anja011

  • Dokumenty418
  • Odsłony55 975
  • Obserwuję54
  • Rozmiar dokumentów633.4 MB
  • Ilość pobrań32 383

ViA 11 ( CAŁOŚĆ )

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :4.7 MB
Rozszerzenie:pdf

ViA 11 ( CAŁOŚĆ ).pdf

anja011 EBooki Wampiry w Ameryce
Użytkownik anja011 wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 294 stron)

~ 1 ~

~ 2 ~ D B Reynolds – Vampires in America 11 The Vampire Wars - Lucifer Tłumaczenie: panda68

~ 3 ~ Prolog Dzień dzisiejszy, Montreal, Quebec, Kanada Colin Murphy zwisał ze swoich więzów, liny wgryzały się w jego nagie ramiona i paliły świeże rany na wierzchu starych, wrzynając się w jego nadgarstki i kostki. I to była dobra część. Skrzywił się na swoje własne skrzywione poczucie humoru, ale to była jedyna rzecz, która trzymała go przy zdrowych zmysłach. Gdy pomyśli o wszystkich innych uszkodzeniach, jakie zrobili, wszystkich innych rzeczach, jakie wykonali… Zamknął swoje myśli i sięgnął do więzi partnerskiej, jaką dzielił z Sophią, tej błyszczącej, niezniszczalnej nici, która wiązała ich razem. Była tam, ale stała się cienka i krucha, i tak bardzo odległa. To było tak, jakby między nimi stało milion umysłów, a każdy jeden z nich domagał się uwagi, blokując mu drogę do niej. To była krew. Jego żołądek wywrócił się na wspomnienie tego jak wlewali mu krew do gardła, jak zmuszali jego ciało, żeby uzdrowiło się z ran po ich torturach noc po nocy. Może robili to, żeby dać sobie nowy podkład na każdą nową, bardziej straszną sesję. W końcu nerki mogły pęknąć tylko raz; kości mogły połamać się na tak wiele kawałków… chyba, że ciało uzdrawiało się raz za razem. Ale to była tylko część ich motywacji. Napełniając go krwią innego wampirzego pana, pozwalając tej krwi uzdrawiać go raz za razem, rozmywali jego połączenie z Sophią, osłabiając je noc po nocy, aż ledwie czuł ją w tyle swojego umysłu. Otworzyły się drzwi. Poczuł mokrą ziemię i powiew zgnilizny, co mówiło, że lokalizacja jest położona pod ziemią. Z wysiłkiem otworzył oczy, które były bardzo spuchnięte, prawe było wypełnione krwią, przez co widział wszystko przez mgłę czerwieni. To nie powstrzymało go od rozpoznania wampira, który przed nim stanął. - Spójrz na siebie – powiedział zdrajca, kły miał obnażone w zadowolonym uśmieszku. – I nadal nie chcesz jej zdradzić. Jezu, Colin, skoro tak bardzo lubisz wampirzą cipkę, mogę znaleźć ci jakąś, z którą o niebo łatwiej będzie się żyło. To znaczy, Sophia to świetna dupa, ale, rany, to kompletna suka. Zawsze na górze, prawda? – Zdrajca zaśmiał się ze swojego własnego żałosnego żartu.

~ 4 ~ Colin ledwie słuchał. Do diabła, ledwie słyszał. Dzisiaj o jeden raz za dużo uderzyli w jego uszy; nerwy wciąż były odrętwiałe. Był całkiem pewny, że jego słuch ostatecznie wróci, nawet bez ich cholernego leczenia krwią. W końcu, to nie było jego pierwsze przesłuchanie. Nikt nie spędza piętnastu lat w Navy SEAL bez otrzymania jakiś ran. Oczywiście, całkowicie uzdrowi się tylko wtedy, gdy planowali wypuścić go żywego po tym wszystkim. W co wątpił. Tortury były wyłącznie dla ich zabawy, trwające długo po tym jak udawali, że jeszcze go przesłuchują. Tak naprawdę nie potrzebowali od niego informacji. Zdrajca mógł dostarczyć większość informacji, jakich potrzebowali, a Colin służył tylko jego celom siedząc w tym pokoju, uwięziony. Albo tak myśleli. Byli głupcami, jeśli sądzili, że jego Sophię można tak łatwo oderwać od jej obowiązków, od jej prawdziwego celu. Była jego kochanką i jego partnerką, miłością jego życia. Będzie go szukała i nigdy nie odpuści, pomimo ich słabnącej więzi i jego głębokiej lokalizacji pod ziemią. Ale przede wszystkim była wampirzym lordem – Lordem Terytorium Kanadyjskiego, jednym z najpotężniejszych wampirów w Ameryce Północnej i na świecie. Rozumiała lepiej od innych, że jego porwanie było spiskiem, żeby rozproszyć ją od obrony jej terytorium, a ona w niego nie wpadła. Sophia będzie trzymała swoich ludzi razem i pokona tych, którzy myśleli zabrać jej terytorium siłą. Potem zgniecie na proch tego zdradzieckiego łajdaka stojącego przed nim. Colin miał tylko nadzieję, że będzie żył wystarczająco długo, żeby to zobaczyć. Albo, do diabła, przynajmniej wystarczająco długo, żeby jeszcze raz ją zobaczyć. Nawet jeśli to byłby tylko pocałunek na pożegnanie. Tłumaczenie: panda68

~ 5 ~ Rozdział 1 Toronto, Ontario, Kanada Sophia stała w windzie, zimna stal ściany za nią wsiąkała w mięśnie jej pleców. Powinna się odsunąć, ale czuła się dziwnie bezwolna. Musiała się skupić, nałożyć swoją maskę gracza. Albo jedną z tych innych sportowych analogii, które mężczyźni tak lubili, taką, której używali, żeby sprostać wyzwaniu. Dzisiaj nie będzie wyzwań z żadnej strony, ale nadal musiała odegrać swoją rolę. Była wampirzym lordem. Nie mogła sobie pozwolić na pokazanie słabości czy niezdecydowania, zwłaszcza nie w środku tego, co Colin nazywał wampirzą męską imprezką. Wszyscy mężczyźni i wszyscy potężni nie umywali się do opisu wampirów alfa czekających na nią na dole w sali konferencyjnej, w tym największego alfy z nich wszystkich… Raphaela. Westchnęła w duchu, gdy winda się zatrzymała. Jej ochroniarz, Eleanor, wyszła przed nią, kiedy drzwi rozsunęły się, żeby ukazać parę jej własnych wampirów czekających na korytarzu tuż obok. Zabrała z Vancouver swoją własną ochronę, ponieważ chciała być pewna ich lojalności. Albo, przynajmniej, bardziej pewna niż była w stosunku do jakiekolwiek wampira z Toronto. Oficjalnie byli jej winni tę samą wierność, co te w Vancouver, ale w tej chwili można było usprawiedliwić jej wątpliwości w ich lojalność. Eleanor przyjrzała się starannie obu czekającym strażnikom zanim wysiadła z windy i natychmiast przesunęła się na bok, robiąc miejsce dla Sophii, żeby wyszła na korytarz. Eleanor była jedyną kobietą w jej grupie ochroniarzy. Była niezwykle silna, w czysto fizycznym znaczeniu. To był jej dar, inny niż wampirze moce. Była również nieustraszona, inteligentna i całkowicie lojalna. Do tego, miło było mieć drugą kobietę w pobliżu. Nieważne, co ktoś mówił, kobiety i mężczyźni po prostu nie myśleli w ten sam sposób. Czasami, kiedy Sophia musiała przetrwać jeszcze jedno niekończące się spotkanie, wszystko, co mogła zrobić to nie spojrzeć na Eleanor i przewrócić oczami, wiedząc, że druga kobieta doskonale rozumie to uczucie. Jednak Eleanor nie została wybrana na strażniczkę Sophii ze względu na swoją płeć. Wygrała tę pozycję, triumfując nad wszystkimi innymi kandydatami w serii brutalnych

~ 6 ~ walk zorganizowanych specjalnie przez Colina w celu zapełnienia grupy ochrony Sophii. Był zadowolony, kiedy Eleanor wysforowała się przed innych, wydawał się rozumieć, nawet przed samą Sophią, że obecność kobiety będzie użyteczna. Taki był Colin. Był o wiele bardziej spostrzegawczy, co do ludzi, niż ona. Ta myśl niemal wywołała jej uśmiech, dopóki bardziej świeże obrazy niego nie pokazały się z przodu jej umysłu, wycierając wszystko inne, wyzwalając ostry strach, który ścisnął jej serce. Przed wydarzeniami z ostatniego miesiąca, mogłaby przysiąc, że każdy członek ich starannie wybranej grupy ochroniarzy był lojalny. Teraz, nie ufała nikomu oprócz Eleanor. I to dlatego to spotkanie było konieczne. Eleanor zbliżyła się, gdy szły korytarzem. - Wszyscy czekają w sali konferencyjnej, moja pani. Sophia przytaknęła bez słów. Stawka dzisiaj była zbyt wysoka, osobowości zbyt drażliwe, wampiry cholernie potężne, by rozważać przewracanie oczami czy coś innego. Umocniła się w tym, co musiała zrobić i wkroczyła do sali konferencyjnej, zatrzymując się w drzwiach, żeby przyjrzeć się wampirzym współlordom. Po drugiej stronie pokoju stał Rajmund, Lord Północnego Wschodu. Odwrócił się od przytłumionej rozmowy ze swoim zastępcą jak tylko zauważył Sophię. Nie znała Raja – jak lubił być nazywany – zbyt dobrze. Oczywiście spotykali się na poprzednich zebraniach. Ale to nie było spotkanie Rady. To było dyskretne zebranie pewnych lordów, że odnieść się do bardziej specyficznej części o wiele większego problemu. Tym problemem byli cholerni Europejczycy, którzy sobie umyślili, że Ameryka Północna potrzebuje kilku więcej wampirzych lordów. Wyraźnie czuli, że ich obowiązkiem było namieszać na tym kontynencie tak samo źle jak na swoim. Raj był zazwyczaj mniej formalny niż reszta nich, ale dzisiaj powitał ją tylko stonowanym, Sophio. Ponieważ nawet on rozumiał, że to było szczególnie poważne spotkanie. Obok Raja był Aden. Już siedział, kiedy weszła, ale wstał, żeby ją powitać. Podobnie jak Raj, był bardzo dużym mężczyzną, obaj byli barczyści i wysocy. Był również uderzająco przystojny, z czarnymi włosami i najciemniejszymi niebieskimi oczami, jakie kiedykolwiek widziała otoczonymi gęstymi, czarnymi rzęsami.

~ 7 ~ - Lady Sophio – powiedział, jego głos i formalna mina nie pokazywały, co czuł odnośnie dzisiejszego zebrania. Po dokonaniu formalności, Raj i Aden niemal natychmiast pochylili się do prywatnej rozmowy, a Sophia zdusiła westchnienie. I tak nie chciała z nimi rozmawiać. Nie wzywała Adena czy Raja na pomoc w obecnej sytuacji – wezwała Raphaela. On był tym, którego najlepiej znała, tym, który tu był, kiedy jej Pan, Lucien, popełnił samobójstwo i przekazał jej terytorium, którym rządził przez setki lat przed nią. Raphael mógł łatwo zabić ją w tamtej chwili i przejąć terytorium dla siebie. Zamiast tego, zaproponował jej rozejm. Prawdopodobnie był najpotężniejszym wampirem na świecie, niekwestionowanym przywódcą sojuszu Ameryki Północnej. Więc jako taki, postanowił włączyć Adena i Raja w dzisiejsze zebranie. I chociaż ich obecność tutaj wskazywała na ich chęć wsparcia jej i sojuszu, Sophia chciała czegoś więcej. Chciała gwarancji Raphaela. Nie wstał uprzejmie na nogi, żeby ją powitać, kiedy weszła do pokoju. Siedział spokojnie u szczytu stołu, jakby tu należał, nawet jeśli to było jej terytorium i, tym samym, jej spotkanie. Jak pozostali, Raphael miał ze sobą swojego zastępcę. Jared był złowrogo przystojnym wampirem afrykańskiego pochodzenia, który obserwował ją uważnie, jakby czekał aż rozsypie się na kawałki. Sophia nie miałaby nic przeciwko luksusowi rozsypania się. Ale to byłoby zbyt łatwe i nie miałoby sensu. Więc tak się nie stanie. Partnerka Raphaela, Cynthia, również z nim była, siedząc tak blisko, że stale się dotykali. Jej obecność nie była typowa dla tego rodzaju spotkań, ale Sophia nie była zaskoczona. Jedno wiedziała, że jej prośba o dzisiejszą obecność Raphaela, złapała go dosłownie w powietrzu, ponieważ on i Cynthia – albo Cyn jak ją nazywano – wracali do Kalifornii ze Środkowego Wschodu. Co ważniejsze, Cyn była jednym z najniebezpieczniejszych ludzi, jakich Sophia kiedykolwiek spotkała, a Colin zawsze ją lubił i szanował. Sophia wiedziała również, że Cyn odwzajemnia ten sentyment. Cyn niemal non-stop przez ostatnie tygodnie próbowała dotrzeć do Colina i Sophia wiedziała, że niepokój ludzkiej kobiety, i jej obecność, w dużej części przyczyniło się do tego, dlaczego Raphael zareagował tak szybko jak to zrobił. Ponieważ zniknięcie Colina było powodem tego spotkania. To dlatego Raj był tak nietypowo poważny, a Aden życzliwie uprzejmy. Ktoś porwał jej Colina – jej partnera, miłość jej życia. Kiedy czterech wampirzych lordów w tym pokoju wymieniało uprzejme pozdrowienia i szeptane zapewnienia, Colin był rozrywany – połamane kości, zniszczone organy, krzyczący w agonii.

~ 8 ~ Nie musiała spekulować, że te rzeczy się dzieją. Wiedziała to. Ponieważ jego porywacze dostarczali bieżące zdjęcia z jego tortur, przekazywali nocne dowody jego traktowania z ich rąk, w formie zdjęć, które nie tylko dokumentowały jego tortury, ale nie zostawiały również wątpliwości w jej umyśle, że był karmiony uzdrawiającą krwią jakiegoś innego wampira na koniec każdej sesji. Z jednej strony, była zadowolona, że Colin miał chociaż małe wytchnienie od swojej męki. Z drugiej… to wyjaśniało, dlaczego nie mogła go zlokalizować, dlaczego ich więź była napięta do punktu przerwania, ale nigdy poza ten punkt. Wampiry, które złapały Colina, miały moc, by osłabić jej połączenie z nim – więżąc go głęboko pod ziemią, używając samej mocy ziemi, by przesłonić więź partnerską, osłabiając ją ich krwią. Ale tak długo jak żyła, tak długo jak żyli oboje, więź nigdy nie zostanie przerwana. Nie pozwoli na to. - Sophia – odezwał się Raphael, jego głęboki głos był pełen niespodziewanego współczucia. Łzy zaszczypały ją w oczach, ale nie pozwoliła im popłynąć. Colin nie potrzebował płaczliwej kobiety, potrzebował potężnego wampirzego lorda, jakim była jego partnerka. - Dziękuję, że przyjechałeś – powiedziała do Raphaela. - Oczywiście – mruknął. – Wiesz coś więcej? Potrząsnęła ostro głową. - Wciąż żadnych żądań okupu. Tylko… zdjęcia, a dzisiaj jeszcze krótkie wideo. Raphael wymienił szybkie spojrzenie z Cyn. Jego szczęki się zacisnęły, a kiedy spojrzał ponownie na Sophię, nie było już śladu współczucia, tylko zimne spojrzenie absolutnie potężnego wampira. To bardzo odpowiadało Sophii. Nie potrzebowała współczucia. Potrzebowała jego przenikliwości i jego okrucieństwa. - Wiem, że zgadzasz się, co do potrzeby skoordynowania wysiłków – powiedział. – I jestem pewny, że wolałabyś pokierować poszukiwaniami swojego partnera, ale… - Mylisz się – wtrąciła, nawet jeśli chciała się z nim zgodzić. Z każdym uderzeniem serca, jej potrzeba Colina rosła. Nie chciała nic więcej jak wytropić jego porywaczy i pomalować ściany ich krwią, a potem trzymać go tak blisko siebie, żeby to już się nigdy więcej nie zdarzyło.

~ 9 ~ Nie zamierzała zrobić żadnej z tych rzeczy. No cóż, może pomalowałby kilka ścian, ale dopiero po tym jak pokona i zabije wampira, który naprawdę był za to odpowiedzialny. Nie porywaczy Colina – chociaż zapłacą za to, co zrobili. Ale to europejski wampirzy lord myślał, że może wparować i zabrać jej terytorium. Dupek, który myślał, że ponieważ jest kobietą, będzie łatwym celem, że może porwać jej partnera i zredukować ją do płaczącej miazgi bezużyteczności. Wściekało ją, że jej właśni sojusznicy myśleli tak samo, że Raphael przyjął, że musi wyperswadować jej obronę jej własnego terytorium. Sophia spojrzała i odkryła przyglądającą się jej uważnie Cyn, oceniającą ją, czekającą na to, by zobaczyć, co zrobić. Sophia uniosła jedną brew, brwi Cyn wygięły się w odpowiedzi, jej usta zacisnęły w kpiącym uśmiechu. Raphael mógł nie rozumieć, ale jego partnerka z pewnością tak. Wiedziała jak to jest być raczej ocenianą za piękno i kobiecość, niż za odwagę i umysł. Nie wspominając o jej gotowości do zabicia, by bronić tego, co ma dla niej znaczenie, w co wierzy. Sophia słyszała opowieści. Wiedziała, co Cyn zrobiła, żeby uwolnić Raphaela na Hawajach, co zrobiła jeszcze przed tym w Teksasie. Cyn mogła być jedyną osobą w pokoju, która to rozumiała, podczas gdy Sophia, bardziej niż wszystko inne, pragnęła rzucić to wszystko i poświęcić się znalezieniu Colina, chociaż wiedziała, że inni również prowadzą poszukiwania. Ale tylko ona mogła chronić swoich ludzi, tropiąc i zabijając wampira stojącego za tym spiskiem. - Nie zrozum mnie źle – mówiła dalej Sophia, jej spojrzenie przemknęło po pokoju, by objąć pozostałych trzech wampirzych lordów. – Chcę, żeby mój partner wrócił cały i zdrowy, ale jest gdzieś w mieście Montreal, i jeśli mam utrzymać moich ludzi bezpiecznych i bronić tego, co moje, muszę wrócić do Vancouver. Proszę cię nie o to, żebyś bronił mojego terytorium, ale żebyś znalazł Colina. - Mówisz, że on jest w Montrealu – odezwał się Aden, a Sophia mogła przysiąc, że w jego oczach był nowo odnaleziony szacunek. – Więź partnerska nie zawęża tego ani trochę bliżej? Szczęki Sophii zacisnęły się. Bolało ją przyznanie się, że jej wrogom udało się osłabić jej więź z Colinem. To nie powinno być możliwe i prawdopodobnie nie byłoby, gdy byli dłużej związani. Gdyby nie zmarnowała… natychmiast odcięła ten pociąg myśli. Teraz nie był czas na odgrzewanie przeszłych historii. - Każdej nocy po tym… – Musiała przełknąć gulę, która urosła na myśl o tym, co robili Colinowi i dlaczego. – … jak go torturują, karmią go krwią jakiegoś innego

~ 10 ~ mistrza, by mógł się uzdrowić, żeby mogli… – Wciągnęła pokrzepiający oddech. – … żeby mogli znowu go torturować, noc po nocy. - Dranie – mruknęła Cynthia. Sophia zmusiła się, że kontynuować. Nie mogła pozwolić, by zobaczyli cierpienie szarpiące jej duszę na myśl o Colinie i o tym, co znosi. - Jestem pewna, że trzymają go pod ziemią, chyba w jakiejś piwnicy. Widzę ciężar otaczającej go ziemi. - Podziemne miasto? – zapytał Rajmund, ale Sophia potrząsnęła głową. - Zbyt cywilizowane. Jego więzienie jest prymitywne, ściany ledwie zrobione. Jest wilgotno i zimno, z napierającą ziemią. - Masz ludzi w Montrealu? – zapytał Aden. Zmarszczyła brwi. - Byłego zastępcę Luciena, Darrena Yamanakę, który jest Panem Montrealu, oraz Toronto i Quebecu, jest tam moim głównym reprezentantem. Niestety, wiemy, jako fakt, że ktoś zdradził Colina jego porywaczom, a ja jeszcze nie wiem, kto to jest. To oznacza, że nie wiem, komu ufać wśród moich ludzi. Potrzebuję kogoś spoza terytorium, kogoś na tyle silnego, żeby żądał szacunku od moich wampirów. Kogoś, kogo mogę być pewna, że rzeczywiście będzie szukał Colina, a nie pomagał jego porywaczom go torturować. Prawda tego frustrowała Sophię. Kanada była ogromnym terytorium, z ludźmi rozsianymi po całym kontynencie, ale przeważnie zgromadzonymi w kilku większych miastach. To znaczyło, że jej wampiry były podobnie rozproszone. Niestety, odległość pomiędzy jej siedzibą główną w Vancouver na wschodnim wybrzeżu, a innymi głównymi miastami na wschodzie, uniemożliwiało jej utrzymywanie bliskich stosunków ze wszystkimi jej wampirami. Musiała ufać swoim podwładnym, że poradzą sobie za nią i liczyć na ich lojalność wobec jej osoby. Osobista lojalność należała się każdemu wampirzemu lordowi, a ona przed tym nie miała powodu wątpić w swoich ludzi. Zanim w jednej chwili Colin zniknął. Nawet nie miał czasu, żeby przesłać jej ostrzeżenie, dać jej jakąś wskazówkę, co do tożsamości zdrajcy. Po prostu zaginął. To było prawie tak, jakby jego porywacze znali jej rutynę, wiedzieli, że ten szczególnej nocy i o tym szczególnym czasie, będzie pogrążona w

~ 11 ~ negocjacjach umowy dotyczącej nowego kompleksu mieszkaniowego w mieście Vancouver. To była jeszcze jedna wskazówka, że została zdradzona, że Colin został oszukany przez kogoś, komu ufał na tyle, żeby pozwolić zbliżyć się do niego. To wywołało jej niechęć do polegania na którymkolwiek z jej ludzi w sprawie poszukiwania jej zaginionego partnera. Zastępca Adena, Bastien, pochylił się i wyszeptał coś do ucha swojego pana. Aden słuchał zamyślony, a potem przytaknął. - Mam kogoś – powiedział do niej. – Z twoim pozwoleniem, oczywiście. Jest młody wampir pośród moich strażników. Młody, ale potężny – dodał, kiedy Sophia już miała zaprotestować. – Jest szczególnie uzdolniony w sprawach, których potrzebujemy, że tak powiem, o delikatnym dotyku. Jest czarujący jak diabli i upiornie błyskotliwy. Nie ma formalnego wykształcenia, oczywiście. Jest bękartem z Sycylii. Ale pamięta wszystko i widzi wzorce tam, gdzie nikt inny. To wszystko czyni go cholernie dobrym śledczym. Mówi również po francusku, albo jego jakąś odmianą. Co będzie przydatne. Sophia zmarszczyła brwi. - Odmianą? - Cajuńskim francuskim – wyjaśnił Aden. – Oczywiście, nie jest quebecki. I mogą udawać, że go nie rozumieją, ale on zrozumie ich, co jest o wiele ważniejsze. Sophia prawie uśmiechnęła się na to. Prawie. - Ilu z nim pójdzie? Aden potrząsnął głową. - Sprowadził swoich własnych strażników, ale pracuje sam. - Sam? Czy to mądre w tej sytuacji? - Jest bardziej niż potężny, żeby się obronić, jeśli to będzie konieczne. Nie martwiłbym się tym. - I tak jest lepiej – odezwał się Raphael, przyciągając jej uwagę. – Bezpieczniej jest zakładać, że większość twoich ludzi pozostaje lojalna. Jeśli wyślemy całą grupę poszukiwaczy, zwłaszcza wampirów z innego terytorium, ryzykujemy zrażenie twoich własnych lojalistów. Z jednym, fachowym śledczym będzie o wiele bardziej dyskretnie.

~ 12 ~ Sophia obróciła się z powrotem do Adena. - I jesteś pewny, że twój wampir chce pracować sam? Jeden kącik ust Adena uniósł się w cynicznym uśmiechu. - Sam tak woli. Lucifer jest trochę samotnikiem. - Lucifer – powtórzyła Sophia to niezwykłe imię. – To potężne imię nawet jak dla wampira. Jak on z nim żyje? – To imię nadała mu matka – powiedział Aden. – I, tak, taki jest. Tłumaczenie: panda68

~ 13 ~ Rozdział 2 Lucifer chodził tam i powrotem, niepomny na spektakularny nocny widok widoczny tylko o kilka kroków dalej przez ścianę okien. Był sam w eleganckim apartamencie, ale jego myśli dwa piętra niżej, gdzie toczyły się negocjacje pomiędzy czterema potężnymi wampirami, decydującymi o jego przyszłości. Potrząsnął głową na tę myśl. Zbyt dramatyczne. Jego przyszłość i tak była jasna. Dekady temu przyciągnął osobistą uwagę Lorda Adena, jeszcze wtedy, gdy Aden był panem Kansas City, a Lucifer graczem, pracującym na parowcach na rzekach Missouri i Mississippi. Lucifer przez kilka lat nie miał swojego pana zanim poznał Adena, ponieważ zabił własnego Ojca. Drań był słabym wampirzym mistrzem, tylko na tyle silnym, żeby zmienić kilka nowych wampirów, by mu służyły. Ta słabość sprawiła, że czuł się niepewnie i był okrutny, zwłaszcza do wampirzyc wśród swoich dzieci. Lucifer musiał poczekać aż będzie wystarczająco silny, żeby zebrać długą listę nadużyć swojego Pana i nic nie robić… aż do momentu, kiedy nie mógł dłużej tego znieść, do momentu, kiedy w końcu uświadomił sobie, że jest bardziej potężny niż jego Pan i nie musi już dłużej akceptować jego przygodnego okrucieństwa. Zdeterminowany zakończyć życie dupka, nie przejmował się zbytnio tym, co stanie się później. Dopóki to się nie skończyło i nagle wszyscy spojrzeli na niego, jako na ich nowego pana. Natychmiast wyprowadził ich z błędu na ten niedorzeczny pomysł. W końcu był wolny. Ostatnią rzeczą, jaką chciał to gniazdo wampirów potrzebujących, by się nimi zająć. Żeby to pokazać, wyniósł się jak najdalej z domu martwego Pana w Houston, podróżując do Nowego Orleanu, gdzie odkrył parowce i użył swoich naturalnych talentów w pracy. A reszta to historia. Miał taki rodzaj pamięci, przez którą mogliby go wyrzuć z większości nowoczesnych kasyn, ale nikt się wtedy o to nie martwił. Jednak Aden to zauważył i wiele razy wykorzystywał zdolności Lucifera zanim w końcu przejął kontrolę nad Środkowym Wschodem i zabrał Lucifera na stałe do swojego domu w Chicago. Więc, nieważne, co zostanie ustalone w sali konferencyjnej na dole, przyszłość Lucifera była zabezpieczona. Przysiągł Adenowi i miał do niego wielki szacunek. Z drugiej strony, ta sytuacja z Sophią stanowiła niepowtarzalną okazję, nawet jeśli tylko dla wyzwania. Ale to również wzmocni jego reputację i zasięg mocy. Jednak

~ 14 ~ wampiry liczyły na te rzeczy, a mimo że był jeszcze młody, miał także dość mocy, żeby zostać wampirzym lordem i któregoś dnia rządzić swoim własnym terytorium. A nigdy nie wiadomo było, kiedy mógł przyjść ten debiut. To śledztwo było szansą na zaimponowanie nie tylko Lordowi Adenowi, ale również innym – Rajmundowi, którego terytorium sąsiadowało z Adena; Sophii, oczywiście, ponieważ to na jej terytorium pracował; a co najważniejsze ze wszystkiego… Raphaelowi. Nie zaszkodzi pozostawić korzystnego wrażenia u najpotężniejszego pieprzonego wampira na całej cholernej planecie, prawda? Oczywiście, wywołanie całego tego korzystnego wrażenia zależy od jego dobrego występu, co zrobi. Pewność siebie nigdy nie była jego problemem. Właściwie, w tym przypadku, nie miał problemu. Wszystko, co potrzebował, to zielone światło od tych potężnych i będzie gotowy zacząć… dzisiaj. Już przestudiował wszystko, co mieli w związku z porwaniem Colina Murphy’ego, w tym oświadczenia świadków, chociaż te przeważnie były bezużyteczne, ponieważ nikt nie przyznał, że faktycznie widział porwanie. Jedynymi prawdziwymi świadkami były wampiry, które były częścią spisku przeciwko Sophii i, co było do przewidzenia, nigdzie nie można było ich znaleźć. Widział również zdjęcia i ostatnie wideo Colina Murphy’ego, przesłane Sophii w celu jej dręczenia. Lucifer nie był pewny, czy miał to wszystko zobaczyć. Właściwie wiedział, że nie powinien, ponieważ pozyskał je mniej niż w legalny sposób. Ale były cholernie brutalne. Te zdjęcia miały zniszczyć Sophię. Lucifer wiedział, co sam by czuł, gdyby torturowali kogoś, kogo by kochał. Jego myśli zatrzymały się nagle. Była tylko jedna kobieta, którą tak kochał, ale ona zostawiła go dawno temu. Celowo zwrócił swoje myśli z powrotem na sprawę. To wyraźnie była wewnętrzna robota, mająca na celu rozproszenie Sophii. To była stawka wyjściowa w ostatnich atakach europejskich wampirów, które chciały Amerykę Północną dla siebie. Popatrzyli na olbrzymie przestrzenie tego kontynentu, zobaczyli, że było tu tylko ośmiu rządzących lordów i zdecydowali, że to powinien być ich nowy plac zabaw. Co było do przewidzenia, północnoamerykańscy lordowie, w tym Sophia, nie powitali ich z otwartymi ramionami. Lucifer uświadomił sobie, że przestał chodzić i podniósł wzrok, żeby wyjrzeć przez okno. Noc była jasna, bliski pełni księżyc wisiał wysoko na niebie, oświetlając wysokie budynki swoim płynnym srebrnym światłem. Tu i tam, wyłapał ruch w pobliskich oknach – ludzi pracujących do późna. Naprawdę do późna.

~ 15 ~ Obrócił się, żeby zerknąć na wyszukany zegar nad pustym kominkiem. Prawie pierwsza w nocy. Zeszli na dół koło jedenastej. O czym, do diabła, było rozmawiać? Jakie mieli alternatywy? Był najlepszą szansą dla Colina Murphy’ego. Aden już tak myślał, ale musiał przekonać Sophię i pozostałych. Drzwi za nim otworzyły się i spojrzał na zastępcę Adena, Bastiena, który właśnie wchodził do apartamentu. - I co? – zapytał niecierpliwie Lucifer. On i Bastien od jakiegoś czasu współpracowali blisko ze sobą i, co było nieprawdopodobne, związali się. Może to było ich wspólne europejskie tło, albo ich wojskowa przeszłość. Ale, co dziwne, Lucifer uważał francuskiego wampira za swojego najbliższego przyjaciela. Bastien uśmiechnął się. - Masz nowe zadanie, dzieciaku. Lucifer pokręcił głową na to dzieciaku. To był sposób Bastiena na podkreślenie różnicy ich wieku. Ponieważ siedemdziesiąt sześć lat mieszanego życia Lucifera, jako człowieka i wampira, czyniło go żółtodziobem. Biorąc pod uwagę, że Bastien miał dobre pięćdziesiąt lat przewagi nad nim, no dajcie spokój, siedemdziesiąt sześć lat to był cholernie długi czas. - Kiedy zaczynam? – zapytał. – I gdzie Aden? - Czterej lordowie mają teraz prywatne spotkanie. Wykopali wszystkich innych. Jednak nie powinno już długo potrwać. Szczegóły zostały ustalone zanim opuściłem pokój. - Szczegóły? – powtórzył Lucifer, nagle podejrzliwy. – Jakie szczegóły? Bastien wzruszył ostrożnie ramionami i Lucifer wiedział, że nie spodoba mu się to, co zastępca miał do powiedzenia. - Sophii nie spodobał się pomysł obcego wampira – to znaczy ciebie, ponieważ jesteś Adena – kręcącego się bez nadzoru po jej terytorium. - Myślałem, że tego właśnie chciała. Że to z tego powodu zwołała to spotkanie, prawda? Żeby zdobyć zewnętrzną pomoc w wytropieniu jej partnera? - Tak jest. I dlatego zostałeś wezwany, dzieciaku. Jesteś jedynym z nas, który uważał, że ona pogna z powrotem do Vancouver, by bronić swojego terytorium zamiast dowodzić poszukiwaniami Murphy’ego.

~ 16 ~ Lucifer wzruszył jednym ramieniem. - Wszyscy ocenialiście ją, jako kobietę, nie wampirzego lorda. Nie wtrąca się tam, gdzie działają hormony. Bastien roześmiał się. - Ustami dziecka przemawia prawda. Do diabła, myślę, że nawet Raphael był zaskoczony, ale jego partnerka z pewnością nie. W tym pokoju działa się jakaś poważna kobieca komunikacja. - Kobieca komunikacja? - Wszystko działo się za pomocą oczu – zaintonował Bastien. - Tak? – Lucifer środkowym palcem opuścił powiekę na swoje oko. – Spójrz w moje oko, staruszku, i powiedz mi, co widzisz. Bastien parsknął śmiechem. - Jaki niecierpliwy. Pokazujesz swoją młodość. - Dzięki Bogu, chociaż jeden z nas. Szczegóły. Mów. - Sophia chce, żebyś pracował z jednym z jej ludzi. Uważa, że to zapewni jej poczucie autorytetu nad twoim śledztwem, a ludzie będą bardziej chętni do rozmowy z tobą. To również ma jasno pokazać, że to ona rządzi. Lucifer skrzywił się. Nie potrzebował niańki, która by go opóźniała. I z pewnością nie potrzebował pomocy, żeby ludzie z nim rozmawiali. To był dar. Miał go nawet, jako człowiek. To była złotousta mowa, którą jego matka widziała, jako dowód jego diabelskiego pochodzenia. Kiedy został wampirem… no cóż, powiedzmy, że wampirzy symbiot był obfity w dary. Wszystkie wampiry posiadały jakąś telepatię, ale Lucifera była poza skalą. Żaden człowiek nie mógł oprzeć się jego naciskom. Do diabła, podatna była nawet większość wampirów, zwłaszcza te niżej od niego na skali mocy. Co, powiedzmy szczerze, włączało w to większość wampirów. - Kogo przyśle? – zapytał Lucifer Bastiena, obawiając się odpowiedzi. Jeśli to był jakiś nadmiernie umięśniony typ ochroniarza, mógł zadziałać na jego korzyść. Wszystkie te złowrogie mięśnie mogły tylko sprawić, że w porównaniu wyglądałby na bardziej rozsądnego. To, czego nie mógłby znieść, to kolejny wampir, który miałby swoje własne pomysły jak prowadzić to śledztwo. Jeśli tak się stanie, będzie marnował czas udając, że współdziała, jednocześnie na boku prowadząc swoje własne równoległe

~ 17 ~ śledztwo. Albo to, albo po prostu unieszkodliwi drugiego wampira, co może zezłościć Sophię. - Kobietę – powiedział Bastien, odpowiadając na jego pytanie. – Jest najbliższym strażnikiem Sophii, a ta pani wydaje się całkowicie jej ufać. Najwyraźniej również dobrze zna Murphy’ego, co może być pomocne. - Atrakcyjna? – zapytał Lucifer, myśląc, że może to nie będzie takie złe. - Ach. Dobre pytanie – odparł Bastien, uśmiechając się. – Niestety nie widziałem jej. Nie było jej w sali konferencyjnej, a jeśli była na korytarzu, nie zauważyłem jej. Nie, żebym szukał. W myślach miałem tylko przyniesienie ci nowin. - Jestem wzruszony – powiedział sucho Lucifer. - Taa, a co do sprawy. Sophia mówi, że Murphy jest trzymany w Montrealu i że ta przysłana wampirzyca mówi po francusku. - Ja też mówię po francusku – zaprotestował Lucifer. No cóż, mówił cajuńskim francuskim, co było zbliżone. Świetnie mógł sprawić, żeby go zrozumiano. Bastien prychnął lekceważąco. - To, czym mówisz nie jest francuskim, mon ami. A mieszkańcy Quebecu są bardzo specyficzni w obronie ich języka. - Poradziłbym sobie. Kiedy poznam tę tajemniczą damę? - To jest poza dyskusją. Sophia jeszcze dzisiaj wraca do Vancouver i chce wprowadzić kobietę zanim wyjedzie. Do tego najwyraźniej, potrzebuje czasu, żeby przesunąć swoją grupę ochroniarzy z Vancouver, by miała pewność, iż będzie miała blisko siebie kogoś, komu ufa, teraz kiedy jej strażniczka ma pracować z tobą. I jakie to jest popieprzone? Nawet nie może ufać swoim własnym ochroniarzom. - Wiń za to Luciena – dobiegł ich głęboki głos, który nie zaskoczył żadnego z nich. Aden był ich lordem i panem. Do diabła, był Ojcem Bastiena i cholernie potężnym wampirem. Kiedy wchodził do budynku, albo pokoju hotelowego, czuli to w swoich kościach. - Luciena? – powtórzył Lucifer. – A co on ma z tym wspólnego? – Lucien był Wampirzym Lordem Kanady zanim przejęła je Sophia. Szczegóły tego przejęcia były mgliste. Istniało kilka wersji, ale wszyscy byli zgodni, że Lucien zanim umarł wyznaczył Sophię na swojego następcę.

~ 18 ~ Aden rzucił marynarkę na krzesło i pokręcił głową z boku na bok. - Te cholerne spotkania są bólem w karku. Dosłownie. Ten rok jest wystarczająco zły. Przez tych mącących Europejczyków, spotykamy się co miesiąc. - Dlaczego winić Luciena, mój panie? – zapytał ponownie Lucifer, chcąc każdego skrawka informacji, który może pomóc w jego polowaniu. Aden wzruszył jednym ramieniem. - Nigdy nie spotkałem faceta, ale z tego, co mówią, był kochany przez swoich ludzi. Był również gównianym lordem. Był bardziej zainteresowany dobrą zabawą niż wydawaniem rozkazów, a teraz Sophia płaci cenę. Ostatni rok spędziła na gaszeniu pożarów, wykazując się raz za razem. I nie pomogło, że przyjechała do Vancouver dosłownie tuż przed dniem śmiercią Luciena. Jego ludzie nie znają jej i nie są pewni, czy mogą jej ufać. - Myślisz, że to wpisuje się w obecną sytuację? - Do diabła, tak. Europejczycy zobaczyli słabość i skoczyli. A fakt, że jest kobietą również nie pomaga. Lucifer otworzył usta, żeby zaprotestować, ale Aden go uprzedził. - Wiem, co zamierzałeś powiedzieć, i zgadzam się z tobą. Sophia jest tak silna jak każdy z nas. No cóż, nie tak jak Raphael, ale reszta nas. Potrzebuje tylko więcej doświadczenia w rządzeniu terytorium. Lucien nie zrobił jej przysługi, czekając aż do swojej śmierci zanim ściągnął ją do Kanady. Lucifer uznał to za bardzo interesujące. Bardzo trudno było dostać wewnętrzne informacje o lordach. Ale to nie pomoże w jego obecnym śledztwie. Był o wiele bardziej zainteresowany dowiedzeniem się czegoś więcej o tej wampirzycy, którą miał mieć na ogonie, i czy zamierzała uczynić jego życie, i jego polowanie, bardziej trudnym. - A ta kobieta, mój panie? – przypomniał Adenowi. – Kiedy ją poznam? Miałem nadzieję zacząć już dzisiaj moje poszukiwania. Najwyraźniej tak się nie stanie skoro Murphy jest w Montrealu. Ale przynajmniej mogę dostać się tam tak szybko jak to możliwe. Aden kiwnął głową.

~ 19 ~ - Będziecie podróżować razem, wyjeżdżacie dzisiaj. Kazałem przylecieć mniejszemu odrzutowcowi i w tej chwili jest już gotowy. Jest twój, dopóki to się nie skończy. Dokonaliśmy również dla was rezerwacji hotelu w Montrealu. Sophia chciała, żebyś zatrzymał się w posiadłości w Montrealu, ale odmówiłem. Powiedziałem jej, że musisz zachować neutralność podczas śledztwa, ale prawda jest taka, że nie zamierzam zawierzyć twojego bezpieczeństwa grupie nieznanych kanadyjskich wampirów. Jesteś silny, Luciferze, ale Sophia nie ma pojęcia, kto pośród jej ludzi jest lojalny, a kto nie, a to dotyczy również dziennej grupy strażników. Nie ma mowy, żebym pozwolił ci tam spać. Powiedziałem im także, że zawsze podróżujesz ze swoim własnym strażnikiem, co jest jeszcze jednym powodem dla hotelu. Lucifer wygiął brew. - Dziękuję za to, mój panie. Mogę pojechać prosto na lotnisko… - Jeszcze nie. Jest jeszcze jedno spotkanie i tym razem jesteś zaproszony. - Mój panie? - Sophia nalegała na spotkanie z tobą. Myślę, że chce się upewnić, czy nie przemycam szpiega na jej terytorium. - Ale to ona prosiła o twoją pomoc. - No cóż, nie bardzo o moją pomoc. Skontaktowała się z Raphaelem i myślę, że jest jedynym, któremu naprawdę ufa, w stopniu, w jakim nie ufa któremukolwiek z nas. Dla niej, sojusz północnoamerykański jest bardziej małżeństwem z konieczności niż z wyboru. Lucifer przełknął westchnienie. Wiedział, że Aden szanował jego zdolności, może nawet go lubił, ale to ani trochę nie czyniło go panem Lucifera, i kimś, komu nie można było okazać zniecierpliwienia. Z drugiej strony, był chory od wszystkich tych manewrów, które wyszły, a co powinno być prostym zadaniem. Colin Murphy został porwany. Lucifer był najlepiej wykwalifikowany do znalezienia i uwolnienia go. Dlatego Lucifer powinien już przetrząsać ulice Montrealu. Niestety sprawy nie działały tak szybko, kiedy byli w to zamieszani wampirzy lordowie. - Rozumiem – powiedział cicho Lucifer. – A więc, kiedy poznam Sophię? W tej chwili. Chodź za mną.

~ 20 ~ *** - Wylatujesz do Montrealu późną nocą – mówiła Sophia, denerwując się przed lustrem, wykazując nietypowe poruszenie. Była taka odkąd zabrano Colina, jakby był jej kotwicą, stabilizatorem trzymającym ją na miejscu. Eleanor widziała jak Colin patrzy na Sophię, jak stale ją dotyka - małe dotknięcia, nic zbyt intymnego, przynajmniej publicznie. Ręka na dole pleców, palec głaszczący wierzch jej dłoni albo, kiedy myślał, że nikt nie patrzy, delikatne muśnięcie kłykciami o jej policzek. Ich miłość była z rodzaju romansu w powieściach, taka, o której marzą kobiety. Inne kobiety, ale nie Eleanor. Dawno temu zrezygnowała z miłości. Jednak tak znużona jak była, wciąż potrafiłaby docenić siłę, którą można było znaleźć w takim związku, pewność uzyskaną z wiedzy, że twój kochanek zawsze będzie przy tobie, nieważne co. A potem, by nagle go odebrać? Wiedzieć, że strasznie cierpi bez wyraźnego powodu oprócz tego, że cię kocha? Więc nic dziwnego, że Lady Sophia straciła swoje zwykłe chłodne, opanowane zachowanie. - Jesteśmy pewni, co do tego wampira Adena? – zapytała Eleanor, bardziej zaniepokojona niż chciała przyznać. Była gotowa zrobić wszystko, czego Sophia od niej wymaga, ale wcale nie była zadowolona, że musi opuścić Sophię w środku kryzysu. Sophia ostatni raz przeczesała palcami swoje długie włosy, a potem odwróciła się od lustra, by stanąć twarzą do Eleanor. - Ufam Raphaelowi – powiedziała cicho. – A ten łowca Adena, ten Lucifer, ma wysokie rekomendacje od… Eleanor? Eleanor nie mogła oddychać, nie mogła poruszyć żadną częścią ciała. Z wyjątkiem serca. To waliło tak mocno, że obijało się o żebra. - Eleanor? – powtórzyła Sophia, robiąc krok bliżej, jej twarz zmarszczyła się od niepokoju. Zamrugała i jej gardło rozluźniło się na tyle, żeby pierwszy wdech powietrza doszedł do jej płuc. - Lucifer? – teraz ona powtórzyła. To musi być ktoś inny. Jakiś inny Lucifer. Ale ile wampirów o imieniu Lucifer mogło żyć na tym świecie?

~ 21 ~ Sophia z ciekawością przekrzywiła głowę. - Znasz go? Eleanor potarła uspokajająco dłonią po piersi. - Może. To może być inny… - Inny Lucifer? – Sophia zachichotała, nieświadomie wtórując wątpliwościom Eleanor. – Jestem wampirem ponad trzysta lat i nigdy nie spotkałam innej osoby o imieniu Lucifer, a jeszcze mniej innego wampira. Kim on jest? Kim on jest? Świetne pytanie. Kiedyś był dla niej wszystkim. - Kochałaś go – powiedziała miękko Sophia. Eleanor nie była zaskoczona, że Sophia tak łatwo potrafiła odczytać jej serce. Do diabła, to musi być wypisane na jej twarzy. - Tak – przyznała. – Dawno temu. - Skrzywdził cię? Nie chcę brutal… - Nie – wtrąciła szybko. – Lucifer nigdy by nie… kochał mnie, a ja… - A ty nadal go kochasz. Po raz pierwszy odkąd złożyła Sophii swoją przysięgę, Eleanor pragnęła ukryć swoje myśli, swoje emocje. Nie wiedziała, co czuje do Lucifera, ale wiedziała, że to już nie ma znaczenia. To ona odeszła, a Lucifer był tak dumny jak był piękny. Jej wyjazd musiał zranić więcej niż jego serce. I prawdopodobnie nie brakowało pięknych kobiet chętnych go ukojenia jego posiniaczonego ego. Była pewna, że do tej pory zsunął ją na sam dół swojej listy kochanek. Po prostu jedna wśród wielu. - To nieważne, co czuję – powiedziała do Sophii. – Bądź pewna, moja pani, że to nie wpłynie na poszukiwania Colina. Nie zawiodę cię. - Oczywiście, że nie – odparła Sophia, machając ręką na jej słowa. – Nigdy tego nie zrobisz. Jesteś jedną z kilku osób, którym prawdziwie ufam. Ale, Eleanor… – Zrobiła jeszcze jeden krok, zbliżając się na tyle, żeby położyć delikatną rękę na ramieniu Eleanor. – Miłość jest zbyt cenna, żeby ją zmarnować. Kiedy odeszłam od Colina, byłam taka pewna, co jest dla niego najlepsze. Ale myliłam się. Rozumiesz? Straciłam bez niego tak wiele lat, lat, których nigdy nie odzyskam, a teraz…

~ 22 ~ - Nie – przekonywała Eleanor Sophię, kładąc swoją rękę na jej pani, tam gdzie leżała na jej ramieniu. – Colin wróci. Upewnię się, co do tego. Sophia przytaknęła, splatając razem ich palce zanim puściła. - Nie popełnij mojego błędu, Eleanor. Ten rodzaj miłości, ten rodzaj, który śpi na zawsze w twoim sercu… – Potrząsnęła głową. – Nie zmarnuj jej. Eleanor kiwnęła na zgodę, ale jej serce znało prawdę. Było zbyt późno dla niej i Lucifera, ale nie pozwoli, żeby było zbyt późno dla Sophii i Colina. Będzie pracowała z Luciferem; będzie pracowała z samym diabłem, jeśli to ma dać szczęśliwe zakończenie historii miłosnej Sophii. Nawet jeśli sama nigdy nie będzie miała swojej własnej. *** Lucifer żałował, że nie dostał ostrzeżenia. Praca z Adenem była jedną rzeczą. Był przyzwyczajony do jego lordowskich nastrojów i osobowości. Ale poznanie Sophii po raz pierwszy i to bez czasu na przygotowanie? To było coś całkowicie różnego. Oczywiście, on był jedynym, który zaledwie kilka minut temu narzekał na opóźnienia, nawet jeśli to było tylko w jego myślach. Szedł wyłożonym chodnikiem korytarzem obok Adena, świadomy wielu członków personelu ochrony Sophii przyglądających mu się, kiedy ich mijał. Pomny swojej wcześniejszej rozmowy z Bastienem, nie mógł przestać się zastanawiać, ile z tych wampirów jest lojalnych, chociaż zakładał, że Sophia już przebadała wszystkich ze swojej najbliższej ochrony. Albo ponownie ich zbadała. Dla niego było oczywiste, że przynajmniej niektóre z wampirów, które pierwotnie były jej lojalne, zostały wmieszane w ten nowy spisek przeciwko niej. To byłaby ważna część jego śledztwa. Znalezienie początkowego wampira, pierwszego wampira, którego Europejczycy przekonali do ich sprawy. Niektóre z wampirów na tym korytarzu bez wątpienia wiedziały, kto jest zdrajcą, może nawet były przez niego zrekrutowane, obojętnie czy się uda czy nie. Lucifer mógł sięgnąć i w tej chwili dotknąć ich umysłów, gdyby chciał. Miał moc. Ale to były wampiry Sophii i zrobienie tego byłoby przekroczeniem linii, której nie był

~ 23 ~ gotowy przełamać. Jeszcze nie. Jednak był prawie pewny, że zbada kilka umysłów zanim to polowanie się skończy. - Jeszcze nie, Luciferze – mruknął Aden, jakby był świadomy jego myśli. Lucifer uśmiechnął się, ponieważ Aden nie mógł dotknąć jego myśli. To dlatego, że myśli Adena odzwierciedlały własne myśli Lucifera. Był powód, dla którego przysiągł wierność Adenowi. Postrzegali świat w bardzo podobny sposób. Chociaż Lucifer był tysiąc razy bardziej czarujący niż Aden. Jednak była myśl, którą z pewnością się nie podzieli. Podeszli do podwójnych drzwi. Dwa wampiry stojące na straży zesztywniały, ale nie były na tyle głupie, żeby próbować blokować drogę. - Zaanonsuj nas – warknął Aden. Strażnik z prawej dotknął ucha, włączając słuchawkę, którą najwyraźniej tam nosił. Mruknął coś cicho i niemal natychmiast prawe drzwi się otworzyły. - Pani oczekuje cię, mój panie. Aden tylko burknął i ruszył do apartamentu, podczas gdy Lucifer posłał strażnikowi konspiracyjne mrugnięcie, na które strażnik w ogóle nie zareagował. Niektórzy ludzie po prostu nie mieli poczucia absurdu. - Sophio – powiedział Aden, przechodząc przez mały przedsionek i do pokoju, zupełnie podobnego do tego, w którym nie tak dawno chodził Lucifer. Również widok był taki sam. Te same budynki, te same światła. Tylko księżyc się przesunął. A to przypomniało mu, że musi przejść przez wszystkie te spotkania, jeśli miał nadzieję dzisiaj dotrzeć do Montrealu. Lucifer podszedł do Adena, jego wzrok rozejrzał się po otoczeniu, jednocześnie czekając na zostanie przedstawionym. Ten pokój mógł mieć ten samo widok, ale był zupełnie inaczej umeblowany. Tu kolory i meble były o wiele bardziej kobiece, a w odległym kącie obok okna stał wielki fortepian. Lucifer zastanowił się, czy fortepian zawsze tu był, czy też Sophia specjalnie poprosiła o niego na czas jej wizyty. W końcu to było jej terytorium. - A to jest Lucifer – powiedział Aden, wyciągając go z jego myśli. Lucifer ukłonił się lekko, świadomy jej pozycji i mocy, jednocześnie będąc bardzo ostrożny, by nie pozwolić wyciec zza jego tarcz żadnemu swojemu pasmu mocy. Aden

~ 24 ~ wiedział jak jest silny, ale też Aden był wystarczająco pewny swojej własnej siły, żeby otaczać się potężnymi, i lojalnymi, wampirami. Z doświadczenia Lucifera, nie każdy wampirzy lord był podobnie pewny siebie. Nie chciał, żeby Sophia wyczuła jakikolwiek ślad wyzwania z jego strony. Poza tym, gdyby wiedziała, jaki naprawdę jest potężny, mogłaby nie dać mu zgody na bieganie po jej terytorium. Naprawdę chciał tego polowania. To byłoby największe wyzwanie dla jego już znacznych zdolności i był gotowy zacząć. - Moja pani – mruknął, a potem wyprostował się i napotkał parę niewiarygodnie ciemnobrązowych oczu. Sophia była uderzająco piękną kobietą, małą ale zmysłową, z grzywą gęstych czarnych włosów opadających na jej plecy. Przypominała Luciferowi kobiety z wioski, gdzie dorastał. Przypominała mu jego matkę, ale bez tej goryczy, która utwardziła jej piękno w coś ostrego. Sophia kiwnęła krótko do Adena, ale większość swojej uwagi skupiła na Luciferze, wampirze, którego kochała Eleanor. Co ważniejsze, był również wampirem, któremu jak wszyscy oczekiwali wręczy carte blanche, w gruncie rzeczy dając mu pozwolenie na przemieszczanie się do woli po jej terytorium. Nie była ślepa na sprzeczności w tej sytuacji. Wiedziała, że była niekonsekwentna prosząc o pomoc, a potem oczekując zdrady. Ale czego się spodziewali? Została zdradzona przez swoich własnych ludzi, przynajmniej niektórych z nich. Zakładali, że zaoferuje ślepe zaufanie? Że po prostu wycofa się i pozwoli dużym chłopcom przejąć kontrolę? Była taka zmęczona w tej szczególnej walce, znużona ciągłym ocenianiem na podstawie płci, a nie na potędze jej mocy i jej zdolnościach do jej użycia. W tym samym czasie wiedziała, że jej własna defensywność odgrywała dużą rolę w jej zachowaniu. Spodziewała się, że potraktują ją, jako pomniejszą, i niemal tego oczekiwała. Nie było mowy, żeby natknęła się na taką postawę pośród męskich wampirów, nie tutaj. Uczciwość zmusiła ją do przyznania, że żaden z północnoamerykańskich lordów nie traktował jej inaczej jak tylko z szacunkiem, nawet Aden, którego reputacja była mniej niż pochlebna tam, gdzie dotyczyło to kobiet. Chociaż, według Colina – którego wyjątkowa pozycja, jako jej partnera, gwarantowała mu dostęp do wszystkich ostatnich plotek od innych partnerek – Aden został przemieniony przez miłość dobrej kobiety. Kobiety, która przeciwstawiała się wszystkim seksistowskim bzdurom. Ale to nie Aden dzisiaj ją niepokoił. Tylko jego chłopiec Lucifer. Miała zawierzyć mu w najważniejszym polowaniu jego życia, najważniejszym polowaniu jej życia i

~ 25 ~ musiała się dowiedzieć, czy sobie poradzi. Musiała również dowiedzieć się, czy można mu zaufać tam, gdzie była zamieszana Eleanor. Eleanor była kimś więcej niż cenionym strażnikiem, była jak siostra i Sophia ją kochała. Nie pośle jej z brutalem, nieważne jak bardzo uzdolnionym. Studiowała wampira przed sobą, zauważając jego oczywisty fizyczny czar. Był niemal tak duży jak Aden, z szerokimi ramionami i muskularną piersią. Czarny, skórzany pasek z ciężką srebrną klamrą podkreślał jego wąskie biodra, gdzie czarne dżinsy przylegały niebezpiecznie do długich nóg i potężnych ud. Jego włosy był tak czarne jak jej, lekki oliwkowy odcień jego skóry powiedział jej, że prawdopodobnie pochodził z tej samej części świata, co ona. Jego oczy, jednak, miały kolor, którego nigdy wcześniej nie widziała, i pomyślała, że może zrozumieć, dlaczego jego matka nazwała go Lucifer. Ludzie w ich części świata zawsze byli bardzo przesądni, zwłaszcza wiek albo dwa temu. Nie wiedziała dokładnie, ile lat miał Lucifer. Mogła wyczuć ciężar jego wieku, a to nie było wiele, nie na standardy wampirów, ani trochę blisko jej ponad trzystu lat, ale wystarczyło do określenia, że jego miejsce urodzenia było bardzo różne od świata, w którym żył dzisiaj. Jednak te dziwne oczy czyniły go jeszcze bardziej wspaniałym i Sophia nagle zrozumiała, dlaczego Eleanor zawsze wydawała się być odporna na męski urok. Biorąc pod uwagę, że znała Eleanor trochę dłużej niż rok, ale przez ten czas, Sophia nie widziała żadnego mężczyzny, czy kobiety, z którymi Eleanor by była. Żywiła się zarówno od mężczyzn jak i kobiet, ale wydawała się nigdy nie pozostawać z żadnym z nich. Teraz to miało sens. Eleanor była nadal przyszpilona przez tego jednego, przystojnego i trzeba przyznać charyzmatycznego Lucifera. Ale dość martwienia się o fizyczny urok Lucifera. Do czego to było potrzebne? Co z jego mocą? Nie mogła zrobić głębokiego skanu wampira; Aden nigdy by się na to nie zgodził. Spróbowała delikatnie i znalazła tarcze, które ku jej zaskoczeniu były tak silne jak jej własne. Napotkała dziwne oczy Lucifera i odkryła, że przygląda jej się uważnie. Wiedział, co próbowała zrobić, i był zdeterminowany ją powstrzymać, ale nie będąc obraźliwym. Nie było wątpliwości, że miał dość mocy, żeby to zrobić – mocy, żeby powstrzymać wampirzego lorda przed spenetrowaniem jego tarcz. Co powiedziało jej wszystko, co musiała wiedzieć o jego sile. Więc? Musiała podjąć decyzję. Z jednej strony, jego moc martwiła ją. Nie podobało jej się wpuszczenie tak silnego wampira na swoje terytorium, zwłaszcza z lojalnością zwróconą do Adena. Z drugiej strony, jeśli mu się powiedzie uratowanie Colina, musiał być wystarczająco potężny, żeby przechytrzyć i zwyciężyć tego, kto ją zdradził. Będzie