aniaz103

  • Dokumenty123
  • Odsłony5 958
  • Obserwuję13
  • Rozmiar dokumentów223.7 MB
  • Ilość pobrań3 229

Przywódczyni i jej bestia - Dragona Rock

Dodano: 5 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 5 lata temu
Rozmiar :1.6 MB
Rozszerzenie:pdf

Przywódczyni i jej bestia - Dragona Rock.pdf

aniaz103 Dokumenty
Użytkownik aniaz103 wgrał ten materiał 5 lata temu.

Komentarze i opinie (1)

Dragona-Rock• 5 lata temu

Witam. Chciałabym prosić o usunięcie wszystkich plików od Dragony Rock, jakie udostępnił/a Pani/Pan na Doci i wszędzie indziej - tę samą wiadomość zaraz po zamieszczam u innych osób, które bez mojej - Autorki - zgody, po zamieszczały tytuły, nad którymi pracowałam przez lata. Może nie są one tak popularne jak innych autorów, jednak są one Moim tworem, Moimi wypocinami i nie życzę sobie, by zamieszczano je bezprawnie na tego rodzaju portalach. Książki są dostępne w większości księgarń internetowych i na tym mi zależało – takiego rodzaju „przywłaszczanie” i Rozpowszechnianie książek jest Nielegalne i jeśli do jutra one nie znikną, zwyczajnie zgłoszę to do administratorów.

Transkrypt ( 25 z dostępnych 177 stron)

Dragona Rock Przywódczyni i jej Bestia “Obserwatorzy” Tom1

Zdjęcie na okładce © Aarrttuurr - Fotolia.com © Dragona Rock, 2018 „Przywódczyni i jej Bestia” to 1 tom opowiadający o Nike — pisarce nieświadomej swego przeznaczenia, oraz mężczyźnie o imieniu Tate — przywódcy Obserwatorów, których zadaniem jest chronienie porządku świata. Co przyniesie spotkanie tej dwójki i jak bardzo kobieta zmieni dotychczasowe myślenie nie tylko samych Obserwatorów, ale i ich silnego przywódcy? ISBN 978-83-8126-846-2 Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Spis treści Przywódczyni i jej Bestia Odnaleziona Przywódczyni Prolog Rozdział 1 Rozdział2 Rozdział3 Rozdział 4 Rozdział5 Rozdział 6 Rozdział 7 Przepowiednia Rozdział 1 Rozdział2 Rozdział3 Rozdział 4 Rozdział5 Walka o wolność i utraconą odwagę Rozdział 1 Rozdział2 Rozdział3 Rozdział 4 Odpowiedzi na więcej niż jedną prawdę Rozdział 1 Rozdział2 Rozdział3 Rozdział 4 Rozdział5 Rozdział 6 Wściekłość jest miłością —miłość jest wściekłością Rozdział 1 Rozdział2

Rozdział3 Rozdział 4

Odnaleziona Przywódczyni

Prolog Świat w pewien sposób przypomina puzzle, które składają się z miliardów elementów. Te elementy tworzą równie wiele obrazów, które w połączeniu tak czy inaczej tworzą jedność. Mówi się, że każda istota narodzona na świecie jest jednym takim puzzlem, który w zależności od przeznaczenia jest otoczony innym obrazem. Podobno każda znajdująca się w nim istota może odnaleźć również i swoje otoczenie. Jest to tak zwany „łańcuch zależności” — twierdzi się, że jest on nieskończony, tak jak nieskończenie wiele istnieje na świecie istot. Ja wiedziałem o tym aż za dobrze — moim zadaniem było strzec tego łańcucha, samemu pozostając z boku. A przynajmniej tak sądziłem, tak jak wielu moich braci, gdyż wpajano nam, że nie jesteśmy częścią układanki wszechświata. Byliśmy „niczym” — obserwatorami i strażnikami ładu. Nie do końca ludzie i nie zwierzęta — mieliśmy pozostać marginesem, gdyż nie należeliśmy do żadnego ze światów. Tamto zadanie miało być takie jak wiele innych — kapłani po raz kolejny odkryli życie, które miało wiele znaczyć dla przyszłości świata. Ja i moi dwaj towarzysze mieliśmy odnaleźć tą osobę i bezpiecznie przyprowadzić przed ich oblicze. Gdybym wiedział, jak bardzo to zadanie zmieni nas… zmieni Mnie. Dzięki temu wszystkiemu nauczyłem się jednego — los jest bardziej nieprzewidywalny, niż sam mógłbym kiedykolwiek sądzić.

Rozdział 1 Nike Nike, rusz tyłek i chodźtutaj. Od razu mruknęłam niezadowolona, postanawiając to zignorować. Głos jednak ponowił, brzmiąc ostrzej: — Nike! — Dobra, dobra — poddałam się i wstałam. Nim odeszłam kliknęłam „zapisz” i włączyłam w laptopie tryb uśpienia. Weszłam do pokoju matki, który wyglądał jak — nie przymierzając — wyłożona czerwonym materiałem garderoba. Pomijając łóżko, stojące w samym centrum. Było tu nawet ogromne lustro od podłogi do sufitu, przed którym właśnie się kręciła, poprawiając równie ognistą co pokójsukienkę. Kiedy mnie zobaczyła krzyknęła w taki sposób, iż myślałam, że pękną mi okulary. Co jak co, ale skalę głosu miała sporą. — Co ty masz na sobie?! Nawet nie patrząc włożyłam ręce w za dużą, szarą bluzę z wizerunkiem szczeniaka owczarka niemieckiego. — Bardzo ładną bluzę — rzekłamtylko. — Nie o to pytam — rzuciła od razu zła. — Za pół godziny wychodzimy! A ty jeszcze nie gotowa! — Zdaje się, że mówiłam, że nigdzie nie idę — przypomniałam. Podeszła do mnie kipiąc gniewem, a ja oparłam się luzacko o framugę.

— Idziesz — rozkazała, patrząc trochę w górę na moją twarz. — Na tym przyjęciu mają się pokazać wszyscy, co coś znaczą w świecie literackim. Wszyscy! Do cholery tyrałam ja wół, by twoja pisanina się opłaciła — tylko mnie zawdzięczasz to, że cię tamzaproszono! — Hm,taa… —rzekłam, zbywając ją. I tak wiedziała swoje. — Słuchaj mnie, moja droga — pomachała mi palcem przed nosem. — To przyjęcie zmieni nasze życie. Jesteś nominowana do głównej nagrody. Wiesz, co się stanie, jeśli wygrasz? Spojrzałam na nią mało zainteresowana. — „Otworzy się jeszcze więcej drzwi” — zacytowałam jednak posłusznie. — A co potem? Zakręciłamoczami. — Znajdziesz sobie bogatego męża — rzekłam już normalnie, na co ona: — Dokładnie! A wtedy będziemy ustawione do końca życia! Myślałam, że tym razem oślepnę, tak mocno zakręciłam oczami. — No to baw się dobrze — rzekłam, chcąc wrócić do komputera i swoich książek, lecz złapała mnie za kaptur. — O nie, idziesz. Mam dla ciebie wspaniałą kreację — rzekła, ciągnąc mnie za sobą do pokoju. Mimo postury, moja matka miała mocny chwyt. Zresztą, dobrze wiedziała, że czmychnę od razu jak mnie puści. Kiedy jednak zobaczyłam, co mi wybrała, zapragnęłam nie tylko uciec, ale i schować się pod miotłę. — Ty chyba żartujesz. — Jest do ziemi, nie musisz pokazywać łydek — rzekła zadowolona. — Wygląda jak kawał ściery do podłogi — powiedziałam. — Trudno dobrać coś, co pasuje na twój rozmiar — rzuciła od razu, a ja zaczęłam się wyrywać. — Nigdzie nie idę! — A tym bardziej w czymś takim! — Skoro tak… — nagle puściła mnie, lecz jej ton kazał mi na nią spojrzeć.

Miała w ręku moją ulubioną bransoletkę. — Skąd ją wzięłaś? — Z twojej skrytki, a skąd? Albo pójdziesz ze mną na uroczystość albo ta błyskotka wyląduje za oknem. Spojrzałam na nią bezradnie. — Mnie ona także się podoba. Masz gust jeśli chodzi o biżuterię i wybór bielizny, lecz cała reszta jest do bani. Szkoda by było takiej ładnej bransoletki… ile za nią dałaś? Milczałam — bardzo dobrze wiedziała „ile”. — Ach tak, nie dałaś nic — przypomniała. — Zdaje się, że ją dostałaś… ma sporą sentymentalną wartość, prawda? Westchnęłam pokonana — tej bitwy już nie mogłam wygrać. — Pójdę. Od razu uśmiechnęła się triumfalnie, lecz dodałam: — Jednak to coś odpada. — Tak sądziłam — rzekła i podeszła do szafy. — Masz tu eleganckie czarne spodnie — nie pójdziesz w dżinsach. A na górę masz tą bluzkę — nie znoszę, gdy ubierasz się cała na czarno, jednak tym razem zrobię wyjątek. Wzięłam bransoletkę, zgarnęłam ciuchy i tupiąc nogami wyszłam z pokoju. — Nałóż makijaż, ale nie krzykliwy! — usłyszałam jeszcze. — Zero tych czarnych cieni! — Tak, tak. Bo czarna ja zaćmię twój czerwony strój — rzuciłam z sarkazmem, na co odparła: — Mnie nikt nie zaćmi. Trzasnęłamdrzwiami. No, teraz wyglądasz jak kobieta — powiedziała półgodziny później, gdy zjeżdżałyśmy windą. — To wręcz niewiarygodne, jak bardzo się zmieniasz odpowiednio ubrana i umalowana. Milczałam, wpatrując się w drzwi windy, jednak ona nie miała zamiaru być

cicho. — Na tej uroczystości ma być wiele ikon, nie tylko pisarze — wyznała mi. — A także wielu sponsorów i wydawców. Zmierzyłam ją wzrokiem. — I dlatego świecisz się jak choinka? — Jak gwiazda, kochanie — odrzekła, wytwornie machając dłonią. — Któraś z nas musi, skoro ty nie masz odpowiedniejtalii. Wytworne ruchy i gadzi język — poczułam tik pod okiem. Denerwował mnie, jednak o wiele mniej niż moja matka. — Doprawdy — powiedziała nagle bardziej dostojnym głosem, kiedy zaczęłyśmy podchodzić do taksówki. Jej kierowca jak ją zobaczył aż wyskoczył z auta, by otworzyć drzwi. — Dziękuję — rzekła do niego z przymilnym uśmiechem i usiadła. Podejrzewałam, że ten facet trzymał je dla mnie otwarte tylko dlatego, że byłoby po prostu niegrzeczne, gdyby zamknął mi je przed nosem. — Och, jakże się cieszę na tę uroczystość — rzekła bardzo wyraźnie. — To doprawdy wspaniały dzień. Czekałam i nie zawiodłam się. — Dokąd piękne panie zawieźć? — Och, jakże pan miły. Bardzo proszę zawieźć nas do domu Panem. — Panie na galę autorów? — zapytał odrazu. — Tak. Ta śliczna panienka w czerni to moja córka — jest jedną z kandydatek do głównej nagrody Panem. Od razu spojrzał na mnie z tylnego lusterka. — Niesamowite. Życzę wygranej. — Dziękuję — powiedziałam normalnie. Facet nie zawinił, nie miałam o co się na niego gniewać. Za to moja „kochana mamusia” znów zaczyna — skoro się do mnie przyznała, oznaczało to dwie rzeczy: Pierwsza — szykowało się coś ważnego (czyli w tym przypadku gala), oraz to, że muszę dobrze wyglądać. Nie nazwałaby mnie swoją córkąpublicznie,

gdyby choć jednej z tych rzeczy brakowało. Dosłownie. Zajechałyśmy pod dom Panem, a mnie po raz kolejny coś zastanowiło. Nikt nie wiedział, czemu w ten sposób go nazywano — było tak i już. Dom sam w sobie wyglądał trochę jak mały zamek i był bez wątpienia bardzo stary — podobno był to pierwszy budynek na terenie miasta, na dodatek osadzony w samym jego centrum. Kiedy weszłyśmy do środka, mama ujęła mnie za ramię, jakbym w naszej dwójce była facetem. Normalka — od dawna już się nawet na to nie krzywiłam. W sumie nie zdziwiłabym się teraz, gdybym została przez wszystkich całkowicie zignorowana. Moja mama jak zwykle jaśniała nie tylko szerokim, słodkim uśmiechem, ale i porażała ogniście czerwoną sukienką i takiego samego koloru ustami — trudno było ją nie zauważyć. Ja tymczasem byłam ubrana cała na czarno — ciuchy, które dała mi matka dość mocno mnie zaskoczyły, a szczególnie bluzka, która — gdy ją założyłam — okazała się naprawdę ładna i zupełnie nie w jej stylu. Nie lśniła, ani nie miała jakichś fantazyjnych ozdób, w których mama się lubowała. Jedyne co naprawdę ją wyróżniało to to, że miała z przodu założenie kopertowe, które na moim biuście o rozmiarze C bardzo ładnie się układało — nie mówiąc już o tym, że maskowało mój brzuch. Wbrew pozorom nie byłam taką krową, jak przedstawiała mnie matka. Fakt, miałam trochę nadwagi, lecz byłam przy tym wysoka — prawie o głowę wyższa od niej, oraz miałam proste nogi, czego o jej własnych nie można było powiedzieć. Mój biust zaś był taki, jaki zawsze pragnęłam — nie za duży, ani nie za mały i jędrny, oraz — ku zaskoczeniu — tak naprawdę nadal miałam talię. Nie była oczywiście taka jak u niej, ponieważ moja matka była chuda jak krakersy, które z taką lubością jadła (i dodajmy, że była tak samo płaska), co tylko dodatkowo kazało jej wbijać mi kolejneszpile. Innymi słowy, byłyśmy określane — przez moja „mamusię” — jako piękna matka i niedorobiona córka… córka z atrybutami fajniejszymi od jej własnych, czego jak łatwo można się domyśleć, nie mogła znieść. — Witam. Panie Donovan jak mniemam — usłyszałam i podszedł do nas

pewien mężczyzna. Wysoki i dość przystojny,lecz… — Panny — poprawiła go matka z uśmiechem, podając dłoń do ucałowania. Zrobił to bardzo szarmancko i poprawiłsię: — Panny. Wyciągnął do mnie dłoń, lecz ja zdecydowanie złapałam ją i potrząsnęłam. Od razu ujrzałam w jego oczach błysk rozbawienia, po czym uśmiechnął się do nas. — Bardzo cieszę się, że panie przyszły. Nazywam się Hubert Panem — jestem właścicielem tego domu i organizatorem konkursu. Nie poznaliśmy się jeszcze osobiście, lecz podejrzewam, że to panienka jest Lady Nike, prawda? — spojrzał na mnie z uśmiechem. — Tak — przyznałam, myśląc jednocześnie: „Lady”? Co my w średniowieczu jesteśmy? — Czytałem wszystkie pani książki i bardzo mnie zaintrygowały — wyznał. — Lecz muszę przyznać, że sądziłem, pomimo tego, co się o pani dowiedziałem i mimo naszych rozmów e-mailowych… że jest pani odrobinę starsza. — Och, wszyscy tak mówią — wtrąciła od razu matka, by jak zwykle zwrócić na siebie uwagę. — Lecz Nike nie jest tak młodziutka, jak się zapewne teraz panu wydaje. W zasadzie, ma już… — zatkałam jej buzię i wyszeptałam do ucha: — Pomyśl. Jeśli wszyscy będą rozpowiadać ile mam lat, to co pomyślą o tobie, skoro jesteś moja matką? Zabrałam dłoń z jej ust. Spojrzała na Huberta i uśmiechnęła czarująco. — Zostawmy ten temat, kobiety potrzebują mieć trochę tajemnicy. — Oczywiście — przyznał od razu, lecz przysięgłabym, że ujrzałam, jak puszcza mi oko. Nagle poczułam coś dziwnego, jakby ktoś mnie obserwował. Niby nie powinno mnie to ruszyć, było tu przecież pełno ludzi, lecz… Lecz. Rozejrzałam się, podczas gdy matka ciągle zagadywała organizatora, a mój wzrok w końcu padł na górne piętro dom.

Dostrzegłam tylko plecy bardzo wysokiego faceta i ciemny garnitur… oraz dość długie, bardzo ciemne włosy.

Rozdział 2 Tate Stałem spokojnie, czekając na przybycie celu. Moi dwaj towarzysze rozprawiali w tym czasie o tym, którą z kobiet na gali zaciągną dziś do łóżka. — Tyle lasek — usłyszałem Brina. — Rzadko mamy aż taki wybór. — Wysłanie nas tutaj było świetnym pomysłem — przyznał Astren. — Miałem już dość naszej siedziby. — Taa… w końcu trochę odżyjemy. — Zapominacie, po co tu jesteśmy — powiedziałem zimno i spojrzałem na nich przez ciemne okulary na nosie. — Mamy chronić cel. Na baby możecie sobie iść w innym terminie. Kiwnęli milcząco głowami, sztywni jak kołki. Dobrze wiedziałem dlaczego — wszyscy Obserwatorzy znali mnie jako bezwzględnego i zarazem najlepszego ze wszystkich. Dlatego to ja przewodziłem nie tylko tą dwójką, ale i pozostałymi. — Czy się rozumiemy? — warknąłem. — Tak jest — rzekli chórem. Znów spojrzałem w dół, na wejście do budynku. Naszym celem była kobieta: Nike Donovan — pisarka, lat trzydzieści. Kiedy otrzymaliśmy jej personalia odkryliśmy tylko, że nie robi nic odkrywczego poza pisaniem. Wydawała się typową „szarą myszką”, lecz rozkazy, które otrzymałem, były bardzo jasne: Nawiązać kontakt i przyprowadzić ją, chroniąc za wszelką cenę. Zdjęcia, które otrzymałem z personaliami trochę mnie zdziwiły, ponieważ były sprzed kilku lat, poza tymi, które wykonano z ukrycia — te jednak były niewyraźne i kręciły się tylko wokół jednego okna, gdzie można było dostrzec

tylko to, że madługie jasne włosy i wiecznie nachylasięprzed ekranem laptopa. Wnioski nasuwały mi się więc tylko jedne — musiała być pisarzem odludkiem, który nie wyściubia nosa z domu, całkowicie pochłonięty pisaniem. A jednak dziś miała tu być — co więcej, właśnie usłyszałem głos jednego z naszych w słuchawce: — Cel nadjechał. Zaraz wejdzie do środka. Wbiłem wzrok w wejście i ujrzałem jak do środka wchodzą dwie kobiety. Z pozoru wydawały się niczym słońce i mrok. Ta błyszcząca miała na sobie czerwoną kreację i była uzbrojona w szeroki uśmiech. Druga dla kontrastu była cała na czarno i emanowała spokojem. Dopiero po dostrzeżeniu tych cech zauważyło się, że obie kobiety mają długie jasne włosy i tak naprawdę — przypominając sobie tamte zdjęcia — którakolwiek z nich mogła być naszym celem. — Hm, chyba mamy problem — rzekł Brin, stając obok mnie. — Jeśli mam być szczery, to z tej odległości wyglądają bardzo podobnie. No, tyle że ta na czarno jest wyższa. Astren? Mężczyzna wyostrzył wzrok, unosząc ciemne okulary. — Ta niższa jest trochę starsza, widzę, że jest po kilku operacjach plastycznych. Druga jest naturalna, ale jeśli mam być szczery wygląda na młodszą niż trzydzieści lat. Wzrost jednak powinien się zgadzać. Dziwne… — Mówisz, że trzydziestolatka już poddała się operacji plastycznej? — oczywiście Brin zwrócił uwagę nie na to co trzeba. — Wygląda na to, że nawet kilku — wyznał Astren. — Zdaje się, że ta w czerwonym to nasz cel. W aktach musiał ukazać się jakiś błąd — zdarza się to czasem. — Niezłe ciało — orzekł Brin, lustrując wzrokiem tę ubraną na czerwono. — Plastikowe — uzupełnił drugi. — Całe? Ten znów się jej przyjrzał. — Byłoby, gdyby wypchała sobie jeszczebiust.

— To trochę dziwne, większość kobiet robi sobie jako pierwsze operacje biustu… I zaczęli gadać o cyckach. Zignorowałem ich, przyglądając się naszemu celowi… jednak mój wzrok padał co chwilę na jej towarzyszkę. Coś mi się nie zgadzało. Fakt, do akt czasem wkradały się błędy, jednak obserwując ich dostrzegłem, że ta w czerwonym jest przyzwyczajona do ludzi, lubiła — jak widziałem — zwracać na siebie uwagę. Tymczasem druga stała spokojnie obok niczym cień, jednak także przyciągając nie tylko męskie, ale i kobiece spojrzenia. Kiedy tak na nią patrzyłem, nagle zdałem sobie sprawę, że pasuje wyglądem do jednej z postaci z książek napisanych przez cel. Z powodu skandalicznie małej ilość danych przeczytałem jej książki — takie opowieści bardzo wiele mówią i piszącym. Po ich przeczytaniu mogłem powiedzieć jedno — nasz cel miał bogatą wiedzę mistyczną i bezsprzecznie duszę romantyczki, gdyż każda opowieść miała mocny wątek miłosny, który na dodatek wcale nie był skierowany do młodzieży. Romantyczna, bogata w wyobraźnię i erotyczna — były to słowa, które przychodziły mi na myśl po jej opowieściach. Jednak te słowa — na pierwszy rzut oka — nie pasowały do żadnej z kobiet. Ta w czerwieni wyraźnie znała swoją wartość i kokietowała teraz organizatora konkursu — Huberta. Tymczasem ja nie znalazłem ani odrobiny kokietowania w książkach, a nawet jeśli tam było, to tak subtelne, że nie raziło po oczach. Tymczasem ta kobieta tak raziła, że miałem w pewnej chwili ochotę na nią nie patrzeć, więc spojrzałem na drugą kobietę. Było w niej coś… coś intrygującego. Jednak nie potrafiłem określić, co dokładnie, więc patrzyłem tak, coraz bardziejzdziwiony. Coś tu było wybitnie nietak. Nagle usłyszeliśmy głos w słuchawce, który powiedział, że zaraz się zacznie. Spojrzałem na kobietę w czerni po raz ostatni — akurat się rozglądała. Ruszyłem jednak za towarzyszami, po raz pierwszy bijąc się w ciszy z własnymi myślami. Byliśmy na gali częścią ochrony, lecz nasz cel był tylko jeden. Każdy z nas

ustawił się w taki sposób, by w razie problemów mógł zareagować. Ja stanąłem przed sceną, twarzą do zebranych, a kilka metrów ode mnie siedzieli laureaci głównej nagrody. Nasz cel ze swoją towarzyszką, siedział trochę na prawo ode mnie, z tym tylko, że bliżej mnie siedziała kobieta w czerni. Byłem na nich w pełni skoncentrowany, jednak dobrze wiedziałem, że nie było tego po mnie widać. Nasz cel przez cały czas paplał coś do kobiety w czerni, lecz ta milczała — widziałem za to delikatny tik pod jej prawym okiem. Chyba nie za dobrze się dogadywały. Dziewczyna w końcu nie wytrzymała i zlekceważyła ją, patrząc w bok… prosto w moje oczy. Zamrugałem, jednak ta nie odwróciła wzroku — wyglądała na nie mniej zaskoczoną, niż sam się czułem i dopiero po chwili przypomniałem sobie, że mam na nosie ciemne okulary. Moja twarz nie zmieniła się nawet na moment, więc musiała nie zauważyć mojego zdziwionegospojrzenia. Jeszcze przez moment stałem w tej samej pozycji, żeby myślała, że się rozglądam za szkłami okularów i powoli odwróciłem twarz, jakbym ogarniał wzrokiem salę. Jednak od tego momentu moja uwaga była skupiona tylko na niej. Uroczystość chyliła się ku końcowi, jednak co chwilę łapałem siebie na patrzeniu na nią, oraz ją na patrzeniu na mnie. Sam nigdy nie miałem takiego problemu — zarówno moja ludzka strona, jak i zwierzęca, zawsze potrafiły odsunąć od siebie wszystko poza celem. Jednak mój wzrok co chwilę do niej wracał, a czająca się we mnie bestia unosiła łeb za każdym razem, gdy czułem na sobie jej wzrok Nigdy nie sądziłem, że poczuję coś takiego. — A teraz czas na wyniki głównej nagrody Panem! — odezwał się Hubert do mikrofonu. — Trzecie miejsce zajmuje Pan Seweryn Seth! Drugie — Pan Aleksander Nox! — obwieścił, a ludzie w tym czasie klaskali. — Zaszczytem jest jednak dla mnie ogłoszenie, że tegorocznym zwycięzcą naszej nagrody jest nasz „rodzynek” — jedyna nominowana kobieta — Panna Nike Donovan! Od razu ujrzałem szok na twarzy tej ubranej na czarno, podczas gdy czerwona poderwała się z okrzykiemtriumfu.

Nagle w powietrzunastąpił wybuch —rzuciłem się kukobietom iujrzałem, że Brin iAstren czynią to samo. Zobaczyłem, jakBrin dopadanasz cel, chroniąc ją własnym ciałem, aja… zamiastmupomóc zadziałałem instynktownie, łapiąc tę drugą i padając z nią na ziemię. Osłaniałem ją w czasie, gdy Astren pod swoją zwierzęcą postacią pozbywał się tego, co wpadło wraz z wybuchem na galę, niszcząc wszystko dookoła. Czułem, jak dziewczyna pode mną drży — mimo, że wydawała się z daleka sporo większa od towarzyszki, zaskoczony poczułem, że jest dwa razy mniejsza niż ja, a dłonie, które zacisnęła na mojej marynarce są dość małe. Kiedy zrobiło się cicho spojrzałem w bok — w sali nie było nikogo poza naszą trójką i kobietami, co znaczyło, że Astren „wyniósł” wszystkich, kiedy nastąpił wybuch — jego moce były nieocenione w takich przypadkach. W końcu uniosłem się lekko i spojrzałem w dół. — Dobrze się pani… — zamarłem, a słowa nie chciały opuścić mojego gardła. Jej oczy z bliska były poprostu… — Dziękuję — odezwała się, gdy się tak w nią wgapiałem, patrząc na mnie zniemniejszymzaskoczeniem,niżjananią.Jejoczybyłyciemnozielone,niczym wzgórza liźnięte przez nadchodzący mrok. Mrok, który otaczał dodatkowo jej oczy. Wiedziałem, że to makijaż, jednak naprawdę nigdy nie widziałem tak pięknego spojrzenia. — Um… — rzekła nagle. — Czy mógłby pan… — poruszyła się i zamarła, tak jak ja — zorientowaliśmy się w jednej chwili. Leżałem między jej udami, przyciskając się do jej kroku lędźwiami. — M-Mógłby pan ze mnie zejść? — poprosiła, jąkając się delikatnie. Zamrugałem z kamienna miną — w zasadzie wcale mi to nie… — Na ładne masz te oczka, ale to chyba nie jest odpowiednie miejsca na twój odpoczynek — powiedziała zdecydowanie, a ja się zorientowałem, że zgubiłem w tym wszystkim okulary. — Słuchaj no — zaskoczony poczułem, jak łapie mnie za ramiona i od razu zobaczyłem na jej twarzy zdziwienie i zarazem zadowolenie. Po chwili jednak otrząsnęła się i powiedziała, lekko napierając na moje ramiona: — Mógłbyś zejść? Wcale nie mam ochoty takleżeć.

— Kłamczyni — odezwałem się, choć wcale tego nie planowałem. Odezwała się moja bestia, ponieważ w czasie, gdy tak na niej leżałem, zaczęła wyraźnie pachnieć podnieceniem. Takiego zapachu jednak się nie spodziewałem — wdychając go nabrałem ochoty, by zsunąć się niżej i powąchać ją u źródła tego cudownego aromatu… Przez samą myśl o tym poczułem, jak mój penis nabrzmiewa, napierając na jej krok. Byłem w szoku — bardzo, ale to bardzo dawno się tak szybko nie podnieciłem, na dodatek tak silnie. Napotkałem jej wzrok — jej oczy były wielkie jak spodki, jakby nie potrafiła uwierzyć w to, co się dzieje i zalała się gwałtownym rumieńcem. — Brin? Tate? Jak one — odezwał sięAstren. — Nasz cel… — usłyszałem nagle strzał i gwałtownie poderwałem się wyciągając broń, stając tak, bo osłonić dziewczynę. — Już go nie ma — rzekł Brin z szerokim uśmiechem i wycelował bronią we mnie. Zerknąłem na Astrena, który wyglądał, jakby nie pojmował tego, co się dzieje. — Co to ma znaczyć? — zapytałem Brina lodowato. — Och, nic osobistego — wyznał. — Dostałem po prostu trochę inne rozkazy niż ty. — Co takiego? — warknąłem. — Wiesz, jak to jest Tate — wygrywa ten, co jest silniejszy… czy też ten, co więcejpłaci. Nie wszyscy kapłani chcieli,byśmy przyprowadzili te kobietę — ja tylko wykonałem ichrozkaz. — Dlaczego? — zapytałem, a on wzruszył ramionami. — Z tego co wiem, jej przeznaczeniem było bardzo namieszać. Jejnarodziny podzieliły nas Tate — to o niej mówiono w starych proroctwach. Narodziła się, by zniszczyć obecne funkcjonowanie świata. — Złamałeś moje rozkazy — rzekłem ostro. — Wiesz, jaka jest za to kara. — Och, nie boję się, bo przyłączysz się do nas. — Tak? — zapytałem, zaintrygowany tym, że jego głos jest tak pewny.

— Tak. Bez tej kobiety wszelkie nadchodzące zmiany właśnie przestały wchodzić w życie. A bez nich wielu straci pozycje — inni zaś je pozyskają lub utrzymają — uśmiechnął się dziko. — Jesteś pupilem tych, co pragnęli zmian, więc teraz stracisz wszystko. Co ty na to Astren? — odezwał się nagle do chłopaka. — Służyliśmy razem od wieków, pójdziesz ze mną — do zwycięzców, czy będziesz służył nadal przegranym, których reprezentuje ten pies? — Ja… Wystrzeliłem, lecz Brin uskoczył swoją wężową zwinnością. — Chodź piesku — przekształcił się w ogromnego węża. — Zabawmy sssię. Sięgnąłem ręką do tyłu i upuściłem ludzki pistolet, nim skoczyłem na niego. Nie ochroniłem naszego celu — jednak nie miałem zamiaru pozwolić i jej umrzeć.

Rozdział 3 Nike Kiedy ten wielki siłacz na moich oczach przeobraził się w jeszcze ogromniejszego wilka i skoczył na prawie równie ogromną kobrę, moje myśli powiedziały mi jedno: uciekaj gdzie pieprz rośnie. Złapałam jednak za pistolet, który specjalnie dla mnie upuścił i zaczęłam czołgać się do mamy. — Mamo? — zapytałam, klękając obokniej. Nie odpowiedziała i moje oczy wypełniły łzy — była wstrętna, wredna… ale przecież ją kochałam. Kiedy usłyszałam skowyt, spojrzałam na walczące zwierzęta… ludzi- zwierzęta. Cholera. Zwierzołaki? Zobaczyłam, jak wąż wbija zęby w bok wilka, a ten w odpowiedzi zdołał złapać go za tułów, niemal go rozrywając. W końcu pojawiła się i trzecia postać — spadł na nich ogromny sokół. Przeraziłam się, że tamten jednak pomoże wężowi… lecz pomógł Wilkowi. Kiedy wąż padł martwy, sokół przeobraził się w trzeciego z facetów, jednak mój obrońca pozostał w zwierzęcej formie, trzęsąc się na łapach. — Tate, do cholery — sokół kucnął przy jego boku, oglądając ranę. — Do diabła wpuścił truciznę. Truciznę? — pomyślałam przerażona. — Przecież kobry były strasznie jadowite! Ledwo o tym pomyślałam, a wilk cicho zaskomlał i łapy po prostu się pod nim ugięły, nie mogąc go jużutrzymać. Poderwałam się i podbiegłam do nich.

— Co z nim? — sokół spojrzał na mnie w taki sposób, jakby o mnie zapomniał. Jednak wilk widać nie, by warknął delikatnie — jego towarzysz spojrzał na niego w taki sposób, jakby gozrozumiał. — Musisz odejść — powiedział do mnie w końcu. — Chyba sobie żartujesz — powiedziałam i po prostu przebiegłem obok, by stanąć naprzeciw wilka. Ten z wyraźnym trudem trzymał otwarte oczy — jego pysk był wykrzywiony, lekko pokazując zęby. Było widać, że potwornie cierpi. Podeszłam trochę bliżej, chcąc mu jakoś pomóc, lecz ten uniósł wtedy łeb warcząc groźnie. — Dziewczyno, jeszcze chwilę i on przestanie się kontrolować — powiedział ostro sokół. — Jeśli ci życie miłe, odejdź stąd. Wilk pisnął ponownie, miotając z bólu łbem na boki, a ja nie wiedziałam dlaczego. Nie wiedziałam, dlaczego jego cierpienie tak bardzo mnie bolało, dlaczego łzy wypełniły moje oczy tak silnie, iż poleciały mocno po policzkach. — Proszę ratuj go — powiedziałam przezłzy. — To nie twoja… — sokół zamarł, kiedy zobaczył, że płaczę. Wilk spojrzał na mnie oczami pełnymi bólu, a ja popłakałam się jeszcze bardziej. — Proszę…Proszę…—padłamnakolana,zasłaniającoczy.-Niezniosętego! Usłyszałam delikatny pisk. — Tate… Kiedy tak płakałam, podszedł do mnie sokół i dotknął moje ramię. Gdy na niego spojrzałam poprosił: — Usiądź koło niego. Pomógł mi wstać, a ja po chwili usiadłam naprzeciw leżącego wilka. Widziałam jak się trzęsie, jednak otworzył wielki pysk i usłyszałam w głowie głos mojego obrońcy: — Nie płacz. — Nie mogę — wyznała od razu, nie panując nad łzami.

— Nawet mnie nie znasz — zauważył spokojnie, mim iż ból płynął odniego falami. — Ale osłoniłeś mnie… — powiedziałam. — Uratowałeś… Nie chcę być umierał! — wyrzuciłam z siebie zbólem. — W końcu każdego to czeka. Ja żyłem dość długo. — Mimo jego spokoju usłyszałam kolejny pisk. Nim jego pysk opadł, złapałam go za niego i przytuliłam do siebie, od razu wyczuwając iż zamarł. — Nie boisz się mnie? — ledwo zdołał to powiedzieć. Pokręciłam głową. — Jesteś… jedyną, która to kiedykolwiek wyznała. Poczułam jak odsuwa ostrożnie głowę i po chwili delikatnie zlizał łzy z mojego policzka. — Żegnaj, mała wojow… — nim wypowiedział do końca ostatnie słowo zawył, a jego ciało zalśniło tak mocnym światłem, że widziałam je nawet przez zamknięte powieki. Ból przez nie wrył się w moją głowę i nim się zorientowałam straciłam przytomność.

Rozdział 4 Tate Siedziałem nieruchomo, czujny jak nigdy, nasłuchując najdrobniejszego dźwięku — jednak jedynym dźwiękiem w pokoju był równy oddech śpiącej kobiety. Kobiety, której poszukiwaliśmy od wieków. Zamknąłem oczy, rozpamiętując tamtą chwilę, kiedy płakała nade mną — nie z litości, tylko dlatego, że obchodził ją mój los. W ogóle nie bała się mojego wyglądu — objęła mnie z własnej, nieprzymuszonej woli, a ja — mimo, że próbowałem — nie potrafiłem o tym zapomnieć. Objęła to, co czyniło ze mnie bestię, a ja nie poczułem od niej żadnego wstrętu, żadnego strachu, żadnego odrzucenia — jedynie ciepło przyjaznych ramion i łez kapiących na moją sierść, spowodowanych przez mojecierpienie. Nadal nie do końca rozumiałem, jak jej łzy mnie uleczyły, lecz wiedziałem jedno: Moje życie należało teraz do niej. Uniosłem dłoń i dotknąłem ozdobnego tatuażu na swojej szyi. Tatuażu, którego ani ja, ani nikt z moich ludzi wcześniej nie spotkał. Kiedy doszedłem do siebie po wypiciu jej łez odkryłem, że kobieta straciła przytomność. Widok jej bezwładnego ciała spowodował, że moja bestia przeraziła się i rzuciłem się do niej, chcąc sprawdzić, czy żyje. I trzymałem ją tak, póki Astren — zaskoczony moim zachowaniem — nie powiedział, że wezwie pojazd. Kiedy wrócił zaskoczyłem nas oboje, gdyż bez słowa po prostu zabrałem ją zesobą. Dopiero w domu Obserwatorów, kiedy trochę się uspokoiło, zauważyliśmy ten tatuaż. Kapłani już na nas czekali. Astren opowiedział co się wydarzyło, lecz jak łatwo było się domyśleć, wszyscy kapłani udawali, że Brin sam wszystko wymyślił i żaden z nich nie miał z tym nic wspólnego. Ja tymczasem stałem