andgrus

  • Dokumenty11 025
  • Odsłony644 369
  • Obserwuję368
  • Rozmiar dokumentów18.6 GB
  • Ilość pobrań505 815

Williams Cathy - Miłosna zamieć

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :348.9 KB
Rozszerzenie:pdf

Williams Cathy - Miłosna zamieć.pdf

andgrus EBooki Autorzy alfabetycznie Litera W Williams Cathy
Użytkownik andgrus wgrał ten materiał 6 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 53 osób, 42 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 84 stron)

CATHY WILLIAMS MIŁOSNA ZAMIEĆ Tytuł oryginału: A Tempestuous Temptation

ROZDZIAŁ PIERWSZY Luiz Carlos Montes spojrzał na skrawek papieru, który trzymał w dłoni, upewnił się, że trafił pod właściwy adres, po czym uważnie przyjrzał się budynkowi przez okno swojego czarnego sportowego wozu. Nie tego się spodziewał. Może w ogóle nie powinien był tu przyjeżdżać. Niewielki segment, skąpany w blasku ulicznej latarni, tracił na atrakcyjności w mało urokliwej okolicy. Schludny ogródek wielkości pudełka na buty sąsiadował z dwoma betonowymi podjazdami, z których jeden zastawiony był pojemnikami na śmieci, a drugi stał się miejscem wiecznego spoczynku zardzewiałego samochodu, pozbawionego kół i kilku innych elementów konstrukcji. Nieco dalej znajdował się ciąg niewielkich punktów usługowych, takich jak bar chiński, urząd pocztowy, zakład fryzjerski i kiosk, pod którym stała grupka podejrzanych nastolatków z ciekawością przyglądających się drogiemu autu należącemu do Luiza. Widok zakapturzonych młokosów palących papierosy ani trochę nie wytrącił go z równowagi. W końcu dzięki regularnym treningom mógł się pochwalić idealnie wyrzeźbionymi mięśniami. Także jego wzrost nie pozostawał bez znaczenia, skoro mierzył ponad sto dziewięćdziesiąt centymetrów. Bez trudu poradziłby sobie z kilkoma wychudzonymi chłopaczkami uzależnionymi od nikotyny. Jednak nie o tym marzył w piątkowy grudniowy wieczór. Nie mógł marnować czasu, skoro czekało na niego mnóstwo pracy, którą musiał wykonać, zanim cały świat zapadnie w letarg na okres świąt Bożego Narodzenia. Najpierw musiał wywiązać się z obowiązków wobec rodziny. Po tym, jak na własne oczy ujrzał ten śmietnik, uznał, że jego misja może się okazać konieczna. Gwałtownie nabierając powietrza, wysiadł z samochodu. Na zewnątrz natychmiast uderzył go zapach chińszczyzny. Zadrżał z zimna, spoglądając na zardzewiały pojazd pokryty cienką warstwą szronu. Z własnej woli nigdy nie przyjechałby do takiej dzielnicy, ale tym razem nie pozostawiono mu wyboru. Postanowił załatwić sprawę jak najszybciej i wrócić do swojego świata. Z tą myślą nacisnął przycisk dzwonka. W chwili, gdy zasiadała do obiadu, Aggie usłyszała natarczywy dźwięk zwiastujący przybycie gościa. Początkowo chciała go zignorować, jako że

domyślała się, kto mógł stać pod jej drzwiami: pan Cholmsey, właściciel budynku, który już wcześniej ostrzegał ją w związku z zaległym czynszem. – Przecież zawsze płacę na czas! – zaprotestowała Aggie, kiedy mężczyzna zadzwonił do niej poprzedniego dnia. – Termin upłynął zaledwie przedwczoraj. I nie ponoszę winy za strajk na poczcie! Pan Cholmsey miał najwyraźniej inne zdanie. Zagroził, że jeśli nie otrzyma czeku w ciągu najbliższej doby, osobiście zgłosi się po gotówkę. Aggie nie spotkała go nigdy wcześniej. Wynajęła segment za pośrednictwem agencji i przez pewien czas była zachwycona z nowego lokum, dopóki pan Cholmsey nie postanowił zrezygnować z pośredników i osobiście zająć się zarządzaniem swoimi nieruchomościami. Odtąd stał się prawdziwym wyrzutem sumienia. Ignorował prośby o niezbędne naprawy i ciągle tylko przypominał, jakie niebotyczne kwoty musiałaby zapłacić innym londyńskim najemcom. Nie miała wątpliwości, że gdyby odmówiła mu wstępu do domu, wkrótce znalazłby sposób, by zerwać umowę najmu i wyrzucić ją na bruk. Zrezygnowana uchyliła więc drzwi i wyjrzała w panujący na zewnątrz mrok. – Bardzo przepraszam, panie Cholmsey – wypaliła bez zbędnych wstępów, żeby uprzedzić ewentualne zarzuty. – Czek powinien już do pana dojść. Mogę go jeszcze anulować... – Kim, u diabła, jest pan Cholmsey? Co ty wygadujesz? Wpuść mnie, Agatho! Ten charakterystyczny, znienawidzony głos przyprawił ją o dreszcze. Czego mógł chcieć od niej Luiz Montes? Nie wystarczyło, że od ośmiu miesięcy kontrolował każdy ruch jej i jej brata? Zadawał niewygodne pytania, węszył i traktował ich niczym potencjalnych przestępców? – Co ty tutaj robisz? – Może najpierw otworzysz? Nie zamierzam odbyć tej rozmowy na progu. – Luiz bez trudu wyobraził sobie minę dziewczyny. Doskonale znał pogardę i dezaprobatę znaczące jej rysy, ilekroć coś zrobił albo powiedział. Podważała jego zdanie na każdym kroku. Była kłótliwa, zadziorna i uosabiała wszystko, czego unikał u kobiet. Gdyby nie wzgląd na siostrę, nigdy dobrowolnie nie zainicjowałby tego spotkania, ale Luisa nalegała. Rodzina Montesów władała ogromną fortuną, dlatego pojawienie się każdej osoby z zewnątrz należało skontrolować dla dobra jej członków. Skoro córka Luisy zainteresowała się Markiem Collinsem, należało poznać jego prawdziwe zamiary. Oznaczało to także poznanie zamiarów siostry Marka, Agathy, do której chłopak był najwyraźniej niezwykle przywiązany.

– Kim jest pan Cholmsey? – zadał pierwsze pytanie, które przyszło mu na myśl, gdy tylko przecisnął się obok dziewczyny w korytarzu. Aggie skrzyżowała ręce, piorunując go wzrokiem. Nie mogła odmówić mu urody. Poza tym był też seksowny i władczy. Jednak od pierwszej chwili, gdy go ujrzała, drażnił ją swoją arogancją i pogardą dla niej i Marka, której nawet nie kwapił się ukrywać. – Pan Cholmsey to właściciel budynku. Jak zdobyłeś ten adres? I po co przyszedłeś? – Nie miałem pojęcia, że wynajmujesz to miejsce. Sądziłem, że jesteś właścicielką segmentu, chociaż sam nie wiem, skąd mi to przyszło do głowy. – Chłodne spojrzenie jego ciemnych oczu przyprawiło Aggie o dreszcze. – I nigdy bym nie powiedział, że mieszkasz w takiej... nędznej dzielnicy. Chociaż Agatha Collins w niczym nie przypominała kobiet, z którymi najchętniej się umawiał uległych wysokich brunetek z nogami do szyi, Luiz musiał przyznać, że była zdumiewająco ładna. Mierzyła maksymalnie sto sześćdziesiąt pięć centymetrów, miała kręcone włosy w kolorze słomy i alabastrową skórę. Ale największą uwagę przykuwały błękitne oczy okolone długimi, ciemnymi brwiami. Aggie przeklęła się w duchu za to, że przystała na propozycję brata i Marii. Gdy Luiz wkroczył w ich życie, zgodziła się ukryć prawdę o sytuacji finansowej swojej rodziny. – Mama nalega, żeby wujek Luiz sprawdził Marka – wyjaśniła zwięźle Maria. – A dla wujka Luiza wszystko musi być czarno-białe. Lepiej, by myślał, że nie jesteście... całkiem spłukani. Dziewczyna skrzywiła się na wspomnienie tamtej rozmowy. – Nadal nie powiedziałeś mi, co tutaj robisz – zwróciła się do intruza. – Gdzie twój brat? – Nie ma ani jego, ani Marii. Kiedy przestaniesz nas szpiegować? – Odnoszę wrażenie, że szpiegowanie was zaczyna przynosić korzyści – mruknął Luiz. – Które z was utrzymywało, że mieszkacie w Richmond? – Oparł się o ścianę, świdrując ją wzrokiem tak intensywnie, że zjeżyły jej się włosy na głowie. – Nigdy nie twierdziłam, że mieszkamy w Richmond – odparła Aggie słabym głosem. – Pewnie wspomniałam, że często jeżdżę tam na rowerze. Po parku. To nie moja wina, że coś ci się pomieszało. – Nie wydaje mi się, żeby coś mi się pomieszało. – Zwykła ciekawość, która kierowała nim wcześniej, przerodziła się w palącą podejrzliwość. Wyglądało na to, że ta kobieta i jej brat kłamali w sprawie swojej sytuacji finansowej.

Prawdopodobnie wciągnęli w to także Marię. – Gdy zdobyłem ten adres, dwukrotnie upewniłem się, czy jest właściwy, skoro zupełnie nie przystaje do tego, co mi opowiadaliście. – Zdjął płaszcz mimo niezadowolenia Aggie. Jak dotąd zawsze spotykała się z Luizem w najlepszych restauracjach Londynu, włoskich, tajskich czy też francuskich, gdy towarzyszyła Marii i Markowi. Uprzedzona o prowadzonym przez niego śledztwie zawsze trzymała się lekkich tematów i unikała rozmów bardziej osobistych. Aggie złościła myśl o tym, że znajduje się pod lupą. Jeszcze bardziej drażniły ją krzywdzące oskarżenia. Ten mężczyzna podejrzewał ją o wszystko, co najgorsze. I jakby tego było mało, stał teraz naprzeciwko niej w ciasnym wnętrzu wynajmowanego przez nią domu. – Co jest tak ważne, że musisz porozmawiać z Markiem właśnie teraz? – zapytała nieufnie. – Dlaczego nie mogłeś zaczekać do następnego spotkania? Przecież mogłeś zaprosić jego i Marię na kolację i przepytać od A do Z, jak to masz w zwyczaju. – Niestety sprawy znacznie przyspieszyły bieg. Później zagłębię się w szczegóły. – Minąwszy ją, skierował się do salonu. Wystrój nie był tutaj dużo lepszy niż na korytarzu. Plakaty filmowe nie całkiem zakrywały ściany w kolorze spleśniałego sera, a wyposażenie tworzyła zbieranina tanich, niegustownych mebli oraz stary telewizor. – Co masz na myśli? – zapytała Aggie nieco pewniejszym głosem, gdy gość zajął jedno z krzeseł. – Pewnie wiesz, dlaczego wziąłem pod lupę twojego brata. – Maria wspomniała, że jej matka bywa nadopiekuńcza – mruknęła, niechętnie zajmując miejsce naprzeciwko Luiza. Jak zawsze w jego towarzystwie czuła się zaniedbana i ubrana niestylowo. Nawet gdy wyciągała z szafy swoje najlepsze stroje, wiedziała, że nie może równać się z tym, co on miał do zaprezentowania. Nie znosiła go za to i marzyła, by zniknął z jej życia. – Ostrożności nigdy za wiele – odparł Luiz, wzruszając ramionami. – Oczywiście, gdy siostra poprosiła mnie o sprawdzenie twojego brata, próbowałem jej to wyperswadować. – Czyżby? – Jasne. Maria to jeszcze dziecko, a dzieci nie miewają trwałych związków. Okazało się jednak, że nie miałem racji. Dlatego ostatecznie zgodziłem się trochę powęszyć. Całe szczęście, bo oboje kłamiecie jak z nut. – Maria uznała, że... – Zrób mi przysługę i nie mieszaj w to mojej siostrzenicy. Zamiast tego

przyjrzyjmy się faktom. Mieszkacie w norze, na którą ledwie was stać. Czy wy w ogóle pracujecie? – Jeśli zamierzasz mnie obrażać, lepiej wyjdź. Luiz się roześmiał. – Naprawdę sądzisz, że wycofam się w chwili, gdy pytania staną się dla ciebie niewygodne? – Oparł się wygodnie na oparciu. – Nic z tego, zwłaszcza że doszły mnie słuchy o ślubie. – O jakim ślubie? – zapytała Aggie z niedowierzaniem. – Nie mam pojęcia, o czym mówisz. – Najwyraźniej brat nie wtajemniczył cię w swoje plany. Może wasz zwarty front nie jest tak doskonały, jak ci się wydawało. – Jesteś najwstrętniejszym człowiekiem, jakiego znam! – syknęła, zanim zdołała zapanować nad złością. – Zatem co zamierzasz? Chcesz zastraszyć mojego brata? Wpłynąć na Marię? Oboje są pełnoletni i mogą decydować o swoim życiu. – Maria pochodzi z jednej z najbogatszych rodzin w Ameryce Łacińskiej. – Do czego zmierzasz? – Zamożni ludzie często stają się celem – powiedział ostro Luiz, wyraźnie rozdzielając kolejne sylaby. – A moja siostrzenica jest nieprzeciętnie zamożna. Po ukończeniu dwudziestu jeden lat będzie mogła pochwalić się prawdziwym bogactwem. Dlatego nie pozwolę, żeby ten szczenięcy romans skończył się przy ołtarzu. – Chyba przesadzasz. Coś musiało ci się pomieszać. Oni nie planują małżeństwa. – Daj spokój! Mnie nie oszukasz. Wiem, z kim mam do czynienia. Jesteście parą oszustów, którzy tylko czyhają na taki łakomy kąsek jak Maria. Dlatego kłamaliście. Czy twój brat naprawdę jest muzykiem? W internecie nie znalazłem o nim nawet wzmianki. Aggie zbladła. Rozumiała, dlaczego Luiz wyciągnął takie wnioski, ale nie zamierzała pozwolić mu obrażać swojej rodziny. – Oczywiście, że jest muzykiem. Gra w zespole. – Domyślam się, że to nieduży zespół, skoro nie zasłynął jeszcze w sieci. – W porządku. Poddaję się. Być może odrobinę... – Podkolorowaliście rzeczywistość? Naciągnęliście prawdę? Nałgaliście? – Maria mówiła mi, że wszystko jest dla ciebie czarno-białe. Podobno nigdy nie zmieniasz zdania i nie potrafisz wyjść poza ciasne horyzonty własnych opinii. – To się nazywa siła charakteru!

– I dlatego nie byliśmy z tobą w stu procentach szczerzy. – Rozumiem, że wcale nie jesteś nauczycielką. – Co za bzdura! Oczywiście, że jestem. Uczę w szkole podstawowej. Możesz to łatwo sprawdzić. – Teraz nie mam na to czasu. Najważniejsze, żeby nie dopuścić do ślubu mojej siostrzenicy z twoim bratem. – Co planujesz? – Aggie nie mogła uwierzyć własnym uszom. Niepochwalanie wyborów innych ludzi to jedno, ale zmuszanie ich do zmiany decyzji to coś zupełnie innego. Przecież Maria sama mogła decydować o własnym życiu i nikt, ani jej wuj, ani matka, nie mogli tego zmienić. Zrozumiała, co miała na myśli młoda dziewczyna, gdy stwierdziła, że Luiz jest niezwykle zasadniczy i nieprzejednany. Chociaż znali się od niedawna, zdążył ich ocenić i wydać na nich wyrok. – Posłuchaj... – Starała się ze wszystkich sił zapanować nad gniewem. – Rozumiem, że możesz mieć zastrzeżenia wobec Marka... – Naprawdę? – rzucił sarkastycznie. W skrytości ducha winił się za to, że nie poddał tych dwojga bardziej wnikliwej analizie. Zwykle na kilometr wyczuwał ludzi, którzy chcieli wzbogacić się kosztem jego rodziny. Ale tym dwojgu udało się prześlizgnąć tuż pod jego nosem. Chłopak, który stał się przyczyną jego kłopotów, był sympatyczny, otwarty i ujmujący. Wysoki i dobrze umięśniony mógł się podobać kobietom. Jasne włosy nosił związane w koński ogon, a ponadto miał niski, łagodny głos. Z kolei jego siostra była taka śliczna, że nie można było winić nikogo, kto oglądał się za nią zbyt długo. Doskonale się uzupełniali. Tworzyli naprawdę zgrany duet – pewnie dlatego tak świetnie szło im opowiadanie kłamstw. – Wiem, jak to musi wyglądać. Nie byliśmy z tobą całkowicie szczerzy. Ale uwierz mi, kiedy mówię, że nie masz się czego obawiać. – Po pierwsze, nie znam strachu, a po drugie, nie muszę wierzyć w nic, co opowiadasz. – Wlepił w nią świdrujące spojrzenie, a wtedy krew powoli zaczęła odpływać jej z twarzy. Gdyby nie wiedział, z kim ma do czynienia, mógłby uwierzyć w jej grę. Była doskonałą aktorką. – Interesuje mnie tylko to, jak usunąć was z naszego życia. Rozwiązanie wydaje się proste. Spojrzała na niego zdumiona. – Chyba nie rozumiem. – Zakładam, że zarabiasz marnie jako nauczycielka... jeśli naprawdę nią jesteś. Poza tym mieszkacie w tej norze i najwyraźniej przydałby się wam zastrzyk gotówki. Zapłacę wam tyle, że oboje będziecie mogli urządzić się na

resztę życia. W rewanżu wy znikniecie z życia Marii. – Zamierzasz nas kupić? – zapytała cicho. Gdy patrzył w jej duże niebieskie oczy, które wydawały się takie szczere, zaczął rozumieć, dlaczego go omotała. – Podaj cenę. Oczywiście twój brat może dołożyć swoją. Można mi zarzucić wiele, ale na pewno nie brak hojności. A skoro mowa o twoim bracie... to kiedy się go spodziewasz? – Spojrzał na zegarek, po czym napotkał wściekłe spojrzenie Aggie. – Nie wszystko jest na sprzedaż – wysyczała. – Chcesz się założyć? Aggie patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. Czuła się tak, jakby rozmawiała z przybyszem z obcej planety. Czy wszyscy bogacze zachowywali się tak, jakby rządzili światem? Czy tylko dla Luiza ludzie byli pionkami, które służyły mu wyłącznie do własnych rozgrywek? I dlaczego to wszystko tak bardzo ją dziwiło, skoro już dawno przekonała się, jaki to bezwzględny, wyrachowany i skostniały człowiek. – Mark i Maria się kochają. Chyba nie muszę ci tego tłumaczyć?! – Jestem pewien, że Marii tak się wydaje. Jest młoda. Nie zdaje sobie sprawy, że miłość to iluzja. Ale nie mamy całego wieczoru, żeby tak sobie plotkować. Nadal nie odpowiedziałaś mi na pytanie, kiedy wróci twój brat. – Nie wróci. – Słucham? – Nie wróci dzisiaj – sprecyzowała słabym głosem. Wiedziała, co się stanie, gdy wyjawi temu okrutnemu mężczyźnie prawdziwy powód nieobecności Marka. – Razem z Marią wyjechali na kilka dni. Chcieli spędzić trochę czasu we dwoje... – Mam nadzieję, że się przesłyszałem – przerwał jej w pół zdania. – Wyjechali wczoraj rano. Luiz poderwał się z krzesła i zaczął krążyć po pokoju. – Dokąd? – Przystanął przed Aggie i spojrzał jej prosto w oczy, zanim wycedził przez zaciśnięte zęby – Dokąd pojechali? – Nie muszę przekazywać ci tej informacji – odparła stanowczo. – Na twoim miejscu nie grałbym w tę grę, Agatho. – Bo co mi zrobisz? – Zastanówmy się... Mogę dołożyć starań, żeby twój brat stracił pracę i już nigdy nie zrobił kariery muzycznej.

– Nie możesz! – Chcesz się przekonać? Aggie miała wątpliwości. Jednak coś w jego tonie głosu sprawiło, że postanowiła mu uwierzyć. Co więcej, nie mogła ryzykować zrujnowania marzeń Marka. – No dobrze. Zatrzymali się w małym hotelu w Lake District – wyznała niechętnie, sięgając po torebkę, która leżała na podłodze. Wyjęła ze środka zwitek, na którym widniały szczegółowe informacje dotyczące zakwaterowania. – Dał mi to na wypadek, gdybym musiała się z nim pilnie skontaktować. – Lake District. – Przeczesał włosy palcami, drugą ręką wyrywając kartkę z jej dłoni. Wszystko wskazywało na to, że czekały go kolejne godziny za kółkiem. Dystans był za krótki, żeby szykować odrzutowiec, a transport publiczny w ogóle nie wchodził w grę w takich warunkach atmosferycznych. Nie miał więc wyboru, musiał pojechać samochodem. – W twoich ustach brzmi to tak, jakby polecieli na księżyc – skomentowała Aggie zajadłe. Nie miała pojęcia, jak zachowa się Mark, gdy Luiz wciśnie mu plik banknotów i oświadczy, że na niego już czas. Jak na ironię jej brat naprawdę lubił tego wstrętnego typa i bronił go, ilekroć Aggie mówiła o nim źle. Tak czy inaczej, sam musiał rozwiązać ten problem. Chociaż nadal czuła pokusę, by chronić brata na każdym kroku, wiedziała, że musiała pozwolić mu dorosnąć. Od dziecka byli sobie bardzo bliscy. Nic dziwnego, skoro po śmierci matki zostali zupełnie sami. Ponieważ ojciec nie dawał znaku życia, trafili do domu dziecka. Młodszy o cztery lata Mark często chorował i miewał ostre ataki astmy, więc Agatha opiekowała się nim, jak umiała. W ten sposób z łagodnego, bujającego w chmurach dziecka wyrósł łagodny, bujający w chmurach mężczyzna. Najwyższy czas, żeby zszedł na ziemię. – Skoro już wszystko wiesz – dodała zniecierpliwiona – możesz zostawić mnie w spokoju. Luiz spojrzał na nią w zamyśleniu. – Sam nie wiem, czemu tego nie przewidziałem – zaczął powoli. – Kilka dni z dala ode mnie to doskonała okazja dla twojego brata, żeby dopracować plan. Pewnie przestraszył się moich interwencji i uznał, że czas działać. Bardzo sprytnie... – W życiu nie słyszałam większych bzdur. – Nie jesteś obiektywna. No cóż, w tej sytuacji będziemy musieli odnaleźć naszych zakochanych, zanim zrobią coś głupiego. – My?

Luiz uniósł jedną brew. – Chyba nie sądzisz, że zostawię cię samą, żebyś zaraz po moim wyjściu mogła pobiec do telefonu i ostrzec brata o moim przyjeździe? – Zwariowałeś! Nigdzie z tobą nie jadę! – Przyznaję, że ja też znam lepsze sposoby na spędzenie piątkowego wieczoru, ale zostaliśmy postawieni pod ścianą. Spakuj trochę rzeczy, tylko tyle, żeby starczyło na weekend. Nie zabawimy tam długo. Po drodze wstąpimy do mnie po kilka drobiazgów. – Ty mnie w ogóle nie słuchasz! – Oczywiście, że cię słucham. Ale to, czego ty chcesz, nie ma żadnego znaczenia, skoro koliduje z moimi planami. – Odmawiam współpracy – powiedziała stanowczo. – Masz wybór. Możemy pojechać na spotkanie z twoim bratem, odbyć z nim krótką pogawędkę i wręczyć mu plik banknotów. Oczywiście nie obędzie się bez łez, ale ostatecznie wszyscy będą zadowoleni. Z kolei plan B zakłada, że zapłacę kilku typom, żeby sprowadzili go do Londynu, gdzie przekona się, jak ciężko być artystą. Wystarczy uruchomić kilka kontaktów w przemyśle muzycznym, żeby wszyscy uznali go za zgniłe jajo. Nawet nie masz pojęcia, gdzie sięgają moje ręce. Odpowiedź brzmi bardzo daleko. Dlatego jako kochająca siostra zapewne wybierzesz opcję numer jeden. – Jesteś... jesteś... – Tak, tak. Dobrze wiem, co o mnie myślisz. Za dziesięć minut widzimy się na zewnątrz. Jeśli nie przyjdziesz dobrowolnie, siłą wyciągnę cię z domu. No, nie krzyw się tak. Przecież do poniedziałku odstawię cię z powrotem w jednym kawałku, a twoje konto będzie pękało wówczas w szwach. Później nie spotkasz mnie nigdy więcej.

ROZDZIAŁ DRUGI – Nie mogę uwierzyć, że posunąłeś się do szantażu – powiedziała, stając obok niego przed drzwiami frontowymi, z torbą w ręku. – Tak bym tego nie nazwał. Po prostu mam dar przekonywania – odparł Luiz, odpychając się od ściany, o którą si? opierał. Jednocześnie próbował obliczyć, ile dni nie będzie go w pracy, i przygotować się do rozmowy z Chloe Bern, z którą miał się spotkać na kolację dzień później. Oczywiście odwołana randka nie stanowiła większego problemu. Już wcześniej zrozumiał, że najwyższy czas zakończyć ten związek. Powiedział nawet o tym Chloe podczas ostatniego spotkania, ale ona nie przyjęła tego do wiadomości i postanowiła umówić się z nim raz jeszcze. Aggie prychnęła drwiąco. Czuła się jak zwierzę schwytane w sidła. Wiedziała, że nie ma szans na ucieczkę. Dla dobra brata musiała przystać na warunki Luiza. Ruszyła więc za nim w kierunku luksusowego wozu, który wyglądał groteskowo wśród starych, poobijanych gratów. – Śmiało, zaczynaj – odezwał się Luiz, gdy tylko wsiedli do samochodu. – Powiedz, że ta zabawka to zbędny wydatek kogoś, kto ma więcej pieniędzy niż rozsądku. – Chyba czytasz mi w myślach – rzuciła sarkastycznie. – Nie. Po prostu wyciągam wnioski na podstawie naszych wcześniejszych rozmów. Silnik zaryczał głośno. – Masz świetną pamięć – skomentowała oschle, wiercąc się nerwowo na fotelu. – Zgadza się. Dlatego jestem przekonany, że nigdy nie wspomniałaś o tej norze, którą wynajmujesz. – Spojrzał na nią z ukosa. – Myślę też, że twój brat nie ma zbyt dużego wkładu w rodzinne finanse. Natychmiast zaczął się zastanawiać, kto zapłacił za romantyczną podróż zakochanych, skoro Aggie ledwie wiązała koniec z końcem, a Mark zarabiał jeszcze mniej. Zaciskając zęby, pomyślał o pieniądzach, które Maria wydawała na zachcianki swojego chłopaka. – Pomaga mi, jak może, chociaż to niewiele. Ale nie mam mu tego za złe. – Wspaniała z ciebie siostra. Niewielu ludzi godziłoby się utrzymywać dorosłego faceta, który z powodzeniem mógłby sam o siebie zadbać. – Skoro miał okazję, Luiz zamierzał dowiedzieć się jak najwięcej o partnerze swojej

siostrzenicy. – Zatem... Mark koncertuje w barze, a wcześniej występował z zespołem. Powiedz mi prawdę, Agatho. Nie masz nic do stracenia. Aggie wzruszyła ramionami. – Właściwie to on pracuje w barze, a co kilka tygodni daje występ. Pisze świetne teksty. Ma prawdziwy talent. Oczywiście nie musisz mi wierzyć... – Po tym wszystkim, co od ciebie usłyszałem, nie mam powodu, by obdarzyć cię zaufaniem. – Często pracuje nad nowymi utworami do późna w nocy – kontynuowała, jakby w ogóle nie usłyszała jego kąśliwej uwagi. – Każdy z nich dopracowuje do perfekcji. Luiz zaczął rozumieć, dlaczego Maria zakochała się w Marku. Przystojny muzyk bez grosza przy duszy i z głową pełną marzeń z łatwością mógł rozpalić jej serce. Wcześniej spotykała się jedynie z bogatymi chłopakami pracującymi w rodzinnych firmach. Pewnie wszyscy byli do siebie bardzo podobni. Z kolei grajek z gitarą przewieszoną przez ramię, serwujący drinki za barem, musiał stanowić miłą odmianę. Jednak był także zagrożeniem. Nie nadawał się dla takiej dziewczyny jak Maria. Nic więc dziwnego, że oboje kłamali w tej sprawie. Pogrążony w myślach Luiz skręcił w boczną ulicę, żeby ominąć korek. Wkrótce zaparkował na terenie eleganckiego osiedla domów w stylu wiktoriańskim. Aggie nie mogła uwierzyć własnym oczom. Nigdy wcześniej nie widziała takiego przepychu. Oczywiście nie dało się ukryć, że torebki Marii musiały kosztować małą fortunę, ale mimo wszystko nie podejrzewała, że dziewczyna pochodzi z tak zamożnej rodziny. Dotąd życie sławnych i bogatych znała wyłącznie z gazet, jeśli nie liczyć sporadycznych wyjść do drogich restauracji, na które zapraszał ich Luiz. Dlatego dopiero widok jego domu uzmysłowił jej, jak wielka przepaść dzieliła ich światy. W ułamku sekundy pojęła, dlaczego matka Marii poprosiła Luiza, by ten miał oko na młodą dziewczynę. Musiała przyznać, choć niechętnie, że zamożne rodzeństwo mogło mieć powody do obaw. Nie zmieniało to jednak faktu, że Luiz źle ocenił zarówno ją samą, jak i Marka. – Zamierzasz wysiąść? – Luiz pochylił się, żeby zajrzeć do wnętrza samochodu, – Czy będziesz dalej się tak gapić? – Wcale się nie gapię! Zatrzasnąwszy za sobą drzwi, Aggie ruszyła w ślad za nim. Już za drzwiami zaparło jej dech. Wszystko, na co spojrzała, było zachwycające, począwszy od

marmurowych podłóg i ścian zdobionych pięknymi malowidłami,, a skończywszy na imponujących rozmiarów klatce schodowej. Luiz wszedł i skręcił w prawo. Aggie bez wahania zrobiła to samo. W ogóle na nią nie patrzył; właściwie zachowywał się tak, jakby był sam. Zdjął płaszcz, po czym podszedł do telefonu i włączył wiadomości nagrane na automatycznej sekretarce. Słuchając w skupieniu, poluzował krawat. Skoro ją ignorował, bez skrępowania powiodła wzrokiem po przestronnym pokoju. Marmurowe podłogi doskonale komponowały się z meblami obitymi jasną skórą i aksamitnymi zasłonami sięgającymi podłogi. W pewnej chwili jej uwagę zwrócił kobiecy głos płynący z głośnika. Jakaś kobieta przypominała Luizowi o spotkaniu, które miało się odbyć następnego dnia. Wtedy Aggie uzmysłowiła sobie, jak niewiele wie o tym mężczyźnie. Sam rzadko o sobie opowiadał, a od Marii dowiedziała się tylko tyle, że cała rodzina niecierpliwie wyczekuje dnia, w którym Luiz się ustatkuje i ożeni. Zerknęła na niego ukradkiem i spróbowała wyobrazić sobie kobietę, do której należał niski, seksowny głos. – Wezmę prysznic. Będę za dziesięć minut. Aggie natychmiast wróciła do rzeczywistości. Poczuła, że się czerwieni. – Czuj się jak u siebie w domu – rzucił oschle Luiz, zanim wyszedł. Chociaż potraktowała jego zaproszenie jak obelgę, ostatecznie ciekawość wzięła górę. Już po chwili zachowywała się jak dziecko w sklepie z cukierkami. Podnosiła kolejne przedmioty i oglądała je uważnie. Znalazła przepiękną figurkę z brązu przedstawiającą dwa gepardy, a potem poddała oględzinom chińskie wazy wyglądające na antyki. – Podoba ci się? – zapytał Luiz, wkradając się w jej myśli, gdy bez uprzedzenia wszedł do pokoju. – Nigdy wcześniej nie byłam w takim miejscu – powiedziała na swoją obronę. Chrząknęła cicho, gdy poczuła suchość w ustach. Dotąd widywała go ubranego wyłącznie w oficjalny garnitur, a w czarnych dżinsach i szarym swetrze Luiz wyglądał niezwykle seksownie. – To tylko dom, nie muzeum. Lepiej już chodźmy. – Gasząc światło, wyjął komórkę i wybrał numer kierowcy, którego następnie poprosił o podstawienie samochodu przed dom. – Ja mieszkam w domu – odezwała się cicho Aggie, gdy tylko zamknęli za sobą drzwi. – Nie żartuj. Ty mieszkasz w ruderze. Jej właściciela powinno się rozstrzelać za pobieranie opłat za wynajem. Na pewno widziałaś te popękane ściany i

odpadający z sufitu tynk. Jestem pewien, że dach zacznie wkrótce przeciekać. Aggie wbiła wzrok w czarny samochód terenowy zatrzymujący się naprzeciwko nich. – Niestety nic z tym nie zrobię – rzuciła ponuro, zajmując miejsce pasażera. – I tak tego nie zrozumiesz... Żyjemy w różnych światach. – Pomyśl tylko, jaki lokal mogłabyś kupić za pieniądze, które ci proponuję. – Przekręcił kluczyk i ruszył. – Uroczy domek w przyzwoitej dzielnicy... Ze ślicznym ogródkiem... Chyba wspomniałaś, że lubisz ogrodnictwo, chociaż nie mam pewności, czy nie kłamałaś. – To prawda! Ale myśl, co chcesz. I nie interesują mnie pieniądze. Nie wezmę od ciebie ani pensa. – Możesz uznać mnie za cynika, ale nie poznałem jeszcze człowieka, którego nie interesowałyby pieniądze. Podobno szczęścia nie kupisz, a najlepsze rzeczy w życiu są za darmo, ale moim zdaniem to tylko utarte frazesy. – Ta rozmowa prowadzi nas donikąd. – Aggie wyjrzała przez okno. Przez chwilę przyglądała się światłom, ludziom, budynkom. W końcu dodała – Powiedz, dlaczego tak długo zwlekałeś. Czemu nie zakończyłeś tego na samym początku? – Bo nie o to zostałem poproszony. Miałem jedynie poznać twojego brata i, jak się później okazało, także ciebie, ponieważ jesteście nierozłączni. – Nie przyznał, że polubił ich towarzystwo. Z przyjemnością przysłuchiwał się ich rozmowom o kinie albo muzyce. Bawiły go także kąśliwe komentarze Aggie, która nie przepuściła żadnej okazji, żeby mu dopiec. To była miła odmiana po tysiącach spotkań z ludźmi, którzy pragnęli mu się przypodobać i bali się wyrażać własne opinie w jego towarzystwie. – Nie jesteśmy nierozłączni! Jesteśmy sobie bliscy, ponieważ... – Wcześnie straciliście rodziców? – Tak – przyznała niechętnie. Wspomniała mu o tym podczas ich pierwszego spotkania, więc nie mogła się teraz wycofać. – No tak... A wracając do tematu, uważam, że moja siostra wyolbrzymia całą sprawę. Maria taka już jest. Ma talent do przesady. – Jakoś nie mogę uwierzyć, że wykonujesz polecenia siostry. – Nie poznałaś Luisy ani moich pozostałych sióstr. Gdybyś to zrobiła, nie poddawałabyś tego w wątpliwość. – Roześmiał się głośno. – Jakie one są? – Wszystkie starsze ode mnie i bardzo despotyczne. – Uśmiechnął się półgębkiem. – Łatwiej im ulec, niż się przeciwstawić. Mój ojciec i ja nauczyliśmy się tego bardzo szybko, skoro mieszkaliśmy pod jednym dachem z

sześcioma kobietami. Łatwiej byłoby zażegnać kryzys na Bliskim Wschodzie, niż zapanować nad tym stadkiem. Aggie poczuła się nieswojo. Zawsze tak było, gdy Luiz odsłaniał swoje ludzkie oblicze. Zdarzały się momenty, podczas których zapominała nawet, jak bardzo go nie lubi. Śmiała się z jego kiepskich dowcipów i z zaciekawieniem słuchała niezwykłych anegdot. Nie mogła odmówić mu inteligencji i ogromnego uroku. – Przypadkowo usłyszałam jedną z wiadomości, które odsłuchiwałeś – powiedziała, żeby zmienić temat i odsunąć od siebie dziwne myśli. – Do czego zmierzasz? – Pewnie żałujesz, że musiałeś opuścić Londyn. Ominie cię jutrzejsza randka. Luiz się spiął. – Moje życie prywatne nie powinno cię interesować, Agatho. – Dlaczego? Ciebie bardzo interesuje moje. – Nie uważasz, że to trochę inna sytuacja? To nie ja próbuję omotać młodą dziewczynę. – Jesteś taki... ograniczony! Dla twojej wiadomości, to Maria zaczęła podrywać Marka pierwsza. – Daruj sobie. – To prawda. Mark występował w jednym z barów, a ona przyszła go posłuchać. Później podeszła do niego, przedstawiła się, dała mu swój numer telefonu i poprosiła, żeby zadzwonił. – Ciężko mi w to uwierzyć, ale przyjmijmy na moment, że mówisz prawdę. Tak czy inaczej, finał jest taki sam. Spadkobierczyni fortuny z wysoką pozycją społeczną to łakomy kąsek dla takiego chłopaka. Luiz włączył radio i wybrał kanał informacyjny. Londyn sparaliżowały korki. Co gorsza, zapowiadano obfite opady śniegu. Znużona Aggie zamknęła oczy i oparła głowę o zagłówek. Nie miała siły wciąż tłumaczyć tego samego na nowo, zwłaszcza że przypominało to walenie głową w mur. Ze snu wyrwał ją niski, stanowczy głos Luiza. Nie miała pojęcia, jak długo spała ani jak w ogóle udało jej się zdrzemnąć, kiedy głowę zaprzątało jej tyle myśli. Spojrzała na swojego towarzysza podróży. Miał spiętą twarz i sprawiał wrażenie zirytowanego. Najwyraźniej rozmowa, którą właśnie odbywał, nie była mu w smak. W pewnej chwili ze słuchawki dał się słyszeć piskliwy, histeryczny głos. Aggie natychmiast go rozpoznała. Należał do kobiety, z którą Luiz miał się spotkać w sobotni wieczór. i \

– Nie zamierzam teraz o tym dyskutować – powiedział Luiz znużonym głosem. – Nie waż się rozłączyć! – wrzasnęła kobieta. – Jeśli to zrobisz, nie przestanę do ciebie wydzwaniać. Zasługuję na coś więcej niż to! – I właśnie dlatego powinnaś być mi wdzięczna za to, że zakończyłem nasz związek, Chloe. Zasługujesz na kogoś lepszego. Aggie przewróciła oczami. Dlaczego faceci zawsze muszą używać tego wyświechtanego tekstu? Zerknęła z ukosa na Luiza. Wydawał się wzburzony i rozgniewany. Nigdy wcześniej nie widziała go w takim stanie. Zwykle bił od niego niezmącony spokój. Właściwie już zaczynała przypuszczać, że nic nie mogło wytrącić go z równowagi. Kilka minut później wyłączył telefon i spojrzał na nią przelotnie. – Mów – rzucił wściekle. – Jestem pewien, że chcesz skomentować rozmowę, której niestety musiałaś być świadkiem. Kiedy wcześniej próbowała poznać szczegóły z jego życia, nie sądziła, że rozmowa zabrnie tak daleko. Poczuła się skrępowana. – Bardzo mi przykro, że właśnie się z kimś rozstałeś – szepnęła po chwili. – Takie chwile zawsze są bolesne, zwłaszcza gdy człowiek zdążył się zaangażować. Ale to twoja sprawa, więc nie będę się nad tym rozwodzić. – Jak to ładnie z twojej strony – rzucił z przekąsem. – Słucham? – Te życzliwe słowa mają mnie podnieść na duchu. Nie wiem, jak bym sobie poradził, gdyby nie ty. – O czym ty mówisz? – zapytała zdezorientowana Aggie, spoglądając na niego. – Nie umieram z powodu złamanego serca – zapewnił z uśmiechem. – Gdybyś słuchała uważniej, zorientowałabyś się, że to ja zakończyłem ten związek. – Wiem o tym, ale to wcale nie oznacza, że nie cierpisz. – Wiesz o tym z doświadczenia? – Tak. – To dlaczego rzuciłaś tego biednego faceta? Nie był w stanie znieść twojego uporu i zamiłowania do kłótni? – Nie jestem uparta ani kłótliwa! – Aggie zagotowała się ze złości. – Nie mogę się z tobą zgodzić. – Jesteś jedyną osobą, z którą się kłócę! I to tylko dlatego, że zarzucasz mi kłamstwa i spiski mające na celu uszczknięcie posagu twojej siostrzenicy! – Daj spokój. Odkąd cię poznałem, nic tylko się ze mną sprzeczasz.

Komentujesz każdą restaurację, do której was zapraszam, krytykujesz bogatych ludzi, którzy twoim zdaniem sądzą, że mogą rządzić światem za pomocą książeczki czekowej... Robisz wszystko, by przekonać mnie, że gardzisz bogactwem. Ale ja przejrzałem twoją grę... Odłóżmy ten temat na bok. Teraz bardziej interesuje mnie, czym zawinił sobie mężczyzna, z którym się spotykałaś. – Skoro musisz wiedzieć, Stu zrobił się bardzo zaborczy i zaczął uważać, że może mieć mnie na własność – powiedziała Aggie, żeby zamknąć mu usta. – Czyli jednak coś nas łączy. – Mianowicie? – Chloe przeszła od uprzejmych próśb do napastliwych żądań w rekordowym tempie. – W końcu udało im się wyjechać z Londynu, ale ponieważ padał gęsty śnieg, Luiz uznał, że albo spędzi całą noc za kółkiem, albo zatrzymają się gdzieś w hotelu. – Nie wynikłoby z tego nic dobrego. Zerknął na Aggie i kolejny raz pomyślał o jej niezwykłej urodzie. Mężczyźni musieli tracić dla niej głowę. Ciekawe, jak szybko przekonywali się, że ta anielska powłoka skrywała prawdziwe diabelski charakter. Był przekonany, że przekręt, który planowała wspólnie z bratem, w całości zaplanowała właśnie ona. Szybko poznał się na jej inteligencji i błyskotliwości. Często prowadził z nią interesujące rozmowy, co stanowiło miłą odmianę, jako że zwykle spotykał się z kobietami, które nie miały wiele ciekawego do powiedzenia. Każda jego partnerka wyglądała i zachowywała się tak samo. Każda pochodziła z dobrej rodziny, miała wysoką pozycję społeczną i sławnych przodków. Dlatego w wieku trzydziestu trzech lat nadal był kawalerem. Przez całe życie musiał dbać o reputację rodziny Montes, więc umawiał się wyłącznie z odpowiednimi kobietami. W świecie pełnym chciwości i żądzy władzy nie mógł zachowywać się jak niebieski ptak. Miało to jednak swoje konsekwencje. W przeciwieństwie do sióstr nie założył jeszcze rodziny i nic nie wskazywało na to, że to się zmieni. – Mam przez to rozumieć, że w chwili gdy druga strona zaczyna się angażować, ty dajesz nogę? – Mam taką zasadę, że nigdy nie składam obietnic, których nie mogę spełnić – poinformował ją oschle. – Zawsze jestem szczery wobec kobiet, z którymi się spotykam. Od razu informuję je, że nie zamierzam się wiązać na dłużej. Niestety, Chloe uznała, że z czasem reguły gry mogły ulec zmianie. Oczywiście powinienem był wcześniej zorientować się w sytuacji. – Jego monolog brzmiał tak, jakby mówił głównie do siebie. – Trzeba jednak przyznać, że Chloe jest niezwykle piękna.

– I tylko dlatego się z nią spotykałeś? – Rzeczywiście zaczęło się od fizycznej fascynacji. – Jakie to płytkie! Luiz zaśmiał się, spoglądając na nią. – Tylko mi nie mów, że nie lubisz seksu – rzucił zaczepnie. Aggie spłonęła rumieńcem, a jej serce zaczęło walić młotem. – Nic ci do tego! – Wiem, że nie wszystkie kobiety go lubią – kontynuował Luiz. Zamierzał do maksimum wykorzystać czas spędzony razem i dowiedzieć się wszystkiego, co pomoże mu przejrzeć grę rodzeństwa zaprzyjaźnionego z jego siostrzenicą. Poza tym skoro i tak mieli spędzić kolejne godziny w ciasnej przestrzeni samochodu, to co innego miał do roboty? – To dotyczy także ciebie? – Uważam, że seks nie jest najważniejszą rzeczą w związku. – Jestem przekonany, że zmieniłabyś zdanie, gdybyś spędziła noc z wytrawnym kochankiem. – Wątpię – wydusiła z trudem. – Mam nadzieję, że ta rozmowa cię nie krępuje... – Nie jestem zawstydzona. Po prostu nie chcę o tym rozmawiać. – Bo? – Bo nie chcę tutaj być. Bo zmusiłeś mnie do tej podróży tylko po to, żeby dorwać mojego brata i zakazać mu spotkań z Marią. Bo wydaje ci się, że możesz nas kupić! – No dobrze. Dajmy temu spokój. – Luiz włączył wycieraczki. – Chwilowo jesteśmy na siebie skazani, więc nie możemy się ciągle kłócić. Poza tym wszystko wskazuje na to, że ta wycieczka potrwa nieco dłużej, niż zakładałem. – Jak to? – Na drodze panuje wzmożony ruch, a pogoda raczej nie poprawi się w najbliższym czasie. Mogę prowadzić jeszcze przez godzinę, a potem będziemy musieli zrobić przerwę. W związku z tym mam dla ciebie zadanie. Wypatruj hotelu, w którym będziemy mogli spędzić noc.

ROZDZIAŁ TRZECI W końcu Aggie skorzystała z telefonu Luiza, żeby poszukać w internecie miejsca na nocleg. – Nie rozumiem, dlaczego ludzie w ogóle opuszczają Londyn. To prawdziwe pustkowie – mruknął pod nosem zirytowany Luiz. – Udało ci się coś znaleźć? – zapytał, manewrując samochodem po oblodzonej nawierzchni. – Muszę cię rozczarować. W pobliżu nie ma luksusowych hoteli. Udało mi się jednak znaleźć motel, który zbiera niezłe recenzje. Będziemy musieli nadłożyć drogi, ale to jedyne takie miejsce w okolicy. – Podaj adres. – Wpisał właściwe dane do systemu nawigacji, po czym nieco się odprężył na myśl o zasłużonym odpoczynku. – Przeczytaj, co napisali o tym miejscu. – Czy nikt nie zwrócił ci nigdy uwagi, że zwracasz się do wszystkich jak do służby? Skąd pomysł, że każdy będzie skakał, jak mu zagrasz? – Nie mamy na to czasu. Skoro prędzej czy później zrobisz, o co proszę, możemy oszczędzić sobie złośliwych komentarzy. Aggie wykrzywiła twarz w grymasie. – W motelu znajduje się pięć pokoi, z czego dwa mają własne łazienki. W cenę noclegu wliczone jest śniadanie. Rozumiem, że informacja o pięknym ogrodzie cię nie interesuje, zważywszy na pogodę za oknem. – Naprawdę nie ma tu niczego lepszego? – Jesteśmy na wsi – skwitowała Aggie, zdenerwowana faktem, że zupełnie ignorował jej słowa. – Możesz sobie pomarzyć o pięciogwiazdkowym hotelu. Śnieg zaczął padać tak szybko, że wycieraczki ledwo nadążały z odgarnianiem. Luiz ledwie widział rozpościerającą się przed nim drogę. – Mogę zrozumieć, że mnie nie lubisz – odezwał się po chwili. – Ale dlaczego tak bardzo drażni cię wszystko, co jest przejawem luksusu? Już podczas naszego pierwszego spotkania dałaś mi jasno do zrozumienia, że chodzenie do drogich restauracji to bezsensowny zbytek, kiedy tylu ludzi na świecie głoduje. Nie zamierzam odbywać tej rozmowy jeszcze raz, zwłaszcza że całą uwagę powinienem skupić na prowadzeniu w tych koszmarnych warunkach. Lepiej zacznij się rozglądać za jakimś drogowskazem. – Chętnie bym cię zastąpiła, ale nie mam prawa jazdy – odparła zawstydzona swoim zachowaniem. – Nie poprosiłbym cię o to, nawet gdybyś je miała.

– Ponieważ nie można narażać kobiet na takie niedogodności? – Ponieważ mógłbym nie wytrzymać tego nerwowo. Aggie z trudem powstrzymała się od śmiechu. – Zawsze musisz wszystko kontrolować? – Lubię mieć kontrolę nad własnym życiem. – Luiz zwolnił nieco. W takich warunkach nawet napęd na cztery koła i potężny silnik mogły nie uchronić go przed kolizją. – To wstęp do analizy, którą zamierzasz na mnie przeprowadzić? – Nawet nie przyszło mi to do głowy! – W rzeczywistości była ogromnie ciekawa, co skrywał umysł tego zagadkowego człowieka. – I tak byś nie zdążyła. Dotarliśmy na miejsce. Powoli przemierzali drogę prowadzącą przez zasypaną śniegiem wieś. Minęli kilka sklepów i nieduże, choć zadbane domy. Motel mieścił się w niepozornym budynku, który łatwo by przeoczyli, gdyby nie szyld kołyszący się na wietrze. Wszędzie było ciemno, cicho i pusto. Zrezygnowany Luiz zaparkował pod wejściem i wyłączył silnik. – Cudowne miejsce – zachwyciła się Aggie, podziwiając fasadę z żółtego kamienia i okna witrażowe. – Słucham? Na pewno patrzymy na to samo? – Ogród zasypany śniegiem wygląda bajkowo. Po tym oświadczeniu otworzyła drzwi samochodu, wysiadła, rozłożyła szeroko ręce i odchyliła głowę do tyłu w taki sposób, że płatki śniegu padały jej prosto na twarz. Na ten widok Luiz zamarł bez ruchu. Pomyślał, że Aggie wygląda bardzo młodo, bezbronnie i niewinnie. Po chwili pokręcił głową, ganiąc się za tę chwilę słabości, po czym zaczął wyciągać torby z bagażnika. Świat był pełen pięknych kobiet gotowych rzucić wszystko, byle tylko zyskać jego zainteresowanie. Dlaczego więc miałby interesować się kłótliwą blondynką? W skupieniu zamknął samochód i schylił się, żeby podnieść torby z ziemi, gdy nagle poczuł dość mocne uderzenie. Zaskoczony spojrzał na Aggie, która z uśmiechem otrzepywała rękawiczki ze śniegu. Wtedy zrozumiał, że rzuciła w niego śnieżką. – Niezły rzut! – krzyknął, szykując się na rewanż. Po chwili trafił ją w sam środek klatki piersiowej. Aggie nie pozostała mu dłużna. Wymiana ognia trwała kilka minut, zanim Luiz ruszył w jej stronę. Zaniepokojona patrzyła, co zrobi. – Masz celne oko – pochwalił z uśmiechem. W jednej chwili ostre rysy jego twarzy złagodniały i nadały mu niezwykle seksowny wygląd. Na ten widok ugięły się pod nią nogi, a oddech uwiązł jej w gardle.

– Ty też – wydusiła z trudem. – Gdzie nauczyłeś się tak rzucać? – W szkole z internatem. Byłem kapitanem drużyny krykieta. Nikt nie serwował lepiej ode mnie – Luiz nacisnął dzwonek, nie odrywając wzroku od twarzy Aggie. – Myślałaś, że ci nie oddam? – Właściwie to tak – przyznała. – A ty gdzie zdobyłaś takie umiejętności? Trafiłaś mnie z trzydziestu metrów pomimo ograniczonej widoczności. Aggie spróbowała zebrać myśli. – Dorastaliśmy z Markiem na północy, gdzie często padał śnieg. Lepiliśmy bałwany i rzucaliśmy się śnieżkami z innymi wychowankami domu dziecka. Żałowała, że w porę nie ugryzła się w język. Dlaczego mu o tym powiedziała? Po co była jej ta chwila szczerości? Na szczęście nie musiała kontynuować tematu, ponieważ wkrótce drzwi motelu otworzyła sympatyczna kobieta w średnim wieku. Okazało się, że spośród pięciu pokoi aż cztery są wolne, niestety tylko jeden z osobną łazienką. Aggie natychmiast pomyślała, że odstąpi wygodniejszą kwaterę Luizowi, ale on oświadczył, że to ona może ją zająć, pod warunkiem że będzie mógł wziąć u niej prysznic. Jednak gdy miła właścicielka z dumą oprowadzała ich po skromnym motelu, irytacja Luiza stała się niemal namacalna. Przewrócił oczami na wzmiankę o telewizorze z kablówką, a potem z niezadowoleniem ściągnął brwi, gdy dowiedział się, że na kolację może zjeść tylko kanapki. Z kolei zachwycona Aggie weszła raźnym krokiem do uroczego pokoju, po czym skinęła głową, gdy Luiz poinformował, że będzie czekał na nią za dziesięć minut w salonie. Nie zostało jej wiele czasu, zostawiła więc torbę nierozpakowaną i ruszyła na dół. Jeszcze zanim go ujrzała, usłyszała Luiza, a po chwili śmiech gospodyni. Gdy podeszła bliżej, usłyszała historię, która ogromnie ją zdumiała. Luiz utrzymywał bowiem, że jechali w odwiedziny do krewnych, ale z powodu intensywnych opadów śniegu postanowili zatrzymać się na noc. Dodał także, że zamierzali podróżować pociągiem, ale jak na złość rozpoczął się strajk. Na koniec oświadczył, że dobrze się stało, ponieważ mieli szczęście trafić do takiego uroczego zakątka, i zapytał, czy mogliby dostać butelkę schłodzonego wina do kolacji. Gdy tylko starsza pani się oddaliła, Aggie zajęła jej miejsce u boku Luiza. – Więc... – zaczął przeciągle, spoglądając na nią. – Jak brzmi dalsza część prawdziwej historii twojego życia? Zamierzaliście z bratem ukrywać przede mną informacje o tym, gdzie dorastaliście?

– Nie wstydzę się tego... – Westchnęła, przeczesując włosy palcami i natychmiast pomyślała o zamówionym winie. Potrzebowała alkoholu, żeby przebrnąć przez tę rozmowę. Dlatego z wdzięcznością przyjęła pełen kieliszek. – Czego się nie wstydzisz? – kontynuował Luiz. – Ukrywania prawdy? – To nie ma nic wspólnego z ukrywaniem prawdy. Po prostu nie chciałam rozmawiać z tobą na podobne tematy. – Dlaczego? – A jak myślisz? – Rzuciła mu ostre spojrzenie i wypiła wino. Luiz natychmiast sięgnął po butelkę, uzupełnił zawartość kieliszków, po czym uważnie przyjrzał się swojej towarzyszce. Wciąż musiał sobie przypominać, że to nie randka. Ilekroć spoglądał w te ogromne niebieskie oczy, tylekroć się w nich zatracał. To pewnie dlatego zbyt często zbaczał na zbyt osobiste tematy. – Chcę to usłyszeć od ciebie. – Ludzie bardzo łatwo osądzaj ą innych – mruknęła Aggie na swoją obronę. – Kiedy tylko wspomnisz, że wychowałeś się w domu dziecka, zaczynają się od ciebie odwracać. Nie zrozumiesz tego. Jak byś mógł? Zawsze wiodłeś życie, o jakim my mogliśmy tylko pomarzyć. Otoczony luksusem, z kochającą rodziną u boku. To zupełnie inny świat. – Potrafię użyć wyobraźni – rzucił opryskliwie. – Ale to kolejne działo, które możesz wytoczyć przeciwko nam... i kolejny gwóźdź do trumny. Oczywiście miała rację, ale Luiz był bardzo ciekaw, jakie jeszcze sekrety przed nim ukrywała. Pochłonięty rozmową ledwie zauważył, gdy właścicielka motelu postawiła przed nim talerz z kanapkami, wielką miskę z sałatką i kolejną butelkę wybornego wina. – Ty uczyłeś się w szkole z internatem. Ja chodziłam do publicznej placówki, gdzie wciąż szydzono ze mnie tylko dlatego, że wychowywałam się w domu dziecka. Najgorsze były jednak większe imprezy sportowe, kiedy to dzieciaki przyprowadzały swoje rodziny. Mnie nikt nie kibicował, chociaż udawałam, że jest inaczej. Myślę, że Mark radził sobie z tym jeszcze gorzej. Był bardzo wrażliwym dzieckiem. – Teraz rozumiem, dlaczego jesteście ze sobą tak zżyci. Oboje wasi rodzice nie żyją? – Tak. – Wypiła jeszcze trochę wina, by dodać sobie odwagi, chociaż wiedziała, że może zapłacić za to bólem głowy. – To znaczy, nie do końca... – Jak ktoś może być nie do końca martwy? Czy możesz wyrazić się jaśniej? Aggie postanowiła zdobyć się na absolutną szczerość. Miała dość

żonglowania półprawdami. Skoro już zaczęła opowiadać mu o przeszłości, równie dobrze mogła skończyć tę historię, nawet jeśli Luiz później wykorzysta ją przeciwko niej albo Markowi. W ogóle żałowała, że dała się namówić młodym na wzięcie udziału w tej maskaradzie. Na samym początku powinna była stanowczo odmówić, zamiast grać na ich warunkach. Z drugiej strony zawsze starała się ze wszystkich sił chronić brata. A skoro zakochał się pierwszy raz w życiu, nie chciała rujnować jego szczęścia. Istotnie zwodziła Luiza, ale wyłącznie ze szlachetnych pobudek. – Nie znam mojego ojca – przyznała niechętnie. – Zostawił mamę zaraz po moich narodzinach. Później pojawił się w jej życiu jeszcze kilka razy, żeby ostatecznie zapaść się pod ziemię, gdy na świat przyszedł Mark. – Opuścił was... – Założę się, że nie masz bladego pojęcia, o czym mówię. – Trudno mi zrozumieć, jak mężczyzna może porzucić własną rodzinę. Kiedy pomyślę o swoim ojcu... – Szczęściarz z ciebie. – Aggie uśmiechnęła się słabo. – Zapewniam cię, że moje życie nie zawsze było idealne – dodał pospiesznie Luiz. – Ale dość o mnie. Mów dalej. Aggie chciała zapytać, co rozumiał przez „nieidealne życie”. Skoro miał kochającą rodzinę, nie mógł na nic narzekać. Nawet gdy popełniał błędy albo ponosił porażki, miał przy sobie ludzi, którzy zawsze służyli mu wsparciem i kochali go bez względu na wszystko. – Co jeszcze chcesz wiedzieć? Kiedy mama zmarła, miałam dziewięć lat. – Wbiła wzrok w ogień buzujący w kominku. Nie lubiła opowiadać o swojej przeszłości, ale czuła, że po tym wszystkim, co mu naopowiadała, jest mu to winna. Poza tym wiedziała, że czego by się o niej nie dowiedział, Luiz i tak będzie miał o niej złe zdanie. – Jak zmarła? – Naprawdę cię to obchodzi? – zapytała wolno, po czym westchnęła. – Zginęła w drodze do domu. Wracała z pobliskiego sklepu, w którym pracowała jako ekspedientka, gdy potrącił ją samochód. Nie mieliśmy krewnych, którzy mogliby nas przygarnąć, więc trafiliśmy do domu dziecka prowadzonego przez cudowne małżeństwo. Ci wspaniali ludzie pomogli nam przetrwać trudne chwilę. W zaistniałych okolicznościach nie mogliśmy liczyć na więcej. Tylko się teraz nade mną nie lituj, proszę – dodała na zakończenie. Pyszne kanapki nagle straciły smak i odniosła wrażenie, że gryzie trociny. – Przykro mi z powodu twojej mamy. – Dziękuję. To było tak dawno temu. – Uśmiechnęła się smutno. –

Przypuszczam, że to, co mówię, nie ma większego znaczenia, bo ty już dawno wyrobiłeś sobie o nas zdanie. Nigdy nawet nie chciałeś nas poznać. Zapraszałeś nas na te wszystkie kolacje tylko po to, żeby nas przemaglować. Zazwyczaj Luiz nie przejmował się zdaniem innych ludzi. Dzięki temu niejednokrotnie udawało mu się wybrnąć z trudnych sytuacji. Nigdy nie marnował czasu na owijanie w bawełnę i bez ogródek mówił, co myśli. Tym razem jednak ogarnął go wstyd na wspomnienie wszystkich bezpośrednich pytań, którymi obsypywał rodzeństwo przy każdej nadarzającej się okazji. Nie zachowywał się agresywnie, ale nie ukrywał także powodu swojego zainteresowania. Poza tym Aggie od razu wyczuła jego zamiary. Czy mógł ją więc winić za to, że nie była z nim szczera i często unikała odpowiedzi? Niespodziewanie ogarnął go podziw dla tej drobnej kobiety. Musiał przyznać, że jak na kogoś, kto dorastał w tak trudnych warunkach, osiągnęła naprawdę dużo. To świadczyło o sile charakteru, której brakowało większości znanych mu kobiet. Skrzywił się na wspomnienie swoich byłych partnerek. Wszystkie potrafiły tylko pozować do zdjęć, chodzić na zakupy i czekać na bogatego księcia z bajki. Agatha bez wątpienia zasługiwała na większy szacunek niż one. – Gdzie znajdował się ten dom dziecka? – W Lake District – odparła, spoglądając w ciemne oczy Luiza, i natychmiast poczuła, że zaschło jej w gardle. – Czyli to podróż sentymentalna? – Uśmiechnął się do niej szeroko, wyciągając długie nogi. Dopiero teraz zauważył, że zdążyli opróżnić dwie butelki wina. – Dlaczego zdecydowałaś się na przeprowadzkę do Londynu? – zapytał leniwie. – Ty pierwszy. – Przejąłem kontrolę nad rodzinnym imperium. Otworzyliśmy filię w Londynie, więc uznałem, że to dla mnie idealne miejsce. Uczyłem się w angielskich szkołach, wiem, jak myślą tutejsi ludzie, znam obyczaje i tradycje tego kraju. – I nie tęsknisz za Brazylią? – Taka sytuacja mi odpowiada – odparł, spoglądając na Aggie. Gospodyni uprzątnęła stół i zaproponowała im kawę. Zważywszy na późną porę, była niezwykle sympatyczna. Nawet gdy Aggie przeprosiła za kłopot, starsza kobieta zapewniła, że najważniejszy jest dla niej komfort gości. Ostatecznie podziękowali jednak za kawę. Aggie była taka zmęczona, że słaniała się na nogach. Poza tym alkohol zdążył uderzyć jej do głowy i spotęgował senność. – Wyjdę na chwilę na zewnątrz. Chyba muszę się przewietrzyć.

– Zamierzasz wyjść na dwór w taką pogodę? – To nic takiego. W dzieciństwie miałam to na co dzień. Przywykłam. – Wstała, złapała równowagę i wzięła głęboki wdech. – Nie obchodzi mnie, czy wychowałaś się w dziczy Himalajów, czy na północy Anglii, nie wyjdziesz na dwór i kropka. Pogoda nie ma tu nic do rzeczy. Za dużo wypiłaś i możesz stracić przytomność. Spoglądając na niego gniewnie, Aggie chwyciła się blatu. Nieznośne zawroty głowy sugerowały, że Luiz ma rację. Mimo to nie zamierzała wykonywać jego poleceń. – Nie będziesz mi rozkazywał! Wzruszył ramionami. – I zamierzasz wyjść na dwór bez płaszcza, ponieważ przywykłaś do takiej pogody? – Oczywiście, że nie! – W takim razie mi ulżyło. – Wstał, chowając ręce do kieszeni spodni. – Zanim wyjdziesz, sprawdź, czy masz klucz. Wydaje mi się, że już wystarczająco nadużyliśmy gościnności naszej gospodyni, i nie widzę powodu, żeby budzić ją w środku nocy tylko dlatego, że miałaś ochotę pospacerować w śnieżycy. Kątem oka zauważył panią Bixby zmierzającą raźno w ich stronę. Ona także uznała pomysł Aggie za dość ryzykowny. Jednak gdy zaczęła tłumaczyć, dlaczego Aggie powinna zostać w czterech ścianach motelu, Luiz tylko pokręcił głową. – Jestem w stu procentach przekonany, że Agatha potrafi o siebie zadbać. Będzie jednak potrzebowała klucza, żeby wrócić. – Zakładam, że oczekujesz podziękowań – syknęła Aggie, szamocząc się z płaszczem chwilę później. Chociaż starała się mówić wyraźnie, język odmawiał jej posłuszeństwa. Co więcej poczuła nasilające się mdłości. – Za co? – Luiz odprowadził ją do drzwi. – Krzywo zapięłaś płaszcz. – Wskazał guziki, po czym z rozbawieniem obserwował, jak próbuje wsunąć je w odpowiednie szlufki. – Przestań się na mnie gapić! – Chcę się tylko upewnić, że jesteś ciepło ubrana. Jeśli zaczekasz, pójdę na górę po szalik. Może ci się przydać. – Nie trzeba – warknęła, z trudem powstrzymując mdłości. Gdy w pośpiechu opuściła motel, Luiz uśmiechnął się do pani Bixby. – Jeśli to nie kłopot, to posiedzę jeszcze trochę w jadalni. Będę mógł obserwować ją przez okno. I proszę się nie martwić; jeżeli nie wróci w ciągu pięciu minut, siłą sprowadzę ją z powrotem.