andgrus

  • Dokumenty12 974
  • Odsłony705 236
  • Obserwuję379
  • Rozmiar dokumentów20.8 GB
  • Ilość pobrań555 325

Winters Rebecca - Podróż na Cyklady

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :917.1 KB
Rozszerzenie:pdf

Winters Rebecca - Podróż na Cyklady.pdf

andgrus EBooki Autorzy alfabetycznie Litera W Winters Rebecca
Użytkownik andgrus wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 138 stron)

REBECCA WINTERS Podró na Cyklady Tytu orygina u: Bride by day

ROZDZIA PIERWSZY Jestem Sam Telford z firmy Manhattan Office Cleaners. Mia am si tutaj zg osi . W a ciwie mia a na imi Samantha, ale wola a, by zwracano si do niej w skróconej formie. Czu a si nieswojo. Nie do , e bieg a przez ca drog , to w dodatku z apa a j majowa ulewa i teraz wprost ocieka a wod . Nie mia a si na wytwornym, wy cie anym krzese ku. Sekretarka, elegancka pani w rednim wieku, popatrzy a na ni ze skrywanym niesmakiem. Czy to pani sprz ta a wczoraj nasze biuro? Tak. A wi c chodzi o pani . Tyle e spodziewali my si pani du o wcze niej. Czekali my od rana, a teraz jest ju po drugiej. By am na zaj ciach, dopiero co wróci am. Kierownik z apa mnie dos ownie przed chwila, ledwie zd y am wej do mieszkania. Domy lam si , e co si sta o. Mo na to tak uj pad a zwi z a odpowied . Zechce pani chwileczk zaczeka . Sam zagryz a usta. Za nic nie mo e sobie pozwoli , by wpa teraz w tarapaty, nie mówi c ju o utracie pracy, jej jedynego ród a utrzymania. Na koncie mia a ostatnie sto dolarów i nie mog a doczeka si wyp aty. Praca dawa a jej niezale no . Pr dzej umrze, nim zwróci si do ojca, malarza o mi dzynarodowej s awie, który nigdy, cho by a jego córka, nie uzna jej istnienia. Kiedy na wydziale obi o si jej o uszy, e ojciec mieszka teraz na Sycylii, wraz z ostatni kochanka. Jeszcze nadejdzie dzie , gdy i ona zdob dzie s aw , zostanie uznan artystk i wtedy stanie z nim twarz w twarz. Z ut sknieniem czeka a na t chwil . Nie tylko po to, by wreszcie dosz o do tej konfrontacji, ale by udowodni ojcu, e i bez jego pomocy odnios a sukces. Wyrz dzi tyle z a i znikn z ich ycia. Ale nie na zawsze, zarzeka a si m ciwie. Panna Telford? Pan Kostopoulos chce si z pani widzie . Sam wszechpot ny Kostopoulos? Zdenerwowa a si jeszcze bardziej. Ca y ten sze dziesi cioo miopi trowy biurowiec,

usytuowany w najdro szej cz ci Manhattanu, by w asno ci firmy Kostopoulos Shipping and Export. Spi ta, ruszy a w kierunku podwójnych drzwi prowadz cych do gabinetu, który sprz ta a nieca e osiemna cie godzin temu. Prze- moczone tenisówki wydawa y dziwny odg os, kiedy st pa a po l ni cej marmurowej posadzce. Ten d wi k jeszcze bardziej pot gowa jej napi cie. Mimowolnie zerkn a na cian i odetchn a z ulg , widz c w ród wyeksponowanych tu p ócien i grafik obraz Picassa. Przez chwil ju si ba a, e zosta a wezwana, bo w nocy dokonano w amania. A przecie dzie o Picassa powinno znajdowa si w muzeum, na przyk ad w paryskim D'Orsay, by ca y wiat móg cieszy nim oczy, a nie w prywatnej kolekcji, gdzie podziwia go mogli tylko wybra cy. Uderzaj ca w swojej prostocie, a mimo to pe na wdzi ku kompo- zycja r k, trzymaj cych bukiet kwiatów, z pewno ci wysz a spod r ki mistrza. Przypuszczalnie by a to nieznana wersja znakomitego p ótna Petit Fleurs, warta fortun . Do transakcji dosz o zapewne w wyniku poufnych negocjacji z rodzin Picassa. Ciekawe, jak ten gabinet wygl da w dziennym wietle, przemkn o jej przez my l. Obrzuci a pokój po piesznym spojrzeniem i znieruchomia a, bo jej wzrok przyku a pot na sylwetka stoj cego przy oknie m czyzny. W tym urz dzonym w hellenistycznym stylu wn trzu nieodparcie kojarzy si z greckim bogiem, który zst pi z Olimpu. Nie mog a oderwa od niego oczu. Rzeczywi cie jest numero uno. Surowo ci gni te rysy wiadczy y, e by pogr ony w jakich ponurych rozwa aniach. Wzdrygn a si na my l, e mo e ma to jaki zwi zek z ni . M czyzna zdawa si by zupe nie oboj tny na otaczaj cy go luksus. Sta nieruchomo, wpatrzony w niewidoczny punkt w przestrzeni. Przygl da a mu si w milczeniu. Mia a dusz artysty i y a w wiecie barw, nic wi c dziwnego, e tak poruszy a j g boka czer jego w osów. Tak g boka, e nawet promie s o ca nie móg by jej przebi . Mo e to kolor z czasów, nim jeszcze Bóg stworzy wiat o? Rysy twarzy, a zw aszcza linia brwi, niepokoi y, przykuwa y uwag . Jednak najwi ksze wra enie zrobi a na niej d uga blizna na prawym policzku, chyba lad po dawnej ranie, widoczny z powodu szybko rosn cego zarostu. Wydawa o jej si dziwne, e maj cy takie

pieni dze, niewyobra alne dla wi kszo ci miertelników, nie zrobi sobie operacji plastycznej. By w eleganckim, szytym na miar garniturze z szarego jedwabiu, ale pod wiadomie wyczuwa a w nim skryt , drapie n , si . Pewnie nikt, kto styka si z nim po raz pierwszy, nie od razu potrafi otrz sn si z wra enia, jakie wywiera a jego twarz. Gdyby by a rze biark , chcia aby j wyrze bi . Prosz wej , panno Telford. Poczu a na sobie jego uwa ne spojrzenie. Mia czarne, nieprzeniknione oczy, przed którymi nic nie mog o si skry . Skrzywi si lekko. Najwidoczniej nie przypad a mu do gustu. Przy swoich stu sze dziesi ciu paru centymetrach wzrostu, pod jego taksuj cym spojrzeniem poczu a si jeszcze drobniejsza. By a w d insach i starej d insowej koszuli, któr kiedy ozdobi a w asnor - cznie zrobionymi stemplami. Koszula nie by a z a. Mo e skrzywi si , widz c jej fryzur ? Rano tak si pieszy a, e nie zd y a znale ulubionej apaszki i zamiast niej, z apa a kawa ek sznurkowego a cuszka, zaprojektowanego do wieszania doniczek z ro linami. Tym sznurkiem zwi za a w osy. Je li zostawia a je rozpu- szczone, wygl da y jak z ocista burza. Przecie ju wesz am. Nie mog a si powstrzyma od zgry liwej uwagi. Nie da mu si zastraszy . Podobno to pani sprz ta a w nocy mój gabinet. Mówi doskonale po angielsku. Nigdy dot d nie s ysza a tak g bokiego g osu. Wiedzia a, e nie jest do niej dobrze nastawiony, ale mimo to nie umkn jej uwagi ciekawie brzmi cy, leciutki grecki akcent. Sam, spójrz prawdzie w oczy, przemówi a w duchu do siebie. Jeszcze nigdy nie zdarzy o ci si widzie takiego wspania ego faceta. Nawet w marzeniach. Owszem. A co si sta o z cz owiekiem, który zwykle tu sprz ta? Rozchorowa si i prosi , bym go zast pi a. Nadal ani drgn . Sta na szeroko rozstawionych nogach. W a ciwie tak mo na sobie wyobrazi Zeusa, pomy la a. Wygl da bardziej na czterdzie ci ni trzydzie ci lat, ale i tak wydawa si wyj tkowo m ody jak na cz owieka stoj cego na czele imperium. Je li wierzy plotkom kursuj cym na jego temat, ca a masa

piosenkarek, modelek i aktorek próbowa a go usidli , ale do tej pory adnej si to nie uda o. Oczywi cie to wcale nie znaczy, e gdzie tam w wiecie nie istnieje ta jedna jedyna, przy której mi knie. Podobno regularnie podró uje do Grecji, prawdopodobnie ma tam kogo , jak pi kno z rodzinnego kraju. I trzyma j w ukryciu przed opini publiczn i paparazzi. Ta kobieta musi mie nieprawdopodobna, odwag , by si z nim mierzy . I by wielka, szcz ciara, podszepn wewn trzny g os. Od razu przejd do rzeczy. Wczoraj w nocy lecia em samolotem z Aten do Nowego Jorku. W tym czasie by do mnie wa ny telefon. Sekretarka próbowa a mnie prze czy , ale si nie uda o, wi c zapisa a numer i zostawi a mi go na biurku. Przyjecha em tu prosto z lotniska, ale kartka znikn a. Jak do tej pory o nic jej nie oskar y , ale wnioski nasuwa y si same. Odgarn a z czo a wilgotne pasemko. ledzi ka dy jej ruch. Mia a nieprzyjemn wiadomo , jak bardzo ró ni si jej poplamione farbami d onie od wypiel gnowanych rak jego doskona ej sekretarki. Nagle zapragn a by atrakcyjn kobiet , któr na pewno by zauwa y . Ju od pó roku sprz tam biura w tym budynku i dobrze wiem, e nie nale y niczego rusza . Wytar am kurze, odkurzy am pod ogi i wysprz ta am azienki. Niczego wi cej nie dotyka am. I na biurku nic nie le a o? Surowo zmarszczy brwi. Przenios a wzrok na nieskazitelny, l ni cy jak lustro blat biurka. Poza stoj cym na nim telefonem nic tam nie by o. Niejednokrotnie zastanawia a si , jak cz owiek, o którego umiej tno ciach prowadzenia interesów kr y y legendy, potrafi kierowa ogromn korporacj przy zupe nie pustym biurku. Nie. Wygl da o dok adnie tak jak teraz, zupe nie jakby w a nie przywieziono je z magazynu meblowego. Za pó no ugryz a si w j zyk. Niepotrzebnie si jej to wyrwa o, nie powinna mu tego mówi . Ci gle wbija a sobie do g owy, by najpierw pomy le , nim co powie bez sensu. Wszystkie istotne rzeczy mam w g owie, nie za miecam sobie pami ci bzdurami o wiadczy wprost, jakby czytaj c w jej my lach. Poczu a si nieswojo. Ca y niepotrzebny ba agan zostawiam sekretarce doko czy spokojnie. Jego niski g os zdawa si j prze-

szywa . Za to dla niej ba agan by czym codziennym i nie potrafi a sobie wyobrazi , e mog oby by inaczej. Oczywi cie przy nim wola a si z tym nie zdradza , ale atmosfera tego wr cz sterylnego wn trza niemal doprowadza a j do szale stwa. I powiedzia aby mu to prosto w oczy, gdyby nie fakt, e w ka dej chwili mog a przez niego wylecie z pracy. Mo e przypomina pani sobie, czy wyrzuca a mieci? Dumnie unios a brod , popatrzy a na niego zuchwale. Zrobi abym to, ale nie by o takiej potrzeby. W koszu niczego nie by o. Skrzywi usta. Z pewno ci uzna jej odpowied za bezczeln . Wyra nie nie tego oczekiwa . Nacisn dzwonek. Pani Athas zwróci si do sekretarki. Zechce pani przyj . I prosz wzi ze sob notes. Niemal natychmiast drzwi sanktuarium otworzy y si i na progu stan a wymuskana sekretarka. W r ku trzyma a ó ty bloczek. Ten kolor nieoczekiwanie od wie y pami Samanthy. Mimowolnie wyda a cichy okrzyk, co natychmiast zwróci o uwag Kostopoulosa. Chcia a pani co powiedzie ? jego czarne oczy mocniej za- l ni y. Tak... teraz sobie przypominam wydusi a. By a tu taka ó ta karteczka, ale nie w koszu, tylko obok niego. By am pewna, e kto chcia j wyrzuci , ale nie wcelowa do kosza i... Szybko wyci ga wnioski. Widzia a to po jego ci gni tych ustach. Wzdrygn a si w rodku. A poniewa by o to dok adnie to, czego szuka am, to... unika a jego wzroku wzi am j sobie. Opar d onie na biodrach. Sekretarka wycofa a si bezszelestnie. Sam z dr eniem w sercu uzna a, e to bardzo z y znak. Zechce mi pani wyja ni , z jakiego powodu zabra a pani t kartk z mojego prywatnego gabinetu powiedzia ostro. Co za arogancki typ! Mia am bardzo powa ny powód odpali a, czuj c, e policzki jej p on . Dla pani dobra lepiej, eby rzeczywi cie tak by o. W jego tonie zabrzmia a gro ba. Popatrzy a mu prosto w oczy.

Odkurza am dywan pod biurkiem i wtedy spostrzeg am ten ó ty skrawek, dok adnie taki, jaki by mi potrzebny do sko czenia kola u. Kola u? podchwyci nieufnie. To praca dyplomowa odpar a, czuj c si na pewniejszym gruncie. Na pocz tku semestru nasz profesor, doktor Giddings, zaproponowa nam wykonanie pracy, do której mogli my wykorzysta jedynie to, co przypadkowo znajdziemy na ulicy, na ziemi czy na pod odze. Bez szukania po mietnikach, bez u ycia no yczek, by zmieni kszta t. I tylko takie materia y mog y pos u y do wykonania kola u. Poza gazetami i pude kami mogli my u y absolutnie wszystkiego, co by o z papieru. Ca a idea polega a na wykonaniu czego oryginalnego, b d cego jednocze nie dzie em sztuki, godnym wystawienia w galerii. O ywi a si , mówi c o podj tym wyzwaniu. Na pocz tku nie zdawa am sobie sprawy, jakie to b dzie ciekawe i inspiruj ce. Przez ca e tygodnie kr y am po mie cie, wpatrzona w ziemi pod nogami. Uda o mi si znale zupe nie nieprawdopodobne rzeczy, które zaraz umieszcza am na p ótnie. Spojrzenie jego zwa onych oczu nie wró y o niczego dobrego. Czy to ma znaczy , e ta zostawiona dla mnie notatka jest teraz cz ci pani kola u? Tak. Ale nie wzi am jej z biurka. Prawdopodobnie sekretarka niechc cy zrobi a przeci g i kartka sfrun a na pod og . Kiedy mówi a, m czyzna przesun opalon d oni po czarnych jak smo a w osach. Chcia aby poczu ich dotyk pod palcami. Ta niespodziewana pokusa wytr ci a j z równowagi, nie mog a si skupi . Co si z ni dzieje? Do tej pory nigdy nie traktowa a zbyt powa nie tych, którzy próbowali pog bi cz c ich znajomo . I naraz ten Kostopoulos, cz owiek zupe nie obcy, nieoczekiwanie budzi w niej takie pragnienia. To t umaczenie wydaje si tak absurdalne, e zaczynam wierzy , e jest prawdziwe. Z pewno ci , nie jest tak absurdalne jak fakt, e ten Picasso wisi w pana gabinecie. A co Picasso ma z tym wspólnego? Zamruga oczami. Chyba nie by przyzwyczajony do sytuacji, e kto mia mu si przeciwstawi . To musia by dla niego szok. Ta wiadomo

sprawia a jej perwersyjn przyjemno . Po prostu wszystko. Jest pan mi o nikiem sztuki, który prawdopodobnie nie potrafi narysowa prostej linii. Kolejny b d, ju straci a rachub który. Trudno, nic na to nie poradzi. Ten cz owiek dzia a na ni w taki sposób, e nie mog a si opami ta . Doktor Giddings jest artyst , który z pewno ci nie ma bladego poj cia o milionowych interesach pana korporacji. Rzecz w tym, e i pan, i on wielbicie Picassa. Tylko e pan wydaje maj tek, by powiesi sobie na cianie jego p ótno i podziwia je w zaciszu gabinetu, siedz c w wygodnym skórzanym fotelu, a mój biedny jak mysz profesor, który pewnie zyska uznanie dopiero wiele lat po mierci, potrafi otworzy nam oczy na wielko Picassa i nak oni nas, by pokierowa si jego przes aniem, wprowadzi je w ycie. Co to za przes anie? Patrzy na ni dziwnie. Zacytuj go z pami ci: Artysta jest naczyniem, w którym gro- madz si wra enia i uczucia, jakie budzi w nim wszystko to, co go otacza: niebo, ziemia, zmieniaj ce si formy, paj czyn skrawek pa- pieru. I nale y ze wszystkich mo liwych róde czerpa to, co jest nam potrzebne". Koniec cytatu. Chyba uwa a j za osob niespe na rozumu. Zreszt teraz czuje si tak, jakby... Profesor, jako duchowy ucze Picassa, postawi przed nami zadanie, by stworzy dzie o sztuki z pozbieranych strz pków papieru. Na mgnienie ich spojrzenia si skrzy owa y. Ucisk w piersi sta si nie do zniesienia, zabrak o jej tchu. Bez powodu. Zdawa o si jej, e up yn a ca a wieczno , nim wreszcie Kostopoulos przerwa cisz . Gdzie jest to... zawaha si dzie o sztuki? spyta z udan powag , pod któr wyczuwa a drwi c ironi . Nie uwierzy jej. Poczu a zastrzyk adrenaliny. W takich sytuacjach zdarza o si jej niepotrzebnie powiedzie co , czego potem gorzko a owa a. Na uniwersytecie. wietnie. W takim razie pojedziemy tam. Obawiam si , e tej kartki nie da si ju odklei . Zniszcz ca prac , gdy zaczn j odrywa . Ostatnie s owa wypowiedzia a ami - cym si g osem. Nie powie mu przecie o nadziejach, jakie wi za a z t prac . Cieszy a si , e b dzie przepustk do wymarzonej s awy,

któr zdo a w przysz o ci zaimponowa ojcu. Ten kola kosztowa j tyle wysi ku, tyle pracy. I mia aby teraz to wszystko zaprzepa ci ? Nigdy! Ani dla pana Kostopoulosa, ani dla nikogo innego! Nawet je li uda si j oderwa , to nie wiadomo, czy da si odcyfrowa to, co by o na niej napisane. Ze skrywanym l kiem patrzy a na gwa towne falowanie jego klatki piersiowej. W takim razie niech pani prosi Boga, by by dzi dla pani askawy. Musz odzyska ten numer i na nic si nie zdadz pani perswazje. Mo e pani sobie darowa to a o liwe spojrzenie. a o liwe! Z oburzenia zabrak o jej tchu. Ma pani oczy jak zroszone bratki. Z góry ostrzegam, e kobiece zy nie robi na mnie wra enia. A na mnie nie robi wra enia pa skie miliony. Uwa a si pan za jakiego pó boga, na widok którego dr zwykli miertelnicy. Wystarczy, by uniós brwi, a padaj na kolana. Co panu powiem, panie Kofolopogos, czy jak tam si pan nazywa... Wyprostowa a si dumnie. Mnie pan nie zastraszy. Ten, kto dzwoni i zostawi swój numer, zadzwoni jeszcze raz. Nic takiego si nie sta o. A je li pana sekretarka tak si przejmuje, to powinna pisa przez kalk . Rzecz w tym, e dla mnie aden telefon nie jest wa niejszy od oceny mojej dyplomowej pracy! Wys ucha jej z kamienn twarz . Poza plotkami, jakie o mnie tu kr nie wie pani nic na temat mojego ycia, wi c pani wypowied pozostawiam bez komentarza. Zaczerwieni a si , u wiadamiaj c sobie, e rzeczywi cie ma racj . Chyba naprawd przesadzi a. Popatrzy a na jego mroczn twarz. Wezbrana z o opad a. Panie Kostopoulos... przepraszam, e si unios am. Przykro mi, e tak si sta o. Ale chcia am pana zapewni , e nie zrobi am tego celowo. Problem w tym, e profesora Giddingsa ju mo e nie by . Zacz si weekend i wszystko pewnie jest zamkni te a do poniedzia ku. Wi c znajd kogo , kto mam otworzy, albo sam skontaktuj si z pani profesorem. Ale... Mo emy jecha ? Nie zwa aj c na jej oci ganie, ruszy do drzwi prywatnej windy. By a mniejsza ni te ogólnodost pne. W tej niewielkiej przestrzeni

przyt acza j swoim wzrostem. Pewnie mia ze sto dziewi dziesi t centymetrów. Nacisn guzik i drzwi si zamkn y. Czu a si jak Persefona, porywana przez podst pnego Hadesa do podziemnego wiata. Z sze dziesi tego którego pi tra zacz li zje d a do gara u pod budynkiem. Poruszy a si i niechc cy jej r ka dotkn a stoj cego obok m czyzny. Po piesznie j cofn a. Czu a ulotny zapach jego myd a i wody po goleniu. By ca kowitym przeciwie stwem jej zaro ni tych, niedo ywio- nych i nieco szalonych, ale yczliwie nastawionych do wiata kolegów artystów. Kostopoulos nale a do innego wiata. Bi a od niego stanowczo i si a, czu o si , e bez obaw stawia czo o trudno ciom, e nie istniej dla niego problemy, których nie mo na rozwi za . I e czerpie z tego przyjemno . Nie by o mia ków, którzy mogliby si z nim mierzy . Jest rzeczywi cie wyj tkowy. W cicho ci ducha nie mog a go nie podziwia . Mia a stuprocentow pewno , e dla przedstawicielek jej w asnej p ci Kostopoulos by m czyzn nie do odparcia. I sk ama aby, twierdz c, e nie zrobi na niej osza amiaj cego wra enia. Instynktownie czu a, e oto ma przed sob cz owieka, który nie czeka, co przyniesie ycie, ale sam kreuje swój los. Kogo takiego jak on jeszcze nigdy dot d nie spotka a. I cho nie atwo by o si jej do tego przyzna , w jaki niepokoj cy sposób j fascynowa . I ten telefon. To musia a by dla niego sprawa ycia i mierci, inaczej chyba by si nie posuwa do takich zachowa . Intuicja mówi a jej, e to nie ma zwi zku z interesami. Sta a wyprostowana, by unikn jakiegokolwiek kontaktu z jego cia em. W ograniczonej przestrzeni windy jej my li by y wydane na up jego przenikliwo ci. Ju si przekona a, e potrafi je odgadywa . Zreszt pewnie by a to niezb dna umiej tno dla kogo , kto kierowa tak olbrzymi korporacj wyczuwa w innych ich s abe strony i wykorzystywa t wiedz dla swoich korzy ci. Przy wyj ciu z windy ju czeka podstawiony czarny mercedes. U miechni ty m czyzna z w sikiem otworzy drzwi przed Sam, w tym samym czasie pan Kostopoulos zaj miejsce za kierownic . Obaj m czy ni rozmawiali ze sob w nie znanym jej j zyku. Do- my la a si , e mówi po grecku. Wprawdzie kiedy uczy a si hisz- pa skiego i francuskiego, ale greka by a dla niej zupe nie niezrozumia ym j zykiem. Nawet brzmienie by o ca kowicie obce.

Spos pnia a, s ysz c miech nieznajomego. Pewnie Kostopoulos opowiedzia mu ca histori . Nie uwierzy jej, póki nie przekona si na w asne oczy, co do tego nie mia a ju najmniejszych w tpliwo ci. Ca e szcz cie, e powiedzia a mu szczer prawd i potrafi tego dowie . Wreszcie wyjechali na ulic i w czyli si w strumie pojazdów. Niech si pani rozlu ni, thespisnis us ysza a cichy g os Kostopoulosa. George opowiada mi o ostatnich psotach swojego synka. Pani tajemnice s bezpieczne. Nie le. Chyba naprawd jest jasnowidzem. Czy mo e jej twarz jest a tak wyrazista? Jak na razie ci gn tym samym tonem prosz tylko o to, by i mnie pani poprowadzi a tam, gdzie jest ten obraz. I prosz wzi pod to uwag , e o wpó do pi tej mam spotkanie. B d o tym pami ta , ale nic nie poradz na korki ani na to, e uniwersytet b dzie zamkni ty. Na nast pnym rogu trzeba skr ci w lewo. Opar si wygodnie w fotelu, zmieniaj c pas z wpraw nowojor- skiego taksówkarza. Je li si oka e, e z tym kola em to by tylko blef, to prosz si przygotowa , e jeszcze dzisiaj przestanie pani pracowa . Raczej trudno sobie wyobrazi , by kto , kto ma przy duszy ostatnie sto dolarów, celowo nara a si na utrat pracy. Chocia pan tego nigdy nie b dzie w stanie zrozumie mrukn a pod nosem, ale Kostopoulos dos ysza jej gorzkie stwierdzenie. Wzdrygn a si , s ysz c jego nieoczekiwany miech. Uwa a pani, e nie pami tam, ile musia przej ch opak z Serifos, który nie mia grosza ani nawet pary butów, z wdzi czno ci api cy si za ka d prac , której nikt inny nie chcia , tylko po to, by przez ca y dzie zarobi par marnych drahm? W jego g osie wyczuwa a g bokie poruszenie. A wi c mówi o so- bie, ods oni r bka w asnej przesz o ci. Za jego obecnym bogactwem kry a si dawna n dza i poni enie. A mo e w ten sposób próbowa wzbudzi w niej odrobin wspó czucia? To prawda, e niemal mu si to uda o, ale nie ma szans, by da a si wzi na ten lep. Przypominam sobie, e co bardzo podobnego czyta am na temat Onassisa odpali a. Nasze pocz tki by y podobne odpar krótko. Jak wi kszo ludzi, z góry za o y a, e Kostopoulos urodzi si

w bogatej rodzinie, nauczy si post powa z pieni dzmi i pomno y odziedziczony maj tek do astronomicznej sumy. Fakt, e biedny jak mysz ko cielna grecki ch opak, tylko dzi ki sobie i swojej determinacji, z n dzy wzniós si na szczyty bogactwa, budzi w niej szacunek i niek amany podziw. Mog a mu nawet wybaczy ten autokratyczny styl bycia. Ch tnie dowiedzia aby si czego wi cej na jego temat, ale przecie nie zapyta go wprost. Wszystko, co o nim wiedzia a, opiera o si na plotkach i gazetowych artyku ach. Teraz, kiedy zetkn a si z nim osobi cie, wyda si jej jeszcze bardziej tajemniczy. I znacznie bardziej atrakcyjny. I jak dla niej prowadzi za szybko. Podejrzewa a, e jego biuro w Atenach, ciesz cych si z s aw je li chodzi o ruch ko owy, musi mie ci si w samym centrum. Pewnie st d ma tak wpraw . Gdyby mia a samochód, to dojazd na uniwersytet zabra by jej dwa razy tyle czasu co jemu. Kostopoulos wjecha na parking zarezerwowany dla pracowników uniwersytetu. Zatrzyma si na pierwszym wolnym miejscu. Wywo samochód, je li si nie ma pozwolenia ostrzeg a go. George zawsze mo e przyjecha po nas limuzyn . Teraz najwa niejsza jest dla mnie ta kartka. Chod my. Niemal musia a biec, by dotrzyma mu kroku. Gdy przest pili próg wydzia u, odetchn a z ulg . Sekretarka profesora jeszcze by a. Lois? Sekretarka podnios a g ow znad papierów. Cze , Sam. Po co tu wróci a ? Widzia a, e Lois daremnie stara si nie patrze na Kostopoulosa, którego masywna sylwetka dominowa a w niewielkim sekretariacie. Czy mog a j o to wini ? Ten m czyzna po prostu przyci ga wzrok. W ka dej innej sytuacji ch tnie by go przedstawi a. Lois by aby wniebowzi ta, s ysz c, e to sam legendarny Kostopoulos. Ale nie lubi a taniego poklasku i instynktownie wyczuwa a, e on te tego nie znosi . Zdecydowa a nie ujawnia jego to samo ci. Musz zabra moj prac . Chyba artujesz! Ca a galeria jest zastawiona obrazami, jest ich ponad setka. Zreszt ju j zamkn am i w a nie wychodz . Dzi mieli my s dny dzie .

Jakby zgad a szepn a Sam. Lois, to wyj tkowa sytuacja. Nie mog ci teraz tego wyt umaczy , nie ma na to czasu. Ale nie wyjd stad, póki jej nie dostan . Sam, dobrze wiesz, e doktor Giddings nie pozwala na wyka - czanie prac po terminie. Nie o to chodzi! Przecie sama ci j odda am, na czas! Po prostu koniecznie musz co z ni zrobi . Przyrzekam, e zwróc j w poniedzia ek z samego rana. Profesor nawet si o tym nie dowie. Wy wiadcz mi t przys ug , prosz . Dostaniesz za to ten obrus, który zrobi am w zesz ym semestrze. Mówi a , e nigdy si z nim nie rozstaniesz zdziwi a si . Ja... po prostu zmieni am zdanie. Ukradkiem zerkn a na Kostopulosa. Lois pod y a wzrokiem za jej spojrzeniem. Zni y a g os. adne rzeczy. Ukrywa a to przede mn Jest niesamowity. Fantastyczny, wr cz zbija z nóg. Jak go znalaz a na tej przeludnionej planecie? Dzi ki nocnej pracy... Lois, b agam ci , pomó . Naprawd a tak ci na tym zale y? Tak. To sprawa ycia i mierci odpar a zgodnie z prawd bo zaczyna a mie przeczucie, e jej ycie nie b dzie warte nawet tych papierowych skrawków, które wklei a do kola u, je li nie zdo a odda mu tej jednej ó tej karteczki. Sekretarka westchn a z rozbawieniem i wyj a z szuflady klucze. Prosz . Id i poszukaj. Dzi ki! Sam przechyli a si przez barierk i u cisn a j serdecznie. Pójdziemy razem powiedzia a, wskazuj c na Kostopoulosa. To nie powinno d ugo potrwa . Z kluczami w r ku ruszy a w stron galerii. To czego mamy szuka ? w ciemno ci rozleg si g boki g os Kostopoulosa. Si gn a do kontaktu, by w czy wiat o. Serce dudni o jej jak szalone. To jego obecno tak na ni dzia a a. I l k, e nie uda si oderwa kartki, nie naruszaj c zapisanego na niej numeru. Je li uda o mi si dobrze wykona t prac , to nie powinien pan mie adnego problemu z zauwa eniem jej. Czy to ma by zagadka? Nie. Po prostu mam nadziej , e od razu rzuci si panu w oczy.

Nacisn a przycisk, bia e wiat o zala o sal . Dziesi tki utrzyma- nych w najrozmaitszych stylach prac, zape nia y ka dy skrawek przestrzeni. Ka da z nich mia a ten sam format, mniej wi cej metr na metr, ale to wcale nie u atwia o poszukiwa . Obrzuci a wzrokiem galeri , zachwycona i przyt oczona liczb pi trz cych si wsz dzie p ócien. Ju widz przynajmniej tuzin prac, które mnie wprost oszo omi y mrukn z sarkazmem. Korci o j by przewrotnie przed u y ten moment niepewno ci, ale czu a, e jeszcze chwila, a przeci gnie strun . Dam panu wskazówk . Moja praca prawdopodobnie jest jedyn , która przemówi do pana osobi cie. Oczywi cie w przypadku... urwa a na moment je li uda o mi si osi gn zamierzony efekt. Tracimy czas, panno Telford mrukn niech tnie. Wi c dobrze. Moja praca przedstawia pa ski biurowiec.

ROZDZIA DRUGI Jak mam to rozumie ? Pana biurowiec jest naj adniejszy ze wszystkich w Nowym Jorku. Bardzo mi si podoba to po czenie l ni cej kremowym odcieniem elewacji z kontrastuj cymi ciemnoniebieskimi elementami. Postanowi am wi c wybra ten budynek na temat mojej pracy. Z w asnej inicjatywy doda am tylko ludzkie postacie, by nie wydawa si taki opuszczony i samotny. Opuszczony? Popatrzy na ni dziwnie. Tak. Ka dy budynek co w sobie ma, z czym si kojarzy. Pana przypomina mi greck wi tyni , imponuj c , ale jakby nieco zawie- szon w pró ni. Dlatego w oknach umie ci am ludzi, by nada mu troch inny, bardziej ludzki charakter... Znowu za pó no ugryz a si w j zyk. Teraz, kiedy pozna a go osobi cie, jej wra enie jeszcze si ugrun- towa o. I atwiej by o je wyt umaczy . Kostopoulos by odzwierciedle- niem swojej budowli. Podobnie jak ona by jednocze nie wspania y i onie mielaj cy, dziwnie odleg y. A mimo to zachwycaj co i niebez- piecznie ekscytowa . Podnios a wzrok i z niepokojem stwierdzi a, e przygl da si jej uwa nie. Sp oszona, po piesznie pochyli a sie, nad kolejnym p ótnem. By poczu si pewniej, próbowa a zapomnie o jego obecno ci, ale jej wysi ki spe za y na niczym. Co chwila mimowolnie rzuca a w jego stron ukradkowe spojrze- nia. Przerzuca prace i, co ciekawe, czyni to z wyra nym zaintereso- waniem. W a ciwie nie powinna si dziwi . Zna si na sztuce i potrafi bezb dnie wy owi spo ród innych prac prawdziwy rarytas. Sama spostrzeg a kilka, które od razu rzuci y si jej w oczy. Mo liwe, e jest dla niego nikim, osob bez znaczenia, ale udzi a si nadziej , e przynajmniej jej praca do niego przemówi. Natychmiast zbeszta a si w duchu. Jak mo e by taka naiwna? Przecie jemu chodzi wy cznie o t ó t karteczk . A co, je li nie uda si jej odklei ? Je li nic z tego nie b dzie? Przez nast pne pi minut w milczeniu przegl dali p ótna. Ju zacz a w tpi , e jej praca kiedy si odnajdzie, gdy naraz Kostopoulos g o no wypu ci powietrze. Raptownie odwróci a g ow i popatrzy a w jego stron . Sta nieruchomo, zapatrzony w trzymane

przed sob p ótno. By zdumiony, widzia a to po wyrazie jego twarzy. Zrobi a to pani tylko ze znalezionych skrawków papieru? S yszalne w jego g osie niedowierzanie trudno by o zinterpretowa . Nie wiedzia a, czy jej praca mu si podoba, czy nie. Tak. Z trudem wydoby a z siebie g os. Zapad a nieprzyjemna cisza. Dopiero po chwili pad o pytanie: A gdzie jest moja kartka? W a ciwie nie powinna si czu zaskoczona. Nic dziwnego, e zwraca si do niej tak szorstko. W ko cu wynios a t kartk z jego gabinetu. I nie jest wa ne, e znalaz a j na pod odze. W górnym prawym oknie. Podesz a bli ej i wskaza a miejsce dr cym palcem. Jego badawcze spojrzenie deprymowa o j . Wzdrygn a si . To mój gabinet. Ja... nie mia am o tym poj cia próbowa a si broni . Ale przyznaj , e to ciekawy zbieg okoliczno ci. Czy by? zapyta z ironi w g osie. Szcz cie, e w a nie w tej chwili Lois zajrza a do rodka. No jak, znalaz a si praca? Chcia abym zamkn . Tak wymamrota a Sam. Ju idziemy. Dzi ki, Lois. Jestem ci bardzo wdzi czna. Tylko pami taj, eby by tu w poniedzia ek wcze nie rano. Zdarza o mi si widzie , jak profesor nie dopuszcza do dyplomu za mniejsze uchybienia. To praca dyplomowa? zainteresowa si Kostopoulos, kiedy opu cili budynek wydzia u. Ostro nie umie ci p ótno w baga niku. Sam nie patrzy a na niego. Tak by o bezpieczniej. Tak. Rozdanie dyplomów za nieca y tydzie . Ale jak pan s ysza , profesor mo e mnie cofn , gdy si dowie, e zabra am prac . Wtedy b d musia a powtarza rok. A je li niechc cy co si uszkodzi, to jak nic obni y mi ocen . Prosz si teraz o to nie martwi . Nawet je li spe ni si ten najgorszy scenariusz, sam wyja ni wszystko pani profesorowi. Potrz sn a g owa. Nie zna go pan. Jak raz co sobie postanowi, to nikt, nawet pan, nie zdo a go przekona . To si oka e stwierdzi krótko. Jechali w milczeniu. Dopiero kiedy zatrzymali si przed biurow-

cem, ogarn a j panika. Przecie nie mo e zagwarantowa , e jego oczekiwania si spe ni . Panie Kostopoulos... Nie oderw tej kartki bez specjalnych na- rz dzi. Mam je w domu. Je li mnie pan tu zostawi, to zd y pan na spotkanie. Zadzwoni , jak tylko sko cz . Gdzie pani mieszka? Zadowolona, e bez zastrze e przysta na jej propozycj , poda a mu adres i usiad a wygodniej. Cieszy a si , e jeszcze chwila, a uwolni si od jego towarzystwa. Nie wyobra a a sobie, e sta by za ni i patrzy , jak odrywa kartk . Nie mog aby si skupi . Nie do , e si przy nim denerwowa a, to tak intensywnie odczuwa a jego obecno , e nie potrafi a tego ukry . Na nast pnych wiat ach w lewo. Mieszkam tam, gdzie te bloki. Straszny tu ruch. Najlepiej b dzie, jak wysadzi mnie pan na rogu. Zwolni przed wiat ami. Si gn a do klamki, ale drzwi nie da y si otworzy . Odwróci a si do niego. Mo e pan otworzy ? Jej pro ba trafi a w pró ni , bo Kostopoulos w a nie rozmawia przez komórk . Z jego s ów zorientowa a si , e instruuje sekretark , by prze o y a spotkanie na nast pny tydzie . Serce zabi o jej niespokojnie. Budzi o si w niej podejrzenie, e Kostopoulos jednak zamierza z ni i i nadzorowa operacj . Mia a przynajmniej kilka powodów, dla których nie mog a do tego dopu ci . Przede wszystkim w mieszkaniu jest niesamowity ba agan. Nie mówi c ju o tym, e jest tak ma e, i nawet jedna osoba z trudem si w nim porusza a. W a ciwie to pokój z sypialni i aneksem kuchennym. Jedynym miejscem, na którym mog a go posadzi , by a kanapa, z której najpierw musia aby pozdejmowa ró ne rzeczy. Otworzy a usta, bo Kostopoulos skr ci na parking zarezerwowany dla dostawców, ale ju wiedzia a, e adne argumenty nie powstrzymaj go przed tym, co sobie zamierzy . Dla niego przepisy nie istnia y. Z ulg wysiad a z auta, on natomiast wyj z baga nika p ótno i wszed za ni do budynku. Wystuka a kod domofonu, by otworzy drzwi do przedsionka z windami. Wola a, by z ni nie jecha . Na sam my l ogarnia a j klaustrofobia.

Chwyci a g boki oddech. Nie musi pan ze mn jecha . Je li zostawi pan swój telefon, zadzwoni , gdy tylko sko cz . Nadjecha a winda, otworzy y si drzwi. Kostopoulos gestem wskaza , by wsiada a. Obrzuci j uwa nym spojrzeniem. Skoro ju tu jestem, to poczekam. Tak b dzie pro ciej. Kiedy winda stan a na siódmym pi trze, wysiedli. Przed drzwiami swego mieszkania, zerkn a na niego niespokojnie. Mo e jednak lepiej, eby poczeka pan w samochodzie powie- dzia a bez tchu. ci gn brwi. Je li boi si pani reakcji swojego ch opaka, to ch tnie mu wyt umacz , dlaczego wdzieram si do pani mieszkania. Poczu a, e oblewa si rumie cem. To mieszkanko jest tak ma e, e nawet dla mnie nie starcza miejsca, nie mówi c ju o drugiej osobie. Lekcewa co wzruszy ramionami. W takim razie nie ma problemu. Ja ca e dzieci stwo sp dzi em w pokoiku nie wi kszym od szafy. Nie ma si czego wstydzi . A nie pomy la pan, e mo e nie jestem przygotowana na przyjmowanie go ci? Nie jestem go ciem odpar z nonszalancj , która doprowadza a j do bia ej gor czki. No dobrze. Prosz da mi klucz. Nie min a sekund jak wyj klucze z jej sztywnych palców i otworzy zamek. Poczeka , a wejdzie. Nie mog a si pozbiera . Wprawdzie tylko musn jej r k , kiedy bra klucze, ale ten dotyk by jak ra enie pr dem. Jeszcze nigdy nic podobnego jej si nie zdarzy o. Nie mog a si skoncentrowa . Gdzie mam to po o y ? spyta rzeczowo. Z a na siebie, e zachowuje si jak idiotka, podesz a do ma ego stolika i po piesznie uprz tn a pozosta o ci po prze kni tym w biegu niadaniu. Nie sumituj c si , wymamrota a: Mo e pan to tutaj postawi . Z konieczno ci depta jej po pi tach. Ostro nie przest pi nad le c na pod odze suszark do w osów i gazet pochlapan farba. Wczoraj w nocy sko czy a prac nad kola em i spryska a go zabezpieczaj cym sprayem. Boj c si , e werniks nie zd y wyschn z powodu wi kszej ni zwykle wilgoci, wsta a wcze nie

rano i suszy a go suszark . Zaraz znajd m otek i d utko. Materia y i przybory trzyma a w niewielkiej garderobie przy azience, ale przez ostatnie miesi ce dosz y jeszcze puszki i s oiczki z farbami; nagromadzi o si ich tyle, e musia a wszystko poprzestawia , by dosta si do narz dzi. Wesz a do pokoju, po o y a przyniesione rzeczy na stoliku. Kostopoulos by zaj ty przygl daniem si batikowemu obrusowi roz o onemu na oparciu kanapy. Jej ostatnie dzie o. W a nie wysycha po farbowaniu. Zauwa y a, e Kostopoulos co trzyma w r ce. Dopiero po chwili zorientowa a si , e to wys u ony wa ek do ciasta. Jej s u y do innych celów. Po raz pierwszy odk d go pozna a mia a wra enie, e w jego czarnych oczach b ysn cie u miechu. Podniós wy ej wa ek i przyjrza mu si z uwag . Domy lam si , e ma go pani pod r ka, by broni si przed intruzami. To wietny pomys ! Dot d nie przysz o jej do g owy, e wa ek móg by s u y do obrony. Ten spontaniczny okrzyk chyba go rozbawi , bo leciutko wygi w u miechu k ciki ust. A ju my la a, e nie jest do tego zdolny. U ywam go przy pracy nad kola ami... Nie okaza zdziwienia. Prosz mówi dalej zamrucza . Chce pan pozna szczegó y? Owszem. Musz przyzna , e od dawna nikt mnie tak nie zaciekawi . T jego uwag mo na by o odczyta na wiele sposobów. aden z nich nie by szczególnie mi y. Fascynuje mnie, jak ten prozaiczny przyrz d przyczynia si do powstania ko cowego produktu doda . Ciekawe tylko, czy ten ko cowy produkt przypad mu do gustu? Jak do tej pory nie wypowiedzia si na ten temat. Skoro tak panu zale y. Unikaj c jego badawczego wzroku, wzi a wa ek. Z le cej na pod odze gazety oderwa a strz p papieru. Nie by o miejsca, by si cho troch od niego odsun . Ca y czas czu a jego obecno , gdy tak sta tu obok niej. Z niewielkiego kuchennego blatu odsun a szk o i sztu ce, by zrobi miejsce. Zgniot a papier w kulk i zacz a go wa kowa .

Trzeba przejecha wa kiem przynajmniej dziesi razy, w ró - nych kierunkach. Dopiero wtedy jest w a ciwy efekt. Robi am tak z ka dym kawa kiem papieru, który chcia am wklei do kola u. Po rozprostowaniu jest zmieniona faktur ma mnóstwo drobniutkich zmarszczek. Wtedy spryskuj go lakierem do w osów. Ka da, nawet najdrobniejsza kreska, staje si bardziej wyrazista, inaczej odbija wiat o. Ma si wra enie, e patrzy si na cieniutk porcelan pokryt siateczk miniaturowych p kni . Kiedy ju dobrze wyschnie, palcami nadaj w a ciwy kszta t, na przyk ad ludzkie sylwetki czy te greckie motywy zdobi ce elewacj . Potem podwijam pod spód ko ce i wk adam do kleju do tapet. Na koniec umieszczam w odpowiednim miejscu. Popatrzy a na ustawione na stoliku p ótno. Jak pan widzi, spray podkre la kolor, ale najwa niejsze jest co innego: wra enie, e patrzy si na prac wykonan z przejrzystej chi skiej porcelany. Umilk a i doda a po chwili: W ka dym razie takie by o moje za o enie. I osi gn a pani swój cel. A nawet jeszcze wi cej pad o niejednoznaczne stwierdzenie. Zaskoczy j . Nie zd y a odwróci oczu. Popatrzy na ni uwa nie. To spojrzenie zbi o j z tropu i dziwnie podekscytowa o. Nie chc c niczego po sobie pokaza , szybko podesz a do stolika, by zabra si za prace. K tem oka widzia a, jak Kostopoulos podchodzi do jedynego krzes a i z uwaga, ogl da kawa ki utkanych przez ni tkanin. Po chwili si gn d oni do zwieszaj cych si z rogu sufitu sznurkowych, podobnych do rybackich sieci, a cuszków. Wydawa si tym poch oni ty. Podnios a p ótno i opar a je o cian . Ostro nie przy o y a d utko do miejsca, gdzie znajdowa a si nieszcz sna kartka. Uderzy a m otkiem w trzonek narz dzia. Nie spodziewa a si , e pod ci arem niewielki stolik mo e si zachwia . Kola przesun si w bok, a ostra kraw d d utka wbi a si w cia o. Krzykn a mimowolnie. Krew z rozci tej r ki pop yn a na p ótno. Nie mia a poj cia, jak kto taki masywny mo e porusza si z tak szybko ci . Nie min a sekunda, a ju podawa jej nie nobia chusteczk i ciska nadgarstek, by zatamowa krwawienie. Do bólu by a przyzwyczajona, ale blisko tego m czyzny wpra-

wia a j w dziwne oszo omienie. Kostopoulos zakl pod nosem. G boko mrukn . Samo si nie zro nie. Trzeba zszy . I zrobi zastrzyk przeciwt cowy. Nic mi nie b dzie wyszepta a. Na widok krwi zawsze robi o si jej s abo. Ledwie zwalczy a pokus , by wesprze si na nim. Nie mam ubezpieczenia, a nie sta mnie na lekarza. S dzi pani, e pozwoli bym pani p aci , skoro to sta o si przeze mnie? oburzy si . Najwyra niej poczuwa si do odpowiedzialno ci. Jedziemy do lekarza. Natychmiast. Ale mój kola . Musz zmy krew. Ledwie to powiedzia a, pu ci jej r k i si gn po p ótno. Podszed do zlewozmywaka i podsun je pod wod . Nie min a sekunda, a po krwi nie pozosta nawet lad. Wygl da o jak nowe. Kostopoulos ustawi je na stoliku, tam gdzie poprzednio je umie ci a. Niespokojnie przeniós wzrok na jej r k . Przyciska a ran chu- steczk . Dobrze, e by o zabezpieczone lakierem. Inaczej woda dosta aby si do rodka i zniszczy a pani unikatowe dzie o. Na szcz cie ju wszystko w porz dku. Mo emy i . Ten komplement, aczkolwiek nieco szorstki, rozbroi j . Pod y a za nim bez s owa protestu. Po chwili znale li si w samochodzie. Droga up yn a w milczeniu. Kostopoulos zdawa si pogr ony w swoim wiecie, zreszt ona te nie mog a pozbiera my li. Wydarzenia ostatnich godzin wytr ci y j z równowagi. Mimo korków dojechali do prywatnej kliniki w rekordowym czasie. Recepcjonistka pozna a go, gdy tylko przest pili próg. W poczekalni czeka o kilka osób, ale Kostopoulos szepn s owo i niemal jak za dotkni ciem czarodziejskiej ró d ki Sam poproszono do gabinetu. Ju na pierwszy rzut oka domy li a si , e przystojny i kruczow osy doktor Strike jest rodakiem Kostopoulosa. Z miejsca rozpromieni si na jego widok. Perseus! wykrzykn , u miechaj c si szeroko. Musieli si zna nie od dzi . W milczeniu przys uchiwa a si ich o ywionej rozmowie. Jeszcze nie otrz sn a si ze zdumienia. Pocz tkowo widzia a w

nim uosobienie Hadesa, ale teraz, gdy wypowiedziane przez lekarza imi przywo a o jej ulubiony grecki mit, inna posta opanowa a jej wyobra ni . Perseus... Próbowa a przypomnie sobie wszystko co zapami ta a z lektury ksi ki pt. Mity greckie". Otó , Perseus, pi kny i mia y syn Zeusa i Danae, podst pnie sprowokowany przez zalotnika matki, króla Polidektesa, wbrew przeciwno ciom losu udowodni , e potrafi wykona niewykonalne... Zdoby g ow Meduzy, obróci w kamie swego prze ladowc Po- lidektesa, a na dodatek przywióz sobie on : pi kn Andromed , któr uwolni z r k potwora. By mo e by to czysty przypadek, ale ycie Perseusa Kostopoulosa powtarza o ten motyw. To m czyzna, z którym nie mo na si nie liczy . Przecie nawet ona ju w pierwszej chwili, gdy go ujrza a, przypisywa a mu boskie cechy. Czy jest jeszcze wi cej podobie stw? Mo e on te ma jak misj do spe nienia? I czy istnieje gdzie kobieta, któr ma uratowa i poj za on ? Z jakiego niezrozumia ego powodu wola aby sama by t kobiet , dla której Perseus b dzie musia przemierzy wiat i walczy z przeciwno ciami losu... Naraz dotar o do niej, na jak niebezpieczne tory wkroczy a jej wyobra nia. Po piesznie porzuci a te rojenia i spróbowa a skon- centrowa si na s owach lekarza, który zako czy zszywanie r ki, za o y opatrunek i zrobi zastrzyk. Przez ca y ten czas nie przesta- wa mówi , a jednocze nie przygl da si jej badawczo. Oczywi cie próbuje dociec, w jaki sposób zwyczajna studentka znalaz a si w towarzystwie wszechmocnego Kostopoulosa. Poczucie taktu nie po- zwala o mu jednak zbyt jawnie okaza zainteresowania, ale, ku jej zaskoczeniu, przyjaciel nie zaspokoi jego ciekawo ci. Najwyra niej nikogo nie chcia informowa o okoliczno ciach, w jakich zawarli znajomo . Ledwie podzi kowa a lekarzowi, a Kostopoulos zdecydowanym gestem uj j za okie i wyprowadzi na zewn trz. Ju nie widzia a w nim miertelnika, ale mocnego i dzielnego greckiego boga. Kiedy powtórnie przest pili próg jej mieszkania mia a dziwne wra enie, e historia si powtarza. Kostopoulos popatrzy na ni uwa nie. Lekarz poleci wysoko trzyma r k . Prosz usi , a ja

przyrz dz co do picia i wezm si za d uto. By a zbyt os abiona, by oponowa . W skryto ci serca zdawa a sobie spraw , e czuje si tak bynajmniej nie z powodu rany, ale nigdy przenigdy by mu nie powiedzia a, e tak wp ywa na ni jego obecno . Spowodowa taki zam t w jej uczuciach... Nie mia a si y ruszy r k . Zdj a obrus z oparcia kanapy, wcisn a si w k t. Teraz ja go sobie poobserwuje, pomy la a z satysfakcj . Za kilka godzin powinna stawi si w pracy. Nie mia a poj cia jak tego dokona. W tej chwili nie mog aby nawet doj do drzwi. A do pracy jest du o dalej. Herbata jest w szafce nad kuchenk . Kostopoulos zdj marynark i krawat, podwin r kawy koszuli. Sprawia wra enie osoby, która doskonale wie, jak w razie potrzeby radzi sobie w kuchni. Wpó przymkni tymi oczami przygl da a si , jak zr cznie porusza si w tej niewielkiej przestrzeni. Wprawdzie niemal si wdar si do jej mieszkania, ale teraz, cho chyba powinna, nie mia a nic przeciwko jego obecno ci. Wielu m czyzn próbowa o j uwodzi , ale nigdy adnego nie wpu ci a za próg. Natomiast Perseus po prostu wzi klucze z jej dr cych r k i spokojnie wszed do jej mieszkania. A ty mu na to pozwoli a , Sam, bo nie mia a si y zaprotestowa . I nadal nie masz... Po o y a g ow na oparciu kanapy. Przyjemne by o poczucie, e jest si obs ugiwan . Bardzo przyjemne. Tak bardzo, e niemal zapomnia a, co by o powodem jego obecno ci w jej mieszkaniu. Dopiero kiedy poda jej paruj c herbat , a sam pochyli si nad kola em, przypomnia a sobie przyczyn jego wizyty. Pracowa z wyra n wpraw . Patrzy a na jego muskularne ramiona. Mia skupion twarz. Gdyby rysowa a z natury, chcia aby mie takiego modela. Wzór m skiej urody. Znów zbeszta a si w duchu. Jej bez adne my li niepotrzebnie szybuj w tym kierunku. Upi a yk herbaty. By a mocna i bardzo s odka. U miechn a si bezwiednie. Kiedy obi o si jej o uszy, e Grecy przepadaj za s odyczami. Wida i on nie by wyj tkiem. Ju obluzowa em kartk obwie ci z zadowoleniem. Co dalej? W a nie zastanawia a si , co te on lubi, a czego nie i poch oni ta tymi my lami, dopiero po chwili u wiadomi a sobie, e

j o co pyta. Zarumieni a si po koniuszki w osów. Uciekaj c spojrzeniem, wymamrota a: My la am, eby u y rozpuszczalnika, to zmi kczy klej i papier. atwiej go b dzie rozprostowa . Zaraz przynios . Ja to zrobi . Prosz tylko powiedzie , gdzie jest. Jego ton jednoznacznie wiadczy , e je li si b dzie upiera i spróbuje wsta , nie cofnie si przed u yciem si y. Ju sama nie wiedzia a, co b dzie lepsze. Jedno by o gorsze od drugiego. Je li pozwoli mu i po rozpuszczalnik, b dzie musia wej do garderoby, a na drzwiach wisia a jej nocna koszula. Damska bielizna z pewno ci nie zaskoczy takiego faceta jak Kostopoulos, ale tu nie chodzi o bielizn w ogólno ci. Ta jest jej. Mo liwe, e wi kszo kobiet nie widzia aby w tym nic z ego, ale ona wychowa a si bez ojca, nie mia a braci. W dodatku tak j wychowano, e bli sza znajomo z m czyzn mo liwa by a dopiero po lubie. Raz chodzi a z ch opakiem, ale gdy si dowiedzia , e najpierw lub, uzna , e Sam ma przestarza e pogl dy i zerwa z ni . Nawet by a z tego zadowolona. Przyzwyczai a si do samotno ci. Nie przypuszcza a, e kto taki jak Perseus pojawi si znienacka i niespodziewanie zachwieje jej zasadami... Sk d to wahanie? zapyta z lekk drwin jednocze nie rozba- wiony i zirytowany jej oporem. Zamkn a oczy, opar a g ow o poduszk . Zranion r k nadal trzyma a w górze. Niech si dzieje, co chce, wola nieba. Jest w garderobie w sypialni. W pude ku na pod odze. Znikn , nim o mieli a si otworzy oczy. Min o kilka chwil, a on nie wraca . Ogarn j niepokój. Wsta a z kanapy. Herbata przywróci a jej si y, czu a si pewniej. Niemal biegiem ruszy a do sypialni. Pude ko stoi... zabrak o jej s ów. Zdumionym wzrokiem poto- czy a po niewielkim wn trzu. Prawie wszystko, co znajdowa o si w garderobie, teraz by o w sypialni. Poza rzeczami le cymi na pó - kach. Wyci gn wszystkie rzeczy wisz ce na wieszakach. W przewa- aj cej mierze by y to projektowane przez ni od wielu lat tkaniny. Sypialnia wygl da a teraz jak sklep z materia ami dekoracyjnymi. Kilka spódnic i bluzek le a o z boku, natomiast próbki tkanin przerzuci przez szerokie ó ko. Niektóre by y tkane, inne r cznie malowane albo zabarwione przez szablon. Perseus

nawet nie spojrza na wchodz c Sam, nie mówi c o przepraszaniu za ba agan. Sk d s te materia y? zapyta charakterystycznym, g bokim g osem, który teraz bezb dnie by rozpozna a spo ród tysi cy innych. Sama je zrobi am. Odwróci si , przeszy j spojrzeniem. Je li to prawd ma pani prawdziwy talent. Tak pan s dzi? G os si jej ama . Czy by pani tego nie wiedzia a? Tym razem jego ton zabrzmia ostro. By a wniebowzi ta. Ju si na niego nie gniewa a. U miechn a si rado nie. Komplement z takich ust mia swoj wag . Perseus Kostopoulos nie do , e zna si na sztuce, to kierowa jedn z najbardziej znanych korporacji tekstylnych. A wi c mo e jest przed ni przysz o , mo e nie zmarnowa a czasu. Wprawdzie zdarza o si , e koledzy i kole anki wychwalali jej projekty, ale profesorowie nigdy. Trudno powiedzie dlaczego. Nieraz korci o j by oznajmi im, e jest córk s ynnego Julesa Gregory'ego, lecz duma nie pozwoli a jej tego zrobi . Musi sama zapracowa na sukces, nie b dzie podpiera si ojcem, który budzi w niej wy cznie pogard . Nie przej si mierci jej mamy, nie inte- resowa o go, e jego córka jest zdana wy cznie na siebie. Skrzywi a si z gorycz . Nie chcia a o nim my le . Schyli a si po rozpuszczalnik, zabra a go i posz a do kuchni. Perseus ruszy za ni . Wzi puszk i otworzy wieczko. Znów mimowolnie musn jej r k . Zadr a a. Przez ca y czas nie spuszcza jej z oczu. Uciekaj c przed jego spojrzeniem, podesz a do kuchennej szafki, by wzi miseczk . Je li sekretarka zapisa a ten numer d ugopisem, to w porz dku. Gorzej, je li o ówkiem. Obawiam si , e zniknie pod dzia aniem rozpuszczalnika. U ywa i pióra, i o ówka mrukn , nalewaj c troch p ynu do podanej przez Sam miseczki. Trudno, nie pozostaje nam nic innego, jak zaryzykowa . Mówi c to, w o y zgniecion kartk papieru do rozpuszczalnika. Ile czasu trzeba czeka ? Zraniona r ka coraz bardziej dokucza a. W dodatku zaczyna a j bole g owa. Mo e z l ku, e nic z tego nie b dzie, e on zaraz sobie st d pójdzie i ju nigdy wi cej go nie zobaczy? Na sam my l, e za