andgrus

  • Dokumenty12 974
  • Odsłony705 236
  • Obserwuję379
  • Rozmiar dokumentów20.8 GB
  • Ilość pobrań555 325

Winters Rebecca - Sobie przeznaczeni

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :627.5 KB
Rozszerzenie:pdf

Winters Rebecca - Sobie przeznaczeni.pdf

andgrus EBooki Autorzy alfabetycznie Litera W Winters Rebecca
Użytkownik andgrus wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 155 stron)

W marcu proponujemy Harlequin Romance JEŚLI PRZESTANIEMY SIĘ KŁÓCIĆ Betty Neels • NIE UMKNIESZ PRZED MIŁOŚCIĄ Robyn Donald • TROPIKALNA GORĄCZKA Kay Thoipe • SPOTKANIE PO LATACH Lynne Graham • SOBIE PRZEZNACZENI Rebecca Winters • NOWA POSADA PANNY BECKY Sophie Weston L^arkquin-

REBECCA WINTERS Sobie przeznaczeni Harlequin® Toronto • Nowy Jork • Londyn Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg Madryt • Mediolan • Paryż • Praga • Sofia • Sydney Sztokholm • Tokio • Warszawa

Tytuł oryginału: Meant for Each Other Pierwsze wydanie: Harlequin Romance 1992 Przekład: Janusz Węgielek Redakcja: Leszek Kamiński Korekta: Janina Szrajer Krystyna Barchańska © 1992 by Rebecca Winters © for the Polish edition by Arlekin - Wydawnictwo Harlequin Enterprises sp. z o.o., Warszawa 1993 Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie. Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Enterprises B.V. Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych - żywych czy umarłych - jest całkowicie przypadkowe. Znak firmowy wydawnictwa Harlequin i znak serii Harlequin Romance są zastrzeżone. Skład i łamanie: PRINT, Warszawa Printed in Germany by ELSNERDRUCK ISBN 83-7070-220-1 Index 392065

ROZDZIAŁ PIERWSZY Gdy tuż przed lądowaniem samolot zatoczył koło nad prażoną słońcem Salt Lake Valley, Kathryn Lawson zacisnęła szczupłe palce na poręczach fotela. Tam w dole czekała na nią jej siostra, Alicja, by zabrać ją do Afton, niewielkiej mieściny w stanie Wyoming, gdzie urodziły się i dorastały. Po śmierci matki, Kathryn przeprowadziła się do siostry, która poślubiła właśnie Clyde'a Mathesona, właściciela największego sklepu w mieście. Był on wdowcem i miał już syna z poprzedniego małżeństwa. Niebawem Alicja urodziła mu jeszcze dwójkę dzieci. Żyli szczęśliwie w ciasnym starym domku, gdzie Kathryn uważana była zawsze za pełnoprawnego mieszkańca. Gdy osiągnęła pełnoletność, przeznaczyła całą skromną sumę, uzyskaną ze sprzedaży domu rodziców, na studia na wyższej uczelni w Boulder w stanie Kolorado. W tamtym okresie wpadała do Afton przy każdej sposobności. Lecz gdy przeniosła się na uniwersytet w San Diego, aby uzyskać tam dyplom i stopień akademicki, i wyszła za mąż za Filipa, wizyty te nagle urwały się. W rzeczywistości nie odwiedziła Afton już od pięciu lat. A i teraz nie była do końca przekonana, czy dobrze zrobiła, wybierając się w tę podróż. Po prostu uległa Alicji, która uznała, że po rozwodzie z Filipem należy się jej odpoczynek w gronie rodzinnym. Od momentu, kiedy porażka jej małżeństwa stała

6 SOBIE PRZEZNACZENI się faktem, Alicja zaczęte, chorować na przerost opiekuńczości. Stanęła u boku siostry i najwidoczniej nie zamierzała odstąpić jej ani na krok. Praktycznie też wymusiła na niej ten miesiąc w Afton, by pomóc jej zerwać wszelkie więzy z niedawną przeszłością i ułatwić podjęcie decyzji odnośnie dalszego życia. Pisk kół dotykających płyty lotniska wyrwał Kathryn z rozmyślań. Gdy tylko samolot zatrzymał się, odpięła pas bezpieczeństwa i sięgnęła po torebkę i neseser. Powróciło też do jej świadomości nieprzyjemne ściskanie w żołądku, którego bynajmniej nie spowo­ dował spokojny lot z San Diego do Salt Lake. Ponieważ cała podróż trwała tylko półtorej godziny, Kathryn czuła się nadal świeżo w swoim kostiumie z białej bawełny i bluzce w biało-niebieskie paski. Elegancja ta odróżniała ją od studentów, z którymi do niedawna jeszcze miała zajęcia i którzy nosili swoje zwykłe dżinsowe stroje. Ale ubrała się tak również po to, by ukryć własną chudość. Była ładnie zbudowaną kobietą, ale od czasu poronienia i będącego jego konsekwencją rozwodu nie udało się jej przybrać na wadze i wrócić do poprzedniej normy. Tymczasem miała się pokazać bacznym oczom Alicji. Miała nadzieję, że złocista opalenizna i okulary przeciwsłoneczne o różowym odcieniu szkieł przesłonią ślady zmęczenia pod jej ciemnoniebieskimi oczami w oprawie gęstych rzęs. Wiedziała, że w białych pantofelkach na wysokich obcasach i z kasztanowymi włosami upiętymi w węzeł na szczycie głowy, z kobiety średniego wzrostu staje się niemal wysoką. Zależało jej też na tym, by swoim wyglądem stwarzać wrażenie pewnego siebie, trzydziestoletniego pracownika wyższej uczelni. Ostatnią bowiem rzeczą, jakiej pragnęła, było

SOBIE PRZEZNACZENI 7 przedstawić się Alicji i jej mężowi jako obnażony kłębek nerwów. Zaczerpnąwszy przed tą wielką próbą powietrza w płuca, opuściła samolot i ruchomymi schodami udała się do głównej hali po odbiór bagażu. Poza zawartością nesesera i jednej dużej walizy, wszystkie pozostałe jej rzeczy oddane zostały na przechowanie do czasu znalezienia przez nią stałego adresu. Nato­ miast co się tyczy starej, zajeżdżonej do cna toyoty, to sprzedała ją przed opuszczeniem San Diego, planując przy pierwszej okazji kupno nowego samochodu. Czekając na walizkę, lustrowała spojrzeniem salę w poszukiwaniu Aliq'i. Miały włosy podobnego koloru, lecz Kathryn była wyższa i bardziej zmysłowa. Natomiast Alicja, schludna niczym uczennica, wy­ glądała na połowę swoich czterdziestu lat. Jakby dla kontrastu, Clyde był wysokim, barczystym mężczyzną o lnianych włosach. Kathryn zawsze twierdziła, że tych dwoje tworzyło bardzo atrakcyjną parę. Gdy opuściła halę przylotów, ogarnął ją nieznośny upał pustyni. Patrzyła, jak inni pasażerowie znikają wewnątrz taksówek lub prywatnych limuzyn, i wy­ glądała dodge'a Clyde'a. Może Aliqa złapała w drodze gumę lub przegrzała silnik? Zresztą mogło się jej wydarzyć tysiąc innych rzeczy. Była zbyt pochłonięta wypatrywaniem siostry, by zwrócić uwagę na niewielką ciężarówkę z przyczepką do przewożenia koni, która zatrzymała się przy krawęż­ niku. Z szoferki wysiadł wysoki mężczyzna o ciemno- blond włosach. W jego wyglądzie było coś znajomego, coś, co w końcu przykuło do niego jej spojrzenie. Mogła tylko podziwiać gibkość jego smukłego ciała w ruchu i krój wytartych dżinsów, które opinały biodra i silne uda niczym druga skóra. Jego klatkę

8 SOBIE PRZEZNACZENI piersiową okrywała biała koszulka typu T-shirt, która z pewnością pamiętała lepsze czasy. Na twarzy młodego mężczyzny widniała nieświadoma siebie zmysłowość. Kiedy zbliżył się do niej, Kathryn nagle wpadła w panikę. Ale było już za późno, gdyż zdołał zerwać z jej twarzy przeciwsłoneczne okulary. Z tą chwilą poczuła się obiektem szczegółowego oglądu ze strony pana Wade'a Mathesona. Wstrząśnięta do głębi jego pojawieniem się, nie mogła wydusić z siebie ani jednego słowa. Patrzyła tylko bezradnie w jego orzechowe oczy, które zawsze wydawały się jej tak fascynujące. Posiadały zdolność zmieniania barwy w zależności od światła i wówczas przechodziły całą gamę kolorów - od brązowoziełonego do brunatnożółtego. Teraz zaś spoglądały na nią z tak przenikliwą wrogością, że cała zadrżała. Zmieszana, uniosła wzrok ku włosom, niegdyś równie jasnym jak włosy jego ojca. Ale owe pięć minionych lat nie tylko przyciemniło ich barwę, lecz nadto dodało bruzd wokół szerokich ust Wade'a, naznaczonych teraz surowością. Wiele innych zmar­ szczek poryło jego opalone czoło, na które spadał kosmyk włosów. Bezkompromisowa linia prostego nosa i wyrazistość twardych rysów twarzy, wszystko to pozostawało w jaskrawej sprzeczności z zapamię­ tanym obrazem dwudziestoletniego chłopca, syna Clyde'a z pierwszego małżeństwa. Dlaczego zawsze myślała o nim z taką czułością? Na moment sięgnęła pamięcią do swojego pobytu z Filipem we Florencji, gdzie podziwiali dzieła Michała Anioła. Oglądali również nie dokończoną rzeźbę mistrza. Z dużego bloku kamienia wyłaniały się postacie, ociosane tylko częściowo, niemniej dostatecz-

SOBIE PRZEZNACZENI 9 nie rzeczywiste, aby powziąć wyobrażenie o skoń­ czonym arcydziele. Podobnie oddziaływał teraz na nią Wadę. Wyłonił się z nieokreślonych konturów młodzieńczości jako skoń­ czony w każdym calu mężczyzna, bardziej też atrakcyj­ ny, niż kiedykolwiek mogła się spodziewać. Zamknęła oczy, by choć na chwilę odgrodzić się od jego widoku. Nagle poczuła, wraz z przypływem słabości, że chwycił ją silną dłonią za łokieć. Wyszarpnęła rękę. - Zaczynam rozumieć, co Ala miała na myśli, kiedy stwierdziła, że powinnaś odpocząć - Wadę uśmiechnął się życzliwie. Ala? Kathryn powtórzyła w myślach to słowo. Niegdyś Wadę, mówiąc o Alicji, nazywał ją wyłącznie mamą. Użycie zdrobniałej formy imienia uświadomiło Kathryn, jak bardzo się zmienił, jak dalece wszystko się zmieniło. - To, co pozostało z ciebie, może zdmuchnąć najlżejszy powiew wiatru. Ugodzona tą brutalną, aczkolwiek rzetelną oceną własnej osoby, przełknęła z trudem ślinę. Pragnęła odzyskać choć trochę opanowania i spokoju. Nie mogła pozwolić, aby domyślił się, w jaki wewnętrzny zamęt wprawiło ją jego pojawienie się na lotnisku. Zamierzała przecież go unikać... - Gdzie jest Alicja? - Przygotowuje dom na twoje przybycie. - Gdy rozmawiałyśmy dziś rano przez telefon, obiecała wyjechać po mnie. Nic z tego nie rozumiem. Skrzyżował na piersiach ramiona. - A cóż tu rozumieć? Musiałem pojechać do Salt Lake, by kupić konia, więc przy okazji zobowiązałem się zabrać ciebie. - Teraz rozumiem.

10 SOBIE PRZEZNACZENI Odgarnęła ze skroni urojone pasmo włosów. Oczy­ wiście, Alicja nie widziała niczego nagannego w tym, że Wadę zaofiarował się zabrać z lotniska członka rodziny. Być może nawet nakłaniała go do tego, pamiętając, że - w odróżnieniu od swych bliskich - nie odwiedził dotąd Kathryn w Kalifornii. Każdego lata uczęszczał na kursy, by teraz w wieku dwudziestu pięciu lat otrzymać uprawnienia potrzebne do założenia własnego interesu. Na pewno był bardziej praktyczny i dojrzały od przyrodniego rodzeństwa. Według Alicji, pracował na farmie dzień i noc, i w domu rzadko go widywano. Jeśli zaś chodzi o Laurel i Johna, to zjeżdżali na letnie wakacje ze stanowego uniwersytetu, a chcąc zarobić coś ekstra, pracowali w sklepie ojca. W ostatniej rozmowie telefonicznej zapewnili Kathryn, że oczekują z niecier­ pliwością odwiedzin swojej jedynej ciotki. - Wątpię, żebyś coś rozumiała. Żartobliwy ton jego głosu stanowił prawdziwą niespodziankę. - C-co masz na myśli? Mimowolnie spojrzała na niego, by zaraz uświado­ mić sobie swój błąd. Jego oczy błyszczały gniewem. - Do jasnej cholery! Kathryn! Minęło pięć lat. Prawie cała epoka. Oto jak długo nienawidziłem cię. Bardziej od słów sprawiło jej ból wzruszenie obecne w jego głosie. - W takim razie... - Dlaczego jestem tutaj? - dokończył jej pytanie. - Kiedy rodzice oznajmili mi, że masz zamiar zaszczycić nas swoją wizytą, uznałem, że najlepiej będzie, jeżeli po raz pierwszy spotkamy się bez świadków. Ostatecz­ nie, oczekują jakiegoś radosnego rodzinnego zespolenia się, a my nie chcemy ich rozczarować, prawda?

SOBIE PRZEZNACZENI 11 Serce Kathryn waliło. Rozejrzała się wokół. Uświa­ domiła sobie, że emocjonalna intensywność ich rozmowy ściąga uwagę osób stojących w pobliżu. - Nie sądzę, aby to było najlepsze miejsce do prowadzenia tego typu dyskusji - zauważyła cichym głosem. - Zgadzam się. Chodźmy. Ciągle trzymając jej okulary, w jedną rękę wziął walizkę, drugą zaś chwycił ją mocno pod ramię. Następnie powiódł między samochodami w kierunku swego półciężarowego forda. By dotrzymać mu kroku, musiała niemal biec, co było dość trudne z uwagi na jej obcasy. Pikap i przyczepka wyglądały na nowe. Pomimo wewnętrznego niepokoju, Kathryn pomyślała jakąś cząstką swojej osoby, że od ich ostatniego spotkania Wadę stał się niezależny i zaczął nawet odnosić sukcesy. Nie miała jednak odwagi mówić z nim o sprawach osobistych. Aż trudno było uwierzyć, że kiedyś potrafili z dużą swobodą rozmawiać na każdy temat. Dzielili się podobnymi myślami i znajdowali te same słowa na określenie znacznej części zjawisk i problemów. Już jako dziecko, Wadę marzył o posiadaniu i prowadzeniu farmy dla turystów, z możliwością jazdy konnej. Sądząc z relacji Alicji, szybko zbliżał się do urzeczywistnienia swych marzeń. Umieścił neseser i walizkę na platformie bagażowej, po czym otworzył drzwi szoferki. Z uwagi na wysoki stopień musiała podciągnąć spódnicę powyżej kolan, odsłaniając tym samym jego oczom swoje złociste, wysmukłe nogi. Lecz jeśli nawet poruszył go ten widok, żaden ślad tego nie zaznaczył się na jego napiętej twarzy. Zatrzasnął drzwi i okrążywszy samochód zasiadł za kierownicą. Okulary rzucił na deskę rozdzielczą.

12 SOBIE PRZEZNACZENI Kiedy drzwi i po jego stronie zostały zamknięte, znaleźli się w przestrzeni nasyconej intymnością, której przez te wszystkie lata starała się unikać. Widocznie jednak pewne przyzwyczajenia nigdy nie zmieniają się; w nagrzanym od słońca wnętrzu pojazdu mogła wyczuć czystą woń szamponu, jakiego stale używał. Zawsze lubiła ten zapach... Przez długi czas milczeli i nie patrzyli na siebie. Z obrzydzeniem stwierdziła, że jej dłonie są lepkie z wewnętrznego napięcia i że w ogóle bliskość Wade'a działa na nią destrukcyjnie. Cokolwiek wydarzyło się przed jej wyjazdem do San Diego, powinno zostać zapomniane lub co najmniej głęboko zagrzebane w podświadomości. Przez cały czas pobytu w Kalifornii udawało się jej nie myśleć o tamtych letnich miesiącach, które spędzili razem - kiedy ich przyjaźń zmieniła się w coś więcej. Pożerał ją wstyd. Wstydziła się, że ona, dwudzie­ stopięcioletnia, dojrzała kobieta, dała się wplątać w uczuciowy związek z dwudziestoletnim chłopcem. Ostatnim obrazem, jaki wrył się w jej pamięć, był obraz ich dwojga leżących na jego łóżku, splecionych ramionami i kochających się do kresu, którego nigdy nie chciała osiągnąć. Mimo różnicy wieku, zawsze ją pociągał. Tamtego roku, gdy pracował u ojca w sklepie, oszczędzając pieniądze na studia, odkryła, że przedkłada jego towarzystwo nad towarzystwo wszystkich innych, łącznie z mężczyznami, z którymi wówczas roman­ sowała. Wiedziała, że nie może odwlekać w nieskończoność spotkania z rodziną siostry, gdyż w końcu Alicja i Clyde zaczną poszukiwać przyczyn. Przechodził ją zimny dreszcz na samą myśl o ich reakcji, gdyby

SOBIE PRZEZNACZENI 13 dotarło do nich, co ona i Wadę robili, gdy reszta rodziny spędzała wakacje w kanadyjskich Górach Skalistych. Szczęśliwie jednak czas i odległość uchyliły taką możliwość. Kiedy teraz uświadomiła sobie, ku jakim dniom i nocom wędrują jej myśli, skarciła się w wyobraźni i skierowała wzrok na spieczone słońcem wzgórza po prawej. Opuścili już rozległy teren lotniska i jechali w palącym słońcu na północ. Świetliste refleksy na powierzchni Great Salt Lake zmuszały ją do mrużenia oczu. Z chęcią założyłaby z powrotem swoje przeciw­ słoneczne okulary, ale obawiała się, że Wadę zinter­ pretuje to - najsłuszniej zresztą - jako próbę ukrycia się przed nim, próbę ucieczki. Siedział za kierownicą z miną obcego człowieka, aczkolwiek ten obcy w sercu pogardzał nią. Kiedy zaś mimowolnie wstrząsnęła się, od razu to zauważył. - Jeśli klimatyzacja chłodzi za bardzo, wyłączę ją. - Nie, jest jak w sam raz. Wolałaby, żeby nie był tak spostrzegawczy. Zresztą ta cecha właśnie, obok innych, czyniła jego osobowość tak pociągającą. Już we wczesnej młodości był popularny w gronie rówieśników, szczególnie wśród zafascynowanych nim dziewcząt, które jego inteligencję i wygląd ceniły na równi. Oczywiście, Kathryn też nie była z żelaza. Kiedy wyjechała do San Diego bez słowa pożeg­ nania, nie miała wątpliwości, że zraniła tym jego dumę. Ale czyż istniał jakiś wybór? Gdyby została choćby jeden dzień dłużej, mogłaby utracić tę resztę kontroli nad sobą, jaką jeszcze posiadała. Poza tym była już dorosłą osobą i chciała zapobiec nieszczęściu. Pierwszy rok w San Diego spędziła jakby na

14 SOBIE PRZEZNACZENI dobrowolnym wygnaniu, nienawidząc swych uczuć do Wade'a. Kiedy zaś wyszła za mąż, zdobyła się w końcu na dystans wobec tamtego miłosnego wydarzenia, które pozostawiła daleko za sobą. Modliła się, żeby Wadę uczynił to samo. Lecz teraz wszystko wskazywało na to, że ma zamiar uświadomić jej, iż są rachunki do zapłacenia. Jak gdyby nie była już dostatecznie świadoma, że cokolwiek uczynią, spowoduje to rozpad rodziny! Gdy tylko Kathryn osiadła w Kalifornii, Alicja poinformowała ją, że Wadę niespodziewanie porzucił pracę w sklepie i wyniósł się do Fort Collins w stanie Kolorado, gdzie równocześnie pracował i studiował. Clyde poczuł się tą decyzją nawet nieco zraniony, gdyż wybrał dla syna bliższy uniwersytet w Utah. A Wadę po prostu zamierzał nie tyle żyć na własną rękę, co uciec od świeżych wspomnień związanych z domem rodzinnym. Rusz kamyk, posypie się lawina. Niebawem także John poinformował rodziców, że opuszcza Afton, by studiować prawo i w przyszłości starać się o posadę adwokata w dużej firmie prawniczej. Dziewiętnasto­ letnia Laurel planowała łączenie pracy z podróżami. Lecz chociaż Clyde i Alicja pogodzili się z faktem, że ich dzieci pragną podążać ku nowym perspektywom, Kathryn cierpiała pod ciężarem winy. Czuła, że to jej związek z Wade'em pośrednio zmienił tak wiele w życiu najbliższych. Udręczona tą milczącą jazdą, postanowiła przerwać milczenie. Uznała, że najbezpieczniej będzie spytać Wade'a o bieżące plany. - Alicja powiedziała mi, że zaręczyłeś się. - Nie może cię to w najmniejszym stopniu ob­ chodzić, więc porzućmy ten temat.

SOBIE PRZEZNACZENI 15 Usłyszawszy tę zjadliwą odpowiedź, omal że nie zerwała paska od torebki. - Chcę, żebyś wiedział, że to nie ja doprowadziłam do tej sytuacji. Gdybym przewidziała, że wyjedziesz po mnie, nigdy bym się nie zdecydowała na ten przyjazd. - Właśnie dlatego postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce. - Ponieważ więc chcesz osiągnąć swój cel, nie widzę sensu ciągnąć tego dłużej. Wysadź mnie w Lo­ gan. Dalej pojadę autobusem. Osiągnęli szczyt Sardine Canyon; zmieniając biegi, rzucił na nią gniewne spojrzenie. - Oczywiście, nie odczuwasz wyrzutów sumienia i żalu, że ugodzisz tym rodzinę boleśniej, niż raz to już zrobiłaś. - Jak śmiesz tak do mnie mówić! - Bo to prawda - odrzekł nieporuszony. - Godzili się przez pięć lat na twoje wykrętne wymówki, że nie możesz przyjechać, co nie znaczy, żeby byli z tego powodu szczęśliwi. Ja przynajmniej chciałbym oszczę­ dzić im dodatkowego bólu. - Nie mam pojęcia, o czym mówisz. Usiłowała narzucić sobie spokój, lecz próba ta skończyła się żałosnym fiaskiem. - Nie traktuj mnie protekcjonalnie, Kathryn. Nie udało się w przeszłości, nie uda się i teraz. Pozostaje faktem, że ani razu nie odwiedziłaś Afton w towarzys­ twie męża. Być może nie przyszło ci nawet do głowy, że ojciec mógłby uważać, iż jego skromny dom i braki w wykształceniu nie są na miarę twojego profesora i jego nadmorskiej willi. - Chyba oszalałeś! - prawie krzyknęła. Z punktu widzenia Clyde'a może te słowa miały jakiś sens, lecz z drugiej strony nic nie mogło być

16 SOBIE PRZEZNACZENI dalsze od prawdy. Kathryn po prostu chciała oszczędzić siostrze i szwagrowi widoku swojej małżeńskiej porażki. Ale nade wszystko nie mogła znieść myśli o spotkaniu z Wade'em, ponieważ nigdy właściwie nie potrafiła wyzwolić się z oczarowania, jakiemu wówczas uległa. Nagle Wadę zwolnił i skręcił w boczną drogę, która wiodła do wiejskiej gospody, znanej z soczystych befsztyków. Przed laty wpadali tu dość często. Teraz jednak Kathryn nie chciała przypominać sobie tamtych czasów, kiedy to jej słabość do Wade'a wyzuła ją z przyzwoitości i zdrowego rozsądku. - Dlaczego zatrzymujemy się? Zgasił silnik i otworzył drzwi po swojej stronie. Niesiony powiewem wiatru zapach ziół wypełnił wnętrze szoferki. - Zapewne jadłaś obiad w samolocie, lecz ja nie miałem nic w ustach od rana. Poza tym mój koń musi rozprostować kości. Wejdź więc do środka i zamów kanapki, a ja niebawem dołączę i zapłacę za nie. Zawsze był pewny siebie, ale kiedyś nie było w nim tyle arogancji. Przez te minione lata stał się twardszy i przez to jakby obcy i daleki. - Nie jestem głodna, więc przejdę się z twoim koniem, podczas gdy ty zjesz posiłek. W ten sposób przyjedziemy wcześniej do Afton. Przez chwilę taksował ją wzrokiem. - Wyglądasz, jakbyś nie jadła od tygodni. - Przykro mi, jeżeli mój wygląd cię drażni. Uświadomiła sobie swój błąd, gdy jeszcze to mówiła. Miast ignorować jego docinki i drwiny, odpowiadała na nie. Pozwalała mu tym samym na zajmowanie się jej osobą. - Czy powiedziałem coś takiego? - wybuchnął. Próbując zachować spokój, odrzekła:

SOBIE PRZEZNACZENI 17 - Wade, nie wiem, co chcesz osiągnąć dokuczając mi, lecz teraz, kiedy już miałeś ostatnie słowo, jedźmy do domu. To był dla mnie długi dzień. - Opowiedz mi o nim - powiedział dziwnie zachryp­ niętym głosem. - Żebyśmy jednak dobrze się zrozumie­ li: Ala i ojciec oczekują rzeczy, do jakich przywykli. Oboje wiemy, że jest to niemożliwe, niemniej dla ich dobra musimy udawać. Na pozór muszą łączyć nas przyjacielskie stosunki, jakkolwiek odpychająca wyda­ wałaby się myśl o tym. Więc jeśli masz zamiar spędzić tu tylko kilka dni, musisz zmienić plany. Jego diagnoza sytuacji wprawiła ją w takie zdumie­ nie, że nie wszystko zrozumiała. - Nie wiem, co masz na myśli. Minęła długa chwila, zanim odpowiedział. - Rodzice noszą się w stosunku do ciebie z pewnymi zamiarami. Do realizacji ich nie wystarczy krótka wizyta. Pod warunkiem, oczywiście, że wyrazisz zgodę. - Jakie zamiary? - niemal wyszeptała. - Ponieważ jest to ich pomysł, niech sami go tobie przedstawią. Cokolwiek wiedział, nie wydawał się tym za­ chwycony. - Jeśli już mowa o moich planach, to mam zamiar zaczepić się na jakimś uniwersytecie, najchętniej w stanie Kolorado. Pomimo że kochała ocean, nie znosiła tłumów i korków Kalifornii. Brakowało jej gór. Tęskniła za spokojnym uniwersyteckim miasteczkiem gdzieś na Zachodzie, takim jak Fort Collins czy Boulder, gdzie zaczynała studia. Jeśli dostanie pracę na którymś z tych uniwersytetów, wówczas resztę lata przeznaczy na osiedlenie się i przygotowanie do semestru. - Jeśli w ogóle liczysz się z rodzinnymi uczuciami,

18 SOBIE PRZEZNACZENI proponuję, abyś zachowała swoje plany dla siebie. Przynajmniej przez ten jeden dzisiejszy wieczór - dodał ostrzegawczym tonem. Obrzucił ją raz jeszcze nieprzyjaznym spojrzeniem, po czym wysiadł z samochodu i zatrzasnął za sobą drzwi. Chwilę później usłyszała stukot kopyt końskich na pochylni wysuniętej z przyczepki. Została sama ze swoimi dręczącymi myślami. Powinna była posłuchać przeczucia, które mówiło jej, żeby nie ulegać Alicji i nie wybierać się z tą wizytą. Już fizyczna obecność Wade'a pobudziła wszystkie jej zmysły, pomimo tylu lat rozłąki. Czyż mogła przebywać z nim dłużej niż kilka dni? Ale też czy mogła nagle wyjechać po tym, co powiedział jej o planach Alicji? Byłam głupia wracając tu! - krzyczała w duszy z twarzą ukrytą w dłoniach. Wadę postawił ją w sytuacji bez wyjścia. Podczas lotu z San Diego do Salt Lake, Kathryn poczuła się o sto lat starsza i mądrzejsza. Pomyślała wówczas, że Wadę również stał się dorosłym męż­ czyzną, który niegdysiejsze psikusy hormonów zepchnął w studnię czasu. Wiedząc, że ma narzeczoną i że bywa w domu dość rzadkim gościem, uznała za wskazane przyjąć za­ proszenie siostry. Ale, jak dotąd, nic nie toczyło się tak, jak to sobie ułożyła w myślach. Czyżby diabeł maczał w tym ogon?

ROZDZIAŁ DRUGI - Myślałam, że chciałeś coś zjeść - zauważyła, gdy Wadę wrócił po pięciu minutach. - Ja również tak myślałem - odparł lakonicznie. Uruchomił silnik i nastawił radio. Płynące z głośnika wiadomości uniemożliwiały jakąkolwiek dalszą roz­ mowę. Lecz nawet gdyby spiker ogłosił wybuch trzeciej wojny światowej, Kathryn nie usłyszałaby ani jednego słowa. Była zbyt skoncentrowana na fizycznej bliskości Wade'a, a także na pełnej wdzięku łatwości, z jaką prowadził ciężarówkę. Pomyślała o jego narzeczonej. Czy bardzo się kochali? Jak długo już trwała ich znajomość? Czy miała charakter intymnego współżycia? Mimowolnie zacisnęła dłonie. - Kathryn? Aż podskoczyła i odwróciła głowę do niego, do tego stopnia nie mogła uwierzyć, że przemówił do niej. - Tak, słucham. - Na miłość boską, jesteś kłębkiem nerwów! Chcia­ łem tylko oznajmić ci, że jesteśmy w domu. Tak, to był z pewnością ich wspólny rodzinny dom na końcu tej długiej, dojazdowej alei wysadzanej topolami. Bez trudu rozpoznała jednopiętrową bryłę z czerwonej cegły z białymi okiennicami. Panowały tu cisza i porządek, jaskrawo kontrastujące z chaosem i burzą jej myśli. - Bez względu na to, jakie są twoje prawdziwe uczucia - szorstkim głosem odezwał się Wadę - wobec

20 SOBIE PRZEZNACZENI reszty rodziny tworzymy wspólny front. Oznacza to, że zataisz przed nimi wszystkie zmiany, jakie nastąpiły w naszych wzajemnych stosunkach. Zmiany? Czy naprawdę sądził, że tamto uczucie sprzed lat zmieniło się w jej sercu w nienawiść? Nie mogła przystać na takie rozumienie spraw. - Witamy w domu! - rozległ się radosny głos Alicji. Po chwili Kathryn znalazła się w ramionach siostry i Clyde'a. Laurel, ciemna i drobniutka, jak jej matka, stała trochę z tyłu, czekając cierpliwie, aż i na nią przyjdzie kolej uściskania cioci. Niebawem pojawił się też John, by zamknąć Kathryn w prawdziwie niedźwiedzim uścisku. On również odziedziczył ciemne włosy po matce i chociaż ustępował ojcu wzrostem, był silnie i muskularnie zbudowany. Miał konwencjonalnie przystojną twarz, która zjednała mu, należało sądzić, sporą liczbę wielbicielek. Ale to Wadę promieniował tą męską zmysłowością, która rzadko którą kobietę pozostawiała obojętną. Kathryn nigdy dotąd nie spotkała takiego mężczyzny. W pewnym sensie, za niebezpieczny pociąg do niego winę ponosili wszyscy ci mężczyźni, włącznie z Filipem, którzy nie potrafili wywołać w niej takich reakcji, jak Wadę. Zabroniwszy sobie stanowczo spoglądania na Wade'a, zwróciła się ku rodzinie. Po chwili byli już w przytulnym saloniku, urządzonym w tradycyjnym amerykańskim stylu. W powietrzu unosiły się smako­ wite zapachy żeberek wieprzowych i bułeczek domo­ wego wypieku. Wszystko wyglądało jak przed pięciu laty, tak iż nawet trudno było uwierzyć, że kiedykol­ wiek opuszczała to miejsce. - Gdy będziesz brała kąpiel, nakryję z Laurel do stołu - powiedziała Alicja. - Jedliśmy już coś w rodzaju

SOBIE PRZEZNACZENI 21 przekąski, lecz z zasadniczym posiłkiem czekaliśmy na ciebie i, szczerze mówiąc, jesteśmy głodni. - Uniosła brwi, które dotknęły jej grzywki. - Więc pośpiesz się, dobrze? Kathryn przytuliła siostrę. - Ja również jestem głodna - skłamała - i na pewno się pośpieszę. - Umieszczę cię w pokoju, który kiedyś zajmował Wadę. Wysprzątałam go do białości i uszyłam nową kapę na łóżko. Mam nadzieję, że będzie ci tam miło i wygodnie. Kathryn spojrzała na starszą siostrę z przywiązaniem i miłością. - Wiesz, że tak właśnie będzie. Zresztą nigdy nie przestałam kochać tego domu, z którego uczyniłaś rodzinną przystań. Nie dziwię się, że Clyde szaleje za tóbą. Ale pamiętaj, jestem członkiem rodziny, nie gościem, i stąd spada na mnie określona część obowiązków, od pierwszego do ostatniego dnia mojego tutaj pobytu. Który nie potrwa długo, dodała w duchu, wspinając się po wąskich schodach na piętro. Korytarz na górze obwieszony był rodzinnymi foto­ grafiami, zaś dwie sypialnie oddzielała mała łazienka. Pokój Wade'a znajdował się na pomysłowo zaadapto­ wanym dla celów mieszkalnych poddaszu. Prowadziły tam bardzo strome schody. Wchodziła po nich z biją­ cym sercem, próbując nie myśleć, co wydarzyło się za tamtymi drzwiami przed pięcioma laty. Szafa i komoda z lustrem stały przy tej samej ścianie, co niegdyś. Natomiast, prócz oprawionej w ramkę fotografii dziesięcioletniego Wade'a z ogromnym pstrą­ giem, wszystkie rodzinne pamiątki i obrazy zniknęły. Po przeciwnej stronie znajdowało się łóżko, a nad

22 SOBIE PRZEZNACZENI nim okrągłe okno, przez które, pomimo zmierzchu, Kathryn zobaczyła urozmaicony krajobraz przypo­ minający Szwecję. Nie sposób było też nie zauważyć pięknej nowej narzuty, zszytej z setek kawałków materiału. Kathryn bez trudu rozpoznała ścinki z sukienek, które wszystkie trzy - ona, Alicja i ich matka - kiedyś nosiły. Natrafiła też na skrawki z krawatów ojca. Gorąca fala wspomnień zalała jej serce. Jej oczy zwilgotniały i zaszły mgłą wzruszenia. Pomyślała o wszystkich tych długich godzinach, które Alicja poświęciła na każdy starannie wypracowany szew, obrębek i ścieg. - Przecudna - wyszeptała, przyciskając do piersi róg kapy. - Ala pracowała nad nią dniami i nocami - nagle dobiegł jej uszu głęboki głos i w tym samym momencie wylądowały na narzucie przeciwsłoneczne okulary. - To jej prezent na powitanie. Wadę stał oparty o framugę drzwi i patrzył na nią z zamyśleniem w oczach. Poczuła suchość w ustach. Bliskość jego ciała, namacalnego wręcz w tym małym pokoiku, sprawiała, że znów gwałtowną falą wróciły wspomnienia. - To najpiękniejszy prezent, jaki kiedykolwiek dostałam. Ale nie mogę go przyjąć na własność. Alicja zrobiła tę kapę i ona należy do niej. Wyprostował się z zachmurzoną twarzą. - Zeszłego roku zrobiła dla siebie podobną. Będzie zdruzgotana, jeśli nie przyjmiesz podarunku. Kathryn nie miała powodów nie dowierzać mu, lecz jego bliskość nie pozwalała nawet na myślenie, a co dopiero na prowadzenie rozmowy. Być może teraz, gdy Wadę był zaręczony, nie odczuwał skrępo-

SOBIE PRZEZNACZENI 23 wania tym sam na sam w swoim dawnym pokoju, lecz Kathryn wiedziała, że dłużej nie sprosta tej sytuacji. - Powiedz, proszę, Alicji, że za chwilę zejdę. Jednak nie ruszył się z miejsca, tylko obrzucił ją badawczym spojrzeniem. - Jesteś bardzo blada pod tą opalenizną. Jeśli nie czujesz się na siłach zjeść obiad razem ze wszystkimi, możemy przynieść go tutaj. - Czuję się świetnie. Po prostu trochę zmęczyła mnie ta podróż. To naturalne. Ściągnął usta w gniewie. - Nie ma nic naturalnego w tych workach pod oczami i w twojej chudości. Słyszałem, że rozwód jest w zasadzie wydarzeniem pozytywnym, gdyż oddziela od tego, co złe. Przypuszczam jednak, że wiele zależy od tego, kto pragnie rozwodu. W waszym przypadku był to, jak rozumiem, Filip. Czy aż tak bardzo jesteś w nim zakochana, że życie utraciło dla ciebie barwę? Wciągnęła w płuca ogromny haust powietrza, by zdusić wstyd, który zawsze odczuwała, gdy pomyślała o tym, jak bardzo zawiódł ją Filip. Był naukowcem, promotorem jej pracy doktorskiej, czarującym mężczyz­ ną, który opiekował się nią od chwili jej przyjazdu do San Diego. Ale teraz, po fakcie, wiedziała już, że nigdy nie przystałaby na małżeństwo z nim, gdyby z powodu Wade'a nie była tak udręczona poczuciem winy. - Wolałabym nie dyskutować o tym. - Może powinnaś. Strata dziesięciu kilo nie wyszła ci na dobre. - Siedmiu - poprawiła. - Poronienia czasami dają taki efekt. Nie mówiąc już o rozpadających się małżeństwach, dodała w duchu. Wadę patrzył na nią z posępną miną.

24 SOBIE PRZEZNACZENI - Przykro mi, Kathryn, że straciłaś dziecko, lecz teraz bardziej niż kiedykolwiek musisz dbać o siebie. Skomentowała te słowa sztucznym uśmiechem. - Jestem silniejsza, niż wyglądam. Poza tym szczupła sylwetka jest w modzie. - Niech bronią się tak modelki - odparł skrzywio­ nymi niesmakiem wargami. Odwróciła się, by uniknąć jego lustrującego spoj­ rzenia. Czuła się zraniona tą krytyką. Ale być może chodziło tylko o to, że były dni, gdy zapewniał ją słowem i gestem, jak piękna jest dla niego, i teraz jej kobieca duma pragnęła utrwalenia tamtego wizerunku w jego świadomości. - Muszę się jeszcze wykąpać. - Czuj się jak u siebie. Stał przy framudze z dłońmi na biodrach. Przemy­ kając się obok, musnęła go lekko. Ten ledwie wy­ czuwalny kontakt ożywił zmysły. Zbiegła po schodach do łazienki, zamknęła za sobą drzwi i została sama z chaosem myśli i uczuć. Ale nie sposób było przebywać tu w nieskończoność. Rodzina czekała, spragniona relacji z ostatnich kilku miesięcy. I chociaż Kathryn wiedziała, że żadne z nich nie poruszy sprawy rozwodu, to i tak Wadę będzie patrzył na nią z drugiego końca stołu, wsłuchiwał się w każde jej słowo i robił ich sekcję skalpelem swej świetnej inteligencji. Wykąpawszy się, nałożyła trochę więcej różu i szmin­ ki, po czym zeszła do kuchni, gdzie rodzina już siedziała przy kwadratowym, drewnianym stole. Pośrodku stał wazon z polnymi kwiatami i efekt był czarujący. Promieniujący Clyde uprzejmie podniósł się zza stołu i wskazał Kathryn miejsce pomiędzy sobą a Alicją. Kiedy usiadła, powiódł spojrzeniem po twarzach. Jego

SOBIE PRZEZNACZENI 25 orzechowe oczy podejrzanie błyszczały. Odchrząknąw­ szy dwa razy, powiedział: - Kathryn, przypuszczam, że nie muszę cię zapew­ niać, jaki jestem wzruszony widząc rodzinę w kom­ plecie. Wszyscy za tobą bardzo tęskniliśmy. A teraz podziękujmy Bogu za jego dary. Po krótkiej modlitwie Kathryn wyraziła swą radość, że siedzi tu i teraz razem z najbliższymi. Potem ujęła siostrę za rękę i podziękowała jej za piękną narzutę. Ale zbyt wiele uczuć domagało się wyrażenia, więc w końcu wybuchnęła płaczem. Alicja również była do głębi wzruszona. - Przecież mówiłam ci, że któregoś dnia zrobię coś z tymi starymi sukienkami. Minęła minuta, zanim Kathryn zdołała wziąć się w garść. - Będę dbała o tę narzutę jak o najdroższy skarb. Myślę też, że jest jakiś inny sposób podziękowania za nią, niż tylko wypowiadając jedno proste słowo dziękuję. - Chyba jest - Clyde mrugnął tajemniczo - ale najpierw posilmy się. Propozycja ta zyskała powszechną akceptację. Przez jakiś czas rozmowa ograniczała się wyłącznie do próśb o podanie żeberek i przysmażanych ziemniaków. Jedy­ nie Laurel dopytywała się o szczegóły życia na kalifor­ nijskim wybrzeżu, co najwidoczniej uznała za temat niezmiernie frapujący. Wadę zachowywał powściągli­ wość i tylko od czasu do czasu rzucał na Kathryn ponure spojrzenia. Mimo że czuła się nimi skrępowana, starała się w miarę swych sił zachowywać naturalnie. Gawędziła z siostrzenicą i siostrzeńcem o ich studiach i zasypywała Clyde'a pytaniami o jego interesy, które zresztą zdawały się kwitnąć. Aż wreszcie nadszedł

26 SOBIE PRZEZNACZENI kulminacyjny moment - podanie gorącej szarlotki z bitą śmietaną. Każdy błagał Aliq'e o jak największą porcję i do końca deseru panowało skupione milczenie. - Czy powiemy jej to teraz? - szepnął Clyde do małżonki, lecz oczywiście Kathryn usłyszała pytanie. - A o czym to niby macie mi powiedzieć? - zagad­ nęła lekkim tonem, mimo zdenerwowania tym, co miało nastąpić. - Najwidoczniej pękasz w szwach z ochoty powiedzenia mi czegoś ważnego. Zamieniam się w słuch. Obdarzył uśmiechem wszystkich po kolei. - Cóż - zaczął trochę opieszale - jeśli uzyska to twoją zgodę, jedziemy jutro na wycieczkę. Wszyscy. Przez pełne trzy dni będziemy wylegiwać się, łowić ryby i jeść tyle, ile tylko w siebie zmieścimy. Kathryn wpadła w panikę. Mówiąc wszyscy, musiał mieć na myśli chyba również Wade'a. - Nie pojmuję. Sądziłam, że w lipcu i sierpniu masz najwięcej pracy i krucho u ciebie z wolnym czasem. Uczynił gest, którym zażegnywał jej niepokój. - Czy pamiętasz Jacka Burnsa? - Syna szefa policji? - Tego samego. Zaczął pracować u mnie na pół etatu i stwierdziłem, że dzielnie się spisuje podczas mojej nieobecności. Teraz więc, gdy jesteś tu z nami, nie ma sensu marnować ani minuty. Oczywiście - przerwał, by wymienić spojrzenia z Alicją -jeśli wolisz odosobnienie, w pełni to zrozumiemy. Wówczas przez te kilka dni ten dom będzie do twojej wyłącznej dyspozycji. Kathryn nie miała odwagi rozczarować Clyde'a i nie potrzebowała wcale dopingu w rodzaju gromów i pio­ runów, które oczami ciskał Wadę. - Ma się rozumieć, że równie jak wy pragnę tej wycieczki. Gdzie pojedziemy?