anja011

  • Dokumenty418
  • Odsłony55 737
  • Obserwuję54
  • Rozmiar dokumentów633.4 MB
  • Ilość pobrań32 294

Graham Heather- Usmiech tygrysa -01

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :969.3 KB
Rozszerzenie:pdf

Graham Heather- Usmiech tygrysa -01.pdf

anja011 EBooki Graham Heather
Użytkownik anja011 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 230 stron)

Graham Heather Uśmiech tygrysa Raf Tyler desperacko poszukuje brata, który zniknął bez śladu. Jaki był w tym udział pięknej modelki, Tary Hill? Napiętnowana przez media jako kochanka gangstera, zamieszana w morderstwo, przez dwa lata ukrywała się przed światem. Teraz nie wierzy nikomu, zwłaszcza mężczyznom. Tymczasem Raf musi zdobyć jej zaufanie, by uzyskać wieści o bracie. Gotów jest nawet ją uwieść...

ROZDZIAŁ PIERWSZY Rzeźba zachwycała. Eksponowana w dziale starożytnego Rzymu, opatrzona była tabliczką: „Anonim, ok. 100 roku n.e., czarny marmur". Tara nie mogła oderwać od niej oczu. Przedstawiała czarnego tygrysa naturalnej wielkości. Antyczny rzeźbiarz oddał moment, kiedy zwierzę, wypatrzywszy ofiarę, pręży się do skoku. Jedna łapa uniesiona w czujnym oczekiwaniu, ciało napięte, tygrys za moment wypryśnie miękko, nie chybiając celu. Tara miała wrażenie, że widzi jego oczy, brązowozłote, rozświetlone tajemniczym blaskiem. Czuła jego siłę i pełną drapieżności grację. Nagle uświadomiła sobie, że jest sama z prężącym się do skoku kotem, i uśmiechnęła się do siebie. Chciała być z nim sama.

8 Heather Graham W sali były inne rzeźby przedstawiające zwierzęta: lwy, dziki, psy myśliwskie, koty, ale żadna nie mogła się równać z czarnym tygrysem. Kustosz działu musiał być tego samego zdania, bo umieścił tygrysa na podwyższeniu, na samym środku sali. Tara zerknęła na zegarek. Była umówiona na lunch, ale jeszcze kilka minut mogła poświęcić marmurowemu drapieżnikowi. Zdawał się delikatny, ale każdy muskuł, każde ścięgno znamionowały siłę i sprężystość, jakby lada chwila miał ożyć i wydać groźny pomruk. Była w nim pierwotna moc, która fascynowała, budziła wręcz irracjonalną cześć. Odwrócona plecami do drzwi, Tara poczuła, że ktoś wszedł do sali i przygląda się, nie wiedziała, jej czy tygrysowi. Podniosła głowę. W szybie gabloty, w której stały małe posążki z terakoty, zobaczyła odbicie męskiej sylwetki. Wysoki, znacznie wyższy od niej, stał nieruchomo w drzwiach, blokował przejście, milczał i zdawał się groźniejszy od wszystkich antycznych drapieżników. Groźniejszy od czarnego tygrysa. Tarę przeszedł zimny dreszcz, wyobraźnią zaczęła płatać figle. Zobaczyła w nieznajomym czającego się łowcę, śmiertelne zagrożenie. Gotuje się do ataku, zaraz usidli ofiarę, czyli ją. Przez chwilę będzie się nią bawił, potem znudzi się, wtedy zada ostateczny, precyzyjny cios. Zwariowałaś, napomniała się w myślach. Facet nie jest tygrysem, ty przebywasz w publicznym muzeum. Pełno tu zwiedzających i strażników. Wzięła głęboki oddech, wykpiwając w myślach swoje lęki. Pomimo to poruszała się czujnie, ostrożnie.

Uśmiech tygrysa 9 Nie chciała mieć nieznajomego za plecami. Postanowiła jeszcze raz obejść tygrysa i spojrzeć mężczyźnie w twarz. Przekona się, że to zwykły facet, i będzie śmiać się z własnych rojeń. Jak gdyby nigdy nic okrążyła rzeźbę, lecz dziwne napięcie jej nie opuszczało. Nie mogła uwolnić się od wrażenia, że nieznajomy hipnotyzuje ją wzrokiem. Że nie jest zwykłym facetem. Udawała, że podziwia tygrysa, ale przyglądała się wysokiemu, przyciągającemu uwagę mężczyźnie. Oparł ręce na biodrach, sprawiał wrażenie, że też ogląda rzeźbę. Serce zaczęło bić jej szybciej. Ciemne, prawie kruczoczarne, krótko ostrzyżone włosy. Czarne sztruksowe dżinsy, skórzana kurtka. Szczupła sylwetka świadcząca o dobrej kondycji. Tak się prezentował. Tarze bezwiednie skojarzył się z antycznym tygrysem. Emanował siłą, pięknem i zagrożeniem. Sku- piony, czujny, pełen energii, jakby gotował się do skoku. Niczym tygrys wychodzący na łowy. Spojrzała na jego tw,arz. Ogorzała, wysmagana, surowa, ale jeszcze młoda. Mocno zarysowana broda, wysokie kości policzkowe, pełne usta, ciemne brwi i... Złote oczy, właściwie brązowozłote, żywe, rozjarzone słonecznym blaskiem... Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że natarczywie przygląda się nieznajomemu. On to widział, obserwował ją. Kiedy ich spojrzenia spotkały się, uśmiechnął się lekko.

10 Heather Graham Tara zrobiła się pąsowa i szybko odwróciła wzrok. Musi już iść, napomniała się, jest umówiona na lunch, spóźni się, jeśli zaraz nie wyjdzie, ale mężczyzna tarasował przejście. Tygrys. Pełen gracji i siły. Napastnik. Czyżby jej zagrażał? Nie bądź śmieszna, ofuknęła się. Do muzeum przychodzą tysiące zwiedzających. Dlaczego ktoś miałby akurat tutaj czyhać na Tarę Hill? Absurdalny pomysł. To nie był żaden pomysł, tylko odczucie. Przejdź obok niego, idiotko, nakazała sobie. Wstrzymała oddech, bo mężczyzna zrobił kilka kroków w głąb sali. Nadal trzymał dłonie na biodrach. Uważnie przyglądał się marmurowemu tygrysowi, z którym tak bardzo kojarzył się Tarze. Irytowała ją bliskość nieznajomego, a zarazem złościła ta irytacja, ale w mężczyźnie było coś zarazem nikczemnego i szlachetnego. Nie była w stanie oprzeć się tej niezwykłej, podniecającej kombinacji. Chciała wyczytać z jego oczu, co myśli, kim jest. Pragnęła go dotknąć, sprawdzić, czy jest istotą z krwi i kości, czy może marmurowym dziełem sztuki. Czy oddycha, żyje...? Zniewalał. Jego obecność wdzierała się gdzieś głęboko, pod powierzchnię zwykłej ogłady i poprawności. Odrzucał i fascynował... Przerażał. Absurd, pomyślała Tara, a jednak czuła się sparaliżowana, jakby mężczyzna rzucił na nią urok.

Uśmiech tygrysa 11 Przebiegnij koło niego, powtórzyła sobie. Przejdź normalnie, nie bądź idiotką. Poprawiła szal, wyprostowała się i ruszyła do wyjścia. Mężczyzna też zrobił kilka kroków, minęli się. Skinął jej głową, a ona spuściła wzrok. Szła szybko, głęboko oddychając. Otaczał go miły zapach, ledwie uchwytny, delikatny, czysty i naturalny, bardzo męski. Kojarzył się z pierwotną siłą. Tygrys czaił się, gotów w każdej chwili uderzyć. Czuła jego obecność za plecami. W drzwiach, niejako wbrew sobie, odwróciła się. Mężczyzna oglądał rzeźbę. Szczupły, zgrabny, w czerni. Jak drapieżnik, którego podziwiał. Uśmiechnęła się, zażenowana własną głupotą, i ruszyła ku schodom. Nie interesowała tego człowieka, przyszedł obejrzeć kolekcję starożytnej rzeźby. Za długo siedziałaś na wsi, dziewczyno, zdziczałaś, sarknęła w duchu. Teraz to się zmieni. Uciekła, schowała się, ale przyszedł czas, by wyjść z ukrycia i żyć między ludźmi. Zaczęła nieźle. Po kilku dniach czuła się w mieście, w swoim mieszkaniu, znów jak w domu. Czekała ją fascynująca praca, wybrała się do muzeum, umówiła się z Ashley na lunch. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Już sobie wyobrażała, jak za chwilę opowie przyjaciółce o spotkaniu z tygrysem. Ashley spodoba się ta historia. Zyska kolejny pretekst, by nazwać ją paranoiczką. I będzie miała rację. Bo trzeba być paranoiczką, żeby zobaczyć w przypadkowo napotkanym facecie niebezpiecznego drapieżnika.

12 Heather Graham Pomyśleć, że na nią dybie niczym na ofiarę. Ashley się ubawi. Tara zbiegła po stopniach na ulicę i zatrzymała taksówkę. Nie widziała, że tygrys wyszedł za nią z muzeum, że obserwuje, jak wsiada do auta i odjeżdża. A potem zmierza lekkim krokiem do czekającego przy krawężniku samochodu.

ROZDZIAŁ DRUGI Raf Tyler nie musiał się spieszyć. Słyszał, jak rzuciła kierowcy, żeby wiózł ją do Plaży. Kiedy taksówka odjechała, przywołał gestem limuzynę i wskoczył na przednie siedzenie. - Dokąd? - zapytał siwowłosy szofer. - Za tą taksówką. - Raf odchylił głowę i przymknął oczy. Od miesiąca był w podróży i zmęczenie dawało się we znaki, ale nie mógł pozwolić, by dziewczyna się wymknęła. Była jego ostatnią szansą na rozwikłanie zagadki. - Cholerne korki - mruknął szofer pod nosem. Raf otworzył oczy i uśmiechnął się. - Spokojnie, Sam. Tych kilka minut mnie nie zbawi. - Zgubimy, ją. - Nie zgubimy. Jedzie na lunch. - Skąd wiesz?

14 Heather Graham - Szósty zmysł - zażartował. - No, słyszałem, jak podawała adres kierowcy. Jedzie do Plaży i założę się, że jest umówiona w Dębowej Sali. Łatwo ją odnąj-dziemy. - Zachmurzył się nagle, odsunął szybę oddzielającą tylne siedzenia i zaczął szukać czegoś w schowku. Zaniepokojony poczynaniami swego pracodawcy Sam zerknął w lusterko wsteczne. - Raf? Co ty kombinujesz? Ja z tobą nie pójdę... - Jasne, że pójdziesz, wuju Samie. - Znalazł już, czego szukał: wytworną zamszową kurtkę, która miała zastąpić liberię Sama. - Mowy nie ma... - Nie mogę iść sam. Też jestem umówiony na lunch, jasne? Sam zaczął sarkać pod nosem. Kołnierzyk, który nie przeszkadzał mu dotąd ani trochę, nagle zrobił się za ciasny. - Klnę się, gdyby nie to, że pracuję dla waszej rodziny od chwili, kiedy pierwszy Tyler postawił stopę na amerykańskiej ziemi... - Chodzi o Jimmy'ego, staruszku - stwierdził z powagą Raf. - Inaczej nie prosiłbym cię o przysługę. Limuzyna zatrzymała się przed głównym wejściem do Plaży. Kiedy Sam zaczął się przebierać, hotelowy szwajcar otworzył tylne drzwi i zdumiony, że w luksusowym wozie nie widzi pasażerów, zaczął drapać się w brodę. Raf wysiadł, podszedł do zafrasowanego szwajcara i z miłym uśmiechem wręczył mu sowity napiwek. Po chwili wysiadł Sam. W zamszowej kurtce, śnieżnobiałej koszuli i krawacie wyglądał jak nobliwy biznesmen.

Uśmiech tygrysa 15 Nie lubił Plaży i nigdy nie czuł się tu dobrze. - Po co cały ten przepych - mruczał, kiedy szli przez hol. - Sam, to tylko lunch - uspokajał go Raf. - Nie zamieszkamy tutaj. - Luksus na pokaz. Wystawa, ostentacja - sarkał Sam. - Uspokój się. Ten hotel ma charakter. - Może, trochę... Kelnerzy zawsze tak na mnie patrzą, jakby czekali, kiedy użyję niewłaściwego wi- delca. - Dla nich możesz jeść choćby i palcami, bylebyś zostawił przyzwoity napiwek. Raf zatrzymał się w drzwiach do Dębowej Sali. Zanim podszedł do nich maitre d'hotel, udało mu się wypatrzyć Tarę Hill. Siedziała z rudowłosą dziewczyną, szczupłą i elegancką jak ona sama. Szczęśliwym trafem sąsiedni stolik, za plecami Tary, był wolny. Będzie mógł ją obserwować i podsłuchiwać, ona zaś musiałaby się odwrócić, by go zobaczyć. - Witam, panie Tyler. - Pojawił się maitre d'hótel. - Dzień dobry, John. Zaprosiłem wuja na lunch. Chcę mu sprawić przyjemność. Daj nam stolik z wi- dokiem. - Z widokiem? - zdziwił się maitre d'hotel. Raf uśmiechnął się szeroko. - Myślę o tej blondynce i rudzielcu. Mógłbyś nas posadzić obok nich? - Oczywiście, panie Tyler. Panowie pozwolą za mną. - Facet przypomina pingwina - mruknął Sam. Raf jęknął.

16 Heather Graham - Każdy, kto wkłada smoking, wygląda jak pingwin. Odsunął „wujowi" krzesło, po czym sam usiadł tak, by widzieć dobrze Tarę Hill. Zatopiona w rozmowie z rudzielcem nie zauważyła nowych gości. Miała na sobie prostą sukienkę z zielononiebies-kiego jedwabiu, lekko wyciętą pod szyją i przepasaną w talii złotym łańcuszkiem, ale Raf był pewien, że wyglądałaby równie pociągająco w najgorszych łachmanach. Była piękna i miała grację. Już w muzeum ocenił jej wzrost na prawie metr osiemdziesiąt, a wagę na sześćdziesiąt kilo. Fantastycznie zgrabna, miała duże, szare, pełne wyrazu oczy obramowane gęstymi, czarnymi rzęsami pięknie kontrastującymi z jasnymi, sięgającymi ramion, modnie obciętymi włosami. To miłe, że jest piękna, ale dla Rafa ważne było co innego: stanowiła klucz do rozwiązania zagadki. Była jego ostatnią szansą, być może dzięki niej podejmie na nowo ślad ginący w zbiurokratyzowanej Ameryce Południowej. Powinna być piękna, miał przecież do czynienia z Tarą Hill. Jeszcze dwa lata temu nie było w Stanach mężczyzny, który nie znałby jej twarzy. - Drinki? - spytał Sam. - Słucham? - Raf oprzytomniał. - Mam zamówić drinki? - Chcesz się czegoś napić? - Raf podniósł głowę i zobaczył cierpliwie czekającego kelnera. - Owszem, najchętniej zamówiłbym całą butelkę Black Jacka. - W takim razie zamawiaj - zaśmiał się Raf i spojrzał z rozbawieniem na kelnera. - Dwa razy Black Jack z lodem, proszę.

Uśmiech tygrysa 17 - Dziękuję, sir. - Kelner skinął głową. - Jeśli wolno coś zasugerować, polecam cielęcinę, jest znakomita. - Wreszcie odszedł. - Nie mają hamburgerów? - naburmuszył się Sam. - Dla ciebie będą mieli. Sam nie odpowiedział. Siedział sztywno, jakby kij połknął, z obrażoną miną. Raf parsknął śmiechem. - Rozluźnij się, na litość boską. Wszyscy na nas patrzą. Rozmawiaj, zachowuj się naturalnie. - O czym niby mam rozmawiać? - Sam znowu wykonał taki gest, jakby kołnierzyk go uwierał. - O czymkolwiek. Wrócił kelner z drinkami. Raf zamówił dwa hamburgery i kelner skwapliwie przyjął zamówienie, zapewniając, że to żaden problem, na specjalne życzenie pana Tylera kucharz oczywiście przygotuje hamburgery, po czym zniknął bezszelestnie. Raf zaczął podsłuchiwać, o czym rozmawia Tara Hill z rudowłosą. Szybko dotarło do niego, że to on jest tematem konwersacji przy sąsiednim stoliku. - Nie wiem, Ashley - mówiła Tara. - To było bardzo dziwne. Niezwykłe. Oglądał tygrysa, cóż to za wspaniała rzeźba, a ja miałam wrażenie, że cały czas patrzy na mnie. - Wzdrygnęła się i zaraz potem parsknęła śmiechem. - Chyba za długo siedziałam na wsi. Tak czy inaczej, skojarzył mi się z tygrysem. - Pierwotne instynkty, co? - W końcu odważyłam się przejść koło niego i nic się nie stało. Wcale mu nie chodziło o mnie. Ashley uniosła kieliszek z winem. - Podoba mi się ta historia. Może jednak chodziło

18 Heather Graham mu o ciebie. Przyciągasz uwagę facetów. Nie zapominaj, że nazywano cię najpiękniejszą kobietą świata. Tara wyraźnie się zirytowała. - Lata temu. Każda kobieta może tak wyglądać, jeśli ubierzesz ją w superciuchy i zrobisz profesjonalny makijaż. Ashley, on nie dlatego mi się przyglądał, że wyglądam jak" wyglądam. - Przed chwilą powiedziałaś, że w ogóle na ciebie nie patrzył. - Sama już nie wiem. - Z jednego się cieszę. - Tak? - Ze go zauważyłaś. Zwykle w ogóle nie zwracasz uwagi na facetów. Rozmawiasz z nimi, jesteś uprzejma, ale ich nie dostrzegasz. - Ja nie... - Jeszcze nie wszystko stracone. Cieszę się, że coś takiego zdarzyło się akurat teraz. Podróż będzie wspaniała. Zobaczysz. Jestem tego pewna. Dwanaście godzin pracy, a potem mamy czas wyłącznie dla siebie. Może nawet będziesz miała ochotę z kimś zatańczyć. - Ashley spoważniała. - Tak sobie myślę... - Mów. - Och, Taro, tak strasznie przeżyłaś tamte wydarzenia, że na dwa lata wycofałaś się ze świata. Teraz myślę, że jednak nie powinnyśmy płynąć do Caracas. Jesteś pewna, że chcesz tam wrócić? Tara uśmiechnęła się smutno. - Nie, ale podejrzewam, że po tym, co się stało, nikt poza George'em Galliardem nie da mi pracy. - Nie bądź śmieszna... - Daj spokój, Ashley. Zostałam wplątana w obrzyd-

Uśmiech tygrysa 19 liwy skandal, sprawę rozdmuchały media i nikogo nie obchodzi, czy byłam winna, czy nie. Więc może dobrze, że tak się stało, bo kiedy już znajdziemy się na pokładzie... - Raf! - Sam nagle odzyskał głos. - Wypiłbym jeszcze jednego takiego przyjaciela z lodem. - Niech cię cholera, Sam! - warknął Raf. - Przez ciebie umknęła mi bardzo ważna informacja. - Kazałeś mi mówić. - Ale cicho, Sam, cicho. - Do diabła z tym. Ta dzisiejsza młodzież. Nigdy nie wiadomo, jak was zadowolić. Raf puścił uwagę mimo uszu. Miał trzydzieści siedem lat, ale dla siedemdziesięcioośmioletniego Sa- ma ciągle był smarkaczem. - Jeśli chcesz jeszcze jednego drinka, po prostu przywołaj kelnera. Sam zaczął się podnosić. - Subtelniej, subtelniej - jęknął Raf, pociągnął przyjaciela za połę kurtki, zmuszając do ponownego zajęcia miejsca, a potem skinął na kelnera. Po chwili na stoliku pojawiły się nowe drinki. Tara wreszcie dostrzegła dwóch mężczyzn przy sąsiednim stoliku. Starszego, wyraźnie naburmuszonego pana i Tygrysa. Złotookiego, Czarnowłosego nieznajomego z muzeum. Bezwiednie sięgnęła po kieliszek i opróżniła go jednym haustem. Raf pochwycił jej wzrok. Była zdumiona i trochę przestraszona. Niech to diabli. Robiąc dobrą minę do złej gry, z uśmiechem uniósł szklaneczkę z whisky. - Najlepsze w tym kontrakcie jest to - mówiła Ashley - że zatrzymamy wszystkie ciuchy, w których

20 Heather Graham będziemy pozowały. Wyobrażasz sobie! Projekty najlepszych krawców, niektóre są warte fortunę. - Przerwała i spojrzała uważnie na Tarę. - Co się dzieje? Masz taką minę, jakbyś zobaczyła ducha. - To on. - Jaki on? - Nie patrz teraz. To ten facet, o którym ci opowiadałam. Ten, który przypomina tygrysa. Ashley natychmiast odwróciła głowę. - Mówiłam ci, żebyś się nie oglądała. - Musiałam. Skąd miałabym wiedzieć, o kim mówisz, gdybym nie spojrzała? - Ashley wpatrywała się natarczywie w Tygrysa. Tara również. Nieznajomy był wyraźnie rozbawiony tym zainteresowaniem. Uśmiechnął się, po czym zajął się swoim towarzyszem. - Fiuuu - gwizdnęła cicho Ashley. - Co myślisz? - Gdybym to ja znalazła się z nim sam na sam w sali muzealnej, na pewno bym nie uciekła. Chociaż kto wie? Niebezpieczny typ. Hipnotyczny. Trzeba prze-czołgać się przez tysiąc siedemset dziewięćdziesiąt barów dla singli, żeby znaleźć kogoś takiego. Nie, takiego nigdzie nie znajdziesz. Tacy nie włóczą się po barach. Chwytaj go, Tara. - Mówiłam ci, Ashley, że on mnie obserwował - szepnęła rozdrażniona. - Jakby szykował się do skoku. A teraz nagle pojawił się tutaj. Czy to nie dziwne? - Przyszedł na lunch, Taro. Tak jak my. - To wielkie miasto. - A jednak zbiegi okoliczności się zdarzają. Kiedyś jednego dnia jechałam dwa razy z tym samym taksówkarzem. To jest dopiero dziwne.

Uśmiech tygrysa 21 - Panie wybaczą. - Przy stoliku pojawił się kelner z platerową tacą, na niej kieliszki i wiaderko z lodem, a w wiaderku wino, sądząc po etykiecie znacznie droższe niż to, które piły. - Od pana przy sąsiednim stoliku. - Nie możemy tego przyjąć - zaprotestowała Tara. - Ależ przyjmiemy - wesołkowato rzuciła Ashley. Kelner rozlał wino. Tara milczała. Nic nie mogła zrobić poza żenującą sceną, a tego, oczywiście, nie chciała. - Proszę podziękować temu panu. - Ashley najwyraźniej świetnie się bawiła. - Cholera! Wiesz, co zrobiłaś? - prychnęła Tara, kiedy kelner odszedł. Ashley zaśmiała się, w zielonych oczach zabłysły wesołe iskierki. - Za długo żyłaś na pustkowiu. Facet interesuje się tobą, to widać. Jeśli go nie chcesz, chętnie się nim zajmę. - Bardzo proszę. - Droga Taro, masz zamiar uschnąć z powodu jednego nieprzyjemnego epizodu? - Nieprzyjemnego? - Zgoda, $to zbyt łagodne określenie, ale przez tego... Tina Elliota nie możesz skreślać wszystkich facetów. Już wiem! Wzięłaś to zlecenie, żeby pojechać do Caracas. Łudzisz się, że go odnajdziesz... - Nie mam zamiaru go szukać! - Stałaś się twarda, cyniczna. Odnosisz się do wszystkich z rezerwą. Gdybyś go znowu zobaczyła... - Nie traktuję nikogo z rezerwą. Po prostu Tin uświadomił mi, jacy potrafią być mężczyźni. Sporo się od niego nauczyłam.

22 Heather Graham - Uhm. Bawisz się nimi. Żadnego nie traktujesz poważnie. Spotykasz lekkoduchów i ludzi odpowie- dzialnych, playboyów w błyskawicznym tempie przepuszczających rodzinne fortuny i szanowanych finansistów, do wszystkich uśmiechasz się uprzejmie przy drinku, a potem zatrzaskujesz drzwi. Kogoś powinnaś przez nie wpuścić. - Ashley, nie mam ochoty nikogo wpuszczać... Przerwała. Uświadomiła sobie ze zgrozą, że Tygrys podszedł do ich stolika i stoi tuż koło niej. Powoli podniosła wzrok: dżinsy z czarnego sztruksu, jedwabna koszula, skórzana kurtka. Wreszcie twarz. Ogorzała, rysy piękne, wyraziste. Zbyt ciemna, zbyt wysmagana wiatrem i spalona słońcem jak na zasnuty mgłą Nowy Jork. Nienaganne maniery. I ze wszech miar naganna obecność. Nie pasował do wielkiego miasta. Jego miejsce było w dżungli, razem z wielkimi kotami... - Przepraszam, mogę zająć paniom chwilę czasu? Tara uniosła kieliszek i wychyliła jego zawartość, mierząc nieznajomego czujnym i zniechęcającym, taką miała nadzieję, spojrzeniem. Wino dodało jej kurażu. Szybko znalazła właściwe słowa: - Pan wybaczy, ale wolałybyśmy... - Proszę siadać - zaprosiła natręta zachwycona Ashley. - Dziękuję. Nie przestawał wpatrywać się w Tarę, ale to Ashley najpierw podał dłoń. - Raf Tyler. - Miło mi, panie Tyler - powiedziała Ashley ze

Uśmiech tygrysa 23 śpiewnym akcentem damy z Południa. - Ashley Dane, a to Tara Hill. I znowu to uważne spojrzenie złotobrązowych oczu. Tara nagle odniosła wrażenie, że ten człowiek ją zna, że dobrze wiedział, kim ona jest, zanim jeszcze spotkali się w muzeum. - Przepraszam, że się narzucam, ale nie widziałem innego sposobu. - Spojrzał na Ashley. - Spotkałem dzisiaj pannę Hill w muzeum i kiedy zobaczyłem ją tutaj, pomyślałem, że to zrządzenie losu. - Zrządzenia losu to coś, czego nie należy lekceważyć. - Ashley omal nie rozpłynęła się z zachwytu. Tara kopnęła ją pod stołem, ale przyjaciółka, zamiast w pokornej ciszy przyjąć napomnienie, głośno krzyknęła: - Au! Nie zabrzmiało to zbyt taktownie, a i Tara też nie zamierzała bawić się w subtelności, bo stwierdziła zjadliwie: - Dość bezceremonialnie opuścił pan swoje towarzystwo. - Mój wuj - Tyler uśmiechnął się lekko - właśnie skończył lunch i wyszedł. Spieszył się na spotkanie. Tara odwróciła głowę. Starszy pan rzeczywiście zniknął. Pojawił się natomiast kelner i napełnił ponownie kieliszki. Serce biło jej gwałtownie. Czuła lęk, ale i podniecenie, choć mówiła sobie, że Tyler jest tygrysem, który wyszedł na łów. Tylko tygrysem... A jednak nie wydawał się natrętny i chyba tak naprawdę nie był zainteresowany jej osobą. Kiedy próbowała dojść do ładu z emocjami, on prowadził

24 Heather Graham swobodną rozmowę z Ashley. Musiał wiele podróżować, bo wymieniali uwagi o różnych krajach. Opowiadał, że Tylerowie mają udziały w wielu koncernach, ale ich główną branżą jest jubilerstwo, i z tym związane są jego podróże. Ashley, cała w uśmiechach, upiła łyk wina. - Panie Tyler, od dawna zajmuje się pan biżuterią? - Raf - sprostował delikatnie. - Dobrze, Raf. A więc od dawna zajmujesz się biżuterią? - Od dwóch lat. Po kilkuletniej przerwie wróciłem do interesów. - Spojrzał na Tarę. - Nie pije pani wina. Nie smakuje? - Przeciwnie, bardzo dobre. - Gdy uniosła kieliszek, ogarnęła ją złość, że to zrobife. Tyler uśmiechnął się. Ten uśmiech, błysk w złotobrązowych oczach... Facet zdecydowanie wytrącał ją z równowagi. Wrócił do rozmowy z Ashley i zaczął rozprawiać o pełnomorskich rejsach wycieczkowych. Tara zauważyła, że mówi z lekkim, ledwie słyszalnym obcym akcentem. Brytyjskim, chociaż nie angielskim. Szkockim? Walijskim? Nie potrafiła odgadnąć. Najchętniej powiedziałaby mu, żeby się odczepił, ale nie dawał jej pretekstu. Zdawał się zainteresowany wyłącznie Ashley, a ta nie miała nic przeciwko jego towarzystwu. Powinna zostawić ich samych. Tak zrobi. Pożegna się, dopije tylko wino. Cztery kieliszki na pusty żołądek, bo lunchu prawie nie ruszyła. W ogóle nie powinna pić. Tin ciągle jej to powtarzał, bo po alkoholu zupełnie traciła głowę. Czy rzeczywiście z powodu Tina zrobiła się taka

Uśmiech tygrysa 25 nieufna? Jedyny poważny związek w jej życiu i tyle bólu... Zdrada, potem tragedia. Tin. Przystojny, pełen uroku, wspaniały Tin. Od początku byli niedobraną parą. Kiedy go poznała, była naiwna, łatwowierna. Nie podejrzewała, że może ją skrzywdzić. Ale Tygrys? Przy tym człowieku nawet Tin wydawał się łagodnym barankiem. Raf Tyler. O co mu chodzi? Czego chce? Czyżby rzeczywiście na nią polował? Poczuła lodowaty dreszcz. Był dziennikarzem? Nie, z pewnością nie, uspokajała samą siebie. Dziennikarze nie fundują drogich win, nie ubierają się z wyszukaną, niedbałą elegancją, brak im wyrafinowania, którym odznaczał się Tyler. Po prostu przypadkowy facet, chociaż bez wątpienia doświadczony, wpływowy, przystojny, męski. Gdyby nie była taka... ostrożna, może nawet ucieszyłaby się z jego towarzystwa. Był miły, umiał prawić komplementy. Nie miała powodów być wobec niego niegrzeczna. Jeszcze jeden kieliszek wina, pomyślała markotnie, i ona też stanie się bardzo miła. Dlaczego nic nie zjadła? To przez niego. Była nim urzeczona, wręcz zahipnotyzowana. jNie potrafiła jeść, nie potrafiła wstać i wyjść. Co jakiś czas podnosiła kieliszek do ust, jedyny gest, który była zdolna wykonać. Dopiero niedawno wróciła z dobrowolnego wygnania, przeprosiła się ze światem, zaczęła widywać ludzi. Życie na farmie na północy stanu była proste. Sąsiedzkie pogawędki, zakupy w sklepie pana Mortona, żadnych trosk, stresów, obowiązków. Nikt nie znał jej prawdziwego nazwiska. Miała swój ogród, swoje rysunki, konne przejażdżki po lesie, kąpiele w jeziorze.

26 Heather Graham Wszystko układało się wspaniale do momentu, kiedy oszczędności zaczęły się kończyć. Doszła do punktu, w którym należało podjąć radykalną decyzję: teraz albo nigdy. Zrozumiała, że musi wrócić do pracy, do realnego świata. Nie można uciekać w nieskończoność. Czas ją zahartował. Potrafiła się uśmiechać, słuchać pochlebstw, prowadzić lekkie, niezobowiązujące rozmowy przy drinku, bywała na proszonych kolacjach, ale zachowywała dystans. Owszem, spotykała także miłych ludzi, nawiązywała przyjaźnie, ale po tym, co przeżyła z Tinem, nie pozwalała zbliżyć się do siebie żadnemu mężczyźnie. Były w ich związku dobre chwile, te jednak zatarły się w pamięci, przekreślone przez koszmarne zakończenie. Tin zdradził ją, zawiódł. Wykorzystał. Tak naprawdę nigdy się z nią nie liczył. Uśmiechnęła się do własnych myśli. Nigdy już nikomu nie zaufa, wyleczyła się z łatwowierności. Nie da się zwieść słodkim słówkom i zaklęciom. Nie, nie była zimna z natury. Myślała, że taką postawę dyktuje jej rozum, a tak naprawdę wciąż była odrętwiała wewnętrznie, niezdolna do serdecznych uczuć po okropnych przeżyciach z Tinem. A teraz miała kompletny zamęt w głowie. Świat zawirował. Wszystko nagle się zmieniło. To Raf Tyler tak na nią działał. Ledwie go poznała, z miejsca wdarł się w jej życie z gwałtownością... dzikiego, groźnego zwierzęcia. Z bezwzględnym impetem drapieżnika. Nie, pomyślała, to niemożliwe. To tylko zaskoczenie zmąciło jej spokój, zachwiało równowagę. Ochłonie i zaraz wszystko wróci do normy. - Mieszka pan w Nowym Jorku, panie Tyler?

Uśmiech tygrysa 27 - zapytała z wymuszonym uśmiechem, włączając się do rozmowy. Ashley i Raf spojrzeli na nią z rozbawieniem. - Wróciła do nas - zauważył. - To wino - konspiracyjnie wyznała Ashley. - i bardzo proszę, Taro, nie kop mnie już pod stołem - zareagowała na groźny błysk w oku przyjaciółki. - Raz wystarczy. - Nie może pić? - zainteresował się Tyler. - W ogóle nie powinna tykać alkoholu - poinformowała Ashley uczynnie. - Może od razu przedstawisz naszemu nowemu znajomemu całą moją biografię, od dnia urodzin po dzień dzisiejszy? - zaproponowała Tara zjadliwym tonem. Ashley bawiła się znakomicie, ale kochała Tarę z całego serca. Była przekonana, że jeśli przyjaciółka ma jeszcze kiedyś posmakować szczęścia, należy rzucić Ją na głęboką wodę. - To wieśniaczka. Dziewczę przeniesione do miasta z dzikiej głuszy. Miała siedemnaście lat, właśnie skończyła szkołę średnią, kiedy wypatrzyła ją agentka George'a Ga^liarda. I tak przerobili naszą Tarę na zjawiskowe stworzenie, które masz przed sobą - pokpiwała beztrosko Ashley. - Oczywiście nadal ma słabość do chodzenia w dżinsach. I wygląda uroczo z sianem we włosach. - Tego jestem pewien - zgodził się Tyler. Spojrzał jej prosto w twarz, jakby pieścił ją wzrokiem. Sala zawirowała, Tara poczuła uderzenie fali gorąca. To na pewno wino... Udało jej się uśmiechnąć.

28 Heather Graham - Bardzo mi było miło poznać pana. A teraz wybaczcie, ale... Usiłowała wstać i, o wstydzie, osunęła się z powrotem na krzesło. Wesoła dwójka parsknęła śmiechem, po czym Tyler nachylił się i współczującym gestem dotknął dłoni Tary. - Wino potrafi być zdradzieckie - powiedział cicho. - Nieraz przekonałem się na własnej skórze, jak potrafi uderzyć do głowy. A pani przecież nic nie jadła... - Ja... Po co odpowiada, dlaczego tłumaczy się przed obcym człowiekiem, który bezceremonialnie zakłócił im lunch? Tyler podniósł się, podszedł do niej i szepnął do ucha: - Proszę wstać, podtrzymam panią. Zmienimy lokal. Musi pani coś zjeść. Chciała stanowczo odmówić, ale zdradliwe usta milczały. Czuła dotyk Rafa. Położył delikatnie dłonie na jej ramionach i to wystarczyło: znowu ten sam zamęt w głowie, nad którym nie potrafiła zapanować. Tyler był silny, sprawiał wrażenie, jakby przy nim nic zagrażać nie mogło. I fascynował ją tak, jak dotąd nie fascynował jej jeszcze nikt. Najchętniej padłaby mu w ramiona. Nie, najchętniej zniknęłaby stąd, zaszyła się w jakimś bezpiecznym miejscu i zapomniała o tym człowieku na zawsze. Może wtedy uchroniłaby się przed jego tygrysią potęgą. Za późno. Stała już, Tyler podtrzymywał ją w talii, czuła jego dłonie. Zaborczy dotyk.

Uśmiech tygrysa 29 Jakby tygrys dosięgnął wreszcie ofiary. Nie protestowała, nie broniła się. Była jak sparaliżowana. Tygrys lubi przez chwilę pobawić się swoją ofiarą, a potem... potem zadaje morderczy cios. Oparła się na jego ramieniu, niepomna na kołaczące w głowie ostrzeżenia, niepomna na własną mądrość. Czuła się, jakby została stworzona tylko po to, by Tygrys mógł ją zagarnąć dla siebie. Co się z nią, u diabła, dzieje?! Nie jest przecież pierwszą naiwną, zna świat, zna życie, uważa się za osobę rozumną. A on? On jest ni- czym prawdziwy tygrys, pełen zatrważającej witalno-ści, żywiołowy, niebezpieczny, zmienny i pełen uroku. I bardzo męski. Bezczelnie, wyzywająco męski. Emanujący seksem. Każda idiotka gotowa rzucić mu się w ramiona na Jego jedno skinienie. Tara wyprostowała się. Nie jest idiotką. Dostała gorzką nauczkę od życia i niepotrzebna jej kolejna. Do diabła, Raf Tyler chce ją usidlić.

ROZDZIAŁ TRZECI Odsunęła się od niego. Stała na niepewnych nogach, ale o własnych siłach. Gdy Tyler poszedł do szatni po płaszcze, Ashley została z nią. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że przesiedzieli przy stoliku prawie trzy godziny. Zbliżała się pora obiadu i całkiem logiczne wydawało się poszukanie restauracji, w której mogliby kontynuować zaczęte przy lunchu spotkanie. Tara pokręciła głową. - Nie wiem, czy powinnyśmy... Nawet nie zapłaciłyśmy za siebie. - Tyler kazał zapisać wszystko na swój rachunek - oznajmiła Ashley beztrosko. Nic nie było w stanie zmącić jej dobrego humoru. - Jak mogłaś mu pozwolić? - Tara, to tylko lunch, a nie wystawna kolacja w Bonsoir Hotel.