andgrus

  • Dokumenty12 974
  • Odsłony705 236
  • Obserwuję379
  • Rozmiar dokumentów20.8 GB
  • Ilość pobrań555 325

Winters Rebecca - Nie potrzebuję żony

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :695.0 KB
Rozszerzenie:pdf

Winters Rebecca - Nie potrzebuję żony.pdf

andgrus EBooki Autorzy alfabetycznie Litera W Winters Rebecca
Użytkownik andgrus wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 134 stron)

REBECCA WINTERS Nie potrzebuję żony

- 1 - ROZDZIAŁ PIERWSZY - Dzień dobry. Słuchaczy audycji „Rozmowy od serca" wita Max Jarvis. Jak zwykle rozmawiać będziemy o tym, co sądzicie o miłości, namiętności i wszystkim, co dotyczy odwiecznej zagadki, jaką jest związek dwojga ludzi. Przeczytałem dziś w jednej z gazet artykuł, który dał mi wiele do myślenia. Otóż według najnowszych badań ponad trzy czwarte zamężnych mieszkanek stanu Utah pracuje na pół etatu bądź w pełnym wymiarze godzin. Okazuje się również, iż podobna sytuacja panuje w całym kraju. Nie wiem, jak was, panowie, ale mnie bardzo zasmuciły te dane. Przecież nasza twarda, a nierzadko brutalna rzeczywistość nie jest najlepszym miejscem dla delikatnej, wrażliwej istoty, jaką jest kobieta. Gdzie podziały się żony, które, podczas gdy ich mężowie zarabiali na utrzymanie rodziny, opiekowały się domem, przyrządzały pożywne obiady i wychowywały dzieci? Które pocałunkiem witały swych zmęczonych ciężkim dniem małżonków? - Tego już za wiele! - warknęła Lacey West, parkując przed domem, należącym do jej siostry i szwagra. Valerie oraz Brad wyjechali służbowo na Daleki Wschód i Lacey zgodziła się opiekować domem pod ich nieobecność. Wyłączyła radio z postanowieniem, że gdy tylko zamknie za sobą drzwi mieszkania, natychmiast zadzwoni do stacji radiowej i powie Maxowi Jarvisowi, co o nim myśli. Owszem, był na swój sposób błyskotliwy i inteligentny, ale przybył zaledwie przed dwoma miesiącami z Zachodniego Wybrzeża, więc nie miał zielonego pojęcia o lokalnych problemach stanu Utah. Lacey musiała jednak przyznać, że miał jedną niezaprzeczalną zaletę, a mianowicie piękny, głęboki głos. Już parę razy miała ochotę przyczaić się przed wejściem do budynku siedziby radia, by sprawdzić, czy fizjonomia Maxa Jarvisa była równie ujmująca. RS

- 2 - Lacey miała swoją teorię na temat głosu. Jej zdaniem był on dużo ważniejszy niż twarz. Mogła na jego podstawie pokochać kogoś lub znienawidzić. Max Jarvis wraz ze swym głosem zajmował na jej specjalnej liście poczesne miejsce, tuż obok Pavarottiego i Timothy Daltona. Niewątpliwie wielu słuchaczy miało podobną opinię, gdyż od dwóch miesięcy audycja stała się niesłychanie popularna. Nie zmieniało to jednak faktu, że w oczach Lacey Max Jarvis był outsiderem, który nie powinien zabierać głosu w sprawach, o których nie miał najmniejszego pojęcia. Nie wiedział nic o problemach spowodowanych cyklicznymi powodziami wokół Great Salt Lake ani też o historii prokuratora generalnego, który w połowie kadencji zrzekł się swego stanowiska, by podjąć się lepiej płatnej pracy w przemyśle. I on sądził, że wie cokolwiek o Utah! A co do jego staroświeckich teorii na temat małżeństwa... Lacey otworzyła tylne drzwi domu i natychmiast została czule powitana przez George'a, tresowaną małpę kapucynkę, którą opiekowała się na prośbę swej przyjaciółki Lorraine. - Też się za tobą stęskniłam. - Poklepała George'a czule po głowie. - Chodź, zjemy coś. Umieram z głodu. Włączywszy w kuchni radio, zabrała się za przygotowywanie obiadu. Gdy surówka była już gotowa, Lacey sięgnęła po słuchawkę bezprzewodowego telefonu. Kilkanaście razy bezskutecznie wystukiwała numer stacji radiowej, bowiem linia była ciągle zajęta przez zwolenników przestarzałych poglądów Maxa Jarvisa. Kiedy się wreszcie dodzwoniła, poproszono ją, by zaczekała chwilkę. Zostały tylko trzy minuty do końca programu, więc było mało prawdopodobne, by znalazła się na antenie. George siedział w kącie kuchni i z apetytem zajadał swe ulubione warzywa i ziarna słonecznika, więc Lacey poszła za jego przykładem, wciąż RS

- 3 - jednak trzymając słuchawkę przy uchu. W końcu usłyszała charakterystyczne stuknięcie. - Witaj, Lorraine. Tu Max Jarvis. Ilekroć Lacey dzwoniła w jakiejś sprawie do rozgłośni radiowych, przedstawiała się zmyślonym imieniem, ponieważ nie chciała, by rozpoznał ją ktoś ze znajomych. Tym razem przedstawiła się producentowi audycji jako Lorraine. - Wiem, że to pan, poznaję - odparła niezbyt uprzejmie. - Jeszcze nigdy nie słyszałem twojego głosu, Lorraine. Zapewne dzwonisz do nas po raz pierwszy, prawda? Owo trafne spostrzeżenie zbiło ją z tropu. - Ciekawe, skąd pan to wie? - Ponieważ nie zapomniałbym takiego intrygująco niskiego głosu z lekką chrypką - wyjaśnił. - A więc miałem rację, że to twój pierwszy raz? - Istotnie, do pańskiego programu dzwonię po raz pierwszy, ale często zabieram głos w dyskusjach radiowych - powiedziała wyniośle. - Nawet nie masz pojęcia, jak mnie uszczęśliwiłaś - roześmiał się. - Właściciel stacji bardzo lubi, gdy dzwonią coraz to nowi słuchacze zainteresowani programem. Niestety, zostało już bardzo niewiele czasu... - Będę się streszczać - przerwała mu szorstko. - Jeśli chce pan wiedzieć, co stało się z delikatną, kruchą żoną, która urabiała sobie ręce po łokcie, sprzątając mieszkanko w oczekiwaniu na powrót ukochanego mężulka, proszę spytać o to jego dziewczynę. Tę, która nie miała zielonego pojęcia, że jest żonaty i marzyła, że pewnego pięknego dnia poprosi ją o rękę. Aż wreszcie odkryła, zbyt późno, niestety, iż płacił za ich kolacje i wyjścia do teatru pieniędzmi, przeznaczonymi na utrzymanie rodziny. To dlatego żona musiała pozostawić przytulny domek i znaleźć sobie pracę, by zarobić na siebie i dzieci! - Jesteś ową żoną czy dziewczyną? - szybko wtrącił Max Jarvis, gdy zrobiła przerwę dla zaczerpnięcia powietrza. RS

- 4 - Pytaniem tym dotknął najczulszego miejsca w sercu Lacey, więc w obawie, że jeszcze chwila, a powie zbyt wiele, odłożyła słuchawkę. Ciągle jeszcze nie mogła darować Perry'emu, że tak podle ją oszukał, nie wspominając ani słowem, iż ma żonę i dzieci. I pomyśleć, że była w nim do szaleństwa zakochana! - Drodzy słuchacze, Lorraine właśnie się rozłączyła. Bez wątpienia jej smutna opowieść poruszyła czułą strunę w sercach tych, którzy stracili zaufanie do swych najbliższych. Czyżby był to znak czasów? Czyżbyśmy znaleźli odpowiedź na pytanie, dlaczego tyle kobiet postanowiło podjąć pracę? Wszyscy bardzo ci współczujemy, Lorraine. Jeśli kiedyś będziesz miała ochotę opowiedzieć nam o swych doświadczeniach, zadzwoń. To tyle na dziś, do usłyszenia jutro, jak zwykle o piętnastej. - Max Jarvis zakończył audycję. Lacey, której policzki wciąż jeszcze pałały z gniewu, wstała od stołu i wyłączyła radio. Aby skierować myśli na inny tor, wzięła się za porządki w kuchni, a gdy skończyła, zajęła się dokumentami jednego z klientów, który właśnie otworzył filię swego biura w Idaho. Kiedy zegar wybił dziesiątą wieczorem, postanowiła, że wystarczy jej pracy jak na jeden dzień. Powędrowała więc do salonu, w którym George wcześniej oglądał telewizję, a teraz, jak się okazało, smacznie spał na kanapie. Lacey nie miała serca go budzić, toteż po cichu wyszła z pokoju i przygotowała sobie kąpiel. Już od kilku minut leżała w wannie pełnej gorącej wody i pachnącej piany, gdy w drzwiach łazienki pojawił się George. - Och, to ty? Myślałam, że śpisz - powitała go Lacey. - Stęskniłeś się za mną? Małpa wskoczyła na wiklinowy kosz na brudną bieliznę i przypatrywała się jej, przechylając głowę. - Czy mówiłam ci już, że jedziemy pojutrze do Idaho Falls? Tylko ty, ja i wielkie otwarte przestrzenie. Będziemy spać po drodze w samochodzie i w RS

- 5 - ogóle robić, co tylko zechcemy. Oczywiście musisz pamiętać, że to służbowy wyjazd, więc nie będziemy mogli się cały czas tylko zabawiać. George uśmiechnął się szeroko, ukazując równy rząd mocnych, żółtawych zębów. Lorraine, przyjaciółka Lacey, pracowała jako psycholog i przygotowywała zwierzątko do opieki nad osobami niepełnosprawnymi. George zatem świetnie dawał sobie radę z przeróżnymi czynnościami domowymi, które byłyby zbyt nużące lub skomplikowane dla niektórych osób. - A więc chcesz się teraz bawić, tak? - spytała ze śmiechem Lacey, kiedy jej podopieczny podszedł do wanny i zanurzył dłoń w wodzie. - Obawiam się, że nic z tego. Musisz poczekać, aż ja skończę. I nie patrz tak na mnie tymi wielkimi brązowymi oczami. Pozwól mi trochę odpocząć, potem będziesz mógł się bawić do woli. George wybiegł z łazienki, by po chwili powrócić ze swą ukochaną czerwoną piłeczką, którą natychmiast wrzucił do wody. - Jesteś niegrzeczny. - Lacey pogroziła mu żartobliwie. - Nie dostaniesz piłki aż do jutra rana. Możesz się dąsać, ile chcesz, nic to nie da - dodała, gdy zwierzę teatralnym gestem zasłoniło oczy dłońmi. George był jednak nie tylko zabawny, ale i posłuszny, toteż nie próbował wyłowić zabawki. - Wiesz co? Wcale nie jesteś aż tak włochaty, jak sądziłam. Ciekawe, co powoduje, że Lorraine jest na ciebie uczulona. Czyżby twoja sierść? Jak to dobrze, że od razu przypadliśmy sobie do serca, prawda? Bardzo lubię twoje towarzystwo, choć bywasz czasem trochę zbyt ciekawski. Chciałabym cię zatrzymać, ale przecież ktoś bardzo cię potrzebuje, a poza tym jesteś szalenie drogocenny. Rzeczywiście, odpowiedzialność za małpę wartą pięćdziesiąt tysięcy dolarów przytłaczała Lacey od samego początku. - Tęsknisz za Lorraine, prawda? - ciągnęła, wychodząc z wanny. - Ale chyba lubisz mnie choć trochę? RS

- 6 - George spojrzał tęsknym wzrokiem na wodę, po czym zerknął na swą opiekunkę. - Domyślam się, o co ci chodzi - roześmiała się Lacey. - W porządku, zgadzam się. Zwierzątko zrozumiało natychmiast i już po chwili podskakiwało radośnie w wannie, rozchlapując przy tym wodę na wszystkie strony. - Uważaj, George, znów jestem przez ciebie mokra - upomniała swego podopiecznego. - Jesteś zbyt podekscytowany, uspokój się. Zachowujesz się tak, jakbym po raz pierwszy ci na to pozwoliła. Trudno jej jednak było zachować powagę, więc w końcu wybuchnęła śmiechem, co zachęciło małpę do jeszcze bardziej pociesznych figli. - No, już wystarczy - zawyrokowała Lacey, kiedy George zaczął uderzać pięściami w swą klatkę piersiową. - Jesteś szalony, wiesz? Teraz idziemy spać i wstajemy dopiero jutro w południe, dobrze? Czeka nas sprzątanie, bo z Denver przylatuje szef Brada i zatrzyma się u nas. Niestety, będę musiała zamknąć cię w komórce, żeby cię nie zobaczył. Nie martw się, przyniosę ci poduszkę i twój ulubiony kocyk, a kiedy nasz gość położy się spać, przyjdę cię odwiedzić. Lacey zdawało się, że gdy pochyliła się nad wanną, by wypuścić wodę, usłyszała brzęk metalu oraz czyjś tłumiony jęk. Odgłosy te dochodziły na pewno z łazienki sąsiada. George, który również je usłyszał, podniósł wzrok na swą opiekunkę. - Oho, zdaje się, że sąsiad próbuje nam coś powiedzieć - szepnęła. - Lepiej nie bawmy się tak późno w łazience, bo jeszcze zechcą nas stąd wyrzucić. Sobota upłynęła im pod znakiem porządków. Lorraine zapewniła przyjaciółkę, że George świetnie daje sobie radę z odkurzaniem i jest w tym prawie tak dokładny jak człowiek, toteż Lacey zleciła zwierzęciu odkurzenie dywanu w głównej sypialni, sama natomiast udała się do salonu. Kiedy wszystkie kwiaty były już podlane, a meble lśniły, przeszła do łazienki. Szorując RS

- 7 - wannę, doszła do wniosku, że dobrze zrobiła, nie wspominając Bradowi o obecności George'a w jego mieszkaniu. Wolała nie myśleć, jak zareagowałby szwagier na wiadomość, że po jego eleganckim salonie biega małpa kapucynka. Przecież wybrał akurat to osiedle właśnie dlatego, że jego regulamin zabraniał mieszkańcom posiadania jakichkolwiek zwierząt. Zresztą Valerie również nie była zachwycona i usilnie starała się przekonać siostrę, iż lepiej byłoby, gdyby na obiekt swych uczuć wybrała jakiegoś mężczyznę, a nie zwierzę. A przecież Lacey tak naprawdę nie miała nic przeciwko mężczyznom, po prostu nie spotkała jeszcze kogoś, z kim pragnęłaby spędzić resztę życia. Owszem, pracowała z wieloma mężczyznami, tak zresztą poznała tego kłamcę, Perry'ego. Nie chciała jednak, by po raz drugi spotkało ją podobne rozczarowanie, więc była bardzo ostrożna. Valerie nie mogła zrozumieć, czemu jej siostra jest aż tak bardzo wyczulona na punkcie męskiej uczciwości. Nic dziwnego, była szczęśliwą mężatką i nie zdawała sobie sprawy, że wielu atrakcyjnych i inteligentnych facetów nie jest do wzięcia, wbrew temu, co twierdzą. Kiedy Lacey przygotowywała w kuchni obiad, usłyszała, że z sąsiedniego podjazdu odjeżdża samochód. Oznaczało to, iż będzie mogła zaprowadzić George'a do komórki. Nie chciała, by nie znany jej jeszcze sąsiad zobaczył małpkę i stwierdził, iż złamała zasady regulaminu osiedla. Wystarczy już, że denerwował się odgłosami ich wieczornej kąpieli. Zostawiwszy więc na stole nie dokończoną zapiekankę, wzięła George'a za rękę, na ramię zawiesiła torbę z jego rzeczami i wybiegła na podwórko. Otworzyła drzwi przyległej do garażu komórki, po czym wpuściła tam małpkę, - Zobacz, co dla ciebie mam - powiedziała, wyjmując poduszkę i koc. Z uśmiechem patrzyła, jak George przygotowuje sobie posłanie. Kiedy skończył, zajrzał do przyniesionej przez nią torby i aż podskoczył z radości, widząc swe ulubione zabawki. Od razu się nimi zajął, więc Lacey, korzystając z jego RS

- 8 - nieuwagi, pobiegła z powrotem do domu i przyniosła niewielki przenośny telewizor, na wypadek gdyby George poczuł się osamotniony. Następnie postawiła na jednej z drewnianych skrzynek miskę pełną sałaty, jabłek oraz ziaren słonecznika, a gdy zwierzątko zajęło się tymi przysmakami, wymknęła się do domu. Miała wyrzuty sumienia, ale musiała odebrać z lotniska szefa Brada. Ów wicedyrektor ogromnej firmy elektronicznej okazał się być niezwykle ujmującym, skromnym mężczyzną po sześćdziesiątce, więc jego wizyta w Salt Lake City sprawiła Lacey wiele przyjemności. Oczywiście postąpiła słusznie, ukrywając George'a, jednak przez cały czas nie mogła pozbyć się wyrzutów sumienia. Biedactwo pewnie sądziło, że zamknęła go w tej komórce i wyjechała na dobre. Dlatego też, gdy następnego ranka sprzed domu ruszyła taksówka, odwożąc na lotnisko szefa Brada, Lacey natychmiast pobiegła do George'a. Małpa już nie spała, sądząc po dźwiękach płynących z umieszczonego w komórce telewizora. Kiedy Lacey otworzyła drzwi, George błyskawicznie przypadł do jej nóg. - Ja też za tobą tęskniłam - zapewniła, głaszcząc zwierzątko po głowie, po czym wyjrzała za drzwi, by sprawdzić, czy mogą nie zauważeni przez nikogo powrócić do domu. Należący do sąsiada błękitny saab stał zaparkowany na pod- jeździe, ale poza tym nie było żadnych śladów obecności owego tajemniczego mężczyzny. - Chodź, George. Biegniemy do domu. Małpka była tak szczęśliwa, mogąc wyjść wreszcie z ukrycia, że w kuchni znalazła się jeszcze przed Lacey, która niosła telewizor oraz torbę z zabawkami. Korzystając z okazji, że George natychmiast zajął się jedzeniem śniadania, Lacey wymknęła się cicho do kościoła. W torbie miała całe mnóstwo plakietek z uśmiechniętymi buziami, którymi zwykła nagradzać swych uczniów ze szkółki niedzielnej. Ledwo zdążyła wrócić, a już zjawił się pracownik wypożyczalni samochodów. Jako że Lacey nie miała z kim zostawić George'a, jej klient z RS

- 9 - Idaho wynajął dla nich luksusowy samochód kempingowy, w którym mogli mieszkać jak w hotelu. Owinęła więc zwierzę w koc, tak jak maleńkie dziecko, po czym wyniosła je do auta. George był w siódmym niebie. Uwielbiał podróżować i nawet nie oponował, gdy przypinała go pasami bezpieczeństwa. Zresztą Lacey również była szczęśliwa, gdyż prowadzenie tak dużych pojazdów, nie wiedzieć czemu, zawsze sprawiało jej przyjemność. Włączyła radio, aby posłuchać, jakie bzdury na temat miłości Max Jarvis wygaduje tym razem. - ...Można więc powiedzieć, że zamieszkanie razem to jedyny sposób, by dowiedzieć się o pewnych rzeczach, o których nie miałoby się pojęcia, spotykając się nawet na parę godzin dziennie - stwierdził dobitnie gość programu. - Na przykład o tym, że twoja dziewczyna głośno chrapie? - podsunął Max Jarvis. - Że chrapie, lunatykuje, mówi przez sen. Przykłady można by mnożyć, jest bowiem mnóstwo przykrych niespodzianek, jakie czyhają na młodych małżonków. - Ma pan słuszność, doktorze Ryder - zgodził się Jarvis. - Tak wiele młodych par narzeka, że ich miodowy miesiąc okazał się całkowitą katastrofą i wpłynął negatywnie na ich dalsze wspólne życie. Widzę, że na naszej tablicy zapaliło się mnóstwo światełek, co oznacza, iż słuchacze pragną porozmawiać z panem. Przypominam, że gościem dzisiejszej audycji jest doktor Victor Ryder, autor książki „Zamieszkać pod jednym dachem". Witaj, Phil... W tym momencie Lacey zahamowała z piskiem opon, aż przerażony George głośno zaprotestował. - Przepraszam cię, mój drogi, ale ten człowiek tak mnie zdenerwował, że przez niego przegapiłam skręt do Malad - wyjaśniła. - Będziemy musieli się cofnąć o dobrych kilka kilometrów. RS

- 10 - Lacey nie mogła uwierzyć, że głos, jak potajemnie nazywała Maxa Jarvisa, podziela opinię domorosłego psychologa, który sądzi, że znalazł odpowiedź na kłopoty małżeńskie całej ludzkości. Zresztą Victor Ryder był takim terapeutą, jak ona gwiazdą koszykówki. Jak to możliwe, by Max Jarvis nie wiedział, z kim ma do czynienia? To jeszcze jeden powód, dla którego powinien wrócić do Kalifornii, tam gdzie jego miejsce. Postanowiła, że gdy tylko znajdzie budkę telefoniczną, zadzwoni do stacji Radia Talk i powie panu Jarvisowi, co o tym wszystkim sądzi. Toteż, gdy dostrzegła automat na ścianie supermarketu, natychmiast skręciła na parking i wysiadła z samochodu. - Muszę koniecznie zatelefonować, George - oznajmiła. - Zaraz wracam. W tej samej chwili do auta podeszła grupka wychodzących ze sklepu dzieci, które zachwycone były widokiem małpy w samochodzie i spytały Lacey, czy mogą popilnować jej zwierzątka. Doskonale rozumiała ich zainteresowanie, gdyż ona sama, odwiedzając zoo, spędzała najwięcej czasu właśnie przed klatką z małpami, dlatego też pozwoliła dzieciom przyglądać się George'owi, a sama udała się do budki. Po kilku minutach starań uzyskała wreszcie połączenie z radiem. - Tu Radio Talk. Czy ma pani pytanie do doktora Rydera? - Właściwie to chciałabym rozmawiać z panem Jarvisem. - Jak ma pani na imię? - Gloria - skłamała. - Proszę chwilę poczekać. Będziesz następna, Glorio. - Witaj, Glorio. - Po upływie minuty usłyszała głos Maxa Jarvisa. - Podobno chciałaś ze mną rozmawiać. Skąd dzwonisz? - Z Garland. - A gdzie to jest? - W Utah, rzecz jasna - zaperzyła się. - Gdyby wiedział pan cokolwiek o tym stanie, nie zadawałby pan takich pytań. Dobiegł ją tłumiony śmiech Maxa. RS

- 11 - - Może i nie znam się na geografii stanu Utah, ale na pewno znam się na głosach i wiem, że nie nazywasz się Gloria, lecz Lorraine - odparował. - Miałem nadzieję, że w końcu zadzwonisz. Tym razem możesz wykorzystać tyle czasu, ile ci potrzeba, by dać upust rozżaleniu i opowiedzieć nam o swym nieudanym związku. No proszę, nie przypuszczała, że jest taki spostrzegawczy. - Moje związki z mężczyznami są tak prywatną sprawą, że nie zamierzam ich omawiać na antenie. Chciałam jednak odnieść się do tych skandalicznych opinii, które wygłasza pan w swym programie. Świadczą one nie tylko o tym, że nie pochodzi pan z tego stanu, ale i że nie ma pan zielonego pojęcia, czym jest związek dwojga ludzi. - Czy chcesz przez to powiedzieć, iż człowiek spoza Utah nie ma prawa wypowiadać się na żaden temat? - zasugerował spokojnym tonem, co już całkowicie rozwścieczyło Lacey. - Nie, chodzi mi raczej o to, że wystarczy, by ktoś napisał pseudopsychologiczne dzieło, a zaprasza pan go do programu i traktuje jak wielki autorytet. Popiera pan praktyczne podejście do związku dwojga ludzi, a co z miłością? Co z romantycznymi uniesieniami? - Coś mi mówi, że nigdy nie mieszkałaś z mężczyzną, Lorraine. Czy mam rację? - Owszem, ma pan rację - odparła. - W odróżnieniu od pana, nie jestem zainteresowana praktycznymi rozwiązaniami, ponieważ wierzę w prawdziwą miłość. - Czy mogłabyś nam to wyjaśnić? - poprosił. - Jeśli kobieta ma szczęście, oddaje siebie i swoje życie w ręce jednego mężczyzny. Jeśli mężczyzna ma szczęście, oddaje swój los w ręce jednej kobiety. To najwyższa forma miłości, uświęcona małżeństwem. Pański gość natomiast postuluje, byśmy kierowali się rozumem, a nie sercem, i pan się z nim zgadza. Obydwaj macie chyba nie po kolei w głowach. RS

- 12 - - Może byśmy w takim razie przekonali się, czy masz słuszność? - zaproponował ni z tego, ni z owego Max Jarvis. - Co takiego? - zdumiała się. - Proponuję, byś była gościem jednej z moich najbliższych audycji i udowodniła mi, że istotnie mam nie po kolei w głowie. - Och, to nie będzie takie trudne i zrobię to z przyjemnością - oświadczyła butnie, po czym dotarło do niej, co tak naprawdę powiedziała. - W takim razie, drodzy słuchacze, to będzie niezwykle interesująca audycja, Nie rozłączaj się, Lorraine, Rob umówi się z tobą na konkretny termin. Max Jarvis najwyraźniej nie spodziewał się, że podejmie wyzwanie, zresztą ona sama była raczej zaskoczona swą reakcją. Cóż za ironia! Już od kilku lat zabierała głos w telefonicznych dyskusjach w Radiu Talk, a teraz będzie gościem audycji, prowadzonej właśnie przez tego prezentera, który ją najbardziej irytował. Gdyby Lacey była ze sobą tak naprawdę szczera, przyznałaby, iż zgodziła się na tę propozycję, by móc sprawdzić, czy fizjonomia Maxa Jarvisa jest równie intrygująca jak jego głos... RS

- 13 - ROZDZIAŁ DRUGI - Witam, jestem Rob Clark. Max pojawi się lada moment. Ty jesteś Lorraine, prawda? Lacey skinęła głową. Postanowiła, że przynajmniej jeszcze przez jakiś czas będzie się posługiwała imieniem przyjaciółki. - Miło mi cię poznać, Rob. - Uśmiechnęła się. Rozgłośnia radiowa mieściła się w niewielkim parterowym budynku w południowej części miasta, niedaleko osiedla, na którym mieszkała Lacey. Wnętrze owego budynku było skromne i ani trochę nie przypominało tego, co wyobrażała sobie w drodze do Idaho Falls i z powrotem. - To twój pierwszy występ w radiu? - zagadnął Rob, przyglądając się jej z nie skrywanym zainteresowaniem. - Owszem - odparła z uśmiechem. - Czy masz dla mnie jakąś radę? - Po prostu pamiętaj, że to nie telewizja, więc nie musisz obawiać się skierowanej ku tobie kamery. Zresztą, nawet gdyby tak było, i tak nie miałabyś powodu, by martwić się o swój wygląd - dodał, rumieniąc się po same uszy. - Zgadzam się z Robem - odezwał się głos. Lacey zamrugała oczami. Miała przed sobą najlepiej wyglądającego mężczyznę, jakiego w życiu widziała. Miał mniej więcej metr osiemdziesiąt pięć wzrostu, był smukły i w dodatku niesłychanie przystojny. Ciemnoblond włosy falowały lekko, a błyszczące niebieskie oczy zdradzały poczucie humoru oraz nieprzeciętną inteligencję. Lacey nie mogła oderwać od niego wzroku. Był tak atrakcyjny, że aż nierealny. A już na pewno zajęty, dodała w myślach. Zerknęła na jego prawą dłoń, ale na serdecznym palcu, zamiast obrączki, znajdował się duży biały opal, oprawiony w stare złoto. Zdołała jednak na tyle poznać Maxa, słuchając jego audycji, iż wiedziała, że ma dość niezwykły gust, więc pierścień ów mógł spełniać rolę ślubnej obrączki. RS

- 14 - Przypomniała sobie, że niedawno odbył podróż na Alaskę, ale nie miała pojęcia, czy towarzyszyła mu rodzina. Był jedynym prezenterem w Radiu Talk, który na antenie nie wspominał ani słowem o swym życiu prywatnym, co wydawało się szczególnie paradoksalne, zważywszy, że jego audycje toczyły się wokół prywatnych spraw słuchaczy. Zdaniem Lacey, Max Jarvis celowo nie wspominał o swej rodzinie, gdyż w ten sposób kreował wokół siebie atmosferę tajemnicy, a wiadomo, że tajemnice zawsze intrygowały ludzi. Jak widać, był to skuteczny sposób na przyciągnięcie jak największej liczby słuchaczy, ponieważ odkąd pojawił się w Radiu Talk, był najpopularniejszym prezenterem tej rozgłośni. Gdzieś w oddali dzwonił telefon, ale jakoś nikt nie kwapił się, by go odebrać. Max zdawał się go w ogóle nie słyszeć, tak był zajęty przypatrywaniem się swemu gościowi. Jego pełne zainteresowania spojrzenie ślizgało się po smukłej sylwetce Lacey, która tego dnia wybrała dość konserwatywny strój, jakim była granatowa spódniczka oraz śnieżnobiała jedwabna bluzka. - Pójdę odebrać telefon - wymamrotał wreszcie Rob i wyszedł. - Jestem Max Jarvis - przedstawił się głos, wyciągając rękę na powitanie. - Wchodzimy na antenę tuż po serwisie informacyjnym. Proponuję, żebyśmy teraz poszli do studia, pokażę pani do czego służą stojące tam urządzenia. Jak powiedział Rob, nie ma się pani czego obawiać. Jeśli będzie pani zachowywać się tak, jak w zeszłym tygodniu, czeka nas bardzo interesujące pół godziny. Lacey uśmiechnęła się niepewnie. - Bardzo miło mi pana poznać, panie Jarvis. Mam jednak pewien problem. Specjalnie przyszłam wcześniej, by móc z panem o tym porozmawiać. - Mam nadzieję, że to nic poważnego - rzucił przez ramię, prowadząc ją do niewielkiego studia. - Niestety, to poważna sprawa - westchnęła, siadając we wskazanym przez niego fotelu. Ze swej skórzanej aktówki wyjęła teczkę, którą podała Maxowi. - W tej teczce znajdzie pan informacje na temat doktora Rydera. RS

- 15 - Sądzę, że powinien pan to przejrzeć. Chętnie porozmawiałabym o tym na antenie, ale Nester ostrzegł mnie, że nie wolno mi tego robić. - Nester? - Nester Morgan, z firmy prawniczej Morgan and Morgan. Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, poza tym zajmuję się jego księgami rachunkowymi - wyjaśniła. - Powiedział, że mogę to panu pokazać. Miałam nadzieję, że zdąży pan przejrzeć te dokumenty jeszcze przed rozpoczęciem audycji. Można z nich się dowiedzieć wielu interesujących rzeczy o doktorze Ryderze, między innymi tego, iż jego prawdziwe nazwisko brzmi Horace Farr i że jest doktorem teologii, a nie psychologii. Proszę, tu jest lista przedmiotów, jakie zaliczył podczas studiów i zaledwie dwa z nich są związane z psychologią. Dowie się pan również, że pański gość dziesięć lat temu został ekskomunikowany za głoszenie herezji podczas kazań. Wtedy właśnie zmienił imię i nazwisko i założył swój własny kościół. Zamieszkał z jedną ze swych współwyznawczyń, a kiedy powierzyła mu wszystkie swoje pieniądze, zniknął bez śladu. Jak się potem okazało, przeprowadził się do kogoś innego. Tamta kobieta zwróciła się właśnie do Nestera o pomoc w odzyskaniu pieniędzy. Max wziął od niej teczkę i przejrzał ją szybko, po czym podniósł wzrok na Lacey. - Jestem zdumiony, że zdecydowała się pani pokazać mi to - mruknął, wpatrując się w nią przenikliwym wzrokiem. - Rzeczywiście, musi pani być bardzo blisko z tym... Nesterem... - uśmiechnął się ironicznie. - Mogłaby pani mieć duże nieprzyjemności, gdyby te informacje dostały się do wiadomości publicznej. Po co narażać się na takie ryzyko? - Ponieważ tysiące ludzi słucha pańskiej audycji i wierzy każdemu pańskiemu słowu - odparła ostro. - Zaprosił pan do programu oszusta i traktował jak wielki autorytet. To wszystko dlatego, że jest pan z... - ...Kalifornii - podsunął z rozbawieniem. RS

- 16 - - Właśnie - prychnęła. - Chylę czoło przed pani znajomością rzeczy, Lorraine. - Uśmiechnął się. - Zdaje się, że będę musiał być bardziej rozważny, zapraszając gości do kolejnych audycji. Proszę mi powiedzieć, ma pani jeszcze jakiegoś asa w rękawie? - Nie, asa już nie mam - roześmiała się. - Ale powinienem przygotować się na dalsze niespodzianki, czyż nie? - Posłał jej tak przenikliwe spojrzenie, że aż poczuła ciarki na plecach. - W porządku, za pół minuty wchodzimy na antenę. Proszę wybrać temat, od którego zaczniemy. Nie będziemy rozmawiać o doktorze Ryderze, chyba że jakiś słuchacz zapyta o pani opinię. Zgoda? - Zgoda - wykrztusiła z trudem przez zaciśnięte z nerwów gardło. - To od czego zaczniemy? - Od piłki nożnej i romansów - wypowiedziała na głos pierwszą myśl, jaka przyszła jej w tej chwili do głowy. - Coś mi mówi, że mogę tego żałować - mruknął Max, unosząc jedną brew, po czym powiedział do mikrofonu: - Witam słuchaczy Radia Talk. Dziś gościmy w studiu osobę, która ma zamiar dać mi małą lekcję na temat różnic między kobietą a mężczyzną. Proponuję, żebyśmy w trakcie programu pro- wadzili głosowanie. Jeśli zgadzacie się w jakiejś kwestii z Lorraine, zadzwońcie i powiedzcie „tak", jeśli macie inne zdanie, powiedzcie „nie". Producent audycji podliczy głosy i pod koniec podamy wyniki. Zgadzasz się, Lorraine? - Oczywiście. Mam tylko jedną prośbę. Jeśli otrzymam więcej „tak" niż „nie", czy dostanę próbkę tego balsamu, który Lon Freeman tak zachwala w porannym programie? Chciałabym sprawdzić, czy istotnie jest taki fantastyczny, jak Lon twierdzi. - Lacey spostrzegła drgający nerw na szczęce Maxa, więc zuchwale ciągnęła dalej: - Któregoś dnia przerwał rozmowę z pewnym ważnym przedstawicielem ONZ, aby zareklamować ten specyfik. Zresztą przerywał w RS

- 17 - ten sposób wielu znanym ludziom, nie mam pojęcia dlaczego. Nigdy wcześniej tego nie robił i jak tak dalej pójdzie, przestanie być ulubieńcem słuchaczy. - Proponuję, byśmy przeprowadzili głosowanie również w tej kwestii - wtrącił się Max, który wyraźnie próbował opanować atak śmiechu. - Dowiedzmy się, czy słuchacze podzielają opinię Lorraine. Jeśli tak, przekażemy to Lonowi. A ja myślałem, że jestem jedynym, który ma na pieńku z Lorraine... Zgodnie z życzeniem naszego gościa dzisiejszą audycję rozpoczniemy od kwestii piłki nożnej i romansów. Coś mi mówi, że mamy przed sobą pasjonujące pół godziny. - Jego spojrzenie sprawiło, że Lacey poczuła przyspieszone bicie serca. - Lorraine, przypuszczam, że słuchacze są równie ciekawi jak ja, dlaczego wybrałaś właśnie ten temat jako wstęp do naszej rozmowy. Musiała przyznać, że zachowywał się bardzo taktownie. Oczekiwała jakiegoś kąśliwego komentarza, dotyczącego faktu, iż nie wydała żadnej książki ani też nie dokonała niczego wyjątkowego, czym mogłaby zasłużyć na zaproszenie do programu, jednak podobna taktyką była obca Maxowi. Zde- cydowanie dorównywał obrazowi, jaki stworzyła jej wyobraźnia. - W zeszłym tygodniu wziął pan stronę mężczyzn, którzy dzwoniąc do radia, narzekali na fakt, że tyle kobiet marnuje czas na oglądanie filmów o miłości i czytanie romansów. Powiedział pan, cytuję: „Romanse są niesłychanie nudne i łatwo przewidzieć rozwój akcji, bo w każdym para bohaterów zakochuje się w sobie, bierze ślub, a potem żyje długo i szczęśliwie". - Owszem, tak powiedziałem - przyznał, unosząc brwi. - A więc na zasadzie analogii można by powiedzieć, że mężczyźni marnują czas na oglądanie rozgrywek piłki nożnej. Mecze są nudne i łatwe do przewidzenia, ponieważ każdy wie, iż wygra albo klub A, albo klub B. W przypadku romansów przynajmniej każdy wraca do domu zadowolony, czego nie można powiedzieć o kibicach piłki nożnej - dokończyła z triumfującym uśmiechem. RS

- 18 - - To prawda. - W jego oczach migotały iskierki rozbawienia. - Producent daje mi właśnie znać, że mamy mnóstwo telefonów od słuchaczy. Świetnie, zapytajmy ich o opinię. Jak się okazało, wszyscy słuchacze, włączając w to mężczyzn, byli tego samego zdania, co Lacey. Max natomiast z takim wdziękiem przyznał się w końcu do porażki, że nie umiała się na niego już dłużej złościć. Kiedy więc czas przeznaczony na dyskusję dobiegł końca i Max zaprosił ją, by została jeszcze na godzinę „Rozmów od serca", zgodziła się bez oporów. Dopiero po chwili zrozumiała, iż wpadła w pułapkę. - Wiem, że nasi wierni słuchacze mają nadzieję usłyszeć coś więcej o twych bolesnych przeżyciach, Lorraine - zaczął Max Jarvis. - Minął już tydzień od twego telefonu. Czy teraz jesteś gotowa, by odpowiedzieć na pytanie, kim jesteś: zdradzoną żoną, czy też oszukaną narzeczoną? Tysiące współczujących ci słuchaczy chciałoby poznać prawdę. Lacey zerknęła na serdeczny palec jego prawej dłoni, ozdobiony pierścieniem z opalem. - Zgodziłabym się opowiedzieć swoją historię, gdyby pan zechciał uchylić rąbka tajemnicy i zdradzić, jaki jest pański stan cywilny - rzuciła mu wyzwanie. - Nigdy nie wspominał pan o żonie ani o dzieciach, czy to znaczy więc, że jest pan kawalerem? - Mam taką zasadę, że nie omawiam swego prywatnego życia na antenie - odparł nieco chłodno. - A nie sądzi pan, że to trochę nie fair, skoro właśnie poprosił mnie pan, bym opowiedziała o czymś niesłychanie osobistym? - zaatakowała. - Dlaczego chcesz wiedzieć, czy jestem żonaty, Lorraine? - Przypuszczam, że wszyscy słuchacze pańskiej audycji chcieliby to wiedzieć - odparła wymijająco. - Jakoś trudno mi w to uwierzyć, zwłaszcza że mnie nie interesuje stan cywilny moich słuchaczy - zauważył z przekąsem. - To właśnie zaleta takich RS

- 19 - audycji, jak ta. Omawiamy naprawdę ważne kwestie, a odkładamy na bok te nieistotne. - Przepraszam, ale kwestia pańskiego stanu cywilnego jest niezwykle istotna, ponieważ może wyjaśnić, skąd się biorą pańskie opinie na pewne tematy, zwłaszcza na te, co do których się nie zgadzamy. - Na przykład jakie? - Weźmy chociażby problem wspólnego mieszkania przed ślubem. Jeśli jest pan kawalerem, rozumiem, czemu zgodził się pan z doktorem Ryderem. Natomiast, jeśli ma pan żonę, ciekawi mnie, co ona sądzi na temat pańskich poglądów. - W takim razie sprawdźmy, czy rzeczywiście słuchacze są tak zainteresowani moją sytuacją rodzinną - zaproponował Max, który wyraźnie nie miał ochoty zaspokoić ciekawości Lacey. - Halo, Nancy, witamy cię w „Rozmowach od serca". - Wiesz, Max, Lorraine ma w sumie rację. Wydaje mi się, że nie jesteś szczęśliwy w małżeństwie, skoro pytasz, gdzie podziały się żony, cierpliwie czekające na powracającego z pracy mężulka. Lacey przyglądała się intensywnie twarzy Maxa, ale nic z niej nie mogła wyczytać. - A ty masz męża, Nancy? - zapytał. - Jasne. Tego samego już od czterdziestu lat - roześmiała się słuchaczka. - Czy przez te czterdzieści lat czekałaś na niego w domu z ciepłym obiadem? - Nie. Pracował jako kierowca ciężarówki i zarabiał tyle, że trudno nam było związać koniec z końcem, więc ja zostałam kierowcą szkolnego autobusu - wyjaśniła. - Lorraine, jesteś tam? - Tak, słucham cię, Nancy - odparła Lacey do mikrofonu. - Świetnie, złotko. Nie musisz nic mówić, jeśli nie masz na to ochoty. Słychać w twoim głosie, że ciągle jeszcze cierpisz. Powiem ci szczerze, że nie RS

- 20 - mam pojęcia, czy mój mąż nie miał na boku jakiejś dziewczyny. Zresztą, nawet gdybym się dowiedziała, i tak nic bym nie zrobiła, bo mamy szóstkę dzieci. Poradzę ci coś. Jeśli twój mąż cię zdradził, prawdopodobnie zrobi to jeszcze nieraz, więc jeżeli nie macie dzieci, odejdź od niego i znajdź sobie jakąś ciekawą pracę. Powodzenia. - W głosie starszej pani pobrzmiewała szczera troska i współczucie. - Dziękuję ci, Nancy - odpowiedziała cicho Lacey. - Dowiedzmy się, co ma do powiedzenia kolejny słuchacz - wtrącił się Max Jarvis. - Witamy cię, Stan. - Hej, Lorraine, masz bardzo seksowny głos i założę się, że jesteś młoda i piękna. Mam rację, Max? Max posłał jej spojrzenie, od którego jej serce na moment przestało bić. - Mogę tylko powtórzyć to, co powiedział dziś producent tej audycji: gdyby to była telewizja, Lorraine nie potrzebowałaby się martwić o swój wygląd - odparł dyplomatycznie. - Tak myślałem. A więc słuchaj, Lorraine. Owszem, znalazłoby się pewnie wielu żonatych facetów, którzy mieliby ochotę poznać cię bliżej i istnieją tacy, którzy uciekliby się do kłamstwa, by cię uwieść, ale nie powinnaś z tego powodu winić nas wszystkich. Jeśli natomiast jesteś zamężna, to twój mąż musi być skończonym głupcem, by cię zdradzać, chyba że ty też masz kogoś na boku. - Nieważne, czy jestem zamężna, czy nie - obruszyła się Lacey. - Ja bym nigdy nie zdradziła mężczyzny, z którym byłabym związana. Nie mogłabym go oszukać. - A jednak niejednemu mężowi zdarzyło się, że po powrocie do domu zastał swą żonę w objęciach innego mężczyzny. - Max wtrącił się tak szybko, że Lacey zaczęła się zastanawiać, czy aby nie przemawia przez niego osobiste doświadczenie. - Tak właśnie było z moim bratem - przyznał Stan. RS

- 21 - - Dziękujemy za twoją wypowiedź, Stan. Przepraszam, ale musimy kończyć naszą rozmowę, ponieważ mnóstwo osób czeka, by wyrazić swą opinię. Za chwilę dalszy ciąg dyskusji. Przez cały czas słuchacze dzwonili z przeróżnymi radami dla niej, tak że zanim Lacey zdążyła się zorientować, już trzeba było kończyć audycję. Kiedy spostrzegła, iż do studia wszedł gospodarz kolejnego programu, zdjęła słuchawki i podniósłszy aktówkę, ruszyła w stronę wyjścia. - A dokąd to tak ci się spieszy? - Max stanął w drzwiach, blokując tym samym przejście. - Po tym, jak bez trudu wygrałaś głosowanie w każdej kwestii, powinnaś przynajmniej wybrać się ze mną na drinka, by osłodzić mi gorycz porażki. - Akurat - mruknęła z niedowierzaniem. - Nie oszukasz mnie. Ta przegrana wcale nie była dla ciebie taka gorzka. - Masz rację - przyznał. - Mieliśmy ponad dziesięć telefonów od osób, które po raz pierwszy brały udział w dyskusji radiowej. Szef pewnie da mi podwyżkę. A właśnie, chciałby, żebyś jeszcze raz była gościem mojej audycji. Uważam, że to świetny pomysł. Słuchacze cię uwielbiają, jesteś jedną z nich. To jak, może w przyszłym tygodniu? - Dziękuję za uznanie, ale wolałabym jednak pozostać po drugiej stronie odbiornika. - Pamiętaj więc, że możesz zawsze zadzwonić do radia i powiedzieć mi, że opowiadam bzdury. - Uśmiechnął się ciepło. - Posłuchaj, mam dziś wolny wieczór. Może moglibyśmy razem się dokądś wybrać? Swego czasu Perry zadał jej dokładnie to samo pytanie i zgodziła się. Miesiąc później dowiedziała się o jego żonie oraz dzieciach. Max Jarvis był wprawdzie niesłychanie czarujący, ale... - Mam taką zasadę, że nie umawiam się z mężczyznami, którzy nie chcą wyznać na antenie, jaki jest ich stan cywilny - odparła pół żartem, pół serio, po RS

- 22 - czym zerknęła na zegarek. - Poza tym, powinnam już od pół godziny być w domu. - No to innym razem - stwierdził, jak gdyby sprawa była już przesądzona. - Chciałbym przedyskutować dokładniej kwestię romansów i piłki nożnej. Wkrótce do ciebie zadzwonię. Już miała odpowiedzieć, by nie trudził się niepotrzebnie, ale w tej samej chwili podszedł do nich Rob. - Nie zapomnij wziąć swego balsamu, Lorraine. Lon Freeman słuchał dzisiejszej audycji i zadzwonił z prośbą, żebym koniecznie dał ci próbkę. To naprawdę dobry specyfik, co wcale nie oznacza, że twoje nogi potrzebują jakiegokolwiek upiększenia - dodał, zarumieniony po same uszy. Max obrzucił taksującym spojrzeniem smukłe nogi Lacey, która natychmiast poczuła, że jeszcze chwila, a zarumieni się podobnie jak Rob. - Jeśli ten balsam jest istotnie taki rewelacyjny, zadzwonię i opowiem o tym na antenie - odparła szybko, po czym spojrzała ponownie na Maxa. - Dziękuję, panie Jarvis. Nie sądziłam, że ten wieczór będzie aż tak udany, - Cała przyjemność po mojej stronie. - Uśmiechnął się ciepło. Lacey pospiesznie wyszła z budynku rozgłośni i odnalazła swój samochód na parkingu. Po drodze do domu musiała wstąpić do usytuowanego w pobliżu jej osiedla supermarketu. Za każdym razem, kiedy myślała o Maksie Jarvisie, a było to niemal cały czas, czuła przyspieszone bicie serca i dziwną miękkość nóg. Dała mu szansę powiedzenia prawdy o swym stanie cywilnym, ale nie skorzystał z tej możliwości. Musiałaby być niespełna rozumu, by założyć, że ktoś tak atrakcyjny jest wciąż jeszcze wolny. Nie powinna marnować czasu na rozmyślanie o nim. Było tylko jedno rozwiązanie: powinna przestać słuchać jego audycji. Kiedy kwadrans później stała w kolejce do kasy, usłyszała tuż za plecami głos, który rozpoznałaby wszędzie i o każdej porze. RS

- 23 - - Dobrze, że dowiedziałem się, iż jesteś wegetarianką. Miałem zamiar zaprosić cię w przyszłym tygodniu na przepyszny stek. Odwróciła się na pięcie i z zaskoczeniem odkryła, że Max stoi tuż za nią i zagląda do jej koszyka, w którym znajdowały się nasiona słonecznika, sałata, pomidory oraz kubeczek jogurtu. - Śledziłeś mnie? - spytała ostro. - Przykro mi cię rozczarować, ale odpowiedź brzmi: nie. Zwykle robię tutaj zakupy - wyjaśnił, patrząc na nią chłodno. Zabawne. Ona również zawsze kupowała tu jedzenie, ale dotąd ani razu go nie spotkała. - Przyznam ci się szczerze - ciągnął - że sądziłem, iż to raczej ty mnie śledziłaś. - Ależ skąd! - zaprotestowała. - Ja także robię tu zakupy. Przepraszam, że cię podejrzewałam. Zmieszana swoim zachowaniem, uciekła w bok spojrzeniem, nie mogąc się już doczekać momentu, gdy będzie mogła zapłacić i wyjść ze sklepu. - Dzień dobry. - Kasjer powitał ją szerokim uśmiechem. - Cudownie dziś wyglądasz. Młodzieniec ów od prawie roku bezskutecznie próbował się z nią umówić. - Jak się miewasz, Roger? - Teraz już dużo lepiej - odparł, pakując jej sprawunki. - Mam dwa bilety na sobotni mecz. Pójdziesz ze mną? - Grałam w piłkę, kiedy ty byłeś jeszcze w powijakach, Roger. Czemu nie zaprosisz dziewczyny w twoim wieku? - Dziewczyny w moim wieku wcale mnie nie interesują - oświadczył. - Ile razy mam ci powtarzać, że nie umawiam się z chłopakami, którzy mogliby być moimi młodszymi braciszkami? - odparła z westchnieniem. - Do widzenia. RS

- 24 - Zapłaciwszy za swe zakupy, szybko wyszła ze sklepu. Że też Max musiał to wszystko słyszeć. Przynajmniej tyle dobrego, że dowiedział się, iż jest tu stałą klientką i na pewno go nie śledziła. - Nie sądzisz, że potraktowałaś go zbyt ostro? - znajomy głos odezwał się tuż za jej plecami. - Chłopcy w jego wieku są szalenie wrażliwi na swym punkcie. - Roger jest mniej więcej tak wrażliwy jak głaz - odparowała, odwracając się na pięcie. - Może i wygląda niewinnie, ale zauważyłam już, że podrywa wszystkie samotne kobiety, starsze od niego o przynajmniej dziesięć lat. - To dlatego, że obawia się swych rówieśniczek - wyjaśnił Max. - Pomyśl o tym, gdy następnym razem będziesz mu dawała kosza. Ten ktoś musiał cię wyjątkowo głęboko zranić, bo zostawiasz na swej drodze mnóstwo krwawiących ofiar - dokończył metaforycznie. Krwawiące ofiary, też mi coś, myślała z oburzeniem Lacey, idąc w kierunku swego samochodu. Człowiek, który nie chciał się przyznać do swego stanu cywilnego, nie nadawał się na to, by być taką ofiarą ani też nie zasługiwał na tyle czasu, ile poświęciła na rozmyślanie o nim. RS