tylko mia³a trochê czasu, zawsze udawa³o jej siê upodobniæ ubranie do ziemi, na której siê bawi³a. Dziœ mama i babcia by³y zbyt zajête w kuchni, by zauwa¿yæ, ¿e wybieg³a na pole w nowej turkusowej sukience. W odró¿nieniu od sukienki puszkowe tygrysi¹tko by³o teraz czyste. Choæ g³odne. Tygrysy zawsze s¹ g³odne. Przycisnê³a puszkê do piersi i ruszy³a przez œliskie pole. Dwie kobiety patrzy³y z przera¿eniem na brudn¹ dziewczynkê, która zadyszana wpad³a do kuchni. – Babciu! Potrzebna mi miska wody. Elif odstawi³a paruj¹c¹ blachê œwie¿o upieczonych piero¿ków sambousek.

– Nie tylko miska. Tobie potrzebna jest ca³a wanna. Zaœmia³a siê i spojrza³a na Nadim, przeczuwaj¹c, ¿e córka za chwilê wybuchnie. Mona zrobi³a to samo, nagle zdaj¹c sobie sprawê ze swojego wygl¹du. – Mamo, nie gniewaj siê. Znalaz³am tygrysi¹tko! I ono jest g³odne. Mona trzyma³a jedn¹ rêkê pod tali¹ sukienki, drug¹ zaœ wyci¹gnê³a do Elif, która poda³a jej kawa³ek piero¿ka. Kiedy dziewczynka nakarmi³a to, co ukrywa³a, sukienka podjecha³a do góry i Nadim dojrza³a tygrysa. Kuchnia siê zako³ysa³a. Nadim musia³a chwyciæ siê

blatu, ¿eby ustaæ na nogach. – Kochanie. Ten tygrys jest bardzo niebezpieczny. Mo¿e ciê ugryŸæ. Nie ruszaj siê. Mona siê uœmiechnê³a, ucieszona, ¿e mama w³¹cza siê do zabawy. Nadim odruchowo odsunê³a matkê. Nawet ona dostrzeg³a, co Mona trzyma w ramionach, i zaczê³a siê modliæ. Nadim poma³u zbli¿y³a siê do córki. – Mo¿esz mi podaæ tygrysa? Mona potrz¹snê³a przekornie g³ow¹. – Jest spokojny tylko ze mn¹. Bardzo

³atwo go przestraszyæ. Mama go zostawi³a. Nadim nie mog³a powstrzymaæ ³ez. Mona by³a najpiêkniejsz¹ istot¹ na œwiecie. Jej ukochana córka. Cud Kany. Dr¿¹cym g³osem powtórzy³a: – Podaj mamie tygrysa. W tej chwili. Inaczej mama siê zdenerwuje. Wœcieknie! Mona zobaczy³a ³zy mamy. Niespokojnie przenios³a wzrok na babciê. Us³ysza³a jej modlitwy. Wyci¹gnê³a wiêc rêkê z tygrysi¹tkiem. Które nim nie by³o. Ale nie by³o te¿ puszk¹. To by³ granat z izraelskiej bomby kasetowej. Nadim nie odrywa³a wzroku od twarzy córki.

Ich d³onie siê spotka³y. Jak gdyby nerwy na wierzchu d³oni, drobne i cienkie jak w³oski, wyci¹ga³y siê ku córce z pulsuj¹c¹ intensywnoœci¹. Wstrzyma³a oddech i zacisnê³a d³oñ na ch³odnym granacie. Herbata w fili¿ance dawno wystyg³a. Ludzie przychodzili i odchodzili. Wszystko dzia³o siê gdzieœ daleko. Ju¿ go nie dotyczy³o. By³ pusty. Zimny jak herbata. Martwy. A mimo to tak boleœnie ¿ywy. Osamotniony. Przy stoliku obok okna w ma³ej herbaciarni siedzia³a ju¿ tylko jego skorupa. Patrz¹ca pustym wzrokiem i nosz¹ca wymiête ubranie. W³osy mia³ nieuczesane. Pokryty by³ sadz¹. Od zewn¹trz i od

œrodka. Nie wiedzia³, jak d³ugo ju¿ ten stary, ubrany na czarno mê¿czyzna siedzi naprzeciwko niego. Nie wiedzia³, sk¹d siê wzi¹³ ani dlaczego przyszed³. Przyjazne spojrzenie mê¿czyzny spoczywa³o na jego zimnej masce. Starzec po³o¿y³ d³oñ na jego d³oni. By³a szorstka i ciep³a. – Samir Mustaf – drgn¹³, s³ysz¹c swoje nazwisko. – Koran g³osi: „Zaprawdê, nad wami s¹ stró¿e [...] oni wiedz¹, co czynicie. Zaprawdê, sprawiedliwi bêd¹ w szczêœliwoœci”1 . Siedzieli twarz¹ w twarz – jeden stary,

drugi pusty. Nie mia³ pojêcia, jak d³ugo to trwa³o. Mo¿e godzinê. Mo¿e tydzieñ. Ma³a kawiarenka mieœci³a siê naprzeciw szpitala Hiram w Tyrze. Mia³ odwiedziæ miasto razem z ni¹. Pokazaæ jej ruiny hipodromu i piêkny ³uk triumfalny. Wyk¹paæ siê w morzu. W ustach czu³ kwaœny posmak. Starzec wsta³ i chwyci³ go za rêkê. Poci¹gn¹³. Samir sztywnym krokiem wyszed³ za nim z herbaciarni. Nie widzia³ ulicy, samochodów ani ludzi. Nie s³ysza³ ha³asu. Wci¹¿ widzia³ przed sob¹ jeden i ten sam obraz. Jego córka nie mia³a twarzy. Nie by³o jej. Nie by³o ich. Podszed³ do samochodu, który na nich czeka³. Ktoœ otworzy³ drzwi.

Mê¿czyzna przemawia³ delikatnym g³osem. – Nic tu po tobie. Ale jest coœ, co mo¿esz zrobiæ. Samir opad³ na tylne siedzenie. Starzec nie wsiad³ za nim, tylko zamkn¹³ drzwi. Samochód od razu ruszy³ i wyjecha³ na ruchliw¹ jezdniê. Pod wstecznym lusterkiem dynda³o wyblak³e zdjêcie pi³karza Ronaldo. Samir zamkn¹³ oczy.

CZÊŒÆ I Infekcja Piêæ lat póŸniej Miasto Dubaj,

emirat Dubaj Burd¿ al-Arab, wie¿a Arabów, by³ nazywany najbardziej luksusowym hotelem œwiata. Przez d³ugi czas stanowi³ wizytówkê Dubaju. Budowla w kszta³cie ¿agla dau wznosi³a siê na trzysta dwadzieœcia jeden metrów ponad sztuczn¹ wyspê. W hotelu

znajdowa³y siê jedynie wielkie apartamenty, a szczere z³oto pokrywa³o ponad dwa tysi¹ce metrów kwadratowych. Wszystkie dywany by³y tkane rêcznie. W ci¹gu piêciu lat, jakie zajê³o wzniesienie Burd¿ al-Arab, Mohammad al-Raszid jako jeden z trzech wykonawców spêdza³ na placu budowy wiêksz¹ czêœæ czasu. Jego firma budowlana nale¿a³a do czo³ówki najwiêkszych i najbardziej szanowanych firm na Pó³wyspie Arabskim. Mohammad czêsto bywa³ w hotelu tak¿e po zakoñczeniu budowy. Mieszka³ w Arabii Saudyjskiej i spor¹ czêœæ interesów przeniós³ do Dubaju. Trudno

by³o o lepsz¹ obs³ugê i wiêksze bezpieczeñstwo ni¿ to, które oferowa³ hotel. Teraz jednak bezpieczeñstwo i obs³uga zdawa³y siê niedostêpne. Mohammad al- Raszid przygl¹da³ siê niebieskim aksamitnym œcianom w wielkim apartamencie. Przeniós³ wzrok na specjalnie wykonane poduchy do siedzenia – mia³y niemal dwa metry œrednicy i by³y szyte z³ot¹ nici¹. Ostry zapach lilii na barze i stole w jadalni sprawia³, ¿e mia³ ciê¿k¹ g³owê. ¯a³owa³, ¿e nie mo¿e otworzyæ drzwi balkonowych i wpuœciæ œwie¿ego powietrza. Wielki ekran telewizora z wy³¹czonym dŸwiêkiem pokazywa³

cele wakacyjnych podró¿y i zadowolonych turystów o szerokich uœmiechach. Zapatrzy³ siê na reklamê Disney Worldu. Na myœl o rodzinie przewraca³o mu siê w ¿o³¹dku. A mo¿e to przez zapach lilii? Zastanawia³ siê, co porabiaj¹ dzieci. Bunjamin z pewnoœci¹ ogl¹da³ telewizjê, lekcje powinien mieæ ju¿ dawno odrobione. Ma³a Azra spa³a. Mohammad nie nale¿a³ do osób, które p³acz¹ – gdy poczu³ w ustach s³ony smak ³ez, spróbowa³ sobie przypomnieæ, kiedy ostatnio p³aka³. Chyba podczas operacji Bunjamina. Ostro¿nie otar³ twarz spocon¹ d³oni¹. Znów na ni¹

spojrza³. Nie by³a wysoka, poni¿ej metra siedemdziesiêciu. Ni¿sza teraz, kiedy zdjê³a buty na obcasach. Przyjrza³ siê jej ma³ym stopom, przeœwituj¹cym delikatn¹ szaroœci¹ przez cienkie rajstopy. Nogi wygl¹da³y na silne. Ciemna spódnica by³a obcis³a. Kobieta zdjê³a marynarkê i rozpiê³a trzy guziki bluzki. A mo¿e to on je rozpi¹³? Dostrzeg³ czarn¹ krawêdŸ stanika na tle ciemnej skóry. Prze³kn¹³ œlinê. Jak w ogóle móg³ w tej sytuacji myœleæ o seksie? Niespokojnie przeniós³ wzrok na jej twarz. By³a piêkna. Nie³atwo by³o odmówiæ tym ciemnym oczom. Jednoczeœnie coœ psu³o ten obraz. Jakaœ rysa na wypolerowanym lakierze. Nos. Sam w sobie ³adny, wydawa³ siê

jednak krzywy. Z³amany. Przydawa³ tej miêkkiej twarzy ostrego akcentu, czyni¹c z kobiety zadziorne skrzy¿owanie bokserki z modelk¹. Siedzia³a skulona w wielkim fotelu, nonszalancko przegl¹daj¹c „Vanity Fair”, i wydawa³a siê zupe³nie nie zwracaæ na niego uwagi. Mia³a szczup³e palce i piêkny manikiur. Jak na piêædziesiêciopiêciolatka Mohammad al-Raszid by³ w dobrej formie. Codziennie trenowa³. Jego cia³o budzi³o zainteresowanie kobiet. Wiedzia³, ¿e nie usz³o i jej uwadze. Nic nie uchodzi³o jej uwadze. Móg³by z ³atwoœci¹ wstaæ z ³ó¿ka, spuœciæ jej ³omot i po prostu wyjœæ z pokoju.

Powstrzymywa³ go fakt, ¿e nie by³ zwi¹zany. Gdyby by³, uwolni³by siê i rzuci³ na ni¹. Tymczasem ona nie zaklei³a mu nadgarstków taœm¹, nie zwi¹za³a ani nie za³o¿y³a kajdanek. Ta delikatna kobieta siedz¹ca nie wiêcej ni¿ pó³tora metra od niego nie wydawa³a mu siê po prostu groŸna. Mohammad mia³ intuicjê, a odpowiedŸ na pytanie o rozk³ad si³ kry³a siê w jej spojrzeniu. Powiedzia³a, kim jest, i kaza³a mu usi¹œæ na ³ó¿ku. Dwie godziny póŸniej siedzia³ na nim nadal. Zasch³o mu w gardle. Bola³y go plecy. Zacz¹³ odczuwaæ kaca. Kobieta odrzuci³a gazetê na bok

i spojrza³a na zegarek. – Wpuœcimy tu trochê powietrza? Mówi³a bezb³êdnie po arabsku. Pokiwa³ z wdziêcznoœci¹ g³ow¹. Kobieta wsta³a i nie zak³adaj¹c butów, podesz³a do drzwi balkonowych. Przez pokój przesz³a ciep³a bryza. Kartki „Vanity Fair” poruszy³y siê na wietrze, a zapach lilii zmiesza³ siê z woni¹ eukaliptusa. Kiedy patrzy³ na kobietê zapalaj¹c¹ papierosa na balkonie, chcia³o mu siê œmiaæ. Œmiaæ albo p³akaæ. Na co czeka³a? Jej blackberry le¿a³ na stole przy fotelu, nie wydaj¹c ¿adnego dŸwiêku. Sprawdzi³a go kilka razy. Teraz wygl¹da³o na to, ¿e po prostu

stoi na dworze i marzy. Zerkn¹³ na drzwi po drugiej stronie pokoju. Wydosta³by siê st¹d w ci¹gu kilku sekund. Ale mo¿e nie by³a sama? Mo¿e za drzwiami stali ochroniarze? To by t³umaczy³o, dlaczego jest taka spokojna. – Mo¿e zd¹¿ysz, Mohammad. A mo¿e nie. Wzdrygn¹³ siê i spostrzeg³, ¿e przykucnê³a u jego boku. Nie s³ysza³, jak wchodzi³a. By³a tak blisko, ¿e czu³ ciep³o jej oddechu. Zapach tytoniu. Siedzia³a nieruchomo. Jak kotka gotowa do skoku. Kiedy siê nie poruszy³, a tylko bez s³owa opuœci³ wzrok, wsta³a i znów usiad³a w fotelu.

Wróci³ myœlami do dzisiejszej kolacji. W tym tygodniu us³ysza³ pog³oskê o planowanej budowie du¿ego biurowca. Japoñska izba handlowa szuka³a ziemi pod komercyjne centrum handlowe dla azjatyckich przedsiêbiorstw. Wiedzia³, ¿e w Azji zainteresowanie mo¿liwoœciami biznesowymi w krajach arabskich jest du¿e. W tych czasach, kiedy arabskie przedsiêbiorstwa i banki walczy³y ze zbyt wysokim zad³u¿eniem i malej¹c¹ wyp³acalnoœci¹, projekty zagraniczne sta³y siê szczególnie interesuj¹ce. Dlatego trochê podzwoni³ i dowiedzia³ siê, ¿e za zakup odpowiedzialna jest konsultantka z Abu Dhabi, niejaka Sarah al-Jemud. Znalezienie jej danych zajê³o

mu dziesiêæ minut, a kiedy zapozna³ siê z jej referencjami, poprosi³ asystentkê, ¿eby siê z ni¹ skontaktowa³a. Wychodzi³ z za³o¿enia, ¿e i tak skontaktowa³aby siê z jego firm¹, ale nie chcia³ ryzykowaæ. Kolacjê w panoramicznej restauracji Al Muntaha w ¯aglu na dwudziestym siódmym piêtrze zaplanowano ju¿ na nastêpny wieczór. Spojrza³ na ni¹. Wygl¹da³a na zatopion¹ w myœlach. By³a odwrócona w stronê telewizora, ale jej spojrzenie pada³o daleko poza wyœwietlane w nim bezg³oœnie zawody golfowe. Wygl¹da³a na zmêczon¹. Ma³¹. Splot³a rêce. A¿ pobiela³y jej kostki.

Czeka³a ju¿ na niego, gdy wszed³ do restauracji w kszta³cie pó³kola, znajduj¹cej siê dwieœcie metrów nad poziomem wody. Siedz¹c przy stoliku w tym futurystycznym wnêtrzu, przez jedno z wielkich okien mia³o siê widok na pla¿ê Jumeirah oraz sztuczne wyspy: Palm i World. Zjedli dobr¹ kolacjê, a nastêpnie przenieœli siê do baru na g³êbokie aksamitne fotele. Mohammad czêsto mówi³, ¿e jest pragmatycznym muzu³maninem. By³ wierz¹cy, ale sam wybiera³ sobie regu³y. Jednym z odstêpstw by³ alkohol. W jego pracy picie z klientami bywa³o konieczne. Z takim odstêpstwem móg³ ¿yæ. Prawda by³a jednak taka, ¿e

obecnie pi³ du¿o nawet bez klientów. Zaproponowa³ Sarah swojego ulubionego szampana – Louis Roederer Cristal. Skwapliwie siê zgodzi³a. Równie¿ ona zdawa³a siê byæ pragmatyczn¹ muzu³mank¹. Projekt by³ zakrojony na szerok¹ skalê, Sarah zaœ dobrze obeznana z lokalnymi regu³ami sztuki budowlanej i zaawansowanym prospectingiem. W pierwszej chwili by³ zdziwiony, ¿e Azjaci powierzyli to zadanie kobiecie – kobiety rzadko spotyka siê w biznesie, zw³aszcza w bran¿y budowlanej. Ale ju¿ po godzinie spêdzonej z Sarah zrozumia³, ¿e nie powinno siê jej nie doceniaæ. Jêkn¹³ na myœl o kryj¹cej siê w tym ironii.