7
Prolog
Phillip Quinn umar³ w wieku trzynastu lat. Zwa¿ywszy na fakt, i¿ przepraco-
wany i le op³acany personel oddzia³u reanimacji baltimorskiego Szpitala Miej-
skiego odratowa³ go w niespe³na dziewiêædziesi¹t sekund, niezbyt d³ugo znajdo-
wa³ siê w stanie mierci klinicznej.
Dla niego by³o to jednak a¿ nadto d³ugo.
Krótko mówi¹c, zabi³y go dwie kule, wystrzelone z taniej spluwy, wycelowa-
nej z kradzionej toyoty celica. Palec na spucie nale¿a³ do bliskiego kumpla na
tyle bliskiego, na ile jest to mo¿liwe w odniesieniu do trzynastoletnego z³odzie-
jaszka grasuj¹cego w ciemnych zau³kach Baltimore.
Kule o w³os ominê³y serce.
To m³ode i silne serce, chocia¿ bolenie dowiadczone, nadal bi³o, kiedy tak
le¿a³ w cuchn¹cym rynsztoku na rogu Fayette i Paca i wykrwawia³ siê na zu¿yte
kondomy i pot³uczone fiolki.
Bola³o ohydnie, jakby ostre, roz¿arzone sople lodu rozrywa³y mu klatkê pier-
siow¹. A zarazem ból by³ tak wredny, i¿ trzyma³ go w szponach, nie pozwalaj¹c
na luksus omdlenia. Le¿a³ przytomny i wiadomy, s³ysza³ krzyki innych ofiar czy
te¿ wiadków zajcia, zgrzyt hamulców, pracuj¹ce na wysokich obrotach silniki
aut, a tak¿e w³asny charcz¹cy i szybki oddech.
W³anie up³ynni³ trochê sprzêtu elektronicznego, który ukrad³ na drugim piê-
trze po³o¿onego nieopodal magazynu. W kieszeni mia³ dwiecie piêædziesi¹t do-
larów i zamierza³ zdobyæ porcjê heroiny, by przetrwaæ jako noc. Poniewa¿ do-
piero wyszed³ z poprawczaka, gdzie spêdzi³ dziewiêædziesi¹t dni za inne w³amanie
i kradzie¿, które nie posz³y tak g³adko, nie by³ w kursie.
A teraz okaza³o siê jeszcze, ¿e nie ma fartu.
Póniej przypomnia³ sobie, o czym myla³: Cholera, ale boli! Na niczym
innym nie móg³ siê skoncentrowaæ. Oberwa³ przypadkowo. Wiedzia³ o tym. Kule
nie by³y przeznaczone dla niego osobicie. W ci¹gu tych trzech mro¿¹cych krew
w ¿y³ach sekund przed strza³em zd¹¿y³ jeszcze dojrzeæ barwy gangu. To by³ jego
8
gang, podczas gdy on usi³owa³ zbli¿yæ siê do innej grupy w³ócz¹cej siê po ulicach
i zau³kach miasta.
Gdyby trzyma³ ze swoimi, nie by³oby go teraz na tym rogu. Nie le¿a³by roz-
ci¹gniêty jak d³ugi, brocz¹c krwi¹ i wpatruj¹c siê w ohydny ciek.
Zamigota³y wiat³a: niebieskie, czerwone, bia³e. Patrzy³ têpo w rynsztok,
w którym by³o teraz wyraniej widaæ najprzeró¿niejsze obrzydliwoci. Wycie syren
zmiesza³o siê z krzykami ludzi. Gliny. Choæ by³ zamroczony bólem, instynkt na-
kazywa³ mu wiaæ. Widzia³ oczyma duszy, jak siê podrywa m³ody, zwinny, zna-
j¹cy teren i rozp³ywa w ciemnociach. Na sam¹ myl o podobnym wysi³ku ob-
la³ siê zimnym potem.
Poczu³ na ramieniu czyj¹ rêkê, obmacuj¹ce go palce, które zatrzyma³y siê na
szyi i bada³y jego ledwo wyczuwalny puls.
Jeszcze oddycha. Zawo³ajcie sanitariuszy.
Kto przewróci³ go na plecy. Ból by³ nie do opisania, ale nie móg³ wydobyæ
krzyku. Zobaczy³ pochylaj¹ce siê nad sob¹ twarze, twardy wzrok gliny, surowe
spojrzenie sanitariusza. Czerwone, niebieskie i bia³e wiat³a razi³y go w oczy. Kto
zaniós³ siê wysokim, rozdzieraj¹cym szlochem.
Trzymaj siê, dzieciaku.
Dlaczego ma siê trzymaæ? Tak bardzo go bola³o. Nigdy st¹d nie ucieknie, tak
jak to sobie obiecywa³. Resztka ¿ycia, która siê w nim tli³a, sp³ywa³a krwi¹ do
rynsztoka. Wszystko, co dzia³o siê przedtem, by³o jedn¹ wielk¹ ohyd¹. Wszyst-
ko, co prze¿ywa³ teraz, by³o tylko bólem.
Po co mu to, do jasnej cholery?
Zamroczy³o go na chwilê, pokona³ go ból, a wiat sta³ siê czarny i cuchn¹co
czerwony. Gdzie z zewn¹trz do jego wiadomoci dochodzi³ ryk syren, czu³ ucisk
na piersi, pêd karetki.
A potem znowu by³y wiat³a, olepiaj¹ce wiat³a, które dociera³y do niego
przez zamkniête powieki. I unosi³ siê w powietrzu, podczas gdy zewsz¹d s³ychaæ
by³o podniesione g³osy.
Rany postrza³owe w klatkê piersiow¹. Cinienie 80 na 50, spadaj¹ce, puls
s³abo wyczuwalny, przyspieszony. Nierówny. renice w porz¹dku.
Zbadaæ grupê krwi i przygotowaæ do transfuzji. Potrzebne s¹ zdjêcia.
Jakby podrzuci³o go co do góry. By³o mu wszystko jedno. Nawet cuchn¹ca
czerwieñ zrobi³a siê szara. Jaka rura wciska³a mu siê do gard³a. Nawet nie próbo-
wa³ jej wypluæ. Prawie nic nie czu³, i chwa³a Bogu.
Cinienie spada. Tracimy go.
Od dawna jestem stracony pomyla³.
Popatrzy³ na nich bez zbytniego zainteresowania; grupka ubranych na zielo-
no ludzi w ma³ym pomieszczeniu, w którym na stole le¿y wysoki, jasnow³osy
ch³opiec. Wszêdzie pe³no krwi. Jego krwi, uwiadomi³ sobie. To on le¿y na tym
stole z otwart¹ klatk¹ piersiow¹. Popatrzy³ na siebie z odrobin¹ wspó³czucia. Ból
znikn¹³. Uczucie ulgi sprawi³o, ¿e omal siê nie umiechn¹³.
Poszybowa³ wy¿ej. Scena, któr¹ widzia³ w dole, tonê³a w per³owej powia-
cie, a dochodz¹ce stamt¹d dwiêki by³y st³umione jak echo.
9
Poczu³ nieludzki ból. Nag³y szok sprawi³, ¿e poderwa³o nim na stole i wessa-
³o z powrotem do cia³a. Chcia³ siê z niego wyrwaæ, ale bezskutecznie. Znowu by³
wewn¹trz, znowu czu³, znowu by³ do niczego.
A potem przeniós³ siê w stan narkotycznego zaæmienia. Kto chrapa³. Po-
mieszczenie by³o ciemne, a ³ó¿ko w¹skie i twarde. Przez zat³uszczon¹ palcami
szybê wpada³a smuga wiat³a. Maszyny wydawa³y krótkie, wysokie dwiêki i mo-
notonnie sycz¹c wt³acza³y powietrze. ¯eby unikn¹æ tych dwiêków, znowu za-
pad³ siê w nicoæ.
Przez dwa dni traci³ i odzyskiwa³ przytomnoæ. Mia³ szczêcie. Tak mu w³a-
nie powiedzieli. £adna pielêgniarka o zmêczonych oczach i siwiej¹cy lekarz o w¹-
skich wargach. By³ nie przygotowany na tê wiadomoæ, zbyt s³aby, by unieæ
g³owê, teraz, kiedy co dwie godziny, regularnie jak w zegarku, dopada³ go ohyd-
ny ból.
Gdy do pokoju wesz³o dwóch gliniarzy, by³ przytomny, a ból czai³ siê pod
kilkoma warstwami morfiny. Od razu rozpozna³ gliny po sposobie poruszania siê,
butach, wzroku. Nie potrzebowali mu machaæ przed nosem swoimi kartami iden-
tyfikacyjnymi.
Dostanê papierosa? Pyta³ o to ka¿dego, kto siê pojawi³. Rozpaczliwie
potrzebowa³ nikotyny, choæ, szczerze mówi¹c, w¹tpi³, czy da³by radê siê zaci¹-
gn¹æ.
Za m³ody jeste na papierosy. Pierwszy glina umiechn¹³ siê jak dobrotli-
wy wujaszek i stan¹³ obok ³ó¿ka. To dobry glina przemknê³o mu przez g³owê.
Jestem starszy z ka¿d¹ minut¹.
Masz szczêcie, ¿e ¿yjesz. Drugi glina z surowym wyrazem twarzy wyj¹³
notes.
Z³y glina uzna³ Phillip. Rozbawi³o go to.
W³anie próbuj¹ mnie o tym przekonaæ. O co tu chodzi, do jasnej cholery?
To ty nam powiedz. Z³y glina zabra³ siê do notowania jego s³ów.
Postrzelili mnie dranie.
A co robi³e na ulicy?
Chyba szed³em do domu. Wiedzia³ ju¿, jak to rozegraæ, zamkn¹³ oczy.
Nie pamiêtam dok³adnie. By³em w kinie. Widzia³, ¿e Z³y Glina nie da siê na
to nabraæ?
Na czym by³e? Z kim?
Naprawdê nie wiem. Wszystko mi siê pochrzani³o. Szed³em, a po chwili
le¿a³em twarz¹ do ziemi.
Powiedz, co pamiêtasz. Dobry Glina po³o¿y³ mu na ramieniu rêkê.
Spokojnie. Zastanów siê.
To sta³o siê nagle. Us³ysza³em strza³y to na pewno by³y strza³y. Kto
krzycza³. Poczu³em, jakby mi co rozerwa³o klatkê piersiow¹. Przynajmniej
w tym wypadku nie mija³ siê z prawd¹.
Widzia³e jaki samochód? Widzia³e, kto strzela³?
Pytanie! Mia³ to jak wyryte w mózgu.
Widzia³em chyba samochód jaki ciemny kolor.
10
Nale¿ysz do grupy P³omieni.
Phillip przeniós³ wzrok na Z³ego Glinê.
W³óczê siê w nimi czasami.
Trzy cia³a, które zebralimy z ulicy, nale¿a³y do cz³onków Szczepu. Nie
uda³o im siê tak jak tobie. P³omienie i Szczep mieli ze sob¹ na pieñku.
S³ysza³em o tym.
Oberwa³e dwie kule, Phil. Dobry Glina przybra³ zatroskany wyraz twa-
rzy. Dwa centymetry, a by³by martwy. Nie zd¹¿y³by nawet dosiêgn¹æ bruku.
Wygl¹dasz na bystrego ch³opaka i powiniene wiedzieæ, ¿e poczuwanie siê do
lojalnoci wobec gnojków by³oby zwyk³ym frajerstwem.
Nic nie widzia³em. Nie chodzi³o o lojalnoæ. Chodzi³o o prze¿ycie. By-
³oby po nim, gdyby sypn¹³.
Mia³e w portfelu dwiecie dolarów.
Phillip wzruszy³ ramionami i ten ruch przywo³a³ falê bólu.
Tak? No to mo¿e bêdê móg³ zap³aciæ rachunek za pobyt w tutejszym Hilto-
nie.
Tylko siê nie zgrywaj, cwaniaku! Z³y Glina pochyli³ siê nad ³ó¿kiem.
Nie ma dnia, ¿ebym nie musia³ siê chrzaniæ z takimi jak ty. Gdyby nie ta technika,
ju¿ od dwudziestu godzin nie by³oby ciê na tym wiecie. Wyrzyga³by ca³¹ krew
do rynsztoka.
Phillip nawet nie drgn¹³.
Nie wystarczy, ¿e oberwa³em?
Sk¹d wzi¹³e pieni¹dze?
Nie pamiêtam.
Wybra³e siê do tej dzielnicy, ¿eby kupiæ narkotyki.
Znalelicie co przy mnie?
A jeli tak? Nadal nie pamiêtasz?
Przyda³yby siê teraz.
Wyluzuj siê trochê. Dobry Glina zaszura³ nogami. Pos³uchaj, synku,
powiedz, co wiesz, a my pójdziemy ci na rêkê. Znasz przecie¿ regu³y gry.
Nie mo¿ecie nic wiêcej dla mnie zrobiæ. Przecie¿ gdybym widzia³, ¿e co
siê wiêci, nie by³oby mnie tam.
Nag³y ha³as w holu zwróci³ uwagê glin. Phillip na wszelki wypadek zamkn¹³
oczy. Rozpozna³ podniesiony, rozwcieczony g³os.
Tylko tego brakowa³o pomyla³. A kiedy wtargnê³a do pokoju, otworzy³
oczy.
Zauwa¿y³, ¿e ubra³a siê jak na wizytê. Uczesa³a i przyliza³a lakierem ¿ó³tawe
w³osy, wymalowa³a siê. Gdyby nie warstwa makija¿u, mog³aby nawet uchodziæ
za ³adn¹ kobietê, ale nie w tej masce! Mia³a niez³¹ figurê w koñcu by³ to jej
warsztat pracy. Striptizerki dorabiaj¹ce prostytucj¹ musz¹ mieæ to i owo. Ubrana
w opiête d¿insy i w sk¹py trykot pru³a prosto na niego, stukaj¹c siedmiocentyme-
trowymi obcasami.
Do jasnej cholery! I kto niby ma za to p³aciæ? Skaranie boskie!
Czeæ, mamo, ja te¿ siê cieszê, ¿e ciê widzê.
11
Nie b¹d bezczelny! Przez ciebie gliny nachodz¹ mnie w domu. Rzygaæ siê
chce! Rzuci³a okiem na mê¿czyzn stoj¹cych po bokach ³ó¿ka. Podobnie jak syn,
rozpozna³a w nich gliny. Tym razem wara od domu! Nie ¿yczê sobie, ¿eby gliny
i ci z opieki spo³ecznej wisieli mi ci¹gle na karku.
Wyszarpnê³a siê pielêgniarce, która próbowa³a przytrzymaæ j¹ za ramiê, i po-
chyli³a siê nad ³ó¿kiem.
Dlaczego po prostu nie umar³e, do diab³a?
Nie wiem odpar³ spokojnie Phillip. Próbowa³em.
Nigdy nie by³o z ciebie ¿adnego po¿ytku. Syknê³a na Dobrego Glinê,
który odci¹gn¹³ j¹ od ³ó¿ka. Same k³opoty. Nawet nie zbli¿aj siê do domu!
wrzasnê³a, kiedy j¹ wyci¹gano z pokoju. Nie mamy z sob¹ nic wspólnego!
Phillip s³ysza³, jak przeklina i wrzeszczy, ¿e chce go wykreliæ ze swego ¿y-
cia. Potem spojrza³ na Z³ego Glinê.
Nie nastraszycie mnie. Prze¿y³em ju¿ wszystko, co najgorsze.
Dwa dni póniej w pokoju pojawili siê obcy ludzie. Mê¿czyzna by³ olbrzy-
mi, a niebieskie oczy rozjania³y jego szerok¹ twarz. Kobieta mia³a wciekle rude
w³osy, wymykaj¹ce siê z zawi¹zanego na prêdce wêz³a na karku, oraz masê pie-
gów na twarzy. Zdjê³a kartê choroby wisz¹c¹ na ³ó¿ku, przyjrza³a siê jej uwa¿nie.
Jak siê masz, Phillip. Jestem doktor Stella Quinn. A to mój m¹¿, Ray.
I co z tego?
Ray przysun¹³ krzes³o. Usiad³ ko³o ³ó¿ka i przez chwilê przygl¹da³ siê Philli-
powi.
Niele siê wpakowa³e! Chcesz siê z tego wydostaæ?
13
1
P
hillip rozluni³ wêze³ à la Windsor w krawacie od Fendiego. Czeka³a go
d³uga droga z Baltimore na Wschodnie Wybrze¿e Marylandu. Na to konto
zaprogramowa³ sobie odtwarzacz CD. Na pocz¹tek co ³agodnego tro-
chê Toma Pettyego i The Heartbreakers.
Zgodnie z zapowiedzi¹, na szosie w czwartkowy wieczór panowa³ du¿y ruch.
Sytuacjê pogarsza³ zacinaj¹cy deszcz i gapie, którzy zwalniali jazdê, wpatruj¹c
siê jak sroka w gnat w rozbite na odcinku Baltimore Beltway trzy samochody.
By³ w parszywym nastroju i nawet namiêtne frazy Stonesów z ich najlepsze-
go okresu nie podnios³y go na duchu.
Wióz³ ze sob¹ robotê; podczas weekendu bêdzie musia³ znaleæ czas dla produ-
centaoponMyerstone.Klientchce,¿ebymuprzygotowaænow¹,superchwytliw¹kam-
pani¹ reklamow¹. Wysokiej klasy ogumienie to radoæ dla kierowcy! pomyla³
Phillip, bêbni¹c palcami w kierownicê do rytmu szalej¹cej gitary Keitha Richardsa.
Bzdura. Czy mo¿na wykrzesaæ radosny nastrój w taki deszcz, w godzinach
szczytu? Kto wtedy zaprz¹ta sobie g³owê oponami?
Jednak on musi przekonaæ potencjalnego nabywcê, ¿e jazda na oponach fir-
my Myerstone uczyni go szczêliwszym, bezpieczniejszym i seksowniejszym. To
by³a jego praca i zna³ siê na tym.
Na tyle, by prowadziæ cztery najwa¿niejsze zlecenia reklamowe, nadzorowaæ
prace nad szecioma mniejszymi i nigdy nie okazywaæ po sobie rozdra¿nienia
w eleganckich kuluarach Innowacji. wietnie prosperuj¹ca agencja reklamowa
wymaga od swoich pracowników stylu, operatywnoci i kreatywnoci.
Nie p³ac¹ mu za to, by patrzeæ jak siê wcieka.
Co innego, kiedy jest sam!
Wiedzia³, ¿e od miesiêcy pracuje ponad miarê, wrêcz haruje. Wystarczy³o
jedno okrutne zrz¹dzenie losu, by Phillip Quinn z nostalgi¹ wspomina³ swoj¹ dobr¹
passê i beztroskie, atrakcyjne ¿ycie miejskie.
mieræ ojca pó³ roku temu wszystko zmieni³a. Ca³e ¿ycie, w które przed sie-
demnastu laty Ray i Stella Quinnowie wprowadzili ³ad i porz¹dek. Zjawili siê
14
w tym ponurym szpitalu, daj¹c mu szansê wyboru. Przysta³ na to; wiedzia³, ¿e nie
pozosta³o mu nic innego.
Powrót na ulicê po tym, gdy kule rozerwa³y mu klatkê piersiow¹, nie poci¹ga³ go
ju¿ tak, jak dawniej. Mieszkanie razem z matk¹ nie wchodzi³o w grê, nawet gdyby
zmieni³azdaniei pozwoli³amuwróciædociasnegomieszkaniaw jednymz baltimor-
skich osiedli. Opieka spo³eczna bacznie obserwowa³a sytuacjê. Nie mia³ cienia w¹t-
pliwoci, ¿e gdy tylko dojdzie do siebie, ca³y ten system wemie na nim odwet.
Nie zamierza³ wracaæ do matki, a ju¿ na pewno nie do rynsztoka. Podj¹³ ju¿
decyzjê, potrzebowa³ tylko trochê czasu, ¿eby j¹ zrealizowaæ.
Na razie ¿y³ w otoczce paru wietnych narkotyków, których nie musia³ kupo-
waæ ani kraæ. Wiedzia³ jednak, ¿e ten stan rzeczy nie mo¿e trwaæ wiecznie.
Otêpiony demerolem jeszcze raz uwa¿nie przyjrza³ siê Quinnom i zakwalifi-
kowa³ ich do kategorii zbzikowanych zbawców wiata. Nie mia³ nic przeciwko
temu. Je¿eli chc¹ siê bawiæ w dobrych samarytan i daæ mu schronienie do czasu,
a¿ siê na dobre pozbiera, tym lepiej dla niego.
Powiedzieli, ¿e maj¹ dom na Wschodnim Wybrze¿u, co dla ch³opaka ze slam-
sów wielkiego miasta by³o istnym koñcem wiata. Pomyla³ jednak, ¿e nie zaszko-
dzi mu chwilowa zmiana otoczenia. Maj¹ dwóch synów w jego wieku. Postanowi³
nie zaprz¹taæ sobie g³owy par¹ dzikusów, których wychowuj¹ ci zbawcy wiata.
Powiedzieli mu, ¿e przestrzegaj¹ pewnych zasad, i ¿e jedn¹ z g³ównych jest
edukacja. Mia³ w nosie szko³ê. Decyduj¹c siê na wyjazd, z góry odrzuca³ tak¹
ewentualnoæ.
¯adnych narkotyków. Stanowczy ton Stelli zmusi³ go do tego, by spojrzeæ na ni¹
uwa¿niej. Przybra³ najniewinniejszy wyraz twarzy i odpowiada³ grzecznie oczywi-
cie,proszêpani.Niemia³w¹tpliwoci,¿egdybêdziepotrzebowa³dzia³ki,wydosta-
nie j¹ choæby spod ziemi, nawet na takim zadupiu, jak to miasteczko nad zatok¹.
A wtedy Stella pochyli³a siê na jego ³ó¿kiem, przyjrza³a mu siê wnikliwie
i umiechnê³a.
Wygl¹dasz jak anio³ek, ale to nie znaczy, ¿e nie jeste z³odziejem, rozrabiak¹
i k³amc¹. Pomo¿emy ci, jeli bêdzie ci na tym zale¿a³o. Ale niech ci siê nie wyda-
je, ¿e trafi³e na frajerów.
Ray rozemia³ siê gromko. Poklepa³ ich oboje po ramieniu.
Przychodzili tu jeszcze parê razy w ci¹gu dwóch nastêpnych tygodni. Phillip
rozmawia³ z nimi i z pracownic¹ opieki spo³ecznej, któr¹ by³o o wiele ³atwiej
oszukiwaæ ni¿ Quinnów.
W koñcu zabrali go ze szpitala do domu, do ³adnego bia³ego domu nad wod¹.
Pozna³ ich synów, rozejrza³ siê po okolicy. Kiedy dowiedzia³ siê, ¿e tamci ch³op-
cy, Cameron i Ethan, znaleli siê tu w podobny sposób jak on, nie mia³ ju¿ w¹tpli-
woci, ¿e to ludzie szurniêci.
Postanowi³ siê przyczaiæ i wykorzystaæ stosown¹ chwilê. Jak na lekarza i pro-
fesora collegeu nie zgromadzili zbyt wiele nadaj¹cych siê do ukradzenia dóbr.
Na wszelki wypadek przyjrza³ siê jednak wszystkiemu dok³adnie.
Zamiast okraæ Quinnów, pokocha³ ich. Przybra³ ich nazwisko i spêdzi³ dzie-
siêæ lat w domu nad wod¹.
15
Kiedy umar³a Stella, razem z ni¹ odesz³a czêæ jego wiata. By³a jedn¹ z tych
matek, w których istnienie nigdy przedtem nie wierzy³. Opanowana, silna, kocha-
j¹ca, rozumiej¹ca wszystko. Op³akiwa³ j¹, tê swoj¹ pierwsz¹ prawdziw¹ stratê
w ¿yciu. ¯eby zapomnieæ o bólu, pogr¹¿y³ siê w intensywnej pracy. Skoñczy³ col-
lege, nabywa³ og³ady i umacnia³ swoj¹ pozycjê w Innowacjach.
Mierzy³ jeszcze wy¿ej.
Objêcie stanowiska w Innowacjach w Baltimore by³o jego ma³ym, osobistym
triumfem. Powraca³ do miasta swojej niedoli, lecz by³ to powrót w dobrym stylu.
Nikomu nie przychodzi³o do g³owy, ¿e ten ubrany w szyty na miarê garnitur mê¿-
czyzna by³ kiedy drobnym z³odziejaszkiem, ¿e czasami handlowa³ narkotykami,
a nawet para³ siê prostytucj¹.
Wszystko, co osi¹gn¹³ w ci¹gu ostatnich siedemnastu lat, rozpoczê³o siê w mo-
mencie, w którym Ray i Stella Quinn weszli do szpitalnej sali.
A potem, w niejasnych okolicznociach umar³ nagle Ray. Cz³owiek, którego
Phillip kocha³ tak gor¹co, jak tylko syn mo¿e kochaæ ojca; straci³ ¿ycie na ma³o
uczêszczanej, prostej szosie, w bia³y dzieñ, wje¿d¿aj¹c na pe³nym gazie na s³up
telegraficzny.
I znowu znalaz³ siê w szpitalnej sali. Tym razem le¿a³ w niej Wielki Quinn.
By³ po³amany i pod³¹czony do aparatury reanimacyjnej. Phillip i jego bracia przy-
rzekli ojcu, ¿e zaopiekuj¹ siê przyb³êd¹, kolejnym zagubionym ch³opcem.
Ale ten ch³opiec mia³ swoje tajemnice i patrzy³ na ludzi oczami Raya.
Nanabrze¿ui w okolicachmiasteczkaStChristophermówi³osiêo cudzo³óstwie,
samobójstwie,o skandalu.Plotkowanotakju¿odpó³roku,alenieposuniêtosiêo krok
w ustaleniu prawdy. Kim jest Seth De Lauter i kim by³ dla Raymonda Quinna?
Jeszcze jednym przyb³êd¹? Jeszcze jednym podrostkiem, wyci¹gniêtym z ot-
ch³ani ubóstwa, zaniedbania i przemocy, rozpaczliwie potrzebuj¹cym pomocnej
d³oni? Czy te¿ kim wiêcej? Quinnem z urodzenia, a nie tylko z przypadku?
Co do jednego Phillip nie mia³ w¹tpliwoci: dziesiêcioletni Seth by³ jego
bratem w takim samym stopniu jak Cam i Ethan. Ka¿dy z nich zosta³ wyrwany
z koszmarnego snu i otrzyma³ szansê zmiany ¿ycia.
Teraz jednak zabrak³o Raya i Stelli, by pozostawiæ ch³opcu wolny wybór.
Jaka cz¹stka Phillipa, wzdryga³a siê na myl, ¿e Seth móg³by byæ rodzonym
synem Raya, poczêtym w grzechu i porzuconym w hañbie. Oznacza³oby to zdradê
wszystkiego, czego uczyli go Quinnowie, wszystkiego, co pokazali mu na przyk³a-
dzie w³asnego ¿ycia.
Nienawidzi³ siebie za te myli, za to ukradkowe przygl¹danie siê ch³opcu, jego
oczom, analizowanie zwi¹zku miêdzy istnieniem Setha a mierci¹ Raya Quinna.
Ilekroæ te paskudne myli pojawia³y siê w jego g³owie, natychmiast wspo-
mnia³ Gloriê DeLauter. Matka Setha oskar¿y³a profesora Raymonda Quinna o sek-
sualne molestowanie. Utrzymywa³a, i¿ zdarzy³o siê to przed laty, gdy studiowa³a
na uniwersytecie. Jednak¿e nie zachowa³ siê ¿aden lad jej obecnoci na uczelni.
Ta sama kobieta sprzeda³a Rayowi swojego dziesiêcioletniego syna jak pacz-
kê miêsa. Tê sam¹ kobietê, co do tego Phillip nie mia³ w¹tpliwoci, odwiedzi³
Ray w Baltimore, nim ruszy³ do domu po w³asn¹ mieræ.
16
Za³atwi³aswojei zniknê³a.KobietypokrojuGloriimaj¹wprawêw ulatnianiusiê
w bezszmerowysposób.Toby³okilkatygodniprzedprzys³aniemQuinnomlistuz jak¿e
ma³o subtelnym szanta¿em. Jeli chcecie zatrzymaæ dzieciaka, ¿¹dam wiêcej. Phillip
zacisn¹³ szczêki wspominaj¹c, jak Seth zblad³ ze strachu, gdy siê o tym dowiedzia³.
Ta kobieta nie mo¿e dostaæ ch³opaka w swoje rêce. Przekona siê jeszcze, ¿e
bracia Quinn s¹ twardszymi przeciwnikami ni¿ ten stary cz³owiek o miêkkim sercu.
Zreszt¹ nie tylko bracia Quinn, pomyla³, zje¿d¿aj¹c na lokaln¹ drogê prowa-
dz¹c¹ do domu. Mijaj¹c w szybkim tempie pola zielonego groszku, soi i prze-
wy¿szaj¹cej cz³owieka kukurydzy, myla³ o rodzinie. Teraz, gdy Cam i Ethan
po¿enili siê, Seth ma jeszcze dwie gotowe walczyæ o niego kobiety.
Po¿enili siê! Jakie to zabawne. I kto by pomyla³? Cam ochajtn¹³ siê z sek-
sown¹ pracownic¹ opieki spo³ecznej, za Ethan o¿eni³ siê z Grace, kobiet¹ o s³od-
kich oczach. I natychmiast zosta³ ojcem rozkosznej Aubrey o buzi anio³ka.
No có¿, niech im bêdzie! Trzeba przyznaæ, ¿e Anna Spinelli i Grace Monroe
idealnie pasuj¹ do jego braci. Co zreszt¹ sprawia, ¿e mieliby wiêksze szanse gdy-
by dosz³o do rozprawy o powierzenie im sta³ej opieki nad Sethem. Za ma³¿eñ-
stwo s³u¿y im znakomicie. Nawet jeli na dwiêk tego s³owa zgrzytaj¹ zêbami.
Phillipwola³kawalerskie¿ycie.Tylko¿ew ci¹guostatnichparumiesiêcyniewiele
z jegozaletkorzysta³.Weekendyspêdzanew StChrisup³ywa³ynasprawdzaniuwypra-
cowañSheta,pracyprzy³odziw wie¿opowsta³ejfirmieBoatsByQuinn,prowadzeniu
jej ksi¹g, robieniu zakupów. Nawet nie zauwa¿y³, kiedy to wszystko na niego spad³o.
Obieca³ ojcu na ³o¿u mierci, ¿e zaopiekuje siê Sethem. Razem z braæmi za-
warli umowê, ¿e wróc¹ na wybrze¿e i wspólnie roztocz¹ opiekê nad ch³opcem
i podziel¹ siê wszystkimi obowi¹zkami. Dla Phillipa taka umowa oznacza³a dzie-
lenie czasu miêdzy Baltimore i St Chris, a tak¿e przekonanie siê do nowego brata,
który czêsto stwarza³ niema³e k³opoty.
Wszystko to graniczy³o z balansowaniem na linie. Przy wychowywaniu dzie-
siêciolatka trudno by³o unikn¹æ napiêæ i potkniêæ.
Rozkrêcanie firmy od podstaw wi¹za³o siê z ca³¹ mas¹ drobnych, ale jak¿e
mêcz¹cych formalnoci i z ciê¿k¹ harówk¹. Niemniej jednak jako to sz³o, choæ
bracia mieli mieszne pretensje, ¿e za ma³o powiêca im czasu.
Jeszcze nie tak dawno spêdza³ weekendy w towarzystwie wielu atrakcyjnych,
interesuj¹cych kobiet kolacja w jakim nowym, modnym miejscu, wieczór w tea-
trze lub na koncercie, a przy sprzyjaj¹cej okazji spokojne, niedzielne niadanie
po³¹czone z lunchem w ³ó¿ku.
Jeszcze do tego wrócê obiecywa³ sobie Phillip. Gdy wszystko siê u³o¿y,
wrócê do dawnego ¿ycia. Ale, jak powiedzia³ ojciec, na razie, przez jaki czas
Skrêci³ na podjazd. Przesta³o padaæ, a na liciach i trawie osiad³a leciutka war-
stwa wilgoci. Powoli zapada³ zmierzch. wiat³o w oknie salonu wita³o miêkk¹, ko-
j¹c¹ powiat¹. Zachowa³o siê jeszcze trochê letnich kwiatów wypielêgnowanych
przez Annê. S³ysza³ ju¿ ujadanie szczeniaka choæ, prawdê mówi¹c, dziewiêcio-
miesiêczny G³upek wyrós³ na wielkie psisko i trudno go by³o uwa¿aæ za szczeniaka.
Przypomnia³ sobie, ¿e wieczorne gotowanie wypada³o dzisiaj na Annê. Chwa³a
Bogu! Znaczy³o to, ¿e u Quinnów pojawi siê na stole prawdziwe jedzenie. Z roz-
17
kosz¹ pomyla³ o szklaneczce dobrego wina. Dojrza³ G³upka, który znikn¹³ za
rogiem domu w pogoni za oblinion¹ ¿ó³t¹ pi³k¹ tenisow¹.
Na widok wysiadaj¹cego z auta Phillipa pies przerwa³ na chwilê swoj¹ zaba-
wê i zacz¹³ gronie ujadaæ.
Idiota powiedzia³ Phillip, wyjmuj¹c teczkê z d¿ipa.
Na dwiêk znanego g³osu szczekanie zamieni³o siê w dzik¹ radoæ. G³upek zacz¹³
skakaæ na Phillipa, który os³ania³ siê teczk¹ przed jego mokrymi, zab³oconymi ³apami.
Nie skacz. S³yszysz, co mówiê? Siad!
G³upek chwilê siê waha³, a w koñcu usiad³ i poda³ ³apê. Wywali³ jêzor, ³ypa³
oczami.
Dobry pies. Phillip potrz¹sn¹³ jego ³apê i pog³aska³ jedwabiste uszy G³upka.
Czeæ. Na dziedziñcu przed domem pojawi³ siê Seth. Od tarzania siê
z psem mia³ brudne d¿insy, a spod przekrzywionej baseballowej czapeczki ster-
cza³y proste jak s³oma blond w³osy. Umiecha siê ³atwiej ni¿ kilka miesiêcy temu
odnotowa³ w myli Phillip ale ma szparê w zêbach.
Czeæ. Phillip pstrykn¹³ palcem w daszek czapki. Zgubi³e co?
Co?
Phillip stukn¹³ palcem w swój równy, nieskazitelnie bia³y z¹b.
A, tak. Wzruszaj¹c ramionami w typowy dla Quinnów sposób, Seth wy-
szczerzy³ zêby w umiechu, wtykaj¹c jêzyk w puste miejsce po zêbie. Twarz mia³
pe³niejsz¹ ni¿ pó³ roku temu, a wzrok bardziej spokojny. Rusza³ siê. Musia³em
siê z nim po¿egnaæ dwa dni temu. Kurewsko krwawi³o!
Phillip nie zareagowa³ na to przekleñstwo. Postanowi³, ¿e do pewnych spraw
nie bêdzie siê wtr¹ca³.
Dosta³e co za utracony z¹b?
Nie narzekam.
No, no, jeli nie wycisn¹³e stówy od Cama, nie jeste moim bratem!
Dosta³em dwie stówy. Jedn¹ od Cama, a drug¹ od Ethana.
Zamiewaj¹c siê, Phillip po³o¿y³ d³oñ na ramieniu Setha i obaj ruszyli w stronê
domu.
Skoro tak, to ode mnie ju¿ nic nie dostaniesz, bracie. Przykro mi bardzo.
A co tam w szkole w pierwszym tygodniu po wakacjach?
Nudy odpowiedzia³ Seth. W duchu musia³ jednak przyznaæ, ¿e by³o wspa-
niale. Tak¹ masê nowych rzeczy kupili razem z Ann¹. Ostre o³ówki, nowiutkie
zeszyty, pióra. Nie chcia³ jednak pude³ka na lunch, jakiego u¿ywaj¹ w serialu
Archiwum X. W rednich klasach z takimi pude³kami chodz¹ tylko maminsynki.
Mia³ klawe ubrania i sportowe buty. A co najwa¿niejsze, po raz pierwszy w ¿y-
ciu mieszka³ w tym samym domu, chodzi³ do tej samej szko³y, by³ z tymi samymi
ludmi, których zostawi³ w czerwcu.
Odrobi³e lekcje? zapyta³ Phillip, unosz¹c brwi i otwieraj¹c frontowe drzwi.
Seth pokiwa³ g³ow¹.
Cz³owieku, czy ty naprawdê nie masz innych zmartwieñ?
Dzieciaku, prace domowe to mój ¿ywio³. W lad za nimi do rodka wpad³
G³upek. By³ tak rozentuzjazmowany, ¿e omal nie przewróci³ Phillipa. Móg³by
2 Spokojna przystañ
18
siê bardziej przy³o¿yæ i popracowaæ nad tym psem, do cholery! Jednak zapach
czerwonego sosu Anny, rozchodz¹cy siê w powietrzu niczym ambrozja, dzia³a³
tak koj¹co, ¿e Phillip natychmiast zmieni³ ton. O Bo¿e, co za rozkosz! jêkn¹³.
Manicotti poinformowa³ go Seth.
Tak? Mam butelkê chianti, któr¹ specjalnie schowa³em na tak¹ okazjê.
Odrzuci³ teczkê. Wemiemy siê za ksi¹¿ki po kolacji.
Zasta³ bratow¹ w kuchni w trakcie faszerowania naleników serem. Podwi-
nê³a rêkawy nieskazitelnie bia³ej bluzki, któr¹ wk³ada³a do biura. Na granatowej
spódniczce mia³a bia³y rzeniczy fartuch. Zdjê³a szpilki i go³¹ stop¹ wystukiwa³a
rytm arii, któr¹ nuci³a. Carmen, rozpozna³ Phillip. Wspania³e czarne loki mia³a
jeszcze upiête do góry.
Robi¹c oko do Setha, Phillip zaszed³ j¹ z ty³u, obj¹³ w pasie i cmokn¹³ g³ono
w sam czubek g³owy.
Ucieknij ze mn¹. Zmienimy imiona. Ty zostaniesz Zofi¹, a ja Carlem. Po-
zwól siê porwaæ do raju, gdzie bêdziesz mog³a gotowaæ dla mnie, wy³¹cznie dla
mnie. ¯aden z tych wieniaków nie docenia ciê tak jak ja.
Zaraz siê spakujê, Carlo, pozwól tylko, ¿e dokoñczê te naleniki. Odwróci³a
g³owê, miej¹c siê czarnymi, ródziemnomorskimi oczami. Kolacja za pó³ godziny.
Otworzê wino.
Nie ma tu czego do zjedzenia? zapyta³ Seth.
W lodówce s¹ przek¹ski odpar³a Anna. We sobie sam.
Tylko warzywa i inne takie wiñstwa jêkn¹³ Seth, siêgaj¹c po pó³misek.
Gdzie jest Cam?
Powinien byæ w drodze do domu. Postanowili z Ethanem popracowaæ jesz-
cze godzinê przy ³odzi. Pierwsze dzie³o Quinnów zosta³o ukoñczone. Jutro przy-
je¿d¿a po nie klient. Robota skoñczona, Phillipie, rozumiesz? Umiechnê³a siê
promiennie, pêczniej¹c z dumy. Stoi w doku, gotowa do wyjcia na pe³ne mo-
rze, i jest wspania³a!
Poczu³siêlekkorozczarowany.Szkoda,¿eniemóg³byætutajtegoostatniegodnia.
A zatem trzeba to uczciæ szampanem.
Anna odczyta³a nalepkê na butelce i a¿ unios³a brwi.
Folonari, Ruffino?
Wysoko ceni³ wyrafinowany gust Anny i jej upodobanie do dobrych gatun-
ków win.
Rocznik siedemdziesi¹ty pi¹ty powiedzia³ z umiechem.
Wybornie! Moje gratulacje, panie Quinn, z okazji pierwszej ³odzi.
Nie moja w tym zas³uga. Zajmowa³em siê tylko detalami i by³em zwyk³ym
wyrobnikiem.
Oczywicie, ¿e jest w tym twoja zas³uga. Detale s¹ równie wa¿ne, i ani
Cam, ani Ethan nie zrobiliby tego z tak¹ finezj¹, jak ty.
Zdaje siê, ¿e okrelali to jako obijanie siê?
Nie zwracaj na nich uwagi. Powiniene byæ dumny z tego, co zdzia³alicie
w ostatnich miesi¹cach. Nie tylko w firmie, lecz tak¿e dla rodziny. Ka¿dy z was po-
wiêci³cobardzowa¿negodlaSetha.I ka¿dyotrzyma³cobardzowa¿negow zamian.
19
Nigdy nie przypuszcza³em, ¿e dzieciak mo¿e tak absorbowaæ. Gdy Anna
pola³a faszerowane naleniki sosem, Phillip wyj¹³ z kredensu kieliszki do wina.
Wci¹¿ jeszcze miewam takie chwile, kiedy ta ca³a impreza wkurza mnie jak cholera.
Nic bardziej naturalnego, Phillipie.
Mo¿e, ale fakt pozostaje faktem. Wzruszy³ ramionami nala³ dwa kieliszki.
Najczêciej jednak patrzê na niego i stwierdzam, ¿e jest ca³kiem fajny, jak na
ma³ego braciszka.
Anna utar³a ser i posypa³a nim potrawê. K¹tem oka zerknê³a na Phillipa, któ-
ry podniós³ swój kieliszek wina, oceniaj¹c jego bukiet. Przyjemnie by³o na niego
popatrzeæ. Pod wzglêdem fizycznym uosabia³ mêsk¹ doskona³oæ. Br¹zowe w³o-
sy, gêste i mocne, z³ociste oczy. Owalna, zamylona twarz. Zmys³owa, a zarazem
niewinna. Wysoka, proporcjonalna sylwetka, jakby stworzona do w³oskich garni-
turów. Odk¹d go jednak ujrza³a rozebranego do pasa, w sp³owia³ych d¿insach,
wiedzia³a, ¿e jego delikatnoæ to tylko pozory.
Pomyla³a, ¿e to wyrafinowany erudyta, naprawdê interesuj¹cy mê¿czyzna.
Wsunê³a potrawê do piecyka, nastêpnie odwróci³a siê i siêgnê³a po wino.
Umiechaj¹c siê, tr¹ci³a siê z nim kieliszkiem.
Ty te¿ jeste ca³kiem fajny, Phillipie, jak na du¿ego brata.
Kiedy siê wspiê³a na palce, ¿eby poca³owaæ go w policzek, nadszed³ Cam.
Wara od mojej ¿ony!
Phillip umiechn¹³ siê i obj¹³ Annê.
To ona tego chcia³a. Lubi mnie.
Ale mnie bardziej. ¯eby to udowodniæ, Cam z³apa³ za wi¹zanie fartucha,
zakrêci³ Ann¹ wko³o, porwa³ w ramiona i poca³owa³ namiêtnie. Umiechn¹³ siê
i po kumpelsku klepn¹³ j¹ w pupê. Prawda, s³odziutka?
Jeszcze krêci³o siê jej w g³owie.
Niewykluczone. Odetchnê³a g³êboko. Bior¹c pod uwagê ca³okszta³t
Wywinê³a mu siê z jego ramion. Ale jeste utyt³any.
Wpad³em tylko po piwo i idê pod prysznic. Wysoki i szczup³y, ciemny
i grony, da³ nurka do lodówki. Znajd sobie w³asn¹ kobietê.
Czy mam na to czas? zapyta³ ponurym g³osem Phillip.
Po kolacji i uci¹¿liwej godzinie spêdzonej nad æwiczeniami z dzielenia, nad
bitwami Wojny o Niepodleg³oæ i s³owniczkiem na poziomie szóstej klasy Phil-
lip zamkn¹³ siê w swoim pokoju z laptopem i dokumentami.
By³ to ten sam pokój, który otrzyma³, gdy Ray i Stella Quinn przywieli go do
domu. Obecnie ciany mia³y pastelowo zielony kolor. Gdzie w okolicy szesna-
stych urodzin co mu strzeli³o do g³owy i pomalowa³ je jaskrawoczerwon¹ farb¹.
Bóg raczy wiedzieæ dlaczego. Pamiêta, jak matka albowiem Stella sta³a siê do
tego czasu jego matk¹ rzuci³a tylko na to okiem i stwierdzi³a, ¿e mo¿na dostaæ od
tego rozstroju ¿o³¹dka.
On uwa¿a³, ¿e tak bêdzie seksownie, jednak trzy miesi¹ce póniej pomalowa³
je na bia³o, wieszaj¹c tu i ówdzie bia³o-czarne fotografie w czarnych ramkach.
20
Zawsze poszukiwa³ jakiej specyficznej atmosfery. Do tej stonowanej zieleni
powróci³ na krótko przed przeprowadzk¹ do Baltimore.
Tylko jego rodzice zawsze wiedzieli, co robi¹.
Dali mu ten pokój, w swoim domu. Przez pierwsze trzy miesi¹ce trwa³a wal-
ka o to, czyje bêdzie na wierzchu. Szmuglowa³ narkotyki, wdawa³ siê w bójki,
krad³ alkohol i o wicie wraca³ pijany do domu.
Teraz by³o dla niego jasne, ¿e poddawa³ ich próbie, prowokowa³, ¿eby go
wykopali. ¯eby go odrzucili. No, dalej, spróbujcie sobie ze mn¹ poradziæ!
A jednak uda³o im siê. Nie tylko sobie z nim poradzili, ale uformowali go.
Zastanawiam siê, Phillipie, dlaczego tak ci zale¿y na tym, ¿eby marnowaæ
umys³ i cia³o powiedzia³ ojciec. Dlaczego robisz wszystko, ¿eby daæ wygraæ
tym sukinsynom.
Phillip, któremu wywraca³y siê flaki, a pêka³a g³owa z przepicia i z nadu¿y-
cia narkotyków, mia³ to wszystko gdzie.
Ray, mówi¹c, ¿e dobra przeja¿d¿ka odwie¿y mu mózg, wzi¹³ go ze sob¹ na
³ód. Skacowany do nieprzytomnoci, czuj¹c siê jak zbity pies, Phillip przechyli³
siê za burtê i zwróci³ resztki trucizny, któr¹ siê naszprycowa³ ubieg³ej nocy.
W³anie skoñczy³ czternacie lat.
Ray zarzuci³ kotwicê w w¹skim przesmyku. Przytrzyma³ g³owê Phillipa, otar³
mu twarz, a potem poda³ mu puszkê imbirowego piwa.
Siadaj.
Phillip zwali³ siê raczej ni¿ usiad³. Dr¿a³y mu rêce, przy pierwszym ³yku po-
czu³ szarpniêcie w ¿o³¹dku. Ray usiad³ naprzeciw niego. Wielkie d³onie opar³ na
kolanach, a lekka bryza rozwiewa³a jego srebrzyste w³osy. I te oczy. Patrzy³ mu
w twarz tymi swoimi lni¹cymi niebieskimi oczami i zastanawia³ siê.
Mia³e parê miesiêcy, ¿eby siê dostosowaæ. Stella powiada, ¿e pod wzglê-
dem fizycznym doszed³e do siebie. Jeste dostatecznie silny i zdrowy, ale ¿eby
utrzymaæ kondycjê, musisz zmieniæ tryb ¿ycia.
Wyd¹³ wargi i przez chwilê milcza³. W wysokiej trawie sta³a czapla, nieru-
choma jak na obrazie. Powietrze by³o czyste, czu³o siê ju¿ lekki ch³ód zbli¿aj¹cej
siê jesieni, ponad ogo³oconymi z lici drzewami rozpociera³o siê intensywnie
b³êkitne niebo. Wiatr targa³ trawami i muska³ grzywy fal.
Phillip by³ ociê¿a³y, blady i patrzy³ têpym wzrokiem.
Istniej¹ ró¿ne metody, Phil powiedzia³ Ray z naciskiem. Mo¿emy ci nie
popuszczaæ, trzymaæ ciê krótko i nie spuszczaæ z oka ani na chwilê.
Chwyci³ wêdkê i machinalnie za³o¿y³ przynêtê.
Albo mo¿emy te¿ uznaæ, ¿e eksperyment siê nie uda³ i ¿e wracasz do tamte-
go wiata.
Phillip poczu³ skurcz w ¿o³¹dku, prze³kn¹³ linê, by nie pokazaæ po sobie
strachu.
Nie potrzebujê was. Nie potrzebujê nikogo.
Sam w to nie wierzysz powiedzia³ ³agodnie Ray i zarzuci³ wêdkê. Na
wodzie utworzy³y siê niekoñcz¹ce siê pomarszczone krêgi. Wrócisz tam i ju¿
nigdy z tego nie wyjdziesz. Spêdzisz parê lat na ulicy, a potem to ju¿ nie bêdzie
21
poprawczak. Skoñczysz w celi, razem ze z³ymi facetami, takimi, którzy zagustuj¹
w tej twojej ³adnej buzi. Dorwie ciê jaki wielki drab, z ³apami jak bochny, zaci¹-
gnie którego dnia pod prysznic i zrobi z ciebie swoj¹ pannê m³od¹.
Phillip rozpaczliwie pragn¹³ papierosa. Poci³ siê jak potêpieniec.
Jeszcze potrafiê o siebie zadbaæ.
Synu, zrobi¹ z ciebie szmatê, wiesz o tym przecie¿. Potrafisz siê stawiaæ,
ale s¹ sprawy, przed którymi nie uciekniesz. Dot¹d twoje ¿ycie uk³ada³o siê par-
szywie. Nie ponosisz za to odpowiedzialnoci. Jeste jednak odpowiedzialny za
swoj¹ przysz³oæ.
Ponownie zamilk³. Kolanami cisn¹³ wêdkê i siêgn¹³ po zimn¹ puszkê pepsi.
Nie spiesz¹c siê otworzy³ j¹ i zacz¹³ piæ duszkiem.
Wydawa³o siê nam, ¿e jest co w tobie ci¹gn¹³. Nadal tak uwa¿amy doda³,
patrz¹c na Phillipa. Ale póki sam tego nie dostrze¿esz, nie ruszymy z miejsca.
Sk¹d taka troska? nieudolnie broni³ siê Phillip.
Trudno to teraz powiedzieæ. Mo¿e nie jeste tego wart. Mo¿e s¹dzone ci
jest skoñczyæ na ulicy, kraæ i sprzedawaæ siê za marny grosz.
Od trzech miesiêcy mia³ porz¹dne ³ó¿ko, regularne posi³ki i ksi¹¿ki jedna
z jego ukrytych namiêtnoci do swojej dyspozycji. Kiedy pomyla³ o utraceniu
tego wszystkiego, zrobi³o mu siê znowu niedobrze, ale wzruszy³ tylko ramionami.
Prze¿yjê.
Skoro nie masz wiêkszych ambicji, twoja sprawa. Tutaj mo¿esz mieæ dom,
rodzinê. Mo¿esz normalnie ¿yæ i wykorzystaæ to jako w przysz³oci. Ale mo¿esz
równie¿ kontynuowaæ obran¹ przez siebie drogê.
Ray wykona³ gwa³towny ruch, tak szybki, ¿e Phillip zas³oni³ siê przed cio-
sem, zaciskaj¹c piêci. Lecz Ray podci¹gn¹³ jedynie koszulê Phillipa, by ods³oniæ
wie¿e blizny na jego piersi.
Mo¿esz wróciæ do tego powiedzia³ spokojnie.
Phillip spojrza³ Rayowi w oczy. Dojrza³ w nich wspó³czucie i wiarê. Móg³
przejrzeæ siê w nich jak w zwierciadle, zobaczyæ siebie wykrwawiaj¹cego siê
w rynsztoku, na ulicy, gdzie ¿ycie by³o mniej warte ni¿ dzia³ka narkotyku.
Chory, zmêczony i przera¿ony zanurzy³ twarz w d³oniach.
I o co chodzi?
Chodzi o ciebie, synu. Ray przeci¹gn¹³ d³oni¹ po w³osach ch³opca.
O ciebie.
Sprawyniezmieni³ysiêz dnianadzieñ,aleodtegowieczorucodrgnê³o.Dziêki
rodzicom zacz¹³ w siebie wierzyæ. Postawi³ sobie za punkt honoru osi¹ganie dobrych
wyników w szkole, postawi³ na naukê, na przeobra¿enie siê w Phillipa Quinna.
Chyba wykona³ dobr¹ robotê. Postara³ siê nabraæ og³ady. Robi³ teraz karierê,
mia³ dobrze wyposa¿ony apartament ze wspania³ym widokiem na Inner Harbor
i ca³¹ szafê ubrañ.
Jakby zatoczy³ ko³o, wracaj¹c do swojego dawnego pokoju z zielonymi cia-
nami i solidnymi meblami, z oknami wychodz¹cymi na drzewa i na moczary.
Tylko, ¿e tym razem chodzi³o o Setha.
22
2
P
hillip sta³ na dziobie ³odzi, której na chrzcie miano nadaæ pretensjonalne
imiê Neptuns Lady. ¯eby zrealizowaæ projekt i zbudowaæ prawdziwy slup,
powiêci³ na to cztery tysi¹ce roboczogodzin. Za to teraz, w ¿ó³tych pro-
mieniach wrzeniowego s³oñca, móg³ podziwiaæ jej po³yskuj¹cy tekowy pok³ad.
Precyzja wykonania cieszy³a oczy.
Kajuta pod pok³adem by³a majstersztykiem stolarki g³ówny powód dumy
Cama. Zosta³a wykonana z dobrze dopasowanych listewek. Podobnie jak koje
dla czworga ludzi.
Solidna i piêkna ³ód. Z pe³nym gracji op³ywowym kad³ubem i b³yszcz¹cym
pok³adem. Pomys³ Ethana, by ³¹czyæ deski na zak³adkê, kosztowa³ wiele dodat-
kowych godzin pracy, ale dziêki temu powsta³o prawdziwe cacko.
Ten ortopeda z Dystryktu Kolumbia zap³aci ³adn¹ sumkê za ka¿dy jej centy-
metr.
No i co? Ethan, z rêkami w kieszeniach wyblak³ych d¿insów, mru¿¹c oczy
przed s³oñcem, rzuci³ retoryczne pytanie.
Phillip przeci¹gn¹³ rêk¹ po g³adkiej jak at³as burcie, któr¹ godzinami polero-
wa³ w pocie czo³a.
Zas³u¿y³a na mniej banaln¹ nazwê.
W³aciciel ma wiêcej pieniêdzy ni¿ wyobrani. Jak ta ³ód piêknie idzie na
wiatr. Ethan umiechn¹³ siê. Kiedymy j¹ testowali z Camem, nie chcia³ wra-
caæ do portu. A i mnie na tym nie zale¿a³o.
Phillip potar³ kciukiem podbródek.
Mam w Baltimore kumpla, który maluje. Ilekroæ co sprzeda, klnie w ¿ywy
kamieñ. Nie znosi pozbywaæ siê p³ócien. Dopiero teraz rozumiem, co wtedy czuje.
To nasze pierwsze dzie³o.
Ale nie ostatnie. Phillip nie pos¹dza³ siê o taki sentymentalizm. Budowa
³odzi nie by³a jego pomys³em. Zosta³ w to wci¹gniêty przez braci. Ostrzega³ ich,
¿e to wariactwo, skazywanie siê na murowan¹ wpadkê.
23
Po czym oczywicie ruszy³ do akcji, za³atwi³ wynajêcie budynku, uprawnie-
nia, zamówi³ niezbêdny sprzêt. Podczas prac przy budowie zdar³ do krwi paznok-
cie, naderwa³ miênie od dwigania desek. I bynajmniej nie cierpia³ w milczeniu.
Musia³ jednak przyznaæ, ¿e namacalny dowód d³ugich miesiêcy pracy, ko³y-
sz¹cy siê z wdziêkiem pod jego stopami, by³ wart tego wszystkiego.
A teraz mieli zaczynaæ znów od pocz¹tku.
Przygotowalicie ju¿ co z Camem do nastêpnego projektu?
Chcemy skoñczyæ kad³ub do koñca padziernika. Ethan wyj¹³ chustkê do
nosa i starannie wytar³ lady palców Phillipa na burcie. Jeli mamy siê trzymaæ
tego morderczego grafiku, jaki narzuci³e. Ale na razie trzeba siê jeszcze trochê
przy³o¿yæ do tej tutaj.
Do tej? Mru¿¹c oczy, Phillip zsun¹³ z nosa drogie i modne okulary s³o-
neczne w stylu lat piêædziesi¹tych. Przecie¿ powiedzia³e, ¿e jest ju¿ gotowa.
Mia³em w³anie iæ do domu i sporz¹dziæ dla niej ostatnie dokumenty.
Jeszcze tylko jeden ma³y drobiazg. Musimy poczekaæ na Cama.
Jaki znowu ma³y drobiazg? Zniecierpliwiony Phillip spojrza³ na zegarek.
Klient bêdzie tu lada moment.
To nie potrwa d³ugo. Ethan wskaza³ g³ow¹ drzwi budynku. Oto i Cam.
Jest stanowczo za dobra dla tego ciemniaka zawo³a³ od progu Cam, trzy-
maj¹c pod pach¹ wiertarkê. Za³adujmy ¿ony i dzieciaki i sami pop³yñmy na
Bimini, dobrze wam radzê.
Z chwil¹ wrêczenia czeku ³ód przechodzi na w³asnoæ tego faceta. Gdy
Phillip to mówi³, Cam jednym susem wskoczy³ na pok³ad. A na Bimini nie ma-
cie czego szukaæ.
Po prostu jest zazdrosny, ¿e chcemy tam pop³yn¹æ ze swymi ¿onami po-
wiedzia³ Cam do Ethana. We to. Wepchn¹³ Phillipowi wiertarkê do rêki.
Po cholerê mi to dajesz?
Dokoñcz dzie³a. Cam, umiechaj¹c siê od ucha do ucha, wyj¹³ z tylnej
kieszeni plakietkê. Ostatni fragment zachowalimy dla ciebie.
Taak? Phillip uj¹³ plakietkê i przyjrza³ siê jej w promieniach s³oñca. Mie-
ni³a siê cudownie.
Razem zaczêlimy budowê podsumowa³ Ethan. Pójdzie na sterburtê.
Phillip wzi¹³ ruby, które wrêczy³ mu Cam, i pochyli³ siê nad zaznaczonymi
na burcie punktami.
Musimy to uczciæ. Wiertarka zawy³a w jego rêkach. Myla³em o butel-
ce Dom Perignan powiedzia³, przekrzykuj¹c ha³as. Doszed³em jednak do wnio-
sku, ¿e dla was szkoda tak dobrego szampana. Zamrozi³em wiêc trzy butelki Harpsa.
Pomyla³, ¿e pogodz¹ siê z tym, poniewa¿ przygotowa³ na popo³udnie ma³¹
niespodziankê.
By³o prawie po³udnie, kiedy klient skoñczy³ piaæ z zachwytu nad ka¿dym
centymetrem swojej nowej ³odzi. Zanim mu j¹ za³adowali na jego przyczepê,
oddelegowali Ethana, ¿eby zafundowa³ facetowi próbn¹ przeja¿d¿kê z najbar-
24
dziej karko³omnymi ewolucjami. Phillip, obserwuj¹c z doku ¿ó³te ¿agle zgodnie
z ¿yczeniem klienta patrzy³ jak chwytaj¹ wiatr.
Ethan mia³ racjê, pomyla³. Ta ³ód ma szwung.
Slup pomkn¹³ w stronê nabrze¿a, zrobi³ zwrot jak marzenie. Wyobrazi³ sobie
turystów, zatrzymuj¹cych siê i pokazuj¹cych sobie nawzajem ³adn¹ ³ód. Pomy-
la³, ¿e nie ma lepszej reklamy ni¿ towar wysokiej klasy.
Za³o¿ê siê, ¿e gdy sam pop³ynie, osi¹dzie na mielinie odezwa³ siê za
jego plecami Cam.
Z pewnoci¹. Ale i tak bêdzie mia³ frajdê. Poklepa³ Cama po ramieniu.
Idê wypisaæ mu rachunek.
Wynajêty przez nich i przerobiony na stoczniê stary ceglany budynek nie
odznacza³ siê bynajmniej urod¹. Wiêksz¹ jego czêæ zajmowa³a hala z podwie-
szonymi do krokwi wietlówkami. Ma³e okna sprawia³y wra¿enie, jakby stale po-
kryte by³y kurzem.
Wszystkienarzêdzia,materia³y, farbaepoksydowai pokost,znajdowa³y siêw za-
siêgu rêki. Teraz na wysokiej platformie sta³ nagi szkielet kad³uba sportowej ³odzi,
przeznaczonej do amatorskiego uprawiania rybo³óstwa ich drugie zamówienie.
Wewnêtrzne ciany budynku by³y poobt³ukiwane i obdrapane. Strome ¿eliw-
ne schody wiod³y do ciasnego, pozbawionego okien pomieszczenia na górze, któ-
re s³u¿y³o Phillipowi za biuro.
Urz¹dzi³ je z drobiazgow¹ skrupulatnoci¹. Metalowe biurko, przypominaj¹-
ce eksponat z pchlego targu, by³o doprowadzone do po³ysku. Na blacie sta³ rocz-
ny kalendarz z odwracanymi kartkami, jego stary laptop, a tak¿e telefon z auto-
matyczn¹ sekretark¹ i pleksiglasowy pojemnik na pióra i o³ówki.
W tej ciasnocie znalaz³o siê jeszcze miejsce na dwuczêciow¹ szafkê na do-
kumenty, ma³¹ kopiarkê i faks.
Usiad³ za biurkiem i w³¹czy³ komputer. Jego uwagê przyci¹gnê³o migaj¹ce
wiate³ko przy telefonie. Odegra³ informacjê, ale by³y to tylko dwa g³uche po³¹-
czenia. Skasowa³ je.
Po chwili mia³ ju¿ na ekranie program, który opracowa³ na u¿ytek firmy.
Umiechn¹³ siê na widok logo ich Boats By Quinn.
Mo¿e i s¹ niefrasobliwymi amatorami, pomyla³, wystukuj¹c dane potrzebne
do sprzeda¿y, ale to wcale nie oznacza, ¿e maj¹ siê zadowoliæ byle czym. Zawsze
zwraca³ uwagê na szatê graficzn¹. Samo tworzenie druków, blankietów firmowych,
pokwitowañ, rachunków by³y raczej prost¹ czynnoci¹. Ale musia³y mieæ klasê.
W³anie w³¹czy³ drukarkê, kiedy zadzwoni³ telefon.
Boats By Quinn.
Po drugiej stronie przez chwilê nikt siê nie odzywa³.
Przepraszam, pomyli³am numer. G³os by³ niewyrany i nale¿a³ do kobie-
ty, która szybko siê wy³¹czy³a.
Nie ma sprawy, s³odziutka powiedzia³ Phillip do g³uchej s³uchawki, po
czym wyj¹³ z drukarki gotowy rachunek.
25
Szczêliwy cz³owiek stwierdzi³ Cam, gdy w godzinê póniej patrzyli, jak
ich klient odje¿d¿a ze slupem na przyczepie.
To my powinnimy siê cieszyæ. Phillip wyj¹³ z kieszeni czek. Uwzglêd-
ni³em materia³, robociznê, koszty w³asne, dostawy No có¿, dostalimy wy-
starczaj¹co du¿o, ¿eby przyst¹piæ do nastêpnej budowy.
Pohamuj swój entuzjazm mrukn¹³ Cam. W koñcu to tylko piêciocyfro-
wy czek. Lepiej napijmy siê piwa.
Zyski nale¿y od razu inwestowaæ ostrzeg³ Phillip, kiedy ruszyli do domu.
Wraz z nadejciem ch³odów ca³y nasz wielki maj¹tek uleci kominem. Popa-
trzy³ na wysoki sufit. I to dos³ownie. A w przysz³ym tygodniu musimy zap³aciæ
podatek kwartalny.
Cam otworzy³ butelkê i popchn¹³ j¹ w stronê brata.
Zamknij siê, Phil.
Niemniej jednak ci¹gn¹³ nie zra¿ony Phillip jest to wspania³a chwila
w dziejach Quinnów. Podniós³ swoj¹ butelkê i stukn¹³ siê z Ethanem i Camem.
Za naszego doktora od chorych stóp, pierwszego z licznych szczêliwych klien-
tów. Niech g³adko i z powodzeniem ¿egluje wród odcisków i zrogowaceñ.
Niech namawia wszystkich przyjació³, ¿eby dzwonili do Boats By Quinn
doda³ Cam.
Niech p³ynie do Annapolis i trzyma siê z dala od mojej czêci Zatoki
dokoñczy³ Ethan.
Kto skoczy po lunch? dopytywa³ siê Cam. Konam z g³odu.
Grace przygotowa³a kanapki odpar³ Ethan.
Chwa³a jej za to.
Mo¿e co jeszcze dojdzie do tego lunchu powiedzia³ Phillip, s³ysz¹c dwiêk
opon na ¿wirowym podjedzie. W³anie na to czeka³em.
Wyszed³ na zewn¹trz i ucieszy³ siê na widok baga¿ówki.
Kierowca wychyli³ g³owê przez okno, ¿uj¹c gumê.
Quinn?
Zgadza siê.
Co ty znowu kupi³? Cam zmarszczy³ czo³o na widok furgonetki, zastana-
wiaj¹c siê, ile te¿ forsy ubêdzie z ich nowiutkiego czeku.
Co, co nam siê bardzo przyda. Ale chodcie tu pomóc.
Bardzo s³usznie burkn¹³ kierowca, gramol¹c siê z kabiny. £adowalimy
j¹ we trzech. To drañstwo wa¿y chyba z tysi¹c kilo.
Rozsun¹³ tylne drzwi. To co le¿a³o na stela¿u w miêkkiej otulinie. By³o d³u-
gie na co najmniej trzy metry, szerokie na dwa metry i mia³o z osiem centyme-
trów gruboci. Proste litery, wyryte w starannie obrobionym drewnie dêbowym,
tworzy³y napis BOATS BY QUINN. Precyzyjnie wyrzebiony w drewnie jacht
na pe³nych ¿aglach zdobi³ górny naro¿nik. Za w dolnym widnia³y imiona Came-
rona, Ethana, Phillipa i Setha Quinnów.
Cholernie dobry szyld wydusi³ z siebie Ethan, gdy odzyska³ wreszcie mowê.
Jeli chodzi o ten jacht, pos³u¿y³em siê jednym ze szkiców Setha. Jest taki
sam jak na naszym logo na firmowych papierach. Resztê zrobi³ komputer.
26
To fantastyczne. Cam po³o¿y³ d³oñ na ramieniu Phillipa. Tego nam
w³anie brakowa³o. Chryste, dzieciak oszaleje, kiedy to zobaczy.
Figurujemy w kolejnoci, w jakiej tu przybylimy. Nie trzyma³em siê alfa-
betu ani wieku. Chcia³em, ¿eby wszystko by³o jasne i proste. Cofn¹³ siê parê
kroków, z rêkami w kieszeni, niewiadomie naladuj¹c pozê braci. Pomyla-
³em, ¿e bêdzie pasowa³ do budynku i do tego, co w nim robimy.
Jest wietny przytakn¹³ Ethan. Jak siê nale¿y.
Kierowca przesun¹³ pod policzkiem gumê.
No co, chcecie podziwiaæ tak do rana, czy mo¿e jednak wyjmiemy to ciê¿-
kie drañstwo z baga¿ówki?
Pomyla³a, ¿e niele siê prezentuj¹. Trzech przystojnych facetów, poch³oniê-
tych fizyczn¹ prac¹ w ciep³e wrzeniowe popo³udnie. I ten budynek pasuje do
nich. Surowy, z wyblak³ej starej ceg³y, wokó³ zaniedbany teren wiêcej chwa-
stów ni¿ trawy.
Ka¿dy z nich wygl¹da inaczej. Jeden z mê¿czyzn jest ciemny, ma tak d³ugie
w³osy, ¿e mo¿e je wi¹zaæ w koñski ogonek. Jego wyblak³e, szare d¿insy, musia³y
byæ kiedy czarne. Ma w sobie co europejskiego. Uzna³a, ¿e to musi byæ Came-
ron Quinn, ten, który wyrobi³ sobie nazwisko na torach wycigowych.
Drugi ma na nogach zdarte robocze buty. Spod niebieskiej czapeczki base-
ballowej wystaj¹ mu rozjanione od s³oñca w³osy. Porusza siê zwinnie i bez wy-
si³ku dwign¹³ swój róg szyldu. To musi byæ Ethan Quinn, wodniak.
To znaczy, ¿e trzecim mê¿czyzn¹ jest Phillip Quinn, szef dzia³u reklamy jed-
nej z czo³owych firm reklamowych w Baltimore. Drogie, modne okulary prze-
ciws³oneczne i d¿insy. Br¹zowe w³osy, z których chyba musi byæ zadowolony
fryzjer. Wysoki, wysportowany.
Pod wzglêdem fizycznym nie s¹ do siebie podobni wiedzia³a zreszt¹, ¿e
³¹czy ich nazwisko, a nie wiêzy krwi. Niemniej jednak co wskazywa³o na to, ¿e
s¹ braæmi.
Zamierza³a po prostu ich min¹æ, rzuciæ szybko okiem na budynek, w którym
za³o¿yli swoj¹ firmê i dokonaæ oceny. Wiedzia³a, ¿e zastanie przynajmniej jedne-
go z nich, poniewa¿ odebra³ telefon, nie spodziewa³a siê jednak, ¿e ujrzy ich na
zewn¹trz w komplecie, i ¿e od razu bêdzie mia³a okazjê do przeprowadzenia swoich
badañ.
Nale¿a³a do kobiet, które umiej¹ korzystaæ z nieprzewidzianych okazji.
Odetchnê³a g³êboko. To wszystko nie jest takie proste. A jednak ma nad nimi
przewagê. Zna ich, gdy tymczasem oni nic o niej nie wiedz¹.
Przecinaj¹c ulicê, uzna³a, ¿e jej zachowanie jest jak najbardziej typowe. Space-
ruj¹ca kobieta, która spostrzeg³a trzech mê¿czyzn mocuj¹cych imponuj¹cy nowy
szyld, ma prawo okazaæ zainteresowanie. Zw³aszcza turystka, za któr¹ siê podawa-
³a. Poza tym samotna kobieta mo¿e poflirtowaæ z tak atrakcyjnymi mê¿czyznami.
Kiedy znalaz³a siê przed budynkiem, stanê³a nieruchomo. Zanosi³o siê na
trudn¹ i niebezpieczn¹ pracê. Szyld zosta³ umocowany do czarnych grubych ³añ-
27
cuchów i okrêcony lin¹. Ten od reklamy sta³ na dachu i dyrygowa³, a jego bracia
ci¹gnêli. Pada³y s³owa zachêty, przekleñstwa i wskazówki.
Nie da siê ukryæ, ¿e taka praca dobrze wp³ywa na miênie.
Teraz z twojej strony, Cam. Jeszcze ze dwa centymetry. A niech to szlag
trafi. Phillip potkn¹³ siê i omal nie spad³ z dachu. A¿ wstrzyma³a oddech z wra-
¿enia.
Utrzyma³ jednak równowagê, pochwyci³ ³añcuch. Widzia³a, jak usi³uje za-
czepiæ ciê¿kie ogniwo do grubego haka, dostrzeg³a te¿, ¿e porusza ustami, lecz
nie dos³ysza³a, co mówi.
Zaczepi³em. Teraz tylko nie hutaj zawo³a³, staj¹c na nogi, by przejæ na
drugi koniec dachu. S³oñce pada³o na jego w³osy, rozwietla³o jego skórê. Przy³a-
pa³a siê na tym, ¿e wlepia w niego oczy. Pomyla³a, ¿e ma przed sob¹ pierwszo-
rzêdny okaz nieskazitelnej mêskiej urody.
A potem znowu le¿a³ na brzuchu i balansowa³ na krawêdzi dachu, chwytaj¹c
³añcuch, ci¹gn¹c go w górê. I kln¹c przy tym siarczycie. Kiedy ponownie wsta³,
mia³ z przodu rozdart¹ koszulê. Pewnie musia³a siê zaczepiæ o co na dachu.
Dopiero co kupi³em tê szmatê.
By³a naprawdê przeliczna, jak wszystko, co masz zawo³a³ z do³u Cam.
Poca³uj mnie gdzie odpar³ Phillip i ci¹gn¹³ koszulê, by wytrzeæ ni¹ pot
z twarzy.
Pomyla³a, ¿e jest ca³kiem niczego sobie. Pewnie nie mo¿e siê opêdziæ od
kobiet.
Wepchn¹³ do tylnej kieszeni zniszczon¹ koszulê i zacz¹³ schodziæ po drabi-
nie. I wtedy j¹ dostrzeg³. Nie widzia³a z tej odleg³oci jego oczu, lecz mog³aby
przysi¹c, ¿e na ni¹ patrzy to nag³e zawahanie siê, przechylenie g³owy. Dostrze-
ga kobietê, przygl¹da siê jej, ocenia, podejmuje decyzjê.
Wyda³a mu siê ca³kiem niez³a. Mia³ nadziejê, ¿e przyjrzy siê jej z bliska.
Mamy towarzystwo mrukn¹³ Phillip, a Cam spojrza³ przez ramiê.
Bardzo ³adna.
Jest tutaj od dziesiêciu minut. Ethan otar³ rêce o spodnie. Obserwuje
przedstawienie.
Phillip zszed³ z drabiny, odwróci³ siê i umiechn¹³.
No wiêc zawo³a³ do niej jak to wygl¹da?
Pomyla³a, ¿e przedstawienie siê zaczyna. Podesz³a bli¿ej.
Robi wra¿enie. Mam nadziejê, ¿e nie przeszkadza wam widownia. Nie
mog³am siê oprzeæ.
Ani trochê. To wielki dzieñ dla Quinnów. Wyci¹gn¹³ rêkê. Jestem Phillip.
A ja Sybill. Budujecie ³odzie?
Tak jest napisane na szyldzie.
Fascynuj¹ce. W³anie tu przyjecha³am. Nie spodziewa³am siê, ¿e natknê siê
na budowniczych ³odzi. Jakiego rodzaju jednostki budujecie?
Prawdziwe statki.
Naprawdê? Z umiechem zwróci³a siê w kierunku jego braci. A to pañ-
scy wspólnicy?
28
Jestem Cam. Przedstawi³ siê jeden z nich. A to mój brat Ethan.
Mi³o was poznaæ. Cameron odczyta³a, spogl¹daj¹c na szyld, Ethan,
Phillip. Czu³a szybkie bicie serca, ale zachowa³a uprzejmy umiech. A gdzie
Seth?
W szkole odpowiedzia³ Phillip.
W collegeu?
W podstawówce. Ma dziesiêæ lat.
Rozumiem. Dostrzeg³a blizny na jego piersi. Stare i po³yskuj¹ce, bardzo
blisko serca. Wasz szyld robi wra¿enie. Boats By Quinn. Z radoci¹ zajrza³a-
bym którego dnia, ¿eby zobaczyæ pana i pañskich braci przy pracy.
Zapraszamy. W ka¿dej chwili. Na d³ugo przyjecha³a pani do St Chris?
To zale¿y. Mi³o mi by³o was poznaæ. Postanowi³a siê wycofaæ. Zasch³o
jej w gardle, serce bi³o nierówno. Powodzenia w pracy.
Proszê wpaæ jutro zawo³a³ Phillip, kiedy siê oddala³a. Zastanie pani
wszystkich czterech Quinnów naraz.
Rzuci³a spojrzenie przez ramiê, w nadziei, ¿e nie wyra¿a nic poza weso³ym
zainteresowaniem.
Mo¿e przyjdê.
Seth pomyla³a, pilnuj¹c siê teraz, by nie okazaæ najmniejszej emocji.
Oto uchylono przed ni¹ furtkê, dziêki czemu ju¿ jutro bêdzie mog³a zobaczyæ
Setha.
Muszê przyznaæ, ¿e ta kobieta potrafi siê poruszaæ rzek³ Cam.
Tak, to prawda. Phillip wetkn¹³ rêce w kieszenie spodni i tak¿e napawa³
siê jej widokiem. Szczup³e biodra i smuk³e nogi w powiewnych spodniach w ko-
lorze kukurydzy, obcis³a cytrynowa bluzeczka podkrelaj¹ca taliê. Lni¹ce w³osy
opadaj¹ce na ramiona.
Twarz równie¿ mia³a atrakcyjn¹. Klasycznie owaln¹, o brzoskwiniowej ce-
rze, z ruchliwymi, kszta³tnymi wargami delikatnie muniêtymi ró¿em. Ciemne,
seksowne brwi o ³adnym wykroju. Nie dostrzeg³ tylko oczu, które przys³oni³a
modnymi okularami przeciws³onecznymi w drucianej oprawie. Mog¹ byæ ciem-
ne, pasuj¹ce do w³osów, albo te¿ jasne dla pe³nego kontrastu. Korzystnym uzu-
pe³nieniem ca³oci by³ jej miêkki, kontraltowy g³os.
D³ugo zamierzacie tak sterczeæ i gapiæ siê w babski ty³ek? zniecierpliwi³
siê Ethan.
Tak jakby sam nie zerka³! warkn¹³ Cam.
Zerkn¹³em raz i wystarczy. Nie macie nic lepszego do roboty?
Jeszcze chwileczkê mrukn¹³ Phillip, umiechaj¹c siê do siebie, kiedy skrê-
ci³a za róg i zniknê³a. Sybill. Mam nadziejê, ¿e pobêdzie jeszcze trochê
w St Chris.
Nie wiedzia³a jak d³ugo zostanie. Sama dysponowa³a swoim czasem. Mog³a
pracowaæ w dowolnym miejscu i chwilowo wybra³a to nadmorskie miasteczko na
Wschodnim Wybrze¿u w po³udniowej czêci stanu Maryland. Prawie ca³e ¿ycie
29
spêdzi³a w du¿ych miastach, bo taka by³a wola jej rodziców, a póniej poniewa¿
sama tak chcia³a.
Nowy Jork, Boston, Chicago, Londyn, Mediolan. Lubi³a miejski krajobraz
i rozumia³a mieszkañców miast. Albowiem doktor Sybill Griffin zrobi³a karierê
badaj¹c ¿ycie wielkich aglomeracji. Po drodze zrobi³a dyplomy z antropologii,
socjologii i psychologii. Cztery lata na Harvardzie, asystentura w Oksfordzie,
wreszcie doktorat w Instytucie Smithoniañskim.
Odnios³a sukces na niwie akademickiej, a teraz, pó³ roku przed trzydziestymi
urodzinami, mog³a pisaæ na wybrane przez siebie tematy. W³anie o tym zawsze
marzy³a.
Jej pierwsza ksi¹¿ka, Krajobraz miejski, zosta³a dobrze przyjêta, spotka³a siê
z uznaniem krytyki, ale nie przynios³a du¿ego dochodu. Za to jej druga ksi¹¿ka,
Bliscy nieznajomi, znalaz³a siê na krajowej licie bestsellerów, porywaj¹c j¹ w wir
autorskich objazdów, odczytów, telewizyjnych talk show. Teraz, kiedy kana³ PBS
przygotowywa³ cykl dokumentalnych filmów opartych na jej obserwacjach i teo-
rii miejskiego ¿ycia i obyczajów, by³a nie tylko zabezpieczona materialnie, ale
ca³kiem niezale¿na.
Tym razem mia³a zamiar napisaæ o tradycjach i mechanizmach rz¹dz¹cych
ma³ymi miasteczkami. Pocz¹tkowo traktowa³a to jedynie jako pretekst, by odbyæ
podró¿ do St Christopher i zaj¹æ siê w³asn¹ spraw¹.
Póniej uzna³a jednak, ¿e mo¿e to byæ ca³kiem interesuj¹ca praca. Przecie¿
jest dowiadczonym obserwatorem i potrafi wyci¹gaæ wnioski.
Spaceruj¹c po niedu¿ym ³adnym apartamencie hotelowym, stwierdzi³a, ¿e
praca zapewni jej spokój ducha.
Dziêki sprzyjaj¹cym okolicznociom dotar³a od razu do obiektu swych zain-
teresowañ.
Wysz³a na niewielk¹ p³ytê, któr¹ hotel nazywa³ dumnie tarasem. Mia³a st¹d
wspania³y widok na zatokê Chesapeake, mog³a st¹d tak¿e obserwowaæ interesu-
j¹ce migawki z ¿ycia nabrze¿a. Widzia³a kutry przybijaj¹ce do portu i wy³adowu-
j¹ce pojemniki b³êkitnych krabów, z których s³ynê³a okolica. Widzia³a zbieraczy
krabów przy pracy, kr¹¿¹ce mewy, przelot bia³ych czapli, ale nie mia³a jeszcze
okazji, by siê pow³óczyæ i pozagl¹daæ do ma³ych sklepików.
Nie przyjecha³a do St Chris kupowaæ pami¹tek.
Mo¿e powinna przyci¹gn¹æ stó³ do okna i tutaj pracowaæ? Kiedy wiatr wieje
prosto od morza, docieraj¹ do niej strzêpy rozmów, s³yszy miejscowy dialekt,
piewniejszy ni¿ jêzyk ulic Nowego Jorku, gdzie mieszka³a w ostatnich latach.
Mo¿e powinna posiedzieæ w które s³oneczne popo³udnie na jednej z ma³ych
¿eliwnych ³awek, których jest pe³no na nabrze¿u, i poobserwowaæ ten wiatek,
ukszta³towany przez wodê, ryby i ludzki wysi³ek.
Przyjrzeæ siê, jak ta ma³a wspólnota utrzymuj¹ca siê z morza i turystów, od-
dzia³uje na siebie wzajemnie. Jakie s¹ jej tradycje, nawyki i wzorce. Sposoby
ubierania siê, poruszania, mówienia. Rzadko siê zdarza, ¿eby ludzie uwiadamia-
li sobie, do jakiego stopnia okrelone miejsce wp³ywa na ich zachowanie.
Regu³y. Obowi¹zuj¹ wszêdzie. Wierzy³a w nie bezgranicznie.
30
A jakimi regu³ami kieruj¹ siê w ¿yciu Quinnowie? Jaki rodzaj spoiwa skonso-
lidowa³ ich rodzinê? Oczywicie mog¹ mieæ swoje w³asne kodeksy, w³asne sposo-
by porozumiewania siê, w³asn¹ hierarchiê wartoci, w³asny standard nagród i kar.
A jak to wszystko ma siê do Setha?
Przekonanie siê o tym w dyskretny sposób by³o jej g³ównym zadaniem.
Quinnowie nie powinni wiedzieæ, kim jest, podejrzewaæ j¹ o pokrewieñstwo.
Dla obu stron bêdzie lepiej, jeli pozostanie to tajemnic¹. Mogliby przecie¿ pró-
bowaæ udaremniæ jej kontakt z Sethem. Ch³opiec przebywa ju¿ z nimi od miesiê-
cy. Nie wiadomo, co mu naopowiadali i jak¹ historiê mog¹ wymyliæ w razie po-
trzeby.
Musi poobserwowaæ i wszystko zbadaæ. Dopiero wtedy bêdzie mog³a wkro-
czyæ do akcji. Nie nale¿y obci¹¿aæ siê win¹ ani siê spieszyæ.
Jak miesznie ³atwo uda³o siê jej poznaæ Quinnów. Wystarczy³o tylko po-
dejæ do tego wielkiego ceglanego budynku i zainteresowaæ siê ich prac¹.
Na przystawkê wemie Phillipa Quinna. Zaprezentowa³ ca³y wachlarz zacho-
wañ charakterystycznych dla wczesnej fazy zainteresowania. Nietrudno bêdzie to
wykorzystaæ. Poniewa¿ spêdzi w St Christ tylko kilka dni, nie ma obawy, ¿eby
zdawkowy flirt przybra³ powa¿niejsz¹ formê.
Musi na w³asne oczy zobaczyæ, gdzie i jak mieszka Seth, kto siê nim opiekuje.
Czy jest szczêliwy?
Gloria powiedzia³a, ¿e ukradli jej syna. ¯e u¿yli swych wp³ywów i pieniêdzy,
¿eby go uprowadziæ.
Ale Gloria jest k³amczuch¹. Sybill zacisnê³a powieki, usi³uj¹c zachowaæ spo-
kój, obiektywizm. Tak, Gloria jest k³amczuch¹, ale jest tak¿e matk¹ Setha.
Podesz³a do biurka i otworzy³a albumik, z którego wyjê³a fotografiê. Umie-
cha³ siê z niej ch³opczyk o jasnych jak s³oma w³osach i bystrych niebieskich oczach.
Umiecha³ siê do niej. Sama zrobi³a to zdjêcie za pierwszym i jedynym razem,
kiedy widzia³a Setha.
Musia³ mieæ wtedy cztery lata. Phillip powiedzia³, ¿e teraz ma dziesiêæ, a od
czasu, kiedy Gloria pojawi³a siê w jej nowojorskim mieszkaniu, ci¹gn¹c za sob¹
Setha, up³ynê³o szeæ lat.
Oczywicie by³a zrozpaczona. Sp³ukana, wciek³a, zabeczana. Nie by³o wy-
boru, musia³a j¹ przyj¹æ, nie mog³a zrobiæ wiñstwa dziecku, które wpatrywa³o
siê w ni¹ wielkimi, przestraszonymi oczami. Nigdy nie mia³a do czynienia z dzieæ-
mi. Mo¿e w³anie dlatego tak szybko i tak bardzo pokocha³a Setha.
A kiedy trzy tygodnie póniej wróci³a do domu i nie zasta³a ich odeszli
z ca³¹ gotówk¹, jak¹ mia³a w domu, z jej bi¿uteri¹ i cenn¹ kolekcj¹ chiñskiej por-
celany by³a zdruzgotana.
Powtarza³a sobie teraz, ¿e nale¿a³o siê tego spodziewaæ. Typowe zachowanie
Glorii. Wierzy³a jednak chcia³a wierzyæ ¿e w koñcu siê z ni¹ skontaktuj¹,
poniewa¿ dziecko to jednak powa¿na sprawa. ¯e bêdzie mog³a pomóc.
Tym razem bêdzie ostro¿niejsza, nie da siê ponieæ emocjom. Wiedzia³a, ¿e
w opowieci Glorii zawarte by³o jakie ziarno prawdy. Niemniej jednak, zanim
podejmie jakie kroki, musi sobie wyrobiæ w³asn¹ opiniê.
31
Przedtem jednak chcia³a zobaczyæ swojego siostrzeñca.
Usiad³a przy laptopie i zaczê³a spisywaæ swoje pierwsze uwagi:
Wydaje siê, ¿e braci Quinn ³¹czy typowo mêski wzorzec relacji. Na podsta-
wie pierwszej obserwacji mogê wnioskowaæ, ¿e stanowi¹ zgrany zespó³ roboczy.
Trzeba bêdzie dodatkowych badañ, by okreliæ, jak¹ rolê ka¿dy z nich spe³nia
w tym partnerskim biznesie, a tak¿e w uk³adach rodzinnych.
Zarówno Cameron i Ethan Quinn s¹ wie¿o upieczonymi ma³¿onkami. Trze-
ba siê koniecznie spotkaæ z ich ¿onami, ¿eby zrozumieæ mechanizmy panuj¹ce
w tej rodzinie. Logicznie rzecz bior¹c, jedna z nich powinna im matkowaæ. Po-
niewa¿ Anna Spinelli Quinn, ¿ona Camerona, pracuje na pe³nym etacie, zapewne
rolê tê pe³ni Grace Monroe. Jako ¿e nie nale¿y generalizowaæ podobnych stwier-
dzeñ, trzeba je bêdzie zweryfikowaæ przeprowadzaj¹c odrêbne obserwacje.
Uwa¿am za wymowny fakt, i¿ na szyldzie Quinnów, który zosta³ dzisiaj za-
wieszony, figuruje imiê Setha, tak¿e jako Quinna. Nie potrafiê powiedzieæ, czy
pominiêcie jego prawdziwego nazwiska ma przynieæ korzyæ im czy jemu.
Ch³opiec na pewno zdaje sobie sprawê z faktu, ¿e Quinnowie staraj¹ siê o przy-
znanie im opieki prawnej nad nim. Nie potrafiê na razie stwierdziæ czy otrzyma³
który z listów napisanych do niego przez Gloriê, czy te¿ Quinnowie ukryli je
przed nim. Chocia¿ wspó³czujê jej, bo znalaz³a siê w trudnej sytuacji i desperac-
ko pragnie odzyskaæ ch³opca, uwa¿am, ¿e bêdzie lepiej dla dobra sprawy, jeli
pozostanie niewiadoma mojej obecnoci tutaj. Gdy tylko udokumentujê wyniki
moich badañ, skontaktujê siê z ni¹. Dla rozprawy, która mo¿e odbêdzie siê w przy-
sz³oci, cenniejsze bêd¹ potwierdzone fakty, ni¿ zwyk³e emocje.
Mam nadziejê, ¿e adwokat, którego zaanga¿owa³a Gloria, skontaktuje siê
wkrótce z Quinnami i nada sprawie w³aciwy bieg.
Jeli chodzi o mnie, mam nadziejê, ¿e spotkam siê jutro z Sethem i wyrobiê
sobie jaki pogl¹d na sytuacjê. Warto by siê dowiedzieæ, co ch³opiec wie na temat
swojego pochodzenia. Poniewa¿ o ca³ej sprawie zosta³am poinformowana nie-
dawno, nie znam jeszcze wszystkich faktów.
Wkrótce siê przekonamy, czy ma³e miasteczka rzeczywicie s¹ takie plotkar-
skie. Dopóki nie zostanê zdemaskowana, zamierzam zebraæ jak najwiêcej infor-
macji na temat profesora Raymonda Quinna.
7 Prolog Phillip Quinn umar³ w wieku trzynastu lat. Zwa¿ywszy na fakt, i¿ przepraco- wany i le op³acany personel oddzia³u reanimacji baltimorskiego Szpitala Miej- skiego odratowa³ go w niespe³na dziewiêædziesi¹t sekund, niezbyt d³ugo znajdo- wa³ siê w stanie mierci klinicznej. Dla niego by³o to jednak a¿ nadto d³ugo. Krótko mówi¹c, zabi³y go dwie kule, wystrzelone z taniej spluwy, wycelowa- nej z kradzionej toyoty celica. Palec na spucie nale¿a³ do bliskiego kumpla na tyle bliskiego, na ile jest to mo¿liwe w odniesieniu do trzynastoletnego z³odzie- jaszka grasuj¹cego w ciemnych zau³kach Baltimore. Kule o w³os ominê³y serce. To m³ode i silne serce, chocia¿ bolenie dowiadczone, nadal bi³o, kiedy tak le¿a³ w cuchn¹cym rynsztoku na rogu Fayette i Paca i wykrwawia³ siê na zu¿yte kondomy i pot³uczone fiolki. Bola³o ohydnie, jakby ostre, roz¿arzone sople lodu rozrywa³y mu klatkê pier- siow¹. A zarazem ból by³ tak wredny, i¿ trzyma³ go w szponach, nie pozwalaj¹c na luksus omdlenia. Le¿a³ przytomny i wiadomy, s³ysza³ krzyki innych ofiar czy te¿ wiadków zajcia, zgrzyt hamulców, pracuj¹ce na wysokich obrotach silniki aut, a tak¿e w³asny charcz¹cy i szybki oddech. W³anie up³ynni³ trochê sprzêtu elektronicznego, który ukrad³ na drugim piê- trze po³o¿onego nieopodal magazynu. W kieszeni mia³ dwiecie piêædziesi¹t do- larów i zamierza³ zdobyæ porcjê heroiny, by przetrwaæ jako noc. Poniewa¿ do- piero wyszed³ z poprawczaka, gdzie spêdzi³ dziewiêædziesi¹t dni za inne w³amanie i kradzie¿, które nie posz³y tak g³adko, nie by³ w kursie. A teraz okaza³o siê jeszcze, ¿e nie ma fartu. Póniej przypomnia³ sobie, o czym myla³: Cholera, ale boli! Na niczym innym nie móg³ siê skoncentrowaæ. Oberwa³ przypadkowo. Wiedzia³ o tym. Kule nie by³y przeznaczone dla niego osobicie. W ci¹gu tych trzech mro¿¹cych krew w ¿y³ach sekund przed strza³em zd¹¿y³ jeszcze dojrzeæ barwy gangu. To by³ jego
8 gang, podczas gdy on usi³owa³ zbli¿yæ siê do innej grupy w³ócz¹cej siê po ulicach i zau³kach miasta. Gdyby trzyma³ ze swoimi, nie by³oby go teraz na tym rogu. Nie le¿a³by roz- ci¹gniêty jak d³ugi, brocz¹c krwi¹ i wpatruj¹c siê w ohydny ciek. Zamigota³y wiat³a: niebieskie, czerwone, bia³e. Patrzy³ têpo w rynsztok, w którym by³o teraz wyraniej widaæ najprzeró¿niejsze obrzydliwoci. Wycie syren zmiesza³o siê z krzykami ludzi. Gliny. Choæ by³ zamroczony bólem, instynkt na- kazywa³ mu wiaæ. Widzia³ oczyma duszy, jak siê podrywa m³ody, zwinny, zna- j¹cy teren i rozp³ywa w ciemnociach. Na sam¹ myl o podobnym wysi³ku ob- la³ siê zimnym potem. Poczu³ na ramieniu czyj¹ rêkê, obmacuj¹ce go palce, które zatrzyma³y siê na szyi i bada³y jego ledwo wyczuwalny puls. Jeszcze oddycha. Zawo³ajcie sanitariuszy. Kto przewróci³ go na plecy. Ból by³ nie do opisania, ale nie móg³ wydobyæ krzyku. Zobaczy³ pochylaj¹ce siê nad sob¹ twarze, twardy wzrok gliny, surowe spojrzenie sanitariusza. Czerwone, niebieskie i bia³e wiat³a razi³y go w oczy. Kto zaniós³ siê wysokim, rozdzieraj¹cym szlochem. Trzymaj siê, dzieciaku. Dlaczego ma siê trzymaæ? Tak bardzo go bola³o. Nigdy st¹d nie ucieknie, tak jak to sobie obiecywa³. Resztka ¿ycia, która siê w nim tli³a, sp³ywa³a krwi¹ do rynsztoka. Wszystko, co dzia³o siê przedtem, by³o jedn¹ wielk¹ ohyd¹. Wszyst- ko, co prze¿ywa³ teraz, by³o tylko bólem. Po co mu to, do jasnej cholery? Zamroczy³o go na chwilê, pokona³ go ból, a wiat sta³ siê czarny i cuchn¹co czerwony. Gdzie z zewn¹trz do jego wiadomoci dochodzi³ ryk syren, czu³ ucisk na piersi, pêd karetki. A potem znowu by³y wiat³a, olepiaj¹ce wiat³a, które dociera³y do niego przez zamkniête powieki. I unosi³ siê w powietrzu, podczas gdy zewsz¹d s³ychaæ by³o podniesione g³osy. Rany postrza³owe w klatkê piersiow¹. Cinienie 80 na 50, spadaj¹ce, puls s³abo wyczuwalny, przyspieszony. Nierówny. renice w porz¹dku. Zbadaæ grupê krwi i przygotowaæ do transfuzji. Potrzebne s¹ zdjêcia. Jakby podrzuci³o go co do góry. By³o mu wszystko jedno. Nawet cuchn¹ca czerwieñ zrobi³a siê szara. Jaka rura wciska³a mu siê do gard³a. Nawet nie próbo- wa³ jej wypluæ. Prawie nic nie czu³, i chwa³a Bogu. Cinienie spada. Tracimy go. Od dawna jestem stracony pomyla³. Popatrzy³ na nich bez zbytniego zainteresowania; grupka ubranych na zielo- no ludzi w ma³ym pomieszczeniu, w którym na stole le¿y wysoki, jasnow³osy ch³opiec. Wszêdzie pe³no krwi. Jego krwi, uwiadomi³ sobie. To on le¿y na tym stole z otwart¹ klatk¹ piersiow¹. Popatrzy³ na siebie z odrobin¹ wspó³czucia. Ból znikn¹³. Uczucie ulgi sprawi³o, ¿e omal siê nie umiechn¹³. Poszybowa³ wy¿ej. Scena, któr¹ widzia³ w dole, tonê³a w per³owej powia- cie, a dochodz¹ce stamt¹d dwiêki by³y st³umione jak echo.
9 Poczu³ nieludzki ból. Nag³y szok sprawi³, ¿e poderwa³o nim na stole i wessa- ³o z powrotem do cia³a. Chcia³ siê z niego wyrwaæ, ale bezskutecznie. Znowu by³ wewn¹trz, znowu czu³, znowu by³ do niczego. A potem przeniós³ siê w stan narkotycznego zaæmienia. Kto chrapa³. Po- mieszczenie by³o ciemne, a ³ó¿ko w¹skie i twarde. Przez zat³uszczon¹ palcami szybê wpada³a smuga wiat³a. Maszyny wydawa³y krótkie, wysokie dwiêki i mo- notonnie sycz¹c wt³acza³y powietrze. ¯eby unikn¹æ tych dwiêków, znowu za- pad³ siê w nicoæ. Przez dwa dni traci³ i odzyskiwa³ przytomnoæ. Mia³ szczêcie. Tak mu w³a- nie powiedzieli. £adna pielêgniarka o zmêczonych oczach i siwiej¹cy lekarz o w¹- skich wargach. By³ nie przygotowany na tê wiadomoæ, zbyt s³aby, by unieæ g³owê, teraz, kiedy co dwie godziny, regularnie jak w zegarku, dopada³ go ohyd- ny ból. Gdy do pokoju wesz³o dwóch gliniarzy, by³ przytomny, a ból czai³ siê pod kilkoma warstwami morfiny. Od razu rozpozna³ gliny po sposobie poruszania siê, butach, wzroku. Nie potrzebowali mu machaæ przed nosem swoimi kartami iden- tyfikacyjnymi. Dostanê papierosa? Pyta³ o to ka¿dego, kto siê pojawi³. Rozpaczliwie potrzebowa³ nikotyny, choæ, szczerze mówi¹c, w¹tpi³, czy da³by radê siê zaci¹- gn¹æ. Za m³ody jeste na papierosy. Pierwszy glina umiechn¹³ siê jak dobrotli- wy wujaszek i stan¹³ obok ³ó¿ka. To dobry glina przemknê³o mu przez g³owê. Jestem starszy z ka¿d¹ minut¹. Masz szczêcie, ¿e ¿yjesz. Drugi glina z surowym wyrazem twarzy wyj¹³ notes. Z³y glina uzna³ Phillip. Rozbawi³o go to. W³anie próbuj¹ mnie o tym przekonaæ. O co tu chodzi, do jasnej cholery? To ty nam powiedz. Z³y glina zabra³ siê do notowania jego s³ów. Postrzelili mnie dranie. A co robi³e na ulicy? Chyba szed³em do domu. Wiedzia³ ju¿, jak to rozegraæ, zamkn¹³ oczy. Nie pamiêtam dok³adnie. By³em w kinie. Widzia³, ¿e Z³y Glina nie da siê na to nabraæ? Na czym by³e? Z kim? Naprawdê nie wiem. Wszystko mi siê pochrzani³o. Szed³em, a po chwili le¿a³em twarz¹ do ziemi. Powiedz, co pamiêtasz. Dobry Glina po³o¿y³ mu na ramieniu rêkê. Spokojnie. Zastanów siê. To sta³o siê nagle. Us³ysza³em strza³y to na pewno by³y strza³y. Kto krzycza³. Poczu³em, jakby mi co rozerwa³o klatkê piersiow¹. Przynajmniej w tym wypadku nie mija³ siê z prawd¹. Widzia³e jaki samochód? Widzia³e, kto strzela³? Pytanie! Mia³ to jak wyryte w mózgu. Widzia³em chyba samochód jaki ciemny kolor.
10 Nale¿ysz do grupy P³omieni. Phillip przeniós³ wzrok na Z³ego Glinê. W³óczê siê w nimi czasami. Trzy cia³a, które zebralimy z ulicy, nale¿a³y do cz³onków Szczepu. Nie uda³o im siê tak jak tobie. P³omienie i Szczep mieli ze sob¹ na pieñku. S³ysza³em o tym. Oberwa³e dwie kule, Phil. Dobry Glina przybra³ zatroskany wyraz twa- rzy. Dwa centymetry, a by³by martwy. Nie zd¹¿y³by nawet dosiêgn¹æ bruku. Wygl¹dasz na bystrego ch³opaka i powiniene wiedzieæ, ¿e poczuwanie siê do lojalnoci wobec gnojków by³oby zwyk³ym frajerstwem. Nic nie widzia³em. Nie chodzi³o o lojalnoæ. Chodzi³o o prze¿ycie. By- ³oby po nim, gdyby sypn¹³. Mia³e w portfelu dwiecie dolarów. Phillip wzruszy³ ramionami i ten ruch przywo³a³ falê bólu. Tak? No to mo¿e bêdê móg³ zap³aciæ rachunek za pobyt w tutejszym Hilto- nie. Tylko siê nie zgrywaj, cwaniaku! Z³y Glina pochyli³ siê nad ³ó¿kiem. Nie ma dnia, ¿ebym nie musia³ siê chrzaniæ z takimi jak ty. Gdyby nie ta technika, ju¿ od dwudziestu godzin nie by³oby ciê na tym wiecie. Wyrzyga³by ca³¹ krew do rynsztoka. Phillip nawet nie drgn¹³. Nie wystarczy, ¿e oberwa³em? Sk¹d wzi¹³e pieni¹dze? Nie pamiêtam. Wybra³e siê do tej dzielnicy, ¿eby kupiæ narkotyki. Znalelicie co przy mnie? A jeli tak? Nadal nie pamiêtasz? Przyda³yby siê teraz. Wyluzuj siê trochê. Dobry Glina zaszura³ nogami. Pos³uchaj, synku, powiedz, co wiesz, a my pójdziemy ci na rêkê. Znasz przecie¿ regu³y gry. Nie mo¿ecie nic wiêcej dla mnie zrobiæ. Przecie¿ gdybym widzia³, ¿e co siê wiêci, nie by³oby mnie tam. Nag³y ha³as w holu zwróci³ uwagê glin. Phillip na wszelki wypadek zamkn¹³ oczy. Rozpozna³ podniesiony, rozwcieczony g³os. Tylko tego brakowa³o pomyla³. A kiedy wtargnê³a do pokoju, otworzy³ oczy. Zauwa¿y³, ¿e ubra³a siê jak na wizytê. Uczesa³a i przyliza³a lakierem ¿ó³tawe w³osy, wymalowa³a siê. Gdyby nie warstwa makija¿u, mog³aby nawet uchodziæ za ³adn¹ kobietê, ale nie w tej masce! Mia³a niez³¹ figurê w koñcu by³ to jej warsztat pracy. Striptizerki dorabiaj¹ce prostytucj¹ musz¹ mieæ to i owo. Ubrana w opiête d¿insy i w sk¹py trykot pru³a prosto na niego, stukaj¹c siedmiocentyme- trowymi obcasami. Do jasnej cholery! I kto niby ma za to p³aciæ? Skaranie boskie! Czeæ, mamo, ja te¿ siê cieszê, ¿e ciê widzê.
11 Nie b¹d bezczelny! Przez ciebie gliny nachodz¹ mnie w domu. Rzygaæ siê chce! Rzuci³a okiem na mê¿czyzn stoj¹cych po bokach ³ó¿ka. Podobnie jak syn, rozpozna³a w nich gliny. Tym razem wara od domu! Nie ¿yczê sobie, ¿eby gliny i ci z opieki spo³ecznej wisieli mi ci¹gle na karku. Wyszarpnê³a siê pielêgniarce, która próbowa³a przytrzymaæ j¹ za ramiê, i po- chyli³a siê nad ³ó¿kiem. Dlaczego po prostu nie umar³e, do diab³a? Nie wiem odpar³ spokojnie Phillip. Próbowa³em. Nigdy nie by³o z ciebie ¿adnego po¿ytku. Syknê³a na Dobrego Glinê, który odci¹gn¹³ j¹ od ³ó¿ka. Same k³opoty. Nawet nie zbli¿aj siê do domu! wrzasnê³a, kiedy j¹ wyci¹gano z pokoju. Nie mamy z sob¹ nic wspólnego! Phillip s³ysza³, jak przeklina i wrzeszczy, ¿e chce go wykreliæ ze swego ¿y- cia. Potem spojrza³ na Z³ego Glinê. Nie nastraszycie mnie. Prze¿y³em ju¿ wszystko, co najgorsze. Dwa dni póniej w pokoju pojawili siê obcy ludzie. Mê¿czyzna by³ olbrzy- mi, a niebieskie oczy rozjania³y jego szerok¹ twarz. Kobieta mia³a wciekle rude w³osy, wymykaj¹ce siê z zawi¹zanego na prêdce wêz³a na karku, oraz masê pie- gów na twarzy. Zdjê³a kartê choroby wisz¹c¹ na ³ó¿ku, przyjrza³a siê jej uwa¿nie. Jak siê masz, Phillip. Jestem doktor Stella Quinn. A to mój m¹¿, Ray. I co z tego? Ray przysun¹³ krzes³o. Usiad³ ko³o ³ó¿ka i przez chwilê przygl¹da³ siê Philli- powi. Niele siê wpakowa³e! Chcesz siê z tego wydostaæ?
13 1 P hillip rozluni³ wêze³ à la Windsor w krawacie od Fendiego. Czeka³a go d³uga droga z Baltimore na Wschodnie Wybrze¿e Marylandu. Na to konto zaprogramowa³ sobie odtwarzacz CD. Na pocz¹tek co ³agodnego tro- chê Toma Pettyego i The Heartbreakers. Zgodnie z zapowiedzi¹, na szosie w czwartkowy wieczór panowa³ du¿y ruch. Sytuacjê pogarsza³ zacinaj¹cy deszcz i gapie, którzy zwalniali jazdê, wpatruj¹c siê jak sroka w gnat w rozbite na odcinku Baltimore Beltway trzy samochody. By³ w parszywym nastroju i nawet namiêtne frazy Stonesów z ich najlepsze- go okresu nie podnios³y go na duchu. Wióz³ ze sob¹ robotê; podczas weekendu bêdzie musia³ znaleæ czas dla produ- centaoponMyerstone.Klientchce,¿ebymuprzygotowaænow¹,superchwytliw¹kam- pani¹ reklamow¹. Wysokiej klasy ogumienie to radoæ dla kierowcy! pomyla³ Phillip, bêbni¹c palcami w kierownicê do rytmu szalej¹cej gitary Keitha Richardsa. Bzdura. Czy mo¿na wykrzesaæ radosny nastrój w taki deszcz, w godzinach szczytu? Kto wtedy zaprz¹ta sobie g³owê oponami? Jednak on musi przekonaæ potencjalnego nabywcê, ¿e jazda na oponach fir- my Myerstone uczyni go szczêliwszym, bezpieczniejszym i seksowniejszym. To by³a jego praca i zna³ siê na tym. Na tyle, by prowadziæ cztery najwa¿niejsze zlecenia reklamowe, nadzorowaæ prace nad szecioma mniejszymi i nigdy nie okazywaæ po sobie rozdra¿nienia w eleganckich kuluarach Innowacji. wietnie prosperuj¹ca agencja reklamowa wymaga od swoich pracowników stylu, operatywnoci i kreatywnoci. Nie p³ac¹ mu za to, by patrzeæ jak siê wcieka. Co innego, kiedy jest sam! Wiedzia³, ¿e od miesiêcy pracuje ponad miarê, wrêcz haruje. Wystarczy³o jedno okrutne zrz¹dzenie losu, by Phillip Quinn z nostalgi¹ wspomina³ swoj¹ dobr¹ passê i beztroskie, atrakcyjne ¿ycie miejskie. mieræ ojca pó³ roku temu wszystko zmieni³a. Ca³e ¿ycie, w które przed sie- demnastu laty Ray i Stella Quinnowie wprowadzili ³ad i porz¹dek. Zjawili siê
14 w tym ponurym szpitalu, daj¹c mu szansê wyboru. Przysta³ na to; wiedzia³, ¿e nie pozosta³o mu nic innego. Powrót na ulicê po tym, gdy kule rozerwa³y mu klatkê piersiow¹, nie poci¹ga³ go ju¿ tak, jak dawniej. Mieszkanie razem z matk¹ nie wchodzi³o w grê, nawet gdyby zmieni³azdaniei pozwoli³amuwróciædociasnegomieszkaniaw jednymz baltimor- skich osiedli. Opieka spo³eczna bacznie obserwowa³a sytuacjê. Nie mia³ cienia w¹t- pliwoci, ¿e gdy tylko dojdzie do siebie, ca³y ten system wemie na nim odwet. Nie zamierza³ wracaæ do matki, a ju¿ na pewno nie do rynsztoka. Podj¹³ ju¿ decyzjê, potrzebowa³ tylko trochê czasu, ¿eby j¹ zrealizowaæ. Na razie ¿y³ w otoczce paru wietnych narkotyków, których nie musia³ kupo- waæ ani kraæ. Wiedzia³ jednak, ¿e ten stan rzeczy nie mo¿e trwaæ wiecznie. Otêpiony demerolem jeszcze raz uwa¿nie przyjrza³ siê Quinnom i zakwalifi- kowa³ ich do kategorii zbzikowanych zbawców wiata. Nie mia³ nic przeciwko temu. Je¿eli chc¹ siê bawiæ w dobrych samarytan i daæ mu schronienie do czasu, a¿ siê na dobre pozbiera, tym lepiej dla niego. Powiedzieli, ¿e maj¹ dom na Wschodnim Wybrze¿u, co dla ch³opaka ze slam- sów wielkiego miasta by³o istnym koñcem wiata. Pomyla³ jednak, ¿e nie zaszko- dzi mu chwilowa zmiana otoczenia. Maj¹ dwóch synów w jego wieku. Postanowi³ nie zaprz¹taæ sobie g³owy par¹ dzikusów, których wychowuj¹ ci zbawcy wiata. Powiedzieli mu, ¿e przestrzegaj¹ pewnych zasad, i ¿e jedn¹ z g³ównych jest edukacja. Mia³ w nosie szko³ê. Decyduj¹c siê na wyjazd, z góry odrzuca³ tak¹ ewentualnoæ. ¯adnych narkotyków. Stanowczy ton Stelli zmusi³ go do tego, by spojrzeæ na ni¹ uwa¿niej. Przybra³ najniewinniejszy wyraz twarzy i odpowiada³ grzecznie oczywi- cie,proszêpani.Niemia³w¹tpliwoci,¿egdybêdziepotrzebowa³dzia³ki,wydosta- nie j¹ choæby spod ziemi, nawet na takim zadupiu, jak to miasteczko nad zatok¹. A wtedy Stella pochyli³a siê na jego ³ó¿kiem, przyjrza³a mu siê wnikliwie i umiechnê³a. Wygl¹dasz jak anio³ek, ale to nie znaczy, ¿e nie jeste z³odziejem, rozrabiak¹ i k³amc¹. Pomo¿emy ci, jeli bêdzie ci na tym zale¿a³o. Ale niech ci siê nie wyda- je, ¿e trafi³e na frajerów. Ray rozemia³ siê gromko. Poklepa³ ich oboje po ramieniu. Przychodzili tu jeszcze parê razy w ci¹gu dwóch nastêpnych tygodni. Phillip rozmawia³ z nimi i z pracownic¹ opieki spo³ecznej, któr¹ by³o o wiele ³atwiej oszukiwaæ ni¿ Quinnów. W koñcu zabrali go ze szpitala do domu, do ³adnego bia³ego domu nad wod¹. Pozna³ ich synów, rozejrza³ siê po okolicy. Kiedy dowiedzia³ siê, ¿e tamci ch³op- cy, Cameron i Ethan, znaleli siê tu w podobny sposób jak on, nie mia³ ju¿ w¹tpli- woci, ¿e to ludzie szurniêci. Postanowi³ siê przyczaiæ i wykorzystaæ stosown¹ chwilê. Jak na lekarza i pro- fesora collegeu nie zgromadzili zbyt wiele nadaj¹cych siê do ukradzenia dóbr. Na wszelki wypadek przyjrza³ siê jednak wszystkiemu dok³adnie. Zamiast okraæ Quinnów, pokocha³ ich. Przybra³ ich nazwisko i spêdzi³ dzie- siêæ lat w domu nad wod¹.
15 Kiedy umar³a Stella, razem z ni¹ odesz³a czêæ jego wiata. By³a jedn¹ z tych matek, w których istnienie nigdy przedtem nie wierzy³. Opanowana, silna, kocha- j¹ca, rozumiej¹ca wszystko. Op³akiwa³ j¹, tê swoj¹ pierwsz¹ prawdziw¹ stratê w ¿yciu. ¯eby zapomnieæ o bólu, pogr¹¿y³ siê w intensywnej pracy. Skoñczy³ col- lege, nabywa³ og³ady i umacnia³ swoj¹ pozycjê w Innowacjach. Mierzy³ jeszcze wy¿ej. Objêcie stanowiska w Innowacjach w Baltimore by³o jego ma³ym, osobistym triumfem. Powraca³ do miasta swojej niedoli, lecz by³ to powrót w dobrym stylu. Nikomu nie przychodzi³o do g³owy, ¿e ten ubrany w szyty na miarê garnitur mê¿- czyzna by³ kiedy drobnym z³odziejaszkiem, ¿e czasami handlowa³ narkotykami, a nawet para³ siê prostytucj¹. Wszystko, co osi¹gn¹³ w ci¹gu ostatnich siedemnastu lat, rozpoczê³o siê w mo- mencie, w którym Ray i Stella Quinn weszli do szpitalnej sali. A potem, w niejasnych okolicznociach umar³ nagle Ray. Cz³owiek, którego Phillip kocha³ tak gor¹co, jak tylko syn mo¿e kochaæ ojca; straci³ ¿ycie na ma³o uczêszczanej, prostej szosie, w bia³y dzieñ, wje¿d¿aj¹c na pe³nym gazie na s³up telegraficzny. I znowu znalaz³ siê w szpitalnej sali. Tym razem le¿a³ w niej Wielki Quinn. By³ po³amany i pod³¹czony do aparatury reanimacyjnej. Phillip i jego bracia przy- rzekli ojcu, ¿e zaopiekuj¹ siê przyb³êd¹, kolejnym zagubionym ch³opcem. Ale ten ch³opiec mia³ swoje tajemnice i patrzy³ na ludzi oczami Raya. Nanabrze¿ui w okolicachmiasteczkaStChristophermówi³osiêo cudzo³óstwie, samobójstwie,o skandalu.Plotkowanotakju¿odpó³roku,alenieposuniêtosiêo krok w ustaleniu prawdy. Kim jest Seth De Lauter i kim by³ dla Raymonda Quinna? Jeszcze jednym przyb³êd¹? Jeszcze jednym podrostkiem, wyci¹gniêtym z ot- ch³ani ubóstwa, zaniedbania i przemocy, rozpaczliwie potrzebuj¹cym pomocnej d³oni? Czy te¿ kim wiêcej? Quinnem z urodzenia, a nie tylko z przypadku? Co do jednego Phillip nie mia³ w¹tpliwoci: dziesiêcioletni Seth by³ jego bratem w takim samym stopniu jak Cam i Ethan. Ka¿dy z nich zosta³ wyrwany z koszmarnego snu i otrzyma³ szansê zmiany ¿ycia. Teraz jednak zabrak³o Raya i Stelli, by pozostawiæ ch³opcu wolny wybór. Jaka cz¹stka Phillipa, wzdryga³a siê na myl, ¿e Seth móg³by byæ rodzonym synem Raya, poczêtym w grzechu i porzuconym w hañbie. Oznacza³oby to zdradê wszystkiego, czego uczyli go Quinnowie, wszystkiego, co pokazali mu na przyk³a- dzie w³asnego ¿ycia. Nienawidzi³ siebie za te myli, za to ukradkowe przygl¹danie siê ch³opcu, jego oczom, analizowanie zwi¹zku miêdzy istnieniem Setha a mierci¹ Raya Quinna. Ilekroæ te paskudne myli pojawia³y siê w jego g³owie, natychmiast wspo- mnia³ Gloriê DeLauter. Matka Setha oskar¿y³a profesora Raymonda Quinna o sek- sualne molestowanie. Utrzymywa³a, i¿ zdarzy³o siê to przed laty, gdy studiowa³a na uniwersytecie. Jednak¿e nie zachowa³ siê ¿aden lad jej obecnoci na uczelni. Ta sama kobieta sprzeda³a Rayowi swojego dziesiêcioletniego syna jak pacz- kê miêsa. Tê sam¹ kobietê, co do tego Phillip nie mia³ w¹tpliwoci, odwiedzi³ Ray w Baltimore, nim ruszy³ do domu po w³asn¹ mieræ.
16 Za³atwi³aswojei zniknê³a.KobietypokrojuGloriimaj¹wprawêw ulatnianiusiê w bezszmerowysposób.Toby³okilkatygodniprzedprzys³aniemQuinnomlistuz jak¿e ma³o subtelnym szanta¿em. Jeli chcecie zatrzymaæ dzieciaka, ¿¹dam wiêcej. Phillip zacisn¹³ szczêki wspominaj¹c, jak Seth zblad³ ze strachu, gdy siê o tym dowiedzia³. Ta kobieta nie mo¿e dostaæ ch³opaka w swoje rêce. Przekona siê jeszcze, ¿e bracia Quinn s¹ twardszymi przeciwnikami ni¿ ten stary cz³owiek o miêkkim sercu. Zreszt¹ nie tylko bracia Quinn, pomyla³, zje¿d¿aj¹c na lokaln¹ drogê prowa- dz¹c¹ do domu. Mijaj¹c w szybkim tempie pola zielonego groszku, soi i prze- wy¿szaj¹cej cz³owieka kukurydzy, myla³ o rodzinie. Teraz, gdy Cam i Ethan po¿enili siê, Seth ma jeszcze dwie gotowe walczyæ o niego kobiety. Po¿enili siê! Jakie to zabawne. I kto by pomyla³? Cam ochajtn¹³ siê z sek- sown¹ pracownic¹ opieki spo³ecznej, za Ethan o¿eni³ siê z Grace, kobiet¹ o s³od- kich oczach. I natychmiast zosta³ ojcem rozkosznej Aubrey o buzi anio³ka. No có¿, niech im bêdzie! Trzeba przyznaæ, ¿e Anna Spinelli i Grace Monroe idealnie pasuj¹ do jego braci. Co zreszt¹ sprawia, ¿e mieliby wiêksze szanse gdy- by dosz³o do rozprawy o powierzenie im sta³ej opieki nad Sethem. Za ma³¿eñ- stwo s³u¿y im znakomicie. Nawet jeli na dwiêk tego s³owa zgrzytaj¹ zêbami. Phillipwola³kawalerskie¿ycie.Tylko¿ew ci¹guostatnichparumiesiêcyniewiele z jegozaletkorzysta³.Weekendyspêdzanew StChrisup³ywa³ynasprawdzaniuwypra- cowañSheta,pracyprzy³odziw wie¿opowsta³ejfirmieBoatsByQuinn,prowadzeniu jej ksi¹g, robieniu zakupów. Nawet nie zauwa¿y³, kiedy to wszystko na niego spad³o. Obieca³ ojcu na ³o¿u mierci, ¿e zaopiekuje siê Sethem. Razem z braæmi za- warli umowê, ¿e wróc¹ na wybrze¿e i wspólnie roztocz¹ opiekê nad ch³opcem i podziel¹ siê wszystkimi obowi¹zkami. Dla Phillipa taka umowa oznacza³a dzie- lenie czasu miêdzy Baltimore i St Chris, a tak¿e przekonanie siê do nowego brata, który czêsto stwarza³ niema³e k³opoty. Wszystko to graniczy³o z balansowaniem na linie. Przy wychowywaniu dzie- siêciolatka trudno by³o unikn¹æ napiêæ i potkniêæ. Rozkrêcanie firmy od podstaw wi¹za³o siê z ca³¹ mas¹ drobnych, ale jak¿e mêcz¹cych formalnoci i z ciê¿k¹ harówk¹. Niemniej jednak jako to sz³o, choæ bracia mieli mieszne pretensje, ¿e za ma³o powiêca im czasu. Jeszcze nie tak dawno spêdza³ weekendy w towarzystwie wielu atrakcyjnych, interesuj¹cych kobiet kolacja w jakim nowym, modnym miejscu, wieczór w tea- trze lub na koncercie, a przy sprzyjaj¹cej okazji spokojne, niedzielne niadanie po³¹czone z lunchem w ³ó¿ku. Jeszcze do tego wrócê obiecywa³ sobie Phillip. Gdy wszystko siê u³o¿y, wrócê do dawnego ¿ycia. Ale, jak powiedzia³ ojciec, na razie, przez jaki czas Skrêci³ na podjazd. Przesta³o padaæ, a na liciach i trawie osiad³a leciutka war- stwa wilgoci. Powoli zapada³ zmierzch. wiat³o w oknie salonu wita³o miêkk¹, ko- j¹c¹ powiat¹. Zachowa³o siê jeszcze trochê letnich kwiatów wypielêgnowanych przez Annê. S³ysza³ ju¿ ujadanie szczeniaka choæ, prawdê mówi¹c, dziewiêcio- miesiêczny G³upek wyrós³ na wielkie psisko i trudno go by³o uwa¿aæ za szczeniaka. Przypomnia³ sobie, ¿e wieczorne gotowanie wypada³o dzisiaj na Annê. Chwa³a Bogu! Znaczy³o to, ¿e u Quinnów pojawi siê na stole prawdziwe jedzenie. Z roz-
17 kosz¹ pomyla³ o szklaneczce dobrego wina. Dojrza³ G³upka, który znikn¹³ za rogiem domu w pogoni za oblinion¹ ¿ó³t¹ pi³k¹ tenisow¹. Na widok wysiadaj¹cego z auta Phillipa pies przerwa³ na chwilê swoj¹ zaba- wê i zacz¹³ gronie ujadaæ. Idiota powiedzia³ Phillip, wyjmuj¹c teczkê z d¿ipa. Na dwiêk znanego g³osu szczekanie zamieni³o siê w dzik¹ radoæ. G³upek zacz¹³ skakaæ na Phillipa, który os³ania³ siê teczk¹ przed jego mokrymi, zab³oconymi ³apami. Nie skacz. S³yszysz, co mówiê? Siad! G³upek chwilê siê waha³, a w koñcu usiad³ i poda³ ³apê. Wywali³ jêzor, ³ypa³ oczami. Dobry pies. Phillip potrz¹sn¹³ jego ³apê i pog³aska³ jedwabiste uszy G³upka. Czeæ. Na dziedziñcu przed domem pojawi³ siê Seth. Od tarzania siê z psem mia³ brudne d¿insy, a spod przekrzywionej baseballowej czapeczki ster- cza³y proste jak s³oma blond w³osy. Umiecha siê ³atwiej ni¿ kilka miesiêcy temu odnotowa³ w myli Phillip ale ma szparê w zêbach. Czeæ. Phillip pstrykn¹³ palcem w daszek czapki. Zgubi³e co? Co? Phillip stukn¹³ palcem w swój równy, nieskazitelnie bia³y z¹b. A, tak. Wzruszaj¹c ramionami w typowy dla Quinnów sposób, Seth wy- szczerzy³ zêby w umiechu, wtykaj¹c jêzyk w puste miejsce po zêbie. Twarz mia³ pe³niejsz¹ ni¿ pó³ roku temu, a wzrok bardziej spokojny. Rusza³ siê. Musia³em siê z nim po¿egnaæ dwa dni temu. Kurewsko krwawi³o! Phillip nie zareagowa³ na to przekleñstwo. Postanowi³, ¿e do pewnych spraw nie bêdzie siê wtr¹ca³. Dosta³e co za utracony z¹b? Nie narzekam. No, no, jeli nie wycisn¹³e stówy od Cama, nie jeste moim bratem! Dosta³em dwie stówy. Jedn¹ od Cama, a drug¹ od Ethana. Zamiewaj¹c siê, Phillip po³o¿y³ d³oñ na ramieniu Setha i obaj ruszyli w stronê domu. Skoro tak, to ode mnie ju¿ nic nie dostaniesz, bracie. Przykro mi bardzo. A co tam w szkole w pierwszym tygodniu po wakacjach? Nudy odpowiedzia³ Seth. W duchu musia³ jednak przyznaæ, ¿e by³o wspa- niale. Tak¹ masê nowych rzeczy kupili razem z Ann¹. Ostre o³ówki, nowiutkie zeszyty, pióra. Nie chcia³ jednak pude³ka na lunch, jakiego u¿ywaj¹ w serialu Archiwum X. W rednich klasach z takimi pude³kami chodz¹ tylko maminsynki. Mia³ klawe ubrania i sportowe buty. A co najwa¿niejsze, po raz pierwszy w ¿y- ciu mieszka³ w tym samym domu, chodzi³ do tej samej szko³y, by³ z tymi samymi ludmi, których zostawi³ w czerwcu. Odrobi³e lekcje? zapyta³ Phillip, unosz¹c brwi i otwieraj¹c frontowe drzwi. Seth pokiwa³ g³ow¹. Cz³owieku, czy ty naprawdê nie masz innych zmartwieñ? Dzieciaku, prace domowe to mój ¿ywio³. W lad za nimi do rodka wpad³ G³upek. By³ tak rozentuzjazmowany, ¿e omal nie przewróci³ Phillipa. Móg³by 2 Spokojna przystañ
18 siê bardziej przy³o¿yæ i popracowaæ nad tym psem, do cholery! Jednak zapach czerwonego sosu Anny, rozchodz¹cy siê w powietrzu niczym ambrozja, dzia³a³ tak koj¹co, ¿e Phillip natychmiast zmieni³ ton. O Bo¿e, co za rozkosz! jêkn¹³. Manicotti poinformowa³ go Seth. Tak? Mam butelkê chianti, któr¹ specjalnie schowa³em na tak¹ okazjê. Odrzuci³ teczkê. Wemiemy siê za ksi¹¿ki po kolacji. Zasta³ bratow¹ w kuchni w trakcie faszerowania naleników serem. Podwi- nê³a rêkawy nieskazitelnie bia³ej bluzki, któr¹ wk³ada³a do biura. Na granatowej spódniczce mia³a bia³y rzeniczy fartuch. Zdjê³a szpilki i go³¹ stop¹ wystukiwa³a rytm arii, któr¹ nuci³a. Carmen, rozpozna³ Phillip. Wspania³e czarne loki mia³a jeszcze upiête do góry. Robi¹c oko do Setha, Phillip zaszed³ j¹ z ty³u, obj¹³ w pasie i cmokn¹³ g³ono w sam czubek g³owy. Ucieknij ze mn¹. Zmienimy imiona. Ty zostaniesz Zofi¹, a ja Carlem. Po- zwól siê porwaæ do raju, gdzie bêdziesz mog³a gotowaæ dla mnie, wy³¹cznie dla mnie. ¯aden z tych wieniaków nie docenia ciê tak jak ja. Zaraz siê spakujê, Carlo, pozwól tylko, ¿e dokoñczê te naleniki. Odwróci³a g³owê, miej¹c siê czarnymi, ródziemnomorskimi oczami. Kolacja za pó³ godziny. Otworzê wino. Nie ma tu czego do zjedzenia? zapyta³ Seth. W lodówce s¹ przek¹ski odpar³a Anna. We sobie sam. Tylko warzywa i inne takie wiñstwa jêkn¹³ Seth, siêgaj¹c po pó³misek. Gdzie jest Cam? Powinien byæ w drodze do domu. Postanowili z Ethanem popracowaæ jesz- cze godzinê przy ³odzi. Pierwsze dzie³o Quinnów zosta³o ukoñczone. Jutro przy- je¿d¿a po nie klient. Robota skoñczona, Phillipie, rozumiesz? Umiechnê³a siê promiennie, pêczniej¹c z dumy. Stoi w doku, gotowa do wyjcia na pe³ne mo- rze, i jest wspania³a! Poczu³siêlekkorozczarowany.Szkoda,¿eniemóg³byætutajtegoostatniegodnia. A zatem trzeba to uczciæ szampanem. Anna odczyta³a nalepkê na butelce i a¿ unios³a brwi. Folonari, Ruffino? Wysoko ceni³ wyrafinowany gust Anny i jej upodobanie do dobrych gatun- ków win. Rocznik siedemdziesi¹ty pi¹ty powiedzia³ z umiechem. Wybornie! Moje gratulacje, panie Quinn, z okazji pierwszej ³odzi. Nie moja w tym zas³uga. Zajmowa³em siê tylko detalami i by³em zwyk³ym wyrobnikiem. Oczywicie, ¿e jest w tym twoja zas³uga. Detale s¹ równie wa¿ne, i ani Cam, ani Ethan nie zrobiliby tego z tak¹ finezj¹, jak ty. Zdaje siê, ¿e okrelali to jako obijanie siê? Nie zwracaj na nich uwagi. Powiniene byæ dumny z tego, co zdzia³alicie w ostatnich miesi¹cach. Nie tylko w firmie, lecz tak¿e dla rodziny. Ka¿dy z was po- wiêci³cobardzowa¿negodlaSetha.I ka¿dyotrzyma³cobardzowa¿negow zamian.
19 Nigdy nie przypuszcza³em, ¿e dzieciak mo¿e tak absorbowaæ. Gdy Anna pola³a faszerowane naleniki sosem, Phillip wyj¹³ z kredensu kieliszki do wina. Wci¹¿ jeszcze miewam takie chwile, kiedy ta ca³a impreza wkurza mnie jak cholera. Nic bardziej naturalnego, Phillipie. Mo¿e, ale fakt pozostaje faktem. Wzruszy³ ramionami nala³ dwa kieliszki. Najczêciej jednak patrzê na niego i stwierdzam, ¿e jest ca³kiem fajny, jak na ma³ego braciszka. Anna utar³a ser i posypa³a nim potrawê. K¹tem oka zerknê³a na Phillipa, któ- ry podniós³ swój kieliszek wina, oceniaj¹c jego bukiet. Przyjemnie by³o na niego popatrzeæ. Pod wzglêdem fizycznym uosabia³ mêsk¹ doskona³oæ. Br¹zowe w³o- sy, gêste i mocne, z³ociste oczy. Owalna, zamylona twarz. Zmys³owa, a zarazem niewinna. Wysoka, proporcjonalna sylwetka, jakby stworzona do w³oskich garni- turów. Odk¹d go jednak ujrza³a rozebranego do pasa, w sp³owia³ych d¿insach, wiedzia³a, ¿e jego delikatnoæ to tylko pozory. Pomyla³a, ¿e to wyrafinowany erudyta, naprawdê interesuj¹cy mê¿czyzna. Wsunê³a potrawê do piecyka, nastêpnie odwróci³a siê i siêgnê³a po wino. Umiechaj¹c siê, tr¹ci³a siê z nim kieliszkiem. Ty te¿ jeste ca³kiem fajny, Phillipie, jak na du¿ego brata. Kiedy siê wspiê³a na palce, ¿eby poca³owaæ go w policzek, nadszed³ Cam. Wara od mojej ¿ony! Phillip umiechn¹³ siê i obj¹³ Annê. To ona tego chcia³a. Lubi mnie. Ale mnie bardziej. ¯eby to udowodniæ, Cam z³apa³ za wi¹zanie fartucha, zakrêci³ Ann¹ wko³o, porwa³ w ramiona i poca³owa³ namiêtnie. Umiechn¹³ siê i po kumpelsku klepn¹³ j¹ w pupê. Prawda, s³odziutka? Jeszcze krêci³o siê jej w g³owie. Niewykluczone. Odetchnê³a g³êboko. Bior¹c pod uwagê ca³okszta³t Wywinê³a mu siê z jego ramion. Ale jeste utyt³any. Wpad³em tylko po piwo i idê pod prysznic. Wysoki i szczup³y, ciemny i grony, da³ nurka do lodówki. Znajd sobie w³asn¹ kobietê. Czy mam na to czas? zapyta³ ponurym g³osem Phillip. Po kolacji i uci¹¿liwej godzinie spêdzonej nad æwiczeniami z dzielenia, nad bitwami Wojny o Niepodleg³oæ i s³owniczkiem na poziomie szóstej klasy Phil- lip zamkn¹³ siê w swoim pokoju z laptopem i dokumentami. By³ to ten sam pokój, który otrzyma³, gdy Ray i Stella Quinn przywieli go do domu. Obecnie ciany mia³y pastelowo zielony kolor. Gdzie w okolicy szesna- stych urodzin co mu strzeli³o do g³owy i pomalowa³ je jaskrawoczerwon¹ farb¹. Bóg raczy wiedzieæ dlaczego. Pamiêta, jak matka albowiem Stella sta³a siê do tego czasu jego matk¹ rzuci³a tylko na to okiem i stwierdzi³a, ¿e mo¿na dostaæ od tego rozstroju ¿o³¹dka. On uwa¿a³, ¿e tak bêdzie seksownie, jednak trzy miesi¹ce póniej pomalowa³ je na bia³o, wieszaj¹c tu i ówdzie bia³o-czarne fotografie w czarnych ramkach.
20 Zawsze poszukiwa³ jakiej specyficznej atmosfery. Do tej stonowanej zieleni powróci³ na krótko przed przeprowadzk¹ do Baltimore. Tylko jego rodzice zawsze wiedzieli, co robi¹. Dali mu ten pokój, w swoim domu. Przez pierwsze trzy miesi¹ce trwa³a wal- ka o to, czyje bêdzie na wierzchu. Szmuglowa³ narkotyki, wdawa³ siê w bójki, krad³ alkohol i o wicie wraca³ pijany do domu. Teraz by³o dla niego jasne, ¿e poddawa³ ich próbie, prowokowa³, ¿eby go wykopali. ¯eby go odrzucili. No, dalej, spróbujcie sobie ze mn¹ poradziæ! A jednak uda³o im siê. Nie tylko sobie z nim poradzili, ale uformowali go. Zastanawiam siê, Phillipie, dlaczego tak ci zale¿y na tym, ¿eby marnowaæ umys³ i cia³o powiedzia³ ojciec. Dlaczego robisz wszystko, ¿eby daæ wygraæ tym sukinsynom. Phillip, któremu wywraca³y siê flaki, a pêka³a g³owa z przepicia i z nadu¿y- cia narkotyków, mia³ to wszystko gdzie. Ray, mówi¹c, ¿e dobra przeja¿d¿ka odwie¿y mu mózg, wzi¹³ go ze sob¹ na ³ód. Skacowany do nieprzytomnoci, czuj¹c siê jak zbity pies, Phillip przechyli³ siê za burtê i zwróci³ resztki trucizny, któr¹ siê naszprycowa³ ubieg³ej nocy. W³anie skoñczy³ czternacie lat. Ray zarzuci³ kotwicê w w¹skim przesmyku. Przytrzyma³ g³owê Phillipa, otar³ mu twarz, a potem poda³ mu puszkê imbirowego piwa. Siadaj. Phillip zwali³ siê raczej ni¿ usiad³. Dr¿a³y mu rêce, przy pierwszym ³yku po- czu³ szarpniêcie w ¿o³¹dku. Ray usiad³ naprzeciw niego. Wielkie d³onie opar³ na kolanach, a lekka bryza rozwiewa³a jego srebrzyste w³osy. I te oczy. Patrzy³ mu w twarz tymi swoimi lni¹cymi niebieskimi oczami i zastanawia³ siê. Mia³e parê miesiêcy, ¿eby siê dostosowaæ. Stella powiada, ¿e pod wzglê- dem fizycznym doszed³e do siebie. Jeste dostatecznie silny i zdrowy, ale ¿eby utrzymaæ kondycjê, musisz zmieniæ tryb ¿ycia. Wyd¹³ wargi i przez chwilê milcza³. W wysokiej trawie sta³a czapla, nieru- choma jak na obrazie. Powietrze by³o czyste, czu³o siê ju¿ lekki ch³ód zbli¿aj¹cej siê jesieni, ponad ogo³oconymi z lici drzewami rozpociera³o siê intensywnie b³êkitne niebo. Wiatr targa³ trawami i muska³ grzywy fal. Phillip by³ ociê¿a³y, blady i patrzy³ têpym wzrokiem. Istniej¹ ró¿ne metody, Phil powiedzia³ Ray z naciskiem. Mo¿emy ci nie popuszczaæ, trzymaæ ciê krótko i nie spuszczaæ z oka ani na chwilê. Chwyci³ wêdkê i machinalnie za³o¿y³ przynêtê. Albo mo¿emy te¿ uznaæ, ¿e eksperyment siê nie uda³ i ¿e wracasz do tamte- go wiata. Phillip poczu³ skurcz w ¿o³¹dku, prze³kn¹³ linê, by nie pokazaæ po sobie strachu. Nie potrzebujê was. Nie potrzebujê nikogo. Sam w to nie wierzysz powiedzia³ ³agodnie Ray i zarzuci³ wêdkê. Na wodzie utworzy³y siê niekoñcz¹ce siê pomarszczone krêgi. Wrócisz tam i ju¿ nigdy z tego nie wyjdziesz. Spêdzisz parê lat na ulicy, a potem to ju¿ nie bêdzie
21 poprawczak. Skoñczysz w celi, razem ze z³ymi facetami, takimi, którzy zagustuj¹ w tej twojej ³adnej buzi. Dorwie ciê jaki wielki drab, z ³apami jak bochny, zaci¹- gnie którego dnia pod prysznic i zrobi z ciebie swoj¹ pannê m³od¹. Phillip rozpaczliwie pragn¹³ papierosa. Poci³ siê jak potêpieniec. Jeszcze potrafiê o siebie zadbaæ. Synu, zrobi¹ z ciebie szmatê, wiesz o tym przecie¿. Potrafisz siê stawiaæ, ale s¹ sprawy, przed którymi nie uciekniesz. Dot¹d twoje ¿ycie uk³ada³o siê par- szywie. Nie ponosisz za to odpowiedzialnoci. Jeste jednak odpowiedzialny za swoj¹ przysz³oæ. Ponownie zamilk³. Kolanami cisn¹³ wêdkê i siêgn¹³ po zimn¹ puszkê pepsi. Nie spiesz¹c siê otworzy³ j¹ i zacz¹³ piæ duszkiem. Wydawa³o siê nam, ¿e jest co w tobie ci¹gn¹³. Nadal tak uwa¿amy doda³, patrz¹c na Phillipa. Ale póki sam tego nie dostrze¿esz, nie ruszymy z miejsca. Sk¹d taka troska? nieudolnie broni³ siê Phillip. Trudno to teraz powiedzieæ. Mo¿e nie jeste tego wart. Mo¿e s¹dzone ci jest skoñczyæ na ulicy, kraæ i sprzedawaæ siê za marny grosz. Od trzech miesiêcy mia³ porz¹dne ³ó¿ko, regularne posi³ki i ksi¹¿ki jedna z jego ukrytych namiêtnoci do swojej dyspozycji. Kiedy pomyla³ o utraceniu tego wszystkiego, zrobi³o mu siê znowu niedobrze, ale wzruszy³ tylko ramionami. Prze¿yjê. Skoro nie masz wiêkszych ambicji, twoja sprawa. Tutaj mo¿esz mieæ dom, rodzinê. Mo¿esz normalnie ¿yæ i wykorzystaæ to jako w przysz³oci. Ale mo¿esz równie¿ kontynuowaæ obran¹ przez siebie drogê. Ray wykona³ gwa³towny ruch, tak szybki, ¿e Phillip zas³oni³ siê przed cio- sem, zaciskaj¹c piêci. Lecz Ray podci¹gn¹³ jedynie koszulê Phillipa, by ods³oniæ wie¿e blizny na jego piersi. Mo¿esz wróciæ do tego powiedzia³ spokojnie. Phillip spojrza³ Rayowi w oczy. Dojrza³ w nich wspó³czucie i wiarê. Móg³ przejrzeæ siê w nich jak w zwierciadle, zobaczyæ siebie wykrwawiaj¹cego siê w rynsztoku, na ulicy, gdzie ¿ycie by³o mniej warte ni¿ dzia³ka narkotyku. Chory, zmêczony i przera¿ony zanurzy³ twarz w d³oniach. I o co chodzi? Chodzi o ciebie, synu. Ray przeci¹gn¹³ d³oni¹ po w³osach ch³opca. O ciebie. Sprawyniezmieni³ysiêz dnianadzieñ,aleodtegowieczorucodrgnê³o.Dziêki rodzicom zacz¹³ w siebie wierzyæ. Postawi³ sobie za punkt honoru osi¹ganie dobrych wyników w szkole, postawi³ na naukê, na przeobra¿enie siê w Phillipa Quinna. Chyba wykona³ dobr¹ robotê. Postara³ siê nabraæ og³ady. Robi³ teraz karierê, mia³ dobrze wyposa¿ony apartament ze wspania³ym widokiem na Inner Harbor i ca³¹ szafê ubrañ. Jakby zatoczy³ ko³o, wracaj¹c do swojego dawnego pokoju z zielonymi cia- nami i solidnymi meblami, z oknami wychodz¹cymi na drzewa i na moczary. Tylko, ¿e tym razem chodzi³o o Setha.
22 2 P hillip sta³ na dziobie ³odzi, której na chrzcie miano nadaæ pretensjonalne imiê Neptuns Lady. ¯eby zrealizowaæ projekt i zbudowaæ prawdziwy slup, powiêci³ na to cztery tysi¹ce roboczogodzin. Za to teraz, w ¿ó³tych pro- mieniach wrzeniowego s³oñca, móg³ podziwiaæ jej po³yskuj¹cy tekowy pok³ad. Precyzja wykonania cieszy³a oczy. Kajuta pod pok³adem by³a majstersztykiem stolarki g³ówny powód dumy Cama. Zosta³a wykonana z dobrze dopasowanych listewek. Podobnie jak koje dla czworga ludzi. Solidna i piêkna ³ód. Z pe³nym gracji op³ywowym kad³ubem i b³yszcz¹cym pok³adem. Pomys³ Ethana, by ³¹czyæ deski na zak³adkê, kosztowa³ wiele dodat- kowych godzin pracy, ale dziêki temu powsta³o prawdziwe cacko. Ten ortopeda z Dystryktu Kolumbia zap³aci ³adn¹ sumkê za ka¿dy jej centy- metr. No i co? Ethan, z rêkami w kieszeniach wyblak³ych d¿insów, mru¿¹c oczy przed s³oñcem, rzuci³ retoryczne pytanie. Phillip przeci¹gn¹³ rêk¹ po g³adkiej jak at³as burcie, któr¹ godzinami polero- wa³ w pocie czo³a. Zas³u¿y³a na mniej banaln¹ nazwê. W³aciciel ma wiêcej pieniêdzy ni¿ wyobrani. Jak ta ³ód piêknie idzie na wiatr. Ethan umiechn¹³ siê. Kiedymy j¹ testowali z Camem, nie chcia³ wra- caæ do portu. A i mnie na tym nie zale¿a³o. Phillip potar³ kciukiem podbródek. Mam w Baltimore kumpla, który maluje. Ilekroæ co sprzeda, klnie w ¿ywy kamieñ. Nie znosi pozbywaæ siê p³ócien. Dopiero teraz rozumiem, co wtedy czuje. To nasze pierwsze dzie³o. Ale nie ostatnie. Phillip nie pos¹dza³ siê o taki sentymentalizm. Budowa ³odzi nie by³a jego pomys³em. Zosta³ w to wci¹gniêty przez braci. Ostrzega³ ich, ¿e to wariactwo, skazywanie siê na murowan¹ wpadkê.
23 Po czym oczywicie ruszy³ do akcji, za³atwi³ wynajêcie budynku, uprawnie- nia, zamówi³ niezbêdny sprzêt. Podczas prac przy budowie zdar³ do krwi paznok- cie, naderwa³ miênie od dwigania desek. I bynajmniej nie cierpia³ w milczeniu. Musia³ jednak przyznaæ, ¿e namacalny dowód d³ugich miesiêcy pracy, ko³y- sz¹cy siê z wdziêkiem pod jego stopami, by³ wart tego wszystkiego. A teraz mieli zaczynaæ znów od pocz¹tku. Przygotowalicie ju¿ co z Camem do nastêpnego projektu? Chcemy skoñczyæ kad³ub do koñca padziernika. Ethan wyj¹³ chustkê do nosa i starannie wytar³ lady palców Phillipa na burcie. Jeli mamy siê trzymaæ tego morderczego grafiku, jaki narzuci³e. Ale na razie trzeba siê jeszcze trochê przy³o¿yæ do tej tutaj. Do tej? Mru¿¹c oczy, Phillip zsun¹³ z nosa drogie i modne okulary s³o- neczne w stylu lat piêædziesi¹tych. Przecie¿ powiedzia³e, ¿e jest ju¿ gotowa. Mia³em w³anie iæ do domu i sporz¹dziæ dla niej ostatnie dokumenty. Jeszcze tylko jeden ma³y drobiazg. Musimy poczekaæ na Cama. Jaki znowu ma³y drobiazg? Zniecierpliwiony Phillip spojrza³ na zegarek. Klient bêdzie tu lada moment. To nie potrwa d³ugo. Ethan wskaza³ g³ow¹ drzwi budynku. Oto i Cam. Jest stanowczo za dobra dla tego ciemniaka zawo³a³ od progu Cam, trzy- maj¹c pod pach¹ wiertarkê. Za³adujmy ¿ony i dzieciaki i sami pop³yñmy na Bimini, dobrze wam radzê. Z chwil¹ wrêczenia czeku ³ód przechodzi na w³asnoæ tego faceta. Gdy Phillip to mówi³, Cam jednym susem wskoczy³ na pok³ad. A na Bimini nie ma- cie czego szukaæ. Po prostu jest zazdrosny, ¿e chcemy tam pop³yn¹æ ze swymi ¿onami po- wiedzia³ Cam do Ethana. We to. Wepchn¹³ Phillipowi wiertarkê do rêki. Po cholerê mi to dajesz? Dokoñcz dzie³a. Cam, umiechaj¹c siê od ucha do ucha, wyj¹³ z tylnej kieszeni plakietkê. Ostatni fragment zachowalimy dla ciebie. Taak? Phillip uj¹³ plakietkê i przyjrza³ siê jej w promieniach s³oñca. Mie- ni³a siê cudownie. Razem zaczêlimy budowê podsumowa³ Ethan. Pójdzie na sterburtê. Phillip wzi¹³ ruby, które wrêczy³ mu Cam, i pochyli³ siê nad zaznaczonymi na burcie punktami. Musimy to uczciæ. Wiertarka zawy³a w jego rêkach. Myla³em o butel- ce Dom Perignan powiedzia³, przekrzykuj¹c ha³as. Doszed³em jednak do wnio- sku, ¿e dla was szkoda tak dobrego szampana. Zamrozi³em wiêc trzy butelki Harpsa. Pomyla³, ¿e pogodz¹ siê z tym, poniewa¿ przygotowa³ na popo³udnie ma³¹ niespodziankê. By³o prawie po³udnie, kiedy klient skoñczy³ piaæ z zachwytu nad ka¿dym centymetrem swojej nowej ³odzi. Zanim mu j¹ za³adowali na jego przyczepê, oddelegowali Ethana, ¿eby zafundowa³ facetowi próbn¹ przeja¿d¿kê z najbar-
24 dziej karko³omnymi ewolucjami. Phillip, obserwuj¹c z doku ¿ó³te ¿agle zgodnie z ¿yczeniem klienta patrzy³ jak chwytaj¹ wiatr. Ethan mia³ racjê, pomyla³. Ta ³ód ma szwung. Slup pomkn¹³ w stronê nabrze¿a, zrobi³ zwrot jak marzenie. Wyobrazi³ sobie turystów, zatrzymuj¹cych siê i pokazuj¹cych sobie nawzajem ³adn¹ ³ód. Pomy- la³, ¿e nie ma lepszej reklamy ni¿ towar wysokiej klasy. Za³o¿ê siê, ¿e gdy sam pop³ynie, osi¹dzie na mielinie odezwa³ siê za jego plecami Cam. Z pewnoci¹. Ale i tak bêdzie mia³ frajdê. Poklepa³ Cama po ramieniu. Idê wypisaæ mu rachunek. Wynajêty przez nich i przerobiony na stoczniê stary ceglany budynek nie odznacza³ siê bynajmniej urod¹. Wiêksz¹ jego czêæ zajmowa³a hala z podwie- szonymi do krokwi wietlówkami. Ma³e okna sprawia³y wra¿enie, jakby stale po- kryte by³y kurzem. Wszystkienarzêdzia,materia³y, farbaepoksydowai pokost,znajdowa³y siêw za- siêgu rêki. Teraz na wysokiej platformie sta³ nagi szkielet kad³uba sportowej ³odzi, przeznaczonej do amatorskiego uprawiania rybo³óstwa ich drugie zamówienie. Wewnêtrzne ciany budynku by³y poobt³ukiwane i obdrapane. Strome ¿eliw- ne schody wiod³y do ciasnego, pozbawionego okien pomieszczenia na górze, któ- re s³u¿y³o Phillipowi za biuro. Urz¹dzi³ je z drobiazgow¹ skrupulatnoci¹. Metalowe biurko, przypominaj¹- ce eksponat z pchlego targu, by³o doprowadzone do po³ysku. Na blacie sta³ rocz- ny kalendarz z odwracanymi kartkami, jego stary laptop, a tak¿e telefon z auto- matyczn¹ sekretark¹ i pleksiglasowy pojemnik na pióra i o³ówki. W tej ciasnocie znalaz³o siê jeszcze miejsce na dwuczêciow¹ szafkê na do- kumenty, ma³¹ kopiarkê i faks. Usiad³ za biurkiem i w³¹czy³ komputer. Jego uwagê przyci¹gnê³o migaj¹ce wiate³ko przy telefonie. Odegra³ informacjê, ale by³y to tylko dwa g³uche po³¹- czenia. Skasowa³ je. Po chwili mia³ ju¿ na ekranie program, który opracowa³ na u¿ytek firmy. Umiechn¹³ siê na widok logo ich Boats By Quinn. Mo¿e i s¹ niefrasobliwymi amatorami, pomyla³, wystukuj¹c dane potrzebne do sprzeda¿y, ale to wcale nie oznacza, ¿e maj¹ siê zadowoliæ byle czym. Zawsze zwraca³ uwagê na szatê graficzn¹. Samo tworzenie druków, blankietów firmowych, pokwitowañ, rachunków by³y raczej prost¹ czynnoci¹. Ale musia³y mieæ klasê. W³anie w³¹czy³ drukarkê, kiedy zadzwoni³ telefon. Boats By Quinn. Po drugiej stronie przez chwilê nikt siê nie odzywa³. Przepraszam, pomyli³am numer. G³os by³ niewyrany i nale¿a³ do kobie- ty, która szybko siê wy³¹czy³a. Nie ma sprawy, s³odziutka powiedzia³ Phillip do g³uchej s³uchawki, po czym wyj¹³ z drukarki gotowy rachunek.
25 Szczêliwy cz³owiek stwierdzi³ Cam, gdy w godzinê póniej patrzyli, jak ich klient odje¿d¿a ze slupem na przyczepie. To my powinnimy siê cieszyæ. Phillip wyj¹³ z kieszeni czek. Uwzglêd- ni³em materia³, robociznê, koszty w³asne, dostawy No có¿, dostalimy wy- starczaj¹co du¿o, ¿eby przyst¹piæ do nastêpnej budowy. Pohamuj swój entuzjazm mrukn¹³ Cam. W koñcu to tylko piêciocyfro- wy czek. Lepiej napijmy siê piwa. Zyski nale¿y od razu inwestowaæ ostrzeg³ Phillip, kiedy ruszyli do domu. Wraz z nadejciem ch³odów ca³y nasz wielki maj¹tek uleci kominem. Popa- trzy³ na wysoki sufit. I to dos³ownie. A w przysz³ym tygodniu musimy zap³aciæ podatek kwartalny. Cam otworzy³ butelkê i popchn¹³ j¹ w stronê brata. Zamknij siê, Phil. Niemniej jednak ci¹gn¹³ nie zra¿ony Phillip jest to wspania³a chwila w dziejach Quinnów. Podniós³ swoj¹ butelkê i stukn¹³ siê z Ethanem i Camem. Za naszego doktora od chorych stóp, pierwszego z licznych szczêliwych klien- tów. Niech g³adko i z powodzeniem ¿egluje wród odcisków i zrogowaceñ. Niech namawia wszystkich przyjació³, ¿eby dzwonili do Boats By Quinn doda³ Cam. Niech p³ynie do Annapolis i trzyma siê z dala od mojej czêci Zatoki dokoñczy³ Ethan. Kto skoczy po lunch? dopytywa³ siê Cam. Konam z g³odu. Grace przygotowa³a kanapki odpar³ Ethan. Chwa³a jej za to. Mo¿e co jeszcze dojdzie do tego lunchu powiedzia³ Phillip, s³ysz¹c dwiêk opon na ¿wirowym podjedzie. W³anie na to czeka³em. Wyszed³ na zewn¹trz i ucieszy³ siê na widok baga¿ówki. Kierowca wychyli³ g³owê przez okno, ¿uj¹c gumê. Quinn? Zgadza siê. Co ty znowu kupi³? Cam zmarszczy³ czo³o na widok furgonetki, zastana- wiaj¹c siê, ile te¿ forsy ubêdzie z ich nowiutkiego czeku. Co, co nam siê bardzo przyda. Ale chodcie tu pomóc. Bardzo s³usznie burkn¹³ kierowca, gramol¹c siê z kabiny. £adowalimy j¹ we trzech. To drañstwo wa¿y chyba z tysi¹c kilo. Rozsun¹³ tylne drzwi. To co le¿a³o na stela¿u w miêkkiej otulinie. By³o d³u- gie na co najmniej trzy metry, szerokie na dwa metry i mia³o z osiem centyme- trów gruboci. Proste litery, wyryte w starannie obrobionym drewnie dêbowym, tworzy³y napis BOATS BY QUINN. Precyzyjnie wyrzebiony w drewnie jacht na pe³nych ¿aglach zdobi³ górny naro¿nik. Za w dolnym widnia³y imiona Came- rona, Ethana, Phillipa i Setha Quinnów. Cholernie dobry szyld wydusi³ z siebie Ethan, gdy odzyska³ wreszcie mowê. Jeli chodzi o ten jacht, pos³u¿y³em siê jednym ze szkiców Setha. Jest taki sam jak na naszym logo na firmowych papierach. Resztê zrobi³ komputer.
26 To fantastyczne. Cam po³o¿y³ d³oñ na ramieniu Phillipa. Tego nam w³anie brakowa³o. Chryste, dzieciak oszaleje, kiedy to zobaczy. Figurujemy w kolejnoci, w jakiej tu przybylimy. Nie trzyma³em siê alfa- betu ani wieku. Chcia³em, ¿eby wszystko by³o jasne i proste. Cofn¹³ siê parê kroków, z rêkami w kieszeni, niewiadomie naladuj¹c pozê braci. Pomyla- ³em, ¿e bêdzie pasowa³ do budynku i do tego, co w nim robimy. Jest wietny przytakn¹³ Ethan. Jak siê nale¿y. Kierowca przesun¹³ pod policzkiem gumê. No co, chcecie podziwiaæ tak do rana, czy mo¿e jednak wyjmiemy to ciê¿- kie drañstwo z baga¿ówki? Pomyla³a, ¿e niele siê prezentuj¹. Trzech przystojnych facetów, poch³oniê- tych fizyczn¹ prac¹ w ciep³e wrzeniowe popo³udnie. I ten budynek pasuje do nich. Surowy, z wyblak³ej starej ceg³y, wokó³ zaniedbany teren wiêcej chwa- stów ni¿ trawy. Ka¿dy z nich wygl¹da inaczej. Jeden z mê¿czyzn jest ciemny, ma tak d³ugie w³osy, ¿e mo¿e je wi¹zaæ w koñski ogonek. Jego wyblak³e, szare d¿insy, musia³y byæ kiedy czarne. Ma w sobie co europejskiego. Uzna³a, ¿e to musi byæ Came- ron Quinn, ten, który wyrobi³ sobie nazwisko na torach wycigowych. Drugi ma na nogach zdarte robocze buty. Spod niebieskiej czapeczki base- ballowej wystaj¹ mu rozjanione od s³oñca w³osy. Porusza siê zwinnie i bez wy- si³ku dwign¹³ swój róg szyldu. To musi byæ Ethan Quinn, wodniak. To znaczy, ¿e trzecim mê¿czyzn¹ jest Phillip Quinn, szef dzia³u reklamy jed- nej z czo³owych firm reklamowych w Baltimore. Drogie, modne okulary prze- ciws³oneczne i d¿insy. Br¹zowe w³osy, z których chyba musi byæ zadowolony fryzjer. Wysoki, wysportowany. Pod wzglêdem fizycznym nie s¹ do siebie podobni wiedzia³a zreszt¹, ¿e ³¹czy ich nazwisko, a nie wiêzy krwi. Niemniej jednak co wskazywa³o na to, ¿e s¹ braæmi. Zamierza³a po prostu ich min¹æ, rzuciæ szybko okiem na budynek, w którym za³o¿yli swoj¹ firmê i dokonaæ oceny. Wiedzia³a, ¿e zastanie przynajmniej jedne- go z nich, poniewa¿ odebra³ telefon, nie spodziewa³a siê jednak, ¿e ujrzy ich na zewn¹trz w komplecie, i ¿e od razu bêdzie mia³a okazjê do przeprowadzenia swoich badañ. Nale¿a³a do kobiet, które umiej¹ korzystaæ z nieprzewidzianych okazji. Odetchnê³a g³êboko. To wszystko nie jest takie proste. A jednak ma nad nimi przewagê. Zna ich, gdy tymczasem oni nic o niej nie wiedz¹. Przecinaj¹c ulicê, uzna³a, ¿e jej zachowanie jest jak najbardziej typowe. Space- ruj¹ca kobieta, która spostrzeg³a trzech mê¿czyzn mocuj¹cych imponuj¹cy nowy szyld, ma prawo okazaæ zainteresowanie. Zw³aszcza turystka, za któr¹ siê podawa- ³a. Poza tym samotna kobieta mo¿e poflirtowaæ z tak atrakcyjnymi mê¿czyznami. Kiedy znalaz³a siê przed budynkiem, stanê³a nieruchomo. Zanosi³o siê na trudn¹ i niebezpieczn¹ pracê. Szyld zosta³ umocowany do czarnych grubych ³añ-
27 cuchów i okrêcony lin¹. Ten od reklamy sta³ na dachu i dyrygowa³, a jego bracia ci¹gnêli. Pada³y s³owa zachêty, przekleñstwa i wskazówki. Nie da siê ukryæ, ¿e taka praca dobrze wp³ywa na miênie. Teraz z twojej strony, Cam. Jeszcze ze dwa centymetry. A niech to szlag trafi. Phillip potkn¹³ siê i omal nie spad³ z dachu. A¿ wstrzyma³a oddech z wra- ¿enia. Utrzyma³ jednak równowagê, pochwyci³ ³añcuch. Widzia³a, jak usi³uje za- czepiæ ciê¿kie ogniwo do grubego haka, dostrzeg³a te¿, ¿e porusza ustami, lecz nie dos³ysza³a, co mówi. Zaczepi³em. Teraz tylko nie hutaj zawo³a³, staj¹c na nogi, by przejæ na drugi koniec dachu. S³oñce pada³o na jego w³osy, rozwietla³o jego skórê. Przy³a- pa³a siê na tym, ¿e wlepia w niego oczy. Pomyla³a, ¿e ma przed sob¹ pierwszo- rzêdny okaz nieskazitelnej mêskiej urody. A potem znowu le¿a³ na brzuchu i balansowa³ na krawêdzi dachu, chwytaj¹c ³añcuch, ci¹gn¹c go w górê. I kln¹c przy tym siarczycie. Kiedy ponownie wsta³, mia³ z przodu rozdart¹ koszulê. Pewnie musia³a siê zaczepiæ o co na dachu. Dopiero co kupi³em tê szmatê. By³a naprawdê przeliczna, jak wszystko, co masz zawo³a³ z do³u Cam. Poca³uj mnie gdzie odpar³ Phillip i ci¹gn¹³ koszulê, by wytrzeæ ni¹ pot z twarzy. Pomyla³a, ¿e jest ca³kiem niczego sobie. Pewnie nie mo¿e siê opêdziæ od kobiet. Wepchn¹³ do tylnej kieszeni zniszczon¹ koszulê i zacz¹³ schodziæ po drabi- nie. I wtedy j¹ dostrzeg³. Nie widzia³a z tej odleg³oci jego oczu, lecz mog³aby przysi¹c, ¿e na ni¹ patrzy to nag³e zawahanie siê, przechylenie g³owy. Dostrze- ga kobietê, przygl¹da siê jej, ocenia, podejmuje decyzjê. Wyda³a mu siê ca³kiem niez³a. Mia³ nadziejê, ¿e przyjrzy siê jej z bliska. Mamy towarzystwo mrukn¹³ Phillip, a Cam spojrza³ przez ramiê. Bardzo ³adna. Jest tutaj od dziesiêciu minut. Ethan otar³ rêce o spodnie. Obserwuje przedstawienie. Phillip zszed³ z drabiny, odwróci³ siê i umiechn¹³. No wiêc zawo³a³ do niej jak to wygl¹da? Pomyla³a, ¿e przedstawienie siê zaczyna. Podesz³a bli¿ej. Robi wra¿enie. Mam nadziejê, ¿e nie przeszkadza wam widownia. Nie mog³am siê oprzeæ. Ani trochê. To wielki dzieñ dla Quinnów. Wyci¹gn¹³ rêkê. Jestem Phillip. A ja Sybill. Budujecie ³odzie? Tak jest napisane na szyldzie. Fascynuj¹ce. W³anie tu przyjecha³am. Nie spodziewa³am siê, ¿e natknê siê na budowniczych ³odzi. Jakiego rodzaju jednostki budujecie? Prawdziwe statki. Naprawdê? Z umiechem zwróci³a siê w kierunku jego braci. A to pañ- scy wspólnicy?
28 Jestem Cam. Przedstawi³ siê jeden z nich. A to mój brat Ethan. Mi³o was poznaæ. Cameron odczyta³a, spogl¹daj¹c na szyld, Ethan, Phillip. Czu³a szybkie bicie serca, ale zachowa³a uprzejmy umiech. A gdzie Seth? W szkole odpowiedzia³ Phillip. W collegeu? W podstawówce. Ma dziesiêæ lat. Rozumiem. Dostrzeg³a blizny na jego piersi. Stare i po³yskuj¹ce, bardzo blisko serca. Wasz szyld robi wra¿enie. Boats By Quinn. Z radoci¹ zajrza³a- bym którego dnia, ¿eby zobaczyæ pana i pañskich braci przy pracy. Zapraszamy. W ka¿dej chwili. Na d³ugo przyjecha³a pani do St Chris? To zale¿y. Mi³o mi by³o was poznaæ. Postanowi³a siê wycofaæ. Zasch³o jej w gardle, serce bi³o nierówno. Powodzenia w pracy. Proszê wpaæ jutro zawo³a³ Phillip, kiedy siê oddala³a. Zastanie pani wszystkich czterech Quinnów naraz. Rzuci³a spojrzenie przez ramiê, w nadziei, ¿e nie wyra¿a nic poza weso³ym zainteresowaniem. Mo¿e przyjdê. Seth pomyla³a, pilnuj¹c siê teraz, by nie okazaæ najmniejszej emocji. Oto uchylono przed ni¹ furtkê, dziêki czemu ju¿ jutro bêdzie mog³a zobaczyæ Setha. Muszê przyznaæ, ¿e ta kobieta potrafi siê poruszaæ rzek³ Cam. Tak, to prawda. Phillip wetkn¹³ rêce w kieszenie spodni i tak¿e napawa³ siê jej widokiem. Szczup³e biodra i smuk³e nogi w powiewnych spodniach w ko- lorze kukurydzy, obcis³a cytrynowa bluzeczka podkrelaj¹ca taliê. Lni¹ce w³osy opadaj¹ce na ramiona. Twarz równie¿ mia³a atrakcyjn¹. Klasycznie owaln¹, o brzoskwiniowej ce- rze, z ruchliwymi, kszta³tnymi wargami delikatnie muniêtymi ró¿em. Ciemne, seksowne brwi o ³adnym wykroju. Nie dostrzeg³ tylko oczu, które przys³oni³a modnymi okularami przeciws³onecznymi w drucianej oprawie. Mog¹ byæ ciem- ne, pasuj¹ce do w³osów, albo te¿ jasne dla pe³nego kontrastu. Korzystnym uzu- pe³nieniem ca³oci by³ jej miêkki, kontraltowy g³os. D³ugo zamierzacie tak sterczeæ i gapiæ siê w babski ty³ek? zniecierpliwi³ siê Ethan. Tak jakby sam nie zerka³! warkn¹³ Cam. Zerkn¹³em raz i wystarczy. Nie macie nic lepszego do roboty? Jeszcze chwileczkê mrukn¹³ Phillip, umiechaj¹c siê do siebie, kiedy skrê- ci³a za róg i zniknê³a. Sybill. Mam nadziejê, ¿e pobêdzie jeszcze trochê w St Chris. Nie wiedzia³a jak d³ugo zostanie. Sama dysponowa³a swoim czasem. Mog³a pracowaæ w dowolnym miejscu i chwilowo wybra³a to nadmorskie miasteczko na Wschodnim Wybrze¿u w po³udniowej czêci stanu Maryland. Prawie ca³e ¿ycie
29 spêdzi³a w du¿ych miastach, bo taka by³a wola jej rodziców, a póniej poniewa¿ sama tak chcia³a. Nowy Jork, Boston, Chicago, Londyn, Mediolan. Lubi³a miejski krajobraz i rozumia³a mieszkañców miast. Albowiem doktor Sybill Griffin zrobi³a karierê badaj¹c ¿ycie wielkich aglomeracji. Po drodze zrobi³a dyplomy z antropologii, socjologii i psychologii. Cztery lata na Harvardzie, asystentura w Oksfordzie, wreszcie doktorat w Instytucie Smithoniañskim. Odnios³a sukces na niwie akademickiej, a teraz, pó³ roku przed trzydziestymi urodzinami, mog³a pisaæ na wybrane przez siebie tematy. W³anie o tym zawsze marzy³a. Jej pierwsza ksi¹¿ka, Krajobraz miejski, zosta³a dobrze przyjêta, spotka³a siê z uznaniem krytyki, ale nie przynios³a du¿ego dochodu. Za to jej druga ksi¹¿ka, Bliscy nieznajomi, znalaz³a siê na krajowej licie bestsellerów, porywaj¹c j¹ w wir autorskich objazdów, odczytów, telewizyjnych talk show. Teraz, kiedy kana³ PBS przygotowywa³ cykl dokumentalnych filmów opartych na jej obserwacjach i teo- rii miejskiego ¿ycia i obyczajów, by³a nie tylko zabezpieczona materialnie, ale ca³kiem niezale¿na. Tym razem mia³a zamiar napisaæ o tradycjach i mechanizmach rz¹dz¹cych ma³ymi miasteczkami. Pocz¹tkowo traktowa³a to jedynie jako pretekst, by odbyæ podró¿ do St Christopher i zaj¹æ siê w³asn¹ spraw¹. Póniej uzna³a jednak, ¿e mo¿e to byæ ca³kiem interesuj¹ca praca. Przecie¿ jest dowiadczonym obserwatorem i potrafi wyci¹gaæ wnioski. Spaceruj¹c po niedu¿ym ³adnym apartamencie hotelowym, stwierdzi³a, ¿e praca zapewni jej spokój ducha. Dziêki sprzyjaj¹cym okolicznociom dotar³a od razu do obiektu swych zain- teresowañ. Wysz³a na niewielk¹ p³ytê, któr¹ hotel nazywa³ dumnie tarasem. Mia³a st¹d wspania³y widok na zatokê Chesapeake, mog³a st¹d tak¿e obserwowaæ interesu- j¹ce migawki z ¿ycia nabrze¿a. Widzia³a kutry przybijaj¹ce do portu i wy³adowu- j¹ce pojemniki b³êkitnych krabów, z których s³ynê³a okolica. Widzia³a zbieraczy krabów przy pracy, kr¹¿¹ce mewy, przelot bia³ych czapli, ale nie mia³a jeszcze okazji, by siê pow³óczyæ i pozagl¹daæ do ma³ych sklepików. Nie przyjecha³a do St Chris kupowaæ pami¹tek. Mo¿e powinna przyci¹gn¹æ stó³ do okna i tutaj pracowaæ? Kiedy wiatr wieje prosto od morza, docieraj¹ do niej strzêpy rozmów, s³yszy miejscowy dialekt, piewniejszy ni¿ jêzyk ulic Nowego Jorku, gdzie mieszka³a w ostatnich latach. Mo¿e powinna posiedzieæ w które s³oneczne popo³udnie na jednej z ma³ych ¿eliwnych ³awek, których jest pe³no na nabrze¿u, i poobserwowaæ ten wiatek, ukszta³towany przez wodê, ryby i ludzki wysi³ek. Przyjrzeæ siê, jak ta ma³a wspólnota utrzymuj¹ca siê z morza i turystów, od- dzia³uje na siebie wzajemnie. Jakie s¹ jej tradycje, nawyki i wzorce. Sposoby ubierania siê, poruszania, mówienia. Rzadko siê zdarza, ¿eby ludzie uwiadamia- li sobie, do jakiego stopnia okrelone miejsce wp³ywa na ich zachowanie. Regu³y. Obowi¹zuj¹ wszêdzie. Wierzy³a w nie bezgranicznie.
30 A jakimi regu³ami kieruj¹ siê w ¿yciu Quinnowie? Jaki rodzaj spoiwa skonso- lidowa³ ich rodzinê? Oczywicie mog¹ mieæ swoje w³asne kodeksy, w³asne sposo- by porozumiewania siê, w³asn¹ hierarchiê wartoci, w³asny standard nagród i kar. A jak to wszystko ma siê do Setha? Przekonanie siê o tym w dyskretny sposób by³o jej g³ównym zadaniem. Quinnowie nie powinni wiedzieæ, kim jest, podejrzewaæ j¹ o pokrewieñstwo. Dla obu stron bêdzie lepiej, jeli pozostanie to tajemnic¹. Mogliby przecie¿ pró- bowaæ udaremniæ jej kontakt z Sethem. Ch³opiec przebywa ju¿ z nimi od miesiê- cy. Nie wiadomo, co mu naopowiadali i jak¹ historiê mog¹ wymyliæ w razie po- trzeby. Musi poobserwowaæ i wszystko zbadaæ. Dopiero wtedy bêdzie mog³a wkro- czyæ do akcji. Nie nale¿y obci¹¿aæ siê win¹ ani siê spieszyæ. Jak miesznie ³atwo uda³o siê jej poznaæ Quinnów. Wystarczy³o tylko po- dejæ do tego wielkiego ceglanego budynku i zainteresowaæ siê ich prac¹. Na przystawkê wemie Phillipa Quinna. Zaprezentowa³ ca³y wachlarz zacho- wañ charakterystycznych dla wczesnej fazy zainteresowania. Nietrudno bêdzie to wykorzystaæ. Poniewa¿ spêdzi w St Christ tylko kilka dni, nie ma obawy, ¿eby zdawkowy flirt przybra³ powa¿niejsz¹ formê. Musi na w³asne oczy zobaczyæ, gdzie i jak mieszka Seth, kto siê nim opiekuje. Czy jest szczêliwy? Gloria powiedzia³a, ¿e ukradli jej syna. ¯e u¿yli swych wp³ywów i pieniêdzy, ¿eby go uprowadziæ. Ale Gloria jest k³amczuch¹. Sybill zacisnê³a powieki, usi³uj¹c zachowaæ spo- kój, obiektywizm. Tak, Gloria jest k³amczuch¹, ale jest tak¿e matk¹ Setha. Podesz³a do biurka i otworzy³a albumik, z którego wyjê³a fotografiê. Umie- cha³ siê z niej ch³opczyk o jasnych jak s³oma w³osach i bystrych niebieskich oczach. Umiecha³ siê do niej. Sama zrobi³a to zdjêcie za pierwszym i jedynym razem, kiedy widzia³a Setha. Musia³ mieæ wtedy cztery lata. Phillip powiedzia³, ¿e teraz ma dziesiêæ, a od czasu, kiedy Gloria pojawi³a siê w jej nowojorskim mieszkaniu, ci¹gn¹c za sob¹ Setha, up³ynê³o szeæ lat. Oczywicie by³a zrozpaczona. Sp³ukana, wciek³a, zabeczana. Nie by³o wy- boru, musia³a j¹ przyj¹æ, nie mog³a zrobiæ wiñstwa dziecku, które wpatrywa³o siê w ni¹ wielkimi, przestraszonymi oczami. Nigdy nie mia³a do czynienia z dzieæ- mi. Mo¿e w³anie dlatego tak szybko i tak bardzo pokocha³a Setha. A kiedy trzy tygodnie póniej wróci³a do domu i nie zasta³a ich odeszli z ca³¹ gotówk¹, jak¹ mia³a w domu, z jej bi¿uteri¹ i cenn¹ kolekcj¹ chiñskiej por- celany by³a zdruzgotana. Powtarza³a sobie teraz, ¿e nale¿a³o siê tego spodziewaæ. Typowe zachowanie Glorii. Wierzy³a jednak chcia³a wierzyæ ¿e w koñcu siê z ni¹ skontaktuj¹, poniewa¿ dziecko to jednak powa¿na sprawa. ¯e bêdzie mog³a pomóc. Tym razem bêdzie ostro¿niejsza, nie da siê ponieæ emocjom. Wiedzia³a, ¿e w opowieci Glorii zawarte by³o jakie ziarno prawdy. Niemniej jednak, zanim podejmie jakie kroki, musi sobie wyrobiæ w³asn¹ opiniê.
31 Przedtem jednak chcia³a zobaczyæ swojego siostrzeñca. Usiad³a przy laptopie i zaczê³a spisywaæ swoje pierwsze uwagi: Wydaje siê, ¿e braci Quinn ³¹czy typowo mêski wzorzec relacji. Na podsta- wie pierwszej obserwacji mogê wnioskowaæ, ¿e stanowi¹ zgrany zespó³ roboczy. Trzeba bêdzie dodatkowych badañ, by okreliæ, jak¹ rolê ka¿dy z nich spe³nia w tym partnerskim biznesie, a tak¿e w uk³adach rodzinnych. Zarówno Cameron i Ethan Quinn s¹ wie¿o upieczonymi ma³¿onkami. Trze- ba siê koniecznie spotkaæ z ich ¿onami, ¿eby zrozumieæ mechanizmy panuj¹ce w tej rodzinie. Logicznie rzecz bior¹c, jedna z nich powinna im matkowaæ. Po- niewa¿ Anna Spinelli Quinn, ¿ona Camerona, pracuje na pe³nym etacie, zapewne rolê tê pe³ni Grace Monroe. Jako ¿e nie nale¿y generalizowaæ podobnych stwier- dzeñ, trzeba je bêdzie zweryfikowaæ przeprowadzaj¹c odrêbne obserwacje. Uwa¿am za wymowny fakt, i¿ na szyldzie Quinnów, który zosta³ dzisiaj za- wieszony, figuruje imiê Setha, tak¿e jako Quinna. Nie potrafiê powiedzieæ, czy pominiêcie jego prawdziwego nazwiska ma przynieæ korzyæ im czy jemu. Ch³opiec na pewno zdaje sobie sprawê z faktu, ¿e Quinnowie staraj¹ siê o przy- znanie im opieki prawnej nad nim. Nie potrafiê na razie stwierdziæ czy otrzyma³ który z listów napisanych do niego przez Gloriê, czy te¿ Quinnowie ukryli je przed nim. Chocia¿ wspó³czujê jej, bo znalaz³a siê w trudnej sytuacji i desperac- ko pragnie odzyskaæ ch³opca, uwa¿am, ¿e bêdzie lepiej dla dobra sprawy, jeli pozostanie niewiadoma mojej obecnoci tutaj. Gdy tylko udokumentujê wyniki moich badañ, skontaktujê siê z ni¹. Dla rozprawy, która mo¿e odbêdzie siê w przy- sz³oci, cenniejsze bêd¹ potwierdzone fakty, ni¿ zwyk³e emocje. Mam nadziejê, ¿e adwokat, którego zaanga¿owa³a Gloria, skontaktuje siê wkrótce z Quinnami i nada sprawie w³aciwy bieg. Jeli chodzi o mnie, mam nadziejê, ¿e spotkam siê jutro z Sethem i wyrobiê sobie jaki pogl¹d na sytuacjê. Warto by siê dowiedzieæ, co ch³opiec wie na temat swojego pochodzenia. Poniewa¿ o ca³ej sprawie zosta³am poinformowana nie- dawno, nie znam jeszcze wszystkich faktów. Wkrótce siê przekonamy, czy ma³e miasteczka rzeczywicie s¹ takie plotkar- skie. Dopóki nie zostanê zdemaskowana, zamierzam zebraæ jak najwiêcej infor- macji na temat profesora Raymonda Quinna.