anja011

  • Dokumenty418
  • Odsłony55 737
  • Obserwuję54
  • Rozmiar dokumentów633.4 MB
  • Ilość pobrań32 294

D.B.Reynolds - Vampires in America 10 - Christian ( CAŁOŚĆ )

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :4.5 MB
Rozszerzenie:pdf

D.B.Reynolds - Vampires in America 10 - Christian ( CAŁOŚĆ ).pdf

anja011 EBooki Wampiry w Ameryce
Użytkownik anja011 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 316 stron)

~ 1 ~

~ 2 ~ D B Reynolds – Vampires in America 10 The Vampire Wars - Christian Tłumaczenie: panda68

~ 3 ~ Prolog Kto nie zna zamiarów sąsiednich władców, nie może z góry zawierać z nimi sojuszów. - Sun Tzu, Sztuka Wojny Nicea, Francja… sześć miesięcy wcześniej - To jest twój plan, Mathilde? – Christian Duvall nie patrzył na swoją panią, kiedy zadawał to pytanie. Nie chciał, żeby zrozumiała jak bardzo był zaniepokojony tym, co właśnie mu ujawniła. - Tak – odparła. Coś więcej niż odrobina dumy nadała błysku jej zwykłej arogancji. Christian podniósł wzrok i napotkał jej kryształowo niebieskie oczy. Nigdy wcześniej, dopóki nie spotkał Mathilde, nie widział takiego koloru i często zastanawiał się, czy używa swojej znacznej mocy, żeby zwiększyć ich nieskalane piękno. Była na tyle próżna, żeby to zrobić, ale to wydawało się być stratą energii, nawet dla kogoś tak samolubnego jak Mathilde. - To chyba jest… niepotrzebne ryzyko – powiedział w końcu. – Dlaczego po prostu nie udzielić pozwolenia tym z twoich dzieci, które same chcą rzucić wyzwanie o terytorium w Ameryce Północnej? Oczy Mathilde zwęziły się. - Nie robię tego dla nich. Chcę zobaczyć tego aroganckiego drania poniżonego. Chcę zobaczyć jego twarz, kiedy zatwierdzę jego terytorium dla siebie. - Masz na myśli Raphaela. - Oczywiście, że chodzi o Raphaela. Nie słyszałeś niczego, co powiedziałam?

~ 4 ~ Christian uśmiechnął się, żeby złagodzić jej temperament. Wciąż był jej faworytem, chociaż może już niedługo. Z pewnością nie wtedy, gdy powie jej, co naprawdę myśli o jej chybionym planie. - Słyszałem każde twoje słowo. – Christian skrzyżował ramiona na piersi, przyglądając się jej w zamyśleniu. – Wydajesz się być całkiem pewna, że ci się powiedzie. - Ponieważ jestem. Nawet Raphael nie będzie zdolny stanąć przeciwko tak wielu z nas. - Jeśli ci się nie uda, on cię zabije. - W takim razie muszę się upewnić, że nie zawiodę – powiedziała, śmiejąc się, gdy położyła drobną dłoń na jego przedramieniu. – Jak mogłoby mi się nie udać z tobą przy moim boku? Christian wpatrywał się w nią. - Ale mnie nie będzie przy twoim boku, moja pani – powiedział łagodnie. Oczy Mathilde zaiskrzyły mocą, niebieski ogień pojawił się i szybko zniknął, tak że prawie by go przeoczył zanim jej spojrzenie mignęło i uśmiechnęła się. - Oczywiście, że będziesz, mój Christianie. Nie zostawię cię przy tak doniosłym przedsięwzięciu. Nie dał się nabrać. Zbyt długo znał Mathilde, żeby przegapić wyrachowane okrucieństwo za tym czarującym uśmiechem. Bardzo ostrożnie zebrał swoją moc, trzymając ją schowaną za swoimi tarczami, ale gotowy na każde działanie. Nie chciał jej prowokować, ale dawno temu stał się na tyle potężny, żeby nie dać jej sobą rządzić. - Nie rozumiesz – powiedział cierpliwie. – Nie podejmę się z tobą tej głupiej próby. To jest zły plan, a co gorsze, to jest sprzeczne ze wszystkim, co oznacza być Wampirem. Walczymy o to, co chcemy. Nie korzystamy z niesprawdzonych magicznych urządzeń ani armii, żeby trzymać oponenta uwięzionego, podczas gdy udajemy próbę wyzwania. To jest oszustwo, nie zwycięstwo. I to nie zadziała. Myślisz, że Raphael nie ma sojuszników? Żadnych własnych lojalnych dzieci, które będą z tobą walczyć? - A ty bierzesz mnie za głupca, który nie wziął pod uwagę takich rzeczy? – warknęła, a potem złagodziła gniew na swojej twarzy, jakby nałożyła maskę. –

~ 5 ~ Będziesz kotwicą kręgu mocy, żeby utrzymać go uwięzionego – rozkazała spokojnie. – A kiedy Zachód Ameryki Północnej będzie mój, wyznaczysz swoją nagrodę. Christian potrząsnął głową. - Nie słuchasz mnie, Mathilde. Nie dołączę w tym do ciebie. Mathilde wpatrywała się w niego, skóra na jej kościach policzkowych napięła się mocno, gdy walczyła z powstrzymaniem swojej wściekłości, która wrzała pod jej skórą. Ale nie będzie walczyła z nim wprost. Był zbyt potężny i mogła przegrać. Z tego samego powodu uciekała się do takich samych podstępnych praktyk z Raphaelem. - Jestem twoją Panią – zaznaczyła twardo. – Masz mnie słuchać. - Jesteś moją Panią – zgodził się cicho Christian. – Ale już od dłuższego czasu nie muszę słuchać twoich rozkazów. Jej moc musnęła jego skórę, badając. To było nieprzyjemne, nieczyste uczucie. Ale jej sondowanie wyraźnie kłóciło się z wszelkimi próbami zmuszenia go do ustąpienia, ponieważ jej mina ponownie w mgnieniu oka przeszła z furii w czar. - Bardzo dobrze, możesz zamiast tego asystować w przejęciu Terytorium Południowego Ameryki Północnej. Vincent wciąż umacnia swoją moc w Meksyku, a przy zneutralizowanym Raphaelu, Anthony będzie mocno osłabiony. Hubert ma zamiar zawalczyć o Południe. Na początku pomoże mi zapanować nad Raphaelem, zanim nie wyjedzie do Teksasu, gdzie ja obiecałam mu pomóc w postawieniu jego roszczenia. Dasz mu o wiele więcej mocy niż zamierzałam ofiarować, ale to zapewni mi jego współpracę w pokonaniu Raphaela, więc może tak będzie lepiej. Christian przyglądał się Mathilde, jego mina była starannie beznamiętna. Nie kwestionował jej rozkazu; nic nie powiedział. Miał szczery zamiar pojechać do Teksasu. Miał zamiar podważyć władzę Anthonego na Południu. Ale nie w imieniu pieprzonego Huberta. Zamierzał zatwierdzić Południe dla siebie i zabije Huberta albo kogokolwiek innego, kto spróbuje go powstrzymać. To był wampirzy sposób. Tłumaczenie: panda68

~ 6 ~ Rozdział 1 Malibu, Kalifornia… dzień obecny Ciężka, stalowa brama toczyła się prawie niesłyszalnie na swoich szynach i Christian opuścił szybę w lincolnie, którego wynajął, żeby przywiózł go z lotniska. Zastanawiał się nad wynajęciem samochodu i prowadzeniem samemu. Może coś sportowego, z opuszczanym dachem i mocnym silnikiem. Uwielbiał szybkie samochody i nigdy nie jechał kalifornijskim wybrzeżem. Musiało być zachwycająco. Chociaż raczej nie w nocy. Jednak brak widoków nie zmienił jego zamiarów. To było pragnienie, żeby zaimponować, żeby zostać wziętym na poważnie przez bardzo potężnego i bardzo niebezpiecznego wampirzego lorda, z którym miał się spotkać. Był trochę zaskoczony, że Raphael zgodził się spotkać z nim tak szybko, biorąc pod uwagę oszukańczy atak Mathilde. Powiodło jej się w części porwania jej planu, ale na nieszczęście dla niej, nie była w stanie go utrzymać. A zemsta Raphaela była okropna, taka jak ostrzegał ją Christian, że będzie. I nie tylko Mathilde zapłaciła najwyższą cenę, ale również każdy jeden wampirzy mistrz, jakiego zdołała zgromadzić do jej tak zwanego kręgu mocy. Wilgotne oceaniczne powietrze Malibu wpłynęło prze otwarte okno, przynosząc świeży, słony zapach, gdy Christian przyglądał się rozległej posiadłości. Skręt z Pacific Coast Highway powiódł ich przez mały zagajnik zanim dotarli do głównego wejścia. Kiedy przejechali przez bramę, droga skręciła i prowadziła kilkanaście metrów zanim odsłoniła główną rezydencję. Duży dom miał czyste, nowoczesne linie, z balkonami na każdym poziomie. Po jednej stronie duży basen lśnił błękitną wodą, a kombinacja oświetlenia od bezpieczeństwa i krajobrazu rozświetlała każdy zewnętrzny centymetr budynku. Samochód zatrzymał się przy szerokich schodach z drzwiami ozdobionymi szkłem na górze. Christian wysiadł z samochodu, a potem poczekał aż podejdzie para wampirów, która miała go eskortować. Byli ubrani w czarne, w wojskowym stylu ubranie, umięśnieni i milczący, gdy skanowali jego osobę dwoma różnymi detektorami. Jednak nie obszukali go jak zrobiliby to z człowiekiem. Nikt bez pozwolenia nie dotykał

~ 7 ~ wampira tak potężnego jak Christian – a to było coś, na co nie zamierzał pozwalać tym dwóm wampirom, których nie znał i nie ufał. Dwaj strażnicy skończyli swoje skanowanie, ale od razu się nie odsunęli. Jeden z nich mruknął coś do bezprzewodowego urządzenia komunikacyjnego, najwyraźniej kontaktując się z przełożonym. Było jasne, że Raphael traktował swoją ochronę bardzo poważnie i Christian nie miał wątpliwości, że ludzie Raphaela byli super czujni podczas tej wizyty, biorąc pod uwagę jego własne powiązania z Mathilde. Nie był częścią operacji na Hawajach, ale był dzieckiem Mathilde i pierwotnie przyjechał na kontynent na zaproszenie Enrique, teraz nieżyjącego Lorda Meksyku, który spiskował z Mathilde przeciwko innym lordom Ameryki Północnej. Christian nie podda się bez walki, jeśli taki był zamiar Raphaela, ale nie sądził, żeby Lord Zachodu zgodził się na jego wizytę po to, żeby go zabić. Christian wciąż nie znał dokładnych informacji o tym, co wydarzyło się na Hawajach, chociaż słyszał plotki o roli partnerki Raphaela w jego ostatecznym zwycięstwie. Ale niezależnie od konkretów, nie było wątpliwości, co do wyniku. Mathilde nie żyła i chociaż doświadczył chwilowego ostrego bólu straty w chwili, gdy umarła – odpowiedź ściśle związana z tym, że była jego Panią – jego zdecydowaną reakcją była ulga. W tym czasie już był w Teksasie, już robił swoje własne plany. Christian był potężnym wampirem i o słabości Anthonego mówiło to, że był w stanie wkroczyć na Terytorium Południowe bez podnoszenia jakiejkolwiek czerwonej flagi ostrzeżenia na radarze wampirzego lorda. Był na tym terytorium od miesięcy, nabył nieruchomość w odległości kilku kilometrów od posiadłości Anthonego w Houston, a do tego incognito odwiedził posiadłość podczas ostatniego spotkania. W jego mniemaniu, to oznaczało, że lord Południa nie był świadomy jego obecności, co czyniło go zbyt słabym, żeby rządzić. Od tego czasu, oczywiście, Anthony ogłosił swoją decyzję o abdykowaniu, co otworzyło terytorium na oficjalne wyzwanie. Christian nie spotkał jeszcze Anthonego, ale był na kilku przyjęciach towarzyskich w posiadłości. Wszystko, co widział, powiedziało mu, że rządy Anthonego na tym terytorium były kiepskie. Gdyby już nie abdykował, Christian od razu by go wyzwał. Ale zrobił to i Christian uznał za mądre, biorąc pod uwagę jego powiązanie z Mathilde, żeby zainicjować kontakt z Raphaelem i zrobić z nich przyszłych sojuszników Strażnik skończył swoją naradę z przełożonym, a potem cofnął się, otwierając Christianowi drogę do wejścia po schodach, chociaż z dwoma towarzyszącymi mu strażnikami.

~ 8 ~ - Czy mój kierowca może gdzieś poczekać? – zapytał Christian. Strażnik natychmiast dał znak innemu ubranemu na czarno wampirowi, który podbiegł do samochodu i wymienił kilka słów z kierowcą, który płynnie odjechał sprzed głównego wejścia i zaparkował w pobliżu dużego garażu po drugiej stronie dziedzińca. - Tędy – powiedział do Christiana strażnik i cała ich trójka - Christian i jego dwaj strażnicy - weszli efektownie po schodach do wyłożonego marmurem holu. Olbrzymi kryształowy żyrandol świecił jasno nad rozłożystymi schodami znajdującymi się prosto przed nim. Jego eskorta nie zatrzymała się, tylko poprowadziła go prosto do schodów i na pierwsze piętro. Skręcili w prawo, potem w lewo, korytarzem wyłożonym grubym dywanem, mijając kilka zamkniętych drzwi. Ale Christian nie odwracał spojrzenia od celu ich przeznaczenia. Dokładnie wiedział, gdzie idą. Mógł wyczuć ogromną moc Raphaela kipiącą przed nim, niczym olbrzymia bestia skręcona w swoim legowisku. Trzymał swoją własną moc starannie ukrytą, nie pozwalając nawet odrobinie wysączyć się zza jego tarczy. Nie chciał najmniejszego śladu prowokacji, kiedy stanie przed Raphaelem. Jego eskorta zatrzymała się przed parą, wielkich czarnych orzechowych drzwi, na tyle dużych, że mogły stanąć w okazałej katedrze w jego ojczystej Francji. Drewno było pięknie rzeźbione, z eleganckimi intarsjami z brązu przedstawiające zacieniony ogród. To było wspaniałe dzieło sztuki i Christian zastanowił się, czy Raphael znalazł je gdzieś w starożytnym budynku i sprowadził do Malibu, czy też kazał zrobić specjalnie do tego celu. Czyżby miał takiego artystę wśród swoich wampirzych dzieci? To byłby naprawdę prawdziwy skarb. Drzwi otworzyły się cichutko jak tylko się przed nimi zatrzymali. Jeden z jego eskorty skinął na ogromnego wampira stojącego w teraz otwartych drzwiach, a potem bez słowa dwaj strażnicy ruszyli z powrotem drogą, która przyszli. Christian ledwie zauważył ich odejście, jego uwaga całkowicie była skupiona na wielkim japońskim wampirze blokującym wejście do pokoju. Wampir miał dobre dwa piętnaście mięśni i postury, a każdy centymetr tej postawy mówił, że w ogóle nie ufa Christianowi. Christian nie mógł go winić, ale nie zamierzał również przed nim drżeć. - Sądzę, że Lord Raphael mnie oczekuje – powiedział spokojnie, patrząc w zimne, czarne oczy dużego wampira.

~ 9 ~ Jedyną reakcją strażnika było zmierzenie Christiana tymi oczami z góry na dół, zanim ponownie napotkał jego oczy swoim nieprzyjaznym spojrzeniem. Ktoś, prawdopodobnie Raphael, musiał w tym momencie dać jakiś telepatyczny rozkaz, ponieważ wielki wampir wydał z siebie ciche sapnięcie i odsunął się na bok w milczącym zaproszeniu do wejścia. Christian pochylił lekko głowę na potwierdzenie, a potem przeszedł obok strażnika i do pokoju, w którym czekał Raphael. To było swego rodzaju biuro, chociaż niewielu mogło pozwolić sobie na widok za ścianą okien otaczający biurko. Księżyc wisiał nisko na niebie, opromieniając czarny ocean swoim srebrzystym blaskiem i tworząc dla Raphaela idealne nieziemskie tło. Pierwszą myślą Christiana było jak bogaty musiał być Wampirzy Lord Zachodu, żeby pozwolić sobie na tę posiadłość, ale potem przypomniał sobie, że Raphael zatwierdził tę posiadłość setki lat przed tym zanim stało się ulubionym miejscem dla bogatych i sławnych. A myśl o wszystkich tych wiekach, które Raphael przeżył, jeszcze bardziej zniechęciła go do jakichkolwiek rozważań na temat jego bogactwa. Gdy Christian zbliżał się do biurka, mijał całą ścianę regałów, wypełnionych od sufitu po podłogę książkami. Nęciło go, żeby podejść bliżej, zerknąć na ustawione tam woluminy. Niektóre wyglądały na nowe tytuły, ale wiele z nich miało wygląd starożytnych ksiąg, a na samej górze regałów było coś, co wydawało się być zwojami. Westchnął w duchu, ostrzegając się, że powinien raczej zwrócić uwagę na prawie czterotonowego goryla siedzącego za biurkiem zamiast pożądać jego książek. To nie miało sugerować, że Raphael przypominał goryla. Większość starych wampirów miało dobrą prezencję. To wydawało się iść w parze z wampirzym symbiontem, częścią ich naturalnej strategii przetrwania. Czymś, co czyniło wampira bardziej atrakcyjnym dla swojej ofiary, a więc lepszym drapieżnikiem, i co rozciągało się na życie tego symbiontu. Ale Christian przez minione lata spotkał dość wampirów, żeby poznać, kiedy symbiont od samego początku nie miał zbyt wiele do roboty. Raphael był jednym z nich. Prawdopodobnie był piękny, jako człowiek, na długo przed tym jak stał się wampirem. Dodać do tego moc i charyzmę wprost z niego promieniującą, a chyba nie było żywego człowieka, który potrafiłby się oprzeć jego uwodzeniu. Z drugiej strony, biorąc pod uwagę oszałamiającą kobietę stojącą obok Raphaela, jej zielone oczy piorunujące Christiana nienawiścią, wątpił, żeby wampirzy lord musiał jeszcze chodzić na polowania na ofiary krwi.

~ 10 ~ Kobieta musiała być partnerką Raphaela, Cynthią Leighton. Plotki rozchodzące się po całym Południu mówiły, że ona była tą, która nie tak dawno zabiła Lorda Jabrila. Z tego, co mówią, Jabril był socjopatą, który mordował i gwałcił do woli, i nie było nikogo żyjącego, kto opłakiwałby jego śmierć. Ale to stawało się jeszcze bardziej imponujące, że Leighton go pokonała. To również wyjaśniało niezwykłą rolę Raphaela, jako władcy na tronie Południa. Zwykle, kiedy wampirzy lord był zabijany, wampir, który tego dokonał, stawał się następnym lordem. Ale jako człowiek, Leighton nie mogła rządzić, nawet gdyby chciała. Więc, kiedy zabiła Jabrila, to zostawiało terytorium otwartym na potencjalną rzeź wyzwań, kiedy to wampiry będą rywalizowały o stanie się następnym lordem. To również czyniło ją celem dla tych, którzy chcieli mieć całkowitą pewność, że ich droga na tron będzie czysta. Stąd decyzja Raphaela o wkroczeniu i ustanowieniu Anthonego Lordem Południa, z pełną siłą jego ogromnej mocy za nim. Podczas gdy Raphael robił wszystko, co mógł, żeby zachować stabilność sojuszu w Ameryce Północnej, nie chciał niestabilnego Południa przy swojej granicy. Ale co ważniejsze, by spokojnie i pewnie uregulować kwestię dziedziczenia, to chroniło Leighton przed każdym, kto myślał wziąć Południe zabijając ją. Widząc teraz razem Raphaela i Leighton, zauważając język ciała między nimi, Christian doznał wrażenia, że to było bardziej pragnienie Raphaela, by chronić swoją partnerkę, niż było podyktowane jego działaniami. Ale to, co Christian naprawdę chciał wiedzieć, to dlaczego Anthony odchodził. I dlaczego teraz? I ile miał z tym wspólnego Raphael? Jednak wątpił, że dzisiaj otrzyma odpowiedzi na te pytania. To mało prawdopodobne, by Lord Zachodu dobrowolnie przekazał mu te informacje, a jego ludzie cieszyli się sławą dyskretnych w sprawach interesów ich lorda. Zatrzymał się przed szerokim biurkiem. - Lordzie Raphaelu – powiedział, zginając się lekko w pasie w uznaniu pozycji Raphaela, jako Lorda Zachodu… i przerażającego, pieprzonego wampirzego lorda. - Christian Duvall – oznajmił Raphael, srebrny błysk w jego oczach zasugerował jego moc. – Moja partnerka, Cynthia Leighton – dodał, dotykając krótko nogi kobiety. - Moja pani – powiedział uprzejmie Christian, pomimo wrogości promieniującej z każdego jej pora.

~ 11 ~ Nikt nie przedstawił dwóch innych wampirów stojących po prawej stronie Raphaela, ale Christian zrobił własne poszukiwania zanim tu przyjechał i nie potrzebował przedstawienia. Czarny wampir to był Jared Lincoln, zastępca Raphaela. A obok niego stał Juro, wieloletni szef ochrony Raphaela. Był również identyczną kopią wielkiego wampira, który wpuszczał Christiana do pokoju, a który stał teraz przy drzwiach, strzegąc ich – albo blokując, zależy z czyjej perspektywy. - Panowie – dodał Christian, ignorując fakt, że obaj przyglądali mu się tylko z odrobinę mniejszą wrogością niż Leighton. - Jesteś tu z powodu Mathilde, Christianie? – zapytał Raphael, przechodząc do rzeczy. – Była twoją Panią, jak sądzę. - Była, mój panie. Ale jak wiesz, nie była powszechnie kochana wśród swoich ludzi. - Skąd miałbym to wiedzieć? Christian przyglądał mu się przez chwilę. - Przebywałeś na jej dworze. To było na długo przed tym jak zostałem zmieniony, ale Mathilde często o tobie mówiła. - Jestem pewny, że w samych superlatywach – powiedział sucho Raphael. Christian pozwolił sobie na mały uśmiech. - Nie bardzo, mój panie. Twoje odrzucenie jej zalotów było, po części, przyczyną tego, że podjęła tak lekkomyślną inwazję. - Byłeś wtajemniczony w jej plany? Przytaknął. - Chciała, żebym gromadził krąg mocy, która miała cię uwięzić. Odmówiłem. - Dlaczego? – zapytała ostro Cynthia Leighton. – Bałeś się, że przegra? Christian przeniósł całą uwagę na nią. - Prawdopodobieństwo zwycięstwa Mathilde, albo jego brak, nie miał wpływu na moją decyzję. Chociaż ostrzegłem ją, że prawdopodobnie jej plan się nie uda. - Ale nie kłopotałeś się ostrzeżeniem nikogo innego – powiedziała gorzko. Przyjrzał jej się pytająco.

~ 12 ~ - To nie jest wampirzy sposób, moja pani. Żyjemy według jednej zasady… zatrzymujesz to, co wygrywasz. A wygrywanie oznacza wyzwanie twojego przeciwnika i pokonanie go. Nie popierałem decyzji Mathilde, by uciec się do podstępu przeciwko Lordowi Raphaelowi, ale była moją Panią. Moim obowiązkiem było utrzymanie jej zaufania, obojętnie czy aprobowałem jej plany czy nie. Z drugiej strony, nie byłem winny lojalności do Lorda Raphaela. To było jego brzemię, by przeżyć spisek Mathilde, nieważne jak był podstępny czy nieprzemyślany. Skinął w stronę Raphaela. - Twój partner to rozumie, moja pani, nawet jeśli ty nie. Jego słowa nie wywarły oczekiwanego wpływu na kobietę. Jeśli już, wydawała się być jeszcze bardziej wściekła niż przedtem. Zobaczył jak ręka Raphaela pogłaskała tył jej uda w ruchu, który był zarówno zaborczy jak i uspokajający. Chociaż gest nie wydawał się ani trochę złagodzić jej gniewu, tak samo jak wyjaśnienia Christiana. Była w każdym calu tak ostra jak malowały ją plotki. - A więc, dlaczego tu jesteś? – zapytał Raphael. - Jak powiedziałem, mój panie, nie zgadzałem się ze strategią Mathilde. Prosiłem ją, żeby ponownie to rozważyła, ale była zaślepiona swoją nienawiścią do ciebie. Raphael posłał mu spojrzenie, które mówiło, Przejdź do rzeczy! - Jak wiesz, Anthony ma zamiar abdykować na rzecz tego, kto wygra wyzwanie o terytorium. Pragnę wziąć w tym udział i chcę twojego pozwolenia, żeby to zrobić. Raphael przechylił głowę, wpatrując się w niego spod opuszczonych brwi. - Nie potrzebujesz mojego pozwolenia. Nie rządzę Południem. - Nie jawnie, mój panie. I nie mam na myśli braku szacunku do ciebie czy Anthonego, ale wszyscy wiedzą, że to twoja moc trzyma Południe razem. Zebrał się na gniewną odpowiedź, ale zamiast tego Raphael wydawał się być lekko rozbawiony. - Zakładając, że to prawda… dlaczego miałbym udzielić błogosławieństwa, którego szukasz? Co tym zyskam? W końcu, jesteś dzieckiem mojego wroga. Mojego bardzo martwego wroga.

~ 13 ~ - Chcę tylko uczciwie rywalizować, mój panie, tak jak wampiry robiły to od wieków. – Celowo napotkał twardy, skrzący wzrok Raphaela. – A co do twojej korzyści… kiedy wygram, zyskasz potężnego sojusznika w wojnie, która jak wszyscy wiemy nadchodzi. Mathilde nie żyje. Ale nie Hubert czy Berkhard. A są inni. Spojrzenie Raphaela wyostrzyło się domyślnie. - A chcąc zostać takim wiernym sojusznikiem, będziesz chciał, oczywiście, podzielić się wszystkim, co wiesz na temat ich planów. Christian milczał przez chwilę. Miał zamiar podzielić się wszystkim, co wiedział, ale dopiero wtedy, gdy zostanie Lordem Południa, kiedy rzeczywiście staną się sojusznikami. Jeśli w tej chwili powie Raphaelowi wszystko, co wie, Lord Zachodu może po prostu zdecydować się go zabić zanim będzie mógł stąd wyjść. Powiedzenie mu wszystkiego było aktem zaufania, czymś, co łatwo nie przychodziło w świecie potężnych wampirów. - Zaufanie nie jest powszechną wartością w naszym świecie – powiedział Christian. - A mimo to, od czegoś musimy zacząć – odparł Raphael. Dziwne, gdyby po drugiej stronie biurka była Mathilde, nigdy nawet nie rozważałby wyznania tego, co wie. Dopiero, gdyby osiągnął swój cel i rządził Południem, i miał moc terytorium za sobą. Ale Raphael miał reputację uczciwego wśród swoich własnych ludzi i miał rację… skoro mieli zostać sojusznikami, skąd musieli zacząć. - Z radością powiem ci, co wiem, jako gest dobrej woli miedzy nami. Raphael wymienił spojrzenie ze swoimi dwoma doradcami, ale to Leighton się odezwała. - Co się stało z twoim chwalebnym obowiązkiem wobec twojej Pani? – zakpiła. - Mathilde nie żyje, moja pani – odparł łagodnie Christian. – A jej sojusznikom nic nie jestem winien. Mój los należy w tej chwili tylko do mnie. – Potem zwrócił swoją uwagę na Raphaela i powiedział. – Jeszcze jedna rzecz, mój panie. Raphael posłał mu pytające spojrzenie. - Sprowadzę mojego zastępcę na to terytorium. Nie jestem jedynym kandydatem na zdobycie Południa i chcę mieć kogoś lojalnego za moimi plecami. - Gdzie on teraz jest? – zapytał Juro, odzywając się po raz pierwszy.

~ 14 ~ Christian przyjrzał się dużemu wampirowi. - W Meksyku – powiedział, pokazując swoje rozbawienie. – Ostatnio zeszły Enrique był bardzo hojny w swoim powitaniu Mathilde i jej sojuszników. Wątpię, żeby Vincent orientował się, ile europejskich wampirów przemierza jego terytorium. Raphael zmarszczył brwi. - Bardzo dobrze. Sprowadź swojego zastępcę. Porozmawiam z Anthonym i Vincentem. Spodziewam się, że przynajmniej Vincent będzie chciał bezpośrednio z tobą porozmawiać, ale możesz zacząć już dzisiaj informować moich ludzi o wszystkim, co wiesz na temat planów swoich kolegów dotyczących kontynentu. Christian uśmiechnął się lekko, żeby ukryć irytację, jaką poczuł. - Z całym szacunkiem, mój panie, oni nie są, ani nigdy nie byli, moimi kolegami. Nie miał powodu dłużej tu tkwić. A ponieważ nikt mu nie zaproponował, żeby usiadł, wciąż stał i teraz łatwiej było mu odejść. Jego wzrok zmierzył nadal piorunującą go wzrokiem partnerkę wampira i spoczął na Raphaelu. - Mój panie – powiedział. Raphael prawie niezauważalnie mu kiwnął, ale Christian domyślił się, że to było wszystko, co mógł dostać. Więc zrobił to samo, a potem odwrócił się i wyszedł z pokoju, bardzo świadomy podążającego za nim Juro. - Skorzystamy z sali konferencyjnej – oznajmił Juro, przyciągając jego uwagę do podwójnych otwartych drzwi na lewo. Christian skręcił do wskazanego pokoju, w momencie gdy Jared wyszedł z biura Raphaela i skierował się w jego stronę. Jak do tej pory, wizyta przebiegła tak dobrze jak Christian miał nadzieję, ale jednak to go wkurzyło. Nie był ich wrogiem, chociaż z łatwością mógł nim zostać. Gdyby trzymał ten cholerny krąg mocy, tak jak chciała Mathilde, nie zostałby tak łatwo rozerwany, albo może w ogóle. Zmarszczył brwi na tę myśl i zrobił mentalną notkę, żeby skądś się dowiedzieć, co poszło źle na Hawajach. Nie będzie opłakiwał tej porażki, ale byłoby… edukacyjnie poznać szczegóły. Nigdy nie wiadomo, kiedy niejasne okruchy informacji mogą się przydać. W końcu był wampirzym lordem. Albo będzie wkrótce. Ani na chwilę nie rozważał możliwości, że przegra Południe. Tak nie mogło się stać. Przeszedł przez salę do okien. Miała ten sam spektakularny widok, co w biurze Raphaela, chociaż był wystawiony mniej dramatycznie – nie było tu okien od podłogi do sufitu. Odwróciwszy się tyłem do okien, patrzył w milczeniu jak Jared i Juro

~ 15 ~ obchodzą pokój. Obaj byli potężnymi wampirami i wydawali się być bardzo zadowoleni, że mają kontrolę. Ale też, Christian wciąż ukrywał swoją prawdziwą siłę. Miał ponad 230 lat i był bardziej potężny niż którykolwiek z nich dwóch. I był zmęczony byciem traktowanym jak obywatel drugiej kategorii. Nie ruszył się z miejsca, gdzie stał, nie zrobił żadnego dużego gestu ani nie zwrócił uwagi na to, co robił. Po prostu uśmiechał się do nich dwóch, a potem powoli uwolnił posmak swojej prawdziwej mocy. Nie całą od razu – zrobienie tego mogło zaalarmować Raphaela – i również nie pełną miarę swojej mocy. Mądry wampir pokazywał całą swoją siłę tylko w jednym momencie – w walce. Zawsze było lepiej trzymać swoich wrogów w niepewności. Ale odkrył tyle, żeby dać znać Juro i Jaredowi, z kim dokładnie mają do czynienia. Przyglądał się im twarzom, gdy poznali prawdę. Byli dobrzy w ukrywaniu swoich reakcji, ale Christian złapał lekkie rozszerzenie oczu Jareda, subtelną zmianę w postawie Juro, jakby przygotowywał się na atak. - Spokojnie, panowie – powiedział. – Teraz jesteśmy sojusznikami, prawda? Oczy Juro zwęziły się nieznacznie. - Na dobre i złe – warknął. Christian pozwolił zawisnąć temu w powietrzu na kilka chwil, a potem powiedział. - Noc nie będzie trwała wiecznie, a ja chcę przed świtem bezpiecznie opuścić terytorium Raphaela, nawet jeśli to oznacza spanie w samolocie stąd do Houston. A odkąd jesteśmy tak wielkimi przyjaciółmi, może po prostu streszczę informacje i wyślę szczegóły mailem. Juro z prychnięciem wyraził swoją opinię o ich przyjaźni, ale Christian tylko się uśmiechnął. - Najważniejszą rzeczą, jaką musicie wiedzieć o Hubercie – powiedział do nich – to armia, jaką buduje w Meksyku. Tym zyskał ich uwagę. Tłumaczenie: panda68

~ 16 ~ Rozdział 2 Było później niż Christian chciał, kiedy w końcu zdołał pożegnać się z Malibu. Jedyną zaletą późnej pory było to, że ruch uliczny na lotnisko praktycznie nie istniał. Zadzwonił do pilota prywatnego odrzutowca, którego wynajął, żeby dać mu znać, że jest w drodze, a potem zadzwonił do swojego zastępcy, Marca Foresta. Christian zmienił Marca zaledwie dwadzieścia cztery lata temu, co czyniło go młodym wampirem, a Christian był niezwykle opiekuńczy wobec swojego pierwszego i jedynego dziecka. A chociaż mocno czuł więź ojcowską, ich związek nie był ojcowski w sposób, w jaki był między wieloma innymi wampirami i ich Ojcami. Marc był najlepszym przyjacielem Christiana, jedynym prawdziwym przyjacielem, jakiego miał od wieków. Okazał się być również doskonałym taktykiem i któregoś dnia sam będzie potężnym wampirem. Christian ufał mu i czuł się szczęściarzem, że ma go po swojej stronie. - Nareszcie! Martwiłem się – odezwał się Marc po odebraniu połączenia. – Jak poszło? - Podpisane i zatwierdzone. Nie jestem tu niczyim ulubionym wampirem, ale byli dość zadowoleni, by przyjąć to, co oferowałem. - A reszta? - Oficjalnie przenosimy się do Houston, mon ami. Chociaż jak tylko zostanę Lordem Południa, mogę przenieść nas z powrotem do San Antonio. Podoba mi się tam. - Lubisz espresso w swoim ulubionym miejscu – powiedział sucho Marc. I nie mylił się. Ale to nie był jedyny powód, dla którego Christian wolał San Antonio, mimo że bardzo polubił kawiarnię przy River Walk. – Wracasz dzisiaj? - Będę na pokładzie samolotu za godzinę. Strefy czasowe nie działają na naszą korzyść, więc będę musiał spędzić dzień na pieprzonym lotnisku. - Zorganizuję ochronę. Mam odebrać cię po zachodzie słońca? - Jesteś w Houston? - Nie wiem. A jestem?

~ 17 ~ Christian roześmiał się. - Od teraz, jesteś. Chociaż właśnie przyleciałeś z Meksyku. - Dobra decyzja z mojej strony. Meksyk staje się zbyt zatłoczony, jeśli wiesz, co mam na myśli. - Zbyt dobrze. Poinformowałem ludzi Raphaela o tamtejszej sytuacji… tyle ile wiedziałem. I jestem pewny, że jego następnym ruchem będzie telefon do Vincenta. - Może być za późno. Sądzę, że Hubert już ruszył. - Myślę, że masz rację, i musimy się przygotować, ponieważ spodziewam się, że skończymy na frontowej linii tego cokolwiek nadejdzie. *** Christian obudził się następnej nocy, niezadowolony, że znalazł się w kabinie sypialnianej prywatnego odrzutowca. Mogło być gorzej, stwierdził. Miał szczęście i był mądry w swoich działaniach, ponieważ zamiast spać wygodnie w wynajętym odrzutowcu mógł leżeć teraz na tylnym siedzeniu wynajętego samochodu ukrytego głęboko we wnętrzu publicznego parkingu lotniska. Ale to nie czyniło jego obecnej sytuacji ani trochę bardziej komfortową. Jęknął, gdy zsunął się z niewygodnej koi do spania. To nie było odpowiednie łóżko – chociaż to było coś więcej, co mógłby znaleźć w dobrze wyposażonym kamperze, jak przypuszczał. Ale też nigdy nie był w kamperze, więc nie mógł powiedzieć. Znajomy wampir we Francji marzył o wynajęciu jednego z tych dużych amerykańskich kamperów i zwiedzeniu kontynentu. Był zafascynowany rozległymi równinami Ameryki. Na nieszczęście, czego Christian był całkiem pewny, ten wampir z marzeniami o kamperze był wśród tych rekrutowanych do kręgu mocy Mathilde. Co znaczyło, że teraz był martwy, wraz z wszystkimi innymi. Co za strata. Christian odrzucił tę smutną myśl. Kiedy żyjesz tak długo jak żył on, uczysz się, że albo odrzucasz zwykły żal albo utopisz się w nim. Christian stracił przyjaciół, zarówno wampiry jak i ludzi. Ubolewał nad tym i będzie ich pamiętał. Ale ciągły pochód życia i śmierci połknie cię, jeśli na to pozwolisz.

~ 18 ~ Rozebrał się z koszulki i luźnych spodni, w których spał, najlepiej jak mógł umył się i ogolił w tych ograniczonych możliwościach, a potem włożył świeżą zapinaną koszulę, do tego dżinsy i buty. Jedna rzecz, którą kochał w Teksasie to… że wszyscy nosili kowbojki. Kiedy zbierał swoje rzeczy do torby, zadzwonił jego telefon. - Dobry wieczór, Marc – odebrał. - Jest wspaniała teksańska noc i jestem dwie minuty drogi. - Nie spiesz się. Mam tu dość komfortowo. Marc roześmiał się i nie dał się zwieść. - Taa. Cóż, właśnie zajeżdżam pod hangar. Chcesz, żebym pochodził trochę, żebyś mógł jeszcze nacieszyć się swoim komfortem? - Nie mam aż tak komfortowo – przyznał Christian. Żaden wampir, jakiego spotkał nie cieszył się ze spędzenia dnia w hangarze na samoloty. Wepchnął ostatnie rzeczy do torby i zasunął zamek, a potem otworzył właz samolotu. Pilot zostawił opuszczone schodki, więc po szybkim rozejrzeniu się po hangarze, Christian pokonał schodki w dwóch skokach i skierował się do wyjścia. - Nie zostałeś w domu zeszłej nocy – powiedział, wsuwając się na miejsce dla pasażera w opływowym BMW Marca. Nie było mowy, żeby Marc dostał się na lotnisko tak szybko po zachodzie słońca. Dom był więcej niż godzinę drogi stąd. - Nie. W pobliżu jest meta dla pomniejszych wampirów. Nikt tam nie zadaje pytań. Nie chciałem, żebyś czekał w tym hangarze dłużej niż to było konieczne. Jesteś głodny? – zapytał. – Czy mam jechać prosto do domu? - W późniejszych godzinach mam nadzieję spotkać się z Anthonym, więc muszę przebrać się w domu. Ale chcę być w pełni sił na to spotkanie, wiec najpierw wstąpmy do baru. W jakieś ciche i dyskretne miejsce. Nie chcę zbyt głośno oznajmiać naszej obecności zanim będę miał szansę porozmawiać z Anthonym. - Jest ciche. W nowej dzielnicy jest takie miejsce. - Dobrze. Zadzwonię do Anthonego po drodze i zobaczę, czy jest dostępny w późniejszych godzinach. - Myślisz, że odbierze twój telefon?

~ 19 ~ - Mais nui / Mój nie. Ale do teraz, Raphael już się z nim skontaktował i przekazał mu radosne nowiny, że jestem ich nowym sojusznikiem. Przyjmie spotkanie. Marc prychnął. - Jak zareagowali Raphael i jego ludzie? - Raphael jest praktyczny. To część tego, co czyni go tak skutecznym. Zobaczył wartość tego, co mu zaproponowałem, i to wszystko. Jego ludzie byli mniej optymistyczni po tym względem, zwłaszcza jego partnerka. W jej oczach, jestem nie tylko jednym z europejskich najeźdźców, ale przede wszystkim dzieckiem Mathilde. Nawet nie udawała, że jej się to podoba, a jeszcze mniej, że mi ufa. Raphael również mi nie ufa, ale myślę, że szczerze chce najsilniejszego możliwego kandydata, który wygra Południe. - Tak długo jak to jest ktoś, kogo aprobuje. - Ktoś, z kim może współpracować – poprawił Christian. – Nie mam wątpliwości, że gdyby Raphael nie uważał, że jestem dobry na Południe, w tej chwili nie prowadziłbym tej rozmowy. Słyszałem opowieści o jego mocy. Mathilde tylko o tym mówiła. Ale jednym jest słuchać o tym, a czym innym stać dziesięć kroków od tego. - Masz dość mocy, żeby wygrać Południe dzięki swoim własnym zasługom – oznajmił lojalnie Marc. - Mam i zrobię to. Ale dobrze zrobiłem najpierw rozmawiając z Raphaelem. To kwestia szacunku – powiedział Christian, już wybierając numer do biura Anthonego. - Biuro Lorda Anthonego, w czym mogę pomóc? – Kobiecy głos był kremowo gładki, z lekkim śladem seksownego mruczenia pod słowami, które płynęły z melodyjnym akcentem kogoś urodzonego i wychowanego w Nowym Orleanie. Dźwięk tego głosu uderzył w Christiana tak mocno, że musiał odsunąć telefon od ucha i wpatrywał się w niego przez chwilę, zastanawiając się czy jej fizyczna powłoka dorównywała temu cudownemu głosowi. - Tu Christian Duvall – powiedział w końcu. – Chciałbym uzyskać audiencję u Lorda Anthonego i zakładam, że wymagane jest umówienie się – dodał, przeklinając się, że brzmiał sztywno i zbyt ponuro. Wątpił, żeby właścicielka tego pięknego głosu była równie urzeczona jego głosem, co on jej. - No cóż, panie Duvall… – powiedziała wytwornie, ale z odrobiną humoru. Prawdopodobnie dlatego, że brzmiał jak nudny straszy pan. Okej, był starszym

~ 20 ~ mężczyzną w wieku 239 lat, ale tak nie wyglądał, pomimo sprzecznych dowodów, i również się tak nie zachowywał. Cholera! - Słucham? – zmusił się do zapytania, ponieważ mówiła przez cały czas jak się beształ i nie słyszał, co powiedziała. Nawet lepiej. Teraz myślała, że jest nudny, stary i głupi. Ale ona tylko się roześmiała, dźwiękiem, który sprawił, że jego fiut stwardniał. Mon dieu, był niczym napalony nastolatek. Czy naprawdę minęło tak dużo czasu odkąd uprawiał seks? Odżywiał się regularnie od czasu przyjazdu do Teksasu. Zawsze łatwo było znaleźć chętne młode kobiety. Nigdy nie brał więcej niż potrzebował i zawsze zostawiał kobietę ze zmysłowymi wspomnieniami, ale tak naprawdę nie uprawiał z nikim seksu od… cofnął się wstecz… prawie dwóch miesięcy. Nic dziwnego, że dźwięk kobiecego głosu tak na niego podziałał. - … nie jestem pewna, kiedy wróci jego sekretarka, ale mogę skontaktować cię z Lordem Anthonym, jeśli chcesz? Christian zamrugał, świadomy, że znowu zadryfował gdzieś swoimi myślami. - Byłoby miło, panno… ? – powiedział w oczekiwaniu. - Natalie – oznajmiła. Wolałby pełne nazwisko, ale dowie się tego później. Mógł przegrać z kretesem w tym telefonicznym starciu, ale kiedy on i Natalie się spotkają, pójdzie mu lepiej. W końcu był Francuzem. I mów, co chcesz o Francuzach - a Amerykanie mieli mnóstwo do powiedzenia - wieki temu opanowali do perfekcji sztukę uwodzenia. - Natalie – powtórzył, smakując sylaby. – Czy Lord Anthony jest obecnie w swoim biurze? - Jest. Zechcesz poczekać? Christian, szczerze mówiąc, nie chciał czekać. Nienawidził czekać. Ale nie zamierzał mówić tego Natalie. Więc odparł. - Oczywiście. - Zaraz wrócę. Christian kiwnął głową, chociaż nie mogła go zobaczyć. Może nie myślała, że jest nudny. W końcu, syreni głos Natalie pracował w biurze Anthonego, co znaczyło, że była przyzwyczajona do zadawania się z wampirami, gdzie wielu z nich

~ 21 ~ odzwierciedlało maniery wieku, w którym dorastali. Co znaczyło, że mogła myśleć, iż jest tylko głupi. Skrzywił się. - Jakiś problem? – zapytał Marc, spoglądając na niego, gdy przejechał przez obwodnicę otaczającą miasto Houston. Międzynarodowe Lotnisko imienia Busha było na północy miasta, podczas gdy dom, który Christian kupił był na zachód od centrum, jakieś sześćdziesiąt kilometrów na południe od lotniska, a które całe było zatkane korkami. Christian posłał mu pytające spojrzenie. - Wyglądasz… na zamyślonego. Uśmiechnął się szeroko. - Myślę o pięknych kobietach i o tym wszystkim, co mogę z nimi robić. Marc roześmiał się. - To jest najlepszy możliwy problem. Ty… Christian przerwał mu unosząc rękę, gdy intrygujący głos Natalie rozbrzmiał w jego uchu. - Lord Anthony ma w tej chwili spotkanie, panie Duvall, ale powiedział, że możesz wpaść później. Czy dwunasta trzydzieści ci odpowiada? - Brzmi idealnie. – Nie dodał, że wszystko, co by powiedziała brzmiałoby idealnie. To byłoby już zbyt wiele, zbyt szybko, a sztuka uwodzenia, dobrze wykonana, była powolna i subtelna. - Wpiszę twoje nazwisko do jego kalendarza. Potrzebujesz wskazówek? - Nie, ale dziękuję, Natalie. À toute à l’heure.1 - Och! – zawołała, w końcu brzmiąc na speszoną. – No cóż. W takim razie do zobaczenia. Christian wciąż się uśmiechał, gdy się rozłączył i rozejrzał. Marc zjechał z autostrady, ale Christian nie rozpoznawał dzielnicy. Odwiedzał Houston mnóstwo razy w ciągu ostatnich kilku miesięcy, przeważnie, żeby oglądać domy. Był również w 1 À toute à l’heure – do zobaczenia

~ 22 ~ posiadłości Anthonego i od razu wiedział, że to nie jest to, czego chce dla siebie, gdy zostanie Lordem Południa. Konkretnie to nie był zaproszony. Nie mieszkał oficjalnie na tym terytorium. Ale Anthony wyprawiał głośne, hałaśliwe przyjęcie z okazji Nowego Roku – co było wielkim wydarzeniem w wampirzym kręgu – a lista gości była długa i dziurawa. Christian wkręcił się w tłum, żeby uniknąć zwracania na siebie uwagi, a on i Marc wśliznęli się z wesołą grupą młodych wampirów. Dom był szeroko otwarty przez większość przyjęcia i kilku z nich miało sposobność zwiedzenia ciszącej się złą sławą piwnicy Jabrila Karima. Jabril był Lordem Południa od dekad zanim zginął, a piwnica była miejscem, gdzie więził i torturował zarówno swoich wrogów jak i stajnię niewolników krwi. Anthony zagrodził dużą jej przestrzeń i kazał wybudować kryptę sypialnianą dla swoich ludzi, ale reszta jej została wyczyszczona do gołych ścian i zostawiona pusta. Pomimo mijanych lat i intensywnego sprzątania, Christian wciąż był w stanie wyczuć krew, która tak okrutnie została przelana w tych ścianach. Kiedy stanie się Lordem Południa, zwróci ten cholerny dom dziedziczkom Hawthorn, dwóm młodym kobietom, które Jabril próbował oszukać na ich dziedzictwie. A jeśli nie będą go chciały, zburzy budynek do gołej ziemi i sprzeda grunt. Nieważne, co się stanie, nigdy nie będzie tu mieszkał. - Christian? Został wyciągnięty ze swoich myśli. By zobaczyć, że Marc zaparkował przed czymś, co wyglądało na bardzo ruchliwy nocny klub. Przy drzwiach stała długa kolejka ludzi, a parking był prawie pełny. - Byłeś już tu wcześniej? – zapytał. - Kilka razy w zeszłym tygodniu z kilkoma facetami Anthonego. To nie jest dom krwi, ale właściciel czerpie korzyści płynące z kręcących się wampirów. Panie nas kochają – dodał z uśmiechem. - A ubiór? – spytał Christian, zabierając swoją czarną skórzaną kurtkę z tylnego siedzenia. - Masz na sobie kowbojki? - Oczywiście.

~ 23 ~ - W takim razie jesteś ubrany. Christian roześmiał się, gdy otworzył drzwi samochodu. - Wiesz co – zaczął swobodnym tonem, gdy obaj ruszyli w stronę frontowych drzwi – to łut szczęścia, że skończyliśmy na Południu, ale myślę, że mi się tu spodoba. - Nie będę się kłócił – powiedział Marc i odwrócił się, żeby powitać odźwiernego. – Hej, Wilson – zawołał. – Duży tłum dzisiaj. - Duży tłum jest od czasu jak zacząłeś tu przychodzić – zgodził się mężczyzna z uśmiechem. – Panie przychodzą zobaczyć ciebie, a faceci przychodzą, żeby popatrzeć na panie – wyjaśnił i odpiął aksamitną linę, żeby wpuścić dwa wampiry. Grupa około dwudziestu facetów stojąca na przedzie kolejki zaprotestowała mruknięciami. Ale kobiety stojące przed nimi, przyjrzały się dwóm wampirom z góry na dół, a ich spojrzenia były śmiałe i zachęcające. Christian przeszedł obok tylko z uprzejmym uśmiechem. Jego jedynym celem przebywania tutaj dzisiaj było pożywienie się i bardziej wolał anonimowe spotkania na ciemnym i zatłoczonym parkiecie. Marc wsunął odźwiernemu sto dolarów, gdy on i Christian wchodzili do klubu, przeszli krótkim, zatęchłym korytarzem do pary dużych podwójnych drzwi, które otwierały się prosto na podest powyżej głównego parkietu klubu. Christian zatrzymał się na wystarczająco długo, żeby wciągnąć długi, powolny wdech, wchłaniając zapachy perfum i alkoholu, wraz z wszechobecnym aromatem ludzkiego potu i śladem marihuany. Palenie papierosów było zabronione w większości restauracji i barów na terenie Houston, ale najwyraźniej ktoś zdecydował, że trawka się nie liczy. - To jest to, co nazywam bogatym środowiskiem docelowym – powiedział Marc, błyskając uśmiechem wartym Toma Cruise’a. Christian posłał swojemu zastępcy rozbawione spojrzenie i potrząsnął głową. Marc uwielbiał amerykańskie filmy. Mieszkał przez ostatnie dwie i pół dekady we Francji, ale urodził się w Stanach i był uszczęśliwiony, że Christian zdecydował się zawalczyć tu o terytorium. - Czy to znaczy, że musisz śpiewać do kolacji? – zapytał go sucho Christian. Filmy mogły być obsesją Marca, a Christian spędził godziny oglądając filmy razem z nim.

~ 24 ~ Jeśli nie po nic innego, to był to dobry sposób na ćwiczenie swojego amerykańskiego angielskiego. - Nieee, nie zaśpiewasz ze mną, więc to nie będzie to samo. Christian roześmiał się. - Nie sądzę, żebyś miał problemy – skomentował, widząc ilość teoretycznych chętnych, jakich on i Marc mogli zdobyć. Zawsze dziwiło go jak pewne kobiety, w miejscach takich jak to, wydawały się prawie natychmiast rozpoznawać wampiry. Kiedy Christian patrzył w lustro, widział mężczyznę jak każdego innego. Może z lepszym wyglądem niż przeciętny, z pewnością zdrowszy, ale nic poza tym nie było niezwykłe. Więc jak te kobiety identyfikowały ich, jako wampiry? Może któregoś dnia powinien jedną z nich o to zapytać. Zanim zatopi kły i wypędzi jakiekolwiek pozory racjonalnego myślenia z jej umysłu. - Tylko szybkie ugryzienie, Marc – zastrzegł. – Chcę się zatrzymać w domu i przebrać przed spotkaniem z Anthonym. - Wchodzimy i wychodzimy, to wszystko. I mam na myśli najbardziej kulinarny sens. - Idź – powiedział Christian, śmiejąc się. – Spotkamy się za godzinę, ale nie wychodź z klubu. Mam przeczucie, że Houston może stać się dla nas niebezpiecznym miejscem. - Może chcesz, żebyśmy trzymali się razem? Dzielili się? Christian rozważył ten pomysł, ale prawie natychmiast go odrzucił. On i Marc dzielili się swoimi kobietami więcej niż raz, czasami jedną kobietą między nimi, a czasami parą kobiet, które zabierali do ich domu albo hotelu, a potem wymieniali się partnerkami podczas nocy. Ale chociaż to było bardzo przyjemne, było również czasochłonne. Potrząsnął głową. - Nie mamy zbyt wiele czasu, żeby to zrobić. - Zatem godzina – zgodził się Marc i, schodząc dwa stopnie niżej na parkiet, szybko wmieszał się w tłum.

~ 25 ~ Christian prawie natychmiast stracił go z oczu, ale wciąż mógł go wyczuć w pobliżu. Marc był jego dzieckiem. Mieli więź, która mogła zostać zerwana tylko przez śmierć – taka, która kończy się kupką prochu, a to była zbyt bolesna możliwość do rozważania. Przypominając sobie, że Marc jest silnym wampirem, który jest bardziej niż zdolny sam się obronić, Christian wrócił do celu swojej własnej obecności tutaj. A to było pożywienie się, pozyskanie siły przed swoim dzisiejszym spotkaniem z Anthonym. Spotkaniem, które było ważne dla jego i Marca przyszłości na tym kontynencie. Przyjrzał się zatłoczonej sali. Kilka kobiet zwróciło jego szacujące spojrzenie, ale większość była zbyt agresywna jak na jego gust, zbyt jawna w swoim zaproszeniu. Christian lubił inteligentne kobiety, nawet śmiałe kobiety, ale śmiałe nie znaczyło bezczelne. Wolał subtelność we wszystkim. Jego oczy padły na śliczną, młodą kobietę stojącą z grupką przyjaciół. Kobiety rzucały spojrzenia w jego stronę, szepcząc między sobą. Większość patrzyła otwarcie, ich głód na to, co oferował, był oczywisty. Ale ta, która zwróciła jego uwagę, ośmielała się rzucać tylko przelotne spojrzenia zanim opuszczała oczy. To mogła być sztuczka, ale nie sądził. I, szczerze mówiąc, nie dbał o to. Nie zamierzał sparować się z tą kobietą, chciał tylko zatopić kły w jej szyi i wziąć, co potrzebował. I, oczywiście, zostawić ją drżącą w seksualnej ekstazie. Gdy następnym razem rzuciła mu spojrzenie, Christian uwięził jej wzrok. To zabrało tylko maleńką część jego mocy. Pragnęła go; była tylko albo zbyt nieśmiała albo zbyt wystraszona, żeby żądać tego w sposób, w jaki to robili inni. Zszedł na parkiet, tłum rozstępował się przed nim niczym fala. Jedno ze świateł klubu świeciło niemal bezpośrednio nad jego celem, oświetlając koronę jej krótkich, ciemnych włosów, a jej duże, brązowe oczy zrobiły się okrągłe i zaskoczone jak u łani, gdy obserwowała jak się zbliża. Jej przyjaciółki puszyły się, gdy podchodził, ale ich podniecenie stopniowo zmieniało się w rozczarowanie, a w jednym przypadku w gniew, gdy uświadomiły sobie, kto jest jego celem. Ta zagniewana, jasna blondynka z gęstymi włosami i głębokim dekoltem, próbowała ustawić się przed nim, ale spasowała pod jego zimnym spojrzeniem. Zwrócił się do swojej łani, zatrzymując się kilka centymetrów od niej. Na tyle blisko, by zobaczyć drżenie jej palców, gdy przycisnęła ręce do piersi, by słyszeć nierówne bicie jej serca i wyczuć słodki zapach jej podniecenia.