andgrus

  • Dokumenty12 974
  • Odsłony705 506
  • Obserwuję379
  • Rozmiar dokumentów20.8 GB
  • Ilość pobrań555 733

Smith Wilbur - Saga Courteneyów 02 - Monsun

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :2.6 MB
Rozszerzenie:pdf

Smith Wilbur - Saga Courteneyów 02 - Monsun.pdf

andgrus EBooki Autorzy alfabetycznie Litera S Smith Wilbur Format pdf
Użytkownik andgrus wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 417 stron)

Wilbur Smith Monsun Dedykuj t ksi k mojej onie Danielle Antomette,ę ę ąż ę ż której mi o od lat jest dla mnie niczym monsun, prawdziwy i niezmienny, nadaj cy memu yciu kierunekł ść ą ż Trzej ch opcy wspinali si stromym w wozem, biegn cym na ty ach kaplicy. Tu nie móg ich zauwa y niktł ę ą ą ł ł ż ć z dworu ani ze stajni. Tom, jako najstarszy, jak zwykle szed przodem, ale najm odszy brat depta mu poł ł ł pi tach, a kiedy przystan li przy pierwszym zakolu strumienia za wiosk , podj dyskusj na nowo.ę ę ą ął ę

- Dlaczego ja zawsze musz by kotem? Dlaczego nie mog si te zabawi , Tom?ę ć ę ę ż ć - Bo jeste najmniejszy - odpar brat lordowskim tonem.ś ł Przygl da si uwa nie ma ej osadzie, widocznej w prze wicie w wozu. Z komina ku ni unosi si dym, naą ł ę ż ł ś ą ź ł ę podwórku wdowy Evans opota o na wietrze pranie, ale poza tym nie widzia oznak ycia. By a pe nia niw;ł ł ł ż ł ł ż o tej porze dnia wi kszo m czyzn pracowa a na polach ojca, a kobiety albo im pomaga y, albo mia yę ść ęż ł ł ł jakie zaj cie we dworze.ś ę Tom u miechn si z satysfakcj , my l c o nadchodz cych wydarzeniach.ś ął ę ą ś ą ą - Nikt nas nie zauwa y - powiedzia . A wi c nikt nie doniesie na nich ojcu.ż ł ł ę - To niesprawiedliwe. - Doriana nie tak atwo by o odwie od tematu dyskusji. Z opadaj cymi na czo oł ł ść ą ł miedziano-z otymi lokami wygl da jak zagniewany cherubin. - Nigdy mi na nicł ą ł nie pozwalasz. - A kto ci pozwoli w zesz ym tygodniu puszcza swojego soko a? - Natar na niego Tom. - Kto ci wczorajł ł ć ł ł da wystrzeli z muszkietu? Kto ci pozwoli posterowa kutrem?ł ć ł ć - No tak, ale... - adne tam ale - przerwa mu Tom. - Kto tu jest w ko cuŻ ł ń kapitanem, co? - Ty, Tom. - Widz c gro ne spojrzenie brata, Dorian opu ci wzrok. - Ale ja...ą ź ś ł - Mo esz i z Tomem zamiast mnie, je li chcesz - po raz pierwszy cichym g osem odezwa si Guy. - Jaż ść ś ł ł ę mog by kotem.ę ć - Mog , Guy? Naprawd si zgadzasz?! - wykrzykn rado nie Dorian. Kiedy si u miecha , jego urodaę ę ę ął ś ę ś ł ja nia a w ca ej pe ni, jak s o ce, które w a nie wyjrza o zza chmur.ś ł ł ł ł ń ł ś ł - Nie, nie zgadzam si - rzuci ostro Tom, odwracaj c si raptownie do swego bli niaka. - Dorry to jeszczeę ł ą ę ź dzieciuch. Nie mo e i z nami. Ma siedzie na dachu i koniec!ż ść ć - Nie jestem aden dzieciuch! - zaprotestowa ze z o ci ch opiec. - Mam prawie jedena cie lat!ż ł ł ś ą ł ś - Skoro nie jeste , to poka nam swoje w osy na jajkach - rzuci mu wyzwanie Tom. Odk d sam mógś ż ł ł ą ł pochwali si pierwszym zarostem, uwa a to za probierz m sko ci.ć ę ż ł ę ś Dorian zignorowa zaczepk ; nie móg przeciwstawi imponuj cemu ow osieniu brata cho by marnegoł ę ł ć ą ł ć rudego puszku. Spróbowa z innej beczki.ł - Tylko bym sobie popatrzy , nic wi cej - powiedzia b agalnym tonem.ł ę ł ł - Oczywi cie. Popatrzysz sobie, ale z dachu. - Tom uci dalsz dyskusj . - Chod cie, bo si spó nimy! -ś ął ą ę ź ę ź Zacz si wspina stromym jarem.ął ę ć Obaj bracia poszli za jego przyk adem, oci gaj c si ... ka dy z innej przyczyny.ł ą ą ę ż - Przecie nikt nie przyjdzie - próbowa jeszcze Dorian. - Wszyscy pracuj . Nawet my powinni myż ł ą ś pomaga w polu.ć - Mo e przyj Czarny Billy - rzuci Tom przez rami .ż ść ł ę D wi k tego imienia uciszy nawet Doriana. Czarny Billy by najstarszym z braci Courtneyów. Jego matk ,ź ę ł ł ę etiopsk ksi niczk , sir Hal Courtney przywióz ze swojej pierwszej wyprawy na tajemniczy kontynentą ęż ę ł afryka ski. Oprócz ony z królewskiego rodu sta si wówczas w a cicielem olbrzymich skarbów,ń ż ł ę ł ś zdobytych w walkach z Holendrami i poganami. Dzi ki tej fortunie podwoi niemal obszar rodowych w o ci,ę ł ł ś a Courtneyowie do czyli do najbogatszych posiadaczy ziemskich w hrabstwie Devon. Mogli si odt dłą ę ą równa nawet z Grenville’ami.ć William Courtney, dla m odszych braci Czarny Billy, ko czy nied ugo dwadzie cia cztery lata; by o osiemł ń ł ł ś ł lat starszy od bli niaków. Inteligentny i bezwzgl dny, przystojny na swój mroczny, wilczy sposób, dawaź ę ł m odszym Courtneyom wszelkie powody ku temu, eby si go bali i nienawidzili zarazem. Jego imił ż ę ę przej o Doriana dreszczem i ostatnie pó mili wspina si w milęł ł ł ę czeniu. W ko cu opu cili o ysko strumienia i przystan li na kraw dzi jaru, pod wielkim d bem, w którym wiosnń ś ł ż ę ę ę ą uwi a gniazdo samica b otniaka. Tom usiad i opar si o pie drzewa, by z apa oddech.ł ł ł ł ę ń ł ć

- Je eli wiatr si utrzyma, rano mo emy pop ywa na kutrze - powiedzia , ci gaj c z g owy czapk iż ę ż ł ć ł ś ą ą ł ę ocieraj c r kawem pot z czo a. Czapk zdobi o pióro krzy ówki, pierwszego ptaka, którego upolowa jegoą ę ł ę ł ż ł sokó .ł Rozejrza si po okolicy. Rozpo ciera si st d widok na niemal po ow posiad o ci Courtneyów -ł ę ś ł ę ą ł ę ł ś pi tna cie tysi cy akrów agodnych wzgórz i stromych w wozów, lasów, pastwisk i pól uprawnych,ę ś ę ł ą rozci gaj cych si a po klifowe wybrze e i granicz cych z przedmie ciami Plymouth. Tom nie podziwiaą ą ę ż ż ą ś ł zbyt d ugo znanego mu doskonale krajobrazu.ł - Pójd zobaczy , czy droga wolna - oznajmi , wstaj c. Nisko pochylony, podbieg do otaczaj cego kaplicę ć ł ą ł ą ę kamiennego muru i wyjrza zza niego ostro nie.ł ż Kaplic zbudowa jego pradziadek. Sir Charles Courtney dochrapa si szlachectwa w s u bie Dobreję ł ł ę ł ż Królowej El biety, gdy jako jeden z jej kapitanów wyró ni si w walkach przeciwko armadzie Filipaż ż ł ę hiszpa skiego. wi ty przybytek kaza wznie przed z gór stu laty na chwa Boga i dla upami tnieniań Ś ę ł ść ą łę ę dzia a floty angielskiej pod Calais. Podczas tej bitwy, która przynios a mu tytu lordowski, liczneł ń ł ł hiszpa skie galeony stan y w p omieniach i zosta y wyrzucone na brzeg, a pozosta e rozpierzch y si wń ęł ł ł ł ł ę sztormach, które admira Drak nazwa „Wichrami Boga”.ł ę ł Kaplica, zgrabny o mioboczny budyneczek z szarego kamienia, zwie czona by a wysok iglic , któr przyś ń ł ą ą ą dobrej widoczno ci da o si dostrzec a z Plymouth, oddalonego o pi tna cie mil. Tom, przeskoczywszyś ł ę ż ę ś zwinnie mur, przemkn przez sad jab oniowy pod okute elazem d bowe drzwi budowli. Uchyli jeął ł ż ę ł odrobin i nadstawi ucha. Panowa a nieprzenikniona cisza. W lizn si do rodka i podszed doę ł ł ś ął ę ś ł wewn trznych drzwi.ę Zajrza do nawy. Wn trze sk pane by o w t czowym wietle s o ca, przes czaj cym si przez wysokieł ę ą ł ę ś ł ń ą ą ę witra owe okna. Te nad o tarzem przedstawia y flot Anglii w bitwie przeciwko Hiszpanom. Na p on ceż ł ł ę ł ą hiszpa skie statki spoziera z góry askawym okiem sam Bóg Ojciec.ń ł ł Witra e nad g ównym wej ciem poleci wykona ojciec Toma. Tym razem Anglicy zmusili do kapitulacji nież ł ś ł ć tylko Holendrów, lecz tak e hordy muzu manów. Bitwie przygl da si sir Henry, ze wzniesionym do góryż ł ą ł ę mieczem i etiopsk ksi niczk u boku. Oboje odziani byli w pó pancerze, a na ich tarczach widnia croixą ęż ą ł ł patte Zakonu wi tego Jerzego i wi tego Graala.Ś ę Ś ę Kaplica by a pusta. Przygotowania do lubu Czarnego Bil-ly’ego, planowanego na przysz sobot ,ł ś łą ę jeszcze si nie rozpocz y. Tom móg wykorzysta to miejsce do swoich celów. Podbieg z powrotem doę ęł ł ć ł drzwi wej ciowych, wytkn g ow na dwór i w o ywszy dwa palce do ust, zagwizda przeci gle. Braciaś ął ł ę ł ż ł ą natychmiast przeskoczyli mur i podbiegli do niego. - Na gór , Dorry! - rozkaza Tom, a kiedy spostrzeg , e najm odszy z Courtneyów zamierza znówę ł ł ż ł protestowa , post pi gro nie krok ku niemu.ć ą ł ź Dorian j kn p aczliwie, lecz znikn pos usznie na schodach.ę ął ł ął ł - Czy ju przysz a? - zapyta Guy lekko dr cym g osem.ż ł ł żą ł - Jeszcze nie. Ale ma czas. Tom przeszed przez naw i znikn na pogr onych w ciemno ci schodkach prowadz cych do krypty.ł ę ął ąż ś ą Znalaz szy si na dole, odpi klap skórzanej torby, wisz cej obok sztyletu u jego pasa. Wyci gn ci kił ę ął ę ą ą ął ęż elazny klucz, ci gni ty rano z gabinetu ojca, i otworzy kut w elazie krat . Uchyli a si ze zgrzytemż ś ą ę ł ą ż ę ł ę zawiasów. Ch opak bez chwili namys u wszed do mrocznego pomieszczenia, w którym w kamiennychł ł ł sarkofagach spoczywa o jak e wielu jego przodków. Guy nieco niepewnie pod y za nim. Towarzystwoł ż ąż ł zmar ych zawsze budzi o w nim lekki niepokój i wola sta tu przy wej ciu.ł ł ł ć ż ś Na poziomie ziemi znajdowa y si tu wysokie okienka, przez które wpada o s abe wiat o, nadaj ceł ę ł ł ś ł ą wn trzu atmosfer tajemniczo ci. Pod kolist cian krypty sta y kamienne i marmurowe trumny. By o ichę ę ś ą ś ą ł ł szesna cie i we wszystkich le eli Courtneyowie - poczynaj c od pradziadka Charlesa - oraz ich liczneś ż ą ony.ż Guy instynktownie spojrza ku trumnie zawieraj cej doczesne szcz tki jego matki. Sta a mi dzy dwomał ą ą ł ę innymi sarkofagami zmar ych on ojca. Na jej wieku znajdowa si reliefowy wizerunek nieboszczki. By ał ż ł ę ł bardzo pi kna, pomy la ch opiec, jak bia a lilia.ę ś ł ł ł Nie by o mu dane widzie jej za ycia ani possa jej piersi: trwaj cy trzy dni poród bli ni t okaza sił ć ż ć ą ź ą ł ę

ponad si y dla tak delikatnej kobiety. Umar a z up ywu krwi i z wyczerpania kilka godzin po tym, gdył ł ł ch opiec wyda z siebie krzyk nowo narodzonego. Ch opców nia czy y liczne mamki, a potem tak eł ł ł ń ł ż macocha - matka Doriana. Podszed do marmurowej trumny i kl kn wszy u jej wezg owia, przeczyta inskrypcj : „Tu spoczywał ę ą ł ł ę Margaret Courtney, ukochana druga ona sir Henry’ego Courtneya, matka Thomasa i Guya, która odesz aż ł z tego wiata 2 maja 1667 roku. Bezpieczna w sercu Chrystusa”. Guy zamkn oczy i zacz si modli .ś ął ął ę ć - Ona ci i tak nie s yszy - rzuci szorstko Tom.ę ł ł - A w a nie, e tak - odpar Guy, nie podnosz c g owy i nie otwieraj c oczu.ł ś ż ł ą ł ą Tom przesta si nim interesowa i poszed wzd u rz du trumien. Na prawo le a a matka Doriana,ł ę ć ł ł ż ę ż ł ostatnia ona ich ojca. Zaledwie trzy lata temu kuter, na którym p yn a, wywróci si u wej cia do zatoki iż ł ęł ł ę ś przyp yw poniós j na otwarte morze. Hal próbowa j ratowa , lecz pr d by zbyt silny i omal nie porwa ił ł ą ł ą ć ą ł ł jego. Morze zanios o oboje do smaganej wiatrem zatoczki pi mil w dó wybrze a, Elizabeth jednak juł ęć ł ż ż nie y a, a Hal by niemal u kresu si .ż ł ł ł Tom czu , jak gdzie w g bi jego istoty wzbiera p acz; kocha Elizabeth tak mocno, jak nie móg kochał ś łę ł ł ł ć w asnej matki, której nie dane mu by o pozna . Odkaszln i przetar oczy, staraj c si powstrzyma zy,ł ł ć ął ł ą ę ć ł zanim Guy dostrze e t dzieci c s abo . Chocia Hal o eni si z Elizabeth g ównie po to, ebyż ę ę ą ł ść ż ż ł ę ł ż zapewni matczyn opiek swym osieroconym synom, wkrótce pokochali j wszyscy, tak jak kochalić ą ę ą Doriana, od dnia w którym go urodzi a. Wszyscy, z wyj tkiem oczywi cie Czarnego Billy’ego. Williamł ą ś Courtney nie kocha nikogo poza ojcem i by zazdrosny o niego niczym tygrys o swe m ode. Elizabethł ł ł chroni a ch opców przed jego m ciwym zainteresowaniem, ale odk d zabra o j morze, po^estafrJaezł ł ś ą ł ą obrony. - Nie powinna by a nas opuszcza - rzek cicho Tom i zerkn zmieszany na Guya, ale on by zbytś ł ć ł ął ł pogr ony w modlitwie, eby go us ysze .ąż ż ł ć Tom przeszed do sarkofagu stoj cego za trumn ich rodzonej matki. Spoczywa a w nim Judith, etiopskał ą ą ł ksi niczka i matka Czarnego Billy’ego. Wykuty w marmurze wizerunek na wieku trumny ukazywaęż ł atrakcyjn kobiet o dzikich, niemal jastrz bich rysach twarzy, które odziedziczy po niej syn. By a wą ę ę ł ł pó zbroi, jak przysta o na osob prowadz c wojska przeciwko poganom. U pasa mia a miecz, a na jejł ł ę ą ą ł piersi spoczywa he m i tarcza ozdobiona krzy em koptyjskim, symbolem Chrystusa starszym nawet odł ł ż instytucji Rzymu. G ow mia a odkryt , a g ste k dziory wie czy y j niczym korona. Przygl daj c sił ę ł ą ę ę ń ł ą ą ą ę Judith, Tom poczu , jak wzbiera w nim nienawi do jej syna. - Szkoda, e ci ten ko nie zrzuci , zanimł ść ż ę ń ł powi a swój pomiot - powiedzia tym razem g o no.ł ś ł ł ś Guy wsta z kl czek i podszed do niego.ł ę ł - Nie wolno mówi le o zmar ych, bo to przynosi nieszcz cie - ostrzeg brata.ć ź ł ęś ł - A co mi ona zrobi? Przecie ju nie yje - wzruszy ramionami Tom.ż ż ż ł Guy wzi go pod rami i poprowadzi do nast pnego sarkofagu. Obaj wiedzieli, e jest pusty, a wieko nieął ę ł ę ż zapiecz towane.ę - „Sir Francis Courtney, urodzony szóstego stycznia tysi c sze set szesnastego roku w hrabstwie Devon.ą ść Rycerz Zakonu Podwi zki oraz Zakonu wi tego Jerzego i wi tego Graala. Nawigator i eglarz.ą Ś ę Ś ę Ż Odkrywca i o nierz. Ojciec Henry’ego i M ny Szlachcic - przeczyta na g os Guy. - Nies usznieŻ ł ęż ł ł ł oskar ony o piractwo przez nikczemnych osadników holenderskich na Przyl dku Dobrej Nadziei i okrutnież ą przez nich zg adzony pi tnastego lipca tysi c sze set sze dziesi tego ósmego roku. Cho jegoł ę ą ść ść ą ć miertelne szcz tki spoczywaj na odleg ym i dzikim wybrze u Afryki, pami o nim y b dzie zawsze wś ą ą ł ż ęć ż ć ę sercu jego syna Henry’ego Courtneya i w sercach wszystkich dzielnych i wiernych marynarzy, przemierzaj cych ocean pod jego dowództwem”.ą - Po co ojciec postawi tu t pust trumn ? - mrukn pod nosem Tom.ł ę ą ę ął - Chyba zamierza pewnego dnia sprowadzi szcz tki dziadka - odpar Guy. Tom zerkn na niego kosymć ą ł ął okiem. - Powiedzia ci o tym? - Czu zazdro na my l, e by mo e bratu powiedziano o czym , a jemu, choł ł ść ś ż ć ż ś ć starszemu, nie. Wszyscy ch opcy darzyli ojca prawdziwym uwielbieniemł . - Nie, nie powiedzia - przyzna Guy. - Ale ja bym to zrobi dla mojego ojca.ł ł ł

Tom straci zainteresowanie rozmow i przeszed na rodek pomieszczenia, którego posadzk tworzy ał ą ł ś ę ł dziwna mozaika barwnych granitów i marmurów, uk adaj cych si w kolisty wzór. W czterech punktachł ą ę ko a sta y miedziane kot y, które wype niano pradawnymi ywio ami ognia, ziemi, wody i powietrzał ł ł ł ż ł podczas konwentu wi tyni Zakonu wi tego Jerzego i wi tego Graala. Odbywa si on zawsze przyŚ ą Ś ę Ś ę ł ę pe ni ksi yca w czasie letniego zrównania dnia z noc . Sir Henry Courtney by Nawigatorem Zakonu, takł ęż ą ł jak przedtem jego ojciec i dziad. W centrum kopu y kaplicy znajdowa si otwór. Budynek skonstruowano tak pomys owo, e przez ówł ł ę ł ż prze wit wpada o do wn trza wiat o ksi yca w pe ni, o wietlaj c mozaik i u o one w niej z czarnegoś ł ę ś ł ęż ł ś ą ę ł ż marmuru zawo anie zakonu: In Arcadia habito. aden z ch opców nie poj jeszcze g bszego znaczeniał Ż ł ął łę tej herbowej dewizy. Tom stan na czarnych gotyckich literach, po o y r k na sercu i zacz recytowa s owa liturgii, wed ugął ł ż ł ę ę ął ć ł ł której tak e i on mia zosta pewnego dnia wprowadzony do zakonu: „Oto dogmaty, w które wierz ,ż ł ć ę których b d broni do ostatniej kropli krwi. Wierz w jednego Boga w Trójcy jedynego, w wiecznego Ojca,ę ę ł ę wiecznego Syna i wiecznego Ducha wi tego”.Ś ę - Amen! - zawo a pó g osem Guy. Obaj studiowali pilnie katechizm zakonu i znali na pami wszystkieł ł ł ł ęć odpowiedzi. - „Wierz we wspólnot Ko cio a Anglii i w prawa jego boskiego pomaza ca, obro cy wiary, Wilhelmaę ę ś ł ń ń Trzeciego, Króla Anglii, Szkocji, Francji i Irlandii”. - Amen - powtórzy Guy. Którego dnia tak e i oni zostan powo ani do tego prze wietnego zakonu, stanł ś ż ą ł ś ą w wietle ksi yca i z przej ciem z o te luby.ś ęż ę ł żą ś - „B d sta na stra y Ko cio a Anglii i walczy z nieprzyjació mi Wilhelma, mojego pana i suwerena...”. -ę ę ł ż ś ł ł ł Tom recytowa dalej podnios ym tonem, w którym nie by o ju niemal nic dzieci cego. Przerwa mu cichył ł ł ż ę ł gwizd, dobiegaj cy z otworu w kopule.ą - To Dorry! - zawo a nerwowo Guy. - Kto idzie! Zamarli obaj w bezruchu, czekaj c na drugi przenikliwył ł ś ą gwizd, oznaczaj cy alarm i niebezpiecze stwo. Lecz kolejnego ostrze enia nie by o.ą ń ż ł - Ona! - Tom u miechn si szeroko do brata. - Ju si ba em, e nie przyjdzie.ś ął ę ż ę ł ż Guy nie podziela jego rado ci.ł ś - Tom, mnie si to wcale nie podoba - powiedzia , drapi c się ł ą ę nerwowo po karku. - No to na rej z tob , Guyu Courtneyu - zakpi z niego brat. - Nie dowiesz si , co dobre, dopóki nieę ą ł ę spróbujesz. Us yszeli szelest tkaniny, odg os lekkich kroków na kamiennych schodach i do krypty wbieg a dziewczyna.ł ł ł Przystan a w drzwiach, zdyszana, z policzkami pa aj cymi rumie cem od biegu pod gór .ęł ł ą ń ę - Czy nikt nie zauwa y , e wychodzisz, Mary? - zapyta Tom.ż ł ż ł - Zupe nie nikt, paniczu - pokr ci a g ow Mary. - Za erali si polewk i nic nie widzieli. - W jej g osieł ę ł ł ą ż ę ą ł pobrzmiewa lokalny, irlandzki akcent, lecz jego ton by lekki i mi y dla ucha.ł ł ł By a dziewczyn dobrze zbudowan , o kszta tach wydatnych zarówno z przodu, jak i z ty u. Starsza odł ą ą ł ł ch opców, raczej dwudziesto- ni pi tnastoletnia, cer mia a bez skazy i g adk jak s awna mietanka zł ż ę ę ł ł ą ł ś Devonu, a jej adn puco owat twarz okala a g stwa ciemnych k dziorów. Wargi mia a ró owe, mi kkie ił ą ł ą ł ę ę ł ż ę wilgotne, a w oczach zdradzaj cych znajomo ycia kry a si przebieg o .ą ść ż ł ę ł ść - Czy jeste pewna, Mary, e panicz Billy ci nie widzia ? - dopytywa si Tom. Pokr ci a g ow , k dzioryś ż ę ł ł ę ę ł ł ą ę zata czy y.ń ł - Nie widzia . Nim wysz am, zajrza am do biblioteki. Siedzi z nosem w ksi kach jak zawsze.ł ł ł ąż Po o y a drobne d onie na biodrach. Cho szorstkie i poczerwienia e od pracy w pomywalni, niemalł ż ł ł ć ł obejmowa y w sk tali . Bli niacy ledzili wzrokiem jej ruchy i wpatrywali si w zgrabne cia o. Halki ił ą ą ę ź ś ę ł poszarpane spódnice si ga y jej do po owy pulchnych ydek, a nogi, chocia bose i brudne, w kostkachę ł ł ł ż by y smuk e. Zauwa y a ich spojrzenia i wyraz twarzy i u miechn a si w poczuciu w adzy, jak mia a nadł ł ż ł ś ęł ę ł ą ł nimi. Si gn a do stanika i zacz a si bawi jego wst kami. Obie pary oczu ledzi y jej r ce, gdy cisn aę ęł ęł ę ć ąż ś ł ę ś ęł

piersi, tak e napar y na przytrzymuj ce je wi zanie.ż ł ą ą - Obieca e mi za to sze ciopensówk - przypomnia a Tomowi, wytr caj c go z transu.ł ś ś ę ł ą ą - Obieca em, Mary - skin g ow . - Sze ciopensówka za nas obu, Guya i mnie.ł ął ł ą ś Odrzuci a g ow do ty u i pokaza a mu ró owy j zyk.ł ł ę ł ł ż ę - Szczwany z ciebie m odzieniec, paniczu Tomie. Mia o by sze pensów za ka dego, razem pół ł ć ść ż ł szylinga. - Nie b d g upia, Mary. - Tom si gn do sakiewki u pasa i wyj srebrn monet . Podrzuci j wą ź ł ę ął ął ą ę ł ą powietrze. Zal ni a w wietle, a ch opak z apa j i podsun ku dziewczynie na otwartej d oni. - Ca aś ł ś ł ł ł ą ął ł ł srebrna sze ciopensówka, zobacz.ś Pokr ci a g ow i poci gn a za kokard stanika.ę ł ł ą ą ęł ę - Szylinga - powtórzy a. Przód stanika rozchyli si o cal. Obaj ch opcy utkwili wzrok w bia ym pasku skóry,ł ł ę ł ł kontrastuj cym mocno z opalonymi i piegowatymi ramionami. - Szylinga albo dla was figa z makiem! -ą Wzruszy a ramionami z udawan oboj tno ci . Przy tym ruchu jedna pier obna y a si niemal doł ą ę ś ą ś ż ł ę po owy; sam czubek pozosta ukryty, lecz rubinowa otoczka sutka wyjrza a wstydliwie znadł ł ł postrz pionego brzegu bluzki. Ch opcom odj o mow .ę ł ęł ę - Myszy ci j zyk odgryz y? - rzuci a butnie Mary. - Chyba nic tu po mnie. - Zawróci a ku schodom, kr c cę ł ł ł ę ą okr g ym ty eczkiem.ą ł ł - Zaczekaj! - krzykn Tom zduszonym g osem. - Niech b dzie szyling, Mary, moja ty liczna.ął ł ę ś - Wpierw mi go poka , paniczu Tomie - obejrza a si przez piegowate rami , podczas gdy ch opak grzebaż ł ę ę ł ł po piesznie w sakiewce.ś - Masz, Mary. - Wyci gn ku niej monet , a dziewczyna podesz a do powoli, ko ysz c biodrami, tak jaką ął ę ł ń ł ą to podejrza a u dziewcz t z doków Plymouth.ł ą Wyj a monet z jego d oni.ęł ę ł - Podobam ci si , paniczu Tomie? - zapyta a.ę ł - Jeste naj adniejsz dziewczyn w ca ej Anglii - odrzek arliwie i z pe nym przekonaniem.ś ł ą ą ł ł ż ł Si gn do wielkiej, kr g ej piersi, która uwolni a si ju ca kiem ze stanika. Mary z chichotem odtr ci aę ął ą ł ł ę ż ł ą ł jego r k .ę ę - Panicz Guy chyba mia by pierwszy? - spojrza a ponad ramieniem Toma. - Jeszcze tego nie robi e ,ł ć ł ł ś prawda, paniczu Guyu? Ch opiec prze kn z wysi kiem, lecz s owa utkwi y mu w gardle. Opu ci wzrok i zaczerwieni si .ł ł ął ł ł ł ś ł ł ę - To jego pierwszy raz - potwierdzi Tom. - Niech b dzie pierwszy. Ja pł ę o nim. Mary podesz a do m odszego z bli niaków i wzi a go za r k .ł ł ź ęł ę ę - Nie bój si - powiedzia a z u miechem, mru c oczy. - Nic z ego ci nie zrobi , paniczu Guyu.ę ł ś żą ł ę Poci gn a go ku ciemnemu k towi krypty. Przycisn a si do niego i poczu jej zapach. Nie k pa a sią ęł ą ęł ę ł ą ł ę najpewniej co najmniej od miesi ca i bi a od niej pot na wo kuchni, w której pracowa a, wo topionegoą ł ęż ń ł ń t uszczu i dymu z bierwion, a tak e zapach gotuj cych si homarów i ko ski odór w asnego potu.ł ż ą ę ń ł Guy poczu , e zbiera mu si na md o ci.ł ż ę ł ś - Nie! - wrzasn , odpychaj c od siebie dziewczyn . - Ja nie chc ... nie mog ... - By ju bliski ez. - Ty idął ą ę ę ę ł ż ł ź pierwszy, Tom. - Wzi em j specjalnie dla ciebie - odpar szorstko jego brat. - Kiedy poczujesz, jak to jest, b dziesz zaął ą ł ę tym szala . Mog si za o ył ę ę ł ż ć. - Prosz , Tom, nie ka mi tego robi - b aga Guy dr cym g osem, ogl daj c si rozpaczliwie kuę ż ć ł ł żą ł ą ą ę schodom. - Chod my do domu, bo ojciec si dowie.ź ę - Da em jej naszego szylinga - próbowa mu przemówi do rozs dku Tom. - Chcesz go zmarnowa ?ł ł ć ą ć Mary ponownie chwyci a m odszego z bli niaków za r k .ł ł ź ę ę - No, chod e! - Poci gn a go do siebie. - B d grzecznym ch opcem. Wpad e mi w oko, uczciwieźż ą ęł ą ź ł ł ś mówi . Ch opczyk z ciebie jak ta lala, s owo!ę ł ł

- Najpierw Tom! - powtórzy Guy, niemal ju oszala y ze strachu.ł ż ł - No to dobrze! - odepchn a go zniecierpliwiona i odwróci a si do Toma. - Niech ci panicz Tom poka e,ęł ł ę ż jak si to robi. By tam ju do razy, eby trafi cho by i na lepo. - Chwyci a Toma za rami i poci gn aę ł ż ść ż ć ć ś ł ę ą ęł ku najbli szemu sarkofagowi.ż Tak si z o y o, e by a to akurat trumna sir Charlesa, bohatera spod Calais. Mary opar a si o nię ł ż ł ż ł ł ę ą plecami. - Nie tylko u mnie by - zachichota a w twarz ch opakowi - ale te i u Mabel, i u Jill, chyba eł ł ł ż ż k ami obie, i u po owy dziewuch z wioski. Tak powiadaj . Niez y ogierek z ciebie, paniczu Tomie! -ł ą ł ą ł Si gn a do jego bryczesów i poci gn a ich wi zanie, jednocze nie staj c na palcach i przywieraj cę ęł ą ęł ą ś ą ą ustami do jego ust. Tom pchn j z powrotem na sarkofag. Usi owa powiedzie co do brata i wywraca oczami w jegoął ą ł ł ć ś ł stron , lecz kneblowa y go mi kkie, wilgotne wargi Mary i jej d ugi koci j zyk, który wpycha a mu g bokoę ł ę ł ę ł łę w usta. Wreszcie uwolni si i api c haustami powietrze, z podbródkiem mokrym i l ni cym od jej liny,ł ę ł ą ś ą ś wyszczerzy si w u miechu do Guya.ł ę ś - Teraz poka ci najrozkoszniejsz rzecz, jak kiedykolwiek zobaczysz w yciu, cho by y nawet sto latżę ą ą ż ć ś ż ł - oznajmi .ł Mary wci opiera a si o kamienn trumn . Tom pochyli si i wprawnymi palcami rozwi za tasiemki jejąż ł ę ą ę ł ę ą ł spódnicy, która zsun a si w dó i u o y a wokó kostek dziewczyny. Pod spodem by a naga, a jej g adkie ięł ę ł ł ż ł ł ł ł bia e cia o wygl da o jak uformowane z najlepszego wosku. Przygl dali mu si wszyscy troje; bli niacy wł ł ą ł ą ę ź oszo omieniu, Mary z odcieniem dumy. Po d ugiej chwili ciszy, przerywanej jedynie urywanym oddechemł ł Toma, Mary obiema r kami ci gn a bluzk przez g ow i rzuci a j na trumn . Odwróci a twarz, byę ś ą ęł ę ł ę ł ą ę ł spojrze na Guya.ć - Nie chcesz ich? - zapyta a, ujmuj c ka d ze swych pulchnych, bia ych piersi w jedn d o . - Na pewno?ł ą ż ą ł ą ł ń - dra ni a go, a ch opak sta oniemia y i wstrz ni ty. Nast pnie przejecha a powoli palcami w dó swegoż ł ł ł ł ąś ę ę ł ł mietankowego cia a, mijaj c g bok jam p pka. Kopni ciem odsun a spódnic i rozstawi a szerokoś ł ą łę ą ę ę ę ęł ę ł nogi, nie odrywaj c spojrzenia od twarzy Guya. - Chyba nigdy jeszcze nie widzia takiego koci tka, co,ą ś ł ą paniczu? - zapyta a go. Kr cone w oski zaszele ci y cicho pod jej palcami.ł ę ł ś ł Ch opak wyda z siebie zduszony j k, a Mary za mia a si triumfalnie.ł ł ę ś ł ę - Za pó no, paniczu Guyu! - ur ga a mu. - Szansa przepad a. Musisz teraz poczeka na swoj kolej!ź ą ł ł ć ą Tom tymczasem opu ci ju spodnie do kostek. Mary po o y a mu r ce na ramionach i wybiwszy si lekko,ś ł ż ł ż ł ę ę wskoczy a na niego, oplataj c ciasno ramionami wokó karku, a nogami w pasie. Na szyi mia a sznurł ą ł ł tanich szklanych paciorków, który dosta si pomi dzy ich cia a. Sznurek p k i kaskada l ni cych pere ekł ę ę ł ę ł ś ą ł potoczy a si na kamienn pod og . Nawet tego nie zauwa yli.ł ę ą ł ę ż Guy patrzy z dziwn mieszanin przera enia i fascynacji w oczach, jak jego brat bli niak przyciskał ą ą ż ź dziewczyn do kamiennego wieka sarkofagu pradziadka, jak j szturcha i popycha ca ym cia em, z twarzę ą ł ł ą czerwon z wysi ku, a dziewczyna odpowiada pchni ciami bioder. Nagle zacz a wydawa krótkieą ł ę ęł ć miaukni cia, z ka d chwil g o niejsze i bardziej przenikliwe, a przesz y w skowyt.ę ż ą ą ł ś ż ł Guy chcia odwróci wzrok, ale nie móg . Patrzy wi c dalej, wystraszony i podniecony jednocze nie, jakł ć ł ł ę ś jego brat odrzuca g ow w ty , otwiera szeroko usta i wydobywa z siebie straszliwy, pe en bole ci krzyk.ł ę ł ł ś Zabi a go! - pomy la . Co teraz powiem ojcu? Twarz Toma mocno poczerwienia a i l ni a od potu.ł ś ł ł ś ł - Tom, nic ci nie jest? - S owa same wymkn y mu si z ust, nie potrafi ich powstrzyma .ł ęł ę ł ć Tom spojrza na niego i wykrzywi si w u miechu.ł ł ę ś - Nigdy nie czu em si lepiej - odpar . Pozwoli Mary stan na pod odze i odsun si , a ona znów opar ał ę ł ł ąć ł ął ę ł si plecami o trumn . - Teraz twoja kolej - wydysza . - Wykorzystaj swoj sze ciopensówk , ch opcze!ę ę ł ą ś ę ł Mary tak e dysza a ci ko, ale parskn a urywanym miechem.ż ł ęż ęł ś - Daj mi tylko minutk , ebym z apa a, dech, a potem poka ci taki galop, e zapami tasz do ko caę ż ł ł żę ż ę ń ycia, paniczu Guyu - oznajmi a.ż ł Nagle ze wietlika w kopule krypty pos yszeli dwa ostre gwizdni cia. Guy a podskoczy , ze strachu i ulgiś ł ę ż ł

jednocze nie. Nie by o adnych w tpliwo ci, e tym razem ostrze enie jest powa ne.ś ł ż ą ś ż ż ż - To kot! - zawo a . - Kto nadchodzi! Tom, przeskakuj c z nogi na nog , naci ga ju bryczesy i wi za jeł ł ś ą ę ą ł ż ą ł w pasie. - Znikaj, Mary - rzuci .ł Dziewczyna na czworakach usi owa a pozbiera rozsypane paciorki.ł ł ć - Zostaw to! - krzykn Tom, lecz zignorowa a jego polecenie. Na jej nagich po ladkach odcisn a siął ł ś ęł ę ró owymi paskami kraw d sarkofagu. Ch opak mia wra enie, e mo e wr cz odczyta odbit na bia ejż ę ź ł ł ż ż ż ę ć ą ł skórze inskrypcj i mia ochot si roze mia . Zamiast tego jednak chwyci za rami Guya. - Uciekamy!ę ł ę ę ś ć ł ę To mo e by ojcż ć iec! Ta my l doda a im skrzyde i pop dzili w gór schodami, potr caj c si nawzajem w po piechu. Kiedyś ł ł ę ę ą ą ę ś wydostali si na dwór, znale li Doriana w g stym bluszczu porastaj cym mury wi tyni.ę ź ę ą ś ą - Kto to, Dorry? - wydysza Tom.ł - Czarny Billy! - pisn Dorian. - Wyjecha ze stajni na Su tanie i jedzie cie k pod gór . B dzie tu ladaął ł ł ś ż ą ę ę chwila. Tom wyrzuci z siebie najpot niejsze ze znanych mu przekle stw, którego nauczy si od Du egoł ęż ń ł ę ż Daniela Fishera, bosmana ojca. - Nie mo e nas tu z apa . Chod cie! - zawo a .ż ł ć ź ł ł Ca a trójka pop dzi a pod ogrodzenie. Tom podsadzi Doriana, a potem wraz z Guyem przeskoczyli nał ę ł ł drug stron i pomogli zle najm odszemu.ą ę źć ł - Cisza, jeden z drugim! - Tom a parska z podniecenia i zadowolenia.ż ł - Co si sta o? - popiskiwa Dorian. - Widzia em, jak Mary wchodzi a. Zrobi e to z ni , Guy?ę ł ł ł ł ł ś ą - Nawet nie wiesz co, a si pytasz - próbowa wykr ci si od odpowiedzi m odszy bli niak.ę ł ę ć ę ł ź - Pewnie, e wiem - odpar z oburzeniem Dorian. - Widzia em, jak psy to robi , i barany, i koguty, i bykż ł ł ą Herkules, o tak. - Stan na czworakach i przedstawi niesamowit imitacj aktu, bod c i pompuj cął ł ą ę ą ą biodrami, wywiesiwszy j zyk w k ciku ust i wywróciwszy straszliwie oczy. - Robi e to z Mary, Guy?ę ą ł ś Twarz Guya obla a si rumie cem.ł ę ń - Przesta w tej chwili, Dorianie Courtneyu! S yszysz! - wykrzykn .ń ł ął Tom jednak, zachwycony, parskn rubasznym miechem, wciskaj c twarz m odszego brata w dar .ął ś ą ł ń - Ty zbere na ma pko. Stawiam gwine , e uwin by si z tym lepiej ni Guy, obro ni ty czy nie.ź ł ę ż ął ś ę ż ś ę - Pozwolisz mi spróbowa nast pnym razem, Tom? - poprosi Dorian st umionym g osem, twarz miać ę ł ł ł ł bowiem przy samej ziemi. - Pozwol ci, jak b dziesz mia czym spróbowa - odpar Tom i pu ci go. W tym momencie us yszelię ę ł ć ł ś ł ł odg os ko skich kopyt na drodze.ł ń - Cisza - poleci Tom, powstrzymuj c cł ą hichot. Przypadli do ziemi, staraj c si pow ci gn uciech i uspokoi oddechy. Nas uchiwali, jak je dziec zbli aą ę ś ą ąć ę ć ł ź ż si galopem do kaplicy, a potem, ci gn wszy cugle, podje d a powoli po chrz szcz cym wirze do jeję ś ą ą ż ż ę ą ż wrót. - Nie wychyla si - szepn Tom do braci, sam jednak, zdj wszy czapk z piórem, ostro nie wyjrzać ę ął ą ę ż ł ponad kamiennym ogrodzeniem. William Courtney siedzia na Su tanie. By znakomitym je d cem; panowanie nad koniem przychodzi o muł ł ł ź ź ł z naturaln swobod ; by mo e by to instynkt odziedziczony wraz z afryka sk krwi po matce. Wysoki ią ą ć ż ł ń ą ą smuk y, jak zawsze odziany by od stóp do g ów na czarno. Dlatego w a nie, pomin wszy ju barw jegoł ł ł ł ś ą ż ę skóry i w osów, przyrodni bracia nadali mu przydomek, którego zreszt szczerze nienawidzi . Cho by tymł ą ł ć ł razem z go g ow , najcz ciej chodzi w kapeluszu z szerokim rondem, ozdobionym p kiem strusichłą ł ą ęś ł ę piór. Czarne mia nawet wysokie buty, a tak e siod o i uprz konia. Su tan by karym ogierem,ł ż ł ąż ł ł

wyczesanym tak, e jego hebanowa sier a l ni a w bladym s o cu. Je dziec i jego rumak prezentowaliż ść ż ś ł ł ń ź si imponuj co.ę ą Oczywiste by o, e przyjecha sprawdzi , jak post puj przygotowania do za lubin. lub zaplanowanoł ż ł ć ę ą ś Ś tutaj, a nie w kaplicy domowej panny m odej, poniewa mia y po nim nast pi jeszcze inne wa neł ż ł ą ć ż ceremonie. Ich obrz dek wymaga , by odbywa y si w wi tyni Nawigatorów.ą ł ł ę Ś ą William zatrzyma si przy g ównych wrotach kaplicy i pochyliwszy si nisko w siodle, zajrza do wn trza.ł ę ł ę ł ę Potem si wyprostowa i objechawszy powoli budynek, zbli y si do drzwi zakrystii. Rozejrza si uwa nieę ł ż ł ę ł ę ż i jego spojrzenie pobieg o wprost ku Tomowi. Ch opak zamar . Powinien by teraz razem z innymił ł ł ć ch opcami u uj cia rzeki i pomaga za odze Simona przy sieciach na ososia. W drowni robotnicy, którychł ś ć ł ł ę William naj do niw, karmieni byli niemal wy cznie ososiem. Po owy by y obfite, wi c nie kosztowaął ż łą ł ł ł ę ł wiele, ale niwiarze protestowali przeciwko tak jednostajnej diecie.ż Konary jab oni musia y zas oni Toma przed bystrym wzrokiem brata, Billy bowiem zsiad z konia ił ł ł ć ł przywi za go do elaznego pier cienia przy drzwiach. Tom utwierdzi si w przekonaniu, e bratą ł ż ś ł ę ż przyjecha do kaplicy sprawdzi , jak jest przygotowana do ceremonii lubnej. Zar czony by ze rednił ć ś ę ł ś ą córk Grenville’ów. Ich zwi zek zapowiada si wspaniale, a Henry Courtney przez ponad rok negocjowaą ą ł ę ł z Johnem Grenville’em, hrabi Exeter, wysoko posagu.ą ść Czarny Billy a si lini, eby jej wreszcie dopa , pomy la Tom drwi co, przygl daj c si , jak bratż ę ś ż ść ś ł ą ą ą ę przystaje na schodach kaplicy, by ci k , obci on o owiem szpicrut , z któr si nie rozstawa , otrzepaęż ą ąż ą ł ą ą ę ł ć ze swych l ni cych czarnych butów kurz. Nim znikn w rodku, William jeszcze raz spojrza w jegoś ą ął ś ł stron . Cery nie mia bynajmniej czarnej, lecz jasnobursztynow . Wygl da raczej na Hiszpana czyę ł ą ą ł W ocha ni Afrykanina. W osy jednak mia kruczoczarne, g ste i b yszcz ce, zaczesane g adko do ty u ił ż ł ł ę ł ą ł ł zwi zane czarn wst k w kucyk. Ze swym w skim i prostym etiopskim nosem i skrz cymi si oczamią ą ąż ą ą ą ę drapie cy wygl da niew tpliwie przystojnie, cho gro nie. Ekscytacja i poruszenie, jak na widokż ą ł ą ć ź ą starszego brata okazywa y m ode panny, budzi y w Tomie zazdro . William znikn we wn trzu zakrystii ił ł ł ść ął ę Tom si wyprostowa .ę ł - Poszed sobie - szepn do braci. - Chod cie. Wracajmy do... - Nim sko czy zdanie, w kaplicy rozleg sił ął ź ń ł ł ę krzyk. - To Mary! - wykrzykn Tom. - My la em, e uciek a, ale ta ma a licznotka jeszcze tam jest!ął ś ł ż ł ł ś - Czarny Billy j z apa ! - j kn Guy.ą ł ł ę ął - Ale b dzie kaba a! - rzek Dorian z uciech i zerwa si na równe nogi, eby móc lepiej widzież ę ł ł ą ł ę ż ć spodziewane atrakcje. - Jak my lisz, Tś om, co on teraz zrobi? - Nie wiem i nie b dziemy czekali, eby to zobaczy - odpar Tom, lecz nim zd y poprowadzi ichę ż ć ł ąż ł ć rejterad w dó stromego wzgórza, z drzwi zakrystii wypad a Mary. Nawet z oddalenia wida by o, e jestę ł ł ć ł ż miertelnie przera ona. P dzi a, jakby goni a j sfora wilków. Za moment wybieg na dwór tak e William iś ż ę ł ł ą ł ż pu ci si za ni w pogo .ś ł ę ą ń - Wracaj, ty ma a wyw óko!ł ł Jego g os dobiega wyra nie a do kryjówki ch opców. Mary jednak si nie zatrzyma a, ale podkasawszył ł ź ż ł ę ł wy ej spódnic , pobieg a jeszcze szybciej. Kierowa a si wprost na nich.ż ę ł ł ę William tymczasem odwi za Su tana i wskoczywszy lekko na siod o, pu ci konia pe nym galopem zaą ł ł ł ś ł ł dziewczyn . Po chwili bez trudu zajecha jej drog i z uniesion w gór szpicrut zakrzykn :ą ł ę ą ę ą ął - Stój natychmiast, ty ma a plugawa kurewko! Niez e z ciebie zió ko. Powiedz mi w tej chwili, co tamł ł ł ś robi a. - Zamachn si na ni , lecz Mary zdo a a odskoczy .ł ął ę ą ł ł ć - Nie umkniesz mi, suko - znów z zimnym, okrutnym u miechem zagrodzi jej drog .ś ł ę - Prosz , nie, paniczu Williamie! - wrzasn a dziewczyna, on jednak ponownie zamachn si szpicrut ,ę ęł ął ę ą która przeci a ze wistem powietrze. Dziewczyna uchyli a si zwinnie, niczym osaczone zwierz , i pu ci aęł ś ł ę ę ś ł si biegiem, klucz c pomi dzy jab oniami, z powrotem ku kaplicy, a William za ni .ę ą ę ł ą - Uciekajmy! - szepn Guy. - Teraz mamy szans .ął ę Skoczy na równe nogi i pop dzi na o lep w dó zbocza. Dorian poszed w jego lady, lecz Tom si nieł ę ł ś ł ł ś ę

ruszy spod muru. Patrzy w niemym przera eniu, jak Billy dogania dziewczyn i unosi si nad ni wł ł ż ę ę ą strzemionach. - Ju ja ci naucz s ucha , kiedy mówi , e masz si zatrzyma ! - zawo a , uderzaj c szpicrut .ż ę ę ł ć ę ż ę ć ł ł ą ą Tym razem trafi j mi dzy opatki. Mary, wrzasn wszy przera liwie z bólu i przestrachu, pad a na traw .ł ą ę ł ą ź ł ę Na odg os jej krzyku Tom poczu dreszcz wzd u kr gos upa i zacisn z by.ł ł ł ż ę ł ął ę - Nie rób tego! - powiedzia na g os, ale starszy brat go nie s ysza . Zeskoczy z konia i stan nad Mary.ł ł ł ł ł ął - Co zamierza a tu zmalowa , ty ladaco? - zapyta .ł ś ć ł Dziewczyna le a a w k bowisku spódnic i bosych nóg.ż ł łę Uderzy j ponownie, celuj c w wykrzywion p aczem twarz. Ona zas oni a si odruchowo r k i przyj ał ą ą ą ł ł ł ę ę ą ęł cios na przedrami . Na bia ej skórze wykwit a szkar atna pr ga, Mary zakwili a i zwin a si z bólu.ę ł ł ł ę ł ęł ę - B agam, nie rób mi krzywdy, paniczu Williamie - prosi a z p aczem.ł ł ł - B d ci t uk a do krwi, dopóki mi nie wyt umaczysz, co robi a w kaplicy, podczas gdy twoje miejsceę ę ę ł ł ż ł ł ś jest w pomywalni, przy t ustych garnkach i patelniach. - William u miecha si z satysfakcj , wyra nieł ś ł ę ą ź rozbawiony. - Nie robi am niczego z ego, sir. - Mary opu ci a r ce, sk adaj c je w b agalnym ge cie, i nie zd y a juł ł ś ł ę ł ą ł ś ąż ł ż si zas oni przed kolejnym smagni ciem szpicruty, które trafi o j w twarz. Dziewczyna zawy a, a po jeję ł ć ę ł ą ł zapuchni tym policzku pop yn a krew. - Prosz mnie ju nie bi .ę ł ęł ę ż ć Ukry a poranion twarz w d oniach i przetoczy a si po ziemi, byle tylko dalej od niego, lecz podwin a sił ą ł ł ę ęł ę jej przy tym spódnica. Widz c, e nic pod spodem nie ma, William u miechn si jeszcze szerzej i zą ż ś ął ę upodobaniem przeci gn teraz szpicrut po jej nagich po ladkach.ą ął ą ś - Co chcia a ukra , suko? Po co tam polaz a? Uderzy j ponownie i kolejna czerwona pr ga wykwit ał ś ść ś ł ł ą ę ł na jej udach. Krzyk Mary smagn uszy Toma nie mniej bole nie ni ci cie szpicruty cia o dziewczyny.ął ś ż ę ł - Zostaw j , Billy, niech ci diabli! - Wyrwa o mu si w nag ym odruchu odpowiedzialno ci i lito ci nadą ę ł ę ł ś ś katowan s u c . Nie zastanawiaj c si nawet, co robi, przeskoczy mur i pop dzi jej na odsiecz.ą ł żą ą ą ę ł ę ł William nie s ysza , jak nadbiega. Poch on a go niespodziewana przyjemno , jakiej do wiadcza ,ł ł ł ęł ść ś ł wymierzaj c kar tej niepos usznej dziewce. Widok czerwonych smug na jej bia ej skórze, dziki pisk bólu,ą ę ł ł zwierz ca wo jej niemytego cia a, wszystko to przejmowa o go podnieceniem.ę ń ł ł - Po co tu przysz a?! - rykn . - Powiesz wreszcie, czy mam ci to wyrwa z g by batem? - Ledwieś ł ął ć ę powstrzyma si od miechu, gdy szpicruta zostawi a nast pny szkar atny pasek na nagich ramionachł ę ś ł ę ł dziewczyny i ujrza , jak mi nie pod delikatn skór kurcz si w udr ce.ł ęś ą ą ą ę ę Tom run na niego od ty u. Jak na swój wiek by ch opakiem s usznej postury, niewiele ni szym i l ejszymął ł ł ł ł ż ż od starszego brata. Si dodawa a mu nienawi i w ciek o z powodu niesprawiedliwo ci, której w a nieł ł ść ś ł ść ś ł ś by wiadkiem, a tak e wspomnienie niezliczonych razów i obelg, jakie wraz z bra mi musia znosi zeł ś ż ć ł ć strony Billy’ego. Tym razem na jego korzy dzia a te element kompletnego zaskoczenia.ść ł ł ż R bn Williama w krzy akurat w chwili, gdy ten balansowa na jednej nodze, próbuj c kopniakamią ął ż ł ą ustawi sobie Mary do nast pnego ci cia szpicrut . Billy polecia do przodu z tak si , e potkn wszy sić ę ę ą ł ą łą ż ą ę o sw ofiar , run na ziemi i przetoczywszy si , wyr n g ow w pie najbli szego drzewa. Upada tam ią ę ął ę ę ż ął ł ą ń ż ł pozosta bez ruchu, zamroczony.ł Tom pochyli si nad rozdygotan i zanosz c si od p aczu dziewczyn i pomóg jej wsta .ł ę ą ą ą ę ł ą ł ć - Uciekaj! Najszybciej jak potrafisz! - Pchn j , lecz Mary nie trzeba by o pop dza . Pobieg a cie k , nieął ą ł ę ć ł ś ż ą przestaj c zawodzi , a Tom odwróci si , by przyj teraz na siebie gniew brata.ą ć ł ę ąć William siedzia na trawie, niepewny jeszcze tego, czyj cios go znokautowa . Pomaca si po g owie,ł ł ł ę ł wsuwaj c dwa palce pod pasmo ciemnych w osów, a gdy je wyci gn , ujrza krew p yn c z ranyą ł ą ął ł ł ą ą powsta ej wskutek zderzenia z drzewem. Potrz sn g ow i d wign si na nogi. Zauwa y w ko cuł ą ął ł ą ź ął ę ż ł ń Toma. - To ty - rzek mi kko, niemal mi ym g osem. - Powinienem by si domy li twojej r ki w tym diabelstwie.ł ę ł ł ł ę ś ć ę

- Ona nic nie zrobi a. - Tom by wci zbyt wzburzony, eby zacz a owa swego odruchu. - Mog e jł ł ąż ż ąć ż ł ć ł ś ą srodze porani .ć - Tak jest - zgodzi si William. - To w a nie mia em zamiar zrobi . Zas u y a sobie a nadto. - Schyli si ,ł ę ł ś ł ć ł ż ł ż ł ę by podnie z ziemi szpicrut . - Ale skoro uciek a, wypada mi teraz porani ciebie i wype ni tenść ę ł ć ł ę obowi zek z najwi ksz przyjemno ci .ą ę ą ś ą Smagn powietrze ci k szpicrut w lewo i w prawo z gro nym poął ęż ą ą ź świstem. - Powiedz mi teraz, braciszku, w co si tu bawili cie, ty i ta ma a kurewka. Czy by to by o co plugawego,ę ś ł ż ł ś o czym powinien dowiedzie si ojciec? Powiedz po dobroci, nim b d musia ci przy o y .ć ę ę ę ł ł ż ć - Pr dzej spotkamy si w piekle - odpar Tom, u ywaj c jednego z ulubionych powiedzonek ojca.ę ę ł ż ą Pomimo butnej postawy zd y ju po a owa rycerskiego odruchu, który go popchn do tej konfrontacji.ąż ł ż ż ł ć ął Element zaskoczenia zosta ju wykorzystany i ch opak wiedzia , e stoi na kompletnie straconej pozycji.ł ż ł ł ż Umiej tno ci brata nie ogranicza y si do studiowania ksi g. W Cambridge walczy w zapasach, wę ś ł ę ą ł barwach Kolegium Królewskiego, a to sport, w którym dozwolone by o wszystko prócz pos ugiwania sił ł ę broni . Ubieg ej wiosny Tom widzia na jarmarku w Exmouth, jak William roz o y na opatki miejscowegoą ł ł ł ż ł ł osi ka, ch opa krzepkiego jak wó , doprowadziwszy go przedtem kopniakami i ciosami pi ci niemal doł ł ł ęś utraty przytomno ci.ś Zastanawia si , czy po prostu nie spróbowa ucieczki. William jednak mia d ugie, mocne nogi i nawet wł ę ć ł ł butach do konnej jazdy dogoni by go na przestrzeni stu jardów. To na nic. Przyj wi c postaw do walki,ł ął ę ę uniós szy zaci ni te pi ci, tak jak go uczy Du y Daniel.ł ś ę ęś ł ż William roze mia mu si w twarz.ś ł ę - Na wi tego Piotra i wszystkich wi tych, kogucik chce si bi !ś ę ś ę ę ć Rzuci szpicrut na ziemi , lecz r ce trzyma zwieszone lu no, zbli aj c si do Toma leniwym krokiem.ł ę ę ę ł ź ż ą ę Nagle wyrzuci w przód prawe rami , zupe nie bez ostrze enia, i Tomowi ledwie si uda o uskoczy doł ę ł ż ę ł ć ty u. Pi przeciwnika zawadzi a jednak o jego warg , która natychmiast opuch a. Usta ch opaka wype nił ęść ł ę ł ł ł ł lepki smak krwi, a jego z by pokry y si czerwieni , jakby si najad malin.ę ł ę ą ę ł - No i prosz ! Pierwsza jucha si pola a. Zaraz utoczymy wi cej, masz na to moje s owo. Zanimę ę ł ę ł sko czymy spraw , uzbiera si z beczu ka. - William zamarkowa cios praw , a kiedy Tom zrobi unik,ń ę ę ł ł ą ł wypu ci lewego haka, celuj c w g ow . Tom zablokowa uderzenie zgodnie z naukami Du ego Daniela.ś ł ą ł ę ł ż William wyszczerzy si w u miechu. - Ma peczka nauczy a si paru sztuczek - mrukn tylko, lecz jegoł ę ś ł ł ę ął przymru one oczy zdradzi y, e si tego nie spodziewa .ż ł ż ę ł Znowu rozpocz praw , a Tom znów zrobi niski unik, a nast pnie obur cz zamkn rami przeciwnika wął ą ł ę ą ął ę desperackim u cisku. Ten instynktownie szarpn si do ty u, Tom za , miast stawia opór, wykorzystaś ął ę ł ś ć ł energi , by do przyskoczy , kopi c na o lep. Billy straci na moment równowag i jeden z kopniakówę ń ć ą ś ł ę Toma trafi go prosto w krocze. A zgi si wpó i chwyciwszy si obiema d o mi za ura one miejsce,ł ż ął ę ł ę ł ń ż j kn z bólu. Tom zakr ci si na pi cie i ruszy p dem cie k w stron domu.ę ął ę ł ę ę ł ę ś ż ą ę Widz c jego ucieczk , William zmusi si do zignorowania bólu i ruszy w pogo , cho jego smag twarzą ę ł ę ł ń ć łą wykrzywia grymas udr ki. Uraz spowolni ruchy, lecz mimo to nieub aganie krok za krokiem Billy doganiał ę ł ł ł brata. Ten za , us yszawszy za sob tupot, obejrza si przez rami i straci kolejny jard. S ysza ci ki oddechś ł ą ł ę ę ł ł ł ęż swego prze ladowcy i wydawa o mu si , e niemal czuje na karku jego powiew. Wiedzia ju , e nieś ł ę ż ł ż ż ucieknie Williamowi. Rzuci si wi c na ziemi i zwin w ciasny k bek.ł ę ę ę ął łę William znajdowa si ju tak blisko i bieg tak szybko, e nie by w stanie si zatrzyma . eby uniknł ę ż ł ż ł ę ć Ż ąć zderzenia z Tomem, móg go jedynie przeskoczy . Przysz o mu to z atwo ci , Tom jednak odwróci sił ć ł ł ś ą ł ę po rodku b otnistej cie ki na grzbiet i chwyci go za kostk . Si uchwytu wzmocni strach i Czarny Billyś ł ś ż ł ę łę ł run jak d ugi na twarz. Przez moment by zupe nie bezradny i Tom, zerwawszy si na równe nogi, miaął ł ł ł ę ł si ju rzuci do ucieczki, gdy nagle gniew i nienawi za mi y mu rozs dek.ę ż ć ść ć ł ą Kiedy ujrza rozci gni tego w b ocie Czarnego Billy’ego, pokusa okaza a si zbyt silna: po raz pierwszy wł ą ę ł ł ę yciu starszy brat znalaz si na jego asce. Tom zamachn si z ca ej si y praw nog i kopn . Trafiż ł ę ł ął ę ł ł ą ą ął ł

le cego w policzek tu przy uchu, lecz efekt okaza si inny od oczekiwanego. William wyda z siebieżą ż ł ę ł w ciek y ryk i chwyci Toma za nog obiema r kami. Z ci kim st kni ciem pos a ch opaka w paprocieś ł ł ę ę ęż ę ę ł ł ł przy cie ce, po czym d wign si na nogi i rzuci na niego, nim ten zdo a si pozbieraś ż ź ął ę ł ł ł ę ć. Usiad szy mu na piersi, przycisn jego nadgarstki do ziemi tu przy g owie. Tom nie móg si poruszy ił ął ż ł ł ę ć ledwie oddycha , gdy ci ar napastnika gruchota mu ebra. William wci dysza i sapa , lecz powolił ż ęż ł ż ąż ł ł uspokaja oddech i w ko cu na jego twarz powróci grymas u miechu.ł ń ł ś - Zap acisz mi za t zabaw , szczeniaku. Zap acisz ci k monet , przyrzekam ci to - wymamrota . -ł ę ę ł ęż ą ą ł Zaraz z tob sko cz , niech no tylko z api dech. - Z jego podbródka kapa y na twarz Toma krople potu.ą ń ę ł ę ł - Nienawidz ci ! - rzuci mu prosto w twarz m odszy brat. - Nienawidzimy ci ; moi bracia, ca a s u ba,ę ę ł ł ę ł ł ż ka dy kto ci cho troch zna... wszyscy ci nienawidz !ż ę ć ę ę ą William pu ci nagle jego nadgarstki i trzasn go ze z o ci na odlew w twarz wierzchem d oni.ś ł ął ł ś ą ł - Od lat usi uj nauczy ci dobrych manier - rzek cicho - ale ty jeste wyj tkowo t py.ł ę ć ę ł ś ą ę Oczy Toma wype ni y zy bólu, lecz mimo to zdo a zgromadzi w ustach do liny, by plun w niadł ł ł ł ł ć ść ś ąć ś ą twarz nad sob . lina pociek a po policzku Williama, ale nie zwróci na to uwagi.ą Ś ł ł - Dopadn ci , Czarny Billy! - wydusi z siebie pe nym udr ki szeptem Tom. - Pewnego dnia ci dopadn .ę ę ł ł ę ę ę - Nie s dz - pokr ci g ow starszy brat i u miechn si z o liwie. - Czy by nie s ysza nigdy oą ę ę ł ł ą ś ął ę ł ś ż ś ł ł primogeniturze, ma y ma piszonie? - Ponownie wymierzy ch opakowi pot ny policzek.ł ł ł ł ęż Wzrok Toma sta si szklisty, a w jednej z dziurek w nosie pojawi a si krew.ł ę ł ę - Odpowiedz, braciszku. - William trzasn go drug r k w bok g owy. - Wiesz, co to jest? No, gadaj,ął ą ę ą ł laleczko! Czarny Billy zada kolejny cios lew r k , potem znów praw i uderzenia nabra y rytmu. Prask, praw .ł ą ę ą ą ł ą Prask, lew . G owa Toma toczy a si bezw adnie w t i z powrotem i ch opak szybko traci przytomno .ą ł ł ę ł ę ł ł ść - Primogenitura - prask! - to jest - prask! - prawo - prask! - pierworodnego - prask! Nast pne uderzenie pad o zza pleców Williama. Dorian, który zawróci cie k pod gór , zobaczy , co się ł ł ś ż ą ę ł ę dzieje z jego ulubionym starszym bratem, a ciosy spadaj ce na g ow Toma zabola y go niemal tak samo,ą ł ę ł jakby to on obrywa . Rozejrza si w poszukiwaniu jakiej broni. Na skraju cie ki wala o si sporoł ł ę ś ś ż ł ę od amanych ga zi. Pochwyci jedn z nich, grub jak w asny przegub i d ug jak r ka, i zakrad si doł łę ł ą ą ł ł ą ę ł ę Williama od ty u. Przytomnie postara si nie zdradzi swoich zamiarów przedwcze nie, lecz w milczeniuł ł ę ć ś zamachn si kijem najwy ej jak móg . Zebra si w sobie, przymierzy i wreszcie r bn Billy’ego wął ę ż ł ł ę ł ą ął czubek g owy z tak si , e ga p k a na dwoje. William z apa si obur cz za obola y eb i stoczy zł ą łą ż łąź ę ł ł ł ę ą ł ł ł piersi Toma. Zobaczy Doriana i doby z siebie w ciek y ryk.ł ł ś ł - Co za mierdz ca zgraja! - wrzasn , d wigaj c si niepewnie na nogi. - I ten najm odszy kundel te !ś ą ął ź ą ę ł ż - Zostaw mojego brata! - zawo a Dorian, poblad y z przera enia.ł ł ł ż - Uciekaj, Dorry! - wychrypia na pó przytomnie Tom, który le a wci w paprociach, nie maj c si y sił ł ż ł ąż ą ł ę podnie . - On ci zabije, uciekaj!ść ę Dorian jednak nie poda ty ów.ł ł - Zostaw Toma w spokoju - powtórzy . - William post pi krok ku niemu.ł ą ł - Wiesz przecie , Dorry, e twoja matka by a kurw - rzek z u miechem i zrobi nast pny krok, odrywaj cż ż ł ą ł ś ł ę ą r ce od bol cej g owy. - To znaczy, e ty jeste ma ym skurwysynkiem.ę ą ł ż ś ł Dorian nie by ca kiem pewien, co to jest kurwa, odpar jednak ze z o ci :ł ł ł ł ś ą - Nie wolno ci tak mówi o mojej mamie. - Mimowolnie cofn si o krok, gdy William by coraz bli ej.ć ął ę ż ł ż - Dzidziu mamusi - zadrwi Czarny Billy. - No có , dzidziusiu, twoja mamusia kurwa ju le y w grobie.ś ł ż ż ż - Nie mów tak! Nienawidz ci , Williamie Courtneyu! - zawo a Dorian ze zami w oczach.ę ę ł ł ł - Ciebie te trzeba b dzie nauczy manier, dzidziusiu Dorry. - D onie Williama zacisn y si na karkuż ę ć ł ęł ę

najm odszego brata i z atwo ci unios y wierzgaj cego dzieciaka w powietrze. - Maniery uczyni z ciebieł ł ś ą ł ą ą cz owieka - oznajmi i przycisn go do pnia czerwonego buka, pod którym stali. - Musisz si ich nauczy ,ł ł ął ę ć Dorry. Nacisn oboma kciukami tchawic ch opca, obserwuj c uwa nie, jak jego twarz obrzmiewa iął ę ł ą ż purpurowieje. Nogi Doriana kopa y bezradnie pie , paznokciami drapa d onie prze ladowcy,ł ń ł ł ś pozostawiaj c na nich czerwone pr gi, lecz nie wydoby z siebie d wi ku.ą ę ł ź ę - Jadowite mije - rzek William. - Oto, czym jeste cie, gniazdem mij. B d musia was wypleni .ż ł ś ż ę ę ł ć Tom wygramoli si wreszcie z paproci i podpe z do starszego brata.ł ę ł ł - Prosz , Billy - obj go za nogi - zostaw Dorry’ego. Uderz mnie. Nie rób mu krzywdy; on nie chcia !ę ął ł William odrzuci go kopni ciem, wci przyciskaj c Doriana do drzewa. Stopy dzieciaka ta czy y pó jardał ę ąż ą ń ł ł nad ziemi .ą - Szacunek, Dorry, oto czego si musisz nauczy . - Zwolni ucisk palców, pozwalaj c swej ofierzeę ć ł ą zaczerpn powietrza, i przydusi j znowu. Dorian walczy w milczeniu, cho coraz gwa towniej.ąć ł ą ł ć ł - We mnie! - b aga Tom. - Pu Dorry’ego, on ju ma do . - Uda o mu si wsta i opieraj c si o pieź ł ł ść ż ść ł ę ć ą ę ń drzewa, szarpa brata za r kaw.ł ę - Plun e mi w twarz - odpar ponuro William - a ta ma a mija chcia a mi rozwali eb. Teraz sobieął ś ł ł ż ł ć ł popatrz, jak si dusi.ę - William! - rozleg si nagle z boku inny g os, ochryp y z gniewu. - Co ty wyprawiasz, do diab a ci kiego!ł ę ł ł ł ęż - Co trzepn o Billy’ego w poprzek wyprostowanych ramion i pu ciwszy ch opca w b oto, ujrza przedś ęł ś ł ł ł sob twarz ojca.ą Hal Courtney uderzy najstarszego syna po r kach pochw miecza, eby go zmusi do oderwania si odł ę ą ż ć ę Doriana, a teraz bliski by zwalenia go t sam broni z nóg.ł ą ą ą - Czy ty oszala ? Co chcia e zrobi Dorianowi? - zapyta dr cym z w ciek o ci g osem.ś ł ł ś ć ł żą ś ł ś ł - Musia em go... to by a tylko zabawa, ojcze. Wyg upiali my si . - Z o Williama cudownym sposobemł ł ł ś ę ł ść gdzie si ulotni a, wydawa si ca kiem opanowany. - Nic mu si z ego nie sta o. artowa em tylko.ś ę ł ł ę ł ę ł ł Ż ł - Dzieciak jest na wpó uduszony - warkn Hal.ł ął Przykl kn wszy na jedno kolano, podniós najm odszego syna z b ota i przycisn czu ym gestem doę ą ł ł ł ął ł piersi. Dorian wtuli twarz w jego kark i krztusz c si , chwyta ze szlochem powietrze. Na mi kkiej skórzeł ą ę ł ę jego szyi wyra nie czerwienia y lady palców oprawcy, a twarz mia ca usmarowan zami. Hal Courtneyź ł ś ł łą ą ł spojrza na Williama. - Nie pierwszy raz rozmawiamy o z ym traktowaniu przez ciebie m odszych braci -ł ł ł rzek po chwili. - I, na Boga, Wi liamie, porozmawiamy sobie jeszcze o tym dzi wieczór po kolacji, wł ł ś bibliotece. A teraz zgi mi z oczu, zanim strac panowanie nad sob .ń ę ą - Tak, sir - powiedzia William pokornie i ruszy cie k z powrotem do kaplicy. Na odchodnym rzucił ł ś ż ą ł jednak Tomowi spojrzenie nie pozostawiaj ce w tpliwo ci, e nie uwa a sprawy mi dzy nimi zaą ą ś ż ż ę za atwion .ł ą - A tobie co si sta o, Tom? - zapyta teraz Hal.ę ł ł - Nic, ojcze - odpar honorowo ch opak. - Nic takiego. - Otar r kawem krwawi cy nos. Gdyby opowiedzia ,ł ł ł ę ą ł co si naprawd wydarzy o, by oby to pogwa cenie jego w asnego kodeksu honorowego, a tego nie chciaę ę ł ł ł ł ł robi nawet wobec tak znienawidzonego przeciwnika, jakim by Czarny Billy.ć ł - Dlaczego wi c nos ci krwawi, a twarz masz spuchni t i czerwon niczym dojrza e jab ko? - Hal mówię ę ą ą ł ł ł tonem gburowatym, lecz spokojnym: chcia sprawdzi ch opaka.ł ć ł - Przewróci em si - o wiadczy Tom.ł ę ś ł - To prawda, e czasami jest z ciebie prawdziwa amaga, Tom. Czy jednak jeste pewien, e ci kto w tymż ł ś ż ś nie pomóg ?ł - Je eli nawet tak, to jest to sprawa mi dzy nim i mn , sir. - Tom wyprostowa si dziarsko, by ukry ból iż ę ą ł ę ć urazy.

- No dobrze, ch opcy, chod my do domu - rzek Hal, obejmuj c go ramieniem, a drug r k klepi cł ź ł ą ą ę ą ą Doriana w pier . Poprowadzi ich na skraj lasu, gdzie przywi za konia. Zanim wskoczy na siod o,ś ł ą ł ł ł posadzi Doriana na ko skim karku, a potem wsun stopy w strzemiona i poda r k Tomowi, pomagaj cł ń ął ł ę ę ą mu usi z ty u.ąść ł Starszy syn obj ojca ramionami w pasie i przytuli sw napuchni t , posiniaczon twarz do jego pleców.ął ł ą ę ą ą Uwielbia ciep o i zapach ojcowskiego cia a, jego twardo i si . Przy nim czu si bezpieczny odł ł ł ść łę ł ę wszelkiego z a. Zbiera o mu si na p acz, lecz zdo a si powstrzyma .ł ł ę ł ł ł ę ć - Nie jeste dzieckiem - szepn do siebie. - Dorry’emu przystoi p acz, ale tobie nie.ś ął ł - Gdzie jest Guy? - zapyta ojciec, nie odwracaj c g owy. „Uciek ”, mia ju na ko cu j zyka Tom,ł ą ł ł ł ż ń ę pohamowa si jednak w por ; to by oby nielojalne.ł ę ę ł - Poszed chyba do domu, sir - odpowiedzia .ł ł Hal jecha dalej w milczeniu, czuj c przytulone do siebie dwa ciep e cia a. Cierpia z powodu bólu, którył ą ł ł ł oni czuli, lecz jednocze nie n ka a go gniewna wiadomo w asnej bezsilno ci. Nie pierwszy razś ę ł ś ść ł ś wci gni ty zosta w ten zadawniony konflikt mi dzy bra mi zrodzonymi przez trzy jego ony. Zdawa sobieą ę ł ę ć ż ł spraw , e w tych zmaganiach najmniejsze szans ma najm odszy, a ich rezultat mo e by tylko jeden.ę ż ę ł ż ć Na my l o tym jego twarz przybra a pos pny wyraz. Hal Courtney mia czterdzie ci dwa lata - Williamś ł ę ł ś urodzi si , gdy nie mia jeszcze dwudziestu - ka dy przejaw konfliktu pomi dzy czterema synamił ę ł ż ę powodowa jednak, e czu si stary i przygnieciony konieczno ci ci g ego baczenia na nich. Problemł ż ł ę ś ą ą ł polega na tym, e Williama kocha równie mocno, je li nie mocniej, ni nawet ma ego Doriana.ł ż ł ś ż ł William by bowiem jego pierworodnym, synem Judith Nazet, porywczej, pi knej wojowniczki z sercał ę Afryki, do której pa a uczuciem nami tnym i osza amiaj cym. Kiedy zgin a pod kopytami w asnegoł ł ę ł ą ęł ł dzikiego ogiera, pozostawi a w jego yciu bolesn pustk . Tej wyrwy przez wiele lat nie mog o wype nił ż ą ę ł ł ć nic poza pi knym potomkiem, jakiego mu pozostawi a.ę ł Hal wychowywa syna sam; pragn , eby by twardy, zaradny i inteligentny. I Billy mia te wszystkieł ął ż ł ł cechy, a nawet jeszcze wi cej. By o w nim tak e co z dziko ci i okrucie stwa mrocznego, tajemniczegoę ł ż ś ś ń kontynentu, z którego pochodzi ; co , czego nie dawa o si poskromi . Hal ba si tego, lecz jednocze nieł ś ł ę ć ł ę ś tak naprawd wcale nie pragn niczego zmienia . Sam by cz owiekiem twardym i bezwzgl dnym, jak eę ął ć ł ł ę ż wi c móg by zwalcza te cechy u w asnego pierworodnego?ę ł ć ł - Ojcze, co to znaczy „primogenitalia”? - zapyta nagle Tom, g osem st umionym przez p aszcz Hala.ł ł ł ł - Gdzie to s ysza e ? - zapyta Hal. Pytanie tak bardzo wspó brzmia o z jego w asnymi my lami, e ał ł ś ł ł ł ł ś ż ż przeszed go dreszcz.ł - Kto to powiedzia - mrukn Tom. - Nie pami tam ju kto.ś ł ął ę ż Hal doskonale wiedzia , kto to móg by , nie naciska jednak ch opca, który ju do tego dnia wycierpia .ł ł ć ł ł ż ść ł Zamiast tego chcia mu udzieli uczciwej odpowiedzi, gdy Tom dorós ju do tego. Nadszed czas, ebył ć ż ł ż ł ż dowiedzia si , jakie próby czekaj go w yciu jako m odszego syna.ł ę ą ż ł - Primogenitura, Tom - poprawi go - to znaczy prawo pierworodnego.ł - Billy’ego - powiedzia cicho Tom.ł - Tak jest, Billy’ego - potwierdzi uczciwie Hal. - Wed ug prawa angielskiego jest on moim bezpo rednimł ł ś nast pc i sprawuje w adz nad m odszymi bra mi.ę ą ł ę ł ć - Nad nami - rzek Tom z nut goryczy w g osie.ł ą ł - Tak, nad wami trzema. Kiedy ja odejd , ca y maj tek przechodzi na niego.ę ł ą - To znaczy, kiedy umrzesz - z nieodpart logik wtr ci Dorian.ą ą ą ł - Zgadza si , Dorry; kiedy umr .ę ę - Ja nie chc , eby umiera - zakwili Dorian g osem wci ochryp ym z powodu ura onej krtani. - Obiecaję ż ś ł ł ł ąż ł ż mi, e nigdy nie umrzesz, ojcze!ż - Chcia bym, ch opcze, ale to niemo liwe. Ka dy musi kiedy umrze .ł ł ż ż ś ć Dorian zamilk na chwil .ł ę - Ale nie jutro? - zapyta w ko cu.ł ń

- Nie, nie jutro - za mia si Hal. - Mam zamiar y jeszcze przez wiele d ugich lat, je li si da. Aleś ł ę ż ć ł ś ę którego dnia i tak si to stanie. Zawsze tak jest. - Wiedzia , jakie pytanie teraz us yszy.ś ę ł ł - A wtedy Billy zostanie sir Williamem - rzek Tom. - To chcia e nam powiedzie , prawda?ł ł ś ć - Tak. William otrzyma tytu baroneta, ale to nie wszystko. Dostanie równie ca reszt .ł ż łą ę - Ca reszt ? Nie rozumiem. - Tom podniós g ow znad pleców ojca. - Mówisz o High Weald? O domu iłą ę ł ł ę ca ej naszej ziemi?ł - Tak jest. To wszystko stanie si w asno ci Billy’ego. Ca a posiad o , dom, pola i pieni dze.ę ł ś ą ł ł ść ą - To nie jest w porz dku! - zawo a z wyrzutem Dorian. - Dlaczego Tom i Guy te nie mog troch dosta ?ą ł ł ż ą ę ć Oni s lepsi ni Billy; to niesprawiedliwe!ą ż - Mo e i niesprawiedliwe, ale tak stanowi prawa tego krż ą aju. - Ale to nie jest w porz dku - upiera si Dorian. - Billy jest wstr tny!ą ł ę ę - Je eli b dziesz szed przez ycie, oczekuj c tylko uczciwo ci i sprawiedliwo ci, spotka ci wieleż ę ł ż ą ś ś ę przykrych rozczarowa , mój ch opcze - odpar agodnie Hal i przytuli syna. Chcia bym móc sprawi , ebyń ł ł ł ł ł ć ż ciebie to omin o, pomy la .ęł ś ł - Kiedy umrzesz, Billy nie pozwoli nam zosta w High Weald - skonstatowa ponuro Tom. - Ka e nam sić ł ż ę wynosi .ć - Tego nie mo esz by pewien - zaprotestowa Hal.ż ć ł - Mog , ojcze - odrzek Tom z przekonaniem. - Powiedzia mi to i wiem, e mówi powa nie.ę ł ł ż ł ż - Pójdziesz w asn drog , Tom. Dlatego musisz by twardy i zaradny. Dlatego te czasami bywam dlał ą ą ć ż ciebie surowy, i to o wiele bardziej, ni kiedykolwiek by em dla Williama. Musisz nauczy si radzi sobie,ż ł ć ę ć kiedy mnie ju nie b dzie. - Hal zamilk na chwil . Byli jeszcze dzie mi, czy potrafi im to zrozumiależ ę ł ę ć wy o y ? Musi spróbowa , by im winien to wyja nienie. - Primogenitura, prawo pierworodnego, s u ył ż ć ć ł ś ł ż zachowaniu wielko ci Anglii - rzek . - Gdyby za ka dym razem, kiedy kto umiera, dzielono jego ziemieś ł ż ś mi dzy wszystkie dzieci, wkrótce ca y kraj sk ada by si z ma ych, bezu ytecznych poletek, niezdolnychę ł ł ł ę ł ż wy ywi nawet jednej rodziny. Staliby my si narodem ch opów i n dzarzy.ż ć ś ę ł ę - Ale co my mamy zrobi ? - zapyta Tom. - Ci, którzy nic nie dostan ?ć ł ą - Stoi przed wami otworem wojsko, marynarka i Ko ció . Mo ecie wyruszy w wiat jako kupcy lubś ł ż ć ś osadnicy i powróci z jego najdalszych zak tków, z samych rubie y oceanu, przywo c skarby i bogactwać ą ż żą wi ksze nawet od tegoę , co odziedziczy po mnie William. Przez d u sz chwil rozwa ali jego s owa w zupe nym milczeniu.ł ż ą ę ż ł ł - Zostan eglarzem, jak ty, ojcze - oznajmi w ko cu Tom. - Pop yn a na kra ce najdalszych mórz, takę ż ł ń ł ę ż ń jak ty to zrobi e .ł ś - A ja z tob , Tom - powiedzia Doą ł rian. Siedz c w pierwszej awce rodzinnej kaplicy, Hal Courtney mia wszelkie powody ku temu, eby odczuwaą ł ł ż ć zadowolenie z siebie i wiata. Przygl da si czekaj cemu przed o tarzem najstarszemu synowi, podczasś ą ł ę ą ł gdy organy wype nia y niewielk wi tyni radosnymi tonami. W stroju weselnym William prezentowa sił ł ą ś ą ę ł ę niezwykle przystojnie i dziarsko. Na t wyj tkow okazj porzuci swoj nieod czn pos pn czer . Miaę ą ą ę ł ą łą ą ę ą ń ł na sobie kaftan z zielonego aksamitu, wyszywany w z ote jelenie, z ko nierzykiem z najdelikatniejszejł ł flamandzkiej koronki. Pochwa jego miecza wysadzana by a krwawnikami i lazurytami. Wi kszoł ę ść obecnych w kaplicy kobiet wpatrywa a si w Williama, a m odsze z nich, chichocz c, wymienia y szeptemł ę ł ą ł uwagi na jego temat. Trudno by by o wymarzy sobie lepszego syna, skonstatowa w my li Hal. William sprawdzi si zarównoł ć ł ś ł ę w sportach, jak i w nauce. Jego wychowawca z Cambridge wychwala pracowito i poj tno swegoł ść ę ść podopiecznego, który by tak e mi dzy pierwszymi w zapasach, je dzie konnej i sokolnictwie. Kiedy poł ż ę ź studiach wróci do High Weald, dowiód równie swoich zdolno ci jako administrator i przedsi biorca. Halł ł ż ś ę stopniowo dawa mu coraz wi ksz swobod w prowadzeniu maj tku i kopal cyny, a w ko cu mógł ę ą ę ą ń ż ń ł

niemal ca kiem si wycofa z bie cego zawiadywania rodzinnymi interesami. Je li co w ogóleł ę ć żą ś ś niepokoi o go w tym wszystkim, to chyba tylko nadmierna twardo Williama wobec kontrahentów i zbytł ść bezwzgl dne traktowanie przeze pracowników. Zdarzy o si nieraz, e który z górników poniós mierę ń ł ę ż ś ł ś ć na przodku w kopalni, cho mo na by o temu zapobiec, po wi caj c nieco wi cej uwagi ichć ż ł ś ę ą ę bezpiecze stwu i wydaj c troch pieni dzy na umocnienie szybów czy dodatkowe stemple. W ci guń ą ę ę ą ostatnich trzech lat dochody z kopal i z ziemi niemal si podwoi y i by to wystarczaj cy dowódń ę ł ł ą kompetencji Williama. A teraz czeka go ten prze wietny zwi zek ma e ski. Oczywi cie Hal popchn go lekko w stron ladył ś ą łż ń ś ął ę Alice Grenyille, lecz William po krótkich zalotach zdo a jej sam tak zawróci w g owie, e przekona ał ł ć ł ż ł swego ojca o stosowno ci ich ma e stwa, cho pocz tkowo mia pewne w tpliwo ci. B d co b d ,ś łż ń ć ą ł ą ś ą ź ą ź William Courtney by dla cz owiekiem z gminu.ł ń ł Hal spojrza na hrabiego, który siedzia we frontowej awie po drugiej stronie nawy. John Grenville, starszył ł ł od niego o dziesi lat, by m czyzn chudym i pospolicie ubranym, co nie licowa o z pozycj jednego zęć ł ęż ą ł ą najpot niejszych w a cicieli ziemskich w Anglii. Jego ciemne oczy osadzone by y g boko w pokrytejęż ł ś ł łę niezdrow blado ci twarzy. Pochwyci teraz spojrzenie Hala i sk oni si lekko, oboj tnie, bez wrogo cią ś ą ł ł ł ę ę ś czy sympatii, cho kiedy spierali si co do wysoko ci posagu Alice, pad o mi dzy nimi wiele ostrych s ów.ć ę ś ł ę ł W rezultacie ona wnios a Williamowi w wianie tytu do ponad tysi cakrowych farm w Gainesbury orazż ł ł ą czynne kopalnie cyny we wschodnim i po udniowym Rushwold. Popyt na cyn by w ostatnich latachł ę ł wr cz nienasycony i Rushwold znakomicie uzupe ni o zasoby surowca, których wydobyciem tak sprawnieę ł ł zarz dza ju wcze niej William. Wi ksza liczba kopal poza zwi kszeniem wydobycia przynosi a tak eą ł ż ś ę ń ę ł ż obni enie kosztów transportu drogocennej rudy na powierzchni . Nie by to jeszcze ca y posag Alice.ż ę ł ł Ostatni jego cz , której wyd bienie od Grenville’a ucieszy o Hala chyba najbardziej, stanowi pakietą ęść ę ł ł udzia ów w Angielskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej; dwana cie tysi cy akcji z pe nym prawem g osu.ł ś ę ł ł Hal ju by jednym z g ównych udzia owców i dyrektorów kompanii, dodatkowe akcje zwi ksza y jednakż ł ł ł ę ł wag jego g osu i czyni y go jednym z najbardziej wp ywowych cz onków zarz du po jegoę ł ł ł ł ą przewodnicz cym Nicolasie Childsie.ą Mia wi c wszelkie powody ku temu, by czu si w pe ni ukontentowany. Czym e w takim razie by o owoł ę ć ę ł ż ł dziwne uczucie, zak ócaj ce jego satysfakcj , dra ni ce niczym py ek w oku? Czasami, kiedy jechał ą ę ż ą ł ł samotnie urwistym wybrze em, wpatruj c si w zimne i szare morze, powraca pami ci do ciep ych,ż ą ę ł ę ą ł lazurowych wód Oceanu Indyjskiego. Kiedy wypuszcza soko a, coraz cz ciej zdarza o mu si ledził ł ęś ł ę ś ć wzrokiem gwa towne uderzenia jego skrzyde na tle nieba i przypomina sobie jednocze nie b kitniejszy ił ł ć ś łę wy szy niebosk on Afryki. Bywa o, e wieczorami wyci ga z pó ek swoje stare mapy i l cza nad nimiż ł ł ż ą ł ł ś ę ł ca ymi godzinami, odczytuj c uwagi naniesione w asn r k przed dwudziestu laty i marz c o b kitnychł ą ł ą ę ą ą łę górach Afryki, o jej bia ych pla ach i pot nych rzekach.ł ż ęż Kiedy , ca kiem niedawno, obudzi si w rodku nocy spocony i oszo omiony. Sen by taki wyra ny, takś ł ł ę ś ł ł ź ywo prze ywa w nim ponownie tamte tragiczne wydarzenia. Ona znów by a u jego boku, pi kna z ocistaż ż ł ł ę ł dziewczyna, jego pierwsza prawdziwa mi o . Kolejny raz umiera a w jego ramionach. „Umr wraz z tob ,ł ść ł ę ą najdro sza” - mówi znowu, czuj c, jak przy tych s owach p ka mu serce.ż ł ą ł ę „Nie - jej s odki g os s ab coraz bardziej. - Ty pójdziesz dalej. Sz am z tob , póki mi pozwolono. Ale ciebieł ł ł ł ł ą opatrzno przeznaczy a do rzeczy wielkich... B dziesz y . B dziesz mia wielu silnych synów, a ichść ł ę ż ł ę ł potomkowie zaludni ten kontynent i uczyni go swoim”. Hal przymkn powieki i pochyli g ow jakby wą ą ął ł ł ę modlitwie, eby nikt ze zgromadzonych nie spostrzeg zy w k ciku jego oka. Po chwili otworzy oczy iż ł ł ą ł obj spojrzeniem synów, których mu tyle lat temu przepowiedzia a ukochana.ął ł Tom z budowy cia a i z charakteru przypomina ojca najbardziej. Gruboko cisty, silny na swój wiek, miał ł ś ł oko i d o wojownika. By niespokojnym duchem, szybko nudzi y go rutynowe czynno ci i wszelkieł ń ł ł ś zadania wymagaj ce d ugiego skupienia i skrupulatno ci. Nie by molem ksi kowym, ale bynajmniej nieą ł ś ł ąż brakowa o mu inteligencji i pomys owo ci. Z wygl du sympatyczny, by jednak niezbyt przystojny, usta ił ł ś ą ł nos mia bowiem za du e. Ca a twarz z mocno zarysowan szcz k znamionowa a si i stanowczo . Był ż ł ą ę ą ł łę ść ł impulsywny, czasem wr cz nierozwa ny i niemal nie zna strachu, a mia o nie zawsze wychodzi a muę ż ł ś ł ść ł na dobre. Naj wie sze siniaki na jego twarzy mieni y si ró nymi odcieniami ó ci i brudnej purpury. Toś ż ł ę ż ż ł by o dla Toma typowe: postawi si komu starszemu i dwa razy silniejszemu od siebie, nie zwa aj c nał ć ę ś ż ą konsekwencje.

Hal oczywi cie dowiedzia si prawdy o ca ym zaj ciu w lesie pod kaplic . William powiedzia mu o Mary,ś ł ę ł ś ą ł s u ebnej z pomywalni, a od niej us ysza wyznanie zupe nie niemal bez adne i przerywane gorzkimł ż ł ł ł ł szlochaniem. - Jestem uczciw dziewczyn , sir, Bóg mi wiadkiem. Nic nie ukrad am, to nieprawda, co panicz Williamą ą ś ł mówi. To by y tylko arty, nic takiego. A potem panicz William przyszed do kaplicy i mówi takie brzydkieł ż ł ł rzeczy na mnie i mnie bi . - Roni c obficie zy, Mary podkasa a spódnic , by mu pokaza rozp omienioneł ą ł ł ę ć ł lady szpicruty na udach.ś - Zakryj si , dziewucho - rzek po piesznę ł ś ie Hal. Wiedzia , co s dzi o jej niewinno ci. Dostrzeg j ju wcze niej, cho zwykle nie bardzo si interesował ą ć ś ł ą ż ś ć ę ł kobietami, których dwa tuziny z gór pracowa y w g ównym dworskim budynku. Mia a zuchwa eą ł ł ł ł spojrzenie, a zmys owe zaokr glenia jej po ladków i biustu te trudno by o przeoczy .ł ą ś ż ł ć - Panicz Tom próbowa go powstrzyma , bo panicz William by by mnie chyba zabi - ci gn a. - Z paniczał ć ł ł ą ęł Toma to dobry ch opak. On nic z ego nie zrobi .ł ł ł A wi c Tom ju próbowa zakosztowa tego smakowitego cia ka, pomy la Hal. Ale to nic, to ch opakowię ż ł ć ł ś ł ł nie zaszkodzi. Dziewczyna zapewne gruntownie go przeszkoli a w tej starej grze, a kiedy William ichł nakry , Tom stan w jej obronie. Odruch godzien pochwa y, lecz samo dzia anie nieroztropne: obiekt tejł ął ł ł rycerskiej donkiszoterii ledwie zas ugiwa na tak zawzi t lojalno .ł ł ę ą ść Hal odes a Mary do kuchni i zamieni na osobno ci s owo z rz dc , który w ci gu dwóch dni znalazł ł ł ś ł ą ą ą ł dziewczynie inne zatrudnienie. Zosta a kelnerk w gospodzie Royal Oak w Plymouth i po cichu znikn a zł ą ęł High Weald. Hal nie chcia za dziewi miesi cy zobaczy jej u swych kuchennych drzwi z zawini tkiem uł ęć ę ć ą piersi. Westchn cicho. Nied ugo tak e i Tomowi b dzie musia znale inne zatrudnienie. Ch opak nie móg juął ł ż ę ł źć ł ł ż d u ej przebywa w domu. By prawie m czyzn . Niedawno Aboli zacz go uczy w adania szpad - Halł ż ć ł ęż ą ął ć ł ą zwleka z tym, a jego syn nabra dostatecznej si y w r kach, widywa ju bowiem m odziakówł ż ł ł ę ł ż ł zmarnowanych przez to, e zacz li fechtowa zbyt wcze nie. Sama my l o tym, e Tom w kolejnymż ę ć ś ś ż przyp ywie w ciek o ci móg by wyzwa do walki Williama, przejmowa a go dreszczem: Billy by wietnymł ś ł ś ł ć ł ł ś szermierzem. W Cambridge ci ko zrani koleg pchni ciem pod ebra. By a to sprawa honorowa, leczęż ł ę ę ż ł Hal musia u y wszystkich swych wp ywów i po wi ci sakiewk z otych gwinei, eby j wyciszy .ł ż ć ł ś ę ć ę ł ż ą ć Pojedynkowanie si by o legalne, cho niech tnie tolerowane; gdyby ch opak zgin , nawet Hal nie by byę ł ć ę ł ął ł w stanie uchroni syna przed konsekwencjami. Sama my l o tym, e dwaj jego synowie moglibyć ś ż próbowa rozstrzygni cia wa ni za pomoc broni, by a nie do zniesienia; je eli jednak ich szybko nieć ę ś ą ł ż rozdzieli, mog a si sta rzeczywisto ci . Musi wi c znale Tomowi woln koj na jednym ze statkówł ę ć ś ą ę źć ą ę Kompanii Johna, jak nazywano pieszczotliwie Angielsk Kompani Wschodnioindyjsk . Tom poczu naą ę ą ł sobie spojrzenie ojca i odwzajemni je u miechem tak szczerym i niewinnym, e Hal musia odwrócił ś ż ł ć g ow .ł ę Guy siedzia obok swego brata bli niaka. To by kolejny problem, lecz zupe nie innego rodzaju, zadumał ź ł ł ł si Hal. Cho w rodzie Courtneyów bli ni ta trafia y si cz sto, niemal w ka dym pokoleniu, Tom i Guyę ć ź ę ł ę ę ż zupe nie nie byli do siebie podobni. Ró nili si we wszystkim.ł ż ę Guy by z nich dwóch zdecydowanie przystojniejszy: mia delikatne, niemal kobiece rysy i zgrabne cia o,ł ł ł któremu brakowa o jednak si y fizycznej i energii Toma. Z natury ostro ny, mo na by rzec boja liwy, był ł ż ż ź ł jednak bystry i inteligentny; potrafi przy o y si do najbardziej nawet monotonnych i powtarzaj cych sił ł ż ć ę ą ę zaj z pe n koncentracj .ęć ł ą ą Hal nie ywi do powszechnej w ród szlachty pogardy wobec kupców i lichwiarzy i nie wzdraga siż ł ść ś ł ę przed zach caniem jednego z synów do pój cia w tym kierunku. Uzna , e dla Guya taki wybór by byę ś ł ż ł najodpowiedniejszy; trudno go by o sobie wyobrazi jako o nierza lub eglarza. Zmarszczy brwi. Wł ć ż ł ż ł Kompanii Johna istnia y liczne mo liwo ci pracy w charakterze urz dników i sekretarzy. Te bezpieczne ił ż ś ę pewne zaj cia dawa y okazj szybkiego awansu, szczególnie bystremu, przedsi biorczemu ch opakowi,ę ł ę ę ł którego ojciec by jednym z dyrektorów firmy. W przysz ym tygodniu musi o tym porozmawia z Childsem.ł ł ć Hal zamierza wyruszy do Londynu nazajutrz z samego rana, gdy tylko za lubiny Williama z lady Aliceł ć ś doczekaj si szcz liwego fina u, a maj tek Courtneyów powi kszy si o jej posag. Konie sta y wą ę ęś ł ą ę ę ł

gotowo ci; Du y Daniel z Abolim mogli je zaprz c i przygotowa powóz do drogi w ci gu godziny. Nawetś ż ą ć ą przy najszybszych koniach podró do Londynu zabierze mu jednak co najmniej pi dni, a co kwartalneż ęć zebranie zarz du Kompanii wyznaczono na pierwszy dzie nast pnego miesi ca.ą ń ę ą Musz zabra ch opców ze sob , u wiadomi sobie nagle. To niespodziewane postanowienie stanowi oę ć ł ą ś ł ł miar jego zatroskania. Prowokowa by opatrzno , pozostawiaj c ich w High Weald z Williamem jakoę ł ść ą jedynym panem posiad o ci, gdy sam nie móg by pe ni roli mediatora i obro cy. Nawet Dorian lepiejł ś ł ł ć ń niech pojedzie z nami, zadecydowa .ł Spojrza z lubo ci na najm odszego syna, który usadowi si na twardej d bowej awie tu przy nim. Wł ś ą ł ł ę ę ł ż odpowiedzi otrzyma promienny, pe en uwielbienia u miech i Dorian przysun si bli ej. Dotkni cie jegoł ł ś ął ę ż ę dzieci cego cia ka dziwnie poruszy o Hala. Po o y od niechcenia d o na ramieniu najm odszego syna.ę ł ł ł ż ł ł ń ł Za wcze nie jeszcze prorokowa , co z niego wyro nie, pomy la . Wygl da o na to, e mia najlepsześ ć ś ś ł ą ł ż ł cechy pozosta ych, lecz bez ich s abych punktów. Z pe n ocen nale a o si jednak na razieł ł ł ą ą ż ł ę powstrzyma .ć Z rozmy la wyrwa y go dramatyczne tony organów. Pop yn y pierwsze d wi ki marsza weselnego.ś ń ł ł ęł ź ę W ród zebranych podniós si szum. Wszyscy odwrócili si ku wej ciu do kaplicy i wyci gn li szyje, chc cś ł ę ę ś ą ę ą dojrze wchodz c pann m od .ć ą ą ę ł ą Cho s o ce sta o jeszcze poni ej wierzcho ków drzew i tylko pojedyncze promienie dociera y doć ł ń ł ż ł ł najwy szych szczytów i wie yczek zamku, wyruszaj cych do Londynu egna o ca e domostwo,ż ż ą ż ł ł pocz wszy od Williama i jego ony, ekonoma Bena Greena i zarz dcy domu Evana, a sko czywszy naą ż ą ń najpo ledniejszych pomocach kuchennych i parobkach.ś Ustawili si wszyscy wed ug starsze stwa na wielkich schodach przed g ównym wej ciem; najni szaę ł ń ł ś ż rang czelad sta a równym szeregiem na wielkim trawniku. Du y Daniel z Abolim siedzieli ju na ko leą ź ł ż ż ź powozu, a z ko skich pysków unosi y si w porannym ch odzie ob oki pary.ń ł ę ł ł Hal u ciska krótko Williama. Lady Alice, zaró owiona i promieniej ca szcz ciem i mi o ci , wisia a uś ł ż ą ęś ł ś ą ł ramienia m a, wpatruj c si we z uwielbieniem. M odsi synowie zgodnie z poleceniem ojca stan li zaęż ą ę ń ł ę nim, by po kolei i bez u miechu u cisn d o najstarszego, a potem, pokrzykuj c z podniecenia,ś ś ąć ł ń ą pop dzi do czekaj cego powozu.ę ć ą - Czy mog pojecha na ko le z Abolim i Du ym Danielem? - poprosi Tom.ę ć ź ż ł Ojciec skin przyzwalaj co g ow .ął ą ł ą - A ja? - przyskoczy do niego Dorian.ł - Ty pojedziesz w rodku, ze mn i panem Walshem - odpar Hal.ś ą ł Pan Walsh by guwernerem ch opców i Doriana czeka y cztery dni w zamkni ciu z nim i jego ksi kami doł ł ł ę ąż aciny, francuskiego i arytmetyki.ł - Prosz , ojcze, dlaczego ja nie mog ? - nalega ch opiec, po czym natychmiast sam sobie udzielię ę ł ł ł odpowiedzi: - Wiem, bo ja jestem najm odszy.ł - Chod , Dorry. - Guy wzi go za r k i wci gn do wn trza powozu. - Pomog ci w lekcjach.ź ął ę ę ą ął ę ę Gdy tylko Aboli strzeli z bata, a powóz szarpn i ruszy z miejsca, chrz szcz c po wirze ko ami wł ął ł ę ą ż ł elaznych obr czach, wszelkie trudy i niesprawiedliwo ci m odzie czego wieku zosta y natychmiastż ę ś ł ń ł zapomniane. Guy i Dorian wychylali si z okna, machaj c do swych ulubie ców w ród s u by i egnaj cę ą ń ś ł ż ż ą ich okrzykami, dopóki pojazd nie skr ci na rozstajach i High Weald nie znikn o im z oczu.ę ł ęł Tom, nie posiadaj c si z rado ci, siedzia na ko le miedzy dwoma m czyznami, których darzyą ę ś ł ź ęż ł wyj tkow sympati . Du y Daniel by cz owiekiem wielkiej i ci kiej postury, z grzyw srebrnych w osów,ą ą ą ż ł ł ęż ą ł stercz c spod trójgraniastego kapelusza. Nie mia ju ani jednego z ba i gdy prze uwa , jego ogorza aą ą ł ż ę ż ł ł twarz uk ada a si w fa dy niczym kowalski miech. By o powszechnie wiadomo, e mimo podesz egoł ł ę ł ł ż ł wieku jest najsilniejszym m czyzn w Devonshire. Tom widzia na w asne oczy, jak podniós w powietrzeęż ą ł ł ł opornego konia i trzyma go tak, nogami do góry, eby kowal móg zmieni mu podkowy. Daniel był ż ł ć ł bosmanem na statkach sir Francisa Courtneya, a kiedy dziadek Toma zgin z r k Holendrów, pozosta naął ą ł s u bie u jego syna. eglowa z Halem po po udniowych morzach i walczy u jego boku przeciwkoł ż Ż ł ł ł poganom i Holendrom, przeciwko piratom i renegatom wszelkiej ma ci. Nia czy Williama i obuś ń ł

bli niaków, nosi ich na barana i ko ysa agodnie do snu w swych wielkich apach. Potrafi opowiadaź ł ł ł ł ł ł ć najcudowniejsze historie, jakie móg sobie wymarzy ma y ch opiec. Umia budowa modele aglowców,ł ć ł ł ł ć ż tak wspaniale realistyczne w ka dym szczególe, e mia o si wra enie, i lada chwila pop yn kuż ż ł ę ż ż ł ą horyzontowi na spotkanie przygody, oczywi cie z Tomem na pok adzie. Dysponowa te niezwykleś ł ł ż interesuj cym repertuarem przekle stw i powiedzonek, które Tom wiczy jedynie w towarzystwie Guya ią ń ć ł Doriana, albowiem powtarzanie ich w obecno ci Williama lub ojca czy w ogóle którego z doros ychś ś ł grozi o ci gni ciem na siebie natychmiastowej kary. Tom kocha Du ego Daniela z ca ego serca.ł ś ą ę ł ż ł Poza najbli sz rodzin jeszcze tylko jednego cz owieka kocha nawet bardziej. By nim Aboli, siedz cyż ą ą ł ł ł ą teraz po jego prawej stronie i trzymaj cy w swych du ych czarnych d oniach lejce.ą ż ł - Mo esz trzyma rusznic . - Wr czaj c straszliw bro Tomowi, Aboli wiedzia doskonale, jakż ć ę ę ą ą ń ł ą przyjemno mu to sprawi. Dzwonowato zako czona lufa rusznicy miota a podwójn gar siej cegość ń ł ą ść ą zniszczenie rutu z ogromn si . - Je liby nas próbowa zatrzyma jaki rozbójnik, nakarm go obficie,ś ą łą ś ł ć ś Klebe. Tom czu si oszo omiony tym zaszczytnym obowi zkiem i siedz c wypr ony dumnie mi dzył ę ł ą ą ęż ę m czyznami, modli si w duchu, by nadarzy a si okazja do pos u enia si ci k strzelb .ęż ł ę ł ę ł ż ę ęż ą ą Aboli nazywa go imieniem, które sam mu nada . Klebe w j zyku z afryka skiej d ungli znaczy o „jastrz b”ł ł ę ń ż ł ą i Tom uwielbia ten przydomek. Murzyn uczy go j zyka lasów, poniewa , jak wyja ni , „tam zaprowadzi cił ł ę ż ś ł ę kiedy twoje przeznaczenie. Przepowiedzia a to dawno temu m dra i pi kna kobieta. Afryka czeka naś ł ą ę ciebie. A ja, Aboli, musz ci przygotowa na ten dzie , gdy pierwszy raz postawisz stop na jej ziemi”.ę ę ć ń ę Aboli by ksi ciem swego plemienia. wiadectwem jego królewskiej krwi by y rytualne naci cia,ł ę Ś ł ę pokrywaj ce czarn twarz spiralnymi bliznami. Pos ugiwa si z wpraw ka d broni , jaka trafi a w jegoą ą ł ł ę ą ż ą ą ł r ce, od afryka skiego kija bojowego po rapier z najprzedniejszej toleda skiej stali. Jako e bli niacyę ń ń ż ź osi gn li ju odpowiedni wiek, Hal powierzy Abolemu zadanie nauczenia ich fechtunku. Jego samego, aą ę ż ł potem Williama Murzyn tak e zaczyna wiczy w tej sztuce, gdy byli w wieku Toma i Guya. Pragnż ł ć ć ął wykszta ci braci na bieg ych szermierzy. Tom przyk ada si do szpady z tak sam naturalno ci , jakł ć ł ł ł ę ą ą ś ą przedtem jego ojciec i przyrodni brat, Abolego martwi o jednak, e Guy nie wykazuje podobnego zapa u ił ż ł talentu. - Jak my lisz, ile lat ma Aboli? - zapyta kiedy Toma Dorian.ś ł ś Ten za odpowiedzia mu z ca m dro ci przynale n starszemu bratu:ś ł łą ą ś ą ż ą - Jest starszy nawet od ojca. Ma z pewno ci sto lat, je li nie wi cej!ś ą ś ę Okr g a jak kula armatnia g owa Abolego by a zupe nie pozbawiona w osów, których siwizna mog abyą ł ł ł ł ł ł zdradzi jego wiek, i cho zmarszczki na twarzy przeplata y si z bliznami, tak e trudno je by o od siebieć ć ł ę ż ł oddzieli , cia o mia szczup e i muskularne, a skór g adk i l ni c niczym polerowany obsydian. Nikt,ć ł ł ł ę ł ą ś ą ą w cznie z nim samym, nie zna wieku Abolego. Jego opowie ci natomiast fascynowa y bardziej odłą ł ś ł najlepszych nawet historii Du ego Daniela. Opowiada o olbrzymach i pigmejach, o puszczach pe nychż ł ł zadziwiaj cych zwierz t, o wielkich ma pach, które mog y rozerwa cz owieka na pó , jakby by konikiemą ą ł ł ć ł ł ł polnym, o stworzeniach z szyjami tak d ugimi, e zjada y li cie z wierzcho ków najwy szych drzew, oł ż ł ś ł ż pustyniach, na których b yszcza y w s o cu diamenty rozmiarów jab ek, o górach zbudowanych zeł ł ł ń ł szczerego z ota.ł - Pewnego dnia tam pojad ! - oznajmi podekscytowany Tom po us yszeniu kolejnej z tych magicznychę ł ł opowie ci. - Pojedziesz ze mn , Aboli?ś ą - Tak, Klebe. Nadejdzie taki dzie , e po eglujemy razem do Afryki - obieca mu wtedy Murzyn. Powózń ż ż ł trz s i podskakiwa na nierównej powierzchni, rozbryzguj c ka u e b ota, a wci ni ty mi dzy dwóchą ł ł ą ł ż ł ś ę ę m czyzn Tom usi owa pow ci gn swoje podniecenie i niecierpliwo . Kiedy dotarli do rozstajów drógęż ł ł ś ą ąć ść przed Plymouth, ujrzeli szubienic z wisz cym na niej szkieletem, wci ubranym w kaftan, bryczesy ię ą ąż buty z cholewami. - W niedziel b dzie ju miesi c, jak tu wisi. - Du y Daniel uchyli kapelusza przed wyszczerzonymę ę ż ą ż ł upiornie rzezimieszkiem, którego czaszk niemal do szcz tu objad y kruki. - Szcz liwej drogi, Johnieę ę ł ęś Warkingu - rzek ironicznie. - A pozdrów tam ode mnie czarta!ł

Zamiast jecha dalej w stron Plymouth, Aboli skierowa konie na szeroki, ucz szczany trakt kuć ę ł ę wschodowi, do Southampton i Londynu. Do Londynu, najwi kszego miasta na wiecie. Gdy w pi dnię ś ęć pó niej znale li si dwadzie cia mil od jego przedmie , ujrzeli na horyzoncie dym. Wisia w powietrzu,ź ź ę ś ść ł przenikaj c si z chmurami, niczym rozleg a, mroczna kurzawa nad polem bitwy. Droga prowadzi aą ę ł ł wzd u brzegów Tamizy, szerokiej i ruchliwej, na której trwa a nieustanna krz tanina ma ych odzi, barek,ł ż ł ą ł ł stateczków dostawczych i galarów wy adowanych po brzegi tarcic , kamieniem budowlanym, workamił ą ziarna i rycz cym byd em, skrzyniami, belami i bekami, wszelkim handlowym dobrem kraju. Ruch naą ł rzece stawa si g stszy, w miar jak zbli ali si do londy skiego portu, gdzie sta y na kotwicy du eł ę ę ę ż ę ń ł ż aglowce. Zacz li te mija pierwsze domy, otoczone jeszcze polami i ogrodami.ż ę ż ć W nozdrza uderzy ich zapach miasta, a dym nad ich g owami g stnia , przes aniaj c s o ce. Z ka degoł ł ę ł ł ą ł ń ż komina bucha ciemny opar, zasnuwaj c niebo. Wo miasta stawa a si coraz mocniejsza. Sk ada si nał ą ń ł ę ł ł ę ni odór surowych bydl cych skór i nowych tkanin w belach, smród gnij cego mi sa, ludzi i koni,ą ę ą ę szczurów i kurcz t, siarczany sw d pal cych si w gli i fetor cieków oraz wiele innych, dziwnych ią ą ą ę ę ś intryguj cych zapachów. Woda w rzece zbr zowia a, a na go ci cu zacz y si t oczy furmanki i karoce,ą ą ł ś ń ęł ę ł ć dyli anse i dwukó ki. Rozleg e pola ust pi y miejsca nieko cz cym si rz dom budynków z kamienia iż ł ł ą ł ń ą ę ę ceg y, stoj cych dach przy dachu. Boczne ulice pomi dzy nimi zw zi y si do szeroko ci jednego powozu.ł ą ę ę ł ę ś Rzek ca kiem ju prawie zas oni y sk ady i magazyny, które rozsiad y si na obu jej brzegach.ę ł ż ł ł ł ł ę Aboli manewrowa powozem po ród strumienia innych pojazdów, przerzucaj c si artobliwymi obelgamił ś ą ę ż z ich wo nicami. Siedz cy przy nim Tom nie móg si temu wszystkiemu napatrze . Rozgl da siź ą ł ę ć ą ł ę gor czkowo, strzelaj c spojrzeniem i wykr caj c g ow na wszystkie strony, i papla jak podnieconaą ą ę ą ł ę ł wiewiórka. Hal Courtney podda si w ko cu b aganiom Doriana i pozwoli mu wdrapa si na dachł ę ń ł ł ć ę powozu, gdzie usiad za Tomem, wtóruj c mu okrzykami i wybuchami miechu.ł ą ś Wreszcie wjechali na wysoki kamienny most, tak masywny, e wody Tamizy podnosi y si u jego filarów iż ł ę sp ywa y pomi dzy nimi w brunatnych wirach. Skrajem mostu bieg y przez ca jego d ugo rz dył ł ę ł łą ł ść ę straganów, zza których obdarci handlarze zachwalali przechodniom swoje towary. - wie e homary, kochasiu. ywe ostrygi, ywe sercaki!Ś ż Ż ż - Piwo! Mocne i s odkie. Upijesz si za pensa; za dwa zalejesz w trupa!ł ę Tom spostrzeg m czyzn , wymiotuj cego obficie przez por cz mostu, i pijan dziewk , która,ł ęż ę ą ę ą ę podkasawszy obdarte spódnice, przykucn a, sikaj c do rynsztoka. W ród ci by wyró nia y sięł ą ś ż ż ł ę ol niewaj ce mundury oficerów gwardii króla Wilhelma, którzy, powróciwszy z wojny, przechadzali si podś ą ę r k z urodziwymi dziewcz tami w czepkach.ę ę ę Na rzece kotwiczy y okr ty wojenne i Tom z podnieceniem pokazywa je towarzyszom.ł ę ł - A jak e - Du y Daniel splun na bok tytoniowym sokiem - to stary Dreadnought, siedemdziesi t czteryż ż ął ą dzia a. By pod Medway. A tam stoi Cambridge - wymienia okryte chwa nazwy, a ch opiec a dygota zł ł ł łą ł ż ł przej cia.ę - Patrzcie tam! - zakrzykn . - To musi by katedra wi tego Paw a - rozpozna ko ció z ilustracji wął ć Ś ę ł ł ś ł podr cznikach. Kopu a by a uko czona dopiero w po owie, otwarta ku niebu i opleciona paj czynę ł ł ń ł ę ą rusztowa .ń Guy us ysza go i wystawiwszy g ow przez okno powozu, zawo a :ł ł ł ę ł ł - Nowa katedra wi tego Paw a, ci lej mówi c. Stara zosta a ca kowicie zniszczona podczas WielkiegoŚ ę ł ś ś ą ł ł Po aru. Architektem jest mistrz Wren, a kopu a b dzie mia a prawie trzysta sze dziesi t pi stópż ł ę ł ść ą ęć wysoko ci...ś Uwag siedz cych na ko le zd y o ju jednak przyku co innego.ę ą ź ąż ł ż ć ś - Co si sta o z tamtymi domami? - Dorian pokaza poczernia e od sadzy ruiny, stercz ce gdzieniegdzieę ł ł ł ą mi dzy nowszymi budynkami.ę - Spali y si w Wielkim Po arze Londynu - wyja ni Tom. - Widzisz murarzy przy pracy.ł ę ż ś ł Zjechali z mostu w ruchliwe ulice ródmie cia. Napór pojazdów i t umu by tutaj jeszcze pot niejszy.ś ś ł ł ęż - By em tu przed po arem - oznajmi Du y Daniel. - Was, smarki, jeszcze nie by o wtedy na wiecie. Uliceł ż ł ż ł ś by y o po ow w sze ni teraz, a ludzie wylewali nocniki prosto do rynsztoka. - Ku zachwytowi ch opcówł ł ę ęż ż ł

pogr y si w wielce plastycznym opisie warunków panuj cych w mie cie przed dwudziestoma zaledwieąż ł ę ą ś laty. Czasem mijali otwarte powozy z siedz cymi w nich wytwornymi d entelmenami, ubranymi wed ugą ż ł najnowszej mody. Towarzysz ce im damy, ca e w jasnych jedwabiach i satynach, by y tak pi kne, e Tomą ł ł ę ż przygl da im si w oszo omieniu, przekonany, e to nie istoty ludzkie, lecz niemal anio y.ą ł ę ł ż ł Niektóre z kobiet w oknach mijanych domów nie wydawa y si jednak a tak wi te. Jedna upatrzy a sobieł ę ż ś ę ł Abolego i skrzekliwym g osem pos a a mu zaproszenie.ł ł ł - Co ona ci chce pokaza , Aboli? - Oczy Doriana rozszerzy y si ze zdumienia. Du y Daniel zmierzwi jegoć ł ę ż ł p omiennorud czupryn .ł ą ę - Lepiej, eby si nigdy tego nie dowiedzia , paniczu Dorry, bo jak si ju dowiesz, nigdy nie zaznaszż ś ę ł ę ż spokoju. Dotarli wreszcie do ober y Plough i powóz z turkotem kó po kocich bach zajecha przed jej g ówneż ł ł ł ł wej cie. Ober ysta wyszed im na spotkanie.ś ż ł - Witamy, sir Hal! - zawo a , k aniaj c si po wielekro i zacieraj c d onie z zachwytu. - Spodziewali my sił ł ł ą ę ć ą ł ś ę was dopiero jutro. - Droga okaza a si lepsza, ni przypuszcza em. Jeste my wi c przed czasem - rzek Hal i wysiadł ę ż ł ś ę ł ł zesztywnia y z karocy. - Podaj nam dzban lekkiego piwa, eby my mogli op uka gard a z kurzu - poleci ił ż ś ł ć ł ł wszed szy do g ównej sali ober y, opad ci ko na jedno z krzese .ł ł ż ł ęż ł - Przygotowa em ten sam pokój, co zwykle, sir Hal, i osobny dla pa skich ch opców.ł ń ł - To dobrze. Niech si twoi parobkowie zajm ko mi i znajd te jak izb dla moich s u cych.ę ą ń ź ż ąś ę ł żą - Jest dla pana wiadomo od lorda Childsa, sir Hal. Kaza si powiadomi natychmiast, gdy tylko si panść ł ę ć ę zjawi. - I co, powiadomi e go? - Hal spojrza na ostro.ł ś ł ń Nicolas Childs by prezesem rady dyrektorów Kompanii Wschodnioindyjskiej, rz dzi ni jednak jakł ą ł ą w asnym folwarkiem. Dysponowa olbrzymim maj tkiem i wp ywami w stolicy i na królewskim dworze.ł ł ą ł G ównym udzia owcem kompanii by a Korona, tote Childs cieszy si askami samego panuj cego. Nieł ł ł ż ł ę ł ą by cz owiekiem, którego mo na by lekcewa y .ł ł ż ż ć - Pos aniec przed chwil wyruszy , sir - odpar ober ysta. Hal poci gn yk z kufla i bekn dyskretnie,ł ą ł ł ż ą ął ł ął przys oniwszy usta d oni .ł ł ą - Poka mi teraz pokoje - powiedzia .ż ł Wsta i ruszy schodami na pi tro, prowadzony przez gospodarza, który co kilka stopni przystawa ,ł ł ę ł k aniaj c mu si nisko. Hal z aprobat oceni kwater . Sam mia obszerny pokój z osobn jadalni , dlał ą ę ą ł ę ł ą ą ch opców przeznaczono pokój naprzeciwko, a pan Walsh dosta s siedni. Jego sypialnia mia a tak eł ł ą ł ż s u y jako sala lekcyjna, Halowi bowiem zale a o, eby synowie nie opu cili ani dnia nauki.ł ż ć ż ł ż ś - Czy mo emy pój obejrze miasto, ojcze? - zapyta b agalnie Tom.ż ść ć ł ł Hal spojrza na Walsha.ł - Czy odrobili lekcje, które im pan zada na podró ?ł ż - Panicz Guy w rzeczy samej. Ale ci dwaj... - Walsh mówi sztywnym, afektowanym tonem.ł - Dopóki nie wykonacie zada zleconych wam przez pana Walsha - zgromi ch opców wzrokiem Hal - ań ł ł ż b dzie z was w pe ni zadowolony, nie wolno wam postawi cho by stopy na dworze. - Gdy si odwróci ,ę ł ć ć ę ł Tom za plecami Walsha pokaza guwernerowi j zyk.ł ę Pos aniec wróci od Nicolasa Childsa, zanim jeszcze Aboli i Du y Daniel uwin li si z roz adowaniemł ł ż ę ę ł ci kich skórzanych kufrów, umocowanych na dachu powozu. Odziany w liberi goniec sk oni si ięż ę ł ł ę wr czy Courtneyowi zapiecz towany arkusz pergaminu. Hal da mu miedziaka i prze ama kciukiemę ł ę ł ł ł piecz kompanii. Wiadomo napisa sekretarz prezesa: „Lord Childs oczekuje przyjemno ci ujrzeniaęć ść ł ś pana na kolacji o ósmej dzi wieczór w Bombay House”. Poni ej widnia dopisek ozdobnym charakteremś ż ł Childsa: „B dzie jeszcze tylko Oswald Hyde. N.C.”.ę

Hal gwizdn cicho. Kameralna kolacja jedynie ze starym i z kanclerzem Jego Królewskiej Mo ci Wilhelmaął ś III Ora skiego... to by o co .ń ł ś - Ciekawe rzeczy si zapowiadaj - mrukn z u miechem i poczu w y ach przyjemny dreszczę ą ął ś ł ż ł podniecenia. Aboli z Du ym Danielem oczy cili powóz z b ota i wyszczotkowali konie, by ich skóra zal ni a znówż ś ł ś ł niczym polerowany metal. Hal w tym czasie móg si wyk pa , a pokojówka od wie y a jego ubranie.ł ę ą ć ś ż ł Wreszcie nadesz a chwila, kiedy trzeba by o wyruszy na spotkanie z Childsem.ł ł ć Bombay House sta w ród rozleg ych ogrodów otoczonych wysokim murem, o rzut kamieniem od Inns ofł ś ł Court, czterech korporacji prawniczych, nadaj cych przywileje adwokackie. Od siedziby zarz du Kompaniią ą Wschodnioindyjskiej przy Leadenhall Street dzieli o go kilka minut pieszej przechadzki. Wrót z kutegoł elaza strzegli stra nicy, którzy wpu cili ich natychmiast, gdy Aboli zaanonsowa swego pana. Przedż ż ś ł podwójnymi drzwiami budynku czeka o trzech lokajów; wprowadzili Hala do rodka, odebrawszy od niegoł ś kapelusz i p aszcz. Nast pnie majordomus poprowadzi go przez amfilad wielkich sal, pe nych luster ił ę ł ę ł ogromnych olejnych obrazów, przedstawiaj cych statki, bitwy i egzotyczne krajobrazy. Pomieszczeniaą o wietla istny las wiec w kryszta owych kandelabrach, a tak e z ocone lampki oliwne, trzymane przezś ł ś ł ż ł pos gi nimf i Murzynów.ą Potem wielkie oficjalne sale ust pi y miejsca skromniejszym pomieszczeniom i Hal zorientowa si , e są ł ł ę ż ą w prywatnej cz ci ogromnego budynku, w pobli u kuchni i kwater s u by. Wreszcie zatrzymali si przedęś ż ł ż ę drzwiami tak niepozornymi, e mo na by o w ogóle je przeoczy . Zarz dca zastuka do nich jeden razż ż ł ć ą ł swoj lask .ą ą - Wej ! - hukn ze rodka znajomy g os i Hal, pochyliwszy si w niskim wej ciu, znalaz si w niewielkim,ść ął ś ł ę ś ł ę lecz bogato dekorowanym gabinecie. Wyk adane boazeri ciany obwieszone by y arabskimi i indyjskimi gobelinami, a miejsca wł ą ś ł pomieszczeniu ledwie starcza o dla du ego sto u zastawionego podgrzewanymi srebrnymi pó miskami ił ż ł ł z oconymi wazami, z których p yn y smakowite wonie i obiecuj ce smugi pary.ł ł ęł ą - Punktualny jak zawsze - pochwali Hala lord Childs.ł Siedzia u szczytu sto u, wype niaj c sob spore, wy cie ane krzes o. - Wybacz, Courtney, e nie wstajł ł ł ą ą ś ł ł ż ę na powitanie. Znów ta przekl ta podagra - rzek , pokazuj c na obanda owan stop , spoczywaj c naę ł ą ż ą ę ą ą sto ku. - Pozna e ju oczywi cie Oswalda.ł ł ś ż ś - Istotnie mia em ten zaszczyt. - Hal sk oni si kanclerzowi. - Dobry wieczór, Wasza Lordowska Mo .ł ł ł ę ść Spotkali my si zesz ego roku w sierpniu, w domu pana Samuela Pepysa.ś ę ł - Dobry wieczór, sir Henry. Doskonale pami tam to nasze spotkanie - u miechn si lord Hyde i sk onię ś ął ę ł ł si lekko, nie wstaj c z miejsca. - Ludzi pa skiego pokroju nie atwo si zapomina.ę ą ń ł ę S ysz c te s owa, Hal uzna , e wieczór zapowiada si pomy lnie. Childs wskaza mu swobodnym gestemł ą ł ł ż ę ś ł krzes o obok siebie.ł - Siadaj, musimy porozmawia . Zdejmij kaftan i peruk , rozsi dz si wygodnie - powiedzia , po czym,ć ę ą ę ł zerkn wszy na g ste, ciemne w osy Courtneya, z lekka tylko przetykane siwizn , dorzuci : - Oczywi cie tyą ę ł ą ł ś nie nosisz peruki i ca kiem rozs dnie, do kro set. My, nieszcz nicy z miasta, wszyscy jeste mył ą ć ęś ś niewolnikami mody. Obaj z Hyde’em byli krótko ostrzy eni; siedzieli w samych tylko koszulach, polu niwszy ko nierzyki. Childsż ź ł mia pod szyj serwetk , zacz li bowiem je , nie czekaj c na Hala. S dz c po górze pustych muszlił ą ę ę ść ą ą ą przed nim, prezes zd y ju poch on kilka tuzinów ostryg. Hal ci gn kaftan i oddawszy go lokajowi,ąż ł ż ł ąć ś ą ął zaj swoje miejsce.ął - Co wybierasz, Courtney, re skie czy mader ? - zapyta Childs, skin wszy na s u cego, by nape niń ę ł ą ł żą ł ł szklaneczk Hala.ę Ten wybra bia e wino re skie. Wiedzia z do wiadczenia, e wieczór b dzie d ugi, madera za , zwodniczoł ł ń ł ś ż ę ł ś s odka, mocno uderza a do g owy. Kiedy podano mu wino, a na talerzu przed nim pojawi a si górał ł ł ł ę colchesterskich ostryg, Childs odprawi s u b , eby mogli swobodnie porozmawia . Niemal od razuł ł ż ę ż ć

podj li bolesn kwesti wojny w Irlandii. Usuni ty z tronu król Jakub II przyp yn tam z Francji, byę ą ę ę ł ął stworzy armi z popieraj cych go katolików, i atakowa teraz si y wierne Koronie. Oswald Hyde utyskiwać ę ą ł ł ł na koszty kampanii, Childs z kolei radowa si udan obron Londonderry i Enniskillen przez wojska królał ę ą ą Wilhelma. - Mo ecie by pewni, e kiedy tylko król rozprawi si z Irlandczykami, znów zwróci ca sw uwag kuż ć ż ę łą ą ę Francji - rzek Hyde, wysysaj c kolejn ostryg , z nieszcz liwym wyrazem twarzy, który by mu w a ciwył ą ą ę ęś ł ł ś z natury. - Znów b d musia zwróci si do paę ę ł ć ę rlamentu o finanse. Cho mieszka na wsi, Hal Courtney dobrze si orientowa w sprawach pa stwa, mia bowiem w stolicyć ł ę ł ń ł licznych przyjació , z którymi regularnie wymienia korespondencj . Nad a wi c swobodnie za biegiemł ł ę ąż ł ę my li wyra anych w dyskusji, a nawet wtr ca do niej sensowne uwagi.ś ż ą ł - Nie mamy w tej kwestii zbyt wielkiego wyboru - rzek . - Skoro Ludwik najecha na Palatynat, zgodnie zł ł postanowieniami traktatu wiede skiego musieli my mu si przeciwstawi . - Wyrazi opini , któr jegoń ś ę ć ł ę ą wspó biesiadnicy podzielali, i widzia , e s uchaj go z aprobat , chocia Hyde nie przestawa biadoli nadł ł ż ł ą ą ż ł ć wysokimi kosztami wojny na kontynencie. - Zgadzam si , wojna z Francj jest nieunikniona, ale, na Boga, nie sp acili my jeszcze tej z Holendrami,ę ą ł ś nie mówi c ju o kosztach po aru - perorowa . - Czarny Ch opiec i Jamie zad u yli nas we wszystkichą ż ż ł ł ł ż chyba bankach Europy. Przezwisko Czarny Ch opiec odnosi o si do króla Karola II Stuarta, „Weso ego Monarchy”. Jamie by toł ł ę ł ł Jakub II, jego nast pca, który po trzech zaledwie latach rz dów musia ucieka do Francji za sprawę ą ł ć ą swego nadmiernie objawianego katolicyzmu. Do obj cia tronu angielskiego wezwano wówczas Wilhelma,ę namiestnika Niderlandów, czwartego w kolejno ci sukcesji. Wilhelm by m em Marii, córki Jakuba, dzi kiś ł ęż ę czemu ich wspólne roszczenia do tronu zyskiwa y solidn podstaw . Poza tym oboje byli oczywi cieł ą ę ś zagorza ymi protestantami.ł Kiedy ju poradzono sobie z ostrygami, Childs wezwa s u b , by wnios a kolejne dania. Rzuci si na solż ł ł ż ę ł ł ę ę z Dover, jak na najgorszego wroga, a potem przeszli do jagni ciny i wo owiny, sp ukuj c mi so trzemaę ł ł ą ę ró nymi zupami ze z oconych waz. Md awe re skie zast pione zosta o smacznym czerwonym bordo.ż ł ł ń ą ł Hal poci ga z kieliszka oszcz dnie, poniewa rozmowa by a istotnie fascynuj ca i dawa a mu mo liwoą ł ę ż ł ą ł ż ść wgl du w spl tane struktury w adzy i polityki wiatowej, do czego rzadko miewa okazj . Nie chcia , byą ą ł ś ł ę ł najprzedniejsze nawet wino zm ci o mu jasno my li. Poruszali najró niejsze tematy: od koronacji Piotraą ł ść ś ż I na cara Rosji po najazd Francuzów na Kanad ; od masakry ich osadników, dokonanej przez Irokezów,ę po rebeli sikhów przeciwko w adzy mogo a Aurangzeba w Indiach.ę ł ł Ta ostatnia kwestia doprowadzi a ich do podj cia tematu, b d cego rzeczywistym powodem spotkania:ł ę ę ą spraw i maj tku Angielskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej. Hal wyczu , e nastawienie rozmówców doą ł ż niego wyra nie si zmieni o. Ich spojrzenia nabra y przebieg o ci i przygl dali mu si badawczo.ź ę ł ł ł ś ą ę - Jak mi wiadomo, jest pan jednym ze znaczniejszych udzia owców Kompanii, sir Henry - zaczł ął niewinnym tonem lord Hyde. - Tak si szcz liwie u o y o, e w latach siedemdziesi tych, kiedy wróci em ze Wschodu, istotnie uda oę ęś ł ż ł ż ą ł ł mi si naby pewn liczb akcji - odrzek skromnie Hal. - Od tej pory, je li tylko fortuna sprzyja, staram się ć ą ę ł ś ę od czasu do czasu powi ksza te zasoby.ę ć Childs zby jego okr g odpowied machni ciem r ki.ł ą łą ź ę ę - Ca y wiat s ysza o bohaterskich wyczynach twoich i twego ojca podczas wojny z Holendrami i pó niej,ł ś ł ł ź Courtney. Wiadomo te , e te twoje zasoby powi kszy y si znacz co dzi ki upom wojennym iż ż ę ł ę ą ę ł wyprawom handlowym na wyspy korzenne i do wschodnich wybrze y Afryki. - Zwróci si teraz doż ł ę kanclerza. - Udzia y sir Henry’ego w Kompanii wynosz cztery i pó procenta, nie licz c wiana Aliceł ą ł ą Grenville, z któr dopiero co o eni si jego syn - spuentowa rzeczowo.ą ż ł ę ł Hyde przelicza to w my li na brz cz c monet ; wida by o, e jest pod wra eniem.ł ś ę ą ą ę ć ł ż ż - Dowiód pan swojej dzielno ci i zaradno ci jako kapitan na morzu - mrukn - a tak e jako roztropnył ś ś ął ż inwestor. Bez w tpienia nale a y si panu te zyski. - widrowa Hala spojrzeniem; by o jasne, eą ż ł ę Ś ł ł ż dochodz wreszcie do sedna sprawy. - Co wi cej, pa ski osobisty interes jest wielce zbie ny z naszym -ą ę ń ż

ci gn kanclerz cichym g osem, czochraj c swe krótkie sztywne w osy z g o nym chrobotem. - Wszyscyą ął ł ą ł ł ś tu jeste my udzia owcami, a Korona jest z nich najwi kszym. Dlatego ostatnie wie ci ze Wschodnich Indiiś ł ę ś uderzy y nas tak bole nie.ł ś Hal poczu w piersi nag y skurcz l ku. Wyprostowa si na krze le i wymamrota z napi ciem w g osie:ł ł ę ł ę ś ł ę ł - Wybaczcie, panowie, lecz przyby em do Londynu zaledwie dzi rano i nie s ysza em jeszcze o niczym.ł ś ł ł - To szcz ciarz z ciebie, bo wie ci nie s dobre - st kn Childs, podnosz c do ust ociekaj cy krwi k sęś ś ą ę ął ą ą ą ę befsztyka. Prze u go, prze kn i popiwszy pot nym ykiem wina, ci gn . - Dwa tygodnie temu w naszych dokachż ł ł ął ęż ł ą ął zakotwiczy nale cy do Kompanii Yeoman of York. Sze dziesi t dwa dni wcze niej wyp yn z Bombajuł żą ść ą ś ł ął z adunkiem bawe ny i koszenili oraz przesy kami od Geralda Aungiera, gubernatora kolonii. - Childsł ł ł zmarszczy brwi i pokr ci powoli g ow , jakby si wzdraga przed tym, co mia powiedzie . - Stracili mył ę ł ł ą ę ł ł ć ś dwa statki, Courtney. Minotaura i Albion Spring. Hal odchyli si gwa townie na oparcie krzes a, jak uderzony obuchem w g ow .ł ę ł ł ł ę - To przecie duma naszej floty! - zawo a .ż ł ł To by o wprost nie do uwierzenia. Statki wschodnioindyjskie, jednostki majestatyczne i okaza e, by ył ł ł arystokracj oceanów. Zbudowano je z my l nie tylko o transporcie towarów, stanowi y symbole presti uą ś ą ł ż pot nej i kwitn cej kompanii oraz angielskiej Korony, pod której bander p ywa y.ęż ą ą ł ł - Rozbi y si ? - próbowa zgadywa Hal. Tak wielka strata musia a wstrz sn nawet pot n kompani ,ł ę ł ć ł ą ąć ęż ą ą tak jak Wschodnioindyjska. Ju zatoni cie jednego statku by o powa nym ciosem. Dwóch za -ą ż ę ł ż ś prawdziw katastrof finansow , bior c pod uwag warto towarów, si gaj c najpewniej setek tysi cyą ą ą ą ę ść ę ą ą ę funtów. - Gdzie si rozbi y? - zapyta . - Ko o Przyl dka Igielnego? Na rafach Maskarenów?ę ł ł ł ą - Nie rozbi y si - rzek Childs pos pnie.ł ę ł ę - A wi c?ę - Piraci - odpar prezes. - Korsarze.ł - Jest pan pewien? Sk d to wiadomo? - Statki Kompanii budowano jako jednostki szybkie i pot nieą ęż uzbrojone, z my l o takiej w a nie ewentualno ci. Zdoby taki statek móg tylko jaki silny okr t wojenny.ś ą ł ś ś ć ł ś ę Kiedy wiadomo si rozniesie, akcje Kompanii strac na warto ci, a jego w asna lokata pomniejszonaść ę ą ś ł zostanie o tysi ce, je li nie dziesi tki tysi cy funtów.ą ś ą ę - Oba spó nia y si ju o kilka miesi cy i nie mieli my o nich adnych wiadomo ci - wyja ni Childs. -ź ł ę ż ę ś ż ś ś ł Wygl da jednak na to, e z Minotaura uda o si uciec jednemu marynarzowi. Sp dzi samotnie na morzuą ż ł ę ę ł czterdzie ci dni, uczepiony jakiej belki, zaspokajaj c pragnienie wod deszczow i ywi c si surowymiś ś ą ą ą ż ą ę rybami, a w ko cu pr dy wyrzuci y go na dzikie wybrze e afryka skie. Szed wzd u brzegu kilka tygodniż ń ą ł ż ń ł ł ż i dotar do Lobito, kolonii Portugalczyków. Tam zdo a si zaokr towa na siup p yn cy do Bombaju.ł ł ł ę ę ć ł ą Opowiedzia o wszystkim gubernatorowi Aungierowi, a ten wyprawi go do nas na pok adzie aglowcał ł ł ż Yeoman of York. - Gdzie jest ten marynarz? - zainteresowa si Hal. - Czy dok adnie go wypytali cie? Czy mo na muł ę ł ś ż wierzy ? Childs uniós d o , by powstrzyma ten potok pyta .ć ł ł ń ć ń - Jest w bezpiecznym miejscu i pod dobr opiek , nie chcemy bowiem, by w óczy si po ulicach ią ą ł ł ę opowiada swoj histori w ka dej tawernie. - Hal skin g ow , to brzmia o sensownie. - Rozmawia em zł ą ę ż ął ł ą ł ł nim d ugo - ci gn Childs - i wygl da na rozs dnego, twardego i zaradnego eglarza, je eli mówi prawd ,ł ą ął ą ą ż ż ę a s dz , e tak.ą ę ż - I co si wed ug niego wydarzy o?ę ł ł - Najogólniej mówi c, Minotaur napotka w pobli u Madagaskaru ma y arabski dhow, b d cy w opa ach, ią ł ż ł ę ą ł uratowa jego dwunastoosobow za og , nim tamten zaton . Ju pierwszej nocy ocaleni rozbitkowieł ą ł ę ął ż zdo ali opanowa nasz statek podczas rodkowej wachty. Mieli ukryt bro i poder n li gard a wszystkimł ć ś ą ń ż ę ł oficerom. Oczywi cie za oga Minotaura poradzi aby sobie bez trudu z odzyskaniem statku z r k garstkiś ł ł ą piratów, gdyby nie to, e z ciemno ci, najwyra niej na dany sygna , wyroi o si mnóstwo pirackich ódek, aż ś ź ł ł ę ł ci na pok adzie nie dopu cili marynarzy do dzia i podj cia obrony, a w ko cu by o ju za pó no.ł ś ł ę ż ń ł ż ź

- Jak si uda o uciec temu marynarzowi?ę ł - Wi kszo ludzi z Minotaura zabito, lecz ten cz owiek... nazywa si Wilson... przekona kapitana piratów,ę ść ł ę ł e chce do nich przysta i zaprowadzi ich do kolejnych zdobyczy. Przy pierwszej sposobno ci wy liznż ć ś ś ął si przez furt adunkow , z drewnian bary k jako p ywakiem. - Childs otworzy srebrn szkatu k ię ę ł ą ą ł ą ł ł ą ł ę wyci gn z niej pod u ny br zowy przedmiot, przypominaj cy kawa ek kory. - Li cie tytoniowe zwini te wą ął ł ż ą ą ł ś ę rurk - oznajmi . - Hiszpa skie, z ich kolonii w Ameryce. Nazywaj to cygarem. Bardziej przypad y mi doę ł ń ą ł gustu ni fajka. Chcecie spróbowa ? Poka wam, jak si je przygotowuje. - Odprawi ca y rytuaż ć żę ę ł ł ł obw chiwania ciemnego zwitka tytoniu i przycinania go u jednego ko ca.ą ń Hal przyj cygaro i pow cha je podejrzliwie. Aromat okaza si zadziwiaj co przyjemny. Id c zaął ą ł ł ę ą ą przyk adem Childsa, przypali cygaro od p on cej wiecy. Poci gn ostro nie i odkry , e pomimoł ł ł ą ś ą ął ż ł ż podenerwowania us yszanymi wiadomo ciami, cygaro smakuje mu lepiej ni najlepsza fajka.ł ś ż Po kilku chwilach obaj jego rozmówcy smakowali swoje cygara. Pozwoli o to Halowi zastanowi si nadł ć ę tym, co us ysza od Childsa.ł ł - Powiedzia pan, e przepad y dwa statki - przypomnia prezesowi.ł ż ł ł - Zgadza si . Albion Spring zaledwie kilka tygodni przed Minotaurem - odrzek tamten. - Opanowany przezę ł t sam band podrzynaczy garde .ę ą ę ł - Sk d to wiadomo?ą - Kapitan piratów przechwala si swymi wyczynami przed Wilsonem.ł ę Po d ugiej chwili milczenia Hal zapyta :ł ł - Co pan zamierza przedsi wzi w tej sprawie, lordzie Childs? - Puls zabi mu szybciej, zauwa yę ąć ł ż ł bowiem, e dwaj m czy ni porozumieli si wzrokiem. Po raz pierwszy przemkn o mu przez g owż ęż ź ę ęł ł ę podejrzenie, w jakim celu zaproszono go na to kameralne spotkanie. Childs otar usta z t uszczu wierzchem d oni i spojrza na Hala, przymru ywszy konspiracyjnie oko.ł ł ł ł ż - Zamierzamy pos a kogo , eby rozprawi si z tym piratem. Jangiri... tak brzmi imi tego zbója.ł ć ś ż ł ę ę - I kogo po lecie? - zapyta Hal, znaj c ju odpowied .ś ł ą ż ź - To chyba oczywiste, e ciebie, Courtney.ż - Ale ja mieszkam teraz na wsi, zosta em rolnikiem.ż ł - Zaledwie przed paroma laty - wtr ci si Hyde. - Przedtem by pan jednym z najznakomitszych eglarzyą ł ę ł ż na morzach wschodnich i po udniowych.ł Hal milcza . Oczywi cie by o to prawd . Ci dwaj wiedzieli o nim wszystko. Z pewno ci potrafiliby wyliczył ś ł ą ś ą ć wszelkie jego wyprawy, Hyde za mia w swych archiwach zapisy nale no ci w gotówce i cennymś ł ż ś towarze, wniesione przez niego do skarbu Korony. - Panowie, ja mam przecie rodzin , sprawuj opiek nad czterema synami, i to bez kobiety, z którż ę ę ę ą móg bym dzieli t odpowiedzialno . Dlatego w a nie nie wyruszam ju na morze.ł ć ę ść ł ś ż - Tak, Courtney, wiem, dlaczego porzuci e eglowanie, i g boko ci wspó czuj z powodu utraty ony. Zł ś ż łę ł ę ż drugiej strony jednak, nawet twój najm odszy syn osi gn ju zdaje si wiek, w którym ty sam wyruszy eł ą ął ż ę ł ś w pierwsz podró . Nie ma powodu, dla którego nie móg by znale koi dla ka dego ze swych potomkówą ż ł ś źć ż na jakim dobrze wyposa onym, wygodnym statku.ś ż To tak e by o prawd . Childs najwyra niej dopracowa swój plan w najdrobniejszych szczegó ach, leczż ł ą ź ł ł Hal postanowi , e lordowi nie pójdzie tak atwo.ł ż ł - Nie mog porzuci obowi zków w High Weald - o wiadczy . - Bez sprawnej administracji mój maj tekę ć ą ś ł ą mo e obróci si w ruin .ż ć ę ę - Drogi sir Henry - rzek Hyde z u miechem. - Mój syn studiowa w Merton College z pa skim Williamem.ł ś ł ń W dalszym ci gu s przyjació mi i regularnie pisuj do siebie. Z tego, co mi wiadomo, zarz d pa skimią ą ł ą ą ń w o ciami spoczywa obecnie niemal wy cznie na barkach najstarszego syna, pan za wi kszo czasuł ś łą ś ę ść sp dza na sokolnictwie, polowaniu, czytaniu ksi g i wspominaniu tego, co pan prze y ze starymię ą ż ł towarzyszami eglugi.ż